- Potrafię dostrzec wiele rzeczy patrząc w cudze oczy. Ale sama wobec siebie jestem zupełnie ślepa. Jakby jakaś siła z góry broniła mnie przede mną. Nawet gdy moja córka bardzo
poważnie zachorowała, nie byłam w stanie zobaczyć jak się to skończy. Na szczęście od tego mam babcię Margo.
Jak co roku wraz z mężem Adamem i pięcioletnią córką Alicją polecieli do Batumi, by odwiedzić rodzinę. Aida, choć obdarzona przez los darem jasnowidzenia tak niesamowitym, iż bez trudu wychwytuje niebezpieczeństwa czyhające na innych, w swoich sprawach jest zupełnie bezbronna. Nie przewidziała więc, że po przyjeździe do Batumi jej córeczka zatruje się tak bardzo, że przez kilka dni będzie na granicy życia i śmierci. Aida odchodziła od zmysłów, błagając wszelkie siły na niebie i ziemi o pomoc. I wtedy zjawiła się w jej śnie babcia Margo. Weszła do pokoju małej, uśmiechnęła się i odeszła zadowolona. Niczego ze sobą nie zabrała. Aida obudziła się pewna, że Alicja wyzdrowieje. Babcia Margo nigdy się nie myliła. I za życia, i po śmierci. W Batumi jej przepowiednie zawsze odbierano jak ostateczny wyrok.
Margo była jeszcze małą dziewczynką, kiedy po raz pierwszy z fusów od kawy przepowiedziała sąsiadowi kłopoty ze zdrowiem. Sprawdziło się co do joty i Margo od razu zyskała szacunek należny jasnowidzom. Ale jej matka, Ariusak, wcale się tą sławą córki nie ucieszyła. Zbyt dobrze znała los swojej matki Zofii, która też była jasnowidzem. Wprawdzie Zofia przepowiedziała, że jej wnuczka również będzie miała tę moc i że nie ma sensu się temu opierać, ale Ariusak postanowiła walczyć. Przede wszystkim starała się trzymać Margo z dala od babki. Tymczasem dziewczyna coraz częściej zauważała w sobie ten dziwny dar.
Miała dziewiętnaście lat i w całym Batumi nie było wdzięczniejszej istoty. Zachwycało w niej wszystko - figura, twarz, włosy i otwarta na ludzi dusza. I tylko jej piękne oczy potrafiły przestraszyć. Nie miały dna. Patrząc w nie można było zajrzeć nie tylko w duszę dziewczyny, ale i w cały wszechświat. Nim jeszcze piękna Margo zdołała poznać smak miłości, o jej przyszłość zadbała matka. Trzeźwo myśląca Ariusak postanowiła wydać córkę za bogatego ormiańskiego kupca. I pewnie tak by się stało, gdyby nie Joska.
Zobaczył dziewczynę na ulicy przypadkiem i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Na śmierć i życie. Nie miał zamiaru liczyć się z planami Ariusak. Margo musiała być jego. Jeszcze tej samej nocy porwał dziewczynę z rodzinnego domu i wyznał jej miłość. W głębi duszy Margo była szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Nie potrafiła jednak postąpić wbrew woli matki. Nazajutrz uciekła. Joska porwał ją więc ponownie i zapowiedział, że będzie to robił aż do skutku.
Wygrał. Ariusak po wnikliwej konsultacji z matką i przestudiowaniu wzorów, w jakie układały się fusy od kawy zdecydowała, że nie ma co przeciwstawiać się losowi, skoro wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż młodzi są sobie przeznaczeni. A w Batumi z przeznaczeniem nikt nie walczy. Wiadomo, że losu się nie oszuka. Samą Ariusak też kiedyś wydano za mąż wbrew jej woli. I choć podporządkowała się rodzicom, to przecież szczęśliwy małżonek cieszył się czternastoletnią żoną niespełna pół roku. Zmarł nagle, by ustąpić miejsca temu, z którym naprawdę miała dzielić życie.
Przeznaczenie, które związało Joska z Margo niosło w sobie coś więcej, niż tylko szczęście dwojga ludzi. W Batumi, kilka ulic dalej, mieszkała Anna, rówieśnica Margo i jak ona obdarzona darem jasnowidzenia. I ją również wbrew jej woli wydawano za mąż, i to dwukrotnie. I za każdym razem wybrany przez rodziców kandydat zaraz po ślubie zapadał na jakąś dziwną, zawsze śmiertelną, chorobę. Trzeciego męża wybrała sobie Anna sama. Dopiero z tego związku narodziła się jej córka - Ałła. Los tak dostosował tempo tych wydarzeń, by Ałła dorosła do małżeństwa dokładnie w tym czasie, kiedy Leon - syn Margo i Joska - zaczął się rozglądać za kandydatką na żonę. Szukał długo, nim wreszcie poznał Ałłę. Na ich ślubie spotkały się Anna i Margo - dwie matki jasnowidzki. Wiedziały, że czeka je ważna misja. Od tej pory nie rozstawały się ani na chwilę. Swojej wnuczce musiały przekazać wszystko, co wiedzą o jasnowidzeniu i opiekować się nią do czasu, gdy zda sobie sprawę ze swego daru i rozwinie go na tyle, żeby mogła pomagać ludziom.
Kiedy w rok później przyszła na świat Aida, solidarnie otoczyły ją swoją mocą. Urodzonego w siódmym miesiącu ciąży noworodka babcia Anna przepuściła przez swoją koszulę, by z pomocą boskich mocy przeżył. Babcia Margo opiekowała się obiema. Robiła to z dala od Aidy, bo wiedziała, że wypowiadane przez nią zaklęcia sprawdzają się. I to bez względu na to, czy tego chce, czy nie. Zdarzało się, że dość krewka niewiasta rzucała w nerwach jakieś przekleństwa. Dla adresata kończyło się to zawsze przykrym doświadczeniem.
