Jaroszyński Piotr Etyka dramat życia moralnego


Jaroszyński Piotr Etyka dramat życia moralnego

PRZEDMOWA

Zdrowie moralne każdego z nas jest nie mniej ważne niż zdrowie biologiczne, a może

ważniejsze., gdyż w wymiarach nawet doczesnych warunkuje przetrwanie i-rozwój narodu.A

nasz polski naród został przez obie okupacje bardziej zdewastowany i osłabiony w ostatnich

pięćdziesięciu .latach niż w stu trzydziestu .latach rozbioru i niewoli. Dewastacja i rea.lne

zagrożenia dla życia narodu płynęły z wie.lu stron:od stronv zewnętrznej w postaci

zatru\V'ania środowiska - ziemi, -.lasów , wody i powietrza, a także przez p.lanowaną

niszczycle.lska eksp.loatację zasobów i bogactw natura.lnych,

w gospodarce. Od strony wewnętrznej - poprzez propagandę kłamst\\ć'a niemal we

wszystkich dziedzinach kultury, poprzez wprowadzenie tzw. moralności socjalistycznej

opartej też na kłamstwie i klasowej nienawiści, poprzez wyrzucanie ze szkół i publikacji

elementów religii i chrześcijańskiej moralności. Skutki tego wszystkiego stały się aż

nadto widoczne - jakże groźne! dla każdego z nas i całego społeczeństwa.Jeś.li

de\\ć'astację środowiska i gospodarki można będzie usunąć dzięki zastosowaniu

względnie łatwych środków technicznvch i skutecznych gospodarczych refor.m, to rno-.

ra.lne skażenie społeczeństwa wymaga trudniejszych i bardziej długotrwałych środków

naprawy, sięgających do pogłe , bionego i zreflektowanego poznania i - nade wszystko -

dużego moralnego wvsiłku. Łatwo jest bowiem zniszczyć-

dobre obyczaje i ład moralny, a bardzo trudno jest je

5

odbudować. Odbudowa bowiem wymaga i trudnej wiedzy, i osobistego, a nawet zbiorowego

wysiłku, zwłaszcza gdy chodzi o wady społeczne i moralne takie jak: nieposzanowanie cudzej

własności, pijaństwo, narkomania, rozwody, masowe zabójstwa bezbronnych, nawet jeszcze

nie narodzonych...Najpierw jednak trzeba się wyzwolić z rozpowszechnionego zakłamania

jako owocu wieloletniej indoktrynacji i na nowo, współcześnie, rozważyć i pogłębić trwałe

zasady etyki, które wyrosły z praktyki wielowiekowego doświadczenia ludzkości, a były

fonnułowane od dawna -jak sięga ludzka pamięć historyczna i przekazy religii.Naród nasz

jUŻ przed tysiącem lat, u progu swego państwowego życia, przyjął, wraz z religią

chrzeŚCijańską, moralnoŚĆ ogólnoludzką. Myśliciele starożytnej Grecji i Rzymu i później

chrześcijańskiej Europy , w tym szczególnie Tomasz z Akwinu, konstruowali, redagowali i

uzasadniali teorię ludzkiego i tym samym moralnego działania. Teoria ta stała się klasyczną

etyką, mającą swe źródła w kulturze biblijnej i filozoficznej myśli Antyku. I właśnie tę teorię

moralnego postępowania mamy tu - w tej książce - zaprezentowaną w niezwykle udanym,

czytelnym, przemyślanym, jasnym i zarazem zwięzłym przedstawieniu, dokonanym przez

Piotra Jaroszyńskiego, młodego profesora filozofii K UL.Autor, wzorem myślicieli

antycznych i średniowiecznych, nie chciał być w swym przedstawieniu doktryny

"oryginalnym ", kierującym uwagę czytelnika na swoje pomysły i rozwiązania. Sprawajest

bowiem zbyt poważna, by zalecać swe czysto subiektywne pomysły , chociażby one mogły

wywołać chwilowe zafascynowanie i poklask. Piotr Jaroszyński chciał - i to mu się udało -

włączyć się w ciągle żywy i potężny nurt filozofii klasycznej i przedstawić znane i uznane

sfonnułowania oraz uzasadnione rozwiązania problemów moralnych. Ukazał przez to ludzki

charakter moralnego "dramatu-działania ", zogniskowanego w ak-

tach osobistej decyzji, umotywowanej konkretnym dobrem człowieka, usprawnionego

racjonalnym zespołem cnót, które "z nie słabnącą siłą, od razu i przyjemnie" (firmiter,

prompte, delectabiliter) umożliwiają spełnienie szczytnych, realnych ludzkich

możliwości. To właśnie zapomniane w kazuistycznych i czysto deontycznych etykach

CNOTY "czynią samego człowieka dobrym, a jego czyn szlachetnym".Dobrze się stało,

że ta książka została tak sfonnułowana, iż może przyczynić się do powrotu sprawdzonej

wiekami etyki do naszych szkół pomagając młodzieży znaleźć racjonalne ludzkie Dobro.

M ieczyslaw Albert Krąpiec

WSTĘP

. Książka ta - to próba zapoznania współczesnego czytelnika z niezwykłym klejnotem kultury

zachodniej, jakim jest etyka klasyczna. Są bow:iem nauki, które wprawdzie mają dość długą

historię, ale w zderzeniu z najnowszymi osiągnięciami zapomnieniu ulec może to, co było

dawniej. Do takich nauk należą np. chemia czy fizyka. Są inne, jak matematyka, które

wchłonęły wcześniejsze odkrycia i posunęły się daleko naprzód. Są też takie, jak alchemia

czy astrologia, które przestały być traktowane jako nauki. Ale są i takie, które z powodzeniem

opierają się próbie czasu i do których ciągle wracamy . w śród nich naczelne miejsce zajmuje

etyka klasyczna1ednak dzisiejszemu człowiekowi, zafascynowanemu postępem i rozwojem,

trudno jest zrozumieć, że może być coś, czego nie wie, a o czym d;awniej wiedziano.

Szczególnie, jeśli chodzi nie o jakąś wiedzę tajemną czy pilnie strzeżoną, ale sprawy

najprostsze i dotykające każdego. A właśnie moralność jest istotnie i w sposób niezbywalny

wpisana w życie człowieka. Każdy bowiem człowiek jest autorem podejmowanych przez

siebie dLecyzji, decyzji, które są albo dobre, albo złe. Za nie też jest odpowiedzialny ,

niezależnie od tego, czy jest Amerykaninem czy Polakiem, Francuzem czy Niemcem, czy

ŻYje teraz, czy żył kiedyś w Grecji, Rzymie lub średniowiecznej Europie. Każdy człowiek

zawsze stoi lub stał przed jakimś wyborem i na coś w końcu musiał się zdecydować. Nawet

zrezygnowanie z wyboru też było

9

jakimś wyborem, a tym samym była to decyzja, dobra lub zła. Od decyzji, a więc i od

moralności uciec nie można.Tylko że, niestety, brak wykształcenia klasycznego spowodował,

iż obecnie człowiek w rozumieniu moralności jest często zdezorientowany. Owszem, każdy

ma w jakimś stopniu zdrowy rozsądek, każdy ma sumienie, ale nacisk najrozmaitszego

rodzaju ideologii, obyczajów czy , również, nauk filozoficznych i szczegółowych sprawia, że

często wybrane dobro jest dobrem pozomym, a wobec zła stajemy się indyferentni. W ten

sposób życie nasze zaczyna ulegać zubożeniu, a nawet degradacji.Dlatego zapoznanie się z

podstawami etyki będącej dziedzictwem filozofów tej miary co Platon, Arystoteles,

św.Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu, a więc autorów będących filarami kultury

zachodniej, z pewnością pozwoli na poszerzenie horyzontów umysłowych, a co za tym idzie -

na większą wrażliwość moralną.Zagrożeń płynących z ideologii doświadczyliśmy w xx wieku

aż nadto. W imię pozomych wartości przybierających postać szczytnych haseł mordowano

bądź zniewalano setki milionów ludzi. Wzory obyczajowe serwowane przez środki

społecznego przekazu, mamiąc pozomą wolnością, odbierają człowiekowi zdolność

samostanowienia, sankcjonują zło i wyolbrzyrniają przyjemność. Współcześnie filozofowie

albo kreują człowieka na istotę będącą poza dobrem i złem, albo stawiają przed nim

niedosiężne ideały i wartości.Wreszcie wiele nauk, takich jak psychologia czy socjologia,

neguje samą wolność człowieka, sprowadzając ludzkie działanie do układu deterrninacji

biologiczno-psychicznych bądź społecznych. Wszystko to powoduje, że człowiek

pozbawiony oparcia w kulturze jest nie tylko zdezorientowany, ale i często bezradny.

Wprawdzie pewną pomoc maleźć może w religii, i najczęściej do niej się odwołuje, ale religii

jest wiele i nie wszyscy są ludźmi wierzącyrni. Tymczasem życie nieustannie zmusza

człowieka do podejmowania decyzji, często trudnych, i co wtedy?

10

Właśnie etyka klasyczna wychodzi naprzeciw tym probIemom. Tu znajdziemy racjonalne

podstawy do wytłumaczenia istoty Iudzkiego działania, przyczyn, dla których może być ono

dobre lub złe, a wreszcie miejsca moralności w Iudzkim życiu. Kultura zachodnia jest w tyrn

sensie unikalna, że po raz pierwszy w dziejach ludzkości wyakcentowana została

suwerenność człowieka. Człowiek jest podmiotem-osobą i z tego tytułu zawsze musi być

traktowany jako cel, a nie jako środek działania. Człowiek-osoba nie jest w sensie ścisłym ani

częścią natury, ani częścią społeczeństwa czy państwa. Nawet bowiem jako członek pewnej

społeczności czy obywatel w państwie, mimo iż wchodzi z tego powodu w wiele wiążących

go relacji, jest ponad państwem i ponad społecmością. Te są bowiem bytami relacyjnymi

zawieszonyrni na podmiocie-substancji, są więc w ostatecznej perspektywie dla człowieka, a

nie człowiek dla nich. A właśnie w ramach innych kultur człowiek ciągle redukowany jest do

bycia częŚCią i niczyrn więcej, etyka zaś, tak ukształtowana i wzmocniona często religią,

traci z oczu autentyczną troskę o dobro człowieka. Jeśli zaś człowiek jako osoba jest celem

działania, to wszystkie nakazy czy przepisy moralne lub religijne, które z tym się nie liczą, są

faktycznie pseudoprzepisami i wewnętrznie człowieka nie wiążą. Tylko że do poznania tej

prawdy trzeba dojrzeć, potrzebne jest więc właściwe wykształcenie.W okół etyki klasycznej

narosło wiele nieporozumień.

Dotyczy to zwłaszcza jej związku z religią chrześcijańską oraz tzw. aretologii, czyli teorii

cnót. Asymilacja kultury greckiej i rzymskiej przez chrześcijaństwo spowodowała, że dziś

wiele kwestii moralnych traktowanych jest wyłącznie jako integralny fragrnent religii, a więc

i wiary . Stąd rzeczą wiary ma być taka, a nie inna postawa moralna. Zapomina się tu jednak o

tym, że filozofowie chrzeŚCijańscy , szczególnie zaś św . T omasz z Akwinu, bardzo mocno

podkreślali istotną różnicę, jaka zachodzi między porządkiem wiary i porządkiem wiedzy. A

choć oba te porządki składały się na pewną

11

całość zwaną w skrócie kulturą chrześcijańską, to jednak mylić ich nie można. Wiara jest

bowiem sprawą wol.i i łaski, wiedza natomiast - rozumu. Otóż znaczna część etyki

chrześcijańskiej nie płynie tylko z wiary, ale płynie z rozumu, co potwierdza choćby fakt, iż

etyka ta znana była zarówno Grekom, jak i Rzymianom. Dziś natomiast, wskutek słabej

znajomości historii, filozofii, teologii czy samej etyki, do jednego worka wkłada się wiarę i

wiedzę. Był wprawdzie późniejszy nurt chrześcijaństwa, który tak czynił, a mianowicie

protestantyzm, ale rzeczą człowieka wykształconego jest umieć odróżniać i wiedzieć, co jest

czym. Moralność wiąże każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie. I

właśnie takiej moralności dotyczy etyka klasyczna.Natomiast teoria cnót nie jest ani niczym

tajemniczym, ani też nie grozi zmechanizowaniem ludzkiego życia moralnego. Jak w wielu

dziedzinach człowiek potrzebuje nabycia pewnych sprawności, czy to w sztuce, czy w nauce,

tak i moralność nie może się bez nich obejść. Cnoty moralne, jak roztropność czy

sprawiedliwość, ułatwiają nam właściwe rozpoznanie dobra i pójście za nim. A ponieważ

każdy akt decyzji jest zawsze osobisty , dobro zaś jest zawsze konkretne, więc życia

moralnego zmechanizować się nie da. Samego zaś wychowania do cnót nie można mylić z

tresurą. Wytresowane zwierzę robi to, co my chcemy, natomiast człowiek wychowany umie

robić najpełniej to, co sam chce. Dzięki właściwemu wychowaniu człowiek uczy się pragnąć

dobra.Pole ludzkiej moralności wyznaczone jest nie przez jakieś przepisy, którym

niewolniczo mamy się podporządkować.Jest ono natomiast wyznaczone przez dobro, głównie

dobro osobowe, które rozum nasz potrafi odczytać, a wola za nim pójść. Moralność rozgrywa

się wewnątrz człowieka, nie poza nim. I dlatego jest to d r a m a t, bo greckie słowo drama

oznacza to, co się dzieje, w odróżnieniu od narracji, która coś opisuje. W nas nieustannie

"dzieje się" życie moralne, od

12

którego nie ma ucieczki. Podstawowym barometrem jest tu nakaz: czyń dobro, a unikaj

zła! Jak natomiast rozumieć należy dobro i czym jest zło, o tym czytelnik, jeśli będzie na

tyle łaskawy, dowie się z dalszej lektury.Etyka klasyczna na terenie polskim ma jUŻ swoją

chlubną tradycję. Zabłysnęło tu dwóch autorów . Pierwszym jest, nieżyjący jUŻ, 0. Jacek

Woroniecki, który w swej trzytomowej Kato/ickiej etyce wychowawczej bardzo

szczegółowo i precyzyjnie, a także piękną polszczyzną zanalizował problematykę moralną

tak, jak ona wygląda z punktu widzenia kultury chrześcijańskiej. Drugim autorem jest 0.

Mieczysław Albert Krąpiec, szef Katedry Metafizyki w Katolickim Uniwersytecie

Lubelskim, który niejednokrotnie i w wielu swoich dziełach starał się filozoficznie

wyostrzyć i uzasadnić sens ludzkiej moralności. Dzieła te, jak i osobiste rozmowy z 0.

prof. Krąpcem dały impuls do napisania niniejszej etyki, która wcale nie pretenduje do

tego, aby być czymś nowatorskim lub oryginalnym. Raczej wychodzi naprzeciw

pragnieniu ponownego zagłębienia się w rzeczy oczywiste i prawdziwe, bo tego nam brak,

oryginalnych jest aż nadto.

.

I. DOBRO-CEL:

PRZEDMIOT LUDZKICH AKTÓW

Dobro (i zło ), choć tak bardzo związane z moralnością, do niej się nie ogranicza. Pojawia się

w porządku wszystkich aktów człowieka, a również odnosi się do całej natury i kosmosu.

Czymś dobryrn jest przecież wykształcenie, sztuka, religia, samochód, mieszkanie, słońce,

gwiazdy i Ziemia z całym jej bogactwem. Aby więc jakoś zakreślić pole moralnego dobra i

zła, musimy najpierw przyjrzeć się bliżej dobru, na ile pojawia się ono w kontekście

ludzkiego życia. To dostarczy nam podstaw do lepszego rozumienia, czym jest dobro i zło

moralne.Kiedy analizujemy czynności spełniane przez człowieka, uderza nas to, iż wszystkie

one dokonują się ze względu na jakiś zamierzony cel. Nawet w największym tłumie ulicznym

czy bazarowym rozgardiaszu każdy człowiek z osobna robi to, co robi, a więc handluje,

krzyczy , idzie, kupuje, biegnie., dlatego że coś chce i wie, czego chce. Po to właśnie idzie w

tym, a nie w innym kierunku, po to przerzuca towar , po to się zastanawia. Jest to tak

naturalne i oczywiste, że sytuację ludzkiego działania bezcelowego trudno sobie nawet

wyobrazić. Bo nawet i ten, który idzie bez z góry ustalonego kierunku czy konkretnego celu,

też idzie w jakimś celu, choćby po to, aby się "poszwendać", popatrzeć czy odpocząć. Cel

wpisany jest w całe ludzkie życie, jeśli człowiek z jednego celu zrezygnuje, to pojawia się

drugi, piąty , dziesiąty.

15

Wynika stąd, że nasze działanie wyzwalane jest zawsze, przez jakiś ceI. Ten cel jawi się jako

atrakcyjny do tego;stopnia, że ku sobie przyciąga. Jaka w nim wobec tego tkwi", moc? Jest to

moc d o b r a. D o b r o i c e 1 to właściwie to:samo. C e 1 przyciąga, bo jawi się jako dobry,

jako dobry jest celem. Gdy jesteśmy głodni, przyciąga nas pożywie4! nie-dobro-cel, gdy

mamy ochotę posłuchać muzyki, idzie1 my na koncert-dobro-cel, gdy gotowi jesteśmy

narazićt nawet własne życie, to z uwagi na ojczyznę-dobro-cel.:' A zatem ludzkie akty

wyzwalane są zawsze przez jaki~ dobro-cel.Niejest tojedyne dobro, widzimy, że dóbr tychjest

bardzo wiele i różnią się między sobą; czym innym jest przechadzka, a czym innym koncert

lub pożywienie. Aby jednak do celu takiego dążyć, musimy go najpierw poznać, a następnie

w sposób wolny - chcieć. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że żadna siła nie zmusi nas, byśmy

czegoś chcieli. Coś może wprawdzie wywierać silną presję, czy to w postaci groźby , czy

zysku lub przyjemności, ale wyłącznie od nas będzie zależalo, czy temu ulegniemy. A

ulegając zawsze będziemy mieli na uwadze jakieś dobro, czy to ochronę życia, czy

zaoszczędzenie sobie cierpień, czy utrzymanie pozycji za.wodowej. Możemy wszakże nie

ulec, bo zawsze otwartajest przed nami droga do powiedzenia: nie!Jeśli motywem dzialania

jest dobro-cel, to w takim razie motywem takim nie może być z 1 0. Stwierdzenie takie

wydawać się może mało oczywiste. Przecież w świecie dostrzegamy tyle zla: wojny, rozboje,

kradzieże, zdrady, oszustwa. A wszystkiemu winien jest czlowiek, na to nie potrzeba

dowodów. Rzeczywiście, zla nie da się z ludzkiego życia wymazać. A jednak nie podważa

ono tego, co wczeŚniej powiedzieliśmy. Dlaczego? Dlatego, że zlo, choć się pojawia, to

nigdy jako naczelny motyw dzialania. Zlo takim motywem być nie może. Łatwo to zobaczyć

na przykladach.Jeśli złodziej kradnie, to nie dlatego, że kradzież jest czymś złym, ale dlatego,

że przysporzy mu ona jakiegoś zysku, czy

16

to w formie pieniędzy czy dzieł sztuki, a to jUŻ jest coś dobrego. Jeśli wywołana zostaje

wojna, niosąca ze sobą tyle zniszczeń, to również ze względu na jakieś dobro, którym będzie

zajęcie pewnych terenów, zdobycie łupów etc. Jeśli mimo to mówimy , że kradzież czy wojna

są czymś złym, to z uwagi na sposób, a nie cel działania.Dlaczego zło nie może być celem

działania? Dlatego że zło nie jest czymś, zło jest tylko b r a k i e rn, jest brakiem należnego

dobra. N asz język w tej materii jest dość mylący , bo mówimy o złu tak, jakby było czymś, a

ono jest brakiem.By zrozumieć zło, musimy więc zdystansować się nieco do sposobu

wyrażania. Niech to znowu przybliżą przykłady.Zły most to taki, w którym są dziury. Co jest

więc złego w moście? To, czego nie ma, a co powinno być. Wystarczy dziury załatać i jUŻ

most będzie dobry. Zła jest choroba, a czym jest choroba, jeśli nie brakiem stosownej

harmonii w ciele? Gdy harmonia zostaje przywrócona, wraca zdrowie.Zła jest kradzież, ale

nie dlatego, że pieniądze są złe, tylko dlatego, że pojawił się brak respektowania czyjegoś

prawa do posiadania wlasnego majątku. Wszędzie zlo pojawia się jako brak, a więc

aspektowy niebyt, bo jeśli czegoś brak, to znaczy, iż czegoś nie ma. Tylko że w języku rzecz

z brakami ma swoją nazwę, która jakby ogarnia i to, co dobre, i to, co złe, określając

wszystko jako zle. Na tym właśnie polegał błąd P 1 a t o n a, że uprzedmiotowil treść wyrażeń

językowych, nie bacząc na różnicę między sposobem istnienia i sposobem poznania, co w

konsekwencji doprowadziło do utworzenia zarówno teorii idei, jak i pozytywnego

traktowania zla. Tymczasem zła samego w sobie, czystego zla - nie ma. Bo zlo jako brak jest

brakiem w czymś, w jakimś podmiocie, który jako byt jest jUŻ dobry.Zły jest złodziej, ale

tylko jako zlodziej, a nie w ogóle jako człowiek.Zło-brak-niebyt nie może być celem-

motywem działania.

Jeśli coś porusza, to wlaśnie coś, a nie - nic. Porusza to, co jest zdeterminowane i określone,

a więc konkretne

17

lub nawet życia przez jedne jestestwa, aby inne mogły trwać. Równocześnie

widzimy, że zło pojawia się akcydentalnie, nie jako cel, gdyi celem jest odżywianie

się, aby jednak jedno mogło się pożywić, drugie najczęściej stracić musi życie.Gdy

teraz weźmiemy pod uwagę działanie człowieka, to od razu widzimy, ie cały

problem sprowadza się do tego, jakie dobro zostanie wybrane, jaka droga doń

wiedzie i zjakimi wyrzeczeniami będzie się to łączyć. Innego sposobu nie ma.

Zdobycie jakiegoś dobra łączy się bowiem albo z usunięciem dobra innego, albo z

rezygnacją ze zdobycia kolejnego dobra. Nie można naraz jeść, śpiewać, uczyć się,

pisać, czytać, pływać, siedzieć i stać. Jeśli wybieram jedno, to w tym momencie

rezygnuję z drugiego, bo pływając nie mogę równocześnie czytać książki. z kolei

dojście do obranego dobra nie zawsze dokonać się może bezkonfliktowo, a choć jest

to przykre, zjadamy przecież części roślin i zwierząt, które przez nas stracić muszą

życie.I tu zasadniczy realny problem, jaki przed człowiekiem się pojawia, nie

dotyczy sposobu ominięcia zła szeroko pojętego, bo tego nie da się uczynić, ale

chodzi o to, jakie dobro wybieram i na jakie zło-brak nie mogę pozwolić.Wybór ,

przed którym człowiek stoi, nie jest wyborem między dobrem i złem, ale między

jednym dobrem a innym dobrem. Wtóme dopiero wybranie jakiegoś dobra może się

łączyć ze złem. Stąd powiedzenie, że człowiek wybiera między dobrem i złem, jest

pewnym skrótem myślowym.Nikt bowiem zła jako zła nie wybiera.

Aby skrót ten rozwinąć, musimy wziąć pod uwagę hierarchię dobra. Trzeba wiedzieć, co

jest jakim dobrem, jakie dobro można poświęcić dla innego, ajakiego poświęcić nie

można. Dotyczy to również sposobu zdobycia dobra, można bowiem do mieszkania

zapukać, a można też wyważyć drzwi. Cel jest ten sam, ale droga odmienna. Otóż sfera

ludzkiego wyboru jest dlatego trudna, że ponieważ wybieram tylko dobro, to każde dobro

jako dobro jest

20

atrakcyjne. Skoro jednak osiągnięcie pewnego dobra łączyć się może ze złem, to właśnie

wybór między do brem i złem oznacza faktycznie to, ii człowiek dokona złego wyboru, jeśli

dla dobra niższego poświęci dobro wyisze czy to w ten sposób, że je zniszczy, czy też nie

zrealizuje. Mówiąc obrazowo: jeśli spożywam posiłek, a ktoś obok wzywa mojej pomocy, to

nie samo spożywanie posiłkujest złe, bo przecież dzięki temu przedłużam swoje życie, złe jest

spożywanie w tym momencie, bo łączy się ono z brakiem odpowiedzi na zagrożone ludzkie

życie lub zdrowie; ja zaś równie dobrze zjeść mogę później.Są to w zasadzie sprawy

oczywiste, a jednak łatwo jest prześliznąć się z porządku tłumaczenia do porządku

usprawiedliwiania. Jeśli motywem działania jest dobro, to ono działanie tłumaczy, ale

usprawiedliwia tylko takie, które nie narusza hierarchii dobra. Na każdy zarzut człowiek

znajdzie odpowiedź, ale nie każda odpowiedź jest us pra wiedliwieniem.Zasadniczo więc pole

ludzkiego działania moralnego musi być wyznaczone przez takie uporządkowanie naszych

decyzji i czynów , aby respektowana była hierarchia dobra.A hierarchia ta zmierza do jednego

punktu, którym jest dobro w sobie, dobro, które w związku z tym nie może być środkiem

działania, ale zawsze jego celem. Potraktowanie tego dobra jako środka jest uderzeniem w

hierarchię, która tym samym traci swoje podstawy. Wtedy właśnie pojawia się moralne zło,

które jako zło jest brakiem, brakiem respektowania dobra w sobie. Wybranie dobra

podważającego obiektywną hierarchię jest wybraniem dobra pozomego.

11. HIERARCHIA DOBRA

Stwierdziliśmy, że wszystko, co pojawia się przed nami jako przedmiot dążenia czy

działania, jest jakimś dobrem.Wszelako wiemy, że nie wszystko jest takim samym

dobrem;

innym dobrem jest przechadzka, innym muzyka, innym nauka. Powstaje wobec tego

pytanie, czy dobra te są po prostu różne i zupełnie od siebie oddzielone., a więc auto-.

nomiczne, czy też zachodzą między nimi ]akieś związki, a ostateczniejakieś

przyporządkowanie i zhierarchizowanie.Jeśli związków takich by nie było, to w

konsekwencji byłoby bez znaczenia, do czego człowiek dąży, co wybiera. Przy takim

nastawieniu problematyka moralna musiałaby upaść.A przecież nie trzeba długo się

namyślać, by zobaczyć., że między dobrami zachodzą związki, i to

zhierarchizowane.Jeśli jestem głodny, to muszę zdobyć pożywienie; aby je zdobyć -

wybieram się do sklepu, na to zaś potrzebuję pieniędzy. Pojawia się więc wiele czynności

i odpowiadających im przedmiotów, które składają się na pewną całość.Całością tą rządzi

jedno dobro , jeden nadrzędny cel. Nie jest nim ani zakupienie towaru, ani nawet

spożycie posiłku, lecz pragnienie zachowania życia. Nasze życie jest czymś dobrym,

dlatego właśnie się odżywiamy. Pozostałe dobra są więc tylko dobrem-

środkiem.Wszelako życie człowieka nie sprowadza się tylko do tego, bv przetrwać. z

zamiłowaniem oddajemy się najrozmait-.

szym zajęciom, które przybierają postać pracy albo rozrywki. Jeden uprawia naukę, a drugi

ziemię, jeden pisze

')1

"'--

powieści, drugi prowadzi firmę. w każdej z tych dziedzin dostrzec można wiele bardzo

skomplikowanych czynności przyporządkowanych jakiemuś celowi, czy to będzie

odkrycie nowej prawdy, czy uzyskanie wysokich zbiorów , czy wytworzenie nowego

piękna, czy wreszcie osiągnięcie mak symalnych zysków. Równocześnie żadne z tych

zajęć nie jest jedynym, bo przecież ciągle trzeba się odżywiać, trzeba najczęściej założyć

rodzinę, mieć dom lub mieszkanie, grono przyjaciół dla miłego spędzenia wolnego czasu.

To wszystko człowiek sobie organizuje i porządkuje.Czy wśród tych różnych sfer

ludzkiego życia mających właściwe sobie cele jest jeszcze jeden, któremu one wszystkie

byłyby przyporządkowane? Jest jedno źródło, tym źródłem jest sam człowiek, bo przecież

to on uprawia ziemię, studiuje, pisze. Ale po co? Fakt wykonywania różnych czynności

świadczy o tym, że człowiek jest bytem spotencjalizowanym, czyli nie posiadającym tego,

co pragnie posiadać, a czynności mają właśnie prowadzić do zdobycia pewnych

doskonałości czy umiejętności. W takim zaś razie człowiek jest nie tylko źródłem

działania, ale i jego celem. Jeśli odkrywa prawdę, to nie po to, by zamknąć ją w biurku,

lecz by nią żyć, jeśli uprawia ziemię, to po to, by zapewnić sobie i rodzinie możliwość

przetrwania, jeśli tworzy piękno, to po to, by je podziwiać.Te wszystkie nitki ludzkiego

działania wychodzą od człowieka i do niego wracają, ale jUŻ rozwinięte i wzbogacone,

dzięki czemu sam człowiek zaczyna się bogacić, a więc pełniej żyć. Przy czym nie można

tego pojmować na wzór materialny , jakby to była absorpcja czy zwijanie w sensie

dosłownym szpulki z nićmi, dlatego że człowiek jest swoistym bytem, nieporównywalnym

do innych, które znamy.Aby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się lepiej strukturze

rzeczywistości, bo ta odsłoni nam obiektywne podstawy hierarchii dobra.Podstawowym

przejawem bytowania jest samodzielnie istniejący konkret, zwany w języku filozoficznym

"substan-

24

cją " (substantia po łacinie, ousia po grecku). Taką substancją jest to oto drzewo, ten

oto kot, ten oto lew czy ten oto człowiek. Substancją nie jest to, co zawsze istnieje w

czymś, np. barwa, odległość etc., a co nosi miano przypadłości. Wprawdzie znane

nam substancje zawsze istnieją wraz z jakimiś przypadłoŚCiami ( drzewo jest zielone,

mierzy 30 rn wysokości, kot jest bury, waży 5 kg, biegnie etc.), ale sama przypadłość

bez substancji istnieć nie może, jeśli biegnie, to biegnie ktoś, jeśli waży , to waży coś,

jeśli jest białe, to właśnie coś jest białe. Natomiast ten oto pies nie musi siedzieć, bo

może leżeć, nie musi być w odległości 3 kroków od swego pana, bo może być dalej

lub bliżej. Wszystkie przypadłości są więc zawsze jakimś emanatem substancji, są z

niej i dla niej: nie człowiek jest dla odżywiania, lecz odżywianie dla człowieka, nie

drzewo jest dla barwy, lecz barwa dla drzewa. Odwrócić ten porządek, to nie liczyć się

ze strukturą rzeczywistości, bo gdy substancja zginie, to wraz z nią zginą

przypadłości, a gdy substancja jest, to daje ona pole dla pojawienia się różnych

własności lub czynności. Przypadłości są więc dobrem dla substancji, ona jest dobra,

te zaś są dobre ze względu na swój związek z substancją. Funkcjonalne

przyporządkowanie różnych przypadłości do podmiotu-substancji jest czymś

oczywistym.Mniej oczywistą wydawać się może hierarchia między substancjami. Ale

przecież jeśli porównamy życie rośliny z życiem zwierzęcia, to bez wątpienia

zobaczymy, że życie zwierząt jest znacznie bogatsze. Jest ono nie tylko wegetatywne,

ale również poznawcze. Dzięki sieci wyspecjalizowanych zmysłów i odpowiadających

im czynności zwierzę nie tylko pobiera pokarm, ale i go widzi, nie tylko ten pokarm

asymiluje, ale i uczuciowo przeżywa. Zwierzęta są pojętne i wiele mogą się nauczyć.

