Władysław Studnicki i program mitteleuropejski dla Polski
13 marca 2020 Redakcja Konserwatyzm.pl
Wprowadzenie do problemu
W ostatnich latach obserwujemy zaskakujący wzrost zainteresowania koncepcjami geopolitycznymi Władysława Studnickiego. W niektórych kręgach intelektualnych jest on przedstawiany niemal jako prorok przyszłości, którego gdyby tylko słuchano, to losy II Rzeczypospolitej mogłyby się potoczyć całkiem inaczej. W sumie wytłumaczyć ten fenomen jest dość łatwo: Studnicki przez całe życie, jak i przez wiele lat po śmierci, był postacią izolowaną, uchodząc - nie bez powodu - za patologicznego germanofila. Nie mogło mu to przynieść popularności w okresie międzywojennym, gdy zbyt dobrze pamiętano jeszcze epokę Bismarcka, Kulturkampf, walki z Hakatą, powstania na Śląsku i w Wielkopolsce. Zaś po II Wojnie Światowej, w obliczu bezmiaru zbrodni wojennych dokonanych przez niemieckich nazistów, jego wizja sojuszu z Niemcami wydawała się co najmniej egzotyczna, a dla wielu ocierała się o rodzaj intelektualnej zdrady narodowej.
Sytuacja ta zmieniła się po 1989 roku, gdyż odeszły, lub odchodzą właśnie, starsze pokolenia, pamiętające niemiecką okupację z l. 1939-1945, a ich miejsce zajmuje młode pokolenie, które już nie wie, nie pamięta lub pamiętać nie chce o tychże zbrodniach, które niezbyt jest świadome co to był Generalplan Ost, etc. W oficjalnym dyskursie historycznym III/IV Rzeczypospolitej do rangi dziedzicznego wroga podniesiono Rosję i Związek Radziecki, a obrazami Katynia i Kołymy przesłonięto obrazy Oświęcimia i masakry warszawskiej Woli. W młodym pokoleniu, pchniętym przez oficjalną politykę historyczną solidarnościowej Polski przeciwko Rosji i Związkowi Radzieckiemu, Studnicki - postulujący antysowiecki sojusz z III Rzeszą - przestał kojarzyć się zdradą podstawowych polskich interesów. Wprost przeciwnie, wraz z narastaniem antykomunistycznych nastrojów w tymże młodym pokoleniu - a zjawisko to jest odwrotnie proporcjonalne do czasu, który minął od 1989 roku - Studnicki zaczyna zdobywać kolejne punkty i kolejnych sympatyków. Jego radykalna rusofobia i antykomunizm stały się modne, a wielu z młodych i zradykalizowanych antykomunistów nie patrzy już na myśl o antyrosyjskim sojuszu z Hitlerem z takim wstrętem jak ich rodzice i dziadkowie.
Celem tego tekstu jest wypunktowanie głównych idei geopolitycznych Władysława Studnickiemu, a następnie zbicie jego tez. Tekst ten jest z założenia polemiczny. Jego istotą nie jest zaprezentowanie poglądów Studnickiego, gdyż czyniono to już wielokrotnie i to w najnowszej literaturze przedmiotu[1]. Jego celem jest wskazanie dwóch błędów na których opiera się germanofilia tego myśliciela. Jeden z nich ma charakter subiektywny i wiąże się z błędnymi założeniami wstępnymi geopolityka. Drugi ma charakter obiektywny i wynika z niezrozumienia ogólnych założeń niemieckiej polityki, szczególnie polityki narodowo-socjalistycznej III Rzeszy.
Program Studnickiego
Geopolityka Studnickiego w okresie międzywojennym
Nie będziemy tutaj w szczegółach opisywać Polski w koncepcjach geopolitycznych Władysława Studnickiego z tej racji, że z samego założenia piszemy tekst polemiczny. Dlatego też ograniczymy się do wypunktowania sześciu najważniejszych, naszym zdaniem, elementów. Można je znaleźć we wszystkich klasycznych rozprawach Studnickiego, szczególnie zaś w tych, które mają ambicję ogólnego przedstawienia całości systemu. Rangę taką mają trzy jego prace: System polityczny Europy a Polska (1935), Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej (1939)[2] i zredagowany przez Jana Sadkiewicza z artykułów prasowych zbiór O przymierze z Niemcami (teksty z l. 1923-1939) [3]. W naszym przekonaniu te trzy książki zawierają istotę systemu Studnickiego, a można nawet rzec, że każda z nich zawiera to samo przesłanie geopolityczne, różniąc się jedynie szczegółami związanymi z aktualnymi wydarzeniami na scenie międzynarodowej. Kto przeczytał jedną książkę tego autora w zasadzie przeczytał wszystkie.
