Czarnecka Marta Historia obrazu


Marta Czarnecka

II rok Porównawczych Studiów Cywilizacji

Uniwersytet Jagielloński

HISTORIA OBRAZU

„piękna jak księżyc i radosna jak słońce(…)

Nie taka jaka jest, lecz jaką była jaśniejąc nadzieją;

Nie taka jaka jest, lecz jaka spełnia jego marzenia.”

Christina Rossetti, W pracowni artysty, 1856

Nie tak bardzo dawno temu, w Wiktoriańskiej Anglii, kilku młodych studentów londyńskiej Akademii Malarstwa założyło tajemne stowarzyszenie, przeciwstawiając się powszechnie przyjętym i propagowanym technikom malarstwa akademickiego. Nie chcieli już dłużej naśladować stylu włoskiego renesansu, gdzie celem artysty było upiększanie malowanego obiektu. Młodzi artyści pragnęli sztuki prawdziwej. Chcieli malować rzeczywistość taką, jaka jest. Autentyczność, jakiej pragnęli, widzieli w średniowiecznym i wczesnorenesansowym malarstwie, malarstwie przed Rafaelem. Nazwali się więc Bractwem Prerafaelitów.

Dante Gabriel Rossetti, William Holman Hunt, John Everett Millais , Walter Deverell i inni członkowie stowarzyszenia mieli wtedy po dwadzieścia lat. Połączył ich nie tylko program artystyczny, ale przede wszystkim szczera przyjaźń, od której to wszystko się zaczęło.

Pewnego dnia, Walter Deverell, wbiegł do pracowni wykrzykując, jakie to „piękne stworzenie” spotkał u kapelusznika. Kobietę o cudownej, smukłej szyi, miedzianych włosach, szczupłej figurze i wspaniale subtelnych rysach… tym stworzeniem była Elizabeth Siddal, która już wkrótce stała się ulubiona muzą Prerafaelitów.

Jednym z najbardziej znanych obrazów, na którym widnieje jej postać, jest dzieło Johna Everetta Millaisa przedstawiające samobójczą śmierć szekspirowskiej Ofelii. „Obsypana drobnymi kwiatkami, patrząc nieprzytomnie spod opadających powiek, pogrąża się w wodzie z modlitewnie rozłożonymi rękami. Ma lekko rozchylone usta, jej długi, rude włosy wplątują się w wodorosty.” Na brzegu zakola rzeczki, w której unosi się ciało Ofelii, stoi niska rosochata wierzba, którą, jak i całą nadbrzeżną roślinność, Millais odmalował z natury. Młody artysta oddał niezwykle precyzyjnie każdy szczegół tej sceny. Modelka, pozując do obrazu, ubrana była w jasną suknię haftowaną srebrną nicią, którą John Everett wyszukał w jednym z londyńskich antykwariatów. Tak ubrana, Lizzie mokła przez wiele dni w wannie, nawet wtedy, gdy zepsuło się ogrzewanie. Jej poświęcenie skończyło się ciężkim przeziębieniem, w którym dopatrywano się początku jej choroby, gruźlicy.

W tym czasie, gdy Millais malował Ofelię, zakochał się w Elizabeth jeden z członków stowarzyszenia, Dante Gabriel Rossetti. Lizzi odwzajemniła jego uczucia i wkrótce pozowała już tylko jemu. Ich związek stał się pierwszą przyczyną zachwiania przyjaźni wewnątrz bractwa. Po latach drogi artystów się rozeszły, a ich kariery potoczyły bardzo różnie.

Rysunki wątłej postaci ukochanej zdominowały ściany pracowni Dante Gabriela. Jej twarz, niemal zawsze zamyślona, jakby nieobecna, została uwieczniona na wielu jego płótnach. Jedno z nich, Błogosławiona Beatrycze, wywarło na mnie szczególne wrażenie. Nie tyle samo piękno obrazu, ile jego historia.

