Jaroszyński Piotr Etyka dramat życia moralnego
PRZEDMOWA
Zdrowie moralne każdego z nas jest nie mniej ważne niż zdrowie biologiczne, a może
ważniejsze., gdyż w wymiarach nawet doczesnych warunkuje przetrwanie i-rozwój narodu.A
nasz polski naród został przez obie okupacje bardziej zdewastowany i osłabiony w ostatnich
pięćdziesięciu .latach niż w stu trzydziestu .latach rozbioru i niewoli. Dewastacja i rea.lne
zagrożenia dla życia narodu płynęły z wie.lu stron:od stronv zewnętrznej w postaci
zatru\V'ania środowiska - ziemi, -.lasów , wody i powietrza, a także przez p.lanowaną
niszczycle.lska eksp.loatację zasobów i bogactw natura.lnych,
w gospodarce. Od strony wewnętrznej - poprzez propagandę kłamst\\ć'a niemal we
wszystkich dziedzinach kultury, poprzez wprowadzenie tzw. moralności socjalistycznej
opartej też na kłamstwie i klasowej nienawiści, poprzez wyrzucanie ze szkół i publikacji
elementów religii i chrześcijańskiej moralności. Skutki tego wszystkiego stały się aż
nadto widoczne - jakże groźne! dla każdego z nas i całego społeczeństwa.Jeś.li
de\\ć'astację środowiska i gospodarki można będzie usunąć dzięki zastosowaniu
względnie łatwych środków technicznvch i skutecznych gospodarczych refor.m, to rno-.
ra.lne skażenie społeczeństwa wymaga trudniejszych i bardziej długotrwałych środków
naprawy, sięgających do pogłe , bionego i zreflektowanego poznania i - nade wszystko -
dużego moralnego wvsiłku. Łatwo jest bowiem zniszczyć-
dobre obyczaje i ład moralny, a bardzo trudno jest je
5
odbudować. Odbudowa bowiem wymaga i trudnej wiedzy, i osobistego, a nawet zbiorowego
wysiłku, zwłaszcza gdy chodzi o wady społeczne i moralne takie jak: nieposzanowanie cudzej
własności, pijaństwo, narkomania, rozwody, masowe zabójstwa bezbronnych, nawet jeszcze
nie narodzonych...Najpierw jednak trzeba się wyzwolić z rozpowszechnionego zakłamania
jako owocu wieloletniej indoktrynacji i na nowo, współcześnie, rozważyć i pogłębić trwałe
zasady etyki, które wyrosły z praktyki wielowiekowego doświadczenia ludzkości, a były
fonnułowane od dawna -jak sięga ludzka pamięć historyczna i przekazy religii.Naród nasz
jUŻ przed tysiącem lat, u progu swego państwowego życia, przyjął, wraz z religią
chrzeŚCijańską, moralnoŚĆ ogólnoludzką. Myśliciele starożytnej Grecji i Rzymu i później
chrześcijańskiej Europy , w tym szczególnie Tomasz z Akwinu, konstruowali, redagowali i
uzasadniali teorię ludzkiego i tym samym moralnego działania. Teoria ta stała się klasyczną
etyką, mającą swe źródła w kulturze biblijnej i filozoficznej myśli Antyku. I właśnie tę teorię
moralnego postępowania mamy tu - w tej książce - zaprezentowaną w niezwykle udanym,
czytelnym, przemyślanym, jasnym i zarazem zwięzłym przedstawieniu, dokonanym przez
Piotra Jaroszyńskiego, młodego profesora filozofii K UL.Autor, wzorem myślicieli
antycznych i średniowiecznych, nie chciał być w swym przedstawieniu doktryny
"oryginalnym ", kierującym uwagę czytelnika na swoje pomysły i rozwiązania. Sprawajest
bowiem zbyt poważna, by zalecać swe czysto subiektywne pomysły , chociażby one mogły
wywołać chwilowe zafascynowanie i poklask. Piotr Jaroszyński chciał - i to mu się udało -
włączyć się w ciągle żywy i potężny nurt filozofii klasycznej i przedstawić znane i uznane
sfonnułowania oraz uzasadnione rozwiązania problemów moralnych. Ukazał przez to ludzki
charakter moralnego "dramatu-działania ", zogniskowanego w ak-
tach osobistej decyzji, umotywowanej konkretnym dobrem człowieka, usprawnionego
racjonalnym zespołem cnót, które "z nie słabnącą siłą, od razu i przyjemnie" (firmiter,
prompte, delectabiliter) umożliwiają spełnienie szczytnych, realnych ludzkich
możliwości. To właśnie zapomniane w kazuistycznych i czysto deontycznych etykach
CNOTY "czynią samego człowieka dobrym, a jego czyn szlachetnym".Dobrze się stało,
że ta książka została tak sfonnułowana, iż może przyczynić się do powrotu sprawdzonej
wiekami etyki do naszych szkół pomagając młodzieży znaleźć racjonalne ludzkie Dobro.
M ieczyslaw Albert Krąpiec
WSTĘP
. Książka ta - to próba zapoznania współczesnego czytelnika z niezwykłym klejnotem kultury
zachodniej, jakim jest etyka klasyczna. Są bow:iem nauki, które wprawdzie mają dość długą
historię, ale w zderzeniu z najnowszymi osiągnięciami zapomnieniu ulec może to, co było
dawniej. Do takich nauk należą np. chemia czy fizyka. Są inne, jak matematyka, które
wchłonęły wcześniejsze odkrycia i posunęły się daleko naprzód. Są też takie, jak alchemia
czy astrologia, które przestały być traktowane jako nauki. Ale są i takie, które z powodzeniem
opierają się próbie czasu i do których ciągle wracamy . w śród nich naczelne miejsce zajmuje
etyka klasyczna1ednak dzisiejszemu człowiekowi, zafascynowanemu postępem i rozwojem,
trudno jest zrozumieć, że może być coś, czego nie wie, a o czym d;awniej wiedziano.
Szczególnie, jeśli chodzi nie o jakąś wiedzę tajemną czy pilnie strzeżoną, ale sprawy
najprostsze i dotykające każdego. A właśnie moralność jest istotnie i w sposób niezbywalny
wpisana w życie człowieka. Każdy bowiem człowiek jest autorem podejmowanych przez
siebie dLecyzji, decyzji, które są albo dobre, albo złe. Za nie też jest odpowiedzialny ,
niezależnie od tego, czy jest Amerykaninem czy Polakiem, Francuzem czy Niemcem, czy
ŻYje teraz, czy żył kiedyś w Grecji, Rzymie lub średniowiecznej Europie. Każdy człowiek
zawsze stoi lub stał przed jakimś wyborem i na coś w końcu musiał się zdecydować. Nawet
zrezygnowanie z wyboru też było
9
jakimś wyborem, a tym samym była to decyzja, dobra lub zła. Od decyzji, a więc i od
moralności uciec nie można.Tylko że, niestety, brak wykształcenia klasycznego spowodował,
iż obecnie człowiek w rozumieniu moralności jest często zdezorientowany. Owszem, każdy
ma w jakimś stopniu zdrowy rozsądek, każdy ma sumienie, ale nacisk najrozmaitszego
rodzaju ideologii, obyczajów czy , również, nauk filozoficznych i szczegółowych sprawia, że
często wybrane dobro jest dobrem pozomym, a wobec zła stajemy się indyferentni. W ten
sposób życie nasze zaczyna ulegać zubożeniu, a nawet degradacji.Dlatego zapoznanie się z
podstawami etyki będącej dziedzictwem filozofów tej miary co Platon, Arystoteles,
św.Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu, a więc autorów będących filarami kultury
zachodniej, z pewnością pozwoli na poszerzenie horyzontów umysłowych, a co za tym idzie -
na większą wrażliwość moralną.Zagrożeń płynących z ideologii doświadczyliśmy w xx wieku
aż nadto. W imię pozomych wartości przybierających postać szczytnych haseł mordowano
bądź zniewalano setki milionów ludzi. Wzory obyczajowe serwowane przez środki
społecznego przekazu, mamiąc pozomą wolnością, odbierają człowiekowi zdolność
samostanowienia, sankcjonują zło i wyolbrzyrniają przyjemność. Współcześnie filozofowie
albo kreują człowieka na istotę będącą poza dobrem i złem, albo stawiają przed nim
niedosiężne ideały i wartości.Wreszcie wiele nauk, takich jak psychologia czy socjologia,
neguje samą wolność człowieka, sprowadzając ludzkie działanie do układu deterrninacji
biologiczno-psychicznych bądź społecznych. Wszystko to powoduje, że człowiek
pozbawiony oparcia w kulturze jest nie tylko zdezorientowany, ale i często bezradny.
Wprawdzie pewną pomoc maleźć może w religii, i najczęściej do niej się odwołuje, ale religii
jest wiele i nie wszyscy są ludźmi wierzącyrni. Tymczasem życie nieustannie zmusza
człowieka do podejmowania decyzji, często trudnych, i co wtedy?
10
Właśnie etyka klasyczna wychodzi naprzeciw tym probIemom. Tu znajdziemy racjonalne
podstawy do wytłumaczenia istoty Iudzkiego działania, przyczyn, dla których może być ono
dobre lub złe, a wreszcie miejsca moralności w Iudzkim życiu. Kultura zachodnia jest w tyrn
sensie unikalna, że po raz pierwszy w dziejach ludzkości wyakcentowana została
suwerenność człowieka. Człowiek jest podmiotem-osobą i z tego tytułu zawsze musi być
traktowany jako cel, a nie jako środek działania. Człowiek-osoba nie jest w sensie ścisłym ani
częścią natury, ani częścią społeczeństwa czy państwa. Nawet bowiem jako członek pewnej
społeczności czy obywatel w państwie, mimo iż wchodzi z tego powodu w wiele wiążących
go relacji, jest ponad państwem i ponad społecmością. Te są bowiem bytami relacyjnymi
zawieszonyrni na podmiocie-substancji, są więc w ostatecznej perspektywie dla człowieka, a
nie człowiek dla nich. A właśnie w ramach innych kultur człowiek ciągle redukowany jest do
bycia częŚCią i niczyrn więcej, etyka zaś, tak ukształtowana i wzmocniona często religią,
traci z oczu autentyczną troskę o dobro człowieka. Jeśli zaś człowiek jako osoba jest celem
działania, to wszystkie nakazy czy przepisy moralne lub religijne, które z tym się nie liczą, są
faktycznie pseudoprzepisami i wewnętrznie człowieka nie wiążą. Tylko że do poznania tej
prawdy trzeba dojrzeć, potrzebne jest więc właściwe wykształcenie.W okół etyki klasycznej
narosło wiele nieporozumień.
Dotyczy to zwłaszcza jej związku z religią chrześcijańską oraz tzw. aretologii, czyli teorii
cnót. Asymilacja kultury greckiej i rzymskiej przez chrześcijaństwo spowodowała, że dziś
wiele kwestii moralnych traktowanych jest wyłącznie jako integralny fragrnent religii, a więc
i wiary . Stąd rzeczą wiary ma być taka, a nie inna postawa moralna. Zapomina się tu jednak o
tym, że filozofowie chrzeŚCijańscy , szczególnie zaś św . T omasz z Akwinu, bardzo mocno
podkreślali istotną różnicę, jaka zachodzi między porządkiem wiary i porządkiem wiedzy. A
choć oba te porządki składały się na pewną
11
całość zwaną w skrócie kulturą chrześcijańską, to jednak mylić ich nie można. Wiara jest
bowiem sprawą wol.i i łaski, wiedza natomiast - rozumu. Otóż znaczna część etyki
chrześcijańskiej nie płynie tylko z wiary, ale płynie z rozumu, co potwierdza choćby fakt, iż
etyka ta znana była zarówno Grekom, jak i Rzymianom. Dziś natomiast, wskutek słabej
znajomości historii, filozofii, teologii czy samej etyki, do jednego worka wkłada się wiarę i
wiedzę. Był wprawdzie późniejszy nurt chrześcijaństwa, który tak czynił, a mianowicie
protestantyzm, ale rzeczą człowieka wykształconego jest umieć odróżniać i wiedzieć, co jest
czym. Moralność wiąże każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie. I
właśnie takiej moralności dotyczy etyka klasyczna.Natomiast teoria cnót nie jest ani niczym
tajemniczym, ani też nie grozi zmechanizowaniem ludzkiego życia moralnego. Jak w wielu
dziedzinach człowiek potrzebuje nabycia pewnych sprawności, czy to w sztuce, czy w nauce,
tak i moralność nie może się bez nich obejść. Cnoty moralne, jak roztropność czy
sprawiedliwość, ułatwiają nam właściwe rozpoznanie dobra i pójście za nim. A ponieważ
każdy akt decyzji jest zawsze osobisty , dobro zaś jest zawsze konkretne, więc życia
moralnego zmechanizować się nie da. Samego zaś wychowania do cnót nie można mylić z
tresurą. Wytresowane zwierzę robi to, co my chcemy, natomiast człowiek wychowany umie
robić najpełniej to, co sam chce. Dzięki właściwemu wychowaniu człowiek uczy się pragnąć
dobra.Pole ludzkiej moralności wyznaczone jest nie przez jakieś przepisy, którym
niewolniczo mamy się podporządkować.Jest ono natomiast wyznaczone przez dobro, głównie
dobro osobowe, które rozum nasz potrafi odczytać, a wola za nim pójść. Moralność rozgrywa
się wewnątrz człowieka, nie poza nim. I dlatego jest to d r a m a t, bo greckie słowo drama
oznacza to, co się dzieje, w odróżnieniu od narracji, która coś opisuje. W nas nieustannie
"dzieje się" życie moralne, od
12
którego nie ma ucieczki. Podstawowym barometrem jest tu nakaz: czyń dobro, a unikaj
zła! Jak natomiast rozumieć należy dobro i czym jest zło, o tym czytelnik, jeśli będzie na
tyle łaskawy, dowie się z dalszej lektury.Etyka klasyczna na terenie polskim ma jUŻ swoją
chlubną tradycję. Zabłysnęło tu dwóch autorów . Pierwszym jest, nieżyjący jUŻ, 0. Jacek
Woroniecki, który w swej trzytomowej Kato/ickiej etyce wychowawczej bardzo
szczegółowo i precyzyjnie, a także piękną polszczyzną zanalizował problematykę moralną
tak, jak ona wygląda z punktu widzenia kultury chrześcijańskiej. Drugim autorem jest 0.
Mieczysław Albert Krąpiec, szef Katedry Metafizyki w Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim, który niejednokrotnie i w wielu swoich dziełach starał się filozoficznie
wyostrzyć i uzasadnić sens ludzkiej moralności. Dzieła te, jak i osobiste rozmowy z 0.
prof. Krąpcem dały impuls do napisania niniejszej etyki, która wcale nie pretenduje do
tego, aby być czymś nowatorskim lub oryginalnym. Raczej wychodzi naprzeciw
pragnieniu ponownego zagłębienia się w rzeczy oczywiste i prawdziwe, bo tego nam brak,
oryginalnych jest aż nadto.
.
I. DOBRO-CEL:
PRZEDMIOT LUDZKICH AKTÓW
Dobro (i zło ), choć tak bardzo związane z moralnością, do niej się nie ogranicza. Pojawia się
w porządku wszystkich aktów człowieka, a również odnosi się do całej natury i kosmosu.
Czymś dobryrn jest przecież wykształcenie, sztuka, religia, samochód, mieszkanie, słońce,
gwiazdy i Ziemia z całym jej bogactwem. Aby więc jakoś zakreślić pole moralnego dobra i
zła, musimy najpierw przyjrzeć się bliżej dobru, na ile pojawia się ono w kontekście
ludzkiego życia. To dostarczy nam podstaw do lepszego rozumienia, czym jest dobro i zło
moralne.Kiedy analizujemy czynności spełniane przez człowieka, uderza nas to, iż wszystkie
one dokonują się ze względu na jakiś zamierzony cel. Nawet w największym tłumie ulicznym
czy bazarowym rozgardiaszu każdy człowiek z osobna robi to, co robi, a więc handluje,
krzyczy , idzie, kupuje, biegnie., dlatego że coś chce i wie, czego chce. Po to właśnie idzie w
tym, a nie w innym kierunku, po to przerzuca towar , po to się zastanawia. Jest to tak
naturalne i oczywiste, że sytuację ludzkiego działania bezcelowego trudno sobie nawet
wyobrazić. Bo nawet i ten, który idzie bez z góry ustalonego kierunku czy konkretnego celu,
też idzie w jakimś celu, choćby po to, aby się "poszwendać", popatrzeć czy odpocząć. Cel
wpisany jest w całe ludzkie życie, jeśli człowiek z jednego celu zrezygnuje, to pojawia się
drugi, piąty , dziesiąty.
15
Wynika stąd, że nasze działanie wyzwalane jest zawsze, przez jakiś ceI. Ten cel jawi się jako
atrakcyjny do tego;stopnia, że ku sobie przyciąga. Jaka w nim wobec tego tkwi", moc? Jest to
moc d o b r a. D o b r o i c e 1 to właściwie to:samo. C e 1 przyciąga, bo jawi się jako dobry,
jako dobry jest celem. Gdy jesteśmy głodni, przyciąga nas pożywie4! nie-dobro-cel, gdy
mamy ochotę posłuchać muzyki, idzie1 my na koncert-dobro-cel, gdy gotowi jesteśmy
narazićt nawet własne życie, to z uwagi na ojczyznę-dobro-cel.:' A zatem ludzkie akty
wyzwalane są zawsze przez jaki~ dobro-cel.Niejest tojedyne dobro, widzimy, że dóbr tychjest
bardzo wiele i różnią się między sobą; czym innym jest przechadzka, a czym innym koncert
lub pożywienie. Aby jednak do celu takiego dążyć, musimy go najpierw poznać, a następnie
w sposób wolny - chcieć. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że żadna siła nie zmusi nas, byśmy
czegoś chcieli. Coś może wprawdzie wywierać silną presję, czy to w postaci groźby , czy
zysku lub przyjemności, ale wyłącznie od nas będzie zależalo, czy temu ulegniemy. A
ulegając zawsze będziemy mieli na uwadze jakieś dobro, czy to ochronę życia, czy
zaoszczędzenie sobie cierpień, czy utrzymanie pozycji za.wodowej. Możemy wszakże nie
ulec, bo zawsze otwartajest przed nami droga do powiedzenia: nie!Jeśli motywem dzialania
jest dobro-cel, to w takim razie motywem takim nie może być z 1 0. Stwierdzenie takie
wydawać się może mało oczywiste. Przecież w świecie dostrzegamy tyle zla: wojny, rozboje,
kradzieże, zdrady, oszustwa. A wszystkiemu winien jest czlowiek, na to nie potrzeba
dowodów. Rzeczywiście, zla nie da się z ludzkiego życia wymazać. A jednak nie podważa
ono tego, co wczeŚniej powiedzieliśmy. Dlaczego? Dlatego, że zlo, choć się pojawia, to
nigdy jako naczelny motyw dzialania. Zlo takim motywem być nie może. Łatwo to zobaczyć
na przykladach.Jeśli złodziej kradnie, to nie dlatego, że kradzież jest czymś złym, ale dlatego,
że przysporzy mu ona jakiegoś zysku, czy
16
to w formie pieniędzy czy dzieł sztuki, a to jUŻ jest coś dobrego. Jeśli wywołana zostaje
wojna, niosąca ze sobą tyle zniszczeń, to również ze względu na jakieś dobro, którym będzie
zajęcie pewnych terenów, zdobycie łupów etc. Jeśli mimo to mówimy , że kradzież czy wojna
są czymś złym, to z uwagi na sposób, a nie cel działania.Dlaczego zło nie może być celem
działania? Dlatego że zło nie jest czymś, zło jest tylko b r a k i e rn, jest brakiem należnego
dobra. N asz język w tej materii jest dość mylący , bo mówimy o złu tak, jakby było czymś, a
ono jest brakiem.By zrozumieć zło, musimy więc zdystansować się nieco do sposobu
wyrażania. Niech to znowu przybliżą przykłady.Zły most to taki, w którym są dziury. Co jest
więc złego w moście? To, czego nie ma, a co powinno być. Wystarczy dziury załatać i jUŻ
most będzie dobry. Zła jest choroba, a czym jest choroba, jeśli nie brakiem stosownej
harmonii w ciele? Gdy harmonia zostaje przywrócona, wraca zdrowie.Zła jest kradzież, ale
nie dlatego, że pieniądze są złe, tylko dlatego, że pojawił się brak respektowania czyjegoś
prawa do posiadania wlasnego majątku. Wszędzie zlo pojawia się jako brak, a więc
aspektowy niebyt, bo jeśli czegoś brak, to znaczy, iż czegoś nie ma. Tylko że w języku rzecz
z brakami ma swoją nazwę, która jakby ogarnia i to, co dobre, i to, co złe, określając
wszystko jako zle. Na tym właśnie polegał błąd P 1 a t o n a, że uprzedmiotowil treść wyrażeń
językowych, nie bacząc na różnicę między sposobem istnienia i sposobem poznania, co w
konsekwencji doprowadziło do utworzenia zarówno teorii idei, jak i pozytywnego
traktowania zla. Tymczasem zła samego w sobie, czystego zla - nie ma. Bo zlo jako brak jest
brakiem w czymś, w jakimś podmiocie, który jako byt jest jUŻ dobry.Zły jest złodziej, ale
tylko jako zlodziej, a nie w ogóle jako człowiek.Zło-brak-niebyt nie może być celem-
motywem działania.
Jeśli coś porusza, to wlaśnie coś, a nie - nic. Porusza to, co jest zdeterminowane i określone,
a więc konkretne
17
lub nawet życia przez jedne jestestwa, aby inne mogły trwać. Równocześnie
widzimy, że zło pojawia się akcydentalnie, nie jako cel, gdyi celem jest odżywianie
się, aby jednak jedno mogło się pożywić, drugie najczęściej stracić musi życie.Gdy
teraz weźmiemy pod uwagę działanie człowieka, to od razu widzimy, ie cały
problem sprowadza się do tego, jakie dobro zostanie wybrane, jaka droga doń
wiedzie i zjakimi wyrzeczeniami będzie się to łączyć. Innego sposobu nie ma.
Zdobycie jakiegoś dobra łączy się bowiem albo z usunięciem dobra innego, albo z
rezygnacją ze zdobycia kolejnego dobra. Nie można naraz jeść, śpiewać, uczyć się,
pisać, czytać, pływać, siedzieć i stać. Jeśli wybieram jedno, to w tym momencie
rezygnuję z drugiego, bo pływając nie mogę równocześnie czytać książki. z kolei
dojście do obranego dobra nie zawsze dokonać się może bezkonfliktowo, a choć jest
to przykre, zjadamy przecież części roślin i zwierząt, które przez nas stracić muszą
życie.I tu zasadniczy realny problem, jaki przed człowiekiem się pojawia, nie
dotyczy sposobu ominięcia zła szeroko pojętego, bo tego nie da się uczynić, ale
chodzi o to, jakie dobro wybieram i na jakie zło-brak nie mogę pozwolić.Wybór ,
przed którym człowiek stoi, nie jest wyborem między dobrem i złem, ale między
jednym dobrem a innym dobrem. Wtóme dopiero wybranie jakiegoś dobra może się
łączyć ze złem. Stąd powiedzenie, że człowiek wybiera między dobrem i złem, jest
pewnym skrótem myślowym.Nikt bowiem zła jako zła nie wybiera.
Aby skrót ten rozwinąć, musimy wziąć pod uwagę hierarchię dobra. Trzeba wiedzieć, co
jest jakim dobrem, jakie dobro można poświęcić dla innego, ajakiego poświęcić nie
można. Dotyczy to również sposobu zdobycia dobra, można bowiem do mieszkania
zapukać, a można też wyważyć drzwi. Cel jest ten sam, ale droga odmienna. Otóż sfera
ludzkiego wyboru jest dlatego trudna, że ponieważ wybieram tylko dobro, to każde dobro
jako dobro jest
20
atrakcyjne. Skoro jednak osiągnięcie pewnego dobra łączyć się może ze złem, to właśnie
wybór między do brem i złem oznacza faktycznie to, ii człowiek dokona złego wyboru, jeśli
dla dobra niższego poświęci dobro wyisze czy to w ten sposób, że je zniszczy, czy też nie
zrealizuje. Mówiąc obrazowo: jeśli spożywam posiłek, a ktoś obok wzywa mojej pomocy, to
nie samo spożywanie posiłkujest złe, bo przecież dzięki temu przedłużam swoje życie, złe jest
spożywanie w tym momencie, bo łączy się ono z brakiem odpowiedzi na zagrożone ludzkie
życie lub zdrowie; ja zaś równie dobrze zjeść mogę później.Są to w zasadzie sprawy
oczywiste, a jednak łatwo jest prześliznąć się z porządku tłumaczenia do porządku
usprawiedliwiania. Jeśli motywem działania jest dobro, to ono działanie tłumaczy, ale
usprawiedliwia tylko takie, które nie narusza hierarchii dobra. Na każdy zarzut człowiek
znajdzie odpowiedź, ale nie każda odpowiedź jest us pra wiedliwieniem.Zasadniczo więc pole
ludzkiego działania moralnego musi być wyznaczone przez takie uporządkowanie naszych
decyzji i czynów , aby respektowana była hierarchia dobra.A hierarchia ta zmierza do jednego
punktu, którym jest dobro w sobie, dobro, które w związku z tym nie może być środkiem
działania, ale zawsze jego celem. Potraktowanie tego dobra jako środka jest uderzeniem w
hierarchię, która tym samym traci swoje podstawy. Wtedy właśnie pojawia się moralne zło,
które jako zło jest brakiem, brakiem respektowania dobra w sobie. Wybranie dobra
podważającego obiektywną hierarchię jest wybraniem dobra pozomego.
11. HIERARCHIA DOBRA
Stwierdziliśmy, że wszystko, co pojawia się przed nami jako przedmiot dążenia czy
działania, jest jakimś dobrem.Wszelako wiemy, że nie wszystko jest takim samym
dobrem;
innym dobrem jest przechadzka, innym muzyka, innym nauka. Powstaje wobec tego
pytanie, czy dobra te są po prostu różne i zupełnie od siebie oddzielone., a więc auto-.
nomiczne, czy też zachodzą między nimi ]akieś związki, a ostateczniejakieś
przyporządkowanie i zhierarchizowanie.Jeśli związków takich by nie było, to w
konsekwencji byłoby bez znaczenia, do czego człowiek dąży, co wybiera. Przy takim
nastawieniu problematyka moralna musiałaby upaść.A przecież nie trzeba długo się
namyślać, by zobaczyć., że między dobrami zachodzą związki, i to
zhierarchizowane.Jeśli jestem głodny, to muszę zdobyć pożywienie; aby je zdobyć -
wybieram się do sklepu, na to zaś potrzebuję pieniędzy. Pojawia się więc wiele czynności
i odpowiadających im przedmiotów, które składają się na pewną całość.Całością tą rządzi
jedno dobro , jeden nadrzędny cel. Nie jest nim ani zakupienie towaru, ani nawet
spożycie posiłku, lecz pragnienie zachowania życia. Nasze życie jest czymś dobrym,
dlatego właśnie się odżywiamy. Pozostałe dobra są więc tylko dobrem-
środkiem.Wszelako życie człowieka nie sprowadza się tylko do tego, bv przetrwać. z
zamiłowaniem oddajemy się najrozmait-.
szym zajęciom, które przybierają postać pracy albo rozrywki. Jeden uprawia naukę, a drugi
ziemię, jeden pisze
')1
"'--
powieści, drugi prowadzi firmę. w każdej z tych dziedzin dostrzec można wiele bardzo
skomplikowanych czynności przyporządkowanych jakiemuś celowi, czy to będzie
odkrycie nowej prawdy, czy uzyskanie wysokich zbiorów , czy wytworzenie nowego
piękna, czy wreszcie osiągnięcie mak symalnych zysków. Równocześnie żadne z tych
zajęć nie jest jedynym, bo przecież ciągle trzeba się odżywiać, trzeba najczęściej założyć
rodzinę, mieć dom lub mieszkanie, grono przyjaciół dla miłego spędzenia wolnego czasu.
To wszystko człowiek sobie organizuje i porządkuje.Czy wśród tych różnych sfer
ludzkiego życia mających właściwe sobie cele jest jeszcze jeden, któremu one wszystkie
byłyby przyporządkowane? Jest jedno źródło, tym źródłem jest sam człowiek, bo przecież
to on uprawia ziemię, studiuje, pisze. Ale po co? Fakt wykonywania różnych czynności
świadczy o tym, że człowiek jest bytem spotencjalizowanym, czyli nie posiadającym tego,
co pragnie posiadać, a czynności mają właśnie prowadzić do zdobycia pewnych
doskonałości czy umiejętności. W takim zaś razie człowiek jest nie tylko źródłem
działania, ale i jego celem. Jeśli odkrywa prawdę, to nie po to, by zamknąć ją w biurku,
lecz by nią żyć, jeśli uprawia ziemię, to po to, by zapewnić sobie i rodzinie możliwość
przetrwania, jeśli tworzy piękno, to po to, by je podziwiać.Te wszystkie nitki ludzkiego
działania wychodzą od człowieka i do niego wracają, ale jUŻ rozwinięte i wzbogacone,
dzięki czemu sam człowiek zaczyna się bogacić, a więc pełniej żyć. Przy czym nie można
tego pojmować na wzór materialny , jakby to była absorpcja czy zwijanie w sensie
dosłownym szpulki z nićmi, dlatego że człowiek jest swoistym bytem, nieporównywalnym
do innych, które znamy.Aby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się lepiej strukturze
rzeczywistości, bo ta odsłoni nam obiektywne podstawy hierarchii dobra.Podstawowym
przejawem bytowania jest samodzielnie istniejący konkret, zwany w języku filozoficznym
"substan-
24
cją " (substantia po łacinie, ousia po grecku). Taką substancją jest to oto drzewo, ten
oto kot, ten oto lew czy ten oto człowiek. Substancją nie jest to, co zawsze istnieje w
czymś, np. barwa, odległość etc., a co nosi miano przypadłości. Wprawdzie znane
nam substancje zawsze istnieją wraz z jakimiś przypadłoŚCiami ( drzewo jest zielone,
mierzy 30 rn wysokości, kot jest bury, waży 5 kg, biegnie etc.), ale sama przypadłość
bez substancji istnieć nie może, jeśli biegnie, to biegnie ktoś, jeśli waży , to waży coś,
jeśli jest białe, to właśnie coś jest białe. Natomiast ten oto pies nie musi siedzieć, bo
może leżeć, nie musi być w odległości 3 kroków od swego pana, bo może być dalej
lub bliżej. Wszystkie przypadłości są więc zawsze jakimś emanatem substancji, są z
niej i dla niej: nie człowiek jest dla odżywiania, lecz odżywianie dla człowieka, nie
drzewo jest dla barwy, lecz barwa dla drzewa. Odwrócić ten porządek, to nie liczyć się
ze strukturą rzeczywistości, bo gdy substancja zginie, to wraz z nią zginą
przypadłości, a gdy substancja jest, to daje ona pole dla pojawienia się różnych
własności lub czynności. Przypadłości są więc dobrem dla substancji, ona jest dobra,
te zaś są dobre ze względu na swój związek z substancją. Funkcjonalne
przyporządkowanie różnych przypadłości do podmiotu-substancji jest czymś
oczywistym.Mniej oczywistą wydawać się może hierarchia między substancjami. Ale
przecież jeśli porównamy życie rośliny z życiem zwierzęcia, to bez wątpienia
zobaczymy, że życie zwierząt jest znacznie bogatsze. Jest ono nie tylko wegetatywne,
ale również poznawcze. Dzięki sieci wyspecjalizowanych zmysłów i odpowiadających
im czynności zwierzę nie tylko pobiera pokarm, ale i go widzi, nie tylko ten pokarm
asymiluje, ale i uczuciowo przeżywa. Zwierzęta są pojętne i wiele mogą się nauczyć.
