Garlicki Andrzej Rycerze okraglego stolu(z txt) 2


ANDRZEJ GARLICKI

Rycerze okrągłego Stołu

CZYTELNIK Warszawa 2004

Opracowanie graficzne Elżbieta Chojna

Zdjęcia na okładce Erazm Ciołek

Dobór zdjęć i fotografia autora na IV s. okładki Aleksandra Mierzecka-Garlicka

Indeks nazwisk Anna Szczepańska

Redaktor Bożena Żyszkowska

Redaktor techniczny Maria Leśniak

Korekta Anna Piątkowska

(c) Copyright by Andrzej Garlicki, 2004 ISBN 83-07-02970-8

Wprowadzenie

Fotografia, przedstawiająca z lotu ptaka Okrągły Stół, na której z trudem tylko można rozpoznać niektóre osoby, stłoczone przy specjalnie na tę okazję wyprodukowanym gigantycznym meblu, stała się symbolem czy też, używając dzisiejszego języka, ikoną zmiany ustroju w Polsce.

Statyczna i pozbawiona dramaturgii, najlepiej oddaje istotę tego, co zdarzyło się w Polsce w pierwszych miesiącach 1989 r. Realny socjalizm, jak rządzący zwykli określać system PRL, upadł bowiem nie w wyniku rewolucyjnego wstrząsu, spontanicznego buntu mas, lecz w rezultacie długotrwałych, chwilami dramatycznych, negocjacji elit władzy z elitami "Solidarności".

Negocjacji jawnych, w świetle telewizyjnych jupiterów i - o wiele ważniejszych - poufnych, w wąskich gronach kierowniczych, zawsze przy czujnej obecności przedstawicieli Kościoła, którzy byli swego rodzaju żyrantami wypracowywanych ustaleń.

Przy Okrągłym Stole, rozstawionym w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie, odbyły się jedynie dwa posiedzenia: inauguracyjne (6 lutego 1989 r.) i końcowe (5 kwietnia 1989 r.), prace zaś toczyły się w trzech zespołach roboczych: reform politycznych (współkierują-cy Bronisław Geremek i Janusz Reykowski), gospodarki i polityki społecznej (Witold Trzeciakowski i Władysław Baka) oraz pluralizmu związkowego (Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski i jako przedstawiciel Ogól-

nopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych -Romuald Sosnowski). Zespoły te potocznie nazywano stolikami. W ich ramach powołano podzespoły, zwane podstolikami, które przygotowywały stanowiska w sprawach szczegółowych (rolnictwo, górnictwo, nauka, o-świata, zdrowie, ekologia, polityka mieszkaniowa, stowarzyszenia, samorząd terytorialny, reformy prawa i sądów, środki masowego przekazu, młodzież).

Była to olbrzymia machina, w której działania, w ciągu tych dwóch miesięcy, zaangażowane było prawie 600 osób. Po kilku tygodniach stało się oczywiste, że w ten sposób nie uda się w przewidywalnym czasie doprowadzić do zawarcia kontraktu politycznego. W końcu lutego obie strony zgodziły się na podjęcie poufnych negocjacji w wąskim gronie. Miejscem spotkań, którym współprzewodniczyli Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak, stała się willa MSW w podwarszawskiej Magdalence. Część uczestników spotkań znała to miejsce z wcześniejszych negocjacji, przygotowujących Okrągły Stół. Po raz pierwszy spotkano się w Magdalence 16 września 1988 r. Dyskusja trwała prawie pięć godzin, ale w żadnej kwestii nie osiągnięto porozumienia. Podstawowym problemem była sprawa legalizacji "Solidarności", co władze stanowczo odrzucały. Więcej - gen. Kiszczak nie zgodził się, ryzykując zerwanie rozmów, na użycie w komunikacie o spotkaniu nazwy "Solidarność".

Okrągły Stół rozpocząć się miał 17 października 1988 r. w pałacu w Jabłonnie, który władze wybrały, aby utrudnić dziennikarzom zagranicznym kontakt z uczestnikami obrad. Rozstawiono w pałacu, zamówiony w trybie pilnym w Henrykowie, olbrzymi stół, który bardzo chętnie pokazywała telewizja.

Z tym meblem były pewne kłopoty, bo w Henrykowie zdołano wyprodukować jedynie blat stołu, natomiast przygotowanie w tak krótkim czasie podstawy przekraczało możliwości zakładu. Postanowiono użyć elementów stołów, przygotowanych wcześniej dla wojska, wymagało to jednak zgody armii. Sprawami technicznymi

6

i finansowymi Okrągłego Stołu zajmowały się komórki Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego i dlatego w imieniu PRON-u zwrócono się do odpowiedniego generała. Ten jednak odmówił. Dopiero interwencja ministra obrony narodowej sprawiła, że blat miał na czym spocząć.

Ani 17 października, ani w następnym podanym terminie, 28 października 1988 r., nie odbyła się inauguracja Okrągłego Stołu. Mebel rozmontowano i wywieziono z pałacu w Jabłonnie. Nie oznaczało to jednak rezygnacji z rokowań z opozycją. Władze potrzebowały czasu.

Początkowo gen. Jaruzelski liczył, że uda się doprowadzić do rokowań z opozycją bez legalizacji "Solidarności". Okazało się to niemożliwe. Przywrócenie "Solidarności" było warunkiem wstępnym rozmów.

Taka decyzja wymagała przygotowania aparatu partyjnego, zszokowanego już samym faktem rozmów gen. Kiszczaka z Lechem Wałęsą. Nawet w Biurze Politycznym nowa linia polityczna nie miała pełnego poparcia.

Drugą przyczyną zahamowania przygotowań do Okrągłego Stołu były nadzieje, że Mieczysław F. Rakowski, powołany we wrześniu 1988 r. na stanowisko premiera, potrafi nadać impuls reformom gospodarczym, co pozwoli na występowanie w rozmowach z opozycją z silniejszej pozycji. Te nadzieje rychło się rozwiały.

Decydującą rozgrywkę z aparatem partyjnym gen. Jaruzelski przeprowadził na X Plenum KC PZPR. Obradowało ono w dwóch terminach. W pierwszej części, która odbyła się przed samymi świętami Bożego Narodzenia, dokonano zmian personalnych w kierownictwie partii. Z Biura Politycznego i Sekretariatu KC zostali usunięci przeciwnicy porozumienia z opozycją, a ich miejsca zajęli ci, na których gen. Jaruzelski mógł w pełni liczyć.

Jednocześnie uzmysłowiono członkom KC, szczególnie wyraźnie w przemówieniu Rakowskiego, że należy poważnie rozważyć problem legalizacji "Solidarności".

Druga część obrad zaplanowana była na 16 i 17 stycz-

7

nia 1989 r., ale przeciągnęła się na noc 17/18 stycznia. Miała dramatyczny przebieg. Przeciwnicy rozmów z "Solidarnością" przypuścili frontalny atak. Drugiego dnia wieczorem obrady zostały utajnione i gen. Jaruzelski, występując również w imieniu generałów Kiszczaka i Siwickiego oraz premiera Rakowskiego, zażądał głosowania nad wotum zaufania dla siebie i swoich współpracowników. Było to bardzo zręczne posunięcie, tym bardziej że głosowanie było jawne, choć pod nieobecność zainteresowanych. Tylko czterech członków KC głosowało przeciw. Następnie gen. Jaruzelski poddał pod głosowanie uchwały KC w sprawie pluralizmu politycznego i pluralizmu związkowego, otwierające możliwość legalizacji "Solidarności". 143 członków KC głosowało za, przeciw - 32, wstrzymało się - 14. Wynik był sukcesem grupy reformatorskiej, lecz równocześnie ujawniał głębokość podziałów w kierownictwie PZPR.

W drugiej połowie stycznia 1989 r. przygotowania do Okrągłego Stołu ruszyły pełną parą. Ustalono, że posiedzenie inauguracyjne odbędzie się 6 lutego 1989 r. w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie. Przy ponownie zmontowanym stole zasiądzie 58 uczestników, a przy osobnych stolikach rzecznicy prasowi Janusz Onyszkie-wicz i Jerzy Urban oraz sekretarze Jacek Ambroziak, Krzysztof Dubiński i Kazimierz Kłoda.

Liczba miejsc przy stole centralnym była ograniczona jego rozmiarami. Początkowo planowano 54 miejsca dla przedstawicieli obu stron i 2 dla obserwatorów kościelnych. Następnie dodano jeszcze 2 krzesła: dla biskupa Kościoła ewangelicko-augsburskiego Janusza Narzyń-skiego i mecenasa Władysława Siły-Nowickiego. Łącznie więc w posiedzeniu inauguracyjnym uczestniczyło, nie licząc rzeczników prasowych i sekretarzy, 58 osób.

O składzie personalnym strony rządowo-koalicyjnej decydował gen. Jaruzelski, który sam nie zamierzał u-czestniczyć w obradach, udzielając pełnomocnictw gen. Kiszczakowi. Z ramienia PZPR zasiedli też: bardzo zaangażowany w prace przygotowawcze Stanisław Ciosek,

I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Marek Hołdakowski, przewodniczący Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów Aleksander Kwaśniewski, niedawno awansowany na sekretarza KC Leszek Miller oraz Zbigniew Sobótka, I sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR w Hucie Warszawa, wybrany na X Plenum na zastępcę członka Biura Politycznego.

Nie znalazło się miejsce przy Stole dla Józefa Czyrka, wówczas sekretarza KC i członka Biura Politycznego, który odegrał dużą rolę w pierwszych kontaktach z opozycją, oraz dla członków Biura Politycznego Władysława Baki i Janusza Reykowskiego, którzy współkierowali stolikami. Wynikało to z przekonania, że zarówno inauguracyjne, jak i końcowe posiedzenia Okrągłego Stołu mają przede wszystkim znaczenie propagandowe, bo nie będzie się na nich toczyć dyskusji ani podejmować decyzji, i z tego właśnie powodu w delegacji rządowo-koalicyjnej powinni znaleźć się przedstawiciele różnych organizacji i środowisk, powiązanych z władzami.

Osiem miejsc otrzymało OPZZ, z którego ramienia zasiedli: przewodniczący Alfred Miodowicz oraz Janusz Jarliński, Maciej Manicki, Harald Matuszewski, Tadeusz Rączkiewicz, Romuald Sosnowski, Stanisław Wiśniewski, Jan Zaciura. W większości byli to działacze związków, wchodzących w skład Porozumienia. Wszyscy byli członkami PZPR.

Członkiem PZPR był też przewodniczący Rady Głównej Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, Norbert Aleksiewicz.

Zjednoczone Stronnictwo Ludowe reprezentowali: rolnik indywidualny Tomasz Adamczuk, profesor socjologii Mikołaj Kozakiewicz i Bogdan Królewski.

Z ramienia Stronnictwa Demokratycznego zasiedli: rektor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie Jan Janowski i sekretarz CK SD Edward Zgłobicki.

Znalazło się też miejsce dla przewodniczącego Zarządu Głównego Stowarzyszenia PAK Zenona Komendera, prezesa Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego

Kazimierza Morawskiego oraz przewodniczącego Polskiego Związku Katolicko-Społecznego Wiesława Gwiżdżą. Wszystkie te organizacje były bardzo ściśle powiązane z kierownictwem partii.

PRON reprezentowali jego wiceprzewodniczący Jerzy Ozdowski oraz profesor Anna Przecławska. Środowiska naukowe - profesorowie Aleksander Gieysztor, Jan Ko-strzewski i Jan Rychlewski.

Strona solidarnościowa nie miała takich protokolarnych obciążeń. Jej kierowana przez Lecha Wałęsę delegacja składała się z trzech grup: działaczy związkowych (Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Mieczysław Gil, Władysław Liwak, Jacek Merkel, Alojzy Pietrzyk, Edward Radziewicz, Grażyna Staniszewska, Edward Szwajkiewicz i z "Solidarności" Rolników Indywidualnych - Józef Ślisz); działaczy związanych z Komitetem Obywatelskim przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność" (Bronisław Ge-remek, Aleksander Hali, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Henryk Samsonowicz, Andrzej Stelmachowski, Witold Trzeciakowski i Andrzej Wielo -wieyski) oraz ludzi kultury i nauki (Stefan Bratkowski, Władysław Findeisen, Stanisław Stomma, Klemens Sza-niawski, Jan Józef Szczepański, Jerzy Turowicz).

Prof. Szaniawski, wybitny logik, w latach 1980-1981 przewodniczący Komitetu Porozumiewawczego Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych, wziął udział tylko w posiedzeniu inauguracyjnym, bo dwa dni później wyjeżdżał na kilka miesięcy do Stanów Zjednoczonych. Uważał, że powinno się wyznaczyć kogoś innego, ale Wałęsa przekonał go, żeby stawił się w Pałacu Namiestnikowskim, firmując w ten sposób działania strony opo-zycyjno - solidarnościowej.

Inauguracyjne posiedzenie Okrągłego Stołu poprzedzone było poufnymi rokowaniami, w których trakcie ustalono zasady przygotowywanego kontraktu politycznego. Najważniejsze było, trwające prawie 11 godzin, spotkanie w Magdalence 27 stycznia 1989 r. Gospodarzem był gen. Kiszczak, któremu towarzyszyli Stanisław

10

Ciosek, Andrzej Gdula (kierownik Wydziału Społeczno--Prawnego KC PZPR), Jan Janowski (SD), Bogdan Królewski (ZSL) i Janusz Reykowski. Mieli też uczestniczyć z ramienia OPZZ Alfred Miodowicz i Romuald Sosnow-ski, ale uzgodniwszy to z gen. Jaruzelskim, nie przyjechali do Magdalenki.

W delegacji "Solidarności" poza Wałęsą znaleźli się Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bronisław Gere-mek, Mieczysław Gil, Lech Kaczyński, Tadeusz Mazowiecki i Andrzej Stelmachowski. Po raz pierwszy wziął udział w negocjacjach Bronisław Geremek, cieszący się wówczas pełnym zaufaniem Wałęsy i do którego władze czuły do niedawna wyraźną niechęć. Obserwatorami kościelnymi byli bp gdański Tadeusz Gocłowski, z którego zdaniem Wałęsa bardzo się liczył, i ks. Alojzy Orszulik.

Wypracowany kontrakt polityczny przewidywał niezwłoczną legalizację "Solidarności" po zakończeniu Okrągłego Stołu w zamian za niekonfrontacyjne wybory sejmowe, w których 35% mandatów obsadzonych zostanie w sposób w pełni demokratyczny. Przewidywano też utworzenie Senatu i urzędu prezydenta, pozostawiając te kwestie do szczegółowej dyskusji.

Krystyna Trembicka, autorka obszernej i dobrze udokumentowanej pracy o Okrągłym Stole, stwierdza, że "obie strony były zainteresowane, aby rozmowy przy Okrągłym Stole doszły do skutku. Uczestnicy kompromisu mieli świadomość istnienia wielopłaszczyznowego kryzysu i konfliktu politycznego. Dodatkowym czynnikiem presji stały się strajki o niekontrolowanym charakterze. Strajki te przyspieszyły proces wyłaniania nowych kadr, pozostających poza oddziaływaniem związków rządowych i "Solidarności". W przypadku elity PZPR dodatkowym zagrożeniem były: istnienie radykalnych sił we własnym obozie, ferment wśród sojuszników, nieobliczalność OPZZ. Dla opozycji, która podjęła się rozmów z obozem rządzącym, była to z jednej strony radykaliza-cja nastrojów w zakładach pracy (po raz pierwszy strajkujący publicznie oskarżyli elity solidarnościowe o zdra-

11

r

dę ideałów okresu 1980, 1981), a z drugiej słabość struktur opozycyjnych i marazm społeczny, wyrażający się w braku szerszego poparcia dla "Solidarności". Dla kreatorów porozumienia przy Okrągłym Stole była to zatem obustronna "ucieczka do przodu"" (Krystyna Trembicka, Okrągły Stół w Polsce. Studium o porozumieniu politycznym, Lublin 2003, s. 116).

6 lutego 1989 r. o godz. 14.15 rozpoczęło się w Pałacu Namiestnikowskim inauguracyjne posiedzenie Okrągłego Stołu. Wszystko było wcześniej ustalone, a jednak zdarzyły się niespodzianki. Kiszczak wygłosił przemówienie, a następnie oddał przewodnictwo obrad prof. Findei-senowi, który udzielił głosu Wałęsie. Zanim jednak przewodniczący "Solidarności" zaczął mówić, mecenas Siła--Nowicki wezwał do uczczenia minutą ciszy pamięci dwóch ostatnio zamordowanych kapłanów (Stefana Nie-dzielaka i Stanisława Suchowolca), związanych z opozycją. Tego scenariusz nie przewidywał i obie strony były równie zaskoczone. Wszyscy wstali i uczcili pamięć księży.

Drugą niespodzianką było przemówienie szefa OPZZ Alfreda Miodowicza. Zgłosił on postulat całkowicie wolnych wyborów i zniesienia cenzury, przelicytowując w radykalizmie politycznym występującego przed nim Wałęsę. Było to bardzo cyniczne, szczególnie w ustach członka Biura Politycznego.

Zgodnie z wcześniej ustalonym porządkiem po Mio-dowiczu wystąpił wieloletni redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego", wielki autorytet moralny, Jerzy Tu-rowicz. Mówił o konieczności rezygnacji z zasady nomenklatury, czyli decydowania przez partię o obsadzie wszystkich stanowisk w państwie, postulował uznanie ideowej neutralności państwa, rezygnację z monopolu w dziedzinie środków masowego przekazu, poszanowanie zasady autonomii kultury w stosunku do polityki.

W sprawie cenzury powiedział: "Obawiam się, że w istniejącej sytuacji, zwłaszcza sytuacji geopolitycznej, istnienie cenzury jest złem koniecznym. Chodzi nato-

12

1. Pałac Namiestnikowski. Obrady Okrągłego Stołu, 6 lutego 1989

miast o minimalizację tego zła, a więc o ograniczenie funkcji cenzury do ochrony autentycznej racji stanu i bezpieczeństwa państwa oraz rezygnację z ochraniania -jak dotychczas - interesów władzy czy partii przez ograniczanie informacji oraz eliminowanie poglądów, które się komuś nie podobają" {Okrągły Stół, oprać. Krzysztof Dubiński, Warszawa 1999, s. 229).

Po Turowiczu przemawiali Mikołaj Kozakiewicz, Józef Ślisz, Jan Janowski, Alojzy Pietrzyk i Jerzy Ozdow-ski. Na tym miał się wyczerpać porządek obrad. Pytanie prowadzącego po przerwie posiedzenie prof. Gieysztora, czy ktoś chce jeszcze zabrać głos, miało więc charakter formalny. Ku jego zaskoczeniu zgłosił się mecenas Siła--Nowicki.

Zaczął od stwierdzenia, że "Solidarność" jest niezwykle pluralistyczna, co nie znajduje odzwierciedlenia na tej sali. Poza nią "pozostaje niejeden nurt "Solidarności", pozostają ludzie, którzy przy wyborze do Komisji Krajo-

13

wej otrzymali największą liczbę głosów, pozostają rozmaite czynniki, które można nazwać "Solidarnością" niegrzeczną. Tu zaś, wśród nas - przy całym moim szacunku dla wspomnień wspólnej walki, bo przecież mamy wspólne wspomnienia z reprezentowanymi tu członkami "Solidarności" - jest "Solidarność" grzeczna. A chodzi o to, żeby była tu również "Solidarność" niegrzeczna, ponieważ trzeba pamiętać, przed jakimi decyzjami stoimy i po co tu się znaleźliśmy" (tamże, s. 247).

Mecenas Siła-Nowicki dotknął sedna sprawy. Rzeczywiście część przywódców "Solidarności" znajdowała się w tym czasie w ostrym konflikcie z Wałęsą, któremu zarzucano uzurpatorskie powołanie władz związku, z pominięciem części działaczy, wybranych do Komisji Krajowej na zjeździe w 1981 r. Zwracał na to uwagę w liście z 12 lutego 1989 r. do prof. Findeisena Andrzej Słowik, występujący w imieniu Grupy Roboczej Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność". Grupa Robocza chciała wziąć udział w pracach Okrągłego Stołu, ale jej oferta została przez Wałęsę odrzucona. Nie zamierzał się z nikim dzielić sukcesem w legalizacji "Solidarności".

W ciągu następnych tygodni ruszyła machina Okrągłego Stołu. Pracowały stoliki, podstoliki i powoływane ad hoc zespoły ekspertów. Współprzewodniczący stolików występowali w telewizji i udzielali wywiadów prasowych. Pod koniec lutego obie strony zdały sobie sprawę, że perspektywa zakończenia prac Okrągłego Stołu niebezpiecznie się oddala. Postanowiono powrócić do poufnych spotkań, na których podejmować miano decyzje w kluczowych sprawach.

2 marca odbyło się, jak to określono, "spotkanie robocze" w Magdalence. Wzięli w nim udział: Czesław Kiszczak, Stanisław Ciosek, Andrzej Gdula, Janusz Jar-liński, Aleksander Kwaśniewski, Janusz Reykowski, Ireneusz Sekuła, Romuald Sosnowski i Jerzy Uziębło; ze strony "Solidarności" - Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Mieczysław Gil, Lech Kaczyński, Tadeusz Mazowiecki i Witold Trze-

14

ciakowski; obserwatorzy kościelni - bp Tadeusz Gocłow-ski i ks. Orszulik. Uczestniczyli też sekretarze Okrągłego Stołu. Spotkanie trwało ponad osiem godzin. To wówczas, pod koniec dyskusji, Kwaśniewski zaproponował wolne, demokratyczne wybory do Senatu.

Dwa dni później, 4 marca, odbyło się w Pałacu Namiestnikowskim pierwsze spotkanie współprzewodni-czących zespołów roboczych Okrągłego Stołu. W tych spotkaniach nie uczestniczyli ani Kiszczak, ani Wałęsa. Było to wąskie grono, dziesięciu, czasem nieco więcej uczestników z udziałem ks. Orszulika.

W marcu odbyły się cztery takie spotkania, w kwietniu jedno. W Magdalence, a więc z udziałem Wałęsy i Kiszczaka, spotykano się trzykrotnie w marcu i raz w kwietniu. Przed samym zakończeniem Okrągłego Stołu, w kwietniu, odbyły się jeszcze dwa spotkania tzw. grupy roboczej "Magdalenka", której skład był podobny do spotkań współprzewodniczących.

W początkach marca do głównej grupy negocjatorów dołączyli Adam Michnik i Jacek Kuroń, których niedawno jeszcze władze uważały, błędnie zresztą, za symbole solidarnościowej ekstremy.

Spotkania w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim miały charakter poufny, co znacznie ułatwiało rokowania. Były konkretne i coraz bardziej szczere, bo w miarę upływu czasu uczestnicy nabierali do siebie zaufania. Najbardziej aktywnymi uczestnikami ze strony władzy byli Ciosek, Gdula, Kwaśniewski, Reykowski i Sekuła, ze strony solidarnościowej zaś - Geremek, Mazowiecki, Trzeciakowski, Frasyniuk, a później Michnik i Kuroń. Rekordzistą był Mazowiecki, który brał udział we wszystkich spotkaniach.

Równolegle, niejako na oczach społeczeństwa, obradowano przy stolikach i podstolikach. Były więc dwa tory prac, jawny i poufny, co dawało podstawę do pogłosek o tajnym spisku elit władzy i "Solidarności". Wielu ludzi dawało temu wiarę.

Tymczasem podjęcie poufnych rokowań było absolut-

15

Uczestnicy poufnych negocjacji Okrągłego Stołu

Os

Uczestnicy M. 16 DC 88 M. 27189 M. 2 III W. 4 III W. 6 III M. 7 III W. 8 III W. 17 III M. 29 III W. 1IV GR 3IV M. 3IV GR 4rv

STRONA RZADOWO-KOALICYJNA:

Czesław Kiszczak + + + + + +

Władysław Baka + + + + +

Jerzy Breitkopf +

Artur Bodnar + +

Jan Błuszkowski +

Stanisław Ciosek + + + + + + +

Andrzej Gdula + + + + + + + + + + + +

Leszek Grzybowski +

Jan Janowski + + + + + +

Janusz Jarliński + + + + + + +

Mieczysław Krajewski +

Bogdan Królewski + + + + + +

Aleksander Kwaśniewski + + + + + + + + + + +

Harald Matuszewski +

Jerzy Ozdowski

Janusz Reykowski + + + + + + + + + +

Ireneusz Sekuła + + + + + +

Romuald Sosnowski + + + + + + +

Bolesław Strużek +

Jan Szczepański +

Tadeusz Szymanek +

Jerzy Uziębło + + + +

Stanisław Wiś niewski +

Uczestnicy M. 161X88 M. 27189 M. 2 III W. 4 III W. 6 III M. 7 III W. 8 III W. 17 III M. 29 III W. 1IV GR NI. 3IV GR 4W

STRONA SOLIDARNOŚCIOWA:

Lech Wałęsa + + + + + +

Ryszard Bugaj +

Zbigniew Bujak + + + + +

Władysław Frasyniuk + + + + + + + + + + +

Bronisław Geremek + + + + + + + + + + + +

Mieczysław Gil + + + + + + +

Lech Kaczyński + + + + + + +

Jacek Kuroń + + + + + + +

Władysław Liwak +

Tadeusz Mazowiecki + + + + + + + + + + +

Jacek Merkel +

Adam Michnik + + + + + + + + +

Alojzy Pietrzyk + + +

Edward Radziewicz +

Henryk Sienkiewicz +

Andrzej Stelmachowski + + +

Witold Trzeciakowski + + + + + + + + + +

Andrzej Wielowieyski +

OBSERWATORZY KOŚCIELNI:

ks. Bronisław Dembowski + +

bp Tadeusz Gocłowski + + + + +

ks. Alojzy Orszulik + + + + + + + + + +

1

Legenda: M. - Magdalenka; W. - spotkania współprzewodniczących stolików w Pałacu Namiestnikowskim; GR - Grupa Robocza "Magdalenka"

ną koniecznością. Nie tylko dlatego, że umożliwiły one zakończenie Okrągłego Stołu, ale także ze względu na otoczenie zewnętrzne, które uniemożliwiało publiczne wyrażanie pewnych poglądów, jak również i obawy, przede wszystkim strony rządowej, o reakcje własnej bazy politycznej.

Porozumienie, które jeszcze w ostatniej chwili chciało storpedować OPZZ, zostało zawarte i 5 kwietnia 1989 r. zakończyły się prace Okrągłego Stołu. Władze zobowiązały się zalegalizować NSZZ "Solidarność", co nastąpiło 17 kwietnia, i NSZZ Rolników Indywidualnych "Solidarność" (20 kwietnia). Zapadła decyzja o wznowieniu "Tygodnika Solidarność", którego redakcję objął Tadeusz Mazowiecki. Władze zgodziły się też na utworzenie niezależnego dziennika. Pierwszy numer "Gazety Wyborczej", której redaktorem naczelnym został Adam Mich-nik, ukazał się 8 maja 1989 r.

Najważniejszą kwestią były wybory parlamentarne. W pełni wolne do Senatu, do Sejmu zaś z zachowaniem proporcji 35% mandatów dla "Solidarności" i 65% dla strony koalicyjno-rządowej. Był to kontrakt jednorazowy, bo następne wybory parlamentarne miały być już całkowicie demokratyczne. Na wspólnym posiedzeniu Sejmu i Senatu (Zgromadzenie Narodowe) miano wybrać prezydenta. W związku z tym koniecznych zmian w konstytucji dokonano w kwietniu.

Ustalono powołanie Komisji Porozumiewawczej (pierwsze posiedzenie 18 kwietnia), która miała nadzorować wykonanie porozumień Okrągłego Stołu. Termin wyborów parlamentarnych ustalono na 4 i 18 czerwca 1989 r. Czasu było mało i władze liczyły, że "Solidarność" nie zdoła się zorganizować, co odbije się dla niej niekorzystnie na wynikach wyborów.

Były to płonne nadzieje. Już w pierwszej turze "Solidarność" zdobyła 160 ze 161 przysługujących jej mandatów w Sejmie i 92 mandaty w Senacie. W pierwszej turze koalicja obsadziła zaledwie 3 mandaty w Sejmie. Przepadła też, poza dwiema osobami, lista krajowa, na

18

której znaleźli się prominentni działacze aparatu władzy. Nikt nie przewidywał takiej klęski.

Jacek Kuroń miał przed wyborami nadzieję, że "Solidarność" zdobędzie większość w Senacie, ale w najśmielszych marzeniach nie zakładał, że uzyska ona 99 mandatów na 100 możliwych. Odpowiedzialny za wybory sekretarz KC PZPR Zygmunt Czarzasty obawiał się, że jeśli "Solidarność" poniesie porażkę, Zachód uzna te wyniki za sfałszowane.

19 lipca 1989 r. na prezydenta wybrano gen. Jaruzel-skiego. Miesiąc później, 19 sierpnia, powierzył on Tadeuszowi Mazowieckiemu misję utworzenia rządu.

"Okrągły Stół - napisałem w poświęconej mu monografii - był fenomenem na skalę światową. Bez rozlewu krwi, bez nawet jednej wybitej szyby dokonała się transformacja ustrojowa. Nikt, poza politycznymi marzycielami, nie mógł przewidzieć takiego biegu wydarzeń. W znacznej mierze były one wynikiem procesów, zachodzących w świadomości elit politycznych" (Andrzej Garlic-ki, Karuzela. Rzecz o Okrągłym Stole, Warszawa 2003, s. 362).

W książce, którą obecnie przedstawiam, interesują mnie przedstawiciele elit, odgrywający istotną rolę w doprowadzeniu do Okrągłego Stołu i wynegocjowaniu zawartych porozumień. Spojrzenie na wydarzenia przez pryzmat biografii ich kreatorów wydaje się interesujące.

Dokonany wybór postaci i ich układ mają charakter subiektywny, ale wynika to z wiedzy, którą zdobyłem, przygotowując wspomnianą już monografię Okrągłego Stołu. Wydawało mi się też ciekawe ukazanie późniejszych, właściwie po dzień dzisiejszy, losów opisywanych postaci. To zresztą temat bardziej dla socjologa niż dla historyka, ale te życiorysy pokazują, że dużo łatwiej odnaleźli się w nowym systemie przegrani niż zwycięzcy. To też fenomen na skalę światową.

Autorzy i reżyserzy

WOJCIECH JARUZELSKI

Termin "okrągły stół" wprowadził do języka politycznego gen. Wojciech Jaruzelski, mówiąc 13 czerwca 1988 r. w pierwszym dniu obrad VII Plenum KC PZPR: "Wobec środowisk i grup, zainteresowanych stowarzyszeniową formą pluralizmu w PRL, występujemy z ofertą podjęcia rzeczowej dyskusji nad kształtem konkretnych rozwiązań. Uważamy za celowe spotkanie przy okrągłym stole '¦reprezentantów szerokiej gamy istniejących i inicjowanych stowarzyszeń"".

Było to nawiązanie do przygotowywanej od dłuższego czasu nowej ustawy o stowarzyszeniach, znacznie liberalizującej istniejące przepisy. Pluralizm stowarzyszeniowy miał być pierwszym krokiem do pluralizmu politycznego. Miał on wyraźnie określone granice. Mówił o tym Jaruzelski Gorbaczowowi w pierwszym dniu jego wizyty w Polsce w lipcu 1988 r.: "Ta nieprzekraczalna dla nas rubież to tylko dwie sprawy: jeden związek zawodowy w jednym zakładzie pracy i niezgoda na utworzenie partii opozycyjnej, siłą tztczy antykomunistycznej" (Andrzej Garlicki, dz. cyt., s. 115-116). W obu wypadkach rubież ta już wkrótce została przekroczona.

Gen. Jaruzelski miał wówczas 65 lat. Pochodził z zubożałej rodziny szlacheckiej, co było w Polsce Ludowej pochodzeniem raczej kłopotliwym. Świadectwa ze szkoły Ojców Marianów na Bielanach też nie były dokumentami, którymi należało się chwalić. Wybuch wojny zastał go u rodziców w Trzecinach nad Brokiem. Ojciec

21

zarządzał tam sporym majątkiem teściów. W obawie przed Niemcami Jaruzelscy wyjechali na Litwę. Niedługo jednak cieszyli się wolnością. 15 czerwca 1940 r. Armia Czerwona wkroczyła do Wilna i Kowna. Litwa stała się republiką Związku Radzieckiego. Rozpoczęły się deportacje na Syberię wrogów ludu, do której to kategorii Jaruzelscy niewątpliwie należeli. Ojca wywieziono do obozu pracy w Krasnojarskim Kraju, matkę z synem i córką do małej osady w tajdze, gdzie warunki były trudne do wytrzymania. Zdecydowali się więc na ucieczkę do Bijska. Tu odnaleźli wyniszczonego przez obóz ojca, który wkrótce zmarł.

Niewiele brakowało, by Wojciech Jaruzelski znalazł się w armii Andersa. Nie zdążył i musiał nadal rąbać drzewa, a potem znalazł zatrudnienie w piekarni. W czerwcu 1943 r. został wcielony do tworzącej się armii gen. Berlinga. Matce i siostrze udało się wrócić do Polski dopiero w 1946 r.

Jaruzelskiego skierowano do szkoły oficerskiej w Ria-zaniu, którą opuścił jako chorąży. Ta szkoła była w rzeczywistości kilkumiesięcznym kursem, pozwalającym zdobyć podstawowe umiejętności, niezbędne na polu walki. Skierowano go do 5 pułku piechoty 2 Dywizji, gdzie objął dowództwo plutonu. W maju 1944 r. został dowódcą zwiadu konnego pułku. Zwiad wymaga odwagi, inteligencji i cierpliwości. Wojciech Jaruzelski miał wszystkie te cechy. Z 5 pułkiem przeszedł cały szlak bojowy aż do Łaby.

Pozostał w wojsku. Ukończył Wyższą Szkołę Piechoty i w 1955 r. Akademię Sztabu Generalnego. Studiował też w radzieckich uczelniach wojskowych. W lipcu 1956 r. został generałem brygady. Miał wówczas 33 lata. Cztery lata później został generałem dywizji. Była to błyskotliwa kariera. Po awansie generalskim przez prawie cztery lata dowodził 12 Dywizją Zmechanizowaną. W latach 1960-1965 był szefem Głównego Zarządu Politycznego WP (od 1962 r. równocześnie wiceministrem obrony narodowej).

22

W 1961 r. został posłem na Sejm i był nim w kolejnych kadencjach aż do wyborów czerwcowych 1989 r., w których nie kandydował. Mandat poselski był rezultatem zajmowanych stanowisk państwowych, nie oczekiwano więc od Jaruzelskiego aktywności parlamentarnej.

Do PPR wstąpił w 1947 r., w 1964 r. został członkiem KC PZPR. Objęcie GZP oznaczało wejście w najwyższe kręgi polityczne, ale gen. Jaruzelskiego bardziej w tym czasie pociągała armia niż polityka. W latach 1965-1968 był szefem Sztabu Generalnego WP. W kwietniu 1968 r. objął po marszałku Marianie Spychalskim resort obrony narodowej, którym kierował do listopada 1983 r. Dopiero w grudniu 1970 r. został zastępcą członka Biura Politycznego KC PZPR, a rok później członkiem Biura.

W dekadzie gierkowskiej był lojalnym współpracownikiem I sekretarza. Nie usiłował budować sobie samodzielnej pozycji politycznej. Głównym terenem jego działań była armia, którą starał się unowocześnić i przez zręczną, długofalową politykę kadrową w pełni sobie podporządkować.

We wrześniu 1980 r. wsparł Stanisława Kanię, który zastąpił zmuszonego do odejścia Gierka. Z Kanią miał od dawna dobre stosunki.

W lutym 1981 r. został premierem, zachowując nadal tekę ministra obrony narodowej, a w październiku po dymisji Kani I sekretarzem KC PZPR. Skupił więc w rękach olbrzymią władzę. Tym bardziej że w lipcu 1981 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powierzył człowiekowi, do którego miał pełne zaufanie, gen. dyw Czesła-wowi Kiszczakowi.

