Krzysztof Sobolewski
Podatki a niewolnictwo - analiza porównawcza
Nikt rozsądny nie będzie twierdził, że niewolnictwo w naszych czasach nie istnieje. W temacie celowo pomijam kraje totalitarne, bo ich zrównanie z niewolnictwem jest oczywiste, i to w dodatku tradycyjne niewolnictwo wyglądać może jak wczasy w porównaniu z morderczym koszmarem REŻIMU.
W wielu państwach określających się jako "demokratyczne" istnieje przymus wojskowy -- niewolnictwo czystej wody, którego nikt nie ukrywa. "Dobrowolność", z jaką wszyscy młodzi mężczyźni (w niektórych krajach także kobiety) w odpowiednim wieku i, na ogół, odpowiedniego zdrowia (opłaca się być jak najbardziej chorym) idą do specjalnych zakładów zwanych "koszarami", gdzie są trzymani ponad rok (gdzieniegdzie dłużej) polega na tym tylko, że jeśli ktoś nie pójdzie sam, zostanie zaciągnięty siłą. Korzystanie przez państwo z przymusowej pracy żołnierzy w czasie pokoju jest oczywistą formą niewolnictwa (nawet jeśli za zapłatą, to i tak pod przymusem) a w czasie wojny przypomina walki gladiatorów (najgorszą, obok galer, formę niewolnictwa). Poświęciłem temu osobne eseje, do których czytania zachęcam [1].
Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że w prawie wszystkich państwac h demokratycznych istnieje inna forma niewolnictwa - bardziej subtelna, z której nie każdy zdaje sobie sprawę. Tą formą niewolnictwa są PODATKI, a tym, co je reguluje, SYSTEMY PODATKOWE.
Nie "JAK" ale "CZY".
Problem nie leży w tym, JAK jesteś zniewalany, tylko CZY jesteś, czy też nie. I w tym przypadku, odopowiedź jest jednoznacznie POZYTYWNA.
Można dowodzić, że niewolnictwo podatkowe jest lepsze niż niewolnictwo rzeczowe. Można twierdzić, że ktoś, kto może pracować na własną rękę i tylko oddawać część pieniędzy pod przymusem ma lepiej niż ktoś, kto musiał spać w szopie (nie wszyscy tak mieli), wstawać o szóstej rano i wracać późnym wieczorem. Nie będę się o to spierał, choć wiem, że jest to spore uproszczenie.
Przede wszystkim, pracując na państwo RÓWNIEŻ oddajesz nie tylko swoje pieniądze, ale i swój czas. Wg ostatnich obliczeń, przeciętny człowiek pracuje 20 lat swego życia tylko na państwo -- dwie dekady, gigantyczny okres czasu dla człowieka, który przeciętnie żyje ich 7, a czasem 10. Dwie dekady robót publicznych pod przymusem -- na tyle to wychodzi. Wielu niewolników po tylu latach było uwalnianych ...
Dowodząc więc, że niewolnictwo podatkowe jest "lepsze" niż chattel slavery, NIE można jednocześnie dowieść, iż nie jest formą niewolnictwa. Sprawą preferencji pozostaje, co kto uważa za bardziej lub mniej "humanitarne" lub "do zaakceptowania". Fakt jednak pozostaje faktem.
Formy podatkowego niewolnictwa
Nie czynię różnicy pomiędzy "podatkiem dochodowym", "podatkiem obrotowym", "podatkiem spadkowym", "podatkiem odwłasnościowym", itd. To jest potrzebne specjalistom od podatków, doradcom, lub samym podatnikom. Tu i teraz, dla mnie znaczenie ma KAŻDA forma podatku. Fakt, że pewne jego formy są perfidniejsze niż inne (np. intruzywny w prywatność podatek dochodowy jest gorszy niż w miarę obojętny podatek obrotowy, podatek od nieruchomości czy od środków transportu), nie ma tu żadnego znaczenia. W niewolnictwie chattel slavery też istniały formy lepsze i gorsze; do tych "lepszych" można zaliczyć np. niewolnictwo domowe (przymusowa służba w domu pana), do gorszych - niewolnictwo rolne, do tych najgorszych - niewolnictwo w kopalniach, na galerach i walki gladiatorów. Są to jednakże różnice szczegółowe w poszczególnych formach JEDNEGO zjawiska, nie będę się tu więc nimi zajmował.