życie rośliny i życie zwierzęcia to nie to samo.A jak nieproporcjonalnie wyżej
znajduje się życie człowieka! O ile bowiem zwierzęta posiadają tylko zmysły
25
i kierują się instynktem, od nich niezależnym, o tyle człowiek posiada nie tylko zmysły , ale
nade wszystko rozum, dzięki któremu otwarty jest na poznanie wszystkiego, oraz wolę, która
sprawia, że pokochać możemy to, co chcemy . Człowiek nie tylko widzi, ale i rozumie, co
widzi, nie tylko pragnie, ale i wybiera. Te dwie władze muszą być niematerialne, a więc
duchowe, dlatego że ich funkcjonowanie jest różne od funkcjonowania zmysłów - takich jak
oko czy ucho. Działanie człowieka jako specyficznie ludzkie zawsze nosi piętno tej
niematerialności. Znaki, jakimi się posługujemy - język - stanowią system znaków
umownych, a nie naturalnych, świadczą więc o udziale woli; znaki te są znakami treści
ogólnych, a nie konkretnych (pojęcia), są więc te treści zdematerializowane. Co więcej,
człowiek w sądach egzystencjalnych dociera bezpośrednio do istnienia, i to nie tylko
rzeczywistości, jaka nas otacza, ale również samego siebie. Tylko człowiek może powiedzieć:
ja jestem, tylko człowiek może powiedzieć: ja.Samo poznanie nie jest tylko pośrednikiem
ujawniającym bodźce do działania, tak jak dla głodnego Iwa bodźcem takim będzie ujrzana
antylopa, ale stać się może ono celem samyrn w sobie: poznać, aby rozumieć, aby być
mądrym, niezależnie od tego, czy wiedza ta będzie dalej wykorzystywana, czy nie. Pole
Iudzkiej miłości przekracza miłość własną, będąc otwartyrn na miłoŚĆ do innych Iudzi, czy
to opartą na życzliwości, czy na przyjaźni. Więcej, miłość ta wybiegać może ku Bogu, o
czyrn świadczy religia, tak nieodłącznie związana ze wszystkimi śladami życia
Iudzkości.Wreszcie sztuka służy nie tylko doraźnyrn potrzebom, bo przecież dzieła, które
powstały wiele setek, a nawet tysięcy Iat temu, w dalszym ciągu budzą zachwyt i wprawiają
w zdumienie, jakby czas się ich nie imał. Całe Iudzkie życie jest przeniknięte tyrn
niematerialnym aspektem, będącyrn właśnie wyrazem udziału naszego ducha w tyrn, co
robimy , jak działamy, co wytwarzamy. Tylko człowiek poznaje, że
26
poznaje i że to on właśnie poznaje; tylko człowiek wie, że kocha i kochać może swoje
kochanie, a zarazem siebie jako kochającego i poznającego. To przenikanie się aktów
poznania i aktów miłości jest możliwe tylko dlatego, że są one niematerialne, bo przecież
oko widzi, ale nie wie, że widzi, tymczasem ja coś poznaję intelektualnie i równocześnie
wiem, że poznaję.Jeśli akty poznania intelektualnego i akty miłości są niematerialne, to i
władze, z których one wypływają, też muszą takimi być. Władza materialna, a więc
dysponująca cielesnyrn organem, nie wyłoni z siebie aktu niematen .alnego, dlatego oko nie
tylko nie widzi, że widzi, ale ponadto jest ograniczone do pewnych tylko stron
rzeczywistości, jak barwa, kształt, wielkość, nie widzi natomiast ani przedmiotów
właściwych innyrn zmysłom, jak dŹWięk czy zapach, ani też nie rozumie tego, co widzi.
Dzięki intelektowi człowiek poznać może wszystko, zarówno przedmioty właściwe
zmysłom, jak i to, dzięki czemu rzecz jest sobą, a wreszcie utworzyć może takie "pojęcie",
w którym wirtualnie wszystko się zawiera, a jest nim "pojęcie bytu jako bytu". Jeśli
materialność łączy się z ograniczaniem w aspekcie miejsca, czasu i konkretności, to
poznanie intelektualne i jego przedmiot nie musi być związane miejscem, nie ma przecież
nigdzie czegoś takiego jak pojęcia abstrakcyjne;a także nie musi być związane czasem - czas
jest bowiem miarą zmiany ze względu na: p r z e d i p 0, a treści, jakie chwyta nasz intelekt,
są niezmienne, np. pojęcie trójkąta;a wreszcie treści te są ogólne, bo tę samą treść orzekam o
wielu konkretach, np. Burekjest psem, Azor jest psem, Misiekjest psem. W aktach poznania
intelektualnego i w aktach miłości doświadczamy, że jest w nas coś niemateriaInego, coś, co
nie tylko suponuje obecnoŚĆ dwu niemateriaInych władz, intelektu i woli, ale również one z
kolei muszą być w czymś bardziej jeszcze podstawowym, a co po stronie doświadczenia
odpowiadałoby naszemu ,ja ". Ja przecież doświadczam siebie jako podmiotu spełniającego
najroz-
27
maitsze akty, od duchowych poprzez psychiczne aż do fizjologicznych. I właśnie ów podmiot
organizujący sobie ciało do bycia ciałem moim, podmiot, z którego wyłaniają się
poszczególne władze, nosił w tradycji miano d u s z y.O ile jednak dusza zwierzęcia lub
rośliny jest całkowicie materialna, gdyż wszystkie czynnoŚCi, jakie tu są spełniane, dokonują
się za pomocą odpowiednich organów cielesnych, o tyle dusza człowieka musi być
niematerialna, skoro jest podmiotern dla aktów zarówno materialnych, jak i niematerialnych.
Tej to duszy przysługuje istnienie, a pośrednio dopiero ciału zorganizowanemu przez duszę,
podczas gdy zwierzętom i roślinom istnienie przysługuje jako jUŻ złożonym. Stąd też rozpad
tych ostatnich łączy się z utratą istnienia, natomiast człowiek stoi w obliczu nieśmiertelności,
o której w sposób racjonalny może powiedzieć tylko tyle, że podmiot-dusza jest
niezniszczalna na drodze rozpadu, bo jest niezłożona, niematerialna i jej bezpośrednio
przysługuje istnienie.Gradacja więc i hierarchia ma miejsce nie tylko tam, gdzie są
przypadłości i substancja, ale również tam, gdzie są różne substancje. Jeśli być bytem, to
istnieć w sobie, a nie w czymś innytn, to szczytowym przejawem bytowania nie może być ani
przypadłość, gdyż istnieje w substancji, ani substancja zwierząt czy roślin, które istnieją w
materii, w ciele, zarówno pod względem ontycznym (nie mogą istnieć bez ciała), jak i
funkcjonalnym (każda operacja życiowa jest związana z materialnym organem). Takim bytem
może być w pewnym stopniu dopiero człowiek; nie jest to stopień absolutny, bo przecież
wiele czynności ma charakter materialny, ale obok nich są już czynności czysto duchowe,
immanentne, jak chociażby doświadczenie własnego ,ja ", które jest podmiotem dla
najrozmaitszych aktów, ale z nimi się nie utożsamia. "Ja " nie jest częścią tego, co moje, czy
to będzie moja ziemia, czy też moja noga lub moje uczucia albo moje myśli. To wszystko jest
przez ,ja" transcendowane. w ten sposób człowiek wyłania się nie tylko jako substancja, ale
28
nade wszystko jako o s o b a. Osoba to jaźń natury rozumnej, której przysługuje istnienie, to
jest byt w sobie, substancja pełna.Jako osoba człowiek jest bytem z u p e ł n y rn, czyli
takim, który nie może być zredukowany do bycia częścią jakiegoś szerszego organizmu, bo
sam jUŻ jest całością; nie może też być przyporządkowany gatunkowi (społeczeństwu), tak
jak przyporządkowane są zwierzęta lub rośliny , bo o ile te ostatnie są dla gatunku, o tyle
społeczeństwo jest dla człowieka.Jako osoba człowiek jest też p o d m i o t e rn p r a w a.
Każde prawo musi być przez człowieka odczytane i zaakceptowane, podczas gdy świat
natury działa "chcąc nie chcąc" i bez zrozumienia prawa.Człowiek wreszcie ma 9 o d n
o ś ć - jest bowiem otwarty na życie wieczne, to on ma osiągnąć nieśmiertelność, a nie
gatunek. Dlatego właśnie człowiek musi być celem działania, a nie środkiem. To on ma
żyć, on jest bytem w sobie.Jako byt osobowy człowiek stoi więc najwyżej w hierarchii
substancji. z tego powodu substancje niższe są mu przyporządkowane: cała ziemia, jeśli
nie cały kosmos, rośliny , zwierzęta - są dla człowieka. Nie człowiek jest dla natury , ale
natura dla człowieka. On jest tym dobrem-celem, choć sposób przyporządkowania
najrozmaitszych dóbr musi być rozumnie przez człowieka odczytany i respektowany. z
faktu, że człowiek jest tym do brem-celem, nie wynika, że może robić cokolwiek, a
więc np. wyciąć wszystkie lasy lub pozmieniać koryta rzek. Takie działania obracają się
nie tylko przeciwko naturze, ale również przeciwko człowiekowi. Respektowanie
hierarchii dóbr jest wiĘC zadaniem dla człowieka.Taka apoteoza człowieka nie oznacza
jeszcze jego deifikacji, a więc traktowania człowieka tak jakby był Bogiem.Człowiek
Bogiem nie jest. Jednak jako byt osobowy nieskończenie przekracza świat natury, a
równocześnie tylko
29
on predestynowany jest do połączenia się z Bogiem. Przekreślenie tej transcendencji
uderzyłoby równocześnie w realną hierarchię bytu i dobra. Tymczasem hierarchia ta jest
podstawą nonnalnego, racjonalnego ludzkiego życia, indywidualnego i
społecznego.Odczytanie pozycji człowieka w świecie stanowi kryterium ustalenia hierarchii
dobra będącego przedmiotem naszego działania. Jeśli człowiek jest osobą, to musi on zawsze
pojawiać się jako cel, niezależnie od tego, jakie czynności będziemy mieli na uwadze. Jeśli ze
względu na podział funkcji ktoś komuś jest podporządkowany, to owo podporządkowanie
dokonać się może tylko pod warunkiem wewnętrznej zgody, czyli akceptacji. Ktoś uznaje, że
taka a taka służebna funkcja go doskonali, np. że ta praca zapewnia dochód pozwalający się
utrzymać, i na tę pracę się godzi. Tymczasem ani konia nie pytamy, czy chce ciągnąć pług,
ani rośliny, czy chce rosnąć w tej doniczce. z drugiej strony, jeśli czyjeś dobro osobowe jest
zagrożone, to koniecznymjest ratowanie tego dobra, bo każdy człowiekjako osoba jest
unikalny. Można w maszynie jedną śrubkę zastąpić drugą, na obiad można zjeść bażanta lub
zuPę, jedną sekretarkę można odwołać, a drugą przyjąć, ale tego oto człowieka jako
człowieka nie da się wymienić, on jest jedyny, niepowtarzalny, sam w sobie. Jako człowiek-
osoba nie może być w żadnym wypadku zredukowany do funkcji lub czynności, jakie spełnia,
bo wówczas przestałby być traktowany jako substancja, a przecież substancją jest, i to w jej
szczytowym przejawianiu się. A zatem pole ludzkiego działania moralnego musi być
wyznaczone przez dobro osobowejako osobowe. Działanie, które by naruszało dobro
osobowe, będzie moralnym złem, a działanie, które je respektuje - będzie moralnym
dobrem.Zapytajmy więc, jakie są rodzaje dóbr , do których człowiek dąży. W tradycji
wymieniano trzy typy dóbr , przy czym nie był to podział spełniający kryteria podziału
logicznego; tym jednak nie powinniśmy się zrażać, ponieważ
30
rzeczywistość jest bogata i analogiczna, a nie pusta treściowo i jednoznaczna jak sfera
logiki.Pierwszym dobrem jest dobro p r z yj e rn n e (bonum delectans). Jest to takie dobro,
które jest pożądane ze względu na samą czynność, która jest przyjemna. W ten sposób ktoś
może jeść nie dlatego, że chce się posilić, ale dlatego, że lubi jeść. Nawet gdy zjadł
wystarczającą ilość, nadal będzie jadł.Drugie dobro to dobro u ż y t k o w e (bonum utile).
Jest to dobro--środek, dobro, które służy innemu jeszcze dobru, np. pożywienie może być
środkiem zarówno dla zaspokojenia głodu, jak i doznawania przyjemności. Dobro--środek
służyć może trzeciemu rodzajowi dobra.Dobrem takimjest dobro 9 o d z i w e (bonum
honestum).
Jest to takie dobro, które może być celem samym w sobie w sensie obiektywnym, a nie na
skutek naszego nastawienia się, jak w przypadku dobra przyjemnego. Dobrem godziwym
może być tylko byt osobowy, a więc człowiek. Człowiek jest dobrem, które kochać możemy
w nim samym, chcąc, by dobrze żył i dobrze się miał.Te trzy rodzaje dobra krzyżują się.
Dobro godziwe może być również przyjemne i UŻyteczne. Jeśli ktoś ma przyjaciela, to samo
przyjaźnienie się jest przyjemne, a ponadto przyjaciel wiele dobrego może dla nas uczynić.
Jeśli ktoś jedzie samochodem w celu załatwienia różnych spraw, to i jazda może sprawić mu
przyjemność. Tylko że są sytuacje, w których przyjaźń narazić nas może na wiele przykrości,
możemy stracić część majątku, a nawet życie. Wtedy to nie tylko widzimy, że przyjaźń była
prawdziwą przyjaźnią, ale również, że drogi przyjemności, korzyści i przyjaźni się
rozeszły.Ani dobro przyjemne, ani UŻytkowe nie jest samo w sobie z punktu widzenia
moralnego złe; staje się takim, gdy nastąpi naruszenie dobra godziwego, a więc dobra
osobowego.A kiedy to ma miejsce?
Sam podział jest podziałem w znacznej mierze teoretycznym, on tylko pozwala lepiej
orientować się wśród różnych
31
dóbr, do których człowiek dąży. W rzeczywistości dobra te rzadko pojawiają się w sposób
czysty i wydestylowany. Tym bardziej więc musimy być czuli na to, aby nieopatrznie nie.
przekroczyć granicy, która mimo wszystko je dZ1eli, aby dobra godziwego nie zastąpić
dobrem UŻytkowym czy przyjemnym.Każdy wprawdzie rozumie, że uprawianie ziemi
czy handlowanie to są dobra użytkowe, ale jeśli czynnoŚCi te spełniane są z
zamiłowaniem odpowiadającym naszemu usposobieniu, co najczęściej ma miejsce, to
wówczas stają się one dobrem przyjemnym, i to nie wjakimś wąskim sensie, jak np.
odżywianie się, lecz szerszym, angażującym całą naszą osobowość.Gospodarz nie tylko
uprawia ziemię, by utrzymać rodzinę, ale tę ziemię lubi, jak i pracę na niej; właściciel
firmy nie tylko myśli o pieniądzach, ale lubi załatwiać interesy, lubi kontakty z ludźmi
czy wojaże. I właśnie w tym momencie najłatwiej jest o pewien poślizg, w tym tak
mocno angażującym działaniu zapomnieć możemy o celu nadrzędnym, jakim jest dobro
godziwe. Gospodarz zapamięta się w pracy, nie bacząc na właściwe wychowanie i
wykształcenie dzieci, biznesmen pozwoli sobie na nieuczciwe interesy, sportowiec w
pogoni za zwycięstwem sięgnie po środki dopingowe i zrujnuje własne zdrowie.Z
wyjątkiem sytuacji granicznych, gdzie wyraźnie widać, co jakim jest dobrem, w
normalnym ludzkim życiu odejŚCie od dobra godziwego dokonuje się głównie za
sprawą zbyt wielkiego zaangażowania w grę sprawnie wykonywanych czynności.
Tymczasem one - jako środek - wymagają ciągłego dystansu i oceny względem ich
przyporządkowania do dobra godziwego. Trzeba się zdobyć nie tylko na wysiłek
opanowania pewnych umiejętnoŚCi, ale również należytego stosunku do nich.Niech
rzecz tę przybliży inny jeszcze podział dóbr, do których człowiek może dążyć. Pierwsze
to tZW. d o b r a z e w n ę t r z n e, a więc będące poza człowiekiem, nie
32
stanowiące jego integralnej części. Takim jest przede wszystkim majątek, czy to w postaci
posiadłości ziemskich, czy domów , fabryk, urządzeń. Wymieniano tu wprawdzie również
przyjaźń jako coś najlepszego wśród dóbr zewnętrznych, ale ta, opierając się ostatecznie na
kontakcie duchowym, bliższa jest wnętrzu człowieka, a wiĘC dobru duchowemu. Stąd
zresztą brały się takie określenia przyjaciela jak "alter-ego", czyli jakby "drugie-ja" albo
"połowa duszy mojej". Mógł więc mówić św. Bruno o Bolesławie Chrobrym, królu
polskim, że kocha go jak własną duszę, a bardziej niż własne życie.Oprócz dóbr
zewnętrznych są też dobra w e w n ę t r z n e, czyli takie, które są realną częścią człowieka.
Wśród nich pierwszym jest z d r o w i e ciała polegające na możliwości spokojnego
posługiwania się wszystkimi zmysłami, na zdolności do swobodnego poruszania się czy,
ogólnie, pewnej integralności. Natomiast kolejne dobra wewnętrzne związane sąjuż ściślej
z życiem osobowym. Należy do nich wiele umiejętności, zwanych c n o t a rn i, czy to w
dziedzinie poznawczej, czy też w dziedzinie szeroko pojętej sztuki, czy wreszcie w sferze
moralnej.Między tymi dobrami też istnieje hierarchia. Najniżej stoją dobra zewnętrzne w
ścisłym sensie, czyli dobra materialne. Wprawdzie każdy zdaje sobie sprawę, jak wiele
korzyści może mieć z tytułu posiadanego majątku, ale też od razu widać, że majątek nie
jest jakimś celem samym w sobie, jest bowiem ceniony dla czegoś innego.Mając pieniądze
możemy wygodnie się urządzić, przedsięwziąć podróże, oddać się ulubionym zajęciom czy
nawet pomóc biednym. Są to więc rzeczy ważniejsze od majątku, on im służy.Również
zdrowie, chOĆ często określane jako coś najważniejszego, czymś najważniejszym nie jest.
Ono urasta do czegoś wielkiego, gdy chorujemy , gdy zaś jesteśmy zdrowi, nierzadko
postępujemy lekkomyślnie. Zdrowie jest po to, aby człowiek mógł bez przeszkód czymś
się zajmować,
33
dlatego też czlowiek zdrowy mniej myśli o zachowaniu zdrowia, a bardziej o tym, co
wlaściwie ma robić, czym się zająć.A tu pojawiają się najrozmaitsze umiejętności, między
którymi również istnieje hierarchia. Celem nadrzędnym nie mogą być cnoty moralne, choć
takiego zdania byli stoicy.Cnoty moralne bowiem odpowiadają zdrowiu od strony duchowej,
ich zadaniem jest zabezpieczenie dobra osobowego, które bez tych cnót może być
zagrożone.z kolei wiele sztuk też takim dobrem nadrzędnym być nie może. Są wśród nich
takie, które mieszczą się w porządku dóbr użytkowych, jak np. umiejętność budowania
mostów, oraz takie, które należą do sfery estetycznej, np. rzeźba, malarstwo, poezja. Pod
wpływem romantyzmu sztuki piękne zaczęto traktować jako cel sam w sobie, cel nieomal
święty. Wpłynęło na to kilka powodów. Sztukę uważano za wyraz nieomal boskiej
kreatywności, pełniła ona funkcję prawdziwościową i poznawczą, a ujawniając piękno,
wymagala postawy kontemplacyjnej dla niej samej.Takie podejście do sztuki jest zarówno
nieścisłe, jak i niebezpieczne. Czlowiek bowiem nie jest stwórcą, nie daje istnienia
tworzonym przez siebie przedmiotom. One istnieją istnieniem zastanego materiału, bo jak bez
farb i płótna nie będzie obrazu, tak bez drewna czy marmuru - rzeźby.Dzieła sztuki istnieją
też poprzez istnienie człowieka, na mocy aktów poznawczych i emocjonalnych, jakie ku nim
kierujemy. Bez tych aktów najpiękniejsza nawet rzeźba będzie tylko złomem. z kolei prawda
w sztuce jest prawdą w sensie drugorzędnym, a nawet niewłaściwym. Pierwszorzędnie chodzi
bowiem o wytworzenie takiego układu treści, który wzbudzać będzie upodobanie, nawet jeśli
pojawią się tam momenty przykre. Prawda natomiast polega na uzgodnieniu naszego
poznania z jakimś realnym stanem rzeczy bazującym ostatecznie na istnieniu. W sztuce
natomiast mamy do czynienia z treściami nie realnymi, lecz intencjonalnymi. I wreszcie
piękno sztuki jako cel nie jest sensu
34
.
stricto celem samym w sobie, a więc takim, który nie byłby niczemu więcej
przyporządkowany. Piękno sztukijest pięknem dla czlowieka, ono jest po to, by człowiek
je podziwiał, tym bardziej że bez człowieka go nie będzie.Integralną częŚcią piękna sztuki
jest miłość nie tylko do jakiegoś układu treści, ale również do samego aktu oglądania.
"Piękne jest to, czego samo oglądanie się podoba" (św. Tomasz z Akwinu). Nie można
więc tworzyć kultu piękna w oderwaniu od człowieka, skoro piękno jest integralną częścią
jego aktów. Musimy pamiętać, że piękno sztuki nie jest ani realnym bytem, ani tym
bardziej człowiekiem czy Bogiem.Kolejne cnoty czy umiejętności związane są z
poznaniem.
Rytm współczesnego życia, rozwój techniki, szukanie wszędzie korzyści spowodowały, że
człowiek nie umie już cenić tego, co jest najcenniejsze, do czego z natury dążymy,bez czego
nasze życie osobowe nie mogłoby się w ogóle rozwinąć. A przecież nie można w ogóle
sobie wyobrazić źycia osobowego bez poznania. Niezależnie od tego, czym kto się zajmuje,
musi poznawać. Nawet wówczas, gdy jakby nic nie robimy, oczy nasze widzą, uszy słyszą,
a myśl nieustannie pulsuje. Poznajemy nie tylko to, co jest, ale i to, co było, i to, co będzie.
W poznanie jesteśmy od razu emocjonalnie zaangażowani, dzięki niemu widzimy nie tylko
świat, ale jesteśmy obecni dla samych siebie, a przy współudziale miłości - dla innych.Wiele
osób sądzi, że poznawanie dla samego poznania jest świadectwem jakiegoś oderwania od
życia, gdyż brać udział w życiu to jeść, handlować i bawić się. Tymczasem poznanie, jeśli
naprawdę jest poznaniem, a nie zamknięciem się w kręgu własnych pojęć i abstrakcyjnych
spekulacji, pozwala na posiadanie i przeżywanie całej rzeczywistoŚci.Dusza, jak mówił
Arystoteles, staje się dzięki poznaniu jakby wszystkim. Kamień jest zamknięty w sobie, nic
nie widzi ani nie czuje, można go dowolnie połupać. Ale jUŻ przez roślinę płynie życie
polegające na realnej asymilacji
35
soków i minerałów czy promieni słonecznych; życie rośliny jest więc poszerzane o to, co
znajduje się w jej otoczeniu.Zwierzęta nie tylko asymilują pokarm, ale również dzięki
zmysłom interioryzują pewien szerszy wycinek rzeczywistoŚCi, ajest to interioryzacja
intencjonalna, inna niż pobieranie pokarmu, bo jedzenie niszczy trawę, ale samo patrzenie nie
zabija. Człowiek natomiast dzięki udziałowi nie tylko zmysłów , ale i intelektu może całą
rzeczywistość wchłonąć w siebie i nią żyć na sposób bardzo szlachetny, bo duchowy.Może
żyć samym sobą, może żyć przyjaźnią. To jest właśnie ta niezwykła interioryzacja, która
pojawia się w sposób szczególny dzięki udoskonaleniu naszych aktów , i wzbogacając
człowieka, nie zamyka go, lecz otwiera na całą rzeczywistość. Poznanie więc w sensie
pewnego aktu czy funkcji jest szczytowym przejawem życia osobowego człowieka, które
wprawdzie służyć może wielu różnym celom, ale w nich się nie wyczerpuje, raczej one
wracać winny do poznania. Zostawić samego siebie na zewnątrz, np. w majątku, lub
wewnątrz, np. w ciele, to bezsens. Trzeba wrócić do siebie jako podmiotu-jaźni otwartej na
rzeczywistość. A to dokonuje się w poznaniu przybierającym postać aktów skierowanych na
przedmiot, refleksji towarzyszącej lub aktowej, a wreszcie redditio completa, czyli pełnego
zwrócenia się ku sobie. Taką postawę uzupełnia proporcjonalna do dobra miłość.Różne są
nauki, a każda dostarcza umiejętno.ści patrzenia na rzeczywistość w takim lub innym
aspekcie. Co innego bada biolog, co innego fizyk, a co innego psycholog. Nad tymi naukami
góruje jedna, która nosi doŚĆ tajemnicze miano, a jest nią metafizyka. Metafizyka nie jest
nauką o duchach, jest to nauka o rzeczywistoŚCi jako takiej, a więc o bycie nie o ile jest on
koniem, czymś żvwvm lub martwym, ale o ile jest bytem, a więc czymś rzeczywistym. Inna
nazwa, bliższa nam i bardziej zrozumiała, to "mądrość". Człowiek mądry to taki, który nie
tylko wie, że coś jest lub tak, a nie inaczej działa, ale rozumie - dlaczego. Człowiek mądry
36
.
zna przyczyny , i to przyczyny nie jakiekolwiek, ale ostateczne, takie, bez których nie
byłoby rzeczywistoŚCi.Czego możemy się spodziewać po metafizyce, kiedy poruszamy
problemy moralne? Pewne korzyści jUŻ odnieśliśmy, wówczas gdy analizowaliśmy
strukturę bytu, gdy mowa była o substancji i przypadłoŚCiach. Pora teraz na dalsze. Co to
znaczy być bytem? Być bytem to nie tylko być człowiekiem, bo bytem są równiei rośliny i
zwierzęta, to nie tylko być mierzalnym, bo są rzeczy niemierzalne, czy wreszcie być czymś
materialnym, bo istnieje również to, co niematerialne, co duchowe. Być bytem to i s t n i e ć,
bez istnienia nie będzie nic. Istnienie jest więc tą podstawową racją, dla której bytjest bytem.
Ale gdy ana1izujemy istnienie wszystkiego, co nas otacza, to ze zdumieniem stwierdzamy,
że żadna z tych rzeczy łącznie z nami samymi nie musi wcale istnieć. Ledwo powstaną, jUŻ
giną, a bez znaczenia jest, czy trwa to jeden dzień czy pięćset lat. Istnienie zatem nie może
należeć do istoty bytów, które poznajel1lY, bo wówczas musiałyby istm .eć z koniecznoŚCi.
Jaka więc jest racja, że istnieją? Taką racją może być tylko taki byt, którego istotą jest
istnienie, który sam istnieje z koniecznoŚCi i jest przyczyną istnienia wszystkich bytów.Ów
byt w języku filozoficznym nazywany jest A b s o 1 u t e rn, a w języku religijnym - B o 9 i
e rn.Bóg-Absolut jest racją tłumaczącą istnienie wszystkiego, co jest bytem. Jeśli zaś
istnienie bytów przygodnych nie jest konieczne, to znaczy , że jeśli istnieją, to na mocy aktu
stwórczego, aktu wolnego. Bóg chce, aby coś istniało. To zaś, co jest chciane, jest dobre.
Każdy byt jest więc dobry na mocy partycypacji w akcie stwórczym.Okazuje się więc, że
Absolut jest podstawą do zrozumienia całej hierarchii dobra, a równocześnie w takiej
mierze, w jakiej człowiek jest bytem rozumnym, wolnym i otwartym na nieśmiertelność,
Bóg hierarchię tę usensownia. Przeciei te wszystkie dobra, o jakie często tak zapalczywie
zabiegamy, w jednej chwili możerny stracić czy to
37
dlatego, że ktośje zagrabi, czy ogień spali, czy też nas śmierć zabierze. Tym zaś, co nadrzędne
w ludzkim życiu, jest zdobycie mądrości, czyli kontemplacja umiłowanej prawdy.Wprawdzie
nie każdy jest metafizykiem, ale na mądrość każdy musi być otwarty , bo to jest ostateczna
perspektywa ludzkiego życia, bo jakaż mogłaby być inna?Celem życia człowieka jest dobro
na miarę bytu osobowego, takim zaś jest dobro duchowe. Można je posiąść za pośrednictwem
aktów duchowych, czyli aktów intelektu i woli. Jeśli zaś Bóg-Absolut jest bytem osobowym, i
to takim, mocą którego my sami istniejemy, to nie może być innego celu życia człowieka niż
połączenie się duchowe z Bogiem. Zrezygnowanie z takiego Celu-Dobra, pomijanie Go, a
nawet organizowanie państwa w celu walki z Nim, jest uderzeniem w człowieka i
sprowadzeniem człowieka do roli rośliny lub przedmiotu. Z kolei próba zastąpienia realnego
duchowego dobra różnego rodzaju ideami, jak sprawiedliwość czy równość bądź wolność,
jest wyrazem kpiny, bo to są tylko abstrakcyjne pojęcia i nic więcej.Nonsensem jest żyć dla
pojęć i dla nich umierać. One są wprawdzie szlachetne, bo niematerialne, ale jako byt są
czymś intencjonalnym, myślnym, a nie realnym. A celem życia człowieka musi być realne
osobowe dobro.A zatem dobra, jakie przed nami się pojawiają, nie są równe. Naszyrn
zadaniem jest wiedzieć, co jakim jest dobrem, i odpowiednio je traktować. Odkrycie istnienia
Absolutu niejestjeszcze bezpośrednim poznaniem Go, gdyż Bóg i poznawczo, i ontycznie jest
transcendentny. Praktycznym, życiowym dopełnieniem poznania metafizycznego jest religia,
do której ludzie najczęściej się uciekają, szukając usensownienia własnego istnienia. Ale
religia, choć zawiera wiele bezcennych wskazówek moralnych, nie jest w ścisłym sensie
podstawą etyki, ponieważ religia jest oparta na łasce wiary , którą nie każdy otrzyrnuje.
Podstawą etyki jest naturalna zdolność UŻywania rozumu i odczytywania rzeczywistoŚCi, w
tym właśnie hierarchii dobra. Podstawą tej
38
hierarchii jest Bóg-Absolut, ale już w naszym normalnym życiu widzimy, że są takie dobra,
które z tego tytułu, że są bytami osobowymi, muszą być traktowane jako dobro-
cel.Respektowanie tego dobra wyznacza obszar moralnoŚCi.
