Czy wkrótce nastąpi cofnięcie posądzeń o “ekskomunikę” nałożoną przez Jana Pawła II na biskupów Bractwa św. Piusa X?
Jak wskazuje znany i z reguły dobrze poinformowany watykanista Andrea Tornielli, wkrótce zostanie ogłoszona decyzja papieża Benedykta XVI o oficjalnym cofnięciu skutków dekretu Jana Pawła II z 1988 roku o nałożeniu tzw. ekskomuniki na wyświęconych przez arcybiskupa Lefebvre'a czterech biskupów Bractwa św. Piusa X.
Informacja ta zelektryzowała zarówno środowiska dbające o podtrzymanie Tradycji w Kościele, jak i modernistycznych przeciwników. Jedni i drudzy czekają z napięciem na opublikowanie dokumentu, który będzie dla tych dwóch obozów znaczył zupełnie coś odmiennego. Informację o decyzji Papieża potwierdził Paolo Luigi Rodari w If Reformista, który dodał, że “dekret na życzenie Papieża, podpisał arcybiskup Francesco Coccopalmerio”, a ogłoszenie ma nastąpić “jeszcze w tym tygodniu, do niedzieli”.
Wiadomość potwierdził również włoski dziennikarz Francisco José Fernández de la Cigoña na blogu internetowym La Cigüeña de la Torre, który właściwie jako pierwszy, bo już w zeszłym tygodniu wskazywał na taką możliwość.
Decyzja Papieża Benedykta XVI, przekreślająca pochopnie i w pośpiechu wydany dekret przez Jana Pawła II, na dodatek przygotowany pod względem prawnym niewłaściwie, na co od początku wskazywali krytycy, otworzyłaby drogę do pojednania z Bractwem świętego Piusa X.
Przypomnijmy, że 30 czerwca 1988 roku, po wielu latach przykrych obserwacji drogi posoborowego Kościoła, kierowanego przez modernistyczne środowiska świadomie zrywające z 2000-letnią Tradycją oraz po bezowocnych rozmowach ze Stolicą Apostolską, arcybiskup Marcele Lefebvre zdecydował się bez zgody Papieża wyświęcić czterech biskupów. W ceremonii wyświęcającej uczestniczył biskup diecezji Campos w Brazylii, Antônio de Castro Mayer. W zaledwie 2 dni później, papież Jan Paweł II wydał list znany jako Ecclesia Dei, w którym skrytykował decyzję Arcybiskupa Lefebvre'a stwierdzając, że “konsekracja wypełnia znamiona schizmatycznego aktu”. Kanoniści wskazują jednak na fakt, iż arcybiskup Lefebvre działał w stanie wyższej konieczności związanej z kryzysem w Kościele i potrzebą uchronienia Tradycji.
W roku 2000 wznowiono rozmowy pomiędzy Kurią Rzymską a Bractwem św. Piusa X. W trzy lata później Pontyfikalna Komisja Ecclesia Dei wydała komunikat stwierdzający jednoznacznie, iż katolicy mogą bez grzechu wypełniać obowiązek uczestnictwa w niedzielnych Mszach św. sprawowanych przez księży Bractwa. Dokument ten w sposób jednoznaczny wskazywał, że rzucane przez modernistów kalumnie na księży Bractwa jako na “schizmatyków” i “odłączonych od Kościoła”, są całkowicie bezpodstawne. W sierpniu 2005 roku Papież Benedykt XVI przyjął na audiencji prywatnej przełożonego Bractwa, biskupa Bernarda Fellay. Przez ostatnich kilka lat wymieniono pomiędzy stronami rozmów kilka listów, które jednak nie przyniosły dotychczas jednoznacznych rezultatów.
Na początku pontyfikatu Benedykta XVI obserwatorzy wskazywali na konieczność uregulowania i wyjaśnienia kilku nabrzmiałych tematów, oczekując po nowym Papieżu kroków we właściwym kierunku. Tematy te dotyczą: 1) ujawnienia III Tajemnicy Fatimskiej i przyznanie się - choćby nawet nie bezpośrednie - do niewłaściwej interpretacji narzuconej przez Jana Pawła II podczas uroczystości w 2000 roku; 2) tzw. uwolnienia tradycyjnej Mszy świętej, czyli udzielenie możliwości swobodnego odprawiania jej przez każdego księdza, bez konieczności uzyskiwania na to zgody biskupa; 3) uregulowania statusu Bractwa św. Piusa X i wymazanie posądzeń o nałożoną ekskomunikę.
Jak do tej pory, papież Benedykt XVI dokonał milowego kroku przywracając możliwość odprawiania tradycyjnej Mszy świętej, a dochodzące właśnie głosy wskazują na podjęcie kolejnego sprawiedliwego kroku, czyli uregulowania statusu Bractwa św. Piusa X.
16 marca 1962 roku Watykan wydaje tajną instrukcje nakazującą zatajania prawdy i ukrywania wszystkich księży, którzy dopuszczą się przestępstw seksualnych a w szczególności przestępstw pedofilii, które to przestępstwa są zagrożone karami więzienia. W Polsce za taki czyn grozi do 10 lat więzienia. Dokument nosi nazwę "Crimen sollicitationis" podpisany został przez przez kardynała Alfredo Ottavianiego, sekretarza Kongregacji Świętego Oficjum, czyli poprzedniczki dzisiejszej Kongregacji Nauki Wiary, najważniejszego ciała doktrynalnego Watykanu. Za ujawnienie takiego faktu rodzina czy też sama ofiara będzie usunięta z kościoła przez ekskomunikę. Ekskomunika to najcięższe działo kościoła, kiedyś zapewne spalono by taka osobę na stosie, dziś największa kara jaka Watykan może zastosować to ekskomunika. Instrukcja ma być przechowywana jak dokument tajny najlepiej w sejfie tak zaleca Watykan. I był tajny przez ponad 40 lat. Kilka lat temu na ten dokument natrafili dziennikarze BBC zajmujący się sprawą pedofilii w kościele katolickim na terenie USA. Dokument został przetłumaczony i jest dostępny na stronie serwisu BBC. Watykan nie zaprzecza aby powstał taki dokument, na pytanie dlaczego? coś tam pokrętnie wyjaśnia i próbuje odwrócić kota ogonem.
