bolesne dojrzewanie Adriana Mole'a


Sue Townsend

BOLESNE DOJRZEWANIE ADRIANA MOLE'A

Z angielskiego przełożyła Hanna Pawlikowska

Książka i Wiedza tytuł oryginału The Growing Pains of Adrian Mole

Copyright © 1984 Sue Townsend

Opracowanie graficzne: Jerzy Rozwadowski

Redaktor: Hanna Rowinska

Korekta: Ewa Dmowska, Ewa DIugosz-Jurkowska

€> Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Książka i Wiedza" Warszawa 1991. 1998

Wydawnictwo „Książka i Wiedza" Warszawa 1998 Wydanie drugie Druk i oprawa:

Drukarnia Wydawnictw Naukowych SA Łódź, ul. Żwirki 2

Trzynaście tysięcy osiemdziesiąta trzecia publikacja „KiW"

!SBN 83-05-13003-7

Mamie, Ojcu i całej rodzinie z miłością i podziękowaniem

Ponieważ arystokratycznemu buntownikowi nie dokucza głód, musi znaleźć inne powody niezadowolenia

Bertrand Russell „Historia filozofii zachodniej"

Kwiecień

4 Niedziela

Ojciec wysłał telegram do Ministerstwa Obrony. Chce wziąć udział w wojnie z Argentyną. Napisał:

WYKWALIFIKOWANY SPECJALISTA OD OGRZEWA­NIA STOP KATEGORIA A STOP ZGŁASZA SIĘ DO SŁUŻ­BY KRAJOWI STOP GOTÓW DO NATYCHMIASTOWEJ MOBILIZACJI.

Mama twierdzi, że ojciec gotów jest na wszystko, byle uniknąć pracy przy renowacji brzegów kanału w Rządowej Agencji do Walki z Bezrobociem.

W czasie posiłku bezskutecznie usiłowałem zlokali­zować Wyspy Falklandzkie na naszej mapie świata. Mamie się to udało: były pod okruchami keksu.

Czuję się trochę głupio, bo w chwili narodowego kryzysu wspominam o problemach osobistych, ale od wczorajszego wieczoru, kiedy to model samolotu na mur przykleił się do mojego nosa, przeżywam prawdzi­we tortury. Nos spuchł mi straszliwie, umieram ze strachu na myśl o tym, że może pęknąć i rozerwać mi mózg.

Zadzwoniłem na oddział nagłych wypadków; po dłuższych prześmiewkach podeszła do telefonu siostra, która wczoraj odkleiła samolot. Powiedziała, że „pra­wdopodobnie mam uczulenie na klej", a opuchlizna zejdzie w ciągu kilku dni. Dodała: „Może to cię oduczy wąchania kleju". Próbowałem wytłumaczyć całe za­jście, ale odłożyła słuchawkę.

Przyszła Pandora, odmówiłem jednak widzenia się z nią. Gdyby zobaczyła mój ohydny nos, odeszły by jej wszystkie uczucia.

5 Poniedziałek

Już taki mój pech! W pierwszy dzień ferii nie mogę nigdzie wyjść z powodu gigantycznie spuchniętego nosa. Nawet mama trochę się zaniepokoiła. Chciała przekłuć opuchliznę wysterylizowaną igłą, ale nie dopuściłem do tego. Nie potrafi przeszyć dżinsów równym ściegiem, a co dopiero mówić o delikatnej procedurze medycznej! Błagałem, żeby zabrała mnie do specjalisty, ale zdecydowanie odmówiła. Oświad­czyła, że potrzebuje pieniędzy na przeprowadzenie badań w przychodni ,,Zdrowa Kobieta". Sprowadza się to do badania pierwszorzędnych i drugorzędnych narządów płciowych. Ni mniej, ni więcej!

Pies zakochał się w cocker spanielce Mitzi. Nie ma najmniejszych szans, ponieważ:

  1. nie jest rasowy;

  2. w przeciwieństwie do większości psów nie stara się wyglądać atrakcyjnie. Próbowałem mu to wytłuma­czyć, ale jedynie popatrzył na mnie ze smutkiem i jakby z wyrzutem, po czym pobiegł z powrotem położyć się przed furtką Mitzi. Być zakochanym to nie żart. Mam z Pandorą podobne problemy jak pies z Mitzi. Obaj należymy do niższej klasy społecznej niż nasze ukochane.

6 Wtorek

Poinformowano naród, że Wielka Brytania i Argen­tyna nie są w stanie wojny, popadły jedynie w konflikt.

Czytam książkę „Scoop" (Bomba) napisaną przez kobietę o nazwisku Evelyn Waugh.

7 Środa

Napisałem i wysłałem do Pandory list miłosny i wiersz. List brzmiał, jak następuje:

Pandoro, moja miłości,

z powodu niefortunnej przypadłości fizycznej nie mogę spotkać się z Tobą osobiście, choć każda komórka mojego jestestwa domaga się Twojej fizycznej bliskości. Cierpliwości, moja ukochana, wkrótce znów będziemy się śmiać!

Twój, wciąż tak samo zakochany

Adrian

PS. Co sądzisz o konflikcie argentyńskim, zwłaszcza w świetle rezygnacji lorda Carringtona?

NIESZCZĘŚLIWY TUŃCZYK

Jestem tuńczykiem

Pływającym w morzu niepowodzeń.

Kiedyż, och, kiedyż

Znajdę grunt na tarło?

Mam nadzieję, że Pandora właściwie odczyta mój wiersz i zrozumie symbolikę ,,gruntu na tarło". Znu­dziło mi się być jedyną dziewicą w całej klasie. Wszyscy poza mną mają doświadczenia seksualne. Barry Kent przechwala się, ile to pań domu zaliczył podczas rozwożenia mleka (jego ojciec jest mleczarzem). Barry twierdzi, że dlatego zawsze spóźnia się do szkoły.

8 Czwartek

Wielki Czwartek. Pełnia księżyca.

Nos trochę otęchł.

Mama wróciła w złym humorze z badań w „Zdrowej Kobiecie".

Pozwoliłem, żeby Pandora odwiedziła mnie w zacie­mnionym pokoju. Odbyliśmy wspaniałą sesję pocałunkową. Pandora miała pod sukienką jedwabne majtki swojej mamy (firmy Janet Reger) i pozwoliła mi dotknąć koronki przy nogawkach. Bardziej intereso­wała mnie koronka przy ramiączkach, Pandora jednak oświadczyła: „Nic z tego, mój drogi, musimy pocze­kać, aż zdamy egzaminy".

Zwróciłem Pandorze uwagę, że cała ta seksualna frustracja katastrofalnie wpływa na moją cerę. A ona na to: „Jeżeli mnie naprawdę kochasz, to poczekasz".

Odpowiedziałem: „Gdybyś mnie kochała, nie chcia­łabyś czekać".

Po tej wymianie zdań Pandora wyszła, musiała odłożyć na miejsce jedwabne majtki od Janet Reger przed powrotem matki z pracy.

Mam trzydzieści osiem pryszczy, dwadzieścia osiem na twarzy, a resztę na ramionach.

9 Piątek

Wielki Piątek

Barry Kent rozprzestrzenia złośliwe plotki, jako­bym był nałogowym użytkownikiem kleju Bostik. Jego ciotka jest sprzątaczką w szpitalu i dowiedziała się o wypadku z nosem i modelem samolotu. To oburzają­ce, że sprzątaczkom wolno rozgłaszać prywatne tajemnice pacjentów. Powinny składać przysięgę Hipokratesa tak samo jak lekarze i pielęgniarki.

Mama całkowicie nie w sosie. Cały czas przesiaduje w domu, pali i wzdycha. W drugim programie BBC była audycja o francuskich niemowlętach, które rodzą się w basenie; wydało mi się to nadzwyczaj interesujące (i erotyczne), ale mama natychmiast przełączyła na program telewizji komercjalnej i oglądała Bernie Wintersa!!! Na moje protesty wrzasnęła: ,,Dlaczego się nie zmyjesz do swojego pokoju, żeby się tam frustrować jak inne nastolatki?"

Ojciec, podobnie jak ja, nie ma najmniejszego pojęcia, z jakiego powodu mama jest taka zgnębiona. W każdym razie ten zły nastrój ogarnął ją od chwili powrotu z przychodni ,,Zdrowa Kobieta".

Może nie czuje się dobrze.

„Canberra" odpłynęła na Falklandy ze starszym bratem Barry Kenta, Clive'em, na pokładzie.

10 Sobota

Berta wyrzucono z klubu Brytyjskich Weteranów, bo stwierdził, że Falklandy należą do Argentyny. Bert specjalnie się tym nie przejął, chodził do klubu głównie z powodu niższych cen piwa.

Babcia przyszła do nas sprawdzić, czy nie mamy w spiżarni puszek z argentyńską wołowiną. Wyszliśmy z tej próby zwycięsko, bo na nasze zapasy konserw złożyły się krowy brazylijskie.

Babcia ma teraz jakiś dziwny wyraz oczu. Mama twierdzi, że to przejaw szowinizmu, ale mnie to wygląda raczej na początki katarakty. Przerabialiśmy to w poprzednim semestrze na biologii człowieka, więc wiem, o czym mówię.

11 Niedziela

Wielkanoc

Klasa robotnicza haruje na okrągło przez dwadzieś­cia cztery godziny, żeby poreperować stare brytyjskie okręty wojenne. Wielka Brytania planuje niespodzie­wany atak na Argentynę za sześć tygodni.

Babcia niemal siłą zaciągnęła mnie do kościoła. Pastor kazał nam się modlić za mieszkańców Falklan­dów. Oświadczył, że ,,znajdują się pod podeszwą faszystowskiego buta". Nieprzytomnie się zapędził mówiąc o światowym pokoju. Moim zdaniem to kazanie trwało o wiele za długo, nawet babcia zaczęła się wiercić i szeptać o nastawieniu brukselki.

Zdecydowałem się wyznać babci, że nie jestem już wierzącym chrześcijaninem. Będzie musiała znaleźć sobie kogoś, kto by jej pomagał chodzić pod górę do kościoła. Nie dostałem w tym roku wielkanocnego jajka; oboje rodzice stwierdzili, że jestem na to za stary. Można by przypuszczać, że istnieje specjalny przepis zabraniający piętnastolatkom jedzenia wielkanocnych jajek!

12 Poniedziałek

Poniedziałek wielkanocny

Myślę, że z mamą dzieje się coś naprawdę niedobre­go; zachowuje się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. Przyszła do mojego pokoju zmienić pościel; kiedy zaczęła strząsać popiół z papierosa na mapę kampanii falklandzkiej, zaprotestowałem, na co mama zawoła­ła: „Adrianie, na miłość boską, ten pokój przypomina świątynię! Dlaczego nie rzucasz ubrań na podłogę jak każdy normalny nastolatek?"

Wyjaśniłem, że lubię schludność i porządek, a mama wyszła z pokoju z okrzykiem: „Masz jakąś cholerną obsesję".

Moi rodzice ciągle się sprzeczają na temat sypialni. Część należąca do ojca jest niezwykle porządna, ale po stronie mamy królują obrzydliwe przepełnione popiel­niczki, stare pożółkłe numery „Observera", książki, pisma, podłogę zalegają sterty nylonowych majtek. Na półkach po jej stronie łóżka pełno ohydnych śmieci, które kupuje w różnych antykwariatach, statuetki bez rąk, powyszczerbiane wazony, stare śmierdzące książ­ki itd. Żal mi ojca, że musi z nią dzielić pokój. Na jego półkach leży jedynie księga Stowarzyszenia Automo­bilowego i stoi zdjęcie mamy w ślubnej sukni. Swoją drogą, to jedyna znana mi panna młoda, z której nozdrzy wydobywa się dym papierosowy.

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ojciec się z nią ożenił.

13 Wtorek

Kiedy skończył się odcinek serialu „Na skrzyżowa­niu", zapytałem ojca, dlaczego właściwie ożenił się z mamą. Jakby zerwały się tamy! Doszło do głosu piętnaście lat goryczy i rozczarowań. Powiedział w pe­wnej chwili: „Adrianie, unikaj błędu, który ja popeł­niłem. Nie pozwól, żeby ciało kobiety przysłoniło jej prawdziwy charakter i nawyki".

Wyjaśnił, że poznał mamę w okresie mody na spódniczki mini. Mama podobno miała wtedy wspa­niałe nogi i uda. „Adrianie, musisz zrozumieć, że większość kobiet wyglądała po prostu strasznie w spó­dniczkach mini, toteż twoja matka należała w pewnym sensie do wyjątków".

Zaszokowało mnie tak dyskryminujące podejście do płci odmiennej i powiedziałem, że jestem zakochany w Pandorze z powodu jej walorów umysłowych i współczucia okazywanego przez nią nędzniejszym śmiertelnikom. Ojciec roześmiał się nieprzyjemnie i stwierdził: „Jasne! Tylko gdyby Pandora była brzyd­ka jak siedem grzechów głównych, nigdy byś nie zwrócił uwagi ani na tę jej cholerną inteligencję, ani na wrażliwe serduszko".

Naszą pierwszą męską rozmowę zakończył słowa­mi: „Pamiętaj, dzieciaku, nawet nie myśl o małżeńst­wie, zanim nie spędzisz z babką kilku miesięcy w jed­nym pokoju. Jeśli przez trzy dni będzie zostawiała majtki na podłodze, zapomnij o całej sprawie".

14 Środa

Właścicielka Mitzi przyszła poprosić, żebyśmy trzy­mali naszego psa w domu. Mama oznajmiła, że pies żyje w liberalnym środowisku i może chodzić, gdzie mu się podoba.

Właścicielka Mitzi, pani Carmichael, oświadczyła, że jeśli nasz pies dalej będzie „prześladował Mitzi", to złoży na niego skargę do policji. Mama się roześmiała:

„Dlaczego nie pójdzie pani na całość, dlaczegóż by nie nakaz Sądu Najwyższego?"

Pół godziny później przyszedł pan Carmichael. Oświadczył, że Mitzi przygotowuje się na doroczną wystawę psów i musi unikać wszelkich stresów. Mama na to: „Mam ważniejsze sprawy na głowie niż romans cocker spanielki z kundlem". Miałem nadzieję, że oznaczało to ugotowanie kolacji, myliłem się jednak, bo mama poszła do kuchni, żeby przeczytać „Guardiana" od deski do deski, więc znowu musiałem otworzyć puszkę tuńczyka.

15 Czwartek

Obudziłem się o czwartej rano z bólem zęba. Wzią­łem sześć aspiryn dla dzieci na uśmierzenie bólu. O piątej obudziłem rodziców i powiedziałem im, że strasznie cierpię. Ojciec: „To wyłącznie twoja wina, nie poszedłeś do dentysty na ostatnie trzy wizyty".

O piątej trzydzieści poprosiłem ojca, żeby mnie zawiózł na ostry dyżur, ale odmówił i przewrócił się na drugi bok. Jemu to dobrze, nie ma w ogóle żadnych własnych zębów. Siedziałem na łóżku cierpiąc katusze i obserwując, jak niebo nabiera jasności. Szczęśliwe, bezzębne ptaki rozpoczęły swój straszliwy koncert i wtedy przysiągłem sobie, że od tej chwili będę chodził do dentysty cztery razy do roku, nawet jeśli nic mnie nie będzie bolało.

O dziewiątej obudziła mnie mama wiadomością, że zamówiła wizytę w klinice dentystycznej. Wyjaśniłem, że ból ustał i wobec tego należy wizytę odwołać.

16 Piatek

Ostatnia kwadra księżyca

Obudziłem się o trzeciej nad ranem umierając z powodu bólu zęba. Usiłowałem cierpieć w milczeniu, ale moje bolesne szlochy musiały dotrzeć do sypialni rodziców, bo ojciec wpadł do mojego pokoju z żąda­niem, żebym się uspokoił. Nie okazał żadnego współ­czucia, mamrotał jedynie o tym, że musi pracować nad kanałem i potrzebuje snu. W drodze do łóżka poślizg­nął się na jednym z numerów „Cosmopolitan", który mama zostawiła na podłodze po swojej stronie. Jego przekleństwa obudziły psa. Potem obudziła się mama. Następnie ocknęły się te idiotyczne ptaki. Znowu więc obserwowałem, jak szare palce świtu przenikają w noc.

17 Sobota

Ciągle w łóżku z bólem zęba.

Rodzice nie okazują żadnego współczucia, powta­rzają w kółko: „Powinieneś był pójść do dentysty".

Zadzwoniłem do Pandory, odwiedzi mnie jutro. Powiedziałem, że balonik Mars byłby nie od rzeczy. Pandora odparła trochę poirytowanym tonem (tak mi się wydawało): „Adrianie, na miłość boską, czy masz nie dość popsute zęby?"

Pies przez cały dzień wył przed furtką Mitzi. Przestał jeść Pedigree Chum i suchary Winalot.

18 Niedziela

Właśnie wyszła ode mnie Pandora. Jestem sfrust­rowany do ostateczności. Dłużej tak nie mogę. Napisa­łem do Ciotki Klary, Ciotki Pocieszycielki:

Kochana Ciociu Klaro,

jestem piętnastoletnim uczniem. Babcia utrzymuje, że jestem atrakcyjny, a wiele osób twierdzi, że jestem bardzo dojrzały na swój wiek. Jestem jedynym dzieckiem nieudanego małżeństwa (nie licząc psa). Mój problem polega na tym, że kocham się nieprzytomnie w starszej (o trzy miesiące) dziewczynie. Jest o klasę wyżej ode mnie (nie mam tu na myśli szkoły. W szkole jesteśmy w tej samej klasie. Chodzi mi o klasę społeczną), utrzymuje jednak, że nie ma to wpływu na nasz związek. Byliśmy do niedawna bardzo szczęśliwi, to znaczy do momentu, gdy opanowała mnie seksualna obsesja. Ostatnio popadłem w szpony automanipulacji, co na krótko poma­ga, ale szybko przechodzi. Wiem, że bardzo dobrze zrobiłby mi odpowiedni seans miłosny. Poprawiłaby się moja cera i mógłbym się skoncentrować na przygotowaniu do egzaminów.

Próbowałem najrozmaitszych erotycznych rzeczy, ale moja dziew­czyna odmawia pójścia na całość. Twierdzi, że nie jesteśmy gotowi.

Zdaję sobie sprawę z nieprzyjemnych konsekwencji, jak sprowadzenie na świat nie chcianego niemowlęcia, stosowałbym więc środek prewencyjny.

Twój zdesperowany

Poeta Midlandów

19 Poniedziałek

Rano na socjologii odbyła się bardzo dobra dysku­sja. Chodziło o Falklandy.

Pandora zgłosiła propozycję: „Nasza klasa sprzeci­wia się użyciu siły w celu odzyskania Wysp Falklandzkich".

Poziom dyskusji — inaczej niż zazwyczaj — był dość wysoki. Wygłosiłem wspaniałą mowę na poparcie wniosku Pandory. Cytowałem „Folwark zwierzęcy" i „Grona gniewu". Kiedy usiadłem w ławce po skoń­czeniu, dostałem niezłe oklaski.

Barry Kent wystąpił przeciwko tej propozycji. Po­wiedział: „Hm, tego, myślę, że powinniśmy, no jakby tak, no zbombardować wybrzeża Argentyny". Cyto­wał tylko swojego ojca, a jednak spotkała go praw­dziwa owacja, cała sala wstała!

O czternastej trzydzieści mam wizytę u dentysty, już taki mój pech!

16.00 Nie mam przedniego zęba. Ten głupi australij­ski dentysta wyrwał mi ząb, zamiast go wyleczyć. Był do tego na tyle bezczelny, że zawinął ząb w papierek i wręczył mi na pamiątkę.

Zawołałem przerażony: „Ależ mam teraz lukę mię­dzy zębami!" A on na to: „Przywykniesz, zdarzają się gorsze luki".

Zapytałem, czy wyrośnie mi w tym miejscu nowy ząb. Wymamrotał: „Przeklęci angielscy durnie", ale nie odpowiedział na moje pytanie. Kiedy przyciskając zamrożoną szczękę opuszczałem niepewnym krokiem gabinet, dentysta powiedział, że często obserwował, jak w drodze do szkoły zajadałem baloniki Mars, więc jeśli stracę wszystkie zęby w wieku lat trzydziestu, pretensje będę mógł mieć wyłącznie do siebie.

Muszę zacząć chodzić do szkoły inną drogą.

Wyglądam zupełnie jak na listach gończych. Jak wielokrotny morderca. Mama jest wściekła na dentys­tę, napisała do niego, że musi mi teraz bezpłatnie wstawić ząb.

W szkole było strasznie; Barry Kent zaczął mnie przezywać Szczerbatym Molem i wkrótce wszyscy poszli w jego ślady, nawet Pandora zachowywała się w tym wszystkim dość obojętnie. Na fizyce posłałem jej kartkę z zapytaniem, czy jeszcze mnie kocha. Od­powiedziała: „Będę Cię kochała tak długo, jak długo Gibraltar będzie należał do Wielkiej Brytanii".

W dzienniku podano, że Hiszpania żąda zwrotu Gibraltaru.

22. Czwartek

Nie mogłem sobie nawet wyobrazić pójścia do szkoły z tą luką między zębami, więc leżałem w łóżku do dwunastej czterdzieści pięć. Poprosiłem mamę o usprawiedliwienie. Wręczyłem je pani Fossington Gore podczas popołudniowego sprawdzania listy. Przeczytała je z furią, a potem powiedziała: „Przynaj­mniej twoja mama jest uczciwa. Od innych rodziców można się spodziewać tylko kłamstw".

Pokazała mi usprawiedliwienie. Brzmiało, jak na­stępuje:

Szanowna Pani Fossington-Gore,

Adrian nie poszedł rano do szkoły, ponieważ wstał dopiero o dwunastej czterdzieści pięć.

Z wyrazami szacunku Paulina Mole

Muszę odtąd prosić ojca o pisanie usprawiedliwień; on jest urodzonym kłamcą.

23 Piątek

Św. Jerzego (Anglia). Nów

Barry Kent przyszedł dziś do szkoły w trykotowej koszulce z wzorem angielskiej flagi. Pani Fossing­ton-Gore odesłała go do domu, żeby się przebrał. Barry Kent wykrzykiwał: „Obchodzę przecież dzień naszego świętego patrona!"

Pani Fossington-Gore wrzasnęła w odpowiedzi:

„Nosisz faszystowski symbol, przebrzydły pomiocie Frontu Narodowego!"

Dziś są także urodziny Szekspira. Będę kiedyś tak samo wielkim pisarzem jak on. Jestem już na dobrej drodze: dostałem dwa listy odmowne z BBC.

24 Sobota

Ojciec Barry Kenta jest dziś na pierwszej stronie lokalnej gazety. Sfotografowany z koszulką Barry'ego w ręku. Podpis pod zdjęciem głosi: „Patriota ubolewa nad utratą narodowej dumy".

Artykuł brzmi, jak następuje:

„Krzepki weteran drugiej wojny Frederick Kent (45) rozmawiał dziś z naszym reporterem w przytul­nym saloniku swego kwaterunkowego domku, wyra­żając głębokie ubolewanie z powodu ośmieszenia i upokorzenia, którego doznał jego syn Barry (15), ponieważ poszedł do szkoły w koszulce, której wzór imitował flagę brytyjską. Barry jest uczniem szkoły ogólnokształcącej im. Neila Armstronga. Pani Kent (35) powiedziała: «Mój syn Barry jest chłopcem wraż­liwym, który uwielbia swój kraj i jest głęboko przywią­zany do świętego Jerzego, więc włożył tę koszulkę z obrazkiem naszej wspaniałej angielskiej flagi». W tym miejscu wtrącił się pan Kent: «że to niby wczoraj przypadały urodziny świętego Jerzego».

Pan Kent nie pozwala synowi pójść do szkoły, dopóki nauczycielka zamieszana w całą sprawę, pani Fossington-Gore (31), nie przeprosi go publicznie.

Dyrektor szkoły, pan Reginald Scruton (57), powie­dział dziś przez telefon: «Znam tę przeklętą rodzinę Kentów aż za dobrze. Na pewno uda nam się jakoś zadziałać, żeby się to wszystko nie przedostało do lokalnego szmatławca». Kiedy do świadomości pana Scrutona doszło, że rozmawia z Rogerem Greenhillern, naszym korespondentem oświatowym, przeprosił i złożył następujące oświadczenie: «Nie mam nic do powiedzenia))".

25 Niedziela

Druga po Wielkanocy. Początek czasu letniego (USA i Kanada)

Oddziały brytyjskie odbiły Południową Georgię. Naniosłem odpowiednią poprawkę na moją mapę kampanii,

Rano znalazłem w łazience dziwne urządzenie. Wyglądało jak czasomierz do gotowania jajek. Z boku pudełka jest napis „Przewidywanie". Mam nadzieję, że mama nie wdała się w jakieś okultyzmy.

26 Poniedziałek

Tajemnicza rozmowa! Mama powiedziała: „George! Już nie ma wątpliwości". A ojciec na to: „O Jezu, ja już nie przetrzymam tych godzin w środku nocy, nie w moim wieku".

Wygląda na to, że mama ma wobec niego zbyt wygórowane wymagania seksualne.

27 Wtorek

Dostałem list od Cioci Klary! Przeczytałem go w drodze do szkoły:

Drogi Poeto Midlandów,

więc aż tak się pienimy, mój miły! Masz piętnaście lat. Twoje ciało na wielkim zakręcie, hormony w stanie totalnego wzburzenia. Twoje odczucia skaczą w górę i w dół, jak na huśtawce.

Oczywiście, że pragniesz doznań płciowych. Odczuwa to każdy chłopak w Twoim wieku. Ale, mój drogi, niektórzy ludzie marzą o wspaniałych apartamentach i egzotycznych podróżach. Nie za­wsze możemy mieć to, czego chcemy.

Wydaje się, że masz miłą, rozsądną dziewczynę — cieszcie się nawzajem swoją obecnością. Znajdź sobie jakieś hobby, zachowuj sprawność fizyczną i umysłową, staraj się kontrolować oddychanie.

Drogi chłopcze, życie płciowe stanowi jedynie drobną cząstkę naszej egzystencji. Rozkoszuj się swoim wspaniałym wiekiem na­stolatka.

Szczerze oddana Ciocia Klara

Rozkoszuj się swoim wspaniałym wiekiem nastolat­ka! Przecież to same problemy i w ogóle koszmar. Nie mogę się doczekać, kiedy jako człowiek zupełnie dorosły będę prowadził światowe konwersacje z in­telektualistami.

Tyczka (alias Doreen Slater) przyszła dziś do nas do domu. Nie widziałem jej od czasu, kiedy się z ojcem rozstali.

Miała bardzo krótki oddech i jakiś dziwny wyraz oczu. Kiedy ojciec podszedł do drzwi, początkowo nic nie powiedziała, rozchyliła jedynie płaszcz (trochę przytyła), a potem oświadczyła: „ George, doszłam do wniosku, że powinieneś o tym wiedzieć". Po tych słowach odwróciła się na pięcie i odeszła ogrodową ścieżką.

Ojciec milczał, oparł się tylko o poręcz schodów, jakby opadł z sił.

„Doreen bardzo dobrze wygląda" — zauważyłem. „Kwitnąco" — wymamrotał ojciec, włożył płaszcz i pobiegł za nią. Pięć minut później mama wróciła z kursów a la Jane Fonda w ośrodku komunalnym. Była niezwykle zado­wolona, bo udało jej się przełamać barierę bólu.

Nawoływała: „George!", zaglądała do wszystkich pomieszczeń, potem zapytała: „Kiedy ostatnio widzia­łeś ojca?"

Milczałem jak grób. Mama dostaje szału, jeżeli ktoś ośmieli się wymienić imię Tyczki.

29 Czwartek

Odkąd ogolona głowa i ciężkie buciory Barry Kenta stały się ledwie wspomnieniem, szkoła jest wprost wspaniała.

Poszedłem do dentysty, żeby wziął wycisk. Nazywał mnie „Matylda". Nawet nie mogłem zaprotestować, bo miałem paszczę wypełnioną masą plastyczną.

30 Piątek

Pierwsza kwadra księżyca

Mama z ojcem wypijają butelkę wódki w ciągu tygodnia. Co chwila któreś z nich wyciąga tackę z lodem, kroi cytrynę albo biegnie do monopolowego po butelkę toniku.

To zły znak. Niewątpliwie coś się zdarzy.

Zadzwoniła babcia z corocznymi bredniami: „Za­nim maj nie minie, nie zrzucaj odzienia". Wiem, że to ma jakiś związek z noszeniem podkoszulka. I co z tego? Ja swój i tak noszę przez okrągły rok.

Wielka Brytania zbombardowała lotnisko Port Stanley, wyłączając je z użycia.

2 Niedziela

Trzecia po Wielkanocy

Poszedłem do Nigela i w osłupienie wprawiła mnie wiadomość, że jego rodzice starają się wyemigrować do Australii! Jak to możliwe, żeby Anglik pragnął zamieszkać za granicą? Cudzoziemcy nie mogą nic poradzić na to, że mieszkają za granicą, bo tam się urodzili, ale w przypadku Anglika jest to po prostu śmieszne, zwłaszcza teraz, kiedy tak łatwo o lampy do

opalania!

Nigel całkowicie się ze mną zgadza. Zapytał, czy mógłby zostać i zamieszkać u nas. Ostrzegłem go, że nasza stopa życiowa jest niska, ale oświadczył, że weźmie ze sobą wszystkie dobra trwałego użytku.

3 Poniedziałek

Święto pierwszomajowe (Zjednoczone Królestwo oprócz Szkocji). Wolny dzień (Szkocja)

Rano spędziłem pół godziny w łazience oglądając własny nos, bo wczoraj wieczorem mój niby to najlep­szy przyjaciel Nigel zapytał, czy wiem, że wyglądam jak Dustin Hoffman.

Nie zdawałem sobie sprawy, że mój nos wyrósł do tak nienaturalnych rozmiarów. Jednak im bardziej mu się przyglądałem, tym dokładniej zdawałem sobie sprawę, że jest w istocie gigantyczny.

Mama zaczęła walić w drzwi z okrzykiem: „Cokol­wiek tam robisz, przestań natychmiast i chodź na śniadanie. Płatki kukurydziane już kompletnie roz­miękły".

Kiedy zszedłem na dół, zapytałem mamę, czy przy­pominam jej Dustina Hoffmana. Odpowiedziała:

„Gdybyś tylko miał takie szczęście".

4 Wtorek

Mama przestała nosić stanik. Jej biust przypomina dwa jajka w koszulkach, które za długo się gotowały. Żeby chociaż nie nosiła takich obcisłych trykotowych bluzek. To nie przystoi osobie w jej wieku (37).

5 Środa

Dziwny telefon. Podniosłem słuchawkę, ale zanim zdążyłem powiedzieć nasz numer, jakaś wytworna kobie­ta oznajmiła: „Tu przychodnia. Ma pani u nas wizytę w piątek o czternastej. Czy może pani przyjść, pani Mole?"

„Tak" — odpowiedziałem falsetem.

„Spędzi pani u nas dwie godziny, zbada panią dwóch lekarzy i konsultant, który ma wielkie doświad­czenie w takich problemach jak pani" — wygłaszała mechanicznie dama.

„Dziękuję" — zapiszczałem wysokim tonem.

„Proszę przynieść próbkę moczu, małą próbkę, a nie pełny słoik po marynacie" — mówiła kobieta.

„Dobrze" — zaskrzeczałem.

„Niech się pani nie martwi, pani Mole — powiedzia­ła kobieta słodko. — Zawsze służymy pomocą. — A po chwili: — Proszę nie zapomnieć o honorarium. Za pierwszą konsultację będzie się należało czterdzieści dwa funty".

„Nie zapomnę" — wyszeptałem.

„A więc w piątek o czternastej. Proszę przyjść punktualnie". I odłożyła słuchawkę.

Co to wszystko znaczy? Mama nic nie mówiła, że jest chora. Co jej jest? Co to za „przychodnia"?

6 Czwartek

Dzisiaj wysłuchałem w czwartym programie radia jakiejś ohydnej baby, która opowiadała, jak została milionerką pisząc romantyczne powieści. Mówiła, że czytelniczki lubią książki o lekarzach, magikach kom­puterowych i tym podobnych bohaterach. Mam za­miar spróbować. Przydałby mi się milion funtów. Ta kobieta twierdziła, że dla autora romantycznych po­wieści bardzo ważne jest odpowiednie nazwisko, więc po długim namyśle postanowiłem, że moje będzie brzmiało Adrienne Storme. Napisałem już połowę pierwszej strony:

Adrienne Storme

TĘSKNOTA ZA WOLYERHAMPTON

Zabarwione miedzianym połyskiem oczy Jasona Westmorlanda cynicznie lustrowały taras. Miał dosyć Capri i tęsknił za Wolverhampton.

Zgiął nieliczne palce, jakie mu pozostały, i przyjrzał im się krytycznie. Wypadek z piłą mechaniczną położył kres błyskotliwej karierze elektronicznej. Układy scalone nie wypełniały już jego dni. W życiu otworzyła się ziejąca pustka. Próbował wypełnić ją podróżami i dogadzaniem sobie, ale nic nie mogło wymazać wspomnienia Gardenii Fetherington, dziewiczej specjalistki od chirurgii plastycznej w szpitalu św. Bupy w Wolverhampton.

Jason pogrążył się w ponurej zadumie, nieświadomie mrużąc oczy, by wcisnąć z powrotem wielkie, natarczywe łzy.

7 Piątek

Wieczorem w drodze do Sainsbury'ego rodzice dyskutowali w samochodzie o feminizmie. Ojciec stwierdził, że równocześnie ze wzrostem świadomości mama straciła parę centymetrów w biuście.

Mama odparowała ze złością: „Co mają z tym wszystkim wspólnego moje piersi?" A po chwili mil­czenia zapytała: „Czy nie sądzisz jednak, George, że urosłam jako osoba?"

Ojciec na to: ,,Wprost przeciwnie, Paulino, jesteś znacznie mniejsza, odkąd przestałaś nosić wysokie obcasy".

Bardzo się z ojcem z tego śmialiśmy, ale niedługo, bo mama obrzuciła nas tym swoim specjalnym spojrze­niem, a potem zaczęła wyglądać przez okno. Miała w oczach łzy. Po chwili obróciła się w moją stronę i powiedziała:

,,Gdybym miała córkę, mogłabym przynajmniej z nią porozmawiać". Wtrącił się ojciec: „Paulino, nie możemy ryzykować, że trafi nam się drugie dziecko takie jak Adrian". I zaczęli mówić o moim dzieciństwie. Do złudzenia przypominałem Damiana z filmu „Omen".

Mama oświadczyła: „To wina tego przeklętego doktora Spocka, że Adrian okazał się taki".

Zapytałem: „Że jaki się okazałem?"

Ojciec na to: „Jesteś kutwą, a poza tym stale chowasz tę swoją wypielęgnowaną głowę w książki".

Doznałem takiego szoku, że zapomniałem języka w gębie, ale po chwili zapytałem, usiłując nadać głosowi niefrasobliwe i melodyjne brzmienie (co nie jest łatwe w chwili, gdy serce przeszyły strzały krytyki): „A właściwie to jakiego syna chcielibyście mieć?"

Na to pytanie odpowiadali oboje w czasie zaku­pów, w kolejce do kasy i w drodze powrotnej na wielopiętrowy parking.

Idealny syn mojego ojca był typem urodzonego sportowca, pogodnym i bezpośrednim, władającym biegle obcymi językami, wysokiego wzrostu, o gładkich czerstwych policzkach; typem, który uchylał kapelusza przed kobietami. Jeździł z ojcem na ryby, wymieniał z nim anegdoty. Był uzdolniony manualnie i miał dar reperowania starych zegarów. Dobry mate­riał na oficera. Głosowałby na konserwatystów i ożeni­łby się z dziewczyną z dobrego domu. Założyłby własne przedsiębiorstwo komputerowe w Guilford.

Idealny syn mojej mamy natomiast pełen był wewnęt­rznej siły, a jednocześnie odznaczał się powściągliwoś­cią. Chodziłby do szkoły dla przedwcześnie rozwinię­tych. Od najwcześniejszych lat fascynowałby dziewczęta i kobiety, czarował gości błyskotliwą konwersacją. Ubierałby się elegancko, byłby absolutnie ponad wszel­kie uprzedzenia — seksualne, rasowe czy też dotyczące wieku. (Jego najlepszą przyjaciółką byłaby stara af­rykańska Murzynka.) Zdobyłby stypendium do Oks­fordu, podbiłby ów uniwersytet i pisaliby o nim przyszli biografowie. Zrezygnowałby z absolutnie pewnego mie­jsca w brytyjskim parlamencie. Zamiast tego pojechałby do Afryki Południowej i poprowadziłby czarnych do zwycięskiej rewolucji. Po powrocie do Anglii byłby pierwszym odpowiednim kandydatem do objęcia reda­kcji „Spare Rib"*(przypis: *„Spare Rib" (Dodatkowe Żebro) — czasopismo ruchu wyzwole­nia kobiet. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).)

Obracałby się w najlepszych kręgach towarzyskich. I wszędzie zabierałby z sobą matkę.

Kiedy obydwoje zakończyli swoje wywody, powiedziałem: "Przykro mi, że sprawiłem wam taki zawód", Na co mama: "Adrianie, to nie twoja wina, to wszystko przez nas, powinniśmy byli dać ci na imię Brett!!!"

8. Sobota

Pełnia księżyca

Musiałem się z kimś podzielić tym poczuciem niż­szości (które przybrało jeszcze większe rozmiary, kiedy leżałem bezsennie w nocy rozmyślając o wymarzonym synu imieniem Brett). Poszedłem więc do babci. Pokazała mi moje zdjęcia z dzieciństwa. Muszę przyznać, że do drugiego roku życia wyglądałem trochę groteskowo, byłem kompletnie łysy i zawsze miałem bardzo zawzięty wyraz twarzy. Rozumiem teraz,. dlaczego mama nie trzyma na telewizorze moje­go zdjęcia w pozłacanych ramkach, tak jak inne matki. Jestem jednak zadowolony, że poszedłem do babci. Ona uważa,. że jestem wspaniały pod każdym wzglę­dem. Opowiedziałem jej o Bretcie Mole'u, chłopcu, który nigdy nie istniał. Babcia skomentowała to następująco: " To jakiś okropny typ. Cieszę się, że nie wyrosłeś na takiego jak on".

Babcia ma artretyzm w barku, więc zdjęła sukienkę i natarłem ją środkiem przeciwbólowym Ralgex. Gor­set babci wygląda jak szelki spadochroniarza. Zapyta­łem, jak sobie radzi z ubieraniem i rozbieraniem, Ba­bcia wyjaśniła, że to sprawa wewnętrznej dyscypliny. Według jej teorii - odkąd wyszły z mody gorsety, Anglia straciła kręgosłup.

9. Niedziela

Czwarta po Wielkanocy. Dzień Matki (USA i Kanada)

Uświadomiłem sobie właśnie, że nigdy nie widziałem ani żadnego trupa, ani żywej kobiecej piersi. Takie są skutki mieszkania w ślepym zaułku.

10. Poniedziałek

Poprosiłem Pandorę, żeby mi pokazała jedną pierś, w całości, wraz z brodawką, ale odmówiła. Usiłowa­łem wyjaśnić, że chodzi mi jedynie o poszerzenie życiowego doświadczenia, na co zapięła sweter pod samą szyję i poszła do domu.

11. Wtorek

Dziś na biologii przerabialiśmy cukrzycę. Pan Doo­her nauczył nas mierzyć poziom cukru we krwi za pomocą badania siusiek. To mi przypomniało, że nie powiedziałem mamie o jej wizycie w przychodni, Ale to chyba nie takie ważne.

12. Środa

Dziś rano otrzymałem następujący list od Pandory:

Adrianie,

piszę ten list. żeby zakończyć nasz związek. Nasza miłość była kiedyś całkowicie duchowa Łączyło nas zamiłowanie do sztuki i literatury. ale Ty się zmieniłeś. Adrianie Dostałeś chorobliwej obsesji na temat mojego ciała.

Twoja wczorajsza prośba, żebym Ci pozwoliła obejrzeć mój lewy sutek, przekonała mnie ostatecznie, że musimy się rozstać

Nie kontaktuj się ze mną

Pandora Braithwaite

PS. Na Twoim miejscu zwróciłabym się o pomoc do zawodowego psychiatry w sprawie hipochondrii i obsesji seksualnej. Anthony Perkins, który grał szaleńca w "Psycho", przez dziesięć lat poddawał się analizie, więc nie ma się czego wstydzić.

13. Czwartek

Wczoraj, zanim odpieczętowałem ten list, byłem normalnym kilkunastoletnim intelektualistą. Dzisiaj wiem, co znaczy cierpienie. Jestem dorosły. Już nie jestem młody. Prawdę mówiąc, zauważyłem zmarszcz­ki tworzące się na moich skroniach. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby przez noc posiwiały mi włosy.

Jestem w absolutnej rozpaczy!

Kocham ją!

Kocham ją!

Kocham ją!

O Boże!

O Pandoro!

2 nad ranem. Zużyłem całą rolkę papieru toaletowe­go na wycieranie łez. Nie płakałem tak od czasu, kiedy wiatr w Cleethorpes porwał mi cukrową watę.

3 nad ranem. Spałem niespokojnie, potem wstałem, żeby obserwować początek dnia. Świat stracił wszyst­kie barwy, przestał być interesujący. Jest szary, wypeł­niony rozpaczą serca. Rozmyślałem nad tym, żeby z sobą skończyć, ale to nie w porządku wobec tych,

których się zostawia. Mama bardzo by się zmartwiła, gdyby rano zastała w moim pokoju trupa. Nie będę sobie zawracał głowy egzaminami. Zostanę zamiata­czem ulic - intelektualistą. Śmiecących chuliganów będę częstował cytatami z Kafki.

14 Piątek

Po cóż, ach po cóż prosiłem Pandorę, żeby mi pokazała pierś? Wystarczyłby mi przecież czyjkolwiek sutek. Nigel twierdzi, że Sharon Bot t pokaże absolut­nie wszystko za pięćdziesiąt pensów i funt winogron.

Napisałem do Pandory króciutki liścik:

Pandoro, najdroższa,

cóż mogę powiedzieć? Byłem niezręczny i niedelikatny, powinie­nem był przewidzieć, że uciekniesz ode mnie jak spłoszony faun. Proszę, udziel mi przynajmniej audiencji i pozwól się wytłumaczyć osobiście.

Twój zawsze tak samo kochający Adrian

Sądzę, że utrafiłem we właściwy ton. "Spłoszonego fauna " wziąłem z jakiegoś strasznego romansu, który czytała babcia. Pokropiłem kopertę odrobiną perfum Tramp. Zaniosę list osobiście, jak się ściemni.

Tramp! Co za pomysł, żeby perfumy nazywać Tramp! Cha! cha! cha!

15 Sobota

Koniec kwartału w Szkocji

W domu Pandory było bardzo dużo gości. Ledwie mogłem się przecisnąć przez podjazd wśród jaguarów, roverów i volv. Zdawało mi się z początku, że ktoś w rodzinie umarł, bo dostrzegłem w kuchni dwie zakonnice i księdza zajadających kiełbaski opiekane w cieście. Potem wkroczył goryl i wyjął z lodówki butelkę wina, więc uświadomiłem sobie, że to musi być bal kostiumowy. Ukryłem się za altanką, żeby mieć lepszy widok. W jednej sypialni kowboj rozmawiał z diabłem, a w drugiej nurek chichotał z trzema Cygankami. Po ogrodzie przemieszczał .się ze zgrzytem jakiś rycerz w zbroi. Za nim biegła kobieta jaskiniowa z okrzykiem: "Damianie, poczekaj! Znalazłam otwie­racz do konserw!"

Na dole tańczył bogaty zestaw czarodziejek, pustel­ników i klownów; w pewnym momencie wpadł tam goryl i porwał w pląsy hurysę w wyjątkowo obrzydli­wym przezroczystym kostiumie, przez który prześwitywał jej Pępek i prawie całe sutki. Tancerka miała na głowie jaszmak, co naprawdę wydało mi się szczytem hipokryzji zupełnie jakby mogło kogoś interesować oglądanie jej twarzy!

Nigdzie nie mogłem dostrzec Pandory, więc po jakiejś półgodzinie podbiegłem do drzwi i wrzuciłem mój list do skrzynki. Kiedy już wykonałem w tył zwrot, żeby pobiec podjazdem w stronę domu, wyto­czył się Toulouse-Lautrec i zwymiotował w doniczkę z laurem.

Po powrocie do domu zastałem w naszej kuchni królową Wiktorię i księcia Alberta. Królowa Wiktoria oznajmiła: "Idziemy do Braithwaite'ów". A książę Albert: " Trzeba nakarmić psa ". Po czym majestatycz­nie wytoczyli się z kuchni i udali się w kierunku domu Pandory. Mnie się o niczym nie informuje w tym domu.

16. Niedziela.

Początek dni krzyżowych,

Ostatnia kwadra księżyca

3 po południu. Mama bez przerwy wymiotuje, Dob­rze jej tak, nie trzeba było pić poza domem do czwartej nad ,ranem. Ojciec jeszcze leży, ale wkrótce będzie musiał wstać, Obiecał, że po obiedzie zawiezie babcię do szkółki ogrodniczej.

7 wieczorem. Szkółki ogrodnicze należą chyba do najnudniejszych miejsc na świecie, a jednak dorośli poruszają się po nich z wyrazem ekstazy na twarzach, Babcia kupiła dwanaście krzaków róż, worek nawo­zu i plastykową urnę typu Kupido.