III. BYT MORALNY - DECYZJA
Słowo "decyzja " pochodzi od łacińskiego czasownika decidere, które w swyrn
źródłosłowie znaczy "ściąć", "obciąć", a wtómie dopiero odpowiednik naszego
decydowania. Związek cięcia z decydowaniem jest wprawdzie metaforyczny , niemniej
dostrzec tu można pewne podobieństwo.Jak bowiem drwal, stojąc przed kawałem
drzewa, może zatopić ostrze siekiery w najrozmaitszych miejscach, tak i człowiek
stojący przed wyborem ma do dyspozycji wiele możliwości działania. Zaś to, co na
koniec wybierze, a więc na co się zdecyduje, jest odcięciem się od innych możliwości,
pociągając równocześnie skierowanie działania w taką, a nie inną stronę.w szelako
różnica między drwalem a wyborem moralnym polega na tym, że siekiera, jaką drwal
się posługuje, ma tylko jedno ostrze skierowane na przedmiot, który będzie tak lub
inaczej pocięty, natomiast nasz wybór--decyzja ma dwa ostrza: wybór bowiem
determinuje zarówno przedmiot, jak i nas samych. My wybierając nie tylko zmieniamy
jakiś układ rzeczy , ale również sami się zmieniamy, stawiając opór zagrożeniu -
stajemy się mężni, oddając zaś to, co komuś się należy - stajemy się sprawiedliwi. Nic
więc dziwnego, że dla moralnego życia człowieka decyzja ma znaczenie kluczowe. Na
mocy decyzji rzeźbimy samych siebie.Ludzką decyzję rozpatrywać można z wielu
punktów widzenia. Jest to akt bardzo złożony. Zazwyczaj człowiek
41
uświadamia sobie wagę decyzji w momentach wyjątkowych, takich, od których zależy
być lub nie być, czy to dla podejmującego decyzję, czy też tych, których los od nas
zawisł. Są to momenty, jak byśmy powiedzieli, egzystencjalne, gdzie kończą się żarty.
w ówczas człowiek musi
maksymalnie wytężyć potencjał swojego rozumu, usztywnić własną wolę i zadecydować,
czy wybiera to, czy tamto, czy mówi "tak" czy "nie".
w ojna, obozy koncentracyjne, przesilenia polityczne zmuszają niejako ludzido podejmowania
decyzji, gdzie jej ciężar jest bardzo widoczny. Ale i w czasie pokoju momenty takie są
obecne,jak chociażby decyzja o zawarciu zwiĄZku małżeńskiego czy akt religijnego
nawrócenia, czy przeciwnie, odejście od religii. Człowiek wie, że podjęta decyzja ciążyć
będzie nad całym jego ŻYciem. Co więcej, również zdaje sobie sprawę, że choć
może szukać pomocy u innych, to ostatecznie od niego zależy podjęcie decyzji i że nikt za
niego tego nie zrobi. Decyzja jest więcjak najbardziej aktem wewnętrznym, aktem
osobistym.Do umiejętności podejmowania decyzji człowiek nie tylko musi być wychowany ,
ale również musi dojrzeć. Trudno jest wymagać od dzieci, by we wszystkim o sobie
decydowały, gdyż wielu spraw jeszcze nie rozumieją, dlatego niczym rusztowaniem otoczone
są opieką rodziców, bliskich czy szkoły. Również ludzie starsi lub schorowani takiej pomocy
:potrzebują. Ale bywają też ludzie dojrzali wiekiem, a dzie- i cinni usposobieniem, którzy nie
chcą przyznać, że nadszedł : :czas podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności. !'ii
i:Normalnie jednak człowiek zdaje sobie sprawę, że jest !Ii autorem własnych decyzji i że nikt
nie może go od tego ii uwolnić. Od decyzji nie ma ucieczki, rezygnacja z niej też Ii jest
przecież decyzją. Nawet ten, co jest w wojsku lub !w zakonie i przysięga posłuszeństwo
wobec rozkazów !,
: :
przełożonych, musiał najpierw podjąć decyzję o takim ':' właśnie posłuszeństwie. Lepiej jest
więc odważnie uświado- i!mić sobie, że na naszych barkach spoczywa ciężar decyzji, ! il i :1
niż szukać wytłumaczenia własnej niemocy w takich czy ,Ii
42 , il
i!!
innych okolicznościach. Zamknięcie oczu na fakt, że człowiek jest autorem decyzji,
powoduje zawalenie się porządku moralnego i prawnego, a w konsekwencji upadek
społeczeństwa i samego człowieka. Decyzja w największym chyba stopniu ujawnia to, iż
człowiek jest osobą, a więc suwerennym podmiotem. Nie każdy bowiem musi być
naukowcem, nie każdy musi grać na pianinie, nie każdy potrafi się przyjaźnić, ale każdy
musi podejmować decyzję.ObecnoŚĆ decyzji w ludzkim życiu nie przejawia się
wyłącznie w momentach wyjątkowych, tylko jest ona wówczas najłatwiej uchwytna. Bo
przecież cały czas, gdyjesteśmy przytomni, stoi przed nami wiele różnych możliwości
działania, któreś z nich musimy wybrać, na coś się zdecydować, łącznie z nie-działaniem.
Tyle że oczywistość wybranego dobra i prowadzącego doń środka sprawia, iż nad innymi
środkami się nie zastanawiamy, idziemy po sprawdzonej jUŻ linii. Trudno wobec tego
zgodzić się, by nasze codzienne życie było zmechanizowane i decyzja nie odgrywała tu
żadnej roli. Zawsze bowiem działanie możemy wstrzymać, a ponadto ów schematyzm
układu rzeczy, szczególnie gdy w grę wchodzą realne byty, a nie artefakty, jest
schematyzmem pozornym i ciągle musimy uważać, czy z obranym dobrem nie wiąże się
coś złego.Każde dobro jest od nowa dobrem. Tak jak pianista wielkiej klasy, mimo iż gra
ten sam utwór po raz setny czy nawet tysięczny, gra go za każdym razem od nowa. A cóż
dopiero mówić, gdy mamy do czynienia z realnym działaniem? Decyzja jest tu czuła na
przebieg życia, które przecież nie jest z góry ustalonym zapisem nutowym, bo ciągle coś
w układzie rzeczy czy człowieka działającego może się zmienić. M usi więc decyzja
nieustannie towarzyszyć naszemu przytomnemu życiu.Analiza decyzji jest rzeczą trudną,
ponieważ wchodzi tu w rachubę wiele czynników, z których jedne widać od razu, a do
wyłuskania innych potrzebny jest głębszy wgląd filozoficzny.
43
Niewątpliwie każda decyzja dokonuje się ze względu na
coś, ujrzanajestjako dobro,jako coś, do czego warto dążyć.
Nie każde dobro nas ku sobie pociągnie, lecz tylko to, które jest poznane. Zbierając grzyby
nie schylę się po rosłegQ prawdziwka, jeśli go nie widzę, bo w całości przykryty jest liśćmi.
Ale mogę też widzieć jakieś dobro, mimo to nie chCĘ go. Powodów może być wiele, czy to
dlatego, że chcę czegoś innego, czy też po prostu mam taką zachciankę. żadne
konkretne dobro niejest w stanie zmusić mnie do "chcenia" .
Jeśli chcę, to dlatego, że chCĘ, a jeśli nie chCĘ, to dlatego, że chcę nie chcieć. Płynie to stąd,
że wola jako władza niematerialna otwarta jest na wiele równych dóbr, może
wi~c między nimi wybierać łącznie z niewybraniem żadnego. Wszelkie psychologiczne próby
podważenia ludzkiej wol- I noŚCi poprzez pokazywanie wielu determinantów, czy to
podświadomych, czy nadświadomych, są wobec wewnętrznego, bezpośredniego
doświadczenia własnej wolności hipotezami pomijającymi to, co najważniejsze i co nie jest
żadną hipotezą, ale faktem.Ja sam sobie dobieram motyw wyboru, ja o tym wiem, I tyle że
sprawia to, jako oglądane z zewnątrz, wrażenie I zdeterminowanego ciągu przyczynowo-
skutkowego, w któ- \ i:!rym zagubiona zostaje wolność. Ale wolność jest człowieka, a nie na
zewnątrz. Nie zobaczyjej ani mikroskop, ani test psychologiczny. w olności nie podważą też
czy środowisko, w którym człowiek ŻYje, ani kod genetycz~y tak silnie determinujący nasz
charakter i skłonności. Te wszystkie determinanty człowiek może przekroczyć, zawsze może
im powiedzieć: nie! środowisko można zmienić, obyczaje poprawić, nad charakterem
popracować, a dla skłonności znaleźć ujście w dobru. Ale jest jeden warunek:człowiek musi
tego chcieć. Bez tego wewnętrznego pragnienia nie tylko trudno będzie nam się zmienić, ale
również nie zdążymy nawet wykorzystać szczęśliwych, przypadkowych zdarzeń. Dlatego
szczęście sprzyja najczęściej tym, którzy go szukają, ci zaś, którzy zatopieni są w
nieustannym
44
I
narzekaniu, tracą mnóstwo okazji, by się ze swych kłopotów wydobyć.Przedmiotem
wyboru-decyzji jest wiĘC dobro poznane i chciane. Powstaje teraz pytanie, czy ze
strony poznanego dobra, jak i ze strony naszego intelektu i naszej woli istnieje jakiś
nacisk, aby wybrać raczej to dobro, a nie inne, czy też sytuacja jest zupełnie
indyferentna, a więc obojętne jest, co wybierzemy. Każdy człowiek doświadcza, że są
pewne dobra, do których odczuwa większą skłonność lub chęć, a są takie, na których
wręcz mu nie zależy albo go odpychają.Jeden lubi pisać opasłe tomy, a drugiego
napisanie zwykłego listu przyprawia o zły humor.Dla naszych subiektywnych chęci
lub niechęci istnieje obiektywna podstawa. Jeśli bowiem człowiek jest bytem
spotencjalizowanym, to dobrem jest to, co owe możności udoskonala, a więc
wprowadza je do aktu. Możności te nie są czystymi możnościami, lecz jUŻ jakoś
zdeterminowanymi. Właśnie wskutek tej determinacji pojawia się odpowiednia
skłonność. Czasami detenninacja jest tak dUŻa, że przybiera postać talentu lub
geniuszu. A zatem dobro, które nas przyciąga, jest nam jakoś konnaturalne, ono nas w
jakimś aspekcie udoskonala, ku niemu więc skłania się wola.Normalnie wiĘC
wybieramy to, co nam odpowiada. w to angażujemy naszą wolę i nasze siły
poznawcze.W którym momencie decyzja staje się wyborem o charakterze moralnym?
Czy do takiej decyzji też jesteśmy jakoś ud ysponowani?Jeśli nie wszystko, do czego
dążymy, jest takim samym dobrem, jeśli istnieje tu pewna hierarchia, i to hierarchia
dla nas czytelna, to w takim razie człowiek musi być predysponowany do widzenia
dobra w sobie, jakim jest dobro osobowe, którego naruszanie odbierane będzie jako
coś złego. To predysponowanie przybiera postać s u m i e nia.Sumienie nie jest jakąś
tajemniczą czy samodzielną władzą, choć sam termin występuje w fonnie
rzeczownikowej.
45
Polskie "sumienie" jest kalką łacińskiego terminu conscientia, które oznacza jakby
współwiedzę, stąd s - czyli współ i - umienie, czyli wiedza ( od słowa um, a więc
umysł). A więc sumienie jest pewnym stanem naszego umysłu oceniającego pod kątem
dobra i zła moralnego każdą podjętą przez nas decyzję czy wyłoniony na jej podstawie
czyn.Głos sumienia to nie głos jakiegoś daimoniona czy bożka, tak jak chyba
metaforycznie mówił o tym Sokrates, ale właśnie ów współ-akt. A sprawia on wrażenie
tajemniczego głosu dlatego, że pojawia się w sposób od naszej woli niezależny. Stąd też
tzw . wyrzuty sumienia (których bogate świadectwo znajdujemy w literaturze pięknej)
męczą bohaterów powieści czy poematów, choć najchętniej by się ich pozbyli. Ale
ledwie uda im się zapomnieć o popełnionym występku, dzięki wesołemu towarzystwu
czy spełnieniu niezliczonych toastów , gdy tylko oprzytomnieją, sumienie odzywa się
bez litości.Filozofowie próbując wytłumaczyć obecność sumienia, zwracają uwagę, że
ta ocena pod kątem dobra i zła musi mieć z jednej strony głębszy jeszcze podkład
duchowy, a z drugiej - musi być wyrazem czytania przez człowieka prawa naturalnego.
Jak bowiem w poznaniu intelektualnym poznając ten oto konkret, np. to oto drzewo,
tego oto psa, widzimy je przez pryzmat pierwszych zasad w postaci zasad tożsamości,
niesprzeczności i wyłączonego środka - i dlatego widząc stół, wiemy, że to jest stół
(zasada t.ożsamości), a nie nie-stół (zasada niesprzeczności) - tak w przypadku oceny
podjętej decyzji dostrzegamy jej zgodność lub niezgodność z pierwszymi zasadami
prawa naturalnego. Intuicja tych pierwszych zasad prawa naturalnego, które każdy
człowiek rozumie, choć nie każdy czyni to w sposób zreflektowany, nosi nazwę
synderezy, co można też określić mianem "prasumienia ludzkości".Prawo naturalne, jak
o tym jeszcze będzie mowa, wyraża prawo każdego człowieka do życia, do
przekazywania życia
46
oraz do osobowego rozwoju w prawdzie. Jeśli więc nasza decyzja w to uderza, czy to gdy
chodzi o nas samych, czy też innych ludzi, to wówczas pojawia się ów głos
sumienia.Człowiek jest zatem z natury predysponowany do poznania dobra i zła
moralnego. Tyle że wskutek złego wychowania, złej edukacji czy zdeprawowanej woli
sumienie.
może zostać skrzywione bądź w ogóle uśplone, ale wówczas człowiek w ogóle wychodzi
poza orbitę moralności, stając się osobowym kaleką. A ponieważ człowiek rodzi się i rozwija
w pewnej społecmoŚCi, to niełatwo jest mu naciskowi tej społeczności się oprzeć,
szczególnie w systemach totalitamych, gdzie wszystkie sily zostaly zorganizowane w celu
zdeprawowania człowieka. w III Rzeszy czy w komunizmie owo zatrucie pozbawiające
człowieka, niemal zupełnie, umiejętności odróżniania realnego dobra i zła przybrało rozmiary
zastraszające. Potrzeba wówczas już nie tylko zdrowego rozsądku, by na słuszną drogę
powrócić, bo ten podległ dewiacji, ale religii z jej Boskim autorytetem.Dlatego też łatwo
zaobserwować, iż wszystkie ruchy wolnościowe, jakie ogamiają ludzi żyjących pod jarzmem
systemów totalitamych, zaczynają się od wzrostu religijności. Bo gdy rządzący, uczeni,
szkoła czy nawet bliscy mówią inaczej, niżjest naprawdę, człowiek, w którym tlą sięjeszcze
resztki sumienia, boi się zdać na własny rozum i szuka opieki Boskiej. A choć są to przykłady
krańcowe, to odnoszą się przecież do setek milionów ludzi, nawet dziś, w xx wieku.Sumienie
jest więc pewnym potencjałem, jaki człowiek z natury posiada, ale który musi być
odpowiednio rozwijany i wychowywany. Temu służy nie tylko osobista praca i
zaangażowanie, ale również instytucje społeczne, rodzina, religia. Nie jest bowiem łatwo w
wielu konkretnych wypadkach bogatego ludzkiego życia i całej jakże złożonej rzeczywistości
odczytać realne słuszne dobro i środki, jakie doń prowadzą. Tego człowiek przez całe życie
się uczy i nie raz wypadnie mu się pomylić.I właśnie pojawia się teraz pytanie: gdzie znajduje
się ten
47
najbardziej newralgiczny punkt dla dobra i zła w sensie ściśle moralnym? Zazwyczaj sądzimy
, że odnosi się on do naszego działania, do wyłonionego czynu, stąd mówi się, że ktoś
postąpił dobrze lub źle. Czasami mówi się z kolei, że ktoś ma złe lub dobre myśli albo złe lub
dobre intencje, czylidobrze chciał, ale coś nie wyszło. Wszystkie te momenty są oczywiście
ważne, ale nie one są najważniejsze. Chodzi bowiem o odnalezienie takiego momentu, który
całkowicie pozostaje w naszej gestii, będąc wyrazem naszej autonomiczności i suwerenności,
w innym wypadku moralność rozpłynie się na sieć czynników od nas zależnych i
niezależnych, a wówczas z uwagi na obecność tych ostatnich zamazana zostanie sfera naszej
odpowiedzialności, a tym samym dobra i zła moralnego.Dobro i zło moralne nie może
odnosić się przede wszystkim do działania, ponieważ dokonuje się ono w sferze zewnętrznej,
z którą wprawdzie musimy się liczyć, ale która w pełni od nas nie zależy. Cóż z tego, że
postanowiłem komuś pomóc, jeśli w tym samym momencie dostanę zawału serca albo ktoś
znienacka mnie napadnie i krępując moje ruchy uniemożliwi samą pomoc. Zawsze istnieje tu
możliwość zatrzymania działania lub jego zdeformowania, co nie zawsze da się przewidzieć,
czemu nie zawsze można zaradzić.Z kolei z samych myśli o działaniu nicjeszcze nie wynika,
tym bardziej że niektóre myśli pojawić się mogą wbrew naszej woli, inne zaś będą tylko
hipotetyczną próbką, czy postąpić tak, czy może inaczej. Wreszcie dobre intencje, o których
mówi się przysłowiowo, że nimi to najczęściej wysłane jest piekło, są niewątpliwie czymś
bardzo cennym, ale właśnie im bardziej odległe jest od nich samo działanie, im bardziej z
nimi niezgodne, tym bardziej stają się powodem słusznego oburzenia. Bo jakże to, człowiek
wie, co dobre, niby chce dobra, a robi coś zupełnie innego. Dobre intencje to nie
wszystko.Cóż więc jeszcze pozostało, jeśli nie działanie, jeśli nie
48
myśli, jeśli nie intencje? Pozostała d e c y zj a. Właśnie decyzja jest tym kluczowym punktem
naszego życia rnoralnego, w którym mieści się istota moralnego dobra i zła. Ona bowiem
całkowicie leży w naszej mocy i za nią jesteśmy w pełni odpowiedzialni. Decyzja nie jest
jeszcze działaniem, ale już nie jest tylko myślą czy intencją.Jest ona tym ostatnim aktem,
który poprzedza działanie, a równocześnie wieńczy wszystko to, co jest przed nią, czyli różne
myśli i chęci.W śród wielu myśli i wielu chęci wybieramy jedną chęć z odpowiadającą jej
myślą, chęć jest bowiem zawsze chęcią czegoś, a owo "coś" musi być przez nas poznane. A
skoro przed nami stoi wybór odpowiedniego działania, to nim działanie to się rozpocznie,
musi być uprzednio konkretnie zdeterminowane, bo z tego, co nieokreślone, nic nie wyniknie.
Mogę więc zastanawiać się, czy uderzyć czy nie, jeśli decyduję się na uderzenie, to muszę
następnie wybrać, czy uderzam obuchem czy ostrzem, bo jednocześnie jednym i drugim
uderzyć się nie da. Wybieram ostrze i decyduję się na uderzenie: to czynię! Za taką decyzją
idzie już czyn.Ten moment zadecydowania jest dla człowieka z jednej strony
najprzyjemniejszy, z drugiej zaś - najtrudniejszy.Jest najprzyjemniejszy, bo człowiek widzi
sie6ie jako autentycznego suwerena, jakby króla, który nikomu jUŻ nie podlega: ja chcę i ja
się decyduję, nikt w to nie może jUŻ ingerować, ja tu jestem panem. Ale również jest to
moment bardzo trudny, zdajemy bowiem sobie sprawę, że, mając na uwadze troskę o
powodzenie w samym działaniu, o zrealizowanie słusznego dobra - decyzja tego do końca nie
gwarantuje. Pojawić się może wiele wątpliwości, czy aby wszystko zostało dokładnie
przemyślane, cźy może dałoby się coś przygotować lepiej, a kto wie, jakie będą nowe
okoliczności. Wszelako z decyzją nie zawsze można zwlekać.Jeśli do bro nie będzie na nas
czekało, trzeba podjąć decyzję, bez względu na pojawienie się nieprzewidzianych
trudności.Kiedy zatem decyzja będzie moralnie dobra, a kiedy zła?
49
Dobra będzie wówczas, gdy zgodna będzie ze słusznym dobrem, ale takim, którejest przez
nas poznanejako słuszne.O tym zaś, czy jakieś dobro jest słuszne, informuje nas sumienie. A
więc istota dobra moralnego to z 9 o d n o ś ć d e c y zj i z s u rn i e n i e m. Jeśli sumienie
mówi mi, że coś jest dobre, i ja na to się decyduję, to wówczas pojawia się moralne dobro,
przeciwnie, gdy decyduję się na coś z sumieniem niezgodnego, to mamy wówczas do
czynienia z moralnym złem. Innego rozwiązania nie ma. Gdybyśmy bowiem oderwali decyzję
od sumienia i oparli zgodność na samej relacji decyzji z dobrem w sensie czysto
obiektywnym, to wówczasjak moglibyśmy odpowiadać za zgodność, której nie
poznajemy?Decyzję uzgodnić musimy z dobremjako poznanym, a nie dobrem w ogóle. To z
kolei powoduje, że nawet sumienie błędne moralnie nas wiąże. Zdarzyć się bowiem może czy
to pomyłka w poznaniu, czy też zwichnięcie sumienia z przyczyn od nas niezależnych, za
które nie ponosimy odpowiedzialności. A musimy iść za sumieniem, bo innego kompasu
moralnego nie posiadamy. Aby uchronić autonomię człowieka jako osoby, musimy pójść aż
tak daleko.Nawet więc wówczas, gdy decyzja z boku wydaje się błędna, nie ma moralnego
zła, jeśli jest ona zgodna z sumieniem.Z drugiej zaś strony człowiek jest odpowiedzialny
moralnie za decyzję również wtedy, gdy działanie zostało z przyczyn zewnętrznych
unieruchomione.Widzimy tu wyraźnie, jak rozmija się porządek legislacyjny z porządkiem
moralnym. Prawo państwowe karze za czyny , nie za decyzje, nie za to, że ktoś postanowił
ukraść, tylko za to, że ukradł. Tymczasem zło moralne jest w samej decyzji, niezależnie od
tego, czy kradzież dojdzie do skutku czy nie, czy ktoś jeszcze o tym wie, czy nie wie nikt
oprócz złodzieja. Z kolei, jeśli decyzja ta nie była wbrew sumieniu, to zła moralnego nie
będzie, ono pojawi się dopiero wówczas, gdy człowiek zrozumie i uzna, że jest to coś złego.
Kara wymierzona przez sąd ma bardziej na względzie dobro
50
publiczne niż dobro tego, który zostaje uznany winnym ijest osądzony, mimo iż nie uważa,
aby popełnił coś złego.K westia ta jest niewątpliwie bardzo delikatna, ale wyznaczając pole
moralności w ścisłym sensie, musimy bronić ludzkiego sumienia jako tej instancji, przed
którą człowiek jest osobiście odpowiedzialny. A wiadomo też, że żadna kara nie dorównuje
tej karze wewnętrznej, jaką człowiek ponieść może przed własnym sumieniem. Dlatego
porządek legislacyjny jest wtómy wobec porządku moralnego.Dramat życia moralnego
człowieka dokonuje się głównie w jego wnętrzu, tu człowiek gromadzi siły woli i umysłu, by
podjąć decyzję, tu dostrzegajej zgodność lub niezgodność ze słusznym dobrem, stąd bierze
początek działanie. Wewnątrz siebie odczuwa satysfakcję za wybrane dobro, wewnątrz siebie
cierpi z powodu zła. Podejmowanie decyzji jest niezbywalną częścią naszego jestestwa, a
choć świat natury pozbawiony jest takich problemów, to jednak tylko przed nami otwarta jest
droga do autentycznego i trwałego dobra. Tę drogę przecieramy szukając przez całe życie
takich decyzji, które będą słuszne, i do końca mamy szansę, aby mimo pomyłek, decyzję
słuszną odnaleźć i za nią pójść, choćby owo pójście wyraziło się w powiedzeniu słowa "tak"
lub "nie".
IV. SPOS()B LUDZKIEGO DZIAŁANIA -
ARETOLOGIA
Mówienie o cnotach brzmi dziś nieco anachronicznie.
Zazwyczaj kojarzą się nam one z bohaterami powieści czy poematów historycznych, postaci
wyidealizowanych, stworzonych potęgą wyobraźni takich mistrzów jak Homer , a u nas
Sienkiewicz. Nestor uosabia człowieka roztropnego i przewidującego, do niego więc w
chwilach trudnych zwraca się o radę Agamemnon, król greckich wojsk sprzymierzonych.
Odyseusz natomiast, jak później Zagłoba, szybko potrafi maleźć odpowiedni fortel, by dopiąć
swego, jest więc człowiekiem bystrym, przemyślnym. Z kolei Longinus Podbipięta; herbu
Zerwikaptur , to człowiek odważny i nieustraszony. Każda z tych postaci górowała
przeważnie w jednej z cnót, nie we wszystkich. Zdarzało się panu Zagłobie stchórzyć, ale w
mig przychodził mu do głowy jakiś koncept, a w ostateczności - sprzyjało szczęŚCie.Ta
niezwykła poczytność Homera przez blisko trzy tysiące lat, czy u nas Trylogii Sienkiewicza
przez ostatnich sto lat, świadczy niewątpliwie o tym, że cnoty są ciągle człowiekowi jakoś
bliskie. Z drugiej jednak strony dominacja życia dworskiego, a później mieszczańskiego,
spowodowała, że cnoty przybrały postać pewnej ogłady towarzyskiej, za którą kryją się
niezliczone wady i przywary , stąd też cnotę z punktu widzenia moralnego zaczęto
deprecjonować (Schopenha uer ). A był jeszcze inn y powód nega tywnego stosunku do cnót:
oto eksponując cnotę jako cel sam w sobie, zaczęto
53
wychowanie traktować na sposób podobny do tresury, w czym zasłynęła szkoła pruska.
Chodziło tu o złamanie woli człowieka, a także jego usposobienia, co pozwalało później na
dostarczenie świetnego materiału na armię żoł, nierzy i urzędników. Potwierdził to swoim
autorytetem Kant, głosząc tezę, że moralność łączyć się musi z tym, co przykre, a co
wypływa wyłącznie z obowiązku.Dzisiejsza psychologia natomiast sprowadza cnoty do
przyzwyczajeń i nawyków, a więc takich dyspozycji psychicznych, na mocy których
wykonujemy pewne czynności w sposób nieomal bezwiedny. Jak palacz sięga machinalnie
po papierosa, tak i człowiek cnotliwy postępuje w życiu. Nic więc dziwnego, że w ostatnich
dziesiątkach lat wzorem do naśladowania stało się życie na tzw. luzie, w stylu
amerykańskim, wyrażające się w bezpośredniości, spontaniczności, nieprzestrzeganiu
konwencji lub tworzeniu coraz to nowych. w tym człowiek zaznacza swoją oryginalność i
pokazuje, że nie ma kompleksów .Jednakże z filozoficznego punktu widzenia problem cnoty
jest dla ludzkiego życia moralnego niezwykle doniosły, tyle że jej poprawne rozumienie
uległo jUŻ w naszej epoce zapomnieniu. A przecież, jeśli podstawą dobra i zła moralnego
jest decyzja, to chodzi o takie udysponowanie człowieka, aby umiał poznać realne, słuszne
dobro i miał tyle sił, by za nim iść. Każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny, dobro
nigdy nie jest takie samo, lecz za każdym razem nowe, nie ma więc obawy o wprowadzenie
w życie moralne schematyzmu. Każdy człowiek może być na swój sposób roztropny i
mężny .Grecka arete sięga tradycji eposów homerowych. Oznaczała przede wszystkim
męstwo, ono bowiem najbardziej było potrzebne w czasach wojny. Takie jest też pierwotne
znaczenie łacińskiego słowa virtus. Ale owo męstwo wyraża równocześnie pewną moc, siłę,
te zaś odnosić się mogą również do innych mocy, jakie człowiek posiądzie, czyli tego, co
będzie umiał i potrafił. Stąd łatwo było przenieść
54
pierwotne znaczenie na inne, obejmujące sobą wszystkie umiejętności posiadane przez
człowieka, nie tylko moralne, ale i artystyczne czy poznawcze.Takie poszerzenie
terminu arete dokonało się jUŻ w kulturze greckiej. Natomiast polski odpowiednik
pochodzi od słowa "czcić", bo człowiek czci-godny to ten, który właśnie obdarzony
jest cnotami.Częstokroć może się nam wydawać, że człowiek cnotliwy to taki
niedosiężny ideał wyglądający jak pomnik oblepiony złotymi liśćmi, cnoty zaś to idee
istniejące gdzieś w pleromie.A ponieważ są to rzeczy odległe, to można je co najwyżej
podziwiać, a życie biegnie i tak swoim utartym torem. Nic błędniejszego. Bo cnota
właśnie w wirze i zakamarkach życia ułatwia człowiekowi rozpoznanie i czynienie
dobra, a unikanie zła. Ona jest wewnątrz pulsującego życia, a nie w chmurach. Jest to
pewien zespół aktów przez nas wyłanianych wobec naporu i ciśnienia najrozmaitszych
spraw, zdarzeń, trudności. Cel cnoty jest jeden, choć na różne sposoby może się
dokonać: rozwijać i chronić dobro ludzkie.Przeciwnie, brak cnót czy też posiadanie
wad powoduje, że dobro ludzkie jest zagrożone.Ani cnót, ani wad nie można
absolutyzować, traktować ich jako coś samego w sobie. Oceniać je można tylko pod
kątem przyporządkowania do dobra ludzkiego. Cnoty więc, jeśli przyczyniają się do
podjęcia słusznej decyzji, są czymś dobrym, jeśli zaś od takiej decyzji odwodzą,
przestają być cnotami i stają się wadami.Nasza decyzja jest wolna, ale podejmowana
jest zawsze w pewnym kontekście nie tylko przedmiotowym, ale również
podmiotowym, a więc jak najbardziej wewnętrznym.To wnętrze musimy na tyle
wzbogacić, by skłaniało nas ku decyzji słusznej.w jakich sferach naszego życia
pojawia się potrzeba posiadania pewnych cnót? Człowiek, jak wiadomo, spełnia
mnóstwo różnych czynności czy to fizjologicznych, czy psychicznych, czy
duchowych, a wiĘC chodzimy, odżywiamy
55
się, kochamy, poznajemy, tworzymy. Spełnianie takich czynności suponuje, że posiadamy
odpowiednie władze do ich wykonywania.Chodzimy wiĘC za pomocą nóg, widzimy za
pomocą oka, myślimy dzięki intelektowi. Wszystkie władze są władzami jednego
podmiotu, dlatego w ścisłym sensie nie nogi chodzą, lecz człowiek za pomocą nóg, nie
intelekt myśli, lecz człowiek za pomocą intelektu. A ponieważ wszystkie władze należą do
jednego podmiotu, stąd zazwyczaj czynność jednej władzy związana jest z czynnością
innej lub innych. Idę gdzieś, bo chcę iść (wola), i wiem, gdzie chcę iść (intelekt). Jest też
wiele czynności, które są czynnościami człowieka, ale nie w sensie osobowym, gdyż
dokonują się bez pośrednictwa woli i intelektu. Do nich należy wiele czynności
fizjologicznych, takich jak np. przepompowywanie krwi przez serce, funkcjonowanie
nerek lub wątroby. Są też inne, takie jak odżywianie się, gdzie żołądek wprawdzie trawi
samoczynnie, ale ile i kiedy człowiek zje, to już zależy od niego.Również sfera zmysłowo-
uczuciowa jest od nas po części zależna, a po części nie. Ma ona swoje organa,
przyporządkowane do spełniania określonych czynności: oko służy do patrzenia, a ucho do
słuchania. Możemy na coś patrzeć, ale nie musimy, możemy słuchać tego, co ktoś mówi,
ale możemy też zatkać uszy lub odejść.Są wreszcie dwie niematerialne władze: intelekt i
wola;
pierwsza pozwala nam rozumieć, druga - chcieć. Zasadnicza różnica, jaka zachodzi między
tymi władzami a resztą, polega na tym, że nie mają one materialnych organów, są więc
duchowe. Gdyby organa takie posiadały, byłyby władzami ograniczonymi, oko widzi
przecież tylko barwę lub kształt, ucho tylko słyszy dźwięk, ale ani oko nie widzi dŹWięku,
ani ucho nie słyszy barwy. Tymczasem intelekt w swoim poznaniu jest nieograniczony,
nawet uznanie czegoś za niepoznawalne już w jakiś sposób powoduje, że jest ono poznane,
właśnie jako niepoznawalne. Podobnie
56
wola przekracza poszczególne pragnienia czy pożądania, stawiając nas wobec dobra jako
takiego. Nie wystarczy czegoś tylko pragnąć, gdyż aby się z tym połączyć lub do tego
zmierzać, musimy najpierw chcieć. Stąd mimo wielkiego pragnienia, możemy się nie
napić, choć woda jest w zasięgu ręki. Z kolei coś może nas odpychać, jak niesmaczne
lekarstwo, a jednak rozumiejąc, że jest dobre dla naszego zdrowia, zażyjemy je.Zasadnicza
różnica, jaką dostrzegamy między światem natury a człowiekiem, płynie właśnie stąd, że
mamy owe dwie niematerialne władze zapodmiotowane w niematerialnej duszy. To
pociąga za sobą, że żyć po ludzku, to znaczy żyć opierając się na rozumie i woli. Nie ma
dla nas innej możliwości, co najwyżej można się nimi posługiwać w sposób niedoskonały.