W naszym kraju kodeks karny mówi tak. Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub Policję (art. 304 § 1 kpk). Podobne unormowania obowiązują w większości krajów świata. W USA a dokładnie w stanie teksas Benedykt XVI jest oskarżony o utrudnianie działania wymiaru sprawiedliwości i zacieranie sladów z tego powodu w 2005 prawnicy Benedykta XVI musieli prosić o wystawienie mu listu żelaznego przed jego wizytą w USA. Bardzo proszę wszystkich apologetów obecnych na forum którzy tak fanatycznie bronią kościoła o odpowiedz na pytanie. Dlaczego kościół katolicki chroni przestępców oraz dlaczego namawia innych do utrudniania pracy wymiarowi sprawiedliwości co też jest przestępstwem. Dlaczego ujawnienie księdza pedofila skutkuje wykluczeniem z kościoła. Takie zasady obowiązuja w organizacjach mafijnych lub bardzo niebezpiecznych gangach.
Dokument jest też znany pod nazwą oryginalną nie przetłumaczoną "Instructio De Modo Procendendi In Causis Sollicitationis".
27.03.2009 - 14:02
Urzędasy zabrały dzieciom- Apel do Wszystkich
Biurokraci z PFRON odebrali Fundacji im Brata Alberta środki na opiekę i terapię niepełnosprawnych dzieci. Prawdopodobnie dlatego by zaszkodzić- prezesowi Fundacji ks. Tadeuszowi Isakiewiczowi-Zaleskiemu. Bezmyślnie i brutalnie w ten sposób pozbawili maluchów szans na lepsze życie. Jeśli ktoś nie rozdysponował jeszcze 1 procenta swojego podatku- może im pomóc!
O sprawie działań urzędników z PFRON, które- w świetle ujawnionych przez red. Cezarego Gmyza informacji, trudno nazwać inaczej niż zwykłą podłością- można przeczytać w dzisiejszej "Rz".
oraz tekście Igora Janke
o sprawie pisza też na Salonie blogerzy : min Kataryna i Ojciec Dyrektor
Okazuje się, że bezduszni urzędnicy PFRON, instytucji znanej z rozlicznych afer -odrzucili wniosek o dofinansowanie pomocy dla ponad 150 niepełnosprawnych dzieci, którymi opiekuje się Fundacja im Brata Alberta kierowana przez ks. Tadeusza Isakowicza- Zaleskiego. By upokorzyć niepoprawnego politycznie kapłana, który otwarcie mówi o istotnych dla Polski sprawach, o agenturze w Kościele, o zbrodniach na ludności polskiej na Kresach- uderzono w tych, którzy sami bronić się nie mogą, niepełnosprawne dzieci
Odpowiadając na apel red Cezarego Gmyza- by nagłośnić i upowszechnić to, że my sami, blogerzy, salonowicze- możemy tym dzieciom pomóc, wspierając fundację, zwracam się do Państwa z prośbą o przyznanie przy rozliczeniu podatku, swojego 1 procenta własnie Fundacji im Brata Alberta.
nazwa: Fundacja im. Brata Alberta
numer KRS: 0000028246
Jeszcze parę informacji
Fundacja posiada sieć placówek w całej Polsce opiekujących się nie tylko dziećmi. Nie wiem nawet czy nie większość jej podopicznych stanowią dorośli. Generalnie są to osoby niepełnosprawne intelektualnie często z różnymi dodatkowymi upośledzeniami fizycznymi. Ważną częścią działalności są warsztaty terapii zajęciowej. Część wychowanków udaje się fundacji przywrócić do normalnego życia.
W czasie zajęć plastycznych, ceramicznych, stolarskich i tkackich powstają dzieła niepowtarzalne w formie o zaskakującej estetyce. Oprócz odpisu podatkowego (zob. strony fundacji http://www.albert.krakow.pl poszczególne placówki fundacji można wspomagać zakupując prace wykonywane przez podopiecznych. We Wrocławiu będzie można to uczynić na kiermaszu w najbliższą niedzielę w godz 9-15 przed kościołem Franciszkanów przy ul Kasprowicza 28. Przykłady prac można znaleźć tu: http://gamaart.com.pl/component/option,com_zoom/Itemid,61/
Panie Wojtku, dziękuję za informację. Nazwać decyzję PFRON głupotą, byłoby łaskawością. Podłośc to też zbyt łagodne określenie na decyzję urzędników. JA powiem szczerze nie znajduję słów na taką postawę. Brak wyobraźni? Najzwyklejszej empatii? Nie wiem. Po prostu szok. To co wyrabiają ludzie powołani po to, żeby pomagac innym nie można nazwać inaczej jak zwykłym draństwem (nie zwykłem używaź wulgaryzmów, więc postrzymam się od mocniejszych słów). Ja bym takiego urzędnika zatrudnił na tydzień do pracy w takiej fundacji. Może starczyłoby mu potem wyobraźni przy podejmowaniu decyzji.