Jak wspomnieliśmy, trzy kluczowe prace zawierają sześć tez tworzących esencję tej koncepcji:
1/ Polska nie przetrwa przy równoczesnej wrogości Rosji i Niemiec równocześnie. Mawia się, że zarówno Dmowski i Piłsudski byli świadomi, że Polska albo będzie mocarstwem, albo nie będzie jej wcale. Stąd program inkorporacyjny tego pierwszego i federacyjny tego drugiego. W praktyce stworzono państwo co najwyżej średnie, o średniej liczbie ludności, a co gorsza ekonomicznie zacofane, przede wszystkim rolnicze i odcięte od stworzonych przez 123 lata zaborów rynków zbytu. Stąd też wspólne dla endecji i piłsudczyków poszukiwanie gwaranta granic i suwerenności wobec sąsiadów we Francji. Studnicki był frankofobem, Francji nie lubił, ale trafnie przewidział, że w przyszłej wojnie Francja nie będzie miała siły, aby obronić swoich sojuszników w Europie wschodniej, czyli Polskę i Małą Ententę (Czechosłowacja, Rumunia, Jugosławia). W czasie wojny l. 1914-1918 to Francuzi ponieśli największe straty liczebne (w przeliczeniu na liczbę mężczyzn zdolnych do noszenia broni), a ich potencjał przemysłowy jest słabszy od niemieckiego. Aby zrównoważyć Berlin Paryż potrzebuje wsparcia Londynu. Ten zaś nie ma ochoty bronić sprzymierzeńców Francji, gdyż chce wzmocnić Niemcy z którymi intensywnie handluje. W tej sytuacji Francja sama - czy będzie miała taką wolę, czy nie - nie obroni Polski. Co więcej, z perspektywy Paryża Polska od 1918 roku była tylko sojusznikiem zastępczym. Geopolityka wymusza sojusz francusko-rosyjski, jako jedyny zdolny do zneutralizowania Niemiec. Dlatego dla Francji najlepiej byłoby, aby Rosja (ZSRR) zjadła Polskę i graniczyła z Niemcami od wschodu. W porównaniu z siłą Rosji potencjał polski stanowi przeszkodę, uniemożliwiając rosyjskie uderzenie na Prusy Wschodnie (jak w 1914 roku) lub wprost na Berlin.
Stawiając taką tezę Władysław Studnicki doszedł do wniosku, że Paryż nie obroni Warszawy przed rewizjonizmem Berlina, gdyż nie posiada koniecznego do tego celu potencjału, ani przez Moskwą, gdyż jest to jego docelowy sojusznik na wschodzie Europy. W tej sytuacji Polska powinna porzucić miraż sojuszu z Francją i - póki ma jeszcze zdolności manewrowe w polityce międzynarodowej - wybrać sojusz z Moskwą przeciwko Berlinowi lub z Berlinem przeciw Moskwie. Studnicki bez wahania wybiera sojusz z Niemcami przeciwko Rosji Radzieckiej, a następnie Związkowi Radzieckiemu. Dlaczego Niemcy? Dlatego, że - jego zdaniem - spór z Berlinem dotyczy co najwyżej granic zachodnich Polski, przede wszystkim Wolnego Miasta Gdański (który i tak do Polski nie należy) i tzw. korytarza łączącego, przez polskie Pomorze, Prusy właściwe z Prusami Wschodnimi. Być może, że w razie wygranej wojny Niemcy upomniałyby się jeszcze o cały Górny Śląsk, może o Pomorze Gdańskie, może nawet i o Wielkopolskę. Ale ich celem nie byłaby likwidacja Państwa Polskiego. Inaczej Studnicki ocenia cele ZSRR, który chciałby przyłączyć cała Polskę w swoje granice lub przynajmniej kresy wschodnie. Bez względu na rezultat graniczny, komuniści z Moskwy skomunizowaliby Polskę i gdyby nawet przetrwała jako państwo bez kresów, to nie byłaby już niepodległa. W tej sytuacji, naucza Studnicki, lepiej byłoby mieć państwo własne, acz okrojone o część lub nawet cały zabór pruski niż skomunizowaną siedemnastą republikę radziecką lub państwo wasalne pozbawione kresów.
2/ Odmienne następstwa wpuszczenia obcych wojsk. Studnicki głosi pogląd, że pomiędzy Niemcami, nawet III Rzeszą, a Związkiem Radzieckim istnieje znacząca różnica cywilizacyjna. Niemców, także i Adolfa Hitlera postrzegał jako dżentelmena z którym zawiera się układy, podpisuje porozumienia i który dotrzymuje danego słowa. Tymczasem Stalina uważał za politycznego bandytę, który nie przestrzega zawartych traktatów. Stąd jego przekonanie, że w przyszłej wojnie niemiecko-radzieckiej skutki wpuszczenia w polskie granice Wehrmachtu i Armii Czerwonej będą odmienne. W razie wojny niemiecko-radzieckiej Niemcy wejdą zbrojnie do Polski, za naszą zgodą, i potraktują Polskę jako teren wojny, ale potem, po podpisaniu z Moskwą traktatu pokojowego, ewakuują swoje wojska, bowiem Niemcy to kraj cywilizowany, który dotrzymuje podpisanych traktatów sojuszniczych. Tymczasem gdy Rosjanie raz wejdą w granice Polski, aby walczyć z Wehrmachtem, to już nigdy dobrowolnie nie opuszczą Polski. Zabiorą nam kresy albo przyłączą nasz kraj do ZSRR, a skomunizują cały kraj bez względu na to czy zachowane zostaną, czy nie, jakieś pozory państwowości. W przekonaniu tego geopolityka, ZSRR nie jest normalnym państwem z którym prowadzi się dyplomację, podpisuje porozumienia, etc. To państwo zbójeckie.
