Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
.
Tytu³ orygina³u:
Adrian Mole: The Cappuccino Years
Copyright © 1999 by Sue Townsend
All rights reserved
Copyright © for the Polish edition
by Wydawnictwo W.A.B., 2002
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo W.A.B., 2002
Wydanie I
Warszawa 2002
Dla Louise
Ten wielki dzieciuch nie wyszed³ jeszcze z pieluch.
Szekspir, Hamlet, przek³ad Józefa Paszkowskiego
...istotnie, mogliœmy nie dojechaæ, jednak¿e dojechaliœmy
i gdyby wszyscy ludzie wiêcej rozumowali, przekonaliby siê,
i¿ ¿ycie niewarte jest tego, by o nie tak bardzo siê troszczyæ...
Michai³ Lermontow, Bohater naszych czasów,
przek³ad Wac³awa Rogowicza
Spis g³ównych postaci:
A B B O I A L A N
– przedstawiciele filii trustu Terrence’a
Higginsa na miasto Ashby-de-la-Zouch, wydelegowani
przez kolektyw do udzia³u w kondukcie ¿a³obnym,
id¹cym za trumn¹ ksiê¿nej Diany
A N D R Z E J
– kot Archiego Taita
A N N E T T E
– uliczna sprzedawczyni dziennika „Standard”,
uprawiaj¹ca stosunki cielesne z Malcolmem, pomy-
waczem w Hoi Polloi, restauracji, w której pracuje Adrian
A S H B Y
– plastikowa lalka Rosie Mole, odgrywaj¹ca rolê
dzidziusia
J E F F R E Y A T K I N S
– doradca stomatologiczny Adriana, ³a-
godny mê¿czyzna o rudych brwiach
A Z I Z
– asystent kucharza w Hoi Polloi
L E S B A N K S
– pechowy budowlaniec, zatrudniony przez
Adriana do pracy przy domu Archiego Taita
B E R T B A X T E R
– niedawno zmar³y znajomy Adriana,
emerytowany komunista, najstarszy i najpaskudniejszy
mieszkaniec Leicester; umar³ w przeddzieñ swych sto
szóstych urodzin
B E L I N D A
– osobista asystentka Zippa Montefioriego
G L E N N B O T T
– syn Sharon Bott, sp³odzony albo przez
Barry’ego Kenta, albo przez Adriana Mole’a; zdaniem
Rosie Mole psychopata, który wszak¿e odziedziczy³ po
Adrianie nos
S H A R O N B O T T
– dawna mi³oœæ Adriana, matka Glenna
Botta; równie¿ matka Kenta, Bradforda i Caistera
I V A N B R A T H W A I T E
– ojciec Pandory, niezale¿ny kon-
sultant mleczarski i wolnomyœliciel
7
D R P A N D O R A B R A T H W A I T E
– cz³onkini parlamentu
z okrêgu Ashby-de-la-Zouch, samozwañczo okreœlaj¹ca
siê jako „najjaœniejsza gwiazda na niebosk³onie” oraz
„ludowa Pan”; m³odzieñcza mi³oœæ Adriana Mole’a, który
w 1981 jako pierwszy w³o¿y³ d³oñ (lew¹) pod jej bia³y
sportowy stanik
T A N I A B R A T H W A I T E
– matka Pandory, wyk³ada zagad-
nienia kobiece na Uniwersytecie De Montforta
B I L L B R O A D W A Y
– podwykonawca Lesa Banksa
A L F I E C A I N E
– podrabiany londyñczyk, prezenter Sma
-
¿alni, programu Kruszonka Productions
C A T H
– asystentka realizatora Podróbek bez podróbki!, inne-
go programu Kruszonka Productions
J A C K C A V E N D I S H
– starszy goœæ, konkubent Pandory,
alkoholik i profesor filologii w Oksfordzie
P A N C H A N G
– dentysta, który przesta³ leczyæ biednych,
gdy¿ „sami sprowadzaj¹ na siebie próchnicê”
P A N I C L O U G H
– zwolenniczka laburzystów i samotna
matka trojga dzieci
C W A N Y C L I V E
– znany Adrianowi przestêpca, dostarcza
zezwoleñ na parkowanie w centralnym Londynie
L I L L I A N D A L E
– kandydatka Partii Zielonych z okrêgu
Ashby-de-la-Zouch
M A B E L D ’ A R C Y
– emerytka, stronniczka sir Arnolda
Tuftona; jej prapradziadek by³ jednym z oficerów
ocala³ych z katastrofy „Titanica”
D O U G G I E
– konkubent Sharon Bott
C H A R L I E D O V E C O T E
– adwokat Pauline Mole
D U ¯ Y A L A N
– w³aœciciel Sekretów oraz modnego pijac-
kiego lokalu 165
D Y L
– w³aœciciel sklepu Gor¹ce Dyle w Soho, po³o¿onego
naprzeciwko Hoi Polloi
B R I C K E A G L E B U R G E R
– agent literacki Barry’ego Kenta
E D D I E S T O B A R T
– przedsiêbiorstwo przewozowe; nie-
którzy jego kierowcy przyjaŸnie machaj¹, inni nie
P A N N A E L F
– nieœmia³a, atoli niez³omna etycznie nauczy-
8
cielka sztuki dramatycznej Adriana i Pandory w liceum
im. Neila Armstronga
E L E A N O R F L O O D
– osoba o w¹t³ych nadgarstkach, pro-
wadz¹ca uzupe³niaj¹ce lekcje czytania w liceum im. Neila
Armstronga
D R F O N G
– lekarz badaj¹cy Williama Mole’a w Infirmerii
Królewskiej w Leicester
L E N F O X
– przestêpca; król komórek i przyjaciel sir Arnolda
Tuftona
F R E D G I P T O N
– aktor z dojœciem do informacji o wynikach
wyborów powszechnych
B O S T O N G O L D M A N , P Ó N I E J G O L D P E R S O N
– osobista
asystentka Bricka Eagleburgera
M A R C I A G R I M B O L D
– kandydatka partii Przywróæcie
Stawki
G L O R I A H E T H E R I N G T O N
– ¿ona Godfreya
G O D F R E Y H E T H E R I N G T O N
– seryjny morderca, g³ówny
bohater Bia³ej furgonetki, przezabawnej komedii Adriana;
za dnia ksiêgowy, noc¹ zabójca
H U M F R I
– kot adoptowany przez Malcolma; bardzo po-
dobny do Humphreya, kota z Downing Street
J I M M Y G R E K
– w³aœciciel greckiej tawerny s¹siaduj¹cej
z restauracj¹ Hoi Polloi
J U S T I N E
– tancerka; wystêpuje na kolanach d¿entelmenów
w klubie Sekrety
K E N N E T H
– kelner w Hoi Polloi
B A R R Y K E N T
– by³y skin i miejscowy bandzior, obecnie
wybitny pisarz i poeta; autor wiersza Nadzy i klasycznej
pozycji literatury wpó³czesnej Dziennik Dorka
E D N A K E N T
– mama Barry’ego Kenta; sprz¹taczka toalet,
póŸniej absolwentka dwóch fakultetów i sekretarka Pan-
dory w Izbie Gmin
K E V I N
– nieprzyjazna osobistoœæ sprzedaj¹ca w domu towa-
rowym Hamleys
S A N D R A L E A F
– stra¿niczka o kwadratowej szczêce, za-
trudniona przez firmê ochroniarsk¹ Cytadela; w wieczór
wyborczy poddaje Pauline Mole rewizji osobistej, czym
9
wzbudza jej s³uszny gniew, ³¹cznie z groŸb¹ wst¹pienia na
drogê s¹dow¹
L I C E U M I M . N E I L A A R M S T R O N G A
– alma mater Adriana,
Pandory, Nigela i Barry’ego Kenta
L U C Y
– pielêgniarka w Infirmerii Królewskiej w Leicester;
samotna matka
L U I G I
– szef sali w Hoi Polloi, w³oski komunista, g³osuje na
liberalnych demokratów; mieszka w Croydon
S K Y L U P I N
– antystresowy terapeuta Adriana
M A L C O L M
– pomywacz w Hoi Polloi; pogl¹dy wyborcze –
niezdecydowane
M A R I L Y N
– urzêdniczka bankowa w stylu kamikadze
A A R O N M I C H E L W A I T E
– elokwentny, lecz odra¿aj¹cy
m³odzian, którego przyjaŸni¹ cieszy siê Rosie Mole
G E O R G E M O L E
– ojciec Adriana; bezrobotny, cierpi na
dysfunkcjê erekcji
J O J O M O L E
– ¿ona Adriana, po separacji wróci³a do rodzin-
nej Nigerii; matka Williama, osoba piêkna, zdolna,
zamo¿na i utalentowana; szczerze mówi¹c, zawsze znacz-
nie przerasta³a Adriana, zw³aszcza ¿e jest o dziesiêæ
centymetrów wy¿sza
P A U L I N E
M O L E
–
matka
Adriana;
niezaspokojona,
niespe³niona wielbicielka Germaine Greer i feminizmu
R O S I E
M O L E
– siostra Adriana; piêtnastoletni wamp
o niewyparzonej gêbie
S U S A N M O L E
– ciotka Adriana oraz Stra¿niczka Wiêzienna
Roku 1997; pozostaje „w zwi¹zku ma³¿eñskim” z Amand¹
W I L L I A M M O L E
– synek Adriana; uwielbia Teletubisie
i programy Jeremy’ego Clarksona
Z I P P O M O N T E F I O R I
– dyrektor Kruszonka Productions,
producent Podróbek bez podróbki! oraz Sma¿alni
K E I T H M U T T O N
– kandydat Partii Potwornie Ob³¹kanych
Oszo³omów
D R N G
– lekarz Adriana, przepisuje mu prozac
N I G E L
– najlepszy przyjaciel Adriana ze szko³y, obecnie gej,
buddysta i kierowca furgonetki w sklepie odzie¿owym
Next
10
N O B B Y
– robotnik u Lesa Banksa
N O R B E R T
– ch³opak Nigela
L I A M O ’ C A S E Y
– student, s¹siad Archiego Taita
O , P £ A S K I E W Z G Ó R Z A M E J O J C Z Y Z N Y !
– powieœæ Adria-
na, póŸniej nazwana Birdwatching, która, w co trudno
uwierzyæ, wci¹¿ czeka na wydawcê
M I R A N D A P A N K H U R S T
– adwokatka Sharon Bott
P A N I P A R V E Z
– radna z ramienia libera³ów; w³aœcicielka
sp. z o.o. Psota, przedszkola, do którego uczêszcza
William Mole
R O G E R P A T I E N C E
– nowy dyrektor liceum im. Neila
Armstronga
I D A P E A C O C K
– rencistka, cz³onkini Partii Liberalnych
Demokratów, przekonana, ¿e Tony Blair da jej nowe
stawy biodrowe
B O B P E R K I N S
– w³aœciciel centrum ogrodniczego swego
imienia
L E N N I E P U R B R I G H T
– kierownik kampanii wyborczej
Pandory, rodowity londyñczyk, poprzednio w³aœciciel
straganu z tr¹bikami sfa³dowanymi
R A J I T
– pracownik stacji benzynowej BP
S A S H A
– pomocnik kucharza w Hoi Polloi
P E T E R S A V A G E
– arystokrata i ordynus, w³aœciciel Hoi
Polloi; wyznawca tradycyjnego angielskiego jad³ospisu,
polegaj¹cego na braku wyboru; w chwilach stresu nie
trzyma moczu; nienawidzi Tony’ego Blaira i nowych
laburzystów
K I M S A V A G E
– by³a ¿ona Savage’a, dostarcza kwiaty oso-
bom z by³ego towarzystwa
S E A N
– kelner w Hoi Polloi
P A N S C R U T O N
– vel „Wy³upiasty Scruton”; by³y dyrektor
liceum im. Neila Armstronga; wœciekle oddany pani
Thatcher
D E V S I N G H
– wielbiciel dwuznaczników, wspó³prezenter
Podróbek bez podróbki!
