W naszej parafii pw. Ducha Świętego i MNP Matki Kościoła w Kędzierzynie Koźlu miała miejsce kolejna sesja formacyjna dla nauczycieli prowadzona przez brata Tadeusza Rucińskigo FSC z Częstochowy. Oprócz spotkania sobotniego z nauczycielami, Brat głosił kazania w niedzielę dla całej parafii - za zgodą ks. proboszcza prałata Edwarda Bogaczewicza.
Uczestnicy przybyli z Reńskiej Wsi, Przewozu, Głubczyc, Strzelec Opolskich, Jemielnicy, Ujazdu, Opola, Piotrówki, Raciborza, Głogówka, Twardawy, Zdzieszowic, Roszkowa, Rudy Śląskiej i z Kędzierzyna-Koźla. Razem około 50 osób.
Spotkanie rozpoczęło się Eucharystią, którą odprawił ks. proboszcz w intencji uczestników sesji, brata Tadeusza i nauczycieli naszej parafii. Lekcję przeczytał brat Tadeusz, modlitwę wiernych, w imieniu zebranych, wypowiedział dr Georg Glomb posługując również do Mszy św., śpiewy prowadziła pani organistka Marta Otrąsek.
Przed wykładem była możliwość zaopatrzenia się w nowości wydawnicze, między innymi autorstwa, br. Tadeusza, zarejestrowania się, posilenia przygotowanym poczęstunkiem. W przerwie między wykładami można było zapoznać się z dokumentem zawierającym sprawozdanie z kształcenia naszego podopiecznego Seraphina Zidouemba z Afryki a dokładnie z Burkina Faso, którego kształcimy od 2006 r., gdy miał 6 lat. Z pieczątek na dokumencie wynika, że jest on uczniem Niższego Seminarium Świętego Cypriana w diecezji de Kaya. Również Seraphin napisał o tym do nas zapewniając o swojej modlitwie.
Na początku wykładu Brat przytoczył starą legendę o tym jak to Anioł kładzie palec na usta każdemu rodzącemu się dziecku, by nic nie powiedziało o świecie, w którym było przed urodzeniem i dlatego każdy ma pod nosem ślad tego dotyku w postaci wgłębienia. To ludowe opowiadanie może być nośnikiem przekonania o duchowym życiu dziecka, które jest niedostępne dorosłym. Magisterium Kościoła naucza, że nie ma preegzystencji istoty ludzkiej. Pojawia się ona w akcie stwórczym Boga ściśle złączonym z aktem małżeńskim. Niewątpliwe jest natomiast to, że Bóg stwarza duszę w pierwszym mgnieniu życia.
Można zatem mówić o prawspomnieniu u małego dziecka, jakimś przeczuciu rzeczywistości nadprzyrodzonej wypływającym z faktu posiadania duszy, które można rozwinąć ale też można zabić. Decyduje o tym środowisko, w którym wychowuje się dziecko. Duchowość dziecka jest genetycznie w niego wpisana, rodzic ma to tylko ujrzeć a potem rozwijać.
Interesujące jest słowotwórstwo w języku polskim: "duch" i "oddech", "duch" i "duszność". "Duszenie się" nie tylko związane jest z oddychaniem, powietrzem i płucami ale też z jakimś ogromnym ciężarem, sytuacją bez wyjścia, chęcią wyrwania się, brakiem perspektyw i możliwości realizacji siebie. Dlatego bardzo trafnym wydaje się być stwierdzenie, że duchowość to uzewnętrznianie się życia duszy, a dusza może do Boga wzdychać, Bogiem oddychać lub bez Niego zdychać.
Tymczasem przesąd oświeceniowy od wielu dziesiątków lat wtłacza w umysły ludzi pogląd bezbożników, że człowiek rodzi się ateistą i dlatego jest wspaniały. Jednak z upływem lat psuje go religia i Kościół i dlatego tyle zła na świecie. Przesąd ten realizowany był w różnych formach a ostatnio przedzierzgną się w "filozofię gender", której głównym zadaniem jest pozbawianie człowieka tożsamości, choć nie jest to bezpośrednio tak sformułowane (zło zawsze stroiło się w piórka dobra, by ludzi zwodzić).