Sprzeciwy obrońców Wolności Człowieka
Sprzeciw wobec niewolnictwa znany jest jako abolicjonizm. Słynnym abolicjonistą był choćby Benjamin Franklin, jeden z Ojców Założycieli uSA oraz twórca Towarzystwa Przeciw Niewolnictwu. Ruch abolicjonistyczny działał w całej Ameryce, również w uSA -- jak choćby słynna "podziemna kolej" (Underground Railway), która pakowała niewolników do pociągów lub innych środków transportu i przemycała ich ... do wolnej Kanady, wcale nie do stanów północnych, które na ogół (zgodnie z konstytucją uSA!) zwracały niewolników z powrotem ich właścicielowi (tzw. fugitive slave laws). W Kanadzie byli oni bezpieczni -- dopiero tam.
Sprzeciw wobec podatków jest dobrze zakorzeniony w tradycji angielskiej, co najmniej od 1215 roku, gdy została podpisana Magna Charta. Wojna brytyjskich kolonistów w Ameryce przeciw królowi Jerzemu w 1775 zaczęła się również od wprowadzenia przez niego ceł i podatków (akcyzowych) na różne towary. Podobnie było z wojną "secesyjną", która wybuchła w 1861, jako sprzeciw Południa wobec ceł i podatków akcyzowych nakładanych przez Pólnoc.
Jeden z ojców założcieli USA, Patrick Henry, odwołując się do "niewolnictwa i kajdan" również miał na myśli niewolnictwo podatkowe oraz kajdany królewskiego reżimu, który te podatki ściągał. I nie ma tu znaczenia, że mało kto z tych ludzi widział zło w chattel slavery; jedni, jak np. Jefferson czy Franklin widzieli, inni nie. Walczyli przeciw innej formie niewolnictwa -- tej, która była dla nich niewygodna. Tą, która była korzystna, pragnęli, niestety, zachować. Stanowi to kolejny dowód na to, iż nie można ufać PAŃSTWU, choć należy kochać KRAJ.
Niewolnictwo NIE było tym, za co uważane jest obecnie -- celowym, prawie że złośliwym uprzykrzaniem życia ludności (głównie) czarnej. Było ono elementem gospodarki, tolerowanym, uznawanym i (dla wielu) potrzebnym w tamtych czasach, uznawanym za coś tak normalnego, tak samo, jak obecnie podatki.
"Uciekinierzy" i "omijacze podatków"
Przy całym sprzeciwie wobec nagłego znoszenia niewolnictwa, żaden humanitarnie i abolicjonistycznie myślący człowiek NIE domagałby się zwiększenia kontroli przez panów, dotowania przez władzę państwową specjalnej policji niewolniczej ani podniesienia kar dla zbiegłych i złapanych niewolników; nikt o takim nastawieniu również nie narzekałby na to, że coraz więcej niewolników ucieka. przeciwnie, każdy abolicjonista cieszyłby się z tego, że choć jeden niewolnik uciekł z opresji swojego pana; każdy sprzeciwiałby się reperkusjom wobec niego, oburzony byłby np. próbą zwrócenia go panu przez władze państwa na terenie którego niewolnictwo jest zakazane, oraz stanowczo sprzeciwiałby się zacieśnianiu kontroli nad niewolnikami w jakikolwiek sposób. Wiedząc, że system niewolniczy nie może runąć cały cieszyłby się odzyskaniem (a raczej, wzięciem sobie tego, co mu się należy) wolności przez każdego niewolnika.
Podobne podejście powinni wyrażać abolicjoniści podatkowi wobec osób omijających podatki. Niezależnie od tego, z jakich POBUDEK ktoś omija podatki -- czy jest to chęć zwiększenia własnej wolności, czy niechęć do państwa, czy zwykły "egoizm" (nieodpowiednie słowo tutaj), każdy taki człowiek dąży do uzyskania więcej wolności. Abolicjonista podatkowy więc powinien cieszyć się z tego, iż temu człowiekowi udało się swoją wolność powiększyć lub odzyskać ją całkowicie, nawet, jeśli nie uważa nagłego upadku całego systemu podatkowego za sensowny ani bezpieczny.