C H R I S T I N E S P I C E R - W O O D S
– kandydatka Partii Les-
bijskich Antyglobalizacyjnych Socjalistek (LAS-ki)
11
A R T H U R S T O A T
– redaktor i dyrektor Stoat Books sp. z o.o.,
chce wydaæ Podróbki bez podróbki! w wersji ksi¹¿kowej
D R S U R I N D E R
– lekarz badaj¹cy Williama w Infirmerii
Królewskiej w Leicester
J U S T I N S W A Y W A R D
– pracownik i pe³nomocnik s¹dowy
sklepu obuwniczego Shoe Mania!
A R C H I E T A I T
– emeryt, g³osuje na socjallaburzystów
P A N N A T R E L L I S
– nauczycielka matematyki Glenna Botta
S I R A R N O L D T U F T O N
– cz³onek parlamentu z ramienia
Partii Konserwatywnej na okrêg Ashby-de-la-Zouch;
wyborczy rywal Pandory
J U L I A N T W Y S T L E T O N - F I F E
– gej, by³y m¹¿ Pandory
R O N V A L E N T I N E D U F F
– kandydat partii Repatriowaæ
Cudzoziemców
P A N I W E L L I N G S B O R O U G H
– recepcjonistka pana Changa
D ¯ A D ¯ K D ¯
W L D ¯ K D ¯ K D ¯ W
– t³umacz z Belgradu,
zainteresowany przek³adem Birdwatching
W O N K Y D A V E
– did¿ej stacji radiowej Zouch FM
H A R R Y W O R T H I N G T O N
– emeryt, stronnik laburzystów
Z O
– fryzjerka i charakteryzatorka w Kruszonka Productions
Dean Street, Soho
œroda 30 kwietnia 1997
I znów ujmujê pióro, aby opisaæ „wa¿ki moment w za-
biegach ludzi” (dziêki Bogu, to jest dziennik sekretny, nie
muszê wiêc dodawaæ „ze szczególnym uwzglêdnieniem
kobiet”).
Prorokujê, i¿ pojutrze, 2 maja, z nastaniem œwitu, po
osi¹gniêciu znikomej wiêkszoœci g³osów, Partia Pracy
z trudem utworzy kolejny rz¹d. Wszelkie zapowiedzi
mia¿d¿¹cego zwyciêstwa to histeryczne brednie, podsycane
przez media.
Swoj¹ przepowiedniê opieram na „dojœciu” do informacji.
Dojœcie owo stanowi niejaki Fred Gipton, aktor, który
wystêpowa³ w sztuce Pan inspektor przyszed³ razem z Tonym
Boothem, teœciem naszego przysz³ego premiera. Gipton
puœci³ farbê w Hoi Polloi, restauracji, gdzie pracujê, po
spo¿yciu dwóch butelek piwa, jednego pernoda i sorbetu na
wódce. Ub³agawszy mnie, bym „nie puœci³ pary z gêby”,
wyzna³, ¿e bardzo okrê¿n¹ drog¹ obi³o mu siê o uszy, i¿ pan
Blair spodziewa siê zwyciêstwa z minimaln¹ przewag¹.
Podobno mówiono o trzech g³osach. Gipton pos¹dza pana
Blaira o noszenie peruki, ale jestem pewny, ¿e to nieprawda.
Mam nagranie wideo z wiadomoœci o dziesi¹tej, gdzie pan
Blair wysiada z helikoptera na szkolnym boisku. Starannie
obejrza³em stop-klatkê i twierdzê, ¿e ¿adna peruka nie
wytrzyma³aby turbulencji wywo³anej przez œmig³o – to s¹
w³asne w³osy Tony’ego, certainement!
NajwyraŸniej liczy siê ka¿dy g³os, tote¿ dziœ wieczorem,
po zakoñczeniu zmiany w restauracji, zamierzam udaæ siê
do urny w Ashby-de-la-Zouch. Ale gdy powiedzia³em Sa-
vage’owi, ¿e chcê wzi¹æ wolny dzieñ na g³osowanie, wyg³osi³
15
tyradê na temat g³upoty, jak¹ by³o przyznanie „hoi polloi”
prawa g³osu.
– Gdybym to ja, k..., rz¹dzi³ tym krajem – oznajmi³
(nie potrafiê siê zmusiæ, by napisaæ w ca³oœci s³owo „k...”)
– da³bym prawo g³osu wy³¹cznie mê¿czyznom powy¿ej
czterdziestego pi¹tego roku ¿ycia, którzy zarabiaj¹ ponad
siedemdziesi¹t tysiêcy funtów rocznie.
– Nie pozwoli³by pan g³osowaæ kobietom? – upewni³em
siê, nie wierz¹c w³asnym uszom.
– Nie, k..., w ¿adnym razie! – rozindyczy³ siê Savage. – To
s¹, k..., wariatki! U nich zawsze jak nie ZNP, to HTZ albo inne
WLM!
Próbowa³em mu wyjaœniæ, ¿e WLM oznacza widoczn¹
liniê majtek, ale jak zwykle g³os rozs¹dku doñ nie dociera³.
Gdy przeszed³ do wyliczania przestêpstw i wykroczeñ swej
¿ony Kim (z któr¹ jest w separacji), oddali³em siê do kuchni
i zacz¹³em robiæ sos cebulowy do zrazików.
Zaczeka³em, a¿ Savage siê uspokoi, i spróbowa³em
znowu.
– Proszê pana – powiedzia³em – od pó³tora miesi¹ca nie
mia³em wolnego dnia.
– A ty na kogo zamierzasz g³osowaæ? – spyta³ zaczepnie.
Nie podoba³o mi siê to pytanie, odpowiedzia³em jednak:
– Na Partiê Pracy.
– W takim razie, k...., nic z tego, stary! – wrzasn¹³.
Wsadzi³ szklankê pod dozownik rumu, nape³ni³ j¹ do
po³owy (albo pozostawi³ w po³owie pust¹ – interpretacja
zale¿y od typu osobowoœci), a nastêpnie bez mrugniêcia
okiem poci¹gn¹³ spory ³yk, jakby pi³ sok owocowy.
– Mam utraciæ cennego cz³onka personelu w jednym
z najbardziej ruchliwych dni w roku tylko po to, ¿eby ten
peda³ Blair wygra³ wybory? – wykaszla³, zaci¹gaj¹c siê
paskudnym francuskim papierosem.
Zwróci³em mu uwagê, ¿e pan Blair nie tylko nie jest ciot¹,
lecz nawet sp³odzi³ troje dzieci, ale Savage tylko zabulgota³
flegm¹, zaœmia³ siê straszliwie, krzy¿uj¹c przy tym nogi
(w chwilach stresu nie trzyma moczu), po czym podprowadzi³
16
mnie do drzwi restauracji i wskaza³ po³o¿ony naprzeciwko
sklep Gor¹ce Dyle. Dyl we w³asnej osobie w³aœnie rozwiesza³
nabijane æwiekami skórzane gacie na stojaku w oknie
wystawowym.
– To sklep dla ciot, mam racjê, Mole? – zapyta³ Savage,
chuchaj¹c mi w twarz oparami rumu.
– Owszem, specjalizuje siê w ubiorach i akcesoriach dla
homoseksualistów – przyzna³em.
– I co, naprawdê s¹dzisz, i¿ ¿ a d e n z klientów Dyla nie
jest szczêœliwie ¿onaty? – zapyta³ Savage, teatralnie zni¿aj¹c
g³os.
– No, wszystko jasne – odpar³em z gryz¹c¹ ironi¹. –
Ma³¿eñstwo pana Blaira to fasada, a jego dzieci sp³odzone
zosta³y w ³o¿u cynizmu wy³¹cznie dla zamydlenia oczu
narodowi brytyjskiemu. Pewnego piêknego dnia wyborcy
dadz¹ siê zwieœæ i zag³osuj¹ na cz³owieka, który tylko udaje
heteroseksualnego socjalistê, gdy tymczasem...
– Wspomnisz moje s³owa, Mole. Blair to przyjaciel Dyla,
znam siê na tym, k..., a poza tym, k..., co z niego za socjalista?
Wstawi³em kapustê na obiad – Savage lubi, jak kapusta
gotuje siê przez co najmniej pó³ godziny. W ogóle od czasu
gdy Savage wprowadzi³ swój tradycyjny angielski jad³ospis,
czyli Brak Wyboru, gotowanie to dla mnie bu³ka z mas³em.
Oto menu dzisiejszej uczty:
zupa pomidorowa Heinza z puszki
(z grzankami z bia³ego chleba)
szare zraziki baranie
gotowana kapusta z ziemniakami
ï la Dan Quayle
ciemnobr¹zowy sos cebulowy
pudding „nakrapiany Wacek”
ï la Clinton
budyñ Bird’s (ko¿uch 6 funtów ekstra)
ser cheddar, krakersy maœlane
kawa neska
17
miêtówka w czekoladzie After Eight
Ceny nie zawieraj¹ op³aty za obs³ugê.
Goœci uprasza siê o palenie miêdzy daniami.
Fajki i cygara szczególnie mile widziane.
Wszystkie stoliki w restauracji zarezerwowane s¹ na szeœæ
tygodni naprzód. Wczoraj wieczorem Savage odmówi³
wstêpu ksiê¿nej Kentu. Nie posiada³a siê z rozpaczy.
Krytyk kulinarny „Sunday Timesa” A.A. Gill napisa³ w re-
cenzji, ¿e Hoi Polloi podaje pod³e ¿arcie rodem z sierociñca.
„Kie³basa na moim talerzu do z³udzenia przypomina³a ³ajno:
wygl¹da³a jak ³ajno, smakowa³a jak ³ajno, cuchnê³a jak ³ajno,
mia³a konsystencjê ³ajna. Prawdê mówi¹c, po namyœle
dochodzê do wniosku, ¿e zapewne podano mi ³ajno”.
Savage kaza³ powiêkszyæ opiniê Gilla na ksero i przyklei³
j¹ w oknie, gdzie przyci¹ga rzesze zachwyconych czy-
telników.