Porównanie metod politycznych Niemców i Rosjan prowadzi Studnickiego do przekonania, że z Niemcami można negocjować i zawierać traktaty, gdy z Rosjanami nigdy. Myśląc o przyszłym opuszczeniu granic polskich przez obce wojska Studnicki bez wahania wybiera sojusz z Niemcami, nawet z tymi, którymi rządzi Adolf Hitler.
3/ Cele Niemiec. Władysław Studnicki miał świadomość, że polityka Republiki Weimarskiej dąży do rewizji postanowień wersalskich. Świadczyły o tym dobitnie Rapallo, Locarno, wojna celna wywołana przez Gustava Stresemana. Był jednakże uważnym czytelnikiem niemieckich geopolityków i ekonomistów, więc zauważył, że już w I Wojnie Światowej Niemcy nie prowadziły polityki stricte nacjonalistycznej, jakkolwiek szermowały hasłami i ideami szowinistycznymi. Ukoronowaniem niemieckich koncepcji stanowiła dlań rozprawa liberalnego nacjonalisty Friedricha Naumanna Europa środkowa (Mitteleuropa, 1915). Niemcy nie prowadziły, jego zdaniem, tradycyjnej wojny o poszerzenie granic narodowych, lecz o wybudowanie imperium europejskiego, które zapewniłoby im możliwość egzystencji w ekonomicznej autarkii, w sytuacji wojennej. Program ten określono wtenczas pojęciem Mitteleuropy, a zakładał on stworzenie imperium ze stolicą w Berlinie, obejmującego swoim zasięgiem ziemie zdobyte na Rosji (Kongresówka, Białoruś, Ukraina, Nadbałtyka), dotychczasowe Austro-Węgry i, szerzej, całe Bałkany, włącznie z Turcją (kolej Berlin-Bagdad)[4].
Władysław Studnicki uważał, że program ten nie stracił na aktualności, mimo porażki w 1918 roku, i jest to strategiczny i nieredukowalny cel polityki Berlina, niezależnie od tego, czy będzie to stolica cesarstwa, republiki czy III Rzeszy. A z perspektywy tak wielkiego planu geostrategicznego nowego uporządkowania Europy kwestia przynależności politycznej Śląska lub Pomorza jest bez większego znaczenia. Polski geopolityk wierzył, że aby plan ten urzeczywistnić i stworzyć imperium Niemcy, kierując się realizmem politycznym, przyjmą do wiadomości, że utracone na rzecz Polski ziemie mają charakter peryferyjny i dla stworzenia Mitteleuropy pogodzą się z ich stratą. Wielkie cele Niemiec to militarne i ekonomiczne pogrążenie Francji, Anschluss Austrii i Sudetów, odrobienie strat związanych z rozpadem Austro-Węgier. To pozwoli im stworzyć Mitteleuropę z Polską jako znaczącym sojusznikiem, z jako najsilniejszym z państw regionu. Studnicki zakładał, że Niemcy nie zaryzykują całego projektu dla kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych, w dodatku zamieszkałych przez polską większość. W tej perspektywie cieszył się z dojścia do władzy Hitlera, gdyż niemiecka opinia publiczna domagała się rewizji granic z czym musieli liczyć się politycy weimarscy w systemie demokratycznym. Jako dyktator Hitler może kierować się czystą racją stanu i doprowadzić do porozumienia z Polską, w którym zaakceptuje granice, w zamian za przyłączenie Gdańska i ew. budowę autostrady w formie „korytarza” przez Pomorze.
4/ Ekonomiczne podstawy Mitteleuropy. Władysław Studnicki trafnie identyfikuje genezę projektu Mitteleuropy. Niemcy dążą do budowy tego projektu z przyczyn przede wszystkim ekonomicznych, wynikłych z wadliwego charakteru własnej gospodarki. Rzesza cechuje się znaczącą nadprodukcją przemysłu ciężkiego i chemicznego i musi tym gałęziom zapewnić rynki zbytu, czyli znieść bariery celne, za pomocą których inne państwa chronią własną produkcję w tych dziedzinach. Dlatego Berlin dąży do stworzenia wielkiej przestrzeni celnej, o charakterze kontynentalnym lub środkowo-europejskim. Równocześnie Niemcy nie mają wielu surowców, które muszą sprowadzać z Europy środkowej i wschodniej. Nie są także zdolne do produkcji odpowiedniej ilości żywności dla swojego przeludnionego kraju, a przy tym wszystkim brak im taniej i niewykwalifikowanej siły roboczej dla ciężkiego przemysłu. Rynki zbytu, surowce, żywność i taniego robotnika mogą znaleźć w Europie środkowej. Stąd ulubiona idea Studnickiego, nazywana przezeń mianem „gospodarek kompensacyjnych”: dla federacji mitteleuropejskiej Niemcy będą produkowały wyroby przemysłowe, w zamian za co rolnicze gospodarki Polski i innych krajów będą dostarczały surowców, żywności i robotników.