Trwa wojna na poziomie kultury, edukacji i mediów i my tą wojnę przegrywamy, bo już nie rozróżniamy podstawowego paradygmatu chrześcijańskiego (ogólny model, wzorzec, pojęcia w danej dziedzinie - tu w chrześcijaństwie, dający podstawy do rozważań szczegółowych). Wmawia się ludziom, że są nikim, taką wydmuszką albo awatarem (postać wirtualna zastępująca człowieka w grach komputerowych), a tymczasem człowiek jest dzieckiem Bożym, człowiek to dusza naturalnie chrześcijańska i to jest podstawowy paradygmat. O chrześcijańskości duszy ludzkiej świadczy już w dzieciństwie zauroczenie baśniami, parcie ku światu nadprzyrodzonemu, chęć doświadczania dobra, które zwycięża mimo przeszkód oraz odczuwanie radości ze zwycięstwa dobra. Jest to duchowość wrodzona ale jest też i kulturowa. Naukowcy twierdzą, że została wykształcona przez ewolucję w procesie selekcji i służy przetrwaniu.
Ateizm kultury Europy Zachodniej miał decydujący wpływ na lekceważenia duchowości wrodzonej. Badania pokazują, że już w dzieciństwie odchodzi się od religii, w tym kręgu kulturowym, poprzez poznawanie sceptycyzmu oświeceniowego, który odrzuca życie duchowe. Tłumienie i pomijanie go w sobie bardzo okalecza na każdym etapie rozwoju w efekcie czego mamy "bezduszne dzieci i bezdusznych dorosłych".
Rozwój dziecka zaczyna się od patrzenia w oczy matki zobaczenia tam siebie. Potem patrzy na świat poprzez słowa "popatrz", "zauważ", "zwróć uwagę", "przysłuchaj się", w rezultacie czego dziecko odkrywa świat pełen tajemnic. Rodzi się więc przemożna potrzeba odkrywania i poznawania tego świata. W tym momencie dusza pochodząca od Boga zestraja się z przekazem przyrody, która jest śladem Boga w świecie. Piękno, celowość, harmonia, doskonałość praw przyrody są wystarczającymi przyczynami do zadawania pytania o sposób powstania tego wszystkiego. To właśnie, niczym nie zatruta, duchowość dziecka pozwala mu przyjąć istnienie i działanie Boga w świecie i w jego życiu za prawdę realną i jedyne logiczne wytłumaczenie tego co widzi i słyszy. Wydaje się, że o tym myślał Jezus mówiąc do Apostołów "Jeśli nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do Królestwa Bożego".
W duchowości dziecka dominuje subtelność i doświadczenie Obecności.
Subtelność wyraża się w upodobaniu do baśni i opowieści. Dziecko odkrywa magiczność i cudowność przyrody. Stąd zadaje pytania: "skąd coś jest", "dlaczego to coś się rusza, fruwa, pływa", "skąd przybywa wiatr?" albo "dokąd idą noce?". Dziecko zdradza chęć panowania nad tym co widzi i chęć włączania się w tworzenie. Jeśli dorosły nie umie odpowiedzieć na tego typu pytania dziecka to albo tego nie przeżył, albo niczego nie rozumie.
Doświadczenie Obecności można wyczuć w wypowiedziach dziecka. Jest ono mocno przekonane, że jest ktoś tak blisko, że go nie widać. Mogą to być postaci z bajek: skrzaty, anioły ale i złe moce. Mądry rodzic wie, że razem z dzieckiem wszystko to musi nazwać, jakoś oswoić, po prostu wyjaśniać tak, by dziecko nie zostało z tym samo.
Wiedza przekazywana dziecku przez edukację oświeceniową (nowoczesną) nie koreluje z wewnętrznymi potrzebami dziecka. Nie daje odpowiedzi na pytania skąd się wziąłem, po co żyję, czy naprawdę istnieje świat niewidzialny, który dziecko wyczuwa, ale nie znajduje o nim żadnej informacji. Jednocześnie poczucie obecności: ktoś się mną opiekuje, potrzebny mi Anioł Stróż, potrzebuję opieki Boga, ramienia Boga, pokaż mi, zaprowadź mnie, przeżyj ze mną Boga, jest wewnętrznym pragnieniem poznania, które nie zaspokojone w sposób prawdziwy a jednocześnie dostępny umysłowości dziecka, prowadzi do spustoszenia w nader subtelnym, życiu duchowym dziecka, potem człowieka dorosłego, potem dojrzałego a potem starca.