Podatki -- franchising niewolnictwa.
Jak już napisałem, Podatki stanowią bardziej subtelną formę niewolnictwa. Nie tylko, że jest to niewolnictwo upaństwowione, ale jeszcze, w pewien sposób 'podzielone'; podział ten wykracza daleko poza podział pracy.
Utrzymywanie niewolników, pilnowanie ich alokacji fizycznej (tego, aby byli np. na plantacji, na polu czy w szopie, czy w domu (serwanci domowi), a nie np. za granicą stanu) jest kosztowne, jest również mocno nieprzyjemne. Nikt, poza urodzonym (bądź wychowanym) tyranem nie lubi dybać na ludzi, łapać ich i karać. A tyranowi z kolei wydać się to może nieefektywne.
Ponieważ dzisiejsze państwa myślą w kategoriach efektywności, więc wpadły na genialny pomysł (zaczerpnięty od organiacji mafijnych): po co mam przymuszać kogoś do przebywania w miejscu X na moim gospodarstwie, jeżeli może on przebywać w miejscu Y, Z , V , Beta lub jakimkolwiek innym, prowadzić swoje gospodarstwo, a mi -- zamiast bezpośrednio pracy -- oddawać część czasu, zamienionego na pieniądze ??
Jest to wygodniejsze i dla pana (który nie musi tyle poświęcać na nadzór, na utrzymanie, bać się buntu itd), i dla niewolnika, który bardziej czuje się "osobą" niż "rzeczą", a jednocześnie jest zobowiązany (i, jeśli da mu się to wmówić, CZUJE SIĘ zobowiązany) do dzielenia się ze swoim panem.
Podatki -- co zauważyłem w innych esejach -- NIE są "opłatą za usługi". gdyby nią były, to każdy płaciłby tyle samo za taką samą usługę, a nawet gdyby płacił różnie, co jest zrozumiałe w niektórych przypadkach (np. ochrona mienia i osób -- agencje muszą kasować więcej od bogatych niż od biednych, ale i dawać lepsze usługi), to zawsze istniałby jakiś GÓRNY limit pieniędzy przekazywanych na dostawcę usług - nawet na państwowego monopolistę. Tymczasem, w podatkach takiego limitu zwyczajnie NIE MA -- im więcej ktoś zarabia, tym więcej musi płacić. NIe ma takiej ilości zarobku, przy której państwo mówi "pas, nie weźmiemy od niego ani centa/grosza/pensa/ feniga/jednostki pieniężnej więcej, on już zapłacił co trzeba". Opodatkowanie dochodu polega na "spijaniu śmietanki" z czyjejś pracy (a opodatkowanie obrotu -- z czyjegoś handlu) w takiej ilości, jaką państwo uznaje za stosowne, czyli: całą śmietankę od całej kawy, mówiąc przenośnie, niezależnie od tego, czy ta kawa to kubek kawy czy jej balia.
Zauważmy też jednak, iż -- w obecnych, zbiurokratyzowanych państwach -- nie tylko, że musimy dzielić się z naszym panem, państwem, ale w dodatku nasza działalność jest przez niego regulowana. Wiele czynności wymaga zezwoleń, koncesji itd.; większość, jeśli nie wszystkie - rejestracji, prowadzenia odpowiedniej księgowości, krótko mówiąc, gromadzenia dowodów przeciw sobie (jeśli trzeba), które umożliwią panu (państwu) stwierdzenie, czy daliśmy się oskubać w odpowiedniej sumie, czy też coś "zatailiśmy".
Te regulacje i zezwolenia to nic innego jak franchising -- w normalnym, konsensualnym (opartym na dobrowolności) biznesie polegający na udzieleniu licencji na działalność pod znakiem firmowym i przekazanie know-how. Robią tak np. sieci restauracji, wytwórni czy sklepów. Jest to korzystny dla obu stron układ: wiedza, marka (goodwill) i jakość korporacji w połączeniu z lokalnymi siłami biznesu. "myśl globalnie, działaj lokalnie", czy jakoś tak.