życie rośliny i życie zwierzęcia to nie to samo.A jak nieproporcjonalnie wyżej

znajduje się życie człowieka! O ile bowiem zwierzęta posiadają tylko zmysły

25

i kierują się instynktem, od nich niezależnym, o tyle człowiek posiada nie tylko zmysły , ale

nade wszystko rozum, dzięki któremu otwarty jest na poznanie wszystkiego, oraz wolę, która

sprawia, że pokochać możemy to, co chcemy . Człowiek nie tylko widzi, ale i rozumie, co

widzi, nie tylko pragnie, ale i wybiera. Te dwie władze muszą być niematerialne, a więc

duchowe, dlatego że ich funkcjonowanie jest różne od funkcjonowania zmysłów - takich jak

oko czy ucho. Działanie człowieka jako specyficznie ludzkie zawsze nosi piętno tej

niematerialności. Znaki, jakimi się posługujemy - język - stanowią system znaków

umownych, a nie naturalnych, świadczą więc o udziale woli; znaki te są znakami treści

ogólnych, a nie konkretnych (pojęcia), są więc te treści zdematerializowane. Co więcej,

człowiek w sądach egzystencjalnych dociera bezpośrednio do istnienia, i to nie tylko

rzeczywistości, jaka nas otacza, ale również samego siebie. Tylko człowiek może powiedzieć:

ja jestem, tylko człowiek może powiedzieć: ja.Samo poznanie nie jest tylko pośrednikiem

ujawniającym bodźce do działania, tak jak dla głodnego Iwa bodźcem takim będzie ujrzana

antylopa, ale stać się może ono celem samyrn w sobie: poznać, aby rozumieć, aby być

mądrym, niezależnie od tego, czy wiedza ta będzie dalej wykorzystywana, czy nie. Pole

Iudzkiej miłości przekracza miłość własną, będąc otwartyrn na miłoŚĆ do innych Iudzi, czy

to opartą na życzliwości, czy na przyjaźni. Więcej, miłość ta wybiegać może ku Bogu, o

czyrn świadczy religia, tak nieodłącznie związana ze wszystkimi śladami życia

Iudzkości.Wreszcie sztuka służy nie tylko doraźnyrn potrzebom, bo przecież dzieła, które

powstały wiele setek, a nawet tysięcy Iat temu, w dalszym ciągu budzą zachwyt i wprawiają

w zdumienie, jakby czas się ich nie imał. Całe Iudzkie życie jest przeniknięte tyrn

niematerialnym aspektem, będącyrn właśnie wyrazem udziału naszego ducha w tyrn, co

robimy , jak działamy, co wytwarzamy. Tylko człowiek poznaje, że

26

poznaje i że to on właśnie poznaje; tylko człowiek wie, że kocha i kochać może swoje

kochanie, a zarazem siebie jako kochającego i poznającego. To przenikanie się aktów

poznania i aktów miłości jest możliwe tylko dlatego, że są one niematerialne, bo przecież

oko widzi, ale nie wie, że widzi, tymczasem ja coś poznaję intelektualnie i równocześnie

wiem, że poznaję.Jeśli akty poznania intelektualnego i akty miłości są niematerialne, to i

władze, z których one wypływają, też muszą takimi być. Władza materialna, a więc

dysponująca cielesnyrn organem, nie wyłoni z siebie aktu niematen .alnego, dlatego oko nie

tylko nie widzi, że widzi, ale ponadto jest ograniczone do pewnych tylko stron

rzeczywistości, jak barwa, kształt, wielkość, nie widzi natomiast ani przedmiotów

właściwych innyrn zmysłom, jak dŹWięk czy zapach, ani też nie rozumie tego, co widzi.

Dzięki intelektowi człowiek poznać może wszystko, zarówno przedmioty właściwe

zmysłom, jak i to, dzięki czemu rzecz jest sobą, a wreszcie utworzyć może takie "pojęcie",

w którym wirtualnie wszystko się zawiera, a jest nim "pojęcie bytu jako bytu". Jeśli

materialność łączy się z ograniczaniem w aspekcie miejsca, czasu i konkretności, to

poznanie intelektualne i jego przedmiot nie musi być związane miejscem, nie ma przecież

nigdzie czegoś takiego jak pojęcia abstrakcyjne;a także nie musi być związane czasem - czas

jest bowiem miarą zmiany ze względu na: p r z e d i p 0, a treści, jakie chwyta nasz intelekt,

są niezmienne, np. pojęcie trójkąta;a wreszcie treści te są ogólne, bo tę samą treść orzekam o

wielu konkretach, np. Burekjest psem, Azor jest psem, Misiekjest psem. W aktach poznania

intelektualnego i w aktach miłości doświadczamy, że jest w nas coś niemateriaInego, coś, co

nie tylko suponuje obecnoŚĆ dwu niemateriaInych władz, intelektu i woli, ale również one z

kolei muszą być w czymś bardziej jeszcze podstawowym, a co po stronie doświadczenia

odpowiadałoby naszemu ,ja ". Ja przecież doświadczam siebie jako podmiotu spełniającego

najroz-

27

maitsze akty, od duchowych poprzez psychiczne aż do fizjologicznych. I właśnie ów podmiot

organizujący sobie ciało do bycia ciałem moim, podmiot, z którego wyłaniają się

poszczególne władze, nosił w tradycji miano d u s z y.O ile jednak dusza zwierzęcia lub

rośliny jest całkowicie materialna, gdyż wszystkie czynnoŚCi, jakie tu są spełniane, dokonują

się za pomocą odpowiednich organów cielesnych, o tyle dusza człowieka musi być

niematerialna, skoro jest podmiotern dla aktów zarówno materialnych, jak i niematerialnych.

Tej to duszy przysługuje istnienie, a pośrednio dopiero ciału zorganizowanemu przez duszę,

podczas gdy zwierzętom i roślinom istnienie przysługuje jako jUŻ złożonym. Stąd też rozpad

tych ostatnich łączy się z utratą istnienia, natomiast człowiek stoi w obliczu nieśmiertelności,

o której w sposób racjonalny może powiedzieć tylko tyle, że podmiot-dusza jest

niezniszczalna na drodze rozpadu, bo jest niezłożona, niematerialna i jej bezpośrednio

przysługuje istnienie.Gradacja więc i hierarchia ma miejsce nie tylko tam, gdzie są

przypadłości i substancja, ale również tam, gdzie są różne substancje. Jeśli być bytem, to

istnieć w sobie, a nie w czymś innytn, to szczytowym przejawem bytowania nie może być ani

przypadłość, gdyż istnieje w substancji, ani substancja zwierząt czy roślin, które istnieją w

materii, w ciele, zarówno pod względem ontycznym (nie mogą istnieć bez ciała), jak i

funkcjonalnym (każda operacja życiowa jest związana z materialnym organem). Takim bytem

może być w pewnym stopniu dopiero człowiek; nie jest to stopień absolutny, bo przecież

wiele czynności ma charakter materialny, ale obok nich są już czynności czysto duchowe,

immanentne, jak chociażby doświadczenie własnego ,ja ", które jest podmiotem dla

najrozmaitszych aktów, ale z nimi się nie utożsamia. "Ja " nie jest częścią tego, co moje, czy

to będzie moja ziemia, czy też moja noga lub moje uczucia albo moje myśli. To wszystko jest

przez ,ja" transcendowane. w ten sposób człowiek wyłania się nie tylko jako substancja, ale

28

nade wszystko jako o s o b a. Osoba to jaźń natury rozumnej, której przysługuje istnienie, to

jest byt w sobie, substancja pełna.Jako osoba człowiek jest bytem z u p e ł n y rn, czyli

takim, który nie może być zredukowany do bycia częścią jakiegoś szerszego organizmu, bo

sam jUŻ jest całością; nie może też być przyporządkowany gatunkowi (społeczeństwu), tak

jak przyporządkowane są zwierzęta lub rośliny , bo o ile te ostatnie są dla gatunku, o tyle

społeczeństwo jest dla człowieka.Jako osoba człowiek jest też p o d m i o t e rn p r a w a.

Każde prawo musi być przez człowieka odczytane i zaakceptowane, podczas gdy świat

natury działa "chcąc nie chcąc" i bez zrozumienia prawa.Człowiek wreszcie ma 9 o d n

o ś ć - jest bowiem otwarty na życie wieczne, to on ma osiągnąć nieśmiertelność, a nie

gatunek. Dlatego właśnie człowiek musi być celem działania, a nie środkiem. To on ma

żyć, on jest bytem w sobie.Jako byt osobowy człowiek stoi więc najwyżej w hierarchii

substancji. z tego powodu substancje niższe są mu przyporządkowane: cała ziemia, jeśli

nie cały kosmos, rośliny , zwierzęta - są dla człowieka. Nie człowiek jest dla natury , ale

natura dla człowieka. On jest tym dobrem-celem, choć sposób przyporządkowania

najrozmaitszych dóbr musi być rozumnie przez człowieka odczytany i respektowany. z

faktu, że człowiek jest tym do brem-celem, nie wynika, że może robić cokolwiek, a

więc np. wyciąć wszystkie lasy lub pozmieniać koryta rzek. Takie działania obracają się

nie tylko przeciwko naturze, ale również przeciwko człowiekowi. Respektowanie

hierarchii dóbr jest wiĘC zadaniem dla człowieka.Taka apoteoza człowieka nie oznacza

jeszcze jego deifikacji, a więc traktowania człowieka tak jakby był Bogiem.Człowiek

Bogiem nie jest. Jednak jako byt osobowy nieskończenie przekracza świat natury, a

równocześnie tylko

29

on predestynowany jest do połączenia się z Bogiem. Przekreślenie tej transcendencji

uderzyłoby równocześnie w realną hierarchię bytu i dobra. Tymczasem hierarchia ta jest

podstawą nonnalnego, racjonalnego ludzkiego życia, indywidualnego i

społecznego.Odczytanie pozycji człowieka w świecie stanowi kryterium ustalenia hierarchii

dobra będącego przedmiotem naszego działania. Jeśli człowiek jest osobą, to musi on zawsze

pojawiać się jako cel, niezależnie od tego, jakie czynności będziemy mieli na uwadze. Jeśli ze

względu na podział funkcji ktoś komuś jest podporządkowany, to owo podporządkowanie

dokonać się może tylko pod warunkiem wewnętrznej zgody, czyli akceptacji. Ktoś uznaje, że

taka a taka służebna funkcja go doskonali, np. że ta praca zapewnia dochód pozwalający się

utrzymać, i na tę pracę się godzi. Tymczasem ani konia nie pytamy, czy chce ciągnąć pług,

ani rośliny, czy chce rosnąć w tej doniczce. z drugiej strony, jeśli czyjeś dobro osobowe jest

zagrożone, to koniecznymjest ratowanie tego dobra, bo każdy człowiekjako osoba jest

unikalny. Można w maszynie jedną śrubkę zastąpić drugą, na obiad można zjeść bażanta lub

zuPę, jedną sekretarkę można odwołać, a drugą przyjąć, ale tego oto człowieka jako

człowieka nie da się wymienić, on jest jedyny, niepowtarzalny, sam w sobie. Jako człowiek-

osoba nie może być w żadnym wypadku zredukowany do funkcji lub czynności, jakie spełnia,

bo wówczas przestałby być traktowany jako substancja, a przecież substancją jest, i to w jej

szczytowym przejawianiu się. A zatem pole ludzkiego działania moralnego musi być

wyznaczone przez dobro osobowejako osobowe. Działanie, które by naruszało dobro

osobowe, będzie moralnym złem, a działanie, które je respektuje - będzie moralnym

dobrem.Zapytajmy więc, jakie są rodzaje dóbr , do których człowiek dąży. W tradycji

wymieniano trzy typy dóbr , przy czym nie był to podział spełniający kryteria podziału

logicznego; tym jednak nie powinniśmy się zrażać, ponieważ

30

rzeczywistość jest bogata i analogiczna, a nie pusta treściowo i jednoznaczna jak sfera

logiki.Pierwszym dobrem jest dobro p r z yj e rn n e (bonum delectans). Jest to takie dobro,

które jest pożądane ze względu na samą czynność, która jest przyjemna. W ten sposób ktoś

może jeść nie dlatego, że chce się posilić, ale dlatego, że lubi jeść. Nawet gdy zjadł

wystarczającą ilość, nadal będzie jadł.Drugie dobro to dobro u ż y t k o w e (bonum utile).

Jest to dobro--środek, dobro, które służy innemu jeszcze dobru, np. pożywienie może być

środkiem zarówno dla zaspokojenia głodu, jak i doznawania przyjemności. Dobro--środek

służyć może trzeciemu rodzajowi dobra.Dobrem takimjest dobro 9 o d z i w e (bonum

honestum).

Jest to takie dobro, które może być celem samym w sobie w sensie obiektywnym, a nie na

skutek naszego nastawienia się, jak w przypadku dobra przyjemnego. Dobrem godziwym

może być tylko byt osobowy, a więc człowiek. Człowiek jest dobrem, które kochać możemy

w nim samym, chcąc, by dobrze żył i dobrze się miał.Te trzy rodzaje dobra krzyżują się.

Dobro godziwe może być również przyjemne i UŻyteczne. Jeśli ktoś ma przyjaciela, to samo

przyjaźnienie się jest przyjemne, a ponadto przyjaciel wiele dobrego może dla nas uczynić.

Jeśli ktoś jedzie samochodem w celu załatwienia różnych spraw, to i jazda może sprawić mu

przyjemność. Tylko że są sytuacje, w których przyjaźń narazić nas może na wiele przykrości,

możemy stracić część majątku, a nawet życie. Wtedy to nie tylko widzimy, że przyjaźń była

prawdziwą przyjaźnią, ale również, że drogi przyjemności, korzyści i przyjaźni się

rozeszły.Ani dobro przyjemne, ani UŻytkowe nie jest samo w sobie z punktu widzenia

moralnego złe; staje się takim, gdy nastąpi naruszenie dobra godziwego, a więc dobra

osobowego.A kiedy to ma miejsce?

Sam podział jest podziałem w znacznej mierze teoretycznym, on tylko pozwala lepiej

orientować się wśród różnych

31

dóbr, do których człowiek dąży. W rzeczywistości dobra te rzadko pojawiają się w sposób

czysty i wydestylowany. Tym bardziej więc musimy być czuli na to, aby nieopatrznie nie.

przekroczyć granicy, która mimo wszystko je dZ1eli, aby dobra godziwego nie zastąpić

dobrem UŻytkowym czy przyjemnym.Każdy wprawdzie rozumie, że uprawianie ziemi

czy handlowanie to są dobra użytkowe, ale jeśli czynnoŚCi te spełniane są z

zamiłowaniem odpowiadającym naszemu usposobieniu, co najczęściej ma miejsce, to

wówczas stają się one dobrem przyjemnym, i to nie wjakimś wąskim sensie, jak np.

odżywianie się, lecz szerszym, angażującym całą naszą osobowość.Gospodarz nie tylko

uprawia ziemię, by utrzymać rodzinę, ale tę ziemię lubi, jak i pracę na niej; właściciel

firmy nie tylko myśli o pieniądzach, ale lubi załatwiać interesy, lubi kontakty z ludźmi

czy wojaże. I właśnie w tym momencie najłatwiej jest o pewien poślizg, w tym tak

mocno angażującym działaniu zapomnieć możemy o celu nadrzędnym, jakim jest dobro

godziwe. Gospodarz zapamięta się w pracy, nie bacząc na właściwe wychowanie i

wykształcenie dzieci, biznesmen pozwoli sobie na nieuczciwe interesy, sportowiec w

pogoni za zwycięstwem sięgnie po środki dopingowe i zrujnuje własne zdrowie.Z

wyjątkiem sytuacji granicznych, gdzie wyraźnie widać, co jakim jest dobrem, w

normalnym ludzkim życiu odejŚCie od dobra godziwego dokonuje się głównie za

sprawą zbyt wielkiego zaangażowania w grę sprawnie wykonywanych czynności.

Tymczasem one - jako środek - wymagają ciągłego dystansu i oceny względem ich

przyporządkowania do dobra godziwego. Trzeba się zdobyć nie tylko na wysiłek

opanowania pewnych umiejętnoŚCi, ale również należytego stosunku do nich.Niech

rzecz tę przybliży inny jeszcze podział dóbr, do których człowiek może dążyć. Pierwsze

to tZW. d o b r a z e w n ę t r z n e, a więc będące poza człowiekiem, nie

32

stanowiące jego integralnej części. Takim jest przede wszystkim majątek, czy to w postaci

posiadłości ziemskich, czy domów , fabryk, urządzeń. Wymieniano tu wprawdzie również

przyjaźń jako coś najlepszego wśród dóbr zewnętrznych, ale ta, opierając się ostatecznie na

kontakcie duchowym, bliższa jest wnętrzu człowieka, a wiĘC dobru duchowemu. Stąd

zresztą brały się takie określenia przyjaciela jak "alter-ego", czyli jakby "drugie-ja" albo

"połowa duszy mojej". Mógł więc mówić św. Bruno o Bolesławie Chrobrym, królu

polskim, że kocha go jak własną duszę, a bardziej niż własne życie.Oprócz dóbr

zewnętrznych są też dobra w e w n ę t r z n e, czyli takie, które są realną częścią człowieka.

Wśród nich pierwszym jest z d r o w i e ciała polegające na możliwości spokojnego

posługiwania się wszystkimi zmysłami, na zdolności do swobodnego poruszania się czy,

ogólnie, pewnej integralności. Natomiast kolejne dobra wewnętrzne związane sąjuż ściślej

z życiem osobowym. Należy do nich wiele umiejętności, zwanych c n o t a rn i, czy to w

dziedzinie poznawczej, czy też w dziedzinie szeroko pojętej sztuki, czy wreszcie w sferze

moralnej.Między tymi dobrami też istnieje hierarchia. Najniżej stoją dobra zewnętrzne w

ścisłym sensie, czyli dobra materialne. Wprawdzie każdy zdaje sobie sprawę, jak wiele

korzyści może mieć z tytułu posiadanego majątku, ale też od razu widać, że majątek nie

jest jakimś celem samym w sobie, jest bowiem ceniony dla czegoś innego.Mając pieniądze

możemy wygodnie się urządzić, przedsięwziąć podróże, oddać się ulubionym zajęciom czy

nawet pomóc biednym. Są to więc rzeczy ważniejsze od majątku, on im służy.Również

zdrowie, chOĆ często określane jako coś najważniejszego, czymś najważniejszym nie jest.

Ono urasta do czegoś wielkiego, gdy chorujemy , gdy zaś jesteśmy zdrowi, nierzadko

postępujemy lekkomyślnie. Zdrowie jest po to, aby człowiek mógł bez przeszkód czymś

się zajmować,

33

dlatego też czlowiek zdrowy mniej myśli o zachowaniu zdrowia, a bardziej o tym, co

wlaściwie ma robić, czym się zająć.A tu pojawiają się najrozmaitsze umiejętności, między

którymi również istnieje hierarchia. Celem nadrzędnym nie mogą być cnoty moralne, choć

takiego zdania byli stoicy.Cnoty moralne bowiem odpowiadają zdrowiu od strony duchowej,

ich zadaniem jest zabezpieczenie dobra osobowego, które bez tych cnót może być

zagrożone.z kolei wiele sztuk też takim dobrem nadrzędnym być nie może. Są wśród nich

takie, które mieszczą się w porządku dóbr użytkowych, jak np. umiejętność budowania

mostów, oraz takie, które należą do sfery estetycznej, np. rzeźba, malarstwo, poezja. Pod

wpływem romantyzmu sztuki piękne zaczęto traktować jako cel sam w sobie, cel nieomal

święty. Wpłynęło na to kilka powodów. Sztukę uważano za wyraz nieomal boskiej

kreatywności, pełniła ona funkcję prawdziwościową i poznawczą, a ujawniając piękno,

wymagala postawy kontemplacyjnej dla niej samej.Takie podejście do sztuki jest zarówno

nieścisłe, jak i niebezpieczne. Czlowiek bowiem nie jest stwórcą, nie daje istnienia

tworzonym przez siebie przedmiotom. One istnieją istnieniem zastanego materiału, bo jak bez

farb i płótna nie będzie obrazu, tak bez drewna czy marmuru - rzeźby.Dzieła sztuki istnieją

też poprzez istnienie człowieka, na mocy aktów poznawczych i emocjonalnych, jakie ku nim

kierujemy. Bez tych aktów najpiękniejsza nawet rzeźba będzie tylko złomem. z kolei prawda

w sztuce jest prawdą w sensie drugorzędnym, a nawet niewłaściwym. Pierwszorzędnie chodzi

bowiem o wytworzenie takiego układu treści, który wzbudzać będzie upodobanie, nawet jeśli

pojawią się tam momenty przykre. Prawda natomiast polega na uzgodnieniu naszego

poznania z jakimś realnym stanem rzeczy bazującym ostatecznie na istnieniu. W sztuce

natomiast mamy do czynienia z treściami nie realnymi, lecz intencjonalnymi. I wreszcie

piękno sztuki jako cel nie jest sensu

34

.

stricto celem samym w sobie, a więc takim, który nie byłby niczemu więcej

przyporządkowany. Piękno sztukijest pięknem dla czlowieka, ono jest po to, by człowiek

je podziwiał, tym bardziej że bez człowieka go nie będzie.Integralną częŚcią piękna sztuki

jest miłość nie tylko do jakiegoś układu treści, ale również do samego aktu oglądania.

"Piękne jest to, czego samo oglądanie się podoba" (św. Tomasz z Akwinu). Nie można

więc tworzyć kultu piękna w oderwaniu od człowieka, skoro piękno jest integralną częścią

jego aktów. Musimy pamiętać, że piękno sztuki nie jest ani realnym bytem, ani tym

bardziej człowiekiem czy Bogiem.Kolejne cnoty czy umiejętności związane są z

poznaniem.

Rytm współczesnego życia, rozwój techniki, szukanie wszędzie korzyści spowodowały, że

człowiek nie umie już cenić tego, co jest najcenniejsze, do czego z natury dążymy,bez czego

nasze życie osobowe nie mogłoby się w ogóle rozwinąć. A przecież nie można w ogóle

sobie wyobrazić źycia osobowego bez poznania. Niezależnie od tego, czym kto się zajmuje,

musi poznawać. Nawet wówczas, gdy jakby nic nie robimy, oczy nasze widzą, uszy słyszą,

a myśl nieustannie pulsuje. Poznajemy nie tylko to, co jest, ale i to, co było, i to, co będzie.

W poznanie jesteśmy od razu emocjonalnie zaangażowani, dzięki niemu widzimy nie tylko

świat, ale jesteśmy obecni dla samych siebie, a przy współudziale miłości - dla innych.Wiele

osób sądzi, że poznawanie dla samego poznania jest świadectwem jakiegoś oderwania od

życia, gdyż brać udział w życiu to jeść, handlować i bawić się. Tymczasem poznanie, jeśli

naprawdę jest poznaniem, a nie zamknięciem się w kręgu własnych pojęć i abstrakcyjnych

spekulacji, pozwala na posiadanie i przeżywanie całej rzeczywistoŚci.Dusza, jak mówił

Arystoteles, staje się dzięki poznaniu jakby wszystkim. Kamień jest zamknięty w sobie, nic

nie widzi ani nie czuje, można go dowolnie połupać. Ale jUŻ przez roślinę płynie życie

polegające na realnej asymilacji

35

soków i minerałów czy promieni słonecznych; życie rośliny jest więc poszerzane o to, co

znajduje się w jej otoczeniu.Zwierzęta nie tylko asymilują pokarm, ale również dzięki

zmysłom interioryzują pewien szerszy wycinek rzeczywistoŚCi, ajest to interioryzacja

intencjonalna, inna niż pobieranie pokarmu, bo jedzenie niszczy trawę, ale samo patrzenie nie

zabija. Człowiek natomiast dzięki udziałowi nie tylko zmysłów , ale i intelektu może całą

rzeczywistość wchłonąć w siebie i nią żyć na sposób bardzo szlachetny, bo duchowy.Może

żyć samym sobą, może żyć przyjaźnią. To jest właśnie ta niezwykła interioryzacja, która

pojawia się w sposób szczególny dzięki udoskonaleniu naszych aktów , i wzbogacając

człowieka, nie zamyka go, lecz otwiera na całą rzeczywistość. Poznanie więc w sensie

pewnego aktu czy funkcji jest szczytowym przejawem życia osobowego człowieka, które

wprawdzie służyć może wielu różnym celom, ale w nich się nie wyczerpuje, raczej one

wracać winny do poznania. Zostawić samego siebie na zewnątrz, np. w majątku, lub

wewnątrz, np. w ciele, to bezsens. Trzeba wrócić do siebie jako podmiotu-jaźni otwartej na

rzeczywistość. A to dokonuje się w poznaniu przybierającym postać aktów skierowanych na

przedmiot, refleksji towarzyszącej lub aktowej, a wreszcie redditio completa, czyli pełnego

zwrócenia się ku sobie. Taką postawę uzupełnia proporcjonalna do dobra miłość.Różne są

nauki, a każda dostarcza umiejętno.ści patrzenia na rzeczywistość w takim lub innym

aspekcie. Co innego bada biolog, co innego fizyk, a co innego psycholog. Nad tymi naukami

góruje jedna, która nosi doŚĆ tajemnicze miano, a jest nią metafizyka. Metafizyka nie jest

nauką o duchach, jest to nauka o rzeczywistoŚCi jako takiej, a więc o bycie nie o ile jest on

koniem, czymś żvwvm lub martwym, ale o ile jest bytem, a więc czymś rzeczywistym. Inna

nazwa, bliższa nam i bardziej zrozumiała, to "mądrość". Człowiek mądry to taki, który nie

tylko wie, że coś jest lub tak, a nie inaczej działa, ale rozumie - dlaczego. Człowiek mądry

36

.

zna przyczyny , i to przyczyny nie jakiekolwiek, ale ostateczne, takie, bez których nie

byłoby rzeczywistoŚCi.Czego możemy się spodziewać po metafizyce, kiedy poruszamy

problemy moralne? Pewne korzyści jUŻ odnieśliśmy, wówczas gdy analizowaliśmy

strukturę bytu, gdy mowa była o substancji i przypadłoŚCiach. Pora teraz na dalsze. Co to

znaczy być bytem? Być bytem to nie tylko być człowiekiem, bo bytem są równiei rośliny i

zwierzęta, to nie tylko być mierzalnym, bo są rzeczy niemierzalne, czy wreszcie być czymś

materialnym, bo istnieje również to, co niematerialne, co duchowe. Być bytem to i s t n i e ć,

bez istnienia nie będzie nic. Istnienie jest więc tą podstawową racją, dla której bytjest bytem.

Ale gdy ana1izujemy istnienie wszystkiego, co nas otacza, to ze zdumieniem stwierdzamy,

że żadna z tych rzeczy łącznie z nami samymi nie musi wcale istnieć. Ledwo powstaną, jUŻ

giną, a bez znaczenia jest, czy trwa to jeden dzień czy pięćset lat. Istnienie zatem nie może

należeć do istoty bytów, które poznajel1lY, bo wówczas musiałyby istm .eć z koniecznoŚCi.

Jaka więc jest racja, że istnieją? Taką racją może być tylko taki byt, którego istotą jest

istnienie, który sam istnieje z koniecznoŚCi i jest przyczyną istnienia wszystkich bytów.Ów

byt w języku filozoficznym nazywany jest A b s o 1 u t e rn, a w języku religijnym - B o 9 i

e rn.Bóg-Absolut jest racją tłumaczącą istnienie wszystkiego, co jest bytem. Jeśli zaś

istnienie bytów przygodnych nie jest konieczne, to znaczy , że jeśli istnieją, to na mocy aktu

stwórczego, aktu wolnego. Bóg chce, aby coś istniało. To zaś, co jest chciane, jest dobre.

Każdy byt jest więc dobry na mocy partycypacji w akcie stwórczym.Okazuje się więc, że

Absolut jest podstawą do zrozumienia całej hierarchii dobra, a równocześnie w takiej

mierze, w jakiej człowiek jest bytem rozumnym, wolnym i otwartym na nieśmiertelność,

Bóg hierarchię tę usensownia. Przeciei te wszystkie dobra, o jakie często tak zapalczywie

zabiegamy, w jednej chwili możerny stracić czy to

37

dlatego, że ktośje zagrabi, czy ogień spali, czy też nas śmierć zabierze. Tym zaś, co nadrzędne

w ludzkim życiu, jest zdobycie mądrości, czyli kontemplacja umiłowanej prawdy.Wprawdzie

nie każdy jest metafizykiem, ale na mądrość każdy musi być otwarty , bo to jest ostateczna

perspektywa ludzkiego życia, bo jakaż mogłaby być inna?Celem życia człowieka jest dobro

na miarę bytu osobowego, takim zaś jest dobro duchowe. Można je posiąść za pośrednictwem

aktów duchowych, czyli aktów intelektu i woli. Jeśli zaś Bóg-Absolut jest bytem osobowym, i

to takim, mocą którego my sami istniejemy, to nie może być innego celu życia człowieka niż

połączenie się duchowe z Bogiem. Zrezygnowanie z takiego Celu-Dobra, pomijanie Go, a

nawet organizowanie państwa w celu walki z Nim, jest uderzeniem w człowieka i

sprowadzeniem człowieka do roli rośliny lub przedmiotu. Z kolei próba zastąpienia realnego

duchowego dobra różnego rodzaju ideami, jak sprawiedliwość czy równość bądź wolność,

jest wyrazem kpiny, bo to są tylko abstrakcyjne pojęcia i nic więcej.Nonsensem jest żyć dla

pojęć i dla nich umierać. One są wprawdzie szlachetne, bo niematerialne, ale jako byt są

czymś intencjonalnym, myślnym, a nie realnym. A celem życia człowieka musi być realne

osobowe dobro.A zatem dobra, jakie przed nami się pojawiają, nie są równe. Naszyrn

zadaniem jest wiedzieć, co jakim jest dobrem, i odpowiednio je traktować. Odkrycie istnienia

Absolutu niejestjeszcze bezpośrednim poznaniem Go, gdyż Bóg i poznawczo, i ontycznie jest

transcendentny. Praktycznym, życiowym dopełnieniem poznania metafizycznego jest religia,

do której ludzie najczęściej się uciekają, szukając usensownienia własnego istnienia. Ale

religia, choć zawiera wiele bezcennych wskazówek moralnych, nie jest w ścisłym sensie

podstawą etyki, ponieważ religia jest oparta na łasce wiary , którą nie każdy otrzyrnuje.

Podstawą etyki jest naturalna zdolność UŻywania rozumu i odczytywania rzeczywistoŚCi, w

tym właśnie hierarchii dobra. Podstawą tej

38

hierarchii jest Bóg-Absolut, ale już w naszym normalnym życiu widzimy, że są takie dobra,

które z tego tytułu, że są bytami osobowymi, muszą być traktowane jako dobro-

cel.Respektowanie tego dobra wyznacza obszar moralnoŚCi.