Interesujące i bardzo istotne są pytania dziecka o śmierć. Dziecko bardzo się boi, by nie umarł ktoś, kto jest oparciem dla niego. Na ogół jest to rodzic lub osoba bliska dziecku, z którą jest szczególnie związane.
Jeśli zdarzy się śmierć w rodzinie to NIE MOŻNA zostawić dziecka samego z tym faktem myśląc: "ono i tak tego nie rozumie lub nie będzie pamiętać". TRZEBA z dzieckiem rozmawiać, nie bać się!!! Niewątpliwie jest tu potrzebna dojrzałość i mądrość rodzica, by w sposób właściwy dla percepcji dziecka tłumaczyć mu, że na przykład: tu jest tylko kawałek życia, cała reszta jest gdzie indziej, jest inne życie poza ziemią, śmierć jest tylko przejściem, śmieć nie jest zniszczeniem człowieka. Takie odpowiedzi i im podobne uspokajają dziecko i wlewają otuchę.
Inne pytania są trudniejsze "dlaczego umierają dzieci"? "Czy rozmawiać z umierającym dzieckiem o jego śmierci?" Doświadczeni psychologowie i lekarze utrzymują , że nie ma sensu oszukiwać dziecko. Ci, co umierają mają większą wiedzę o swym stanie, wiedzą o swej śmierci inaczej niż ci, co mają jeszcze żyć. Lekarze widzą, jak umierają dzieci. Po prostu robią się nagle bardzo dojrzałe. Są u Boga, który daje wartość śmierci. Jeśli wiec warto umrzeć to i warto było żyć. W książce "Halo Pan Bóg, tu Anna", twierdzi się, że jeśli akceptowało się swoje życie to i akceptuje się swoją śmierć, ponieważ jest ona tylko "bramą możliwości". Zatem, umieranie nie jest problemem dla kogoś, kto żył naprawdę, czyli cieszył się życiem, poznawał je i odtwarzał. Umrzeć to tak, jakby odwrócić się na drugi bok w czasie snu, mówi Anna.
Wiedza taka jest skrzętnie ukrywana przed współczesnymi dziećmi. One po prostu jej nie mają, bo to wbrew, obowiązującym obecnie, poglądom na życie, które jest świadomie oddzielane od śmierci. Temat ten wyparty z programu nauczania powoduje, że nie padają żadne odpowiedzi na ważne pytania dzieci, te pytania w ogóle nie padają (może okazyjnie, ale nie programowo). A przecież każde życie kończy się śmiercią, jest dojrzewaniem do niej. Dobrze oddaje to książka, a potem film "Oskar i Pani Róża" o chłopcu, który umierał na raka i nie mógł darować rodzicom, że nie mówią mu o jego chorobie zmierzającej do śmierci. Ukazano tu, że śmierć dziecka pomaga wierzyć dorosłym. Człowiek obserwując umierającą bliską osobę, tutaj dziecko, sam dojrzewa duchowo. Tajemnica objawia się mu powoli i odsłania. To bardzo wzruszający i pouczający film.
Zakaz wprowadzania dzieci w tematykę naturalnego umierania i śmieci, przy jednocześnie wszechogarniającej kulturze śmieci (katastroficzne filmy, przerażająca grafika i tematyka bajek, a późnie gadżety do tych bajek, okładki zeszytów szkolnych, nadruki na plecakach, na koszulkach, różne wisiorki, diaboliczna muzyka, której słuchają dorośli a dzieci mimowolnie w niej uczestniczą, itp.) nie służą harmonijnemu rozwojowi dzieci i ich duchowości.