Przez kontrast, państwa i inne organizacje przymusowe używają tej wspaniałej skądinąd zasady NIe do franchisowania konsensualnego biznesu, lecz NIEWOLNICTWA. I jedno, i drugie jest formą pracy, podobnie jak i niebo, i piekło to zaświaty.
Niewydajność podatków i niewolnictwa
Żadna z gospodarek opartych na niewolnictwie tak naprawdę NIE była wydajna. Polecam materiały takie, jak The Political Economy of Slavery: Genovese and Davis albo Slavery, Profitability, and the Market Process Marka Thortona. Oba teksty można bez problemu ściągnąć z sieci, oba są też po angielsku. Niewolnictwo MNOŻYŁO biedę, uniemożliwając pracę wielu ludziom dobrowolnie oferującym się jako pracownicy, powodując efekt wypierania przez pozornie darmową (ale naprawdę to bardzo kosztowną) niewolniczą siłę roboczą.
Zastanawiając się nad niewydajnością podatków i tego, co państwowe, można bardzo łatwo dociec przyczyn tego: w przypadku niewolnictwa obowiązuje zasada "z niewolnika nie ma [dobrego] pracownika". Nikt nie pracuje chętnie ani twórczo pod batem (lub groźbą jego użycia), i jeżeli w ogóle działa twórczo (np. Murzyni tworzący jazz), to robi to często pod nieobecność pana, poza jego plecami ...
W przypadku niewolnictwa podatkowego, w którym panem jest państwo, pracujące razem z nim osoby (np. urzędnicy) NIE są niewolnikami -- są nimi ci, którzy te przymusowe podatki płacą. Co więcej, te osoby nie są też panami; są niejako beneficjentami podatkowego niewolnictwa. Praca różnych urzędów lub, jeszcze gorzej, firm państwowych, w wielu państwach jest bardzo niewydajna i podatna na korupcję -- udowodniono to już dawno. Zastąpienie jakiejś funkcji państwowej funkcją prywatną zaraz daje pozytywne wyniki. Dlaczego ? Moim zdaniem, poza najbardzej oczywistą sprawą ('państwowe = niczyje więc kradnijmy co się da...') kwestią główną jest, że jakkolwiek ci ludzie są dobrze opłacani, to są opłacani z kradzionych pieniędzy. Ponieważ te pieniądze są kradzione -- ich właściciel, tj. państwo NIE zrobiło nic, aby je uczciwie, w sposób prawy (choć niewątpliwie 'legalnie', ale niewolnictwo też było legalne) wytworzyć, tylko odebrało je siłą komuś innemu -- więc nie ma ono powodu troszczyć się o ich ekonomiczne wykorzystanie. NIE MA powodu troszczyć się o to, aby dobierać odpowiedzialnych pracowników, aby zatykać "dzikie wypływy", np. "topienie" pieniędzy w wydatkach reprezentacyjnych, dekoracji urzędów itd. Gdyby to były uczciwie zarobione pieniądze, to ich właściciel dbałby o sensowność (ekonomiczność) ich wykorzystania. Tutaj -- takiej dbałości NIE ma.
Niewydajność niewolnictwa i niewydajność opodatkowania wykazuje pewne różnice, ale również wiele podobieństw. I w jednym, i w drugim przypadku przyczyną niewydajności jest PRZYMUS -- w pierwszym przypadku dotyczy on samej pracy, w drugim zaś -- oddawania pieniędzy i idącej za tym pewności państwa, że państwo te pieniądze otrzyma, niezależnie od swoich poczynań, ich korzystności, niekorzystności, mądrości lub głupoty.
Podatki a komunizm
Komunizm -- reżim totalitarny całkowicie oparty na niewolnictwie, czyniący je czymś 100 razy gorszym niż niewolnictwo w dawnych czasach, oparty jest na założeniach Marksa i Engelsa (nie powinienem pisać ich nazwisk z dużych liter ...). W "manifeście komunistycznym" karol marks ujął "progresywny podatek dochodowy" jako PODSTAWĘ społeczeństwa socjalistycznego. NIe czytałem "kapitału" (i nie zamierzam tego robić), więc nie wiem, czy miała to być alternatywna wobec rewolucji forma "wykończenia" klas wyższych (posiadaczy, biznesmenów, arystokratów), czy tylko pewna "pomoc" w tym ohydnym dziele.