PS ciekaw jestem czy na salonie podniesie się w tej sprawie taki sam jazgot jak przy sprawie wypowiedzi Benedykta XVI na temat prezerwatyw?
Serdecznie pozdrawiam
Mesko
@
To ze Fundacja Brata Alberta nie dostala pieniedzy to oczywiscie skandal ale to nie ma znaczenia czy osrodek dla dzieci np. z porazeniem mozgowym prowadzi ksiadz czy ateista. Gdyby prowadzil ateista to skandal bylby taki sam. Oczywiscie jezeli to jest "kara" to ta sprawa MUSI znalezc inny final, bo ktos kto msci si ena dzieciach nie zasluguje na pensje od podatnika. I odnosi sie nie tylko do tego konkretnego przypadku ale wogole.
Ja juz jakis czas temu napisalem tu apel by 1 % podatku przeznaczac na dzieci, chorcyh, na osoby niedolezne, na hospicja slowem na tych ktorzy tego potrzebuja a nie na wybory ideologiczne. I nie patrzec sie przez pryzmat kto to prowadzi tylko jak. Akurat Fundacja Brata Alberta ponad wszelka watpliwosc zasluguje na pieniadze i nie dlatego kto ja prowadzi (choc akurat ja ksiedza Isakowicza bardzo szanuje) ale co robi. Bo nie Isakowicz tu jest wazny i nie Dymna ale dzieci.
A tu sie wydaje ze mamy wiekszy skandla. Bo jezeli jest prawda ze PFRO finansuje jakies "wydawnictwa" a odrzuca wnioski osob ktorzy opiekuja sie dziecmi i cos rzeczywiscie robia to jest to mega skandal. Wogole skandalem jest ze sie kaze tym organizacjom tworzyc biurokracje, produkowac tony dokumentow - przeciez to kosztuje. Im wiecej dokumentow tym mniej pieniedzy dla dzieci .
I ja apeluje do wszystkich, ponad podzialami ideologicznymi o to zeby cos zrobic z PFRON by placil na dzieci a nie na papier.
Witold Repetowicz
Język polski znika z kościoła
Wierni ze Lwowa protestują przeciw liturgii po ukraińsku. Jedynym łącznikiem z Polską pozostaje Kościół - mówią i proszą metropolitę lwowskiego o interwencję
Abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski, do tej pory nie ustosunkował się do apeli wiernych ze Lwowa
„Z ogromnym niepokojem wierni Kościoła rzymskokatolickiego we Lwowie ponownie zwracają się do J. E. abp Mieczysława Mokrzyckiego z prośbą o zaniechanie manipulacji językowych w liturgii Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie (w tym w katedrze łacińskiej we Lwowie). Od kilku tygodni w lwowskiej katedrze do nabożeństw z udziałem dzieci i młodzieży wprowadzany jest język ukraiński. (...) Zmiany wprowadzone w katedrze łacińskiej we Lwowie są tym bardziej niepokojące, iż w taki właśnie sposób zaczynała się ukrainizacja Polaków za Zbruczem, która postępuje w sposób nieodwracalny” - napisali katolicy ze Lwowa do metropolity. Pod listem podpisało się 600 osób.
Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki odmówił „Rz” skomentowania listu.
Strach rodaków
- Język ukraiński coraz częściej wypiera język polski. Ku zaskoczeniu naszych dzieci w katedrze odprawiono niedawno całą drogę krzyżową po ukraińsku - opowiada Alina Micińska ze Lwowa, matka uczennicy uczęszczającej do piątej klasy. Micińska przyznaje, że najbardziej obawia się właśnie ukrainizacji dzieci i młodzieży. - Nawet obrazki, które są rozdawane dzieciom w kościele, mają teksty modlitwy wyłącznie po ukraińsku. Podczas nabożeństw dla dzieci używa się dwóch języków. Część czytań i pieśni śpiewana jest po polsku, a część po ukraińsku - wylicza.
Za komuny było lepiej
Te obawy podziela wielu rodaków ze Lwowa. Dlatego już wcześniej - w styczniu - także informowali metropolitę o problemach z językiem liturgii.
Arcybiskup Mokrzycki nie ustosunkował się do ich apeli. W kazaniu, które wygłosił 2 maja, kiedy obchodzony jest Dzień Polonii i Polaków za Granicą, skrytykował lwowską Polonię, zarzucając jej m.in. małą aktywność społeczną. Wiernych najbardziej zabolał fragment, w którym hierarcha apelował, by wyjęli kamienie z kieszeni. Odebrali to jako komentarz do ich próśb o zachowanie polskiej liturgii.
Barbara Pacan, jedna z inicjatorek protestu, zaznacza, że nie ma nic przeciwko językowi ukraińskiemu. Tłumaczy jednak, że lwowska katedra łacińska była jednym z dwóch kościołów rzymskokatolickich, których nie zamknięto, gdy Polska utraciła Lwów.
- Przez cały okres komunizmu modlono się tutaj po polsku. To Polacy przechowali wiarę rzymskokatolicką we Lwowie - mówi Pacan. Dodaje, że w mieście nie ma zapotrzebowania na msze rzymskokatolickie po ukraińsku. - W kościele św. Antoniego ksiądz wprowadził mszę w tym języku, ale z niej zrezygnowano, bo przychodziło coraz mniej ludzi - argumentuje lwowianka.
- W całej sprawie głównie chodzi o to, że już za chwilę z powodu działalności Kościoła katolickiego Polacy przestaną istnieć na terenie Ukrainy. Brzmi to trochę dramatycznie, ale na wielu terenach jedynym łącznikiem z ojczyzną pozostaje Kościół. Przez cały okres powojenny Polacy pozbawieni byli szkolnictwa polskiego i dostępu do polskiej kultury - mówi lwowianka Beata Kost.