W zakresie dzisiejszego tematu pojawia się pytanie "czy dziecko może być nauczycielem duchowości?" (abstrahujemy w tym miejscu od pojęcia "kultura prefiguratywna" M. Mead, w której autorka przedstawia społeczność wycofanych ludzi starszych, uczących się od dzieci korzystania z nowoczesnych wynalazków technicznych, jak i przejmowania od nich stylu życia, bo ich własny jest "staroświecki").
Pojawiające się na świecie dziecko, już od pierwszych chwil swego życia bardzo zmienia nie tylko rodziców, ale i dalszych krewnych. Ono wywołuje taką jakość odczuć, emocji i doznań duchowych, jakie nie pojawiłyby się nigdy w życiu dorosłych, nigdy by o nich nie pomyśleli, gdyby nie ono. Dobrze oddają to książki Doroty Terakowskiej "Ono", "Poczwarka", "Tam, gdzie spadają anioły".
Swoimi pytaniami małe dziecko może nakierować myślenie dorosłych na nadprzyrodzoność, a jego szczery zachwyt nad przyrodą, może przypomnieć dawno zarzucone treści o Wszechmocy, Miłości i Mądrości Boga Stwórcy. Bardzo dużą "pracę" często wykonuje dziecko przygotowujące się do I Komunii Świętej, zadając pytania "dlaczego tak rzadko chodzimy do Kościoła"? "Dlaczego się nie modlimy"? "Dlaczego nie mamy ani krzyża, ani obrazu Maryi"? "Mamo, o masz różaniec i książeczkę"? W wielu rodzinach obojętnych religijnie te pytania są bagatelizowane i samo dziecko prowadzone bez Boga o nich z czasem zapomina, ale dzieje się tak nie we wszystkich rodzinach.
Być rodzicem, to najpierw zacząć od wdzięczności swoim rodzicom. Zapamiętane pretensje, poczucie niesprawiedliwości i żale jakoś tracą swą siłę, gdy zaczniemy wychowywać własne dzieci i doświadczymy, jakie to trudne wymagające i wyczerpujące. Gdyby nie własne dziecko pewno nie odczulibyśmy tego, co przeszli nasi rodzice z nami.
Być rodzicem, to także przebaczyć swoim rodzicom, gdy bardzo nas zawiedli czy zdradzili. Gdy mamy bardzo złe wspomnienia i poczucie palącej krzywdy. Przebaczenie im jest bardzo potrzebne, bo w przeciwnym razie może się zdarzyć, że ich złość skumulowana w nas będzie szkodzić naszym dzieciom, my będziemy tak samo krzywdzić nasze dzieci jak zostaliśmy skrzywdzeni i będzie to dla nas ogromną, nie zagojoną raną każdego dnia.
Pan Bóg jest Wszechmocny i potrafi z najgorszego zła wyprowadzić TRWAŁE DOBRO, a trudności jakie przeżywamy mają nas przygotować do życia, które łatwe nie jest.
Dziecko jest niewątpliwie uczniem, zdobywającym sprawności duchowe pod kierunkiem dorosłych.
Wychowywać dziecko to też wdrażać je w wymiar sakralny. Mówić mu, co jest święte i czego nie można nigdy zdradzić. Już z małym dzieckiem trzeba ustalić zasady, by nasiąkało prawdą i pozawerbalnie chłonęło chrześcijański styl życia w rodzinie. Nie bez znaczenia jest jaki obraz Boga ma rodzic. Nasz obraz Boga mówi o nas samych.
Wymiar sakralny wychowania potrzebuje przestrzeni i rytuału.