Pewnego razu Margo od rana stała w kolejce po mięso. Jej brat Iwan następnego dnia szedł do wojska, więc według zwyczaju chciała go pożegnać uroczystą kolacją. Kiedy Margo była już blisko lady, jedna z kobiet wepchnęła się po znajomości na zaplecze sklepu i wykupiła ostatnie kawałki mięsa i wędlin. Margo zirytowana do ostateczności krzyczała na całą ulicę: „Obyś swojemu wnukowi też nie mogła wydać kolacji, kiedy będzie szedł do wojska”. Nikt się tym zbytnio nie przejął. W ZSRR awantury przed sklepami z mięsem były na porządku dziennym. Aliści po paru latach przekleństwo Margo sprawdziło się co do joty. Wnuk przeklętej kobiety zginął w wypadku samochodowym na dwa dni przed poborem.
Margo nigdy nie wybaczyła sobie tych słów. Odtąd swego daru używała tylko wtedy, gdy ktoś potrzebował pomocy. Broniła też mieszkańców Batumi przed tureckimi czarami. Odczyniała rzucane przez Turków na Ormian zaklęcia i sporządzała ochronne talizmany. A kiedy Aida stanęła przed życiowym wyborem czy wyjść za jednego ze starających się o jej rękę amantów, babcia Margo zabrała ją na rozstajne drogi, by powróżyć "z klucza".
- Babcia wzięła z szafy klucz, który służył za swego rodzaju amulet i udałyśmy się za miasto, na skrzyżowanie dróg - wspomina Aida. - Szłam obok niej. Szeptała do siebie pod nosem. Nagle stwierdziła, że chłopak, z którym chodziłam, nie jest dla mnie. Uwierz mi, to jeszcze nie to - przekonywała. Ledwo zdążyła to powiedzieć, gdy z pobliskiego rowu wyskoczył kot, a za nim rozwścieczony pies. I wtem kot stanął w miejscu, wygiął się w pałąk i wystawił pazury, a pies wyszczerzył zęby i zaczął warczeć. Widzisz dziecko - to jest znak. Tak by wyglądało wasze małżeństwo. Mówię ci, on nie jest dla ciebie. Chwilę później obok nas przejechał zmierzający ku granicy autobus. To też znak - stwierdziła babcia. Twój przyszły mąż będzie obcokrajowcem i zabierze cię do innego kraju. Nie bój się iść za nim. Będziesz szczęśliwa.
Wierzyłam babci, ale prawdę mówiąc wszystko to wydało mi się wówczas zupełnie nierealne. W tamtych czasach opuszczenie ZSRR nie było proste, a małżeństwo z obcokrajowcem mogło przysporzyć wielu kłopotów.
Minął rok. Aida wyjechała na studia ekonomiczne do Kijowa, a chłopak z którym chodziła ożenił się z inną dziewczyną. Któregoś dnia poznała Adama - Polaka studiującego na politechnice w Kijowie. Babcia Margo widząc go po raz pierwszy powiedziała: to twój przyszły mąż. Dziś Aida jest żoną Adama. Mieszkają w Lublinie.
Teraz Margo mogła już spokojnie wybierać się na tamtą stronę. Któregoś dnia zabrała wnuczkę do kościoła i modliła się przy niej żarliwie, by w godzinie śmierci nie być dla rodziny ciężarem dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Potem wezwała do siebie babcię Annę.
- Wszyscy byliśmy zaskoczeni - opowiada Aida. - Przy kolacji babcia Margo oświadczyła pogodnie, że już za kilka dni odejdzie z tego świata. Śnił się jej bowiem nowy drewniany dom, a jedynym domem, na który ją stać jest trumna. Zobowiązała Annę, żeby zajęła się jej pogrzebem i dopilnowała, by odbył się z zachowaniem wszystkich ormiańskich zwyczajów. Babcia wyglądała na absolutnie zdrową i cała rodzina była przekonana, że jeszcze niejednego przeżyje. Ale Margo upierała się przy swoim, a Anna przyrzekła uroczyście, że wszystkiego dopilnuje. Obie kobiety rozumiały się doskonale.
Minęło parę dni. Margo dostała wylewu. Lekarze twierdzili, że jest w takim stanie, że powinna umrzeć natychmiast. Ale Margo, kpiąc z medycyny, żyła. Jedynie Anna wiedziała, co jest przyczyną. Parę spraw w rodzinie trzeba jeszcze było załatwić, by Margo mogła odejść spokojnie. Nakazała więc ochrzcić wszystkie nie ochrzczone dzieci i wezwać mieszkającego w Moskwie kuzyna, z którym umierająca musiała się pożegnać. I faktycznie, kiedy tylko kuzyn stanął przy jej łóżku, dotknęła go lekko, po czym uśmiechnięta odeszła w zaświaty.
Od chwili wylewu do zgonu minęły 23 godziny i czterdzieści pięć minut. Tak jak chciała, nie męczyła nikogo dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. A Anna dopilnowała wszystkiego. Następnego dnia po pogrzebie Margo odwiedziła ją i uradowana podziękowała.
Stamtąd nadal opiekuje się całą rodziną. Musi. Wie bowiem, że córka Aidy też będzie miała córkę, którą los obdarzy mocą jasnowidzenia. Ten zadziwiający dar musi trwać w rodzinie.
Jerzy Gracz
Fot. Iza Dajwłowska