Związek modelki i malarza był burzliwy. Wierność nie była najmocniejszą stroną Rossettiego. Przez dziesięć lat Lizzie i Dante rozstawali się i wracali do siebie kilkakrotnie. Elizabeth zaczęła malować pod okiem swego kochanka. Okazała się utalentowaną uczennicą. Jej dzieła były niezwykle podobne do prac Rossetiego, te same smutne postacie, nawiązania do średniowiecznych miniatur, ta sama aura tajemnicy emanująca z dzieł. Podobno czasem trudno było rozpoznać, które z nich jest autorem. Może właśnie w obrazach przejawia się to, co ich do siebie sprowadzało: niemal identyczne postrzeganie świata, a może również te same pragnienia…

Pomimo kryzysów ich związek przetrwał, a co więcej, został usankcjonowany. Małżeństwo to było skandalem, bowiem poślubienie wieloletniej kochanki nie mieściło się w ówczesnych normach obyczajowych. Rodziny obu stron były, delikatnie mówiąc, niezadowolone z zalegalizowania związku. Rodzice Rossettiego marzyli o lepszej partii dla swego utalentowanego syna, natomiast rodziciele Lizzie, biedni, ale porządni ludzie, nie mogli przeboleć „upadku” córki, jakim było małżeństwo z artystą.

Jednak znacznie większa tragedia, niż dezaprobata najbliższych czekała już wkrótce państwa Rossetti. Schorowana Elizabeth urodziła martwe dziecko. W niedługim czasie znów zaszła w ciążę, ale i tym razem nie przyniosło to szczęścia, bowiem zmarła w jej trakcie. Przedawkowała laudanum, środek przeciwbólowy zawierający opium, od którego była uzależniona.

Rosseti, wróciwszy do domu zastał ją nieprzytomną i żaden z wezwanych lekarzy nie potrafił jej uratować. Dante Gabriel szalał z rozpaczy. Razem z nią pochował w trumnie swoje niepublikowane dotąd wiersze. Obraz konającej prześladował go nocami, a bezsenność dodatkowo potęgowała żal.

Ostatnim obrazem, na którym widniała twarz Lizzie, było dzieło pod tytułem Beata Beatrix, namalowane po jej śmierci przez zrozpaczonego męża. Elizabeth była dla Dante Gabriela jak Beatrycze dla Dantego Alighieri, a swoja przedwczesną śmiercią dopełniła tej roli. Poświęcone jej pamięci płótno było inspirowane poematem Vita Nova, gdzie Beatrycze nie umiera, tylko w mistycznym doznaniu wznosi się ku niebu.

Na pierwszym planie obrazu znajduje się siedząca postać Beaty ubranej w czerwono - różową suknię, na którą narzucona jest ciemnozielona tunika. Jej piękna kształtna głowa zwrócona do nas profilem jest lekko uniesiona. Rozpuszczone kasztanowe włosy, zamknięte duże oczy i rozchylone usta sprawiają, że cała jej twarz ma wyraz ekstatyczny. Emanuje z niej pewien niesamowity, tajemniczy spokój. Zdaje się być skierowana w stronę tego, co można zobaczyć „oczyma duszy” - w stronę wspomnień, emocji, wyobrażeń. A może również tego, co czeka ja po śmierci? Może to właśnie ta wizja sprawia, że jej twarz jest tak cudownie spokojna, a jej widzenie wewnętrzne uzewnętrzniło się w postaci całego obrazu?

Ręce o długich palcach ma luźno złożone na kolanach, a w otwarte dłonie purpurowy ptak, posłaniec śmierci, upuszcza kwiaty maku. Maku, który jest symbolem snu i śmierci. Zapewne stanowi też aluzję do opium, bezpośredniej przyczyny śmierci Lizzie.

W tle widnieją dwie postacie. Po prawej stronie, w cieniu drzewa, stoi Dante. Spogląda on na Anioła Miłości trzymającego jasne światło. Światło miłości, która nigdy nie umiera.