III. BYT MORALNY - DECYZJA

Słowo "decyzja " pochodzi od łacińskiego czasownika decidere, które w swyrn

źródłosłowie znaczy "ściąć", "obciąć", a wtómie dopiero odpowiednik naszego

decydowania. Związek cięcia z decydowaniem jest wprawdzie metaforyczny , niemniej

dostrzec tu można pewne podobieństwo.Jak bowiem drwal, stojąc przed kawałem

drzewa, może zatopić ostrze siekiery w najrozmaitszych miejscach, tak i człowiek

stojący przed wyborem ma do dyspozycji wiele możliwości działania. Zaś to, co na

koniec wybierze, a więc na co się zdecyduje, jest odcięciem się od innych możliwości,

pociągając równocześnie skierowanie działania w taką, a nie inną stronę.w szelako

różnica między drwalem a wyborem moralnym polega na tym, że siekiera, jaką drwal

się posługuje, ma tylko jedno ostrze skierowane na przedmiot, który będzie tak lub

inaczej pocięty, natomiast nasz wybór--decyzja ma dwa ostrza: wybór bowiem

determinuje zarówno przedmiot, jak i nas samych. My wybierając nie tylko zmieniamy

jakiś układ rzeczy , ale również sami się zmieniamy, stawiając opór zagrożeniu -

stajemy się mężni, oddając zaś to, co komuś się należy - stajemy się sprawiedliwi. Nic

więc dziwnego, że dla moralnego życia człowieka decyzja ma znaczenie kluczowe. Na

mocy decyzji rzeźbimy samych siebie.Ludzką decyzję rozpatrywać można z wielu

punktów widzenia. Jest to akt bardzo złożony. Zazwyczaj człowiek

41

uświadamia sobie wagę decyzji w momentach wyjątkowych, takich, od których zależy

być lub nie być, czy to dla podejmującego decyzję, czy też tych, których los od nas

zawisł. Są to momenty, jak byśmy powiedzieli, egzystencjalne, gdzie kończą się żarty.

w ówczas człowiek musi

maksymalnie wytężyć potencjał swojego rozumu, usztywnić własną wolę i zadecydować,

czy wybiera to, czy tamto, czy mówi "tak" czy "nie".

w ojna, obozy koncentracyjne, przesilenia polityczne zmuszają niejako ludzido podejmowania

decyzji, gdzie jej ciężar jest bardzo widoczny. Ale i w czasie pokoju momenty takie są

obecne,jak chociażby decyzja o zawarciu zwiĄZku małżeńskiego czy akt religijnego

nawrócenia, czy przeciwnie, odejście od religii. Człowiek wie, że podjęta decyzja ciążyć

będzie nad całym jego ŻYciem. Co więcej, również zdaje sobie sprawę, że choć

może szukać pomocy u innych, to ostatecznie od niego zależy podjęcie decyzji i że nikt za

niego tego nie zrobi. Decyzja jest więcjak najbardziej aktem wewnętrznym, aktem

osobistym.Do umiejętności podejmowania decyzji człowiek nie tylko musi być wychowany ,

ale również musi dojrzeć. Trudno jest wymagać od dzieci, by we wszystkim o sobie

decydowały, gdyż wielu spraw jeszcze nie rozumieją, dlatego niczym rusztowaniem otoczone

są opieką rodziców, bliskich czy szkoły. Również ludzie starsi lub schorowani takiej pomocy

:potrzebują. Ale bywają też ludzie dojrzali wiekiem, a dzie- i cinni usposobieniem, którzy nie

chcą przyznać, że nadszedł : :czas podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności. !'ii

i:Normalnie jednak człowiek zdaje sobie sprawę, że jest !Ii autorem własnych decyzji i że nikt

nie może go od tego ii uwolnić. Od decyzji nie ma ucieczki, rezygnacja z niej też Ii jest

przecież decyzją. Nawet ten, co jest w wojsku lub !w zakonie i przysięga posłuszeństwo

wobec rozkazów !,

: :

przełożonych, musiał najpierw podjąć decyzję o takim ':' właśnie posłuszeństwie. Lepiej jest

więc odważnie uświado- i!mić sobie, że na naszych barkach spoczywa ciężar decyzji, ! il i :1

niż szukać wytłumaczenia własnej niemocy w takich czy ,Ii

42 , il

i!!

innych okolicznościach. Zamknięcie oczu na fakt, że człowiek jest autorem decyzji,

powoduje zawalenie się porządku moralnego i prawnego, a w konsekwencji upadek

społeczeństwa i samego człowieka. Decyzja w największym chyba stopniu ujawnia to, iż

człowiek jest osobą, a więc suwerennym podmiotem. Nie każdy bowiem musi być

naukowcem, nie każdy musi grać na pianinie, nie każdy potrafi się przyjaźnić, ale każdy

musi podejmować decyzję.ObecnoŚĆ decyzji w ludzkim życiu nie przejawia się

wyłącznie w momentach wyjątkowych, tylko jest ona wówczas najłatwiej uchwytna. Bo

przecież cały czas, gdyjesteśmy przytomni, stoi przed nami wiele różnych możliwości

działania, któreś z nich musimy wybrać, na coś się zdecydować, łącznie z nie-działaniem.

Tyle że oczywistość wybranego dobra i prowadzącego doń środka sprawia, iż nad innymi

środkami się nie zastanawiamy, idziemy po sprawdzonej jUŻ linii. Trudno wobec tego

zgodzić się, by nasze codzienne życie było zmechanizowane i decyzja nie odgrywała tu

żadnej roli. Zawsze bowiem działanie możemy wstrzymać, a ponadto ów schematyzm

układu rzeczy, szczególnie gdy w grę wchodzą realne byty, a nie artefakty, jest

schematyzmem pozornym i ciągle musimy uważać, czy z obranym dobrem nie wiąże się

coś złego.Każde dobro jest od nowa dobrem. Tak jak pianista wielkiej klasy, mimo iż gra

ten sam utwór po raz setny czy nawet tysięczny, gra go za każdym razem od nowa. A cóż

dopiero mówić, gdy mamy do czynienia z realnym działaniem? Decyzja jest tu czuła na

przebieg życia, które przecież nie jest z góry ustalonym zapisem nutowym, bo ciągle coś

w układzie rzeczy czy człowieka działającego może się zmienić. M usi więc decyzja

nieustannie towarzyszyć naszemu przytomnemu życiu.Analiza decyzji jest rzeczą trudną,

ponieważ wchodzi tu w rachubę wiele czynników, z których jedne widać od razu, a do

wyłuskania innych potrzebny jest głębszy wgląd filozoficzny.

43

Niewątpliwie każda decyzja dokonuje się ze względu na

coś, ujrzanajestjako dobro,jako coś, do czego warto dążyć.

Nie każde dobro nas ku sobie pociągnie, lecz tylko to, które jest poznane. Zbierając grzyby

nie schylę się po rosłegQ prawdziwka, jeśli go nie widzę, bo w całości przykryty jest liśćmi.

Ale mogę też widzieć jakieś dobro, mimo to nie chCĘ go. Powodów może być wiele, czy to

dlatego, że chcę czegoś innego, czy też po prostu mam taką zachciankę. żadne

konkretne dobro niejest w stanie zmusić mnie do "chcenia" .

Jeśli chcę, to dlatego, że chCĘ, a jeśli nie chCĘ, to dlatego, że chcę nie chcieć. Płynie to stąd,

że wola jako władza niematerialna otwarta jest na wiele równych dóbr, może

wi~c między nimi wybierać łącznie z niewybraniem żadnego. Wszelkie psychologiczne próby

podważenia ludzkiej wol- I noŚCi poprzez pokazywanie wielu determinantów, czy to

podświadomych, czy nadświadomych, są wobec wewnętrznego, bezpośredniego

doświadczenia własnej wolności hipotezami pomijającymi to, co najważniejsze i co nie jest

żadną hipotezą, ale faktem.Ja sam sobie dobieram motyw wyboru, ja o tym wiem, I tyle że

sprawia to, jako oglądane z zewnątrz, wrażenie I zdeterminowanego ciągu przyczynowo-

skutkowego, w któ- \ i:!rym zagubiona zostaje wolność. Ale wolność jest człowieka, a nie na

zewnątrz. Nie zobaczyjej ani mikroskop, ani test psychologiczny. w olności nie podważą też

czy środowisko, w którym człowiek ŻYje, ani kod genetycz~y tak silnie determinujący nasz

charakter i skłonności. Te wszystkie determinanty człowiek może przekroczyć, zawsze może

im powiedzieć: nie! środowisko można zmienić, obyczaje poprawić, nad charakterem

popracować, a dla skłonności znaleźć ujście w dobru. Ale jest jeden warunek:człowiek musi

tego chcieć. Bez tego wewnętrznego pragnienia nie tylko trudno będzie nam się zmienić, ale

również nie zdążymy nawet wykorzystać szczęśliwych, przypadkowych zdarzeń. Dlatego

szczęście sprzyja najczęściej tym, którzy go szukają, ci zaś, którzy zatopieni są w

nieustannym

44

I

narzekaniu, tracą mnóstwo okazji, by się ze swych kłopotów wydobyć.Przedmiotem

wyboru-decyzji jest wiĘC dobro poznane i chciane. Powstaje teraz pytanie, czy ze

strony poznanego dobra, jak i ze strony naszego intelektu i naszej woli istnieje jakiś

nacisk, aby wybrać raczej to dobro, a nie inne, czy też sytuacja jest zupełnie

indyferentna, a więc obojętne jest, co wybierzemy. Każdy człowiek doświadcza, że są

pewne dobra, do których odczuwa większą skłonność lub chęć, a są takie, na których

wręcz mu nie zależy albo go odpychają.Jeden lubi pisać opasłe tomy, a drugiego

napisanie zwykłego listu przyprawia o zły humor.Dla naszych subiektywnych chęci

lub niechęci istnieje obiektywna podstawa. Jeśli bowiem człowiek jest bytem

spotencjalizowanym, to dobrem jest to, co owe możności udoskonala, a więc

wprowadza je do aktu. Możności te nie są czystymi możnościami, lecz jUŻ jakoś

zdeterminowanymi. Właśnie wskutek tej determinacji pojawia się odpowiednia

skłonność. Czasami detenninacja jest tak dUŻa, że przybiera postać talentu lub

geniuszu. A zatem dobro, które nas przyciąga, jest nam jakoś konnaturalne, ono nas w

jakimś aspekcie udoskonala, ku niemu więc skłania się wola.Normalnie wiĘC

wybieramy to, co nam odpowiada. w to angażujemy naszą wolę i nasze siły

poznawcze.W którym momencie decyzja staje się wyborem o charakterze moralnym?

Czy do takiej decyzji też jesteśmy jakoś ud ysponowani?Jeśli nie wszystko, do czego

dążymy, jest takim samym dobrem, jeśli istnieje tu pewna hierarchia, i to hierarchia

dla nas czytelna, to w takim razie człowiek musi być predysponowany do widzenia

dobra w sobie, jakim jest dobro osobowe, którego naruszanie odbierane będzie jako

coś złego. To predysponowanie przybiera postać s u m i e nia.Sumienie nie jest jakąś

tajemniczą czy samodzielną władzą, choć sam termin występuje w fonnie

rzeczownikowej.

45

Polskie "sumienie" jest kalką łacińskiego terminu conscientia, które oznacza jakby

współwiedzę, stąd s - czyli współ i - umienie, czyli wiedza ( od słowa um, a więc

umysł). A więc sumienie jest pewnym stanem naszego umysłu oceniającego pod kątem

dobra i zła moralnego każdą podjętą przez nas decyzję czy wyłoniony na jej podstawie

czyn.Głos sumienia to nie głos jakiegoś daimoniona czy bożka, tak jak chyba

metaforycznie mówił o tym Sokrates, ale właśnie ów współ-akt. A sprawia on wrażenie

tajemniczego głosu dlatego, że pojawia się w sposób od naszej woli niezależny. Stąd też

tzw . wyrzuty sumienia (których bogate świadectwo znajdujemy w literaturze pięknej)

męczą bohaterów powieści czy poematów, choć najchętniej by się ich pozbyli. Ale

ledwie uda im się zapomnieć o popełnionym występku, dzięki wesołemu towarzystwu

czy spełnieniu niezliczonych toastów , gdy tylko oprzytomnieją, sumienie odzywa się

bez litości.Filozofowie próbując wytłumaczyć obecność sumienia, zwracają uwagę, że

ta ocena pod kątem dobra i zła musi mieć z jednej strony głębszy jeszcze podkład

duchowy, a z drugiej - musi być wyrazem czytania przez człowieka prawa naturalnego.

Jak bowiem w poznaniu intelektualnym poznając ten oto konkret, np. to oto drzewo,

tego oto psa, widzimy je przez pryzmat pierwszych zasad w postaci zasad tożsamości,

niesprzeczności i wyłączonego środka - i dlatego widząc stół, wiemy, że to jest stół

(zasada t.ożsamości), a nie nie-stół (zasada niesprzeczności) - tak w przypadku oceny

podjętej decyzji dostrzegamy jej zgodność lub niezgodność z pierwszymi zasadami

prawa naturalnego. Intuicja tych pierwszych zasad prawa naturalnego, które każdy

człowiek rozumie, choć nie każdy czyni to w sposób zreflektowany, nosi nazwę

synderezy, co można też określić mianem "prasumienia ludzkości".Prawo naturalne, jak

o tym jeszcze będzie mowa, wyraża prawo każdego człowieka do życia, do

przekazywania życia

46

oraz do osobowego rozwoju w prawdzie. Jeśli więc nasza decyzja w to uderza, czy to gdy

chodzi o nas samych, czy też innych ludzi, to wówczas pojawia się ów głos

sumienia.Człowiek jest zatem z natury predysponowany do poznania dobra i zła

moralnego. Tyle że wskutek złego wychowania, złej edukacji czy zdeprawowanej woli

sumienie.

może zostać skrzywione bądź w ogóle uśplone, ale wówczas człowiek w ogóle wychodzi

poza orbitę moralności, stając się osobowym kaleką. A ponieważ człowiek rodzi się i rozwija

w pewnej społecmoŚCi, to niełatwo jest mu naciskowi tej społeczności się oprzeć,

szczególnie w systemach totalitamych, gdzie wszystkie sily zostaly zorganizowane w celu

zdeprawowania człowieka. w III Rzeszy czy w komunizmie owo zatrucie pozbawiające

człowieka, niemal zupełnie, umiejętności odróżniania realnego dobra i zła przybrało rozmiary

zastraszające. Potrzeba wówczas już nie tylko zdrowego rozsądku, by na słuszną drogę

powrócić, bo ten podległ dewiacji, ale religii z jej Boskim autorytetem.Dlatego też łatwo

zaobserwować, iż wszystkie ruchy wolnościowe, jakie ogamiają ludzi żyjących pod jarzmem

systemów totalitamych, zaczynają się od wzrostu religijności. Bo gdy rządzący, uczeni,

szkoła czy nawet bliscy mówią inaczej, niżjest naprawdę, człowiek, w którym tlą sięjeszcze

resztki sumienia, boi się zdać na własny rozum i szuka opieki Boskiej. A choć są to przykłady

krańcowe, to odnoszą się przecież do setek milionów ludzi, nawet dziś, w xx wieku.Sumienie

jest więc pewnym potencjałem, jaki człowiek z natury posiada, ale który musi być

odpowiednio rozwijany i wychowywany. Temu służy nie tylko osobista praca i

zaangażowanie, ale również instytucje społeczne, rodzina, religia. Nie jest bowiem łatwo w

wielu konkretnych wypadkach bogatego ludzkiego życia i całej jakże złożonej rzeczywistości

odczytać realne słuszne dobro i środki, jakie doń prowadzą. Tego człowiek przez całe życie

się uczy i nie raz wypadnie mu się pomylić.I właśnie pojawia się teraz pytanie: gdzie znajduje

się ten

47

najbardziej newralgiczny punkt dla dobra i zła w sensie ściśle moralnym? Zazwyczaj sądzimy

, że odnosi się on do naszego działania, do wyłonionego czynu, stąd mówi się, że ktoś

postąpił dobrze lub źle. Czasami mówi się z kolei, że ktoś ma złe lub dobre myśli albo złe lub

dobre intencje, czylidobrze chciał, ale coś nie wyszło. Wszystkie te momenty są oczywiście

ważne, ale nie one są najważniejsze. Chodzi bowiem o odnalezienie takiego momentu, który

całkowicie pozostaje w naszej gestii, będąc wyrazem naszej autonomiczności i suwerenności,

w innym wypadku moralność rozpłynie się na sieć czynników od nas zależnych i

niezależnych, a wówczas z uwagi na obecność tych ostatnich zamazana zostanie sfera naszej

odpowiedzialności, a tym samym dobra i zła moralnego.Dobro i zło moralne nie może

odnosić się przede wszystkim do działania, ponieważ dokonuje się ono w sferze zewnętrznej,

z którą wprawdzie musimy się liczyć, ale która w pełni od nas nie zależy. Cóż z tego, że

postanowiłem komuś pomóc, jeśli w tym samym momencie dostanę zawału serca albo ktoś

znienacka mnie napadnie i krępując moje ruchy uniemożliwi samą pomoc. Zawsze istnieje tu

możliwość zatrzymania działania lub jego zdeformowania, co nie zawsze da się przewidzieć,

czemu nie zawsze można zaradzić.Z kolei z samych myśli o działaniu nicjeszcze nie wynika,

tym bardziej że niektóre myśli pojawić się mogą wbrew naszej woli, inne zaś będą tylko

hipotetyczną próbką, czy postąpić tak, czy może inaczej. Wreszcie dobre intencje, o których

mówi się przysłowiowo, że nimi to najczęściej wysłane jest piekło, są niewątpliwie czymś

bardzo cennym, ale właśnie im bardziej odległe jest od nich samo działanie, im bardziej z

nimi niezgodne, tym bardziej stają się powodem słusznego oburzenia. Bo jakże to, człowiek

wie, co dobre, niby chce dobra, a robi coś zupełnie innego. Dobre intencje to nie

wszystko.Cóż więc jeszcze pozostało, jeśli nie działanie, jeśli nie

48

myśli, jeśli nie intencje? Pozostała d e c y zj a. Właśnie decyzja jest tym kluczowym punktem

naszego życia rnoralnego, w którym mieści się istota moralnego dobra i zła. Ona bowiem

całkowicie leży w naszej mocy i za nią jesteśmy w pełni odpowiedzialni. Decyzja nie jest

jeszcze działaniem, ale już nie jest tylko myślą czy intencją.Jest ona tym ostatnim aktem,

który poprzedza działanie, a równocześnie wieńczy wszystko to, co jest przed nią, czyli różne

myśli i chęci.W śród wielu myśli i wielu chęci wybieramy jedną chęć z odpowiadającą jej

myślą, chęć jest bowiem zawsze chęcią czegoś, a owo "coś" musi być przez nas poznane. A

skoro przed nami stoi wybór odpowiedniego działania, to nim działanie to się rozpocznie,

musi być uprzednio konkretnie zdeterminowane, bo z tego, co nieokreślone, nic nie wyniknie.

Mogę więc zastanawiać się, czy uderzyć czy nie, jeśli decyduję się na uderzenie, to muszę

następnie wybrać, czy uderzam obuchem czy ostrzem, bo jednocześnie jednym i drugim

uderzyć się nie da. Wybieram ostrze i decyduję się na uderzenie: to czynię! Za taką decyzją

idzie już czyn.Ten moment zadecydowania jest dla człowieka z jednej strony

najprzyjemniejszy, z drugiej zaś - najtrudniejszy.Jest najprzyjemniejszy, bo człowiek widzi

sie6ie jako autentycznego suwerena, jakby króla, który nikomu jUŻ nie podlega: ja chcę i ja

się decyduję, nikt w to nie może jUŻ ingerować, ja tu jestem panem. Ale również jest to

moment bardzo trudny, zdajemy bowiem sobie sprawę, że, mając na uwadze troskę o

powodzenie w samym działaniu, o zrealizowanie słusznego dobra - decyzja tego do końca nie

gwarantuje. Pojawić się może wiele wątpliwości, czy aby wszystko zostało dokładnie

przemyślane, cźy może dałoby się coś przygotować lepiej, a kto wie, jakie będą nowe

okoliczności. Wszelako z decyzją nie zawsze można zwlekać.Jeśli do bro nie będzie na nas

czekało, trzeba podjąć decyzję, bez względu na pojawienie się nieprzewidzianych

trudności.Kiedy zatem decyzja będzie moralnie dobra, a kiedy zła?

49

Dobra będzie wówczas, gdy zgodna będzie ze słusznym dobrem, ale takim, którejest przez

nas poznanejako słuszne.O tym zaś, czy jakieś dobro jest słuszne, informuje nas sumienie. A

więc istota dobra moralnego to z 9 o d n o ś ć d e c y zj i z s u rn i e n i e m. Jeśli sumienie

mówi mi, że coś jest dobre, i ja na to się decyduję, to wówczas pojawia się moralne dobro,

przeciwnie, gdy decyduję się na coś z sumieniem niezgodnego, to mamy wówczas do

czynienia z moralnym złem. Innego rozwiązania nie ma. Gdybyśmy bowiem oderwali decyzję

od sumienia i oparli zgodność na samej relacji decyzji z dobrem w sensie czysto

obiektywnym, to wówczasjak moglibyśmy odpowiadać za zgodność, której nie

poznajemy?Decyzję uzgodnić musimy z dobremjako poznanym, a nie dobrem w ogóle. To z

kolei powoduje, że nawet sumienie błędne moralnie nas wiąże. Zdarzyć się bowiem może czy

to pomyłka w poznaniu, czy też zwichnięcie sumienia z przyczyn od nas niezależnych, za

które nie ponosimy odpowiedzialności. A musimy iść za sumieniem, bo innego kompasu

moralnego nie posiadamy. Aby uchronić autonomię człowieka jako osoby, musimy pójść aż

tak daleko.Nawet więc wówczas, gdy decyzja z boku wydaje się błędna, nie ma moralnego

zła, jeśli jest ona zgodna z sumieniem.Z drugiej zaś strony człowiek jest odpowiedzialny

moralnie za decyzję również wtedy, gdy działanie zostało z przyczyn zewnętrznych

unieruchomione.Widzimy tu wyraźnie, jak rozmija się porządek legislacyjny z porządkiem

moralnym. Prawo państwowe karze za czyny , nie za decyzje, nie za to, że ktoś postanowił

ukraść, tylko za to, że ukradł. Tymczasem zło moralne jest w samej decyzji, niezależnie od

tego, czy kradzież dojdzie do skutku czy nie, czy ktoś jeszcze o tym wie, czy nie wie nikt

oprócz złodzieja. Z kolei, jeśli decyzja ta nie była wbrew sumieniu, to zła moralnego nie

będzie, ono pojawi się dopiero wówczas, gdy człowiek zrozumie i uzna, że jest to coś złego.

Kara wymierzona przez sąd ma bardziej na względzie dobro

50

publiczne niż dobro tego, który zostaje uznany winnym ijest osądzony, mimo iż nie uważa,

aby popełnił coś złego.K westia ta jest niewątpliwie bardzo delikatna, ale wyznaczając pole

moralności w ścisłym sensie, musimy bronić ludzkiego sumienia jako tej instancji, przed

którą człowiek jest osobiście odpowiedzialny. A wiadomo też, że żadna kara nie dorównuje

tej karze wewnętrznej, jaką człowiek ponieść może przed własnym sumieniem. Dlatego

porządek legislacyjny jest wtómy wobec porządku moralnego.Dramat życia moralnego

człowieka dokonuje się głównie w jego wnętrzu, tu człowiek gromadzi siły woli i umysłu, by

podjąć decyzję, tu dostrzegajej zgodność lub niezgodność ze słusznym dobrem, stąd bierze

początek działanie. Wewnątrz siebie odczuwa satysfakcję za wybrane dobro, wewnątrz siebie

cierpi z powodu zła. Podejmowanie decyzji jest niezbywalną częścią naszego jestestwa, a

choć świat natury pozbawiony jest takich problemów, to jednak tylko przed nami otwarta jest

droga do autentycznego i trwałego dobra. Tę drogę przecieramy szukając przez całe życie

takich decyzji, które będą słuszne, i do końca mamy szansę, aby mimo pomyłek, decyzję

słuszną odnaleźć i za nią pójść, choćby owo pójście wyraziło się w powiedzeniu słowa "tak"

lub "nie".

IV. SPOS()B LUDZKIEGO DZIAŁANIA -

ARETOLOGIA

Mówienie o cnotach brzmi dziś nieco anachronicznie.

Zazwyczaj kojarzą się nam one z bohaterami powieści czy poematów historycznych, postaci

wyidealizowanych, stworzonych potęgą wyobraźni takich mistrzów jak Homer , a u nas

Sienkiewicz. Nestor uosabia człowieka roztropnego i przewidującego, do niego więc w

chwilach trudnych zwraca się o radę Agamemnon, król greckich wojsk sprzymierzonych.

Odyseusz natomiast, jak później Zagłoba, szybko potrafi maleźć odpowiedni fortel, by dopiąć

swego, jest więc człowiekiem bystrym, przemyślnym. Z kolei Longinus Podbipięta; herbu

Zerwikaptur , to człowiek odważny i nieustraszony. Każda z tych postaci górowała

przeważnie w jednej z cnót, nie we wszystkich. Zdarzało się panu Zagłobie stchórzyć, ale w

mig przychodził mu do głowy jakiś koncept, a w ostateczności - sprzyjało szczęŚCie.Ta

niezwykła poczytność Homera przez blisko trzy tysiące lat, czy u nas Trylogii Sienkiewicza

przez ostatnich sto lat, świadczy niewątpliwie o tym, że cnoty są ciągle człowiekowi jakoś

bliskie. Z drugiej jednak strony dominacja życia dworskiego, a później mieszczańskiego,

spowodowała, że cnoty przybrały postać pewnej ogłady towarzyskiej, za którą kryją się

niezliczone wady i przywary , stąd też cnotę z punktu widzenia moralnego zaczęto

deprecjonować (Schopenha uer ). A był jeszcze inn y powód nega tywnego stosunku do cnót:

oto eksponując cnotę jako cel sam w sobie, zaczęto

53

wychowanie traktować na sposób podobny do tresury, w czym zasłynęła szkoła pruska.

Chodziło tu o złamanie woli człowieka, a także jego usposobienia, co pozwalało później na

dostarczenie świetnego materiału na armię żoł, nierzy i urzędników. Potwierdził to swoim

autorytetem Kant, głosząc tezę, że moralność łączyć się musi z tym, co przykre, a co

wypływa wyłącznie z obowiązku.Dzisiejsza psychologia natomiast sprowadza cnoty do

przyzwyczajeń i nawyków, a więc takich dyspozycji psychicznych, na mocy których

wykonujemy pewne czynności w sposób nieomal bezwiedny. Jak palacz sięga machinalnie

po papierosa, tak i człowiek cnotliwy postępuje w życiu. Nic więc dziwnego, że w ostatnich

dziesiątkach lat wzorem do naśladowania stało się życie na tzw. luzie, w stylu

amerykańskim, wyrażające się w bezpośredniości, spontaniczności, nieprzestrzeganiu

konwencji lub tworzeniu coraz to nowych. w tym człowiek zaznacza swoją oryginalność i

pokazuje, że nie ma kompleksów .Jednakże z filozoficznego punktu widzenia problem cnoty

jest dla ludzkiego życia moralnego niezwykle doniosły, tyle że jej poprawne rozumienie

uległo jUŻ w naszej epoce zapomnieniu. A przecież, jeśli podstawą dobra i zła moralnego

jest decyzja, to chodzi o takie udysponowanie człowieka, aby umiał poznać realne, słuszne

dobro i miał tyle sił, by za nim iść. Każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny, dobro

nigdy nie jest takie samo, lecz za każdym razem nowe, nie ma więc obawy o wprowadzenie

w życie moralne schematyzmu. Każdy człowiek może być na swój sposób roztropny i

mężny .Grecka arete sięga tradycji eposów homerowych. Oznaczała przede wszystkim

męstwo, ono bowiem najbardziej było potrzebne w czasach wojny. Takie jest też pierwotne

znaczenie łacińskiego słowa virtus. Ale owo męstwo wyraża równocześnie pewną moc, siłę,

te zaś odnosić się mogą również do innych mocy, jakie człowiek posiądzie, czyli tego, co

będzie umiał i potrafił. Stąd łatwo było przenieść

54

pierwotne znaczenie na inne, obejmujące sobą wszystkie umiejętności posiadane przez

człowieka, nie tylko moralne, ale i artystyczne czy poznawcze.Takie poszerzenie

terminu arete dokonało się jUŻ w kulturze greckiej. Natomiast polski odpowiednik

pochodzi od słowa "czcić", bo człowiek czci-godny to ten, który właśnie obdarzony

jest cnotami.Częstokroć może się nam wydawać, że człowiek cnotliwy to taki

niedosiężny ideał wyglądający jak pomnik oblepiony złotymi liśćmi, cnoty zaś to idee

istniejące gdzieś w pleromie.A ponieważ są to rzeczy odległe, to można je co najwyżej

podziwiać, a życie biegnie i tak swoim utartym torem. Nic błędniejszego. Bo cnota

właśnie w wirze i zakamarkach życia ułatwia człowiekowi rozpoznanie i czynienie

dobra, a unikanie zła. Ona jest wewnątrz pulsującego życia, a nie w chmurach. Jest to

pewien zespół aktów przez nas wyłanianych wobec naporu i ciśnienia najrozmaitszych

spraw, zdarzeń, trudności. Cel cnoty jest jeden, choć na różne sposoby może się

dokonać: rozwijać i chronić dobro ludzkie.Przeciwnie, brak cnót czy też posiadanie

wad powoduje, że dobro ludzkie jest zagrożone.Ani cnót, ani wad nie można

absolutyzować, traktować ich jako coś samego w sobie. Oceniać je można tylko pod

kątem przyporządkowania do dobra ludzkiego. Cnoty więc, jeśli przyczyniają się do

podjęcia słusznej decyzji, są czymś dobrym, jeśli zaś od takiej decyzji odwodzą,

przestają być cnotami i stają się wadami.Nasza decyzja jest wolna, ale podejmowana

jest zawsze w pewnym kontekście nie tylko przedmiotowym, ale również

podmiotowym, a więc jak najbardziej wewnętrznym.To wnętrze musimy na tyle

wzbogacić, by skłaniało nas ku decyzji słusznej.w jakich sferach naszego życia

pojawia się potrzeba posiadania pewnych cnót? Człowiek, jak wiadomo, spełnia

mnóstwo różnych czynności czy to fizjologicznych, czy psychicznych, czy

duchowych, a wiĘC chodzimy, odżywiamy

55

się, kochamy, poznajemy, tworzymy. Spełnianie takich czynności suponuje, że posiadamy

odpowiednie władze do ich wykonywania.Chodzimy wiĘC za pomocą nóg, widzimy za

pomocą oka, myślimy dzięki intelektowi. Wszystkie władze są władzami jednego

podmiotu, dlatego w ścisłym sensie nie nogi chodzą, lecz człowiek za pomocą nóg, nie

intelekt myśli, lecz człowiek za pomocą intelektu. A ponieważ wszystkie władze należą do

jednego podmiotu, stąd zazwyczaj czynność jednej władzy związana jest z czynnością

innej lub innych. Idę gdzieś, bo chcę iść (wola), i wiem, gdzie chcę iść (intelekt). Jest też

wiele czynności, które są czynnościami człowieka, ale nie w sensie osobowym, gdyż

dokonują się bez pośrednictwa woli i intelektu. Do nich należy wiele czynności

fizjologicznych, takich jak np. przepompowywanie krwi przez serce, funkcjonowanie

nerek lub wątroby. Są też inne, takie jak odżywianie się, gdzie żołądek wprawdzie trawi

samoczynnie, ale ile i kiedy człowiek zje, to już zależy od niego.Również sfera zmysłowo-

uczuciowa jest od nas po części zależna, a po części nie. Ma ona swoje organa,

przyporządkowane do spełniania określonych czynności: oko służy do patrzenia, a ucho do

słuchania. Możemy na coś patrzeć, ale nie musimy, możemy słuchać tego, co ktoś mówi,

ale możemy też zatkać uszy lub odejść.Są wreszcie dwie niematerialne władze: intelekt i

wola;

pierwsza pozwala nam rozumieć, druga - chcieć. Zasadnicza różnica, jaka zachodzi między

tymi władzami a resztą, polega na tym, że nie mają one materialnych organów, są więc

duchowe. Gdyby organa takie posiadały, byłyby władzami ograniczonymi, oko widzi

przecież tylko barwę lub kształt, ucho tylko słyszy dźwięk, ale ani oko nie widzi dŹWięku,

ani ucho nie słyszy barwy. Tymczasem intelekt w swoim poznaniu jest nieograniczony,

nawet uznanie czegoś za niepoznawalne już w jakiś sposób powoduje, że jest ono poznane,

właśnie jako niepoznawalne. Podobnie

56

wola przekracza poszczególne pragnienia czy pożądania, stawiając nas wobec dobra jako

takiego. Nie wystarczy czegoś tylko pragnąć, gdyż aby się z tym połączyć lub do tego

zmierzać, musimy najpierw chcieć. Stąd mimo wielkiego pragnienia, możemy się nie

napić, choć woda jest w zasięgu ręki. Z kolei coś może nas odpychać, jak niesmaczne

lekarstwo, a jednak rozumiejąc, że jest dobre dla naszego zdrowia, zażyjemy je.Zasadnicza

różnica, jaką dostrzegamy między światem natury a człowiekiem, płynie właśnie stąd, że

mamy owe dwie niematerialne władze zapodmiotowane w niematerialnej duszy. To

pociąga za sobą, że żyć po ludzku, to znaczy żyć opierając się na rozumie i woli. Nie ma

dla nas innej możliwości, co najwyżej można się nimi posługiwać w sposób niedoskonały.