Przestrzeń
Już dawno zauważono, że warunki zewnętrzne, czyli otoczenie, wpływa na wnętrze człowieka. Składową przestrzeni dla życia duchowego jest cisza. Jeśli człowiek i duży, i mały potrafi pozostawać w ciszy, wtedy dopiero ma kontakt nie tylko ze sobą samym, ale i z Bogiem, bo Bóg mówi do nas właśnie w ciszy, gdy jesteśmy skupieni i wyczuleni na Jego delikatny głos w naszym sercu. Z pomocą przychodzi przestrzeń kościoła jako budynku. Tutaj jest całkiem inaczej niż gdziekolwiek indziej. Zwłaszcza, gdy nie ma nikogo tylko Jezus. Przyprowadzajmy dzieci do kościoła poza mszami. Niech uczą słychać ciszy by, może któregoś dnia, już jako dorośli "usłyszeli" nie tylko szmer modlitw tysięcy ludzi, który zapisywał się w przestrzeni kościoła przez wiele dziesiątków lat, ale przede wszystkim, by usłyszeli głos samego Jezusa mówiącego do ich serca. Polecenia godną przestrzenią jest też noc, ciemność, kiedy wszystko jest naturalnie wygaszone, wtedy człowiek otwiera się duchowo ( zatem noc nie jest zastrzeżona tylko dla złego ducha, który też wtedy działa intensywniej. Pamiętajmy o tym, że diabeł jest małpą Pana Boga i stara się Go zafałszować gdzie tylko może).
Inną składową przestrzeni jest słowo. Język albo pomaga, albo fałszuje rzeczywistość - nic nowego. Dziecko słyszy dorosłych i powtarzając uczy się - ale czego? Jakże ważne jest wyrażanie się słowami adekwatnymi do sytuacji, o której mówimy. Jakże ważny jest obraz Boga , którym dysponuje osoba dorosła. To wszystko mówi o jej wierze. Celne jest tutaj polecenie niektórych przewodników duchowych: "Opowiedz mi, jaki jest twój Bóg".
Trzeba zdawać sobie sprawę, że ze słów swoich opiekunów dziecko korzysta opisując również i to, co nadprzyrodzonego przeżywa w sobie. Dziecko ma prawo po swojemu rozumieć to, co słyszy od dorosłych, może to źle rozumieć, ale jeśli od najmłodszych lat napełnia się fałszywym pojęciem Boga i Jego przestrzeni, bo tak słyszy, to natrafia na ogromną trudność rzutującą na jego dorosłe już przeżywanie rzeczywistości Bożej. Najlepszym przykładem błędu może być zwrot dorosłej osoby do dziecka, gdy ono coś zbroi: "Czekaj, Pan Bóg cię pokarze !!"Albo "Pan Bóg już cię nie kocha", albo przeklinanie dziecka. Czy ktoś się kiedyś zastanawiał, co wtedy myśli dziecko, co przeżywa, jaką wyrabia w sobie postawę?
Słowem jest też modlitwa. . Modlitwa - uczy katechizm, jest rozmową z Bogiem. Rozmowa ta p o w i n n a toczyć się we własnym języku człowieka, gdy mówimy "własnymi słowami". Dopiero taka modlitwa rodzi więź, a Jezusowi właśnie na niej zależy i człowiekowi chyba też, gdy wypowiada słowa: "naucz mnie takiej modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi".
Dziecko najpierw rozmawia z rodzicem a potem z Bogiem.
Wymiar sakralny w wychowywaniu potrzebuje też rytuału. Rytuał to znaki, gesty, taniec (zawiera kategorie ruchu, piękna, rytmu, i harmonii), celebracje. W przestrzeni kościoła, o której wyżej wspomniano muszą być przestrzegane adekwatne słowa, postawy, gesty, ubiór co umożliwia wejście we wspólne sprawowanie celebracji. Rytuał udziela czegoś ze swojego piękna i tajemnicy każdemu uczestnikowi właściwie dostrojonemu do atmosfery miejsca. Wtedy zdarza się relacja człowiek - Bóg.
Wszystkie rzymskie celebracje zawierają w sobie taką wzniosłość, że może ona wciągnąć w swą atmosferę nie tylko ludzi wierzących. Rytuał im jest piękniejszy, im trudniejszy tym bardziej wzbogaca wnętrze człowieka.
Rytuał przez swoje znaki i gesty daje możliwość prawdziwego kontaktu. Najpierw ze sobą samym, ale do tego niezbędna jest cisza i umiejętność bycia z samym sobą w milczeniu, później następuje kontakt z ludźmi: zadaje się im pytania, odpowiada się na ich pytania, słucha się ich. Później dopiero następuje kontakt z Bogiem.