Jasny blask pojawia się także wokół słonecznego zegara wskazującego godzinę śmierci Beatrycze oraz w tle. Ta jasna smuga w kontraście z gęstniejącym mrokiem wokół jest przemyślanie zaaranżowaną kompozycją. Sprawia, że budzi się w nas niepokój, ale równocześnie wiara w to, że taka właśnie świetlista droga czeka teraz na tę piękną kobietę.

To metaforyczny obraz śmierci. Śmierci, której mrok rozświetla nigdy nie gasnąca miłość i pamięć tych, którzy pozostają.

Duża ilość metaforycznych znaków ( ptak, maki, zegar, kolorystyka: dominacja zieleni i czerwieni przy dyskretnym użyciu brązu i szarości przynosi po raz kolejny skojarzenia z miłością) pozwala na swobodną grę wyobraźni każdego, kto to dzieło ogląda. Sprawia, że pozornie łatwo oddzielić to, co w obrazie dosłowne od tego, co przenośne, choć, według mnie, jedno z drugim jest połączone i stanowi immanentna całość. To właśnie, moim zdaniem, nagromadzenie elementów symbolicznych sprawia, że płótno to robi wrażenie dzieła niepokojącego a równocześnie zachwycającego. Atmosfera obrazu przypomina sen.

Poetycko piękna historia tragicznej miłości Rossettiego do Elizabeth nie jest jednak całą historią tego obrazu. Powiedziałabym, że to jego początek. Uczucie Dante Gabriela okazało się nie być tak wiecznie niezmienne jak to miało symbolizować światło Anioła. Pośmiertny portret stworzony z rozpaczy bardzo się podobał krytykom. Znalazło się sporo nabywców, którzy nalegali na jego sprzedaż. Rossetti namalował więc, własnoręcznie siedem jego kopii i osiągnął bardzo przyzwoity dochód. Kilka lat po śmierci żony, zaczął żałować również tego, że pochował z nią swoje wiersze. Z pomocą jakiegoś podejrzanego osobnika wydobył z trumny Elizabeth swoją poezję, opublikował ją i znów odniósł sukces.

Każde dzieło ma jakąś swoją historię, jednak historia obrazu Błogosławiona Beatrycze jest dla mnie wyjątkowa. Nigdy nie udało mi się jednoznacznie określić własnego stosunku do jego opowieści. Do rozbieżności pomiędzy przemijającymi emocjami a stałością uczuć. Obraz ten jest dla mnie niezwykłym spotkaniem, spotkaniem marzenia i rzeczywistości.

Opracowane na podstawie artykułu Marii Poprzęckiej, Muza, zamieszczonego w „Wysokich Obcasach” (dodatku do Gazety Wyborczej) 14 czerwca 2004

Maria Poprzęcka, Muza, „Wysokie Obcasy” 14 czerwca 2004



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sanktuarium Maryjne w Licheniu Historia obrazu
Opis obrazu z Muzeum Zagłębia w Będzinie, Turystyka historyczna
Rola demografii historycznej dla rekonstrukcji obrazu kultury, kulturoznawstwo
Marta Dzik Konspekt lekcji historii, Testy, sprawdziany, konspekty z historii
Marta Mackiewicz Uwagi nad ideą jagiellońską w historiografii polskiej przełomu XIX i XX wieku
Hardnecker, Marta Pinceladas de la historia de Cuba
Łuczak, Agnieszka Przemiany obrazu ziemiaństwa w powojennej polskiej historiografii (2011)
Historia literatury niemieckiej Miroslawa Czarnecka
Marta Rakoczy ROŻNE KULTURY, RÓŻNE HISTORIE, RÓŻNE RACJONALNOŚCI Marshall Sahlins i jego antropologi
Trzybulska, Marta Ile historii potrzeba na lekcji języka niemieckiego Rola treści historycznych w p
Marta Rusnak, Nowe muzeum czy ekspozycja w zabytku Możliwości zachowania przekazu historycznego
Grzegorz Braun Czarne i złote karty polskiej historii
Tańce szkockie historia i teraźniejszość Guzy Marta
Historia książki 4
Krótka historia szatana
Historia Papieru

więcej podobnych podstron