O ile bowiem zwierzęta kierują się w swym działaniu instynktem, o tyle my instynktu nie

mamy , każde działanie wymaga więc od nas wysiłku zrozumienia i chcenia. A tu, niestety

, czyhać może na nas niebezpieczeństwo, nie zawsze bowiem rozum pozna prawdę, nie

zawsze wola pójdzie za słusznym dobrem.Dlatego zwierzęta mogą być w swoim

zachowaniu zupełnie spontaniczne, bo kieruje nimi nieomylny w większości wypadków

instynkt, człowiek natomiast musi się zastanowić, nim podejmie decyzję, tak, aby to, co na

jej podstawie uczyni, nie obróciło się na zło. Dla człowieka więc naczelnym zadaniem jest

życie nie jakiekolwiek, ale ludzkie, takim zaś jest wówczas, gdy żyje r o z u m n i e.To jest

to fundamentalne dobro: żyć rozumnie.

Tylko rozum powie nam, co jest dobre obiektywnie i w jakiej mierze jest dobre. Dotyczy to

zarówno rzeczy,do których dążymy , jak i funkcji, jakie spełniamy. Przyjemność

towarzysząca odżywianiu się nie jest nieomylnym znakiem dobra obiektywnego płynącego z

pożywienia, można bowiem jeść z apetytem, choć pożywienie będzie dla nas niezdrowe albo

zjedliśmy jUŻ za dużo. Dopiero chorując człowiek uświadomi sobie, że nie UŻył w sposób

właściwy

57

rozumu. Zrezygnowanie więc z właściwego używania rozumu czytającego obiektywne

dobro ludzkie prowadzi do upadku człowieka.Czym wobec tego będą cnoty? Cnoty są

takimi usprawnieniami poszczególnych władz, że ich funkcjonowanie będzie optymalnie

przyporządkowane słusznemu, obiektywnemu dobru rozpoznanemu przez r o z u rn. One

same z siebie takiej kondycji nie osiągną, gdyż z wyjątkiem narządów wewnętrznych,

pełniących funkcje fizjologiczne, pójdą jakby swoją drogą, często przeciwną dobru

istotnie ludzkiemu. Muszą być jakby na powrót opanowane, aby osiągnęły swoiste

optimum potentiae, czyli pełnię doskonałości, ale nie samej w sobie, lecz z uwagi na

dobro człowieka. Nie chodzi więc o to, by nauczyć żołądek jeść jak najwięcej, ale tyle,

ile będzie optymalnie dla zdrowia. I to właśnie określane było mianem "złotego środka

".Z ł o t y ś r o d e k niejest środkiem czysto zewnętrznym, jaki da się wymierzyć między

dwiema skrajnościami, lecz jest to ś r o d e k r o z u rn u, który odmierza stan najlepszy

pod kątem dobra ludzkiego. Jeśli więc stoi przed nami misa pełnajedzenia, to nie chodzi

o to, by zjeść połowę (co byłoby środkiem rzeczy), ale tyle, ile dla nas będzie

najzdrowiej.Czasami zjemy wszystko, czasem połowę, a bywa, że w ogóle nic nie zjemy.

Nawet gdy nie zjemy nic, to będzie to również środek, optimum dla nas, gdy zaś zjemy

tylko trochę, to może to być jUŻ za dużo, gdy na przykład dana potrawa nam szkodzi.

Złoty środek wyznacza rozum, a nie rzecz.Usprawnienie poszczególnych władz

prowadzić ma do tego, aby były posłuszne rozumowi w osiąganiu właściwego środka. To

zaś w konsekwencji doprowadza do takiej kondycji moralnej człowieka, dzięki której

posiada on to, co po grecku nosiło nazwę hexis proajretike - sprawność samodzielnego

postępowania zgodnie z prawem moralnym.Takiego usprawnienia władz nie da się

zmechanizować z tej

58

przyczyny , że nawyk powoduje działanie bezmyślne i poza wolą, tutaj natomiast ciągle

musimy dobro rozpoznawać, bo i środek ciągle może się zmieniać. Za każdyrn razem musimy

je od nowa chcieć, bo przecież wiele rzeczy i różne miary konkurują, byśmy je chcieli.

Nabycie odpowiednich cnót pozwala na względnie łatwe i szybkie, a nawet przyjemne pójście

za słusznym dobrem, choćby było ono z początku trudne i przykre. Kryterium dla cnoty

stanowi bowiem nie przykrość, ale słuszne dobro, bo nie chodzi o to, by dokonywać

heroicznego wysiłku pokonywania siebie, lecz byjak najsprawniej pójść za dobrem, włączając

w to również siłę, jaką daje przyjemność. Tak pojęta cnota riie jest też wykwintną

przykrywką dla wad czy złych decyzji, nie maniery stanowią o dobru moralnyrn, ale

wewnętrzne usprawnienia i słuszne decyzje.w zasadzie wszystkie sfery ludzkiego życia

osobowego wymagają usprawnienia, a więc potrzebne są w nich cnoty.Niektóre cnoty należą

do porządku czysto poznawczego, bo choć każdy człowiek poznaje, to nie każdy jest

naukowcem, zatem opanowanie pewnej dyscypliny naukowej wymaga odpowiednich

umiejętności. Innych umiejętności potrzebuje artysta, rzemieślnik czy technik. Pierwsze to

cnoty dianoetyczne, drugie zaś to cnoty pojetyczne. Ale są też cnoty usprawniające nasze

postępowanie moralne, to są właśnie cnoty etyczne.Jeśli zadaniem naukowcajest umiejętne

poznawanie prawdy, a artysty właściwe wytworzenie czegoś, to w porządku moralnym chodzi

o umiejętność troszczenia się o dobro ludzkie, które na różne sposoby może być

zagrożone.Wymienić tu można cztery podstawowe cnoty. Pierwszą jest r o z t r o p n o ś ć,

która polega na usprawnieniu samego rozumu, aby był zdolny dobro takie odczytać. Drugą

jest u rn i a r k o w a n i e polegające na umiejętności panowania nad uczuciami przyjemnymi

i przykrymi, gdyż te uczucia mogą nas od obiektywnego dobra odwieść.Trzecią jest rn ę s t w

0, którego zadaniem jest panowanie

59

nad uczuciami strachu i bólu, gdyż te, podobnie jak poprzednie, popchnąć nas mogą w

niewłaŚCiwym kierunku.W reszcie czwartą cnotą jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć, która ma

tak wychować wolę, aby miała ona na względzie nie tylko nasze, osobiste dobro, ale

również dobro innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie same prawa jak i

my.Sprawiedliwość jest więc stałą wolą oddawania tego, co komuś się należy.Te cztery

cnoty są ze sobą wzajemnie powiązane, choć nie są sobie równe. Najważniejszą jest

roztropność, potem sprawiedliwość, następnie męstwo, a na koniec umiarkowanie.

Zazwyczaj ludzie w sposób zdroworozsądkowy doce~ niają znaczenie tych cnót, choć nie

rozumieją głębiej, o co w nich dokładnie chodzi, ani też nie wiedzą, jak te

cnotyi!rozwinąć. Czasami też mylą cnoty z wadami, mówiąc na:,,1 przykład, że człowiek

sprytny czy chytry jest mądry lub!1 roztropny. Płynie to głównie stąd, że bogactwo

naszego :języka, który wyrósł na łacinie, oderwane zostało od obiektywnego układu

rzeczy i kontekstu kultury klasycznej. I Tymczasem coś jest cnotą tylko wówczas, gdy

przyporząd~'ii, kowane jest słusznemu dobru. Spryt więc świadczy o in~" !teligencji, ale

nie o cnocie, bo skierowany jest ku złu. Inne terminy, jak np. "wiemość", są neutralne

moralnie, dopiero gdy wiemy, do czego wiemość się odnosi, możemy ją ocenić, bo

przecież wiemość dla złej sprawy, np. wiemość komunizmowi, to nic dobrego, lepsze już

jest wahanie, a najlepsza rezygnacja.Wiele zamętu powstało tu na skutek braku

właściwego wykształcenia wielu współczesnych pisarzy, którzy za po~ średnictwem

literatury szeroko oddziałują na czytelnika, gdy zachłyśnięci mocą własnego geniuszu

tworzą pseudo~ problemy , nadając im zaszczytne miano "niepokoju moral~ nego".

Zobaczyć to też można w wielu współczesnych filmach, gdzie drobne początkowo

przestawienie pojęć później urasta do rangi wielkiego dylematu. Chwalebnym jest, że

problemy moralne goszczą na ekranach kin, chodzi

60

jednak o to, by właściwie zostały postawione, gdyż, jak mówił Arystoteles, mały , a więc

trudny do uchwycenia błąd na początku, wielkim jest na końcu, a wówczas to nie

wiadomo, o co właściwie artyście chodzi.Innym źródłem zamieszania jest publicystyka

gazetowa, w której autorzy celowo żonglują terminami, aby zdezorientowany czytelnik się

z nimi zgodził albo zwątpił we wszystko.Dlatego też znajomość klasycznej koncepcji cnót

wydaje się być rzeczą nieodzowną i musi leżeć u podstaw wykształcenia. To bowiem

otwiera drogę do właściwego wychowania i zdrowej kultury.

1. CNOT A ROZTROPNOśCI

w tradycji zachodniej roztropność określano mianem auriga virtutum, czyli "woźnicy cnót".

Metafora ta sięgała korzeniami platońskiego dialogu Fajdros, w którym bieg życia ludzkiego

porównywany jest do zaprzęgu ciągniętego przez dwa konie, białego i czamego. Koń biały

symbolizował nasze dobre skłonności, czamy - złe. Zadaniem woźnicy, jeśli zależało mu na

tym, by dotrzeć do obranego celu, było umiejętne kierowanie zaprzęgiem, szczególnie zaś

przykracanie konia czamego. Tylko woźnica wiedział, dokąd chce dojechać, na nim więc

musiał spoczywać cały ciężar przewodzenia. Jakże trudniejszą rolę do spełnienia ma

woźnica, jeśli wie, że w rzeczywistości nie ma samych w sobie złych lub dobrych

skłonności, bo wszystkie mogą być dobre, ale i wszystkie mogą być złe. Zależy to od

właściwego ich wychowania i odpowiedniego kierowania. Aby to jednak miało miejsce,

potrzebne jest najpierw poznanie tego, co dobre, i tego, co złe, nie w ogóle, lecz d1a kogoś i

w określonych okolicznościach.Dlatego też św. Augustyn definiował roztropność jako

umiejętność poznania tego, co dobre, i do czego mamy dążyć, jak również tego, co złe, i

czego mamy unikać. Natomiast etymologicznie łacińskie słowo prudentia wywodzono z

dwu

61

słów: porro i videns (Izydor z Sewilli), co oznaczało umiejętnoŚĆ widzenia dalej, czyli

przewidywania. Grecka fronesis zaczerpnięta została z filozofii Heraklita, gdzie znaczyła

pewną filozoficzną umiejętność mądrościowego zagłębienia się w nieustannie

zmieniającą się rzeczywistość celem wykrycia rządzącego nią logosu - prawa. Tę

właśniefronesis Arystoteles zawęził do poznania moralnego, bo ono ma do czynienia ze

zmiennym konkretem w odróżnieniu od filozofii - mądrości, która dotyka ostatecznych,

ogólnych i niezmiennych przyczyn-racji rzeczywistości jako takiej.Aby lepiej zrozumieć

funkcję roztropności w naszym życiu moralnym, musimy najpierw przyjrzeć się różnym

czynnoŚCiom spełnianym przez rozum. Pierwszą z nich jest poznanie dla samego

poznania (theoria), które ma miejsce wówczas, gdy staramy się coś poznać po to tylko,

by wiedzieć, a co najdoskonalszą formę przybiera w nauce.Nauka dotyczy tego, co

ogólne, konieczne i niezmienne, natomiast nie interesuje się konkretem jako konkretem.

Dla biologa nie ma znaczenia, czy roślina, jaką bada, jest tym oto fiołkiem, interesuje go

raczej ta roślinajako reprezentant pewnego gatunku, stąd gdy badana przezeń roślina

ulegnie zniszczeniu, bez problemu bierze drugą, trzecią, bierze tyle, ile mu potrzeba.

Chodzi bowiem o wykrycie ogólnej struktury, własności i pra w .Natomiast inaczej rzecz

się ma w przypadku poznania pojetycznego, czyli takiego, które przyporządkowane jest

powstaniu określonego wytworu. Tutaj musimy liczyć się z konkretem, bo wytwór jest

konkretny. Stąd, ponieważ konkret jest niekonieczny i zmienny, nie wystarcza jUŻ

poznanie schematyczne i ogólne, ono też musi być konkretne.Podobnie jest z poznaniem

moralnościowym, chodzi w nim przecież o konkretne dobro dla konkretnego człowieka,

a nie o dobro abstrakcyjnie ujęte dla człowieka w ogóle. Takiego czegoś nie ma, są tylko

konkretni ludzie i konkretne dobra. Co najwyżej, gdy mówimy o dobru

62

w ogóle, to chodzi o dobro pojęte analogicznie, a nie abstrakcyjnie. Analogia filozoficzna

jest efektem wielu procesów poznawczych, na które składają się sądy, a nie abstrakcja;

sądy te zapewniają nieustanny kontakt z konkretem. Różnica, jaka zachodzi między

poznaniem pojetycznym i poznaniem moralnym, polega na tym, że pierwsze ma na

uwadze dobro czy doskonałość wytworu, celem zaś drugiego jest dobro człowieka. z

uwagi więc na odmienność przedmiotu-celu innych umiejętności potrzebuje roztropność,

innych sztuka.Jeśli celem roztropności jest dobro ludzkie, to taki cel dla roztropności jest

czymś koniecznym, bez niego roztropności nie będzie. Nad tym więc nie ma co się

zastanawiać, gdyż w tym kontekście chodzi o szczęście, do którego wszyscy z natury dążą.

Różnice pojawiają się w momencie, gdy próbujemy określić, czym owo dobrojest, na

czym szczęŚCie polega. A tu, jak wiadomo, opinie ludzi są zróżnicowane.Ale znoWll,

zadaniem roztropności nie jest rozstrzygnięcie tego pytania, ono bowiem należy do

filozofii człowieka, a więc do pewnej mądrości. Bo choć subiektywnie jedni upatrywać

mogą swoje szczęście w bogactwie, inni we władzy, inni jeszcze w zaszczytach, to mimo

różnic podmiotem szczęścia jest zawsze człowiek, te wszystkie dobra są dla

człowieka.Musimy więc najpierw wiedzieć, kim jest człowiek, aby proporcjonalnie

odnosić do niego te różne dobra. A skoro człowiek jest podmiotem--osobą, to wiele

różnych celów, do których dążymy , zawsze musi uwzględniać owo dobro nadrzędne. Cel

nadrzędny jest zastany, jest nim podmiot--osoba, ale środki mogą być różne, jak różne są

też sfery,w których nasze życie przebiega, a z którymi łączymy cele im właściwe. Tak na

przykład dla odżywiania się celem takim jest chęć zachowania życia, dla zdobycia majątku

celem jest zapewnienie właŚCiwych warunków życia i prowadzenia obranej

działalnoŚCi.Roztropność jest więc umiejętnością poznania środków,

63

'C' i

,,;

;

które prowadzić nas mają do obranego celu, celu, który .' ostatecznie przyporządkowany

jest dobru człowieka. Brak i roztropności zaś polega na nieumiejętności znalezienia

takich środków , czyli wyborze środków nieodpowiednich.A wreszcie wada przeciwna

tej cnocie, którą nazwać można chytrością, przebiegłością lub sprytem, jest wprawdzie

umiejętnością wynajdowania środków, ale takich, które naruszają dobro osobowe, moje

lub czyjeś. Nadrzędnym celem roztropności musi więc być dobro osobowe. , Poznanie

roztropnościowe jest poznaniem złożonym.Składać się może z kilku faz. Pierwszą jest n a

rn y s ł. I Próbujemy tu zobaczyć, jakie środki mamy do dyspozycji, i o jakie musimy się

postarać. Drugą fazą jest r o z rn y s ł, r.w ramach którego staramy się znaleźć środek

najodpowiedniejszy. Trzecia faza to roztropność wąsko pojęta, którą '., :utożsamić można

z w y b o r e rn, czyli z decyzją: ten oto i środek wybieram. w e wszystkich fazach

roztropność może kuleć albo z powodu nierozsądku, gdy nie umiem szukać środków,

albo z powodu pochopności, gdy chwytam się pierwszego lepszego środka, albo z braku

roztropności wąsko pojętej, gdy nie umiem zdecydować się na środek, który oceniam

jako najodpowiedniejszy.Pojawia się teraz intrygujące pytanie: czy poznanie roz- I

tropnościowe jest poznaniem niezależnym od woli, czy też' !i przeciwnie, wola przenika

do wnętrza tego poznania?1i w przypadku poznania teoretycznego odpowiedź jest pros-

C, ta: prawdę wymusza oczywistość poznawanego stanu rzeczy , a choć mogę

powiedzieć co innego, niż faktycznie widzę, bo taka jest moja wola, to jednak, co widzę,

to widzę, na to wola jUŻ wpływu Iiie ma, co najwyżej mogę nie patrzeć.Tymczasem w

poznaniu praktycznym wola jak najbardziej jest zaangażowana.Najpierw bowiem mogę

nie chcieć szukać środków, szczególnie jeśli wymaga to pewnego wysiłku. Muszę więc

chcieć poznać różne środki, bez tego poznanie nie ruszy .Następnie, mimo iż dysponuję

jUŻ wieloma środkami, mogę

64

nie chcieć wynaleźć środka najodpowiedniejszego, z takich czy innych powodów. A

wreszcie znając ów najodpowiedniejszy środek, mogę zdecydować się na inny. Od woli

więc bardzo dużo zależy , zarówno etap przygotowawczy , jak i ten najważniejszy ,

czyli decyzja. Nic więc dziwnego, że w poznaniu moralnym bardzo istotną rolę

odgrywać musi p r a w a w o 1 a, czyli taka wola, która całą swoją mocą

nakierowanajest na słuszne dobro. Opierając się na tej mocy starać się będziemy

zarówno o zgromadzenie jak największej liczby środków , o wyszukanie

najodpowiedniejszego, jak i na wybranie go. Jeśli natomiast wola nie będzie prawa,

czyli gdy będzie zdeprawowana, to tak pokierujemy poznaniem, aby przemycić środki

jej odpowiadające.Człowiek bowiem szuka tego, co chce znaleźć, a przymyka oko na

to, czego znaleźć nie chce. Natomiast chwiejna wola, będąca najczęściej naszym

udziałem, w najrozmaitszych momentach może zaprzepaścić cały wysiłek poznawczy, a

w konsekwencji zniekształcone zostanie samo działanie.w ówczas to człowiek będąc

zdezorientowanym, że coś źle wyszło, tłumaczy się dobrymi chęciami, które nie tyle

były dobre, ile raczej nie były złe. A to jeszcze za mało, gdyż, jak to świetnie wyraził

Sienkiewicz, trzeba umieć chcieć - czy jeszcze mocniej - chcieć chcieć.Filozofowie

zdawali sobie sprawę, że poznanie roztropnościowe Iiie jest poznaniem łatwym.

Dotyczy bowiem konkretu, a ten nie tylko jest zmienny i Iiiekonieczny, ale również dla

naszego intelektu jest trudniej uchwytny niż ogół. Można dojść do wielkiej wprawy w

operacji na pojęciach, w czym górują nauki formalne badające relacje między

zakresami, gdzie treść jest bardzo uboga. Poznanie takie można jeszcze udoskonalić

posługując się specjalną maszyną, jak choćby komputerem, ale bogactwo i zawiłości

ludzkiego życia, zmienność i złożoność otaczającej nas rzeczywistości do takich

operacji się nie nadają.To, że ktoś opanował matematykę, wcale nie gwarantuje, że

będzie wiedział, co w danej sytuacji życiowej zrobić.

65

Więcej, zaznajomiony z teorią etyczna c rów'nież może być daleki od takiej umiejętności, jak

teoretyk literatury nie musi-

być pisarzem. Roztropności, jak i pozostałych cnć)t moralnych człowiek sam musi się

uczyć, wyrabiając .ie w sobie poprzez powtarzanie. Nie znaczy to, że nie trzeba korzvstać~

z pomocy innych lub ze znajomości teorii, ale ostat.ecznie nikt nas w tym nie zastąpi.Jako

dojrzali ludzie musimy nauczyć się być roztropnymi.

Mając właściwe pojęcie o celu życia, musimv umieć wynajdywać odpowiednie środki doń

wiodące. Właśnie dlatego, że tak trudno jest być roztropnym, wymieniano w tradycji aż osiem

składników roztropności.Są one interesu.jące nie tylko z etycznego, ale i kulturowego punktu

widzenia. Wiele z nich jest ciągle obecnych w poznaniu zdroworozsądkowym, tyle że w

sposób fragmentaryczny, warto więc możeje wymienić w pewnej kolejności.Pierwszym

składnikiem roztropności jest p a rn i ę ć (memoria). Skoro w naszym działaniu mamy do

czynienia z tym, co niekonieczne i zmienne, to aby lepiej poznać jakiś aktualny stan rzeczy,

nie wystarczy doń się ograniczyć, lecz trzeba wykorzystać posiadane doświadczenie

zakumulowane właśnie w pamięci. Sprawy ludzkie, bo te nastręczają najwięcej kłopotów

tym, którzy mają ma.łe doświadczenie, wydają się czasem zaskakujące i niełatwe do

rozszyfrowania.Albo jesteśmy zbyt naiwni, albo zbyt przerażeni. Jedno i drugie zaciemnia

właściwy osąd. Ci natomiast, którzy pamiętają, że podobne wypadki miały już miejsce i

potrafią pamięć taką wykorzystać, lepiej dadzą sobie radę w poprawnym rozpoznaniu. Tę

pamięć można wzbogacać lekturą dzieł historycznych, bo - jak mówiono - Ilistoria est

magistra vitae, historia jest nauczycielką życia.Drugim składnikiem jest umiejętność "c z y t a

n i a" r z e c z y w i s t o ś c i (intellectus). Zwróćmy uwagę, że do rzeczywistości często

podchodzimy w sposób bardzo schematyczny, co wynika z uogólniającej tunkcji naszego

intelektu. Łapiemy pierwsze lepsze cechy i je uogólniamy.

66

"f'ymczasem trzeha się skupić i bliżej przyjrzeć konkretowi,

-

iakby się wtopić w niego pod interesującym nas kątem. w ten doskonalszy sposób znamy

przecież bliskich sobie Iudzi, posiadane przez nas zwierzęta czy nawet ogród lub 'iJd,

natomiast to, co.jest dalej, widzimy przez pryzmat treści hardzo ogólnych, gatunkowych. A

przecież w życiu mamy do czynienia nie tylko z ludźmi nam bliskimi, ale dalszymi, 1.) różnej

osobowości, o odmiennych charakterach. Gdy więc z tvmi ostat.nimi musimy się z takich czy

innych powodów.'

zetknąć, t.rzeba umieć ich , ,odczytać", co zaoszczędzi wielu nieporozumień lub

rozczarowań.Kolejnv składnik roztropności to o t w a r t o ś ć n a

~

r d d y i n n y c h (docilitas). Ta umiejętność w ostatnich czasach zupełnie zamiera, co

związane jest z wychowaniem nastawionym na tzw. samodzielność. Nie jest ważne, czy ktoś

ma rację czy nie, najważniejsze, że coś uważa. w konsekwencji gotowi jesteśmy opinii

swojej bronić do końca, a.le nie dlatego, że jest słuszna, ale dlatego, że jest nasza.Ten

natomiast, kto się pyta, traktowany jest jako człowiek bez własnego zdania. Trzeba jednak

odróżnić słuchanie kogoś od wysłuchania. Docilitas to właśnie umiejętność wysłuchania

ludzi od nas bardziej doświadczonych. Jest ona potrzebna dlatego, że żaden poszczególny

człowiek nie jest w stanie zgromadzić takiego doświadczenia, które pozwo.liłoby mu

wszystko trafnie ocenić. Równocześnie wysłuchanie czyjegoś zdania wcale nas nie

zobowiązuje do posłuszeństwa, od nas bowiem zależy,w jakim stopniu czyjąś ocenę

wykorzystamy. Teraz natomiast w ku.lturalnym towarzystwie jest przyjęte, że rozmowa

przybiera postać monologów, a nie dialogu, w mniej zaś kulturalnym jeden ma rozkazywać,

a drugi słuchać. Tymczasem w ocenie spraw ludzkich dobrze jest poważnie wziąć pod

uwagę, co mówi człowiek roztropniejszy od nas. Był nawet kiedyś taki obyczaj w zakonach

o ścisłej regule, że przełożony sam decydował, ale zobowiązany był wysłuchać głosu innych

zakonników pozbawionych prawa decydowania.

67

Następny składnik to d o rn y ś 1 n o ś ć (sollertia). Domyślność polega na umiejętności

odgadnięcia środka wiążącego dwie różne sprawy czy dwa Iub więcej zdarzenia.Nie zawsze

zamysły innych są dla nas otwarte, częściej są celowo zakryte albo wyjawiony jest taki, który

wprowadzić ma nas w błąd. Trzeba się więc wysilić, aby odgadnąć prawdziwy powód

czyjegoś działania lub zachowania. .lnaczej zostaniemy wywiedzeni w pole.Piątym

składnikiemjest z d r o w y s ą d (ratio). Zdrowy sąd to nic innego jak umiejętność

właściwego rozumowania, w którym wykorzystujemy znajomość praw logiki. Musimy jednak

ciągle pamiętać, że te prawa są ogólne, a my mamy przecież do czynienia z konkretem. Stąd,

by rozumnie zmierzyć i ocenić jakąś sytuację, nie możemy zachłystywać się samą logiką. Jest

wiele okoliczności i szczegółów, które diametralnie mogą wpłynąć na zmianę naszej oceny.

.lnaczej staniemy się doktrynerami, którzy na siłę próbują przyporządkować wszystko

posiadanym przez siebie ideom, wydając sądy albo bardzo chwalebne, albo zdecydowanie

potępiające. Taka postawa przypomina raczej niechlubną tradycję walki ideologiczno-

politycznej niż życzliwą i odpowiedzialną ocenę moralną.Szóstym składnikiem roztropności

jest umiejętność p r z e w i d y w a n i a (providentia). Działanie nasze ma na uwadze

osiągnięcie jakiegoś celu, którego z tego tytułu jeszcze nie ma, gdyby bowiem już był, to nie

byłoby powodu doń dążyć. Dotyczy to zarówno tego, co dopiero ma być zrealizowane, ale też

tego, co pragniemy zachować. Trzeba więc wybiec w przyszłość, a do tego potrzebna jest

właśnie umiejętność przewidywania. Jest to zarazem najważniejszy składnik roztropności, jak

i najtrudniejszy. Chodzi tu przede wszystkim o wypracowanie pewnego planu działania,

takiego, który zmieści się wśród okoliczności, jakie mogą nam sprzyjać i jakie mogą stać na

przeszkodzie. Wszystko jest tu prawdopodobne, więc trzeba to jakoś przewidzieć. To, co jUŻ

jest, jest konieczne, a nie tylko możliwe, ale to, co

68

może nastąpić, nie jest konieczne, bo może nie nastąpić.

Trudno w tej materii mieć więc zupełną pewność. Nic dziwnego, że dawniej szukano

boskiego wsparcia, czy to udając się do wyroczni, czy wróżąc z wnętrzności zwierząt lub

przelotu ptaków. Ograniczając się wszelako do środków ludzkich, wyrobienie umiejętności

przewidywania łączyć się musi z silną pracą wyobraźni, wspomożoną przez wcześniej

wymienione składniki. Jest to wysiłek, na który ludzie rzadko potrafią się zdobyć, i dlatego

wszystko ciągle ich zaskakuje. Ci zaś, którzy umieją przewidywać, traktowani są jako

nieomal wieszczowie. A tymczasem, gdy czytamy ich wspomnienia lub świadectwa osób

blisko z nimi związanych, to możemy się przekonać, jak wiele trudu włożyli w analizę

skomplikowanych sytuacji, czy to osobistych, czy politycznych. Umiejętność

przewidywania w najwyższym stopniu gwarantuje powodzenie w działaniu, ale dlatego

jest to też umiejętność najtrudniejsza.Przedostatnim składnikiem jest o 9 1 ę d n o ś ć

(circumspectio ). Oględność dopełnia umiejętność przewidywania w tym sensie, że

wszystkiego dokładnie przewidzieć się nie da. Trzeba więc zostawić sobie pewną furtkę na

zdarzenia nieoczekiwane, tak by nie odwiodły nas od obranej drogi. Jeśli bowiem

pójdziemy ściśle według planu, to albo pewne zdarzenia plan ten pokrzyżują, albo przy

okazji narobimy wiele zła. Działanie musi być odpowiednio elastyczne, a więc

oględne.Ostatni składnik roztropności to z a p o b i e 9 1 i w o ś ć ( cautio ). Chodzi tutaj o

takie przygotowanie działania, w którym dysponować będziemy środkami pozwalającymi

na pokonanie ewentualnych trudności. Trudności te musimy niejako wyprzedzić, aby

później nie tracić na nie zbyt wiele czasu, gdyż to w konsekwencji sparaliżować może

samo działanie.Jak widzimy, poznanie roztropnościowe nie jest poznaniem łatwym. Choć

z drugiej strony wymienione tu składniki nie są jakimś sztucznym wymysłem, my w życiu

często do

69

nich sięgamy w sposób spontaniczny, ale ponieważ jest to spontaniczne, to i często

przypadkowe. Dlatego nie bez znaczenia jest ich wyliczenie i zrozumienie, tym bardziej zai

świadome stosowanie. Nie wszystkie zawsze są w równym stopniu potrzebne, zbyt sztywne

trzymanie się ich byłoby nawet czasami komiczne. Niemniej warto je znać i we właŚCiwym

momencie wykorzystać.Powstaje teraz pytanie: jaki jest związek roztropności z sumieniem?