Ojciec kupił różę "Paulina", Patrzyli na siebie z mamą rozmarzonym wzrokiem i trzymali się za ręce nad tym krzakiem róży. Zostawiłem ich przy tym zajęciu I poszedłem obejrzeć trucizny leżące na dolnych półkach.

Rozmyślałem właśnie nad tym, czyby nie kupić jednej takiej butelki, kiedy zawołała mnie babcia z prośbą, żebym zaniósł nawóz do samochodu, W ten sposób myśli moje oderwano od błądzenia wokół śmierci.

17 Poniedziałek

Odrabiałem właśnie matmę w szatni czwartych klas kiedy dobiegł mnie pewny siebie głos Pandory. , " Tak, to było wspaniałe party. Ale wiesz, trochę się niepokoję".

"Z jakiego powodu, Pan?" - dopytywała się Klara Neilson,

Na to Pandora odparła z powagą: "Szalenie mi się podobało wystąpienie w przebraniu hurysy, mimo, że eksponowanie ciała stoi w całkowitej sprzeczności z moimi feministycznymi przekonaniami.

W tym momencie poszły dalej korytarzem. rozpra­wiając o kotce Klary Neilson, która spodziewa się kociaków.

A więc Pandora, która odmówiła pokazania mi jednej piersi w zaciszu mojej sypialni, nie ma nic przeciwko wystawianiu na pokaz obydwu w mieszanym towarzystwie!

18. Wtorek

W bibliotece publicznej nadziałem się na Tyczkę. Był z nią jej syn, Maxwell House. Jak na chudą kobietę to stała się niewątpliwie bardzo pulchna, Maxwell ściągał z półek książki, a my z Tyczką rozmawialiśmy o czasach, kiedy była przyjaciółką mojego ojca. Powiedziałem, że ma szczęście, że się jej udało od niego odczepić, na co gwałtownie wzięła go w obronę: "Jest zupełnie inny, kiedy jest sam ze mną. Taki dobry i czuły". Zupełnie jak doktor Jekyll. . , Wziąłem z biblioteki "Sytuację klasy robotniczej w Anglii" Fryderyka Engelsa.

22.30. Właśnie sobie uświadomiłem, że mówiąc o zwią­zku z moim ojcem Tyczka używała czasu teraźniejsze­go. To naprawdę oburzające! Żeby trzydziestoletnia kobieta nie miała pojęcia o podstawach gramatyki!

19. Środa

Ani słowa od Pandory. Kiedy spotykamy się w szko­le, patrzy przeze mnie, jakbym był niewidzialny. Zapytałem Nigela, gdzie mogę spotkać Sharon Botts. Poszedłem też do warzywnego, żeby zobaczyć, ile kosztuje funt winogron.

20 Czwartek

Wniebowstąpienie

Wieczorem zacząłem czytać książkę Fredka Engel­sa. Ojciec to zobaczył i zawołał: "Nie życzę sobie w domu tych komunistycznych bzdur!"

A ja na to: "Dotyczy to klasy, z której sam się wywodzisz".

Ojciec: "Adrianie, harowałem jak niewolnik i ciężko walczyłem o to, żeby wejść do klasy średniej, a kiedy już do niej należę, nie życzę sobie, żeby mój syn podziwiał roboli i rewolucjonistów".

Ojciec się łudzi, jeżeli myśli, że naprawdę stał się członkiem klasy średniej. Ciągle jeszcze polewa grzan­ki fabrycznym sosem HP z butelki.

21 Piątek

Kiedy słuchałem "Archerów"*, (przypis: Archerowie - popularny serial radiowy) mama zapytała, czy żałuję, że jestem jedynakiem. Powiedziałem, że wprost przeciwnie, bardzo mi to odpowiada.

22 Sobota

Ojciec przed chwilą zapytał, czy chciałbym mieć siostrę albo brata. Powiedziałem, że ani jedno, ani drugie. Czego oni ciągle bredzą na temat dzieci? .Mam nadzieję, że nie noszą się z zamiarem adopcji., Są przecież strasznymi rodzicami, wystarczy spojrzeć na mnie, żeby się o tym przekonać - wyrastam na człowieka kompletnie znerwicowanego.

23 Niedziela

Pierwsza po Wniebowstąpieniu. Nów

Nie mogłem spać, więc wstałem bardzo wcześnie i poszedłem na spacer w okolice domu Pandory. Wyobrażałem ją sobie w tym jej łóżku z Habitatu, w nocnej koszuli od Laury Ashley i nie wstydzę Się przyznać, że łzy zakręciły mi się w oczach. Opanowa­łem się jednak i poszedłem odwiedzić starego Berta i Queenie. . Drzwi otworzyła mi upiorna staruszka ze słowami: "Po co wyciągnąłeś mnie z łóżka?" To była Queenie z włosami w papilotach i bez makijażu.

Przeprosiłem i poszedłem do domu obudzić rodziców filiżanką herbaty. Żeby chociaż okazali wdzięczność! Gdzie tam! Mama wykrzyknęła: "Adrianie, na miłość boską, jest niedziela, blady świt! Wynoś się stąd! Idź po gazety albo co!"

Kupiłem gazety, przeczytałem i zaniosłem rodzicom na górę. Chyba trzeba przykręcić trochę centralne, bo oboje mieli bardzo czerwone twarze. Kiedy wychodzi­łem z sypialni, usłyszałem słowa mamy: "George, musimy założyć zamek do tych drzwi".

24 Poniedziałek

Dzień Zwycięstwa ( Kanada)

Wieczorem poszedłem do klubu młodzieżowego. Trzeba mojego pecha, żeby akurat był tam Barry Kent ze swoją bandą. Rysiek Cytryna wyświetlał film o kot­łach erozyjnych w Derbyshire. Bardzo mnie to zainte­resowało, ale nie mogłem się skoncentrować, bo Barry Kent nieustannie wtykał łapy przed projektor i pusz­czał na ekran zajączki, żyrafy i inne zwierzęce kształty. Kiedy Barry Kent poszedł do baru kawowego, żeby zadręczać pracującego za ladą studenta z Brygady Młodzieżowej, powiedziałem Ryśkowi Cytrynie o mo­ich problemach.

"Oj, to niedobrze, Adrian, ale dziś jestem zajęty. Przyleć jutro koło szóstej, to odbędziemy fajną sesję." Myślę, że to znaczy, że chce ze mną porozmawiać jutro koło szóstej po południu.

25 Wtorek

Poszedłem do biura Ryśka w klubie młodzieżowym.

Odbyliśmy długą rozmowę na temat moich proble­mów. Rysiek oświadczył, że jestem "typowym produk­tem małomieszczańskim". Moje problemy są "rezulta­tem alienacji mojego pokolenia w coraz bardziej zurbanizowanym społeczeństwie". Powiedział, że moi rodzice są "zbankrutowani moralnie i martwi du­chem". Zapalił długiego, źle skręconego ziołowego papierosa i poradził: "Adrian, więcej luzu. Nie biegaj za stadem. Próbuj żyć nie krępując się konwencjami". W tym momencie spojrzał na zegarek i krzyknął: "O Chryste, powiedziałem, że będę w domu o siódmej!"

Razem wyszliśmy z klubu, Rysiek wsiadł do swojego rozklekotanego citroena i powiedział: "Musisz wpaść kiedyś na kolację".

Zapytałem, czy ciągle jeszcze koczuje jako dziki lokator w starej fabryce opon. "Nie, przeprowadziliśmy my się na Wzgórze Borsuka, do nowego osiedla mieszkaniowego Barratta ".

Nie mogę się zdecydować, czy po rozmowie z Ryśkiem czuję się lepiej czy gorzej. Chyba jednak gorzej. John Not t poinformował w dzienniku telewizyjnym, że "jeden z naszych okrętów został poważnie uszko­dzony". Mam nadzieję, że to nie "Canberra". Jest na niej brat Barry Kenta.

26 Środa.

Mama jest w ciąży! Moja mama!!!

Stanę się pośmiewiskiem w szkole. Jak mogła mi zrobić coś podobnego? Jest już w trzecim miesiącu, więc w listopadzie pojawi się w tym domu niemowlę. Chyba nie oczekują ode mnie, że wezmę je do swojego pokoju. Nie ma mowy, żebym wstawał w nocy i karmił dziecko z butelki.

Rodzice w ogóle mnie do tej wiadomości nie przygo­towali. Wszyscy jedliśmy spokojnie spaghetti na grza­nkach, kiedy nagle ojciec powiedział od niechcenia: "o, a propos, Adrianie, złóż mamie gratulacje, jest w trzecim miesiącu ciąży".

Gratulacje! A co z moimi egzaminami za dwa lata? Jak zdołam się czegoś nauczyć przy raczkującym dziecku?

22.00 Ucałowałem mamę na dobranoc. Zapytała: "Adrianie, cieszysz się z dziecka?" Skłamałem, że tak. Zatopiony okręt to "Coventry". Bardzo to smutne. Cieszę się, że Ministerstwo Wojny odrzuciło ojca.

27 Czwartek

Dostałem list lotniczy od Hamisha Manciniego, którego poznaliśmy w zeszłym roku na wakacjach.

1889 West 33 Street New York

Cześć, Aid!

Wnerwiony, że strach! Dobra, pomyślałem, że zacynkuję. Ostat­nio czułem się jakiś napruty, pewnie rozwód mamusi z numerem czwartym i to mnie wytrąciło. Ale! Hamish Mancini nie będzie tak sterczał, dosyć tego szajsu wapniakowi! Nie moja brocha, panie Aid! Przyjeżdżam Cię odwiedzić na jakiś czas. Mam szmal. Posiadam dokumentację. Nic mnie tu nie trzyma. Jutro biorę samolot i oglą­dam Twoją starą brytyjską chałupę w starożytnym rejonie Midlan­dów.

Będziemy promenować wśród starodawnych ruin. Eksploracja krainy Szekspira. Co Ty na to? Mam tu niezły Liban!

Do zobaczenia w sobotę, brachu

Hamish Mancini

Po kilkakrotnym przeczytaniu listu doszedłem do wniosku, że Hamish zamierza przyjechać do nas w sobotę! Żałuję teraz, że powiedziałem mu, że miesz­kamy w chacie krytej strzechą.

Rodzice jeszcze nic nie wiedzą. Mama twierdziła, że Hamish swoim nieustannym paplaniem popsuł jej cudzołożne wakacje avec Lucas.

28. Piątek

Po szkole do dentysty na miarę sztucznego zęba. Wykorzystał moją sytuację osoby całkiem bezbronnej na fotelu dentystycznym i nie przestawał rzucać krytycznych uwag na temat zębów Brytyjczyków. Jego asystent pochodzi z Malajów, więc obaj są najwyraźniej rozgoryczeni, że musieli egzystować pod jarzmem kolonialnym.

Szedłem do domu bardzo wolno, ogarnięty przerażeniem na myśl o tym, że muszę poinformować rodziców o przyjeździe Hamisha Manciniego. Pies wyszedł mi na spotkanie do połowy naszego zaułka. Miło zobaczyć szczęśliwą twarz.

Po przyjściu do domu okazałem specjalną troskę mojej biednej ciężarnej matce; zrobiłem jej kawę i nalegałem, żeby się położyła na kanapie z nogami na poduszce. Położyłem jej drugą poduszkę pod głowę i dałem do czytania "Radio Times". Widziałem to wszystko na starych filmach (tak postępował Cary Grant wobec Doris Day).

Mama powiedziała: "Adrianie, to bardzo miło z twojej strony, ale mogę usiąść tylko na kilka minut, bo za pół godziny gram w squash".

Była jednak w dobrym humorze, więc powiedziałem jej o Hamishu. Trochę przewracała oczami, zacisnęła nawet wargi, ale się nie wściekła. Może ciąża złagodziła jej temperament.

29. Sobota

Pierwsza kwadra księżyca

23.30. Pokój gościnny przygotowany, spiżarnia pełna pasztecików z dyni, zamrażalnik pęka od wieprzo­winy, kaczanów kukurydzy itd.

Łazienka została sprzątnięta zgodnie z amerykański­mi standardami higieny, pies wyszczotkowany, a Hami­sha ani śladu.

Oglądaliśmy dziennik o dziewiątej, ale żaden samolot nie rozbił się nad Atlantykiem ani dziś, ani innego dnia w tym tygodniu.

O jedenastej ojciec oświadczył: "Nie zamierzam siedzieć ani chwili dłużej w moim najlepszym ubra­niu". Więc wszyscy zdjęliśmy z siebie nasze najlepsze rzeczy i poszliśmy spać.

5 rano. Hamish Mancini jest w pokoju gościnnym. Gra na gitarze pieśni z Appalachów. Przyjechał taksówką z lotniska Heathrow (sto trzydzieści mil!); taksówkarz bez trudu odnalazł nasz dom, ale Hamish nie mógł uwierzyć, że to dobry adres, i zmusił tego biednego faceta do objeżdżania naszego przedmieścia w poszukiwaniu chałupy pod strzechą. W końcu kierowca podjechał z powrotem pod nasz dom i wycią­gnął ojca z łóżka. Hamish zapłacił kompletnie wykoń­czonemu taksówkarzowi w dolarach.

30 Niedziela

Zielone Świątki

Przy śniadaniu Hamish popełnił straszliwe faux pas. Zapytał mamę: "Hej, Paulino, a gdzie ten łeb Lucas?"

Nastała grobowa cisza, po czym ojciec oświadczył lodowatym tonem: "Moja żona i pan Lucas nie są już przyjaciółmi".

Ale Hamish brnął dalej: " To szkoda, bo pan Lucas był w porządku. A co się stało?"

Mama wtrąciła: "Nie mamy zwyczaju rozmawiać przy śniadaniu o sprawach osobistych. Nie w Anglii" - dodała.

A Hamish: "A, to ta słynna brytyjska rezerwa, o której tyle słyszałem". Wydawał się naprawdę szczęś­liwy, jakby odkrył całą wioskę złożoną z chałup krytych strzechą.

Po południu zabraliśmy go z wizytą do Berta i Queenie. Po prostu nie posiadał się z radości. W drodze powrotnej w samochodzie powtarzał: "Jezus! Autentyczny Derby (wymawiał to niczym rym do Herbie) i Joan!"

Poszedłem spać o dziesiątej zupełnie wykończony jego nieustannymi okrzykami entuzjazmu.

31. Poniedziałek

Święto wiosenne ( prócz Szkocji) .

Dzień wolny od pracy ( Szkocja) .

Dzień Pamięci ( U SA )

Zabraliśmy Hamisha do wesołego miasteczka na terenach rekreacyjnych. Sprawiał wrażenie przygaszo­nego. "Zdaje mi się, że Disneyland wpoił mi raczej wygórowane oczekiwania co do poziomu rozrywki". Hamish zabrał mamę na ring samochodowy, a my z ojcem wsiedliśmy na diabelski młyn. Umierałem z przerażenia, podobnie jak ojciec. Wszystko było w porządku, dopóki nie spojrzałem w dół i nie zobaczyłem durnia obsługującego mechanizm. Wyglą­dał jak neandertalczyk w zamszowych spodniach, a ja jego niezdarnym łapom powierzyłem własne życie!

Kiedy wysiadaliśmy z diabelskiego młyna, ojciec wyglądał, jakby postarzał się o dziesięć lat, ale na pytanie mamy, jak się bawił, odparł, że wspaniale. Nasz pies stał się wiernym towarzyszem Hamisha, chodzi za nim wszędzie. Hamish nazywa go "Błękitek" i śpiewa mu ohydne amerykańskie piosenki o psach, które wysiadują na grobach swoich panów. Niedobrze mi się robi na myśl, jak łatwo jest kupić uczucia psa.

Czerwiec.

1. Wtorek

Hamish chce poznać Pandorę. Wyjaśniłem mu, jak się rzeczy mają pomiędzy mną a Pandorą, ale Hamish nawet nie chciał słuchać. Powiedział tylko: "Przecież to, na miłość boską, nie przeszkadza, żebym ja się z nią spotkał".

W porze obiadu zadzwoniła babcia z pytaniem, czy ojciec po nią przyjedzie, powiedziałem jej jednak, że mamy w domu Amerykanina, na co oświadczyła, że nie będzie sobie wobec tego zawracać głowy. "Adria­nie, jestem za stara, żeby narażać się na towarzystwo Amerykanów". Doskonale rozumiem, co miała na myśli.

Hamish znalazł numer telefonu Pandory w naszym klawiszowym notesie na stole w hallu, zadzwonił i zaprosił się do niej na kolację.

Trudno, ale przynajmniej w domu jest spokojnie. Czytam "Spokojnego Amerykanina" Grahama Gree­ne'a, brata Hughie Greene'a.

2 Środa

Hamish poszedł z Pandorą zjeżdżać na nartach na suchym stoku. Mam nadzieję, że obydwoje coś sobie połamią, najlepiej karki.

3 Czwartek

Zabrałem z sobą Hamisha, żeby mu pokazać, jak obecnie funkcjonuje angielska szkoła średnia. Swoją dotychczasową wiedzę o szkolnictwie angielskim Ha­mish zaczerpnął wyłącznie z lektury " Tom Brown w szkole", więc trochę był rozczarowany, że zarzucono tradycyjne biczowanie i tortury.

Pan Dock, mój nauczyciel angielskiego, poprosił Hamisha o wygłoszenie w naszej klasie krótkiej poga­danki "Moje wrażenia z Anglii". Hamish nie odczuwał najmniejszego zażenowania. Wyszedł na środek klasy, wypluł gumę do żucia do kosza na papiery pana Docka i powiedział:

" Więc tak, Anglia jest prima, wspaniała, naprawdę fajna. Jezus, ale tu zielono! Chodzi mi o to, że naprawdę zielono. Po prostu uwielbiam wasze rury (kominy- przetłumaczył pan Dock), u nas nie ma rur (kominów). Ale najfajniejsze to myślę są wasze dziew­czyny. (W tym momencie wzrok jego spotkał się ze wzrokiem Pandory). Może z wierzchu wydają się jak góry lodowe, ale, na Boga, te siedem ósmych pod powierzchnią rozpala chłopaka do białości".

Plótł tak jeszcze dziesięć minut! Ucieszyłem się na dźwięk dzwonka.

Pandora nie odzywa się do mnie już dwadzieścia cztery dni.

4 Piątek

Hamish cały czas po przebudzeniu spędza w domu Pandory. To czyste nadużycie naszej gościnności. Przyszedł telegram z Ameryki. Zaadresowany był do Manciniego, ale otworzyłem na wypadek, gdyby się okazało, że jego matka umarła czy coś takiego.

DZIECINKO STOP WRACAJ DO DOMU DO MAMUSI STOP MUSIMY SIĘ STARAĆ ODDZIAŁ Y W AĆ NA SIEBIE POZYTYWNIE STOP JAK CIĘ TRAKTUJĄ ANGOLE STOP ZADEPESZUJ I PODAJ PRZYJAZD NA KENNE­DY'EGO STOP MAM NOWEGO ANALITYKA STOP PO­RTUGALCZYK STOP ETHEL GLITTENSTEINER PRZY­SIĘGA ŻE WYLECZYŁ JĄ Z KLEPTOMANII STOP JAKA POGODA STOP TU JEST KOSZMARNIE STOP NIE TYLE UPAŁ ILE WILGOĆ STOP POZDRÓW ODE MNIE ADRIA­NA PAULlNĘ I PANA LUCASA STOP KOCHAM CIĘ DZIECINKO.

Zaniosłem telegram do domu Pandory. Wzięła go ode mnie bez słowa. Odszedłem bez słowa.

5 Sobota

Hamish pojechał do domu do mamusi. Mam na­dzieję, że kiedy następnym razem ucieknie, pojedzie na przylądek Horn, za krąg polarny czy w jakiekolwiek miejsce, w którym mnie nie będzie.

6 Niedziela

Św. Trójcy. Pełnia księżyca

Cały dzień spędziłem w swoim pokoju aktualizując mapę kampanii falklandzkiej. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przeżywamy ważny moment historyczny i ja, Adrian Mole, przepowiadam, ze naród brytyjski zmusi rząd do rezygnacji.

7. Poniedziałek

Święto ( Rep. Irlandii)

Mama

Kotka Klary Neilson

Mitzi

Co łączy wyżej wymienione?

Fakt, że wszystkie oczekują dzieci, kociąt czy szcze­niaków. Płodność tego przedmieścia jest po prostu zadziwiająca. Nie można przejść ulicą, żeby się nie natknąć na ciężarną kobietę, a to wszystko zaczęło się od chwili, kiedy magistrat nasycił wodę fluorem.

8 Wtorek.

Spotkałem Berta Baxtera przed sklepem z gazetami. Siedział na wózku inwalidzkim i czytał "Morning Star". Odbyliśmy długą rozmowę na temat kultury robotniczej. Bert oświadczył, że gdyby był młodszy, wśliznąłby się do redakcji gazety "Sun " i porozwalałby maszyny drukarskie.

Próbował mnie namówić, żebym się zapisał do młodych komunistów. Powiedziałem, że pomyślę nad tym. Pomyślałem pięć minut i zdecydowałem, że tego nie zrobię. Mogliby się o tym dowiedzieć członkowie komisji egzaminacyjnej.

9. Środa

Już najwyższa pora skończyć z dzieciństwem, więc zdjąłem z półki wszystkie książki Enid Blyton. Zapa­kowałem je w karton od masła Anchor i wystawiłem przed drzwi mojego pokoju. Mam nadzieję, że rodzice zrozumieją aluzję i przestaną zwracać się do mnie jak do niedocofa. Każdy, kto rozumie, jak funkcjonuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy (przerabiałem to na matmie w zeszłym tygodniu), zasługuje na więcej szacunku.

10. Czwartek

Tyczka jest w ciąży!

Widziałem ją dzisiaj w sklepie spółdzielczym. Max­well House dostał histerii przy kasie, więc rozmowa z nią była mi oszczędzona. Nieszczęsna kobieta wyglą­dała żałośnie. To kara za zbyt swobodne życie seksual­ne. Swoją drogą, ciekawe, kto jest ojcem.

11 . Piątek

Ojciec ma zupełnie dosyć pracy nadzorcy przy renowacji brzegów kanału. Twierdzi, że jak tylko Boz, Baz, Maz, Daz i Gaz, czyli cała jego banda uporządku­je kawałek brzegu, to w nocy przyjdzie jakiś brudas i wywali na dziewiczy brzeg domowe śmieci z całego miesiąca.

Banda powoli traci zapał i morale jest bardzo niskie. Oferowałem pomoc w postaci grupy dyżurnych, ale ojciec odpowiedział, że jeśli ktoś pod osłoną ciemności przydźwiga stary materac choćby tylko z odległości trzystu metrów, to od pozbycia się tego materaca nie powstrzyma go gromada pryszczatych wyrostków.

12 Sobota.

Napisałem do pana Tydemana do BBC i wysłałem mu kolejny wiersz. Jako temat wybrałem Norwegię, bo jestem ekspertem od norweskiego przemysłu skórzane­go.

Szanowny Panie Tydeman,

miałem właśnie wolną chwilę, więc pomyślałem, że napiszę do Pana parę słów i poślę Panu mój nowy wiersz "Norwegia". To (znaczy mój wiersz) jest modernistyczna szkoła poezji, czyli mówiąc inaczej, nie jest to o kwiatkach i takich tam. I nie ma rymów. Jeśli będzie Panu trudno to zrozumieć, to może znajdzie Pan kogoś, kto Panu to wytłumaczy? Może to zrobić każdy nowoczesny poeta.

Z wyrazami szacunku

Adrian Mole (lat 15 i 1/4)

PS. Jeśli nadzieje się Pan na korytarzu na Terry Wogana, czy może Pan go poprosić, żeby wymienił na antenie moją babcię? Ona się nazywa May Mole, ma siedemdziesiąt lat i cukrzycę.

NORWEGIA

Norwegio! Kraju niemożliwej ortografii

Ukrywasz swą urodę za parawanem dziwnych samogłosek

Kraju długich nocy, krótkich dni i kropek nad "o".

Majestatycznie przeżuwające renifery

Ostrożnie stąpają po lodowych krach

Zawsze pamiętając, co się zdarzyło

Titanicowi

Pewnego dnia zatrzymam się na twoich brzegach.

Mieszkam w sercu Anglii

Ale!

Norwegio! Duch mój przebywa w twoich wilgotnych fiordach

Zatoczkach.

13 Niedziela.

Pierwsza po św. Trójcy

Spędziłem dzień u babci czytając "News of the World" I odżywiając się przyzwoicie, co w moim życiu stanowi niewątpliwą odmianę. Jedliśmy pieczeń bara­nią z sosem miętowym (mięta ze skrzynki na oknie). Babcia ma nadzieję, że kolejne wnuczątko będzie dziewczynką. Powiedziała: "Dziewczynkę można ład­nie ubrać". Zrobiła już na drutach fioletowe poranne wdzianko i jeden buciczek.

Używa kolorów neutralnych "na wszelki wypadek". Z przerażeniem myślę o dniu, kiedy w tych buciczkach znajdą się jakieś nóżki.

14 Poniedziałek

Ostatnia kwadra księżyca

Naszego dotychczasowego listonosza zastąpił inny o nazwisku Courtney Elliot. Znamy jego nazwisko, ponieważ zapukał do drzwi i przedstawił się. Z pewnością nie jest zwykłym listonoszem, nosi koszulę z nie­prasowalnej bawełny i muszkę w czerwone groszki do szarego pocztowego munduru.

Sam się wprosił do kuchni i zażądał, żeby go przedstawić psu. Kiedy pies został sprowadzony z ogrodu, Courtney spojrzał mu w oczy i powiedział: "Cześć, koleś, miło cię poznać". Niech mnie nikt nie pyta, co to znaczy, wiem tylko, że nasz pies przewrócił się na grzbiet, a Courtney drapał go po brzuchu. Courtney odmówił kawy typu nesca, oznajmił, że pija tylko świeżo mieloną brazylijską, po czym wręczył ojcu listy ze słowami: "Obawiam się, panie Mole, że jeden jest z Urzędu Skarbowego", uchylił przed mamą czapkę i poszedł. List był rzeczywiście z Urzędu Skarbowego. Powiadamiali ojca, że otrzymali infor­mację, iż w ubiegłym roku podatkowym prowadził prywatny warsztat półek na przyprawy we własnym domu, a tymczasem w urzędzie nie ma żadnego śladu istnienia podobnego przedsiębiorstwa, czy więc mógłby wypełnić załączony formularz? Ojciec się wściekł: "Jakiś cholerny dureń doniósł na mnie do podatków". Poszedłem do szkoły. Po drodze widziałem Court­neya wychodzącego od Singhów i zajadającego chipati.

15. Wtorek

Dzisiaj Courtney przyniósł pismo z Urzędu Ceł i Akcyzy. Zapytują ojca (raczej bez ogródek), dlaczego nie zarejestrował swojego półkowego przedsiębiorst­wa w związku z podatkiem od wartości dodanej. Ojciec wrzeszczał trzymając to pismo w ręku. "Ktoś się na mnie uwziął!" I tu oboje z mamą zaczęli liczyć, ilu wrogów narobili sobie w życiu. Doszli do dwudzies­tu siedmiu, nie licząc krewnych.

16 Środa

Ojciec najwyraźniej obawia się porannych wizyt Courtneya Elliota. Dziś przyszło kolejne pismo z Urzę­du Ceł i Akcyzy grożące unieważnieniem karty ban­kowej ojca.

Dzisiaj też zostałem uderzony w głowę piłką krykie­tową. To była moja wina. Kiedy zobaczyłem piłkę lecącą w moją stronę, zamknąłem oczy i uciekałem w przeciwnym kierunku. Leżę teraz w łóżku w oczeki­waniu, czy to się okaże wstrząsem mózgu.

Tyczka sześć razy przedefilowała przed naszym domem.

17 Czwartek

Właśnie znalazłem kartkę na dnie torby na zakupy.

Za Przeciw

Może być dziewczynka. Utrata niezależności.

George nie chce.

Większy dodatek Gruba jak stodoła.

rodzinny. Ból w czasie porodu.

Adrian będzie zazdrosny.

Pies może się nie przyzwyczaić.

Czy jestem za stara w wieku 37 lat?. .

Żylaki.

PAS

18. Piątek

Dziś przy śniadaniu udawałem entuzjazm dla niemowlęcia. Zapytałem mamę, czy pomyślała już o jakimś imieniu. Mama na to: " Tak. Będzie miała na imię Christabel".

Christabel! To brzmi jak postać z "Piotrusia Pana". Nikt nie ma na imię Christabel. Biedny dzieciak.

19. Sobota

Pojechaliśmy dziś z Nigelem na przejażdżkę rowero­wą. Postanowiliśmy znaleźć jakiś dziki zakątek, żeby móc powrócić do natury i tak dalej. Pedałowałem całe mile, ale wszystkich lasków i pól strzegły druty kolczaste z napisami: " Trzymać się z daleka ", więc mogliśmy jedynie zbliżyć się do natury na pewną odległość.

W drodze powrotnej odbyliśmy filozoficzną dyskus­ję na temat wojny. Nigel jest bardzo zapalony. Jego ambicją jest wstąpić do wojska. Oznajmił: " To niezłe życie, a po powrocie do cywila będę miał zawód". Pomyślałem: Jaki, płatnego mordercy?" Ale nic nie powiedziałem. Większość znanych mi kadetów zapo­mina, że prawdziwi żołnierze muszą zabijać ludzi.

2O Niedziela

Druga po św. Trójcy. Dzień Ojca

Ojciec już ponad tydzień okupuje telewizor i ogląda te idiotyczne, świńskie mistrzostwa świata. Chciałem dziś po południu obejrzeć w BBC 2 film dokumentalny o rzadkich roślinach Norwegii, ale nie pozwolił mi przełączyć na inny kanał i siedział w kompletnej ciemności oglądając mecz Francji z Kuwejtem.

Był nadęty, bo zapomniałem, że dzisiaj Dzień Ojca. Złożyłem oficjalny protest na ręce mamy, odmówiła jednak wystąpienia w roli arbitra, więc poszedłem do swojego pokoju na górę i uaktualniłem mapę kampanii falklan­dzkiej. Sprawdziłem także stan mojego konta w Towa­rzystwie Budowlanym, żeby się przekonać, czy stać mnie na kupno przenośnego czarno-białego telewizor­ka. Mam zupełnie dosyć uzależnienia od telewizora rodziców.

Zszedłem na dół w samą porę, żeby obejrzeć znako­mitą inwazję na boisko pod przewodem jakiegoś Araba w szmacie na głowie. Nie mam nic przeciwko oglądaniu interesujących inwazji kibiców na boisko, nie mogę znieść jedynie futbolu.

21 Poniedziałek

Najdłuższy dzień.

Nów

Rano pan Scruton zebrał całą szkołę w wielkiej sali. Nawet nauczyciele ateiści musieli być obecni.

Byłem bardzo zdenerwowany. Od niepamiętnych czasów nie przekroczyłem żadnego ze szkolnych prze­pisów, ale Scruton w jakiś sposób budzi w człowieku poczucie winy. Kiedy zamknięto drzwi i cała szkoła staja w równych rzędach, Scruton skinął na panią Figges siedzącą przy fortepianie, która zaczęła grać "Alleluja".

Część uczniów piątej klasy (a w tej liczbie i Pandora) śpiewała inne słowa: "Alleluja! co to dla ciebie itd." W sumie robiło to duże wrażenie. Choć pomyślałem sobie, że już najwyższa pora na kolejną wizytę niewi­domego stroiciela fortepianów.

Kiedy śpiew umilkł, pani Figges znieruchomiała, a pan Scruton wszedł na podium i po chwili ciszy oznajmił: "Dzień dzisiejszy przejdzie do historii". Po czym milczał wystarczająco długo, by wszystkie rzędy obiegła pogłoska o jego rezygnacji. Krzyknął: "Cisza!" i kontynuował: "Dziś, za trzy minuty dziewiąta, urodził się przyszły król Anglii". Wszystkie dziewczę­ta, prócz Pandory (która jest republikanką), westchnę­ły: "Och, więc lady Di..."

Klara Neilson wykrzyknęła: "Ile waży?"

Pan Scruton uśmiechnął się, ale zignorował pytanie. Pandora zapytała głośno: "Ile będzie kosztował?" W tym momencie słuch pana Scrutona uległ natych­miastowej poprawie i polecił Pandorze opuścić salę. Biedna Pandora przechodziła wzdłuż szeregów do drzwi wyjściowych z twarzą tak czerwoną jak radzie­cka flaga. Kiedy mnie mijała, usiłowałem podtrzymać ją na duchu uśmiechem, ale widocznie wypadło to nie najlepiej, bo syknęła: "Ciągle jeszcze wlepiasz we mnie gały, co?"

Pan Scruton pozwolił nam się rozejść, ale przedtem wygłosił mowę o tym, jak bardzo rodzina królewska przyczyniła się do podniesienia brytyjskiego eksportu: Położyłem się bardzo wcześnie; to był bardzo długi dzień.

22 Wtorek

Mały książę opuścił dzisiaj szpital.

Ojciec ma nadzieję, że będzie miał na imię George, tak jak on. Mama stwierdziła stanowczo, że rodzina królewska powinna iść z prądem czasu i nazwać małego księcia Brett albo Jason.

Szkocja już wyeliminowana z mistrzostw świata. Zremisowali z Rosją 2:2. Ojciec mówił o drużynie rosyjskiej "te komunistyczne dranie". Nie umie przegrywać z fasonem.

23 Środa

Pandora została w szkole odizolowana. Pracuje przy stoliku przed drzwiami gabinetu pana Scrutona. Zo­stawiłem w szatni na jej wieszaku następujący liścik:

Pandoro,

krótko, tylko żeby Ci powiedzieć, że podziwiam Twoją dzielną postawę w poniedziałek.

Adrian Mole,

Twój były kochanek

PS. Moja mama jest w ciąży.

24. Czwartek

Letnie przesilenie (koniec kwartału)

Rano na przerwie znalazłem na swoim wieszaku kartkę:

Adrianie,

nigdy nie byliśmy kochankami, więc Twój podpis na liście był nie tylko nieścisły, ale także oszczerczy. Mimo to dziękuję Ci za poparcie.

Pandora

PS. Wstrząsnęła mną wiadomość, że Twoja mama jest enceinte. Powiedz jej, żeby zadzwoniła do przychodni.

25 Piątek

Mój ma czternaście centymetrów w pełnym wyproście i około trzech w stanie uśpienia. Bardzo się niepokoję. Donkey Dowkins z piątej p twierdzi, że u niego przekracza długość linijki, a przecież Donkey jest tylko tydzień starszy ode mnie.

26 Sobota

Dziś wieczorem z wielką przyjemnością oglądałem w telewizji Roya Hattersleya. Po raz kolejny uderzyła mnie jego niewątpliwa szczerość i zasób słów. Pan Hattersley przepowiadał wczesne wybory. Zaprzeczył, jakoby Michael Foot był zbyt niechlujny, by zostać następnym premierem.

27 Niedziela

Trzecia po św. Trójcy

Nie mogę już dłużej podtrzymywać tej fikcji z cho­dzeniem do kościoła w każdą niedzielę; będę musiał powiedzieć babci, że stałem się agnostykiem ateistą. Jeśli Bóg istnieje, to On/Ona musi wiedzieć, że jestem hipokrytą. Jeżeli jednak nie ma żadnego Boga, to oczywiście wszystko to jest pozbawione znaczenia.

28. Poniedziałek

Pierwsza kwadra księżyca

Kiedy wróciłem ze szkoły, zadzwonił Bert, żeby się pochwalić, że Wydział Opieki Społecznej zapłacił za założenie telefonu w jego emeryckim domku. Bert wyjaśnił, że zadzwonił już do jednej ze swoich córek w Melbourne w Australii, a Queenie dzwoniła do swojego najstarszego syna w Ontario, Kanada. Wysłu­chali już oboje Piosenki przez Telefon, Przepisu na Dziś, Prognozy Pogody, Nowin Krykietowych i z nie­cierpliwością oczekują wieczoru i Historii na Dobra­noc. Zwróciłem Bertowi uwagę, że sam będzie musiał zapłacić za każde połączenie, na co zaśmiał się tym swoim astmatycznym śmiechem i oznajmił: "Pewnie mnie już tu nie będzie, zanim przyjdzie rachunek". (Bert ma prawie dziewięćdziesiątkę.)

29 Wtorek.

Jak zwykle, dyskusja w ostatniej chwili, dokąd pojedziemy na letnie wakacje. Ojciec zauważył: " To już pewno ostatnie. W przyszłym roku o tej porze będziemy tonęli w pieluszkach". Mama się strasznie wściekła i oznajmiła, że dziecko w niczym nie ograni­czy jej ruchów. I gdyby zapragnęła w przyszłym roku wspinać się w Hindukuszu, to przytroczy dziecko do pleców i pójdzie.

Hindukusz! Narzeka, kiedy ma dojść do przystanku autobusowego.

Zaproponowałem Krainę Jezior. Chciałbym się prze­konać, czy pobyt tam wpłynie korzystnie na moją poezję.

Ojciec proponował Skegness, mama Grecję. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, więc każde z nas napisało swoją propozycję na skrawku papieru z rolki kasowej. Mama następnie włożyła te kartki do sosjer­ki. A że nie ufaliśmy sobie nawzajem, mama poszła po panią Singh.

Przyszła pani Singh i razem z małymi Singhami stali w naszej kuchni. Pani Singh zapytała: "Po co ta cała procedura, pani Mole? Czy mąż nie może zdecydo­wać?" Mama wyjaśniła, że pan Mole nie cieszy się w domu specjalnymi przywilejami. Pani Singh robiła

wrażenie osoby bardzo tym zdziwionej, mimo to wyciągnęła kartkę. Było na niej napisane: "Skegness", Taki pech!

Pani Singh przeprosiła, że musi wracać do domu przygotować jedzenie dla męża. Zauważyłem: że, kiedy wychodziła, ojciec rzucił tęskne spojrzenie na jej śliczne sari i sandały ozdobione półszlachetnymi kamieniami. Zauważyłam także, iż obrzucił smutnym wzrokiem mamę w dresie i w butach do kostek. Mama powie­działa: "Nieszczęsna sterroryzowana kobieta".

Ojciec westchnął i przyznał jej rację.

30 Środa.

Mama chce zmienić mieszkanie. Chce sprzedać dom, w którym przeżyłem całe życie. Oświadczyła, że dla dziecka potrzeba więcej miejsca. Do jakiego stop­nia można zgłupieć? Niemowlęta w ogóle nie potrzebu­ją żadnego miejsca. Mają około dwudziestu jeden cali długości.

Lipiec

1 Czwartek

Dzień dominiów ( Kanada)

Nigel załatwił mi w ciemno randkę z Sharon Bott. Mam się z nią spotkać w sobotę na ringu wrotkowym.

Jestem tym bardzo zdenerwowany. Nie mam naj­mniejszego pojęcia o jeździe na wrotkach, nie mówiąc już o kochaniu się.

2 Piątek

Pożyczyłem od Nigela jego discowrotki i trenowa­łem najezdni naszego zaułka. Wszystko było w porzą­dku, dopóki mogłem się trzymać jakiegoś żywopłotu, ale przerażała mnie myśl o jeździe wzdłuż otwartych ogródków, gdzie nie było się czego przytrzymać. Chciałem pojeździć na wrotkach po domu, żeby nabrać wprawy, ale ojciec zaczął jęczeć na temat śladów na podłodze w kuchni .

3 Sobota

12.15. Wstałem O szóstej, żeby potrenować jazdę na wrotkach. Pan O'Leary głośno i nieelegancko protes­tował z powodu porannego hałasu, więc pojechałem ćwiczyć na tereny przedszkola, ale musiałem zrezygno­wać. Tyle tam było potłuczonego szkła i psich kup, że obawiałem się o kółka. Zaczekałem na otwarcie sklepu warzywnego, kupiłem funt winogron, wróciłem do domu, wykąpałem się, obciąłem paznokcie u nóg itd. Potem wyłożyłem na łóżko wszystkie moje rzeczy i próbowałem zdecydować, w co się ubrać.

Była to żałosna kolekcja. Po wyeliminowaniu szkol­nego mundurka zostawały trzy pary rozszerzanych dżinsów (SZEROKIE U DOŁU! Nikt już tego nie nosi poza najgorszymi idiotami!), dwie koszule, obydwie z długimi kołnierzykami w szpic (WYDŁUŻONE SZPICE! Tak!), cztery swetry ręcznie robione przez babcię (RĘCZNIE! DNO!). Jedyną możliwą ewen­tualność stanowiły ciemnozielone sztruksy w grube prążki i wojskowy sweter khaki. Ale jakie buty? Zostawiłem w szkole adidasy, a nie mogę przecież iść na boisko wrotkowe w eleganckich butach jak do ślubu, chyba jasne?

O 22.30 zadzwoniłem do Nigela i zapytałem go, co się nosi na wrotkowisku. "Spodenki z satynowymi wypustkami, kamizelki z satyny, białe podkolanówki, mały magnetofon marki Sony i jeden złoty kolczyk" - wyjaśnił. Podziękowałem Nigelowi, odłożyłem słu­chawkę i jeszcze raz przejrzałem swoje rzeczy. Najbardziej podchodzące wydały mi się czarne spodenki gimnastyczne, biały siatkowy podkoszulek i szare podkolanówki. Jestem jedyną osobą na całym świecie, która nie ma kieszonkowego magnetofonu marki Sony, uszy też mam nie przekłute, więc muszę się obejść bez tych dwóch detali, co mam nadzieję nie zrobi większej różnicy Sharon Bott.

Czy mam od razu pójść w spodenkach, czy przebrać się na miejscu? I jak poznam Sharon Bott? Widziałem ją tylko w szkolnym mundurku, a z mojego doświad­czenia wynika, że w cywilnych ciuchach dziewczyny zmieniają się nie do poznania.

Muszę kończyć, bo już pora iść.

6 po południu. Pierwszy i ostatni raz poszedłem na wrotki. Sharon Bott jest mistrzynią. Przemykała obok mnie z szybkością 40 mil/godz., zwalniając jedynie od czasu do czasu, żeby wykonać szpagat w powietrzu. Zwalniała też, żeby zaproponować: "A gdybyśmy tak oderwali się od bandy, co ty na to, Klucho?"' ale nigdy nie zatrzymywała się na tyle długo, żebym zdołał ją wciągnąć w prawdziwą rozmowę. Kiedy na ring miały wkroczyć dzieci poniżej lat dwunastu, pod­jechała do bandy i pomogła mi przemieścić się do kawiarni. Wypiliśmy coca-colę, a potem poczołgałem się do szatni po winogrona. Kiedy je wręczałem, Sharon zapytała: "Dlaczego kupiłeś mi winogrona? Nie jestem biedna ". Obrzuciłem znaczącym spojrze­niem jej postać w plastykowym kombinezonie i mini­spódniczce, ale w tym momencie zabrzmiała muzyka disco i Sharon pomknęła na ring, żeby oddać się dzikim tańcom na wrotkach. Wkrótce otoczyli ją wysocy młodzieńcy w satynowych szortach, więc pokuśtykałem do szatni, żeby się przebrać.

Po powrocie do domu zadzwoniłem do Nigela. Powiedziałem, że Sharon Bott jest beznadziejna. Nigel oznajmił, że Sharon Bott już do niego dzwoniła ze skargą, że ją skompromitowałem przychodząc w szkol­nym kostiumie gimnastycznym.

Nigel postanowił zaprzestać prób kojarzenia par.

4 . Niedziela

Czwarta po św. Trójcy.

Święto Niepodległości w USA

Zacząłem właśnie niedzielny obiad, kiedy zadzwonił Bert Baxter i wezwał mnie do siebie w trybie pilnym. Zjadłem spaghetti bolognese tak szybko, jak tylko się dało i pobiegłem do Berta.

Szabla, groźny wilczur, stał w progu i miał zafraso­waną minę. Na wszelki wypadek dałem mu psią czekoladkę i wbiegłem do wnętrza. W dużym pokoju zastałem Berta na wózku inwalidzkim, telewizor nie grał, więc wiedziałem, że chodzi o coś poważnego. Bert wyjaśnił: "Queenie źle się poczuła". W miniatu­rowej sypialni na wielkim mokrym łóżku leżała Queenie.

Wyglądała strasznie (nie miała na sobie tych swoich sztucznych policzków czy warg). Powiedziała: "~Adria­nie, dobry z ciebie chłopiec, że przyszedłeś". Zapyta­łem, co jej dolega. "Mam w piersiach takie bóle jakby czerwone rozżarzone igły" - wyjaśniła.

W tym miejscu Bert jej przerwał: "Przed chwilą mówiłaś - czerwone rozżarzone noże".

"Igły, noże - co za różnica" - powiedziała Quee­nie. Zapytałem Berta, czy wezwał lekarza. Powiedział, że nic, ponieważ Queenie boi się lekarzy. Zadzwoniłem do mamy po radę, co robić dalej. Obiecała, że zaraz przyjdzie.

Kiedy na nią czekaliśmy, zaparzyłem herbatę, nakar­miłem Szablę, a Bertowi zrobiłem kanapkę z buracz­kami.

Przyjechali rodzice i wszystkim się zajęli. Mama zadzwoniła po karetkę. Całe szczęście, że przyjechali, bo tymczasem Queenie zaczęła się dziwnie zachowywać, mówiła coś o kartkach żywnościowych i takich tam.

Bert trzymał ją za rękę i przemawiał do niej "ty stara wariatko".