O ile bowiem zwierzęta kierują się w swym działaniu instynktem, o tyle my instynktu nie
mamy , każde działanie wymaga więc od nas wysiłku zrozumienia i chcenia. A tu, niestety
, czyhać może na nas niebezpieczeństwo, nie zawsze bowiem rozum pozna prawdę, nie
zawsze wola pójdzie za słusznym dobrem.Dlatego zwierzęta mogą być w swoim
zachowaniu zupełnie spontaniczne, bo kieruje nimi nieomylny w większości wypadków
instynkt, człowiek natomiast musi się zastanowić, nim podejmie decyzję, tak, aby to, co na
jej podstawie uczyni, nie obróciło się na zło. Dla człowieka więc naczelnym zadaniem jest
życie nie jakiekolwiek, ale ludzkie, takim zaś jest wówczas, gdy żyje r o z u m n i e.To jest
to fundamentalne dobro: żyć rozumnie.
Tylko rozum powie nam, co jest dobre obiektywnie i w jakiej mierze jest dobre. Dotyczy to
zarówno rzeczy,do których dążymy , jak i funkcji, jakie spełniamy. Przyjemność
towarzysząca odżywianiu się nie jest nieomylnym znakiem dobra obiektywnego płynącego z
pożywienia, można bowiem jeść z apetytem, choć pożywienie będzie dla nas niezdrowe albo
zjedliśmy jUŻ za dużo. Dopiero chorując człowiek uświadomi sobie, że nie UŻył w sposób
właściwy
57
rozumu. Zrezygnowanie więc z właściwego używania rozumu czytającego obiektywne
dobro ludzkie prowadzi do upadku człowieka.Czym wobec tego będą cnoty? Cnoty są
takimi usprawnieniami poszczególnych władz, że ich funkcjonowanie będzie optymalnie
przyporządkowane słusznemu, obiektywnemu dobru rozpoznanemu przez r o z u rn. One
same z siebie takiej kondycji nie osiągną, gdyż z wyjątkiem narządów wewnętrznych,
pełniących funkcje fizjologiczne, pójdą jakby swoją drogą, często przeciwną dobru
istotnie ludzkiemu. Muszą być jakby na powrót opanowane, aby osiągnęły swoiste
optimum potentiae, czyli pełnię doskonałości, ale nie samej w sobie, lecz z uwagi na
dobro człowieka. Nie chodzi więc o to, by nauczyć żołądek jeść jak najwięcej, ale tyle,
ile będzie optymalnie dla zdrowia. I to właśnie określane było mianem "złotego środka
".Z ł o t y ś r o d e k niejest środkiem czysto zewnętrznym, jaki da się wymierzyć między
dwiema skrajnościami, lecz jest to ś r o d e k r o z u rn u, który odmierza stan najlepszy
pod kątem dobra ludzkiego. Jeśli więc stoi przed nami misa pełnajedzenia, to nie chodzi
o to, by zjeść połowę (co byłoby środkiem rzeczy), ale tyle, ile dla nas będzie
najzdrowiej.Czasami zjemy wszystko, czasem połowę, a bywa, że w ogóle nic nie zjemy.
Nawet gdy nie zjemy nic, to będzie to również środek, optimum dla nas, gdy zaś zjemy
tylko trochę, to może to być jUŻ za dużo, gdy na przykład dana potrawa nam szkodzi.
Złoty środek wyznacza rozum, a nie rzecz.Usprawnienie poszczególnych władz
prowadzić ma do tego, aby były posłuszne rozumowi w osiąganiu właściwego środka. To
zaś w konsekwencji doprowadza do takiej kondycji moralnej człowieka, dzięki której
posiada on to, co po grecku nosiło nazwę hexis proajretike - sprawność samodzielnego
postępowania zgodnie z prawem moralnym.Takiego usprawnienia władz nie da się
zmechanizować z tej
58
przyczyny , że nawyk powoduje działanie bezmyślne i poza wolą, tutaj natomiast ciągle
musimy dobro rozpoznawać, bo i środek ciągle może się zmieniać. Za każdyrn razem musimy
je od nowa chcieć, bo przecież wiele rzeczy i różne miary konkurują, byśmy je chcieli.
Nabycie odpowiednich cnót pozwala na względnie łatwe i szybkie, a nawet przyjemne pójście
za słusznym dobrem, choćby było ono z początku trudne i przykre. Kryterium dla cnoty
stanowi bowiem nie przykrość, ale słuszne dobro, bo nie chodzi o to, by dokonywać
heroicznego wysiłku pokonywania siebie, lecz byjak najsprawniej pójść za dobrem, włączając
w to również siłę, jaką daje przyjemność. Tak pojęta cnota riie jest też wykwintną
przykrywką dla wad czy złych decyzji, nie maniery stanowią o dobru moralnyrn, ale
wewnętrzne usprawnienia i słuszne decyzje.w zasadzie wszystkie sfery ludzkiego życia
osobowego wymagają usprawnienia, a więc potrzebne są w nich cnoty.Niektóre cnoty należą
do porządku czysto poznawczego, bo choć każdy człowiek poznaje, to nie każdy jest
naukowcem, zatem opanowanie pewnej dyscypliny naukowej wymaga odpowiednich
umiejętności. Innych umiejętności potrzebuje artysta, rzemieślnik czy technik. Pierwsze to
cnoty dianoetyczne, drugie zaś to cnoty pojetyczne. Ale są też cnoty usprawniające nasze
postępowanie moralne, to są właśnie cnoty etyczne.Jeśli zadaniem naukowcajest umiejętne
poznawanie prawdy, a artysty właściwe wytworzenie czegoś, to w porządku moralnym chodzi
o umiejętność troszczenia się o dobro ludzkie, które na różne sposoby może być
zagrożone.Wymienić tu można cztery podstawowe cnoty. Pierwszą jest r o z t r o p n o ś ć,
która polega na usprawnieniu samego rozumu, aby był zdolny dobro takie odczytać. Drugą
jest u rn i a r k o w a n i e polegające na umiejętności panowania nad uczuciami przyjemnymi
i przykrymi, gdyż te uczucia mogą nas od obiektywnego dobra odwieść.Trzecią jest rn ę s t w
0, którego zadaniem jest panowanie
59
nad uczuciami strachu i bólu, gdyż te, podobnie jak poprzednie, popchnąć nas mogą w
niewłaŚCiwym kierunku.W reszcie czwartą cnotą jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć, która ma
tak wychować wolę, aby miała ona na względzie nie tylko nasze, osobiste dobro, ale
również dobro innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie same prawa jak i
my.Sprawiedliwość jest więc stałą wolą oddawania tego, co komuś się należy.Te cztery
cnoty są ze sobą wzajemnie powiązane, choć nie są sobie równe. Najważniejszą jest
roztropność, potem sprawiedliwość, następnie męstwo, a na koniec umiarkowanie.
Zazwyczaj ludzie w sposób zdroworozsądkowy doce~ niają znaczenie tych cnót, choć nie
rozumieją głębiej, o co w nich dokładnie chodzi, ani też nie wiedzą, jak te
cnotyi!rozwinąć. Czasami też mylą cnoty z wadami, mówiąc na:,,1 przykład, że człowiek
sprytny czy chytry jest mądry lub!1 roztropny. Płynie to głównie stąd, że bogactwo
naszego :języka, który wyrósł na łacinie, oderwane zostało od obiektywnego układu
rzeczy i kontekstu kultury klasycznej. I Tymczasem coś jest cnotą tylko wówczas, gdy
przyporząd~'ii, kowane jest słusznemu dobru. Spryt więc świadczy o in~" !teligencji, ale
nie o cnocie, bo skierowany jest ku złu. Inne terminy, jak np. "wiemość", są neutralne
moralnie, dopiero gdy wiemy, do czego wiemość się odnosi, możemy ją ocenić, bo
przecież wiemość dla złej sprawy, np. wiemość komunizmowi, to nic dobrego, lepsze już
jest wahanie, a najlepsza rezygnacja.Wiele zamętu powstało tu na skutek braku
właściwego wykształcenia wielu współczesnych pisarzy, którzy za po~ średnictwem
literatury szeroko oddziałują na czytelnika, gdy zachłyśnięci mocą własnego geniuszu
tworzą pseudo~ problemy , nadając im zaszczytne miano "niepokoju moral~ nego".
Zobaczyć to też można w wielu współczesnych filmach, gdzie drobne początkowo
przestawienie pojęć później urasta do rangi wielkiego dylematu. Chwalebnym jest, że
problemy moralne goszczą na ekranach kin, chodzi
60
jednak o to, by właściwie zostały postawione, gdyż, jak mówił Arystoteles, mały , a więc
trudny do uchwycenia błąd na początku, wielkim jest na końcu, a wówczas to nie
wiadomo, o co właściwie artyście chodzi.Innym źródłem zamieszania jest publicystyka
gazetowa, w której autorzy celowo żonglują terminami, aby zdezorientowany czytelnik się
z nimi zgodził albo zwątpił we wszystko.Dlatego też znajomość klasycznej koncepcji cnót
wydaje się być rzeczą nieodzowną i musi leżeć u podstaw wykształcenia. To bowiem
otwiera drogę do właściwego wychowania i zdrowej kultury.
1. CNOT A ROZTROPNOśCI
w tradycji zachodniej roztropność określano mianem auriga virtutum, czyli "woźnicy cnót".
Metafora ta sięgała korzeniami platońskiego dialogu Fajdros, w którym bieg życia ludzkiego
porównywany jest do zaprzęgu ciągniętego przez dwa konie, białego i czamego. Koń biały
symbolizował nasze dobre skłonności, czamy - złe. Zadaniem woźnicy, jeśli zależało mu na
tym, by dotrzeć do obranego celu, było umiejętne kierowanie zaprzęgiem, szczególnie zaś
przykracanie konia czamego. Tylko woźnica wiedział, dokąd chce dojechać, na nim więc
musiał spoczywać cały ciężar przewodzenia. Jakże trudniejszą rolę do spełnienia ma
woźnica, jeśli wie, że w rzeczywistości nie ma samych w sobie złych lub dobrych
skłonności, bo wszystkie mogą być dobre, ale i wszystkie mogą być złe. Zależy to od
właściwego ich wychowania i odpowiedniego kierowania. Aby to jednak miało miejsce,
potrzebne jest najpierw poznanie tego, co dobre, i tego, co złe, nie w ogóle, lecz d1a kogoś i
w określonych okolicznościach.Dlatego też św. Augustyn definiował roztropność jako
umiejętność poznania tego, co dobre, i do czego mamy dążyć, jak również tego, co złe, i
czego mamy unikać. Natomiast etymologicznie łacińskie słowo prudentia wywodzono z
dwu
61
słów: porro i videns (Izydor z Sewilli), co oznaczało umiejętnoŚĆ widzenia dalej, czyli
przewidywania. Grecka fronesis zaczerpnięta została z filozofii Heraklita, gdzie znaczyła
pewną filozoficzną umiejętność mądrościowego zagłębienia się w nieustannie
zmieniającą się rzeczywistość celem wykrycia rządzącego nią logosu - prawa. Tę
właśniefronesis Arystoteles zawęził do poznania moralnego, bo ono ma do czynienia ze
zmiennym konkretem w odróżnieniu od filozofii - mądrości, która dotyka ostatecznych,
ogólnych i niezmiennych przyczyn-racji rzeczywistości jako takiej.Aby lepiej zrozumieć
funkcję roztropności w naszym życiu moralnym, musimy najpierw przyjrzeć się różnym
czynnoŚCiom spełnianym przez rozum. Pierwszą z nich jest poznanie dla samego
poznania (theoria), które ma miejsce wówczas, gdy staramy się coś poznać po to tylko,
by wiedzieć, a co najdoskonalszą formę przybiera w nauce.Nauka dotyczy tego, co
ogólne, konieczne i niezmienne, natomiast nie interesuje się konkretem jako konkretem.
Dla biologa nie ma znaczenia, czy roślina, jaką bada, jest tym oto fiołkiem, interesuje go
raczej ta roślinajako reprezentant pewnego gatunku, stąd gdy badana przezeń roślina
ulegnie zniszczeniu, bez problemu bierze drugą, trzecią, bierze tyle, ile mu potrzeba.
Chodzi bowiem o wykrycie ogólnej struktury, własności i pra w .Natomiast inaczej rzecz
się ma w przypadku poznania pojetycznego, czyli takiego, które przyporządkowane jest
powstaniu określonego wytworu. Tutaj musimy liczyć się z konkretem, bo wytwór jest
konkretny. Stąd, ponieważ konkret jest niekonieczny i zmienny, nie wystarcza jUŻ
poznanie schematyczne i ogólne, ono też musi być konkretne.Podobnie jest z poznaniem
moralnościowym, chodzi w nim przecież o konkretne dobro dla konkretnego człowieka,
a nie o dobro abstrakcyjnie ujęte dla człowieka w ogóle. Takiego czegoś nie ma, są tylko
konkretni ludzie i konkretne dobra. Co najwyżej, gdy mówimy o dobru
62
w ogóle, to chodzi o dobro pojęte analogicznie, a nie abstrakcyjnie. Analogia filozoficzna
jest efektem wielu procesów poznawczych, na które składają się sądy, a nie abstrakcja;
sądy te zapewniają nieustanny kontakt z konkretem. Różnica, jaka zachodzi między
poznaniem pojetycznym i poznaniem moralnym, polega na tym, że pierwsze ma na
uwadze dobro czy doskonałość wytworu, celem zaś drugiego jest dobro człowieka. z
uwagi więc na odmienność przedmiotu-celu innych umiejętności potrzebuje roztropność,
innych sztuka.Jeśli celem roztropności jest dobro ludzkie, to taki cel dla roztropności jest
czymś koniecznym, bez niego roztropności nie będzie. Nad tym więc nie ma co się
zastanawiać, gdyż w tym kontekście chodzi o szczęście, do którego wszyscy z natury dążą.
Różnice pojawiają się w momencie, gdy próbujemy określić, czym owo dobrojest, na
czym szczęŚCie polega. A tu, jak wiadomo, opinie ludzi są zróżnicowane.Ale znoWll,
zadaniem roztropności nie jest rozstrzygnięcie tego pytania, ono bowiem należy do
filozofii człowieka, a więc do pewnej mądrości. Bo choć subiektywnie jedni upatrywać
mogą swoje szczęście w bogactwie, inni we władzy, inni jeszcze w zaszczytach, to mimo
różnic podmiotem szczęścia jest zawsze człowiek, te wszystkie dobra są dla
człowieka.Musimy więc najpierw wiedzieć, kim jest człowiek, aby proporcjonalnie
odnosić do niego te różne dobra. A skoro człowiek jest podmiotem--osobą, to wiele
różnych celów, do których dążymy , zawsze musi uwzględniać owo dobro nadrzędne. Cel
nadrzędny jest zastany, jest nim podmiot--osoba, ale środki mogą być różne, jak różne są
też sfery,w których nasze życie przebiega, a z którymi łączymy cele im właściwe. Tak na
przykład dla odżywiania się celem takim jest chęć zachowania życia, dla zdobycia majątku
celem jest zapewnienie właŚCiwych warunków życia i prowadzenia obranej
działalnoŚCi.Roztropność jest więc umiejętnością poznania środków,
63
'C' i
,,;
;
które prowadzić nas mają do obranego celu, celu, który .' ostatecznie przyporządkowany
jest dobru człowieka. Brak i roztropności zaś polega na nieumiejętności znalezienia
takich środków , czyli wyborze środków nieodpowiednich.A wreszcie wada przeciwna
tej cnocie, którą nazwać można chytrością, przebiegłością lub sprytem, jest wprawdzie
umiejętnością wynajdowania środków, ale takich, które naruszają dobro osobowe, moje
lub czyjeś. Nadrzędnym celem roztropności musi więc być dobro osobowe. , Poznanie
roztropnościowe jest poznaniem złożonym.Składać się może z kilku faz. Pierwszą jest n a
rn y s ł. I Próbujemy tu zobaczyć, jakie środki mamy do dyspozycji, i o jakie musimy się
postarać. Drugą fazą jest r o z rn y s ł, r.w ramach którego staramy się znaleźć środek
najodpowiedniejszy. Trzecia faza to roztropność wąsko pojęta, którą '., :utożsamić można
z w y b o r e rn, czyli z decyzją: ten oto i środek wybieram. w e wszystkich fazach
roztropność może kuleć albo z powodu nierozsądku, gdy nie umiem szukać środków,
albo z powodu pochopności, gdy chwytam się pierwszego lepszego środka, albo z braku
roztropności wąsko pojętej, gdy nie umiem zdecydować się na środek, który oceniam
jako najodpowiedniejszy.Pojawia się teraz intrygujące pytanie: czy poznanie roz- I
tropnościowe jest poznaniem niezależnym od woli, czy też' !i przeciwnie, wola przenika
do wnętrza tego poznania?1i w przypadku poznania teoretycznego odpowiedź jest pros-
C, ta: prawdę wymusza oczywistość poznawanego stanu rzeczy , a choć mogę
powiedzieć co innego, niż faktycznie widzę, bo taka jest moja wola, to jednak, co widzę,
to widzę, na to wola jUŻ wpływu Iiie ma, co najwyżej mogę nie patrzeć.Tymczasem w
poznaniu praktycznym wola jak najbardziej jest zaangażowana.Najpierw bowiem mogę
nie chcieć szukać środków, szczególnie jeśli wymaga to pewnego wysiłku. Muszę więc
chcieć poznać różne środki, bez tego poznanie nie ruszy .Następnie, mimo iż dysponuję
jUŻ wieloma środkami, mogę
64
nie chcieć wynaleźć środka najodpowiedniejszego, z takich czy innych powodów. A
wreszcie znając ów najodpowiedniejszy środek, mogę zdecydować się na inny. Od woli
więc bardzo dużo zależy , zarówno etap przygotowawczy , jak i ten najważniejszy ,
czyli decyzja. Nic więc dziwnego, że w poznaniu moralnym bardzo istotną rolę
odgrywać musi p r a w a w o 1 a, czyli taka wola, która całą swoją mocą
nakierowanajest na słuszne dobro. Opierając się na tej mocy starać się będziemy
zarówno o zgromadzenie jak największej liczby środków , o wyszukanie
najodpowiedniejszego, jak i na wybranie go. Jeśli natomiast wola nie będzie prawa,
czyli gdy będzie zdeprawowana, to tak pokierujemy poznaniem, aby przemycić środki
jej odpowiadające.Człowiek bowiem szuka tego, co chce znaleźć, a przymyka oko na
to, czego znaleźć nie chce. Natomiast chwiejna wola, będąca najczęściej naszym
udziałem, w najrozmaitszych momentach może zaprzepaścić cały wysiłek poznawczy, a
w konsekwencji zniekształcone zostanie samo działanie.w ówczas to człowiek będąc
zdezorientowanym, że coś źle wyszło, tłumaczy się dobrymi chęciami, które nie tyle
były dobre, ile raczej nie były złe. A to jeszcze za mało, gdyż, jak to świetnie wyraził
Sienkiewicz, trzeba umieć chcieć - czy jeszcze mocniej - chcieć chcieć.Filozofowie
zdawali sobie sprawę, że poznanie roztropnościowe Iiie jest poznaniem łatwym.
Dotyczy bowiem konkretu, a ten nie tylko jest zmienny i Iiiekonieczny, ale również dla
naszego intelektu jest trudniej uchwytny niż ogół. Można dojść do wielkiej wprawy w
operacji na pojęciach, w czym górują nauki formalne badające relacje między
zakresami, gdzie treść jest bardzo uboga. Poznanie takie można jeszcze udoskonalić
posługując się specjalną maszyną, jak choćby komputerem, ale bogactwo i zawiłości
ludzkiego życia, zmienność i złożoność otaczającej nas rzeczywistości do takich
operacji się nie nadają.To, że ktoś opanował matematykę, wcale nie gwarantuje, że
będzie wiedział, co w danej sytuacji życiowej zrobić.
65
Więcej, zaznajomiony z teorią etyczna c rów'nież może być daleki od takiej umiejętności, jak
teoretyk literatury nie musi-
być pisarzem. Roztropności, jak i pozostałych cnć)t moralnych człowiek sam musi się
uczyć, wyrabiając .ie w sobie poprzez powtarzanie. Nie znaczy to, że nie trzeba korzvstać~
z pomocy innych lub ze znajomości teorii, ale ostat.ecznie nikt nas w tym nie zastąpi.Jako
dojrzali ludzie musimy nauczyć się być roztropnymi.
Mając właściwe pojęcie o celu życia, musimv umieć wynajdywać odpowiednie środki doń
wiodące. Właśnie dlatego, że tak trudno jest być roztropnym, wymieniano w tradycji aż osiem
składników roztropności.Są one interesu.jące nie tylko z etycznego, ale i kulturowego punktu
widzenia. Wiele z nich jest ciągle obecnych w poznaniu zdroworozsądkowym, tyle że w
sposób fragmentaryczny, warto więc możeje wymienić w pewnej kolejności.Pierwszym
składnikiem roztropności jest p a rn i ę ć (memoria). Skoro w naszym działaniu mamy do
czynienia z tym, co niekonieczne i zmienne, to aby lepiej poznać jakiś aktualny stan rzeczy,
nie wystarczy doń się ograniczyć, lecz trzeba wykorzystać posiadane doświadczenie
zakumulowane właśnie w pamięci. Sprawy ludzkie, bo te nastręczają najwięcej kłopotów
tym, którzy mają ma.łe doświadczenie, wydają się czasem zaskakujące i niełatwe do
rozszyfrowania.Albo jesteśmy zbyt naiwni, albo zbyt przerażeni. Jedno i drugie zaciemnia
właściwy osąd. Ci natomiast, którzy pamiętają, że podobne wypadki miały już miejsce i
potrafią pamięć taką wykorzystać, lepiej dadzą sobie radę w poprawnym rozpoznaniu. Tę
pamięć można wzbogacać lekturą dzieł historycznych, bo - jak mówiono - Ilistoria est
magistra vitae, historia jest nauczycielką życia.Drugim składnikiem jest umiejętność "c z y t a
n i a" r z e c z y w i s t o ś c i (intellectus). Zwróćmy uwagę, że do rzeczywistości często
podchodzimy w sposób bardzo schematyczny, co wynika z uogólniającej tunkcji naszego
intelektu. Łapiemy pierwsze lepsze cechy i je uogólniamy.
66
"f'ymczasem trzeha się skupić i bliżej przyjrzeć konkretowi,
-
iakby się wtopić w niego pod interesującym nas kątem. w ten doskonalszy sposób znamy
przecież bliskich sobie Iudzi, posiadane przez nas zwierzęta czy nawet ogród lub 'iJd,
natomiast to, co.jest dalej, widzimy przez pryzmat treści hardzo ogólnych, gatunkowych. A
przecież w życiu mamy do czynienia nie tylko z ludźmi nam bliskimi, ale dalszymi, 1.) różnej
osobowości, o odmiennych charakterach. Gdy więc z tvmi ostat.nimi musimy się z takich czy
innych powodów.'
zetknąć, t.rzeba umieć ich , ,odczytać", co zaoszczędzi wielu nieporozumień lub
rozczarowań.Kolejnv składnik roztropności to o t w a r t o ś ć n a
~
r d d y i n n y c h (docilitas). Ta umiejętność w ostatnich czasach zupełnie zamiera, co
związane jest z wychowaniem nastawionym na tzw. samodzielność. Nie jest ważne, czy ktoś
ma rację czy nie, najważniejsze, że coś uważa. w konsekwencji gotowi jesteśmy opinii
swojej bronić do końca, a.le nie dlatego, że jest słuszna, ale dlatego, że jest nasza.Ten
natomiast, kto się pyta, traktowany jest jako człowiek bez własnego zdania. Trzeba jednak
odróżnić słuchanie kogoś od wysłuchania. Docilitas to właśnie umiejętność wysłuchania
ludzi od nas bardziej doświadczonych. Jest ona potrzebna dlatego, że żaden poszczególny
człowiek nie jest w stanie zgromadzić takiego doświadczenia, które pozwo.liłoby mu
wszystko trafnie ocenić. Równocześnie wysłuchanie czyjegoś zdania wcale nas nie
zobowiązuje do posłuszeństwa, od nas bowiem zależy,w jakim stopniu czyjąś ocenę
wykorzystamy. Teraz natomiast w ku.lturalnym towarzystwie jest przyjęte, że rozmowa
przybiera postać monologów, a nie dialogu, w mniej zaś kulturalnym jeden ma rozkazywać,
a drugi słuchać. Tymczasem w ocenie spraw ludzkich dobrze jest poważnie wziąć pod
uwagę, co mówi człowiek roztropniejszy od nas. Był nawet kiedyś taki obyczaj w zakonach
o ścisłej regule, że przełożony sam decydował, ale zobowiązany był wysłuchać głosu innych
zakonników pozbawionych prawa decydowania.
67
Następny składnik to d o rn y ś 1 n o ś ć (sollertia). Domyślność polega na umiejętności
odgadnięcia środka wiążącego dwie różne sprawy czy dwa Iub więcej zdarzenia.Nie zawsze
zamysły innych są dla nas otwarte, częściej są celowo zakryte albo wyjawiony jest taki, który
wprowadzić ma nas w błąd. Trzeba się więc wysilić, aby odgadnąć prawdziwy powód
czyjegoś działania lub zachowania. .lnaczej zostaniemy wywiedzeni w pole.Piątym
składnikiemjest z d r o w y s ą d (ratio). Zdrowy sąd to nic innego jak umiejętność
właściwego rozumowania, w którym wykorzystujemy znajomość praw logiki. Musimy jednak
ciągle pamiętać, że te prawa są ogólne, a my mamy przecież do czynienia z konkretem. Stąd,
by rozumnie zmierzyć i ocenić jakąś sytuację, nie możemy zachłystywać się samą logiką. Jest
wiele okoliczności i szczegółów, które diametralnie mogą wpłynąć na zmianę naszej oceny.
.lnaczej staniemy się doktrynerami, którzy na siłę próbują przyporządkować wszystko
posiadanym przez siebie ideom, wydając sądy albo bardzo chwalebne, albo zdecydowanie
potępiające. Taka postawa przypomina raczej niechlubną tradycję walki ideologiczno-
politycznej niż życzliwą i odpowiedzialną ocenę moralną.Szóstym składnikiem roztropności
jest umiejętność p r z e w i d y w a n i a (providentia). Działanie nasze ma na uwadze
osiągnięcie jakiegoś celu, którego z tego tytułu jeszcze nie ma, gdyby bowiem już był, to nie
byłoby powodu doń dążyć. Dotyczy to zarówno tego, co dopiero ma być zrealizowane, ale też
tego, co pragniemy zachować. Trzeba więc wybiec w przyszłość, a do tego potrzebna jest
właśnie umiejętność przewidywania. Jest to zarazem najważniejszy składnik roztropności, jak
i najtrudniejszy. Chodzi tu przede wszystkim o wypracowanie pewnego planu działania,
takiego, który zmieści się wśród okoliczności, jakie mogą nam sprzyjać i jakie mogą stać na
przeszkodzie. Wszystko jest tu prawdopodobne, więc trzeba to jakoś przewidzieć. To, co jUŻ
jest, jest konieczne, a nie tylko możliwe, ale to, co
68
może nastąpić, nie jest konieczne, bo może nie nastąpić.