Jeśli bowiem sumienie zostało przez nal określone jako pewna naturalna zdolność poznania

konkretnego dobra i zła w sensie moralnym, to po co w takim razie jeszcze roztropność? Otóż

r o z t r o p n o ś ć t o c n o t a s u m i e n i a d o b r z e w y c h o w a n e 9 0.Sumienie jako

pewien potencjał powinno być tak rozwinięte, aby jak najściślej przylegało do obiektywnego

dobra. A skoro dobro dane jest nam zawsze w poznaniu, wobec tego samo poznanie musi być

odpowiednio udos;;.konalone, to zaś dokonuje się dzięki roztropności. I chociaź błędne

sumienie wiąże nas moralnie, lepiej jednak będzief jeśli nie jest ono błędne. Stąd człowiek

powinien troszczy6 się o takie wychowanie sumienia, aby dzięki roztropnoścl SZło ono w

parze z dobrem obiektywnym. Wprawdzie będziemy mieli wówczas większe wobec siebie

wymagania, ale i większy będzie smak życia, bo srnak ten daje czynione dobro. A cóż, z

drugiej strony , bardziej zasługuje na litoŚĆ niż życie w ciemności? I nie ma się co dziwić, że

ludzie.

mądrzy mówili, iż lepiej jest być nieszczęśliwym Sokratesem niż szczęśliwym

głupcem.Roztropność jest więc tym światłem, które pozwala maleźć właściwe środki

umożliwiające osiągnięcie zamierzonego celu. Jest cnotą tylko pod tym warunkiem, że

cel jest godziwy, a środki nie naruszą dobra osobowego. Może ona być skierowana albo

na dobro konkretnego człowieka, albo też na pewne dobro publiczne, dobro wspólne. W

tym drugim wypadku przysługuje ona ludziom, którzy z tytułu posiadanej funkcji za

takie dobro są odpowiedzialni. Wy-

70

maga to rzecz jasna większych predyspozycji, które nie wszyscy posiadają.Bez roztropności

niemożliwe jest posiadanie innych cnót, gdyż właściwą miarę odczytać może tylko rozum.

Regułą dla dobra i zła moralnego nie jest sensu stricto przepis, ale człowiek obdarzony

roztropnością. Przepisy bowiem są ogólne, a w działaniu chodzi o dobro konkretne, które

trzeba odczytać. Stąd też pierwsze kroki w roztropnoŚCi zaczynać się muszą od docilitas,

czyli otwartoŚCi na radę innych.Samodzielność myślenia wcześniej się rozwija w sferze

operacji na czySto zakresowych pojęciach niż w sferze działania praktycznego, kierującego

się słusznością. Dlatego łatwiej jest poznać matematykę niż oceniać dobro i zło, bo na to

składa się gromadzone doświadczenie i wiedza humanistyczna. Modny współcześnie przerost

nauk formalnych i technicznych jUŻ od pierwszych klas szkoły podstawowej.

zubaza duchowo człowieka, przygotowując go do życia nie na miarę człowieka, lecz

robota, który przestaje być podmiotem-osobą, a staje się powo1i narzędziem sterowanym

za pomocą wyższych szczebli zawodowych i pieniędzy. Być roztropnym to być

nieustannie czułym na dobro osobowe, ono bowiem otwiera niezmierzone pokłady życia

autentycznie ludzkiego.

2. CNOT A UMIARKOW ANIA

Podstawą życia moralnego jest umiejętność właściwego UŻywania rozumu, bo tylko w ten

sposób zobaczyć możemy obiektywne i słusme dobro. Człowiek jednak nie jest jakimś

czystym rozumem, jest natomiast jednym bytem-substancją złożonym z wielu

najrozmaitszych częŚCi, posiadającym wiele różnych władz, które z kolei spełniają

właŚCiwe im funkcje. To ten sam człowiek chodzi, odżywia się, przekazuje życie, smuci się

lub raduje, myśli, śpiewa, tańczy. w czynności te zaangażowany jest rozum, ale nie on je

wykonuje,

71

j J lecz cały człowiek. w szelako gdy przyglądamy się życiu:j zwierząt, to zdumiewa nas

zawsze perfekcja, z jaką biegną czy bronią się, podczas gdy człowiek jest z &&~..-&.11

jestestwem dość nieporadnym, wiele lat musi minąć, nim:i czegoś się nauczy, a i to nie

zawsze w sposób doskonały.Skąd się to bierze? Stąd, że w przeciwieństwie do zwierząt.,j

nie mamy instynktu, który by precyzyjnie regulował wyko-1 nywane czynności. Owszem,

wiele takich czynnoŚCi w spo-! ;~ ;sób naturalny w nas się uaktywnia, tylko potem gdzieś

się i rozchodzą albo nawet gasną, tak jakby nie widziały i doskonałości. Nie mając

instynktu, musimy zdać się -~-~ rozum, bo tylko rozum zdolny jest zobaczyć cel i łość,

tylko on może nas wewnętrznie uporządkować, chowując stosowną hierarchię. I nie chodzi

tu o jakąś.1 gloryfikację rozumu, bo rozum człowieka jest relatywnie :niezbyt doskonały, o

czym często możemy się przekonać, ,i ale lepszej władzy nie mamy. Przy czym, gdy ktoś

próbujei wątpić w siłę naszego rozumu, to przecież czyni to właśnie rozumnie, a więc i

krytyka rozumu jest dziełem rozumu. ;Miast więc całkowicie zwątpić w rozum, lepiej jest

go" i

rozwijać. . :

Rozwijanie rozumu w celu uporządkowania czynnośC1i zmierzających do wytworzenia

czegoś należy do zakresu sztuki, porządkowanie poznania dla samego poznania - dOjil

zakresu nauki, natomiast porządkowanie życia uczuciowegoii!- to jUŻ jest sfera

moralności. 1 Można by się zapytać, dlaczego akurat uczucia z rnoralnością są związane?

Odpowiedź jest prosta, mamy z nimi mnóstwo kłopotów. w naturze bowiem uczucia są

jUŻ , wyregulowane w ten sposób, że przyjemność jest oznaką . do dobra, strach zaś -

oznaką zła. Zwierzę więc dązy tego, co przyjemne, a unika tego, co przykre. Uczucia te

są też przez naturę odpowiednio miarkowane, stosownie do aktualnego zła lub dobra,

tego, co korzystne, lub tego, co groźne.My natomiast dobrze wiemy, że naszej

przyjemnoŚCi

72

wcale nie musi odpowiadać obiektywne dobro, tak jak przykrości - zło. A jeśli nawet

związek taki zachodzi, to różnica dotyczyć może braku adekwacji między intensywnością

uczuć a skalą dobra czy zła. Musimy więc przez te uczucia się przedrzeć, aby zobaczyć,

jakie realne dobro lub zło im odpowiada. A nie zrobimy tego ani na podstawie samych

uczuć, ani na podstawie poznania zmysłowego. Cóż więc nam pozostaje? Pozostaje r o z u

m. Człowiek, który kieruje się wyłącznie uczuciami, wcześniej czy później się pogubi,

zaszkodzi sobie lub innym. Tzw. słowiańska dusza jest na uczucia szczególnie podatna: od

wielkiej miłoŚCi do równie wielkiej nienawiści. Jedna i druga mogą być nieobliczalne.życie

uczuciowe człowieka jest bardzo rozbudowane.

Próbując w jakiś sposób je przedstawić, nie możemy ograniczyć się do charakterystyki

czysto psychologicznej, lecz musimy spojrzeć na nie troszkę szerzej. Najpierw zwrÓĆmy

uwagę, że wyróżnić można dwa jakby ruchy czy nastawienia w stosunku do przedmiotu,

pierwszym jest ruch d 0, a drugim ruch o d. źródłem wewnętrznym pierwszego jest miłość

(miłość to wewnętrzna zasada inklinacji ku czemuś), źródłem drugiego jest nienawiść. Z

miłości na poziomie bardziej zmysłowym rodzi się pożądanie, z nienawiści zaś - wstręt.

Na poziomie bardziej duchowym jednemu odpowiada pragnienie, a drugiemu - odraza.

Gdy pożądany lub upragniony przedmiot jest jUŻ obecny , pojawia się przyjemność lub

rozkosz, czy w sensie bardziej duchowym - radoŚĆ. Ten sam przedmiot budzący wstręt

lub odrazę jako obecny powoduje przykrość lub smutek. Dwa momenty musimy tu

podkreślić. Nienawiść jest wtórna wobec miłości, dlatego że nienawidzimy tego, co

przeciwne jest czemuś, co kochamy . Z ko1ei uczucia pojawiają się tylko wtedy, gdy

przedmiot. miłości lub nienawiŚCi jest poznany.,

nie można się cieszyć czymś, o czym nie wiemy , że jest blisko lub że jUŻ to posiadamy ,

podobnie jak nie można się smucić czy doznawać przykrości, jeśli nie widzimy zagrożenia.

73

Oprócz tych uczuć są jeszcze inne, zwane popędliwymi lub bojowymi. Pojawiają się one

wtedy, gdy albo trudno jest nam osiągnąć to, czego pragniemy, albo trudno jest uniknąć tego,

do czego czujemy wstręt lub odrazę. w ówczas to budzi się w nas otucha bądź zniechęcenie

(na poziomie bardziej zmysłowym) lub nadzieja bądź rozpacz (na poziomie bardziej

duchowym), gdy mianowicie dobro jest trudno osiągalne. Jeśli natomiast trudnojest uniknąć

zła, to pojawia się śmiałoŚĆ bądź strach, albo odwaga bądź bojaźń, a w celu zaatakowania zła

wyzwolić możemy uczucie gniewu.Nad uczuciami musimy umieć panować, ale nie w ten

sposób, że je w sobie zupełnie zdusimy, jak sądził Platon czy stoicy, raczej chodzi o

właŚCiwe ich wykorzystanie jako sił napędowych czy to dla połączenia się z dobrem, czy też

nieulegania złu. I dlatego potrzebne są tu cnoty, z których pierwsza dotyczyć będzie głównie

umiejętnego panowania nad uczuciem przyjemności, druga zaś - nad uczuciem strachu.

Przyjemność bowiem zbyt mocno intensyfikować może pożądanie, strach natomiast zbyt

łatwo narazić nas może na poddanie się złu. w pierwszym wypadku potrzebnajest cnota u rn i

a r k o w a n i a, w drugim - cnota rn ę s t w a.Wjakich sferach naszego życia odnaleźć

możemy przyjemność, która jest najintensywniejsza, a która z tego tytułu sprawić nam może

najwięcej kłopotów? Ma to oczywiście miejsce tam, gdzie najbliżsijesteśmy naturze, czyli w

tej sferze, w której chodzi o zachowanie życia i jego przekazywanie.Inklinacja do zachowania

życia i jego przekazywania jest w nas z natury najsilniejsza. Przecież zanim człowiek zacznie

zastanawiać się nad sensem tego, co robi, nad tym, co dobre i złe, czy w ogóle warto żyć, co

studiować, jaki uprawiać zawód, przez cały czas, pod wpływem naturalnej inklinacji, robi to,

co pozwala mu utrzymać się przy życiu, czyli po prostu się odżywia. Brak zaspokojenia głodu

lub pragnienia wiąże się z bardzo silnym uczuciem przykrości, zaspokojenie, przeciwnie, z

bardzo silnym uczuciem przyjemności.

74

Później, gdy człowiek dorasta, pojawia się z kolei bardzo silna inklinacja do przekazywania

życia, przybierająca postać popędu seksualnego, którego niezaspokojenie też łączy się z

dręczącą przykrością, zaspokojenie zaś - z przyjemnością. Ta druga inklinacja może być

momentami silniejsza od pierwszej. Ktoś nie je, bo albo jest chory, albo się zakochał, jak

mówią ludzie doświadczeni, a co opiewają poeci. Nic dziwnego, natura ma bardziej na

względzie dobro gatunku niż jednostki, stąd i inklinacja do przekazywania życia może

zdominować chęć zachowania własnego. oczywiście, jedna i druga inklinacja jest ludzka, a

nie zwierzęca, choć swoje korzenie ma w naturze. Człowiek przecież posila się jak

człowiek, a nie jak zwierzę.Jeśli chodzi o umiarkowanie związane z odżywianiem się, to jest

to cnota, którą człowiek zdobyć może najwcześniej, choć nie sam. Zadanie to spoczywa na

rodzicach czy opiekunach, bo oni właśnie, UŻywając rozumu, odpowiednio dawkują

pożywienie, bacząc również na sposób jedzenia.T o zaś pozwala na powstanie w dziecku

pewnych dyspozycji, nad którymi później samo będzie czuwać. Przy tak silnej inklinacji do

zachowania życia, przybierającej postać pragnienia i głodu, potrzebne jest rozumienie celu

tej inklinacji i jej miejsca w integralnym życiu człowieka. Nadmiar lub niedomiar obraca się

przecież przeciwko człowiekowi, godząc w jego zdrowie. Wprawdzie są tacy, którzy dzięki

chorobie potrafią znaleźć "zajęcie" na całe życie, bo albo ciągle narzekają, albo ciągle się

leczą, tojednak chodzi raczej o to, by zdrowie umożliwiało swobodne oddanie si~

ulubionyrn zajęciom czy to w postaci tworzenia, czy poznawania, czy sprawowania władzy.

Choroba natomiast może to popsuć, a nawet przekreślić.Ponieważ odżywianie się jest

czynnoŚCią ludzką, nie można patrzeć na nie zbyt wąsko. Owszem, służy ono zachowaniu

życia, ale równocześnie jest tym, co integruje rodzinę, środowisko, przyjaciół, stanowiąc

wyraz gościnności i życzliwości, jakie okazujemy innym. Stąd bierze się

75

wytrawność przygotowywanych potraw łącznie z lem. I nie ma w tym nic złego,

dopóki zachowana stosowna miara. Dotyczy to szczególnie alkoholu, który zawsze

towarzyszył wspólnym biesiadom w różnych turach. Alkohol bowiem nie tylko

ułatwia trawienie, jak mówił Homer, powoduje "rozweselenie umysłu". Tylko że

przejedzenie się jest trudniejsze i mniej groźne od powodującego czasem całkowite

zaćmienie umysłu.

A pozbycie się rozumu przez człowieka to zło samo w sobie, niezależnie od skutków , jest

to wewnętrzna degradacja.Zasadniczo odżywianie się związane jest ze dotyku, ale

pośredniczy w tym zmysł wzroku i Dlatego potrawy najpierw apelują do tych ostatnich w

sposób, że jakby zachęcają do ich spożycia. Powonienie bliższe jest dotykowi, dlatego jest

bardzo intensywne, stosunkowo ograniczone, natomiast wzrok bliższy jest telektowi, jest

mniej intensywny, ale za to szerszy.ze strony wzroku istnieje niebezpieczeństwo, że

przekroczy miarę estetyczne z tą władzą związane za przyjemności jedzenia, co z kolei

łatwo doprowadzi do Wprawdzie i na to Rzymianie znaleźli specjalne womitoria, ale było

to wyrazem dość ł'-~..-~~J..nego używania rozumu.

Trzeba pamiętać, że właściwa miara jest miarą rzeczy , a więc miarą obiektywną, lecz jest

ustalaną przez rozum, stosownie do okoliczności, -J ~ł'--J cji, a wreszcie samego

zdrowia.Inklinacja do przekazywania życia przybierająca popędu seksualnego - to problem

znacznie bardziej skom- !1 plikowany i groźniejszy w skutkach. Tutaj właściwe UŻycie !

rozumu i siła woli wprost stoją na straży ochrony dobra '1 ludzkiego. Pojawia się tu ki1ka

aspektów, które trzeba I wyraźnie zaakcentować. Ponieważ zaś popęd ten dotyka nie

76 1

tylko jednego człowieka, ale mamy również do czynienia z relacją międzyludzką, więcej, z

możliwością poczęcia nowego człowieka, więc sprawa jest bardzo poważna. Arystoteles,

jeden z niewielu filozofów , który potrafił dostrzegać rzeczy oczywiste, zauważył, że

stosunek to jest upadek rozumu (iactura rationis). Albowiem siła natury oraz intensywność

uczuć może być tak wielka, że rozum ulega całkowitemu zaćmieniu. Jakby nie dość tego,

człowiek zaćmienia tego nie tylko pożąda, ale i pragnie. A to jUŻ jest rzecz niebagatelna.

Jeśli tutaj nie wkroczy kultura, to płomienie miłości mogą człowieka spalić.Z drugiej

strony obserwujemy , że dojrzałość płciowa pojawia się w takim momencie naszego życia,

który jest dla nas przełomowy. W ówczas to budzi się w nas świadomość własnego ja,

dystans do świata i innych ludzi, pierwsze poważniejsze refleksje nad sensem

wszystkiego.w tym też momencie człowiek zaczyna budować świadomie własną

osobowość, zaczyna być niezmiernie chłonny na wiedzę i zdobywanie wielu umiejętności.

Pojawia się więc ta najbardziej delikatna tkanka, którą można wzbogacać o coraz większą

wrażliwość kulturową, a wszystko, co w niej zostanie zaszczepione, stanowi trwały

potencjał na całe życie.późniejsze napięcia nigdy nie będą tak głębokie i nigdy takiego

potencjału nie będą zawierały. Ale właśnie siła popędu seksualnego, który zbyt wcześnie

zostanie uwolniony, to wszystko może zburzyć, wrażliwość zostaje stępiona i zamienia się

na ordynarność, intelekt przestaje być chłonny i zawęża się do funkcji czysto UŻytkowych,

wielka przyjemność, jak w spazmach, przemienia się w smutek i apatię - otwarte drzwi do

osobowego rozwoju coraz szczelniej zaczynają się zamykać.Tylko że młody człowiek nie

w pełni to rozumie, dlatego tak ważnajest tu delikatna, choć stanowcza pomoc ze strony

otoczenia. Niestety, współczesna demokracja zachodnia odcięła się od swych zachodnich

korzeni, nawiązując raczej

77

do protoplastów, którzy pokonali Rzym. Demokracja, stanowiąca zwyrodnienie politei,

obliczona jest na proletariat, który wprawdzie może wybierać to, co chce, tylko że co to za

wybór, jeśli człowiek słabo zdaje sobie sprawę z tego, co robi i co wybiera. Raczej idzie za

tym, co podsuwają mu doskonale zorganizowane mass-media.A przecież wolność nie

polega na tym, że człowiek może robić, co chce, wolność w ścisłym sensie to a u t o d e t e

r rn i n a c j a, czyli umiejętność zdeterrninowania samego siebie do działania na podstawie

celu, który dobrze z różnych stron rozpatrzyliśmy, oraz środków, które roztropnie

dobieramy. Wtedy rzeczywiście jest wolność, a nie jej pozór.A tymczasem

nieprawdopodobny wprost zalew pornografii uderza w rozum, czyniąc człowieka

bezsilnym i otępiałym, szczególnie gdy odbiorcą jest młodzież.Inklinacja do

przekazywania życia rozpatrywana w aspekcie relacji międzyludzkich łączy się przede

wszystkim z poczęciem nowego człowieka. Niewątpliwie, samo poczęcie jest czymś

dobrym, rodzi się człowiek, gorzej, gdy poczęty jest przez kogoś zbyt młodego albo jeśli

pochodzi z nieprawego łoia, bo wówczas dziecko stać się moie dzieckiem niechcianym, a

wtedy krok tylko dzieli od aborcji, czyli de facto - zabójstwa. Dlatego cnota umiarkowania

odgrywa tu niepomiernie większą rolę nii w przypadku odiywiania się; chodzi jui nie o

zdrowie, ale o życie Iudzkie. Dlatego tei zarezerwowanie intymności iycia seksualnego do

małieństwa ma swoje uzasadnienie w tym, ie małżeństwo najbardziej gwarantuje troskę o

poczęte dziecko, zarówno by iyło, jak też, by miało zapewnione warunki dla swojego

rozwoju.Małieństwo w norrnalnych warunkach wyrasta z miłości, którą Arystoteles

pięknie nazwał "nadmiarem przyjaźni".Ta przyjaźń, która jako przyjaźń ma na uwadze

troskę o dobro przyjaciela, chroni w pewien sposób człowieka przed tym, aby nie stał się

wyłącznie instrumentem natury.To człowiekowi grozi zawsze i choć nie we wszystkich

78

kulturach pożycie przedmałżeńskie traktowane było jako coś złego, niemniej jednak ta sfera,

tak intymna i tak przecież osobista, ma szczególne znaczenie dla zawiązania trwałej

przyjaźni. Tym bardziej że coś tu zginąć może bezpowrotnie, śpiewała już o tym grecka

poetka Safona: "Panieństwo, panieństwo, gdzież odchodzisz ode mnie? Już nie wrócę więcej

do ciebie, już nie wrócę".Z pewnością cały ten problem jest nie tylko poważny, ale i delikatny

, stanowi zarówno treść naszych wewnętrznych przeżyć, jak i, niestety, materiał dla

przetargów politycznych, ideologicznych, nie mówiąc już o szalonych zyskach płynących z

takich czy innych publikacji. Z kolei człowiek odczuwa silne przekonanie o prawie do

własnej intymności, która wydaje się czymś bardzo osobistym, dlatego wzdrygamy się na

myśl, że ktoś będzie się do tego wtrącał, coś nam kazał lub zakazywał. I jest to słuszne. Ten

nakaz wypłynąć musi z nas, trzeba jednak dobrze wiedzieć, na co się decydujemy. .Zadaniem

cnoty umiarkowania obejmującej najniższe sfery życia osobowego człowieka, choć sfery nie

odizolowane od całości, jest uporządkowanie przebiegu wymienionych tu inklinacji, tak by

były dla człowieka, a nie człowiek dla nich. Dzięki temu otwarte będzie pole dla rozwinięcia

cnót wyższych, nie tylko moralnych, ale i artystycznych czy poznawczych.

3. CNOT A MĘSTW A

Jak przyjemność pociągnąć nas może w stronę czegoś, co sprzeciwia się dobru istotnie

ludzkiemu, tak ból i strach odwieść nas mogą od takiego dobra. Pod wpływem bólu i

strachu człowiek może zrezygnować z dobra, a w ten sposób ulegnie złu. Te dwa sposoby

odciągania człowieka od słusznego dobra najwyraźniej widać na przykładzie metod

stosowanych przez wroga w czasie wojny, gdy zjedne-i strony próbuje się złamać opór

obrońców za pomocą miłych

79

podarków i obietnic, z drugiej zaś - przez groźby i tortury.

Groźby wywołują strach, tortury - ból, to zaś zaciemnić może rozum i złamać wolę. Dlatego i

w tym wypadku potrzebna jest taka cnota, która pozwoli na ochronę dobra przed

zagrażającym złem. Tą cnotą jest właśnie męstwo.Zakres męstwa jest bardzo szeroki i

bynajmniej nie ogranicza się tylko do wojny . Jest ono potrzebne nieustannie, choć może

mniej jesteśmy świadomi, że chodzi o męstwo. Literatura spopularyzowała męstwo

żołnierskie, a zapomniała o męstwie na co dzień. Ale jeśli Życie nieustannie niesie ze sobą

zagrożenia, a więc także strach i ból, to oznacza to, że jakąś postawę musimy tu przyjąć,

musimy , jednym słowem, być mężni.Męstwo ma dwie główne postacie. Wynika to stąd, że

wobec zła zachować możemy się na dwa sposoby. Przy czym samo zło należy rozumieć nie

jako coś samego w sobie, lecz jako działanie skierowane przeciwko naszemu dobru, czyli

takie, które z naszym dobrem się nie liczy. Pierwszą formę męstwa, najbardziej znaną,

stanowi a t a k. Jest jednak i druga forma, bardziej subtelna i, jak się okaże, wyższa od

pierwszej, a mianowicie - w y t r z y m a n i e n a p o r u (sustinere). Atak ma miejsce

wówczas, gdy wydaje się nam, że zagrażające zło możemy pokonać. w ówczas to wyzwalamy

w sobie gniew i uderzamy. Wytrzymanie naporu natomiast potrzebnejest wtedy, gdy sądzimy,

że zło przerasta nasze siły, gasimy więc strach i trwamy w oporze.Pierwszy problem, jaki

przed nami się pojawia, to właściwa ocena zagrożenia. Miarą nie może tu być ani uczucie

bólu, ani strachu, trzeba więc najpierw uczucia te opanować, aby rozum mógł spokojniej

myśleć. A strach w ludzkie serca szybko się zakrada. Jest to zrozumiałe, zbyt wiele bowiem

mamy do stracenia. Nie tylko wiĘC można, ale nawet, jak mówi Arystoteles, trzeba się bać,

potem jednak musimy stawić czoło lękowi. A to wymaga męstwa. Gdy strach został

opanowany , potrzebujemy roztropności, aby rozpoznać rzeczywistą skalę zagrożenia. Jeśli

nie jest dUŻe i leży

80

w zasięgu naszych sił, powinien nastąpić atak. Tutaj właśnie wyzwalamy w sobie stosowny

gniew, który doda mocy atakowi, a ponadto zdarzyć się może, iż sam gniew odpowiednio

okazany jUŻ wystarcza. Dziś mało kto umie się gniewać, samo zaś słowo straciło swój

pierwotny sens i oznacza "obrażenie się". Natomiast w miejsce gniewu występuje

denerwowanie się lub histeria, co miast człowieka wzmocnić, jeszcze bardziej go osłabia.

Wyzwolenie gniewu wymaga męstwa, gdyż jest to uczucie bojowe będące odpowiedzią na

strach. Człowiek najpierw się boi, ale potem musi powiedzieć: nie dam się! Tchórzostwo to

nic innego jak zrezygnowanie z ataku wobec zła, które rozpoznane jest jako możliwe do

pokonania.Ale często zło przerasta nasze siły , szczególnie gdy w czasie pokoju pojawia się

w postaci pewnego ucisku ekonomicznego, politycznego czy kulturalnego. Tutaj potrzeba

wiele roztropności dla rozpoznania zła, bo nie zawsze jest ono dobrze widoczne, jest raczej

celowo ukryte.Wprawdzie ucisk ekonomiczny dotyka nas w postaci namacalnej biedy , ale

jUŻ polityczny czy szczególnie kulturalny jest dobrze zatuszowany, bo pracuje w tym

kierunku cały sztab specjalistów, mających do dyspozycji wszelkie środki finansowe,

techniczne i instytucjonalne. Takie zło niełatwo jest rozszyfrować, albowiem przybiera

postać nie realnego zagrożenia, lecz pozornego dobra. Najpierw więc trzeba zobaczyć, że

owo dobro jest de facto złem, tak aby strach zmusił nas do myślenia. Równocześnie

wewnętrzny protest nie może pójść w stronę gniewu i ataku, bo w ten sposób zła nie

pokonamy, a co najwyżej trochę sobie ulżymy. Chodzi jednak o to, by zło pokonać, a nie

poprawiać swoje samopoczucie, na to drugie zaś zawsze liczą ośrodki nacisku, pozwalając

ludziom nawet na publiczne narzekanie i wyładowanie niezadowolenia. A gdy ludzie jUŻ

się uspokoją, można wrócić do tego, co było.Jeśli jednak człowiek naprawdę jest mężny i

nie godzi się na zło, które przerasta jego siły, musi trwać w oporze.

81

I właśnie teraz widać, dlaczego wytrzymywanie naporu wymaga więcej męstwa niż atak.

Jesteśmy bowiem w słabszej pozycji, zło dotyka bezpośrednio nas, a nie tych, którzy nam

zagrażają, a wreszcie sam gniew jest uczuciem krótkotrwałym, tu natomiast potrzebujemy

długotrwałości.Ileż męstwa okazali Polacy, którzy po rozbiorach się nie podda1i, myśląc

ciągle o tym,jak odzyskać utraconą niepodległość. A męstwo to nie wyczerpało się wjednym

pokoleniu, lecz przechodziło z rodziców na dzieci i na wnuki. Tylko dlatego Polska mogła

odzyskać niepodległość, inaczej podzielilibyśmy los tych państw , o których niktjUŻ nie

pamięta.Oczywiście, zawsze trzeba być czujnym, czy nie nadszedł moment zaatakowania zła.

Jest to moment bardzo trudny do rozpoznania, stąd Grecy przypisywali mu nieomal boskie

właściwości (kairos). Stosowna chwila - oto tajemnica udanego ataku. Nasze powstania

najczęściej wybuchały albo za wcześnie, albo za późno.Cnota męstwa, pojęta jako

umiejętność wytrzymania naporu, jest nie tylko cnotą wyższą od ataku, ale również

trudniejszą do zdobycia. Potrzebnyjest tu nie tylko osobisty wysiłek, ale również znajomość

wzorów, tradycja, wychowanie. Człowiek bowiem rzadko patrzy daleko przed siebie, chętniej

cenimniejsze dobro, łatwe do zdobycia, niż większe, które jest odległe i niepewne. Taka

krótkowzroczność od razu podkopuje wyższe męstwo, najpierw przychodzi rozpacz, potem

zniechęcenie i pogodzenie się z tzw. losem, czyli de facto ze złem. Zdrowa nadzieja zostaje

zastąpiona nostalgią, najtragiczniej chyba wyrażaną w poezji rosyjskiej, gdzie każda radość

utopiona jest w bezmiarze stepowego smutku. Przeciwnie Polacy, którzy miast bić czołem w

Matkę Ziemię, zaczynają swój hymn od słów, że mimo wszystko... ,jeszcze nie zginęła". Czyż

można przecenić pomoc, jaka płynie ze strony kultury nie afirmującej zła? Jest ona raczej tą

ostatnią deską ratunku, którą skrzętnie pielęgnować muszą pokolenia.Pojawia się teraz

pytanie, jakie właściwie zło mamy na

82

myśli, gdy mówimy, że nam zagraża i któremu stawić musimy czoło. w

społecznościach prymitywnych zło zawsze uosabiano czy to z poszczególnymi

ludźmi, czy nawet z bogami. w ówczas też łatwiej było walczyć zabijając ludzi złych

lub poddać się złu, jeśli taka była wola bogów .Problem jest jednak bardziej

skomplikowany. Złych bogów nie ma, a człowiekjako człowiekjest dobry,jest

bowiem bytem-osobą. Zło zatem pojawić się musi w kontekŚCie działania w postaci

pewnych braków. w takiej zaś mierze, w jakiej bierzemy pod uwagę działanie

człowieka, to zło-brak pojawia się na skutek zła-braku w tym, który pewne działania

podejmuje.Takim najbardziej widocznym brakiem jest nieliczenie się z godnością

człowieka, ktoś więc postępuje tak, jakby inni ludzie byli dla niego tylko

narzędziami czy środkami działania. Posługuje się więc ludźmi dowolnie, mówi, co

mają robić, a czego nie, w razie oporu zaś więzi lub nawet posyła na śmierć. Ludzie

odbierają to jako zło, ten zaś, który ich ciemięży, określany jest mianem człowieka

złego. Jednak musimy ciągle pamiętać, że nie jest to zło w sensie absolutnym, jest to

zło związane z działaniem, bo zło nie jest bytem, rzeczą, substancją. Ma to znaczenie

dlatego, że obrona przed złem musi ściśle odnosić się do zła, a nie do bytu-

dobra.Chodzi więc o to, że naczelnym zadaniem broniących się jest spowodowanie

zmiany działania ze strony kogoś, kto im grozi, a nie bezpośrednie zniszczenie

działającego. Gdyby to ostatnie było celem, to my sami zniszczymy dobro osobowe.