Oko³o pó³nocy zapyta³em wspó³pracowników – tych,
którzy rozumiej¹ po angielsku – czy wezm¹ udzia³ w wy-
borach. Szef sali, Luigi, we W³oszech jest komunist¹, ale
w Croydon, gdzie obecnie mieszka, zamierza g³osowaæ na
socjallibera³ów. Pomywacz Malcolm oznajmi³, ¿e zastanawia
siê nad oddaniem g³osu na konserwatystów, „bo chc¹ pomóc
tym, którzy prowadz¹ dzia³alnoœæ gospodarcz¹ i sami siê
zatrudniaj¹”. Przypomnia³em mu, i¿ musia³ zarejestrowaæ
dzia³alnoœæ gospodarcz¹ tylko dlatego, ¿e Savage nie chcia³
p³aciæ za niego ubezpieczenia i podatku, Malcolm wszak¿e
oœwiadczy³, ¿e lubi Johna Majora, gdy¿ on (Malcolm)
wychowywa³ siê w rodzinie zastêpczej w Huntingdon, okrêgu
wyborczym Majora. Patrz¹c, jak Malcolm zmaga siê w zlewie
z blach¹ po „nakrapianym Wacku”, zapyta³em go, co s¹dzi
o programie konserwatystów.
– Mówi¹, ¿e nie podwy¿sz¹ podatków – odpar³ swoim
piskliwym g³osem.
– Malcolm – zdziwi³em siê – przecie¿ ty nie p³acisz
podatków. Dostajesz forsê do rêki. Nie ma ciê w ksiêgach,
18
dziêki czemu pobierasz zasi³ek. W dodatku masz zêby za
darmo, karetkê do szpitala za darmo, wszystko za darmo.
Malcolm zamyœli³ siê.
– Hmm, to mo¿e zag³osujê na Partiê Pracy...
czwartek 1 maja
Z Dean Street w londyñskim Soho na Wisteria Walk
w Ashby-de-la-Zouch w hrabstwie Leicester jecha³em
niespe³na trzy godziny. NieŸle, zwa¿ywszy, ¿e ani razu nie
przekroczy³em dozwolonej prêdkoœci. Po drodze s³ucha³em
audycji Talk Radio, w której doktor Pandora Brathwaite,
kandydatka
Partii
Pracy
z
naszego
okrêgu,
mówi³a
o wartoœciach rodzinnych. Tak mnie to oburzy³o, ¿e omal nie
zakrztusi³em siê landrynk¹ i z emocji wjecha³em na pas
szybkiego ruchu. Ale¿ z niej hipokrytka!
Pandora jawnie gardzi wartoœciami rodzinnymi. Jej
pierwszy m¹¿ Julian nie ukrywa³ swego homoseksualizmu,
ba, wrêcz siê nim che³pi³. Obecny konkubent Pandory, Jack
Cavendish, by³ trzykrotnie ¿onaty i ma dziesiêcioro
uznanych dzieci, z których troje przebywa w rozsianych po
ca³ym kraju oœrodkach odwykowych dla narkomanów.
Najstarsza latoroœl wci¹¿ gnije w tureckim wiêzieniu,
a reszta najwyraŸniej lgnie do rozmaitych sekt religijnych –
najm³odszy syn Jacka, Tom, niedawno zosta³ plebanem
w Hull.
Tajemnic¹ pozostaje, w jaki sposób Pandorze uda³o siê
zdobyæ akceptacjê komisji klasyfikacyjnej Partii Pracy – b¹dŸ
co b¹dŸ, pali co najmniej dwie paczki papierosów dziennie.
Dziennikarz w radiu zapyta³ j¹ o ¿yciowego partnera.
– Jest profesorem filologii w Oksfordzie – odpar³a
schrypniêtym g³osem. – I bardzo mnie wspiera. Ale – doda³a –
ja te¿ go wspieram.
– Rzeczywiœcie, potrzebuje wsparcia! – krzykn¹³em do
radia w samochodzie. – To na³ogowy alkoholik i po ósmej
wieczór nie potrafi ustaæ o w³asnych si³ach!
Przy osiemnastym zjeŸdzie z autostrady skoñczy³y mi siê
landrynki Opal Fruits, wiêc zatrzyma³em siê na stacji
19
benzynowej i kupi³em trzy paczki. Mo¿e producent dodaje
do nich coœ uzale¿niaj¹cego? Jakoœ du¿o ich jem ostatnio.
Niedawno obudzi³em siê w nocy i z rozpacz¹ stwierdzi³em, ¿e
nie mam ani jednej landrynki w domu. D³ugo przemierza³em
ulice Soho, aby je znaleŸæ. Niespe³na dwie minuty po tym, jak
wyszed³em z domu, zaoferowano mi lesbijski seks, heroinê
i zegarek Rolex, ale wytropienie paczki Opal Fruits zajê³o mi
przesz³o pó³ godziny.
Rz¹dy laburzystów zmieni¹ to wszystko. Pan Blair jest
szczerym chrzeœcijaninem i przewidujê, i¿ po wyborach przez
kraj przetoczy siê fala odrodzenia religijnego. Têskniê do
dnia, kiedy zbudzê siê rano i stwierdzê, ¿e – alleluja! – ja tak¿e
wierzê w Boga!
Kiedy wracaj¹c do samochodu, rozrywa³em torebkê
z Opal Fruits, podszed³ do mnie wysoki mê¿czyzna
w kombinezonie kierowcy ciê¿arówki. Ze sposobu, w jaki za-
grodzi³ mi drogê grubym ramieniem, poj¹³em, ¿e coœ musia³o
go bardzo rozgniewaæ.
– To ty jesteœ ten wa³ w austinie montego? – zapyta³. – Ten,
co setk¹ wlók³ siê œrodkowym pasem?
Nie spodoba³ mi siê jego agresywny ton. Zwróci³em mu
uwagê, ¿e autostrada jest mokra, a sto kilometrów na godzinê
to zupe³nie wystarczaj¹ca prêdkoœæ.
– Od Watford ci¹gnê siê za tob¹ t¹ cholern¹ ciê¿arówk¹ –
zawarcza³. – Nie widzia³eœ, ¿e mrugam œwiat³ami?
– Myœla³em, ¿e to gest przyjaŸni – odpar³em.
– A kto by siê chcia³ przyjaŸniæ z takim kutasem?
Siedzia³em w samochodzie i patrzy³em, jak gbur wskakuje
do szoferki. Z ulg¹ zauwa¿y³em, ¿e nie pracuje dla Eddiego
Stobarta – kierowcy tej firmy do kombinezonów nosz¹ ko-
szule i krawaty, ich wozy zaœ s¹ zawsze nieskazitelnie czyste.
Ten ba³wan wióz³ ³adunek wody mineralnej z Kornwalii do
hrabstwa Derby. Po co? Ca³e Derbyshire sk³ada siê z wody
mineralnej. Wrêcz nie mo¿na siê tam ruszyæ, ¿eby nie wpaœæ
do potoku, ruczaju albo innej wartkiej stru¿ki.
Posta³em przez chwilê na parkingu, czekaj¹c, a¿ szaleniec
w ciê¿arówce oddali siê o kilka kilometrów, po czym wró-
20
ci³em na autostradê i pomny doznanych przykroœci, doda³em
gazu, zwiêkszaj¹c prêdkoœæ do stu dziesiêciu km/godz.
Tu¿ po zjeŸdzie z autostrady ujrza³em przed sob¹ œliczn¹
twarz Pandory, wpatruj¹c¹ siê we mnie z plakatu wyborczego,
przybitego do kasztanowca na poboczu. Zatrzyma³em samo-
chód i wysiad³em, aby lepiej przyjrzeæ siê zdjêciu. By³o
olœniewaj¹ce, stylizowane na fotosy gwiazd hollywoodzkich
z lat czterdziestych. W³osy Pandory, ciemnoblond rozjaœniane
w pasemka, opada³y jej na ramiona b³yszcz¹cymi falami,
rozchylone usta ukazywa³y zêby bia³e niczym reklama pasty
Harpic, oczy mówi³y „³ó¿ko!” Mia³a na sobie ciemne
wdzianko, spod którego wyziera³ dyskretny skrawek bia³ej
koronki oraz znacznie bardziej sugestywny dekolt. Zrozu-
mia³em, ¿e ka¿dy mê¿czyzna w Ashby-de-la-Zouch pójdzie
g³osowaæ na ni¹ choæby na kolanach.
I pomyœleæ, ¿e ja, Adrian Mole, pierwszy uca³owa³em te
boskie wargi i pierwszy wsun¹³em d³oñ (lew¹) pod jej bia³y,
sportowy stanik. I ¿e 10 czerwca 1981 roku Pandora wyzna³a,
¿e mnie kocha.
Nie ma znaczenia, ¿e by³a ju¿ raz zamê¿na. Po prostu
wiem, ¿e naprawdê kocha tylko mnie i do mnie nale¿y.
Jesteœmy dla siebie niczym Artur i Ginewra, niczym Romeo
i Julia, niczym Karol i Camilla.
Kiedy Pandora zjawi³a siê na moim œlubie z Jo Jo,
ukradkiem otar³a ³zê, po czym powiedzia³a do mojej ¿ony:
– Kondolencje.
Natychmiast przeprosi³a za faux pas i poprawi³a siê:
– To znaczy, chcia³am powiedzieæ, gratulacje.
Ale ja poj¹³em, ¿e owo przejêzyczenie œwiadczy o jej wiel-
kim ¿alu, i¿ to nie ona zosta³a pani¹ Adrianow¹ Albertow¹
Mole.
– Kocham ciê – powiedzia³em do zjawiskowej twarzy na
drzewie, po czym wsiad³em do samochodu i ruszy³em w dal-
sz¹ podró¿ do Ashby-de-la-Zouch. Twarz Pandory uœmie-
cha³a siê do mnie z mijanych witryn i rusztowañ. Napis pod
spodem nak³ania³:
G£OSUJ NA BRATHWAITE – PARTIA PRACY
.
21
Niekiedy w oknach wiêkszych domów pojawia³y siê
plakaty z prosiakowatym obliczem g³ównego rywala Pan-
dory, sir Arnolda Tuftona. Zg³oszony na Wystawê Rolnicz¹
w Leicester, osobnik ten móg³by liczyæ na nagrodê w kon-
kursie na najdorodniejszego knura, ale w konkurencji z m³o-
doœci¹ i promienn¹ inteligencj¹ doktor Pandory Brathwaite
nie dajê mu najmniejszych szans. Ponadto afera, zwi¹zana
z utrzymywaniem przezeñ bliskich stosunków z królem
komórek Lenem Foxem (mówi siê o jakiejœ torbie podró¿nej
w Marbelli), dodatkowo pogarsza jego wyborcze perspek-
tywy.
Mieszkañcy Ashby-de-la-Zouch nie odznaczaj¹ siê
szczególn¹ wojowniczoœci¹, trudno wiêc orzec, czy mieliby
ochotê na rewolucjê. W ka¿dym razie psy i koty wygrze-
waj¹ce siê w porannym s³oñcu wygl¹da³y nader pokojowo.