Sanitariusze właśnie zamykali drzwi karetki, kiedy Queenie zawołała: "Przynieś mi słoik z różem. Ni­gdzie nie pojadę bez różu". Pobiegłem do sypialni i zacząłem szukać na toaletce. Na wierzchu były niezliczone słoiki, siatki i spinki do włosów, talerzyki, koronkowe serwetki, zdjęcia niemowląt i ślubów. Znalazłem wreszcie róż w szufladzie i zaniosłem do karetki. Mama pojechała z Queenie, a my z ojcem zostaliśmy, żeby podtrzymywać Berta na duchu. Po dwóch godzinach mama zadzwoniła ze szpitala. Queenie ma wylew i będzie przebywała w szpitalu w nieskończoność.

Bert się zmartwił: "Co ja teraz zrobię bez pomocy mojej dziewczynki?"

Dziewczynki! Queenie ma siedemdziesiąt osiem lat. Bert nie chciał pojechać do nas. Boi się, że magistrat odbierze mu bungalow.

5. Poniedziałek

Święto z okazji Dnia Niepodległości ( USA)

Queenie nie może mówić. Jest niby przytomna, ale nie może uruchomić mięśni ust. Mama przez cały dzień była u Berta, sprzątała i gotowała. Ojciec będzie do niego wpadał codziennie, wracając z pracy nad kanałem. Ja obiecałem wyprowadzać strasznego Szablę na poranny I wieczorny spacer .

6 Wtorek

Pełnia księżyca

Berta odwiedziła Katie Bell, opiekunka społeczna. Chce, żeby Bert na jakiś czas wrócił do Domu Pro­miennego Słońca im. radnego Coopera. Reakcja Ber­ta: " Wolałbym śmierć od tej kostnicy".

Katie Bell jutro przychodzi do nas. Tym samym wyda się kłamstwo Berta, że opiekujemy się nim we troje przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Quee­nie ciągle bardzo marna.

7.Środa

Katie Bell to dziwna kobieta. Mówi (i wygląda) tak jak Rysiek Cytryna. Ubrana była w skórzaną kurtkę i zamszowe dżinsy, nosi długie i brudne włosy z prze­działkiem pośrodku. Ma długi i spiczasty nos (od wtykania go w cudze sprawy, jak zawyrokował ojciec). Siedziała u nas w dużym pokoju, jedną ręką skręcała papierosa, a drugą robiła notatki.

Oświadczyła, że Bert jest uparty i cierpi na lekką starczą demencję, więc potrzebny mu jest konsultant z dziedziny psychogeriatrii. Mama się wściekła i krzy­czała: "Potrzebna mu jest pielęgniarka na całą dobę!" Katie Bell zrobiła się purpurowa i oświadczyła: "Cało­dobowa opieka jest niezwykle kosztowna".

Ojciec zapytał, ile kosztowałoby umieszczenie star­szej osoby w domu starców. Katie Bell odpowiedziała: "Około dwustu funtów tygodniowo".

Ojciec zawołał: "Dajcie mi dwieście funtów na tydzień, a sam się zajmę tym starym durniem".

Na to Katie Bell: "Panie Mole, nie mogę przenosić funduszy z jednego rachunku na drugi". Już przy wyjściu powiedziała: "Nie podoba mi się ten system tak samo jak panu. Wiem, że jest do niczego, ale cóż mogę zrobić?"

Mama poradziła jej życzliwie: "Kochana pani, może pani umyć głowę, od razu się pani lepiej poczuje bez tych tłustych strąków wokół twarzy".

8 Czwartek

Zostawiłem dziś na wieszaku Pandory karteczkę tej treści:

Pandoro,

Queenie Baxter jest w szpitalu po wylewie. Bert jest sam w bunga­lowie. Chodzę do niego i robię, co mogę. ale byłoby dobrze. gdybyś Ty go odwiedziła Jest bardzo przygnębiony. Czy masz jakieś zdjęcia Pączka?

Twój, jak zawsze,

Adrian

9. Piątek

Dzisiaj wspaniały dzień. W szkole zaczęły się waka­cje na osiem cudownych tygodni. A wieczorem wyda­rzyło się coś jeszcze wspanialszego.

Byłem właśnie w trakcie prasowania gigantycznych kalesonów Berta, kiedy do pokoju wkroczyła Pando­ra. Trzymała w ręku słoik marynowanych buraków domowej roboty. Aż mnie zatkało. Pandora z każdym dniem piękniejsza. Bert był nieprzytomnie uszczęśli­wiony. Wysłał mnie do kuchni, żebym zaparzył herba­tę. Nie mogłem zapanować nad drżeniem rąk. Czułem się jak po wstrząsie elektrycznym. Wpatrywałem się tęsknie w Pandorę podając jej herbatę. A w jej oczach był taki sam wyraz tęsknoty!!!

Oglądaliśmy zdjęcia Pączka, dawnego kucyka Pan­dory. Bert rozwodził się w nieskończoność nad wszyst­kimi końmi i kucykami, z jakimi się zetknął jako stajenny.

O 21.30 umyłem Berta, wysadziłem na nocnik i położyłem do łóżka. Siedzieliśmy przy elektrycznym kominku, dopóki Bert nie zaczął chrapać. Dopiero wtedy padliśmy sobie w ramiona przy akompaniamen­cie cichych westchnień i jęków. Trwało to do chwili, gdy zegar Berta wybił dziesiątą. Ani razu nie pomyśla­łem o seksie. Czułem się bardzo uspokojony i szczęśliwy.

W drodze do domu zapytałem Pandorę, kiedy sobie uświadomiła, że ciągle mnie kocha. Odpowiedziała: "Kiedy zobaczyłam, jak prasujesz te obrzydliwe kale­sony. Jedynie wyjątkowy chłopak może się zdobyć na coś takiego'".

W dzienniku podali wiadomość, że w sypialni królowej znaleziono jakiegoś mężczyznę. Według "Radia Cztery" był to intruz, ktoś, kogo królowa nie zna. Komentarz ojca: " To jej wersja ".

10. Sobota

Ojciec zawiózł Berta do Queenie, więc pojechałem do Sainsbury'ego autobusem. Mama dała mi trzydzieści funtów i poprosiła, żebym kupił jedzenia na pięć dni. Pamiętałem ostatnią lekcję gospodarstwa domo­wego, kiedy to pani Jabłkowa uczyła nas, jak przyrządzać tanie i maksymalnie pożywne posiłki, kupiłem więc:

2 funty soczewicy

I funt suszonego groszku

3 funty żytniej mąki

I paczkę drożdży

I funt cukru pudru

I litr zwykłego jogurtu

20 funtów kartofli "King Edward"

2 funty ciemnego ryżu

1 funt suszonych moreli

1 tubkę sera śmietankowego

2 funta margaryny Krona

1 dużą główkę kapusty

2 funty przedniej baraniny

1 dużą brukiew

4 funty pietruszki

2 funty marchwi

2 funty cebuli

Nigdy nie zrozumiem, jak mi się udało dotaszczyć to do przystanku autobusowego. Konduktor nie okazał się zbyt usłużny. Nie pomógł mi pozbierać kartofli, nie podniósł ani jednego!

Mam zamiar napisać skargę do Sainsbury'ego z po­wodu nędznej jakości ich szarawych papierowych toreb. Powinny wytrzymać pół mili! Mama bynajmniej mi nie podziękowała, kiedy wręczyłem jej piętnaście funtów reszty. Jęczała bez końca, że zapomniałem o torcie owocowym, groszku w puszce itd.

A już zupełnie się wściekła, kiedy zobaczyła, że nie kupiłem białego, grubo pokrojonego chleba tostowe­go. Zwróciłem jej uwagę, że ma wszystkie składniki potrzebne do upieczenia chleba w domu. Powiedziała na to: "Mała poprawka! Ty masz wszystkie składni­ki!"

Spędziłem cały wieczór na wyrabianiu ciasta i wpy­chaniu go do brytfanki. Nie wiem, jaki błąd popełni­łem. Chociaż co pięć minut otwierałem drzwiczki piecyka, żeby sprawdzić, ciasto po prostu nie chciało rosnąć.

11. Niedziela

Piąta po św. Trójcy

Pandora twierdzi, że nie powinienem był otwierać piecyka.

Ojciec odmówił jedzenia gulaszu z przedniej barani­ny. Poszedł do pubu na paszteciki z mikrofalowego piekarnika nadziewane mielonym z bułą i na frytki wycinane w ząbki.

Zmierza prosto do zawału.

12Poniedziałek

Święto ( Irlandia Północna)

Brainbox Henderson zaczął wydawać magazyn poe­tycki klubu młodzieżowego. Dałem mu kilka moich młodzieńczych prac i jeden nowszy, bardziej dojrzały wiersz pt.

ODA DO ENGELSA,

CZYLI HYMN NA CZEŚĆ WSPÓŁCZESNYCH NĘDZARZY

Engelsie, skatalogowałeś niegdysiejsze nieszczęścia ubogich,

Nie zdając sobie sprawy, że ubóstwo będzie z nami jeszcze w 1984.

Ale cóż to? Cóż to spostrzegam w 1983?

To kolejka głodnych przed pośredniakiem.

Choć szczury i gruźlica smutnym dziś tylko wspomnieniem,

Ubodzy pchają dziś na wózkach wybladłe dzieci rozrywane kaszlem,

Młode matki czekają przy okienku szóstym,

Młodzi ojcowie stoją w kolejce, by opłacić kary,

Starzy ludzie patrzą przez okna magistrackich domów na mijające ich życie.

Och, Engelsie, gdybyś był z nami z piórem w dłoni, Zatrząsłbyś się z oburzenia,

A twój wrażliwy nos chwytałby złe zapachy roku 1983.

Pandora przeczytała ten wiersz w domu Berta. Uznała, że to dzieło geniusza. Posłałem tekst wiersza Bertowi Baxterowi. On bezu­stannie mówi o Engelsie.

13 Wtorek

Brainbox Henderson pokazał mi żałosny utwór Barry Kenta zgłoszony na konkurs poetycki. Kent jest przekonany, że zdobędzie pierwszą nagrodę w wysokości pięciu funtów. Ta rzecz się nazywa " Tulipan".

Wdzięczny, czerwony, prosty, wysoki,

W wazonie

Na stole

W pokoju

W naszym domu.

Według Hendersona wiersz Kenta wykazuje japońs­kie wpływy kulturowe! Do jakiego stopnia może się posunąć głupota! Najbliższy kontakt Barry Kenta z kulturą japońską nastąpił wtedy, kiedy siedział na siodełku skradzionej hondy.

14 Środa

Ostatnia kwadra księżyca

W tym tygodniu co wieczór chodziłem do Berta i zabierałem tego strasznego Szablę na czteromilowy spacer, ale dziś nie mogę się na to zdobyć. Nie mogę ścierpieć widoku ludzi przechodzących na drugą stro­nę ulicy, żeby się z nami nie spotkać. Szabla od niepamiętnych czasów nikogo nie ugryzł, ale zawsze sprawia takie wrażenie, jakby miał to za chwilę zrobić. Nawet inne wilczury na jego widok kulą się pod ścianami. Chciałbym, żeby Queenie trochę się pospie­szyła z wyzdrowieniem, ona jest bardzo dumna z Sza­bli. Zawsze mówi: "Bandzior w krzaki zboczy, gdy wilczura zoczy".

15. Czwartek

św. Swithina

Rodzice Pandory zabrali dziś Berta do Queenie, więc spędziliśmy z Pandorą dwie niezwykłe godziny na ich łóżku, oglądając "Rocky I" na magnetowidzie. Trzymałem ręce zdecydowanie z dala od stref erogen­nych Pandory. Po filmie rozmawialiśmy o naszej przyszłości. Pandora powiedziała, że po skończeniu studiów chciałaby kopać studnie w krajach Trzeciego Świata. Demonstrowała sposób montowania studni artezyjskiej za pomocą zapalonego papierosa. Na nieszczęście papieros wypadł jej z ręki i wypalił dziurę w kołdrze. Pandora jest tym bardzo zmartwiona, jej rodzice są fanatycznymi przeciwnikami palenia. Czytam "Jima szczęściarza". Napisał to facet o na­zwisku Kingsley A mis. Ojciec mówi, że Kingsley Amis był redaktorem gazety "New Statesman". Zadziwiają­ce, jak dobrze ojciec się orientuje w sprawach literac­kich. Nigdy nie czytał książek, ale w samochodzie musi słuchać "Radia Cztery", bo gałka się zacięła i nie może przestawić na Terry Wogana.

16 Piątek

17.30. Właśnie dzwoniła Tyczka z zapytaniem, czy ojciec już wrócił z pracy. Powiedziałem jej, że codzien­nie w drodze do domu wstępuje do Berta Baxtera. Podziękowała jakimś wyjątkowo smutnym głosem i oznajmiła, że zadzwoni później. Pewnie teraz, kiedy dziecko ma się wkrótce urodzić, żałuje swoich lekkich obyczajów.

Mamie wyjaśniłem, że to była pomyłka; nie należy denerwować ciężarnych kobiet.

17 Sobota

Widziałem przed chwilą ojca spacerującego pod rękę z Tyczką flisacką ścieżką wzdłuż kanału. Wiem, że ta dróżka jest trochę kamienista, ale Tyczka może chyba chodzić bez pomocy. To ładnie, że ojciec służy jej wsparciem w godzinie potrzeby, ale powinien się chyba bardziej liczyć z opinią. Jeśli ludzie zobaczą starszego mężczyznę pod rękę z ciężarną kobietą, będą skłonni uważać, że on jest ojcem płodu. Schowałem się za starym mostem, dopóki nie zniknęli mi z oczu, a potem poszedłem po Pandorę.

18 Niedziela

Szósta po św. Trójcy

Ojciec przy śniadaniu oświadczył, że podda się sterylizacji. Odsunąłem talerz z nietkniętymi kiełbas­kami.

19. Poniedziałek

Od Berta poszedłem do babci. Właśnie robiła ciasto na Boże Narodzenie. Pozwoliła mi wrzucić do masy dwadzieścia pensów i nie przestawała jej mieszać, dopóki nie wyraziłem w myśli jakiegoś pragnienia. Okazałem się w istocie strasznym egoistą. Mogłem wyrazić życzenie, by na świecie zapanował pokój, żeby Queenie szybko wyzdrowiała, żeby mama miała szczęśliwe rozwiązanie, ale zamiast tego zapragnąłem, żeby pryszcze na moich barkach zniknęły przed wyjazdem na wakacje. Przeraża mnie myśl o obnażeniu pleców przed wzrokiem głupich turystów na plaży w Skegness. Osobisty detektyw królowej, porucznik Trestrail, musiał złożyć rezygnację, ponieważ gazety wykryły, że jest homoseksualistą. Wydaje mi się to bardzo niespra­wiedliwe. Nie jest sprzeczne z prawem, a gotów bym się założyć, że królowej nie robi żadnej różnicy. Barry Kent MNIE nazywa pedałem, ponieważ lubię czytać i nie znoszę sportu. Rozumiem więc, co znaczy być prześladowanym.

20 Wtorek

Nów

Dostałem zagraniczny list, zaadresowany do mnie, ale to musi być pomyłka. Nie znam żadnych cudzoziemców.

Norsk rikskringkasting, BERGEN, Norway

Kjaere Adrian Mole,

John Tydeman viste meg ditt dikt "Norge" ogjcg var dypt rort av de folelser dc uttrykte. Jcg haper d u en deg vil besokc vart land. DeI er vakkert og d u vil kun n e oppleve fjordene og se hvor Ibsen og Grieg Jevde. Som en inlellektueJl person burdc dcl inleressere dcg Nar d u besokcr oss og snakker med oss vil d u oppdage al vare vokaler ikkc er sa eiendommelige. Husk al vi bare har langc nellcr og korte dager om vinteren. I juni er det helI motsatt sa kom om sommeren - vi skal ta i mot deg pa beste mate.

Til lykke med din e studier av norsk laerindustri.

HjerteJig hilsen

Din,

Knut Johansen

21. Środa

Już za osiem dni zaczną się moje wakacje w Skeg­ness. Zapytałem ojca, czy moglibyśmy zabrać Pan­dorę. Nie mogę znieść myśli o tym, że przez dwa tygodnie będę sam na sam z rodzicami.

Ojciec oświadczył: "Będzie mile widziana pod warun­kiem, że wyrzyga sto dwadzieścia funtów".

22. Czwartek

Kiedy sprzątaliśmy u Berta, zapytałem Pandorę, czy chciałaby pojechać do Skegness. Odpowiedziała: "Ko­chany, poszłabym za tobą do piekła, ale Skegness jest ponad moje siły".

Bert oświadczył: "Pandoro, jesteś zarozumiałą, roz­puszczoną dziewczyną. Dobrze by ci zrobił kontakt z proletariatem. Życie nie składa się wyłącznie z su­chych stoków narciarskich i lekcji gry na altówce". W tym miejscu westchnął głęboko i powiedział: "Oso­biście oddałbym teraz prawe jajo za tydzień w Skeg­ness".

Policzki Pandory okryły się cudownym różowym rumieńcem. Powiedziała: "Bardzo mi przykro, Bert. Człowiek łatwo zapomina o swojej uprzywilejowanej pozycji".

Bert zapalił woodbine'a, westchnął ponownie i oznajmił: "Ja już na pewno nie będę miał żadnych wakacji. W moim wieku jedynym oczekiwanym odpo­czynkiem może być śmierć".

Żeby jakoś zmienić nastrój, Pandora zadzwoniła do szpitala z zapytaniem jak się ma Queenie. Pielęgniarka powiedziała: "Pani Baxter prosiła dzisiaj o słoik różu". Na wieść o tym Bert bardzo się ucieszył: " To znaczy, że staruszka czuje się lepiej". Położyliśmy Berta do łóżka, a potem odprowadziłem Pandorę do domu. Odbyliśmy wspaniałą sesję pół francuskich, pół angielskich pocałunków, po czym Pandora powiedzia­ła: "Adrianie, zabierz mnie do Skegness". Było to najbardziej romantyczne zdanie, jakie kiedykolwiek słyszałem.

23 Piątek

11.00.Rano pojawił się na naszym progu brudny biały kot. Miał na szyi karteczkę z napisem: "~Nazy­wam się Roy", ale bez adresu.

Zupełnie mnie zignorował, kiedy brałem butelkę z mlekiem, więc odpłaciłem mu tym samym.

18.00. Rodzice pokłócili się z powodu Roya. Ojciec oskarżył mamę o to, że zachęca go (kota) do zostania, dając mu mleko na spodeczku. Mama oskarżyła ojca o to, że nienawidzi zwierząt.

Pies robi wrażenie zaniepokojonego, chyba czuje się niepewnie. Roy przespał cały dzień na dachu komórki, w ogóle nieświadomy niepokoju, który wywołał.

24. Sobota

Poszedłem dziś kupować letnie ubranie. Towarzy­szyła mi mama. Chciałem kupić u Marksa i Spencera szary sweter zapinany na suwak (w Skegness wieją imne wiatry). Przymierzyłem jeden, ale mama oświadczyła, że wyglądam w nim jak Frank Bough, i odmówiła zapłacenia. Odbyliśmy małą sprzeczkę na temat naszych odmiennych gustów. Rozejrzawszy się po sklepie spostrzegłem, że paru innych nastolatków również nie mogło dojść do porozumienia z rodzicami. Chodziliśmy przez chwilę po sklepie w milczeniu, aż wreszcie mama zaciągnęła mnie do działu punków i próbowała mnie namówić na jaskrawozieloną koszu­lę z lamparcim wzorem. Odmówiłem przymierzenia tej ohydnej rzeczy, więc kupiła ją dla siebie!

Ekspedient o wyglądzie sadysty powiedział: "Masz fajną mamę". Udałem, że go nie słyszę. Nie było to zresztą trudne, bo przez system stereo Sid Vivious śpiewał na cały regulator świńską wersję "My Way". Śpiewał tak głośno, że drżały powiązane łańcuchami kurtki i nabijane nitami pasy.

Następnie poszliśmy do Mothercare*(Przypis: Mothercare -- sieć sklepów z ubraniami, kosmetykami itd. dla małych dzieci i młodych matek.), gdzie mama zupełnie oszalała kupując miniaturowe ubranka i krem przeciwko rozstępom skóry. Miałem nadzieję, że kupi sobie jakąś przyzwoitą sukienkę ciążową na ten upior­ny okres, kiedy brzuch jej zacznie wyraźnie sterczeć, ale poinformowała mnie, że zamierza do końca nosić drelichowe spodnie. Stanę się pośmiewiskiem całej szkoły.

25. Niedziela

Siódma po św. Trójcy

Trochę powtarzałem do egzaminów. Po wakacjach będę musiał przejść te idiotyczne, kretyńskie "prób­ne". Postanowiłem zdawać angielski, geografię i histo­rię w pierwszym etapie" a na państwowym obróbkę drewna" gospodarstwo domowe i biologię.

Wszystko to, co prawda" jest jedną wielką stratą czasu, bo tacy intelektualiści jak ja nie potrzebują żadnych kwalifikacji, żeby dostać pracę czy osiągnąć sukces: to po prostu przychodzi automatycznie. A to dlatego, że jest nas tak niewielu. Problem polega jedynie na tym, żeby ludzie wpływowi rozpoznali w kimś intelektualistę. Dotychczas nikt się jeszcze nie poznał na mnie, choć od niepamiętnych czasów używam na co dzień różnych długich słów" jak " wielostrukturowy".

26. Poniedziałek

Dziś rano Courtney Elliot przyniósł złą wiadomość. Komisja do Walki z Bezrobociem przysłała ojcu pismo z zawiadomieniem" że "porządkowanie brzegów kana­łu jest bardzo poważnie opóźnione". Ojciec grzmiał bez przerwy: "Czego oni się spodziewają przy tak niewolniczych zarobkach?"

Mama (umiarkowanie jak na nią) wtrąciła: ,"Nie pracowałeś zbyt niewolniczo. Jesteś w domu codzien­nie o wpół do piątej".

Ojciec wypadł z kuchni trzasnąwszy drzwiami. Po­biegłem za nim i ofiarowałem pomoc w porządkowa­niu brzegów kanału, ale nie przyjął mojej oferty: "Lepiej zostań w domu i pomóż mamie w wakacyjnym pakowaniu".

Mama i Courtney Elliot rozwiązywali krzyżówkę w "Guardianie", a wakacyjne rzeczy ciągle czekały na pranie w koszu na bieliznę, więc zabrałem psa do Berta i oglądałem w telewizji uroczystości żałobne za poleg­łych w wojnie falklandzkiej.

Katedrę Świętego Pawła wypełniały tłumy wdów i żałobników. Po powrocie do domu wyrzuciłem do kosza mapę kampanii falklandzkiej.

27. Wtorek.

Pierwsza kwadra księżyca

Mama dostała dziś pompatyczny list od ojca Pando­ry. Odmawia stu dwudziestu funtów na wyjazd Pando­ry do Skegness!

Ten głupi skąpiec powiada, że wyłożył już czterysta funtów na spływ kajakowy rzeką Wye dla całej rodziny we wrześniu, a szyty na miarę wodoodporny kombine­zon dla Pandory kosztował czterdzieści funtów, więc "nie może już bardziej nadszarpnąć swoich finansów". Czyli mam przed sobą dwa tygodnie bez Pandory, chyba że wpadnę na pomysł, jak szybko zarobić sto dwadzieścia funtów. Pandora nie ma żadnych pienię­dzy, całe kieszonkowe wydaje na struny do altówki.

28 .Środa

Brzuch mamy zaczął się dziś wyraźnie uwydatniać, nic jednak nie robi, żeby to ukryć. W istocie sprawia wrażenie, jakby była z tego dumna. Pokazuje brzuch każdemu, kto tylko przyjdzie.

Muszę wychodzić z pokoju.

29. Czwartek

Przez ostatnie trzy dni ojciec ciężko pracował nad kanałem. Nie wracał do domu przed dziesiątą wieczo­rem. Okropnie się denerwuje, że będzie musiał zosta­wić kanał i jechać na urlop.

Poszedłem odwiedzić Queenie w szpitalu. Leży na oddziale pełnym starych kobiet o wyblakłych zapad­niętych policzkach. Dobrze, że Queenie była uróżowana, bo inaczej bym jej nie poznał.

Queenie nie mówi normalnie i bardzo trudno zrozu­mieć, o co jej chodzi. Wyszedłem po dwudziestu minutach zupełnie wyczerpany uśmiechaniem się. Przechodząc przez salę starałem się nie patrzeć na stare kobiety, co jednak nie przeszkodziło im wykrzykiwać do mnie i wymachiwać rękami. Jedna poprosiła, żebym przyniósł kawałek ładnego dorsza na kolację dla jej męża. Pielęgniarka, wyglądająca na zmęczoną, wyjaśniła, że większość tych kobiet żyje w czasie przeszłym. Naprawdę nie mam im tego za złe, ich teraźniejszość jest po prostu straszna.

30. Piątek

Poszliśmy wszyscy do domu Pandory, żeby omówić sprawę opieki nad Bertem w czasie naszego pobytu na wakacjach.

Bert przez cały czas spotkania marudził. Cokolwiek się dla niego robi, nie wzbudza w nim cienia wdzięczności. Czasami chciałbym, żeby zamieszkał w Domu Promiennego Słońca im. radnego Coopera.

Moja mama wręczyła mamie Pandory następującą listę:

l. Bert pije tylko z kubeczka koronacyjnego Jerzego v.

2. Słodzi herbatę trzema czubatymi łyżeczkami cukru.

3. Nie należy mu pozwolić oglądać " Telewizyjnej Listy Przebojów", bo to go zbytnio ekscytuje.

4. We wtorki przychodzi rejonowa pielęgniarka, żeby sprawdzić, czy nie robią mu się odleżyny.

5. Je tylko kanapki z buraczkami, jajecznicę, curry firmy Vesta i różne sosy z butelek Dream Toppings. Nie trać energii na poszerzenie tego menu. Ja próbowałam bez najmniejszego skut­ku.

6. Bert wypróżnia się dokładnie o 9.05 rano. Staraj się więc przyjechać odpowiednio wcześnie, żeby przygotować nocnik.

7. Szabla musi codziennie wyjść na co najmniej czteromilowy spacer. Jeśli chodzi mniej, robi się niemożliwy.

8. Nie odzywaj się do Berta podczas serialu "Na skrzyżowaniu".

9. W sytuacji awaryjnej zastąpi cię pani Singh, ale musi mieć przyzwoitkę.

10. Berta można spokojnie zostawić na noc, pod warunkiem że dostanie swoją codzienną porcję ciemnego piwa (TRZY BUTELKI).

11. Będzie podejrzewał, że podkradasz jego eme­ryturę. Nie zwracaj na to uwagi.

12. Niech cię nie opuszcza przysłowiowe brytyjskie szczęście!

31. Sobota

Pensjonat Rio Grande, Skegness.

Rano Pandora przyszła się pożegnać. W normalnej sytuacji perspektywa spędzenia bez niej dwóch tygodni wprawiłaby mnie w rozpacz, ale byłem zbyt zajęty pakowaniem i szukaniem kostiumu kąpielowego, żeby się załamać. Pandora pomogła mi w pakowaniu mojej apteczki. Wreszcie o szóstej po południu wyjechaliśmy z naszego zaułka.

Samochód zepsuł się w Grantham, więc przyjechaliśmy do Rio Grande o 24.30. Pensjonat był zamknięty i pogrążony w totalnych ciemnościach. Staliśmy na schodach i naciskaliśmy dzwonek przez całe wieki, aż wreszcie jakiś nieszczególnie wyglądający facet otworzył nam drzwi. Zapytał: "Rodzina Mole'ów? Spóźnili się. Te drzwi są zamykane o jedenastej, a kto przyjdzie później, płaci pięćdziesiąt pensów kary".

Na to mama: "A kimże pan jest?"

Mężczyzna wyjaśnił: "Jestem Bernard Wieprza, właściciel pensjonatu Rio Grande".

Mama: "Dziękujemy w każdym razie za wylewne przyjęcie, panie Wieprza". Wpisała nas do księgi rejestracyjnej, a ja tymczasem pomogłem ojcu zdjąć walizki z bagażnika na dachu.

Brezent gdzieś po drodze wyparował, więc wszystko było przemoczone na wylot. Piszę to w moim pokoju w suterenie z widokiem na śmietniki. Z sąsiedniej kuchni dobiegają mnie odgłosy kłótni państwa wie­przów.

Jakże bym chciał być z powrotem w Midlandach.

Sierpień

1. Niedziela

Ósma po św. Trójcy.

Koniec kwartału w Szkocji

Obudziły mnie krzyki pana Wieprzy. "Jeden plaste­rek bekonu na każdy talerz, Beryl! Chcesz mnie zrujnować?"

Szybko się ubrałem i wbiegłem po sześciu kondyg­nacjach schodów do pokoju rodziców na stryszku. Obudziłem ich wiadomością, że za chwilę będzie śniadanie. Ojciec poprosił, żebym pobiegł do jadalni i zajął przyzwoity stół (on jest doświadczonym bywal­cem pensjonatów nadmorskich).

Zająłem stół przy dużym panoramicznym oknie i obserwowałem współpensjonariuszy schodzących się na śniadanie. Z jakiegoś powodu wszyscy mówili szeptem. Matki karciły dzieci, żeby były cicho, żeby siedziały prosto itd. Ojcowie wpatrywali się w nakry­cia.

Wejście moich rodziców wywołało pewne porusze­nie. Moja mama nigdy nie mówi cicho, toteż wszyscy, nie wyłączając pana Wieprzy, usłyszeli jej narzekania na nylonową bieliznę pościelową. Jestem pewien, że dlatego dostaliśmy tylko dwie kromki opiekanego chleba.

2. Poniedziałek

Święto (Szkocja, Rep. Irlandii)

Ojciec wrócił do swoich proletariackich korzeni. Kupił kapelusz z napisem: "Całuj mnie szybko, ściskaj powoli", i spacerował po promenadzie popijając piwo z puszki .

Włożyłem okulary słoneczne i trzymałem się dość daleko w tyle.

3.Wtorek

Jeszcze jedenaście dni, a ja już straciłem wszystkie pieniądze w automatach.

4. Środa

Pełnia księżyca

Dzisiaj pokazało się słońce!

Dzisiaj też odbył się chrzest księcia Williama.

W Rio Grande uczczono to wydaniem na kolację po dodatkowym jajku na twardo.

5.Czwartek.

Do naszego stolika przysiadł się facet o nazwisku Ray Peabody. Jest rozwodnikiem z Corby. Spędzał niegdyś w Rio Grande miodowy miesiąc. (Nic dziwne­go, że się rozwiódł). Przyjechał do Skegness, żeby wziąć udział w konkursie talentów. Jest śpiewakiem i żonglerem. Zademonstrował nam trochę żonglerki z nakryciami, dopóki pan Wieprza nie polecił, żeby "zaprzestał nadużywania zastawy".

6. Piątek

Wysłałem Pandorze kartę z osiołkiem.

Kochana Pani.

w środę pokazało się słońce, ale nie rozjaśniło czarnej rozpaczy, w jakiej pogrąża mnie nasze rozstanie. Tu jest kulturalna pustynia. Dzięki Bogu, przywiozłem z sobą książki Nevila Shute'a.

Twój aż po bezkres

Adrian X

7 Sobota,

Pojechaliśmy samochodem do Gibraltar Point obejrzeć rezerwat zwierząt. Rezerwat widziałem, zwierząt nie. Pewnie schroniły się gdzieś przed wiatrem.

Czytałem "Okrutne morze", napisane przez Nicho­lasa Jakiegośtam.

8.Niedziela

Dziewiąta po św. Trójcy

Ojciec wypłynął dziś na połów ryb z Towarzystwem Zwolnionych z Pracy Sprzedawców Elektrycznych Grzejników Akumulacyjnych.

Spędziliśmy z mamą dzień na plaży, czytając nie­dzielne gazety. Kiedy mama jest ze mną sama, jest zupełnie miła. Słońce grzało mocno, ale mam na plecach osiemnaście pryszczy, więc nie mogłem zdjąć koszulki.

9 Poniedziałek

Kupiliśmy dziś jednodniowe bilety i pojechaliśmy do wakacyjnego obozu rekreacyjnego.

Wszyscy ci wybladli, apatyczni ludzie spacerujący bez celu po terenie ogrodzonym drutem kolczastym sprawili na mnie nieprzyjemne wrażenie.

Ojciec zaczął gwizdać "Most na rzece Kwai" i rzeczywiście było zupełnie jak w obozie dla jeńców wojennych. Nikt nikogo nie torturował ani nie gło­dził, ale miało się wrażenie, że obsługa w każdej chwili może zmienić zachowanie. Rodzice udali się prosto do baru, więc wykorzystałem wszystkie idiotyczne bezpłatne atrakcje, zawody staruszków ze zartretyzo­wanymi kolanami, konkurencję przeciągania liny itd. i ustawiłem się przed barem w oczekiwaniu na rodziców.

Z typowym dla nich egoizmem wybrali bar "dozwo­lony od lat osiemnastu".

O 13.30 ojciec przyniósł mi butelkę soku i paczkę chrupek kartoflanych.

O 14.30 zajrzałem do baru i zapytałem, jak długo zamierzają tam przebywać. Ojciec warknął: "Przestań jęczeć. Znajdź sobie jakieś zajęcie". Przez chwilę oglądałem ośle derby, potem mnie to znudziło, więc poszedłem czekać na nich w samochodzie.

O 16.00 zaanonsowano przez głośniki: "Adrian Mole, lat piętnaście, proszony jest o zgłoszenie się do punktu zagubionych dzieci, gdzie czekają na niego mamusia i tatuś”.

Taki wstyd!

Żeby jeszcze powiększyć moją udrękę, ponury facet z obsługi wręczył mi lizaka!

Rodzice uznali to wydarzenie za niesłychanie zaba­wne i zaśmiewali się przez całą drogę powrotną do pensjonatu.

10. Wtorek

W czasie kolacji pan Wieprza przekazał ojcu wiado­mość, że kogoś z bliskich przyjaciół przewieziono do Królewskiego Szpitala i że ma natychmiast zadzwonić na oddział dwunasty. Było to dla nas wszystkich kompletnie niezrozumiałe. Ojciec me ma żadnych bliskich przyjaciół.

Wstał od stołu w stanie kompletnej paniki. Mama chciała z nim pójść, ale powstrzymał ją słowami: "Nie, Paulino, to nie ma żadnego związku z tobą".

Nie było go około piętnastu minut, a po powrocie oświadczył: "Mam coś ważnego do powiedzenia wam obojgu. Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy sami". Usiedliśmy w koszu na promenadzie. Tamże dowie­dzieliśmy się z mamą, kto jest ojcem jednodniowego synka Tyczki.

Minęło jakieś sześćdziesiąt godzin, zanim mama zapytała: "Jak ma na imię?"

Ojciec odpowiedział: "Brett, bardzo mi przykro". Nie przychodziło mi do głowy absolutnie nic, co mógłbym powiedzieć, więc milczałem. Ciągle nic takie­go nie przychodzi mi do głowy, toteż idę spać.

11 Środa.

12.30. Ojciec pojechał zobaczyć Bretta i Tyczkę. Mama go do tego zmusiła.

Zupełnie nie mam pojęcia, co powiedzieć mamie. Zawsze wiedziałem, że nie umiem prowadzić zdawko­wych rozmów, ale teraz wiem, że odnosi się to również do poważnych.

20.00. Mama siedzi w pokoju na stryszku z rękami splecionymi na wielkim brzuchu. Nie zapłakała ani razu, jestem po prostu przerażony.

21.00. Zadzwoniłem do mamy Pandory i wszystko

jej opowiedziałem. Okazała pełne zrozumienie. Obie­cała, że po ułożeniu Berta na noc przyjedzie po nas do Skegness.

Zapakowałem wszystkie walizki, zmusiłem mamę do umycia twarzy i poprawienia fryzury, po czym rozpoczęliśmy oczekiwanie na panią Braithwaite.

12. Czwartek

Ostatnia kwadra księżyca

W domu

23.00. Na widok pani Braithwaite mama natych­miast się rozpłakała. Pani Braithwaite powiedziała: "Oni wszyscy są dranie, Paulino", i spojrzała z wyrzutem na MNIE. To zwykła niesprawiedliwość! Zamie­rzam pozostać absolutnie i bezwzględnie wierny Pan­dorze. Reszta jest chaosem!

Przyjechaliśmy do domu dziś o 4.30 nad ranem. Pani Braithwaite nie lubi przekraczać szybkości trzydziestu mil na godzinę.

Poszedłem prosto do łóżka. Nie miałem odwagi sprawdzić, czy ojciec był w swoim pokoju.

13. Piątek

Dzień zapowiadał się źle.

Z łazienki zniknęła ojca maszynka do golenia, musiałem się więc posłużyć różową maszynką, którą mama goli się pod pachami. Pociąłem sobie twarz na strzępy (ale na brzegach umywalni zebrała się zadowa­lająca ilość zarostu).

Musiałem się ogolić, ponieważ miała przyjść babcia, żeby poznać straszną prawdę o tym, jak to jej syn spłodził nieślubne dziecko, podczas gdy jego żona oczekuje legalnego potomka.

Babcia całkiem dobrze zniosła tę wiadomość. Zapy­tała: " W jakim szpitalu jest ta kobieta?" Mama udzieliła jej odpowiedniej informacji, babcia poprawi­ła kapelusz i odjechała taksówką.

Pandora powiedziała mi, że jej mama bliska jest nerwowego załamania, ponieważ Bert Baxter przez cały tydzień ją wykorzystuje.

Osobiście sądzę, że świat oszalał. Barry Kent wygrał konkurs poetycki w klubie młodzieżowym. Jego kretyńsko uśmiechnięta gęba była w wieczornej gazecie. To już niemal przekracza granice mojej wytrzymałości.

14. Sobota

Babcia opowiedziała się za tamtą stroną! Podarowała część naszych dziecinnych ubranek Brettowi Slaterowi, synowi Tyczki. Wiem, że babcia nie lubi mamy, ale mama jest przynajmniej legalną żoną ojca.

Mam kompletnie, ale to kompletnie dosyć doros­łych! Są na tyle bezczelni, żeby pouczać dzieci, po czym sami łamią wszystkie ustalone przez siebie zasady. Rano przyszedł ojciec Pandory, żeby zapytać, czy mama czegoś potrzebuje. Mama go ofuknęła: " Wynoś się do domu i pomóż własnej żonie!" Jak tak dalej pójdzie, nie będzie miała przyjaciela w żadnym mężczyźnie.

Dziś rano czynny był Barclaya Bank. Mógłbym się założyć, że ojciec stał pierwszy w kolejce. Zawsze zapomina pójść do banku w piątek.

15. Niedziela

Dziesiąta po św. Trójcy

Zjawił się ojciec z zapytaniem, czy może wrócić do domu. Chciałem, żeby mama się zgodziła, ale, niestety, powiedziała nie. Więc ojciec zamieszka u babci. Zdradliwy szczur zabrał stereo. Mama twierdzi, że nic ją to nie obchodzi. Kiedy urodzi się jej dziecko, dostanie dobrze płatną pracę i kupi najlepsze stereo na świecie.

16 Poniedziałek

Pandora wprawiła mnie dzisiaj w stan szoku pyta­jąc, czy nie jestem ciekaw, jak wygląda "mój braciszek Brett". Strasznie dziwna jest myśl, że mam brata. Może ten biedny dzieciak będzie miał więcej szczęścia niż ja, jeśli chodzi o cerę.

17 Wtorek

Dziś przyszedł czek od ojca na pięćdziesiąt funtów. Mama czek podarła i odesłała mu strzępy. Naprawdę, do jakiego stopnia może się posunąć głupota?

Nawet mama pożałowała później swojego postęp­ku.

Tyczka, Maxwell House i Brett wprowadzili się do babci.

18. Środa

Zabrałem psa na spacer i jakby nigdy nic wstąpiłem do babci, gdzie od niechcenia zajrzałem do łóżeczka Bretta Slatera. Skórę dzieciaka pokrywają jakieś łuski. Ma też mnóstwo zmarszczek.

Nie widziałem ani Tyczki, ani ojca. Babcia usiłowała nauczyć Maxwella jakichś manier przy stole.

Nie siedziałem u babci długo. Mamie nie powiedzia­łem, że w ogóle tam poszedłem. W końcu to tylko przypadkowa wizyta.

19. Czwartek

Nów

Pani Braithwaite jest na środkach uspokajających z powodu Berta Baxtera, więc jej obowiązki przejęła pani Singh. Nie widziałem Berta od wieków. Wiem, że będzie robił prymitywne komentarze na temat męskości mojego ojca, więc trzymam się od niego z daleka.

Zniechęciłem się do seksu. Wydaje się przynosić jedynie kłopoty, zwłaszcza kobietom.

20.Piątek

Mama jest zbyt przygnębiona, żeby cokolwiek ugotować, więc muszę to robić sam. Dotychczas mieliśmy albo sałatę z tuńczykiem, albo z konserwą wołową, ale myślę, że jutro wypróbuję coś innego, na przykład szynkę.

Ojciec dzwoni bez przerwy, żeby się dowiedzieć, jak się czuje mama. Dziś zapytał mnie, czy wspominała o rozwodzie. Powiedziałem, że nie wspominała, ale sprawia wrażenie, jakby o tym myślała.

21 Sobota

Znowu jakby nigdy nic odwiedziłem babcię. Brett ma olbrzymi nos ojca. Babcia właśnie zmieniała obrzy­dliwą pieluszkę. Zdumiało mnie, jak wielki jest jego siusiak.

Tyczka karmi Bretta piersią (biedny dzieciak musi być głodny, bo kiedy ostatni raz przyglądałem się Tyczce, nie miała wcale piersi).

Ojca i Tyczki nie było w domu, w przerwie między karmieniami kupowali jakieś rzeczy dla dziecka.

22 Niedziela.

Jedenasta po św. Trójcy

Poszedłem kupić gazety niedzielne, ale nawet mi się nie chciało przejrzeć ukradkiem "News of the World " za stelażem z kartami urodzinowymi, jak to zwykle robię. Mam dosyć skandali seksualnych we własnej rodzinie, nie muszę czytać innych.

Pan Cherry, właściciel sklepu, zapytał, czy ma odwołać prenumeratę pisma rybackiego i "Zrób to sam", które brał ojciec. Odpowiedziałem twierdząco. Gazety ważyły trzy funty, ale nie było w nich absolutnie nic, poza informacją, że Organizacja Wy­zwolenia Palestyny znowu wymknęła się z Bejrutu.

23. Poniedziałek

Mama Barry Kenta urodziła kolejne dziecko. Pan­dora przechodziła koło kościoła akurat w momencie, kiedy cała rodzina Kentów opuszczała świątynię po ceremonii chrztu. Powiedziała, że niemowlę wygląda tak samo jak każdy z Kentów - dziki wzrok i olb­rzymie pięści.

Nazwali dziecko Clarke, na cześć Supermana. Dob­re! dobre!

24. Wtorek

Pani Singh załatwiła Bertowi wakacje z jakąś dob­roczynną instytucją opiekującą się starymi Hindusa­mi. Zapytałem, od jak dawna Bert jest wyznawcą hindu. Odpowiedziała: "Nic mnie to nie obchodzi, ze nie jest wyznawcą hindu, może być członkiem sekty moonie czy misjonarzy bożego światła, byle był tylko z daleka ode mnie".

Szabla jest w schronisku Królewskiego Towarzyst­wa Ochrony nad Zwierzętami. Ze względu na inne psy mam nadzieję, że trzymają go w odosobnieniu.

25.Środa

Kiedy zszedłem na dół, Courtney EIliot popijał w kuchni brazylijską kawę. Oznajmił: "Mam ważną przesyłkę dla panicza Mole'a". Był to list z BBC! Zaniosłem list na górę do swojego pokoju i wpat­rywałem się w kopertę pragnąc gorąco, by zawierała następującą informację: "Dajemy godzinny program poetycki zatytułowany: «Adrian Mole - młodzież i jej poezja»".

Chciałem, żeby to właśnie było w liście, ale oczywiście brzmiał zupełnie inaczej:

British Broadcasting Corporation 19 lipca

Drogi Adrianie Mole'u'

dziękuję za wyjątkowo porządnie napisany list i wiersz pod tytułem "Norwegia',. To znaczny postęp w porównaniu z poprzednią pracą i stanowi dowód Twojego dojrzewania jako poety. Jeżeli szkolny magazyn odrzucił "Norwegię", to znaczy, że jego redak­tor(-ka) powinien pójść do lekarza. Chyba że w waszej szkole jest wielu bardzo dobrych poetów. Całkowicie się z Tobą zgadzam w kwestii nudnych rymowanych wierszy o kwiatkach itp., ale musisz pamiętać, że zanim wyzwolisz się z reguł rymu i rytmu, musisz te reguły znać. Podobnie malarz, który chce zostać abstrakcjonistą, musi umieć rysować z natury, zanim zacznie wszystko mieszać. Picasso jest tu bardzo dobrym przykładem.