W lecie i wczesną jesienią 1981 r. trwające od prawie roku przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce były już na ukończeniu. Moskwa coraz brutalniej naciskała na Jaruzelskiego, aby własnymi siłami rozwiązał narastający kryzys polityczny. Grożono interwencją wojskową, której skutki - jak oceniał Generał -byłyby nieobliczalne, stosowano szantaż ekonomiczny, zapowiadając drastyczne ograniczenie radzieckich dostaw

23

surowcowych, bez których (przede wszystkim ropy) gospodarka polska nie mogła funkcjonować. Gen. Jaruzel-ski miał też powody sądzić, że Moskwa może znaleźć inną, bardziej jej posłuszną, ekipę władzy w Polsce.

4 listopada 1981 r. odbyło się w Warszawie spotkanie Jaruzelskiego, Wałęsy i Glempa, na którym Generał przedstawił koncepcję powołania Rady Porozumienia Narodowego. Pomysł nie zyskał aprobaty.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wprowadzono stan wojenny. "Decyzję - mówił później gen. Jaruzelski - podjęliśmy w Polsce w gronie złożonym wyłącznie z Polaków. Odpowiedzialność za nią biorę na siebie. Mówiłem to wielokrotnie. Byłoby poniżej mojej oficerskiej godności, gdybym zasłaniał się jakąś zewnętrzną dyspozycją czy dyrektywą. Przez blisko półtora roku było nękanie, dręczenie, wywieranie przemożnego nacisku. Ale decyzja -jej planowanie i realizacja - były własne".

10 listopada 1982 r. zmarł Breżniew. Jego następcą został ciężko chory Jurij Andropow, który rządził nieco ponad rok i zmarł 9 lutego 1984 r. Stanowisko sekretarza generalnego KC KPZR objął Konstantin Czernienko. W przeciwieństwie do Andropowa, który zdawał sobie sprawę z konieczności reform, Czernienko, prawa ręka Breżniewa, był pomysłom reform przeciwny. Rządził 13 miesięcy; zmarł 10 marca 1985 r.

W systemie dyktatorskim zmiana przywódcy powoduje złożony proces zmian na niższych szczeblach, destabilizując grupę rządzącą. Dwie takie zmiany w ciągu niecałych trzech lat i to w sytuacji, gdy Związek Radziecki stawał przed wyzwaniami, spowodowanymi Reaganow-ską polityką wyścigu nowoczesnych technologii, bo tym były "gwiezdne wojny" - to było za dużo. Nawet starcy w radzieckim Biurze Politycznym to zrozumieli i 11 marca 1985 r. sekretarzem generalnym został 54-letni Michaił Gorbaczow.

Jaruzelski przyjął tę zmianę z nadzieją, bo Gorbaczow miał opinię zwolennika reform. Był dynamiczny, odważny, dobrze wykształcony, otwarty na argumenty, był cał-

24

kowitym przeciwieństwem Breżniewa. Problem polegał na tym, czy nie zmieni się po zdobyciu władzy.

W ciągu najbliższych miesięcy okazało się, że nowy sekretarz generalny zamierza realizować program reform, mających na celu uratowanie ZSRR. Jeszcze nie pada słowo pierestrojka, ale wisi już w powietrzu.

Andriej Graczow, bliski współpracownik Gorbaczowa i autor znakomitej jego biografii, zastanawiając się, dlaczego reżim radziecki, znakomicie radzący sobie z zagrożeniami zewnętrznymi i przejawami rozkładu ideowego, okazał się bezbronny i słaby wobec projektów reformatorów, stwierdza: "System uzbrojony po zęby w "jedynie słuszną ideologię" i nastawiony wrogo do całego świata mogła naruszyć tylko korozja wewnętrzna, herezja ideowa. Nie agresja z zewnątrz, lecz "bunt aniołów". Na czele stanąć mógł bez obaw tylko ten, kto sam był bez zarzutu. Tylko prawdziwie wierzący mógł zostać heretykiem. Ten, kto byłby całkowicie oddany władzy radzieckiej i przy tym nic nikomu nie winien. Ten, kto nie cierpiałby z powodu podświadomych kompleksów typowych dla inteligentów, pragnących wyzwolić i uratować lud. Ten, kto nie będąc częścią "śmietanki", sam wywodził się z ludu i nie bał się do niego wrócić. Kto, jeśli nie proletariusz, który nie miał nic do stracenia, nie bał się degradacji i zgodnie z przewidywaniami autorów Manifestu komunistycznego najlepiej pasował do roli grabarza ustroju, który sam stworzył. W zasadzie klasycy mieli rację - kontynuuje Graczow - pomylili się tylko co do drobiazgu. Zamiast pogrzebać kapitalizm, "nowa klasa" stworzona przez system zaczęła grzebać socjalizm. I pomyślnie doprowadziła to do końca" (Andriej Graczow, Gorbaczow, Warszawa 2003, s. 31-32).

Ten obszerny cytat pozwala zrozumieć nie tylko Gorbaczowa, ale i Jaruzelskiego. Całkowicie różni temperamentem, pochodzeniem, tradycją kulturową, życiorysami, bardzo szybko nawiązali dobry kontakt, nabrali do siebie zaufania. W innym miejscu Graczow powiada, że Gorbaczow i Jaruzelski nie tylko "sympatyzowali ze sobą,

25

ale i w polityce wewnętrznej mieli ten sam cel: przekazanie władzy państwowej przez partię mającą na nią monopol - demokratycznie wybranym instytucjom" (tamże, s. 301).

Kilka miesięcy po dojściu do władzy, w listopadzie 1985 r., Gorbaczow oświadczył wezwanym do Moskwy przywódcom krajów socjalistycznych, że od tej chwili każda partia i jej kierownictwo ponoszą pełną odpowiedzialność za to, co się dzieje w ich kraju. Oznaczało to odrzucenie tzw. doktryny Breżniewa i otwierało możliwość przeobrażeń politycznych w Polsce. Jaruzelski przystąpił do nich powoli i ostrożnie. Pierwszą ważną decyzją było zwolnienie więźniów politycznych jesienią 1986 r. i rezygnacja z tego środka walki z opozycją. Kolejnym krokiem było wprowadzenie pojęcia opozycji konstruktywnej, co otworzyło możliwość podjęcia rozmów z Wałęsą.

W listopadzie 1985 r. Jaruzelski zrezygnował z funkcji premiera. Gabinet objął Zbigniew Messner, a po jego dymisji we wrześniu 1988 r. - Mieczysław F. Rakowski. Jaruzelski został przewodniczącym Rady Państwa. W tym czasie niezależnie od tego, jaką pełnił funkcję, władza należała do niego.

Paradoks historii polega na tym, że twórca stanu wojennego stał się współinicjatorem Okrągłego Stołu, który rozpoczął proces transformacji ustrojowej w Polsce. Nie uczestniczył w rokowaniach, które na jego polecenie prowadzili Kiszczak i Ciosek, ale to on podejmował decyzje, wyznaczał granice kompromisu.

Jerzy Urban, któremu Jaruzelski powierzył funkcję rzecznika rządu i którego zawsze uważnie słuchał, napisał o nim w Alfabecie Urbana: "Największy umysł, z jakim się zetknąłem, przynajmniej wśród ludzi". Urban, choć bezpartyjny, uczestniczył w posiedzeniach Biura Politycznego i Sekretariatu KC, przygotowywał, wraz z Cioskiem i gen. Pożogą, odważne i zaskakujące pomysłami memoriały dla gen. Jaruzelskiego, który czytał je bardzo uważnie, ale nie był skory do podejmowania szyb-

26

kich decyzji. Cierpliwość, którą niektórzy współpracownicy uważali za powolność, była cechą, którą wykształcił w sobie jako młody oficer zwiadu i która towarzyszyła mu przez następne lata.

Denerwował współpracowników przywiązywaniem nadmiernej wagi do poszczególnych sformułowań w swych publicznych wystąpieniach. Cyzelował kolejne ich wersje, wciąż domagając się większej precyzji. "Wojciech Jaruzelski - napisał Urban w zakończeniu poświęconej mu noty - to taki dziwny generał, który bardziej wierzy w siłę sprawczą słów niż wojsk. Powiedziane oznacza dlań w polityce - sprawione. Decyzje rodzi powoli, dojrzewa do nich solidnie i gruntownie. Pech chciał, że w epoce, kiedy miał władzę, czas historyczny biegł, nie czekając. Jeżeli historia nie uzna Jaruzelskiego za największego polskiego polityka XX wieku, będzie to jedna z jej nieustannych pomyłek" [Alfabet Urbana. Od A do Z, Warszawa 1990, s. 73-74).

Jedną z decyzji podjętych przy Okrągłym Stole było utworzenie urzędu prezydenta, wyposażonego w spore kompetencje jako gwaranta stabilizacji systemu. Władze, które bardzo przy tym obstawały, przewidywały, czego nie ukrywano w rokowaniach, na ten urząd gen. Jaruzelskiego.

Został wybrany większością jednego głosu (taki sam wynik uzyskał Adenauer przy pierwszym wyborze na kanclerza) 19 lipca 1989 r. Kilka tygodni później pierwszym niekomunistycznym premierem w powojennej Polsce został Tadeusz Mazowiecki.

Wszyscy, nawet niechętni gen. Jaruzelskiemu, wypowiadający się o jego prezydenturze, podkreślają, że był bardzo lojalny wobec rządu i kierował się interesem państwa.

Był prezydentem nieco ponad rok, mając świadomość, że układ, który go wyniósł na urząd, rozsypał się. Nie dążył do utrwalenia swej władzy, traktując prezydenturę jako obowiązek. Musiał zdjąć mundur, w którym czuł się nieswojo.

27

2. Wojciech Jaruzelski, 1989

W powszechnych wyborach prezydenckich, których pierwsza tura odbyła się 25 listopada 1990 r.; nie kandydował. Postanowił wycofać się z życia politycznego.

Nie dane mu było jednak tego uczynić. 5 grudnia 1991 r. 51 posłów Klubu Parlamentarnego Konfederacji Polski Niepodległej złożyło do Prezydium Sejmu RP wniosek wstępny o pociągnięcie 26 osób do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu oraz do odpowiedzialności karnej za wprowadzenie stanu wojennego. Listę otwierał Wojciech Jaruzelski. Marszałek Sejmu skierował wniosek do Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej Sejmu I kadencji. Rozpoczęły się przesłuchania.

28 maja 1993 r. gabinet Hanny Suchockiej został obalony przez "Solidarność", co było - jak się okazało - posunięciem samobójczym. Prezydent Wałęsa skorzystał z

28

przysługujących mu uprawnień i następnego dnia rozwiązał parlament. Po wyborach Sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej Sejmu II kadencji kontynuowała prace. 3 czerwca 1996 r. Komisja przedstawiła Sejmowi sprawozdanie z prac z wnioskiem o umorzenie postępowania. Odpowiadało to ówczesnym poglądom większości społeczeństwa. W przeprowadzonych przez OBOP w kwietniu 1994 r. badaniach na pytanie, czy Wojciech Jaruzelski powinien zostać ukarany za wprowadzenie stanu wojennego, 38% ankietowanych odpowiedziało, że nie, a 33%, że raczej nie. Tylko 6% było za ukaraniem.

Wcześniej, jesienią 1994 r., gdy na spotkaniu autorskim gen. Jaruzelski podpisywał książkę, został uderzony kamieniem w głowę. W następstwie tego został poddany, trwającej ok. 4 godziny, operacji pod ogólną narkozą. Miał wówczas 71 lat. W środowiskach prawicowych pojawiły się głosy, usprawiedliwiające ten bandycki napad.

Gen. Jaruzelski znalazł się też na ławie oskarżonych w procesie wytoczonym w związku z użyciem przez wojsko broni w czasie zajść na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Proces ten trwa już wiele lat i nic nie wskazuje, by się miał rychło zakończyć.

W 1989 r., gdy gen. Jaruzelski wahał się, czy kandydować na urząd prezydenta, wybitny krakowski chirurg prof. Tadeusz Popielą powiedział Wiesławowi Górnickie-mu: "W ciągu najbliższych dni nie istnieje już dla Jaru-zelskiego wybór między prezydenturą i "Sulejówkiem". Istnieje tylko wybór między prezydenturą i haniebnym procesem przed Trybunałem Stanu". Były to słowa prorocze, choć i prezydentura nie uchroniła go przed upokorzeniem.

Wojciech Jaruzelski przyjął w młodości system wartości, któremu pozostał wierny przez całe życie. Kategorią dlań najwyższą było państwo polskie. W warunkach powojennych mogło istnieć tylko w ramach obozu socjalistycznego, sterowanego z Moskwy. Polska była za-

29

r

leżna od Związku Radzieckiego, ale i tak los jej był lepszy niż wcielonych do ZSRR republik nadbałtyckich.

W ideologii socjalistycznej pociągała go dynamika przemian, otwierająca szansę awansu dla wielkich grup społecznych. Przekształcanie Polski z zacofanego kraju rolniczo-przemysłowego w nowoczesne państwo, zdolne odpowiedzieć wyzwaniom cywilizacyjnym. Był przekonany, że jedyną siłą zdolną ten program realizować jest partia. Nigdy jednak nie był ideowym fanatykiem.

Wierzył, że można zreformować istniejący system powoli, wprowadzając mechanizmy demokratyczne. To nie było możliwe. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych uzmysłowił sobie, że aby zachować władzę, trzeba podzielić się nią z opozycją. To była geneza Okrągłego Stołu, którego stał się konsekwentnym rzecznikiem, godząc się na legalizację "Solidarności".

Cytowany już Graczow napisał, że w otoczeniu Gor-baczowa nie było nikogo "kto by go ostrzegł i wyjaśnił mu, że jakakolwiek próba nadania ludzkiej twarzy istniejącemu reżimowi skończy się zniszczeniem całego systemu" (s. 132). Na dobro gen. Jaruzelskiego należy zapisać, że gdy zdał sobie z tego sprawę, nie usiłował zahamować uruchomionych procesów.

LECH WAŁĘSA

Lech Wałęsa jest dokładnie o 20 lat młodszy od gen. Jaruzelskiego. Urodził się w 1943 r. w Popowie koło Lipna w niezamożnej rodzinie chłopskiej. Uczył się w zasadniczej szkole zawodowej w Lipnie, uzyskując papiery elektryka. Przez cztery lata, przed powołaniem do wojska, pracował jako elektromechanik samochodowy w Państwowym Ośrodku Maszynowym w pobliskim Łochocinie. Po dwóch latach służby zasadniczej, w 1967 r., opuścił wojsko jako kapral. Nie wrócił już do rodzinnej wsi. Zatrudnił się jako elektryk w Stoczni Gdańskiej. W Gdańsku poznał swą przyszłą żonę, Danutę. Urodziła mu ośmioro dzieci.

30

W grudniu 1970 r. wziął aktywny udział w strajku w Stoczni Gdańskiej. Został na cztery dni aresztowany. Zapewne wówczas podpisał - co sam przyznał po latach - zobowiązanie współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Nie wydaje się, by miała z niego pożytek.

Działał w związku zawodowym, zajmując się sprawami bezpieczeństwa i higieny pracy. Naraził się zarówno władzom związkowym, jak i administracji. Odszedł ze Stoczni i w latach 1976-1979 pracował jako elektryk w Zakładzie Remontowo-Budowlanym "Zremb". W tym czasie nawiązał kontakt z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża.

Założył je wraz z Antonim Sokołowskim i Krzyszto-fem Wyszkowskim 29 kwietnia 1978 r. Andrzej Gwiazda. Gwiazda był inżynierem, miał wówczas 43 lata i pewne doświadczenie w działalności opozycyjnej. W 1976 r. wystosował z żoną Joanną

list do Sejmu, popierający działania Komitetu Obrony Robotników. Kolportował nielegalnego "Robotnika" i współpracował z Biurem Interwencyjnym KOR-u.

W marcu 1978 r. z inspiracji KOR-u powstał w Katowicach Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych. W jego składzie znaleźli się zarówno korowcy, jak i członkowie Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, co spowodowało, że założyciele bardziej kłócili się, niż podejmowali działania mające na celu rozbudowę WZZ.

W Gdańsku grupa założycielska WZZ była bardziej jednolita i unikała wyraźnego określania się politycznego. Ale i tu inicjatywa powołania WZZ wyszła ze środowiska KOR-u - od Bogdana Borusewicza. WZZ Wybrzeża były niewielką grupą, działającą na Wybrzeżu Gdańskim i w Trójmieście. Jej aktywność sprowadzała się do spotkań, dyskusji, kolportażu nielegalnych wydawnictw oraz składania co roku, w rocznicę wydarzeń grudniowych 1970 r., wieńców przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej. Spotkania odbywały się w mieszkaniu Gwiazdów i najczęściej uczestniczyli w nich Bogdan Borusewicz,

31

r

Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz, Andrzej Kołodziej, Bogdan Lis. Byli w tej grupie inteligenci (Boruse-wicz, Gwiazdowie) i autentyczni robotnicy (Walentynowicz, Kołodziej, Lis). Do tego środowiska, zwanego z czasem "gwiazdozbiorem", Borusewicz wprowadził Lecha Wałęsę. Korzyści były obustronne - grupie przybył prawdziwy robotnik, Wałęsa trafił do środowiska, w którym czytało się nie tylko gazety. To środowisko odegrało znaczącą rolę w 1980 r. w strajku sierpniowym i w negocjacjach Porozumień Gdańskich.

W styczniu 1979 r. Jacek Kuroń poznał na imieninach u Wujca małżeństwo Gwiazdów, Annę Walentynowicz, Bogdana Borusewicza, Alinę Pieńkowska i Lecha Wałęsę, który zrobił na wszystkich duże wrażenie. "W tym swoim ubogim, wyświechtanym garniturze - wspominał Kuroń - nieprawdopodobny gawędziarz, chwalipięta, Zagłoba czy Falstaff, ojciec wielodzietnej rodziny, wyrzucany bez przerwy z pracy, mieszkający w jednoizbowej ruderze i przy tym ani słowa o jakimś posłannictwie, służbie ojczyźnie czy coś w tym stylu. Dowcip i pogoda ducha" [Rodem z Solidarności. Sylwetki twórców NSZZ "Solidarność", pod red. Bogusława Kopki i Ryszarda Że-lichowskiego, Warszawa 1997, s. 126).

Na wielką scenę wyniósł Wałęsę strajk sierpniowy w upalne lato 1980 r. Jednym z postulatów strajkujących robotników Stoczni Gdańskiej było przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy, który w tym czasie był bezrobotny, bowiem w lutym 1980 r. na polecenie bezpieki wyrzucono go z gdańskiego "Elektromon-tażu", gdzie założył Komisję Robotniczą, mającą bronić praw pracowniczych.

Gdy 14 sierpnia 1980 r. wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej, Wałęsa przeskoczył przez mur Stoczni i stanął na czele spontanicznie wyłonionego komitetu strajkowego.

Strajk w Stoczni poparły inne zakłady w Trójmieście. Zastrajkowała m.in. komunikacja miejska. 16 sierpnia dyrektor Stoczni, realizując polecenia władz wyższych,

32

zaniepokojonych rozwojem sytuacji, wyraził zgodę na wszystkie postulaty strajkujących, w tym również na działanie w Stoczni wolnych związków zawodowych. Wałęsa ogłosił zakończenie strajku, ale wobec protestów Pieńkowskiej, Walentynowicz i Borusewicza, że nie wolno pozostawiać innych zakładów, z którymi władze łatwo się rozprawią, wznowił strajk.

16 sierpnia zawiązał się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na którego czele stanął Wałęsa. Komitet opracował 21 postulatów strajkowych; pierwszy z nich dotyczył powołania wolnych związków zawodowych.

Początkowo władze usiłowały złamać solidarność strajkujących zakładów. Do Gdańska przyjechał wicepremier Tadeusz Pyka, który - sypiąc pieniędzmi - usiłował doprowadzić do rozbicia MKS. Nie udało się. W środę 20 sierpnia dotarła do Gdańska wiadomość, że wybuchł strajk w Szczecinie.

22 sierpnia wicepremier Mieczysław Jagielski, który zastąpił Pykę, wyraził zgodę na podjęcie następnego dnia rozmów z MKS-em. W nocy przybyli z Warszawy Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek, którym Wałęsa zlecił powołanie zespołu ekspertów. Znaleźli się w nim Tadeusz Kowalik, Andrzej Wielowieyski, Jadwiga Sta-niszkis, Waldemar Kuczyński, Bohdan Cywiński i Bronisław Geremek. Pracami zespołu kierował Tadeusz Mazowiecki.

W sobotę 23 sierpnia rozpoczęły się negocjacje pomiędzy Komisją Rządową a MKS-em, który reprezentował już 388 zakładów pracy. Wałęsa stał się bożyszczem tłumów, postacią symbolizującą strajk. Okazał się twardym i zdolnym negocjatorem, umiał nawiązać kontakt z tłumem, ujawnił talenty oratorskie, miał też celne i zaskakujące powiedzonka. Dla strajkujących był jednym z nich, robotnikiem o zaledwie podstawowym wykształceniu, który jak równy z równym dyskutował z wicepremierem i towarzyszącymi mu osobami. Potrafił też słuchać doradców, ekspertów, choć dla "jajogłowych" nie miał zbytniej estymy. Powie później, że w 5 minut wy-

3 - Rycerze...

33

3. Lech Wałęsa i bp Jerzy Dąbrowski, Warszawa, willa MSW przy ul. Zawrat, 31 sierpnia 1988

myśli to, na co intelektualiści potrzebują 5 dni. Będzie mówił jeszcze wiele głupstw.

31 sierpnia 1980 r. w sali BHP w Stoczni Gdańskiej, w której toczyły się negocjacje, podpisał wielkim biało--czerwonym długopisem porozumienie z wicepremierem Mieczysławem Jagielskim, które przeszło do historii jako Porozumienia Gdańskie. Władze zgodziły się na powstanie niezależnych związków zawodowych. Ceremonia złożenia podpisów była na żywo transmitowana przez telewizję i Lech Wałęsa, przywódca strajku na Wybrzeżu, stał się ogólnonarodowym bohaterem.

Umacniał tę pozycję podczas licznych podróży po kraju, w czasie których wygłaszał przemówienia i wzywał do działań umiarkowanych, gasząc spontanicznie wybuchające strajki. W istocie bowiem, choć często używał słów gwałtownych, był politykiem umiarkowanym. W czasie tzw. kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 r. doprowadził, wbrew stanowisku władz "Solidarności", do kompromisu, unikając tym samym strajku generalnego, który mógł mieć tragiczne konsekwencje.

34

W radykalizującej się "Solidarności" pozycja jego słabła, co było widoczne jesienią 1981 r. w czasie I Krajowego Zjazdu Delegatów "Solidarności". Do stanowiska przewodniczącego związku poza Wałęsą kandydowali Marian Jurczyk, Jan Rulewski i Andrzej Gwiazda. Wałęsa wprawdzie wygrał, ale uzyskał jedynie 55% głosów.

Po wprowadzeniu stanu wojennego Wałęsa był internowany, najpierw w siedzibach rządowych pod Warszawą, a następnie w Arłamowie w Bieszczadach. Początkowo władze żywiły nadzieje, że uda się go skłonić do współpracy lub choćby do wydania wygodnego władzom oświadczenia. Nadzieje te okazały się złudne. Wałęsa odmówił rozmów i zażądał kontaktu z przedstawicielami Kościoła, na co się zgodzono.

Kościół zajmował wysoką pozycję w hierarchii wartości Lecha Wałęsy. Był głęboko religijny, co demonstrował, nosząc w klapie marynarki podobiznę Matki Boskiej Częstochowskiej. Liczył się z opiniami strajkowego kapelana, ks. Henryka Jankowskiego, biskupa gdańskiego Tadeusza Gocłowskiego, a niepodważalnym dlań autorytetem był i jest papież Jan Paweł II.

14 listopada 1982 r. Wałęsa został zwolniony z Arła-mowa. Powracał znacznie wzmocniony w opinii społecznej, jako ten, który nie dał się złamać. Polska Agencja Prasowa, informując o zwolnieniu go z internowania, stwierdziła, że "były przywódca byłej "Sołidarności" jest obecnie osobą prywatną". Były to pobożne życzenia.

Rychło nawiązał kontakty z solidarnościowym podziemiem, a w kwietniu 1983 r., myląc inwigilujących go esbeków, spotkał się z podziemną Tymczasową Komisją Koordynacyjną (TKK) NSZZ "Solidarność". Powstała ona 22 kwietnia 1982 r. w wyniku porozumienia przedstawicieli regionów Gdańska, Mazowsza, Dolnego Śląska i Małopolski. Jej niekwestionowanym przywódcą był Zbigniew Bujak.

W czerwcu 1983 r. Jan Paweł II przybył z kolejną pielgrzymką do Polski. Wbrew naciskom władz spotkał się z Wałęsą. 25 sierpnia odbyło się spotkanie Mieczysława

35

4. Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 27 stycznia 1989

F. Rakowskiego z załogą Stoczni Gdańskiej, na którym był obecny i zabierał głos Wałęsa. W starciu z Rakow-skim odniósł sukces. 5 października otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Dla władz stał się nietykalny.

W końcu września 1986 r., po amnestii dla wszystkich więźniów politycznych, Wałęsa powołał jawną, choć działającą nielegalnie, Tymczasową Radę NSZZ "Solidarność", potocznie nazywaną "Teresą". Rok później, w październiku, odbyło się wspólne posiedzenie TKK i "Teresy", których członkowie oświadczyli, że kończą działalność i powołują jawną, acz nielegalną, Krajową Komisję Wykonawczą NSZZ "Solidarność" (KKW) z Wałęsą na czele. Spowodowało to rozłam w podziemiu związkowym. Przeciwnicy Wałęsy (Gwiazda, Jurczyk) powołali

36

Grupę Roboczą Komisji Krajowej. Nie udało się jej uzyskać szerszego poparcia.

31 sierpnia 1988 r., gdy trwały, dogasające już wprawdzie, strajki, doszło do spotkania gen. Kiszczaka z Wałęsą w obecności Stanisława Cioska i bp. Jerzego Dąbrowskiego. Było ono od pewnego czasu przygotowywane w rozmowach Andrzeja Stelmachowskiego z Józefem Czyr-kiem. Początkowo miało to być spotkanie w cztery oczy, ale ponieważ Wałęsa zażądał uczestnictwa obserwatora kościelnego, Kiszczakowi towarzyszył Ciosek.

Wśród doradców "Solidarności" istniały silne obawy, że Wałęsa nie da sobie rady w rozmowie z tak wytrawnym politykiem jak gen. Kiszczak. Poradził sobie. Jak mantrę powtarzał, że konieczna jest legalizacja "Solidarności", że bez tego nie uda się osiągnąć postępu w żadnej dziedzinie.

Rozpoczęły się przygotowania do Okrągłego Stołu. Wałęsa brał aktywny udział w najważniejszych spotkaniach. Były to działania, o których opinię publiczną informowano lakonicznymi komunikatami.

30 listopada telewidzowie obejrzeli Wałęsę "na żywo" w debacie z przewodniczącym OPZZ, Alfredem Miodo-wiczem. Pomysł był Miodowicza, który w bezgranicznej zarozumiałości zapewnił swych kolegów z Biura Politycznego, że zrobi z Wałęsy marmoladę. Nie zrobił. Według danych CBOS tylko 1% ankietowanych uważało, że Mio-dowicz odniósł sukces, a 64%, że zwyciężył Wałęsa. Nie tylko o zwycięstwo jednak chodziło. Debata telewizyjna rozbiła pracowicie malowany przez rządową i partyjną propagandę obraz Wałęsy jako prymitywnego demagoga, który nie umie poprawnie sklecić trzech zdań. Wałęsa mówił spokojnie, był uprzedzająco grzeczny wobec rozmówcy i dokładnie wiedział, co chce osiągnąć.

Wkrótce po tej debacie, na początku grudnia, wyjechał do Paryża na zaproszenie prezydenta Mitterranda. Dwudniowa wizyta, w czasie której podejmowany był z honorami, przysługującymi głowom państw, ukazała Wałęsę jako polityka, który swobodnie się czuje na europej-

37

5. Lech Wałęsa na czele delegacji "Solidarności" w drodze do Pałacu Namiestnikowskiego, 6 lutego 1989

skich salonach. Towarzyszyli mu Geremek i Wielowiey-ski, których rad uważnie słuchał, i co ważniejsze - stosował się do nich.

Wałęsa miał szczęście do doradców. Od sierpnia 1980 r. byli nimi Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Trudno o lepszych mentorów. Wcześniej i później doradzali mu również Jacek Kuroń, Adam Michnik, Karol Modzelewski, bracia Kaczyńscy i Jacek Merkel.

6 lutego 1989 r. Wałęsa wkroczył na czele delegacji solidarnościowej do Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie na posiedzenie inauguracyjne Okrągłego Stołu. W posiedzeniach stolików i podstolików nie uczestniczył. Miał zaufanie do Geremka i Mazowieckiego, którzy prowadzili rokowania. Gdy jednak pod koniec lutego oka-

38

zało się, że nie da się osiągnąć kompromisu bez poufnych, a więc pozbawionych propagandowej frazeologii, rozmów, aktywnie się do nich włączył.

W wyborach czerwcowych nie kandydował. Podobnie jak gen. Jaruzelski. Szokujący sukces "Solidarności" skomentował z właściwą mu lapidarnością: "amatorzy pokonali zawodowców".

Po wyborach zaaprobował działania braci Kaczyńskich, mające na celu oderwanie od PZPR tzw. stronnictw sojuszniczych i powołanie koalicji "Solidarności" z ZSL i SD. Misję utworzenia rządu opartego na tej właśnie koalicji otrzymał Tadeusz Mazowiecki, co, jak się okaże, było początkiem końca jego dobrych stosunków z Wałęsą.

Waldemar Kuczyński, wówczas jeden z najbliższych współpracowników premiera, napisał, że Mazowiecki u-ważał, że "gdy "Solidamość" już nie jest w opozycji, lecz rządzi i on jest premierem, nie można kontynuować dotychczasowego układu pomiędzy nim a Wałęsą, to znaczy układu Wałęsa - szef, a on - doradca. Nie wykluczam, że w takim podejściu był ślad dumy, odreagowującej lata podporządkowania" (Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, Warszawa [b.r.w.], s. 187).

Wydaje się jednak, że to nie usamodzielnienie się Mazowieckiego legło u podstaw narastającego konfliktu, lecz obawy premiera przed aspiracjami Wałęsy. Wałęsa chciał być prezydentem. Mazowiecki uważał - jak się okazało, miał rację - że Wałęsa się do tej roli nie nadaje. W tej sprawie kompromis był niemożliwy, a konflikt nieunikniony.

Pierwszym, bolesnym dla Mazowieckiego, posunięciem było mianowanie we wrześniu 1989 r. na zwolnione przezeń stanowisko redaktora naczelnego "Tygodnika Solidarność" Jarosława Kaczyńskiego. "Tygodnik" był Wałęsie potrzebny na czas kampanii prezydenckiej. A przy okazji utarł nosa premierowi.

W dniach 13-20 listopada jako przewodniczący "Solidarności" przebywał z wizytą w Stanach Zjednoczonych.

39

r

6. Lech Wałęsa i Bronisław Geremek, Magdalenka, 29 marca 1989

Został zaproszony jako trzeci w historii USA cudzoziemiec, niepiastujący funkcji państwowych, do wygłoszenia przemówienia przed połączonymi izbami Kongresu. Zgotowano mu owacyjne przyjęcie. Podróż amerykańska była wielkim sukcesem, który utrwalił jego ambicje polityczne.

Wczesną wiosną 1990 r. na spotkaniu czołówki polityków solidarnościowych w siedzibie bp. Gocłowskiego w Gdańsku oświadczył, że on będzie prezydentem, prof. Geremek wiceprezydentem (konstytucja nie przewidywała takiego stanowiska), a pan Tadeusz pozostanie premierem.

7 kwietnia, w dniu, w którym rozpoczynało się to spotkanie, Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla "Życia Warszawy" powiedział, że przewodniczący "Solidarności" powinien zostać prezydentem. Po kilku dniach Wałęsa przyznał, że zamierza ubiegać się o prezydenturę.

11 maja 1990 r. Wałęsa przemawiając na wiecu w Pucku powiedział: "Jestem za stałym niepokojem politycznym, nieustannym publicznym rozładowywaniem kon-

40

fliktów. Dla mnie demokracja parlamentarna to pokojowa wojna wszystkich z wszystkimi".

12 maja 1990 r. Jarosław Kaczyński poinformował o utworzeniu Porozumienia Centrum (PC), które popiera kandydaturę Wałęsy na prezydenta i domaga się przyspieszenia przemian ustrojowych. Kaczyński postulował wybór prezydenta jeszcze latem 1990 r. przez Zgromadzenie Narodowe. Ten pomysł Wałęsa odrzucił, bo chciał być wybrany w wyborach powszechnych, co dałoby mu dużo mocniejszą pozycję.

Do rozłamu w obozie solidarnościowym doszło na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność" 24 czerwca 1990 r. Cztery dni wcześniej ukazał się w "Gazecie Wyborczej" wywiad z Wałęsą, który bardzo ostro atakował Mazowieckiego i Geremka. Powiedział też, że na dziś "potrzeba prezydenta z siekierą: zdecydowany, ostry, prosty, nie certoli się, nie przeszkadza demokracji, ale natychmiast blokuje luki".

Rzecznik rządu, Małgorzata Niezabitowska, nazwała Wałęsę "przyspieszaczem z siekierą", co podgrzało atmosferę.

W czasie transmitowanego na żywo przez telewizję posiedzenia Komitetu Obywatelskiego Wałęsa niezwykle brutalnie zaatakował redaktora naczelnego "Tygodnika Powszechnego", Jerzego Turowicza. Wywiązała się dramatyczna dyskusja, której charakter dobrze oddaje fragment wystąpienia Adama Michnika: "Jeśli ja jestem lewicą laicką i kryptokomunistą, to wy, szanowni moi antagoniści, jesteście po prostu świniami".

Z Komitetu Obywatelskiego wystąpiło 63 członków. Był to rezultat proklamowanej przez Wałęsę "wojny na górze", w której wszyscy mieli walczyć ze wszystkimi. "Wojna na górze" nie tylko rozbiła obóz solidarnościowy, ale przede wszystkim zdezawuowała go w oczach opinii publicznej. Mit czystości moralnej "Solidarności" został pogrzebany przez jej przywódcę.

16 lipca 1990 r. przeciwnicy PC, wywodzący się z obo-

41

zu solidarnościowego, popierający Mazowieckiego, utworzyli Ruch Obywatelski - Akcja Demokratyczna (ROAD). Kilka tygodni wcześniej, 27 czerwca, działacze związani z Aleksandrem Hallem powołali Forum Prawicy Demokratycznej (FDP).

25 listopada odbyły się po raz pierwszy w Polsce powszechne wybory prezydenckie. Frekwencja (60,6%) nie była imponująca. W pierwszej turze Wałęsa otrzymał blisko 40% głosów, nikomu nieznany Stanisław Tymiń-ski z Kanady - 23%, Tadeusz Mazowiecki - 18%, Włodzimierz Cimoszewicz - 9%, Roman Bartoszcze - 7% i Leszek Moczulski - 2,5%. Do drugiej tury, która odbyła się 9 grudnia, przeszli Wałęsa i Tymiński. Wygrał Wałęsa. "Wałęsa został prezydentem - napisał po latach jego ówczesny rzecznik prasowy Jarosław Kurski - i był złym prezydentem. Roztrwonił związany ze swym legendarnym nazwiskiem ogromny kapitał. Polska dzięki jego prezydenturze nie stała się lepsza. W czasie ostatnich wyborów prezydenckich dla zachodnich mediów to nie zwycięstwo Kwaśniewskiego w pierwszej już turze było sensacją, ale jednoprocentowy wynik wielkiego Lecha Wałęsy" ("Gazeta Wyborcza" 13 maja 2002).

Kurski jest rozgoryczony, bo drogi jego i Wałęsy rozeszły się, co ma niewątpliwy wpływ na ostrość sformułowań, ale nie należy jego sądów lekceważyć.

Przewodnictwo "Solidarności" przekazał Wałęsa w lutym 1991 r. na III Krajowym Zjeździe NSZZ "Solidarność" w ręce Mariana Krzaklewskiego, raczej drugorzędnego działacza z Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Chciał mieć na czele związku człowieka, który będzie mu wszystko zawdzięczał.