Również każdy dom ma swój rytuał zarówno codzienny jak i świąteczny. Dziecko w nim wzrasta i nim nasiąka, a potem przenosi na swoje życie dorosłe. Warto się zastanowić nad rytuałem w naszym domu.
Przestrzeń ze swoją ciszą i słowem oraz rytuał jako warunki sprzyjające duchowemu funkcjonowaniu dziecka, nie zawsze są nieuświadamiane sobie przez rodziców, jednak funkcjonują w wychowaniu instynktownie, arefleksyjnie. Twórcy "nowego ładu, nowego człowieka czy, nowoczesnego konsumenta" pracowicie pochylili się nad tą sferą życia małego dziecka, bo ich zdaniem od takiego trzeba zaczynać, i wprowadzają, coraz skuteczniej, przeprogramowywanie świadomości, a narzędzie w ich rękach wspaniale skuteczne: internet i media.
Ostatnio zdefiniowano nową grupę odbiorców programów telewizyjnych: dzieci od 4 miesiąca życia do 24 miesiąca życia. Właściciele mediów tworzą możliwości, rodzice natomiast decydują, szczególnie, gdy dzieci są w wyżej wspomnianym wieku. Nikt jednak nie pokazuje rodzicom jakie są skutki takich bodźców na tak małe dzieci, ale i na starsze. Nikt nie tłumaczy i nie łączy zaburzeń rozwojowych i emocjonalnych, wcześniej nie występujących, z tą właśnie praktyką przesiadywania .bardzo małych dzieci przed telewizorem czy komputerem. Mało który rodzic zna pojęcie "cyfrowa demencja" a ono już dawno funkcjonuje. Demencja ta dotyczy pewnej deformacji mózgu, jako, że jest to twór plastyczny, dostosowujący się do rodzaju informacji jakie mu dostarczamy z zewnątrz. Umysł natomiast funkcjonuje na bazie mózgu. Tak pożądane myślenie przyczynowo-skutkowe nie rozwinie się, gdy wszystko ma się gotowe i nie rozwiązuje się żadnych problemów mając dane podstawowe np. :pudełko klocków, puzzle, łamigłówkę itp. Mózg traci komórki, gdy ma łatwe rozwiązania i żadnych wyzwań. I mamy demencję cyfrową. Gdy pojawiają się trudności, tak zwane szare komórki się mnożą, poprawia się jakość twórczego myślenia. Oglądacz telewizji lub uczestnik gier komputerowych jest często bezradny w życiu realnym, często nerwowy i pobudzony i kłótliwy, mając problemy ze snem i wiele innych problemów w relacjach z ludźmi. Jest duża szansa, że w życiu dorosłym będzie sam, egoistyczny zatrzaśnięty w sobie singiel. I o to chodzi twórcom "nowoczesnego człowieka", właśnie taki jest potrzebny, by wykonywał bezmyślnie polecenia "nie wiadomo kogo, ale z góry".
Przestrzeń, w której może otworzyć się dusza zostaje wypełniona internetem i skutkami jego oddziaływania, więc co z duszą dzieci i młodych ludzi?
Słowa, druga składowa przestrzeni, dzięki którym wchodzimy w kontakt z innymi, są również w odwrocie. Jeśli nie ma potrzeby ich używania, a w komórkach, internecie, w grach nie ma, to umiejętność wysławiania się bardzo się obniża np.: we wczesnym wieku szkolnym powinno się dysponować 2-3 tys. słów jednak dość duża grupa uczniów ma ich około 850. Nie możność wyrażenia swoich emocji, oczekiwań, wrażeń czy uczuć prowadzi często do agresji i nieporozumień a w najlepszym przypadku do bezradności. Interesujące jest, na jakim poziomie jest rozmowa z Bogiem - modlitwa, u tak "okaleczonego" młodego człowieka, czy w ogóle jest?
Trudne to są sprawy zwłaszcza dla nas nauczycieli i wychowawców. Jak temu zaradzić, co robić, by rodzice i dzieci zauważyli te zagrożenia i im się przeciwstawili. Z pewnością wielu stara się naświetlać sprawy w swoim najbliższym kręgu, dobrze jest też mieć argumenty w dyskusjach ludźmi lekceważącymi stan obecny i perspektywy. Temu służą spotkania z Bratem Tadeuszem nie tylko na wykładach ale i na warsztatach.