A przecież największy nawet zbrodniarz też jest człowiekiem. Zabić jest łatwo, tylko

że najczęściej niczego to nie rozwiązuje, bo w miejsce jednego tyrana pojawi się

drugi. Rzeziom nie będzie wówczas końca, czego doskonałe świadectwo znajdujemy

w historii walk o tron w Bizancjum i Rosji, gdzie mordy nie ograniczały się do

samego władcy , ale obejmowały całe rodziny.Jak zabójstwo niczego nie rozwiązuje,

tak broniący się muszą okazać najwyższą cnotę męstwa wobec lęku przed

83

własną śmiercią. śmierć, która zagląda w oczy, napawa człowieka największym

strachem. w ówczas za cenę życia zgodzić się może na największe nawet upodlenie, czy

to zdradzając tajemnicę, czy godząc się na wszystko, co ktoś rozkaże. Ale z drugiej

strony należy się zapytać, czy owo poddanie się cokolwiek rozwiązuje. Umrzeć i tak

musimy, wcześniej czy później, z kolei gwarancja przeżycia, jaką ktoś nas szantażuje,

małą ma wartość, skoro pochodzi z ust człowieka nieprawego. Często się przecież

zdarzało, że ofiara po zdradzeniu tajemnicy i tak była zabijana.Człowiek musi

opanować lęk przed śmiercią i mężnie stawić jej czoło. Takie męstwo jest wyrazem

transcendencji człowieka w stosunku do swojego życia na ziemi, czego piękny przykład

znajdujemy u Sokratesa. życia na ziemi człowiek i tak nie ocali, jeśli więc można się o

cokolwiek troszczyć, to nade wszystko o obronę własnej godności, o wierność dobru,

prawdzie i sprawiedliwości. Człowiek po to właśnie żyje, to jest cel, którego nie można

utożsamiać z ziemskim kresem, bo wówczas człowiek by żył tylko po to, aby umrzeć.

A to już jest absurd. Tym bardziej że są racjonalne podstawy dla uznania otwartości

człowieka na nieśmiertelność ze względu na obecność niematerialnej duszy. A choć z

tym związana jest też tajemnica, którą uzupełnia religia i wiara, to przecież swojej

transcendencji wobec ciała, świata i życia człowiek nieustannie doświadcza.Tej właśnie

transcendencji musimy bronić, a nie samego życia za wszelką cenę. Powołaniem

człowieka nie jest życie jako takie, ale życie godne. Ta właśnie godność wymaga od

nas, byśmy nie bali się śmierci, byśmy nie godzili się na kłamstwo, byśmy nie godzili

się na zło.Na różne sposoby zło może nam zagrażać, w różny sposób możemy

okazywać męstwo. Inne męstwo potrzebne jest na wojnie mającej na celu ochronę

dobra wspólnego, czyli ojczyzny, inne, gdy bronić będziemy własnego życia lub

zdrowia. w takich wypadkach, gdzie stosunkowo łatwo jest spowodować śmierć innego

człowieka, trzeba wyraźnie

84

odróżnić cel nadrzędny od tego, co może zdarzyć się przy okazji. Naszym celem nie może

być zabicie kogoś, ale obrona dobra. Dlatego mówiono, że kto nastaje na czyjeś życie i ginie

z ręki broniącego się, ten sam się zabija.Udział w wojnie natomiast nosi znamiona męstwa

tylko wówczas, gdy wojna jest słuszna. Słuszna zaś jest wtedy, gdy wypowiedziana jest

przez kogoś, kto ma pieczę nad państwem, jeśli płynie ze słusznego powodu, a takim jest

zawsze realne zagrożenie dla dobra wspólnego, i jeśli cel jest słuszny, a więc ochrona

takiego dobra. Sam zaś moment obowiązku udziału w wojnie zostanie wyjaśniony przy

okazji omawiania cnoty sprawiedliwości.Jeśli chodzi natomiast o zagrożenie dla dobra

duchowego, to naczelną sprawą jest odwaga w mówieniu prawdy.Obowiązkiem jest prawdę

głosić mimo prześladowań, szantaży i najrozmaitszych nacisków. Tylko prawda bowiem, do

której prawo mają wszyscy ludzie, leży u podłoża realnego rozwoju osobowego. Fałsz lub

kłamstwo prowadzą do martwoty człowieka, przedstawiają mu bowiem jako rzeczywiste

coś, co jest tylko pozorne i czego nie ma. Takim pozorem są idee i dobra niższe traktowane

jako wyższe.Nieprawdą jest, że celem życia człowieka jest zdobywanie majątku czy

doznawanie przyjemności, nieprawdąjest uznanie walki klas za naczelny motor rozwoju

ludzkości. To jest tylko wymyślona ideologia słUŻąca zniewalaniu ludzi. I nic dziwnego, że

w państwach totalitamych rządzący nie mniej zabiegają o odebranie wolilOści osobistej, jak

o odebranie możliwości poznania prawdy, w tym także jej głoszenia.w ten bowiem sposób

człowiek skrępowany jest podwójnymi więzami: nie dość, że nie może robić tego, co chce,

to w dodatku nie wie, gdzie jest realne dobro. Stąd często się zdarza, iż państwa, które

uwolnią się spod jarzma tyranii, popadają w stan chaosu prowadzącego do nowej tyranii.Nie

wystarczy dostrzegać zło, trzeba też wiedzieć, gdzie leży realne dobro, a do tego niezbędne

jest właściwe wykształcenie. Prawda jest dla człowieka najcenniejsza, nie

85

może wiĘC szczędzić wysilków dla jej poszukiwania i ochrony, a także przekazywania.

Czasami musi to być czynione w sposób roztropny , tak jak mialo to miejsce w czasie

zaborów czy okupacji, gdzie w tajemnicy przed obcymi pielęgnowano polski język, nasze

obyczaje i kulturę. To jest bowiem najcenniejszy skarb, na który składa się praca wielu

pokoleń, z niego też każdy może czerpać i rozwijać się, by nie zaczynać wszystkiego od

początku.1rn czlowiek jest bardziej wyksztalcony, tym więcej męstwa potrzebuje, by

bronić prawdy i nie sprzedać swej wiedzy złu za cenę wygodniejszego życia czy awansu.

Bo chyba nie ma nic bardziej godnego pogardy niż widok światłego człowieka, który

sprzeniewierzył się swej misji.Cnota męstwa pozwala więc na posiadanie takiej

umiejętnoŚCi, dzięki której potrafimy w sposób zdecydowany i trwały panować nad

strachem i przeciwstawiać się złu czy to uderzającemu w dobro cielesne, czy duchowe,

osobiste lub wspólne. Jest to też jedyna cnota, która bezpośrednio nie daje radości,

ponieważ odnosi się do zla. Tę radość pośrednio może dać nadrzędny cel, jakim jest

chronione dobro.Wszelako samo przeciwstawianie się złu musi być wlaściwie rozumiane.

Nie chodzi tu o odpowiadanie złem na zło. I tak na kłamstwo trzeba odpowiedzieć prawdą,

a nie innym kłamstwem. Walka w obronie wlasnego życia nie może mieć na celu

pozbawienia życia kogoś innego. Nienawiść do wroga musi być ograniczona do porządku,

w jakim stanowi dla naszego dobra zagrożenie, i nie może przenieść się na człowieka jako

człowieka, bo przecież osoba ludzka nie wyczerpuje się w tym, że jest wrogiem lub

przyjacielem.Gdyby natomiast ktoś mimo wszystko żywił ciągle wątpliwości w sens bycia

mężnym, to moglibyśmy zapytać, czy rzeczywiŚCie kocha słuszne dobro. Jeśli tak,

tojakim cudem godzić się może na jego unicestwienie? Przecież jeśli coś kochamy , to

chcemy , aby to było, gdy więc zgodzimy się na unicestwienie dobra, to znaczy, że tego

dobra tak

86

naprawdę to nie kochamy , traktujemy je raczej jako okazję do miłości. Kochamy więc

milość, a nie dobro. Kryje się więc za tym nie tylko tchórzostwo, ale i płytki egoizm. Ten

egoizm wyraża się wlaśnie w miłoŚCi do wlasnych uczuć.Mężny natomiast ma zawsze na

oku słuszne dobro, nie boi się bronić godności wlasnej lub innych ludzi, nawet za cenę

utraty swojego życia.

4. CNOTA SPRAWIEDLIWOśCI

.

WiemyjUŻ, że podmiotem moralnoścljest czlowiek--osoba. Jako suwerenny byt zdolny do

rozumienia i obiektywnego poznania dobra, a także do wylonienia z siebie wolnego aktu

decyzji, zdany jest na kierowanie własnym życiem.Temu właśnie służą pewne wewnętrzne

usprawnienia, takie jak roztropność, umiarkowanie, męstwo. Ale oprócz tych cnót jest jeszcze

jedna, która jUŻ u zarania kultury zachodniej najbardziej zdumiewala poetów i filozofów..

jest nią cnota s p r a w i e d 1 i w o ś c i.Sprawiedliwość, mawiano, jest najbardziej niezwykłą

rzeczą pod słońcem. Bo rzeczywiście, jest calkiem zrozumiałe, że człowiek chce swojego

dobra, że się o siebie troszczy, ale żeby ponadto miał na uwadze czyjeś dobro, tojestjUŻ

chyba wyrazem jakiegoś niezwykłego heroizmu, Iaski czy ofiary.Nic więc dziwnego, że w

kulturach prymitywniejszych sprawiedliwość wiązano najczęściej nie z troską o czyjeś dobro,

ale z zemstą i karą, która miała dosięgnąć innych, jeśli stanęli na naszej drodze. O to też

najczęściej modlono się do bogów.Zaratustra pyta się: ,jak oddać zło w ręce

sprawiedliwości?" , ,jaka kara jest przewidziana dla tego, który daje imperium niegodnemu

złoczyńcy?" I dziś, niestety , sprawiedliwość często jest tak pojmowana, jeśli nie formalnie, to

w wewnętrznym nastawieniu. Tymczasem podstawą sprawiedliwości ani nie jest łaska, ani

kara, podstawą jest o d d a w a n i e t e 9 0, c o k o rn u ś s i ę n a 1 e ż y.

87

Gdyby więc sprawiedliwość była tylko łaską, to byłaby oddawaniem czegoś, co komuś się nie

należy, a co pozostaje wyłącznie w gestii dającego, gdyby zaś była tylko karą, to karajako

podyktowana chęcią wyrównaniajakiejś krzywdy, a głównie krzywdy naszej, miałaby na oku

dobro nasze, a nie czyjeś.Nietrudno zauważyć, że oba stanowiska są błędne. Jeśli bowiem

człowiek jest rzeczywiście osobą, a więc suwerennym podmiotem, to właśnie z tego tytułu

coś mu się należy, do czegoś ma prawo. I każdy z nas takie prawo musi respektować. Każdy

człowiek ma prawo do współmiemego dla siebie dobra. Prawo takie znika z pola widzenia

tam, gdzie człowiek zredukowany jest do bycia częścią jakiejś machiny państwowej lub

religijnej i poza wyznaczoną funkcją jest po prostu nikim.z drugiej zaś strony nie można

traktować człowieka jako jakiegoś mniejszego boga, który z łaski coś rozdziela, bo o ile w

pierwszym wypadku obraz człowieka wymodelowany jest na poddanych i niewolnikach, o

tyle w drugim - na władcach i tyranach. A przecież człowiek, mimo iż rodzi się, rozwija i żyje

zawsze w jakiejś społeczności, to w niej się nie wyczerpuje, jest ponad nią. Społeczność jest

bytem relacyjnym, człowiek natomiast jest substancją. w ostatecznej perspektywie

społeczność jest dla człowieka, a nie człowiek dla niej. Podstawą sprawiedliwości musi więc

być dostrzeżenie dobra, jakie należy się człowiekowi--osobie.Sprawiedliwość pojawia się w

kontekście życia społecznego, gdyż stan przedspołeczny jest fikcją wymyśloną przez

filozofów XVII i XVIII wieku. Przecież człowiek rodzi się w pewnej społeczności, uczy się

języka, poznaje kulturę, pracuje. żyjąc zaś w jakiejś społeczności - czy to będzie rodzina,

miasto, państwo, a dziś właściwie cały świat - uwikłany jest w sieć relacji do innych

ludzi.Otóż cnota sprawiedliwości ma za zadanie wyrobienie w nas trwałej i niewzruszonej

woli oddawania tego, co innym z naszej strony się należy. Jako Iudzie jesteśmy sobie równi,

88

niezależnie od tego, czy jesteśmy bogatsi, czy biedniejsi, bardziej lub mniej wykształceni,

czy posiadamy władzę, czy nie. Każdy z nas jest podmiotem-osobą, ma godność. Gdy

mówimy, że ktoś jest mniej lub bardziej ludzki, to chodzi tutaj wyłącznie o sposób

działania, a nie o substancję.Pierwszym i podstawowym wymogiem sprawiedliwości jest

uszanowanie godności każdego człowieka. w sercu nie można zlekceważyć nikogo,

choćby był naszym największym wrogiem. Takie zlekceważenie lub nienawiść,

przybierająca postać nadmiemej wyniosłości lub zapiekłości, jest znakiem, że przestajemy

czytać rzeczywistość czy to wskutek zaślepienia umysłowego, czy też kulturowego albo, w

niektórych wypadkach, religijnego. Na to trzeba uważać w sposób szczególny.w życiu

codziennym szanowanie czyjejś godności sprowadza się zazwyczaj do szeregu gestów ,

stanowiących część zdrowych obyczajów , jak chociażby podanie ręki czy uchylenie

kapelusza, nie mówiąc jUŻ o wymianie życzliwych słów.O tym zapominać nie można, bo

choć jest to oczywiste, to pęd życia pozbawiony takich obyczajów stratować może

podstawę dla naszych międzyludzkich relacji, a wówczas nietrudno o czysto narzędne

traktowanie innych albo o ich niedostrzeganie.Sprawiedliwość rozpatrywana bardziej

szczegółowo przybiera trojaką postać. w zależnoŚCi bowiem od tego, jakie relacje

będziemy mieli na uwadze, inaczej też ułoży się sama sprawiedliwość. Najłatwiejsza do

uchwycenia jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć w y rn i e n n a, która obejmuje relacje między

poszczególnymi ludźmi. Tę sprawiedliwość zazwyczaj mamy na myśli, gdy mówimy , że

ktoś postąpił sprawiedliwie bądź niesprawiedliwie, a więc np. oddał to, co był winien, nie

oszukał obliczając wartość jakiegoś towaru. Ale oprócz tej sprawiedliwości są jeszcze dwa

rodzaje nie tak oczywiste.Pierwszym z nich jest sprawiedliwość współd z i e 1 c z a.

Sprawiedliwość ta wiąże każdego człowieka z tytułu przynależenia do pewnej

społecznoŚCi, której coś

89

się należy ze strony każdego z nas. Bez takiej sprawiedliwośd '!;

społeczność musiałaby upaść. Z drugiej strony nam równiei:

coś się naleŻy od społecznoŚCi jako reprezentowanej przez; odpowiednie władze, a to

kierowane jest s p r a w i e d ..

1 i w o ś c i ą r o z d z i e 1 c z ą. Przyjrzyjmy się więc bliŻej".

tym trzem typom sprawiedliwości.

A. Sprawiedliwość wspóldzielcza

Społeczność, w której człowiek Żyje, przybiera różne formy organizacyjne. Najszerszą i

stosunkowo najdoskonal- ;sząjest dziś państwo, choć dawniej, np. w staroŻytnej Grecji"..

istniały tZW. miasta-państwa. Samo państwo musi być::

odpowiednio zorganizowane, a to wyznaczone jest przez!' ustrój polityczny i relatywny do

niego podział władzy. i Arystoteles w Polityce wymienia sześć typów ustrojów politycznych,

które nawet dziś uznane być mogą za klasycz- " ne. Pierwszym ustrojem jest rn o n a r c h i a,

drugim - arystokracja, trzecim - politeja. To są ustroje, jak mówi Stagiryta, właściwe.

Pozostałe stanowią pewne ich zwyrodnienie, a są to odpowiednio t y r a n i a, o 1 i 9 a r c h i

a, d e rn o k r a c j a. w monarchii i tyranii rządzi jeden władca, w arystokracji i oligarchii

pewna grupa ludzi, w politei zaś i demokracji wszyscy lub większość. Na czym więc polega

różnica między ustrojami właściwymi i ich zwyrodnieniami? Na tym, że w ustrojach

właściwych rządzący mają na uwadze prawo do szczęścia każdego czło.wieka, natomiast w

ustrojach zwyrodniałych szczęście tego lub tych, którzy rządzą. Stąd właśnie tyran dba tylko

o siebie, licząc się z innymi o tyle, o ile jemu służą. Podobnie też grupa oligarchów stara się

przyporządkować pozostałych członków społecznoŚCi własnym interesom. A wreszcie w

demokracji celem jest szczęście ludu, a nie wszystkich.Natomiast tam, gdzie pojawiają się

ustroje właŚCiwe, celem jest szczęście wszystkich obywateli. Monarcha tym różni się od

tyrana, że ten ostatni zdobywa władzę siłą, pierwszy natomiast reprezentuje ludzi najlepszych.

Arystokracja z ko-

90

lei reprezentuje ludzi najlepszych z dobrych, politeja - najlepszych z ludu. Sam Arystoteles

był zdania, że najdoskonalszym ustrojem jest monarchia opierająca się na słusznych prawach,

ona bowiem najskuteczniej zdolna jest zapewnić życie szczęśliwe, czyli takie, w którym

chodzi nie o współżycie, ale 0, jak powiada, "piękne uczynki". Tym samym szczęście nie jest

tu utożsamiane z wolnością, która stanowi naczelne hasło dzisiejszych demokracji, ale z

Życiem najlepszym. Bo wolność nie jest celem samym w sobie, ona jest po to, by człowiek

umiał żyć pięknie. O to ma troszczyć się prawdziwy monarcha, o to troszczyła się w pewnych

okresach arystokracja, przywiązując szczególną uwagę do wychowania.Z uwagi na

różnorodność systemów politycznych inaczej wyglądać będzie sprawiedliwość współdzielcza.

Zasadniczo bowiem sprawiedliwość ta sprowadza się do dwóch podstawowych obowiązków

spoczywających na obywatelach:jest to o fi a r a z rn aj ą t k u oraz o fi a r a z ż y c i a.

Aby państwo mogło normalnie funkcjonować, musi posiadać odpowiednie środki finansowe,

dlatego też część dochodów uzyskiwanych przez obywateli winna być przekazywana do

skarbu państwa. Sprowadza się to zazwyczaj do płacenia podatków, które z pewnością nie są

czymś przyjemnym, ale bez nich państwo może się załamać.Przecież podstawową bolączką

dawnej Rzeczypospolitej był pusty skarb państwa, który wiązał ręce królowi, a co w

konsekwencji było jedną z przyczyn utraty suwerenności.Ta ofiara z majątku jest wiĘC

integralną częścią sprawiedliwości współdzielczej, choć samo słowo "ofiara " nie jest tu może

najwłaściwsze, tyle że przyjęło się jUŻ w tenninologii etycznej, więc nie będziemy go

zmieniać. Bardziej natomiast odpowiada sytuacji, w której byt państwa jest zagrożony czy to

wskutek załamania ekonomicznego, czy też wojny. Tutaj Polacy pochwalić się mogą

pięknymi gestami, jak chociażby dary złożone na FON tUŻ przed wybuchem II wojny

światowej, co na zawsze pozostanie

91

chlubnym symbolem narodowym ( dary te zostały Później:'1 w większości rozgrabione

przez komunistów). ,!iI Jeśli chodzi natomiast o ofiarę z życia, to sprowadza si~ , ona

głównie do odpowiedzialnego traktowania służby woj-,

skowej. Jest to regulowane różnymi przepisami, może I toj;l~ być służba wylącznie

ochotnicza, ale może być też kowa. Mimo hasel pacyfistycznych, inspirowanych naJ-'""'Yv- "

ciej przez mocarstwa dążące do wojny celem przeciwnika, nie można lekceważyć zbrojnej

ochrony wspól- ~ ne!o dobra. Wojna, do której człowiek zazwyczaj niechęć i wstręt, gdyż

niesie ze sobą zniszczenia i jest czasem nieunikniona.potrzebne jest wojsko. Stąd bierze się

obowiązek wojskowej i gotowość zlożenia ofiary nawet z życia.Pojawia się teraz pytanie: w

jakiej mierze i człowiek nie zawsze w swoim sumieniu odczytuje spra- ~ wiedliwość

wspóldzielczą jako coś dobrego? :!~ jest prosta, ma to miejsce wówczas, gdy żyje w systemie,

:!i!mówiąc językiem Arystotelesa, zwyrodniałym.

miala jest bowiem ofiara z majątku i życia tam, pat'tstwo zorganizowane jest nie po to, by

zapewnić swobodny rozwój i życie szczęśliwe, ale po to, wykorzystywać i zniewalać. w

ówczas czlowiek wymigiwać się od podatków , unika służby wojskowej~ Najlepszym

przykladem zdegenerowanej formy dliwości wspóldzielczej jest oslawiona "sprawiedliwość

łeczna ", która chyba tylko z nazwy przypominala sprawiedliwość. Jej celem bowiem nie

bylo ani szczególnych ludzi, ani tZW. ludu pracującego, lecz dobro tych, którzy akurat byli

u wladzy.Tam natomiast, gdzie ustrój jest wlaściwy, uczciwe cenie podatków wydaje się

czymś naturalnym i Państwo takie zapewnia i gwarantuje zarówno moje osobiste

bezpieczeństwo, jak i osobisty rozwój. A ofiara z życia.rzeczą niezwykłą, że przez tyle

setek, a może nawet tysięcy lat śmierć w obronie ojczyzny uchodzila za wyraz praw-

92 ;i~

dziwego bohaterstwa, a powodem do dumy była sama służba w wojsku. Dziś, w dobie

komputerów i atomu, jest to może mniej wyraziste, niemniej, jeśli zależy nam na zrozumieniu

tego fenomenu, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, co to jest ojczyzna i dlaczego

warto nawet oddać za nią życie. O ile państwo oznacza fonnalnie zorganizowaną spoleczność,

zajmującą określone terytorium, o tyle ojczyzna jest przede wszystkim dziedzictwem

kulturowym. Dlatego do rozumienia ojczyzny czlowiek musi dojrzeć poprzez znajomość

kultury, jaką ona ze sobą niesie, a na którą sklada się dziedzictwo wielu pokoleń. Jeśłi ktoś

ogranicza swoje życie do spania, trawienia, zarobku i rozrywki, to ojczyzna rzeczywiście nie

jest mu potrzebna.Jeśli natomiast umie czerpać soki z bezcennej tradycji, które pozwalają mu

na integralny rozwój osobowy , to wówczas ojczyzna nie jest jUŻ byle czym. A przy tym

tradycję tę wprost uznaje za swoją, za część nieomal wlasnego jestestwa, bo w niej się

urodzil, tu dojrzewal, ona jest jego. Nasz jest Kochanowski, któremu chyba nikt wówczas nie

dorównywaI, nasz Mickiewicz, którego frazy 19ną do serca, wyobraźni i umysłu, nasz

Sienkiewicz, którego język jest czysty jak kryształ, czego nie mogą mu wybaczyć

zakompleksieni pisarze. Można zmienić państwo, ale ojczyzny, tak jak rodziców, czlowiek

innej mieć nie może. Trzeba 111'n~ ją cenić, trzeba umieć nią żyć.Nic więc dziwnego, że

symbolem patrioty na zawsze pozostanie Leonidas, który z garstką żolnierzy nie bał się

stawić czolo wielotysięcznej armii perskiej. I nie zuchwałość nim kierowała, lecz milość do

ojczyzny, bo powiedział:więcej niż życiu, zawdzięczam ojczyźnie.

Byl to patriotyzm, a nie nacjonalizm. p a t r i o t y z m bowiem wyrasta z milości do ojczyzny,

która jest realnym dobrem, a więc takim, jakie pozwala na rozwój w prawdzie i dobru, n a c j

o n a 1 i z rn zaś jest milością ojczyzny niezależnie od tego, czy wiąże się z nią realne dobro,

czy nie. Najczęściej zaś nacjonalizm związany jest z dobrem

93

pozomym, stąd różne odmiany nacjonalizmu spotykamy

w państwach totalitamych, takich jak III Rzesza czy carska !

Rosja. Niestety , dziś pojęcia te celowo się miesza, by, \ utożsamiając patriotyzm z

nacjonalizmem, odebrać czło- ;wiekowi prawo do miłowania własnej ojczyzny. Ale to

'J :1 prawo jest niezbywalne. Gotowość na śmierć w obronie 1 1 ojczyzny jest nie tylko

wymogiem poprawnie rozumianej :!sprawiedliwości, ale również świadczy o miłości i

trosce okazywanej współobywatelom, łącznie z następnymi leniami, by mogli mieć taki

sam udział w dobru, jak i

B. Sprawiedliwość wymienna

Sprawiedliwość ta ma na względzie relacje między poszczególnymi ludźmi. Relacje te są

bardzo bogate i wielostronne, dotyczą zarówno podstawowych obowiązków, ja- \1 kie

mamy w odniesieniu do innych ludzi z tego tytułu, że '!,:

1 są ludźmi, czy też z uwagi na związki rodzinne, ponadto I w zakresie wymiany

handlowo-pieniężnej, czy wreszcie ~ - przekazywania prawdy. Każdy człowiek ma

prawo do :1.:~

zachowania życia, zdrowia oraz nietykalności osobistej, to ',j prawo musimy

respektować i wzajemnie je sobie oddawać.Naruszenie tego prawa musi być

w sposób wyrównane, ale nie tak, jak to miało miejsce w Hammurabiego'

"oko za oko, ząb za ząb", bo poszkodowany niczym by się nie różnił od

Dlatego też w społeczeństwach cywilizowanych kara

biera postać więzienia, przekazania pewnej sumy -, lub słownego przeproszenia. Pewnych

krzywd me da wyrównać w żaden sposób, gdy ktoś poniesie nieodwracalny szwank na

zdrowiu lub utraci życie. Na to niestety nie ma jUŻrady, to przecież nie przywróci to zdrowia

podobnie jak wymierzona kara śmierci nie przywróci życią temu, który zginął. Dlatego

okaleczanie lub kara śmierci zastosowana w stosunku do winowajcy, niczego nie wyrów- i1

,1 nując, sama staje się wyrazem niesprawiedliwości, ponieważ .'J 1 94 ' :i i

!:1

uderza w prawo każdego człowieka do życia i zdrowia. A takie prawo ma winowajca, który

przecież jest człowiekiem.Związki rodzinne - szczególnie małżeństwo, które opiera się na

wolnej zgodzie współmałżonków, by żyć razem - implikują wiemość w tym wszystkim, co się

przyrzekło, a więc zarówno uczciwość małżeńską, miłość i właŚCiwą troskę o potomstwo.Z

kolei sprawiedliwość w dziedzinie handlowo-pieniężnej opiera się przede wszystkim na

uczciwości. Wzorem takiej uczciwości jest równoŚĆ arytmetyczna, czyli równość, w ramach

której tyle samo ktoś bierze, ile dostaje. Łatwo jest to obliczyć tam, gdzie rzeczy wymieniane

są tego samego gatunku, a więc ktoś daje swojego konia, a otrzymuje cudzego. Wiadomo

jednak, że handel dotyczy rzeczy różnogatunkowych, a dziś głównym odpowiednikiem

wartości towaru jest pieniądz. Na wartoŚĆ towaru składa się'tu nie tylko jego "czysta cena ",

ale również wkład pracy, koszty utrzymania sklepu czy biura, jak również pewien zysk. Bez

zysku nikt nie miałby ochoty handlować, stąd ów nadmiar cenowy , którym zostaje obarczony

kupujący , musi być w pewien sposób wyrównany otrzymywaną pensją za wykonywaną w

innej dziedzinie pracę. To są sprawy dość zrozumiałe, natomiast więcej problemów rodzi

zysk pochodzący z tzw . procentów, które kiedyś określano mianem lichwy, Przez wiele

wieków lichwa była traktowana negatywnie, co miało swoje przyczyny zarówno religijne

(zabraniało jej np. prawo Mojżeszowe), jak i filozoficzne. A ponieważ lichwa opanowała dziś

cały nieomal świat (z wyjątkiem muzułmanów), warto więc może przypomnieć wysuwane

przeciw niej zarzuty.Arystoteles trafnie zauważył, że sama z siebie rośnie natura, a nie

pieniądz. Stąd jeśli ktoś komuś pożyczy zboże na zasiew , to jest całkiem oczywiste, że po

udanych zbiorach pożyczający zwróci to, co wziął, nawet z nawiązką. Natomiast aby "urósł"

pieniądz, potrzebne są sztuczne zabiegi

95

od razu obliczone nie na to, aby komuś pomóc, Iecz by zyskać, wykorzystując czyjąś

przymusową sytuację. w dzisiejszyrn świecie Iichwa ma swoje bardziej dalekosiężne cele, nie

chodzi już tylko o zysk. Pożycza się często pieniądze na taki procent, że jest wielce

prawdopodobne, iż dłużnik nie będzie mógł ich spłacić. Dzięki temu można go szantażować i

wymuszać wiele posunięć w dziedzinie gospodarczej, politycznej czy kulturalnej. w ten

sposób pojawia się nowoczesna forma niewolnictwa w "białych rękawiczkach".Ten niesmak

moralny , jaki odczuwamy w stosunku do lichwy, stąd się właśnie bierze, bo przecież

Iichwiarz nie tylko dba wyłącznie o swoje interesy, ale również chce nami zawładnąć, a to

jUŻ jest naruszeniem sprawiedliwości. Oczywiście, nie w każdym wypadku pożyczka na

procent musi być od razu czymś złym, dobrze prosperujące przedsiębiorstwa często

korzystają z pożyczek banków, dzięki czemu mogą sensownie ulokować pieniądze w jakieś

inwestycje i zyskać dużo więcej, niż wynosiła pożyczona suma łącznie z procentem. Ten, kto

udziela pożyczki oprocentowanej, nie może z punktu widzenia moralnego nie liczyć się z

dobrem tego, komu pożycza.Sprawiedliwość wymienna w zakresie mowy dotyka problemu

prawdy i kłamstwa. Mowa jest wielkim darem, dzięki któremu rozwinąć się może nasze życie

ściśle osobowe, bez niej trudno sobie wyobrazić życie autentycznie ludzkie.Mowa jest

systemem znaków umownych w odróżnieniu od systemu znaków naturalnych, jakimi

posługują się zwierzęta. Tzw. mowa zwierząt jest ściśle zdeterminowana i bardzo

ograniczona, mowa zaś człowieka jest otwarta i nieograniczona. Treść ludzkiej mowy

przebiega niezmierzone pokłady zarówno rzeczywistości, jaka nas otacza, jak i całego życia

osobowego. Mowa wybiega również w kierunku tego, co bezpośrednio nie jest poznawalne, a

co pojawia się tylko jako uniesprzeczniająca racja istnienia bytu. W ten to sposób mowa nasza

dosięga nawet Boga. Dwa są podstawowe sposoby Iudzkiego poznania, czym istotnie

różnimy się od

96

zwierząt. Jest to abstrakcja i sąd. Rezultatem abstrakcjijest pojęcie, które wyraża pewne

treści ogólne. Dzięki temu słowo "człowiek" może być orzekane o wielu konkretnych

Iudziach. Sąd natomiast jest albo sądem orzecznikowym, albo egzystencjalnym. Sąd

orzecznikowy to taki, w którym jakąś cechę czy własność przypisujemy danemu

podmiotowi. Mówimy więc: Jan jest biały, Jan siedzi, Jan rozmyśla.Sąd egzystencjalny

pozbawiony jest orzecznika, jego "duSZĘ" stanowi istnienie. Gdy powiemy, że Janjest czy

Jan istnieje, to sformułowaliśmy sąd egzystencjalny. Właśnie dzięki temu, że człowiek

zdolny jest poznać istnienie rzeczy , jego poznanie nosi znamiona prawdziwości. Prawda

bowiem to zgodność poznania ze stanem rzeczy , do którego to poznanie się odnosi. Gdy

więc pytamy, czy to prawda, co ktoś mówi, to chodzi nam o to, czy rzeczywiście tak jest,

czy taki stan rzeczy realnie istnieje.Jeśli zatem realny rozwój człowieka opiera się na

dążeniu do realnych celów, to prawda mieć tu musi znaczenie kluczowe. Prawda chroni

nas przed gonieniem za chimerami, które są realnie puste, o czym wie każdy, kto dał się

jakoś nabrać. Bo nawet fantazjowanie ma wtedy tylko sens, gdy wiemy , że jest to

fantazjowanie.W sferze moralnej prawda przeciwstawiana jest kłamstWU, tak jak w nauce

stoi w opozycji do fałszu czy błędu.Różnica polega na tym, że błąd jest fałszem

niezamierzonym, natomiast kłamstwo zamierzonym. Kłamstwo, z wyjątkiem żartów , jest

czymś z punktu widzenia moralnego złym. Nie może być uświęcone przez żaden

szlachetny cel.Bierze się to stąd, że każdy człowiek ma prawo do poznania prawdy, bez

której jego osobowe życie się nie rozwinie.Karmiony kłamstwami, straci zdolność

odróżniania dobra od zła, co w konsekwencji doprowadzi do stałego naruszania hierarchii

dobra.Istotą kłamstwa jest zazwyczaj chęć posłużenia się innym człowiekiem, czy to w

celach osobistych, czy politycznych, czy gospodarczych. A choć wolność "odbiorcy" nie

jest

97

bezpośrednio naruszona, to ponieważ wola skłania się ku temu, co pokazuje jej rozum, więc

jeśli rozum pokaże fałsz-zło jako prawdę-dobro, z dużym prawdopodobieństwem wybrane

zostanie zło. Dlatego tak ważna jest roztropność w słuchaniu tego, co ktoś mówi, a gdy

zajdzie potrzeba - należy umieć nie słuchać.Kłamstwo bowiem ubrane jest w pozór prawdy,

inaczej kłamiący nie osiągnąłby swego celu. Te pozory mogą być tak mistemie utkane, i to z

wielu prawd, że łatwo przeoczyć zasadnicze kłamstwo, gdyż człowiek na mocy spontanicznej

indukcji jest gotów sądzić, że jeśli duża część wypowiedzi jest prawdą, to i wszystko nią jest.