Według niej księża zabiegają o pieniądze z Polski, ale potem niewiele dla rodaków robią.
- Podam przykład. W parafii w Połonnem za pieniądze wspólnoty polskiej ksiądz wyremontował salkę, w której miało się odbywać nauczanie w języku polskim. Ale potem nie udostępnił jej nauczycielce - opowiada Kost.
Ks. prof. Roman Dzwonkowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który badał problematykę używania języka polskiego za granicą, krytykuje księży rezygnujących na Ukrainie z liturgii po polsku.
- Niestety mamy tu do czynienia z klerykalizmem. Polega on na tym, że księżom wydaje się, że wiedzą lepiej, czego chcą wierni - ocenia ks. Dzwonkowski.
Proboszcz lwowskiej katedry twierdzi, że tamtejsi Polacy są przewrażliwieni.
- Użycie języka ukraińskiego podczas czytań miało charakter incydentalny. Czy będzie to kontynuowane, zależy od tego, co postanowi ksiądz arcybiskup Mokrzycki - mówi „Rz” ks. Wiktor Antoniuk.
Cezary Gmyz
KS. ISAKOWICZ - ZALESKI PISZE DO O. MACIEJA ZIĘBY - Do Europejskiego Centrum Solidarności.
Wielebny Ojcze! Szanowni Państwo!
Dziękuję za pamięć, której wyrazem jest przesłane zaproszenie. Przyjąć go jednak nie mogę. Po pierwsze dlatego, że dzień 4 czerwca 1989 r. nie był dniem upadku komunizmu. Dzięki Okrągłemu Stołowi komunizm miał się w Polsce bardzo dobrze jeszcze przez wiele lat, a aktywiści partii komunistycznej, jak i skompromitowani funkcjonariusze służb specjalnych, spokojnie weszli do życia społecznego i politycznego Trzeciej RP. Jeżeli rocznica tego dnia jest dla kogoś świętem, to przede wszystkim dla gorliwych wyznawców Czesława Kiszczaka i Adama Michnika, Wojciecha Jaruzelskiego i Tadeusza Mazowieckiego.
Po drugie, Trzecia RP, pomimo wielu niezaprzeczalnych sukcesów, jest macochą dla wielu grup społecznych, w tym zwłaszcza dla autentycznych bohaterów lat 1980-1989 r., którzy ze względu na swoje poglądy są pomiatani przez obecny establishment. Jest też macochą dla ludzi poszukujących prawdy o czasach PRL, czego najlepszym przykładem jest nagonka na autorów książek historycznych, w tym też na moją skromną osobę. To, co przeżyłem w ciągu ostatnich trzech lat, było czasami gorsze niż to, co przeżyłem w latach 80-tych.
Po trzecie, obecna RP jest też macochą dla wielu milionów Kresowian oraz ich dzieci i wnuków, którym w imię tzw. poprawności politycznej wciąż zabrania się mówić prawdę o ludobójstwie dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich spod znaku Stepana Bandery i Ukraińskiej Powstańczej Armii, Taka sytuacja owocuje tym, że kolejne ekipy rządowe (niezależnie od etykietki) w milczeniu godzą się na to, aby na dawnych Kresach mogiły setek tysięcy pomordowanych obywateli Drugiej RP były nadal pozbawione nie tylko pomnika, ale i nawet znaku krzyża. I to w sytuacji, gdy na tych terenach pomniki buduje się katom, w tym też esesmanom i i osobom czynnie uczestniczącym w Holokauście.
Bolesnym przykładem jest też niedawne rozbicie konferencji naukowej na Uniwersytecie Wrocławskim oraz skandaliczna dezercja ministra spraw zagranicznych Radka Sikorskiego z konferencji organizowanej przez rzecznika praw obywatelskich. Wiele mówiącą absencją w czasie zeszłorocznych uroczystości ku czci ofiar ludobójstwa na Wołyniu wykazał się nie tylko pan prezydent Lech Kaczyński, ale i wszyscy trzej patroni, którzy figurują na zaproszeniach, czyli pan premier Donald Tusk oraz panowie marszałkowie Bogdan Borusewicz i Bronisław Komorowski. Ten ostatni dodatkowo zablokował przyjęcie przez Sejm uchwały oddającej cześć pomordowanym Polakom, Żydom i Ormianom, a także tym Ukraińcom, którzy z narażeniem życia ratowali Polaków.
Przy okazji odsyłam bilet na koncert w Stoczni Gdańskiej. Czynię to dlatego, że na zagraniczną gwiazdkę wydano wiele milionów publicznych pieniędzy i to w sytuacji, gdy w tym roku niepełnosprawni podopieczni prowadzonej przeze mnie Fundacji im. Brata Alberta zostali pozbawieni należnych im funduszy na terapię.
Jeszcze raz dziękuję za pamięć.
Szczęść Boże!
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski
Przeszłość arcybiskupa Sawy
Zwierzchnik polskiego prawosławia od 1965 roku był świadomym i tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Jurek - wynika z akt zachowanych w IPN.
Jako tajni współpracownicy SB, oprócz metropolity Sawy, zarejestrowani zostali także m.in. arcybiskupi: Abel Szymon i Jeremiasz
Operację przeciw polskiemu prawosławiu Służba Bezpieczeństwa prowadziła pod kryptonimem „Bizancjum”. Jej akta częściowo się zachowały.