Po przerwie pracowaliśmy wokół następujących pytań:
Jak inicjować i prowadzić rozmowy na tematy duchowe (sumienie, wieczność, Opatrzność Boża, miłosierdzie, rzeczy ostateczne, śmierć itp.) z dziećmi młodszymi i starszymi?
Chrońmy przestrzeń w domu przed oddziaływaniem złego ducha. Nawet nie zdajemy sobie sprawy przez co wchodzi on do naszego domu i tam się panoszy. Mogą to być pogańskie symbole, czy idole. Trudna sprawa z nastolatkami. Trzeba zastosować dawne prawo: kto jest na utrzymaniu powinien się podporządkować. Jako mądrzy rodzice możemy też niektóre rzeczy tolerować to znaczy znosić z bólem, ale powinniśmy pamiętać o rzeczach poświęconych i mieć je w domu np.: woda święcona, różne relikwie. Tłumaczmy dzieciom, dlaczego to mamy w domu. Będąc bezkarnym (bo nikt z nim nie walczy w imię nowoczesnego przekonania o ni e istnieniu diabła, a kto by mówił inaczej to jest jakiś ułomny umysłowo), diabeł wywleka człowieka z niego samego i wodzi po manowcach. Człowiek nie ma mieć własnej tożsamości, bo ona utrudnia złemu zwodzenie człowieka. Stąd też planowe rozbijanie rodziny, najlepiej jej nie zakładanie, zabijanie dzieci i staruszków, antagonizowanie dzieci i rodziców, bo dzieci mają tylko prawa a rodzice mają tylko obowiązki Dąży się do tego, by tylko rodzice byli być winni i tylko oni karani. Dobrze byłoby kiedyś przeprowadzić badania, co dzieje się z dziećmi odebranymi rodzicom. Przeciwdziałać temu, to rozmawiać z dziećmi o takiej sytuacji, wyjaśniajmy dlaczego jest ona zła .
Dbajmy o rytuały w rodzinie. One są, ale nie do końca uświadamiane sobie. Rodzice powinni podkreślać : tak jest w naszym domu i trzeba się do tego dostosować, nawet, jak się któremuś to nie podoba. Rytuał to podkreślanie ważności i gradacja, co bardziej ważne a co mniej ważne np.:, gdy jemy nic nie gra.
Wydzielmy miejsce w naszym domu i nadajmy mu rangę religijną. Jakaś makatka na ścianie, na niej obraz, czy krzyż, często świeże kwiaty obok. Takie miejsce wpływa na sposób przeżywania więzi z Bogiem i między sobą, zwłaszcza w czasie nieporozumień.
Starajmy modlić się za tych członków rodziny, którzy nie chcą uczestniczyć we wspólnej modlitwie. Przetrzymajmy bunty i odmowy z cierpliwością i wyrozumieniem (Jezus we wszystkim pomaga).
Najlepszym sposobem inicjowania rozmowy na tematy duchowe jest komentarz rodzica do własnego, dobrego postępowania: dlaczego przebaczam, dlaczego się nie kłócę, dlaczego udaję, że nie słyszę słów obraźliwych, dlaczego zajmuję się staruszkami rodzicami, dlaczego dzielę się z potrzebującymi.
Jak dbać o zewnętrzną przestrzeń dla życia duchowego w domu? Przed czym się bronić?
Wybieranie tego co godniejsze, a nie tego co modniejsze w stylu życia, w ubiorze, w doborze rozrywki, ignorowanie argumentu: "bo wszyscy tak robią" np.: jeżdżą w niedzielę do dużych sklepów, oglądają takie seriale. My tego robić nie musimy i dzieciom powinniśmy to tłumaczyć, rozmawiać z nimi nie lekceważąc ich zdania. Czasami trwa to bardzo długo, aż sami przyznają nam rację.
Wybaczać sobie, oddawać wszystko Wszechmocnemu Bogu z przekonaniem, że tylko On może nas wyprowadzić nawet z najbardziej trudnego położenia.