Trudno w tej materii mieć więc zupełną pewność. Nic dziwnego, że dawniej szukano
boskiego wsparcia, czy to udając się do wyroczni, czy wróżąc z wnętrzności zwierząt lub
przelotu ptaków. Ograniczając się wszelako do środków ludzkich, wyrobienie umiejętności
przewidywania łączyć się musi z silną pracą wyobraźni, wspomożoną przez wcześniej
wymienione składniki. Jest to wysiłek, na który ludzie rzadko potrafią się zdobyć, i dlatego
wszystko ciągle ich zaskakuje. Ci zaś, którzy umieją przewidywać, traktowani są jako
nieomal wieszczowie. A tymczasem, gdy czytamy ich wspomnienia lub świadectwa osób
blisko z nimi związanych, to możemy się przekonać, jak wiele trudu włożyli w analizę
skomplikowanych sytuacji, czy to osobistych, czy politycznych. Umiejętność
przewidywania w najwyższym stopniu gwarantuje powodzenie w działaniu, ale dlatego
jest to też umiejętność najtrudniejsza.Przedostatnim składnikiem jest o 9 1 ę d n o ś ć
(circumspectio ). Oględność dopełnia umiejętność przewidywania w tym sensie, że
wszystkiego dokładnie przewidzieć się nie da. Trzeba więc zostawić sobie pewną furtkę na
zdarzenia nieoczekiwane, tak by nie odwiodły nas od obranej drogi. Jeśli bowiem
pójdziemy ściśle według planu, to albo pewne zdarzenia plan ten pokrzyżują, albo przy
okazji narobimy wiele zła. Działanie musi być odpowiednio elastyczne, a więc
oględne.Ostatni składnik roztropności to z a p o b i e 9 1 i w o ś ć ( cautio ). Chodzi tutaj o
takie przygotowanie działania, w którym dysponować będziemy środkami pozwalającymi
na pokonanie ewentualnych trudności. Trudności te musimy niejako wyprzedzić, aby
później nie tracić na nie zbyt wiele czasu, gdyż to w konsekwencji sparaliżować może
samo działanie.Jak widzimy, poznanie roztropnościowe nie jest poznaniem łatwym. Choć
z drugiej strony wymienione tu składniki nie są jakimś sztucznym wymysłem, my w życiu
często do
69
nich sięgamy w sposób spontaniczny, ale ponieważ jest to spontaniczne, to i często
przypadkowe. Dlatego nie bez znaczenia jest ich wyliczenie i zrozumienie, tym bardziej zai
świadome stosowanie. Nie wszystkie zawsze są w równym stopniu potrzebne, zbyt sztywne
trzymanie się ich byłoby nawet czasami komiczne. Niemniej warto je znać i we właŚCiwym
momencie wykorzystać.Powstaje teraz pytanie: jaki jest związek roztropności z sumieniem?
Jeśli bowiem sumienie zostało przez nal określone jako pewna naturalna zdolność poznania
konkretnego dobra i zła w sensie moralnym, to po co w takim razie jeszcze roztropność? Otóż
r o z t r o p n o ś ć t o c n o t a s u m i e n i a d o b r z e w y c h o w a n e 9 0.Sumienie jako
pewien potencjał powinno być tak rozwinięte, aby jak najściślej przylegało do obiektywnego
dobra. A skoro dobro dane jest nam zawsze w poznaniu, wobec tego samo poznanie musi być
odpowiednio udos;;.konalone, to zaś dokonuje się dzięki roztropności. I chociaź błędne
sumienie wiąże nas moralnie, lepiej jednak będzief jeśli nie jest ono błędne. Stąd człowiek
powinien troszczy6 się o takie wychowanie sumienia, aby dzięki roztropnoścl SZło ono w
parze z dobrem obiektywnym. Wprawdzie będziemy mieli wówczas większe wobec siebie
wymagania, ale i większy będzie smak życia, bo srnak ten daje czynione dobro. A cóż, z
drugiej strony , bardziej zasługuje na litoŚĆ niż życie w ciemności? I nie ma się co dziwić, że
ludzie.
mądrzy mówili, iż lepiej jest być nieszczęśliwym Sokratesem niż szczęśliwym
głupcem.Roztropność jest więc tym światłem, które pozwala maleźć właściwe środki
umożliwiające osiągnięcie zamierzonego celu. Jest cnotą tylko pod tym warunkiem, że
cel jest godziwy, a środki nie naruszą dobra osobowego. Może ona być skierowana albo
na dobro konkretnego człowieka, albo też na pewne dobro publiczne, dobro wspólne. W
tym drugim wypadku przysługuje ona ludziom, którzy z tytułu posiadanej funkcji za
takie dobro są odpowiedzialni. Wy-
70
maga to rzecz jasna większych predyspozycji, które nie wszyscy posiadają.Bez roztropności
niemożliwe jest posiadanie innych cnót, gdyż właściwą miarę odczytać może tylko rozum.
Regułą dla dobra i zła moralnego nie jest sensu stricto przepis, ale człowiek obdarzony
roztropnością. Przepisy bowiem są ogólne, a w działaniu chodzi o dobro konkretne, które
trzeba odczytać. Stąd też pierwsze kroki w roztropnoŚCi zaczynać się muszą od docilitas,
czyli otwartoŚCi na radę innych.Samodzielność myślenia wcześniej się rozwija w sferze
operacji na czySto zakresowych pojęciach niż w sferze działania praktycznego, kierującego
się słusznością. Dlatego łatwiej jest poznać matematykę niż oceniać dobro i zło, bo na to
składa się gromadzone doświadczenie i wiedza humanistyczna. Modny współcześnie przerost
nauk formalnych i technicznych jUŻ od pierwszych klas szkoły podstawowej.
zubaza duchowo człowieka, przygotowując go do życia nie na miarę człowieka, lecz
robota, który przestaje być podmiotem-osobą, a staje się powo1i narzędziem sterowanym
za pomocą wyższych szczebli zawodowych i pieniędzy. Być roztropnym to być
nieustannie czułym na dobro osobowe, ono bowiem otwiera niezmierzone pokłady życia
autentycznie ludzkiego.
2. CNOT A UMIARKOW ANIA
Podstawą życia moralnego jest umiejętność właściwego UŻywania rozumu, bo tylko w ten
sposób zobaczyć możemy obiektywne i słusme dobro. Człowiek jednak nie jest jakimś
czystym rozumem, jest natomiast jednym bytem-substancją złożonym z wielu
najrozmaitszych częŚCi, posiadającym wiele różnych władz, które z kolei spełniają
właŚCiwe im funkcje. To ten sam człowiek chodzi, odżywia się, przekazuje życie, smuci się
lub raduje, myśli, śpiewa, tańczy. w czynności te zaangażowany jest rozum, ale nie on je
wykonuje,
71
j J lecz cały człowiek. w szelako gdy przyglądamy się życiu:j zwierząt, to zdumiewa nas
zawsze perfekcja, z jaką biegną czy bronią się, podczas gdy człowiek jest z &&~..-&.11
jestestwem dość nieporadnym, wiele lat musi minąć, nim:i czegoś się nauczy, a i to nie
zawsze w sposób doskonały.Skąd się to bierze? Stąd, że w przeciwieństwie do zwierząt.,j
nie mamy instynktu, który by precyzyjnie regulował wyko-1 nywane czynności. Owszem,
wiele takich czynnoŚCi w spo-! ;~ ;sób naturalny w nas się uaktywnia, tylko potem gdzieś
się i rozchodzą albo nawet gasną, tak jakby nie widziały i doskonałości. Nie mając
instynktu, musimy zdać się -~-~ rozum, bo tylko rozum zdolny jest zobaczyć cel i łość,
tylko on może nas wewnętrznie uporządkować, chowując stosowną hierarchię. I nie chodzi
tu o jakąś.1 gloryfikację rozumu, bo rozum człowieka jest relatywnie :niezbyt doskonały, o
czym często możemy się przekonać, ,i ale lepszej władzy nie mamy. Przy czym, gdy ktoś
próbujei wątpić w siłę naszego rozumu, to przecież czyni to właśnie rozumnie, a więc i
krytyka rozumu jest dziełem rozumu. ;Miast więc całkowicie zwątpić w rozum, lepiej jest
go" i
rozwijać. . :
Rozwijanie rozumu w celu uporządkowania czynnośC1i zmierzających do wytworzenia
czegoś należy do zakresu sztuki, porządkowanie poznania dla samego poznania - dOjil
zakresu nauki, natomiast porządkowanie życia uczuciowegoii!- to jUŻ jest sfera
moralności. 1 Można by się zapytać, dlaczego akurat uczucia z rnoralnością są związane?
Odpowiedź jest prosta, mamy z nimi mnóstwo kłopotów. w naturze bowiem uczucia są
jUŻ , wyregulowane w ten sposób, że przyjemność jest oznaką . do dobra, strach zaś -
oznaką zła. Zwierzę więc dązy tego, co przyjemne, a unika tego, co przykre. Uczucia te
są też przez naturę odpowiednio miarkowane, stosownie do aktualnego zła lub dobra,
tego, co korzystne, lub tego, co groźne.My natomiast dobrze wiemy, że naszej
przyjemnoŚCi
72
wcale nie musi odpowiadać obiektywne dobro, tak jak przykrości - zło. A jeśli nawet
związek taki zachodzi, to różnica dotyczyć może braku adekwacji między intensywnością
uczuć a skalą dobra czy zła. Musimy więc przez te uczucia się przedrzeć, aby zobaczyć,
jakie realne dobro lub zło im odpowiada. A nie zrobimy tego ani na podstawie samych
uczuć, ani na podstawie poznania zmysłowego. Cóż więc nam pozostaje? Pozostaje r o z u
m. Człowiek, który kieruje się wyłącznie uczuciami, wcześniej czy później się pogubi,
zaszkodzi sobie lub innym. Tzw. słowiańska dusza jest na uczucia szczególnie podatna: od
wielkiej miłoŚCi do równie wielkiej nienawiści. Jedna i druga mogą być nieobliczalne.życie
uczuciowe człowieka jest bardzo rozbudowane.
Próbując w jakiś sposób je przedstawić, nie możemy ograniczyć się do charakterystyki
czysto psychologicznej, lecz musimy spojrzeć na nie troszkę szerzej. Najpierw zwrÓĆmy
uwagę, że wyróżnić można dwa jakby ruchy czy nastawienia w stosunku do przedmiotu,
pierwszym jest ruch d 0, a drugim ruch o d. źródłem wewnętrznym pierwszego jest miłość
(miłość to wewnętrzna zasada inklinacji ku czemuś), źródłem drugiego jest nienawiść. Z
miłości na poziomie bardziej zmysłowym rodzi się pożądanie, z nienawiści zaś - wstręt.
Na poziomie bardziej duchowym jednemu odpowiada pragnienie, a drugiemu - odraza.
Gdy pożądany lub upragniony przedmiot jest jUŻ obecny , pojawia się przyjemność lub
rozkosz, czy w sensie bardziej duchowym - radoŚĆ. Ten sam przedmiot budzący wstręt
lub odrazę jako obecny powoduje przykrość lub smutek. Dwa momenty musimy tu
podkreślić. Nienawiść jest wtórna wobec miłości, dlatego że nienawidzimy tego, co
przeciwne jest czemuś, co kochamy . Z ko1ei uczucia pojawiają się tylko wtedy, gdy
przedmiot. miłości lub nienawiŚCi jest poznany.,
nie można się cieszyć czymś, o czym nie wiemy , że jest blisko lub że jUŻ to posiadamy ,
podobnie jak nie można się smucić czy doznawać przykrości, jeśli nie widzimy zagrożenia.
73
Oprócz tych uczuć są jeszcze inne, zwane popędliwymi lub bojowymi. Pojawiają się one
wtedy, gdy albo trudno jest nam osiągnąć to, czego pragniemy, albo trudno jest uniknąć tego,
do czego czujemy wstręt lub odrazę. w ówczas to budzi się w nas otucha bądź zniechęcenie
(na poziomie bardziej zmysłowym) lub nadzieja bądź rozpacz (na poziomie bardziej
duchowym), gdy mianowicie dobro jest trudno osiągalne. Jeśli natomiast trudnojest uniknąć
zła, to pojawia się śmiałoŚĆ bądź strach, albo odwaga bądź bojaźń, a w celu zaatakowania zła
wyzwolić możemy uczucie gniewu.Nad uczuciami musimy umieć panować, ale nie w ten
sposób, że je w sobie zupełnie zdusimy, jak sądził Platon czy stoicy, raczej chodzi o
właŚCiwe ich wykorzystanie jako sił napędowych czy to dla połączenia się z dobrem, czy też
nieulegania złu. I dlatego potrzebne są tu cnoty, z których pierwsza dotyczyć będzie głównie
umiejętnego panowania nad uczuciem przyjemności, druga zaś - nad uczuciem strachu.
Przyjemność bowiem zbyt mocno intensyfikować może pożądanie, strach natomiast zbyt
łatwo narazić nas może na poddanie się złu. w pierwszym wypadku potrzebnajest cnota u rn i
a r k o w a n i a, w drugim - cnota rn ę s t w a.Wjakich sferach naszego życia odnaleźć
możemy przyjemność, która jest najintensywniejsza, a która z tego tytułu sprawić nam może
najwięcej kłopotów? Ma to oczywiście miejsce tam, gdzie najbliżsijesteśmy naturze, czyli w
tej sferze, w której chodzi o zachowanie życia i jego przekazywanie.Inklinacja do zachowania
życia i jego przekazywania jest w nas z natury najsilniejsza. Przecież zanim człowiek zacznie
zastanawiać się nad sensem tego, co robi, nad tym, co dobre i złe, czy w ogóle warto żyć, co
studiować, jaki uprawiać zawód, przez cały czas, pod wpływem naturalnej inklinacji, robi to,
co pozwala mu utrzymać się przy życiu, czyli po prostu się odżywia. Brak zaspokojenia głodu
lub pragnienia wiąże się z bardzo silnym uczuciem przykrości, zaspokojenie, przeciwnie, z
bardzo silnym uczuciem przyjemności.
74
Później, gdy człowiek dorasta, pojawia się z kolei bardzo silna inklinacja do przekazywania
życia, przybierająca postać popędu seksualnego, którego niezaspokojenie też łączy się z
dręczącą przykrością, zaspokojenie zaś - z przyjemnością. Ta druga inklinacja może być
momentami silniejsza od pierwszej. Ktoś nie je, bo albo jest chory, albo się zakochał, jak
mówią ludzie doświadczeni, a co opiewają poeci. Nic dziwnego, natura ma bardziej na
względzie dobro gatunku niż jednostki, stąd i inklinacja do przekazywania życia może
zdominować chęć zachowania własnego. oczywiście, jedna i druga inklinacja jest ludzka, a
nie zwierzęca, choć swoje korzenie ma w naturze. Człowiek przecież posila się jak
człowiek, a nie jak zwierzę.Jeśli chodzi o umiarkowanie związane z odżywianiem się, to jest
to cnota, którą człowiek zdobyć może najwcześniej, choć nie sam. Zadanie to spoczywa na
rodzicach czy opiekunach, bo oni właśnie, UŻywając rozumu, odpowiednio dawkują
pożywienie, bacząc również na sposób jedzenia.T o zaś pozwala na powstanie w dziecku
pewnych dyspozycji, nad którymi później samo będzie czuwać. Przy tak silnej inklinacji do
zachowania życia, przybierającej postać pragnienia i głodu, potrzebne jest rozumienie celu
tej inklinacji i jej miejsca w integralnym życiu człowieka. Nadmiar lub niedomiar obraca się
przecież przeciwko człowiekowi, godząc w jego zdrowie. Wprawdzie są tacy, którzy dzięki
chorobie potrafią znaleźć "zajęcie" na całe życie, bo albo ciągle narzekają, albo ciągle się
leczą, tojednak chodzi raczej o to, by zdrowie umożliwiało swobodne oddanie si~
ulubionyrn zajęciom czy to w postaci tworzenia, czy poznawania, czy sprawowania władzy.
Choroba natomiast może to popsuć, a nawet przekreślić.Ponieważ odżywianie się jest
czynnoŚCią ludzką, nie można patrzeć na nie zbyt wąsko. Owszem, służy ono zachowaniu
życia, ale równocześnie jest tym, co integruje rodzinę, środowisko, przyjaciół, stanowiąc
wyraz gościnności i życzliwości, jakie okazujemy innym. Stąd bierze się
75
wytrawność przygotowywanych potraw łącznie z lem. I nie ma w tym nic złego,
dopóki zachowana stosowna miara. Dotyczy to szczególnie alkoholu, który zawsze
towarzyszył wspólnym biesiadom w różnych turach. Alkohol bowiem nie tylko
ułatwia trawienie, jak mówił Homer, powoduje "rozweselenie umysłu". Tylko że
przejedzenie się jest trudniejsze i mniej groźne od powodującego czasem całkowite
zaćmienie umysłu.
A pozbycie się rozumu przez człowieka to zło samo w sobie, niezależnie od skutków , jest
to wewnętrzna degradacja.Zasadniczo odżywianie się związane jest ze dotyku, ale
pośredniczy w tym zmysł wzroku i Dlatego potrawy najpierw apelują do tych ostatnich w
sposób, że jakby zachęcają do ich spożycia. Powonienie bliższe jest dotykowi, dlatego jest
bardzo intensywne, stosunkowo ograniczone, natomiast wzrok bliższy jest telektowi, jest
mniej intensywny, ale za to szerszy.ze strony wzroku istnieje niebezpieczeństwo, że
przekroczy miarę estetyczne z tą władzą związane za przyjemności jedzenia, co z kolei
łatwo doprowadzi do Wprawdzie i na to Rzymianie znaleźli specjalne womitoria, ale było
to wyrazem dość ł'-~..-~~J..nego używania rozumu.
Trzeba pamiętać, że właściwa miara jest miarą rzeczy , a więc miarą obiektywną, lecz jest
ustalaną przez rozum, stosownie do okoliczności, -J ~ł'--J cji, a wreszcie samego
zdrowia.Inklinacja do przekazywania życia przybierająca popędu seksualnego - to problem
znacznie bardziej skom- !1 plikowany i groźniejszy w skutkach. Tutaj właściwe UŻycie !
rozumu i siła woli wprost stoją na straży ochrony dobra '1 ludzkiego. Pojawia się tu ki1ka
aspektów, które trzeba I wyraźnie zaakcentować. Ponieważ zaś popęd ten dotyka nie
76 1
tylko jednego człowieka, ale mamy również do czynienia z relacją międzyludzką, więcej, z
możliwością poczęcia nowego człowieka, więc sprawa jest bardzo poważna. Arystoteles,
jeden z niewielu filozofów , który potrafił dostrzegać rzeczy oczywiste, zauważył, że
stosunek to jest upadek rozumu (iactura rationis). Albowiem siła natury oraz intensywność
uczuć może być tak wielka, że rozum ulega całkowitemu zaćmieniu. Jakby nie dość tego,
człowiek zaćmienia tego nie tylko pożąda, ale i pragnie. A to jUŻ jest rzecz niebagatelna.
Jeśli tutaj nie wkroczy kultura, to płomienie miłości mogą człowieka spalić.Z drugiej
strony obserwujemy , że dojrzałość płciowa pojawia się w takim momencie naszego życia,
który jest dla nas przełomowy. W ówczas to budzi się w nas świadomość własnego ja,
dystans do świata i innych ludzi, pierwsze poważniejsze refleksje nad sensem
wszystkiego.w tym też momencie człowiek zaczyna budować świadomie własną
osobowość, zaczyna być niezmiernie chłonny na wiedzę i zdobywanie wielu umiejętności.
Pojawia się więc ta najbardziej delikatna tkanka, którą można wzbogacać o coraz większą
wrażliwość kulturową, a wszystko, co w niej zostanie zaszczepione, stanowi trwały
potencjał na całe życie.późniejsze napięcia nigdy nie będą tak głębokie i nigdy takiego
potencjału nie będą zawierały. Ale właśnie siła popędu seksualnego, który zbyt wcześnie
zostanie uwolniony, to wszystko może zburzyć, wrażliwość zostaje stępiona i zamienia się
na ordynarność, intelekt przestaje być chłonny i zawęża się do funkcji czysto UŻytkowych,
wielka przyjemność, jak w spazmach, przemienia się w smutek i apatię - otwarte drzwi do
osobowego rozwoju coraz szczelniej zaczynają się zamykać.Tylko że młody człowiek nie
w pełni to rozumie, dlatego tak ważnajest tu delikatna, choć stanowcza pomoc ze strony
otoczenia. Niestety, współczesna demokracja zachodnia odcięła się od swych zachodnich
korzeni, nawiązując raczej
77
do protoplastów, którzy pokonali Rzym. Demokracja, stanowiąca zwyrodnienie politei,
obliczona jest na proletariat, który wprawdzie może wybierać to, co chce, tylko że co to za
wybór, jeśli człowiek słabo zdaje sobie sprawę z tego, co robi i co wybiera. Raczej idzie za
tym, co podsuwają mu doskonale zorganizowane mass-media.A przecież wolność nie
polega na tym, że człowiek może robić, co chce, wolność w ścisłym sensie to a u t o d e t e
r rn i n a c j a, czyli umiejętność zdeterrninowania samego siebie do działania na podstawie
celu, który dobrze z różnych stron rozpatrzyliśmy, oraz środków, które roztropnie
dobieramy. Wtedy rzeczywiście jest wolność, a nie jej pozór.A tymczasem
nieprawdopodobny wprost zalew pornografii uderza w rozum, czyniąc człowieka
bezsilnym i otępiałym, szczególnie gdy odbiorcą jest młodzież.Inklinacja do
przekazywania życia rozpatrywana w aspekcie relacji międzyludzkich łączy się przede
wszystkim z poczęciem nowego człowieka. Niewątpliwie, samo poczęcie jest czymś
dobrym, rodzi się człowiek, gorzej, gdy poczęty jest przez kogoś zbyt młodego albo jeśli
pochodzi z nieprawego łoia, bo wówczas dziecko stać się moie dzieckiem niechcianym, a
wtedy krok tylko dzieli od aborcji, czyli de facto - zabójstwa. Dlatego cnota umiarkowania
odgrywa tu niepomiernie większą rolę nii w przypadku odiywiania się; chodzi jui nie o
zdrowie, ale o życie Iudzkie. Dlatego tei zarezerwowanie intymności iycia seksualnego do
małieństwa ma swoje uzasadnienie w tym, ie małżeństwo najbardziej gwarantuje troskę o
poczęte dziecko, zarówno by iyło, jak też, by miało zapewnione warunki dla swojego
rozwoju.Małieństwo w norrnalnych warunkach wyrasta z miłości, którą Arystoteles
pięknie nazwał "nadmiarem przyjaźni".Ta przyjaźń, która jako przyjaźń ma na uwadze
troskę o dobro przyjaciela, chroni w pewien sposób człowieka przed tym, aby nie stał się
wyłącznie instrumentem natury.To człowiekowi grozi zawsze i choć nie we wszystkich
78
kulturach pożycie przedmałżeńskie traktowane było jako coś złego, niemniej jednak ta sfera,
tak intymna i tak przecież osobista, ma szczególne znaczenie dla zawiązania trwałej
przyjaźni. Tym bardziej że coś tu zginąć może bezpowrotnie, śpiewała już o tym grecka
poetka Safona: "Panieństwo, panieństwo, gdzież odchodzisz ode mnie? Już nie wrócę więcej
do ciebie, już nie wrócę".Z pewnością cały ten problem jest nie tylko poważny, ale i delikatny
, stanowi zarówno treść naszych wewnętrznych przeżyć, jak i, niestety, materiał dla
przetargów politycznych, ideologicznych, nie mówiąc już o szalonych zyskach płynących z
takich czy innych publikacji. Z kolei człowiek odczuwa silne przekonanie o prawie do
własnej intymności, która wydaje się czymś bardzo osobistym, dlatego wzdrygamy się na
myśl, że ktoś będzie się do tego wtrącał, coś nam kazał lub zakazywał. I jest to słuszne. Ten
nakaz wypłynąć musi z nas, trzeba jednak dobrze wiedzieć, na co się decydujemy. .Zadaniem
cnoty umiarkowania obejmującej najniższe sfery życia osobowego człowieka, choć sfery nie
odizolowane od całości, jest uporządkowanie przebiegu wymienionych tu inklinacji, tak by
były dla człowieka, a nie człowiek dla nich. Dzięki temu otwarte będzie pole dla rozwinięcia
cnót wyższych, nie tylko moralnych, ale i artystycznych czy poznawczych.
3. CNOT A MĘSTW A
Jak przyjemność pociągnąć nas może w stronę czegoś, co sprzeciwia się dobru istotnie
ludzkiemu, tak ból i strach odwieść nas mogą od takiego dobra. Pod wpływem bólu i
strachu człowiek może zrezygnować z dobra, a w ten sposób ulegnie złu. Te dwa sposoby
odciągania człowieka od słusznego dobra najwyraźniej widać na przykładzie metod
stosowanych przez wroga w czasie wojny, gdy zjedne-i strony próbuje się złamać opór
obrońców za pomocą miłych
79
podarków i obietnic, z drugiej zaś - przez groźby i tortury.
Groźby wywołują strach, tortury - ból, to zaś zaciemnić może rozum i złamać wolę. Dlatego i
w tym wypadku potrzebna jest taka cnota, która pozwoli na ochronę dobra przed
zagrażającym złem. Tą cnotą jest właśnie męstwo.Zakres męstwa jest bardzo szeroki i
bynajmniej nie ogranicza się tylko do wojny . Jest ono potrzebne nieustannie, choć może
mniej jesteśmy świadomi, że chodzi o męstwo. Literatura spopularyzowała męstwo
żołnierskie, a zapomniała o męstwie na co dzień. Ale jeśli Życie nieustannie niesie ze sobą
zagrożenia, a więc także strach i ból, to oznacza to, że jakąś postawę musimy tu przyjąć,
musimy , jednym słowem, być mężni.Męstwo ma dwie główne postacie. Wynika to stąd, że
wobec zła zachować możemy się na dwa sposoby. Przy czym samo zło należy rozumieć nie
jako coś samego w sobie, lecz jako działanie skierowane przeciwko naszemu dobru, czyli
takie, które z naszym dobrem się nie liczy. Pierwszą formę męstwa, najbardziej znaną,
stanowi a t a k. Jest jednak i druga forma, bardziej subtelna i, jak się okaże, wyższa od
pierwszej, a mianowicie - w y t r z y m a n i e n a p o r u (sustinere). Atak ma miejsce
wówczas, gdy wydaje się nam, że zagrażające zło możemy pokonać. w ówczas to wyzwalamy
w sobie gniew i uderzamy. Wytrzymanie naporu natomiast potrzebnejest wtedy, gdy sądzimy,
że zło przerasta nasze siły, gasimy więc strach i trwamy w oporze.Pierwszy problem, jaki
przed nami się pojawia, to właściwa ocena zagrożenia. Miarą nie może tu być ani uczucie
bólu, ani strachu, trzeba więc najpierw uczucia te opanować, aby rozum mógł spokojniej
myśleć. A strach w ludzkie serca szybko się zakrada. Jest to zrozumiałe, zbyt wiele bowiem
mamy do stracenia. Nie tylko wiĘC można, ale nawet, jak mówi Arystoteles, trzeba się bać,
potem jednak musimy stawić czoło lękowi. A to wymaga męstwa. Gdy strach został
opanowany , potrzebujemy roztropności, aby rozpoznać rzeczywistą skalę zagrożenia. Jeśli
nie jest dUŻe i leży
80
w zasięgu naszych sił, powinien nastąpić atak. Tutaj właśnie wyzwalamy w sobie stosowny
gniew, który doda mocy atakowi, a ponadto zdarzyć się może, iż sam gniew odpowiednio
okazany jUŻ wystarcza. Dziś mało kto umie się gniewać, samo zaś słowo straciło swój
pierwotny sens i oznacza "obrażenie się". Natomiast w miejsce gniewu występuje
denerwowanie się lub histeria, co miast człowieka wzmocnić, jeszcze bardziej go osłabia.
Wyzwolenie gniewu wymaga męstwa, gdyż jest to uczucie bojowe będące odpowiedzią na
strach. Człowiek najpierw się boi, ale potem musi powiedzieć: nie dam się! Tchórzostwo to
nic innego jak zrezygnowanie z ataku wobec zła, które rozpoznane jest jako możliwe do
pokonania.Ale często zło przerasta nasze siły , szczególnie gdy w czasie pokoju pojawia się
w postaci pewnego ucisku ekonomicznego, politycznego czy kulturalnego. Tutaj potrzeba
wiele roztropności dla rozpoznania zła, bo nie zawsze jest ono dobrze widoczne, jest raczej
celowo ukryte.Wprawdzie ucisk ekonomiczny dotyka nas w postaci namacalnej biedy , ale
jUŻ polityczny czy szczególnie kulturalny jest dobrze zatuszowany, bo pracuje w tym
kierunku cały sztab specjalistów, mających do dyspozycji wszelkie środki finansowe,
techniczne i instytucjonalne. Takie zło niełatwo jest rozszyfrować, albowiem przybiera
postać nie realnego zagrożenia, lecz pozornego dobra. Najpierw więc trzeba zobaczyć, że
owo dobro jest de facto złem, tak aby strach zmusił nas do myślenia. Równocześnie
wewnętrzny protest nie może pójść w stronę gniewu i ataku, bo w ten sposób zła nie
pokonamy, a co najwyżej trochę sobie ulżymy. Chodzi jednak o to, by zło pokonać, a nie
poprawiać swoje samopoczucie, na to drugie zaś zawsze liczą ośrodki nacisku, pozwalając
ludziom nawet na publiczne narzekanie i wyładowanie niezadowolenia. A gdy ludzie jUŻ
się uspokoją, można wrócić do tego, co było.Jeśli jednak człowiek naprawdę jest mężny i
nie godzi się na zło, które przerasta jego siły, musi trwać w oporze.
81
I właśnie teraz widać, dlaczego wytrzymywanie naporu wymaga więcej męstwa niż atak.
Jesteśmy bowiem w słabszej pozycji, zło dotyka bezpośrednio nas, a nie tych, którzy nam
zagrażają, a wreszcie sam gniew jest uczuciem krótkotrwałym, tu natomiast potrzebujemy
długotrwałości.Ileż męstwa okazali Polacy, którzy po rozbiorach się nie podda1i, myśląc
ciągle o tym,jak odzyskać utraconą niepodległość. A męstwo to nie wyczerpało się wjednym
pokoleniu, lecz przechodziło z rodziców na dzieci i na wnuki. Tylko dlatego Polska mogła
odzyskać niepodległość, inaczej podzielilibyśmy los tych państw , o których niktjUŻ nie
pamięta.Oczywiście, zawsze trzeba być czujnym, czy nie nadszedł moment zaatakowania zła.
Jest to moment bardzo trudny do rozpoznania, stąd Grecy przypisywali mu nieomal boskie
właściwości (kairos). Stosowna chwila - oto tajemnica udanego ataku. Nasze powstania
najczęściej wybuchały albo za wcześnie, albo za późno.Cnota męstwa, pojęta jako
umiejętność wytrzymania naporu, jest nie tylko cnotą wyższą od ataku, ale również
trudniejszą do zdobycia. Potrzebnyjest tu nie tylko osobisty wysiłek, ale również znajomość
wzorów, tradycja, wychowanie. Człowiek bowiem rzadko patrzy daleko przed siebie, chętniej
cenimniejsze dobro, łatwe do zdobycia, niż większe, które jest odległe i niepewne. Taka
krótkowzroczność od razu podkopuje wyższe męstwo, najpierw przychodzi rozpacz, potem
zniechęcenie i pogodzenie się z tzw. losem, czyli de facto ze złem. Zdrowa nadzieja zostaje
zastąpiona nostalgią, najtragiczniej chyba wyrażaną w poezji rosyjskiej, gdzie każda radość
utopiona jest w bezmiarze stepowego smutku. Przeciwnie Polacy, którzy miast bić czołem w
Matkę Ziemię, zaczynają swój hymn od słów, że mimo wszystko... ,jeszcze nie zginęła". Czyż
można przecenić pomoc, jaka płynie ze strony kultury nie afirmującej zła? Jest ona raczej tą
ostatnią deską ratunku, którą skrzętnie pielęgnować muszą pokolenia.Pojawia się teraz
pytanie, jakie właściwie zło mamy na
82
myśli, gdy mówimy, że nam zagraża i któremu stawić musimy czoło. w
społecznościach prymitywnych zło zawsze uosabiano czy to z poszczególnymi
ludźmi, czy nawet z bogami. w ówczas też łatwiej było walczyć zabijając ludzi złych
lub poddać się złu, jeśli taka była wola bogów .Problem jest jednak bardziej
skomplikowany. Złych bogów nie ma, a człowiekjako człowiekjest dobry,jest
bowiem bytem-osobą. Zło zatem pojawić się musi w kontekŚCie działania w postaci
pewnych braków. w takiej zaś mierze, w jakiej bierzemy pod uwagę działanie
człowieka, to zło-brak pojawia się na skutek zła-braku w tym, który pewne działania
podejmuje.Takim najbardziej widocznym brakiem jest nieliczenie się z godnością
człowieka, ktoś więc postępuje tak, jakby inni ludzie byli dla niego tylko
narzędziami czy środkami działania. Posługuje się więc ludźmi dowolnie, mówi, co
mają robić, a czego nie, w razie oporu zaś więzi lub nawet posyła na śmierć. Ludzie
odbierają to jako zło, ten zaś, który ich ciemięży, określany jest mianem człowieka
złego. Jednak musimy ciągle pamiętać, że nie jest to zło w sensie absolutnym, jest to
zło związane z działaniem, bo zło nie jest bytem, rzeczą, substancją. Ma to znaczenie
dlatego, że obrona przed złem musi ściśle odnosić się do zła, a nie do bytu-
dobra.Chodzi więc o to, że naczelnym zadaniem broniących się jest spowodowanie
zmiany działania ze strony kogoś, kto im grozi, a nie bezpośrednie zniszczenie
działającego. Gdyby to ostatnie było celem, to my sami zniszczymy dobro osobowe.