Władza rzeczywista miała skupiać się w Kancelarii prezydenta, której szefem został Jarosław Kaczyński. Jego brat, Lech, stanął na czele Rady Bezpieczeństwa Narodowego (początkowo stanowisko to Wałęsa powierzył szefowi swojego sztabu wyborczego Jackowi Merklowi, ale rychło, w wyniku intryg, usunął go z Kancelarii). Postacią o rosnących wpływach, lecz politycznie nieokre-

42

śloną, był Mieczysław Wachowski, w 1981 r. kierowca Wałęsy. Został on sekretarzem osobistym prezydenta, później dyrektorem jego gabinetu, sekretarzem stanu i wreszcie ministrem stanu. Wachowskiego nazywano wiceprezydentem. Ten żart dobrze oddawał rzeczywistość.

Jednym z dominujących problemów w polskiej polityce wewnętrznej był konflikt pomiędzy prezydentem Wałęsą a rządem premiera Pawlaka, a od marca 1995 r. premiera Oleksego. Wałęsa dążył do zwiększania swych uprawnień drogą naginania przepisów prawnych, wynajdywania w nich luk i stwarzania faktów dokonanych. Praktyki te nazywano, od nazwiska prezydenckiego prawnika Lecha Falandysza, "falandyzacją" prawa. Podważały one w oczach społeczeństwa wartość prawa, przyczyniając się do psucia państwa.

W listopadzie 1995 r. odbyły się wybory prezydenckie. W drugiej turze spotkali się Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, który zwyciężył. Przed ogłoszeniem wstępnych wyników wyborów Wałęsa opuścił swój komitet wyborczy. Gdy ogłoszono nieoficjalne jeszcze wyniki, zasłabł. Pierwszej pomocy udzielił mu szef Sztabu Generalnego, gen. Tadeusz Wilecki, który zawdzięczał mu stanowisko.

Na cztery dni przed zaprzysiężeniem Aleksandra Kwaśniewskiego urzędujący jeszcze prezydent Wałęsa podjął, przy pomocy ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego, próbę zdestabilizowania państwa. Wieczorem 19 grudnia do siedziby prezydenta RP przybyli marszałkowie Sejmu i Senatu, I prezes Sądu Najwyższego, prezesi Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, ministrowie spraw wewnętrznych i zagranicznych. Rzucała się w oczy nieobecność premiera Oleksego, na co podekscytowana reporterka telewizyjna zwróciła uwagę widzów. Poinformowała też - nie podając oczywiście źródła informacji - że minister Milczanowski złożył w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie zagrożenia bezpieczeństwa państwa.

43

Postępowanie miało dotyczyć premiera Oleksego, który wedle Milczanowskiego "w okresie od 1983 r. do chwili obecnej, w Warszawie i Białej Podlaskiej, w sposób świadomy działał na rzecz obcego wywiadu - najpierw KGB ZSRR, a następnie wywiadu Rosji - w ten sposób, że wielokrotnie udzielał oficerom tego wywiadu informacji w postaci przekazów ustnych i dokumentów".

Jedną z ostatnich swoich decyzji prezydent Wałęsa awansował do stopnia generała czterech oficerów, którzy przygotowali tzw. sprawę Oleksego. Okazała się ona nieudolną prowokacją. Po kilku miesiącach, 22 kwietnia 1996 r., prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo, stwierdzając brak dowodów winy. Z wydanej Białej Księgi, zawierającej dokumentację sprawy, wynika zadziwiająca niekompetencja oficerów Urzędu Ochrony Państwa, jeśli nie wręcz ich zła wola. Występująca jako kluczowy dowód rosyjska notatka została przetłumaczona w sposób całkowicie zmieniający jej treść. Powołana przez Sejm komisja nadzwyczajna stwierdziła, że jest możliwe, że minister Milczanowski w tej sprawie postępował bezprawnie. Nikt jednak nie poniósł konsekwencji.

Jest rzeczą zastanawiającą, jak zmieniała się grupa współpracowników Lecha Wałęsy, poczynając od postaci tak wybitnych, jak Mazowiecki i Geremek, kończąc na Mieczysławie Wachowskim. Im bardziej mierny był zespół doradczy, tym bardziej rosła apodyktyczność Wałęsy, jego pewność siebie, przekonanie o własnej wielkości. Symbol uległ samodetronizacji.

Inspicjenci

Inspicjent, niewidoczny dla publiczności, odgrywa w spektaklu teatralnym niezwykle ważną rolę. Bez jego dyskretnej, skutecznej pomocy przedstawienie może zakończyć się totalną klapą. To porównanie przychodzi na myśl, gdy opisuje się rolę przedstawicieli Episkopatu w przygotowaniach i negocjacjach Okrągłego Stołu. Określali się jako obserwatorzy kościelni, ale to określenie nie oddaje ich roli.

W ciągu 16 miesięcy pierwszej "Solidarności" Kościół utrzymywał kontakt z władzami i usiłował wpływać na "Solidarność". Poza jednak spotkaniem Jaruzelski--Glemp-Wałęsa, na kilka tygodni przed stanem wojennym, nie uczestniczył w rokowaniach pomiędzy "Solidarnością" i władzami.

Jak się wydaje, hierarchowie Kościoła głęboko przemyśleli swe działania w tamtym okresie i doszli do wniosku, że Kościół nie wykorzystał wszystkich istniejących możliwości wpływania na bieg wydarzeń. Jego przedstawiciele usiłowali oddziaływać uspokajająco na kierownictwo "Solidarności", lecz dawało to niewielki efekt. Biskup Jerzy Dąbrowski, zastępca sekretarza Episkopatu, wspominał w rozmowie z Wiesławem Górnickim, że był świadkiem "gdy prymas Wyszyński napominał kierownictwo "Solidarności", aby postępowało stopniowo i zaczynało naprawę Ojczyzny od siebie; wysłuchali tego z nieukrywanym znudzeniem, a potem śmiali się w kułak z "głupiego starca". To nie jest grupa - mówił biskup Dą-

45

browski - której Kościół jest gotów udzielić błogosławieństwa".

Rozmowa odbyła się 5 sierpnia 1988 r. w czasie wizyty, którą bp Dąbrowski złożył w biurze Górnickiego. Miała charakter oficjalny. Padły, w negatywnym kontekście, nazwiska Geremka i Kuronia, w pozytywnym, jako przykład człowieka odpowiedzialnego - Aleksandra Hal-la. Kościół wysyłał więc wyraźny sygnał, który władze odebrały nie bez satysfakcji.

W kluczowej dla realizacji idei Okrągłego Stołu rozmowie Kiszczak-Wałęsa w dniu 31 sierpnia 1988 r. brał udział bp Jerzy Dąbrowski. Nie ograniczył się do roli obserwatora. Powiedział m.in.: "Nie może być spraw tabu, skoro będzie więc rozpatrywana sprawa pluralizmu, to także i "Solidarności", i wszystkich innych zagadnień związanych z ruchem związkowym".

W rozmowach, przygotowujących Okrągły Stół, i w czasie samych rokowań przedstawiciele Episkopatu brali aktywny udział, wykraczając znacznie poza oficjalny status obserwatorów. Denerwowało to władze, ale nic nie mogły zrobić. Udział Kościoła w procesie Okrągłego Stołu miał stanowić gwarancję przyjętych przez strony zobowiązań. Premier Rakowski powiedział to wprost przedstawicielom Episkopatu w czasie spotkania 4 stycznia 1989 r. Gdy abp Stroba stwierdził, że "Solidarność" według strony rządowej nie daje gwarancji, Rakowski zapytał, wskazując na stronę kościelną: "A gdyby ktoś trzymał w sejfie pancernym te gwarancje?"

Pod koniec spotkania, gdy napięcie opadło, abp Stroba powiedział, że o sprawach "Solidarności" władze powinny rozmawiać z samą "Solidarnością", o innych sprawach z katolikami świeckimi. Premier stwierdził, że Kościół może odgrywać rolę moderującą. "Wielekroć oświadczałem p. Cioskowi - replikował ks. Orszulik -że moja obecność przy rozmowach ze stroną społeczną nie jest już konieczna. Rozmowy te dotyczą spraw, na których się nie znam. Skoro nawiązany został kontakt między władzą a stroną społeczną, moja obecność jest

46

zbędna. Dopóki tego kontaktu nie było, służyłem jako łącznik. Nie mogę dać się wciągnąć w spory obu stron. Zarówno pan Premier, jak i panowie Czyrek i Ciosek postulowali, abym nadal uczestniczył w tych rozmowach. Odpowiedziałem, że jeśli moi przełożeni wyrażą na to zgodę, nie uchylam się od ciężaru, choć zajmuje mi to wiele czasu. Macharski: Obecność ks. Orszulika przy tych rozmowach może być w dalszym ciągu pożyteczna. Orszulik: Non recuso laborem" (Peter Raina, Droga do "Okrągłego Stołu". Zakulisowe rozmowy przygotowawcze, Warszawa 1999, s. 284).

Oficjalne pismo w sprawie uczestnictwa obserwatorów kościelnych w posiedzeniach zespołów roboczych^Okrąg-łego Stołu wystosowali 6 lutego 1989 r. do abp. Dąbrowskiego Tadeusz Mazowiecki i Andrzej Stelmachowski. Negatywną odpowiedź otrzymali dopiero 20 lutego, bo abp Dąbrowski postanowił zasięgnąć w tej sprawie opinii konferencji biskupów diecezjalnych, która odbyła się 15 lutego. Biskupi oświadczyli, że są gotowi służyć radą i poparciem stronie społecznej, ale "nie widzą jednak potrzeby, aby w posiedzeniu zespołów roboczych brali udział jako świadkowie przedstawiciele Kościoła". Nie dotyczyło to spotkań poufnych.

KSIĄDZ ALOJZY ORSZULIK

Urodził się w 1928 r. w Baranowicach Śląskich k. Rybnika w wielodzietnej rodzinie chłopskiej. W czasie wojny pracował jako robotnik, po jej zakończeniu jako rzemieślnik. W 1951 r. wstąpił do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego. W 1957 r. ukończył Wyższe Seminarium Księży Pallotynów w Ołtarzewie, a w następnym roku rozpoczął, zakończone magisterium, studia na Wydziale Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Po ich ukończeniu został wykładowcą prawa kanonicznego w Wyższym Seminarium w Ołtarzewie.

Pracę w seminarium łączył z pracą w Sekretariacie

47

7. Ks. Alojzy Orszulik, Magdalenka, 3 kwietnia 1989

Episkopatu, początkowo jako referent, a później (od 1968 r.) jako kierownik Biura Prasowego Episkopatu, które stworzył. W 1989 r. został zastępcą sekretarza Episkopatu i pełnił tę funkcję do 1994 r. We wrześniu 1989 r. został biskupem pomocniczym siedleckim, a w marcu 1992 r. objął diecezję łowicką. W latach 1990-1993 był delegatem Stolicy Apostolskiej do negocjacji konkordatu z rządem polskim.

Ks. Orszulik brał udział w najważniejszych rozmowach, przygotowujących Okrągły Stół. Nie ograniczał się do roli biernego obserwatora. Bardzo aktywnie włączał się do dyskusji w sprawach politycznych, w której to dziedzinie miał wszelkie kompetencje. Utrzymywał stały kontakt ze Stanisławem Cioskiem.

W gorących godzinach drugiej części X Plenum KC PZPR, gdy zaatakowana została linia polityczna gen. Ja-ruzelskiego i dramatycznie ważyła się sprawa legalizacji "Solidarności", ks. Orszulik był nie tylko na bieżąco in-

48

formowany o przebiegu wydarzeń, ale przesyłano mu również kasety wideo z wypowiedziami członków KC, co było wydarzeniem bez precedensu.

18 stycznia 1989 r. o godz. 3.10 nad ranem Kazimierz Kłoda z PRON-u, na polecenie Cioska, przetelefonował ks. Orszulikowi tekst przyjętego właśnie przez plenum stanowiska w sprawie pluralizmu politycznego i związkowego, czyli zgodę na legalizację "Solidarności". Nic by się oczywiście nie stało, gdyby zaczekano z przekazaniem tego tekstu do rana. Chodziło jednak o to, aby podkreślić, jakie znaczenie przywiązują władze do współdziałania politycznego z Episkopatem.

Gdy w sierpniu 1988 r. Wałęsa zażądał, by w jego rozmowie z gen. Kiszczakiem towarzyszył mu przedstawiciel Kościoła, widział w nim gwaranta, że władze nie będą mogły subiektywnie przedstawić przebiegu spotkania. W ciągu następnych miesięcy w otoczeniu gen. Jaruzelskie-go poczęło utrwalać się przekonanie, że Kościół może odegrać kapitalną rolę w wspieraniu umiarkowanych środowisk w "Solidarności". Kościół stawał się dla władz gwarantem, że podjęte przez "Solidarność" zobowiązania będą realizowane.

Przez cały okres powojenny władze traktowały Kościół jako wroga politycznego. Było tak nawet w tych, krótkich zresztą, okresach, gdy stosunki były poprawne, a wzajemne pretensje przytłumione. Dopiero po wyborze polskiego papieża, a szczególnie w rezultacie kolejnych jego pielgrzymek do Polski, pozycja Kościoła umocniła się.

Po wprowadzeniu stanu wojennego "Solidarność" schroniła się pod skrzydła Kościoła. Przedstawiciele Episkopatu w rozmowach z gen. Kiszczakiem uzyskiwali z reguły korzystne rozstrzygnięcia w sprawach, w których interweniowali. Ich rozmówca zarzucał im, że kościoły stały się terenem działalności politycznej, ale nie wydaje się, aby oczekiwał od Episkopatu stanowczych w tej sprawie działań. Biskupi byli zresztą również zaniepokojeni wciąganiem kleru parafialnego do polityki.

Zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki zaszokowało

4 - Rycerze...

49

Episkopat, ale szybkie wykrycie sprawców (choć nie inspiratorów) i publiczny ich proces przekonały Episkopat, że ta zbrodnia nie jest świadectwem zmiany stosunku władz do Kościoła.

W drugiej połowie lat osiemdziesiątych, po amnestii, która objęła więźniów politycznych, i deklaracjach władz, że nie będą zamykać w więzieniach za działalność polityczną, zarysowała się perspektywa negocjacji pomiędzy władzą i opozycją. Kościół, który przez cały czas utrzymywał kontakty z władzami, był dobrze przygotowany do odegrania roli katalizatora tego procesu. Wyznaczono do tych działań ks. Orszulika, który w stanie wojennym był łącznikiem pomiędzy Lechem Wałęsą a Episkopatem. Był to świetny wybór.

Ks. Orszulik, łatwo nawiązujący kontakt z rozmówcą, dowcipny i jowialny, doceniający uroki dobrej kuchni, świetnie orientował się w układach politycznych, można powiedzieć, że był urodzonym politykiem. Zwolennik poszukiwania rozwiązań kompromisowych, wyraźnie jednak określał granice ustępstw. Potrafił być stanowczy i twardy.

Z punktu widzenia prymasa Glempa miał też tę zaletę, że zajmował skromne stanowisko dyrektora Biura Prasowego Episkopatu, zawsze więc można było zdystansować się od jego działań. Zastępcą sekretarza Episkopatu został w marcu 1989 r., już w trakcie obrad Okrągłego Stołu. Konferencja plenarna Episkopatu Polski wybrała też ponownie na to stanowisko bp. Jerzego Dąbrowskiego.

W komunikacie z konferencji biskupi odnieśli się do negocjacji Okrągłego Stołu, stwierdzając: "W tym niezwykle odpowiedzialnym momencie współczesnych dziejów Polski biskupi rozważali trudne sprawy naszej Ojczyzny. Rozmowy przy "okrągłym stole", do których Kościół wniósł również swój wkład, zaowocować powinny doniosłymi przeobrażeniami w życiu społecznym, politycznym i gospodarczym. Wysiłek podjęty przez ludzi, którzy wznieśli się ponad dzielące ich uprzedzenia, urazy i

50

krzywdy, zasługuje na szacunek społeczeństwa. Nawet jeśli nie przyniesie on we wszelkich dziedzinach natychmiastowych rezultatów, otworzyć może nową szansę dla kraju. Po raz pierwszy od przeszło siedmiu lat zarysowała się możliwość wejścia na drogę rzeczywistego porozumienia. Biskupi towarzyszą modlitwą i sercem tym wysiłkom. Zachęcają władze do odwagi i konsekwencji w przeprowadzaniu rozpoczętych przemian, a szerokie kręgi społeczeństwa do dojrzałego korzystania z odzyskiwanych praw obywatelskich" (Peter Raina, Kościół w PRL. Kościół katolicki a państwo w świetle dokumentów 1945--1989, t. 3, lata 1975-1989, Poznań-Pelplin 1996, s. 606).

Ks. Orszulik uczestniczył w inauguracyjnym i finalnym posiedzeniu Okrągłego Stołu. Najważniejszym jednak jego zadaniem były rozmowy z przedstawicielami władz, głównie z Cioskiem, i udział w poufnych negocjacjach.

Bardzo pracowicie sporządzał z tych spotkań sprawozdania, które są bezcennym źródłem dla historyka. Co ciekawe, w czasie spotkań niczego nie notował, do jego talentów politycznych należy dodać więc fenomenalną pamięć. W kilku wypadkach notatki ks. Orszulika można porównać z zapiskami strony rządowej. Różnice są minimalne.

W Leksykonie Kościoła katolickiego w Polsce, wydanym w 2003 r. przez Katolicką Agencję Informacyjną, w rubryce ulubione lektury bp Orszulik napisał: "teologiczne i z dowcipami o osobach kościelnych". Lubił też opowiadać anegdoty, co z uśmiechem wspominają jego rządowi rozmówcy. Za tą jowialnością, łatwością prowadzenia rozmowy krył się twardy negocjator, który nie wahał się używać zdecydowanych sformułowań.

4 stycznia 1989 r. z inicjatywy premiera Rakowskiego doszło do trwającego ponad 5 godzin spotkania z przedstawicielami Episkopatu (kard. Macharski, abp Stroba i ks. Orszulik). Premier wygłosił obszerne zagajenie, do którego ustosunkowali się kardynał i arcybiskup. Najbar-

51

dziej polityczne było wystąpienie ks. Orszulika. "To -mówił ks. Orszulik - co pan premier powiedział o możliwości reaktywowania "Solidarności", jest dla "Solidarności" mało interesujące. To takie obiecywanie gruszek na wierzbie. W maju ubiegłego roku tu, w tym miejscu, w czasie naszej dyskusji powiedziałem, że konieczne jest pilne budowanie infrastruktury społecznej; tworzenie stowarzyszeń i klubów politycznych, które mogłyby wyłonić niezależnych kandydatów na posłów. Dotychczas zrobiono zbyt mało. [...] czy nie byłoby lepiej w tej sytuacji, gdyby partia zorganizowała te wybory według własnej koncepcji, przy założeniu, że "Solidarność" nie będzie ich bojkotować? Można się w tej sprawie porozumieć. Natomiast za cztery lata, gdy powstaną środowiska, mogące wyłonić swoje reprezentacje, można będzie przeprowadzić wybory wspólne. Mam tutaj pytanie do pana premiera: czy za cztery lata widzi pan wybory wolne w 100% czy w 90%? Czy jest do pomyślenia, że PZPR przeszłaby do opozycji?" (Peter Raina, Rozmowy z władzami PRL. Arcybiskup Dąbrowski w służbie Kościoła i narodu, Warszawa 1995, t. II, s. 333).

To nie był język, do którego przyzwyczajeni byli przedstawiciele władz. Ks. Orszulik zanotował, że w przerwie zirytowany Ciosek zarzucił mu, że jego wypowiedź świadczy o odejściu od dotychczasowych ustaleń. Ks. Orszulik zapewnił go, że nie, a w czasie kolacji, podczas której nie rozmawiano o polityce, był ujmujący i dowcipny.

W III Rzeczypospolitej ks. Orszulik nie odgrywa roli politycznej. W dziesiątą rocznicę Okrągłego Stołu na łamach "Gazety Wyborczej" doszło do ostrego starcia między nim a gen. Kiszczakiem. Powodem był wywiad, udzielony przez bp. Orszulika Ewie Milewicz i Mikołajowi Lizutowi, który redakcja niefortunnie zatytułowała Ci zbóje, z którymi się spotykałem ("Gazeta Wyborcza" 5 marca 1999). Gen. Kiszczak zareagował tekstem pt. Dziś nie wypada pamiętać (tamże, 16 marca 1999), w którym zasugerował powiązania ks. Orszulika z kiero-

52

wanym przezeń resortem. Bp Orszulik odpowiedział tekstem pt. "Wymysły Kiszczaka (tamże, 19 marca 1999). Poprawne dotąd stosunki pomiędzy współtwórcami Okrągłego Stołu zostały zerwane.

ARCYBISKUP BRONISŁAW DĄBROWSKI

Bezpośredni zwierzchnik ks. Orszulika. Podobno stosunki pomiędzy nimi były nie najlepsze, ale jeśli nawet tak było, to nie miało to większego znaczenia.

Bronisław Wacław Dąbrowski (1917-1997) w 1935 r. wstąpił do Zgromadzenia Księży Orionistów. W następnym roku wyjechał na studia filozoficzno-teologiczne do Rzymu. W 1939 r. po wakacjach w Polsce nie wrócił już do Rzymu, bo uznał, że w czasie wojny jego miejsce jest w kraju. Prowadził bursę dla chłopców w Warszawie przy ul. Barskiej 4. Po powstaniu został wywieziony do Niemiec do obozu pracy. Powrócił do Polski po zakończeniu wojny. W czerwcu 1945 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Zorganizował dom opieki dla sierot wojennych w Izbicy Kujawskiej. Następnie powrócił do Warszawy i został dyrektorem w Zakładzie Św. Antoniego dla chłopców przy ul. Barskiej, prowadzonym przez Zgromadzenie Księży Orionistów. Odważna obrona zakładu przed interwencjami władz zwróciła nań uwagę przełożonych. Prymas Wyszyński powierzył mu kierownictwo Wydziału Spraw Zakonnych przy Sekretariacie Prymasa Polski.

Po podpisaniu 14 kwietnia 1950 r. porozumienia między Rządem PRL a Episkopatem ks. Bronisław Dąbrowski objął stanowisko dyrektora Biura Sekretariatu Episkopatu. Został najbliższym współpracownikiem bp. Cho-romańskiego (od 1946 r. sekretarz Episkopatu), m.in. towarzyszył mu w rozmowach z władzami. Był to najtrudniejszy w okresie powojennym czas dla Kościoła, znaczony aresztowaniem prymasa Wyszyńskiego. Ks. Dąbrowski, działając pod kierunkiem bp. Choromań-skiego, wiele się wówczas nauczył.

53

r

J

8. Abp Bronisław Dąbrowski, lata osiemdziesiąte XX w.

W 1961 r. fan XXIII mianował ks. Dąbrowskiego biskupem, konsekracja nastąpiła rok później. Miał w chwili nominacji 44 lata, co w Kościele jest wiekiem młodzieńczym. Bp Choromański miał wówczas 79 lat. Po latach, już jako arcybiskup, ks. Dąbrowski napisał o swym przełożonym: "Miał wysokie poczucie sprawiedliwości i jakiejś wrodzonej prawości. Dla nikogo nie był zagadką: co w myśli, to i na ustach. Zdolny i nieprzeciętny dyplomata na forum publicznym, nigdy jednak w życiu osobistym nie kierował się dyplomacją. Był człowiekiem szlachetnym, człowiekiem, który w kapłaństwie Chrystusowym z dnia na dzień wzbogacał swą osobowość. Kapłaństwo swoje i biskupstwo traktował sumiennie i głęboko tradycyjnie, dlatego wobec Boga był skrupulatnie wierny i dziecięco lojalny" (Peter Raina, Rozmowy..., t.1, s. 10).

54

Bp Dąbrowski powoli przejmował coraz więcej spraw od bp. Choromańskiego. Okazał się wytrawnym negocjatorem, dobrze rozumiejącym swoich rozmówców. "Trochę poznałem - wspominał - psychikę polskich komunistów. Wiedziałem, że trzeba odnosić się do nich z szacunkiem, nie wolno ich potępiać, bo mają kompleks niższości, więc trzeba przynajmniej okazywać, że się ich uznaje za władzę prawowitą. Nie wolno jednak iść na ustępstwa, nie wolno dać się zastraszyć. Trzeba bez wahania dążyć do rozwiązywania problemów, wtedy władza ustępuje" (tamże, s. 11).

Po śmierci bp. Choromańskiego (1968 r.) bp Dąbrowski został w lutym 1969 r. wybrany przez Konferencję Episkopatu na sekretarza Episkopatu. Pozostał na tym stanowisku aż do lutego 1993 r., gdy Jan Paweł II przyjął, zgodnie z prawem kanonicznym, jego rezygnację z funkcji po ukończeniu 75 roku życia.

Bp Dąbrowski był najbliższym współpracownikiem kardynała Wyszyńskiego, a po jego śmierci - kardynała Glempa. Uczestniczył w Soborze Watykańskim II. W 1982 r. został arcybiskupem tytularnym.

Brał czynny udział w rozmowach, prowadzących do Okrągłego Stołu. W listopadzie 1988 r., po ogłoszeniu decyzji rządu Rakowskiego o rozpoczęciu procesu likwidacji Stoczni Gdańskiej, nastąpił w nich impas. 11 listopada Kazimierz Barcikowski, który w kierownictwie partii odpowiadał za stosunki z Kościołem, zaprosił do Belwederu abp. Dąbrowskiego i oświadczył mu, że na polecenie gen. Jaruzelskiego pragnie wyjaśnić "jakimi intencjami się kierujemy, dążąc do Okrągłego Stołu".

Arcybiskup wysłuchał wyjaśnień Kazimierza Barci-kowskiego i odniósł się do nich nader sceptycznie. O decyzji w sprawie Stoczni Gdańskiej powiedział: "Żadne wyjaśnienia tu nie pomogą. Tym fałszywym krokiem zmobilizowaliście przeciwko sobie cały świat. Episkopat nie może tu milczeć". I rzeczywiście następnego dnia, 12 listopada, abp Dąbrowski wydał krytyczne oświadczenie, dotyczące decyzji w sprawie Stoczni. Stwierdził, że "sta-

55

nowi ona akt polityczny, niesprzyjający idei porozumienia".

Dzień wcześniej, we wspomnianej rozmowie z Barci-kowskim, któremu towarzyszył Ciosek, przedstawił inicjatywę Episkopatu: "Proponuję - powiedział - aby Episkopat w roli obserwatora podjął się mediacji. Zapraszam panów Kiszczaka i Wałęsę, by spotkali się na gruncie neutralnym i z pomocą Kościoła uzgodnili zasady okrągłego stołu" (tamże, t. II, s. 291).

Tę inicjatywę zaaprobował Wałęsa i, nie bez oporów co do miejsca spotkania, gen. Kiszczak. Termin ustalono na 18 listopada. Miejsce - parafia w Wilanowie.

17 listopada odbyła się w tej sprawie narada u abp. Dąbrowskiego, w której wzięli udział Wałęsa, bp Gocłow-ski, ks. Orszulik, Stelmachowski, Mazowiecki, Geremek i Wielowieyski. Dyskutowano nad stanowiskiem i projektem komunikatu.

Następnego dnia po inspekcji pomieszczeń parafii, dokonanej przez ks. Orszulika i zastępcę dyrektora Biura Ochrony Rządu, rozpoczęło się spotkanie gen. Kiszczaka z Lechem Wałęsą. Wzięli w nim również udział Stanisław Ciosek i Tadeusz Mazowiecki. Episkopat reprezentowali bp Gocłowski i ks. Orszulik. Gospodarzem był abp Dąbrowski. On witał przybyłych i wygłosił przemówienie powitalne. Przypomniał, że "Kościół zawsze kierował się polską racją stanu". Wyraził przekonanie, że "to dzisiejsze spotkanie z udziałem przedstawicieli Kościoła doprowadzi do wzajemnego zrozumienia i zbliżenia stanowisk oraz pomoże spojrzeć uczciwie na to, co jest prawdziwym dobrem Polski i naszej wspólnoty narodowej". Po wysłuchaniu wystąpień Kiszczaka i Wałęsy abp Dąbrowski pożegnał zebranych, pozostawiając na sali bp. Gocłowskiego i ks. Orszulika, którzy oświadczyli, że są tylko świadkami poszukiwania rozwiązań. "Nasza obecność - powiedział bp Gocłowski - nie jest partnerska".

Nie była to prawda. Obaj kapłani żywo włączali się w dyskusję. Kiedy Ciosek, powołując się na wyniki badań,

56

powiedział, że w zakładach pracy tylko 6% załogi jest zainteresowane "Solidarnością", ks. Orszulik zapytał, że skoro "Solidarność" ma tylu zwolenników, co stowarzyszenie homoseksualistów, to czemu władza tak obawia się "Solidarności". Gdy wypłynęła sprawa decyzji o zamknięciu Stoczni Gdańskiej, bp Gocłowski stwierdził, że 90% prasy zachodniej oceniło tę decyzję jako polityczną.

Najbardziej dramatyczna dyskusja wywiązała się wokół komunikatu o spotkaniu, a konkretnie o użyciu w nim słowa "Solidarność", czemu strona rządowa stanowczo się przeciwstawiła. Wydawało się, że spotkanie w Wilanowie zakończy się niczym. Wykonując instrukcje abp. Dąbrowskiego, przedstawiciele Episkopatu doprowadzili jednak do kompromisu.

Po latach, na konferencji w Miedzeszynie jesienią 1999 r., ks. Bronisław Dembowski, już wówczas biskup, wspominał, że 1 września 1988 r. abp Dąbrowski poinformował go, że został wytypowany do pomocy ks. Or-szulikowi w rozmowach w Magdalence. Po kilku dniach powtórzył to prymas Glemp, dodając: "Instrukcja jest tylko jedna, rób, co możesz, żeby pierwsza rozmowa nie była ostatnią" [Polska 1986-1989: koniec systemu. Ma-teńały międzynawdowej konferencji Miedzeszyn 21-23 października 1999, t. 2, Warszawa 2002, s. 175-176).

9 grudnia 1988 r. abp Dąbrowski spotkał się z Barci-kowskim, który podziękował mu w imieniu gen. Jaru-zelskiego za inicjatywę spotkania w Wilanowie i poinformował, że Biuro Polityczne ma wolę polityczną załatwienia sprawy "Solidarności". Namawiał też abp. Dąbrowskiego, aby nie czekając na nowe prawo o stowarzyszeniach, rejestrować stowarzyszenia katolickie, w tym również studenckie. Rozmówca Barcikowskiego musiał być co najmniej zdziwiony, jako że dotychczas władze czyniły co mogły, aby nie dopuścić do powstawania stowarzyszeń katolickich, a działalność istniejących ograniczać. Sytuacja się zmieniła i władzom zależało - co przyznał Barcikowski - na niedopuszczeniu do monopolu politycznego "Solidarności".

57

9. W pierwszym rzędzie od lewej: bp Tadeusz Goclowski, Czesław

Kiszczak, Lech Wałęsa, Janusz Reykowski, ks. Alojzy Orszulik,

Magdalenka, 27 stycznia 1989

Dwukrotnie, 10 i 13 czerwca 1989 r., spotkał się abp Dąbrowski z gen. Kiszczakiem. Było to już po sukcesie wyborczym "Solidarności", który druga tura wyborów mogła jeszcze tylko powiększyć. Omawiano wyniki wyborów, klęskę listy krajowej, przy czym Kiszczak poinformował, że ani w Tiranie, ani w Ułan Bator, gdzie personel ambasad stanowią funkcjonariusze MSW, nie otrzymał ani jednego głosu. Najważniejszą jednak kwestią był wybór gen. Jaruzelskiego na prezydenta.

Kiszczak powiedział, że gdyby gen. Jaruzelski "nie został wybrany na prezydenta, grozi nam dalsza destabilizacja i musiałby się zakończyć cały proces przemian politycznych. Żaden inny prezydent nie znajdzie posłuchu w siłach bezpieczeństwa i w wojsku" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 450).

58

Abp Dąbrowski kładł na szalę negocjacji swój wielki autorytet, lecz głównym negocjatorem był ks. Orszulik, incydentalnie wspomagany przez bp. Gocłowskiego, a od jesieni przez ks. Bronisława Dembowskiego.

W bardzo ważnych spotkaniach przedstawicieli rządu i Episkopatu w ramach Komisji Wspólnej uczestniczyli kard. Franciszek Macharski, kard. Henryk Gulbinowicz i abp Jerzy Stroba.

Jesienią 1988 r. ks. Bronisław Dembowski otrzymał, jak już wspomnieliśmy, od prymasa Glempa polecenie pomagania w "magdalenkowych rozmowach". Z polityką nie miał właściwie dotychczas do czynienia poza tym, że jako rektor kościoła św. Marcina przy ul. Piwnej w Warszawie aktywnie uczestniczył w powołaniu Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, który powstał po wprowadzeniu stanu wojennego.

Ks. Dembowski miał wówczas 54 lata i został właśnie profesorem nadzwyczajnym historii filozofii. Od 1962 r. wykładał historię filozofii w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, od 1970 r. również w Warszawskim Seminarium Duchownym. Od 1957 r. był asystentem kościelnym Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie. Miał więc znakomite kontakty z intelektualnymi środowiskami opozycyjnymi. Uczestniczył w obu posiedzeniach Okrągłego Stołu. W 1992 r. został biskupem włocławskim, od 2003 r. jest biskupem seniorem.

W posiedzeniach Okrągłego Stołu uczestniczył też biskup Kościoła ewangelicko-augsburskiego ks. Janusz Narzyński (ur. w 1929 r.). W latach 1983-1986 był prezesem Polskiej Rady Ekumenicznej.

Aktorzy ról pierwszoplanowych

CZESŁAW KISZCZAK

W rozmowie z Jackiem Żakowskim w 1990 r. Bronisław Geremek mówił o gen. Kiszczaku: "Sądzę, że to właśnie on był motorem całej tej wielkiej politycznej operacji, którą w przekonaniu władzy miał być proces "okrągłego stołu". Aparat bezpieczeństwa, na czele którego stał, znał realną sytuację kraju dużo lepiej niż jakikolwiek inny aparat władzy. Kiszczak może najlepiej -obok Jaruzelskiego - wiedział, co się w Polsce dzieje, i dzięki temu najlepiej zdawał sobie sprawę z konieczności reform. Miał jednak także poczucie własnej siły, którego nie miał aparat partyjny, obarczony bolesnym doświadczeniem całkowitej nieprzydatności w okresie stanu wojennego. Kiszczak wierzył, że on może pozwolić sobie na podjęcie ryzyka reform, które uważał za konieczne. Kiedy w przemówieniu, otwierającym obrady "okrągłego stołu", mówił: "Rozpoczynamy polski eksperyment", rozumiał, że eksperyment oznacza ryzyko, i wiedział, że go na nie stać. Także dlatego, że - jak sądzę -miał instrukcje i rzeczywiste pełnomocnictwa generała Jaruzelskiego. W czasie tych rozmów generał Kiszczak był jedynym człowiekiem, który podejmował decyzje, także decyzje ryzykowne. Niekiedy przerywał jednak posiedzenie i szedł do telefonu" [Rok 1989. Bronisław Geremek opowiada, Jacek Żakowski pyta. Warszawa 1990,

s. 53).

I jeszcze jedna z tego samego - co ważne - okresu opinia o gen. Kiszczaku: "Robiąc to, co do niego należy jako

60

ministra spraw wewnętrznych, sposobami właściwymi tej instytucji, uprawiał równolegle politykę wielkiego formatu. To on toczył rozmowy z Kościołem. To on pojechał do internowanego Wałęsy do Arłamowa i przeprowadził negocjacje, których efektem był list do Jaruzelskiego z podpisem "kapral Wałęsa", dający pretekst do zwolnienia go do domu. To Kiszczak poparł amnestię. To on celebrował spotkania w Magdalence, które zapoczątkowały przewrót w Europie Wschodniej. I we wszystkich tych poczynaniach ogromną rolę odgrywała jego osobowość - człowieka tchnącego zniewalającą rozmówców prawością, szczerością, powagą, uczciwością i skupioną mądrością. Za wszystkimi poczynaniami Kiszcza-ka stał gen. Jaruzelski, ale osobowość to już jego niepodzielna własność i zasługa" [Alfabet Urbana..., s. 85).