Mam nadzieję, że pozytywnie przeszedłeś test o norweskim przemyśle skórzanym. Mój norweski kolega (jest producentem radiowym w Bergen, w Norwegii), któremu pokazałem Twój wiersz, był bardzo poruszony faktem, że z taką wnikliwością studiujesz problemy jego kraju. Dołączam tłumaczenie listu, który wysłał do Ciebie, ponieważ pewnie trudno było Ci ten list zrozumieć w języku norweskim. A propos, myślę, że "fiordy" są lepszym słowem niż "zatoczki". Nie martw się ortografią, dobry redaktor zawsze poprawi podobne drobiazgi. Podoba mi się użycie wykrzyknika "Ale!" w przedostatnim wersie. Nie mogę wykorzystać tego wiersza w żaden praktyczny sposób, ale zachowam go w archiwum jako aide memoire, żebym mógł śledzić Twoje poetyckie postępy (Pamiętaj, że poezja nie jest zajęciem szczególnie dochodowym. . . )

Rzadko spotykam Terry Wogana w korytarzach BBC - on pracuje w "Radio Dwa", a ja w " Trzy" i "Cztery". Ponadto jego audycja idzie na antenę bardzo wcześnie i zwykle nie ma go już w budynku, kiedy ja zasiadam przy swoim biurku.

Z najlepszym i życzeniami i ponownymi wyrazami wdzięczności za to, że mogłem poznać Twoją najnowszą pracę.

Pozdrowienia

John Tydeman ("Radio Cztery")

Drogi Adrianie,

John Tydeman pokazał mi Twój wiersz pt. "Norwegia". Bardzo mnie wzruszyły uczucia, które w nim wyrażasz. Mam nadzieję, że odwiedzisz kiedyś nasz kraj. Jest bardzo piękny, zobaczysz fiordy i miejsca, gdzie mieszkali Ibsen i Grieg. Powinno cię to zainteresować jako intelektualistę. Może kiedy przyjedziesz i porozmawiasz z nami, przestaniesz utrzymywać, że nasze samogłoski są wyjątkowo dziwne. Pamiętaj, że mamy długie noce i krótkie dnie tylko w zimie. W czerwcu jest wręcz przeciwnie. Przyjedź więc w lecie, powitamy cię bardzo serdecznie.

Powodzenia w studiach nad norweskim przemysłem skórzanym

Knut Johansen

Co za wspaniały list! "Znaczny postęp", "dojrze­wasz jako poeta "! Tłumaczenie jest jeszcze lepsze, to właściwie zaproszenie do odwiedzenia Norwegii! No, prawie zaproszenie. Nie ma tam wzmianki o zapłace­niu kosztów podróży, ale jest "przyjedź w lecie, a powitamy Cię bardzo serdecznie".

Mama i Courtney Elliot przeczytali obydwa listy. Courtney powiedział: "Ma pani wyjątkowego syna, pani Mole".

Odpowiedź mamy była krótka, ale wzruszająca: "Wiem o tym".

26. Czwartek

pierwsza kwadra księżyca

Zagadnąłem Courtneya Elliota na temat opóźnio­nego doręczenia listu z BBC: nosił datę 19 lipca, czyli podróżował sto cztery mile ponad miesiąc. Courtney wyjaśnił: "Zdaje mi się, że w lipcu wykoleił się pociąg pocztowy w Kettering. Możliwe, że twój list znajdował się w jednym z nieszczęsnych worków spoczywających u podnóża nasypu, dopóki nie odkrył ich rolnik spieszący do domu".

Poczta ma zawsze jakieś usprawiedliwienie.

27. Piątek

Stopę procentową w banku obniżono do 10,5, więc mama umówiła się z dyrektorem banku, panem Nigga­rdem. Chce wziąć pożyczkę, ponieważ nie ma już żadnych pieniędzy.

Mam nadzieję, że ten plan się powiedzie, bo nie dostałem ani grosza kieszonkowego już od dwóch tygodni.

28. Sobota

Pandora bierze lekcje wiosłowania przed wyjazdem na spływ rzeką Wye. Dziś miała pierwszą lekcję i poprosiła, żebym z nią poszedł i w razie konieczności zastosował pocałunek życia, gdyby wpadła do wody i zaczęła się topić.

Pandora wyglądała niesłychanie podniecająco. W czarnym wodniackim kombinezonie i w hełmie. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczułem, że mój zaczął się poruszać samorzutnie.

Nie pamiętam nic więcej z całej tej lekcji, nie mogłem więc brać udziału w entuzjazmie Pandory w samocho­dzie jej ojca w drodze do domu.

29. Niedziela

Dwunasta po św. Trójcy

Cały dzień leżałem w łóżku. Mama pojechała z jaki­miś kobietami na piknik do miejscowości zwanej Green Common. Kiedy wróciła, było już zupełnie ciemno. Bardzo się niepokoiłem.

3o. Poniedziałek

Święto letnie ( Zjednoczone Królestwo prócz Szkocji)

Mama była już dziś szczęśliwa. Wysprzątała cały dom (łącznie z szufladą na sztućce i szafą pod schoda­mi). Śpiewała na okrągło tę samą piosenkę:

Nie można zabić ducha.

Bo jest jak skała

Odwieczny i silny.

Nigdy, nigdy się nie poddaje!

Wygląda na to, że ten piknik dobrze jej zrobił.

31 Wtorek

Rano mama poszła na spotkanie z dyrektorem banku. Poradziłem, żeby się ubrała w luźną sukienkę, wtedy dyrektor nie zorientuje się, że mama jest w ciąży. Okazało się jednak, że ojciec już żebrał w banku o pieniądze i przy okazji wypaplał wszystkie rodzinne sekrety. Pan Niggard doskonale wiedział, że jedyne dochody mamy to zapomoga i dodatek rodzinny, więc odmówił udzielenia pożyczki.

Oświadczył, że byłoby to zbyt ryzykowne. Nie ma rady, będę musiał wziąć jakąś pracę na soboty. Rozpa­czliwie potrzebuję pieniędzy, muszę zapłacić karę w bibliotece za przetrzymanie książek przez dwa miesiące.

Wrzesień

  1. Środa

Dostałem kartkę od Berta Baxtera z widokiem ratusza w Bradford.

Drogi Chłopcze,

wspaniała zabawa ze starcami, zwiedzamy świątynie i prawie codziennie jesteśmy na weselu. Żarcie niezłe, ale musiałem rzucić alkohol ze względu na religię pozostałych starców.

Queenie wychodzi w przyszłym tygodniu. Bądź więc dobrym chłopcem i trochę uprzątnij w naszym bungalowie.

Serd. pozdrowienia Bert

Dziś po południu Pandora zdawała test kajakowy pierwszego stopnia. Jej instruktor, facet o nazwisku Bill Sampson, stwierdził, że Pandora ma "olbrzymie talenty kajakarskie". Nie przestawał mówić o jej moc­nych ramionach, elastycznych nadgarstkach i wspania­łych udach. Pandora zdała test bez najmniejszego trudu. Bill Sampson ofiarował się przygotować ją do testu drugiego stopnia.

Pandora zaproponowała, żebym dzielił z nią to nowe hobby, ale czuję paniczny lęk przed wywrotką, więc odmówiłem. Zupełnie mi wystarcza, że obserwuję ją z brzegu i oddaję się intelektualnym rozmyślaniom pilnując ręczników i termosu.

2. Czwartek

Nie da się już ukryć faktu, że mama jest w ciąży. Ma wypięty brzuch i chodzi w bardzo charakterystyczny sposób. Trochę jej trudno się schylać, więc pół dnia spędzam na podnoszeniu z podłogi różnych przedmiotów. Spodnie płócienne są na nią za ciasne, więc mam nadzieję, że kupi sobie ładną ciążową sukienkę w kwiaty. Księżna Diana wyglądała uroczo w czasie ciąży. Mamie też byłoby dobrze w takim wielkim białym kołnierzu. Odwróciłoby to uwagę od zmarszczek na jej szyi.

3.Piątek.

Pełnia księżyca

Jutro Pandora z rodzicami wyjeżdża nad rzekę Wye. Zaproponowałem, że będę karmił Marleya, ich olbrzy­miego rudego kota. Przyjęli moją uprzejmą ofertę i powierzyli mi klucze do domu. To wielka odpowie­dzialność, bo ich dom pęka od kosztownych urządzeń elektrycznych i antyków.

4. Sobota

Dziś pomachałem ręką na pożegnanie mojej uko­chanej. Posyłała mi pocałunki przez tylną szybę volvo, a potem zniknęła za rogiem.

Poczekałem pół godziny (na wypadek, gdyby wrócili po jakąś zapomnianą rzecz), po czym poszedłem do ich domu, zrobiłem sobie kawę i usadowiłem się przed olbrzymim kolorowym telewizorem. Na kolację przy­gotowałem sobie kanapkę z tuńczykiem (muszę pamię­tać, żeby przed ich powrotem odkupić puszkę tuńczy­ka) i zjadłem ją przy biurku pana Braithwaite'a.

Nie mogłem nie zauważyć listu leżącego na biurku:

Szanowny Przewodniczący,

Arturze, z najgłębszym żalem zgłaszam rezygnację z funkcji wiceprzewodniczącego sekcji Elm Ward Partii Pracy.

Ostatnio Komitet przesunął się tak bardzo na prawo, że moje umiarkowane poglądy traktowane są jako "ekstremalne".

Jak Ci wiadomo, sprzeciwiałem się wysłaniu przez Komitet telegramu z gratulacjami do Pani Thatcher w okresie kryzysu falklandzkiego i z tego powodu zostałem nazwany "stalinowcem" i "zdrajcą ". Pani Benson poradziła mi nawet, żebym wrócił do Rosji, ho tam jest moje miejsce.

Wiem, że Pani Benson jest wiernym członkiem partii i osobą niezastąpioną przy zbieraniu pieniędzy, ale jej ciągłe opowieści o rodzinie królewskiej nie wydają mi się specjalnie na miejscu na zebraniach Partii Pracy, zwłaszcza przy tak wysokim bezrobociu.

I na koniec muszę stwierdzić, że Twoje komentarze na temat Tony Henna są dla mnie wyjątkowo oburzające. Nazywanie członka własnej partii "głupkowatym wytrzeszczem" jest nie do przyjęcia, Arturze. Tony Benn dobrze służył krajowi w przeszłości i pewnego dnia może stać się jego przywódcą.

Wyjeżdżam na tygodniowy urlop. Porozmawiam z Tobą po powrocie

Twój Ivan Braithwaite

Obok listu leżała zaadresowana koperta ze znacz­kiem. Pan Braithwaite z pewnością nie zdążył wysłać listu, więc wrzuciłem go do skrzynki w drodze do domu.

5. Niedziela

Obejrzałem właśnie wspaniałe przedstawienie w na­szym dzielnicowym ośrodku. Miało tytuł " Woza Al­bert" i dotyczyło Afryki Południowej, okrucieństwa tamtejszego rządu wobec czarnych, którzy wykonują całą pracę. Na zakończenie nawet się rozpłakałem.

Przysięgam, że już do końca życia nie zjem żadnego jabłka z Kapsztadu.

6 Poniedziałek

Święto Pracy (USA i Kanada)

Spędziłem cały dzień na podlewaniu roślin u Braithwaite'ów. Mieszkanie wśród takiej obfitości flory nie może być zdrowe. To cud, że Pandora i jej rodzice nie umarli jeszcze z braku tlenu. Na ich miejscu trzymał­bym raczej kanarka w klatce.

7 Wtorek

Poszedłem z mamą do kliniki przedpołogowej. Czekaliśmy dwie godziny w poczekalni pełnej ciężar­nych kobiet z czerwonymi twarzami. Mama zapomnia­ła przynieść próbkę moczu, więc pielęgniarka wręczyła jej błyszczącą brytfankę ze słowami "Złociutka, wyciś­nij dla nas parę kropli".

Mama dopiero co wróciła z ubikacji, więc wypełnie­nie tego polecenia zajęło jej całe wieki, przez co straciliśmy miejsce w kolejce do wagi. W chwili kiedy mierzono jej ciśnienie, mama była już w stanie super­podniecenia. Oświadczyła, że lekarz ostrzegł ją przed zbytnim wysiłkiem i zalecił mniej nerwowy tryb życia.

8. Środa

Uświadomiłem sobie ze zgrozą, że w poniedziałek zaczyna się szkoła i że spędziłem tylko jeden dzień na powtarzaniu do egzaminów. Zabrałem do Braithwai­te'ów podręcznik historii, nakarmiłem kota i zasiad­łem w gabinecie. Łudziłem się, że atmosfera tego pomieszczenia pomoże mi w koncentracji, ale muszę przyznać, że nie wywarła na mnie większego wpływu. W dalszym ciągu nie mogę zapamiętać drugiego imienia księcia Ferdynanda ani daty bitwy pod Mons.

9. Czwartek

Poszedłem do domku Berta Baxtera, żeby trochę posprzątać. W sobotę Queenie wychodzi ze szpitala. Mam nadzieję, że Hindusi dostarczą Berta z powrotem na czas.

Do trzeciej rano powtarzałem do tych próbnych egzaminów.

1O. Piątek

Ostatnia kwadra księżyca

Courtney Elliot oznajmił w progu: "Słodki bilecik dla młodego panicza ". Był to list od Pan.

Adrianie najmilszy,

wystartowaliśmy w niedzielę wieczorem z Builth Wells i bardzo fajnie popłynęliśmy z prądem. Mama i tata wiosłują w otwartej kanadyjce, a ja w pojedynczym kajaku.

Noc spędziliśmy na campingu w Llanstephan. Było cudownie, nie zapięłam wejścia do namiotu, patrzyłam w gwiazdy i myślałam o Tobie.

Zaraz za Llanstephan jest dziki prąd, zwany Piekielną Dziurą. Miejscowi bardzo się go boją, a przewodnik kajakowy określa to miejsce jako "trzeci stopień trudności, konieczna przenoska ". Znaczy to, że nie można przez to miejsce przepłynąć, trzeba przenieść brzegiem kajak i całe wyposażenie.

Rodzicom udało się dotrzeć do brzegu, ale mnie woda poniosła na Piekielną Dziurę. Naprawdę, Adrianie, przypominało to "Delive­rance", niemal oczekiwałam, że na moście pojawi się walijski półgłówek i zacznie pobrzękiwać w struny harfy.

W każdym razie znalazłam się w Piekielnej Dziurze, kajak się wywrócił do góry dnem, ale jakoś mi się udało wydostać. Kajak rozleciał się na dwie części, a ja po odzyskaniu przytomności dopłynęłam do brzegu.

Do zobaczenia w niedzielę

bardzo zakochana

Pandora

Ps Nerwy mamy znowu puściły

11.Sobota

Całą noc miałem straszne sny. Ciało Pandory dryfu­jące pod resztkami mola w Skegness.

12. Niedziela

Czternasta po św. Trójcy

Wszyscy, oprócz mojego ojca, wrócili dzisiaj do domu.

Wyprasowałem mój szkolny mundurek, jest na mnie o wiele za ciasny, ale mama nie może sobie pozwolić na kupienie nowego.

13. Poniedziałek.

Jestem teraz w piątej klasie i mogę korzystać z przy­wileju wchodzenia do szkoły bocznym wejściem. Kie­dy wreszcie nadejdzie przyszły rok, będę mógł używać frontowego wejścia (tylko szósta klasa i personel)! Może mam jakieś perwersyjne skłonności, ale z pra­wdziwą przyjemnością obserwowałem pierwszą, dru­gą, trzecią i czwartą klasę tłoczące się do najpodlej­szego wejścia na tyłach budynku.

Poinformowałem szkolną sekretarkę, panią Claricoates, że znowu należą mi się bezpłatne obiady. Jak zwykle była pełna współczucia i powiedziała: "Nie przejmuj się, chłopcze, wszystko się wyjaśni w praniu". Był próbny egzamin z angielskiego. Skończyłem pierwszy. Dziecinnie proste.

14. Wtorek

Mamy nowego wychowawcę. Nazywa się Lambert. Jest typem nauczyciela, który lubi być przyjacielski. Oświadczył na wstępie: " Uważajcie mnie za kolegę. Chcę wiedzieć o wszystkich waszych problemach, zarówno szkolnych, jak i domowych".

Sprawia wrażenie raczej samarytanina niż nauczy­ciela. Umówiłem się na spotkanie z nim jutro po lekcjach.

Mama skończyła dzisiaj trzydzieści osiem lat. Kupi­łem jej kartę z napisem "Szczęśliwych 18 urodzin ", ale sprytnie zmieniłem jedynkę na trójkę za pomocą Tipexu i wysuszonej soczewicy. Napis na froncie brzmiał teraz: "Szczęśliwych 38 urodzin". Niestety, tekst wewnątrz kartki zupełnie nie odpowiadał stylowi życia mamy:

W przyszłości matka i żona

Życia początkiem lekko zatrwożona

Dziś twoim udziałem śmiech i dyskoteka

Nie rozważanie, co cię potem czeka.

Obrazek na kartce przedstawiał nastolatkę szalejącą przy dźwiękach gramofonu. Po namyśle doszedłem do wniosku, że kartka nie była wybrana zbyt szczęśliwie.

Szkoda, że jak coś kupuję, to zawsze pod wpływem impulsu! Na prezent dla mamy miałem depilator pod pachy. Spostrzegłem, że skończył jej się preparat, którego normalnie używa.

Ojciec przysłał kartkę z wizerunkiem smutnego kota. W środku napisał: " Twój, jak zawsze, George". Ten śmierdzący szczur Lucas przysłał kartę z Sheffield. Kartka była w pudełku, na jej pierwszej stronie komiksowa mysz zajadała ser (pewno edamski). We­wnątrz Lucas napisał: "Paulino, nigdy nie zapomnę nocy w lasku sosnowym. Z nie gasnącą miłością. Twój Bimbo".

Mama dostała dziesięć innych kart, wszystkie od kobiet i wszystkie z kwiatami. Nie rozumiem, dlaczego kobiety są tak przywiązane do kwiatów. Na mnie kwiaty nie robią żadnego wrażenia. Wolę drzewa.

15. Środa

Rano, zanim poszedłem do szkoły, zadzwonił ojciec. Chciał rozmawiać z mamą, ale mama odmówiła. Słychać było płacz Bretta. Wydawało mi się, że babcia kłóciła się z Tyczką. Ktoś (przypuszczam, że mógł to być jedynie Maxwell) grał na dziecinnym ksylofonie. Ojciec sprawiał wrażenie bardzo nieszczęśliwego. Po­wiedział: "Adrianie, wiem, że postąpiłem źle, ale kara znacznie przekracza zbrodnię".

Po lekcjach miałem długą rozmowę z panem Lam­bertem. Zabrał mnie do kawiarni i postawił herbatę z ciastkiem waniliowym. Na pożegnanie powiedział:

"Adrianie, spróbuj się oderwać od idiotycznej sytuacji, do jakiej doprowadzili twoi rodzice. Jesteś uzdolnio­nym chłopcem i nie możesz pozwolić, żeby cię ściągnęli do swojego poziomu".

Uzdolniony chłopiec! W końcu ktoś poza Pandorą poznał się na moich intelektualnych możliwoś­ciach.

Miałem próbny egzamin z biologii. Skończyłem ostatni.

16. Czwartek

Barry Kent umówił się z panem Lambertem, żeby porozmawiać o swoich problemach rodzinnych!

Pan Lambert musiałby mu poświęcić dwadzieścia cztery godziny. Cha! cha! cha!

Próbny egzamin z geografii. Już taki mój pech - nie było pytań o przemyśle skórzanym w Norwegii.

17. Piątek

Nów

Prawie wszyscy z naszej klasy umówili się z panem Lambertem na rozmowę o problemach rodzinnych. Nawet Pandora, której mama udziela porad w Poradni Małżeńskiej!

Pan Lambert chodzi po szkole z bardzo kiepską miną i obgryza paznokcie. Przestał już zapraszać do kawiarni.

18. Sobota

List od Tydemana! Niestety, kolejna odmowa. Bo­gowie jeszcze się do mnie nie uśmiechają.

British Broadcasting Corporation 17 września

Drogi Adrianie Mole'u,

dziękuję za Twój ostatni list (bez daty - jeśli chcesz być pisarzem, a nawet jeśli nie chcesz - musisz datować swoje listy. Jak wiesz, trzymamy je w kartotekach. BBC ma mnóstwo kartotek - przecho­wywane są w Ware w Herefordshire w magazynach lub w Caver­sham koło Reading. Niektóre materiały archiwalne są bardzo cenne).

Pobyt na wsi wydaje się źle wpływać na Twój nastrój. Tak się często dzieje z poetami typu Wordswortha i consortes. W innych przypadkach poprawia samopoczucie - śpiewające skowronki, skaczące baranki, Pączkujące żonkile, szumiące wodospady. To prowokuj do pisania ód i pobudza wyobraźnię. Zapomnij więc o smutku i samobójstwie i napisz coś pogodnego.

Obawiam się, że wiersz nie odpowiada jeszcze wymaganiom radiowym, ale wykazuje pewien poetycki postęp, więc próbuj dalej. Oczywiście, będziemy respektować Twoje prawa autorskie (BBC jest zwykle bardzo dobre w tych sprawach). Prawami autorskimi zajmuje się specjalny wydział i nie zawracamy tym głowy dyrektoro­wi generalnemu. Jednak Twoja chwila jeszcze nic nadeszła.

Nie zabijaj się z powodu kolejnej odmowy. Gdyby poeci popeł­niali samobójstwo z powodu odrzucenia ich wczesnych utworów, nie byłoby w ogóle żadnej poezji.

Bardzo serdeczne pozdrowienia

John Tydeman

19. Niedziela

Piętnasta po św. Trójcy

Nabrawszy głęboko powietrza w płuca poszedłem dziś odwiedzić Berta i Queenie. Byli do mnie wrogo nastawieni, ponieważ zaniedbywałem ich przez ty­dzień.

Bert zauważył: "Queenie, on się już nie przejmuje nami, starymi. Woli się wałęsać".

Jak daleko można się posunąć w niesprawiedliwo­ści? Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz się wałęsa­łem. Queenie nic nie powiedziała, bo nie bardzo może mówić z powodu wylewu, ale miała niewątpliwie nieprzyjazną minę.

Bert kazał mi przyjść nazajutrz, żeby posprzątać. Ich pomoc domowa przychodzi we wtorki i Bert lubi, żeby na jej przyjście było czysto.

  1. Poniedziałek

Courtney Elliot nie przyniósł mamie dziś rano czeku z zapomogą. Poszedłem do szkoły bardzo tym zmartwiony, pełen jednak nadziei, że czek przyjdzie pocztą popołudniową. Bardzo się zdziwiłem, że w próbnych egzaminach uzyskałem jedynie średnie oceny. To bez wątpienia jakaś pomyłka.

21. Wtorek

Rano mama pokłóciła się z Courtneyem Elliotem na temat czeku. Courtney oświadczył: "Pani Mole, nie może pani strzelać do posłańca, jeśli wiadomość jest zła lub jeśli w ogóle nie ma wiadomości".

Mama przez cały dzień usiłowała się dodzwonić do Wydziału Opieki Społecznej, ale telefon był ciągle zajęty.

  1. Środa

Opuściłem lekcje i poszedłem z mamą do Wydziału Opieki Społecznej. Nie miała odwagi pójść sama. Jestem zadowolony, że poszedłem, bo to z całą pewnością nie jest miejsce dla ciężarnej kobiety.

Mama najpierw stanęła w kolejce narzekających do recepcji. Ja usiadłem na jednym z krzeseł przyśrubowanych do podłogi.

Urzędniczka z recepcji ukrywała się za szklanym przepierzeniem, toteż kolejni petenci musieli głośno wykrzykiwać swoje najbardziej prywatne finansowe sekrety. Słyszałem moją mamę wykrzykującą podob­nie jak inni, potem przyszła z numerkiem 89 i powie­działa, że musimy poczekać, aż nasz numer ukaże się na elektronicznym ekranie.

Czekaliśmy w nieskończoność w towarzystwie, któ­re mama nazywa "ofiarami społeczeństwa ". (Ojciec określiłby to jako "szumowiny".) Po sali snuła się grupa włóczęgów przyśpiewując i kłócąc się między sobą. Szalały dzieci. Nastoletnie matki z krzykiem rozdzielały klapsy. Chłopak o kulach wdrapywał się po schodach przy pomocy starego skina w poszarpa­nych butach Doc Martens. Nikt nie zwracał najmniej­szej uwagi na napisy: "Proszę nie palić", na linoleum pełno było niedopałków. Przyzwoici ludzie wpatrywali się w czubki swoich butów. Mniej więcej co dziesięć minut na ekranie zapalał się kolejny numer i ktoś znikał za drzwiami z napisem: "Rozmowy prywatne". Nie zauważyłem, żeby którakolwiek z tych osób wracała potem przez te same drzwi. Było w tym coś upiornego. Mama powiedziała: "Mają tam pewnie komory gazowe".

Nasza rozmowa przebiegała w warunkach absolut­nie sprzecznych z kodeksem handlowym, ponieważ nie była w najmniejszym nawet stopniu prywatna. Urzęd­nik siedział za szklanym przepierzeniem, więc mama wykrzyczała, że nie otrzymała czeku z zapomogą i jest bez grosza.

Urzędnik wyjaśnił: "Pani Moulds, czek został wy­słany w piątek".

"Jaka PANI MOULDS? krzyknęła mama. - Ja się nazywam MOLE. Em-o-el--e!"

"Przepraszam - powiedział urzędnik - mam złe akta".

Czekaliśmy piętnaście minut, urzędnik powrócił i oznajmił: "Czek będzie wysłany dziś wieczorem". Ale ja potrzebuję pieniędzy teraz - użalała się " mama. - W domu nie ma nic do jedzenia, a syn potrzebuje spodni do szkoły": , . .

„Nic na to nie mogę poradzić - odpowiedział facet niechętnie. - Niech pani od kogoś pożyczy".

Mama spojrzała mu prosto w oczy i zapytała: "Czy może mi pan pożyczyć pięć funtów?"

" To sprzeczne z przepisami.

Teraz rozumiem, dlaczego wszystkie meble są tam przyśrubowane do podłogi. Sam miałem ochotę cisnąć jakimś krzesłem.

23.Czwartek

Równonoc jesienna

Zapomoga nie przyszła. Courtney EIliot pożyczył mamie pięć funtów.

24.Piątek

8.30 rano. Zapomoga nie przyszła. Przyszedł za to czek od ojca, więc jesteśmy uratowani! Mama dała mi piętnaście pensów na batonik Mars, pierwszy od wielu dni.

16.30. Mama zaniosła rano czek do banku, ale nie chcieli jej wypłacić pieniędzy, bo wyklarowanie czeku trwa cztery dni. Dyrektor banku, pan Niggard, uczest­niczył w jakiejś likwidacji, więc mama poczekała na jego powrót i zaczęła żebrać o pożyczkę. Pan Niggard pozwolił jej wziąć dwadzieścia pięć funtów.

Z tych wszystkich zmartwień mamie popuchły kost­ki. Ktoś drogo za to zapłaci!

25. Sobota

Pierwsza kwadra księżyca

Dalej nie ma zapomogi!

Poszukałem "spuchniętych kostek" w "Rodzin­nej encyklopedii zdrowia", pisma "Dobra gos­podyni domowa". Podtytuł brzmi "Kompletne kompendium nowoczesnej wiedzy medycznej na użytek domowy", ale nie ma tam hasła "~spuch­nięte kostki". Kierując się własną inteligencją zajrzałem pod "Ciąża". Zainteresował mnie fakt, że "Ciąża" sąsiaduje z hasłem "Seks i rozmnażanie".

Zacząłem czytać "Jądra i sperma" i zdumiała mnie informacja, że moje własne jądra produkują kilkaset milionów plemników dziennie. Dziennie! Gdzie się to podziewa? Wiem, że część wycieka samorzutnie w nocy , część czasami przy mojej po­mocy, ale co się dzieje z tymi niezliczonymi miliona­mi, które się tam kłębią? A co w przypadku ludzi cnotliwych, jak księża? W ciągu życia muszą uzbierać tryliony trylionów. Mózg się skręca, nie mówiąc już o jądrach.

26. Niedziela

Szesnasta po św. Trójcy

Wczoraj wieczorem przeczytałem w łóżku cały roz­dział ,Seks i rozmnażanie". Kiedy się obudziłem, okazało się, że kilkaset milionów plemników wyciekło. Ale przynajmniej zapewni to pozostałym trochę więcej miejsca na swobodniejsze machanie ogonami.

27. Poniedziałek

Zapomogi w dalszym ciągu nie ma!

Nadzwyczajnie szczęśliwym zbiegiem okoliczności przerabialiśmy dziś na biologii człowieka przechowy­wanie nasienia. Mogłem zaprezentować wyczerpujący i jasny referat o cyklu życia plemnika.

Na panu Southgate, nauczycielu biologii, zrobiło to ogromne wrażenie. Po lekcji powiedział: "Mole, nie mam pojęcia, czy to u ciebie wrodzony talent do biologii, czy obsesyjne zainteresowanie seksem. Jeśli to talent, to może jednak będziesz zdawał egzamin z bio­logii, a jeśli obsesja, to radziłbym ci skorzystać z pomo­cy szkolnego psychologa "'.

Zapewniłem pana Southgate, że moje zainteresowa­nie ma podłoże czysto naukowe.

28. Wtorek

Nie ma zapomogi!

Po szkole poszliśmy z Pandorą na spacer do lasku i okazało się, że na polanie zaczęto budować domki dyrektorskie. Pandora stwierdziła, że poświęca się angielskie lasy na sauny, podwójne garaże i drzwi na patio.

Jakiś szczęśliwiec dyrektor będzie miał w swoim ogródku najlepsze drzewo kasztanowe w Anglii. Ale dostarczy mu to również wielu powodów do wściekłości, bo każdej jesieni Barry Kent ze swoją bandą będzie atakował ten kasztan kijami. Cha! cha! cha!

Poszedłem do Pandory i obserwowałem w telewi­zji, jak na zjeździe Partii Pracy głosowano za jedno­stronnym rozbrojeniem. Pan Braithwaite wyjaśnił, że w przypadku wygrania wyborów Partia Pracy pozbędzie się całego uzbrojenia nuklearnego. Na to pani Braithwaite: "Oczywiście, zostawiając nas w ten sposób na pastwę sowieckiego zagrożenia". Państwo Braithwaite zaczęli się spierać na temat zalet jednostronnego i wielostronnego rozbrojenia. Sprzeczka stała się dość ostra i pan Braithwaite oskarżył panią Braithwaite o to, że wysłała jego list z rezygnacją do komitetu dzielnicowego Elm Ward Partii Pracy. Pani Braithwaite krzyczała: "Ivan, mówię CI po raz ostatni, ze nie wysłałam tego przeklętego listu".

Pandora odprowadziła mnie do domu i wyjaśniła, że ojciec napisał taki list, ale zdecydował się go nie wysyłać. Poczuł się więc bardzo dotknięty, kiedy przyjęto jego rezygnację. Pandora powiedziała: "Bied­ny tata, znalazł się na zupełnym politycznym pustko­wiu".

29. Środa

Dzień .św. Michała (koniec kwartału)

Nie ma zapomogi!

Mama dostała list z banku z wyjaśnieniem, że czek ojca nie miał pokrycia. Poleciła mi w drodze do szkoły wstąpić do babci, żeby ich o tym poinformować. Tyczka właśnie karmiła Bretta, więc nie wiedziałem, w którą stronę odwrócić wzrok. Czy ignorowanie dziecka, które ssie pierś, należy do dobrych czy do złych manier? Dla pewności wpatrywałem się w szyję Tyczki.

Babcia szykowała Maxwella do przedszkola. Biedny dzieciak owinięty był w tyle warstw, że trochę przypo­minał Scotta na biegunie południowym. Jednak zda­niem babci: " W powietrzu jest przymrozek, a Maxwell ma słabe piersi".

Ojciec wcześnie poszedł nad kanał, więc zostawiłem wiadomość babci. Ściągnęła usta w prostą linię i po­wiedziała: "Kolejny czek bez pokrycia? Twój ojciec powinien zacząć skakać z trampoliny".

Zapytałem, czy babcia nie ma chwilami dosyć Bretta, Maxwella i Tyczki. Oświadczyła na to, że rozkwita przy ciężkiej pracy, co musi być prawdą, bo wygląda znacznie lepiej niż wtedy, gdy jedynym jej zajęciem było słuchanie przez cały dzień "Radia Czte­ry". Teraz nie słucha nawet "Świata na jedynce". Z jakiegoś powodu Brett nie lubi głosu Robina Daya. Zaczyna wrzeszczeć i wymiotuje.

30. Czwartek

Nie ma zapomogi!

Napisałem dziś wiersz.

W OCZEKIWANIU NA ZAPOMOGĘ

Drzwi spiżami skrzypią, puste półki Fablonem pokryte

Wtóruje zamrażarka żałobnym elektrycznym bzykiem.

Chłopiec idzie do szkoły w porwanych spodniach.

Kobieta czeka przy skrzynce na listy.

Rachunki gromadzą się za zegarem.

Głodny pies skowyczy przez sen.

Towarzystwo Budowlane śle listy kwasem solnym pisane.

Cały dom czeka, czeka. czeka.

Czeka na zapomogę.

Czytam "Zielonoświątkowe wesela " Philipa Larkina.

Październik ­

­

1 Piątek.

Mama zadzwoniła do Obywatelskiego Biura Porad, żeby się dowiedzieć, kto jest naszym posłem do parlamentu. Potem zadzwoniła do posła do domu, ale go nie zastała. Żona powiedziała, że pojechał na Wyspy Kanaryjskie w specjalnej misji gromadzenia danych. Robiła wrażenie bardzo rozgoryczonej.

2.Sobota

Courtney przyniósł list z Pens.

King Edward Cottage Yosserdyke

Norfolk

Kochana Paulino,

ojcu i mnie bardzo przykro, że masz kłopoty, mamy jednak nadzieję, że do tej pory wszystko się wyjaśniło. Nigdy specjalnie nie lubiliśmy George'a' ma porywczy temperament i wydaje nam się, że lepiej Ci bez niego. Co do pieniędzy, Paulino, to mieliśmy tylko kilka dobrych dni przy kopaniu kartofli i sami jesteśmy aktualnie w potrzebie, posyłamy jednak przekaz pocztowy dla Adriana, bo wiemy, jak lubi słodycze.

Gdybyś tylko, Paulino, pokładała większą ufność w Panu, nie miałabyś w życiu tylu kłopotów. Bóg karze tylko pogan i niewierzą­cych. W czasie Bożego Narodzenia byliśmy zaszokowani ilością papierosów i alkoholu w waszym domu. Nie wychowaliśmy Cię w ten sposób, Paulino Ojciec nie wypił w życiu nawet kropli, nie był też niewolnikiem nikotyny. Jesteśmy porządnymi ludźmi, żyjemy w bojaźni Bożej, znamy swoje miejsce i chcielibyśmy, żebyś się bardziej do nas upodobniła, zanim będzie za późno.

Wujek Dennis, ciocia Marsja i kuzyn Maurycy wyprowadzili się z przyczepy do kwaterunkowego domu. Mają wszystkie nowoczesne urządzenia i ciocia Marsja twierdzi, że czuje się jak w Pałacu Buckingham. Może kiedy już urodzisz to nie chciane dziecko, przyjedziesz i sama zobaczysz.

W kaźdym razie, Paulino, modlimy się za Ciebie.

Twoi, szczerze przywiązani

Mama i Ojciec

PS. Ciocia Marsja zapytuje, czy nie znalazłaś szarej skarpetki Maurycego, która zaginęła podczas ostatniego Bożego Narodzenia Myśl o tej skarpetce nie daje jej spokoju.

3. Niedziela

Siedemnasta po św. Trójcy. Pełnia księżyca

Mama napisała dziś następującą odpowiedź:

Drodzy Rodzice,

przepraszam, że odpowiadam na wasz wspaniale podnoszący na duchu list po krótkiej zwłoce, ale dopiero otrzeźwiałam z pijackiego zamroczenia. Adrian cieszył się nieprzytomnie z przekazu na pięćdziesiąt pensów i natychmiast pobiegł kupić mi puszkę piwa. Jest naprawdę bardzo dobrym dzieckiem.

Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności niż obejrzenie kwaterunkowego domku cioci Marsji, ale obawiam się, że trudno mi będzie wyrwać się z zaklętego kręgu bankietów, które składają się na moje życie. Wiecie, jak to jest z hedonistami żyjemy jedynie w pogoni za przyjemnościami i nie chodzimy do kościołów. Obawiam się również, iż mimo bardzo dokładnych poszukiwań nie udało się odnaleźć zagubionej szarej skarpetki. Rozumiem niepokój cioci Marsji z tego powodu, toteż posyłam ostatni banknot jednofuntowy, żeby mogła kupić nowe skarpetki (dwie) i wreszcie zaznać spokoju.

To, co piszecie o George'u, jest zgodne z prawdą, tylko że wyszłam za niego, bo wówczas dużo i często się śmiał. A w naszym domu w sercu kartoflisk nie słyszało się często śmiechu, prawda?

Serdeczne pozdrowienia

Wasza córka Paulina i wnuk Adrian

Błagałem mamę, żeby nie wysyłała tego listu. Powie­działa, że się zastanowi i postawiła go za pojemnikiem na chleb.

4. Poniedziałek

Nie ma zapomogi!

5. Wtorek

Mama się załamała. Zadzwoniła do lokalnego radia i oświadczyła, że porzuci swoje dziecko w Wydziale Opieki Społecznej, jeżeli nie dostanie należnego zasił­ku.

Rano obudziło mnie radio, z którego płynął głos mojej własnej matki omawiającej na falach eteru nasze problemy finansowe. Rozmawiała z telefonu na dole w hallu z Mitchellem Malone, niedorozwiniętym disc­jockeyem. Twierdziła, że porzuci mnie w Wydziale Opieki Społecznej, jeśli dyrektor owegoż biura nie skontaktuje się z nią do południa.

Mitchell Malone okropnie się podniecił i powie­dział: "Drodzy słuchacze, znajdujemy się w sytuacji przypominającej «W samo południe». Czy Paulina Mole, ciężarna samotna matka, zostawi swego syna w Wydziale Opieki Społecznej? Czy też pan Gudgeon, dyrektor biura, który występował w naszym progra­mie w ubiegłym tygodniu, wręczy Paulinie od dawna jej należny czek? Słuchajcie naszej stacji, będziemy podawać wiadomości o aktualnym rozwoju wyda­rzeń".

Zasiedliśmy z mamą w oczekiwaniu na telefon. O 12.30 mama zarządziła: "Adrianie, kładź palto, idę cię porzucić".

Kiedy o 12.35 wychodziliśmy z domu, zadzwonił telefon. Ojciec błagał, żeby nie wymieniać w radiu jego nazwiska.

W Wydziale Opieki Społecznej obecność sprawozdawców radiowych i dziennikarzy wywołała miniza­mieszki. Wszyscy petenci chcieli opowiedzieć o swoich problemach. Maksymalnie podekscytowani włóczę­dzy rozpoczęli bójkę. Personel opuścił stanowiska pracy i trzeba było wezwać policję.

Mitchell Malone prowadził audycję na żywo spoza studia, nadał więc płytę pt. "Klinika we władaniu szaleńców".

Byłem porzucony przez czterdzieści pięć minut, zanim pan Gudgeon wręczył mamie "wypłatę na nagłe potrzeby" w wysokości dwudziestu pięciu funtów. Oświadczył, że powinno nam to wystarczyć na week­end. Poprosił, żeby mama stawiła się u niego w ponie­działek rano, ale w tym momencie wtrącił się sierżant policji: "Nie, panie Gudgeon, to pan pójdzie do pani Mole".

Pan Gudgeon miętosił postrzępione wąsy tłuma­cząc: "Ależ ja mam w poniedziałek rano zebranie". Sierżant machnął pałką i oświadczył: "Zgadza się, panie Gudgeon, ma pan zebranie z panią Mole". Po tych słowach odszedł i zaczął pałką rozdzielać włóczęgów.

6 Środa

Dziś wieczorem na pierwszej stronie gazety ukazały się zdjęcia mamy i moje. (Pryszczy prawie nie widać.) Tytuł: KŁOPOTY MA TKI. Tekst poniżej:

Atrakcyjna przyszła matka Paulina Vole (58) zdobyła się wczoraj na desperacki krok porzucenia swojego jedynego dziecka Adriana (5) w biurze Opieki Społecznej przy Carey Street.

Pani Vole twierdzi, że od trzech tygodni czeka na zasiłek. Oświadczyła: "Byłam w rozpaczy. Adrian znaczy dla mnie więcej niż samo życie, ale musiałam podjąć drastyczny krok i porzucić go, żeby zwrócić uwagę na naszą niedolę".

Pan Gudgeon (42), dyrektor biura przy Carey Street, wyjaśnił dziś. "Pani Vole stała się nieszczęśliwą ofiarą braku personelu. Urzędnik obsługujący komputer złamał duży palec u nogi pijąc squash ".

7 Czwartek

Dziś ukazały się w miejscowej gazecie następujące sprostowania:

Pani Paulina Vole pragnie sprostować wypowiedź przypisaną jej we wczorajszym numerze.

Nie powiedziała: "Adrian znaczy dla nic więcej niż samo życic" W tej samej notatce zamiast: "pijąc squash" powinno być. "grając w squash".

Przepraszamy panią Vole i pana Rcginalda Gudgcona i dziękuje­my im za wskazanie tych nie zamierzonych niedokładności.

8. Piątek

Mama zadzwoniła do lokalnej gazety z żądaniem, żeby wydrukowali następujące sprostowanie:

Pani Paulina Mole ma lat 38, nie 58, jak podano w wydaniu ze środy.

Ma też zupełnie dosyć gadania sąsiadów. Wczoraj wieczorem pani O'Leary wykrzykiwała: "Nie ma co, pani Mole, świetnie się pani trzyma na swój wiek".

9 .Sobota.

Ostatnia kwadra księżyca

Dziś był telefon z "Księgi rekordów Guinnessa". Jakiś inteligenciak zapytał mamę, czy zgodzi się na wydrukowanie swojego nazwiska w dziale "Najstarsze położnice". Poprosił też o przysłanie metryki urodze­nia mamy.

Mama oznajmiła spokojnie, że dziecko jeszcze się nie urodziło, a ona ma trzydzieści osiem lat.

Facet na to: " Wobec tego przepraszam, że panią niepokoiłem, pani Vole", i odwiesił słuchawkę. Przeczytałem lokalną gazetę od deski do deski, ale nie było najmniejszej wzmianki na temat wieku mojej mamy.

10. Niedziela

Osiemnasta po św. Trójcy

Mama spędziła dzień na czytaniu "Observera" z nogami powyżej głowy.

Zabrałem psa na spacer, poszliśmy do lasu obejrzeć dyrektorskie domki w budowie.

Zwiedziliśmy domek " Winchester". Pies podniósł nogę w głównej sypialni, po czym przykucnął na patio przeznaczonym na bar i barbecue, więc musiałem go wyprowadzić.

11. Poniedziałek

Dzień Kolumba (USA),

Dzień Dziękczynienia ( Kana­da)

Courtney przyniósł niezwykle ekscytującą kartkę:

Drogi Adrianie Mole'u!

bardzo mnie interesują Twoje prace. Gdybyś chciał je publikować, proszę o kontakt, wtedy wszystko wyjaśnię.

Z poważaniem

L.S. Caton

Kartkę wysłano z Bolton. Zastanawiałem się, jak L.S. Caton dowiedział się o moim istnieniu. Może wspomniał o mnie pan Tydeman podczas jakiegoś bankietu w BBC?

Wysłałem panu Catonowi zwięzłą i powściągliwą odpowiedź z prośbą o bardziej szczegółowe wyjaśnienia.

Zjawił się Gudgeon i wręczył mamie resztę należnych jej pieniędzy. Wychodząc zapytał, do kogo należą męskie buty nr 10 pod kanapą. Mama wyjaśniła, że są własnością jej syna Adriana. Zapytała: "Chyba w mo­im stanie mam niewielkie szanse na partnera?" Pan Gudgeon oblał się rumieńcem i z pośpiechu potknął się o psa.

Mieliśmy dziś ekstra kolację: kurczak w curry, a do tego jeszcze mama dosypała do ryżu trochę szafranu.

Jedliśmy trzymając talerze na kolanach (tzn. mama na brzuchu) przed telewizorem, gdzie pokazywano, jak wyciągnięto z morskiego dna stary tudorowski wrak „Mary Rose".

Mama powiedziała: " To chyba jednak powinno zostać na dnie". Byłem zawiedziony, bo nie pokazali żadnych szkieletów, ale komentator oświadczył, że to historyczne wydarzenie, więc starałem się wzbudzić w sobie podniecenie.

12. Wtorek

Dziś dziewczynka z pierwszej klasy, Anna Luiza Wirgfield, poprosiła mnie o autograf. Powiedziała: "Zobaczyłam twoje zdjęcie w gazecie i wyjaśniłam mamie, że chodzisz do naszej szkoły, ale mama nie uwierzyła, bo w gazecie napisali, że masz zaledwie pięć lat. Więc chcę mieć twój autograf na dowód, że cię znam".

Dałem dzieciakowi autograf. Muszę się przyzwy­czaić, że kiedyś będą mnie o to napastować.

Przez całą matmę ćwiczyłem podpisy. Po powrocie do domu oglądałem falklandzkie oddziały specjalne. Wypatrywałem Clive'a Kenta, ale jakoś go nie dostrze­głem.

13 . Środa

Mama dostała z Opieki Społecznej talon na szkolne spodnie dla mnie. Opiewa na dziesięć funtów.

Żeby jednak kupić spodnie, muszę iść do jednego z trzech sklepów wyznaczonych przez Opiekę Społecz­ną.

Wszystkie wymienione sklepy - Henry Blogetts i Synowie, ubrania szkolne; Swinging Sixties; Mick n'Dave - znane są z tego, że sprzedają szmaty po wygórowanych cenach.