A przecież największy nawet zbrodniarz też jest człowiekiem. Zabić jest łatwo, tylko
że najczęściej niczego to nie rozwiązuje, bo w miejsce jednego tyrana pojawi się
drugi. Rzeziom nie będzie wówczas końca, czego doskonałe świadectwo znajdujemy
w historii walk o tron w Bizancjum i Rosji, gdzie mordy nie ograniczały się do
samego władcy , ale obejmowały całe rodziny.Jak zabójstwo niczego nie rozwiązuje,
tak broniący się muszą okazać najwyższą cnotę męstwa wobec lęku przed
83
własną śmiercią. śmierć, która zagląda w oczy, napawa człowieka największym
strachem. w ówczas za cenę życia zgodzić się może na największe nawet upodlenie, czy
to zdradzając tajemnicę, czy godząc się na wszystko, co ktoś rozkaże. Ale z drugiej
strony należy się zapytać, czy owo poddanie się cokolwiek rozwiązuje. Umrzeć i tak
musimy, wcześniej czy później, z kolei gwarancja przeżycia, jaką ktoś nas szantażuje,
małą ma wartość, skoro pochodzi z ust człowieka nieprawego. Często się przecież
zdarzało, że ofiara po zdradzeniu tajemnicy i tak była zabijana.Człowiek musi
opanować lęk przed śmiercią i mężnie stawić jej czoło. Takie męstwo jest wyrazem
transcendencji człowieka w stosunku do swojego życia na ziemi, czego piękny przykład
znajdujemy u Sokratesa. życia na ziemi człowiek i tak nie ocali, jeśli więc można się o
cokolwiek troszczyć, to nade wszystko o obronę własnej godności, o wierność dobru,
prawdzie i sprawiedliwości. Człowiek po to właśnie żyje, to jest cel, którego nie można
utożsamiać z ziemskim kresem, bo wówczas człowiek by żył tylko po to, aby umrzeć.
A to już jest absurd. Tym bardziej że są racjonalne podstawy dla uznania otwartości
człowieka na nieśmiertelność ze względu na obecność niematerialnej duszy. A choć z
tym związana jest też tajemnica, którą uzupełnia religia i wiara, to przecież swojej
transcendencji wobec ciała, świata i życia człowiek nieustannie doświadcza.Tej właśnie
transcendencji musimy bronić, a nie samego życia za wszelką cenę. Powołaniem
człowieka nie jest życie jako takie, ale życie godne. Ta właśnie godność wymaga od
nas, byśmy nie bali się śmierci, byśmy nie godzili się na kłamstwo, byśmy nie godzili
się na zło.Na różne sposoby zło może nam zagrażać, w różny sposób możemy
okazywać męstwo. Inne męstwo potrzebne jest na wojnie mającej na celu ochronę
dobra wspólnego, czyli ojczyzny, inne, gdy bronić będziemy własnego życia lub
zdrowia. w takich wypadkach, gdzie stosunkowo łatwo jest spowodować śmierć innego
człowieka, trzeba wyraźnie
84
odróżnić cel nadrzędny od tego, co może zdarzyć się przy okazji. Naszym celem nie może
być zabicie kogoś, ale obrona dobra. Dlatego mówiono, że kto nastaje na czyjeś życie i ginie
z ręki broniącego się, ten sam się zabija.Udział w wojnie natomiast nosi znamiona męstwa
tylko wówczas, gdy wojna jest słuszna. Słuszna zaś jest wtedy, gdy wypowiedziana jest
przez kogoś, kto ma pieczę nad państwem, jeśli płynie ze słusznego powodu, a takim jest
zawsze realne zagrożenie dla dobra wspólnego, i jeśli cel jest słuszny, a więc ochrona
takiego dobra. Sam zaś moment obowiązku udziału w wojnie zostanie wyjaśniony przy
okazji omawiania cnoty sprawiedliwości.Jeśli chodzi natomiast o zagrożenie dla dobra
duchowego, to naczelną sprawą jest odwaga w mówieniu prawdy.Obowiązkiem jest prawdę
głosić mimo prześladowań, szantaży i najrozmaitszych nacisków. Tylko prawda bowiem, do
której prawo mają wszyscy ludzie, leży u podłoża realnego rozwoju osobowego. Fałsz lub
kłamstwo prowadzą do martwoty człowieka, przedstawiają mu bowiem jako rzeczywiste
coś, co jest tylko pozorne i czego nie ma. Takim pozorem są idee i dobra niższe traktowane
jako wyższe.Nieprawdą jest, że celem życia człowieka jest zdobywanie majątku czy
doznawanie przyjemności, nieprawdąjest uznanie walki klas za naczelny motor rozwoju
ludzkości. To jest tylko wymyślona ideologia słUŻąca zniewalaniu ludzi. I nic dziwnego, że
w państwach totalitamych rządzący nie mniej zabiegają o odebranie wolilOści osobistej, jak
o odebranie możliwości poznania prawdy, w tym także jej głoszenia.w ten bowiem sposób
człowiek skrępowany jest podwójnymi więzami: nie dość, że nie może robić tego, co chce,
to w dodatku nie wie, gdzie jest realne dobro. Stąd często się zdarza, iż państwa, które
uwolnią się spod jarzma tyranii, popadają w stan chaosu prowadzącego do nowej tyranii.Nie
wystarczy dostrzegać zło, trzeba też wiedzieć, gdzie leży realne dobro, a do tego niezbędne
jest właściwe wykształcenie. Prawda jest dla człowieka najcenniejsza, nie
85
może wiĘC szczędzić wysilków dla jej poszukiwania i ochrony, a także przekazywania.
Czasami musi to być czynione w sposób roztropny , tak jak mialo to miejsce w czasie
zaborów czy okupacji, gdzie w tajemnicy przed obcymi pielęgnowano polski język, nasze
obyczaje i kulturę. To jest bowiem najcenniejszy skarb, na który składa się praca wielu
pokoleń, z niego też każdy może czerpać i rozwijać się, by nie zaczynać wszystkiego od
początku.1rn czlowiek jest bardziej wyksztalcony, tym więcej męstwa potrzebuje, by
bronić prawdy i nie sprzedać swej wiedzy złu za cenę wygodniejszego życia czy awansu.
Bo chyba nie ma nic bardziej godnego pogardy niż widok światłego człowieka, który
sprzeniewierzył się swej misji.Cnota męstwa pozwala więc na posiadanie takiej
umiejętnoŚCi, dzięki której potrafimy w sposób zdecydowany i trwały panować nad
strachem i przeciwstawiać się złu czy to uderzającemu w dobro cielesne, czy duchowe,
osobiste lub wspólne. Jest to też jedyna cnota, która bezpośrednio nie daje radości,
ponieważ odnosi się do zla. Tę radość pośrednio może dać nadrzędny cel, jakim jest
chronione dobro.Wszelako samo przeciwstawianie się złu musi być wlaściwie rozumiane.
Nie chodzi tu o odpowiadanie złem na zło. I tak na kłamstwo trzeba odpowiedzieć prawdą,
a nie innym kłamstwem. Walka w obronie wlasnego życia nie może mieć na celu
pozbawienia życia kogoś innego. Nienawiść do wroga musi być ograniczona do porządku,
w jakim stanowi dla naszego dobra zagrożenie, i nie może przenieść się na człowieka jako
człowieka, bo przecież osoba ludzka nie wyczerpuje się w tym, że jest wrogiem lub
przyjacielem.Gdyby natomiast ktoś mimo wszystko żywił ciągle wątpliwości w sens bycia
mężnym, to moglibyśmy zapytać, czy rzeczywiŚCie kocha słuszne dobro. Jeśli tak,
tojakim cudem godzić się może na jego unicestwienie? Przecież jeśli coś kochamy , to
chcemy , aby to było, gdy więc zgodzimy się na unicestwienie dobra, to znaczy, że tego
dobra tak
86
naprawdę to nie kochamy , traktujemy je raczej jako okazję do miłości. Kochamy więc
milość, a nie dobro. Kryje się więc za tym nie tylko tchórzostwo, ale i płytki egoizm. Ten
egoizm wyraża się wlaśnie w miłoŚCi do wlasnych uczuć.Mężny natomiast ma zawsze na
oku słuszne dobro, nie boi się bronić godności wlasnej lub innych ludzi, nawet za cenę
utraty swojego życia.
4. CNOTA SPRAWIEDLIWOśCI
.
WiemyjUŻ, że podmiotem moralnoścljest czlowiek--osoba. Jako suwerenny byt zdolny do
rozumienia i obiektywnego poznania dobra, a także do wylonienia z siebie wolnego aktu
decyzji, zdany jest na kierowanie własnym życiem.Temu właśnie służą pewne wewnętrzne
usprawnienia, takie jak roztropność, umiarkowanie, męstwo. Ale oprócz tych cnót jest jeszcze
jedna, która jUŻ u zarania kultury zachodniej najbardziej zdumiewala poetów i filozofów..
jest nią cnota s p r a w i e d 1 i w o ś c i.Sprawiedliwość, mawiano, jest najbardziej niezwykłą
rzeczą pod słońcem. Bo rzeczywiście, jest calkiem zrozumiałe, że człowiek chce swojego
dobra, że się o siebie troszczy, ale żeby ponadto miał na uwadze czyjeś dobro, tojestjUŻ
chyba wyrazem jakiegoś niezwykłego heroizmu, Iaski czy ofiary.Nic więc dziwnego, że w
kulturach prymitywniejszych sprawiedliwość wiązano najczęściej nie z troską o czyjeś dobro,
ale z zemstą i karą, która miała dosięgnąć innych, jeśli stanęli na naszej drodze. O to też
najczęściej modlono się do bogów.Zaratustra pyta się: ,jak oddać zło w ręce
sprawiedliwości?" , ,jaka kara jest przewidziana dla tego, który daje imperium niegodnemu
złoczyńcy?" I dziś, niestety , sprawiedliwość często jest tak pojmowana, jeśli nie formalnie, to
w wewnętrznym nastawieniu. Tymczasem podstawą sprawiedliwości ani nie jest łaska, ani
kara, podstawą jest o d d a w a n i e t e 9 0, c o k o rn u ś s i ę n a 1 e ż y.
87
Gdyby więc sprawiedliwość była tylko łaską, to byłaby oddawaniem czegoś, co komuś się nie
należy, a co pozostaje wyłącznie w gestii dającego, gdyby zaś była tylko karą, to karajako
podyktowana chęcią wyrównaniajakiejś krzywdy, a głównie krzywdy naszej, miałaby na oku
dobro nasze, a nie czyjeś.Nietrudno zauważyć, że oba stanowiska są błędne. Jeśli bowiem
człowiek jest rzeczywiście osobą, a więc suwerennym podmiotem, to właśnie z tego tytułu
coś mu się należy, do czegoś ma prawo. I każdy z nas takie prawo musi respektować. Każdy
człowiek ma prawo do współmiemego dla siebie dobra. Prawo takie znika z pola widzenia
tam, gdzie człowiek zredukowany jest do bycia częścią jakiejś machiny państwowej lub
religijnej i poza wyznaczoną funkcją jest po prostu nikim.z drugiej zaś strony nie można
traktować człowieka jako jakiegoś mniejszego boga, który z łaski coś rozdziela, bo o ile w
pierwszym wypadku obraz człowieka wymodelowany jest na poddanych i niewolnikach, o
tyle w drugim - na władcach i tyranach. A przecież człowiek, mimo iż rodzi się, rozwija i żyje
zawsze w jakiejś społeczności, to w niej się nie wyczerpuje, jest ponad nią. Społeczność jest
bytem relacyjnym, człowiek natomiast jest substancją. w ostatecznej perspektywie
społeczność jest dla człowieka, a nie człowiek dla niej. Podstawą sprawiedliwości musi więc
być dostrzeżenie dobra, jakie należy się człowiekowi--osobie.Sprawiedliwość pojawia się w
kontekście życia społecznego, gdyż stan przedspołeczny jest fikcją wymyśloną przez
filozofów XVII i XVIII wieku. Przecież człowiek rodzi się w pewnej społeczności, uczy się
języka, poznaje kulturę, pracuje. żyjąc zaś w jakiejś społeczności - czy to będzie rodzina,
miasto, państwo, a dziś właściwie cały świat - uwikłany jest w sieć relacji do innych
ludzi.Otóż cnota sprawiedliwości ma za zadanie wyrobienie w nas trwałej i niewzruszonej
woli oddawania tego, co innym z naszej strony się należy. Jako Iudzie jesteśmy sobie równi,
88
niezależnie od tego, czy jesteśmy bogatsi, czy biedniejsi, bardziej lub mniej wykształceni,
czy posiadamy władzę, czy nie. Każdy z nas jest podmiotem-osobą, ma godność. Gdy
mówimy, że ktoś jest mniej lub bardziej ludzki, to chodzi tutaj wyłącznie o sposób
działania, a nie o substancję.Pierwszym i podstawowym wymogiem sprawiedliwości jest
uszanowanie godności każdego człowieka. w sercu nie można zlekceważyć nikogo,
choćby był naszym największym wrogiem. Takie zlekceważenie lub nienawiść,
przybierająca postać nadmiemej wyniosłości lub zapiekłości, jest znakiem, że przestajemy
czytać rzeczywistość czy to wskutek zaślepienia umysłowego, czy też kulturowego albo, w
niektórych wypadkach, religijnego. Na to trzeba uważać w sposób szczególny.w życiu
codziennym szanowanie czyjejś godności sprowadza się zazwyczaj do szeregu gestów ,
stanowiących część zdrowych obyczajów , jak chociażby podanie ręki czy uchylenie
kapelusza, nie mówiąc jUŻ o wymianie życzliwych słów.O tym zapominać nie można, bo
choć jest to oczywiste, to pęd życia pozbawiony takich obyczajów stratować może
podstawę dla naszych międzyludzkich relacji, a wówczas nietrudno o czysto narzędne
traktowanie innych albo o ich niedostrzeganie.Sprawiedliwość rozpatrywana bardziej
szczegółowo przybiera trojaką postać. w zależnoŚCi bowiem od tego, jakie relacje
będziemy mieli na uwadze, inaczej też ułoży się sama sprawiedliwość. Najłatwiejsza do
uchwycenia jest s p r a w i e d 1 i w o ś ć w y rn i e n n a, która obejmuje relacje między
poszczególnymi ludźmi. Tę sprawiedliwość zazwyczaj mamy na myśli, gdy mówimy , że
ktoś postąpił sprawiedliwie bądź niesprawiedliwie, a więc np. oddał to, co był winien, nie
oszukał obliczając wartość jakiegoś towaru. Ale oprócz tej sprawiedliwości są jeszcze dwa
rodzaje nie tak oczywiste.Pierwszym z nich jest sprawiedliwość współd z i e 1 c z a.
Sprawiedliwość ta wiąże każdego człowieka z tytułu przynależenia do pewnej
społecznoŚCi, której coś
89
się należy ze strony każdego z nas. Bez takiej sprawiedliwośd '!;
społeczność musiałaby upaść. Z drugiej strony nam równiei:
coś się naleŻy od społecznoŚCi jako reprezentowanej przez; odpowiednie władze, a to
kierowane jest s p r a w i e d ..
1 i w o ś c i ą r o z d z i e 1 c z ą. Przyjrzyjmy się więc bliŻej".
tym trzem typom sprawiedliwości.
A. Sprawiedliwość wspóldzielcza
Społeczność, w której człowiek Żyje, przybiera różne formy organizacyjne. Najszerszą i
stosunkowo najdoskonal- ;sząjest dziś państwo, choć dawniej, np. w staroŻytnej Grecji"..
istniały tZW. miasta-państwa. Samo państwo musi być::
odpowiednio zorganizowane, a to wyznaczone jest przez!' ustrój polityczny i relatywny do
niego podział władzy. i Arystoteles w Polityce wymienia sześć typów ustrojów politycznych,
które nawet dziś uznane być mogą za klasycz- " ne. Pierwszym ustrojem jest rn o n a r c h i a,
drugim - arystokracja, trzecim - politeja. To są ustroje, jak mówi Stagiryta, właściwe.
Pozostałe stanowią pewne ich zwyrodnienie, a są to odpowiednio t y r a n i a, o 1 i 9 a r c h i
a, d e rn o k r a c j a. w monarchii i tyranii rządzi jeden władca, w arystokracji i oligarchii
pewna grupa ludzi, w politei zaś i demokracji wszyscy lub większość. Na czym więc polega
różnica między ustrojami właściwymi i ich zwyrodnieniami? Na tym, że w ustrojach
właściwych rządzący mają na uwadze prawo do szczęścia każdego czło.wieka, natomiast w
ustrojach zwyrodniałych szczęście tego lub tych, którzy rządzą. Stąd właśnie tyran dba tylko
o siebie, licząc się z innymi o tyle, o ile jemu służą. Podobnie też grupa oligarchów stara się
przyporządkować pozostałych członków społecznoŚCi własnym interesom. A wreszcie w
demokracji celem jest szczęście ludu, a nie wszystkich.Natomiast tam, gdzie pojawiają się
ustroje właŚCiwe, celem jest szczęście wszystkich obywateli. Monarcha tym różni się od
tyrana, że ten ostatni zdobywa władzę siłą, pierwszy natomiast reprezentuje ludzi najlepszych.
Arystokracja z ko-
90
lei reprezentuje ludzi najlepszych z dobrych, politeja - najlepszych z ludu. Sam Arystoteles
był zdania, że najdoskonalszym ustrojem jest monarchia opierająca się na słusznych prawach,
ona bowiem najskuteczniej zdolna jest zapewnić życie szczęśliwe, czyli takie, w którym
chodzi nie o współżycie, ale 0, jak powiada, "piękne uczynki". Tym samym szczęście nie jest
tu utożsamiane z wolnością, która stanowi naczelne hasło dzisiejszych demokracji, ale z
Życiem najlepszym. Bo wolność nie jest celem samym w sobie, ona jest po to, by człowiek
umiał żyć pięknie. O to ma troszczyć się prawdziwy monarcha, o to troszczyła się w pewnych
okresach arystokracja, przywiązując szczególną uwagę do wychowania.Z uwagi na
różnorodność systemów politycznych inaczej wyglądać będzie sprawiedliwość współdzielcza.
Zasadniczo bowiem sprawiedliwość ta sprowadza się do dwóch podstawowych obowiązków
spoczywających na obywatelach:jest to o fi a r a z rn aj ą t k u oraz o fi a r a z ż y c i a.
Aby państwo mogło normalnie funkcjonować, musi posiadać odpowiednie środki finansowe,
dlatego też część dochodów uzyskiwanych przez obywateli winna być przekazywana do
skarbu państwa. Sprowadza się to zazwyczaj do płacenia podatków, które z pewnością nie są
czymś przyjemnym, ale bez nich państwo może się załamać.Przecież podstawową bolączką
dawnej Rzeczypospolitej był pusty skarb państwa, który wiązał ręce królowi, a co w
konsekwencji było jedną z przyczyn utraty suwerenności.Ta ofiara z majątku jest wiĘC
integralną częścią sprawiedliwości współdzielczej, choć samo słowo "ofiara " nie jest tu może
najwłaściwsze, tyle że przyjęło się jUŻ w tenninologii etycznej, więc nie będziemy go
zmieniać. Bardziej natomiast odpowiada sytuacji, w której byt państwa jest zagrożony czy to
wskutek załamania ekonomicznego, czy też wojny. Tutaj Polacy pochwalić się mogą
pięknymi gestami, jak chociażby dary złożone na FON tUŻ przed wybuchem II wojny
światowej, co na zawsze pozostanie
91
chlubnym symbolem narodowym ( dary te zostały Później:'1 w większości rozgrabione
przez komunistów). ,!iI Jeśli chodzi natomiast o ofiarę z życia, to sprowadza si~ , ona
głównie do odpowiedzialnego traktowania służby woj-,
skowej. Jest to regulowane różnymi przepisami, może I toj;l~ być służba wylącznie
ochotnicza, ale może być też kowa. Mimo hasel pacyfistycznych, inspirowanych naJ-'""'Yv- "
ciej przez mocarstwa dążące do wojny celem przeciwnika, nie można lekceważyć zbrojnej
ochrony wspól- ~ ne!o dobra. Wojna, do której człowiek zazwyczaj niechęć i wstręt, gdyż
niesie ze sobą zniszczenia i jest czasem nieunikniona.potrzebne jest wojsko. Stąd bierze się
obowiązek wojskowej i gotowość zlożenia ofiary nawet z życia.Pojawia się teraz pytanie: w
jakiej mierze i człowiek nie zawsze w swoim sumieniu odczytuje spra- ~ wiedliwość
wspóldzielczą jako coś dobrego? :!~ jest prosta, ma to miejsce wówczas, gdy żyje w systemie,
:!i!mówiąc językiem Arystotelesa, zwyrodniałym.
miala jest bowiem ofiara z majątku i życia tam, pat'tstwo zorganizowane jest nie po to, by
zapewnić swobodny rozwój i życie szczęśliwe, ale po to, wykorzystywać i zniewalać. w
ówczas czlowiek wymigiwać się od podatków , unika służby wojskowej~ Najlepszym
przykladem zdegenerowanej formy dliwości wspóldzielczej jest oslawiona "sprawiedliwość
łeczna ", która chyba tylko z nazwy przypominala sprawiedliwość. Jej celem bowiem nie
bylo ani szczególnych ludzi, ani tZW. ludu pracującego, lecz dobro tych, którzy akurat byli
u wladzy.Tam natomiast, gdzie ustrój jest wlaściwy, uczciwe cenie podatków wydaje się
czymś naturalnym i Państwo takie zapewnia i gwarantuje zarówno moje osobiste
bezpieczeństwo, jak i osobisty rozwój. A ofiara z życia.rzeczą niezwykłą, że przez tyle
setek, a może nawet tysięcy lat śmierć w obronie ojczyzny uchodzila za wyraz praw-
92 ;i~
dziwego bohaterstwa, a powodem do dumy była sama służba w wojsku. Dziś, w dobie
komputerów i atomu, jest to może mniej wyraziste, niemniej, jeśli zależy nam na zrozumieniu
tego fenomenu, musimy przede wszystkim uświadomić sobie, co to jest ojczyzna i dlaczego
warto nawet oddać za nią życie. O ile państwo oznacza fonnalnie zorganizowaną spoleczność,
zajmującą określone terytorium, o tyle ojczyzna jest przede wszystkim dziedzictwem
kulturowym. Dlatego do rozumienia ojczyzny czlowiek musi dojrzeć poprzez znajomość
kultury, jaką ona ze sobą niesie, a na którą sklada się dziedzictwo wielu pokoleń. Jeśłi ktoś
ogranicza swoje życie do spania, trawienia, zarobku i rozrywki, to ojczyzna rzeczywiście nie
jest mu potrzebna.Jeśli natomiast umie czerpać soki z bezcennej tradycji, które pozwalają mu
na integralny rozwój osobowy , to wówczas ojczyzna nie jest jUŻ byle czym. A przy tym
tradycję tę wprost uznaje za swoją, za część nieomal wlasnego jestestwa, bo w niej się
urodzil, tu dojrzewal, ona jest jego. Nasz jest Kochanowski, któremu chyba nikt wówczas nie
dorównywaI, nasz Mickiewicz, którego frazy 19ną do serca, wyobraźni i umysłu, nasz
Sienkiewicz, którego język jest czysty jak kryształ, czego nie mogą mu wybaczyć
zakompleksieni pisarze. Można zmienić państwo, ale ojczyzny, tak jak rodziców, czlowiek
innej mieć nie może. Trzeba 111'n~ ją cenić, trzeba umieć nią żyć.Nic więc dziwnego, że
symbolem patrioty na zawsze pozostanie Leonidas, który z garstką żolnierzy nie bał się
stawić czolo wielotysięcznej armii perskiej. I nie zuchwałość nim kierowała, lecz milość do
ojczyzny, bo powiedział:więcej niż życiu, zawdzięczam ojczyźnie.
Byl to patriotyzm, a nie nacjonalizm. p a t r i o t y z m bowiem wyrasta z milości do ojczyzny,
która jest realnym dobrem, a więc takim, jakie pozwala na rozwój w prawdzie i dobru, n a c j
o n a 1 i z rn zaś jest milością ojczyzny niezależnie od tego, czy wiąże się z nią realne dobro,
czy nie. Najczęściej zaś nacjonalizm związany jest z dobrem
93
pozomym, stąd różne odmiany nacjonalizmu spotykamy
w państwach totalitamych, takich jak III Rzesza czy carska !
Rosja. Niestety , dziś pojęcia te celowo się miesza, by, \ utożsamiając patriotyzm z
nacjonalizmem, odebrać czło- ;wiekowi prawo do miłowania własnej ojczyzny. Ale to
'J :1 prawo jest niezbywalne. Gotowość na śmierć w obronie 1 1 ojczyzny jest nie tylko
wymogiem poprawnie rozumianej :!sprawiedliwości, ale również świadczy o miłości i
trosce okazywanej współobywatelom, łącznie z następnymi leniami, by mogli mieć taki
sam udział w dobru, jak i
B. Sprawiedliwość wymienna
Sprawiedliwość ta ma na względzie relacje między poszczególnymi ludźmi. Relacje te są
bardzo bogate i wielostronne, dotyczą zarówno podstawowych obowiązków, ja- \1 kie
mamy w odniesieniu do innych ludzi z tego tytułu, że '!,:
1 są ludźmi, czy też z uwagi na związki rodzinne, ponadto I w zakresie wymiany
handlowo-pieniężnej, czy wreszcie ~ - przekazywania prawdy. Każdy człowiek ma
prawo do :1.:~
zachowania życia, zdrowia oraz nietykalności osobistej, to ',j prawo musimy
respektować i wzajemnie je sobie oddawać.Naruszenie tego prawa musi być
w sposób wyrównane, ale nie tak, jak to miało miejsce w Hammurabiego'
"oko za oko, ząb za ząb", bo poszkodowany niczym by się nie różnił od
Dlatego też w społeczeństwach cywilizowanych kara
biera postać więzienia, przekazania pewnej sumy -, lub słownego przeproszenia. Pewnych
krzywd me da wyrównać w żaden sposób, gdy ktoś poniesie nieodwracalny szwank na
zdrowiu lub utraci życie. Na to niestety nie ma jUŻrady, to przecież nie przywróci to zdrowia
podobnie jak wymierzona kara śmierci nie przywróci życią temu, który zginął. Dlatego
okaleczanie lub kara śmierci zastosowana w stosunku do winowajcy, niczego nie wyrów- i1
,1 nując, sama staje się wyrazem niesprawiedliwości, ponieważ .'J 1 94 ' :i i
!:1
uderza w prawo każdego człowieka do życia i zdrowia. A takie prawo ma winowajca, który
przecież jest człowiekiem.Związki rodzinne - szczególnie małżeństwo, które opiera się na
wolnej zgodzie współmałżonków, by żyć razem - implikują wiemość w tym wszystkim, co się
przyrzekło, a więc zarówno uczciwość małżeńską, miłość i właŚCiwą troskę o potomstwo.Z
kolei sprawiedliwość w dziedzinie handlowo-pieniężnej opiera się przede wszystkim na
uczciwości. Wzorem takiej uczciwości jest równoŚĆ arytmetyczna, czyli równość, w ramach
której tyle samo ktoś bierze, ile dostaje. Łatwo jest to obliczyć tam, gdzie rzeczy wymieniane
są tego samego gatunku, a więc ktoś daje swojego konia, a otrzymuje cudzego. Wiadomo
jednak, że handel dotyczy rzeczy różnogatunkowych, a dziś głównym odpowiednikiem
wartości towaru jest pieniądz. Na wartoŚĆ towaru składa się'tu nie tylko jego "czysta cena ",
ale również wkład pracy, koszty utrzymania sklepu czy biura, jak również pewien zysk. Bez
zysku nikt nie miałby ochoty handlować, stąd ów nadmiar cenowy , którym zostaje obarczony
kupujący , musi być w pewien sposób wyrównany otrzymywaną pensją za wykonywaną w
innej dziedzinie pracę. To są sprawy dość zrozumiałe, natomiast więcej problemów rodzi
zysk pochodzący z tzw . procentów, które kiedyś określano mianem lichwy, Przez wiele
wieków lichwa była traktowana negatywnie, co miało swoje przyczyny zarówno religijne
(zabraniało jej np. prawo Mojżeszowe), jak i filozoficzne. A ponieważ lichwa opanowała dziś
cały nieomal świat (z wyjątkiem muzułmanów), warto więc może przypomnieć wysuwane
przeciw niej zarzuty.Arystoteles trafnie zauważył, że sama z siebie rośnie natura, a nie
pieniądz. Stąd jeśli ktoś komuś pożyczy zboże na zasiew , to jest całkiem oczywiste, że po
udanych zbiorach pożyczający zwróci to, co wziął, nawet z nawiązką. Natomiast aby "urósł"
pieniądz, potrzebne są sztuczne zabiegi
95
od razu obliczone nie na to, aby komuś pomóc, Iecz by zyskać, wykorzystując czyjąś
przymusową sytuację. w dzisiejszyrn świecie Iichwa ma swoje bardziej dalekosiężne cele, nie
chodzi już tylko o zysk. Pożycza się często pieniądze na taki procent, że jest wielce
prawdopodobne, iż dłużnik nie będzie mógł ich spłacić. Dzięki temu można go szantażować i
wymuszać wiele posunięć w dziedzinie gospodarczej, politycznej czy kulturalnej. w ten
sposób pojawia się nowoczesna forma niewolnictwa w "białych rękawiczkach".Ten niesmak
moralny , jaki odczuwamy w stosunku do lichwy, stąd się właśnie bierze, bo przecież
Iichwiarz nie tylko dba wyłącznie o swoje interesy, ale również chce nami zawładnąć, a to
jUŻ jest naruszeniem sprawiedliwości. Oczywiście, nie w każdym wypadku pożyczka na
procent musi być od razu czymś złym, dobrze prosperujące przedsiębiorstwa często
korzystają z pożyczek banków, dzięki czemu mogą sensownie ulokować pieniądze w jakieś
inwestycje i zyskać dużo więcej, niż wynosiła pożyczona suma łącznie z procentem. Ten, kto
udziela pożyczki oprocentowanej, nie może z punktu widzenia moralnego nie liczyć się z
dobrem tego, komu pożycza.Sprawiedliwość wymienna w zakresie mowy dotyka problemu
prawdy i kłamstwa. Mowa jest wielkim darem, dzięki któremu rozwinąć się może nasze życie
ściśle osobowe, bez niej trudno sobie wyobrazić życie autentycznie ludzkie.Mowa jest
systemem znaków umownych w odróżnieniu od systemu znaków naturalnych, jakimi
posługują się zwierzęta. Tzw. mowa zwierząt jest ściśle zdeterminowana i bardzo
ograniczona, mowa zaś człowieka jest otwarta i nieograniczona. Treść ludzkiej mowy
przebiega niezmierzone pokłady zarówno rzeczywistości, jaka nas otacza, jak i całego życia
osobowego. Mowa wybiega również w kierunku tego, co bezpośrednio nie jest poznawalne, a
co pojawia się tylko jako uniesprzeczniająca racja istnienia bytu. W ten to sposób mowa nasza
dosięga nawet Boga. Dwa są podstawowe sposoby Iudzkiego poznania, czym istotnie
różnimy się od
96
zwierząt. Jest to abstrakcja i sąd. Rezultatem abstrakcjijest pojęcie, które wyraża pewne
treści ogólne. Dzięki temu słowo "człowiek" może być orzekane o wielu konkretnych
Iudziach. Sąd natomiast jest albo sądem orzecznikowym, albo egzystencjalnym. Sąd
orzecznikowy to taki, w którym jakąś cechę czy własność przypisujemy danemu
podmiotowi. Mówimy więc: Jan jest biały, Jan siedzi, Jan rozmyśla.Sąd egzystencjalny
pozbawiony jest orzecznika, jego "duSZĘ" stanowi istnienie. Gdy powiemy, że Janjest czy
Jan istnieje, to sformułowaliśmy sąd egzystencjalny. Właśnie dzięki temu, że człowiek
zdolny jest poznać istnienie rzeczy , jego poznanie nosi znamiona prawdziwości. Prawda
bowiem to zgodność poznania ze stanem rzeczy , do którego to poznanie się odnosi. Gdy
więc pytamy, czy to prawda, co ktoś mówi, to chodzi nam o to, czy rzeczywiście tak jest,
czy taki stan rzeczy realnie istnieje.Jeśli zatem realny rozwój człowieka opiera się na
dążeniu do realnych celów, to prawda mieć tu musi znaczenie kluczowe. Prawda chroni
nas przed gonieniem za chimerami, które są realnie puste, o czym wie każdy, kto dał się
jakoś nabrać. Bo nawet fantazjowanie ma wtedy tylko sens, gdy wiemy , że jest to
fantazjowanie.W sferze moralnej prawda przeciwstawiana jest kłamstWU, tak jak w nauce
stoi w opozycji do fałszu czy błędu.Różnica polega na tym, że błąd jest fałszem
niezamierzonym, natomiast kłamstwo zamierzonym. Kłamstwo, z wyjątkiem żartów , jest
czymś z punktu widzenia moralnego złym. Nie może być uświęcone przez żaden
szlachetny cel.Bierze się to stąd, że każdy człowiek ma prawo do poznania prawdy, bez
której jego osobowe życie się nie rozwinie.Karmiony kłamstwami, straci zdolność
odróżniania dobra od zła, co w konsekwencji doprowadzi do stałego naruszania hierarchii
dobra.Istotą kłamstwa jest zazwyczaj chęć posłużenia się innym człowiekiem, czy to w
celach osobistych, czy politycznych, czy gospodarczych. A choć wolność "odbiorcy" nie
jest
97
bezpośrednio naruszona, to ponieważ wola skłania się ku temu, co pokazuje jej rozum, więc
jeśli rozum pokaże fałsz-zło jako prawdę-dobro, z dużym prawdopodobieństwem wybrane
zostanie zło. Dlatego tak ważna jest roztropność w słuchaniu tego, co ktoś mówi, a gdy
zajdzie potrzeba - należy umieć nie słuchać.Kłamstwo bowiem ubrane jest w pozór prawdy,
inaczej kłamiący nie osiągnąłby swego celu. Te pozory mogą być tak mistemie utkane, i to z
wielu prawd, że łatwo przeoczyć zasadnicze kłamstwo, gdyż człowiek na mocy spontanicznej
indukcji jest gotów sądzić, że jeśli duża część wypowiedzi jest prawdą, to i wszystko nią jest.