Wygłaszając przemówienie na posiedzeniu inauguracyjnym Okrągłego Stołu, gen. Kiszczak miał 64 lata i olbrzymie doświadczenie życiowe. Od 1945 r. był żołnierzem zawodowym. Służył w kontrwywiadzie i wywiadzie wojskowym. W 1957 r. ukończył Akademię Sztabu Generalnego WP. Przez siedem lat (1972-1979) był szefem wywiadu wojskowego i zastępcą szefa Sztabu Generalnego WP. Musiał cieszyć się zaufaniem w Moskwie, bo bez tego nie mógłby nawet marzyć o kierowaniu polskim wywiadem.

W 1973 r. został generałem brygady, po sześciu latach awansował na generała dywizji, a po następnych czterech - broni. W 1945 r. wstąpił do PPR, a następnie był członkiem PZPR. Zastępcą członka KC PZPR został dopiero na VIII Zjeździe w lutym 1980 r. Był wówczas szefem Wojskowej Służby Wewnętrznej (1979-1981).

Wielką karierę polityczną zaczął w lipcu 1981 r., gdy premier Wojciech Jaruzelski skierował go do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - z zadaniem zrobienia porządku i przygotowania stanu wojennego. Zazieleniło się wówczas na korytarzach kompleksu przy ul. Rakowieckiej od wojskowych mundurów, bo Kiszczak ściągał ludzi z wojska, do których miał zaufanie. Miał oczyścić

61

resort z ludzi gen. Milewskiego, uważanego za eksponen-ta Moskwy, czego gen. Jaruzelski nie zamierzał tolerować.

Kiszczak wykonał postawione mu zadanie, choć zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki (1984 r.) przez pracowników resortu świadczyło, że nie do końca. Według przytoczonej w wywiadzie-rzece opinii anonimowego pracownika MSW Kiszczak "nie kontrolował MSW więcej niż w 60 procentach" (Witold Bereś, Jerzy Skoczyłaś, Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko, Warszawa 1991, s. 141).

Był w pełni lojalny wobec gen. Jaruzelskiego, który odpłacał mu całkowitym zaufaniem. Ten tandem był świetnie zgrany, co miało znaczenie dla sprawnego przeprowadzenia Operacji Z, czyli stanu wojennego, a później Okrągłego Stołu. Decyzje strategiczne podejmował gen. Jaruzelski, realizował je, z dużym marginesem swobody, gen. Kiszczak. Tak jak gen. Florian Siwicki, minister obrony narodowej, który starał się tego przywileju nie nadużywać, miał zawsze dostęp do gen. Jaruzelskiego.

Awansował w hierarchii partyjnej. W lipcu 1981 r. został członkiem KC. W latach 1982-1986 był zastępcą członka Biura Politycznego, awlatach 1986-1989 członkiem Biura. Był także członkiem Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, pozakonstytucyjnego organu władzy w czasie stanu wojennego. W latach 1983-1989 przewodniczył Komitetowi Rady Ministrów do spraw Przestrzegania Prawa, Porządku Publicznego i Dyscypliny Społecznej. Miał wówczas różne pomysły, mające uzdrowić stosunki w kraju, jak np. drastyczne zmniejszenie liczby aut służbowych czy też przekazywanie telefonów służbowych na potrzeby ludności (była to era przedko-mórkowa i linii telefonicznych było zawsze za mało). Na szczęście te fajerwerki pomysłów miały krótki żywot i rychło o nich zapomniano. Wynikały one z charakterystycznego dla wojskowych przekonania, że można odgórną decyzją rozwiązać najbardziej nawet skomplikowane problemy.

62

Przykład tej mentalności z okresu międzywojennego. Oto w dniach przewrotu majowego 1926 r. gen. Felicjan Sławoj Składkowski otrzymał od marszałka Piłsudskie-go polecenie udania się do Banku Polskiego i dopilnowania, żeby nie obniżył się kurs złotego. Gen. Składkowski, ku rozbawieniu kierownictwa Banku Polskiego, rozkaz przekazał. I on, i marszałek Piłsudski mieli bowiem raczej ograniczoną wiedzę o funkcjonowaniu mechanizmów ekonomicznych.

Długoletnia służba gen. Kiszczaka w wywiadzie i kontrwywiadzie wyrobiła w nim cechy raczej rzadkie w wojsku. Przede wszystkim umiejętność słuchania tego, co mówią inni. I wyciągania wniosków. Gromadzenia możliwie największej ilości informacji, bo im ich więcej, tym analiza lepiej udokumentowana. Uważnego obserwowania świata otaczającego, a tym samym otwartości na impulsy zewnętrzne.

W czasie wojny był na robotach przymusowych w Niemczech (Wrocław, a później Wiedeń), gdzie nauczył się niemieckiego. Wkrótce po wojnie wysłany został do Anglii, gdzie pod dowództwem płk. Józefa Kuropieski zajmował się repatriacją żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Miał wówczas 21 lat i stopień porucznika. W 1947 r. wrócił do Polski. W Londynie nauczył się podstaw angielskiego. Ale przede wszystkim zobaczył prawdziwy Zachód. Gdy później jeździł do Moskwy, miał skalę porównawczą. Można powiedzieć, że ów dłuższy pobyt w Londynie uodpornił go na kłamstwa stalinowskiej propagandy.

Na pewno też dużo się nauczył od płk. Kuropieski, przedwojennego oficera zawodowego o poglądach komunistycznych. Był to człowiek czarujący, o wielkiej kulturze i znacznej wiedzy wojskowej. Dla młodego oficera idealny dowódca.

Wojciecha Jaruzelskiego poznał w połowie lat pięćdziesiątych. Kiszczak służył wówczas w szefostwie Wojskowej Służby Wewnętrznej, Jaruzelski był szefem zarządu szkół oficerskich w Inspektoriacie Szkolenia Bojowego.

63

Był dwa lata starszy od Kiszczaka i szybciej awansował (w 1956 r. został generałem brygady, gdy Kiszczak pierwszą gwiazdkę generalską dostał dopiero w 1973 r.). Może wynikało to z tego, że w wywiadzie na ogół awansuje się

powoli.

W każdym razie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych drogi Kiszczaka i Jaruzelskiego coraz częściej się przecinały. Gdy w 1968 r. Jaruzelski został ministrem obrony narodowej, a Kiszczak cztery lata później szefem wywiadu wojskowego i zastępcą szefa Sztabu Generalnego, ich współpraca stała się bliska.

We wspomnianym wywiadzie-rzece Kiszczak wspomina, że "już gdzieś od 1975-1976 roku zaczął stopniowo narastać krytycyzm wobec działalności Gierka i Jarosze-wicza. I między innymi Kania, który w Biurze Politycznym tworzył z Jaruzelskim taki wzajemnie się rozumiejący tandem, miał do mnie na tyle zaufanie, że szczerze ze mną na te tematy rozmawiał. Prowadziliśmy wtedy także z Jaruzelskim wielogodzinne rozmowy, oceniając z troską pogarszającą się sytuację. I to też był element, który powodował, że Kania i Jaruzelski mieli do mnie pełne zaufanie. Mieli przecież świadomość ewentualnych skutków ujawnienia tych rozmów" (tamże, s. 103).

W lecie 1981 r. gen. Jaruzelski nie musiał się zastanawiać, kim obsadzić węzłowy w ówczesnej sytuacji resort spraw wewnętrznych. Kiszczak był najlepszym kandydatem. Dotychczasowy szef resortu gen. Mirosław Mi-lewski został sekretarzem KC, co było pozornym awansem, bo Kiszczak, który był jego następcą, natychmiast odciął go od resortu.

W przygotowaniach stanu wojennego gen. Kiszczak odgrywał ważną rolę. Brał udział we wszystkich najważniejszych naradach. Należał do tzw. dyrektoriatu, który tworzyli generałowie Jaruzelski, Siwicki, Kiszczak i Ja-niszewski (szef URM-u) oraz wicepremierzy Rakowski i Obodowski i trzej sekretarze KC - Stefan Olszowski, Kazimierz Barcikowski, Mirosław Milewski. Najważniejsze decyzje zapadały jednak w gronie czterech generałów,

64

którzy mieli do siebie nieograniczone zaufanie. Wojciech Jaruzelski był w tym gronie postacią dominującą.

Gen. Kiszczak bardzo sprawnie przeprowadził tę część Operacji Z, będącą w gestii kierowanego przezeń resortu. Tragicznym wyjątkiem była podjęta 16 grudnia próba opanowania kopalni "Wujek", która, w wyniku strzałów milicji, przyniosła śmierć 9 górników. Sprawa do dziś nie została wyjaśniona. W III Rzeczypospolitej wytoczono gen. Kiszczakowi proces o wysłanie do podległych mu jednostek szyfrogramu, informującego o zasadach użycia broni palnej, ustanowionych przez dekret Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego. Dekret ów, przygotowany przed 13 grudnia, w dniu wprowadzenia stanu wojennego przedstawiono przedstawicielom Kościoła (abp Dąbrowski, ks. Orszulik i prof. Stelmachow-ski). Zgłosili oni poprawki, dotyczące spraw kościelnych. Opóźniło to publikację dekretu, który ukazał się w "Dzienniku Ustaw" dopiero 17 grudnia 1981 r. To właśnie opóźnienie spowodowało, że szyfrogram, wysłany przez gen. Kiszczaka, był bezprawny. Proces przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie trwa.

Służby podległe gen. Kiszczakowi przeprowadziły akcję internowań. Łącznie internowano 10 131 osób, z tym że liczba jednocześnie internowanych nigdy nie przekroczyła 5300 osób.

Od samego początku, od pierwszych dni stanu wojennego gen. Kiszczak był otwarty na interwencje Episkopatu w sprawach personalnych. Z reguły wydawał decyzje pozytywne zarówno w sprawie zwolnień, jak i odwiedzin rodzin, dostarczania paczek itp. Również interwencje w sprawach paszportowych załatwiał pozytywnie. Bardzo konsekwentnie budował swój wizerunek człowieka przyzwoitego i wyrozumiałego, a równocześnie wyrazistego ideowo.

Dużą wagę przywiązywał do stosunków z Episkopatem, dla którego przedstawicieli drzwi jego gabinetu zawsze stały otworem. Ta zręczna polityka dała owoce. Gdy w końcu lat osiemdziesiątych pojawiła się szansa na po-

5 - Rycerze...

65

10. Stanisław Ciosek, Lech Wałęsa, Czesław Kiszczak, bp Jerzy

Dąbrowski, Warszawa, willa MSW przy ul. Zawrat,

31 sierpnia 1988

ważne rozmowy z opozycją, wyznaczenie do nich gen. Kiszczaka zostało zaakceptowane bez większych oporów.

W czasie rozmów, poprzedzających zwołanie Okrągłego Stołu, a i później w czasie poufnych negocjacji gen. Kiszczak zasłynął dyplomatycznymi talentami. Doskonale rozumiał np., że nic tak nie rozładowuje powstałych napięć jak wspólny posiłek z dobrymi daniami i alkoholami. Umiał prowadzić swobodną, niewymuszoną rozmowę, wytworzyć miłą atmosferę, przełamywać zrozumiałe uprzedzenia.

To, że doszło do Okrągłego Stołu, że rozmowy nie zostały zerwane, a kilkakrotnie groźba taka istniała, było w znacznej mierze zasługą gen. Kiszczaka.

"Kiszczak- mówił jeden z przywódców "Solidarności", Władysław Frasyniuk - jest niewątpliwie wychowany przez aparat partyjny, ale muszę powiedzieć, że kiedy

66

obserwowało się go przy "okrągłym stole", to widać było, że jest to bardzo poważny i odpowiedzialny partner. Oczywiście, nie znam go od podszewki, ale tak intuicyjnie sądzę, że - było to widać zwłaszcza w Magdalence -ten facet ma poczucie odpowiedzialności za to, co dzieje się w kraju, i sprawia wrażenie, że jest to być albo nie być w jego życiorysie politycznym i cały ciężar spoczywa na jego barkach. Podziwiałem go za spokój, zrównoważenie, pokerową twarz i za nastawienie niebywale znaczące dla atmosfery "okrągłego stołu". Otóż ani razu w czasie obrad nie wyszła z niego taka jakaś policyjna natura, uszczypliwość, podejrzliwość ani to, z czym się wielokrotnie spotykaliśmy wcześniej przy kontaktach z MSW - dawanie odczucia siły i przewagi, pomieszanej z bezczelnością i chamstwem: "Tych facecików miałem pod kluczem, mogłem z nimi zrobić, co chciałem, i jeszcze mogę zrobić z nich miazgę". Wręcz przeciwnie - choć początkowo byłem uprzedzony do tych rozmów, to muszę przyznać, że Kiszczak traktował nas wyjątkowo poważnie, jako partnerów" (tamże, s. 268).

Klęska wyborcza, a przede wszystkim porażka listy krajowej były dla Kiszczaka, podobnie jak dla całego kierownictwa partii, zaskoczeniem. 10 czerwca 1989 r., w pierwszej po wyborach rozmowie z abp. Dąbrowskim i ks. Orszulikiem, stwierdził, że "choć w propagandzie mówi się, że winę za niekorzystny dla partii wynik wyborów ponosi konfrontacyjna kampania wyborcza "Solidarności", a także Kościół, to w gruncie rzeczy wynik wyborów jest rachunkiem, jaki partia płaci za 45-letnie sprawowanie rządów. Ubolewał, że przepadła lista krajowa, stwierdzając, że nikt się tego nie spodziewał. Sam jest zdecydowany nie uczestniczyć w drugiej turze wyborów" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 449). Poinformował, że z życia politycznego wycofują się Barcikow-ski, Czyrek i Ciosek. Musiało to, sądząc z treści notatki, wywołać zaniepokojenie kościelnych rozmówców i Kiszczak złagodził swoje stanowisko, mówiąc, że jest ewentualnie gotów, podobnie jak jego koledzy, przystą-

67

r

11. Czesław Kiszczak i Bronisław Geremek, 1989

pić do drugiej tury wyborów, uzależnia to jednak od zdania w tej sprawie gen. Jaruzelskiego. Na kolejnym spotkaniu, 13 czerwca, Kiszczak uzasadnił decyzję Rady Państwa, aby nikt z listy krajowej nie uczestniczył w drugiej turze wyborów. Oznaczało to wyłączenie elity politycznej dotychczasowej koalicji z działalności parlamentarnej. Mówiono też, podobnie jak przed trzema dniami, o sprawie wyboru gen. Jaruzelskiego na urząd prezydenta.

29 czerwca gen. Jaruzelski poinformował jednak Biuro Polityczne, że nie będzie kandydował. Protokolant zanotował: "Tow. Jaruzelski wyraźnie podkreślił, że nie chodzi mu o osobiste ambicje, dał temu wyraz wcześniej (m.in. odrzucając stanowczo propozycje różnych zaszczytów, np. stopień marszałka). Ocenia sprawę na zimno, uznając rację stanu i uważa, że nie może kandydować na urząd prezydenta, jeżeli istnieje ryzyko przegranej. Nie wolno mu tego ryzyka podejmować, przegrana może mieć fatalne skutki.

68

12. Czesław Kiszczak, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak, 1989

Tow. Jaruzelski uznał, że jest człowiek, który nie napotka tak mocnego oporu opozycji, jest nim gen. Cz. Kiszczak. Człowiek "okrągłego stołu" i znany opozycji od lat z bezpośrednich kontaktów. Tow. Cz. Kiszczak zapewnia: - najskuteczniejszą rolę mediatora,- - stabilizację wewnętrzną w państwie" {Polska 1986-1989: koniec systemu..., t. 3, s. 286).

Następnego dnia, 30 czerwca, odbyło się zwołane w trybie nadzwyczajnym plenum KC, które poinformowano o stanowisku Jaruzelskiego. Uczestnicy plenum podjęli uchwałę, wzywającą gen. Jaruzelskiego do ponownego rozważenia sprawy.

W tym czasie gen. Kiszczak kilkakrotnie rozmawiał z Wałęsą, który oświadczył mu, że jest przeciw kandydaturze Jaruzelskiego, natomiast poprze jego kandydaturę.

Powstała dość zadziwiająca sytuacja. Klub PZPR nie wysunął oficjalnie żadnego kandydata, natomiast tandem Jaruzelski-Kiszczak spotykał się z innymi klubami parlamentarnymi. Najtrudniejsze było oczywiście spo-

69

r

tkanie z OKP. Jego Prezydium dołożyło wielu starań, aby przebiegło w poważnej atmosferze.

Ostatecznie gen. Jaruzelski zgodził się kandydować i w tej sytuacji kandydatura Kiszczaka upadła.

W czasie gdy gen. Jaruzelski się wahał, 3 lipca ukazał się w "Gazecie Wyborczej" artykuł redaktora naczelnego, Adama Michnika, zatytułowany Wasz prezydent, nasz premier. Michnik zainspirowany przez Reykowskie-go, działał w porozumieniu z Wałęsą. Tekst wywołał burzę w środowiskach solidarnościowych. Przeciwko wypowiadali się na łamach "Gazety Wyborczej" i "Tygodnika Solidarność" Karol Modzelewski, Andrzej Stelmachow-ski, Jacek Kuroń, Janusz Onyszkiewicz, Tadeusz Mazowiecki, Jan Nowak-Jeziorański, Bronisław Geremek. Uważali, że "Solidarność" nie powinna jeszcze sięgać po władzę. Podobne stanowisko reprezentowali przedstawiciele Episkopatu. Ale idea została publicznie sformułowana i stała się faktem politycznym.

Bronisław Geremek, który następnego dnia po ukazaniu się artykułu Michnika wystąpił w telewizji razem z Januszem Reykowskim (obaj współprzewodniczyli jeszcze niedawno stolikowi politycznemu), przedstawiał tekst Michnika jako jego osobisty pogląd. Rok później w rozmowie z Jackiem Żakowskim mówił: "Artykuł Adama zbulwersował cały układ polityczny. Zbulwersował nas i przede wszystkim zbulwersował władzę. Po stronie władzy reakcją na publikację tego artykułu były głosy, mówiące o zerwaniu przez nas kontraktu "okrągłego sto-łu". Analizując ówczesną sytuację postrzegaliśmy władzę jako uzbrojoną nomenklaturę. Obawialiśmy się więc sprowokowania jej fizycznej reakcji" [Rok 1989..., s. 228). 2 sierpnia 1989 r., dwa tygodnie po wyborze gen. Ja-ruzelskiego na prezydenta, Sejm przyjął, złożoną zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów parlamentarnych, dymisję rządu Rakowskiego i powołał na stanowisko prezesa Rady Ministrów gen. Kiszczaka. W głosowaniu uzyskał 26 głosów ponad wymagane minimum, co było miłym zaskoczeniem, bo liczył się z tym, że przepadnie.

70

Przed głosowaniem Wałęsa powiedział, że był za kandydaturą gen. Kiszczaka na prezydenta, a jest przeciw kandydaturze gen. Kiszczaka na premiera.

7 sierpnia Wałęsa wydał oświadczenie, w którym uznał misję Kiszczaka za szkodliwą, "stanowiącą dla społeczeństwa potwierdzenie obaw, że nic w istocie się nie zmieniło, że brak nadziei na przyszłość". Uznał, że "jedynym rozwiązaniem politycznym jest powołanie Rady Ministrów w oparciu o koalicję "Solidarności", ZSL i SD, o co będę zabiegał". Dwa dni później Klub Poselski ZSL wypowiedział PZPR sojusz. Misja gen. Kiszczaka straciła sens. 14 sierpnia oświadczył, że rezygnuje z funkcji premiera.

Gen. Kiszczak wspomina, że po fiasku misji tworzenia rządu zamierzał wycofać się z działalności politycznej i przejść na emeryturę. Uprawnienia do wojskowej emerytury nabył już dawno. Raz jednak jeszcze uległ autorytetowi gen. Jaruzelskiego, który uważał, że powinien przyjąć propozycję Mazowieckiego wejścia do rządu w charakterze wicepremiera-ministra spraw wewnętrznych. Drugim resortem siłowym - obroną narodową, kierował gen. Florian Siwicki. Nie zasiadali w rządzie długo. Po dziesięciu miesiącach, 6 lipca 1990 r., na wniosek premiera zostali odwołani z gabinetu. Kariera wojskowa i polityczna gen. Kiszczaka dobiegła końca.

Rychło się okazało, że ławy parlamentarne i rządowe zamienił na ławy sądowe. W grudniu 1991 r. posłowie Klubu Parlamentarnego Konfederacji Polski Niepodległej złożyli wniosek o pociągnięcie 26 osób do odpowiedzialności konstytucyjnej przed Trybunałem Stanu oraz do odpowiedzialności karnej w związku z wprowadzeniem stanu wojennego w dniu 13 grudnia 1981 r. Na tej liście gen. Kiszczak zajmował drugie, po gen. Jaruzełskim, miejsce. Po ponad czterech latach postępowanie zostało umorzone. Znalazł się natomiast na ławie oskarżonych w procesie w związku ze śmiercią górników przy pacyfikacji kopalni "Wujek". W 1996 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie wydał wyrok uniewinniający Kiszczaka. Prokurator złożył apelację i sprawa nadal nie jest zakończona.

71

Z politycznego niebytu na chwilę wywołał gen. Kisz-czaka prezydent Lech Wałęsa w sierpniu 1991 r., w czasie tzw. puczu Janajewa, czyli nieudanej, jak się okazało, próby obalenia Gorbaczowa. Wydarzenia moskiewskie spowodowały - jak wspominał premier Krzysztof Bielec-ki - "że prezydent zupełnie się w tym momencie zagubił i szukał schronu, w którym mógłby się schować" (Teresa Torańska, My, Warszawa 1994, s. 73). Wówczas to zatelefonował do generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka z prośbą o wykorzystanie przez nich znajomości w Moskwie, aby zorientować się, za kim się opowiedzieć. Nic z tego oczywiście nie wyszło.

Gen. Kiszczak zachował listy, które otrzymywał, gdy był czynnym politykiem. Gdy mu ktoś z dawnych znajomych zbyt mocno nadepnie na odcisk, publikuje te pochwalne peany, wprowadzając adwersarza w zakłopotanie. Przekonał się o tym bp Orszulik, a niedawno Jerzy Urban. Rzymska dewiza: "verba volant, scripta ma-nent" (słowa ulatują, pismo pozostaje) jest dla polityków szczególnie godna zapamiętania.

STANISŁAW CIOSEK

Młodszy od Kiszczaka o 14 lat, co - biorąc pod uwagę złożoność polskiej historii - można uznać za różnicę pokolenia. Gdy wojna się skończyła, Kiszczak był już człowiekiem dorosłym, Ciosek - dzieckiem. Pochodził z rodziny nauczycielskiej, wyniósł więc z domu inteligencki szlif. W 1959 r. wstąpił do PZPR. Wyższą Szkołę Ekonomiczną w Sopocie ukończył w 1961 r. Jeszcze na studiach stał się aparatczykiem w Zrzeszeniu Studentów Polskich. Awansował. Był sekretarzem Komitetu Wykonawczego Rady Naczelnej ZSP, jej wiceprzewodniczącym, a w latach 1969-1973 - przewodniczącym. To, że już dawno ukończył studia, nie miało żadnego znaczenia. ZSP było zbyt ważną organizacją, by partia stawiała na jej czele studenta.

72

Przez dwa lata (1973-1975) przewodniczył Radzie Głównej Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej. W 1971 r. został zastępcą członka KC PZPR, rok później - posłem na Sejm. Miał już wszystkie atrybuty działacza aparatu centralnego. Aby dalej awansować, musiał się sprawdzić w terenie.

W czerwcu 1975 r. został I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Jeleniej Górze. Powiedział wówczas: "Zawsze wiedziałem, że pójdę do góry, ale dlaczego do jeleniej?" Awans Cioska był rezultatem przeprowadzonej w maju 1975 r. reformy administracji, w której wyniku utworzono 49 województw, likwidując równocześnie powiaty. Gierek chciał w ten sposób osłabić pozycję I sekretarzy KW Ciosek stał się beneficjentem tej reformy, bo przy dawnym podziale (17 województw) nie mógł nawet marzyć, by w wieku 36 lat zostać I sekretarzem KW Wprawdzie województwo jeleniogórskie należało raczej do drugorzędnych, ale było odskocznią do dalszej kariery.

W Jeleniej Górze pozostał niedługo. Gdy wybuchła "Solidarność", ściągnięto go do Warszawy i w listopadzie 1980 r. wszedł do rządu Józefa Pińkowskiego jako mini-ster-członek Rady Ministrów do spraw współpracy ze związkami zawodowymi. W Jeleniej Górze rozpętano nań nagonkę. Postawiono mu m.in. zarzut, że kazał zrobić dla psa budę z modrzewia, co miało być dowodem jego moralnej degeneracji. Historyjka była nieprawdziwa, ale nawet gdyby to była prawda, to czynienie z tego zarzutu było aberracją.

Do nowej funkcji Ciosek nadawał się jak mało kto. Ma dar łatwego nawiązywania kontaktu z rozmówcą i wzbudzania jego sympatii, jest dobroduszny, elokwent-ny, lubi opowiadać anegdoty, umie słuchać innych i utwierdzać ich w przekonaniu, że mówią rzeczy interesujące. Gdy trzeba, potrafi być stanowczy, twardy, a nawet arogancki. Zawsze w zbyt obcisłych marynarkach, prowadzi heroiczną walkę ze skłonnościami do tycia, czasami odnosząc w niej sukcesy. W wielogodzinnych,

73

13. Stanisław Ciosek przy Okrągłym Stole, 1989

nierzadko trwających do świtu negocjacjach, które stały się jego głównym zajęciem, zachowywał umysł jasny i pełną sprawność intelektualną.

Urban, który z nim się przyjaźnił i blisko współpracował, wspomina, że był bałaganiarzem. "Nad ranem 7 sierpnia 1981 r. -opowiada w Alfabecie Urbana... -podnieśliśmy publicznie krzyk, że Wałęsa i delegacja "Solidarności" zerwała wstępnie uzgodnione porozumienie oraz rozmowy z rządem. Poza oświadczeniem chciałem ogłosić projekt porozumienia. Okazało się, że w ogóle go nie mamy, gdyż Ciosek w ten dokument zapakował kanapki na drogę bonzom z Solidarności" (s. 25).

W rządzie pozostał dokładnie 5 lat, przez rok kierując równocześnie resortem pracy, płac i spraw socjalnych. Odszedł do pracy w aparacie partyjnym, gdy powołano rząd Zbigniewa Messnera. Został kierownikiem Wydziału Społeczno-Prawnego KC PZPR, co w hierarchii władzy było stanowiskiem wyższym niż ministerialne. Po

74

kilku miesiącach, w lipcu 1986 r., awansował na sekretarza KC i jednocześnie objął przewodnictwo Komisji Prawa i Praworządności oraz Zdrowia Moralnego KC PZPR. Komisja nie zapisała na swym koncie sukcesów, ale powierzenie Cioskowi jej kierownictwa świadczyło o zaufaniu doń gen. Jaruzelskiego. Wzmocniło to pozycję polityczną Cioska. Był współautorem przygotowywanych wraz z Jerzym Urbanem i gen. Władysławem Pożogą (tzw. zespół trzech) memoriałów dla gen. Jaruzelskiego, zawierających analizę sytuacji politycznej i sugestie koniecznych posunięć. Pierwszy tekst został przygotowany w grudniu 1986 r.

Dwa lata później, w czerwcu 1988 r., został zastępcą członka Biura Politycznego, a na X Plenum KC w grudniu 1988 r., gdy gen. Jaruzelski pozbył się z Biura Politycznego przeciwników rozmów z opozycją, został jego członkiem. Otrzymał 143 głosy na 221 możliwych, co było bardzo marnym wynikiem (mniej, 127 głosów, otrzymała Iwona Lubowska, dyrektorka liceum w Biel-sku-Białej). Aparat partyjny, a on dominował na plenum, nie znosił Cioska, uważając go za zdrajcę, kokietującego opozycję. Plenum odbywało się po debacie telewizyjnej Miodowicz-Wałęsa i po sukcesie Wałęsy w czasie jego wizyty w Paryżu. Winą za powrót Wałęsy na scenę polityczną obciążano Cioska.

Wcześniej, w styczniu 1988 r., został sekretarzem generalnym Rady Krajowej PRON, czyli w praktyce kierownikiem tej organizacji, bo jej przewodniczący Jan Dobra-czyński pełnił rolę raczej dekoracyjną. Gen. Jaruzelski chciał zreformować PRON, ale nie miał pomysłu, jak to zrobić. Funkcja sekretarza generalnego mogła być wygodna w prowadzeniu rozmów z opozycją i Kościołem.

Rozmowy z Kościołem prowadził dotychczas członek Biura Politycznego i zastępca przewodniczącego Rady Państwa Kazimierz Barcikowski, ale Jaruzelski, jak wynika ze wspomnień Barcikowskiego, nie miał do niego pełnego zaufania. Generał przewidywał, że Ciosek, pod kuratelą Józefa Czyrka, przejmie ten kierunek działań.

75

14. Stanisław Ciosek i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 3 kwietnia 1989

Równocześnie, wobec rysujących się możliwości podjęcia poważnych rozmów z opozycją, należało mieć kogoś, kto te rozmowy będzie prowadził. Ciosek nadawał się do tego idealnie, bo z czasów pierwszej "Solidarności" świetnie znał jej działaczy i był dla nich do przyjęcia jako negocjator.

W przygotowaniach do Okrągłego Stołu Ciosek odegrał kluczową rolę. Był prawą ręką gen. Kiszczaka, blisko współpracował z Czyrkiem, który kierował utworzonym w KC sztabem politycznym i był w stałym kontakcie z gen. Jaruzelskim. Ciosek brał udział we wszystkich poufnych rozmowach i rokowaniach przed i w czasie Okrągłego Stołu. Był stałym rozmówcą ks. Orszulika, którego m.in. informował o nastrojach w aparacie partyjnym.

Miał niewyczerpaną energię, potrafił rozładowywać napięcia, pozyskiwał rozmówców znaczną szczerością, był elastyczny i nie ukrywał, że nie on podejmuje decyzje. Innymi słowy, ujawnił prawdziwe talenty dyplomatyczne.

W wyborach czerwcowych 1989 r. znalazł się na liście

76

krajowej i nie wszedł do Sejmu. Miał zaledwie 50 lat i raczej niejasne perspektywy na przyszłość. Z ulgą przyjął propozycję objęcia ambasady w Moskwie. Rosyjskiego nauczył się szybko. Gorbaczow wiedział, że Ciosek cieszy się zaufaniem gen. Jaruzelskiego, miał więc dobre wejście. Gdy Wałęsa został prezydentem, pozostawił Cioska w Moskwie. Z dawnej sympatii, ale i dlatego, że okazał się znakomitym ambasadorem. Co przyznawali nawet jego przeciwnicy.

Urban po mianowaniu Cioska ambasadorem napisał, powołując się na tekst Juliana Bartosza, umieszczony w "Sprawach i Ludziach": "Ciosek Stanisław, zwany likwidatorem. Został przewodniczącym federacji socjalistycznych związków młodzieży i federacja się rozwiązała,- został ministrem do spraw związków zawodowych, a ich działalność zawieszono i zakazano jej; został ministrem pracy i płacy, to praca zanikła, a płace zwiędły; został sekretarzem generalnym PRON, to ruch ten zlikwidował się. Teraz posłany do Moskwy, ale ze Związkiem Radzieckim tak łatwo mu nie pójdzie. I w tym właśnie rzecz - dodawał Urban - że Ciosek zawsze był niedoceniany. Ledwie złożył listy uwierzytelniające, a Związek Radziecki zaczął się jednak rozpadać" [Alfabet Urbana..., s. 24-25).

I wkrótce się rozpadł. Stanisław Ciosek z ambasadora Polski w ZSRR stał się ambasadorem w Federacji Rosyjskiej. Zazwyczaj kadencja ambasadora trwa cztery lata, Ciosek był w Moskwie siedem lat, co najlepiej świadczy o jego przydatności. Po zakończeniu misji w Rosji został w 1996 r. doradcą prezydenta Kwaśniewskiego do spraw międzynarodowych.

ALEKSANDER KWASNIEWSKI

Był jednym z najmłodszych uczestników obrad plenarnych Okrągłego Stołu. Urodzony w 1954 r., jest rówieśnikiem Zbigniewa Bujaka, Władysława Frasyniuka i Jac-

77

ka Merkla, którzy przy Okrągłym Stole zasiadali z ramienia strony solidarnościowo-opozycyjnej, i Macieja Ma-nickiego, przedstawiciela OPZZ.

Miał 23 lata, gdy jako student ekonomii Uniwersytetu Gdańskiego wstąpił do PZPR. Był wówczas przewodniczącym Rady Uczelnianej SZSP. Studiów nie ukończył, bo wprawdzie zdał wszystkie egzaminy, lecz nie napisał pracy magisterskiej. Przez dwa lata (1977-1979) był wiceprzewodniczącym Zarządu Wojewódzkiego SZSP w Gdańsku. W 1979 r. został kierownikiem Wydziału Kultury w Zarządzie Głównym SZSP, co oznaczało przenosiny do Warszawy. Miał 27 lat, gdy został redaktorem naczelnym poczytnego tygodnika młodzieżowego "Itd.". Pierwszym poważnym sukcesem nowego redaktora było uzyskanie zgody na wznowienie pisma, zawieszonego po wprowadzeniu stanu wojennego. W lutym 1984 r. został redaktorem naczelnym dziennika "Sztandar Młodych", co było kolejnym awansem.

Długo w "Sztandarze Młodych" nie zabawił. 12 listopada 1985 r. wszedł do gabinetu Messnera jako minister--członek Rady Ministrów do spraw młodzieży. Formalnie członków rządu dobierał sobie premier, w praktyce ostateczne decyzje podejmował gen. Jaruzelski.

Po dwóch latach, w październiku 1987 r, w związku z kolejną reorganizacją rządu Messnera, został odwołany ze składu gabinetu. Objął przewodnictwo utworzonego Komitetu do Spraw Młodzieży i Kultury Fizycznej. Sportem interesował się zawsze, było to więc wymarzone dlań stanowisko, choć z polityką niewiele miało wspólnego.

Na talenty polityczne Kwaśniewskiego zwrócił uwagę doradca gen. Jaruzelskiego, znakomity dziennikarz, Wiesław Górnicki. Pod koniec sierpnia 1988 r., w związku z projektowaną zmianą premiera, pisał w notatce dla gen. Jaruzelskiego: "Niezależnie od propozycji personalnych, które przygotowuję, chcę obecnie podsunąć przynajmniej trop, kierunek myślenia: Aleksander Kwaśniewski. Przypominam, że kiedy Cyrankiewicz obejmował urząd premiera ("najmłodszy w Europie" - co było prawdą), był o

78

15. Aleksander Kwaśniewski, 1989

rok młodszy od Kwaśniewskiego. Być może pod względem kadrowym pomysł jest szalony, ale sygnalizuje konieczność zupełnie nowego myślenia w tej sprawie" (Andrzej Garlicki, dz. cyt, s. 114).

Pomysł był zbyt szalony, a wobec perspektywy wciągnięcia opozycji do sprawowania władzy nie był to czas sposobny dla eksperymentów. Następcą Messnera został więc Mieczysław F. Rakowski. 21 września Górnicki napisał do Rakowskiego list, dotyczący przyszłego gabinetu. Postulował powołanie ministra bez teki. Powinien być nim "ktoś w rodzaju nieformalnego zastępcy, podopiecznego, kandydata na Twego następcę w przyszłości. Mój typ: Aleksander Kwaśniewski. Mający wszystkie zalety młodości, odwagę decydowania, nierutynowy sposób działania, a przy tym odpowiedzialny i popularny wśród lewicowej młodzieży" (tamże, s. 149).

Te sugestie trafiły na podatny grunt, bo Rakowski postanowił przywrócić Komitet Społeczno-Polityczny Rady Ministrów, którym kiedyś kierował jako wicepremier, a

79

który Messner zlikwidował. "Kwaśniewski - napisze we wspomnieniach - był moim faworytem już od kilku lat. Z mojej poręki został przewodniczącym Komitetu ds. Sportu i Kultury Fizycznej. Na Kwaśniewskiego zwróciłem uwagę w czasach, gdy był redaktorem naczelnym młodzieżowego pisma "Sztandar Młodych". Rzutki, inteligentny, znający języki obce, był zwiastunem nadchodzącej generacji" (Mieczysław F. Rakowski, Jak to się stało, Warszawa 1991, s. 129).