Nie poniżę się do tego stopnia, żeby pójść tam z talonem. Schowałem talon do portfela. Kiedy już będę sławny i bogaty, będę mu się przypatrywał, a może nawet pokażę go przyjaciołom na dowód, że zaznałem kiedyś gorzkiego smaku biedy.

14. Czwartek

Poszedłem dziś zobaczyć, jak się miewa Brett. Chyba wie, że jestem jego bratem, bo jak się pochyli­łem nad łóżeczkiem, obnażył dziąsła w głupim uśmiechu i naprawdę mocno ścisnął mój palec.

Ma już zdrowszą cerę, więc może przed tym dziec­kiem jest jakaś przyszłość.

Babcia wygląda bardzo nędznie, ale nawet w poło­wie nie tak nędznie jak Tyczka. Obie kobiety bardzo się nawzajem denerwują. Babci nie podoba się, że Tyczka używa do puddingu Yorkshire zwykłej mąki, a dla Tyczki nieznośne jest to, że babcia smaruje na noc piersi Maxwella maścią mentolową Vick i zawija szarym papierem. Twierdzi, że szelest papieru nie pozwala jej spać.

Kiedy wróciłem do domu, mama bardzo szczegółowo wypytywała o babcię i Tyczkę. Żądała, żebym opisał wyraz ich twarzy i intonację głosu.

15. Piątek

Zgłosiłem się do udziału w szkolnym przedstawie­niu. Wystawiamy "Brata marnotrawnego" Oscara Wilde'a.

Mam przesłuchanie w poniedziałek. Spodziewam się, że zagram Ernesta, choć mama twierdzi, że najlep­sza jest rola torby. W swoim mniemaniu jest osobą nadzwyczaj dowcipną.

18 Poniedziałek

Weekend był zbyt nudny, żeby w ogóle cokolwiek o nim pisać.

Pan Golightly, nasz nauczyciel sztuki dramatycznej, przerwał mi w połowie monolog Henryka V: "Adria­nie, «Brat marnotrawny» to elegancka komedia oby­czajowa, a nie męska epika wojenna. Chcę się przeko­nać, czy dasz sobie radę z rolą komediową". Kazał mi przeczytać kwestię o stacji Victoria, a kiedy skończyłem, oświadczył: " W porządku, dasz radę". Postanowiłem zostać aktorem, kiedy dorosnę. W czasie przerw w próbach będę pisał powieści.

19 Wtorek

Dzisiaj pani Singh poszła z mamą do przychodni przedporodowej. Ginekolog zdecydował, że mama musi więcej odpoczywać, w przeciwnym bowiem razie czeka ją leżenie w łóżku. Puchnięcie kostek spowodo­wane jest wysokim ciśnieniem. Jest o wiele za stara, żeby mieć dziecko, toteż lekarze poświęcają jej więcej uwagi, bo gdyby umarła przy porodzie, mieliby kłopo­ty.

20 Środa

Kiedy na geografii powiedziałem Pandorze: "Cześć", głos mój drżał w sposób zupełnie nie kontrolowany. Siedziałem cicho przez resztę lekcji.

21. Czwartek

Mama zapytała, dlaczego jestem taki spokojny. "Nie powiedziałeś niemal słowa, odkąd skończył się «Blue Peter». Czy coś się stało?" Zaskrzeczałem w od­powiedzi: "Nic", i wyszedłem z pokoju.

22. Piątek.

Nie mogę ufać własnemu głosowi. W jednym mome­ncie jest głęboki i donośny jak u lana Paisleya, a zaraz potem wysoki i skrzekliwy jak u Margaret Thatcher, zanim agencje reklamowe zajęły się ustawieniem jej głosu.

2 3 . Sobota

Zadzwonił Bert Baxter z wiadomością, że ojca wyrzucili z Agencji do Walki z Bezrobociem. Milcza­łem. Bert zapytał: "No co, nie masz nic do powiedze­nia?"

Wyjąkałem "nie" i odłożyłem słuchawkę. Będę musiał iść do lekarza w sprawie mojego głosu. Takie objawy nie mogą być normalne.

24. Niedziela

Dwudziesta po św. Trójcy.

Koniec brytyjskiego czasu letniego

Dzisiaj pies oszalał i poszarpał na strzępy niedzielne gazety. Nie potrafił wytłumaczyć swojego dziwaczne­go zachowania.

Cały hall pokrywały strzępki zadrukowanego papie­ru: "Ken Livingstone broni dziś...", "utrzymanie rakiet falklandzkich... 700 milionów funtów...", "Żoł­nierze izraelscy patrzyli bezradnie na...", "śledztwo w sprawie zamków błyskawicznych w spodniach...", "strażacy przyjmą 7 ,5%, ale atmosfera jest wybucho­wa. . ."

Pozmiatałem te strzępy i wyrzuciłem do kosza, przykrywając świat zewnętrzny pokrywą.

2 5 . Poniedziałek

Święto ( Rep. /Irlandii) .

Ostatnia kwadra księżyca

Po dniu milczenia w szkole poniosłem swój roz­chwiany głos do gabinetu doktora Graya. Doktor Gray nawet nie podniósł głowy znad swoich obrzydli­wych bazgrołów. Zapytał jedynie: "o co chodzi?"

Na przemian basem i dyszkantem wypowiedziałem cały swój niepokój na temat uszkodzonych strun głosowych.

Dr Gray na to: "Na miłość boską, chłopcze, po prostu przechodzisz mutację. Trochę późno, ale twój rozwój fizyczny jest generalnie opóźniony. Powinieneś zacząć uprawiać jakieś sporty i więcej przebywać na świeżym powietrzu".

Zapytałem, jak długo będzie trwała ta mutacja.

A doktor: "Któż to może wiedzieć? Nie jestem przecież prorokiem, prawda?" Nie wierzyłem własnym uszom. Po skończeniu szkoły będę przede wszystkim płacił składki na prywatną służbę zdrowia. Wycofałem się z udziału w sztuce Wilde'a. W teatrze potrzebny jest pewny głos, a nie mogę tego powiedzieć o swoim.

26. Wtorek

Barry Kent popełnił edukacyjne samobójstwo Zja­wiając się w szkole w kostiumie Hell Angels. Pan Lambert udawał, że tego nie zauważył (Barry Kent jest od niego wyższy o dwadzieścia centymetrów) , ale pan Scruton wypatrzył Kenta w stołówce I kazał mu się przebrać, bo - jak .powiedział - "jeszcze ktoś straci oko na tym żelastwie.

Kent poszedł do szatni czwartej klasy i tam zdjął kurtkę. Pod spodem miał koszulkę z trupią czaszką też nabijaną ćwiekami, więc Scruton kazał mu zdjąć również i koszulkę. I wtedy ukazała się nabijana ćwiekami skórzana kamizelka.

Nie mam pojęcia jak Kent przemieszcza się z takimi ciężarami. Pan Scruton wysłał go do domu z listem do rodziców.

27. Środa

Kilku uczniów czwartej klasy najłatwiej ulegających wpływom zjawiło się w szkole z ćwiekami na plecach szkolnych marynarek.

28 Czwartek

Pan Scruton dołożył nowy przepis do miliona już istniejących. W szkole wolno nosić ćwieki jedynie na podeszwach sportowych butów.

29. Piątek

Mama będzie miała dziecko za dwa tygodnie!

W szpitalu zrobili jej dziś badania. Wpadła w panikę, ponieważ nasz pokój gościnny jest nadal jedynie pokojem gościnnym, w niczym nie przypomina pokoju dziecinnego. Ciągle nam potwornie brakuje pieniędzy. Zasiłek macierzyński wystarcza jedynie na połowę używanego wózka.

30. Sobota

Pies znowu dostał szału i poszarpał moją bezcenną kolekcję starych numerów "Beano", Zbierałem je od siódmego roku życia, więc z rozpaczą patrzyłem na ich strzępki.

Miałem ochotę porządnie psa skopać w moim pokoju, ale skończyło się na tym, że jedynie ze­pchnąłem go ze schodów.

Dawniej zawsze szanował literaturę. Będę musiał pójść do weterynarza, może pies ma jakieś zaburzenia mózgowe.

31 . Niedziela.

Dwudziesta pierwsza po św. Trójcy.

Hallowe'en

Koniec czasu oszczędzającego światło dzienne ( USA i Kanada)

O piątej mój tak zwany najlepszy przyjaciel zaprosił mnie na przyjęcie z okazji Hallowe'en.

Powiedział: "Pryszczaty, zupełnie zapomniałem wy­słać ci zaproszenie, ale przyjdź; przebierz się za czarow­nika, bo inaczej nie wejdziesz".

Postanowiłem nie przebierać się za czarownika, chciałem zerwać ze stereotypami, poszedłem więc jako diabeł. Mama pomogła mi zaimprowizować kostium. Wykorzystaliśmy stare płetwy ojca, jakieś czarne bale­towe rajtuzy mamy i jej pomarańczową perukę, którą kupiła przed laty na przyjęcie z tańcami w klubie wędkarskim ojca.

W tych baletowych rajtuzach wyglądałem trochę nieprzyzwoicie, więc włożyłem na wierzch spodenki kąpielowe, ale kiedy już wszystko to przyodziałem, ani trochę nie przypominałem diabła. Wyglądałem raczej na idiotę. Mama wpadła na pomysł, żeby na moją diabelsko ucharakteryzowaną twarz naciągnąć nylo­nową pończochę. Trochę to poprawiło ogólne wrażenie, ale mojemu kostiumowi ciągle czegoś brakowało.

O siódmej przeżywałem kryzys niepewności i gotów byłem się rozebrać, ale mama w tym momencie złapała puszkę zielonej fosforyzującej farby z rozpylaczem, którą podrabialiśmy trochę zeszłoroczną choinkę. Spryskała mnie od stóp do głów. Pies zaczął skomleć i uciekł pod suszarkę do naczyń. Nie miałem więc wątpliwości, że osiągnąłem zamierzony efekt.

Krótka droga do domu Nigela była prawdziwym koszmarem. Dzieci w spiczastych czapkach biegły za mną z okrzykami: "Pokaż, co umiesz, albo dawaj forsę". Nawoływałem bez przerwy, żeby się odczepiły, ale szły za mną aż do domu Nigela nadeptując mi na płetwy. Początkowo Nigel nie chciał mnie wpuścić, bo nie miałem kostiumu czarownika. (On wszystko bierze tak dosłownie! Jak nie będzie się miał na baczności, to skończy przy komputerach). Wyjaśniłem jednak, że jestem diabłem, więc mnie wpuścił. Rodzice Nigela oglądali na górze telewizję, dobraliśmy się więc do ich barku, wypiliśmy koktajle Tia Maria i Egg Flip.

Na przyjęciu w ogóle nie było dziewczyn, co wydało mi się trochę dziwne. Nigel oświadczył, że dziew­czyny przyprawiają go o mdłości. Czarodzieje tań­czyli wraz ze mną przy świetle przefiltrowanym przez wydrążoną dynię, do muzyki Duran Duran dochodzącej z płyt. Chyba wszystko było w porząd­ku, ale jednak bez dziewczyn brakowało czegoś je ne sais quoi ( określenie francuskie ). O dziesiątej wparo­wała matka Nigela z ruchomym bufetem. Całe jedzenie zniknęło w dziesięć minut. Część została zjedzona, ale wiele rozrzucono. Bez cywilizacyjnego wpływu dziewcząt chłopaki wracają do stanu pier­wotnej dzikości.

Szkoła zmusza mnie do czytania " Władcy much" Williama Goldinga. Dzielę egzemplarz książki z trze­ma półgłówkami, którym przeczytanie jednej strony zajmuje pół godziny, więc jest to doświadczenie raczej przygnębiające.

Listopad

­1. Poniedziałek

Pełnia księżyca

Po lekcjach poszedłem do fryzjera z moją nieprzyto­mnie grubą matką. Nie chciała, żebym z nią szedł, ale przecież nie można jej wypuścić samej. Kobiety zawsze rodzą w budkach telefonicznych, w autobusach, win­dach itd. To fakt powszechnie znany.

Zakład "Franco" prowadził jakiś Włoch. Wrzasnął na mamę, jak tylko przeszła przez próg bambusowych drzwi. "Halo, Paulino, dlaczego to nie przychodzisz do Franka co tydzień jak dawniej?"

Mama wyjaśniła, że nie może sobie teraz pozwolić na regularne bywanie u fryzjera.

Na to Franco: "Co za głupstwa opowiadasz! Naj­pierw uczesanie, potem jedzenie. Chcesz, żeby twoje bambino otworzyło oczęta i spojrzało na brzydką mamma?"

Słuchałem ze zdumieniem, jak dyrygował mamą, która jakoś zdawała się tego nie zauważać. Owinął jej szyję prześcieradłem i polecił: "Proszę siadać, nic nie mówić i nie ruszać się", po czym przechylił ją do tyłu i zaczął jej myć głowę. Zwymyślał ją, że ma kilka siwych włosów, ubolewał potem nad rozdwojonymi końcami i brakiem połysku. Następnie wysuszył jej włosy ręcznikiem i posadził ją przed lustrem.

Mama poprosiła: "Franco, tylko wyrównaj".

Na to Franco: "Nie ma mowy, Paulino. Wszystko obetnę i zaczynamy od początku". I mama pozwoliła mu robić, co chciał. Cały czas siedziała spokojnie! Pozwoliła mu też spryskać swoje krótko ostrzyżone włosy fioletową farbą i jeszcze mu za to zapłaciła! W dodatku dała mu napiwek!

  1. Wtorek

W telewizji jest nowy program. Nazywa się "Kanał Czwarty" i przeznaczony jest dla mniejszości, jak intelektualiści czy członkowie klubów rozrywek umysłowych.

Wreszcie znalazłem coś dla ducha.

Przepowiadam, że "Kanał Czwarty" odmieni bry­tyjskie społeczeństwo. Wszyscy durnie zaczną go oglądać i zrodzi się w nich potrzeba wykształcenia i kultu­ry! Tak, przed Wielką Brytanią stoi nowa epoka odrodzenia!

3. Środa

Mama spakowała podręczną walizeczkę i postawiła ją w hallu.

4. Czwartek

Dziś zadzwonił ojciec z pytaniem, jak się czuje mama. Powiedziałem, że tak dobrze, jak można oczekiwać w podobnych okolicznościach, w połowie dzie­wiątego miesiąca ciąży.

Zapytał, czy głowa niemowlęcia już się wysuwa. Odpowiedziałem ozięble, że nie są mi znane tajniki porodu.

Zapytałem natomiast, jak się czuje jego niemowlę. Odpowiedział: "Słusznie, Adrianie, wbijaj nóż głę­biej". Po czym odłożył słuchawkę.

5. Piątek

Noc ognisk

Zgodnie z zaleceniem środków przekazu zamknąłem psa w komórce na węgiel. Potem poszedłem na ognisko Poradni Małżeńskiej.

Roiło się od par małżeńskich kłócących się przy świetle sztucznych ogni, więc wymknęliśmy się z Pan­dorą za ścianę spółdzielczej piekarni, gdzie podzieliliśmy się paczką fajerwerków. Wypisałem w powietrzu słowo PANDORA, a ona - ADRAIN. Bardzo mnie to przygnębiło. Chodzimy z sobą ponad rok, już powinna wiedzieć, jak się pisze moje imię. Wróciliśmy do dużego ogniska, gdzie znalazłem naszego psa. Oglądał pokaz sztucznych ogni i przeżu­wał hot doga.

Już nawet przestałem liczyć, ile razy jakiś wścibski dorosły występował z uwagą: " Tego psa powinno się zamknąć w bezpiecznym miejscu".

Usiłowałem wyjaśnić, że nasz pies jest indywidualis­tą i nie można go traktować jak zwykłego psa, ale wśród eksplozji sztucznych ogni i zachwyconych okrzyków tłumu, towarzyszących wystrzeleniu każdej żałosnej rakiety, było to dosyć trudne.

W końcu zabrałem głupiego psa do domu, przez co straciłem konkurs na "Najlepiej ubranego faceta ".

6. Sobota

Napisałem wiersz polityczny. Zamierzam wysłać go do redakcji "New Statesmana ". Pan Braithwaite po­wiedział mi, że oni co tydzień drukują jakiś wy­wrotowy wiersz.

PANI THATCHER,

napisał Adrian Mole

Czy pani płacze, pani Thatcher, czy pani czasem płacze?

Czy pani budzi się ze snu.

Czy płacze pani jak wierzba przy dróżce?

Kojąc łzy w Marksa-Spencera poduszce?

Czy też łzy pani jak stopiona stal?

Czy pani czasem żal?

Czy budzi panią myśl o "trzech milionach „?

I smutek, że nie dla nich świat dokonań?

Czy kładąc rano niebieski swój mundurek widzi pani w kolejce

ludzi rząd jak sznurek

Czy pani płacze, pani Thatcher, czy pani czasem płacze?

Uważam, że mój wiersz jest bardzo inteligentny.

Należy do tego typu utworów, które mogą rzucić rząd na kolana.

7. Niedziela.

Poszliśmy z mamą odwiedzić Berta i Queenie. Wszyscy napotkani po drodze znajomi albo pytali, kiedy dziecko się urodzi, albo robili komentarze typu: "Pewnie chciałaby pani, żeby już było po wszystkim". Odpowiedzi mamy nie odznaczały się szczególnym wdziękiem .

Bert otworzył nam drzwi i natychmiast zapytał: "Jeszcze nie wypsnęłaś tego gnojka?"

Mama na to: "Zamknij się, obrzydliwy staruchu". Czasami naprawdę wzdycham do dawnych czasów, kiedy ludzie byli dla siebie uprzejmi. Trudno się domyślić, że mama i Bert bardzo się lubią.

Wszyscy byli zbyt starzy, zbyt chorzy (nagle bardzo mnie rozbolały obydwa nadgarstki) albo zbyt ciężarni, żeby cokolwiek ugotować. Więc na niedzielny obiad jedliśmy chleb z serem. A po południu na zmian uczyliśmy Queenie mówić. Przy mnie powiedziała bardzo wyraźnie: "Proszę słoik buraczków . Kiedy dorosnę, mogę zostać tera­peutą mowy. Do domu pojechaliśmy taksówką, bo mamie trochę spuchły kostki. Taksówkarz bardzo narzekał, bo odległość wynosiła zaledwie pół mili.

8. Poniedziałek

O trzeciej nad ranem obudził mnie płacz mamy. Nie chciała powiedzieć, o co chodzi, więc tylko poklepałem ją po plecach i poszedłem z powrotem do łóżka.

Chciałbym, żeby pozwoliła ojcu wrócić. W końcu przyznał przecież, że bardzo żałuje.

9. Wtorek

Nie mogłem się skoncentrować w szkole, bo martwi­łem się, o mamę. Pan Lambert zwrócił mi uwagę, że bezmyślnie wpatruję się w okno, zamiast pisać o przyszłości brytyjskiego przemysłu stalowego.

Oświadczył: "Adrianie, zostały ci tylko trzy minuty na skończenie wypracowania". Napisałem więc: "W moim przekonaniu brytyjski przemysł stalowy nie ma żadnej przyszłości, dopóki obecny rząd jest przy władzy". Wiem, że dostanie mi się za to, ale mimo wszystko oddałem pracę.

10. Środa

Mama sprząta dom od góry do dołu jak oszalała. Zdjęła wszystkie zasłony i firanki. Teraz każdy prze­chodzień może podglądać nasze najintymniejsze chwile.

Oglądałem swoje pryszcze w lustrze w dużym poko­ju, kiedy z ulicy dobiegł mnie głos pani O'Leary: "Masz wielki bąbel z tyłu na szyi. Nie przeocz go, chłopcze".

Piętnaście łat zajęło mi przekonanie się, jaką rolę odegrały zasłony w cywilizowanym życiu angielskim. Dzisiaj umarł pan Breżniew, rosyjski premier. Świa­towi przywódcy wysłali na Kreml kłamliwe telegramy, jak bardzo im przykro z tego powodu.

11 . Czwartek

Rocznica zawieszenia broni

Kiedy wróciłem ze szkoły, małej walizeczki mamy nie było w przedpokoju. Mamy też nigdzie nie było, ale na puszce od herbatników znalazłem kartkę:

Wody odeszły o 3.35. Jestem na porodówce w Szpitalu Królews­kim. Weź taksówkę. Banknot pięciofuntowy w słoiku po spaghetti. Nie martw się.

Ucałowania

Mama PS.

Pies jest u pani Singh.

Okropnie niechlujny charakter pisma.

Jazda taksówką była jednym koszmarem. Całą drogę usiłowałem uwolnić rękę ze słoika po spaghetti. Taksówkarz powtarzał: " Ty głupi niedocofie, trzeba było odwrócić słoik do góry nogami".

Zaparkował przed wejściem do szpitala i trochę znudzony obserwował walkę mojej ręki ze słoikiem. Oświadczył: "Będę musiał doliczyć ci za postój". Upłynęło chyba ze sto lat, zanim odezwał się ponow­nie: "Zresztą i tak nie mam reszty z pięciu funtów". Byłem bliski łez, kiedy wreszcie uwolniłem rękę ze słoja. Widziałem oczyma duszy, jak mama mnie przyzywa. Dałem więc taksówkarzowi piątkę i wbieg­łem do szpitala. Znalazłem windę i nacisnąłem guzik z napisem: "Izba Porodowa".

Wysiadłem w innym świecie. Robił wrażenie Ośrodka Kontroli Lotów Kosmicznych w Houston.

Jakiś technik zapytał mnie: "Kim jesteś?"

"Jestem Adrian Mole"- odparłem.

"Masz pozwolenie na przebywanie na porodówce?"

" Tak" - odpowiedziałem. (Dlaczego to zrobiłem, dlaczego?)

"Pokój trzynaście. Pacjentka wykazuje pewien upór". "Nic dziwnego, to bardzo uparta osoba " - przyta­knąłem I Poszedłem wzdłuż korytarza. Drzwi zamyka­ły się I otwierały; dostrzegłem kobiety przywiązane do przerażających urządzeń. Ponad błyszczącą posadzką unosiły się stękania i jęki. Otworzyłem drzwi do sali trzynaście i ujrzałem mamę na wysokim łożu pogrążo­ną w lekturze " Wspomnień mężczyzny polującego na lisy" Siegfrieda Sassoona.

Wydawała się zadowolona, że mnie widzi, a potem zapytała, po co przyniosłem .do .szpitala słoik po spaghetti. Byłem w połowie wyjaśnień, kiedy wykrzy­wiła twarz i zaczęła śpiewać "Hard day a night .

Po chwili przestała śpiewać i znowu wyglądała normalnie. Nawet się śmiała, kiedy doszedłem w opo­wiadaniu do strasznego taksówkarza. Wkrótce przy­szła miła czarna pielęgniarka i zapytała: " W porządku, złotko?"

Mama na to: " Tak. A to jest Adrian".

Pielęgniarka zarządziła: "Adrianie, załóż maskę i fartuch, i usiądź w kącie. Za chwilę zacznie się akcja ". Po jakiejś półgodzinie mama zdecydowanie więcej śpiewała, a mniej mówiła. Co chwila łapała mnie za rękę i dosłownie miażdżyła ją w uścisku. Przyszła znów pielęgniarka i ku mojej wielkiej radości kazała mi wyjść. Ale mama nie chciała puścić mojej ręki. Więc pielęgniarka poradziła, żebym starał się na coś przydać i mierzył czas między skurczami. Kiedy wyszła, zapyta­łem mamę, co to są skurcze.

"Bóle" - wyjaśniła z zaciśniętymi zębami. Zapyta­łem, dlaczego nie zamrożono jej krzyża, żeby nie czuła bólu. Mama na to: "Nie znoszę, kiedy robią coś przy moim krzyżu".

Bóle następowały teraz co minutę, mama zupełnie oszalała, wbiegło całe mnóstwo ludzi i kazali jej przeć. Siedziałem w pewnej odległości, od strony głowy mamy, i starałem się nie patrzeć na drugi koniec łóżka, gdzie kręcili się lekarze i pielęgniarki z jakimiś metalowymi przedmiotami. Mama dyszała ciężko, zupełnie jak na Boże Narodzenie, kiedy nadmuchuje balony. Po chwili wszyscy krzyczeli: "Niech pani prze, pani Mole, niech pani prze!" Mama najwidoczniej parła tak mocno, aż oczy wyszły jej na wierzch. "Mocniej!" ­krzyczeli. Mama znowu jakby oszalała i doktor po­wiedział: ,, Widzę główkę dziecka” .

Próbowałem się wtedy wymknąć, ale mama zawoła­ła: "Gdzie jest Adrian, chcę Adriana!"

Nie chciałem zostawić jej samej z obcymi, więc powiedziałem, że zostanę. Przez następne trzy minuty wpatrywałem się w pieprzyk na brodzie mamy i nie podnosiłem wzroku, dopóki nie usłyszałem czarnej pielęgniarki: "Idzie główka".

0 17.19 mama znów miała ciężki moment, po czym lekarze i pielęgniarki wydali głośne westchnienie. Spoj­rzałem w ich stronę i zobaczyłem coś chudego, fioleto­wego, zwisającego głową w dół. Pokryte było czymś białym.

"Pani Mole, jest śliczna mała dziewczynka" - po­wiedział doktor i wydawał się tak zadowolony, jakby sam był ojcem.

Mama zapytała: "Czy wszystko w porządku?"

" Wszystkie palce na miejscu" - odpowiedział lekarz.

Dziecko zaczęło krzyczeć jakoś tak dziwnie, jakby niechętnie, kiedy je położono na trochę tylko spłasz­czonym brzuchu mamy. Mama patrzyła na nie tak, jakby to była cenna biżuteria czy coś podobnego.

Pogratulowałem mamie, a ona powiedziała: "Przywitaj się z siostrą". . .

Lekarz spojrzał na mój fartuch i maskę i zapytał: "To pan nie jest panem Mole, ojcem dziecka?"

"Nie, jestem Adrian Mole, brat dziecka „.

"A więc przekroczyłeś wszystkie przepisy obowiązujące w tym szpitalu. Muszę poprosić, żebyś wyszedł. Możesz być wspaniałym nosicielem zakaźnych chorób dziecięcych”.

Wyszedłem więc na korytarz, kiedy oni wszyscy czekali na pojawienie się czegoś pod nazwą łożysko. W poczekalni pełno było zafrasowanych mężczyzn, palili papierosy i rozmawiali o samochodach.

( Będę kontynuował po drzemce)

O 18. 15 zadzwoniłem do Pandory i opowiedziałem jej nowiny. Piszczała w słuchawkę. Potem zadzwoni­łem do babci. Szlochała w słuchawkę.

Następnie zadzwoniłem do Berta i Queenie, którzy zapowiedzieli, że mamę odwiedzą. Udało mi się jednak odwieść ich od tego zamiaru. Wtedy skończyły mi się pięciopensówki, więc poszedłem odwiedzić mamę i sio­strę. Potem wróciłem do domu. Chodziłem po pustych pokojach usiłując sobie wyobrazić, jak będę je dzielił z małą dziewczynką.

Umieściłem wszystkie tłukące się przedmioty w mo­im pokoju na górnych półkach. Potem położyłem się do łóżka. Było dopiero wpół do ósmej, ale z jakiegoś powodu czułem się wyjątkowo zmęczony. O ósmej piętnaście obudził mnie telefon. Ojciec coś bredził na temat córeczki. Chciał znać każdy szczegół. Powie­działem, że jest podobna do niego. Na pół łysa i ze złym wyrazem twarzy.

12. Piątek

Dziś Rosjanie wybrali sobie nowego przywódcę.

Nazywa się Andropow. W szkole stałem się bohaterem. ­Rozeszło się jakoś, ze ja odbierałem poród. Pani w stołówce dała mi dodatkową porcję frytek. Po lekcjach poszedłem do szpitala odwiedzić moje kobiety­.­

Mieszkam u Pandory. Przy kolacji opowiedziałem im szczegółowo cały poród. W połowie opowiadania pan Braithwaite wstał od stołu i wyszedł.

13. Sobota

Po południu poszliśmy z Pandorą odwiedzić mamę i niemowlę. Musieliśmy się przepychać przez tłum gości przy jej łóżku. Jak na osobę tak upartą, to jest bardzo lubiana. Dziecko podawano sobie z rąk do rąk jak dowód rzeczowy w sądzie. Wszyscy wykrzykiwali: Jaka śliczna!"

Kobiety wzdychały: "Jakie to wzruszające". Mężczyźni powtarzali: " Takie malutkie paznokietki"

I wtedy pojawili się Bert i Queenie, więc zrobiono miejsce na wózek Berta. Queenie osunęła się na łóżko przygniatając mamie nogi i nikt już nie panował nad chaosem. Nagle pielęgniarki stały się stanowcze i kom­petentne. Przełożona powiedziała: " Tylko dwoje od­wiedzających przy jednym łóżku". I w tym momencie wkroczyła babcia z ojcem. Wszyscy oddalili się z wiel­ką skwapliwością, pozostawiając przy łóżku tę właśnie dwójkę.

14. Niedziela

Niedziela pamięci

Mama dzwoniła, że wraca do domu jutro rano o 10.30. Prosiła, żebym tylko nie zapomniał włączyć ogrzewania. Zapytałem, czy mam zamówić taksówkę. Powiedziała: "Nie trzeba, ojciec uprzejmie zaofiaro­wał, że nas przywiezie".

Nas! Nie jestem już jedynakiem.

Obserwowałem płatki maków spadające na główki dzieci w Westminster Abbey. Zwilgotniały mi oczy, chyba zaczyna mi się zaziębienie.

15. Poniedziałek

Nie poszedłem dziś do budy. Wcześnie rano zjawiła się pani O'Leary z panią Singh, żeby posprzątać dom. Powiedziałem, że sam to potrafię, ale pani O'Leary w ogóle nie potraktowała mnie poważnie: "Mówisz głupstwa, chłopcze. Myślisz, że byle jaki młodzik potrafi posprzątać tak dokładnie, by nic nie zaalarmo­wało sokolego wzroku kobiety?"

O 11.15 uderzył mnie dość niezwykły widok: ojciec niósł swoją córeczkę przez ogródek od frontu. Za nim szła moja wychudzona matka z fioletowymi włosami. Nie starcza mi już odczuć na wszystkie zawiłości mojego życia. Nazachwycawszy się dzieckiem, panie O'Leary i Singh oddaliły się, pozostawiając moją najbliższą rodzinę sam na sam. Zrobiłem więc herbatę, żeby złagodzić napięcie.

Mama zabrała swoją herbatę do łóżka, a moja zupełnie wystygła. Ojciec trochę jeszcze posiedział, a potem poszedł do domu, do babci.

O 14.30 przyszła akuszerka. Wykonała jakieś tajem­ne czynności przy mamie w zaciszu głównej sypialni. O 15.15 akuszerka zeszła na dół i oświadczyła, że mama cierpi na poporodową depresję spowodowaną zaburzeniami hormonalnymi. Zapytała, kto się mamą opiekuje. Powiedziałem, że ja. Na to ona tonem pełnym powątpiewania: "Rozumiem".

"Doskonale potrafię posłużyć się odkurzaczem" ­zawołałem.

A położna: " Twoja mama potrzebuje większego wsparcia".

Wziąłem więc poduszkę z mojego łóżka i zaniosłem mamie. Ten przejaw dobroci sprawił, że się rozpłakała.

16.Wtorek

Zadzwoniłem do szkolnej sekretarki, pani Clari­coates, z zapytaniem o urlop macierzyński. Scruton przejął słuchawkę. Warknął: "Mole, jeśli nie zobaczę cię jutro w szkole, będę bardzo niezadowolony". Dziecko budziło się w nocy pięciokrotnie. Wiem, ponieważ siedziałem przy łóżeczku sprawdzając co dziesięć minut, czy mała oddycha.

Mama przestała płakać i znowu zaczęła malować rzęsy tuszem.

17. Środa

Pani Singh i pani O'Leary na zmianę opiekują się moją mamą i siostrą. Pandora twierdzi, że zanudzam wszystkich niemowlęciem. Mówi, że godziny karmie­nia mojej siostry nie interesują jej tak bardzo. Jak daleko może się posunąć gruboskórność?

18. Czwartek

Kiedy wróciłem ze szkoły, ojciec prasował rzeczy dziecka. Uprzedził od razu: "Jeśli będziesz się śmiał to cię zatłukę". Mama karmiła dziecko trzymając nogę na grzbiecie psa: .Cudowny obrazek rodzinny, trochę zmącony w chwili gdy ojciec odstawił deskę do praso­wania a i poszedł do domu do swojej drugiej rodziny.

19 . Piątek

Zapytałem mamę, jak zamierza nazwać dziecko. Powiedziała: ."Nie potrafię wybiec myślą poza na­stępne karmienie, a co dopiero wybrać imię".

Zasugerowałem, żeby każde z nas sporządziło listę imion, co też zrobiliśmy po następnym karmieniu.

Mama Ja

Charity Tracy

Christobel Klara

Zoe Toyah

Jade Diana

Frankie Pandora

India Sharon

Rosie Georgina

Caitlin

Rut

Na liście mamy podobały mi się tylko Rosie i Rut. Mamie nie podobało się żadne z proponowanych przeze mnie imion. Oświadczyła: "Pandora to bardzo pretensjonalne". Ja uważam, że to najbardziej Poru­szające imię od początku świata. Ilekroć je wymawiam, ilekroć je słyszę, coś po prostu rozsadza mi żebra.

2O. Sobota

Moja siostra nazywa się Rosie Germaine Mole. "Rosie" podoba się wszystkim, ale tylko mama lubi .,Germaine". W Urzędzie Stanu Cywilnego urzędnik podniósł brwi i zapytał: "Germaine? Jak w «Żeńskim eunuchu»?"

Mama: " Tak. Pan to czytał?"

"Nie, ale moja żona nie może się od tego ode­rwać" - powiedział przygładzając nie wyprasowaną koszulę.

Wpisanie Rosie do oficjalnego rejestru Wielkiej Brytanii uczciliśmy pójściem na obiad. Rosie siedziała w nosidłach rozpłaszczona na piersi mamy. Zachowywała się bardzo dobrze. Obudziła się tylko, kiedy mama upuściła jej na głowę gorącą frytkę. Po jedzeniu pojechaliśmy do domu taksówką. Mama czuła się zbyt zmęczona, żeby iść na przystanek autobusowy.

21. Niedziela

Ojciec przyniósł dwadzieścia pięć funtów. Ubolewał nad mamą, podczas gdy ona rozmrażała pod gorącą wodą baranią łopatkę. Wszczęli gwałtowną dyskusję o przyszłości swojego związku. Wziąłem więc psa do ogrodu na trening posłuszeństwa, co było czystą stratą czasu. Nasz pies mógłby doprowadzić do łez Barbarę Woodhouse.

22 .Poniedziałek

Na lekcji angielskiego mieliśmy opisać jakąś osobę. Napisałem więc o Rosie.

ROSIE

Rosie ma około osiemnastu cali długości, dużą głowę z kręconymi czarnymi włosami jak braciszek Tuck. W odróżnieniu od reszty rodziny ma oczy brązowe. I zupełnie dobrą cerę. Usta ma bardzo maleńkie poza momentami, kiedy wrzeszczy. Wtedy przypominają podziemną grotę. Jej szyja jest pomarszczona jak u indora. Ubiera się w ubranka unisex i zawsze ma jednorazową pieluszkę. Cały dzień leniuchuje w przenośnym łóżeczku, z którego wyjmuje się ją tylko na karmienie i na przebieranie. Ma rozdwojoną osobowość: w jednej minucie spokojna, w następnej wrzeszczy jak oszalała. Ma zaledwie jedenaście dni, ale już rządzi naszym domem.

23. Wtorek

Dziś wieczorem zadzwonił ten szczur Lucas. Mama mówiła coś do niego przez dziesięć minut, jakimś takim przyciszonym głosem, jakby nie chciała, żebym słyszał. Usłyszałem jednak jej ostatnie słowa, zanim cisnęła telefon przez całą szerokość hallu. Wypowie­działa je bowiem na wysokich decybelach:

" W porządku - więc zbadaj grupę krwi!"

Może Lucas podejrzewa, że ma jakąś śmiertelną chorobę. Oby tak było.

24. Środa

Pan O'Leary pojechał do Irlandii, żeby głosować w tamtejszych wyborach, które odbywają się jutro. podziwiam jego patriotyzm, nie mogę jednak zrozu­mieć, dlaczego nie mieszka stale w Irlandii. Zapytam go o to, kiedy wróci. Pani O'Leary nie jest nastawiona tak patriotycznie. Została w domu i wydała przyjęcie na cześć jakiejś "Ann Summers"*( przypis:*Ann Summers - nazwa sieci sex-shopów). Mama była zapro­szona, ale nie poszła. Powiedziała, że dzięki Ann Summers znalazła się w tak paskudnej sytuacji.

Przez całą noc obserwowałem drzwi domu O'Lea­rych, ale widziałem tylko gromady chichoczących kobiet w średnim wieku z brązowymi papierowymi torbami.

25. Czwartek.

W wyborach powszechnych w Irlandii nikt nie odniósł zwycięstwa. Zakończyły się remisem. Pana O'Leary'ego zatrzymano na lotnisku East Midlands z podejrzeniem o terroryzm, wypuszczono go jednak z ostrzeżeniem, żeby nie starał się ponownie przywozić do kraju akcesoriów Małego Żołnierzyka.

26 . Piątek

Przed szkolną furtką doznałem dzisiaj straszliwego szoku. Czekała na mnie Tyczka. Stała kołysząc stary wózek rodziny królewskiej z Brettem i Maxwellem w środku. Wyglądała jak uchodźca z kronik filmo­wych z okresu drugiej wojny światowej. Maxwell wrzasnął: "Cześć, bracie!" Myślałem, że zwraca się do Bretta, ale nie, ten dzieciak mnie miał na myśli! Wepchnąłem mu w gębę kawałek batonika Mars zanim zdążył mnie bardziej skompromitować, i przed~ stawiłem Tyczce Pandorę.

Powiedziałem do Tyczki: "Moja przyjaciółka Pan­dora", a do Pandory: "Pani Doreen Slater". Obie kobiety w ciągu sekundy zmierzyły się wzrokiem od stóp do głów, po czym uśmiechnęły się fałszywie. "Jakie rozkoszne dzieci" - powiedziała Pandora wpatrując się w wózek.

"Dwa nieznośne szczeniaki - jęknęła Tyczka. - Ni­gdy bym ich nie miała, gdybym wiedziała wcześniej..."

" Wiedziała, o czym?" - zapytała Pandora ze sztuczną niewinnością.

"Że zabierają całe życie. Nie miej dzieci" - ostrze­gła Tyczka.

Na to Pandora: "Chcę mieć sześcioro".

,I być równocześnie redaktorem «Timesa»?" - wtrą­ciłem sarkastycznie.

"A jakże! - odparła Pandora. - I jeszcze samo­dzielnie malować mieszkanie".

"Poczekaj! - powiedziała Tyczka. - Poczekaj, a zobaczysz!" - zabrzmiało to jak klątwa Cyganki. Zapytałem Tyczkę, dlaczego na mnie czekała, więc wyjaśniła, że z moim ojcem trudno wytrzymać, a z bab­cią jeszcze trudniej.

"Ale co ja na to mogę poradzić?"

Nic chciałam tylko zrzucić z siebie ten ciężar" (po prostu). Po czym popchała wózek w stronę domu babci.

Naprawdę nie znam ani jednego normalnego dorosłego! Wszyscy są pomyleni. Jeśli nie walczą na Bliskim Wschodzie, nie ubierają pudli w plastykowe płaszcze to każą się zamrażać. Albo czytają "Sun" w przekona­niu, że to prawdziwa gazeta.

27. Sobota

Dziś wieczorem po raz pierwszy zmieniłem pielusz­kę.

Jutro spróbuję to zrobić z otwartymi oczyma.

28.Niedziela

Jak mama może się uśmiechać, a nawet śmiać się, zmieniając te obrzydliwe pieluszki? O mało nie zemdla­łem, choć usiłowałem wykonać tę czynność za pomocą pewnego rodzaju urządzenia ochronnego (zapinka do bielizny). Może kobiety mają słabo rozwinięty zmysł powonienia?

Ciekawe, czy robiono jakieś badania na ten temat? Jeśli zdam egzamin z biologii, mogę się tym zająć.

29. Poniedziałek

Od urodzenia Rosie mama zupełnie przestała się mną interesować. Nigdy nie była szczególnie troskli­wa - zawsze musiałem sam czyścić buty - ale ostatnio czuję się autentycznie zaniedbany uczuciowo. Jeżeli będę miał zaburzenia psychiczne, kiedy dorosnę, będzie to wyłączna wina mamy.

Większość czasu spędzam w swoim pokoju na czytaniu. Skończyłem właśnie " To Sir with Love". To jest o czarnym nauczycielu, którego źle traktują biali chuligani. Odnosi jednak nad nimi. zwycięstwo dzięki własnej wytrwałości, uprzejmości i stanowczości, po czym postanawia zostać inżynierem,. Oceniam tę książ­kę na pięć punktów w skali dziesięciopunktowej. A to nieźle, bo jestem bardzo wymagający.

30. Wtorek

Dzień św. Andrzeja

Zrobiłem listę prezentów gwiazdkowych w kolejności preferencji:

Lista dużych prezentów

Komputer (nie ma szans)

Kolorowy telewizor (przenośny)

Adapter Hi-Fi (przyszłe zbiory płytowe)

Elektroniczna maszyna do pisania (wiersze)

Kożuch trzy czwarte (ciepło i status)

Spis drobniejszych prezentów

Para spodni z zaszewkami

Buty adidas (nr 10)

Kurtka adidas (obwód klatki piersiowej 36 cali)

Lampka kreślarska (nocne poetyzowanie)

Gigantyczna puszka czekoladek Quality Street

Komplet przyborów do pisania z prawdziwego złota (z wygrawerowanym A. Mole)

Para kapci

Elektryczna maszynka do golenia

Szlafrok z Habitatu (taki, jaki ma ojciec Pandory)

Rzeczy, które dostaję i tak, czy chcę czy nie

Wydanie specjalne "Beano"

Czekoladowe papierosy

Paczka mazaków

Przyczepiany nos (okulary) i wąsy

Dałem ten spis mamie, ale nie była w nastroju do podejmowania jakiejkolwiek rozmowy o świętach. W istocie samo wspomnienie o świętach wprawiło ją w zły humor.

Grudzień

­

1 Środa

Pełen emocji telefon od babci. Tyczka zabrała Bretta i Maxwella i przeniosła się do ojca Maxwella, który właśnie wrócił z Bliskiego Wschodu z mnóstwem wypchanych wielbłądzików i masą forsy wolnej od podatku.

Najwyraźniej mój ojciec nie ma nic przeciwko pozbawieniu go praw rodzicielskich, a ojcu Maxwella wcale nie przeszkadza, że Tyczka urodziła kolejne dziecko w czasie jego nieobecności. To szokujące. Czyżbym był jedynym strażnikiem tej odrobiny moralności, która się jeszcze ostała w naszym społeczeń­stwie?

2. Czwartek

Ojciec Maxwella, Trevor Roper, nie ma nic przeciwko Brettowi, ponieważ uważa, że Brett jest wynikiem nieudanego coitus interruptus!

Tyczka wychodzi za pana Ropera., jak: tylko skończy się jego sprawa rozwodowa. Nic dziwnego, że ten kraj jest w takim stanie.. Poważnie rozmyślam nad powrotem na łono Kościoła (jednak nie na ślub Tyczki). Umówiłem Się z pastorem, wielebnym Silverem. Wziąłem jego adres z książki telefonicznej.

3. Piątek

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Pastora reperował rower. Wyglądał całkiem normalnie tyle że ubra­ny był w czarną suknię.

Podniósł .się i uścisnął mi dłoń, przy czym omal nie połamał mi kości. Potem zabrał mnie do swojego gabinetu i zapytał,. w jakiej sprawie chciałem się z nim spotkać. Powiedziałem, ze niepokoi mnie upadek moralności .we współczesnym życiu. Drżącymi rękami zapalił papierosa I zapytał, czy próbowałem znaleźć przewodnika w Bogu. Wyjaśniłem, że utraciłem wiarę w Boga. Na co pastor: "O Boże, tylko nie to!" A potem mówił bez przerwy. Wszystko sprowadzało się do tego, że trzeba mleć wiarę. Powiedziałem, ze nie mam wiary i spytałem, jak mogę jej nabrać.

Odpowiedział: "Musisz mieć wiarę!" Przypominało to płytę obracającą się w miejscu. Zapytałem: "Jeśli Bóg istnieje, to jak może dopuścić do wojen, głodu, katastrof na autostradach?"

Wielebny Silver odpowiedział: "Nie wiem. Sam spędzam bezsenne noce zastanawiając się nad tym". Weszła pani Silver z dwoma kubkami neski i paczką lukrowanych ciastek.

Powiedziała: "Derek, za dziesięć minut zaczyna się ten twój Otwarty Uniwersytet".

Zapytałem wielebnego Silvera, co studiuje. "Mikro­biologię. Z mikrobami przynajmniej wiadomo, co jest grane'.

Pożegnałem się, życząc pastorowi powodzenia na nowej drodze życia. Poradziwszy, żebym nie tracił nadziei, wypuścił mnie na zły i szalony świat. Było zimno, ciemno, jacyś chuligani ciskali na ulicy frytka­mi. Wróciłem do domu w znacznie gorszym stanie niż kiedykolwiek.

4. Sobota

Przeżywam załamanie nerwowe. Nikt tego jeszcze nie zauważył.