Taką metodą posługuje się najczęściej propaganda.Ale kłamstwo jest czymś złym dla
kłamiącego, a nie tylko dla tego, kto jest okłamywany. Jest to zło, bo pojawia się pewien brak,
w tym wypadku brak zgodności tego, co się mówi, z tym, co się wie. Jest to zło moralne, bo
prawda jest podstawą dobra osobowego, które w tym wypadku zostaje naruszone. Mowa
zarażona kłamstwem uderza od razu w kłamiącego, ponieważ narusza ustalony związek
znaków z żywionymi treściami.Ktoś mógłby jednak pytać dalej: cóż w tym złego? Otóż znak
jest znakiem dlatego, że coś znaczy, a więc nie jest czymś samym w sobie. Musi wobec tego
być jakiś podstawowy związek łączący znaki ze znaczeniami. Złamanie tego zwiĄZku
narusza istotę znaku, a tym samym wprowadza wewnętrzną dysharmonię: słowo staje się
nożem, które miast leczyć - zabija. Zabija prawdę. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że kłamiący
może znać prawdę, ponieważ słowo nie jest jego prywatną własnością, jest ono własnością
wszystkich ludzi, bardziej niż cokolwiek. Tego skarbu należy pilnować jak źrenicy oka, gdyż
słowo oddane na użytek kłamstwa zniszczy człowieka i całą kulturę. Znamy przecież z
historii narody, które prześcigały się w kłamstwie, jak chOĆby Persowie czy Punijczycy ,
znamy i dziś systemy , dla których kłamstwo jest podstawowym narzędziem walki
98
ideologicznej. I zawsze łączyło się to z jak najgorszym upodleniem człowieka. Bez prawdy
nie ma wolności, bez wolności człowiek się nie rozwinie.Pamiętać wszakże musimy, że o ile
słowo jest wspólną własnością, o tyle nie jest taką każda prawda. Są rzeczy , o których nie
wszyscy mają prawo wiedzieć, jak choćby tajemnice państwowe czy prywatne sekrety.
Człowiek ma prawo strzec swoich sekretów, jak państwo - ważnych tajemnic. Gdy zaś ktoś
sformułuje niestosowne pytanie, należy albo milczeć, albo roztropnie ukryć prawdę, co
czasem jest łatwe, ale czasem wymaga bohaterstwa.Sprawiedliwość wymienna jest tą formą
sprawiedliwości, o którą najbardziej winniśmy się troszczyć w życiu codziennym, gdyż
nieustannie w relacjach z ludźmi o nią się ocieramy.
C. Sprawiedliwość rozdzielcza
Sprawiedliwość rozdzielcza ma miejsce wówczas, gdy bierzemy pod uwagę nie relację
jednostki do jednostki czy jednostki do społeczeństwa, ale - społeczeństwa do jednostki.
Tym, co od razu rzuca się w oczy , jest nierówność między ludźmi pod względem
posiadanych dóbr, umiejętności, zarobków czy zaszczytów.Powstaje wobec tego pytanie:
czy ta nierówność jest sprawiedliwa, czy też trzeba wszystkich "wyrównać", aby osiągnąć
sprawiedliwość? Tę drugą drogę obrała ideologia socjalistyczna. w efekcie zaczęło się
równanie "do dołu" , bo o ile łatwo jest bogatego pozbawić majątku, artyście zabronić
tworzyć, naukowca zmusić do milczenia, o tyle trudniej jest człowieka niezaradnego
nauczyć zaradności, niezdolnego - tworzyć, obiboka - studiować. Taka droga prowadzi
więc donikąd, skończyć się musi powszechną pauperyzacją i upadkiem kultury. Musimy
zaakceptować ten podstawowy fakt, że ludzie są różni i w tej różności niech pozostaną.Na
czym więc tutaj polegać będzie sprawiedliwość? Będzie
99
ona poleg'ała nie na równości, ale na równomierności. Równomierność kieruje się względami
i okolicznościami, w jakich ludzie żyją, tym, jak pracują i w jakim stopniu przyczyniają się do
dobra wspólnego. Sprawiedliwość rozdzielcza pozostaje przede wszystkim w gestii tych,
którzy sprawują władzę, do nich bowiem należy troska o dobro państwa, a więc i o dobro
obywateli. Miara obdzielania poszczególnych ludzi różnymi dobrami jest w tym wypadku
bardzo giętka i wymaga wiele roztropności.I tak jedni, czy to wskutek słabości, czy braku
odziedziczonego majątku, potrzebują wyraźnej pomocy państwa, otrzymują więcej niż ci,
którzy są samowystarczalni czy dobrze sytuowani. Inni z kolei zarabiają więcej, bo więcej
znaczą dla dobra wspólnego z tytułu piastowanych funkcji.Minister musi przecież mieć
znacznie wyższą pensję niż urzędnik na poczcie, bo choć każda praca jest cenna i musi być
poważana, jeśli spełniana jest uczciwie, to przecież zakres odpowiedzialności ministra jest
nieporównywalny z odpowiedzialnoŚCią niższego urzędnika. Brak respektowania tej różnicy
prowadzi najczęściej do korupcji i lekceważenia obowiązków.\pard z kolei artysta czy
naukowiec, którego praca nie jest obliczona na bezpośredni zysk, winien mieć zapewnioną
pomoc państwa, by nie tylko mógł żyć, ale i pracować. Formy tej pomocy mogą być różne,
włączając w to różne fundacje, ale bez niej twórczość bezpośrednio dla pieniędzy wyraźnie
rzutuje na poziom. A nie można zapomnieć, że z owoców tej pracy wszyscy mogą korzystać,
choć nie wszyscy za nie płacą.Przykładów takich można podać więcej. Chodzi jednak o
wyczulenie na taki typ sprawiedliwości, który dla przeciętnego człowieka jest trudniej
uchwytny , bo patrzy na wszystko ze swojego punktu widzenia. Tymczasem życie społeczne
jest bardziej skomplikowane niż życie prywatne, stąd ludzie odpowiedzialni za dobro wspólne
kierować się muszą sprawiedliwością inną niż wymienna. Porównywano ją do
100
postępu geometrycznego, w odróżnieniu od równości arytmetycznej, na której bazuje
sprawiedliwość wymienna.Wszystkie typy sprawiedliwości, jakie przez nas zostały
omówione , są w normalnych państwach skodyfikowane, przybierając postać prawa
stanowionego. Postępowanie sprawiedliwe to postępowanie zgodne z zapisanym
prawem.Otóż zdarzyć się może, iż ścisłe wypełnienie prawa może być dla człowieka
krzywdzące, szczególnie gdy dotyczy to porządku karnego. Zwrócili już na to uwagę
Rzymianie, przekazując potomnym owo lapidarne sformułowanie: summum ius, ..\'umma
iniuria, czyli najwyższe prawo - największa niesprawiedliwość. Skąd się to bierze? Prawo jest
z natury czymś ogólnym i nie dotyczy nigdy tego oto konkretu jako tego właśnie. Próbują
temu zaradzić kodeksy, które pękają w szwach, ale wszelkie uszczegółowienia zawsze będą
obracały się na poziomie ogólnym. Tymczasem w zasadzie każdy ludzki czyn z uwagi na
okoliczności, czas, miejsce, motywację etc.jest unikalny i tylko pod pewnymi względami daje
się przyporządkować jakiejś ogólnej regule. Ale są też takie względ y, które tylko na gorąco
możemy odczytać.Czym więc należy się kierować w wypadkach, gdy wyraźnie widzimy, iż
zastosowanie prawa będzie niesprawiedliwe?Kierować się musimy s ł u s z n o ś c i ą.
Słuszność (epikeia) jest uzupełnieniem sprawiedliwości, ponieważ bezpośrednio, dzięki
zdrowemu rozsądkowi, przeskakujemy ogół i czytamy konkret. A choć w tradycji
germańskiej prawo państwowe było naczelną "wartością ", to my , należąc do kultury
łacińskiej, a nie bizantyjskiej, kierować się musimy słusznością, bo ta ma na uwadze przede
wszystkim dobro człowieka.A to jest cel sprawiedliwości: chronić dobro ludzkie.
Możemy się jeszcze zapytać: czy jest coś, w stosunku do czego nie możemy być
sprawiedliwi? Tak. I to nie jedna "rzecz" , ale więcej. Przy czym nie dlatego, że nie chcemy,
ale dlatego, że nie jesteśmy w stanie. Cóż to więc są za "rzeczy"?Nie jesteśmy w stanie
odwdzięczyć się Bogu za to, że nas
101
stworzył. Stąd bierze się potrzeba religii jako ludzkiego wyrazu wdzięcznoŚCi. Nie jesteśmy
w stanie odwdzięczyć się rodzicom za to, że nas zrodzili i wychowali. Winniśmy im wiĘC
nabożny szacunek (pietas). Nie jesteśmy też w stanie odwdzięczyć się ludziom o wielkich
cnotach, dlatego musimy ich czcić (observantia). Do tych ostatnich zaliczyć możemy
nauczycieli, jeśli otworzyli nam oczy na prawdę. Do drugich - dodajemy ojczyznę, jeśli
otworzyła nas na dobro. A Bóg? Cóż, jak śpiewał Jan Kochanowski: "Czego chcesz od nas
Panie za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?" Zaiste, trudne
i zawiłe są drogi sprawiedliwości, ale tam, gdzie się pojawia, "bardziej zdumiewa niż
wschód i zachód słońca " .
5. WZAJEMNE POWIĄZANIE CN6T
W przypadku pewnych umiejętności w dziedzinie nauki czy sztuki widać jasno, że ten,
kto jest dobrym fizykiem, nie musi być dobrym chemikiem, a dobry matematyk - dobrym
humanistą; podobnie też w sferze szeroko pojętej umiejętności wytwarzania, malarz nie
musi być muzykiem, a rzeźbiarz - poetą. Jeśli więc się zdarzy, że ktoś opanował kilka
dyscyplin, to nie zmieni to faktu, że związek między posiadanymi umiejętnościami nie
jest istotny. świadczyć to raczej będzie o pewnej wszechstronności umysłowej czy
wyjątkowych talentach, rzadko spotykanych. W dziedzinie nauki przykładem może tu
być Leibniz, w dziedzinie sztuki - Leonardo da Vinci.Czy podobnie rzecz się ma w
odniesieniu do cnót? A więc, czy można być tylko człowiekiem roztropnym, ale
tchórzIiwym i nieopanowanym? albo sprawiedliwym, Iecz mało roztropnym? Okazuje
się, że nie bardzo. Cnoty moralne bowiem sprawiają, iż zawsze potrafimy rozpoznać
słuszne dobro i za nim iść. Ktoś wiĘC, mimo iż jest inteligentny, pod wpływem strachu
czy zdeprawowanej woli albo zbytniej
102
pożądliwości nie będzie roztropny. Przykładem takiego człowieka może być
Alcybiades, o którym Marek Junianus Justynus mówi, że właśnie bystrość umysłu
połączona z brakiem zasad moralnych czyniły u niego wszystko, .
możliwym. AIcybiades więc swoJ nieprzeciętny dar inteligencji raz obracał na wielkie
dobro, innym razem na wielkie zło, raz był przez Greków uwielbiany , innym razem musiał
uchodzić z kraju. Również prawość woli nie będzie mogła być właściwie spożytkowana,
jeśli człowiek nie będzie umiał rozpoznać słusznego dobra. Z kolei męstwo musi liczyć się i
z roztropnością, i ze sprawiedliwością, tak aby w ataku nie przesadzić, a w obronie nie
przegapić okazji do ataku.Wreszcie umiarkowanie potrzebuje nieustannej pomocy rozumu,
by trafić we właściwy środek. Jest więc chyba rzeczą niewątpliwą, że cnoty moralne muszą
być ze sobą integralnie sprzężone.Ich optymalne sprzężenie daje w efekcie to, co kiedyś
nazywano pięknem wewnętrznym albo pięknym dobrem - kaloskagathos. Jest jasne, że do
takiej kondycji człowiek musi długo dochodzić, i to nie sam, lecz potrzebuje właściwego
wychowania, otoczenia i kultury. Szczytem była tu wielkoduszność (magnanimitas), dzięki
której można było osiągnąć nie byle jakie dobro, ale wielkie, i niełatwe, ale najeżone
trudnościami.Dziś są jUŻ to rzeczy zapomniane, brzmią niezbyt realnie.
Ale musimy też pamiętać, że cywilizacja zachodnia przez długie wieki była cywilizacją
ludzką, skoncentrowaną na człowieku. Wyrosła przecież z greckiej pajdei, czyli
wychowania. W spółczesna cywilizacja jest cywilizacją techniczną, nastawioną na
tworzenie narzędzi i konsumpcję, gdzie dobro ludzkie schodzi na dalszy plan. Jeśli
jednak mówimy o etyce, to musimy wrócić do jej źródeł, musimy mieć na względzie
dobro człowieka, a nie dobro maszyny czy handlu.Dlatego wrócić musimy do cnót, by
choćby własne życie lub życie otoczenia uczynić bardziej ludzkim. By panowało w nim
poszanowanie dla dobra i otwartość na prawdę.
103
6. CZY EUDAJMONIZM JEST EGOIZMEM?
Pod adresem etyki klasycznej pada często zarzut, szczególnie ze strony pewnej odmiany
personalizmu chrześcijańskiego, że będąc etyką eudajmonistyczną jest także formą
egoizmu. Właściwa etyka, jak twierdzą przeciwnicy, ma bazować na przeżyciu
powinności, afirmacji osoby i daru z siebie. Wszelako sam zarzut płynie w dużej mierze
z niezrozurnienia, czym jest eudajmonizm.Ale najpierw spytajmy. co to jest egoizm?
Egoizm jest wyrazem takiej postawy życiowej, w której wszystko, co człowiek robi,
robi wyłącznie dla siebie. Miłość do siebie jest naczelną i jedyną miłością, reszta jest jej
przyporządkowana. W niektórych kierunkach etycznych (np. pozostających pod
wpływem empiryzmu brytyjskiego ) ów egoizm, jako coś oczywistego, uważano za
podstawowy motor ludzkiego działania, którego człowiek wyzbyć się nie może.Celem
państwa było tak umiejętne zorganizowanie życia społecznego, aby egoizm chcąc nie
chcąc przynosił ogólne korzyści. Niech człowiek robi wszystko dla siebie, rządzący
natomiast postarają się, aby inni też mogli z tego korzystać albo też ludzie sami swoje
egoizmy połączą.Personalizm pojawił się zasadniczo jako przeciwwaga dla takiego
stanowiska, potępiając za jednyrn zamachem wszystkie kierunki etyczne, łącznie z
etyką klasyczną, gdzie można było się dopatrzyć choćby ukrytego egoizmu. Stąd też
naczelnyrn hasłem stała się miłość do innych jako wyraz pierwotnego przeżycia
powinnościowego. Czy jednak ów personalizm rzeczywiście uderza w etykę klasyczną,
to sprawa dość wątpliwa. Sztuczną bowiem jest próba wymazania z ludzkiego serca
pragnienia szczęścia. Tyle że to pragnienie nie musi być od razu egoizmem. Nie po to
bowiem człowiek ma rozum i wolę, aby był ślepy na obiektywne dobro, w tym dobro
innych ludzi.Z drugiej strony są dobra, które mogą być udziałem wielu w sposób
bezkonfliktowy, gdzie opozycja egoizm-altruizm
104
znika. Takimi dobrami są dobra duchowe, a więc dobra kultury. Na jednyrn rowerze
jechać może zasadniczo jeden człowiek, ale tej samej prawdy wysłuchać może milion
ludzi, wysłuchać mogą wszyscy.Gdy więc mówimy, że pragnienie szczęścia jest
naturalnym motorem życia, to ów motor należy rozumieć w sposób subiektywny. Dzięki
intelektowi i woli motor ów otwiera się na dobro obiektywne, bo przecież muszę szukać
tego, co szczęście moje będzie w stanie zaspokoić. Otwierając oczy na dobro, otwieram
je też na rzeczywistość, gdzie postrzegam innych ludzi, którzy jako ludzie mają takie
samo prawo do szczęścia jak i ja. To zaś włącza mnie w cały porządek moralny, głównie
za sprawą roztropnoŚCi, sprawiedliwości i słuszności. Moje obiektywne szczęście
przestaje być tylko szczęściem moim.Byłoby błędem mniemać, że respektując porządek
moralny, czynię to wyłącznie z uwagi na własną korzyść. Takie dość przewrotne
spojrzenie pomija różnicę między celem działania a towarzyszącyrn mu w sposób
konieczny skutkiem. Celem sprawiedliwości jest oddanie tego, co komuś się należy, a że
dzięki temu staję się sprawiedliwy, to na to już rady nie ma. Jedyne wyjście to nic nie
oddawać, wtedy człowiek sprawiedliwy nie będzie.Z drugiej strony, gdyby na każdym
kroku groził nam egoizm, któremu zaradzić może tylko dar z siebie, zupełnie
bezinteresowny, to w kłopotliwej sytuacji postawilibyśmy przyjmującego dar . Bo jeśli
przyjmie, to dla siebie, a więc z egoizmu. Czyli my siebie moralnie wywyższymy, ale
kosztem moralnego poniżenia kogoś drugiego. To wszystko jest więc tylko sofizmatem,
który nigdzie nie prowadzi, stanowić może jedynie przedmiot akademickich
dysput.Zasadniczym problemem dla człowieka jest odczytanie dobra i pójŚCie za nim.
Cnoty mają nam w tym pomóc, bo nie są żadnym celem samym w sobie. W każdej
dziedzinie życia potrzebne są usprawnienia, czy to w sztuce, czy w nauce, po to są
szkoły, po to mistrzowie. Dlaczego więc
105
dziedzina moralnoŚCi miałaby być takich usprawnień pozbawiona? Przeciwnie, są one
konieczne, bo dotyczą każdego człowieka, a gdy ich nie ma, każde dobro staje się za
trudne i albo w ich miejsce pojawi się wiele skrzywień czy wad, albo też zrodzi się w
końcu dobro, ale z takim wysiłkiem, jak ta śmieszna mysz, o której mówi
Horacy.parturiunt montes, nascetur ridiculus mus - "stękają góry, urodzą śmieszną mysz".
V. TEORIA PRA w A NA TURALNEGO:
czyl'J DOBRO!
Pole Iudzkiej moralności wyznaczone jest przez dobro, głównie dobro osobowe, które
jako ujrzane wiąże nas w sumieniu. Decyzja zgodna z sumieniem jest dobrem
moralnym, niezgodna - złem. Jakie są właściwie ostateczne podstawy takiego właśnie
związku człowieka z dobrem?Związku dość szczególnego, nie jest to przecież
determinizm dostrzegany w naturze, niejest to teżjakaś próżnia, w której dobro byłoby
dopiero kreowane. Dobro jest ujrzane, ale my możemy za nim pójść Iub nie. Wszelako
sam wybór drogi do Iub od dobra nie jest neutralny, ujrzane dobro od razu .,nas
moralnościowo wiąże. I to właśnie domaga się wyjasnienia.Każda zmiana, jaką
dostrzegamy w naturze, wypływa z pewnych wewnętrznych inklinacji, i to ściśle
zdeterminowanych. W ten sposób drzewo najpierw z wiosną ciągnie soki, potem
okrywa się Iiśćmi, wypuszcza kwiaty, z których następnie zawiązują się owoce, a w
nich dojrzewają nasiona.Inaczej rośniejabłoń, inaczej wiśnia. Podobnie rozwój i życie
zwierząt suponuje obecność analogicznych inklinacji. Gdyby było inaczej, wszystko
stałoby się przypadkowe, a przecież widzimy, że przypadek zdarza się sporadycznie i
jest nie do pomyślenia bez trwałych, uporządkowanych zmian.To, co leży u podstaw
zmian naturalnych, zwane jest właśnie naturą. Natura to istota Iub forma rzeczy, o ile
jest zasadą zmiany, rozwoju, ruchu. Dzięki względnej
107
stałości natury i związanych z nią zmian możIiwe jest sformułowanie praw, któryrni zajmuje
się bioIogia i inne nauki szczegółowe. Gdyby takiej stałości nie było, wówczas nie tylko
mieIibyśmy do czynienia z chaosem, ale również upadłyby nauki. A przecież prawa takie z
coraz większą precyzją są rozpoznawane.Z filozoficznego punktu widzenia obecność
wewnętrznych inklinacji świadczy o celowości, czyli o celowyrn działaniu natury, przy czyrn
sam cel rozumiany jest nie jako kres zmiany, lecz jako ten wewnętrzny motyw kierujący
zmianą w tym, a nie innym kierunku. Bez tego wewnętrznego motywu zmiana zawsze byłaby
chaotyczna. W takiej zaś mierze, w jakiej istnieje inklinacja, jej cel określić można mianem
dobra. Zmiana prowadząc od tego, czego jeszcze nie ma, do tego, co będzie, jest przejściem z
możności do , aktu, a więc do pewnej doskonałości. Doskonałość jest więc
urzeczywistnieniem czegoś, ku czemu otwarta jest inklinacja. Ta doskonałość ujęta najszerzej
ma charakter analogicz.ny, a nie jednoznaczny, ponieważ inna jest doskonałość
drzewa, inna ptaków , inna zwierząt. Tym samym cel-dob- , , ro też musi być rozumiany
analogicznie.Obserwując naturę, dostrzec w niej możemy dwie takie ..r' podstawowe
inklinacje: inklinację do zachowania życia !i inklinację do jego przekazywania. To są te dwa
motory napędzające cały ruch natury, wokół nich skoncentrowane są wszystkie czynności
spełniane przez zwierzęta czy rośliny .Tym samyrn zachowanie życia i jego przekazywanie
to dwa naczelne dobra, do których natura dąży.Kiedy przyglądamy się człowiekowi, to
również widzimy, że te dwie inklinacje są w nim obecne. Ale oprócz nich jest jeszcze jedna.
Posiada ona swoje korzenie w tej częŚCi człowieka, która nie jest w ścisłym sensie naturą,
lecz czymś ponad naturą, a która sprawia, że człowiek jest osobą. Ta "CZĘść" to
niematerialna dusza organizująca !ii' "i! c ciało i dysponująca dwiema duchowymi władzami
- in- .'ii te.lektem i wolą.
108
~!1
Czy i w tych władzach jest jakaś quasi-naturalna skłonność? Bez wątpienia jest. To skłonność
do rozwoju życia osobowego przez prawdę, dobro i piękno. InteIekt bowiem nastawionyjest
na poznanie rzeczywistości, czyli na prawdę, wola - na umiłowanie dobra, obie zaś władze
jako zjednoczone - na piękno. w tym właśnie realizuje się, a wiĘC i doskonali nasze życie
osobowe. A ponieważ człowiek przez prawdę, dobro i piękno otwarty jest na całą
l'zecZywistOŚĆ, zarówno na świat natury,jak i na świat osób łącznie z samyrn sobą, to dwie
pierwsze inklinacje stają się integralną częścią jego życia osobowego, będąc zarazem dobrem
nie tylko naturalnym, aIe i osobowyrn. Albowiem pragnienie zachowania życia czy jego
przekazywania nie może być zawężone do poziomu czysto biologicznego: to człowiek-osoba
dzięki odżywianiu się trwa, to czlowiek--osoba dzięki przekazaniu życia się rodzi. Celem
wszystkich inklinacji jest więc dobro osobowe.Równocześnie widzimy, że wypełnianie tych
pierwszych inklinacji nie dokonuje się w sposób całkowicie zdeterminowany. Muszą one
przejść przez filtr naszego rozumu i naszej woli. Człowiek więc decyduje się, co i kiedy
będzie jadł, kiedy i z kim przekaże nowe życie, w jaki sposób będzie szukał prawdy. Nie
tylko więc inklinacje, ale i sposób ich urzeczywistniania ma charakter ludzki, a wiĘC
osobowy.I właśnie w tyrn punkcie pojawia się pewne pęknięcie.
Cały świat poza człowiekiem da się ująć w wiele zdeterminowanych praw. Czy więc w
porządku ludzkiego życia, wolnego i rozumnego, prawa takie istnieją? A jeśli tak, to jaki
one mają charakter? Bo przecież mogą to być takie same prawa, jakie rządzą życiem
roślin i zwierząt, a które możemy tylko skonstatować. Tu jednak jest coś więcej.Podczas
gdy cała natura "chcąc nie chcąc" podlega pewnyrn prawom, to człowiek musi najpierw
odczytać prawa, które jego dotyczą. Czyta je właśnie rozpoznając te trzy podstawowe
inklinacje swoiście związane z dobrem osobowym. Wedle porządku inklinacji pojawia
109
się ludzki porządek prawny. Jeśli bowiem celem działania jest dobro, to jest ono dobrem o
tyle, o ile wychodzi naprzeciw inklinacjom. Nie jest to więc dobro abstrakcyjne, idealne czy
wykreowane. Jest natomiast bardzo konkretnie związane z podstawowymi inklinacjami. I
stąd;
się blerze dwojaka strona ludzkiego prawa, które od czasów stoików nazywa się prawem
naturalnym. , Jedna strona to prawo do zachowania życia, jego przekazywania i
osobowego rozwoju, druga strona - to moral- ..ne związanie przez takie prawo. Jeśli ktoś
ma do czegoś ;:
prawo, to ja zobowiązany jestem prawa to respektować.
A wiĘC u podstaw moralnościleży prawo naturalne, prawo jc wynikające z natury człowieka.
A choć dziś prawa człowieka :..,
wiążemy najczęściej z tZW. Deklaracjq praw cz/owieka, to :i musimy pamiętać, że
prawa te płyną z natury , a nie ii z czyjegoś dekretu, umowy czy konwencji. Dekret
co !\ najwyżej może je formalnie potwierdzić, ale nie on o ich
niezbywalności.Odkrycie prawa naturalnego ma dla rozumienia noŚCi, jak również
wszelkiego prawa stanowionego, znacze.nie kapitalne. Okazuje się bowiem, że
sumienie jest kompasem, który na jej zgodność lub niezgodność z Uderzenie w
czyjeś prawo czy to do życia, czy jego zywania, czy osobowego rozwoju jest złem
moralnym, uderzającym w dobro osobowe. z tego też tytułu prawo stanowione czy
obyczaje, których jest bez liku, stanowią podstaw moralności, a nawet, jeśli z
naturalnym są niezgodne i w nie uderzają pseudo-prawem czy po prostu złym
obyczajem. T i obyczaje nie wiążą człowieka w sumieniu. z faktu że w historii jami
obowiązującymi w jakichś państwach czy kulturowych, nie wynika ani relatywizm
moralny, konwencjona1izm. ..,.