Dla nominacji Kwaśniewskiego Rakowski uzyskał aprobatę gen. Jaruzelskiego, który był zwolennikiem awansowania młodych na kierownicze stanowiska w aparacie partyjnym i państwowym.

W rządzie Rakowskiego Kwaśniewski został minist-rem-członkiem Rady Ministrów, przewodniczącym Komitetu Społeczno-Politycznego Rady Ministrów. Został też członkiem Prezydium Rządu. W praktyce były to uprawnienia wicepremiera.

Początkowo nie został włączony do rozmów przygotowawczych do Okrągłego Stołu, które w tym właśnie czasie uległy zahamowaniu. Premier polecił mu natomiast intensyfikację prac nad nową ustawą o stowarzyszeniach, która miała dać ramy prawne pluralizmowi politycznemu.

Temperament polityczny Aleksandra Kwaśniewskiego nie pozwalał mu ograniczyć się do przygotowywania tekstów. Gdy w połowie stycznia 1989 r. uchwały drugiej części X Plenum KC PZPR przyniosły możliwość legalizacji "Solidarności", otwierając w ten sposób realne szansę na Okrągły Stół, Kwaśniewski został włączony do prac

wstępnych.

Został współprzewodniczącym zespołu do spraw pluralizmu związkowego, czyli, jak mówiono wówczas, stolika związkowego. Pozostałymi współprzewodniczącymi byli Tadeusz Mazowiecki ze strony solidarnościowej i Romuald Sosnowski z OPZZ. Był to jedyny stolik, przy którym OPZZ, zaledwie tolerowane przez stronę solidarnościową przy Okrągłym Stole, miało swego współprze-

80

wodniczącego. Ta sytuacja wymagała od Kwaśniewskiego szczególnych talentów dyplomatycznych. Wykazał je i stolik związkowy najwcześniej zakończył prace.

Impuls do przyspieszenia prac wszystkich stolików dały poufne negocjacje w Magdalence. Miały one przełamać impas, który powstał w rokowaniach. Strona soli-darnościowo-opozycyjna uważała, że godząc się na tzw. niekonfrontacyjne wybory i poparcie reform gospodarczych, płaci uczciwą cenę za legalizację "Solidarności". Natomiast nie widziała powodu, aby popierać koncepcję utworzenia Senatu i urzędu prezydenta. To wykraczało poza kontrakt polityczny, wynegocjowany w rozmowach przygotowawczych.

Dla władz obie instytucje były ważne, bo umożliwiały skuteczne blokowanie działalności Sejmu w wypadku nielojalności tzw. stronnictw sojuszniczych. Silny prezydent, którym miał być gen. Jaruzelski, stanowił też gwarancję ustrojową.

Impas przełamał Kwaśniewski, gdy na spotkaniu w Magdalence 2 marca zaproponował wolne demokratyczne wybory do Senatu. Jego polityczni towarzysze zostali tą propozycją całkowicie zaskoczeni. Geremek i Wałęsa natychmiast dostrzegli, że oznacza ona otwarcie polityczne, umożliwiające podjęcie walki o wpływy.

Ciosek i Kiszczak starali się jak najszybciej zakończyć spotkanie, bo byli, łagodnie mówiąc, skonsternowani wystąpieniem Kwaśniewskiego. Jak wspominał po latach Janusz Reykowski, gdy delegaci "Solidarności" wyjechali z Magdalenki, nakrzyczano na Kwaśniewskiego, a następnie gen. Kiszczak zatelefonował do gen. Jaruzelskiego i poinformował go o incydencie. Jaruzelski zarządził zwołanie w tej sprawie narady, w której wzięło udział 8--10 osób. Opinie były dokładnie podzielone.

Gen. Kiszczak, którego pytałem o tę sprawę, powiedział, że był całkowicie zaskoczony wystąpieniem Kwaśniewskiego, które uznał za przejaw nielojalności. Być może jednak, pomysł Kwaśniewskiego był w jakiejś formie konsultowany z Jaruzelskim, co wyjaśniałoby nader

6 - Rycerze...

81

16. Aleksander Kwaśniewski z ks. Alojzym Orszulikiem, Magdalenka, 2 marca 1989

spokojną reakcję Generała, jak i to, że Urban powiedział o tej koncepcji na konferencji prasowej, przesądzając niejako w ten sposób sprawę.

W każdym razie decyzja zapadła błyskawicznie. Spotkanie w dniu 2 marca w Magdalence, na którym Kwaśniewski złożył propozycję wolnych wyborów do Senatu, zakończyło się o godz. 18.10. Dwa dni później, 4 marca, odbyło się w Pałacu Namiestnikowskim spotkanie, w którym wzięli udział ze strony rządowej Ciosek, Gdula, Kwaśniewski, Reykowski i Sekuła, a ze strony solidarnościowej Frasyniuk, Geremek, Mazowiecki, Michnik, Trzeciakowski. Obecny był ks. Orszulik oraz sekretarze Okrągłego Stołu: Ambroziak, Dubiński i Kłoda. Spotka-

82

17. Aleksander Kwaśniewski z Tadeuszem Mazowieckim, Magdalenka, 2 marca 1989

nie rozpoczęło się o godz. 14.45 od przedstawienia przez Gdulę propozycji strony rządowej. Wśród nich, na drugim miejscu, znalazły się wolne wybory do Senatu.

W dyskusji Geremek zapytał o polityczne skutki wolnych wyborów do Senatu. Ciosek odpowiedział: "Minusem jest to, że wybory do Senatu będą stanowić zbyt piękne tło dla wyborów do Sejmu. Plusem natomiast - efekt w świecie, ważny dla obrazu Polski. Nasz realny rachunek układu sił w Senacie - oceniamy, że około 50% senatorów reprezentować będzie PRON. W małych województwach nie zwyciężycie, w dużych - tak. Chcemy, żeby nie było monokultury, żeby skład Senatu był pluralistyczny". Reykowski dodał: "Wybory będą wolne, więc

83

nie da się niczego przewidzieć poza hipotetycznymi szacunkami". I jeszcze Sekuła: "Wolne wybory do Senatu traktujemy doświadczalnie, jako test wolnych wyborów na gruncie bezpiecznym, bo nawet jak przegramy, to i tak mamy możliwość swobodnego wyboru prezydenta" [Okrągły Stół, s. 349).

Ta kluczowa dla procesu demokratyzacyjnego decyzja zapadła więc w ciągu niecałych 48 godzin. 4 marca dyskutowano już tylko o tym, jak wprowadzić ją w życie. Wydaje się to potwierdzać przypuszczenie, że Kwaśniewski nie zaskoczył gen. Jaruzelskiego. Tym bardziej że nie został odsunięty od dalszych rokowań. Przeciwnie, odgrywał w nich coraz większą rolę.

To na tym posiedzeniu, 4 marca, Kwaśniewski, naciskany przez Mazowieckiego w sprawie dostępu opozycji do radia i telewizji, powiedział: "Wiedziałem, że zdobywanie władzy jest trudne, ale tego, że oddawanie władzy jest tak samo trudne, nie wiedziałem" (tamże, s. 348). W wyborach czerwcowych 1989 r. Kwaśniewski ambitnie startował do mandatu senatorskiego. Prowadził kampanię z rozmachem. W przygotowanej przez zespół Kancelarii Sekretariatu KC notatce z 22 maja 1989 r. oceniano ją jako wzorcową. Nic to nie pomogło, bo wybory stały się plebiscytem i "drużyna Wałęsy" obsadziła wszystkie mandaty w Sejmie, do których mogła pretendować, i 99 na 100 mandatów senatorskich.

Po przegranej w wyborach do Senatu zamknęła się przed Kwaśniewskim możliwość działalności parlamentarnej, po utworzeniu rządu Mazowieckiego - możliwość działalności państwowej. Pozostawała działalność partyjna. Mógł wprawdzie ograniczyć się do kierowania Polskim Komitetem Olimpijskim, któremu przewodniczył od lutego 1988 r., ale to oznaczało wycofanie się z działalności politycznej, na co nie miał ochoty. Zaangażował się więc w działalność partyjną.

Porażka wyborcza PZPR, a następnie rozpad rządzącej koalicji były wstrząsem dla partii - od kierownictwa po najniższe szczeble. Zdaniem w pełni kompetentnego

84

w tych sprawach ówczesnego I sekretarza KC PZPR Mieczysława F. Rakowskiego "późną jesienią 1989 r. przewagę zaczął zdobywać pogląd, że nie wystarczy dokonać zmian w programie PZPR, lecz trzeba pożegnać się z partią, która nie jest już zdolna do stawienia czoła wyzwaniom, przed jakimi stanęła. Nietrudno było zauważyć, że tak potrzebne partii politycznej cechy, jak dynamika i bojowość oraz poczucie wspólnoty losu, zanikają. Górowało rozczarowanie, obojętność, a także porzucanie partii i przyłączanie się do zwycięskiej siły. W ankiecie przeprowadzonej wśród członków partii w październiku 1989 r., której wyniki na plenum Komitetu Centralnego zreferował Leszek Miller, ponad 70% ankietowanych opowiedziało się za utworzeniem nowej partii, opartej na wartościach demokratycznego socjalizmu. Proponowano różne nazwy. W miarę zbliżania się do wyznaczonego na 27 stycznia 1990 r. XI Zjazdu PZPR idea budowy nowej partii lewicowej była już mocno ugruntowana w świadomości czołowego aktywu PZPR i jej kierownictwa" [Polska pod rządami PZPR, Warszawa 2000, s. 458).

Kwaśniewski bardzo energicznie zaangażował się w przygotowania do utworzenia nowej partii. Jeszcze w początkach stycznia nie wiadomo było, kto będzie jej przywódcą. Miał na nie ochotę, jak wynika z publikowanych fragmentów jego dziennika, Mieczysław E Rakow-ski, wspierany przez Wojciecha Jaruzelskiego. Pod datą 9 stycznia 1999 r. zapisał: "Rozmowy, rozmowy. Urban, Werblan, Zych (przewodniczący PSL-Odrodzenie). Coraz więcej uwagi w partii przykuwają sprawy personalne. Orzechowski lansuje Fiszbacha. Przedstawiciele młodej generacji - Kwaśniewskiego. Moje akcje stoją dość nisko". Dwa dni później w Łodzi powiedział, że zamierza kandydować na przywódcę nowej partii. Już jednak 17 stycznia stwierdził: "Utwierdzam się w przekonaniu, że nie powinienem się ubiegać o przywództwo" (Mieczysław F. Rakowski, Zanim stanę przed Trybunałem, Warszawa [b.r.w], s. 143).

85

I

24 stycznia, trzy dni przed otwarciem XI Zjazdu, zanotował: "Im bliżej Zjazdu, tym większa gorączka, przede wszystkim wokół spraw personalnych. Jeśli ja nie będę kandydował, a to jest już pewne, to Olek Kwaśniewski. Rozmawiałem z Generałem. Ciągle jeszcze łudzi się, że to ja powinienem być przywódcą nowej partii. Wreszcie go przekonałem, że to nie ma najmniejszego sensu" (tamże, s. 149).

27 stycznia 1990 r. Rakowski otworzył ostatni, XI Zjazd PZPR. Atmosfera w Sali Kongresowej była napięta. Na zewnątrz odbywały się demonstracje prawicowej młodzieży, która usiłowała wtargnąć na salę obrad. Po wygłoszeniu referatu Rakowski oświadczył, że nie będzie kandydował na żadne stanowisko w nowej partii, że czas na zmianę pokoleniową.

Wieczorem XI Zjazd zawiesił obrady, a jego delegaci uznali się za Kongres Założycielski Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej.

Nie wszyscy delegaci na XI Zjazd PZPR wzięli udział w Kongresie Założycielskim SdRP. Stu obradowało w innej sali i postanowiło utworzyć Grupę Założycielską Unii Socjaldemokratycznej z Tadeuszem Fiszbachem na czele. Był on bardzo popierany przez Lecha Wałęsę, który w tym poparciu zatracił umiar, co dało skutek odwrotny do zamierzonego. Delegaci byliby może skłonni wybrać Fisz-bacha, poczuli się jednak zażenowani tym, że przywódca "Solidarności" dyktuje, kto ma stanąć na czele ich partii.

Przewodniczącym Rady Naczelnej SdRP został Aleksander Kwaśniewski, sekretarzem generalnym - Leszek Miller.

Klub PZPR w Sejmie, któremu przewodniczył członek Biura Politycznego Marian Orzechowski, liczył 173 posłów. Po rozwiązaniu PZPR powstał, związany z SdRP, Parlamentarny Klub Lewicy Demokratycznej (102 posłów) oraz później związany z PUS Poselski Klub Pracy (39 osób). Pozostali, w tym Orzechowski, wybrali status bezpartyjnych.

Kwaśniewski i Miller dysponowali więc raczej niewiel-

86

kimi aktywami. Z dwumilionowej partii pozostało w SdRP zaledwie ok. 5 tysięcy, a w dodatku warunkiem przetrwania było nauczenie się roli partii opozycyjnej, bo w przeciwnym razie najbliższe wybory parlamentarne mogły zmieść SdRP ze sceny politycznej. Pod datą 23 lutego 1990 r. Rakowski zanotował rozmowę z Jaruzel-skim: "Mówiliśmy o sytuacji w SdRP. Nie jest zbyt optymistyczna. W gruncie rzeczy cała PZPR stoi z boku i nawet towarzysze bardzo związani z PZPR nie wstępują do nowej partii. Główne przyczyny stania z boku: ogólne zmęczenie partyjnością, strach przed represjami ze strony nowych władców (w miejscu pracy) i wreszcie nikłe zaufanie do Kwaśniewskiego i jego otoczenia" (tamże, s. 156).

Obaj rozmówcy byli wytrawnymi politykami i potrafili odczytywać znaki czasu. A jednak się pomylili. W przyspieszonych wyborach parlamentarnych, które się odbyły 27 października 1991 r., największe poparcie zdobyła Unia Demokratyczna (12,3% głosów, co dało 62 mandaty), ale (jeśli chodzi o liczbę oddanych głosów) tylko o włos za nią był powstały z inicjatywy SdRP Sojusz Lewicy Demokratycznej, zdobywając również 62 mandaty. Można powiedzieć, że to zaledwie nieco ponad 1/3 tego, czym dysponował klub PZPR po wyborach do Sejmu kontraktowego, ale nie wolno zapominać, że wówczas owe 173 mandaty nie pochodziły z wolnych wyborów, SLD zaś zdobył mandaty w wolnej, demokratycznej walce wyborczej. To był sukces, a jednym z jego ojców był Kwaśniewski. Niewątpliwie pomogła SLD, wywołana przez Wałęsę, "wojna na górze", która zdeprecjonowała mit "Solidarności". Również bolesne dla gorzej sytuowanych skutki reform Balcerowicza, projekty dekomunizacji i lustracji, powodujące poczucie zagrożenia członków PZPR i ich rodzin, a wreszcie ogólne załamanie nadziei, wzbudzonych odzyskaniem niepodległości, które wyraziło się w zdumiewająco niskiej frekwencji (43,2%), niższej o 20% w porównaniu z wyborami do Sejmu kontraktowego.

87

Sejm I kadencji przetrwał niecałe dwa lata. Został rozwiązany w czerwcu 1993 r. przez prezydenta Wałęsę, który zarządził nowe wybory na 19 września 1993 r.

Tym razem frekwencja była wyższa (52,13%), ale nadal prawie połowa uprawnionych do głosowania nie wzięła udziału w wyborach. SLD poszedł do wyborów ze znakomitym sloganem: "Tak dalej być nie musi". Zapadał on w pamięć wyborców, sugerując, że SLD wie, jak uzdrowić sytuację.

W wyborach 1993 r. SLD odniósł błyskotliwy sukces, uzyskując 20,41% oddanych głosów, co dało 171 mandatów. PSL uzyskało 131 mandatów, Unia Demokratyczna - 74 mandaty. Beneficjentem tych wyborów była też Unia Pracy, która wprowadziła 41 posłów, czyli ponad dziesięć razy więcej niż w poprzednich wyborach. Również w wyborach do Senatu SLD odniósł zaskakujący sukces, zwiększając swój stan posiadania z 4 do 37 mandatów.

Nie minęło więc cztery lata od rozwiązania PZPR i powołania SdRP, aby pesymistyczne prognozy Rakow-skiego i Jaruzelskiego (nigdy oczywiście publicznie nie-sformułowane) całkowicie się nie potwierdziły.

Po zwycięstwie SdRP w wyborach wrześniowych w 1993 r. Aleksander Kwaśniewski pozostał przywódcą SLD i przewodniczącym jego klubu parlamentarnego. Występując 9 listopada 1993 r. w debacie nad expose premiera Waldemara Pawlaka powiedział m.in.: "Przepraszamy tych wszystkich, a niektórzy są na tej sali, którzy doświadczyli krzywd i niegodziwości władzy i systemu przed 1989 r." ("Gazeta Wyborcza" 10-11 listopada 1993). Adam Michnik napisał w komentarzu: "Przywódca zwycięskiego obozu nie był do tych słów zmuszony ani przez arytmetykę gier parlamentarnych, ani strach przed aktywnością dekomunizatorów. Zademonstrował, że wie, czym był dla milionów Polaków czas komunistycznej dyktatury. Ten gest z pewnością powinien zostać doceniony".

Kadencja prezydenta kończyła się w grudniu 1995 r.

88

Marszałek Sejmu wyznaczył więc wybory prezydenckie na 5 oraz 19 listopada. Do kampanii przystąpiło 17 kandydatów, z których 4 wycofało się przed głosowaniem. Z pozostałej trzynastki liczyli się tylko Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski.

Kwaśniewski rozpoczął kampanię prezydencką jako jeden z pierwszych. Bardzo dużo czasu poświęcił na spotkania pozawarszawskie. Opowiadał się za państwem świeckim, sprzeciwiał się ratyfikacji konkordatu w niezmienionej formie, dekomunizacji, demonstrował wrażliwość na los ludzi biednych i bezrobotnych, postulując bardziej równomierne rozłożenie kosztów transformacji ustrojowej. Unikał na ogół odniesień do przeszłości, eksponując hasło wyborcze: "Wybierzmy przyszłość". Jeśli był o przeszłość nagabywany, podkreślał, że z racji wieku nie ma nic wspólnego ze zbrodniami PRL, że w PZPR nie pełnił żadnych funkcji, a w kolejnych rządach zajmował się sprawami młodzieży i sportu, eksponując równocześnie rolę, jaką odegrał przy Okrągłym Stole. Silnie podkreślał konieczność wstąpienia Polski do NATO i Unii Europejskiej.

Starał się pozyskać elektorat młodzieżowy, ale równocześnie uważał, by nie przylgnęła doń etykieta młodzieżowca. Bardzo dbał o wizerunek zewnętrzny (schudł w sposób widoczny), występował w granatowych garniturach, niebieskich koszulach i dobrze dobranych, stonowanych krawatach.

"Apel programowy Kwaśniewskiego - stwierdza Jacek Raciborski - miał modernistyczny charakter i taki też jego autowizerunek był lansowany. Eksponowano w nim pragmatyzm kandydata, względną młodość, połączoną z dużym doświadczeniem politycznym, wykształcenie i znajomość języka angielskiego, koncyliacyjne nastawienie, obecność na politycznych dworach Europy i bardzo dobre osobiste stosunki z wieloma zagranicznymi politykami" (Jacek Raciborski, Polskie wybory. Zachowania wyborcze społeczeństwa polskiego w latach 1989-1995, Warszawa 1997, s. 83).

89

W tej przemyślanej kampanii popełnił tylko dwa błędy. Gdy stwierdził, że ma magisterium, co było nieprawdą, i gdy okazało się, że Jolanta Kwaśniewska nabyła akcje firmy ubezpieczeniowej "Polisa", a kandydat zataił to w swoim poselskim oświadczeniu majątkowym. Obie te sprawy odebrały mu pewną liczbę głosów, a w tych wyborach liczył się każdy głos.

W pierwszej turze wyborów (frekwencja wyniosła 64,69% uprawnionych) Kwaśniewski wysunął się na prowadzenie, uzyskując 35,11% głosów. Wałęsa uzyskał dokładnie o 2% mniej. Do drugiej tury przeszli więc legendarny przywódca "Solidarności" i zarazem urzędujący prezydent oraz postkomunista, autor sukcesu wyborczego lewicy w ostatnich wyborach parlamentarnych.

Pomiędzy pierwszą a drugą turą odbyły się dwie debaty telewizyjne (12 i 15 listopada). Już w pierwszej Kwaś-niewskiemu udało się zdenerwować Wałęsę i w ten sposób zyskać przewagę. W drugiej debacie Wałęsa do końca nie dał się wyprowadzić z równowagi, ale gdy po zakończeniu debaty, ale jeszcze na wizji, Kwaśniewski podszedł doń z wyciągniętą ręką, wybuchnął, że może mu podać nogę, a nie rękę. Wywarło to fatalne wrażenie. Wyniki badań opinii publicznej były jednoznaczne - 75% badanych stwierdziło, że Kwaśniewski wypadł zdecydowanie lepiej. Mimo to Wałęsa był pewny zwycięstwa.

W decydującym głosowaniu frekwencja wyborcza była wyższa niż w pierwszej turze (68,23% uprawnionych). Niemal do ostatniej chwili ważył się wynik wyborów, choć już od wczesnego wieczoru sondaże, przeprowadzane przed lokalami wyborczymi, wskazywały raczej na zwycięstwo Kwaśniewskiego. Były to, jak się okazało, wiarygodne prognozy. Aleksander Kwaśniewski uzyskał 51,72% głosów ważnych, Lech Wałęsa - 48,28%. Różnica w liczbie głosów wyniosła 646 263 na korzyść Kwaśniewskiego.

Aleksander Kwaśniewski miał powody do dumy. W nieco ponad sześć lat po przegranej walce o fotel w Senacie i w niecałe sześć lat po tym, gdy stanął na czele

90

SdRP, której doświadczeni politycy wróżyli marginalne wpływy w wolnych, demokratycznych wyborach, w starciu z legendą "Solidarności" odniósł sukces.

Za najważniejsze zadanie swojej prezydentury Kwaśniewski uznał wspieranie prac nad konstytucją, która została uchwalona 2 kwietnia 1997 r., a następnie zaakceptowana przez społeczeństwo niewielką większością głosów i przy niskiej frekwencji (42,86% uprawnionych) w referendum, które odbyło się 25 maja. 16 lipca prezydent Kwaśniewski podpisał konstytucję, co uczynił z tym większą satysfakcją, że zanim objął urząd, był przewodniczącym Komisji Konstytucyjnej.

Równie ważne były działania prezydenta mające na celu wprowadzenie Polski do NATO i Unii Europejskiej. Przyniosły one pogorszenie stosunków z Rosją, która była zdecydowanie przeciwna wstąpieniu Polski do NATO, obawiając się słusznie, że kolejnym krokiem będzie przyjęcie do NATO państw nadbałtyckich (Litwy, Łotwy i Estonii), co w Moskwie uważano za zagrożenie bezpieczeństwa Rosji. Nieuniknione pogorszenie stosunków z Rosją spowodowało też uznanie Ukrainy za strategicznego partnera Polski na Wschodzie. W maju 1997 r., w czasie wizyty w Kijowie, Kwaśniewski podpisał z Kucz-mą deklarację pojednania. Był to gest raczej symboliczny, bo dla Ukrainy strategicznym partnerem jest Rosja.

Kolejne wybory parlamentarne (21 września 1997 r.) przyniosły radykalne zmiany na scenie politycznej, które oznaczały koniec współpracy prezydenta z parlamentem o tej samej politycznej większości i ponownie (znaleźli się już w takiej sytuacji prezydent Jaruzelski i prezydent Wałęsa po zwycięstwie wyborczym SLD) otwierały okres ich współzamieszkiwania [cohabitation) na szczytach władzy.

Utworzona po długich i trudnych negocjacjach koalicja AWS-Unia Wolności sformowała gabinet pod przewodnictwem Jerzego Buźka. Musiał on liczyć się z prezydentem, bo w parlamencie nie było większości zdolnej uchylić weto prezydenckie.

91

Największą aktywność przejawiał prezydent Kwaś-niewski w polityce zagranicznej, bo w tej dziedzinie ciasny gorset konstytucyjny miał najwięcej luzu. Było rzeczą naturalną, że prezydent przyjmuje zaproszenia i zaprasza głowy państw, że bierze udział w najważniejszych konferencjach i spotkaniach międzynarodowych. Rychło wyrobił sobie dobre stosunki z przywódcami państw, co ułatwiło mu skuteczne działanie i zapewniło mocną pozycję na polskiej scenie politycznej.

W czasie pierwszej kadencji Aleksandra Kwaśniew-skiego odbyły się dwie pielgrzymki do Polski Jana Pawła II. W czasie drugiej pielgrzymki w 1999 r., już po podpisaniu konkordatu pomiędzy Polską i Stolicą Apostolską, papież okazywał prezydentowi Kwaśniewskiemu szczególną sympatię, co wyraziło się m.in. bezprecedensowym gestem zaproszenia pary prezydenckiej do "papamobile". W czerwcu 2000 r. rozpadła się ostatecznie koalicja AWS-UW, która już od dawna była sztucznie utrzymywana przy życiu. Z rządu odeszli ministrowie Unii Wolności, wśród nich minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek.

Kryzys rządzącej koalicji niewątpliwie zwiększył szansę wyborcze Aleksandra Kwaśniewskiego na reelekcję. Wybory prezydenckie odbyły się 8 października 2000 r. Zwycięstwo urzędującego prezydenta nie budziło najmniejszych wątpliwości. Chodziło tylko o to, czy wygra już w pierwszej turze, czy dopiero w drugiej. Zwyciężył w pierwszej, uzyskując 53,9% głosów. Kontynuował dotychczasową politykę. Wspierał pro-unijne działania kolejnych rządów. We wrześniu odbyły się wybory parlamentarne. Koalicja wyborcza SLD-Unia Pracy zdobyła w Sejmie 216 mandatów i wspólnie z PSL utworzyła rząd, którego premierem został Leszek Miller. Prezydent Kwaśniewski udzielił pełnego wsparcia Stanom Zjednoczonym w wojnie z Irakiem (marzec 2003 r). Polska zajęła w tej sprawie odmienne stanowisko od Francji i Niemiec. Po zakończeniu w maju głównych działań wojennych Polska objęła kontrolę nad iracką stre-

92

fą południowo-środkową i dowództwo wielonarodowej dywizji.

Prezydent uczestniczył też aktywnie w przygotowaniach do referendum unijnego, które odbyło się 7 i 8 czerwca 2003 r. przy frekwencji 58,8%. Za przystąpieniem do Unii Europejskiej opowiedziało się 77,5% głosujących.

W polityce wewnętrznej udzielił mocnego wsparcia przygotowanemu przez wicepremiera Jerzego Hausnera planowi uzdrowienia finansów publicznych.

Aleksander Kwaśniewski był jednym z najmłodszych uczestników Okrągłego Stołu i poufnych rokowań z nim związanych. Kilka miesięcy później obóz polityczny, który reprezentował, utracił władzę i rozpoczął się proces transformacji ustrojowej. Wydawać się mogło, że oznacza to kres kariery politycznej Aleksandra Kwaśniewskiego. A jednak to właśnie on spośród wszystkich, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole, odniósł największy sukces.

TADEUSZ MAZOWIECKI

Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że przy Okrągłym Stole on był Grzegorzem Lato, a dwoma pozostałymi graczami ataku - Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek. Obaj poznali Wałęsę w sierpniu 1980 r., gdy dotarli do strajkującej Stoczni Gdańskiej z apelem intelektualistów, wzywającym władze do rozpoczęcia rozmów ze strajkującymi. Wałęsa tekst apelu przyjął i zapytał, co mogą zrobić dla strajkujących. Wówczas zrodziła się idea powołania Komisji Ekspertów, na której czele stanął Tadeusz Mazowiecki.

Urodził się w 1927 r. w Płocku w rodzinie inteligenckiej. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, lecz studiów nie ukończył. W 1949 r. związał się z tygodnikiem "Dziś i Jutro", wydawanym przez środowisko Bolesława Piaseckiego. W latach 1950-1952 był zastępcą redaktora naczelnego "Słowa Powszechnego", a na-

93

stępnie przez trzy lata redaktorem naczelnym "Wrocławskiego Tygodnika Katolików". Gdy obejmował tę funkcję, miał 26 lat.

Ten kilkuletni epizod związków z szefem PAX-u nauczył Tadeusza Mazowieckiego ostrożności w dobieraniu protektorów politycznych. Można oczywiście powiedzieć, że, rozstając się z Piaseckim w 1955 r., uciekał z tonącego okrętu, ale byłaby to tylko efektowna fraza literacka. Okręt bowiem nie tonął, a jedynie chwilowo dryfował, bo PAX był jednak potrzebny rządzącym komunistom. Grupa tzw. Frondy, na której czele stanął wraz z Januszem Zabłockim, odeszła z PAX-u z powodu konfliktu systemu wartości, który ujawnił się w czasie odwilży.

Jesienią 1956 r. zaangażował siew tworzenie Ogólnopolskiego Klubu Postępowej Inteligencji Katolickiej, który powstał 24 października w Warszawie, Inicjatywie patronował Władysław Bieńkowski, jeden z najbliższych wówczas współpracowników Władysława Gomułki. 29 października Gomułka przyjął założycieli OKPIK. Nie było wśród nich Mazowieckiego, który był tylko jednym z sekretarzy.

OKPIK uważał za najważniejsze zadanie rejestrację lokalnych Klubów Inteligencji Katolickiej, które miały działać autonomicznie, choć warszawski KIK miał być najważniejszy. Obawiano się centralizacji i dlatego postanowiono nie występować o rejestrację OKPIK. Był to błąd, ponieważ pozostawione sobie samym kluby prowincjonalne okazały się słabe wobec władz lokalnych. Pozwolono, zresztą nie od razu, na powstanie jedynie klubów w Poznaniu, Toruniu, Krakowie i Wrocławiu. Wszystkim innym odmówiono zgody na działanie.

W 1958 r. Mazowiecki przygotował pierwszy numer miesięcznika "Więź", którego został redaktorem naczelnym. Miał wówczas 31 lat. Funkcję redaktora naczelnego sprawował do 1981 r. "Więź" była świetnie redagowanym pismem, głoszącym konieczność otwarcia się katolicyzmu na przemiany społeczne, ekumenizm, tolerancję, dialog z niewierzącymi.

94

W latach 1961-1972 Mazowiecki był posłem na Sejm, wchodząc w skład Koła Posłów "Znak". Była to decyzja polityczna, bo mandat poselski zawdzięczał nie wyborcom, lecz decyzji kierownictwa PZPR. Tu bowiem ustalano liczebność Koła "Znak" i jego skład personalny. Odbywały się oczywiście rozmowy z katolikami, lecz decyzje zapadały w KC.

Mazowiecki uważał, że katolicy, stanowiący większość narodu, powinni mieć wpływ na postępowanie władz i czynić wszystko, aby system się demokratyzował. Ceną były konieczne kompromisy, bo nie istniała wówczas szansa obalenia systemu.

Istniały wszakże granice kompromisu. Mazowiecki był współautorem interpelacji do premiera w sprawie represji, stosowanych wobec młodzieży akademickiej, którą złożył w Sejmie 11 marca 1968 r. przewodniczący Koła "Znak" Jerzy Zawieyski. Premier Józef Cyrankiewicz odpowiedział w Sejmie 10 kwietnia. Było to bardzo brutalne przemówienie. Posłom "Znaku" zarzucił, że ich interpelacja stała się "rodzajem odezwy, zachęcającej do działania prowodyrów zajść i wichrzycieli". Wsparł go najbliższy współpracownik Gomułki, Zenon Kliszko, mówiąc m.in.: "autorzy interpelacji próbowali upiec na ruszcie niedawnych wydarzeń własną reakcyjną pieczeń", że Koło "Znak", "odchodząc coraz dalej od polskiej racji stanu, faktycznie stanęło po stronie tych elementów syjonistycznych i rewizjonistycznych, które inspirowały i zorganizowały prowokację, wymierzoną w spokój ojczyzny, w jej żywotne interesy". Stanisław Stomma, wspominając to dramatyczne posiedzenie, stwierdził, że "najostrzejsze przemówienia, bo zawierające zarzut zdrady państwa, wygłosili posłowie Bolesław Piasecki i Stanisław Kociołek, a najbardziej grubiańskie Józef Ozga-Mi-chalski" (Stanisław Stomma, Pościg za nadzieją, Paryż, 1991, s. 141).

Jeśli posłowie Koła "Znak" mieli jakieś złudzenia co do możliwości wpływania na władze, to zostali z nich radykalnie uleczeni. Stomma wspomina, że przed następ-

95

nymi wyborami sejmowymi został w marcu 1969 r. zaproszony przez Kliszkę, który mu oświadczył, że Mazowiecki nie będzie posłem. Ostatecznie Stomma wybronił Mazowieckiego, ale mandat stracił Jerzy Zawieyski. Mazowiecki nie utrzymał się w Sejmie długo. Po zastąpieniu Gomułki przez Gierka Sejm został przedwcześnie rozwiązany i w następnym, wybranym w 1972 r., Mazowiecki już się nie znalazł. Zaangażował się przeciwko poprawkom do konstytucji, inspirując m.in. w tej sprawie prymasa Wyszyńskiego (1976 r.).

Do powstałego w tymże roku Komitetu Obrony Robotników nie wstąpił, ale angażował się w jego obronę. W maju 1977 r. został rzecznikiem głodujących w kościele św. Marcina w Warszawie, w obronie aresztowanych członków i współpracowników KOR-u.

Od 1978 r. związał się z Towarzystwem Kursów Naukowych, które działało jawnie, choć nielegalnie. Wówczas przekroczył tę cienką granicę, dzielącą legalną działalność opozycyjną od nielegalnej. Stąd była już prosta droga do strajkującej w sierpniu 1980 r. Stoczni Gdańskiej.

Mazowiecki, jak wspomniano, został przewodniczącym powołanej w 1980 r. Komisji Ekspertów, do której nie dopuścił działaczy KOR-u. Była to przemyślana decyzja, którą wyjaśnił kilka lat później w rozmowie z Janiną Jankowską. "Strona rządowa - wspomina - była niesłychanie nieufna wobec ekspertów MKS-u. Tu pojawia się ten problem związany z KOR-em. W gazetach, w propagandzie obowiązywała wówczas teza, że wszystko, co dzieje się w Stoczni, jest manipulowane przez KOR [...] muszę powiedzieć, że wiedziałem, że w Stoczni jest Bogdan Borusewicz, z którym się spotykaliśmy. Natomiast nie wiedziałem, kto jest więcej i w ogóle, jak wiele było osób związanych z KOR-em. Muszę powiedzieć, że póki strajk trwał, ten element nie był wysuwany, bo wszyscy byli razem - bez znaczenia z KOR-u albo nie z

KOR-u".

W ostatnim dniu strajku przyjechała do Gdańska żona jj

96

Jacka Kuronia, Gajka, domagając się zwolnienia więźniów politycznych, w tym męża. "Pojawiła się różnica poglądów - mówił Mazowiecki - która potem, jak pani wie, bardzo zaważyła na naszych wzajemnych stosunkach. Istota tej różnicy polegała na tym, że w naszym przekonaniu, jeśli władza decyduje się na podpisanie Porozumienia ze strajkującymi, wyraża zgodę na utworzenie nowych związków zawodowych, to zwolnienie osób aresztowanych następuje już - że tak powiem - automatem. Wydawało nam się, że nie należy tej władzy rzucać formalnie na kolana" (Janina Jankowską Portrety niedokończone. Rozmowy z twórcami "Solidarności" 1980--1981, Warszawa 2003, s. 142-143).