Zachowała się też teczka pracy TW „Jurka” z własnoręcznie pisanymi donosami i adnotacjami o przyjmowaniu wynagrodzenia od SB. Choć nie zachowała się druga teczka, tzw. personalna, w której przechowywano zobowiązanie do współpracy oraz pokwitowania za przyjęte pieniądze, to treść teczki pracy nie pozostawia wątpliwości, że Prawosławny Metropolita Warszawski i Całej Polski był świadomym i tajnym współpracownikiem SB.
Z akt IPN wynika, że tajnymi współpracownikami SB byli też prawie wszyscy powojenni zwierzchnicy polskiego prawosławia oraz większość dzisiejszych arcybiskupów - zwierzchników diecezji. W rozpracowywaniu polskiej Cerkwi brała udział także sowiecka KGB, wysyłając swoich agentów, którzy penetrowali środowisko prawosławne. Informacje pozyskiwane od współpracowników z Polski były przekazywane do Moskwy.
Nie oznacza to jednak, że Cerkiew została w całości opanowana przez SB. W aktach SO (tzw. sprawa obiektowa) „Bizancjum” zachowały się informacje o niepokornych wobec władz duchownych i biskupach oraz świeckich. Jednym z nich był arcybiskup łódzki i poznański Jerzy (Aleksy Korenistow) - z pochodzenia arystokrata rosyjski. Choć dwukrotnie po śmierci prawosławnych metropolitów pełnił funkcję strażnika tronu metropolitalnego, uważaną za wstęp do powołania go na funkcję zwierzchnika Cerkwi, Służba Bezpieczeństwa skutecznie zablokowała jego wybór.
Lojalny współpracownik
Służba Bezpieczeństwa zwerbowała arcybiskupa Sawę (nazwisko świeckie Michał Hrycuniak) 31 maja 1965 roku. Został zarejestrowany pod numerem ewidencyjnym 12348. Nie zachowała się teczka personalna TW „Jurka”, w której powinien być opisany proces werbunku. Z zachowanej teczki pracy wiemy jednak, że kontakty z SB miał jeszcze, zanim został formalnie zwerbowany. „W okresie (do pozyskania) odbyto 70 spotkań, które pozwalają na stwierdzenie, że tajny współpracownik jest lojalny, szczery i obojętny w stosunku do organów SB” - zapisał pierwszy oficer prowadzący płk Zygmunt Siellawa.
Pozyskanie związane było z objęciem przez Sawę funkcji w Kancelarii Metropolity, odpowiadającej stanowisku kanclerza kurii. „Celem pozyskania była konieczność bieżącej informacji odnośnie zmian zachodzących w prawosławiu ze szczególnym uwzględnieniem kontaktów zagranicznych oraz negatywnych zjawisk społeczno-politycznych wśród duchowieństwa i wyznawców” - napisano w notatce wprowadzającej do teczki TW „Jurka”.
TW „Jurek“ stał się jednym z najważniejszych agentów bezpieki w Kościele prawosławnym. Z wielu zachowanych notatek wynika, że wielokrotnie inicjował spotkania, by przekazać informacje. Informował SB zarówno w formie ustnej (tzw. dyktaty), jak i własnoręcznie pisał donosy. Dostarczał też dokumenty wewnętrzne Cerkwi, a nawet listy pisane do metropolity ze skargami na poszczególnych księży prawosławnych. Donosił też na katolików i protestantów. Z archiwów wyłania się obraz ks. Sawy, który przy pomocy SB usiłował kształtować politykę personalną w swoim Kościele.
Donosy na ojca duchownego
Jeden z pierwszych donosów dotyczył konferencji teologicznej zorganizowanej w Belgradzie. „Polski Kościół Prawosławny reprezentowało dwóch nieudolnych księży (a udających teologów) Ks. Serafim Żeleźniakowicz, rektor Prawosławnego Seminarium Duchownego, na stanowisko to przyszedł z prowincjonalnej parafii białostockiej i Ks. Jerzy Klinger - adiunkt Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej - mający średnie wykształcenie teologiczne. Wyższe wykształcenie ma filologiczne” - pisał. Szczególnie ostro ks. Sawa potraktował Klingera. „Ks. Klinger zaś pomieszał wszystkie teologie prawosławną, rzymsko-kat. i protestancką i jak mi wiadomo jego wypowiedzi były kompromitujące nasz Kościół” - donosił. Bardzo negatywne informacje na temat ks. Klingera w teczce TW „Jurka” pojawiają się wielokrotnie. O księdzu Żeleźniakowiczu dziś mówi, że uważał go za swojego ojca duchownego.
W teczce nie brak też informacji o duchownych i osobach konsekrowanych z Kościoła rzymskokatolickiego, głównie zaangażowanych w dialog ekumeniczny. 25 października 1966 r. podczas spotkania w kawiarni Krokodyl zdał relację ze swoich kontaktów z katolikami. „Siostrze Joannie przy okazji dał do zrozumienia, że zaskoczony jest również tym, że interesujący się wielce rzekomo sprawą ekumenii rektor Miziołek również spotkania nie zaszczycił swoją osobą” - zanotował oficer prowadzący. Wymienione tu osoby to siostra Joanna Lossow, jedna z najbardziej zasłużonych działaczek ekumenicznych, oraz Władysław Miziołek, późniejszy biskup odpowiedzialny w episkopacie właśnie za kontakty ekumeniczne. Inne donosy dotyczyły o. Aleksandra Hauke-Ligowskiego oraz ks. Donata Nowickiego.
6 maja następnego roku ks. Sawa dał dobitnie wyraz, co myśli o ekumenii. „Zdaniem t.w. dyskusja na temat obłudnej rzymsko-katolickiej ekumenii pokaże rozbieżności pomiędzy teorią a praktyką i umocni księży prawosławnych w przekonaniu, że nie należy utrzymywać żadnych stosunków z klerem rzymskokatolickim” - notował prowadzący.