Podje¿d¿aj¹c pod dom moich rodziców na Wisteria Walk,
zauwa¿y³em w oknie salonu plakat Partii Pracy, a w oknie
sypialni mojej siostry Rosie afisz Spice Girls, jednak¿e t³o dla
obu plakatów stanowi³y nadal zaci¹gniête zas³ony. Przez piêæ
minut musia³em dobijaæ siê do drzwi, zanim ktoœ wreszcie mi
otworzy³. W progu stanê³a moja matka, ubrana w bia³y,
przybrudzony szlafrok frotté i szare, we³niane, mêskie
skarpety. W palcach trzyma³a dymi¹cego papierosa Silk Cut
o niskiej zawartoœci nikotyny, lakier na jej paznokciach siê
³uszczy³, a wokó³ oczu widnia³y rozmazane plamy wczo-
rajszego tuszu. Ktoœ, niewykluczone, ¿e fryzjer, zrobi³ coœ
strasznego z jej w³osami. Z szyi zwisa³y na z³otych ³añ-
cuszkach dwie pary okularów.
Wsadzi³a jedn¹ z nich na nos i powiedzia³a:
– A, to ty. Mia³am nadziejê, ¿e listonosz. Zamówi³am
u Nexta czerwony garnitur, obiecali, ¿e dzisiaj go przyœl¹.
Zdjê³a okulary, zast¹pi³a je drug¹ par¹, bacznie zlustrowa³a
alejê w obu kierunkach, po czym poca³owa³a mnie i zawróci³a
do kuchni.
Przy stole siedzia³ mój syn William i jad³ ³y¿k¹ wazow¹
chrupki Coco Pops z mlekiem. Na mój widok zeskoczy³
z krzes³a i rzuci³ siê w kierunku moich genitaliów. Z³apa³em
22
go i podrzuci³em do góry, unikaj¹c w ten sposób znacznego
bólu.
Nie widzia³em swego syna od trzech tygodni i stwierdzam,
¿e przez ten czas jego sprawnoœæ werbalna znacznie siê po-
prawi³a. (Muszê wreszcie przestaæ u¿ywaæ s³owa z n a c z-
n i e – to przez Johna Majora). William ma tylko dwa lata
i dziewiêæ miesiêcy, ale ku memu powa¿nemu zanie-
pokojeniu da³ siê ju¿ ca³kowicie opêtaæ Jeremy’emu
Clarksonowi, kretynowi, który w TV prowadzi program
o samochodach. Moja matka straszliwie rozpuszcza ch³opca
– nagrywa na wideo napêdzane testosteronem programy
Clarksona i pozwala Williamowi w kó³ko je ogl¹daæ. Nie
wiem, sk¹d u niego ten obsesyjny pêd do automobilizmu,
bo z pewnoœci¹ nie po mojej rodzinie. Co prawda, jego
nigeryjska babcia pracowa³a kiedyœ w Ibadanie jako
kierowniczka firmy importuj¹cej opony do ciê¿arówek.
To w¹t³a przes³anka, ale geny czêsto zachowuj¹ siê dziwnie.
Na przyk³ad nikt nigdy nie umia³ mi wyt³umaczyæ, po kim
odziedziczy³em talent do gotowania i twórczoœci pisarskiej.
Rodzina mojej matki (z Norfolk) to praktycznie analfabeci,
¿ywi¹cy siê kartoflami z keczupem, rodzina ojca zaœ zawsze
bardzo podejrzliwie traktowa³a ksi¹¿ki, chyba ¿e by³y w nich
obrazkowe „przerywniki”. Babcia po mieczu, May Mole,
przyrz¹dza³a jedynie proste potrawy. Uwa¿a³a jedzenie za
karygodny luksus. Dziêki Bogu zmar³a, zanim zosta³em
zawodowym szefem kuchni, albowiem wrêcz chlubi³a siê
faktem, ¿e nigdy nie jad³a w porz¹dnej restauracji. O lokalach
gastronomicznych wyra¿a³a siê tak jak inni o palarniach
opium.
Muszê odnotowaæ dla potomnoœci, ¿e mój syn to ³adny
ch³opczyk o g³adkiej skórze i oczach barwy ciemnego cappu-
ccino, dok³adnie takich, jak bejca „ciemny d¹b” w zestawie
barwników do drewna firmy Cuprinol. Przewa¿a w nim krew
nigeryjska, ale wydaje mi siê, ¿e ma tak¿e pewne cechy
Anglika. Na przyk³ad jest bardzo niezdarny, a kiedy ogl¹da
Clarksona (dajmy na to) w telewizji, mimowolnie otwiera
buziê, przez co robi wra¿enie odrobinê g³upkowatego.
23
– Mia³eœ wieœci od Jo Jo? – zapyta³a moja matka, usi³uj¹c
kopn¹æ Nowego Psa, aby przesta³ lizaæ swe okaza³e j¹dra.
– Nie – odpar³em. – A ty?
Otworzy³a szufladê i wyjê³a list lotniczy, oblepiony
nigeryjskimi znaczkami.
– Przeczytaj sobie, a ja wezmê ma³ego na górê i go
przygotujê.
Na widok nadzwyczaj piêknego pisma Jo Jo dozna³em
wstrz¹su. Pochy³oœci i kr¹g³oœci liter przywiod³y mi na myœl
jej g³os i cia³o. Nawet mój penis poruszy³ siê lekko, jakby
zaciekawiony tym, co chce mi oznajmiæ ¿ona.
Najdro¿sza Pauline!
Z przykroœci¹ donoszê Ci, ¿e Adrian i ja siê rozwodzimy.
Wiem, ¿e ta wiadomoœæ Ciê nie zdziwi, zw³aszcza po mojej
ostatniej wizycie, kiedy zab³¹dziwszy w drodze do Alton
Towers, Adrian oznajmi³, ¿e to moja wina, i przedar³ mapê
na pó³.
Przykro mi, ¿e Ty i George (a szczególnie William) byliœcie
œwiadkami tej sceny.
Prawdê mówi¹c, Pauline, ten niefortunny incydent nie
nale¿a³ do wyj¹tków, tote¿ czujê, ¿e lepiej bêdzie, jeœli teraz
zakoñczê nasze ma³¿eñstwo. Jestem chora z têknoty na sam¹
myœl o Williamie. Czy czasem mnie wspomina? Proszê,
przeœlij mi jego aktualne zdjêcie.
Dziêkujê Ci, Pauline, ¿e zajmujesz siê Williamem.
Pewnego dnia, kiedy sytuacja polityczna tutaj siê polepszy,
zabiorê go do siebie.
Ca³ujê Ciebie i ca³¹ rodzinê,
Jo Jo
– Powinieneœ by³ mi powiedzieæ, ¿e siê rozwodzicie –
zbeszta³a mnie matka. – Czemu tego nie zrobi³eœ?
– S¹dzi³em, ¿e mo¿e Jo Jo zmieni zdanie – odpar³em
zgodnie z prawd¹.
– ¯e te¿ pozwoli³eœ, by wymknê³a ci siê taka piêkna ¿ona!
Coœ podobnego! Chyba ci odbi³o, psiakrew! Nigdy ju¿ nie
24
zdobêdziesz kobiety z tak¹ klas¹. Mia³a wszystko, urodê,
rozum, pieni¹dze, talent...
– Nie potrafi³a gotowaæ – przerwa³em.
– Nigeryjskie potrawy gotowa³a œwietnie – odpar³a moja
matka, najwiêksza fanka Jo Jo.
– Owszem – powiedzia³em. – Ale ja jestem Anglikiem.
– Ma³y Angliczek – zadrwi³a matka, która rzadko prze-
kracza³a granice Leicestershire. – Chcesz wiedzieæ, czemu
ma³¿eñstwo ci nie wysz³o?
Spojrza³em przez okno na ogródek za domem. Trawnik
usiany by³ jaskrawymi spinkami do bielizny, które spad³y ze
sznura.
– Mów – powiedzia³em.
– Po pierwsze, nie umia³eœ pogodziæ siê z faktem, ¿e ona
ma dyplom. Po drugie, piêciokrotnie odk³ada³eœ swój wyjazd
do Nigerii. Po trzecie – ci¹gnê³a – nie potrafi³eœ znieœæ, ¿e jest
od ciebie o dziesiêæ centymetrów wy¿sza.
W milczeniu umy³em rêce nad zlewem.
– Jest jeszcze postscriptum – powiedzia³a matka i z sa-
tysfakcj¹ je odczyta³a: – „PS Czyta³aœ opiniê A.A. Gilla o Hoi
Polloi w «Sunday Timesie»? Muszê j¹ ukrywaæ przed
rodzin¹”.
A wiêc nawet w Lagos, stolicy Nigerii, natrz¹saj¹ siê z mo-
ich zdolnoœci kulinarnych! Za ¿adne skarby nie powinienem
by³ daæ siê namówiæ Savage’owi na umieszczenie w jad³o-
spisie sma¿onych kie³basek i t³uczonych ziemniaków.
I czemu¿ to, ach, czemu¿ Gill i jego jasnow³osa towa-
rzyszka musieli zjawiæ siê w³aœnie tego wieczora, kiedy
skoñczy³y nam siê tradycyjne, rêcznie robione kie³baski,
które kupujê u rzeŸnika na Brewer Street? Zamiast posy³aæ do
supermarketu, nale¿a³o mê¿nie stawiæ czo³o Gillowi i wyznaæ
mu prawdê.
Przed domem da³ siê s³yszeæ pomruk diesla, po czym
rozleg³o siê energiczne pukanie do drzwi. Otworzy³em
i ujrza³em przystojnego blondyna z paczk¹ w rêku. By³ to
Nigel, mój najlepszy przyjaciel z liceum im. Neila
Armstronga.
25
– Nigel! – wykrzykn¹³em zdumiony. – Jak to, jesteœ
kierowc¹ furgonetki? Myœla³em, ¿e jesteœ gejem!
– Gej to nie zawód, Moley, to orientacja seksualna – odpar³
zniecierpliwiony Nigel.
– Ale – wyj¹ka³em – spodziewa³em siê, ¿e zajmiesz siê
czymœ artystycznym!
– Na przyk³ad gotowaniem? – zapyta³ ze œmiechem.
– Ale myœla³em, ¿e zosta³eœ buddyst¹ – brn¹³em dalej,
kopi¹c sobie konwersacyjny grób.
Nigel westchn¹³.
– Buddystom wolno prowadziæ furgonetki.
– Ale nie nosisz ju¿ ¿ó³tych szat – zwróci³em uwagê,
zreszt¹ ca³kiem niepotrzebnie, gdy¿ Nigel od stóp do g³ów
odziany by³ w d¿ins.
– Zda³em sobie sprawê, ¿e zewnêtrzne oznaki duchowoœci
maskuj¹ duchowoœæ wewnêtrzn¹.
Zapyta³em go o rodziców. Okaza³o siê, ¿e ojciec poszed³
do szpitala, by wymieniæ stalow¹ p³ytkê w czaszce, a matka
nadal pyta, kiedy jej syn ustatkuje siê z jak¹œ mi³¹
dziewczyn¹.
– Nie powiedzia³eœ rodzicom, ¿e jesteœ gejem?
– Nie – przyzna³, wpatrzony w furgonetkê, warcz¹c¹ przy
krawê¿niku. – S³uchaj – doda³ – to temat na d³u¿sz¹ rozmowê,
mo¿e byœmy siê kiedyœ spotkali?