Gdy Kuronia zwolniono, przyjechał natychmiast do Gdańska, ale Mazowiecki uznał, że nie powinien on angażować się w prace Komisji Ekspertów, by nie dostarczać władzom argumentów, że jest ona manipulowana przez KOR. "Ja bym powiedział tak - mówił w rozmowie z Jankowską - doceniałem ogromną rolę osobiście Jacka Kuronia i w ogóle KOR-u, kiedy w Warszawie informował dziennikarzy zagranicznych o strajku lubelskim i potem o początku strajku gdańskiego, dopóki go nie zamknęli. Dzisiaj nasze wyobrażenia na ten temat, ile można było przepchnąć, są inne, ale proszę umiejscowić te wyobrażenia w roku 1980. Otóż uważałem, że jak ktoś się zdecydował na taką rolę, jaką odgrywał KOR, i jaką odgrywał on osobiście przez nadawanie tego na cały świat, to nie powinien bezpośrednio wchodzić w struktury związkowe w sensie doradzania, wpływania i tak dalej. Powinien być jakby z zewnątrz. Dlatego, że w tamtych warunkach musiało to zaważyć politycznie. To pierwsza sprawa [...]. Druga sprawa, to przy wszystkich wyborach, jakie środowisko korowskie ma czy miało, byłem czuły na fakt, że to środowisko ma niesłychanie rozwinięty instynkt interesu grupowego w stosunku do innych. Nieraz się z tym zetknąłem, także w konflikcie w Stoczni, związanym ze sposobem załatwienia problemu więźniów politycznych. Kiedy nas posądzono o złe

7 - Rycerze...

97

intencje i obmawiano w Warszawie, nie był to element, który skłaniał do łatwości współpracy" (tamże, s. 151). Sumując różnice pomiędzy nim a Kuroniem, Mazowiecki mówił w styczniu 1988 r.: "Ja uważam, że w polityce należy iść do przodu, ale należy w tym pójściu do przodu być obliczalnym. Niesłychanie ważną rzeczą jest obliczalność, zwłaszcza w takiej sytuacji kraju i narodu, jakim my jesteśmy. Nie ma żadnej wątpliwości, życie mnie tego nauczyło i całe doświadczenie "Solidarności", że nic się w Polsce bez nacisku nie stanie, ale również w tym nacisku trzeba być obliczalnym. Niesłychanie ważne jest, żeby było wiadomo, że posuniemy się dotąd i dalej nie. Natomiast filozofia nieustannego ruchu, nieustannej rewolucji omija ten czynnik obliczalnosci, on schodzi na bok, wymyka się z rąk. Zagospodarowanie tego, co się zdobyło, to inny problem.

Otóż myślę, że to jest ta właśnie różnica filozofii politycznego działania między Jackiem Kuroniem i mną. Jesteśmy najbardziej reprezentatywni dla tej różnicy i obaj tego świadomi" (tamże, s. 154).

Mazowiecki i Geremek poznali się w TKN, ale nie była to bliska znajomość. Dopiero w czasie podróży do Gdańska z apelem 64 intelektualistów i ludzi kultury przeszli na ty. Obaj po raz pierwszy zetknęli się z Wałęsą.

"Wałęsa w tej pierwszej nocnej rozmowie - wspominał po latach Mazowiecki - zrobił na nas wrażenie człowieka silnego, twardego, który wie, czego chce. Gdy się widziało, jak obraduje Prezydium i potem wszyscy wychodzą na tę wielką salę BHP, wypełnioną po brzegi delegatami setek zakładów pracy, to trudno było nie zauważyć, że Wałęsa niewątpliwie wyróżniał się zdolnością przemawiania do tego tłumu ludzi. Muszę jednak powiedzieć, że nie widziałem wtedy jakichś istotniejszych różnic pomiędzy Wałęsą a Gwiazdą i innymi członkami MKS-u" (tamże, s. 141).

Ten obraz stosunków w MKS, a również stosunków pomiędzy Wałęsą i Gwiazdą jest co najmniej wyidealizowany. W tej samej rozmowie Mazowiecki mówił, że

98

18. Tadeusz Mazowiecki, 1989

"był taki moment, że kiedyś o pierwszej w nocy coś kończyliśmy w związku z pracami podkomisji i zwróciłem się do Andrzeja Gwiazdy: "No dobrze, ale to jeszcze musimy uzgodnić z Wałęsą". A on odpowiedział: "Z Wałęsą, uzgodnić? Jemu się mówi, co on ma robić, a nie uzgadnia się z nim". Otóż muszę powiedzieć, że to był pierwszy moment, który jakoś mną wstrząsnął" (tamże, s. 150).

Doskonale rozumiem Tadeusza Mazowieckiego, bo kilkanaście lat później byłem zażenowanym świadkiem podobnej sytuacji. Oto wiosną 1991 r. gościł w redakcji "Polityki" Jarosław Kaczyński, wówczas szef Kancelarii prezydenta Wałęsy w stopniu sekretarza stanu. Na pytanie, o co chodzi prezydentowi w dość niezrozumiałym dla opinii publicznej sporze o ordynację wyborczą, odpowiedział z uśmiechem, że to on z bratem spowodowali tę rozgrywkę, z której Wałęsa zresztą nic nie rozumie.

Po podpisaniu Porozumień Gdańskich Mazowiecki

99

nadal doradzał Wałęsie, który nawet proponował mu przeniesienie się na Wybrzeże, co oczywiście nie wchodziło w rachubę. W każdym razie stosunki były bardzo dobre. Andrzej Celiński powiedział w rozmowie z Janiną Jankowską: "Tak naprawdę mózgiem przy Wałęsie byli Geremek i Mazowiecki. Różnie w różnych sprawach, Wałęsa bowiem wysłuchiwał dokładnie opinii wielu ludzi [...] Mazowiecki to znakomity polityk do trudnych rozgrywek, ale prowadzonych w komfortowych warunkach. Może mieć pistolet przystawiony do skroni, on świetnie sytuację rozegra, ale musi mieć komfort otoczenia" (tamże, s. 320-321).

W styczniu 1981 r. Mazowieckiemu powierzono zorganizowanie tygodnika "Solidarność", na który władze wyraziły zgodę. Podjął się tego z entuzjazmem. Z datą 3 kwietnia 1981 r. ukazał się w półmilionowym nakładzie pierwszy numer "Tygodnika Solidarność". Jako redaktor naczelny Mazowiecki skompletował redakcję z całkowitym pominięciem prasy konspiracyjnej, przede wszystkim "Biuletynu Informacyjnego". Cytowany wyżej Andrzej Celiński wiąże to z niechęcią Mazowieckiego do KOR-u i do Jacka Kuronia. Powiedział Janinie Jankow-skiej: "Tadeusz np. nigdy nie powołałby Jacka do rządu koalicyjnego, ale Jacek zaproponowałby to Tadeuszowi". W tym wypadku Celiński się pomylił. W 1990 r. Jacek Kuroń znalazł się w gabinecie Mazowieckiego.

Waldemar Kuczyński, wówczas, a i później, jeden z najbliższych współpracowników Tadeusza Mazowieckiego, dobrze zorientowany w rozbieżnościach pomiędzy ekspertami (Mazowiecki i Geremek) a "korowcami" (Kuroń) powiada, że eksperci "zakreślając wąsko granice podatności ustroju na zmiany, a także tolerancji wschodniego satrapy, byli w ciągu szesnastu miesięcy głównym czynnikiem, powstrzymującym rewolucyjny walec. Dążyli do utrzymania ruchu w granicach zawartych porozumień z władzą, nie mając jednak jasnego wyobrażenia o kształcie rzeczywistości, która pozwoliłaby PZPR-owi rządzić państwem, a ruchowi zachować niezależność i

100

samorządność. "Korowcy" podobnie jak eksperci wiedzieli, że rewolucja nie może dojść do finału naturalnego, do obalenia systemu, bo, jak powiedział Karol Modzelew-ski, wymagałoby to "wygrania szybkiej wojny manewrowej ze Związkiem Radzieckim". Im jednak ruch jawił się - a było w tym trochę, ale tylko trochę, brania pragnień za rzeczywistość - jako żywioł, niedający wyboru innego niż marsz na jego czele. Może nawet krok przed nim, w kierunku zgodnym z głęboko antyreżimową genezą ruchu, ku jakiejś wizji docelowej państwa dualnego, PZPR-owskiego w ministerstwach spraw zagranicznych, wewnętrznych i obrony narodowej, a "solidarnościowego" w reszcie. Eksperci mieli przed oczyma mgłę, "korowcy" utopię. Ten spór bardzo ostry w pierwszych miesiącach, potem wygasał, w miarę jak ruch zarazem słabł i rady-kalizował się, głuchnąc na głos jednych i drugich" (Waldemar Kuczyński, Burza nad Wisłą. Dńennik 1980-1981, Warszawa 2002, s. 8).

Mazowiecki został internowany 13 grudnia 1981 r. po posiedzeniu Komisji Krajowej "Solidarności" w Gdańsku, na które to posiedzenie wraz z innymi doradcami przygotował opinię, ostrzegającą przed radykalizacją stanowiska związkowego.

Zebrani nie wzięli pod uwagę zdania ekspertów, co nie miało zresztą żadnego znaczenia, bo machinę wprowadzenia stanu wojennego już uruchomiono i najbardziej nawet kompromisowe stanowisko Komisji Krajowej nie mogło jej powstrzymać.

Na Zachód przedostała się informacja o śmierci Tadeusza Mazowieckiego. Wywarła olbrzymie wrażenie, ukazały się nekrologi, ale na szczęście rychło okazało się, że jest to plotka. Mazowiecki został osadzony w więzieniu w Strzebielinku. Tam spotkał radykalnego działacza warszawskiej "Solidarności" Seweryna Jaworskiego i odbyła się taka rozmowa: "A nie mówiłem "ostrzej", panie Mazowiecki - powiedział Jaworski, jak człowiek, którego obawy się spełniły. - A nie mówiłem "mądrzej", panie Sewerynie? -1 na co się panu ta mądrość przydała? -

101

A na co panu ta ostrość? - zakończył Mazowiecki" (tamże, s. 217).

Ze Strzebielinka przeniesiono Mazowieckiego do Ja-worza, a następnie do Darłówka. Zwolniono go, podobnie jak innych internowanych, w przededniu wigilii 1982 r.

W więzieniu pozostało czterech działaczy KOR-u (Ku-roń, Michnik, Romaszewski i Wujec) oraz siedmiu działaczy "Solidarności" (Gwiazda, Jaworski, Jurczyk, Mo-dzelewski, Pałka, Rozpłochowski i Rulewski), którym prokuratura jeszcze we wrześniu postawiła zarzut uczestnictwa w przygotowaniach do obalenia ustroju. Prokuratura działała bezprawnie, bowiem w dekretach wprowadzających stan wojenny zapowiedziano abolicję, czyli zasadę, że nikt nie będzie pociągany do odpowiedzialności za wcześniejszą działalność polityczną. Poza tą "jedenastką" w więzieniach znajdowało się ponad 200 osób skazanych w procesach stanu wojennego.

Po zwolnieniu z internowania Mazowiecki powrócił do działalności w warszawskim KIK-u. Był także nadal doradcą Wałęsy. W listopadzie 1983 r. został przewodniczącym właśnie utworzonej Rady Programowej KIK-u, która skupiła intelektualistów i działaczy społecznych ze środowiska "Znak", również osoby dotychczas niezwią-zane z działalnością KIK-u. Rada odbyła kilka spotkań, których rezultatem był tekst zatytułowany: "Stan świadomości społecznej. Próba diagnozy - kierunki oddziaływania".

"Kryzys obecny - stwierdzano - przeżywany jest inaczej niż wszystkie poprzednie kryzysy PRL. Jakościowej zmianie uległ stosunek do systemu. W świadomości społecznej nastąpiło całkowite odrzucenie systemu. Odczuwany jest on jako psychicznie nie do zniesienia: jako system źle funkcjonujący, niesprawiedliwy (bo dzielący ludzi na mały krąg rządzących i resztę niemających na nic wpływu), narzucony i obcy" (cyt. za Andrzej Friszke, Oaza na Kopernika. Klub Inteligencji Katolickiej 1956--1989, Warszawa 1997, s. 236).

102

Jak wynika z rozmów, prowadzonych w latach osiemdziesiątych przez abp. Bronisława Dąbrowskiego i ks. Alojzego Orszulika z przedstawicielami władz, Mazowiecki stanowił dla rządzących wyzwanie. Nawet w sprawie dla nich tak ważnej, jak namówienie "jedenastki" na czasowy wyjazd z kraju, gen. Kiszczak powiedział, że "dobrze by było, żeby nie prowadzili rozmów z członkami "jedenastki" Geremek i Mazowiecki [...] Stanęliśmy zdecydowanie w obronie Geremka i Mazowieckiego, postulując, aby nie eliminować ich z rozmów dlatego, że jeśli kto, to oni będą wiarygodni dla uwięzionych. Ksiądz Arcybiskup mocno podkreślił, że zarówno Mazowiecki, jak i Geremek są rozsądni i konstruktywni w poszukiwaniu rozwiązań. Kiszczak przyznał, że nie zna osobiście ani Mazowieckiego, ani Geremka, ale jego współpracownicy twierdzą, że oni co innego myślą, a co innego mówią. Ksiądz Arcybiskup powiedział, że z czystym sumieniem może powiedzieć, że są to ludzie mądrzy i rozsądni jak docent Chrzanowski" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 68-69).

Spotkanie, w którym wziął udział również prof. Stanisław Stomma, wówczas przewodniczący Prymasowskiej Rady Społecznej, odbyło się 13 stycznia 1984 r.

Mazowiecki był przeciwnikiem wejścia przedstawicieli KIK-u do tworzonej jesienią 1986 r. Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa. 31 maja 1987 r. wziął udział w spotkaniu 62 intelektualistów i ludzi kultury, którzy wydali oświadczenie, opowiadające się za suwerennością Polski, demokracją, wolnością, poszanowaniem prawa. Sygnatariusze tego tekstu staną się później członkami Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność".

W 1987 r. po interwencji belgijskiego ministra spraw zagranicznych Mazowiecki otrzymał paszport i wyjechał do Belgii, Francji, Niemiec, Włoch i Austrii z odczytami o "Solidarności". Rozmawiał też ze znanym mu od dawna Janem Pawłem II.

26 kwietnia 1988 r. rozpoczął się strajk w Nowej Hu-

103

19. Ks. Bronisław Dembowski i Tadeusz Mazowiecki, Magdalenka, 29 marca 1989

cie, a 2 maja w Stoczni Gdańskiej. Władze zgodziły się na wyjazd mediatorów kościelnych do Krakowa (Halina Bortnowska, Jan Olszewski i Andrzej Stelmachowski) oraz Gdańska (Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wielowiey-ski). Mediacja krakowska okazała się nieporozumieniem, bo 5 maja strajkujący w Nowej Hucie zostali spacyfiko-wani przez oddziały ZOMO. Jak się wydaje, gen. Kisz-czak przeprowadzał test, który miał odpowiedzieć na pytanie, jak zareaguje "Solidarność" na zlikwidowanie strajku siłą. Test wypadł dla władz korzystnie, bo reakcja ograniczyła się jedynie do słów. Strajk w Stoczni Gdańskiej postanowiono tolerować, póki sam nie wygaśnie. Dokonywano milicyjnych demonstracji siły wokół

104

Stoczni, lecz nie usiłowano wejść do środka. 6 maja szef Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku, gen. Jerzy Andrzejewski, zwrócił się do bp. Tadeusza Gocłowskiego z prośbą o podjęcie mediacji ze strajkującymi. Biskup oczywiście się zgodził i rozpoczęły się negocjacje, w których jako doradcy komitetu strajkowego wzięli udział Tadeusz Mazowiecki, bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy oraz mecenas Władysław Siła-Nowicki. 10 maja strajk zakończono bez podpisania porozumienia i strajkujący opuścili Stocznię. Na czele szli Wałęsa i Mazowiecki.

Kolejna, tym razem dużo groźniejsza z punktu widzenia władz, fala strajków rozpoczęła się 15 sierpnia 1988 r. w kopalni "Manifest Lipcowy". 22 sierpnia stanęła Stocznia Gdańska. Dwa dni wcześniej z inicjatywy prof. Andrzeja Stelmachowskiego, przewodniczącego warszawskiego KIK-u, doszło do jego rozmowy z bliskim współpracownikiem gen. Jaruzelskiego Józefem Czyrkiem. Stelmachowski nawiązał do sformułowanej przez gen. Jaruzelskiego na czerwcowym plenum KC idei spotkania przy okrągłym stole i oświadczył, że czas w tej sprawie nawiązać bezpośrednie rozmowy z Wałęsą. Czyrek uznał rozmowy za możliwe pod warunkiem, że Wałęsa nie zaangażuje się w strajk w Stoczni.

Ten warunek nie został spełniony, a mimo to kontakt Czyrek-Stelmachowski był utrzymywany. Na prośbę Czyrka Stelmachowski pojechał do Gdańska i wraz z Jarosławem Kaczyńskim, Geremkiem, Mazowieckim i Michnikiem przygotował podpisane przez Wałęsę "Oświadczenie w sprawie dialogu". Był to zwięzły wykład programu "Solidarności", rozpoczynający się od żądania jej legalizacji. Najważniejsze było stwierdzenie: "Tylko łączne rozwiązanie problemu reform z pluralizmem związkowym stworzyć może nową sytuację i nową atmosferę w Polsce. Do rozmów należy przystąpić bezzwłocznie, bez warunków wstępnych ani ograniczeń tematycznych" (Andrzej Stelmachowski, Kształtowanie się ustroju III Rzeczypospolitej, Warszawa 1998, s. 44).

105

Mazowiecki, zwolennik rozmów i poszukiwania kompromisów, był w tym czasie najuważniej słuchanym przez Wałęsę doradcą. W ciągu ośmiu już lat współpracy Wałęsa przekonał się do jego politycznej mądrości, lojalności i odwagi. Mazowiecki miał też spore doświadczenie w kontaktach z władzami, choćby z okresu, gdy był posłem. Rozumiał mechanizmy, potrafił przewidzieć reakcje. Cieszył się zaufaniem Kościoła, choć nie wszyscy biskupi utożsamiali się z "Więzią".

W rozmowach przygotowujących Okrągły Stół, a następnie w czasie Okrągłego Stołu Mazowiecki odegrał olbrzymią rolę. Miał bardzo szerokie plenipotencje od Wałęsy, z którym uzgadniał tylko założenia strategiczne i któremu przedstawiał do akceptacji najważniejsze decyzje.

Z Aleksandrem Kwaśniewskim, współprzewodniczą-cym stolika związkowego, porozumiewał się łatwo mimo dużej różnicy wieku (27 lat) i całkowicie odmiennej drogi życiowej. Nawiązał też dobrą współpracę ze współprze-wodniczącym stolika związkowego z ramienia OPZZ Romualdem Sosnowskim, co nie było łatwe, bo czuł szczere obrzydzenie do działaczy reżimowych związków zawodowych.

W wyborach czerwcowych 1989 r. nie kandydował, nie zgadzając się z przyjętą przez Wałęsę metodą konstruowania listy wyborczej. Nie zmienił zdania nawet wówczas, gdy Wałęsa ukląkł przed nim, prosząc, by zgodził się kandydować.

Objął redakcję reaktywowanego "Tygodnika Solidarność". Był przeciwny tworzeniu przez "Solidarność" rządu, polemizując z głośnym artykułem Adama Michnika Wasz prezydent, nasz premier. Gdy jednak rozpadła się dotychczasowa koalicja i tzw. stronnictwa sojusznicze porzuciły PZPR, co otworzyło możliwość powołania rządu przez "Solidarność", zgodził się stanąć na jego czele. Tworzył gabinet samodzielnie.

"Tadeusza - wspominał Jacek Kuroń - przywaliła odpowiedzialność. Dokładnie tak należy to nazwać: przy-

106

20. Tadeusz Mazowiecki z Jackiem Kuroniem i Lechem Wałęsą, Magdalenka, 7 marca 1989

waliła. W związku z tym dwie jego cechy, przedtem nieznaczne - skłonność do zamykania się w sobie i pewna nieufność wobec obcych - bardzo się wzmocniły. Mazowiecki zaniknął się w sobie, a raczej zamknął się w gabinecie w towarzystwie Waldka Kuczyńskiego, Aleksandra Halla i Jacka Ambroziaka. Jacek i Waldek to jego współpracownicy z "Tygodnika Solidarność", a zbliżenie z Hal-lem nastąpiło, jak sądzę, kiedy wspólnie oponowali przeciwko temu, żebyśmy szli do wyborów blokiem "Solidarności". Budowali rząd we czwórkę, pertraktując z ustępującą władzą. Od czasu wyborów Tadeusz usunął się na bok, nie kandydował, nie chciał zajmować się polityką. Teraz Wałęsa go powołał, on jednak dalej nie rozmawiał z Lechem ani z braćmi Kaczyńskimi, którzy przecież byli faktycznymi autorami całej tej wolty z przejęciem władzy. Nie konsultował się z Geremkiem, który stał na czele klubu poselskiego, mającego stanowić zaplecze rządu, nie uzgadniał spraw z Heniem Wujcem" (Jacek Kuroń, Spoko! czyli kwadratura koła, Warszawa 1992, s. 123).

107

Tej samodzielności Wałęsa nigdy Mazowieckiemu nie zapomniał. Również Geremek był urażony, że nowo powołany premier nie konsultuje się z nim, a także, że nie zaproponował mu resortu spraw zagranicznych. Mazowiecki, jak się wydaje, kierował się dwiema przesłankami: po pierwsze, chciał wyrwać ministerstwo z gestii PZPR, co powodowało, że na jego czele musiał stanąć ktoś, kogo partia mogłaby zaakceptować. Taką osobą na pewno nie był Geremek. Wybrał Krzysztofa Skubiszew-skiego, który nie zajmował się działalnością polityczną, a jeszcze w dodatku przed kilku laty zgodził się wejść do bojkotowanej przez opozycję Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa. Po drugie - przekonanie, że Geremek jest niezbędny w działalności parlamentarnej. Mazowiecki miał zapewne rację, ale stosunki z Geremkiem zdecydowanie się ochłodziły. Waldemar Ku-czyński wspomina, że wkrótce po utworzeniu rządu Mazowieckiego pojechali na przyjęcie do Stefana Amster-damskiego, gdzie również byli Geremkowie. "Stosunki między Geremkiem a Mazowieckim były wtedy chłodne. Widziałem ich po raz pierwszy razem i faktycznie ten chłód był wyczuwalny" (Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, s. 54). Potwierdzają to też inne relacje.

Największym sukcesem Mazowieckiego było pozyskanie na stanowisko wicepremiera i ministra finansów Leszka Balcerowicza, który wiedział, co należy zrobić dla ratowania gospodarki, i miał dość stanowczości, aby to zrealizować. Premier udzielił mu pełnego poparcia politycznego, nie usiłując zresztą analizować zbyt szczegółowo spraw, na których się nie znał.

Zapomina się czasami, że rząd Mazowieckiego był pierwszym demokratycznym rządem, działającym w otoczeniu komunistycznym. Wciąż jeszcze istniał Układ Warszawski, wciąż istniał Związek Radziecki, wprawdzie już reformowany przez Gorbaczowa, istniały: NRD, rządzona twardą ręką przez Gustawa Husaka Czechosłowacja, Bułgaria pod rządami Todora Żiwkowa. Rumuński satrapa Nicolae Ceau§escu jeszcze w połowie sierpnia

108

1989 r. wysłał list do członków Układu Warszawskiego, wzywający do zbrojnej interwencji w Polsce. Tylko na Węgrzech już 13 czerwca rozpoczęły się obrady tzw. trójkątnego stołu. Realny socjalizm w Europie Środkowowschodniej pękał w szwach, ale wciąż jeszcze istniał, gdy Mazowiecki tworzył gabinet.

9 listopada, w dniu gdy Helmut Kohl rozpoczynał oficjalną wizytę w Polsce, upadł mur berliński. Kanclerz RFN przerwał na 27 godzin wizytę w Polsce i pojechał do Niemiec. W czasie tej wizyty, podczas mszy świętej w Krzyżowej na Dolnym Śląsku, doszło do symbolicznego gestu pojednania pomiędzy Kohlem i Mazowieckim. Ten gest otwierał szansę na porozumienie polsko-niemieckie, ale niczego nie przesądzał. W przedstawionym przez kanclerza 28 listopada dziesięciopunktowym planie zjednoczenia Niemiec nie było ani słowa o wschodniej granicy Niemiec. Kohl był też zdecydowanie przeciwny udziałowi Polski w konferencji 2 + 4, czyli RFN i NRD oraz ZSRR, USA, Wielkiej Brytanii i Francji, dotyczącej przyszłości Niemiec. Dopiero w trzeciej rundzie rokowań (19 lipca 1990 r.) wziął udział minister Skubiszewski i ustalono, że zjednoczone Niemcy "w możliwie najkrótszym czasie zawrą traktat, zawierający potwierdzenie nienaruszalności polskiej granicy zachodniej". Traktat podpisał rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego 17 czerwca 1991 r.

Paradoksalnie najtrudniejszym problemem, przed którym stanął Mazowiecki, był postępujący rozpad obozu solidarnościowego, wspierany przez Wałęsę. Pierwszym sygnałem narastających konfliktów była decyzja KKW "Solidarności", podjęta 17 czerwca 1989 r., w przededniu drugiej tury wyborów parlamentarnych, o rozwiązaniu regionalnych komitetów obywatelskich. Nie została wprawdzie wprowadzona w życie, lecz narobiła sporo zamieszania.

Następny wrogi gest wykonał Wałęsa we wrześniu 1989 r., powierzając redakcję "Tygodnika Solidarność" nie Janowi Dworakowi, dotychczasowemu zastępcy Mazo-

109

wieckiego, lecz Jarosławowi Kaczyńskiemu. Bronisław Geremek w rozmowie z Jackiem Żakowskim oceniał, że "był to ostry konflikt z premierem Mazowieckim i miał on charakter konfliktu personalnego. Zdałem sobie wtedy sprawę - mówił - że w emocjach Wałęsy pojawił się ten nieprzewidziany przeze mnie stan frustracji [...] konflikt wybuchł w chwili, gdy premier Mazowiecki sam sformował swój rząd, nie pytając Wałęsy o zdanie. Wałęsa tej sytuacji nie zaakceptował, chociaż Mazowiecki wcześniej wyraźnie mu zapowiedział, że "nie będzie malowanym premierem". Myślę, że w pierwszej chwili Wałęsa nie do końca uświadomił sobie, co ta zapowiedź oznacza. Potem przekonał się, że cały proces zaczyna biec bez jego udziału i - co istotne - bez udziału jego zauszników, którzy, jak mi się wydaje, podpalali pod piecem jego frustracji" [Rok 1989..., s. 281).

W początkach listopada 1989 r. w redagowanym już przez Kaczyńskiego "Tygodniku Solidarność" ukazał się artykuł Piotra Wierzbickiego Familia, świta, dwói. Bystry obserwator życia politycznego i znakomity publicysta stwierdzał, że w obozie solidarnościowym istnieją trzy zwalczające się środowiska: familia (Geremek, Kuroń i Michnik), znajdująca oparcie w Prezydium OKP i środowiskach komitetów obywatelskich, świta - środowiska związane z Mazowieckim, oraz dwór, czyli otoczenie Wałęsy.

Ten tekst wywołał żywą dyskusję i liczne zaprzeczenia ze strony opisanych przez Wierzbickiego środowisk. Czas jednak pokazał, że obserwacje Wierzbickiego były zasadne.

W końcu 1990 r. Wałęsa uczynił następny krok, rozbijający obóz solidarnościowy. Powierzył mianowicie powracającemu z emigracji Zdzisławowi Najderowi kierownictwo Komitetu Obywatelskiego. Najder, znakomity znawca Conrada, w latach osiemdziesiątych dyrektor sekcji polskiej Radia Wolna Europa, wcześniej twórca głęboko zakonspirowanego Polskiego Porozumienia Narodowego, niewielkiej grupki, przygotowującej analizy

110

sytuacji politycznej, skłócony ze środowiskami opozycyjnymi, miał za zadanie podporządkować przewodniczącemu "Solidarności" Komitet Obywatelski, osłabiając w ten sposób zaplecze polityczne Mazowieckiego.

Konflikt Wałęsy z Mazowieckim, istniejący od czasu powstania jego gabinetu, lecz skrywany przed opinią publiczną, ujawnił się, gdy Wałęsa sformułował swoje aspiracje do objęcia urzędu prezydenta. Mazowiecki był temu przeciwny, bo uważał, że Wałęsa nie nadaje się na to stanowisko.

7 i 8 kwietnia 1990 r. w siedzibie bp. Gocłowskiego w Gdańsku doszło do spotkania Wałęsy z Mazowieckim. Udział w nim wzięli Geremek, Hali, Kuroń, Michnik, Jan Olszewski i Stelmachowski. Wałęsa potwierdził zamiar ubiegania się o prezydenturę, proponując Geremkowi nieistniejące w konstytucji stanowisko wiceprezydenta, a Mazowieckiemu dalsze kierowanie rządem. Pomysł Wałęsy poparł Kuroń, natomiast Hali wręcz oświadczył, że Wałęsa nie nadaje się na prezydenta. Spotkanie nie przyczyniło się do zbliżenia stanowisk, tym bardziej że 7 kwietnia ukazał się w "Życiu Warszawy" wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który ujawnił prezydenckie ambicje Wałęsy, stwarzając polityczny fakt dokonany.

Proklamowana przez Wałęsę "wojna na górze" była w rzeczywistości wojną z Tadeuszem Mazowieckim i kierowanym przezeń rządem. Na łamach "Tygodnika Solidarność" atakowano rząd za opieszałość i powolność działań, Obywatelski Klub Parlamentarny, jako opanowany przez postsolidarnościową lewicę i - z tego samego powodu - Komitet Obywatelski. Czytelnik "Tygodnika Solidarność" mógł odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla demokratycznej przyszłości Polski są Mazowiecki, Geremek i ich zwolennicy. W tej wojnie, całkowicie niezrozumiałej dla społeczeństwa, zwolennicy Wałęsy posługiwali się skrajną demagogią, nie cofając się przed oszczerstwami. Skutki były fatalne. Podważano społeczne autorytety i utrwalano przekonanie, że polityka jest ze swej natury rzeczą brudną.

111

r

Kampanię wyborczą prowadził Wałęsa wedle zasady: "obiecać, wygrać, nie dotrzymać". Obiecywał powszechne uwłaszczenie i 100 milionów dla każdego, "puszczenie w skarpetkach" aferzystów, bezpieczeństwo na ulicach, dekomunizację.

4 października 1990 r. Mazowiecki oświadczył, że będzie kandydować na urząd prezydenta. Jego kampania wyborcza przebiegała pod hasłem "Siła spokoju" i eksponowała rozsądek kandydata, jego odpowiedzialność, doświadczenie życiowe, odwagę i konsekwencję. Te cechy miało podkreślać drugie hasło: "Uparcie do przodu". Te hasła wyborcze utwierdzały przekonanych, ale nie zjednywały nowych zwolenników. Zwalczano Mazowieckiego, sugerując jego żydowskie pochodzenie. Glejt "rasowej poprawności" wystawił mu bp Orszulik, oświadczając na trzy tygodnie przed wyborami, że "Mazowiecki ma drzewo genealogiczne wyprowadzone w oparciu o metryki chrztu aż od XV wieku, pokazywał mi je biskup płocki". Następnego dnia na murze jednego z domów na Żoliborzu ktoś napisał: "Mazowiecki - Żyd do XV wieku".

Zgłosił też swoją kandydaturę na prezydenta, występujący jako milioner z Kanady, Stanisław Tymiński. Był postacią nieznaną, obiecywał wszystko wszystkim, nosił ze sobą czarną teczkę, w której rzekomo miał materiały kompromitujące Wałęsę, ale której nieprzypadkowo nigdy nie otworzył. Okazało się, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich wyeliminował Mazowieckiego, stając do drugiej tury jako kontrkandydat Wałęsy. To była najbardziej dotkliwa porażka, jaką mógł ponieść Mazowiecki.

W drugiej turze Wałęsa, do głosowania na którego wezwał komitet wyborczy Mazowieckiego ("nie można pozwolić na tragedię, jaką stanowiłby wybór Stanisława Tymińskiego"), Episkopat i poszczególni biskupi, uzyskał 74,25% głosów, a Tymiński - 25,75%.

Waldemar Kuczyński, jeden z najbliższych współpracowników premiera, napisał, że "jeśli chodzi o przyczyny przegranej Mazowieckiego, to - po pierwsze - przy-

112

czynił się do niej on sam, bo przystąpił do rywalizacji z Wałęsą bez przekonania, bez głębokiej wewnętrznej motywacji, że musi go pokonać, że musi wygrać. Mazowiecki bał się nie tylko przegranej, ale i wygranej, wiedział, że z tej wojny nikt nie wyjdzie prawdziwym zwycięzcą. Walczył bez ducha walki i wobec tego nie mógł zaprezentować wyborcom, kim naprawdę jest - politykiem twardym, bojowym, skutecznym. Nie mając sam przekonania, nie mógł natchnąć nim tych licznych działaczy, którzy prowadzili jego kampanię wyborczą. Słychać było wtedy głosy, że Mazowiecki zachowuje się, jakby chciał przegrać i choć tak ostre sformułowanie szłoby za daleko, to jednak ślad prawdy się w nim znajdował.

Główną wszelako przyczynę porażki Mazowieckiego upatrywałbym w prowadzonej przez jego rząd polityce gospodarczej, w polityce niezbędnej, dla której nie było alternatywy odpowiedzialnej, a zarazem odczuwalnie mniej dotkliwej" (Waldemar Kuczyński, Zwierzenia zausznika, s. 209).

Mazowiecki złożył dymisję rządu już po ogłoszeniu wyników I tury. Został przewodniczącym powstałej w grudniu 1990 r. Unii Demokratycznej (UD), która pół roku później połączyła się z częścią powstałego w połowie lipca 1990 r., z inicjatywy Frasyniuka i Bujaka, Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demokratyczna (ROAD) oraz z krakowskim Sojuszem na Rzecz Demokracji i Forum Prawicy Demokratycznej. Poza Unią Demokratyczną pozostał Zbigniew Bujak, który w kwietniu 1991 r. utworzył Ruch Demokratyczno-Społeczny, zbliżony programowo do socjaldemokracji. W lipcu 1991 r. Ryszard Bugaj wraz z kilkoma posłami utworzył "Solidarność Pracy", programowo bliską RD-S. Rok później, w czerwcu 1992 r. oba ugrupowania połączyły się, tworząc Unię Pracy.

W czerwcu 1991 r. Sejm przyjął, odrzucając weto prezydenta, nową ordynację wyborczą. Wybory do parlamentu, już w pełni wolne i demokratyczne, zostały wyznaczone na 27 października. Wygrała je Unia Demokratycz-

8 - Rycerze...

113

na, uzyskując 62 mandaty. Jako następny uplasował się SLD (60 mandatów). Trudno jednak mówić o sukcesie Unii Demokratycznej, bo jej listy uzyskały zaledwie 46% głosów zdobytych przez Mazowieckiego w wyborach prezydenckich, co było rezultatem niezadowolenia wyborców z polityki gospodarczej rządów Mazowieckiego i Bieleckiego, czyli innymi słowy z polityki Balcerowicza.

W wyborach do Senatu UD uzyskała 21 mandatów, drugie miejsce zajął NSZZ "Solidarność" (11 mandatów).

Mazowiecki uznał wynik wyborczy za słaby i wskazywał, że przyczynami były ataki ze strony Wałęsy i propaganda dekomunizacyjna, wrogość dużej części kleru, nasilenie postaw skrajnych oraz błędy popełnione w kampanii wyborczej.

Adam Michnik w powyborczym komentarzu w "Gazecie Wyborczej" stwierdził, że "otrzymaliśmy destrukcję wszystkich autorytetów, rozpad sceny politycznej, absencję w wyborach. Sejm rozproszkowany. Obóz reformatorski poniósł porażkę. Drugą wielką porażkę po sukcesie Staną Tymińskiego w wyborach prezydenckich. [...] Załamał się - pisał Michnik - scenariusz nadziei skupionych wokół obozu solidarnościowego. Nastąpiło odrzucenie autorytetów tego obozu. Dyktatura komunistyczna nie zdołała zniszczyć "Solidarności" przez 10 lat; wojna na górze dokonała tego w półtora roku. NSZZ "Solidarność" po tych wyborach będzie już tylko karykaturą własnego mitu i snu o potędze.