Władysław Studnicki bardzo chętnie odwoływał się do motywacji ekonomicznych w swoich koncepcjach geopolitycznych. Na ich podstawie uważał, że Berlin prowadzi i prowadzić będzie politykę racjonalną. Niemcy chcą zniszczyć Polskę dopóki, dopóty nie dojdą do wniosku, że istniejąca Polska wpisuje się w ich ideę Mitteleuropy i pozwoli zrobić z siebie świadomie kraj rolniczy, pozbawiony ciężkiego przemysłu, który będzie „gospodarką kompensacyjną” dla ich ekonomii. Słowem, istnienie Polski zostanie przez Berlin zaakceptowane, o ile Niemcy wyciągną z naszego istnienia istotną korzyść. Zyski ekonomiczne z zależnej ekonomicznie i politycznie Polski muszą przewyższać zyski z jej zniszczenia i aneksji.
5/ Polska to potencjalny sojusznik Niemiec. Poza względami ekonomicznymi Polska ma jeszcze jeden atut: to ponad milionowa armia do wspólnego ataku na ZSRR. Studnicki jest bowiem przekonany, że najpierw kapitalistyczna, a potem hitlerowska Rzesza musi się zmierzyć z Rosją w wielkiej walce ideologicznej. Tylko polityk irracjonalny niszczyłby potencjalnie sprzymierzoną milionową polską armią, wiedząc, że chwilę potem czeka go wojna z rosyjskim bolszewizmem. Stąd jego sympatia dla Hitlera: widząc w nim radykalnego antykomunistę był przekonany, że spróbuje pozyskać Polskę do wspólnego sojuszu militarnego przeciwko Moskwie.
Władysław Studnicki idzie dalej. Jest przekonany, że Niemcy wygrają wojnę z bolszewicką Rosją i będą dążyły do stworzenia swojego mitteleuropejskiego planu na opanowanych obszarach ZSRR. Skoro na wschód od Polski nie ma wykształconych i świadomych narodów z elitami politycznymi zdolnymi do zarządzania nimi, to - znowu kierując się politycznym racjonalizmem - Berlin zdecyduje się oddać Warszawie ziemie po Dźwinę i Berezynę (czyli Białoruś i Ukrainę), aby w ten sposób stworzyć wielki bufor polityczno-militarny przeciw Rosji/ZSRR. Studnicki uważa, że sojusz z Niemcami to szansa rozbicia ZSRR i stworzenia polskiego imperium na wschodzie, mniej więcej odpowiadającego granicom z 1772 roku, czyli przedrozbiorowym.
6/ Oś Berlin-Warszawa-Budapeszt. Przez cały okres międzywojenny Studnicki marzy o wielkim sojuszu państw, które winny kontestować postanowienia wersalskie i które powinny od nowa podzielić pomiędzy siebie Europę wschodnią: Berlin winien przyłączyć Austrię i Sudety; Budapeszt Słowację; Polska dalekie Kresy po Dźwinę i Berezynę. Wrogowie tego planowanego sojuszu to Francja i ZSRR, czyli kraje zachodu i wschodu kontynentu, które tworzą swojego rodzaju wielkie obcęgi, którymi chcą zniszczyć podział Europy między oś Berlin-Warszawa-Budapeszt. Dlatego Studnicki proponuje odwrócenie polskiego sojuszu z Paryżem i zadzierzgnięcie nowego z Berlinem i Budapesztem: państwami które podzielą pomiędzy siebie Europę środkową i zgodnie stworzą Mitteleuropę.
Lata 1939-1945
Atak niemiecki na Polskę we IX 1939 roku nie był dla Władysława Studnickiego zaskoczeniem. Uważał go za wynik odmowy przez nasz kraj przystąpienia do sojuszu z Berlinem, choć sojusz taki rysował się po Monachium, gdy Polska przyłączyła się - wraz z III Rzeszą i Węgrami - do rozbioru Czechosłowacji (aneksja Zaolzia). Studnicki przede wszystkim uważał inwazję Wehrmachtu na Polskę za błąd polityki niemieckiej. Berlin stracił Polskę jako potencjalnego sojusznika w wojnie przeciwko ZSRR, a dzieląc się II Rzeczypospolitą ze Stalinem, Hitler przybliżył o setki kilometrów Armię Czerwoną do Berlina. Były to dlań dwa błędy, wynikłe z panującej w Warszawie germanfobii.
W ocenie Władysława Studnickiego sprawa polska wróciła do swojej pierwotnej postaci z 1915 roku, gdy Niemcy zajmowali Kongresówkę i wraz z Rosjanami udawali, że sprawa polska nie istnieje. W związku z tym należy powtórzyć politykę kolaboracji z Berlinem i czekać na nową wersję Aktu 5 Listopada z 1916 roku.