Wymieniliœmy numery komórek i odjecha³.
Matka zesz³a na dó³ z Williamem i chciwie rozerwa³a
paczkê.
– To mój strój na czeœæ zwyciêstwa laburzystów –
oznajmi³a. – Zamierzam w³o¿yæ go dzisiaj na liczenie g³osów.
Ale gdy ujrza³a granatowy garnitur wtulony w arkusze
bibu³ki, jej twarz wyci¹gnê³a siê jeszcze bardziej ni¿
zazwyczaj.
– Przecie¿ zamówi³am czerwony! – wrzasnê³a i zaczê³a
rozpaczaæ, ¿e to niemo¿liwe, by na dzisiejszym przyjêciu na
czeœæ zwyciêstwa Pandory wyst¹pi³a w kolorze granatowym.
Grozi³a, ¿e poda sklep Next do s¹du za uraz psychiczny, na
który j¹ nara¿ono.
26
Odszuka³em wewn¹trz opakowania formularz zamó-
wienia i ujrza³em, ¿e w rubryce „kolor” matka zaznaczy³a
granatowy – nie ulega³o w¹tpliwoœci, ¿e mia³em przed sob¹
jej charakterystyczny krzy¿yk – w koñcu zatem musia³a
przyznaæ, ¿e Next siê nie pomyli³. Gdyby jej adwokat Charlie
Dovecote siê o tym dowiedzia³, rozszlocha³by siê z ¿alu za
utraconym honorarium! Matka nadal ma przed sob¹ sprawê
s¹dow¹, któr¹ wytoczy³a sklepowi Shoe Mania!, poniewa¿ na
szczycie Snowdonu odpad³ jej obcas od szpilki. W duchu
mam nadziejê, ¿e przegra – gdyby wygra³a, wymiar
sprawiedliwoœci wyszed³by na bardziej idiotyczny, ni¿ jest.
Charlie Dovecote po prostu wykorzystuje klimakteryczn¹
pó³wariatkê, która nie chce siê zgodziæ na ¿adn¹ z propo-
nowanych HTZ.
Zaproponowa³em, ¿e za³atwiê z Nextem, by dostarczyli
czerwony garnitur w trybie pilnym, na co matka szyderczo
odpar³a:
– Akurat.
Zadzwoni³em jednak na komórkê do Nigela, który obieca³,
¿e zrobi, co w jego mocy, aczkolwiek uprzedzi³, ¿e „wszystko
czerwone” znika z hurtowni w zawrotnym tempie wobec
spodziewanego mia¿d¿¹cego zwyciêstwa Partii Pracy.
Próbowa³em opowiedzieæ mu o informacjach Freda Giptona,
ale sygna³ w telefonie zanik³. Ze z³oœci¹ spostrzeg³em, ¿e
czêœæ rozlanego przez Williama mleka ws¹czy³a siê do dziurki
mikrofonu.
Rozz³oœci³em siê jeszcze bardziej, kiedy William, zajêty
zabaw¹ z Nowym Psem, przewróci³ drug¹ miskê p³atków
i paskudna mieszanina cukru i br¹zowego mleka œciek³a ze
sto³u, plami¹c w kroku moje p³ócienne, misternie wytarte
spodnie. Rzuci³em siê do zlewu, chwyci³em œcierkê i pró-
bowa³em siê wytrzeæ, lecz œcierka najwyraŸniej kry³a
w swych fa³dach jeszcze paskudniejsze substancje – mo¿liwe,
¿e sok pomarañczowy – które natychmiast przenios³y siê na
plamê po Choco Popsach. Powsta³ kolejny zaciek, œwiad-
cz¹cy dobitnie o przewlek³ym nietrzymaniu moczu. Rozej-
rza³em siê za pralk¹, lecz dowiedzia³em siê jedynie, ¿e jako
27
przedmiot sporu prawnego obecnie przebywa ona u pro-
ducenta. Charlie Dovecote ma pe³ne rêce roboty.
– Bêdziesz musia³ po¿yczyæ spodnie od ojca – powiedzia³a
matka.
Wybuchn¹³em œmiechem. Te¿ pomys³! Nie da³bym siê
przy³apaæ w ojcowskich spodniach, nawet gnij¹c w ryn-
sztoku!
– A tak
ï propos, gdzie on jest?
– Na górze. Ma kliniczn¹ depresjê – odpar³a matka bez
œladu wspó³czucia.
– A z jakiego powodu? – zapyta³em, kiedy szliœmy po
schodach (na których niebezpiecznie wala³y siê ogromne
iloœci samochodzików).
Na piêtrze matka œciszy³a g³os.
– Po pierwsze, wie, ¿e ju¿ nigdy nie dostanie porz¹dnej
pracy, z pewnoœci¹ nie na pe³nym etacie. Po drugie, ma hemo-
roidy i boi siê operacji. Po trzecie, od trzech miesiêcy jest
impotentem.
– Po czwarte – z sypialni dobieg³ wrzask ojca – ma po
dziurki w nosie swej cholernej ¿ony, która paple o jego ¿yciu
p³ciowym z kim, kurde, popadnie!
Matka otworzy³a na oœcie¿ drzwi sypialni.
– Adrian to nie jest „kto popadnie”! – krzyknê³a przez
ob³ok dymu z papierosów.
– On mo¿e nie, ale facet w wypo¿yczalni kaset, kurde, jak
najbardziej! – rykn¹³ ojciec.
William rzuci³ siê ku wyci¹gniêtej na ³ó¿ku postaci
dziadka i namiêtnie go uca³owa³.
– Tylko ten ma³y sprawia – mrukn¹³ mój ojciec – ¿e dot¹d
ze sob¹ nie skoñczy³em.
– Co to jest „skoñczyæ ze sob¹”, dziadku? – dopytywa³ siê
William, rozpinaj¹c ojcu górê od pid¿amy. (Jego manualna
sprawnoœæ jest zadziwiaj¹ca.)
Natychmiast
zainterweniowa³em.
Moi
rodzice
bez
mrugniêcia okiem gotowi s¹ wyjaœniæ dwuitrzyczwarte-
latkowi pojêcie samobójstwa.
28
– „Skoñczyæ ze sob¹” znaczy... ee... znaczy... zacz¹æ z kim
innym – sk³ama³em. – Mo¿e poczu³byœ siê lepiej – zwróci³em
siê do ojca – gdybyœ otworzy³ okno i wpuœci³ tu trochê œwiat³a
i powietrza?
– Nie – jêkn¹³ ojciec, po czym g³osem Blanche du Bois
doda³: – Nie lubiê œwiat³a.
Rozejrza³em siê i spostrzeg³em, ¿e z pokoju znikn¹³ ca³y
zwariowany ba³agan matki, jej ksi¹¿ki, czasopisma, kosme-
tyki i œrodki upiêkszaj¹ce. Oprócz proszków nasennych ojca
nie by³o tu ¿adnego z przedmiotów, dziêki którym pomiesz-
czenie staje siê domem. NajwyraŸniej rodzice sypiali
oddzielnie.
– Mo¿e wstaniesz z ³ó¿ka i dasz siê zawieŸæ do lokalu wy-
borczego? – zapyta³em uprzejmie.
Ojciec stêkn¹³ i odwróci³ siê twarz¹ do œciany. Za-
uwa¿y³em, ¿e ³ysy placek na jego g³owie, który ostatni raz,
gdy go widzia³em, w œrodê 2 kwietnia 1997 roku, mia³
wielkoœæ piêædziesiêciopensówki, teraz przybra³ rozmiar
dietetycznego herbatnika (McVitie’s).
Postanowi³em dokonaæ prze³omu w naszych stosunkach –
zamierza³em porozmawiaæ z ojcem, jakby by³ prawdziw¹
osob¹. Zacz¹³em od tego, ¿e odepchn¹³em Williama
i po³o¿y³em siê obok ojca na ³ó¿ku. Pog³adzi³em go po koœ-
cistym ramieniu, a nastêpnie powiedzia³em coœ, co us³y-
sza³em z ust eksperta w Oprah Winfrey Show:
– Przykro mi, tato, ¿e nie jesteœ szczêœliwy. Mogê ci
w czymœ pomóc?
Ojciec odwróci³ siê ku mnie:
– Mówisz jak jakiœ cholerny sprzedawca w sklepie –
odpar³. – Adrianie, mnie te¿ jest przykro, ¿e nie jestem
szczêœliwy, ale wiesz, co Freud powiedzia³ o szczêœciu?
– Nie – wyzna³em. – Jestem zwolennikiem Junga.
Ojciec uniós³ siê na ³okciu.
– W „Reader’s Digest” Freud napisa³: „Cz³owiek, aby byæ
szczêœliwy, potrzebuje dwóch rzeczy – pracy i mi³oœci”, a ja
utraci³em i jedno, i drugie.
Usta mu zadr¿a³y, wiêc odwróci³ siê z powrotem do œciany.
29
– No, ³adnie, George! Dziêkujê ci bardzo! – rzek³a matka
z wyraŸnym sarkazmem. – Oczywiœcie, moja mi³oœæ siê nie
liczy.
Jej oczy wezbra³y ³zami, gotowymi lada chwila sp³yn¹æ na
policzki wraz z ³adunkiem tuszu do rzês.
– Tony Blair da ci pracê, George – przemówi³a do pleców
ojca. – A co do mi³oœci, to jakoœ siê dogadamy.
Zwracaj¹c siê do mnie, doda³a cicho:
– Kiedy mówi o mi³oœci, ma na myœli seks.
Pochyli³a siê i poca³owa³a ojca w ³ysinkê.
– Pójdziemy znowu do tego terapeuty od seksu, dobrze?
Wsta³em i zacz¹³em przesuwaæ siê z wolna w stronê drzwi,
¿a³uj¹c, ¿e da³em pocz¹tek oprahowatym zwierzeniom ro-
dzinnym. Poczu³em, ¿e William bierze mnie za rêkê. Razem
opuœciliœmy pokój, niestety, zd¹¿y³em jeszcze us³yszeæ g³os
ojca:
– Ale nie zgadzam siê na te zastrzyki w wacka, Pauline.
– Kto to jest Wacek? – zapyta³ William, schodz¹c po
schodach.
Emma, jedna ze Spice Girls, prasowa³a w kuchni spód-
niczkê wielkoœci afrykañskiego znaczka pocztowego. Do
z³udzenia przypomina³a moj¹ siostrê Rosie.
– Jak tam twoja powtórka?
– Jaka, kurde, powtórka? – zarechota³a.
Uzna³em, ¿e moim obowi¹zkiem jest przypomnieæ jej, ¿e
powinna powa¿nie podejœæ do egzaminu koñcowego
w gimnazjum. Rodzice, zbyt zajêci o¿ywianiem swego
zdychaj¹cego ¿ycia p³ciowego, najwyraŸniej nie przejmowali
siê edukacj¹ córki. Zd¹¿y³em wszelako wyg³osiæ swój
wyk³adzik zaledwie do po³owy, kiedy Rosie wpad³a w furiê
i trzasnê³a ¿elazkiem w deskê do prasowania.
– Cz³owieku, spoko! – wrzasnê³a przy wtórze syczenia
pary. – W sprawie egzaminów jestem, kurde, cool, ³apiesz to?