,
110
:11
stanowionym. Ma ona swoje trwałe pokłady w naturze człowieka i płynących z niej
naturalnych inklinacji. Dlatego też stopień rozwoju cywilizacyjnego, jaki spotykamy w
dawnym Egipcie czy Persji, nigdy nie może przesłonić nam często odwrotnego stopnia
demoralizacji. Cała ta machina skierowana była przeciwko człowiekowi, łącznie z
obyczajami i religią. A tymczasem podstawą kultury i cywilizacji musi być troska o
dobro człowieka.Trzech wymienionych inklinacji nie można traktować w sposób
oderwany. MusZĄ być one rozpatrywane przez pryzmat naczelnego dobra, jakim jest
dobro osobowe.Stąd właśnie bierze się potrzeba nie jakiegokolwiek, lecz rozumnego
odżywiania się, przekazywania życia czy poszukiwania prawdy. Dziś, pod wpływem
dualistycznej koncepcji człowieka, mającej swoje źródło w kartezjanizmie, inklinacje te
zostały porozrywane. Szczytowym przykładem fatalnych konsekwencji, jakie z tego
mogą wyniknąć, jest freudowska psychoanaliza, w ramach której zaleca się
"popuszczenie" naturze szczególnie na poziomie inklinacji drugiej. Głosi się więc
zupełną swobodę seksualną, bo to uwolni człowieka spod jarzma super-ego , czyniąc
życie bogatszym i przyjemniejszym. w efekcie jednak obraca się to przeciwko
człowiekowi, czyniąc go niewolnikiem.
namlętnoŚCi, nie mówiąc jUŻ o niebezpieczeństwach związanych z aborcją. Freudyzm
zdominował kulturę, która dusi się jUŻ od apoteozy seksu i przemocy. Tymczasem człowiek,
będąc jednym bytem, a nie oddzielnie duszą i oddzielnie ciałem, jest odpowiedzialny
moralnie za to, w jaki sposób urzeczywistniać będzie swoje inklinacje.I nie chodzi tu o
podleganie nakazom wymyślonego super-ego, lecz o rozumne liczenie się z do brem.Inne
niebezpieczeństwo wiąże się z brakiem respektowania prawa do prawdy na poziomie
inklinacji trzeciej. Przejawia się to w dwu postaciach. Albo propaguje się cywilizację
kłamstwa, co ma miejsce w państwach totalitamych, albo też za naczelne kryterium poznania
przyjmuje się wolność
111
i oryginalność. To zaś łączy się często z brakiem odpowiedzialności za prawdę.Człowiek
będąc wolnym do poszukiwania prawdy, jest prawdą skrępowany , nie może się z nią w imię
wolności nie liczyć. Do prawdy mają prawo wszyscy ludzie, bo jest ich dobrem ściśle
osobowym', choć nie wszyscy zdolni są prawdę w każdej dziedzinie odkryć. Dlatego też
wielka odpowiedzialność spoczywa na tych, którzy z tytułu osobistych zdolnoŚCi i profesji
zajmują się poznaniem, czyli uprawiają naukę. Wyniki badań nie są prywatną własnością,
tym bardziej więc należy się liczyć z tym, czy dążymy do prawdy, czy też do osobistej
sławy. z drugiej zaś strony nie można zapominać, że prawda jest dla człowieka, stąd i nauka
musi mieć granice wyznaczone troską o dobro ludzkie. Jeśli zaś nauka wkracza w rejony,
które to dobro mogą naruszyć, jak choćby inżynieria genetyczna, staje się złem.Integralne
sprzężenie naszych inklinacji powoduje, że człowiek za każdym razem musi odczytać
proporcjonalne dobro, jakie z nimi jest związane. Przeciwnie, rozerwanie tych inklinacji
obrócić się może w zło. A więc prawo do ich urzeczywistniania jest ograniczone przez
relację do dobra osobowego. Tutaj najbardziej widać analogiczność samego dobra. W
niektórych wypadkach człowiek przecież może założyć głodówkę, a więc przestaje
przyjmować pokarm, by w ten sposób walczyć o swoją godność. W innych, wybierając stan
kapłański, zrzeka się realizacji prawa do przekazywania życia. Są wreszcie zakony, w
których nie można zajmować się nauką. O dobru więc zawsze rozstrzyga relacja do dobra
osobowego.Jeśli cały porządek ma charakter dynamiczny , bo związany jest z tym, że na coś
się decydujemy, a więc i coś będziemy robić lub nie, to widać od razu, iż dobro nie jest
czymś obojętnym. Ono jest istotnie wpisane w dynamizm naszego życia. A ponieważ
dynamizm ten nie jest z góry zdeterminowany , lecz suponuje naszą zgodę, to owa zgoda
pozostaje w jakiejś innej relacji do dobra niż zwykła
112
konieczność. Jest to relacja p o w i n n o ś c i. Dobro osobowe wiąże decyzję na mocy
powinności. Ja nie muszę na coś się zdecydować, ale z drugiej strony nie jest tak, że tylko
mogę, gdyż ja powinienem pójść za słusznym dobrem.Dzięki sumieniu wewnętrznie tego
doświadczam.
PowinnoŚĆ więc w sposób całkiem swoisty, bo nie spotykany nigdzie indziej, wyznacza pole
ludzkiego życia moralnego. Jest ona właśnie odpowiedzią na ujrzane dobro, dobro, które
domaga się realizacji. Takim dobrem jest zawsze człowiek--osoba, który mając naturalne
prawo do życia, jego przekazywania i rozwoju osobowego, obliguje nas do wyjścia naprzeciw
wszędzie tam, gdzie dobro to jest nie spełnione albo zagrożone. Stąd, jeśli życie osobowe
przebiega przez to, co nazwaliśmy dobrem w sensie analogicznym, naczelnym nakazem
moralnym wyrastającym z prawa naturalnego jest nakaz: c z y ń d o b r 0! Dobro należy
czynić, a zła unikać. Pozostałe nakazy są tylko partykularyzacją tego nakazu
pierwotnego.Dlatego też tak ważną rolę w stosunkach międzyludzkich odgrywa cnota
sprawiedliwości i słuszności, bo przecież chodzi o oddawanie tego, co komuś się należy.
Należy się zaś to, co wypływa z prawa naturalnego. Dopiero w takiej perspektywie kultura
staje się kulturą ludzką, a cywilizacja jest cywilizacją dla człowieka.Filozofowie XVII i
XVIII-wieczni, którzy tyle deliberowali nad problemem przejścia od sein do so//en, czyli
przejścia od tego, co jest, do tego, co być powinno, zupełnie pominęli porządek prawa
naturalnego wyrastającego z trzech podstawowych inklinacji. Stąd musieli się uciekać albo do
konwencji, albo do jakichś form apriorycznych, jak chociażby kantowska koncepcja
obowiązku, gdzie miejsce realnego dobra ludzkiego zajmuje formalny imperatyw
kategoryczny. A przecież coś mnie wiąże moralnie nie dlatego, że jest jakiś przepis czy
aprioryczny obowiązek, wiąże mnie ujrzane konkretne, osobowe dobro.W jeszcze większym
stopniu arbitralna wydaje się teoria
113
.
konwencjonalistyczna, w ramach której moralność opierałaby się tylko na jakiejś umowie
społecznej. Taka umowa jest często potrzebna, gdy chodzi o szczegółowe sposoby
organizowania życia społecznego, ale nie ona stanowi podstawę moralnoŚCi. Człowiekowi
przysługują pewne niezbywalne prawa z tego tytułu, żejest człowiekiem, a nie dlatego, że
ktoś się z kimś umówił. Gdzie istnieje zagrożenie dla dobra osobowego, tam wszystkie
umowy stają się pseudoprawem czy wręcz bezprawiem.Uświadomienie sobie rangi
naczelnego nakazu moralnego: czyń dobro! pociąga za sobą nie tylko zahamowanie działania
w kierunku zła, ale nade wszystko apeluje do człowieka o wyjście z pewnej inercji. Na
każdym przecież kroku jest wiele dobra do zrobienia, to dobro nadać może zdrowy pęd
naszemu życiu, tu nie grozi ani nuda, ani melancholia. Ale niestety współczesna kultura
zdominowana została przez twórczość, w której głównie pokazuje się atrakcyjność zła,
sięgającą korzeniami biblijnego owocu zakazanego. Jest to ciągnąca się przez wieki pułapka,
do której dorabia się pseudonaukowe teorie albo okrasza tzw.artystycznym posmakiem. A
tymczasem dobro jest tym, do czego należy dążyć i co należy czynić, ono jest naprawdę
atrakcyjne, bo zło jako przedmiot dążenia jest tylko dobrem pozomym, realnie natomiast jest
brakiem.w metafizyce klasycznej prawo naturalne traktuje sięjako odbicie prawa wiecznego,
będącego wyrazem planu stwórczego. w człowieku prawo wieczne realizuje się w sposób
swoisty , jest ono czymś zadanym, czymś, co mamy odczytać i w sposób wolny
urzeczywistniać. Co więcej, każdy człowiek ma swoją własną ideę w Bogu, stąd droga życia
każdego człowieka jest jedyna i niepowtarzalna. Przemierza ją podejmując decyzje, za które
moralnie odpowiedzialny jest tylko przed sobą i przed Bogiem. Poza nami i Bogiem nikt więc
nie ma prawa moralnie nas sądzić, bo nikt nie ma dostępu do naszego sumienia. To w jeszcze
większym stopniu podnosi człowieka, ale też i nakłada na niego większą
114
odpowiedzialność. Jest to odpowiedzialność za dobro, które ma czynić, i za zło, którego
ma unikać. I dlatego każdy człowiek musi wziąć swoje życie we własne ręce.
ZAKOŃCZENIE - MORALNOSt A RELIGIA
W pracy tej przedstawiliśmy kluczowe momenty składające się na to, co określane jest
mianem etyki klasycznej.Uważny czytelnik mógłby teraz zapytać: czy religia odgrywa jakąś
rolę w życiu moralnym człowieka, czy też rola ta ograniczona jest tylko do tych, którzy
słabo rozumieją, o co w moralności chodzi, i muszą w związku z tym, jeśli zależy im na
życiu godziwym, bez końca zaufać religii, a szczególnie Bożym przykazaniom? Wydawać
by się mogło, że ta druga odpowiedź jest bliższa prawdy. Bo przecież znamy ludzi o
wysokim, jak byśmy powiedzieli, morale, a więc ludzi szczerych, uczciwych, odważnych,
którzy albo są indyferentni w sprawach religii, albo też są "wierzący, ale nie praktykujący".
Nie dość tego, wielu "praktykujących " - łącznie z księżmi - wygląda z punktu widzenia
moralnego . dość . podejrzanie, co budzi z kolei ironiczny uśmiech na twarzach krytyków
religii. Jak to więc właściwie jest z tym stosunkiem religii do moralności? Czy rzeczywiście
człowiek światły i prawy potrzebuje religii, czy też jest ona potrzebna tylko ludziom
"małym" i niewykształconym?Przychodzi tu na myśl anegdota o pewnej Rosjance, która
tUŻ po wyborze kardynała Karola w ojtyły na papieża pytała ze szczerym zdumieniem: "To
jak to, ten człowiek zna tyle języków, napisał tyle książek, rozumie nawet filozofię, wszyscy
go podziwiają, i on wierzy w Boga?" No właśnie.On wierzy w Boga, choć w zupełnie innym
sensie niż myślała o tym bohaterka naszej anegdoty. Bo istnienie Boga nie jest
ll7
zasadniczo przedmiotem wiary , wierzy się w to, że Bóg jest jeden, ale w Trzech Osobach, że
Bóg-Ojciec wysłał swojego Syna, aby nas zbawiI, ale samo istnienie Boga jest prawdą, do
której dojść możemy bez pomocy wiary. Nie oznacza to wcale, że poznajemy istnienie Boga
tak, jak poznajemy istnienie świata, który nas otacza, czy samych siebie. Jedyne, co możemy
poznać w sposób racjonalny, to prawdę zdania:"Bóg istnieje", a prawda ta jest dlatego
konieczna, że bez niej istnienie czegokolwiek byłoby niezrozumiale, bo nic nie ma w sobie
racji wlasnego istnienia. Taką racją może być tylko taki byt, który w sobie ma rację istnienia,
a to jest wlaśnie Bóg. I co ciekawe, tę prawdę ludzie najczęściej spontanicznie afirmują, tylko
że później mediacja kultury i różnego typu nauk powoduje, że rozumienie, kim Bóg jest, jak
istnieje, jaka jest relacja świata do Niego, prowadzi do powstania wielu mylnych teorii czy
kultów, Iącznie z agnostycyzmem czy nawet ateizmem.A przecież sam ateizm, jak każda
negacja, suponuje uprzednią afirmację, bo muszę najpierw coś uznać, abym mógl to
zanegować i odrzucić. Ateizm w ścislym sensie nie jest łatwą rzeczą, on plynie z gorącej
wiary, najczęściej wiary zawiedzionej, tragicznej, do której potem dorabia się ideologię czy
filozofię. Motywy są tu bardziej osobiste niż racjonalne. A zresztą, jak słusznie zauważa
jeden z najwybitniejszych wspólczesnych kontynuatorów filozofii klasycznej, Etienne Gilson,
jeśli Bóg nie istnieje, to po co tak zaciekle walczyć z czymś nie istniejącym? Jeśli natomiast
chodzi tu o walkę z kultem i świadomością religijną, to w sensie ścisłyrn nie jest to ateizm,
ale jakaś forma "Kulturkampfu" o charakterze politycznym. Obie formy ateizmu, nie mogąc
obrać sobie za przedmiot bezpośredniego ataku Boga, skierowały oczywiŚCie swoje ostrze
przeciwko temu, w co najłatwiej jest trafić, a więc - człowieka i świątynie.Zbrodnie i
prześladowania obejmowały nie tylko obcych, ale i bliskich, łącznie z najbliższą rodziną. I nie
ma się czemu dziwić, bo jak zauważa rzymski historyk Marek Justynus,
118
komentując bratobójstwo popełnione przez króla perskiego Kambyzesa, prekursora
wojującego ateizmu, trudno bylo wymagać, aby ten, który gardzil religią i odnosil się wrogo
do samych bogów, oszczędzal swoich bliskich. Niestety, prawda tego spostrzeżenia
sprawdzila się w xx wieku w sposób zastraszający.Oczywiście, nie można tu też zapomnieć o
religiach, które nie respektują podmiotowoŚCi czlowieka, wskutek czego staje się on
narzędziem walki religijnej, walki wykorzystywanej najczęściej w celach politycznych. Taka
walka niesie ze sobą bezsensowną śmierć wielu ludzi gotowych na każdy rozkaz wladzy zabić
i zginąć. Pod pozorem woli Bożej spelniana jest wola tyrana. Czlowiek, miast być sługą
Boga, a więc tym, który w sposób wolny godzi się postępować zgodnie z przykazaniami, staje
się niewolnikiem Boga, czyli praktycznie niewolnikiem wladcy. A tojUŻjest pseudoreligia i
pseudomoralność.Nie wdając się w szczegółowe dysputy religijne, bo to przekracza zakres
naszych rozważań, należałoby chyba podkreślić, że religia katolicka stanowi ten glówny nurt
chrześcijaństwa, w którym z wielką troską podchodzi się do kwestii osobistej moralnej
odpowiedzialnoŚCi za podejmowane decyzje każdego czlowieka, niezależnie od tego, jakiej
jest narodowości i jakiego wyznania. Każdy czlowiekjest podmiotem-osobą zdolnym do
czytania dobra i pójścia za nim.Ten moralny aspekt religii katolickiej jest więc uniwersalny,
tym piękniejszy, że naczelnym prawem plynącym z Nowego Testamentu jest milość do
bliźniego, nawet jeśli jest naszym wrogiem. Z tym przykazaniem nie może się równać ani
szowinizm religijny, ani też modne dziś haslo tolerancji. Tolerancja, która początkowo
oznaczala respektowanie prawa każdego człowieka do wyboru takiej, a nie innej wiary, dziś
zostala poszerzona w sposób dość dziwny na wszystkie sfery życia człowieka, łącznie z nauką
i prawem - a więc takie sfery, gdzie istnieje racjonalny i sprawdzalny
119
sposób pokazania prawdy i fałszu, dobra i zła. w konsekwencji w imię tolerancji mamy być
obojętni na zło i fałsz, a jeśli próbujemy oponować, to jest to traktowane jako zamach na
kogoś. Tak pojęta tolerancja, która przedtem miała swoje uzasadnienie w odniesieniu do
rzeczy niesprawdzalnych, gdyż wiara dotyczy właśnie rzeczy niesprawdzalnych (inaczej
byłaby wiedzą, a nie wiarą) - teraz staje się często dość zmyślnym narzędziem manipulacji.
w jej imieniu narusza się sprawiedliwość, wymagając, byśmy byli tolerancyjni, czyli defacto
przymknęli oczy na niesprawiedliwy podział dóbr. w jej imieniu dobro wspólne mamy
traktować jako dobro osobiste, gdzie każdy może mówić i robić, co mu się żywnie podoba.
Pod pozorem osobistych przekonań następuje zalew fałszywych informacji, a pod pozorem
osobistych postaw - dość wątpliwych wzorców .Jeśli są to tak osobiste rzeczy, to po co je
rozgłaszać? Bo przecież, gdy są już rozgłoszone, przestają być prywatne, a wtedy wszyscy
mają prawo do nich się ustosunkować, i to według kryteriów obiektywnych, a nie
osobistych. Mamy tu więc do czynienia z wyraźnym pomieszaniem
porządków.Chrześcijańska miłość bliźniego wyrasta nie tylko stąd, że każdy człowiek jest
osobą, ale nade wszystko stąd, że jest "dzieckiem Bożym ", że został stworzony na
podobieństwo Boga. Ta transcendentalna relacja każdego człowieka do Boga otwiera
perspektywę nowej miłości, zwanej po łacinie caritas. w bliźnim kochamy "dziecko Boże",
którym jest każdy człowiek, niezależnie od tego, jakiego jest wyznania, narodowości, co
robi i co myśli. A ponieważ miłość wyraża się zawsze na sposób działania, a nie poznania,
to przejawia się w działaniu, a nie myśleniu. Stąd nasza postawa wobec innych kierowana
miłością-caritas wyraża się w czynieniu dobra dla nich. żaden człowiek z zasięgu tej miłości
nie może być wykluczony, choćby był zbrodniarzem, złodziejem, kłamcą. w dalszym ciągu
bowiem jest człowiekiem i jest "dzieckiem Bożym ". I taką to miłość opiewa św. Paweł w
Liście do Koryntian, mówiąc, że jest
120
cierpliwa, łaskawa, bez zazdrości, że nie czyni na złość, nie nadyma się, nie pragnie
zaszczytów , nie szuka swego, nie unosi się . gniewem, nie myśli złego, nie raduje się z
niesprawiedliwości, wszystko znosi i wszystko przetrwa. Ale też i miłość taka przekracza
naturalną zdolność całej natury , dlatego potrzebuje specjalnej pomocy ze strony samego
Boga. Cóż większego może być nad caritas? Na jakich lepszych podstawach zbudować
można ludzką cywilizację?Doprawdy, ani na szowinizmie religijnym, ani na tolerancji, która
jest ukrytym egoizmem, a co najmniej wyrazem obojętności wobec innych ludzi.Jaka więc
właściwie jest relacja religii do moralności? Czy rzeczywiŚCie potrzebują jej tylko ludzie
"mali" i "ciemni"? Najpierw zwróćmy uwagę, że religia jest częścią moralności z tego
tytułu, że stanowi ona uzupełnienie cnoty sprawiedliwości. Jeśli bowiem sprawiedliwość
wymaga, aby oddać to, co się komuś należy, to największymi dłużnikami jesteśmy wobec
Boga. A choć tego, co otrzymaliśmy , nie jesteśmy w stanie wyrównać, bo przecież w
rewanżu nie stworzymy Boga, niemniej jednak zobowiązani jesteśmy przynajmniej okazać
swoją wdzięczność, a temu służy religia. Jest ona więc częścią moralności, a nie jakimś
dodatkiem. Jako część moralności nie może wyczerpać się w teoretycznym uznaniu istnienia
Boga, lecz konieczne jest konkretne działanie, tak jak konkretnie dzielimy się z kimś,
kierując się sprawiedliwością. Kult religijny, obrzędy, obyczaje, modlitwa - to wszystko są
ludzkie formy praktycznego oddawania czci, których brak staje się złem moralnym,
ponieważ naruszona zostaje wówczas sprawiedliwość. Nie wystarczy myśleć o Bogu, lecz
musi być ku Niemu skierowane nasze działanie.Ale jest jeszcze jeden ważny moment. Oto
egzystencjalna pozycja człowieka w świecie jest w znacznym stopniu zwichnięta.
Zwątpienia, wahania, rozterki, niepewność, potknięcia - to wszystko niesie ze sobą życie,
temu, w sposób bardziej skondensowany, daje wyraz sztuka. Skądjesteśmy?Dokąd idziemy?
Racjonalna odpowiedź na te pytania jest
121
mało przejrzysta. Mamy zbyt mało sił, by zawsze iść za słusznym dobrem, ostateczny
cel naszego życia jest mało czytelny. Wiemy , że to wszystko, co kochamy, do czego
dążymy nie jest w stanie wypełnić naszej miłości, to zaś, co poznajemy, choć zawiera
mnóstwo informacji, które można mnożyć bez końca, pozbawione jest poznania
pierwszej i podstawowej racji tłumaczącej istnienie nas samych, świata, kosmosu. Racji
tej dotykamy tylko pośrednio, w sposób nieadekwatny. A przecież sam fakt
formułowania tych dręczących egzystencjalnie pytań świadczy o tym, że odpowiedź na
nie jest dla człowieka czymś najważniejszym, że od niej jakby wszystko zależy.
Tymczasem rozum napotyka jakąś barierę, którą chce przekroczyć, a nie może.I właśnie
w tym momencie naprzeciw naszym pragnieniom wychodzi religia bazująca jUŻ nie na
naturalnym poznaniu, ale na Objawieniu. Objawienie dopełnia nasze rozumowe i
naturalne poznanie, intensyfikuje miłość ukazując jej ten nadrzędny Cel. z punktu
widzenia moralnego ma to znaczenie niebagatelne. Jeśli bowiem newralgicznym
punktem moralnoŚCi jest decyzja, to widzenie słusznego dobra w relacji do Celu
ostatecznego, a więc widzenie człowieka w relacji do Boga, utwierdza nas w
niezbywalności tego, co nazywamy godnością. Już nie kodeks czy prawo naturalne, ale
sam Bóg to poświadcza. Wyższej instancji jUŻ nie ma. Wszystko, w imię czego
godność tę chcielibyśmy podważyć, jest pseudo-racją.Czy może być dla decyzji lepsze
oparcie? A jest ono potrzebne, gdyż nierzadko kultura, ideologia lub nauka może być
przeciwko człowiekowi użyta próbując go redukować do zwierzęcia lub części
społeczeństwa. Ale wówczas jest to pseudokultura, pseudoideologia, pseudo-nauka.
Również miłość-caritas wzmacnia nasze przylgnięcie do słusznego dobra, że nie tylko
potrafimy je poznać, ale również za nim iść.Człowiek wierzący jest o tyle w lepszej
sytuacji od człowieka indyferentnego czy niewierzącego, że posiadane
122
przezeń dyspozycje lub cnoty mogą być w sposób nadnaturalny wzmocnione. Dzieje się
to za sprawą łaski. Taką łaską jest sama wiara, a także nadzieja, miłość, mądrość,
zdrowie, zdolność prorokowania czy znajomość języków.Łaska ta pochodzi od Boga, a
ponieważ jest łaską, nie pojawia się wskutek takich czy innych ludzkich zasług.Człowiek
natomiast może mieć w niej udział, jeśli zdobędzie się na wysiłek modlitwy i
kontemplacji, jest to jakby jego osobisty wkład.W ten bowiem sposób zobaczyć może
posiadane dary i wzmocnić za ich pomocą swoje działanie. Kultura, która nie ceni
modlitwy i kontemplacji, lecz sprowadza człowieka do roli operatora maszyn lub
komputerów, a czas wolny każe mu wypełniać doznawaniem wrażeń, wyjaławia i
pustoszy całe życie duchowe. Nic więc dziwnego, że dziś, gdy istnieją tak
nieprawdopodobne środki komunikacji, gdy wiadomość w ciągu sekundy oblecieć może
cały świat, coraz trudniej jest nawiązać kontakt nawet z najbliższymi ludźmi, żyjemy
obok siebie, a niewiele mamy sobie do powiedzenia.Ważną rolę w życiu człowieka
wierzącego odgrywają też Sakramenty. Są to pewne zmysłowe znaki, takie jak rzeczy,
słowa czy działania, których celem jest wzniesienie człowieka od tego, co zmysłowe, do
tego, co duchowe.Sakrament chrztu uwalnia człowieka od grzechu pierworodnego,
sakrament małżeństwa nobilituje miłość małżeńską, dając jej wymiar duchowy ,
sakrament kapłaństwa pozwala na wyższe uczestnictwo w kapłaństwie Chrystusa.z
każdym sakramentem (a jest jeszcze sakrament bierzmowania, pokuty, namaszczenia
chorych) związana jest pewna nadprzyrodzona moc, dzięki której człowiekowi łatwiej
jest zbliżyć się do Boga.Oprócz tych "impulsów" w postaci łaski i sakramentów religia
dostarcza też pewnych wzorów postępowania. Należy do nich sam D e k a 1 o 9
objawiony Mojżeszowi przez Boga. Dekalog stanowi pewne rozwinięcie prawa
naturalnego i objawionego, niektóre bowiem przykazania stanowią
123
negatywną eksplikację prawa naturalnego, np. nie zabijaj (bo każdy człowiek ma prawo do
życia ), inne ściślej związane są z religią (np. nie będziesz miał bogów cudzych przede mną).
Przykazania te najpełniej trafiają w to, gdzie człowiek najłatwiej może się poślizgnąć, stąd
bierze się ich praktyczna uniwersalność. Bardziej konkretnych wzorów postępowania
dostarcza sam Chrystus, zarówno swoim życiem, jak i swoją nauką oraz przykładami. śmierć
Chrystusa na krzyżu celem zbawienia wszystkich ludzi i wymazania grzechu pierworodnego
jest wyrazem tej nieogamionej miłości Boga do człowieka. Wzorów dostarczają też święci i
błogosławieni, z których każdy żabłysnął w sposób wyjątkowy którąś z cnót. Dzięki temu
wzory te nie są tylko jakimiś abstrakcyjnymi ideałami czy wartościami, ale bardzo
konkretnymi drogowskazami, do których człowiek wierzący , szczególnic w chwilach
trudnych, może się uciekać.A wreszcie, dzięki religii sam cel ludzkiego życia nabiera 11,.,
pewnej wyrazistości. Jest nim bezpośrednie połączenie z Bo- 1 giem, Bogiem osobowym,
Nieskończoną Prawdą, Dobrem i:i; !i Pięknem. Połączenie to dokonuje się dzięki miłości-
caritas, która jest miłością jakby nadprzyjacielską. Jest to wizja uszczęśliwiająca ( visio
beatifica), która wzmocniona łaską ;i' płynącą od Boga w sposób nieskończony wypełnia
naszego '1 ducha, nie zostawiając nic, co jeszcze mogłoby i pokochane. Tutaj dopiero czuć się
możemy i wypełnieni, to jest cel-szczęście ludzkie. W szystkie dobra są utracalne i
ograniczone, to zaś jest i nieskończone. Na takie Dobro jesteśmy ale w sposób niedoskonały ,
dlatego właśnie potrzebna pomoc Boga w postaci łaski. i Religia więc jaśniej pokazuje cel
życia człowieka i sił w sposób nadprzyrodzony do pokonania drogi, która temu celowi
prowadzi. Droga ta biegnie przez
przecież sam korzeń moralności. Dlatego walka z jest zawsze uderzeniem nie w
Boga, ale w człowieka, w
124
i!:iii
niezbywalne prawo do szczęścia poprzez wiarę, nadzieję i miłość. Walka ta pociąga za sobą
demoralizację jUŻ nie tylko poszczególnych ludzi, ale całych narodów, a nawet pokoleń, na
co dowodów nie trzeba daleko szukać.Jeśli ludzie wierzący nie zawsze idą po słusznej drodze,
zostawmy to ich sumieniu. Każdy człowiek ma swoją drogę, bo kto wie, czy w innych
okolicznościach my , dumni ze swej nieskazitelności, nie postępowalibyśmy jeszcze gorzej.A
przecież ten skarb, jakim jest prawe sumienie wzmocnione religią, zawsze daje człowiekowi
szansę na to, by się zreflektował, by uznał swoją winę i odpokutował. Chrystus uwolnił nas
od winy za grzech pierworodny, ale nie uwolnił od jego skutków. Dlatego droga człowieka
wierzącego nie jest bezbłędna, dlatego nie ma on patentu na " wzorową " decyzję i zawsze
słuszne postępowanie. Natomiast deprawacja sumienia czyni ludzkie życie nieludzkim, bo
ślepym na realne do bro i zło.Religia więc potrzebna jest nie tylko ludziom "małym " i
"ciemnym", potrzebna jest wszystkim, bo początek i cel naszego życia na poziomie
naturalnego poznania pozostaje zawsze ukryty, a nasze przyrodzone siły potrzebują pewnego
nadnaturalnego wzmocnienia. Był Chrystus i byli święci, ale kult świętych ateistów zawsze
budowany był na kłamstwie. Do zasług zaś dochodzili po trupach, nie uznając nawet swojej
winy. Próba więc oderwania moralności od religii, możliwa do pewnego stopnia z punktu
widzenia teoretycznego, praktycznie podcina korzenie moralnoŚCi, bo moralność wyrasta z
miłości do Boga i ludzi.
BIBLIOGRAFIA
Teksty źródłowe
I . Arystoteles - Etyka Nikomachejska, tłum. D. Gromska, Warszawa 1982.2. Arystoteles -
Etyka Wielka. Etyka Eudemejska, tłum. W. Wróblewski, Warszawa 1977.3. Arystoteles -
Polityka, z dodaniem Pseudo-Arystotelesowej Ekonomiki, tłum. L. Piotrowicz, Warszawa
1964.4. Ksenofont - Pisma sokratyczne, tłum. L. Joachimowicz, Warszawa 1967.5. Platon -
Uczta. Eutyfron. Obrona Sokratesa. Kriton. Fedon, tłum.
W. Witwicki, Warszawa 1982.
6. Platon - Państwo z dodaniem siedmiu ksiąg Praw , tłum. W. Witwicki, Warszawa 1958.7.
św. Augustyn - O Państwie Bożym, t. 1, 2, tłum. W. Komatowski, Warszawa 1977.8. Św.
Augustyn - Wyznania, tłum. Z. Kubiak, Warszawa 1978.
9. Św. Tomasz z Akwinu - Summa Theologica, Roma 1974.
Opracowania
1. V. J. Bourke - Historia etyki, tłum. A. Białek, W arszawa 1964.
2. M.A. Krąpiec - Człowiek i prawo naturalne, Lublin 1993.
3. M.A. Krąpiec - Człowiek, Kultura, Uniwersytet, Lublin 1982.
4. M.A. Krąpiec - Ja-człowiek, Lublin 1991.
5. M.A. Krąpiec - u podstaw rozumienia kultury, Lublin 1991.
6. K. Wojtyła - MiłoŚĆ i odpowiedzialność, Kraków 1962.
7. K. Wojtyła - Osoba i czyn, Kraków 1960.
8. J. Woroniecki - Katolicka etyka wychowawcza, t. 1-3, Lublin 1986.