Studnicki przypisywał polityce niemieckiej wysoki poziom racjonalności, dlatego był przekonany, że w Berlinie wcześniej czy później zrozumieją, że popełniono błąd. Stąd jego liczne podróże do polityków w Niemczech, a także jeszcze liczniejsze spotkania z oficerami wojsk okupacyjnych. Ich celem było wytłumaczenie politykom i oficerom, że nie jest w niemieckim interesie zniszczenie Polski. Przeciwnie, wygrawszy szybką kampanię, Hitler powinien uczynić wobec pokonanych gest i proklamować na zajętych przez Wehrmacht terenach jakąś formułę rządu polskiego (a nie okupacyjnego Generalnego Gubernatorstwa), ograniczyć do minimum represje, wreszcie ogłosić odbudowę armii polskiej w celu wsparcia Niemiec w przyszłej wojnie z komunizmem. Studnicki uważał, że najeżona terrorem polityka hitlerowska w okupowanej Polsce wynika z jej charakteru ideologicznego (rasizm i szowinizm), ale jest irracjonalna. Skoro błąd ma charakter ideologiczny i leży w namiętnościach, to zadaniem rozumu jest nad namiętnościami zapanować. Gdy politycy i generałowie niemieccy zrozumieją swój błąd, skalkulują zyski i straty, to odmienią swoją politykę i wydadzą nowy Akt 5 Listopada.
Oczywiście, Władysław Studnicki jest świadomy, że polskie atuty są pod okupacją znacznie słabsze niż w VIII 1939 roku. Dlatego godzi się na utratę ziem zaboru pruskiego, które zostały przyłączone do III Rzeszy. Liczy jednakże, że w zamian Berlin zdecyduje się na odtworzenie Polski w ramach nowej Mitteleuropy, jako wielkiego geopolitycznego bufora, terenu eksploatacji ekonomicznej, położonego między Wisłą, Dźwiną i Berezyną. Jakkolwiek Polska straci były zbór pruski, to odzyska dalekie kresy, wielkie przestrzenie Białorusi i Ukrainy.
Propozycje formułowane przez Władysława Studnickiego nie napotykają zainteresowania ze strony hitlerowców. Z własnych wspomnień polskiego polityka wynika, że najchętniej by go rozstrzelano lub umieszczono w obozie koncentracyjnym, za bezczelność. Kartą przetargową Studnickiego było zaproszenie na Parteitag do Norymbergi z połowy lat trzydziestych i jego oświadczenia, że osobiście zna Adolfa Hitlera (w rzeczywistości został mu tylko kurtuazyjnie przedstawiony w czasie wizyty). Niemieccy oficjele, nie będąc pewnymi stopnia zażyłości i znajomości polskiego polityka z Führerem nie śmieli mu zrobić krzywdy. Ostatecznie został internowany na Pawiaku, przy czym trudno uznać, aby był tutaj więziony. Chodziło o odizolowanie go od niemieckich polityków i oficerów, aby nie zarażał ich do idei sojuszu niemiecko-polskiego[5]. Studnickiego nawet to nie zraziło. Jeszcze w III 1945 roku proponuje stworzenie polskich legionów do walki z Armią Czerwoną przy boku III Rzeszy. Po zakończeniu wojny nawoływał Polskę do dobrowolnego zrzeczenia się Ziem Odzyskanych, aby zawiązać sojusz z Niemcami i w przyszłości odzyskać kresy wschodnie[6].
Błędy Studnickiego
Błąd subiektywny: gdzie leży Polska?
Postawione w podtytule pytanie - gdzie leży Polska? - wydawać może się naiwne. Jak to gdzie? Nad Wisłą. Władysław Studnicki jednakże takiej odpowiedzi by nam nie udzielił. Uważny Czytelnik przy lekturze tego tekstu zwrócił zapewne uwagę, że pojawiają się tutaj nazwy postulowanych przez geopolityka rzek granicznych projektowanej Rzeczypospolitej: Dźwina i Berezyna. Dźwina to rzeka wpadająca do Bałtyku przez Rygę i od północy oddzielająca Białoruś od Rosji. Berezyna to rzeka oddzielająca od wschodu Białoruś od Rosji. Innymi słowy, Studnicki pisząc o Polsce ma przed oczami jej granice wschodnie z 1772 roku i traktuje ich osiągnięcie jako swój dogmat geopolityczny. Prawdziwa Polska leży dlań między Wisłą-Dźwiną-Berezyną, i idąc bardziej na południe (o czym geopolityk sam już nigdy nie wspomina), a Dnieprem.