– Proszê, nie klnij przy Williamie.
– „Kurde” to nie jest przekleñstwo, ty smutasie.
Celowo spokojnym tonem zwróci³em jej uwagê, ¿e
przypala sobie tak zwan¹ spódnicê. Poœpiesznie podnios³a
30
¿elazko i postawi³a je na sztorc. Jej twarz przez chwilê prze-
s³oni³ ob³ok pary, co przywiod³o mi na myœl ogl¹dany niegdyœ
horror o morderczyni grasuj¹cej w nowojorskiej saunie.
Patrz¹c na syna, miarowo chrupi¹cego trzeci¹ miskê
Choco Pops, próbowa³em sobie przypomnieæ, czy jako
nastolatek te¿ by³em taki nieznoœny. Ale szczerze mówi¹c,
Drogi Dzienniczku, jestem pewien, ¿e uchodzi³em za wylu-
zowanego, uprzejmego ch³opaka, wra¿liwego na uczucia
innych i œwietnie przystosowanego. A bior¹c pod uwagê fakt,
¿e rodzice w niczym mi nie pomagali (¿adnych encyklopedii
ani lamp na wysiêgniku), uwa¿am, ¿e na egzaminach œwietnie
sobie poradzi³em – tróje a¿ z piêciu przedmiotów.
Zatelefonowa³em
do
centrali
Nexta
i
zamówi³em
p³ócienne spodnie z ich katalogu. Nastêpnie ponownie
zadzwoni³em na komórkê Nigela i poprosi³em, ¿eby mi je
dostarczy³ razem z czerwonym garniturem matki.
– I co, mo¿e jeszcze pow³oczkê i dwie poszewki? –
zapyta³, ale zapewni³em go, ¿e mam doœæ bielizny
poœcielowej.
– Proszê, tylko sprawdŸ dok³adnie rozmiar spodni –
80 w pasie, wzrost 175.
Us³ysza³em, jak ze zgrzytem zmienia biegi, po czym jego
telefon zamilk³ bez po¿egnania.
Usi³uj¹c nie zasn¹æ, w czasie gdy William prze¿uwa³
ka¿d¹ chrupkê Choco Pops dwadzieœcia razy (ten dzieciak to
geniusz – ilu trzylatków potrafi liczyæ do dwudziestu?),
przeczyta³em ulotkê przedwyborcz¹ Pandory, przyczepion¹
do lodówki magnesikiem Postman Pat. Tekst robi³ ha³aœliwe
wra¿enie. Stanowczo Pandora zbyt obficie korzysta³a z wy-
krzykników.
Drodzy Wyborcy (zaczyna³ siê):
• Czy macie doœæ s³uchania wyœwiechtanych wykrêtów
i narzekañ na niemo¿noœæ, które od lat wyg³asza kandydat
Partii Konserwatywnej na okrêg Ashby-de-la-Zouch,
moralny bankrut sir Arnold Tufton? Tak! I ja te¿!
• Czy s¹dzicie, ¿e pogl¹dy sir Arnolda Tuftona na swobody
31
obywatelskie (wniosek do rady gminy Ashby-de-la-Zouch,
by w celu zmniejszenia wandalizmu zainstalowaæ kamery
telewizyjne w toaletach publicznych) s¹ godne potêpienia?
Tak! I ja te¿!
• Czy zgadzacie siê ze zdaniem sir Arnolda Tuftona, ¿e
pajêczarzy powinno siê skazywaæ na co najmniej piêt-
naœcie lat wiêzienia? Nie! Ja te¿ nie!
• Czy chcielibyœcie siê dowiedzieæ, jak to siê sta³o, ¿e sir
Arnold Tufton zosta³ sfotografowany w Marbelli w towa-
rzystwie znanego przestêpcy Lena Foxa? I czy chcieli-
byœcie poznaæ zawartoœæ sportowej torby, któr¹ Len Fox
przekaza³ sir Arnoldowi Tuftonowi w barze Espa
ðol? Tak!
I ja te¿!
• Je¿eli zag³osujecie na mnie w dniu 1 maja, obiecujê
solennie, ¿e ja, Pandora Brathwaite, profesor Oxfordu,
lingwistka z Leicestershire, bêdê wytrwale, uczciwie i od-
wa¿nie reprezentowaæ interesy mieszkañców Ashby-de-
-la-Zouch. O, kolebko demokracji! Matko wszystkich
parlamentów! Sprawcie, bym znalaz³a siê w Izbie Gmin!
•
TO MA SENS!
O dziewi¹tej zanios³em ojcu kubek neski. Le¿a³ tak, jak go
zostawi³em, twarz¹ do œciany, z d³oñmi z³o¿onymi niczym
w bolesnej modlitwie. Powiedzia³, ¿e s³yszy g³os Tony’ego
Blaira, szepcz¹cy doñ z k¹ta pokoju. Przez u³amek sekundy
przerazi³em siê, ¿e to pocz¹tek ob³êdu i ¿e ojciec opuœci dom
w kaftanie bezpieczeñstwa, ale po chwili zrozumia³em, ¿e
w³¹czy³ siê budzik z radiem i Radio Four nadaje cyfrowe
kawa³ki nagrañ Tony’ego. Kiedy je wy³¹czy³em, ojciec chyba
trochê siê odprê¿y³. Ale nie uda³o mi siê go przekonaæ, ¿eby
wsta³ z ³ó¿ka i poszed³ ze mn¹ i matk¹ na g³osowanie.
Otworzy³em ojcowsk¹ czêœæ szafy i przejrza³em ¿a³osn¹
kolekcjê jego spodni – pean na czeœæ w³ókien syntetycznych
i fasonów w stylu Elvis w Las Vegas. ¯adne siê nie nadawa³y,
ale w szufladzie w ojcowskiej czêœci komody odkry³em
w ogóle nienoszone d¿insy Levis 501, najwyraŸniej œwi¹-
teczny prezent od matki w 1989 roku. Kiedy przymierza³em je
32
przed lustrem, promieñ s³oñca musn¹³ czubek mojej g³owy
i z przera¿eniem ujrza³em, ¿e w³osy przerzedzi³y mi siê tak
bardzo, i¿ œwiat³o przenika do samych cebulek. Uda³em siê
zatem do ³azienki i obejrza³em g³owê w przeraŸliwym œwietle
powiêkszaj¹cego lusterka na parapecie. Dowody by³y
niezbite – traci³em w³osy.
Na moich oczach w³os wypad³ mi z g³owy, zako³ysa³ siê
w powietrzu i miêkko opad³ do umywalki. Z trudem go
wydoby³em i schowa³em do kieszeni koszuli z logo Ralpha
Laurena. Nie pytajcie, dlaczego tak uczyni³em.
Zabra³em Williama i Nowego Psa na spacer doko³a kwar-
ta³u. Ulica tonê³a w kwieciu wiœni. Czy w Ashby-de-la-Zouch
obowi¹zkowo trzeba mieæ w ogródku wiœniowe drzewo? Czy
to jakieœ zarz¹dzenie gminne? Na chodnikach zalega³y stosy
opad³ych p³atków. William zbiera³ je ca³ymi garœciami
i obsypywa³ nimi Nowego Psa, który wygl¹da³ jak panna
m³oda ze szczeciniast¹ mordk¹.
Pomimo usi³owañ nie mogê siê przywyczaiæ do Nowego
Psa i jego nieszczêœliwej miny – Stary Pies by³ zawsze
uœmiechniêty. Poza tym Nowy Pies nie przejawia ani krztyny
ciekawoœci, nigdy nie szarpie smyczy ani siê nie podnieca.
Jednak gdy mija³a nas bia³a furgonetka, ci¹gn¹ca sznur nie-
bieskich baloników i nadaj¹ca przez schrypniêty g³oœnik
utwór Kraj nadziei i chwa³y, Nowy Pies zwróci³ ku niej
kud³aty ³eb i obna¿y³ k³y, wiêc poczu³em doñ niewielki przy-
p³yw cieplejszych uczuæ.
Kiedy William poszed³ na huœtawki, zadzwoni³em do
Nigela i anulowa³em zamówienie na spodnie. Potraktowa³
mnie obcesowo, mówi¹c, ¿e osobiœcie pojecha³ do hurtowni,
zada³ sobie wiele trudu, itd., itp. Powiedzia³, ¿e w³aœnie jedzie
mi je dostarczyæ. Zacz¹³em wyjaœniaæ, ¿e znalaz³em lewisy,
ale oœwiadczy³, ¿e nic go to nie obchodzi. Nie znoszê koñczyæ
rozmów nieprzyjemnym zgrzytem, zapyta³em wiêc, czy
zamierza g³osowaæ na Pandorê. Oznajmi³, ¿e odda³ ju¿ g³os na
kandydatkê Partii Zielonych Lilian Dale, która prowadzi³a
kampaniê na rowerze górskim, dopóki go jej nie skradziono.
Podobno Nigel jest obecnie zapalonym cyklist¹. Zwróci³em
33
mu uwagê, ¿e zbyt wielki ucisk siode³ka mo¿e (wed³ug badañ
amerykañskich) wp³yn¹æ na produkcjê plemników, na co
odpar³, chyba sarkastycznie:
– No, patrzcie pañstwo, a ja zamierza³em mieæ co najmniej
czworo dzieci z t¹ mi³¹ dziewczyn¹, o której bez przerwy
glêdzi moja matka.
Zapyta³em, gdzie chce siê ze mn¹ spotkaæ na tego drinka,
ale powiedzia³, ¿e nie ma przy sobie notesu elektronicznego,
wiêc siê po¿egnaliœmy. Œci¹gn¹³em Williama z huœtawki
i poszliœmy do domu.
Zostawiwszy go pod opiek¹ pogr¹¿onego w depresji
dziadka oraz wulgarnej ciotki, przeszliœmy z matk¹ czterysta
metrów do lokalu wyborczego.
Przed namiotem skautowskim, w którym ustawiono urny,
k³êbi³y siê grupki wyborców. Jakiœ przedsiêbiorczy skaut
sprzedawa³ z naprêdce ustawionego straganu doritos o smaku
chili i ma³e miseczki salsy. Z napojów mia³, do wyboru, colê
albo colê dietetyczn¹.
– A gdzie siê podzia³a herbata i domowe bu³eczki? –
zapyta³a matka kogoœ w skautowskim typie, kto najwyraŸniej
to wszystko zorganizowa³.
– Musimy iœæ z pr¹dem czasów – odpar³ skaut uprzejmie. –
Tego chce ogó³.
– Baden Powell przewraca siê w grobie – rzek³a matka.
Jej rozmówca poczerwienia³ i odwróciwszy siê do nas
plecami, zacz¹³ manipulowaæ ³y¿k¹ do salsy, jakby z za¿e-
nowaniem.
– Co ja takiego powiedzia³am? – zapyta³a matka, kiedy
wchodziliœmy do œmierdz¹cego namiotu.
– Baden Powell zosta³ zdyskredytowany w programie
World in Action. Podobno za bardzo lubi³ ch³opców.
– Nie ma ju¿ bohaterów – westchnê³a matka. – Oczy-
wiœcie, oprócz Tony’ego Blaira...