5. Niedziela

Poszedłem do Berta, on jest moją ostatnią deską ratunku. (Pandora mnie zawiodła. Przypisuje stan moich nerwów temu, że jadam mięso). Powiedzia­łem: "Bert, jestem nerwowo załamany". Na to Bert oświadczył, że przechodził podobne załamanie w cza­sie pierwszej wojny. Było spowodowane ciągłym oglą­daniem tysięcy zabitych i wiecznym strachem o wła­sne życie. Zapytał, co jest przyczyną mojego zała­mania.

"Brak moralności w społeczeństwie" - wyjaśni­łem.

Na to Bert: " Ty bałwanie, potrzeba ci trochę ciężkiej pracy. Możesz zacząć od pozmywania naczyń"'. Kiedy skończyłem, Queenie zrobiła mi herbatę i całą górę kanapek z pastą z krabów. Jedząc oglądałem w telewizji audycję religijną "Pieśni chwały'. Kościół był pełen ludzi, którzy zdawali się bardzo szczęśliwi, robili wrażenie, że pragną wyśpiewać całą duszę.

Jak to się dzieje, że oni mają wiarę, a ja nie? Już taki mój pech.

6. Poniedziałek

Wrzaski Rosie obudziły mnie o 1, o 2.30 i o 4 nad ranem.

Wstałem o szóstej i wysłuchałem audycji dla farme­rów w "Radio Cztery'. Jakiś wiejski nudziarz mękolił o hodowli gęsi w Essex. O 8.20 wszedłem do pokoju mamy, żeby poprosić o pieniądze na obiad, i zastałem Rosie głęboko uśpioną na łóżku mamy. Jest to absolutnie niedopuszczalne według wszystkich książek o nie­mowlętach.

Sprawdziłem, czy Rosie może swobodnie oddychać, wyjąłem trzy funty z portmonetki mamy i poszedłem do szkoły, gdzie starałem się zachowywać normalnie.

7 Wtorek

Dziś o trzeciej nad ranem umarła Queenie. Dostała wylewu we śnie. Bert powiedział, że to dobra śmierć, i skłonny jestem przyznać mu rację. Dziwne wrażenie robiły rzeczy Queenie w domu Berta. Ciągle nie mogę uwierzyć, że Queenie nie żyje, a jej ciało znajduje się w kostnicy Spółdzielczego Zakładu Pogrzebowego. Nie rozpłakałem się, kiedy mama przekazała mi tę wiadomość; prawdę mówiąc miałem ochotę się śmiać. Rozpłakałem się dopiero, kiedy zobaczyłem stojący na toaletce słoik różu. Nie dopuściłem do tego, żeby Bert zobaczył, że płakałem, a on też starannie ukrywał przede mną swoje łzy. Wiem jednak, że płakał. W szuf­ladzie nie ma czystych chusteczek.

Bert nie wie, jak załatwić świadectwo zgonu, formalności pogrzebowe itp. Ojciec Pandory wziął więc na siebie, całą papierkową robotę związaną ze śmiercią.

8. Środa

Bert poprosił, żebym napisał wiersz do działu "Zgo­ny" w lokalnej gazecie.

22.00. Jestem przerażony. Cierpię na kompletną niemoc twórczą.

23.30. Odblokowało się. Skończyłem wiersz.

9. Czwartek

Dziś wieczorem ukazały się w gazecie następujące nekrologi: BAXTER Maud Lilian (Queenie). Zmarła spokojnie w domu 7 grudnia 1982. Była najlepszą dziewczyną. Bert, Szabla i Adrian.

Biała twarz, czerwone policzki,

Oczy jak pączki krokusa.

Ręce zręczne j pewne, choć żylaste od pracy

Praktyczne, wygodne ciało w młodzieńcze kolory przybrane.

Poskręcane stopy twardo stojące na ziemi.

Glos miękki i pewny nagły, skrzeczący śmiech .

Jej ciało zimne i bez życia.

Ale pamięć o niej tak ciepla i radosna jak sierpniowy deszcz.

Uroczystości pogrzebowe i kremacja w poniedziałek 13 grudnia o 13.30 w krematorium Gilmore. Kwiaty proszę posyłać do Spółdzielczego Zakładu Pogrzebowego.

Napisane z miłością przez Adriana na prośbę pana Berta Baxtera.

BAXTER Queenie. Żegnana z prawdziwym żalem przez Paulinę i Rosie Mole.

BAXTER Maud Lilian

Dlaczego nagle tak rozstanie?

Dlaczego czasu nie starczyło

Na czule pożegnanie?

Pogrążony w smutku syn Natan, synowa Maria, wnuki Jodie i Jason.

BAXTER Queenie Żegnaj, Queenie. Rodzina Braithwaite'ów.

BAXTER Queenie

Uśmiech i mile dla każdego słowo

Baczna na wszystko uwaga

Znosiła cierpienia bez skargi

Dla każdego zbłąkanego psa znalazła kość.

Niech cię Bóg błogosławi, Queenie Przyjaciele z Zimozielonych.

BAXTER Queenie. Życie jest zmaganiem w poszukiwaniu wizji.

Mamy nadzieję, że znalazłaś swoją. Przyjaciele rodzina Singh.

BAXTER Queenie. Trudno wyrazić słowami, jak bardzo mi

będzie brakowało twojego towarzystwa. Sąsiadka Doris.

BAXTER Queenie Najgłębsze współczucie. John mleczarz.

BAXTER Queenie. Straciliśmy drogą starą przyjaciółkę. Julian i Sandy z salonu fryzjerskiego "Jolie Madame".

BAXTER Queenie. Bolesna strata. May i George Mole.

BAXTER Queenie. Będzie mi Ciebie brak, Queenie. Betty ze sklepu ze słodyczami z mężem Cyrylem i dziećmi Carol i Pat.

Moje epitafium dla Queenie wywołało poruszenie. Mówiono, że jest w złym guście, niektórzy krytykowali brak rymów. Czy przez resztę życia muszę być skazany na egzystencję wśród niewykształconych prostaków? Wzdycham do dnia, kiedy kupię pierwszą kawalerkę na Hampsteadzie. Wywieszę na drzwiach ostrzeżenie: "Domokrążcom i filistynom wstęp wzbroniony".

10. Piątek

Braithwaite bardzo zmartwiony pogrzebem Queenie. Najtaniej może to zorganizować za trzysta pięćdziesiąt funtów (zwykła trumna, jeden karawan, jeden samo­chód dla żałobników). Ubezpieczenie Queenie na wypa­dek śmierci opiewa jedynie na trzydzieści funtów. Wykupiła je w 1931 roku, kiedy za tę sumę można było mieć ozdobną trumnę, dwa zaprzęgi czarnych koni w pióropuszach, stypę i cały tłum asysty w cylindrach. Zapomoga pogrzebowa przyznawana przez rząd nie na wiele się przydaje. Nie można za nią kupić nawet mosiężnego gwoździa do trumny.

Jedynym wyjściem dla Berta jest wzięcie pożyczki i pochowanie Queenie na kredyt.

11 Sobota

Towarzystwo Kredytowe odrzuciło prośbę Berta o pożyczkę. Stwierdzili, że w wieku lat dziewięć­dziesięciu jest za stary, wygląda więc na to, ze pogrzeb Queenie będzie musiał się odbyć na koszt Opieki Społecznej (zielona furgonetka, trumna z dykty, prochy do słoika po dżemie).

Bert jest bardzo przygnębiony. Powiedział: "Chciałem godnie wyprawić moją dziewczynkę". Spędziłem wobec tego całą noc dzwoniąc do wszystkich, którzy znali Queenie, próbując ich nakłonić do darowania pieniędzy.

Wielokrotnie nazwano mnie świętym.

12 Niedziela

Mama poszła z panią O'Leary, panią Singh i swoją kobiecą grupą na piknik na Greenham. Common. Zabrała ze sobą Rosie, więc w domu jest bardzo spokojnie.

Nastawiłem płytę "Toyah" na cały regulator i kąpa­łem się przy otwartych drzwiach.

22.00. Właśnie obejrzałem w telewizji kobiety. na Greenham Common. Przywiązywały dziecinne buciczki do drutów odgradzających bazę rakietową. Potem wszystkie wzięły się za ręce. Komentator telewizyjny powiedział, że zebrało się tam trzydzieści tysięcy kobiet. Pies obrażony, bo mama wyszła na cały dzień: Nie zdaje sobie sprawy, że mama o wiele mil stąd broni jego przyszłości.

Wróciły do domu bezpiecznie. Cała grupa mamy przyszła do nas. Rozmawiały o kobiecej solidarności, kiedy podawałem im kawę i kanapki z tuńczykiem. Czułem się wyłączony z rozmowy, więc poszedłem spać.

2 nad ranem. Obudziło mnie właśnie walenie do drzwi. Pan Singh i pan O'Leary domagali się, żeby ich wpuścić. Wstałem i wyjaśniłem, że w naszym saloniku zebrało się około dwudziestu kobiet. Pan O'Leary: "Powiedz Caitlin, żeby się pospieszyła; nie mogę znaleźć swojej piżamy". Pan Singh: "Zapytaj Sity, jak się włącza nasz elektryczny czajnik".

Powiedziałem im, że dla ich własnego dobra będzie lepiej, jak sobie pójdą.

13 Poniedziałek

Pogrzeb Queenie

Zostawiliśmy Rosie u pani Singh i poszliśmy do bungalowu Berta. Na całej ulicy okna były zasłonięte na znak szacunku dla Queenie. Sąsiedzi przyglądali się wieńcom rozłożonym wzdłuż ścieżki do drzwi fronto­wych. Bert w ślubnym garniturze siedział w swoim wózku inwalidzkim. Obok niego siedział Szabla. Ma­ma pocałowała Berta.

Bert powiedział: "Nie mogę znieść myśli, że ona leży w nie ogrzewanej trumnie, nigdy nie lubiła zimna". Mama występowała jako gospodyni, ponieważ nie pojawił się nikt z rodziny Queenie. (Queenie pokłóciła się z nimi, bo nie uznawali jej małżeństwa z Bertem.)

Nadjechały samochody, pracownicy zakładu po­grzebowego przy mojej pomocy ulokowali Berta w pierwszym samochodzie. Mama, ja, sąsiadka Doris i pań­stwo Braithwaite wsiedliśmy również do tego samo­chodu. Następny samochód wypełnili mniej ważni żałobnicy i pojechaliśmy powoli do krematorium Gilmore. Kiedy wjeżdżaliśmy na cmentarz, jakiś mężczyzna zdjął kapelusz i pokłonił się. Bardzo mnie wzruszył ten gest.

Moi rodzice usiedli w kaplicy obok siebie, na krótką chwilę zjednoczeni. My z Pandorą siedzieliśmy po obu stronach Berta, który chciał mieć przy sobie młodych, jak oświadczył.

Uroczystość była krótka, odśpiewaliśmy ulubioną kolędę Queenie " W żłobie leży" i jej ulubioną piosenkę "Gdybym ja rządził światem".

A potem, podczas gdy z organów płynęła smutna muzyka, trumna zaczęła się posuwać w stronę fioleto­wej kotary za ołtarzem. Kiedy trumna dotarła do kotary, Pandora szepnęła: "Boże, jakie to barbarzyńs­kie "

Ze zgrozą obserwowałem, jak trumna znikała. Bert powiedział: "Do zobaczenia, staruszko" i potem Quee­nie spłonęła w piecu.

Byłem w takim szoku, że z trudem szedłem wzdłuż nawy. Po wyjściu na zewnątrz oboje z Pandorą spojrzeliśmy w górę. Z komina wydobywał się dym, rozwiewany przez wiatr. Queenie zawsze mówiła, że chciałaby fruwać.

Myślę, że jest jakaś logika w życiu i śmierci. Urodziła się Rosie, więc Queenie musiała zrobić dla niej miejsce. Stypa odbyła się w domu Pandory i było to bardzo pogodne spotkanie. Bert trzymał się dobrze i nawet zaryzykował parę dowcipów. Zauważyłem jednak, że ilekroć wymieniłem imię Queenie, ludzie odwracali głowy i udawali, że nie dosłyszeli. Bert znowu jest sam i będzie wymagał więcej opieki niż kiedykolwiek.

Jak ja sobie poradzę? W czerwcu mam egzaminy.

14. Wtorek

W "Radio Cztery" podano, że rząd wydaje miliard funtów na zakup sprzętu wojskowego. A jedno z na­szych szkolnych laboratoriów zamyka się po Bożym Narodzeniu, bo szkoła nie może sobie pozwolić na zaangażowanie nowego nauczyciela. Biedny stary pan Will idzie na emeryturę po trzydziestu latach pocenia się nad palnikiem Bunsena. Bardzo nam go będzie brakowało. Był niezwykle wymagający, ale przy tym bardzo sprawiedliwy. Nigdy nie robił sarkastycznych uwag i wydawał się słuchać tego, co każdy z nas miał do powiedzenia. Za dobre wyniki rozdawał również małe batoniki Mars.

15. Środa

Wyjęliśmy dziś choinkę. Trochę zardzewiała, ale przykryłem złotkiem najgorsze miejsca. Mama się uparła, żeby powiesić ozdoby, które zrobiłem w dzie­ciństwie. Powiedziała, że mają dla niej wartość sentymentalną. Choinka wygląda zupełnie dobrze z tymi wszystkimi błyszczącymi bombkami I ohydnymi anioł­kami.

Wziąłem Rosie na ręce i pokazałem jej ubraną choinkę, nie mogę jednak stwierdzić, żeby ją to szczególnie ucieszyło. Po prostu głęboko ziewnęła. Za to pies dostał jednego ze swoich ataków szaleństwa i trzeba go było uspokoić zwiniętym w trąbkę "Guar­dianem".

16. Czwartek

Kupiłem u pana Cherry'ego paczkę tanich kart świątecznych, ale nie napisałem ich jeszcze. Poczekam, kto mnie przyśle życzenia.

17. Piątek

Szkolna wewnętrzna poczta świąteczna działa równie źle jak poczta ogólna. Wysłałem kartkę do Pandory przed apelem, ale nie dostała jej nawet po ostatniej lekcji.

Dowiem się, którzy pierwszoklasiści występowali w roli elfów i solidnie ich obrugam.

18. Sobota

Courtney zgromadził sto pięćdziesiąt funtów napiw­ku od mieszkańców swojego pocztowego obwodu. Wyda to na weekend w Wenecji. Stwierdził, że Boże Narodzenie w Wenecji należy do doświadczeń, które każdy powinien przeżyć przynajmniej raz w życiu. Chciałbym, żeby stało się moim udziałem. Courtney oznajmił, że angielskich kanałów w żadnym razie nie da się porównać z weneckimi.

19. Niedziela

Dziś Rosie Germaine Mole uśmiechnęła się po raz pierwszy. Uśmiech ten skierowany był do psa. Zadzwonił ojciec z pytaniem, co robimy w święta. Mama odpowiedziała: " To, co zwykle o tej porze roku. Jemy indyka, upijamy się, kupujemy nowe żarówki do lampek na choinkę itp."

Ojciec odparł: "My z mamą spędzimy spokojne święta w domu we dwoje. Tylko mama i ja. Z dala od najbliższych i najdroższych".

Mama powiedziała: " To brzmi wspaniale. No, ale muszę pędzić. Właśnie pojawił się tłum przedświątecz­nych balowników z szampanem".

Było to absolutne kłamstwo. To ja wszedłem do pokoju z filiżanką kakao.

20. Poniedziałek

Jutro ostatni dzień lekcji przed feriami. Więc szkoła trochę zwariowana. Dziewczyny w ogóle nic nie robią, siedzą w klasie i liczą, ile która dostała kart, piszą setki dalszych. Poczta elfów zupełnie zatkana.

Ja jeszcze nie wysłałem żadnych kart. Ciągle cze­kam, czy sam dostanę chociaż jedną.

Jutro szkolny koncert. Po raz pierwszy nie biorę w nim udziału.

Mama zadowolona, bo to znaczy, że nie musi przyjść.

21. Wtorek

Ostatni dzień szkoły

Bogu dzięki! Dostałem siedem kart świątecznych. Trzy bardzo gustowne. Cztery ohydne, wydrukowane na kiepskim papierze, których nawet nie da się posta­wić. Po ich otrzymaniu szybko napisałem siedem kart i podałem je przechodzącemu elfowi. Pan Golightly, reżyser świątecznego przedstawienia "Brata marno­trawnego", bardzo był zdenerwowany, kiedy życzyłem mu powodzenia na dzisiejszy wieczór. Powiedział: "Adrianie, przez twoją rezygnację w roli Ernesta mam karzełka " (Petera Browna, którego matka paliła przez całą ciążę!).

Cieszę się, że zrezygnowałem z tej roli, ponieważ sztuka okazała się kompletnym fiaskiem. Lady Brack­nell zapomniała powiedzieć: "Torebka?" A Peter Brown stał za krzesłem, tak że publiczność widziała jedynie czubek jego głowy. Simona Bates była całkiem niezła jako Gwendolina, szkoda tylko, że kostium nie zakry­wał jej tatuażu. O pozostałych rolach nawet nie warto pisać.

Najlepsza w przedstawieniu była scenografia. Po­gratulowałem nauczycielowi obróbki drewna, panu Animbie, jego zaangażowania. Zapytał: "Myślisz, że ktoś zauważył, że to przerobiona sceneria z przedstawienia «Piotrusia Pana» sprzed trzech lat?" Zapewni­łem go, że nikt nie krytykował obrzeżonej palmami wyspy, widocznej przez oszklone drzwi.

Po zakończeniu przedstawienia pan Golightly był nieuchwytny. Ktoś mi powiedział, że wymknął się zza kulis przed końcem, pod pretekstem odwiedzenia matki w szpitalu.

Najlepszą częścią wieczoru była przerwa, kiedy Pandora grała w bufecie na altówce.

22. Środa

Podjąłem dziś piętnaście funtów z książeczki w To­warzystwie Budowlanym.

Wiem, że to bardzo dużo, ale przybyła mi jeszcze jedna osoba, której muszę kupić prezent.

21.30. Zapomniałem, że nie ma już Queenie. Niepo­trzebnie byłem taki ekstrawagancki. Co za skleroza!

23.Czwartek

Zrobiłem spis prezentów i poszedłem do Woolwor­tha, gdzie jest duży wybór upominków.

Pies Sztuczna kość 1,25

Pandora Szczerozłoty łańcuch 2,00

Mama Czasomierz do jajek ok. 1,59

Rosie Czekoladki Santa 79 p.

Bert 20 woodbine'ów 1,09

Nigel W tym roku nie dostanie Jego najlepszym przyjacielem jest teraz Clive Barnes

Ojciec Duża puszka antyzamarzacza do samochodu 1,39

Babcia Świąteczna paczka ściereczek do kurzu 1,29

Ciocia Zuzanna Chusteczki do nosa 99 p.

Szabla Grzebień 1,29

Woolworth pełen był kupujących, więc musiałem pół godziny stać w kolejce do kasy. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie odkładają zakupy na dwa ostatnie dni przed świętami.

W drodze powrotnej nie mogłem wsiąść do autobusu z powodu gromady idiotów. Poszedłem z Pandorą na party do klubu młodzieżowego. Nigel spowodował skan­dal tańcząc z Clive'em Barnesem, który miał umalowane usta i rzęsy!

Wszyscy szeptali, że Nigel jest pederastą, postarałem się więc, żeby nie mieli żadnych wątpliwości, że nie jest to już mój najlepszy przyjaciel. Barry Kent przeszmuglował do klubu dwie puszki piwa Tartan przez drzwi przeciw­pożarowe. Jego sześcioosobowa banda nieź1e się urżnęła. Na zakończenie Rysiek Cytryna nastawił "Białe święta" w wykonaniu jakiegoś starca i wszyscy romantycznie tańczyli parami. Powiedziałem Pandorze, jak bardzo ją uwielbiam, a ona zapytała: "Aidy, mój drogi, jak długo potrwa nasze szczęście?"

Pandora zawsze potrafi wszystko zepsuć. Odprowadzi­łem ją do domu. Pocałowałem ją dwa razy. Poszedłem do domu. Nakarmiłem psa. Zbadałem pu1s Rosie. Poszed­łem spać.

24. Piątek

Mama jest więźniem Rosie, więc musiałem sam zrobić wszystkie przygotowania świąteczne. Już o 7.30 stałem w ko1ejce po świeżego indyka, wieprzowinę i mięso na kiełbasy.

O 9.00 stałem w kolejce w sklepie warzywnym: 3 funty fasolki, 24 mandarynki, 2 funty mieszanych orzechów, dwie wiązki gałązek jemioły (sprawdziłem, czy mają jagody), sałata (nie zapomnij o zie1onej papryce), dwa pudełka daktyli (kupiłem te z wielbłądem na opakowa­niu), 3 funty jabłek (jak nie będzie koksów, weź te słodkie zielone), 6 funtów kartofli (sprawdź każdy, czy nie kiełkuje).

O 11.15 byłem w pralni: pranie i suszenie narzut na kanapę i fotele.

O 14.00 byłem w sklepie spożywczym z długą listą, a wózek Rosie stał przed sklepem jako środek transpo­rtu. Sera Stilton ze dwa i pół funta (upewnij się, że jest i niebieski i twardy), dwa pudełka biszkoptów, czer­wona i żółta galaretka... puszka sałatki owocowej... I tak w nieskończoność.

O 16.10 przepychałem się przez drzwi wejściowe Woolwortha, usiłując dotrzeć do lady ze świątecznymi lampkami. O 16.20 dotarłem do lady, żeby się przeko­!1ać, że wszystkie półki są puste, i posłuchać rozmów i!1nych zdesperowanych k1ientów: "Curry ma takie a la latarnie", " U Rumbelowa są dwie paczki w kształcie gwiazd", " W Habitacie są lampki nowoczesne, a1e bardzo drogie".

Poszedłem do wszystkich wyżej wymienionych sk1e­p ów, jednak o 17.00 poddałem się i stanąłem na końcu długiej kolejki do autobusu.

Pijani młodzieńcy spryskani "szaloną pianą" z aero­zolu (zamiast confetti) i dziewczęta z fabryki przybra­ne w girlandy ze złotka paradowa1i po mieście Śpiewa­jąc kolędy. Jezus przewróciłby się w grobie.

O 17.25 wpadłem w panikę, opuściłem kolejkę i pognałem do Marksa i Spencera, żeby coś kupić. Ogarnął mnie stan chwi1owego obłędu. Głos w mo­jej głowie nieustannie powtarzał: "Za pięć minut zamykają sk1epy! Kup! kup! kup!"

W sklepie pełno było spoconych mężczyzn kupują­cych damską bieliznę. O 17.29 oprzytomniałem i wróciłem na przystanek autobusowy. Akurat w porę, żeby zobaczyć odjeżdżający autobus. Wróciłem do domu o 18.25, kupiwszy pudełko świątecznych lampek w skle­pie pana Cherry'ego na sąsiedniej ulicy.

Mama nadała dużemu pokojowi szczególnie od­świętny wygląd (odkurzyła nawet listwy podłogowe). Kiedy zapaliliśmy nowe lampki, ułożyliśmy owoce, zawiesiliśmy Pęki gałązek jemioły itd., pokój przypo­minał świąteczną pocztówkę. Wypiliśmy z mamą drin­ka, zanim nadjechał Bert, przywieziony przez miłego ochotnika samochodem Opieki nad Starymi Ludźmi. Posadziliśmy go przed telewizorem z butelką ciem­nego piwa i kanapką z buraczkami, a sami poszliśmy do kuchni przygotowywać paszteciki i deser .

1 w nocy. Właśnie wróciłem z nocnego nabożeństwa. Było bardzo wzruszające (nawet dla ateisty), choć żywy osioł w kościele wydawał mi się nieporozumie­niem.

2 w nocy. Przypomniałem sobie w tej chwili, że nie kupiłem dziadka do orzechów.

25. Sobota

Boże Narodzenie

Wstałem o 7.30.

Wziąłem prysznic, ogoliłem się, umyłem zęby, wyci­snąłem pryszcze i poszedłem na dół nastawić czajnik. Nie wiem, co się ostatnio stało z Bożym Narodzeniem, ale coś się zmieniło. Już nie jest tak samo jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem. Mama nakarmiła i umyła Rosie, a ja zrobiłem to samo z Bertem. Potem przeszliśmy do dużego pokoju i odpakowaliśmy nasze prezen­ty. Byłem bardzo rozczarowany, kiedy zobaczyłem kształt mojego prezentu. Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że nie zawierał ani jednego mikroproce­sora. Zgoda, kożuch jest ciepły, ale nie można z nim nic zrobić, można go jedynie nosić.

W istocie już po dwóch godzinach bardzo mnie to znudziło, więc zdjąłem kożuch. Mama w każdym razie była zachwycona czasomierzem do gotowania jajek. powiedziała: "Och, następny do mojej kolekcji". Ro­sie zupełnie zignorowała czekoladę Santa, którą jej kupiłem. Zmarnowane 79 pensów! Ja dostałem nastę­pujące prezenty:

kożuch trzy czwarte (z katalogu Littlewoods)

wydanie specjalne ,.Beano" (duże rozczarowanie, w tym roku jest bardzo dziecinny)

kapcie (takie, jakie nosi Michael Caine, choć niewiele osób o tym wie)

szwajcarski scyzoryk wojskowy (ojciec ma nadzieję, że będę go używał na świeżym powietrzu)

puszkę słodyczy (niby od psa)

czapkę kominiarkę; zrobioną na drutach (od babci Mole; tak! tak!)

księgę sportową dla chłopców (od babci Sugden, z c Stanleyem Matthewsem na okładce)

Ucieszyłem się, kiedy o jedenastej zjawiła się ciocia Zuzanna ze swoją przyjaciółką Glorią. One prowadzą nader wielkoświatowe i śmiałe rozmowy, a Gloria jest bardzo efektowna i pociągająca. Ubiera się w fikuśne sukienki, koronkowe rajstopy, nosi wysokie obcasy. Na dźwięk jej dziwnie słodkiego głosu ciepło mi się robi w żołądku. Nigdy nie zrozumiem, jak może się przyjaźnić z ciocią Zuzanną, która jest strażniczką w więzieniu, pali cygara Panama i ma owłosione palce.

Indyk był w porządku. Byłby lepszy, gdyby przed pieczeniem zostały usunięte ścięgna i torba plastyko­wa. Podczas krojenia Bert zademonstrował męski szowinizm. Wpatrując się w dekolt Glorii powiedział:

Daj mi ładny kawałek piersi". Gloria nie wydawała się w najmniejszym stopniu zaszokowana, ale ja się zaczerwieniłem i udawałem, że coś mi spadło pod stół. Kiedy mama zapytała, jaki kawałek indyka mi dać, powiedziałem: "Poproszę o skrzydło". Naprawdę mia­łem ochotę na pierś, nogę albo udko. Ale skrzydło wydawało mi się jedyną częścią indyka pozbawioną seksualnych konotacji. Rosie zjadła kilka łyżek tłuczo­nych kartofli z sosem. Jej zachowanie przy stole jest straszne, gorsze nawet niż Berta.

Dostałem kieliszek wina "Bycza krew" i poczułem się bardzo zmysłowo nastawiony. Przez godzinę mówiłem bardzo błyskotliwie i dowcipnie, ale potem mama kazała mi odejść od stołu. Stwierdziła: " Wystarczy, żeby powąchał fartuch pokojówki, a już się zupełnie zatraca ".

Królowa nie wyglądała na zbyt szczęśliwą w czasie swojej dorocznej mowy. Może podobnie jak ja dostała w tym roku nędzne prezenty gwiazdkowe. Bert i ciocia Zuzanna posprzeczali się na temat rodziny królewskiej. Bert oświadczył, że "przeniósłby całą tę ferajnę do kwaterunkowych domków w Liverpoolu".

Gloria na to: "Ależ to zbyt drastyczne. Lepsze byłoby Milton Keynes. Oni nie są przyzwyczajeni do tak surowych warunków".

Wieczorem poszedłem do babci i do ojca. Babcia zmusiła mnie do zjedzenia czterech pasztecików i zapytała, dlaczego nie włożyłem nowej czapki. Ojciec nic nie powiedział, siedział na fotelu kompletnie pijany.

26. Niedziela

Pierwsza po Bożym Narodzeniu

Wymieniliśmy z Pandorą prezenty podczas uroczys­tej ceremonii przy świecach w moim pokoju. Zawiesiłem jej na szyi łańcuch ze szczerego złota, a ona włożyła mi na szyję szalik: 70% wełny, 10% kaszmiru i 20% akryliku.

Kaszmirowy szalik w piętnastym roku życia!

Będę go zawsze nosił w ten sposób, żeby metka znajdowała się na widocznym miejscu.

Pandora zupełnie oszalała na temat łańcuszka ze szczerego złota. Wpatrywała się w lustro i powtarzała: "Dziękuję ci, kochany. Jak mogłeś sobie pozwolić na prawdziwe złoto? Musiało cię to kosztować co naj­mniej sto funtów!"

Nie powiedziałem jej, że Woolworth sprzedawał łańcuszki tanio, po dwa funty za sztukę.

27 Poniedziałek

Drugi Dzień Świąt.

Dzień wolny od pracy (Zjednoczone Królestwo poza Szkocją)

Święto ( Kanada, Szkocja, Irlandia)

Dzieciak na nowym BMX właśnie podał mi liścik.

Drogi mój,

bardzo mi przykro, ale muszę odwołać naszą wyprawę do kina na "E. T.". Obudziłam się dziś z paskudną wysypką na szyi.

Twoja Pandora

PS. Mam uczulenie na metale nieszlachetne.

28. Wtorek

Przechadzałem się po High Street w moim kożuchu kaszmirowym szaliku. Widziałem Nigela w nowych skórzanych spodniach upozowanego przy czerwonych świaach. Zaproponował mi, żebyśmy poszli do niego porozmawiać". Zgodziłem się. Po drodze wyjaśnił mi, że zastanawia się, jaką formę seksu wybrać. Homoseksualizm, bi- czy hetero. Zapytałem, która mu najbardziej odpowiada.

"Wszystkie trzy, Molaku . od­powiedział. Nigel nigdy nie potrafił podjąć żadnej decyzji.

Pokazał mi, jakie dostał prezenty: przybory do ćwiczeń, piłkarskie buty Adidas, przybory do makijażu firmy Mary Quant i dres.

29. Środa

Danny Thompson stał się rastafarianinem. Spotka­łem go dziś rano, kiedy przechadzałem się po High Street. Zapytał, czy gram na jakimś instrumencie. Odpowiedziałem, że nie.

"Głupia sprawa, stary. Potrzebny mi basista od zaraz".

Wyraziłem zdumienie, że w zespole reggae potrzeb­ny jest basista.

Zaklaskał dziwacznie w ręce, roześmiał się i powie­dział: "Gitara basowa, która podaje rytm". Wyjaśniłem, że mój jedyny wkład mógłby polegać na pisaniu słów.

Zaproponował, żebym napisał kilka piosenek i przed­łożył je braciom. Po czym w sposób dość skomplikowa­ny uścisnął mi dłoń i oddalił się sprężystym krokiem, a jasne warkoczyki podskakiwały mu na karku.

30 Czwartek

Ja, mama, Rosie, ciocia Zuzanna i Gloria poszliśmy dziś do parku Bridgegate. Bert nie lubi świeżego powietrza, więc został w domu z psami i resztkami świątecznego jedzenia. Przeszliśmy jakieś niezliczone mile. Szedłem za Glorią, żeby się dobrze przyjrzeć jej tyłkowi i nogom. Dziś wieczorem ciocia Zuzanna i Gloria wracają do więzienia Holloway. Bardzo mi ich będzie brakowało. Są takie wesołe i pełne życia. Bert wraca do swojego kwaterunkowego bungalowu. Jego nie będzie mi brakowało. Cały dzień ogląda telewizję i nie pozwala nikomu wziąć na ręce Rosie.

31 Piątek

Bert zapytał, czy mógłby zostać do Nowego Roku. Oświadczył, że nie może sobie wyobrazić powitania Nowego Roku w towarzystwie ochotniczego opiekuna społecznego. Mama się zgodziła, ale zabrała mnie do kuchni i wyszeptała: "Adrianie, Bert nie może tu zostać na zawsze. Nie mogę doglądać równocześnie niemowlęcia i starca!"

O jedenastej zadzwonił ojciec, żeby życzyć nam wszystkim szczęśliwego Nowego Roku. Na twarzy mamy pojawiły się jakieś plamy i zaprosiła go na drinka .

O 23.15 zadzwonił z Sheffield ten szczur Lucas, narzekając na to, że wita Nowy Rok jedynie w towa­rzystwie butelki Johny Walkera. Reakcja mamy: " To straszne! Nie mogłeś sobie kupić lepszej whisky? W końcu to noc sylwestrowa ".

Mama znowu wygląda bardzo ładnie. Jej figura prawie wróciła do normy. W istocie po tych telefonach wyglądała tak zalotnie jak dawniej. Ojciec przekroczył próg naszego domu za minutę dwunasta z paczką zimnych ogni "Zip" (najbardziej zbliżone do tradycyj­nej grudki węgla *)( przypis: Obchody Nowego Roku tradycyjnie w Anglii zostawia się Szkotom. Przez całą noc sylwestrową w telewizji występują Szkoci. A zgodnie ze szkockim obyczajem na pierwszą wizytę noworoczną należy przynieść grudkę węgla na szczęście ) Kiedy o północy Szkoci szaleli w telewizorze, staliśmy wszyscy wokół wózka Berta śpiewając "Auld Lang Syne". Potem rozmawialiśmy o Queenie i Tyczce i robiliśmy uwagi typu: "Ciekawe, co też nam przyniesie rok 1983?"

Mnie osobiście nic już nie zdziwi. Gdyby ojciec oświadczył, że jest rosyjskim agentem, a mama posta­nowiła uciec z cyrkowcem, nawet bym nie mrugnął okiem.

O pierwszej zadzwoniła Pandora, żeby powiedzieć: "Szczęśliwego Nowego Roku". Party u Braithwai­te'ów wydawało się w pełnym toku. Żałowałem, że tam nie poszedłem, zamiast okazywać dobroć serca i siedzieć w domu. Położyłem się spać sztywny z przerażenia. 1983 to rok moich egzaminów.

Styczeń1983

1. Sobota.

Nowy Rok

Moje postanowienia noworoczne:

1. Co wieczór będę powtarzał do egzaminów co najmniej przez dwie godziny.

2. Przestanę używać dużego puszka mamy do czysz­czenia wanny.

3. Kupię specjalną szczoteczkę do zamszu do czysz­czenia mojego kożucha.

4. Nie będę snuł erotycznych rojeń w czasie lekcji.

5. Raz w tygodniu będę oliwił rower .

6. Postaram się znowu polubić Berta Baxtera.

7. Zapłacę karę (88 pensów) i znowu zapiszę się do biblioteki.

8. Połączę rodziców.

9. Zrezygnuję z prenumeraty "Beano”

  1. Niedziela

Dzisiaj zbadałem dokładnie moją powierzchowność. W ostatnim roku urosłem tylko dwa całe, muszę się więc pogodzić z faktem, iż będę należał do osób, które nigdy nie widzą dobrze w kinie.

Moja cera jest koszmarna, uszy mam odstające, a we włosach tworzą mi się samoczynnie trzy przedziałki i żebym robił nie wiem co, nigdy nie będę uczesany modnie.

3. Poniedziałek

Między rodzicami toczą się negocjacje dotyczące powrotu do stanu małżeńskiego. Mama powiedziała: "Adrianie, jakże to się może ułożyć? Jest tyle do zapomnienia ". Zasugerowałem hipnozę.

4.Wtorek

Dalsze negocjacje za zamkniętymi drzwiami. Kiedy ojciec wychodził, zapytałem go o przebieg rozmów. Po­wiedział: "Bez komentarzy"' i wsiadł do samochodu.

5. Środa

Negocjacje zostały przerwane.

Usłyszałem brzęk cukiernicy rozbijającej się na podłodze w kuchni, a potem podniesione głosy. I trzaśnięcie drzwiami.

6. Czwartek

Wiadomość przekazana pośrednikowi (mnie): pod­jęcie nowych negocjacji mile widziane. Przekazałem informację, odpowiedź była pozytywna, więc pozosta­wiono mi ustalenie terminu i miejsca spotkania, a także załatwienie opieki nad Rosie.

7. Piątek

Spotkanie odbyło się o 20.00 w chińskiej restauracji. Negocjacje przeciągnęły się na cały wieczór i zostały odłożone, kiedy jedna ze stron musiała wrócić do domu nakarmić dziecko.

8. Sobota

Obydwie strony wydały następujące oświadczenie: Uzgodniono, że Paulina Monika Mole i George Alfred Mole podejmą próbę życia we wzajemnej harmonii na okres jednego miesiąca. Jeżeli w tym okresie Paulina Monika Mole, określana odtąd jako PMM., lub George Alfred Mole. określany odtąd jako GAM.. złamią warunki umowy, umowa ta zostanie uznana za nieważną i automatycznie podjęte zostaną kroki rozwodowe.

Umowa

l G.A.M. będzie z pogodą ducha i bez nieustających napo­mnień wykonywał przypadającą na niego część zajęć domowych.

2 P. MM. będzie utrzymywała swoją część sypialni w higienicz­nym porządku.

3 Obie strony będą udawały się do pubu w niedzielę w południe.

4 Dzieci z tego związku, Adrian i Rosie Mole, cieszyć się będą po równi i na tych samych prawach względami i zainteresowaniem obojga rodziców.

5. Sprawy finansowe omawiane będą w każdy piątek o siódmej wieczorem.

6. Dla P.M.M. zostanie otwarte oddzielne konto bankowe.

7 Żadna ze stron nie będzie flirtować, uwodzić ani cudzołożyć z osobnikami płci odmiennej bez pełnej wiedzy lub zgody partnera.

8 P.M.M. zobowiązuje się zakręcać tubkę z pastą do zębów po każdorazowym użyciu.

9 G.A.M. zobowiązuje się prać własne chustki do nosa.

10. Obie strony mają nieograniczoną swobodę uprawiania włas­nych hobby, zainteresowań politycznych, uczestniczenia w demonst­racjach i spotkaniach towarzyskich poza domem.

11 G.A.M wyrzuci obydwie pary kawaleryjskich spodni z drob­nego sztruksu.

12. P.M.M. nie będzie nieustannie wracać do epizodu z Doreen Slater Podobnie postępować będzie G.A.M. w sprawie epizodu z Lucasem.

Podpisane dnia 8 stycznia

Paulina Mole

George Mole

A. Mole, pierwszy świadek

Rosie Mole, drugi świadek (podpis x)

9. Niedziela

Dziś ojciec spalił w ogrodzie swoje kawaleryjskie spodnie. Poszturchując płonące szmaty, oświadczył: "Od tej chwili pozostają mi tylko proste i wąskie". Nie wiem, czy miał na myśli swoje życie, czy spodnie.

1O. Poniedziałek

Dziś zaczęła się przeklęta, ohydna szkoła. Wszyscy wymachiwali nowymi kalkulatorami. Moja kurtka kożuchowa wywoływała trochę poruszenia, gdziekol­wiek się pojawiła, a pojawiała się wszędzie. Zbyt jest cenna, żeby ją zostawiać w szatni. Na apelu trzymaliśmy się z Pandorą za ręce. Wypatrzył to Scruton. Powiedział: "Zachowajcie te głupie, młodzieżowe za­loty na godziny pozaszkolne". Jeszcze na przerwie Pandora była tym przygnębiona, ale pocieszyłem ją w męskiej toalecie, wyjaśniając, że Scruton najpraw­dopodobniej jest impotentem, więc wścieka się na widok młodych kochanków promieniejących obiet­nicą Wschodu.

11. Wtorek

Wieczorem widziałem w telewizji Roya Hattersleya. Przybiera na wadze. Powinien się zacząć odchudzać na wypadek, gdyby ogłoszono wybory powszechne. Wi­dzowie nie lubią tłustych polityków. Wystarczy sobie przypomnieć, co się po wojnie przydarzyło Churchillo­wi. Wykopano go, bo był za gruby. Wiem to wszystko, bo dziś na historii oglądaliśmy film o drugiej wojnie.

Jeśli poprawi mi się pamięć, to mogę zostać his­torykiem.

12. Środa

Nigel założył w szkole Klub Miłośników Pedału. Na razie jest jedynym członkiem, ale ciekawe, kto się jeszcze przyłączy. Zauważyłem, jak Brain Box Hender­son kręcił się wokół afisza z zakłopotaną miną.

13.Czwartek

Pan Scruton zarządził likwidację Klubu Miłośników Pedału twierdząc, że ani on, ani szkolni administrato­rzy nie mogą tolerować używania sali gimnastycznej do "niemoralnych celów". Nigel udawał niewinnego. "Ależ panie dyrektorze, Klub jest dla uczniów, którzy w czasie przerw chcą trochę popedałować na ćwiczeb­nych rowerach, pobrykać, powygłupiać się, pograć w jakąś grę. Co jest niemoralnego w zabawie?"

Pan Scruton powiedział: "Nigel, słowo pedał zmie­niło w ostatnich latach znaczenie. Znaczy teraz przede wszystkim zupełnie coś innego".

Nigel zapytał: "Co znaczy, panie dyrektorze?" Scruton zaczął się pocić, dłubać w swojej fajce, ale nie odpowiadał, więc Nigel ułatwił mu sytuację: "~Prze­praszam, panie dyrektorze, widzę, że będę musiał zdobyć jakiś bardziej aktualny słownik".

14. Piątek

Muszę pójść zobaczyć, jak sobie radzi Bert. Boże, jaka szkoda, że się z nim związałem, wisi na mojej szyi jak kamień młyński.

15. Sobota

Szkołę opanowała nowa mania dowcipów. W moim przekonaniu te tzw. dowcipy są dziecinne. Ze zdumie­niem obserwuję, jak koledzy uczniowie zanoszą się od śmiechu na korytarzach i ze łzami rozbawienia opo­wiadają sobie nawzajem owe żarty.

Mężczyzna wszedł do baru i poprosił o szklankę wody. Barman wymierzył w niego pistolet, Mężczyzna powiedział' "Dziękuję"

Dlaczego?

Bo miał czkawkę.

albo:

Jaka jest różnica między łysiną a żarówką?

Żadna - obydwie świecą w ciemności.

albo:

Kto wymyślił aparat fotograficzny?

Obrazkow,

Oskarze Wilde, wróć! Kraj cię potrzebuje.

16. Niedziela

6 rano. Ojciec włożył dzisiaj swoje nowe obcisłe dżinsy. Wygląda w nich idiotycznie. Owca przebrana za jagnię. Przypomina to twardy befsztyk podany jako filet z polędwicy.

Musiałem zająć się Rosie, kiedy rodzice poszybowa­li do pubu. Musiałem się także zająć pieczeniem wieprzowiny i kartofli, na mnie także spoczęła odpo­wiedzialność za gotowanie jarzyn. Nakarmiłem Rosie bez problemów, ale całe wieki zajęło mi jej "odpowie­trzanie". Klepałem ją po plecach bez najmniejszego skutku, beknęła dopiero, kiedy obróciłem ją do góry nogami. Udawałem, że nie trzeba jej zmieniać pieluszki i odegrałem kompletne zdumienie, kiedy mama zau­ważyła, że w pokoju śmierdzi.

22.00. Stanąłem przed koniecznością trudnego zapi­su. Jakie są moje prawdziwe uczucia w związku z powrotem ojca do domu? To już tydzień, więc miałem mnóstwo czasu, żeby się zastanowić. Przeżywałem już wcześniej pogodzenia rodziców, które za­wsze kończyły się tragedią. Myślę więc, że powstrzy­mam się z oceną do czasu, kiedy skończy się cały ten sentymentalizm i życie powróci do normy.

24.15. Dlaczego nie poszedłem do Berta? Mole, dlaczego jesteś takim szczurem?

17 Poniedziałek

Dzisiaj zaczęły się poranne programy w tv. Wstałem o 5.45, żeby nie ominął mnie ten historyczny moment. Zrobiłem śniadanie dla siebie i dla psa i zabrałem je do dużego pokoju. Normalnie płatki kukurydziane nie mają wstępu do dużego pokoju, bo czasami jakiś wymknie się z talerza i przyklei się do dywanu. Nie miałem jednak wątpliwości, że dziś, ze względu na specjalną okazję, mama nie będzie miała nic przeciwko temu.

Pies trochę wszystko pochachmęcił, bo wszedł w swoją miskę i wdeptał w dywan Pedigree Chum i suchary Winalot. Zeskrobałem jednak najgorsze za pomocą pustej paczki po papierosach i zasiedliśmy obaj z psem w oczekiwaniu na początek programu o 6.30. Obudziłem rodziców o 6.25 krzycząc z koryta­rza na dole, że zaczyna się poranna telewizja. Ojciec wrzasnął z góry, że nie ma najmniejszej ochoty oglądać Franka Bougha o 6.30 rano i że skręci mi kark, jeśli nie ściszę odbiornika.

Rosie się obudziła i zaczęła płakać. Okazało się, że to moja wina. Przez te wszystkie wrzaski i awantury straciłem początek. Już taki mój pech!

Bardzo mi się podobały wiadomości, sławni ludzie, horoskopy i Frank Bough. Wygląda na poważnego faceta. Chciałbym mieć takiego ojca. Najlepsza jednak była Selina Scott ze swoją urodą i błyskotliwą inteligencją. O 7.45 Courtney Elliot dosiadł się do mnie przed telewizorem. Oświadczył, że programowi brak "intele­ktualnej wagi" i że wobec tego będzie w dalszym ciągu słuchał "Radia Cztery" przez słuchawki. Spóźniłem się do szkoły, ponieważ Frank prawie do dziewiątej nie mógł otworzyć szampana!