Władysław Studnicki urodził się w Dyneburgu 15 XI 1867 roku. To leżące na współczesnej Łotwie miasto aż do 1772 roku należało do Rzeczypospolitej, gdy zostało przyłączone do Rosji w wyniku I rozbioru. Studnicki pochodził ze zubożałej szlachty. Został wychowany na tradycji powstańczej i na pamięci represji popowstańczych z 1863 roku, na lekturze polskich romantyków, szczególnie zaś na twórczości Adama Mickiewicza. Miejsce urodzenia i wyniesiona z domu tradycja zaowocowały obcym nam dziś rozumieniem polskości. Dla dziecka dalekich kresów „Polska” nie jest państwem etnicznie polskim, nie leży w granicach, które popularnie nazywane są piastowskimi. Przeciwnie, to państwo wielonarodowe, jak to się dziś mawia, „jagiellońskie”, gdzie polskie ziemiaństwo dominowało nad autochtonicznym chłopstwem z Litwy, Białorusi, Ukrainy o niewielkiej, lub zgoła żadnej, świadomości narodowej. Tak pojęty naród „jagielloński” posiada polską elitę kulturalno-polityczną, panującą nad wielomilionowymi masami biernych politycznie klas niższych o obcym pochodzeniu etnicznym. W świecie tym mieszczaństwo jest bardzo słabe, głównie żydowskiego pochodzenia, politycznie bierne. Jest to wizja Polski rolniczej, o archaicznej strukturze ekonomicznej, gdzie nie ma miejsca na industrializację, wielkie miasta i nowoczesność. W sumie jest to ideał politycznie romantyczno-reakcyjny, gdyż mniej więcej zakładający restaurację granic i struktury politycznej I Rzeczypospolitej.
Takie rozumienie Polski i polskości dobrze tłumaczy charakterystyczne dla Studnickiego niewielkie zainteresowanie zaborem pruskim, który geopolityk jest zdolny poświęcić na ołtarzu sojuszu z Niemcami i w zamian za ich pomoc w odbudowie Rzeczypospolitej w granicach zbliżonych do tych z 1772 roku. Pomorze, Poznańskie, Śląsk ze swoim przemysłem, hutami, stalowniami to świat obcy potomkowi szlachty kresowej. Dlatego kiedy Władysław Studnicki, a wraz z nim także i wspierający jego koncepcje geopolityczne organ ziemiaństwa wileńskiego „Słowo” - redagowane przez Stanisława Cata-Mackiewicza - pisze o polskiej racji stanu, to zawsze należy postawić pytanie: na ile jest to racja stanu Polski w takich granicach, jakie miała ona w l. 1921-1939, a na ile racja kresów wschodnich pojmowanych jako prawdziwe historyczne centrum polskiej kultury i sama istota polskości?
Utożsamianie racji kresów z racją stanu Polski czyni naturalną wizję sojuszu polsko-niemieckiego, którą przedstawiali Władysław Studnicki i Stanisław Cat-Mackiewicz. Obydwu tym publicystom chodzi o odzyskanie dawnych ziem I Rzeczypospolitej, utraconych w 1772 roku, a których nie udało się odzyskać w wyniku Traktatu Ryskiego (1921), które symbolicznie kojarzą się z Dźwiną i Berezyną. Sojusz ten, wziąwszy pod uwagę aspekt kresowy, nabiera racjonalnego kształtu. Wedle pomysłodawców, z niemieckim wsparciem polityczno-militarnym możliwe jest odbudowanie Polski z ziem całego zaboru rosyjskiego. Byłaby to Polska „jagiellońska”, czyli wielkoprzestrzenna, wielonarodowa, bez mieszczaństwa i przemysłu, rolnicza, stanowiąca integralną część niemieckiej Mitteleuropy. Rozpościerając się od Rygi po Kijów stanowiłaby pożądany dla Berlina wielki bufor przed inwazją ze wschodu, ze strony Rosji (dziś bolszewickiej, jutro innej). Byłoby to także zgodne z interesami ekonomicznymi Niemiec, który to czynnik Studnicki uwielbia podkreślać, ponieważ mielibyśmy tutaj klasyczne „gospodarki kompensacyjne”, gdzie Niemcy produkowałyby na eksport na polsko-jagielloński rynek wyroby przemysłu ciężkiego, w zamian za tanią siłę roboczą, surowce i ekologiczną żywność.
Dla tej ziemiańsko-kresowej utopii Władysław Studnicki gotowy jest poświęcić uprzemysłowione i nowoczesne ekonomicznie ziemie byłego zaboru pruskiego. W sumie jego wizja polskości ma charakter poniekąd, mówiąc językiem marksistowskim, klasowy. Wyraża bowiem polskość w rozumieniu kresowego ziemiaństwa, z konserwacją archaicznego kresowego rolniczego status quo, a może już nawet i status quo ante. Pozwala to nam lepiej zrozumieć nieredukowalny konflikt Studnickiego z Romanem Dmowskim i endecją, która wskazując ziemie esencjalne dla polskości wskazywała, obok Kongresówki i Galicji, właśnie ziemie zaboru pruskiego: Śląsk, Pomorze i Poznańskie. Dla Dmowskiego centrum polskości znajdowało się na zachód od Bugu, gdy dla Studnickiego na wschód od niego. To nieredukowalne starcie staroszlacheckiego „narodu politycznego”, czyli narodu pojmowanego jako polska szlachta i ziemiaństwo, z nowoczesnym narodem etnicznym, zajmującym mniejszą przestrzeń geograficzną, ale którego wszystkie warstwy - od ziemianina po robotnika - mówią i myślą po polsku. To także konflikt wizji wielkoobszarowej Rzeczypospolitej agrarnej, położonej na wschodzie, z endecką wizją Polski nowoczesnej i industrialnej.