Taką metodą posługuje się najczęściej propaganda.Ale kłamstwo jest czymś złym dla

kłamiącego, a nie tylko dla tego, kto jest okłamywany. Jest to zło, bo pojawia się pewien brak,

w tym wypadku brak zgodności tego, co się mówi, z tym, co się wie. Jest to zło moralne, bo

prawda jest podstawą dobra osobowego, które w tym wypadku zostaje naruszone. Mowa

zarażona kłamstwem uderza od razu w kłamiącego, ponieważ narusza ustalony związek

znaków z żywionymi treściami.Ktoś mógłby jednak pytać dalej: cóż w tym złego? Otóż znak

jest znakiem dlatego, że coś znaczy, a więc nie jest czymś samym w sobie. Musi wobec tego

być jakiś podstawowy związek łączący znaki ze znaczeniami. Złamanie tego zwiĄZku

narusza istotę znaku, a tym samym wprowadza wewnętrzną dysharmonię: słowo staje się

nożem, które miast leczyć - zabija. Zabija prawdę. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że kłamiący

może znać prawdę, ponieważ słowo nie jest jego prywatną własnością, jest ono własnością

wszystkich ludzi, bardziej niż cokolwiek. Tego skarbu należy pilnować jak źrenicy oka, gdyż

słowo oddane na użytek kłamstwa zniszczy człowieka i całą kulturę. Znamy przecież z

historii narody, które prześcigały się w kłamstwie, jak chOĆby Persowie czy Punijczycy ,

znamy i dziś systemy , dla których kłamstwo jest podstawowym narzędziem walki

98

ideologicznej. I zawsze łączyło się to z jak najgorszym upodleniem człowieka. Bez prawdy

nie ma wolności, bez wolności człowiek się nie rozwinie.Pamiętać wszakże musimy, że o ile

słowo jest wspólną własnością, o tyle nie jest taką każda prawda. Są rzeczy , o których nie

wszyscy mają prawo wiedzieć, jak choćby tajemnice państwowe czy prywatne sekrety.

Człowiek ma prawo strzec swoich sekretów, jak państwo - ważnych tajemnic. Gdy zaś ktoś

sformułuje niestosowne pytanie, należy albo milczeć, albo roztropnie ukryć prawdę, co

czasem jest łatwe, ale czasem wymaga bohaterstwa.Sprawiedliwość wymienna jest tą formą

sprawiedliwości, o którą najbardziej winniśmy się troszczyć w życiu codziennym, gdyż

nieustannie w relacjach z ludźmi o nią się ocieramy.

C. Sprawiedliwość rozdzielcza

Sprawiedliwość rozdzielcza ma miejsce wówczas, gdy bierzemy pod uwagę nie relację

jednostki do jednostki czy jednostki do społeczeństwa, ale - społeczeństwa do jednostki.

Tym, co od razu rzuca się w oczy , jest nierówność między ludźmi pod względem

posiadanych dóbr, umiejętności, zarobków czy zaszczytów.Powstaje wobec tego pytanie:

czy ta nierówność jest sprawiedliwa, czy też trzeba wszystkich "wyrównać", aby osiągnąć

sprawiedliwość? Tę drugą drogę obrała ideologia socjalistyczna. w efekcie zaczęło się

równanie "do dołu" , bo o ile łatwo jest bogatego pozbawić majątku, artyście zabronić

tworzyć, naukowca zmusić do milczenia, o tyle trudniej jest człowieka niezaradnego

nauczyć zaradności, niezdolnego - tworzyć, obiboka - studiować. Taka droga prowadzi

więc donikąd, skończyć się musi powszechną pauperyzacją i upadkiem kultury. Musimy

zaakceptować ten podstawowy fakt, że ludzie są różni i w tej różności niech pozostaną.Na

czym więc tutaj polegać będzie sprawiedliwość? Będzie

99

ona poleg'ała nie na równości, ale na równomierności. Równomierność kieruje się względami

i okolicznościami, w jakich ludzie żyją, tym, jak pracują i w jakim stopniu przyczyniają się do

dobra wspólnego. Sprawiedliwość rozdzielcza pozostaje przede wszystkim w gestii tych,

którzy sprawują władzę, do nich bowiem należy troska o dobro państwa, a więc i o dobro

obywateli. Miara obdzielania poszczególnych ludzi różnymi dobrami jest w tym wypadku

bardzo giętka i wymaga wiele roztropności.I tak jedni, czy to wskutek słabości, czy braku

odziedziczonego majątku, potrzebują wyraźnej pomocy państwa, otrzymują więcej niż ci,

którzy są samowystarczalni czy dobrze sytuowani. Inni z kolei zarabiają więcej, bo więcej

znaczą dla dobra wspólnego z tytułu piastowanych funkcji.Minister musi przecież mieć

znacznie wyższą pensję niż urzędnik na poczcie, bo choć każda praca jest cenna i musi być

poważana, jeśli spełniana jest uczciwie, to przecież zakres odpowiedzialności ministra jest

nieporównywalny z odpowiedzialnoŚCią niższego urzędnika. Brak respektowania tej różnicy

prowadzi najczęściej do korupcji i lekceważenia obowiązków.\pard z kolei artysta czy

naukowiec, którego praca nie jest obliczona na bezpośredni zysk, winien mieć zapewnioną

pomoc państwa, by nie tylko mógł żyć, ale i pracować. Formy tej pomocy mogą być różne,

włączając w to różne fundacje, ale bez niej twórczość bezpośrednio dla pieniędzy wyraźnie

rzutuje na poziom. A nie można zapomnieć, że z owoców tej pracy wszyscy mogą korzystać,

choć nie wszyscy za nie płacą.Przykładów takich można podać więcej. Chodzi jednak o

wyczulenie na taki typ sprawiedliwości, który dla przeciętnego człowieka jest trudniej

uchwytny , bo patrzy na wszystko ze swojego punktu widzenia. Tymczasem życie społeczne

jest bardziej skomplikowane niż życie prywatne, stąd ludzie odpowiedzialni za dobro wspólne

kierować się muszą sprawiedliwością inną niż wymienna. Porównywano ją do

100

postępu geometrycznego, w odróżnieniu od równości arytmetycznej, na której bazuje

sprawiedliwość wymienna.Wszystkie typy sprawiedliwości, jakie przez nas zostały

omówione , są w normalnych państwach skodyfikowane, przybierając postać prawa

stanowionego. Postępowanie sprawiedliwe to postępowanie zgodne z zapisanym

prawem.Otóż zdarzyć się może, iż ścisłe wypełnienie prawa może być dla człowieka

krzywdzące, szczególnie gdy dotyczy to porządku karnego. Zwrócili już na to uwagę

Rzymianie, przekazując potomnym owo lapidarne sformułowanie: summum ius, ..\'umma

iniuria, czyli najwyższe prawo - największa niesprawiedliwość. Skąd się to bierze? Prawo jest

z natury czymś ogólnym i nie dotyczy nigdy tego oto konkretu jako tego właśnie. Próbują

temu zaradzić kodeksy, które pękają w szwach, ale wszelkie uszczegółowienia zawsze będą

obracały się na poziomie ogólnym. Tymczasem w zasadzie każdy ludzki czyn z uwagi na

okoliczności, czas, miejsce, motywację etc.jest unikalny i tylko pod pewnymi względami daje

się przyporządkować jakiejś ogólnej regule. Ale są też takie względ y, które tylko na gorąco

możemy odczytać.Czym więc należy się kierować w wypadkach, gdy wyraźnie widzimy, iż

zastosowanie prawa będzie niesprawiedliwe?Kierować się musimy s ł u s z n o ś c i ą.

Słuszność (epikeia) jest uzupełnieniem sprawiedliwości, ponieważ bezpośrednio, dzięki

zdrowemu rozsądkowi, przeskakujemy ogół i czytamy konkret. A choć w tradycji

germańskiej prawo państwowe było naczelną "wartością ", to my , należąc do kultury

łacińskiej, a nie bizantyjskiej, kierować się musimy słusznością, bo ta ma na uwadze przede

wszystkim dobro człowieka.A to jest cel sprawiedliwości: chronić dobro ludzkie.

Możemy się jeszcze zapytać: czy jest coś, w stosunku do czego nie możemy być

sprawiedliwi? Tak. I to nie jedna "rzecz" , ale więcej. Przy czym nie dlatego, że nie chcemy,

ale dlatego, że nie jesteśmy w stanie. Cóż to więc są za "rzeczy"?Nie jesteśmy w stanie

odwdzięczyć się Bogu za to, że nas

101

stworzył. Stąd bierze się potrzeba religii jako ludzkiego wyrazu wdzięcznoŚCi. Nie jesteśmy

w stanie odwdzięczyć się rodzicom za to, że nas zrodzili i wychowali. Winniśmy im wiĘC

nabożny szacunek (pietas). Nie jesteśmy też w stanie odwdzięczyć się ludziom o wielkich

cnotach, dlatego musimy ich czcić (observantia). Do tych ostatnich zaliczyć możemy

nauczycieli, jeśli otworzyli nam oczy na prawdę. Do drugich - dodajemy ojczyznę, jeśli

otworzyła nas na dobro. A Bóg? Cóż, jak śpiewał Jan Kochanowski: "Czego chcesz od nas

Panie za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?" Zaiste, trudne

i zawiłe są drogi sprawiedliwości, ale tam, gdzie się pojawia, "bardziej zdumiewa niż

wschód i zachód słońca " .

5. WZAJEMNE POWIĄZANIE CN6T

W przypadku pewnych umiejętności w dziedzinie nauki czy sztuki widać jasno, że ten,

kto jest dobrym fizykiem, nie musi być dobrym chemikiem, a dobry matematyk - dobrym

humanistą; podobnie też w sferze szeroko pojętej umiejętności wytwarzania, malarz nie

musi być muzykiem, a rzeźbiarz - poetą. Jeśli więc się zdarzy, że ktoś opanował kilka

dyscyplin, to nie zmieni to faktu, że związek między posiadanymi umiejętnościami nie

jest istotny. świadczyć to raczej będzie o pewnej wszechstronności umysłowej czy

wyjątkowych talentach, rzadko spotykanych. W dziedzinie nauki przykładem może tu

być Leibniz, w dziedzinie sztuki - Leonardo da Vinci.Czy podobnie rzecz się ma w

odniesieniu do cnót? A więc, czy można być tylko człowiekiem roztropnym, ale

tchórzIiwym i nieopanowanym? albo sprawiedliwym, Iecz mało roztropnym? Okazuje

się, że nie bardzo. Cnoty moralne bowiem sprawiają, iż zawsze potrafimy rozpoznać

słuszne dobro i za nim iść. Ktoś wiĘC, mimo iż jest inteligentny, pod wpływem strachu

czy zdeprawowanej woli albo zbytniej

102

pożądliwości nie będzie roztropny. Przykładem takiego człowieka może być

Alcybiades, o którym Marek Junianus Justynus mówi, że właśnie bystrość umysłu

połączona z brakiem zasad moralnych czyniły u niego wszystko, .

możliwym. AIcybiades więc swoJ nieprzeciętny dar inteligencji raz obracał na wielkie

dobro, innym razem na wielkie zło, raz był przez Greków uwielbiany , innym razem musiał

uchodzić z kraju. Również prawość woli nie będzie mogła być właściwie spożytkowana,

jeśli człowiek nie będzie umiał rozpoznać słusznego dobra. Z kolei męstwo musi liczyć się i

z roztropnością, i ze sprawiedliwością, tak aby w ataku nie przesadzić, a w obronie nie

przegapić okazji do ataku.Wreszcie umiarkowanie potrzebuje nieustannej pomocy rozumu,

by trafić we właściwy środek. Jest więc chyba rzeczą niewątpliwą, że cnoty moralne muszą

być ze sobą integralnie sprzężone.Ich optymalne sprzężenie daje w efekcie to, co kiedyś

nazywano pięknem wewnętrznym albo pięknym dobrem - kaloskagathos. Jest jasne, że do

takiej kondycji człowiek musi długo dochodzić, i to nie sam, lecz potrzebuje właściwego

wychowania, otoczenia i kultury. Szczytem była tu wielkoduszność (magnanimitas), dzięki

której można było osiągnąć nie byle jakie dobro, ale wielkie, i niełatwe, ale najeżone

trudnościami.Dziś są jUŻ to rzeczy zapomniane, brzmią niezbyt realnie.

Ale musimy też pamiętać, że cywilizacja zachodnia przez długie wieki była cywilizacją

ludzką, skoncentrowaną na człowieku. Wyrosła przecież z greckiej pajdei, czyli

wychowania. W spółczesna cywilizacja jest cywilizacją techniczną, nastawioną na

tworzenie narzędzi i konsumpcję, gdzie dobro ludzkie schodzi na dalszy plan. Jeśli

jednak mówimy o etyce, to musimy wrócić do jej źródeł, musimy mieć na względzie

dobro człowieka, a nie dobro maszyny czy handlu.Dlatego wrócić musimy do cnót, by

choćby własne życie lub życie otoczenia uczynić bardziej ludzkim. By panowało w nim

poszanowanie dla dobra i otwartość na prawdę.

103

6. CZY EUDAJMONIZM JEST EGOIZMEM?

Pod adresem etyki klasycznej pada często zarzut, szczególnie ze strony pewnej odmiany

personalizmu chrześcijańskiego, że będąc etyką eudajmonistyczną jest także formą

egoizmu. Właściwa etyka, jak twierdzą przeciwnicy, ma bazować na przeżyciu

powinności, afirmacji osoby i daru z siebie. Wszelako sam zarzut płynie w dużej mierze

z niezrozurnienia, czym jest eudajmonizm.Ale najpierw spytajmy. co to jest egoizm?

Egoizm jest wyrazem takiej postawy życiowej, w której wszystko, co człowiek robi,

robi wyłącznie dla siebie. Miłość do siebie jest naczelną i jedyną miłością, reszta jest jej

przyporządkowana. W niektórych kierunkach etycznych (np. pozostających pod

wpływem empiryzmu brytyjskiego ) ów egoizm, jako coś oczywistego, uważano za

podstawowy motor ludzkiego działania, którego człowiek wyzbyć się nie może.Celem

państwa było tak umiejętne zorganizowanie życia społecznego, aby egoizm chcąc nie

chcąc przynosił ogólne korzyści. Niech człowiek robi wszystko dla siebie, rządzący

natomiast postarają się, aby inni też mogli z tego korzystać albo też ludzie sami swoje

egoizmy połączą.Personalizm pojawił się zasadniczo jako przeciwwaga dla takiego

stanowiska, potępiając za jednyrn zamachem wszystkie kierunki etyczne, łącznie z

etyką klasyczną, gdzie można było się dopatrzyć choćby ukrytego egoizmu. Stąd też

naczelnyrn hasłem stała się miłość do innych jako wyraz pierwotnego przeżycia

powinnościowego. Czy jednak ów personalizm rzeczywiście uderza w etykę klasyczną,

to sprawa dość wątpliwa. Sztuczną bowiem jest próba wymazania z ludzkiego serca

pragnienia szczęścia. Tyle że to pragnienie nie musi być od razu egoizmem. Nie po to

bowiem człowiek ma rozum i wolę, aby był ślepy na obiektywne dobro, w tym dobro

innych ludzi.Z drugiej strony są dobra, które mogą być udziałem wielu w sposób

bezkonfliktowy, gdzie opozycja egoizm-altruizm

104

znika. Takimi dobrami są dobra duchowe, a więc dobra kultury. Na jednyrn rowerze

jechać może zasadniczo jeden człowiek, ale tej samej prawdy wysłuchać może milion

ludzi, wysłuchać mogą wszyscy.Gdy więc mówimy, że pragnienie szczęścia jest

naturalnym motorem życia, to ów motor należy rozumieć w sposób subiektywny. Dzięki

intelektowi i woli motor ów otwiera się na dobro obiektywne, bo przecież muszę szukać

tego, co szczęście moje będzie w stanie zaspokoić. Otwierając oczy na dobro, otwieram

je też na rzeczywistość, gdzie postrzegam innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie

samo prawo do szczęścia jak i ja. To zaś włącza mnie w cały porządek moralny, głównie

za sprawą roztropnoŚCi, sprawiedliwości i słuszności. Moje obiektywne szczęście

przestaje być tylko szczęściem moim.Byłoby błędem mniemać, że respektując porządek

moralny, czynię to wyłącznie z uwagi na własną korzyść. Takie dość przewrotne

spojrzenie pomija różnicę między celem działania a towarzyszącyrn mu w sposób

konieczny skutkiem. Celem sprawiedliwości jest oddanie tego, co komuś się należy, a że

dzięki temu staję się sprawiedliwy, to na to już rady nie ma. Jedyne wyjście to nic nie

oddawać, wtedy człowiek sprawiedliwy nie będzie.Z drugiej strony, gdyby na każdym

kroku groził nam egoizm, któremu zaradzić może tylko dar z siebie, zupełnie

bezinteresowny, to w kłopotliwej sytuacji postawilibyśmy przyjmującego dar . Bo jeśli

przyjmie, to dla siebie, a więc z egoizmu. Czyli my siebie moralnie wywyższymy, ale

kosztem moralnego poniżenia kogoś drugiego. To wszystko jest więc tylko sofizmatem,

który nigdzie nie prowadzi, stanowić może jedynie przedmiot akademickich

dysput.Zasadniczym problemem dla człowieka jest odczytanie dobra i pójŚCie za nim.

Cnoty mają nam w tym pomóc, bo nie są żadnym celem samym w sobie. W każdej

dziedzinie życia potrzebne są usprawnienia, czy to w sztuce, czy w nauce, po to są

szkoły, po to mistrzowie. Dlaczego więc

105

dziedzina moralnoŚCi miałaby być takich usprawnień pozbawiona? Przeciwnie, są one

konieczne, bo dotyczą każdego człowieka, a gdy ich nie ma, każde dobro staje się za

trudne i albo w ich miejsce pojawi się wiele skrzywień czy wad, albo też zrodzi się w

końcu dobro, ale z takim wysiłkiem, jak ta śmieszna mysz, o której mówi

Horacy.parturiunt montes, nascetur ridiculus mus - "stękają góry, urodzą śmieszną mysz".

V. TEORIA PRA w A NA TURALNEGO:

czyl'J DOBRO!

Pole Iudzkiej moralności wyznaczone jest przez dobro, głównie dobro osobowe, które

jako ujrzane wiąże nas w sumieniu. Decyzja zgodna z sumieniem jest dobrem

moralnym, niezgodna - złem. Jakie są właściwie ostateczne podstawy takiego właśnie

związku człowieka z dobrem?Związku dość szczególnego, nie jest to przecież

determinizm dostrzegany w naturze, niejest to teżjakaś próżnia, w której dobro byłoby

dopiero kreowane. Dobro jest ujrzane, ale my możemy za nim pójść Iub nie. Wszelako

sam wybór drogi do Iub od dobra nie jest neutralny, ujrzane dobro od razu .,nas

moralnościowo wiąże. I to właśnie domaga się wyjasnienia.Każda zmiana, jaką

dostrzegamy w naturze, wypływa z pewnych wewnętrznych inklinacji, i to ściśle

zdeterminowanych. W ten sposób drzewo najpierw z wiosną ciągnie soki, potem

okrywa się Iiśćmi, wypuszcza kwiaty, z których następnie zawiązują się owoce, a w

nich dojrzewają nasiona.Inaczej rośniejabłoń, inaczej wiśnia. Podobnie rozwój i życie

zwierząt suponuje obecność analogicznych inklinacji. Gdyby było inaczej, wszystko

stałoby się przypadkowe, a przecież widzimy, że przypadek zdarza się sporadycznie i

jest nie do pomyślenia bez trwałych, uporządkowanych zmian.To, co leży u podstaw

zmian naturalnych, zwane jest właśnie naturą. Natura to istota Iub forma rzeczy, o ile

jest zasadą zmiany, rozwoju, ruchu. Dzięki względnej

107

stałości natury i związanych z nią zmian możIiwe jest sformułowanie praw, któryrni zajmuje

się bioIogia i inne nauki szczegółowe. Gdyby takiej stałości nie było, wówczas nie tylko

mieIibyśmy do czynienia z chaosem, ale również upadłyby nauki. A przecież prawa takie z

coraz większą precyzją są rozpoznawane.Z filozoficznego punktu widzenia obecność

wewnętrznych inklinacji świadczy o celowości, czyli o celowyrn działaniu natury, przy czyrn

sam cel rozumiany jest nie jako kres zmiany, lecz jako ten wewnętrzny motyw kierujący

zmianą w tym, a nie innym kierunku. Bez tego wewnętrznego motywu zmiana zawsze byłaby

chaotyczna. W takiej zaś mierze, w jakiej istnieje inklinacja, jej cel określić można mianem

dobra. Zmiana prowadząc od tego, czego jeszcze nie ma, do tego, co będzie, jest przejściem z

możności do , aktu, a więc do pewnej doskonałości. Doskonałość jest więc

urzeczywistnieniem czegoś, ku czemu otwarta jest inklinacja. Ta doskonałość ujęta najszerzej

ma charakter analogicz.ny, a nie jednoznaczny, ponieważ inna jest doskonałość

drzewa, inna ptaków , inna zwierząt. Tym samym cel-dob- , , ro też musi być rozumiany

analogicznie.Obserwując naturę, dostrzec w niej możemy dwie takie ..r' podstawowe

inklinacje: inklinację do zachowania życia !i inklinację do jego przekazywania. To są te dwa

motory napędzające cały ruch natury, wokół nich skoncentrowane są wszystkie czynności

spełniane przez zwierzęta czy rośliny .Tym samyrn zachowanie życia i jego przekazywanie

to dwa naczelne dobra, do których natura dąży.Kiedy przyglądamy się człowiekowi, to

również widzimy, że te dwie inklinacje są w nim obecne. Ale oprócz nich jest jeszcze jedna.

Posiada ona swoje korzenie w tej częŚCi człowieka, która nie jest w ścisłym sensie naturą,

lecz czymś ponad naturą, a która sprawia, że człowiek jest osobą. Ta "CZĘść" to

niematerialna dusza organizująca !ii' "i! c ciało i dysponująca dwiema duchowymi władzami

- in- .'ii te.lektem i wolą.

108

~!1

Czy i w tych władzach jest jakaś quasi-naturalna skłonność? Bez wątpienia jest. To skłonność

do rozwoju życia osobowego przez prawdę, dobro i piękno. InteIekt bowiem nastawionyjest

na poznanie rzeczywistości, czyli na prawdę, wola - na umiłowanie dobra, obie zaś władze

jako zjednoczone - na piękno. w tym właśnie realizuje się, a wiĘC i doskonali nasze życie

osobowe. A ponieważ człowiek przez prawdę, dobro i piękno otwarty jest na całą

l'zecZywistOŚĆ, zarówno na świat natury,jak i na świat osób łącznie z samyrn sobą, to dwie

pierwsze inklinacje stają się integralną częścią jego życia osobowego, będąc zarazem dobrem

nie tylko naturalnym, aIe i osobowyrn. Albowiem pragnienie zachowania życia czy jego

przekazywania nie może być zawężone do poziomu czysto biologicznego: to człowiek-osoba

dzięki odżywianiu się trwa, to czlowiek--osoba dzięki przekazaniu życia się rodzi. Celem

wszystkich inklinacji jest więc dobro osobowe.Równocześnie widzimy, że wypełnianie tych

pierwszych inklinacji nie dokonuje się w sposób całkowicie zdeterminowany. Muszą one

przejść przez filtr naszego rozumu i naszej woli. Człowiek więc decyduje się, co i kiedy

będzie jadł, kiedy i z kim przekaże nowe życie, w jaki sposób będzie szukał prawdy. Nie

tylko więc inklinacje, ale i sposób ich urzeczywistniania ma charakter ludzki, a wiĘC

osobowy.I właśnie w tyrn punkcie pojawia się pewne pęknięcie.

Cały świat poza człowiekiem da się ująć w wiele zdeterminowanych praw. Czy więc w

porządku ludzkiego życia, wolnego i rozumnego, prawa takie istnieją? A jeśli tak, to jaki

one mają charakter? Bo przecież mogą to być takie same prawa, jakie rządzą życiem

roślin i zwierząt, a które możemy tylko skonstatować. Tu jednak jest coś więcej.Podczas

gdy cała natura "chcąc nie chcąc" podlega pewnyrn prawom, to człowiek musi najpierw

odczytać prawa, które jego dotyczą. Czyta je właśnie rozpoznając te trzy podstawowe

inklinacje swoiście związane z dobrem osobowym. Wedle porządku inklinacji pojawia

109

się ludzki porządek prawny. Jeśli bowiem celem działania jest dobro, to jest ono dobrem o

tyle, o ile wychodzi naprzeciw inklinacjom. Nie jest to więc dobro abstrakcyjne, idealne czy

wykreowane. Jest natomiast bardzo konkretnie związane z podstawowymi inklinacjami. I

stąd;

się blerze dwojaka strona ludzkiego prawa, które od czasów stoików nazywa się prawem

naturalnym. , Jedna strona to prawo do zachowania życia, jego przekazywania i

osobowego rozwoju, druga strona - to moral- ..ne związanie przez takie prawo. Jeśli ktoś

ma do czegoś ;:

prawo, to ja zobowiązany jestem prawa to respektować.

A wiĘC u podstaw moralnościleży prawo naturalne, prawo jc wynikające z natury człowieka.

A choć dziś prawa człowieka :..,

wiążemy najczęściej z tZW. Deklaracjq praw cz/owieka, to :i musimy pamiętać, że

prawa te płyną z natury , a nie ii z czyjegoś dekretu, umowy czy konwencji. Dekret

co !\ najwyżej może je formalnie potwierdzić, ale nie on o ich

niezbywalności.Odkrycie prawa naturalnego ma dla rozumienia noŚCi, jak również

wszelkiego prawa stanowionego, znacze.nie kapitalne. Okazuje się bowiem, że

sumienie jest kompasem, który na jej zgodność lub niezgodność z Uderzenie w

czyjeś prawo czy to do życia, czy jego zywania, czy osobowego rozwoju jest złem

moralnym, uderzającym w dobro osobowe. z tego też tytułu prawo stanowione czy

obyczaje, których jest bez liku, stanowią podstaw moralności, a nawet, jeśli z

naturalnym są niezgodne i w nie uderzają pseudo-prawem czy po prostu złym

obyczajem. T i obyczaje nie wiążą człowieka w sumieniu. z faktu że w historii jami

obowiązującymi w jakichś państwach czy kulturowych, nie wynika ani relatywizm

moralny, konwencjona1izm. ..,.