Napisałem skargę do dyrektora generalnego:

Szanowny Panie,

chciałbym przekazać moje gratulacje z powodu nowego programu " Telewizja przy śniadaniu". Widziałem pierwszą audycję i uznałem ją za wielkie osiągnięcie, zważywszy wszystkie okoliczności. Jednak zarówno ja, jak i moi koledzy spóźniliśmy się do szkoły z powodu późnego otwarcia butelki szampana.

Świadczy to albo o wyraźnym lekceważeniu nastoletnich widzów. albo o fatalnej niewiedzy z waszej strony co do godziny rozpoczęcia zajęć, kiedy to ja i moi koledzy powinniśmy się stawić w szkole Chciałbym zasugerować, żeby przeprowadzał Pan bardziej dro­biazgowe sondaże. Wreszcie chciałbym poprosić, żeby w przyszłości wszystkie specjalne punkty programu, jak np. Ernest Hemingway mówiący o swoich ostatnich książkach czy księżna Diana słuchająca Swojego horoskopu, nadawane były przed 8.30 rano (prócz piątków, kiedy nie mamy porannego apelu).

Dziękuję i czekam na odpowiedź,

Pański najbardziej uniżony sługa

A. Mole (lat 15 i 9 miesięcy)

18. Wtorek

Lord Franks ogłosił swoje sprawozdanie z wojny falklandzkiej; powstrzymam się jednak od komenta­rzy, dopóki nie przeczytam, jaki użytek robi z tego dzisiejszy artykuł wstępny w "Guardianie".

22.30. Nie mogę znaleźć "Guardiana", nie ma go w koszyku psa.

19. Środa

Znalazłem "Guardiana " w koszu na śmieci, zawi­nięte nim były wczorajsze jednorazowe pieluszki. Zgło­siłem stanowczy protest w tej sprawie. Mama tłuma­czyła się nędznie, że zabrakło jej plastykowych toreb na śmieci.

20 . Czwartek

Selina Scott prześladuje mnie we śnie; dzisiejszej nocy jako domokrążca sprzedawała na naszej ulicy ogórki. Kupiłem pół tuzina płacąc banknotem pięć­dziesięciofuntowym, który miałem w portfelu. Selina uśmiechnęła się nieśmiało: "Ile masz lat?" odpowie­działem: "Prawie piętnaście, cna dzieweczko".

W tym momencie pies skoczył mi na twarz i obudzi­łem się.

Próbowałem opowiedzieć ten sen mamie, ale nie chciała słuchać. Powiedziała spokojnie: "Nudniejsze od wysłuchiwania cudzych snów jest tylko wysłuchi­wanie cudzych kłopotów".

21. Piątek

Ostatniej nocy wiosłowaliśmy z Seliną Scott we dwójkę przez Atlantyk. Selina wpadła do wody i połknął ją delfin. Wpłynąłem w głąb brzucha delfina i dołączy­łem do Seliny. Było tam całkiem przytulnie. Wypiliśmy po kieliszku szampana, potem wypłynęliśmy na ze­wnątrz i wsiedliśmy z powrotem do łódki, gdzie zastaliśmy Franka Bougha, który uczył Pandorę, jak interpretować wyniki meczów piłki nożnej. Opowiedziałem ojcu mój sen bardzo szczegółowo (jak była ubrana Selina itd.), ale widziałem, że wcale tym się nie interesował. Teraz już wiem, dlaczego ludzie płacą za wizyty u psychiatrów. (Tylko oni słuchają!)

22. Sobota

Dziś rano nie było Seliny, więc musiałem się zado­wolić pójściem do miasta z Pandorą, która chciała kupić różowe świecące getry. Po odwiedzeniu około pięćdziesięciu sklepów, w których Pandora z krytycz­ną pogardą komentowała odcienie różowego i w koń­cu niczego nie kupiła, zaproponowałem, żebyśmy poszli na kawę. Podczas zdejmowania piany z kawy wyjaśniłem Pandorze, co czuję wobec Seliny. Pandora przyjęła to bardzo spokojnie. Powiedziała: " Tak, Selinie Scott najeży się podziw. Niewiele kobiet zniosłoby tortury tylu operacji kosmetycznych".

Według Pandory nos, usta, piersi, uszy i oczy Seliny przemodelował nóż chirurga. Biedna Selina musi spędzać trzy godziny na fotelu charakteryzatora, żeby ukryć blizny pooperacyjne. Pandora wyjaśniła następ­nie. "Oczywiście, w klinice występowała pod swoim prawdziwym nazwiskiem - Edna Grubbe!" Zapytałem Pandorę, skąd ma tak dokładny wgląd w życie sław. Pandora zgasiła papierosa i oznajmiła:

"Moja rodzina była bardzo zaprzyjaźniona z osobami wysoko postawionymi w BBC".

Zapytałem, z kim mianowicie byli tak zaprzyjaźnieni. Z facetem, który myje okna? Powiedziałem to jednak spokojnym tonem, ponieważ Pandora wpadła w jeden ze swoich złych nastrojów. Podjęliśmy następ­nie nasze poszukiwania, ale w żadnym sklepie nie było getrów w odpowiednio odblaskowym różowym kolo­rze. Pandora pojedzie więc na jeden dzień do Londynu, żeby dokonać tego zakupu. Westchnęła: "Boże, jak ja nie znoszę tej przeklętej prowincji!"

23. Niedziela

Dzisiaj zadzwonił ten szczur Lucas. Powiedziałem, że mama poszła z ojcem do pubu. Zapytał, do którego pubu, więc mu powiedziałem, a on zamiast się wyłą­czyć, zarzucił mnie pytaniami o Rosie; poprosił nawet, żebym ją przyniósł do telefonu, bo chciał posłuchać jej gaworzenia. Oświadczyłem, że Rosie rozwija się powo­li i jest dopiero na etapie wrzasków. Wtedy Lucas powiedział coś dziwacznego: "Moja krew".

Mama wróciła do domu w złym humorze, a ojciec w jeszcze gorszym. Zdaje się, że mama musiała w kry­tycznym momencie przerwać grę w strzałki, bo we­zwano ją do telefonu.

24 Poniedziałek

Pracownicy wodociągów zapowiedzieli strajk, więc ojciec kazał się nam wszystkim wykąpać dziś wieczorem. Nie wyłączając psa. Potem zaczął szukać pojem­ników i gromadzić zapasy wody. W trakcie tych czynności wesoło pogwizdywał i miał bardzo zadowo­loną minę. Ojciec uwielbia kryzysy.

25 . Wtorek

Cudownie! Wspaniale! Rozkosznie! Doskonale! Prysznice w szkole zakazane! Skończyły się tortury eksponowania dwa razy w tygodniu moich niedoroz­winiętych mięśni. Mam tylko nadzieję, że pracownicy wodociągów będą strajkowali, dopóki nie skończę mojej edukacji. Tak naprawdę to powinni się domagać pięciuset funtów tygodniowo.

26. Środa

Courtney Elliot zaproponował dawanie mi prywat­nych korepetycji przed egzaminami. Podobno jest doktorem filozofii i porzucił akademicką karierę po kłótni w stołówce na temat przydziału nowych katedr. Miał podobno obiecaną katedrę, ale jej nie dostał. Wydaje mi się to dość błahym powodem porzucenia dobrej pracy. W końcu to zupełnie wszystko jedno, gdzie się siedzi. No, ale ja jestem egzystencjalistą i dla mnie nic naprawdę nie ma znaczenia.

Nie robi mi różnicy, na jakim stołku siedzę.

Czytam " W drodze" Jacka Kerouaka.

27 Czwartek

Wieczorem w telewizji Ken Livingstone mówił o swoim zwycięstwie, bo Sąd Najwyższy obniżył ceny biletów autobusowych w Londynie. To skłoniło mnie, żeby poprosić rodziców o pieniądze na autobus do szkoły. Rano jestem zupełnie wykończony po przejściu mili. Ojciec odparł, że on chodził do szkoły cztery mile w każdą stronę w porywach wiatru, w deszczu, śniegu, gradzie, upalnym słońcu czy mgle.

Powiedziałem z sarkazmem (choć nie pozbawionym poczucia humoru): "Dziwny klimat panował w Midlan­dach w latach pięćdziesiątych". Ojciec na to: "Wtedy mieliśmy klimat, to był klimat. Ty byś nawet nie wiedział, o co chodzi, gdyby zadymka zasłoniła ci oczy".

28. Piątek

Przypomniałem ojcu, że w poniedziałek wchodzą w życie nowe przepisy o pasach bezpieczeństwa.. "Nikt nie zmusi George'a Mole'a do noszenia dziecinnych szeleczek" - powiedział.

Mama na to: "Zrobi to bez trudu policjant, więc się lepiej zapnij".

29. Sobota

Zadzwonił Bert Baxter z zapytaniem, dlaczego nie przychodzę. Wyjaśniłem, że byłem zbyt zajęty.

"Zbyt zajęty, żeby odwiedzić starego, samotnego wdowca ".

Obiecałem, że przyjdę jutro po kolacji.

„Kolacja? Co to takiego?"

Powiedziałem: "Przecież pamiętasz; to mięso, sos, czy jarzyny i tak dalej".

Bert oświadczył, że nie jadł przyzwoitego posiłku już od tak dawna, że ucierpiał na tym nawet jego zasób słów.

Zaprosiłem go na jutro na kolację i obiecałem, że ojciec go przywiezie. Ale kiedy powiedziałem o tym rodzicom, wściekli się i oświadczyli, że na jutro umówili się na oglądanie domów i zamierzali przynieść jakieś dania z chińskiej restauracji.

Oglądanie domów! Dlaczego nie porozumieli się ze mną? Przecież w tym roku mam egzaminy i nie mogę przeżywać żadnych gwałtownych zmian, wstrząsów czy neuroz. To jest teraz najważniejsze!

30. Niedziela

Spędziłem niedzielne popołudnie na głośnym czyta­niu Bertowi "News of the World". Zdumiała mnie liczba duchownych porzucających swoje owieczki w pogoni za atrakcyjnymi rozwódkami.

Przeczytałem mu także kilka fragmentów z koloro­wego dodatku do "Sunday Timesa", ale Bert przerwał mi okrzykiem: "Myślisz, że interesują mnie jakieś przeklęte włoskie meble czy «Dzień z życia» jakiegoś zakichanego pianisty?"

Odpowiedziałem: "Uważam, że powinieneś śledzić rozwój nowoczesnych wzorców kulturowych".

Bert oświadczył na to, że ilekroć słyszy słowo "kultura ", sięga po swój korkociąg.

Ochotnik z Opieki nad Starcami zjawił się o 19.00, żeby zabrać Berta do pubu. Jest to szczupły mężczyzna o imieniu Wesley, wyglądający na nerwowego. Kiedy wszedł do pokoju, Szabla warknął i obnażył swoje straszliwe kły. Bert ostrzegł: "Wesley, nie rób żadnych gwałtownych ruchów. Zęby Szabli groźniejsze są niż jego szczekanie".

Nie mogłem się oprzeć pokusie popisania się, po­szturchiwałem więc Szablę i klepałem go po brzuchu. Wykonałem nawet swój specjalny bankietowy numer i włożyłem głowę w pysk Szabli. Ale nie trzymałem jej tam długo: oddech Szabli cuchnął tanim psim żarciem. Po wyjściu Wesleya i Berta trochę posprzątałem. Pod poduszką Berta znalazłem ślubne zdjęcie jego i Queenie. Zabawne, że starzy, cuchnący, nieatrakcyjni ludzie też mogą być sentymentalni.

31. Poniedziałek

Bawiliśmy się z Nigelem doskonale w drodze do szkoły. Machaliśmy do kierowców, którzy zapomnieli zapiąć pasy. Mało który nam podziękował.

Luty

  1. Wtorek

Dziś pojawiły się pierwsze rysy na nowej zgodzie małżeńskiej: spór na temat pieniędzy.

Państwo utrzymuje nas w stanie, w jakim chce nas utrzymywać, czyli w nędzy. A moi rodzice po prostu nie potrafią być biedni. Mnie to nie robi różnicy, jestem do tego stanu przyzwyczajony. Nigdy nie miałem na tydzień więcej jak trzy funty, które mogłem naprawdę uważać za własne.

2. Środa

W połowie "Coronation Street"* (przypis: "Coronation Street" - popularny serial angielski.) pojawił się na naszym progu Lucas z żądaniem zobaczenia Rosie. Ojciec oświadczył, że Rosie jest zajęta i nie można jej przeszkadzać, jednak Lucas zaczął wykrzykiwać tym swoim tubalnym głosem, więc ojciec go wpuścił, żeby powstrzymać gadanie sąsiadów.

Mama zbladła śmiertelnie pod warstwą Maxa Fac­tora. Lucas powiedział: "Paulino, żądam dostępu do mojego dziecka".

Ojcu trochę zadrżały kolana i usiadł na oparciu fotela, żeby dojść do siebie. Poprosił słabym głosem: "Paulino, powiedz, że Rosie jest moja".

Mama na to: "Oczywiście, George, że jest twoja". Lucas wyciągnął kalendarz na rok 1982 w czarnej oprawie i oświadczył: "Rozpoczęliśmy z Pauliną naszą aferę miłosną l6 1utego 1982. Do skonsumowania tego związku doszło jednak dopiero w niedzielę, 16 marca 1982, kiedy Paulina przyjechała na wiec protestacyjny do Sheffield".

Mama wykrzyknęła: "Ale miałam wtedy nową spiralę, nie mogłam zajść w ciążę!"

Ojciec powiedział: "Cudzołożnica".

"Nie jestem cudzołożnicą" - zaszlochała mama. Ojciec: "Jeżeli spirala jest taka pewna, dlaczego przestałaś jej używać?"

"Ależ miałam ją wtedy" - powiedziała zaniepoko­jona mama.

Lucas próbował otoczyć mamę ramieniem, ale po­traktowała go ciosem karate w kark.

Wszyscy zapomnieli o mojej obecności, dopóki nie wybiegłem z pokoju z okrzykiem: "Mam dosyć tej wiecznej niepewności!".

W drodze do swojego pokoju minąłem łóżeczko Rosie. Bawiła się beztrosko paluszkami u nóg, nie­świadoma, że na dole rozstrzygały się problemy jej pochodzenia.

3. Czwartek

Zdaje się, że w marcu 1982 roku oboje rodzice utrzymywali potajemne związki, które zaowocowały urodzeniem się dwójki dzieci. Tymczasem mój dzien­nik z tego okresu odnotowuje jedynie dziecinne, czternastoletnie myśli i problemy.

Zastanawiam się, czy żona Kuby Rozpruwacza notowała naiwnie:

    1. Kuba jeszcze nie wrócił. Może zatrzymali go w biurze.

O.1O. Kuba przyszedł do domu cały pokrwawiony, potrącił go wóz rzeźniczy wywożący wnętrzności.

W obecnym okresie kryzysu wspiera mnie Pandora. jest prawdziwym słupem soli.

4. Piątek

Musiałem spędzić dzień w gabinecie pielęgniarki, ponieważ poczułem się źle na pierwszej lekcji (w.f.). Zapytała, czy coś niedobrego dzieje się w domu. Rozpłakałem się i wyznałem, że wszystko.

"Adrianie, życie dorosłych jest bardzo skompliko­wane. Nie sprowadza się do późnego chodzenia spać i własnych kluczy do drzwi wejściowych " - powie­działa.

Wyjaśniłem, że moim zdaniem rodzice powinni być moralni, niezawodni i kierować się zasadami.

"To bardzo wysokie wymagania" - powiedziała. Musiała mi obiecać, że zachowa moje łzy w tajemnicy. Obiecała to i pozwoliła mi zostać tak długo, aż moje oczy wróciły do normy.

5.Sobota

Lucas nie przestaje nas prześladować.

Dziś przyszedł list od adwokata. Lucas wezwie nas do sądu, jeżeli nie będzie miał dostępu do Rosie. Courtney Elliot poradził, żebyśmy wzięli jeszcze lepszego adwokata, który napisze list z pogróżkami: jeżeli Lucas nie zaprzestanie swojej kampanii, to powstrzymamy go nakazem sądowym.

Nie bardzo wiem, co to znaczy, ale brzmi wystarcza­jąco groźnie.

6 Niedziela

Przerwałem wielomiesięczne milczenie i poszedłem się pogodzić z babcią. Początkowo zachowywała się ozięble, ale kiedy zaproponowała, że zrobi mi krem toffi, wiedziałem, że już mi przebaczyła.

Kupiła papugę, która się nazywa Russell (na cześć Russella Harty'ego, który jest największym ulubieńcem babci, zaraz po mnie). Babcia powiedziała: " Ten ptaszek dostarczył mi więcej przyjemności niż cała rodzina razem wzięta, a co więcej, słucha i nie pysku­je .

Nic nie powiedziałem babci o sprawie Lucasa. Kolejny szok mógłby ją zabić. Oświadczyła, że po skandalu Tyczka- Trevor Roper wypadły jej wszystkie włosy i już nie odrosły.

To tłumaczy, dlaczego nie zdejmuje w domu kape­lusza.

7. Poniedziałek

Michael Heseltine stchórzył przed publiczną debatą z przedstawicielami Ruchu na rzecz Rozbrojenia Nuk­learnego. Chodziło o rakiety dalekiego zasięgu, więc pewnie obawiał się zdemaskowania.

Podobnie dzieje się u nas w domu: ojciec odmawia spotkania z mamą Pandory, która pracuje w poradni małżeńskiej.

Rosie wyrzynają się zęby. Brudzi sześć śliniaków dziennie. Ślina permanentnie zwisa jej z ust. Wygląda jak wściekły pies.

8. Wtorek

Nie ma co pytać, jak wytrzymuję długi dzień w szkole. Po prostu szkoda zachodu. Poruszam się jak uśmiechnięty robot. Ale moja dusza płacze, płacze, płacze. Gdybyż tak nauczyciele wiedzieli, że każde ich nieprzychylne słowo przyprawia mnie o łzy.

Jak dotąd, z powodzeniem wymawiam się zapale­niem spojówek, ale chwilami sytuacja staje się niebezpiecznie Jasna.

Dziś mija okres próby.

1 nad ranem. Obydwie strony zgodziły się na przedłużenie okresu próbnego.

9.Środa

IRA porwała konia wyścigowego Shergara. Pando­ra wydaje się bardziej przejęta problemami konia niż moimi. Zapytałem: "Pandoro, czy przypadkiem nie cierpisz na zakłócenia perspektywy?"

Odpowiedziała: "Nie, Shergar jest bardzo rasowy i szalenie delikatny. Musi strasznie cierpieć".

Nie wiem, do kogo się zwrócić o pomoc. Może ucieknę do Londynu.

10. Czwartek

Zmieniłem zdanie co do Londynu.

Według "Guardiana" zatrucie powietrza ołowiem powoduje, że mieszkający tam cockneye popadają w obłęd.

11. Piątek

Nasz adwokat nazywa się Cyryl Hill. Napisał stano­wczy list do Lucasa, żeby się odczepił od naszej rodziny.

List kosztował nas dwadzieścia funtów.

12.Sobota.

Atmosfera w domu gęsta jak syrop, więc poszedłem do Berta. Ledwie się mogłem przecisnąć przez tłum ochotniczych opiekunów społecznych, którzy pchali się w oczekiwaniu na polecenia Berta. Jednak żaden z nich nie chciał się zająć Szablą, więc wyczyściłem jego budę, wyszczotkowałem go i zabrałem na codzienną przechadzkę po terenach rekreacyjnych.

Był tam Barry Kent ze swoim gangiem. Zawiązywali na supły sznury od huśtawek, ale dzięki obecności Szabli czułem się na tyle bezpiecznie, że skorzystałem ze zjeżdżalni.

W drodze do domu minąłem wiele owczarków alzackich wraz z właścicielami. Może to zwykły zbieg okoliczności, ale każdy właściciel był w zasadzie karłem. Psy sięgały im do pasa. Nie wiem, co to znaczy. Ale musi coś znaczyć.

13. Niedziela

Jutro dzień św. Walentego. Chyba nie pójdę do szkoły. Nie mogę znieść myśli o tym, że będę jedy­nym uczniem, który nie wkroczy do klasy z garścią wulgarnie kolorowych pocztówek i uśmiechem wyra­żającym samozadowolenie. Wiem, że dostanę kartkę od Pandory, ale to się nie liczy.

Chodzę z nią od przeszło roku.

14 Poniedziałek

Dzień św. Walentego

Dostałem cztery kartki: jedną od Pandory, jedną od babci, jedną od mamy i jedną od Rosie.

Też mi dopiero!

Posłałem Pandorze kartkę z kupidynem i czekoladki "After Eight". Lucas przysłał kartkę Rosie. Moi rodzice w tym roku nie zawracali sobie głowy kartka­mi, odkładają pieniądze na list adwokata.

15. Wtorek

Ostatki

Pandora się do mnie nie odzywa, ponieważ napisa­łem bezmyślnie na jej kartce "z najlepszymi życzenia­mi". Powiedziała: "Adrianie, to wyraźny objaw roz­kładu naszego związku".

Obawiam się, że ma rację. Trochę mi przechodzą uczucia do niej. Jest o wiele za mądra. Mama zbyt była zajęta Rosie, żeby zrobić naleśniki, więc ja spróbowałem. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ojciec tak się wściekł; sufit w kuchni i tak wymagał malowania.

16 Środa

Popielec

Dziś specjalny dzień moich rodziców.

Osiągnęli już liczbę trzydziestu papierosów dziennie każde. Gdyby dowiedziała się o tym opieka społeczna, byliby skończeni. I całkiem słusznie.

17 Czwartek

Dzisiaj napisałem wiersz na ścianie szkolnej toalety. Wydało mi się, że to dobry sposób, żeby wbić trochę politycznego uświadomienia w zakute łby moich kole­gów.

PRZYSZŁOŚĆ

Cóż za przyszłość przed młodymi?

Jakież pieśni są przed nimi?

Wszystkie szczyty już zdobyte,

Rymy wszystkie już zużyte.

Po maturze prac ni skąd.

Dla nas podział, dla nich rząd.

Sztucznych zajęć oferują nam królestwo,

A my chcemy tylko marzeń i nadziei księstwo.

A. MOLE

18. Piątek

Dzisiaj wezwano mnie do dyrektora w sprawie klozetowego wiersza. Zapytałem dyrektora, skąd wie­dział, że ja jestem autorem. Wyjaśnił: "Podpisałeś się, głupcze". Zostałem zawieszony na tydzień.

19. Sobota

Dzisiaj przyszedł po mnie Barry Kent ze swoją bandą. Zaproponował: "Idziemy do miasta. Jak chcesz, możesz z nami pójść".

Miałem trochę nihilistyczny nastrój, więc poszed­łem.

2O. Niedziela

Włóczyłem się z Barry Kentem i z chłopakami po opustoszałym centrum handlowym. Odczuwam dziw­ne pokrewieństwo z kręgami przestępczymi. Zaczy­nam rozumieć, dlaczego lord Longford (inny znany intelektualista) spędza czas na odwiedzaniu więzień.

Barry łaskawie przyzwolił, żebym nazywał go Baz .

21. Poniedziałek

Obchody urodzin Waszyngtona

Baz zabrał nas dzisiaj do siebie i przedstawił rodzi­me.

Pani Kent zapytała: "Czy to nie ty byłeś zamieszany w te skandale?"

Powiedziałem: " Tak, to ja, ale co z tego?"

Wtrącił się pan Kent: "Zachowuj się przyzwoicie. Rozmawiasz z moją żoną". Natychmiast przeprosiłem i przypomniałem sobie o dobrych manierach. W rzeczy samej wstałem i ofiarowałem pani Kent jedyne nie złamane krzesło.

Dzieci Kentów kłębiły się w dużym pokoju, ogląda­jąc program telewizyjny o eksplozji populacji. Na radioodbiorniku stało posępne, pokolorowane zdjęcie Clive'a Kenta w mundurze. Zapytałem, co u niego.

Pani Kent wyjaśniła: "Jest w szpitalu wojskowym. Po Falklandach ma zupełnie zrujnowane nerwy".

Zjadłem przyjemną kolację z rodziną Kentów: ka­napki z frytkami i z sosem pomidorowym. Kiedy już przyzwyczaiłem się do dziwnego zapachu w ich domu, to po raz pierwszy od wielu tygodni poczułem się naprawdę odprężony.

22. Wtorek

Liścik od Pandory:

Adrianie,

skoro wolisz towarzystwo chuliganów i społecznego marginesu, to wydaje mi się, że pora nam zerwać. Wybrałeś inną drogę od tej, którą ja zamierzam wędrować po tym świecie.

Dziękuję Ci za wszystkie przyjemne chwile

Pandora Braithwaite

23. Środa

Dzisiaj podjąłem trochę pieniędzy z mojego konta w Towarzystwie Budowlanym i kupiłem sobie pierw­szą w życiu parę butów Doc Marten. Są ciemno­brązowe i mają dziesięć rzędów dziurek do sznurowania.

Dodają mi jeden cal wzrostu.

24. Czwartek

Początek wieczoru spędziłem stojąc przed skle­pem monopolowym z całą bandą. Robiłem zabawne uwagi na temat przechodzących dziewcząt i cała banda się śmiała. Zaczęli mnie nazywać "Mózgowiec”.

Baz dał do zrozumienia, że mam kwalifikacje na przywódcę.

25. Piątek .

Pani Kent zdecydowała się na nowe meble, więc poszliśmy na wysypisko, żeby zobaczyć, co się da znaleźć. Wróciliśmy z dwoma prawie całymi krzesłami do kuchni, wiklinowym koszykiem na bieliznę i dywa­nikiem przed kominek. Jutro jedziemy wózkiem Rosie po pralkę z wyżymaczką.

Pani Kent była bardzo zadowolona z naszych zdobyczy. Powiedziała: " To po prostu skandal, co ludzie wyrzucają ". Pan Kent przed dwoma miesiącami stracił pracę, kiedy zamknęli mleczarnię. Trochę był zawstydzony, kiedy przynieśliśmy nowe meble. Słysza­łem, jak mówił do żony: "Na dobre i na złe, prawda, Ido?"

26. Sobota

Udało mi się pożyczyć wózek, ale niestety razem z Rosie. W drodze powrotnej z wysypiska trzeba ją było wyjąć z wózka i nieść na rękach.

Zachowywała się jednak nadzwyczajnie i ani razu nie zapłakała. Pani Kent była szalenie uszczęśliwiona nową pralką. Po umyciu pralka wyglądała zupełnie dobrze. Pan Kent wyjął zepsuty silnik i zaczął go czyścić na dywanie, a pani Kent nawet nie mruknęła. Moja mama dostałaby szału. Nie pozwala ojcu napeł­nić w pokoju zapalniczki.

21 Niedziela

Dobre wiadomości. Pralka działa. Dzisiaj na sznu­rach pani Kent wisiały tony szarawych pieluszek. powiedziałem jej o proszku "Ariel", więc oznajmiła: "Kupię jutro, jak dostanę zasiłek rodzinny".

28. Poniedziałek

Rosie ma pierwszy ząb. Mój palec wskazujący ciągle jeszcze krwawi.

Marzec

1. Wtorek

Spędziłem wieczór przed chińską frytkarnią, rzuca­jąc bomby z krewetek razem z całą bandą. Od wieków już nie przeczytałem żadnej książki. Zamiast czytać o życiu po prostu je przeżywam.

2. Środa

Dzień św. Dawida

Prześladuje nas policja!

Dziś wieczorem, kiedy włóczyliśmy się po centrum handlowym, przejechał bardzo wolno wóz policyjny i kierowca bacznie nam się przyglądał.

Oto przykład państwa policyjnego!

3 Czwartek

Dzielnicowy, szeregowiec Gordon, przyszedł do moich rodziców, żeby ich ostrzec, że zadaję się ze znanym gangiem. Ma przyjść jutro, żeby wygłosić do mnie mowę o odpowiedzialności obywatela.

4. Piątek

Szeregowiec Gordon to taki typ faceta, którego nie można nie lubić. Jest chudy i jowialny, każdego nazywa "chłopem". Mówił różne rzeczy, jak: "~Adria­nie, nie ulega wątpliwości, że jesteś mądrym chłop­cem", czy: "Pochodzisz z porządnej rodziny" (Cha! cha!), czy: "Kent i jego banda są straceni, nie przysłużą ci się w żaden sposób".

Zapytał, dlaczego nagle zszedłem z dobrej drogi. Wyjaśniłem, że jestem egzystencjalnym nihilistą. Gordon powiedział: "Zwykle chłopaki twierdzą, że z nudów popadli w tarapaty".

Uśmiechnąłem się cynicznie i powiedziałem: " Tak, egzystencjalny nihilizm jest po prostu o stopień wy­żej". Widziałem, że moje słownictwo zrobiło na nim wrażenie.

Później przyszli rodzice i zaczęli nawijać slogany w stylu: "On jest takim dobrym chłopcem w domu" (ojciec), czy: "Barry Kent sprowadził go na manowce" (mama).

Po wyjściu policjanta wyczyściłem buty i poszedłem z psem do łóżka.

5.Sobota

Zadzwoniła babcia z oświadczeniem, że w Zimozie­lonych wszyscy już wiedzą, w jak "złym towarzystwie się obracam". Zmusiła mnie, żebym przyszedł do niej na herbatę. Nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale w głosie babci jest coś takiego, że nie można się uchylić od wykonania polecenia, więc poszedłem.

Przypiekając placki na elektrycznym kominku bab­cia wyznała, że w 1953 roku ojciec miał kłopoty z policją. Złapano go na podprowadzaniu jabłek, powiedziała: "Biedny dziadek i ja o mało nie umarliś­my ze wstydu".

Zapytałem, czy ojciec kontynuował swoją kryminal­ną karierę.

Babcia odpowiedziała: " Tak, było coraz gorzej, zaczął się specjalizować w gruszkach i śliwkach ". Ciekaw byłem, w jaki sposób wyperswadowano ojcu zejście z drogi przestępstwa. Babcia wyjaśniła: "Dzia­dek sprawił mu niezłe lanie pasem z solidną klamrą". Biedny ojciec! Teraz rozumiem, dlaczego pełen jest wewnętrznej furii .

6 . Niedziela

Należenie do gangu nie jest tak ekscytujące, jak sobie wyobrażałem. Spędzamy czas jedynie na kręce­niu się po centrum handlowym i bardzo przewiewnych terenach rekreacyjnych. Czasami marzę o tym, żeby się znaleźć w moim pokoju z książką w ręku i psem u boku.

7. Poniedziałek

Wróciłem właśnie do domu po bardzo zimnym i nudnym wieczorze, wypełnionym wznoszeniem okrzyków na spokojnych ulicach. Barry Kent wy­wrÓcił dla draki pojemnik ze śmieciami, ale tak naprawdę nie było to szczególnie śmieszne i z pewnym wysiłkiem zmuszałem się do wybuchania śmiechem razem z innymi członkami gangu. Barry Kent powie­dział: "Gdyby nie ja, wuj Pedro straciłby pracę". Wuj Pedro jest zamiataczem ulic.

Kiedy Barry poszedł do domu, pozbierałem potłuczone szkło. Nie chciałbym, żeby jakiś dzieciak się na nim przewrócił.

8 Wtorek

Postanowiłem nie przystępować do egzaminów.

I tak nie mam szansy zdać, więc po co tak sobie szarpać nerwy.

Nerwy będą mi potrzebne, kiedy zacznę pisać, żeby zarobić na utrzymanie.

9.Środa

Dziś wieczorem wydarzył się bardzo nieprzyjemny incydent.

Barry Kent okropnie przezywał dwójkę małych Singhów. Powiedziałem: ",Baz, daj im spokój, oni są w porządku".

Barry wykrzywił się i oznajmił: "Nie cierpię wszyst­kich, którzy nie są Anglikami".

Przypomniałem mu o wuju Pedro, więc dodał: „Prócz Hiszpańców”

Nie potrafię dłużej prowadzić tego podwójnego życia.

10. Czwartek

Pierws.za strona mojej nowej powieści:

KOMISARIAT,

napisał Adrian Mole, lat 15 i 11 miesięcy.

Jake Butcher przysłonił oczy powiekami przed okrutnym wich­rem, który szalał nad betonowymi płytami chodnika opustoszałego centrum handlowego. Niedopałek wraz z przekleństwem wypadł mu z ust. "Psiakrew" - splunął.

To był jego ostatni papieros. Zgniótł nędzny niedopałek podeszwą wiernego buta Doc Marten. Zanurzył obie dłonie zwinięte w pięści w przytulne jak łono kieszenie kurtki, a wolną ręką poprawił zapięcie sportowej torby Adidas.

W tym momencie okna sklepu Tesco oświetlił nagły promień światła. "Chryste - powiedział do siebie Jake - te okna mają dokładnie kolor słoneczników na obrazie Van Gogha". I tak, na rozważaniach o sprawach sztuki i kultury, upływał Jake'owi czas. Po chwili odezwał się nagły grzmot burzy. "Chryste - powiedział Jake- ten grzmot przypomina armaty z Symfonii 1812!".

Z goryczą naciągnął na głowę kaptur kurtki, gdy pierwsze krople deszczu jak gigantyczne łzy upadły na betonową pustynię. "Co ja tu robię? - zadawał sobie pytanie Jake. - Dlaczego tu przyszedłem? - niepokoił się. - Dokąd zmierzam?" - rozpaczał. I w tym momencie niespodziewanie pojawiła się tęcza.

"Chryste - powiedział Jake - ta tęcza wygląda jak. . . "

Musiałem w tym miejscu przerwać. Nie mam poję­cia, skąd się wziął Jake ani dokąd zmierza.

11. Piątek

Pandora Braithwaite chodzi z Brainem Boxem Hendersonem. Mam nadzieję, że będą oboje bardzo szczęśliwi. Nigel twierdzi, że spędzają czas rozmawia­jąc o wyższej matematyce.

Dziś wieczorem trochę powrzeszczałem przed wejś­ciem do Klubu Młodzieżowego.

Rysiek Cytryna udawał, że nas nie słyszy, zauważyłem jednak, że pulsowała mu żyła na skroni. Dlaczego moi rodzice nie dostrzegają, że staję się chuliganem?

12. Sobota

Wieczorem spotkałem przed chińską frytkarnią Danny'ego Thompsona, białego rastafarianina. Zapy­tał. czy napisałem już jakąś piosenkę dla grupy. Obiecałem, że pójdę prosto do domu i coś napiszę. Byłem bardzo zadowolony z tej wymówki, która pozwoliła mi wcześniej rozstać się z bandą. Miałem kompletnie dosyć Barry Kenta wrzucającego mi w spodnie kulki z krewetek.

13. Niedziela

Dzień Matki

Szczur Lucas przysłał mamie kartkę podpisaną: Rosie .

Babcia wysłała Tyczce kartkę podpisaną: "Brett".

Mama wysłała babci Mole kartkę podpisaną: George .

Ojciec wysłał babci Sugden kartkę podpisaną: "Pau­lina".

Ja w tym roku nie wysłałem kartki kobiecie która mnie urodziła. Stosunki międzyludzkie w naszej rodzi­nie zupełnie zanikły. To są skutki życia w cieniu bomby.

13 . Poniedziałek

Dzień Wspólnoty Brytyjskiej

Wczoraj o siódmej rano aresztowano Barry Kenta za niszczenie hiacyntów na skwerku przed ratuszem. Powołuje się na okoliczności łagodzące, że miał to być prezent dla jego matki.

15. Wtorek

Dlaczego warto żyć

Może kiedyś będzie lepiej

Dlaczego nie warto

I tak się umiera

Życie to wieczny niepokój

Za dużo okrucieństwa na świecie

W czerwcu egzaminy

Rodzice mnie nienawidzą

Straciłem Pandorę

Nikt nie odchodzi żywy z gangu Barry Kenta.

16 Środa

Elżbieta Sally Broadway nieustannie zrywała mi z szyi szkolny szalik i uciekała z nim, zmuszając mnie, żebym ją gonił. To pewna oznaka, że żywi wobec mnie romantyczne zainteresowania. Po raz pierwszy od wielu miesięcy czuję, jak burzą się moje hormony.

17 Czwartek

W czasie przerwy obiadowej Elżbieta porwała moją dyrektorską aktówkę i umknęła na boisko sportowe. Dogoniłem ją w krzakach, gdzie odbyliśmy bardzo miłą szamotaninę, w wyniku której zdjąłem jej okulary i wyciągnąłem z włosów szpilki.

Wygląda zupełnie inaczej bez okularów i z włosami rozpuszczonymi na plecy.

Powiedziałem: "Elżbieto, przecież ty jesteś piękna!" Bóg jeden wie, do czego by doszło, gdyby nie zadzwonił dzwonek na następną lekcję.

2 nad ranem. Nie mogę spać z powodu dźwięków irlandzkich kobz dobiegających z domu O'Learych.

4 nad ranem. Właśnie obudził mnie odgłos tłuczone­go szkła.

6 rano. Sprzed domu O'Learych odjechał wóz policyjny, uwożąc we wnętrzu Seana O'Leary. Sean wyglądał bardzo radośnie, śpiewał nawet "~Dwadzieś­cia odcieni zieleni".

18. Piątek

Nareszcie! Rodzice zauważyli, że wymykam się spod kontroli, i zabronili mi po szkole wychodzić z domu. Spędziłem wieczór na czytaniu "Black Beauty" po raz piąty.

19. Sobota

Napisałem list do Barry Kenta zgłaszając rezygnację z uczestnictwa w gangu.

Drogi Baz,

wapniaki kazały mi przez tydzień siedzieć w domu. Będę więc musiał przestać włóczyć się z Tobą i z chłopakami. A co gorsze, Baz, zmuszają mnie, żebym w czerwcu przystąpił do tych przeklętych egzaminów, więc lepiej, żebym zrzekł się swojego miejsca w bandzie i zostawił je komuś, kto tego bardziej potrzebuje. Mam nadzieję, że Twoja sprawa w sądzie skończy się pomyślnie. Nie masz do mnie żalu, co?

Z braterskim pozdrowieniem

Mózgowiec

20. Niedziela

Początek brytyjskiego czasu letniego

20.00. Cały dzień rzęsisty deszcz.

22.30. Jak może padać "rzęsiście"? Jakże dziwnym tyranem jest język angielski.

21. Poniedziałek

Od piątku wieczorem rodzice prawie się do mnie nie odzywali. Zbyt są zajęci obserwowaniem, jak się rozwijają talenty manualne Rosie.

Ilekroć dzieciak schwyci plastykową cegłę lub we­pchnie sobie suchar w buzię, otrzymuje gorący aplauz.

22. Wtorek

Zdecydowałem się porzucić dom.

Nikt się tym nie przejmie. Rodzice pewno nawet nie zauważą, że mnie nie ma. Poinformowałem Towarzys­two Budowlane, że za tydzień zamierzam podjąć pięćdziesiąt funtów. Nie ma potrzeby, żeby bez powo­du tracić oprocentowanie.

23. Środa

Przygotowuję się do odejścia. Napisałem już listy pożegnalne.

Pandoro,

może mnie nie być przez jakiś czas.

Adrian

Kochani Rodzice,

w chwili gdy to przeczytacie, będę już daleko. Wiem, że łamię prawo uciekając z domu przed ukończeniem szesnastego roku życia, ale szczerze mówiąc, los uciekiniera lepszy jest od mojej aktualnej nędznej egzystencji.

Wasz syn

A. Mole

Drogi Bercie,

posłuchałem Twojej rady i udałem się na poznanie świata. Nie potrzebujesz mnie teraz, kiedy masz tych wszystkich dziwnych ochotników tłoczących się dokoła. Musisz tylko pamiętać, Bert, że Twoja popularność bierze się z ich przekonania, że jesteś niezwyk­łym facetem. Już wkrótce zorientują się, że jesteś nieopanowany i przeklinasz.

Przyślę Ci kartkę z jakiegoś końca świata.

Adios, Amigo.

PS. Ucałowania dla Szabli, nie zapomnij mu przekazać herbatni­ków.

Kochana Babciu,

przykro mi, że muszę Cię zmartwić, ale wyjechałem na jakiś czas. Przestań, proszę, walczyć z rodzicami. "Oni nie wiedzą, co czynią". Rosie jest teraz urocza i na pewno chciałaby Cię zobaczyć.

Masę ucałowań

Adrian

Szanowny Panie Scruton,

kiedy będzie Pan czytał te słowa, będę o wiele mil od Pańskiej zasmarkanej szkoły. Niech się więc Pan nie trudzi wysyłaniem łowcy wagarowiczów. Zamierzam wykształcić się w wielkiej szkole życia i nigdy nie wrócę.

  1. Mole

PS. Czy wie Pan, że przezywają Pana " Wytrzeszcz"? Z powodu Pańskich upiornych, maniakalnie wyłupiastych oczu? Wszyscy się z Pana wyśmiewają za plecami, a najbardziej pan Jones, nauczyciel w.f.

PPS. Sądzę, iż powinien zawstydzać Pana fakt, że Barry Kent po pięciu latach w Pańskiej szkole ciągle jeszcze nie umie czytać.

Najdroższa Elżbieto,

przykro mi, że muszę się oddalić, kiedy nasze uczucie zaczęło zawiązywać się w pąk. Chłopak musi jednak robić to, co do niego należy

Nie czekaj na mnie, Elżbieto. Może mnie nie być przez jakiś czas

Twój pełen żalu i najczulszych wspomnień

Aidy Mole

Baz,

musiałem zgalać. Świnie będą mnie szukać. Czy możesz zmylić pogonie?

Mózgowiec

Nigel,

powodzenia w pedalstwie. Ja też różnię się od tłumu, rozumiem więc, co to znaczy nigdy nie maszerować w takt.

Ludzie przeciętni będą musieli się nauczyć, jak nas zaakceptować. Byle do przodu, jak się to mówi w tych stronach.

Trzymaj się, bracie!

Twój stary kumpel Aidy

24. Czwartek

Pięć dni do wyjazdu. Zapuszczam brodę. Pożyczyłem walizkę dziadka. Na szczęście inicjały te same. Miał na imię Arnold.

Babcia myśli, że walizka potrzebna mi na wycieczkę kempingową z Klubem Młodzieżowym. Prawda ją zabije.

25. Piątek .

Zacząłem pakować walizkę. Muszę zachować umiar, jeśli chodzi o czyste skarpetki bie­liznę.

Będę musiał obniżyć standard i zmieniać je co drugi dzień. Jeszcze ani śladu brody.

26. Sobota

Ojciec poinstruował Courtneya Elliota, żeby nie dostarczał żadnego listu z pieczątką Sheffield. Jednak Courtney przyniósł dziś rano do kuchni list z wyjaśnieniem: "Panie Mole, Królewska Poczta musi dzia­łać. Pod tym względem jesteśmy jak Pony Express"*(przypis: Pony Express - amerykańska poczta konna działająca bardzo szybko i sprawnie w okresie przed wprowadzeniem kolei.)

Ojciec porwał list na drobne kawałeczki i wepchnął je nogą do kosza.

Wydostałem potem strzępy i próbowałem złożyć w całość.

... ole,

... wałem ... nta ... wa silna jeśli nie... Ros... ole... jest jego córką. Pragnie, żeby wymienione dziecko. . . Rosie Lucas.

Mój klient. . . badanie krwi. . . pod przysięgą, że. . . stosunek odbył... Paulina Mole... wiadomości oczekuję..

Z poważaniem

Coveney, Tinker, Shulman, adwokaci

27 Niedziela

Wapniaki spędziły trzy godziny zmuszając Rosie, żeby siedziała o własnych siłach. Ona jednak osuwała się na poduszki zaśmiewając się nieustannie. Gdyby mogła mówić, wiem, co by powiedziała: "Przestańcie mieszać do mojego rozwoju, zrobię to, kiedy będę gotowa".

Powiedziałem, że mięśnie jej pleców nie są jeszcze wystarczająco mocne, ale wapniaki nie chciały słuchać.

Mówili różne głupstwa w rodzaju: " Rosie jest nie­zwykle rozwinięta ", "kiedy miałeś pięć miesięcy, byłeś decydowanie zapóźniony".

We wtorek pożałują tych brutalnych słów.

28. Poniedziałek

Jakiś starszawy Amerykanin dostał dyrekcję Naro­dowej Rady Węgla. To naprawdę bezwstydne!

Anglia ma bez liku bezwzględnych, pozbawionych pracy dyrektorów, którzy byliby zaszczyceni możliwo­ścią pozamykania kopalń we własnym kraju. Pan Scargill zupełnie słusznie protestuje, w tym względzie całkowicie się z nim zgadzam.

Zapakowałem piżamę i szlafrok.

Jutro dzień ucieczki. Zrobiłem spis podstawowego wyposażenia, ubrania itd.

Wrotki

"Słownik medyczny" Penguina

­Przybory do golenia

guma

3 swetry

Dziecinne aspiryny

2 koszule

Zestaw pierwszej pomocy

3 pary spodni

Śpiwór

5 par skarpetek

Kuchenka kempingowa

Kalosze

Zapałki

Buty Doc Marten

6 puszek fasoli

Tenisówki

Łyżka

Pomarańczowe nieprzemakalne spodnie

Nóż

Widelec

4 pary kalesonów

Butelka

4 podkoszulki

Serwetki

Dziennik

Radio tranzystorowe

Podręcznik przetrwania

Pies

"Robinson Kruzoe"

"Jak przeżyć bez pieniędzy w Londynie i w Paryżu"

29. Wtorek

6 rano Wszystko, prócz psa, zapakowałem wed­ług listy.