Wraz z mitem "Solidarności" załamał się mit Lecha Wałęsy. Jego apele nie zostały wysłuchane. Wysoka absencja i ewidentny sukces ugrupowań postkomunistycznych jest tego namacalnym dowodem. Załamał się polityczny autorytet Kościoła katolickiego. Episkopat wielokrotnie wzywał do udziału w wyborach. Wbrew wcześniejszym deklaracjom biskupów, z kościelnych ambon wzywano do głosowania na konkretne ugrupowania, podając numery list wyborczych. Jeden z biskupów [biskup Michalik - AG] oświadczył wprost, że katolik ma głosować na katolika, Żyd na Żyda, komunista na komuni-

114

i

stę. I jakiż był rezultat tych wezwań i oświadczeń? Na listy wskazane przez księży oddało swe głosy ok. 25 proc. wyborców, czyli 10 proc. uprawnionych do głosowania. W katolickiej Polsce tylko jeden na dziesięciu Polaków usłuchał wezwania biskupów" ("Gazeta Wyborcza" 29 października 1991).

W 1992 r. Mazowiecki został przewodniczącym Sejmowej Komisji Specjalnej do rozpatrzenia projektu ustawy konstytucyjnej o wzajemnych stosunkach między władzą ustawodawczą i wykonawczą, czyli tzw. małej konstytucji. Uchwalona 17 października, składała się z 78 artykułów. Wprowadzała obowiązek konsultacji z prezydentem obsady ministerstw spraw zagranicznych, obrony i spraw wewnętrznych. Prezydent tracił natomiast prawo wnioskowania o odwołanie rządu. Wprowadzono też tzw. wotum konstruktywne, polegające na tym, że Sejm, uchwalając wotum nieufności, powinien wskazać następnego premiera, a jeśli tego nie uczyni, prezydent może rozwiązać Sejm.

W sierpniu tego roku Tadeusz Mazowiecki został także wybrany na specjalnego sprawozdawcę Komisji Praw Człowieka ONZ dla oceny naruszania praw człowieka na terenie byłej Jugosławii.

W lipcu 1995 r., po upadku Srebrenicy i ludobójstwie, dokonanym na muzułmanach, w proteście przeciwko hipokryzji i bierności społeczności międzynarodowej zrezygnował z pełnionej funkcji. Powiedział wówczas: "Kiedy się patrzy na tak straszne nieszczęścia, to szalenie mocne staje się poczucie, że najpierw jest się człowiekiem. A dopiero później człowiekiem określonej narodowości. Człowieczeństwo łączy w nieszczęściu, w jego przeżywaniu. Chciałoby się, aby ludzie tak to rozumieli".

Przemawiając na uroczystości nadania Tadeuszowi Mazowieckiemu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego w dniu 12 czerwca 2003 r., prezydent Kwaśniewski powiedział: "Uczynił Pan bardzo wiele, by spadły maski obłudy, aby Europa i świat w całej pełni Pojęły, jaki horror toczy się tam niemal na ich oczach.

115

Bez wątpienia Pańska misja zapisała się w europejskiej historii - i ma Pan znaczący udział w tym, że społeczność międzynarodowa porzuciła obojętność i że przed mieszkańcami Bałkanów otwierają się dziś lepsze perspektywy".

W czasie misji w Jugosławii Mazowiecki nadal przewodniczył Unii Demokratycznej, starając się utrzymać jej centrowy charakter. Wzmocnieniem tej tendencji było zjednoczenie Unii Demokratycznej z Kongresem Libe-ralno-Demokratycznym, który w wyborach 1993 r. nie zdołał przekroczyć progu wyborczego. Nowa partia powstała w kwietniu 1994 r. i przyjęła zaproponowaną przez Leszka Balcerowicza nazwę Unia Wolności. Przewodniczącym został Mazowiecki, a jego zastępcą Donald

Tusk.

Rok później jednak, na II Kongresie Krajowym UW, Mazowiecki utracił przewodnictwo na rzecz Leszka Balcerowicza, który uzyskał 313 głosów, wobec 174 oddanych na Mazowieckiego. Była to porażka tym bardziej bolesna, że to właśnie Mazowiecki wprowadził Balcerowicza na scenę polityczną. Delegaci nie myśleli jednak o przeszłości, a wiązali swe nadzieje z menadżerskimi talentami Balcerowicza.

W parlamencie Mazowiecki bardzo mocno zaangażował się w prace nad nową konstytucją. Gdy doszło do impasu w sprawie tekstu preambuły, który, wydawało się, uniemożliwi jej uchwalenie, zaproponował kompromisową, uzgodnioną z Episkopatem, formułę, w której najważniejszy był ten fragment: "My, naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga, będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego - Polski..."

W listopadzie 2002 r. Mazowiecki wystąpił z Unii Wolności, protestując przeciwko zawieraniu przez nią lokalnych sojuszy wyborczych z SLD i porozumień z Samoobroną. Pozostając poza strukturami politycznymi, na-

116

dal odgrywa ważną rolę na scenie politycznej. Gdy zabiera głos, jest zawsze uważnie słuchany, nie tylko jako ekspert, lecz przede wszystkim jako niekwestionowany autorytet moralny. A tych nie mamy znów tak wiele.

Z perspektywy czasu nawet cechy, które denerwowały jego współpracowników, jak przysłowiowa powolność w podejmowaniu decyzji, dążność do wysłuchania wszystkich argumentów i spokojne, dokładne ich rozważanie, okazały się raczej zaletami niż wadami.

Jacek Kuroń, który niejednokrotnie był z Mazowieckim w konflikcie i który został ministrem w jego gabinecie, pisał o nim w 1992 r.: "Tadeusz to wielki mediator, godzinami może słuchać różnych racji, zastanawiać się nad nimi, szukać rozwiązań kompromisowych. Dzięki temu, jak mało kto, rozumie złożoność świata i jest niemal organicznie niezdolny do szybkich decyzji. Wie przecież, jak groźne w skutkach może być zlekceważenie racji którejkolwiek ze stron" (Jacek Kuroń, dz. cyt., s. 107).

W popularnej swego czasu telewizyjnej szopce politycznej "Polskie ZOO" Mazowiecki występował pod postacią żółwia. Zawsze, być może wbrew intencjom autorów szopki, uważałem to za komplement. W polityce bowiem najbardziej niebezpieczni i szkodliwi bywają ci, którzy podejmują szybkie decyzje.

BRONISŁAW GEREMEK

Urodził się w 1932 r. w Warszawie w rodzinie inteligenckiej. Maturę uzyskał w szkole RTPD nr 1 im. Bolesława Limanowskiego na warszawskim Żoliborzu. RTPD było skrótem Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, założonego przed wojną przez działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, stąd jako patron szkoły jeden z założycieli PPS, niepodległościowy socjalista. Żoliborska szkoła powstała jeszcze przed wojną i wyróżniała się świeckim charakterem. Nie walczono z religią, ale też i

117

nie nauczano jej w szkole. Natomiast nawet w ciemną noc stalinizmu nie wywierano na wierzących uczniów nacisków, by nie uczestniczyli w mszach niedzielnych i rekolekcjach. Sporo uczniów wywodziło się z rodzin niewierzących, co było dość powszechnym zjawiskiem wśród socjalistycznej i komunizującej inteligencji, zamieszkującej w domach Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Żoliborz, dzielnica całkowicie nowa, powstała w dwudziestoleciu międzywojennym, miała swój klimat dobrze oddany w Listach do pani Z. Kazimierza Bran-dysa i w poświęconych szkole im. Limanowskiego utworach Jarosława Abramowa-Newerlego i Antoniego Libe-ry, syna wspaniałej nauczycielki łaciny, która w tej szkole była autorytetem moralnym.

To była dobra szkoła, która nawet w czasach stalinizmu starała się uczyć, a nie indoktrynować. Bronisław Geremek był bardzo dobrym uczniem i przewodniczącym ZMP w szkole. Był świetnym mówcą. W żoliborskim zarządzie dzielnicowym ZMP spotykał się z aktywistami tej organizacji z innych szkół, m.in. ze starszym o rok Jerzym Józefem Wiatrem i starszym o trzy lata Januszem Reykowskim.

Studia historyczne w Uniwersytecie Warszawskim ukończył w 1954 r. Był uczniem prof. Mariana Małowi-sta, który, jako jeden z niewielu, stworzył szkołę historyczną. Geremek zajął się średniowieczem i po zakończeniu studiów wyjechał do Francji, gdzie przez dwa lata studiował na paryskiej Sorbonie. Był młodym obiecującym uczonym, członkiem PZPR od 1950 r., nic więc nie stało na przeszkodzie jego błyskotliwej karierze naukowej. Pracował w Instytucie Historii PAN, gdzie w 1960 r. zrobił doktorat. W 1962 r. ponownie wyjechał do Paryża, tym razem na trzy lata, jako dyrektor Ośrodka Kultury Polskiej przy Uniwersytecie Paryskim. Miał już wówczas świetne stosunki z historykami europejskimi, szczególnie francuskimi. Po powrocie do Polski kontynuował pracę nad rozprawą habilitacyjną.

Po inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 r. wy-

118

1

21. Bronisław Geremek z Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem, Magdalenka, 29 marca 1989

stąpił z PZPR, co było w tym czasie aktem odwagi. Nie mógł mieć wątpliwości, że ten gest odbije się na jego dalszej karierze naukowej i możliwościach zagranicznych wyjazdów, bez których nie można uprawiać me-diewistyki.

W 1970 r. habilitował się i został docentem w Instytucie Historii PAN. Objął pracownię Historii Kultury Średniowiecznej, wokół której skupił się zespół otwarty na nowe prądy w światowej historiografii. Jego mieszkanie na Piwnej, o parę kroków od Instytutu Historii, stało się miejscem spotkań przyjaciół, na których dyskutowano o historii i o teraźniejszości. Prawie zawsze uczestniczył w nich przyjaciel Geremka, znakomity historyk Benedykt Zientara, przedwcześnie zmarły w 1983 r.

W latach siedemdziesiątych Geremek interesował się polityką raczej biernie. Sympatyzował z rewizjonistami i dysydentami, ale np. w działalność Komitetu Obrony Robotników nie zaangażował się. Na pewno jednak nie można go nazwać uczonym w wieży z kości słoniowej.

Włączył się natomiast bardzo aktywnie w działalność

119

nielegalnego Towarzystwa Kursów Naukowych, wchodząc w latach 1978-1980 do jego Rady Programowej i prowadząc wykłady. To była działalność, która dawała mu satysfakcję. A przede wszystkim czuł się w niej kompetentny.

Jacek Kuroń, który w tym czasie zetknął się z Gerem-kiem, a później blisko z nim współpracował, napisał, że "jest on obserwatorem, badaczem, mędrcem. Bada czasy współczesne z taką samą dociekliwością, jak swoje Średniowiecze. Z wielką sprawnością gromadzi wiedzę, syntetyzuje ją, analizuje i przewiduje możliwe warianty rozwiązań. Jak mędrzec widzi każdą sprawę od wielu stron, widzi wady każdego rozwiązania i waha się. Wtedy milczy, gryzie fajkę, czasami tylko zadaje pytania. Ciekawe, jak bardzo są pod tym względem podobni z Tadeuszem Mazowieckim" (Jacek Kuroń, dz. cyt, s. 107).

Momentem przełomowym w życiorysie Geremka był wyjazd, razem z Mazowieckim, w sierpniu 1980 r. do strajkującej Stoczni Gdańskiej z tekstem apelu 64 intelektualistów, popierających żądania strajkujących. Jechali dość długo, bo okrężnymi drogami, żeby uniknąć zatrzymania przez milicję. W Gdańsku dotarli do klasztoru Pallotynów i stamtąd już pieszo udali się do Stoczni. Pierwszym ich rozmówcą był Andrzej Gwiazda, wydelegowany do tej roli przez Prezydium MKS. Członkom Prezydium nazwiska przybyszów nic nie mówiły, ale Gwiazda twierdzi, że wiedział, kim jest Mazowiecki.

W Gdańsku Geremek, by użyć określenia Kuronia, z badacza historii stał się jej twórcą. Okazało się, że ten wyrafinowany intelektualista jest z krwi i kości politykiem. Rychło wraz z Mazowieckim stali się najbardziej wpływowymi doradcami Wałęsy. Andrzej Celiński, wówczas sekretarz Krajowej Komisji Porozumiewawczej, mówił: "Tak naprawdę mózgiem przy Wałęsie byli Geremek i Mazowiecki. Różnie w różnych sprawach, Wałęsa wysłuchiwał bowiem opinii wielu ludzi. Jeśli mówić o inspiracjach, dotyczących ogólnej koncepcji, to wpływ mieli: Prymas Wyszyński, Mazowiecki, Geremek, czę-

120

22. Bronisław Geremek jako doradca Lecha Wałęsy

na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym

NSZZ "Solidarność", 1988

ściowo - bo za rzadko bywał - mec. Chrzanowski, częściowo Siła-Nowicki, bo Wałęsa odrobinę go lekceważył, bo taki już był, oraz Kuria Gdańska, a ściślej dwóch czy trzech księży z Oliwy, o niewiadomych powiązaniach z biskupem gdańskim, docierających do Wałęsy przez ks. Jankowskiego. Ja - kontynuuje Celiński - spełniałem inną funkcję. Byłem bardzo ściśle związany z Mazowieckim i Geremkiem, tak ściśle, że gdy wyłaniały się między nami jakieś różnice zdań, dzwoniłem do Warszawy z pytaniem o ich stanowisko w konkretnej sprawie i w zasadzie byłem gotowy, wbrew sobie, postąpić zgodnie z ich sugestiami. Tyle, że po zapoznaniu się z ich racjami. Inaczej mówiąc, w Gdańsku pełniłem rolę "połączone-go" Mazowieckiego i Geremka" (Janina Jankowska, dz. cyt., s. 320-321).

Geremek został przewodniczącym Rady Programowej

121

powstałego 6 stycznia 1981 r. Ośrodka Prac Społeczno--Zawodowych, któremu przewodniczył Andrzej Wielo-wieyski. Był delegatem na I Zjazd NSZZ "Solidarność" i przewodniczył Komisji Programowej. Przegrał wybory do Komisji Krajowej, co było wynikiem silnej niechęci delegatów do ekspertów. Uważano, że, mając wpływ na Wałęsę, popycha związek, wbrew jego interesom, w kierunku kolejnych szkodliwych kompromisów. Pamiętano Geremkowi jego rolę w zawarciu po tzw. kryzysie bydgoskim Porozumienia Warszawskiego, gdy negocjujący z rządem przekroczyli mandat, udzielony im przez KKP.

Członkowie "Solidarności" byli bardzo podatni na zarzuty o manipulowanie związkiem, a taka opinia przylgnęła do Geremka oraz innych ekspertów. A poza tym Geremek był znakomitym politykiem gabinetowym, natomiast źle się czuł na wiecach i masówkach. Nie był mówcą zdolnym porywać masy. Nie był, jak np. Jacek Kuroń, trybunem ludowym.

Wszystko to spowodowało, że Geremek, podobnie jak Ryszard Bugaj, nie wszedł do władz związku. Może stałoby się inaczej, gdyby Wałęsa udzielił mu bardziej zdecydowanego poparcia, ale tego nie uczynił.

Geremek był współautorem, razem z Tadeuszem Mazowieckim, Janem Olszewskim, Antonim Macierewi-czem, Władysławem Siłą-Nowickim i Janem Strzeleckim, przygotowanej na piśmie opinii, ostrzegającej przed dążeniem do konfrontacji z władzami. Opinię tę przedstawiono na dwudniowym posiedzeniu Komisji Krajowej 11 i 12 grudnia 1981 r. w Gdańsku. Nie spotkała się ona z aprobatą zebranych.

13 grudnia 1981 r. Geremek został internowany i osadzony początkowo w Iławie, a następnie kolejno w Bia-łołęce, w Jaworzu i Darłówku. Zwolniono go w grudniu 1982 r., ale wkrótce, 17 maja 1983 r., aresztowano pod zarzutem organizowania nielegalnych zebrań. W lipcu wyszedł z więzienia na mocy amnestii.

Był doradcą Lecha Wałęsy i nielegalnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność". W lutym

122

1983 r. był współautorem listu do Sejmu, zawierającego żądanie zwolnienia aresztowanych członków Komisji Krajowej. Od jesieni 1983 r. uczestniczył w prowadzonych z inicjatywy Episkopatu rozmowach w sprawie zwolnienia tzw. jedenastki (przywódcy "Solidarności" i dawnego KOR-u). Był też współautorem opracowania pt. "Raport: Polska 5 lat po sierpniu" (1985 r.). Nękany rewizjami i przesłuchaniami, w 1985 r. został zwolniony z pracy w Instytucie Historii PAN.

Po amnestii w 1986 r. był jednym z inicjatorów apelu z 10 października 1986 r., wzywającego do zniesienia amerykańskich sankcji gospodarczych wobec Polski. W tym samym czasie udzielił wywiadu podziemnemu "Tygodnikowi Mazowsze", opowiadając się za zawarciem z władzami nowego kontraktu w duchu porozumień sierpniowych.

"Ideowe korzenie swojego myślenia politycznego -napisał Marek Kunicki-Goldfinger w poświęconym mu biogramie - przedstawił w listopadzie 1986 r. w publicznym wystąpieniu w Instytucie Francuskim w Warszawie (opublikowanym w podziemnej "Krytyce" nr 27). Jakobińskiej etatystycznej wizji państwa, którego zwieńczeniem jest "pokusa totalitarna" przeciwstawił koncepcję demokracji, w której człowiek "obywatelem staje się przez potrzebę wolności". Posługując się rozróżnieniem między rynkiem a kapitalizmem, uznał, że we wszelkich poczynaniach reformatorskich należy uznać za punkt wyjścia [...] rynek, który jest generatorem wolności. Przywołując encyklikę "Laborem exercens" Jana Pawła II, myśl Emmanuela Mouniera, jak również idee Edwarda Abramowskiego i Stanisława Ossowskiego, pisał o znaczeniu moralności indywidualnej człowieka, przywróceniu jego panowania nad wszystkimi rzeczami, w tym nad państwem, a także odwoływał się do koncepcji podmiotowości społeczeństwa, kształtowanej za pomocą "orga-nizmów pośrednich", samorządów i stowarzyszeń, powstających dla realizacji wspólnych interesów poszczególnych ludzi i działających tak, aby bronić praw czło-

123

wieka i obywatela, a zarazem ograniczać zakres władzy państwa. Widział w "Solidarności" przykład rzeczywistego uczestnictwa obywateli w życiu publicznym, poprzez które może być "więcej sprawiedliwości, równości i braterstwa" w całej Europie" [Opozycja w PRL. Słownik biograficzny 1956-1989, Warszawa 2000, s. 97).

31 maja 1987 r., odbyło się, na zaproszenie Wałęsy, spotkanie 62 osób, które wydały przed trzecią pielgrzymką Jana Pawła II do Polski oświadczenie, opowiadające się za suwerennością Polski i demokracją, wolnością, poszanowaniem prawa i realizacją "podstawowych ideałów społecznych, uznawanych zarówno przez polską tradycję historyczną, jak przez naukę społeczną Kościoła". Geremek był współautorem zarówno idei spotkania, jak i tekstu oświadczenia. Ta grupa, rozszerzona o inne jeszcze osoby, przekształci się pod koniec następnego roku w Komitet Obywatelski przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność". W tych działaniach Bronisław Geremek odgrywał czołową rolę.

W grudniu 1987 r. udzielił wywiadu powstającemu (pierwszy numer ukazał się w styczniu 1988 r.) miesięcznikowi "Konfrontacje", który miał być wydawany przez PRON. Rozmowa ukazała się w drugim, lutowym numerze. Zaczynała się od stwierdzenia, że sytuacja jest niezwykle dramatyczna, bo upadek gospodarczy Polski stwarza zagrożenie cywilizacyjne. Geremek wskazywał na bezradność czy wręcz frustrację, ogarniającą zarówno społeczeństwo, jak i władzę.

Na pytanie dziennikarza, czy nie widać żadnych przesłanek nadziei, odpowiedział: "Widać. W każdym razie ja dostrzegam takie przesłanki w polityce PRL od połowy 1986 r. Jest to przede wszystkim powstanie przeświadczenia o absolutnej niezbędności głębokiej reformy gospodarki i powiązanej z nią reformy życia publicznego. To zostało powiedziane wyraźnie: zmiany mają być głębokie, a nie kosmetyczne, i muszą dotyczyć również rozległej sfery życia politycznego, i to w sytuacji polskiej uważam za znaczącą nowość w stosunku do wszystkich

124

poprzednich kryzysów". Dodawał jednak, że tych deklaracji nie wprowadzono dotychczas w życie.

Mówił dalej, że porozumienia sierpniowe z 1980 r. "były nie tylko odpowiedzią na wielki strajk. Była to przede wszystkim akceptacja pewnego układu. Tego mianowicie, w którym po jednej i po drugiej stronie uznano odrębność i tożsamość partnera. Sądzę - kontynuował -że uznanie tożsamości partnera oznacza przyjęcie przez społeczeństwo za punkt wyjścia istniejącego porządku prawnego wraz z zasadą przewodniej roli PZPR, z której wynika pewien zakres monopolu władzy. Otóż pole porozumień społecznych usytuowane jest poza obszarem niezbędnego monopolu władzy".

Na pytanie dziennikarza, co leży w niezbędnym monopolu władzy, odpowiedział: "Polityka zagraniczna i obronna, sprawy bezpieczeństwa kraju oraz w pewnym sensie system przedstawicielski, przy czym w tej ostatniej kwestii - im system przedstawicielski byłby bardziej zbliżony, tak w fazie elekcji, jak i w fazie praktyk parlamentarnych, do zasad demokratycznych, tym lepiej i dla społeczeństwa, i dla władzy" ("Konfrontacje" luty 1988, nr 2).

W tej rozmowie nie padło słowo "Solidarność", bo sporo jeszcze czasu upłynie, nim władze zgodzą się na jego publiczne użycie. Wciąż bowiem obowiązywało magiczne myślenie, że nienazwane nie istnieje. Geremek jednak wyraźnie powiedział o konieczności powrotu do zasady pluralizmu związkowego i stwierdził, że "wejście w dialog ze społeczeństwem wymaga uznania jego prawa do samoorganizacji - tego nie zastąpią żadne instytucje fasadowe".

W książce, poświęconej Okrągłemu Stołowi, napisałem, komentując ten wywiad: "Oferta była więc jednoznaczna: opozycja gotowa jest uznać zarówno przewodnią rolę PZPR, jak i jej monopol w polityce obronnej, zagranicznej, bezpieczeństwie i w pewnym stopniu w systemie przedstawicielskim w zamian za legalizację "Solidarności". Składał tę ofertę jeden z najbliższych wów-

125

czas współpracowników Lecha Wałęsy, co nadawało jej odpowiedni ciężar gatunkowy" (Andrzej Garlicki, dz. cyt., s. 87).

Zaproponowany przez Geremka pakt antykryzysowy stawał się terminem, używanym w publicystyce. Wprawdzie kierownictwo PZPR starało się przekonać swych opozycyjnych rozmówców, aby używać określenia porozumienie proreformatorskie, ale nie odniosło sukcesu.

Wywiad Geremka dla "Konfrontacji" miał też i to znaczenie, że w oczach władz zdejmował z niego piętno solidarnościowej ekstremy. Można powiedzieć, że z "Mich-ników i Kuroniów" - zawsze w liczbie mnogiej, awansował do tych, z którymi można rozmawiać. Przypomnijmy, że jeszcze kilka lat wcześniej Kiszczak nie chciał, by nazwisko Geremka pojawiało się publicznie. Ponadto w pierwszych poufnych pertraktacjach, przygotowujących Okrągły Stół, Geremek nie brał udziału, oczekując na negocjatorów w siedzibie Sekretariatu Episkopatu. W tym wypadku nie był to zresztą wymóg strony rządowej, lecz ostrożność strony solidarnościowej.

Gdy jednak opory i obawy przełamano i gdy Geremek zasiadł przy stole rokowań, okazał się znakomitym negocjatorem. Potrafi - gdy chce - być dla rozmówcy ujmujący, ma poczucie humoru i zdolność szybkiej riposty, jest świetnym analitykiem, umiejącym określić, co możliwe, a co nie, jest elastyczny, ale i zdeterminowany w osiąganiu celu. Jego inteligencja i wiedza czynią go trudnym przeciwnikiem.

Współkierował, z Januszem Reykowskim, stolikiem reform politycznych, który rychło stał się swoistą instancją odwoławczą dla różnych podstolików. Gdy pojawiał się impas w rokowaniach, odwoływano się do stolika politycznego i problem na ogół znajdował rozwiązanie. Ważne było też i to, że w sensie kulturowym Geremek i Reykowski wywodzili się z tego samego środowiska. Nie musieli więc szukać wspólnego języka, a jedynie wspólnych rozwiązań.

W ciągu kilku miesięcy Geremek z doradcy Wałęsy stał

126

23. Bronisław Geremek i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 1989

się jednym z najważniejszych polityków obozu solidarnościowego. Jego słabością był jednak brak zaplecza politycznego.

W wyborach czerwcowych 1989 r. został posłem i z woli Wałęsy stanął na czele Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. W tym samym roku uzyskał tytuł profesora. Nominację wstrzymywano od lat z powodów politycznych. Anulowano też decyzję o zwolnieniu go z pracy w Instytucie Historii PAN.

Geremek był przeciwnikiem przejmowania władzy i dlatego następnego dnia po ukazaniu się artykułu Mich-nika [Wasz prezydent, nasz premier) wystąpił w telewizji razem z Januszem Reykowskim, co miało podkreślać,

127

że umowy zawarte przy Okrągłym Stole nadal obowiązują. Obaj politycy obawiali się bowiem, a nie byli w tych obawach odosobnieni, reakcji aparatu partyjnego i państwowego, która mogła zniweczyć rezultaty Okrągłego Stołu.

Na formowanie rządu Mazowieckiego Geremek nie miał wpływu, co odczuł tym bardziej boleśnie, że jego nazwisko znalazło się, obok Mazowieckiego i Kuronia, na Wałęsowskiej liście kandydatów na premiera. Powie później, że całkowicie akceptował podział odpowiedzialności w obozie solidarnościowym, wyrażający się tym, że Wałęsa był przywódcą "Solidarności", Mazowiecki -szefem rządu, on sam - szefem klubu parlamentarnego. Rychło wszakże się okazało, że narasta konflikt pomiędzy Wałęsą i Mazowieckim, co spychało Geremka do roli mediatora. Równocześnie zaczęło się ujawniać wewnętrzne zróżnicowanie OKP, które było kolejnym czynnikiem, osłabiającym pozycję polityczną Geremka.

Zaangażował się w działalność parlamentarną. Został przewodniczącym sejmowej komisji spraw zagranicznych i pełnił tę ważną funkcję przez osiem lat do chwili, gdy został ministrem spraw zagranicznych. W Sejmie kontraktowym objął też przewodnictwo komisji konstytucyjnej. Bardzo szybko przygotowała ona projekt konstytucji, który jednak nie wszedł pod obrady Sejmu, bo uznano, że nową konstytucję powinno uchwalić Zgromadzenie Narodowe wybrane w całkowicie demokratycznych wyborach. Ta polityczna decyzja odsunęła uchwalenie konstytucji o sześć lat.

W działalności parlamentarnej Geremek w pełni ujawnił swe talenty polityczne. Od początku nawiązał dobre stosunki z klubami ZSL i SD, co stabilizowało pozycję rządu Mazowieckiego. Był bardzo skuteczny w przeprowadzeniu przez Sejm pakietu ustaw, umożliwiających realizację reformy Balcerowicza.

W zainicjowanej przez Wałęsę "wojnie na górze," Geremek, mimo różnych dawniejszych napięć, opowiedział się za Mazowieckim. W czasie dramatycznego posiedze-

128

nia Komitetu Obywatelskiego 24 czerwca 1990 r. na Uniwersytecie Warszawskim, gdy Wałęsa arogancko i brutalnie zaatakował Jerzego Turowicza, Geremek ripostował: "Nigdy, panie Lechu, takich słów z pańskich ust przez 10 lat nie słyszałem. Bo gdybym słyszał, tobym nie był razem z panem". Jeszcze przed rokiem Geremek był uważany za tego, który, poza przedstawicielami Kościoła, miał największy wpływ na Wałęsę. To miejsce, na krótko zresztą, zajęli bracia Kaczyńscy i Jacek Merkel.

W rezultacie tego czerwcowego posiedzenia Komitetu Obywatelskiego nastąpił rozłam, który od co najmniej kilku tygodni był do przewidzenia.

W walce politycznej, towarzyszącej podziałowi obozu solidarnościowego, Geremek nie brał aktywnego udziału, bo uważał, że jako przewodniczący OKP nie powinien angażować się w działania, których skutkiem będzie rozbicie klubu. Nie ukrywał wszakże swoich sympatii politycznych. "Wojna na górze" i rozpad OKP osłabiły pozycję Geremka w parlamencie.

Mówił o tym red. Janinie Paradowskiej marszałek Sejmu kontraktowego, Mikołaj Kozakiewicz: "Bronisław Geremek jest człowiekiem błyskotliwym, bardzo inteligentnym i jest dobrym graczem politycznym [...] Jego zdanie, wypowiedziane podczas obrad Konwentu, wszyscy brali pod uwagę. Nawet wówczas, gdy po rozpadzie OKP polityczna rola Geremka w Sejmie bardzo zmalała [...] Sądzę, że większość posłów darzyła Geremka szacunkiem. Z jego zdaniem liczono się, bo wiedziano, że to jest jego własne zdanie, że on nie wykonuje poleceń kogoś innego. Tak, z pewnością Geremek był bardzo szanowany. Z pewnością miał też bardzo dobre i bardzo rozgałęzione kontakty z dawną pezetpeerowską lewicą. Miał z jej częścią lepsze stosunki niż z ludowcami czy nawet z częścią własnego OKP. Brało się to, moim zdaniem, przede wszystkim stąd, że Geremek wiedział, iż lewica ma 38 proc. miejsc w Sejmie i sprawą niezwykle ważną jest zapewnienie sobie jej przychylności dla pewnych działań. Uzgodnienie stanowiska z kimś, kto ma repre-

9 - Rycerze...

129

zentację równą własnemu obozowi, to czasem jedyny sposób na przyjęcie ustawy. Dobry polityk o tym wie. To jest właśnie elementarz polityki. Geremek posługiwał się nim biegle" (Mikołaj Kozakiewicz, Byłem marszałkiem kontraktowego.... Warszawa [b.r.w.], s. 103).

To wszystko, co Kozakiewicz uznawał za zalety, było dla "Tygodnika Solidarność" wadami. Geremek był często atakowany na łamach tego pisma.

W grudniu 1990 r. powstała Unia Demokratyczna na czele z Tadeuszem Mazowieckim. Z OKP wystąpiło wówczas 49 osób, które założyły Klub Parlamentarny - Unia Demokratyczna. Geremek pozostał nadal, ale już nie na długo, przewodniczącym OKP. 6 kwietnia 1991 r. powstała Obywatelska Koalicja Centrum i zgłosiła wniosek o odwołanie Geremka. Jego następcą został działacz "Solidarności" z Nowej Huty, uczestnik Okrągłego Stołu, Mieczysław Gil.

Po wyborach jesienią 1991 r. Geremek został przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Unii Demokratycznej, a następnie Unii Wolności. Klub UD był wprawdzie najliczniejszym klubem w Sejmie I kadencji (62 posłów), ale nieporównanie słabszym od OKP w początkach istnienia Sejmu kontraktowego (161 posłów).

Zgodnie z obyczajami parlamentarnymi prezydent Wałęsa powierzył Geremkowi, jako przewodniczącemu najliczniejszego klubu, misję utworzenia gabinetu. Nic z tego nie wyszło i Geremek podał się do dymisji. Wałęsa, acz niechętnie, powierzył misję Janowi Olszewskie-mu, który z dużymi wprawdzie kłopotami utworzył rząd koalicyjny, oparty na PC, ZChN, PSL, Porozumieniu Ludowym, NSZZ "Solidarność", Chrześcijańskiej Demokracji i Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Ministrem spraw zagranicznych pozostał Krzysztof Sku-biszewski, ministrem obrony narodowej został Jan Parys, który skutecznie ośmieszył idee cywilnego ministra obrony. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych objął Antoni Macierewicz. W rządzie nie znalazł się Leszek Bal-cerowicz.

130

Poza koalicją rządową pozostała Unia Demokratyczna. Premier miał też od początku złe stosunki z prezydentem. 26 maja 1992 r. Wałęsa powiadomił marszałka Sejmu, że wycofuje swoje poparcie dla rządu, co w sensie prawnym nie miało jednak żadnego znaczenia. Rząd upadł, gdy trzy dni później poseł Jan Maria Rokita złożył w imieniu posłów UD i KLD wniosek o wotum nieufności.

Dopiero 11 lipca powołano rząd pod prezesurą Hanny Suchockiej z Unii Demokratycznej. Kierowany przez Bronisława Geremka klub parlamentarny stał się ważnym członem rządowej koalicji. Nie na długo jednak, bo rząd Suchockiej został obalony 28 maja 1993 r. i prezydent rozwiązał parlament. Wybory odbyły się 19 września 1993 r., przynosząc sukces SLD i PSL. Unia Demokratyczna zajęła trzecie miejsce, zwiększając nieco swój stan posiadania, ale po powstaniu koalicji SLD-PSL, skazana została na rolę opozycji.

We wszystkich tych grach parlamentarno-gabinetowych Geremek był bardzo aktywny, usiłując m.in. wciągnąć do koalicji PSL, a nawet mówiąc o mądrym kontrakcie z SLD. Utrzymał się na stanowisku przewodniczącego sejmowej komisji spraw zagranicznych, mimo że PSL starało się go utrącić.

Dopiero następne wybory parlamentarne, które odbyły się 21 września 1997 r., otworzyły przed Geremkiem szansę na objęcie stanowiska, do którego od lat się przygotowywał. W gabinecie Jerzego Buźka, opartym na koalicji Akcji Wyborczej "Solidarność' i Unii Wolności, został ministrem spraw zagranicznych. Nadawał się do tej funkcji jak mało kto. Wieloletnie przewodniczenie sejmowej komisji spraw zagranicznych dało mu kompetencje merytoryczne, znajomość języków ułatwiała kontakty z politykami zagranicznymi, łatwość kontaktu z rozmówcą i umiejętność prowadzenia interesującej rozmowy stanowiły dodatkowe atuty. Przede wszystkim jednak Geremek wiedział, czego chce, i wiedział, jak to osiągnąć.

131

Zadania polskiej polityki zagranicznej zostały ustalone, przy czynnym jego udziale, przed laty i nie należało wprowadzać tu istotnych zmian. Geremek kontynuował więc działania, mające integrować Polskę z politycznymi i wojskowymi strukturami Zachodu, a także intensyfikować stosunki z sąsiadami, szczególnie z

Niemcami.

W 1998 r. Polsce przypadło przewodniczenie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), co polska dyplomacja umiała dobrze wykorzystać.

12 marca 1999 r. Polska, wraz z Czechami i Węgrami, stała się członkiem NATO. Dokumenty ratyfikacyjne minister Geremek przekazał w amerykańskiej miejscowości Independence w obecności sekretarza stanu Madeleine Albright, którą poznał przed ćwierć wiekiem, gdy oboje byli stypendystami Wilson Center.

31 marca 1999 r. rozpoczęły się negocjacje w sprawie przyjęcia Polski do Unii Europejskiej. W obu wypadkach, i NATO, i Unii Europejskiej, działania polityczne i dyplomatyczne prowadzone były i przez poprzednie rządy, i przez następców Geremka na ministerialnym fotelu. Miał on wszakże to szczęście, że obie inicjatywy kojarzyć się będą z jego osobą.

6 czerwca 2000 r. Unia Wolności wystąpiła z koalicji z AWS i wycofała swoich ministrów, w tym i Geremka, z rządu Jerzego Buźka. Po rozstaniu się z MSZ Geremek w grudniu 2000 r. zastąpił Leszka Balcerowicza, który został wybrany na prezesa Narodowego Banku Polskiego, na stanowisku przewodniczącego Unii Wolności, który miał poprowadzić partię do zbliżających się wyborów. Był to błąd, za który Unia Wolności zapłaciła klęską wyborczą. Bronisław Geremek jest znakomitym politykiem gabinetowym, ale nie ma żadnych cech trybuna ludowego. "Wujek Bronek", jak nazwali go jego propagandziści, budził współczucie jak źle obsadzony aktor.