,

110

:11

stanowionym. Ma ona swoje trwałe pokłady w naturze człowieka i płynących z niej

naturalnych inklinacji. Dlatego też stopień rozwoju cywilizacyjnego, jaki spotykamy w

dawnym Egipcie czy Persji, nigdy nie może przesłonić nam często odwrotnego stopnia

demoralizacji. Cała ta machina skierowana była przeciwko człowiekowi, łącznie z

obyczajami i religią. A tymczasem podstawą kultury i cywilizacji musi być troska o

dobro człowieka.Trzech wymienionych inklinacji nie można traktować w sposób

oderwany. MusZĄ być one rozpatrywane przez pryzmat naczelnego dobra, jakim jest

dobro osobowe.Stąd właśnie bierze się potrzeba nie jakiegokolwiek, lecz rozumnego

odżywiania się, przekazywania życia czy poszukiwania prawdy. Dziś, pod wpływem

dualistycznej koncepcji człowieka, mającej swoje źródło w kartezjanizmie, inklinacje te

zostały porozrywane. Szczytowym przykładem fatalnych konsekwencji, jakie z tego

mogą wyniknąć, jest freudowska psychoanaliza, w ramach której zaleca się

"popuszczenie" naturze szczególnie na poziomie inklinacji drugiej. Głosi się więc

zupełną swobodę seksualną, bo to uwolni człowieka spod jarzma super-ego , czyniąc

życie bogatszym i przyjemniejszym. w efekcie jednak obraca się to przeciwko

człowiekowi, czyniąc go niewolnikiem.

namlętnoŚCi, nie mówiąc jUŻ o niebezpieczeństwach związanych z aborcją. Freudyzm

zdominował kulturę, która dusi się jUŻ od apoteozy seksu i przemocy. Tymczasem człowiek,

będąc jednym bytem, a nie oddzielnie duszą i oddzielnie ciałem, jest odpowiedzialny

moralnie za to, w jaki sposób urzeczywistniać będzie swoje inklinacje.I nie chodzi tu o

podleganie nakazom wymyślonego super-ego, lecz o rozumne liczenie się z do brem.Inne

niebezpieczeństwo wiąże się z brakiem respektowania prawa do prawdy na poziomie

inklinacji trzeciej. Przejawia się to w dwu postaciach. Albo propaguje się cywilizację

kłamstwa, co ma miejsce w państwach totalitamych, albo też za naczelne kryterium poznania

przyjmuje się wolność

111

i oryginalność. To zaś łączy się często z brakiem odpowiedzialności za prawdę.Człowiek

będąc wolnym do poszukiwania prawdy, jest prawdą skrępowany , nie może się z nią w imię

wolności nie liczyć. Do prawdy mają prawo wszyscy ludzie, bo jest ich dobrem ściśle

osobowym', choć nie wszyscy zdolni są prawdę w każdej dziedzinie odkryć. Dlatego też

wielka odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy z tytułu osobistych zdolnoŚCi i profesji

zajmują się poznaniem, czyli uprawiają naukę. Wyniki badań nie są prywatną własnością,

tym bardziej więc należy się liczyć z tym, czy dążymy do prawdy, czy też do osobistej

sławy. z drugiej zaś strony nie można zapominać, że prawda jest dla człowieka, stąd i nauka

musi mieć granice wyznaczone troską o dobro ludzkie. Jeśli zaś nauka wkracza w rejony,

które to dobro mogą naruszyć, jak choćby inżynieria genetyczna, staje się złem.Integralne

sprzężenie naszych inklinacji powoduje, że człowiek za każdym razem musi odczytać

proporcjonalne dobro, jakie z nimi jest związane. Przeciwnie, rozerwanie tych inklinacji

obrócić się może w zło. A więc prawo do ich urzeczywistniania jest ograniczone przez

relację do dobra osobowego. Tutaj najbardziej widać analogiczność samego dobra. W

niektórych wypadkach człowiek przecież może założyć głodówkę, a więc przestaje

przyjmować pokarm, by w ten sposób walczyć o swoją godność. W innych, wybierając stan

kapłański, zrzeka się realizacji prawa do przekazywania życia. Są wreszcie zakony, w

których nie można zajmować się nauką. O dobru więc zawsze rozstrzyga relacja do dobra

osobowego.Jeśli cały porządek ma charakter dynamiczny , bo związany jest z tym, że na coś

się decydujemy, a więc i coś będziemy robić lub nie, to widać od razu, iż dobro nie jest

czymś obojętnym. Ono jest istotnie wpisane w dynamizm naszego życia. A ponieważ

dynamizm ten nie jest z góry zdeterminowany , lecz suponuje naszą zgodę, to owa zgoda

pozostaje w jakiejś innej relacji do dobra niż zwykła

112

konieczność. Jest to relacja p o w i n n o ś c i. Dobro osobowe wiąże decyzję na mocy

powinności. Ja nie muszę na coś się zdecydować, ale z drugiej strony nie jest tak, że tylko

mogę, gdyż ja powinienem pójść za słusznym dobrem.Dzięki sumieniu wewnętrznie tego

doświadczam.

PowinnoŚĆ więc w sposób całkiem swoisty, bo nie spotykany nigdzie indziej, wyznacza pole

ludzkiego życia moralnego. Jest ona właśnie odpowiedzią na ujrzane dobro, dobro, które

domaga się realizacji. Takim dobrem jest zawsze człowiek--osoba, który mając naturalne

prawo do życia, jego przekazywania i rozwoju osobowego, obliguje nas do wyjścia naprzeciw

wszędzie tam, gdzie dobro to jest nie spełnione albo zagrożone. Stąd, jeśli życie osobowe

przebiega przez to, co nazwaliśmy dobrem w sensie analogicznym, naczelnym nakazem

moralnym wyrastającym z prawa naturalnego jest nakaz: c z y ń d o b r 0! Dobro należy

czynić, a zła unikać. Pozostałe nakazy są tylko partykularyzacją tego nakazu

pierwotnego.Dlatego też tak ważną rolę w stosunkach międzyludzkich odgrywa cnota

sprawiedliwości i słuszności, bo przecież chodzi o oddawanie tego, co komuś się należy.

Należy się zaś to, co wypływa z prawa naturalnego. Dopiero w takiej perspektywie kultura

staje się kulturą ludzką, a cywilizacja jest cywilizacją dla człowieka.Filozofowie XVII i

XVIII-wieczni, którzy tyle deliberowali nad problemem przejścia od sein do so//en, czyli

przejścia od tego, co jest, do tego, co być powinno, zupełnie pominęli porządek prawa

naturalnego wyrastającego z trzech podstawowych inklinacji. Stąd musieli się uciekać albo do

konwencji, albo do jakichś form apriorycznych, jak chociażby kantowska koncepcja

obowiązku, gdzie miejsce realnego dobra ludzkiego zajmuje formalny imperatyw

kategoryczny. A przecież coś mnie wiąże moralnie nie dlatego, że jest jakiś przepis czy

aprioryczny obowiązek, wiąże mnie ujrzane konkretne, osobowe dobro.W jeszcze większym

stopniu arbitralna wydaje się teoria

113

.

konwencjonalistyczna, w ramach której moralność opierałaby się tylko na jakiejś umowie

społecznej. Taka umowa jest często potrzebna, gdy chodzi o szczegółowe sposoby

organizowania życia społecznego, ale nie ona stanowi podstawę moralnoŚCi. Człowiekowi

przysługują pewne niezbywalne prawa z tego tytułu, żejest człowiekiem, a nie dlatego, że

ktoś się z kimś umówił. Gdzie istnieje zagrożenie dla dobra osobowego, tam wszystkie

umowy stają się pseudoprawem czy wręcz bezprawiem.Uświadomienie sobie rangi

naczelnego nakazu moralnego: czyń dobro! pociąga za sobą nie tylko zahamowanie działania

w kierunku zła, ale nade wszystko apeluje do człowieka o wyjście z pewnej inercji. Na

każdym przecież kroku jest wiele dobra do zrobienia, to dobro nadać może zdrowy pęd

naszemu życiu, tu nie grozi ani nuda, ani melancholia. Ale niestety współczesna kultura

zdominowana została przez twórczość, w której głównie pokazuje się atrakcyjność zła,

sięgającą korzeniami biblijnego owocu zakazanego. Jest to ciągnąca się przez wieki pułapka,

do której dorabia się pseudonaukowe teorie albo okrasza tzw.artystycznym posmakiem. A

tymczasem dobro jest tym, do czego należy dążyć i co należy czynić, ono jest naprawdę

atrakcyjne, bo zło jako przedmiot dążenia jest tylko dobrem pozomym, realnie natomiast jest

brakiem.w metafizyce klasycznej prawo naturalne traktuje sięjako odbicie prawa wiecznego,

będącego wyrazem planu stwórczego. w człowieku prawo wieczne realizuje się w sposób

swoisty , jest ono czymś zadanym, czymś, co mamy odczytać i w sposób wolny

urzeczywistniać. Co więcej, każdy człowiek ma swoją własną ideę w Bogu, stąd droga życia

każdego człowieka jest jedyna i niepowtarzalna. Przemierza ją podejmując decyzje, za które

moralnie odpowiedzialny jest tylko przed sobą i przed Bogiem. Poza nami i Bogiem nikt więc

nie ma prawa moralnie nas sądzić, bo nikt nie ma dostępu do naszego sumienia. To w jeszcze

większym stopniu podnosi człowieka, ale też i nakłada na niego większą

114

odpowiedzialność. Jest to odpowiedzialność za dobro, które ma czynić, i za zło, którego

ma unikać. I dlatego każdy człowiek musi wziąć swoje życie we własne ręce.

ZAKOŃCZENIE - MORALNOSt A RELIGIA

W pracy tej przedstawiliśmy kluczowe momenty składające się na to, co określane jest

mianem etyki klasycznej.Uważny czytelnik mógłby teraz zapytać: czy religia odgrywa jakąś

rolę w życiu moralnym człowieka, czy też rola ta ograniczona jest tylko do tych, którzy

słabo rozumieją, o co w moralności chodzi, i muszą w związku z tym, jeśli zależy im na

życiu godziwym, bez końca zaufać religii, a szczególnie Bożym przykazaniom? Wydawać

by się mogło, że ta druga odpowiedź jest bliższa prawdy. Bo przecież znamy ludzi o

wysokim, jak byśmy powiedzieli, morale, a więc ludzi szczerych, uczciwych, odważnych,

którzy albo są indyferentni w sprawach religii, albo też są "wierzący, ale nie praktykujący".

Nie dość tego, wielu "praktykujących " - łącznie z księżmi - wygląda z punktu widzenia

moralnego . dość . podejrzanie, co budzi z kolei ironiczny uśmiech na twarzach krytyków

religii. Jak to więc właściwie jest z tym stosunkiem religii do moralności? Czy rzeczywiście

człowiek światły i prawy potrzebuje religii, czy też jest ona potrzebna tylko ludziom

"małym" i niewykształconym?Przychodzi tu na myśl anegdota o pewnej Rosjance, która

tUŻ po wyborze kardynała Karola w ojtyły na papieża pytała ze szczerym zdumieniem: "To

jak to, ten człowiek zna tyle języków, napisał tyle książek, rozumie nawet filozofię, wszyscy

go podziwiają, i on wierzy w Boga?" No właśnie.On wierzy w Boga, choć w zupełnie innym

sensie niż myślała o tym bohaterka naszej anegdoty. Bo istnienie Boga nie jest

ll7

zasadniczo przedmiotem wiary , wierzy się w to, że Bóg jest jeden, ale w Trzech Osobach, że

Bóg-Ojciec wysłał swojego Syna, aby nas zbawiI, ale samo istnienie Boga jest prawdą, do

której dojść możemy bez pomocy wiary. Nie oznacza to wcale, że poznajemy istnienie Boga

tak, jak poznajemy istnienie świata, który nas otacza, czy samych siebie. Jedyne, co możemy

poznać w sposób racjonalny, to prawdę zdania:"Bóg istnieje", a prawda ta jest dlatego

konieczna, że bez niej istnienie czegokolwiek byłoby niezrozumiale, bo nic nie ma w sobie

racji wlasnego istnienia. Taką racją może być tylko taki byt, który w sobie ma rację istnienia,

a to jest wlaśnie Bóg. I co ciekawe, tę prawdę ludzie najczęściej spontanicznie afirmują, tylko

że później mediacja kultury i różnego typu nauk powoduje, że rozumienie, kim Bóg jest, jak

istnieje, jaka jest relacja świata do Niego, prowadzi do powstania wielu mylnych teorii czy

kultów, Iącznie z agnostycyzmem czy nawet ateizmem.A przecież sam ateizm, jak każda

negacja, suponuje uprzednią afirmację, bo muszę najpierw coś uznać, abym mógl to

zanegować i odrzucić. Ateizm w ścislym sensie nie jest łatwą rzeczą, on plynie z gorącej

wiary, najczęściej wiary zawiedzionej, tragicznej, do której potem dorabia się ideologię czy

filozofię. Motywy są tu bardziej osobiste niż racjonalne. A zresztą, jak słusznie zauważa

jeden z najwybitniejszych wspólczesnych kontynuatorów filozofii klasycznej, Etienne Gilson,

jeśli Bóg nie istnieje, to po co tak zaciekle walczyć z czymś nie istniejącym? Jeśli natomiast

chodzi tu o walkę z kultem i świadomością religijną, to w sensie ścisłyrn nie jest to ateizm,

ale jakaś forma "Kulturkampfu" o charakterze politycznym. Obie formy ateizmu, nie mogąc

obrać sobie za przedmiot bezpośredniego ataku Boga, skierowały oczywiŚCie swoje ostrze

przeciwko temu, w co najłatwiej jest trafić, a więc - człowieka i świątynie.Zbrodnie i

prześladowania obejmowały nie tylko obcych, ale i bliskich, łącznie z najbliższą rodziną. I nie

ma się czemu dziwić, bo jak zauważa rzymski historyk Marek Justynus,

118

komentując bratobójstwo popełnione przez króla perskiego Kambyzesa, prekursora

wojującego ateizmu, trudno bylo wymagać, aby ten, który gardzil religią i odnosil się wrogo

do samych bogów, oszczędzal swoich bliskich. Niestety, prawda tego spostrzeżenia

sprawdzila się w xx wieku w sposób zastraszający.Oczywiście, nie można tu też zapomnieć o

religiach, które nie respektują podmiotowoŚCi czlowieka, wskutek czego staje się on

narzędziem walki religijnej, walki wykorzystywanej najczęściej w celach politycznych. Taka

walka niesie ze sobą bezsensowną śmierć wielu ludzi gotowych na każdy rozkaz wladzy zabić

i zginąć. Pod pozorem woli Bożej spelniana jest wola tyrana. Czlowiek, miast być sługą

Boga, a więc tym, który w sposób wolny godzi się postępować zgodnie z przykazaniami, staje

się niewolnikiem Boga, czyli praktycznie niewolnikiem wladcy. A tojUŻjest pseudoreligia i

pseudomoralność.Nie wdając się w szczegółowe dysputy religijne, bo to przekracza zakres

naszych rozważań, należałoby chyba podkreślić, że religia katolicka stanowi ten glówny nurt

chrześcijaństwa, w którym z wielką troską podchodzi się do kwestii osobistej moralnej

odpowiedzialnoŚCi za podejmowane decyzje każdego czlowieka, niezależnie od tego, jakiej

jest narodowości i jakiego wyznania. Każdy czlowiekjest podmiotem-osobą zdolnym do

czytania dobra i pójścia za nim.Ten moralny aspekt religii katolickiej jest więc uniwersalny,

tym piękniejszy, że naczelnym prawem plynącym z Nowego Testamentu jest milość do

bliźniego, nawet jeśli jest naszym wrogiem. Z tym przykazaniem nie może się równać ani

szowinizm religijny, ani też modne dziś haslo tolerancji. Tolerancja, która początkowo

oznaczala respektowanie prawa każdego człowieka do wyboru takiej, a nie innej wiary, dziś

zostala poszerzona w sposób dość dziwny na wszystkie sfery życia człowieka, łącznie z nauką

i prawem - a więc takie sfery, gdzie istnieje racjonalny i sprawdzalny

119

sposób pokazania prawdy i fałszu, dobra i zła. w konsekwencji w imię tolerancji mamy być

obojętni na zło i fałsz, a jeśli próbujemy oponować, to jest to traktowane jako zamach na

kogoś. Tak pojęta tolerancja, która przedtem miała swoje uzasadnienie w odniesieniu do

rzeczy niesprawdzalnych, gdyż wiara dotyczy właśnie rzeczy niesprawdzalnych (inaczej

byłaby wiedzą, a nie wiarą) - teraz staje się często dość zmyślnym narzędziem manipulacji.

w jej imieniu narusza się sprawiedliwość, wymagając, byśmy byli tolerancyjni, czyli defacto

przymknęli oczy na niesprawiedliwy podział dóbr. w jej imieniu dobro wspólne mamy

traktować jako dobro osobiste, gdzie każdy może mówić i robić, co mu się żywnie podoba.

Pod pozorem osobistych przekonań następuje zalew fałszywych informacji, a pod pozorem

osobistych postaw - dość wątpliwych wzorców .Jeśli są to tak osobiste rzeczy, to po co je

rozgłaszać? Bo przecież, gdy są już rozgłoszone, przestają być prywatne, a wtedy wszyscy

mają prawo do nich się ustosunkować, i to według kryteriów obiektywnych, a nie

osobistych. Mamy tu więc do czynienia z wyraźnym pomieszaniem

porządków.Chrześcijańska miłość bliźniego wyrasta nie tylko stąd, że każdy człowiek jest

osobą, ale nade wszystko stąd, że jest "dzieckiem Bożym ", że został stworzony na

podobieństwo Boga. Ta transcendentalna relacja każdego człowieka do Boga otwiera

perspektywę nowej miłości, zwanej po łacinie caritas. w bliźnim kochamy "dziecko Boże",

którym jest każdy człowiek, niezależnie od tego, jakiego jest wyznania, narodowości, co

robi i co myśli. A ponieważ miłość wyraża się zawsze na sposób działania, a nie poznania,

to przejawia się w działaniu, a nie myśleniu. Stąd nasza postawa wobec innych kierowana

miłością-caritas wyraża się w czynieniu dobra dla nich. żaden człowiek z zasięgu tej miłości

nie może być wykluczony, choćby był zbrodniarzem, złodziejem, kłamcą. w dalszym ciągu

bowiem jest człowiekiem i jest "dzieckiem Bożym ". I taką to miłość opiewa św. Paweł w

Liście do Koryntian, mówiąc, że jest

120

cierpliwa, łaskawa, bez zazdrości, że nie czyni na złość, nie nadyma się, nie pragnie

zaszczytów , nie szuka swego, nie unosi się . gniewem, nie myśli złego, nie raduje się z

niesprawiedliwości, wszystko znosi i wszystko przetrwa. Ale też i miłość taka przekracza

naturalną zdolność całej natury , dlatego potrzebuje specjalnej pomocy ze strony samego

Boga. Cóż większego może być nad caritas? Na jakich lepszych podstawach zbudować

można ludzką cywilizację?Doprawdy, ani na szowinizmie religijnym, ani na tolerancji, która

jest ukrytym egoizmem, a co najmniej wyrazem obojętności wobec innych ludzi.Jaka więc

właściwie jest relacja religii do moralności? Czy rzeczywiŚCie potrzebują jej tylko ludzie

"mali" i "ciemni"? Najpierw zwróćmy uwagę, że religia jest częścią moralności z tego

tytułu, że stanowi ona uzupełnienie cnoty sprawiedliwości. Jeśli bowiem sprawiedliwość

wymaga, aby oddać to, co się komuś należy, to największymi dłużnikami jesteśmy wobec

Boga. A choć tego, co otrzymaliśmy , nie jesteśmy w stanie wyrównać, bo przecież w

rewanżu nie stworzymy Boga, niemniej jednak zobowiązani jesteśmy przynajmniej okazać

swoją wdzięczność, a temu służy religia. Jest ona więc częścią moralności, a nie jakimś

dodatkiem. Jako część moralności nie może wyczerpać się w teoretycznym uznaniu istnienia

Boga, lecz konieczne jest konkretne działanie, tak jak konkretnie dzielimy się z kimś,

kierując się sprawiedliwością. Kult religijny, obrzędy, obyczaje, modlitwa - to wszystko są

ludzkie formy praktycznego oddawania czci, których brak staje się złem moralnym,

ponieważ naruszona zostaje wówczas sprawiedliwość. Nie wystarczy myśleć o Bogu, lecz

musi być ku Niemu skierowane nasze działanie.Ale jest jeszcze jeden ważny moment. Oto

egzystencjalna pozycja człowieka w świecie jest w znacznym stopniu zwichnięta.

Zwątpienia, wahania, rozterki, niepewność, potknięcia - to wszystko niesie ze sobą życie,

temu, w sposób bardziej skondensowany, daje wyraz sztuka. Skądjesteśmy?Dokąd idziemy?

Racjonalna odpowiedź na te pytania jest

121

mało przejrzysta. Mamy zbyt mało sił, by zawsze iść za słusznym dobrem, ostateczny

cel naszego życia jest mało czytelny. Wiemy , że to wszystko, co kochamy, do czego

dążymy nie jest w stanie wypełnić naszej miłości, to zaś, co poznajemy, choć zawiera

mnóstwo informacji, które można mnożyć bez końca, pozbawione jest poznania

pierwszej i podstawowej racji tłumaczącej istnienie nas samych, świata, kosmosu. Racji

tej dotykamy tylko pośrednio, w sposób nieadekwatny. A przecież sam fakt

formułowania tych dręczących egzystencjalnie pytań świadczy o tym, że odpowiedź na

nie jest dla człowieka czymś najważniejszym, że od niej jakby wszystko zależy.

Tymczasem rozum napotyka jakąś barierę, którą chce przekroczyć, a nie może.I właśnie

w tym momencie naprzeciw naszym pragnieniom wychodzi religia bazująca jUŻ nie na

naturalnym poznaniu, ale na Objawieniu. Objawienie dopełnia nasze rozumowe i

naturalne poznanie, intensyfikuje miłość ukazując jej ten nadrzędny Cel. z punktu

widzenia moralnego ma to znaczenie niebagatelne. Jeśli bowiem newralgicznym

punktem moralnoŚCi jest decyzja, to widzenie słusznego dobra w relacji do Celu

ostatecznego, a więc widzenie człowieka w relacji do Boga, utwierdza nas w

niezbywalności tego, co nazywamy godnością. Już nie kodeks czy prawo naturalne, ale

sam Bóg to poświadcza. Wyższej instancji jUŻ nie ma. Wszystko, w imię czego

godność tę chcielibyśmy podważyć, jest pseudo-racją.Czy może być dla decyzji lepsze

oparcie? A jest ono potrzebne, gdyż nierzadko kultura, ideologia lub nauka może być

przeciwko człowiekowi użyta próbując go redukować do zwierzęcia lub części

społeczeństwa. Ale wówczas jest to pseudokultura, pseudoideologia, pseudo-nauka.

Również miłość-caritas wzmacnia nasze przylgnięcie do słusznego dobra, że nie tylko

potrafimy je poznać, ale również za nim iść.Człowiek wierzący jest o tyle w lepszej

sytuacji od człowieka indyferentnego czy niewierzącego, że posiadane

122

przezeń dyspozycje lub cnoty mogą być w sposób nadnaturalny wzmocnione. Dzieje się

to za sprawą łaski. Taką łaską jest sama wiara, a także nadzieja, miłość, mądrość,

zdrowie, zdolność prorokowania czy znajomość języków.Łaska ta pochodzi od Boga, a

ponieważ jest łaską, nie pojawia się wskutek takich czy innych ludzkich zasług.Człowiek

natomiast może mieć w niej udział, jeśli zdobędzie się na wysiłek modlitwy i

kontemplacji, jest to jakby jego osobisty wkład.W ten bowiem sposób zobaczyć może

posiadane dary i wzmocnić za ich pomocą swoje działanie. Kultura, która nie ceni

modlitwy i kontemplacji, lecz sprowadza człowieka do roli operatora maszyn lub

komputerów, a czas wolny każe mu wypełniać doznawaniem wrażeń, wyjaławia i

pustoszy całe życie duchowe. Nic więc dziwnego, że dziś, gdy istnieją tak

nieprawdopodobne środki komunikacji, gdy wiadomość w ciągu sekundy oblecieć może

cały świat, coraz trudniej jest nawiązać kontakt nawet z najbliższymi ludźmi, żyjemy

obok siebie, a niewiele mamy sobie do powiedzenia.Ważną rolę w życiu człowieka

wierzącego odgrywają też Sakramenty. Są to pewne zmysłowe znaki, takie jak rzeczy,

słowa czy działania, których celem jest wzniesienie człowieka od tego, co zmysłowe, do

tego, co duchowe.Sakrament chrztu uwalnia człowieka od grzechu pierworodnego,

sakrament małżeństwa nobilituje miłość małżeńską, dając jej wymiar duchowy ,

sakrament kapłaństwa pozwala na wyższe uczestnictwo w kapłaństwie Chrystusa.z

każdym sakramentem (a jest jeszcze sakrament bierzmowania, pokuty, namaszczenia

chorych) związana jest pewna nadprzyrodzona moc, dzięki której człowiekowi łatwiej

jest zbliżyć się do Boga.Oprócz tych "impulsów" w postaci łaski i sakramentów religia

dostarcza też pewnych wzorów postępowania. Należy do nich sam D e k a 1 o 9

objawiony Mojżeszowi przez Boga. Dekalog stanowi pewne rozwinięcie prawa

naturalnego i objawionego, niektóre bowiem przykazania stanowią

123

negatywną eksplikację prawa naturalnego, np. nie zabijaj (bo każdy człowiek ma prawo do

życia ), inne ściślej związane są z religią (np. nie będziesz miał bogów cudzych przede mną).

Przykazania te najpełniej trafiają w to, gdzie człowiek najłatwiej może się poślizgnąć, stąd

bierze się ich praktyczna uniwersalność. Bardziej konkretnych wzorów postępowania

dostarcza sam Chrystus, zarówno swoim życiem, jak i swoją nauką oraz przykładami. śmierć

Chrystusa na krzyżu celem zbawienia wszystkich ludzi i wymazania grzechu pierworodnego

jest wyrazem tej nieogamionej miłości Boga do człowieka. Wzorów dostarczają też święci i

błogosławieni, z których każdy żabłysnął w sposób wyjątkowy którąś z cnót. Dzięki temu

wzory te nie są tylko jakimiś abstrakcyjnymi ideałami czy wartościami, ale bardzo

konkretnymi drogowskazami, do których człowiek wierzący , szczególnic w chwilach

trudnych, może się uciekać.A wreszcie, dzięki religii sam cel ludzkiego życia nabiera 11,.,

pewnej wyrazistości. Jest nim bezpośrednie połączenie z Bo- 1 giem, Bogiem osobowym,

Nieskończoną Prawdą, Dobrem i:i; !i Pięknem. Połączenie to dokonuje się dzięki miłości-

caritas, która jest miłością jakby nadprzyjacielską. Jest to wizja uszczęśliwiająca ( visio

beatifica), która wzmocniona łaską ;i' płynącą od Boga w sposób nieskończony wypełnia

naszego '1 ducha, nie zostawiając nic, co jeszcze mogłoby i pokochane. Tutaj dopiero czuć się

możemy i wypełnieni, to jest cel-szczęście ludzkie. W szystkie dobra są utracalne i

ograniczone, to zaś jest i nieskończone. Na takie Dobro jesteśmy ale w sposób niedoskonały ,

dlatego właśnie potrzebna pomoc Boga w postaci łaski. i Religia więc jaśniej pokazuje cel

życia człowieka i sił w sposób nadprzyrodzony do pokonania drogi, która temu celowi

prowadzi. Droga ta biegnie przez

przecież sam korzeń moralności. Dlatego walka z jest zawsze uderzeniem nie w

Boga, ale w człowieka, w

124

i!:iii

niezbywalne prawo do szczęścia poprzez wiarę, nadzieję i miłość. Walka ta pociąga za sobą

demoralizację jUŻ nie tylko poszczególnych ludzi, ale całych narodów, a nawet pokoleń, na

co dowodów nie trzeba daleko szukać.Jeśli ludzie wierzący nie zawsze idą po słusznej drodze,

zostawmy to ich sumieniu. Każdy człowiek ma swoją drogę, bo kto wie, czy w innych

okolicznościach my , dumni ze swej nieskazitelności, nie postępowalibyśmy jeszcze gorzej.A

przecież ten skarb, jakim jest prawe sumienie wzmocnione religią, zawsze daje człowiekowi

szansę na to, by się zreflektował, by uznał swoją winę i odpokutował. Chrystus uwolnił nas

od winy za grzech pierworodny, ale nie uwolnił od jego skutków. Dlatego droga człowieka

wierzącego nie jest bezbłędna, dlatego nie ma on patentu na " wzorową " decyzję i zawsze

słuszne postępowanie. Natomiast deprawacja sumienia czyni ludzkie życie nieludzkim, bo

ślepym na realne do bro i zło.Religia więc potrzebna jest nie tylko ludziom "małym " i

"ciemnym", potrzebna jest wszystkim, bo początek i cel naszego życia na poziomie

naturalnego poznania pozostaje zawsze ukryty, a nasze przyrodzone siły potrzebują pewnego

nadnaturalnego wzmocnienia. Był Chrystus i byli święci, ale kult świętych ateistów zawsze

budowany był na kłamstwie. Do zasług zaś dochodzili po trupach, nie uznając nawet swojej

winy. Próba więc oderwania moralności od religii, możliwa do pewnego stopnia z punktu

widzenia teoretycznego, praktycznie podcina korzenie moralnoŚCi, bo moralność wyrasta z

miłości do Boga i ludzi.

BIBLIOGRAFIA

Teksty źródłowe

I . Arystoteles - Etyka Nikomachejska, tłum. D. Gromska, Warszawa 1982.2. Arystoteles -

Etyka Wielka. Etyka Eudemejska, tłum. W. Wróblewski, Warszawa 1977.3. Arystoteles -

Polityka, z dodaniem Pseudo-Arystotelesowej Ekonomiki, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa

1964.4. Ksenofont - Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967.5. Platon -

Uczta. Eutyfron. Obrona Sokratesa. Kriton. Fedon, tłum.

W. Witwicki, Warszawa 1982.

6. Platon - Państwo z dodaniem siedmiu ksiąg Praw , tłum. W. Witwicki, Warszawa 1958.7.

św. Augustyn - O Państwie Bożym, t. 1, 2, tłum. W. Komatowski, Warszawa 1977.8. Św.

Augustyn - Wyznania, tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1978.

9. Św. Tomasz z Akwinu - Summa Theologica, Roma 1974.

Opracowania

1. V. J. Bourke - Historia etyki, tłum. A. Białek, W arszawa 1964.

2. M.A. Krąpiec - Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1993.

3. M.A. Krąpiec - Człowiek, Kultura, Uniwersytet, Lublin 1982.

4. M.A. Krąpiec - Ja-człowiek, Lublin 1991.

5. M.A. Krąpiec - u podstaw rozumienia kultury, Lublin 1991.

6. K. Wojtyła - MiłoŚĆ i odpowiedzialność, Kraków 1962.

7. K. Wojtyła - Osoba i czyn, Kraków 1960.

8. J. Woroniecki - Katolicka etyka wychowawcza, t. 1-3, Lublin 1986.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Etyka i kultura zycia publiczne Nieznany
etyka-sciaga, GENEZA MORALNOŚCI
Etyka Sztuka zycia Program nauczania
INTERKULTUROWE PRAWO KARNE V, Filozofia, Notatki FO, IV Semestr, Etyka i kultura życia publicznego,
Normy etyczne w pracy i etyka zawodowa, Socjologia, Moralne dylematy współczesności, Etyka pracy
INTERKULTUROWE PRAWO KARNE II, Filozofia, Notatki FO, IV Semestr, Etyka i kultura życia publicznego,
Mrzygłocka Chojnacka,etyka w biznesie, BIZNES I MORALNOŚĆ
Mrzygłocka Chojnacka,etyka w biznesie, CNOTY MORALNE
ETYKA JAKO NAUKA O MORALNOŚCI
Dramat życia i śmierci w literaturze podejmującej problematykę wojny i okupacji 2
Dramat życia i śmierci w literaturze podejmującej problematykę wojny i okupacji 3
MANUELA GRETKOWSKA i PIOTR PIETUCHA Sceny z życia pozamałżenskiego
Jaroszynski Piotr Polska i Europa
Adamczyk Piotr Sztuka skutecznego życia
Tuora Piotr Ostatnie dni życia
Jaroszyński Piotr Ocalić polskość
Jaroszyńsk Piotr Polska I Europa

więcej podobnych podstron