Wiele osób twierdzi, iż w państwach komunistycznych nie było podatków, i są w błędzie; po prostu, w komunizmie podatki, jak wszystko inne, przeszło pod kontrolę państwowego właściciela niewolników jak nigdzie indziej; przejęcie przez państwo komunistyczne CAŁEJ gospodarki, wprowadzenie centralnego planowania sprawiło, że podatki nie były oficjalnie potrzebne aby sprawować pańską władzę -- istniały inne, znacznie bardiej totalitarne środki (np. całkowity monopol gospodarczy państwa); komunizm to taki system, w którym państwo jest strasznym, bezlitosnym właścicielem niewolników, któremu nie wystarcza już ich posiadanie czy ich praca - on chce ich dusz i ciał, ich myśli, wszelkich przejawów ich twórczości (a każda ma wychwalać wyłącznie jego, tworząc bałwochwalczy kult reżimu), i pragnie zarządzać nimi w skali mikro. Dawni niewolnicy byli jak wolni ludzie w porównaniu z tymi, którzy cierpią pod komunistycznym jarzmem.
W wielu krajach, komunizm upadł; oparte na socjalizmie "państwo opiekuńcze" jest na swojej drodze do kompletnego bankructwa. Podatki zaś pozostały i po jednym, i po drugim, mniej więcej tak samo, jak zanieczyszczenie środowiska, krzywe chodniki, dziurawe jezdnie, i co najgorsze, ZDEMORALIZOWANI, pozbawieni naturalnych zasad społecznych i etycznych, ludzie. Ludzie odarci z wartości, które w normalnych społeczeństwach są podstawą opartego na (mniejszej lub większej) wolności ładu.
Trochę kadzenia
G Znając zło zarówno niewolnictwa chattel jak i podatkowego, nie mogę jednoznacznie stwierdzić, iż powodowały one tylko zło. To niewolnicy Starożytności zbudowali piramidy, wspaniałe świątynie i piękne miasta. To niewolnicy Nowego Świata zbudowali miasta obu Ameryk i ich potęgę. To za pieniądze niewolników podatkowych zbudowane zostały szkoły, szpitale, uniwersytety. Choć fundowane przez ludzką krzywdę, obiekty te nie są same z siebie złe; niektóre z nich -- te, które służą edukacji i rozwojowi, pełnią rolę korzystną, i, co więcej, należy się zastanowić nad utrzymywaniem w przyszłości, gdy podatki zostaną zniesione.
Potępić całkowicie można tylko bezsensowne marnotrawstwo reżimów totalitarnych, ich niechęć zarówno do humanizmu, humanitaryzmu jak i ekonomii i jej praw. Natomiast główną kwestią jest, i przez jakiś czas będzie to, że przecież G wszystkie te obiekty i zjawiska mogłyby być fundowane z pieniędzy NIE pochodzących z niewolnictwa.
Jak znosić ?
Przy całym moim sprzeciwie wobec podatków NIE pragnę, aby zostały one zniesione nagle. Jak to mawiają "co nagle, to po diable" i na pewno nie skończyłoby się to zbyt dobrze. O tym, jak znosić podatki napisałem w eseju zat. "Od przymusu do wolności - jak znosić podatki" [2].
Podobnie, nagłe zniesienie niewolnictwa też NIE byłoby niczym dobrym. Niespecjalnie poprawiłoby los niewolników, doprowadziłoby całą gospodarkę do upadku, a masy ludzi -- do głodu. Wiem, że jedyna sensowna metoda znoszenia niewolnictwa to była metoda pokojowa i stopniowa.
Tylko i wyłącznie reżimy totalitarne powinny być obalane NAGLE, w drodze pokojowych bądź zbrojnych rewolucji -- jest tak dlatego, iż są one zbyt niebezpieczne, a zło przez nie wyrządzane -- zbyt szkodliwe, aby było do zniesienia. W tym jednym przypadku, czekać nie można. We wszystkich innych, proces znoszenia niewolnictwa musi być stopniowy i dobrze zaplanowany.