Odmienne zdefiniowanie Polski i polskości prowadzi do kompletnie odmiennego oznaczenia wrogów. Zachodnia i centralna Polska to obszar zainteresowania Niemiec, które nie uznają zmian granicznych z Wersalu. Dlatego endecja przez cały okres międzywojenny definiowała jako głównego wroga Polski nie bolszewicką Rosję, lecz właśnie Niemcy, traktując spory z Moskwą w kategoriach sporów granicznych, gdy podobny konflikt z Berlinem jako być lub nie być Polski jako suwerennego i zachodniego cywilizacyjnie państwa. Skoro jednak Studnicki uważa, że esencja polskości zawiera się między Wisłą-Dźwiną-Berezyną, to mamy tutaj geopolityczny nieredukowalny konflikt z Rosją o południową Nadbałtykę (Litwa i południowa Łotwa z Rygą), Białoruś i Ukrainę. Konflikt polsko-rosyjski o bliższe i dalsze kresy to wrogość totalna o być lub nie być Polski i polskości.
Wynikły z tych pojęć konflikt polsko-rosyjski ma charakter polityczny. To walka między Polską i Rosją, ale też i wschodem (Rosja) a zachodem (polskie elity kresowe), czyli ma ona także wymiar cywilizacyjny. Jednakże zaczytany w niemieckich autorach z XIX i XX wieku Studnicki wprowadza do tej nienawiści także element rasistowski, jakże popularny w myśli politycznej Niemiec w tej epoce. W jego autobiograficznych wspomnieniach znajdujemy kilka charakterystycznych rasistowskich cytatów:
Osobisty kontakt z Rosją, w Polakach stojących na wysokim poziomie rozwoju duchowego, wywołuje uczucie wrogości do niej i odstręcza od jakiejkolwiek jej ideologii[7].
Rosyjskie twarze, kształt czaszek wykazujący dużą domieszkę krwi mongolskiej, wywołuje we mnie odrazę (dlatego) lepiej upaść jako naród, dać się zgermanizować, niż stać się nawozem dla Mongołów[8].
Na Syberii obserwowałem wynaradawiane, poddane procesowi rusyfikacji tubylcze narody, zasilające Rosję swą krwią, a w rzeczywistości degradujące ją rasowo[9].
Nienawiść Władysława Studnickiego ma tło nie tylko cywilizacyjne i polityczne, ale także rasowe, co świadczy o przejęciu pangermańskiej niemieckiej narracji, w wyniku czego hierarchia polityczna i społeczna miałby pokrywać się z hierarchią rasową. Dlatego zdobycie Warszawy przez Niemców w 1915 roku uważa za „oswobodzenie”[10], nawet jeśli z niemiecką pomocą będzie można jedynie zbudować buforowe i zależne od Berlina Państwo Polskie, pozbawione ziem zachodnich. Nie ma ceny zbyt wysokiej za niemiecką pomoc dla odzyskania granic na Dźwinie i Berezynie.
Podsumowując, musimy stwierdzić, że od samego początku do końca Władysław Studnicki jest w pełni świadomy, że „Polska ze swymi Kresami Wschodnimi - stałym punktem spornym między Rosją a Polską - będzie musiała się przeciwstawić Rosji i dążyć do porozumienia z Niemcami”[11]. Dla tej wizji kresowo-ziemiańskiej Polski jest gotowy poświęcić ziemie zaboru pruskiego i pod niemieckim protektoratem, w niemieckiej Mitteleuropie, stworzyć rolnicze państwo na wschodzie, funkcjonujące jako bufor i „gospodarka kompensacyjna” dla Berlina.
Autor tego tekstu, któremu bliska jest endecka koncepcja narodu, który uważa, że ideał piastowski, uzyskany po 1945 roku, jest optymalny, z takim rozumieniem polskości zgodzić się nie może. Konsekwentnie, autor tego tekstu nie uważa konfliktu polsko-rosyjskiego za konieczny, ponieważ nie wysuwa pretensji terytorialnych w stosunku do dawnych kresów Rzeczypospolitej, czy to tej z granicami z 1772 czy tej z 1921 roku. Narodu szlacheckiego, polskiego ziemiaństwa już nie ma i świat ten nigdy nie wróci. Dlatego chęć odgrzewania geopolityki Studnickiego wydaje się nam dziś groteskowa.
Błąd obiektywny: niezrozumienie celów Niemiec
Władysław Studnicki był kulturowym i politycznym germanofilem. Z jego tekstów bije zachwyt dla niemczyzny i niemieckiej potęgi. Mimo to nie zawahamy się stwierdzić, że Studnicki nie rozumiał niemieckiej polityki, ponieważ uparcie przypisywał jej cele racjonalne. Jak to czasami zdarza się analitykom posługującym się rozumem, przypisywał badanemu obiektowi własny racjonalizm. Tymczasem decyzje polityków są decyzjami ludzkimi, na które wielki wpływ mają namiętności, wielkie idee, ideologie, reminiscencje historyczne, etc. Rozum często jest tylko narzędziem dla realizacji pozaracjonalnych celów i idei. Studnicki widział w polityce Berlin Heglowski „rozum na koniu”, nie dostrzegając, że koń czasami kieruje jeźdźcem.