Kobieta wyraŸnie potrzebuj¹ca leczenia u ortodonty wrê-
czy³a nam karty do g³osowania. Wzruszony ujrza³em naz-
wisko Pandory – zapomnia³em, ¿e ma jeszcze dwoje imion,
Louise i Elizabeth. Ciekawe, czy u¿ywa inicja³ów? Wszed³em
34
do kabiny, podnios³em przywi¹zany sznurkiem o³ówek
i zamar³em, rozkoszuj¹c siê chwil¹. Oto ja, Adrian Mole,
mia³em za chwilê skorzystaæ ze swych demokratycznych
uprawnieñ i oddaæ g³os na rz¹d wedle swego wyboru.
Z rozmarzenia wyrwa³ mnie g³os cz³onka komisji:
– Czy pan siê dobrze czuje?
Postawi³em o³ówkiem gruby krzy¿yk przy nazwisku Pan-
dory Louise Elizabeth Brathwaite i wyszed³em z kabiny.
Stoj¹c obok urny i mn¹c w palcach kartê do g³osowania,
próbowa³em w pe³ni uœwiadomiæ sobie niebywa³e znaczenie
owej chwili. Byæ mo¿e tandetnoœæ harcerskiego namiotu –
zwiotcza³e proporczyki na œcianach, stosy poobijanych krze-
se³, wyblak³e fotografie z letnich obozów – sprawi³a jednak,
¿e nie odczu³em ¿adnej ¿ywszej emocji oprócz lekkiego
uczucia zawodu. Z pewnoœci¹ naszej procedurze wyborczej
powinny towarzyszyæ dŸwiêki tr¹b i masowe pienia
chóralne, a przynajmniej pieœni o wolnoœci, œpiewane przy
akompaniamencie gitary. Powinniœmy celebrowaæ realizacjê
naszych demokratycznych praw. Mo¿e nale¿a³oby podawaæ
szampana lub piwo (tylko po jednej szklance na g³osu-
j¹cego) ka¿demu, kto wrzuci swój g³os do urny. Je¿eli dziœ
wieczór zobaczê siê z Pandor¹, niewykluczone, ¿e jej o tym
wspomnê.
W drodze do domu mama wziê³a mnie pod rêkê. Nie
mia³em nic przeciwko temu – wygl¹da³a tak staro (ma
piêædziesi¹t trzy lata), ¿e nikt, kto widzia³ nasz wspólny
spacer, nie móg³by uznaæ nas za kochanków. Gdy skrêciliœmy
w Wisteria Walk, poczu³em, ¿e paznokcie mamy wbijaj¹ siê
w moje ramiê:
– Nie chcê wracaæ do domu – powiedzia³a jak ma³a dziew-
czynka.
Zapytana dlaczego, odpar³a:
– Z trzech powodów: George, Rosie i William – a widz¹c
moj¹ minê, doda³a: – Mam przy nich tyle roboty, Adrianie.
Usiad³a na murku, na którym ros³o jakieœ niebieskie
zielsko, i zapali³a papierosa.
35
– Bez przerwy jestem na nogach. A Nowy Pies tylko
przeszkadza. Zmarnowa³am ¿ycie.
Poœpiesznie zaprzeczy³em, ale wykrzykn¹wszy: „Nie, nie,
sk¹d¿e!”, nie bardzo wiedzia³em, co mówiæ dalej. Najjaœ-
niejszym punktem w jej ¿yciu jest najwyraŸniej rok 1982,
kiedy uciek³a do Sheffield z naszym s¹siadem, szczurowatym
Lucasem.
– Spójrz tylko na te wszystkie litery, które Pandora
umieszcza przed i po nazwisku. – Wyjê³a z kieszeni zmiêt¹
ulotkê wyborcz¹ i oboje zaczêliœmy j¹ ogl¹daæ.
– Jest mgr, dr, hab., a jutro bêdzie cz³onkiem parlamentu,
MP. Ja po nazwisku nie mam nic, a przed nim tylko pani –
rzek³a gorzko mama. – Pandora zna biegle szeœæ jêzyków
obcych, a ja potrafiê jedynie powiedzieæ po hiszpañsku „Dwa
piwa proszê”.
Zza domu wy³oni³a siê stara kobieta z chodzikiem
i krzyknê³a:
– Pognietliœcie mój ¿agwin!
Nie mia³em pojêcia, o czym mówi w³aœcicielka murku, ale
przeprosi³em i ruszyliœmy dalej.
W³aœnie czeka³em, a¿ lasagna od Sainsbury’ego rozmrozi
siê w mikrofali, kiedy zadzwoni³ telefon. To by³ Ivan Brath-
waite, ojciec Pandory, który chcia³ mówiæ z moj¹ matk¹.
– Czeœæ Ivan, tu Adrian – powiedzia³em.
– A, czeœæ – odpar³ bez entuzjazmu. – Myœla³em, ¿e jesteœ
w Londynie. Czyta³em o tobie w „Sunday Timesie”, coœ
o kie³baskach – a mo¿e o œciekach?
Drogi Dzienniczku, czy ten kawa³ek A.A. Gilla bêdzie
mnie przeœladowa³ ca³e ¿ycie? Mo¿e powinienem siê
zwróciæ do Charliego Dovecote’a, ¿eby napisa³ do Gilla list
i zagrozi³ mu spraw¹ s¹dow¹, jeœli nie odwo³a swej idio-
tycznej opinii.
Zawo³a³em matkê do telefonu. Wpad³a do kuchni z Willia-
mem na biodrze i poda³a mi go ze s³owami:
– Ale nie stawiaj go na pod³odze, on udaje, ¿e to otwarte
morze.
36
Powiedziawszy: „Ivan, jak mi³o ciê s³yszeæ”, matka
zamilk³a i tylko niekiedy kiwa³a potakuj¹co g³ow¹. (Ivan
Brathwaite zawsze lubi³ dŸwiêk w³asnego g³osu.) W koñcu
uda³o siê jej wtr¹ciæ:
– Oczywiœcie, z radoœci¹ pomo¿emy. Bêdziemy u was za
pó³ godziny.
Gdy od³o¿y³a s³uchawkê, jej znu¿one oczy b³yszcza³y
podnieceniem.
– Adrianie, jesteœmy potrzebni – oznajmi³a. – Pandorze
brakuje samochodów i kierowców, ¿eby woziæ starych ludzi
do lokalu wyborczego.
– A zap³ac¹ za benzynê? – zapyta³em, rozs¹dnie, jak mi siê
wydawa³o.
Matka spochmurnia³a.
– Nareszcie mamy okazjê wysadziæ z siod³a tego gnoja sir
Arnolda Tuftona, a ty siê martwisz o cenê kilku litrów
benzyny – fuknê³a, siêgaj¹c po kosmetyczkê, która le¿a³a jak
zwykle pod rêk¹. Zanim matka zamaskowa³a ca³¹ twarz,
minê³a druga. By³em na nogach od osiemnastu godzin.
Tymczasowy sztab Partii Pracy zajmowa³ opuszczony
sklep ze s³odyczami w posêpnym centrum handlowym na
peryferiach Ashby-de-la-Zouch. Z jednej strony sztabu
mieœci³ siê zak³ad fryzjerski Jolie Madame, gdzie dostrzeg³em
kilka pañ, bynajmniej nie jolie, siedz¹cych pod metalowymi
suszarkami. Z drugiej strony by³ sklep z futonami. Mê¿czyzna
o obwis³ych w¹sach gapi³ siê na zewn¹trz przez okno
wystawowe, a w sklepie nie dostrzeg³em ani jednego klienta,
zreszt¹, s¹dz¹c po znêkanej minie w¹satego, nigdy nie posta³a
w nim ludzka stopa. Futonowa rewolucja wyraŸnie ominê³a
Ashby-de-la-Zouch.
Pandora siedzia³a ty³em do wejœcia, opieraj¹c stopy
w samych poñczochach na starym kontuarze sklepowym. Na
pod³odze, tam, gdzie zrzuci³a je z nóg, le¿a³a para czarnych,
zamszowych czó³enek. Pandora mia³a na sobie dopasowany
szkar³atny kostium z du¿¹ czerwon¹ ró¿¹, przypiêt¹ nad lew¹
piersi¹, i rozetk¹ nad praw¹. Ochryp³ym g³osem rozmawia³a
37
przez najmniejszy telefon komórkowy, jaki widzia³em
w ¿yciu, woln¹ rêk¹ zaœ chwyta³a swe d³ugie, z³ociste w³osy,
zwija³a je w wêze³ nad karkiem, po czym puszcza³a luŸno na
ramiona.
Kobieta o brzydkiej twarzy ubrana w sweter i spódnicê
z rozciêciami poda³a jej fili¿ankê herbaty. Pandora uœmiech-
nê³a siê promiennie i podziêkowa³a:
– Mavis, jesteœ s³odka.
Mavis rozjaœni³a siê, jakby sam Richard Gere w³aœnie
wyzna³ jej mi³oœæ i zaproponowa³, by uciekli razem do
Malibu.
Zaczeka³em z boku, a¿ Pandora zakoñczy rozmowê z kimœ
o imieniu Borys z „Daily Telegraph”.
– Borys, kochanie – szepta³a – jeœli mnie dzisiaj wybior¹,
obiecujê ci œwi¹teczny obiad ju¿ bardzo, bardzo nied³ugo,
a jeœli przegram, to jeszcze wczeœniej. Pa, ty wstrêtny to-
rysie.
Wy³¹czy³a uœmiech razem z telefonem, wsta³a i w³o¿y³a
pantofle.
– A ty co tu robisz? Myœla³am, ¿e jesteœ w Londynie
i gotujesz ³ajno dla A.A. Gilla.
– Przyjecha³em ci pomóc – odpar³em, ignoruj¹c jej
drwi¹cy œmiech.
Zapali³a papierosa, a jeden z ochotników, chudy, brodaty
mê¿czyzna, rzuci³ siê ku niej z popielniczk¹.
– Chris, jesteœ s³odki – wychrypia³a.
Chris odszed³, potykaj¹c siê o w³asne nogi, jakby ujrza³
wizjê raju.
– Wszyscy jak zwykle jedz¹ ci z rêki – zauwa¿y³em,
przypatruj¹c siê ochotnikom, którzy byli okropnie zajêci
papierami, parzeniem herbaty w torebkach i telefonami.
– S¹ szczêœliwi, ¿e mog¹ siê przyczyniæ do mojego sukcesu
– odrzek³a Pandora. – Wiedz¹, ¿e dzisiaj wygram.
– Kiedy ciê ostatnio s³ysza³em, obrzuca³aœ laburzystów
b³otem, mówi¹c, ¿e zdradzili socjalizm.
– Och, doroœnij wreszcie! – odciê³a siê. – Chcesz siê
pozbyæ tych cholernych torysów czy nie?
38
– Oczywiœcie, ¿e chcê.
– To siê, k…, zamknij – powiedzia³a Pandora. – Ja ¿yjê
w realnym œwiecie.