6.05 Wszystko wypakowałem.

6.10 Zapakowałem ponownie.

6.15 Wypakowałem.

6.30 Przepakowałem, ale na próżno. Walizka dalej nie chce się zamknąć. Postanowiłem wyjąć wrotki.

6.33 I kalosze.

6.35 I kuchenkę kempingową.

6.37 Walizka się zamyka.

6.39 Usiłowałem podnieść walizkę. Nie ma mowy.

6.40 Wypakowałem puszki fasoli.

6.44 Wszystko przepakowałem.

6.45 Wściekam się.

6.48 Wypakowałem butelkę i serwetki.

6.55 Wyjąłem z walizki buty Doc Marten. Postanowiłem w nich iść. Straciłem piętnaście cennych minut na ich zasznurowane.

7.10 Obejrzałem dokładnie pryszcze w łazien­ce.

7.13 Sprawdziłem, czy na listach pożegnalnych są znaczki.

7.14 Podniosłem walizkę. Nie najgorzej. Ale nie najlepiej.

7.15 Przepakowałem walizkę, biorę tylko po­łowę ubrań.

7.19 Podniosłem walizkę. Lepiej.

7.20 Przypomniałem sobie o śpiworze. Próbowałem go zmieścić do walizki.

7.21 Kolejny atak szału.

7.22 Przekopałem walizkę przez cały pokój.

7.22 30 sek. Wapniaki wrzeszczą ze swojego pokoju. Chcą wiedzieć, co oznaczają te hałasy.

7.24 Zrobiłem herbatę. Wapniaki zapytały, dla­czego mam otwieracz do konserw w kiesze­ni swetra. Skłamałem, że na pierwszej lekcji mamy gospodarstwo domowe.

7.31 Nakarmiłem psa, przygotowałem dziecku poranną breję.

7.36 Sprawdziłem książeczkę oszczędnościową Towarzystwa Budowlanego.

7.37 Wyszczotkowałem psa. Zapakowałem do walizki jego rzeczy osobiste: miskę, szczot­kę, świadectwo szczepienia, tabletki prze­ciw robakom, smycz, kolczatkę, 5 puszek Chum, paczkę sucharów Winalot.

7.42 Spróbowałem podnieść walizkę. Nie da rady.

7.47 Postanowiłem nie zabierać psa. Powie­działem mu o tym.

7.49 Pies płacze. Wapniaki wrzeszczą na niego, żeby był cicho.

7.50 Postanowiłem jednak zabrać psa.

8.00 Zapakowałem pewne minimum do torby Adidas.

8.10 Schowałem walizkę dziadka do szafy.

8.15 Pożegnałem się z Rosie.

8.20 Wziąłem psa na smycz.

8.21 Czekam, aż wapniaki zajmą się czymś Innym.

8.25 Wyszedłem z psem z domu.

8.30 Wrzuciłem do skrzynki listy pożegnalne.

9.00 Podjąłem z książeczki Towarzystwa Bu­dowlanego pięćdziesiąt funtów i skiero­wałem się na północ.

30. Środa.

15.00 Stacja benzynowa Watford Gap, autostrada M1

Pierwszy błąd, który popełniłem, to czekanie na okazję od południowej strony wjazdu na auto­stradę.

A drugi to zabranie psa.

19.31. Sheffield

Podwiozła mnie ciężarówka transportująca trzodę chlewną. Już taki mój pech!

Odbyłem długą rozmowę z kierowcą, co graniczy niemal z cudem, jako że nie słyszałem ani jednego jego słowa przez warkot motoru. Nie mogę się zbytnio pokazywać. Sheffield to królestwo tego szczura Luca­sa.

Dlaczego moja broda jeszcze nie rośnie?

21.30. Leeds

Nastawiłem dziennik "Radia Cztery" o dziewiątej. Nie było żadnej wzmianki o moim tajemniczym znik­nięciu. Piszę to nad brzegiem kanału. Podszedł do mnie przed chwilą jakiś mężczyzna i zapytał, czy nie sprzedałbym psa. Przez chwilę odczuwałem pokusę, ale jednak odmówiłem.

23.00. Zadzwoniłem do domu, ale nikt nie podniósł słuchawki natychmiast, jak to się dzieje w filmach o zbiegłych dzieciach.

Kolejny dowód ich obojętności.

31. Czwartek .

1 nad ranem. Mężczyzna, który interesował się psem, zaczepił mnie przed chwilą z pytaniem, czy nie sprze­dałbym siebie. Odpowiedziałem "nie" i wyjaśniłem, że ojciec jest komendantem policji na całą Walię.

Mężczyzna zapytał: " To dlaczego ty śpisz pod gołym niebem w Leeds?"

Posłużyłem się kolejnym kłamstwem: "Ojciec mnie wysłał. To rodzaj próby zaradności. Jeśli sobie pora­dzę, zapisze mnie do Szkoły Policyjnej w Hendon". Dlaczego powiedziałem mu tak wymyślne kłamst­wo? Dlaczego? Musiałem wysłuchać jego licznych uwag pod adresem policji. Obiecałem, że przekażę je ojcu, i zapisałem nawet nazwisko i adres faceta w mo­im dzienniku:

Stanley Gibbons

Pokój 2

Schronisko Komunalne Laurels

Paradise Cuttings

Leeds

Zaprosił mnie, żebym się przespał u niego na składanym łóżku, ale odmówiłem tłumacząc, że ojciec obserwuje mnie przez specjalny teleskop. Więc sobie poszedł.

Kwiecień

1. Piątek

Wielki Piątek.

Prima aprilis

10.00. Leeds (W pralni)

Bogu niech będą dzięki za pralnie samoobsługowe, gdyby ich nie wymyślono, umarłbym już pewnie z przemoknięcia. Wszystko poza tym jest zamknięte. Wysuszenie śpiwora kosztowało funta. Byłem jed­nak tak przemoczony i zziębnięty, że nie miało to dla . .

mnie znaczenia.

Czekam, żeby pies się obudził. Czuwał wczoraj w nocy, stojąc na straży naszych ciał przed zakusami Stanleya Gibbonsa. Jutro skończę szesnaście lat. I cią­gle ani śladu brody. Wielki Piątek!

2 Sobota

Stacja kolejowa Manchester

Przyjechałem tu ciężarówką z rybami. Udawałem, że śpię, żeby uniknąć konwersacji z kierowcą.

10.31. Zastanawiam się, co rodzice kupili mi na urodziny. Mam nadzieję, że nie martwią się zbytnio. Może powinienem zadzwonić i przekonać ich, że jestem zdrowy i szczęśliwy.

12.52. Kelnerka w bardzo złym humorze wyrzuciła nas z kawiarni na stacji. To wszystko przez tego głupiego psa. Pchał się za ladę i żebrał o kawałki bekonu.

A przecież rano kupiłem specjalnie dla niego bułkę z bekonem.

15.00. Nikt mi nie złożył życzeń urodzinowych. 15.05. Nie jestem zdrów (zaziębiłem się) i nie jestem szczęśliwy. Tak naprawdę to jestem głęboko nieszczęśliwy.

17.30. Kupiłem sobie kartkę urodzinową. Napisa­łem:

Naszemu najdroższemu pierworodnemu synowi w szesnastą rocznicę urodzin.

Z wielką miłością

od pełnych podziwu i kochających rodziców

PS. Synu, wracaj do domu. Wraz z Tobą zabrakło tu życia i pogody.

18.15. Nic nie było o mnie w dzienniku o szóstej. 19.30. Nie wyobrażam sobie kolejnej nocy pod gołym niebem.

21.00. Na ławce w parku.

Zapytałem trzech kolejnych policjantów o godzinę, ale żaden nie wykrył we mnie zbiega. Najwyraźniej nie rozesłano mojego rysopisu.

21.30. Zadzwoniłem przed chwilą do komisariatu.

Zmieniłem głos. Powiedziałem: "Adrian Mole, szesna­stoletni uciekinier, znajduje się w pobliżu Centrum Transfuzji Krwi. Rysopis: niski jak na swój wiek, szczupły, włosy koloru mysiego, cera niezdrowa. Ma na sobie zieloną marynarkę od szkolnego mundurka, pomarańczowe nieprzemakalne spodnie, niebieską ko­szulę. Czapka kominiarka. Brązowe buty Doc Marten. Jest z nim kundel o następującym wyglądzie: nieduży, kudłaty pysk, zez w lewym oku. Ma obrożę w szkocką kratę i takąż smycz".

Dyżurny sierżant powiedział: "Synku, prima aprilis był wczoraj".

23.00. Czekałem przy Centrum Transfuzji, ale nie pokazał się żaden policjant. Nigdy ich nie ma, kiedy są potrzebni.

23.30. Przeszedłem przed komisariatem dwadzieścia cztery razy, ale żaden z tych granatowo umundurowanych kretynów nie spojrzał na mnie po raz drugi.

23.45. Nie wpuszczono mnie właśnie do hinduskiej restauracji, ponieważ jestem bez krawata i mam niera­sowego psa.

3. Niedziela

Wielkanoc

Dalej w Manchesterze (kruchta kościoła św. Ignacego) 1.00. Bezdomni tradycyjnie sypiają w kruchtach kościelnych, dlaczego więc pastorzy nie zadbają, by kruchty były troszkę bardziej przytulne? Nie zbankru­towaliby, gdyby postarali się o jakiś materac.

7.30. Wstałem o szóstej. Umyłem się w kałuży, w której kąpią się ptaki. Przeczytałem napisy na nagrobkach. Poszedłem następnie na poszukiwanie jakiegoś sklepu. Znalazłem jeden, kupiłem dwa czeko­ladowe jajka Cadbury'ego. Jedno zjadłem, drugie dałem psu. Biedak był tak wygłodniały, że zjadł również srebrne opakowanie. Mam nadzieję, że mu nie zaszkodzi, nie stać mnie na weterynarza. Zostało mi tylko piętnaście funtów.

4. Poniedziałek

Kruchta kościelna św. Ignacego, Manchester

6.00. Od dwóch dni mogę zgodnie z prawem kupić papierosy, uprawiać seks, jeździć na motocyklu i mieszkać poza domem. A jednak dziwna rzecz, teraz, kiedy mam do tego prawo, nie mam najmniejszej ochoty na żadną z tych rzeczy.

Muszę przerwać. Spomiędzy nagrobków wyłania się kobieta o przyjemnej twarzy.

9.00. Leżę w łóżku żony pastora. Ona jest prawdzi­wą chrześcijanką. Nie przeszkadza jej, że jestem egzys­tencjalnym nihilistą. Mówi, że wyrosnę z tego. Pies jest na dole. Leży na piecyku Aga.

10.00. Pani Merryfield, żona pastora, zadzwoniła do rodziców z prośbą, żeby po mnie przyjechali. Zapytałem, jaka była ich reakcja. Zmarszczyła swoją

miłą twarz w skupieniu i po chwili powiedziała: "Najbliższe prawdy wydaje mi się określenie: ulga połączona ze złością ".

Jeszcze nie widziałem pastora. Odpoczywa po tru­dach wczorajszego dnia. Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu, że w łóżku jego żony leży nieznajomy.

12.30. Pastor właśnie wyszedł. Dzięki Bogu! Co za nudziarz! Nic dziwnego, że biedna pani Merryfield sypia osobno. Pewno w obawie, że on zacznie przez sen mówić o religioznawstwie porównawczym. Mam za sobą tydzień życia pod gołym niebem. Ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę, to wykład o monofizytach. 14.30. O wpół do jedenastej wielebny Merryfield przyniósł mi obiad i bredził o lamaizmie - religii tybetańskiej, podczas gdy mój obiad stygł, stygł, aż wreszcie zupełnie zakrzepł.

18.00. Zauważyłem, że rodzice nie pędzą na złama­nie karku, żeby dotrzeć tu jak najprędzej. Chciałbym, żeby się pospieszyli. Dotychczas przeszedłem już mit­raizm, orfizm i zielonoświątkowców.

Zdecydowanie popieram ludzi mających jakieś ubo­czne zainteresowania, ale to jest naprawdę absurdalne.

5. Wtorek

Mój pokój. Dom

Nie było transparentów na ulicy ani tłumów cisną­cych się, żeby zobaczyć, jak wysiadam z samochodu ojca. Tylko wymizerowana twarz mamy w oknie dużego pokoju, a za nią jeszcze bardziej wynędzniała twarz babci.

Ojciec nie ma zwyczaju rozmawiać, kiedy prowadzi na autostradzie, więc od chwili wyjazdu z domu pastora prawie nie zamieniliśmy słowa. (A wielebny Merryfield postarał się o to, żebyśmy nie rozmawiali na plebanii, bo wykładał o kalwinizmie i sekcie shakers. Pani Merryfield usiłowała mu przerwać sło­wami: "Uspokój się, kochanie", ale to go jedynie zachęciło do kontynuowania, tym razem o kwietyz­mie).

Za to mama i babcia miały wiele do powiedzenia. W końcu poprosiłem o litość, poszedłem do łóżka i przykryłem się wraz z głową białą, wyprasowaną pościelą.

6. Środa

Doktor Grey właśnie odszedł od mojego wezgłowia. Stwierdził, że cierpię na depresję spowodowaną zmart­wieniem. Terapia ma polegać na odpoczynku w łóżku i braku kłótni w rodzinie.

Rodzice przytłoczeni poczuciem winy.

Nie mogę odpoczywać, bo martwię się listem wysła­nym do " Wytrzeszcza" Scrutona.

7 Czwartek

Pies jest u weterynarza, który opatruje mu pęcherze na łapach. Wstałem dziś na pięć minut i wyjrzałem przez okno mojego pokoju. Nic mnie jednak nie zainteresowało w tym miejskim pejzażu, więc wróciłem do łóżka.

Jeszcze nie rozpakowałem prezentów urodzinowych.

8. Piątek

Zjadłem batonik Mars.

Czuję, że wracają mi siły fizyczne, ale psychicznie jestem w dalszym ciągu na samym dnie.

9.Sobota.

10.00. Znowu mi się pogorszyło, kiedy przyszedł doktor Grey. Leżałem bez ruchu na poduszce, pozwo­liłem mu zbadać puls itd. Wychodząc z pokoju wyma­mrotał: "Dama kameliowa, psiakrew". Może chodziło o lekarstwo, które zamierza mi podawać.

Południe. Poprosiłem, żeby mama zaciągnęła zasło­ny w obronie przed słońcem.

10. Niedziela.

Leżałem cały dzień twarzą do ściany. Przyniesiono Rosie, żeby mnie rozweseliła, ale jej dziecinna paplani­na tylko mnie rozdrażniła, więc ją zabrano.

11. Poniedziałek

Przytransportowano Berta Baxtera do mojego wez­głowia, ale jego prymitywne okrzyki w rodzaju: " Wyłaź z tego legowiska, ty leniwy draniu", nie oderwały mnie od nihilistycznych myśli.

12 Wtorek

Właśnie wyszedł Nigel; próbował mnie rozerwać grając cicho moje ulubione taśmy " Toyah".

Dałem mu do zrozumienia, że czułbym się lepiej i bez niego, i bez "Toyah".

13. Środa

Najlepszym dowodem na to, że rodzice są nieprzyto­mni ze zmartwienia, jest fakt, że wpuścili do domu Barry Kenta.

Jego nieskoordynowane brednie o poczynaniach gangu nie wywołały u mnie ani zainteresowania, ani ożywienia, więc wyprowadzono go z zaciemnionego pokoju.

14 Czwartek

Zamówiono wizytę konsultanta psychologa. Doktor Grey przyznał się do porażki.

15 Piątek

Właśnie wyszedł doktor Donaldson, zapoznawszy się z uwagą ze wszystkimi moimi troskami.

Kiedy opadłem z powrotem na poduszki, powie­dział: "Zajmiemy się nimi po kolei".

l. Wojna nuklearna to jest problem, wykonaj jakiś pozytywny krok w kierunku przezwyciężenia strachu - zapisz się do Ruchu na rzecz Rozbro­jenia Nuklearnego.

2. Jeśli nie zdasz egzaminów końcowych, możesz przystąpić do nich w przyszłym roku albo wcale nie zdawać - jak królowa.

3. Oczywiście, że rodzice cię kochają. Nie mogli spać przez cały czas twojej nieobecności.

4. Nie jesteś strasznie brzydki. Jesteś przyjemnym, przeciętnie przystojnym chłopcem. .

5. Nie masz nic wspólnego ze sprawą ojcostwa twojej siostry i nic tu nie możesz pomoc.

6. Nigdy nie słyszałem, żeby szesnastolatek miał własny program poetycki w "Radiu Cztery". Musisz sobie stawiać realne cele.

7. Napiszę do pana Scrutona " Wytrzeszcza" i poin­formuję go, że list do niego napisałeś w stanie wielkiego stresu.

8. Pandora należy do problemów nierozwiązywal­nych.

16. Sobota

Rano o ósmej zjawiła się w moim pokoju babcia i kazała mi wstać z łóżka.

Powiedziała: "Dosyć już tego rozpieszczania. Weź się w garść i ogol ten idiotyczny zarost". Zaprotestowałem słabo, że potrzebuję więcej czasu, żeby się odnaleźć.

Babcia na to: "A ja potrzebuję wyprać pościel, więc wychodź z łóżka ".

Ja: "Ale mnie trawi niepokój".

" To nic dziwnego po całym tygodniu spędzonym w łóżku jak umierający łabędź!" -- odpowiedziała z typową gruboskórnością.

Babcia jest porządną dobrą kobietą, ale ma minima­lne rozeznanie w subtelnościach intelektualnych. Spędziłem dzień na kanapie popijając lukozadę.

17. Niedziela

Kanapa

Rodzice zwracają się do mnie tonem wymuszonej wesołości.

Czynią żałosne wysiłki, żeby przywrócić mnie do normalnego życia, starając się zwrócić moją uwagę na interesujące programy w telewizji. "Oglądaj dziennik" - wykrzykują. Co też zrobiłem.

Były w nim wyłącznie morderstwa, bomby, ukryci szpiedzy, katastrofy kolejowe, drogowe, powietrzne. Jedyna zabawniejsza informacja dotyczyła człowieka bez nóg, który przeszedł z John O'Groats do Land's End* (przypis: * John O'Groats - najbardziej na północ wysunięte miejsce w Szkocji, Land's End - najbardziej na południowy wschód, w Kornwalii)

Ten dowód okrucieństwa losu przeciwstawiony wspaniałości ludzkiego ducha sprawił, że szlochałem w dralonowe poduszki.

18. Poniedziałek

Dziś zaczęły się ferie.

Trzeba mojego pecha! Jestem zbyt chory, żeby cieszyć się przerwą.

19 Wtorek

ŻONKILE, napisał A. Mole.

Kiedy tak sobie na sofie spoczywam,

Od kępki żonkili wzroku nie odrywam.

Chylą się drżące w ukłonie.

Gdy ciężarówki Pęd je owionie.

Żółte czapeczki wsparte na dzielnych zielonych łodygach

Jak poeta na żonie, gdy pisze miłosny madrygał.

20 Środa

Zjadłem dziś trochę płatków.

Czuję, jak powoli powracają mi siły.

21. Czwartek

Dziś po południu przyszła na dziesięć minut Pando­ra.

Brain Box Henderson stał przed naszą furtką, manipulując kalkulatorem. Może starał się wyliczyć, jak bardzo kocha Pandorę.

Na pewno nie tak bardzo jak ja, Hendersonie. O tym mogę cię zapewnić!

Pandora miała na sobie czarno-białe szmatki. Po­wiedziała mi, że to najnowsza moda. Jutro znowu przyjdzie.

22. Piątek

Poprosiłem mamę, żeby poszła do miasta i kupiła mi trzy koszulki trykotowe. Czarną, białą i szarą.

Kiedy mama wróciła, zabrałem się do koszulek za pomocą nożyczek. Babcia uznała to za objaw wzrasta­jącego szaleństwa. U siłowałem wytłumaczyć, że teraz tak się ubieramy w podkulturze nastolatków. Nie mogła jednak tego pojąć.

Kiedy ojciec zobaczył mnie ubranego w szmaty, zbladł i najwyraźniej miał już na końcu języka jakiś komentarz. Ale mama zdążyła wyszeptać: "George, nie teraz, bo znowu go wypędzisz".

Pandora przyszła koło piątej. Pod koniec audycji Johna Cravena trzymaliśmy się w objęciach. Nasze szmatki poplątane, nasze usta w ogniu.

23 . sobota

Pandora poszła do Braina Boxa Hendersona, żeby mu przekazać tę wiadomość, ale nie było go w domu, bo kupował programy do komputera, więc zostawiła mu informację na komputerze. Odbicie Hendersonowi Pandory jest zwycięstwem Sztuki nad Technologią.

24. Niedziela

Czytam książkę "Kingsley. Życie, listy i dzienniki Kingsleya Martina" C. H. Rolfa. Dziwne, ale w ogóle nie ma tu wzmianki o tym, że napisał "Jima szczęściarza".

25. Poniedziałek

Poszedłem na spacer z Pandorą i Rosie.

(To znaczy my z Pandorą szliśmy, a szczęśliwa Rosie jechała w wózeczku). Wstąpiliśmy do Berta. Bardzo się ucieszył na nasz widok. Opuścili go wszyscy ochotnicy i nie miał w domu ani jednego woodbine'a. Strasznie cuchnął, więc rozebraliśmy go i wsadziliśmy do wanny. (Bert nalegał, żeby na część tej operacji Pandora zasłoniła sobie oczy). Umyłem mu resztkę włosów i porządnie go całego wyszorowałem, podczas gdy Pandora poszła z Rosie i Szablą do sklepu pana Patela po woodbine'y.

Po powrocie Pandory wyciągnęliśmy Berta z wanny (Pandora obiecała, że nie otworzy oczu). Wytarłem go l włożyłem mu czystą piżamę. Wyglądał wspaniale z białymi włosami rozwianymi z tyłu głowy. Gdybym był głównym lokatorem naszego domu, zabrałbym Berta do siebie. On wymaga całodobowej opieki kochających osób.

Problem polega na tym, że prócz matki Teresy i paru innych zakonnic mało kto wytrzymałby z Bertem dłużej niż dwa dni.

Zapytałem, czy nie ma szans, żeby przeszedł na katolicyzm, na co odpowiedział: "Dokładnie takie szanse jak na to, że pani Thatcher stanie się kobietą!" W drodze do domu dobrze się bawiliśmy. Udawaliś­my małżeństwo z małą córeczką Rosie. Pandorze wcześniej niż mnie znudziła się ta zabawa, ale i tak kilka osób dało się nabrać.

26. Wtorek

Dziś rano psu przydarzył się nieszczęśliwy wypadek na podłodze w kuchni. Nieszczęśliwy dla mnie, ponieważ musiałem to posprzątać. Wiedząc z doświadczenia, jak użyteczny w takich sytuacjach jest "Sunday Times", schwyciłem gazetę i dokonałem wstrząsające­go odkrycia, że "odnaleziono dziennik Hitlera"! Cytu­ję:,,«Sunday Times» przytacza dziś pełną wersję histo­rycznego odkrycia. Dzienniki Hitlera przeleżały nie­mal czterdzieści lat w niemieckiej stodole z sianem". Przeczytałem to z zainteresowaniem. I pomyśleć, że

o mały włos użyłbym tego rewelacyjnego artykułu do wytarcia psiej kupy!

27. Środa

Czy świat przeżywa kompletny kryzys zaufa­nia?

Dzienniki Hitlera poddawane są szczegółowym ba­daniom specjalistów. Dlaczego nie mogą przyjąć zape­wnień "Sunday Timesa ", że dzienniki są autentyczne? Nawet taki sceptyk jak ja zdaje sobie sprawę, że "Sunday Times" nie ryzykowałby swej reputacji, gdy­by istniał najmniejszy cień podejrzenia, że dzienniki są falsyfikatem.

28 Czwartek

Herr Wolf-Rudiger Hess, syn Rudolfa Hessa (pierw­szego szaleńca po Hitlerze), oświadczył, że dzienniki Hitlera są autentyczne. Więc widzisz, Pandoro! A pro­pos, Rudolf Hess ma osiemdziesiąt dziewięć lat. Tyle samo co Bert Baxter

.

29. Piątek

Ojciec zabrał mnie i Rosie do banku. Miało mu to pomóc w uzyskaniu pożyczki. Pan Niggard, dyrektor banku, spojrzał z politowaniem na moje szmaty. Potem zapytał: "Na co panu potrzebna ta pożyczka, panie Mole? Na samochód, rozbudowę domu czy może na ubranka dla dzieci?"

Ojciec odpowiedział: "Nie, mnie nie stać na kupowanie niczego. Chciałbym znów poczuć w ręku jakieś pieniadze".

Dowiedziawszy się, że oboje rodzice nie pracują i s na zasiłku, pan Niggard odmówił udzielenia pożyczką co wyjaśnił następująco: "Chcę tylko panu pomóc. Kiedyś ml pan za to podziękuje".

Ojciec odpowiedział: "Nie. I przenoszę moje zadłużone konto gdzie indziej".

30 Sobota

Mama uznała, że cukier jest przyczyną wszelkiego zła na świecie I zakazała używania cukru w domu. Informując mnie o tej decyzji zdążyła wypalić dwa papierosy.

Maj

1. Niedziela

Usłyszałem, jak ojciec powiedział: "Paulino, chyba będę musiał pomyśleć o Morzu Północnym". Wbiegłem do kuchni z okrzykiem: " Tato, nie rób tego! Sytuacja ekonomiczna musi się poprawić!" Ojciec miał bardzo zaskoczoną minę. Może zdziwił go ten emocjonalny wybuch z mojej strony.

Ja sam byłem nim zaskoczony.

2. Poniedziałek

Święto

Lord Dacre zagwarantował autentyczność dzienni­ków Hitlera.

A więc Pandora winna mi jest półtora funta za przegrany zakład. Cha! cha! cha!

3.Wtorek

Znowu szkoła

Od mojego ostatniego dnia w szkole nastąpiło trochę zmian. Wyrzucono pana Jonesa, nauczyciela w .f., a pan Lambert ożenił się z panią Fossington-Gore i nazywa się teraz Lambert-Fossington-Gore. Ona się nazywa Fossington-Gore-Lambert.

Pan Scruton jest na zwolnieniu chorobowym. Cierpi na załamanie wywołane koniecznością ułożenia roz­kładu zajęć, więc funkcje jego przejął Podgy Pickles, wicedyrektor. Nowy reżim jest trochę swobodniejszy, choć nie na tyle liberalny, żebym mógł chodzić do szkoły w moich szmatach.

Pierwszy dzień po feriach spędziliśmy na omawianiu metody powtarzania do tych przeklętych egzaminów.

18.00. Zacząłem powtarzać angielski, biologię i ge­ografię.

19.00. Postanowiłem skoncentrować się na jednym przedmiocie naraz. Wybrałem angielski.

20.00. Skończyłem powtarzanie, kiedy zadzwonił Bert Baxter z prośbą o pomoc. Znów zatkał mu się klozet.

4. Środa

Dostałem list od L. S. Catona, człowieka, który poznał się na moim talencie pisarskim. Stempel głosił "Nowy Jork".

Drogi Adrianie Mole'u,

dziękuję za przysłanie mi pierwszej strony powieści " Tęsknota za Wolverhampton". Jestem pewien, że każdy wydawca godny tego miana skwapliwie skorzysta z okazji wydania tak obiecującej pracy. Za niewielkim wynagrodzeniem (powiedzmy sto dolarów) z przy­jemnością podjąłbym się reklamowania pańskiego dzieła.

Proszę wystawić czek na: L. S. Caton Ltd. i wysłać pod adresem The Dixon Motel 1,599 Block 19 New York State USA

Ojciec odmówił dania mi pieniędzy po przeczytaniu pierwszej strony " Tęsknoty za Wolverhampton ", Po­wiedział: "Czytałem w życiu różne bzdury, ale to..."

5.Czwartek

Ojciec poszedł na rozmowę w sprawie pracy w cha­rakterze robotnika portowego na platformie naftowej na Morzu Północnym.

Mój ojciec robotnikiem portowym!

To prawie tak samo, jakby mieć ojca kowboja. Mam nadzieję, że dostanie tę pracę. Byłby nieobecny w do­mu dwa tygodnie na miesiąc.

6. Piątek

Kolejne rozczarowanie.

Dzienniki Hitlera są fałszerstwem. Zapłaciłem Pan­dorze półtora funta.

Bardzo jestem zawiedziony. Tak chciałem przeczy­tać, co wariaci jedzą na śniadanie i jak się zachowują w życiu prywatnym.

7 Sobota

Cały dzień powtarzałem z Pandorą do egzaminów w gabinecie jej matki.

Nasz dom jest nie do wytrzymania, ponieważ ojciec szaleje z rozpaczy, że nie dostał pracy w firmie naftowej .

Mówiłem mu, że nie powinien kupować koszul w kratkę i dżinsów, zanim dostanie zawiadomienie o przyjęciu do pracy, ale oczywiście nie chciał mnie słuchać.

Teraz winien jest babci 38 funtów 39 pensów.

8. Niedziela.

"Sunday Times" wydrukował żałosne przeprosiny pod adresem swoich czytelników i byłych czytelników. Zachowam dzisiejsze wydanie i użyję go do sprzątania psich kup, jeśli zajdzie konieczność. Adrian Mole nie lubi, kiedy robi się z niego balona.

Zwłaszcza wobec przyszłej pani Adrianowej Mole, Pandory, z domu Braithwaite.

9. Poniedziałek

Pani Thatcher zwołała wybory powszechne na 9 czerwca!

Jak daleko może się posunąć egoizm?

Czy ona nie zdaje sobie sprawy, że w maju i w począ­tkach czerwca powinien panować spokój, kiedy wszys­tkie nastolatki powtarzają materiał do egzaminów? Jak mamy się uczyć, kiedy ze wszystkich głośników dzień i noc płyną głośne i fałszywe obietnice, a aktywiś­ci partyjni bezustannie pukają do drzwi, przypomina­jąc wahającym się wyborcom, że nadeszła pora "~decy­zji". Pani Thatcher może sobie ogłaszać" że "' wychodzi w kraj", ale niektórych z nas nie stać na taki luksus.

10. Wtorek

Ilekroć pomyślę o egzaminach, ogarniają mnie stany lękowe.

Wiem, że nie zdam.

Mój główny problem polega na tym, że jestem przeintelektualizowany, ciągle rozmyślam nad takimi sprawami jak: czy Bóg był żonaty, albo: jeżeli piekło to inni, to czy niebo jest puste?

Te myśli przeciążają mój umysł" przez co zapomi­nam o konkretnych danych, jak przeciętny opad

deszczu w przeciętnej dżungli podzwrotnikowej i takie tam nudziarstwa.

11. Środa

Babcia dała mi jakieś pigułki na umysł, mające mi pomóc w powtarzaniu materiału.

Spreparowane są z obrzydliwej części byka. Babcia stwierdziła: "Dziadek wierzył w nie bez zastrzeżeń". Połknąłem rano dwie, ale po południu dalej nie mogłem sobie przypomnieć stolicy Brytyjskiego Hon­durasu.

Ale mimo wszystko także wierzę w te pastylki.

12. Czwartek

Sądziłem, że rodzice porzucili zamiar przeprowadz­ki, ale nie! Przy śniadaniu mama wprawiła mnie w panikę oznajmieniem, że po moich egzaminach sprzedamy dom i przeniesiemy się do jakiegoś zapadłe­go zakątka Walii! Powiedziała: "Chcę, żebyśmy mieli szansę przeżycia ataku nuklearnego".

Napisałem do magistratu z prośbą o włączenie mnie na listę mieszkaniową.

Poprosiłem o trzypokojowe mieszkanie z balkonem i czynną windą, wychodzące na południe.

13. Piątek­

­

Rodzice muszą wynegocjować nową umowę małżeńską. Nie dziwię się: ojciec nienawidzi Walii. Zaczyna marudzić, nawet kiedy pokazują Walię w telewizji.

Mama wypożyczyła z biblioteki złowieszcze książki: "Leczenie poparzeń popromiennych", "Hodowla pszczół (wprowadzenie)" i "Życie bez mężczyzn - poradnik praktyczny".

14. Sobota

10.00. Właśnie zapukał do drzwi facet w granato­wym garniturze w białe paski, w niebieskiej koszuli, w niebieskim krawacie, z niebieską rozetką w klapie. Wyciągnął rękę i powiedział: "Julian Pryce-Pinfold, konserwatywny kandydat na posła, ufam, że będę miał głosy państwa".

Było mi bardzo przyjemnie, że wziął mnie za osiem­nastolatka. Odpowiedziałem jednak: "Nie, wy planu­jecie eksterminację klasy pracującej".

Pryce-Pinfold zarżał jak koń i powiedział: "Nie przesadzajmy, staramy się tylko troszkę ją ukrócić". Zostawił swój plakat wyborczy, więc dorysowałem mu na głowie diable rogi, napisałem na skroni ,,666" i wystawiłem to w oknie dużego pokoju.

15 . Niedziela

Powtarzanie biologii przerwał mi facet w szarym garniturze, białej koszuli i czerwonym krawacie. Zapu­kał do drzwi i oznajmił, że jest naszym kandydatem z ramienia Partii Pracy. Powiedział: "Jestem Dave Blakely, zamierzam przywrócić pracę w Wielkiej Bry­tanii".

Ojciec zapytał, czy są jakieś posady w centralnych biurach Partii Pracy. (Objaw daleko posuniętej de­speracji).

Dave Blakely odparł, że nigdy nie był w centrali, więc nie ma najmniejszego pojęcia.

"Nie zgadzam się z oficjalną polityką Partii Pra­cy" - oświadczył.

Mama zaatakowała go w sprawie rozbrojenia nukle­arnego, skrytykowała politykę partii w sprawie miesz­kań, oświaty i współpracy związkowej.

Dave Blakely zapytał: "Pani niewątpliwie popiera torysów?"

Mama odburknęła: "Oczywiście, że nie. Całe życie głosowałam na Partię Pracy".

16 . Poniedziałek

Dziś po południu przed szkołą stał blondyn w żakie­cie ze znaczkiem wojskowym w klapie i rozdawał ulotki wyborcze. W drodze do domu przeczytałem tę ulotkę. Facet nazywa się Duncan McIntosh, a jego partia " Wyślij ich tam, skąd przyszli". Jej polityka sprowadza się do przymusowej deportacji czarnych, brunatnych, żółtych, mieszańców, Żydów, Irlandczy­ków, Walijczyków" Szkotów, Celtów i wszystkich posiadających domieszkę krwi normańskiej.

W istocie prawo pozostania w kraju mają tylko ci, którzy mogą udowodnić, że są jasnowłosymi Saksona­mi czystej krwi.

Mama stwierdziła, że gdyby ten facet doszedł do władzy, ludność Wielkiej Brytanii skurczyłaby się do jednej osoby.

17. Wtorek

Barry Kent zagroził Duncanowi McIntoshowi ciężkimi obrażeniami cielesnymi, jeżeli nie będzie się trzymał z dala od szkoły.

Dołączył ostatnio do grupy "Rock przeciwko rasiz­mowi" (Barry Kent, nie Duncan McIntosh).

18. Środa

Kandydatka socjaldemokracji (zielony kostium, po­marańczowa bluzka, krawat w kolorze neutralnym, nerwowy uśmiech) właśnie wyszła od nas bliska pła­czu, ponieważ mama nie pozwoliła jej pocałować Rosie.

19. Czwartek

Rano pokazano mi zamazane zdjęcie na pół rozwa­lonej chałupy z pytaniem, czy chciałbym w niej zamie­szkać.

Dałem odpowiedź negatywną.

Mama oznajmiła: " To wygląda wprost idealnie. Dwie mile do najbliższego sklepu, pięćdziesiąt pięć mil od najbliższej bazy amerykańskiej! Czy nie chciałbyś z samego rana karmić kurczaków, Adrianie?"

Odpowiedziałem: "Nie cierpię kurczaków. Odrzu­cają mnie ich ohydne dzioby i okrutne oczy".

20. Piątek

Scruton odszedł na emeryturę z powodu złego stanu zdrowia (lekko zbzikował) i do drzwi dyrektor­skich przyśrubowano tabliczkę z nazwiskiem Podgy Pickles.

Podgy nigdy mnie nie uczył, ale według wszelkich świadectw jest przyjemnym facetem, opowiada o swo­jej rodzinie i informuje klasę, kiedy zamierza kupić nowy samochód.

Dziś rano był apel. Podgy miał na krawacie żółtko od jajka. Wiem, bo stałem obok niego. Wezwał mnie na podium i kazał wygłosić mowę pt. "Dlaczego uważam za konieczne zniesienie szkolnych mundurków?" Mówiłem ze szczerego przekonania, powołując się na ubóstwo moich rodziców, co wywołało łzy w oczach pani Fossington-Gore-Lambert.

21. Sobota

Dziś rano ojciec wyrzucił z frontowego ogródka trzech polityków. Powiedział: "Mój syn uczy się na górze, żeby zapewnić sobie lepszą przyszłość, a wasze nieustanne zabiegi, żeby zwrócić na siebie uwagę, rozpraszają go".

W rzeczywistości mierzyłem właśnie wtedy mojego, ale te hałasy istotnie rozpraszały moją uwagę. Ciągle gubiłem odpowiednie miejsce na linijce.

22. Niedziela

O piątej po południu Rosie zaczęła raczkować. Rodzice zgotowali jej entuzjastyczną owację.

  1. Poniedziałek

Moje wypracowanie z angielskiego pt. "Rozpacz" zostało głośno odczytane w klasie.

Pod koniec czytania wszyscy mieli miny raczej żałosne. Jest to historia chomika cierpiącego na nieule­czalną chorobę. Zapytałem pana Lamberta-Fossing­ton-Gore, czy jest to na odpowiednim poziomie dla BBC.

Roześmiał się i powiedział: "Raczej dla Muzeum Historii Naturalnej w Bristolu".

Posłuchałem jego rady i wysłałem tam wypracowa­nie.

24. Wtorek

Powiesiłem na drzwiach wywieszkę: "Uwaga. Nikt nie ma prawa przebywać po drugiej stronie drzwi". Mam dosyć zakłócania mojego spokoju.

25. Środa

Nikt nie przyszedł mnie obudzić. Spóźniłem się do szkoły, a kiedy wróciłem do domu, brudna bielizna ciągle leżała na podłodze w moim pokoju i zasłony były zasunięte.

26. Czwartek

Z ogródka na tyłach domu skradziono mój wyścigowy rower.

Pierwsze podejrzenia padły na śmieciarzy. Nigdy nam nie wybaczyli, że zeszłego lata w naszych pojemni­kach na śmieci zalęgły się robaki.

27Piątek

Poszedłem w ślad za śmieciarzami w górę naszej ulicy I usiłowałem podsłuchać jakiś podejrzany strzęp rozmowy, ale rozmawiali wyłącznie o Lenie Fair­dough.

Jeden z nich ostrzegł mnie, żebym się trzymał z daleka od maszyny mielącej w tyle ciężarówki. Czyżby była to aluzja do ewentualnej przemocy, jeśli ośmielę się przekazać moje podejrzenia policji?

28. Sobota

Dzisiaj Nigel przyprowadził mój rower.

Zamierzał na nim uciec, żeby uniknąć egzaminów, ale zrezygnował z tego planu, kiedy ojciec kupił mu pomoce audiowizualne do nauki. Jesteśmy jedyną rodziną na całej ulicy, która nie ma magnetowidu, więc proszenie rodziców O podobne pomoce mija się z ce­lem. Będę musiał polegać jedynie na własnym umyśle.

2 9. Niedziela

Cały dzień leżałem w łóżku powtarzając do egzaminów.

Bert Baxter dzwonił trzykrotnie, ale na moją prośbę rodzice za każdym razem odpowiadali, że nie ma mnie w mieście.

Za trzecim razem mama zapytała: "Bert, czy chodzi o coś ważnego?" Bert na to: "Niezupełnie. Chciałem mu tylko powiedzieć, że to chyba moje dziewięćdzie­siąte urodziny".

Czułem się jak nędzny szczur, ponieważ udawałem, że nie było mnie w mieście. Poszedłem do Berta i dałem mu dziewięćdziesiąt serdecznych szturchańców (choć nie mam wątpliwości, że należał mu się jeszcze jeden). Chyba mu to dobrze zrobiło.

30 . Poniedziałek

Napisałem piosenkę dla zespołu reggae Danny'ego Thompsona.

SŁUCHAJ, CO MÓWI,

słowa Adriana Mole'a

Siostry i bracia słuchajcie Jah.

Słuchajcie słów jego z bliska i z daleka.

Hajle Sellassje siedzi na tronie.

Słuchajcie, co mówi; słuchajcie. co mówi

(powtórzyć 10 razy)

JAH! JAH! JAH!

Powstańcie i idźcie za Sellassje królem.

Przyniesie wam nowe jutro.

Etiopia to nowa wam nadzieja

Słuchajcie. co mówi; słuchajcie, co mówi

(powtórzyć 20 razy)

Na geografii dałem to Danny'emu Thompsonowi. Przeczytał i powiedział: "Nieźle jak na białego!"

Co za bezczelność, on jest dwa razy bielszy ode mnie! Mama Pandory uznała, że wydarzenia w naszej rodzinie przekraczają jej zrozumienie. Poradziła, żebyśmy skorzystali z pomocy terapeuty od spraw rodzinnych.

31 Wtorek

Dostałem list od Johnny'ego Tydemana.

Nie przypominam sobie żadnych cytatów, na które się powołuje. Czy rzeczywiście napisałem wiersz "Je­sienne odrodzenie"?

Musiałem to napisać w kwietniu, kiedy równowaga mojego umysłu była lekko zakłócona.

British Broadcasting Corporation 30 maja

Drogi Adrianie Mole'u,

nie zamierzam nazywać Cię "Aidy” i sądzę, że nieco przedwcześnie zacząłeś zwracać się do mnie per "Johnny". W istocie nigdy nie używam tej formy imienia, jedynie "John". Nie chciałbym występować w roli napuszonego starca, ale kiedy osoba w twoim wieku pisze do kogoś oficjalny list, uprzejmość nakazuje zachowanie formal­nych zwrotów, choć na tym etapie naszej korespondencji nie mam nic przeciwko temu, żebyś zwracał się do mnie per "drogi Johnie Tydeman". Ale w żadnym wypadku nie "Johnny". Mam wiele przydomków znanych moim przyjaciołom, nie mam jednak zamiaru zdradzić Ci żadnego z nich. Wiążą się one zresztą na ogół z moim nazwiskiem, nie z imieniem.

Twój ostatni list był w sumie raczej dziwny. Czyżbyś przypadkiem dobrał się do barku rodziców? Czy też opróżniłeś tylko resztki wina z poprzedniego wieczoru? Mam nadzieję, że nie próbowałeś znowu wąchać kleju? Bardzo jestem zadowolony, że postanowiłeś nie kończyć z sobą jeszcze w tym roku. Byłoby to szokujące marnotraw­stwo. Poeta może umrzeć młodo jedynie w przypadku, gdy napisał już wiele innych udanych wierszy, jak Keats, Shelley, Chatterton i spółka. Większość poetów na starość pisze brednie vide Wordsworth i znaczna część Tennysona. Nie mam wątpliwości, że przyprawiłbyś mamę o rozpacz, więc lepiej, żebyś żył. Najwidoczniej pod jakimś tajemniczym wpływem Twoja grama­tyka zeszła na psy, np. "poszłem do biblioteki". Jednak wiersz "Jesienne odrodzenie" zawiera niewątpliwie dobre momenty. Podo­ba mi się gra słów z facetami. Choć jest trochę prymitywna. "Rozmaryna” w istocie nazywa się rozmaryn (sic nie sik), więc w żaden sposób nie daje się rymować z wazeliną.

Nie martw się o swoje akta. Zostaną zmielone, zanim dotrze do nich KGB. Twoje tajemnice są całkowicie bezpieczne w naszych archi­wach.

Z najlepszym i życzeniami powodzenia w próbach pisarskich

oddany

John Tydeman

Czerwiec

  1. Środa.

To będzie ostatni wpis przed egzaminami.

Zaraz ma przyjść Courtney Elliot, żeby udzielić mi ostatnich wskazówek. Muszę przerwać, bo właśnie podjechała jego taksówka.

2. Czwartek

Wczoraj wieczorem rodzice poszli do terapeuty od spraw rodzinnych. W czasie ich nieobecności oddawa­liśmy się z Pandorą bardzo intensywnym uściskom, tak intensywnym, że czuję, jakby spadł ze mnie ciężki kamień.

Jeżeli nie zdam, nie ma to znaczenia.

Poznałem, co znaczy miłość prawdziwej kobiety.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Townsend Sue Bolesne dojrzewanie Adriana Mole a
Adrian Mole lat 13 i 34 Sekretny dziennik Sue Townsend
Adrian Mole lat 13 i 3 4 Sekretny dzien Sue Townsend
Adrian Mole Czas capuccino Sue Townsend
Townsend Sue Adrian Mole 02 Adrian Mole Męki dorastania
Townsend Sue 2 Męki dorastania Adriana Mole a
Streszczenie Sekretnego dziennika Adriana Mole a lat 13 i ¾
Townsend Sue Szczere wyznania Adriana Alberta Mole a
Sue Townsend 03 Szczere wyznania Adriana Alberta Mole a
Prezentacja 13 Dojrzewanie 2
Etapy dojrzewania kopalnej materii organicznej
dusznica bolesna stabilna - ktostam - 4 rok - am bydgoszcz, IV rok Lekarski CM UMK, Kardiologia, Ćwi
Kilka przepisów na wędliny dojrzewające
10 dojrzewanie limfoc

więcej podobnych podstron