O miłości z chłopakami
Sporo miejsca w donosach ks. Sawy zajmują informacje o charakterze obyczajowym. 20 września 1966 r. TW „Jurek“ dostarczył odpis listu do metropolity przekazanego od jednego z członków komitetu cerkiewnego z parafii w południowo-wschodniej Polsce. Wierny żalił się, że miejscowy duchowny utrzymuje kontakt z młodzieżą katolicką z marginesu. „Ks. J.L. chodzi po restauracjach, popija z nimi wódkę, spotyka się, i to bardzo często, jak również spaceruje z nimi po parku, wreszcie zaprasza ich do domu, tam odbywa się dalsze pijaństwo, a potem proceder zboczonej miłości z chłopakami“ - pisał.
Z akt SB wynika, że ksiądz, o którym mowa w liście, również został pozyskany do współpracy z bezpieką jako tajny współpracownik „Buk“. To niejedyny donos obyczajowy dotyczący duchownych. „Odnośnie faktu związanego z osobą R., t.w. oświadczył, że istnieją podejrzenia, że w/w jest homoseksualistą. Ci, którzy mu to zarzucają, opierają się na fakcie zbytniej troski R. o seminarzystów, co im się wydaje dziwne i podejrzane“ - zanotował oficer.
Donosy na wykładowców
Przy pomocy SB ks. Sawa próbował kształtować politykę personalną na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Szczególną niechęcią darzył pierwszego rektora uczelni, uczestnika wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. prof. Wiktora Niemczyka. „Odnośnie Niemczyka (wykładowcy CHAT-u) Tw. stwierdził: w/w jako wykładowca jest zerem. Jest stary, o b. despotycznym usposobieniu. Wśród kadry ma opinię b. złą, wśród studentów jest traktowany lekceważąco. Brak mu jakiegokolwiek autorytetu. Ponadto jego sklerotyczne usposobienie przy minimalnej wiedzy i braku jakichkolwiek zdolności dydaktycznych, jako wykładowcy już dawno go dyskwalifikują i dziwnym jest utrzymywania go w kadrze ChAT-u” - donosił SB 26 sierpnia 1968 roku.
Opinie na temat prof. Niemczyka nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Uchodził on za wybitnego teologa, był m.in. tłumaczem tzw. Biblii Warszawskiej. Ks. Sawa miał do niego żal, że nie dostał etatu na ChAT, jedynie miał tzw. prace zlecone. Wielokrotnie prosił SB o interwencję w tej sprawie.
Nie była to zresztą jego jedyna interwencja w sprawie polityki personalnej. Nie wahał się przy tym sięgać po argumenty natury obyczajowej. „Odsunąć od spraw wychowawczych w Seminarium J.A., pozostawiając go jedynie w sekcji prawosławnej ChAT-u. Powód tego zwolnienia to brak umiejętności w postępowaniu z młodzieżą, a przede wszystkim moralne się skompromitowanie w/w, z racji utrzymywanych stosunków z kobietą, która uważana jest za »prostytutkę«. Fakt ten ogólnie znany jest przedmiotem drwin, co całkowicie obala jego autorytet jako pedagoga i wychowawcy” - relacjonował ks. Sawa w donosie na temat decyzji prawosławnego metropolity Stefana. Również J.A., którego dotyczył donos, został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB.
Chciał być następcą metropolity Stefana
TW „Jurek“ nie oszczędzał też swojego ówczesnego zwierzchnika metropolity Stefana. „Odnośnie metropolity Stefana - człowiek stary (80 lat), często nieodpowiedzialny i nieobliczalny w postępowaniu. Swoją rolę ogranicza do przyjmowania podarków (cennych), hołdów (czuły na lizusostwo i płaszczenie się), tych właśnie faworyzuje, nawet jeśli nic sobą nie reprezentują. Brak mu jakichkolwiek zdolności. Od wyboru nie potrafił wypracować sobie jakiejś linii działania. (...) Przy całej swej tępocie zwraca uwagę fakt jego bierności, a niejednokrotnie wrogości wobec zarządzeń władz państwowych“ - donosił TW „Jurek“ 26 sierpnia 1968 r.
SB chciała wiedzieć, kto może zostać następcą Stefana. TW „Jurek“ charakteryzował esbekom potencjalnych kandydatów: „bp Jerzy - choleryk, wybuchowy. Poziomem przewyższa wszystkich biskupów. Na pewno byłoby lepiej dla PAKP [Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny - red.], gdyby on był metropolitą, choć sam też nie dałby sobie rady, bp Bazyli - intrygant i rozrabiaka, organizator żaden. Brak mu jakichkolwiek zdolności w administrowaniu diecezją, bp Nikanor jako administrator zdolny. Nikanor ostatnio został skompromitowany przez duchownego, który zastał N. w dosyć dwuznacznej sytuacji z gospodynią, Bazyli ma również wiele grzechów“.
TW „Jurek“ podobne charakterystyki przedstawiał SB jeszcze wielokrotnie. Po śmierci metropolity Stefana sugerował SB, że to on powinien zostać następcą, choć w tym czasie nie był nawet biskupem. Kandydaturze Sawy przeszkodził zapewne fakt, że obawiali się go inni duchowni. Jeden z nich zarejestrowany jako Kontakt Operacyjny BS dał druzgocącą opinię o Sawie, zarzucając mu miałkość intelektualną i karierowiczostwo. „Angażuje seminarzystów i studentów do donoszenia, czym rozbija jedność koleżeńską, przyzwyczaja młodzież do donosicielstwa i sługusostwa i tworzy atmosferę ciągłej bojaźni i podejrzliwości”. Te akurat cechy SB nie przeszkadzały. Jednak - jak się wydaje - oficerowie obawiali się, że żądza władzy ks. Sawy może sprawiać problemy we współpracy.