Rozejrza³em siê po sztabie. W rzeczy samej, by³ realny
jak diabli. Matka trzyma³a w rêce plik papierów, a Ivan
Brathwaite przypina³ jej do ¿akietu czerwon¹ rozetkê. Niby
przypadkiem przeci¹gn¹³ wierzchem ow³osionej d³oni po jej
lewej piersi, przeprosi³, ona zaœ odê³a uszminkowane wargi
i przechyli³a g³owê w poddañczym geœcie, który ostatnio
widzia³em w programie telewizyjnym o zachowaniu naczel-
nych (goryli). Ju¿ widzia³em u matki tê pozê – zwykle
zwiastowa³a k³opoty.
– Pandoro! – Podbieg³a do nas Mavis i wrêczy³a Pandorze
kartkê papieru. – Wstêpne badania s¹ bardzo dobre.
Pandora zerknê³a na wyniki, po czym zmiê³a papier
i wrzuci³a go do kosza.
– Skoczê do domu – powiedzia³a, k³ad¹c mi na ramieniu
d³oñ o czerwonych szponach. – Mi³o ciê by³o widzieæ, mój
s³odki.
– Pandoro, jak œmiesz mówiæ do mnie „s³odki”! –
wybuchn¹³em. – Znam ciê od chwili, gdy mia³aœ lat trzynaœcie
i trzy czwarte! Mieszka³em u ciebie w schowku, kiedy ¿y³aœ
w trójk¹cie z mê¿em gejem i dyslektycznym kulturyst¹!
Pozna³em wszystkie twoje sekrety!
– Przepraszam, przez tê kampaniê zamieniam siê
w potwora. Ow³adnê³a mn¹ ambicja – powiedzia³a ze smut-
kiem, jakby ambicja by³a œmierteln¹ chorob¹.
Rozleg³ siê dzwonek jej komórki. Nacisnê³a guzik,
zawo³a³a: „Mandy!”, i odwróci³a siê do mnie plecami.
Oderwa³em matkê od Ivana Brathwaite’a i jego idio-
tycznych wymodelowanych baczków, po czym pojechaliœmy
po pierwsz¹ z naszych podopiecznych, staruszkê nazwiskiem
Ida Peacock, w której mieszkaniu œmierdzia³o zdech³ymi
kotami. Ida chodzi³a o kulach i zdradzi³a mi, ¿e Tony Blair da
jej dwa nowe stawy biodrowe. Drug¹ zabraliœmy Mabel
d’Arcy, praprawnuczkê jednego z oficerów, którzy uratowali
39
siê z „Titanica”. Przechwala³a siê tym nieustannie, a¿ Ida
Peacock mruknê³a:
– Powinien by³ pójœæ na dno ze statkiem, jak d¿entelmen.
Od tej chwili przesta³y siê do siebie odzywaæ.
Trzeci emeryt, staruszek o nazwisku Harry Worthington,
wyzna³, ¿e od tygodnia nie wychodzi³ z domu. Jednak kiedy
matka wyrazi³a wspó³czucie z powodu jego osamotnienia, od-
par³, ¿e bynajmniej nie czuje siê osamotniony; wrêcz prze-
ciwnie, ostatnio siê zakocha³ i wiêkszoœæ czasu spêdza w ³ó¿ku
ze swoj¹ now¹ kobitk¹, Alice Pope. Ida i Mabel dziewczêco
zachichota³y i zaczê³y z podziwem zerkaæ na Harry’ego. Stary
pryk mia³ siedemdziesi¹t dziewiêæ lat, zachowywa³ siê ni-
czym Hugh Grant, a w dodatku móg³ siê pochwaliæ gêst¹ czu-
pryn¹ i sumiastym w¹sem. Zapyta³em go, dlaczego Alice nie
g³osuje. Odpowiedzia³, ¿e Alice jest anarchistk¹ i nie wierzy
w ¿adn¹ formê rz¹dów. Ciekawe w takim razie, zagadn¹³em,
kto zajmie siê kanalizacj¹ w ma³o prawdopodobnym wypad-
ku, gdy anarchiœci Alice Pope dojd¹ do w³adzy. Harry odpar³,
¿e Alice nie wierzy w kanalizacjê. Zwróci³em mu uwagê, ¿e
kanalizacja to probierz cywilizacji. Worthington oznajmi³,
¿e Alice w cywilizacjê te¿ nie wierzy. Nic dziwnego, ¿e przez
tydzieñ nie wychodzi³ z ³ó¿ka. Ta Alice to jakieœ zwierzê.
Kiedy pomaga³em Mabel wysi¹œæ z samochodu przed
szko³¹ Rosie, gdzie mieœci³ siê lokal wyborczy, okaza³o siê,
¿e zamierza g³osowaæ na konserwatystów, popiera bowiem sir
Arnolda Tuftona.
– By³ dla mnie bardzo dobry, kiedy mia³am w³amanie.
– Z³apa³ w³amywacza czy mo¿e pomóg³ odzyskaæ skra-
dzione przedmioty? – zapyta³em, udaj¹c naiwniaka.
– Nie, ale powiedzia³, ¿e gdyby by³ ministrem spraw
wewnêtrznych, obci¹³by z³odziejom rêce – rzek³a dobro-
dusznie Mabel.
– Doktor Pandora Brathwaite bardzo siê przejmuje
Zbrodni¹ i kar¹ – powiedzia³em.
To szczera prawda. Wiem na pewno, ¿e Pandora prze-
studiowa³a arcydzie³o Dostojewskiego do matury i dosta³a
najlepsz¹ notê w ca³ym regionie Wschodnich Midlandów.
40
Odprowadzaj¹c Mabel, kuœtykaj¹c¹ podjazdem do szko³y,
próbowa³em j¹ nak³oniæ do zmiany zapatrywañ politycznych.
W tym celu kilkakrotnie sk³ama³em: ¿e Pandora jest spokrew-
niona z Winstonem Churchillem, ¿e poluje i sama piecze
chleb. Ale kto to wie, na kogo stara w koñcu odda³a g³os?
Harry dla odmiany okaza³ siê wielbicielem Pandory, a naj-
bardziej podziwia³ w niej „namiêtne usta i rozkoszne piersi”
oraz nogi „jak u amerykañskiej tancerki Cyd Charisse”.
Ida Peacock g³osowa³a na Paddy’ego Ashdowna, „bo to
wojskowy”. Zapyta³em, czy nie przeszkadza jej jego
cudzo³óstwo. Ida uœmiechnê³a siê, ukazuj¹c osiemdziesiêcio-
jednoletnie zêby:
– „Bo nie zna ¿ycia, kto nie s³u¿y³ w marynarce” – zaœpie-
wa³a.
Harry Worthington ochoczo jej zawtórowa³, a nastêpnie
przez ca³¹ drogê do domu œpiewa³ ohydn¹ piosenkê Kiedy ciê
znów zobaczê, nie szczêdz¹c mi ani pulsuj¹cego vibrato, ani
groteskowego akcentu w stylu Noela Cowarda. Z radoœci¹ siê
z nimi po¿egna³em.
Wiele lat temu zmor¹ mojego ¿ycia by³ emeryt nazwis-
kiem Bert Baxter, komunista oraz w³aœciciel niezrówno-
wa¿onego owczarka alzackiego zwanego Szabla, który
uzale¿ni³ siê od buraków (Bert, nie owczarek). Baxter
zmusza³ mnie do odra¿aj¹cych czynnoœci – kaza³ mi obcinaæ
swoje zrogowacia³e paznokcie u nóg oraz pochowaæ rozk³a-
daj¹ce siê zw³oki psa w spieczonej ziemi za pomoc¹ szufli
do wêgla. Dzieñ pogrzebu Szabli by³ jednym z najgorszych
dni mego ¿ycia. Wspomnienie o nim wci¹¿ mnie przeœladuje.
Ale kiedy Bert zmar³ dwa lata temu, z zaskoczeniem
stwierdzi³em, ¿e bardzo mnie to poruszy³o, choæ przyznajê,
i¿ przede wszystkim odczu³em ulgê, ¿e ju¿ nigdy nie
bêdê musia³ obcinaæ mu paznokci. Bert by³ najstarszym
i najpaskudniejszym mieszkañcem Leicester. Pandora i ja
zostaliœmy zaproszeni na uroczystoœæ jego sto pi¹tych
urodzin, kiedy to przeprowadzono z nim wywiad w holu
S³onecznego Domu Spokojnej Staroœci im. radnego Coopera,
w obecnoœci burmistrza, burmistrzowej, pensjonariuszy,
41
personelu i przyjació³. Dziennikarka Lisa Barrowfield, m³oda
kobieta w ró¿owym garniturku, mê¿nie próbowa³a powstrzy-
maæ Berta od uwag na temat jej piersi, o ile pamiêtam, niezbyt
zreszt¹ bujnych – trochê wiêkszych ni¿ pomarañcze z Jafy,
lecz mniejszych ni¿ grejpfruty od Marksa & Spencera.
– Bert, masz sto piêæ lat. Czemu zawdziêczasz swoj¹
d³ugowiecznoœæ?
Biedna Lisa czternaœcie razy zadawa³a to pytanie, lecz
¿adna z odpowiedzi Berta nie nadawa³a siê do transmisji
przed ustawow¹ godzin¹ 21. Gdy w koñcu burmistrz wraz
z ma³¿onk¹ odci¹³ siê od sytuacji, Lisa zadzwoni³a do szefa
w Central TV po wskazówki. Powiedziano jej, ¿eby nagrywa-
³a wszystko, co Bert powie, a oni ju¿ „porz¹dnie go zmontuj¹”.
Moje rozczarowanie telewizj¹ zaczê³o siê nastêpnego
wieczoru – Berta Baxtera zmontowano tak, ¿e wyszed³ na
mi³ego, nieszkodliwego staruszka. Oto, dla potomnoœci, jedna
z jego prawdziwych wypowiedzi:
L I S A :
Bert, masz sto piêæ lat. Jaki jest sekret twej d³ugo-
wiecznoœci?
B E R T B A X T E R :
No, tak sobie kombinujê, ¿e te trzy paczki
woodbine’ów, co je codziennie wypalam, zrobi³y mi
w p³ucach jakby zdrow¹ wyœció³kê. Nigdy nie biega³em
ani w nic nie gra³em, i nigdy nie chodzi³em spaæ trzeŸwy,
wiêc dobrze spa³em. W czasie wojny dupczy³em po ca³ej
Europie, a ¿yjê g³ównie na kanapkach z burakiem, pud-
dingu Nakrapiany Wacek i budyniu. Ka¿demu m³odemu
powiem jedno – sekret zdrowego ¿ycia polega na tym,
¿eby nie pozwoliæ, by plemniki gromadzi³y siê w jajach!
(Œmiech) Trzeba je wszystkie wypuœciæ na zewn¹trz!
(Kaszel) Pandora, zapal mi peta, dobra dziewczynka.
Ale to, co nadano w telewizji, stanowi³o wytwór najczar-
niejszych sztuczek monta¿ysty i redaktora.
B E R T :
¯yjê zdrowo na jajach i kanapkach z burakiem. Nie
palê i zawsze dobrze spa³em. Du¿o gra³em i biega³em po
ca³ej Europie.
42
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - Audiobooki, ksiązki audio,
.