Bohaterowie wracają
Beata Falkowska
()
Trzech oficerów II Rzeczypospolitej w galowym szyku stoi nad siedzącym niepozornym staruszkiem - weteranem Powstania Styczniowego. To wyjątkowo wzruszające zdjęcie w IPN-owskim albumie o Rzeczypospolitej, której już nie ma, stanowi wymowny symbol ciągłości tradycji niepodległościowych w międzywojniu. Powstańcy 1863 roku jako najstarsi uczestnicy walk o Niepodległą w II RP otaczani byli nie tylko powszechnym szacunkiem, ale i szczególną opieką państwa. Podążając kilkadziesiąt stron dalej w tym samym wydawnictwie, patrzymy w oczy innego bohatera walk o wolną Polskę. Podporucznik Lucjan Minkiewicz ps. „Wiktor”, student Politechniki Warszawskiej, żołnierz 6. Brygady Wileńskiej AK na Wileńszczyźnie i 5. Brygady Wileńskiej na Białostocczyźnie. Był podobno utalentowanym muzykiem. To zdjęcie sygnalityczne (takie jak w policyjnych kartotekach) sporządzone przez komunistyczną bezpiekę po aresztowaniu w czerwcu 1948 roku. Jego losy to jeden z najbardziej tragicznych życiorysów wyklętych. Bliski mi ostatnio, ze względu na córkę, dla której jest jednym z ukochanych bohaterów komiksu z serii „Wilcze tropy”.
Minkiewicz został aresztowany wraz z żoną, także żołnierzem podziemia niepodległościowego. W więzieniu urodziło się ich drugie dziecko, córka. Starszy syn został umieszczony przez komunistów w domu dziecka. „Wiktor” na wolność już nie wyszedł. 8 lutego 1951 roku został stracony w piwnicach więzienia mokotowskiego w Warszawie. W tej samej egzekucji zamordowano także majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”.
Niewidzialne nitki wspólnoty losów i celów łączące oficerów ze zdjęcia z weteranem 1863 roku, w przypadku uczestników Powstania Antykomunistycznego i pokoleń, które przyszły po nich, zostały brutalnie przerwane. Przywracanie pamięci o bohaterach wyklętych przez PRL nie leżało w interesie władców III Rzeczypospolitej. Do dziś milczenie, kłamstwo lub cicha walka z ofiarami antypolskiej masakry dokonanej przez komunistyczny aparat mordu jest jednym z warunków objęcia jakiejkolwiek inwestytury w szeregach pookrągłostołowych elit.
Taki sąd nie jest niestety nadużyciem. Nie w państwie, w którym Zygmunt Bauman, człowiek nauki rodem z Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bryluje na salonach, objaśniając maluczkim zawiłe meandry postmodernizmu i płynnej rzeczywistości. Tak płynnej, że zupełnie podmywającej omszałe podwaliny starego świata, w którym zło zawsze obwarowane było sankcją kary. Tak się dziwnie składa, że w ponowoczesnym dyskursie rzekomo godzącym sprzeczne racje na wierzch zawsze wypływa czerwone.
W państwie honorującym Baumana spękana bólem ziemia powązkowskiej Łączki dopiero po 23 latach od „upadku komunizmu” oddaje ciała zdradzonych o świcie. Dzieje się to właściwie dzięki determinacji i uporowi jednego człowieka. Trudno nie odczuć dojmującej alienacji pomordowanych członków podziemia antykomunistycznego, o których także III Rzeczpospolita nie upomniała się należycie. To wyobcowanie jest również udziałem wielu współczesnych Polaków zatroskanych o los narodowej wspólnoty, którzy pytają, gdzie jest państwo.
Co będzie łączyć następujące po sobie pokolenia Polaków, jeśli przeciw sobie mieć będziemy wrogą narodowemu etosowi machinę administracyjną? Czy zdołamy zjednoczyć się wokół sprawy najwyższej, dla której wyklęci ginęli w lasach i katowniach Urzędu Bezpieczeństwa? To, ile ze wzruszeń, nadziei i żarliwości tamtych w większości młodziutkich chłopców i dziewcząt stanie się udziałem naszych dzieci, zależy od każdego z nas.
Wierzę, że wspólnota dziedzictwa, które okazało się silniejsze niż 123 lata zniewolenia, nieustannie dynamizuje naszą historię, również i tę współczesną na przekór próbom ustalenia status quo III Rzeczypospolitej. Na arenę wydarzeń publicznych wchodzą nowe pokolenia, które chcą pamiętać i pamiętają, co składa się na polską ideę państwa i Narodu.
A Polska przypomina się nam poprzez różnorakie znamienne wydarzenia i nie daje popaść w ciasny partykularyzm. Obserwujemy renesans postawy republikańskiej, na wskroś właściwej naszej tożsamości. Szczególnie młodzi na dziesiątki sposobów manifestują przywiązanie do tego, co wspólne - historii, tradycji, ofiar minionych pokoleń. Odkrywanie przez młodzież kart życia wyklętych to rodzaj narodowego samopoznania, doświadczenia tożsamości w postaciach tych najpiękniejszych spośród nas.
Także z warszawskiej Łączki, gdzie grupa zapaleńców robi to, od czego przez ponad 20 lat uciekało polskie państwo, płynie wbrew wszystkiemu przekaz nadziei: nie wszystko stracone.
Nie przekonujmy jednak przekonanych, wywieśmy 1 marca (Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych) flagę narodową i mówmy o „Wiktorze”, „Łupaszce”, „Zaporze” i innych bohaterach tym, którzy zaskoczeni zapytają: „A co to dziś za święto?”.