Z podatkami jest podobnie. Nagłe ich zniesienie mogłoby spowodować upadek gospodarki utrzymywanej przez państwo i spotęgować zaczęty i prowadzony przez nie planowy chaos. W wyniku tego, władzę mógłby objąć ktoś, kto zwiększyłby tyranię państwową, a na pewno wzrosłaby sympatia i poparcie dla podatków - państwowi demagodzy "udowodniliby" ich rzekomą "niezbędność".
Podsumowanie, wnioski
Pomimo jednak, iż można i należy zastanawiać się nad tym "jak" (jest to w rzeczywistości cały agregat pytań: jak szybko, w jaki sposób, w jakiej kolejności, a nawet gdzie, i wiele innych), wątpliwości nie ulega "CZY" należy znieść podatki -- podobnie, jak nie ma wątpliwości CZY podatki są formą niewolnictwa.
Pytanie jest retoryczne, odpowiedź jest pozytywna. Podatki muszą być, prędzej czy później, zniesione, i pewien jestem, że nadejdzie czas, gdy będą one takim samym artefaktem przeszłości jak obecnie prywatne chattel slavery. Może będą istnieć w pewnych, okrojonych formach, a może i nie.
Co więcej, czas ten NIE rysuje się w jakiejś "nieokreślonej przyszłości", liczonej na setki lat od dnia dzisiejszego. Dlaczego mielibyśmy tyle czekać ? Czyż przez wieki nie zapłaciliśmy darmozjadom za dużo ?? Czyż nasz pot, krew i łzy, z powodu naszej niedoli w zniewoleniu przez jedynego obok prywatnych właścicieli niewolników prawdziwego wyzyskiwacza (inne formy wyzysku były pozorne; np. wyzysk przez zbyt małe płace na WOLNYM rynku) - komu nie winniśmy okazywać żadnej sympatii i kto nie liczy się z naszym zdaniem, czyli PAŃSTWA, nie jest wystarczającym powodem, aby skończyć z podatkowym niewolnictwem już niedługo ? Nie oznacza to, że ma zostać zniesione nagle (o tym już pisałem), ale to, że ten PROCES znoszenia podatkowego niewolnictwa może zacząć się już niedługo. Tego procesu już nic nie będzie w stanie powstrzymać -- na zawsze odmieni on stosunki społeczne. Dlaczego mamy więc czekać długo, i, odwrotnie, dlaczego czas od teraz do rozpoczęcia tego procesu nie ma być krótki ??
"Gdybanie" na temat czasu zjawisk może mieć sens w przypadku zjawisk przyrodniczych, ale NIE społecznych (do których zaliczamy wszystkie zjawiska ekonomiczne). Zwykle nadchodzą one niespodziewanie, ale nawet jeśli tak jest, to ten brak spodziewania wynika z niedostatecznej obserwacji tych zjawisk; choćby z postrzegania świata przez filtr mass-mediów, które niechętnie rejestrują takie zmiany (wiele z nich ma w tym swój interes, to pewne) zamiast obiektywnego, osobistego badania ich i wyciągania odpowiednich wniosków.
Odpowiadając, to osobiście nie sądzę, abyśmy mieli czekać wieki aż podatki runą tak, jak runęło niewolnictwo Starożytności, pańszczyzna wieków średnich (i trochę późniejszych) czy niewolnictwo Nowego Świata, opierające się głównie na pracy Afrykańczyków (ale nie tylko). Przecież fakt, że tamto niewolnictwo runęło oznacza, iż jesteśmy już, jako Rodzaj Ludzki, na znacznie wyższym poziomie moralnym, etycznym i intelektualnym niż nasi przodkowie sprzed kilkuset choćby lat (nie mówiąc o tysiącleciach). Nasz poziom humanizacji jednostek i całych społeczeństw jest znacznie wyższy. Wiele naruszeń praw człowieka (tortury, kara śmierci, przemoc polityczna) jest nieakceptowalne już dziś i, lepiej lub gorzej, zwalczane przez międzynarodowe instytucje i organizacje. I to właśnie daje mi nadzieję na dalszy postęp w tej dziedzinie; ta nadzieja napawa mnie optymizmem, co do niedalekiej już przyszłości CZŁOWIEKA i Rodzaju Ludzkiego.