Dbać o wspólną modlitwę - sprawa fundamentalna. Bóg wchodzi w nasze sprawy, jeśli Go o to prosimy.
Wielką pomocą dla rozwoju życia duchowego jest odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego samemu, jak i z rodziną.
Dbać o to co oglądamy jako dorośli. Mamy mieć świadomość, że horrory nakręcają człowieka, robi się nerwowy, reaguje histerycznie, a nie ma żadnych wartości wyższych, podobnie jak filmy pornograficzne. One też niszczą relacje małżeńskie i godność człowieka. Dają poczucie upodlenia swojej osoby i innych. Można spokojnie żyć bez nich i tak chronić swoją wrażliwość. Niczego dobrego do życia nie wnoszą.
Jak tworzyć i kultywować religijne rytuały domowe? Jak w domu przygotować się do liturgii niedzielnej?
Rytuały religijne domowe najczęściej przejmujemy z domu rodzinnego. Są one dobre jednak nie wystarczają, bo życie zmienia się, powstają nowe sytuacje i trzeba je jakoś zinterpretować. Rytuałem może być praktykowanie zasady: gdy jemy wspólny posiłek nic nie gra, ani telewizor, ani radio.
Rytuałem może być brak "cichych dni" po kłótni lub innym nieporozumieniu. Zawsze wyjaśniamy sobie przyczyny naszego takiego, czy innego zachowania. Nie milczymy chcąc ukarać drugą osobę, bo tak naprawdę wtedy każemy samego siebie i rozdźwięk się pogłębia. Z tyłu głowy powinny wtedy brzmieć słowa Jezusa: "Niech nie zachodzi słońce nad zagniewaniem waszym".
Rytuałem może być czytanie dzieciom, a później wnukom pouczających historii również religijnych i omawianie ich typu: wyobraź sobie, że jesteś głównym bohaterem tego opowiadania
"
Rytuałem może być odwiedzanie w okolicy co piękniejszych szopek bożonarodzeniowych, udział w pochodzie Trzech Króli, przynajmniej raz w roku znaleźć się na Dróżkach Kalwaryjskich w pobliskim sanktuarium.
Rytuałem może stać się wspólne przygotowanie się liturgii niedzielnej. Należałoby wtedy zobaczyć jakie będą czytania pod kątem: co one znaczą w moim życiu, skojarzyć wydarzenia z tygodnia z niedzielną Ewangelią, pomyśleć w czyjej intencji ofiarować komunię św., bo przecież dramatów wokół nas nie brakuje, a i wdzięczność za otrzymane łaski też należałoby okazać Panu Jezusowi
Rytuałem może być fakt, że na liturgię niedzielną idziemy razem: rodzice z dziećmi w odświętnym nastroju, choćby z powodu pięknego i godnego stroju wszystkich członków rodziny. W przestrzeń sakralną nie wchodzi się prostacko, na swoich warunkach, ale trzeba dostosować i dostroić siebie do przeżywania tajemnicy Boga, wtedy i tylko wtedy liturgia wynosi nas przed Jego oblicze. Wiele osób mówiących o sobie "wierzący" ma problemy z dostosowaniem siebie do liturgii. Nie widzi tego, że w innych przestrzeniach jak: w banku, urzędzie skarbowym czy w supermarkecie nie on dyktuje swoje warunki, tylko bez szemrania dostosowuje się do zasad tam obowiązujących, a w kościele chce zachowywać się tak, jak sam uważa za stosowne, kontestując często obowiązujący sposób ubrania, postawy, wspólne modlitwy, czy śpiewy, punktualność, zarządzenia proboszcza.
Wieloletnia praca nad własną duchowością chrześcijańską prowadzi człowieka do dojrzałości. Wtedy jest on w stanie mówić z pełnym zrozumieniem "Bądź wola Twoja", zwłaszcza podczas przeżywania trudności, niepowodzeń, czy skutków niezawinionego zła. Człowiek o pogłębionej duchowości wie, że z najgorszego nieszczęścia bóg potrafi wyprowadzić takie dobro, którego nie spodziewał się i nigdy takiej łaski by nie otrzymał.
|