Bazyli ma wiele grzechów
Szczególnie zajadle ks. Sawa zwalczał biskupa, a później arcybiskupa Bazylego. Oskarżał go o głupotę, nepotyzm i nadużycia finansowe. W 1981 r. w rozmowie z oficerem SB był rozżalony tym, że władze popierają metropolitę Bazylego. „W rozmowie z t.w. mogłem odnieść wrażenie, że ma pretensje do naszych organów. Stwierdził wprost, że ze Sł. Bezp. utrzymuje kontakt od kilkunastu lat, swoje uwagi i spostrzeżenia dot. występujących nieprawidłowości w kościele przekazywał i przekazuje, ale jak do tej pory nie widzi, aby ktokolwiek z tego chciał skorzystać, stąd pytanie, czy Sł. Bezp. także nie zależy, aby w kościele panował spokój, ponieważ na Urząd ds. Wyznań nie można liczyć“ - zanotował ppłk Jan Wójcik.
Ks. Sawa wielokrotnie chciał też wymóc na SB przeniesienie Bazylego na emeryturę. Nie miał jednak świadomości, że metropolita od wielu lat był również tajnym współpracownikiem o pseudonimie Włodzimierz. Na dodatek utrzymywał doskonałe stosunki z Urzędem ds. Wyznań.
11 listopada 1982 r. SB w konflikcie jasno opowiedziała się za abp. Bazylim. Po spotkaniu z Sawą oficer zanotował w rubryce przedsięwzięcia: „Wpływać na bpa Sawę, aby nie prowadził własnej polityki, powodować aby bp Sawa wspierał działalność metropolity”.
Informacje dla KGB
W 1970 roku ks. Sawa został przeniesiony do Jabłecznej. Został zwierzchnikiem tamtejszego klasztoru. Nie zaprzestał donoszenia. Ponieważ miał więcej czasu na donosy, pisał je odręcznie. Było ich tyle, że SB założyła osobną sprawę obiektową dotyczącą klasztoru o kryptonimie „Monastyr“.
30 marca 1976 r. ks. Sawa podał SB dokładne charakterystyki zakonników z Jabłecznej, w tym swoją. Oprócz tego załączył spis wszystkich uczniów Prawosławnego Seminarium Duchownego w Jabłecznej wraz z charakterystykami słuchaczy oraz wykładowców.
To ułatwiło Służbie Bezpieczeństwa kolejne werbunki. „Monastyr“ nie był jedyną sprawą obiektową założoną po donosach ks. Sawy. Kolejną była sprawa obiektowa „Nadbużanin“. Jej celem było uniemożliwienie wysyłania prawosławnej literatury religijnej z klasztoru w Jabłecznej do Związku Radzieckiego. Taką akcję planowało dwóch uczniów prawosławnego seminarium Mikołaj Borowik i Igor Chlabicz. SB udało się do tego nie dopuścić i skonfiskować literaturę. Niewątpliwie współpracowano tu z KGB. Do współpracy z pozyskano potem jako TW „Igora” ks. Chlabicza.
Ks. Sawa okazał się zdolnym administratorem klasztoru. Jego pozycja w PAKP rosła. Zaczął reprezentować polskie prawosławie na forum międzynarodowym. Był wykorzystywany głównie do przekazywania informacji ze Światowej Rady Kościołów. Przyjmował też zadania od SB. Donosił m.in. na przedstawicieli Kościoła ewangelickiego z NRD, którzy na forum ŚRK podnosili kwestię braku swobód wyznaniowych.
W tym okresie ks. Sawa przekazał też służbom PRL liczne dokumenty Światowej Rady Kościołów, w tym bardzo niebezpieczne donosy na pastorów z NRD. Informacje te trafiały do Stasi i sowieckiej KGB.
W roku 1979 - po śmierci bp. Jerzego, który sprzeciwiał się współpracy prawosławnych z komunistami i utrzymywał dobre stosunki z katolikami - ks. Sawa został biskupem diecezji łódzko-poznańskiej. Dwa lata później objął zwierzchnictwo w największej prawosławnej diecezji z siedzibą w Białymstoku.
„Solidarność“ za drzwi
Białostocka „S“ chciała współpracować z prawosławnymi, których na tym terenie było wielu. U nowego zwierzchnika prawosławia pojawiła się w tej sprawie delegacja regionu „S“. Przedstawiciele „Solidarności“ chcieli złożyć ofiarę na budowę cerkwi w wysokości 50 tys. złotych. Biskup Sawa kategorycznie odmówił przyjęcia pieniędzy i wyrzucił delegację za drzwi. Stan wojenny biskup białostocki powitał z zadowoleniem.
Jako zwierzchnik największej diecezji prawosławnej nie mógł narzekać na swoją sytuację materialną, mimo to żalił się SB, że nie otrzymuje pieniędzy od metropolity. SB zrozumiała aluzję. Płk Wójcik 7 grudnia 1982 roku przekazał bp. Sawie kopertę zawierającą 7 tys. zł (dwie trzecie ówczesnej średniej pensji). Biskup początkowo się krygował, ale w końcu pieniądze przyjął i pokwitował. Kolejny tego typu prezent dostał od bezpieki na swoje 45. urodziny w 1983 roku. Tym razem było to 10 tys. zł.