Przypisując polityce niemieckiej cele wyłącznie racjonalne, Studnicki zakłada, że Berlinowi chodzi o zbudowanie Mitteleuropy, z dobrze znanych nam już powodów ekonomicznych: 1/ nadprodukcji przemysłu ciężkiego i chemicznego, które potrzebują rynków zbytu; 2/ braku surowców; 3/ braków alimentacyjnych z powodu małego obszaru; 4/ braku siły roboczej dla ciężkiego przemysłu. Racjonalnie rzecz biorąc Mitteleuropa opisana przez Friedricha Naumanna rozwiązuje wszystkie problemy Niemiec, a Berlin winien być żywo zainteresowany przejęciem Europy wschodniej z rąk Rosji i zagospodarowaniem obszaru post-austro-węgierskiego, a ponieważ działa w tym celu racjonalnie, to winien wspomagać miejscowe tendencje państwowo-twórcze, na czele z Polską. Jest jednak jeden czynnik, który w swoich analizach Studnicki pomija, a mianowicie czynnik ideologiczny: niemiecki imperializm i szowinizm, który nie pozwala traktować obszaru mitteleuropejskiego z minimum szacunku. Czynnik ten nakazuje traktować te tereny jako znajdujące się w stanie nieprawowitej rebelii przeciwko Niemcem, które z łaski Boga lub predestynacji naturalnej mają rządzić tymi ludami, obracać je w niewolę i eksploatować ekonomicznie. Najgorsza jest tutaj sytuacja Polski i Czechosłowacji, w stosunku do których Berlin wysuwa - jawnie lub skrycie - znaczące pretensje terytorialne.
W okresie międzywojennym w Niemczech rządzi prawica imperialna (1925-33) lub naziści (1933-45). Ta pierwsza popiera projekt Mitteleuropy i godzi się z istnieniem zależnej ekonomiczno-politycznej Polski, ale nie uznaje polskości Pomorza i Górnego Śląska, godząc się co najwyżej na przynależność do Polski Poznańskiego. Podpisany w 1925 roku Traktat z Locarno wyraża te roszczenia rewizjonistyczne w pełnej krasie. Z kolei rządzący od 1933 roku narodowi socjaliści motywowani są ideologią rasistowską o niemieckiej rasie panów i słowiańskich (a więc i polskich) podludziach. To ciekawe, że Studnicki po lekturze Mein Kampfu uznał, że książka ta nie zawiera treści antypolskich i nie stanowi zagrożenia dla polskich granic[12]. Rzeczywiście, książka nie koncentruje się na Polsce i Polakach, ale wyraża radykalną pangermańską i rasistowską fobię wobec Słowian jako takich[13]. I niech nas tutaj nie zmyli zawarcie w 1934 roku paktu o wzajemnej nieagresji, który miał na celu rozluźnienie sojuszu Warszawy z Paryżem!
Słowem, geopolityka Studnickiego jest racjonalna zakładając, że Polska w Mitteleuropie przyniesie Berlinowi znaczące długofalowe zyski z kolonizacji przemysłowej, a słabo uzbrojona, lecz bitna polska armia przyda się do przyszłej wojny z komunizmem. I ta dwa pożytki przeważą w oczach polityków niemieckich tradycyjne antypolskie fobie. Studnicki błędnie wierzył, że Hitler uzna większą korzyść z wasalizacji niż ze zniszczenia Polski. Był to, być może, pomysł racjonalny dla Słowaków, Chorwatów, Węgrów czy Rumunów, czyli nacji nie-germańskich, które albo w ogóle nie graniczyły z III Rzeszą, albo też Berlin nie wysuwał wobec nich jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Pomiędzy Warszawą a Berlinem spór był śmiertelny z powodu ziem byłego zaboru pruskiego. Trudno uwierzyć, aby Hitler zadowolił się przyłączeniem Gdańska i wytyczeniem autostrady przez Pomorze, darowując Polsce Górny Śląsk, Pomorze i Wielkopolskę.
Każda wizja sojuszu z Niemcami musiała liczyć się z utratą ziem post-pruskich. Chyba, że snujący taki sojusz wizjoner uważa, że istota polskości leży na wschód od Gdyni, Poznania i Katowic - pomiędzy Wisłą, Dźwiną i Berezyną. Sojusz z Berlinem oznaczałby konieczność przesunięcia Rzeczypospolitej o kilkadziesiąt-kilkaset kilometrów na wschód i zamiany dostępu do Bałtyku na dostęp do Morza Czarnego, rezygnację z industrializacji i z nowoczesności na rzecz agraryzmu, o samodzielności politycznej nie wspominając.
Adam Wielomski
8