Prawosławny Popiełuszko
W 1985 r. SB wykorzystała bp. Sawę do uspokajania nastrojów po śmierci ks. Piotra Popławskiego, o którym w owym czasie mówiono jako o prawosławnym Popiełuszce. Przypuszczalnie było to samobójstwo, ale sprawa pozostaje niewyjaśniona do dziś.
Bp Sawa spotkał się wtedy z opozycją w łonie swojego Kościoła. Ksiądz Aleksander Wysocki z prawosławnej parafii w Klejnikach wobec setek ludzi zgromadzonych przed katedrą prawosławną w Białymstoku wykrzyczał, że bp Sawa został kupiony przez SB.
On sam pozostał jednak konsekwentny. 26 września 1985 r. wyrzucił za drzwi zachodnich dziennikarzy, a prawosławnemu duchowieństwu zakazał jakichkolwiek kontaktów z prasą w tej sprawie.
Młodzież pielgrzymuje
Postawa biskupa Sawy budziła obiekcje wśród katolików, a także wśród mniejszości wyznaniowych.
Biskupowi bardzo zależało wówczas na zdobyciu profesury w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. W rozmowach z SB narzekał, że nikt nie chce się podjąć recenzji jego dokonań naukowych, co było wymogiem otrzymania tytułu.
Nie był to jedyny przejaw oporu prawosławnych wobec zwierzchnika diecezji. W sierpniu 1986 r. młodzież prawosławna Białostocczyzny zorganizowała pierwszą pieszą pielgrzymkę na Świętą Górę Grabarkę. Nie miała zgody władz ani kościelnych, ani państwowych. Wykorzystała fakt, że zwierzchnik diecezji wyjechał do Finlandii. SB dowiedziała się o pielgrzymce i wylegitymowała jej organizatorów. Bp Sawa musiał się później tłumaczyć bezpiece.
W kwietniu 1987 r. TW „Jurek” złożył kolejny donos na metropolitę Bazylego. Twierdził, że po śmierci przełożonej klasztoru ihumenii Barbary Grosser na Świętą Górę Grabarkę przybył abp Bazyli i zagarnął biżuterię oraz obce waluty.
Jedne z ostatnich donosów w teczce TW „Jurka“ dotyczą Syndesmosu - międzynarodowej organizacji młodzieży prawosławnej. Ta oddolna inicjatywa interesowała nie tylko SB, ale przede wszystkim KGB. Bp Sawa przekazał obszerne informacje o pobycie w Polsce Aleksego Struwego z Francji, który był zaangażowany w powołanie tej organizacji. Oficer SB zanotował: „informację nt. Syndesmosu wykorzystać do opracowania odpowiedzi na pismo KGB ZSRR“. Teczka „Jurka“ kończy się na listopadzie 1987 roku. Przypuszczalnie wtedy założono nową, która nie zachowała się do dziś.
Biskup Sawa do największych zaszczytów doszedł już w wolnej Polsce. W 1994 roku został prawosławnym ordynariuszem Wojska Polskiego. Dwa lata później został mianowany generałem brygady. W styczniu 1998 roku, w związku z chorobą metropolity Bazylego, został strażnikiem tronu metropolity. Najwyższą władzę w PAKP objął 31 maja. Arcybiskup Sawa został odznaczony krzyżami: Komandorskim i Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski - Polonia Restituta.
Szybki wywiad
Akta TW „Jurka“ oraz sprawy obiektowej „Bizancjum“ (dotyczącej Kościoła prawosławnego) dziennikarz „Rz“ studiował przez trzy miesiące. Wcześniej zapoznali się z nimi historycy IPN.
18 grudnia „Rz“ poprosiła metropolitę Sawę o wywiad. Jeszcze wcześniej o wyjaśnienia poprosili go historycy IPN. Termin wywiadu został wyznaczony na 5 stycznia. Ze względu na szacunek dla prawosławia „Rz“ nie zamierzała publikować tekstu przed zakończeniem prawosławnego Bożego Narodzenia przypadającego na 7 stycznia.
Tymczasem 3 stycznia w „Gazecie Wyborczej“ ukazał się wywiad z abp. Sawą przeprowadzony przez Jana Turnaua oraz Katarzynę Wiśniewską. Dziennikarze w pytaniach otwarcie przyznawali, że choć ich rozmowa ma związek z badaniem sprawy przez Instytut Pamięci Narodowej, nie znają dokumentów z Instytutu.
O pośpiechu świadczy też fakt, że wywiad odbył się w sylwestra i został opublikowany w pierwszym wydaniu gazety tuż po Nowym Roku. Wywiad zatytułowano „Gra z bezpieką o życie Cerkwi“.
Arcybiskupi jako TW
Abp Adam (Aleksander Dubec) - ordynariusz przemysko-nowosądecki. Pozyskany do współpracy16 czerwca 1971 r. jako TW „Marek”.
Abp Szymon (Szymon Romańczuk) - ordynariusz poznańsko-łódzki. Zarejestrowany 18 grudnia 1969 r. również jako TW „Marek”
Arcybiskup Miron (Mirosław Chodakowski) - arcybiskup hajnowski, prawosławny ordynariusz wojska polskiego. Zarejestrowany 15 lipca 1980 r. jako TW „Mirek II”. Jako generał brygady zobowiązany do złożenia oświadczenia lustracyjnego
Abp Abel (Andrzej Popławski) - ordynariusz lubelsko-chełmski. Zarejestrowany 2 marca 1984 r. jako TW „Krzysztof”
Abp Jeremiasz (Jan Anchimiuk) - arcybiskup wrocławsko-szczeciński. Pozyskany 15 grudnia 1973 r. jak TW „Janek”. Jako rektor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej zobowiązany do złożenia oświadczenia.