Po klęsce wyborczej zrzekł się przewodnictwa Unii Wolności. Jego następcą został Władysław Frasyniuk, aktywny uczestnik negocjacji Okrągłego Stołu.

132

Bronisław Geremek, który w 2002 r. ukończył 70 lat, pozostał na scenie politycznej jako ekspert w sprawach międzynarodowych. Jest wykładowcą w Collegium Ci-yitas.

ANDRZEJ STELMACHOWSKI

Być może umieszczenie prof. Stelmachowskiego wśród czołowych aktorów Okrągłego Stołu jest dyskusyjne, ale niewątpliwie w procesie przygotowawczym odegrał ważną rolę.

Urodził się w 1925 r. w rodzinie prawniczej (ojciec, Bronisław, był profesorem Uniwersytetu Poznańskiego, sędzią Sądu Najwyższego, członkiem Komisji Kodyfikacyjnej i Trybunału Kompetencyjnego). Specjalizuje się w prawie rolnym i cywilnym. W 1962 r. został profesorem Uniwersytetu Wrocławskiego, a od 1969 r. Uniwersytetu Warszawskiego. Działał w uniwersyteckiej organizacji Związku Nauczycielstwa Polskiego, której z czasem został przewodniczącym. To było dobre miejsce dla tych, którzy odczuwali potrzebę społecznego działania, ale nie chcieli wstępować ani do partii, ani tym bardziej do jej satelickich ugrupowań, a także nie chcieli prowadzić działalności opozycyjnej.

Po przeniesieniu do Warszawy Stelmachowski związał się z warszawskim Klubem Inteligencji Katolickiej, w którego działalności brał czynny udział. Był zwolennikiem poszukiwania kompromisu i unikania konfliktów z władzami, czyli swoistego pozytywizmu.

W połowie stycznia 1977 r. na posiedzeniu Zarządu klubu, na którym dyskutowano stanowisko wobec projektowanych przez władze poprawek konstytucyjnych, uważał, że nie należy protestować przeciwko wpisaniu do konstytucji kierowniczej roli partii, bo stanowi ona dogmat ustrojowy. Zakwestionowanie tego jest rzeczą trudną i delikatną. Z punktu widzenia prawnego lepiej byłoby mieć uregulowany system przepisów prawnych.

133

W poglądzie tym pozostał osamotniony. Uważał natomiast, że ^vprowacizenie do konstytucji formuły o sojuszu z ZSRR stwarza realne zagrożenie. (Andrzej Friszke, dz. cyt, s. 156)

. cyt, s. 156)_

W działalność polityczną zaangażował się w lecie 1980 r., gdy został doradcą MKS w Gdańsku, a następnie ekspertem w Ośrodku Prac Społeczno-Zawodowych przy Komisji KrajoWej NSZZ "Solidarność".

W 1982 r Episkopat wyznaczył Stelmachowskiego na przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego Fundacji Rolniczej, która miała działać na podstawie darów kapitałów zagranicznycri. Władze starały się tę inicjatywę storpedować, słusznie uważając, że kto ma pieniądze, ten ma rząd duSz. Przeciągające się pertraktacje spowodowały zniechęcenie potencjalnych darczyńców i inicjatywa, ku zadowoleniu władz, w 1985 r. upadła.

w 1987 r., Po rezygnacji Andrzeja Święcickiego, który zgodził się wejśc do Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady państwa; Stelmachowski został prezesem wars2aWskiego KIK-u. Miał bardzo dobre kontakty z prymasem i Episkopatem z czasów organizowania Fundacji Rolniczej. Miał też, nadal podtrzymywane, kontakty z Wałęsą i jeg0 otoczeniem z okresu, gdy był jego doradcą i ekspertem "Solidarności".

Nadawał się idealnie na pośrednika w kontaktach między władzami, Kościołem i "Solidarnością". 31 maja 1987 wziął udział w spotkaniu 62 intelektualistów, twórców kultury i działaczy społecznych, zaproszonych przez Lecha WałęSe

W lipcu 1987 r. witał w warszawskim KIK-u członka Pli f k

W lipcu 1987 r. witał w warszawskim KIK-u członka Biura PolityCznegO; sekretarza KC PZPR Józefa Czyrka, który wyrazi} chęć spotkania ze środowiskiem katolickim. Otwierając spotkanie, Stelmachowski wskazał trzy najważniejsze problemy, które powinny być poruszone w rozmowie: demokratyzacja, dialog społeczny i charakter państwa (świeckie czy ateistyczne).

Demokratyzacja niosła konieczność zdefiniowania pojęcia pluralizmu i kierowniczej roli PZPR. Warunkiem

134

24. Andrzej Stelmachowski z ks. Alojzym Orszulikiem

i Henrykiem Samsonowiczem podczas finalnego posiedzenia

Okrągłego Stołu, 5 kwietnia 1989

dialogu społecznego winno być: uznanie dobra kraju za wspólną płaszczyznę, uznanie konstytucji i przesłanek ustrojowych państwa, domniemanie dobrej woli każdej ze stron, poszanowanie tożsamości partnerów. Stelmachowski zdecydowanie opowiedział się za państwem świeckim, odrzucając ideę państwa ateistycznego. Dyskusja trwała ok. 5 godzin i miała szczery charakter. "Chociaż spotkanie z Czyrkiem - stwierdza Andrzej Friszke - nie przyniosło bezpośrednio wielkich konsekwencji politycznych, było jednak pierwszym krokiem w nawiązaniu dialogu między władzą a opozycją" (tamże, s. 257). Został też nawiązany kontakt osobisty, co już wkrótce okaże się ważne.

Ten kontakt był utrzymywany. 25 kwietnia 1988 r. w

135

czasie spotkania z przedstawicielami Episkopatu "Sekretarz Ciosek poinformował o interesującym spotkaniu z prof. Stełmachowskim i z p. Wielowieyskim. Spotkanie odbyło się z udziałem Sekretarza KC PZPR J. Czyrka" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 230).

Gdy w maju 1988 r. wybuchły strajki, Stelmachowski miał jako delegat Episkopatu pojechać do strajkującej Nowej Huty. Do misji nie doszło, bo władze zdecydowały się zdławić strajk w Nowej Hucie siłą.

W czasie strajków sierpniowych w warszawskim KIK-u zrodził się pomysł, aby Stelmachowski spotkał się z Czyr-kiem. 20 sierpnia wieczorem doszło do rozmowy, w trakcie której Stelmachowski nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi gen. Jaruzelskiego o okrągłym stole i stwierdził, że czas, aby władze nawiązały bezpośrednie rozmowy z Lechem Wałęsą.

Stelmachowski uczestniczył w prawie wszystkich spotkaniach przygotowawczych do Okrągłego Stołu. Cieszył się zaufaniem prymasa Glempa, którego informował o swoich działaniach, miał stały kontakt z Wałęsą i jego współpracownikami oraz z Józefem Czyrkiem. Używano nawet określenia "kanał Stelmachowski-Czyrek". Oddawało ono dobrze rolę Stelmachowskiego jako pośrednika wygodnego dla obu stron.

Charakterystyczna jest na ten temat notatka ks. Or-szulika z rozmowy z Cioskiem 7 października 1988 r. Otóż dzień wcześniej Stelmachowski wręczył Czyrko-wi proponowaną przez "Solidarność" listę uczestników Okrągłego Stołu. Czyrek listę przyjął, ale następnego dnia Ciosek prosił ks. Orszulika w imieniu Czyrka, aby porozumiał się ze Stełmachowskim i uzyskał od niego zgodę na wycofanie oryginału listy, która miała wywołać "szok" u gen. Jaruzelskiego, i o uznanie sprawy za niebyłą. Ks. Orszulik przekazał prośbę Cioska Stelmachowskiemu, który wyraził zgodę. Te skomplikowane zabiegi były, jak się wydaje, pretekstem do przesunięcia terminu Okrągłego Stołu, który miał rozpocząć obrady 17 października. W miarę intensyfikacji przygotowań do Okrągłego Sto-

136

łu wzrastało znaczenie Tadeusza Mazowieckiego, zmniejszała się zaś rola Stelmachowskiego. Początkowo władze traktowały Mazowieckiego z nieufnością. Powoli jednak zmieniano zdanie. Mazowiecki, a wkrótce i Geremek stają się najważniejszymi partnerami negocjacji.

Stelmachowski był uczestnikiem inauguracyjnego i finalnego posiedzenia Okrągłego Stołu i działał w zespole (stoliku) do spraw gospodarki i polityki społecznej, przewodząc z ramienia strony solidarnościowej podstoliko-wi do spraw rolnictwa. Odegrał aktywną rolę w dramatycznych rozmowach poufnych, poprzedzających finalne posiedzenie Okrągłego Stołu. Uczestniczył w Komisji Porozumiewawczej, która miała kontrolować wprowadzanie porozumień w życie.

W wyborach czerwcowych 1989 zdobył mandat senatorski. Został marszałkiem Senatu i członkiem Prezydium OKP. W następnych wyborach parlamentarnych w

1991 r. nie startował. Wszedł do rządu Jana Olszewskie-go, obejmując resort edukacji narodowej. Sprawował tę funkcję zaledwie nieco ponad pół roku, bo 4 czerwca

1992 r. rząd upadł. W tym krótkim czasie zraził do siebie środowisko nauczycielskie, gdy w czasie telewizyjnego wystąpienia pogroził strajkującym nauczycielom laską. Miał to zapewne być gest dobrotliwy, ale zrobił fatalne wrażenie. Wyjaśnienia nie pomogły, a przeciwnie, pogarszały sprawę.

Jeszcze jako marszałek Senatu stanął na czele Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", którego zadaniem jest podtrzymywanie więzi Polonii z ojczyzną. Z działalności politycznej wycofał się.

JÓZEF CZYREK

Urodził się w 1928 r. w chłopskiej rodzinie we wsi Białobrzegi w powiecie Łańcut. W 1950 r. ukończył studia ekonomiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Został zatrudniony jako pracownik naukowy UJ i w Wyższej

137

Szkole Ekonomicznej w Krakowie, ale nie trwało to długo, bo już w 1952 r. podjął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Przez następne 30 lat był zawodowym dyplomatą, awansując aż do stanowiska ministra.

W 1955 r. wstąpił do PZPR. W grudniu 1971 r. został zastępcą członka KC i był nim ponad siedem lat, co było przypadkiem raczej rzadkim. Na ogół po kilku latach zostawało się pełnoprawnym członkiem KC, choć Mieczysław F. Rakowski czekał na to aż jedenaście lat. W wypadku Czyrka powód był, jak się wydaje, prozaiczny. Gierek uznał, że należy go wciągnąć do KC, co oznaczało wejście w kolejny krąg elity, ale nie chciał jednocześnie powiększać składu KC. Zastępca członka dla wiceministra spraw zagranicznych - to zupełnie wystarczało. Ministrem został w sierpniu 1980 r.

Awansował do najwyższego kręgu elity partyjnej na IX Nadzwyczajnym Zjeździe PZPR w lipcu 1981 r. Został wówczas członkiem Biura Politycznego i sekretarzem KC, nadal jeszcze przez rok kierując resortem spraw zagranicznych. Z problematyką międzynarodową jednak się nie rozstał, bo od 1985 r., gdy został posłem, przewodniczył sejmowej komisji spraw zagranicznych.

Umiejętności dyplomatyczne, znajomość świata, oczytanie bardzo przydały mu się w działalności partyjnej. Miał opinię człowieka mądrego, z otwartą głową, rozważnego. Za te właśnie cechy część aparatu partyjnego go nie znosiła. Aparat partyjny w ogóle nie lubił i nie miał zaufania do "implantów", czyli tych, którzy przychodzili do aparatu z zewnątrz, i to od razu na wysokie stanowiska. Lubił natomiast takie personalne eksperymenty gen. Jaruzelski.

Na Czyrku się nie zawiódł. Przede wszystkim był lojalny, sprawny organizacyjnie, samodzielny intelektualnie. Był idealnym kandydatem do prowadzenia rozmów z opozycją i Kościołem, gdy po amnestii 1986 r. otworzyły się takie możliwości.

Wcześniej, od grudnia 1982 r., został jednym z wiceprzewodniczących PRON-u.

138

25. Józef Czyrek, 1985

Generał Jaruzelski przywiązywał do PRON-u dużą wagę, licząc, że tą drogą uda się uruchomić pozytywną aktywność społeczną. Dowartościowywano PRON, zlecając mu inicjatywy w sprawach zwolnienia internowanych, zawieszenia, a później zniesienia stanu wojennego, kolejnych amnestii, ale było oczywiste, że są to działania podjęte na skutek decyzji kierownictwa PZPR, a personalnie gen. faruzelskiego.

PRON nie spełnił nadziei, które pokładał w nim gen. Jaruzelski, i nie stał się autentycznym ruchem społecznym, bo w ówczesnych warunkach stać się nim nie mógł. Nie była to oczywiście wina Czyrka.

Czyrek, którego gen. Jaruzelski żartobliwie nazywał "naszym głównym negocjatorem", objął przewodnictwo powołanego 10 października 1988 r. przez Sekretariat KC sztabu politycznego, który miał nadzorować rozmowy Okrągłego Stołu. Sztab w pewnym sensie stracił rację bytu, bowiem nie rozpoczęły się, planowane na 17 paź-

139

dziernika, obrady Okrągłego Stołu. 6 grudnia Biuro Polityczne powołało sztab koordynacyjny pod kierownictwem Czyrka.

Problem polegał na tym, że Jaruzelski powierzył przygotowanie i przeprowadzenie Okrągłego Stołu gen. Kisz-czakowi, którego pozycja była o wiele mocniejsza niż Czyrka. Tu bardzo przydały się Czyrkowi wcześniej nabyte umiejętności dyplomatyczne. Nie tylko udało mu się uniknąć konfliktu z Kiszczakiem, ale wszedł do najwęższego kręgu decyzyjnego (Jaruzelski, Kiszczak, Siwic-ki, Rakowski).

Nadal brał udział w rozmowach z przedstawicielami Episkopatu i utrzymywał "kanał Czyrek-Stelmachow-ski". Były to działania dyskretne i przeciętny czytelnik prasy mógł odnieść wrażenie, że Czyrek został odsunięty na boczny tor. Było to wrażenie błędne. Nie brał wprawdzie udziału w posiedzeniach Okrągłego Stołu, i zniknął ze sceny politycznej, ale nadal pozostał wpływowym politykiem, a jego siłą było zaufanie gen. Jaruzelskiego.

Przed wyborami czerwcowymi 1989 r. stanął na czele powołanego przez Biuro Polityczne sztabu wyborczego. Kandydował z listy krajowej i wraz z nią przegrał. Przewodził następnie sztabowi wyborczemu, który miał zapewnić wybór gen. Jaruzelskiego na urząd prezydenta. Tu odniósł sukces, choć raczej ojcem sukcesu był ambasador amerykański w Warszawie, pouczający posłów i senatorów "Solidarności", w jaki sposób głosować, by Jaruzelski został prezydentem.

Na XIII Plenum KC PZPR (29 lipca 1989 r.) po wyborze Jaruzelskiego na prezydenta - Czyrek złożył rezygnację z członkostwa w Biurze Politycznym i Sekretariacie KC. Wiązało się to z planowanym objęciem przezeń stanowiska ministra stanu przy urzędzie prezydenta. Był nim do 22 grudnia 1990 r., gdy ustąpił z urzędu gen. Jaruzelski. Miał 62 lata, kiedy przeszedł na emeryturę i wycofał się z działalności politycznej.

140

I

ADAM MICHNIK

Urodził się w 1946 r. w Warszawie w rodzinie inteligenckiej o przekonaniach komunistycznych. Miał 11 lat, gdy znalazł się w jednej z drużyn wałterowskich, założonych przez Jacka Kuronia. To była dobra szkoła działalności społecznej. Karol Świerczewski ps. Walter, komunista, jeden z dowódców w hiszpańskiej wojnie domowej, oficer Armii Czerwonej, oddelegowany do tworzącego się w ZSRR wojska polskiego, dowódca 2 Armii WP, po wojnie wiceminister obrony narodowej, poległy w 1947 r. pod Baligrodem w zasadzce zorganizowanej przez UPA, nadawał się idealnie, jeśli nie wgłębiało się dokładniej w jego życiorys, na bohatera młodzieży komunistycznej: ów kult generała Waltera wzmocniony Poematem pedagogicznym Makarenki stwarzał atmosferę, wyróżniającą drużyny walterowskie od innych drużyn harcerskich. Wkrótce się jednak okazało, że władzom nadmierna ideowość młodzieży raczej sprawia kłopot i w 1961 r. Hufiec Walterowski został rozwiązany.

Przygoda walterowska związała. Michnika z rozbudzonym intelektualnie i politycznie środowiskiem i z Jackiem Kuroniem, który wywarł na niego wielki wpływ, a później stał się jego bliskim przyjacielem.

Miał 16 lat, był uczniem szkoły średniej, gdy z Janem Kofmanem, wówczas już studentem Uniwersytetu Warszawskiego, późniejszym redaktorem podziemnego kwartalnika "Krytyka", i Janem Grossem, późniejszym autorem głośnej książki o wymordowaniu Żydów w Jedwab-nem, założył Klub Poszukiwaczy Sprzeczności. Młodzi ludzie, pochodzący ze środowisk elity partyjnej i państwowej, w czasie klubowych dyskusji wyczytaną teorię przymierzali do otaczającej rzeczywistości i okazywało się, że jedno do drugiego coraz mniej pasuje. Klub działał pod politycznym parasolem członka KC, prof. Adama Schaffa, do niedawna czołowego ideologa partii. Długo to nie trwało, bo władze rychło zorientowały się, że w ten sposób wyhodują sobie rewizjonistów, a - jak wia-

141

domo - Gomułka uważał, że rewizjonizm jest gruźlicą, podczas gdy dogmatyzm zaledwie katarem. W 1963 r. władze klub rozwiązały.

Po zdaniu matury Michnik rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Nie był to wybór przypadkowy. Historia fascynowała go zawsze. Zasięg jego lektur imponował kolegom i wykładowcom. Trafił dobrze, bo ówczesny Instytut Historyczny stwarzał możliwości swobodnej dyskusji i intelektualnego rozwoju.

Tak samo jak historią Michnik interesował się polityką. Utrzymywał nadal bliskie stosunki z Jackiem Ku-roniem, przez którego poznał Karola Modzelewskiego, wówczas młodego asystenta w Instytucie Historycznym. Był czynny w studenckim klubie dyskusyjnym, w którym aktywną rolę odgrywali dawni walterowcy, byli poszukiwacze sprzeczności, słowem środowisko szkolne Michnika. Była to studencka opozycja, poszukująca programu, odrzucająca zakłamanie oficjalnej ideologii. Ale jeszcze nie samą ideologię.

W 1965 r. Kuroń i Modzelewski - ówcześni członkowie partii - napisali "List otwarty do członków Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR i członków uczelnianej organizacji ZMS przy Uniwersytecie Warszawskim". Postulowali przeobrażenie PZPR, ale nie jej likwidację. Był to program utopijny i naiwny, kierownictwo partyjne uznało go jednak za niebezpieczny. Autorów wyrzucono z partii, aresztowano, wytoczono proces; w lipcu 1965 r. Modzelewski został skazany na 3,5 roku więzienia, Kuroń - na 3 lata.

Michnik za kolportaż "Listu" został aresztowany na 2 miesiące i po raz pierwszy zawieszony w prawach studenta. Miał wówczas 19 lat. Wyszedł z aresztu jeszcze bardziej zdeterminowany. Stał się niekwestionowanym liderem grupy studenckich opozycjonistów, których władze określały mianem "komandosów", co zainteresowanym bardzo się spodobało.

W 1966 r., w dziesiątą rocznicę Października, odbyło się w Instytucie Historycznym spotkanie z Leszkiem

142

Kołakowskim i Krzysztofem Pomianem, którzy dokonali niezwykle krytycznej oceny minionej dekady.

Reakcja władz była natychmiastowa. Kołakowskiego wyrzucono z partii, a Zenon Kliszko, najbliższy współpracownik Gomułki, na zebraniu Podstawowej Organizacji Partyjnej Uniwersytetu Warszawskiego powiedział, że proponowana przez Kołakowskiego demokracja "byłaby demokracją, w której możliwość uprawiania swobodnej działalności politycznej miałyby siły zwalczające socjalizm, zwolennicy obalenia przemocą władzy ludowej - w rodzaju Modzelewskiego, czy też siły klerykal-ne spod znaku kardynała Wyszyńskiego". Poza tym, że Modzelewski nie zamierzał siłą obalać władzy ludowej, Kliszko miał rację. Kołakowski postulował demokrację, co dla kierownictwa PZPR było herezją.

Michnik, czynny przy organizacji spotkania, został ponownie zawieszony w prawach studenta. Było to ko-^ lejne ostrzeżenie, które zresztą całkowicie zlekceważył. W końcu listopada 1967 r. w Teatrze Narodowym w 1 Warszawie odbyła się premiera Dziadów Adama Mickie-I wicza w reżyserii Kazimierza Dejmka. Władze uznały, że I inscenizacja ma wydźwięk antyradziecki, i zapowiedzia-jły zawieszenie przedstawień od 1 lutego 1968 r. Na ostat-inim styczniowym przedstawieniu sala była wypełniona i do ostatniego centymetra. Aktorom i reżyserowi klaska-Ino przez długie minuty. Następnie grupa młodzieży uda-jła się pod pomnik Adama Mickiewicza i złożyła kwiaty. I Milicja - bijąc pałkami - rozpędziła demonstrantów. {Zatrzymano 35 osób. 9 z nich już następnego dnia uka-jjrano wysokimi grzywnami.

Nie zastraszyło to studentów. Przygotowali petycję do I Sejmu, protestującą przeciwko zakazowi wystawiania jjDzifldów i "oderwaniu się od postępowych tradycji narodu polskiego". Pod tą petycją zebrano 3145 podpisów w Warszawie i 1098 we Wrocławiu.

29 lutego nadzwyczajne zebranie Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich uchwaliło bardzo ostry protest przeciwko zdjęciu Dziadów. To wówczas

143

Stefan Kisielewski, występując w dyskusji, powiedział, że Polacy są rządzeni przez "dyktaturę ciemniaków". Określenie zrobiło karierę polityczną, a Kisielewski został pobity przez "nieznanych sprawców".

4 marca 1968 r. bezprawną decyzją ministra oświaty i szkolnictwa wyższego zostali relegowani z Uniwersytetu Warszawskiego Adam Michnik i Henryk Szlajfer, czynnie zaangażowani w organizację protestów przeciwko zakazowi przedstawień Dziadów, którzy udzielili korespondentowi prasy francuskiej informacji o przebiegu demonstracji pod pomnikiem Adama Mickiewicza.

W obronie Michnika i Szlajfera studenccy opozycjoniści zwołali na 8 marca wiec na dziedzińcu Uniwersytetu. Przybyło ok. 2-3 tysięcy studentów. Była to pierwsza tak masowa demonstracja od Października 1956 r. Jej uczestnicy uchwalili rezolucję, protestującą przeciwko usunięciu ze studiów Michnika i Szlajfera, oraz drugą, solidaryzującą się z rezolucją pisarzy. Rozchodzących się uczestników zaatakowało niezwykle brutalnie ZOMO (Zmotoryzowane Oddziały MO), bijąc bojowymi pałkami do krwi. Celem nie było rozpędzenie demonstracji, której uczestnicy już się rozchodzili, lecz sterroryzowanie środowiska studenckiego.

Efekt był odwrotny do zamierzonego. Brutalna akcja milicji wywołała wiece i demonstracje studenckie, najpierw w Warszawie, a później w innych miastach. Reakcje władz były równie brutalne. Równocześnie rozpętano w prasie, radio i telewizji nagonkę o wyraźnych akcentach antysemickich i antyinteligenckich. W zakładach pracy organizowano masówki, których uczestnicy posłusznie wyrażali oburzenie rozwydrzeniem studentów. Wydarzenia marcowe stały się jedną z ponurych kart powojennych dziejów Polski.

Michnik został aresztowany na początku marca i skazany na 3 lata więzienia. W 1969 r. objęty amnestią, podjął pracę jako robotnik w Zakładach im. Róży Luksemburg w Warszawie. Po dwóch latach zatrudnił go jako sekretarza Antoni Słonimski. To było najlepsze, co mogło

144

go spotkać. Znalazł się w kręgu najwybitniejszych polskich intelektualistów i miał czas, by skończyć jako ekstern studia historyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Czasy wczesnego Gierka dawały nadzieję, że system odrzuci represje i pozwoli społeczeństwu funkcjonować w warunkach względnej swobody. Nadzieje się nie spełniły. W połowie lat siedemdziesiątych zaczęły ujawniać się symptomy załamania gospodarczego. Władze zareagowały rutynowo: w czerwcu 1976 r. ogłoszono podwyżkę cen. Wywołała ona spontaniczne wystąpienia robotników w Ursusie i Radomiu. Użyto przeciwko robotnikom siły, ale Gierek nie zezwolił na użycie broni.

Zatrzymanych bestialsko bito w komendach MO (tzw. ścieżki zdrowia). Części wytoczono procesy. Wówczas zrodziła się idea zorganizowania pomocy prześladowanym. W lipcu 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników, którego inicjatorami byli Jacek Kuroń i Antoni Macierewicz. Dzieje Komitetu opisał w książce pod tytułem KOR jeden z jego organizatorów Jan Józef Lipski. Wydana w 1983 r., do dziś pozostaje źródłem niezastąpionym.

Michnik, który w tym czasie pisał w podwarszawskich Laskach książkę Kościół, lewica, dialog (wydana w 1977 r. przez Jerzego Giedroycia), został wyłączony z prac nad tworzeniem KOR-u. "Udało się - pisze Jan J. Lipski -zdobyć dla niego zaproszenie J.P. Sartre'a do Francji i wiele przemawiało za tym, że otrzyma paszport, co też się stało,- w tych warunkach było oczywiste, że cenniejsze dla środowiska są możliwości propagandowo-organi-zatorskie, które będzie miał Michnik na Zachodzie, niż jego możliwe do zastąpienia funkcjonowanie w akcji pomocy dla robotników" (Jan J. Lipski, dz. cyt, 1.1, s. 46).

Michnik wyjechał w długą podróż po Europie Zachodniej. Odwiedził we Francji redakcję "Kultury" i nawiązał kontakt z Jerzym Giedroyciem. Spotkał się również z Janem Nowakiem-Jeziorańskim w rozgłośni RWE w Monachium.

0 - Rycerze...

145

T

W przeddzień powrotu do kraju, na początku maja 1977 r., został członkiem KOR-u. Wkrótce aresztowano go wraz z innymi działaczami Komitetu. Przygotowywano proces członków KOR-u, ale z powodu akcji protestacyjnych i tygodniowej głodówki w kościele św. Marcina w Warszawie członków i zwolenników KOR-u władze nie zdecydowały się na jego wszczęcie. 19 lipca ogłoszono amnestię, która objęła i członków KOR-u.

Michnik zaangażował się w działalność wydawniczą. Wynikało to z przekonania, które wyraził już w 1976 r., w wygłoszonym w Paryżu na sesji z okazji 20 rocznicy polskiego Października referacie pt. "Nowy ewolucjo-nizm", że system należy przekształcać drogą ewolucyjną, innymi słowy - należy budować przyczółki w świadomości społecznej. Stąd powstanie pism drugiego obiegu ("Biuletyn Informacyjny", "Zapis", "Krytyka"), założenie Niezależnej Oficyny Wydawniczej NOWA, a również działalność (od października 1977 r.) Uniwersytetu Latającego, który w styczniu 1978 r. przekształcił się w Towarzystwo Kursów Naukowych. Michnik prowadził cykl wykładów, poświęcony dziejom Polski Ludowej. Jednym z organizatorów TKN był Andrzej Celiński. Znaczną rolę odgrywał także Bronisław Geremek.

Wiosną 1979 r. działające na polecenie Komitetu Warszawskiego PZPR bojówki Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich (SZSP) rozpoczęły akcję niedopuszczania do wykładów Michnika i Kuronia. Przerywano wykładowcom, zachowywano się arogancko i agresywnie, utrudniano słuchaczom docieranie na wykłady. Nie cofnięto się przed napadem na mieszkanie Kuronia, w którym miał odbyć się wykład, i pobiciem jego żony i syna oraz Henryka Wujca. W tej sytuacji kierownictwo TKN uznało, że wykłady Michnika i Kuronia należy wstrzymać. Część związanej z TKN profesury od początku uważała, że udział Kuronia i Michnika w tym przedsięwzięciu nadaje mu niepotrzebnie charakter polityczny. Andrzej Celiński (sam zresztą członek KOR-u) wspomina: "Powiedziałem Jackowi i Adamowi, o co chodzi, z

146

taką sugestią, że powinni sami się wycofać albo kompromisowo zostawić jednego. Otóż oni się wtedy temu oparli" (Janina Jankowska, dz. cyt, s. 307). Celiński był bardzo rozgoryczony, bo ich upór groził rozłamem w TKN.

W październiku 1979 r. Michnik wziął udział w trwającej tydzień głodówce w kościele św. Krzyża w Warszawie na rzecz uwolnienia więzionych w Czechosłowacji opozycjonistów. Znał ich osobiście od czasu spotkania działaczy KOR-u z sygnatariuszami Karty 77 na granicy polsko-czechosłowackiej w sierpniu 1978 r. Tam poznał Vaclava Havla.

Gdy w lecie 1980 r. wybuchły strajki na Wybrzeżu, Michnik, podobnie jak inni działacze opozycyjni, został aresztowany. Uwolniono go dopiero po podpisaniu porozumień. Natychmiast przyłączył się do organizowania NSZZ "Solidarność". Został ekspertem Regionu Mazowsze i Komisji Robotniczej Hutników w Hucie im. Lenina. W licznych ówczesnych tekstach ostrzegał przed awanturnictwem politycznym, wzywaniem do likwidacji PZPR, atakowaniem ZSRR. Był zwolennikiem nie tyle burzenia, co budowania. Wzywał do rozsądku. Dla władz pozostawał nadal antysocjalistycznym ekstremistą. Nie zmieniły one tej opinii nawet wówczas, gdy uratował życie milicjantom w Otwocku, na których tłum chciał dokonać samosądu. Rozpoczął wówczas swoje przemówienie do podekscytowanego tłumu od przedstawienia się: "Jestem element antysocjalistyczny", czym od razu pozyskał sympatię słuchaczy i rozładował napięcie. Michnik miał szczególne powody, by nienawidzić milicjantów, bo wielekroć zdarzało się, że w czasie zatrzymań był bity. W niezliczonych wówczas publicznych wystąpieniach jąkający się Michnik okazał się znakomitym oratorem.

13 grudnia 1981 r. został internowany. W toczącej się wówczas dyskusji na temat strategii "Solidarności", w przemycanych na zewnątrz tekstach wypowiadał się przeciwko budowaniu scentralizowanej podziemnej organizacji i podejmowaniu działań terrorystycznych. Uważał,

147

że należy tworzyć powszechny ruch oporu społecznego, oparty na niezależnej prasie i wydawnictwach, i na działalności związkowej, samopomocy społecznej i oświatowej, budując w ten sposób demokratyczną alternatywę dla realnego socjalizmu. Ta teoria "długiego marszu" i odrzucenia przemocy stała się programem podziemnej "Solidarności".

3 września 1982 r. Michnikowi i trzem innym członkom KOR-u (Kuroń, Romaszewski i Wujec) oraz siedmiu członkom kierownictwa "Solidarności" (Andrzej Gwiazda, Seweryn Jaworski, Marian Jurczyk, Karol Modzelew-ski, Grzegorz Pałka, Andrzej Rozpłochowski, Jan Rulew-ski) przedstawiono zarzuty przygotowywania obalenia ustroju PRL i osadzono ich w więzieniu. Zaczęto przygotowania do procesu.

Aresztowanie "jedenastki" było - jak się wydaje - swoistym alibi wobec ewentualnych zarzutów partyjnego betonu o nadmierny liberalizm. Aresztować było łatwo, lecz zwolnić o wiele trudniej. Można wierzyć gen. Kisz-czakowi, który 18 października 1983 r. mówił abp. Dąbrowskiemu i ks. Orszulikowi: "Robię wszystko, co możliwe, aby nie doszło do procesów politycznych. Robię różne zabiegi i ponoszę porażki. Zwracam się do Księdza Arcybiskupa, do Księdza Dyrektora Orszulika i poprzez nich do kierownictwa Kościoła, aby nam dopomogli w rozwiązaniu tego problemu, aby nie było tych procesów. Rozważam różne możliwości. Jedną z nich jest, by ludzie ci wyjechali z kraju. Nie widzę możliwości uwolnienia z art. 5 ustawy o amnestii. Zakrzyczą nas za granicą, ze wschodu i z południa, że uwalniamy grupę KOR-u i eks-tremę "Solidarności". Zjedzą nas. Pomyślmy nad tym rozwiązaniem. Nie chodzi o banicję i nie chodzi o wyjazd na wieczność. Chodzi o to, żeby ci ludzie wyjechali na 5 lat, potem mogą wrócić. Paszporty dostaną z ważnością w obie strony na zasadzie umowy dżentelmeńskiej, że nie wrócą przed upływem pięciu lat i że powstrzymają się od nieodpowiedzialnej działalności za granicą. Ta idea znalazła zrozumienie u niektórych rzą-

148

dów zachodnich. Robiliśmy sondaże" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 56).

Karol Modzelewski, jeden z "jedenastki", uważa, że była ona sporym kłopotem dla generałów, "którzy nie wiedzieli, co z nami począć". Najbardziej stanowczo na propozycję wyjazdu za granicę zareagował Michnik. Odmówił rozmów na ten temat z doradcami "Solidarności", a nawet z Jackiem Kuroniem.

Z datą 10 grudnia 1983 r. napisał list do gen. Kiszcza-ka, opublikowany najpierw na Zachodzie, a później w prasie podziemnej. "Doszedłem do przekonania - pisał Michnik - że składając mi propozycję opuszczenia Polski: 1. Przyznaje Pan, że nie uczyniłem nic takiego, co by upoważniało praworządny urząd prokuratorski do formułowania zarzutów o "przygotowaniu do obalenia ustroju siłą" lub "osłabienia mocy obronnej państwa", zaś praworządny sąd do orzekania wyroku skazującego. Podzielam ten pogląd. 2. Przyznaje Pan, że wyrok jest już ustalony na długo przed rozpoczęciem procesu. Podzielam ten pogląd. 3. Przyznaje Pan, że akt oskarżenia, sformułowany przez dyspozycyjnego prokuratora, i wyrok skazujący, orzeczony przez dyspozycyjnych sędziów, będą na tyle nonsensowne, że nikogo w błąd nie wprowadzą, skazanym przyniosą chwałę, a skazującym i ich dysponentom - hańbę. Podzielam ten pogląd. 4. Przyznaje Pan, że celem toczącego się postępowania karnego nie jest zadośćuczynienie prawu, lecz pozbycie się przez elitę władzy kłopotliwych oponentów. Podzielam ten pogląd.

Na tym wszakże kończy się zgodność naszych opinii.

Uważam bowiem, że: 1. Aby tak jawnie przyznawać się

do deptania prawa, trzeba być durniem. 2. Aby, będąc

(więziennym nadzorcą, proponować człowiekowi więzio-

inemu od dwóch lat Lazurowe Wybrzeże w zamian za

moralne samobójstwo, trzeba być świnią. 3. Aby wierzyć,

że ja mógłbym taką propozycję przyjąć, trzeba wyobrażać

sobie każdego człowieka na podobieństwo policyjnego

szpicla" (Witold Bereś, Jerzy Skoczyłaś, dz. cyt, s. 214).

Nie każdy by się odważył napisać w więziennej celi

149

T

26 Adam Michnik z Lechem Wałęsą podczas posiedzenia KKW, Warszawa, kościół Dzieciątka Jezus przy ul. Czarnieckiego, 1989

taki list. Ostatecznie z pozbycia się z Polski "jedenastki" nic nie wyszło i uwolniono ich na mocy amnestii w lipcu 1984 r. Ponad 2,5-letni pobyt w więzieniu nie osłabił aktywności Michnika. Został doradcą Tymczasowe] Komisji Koordynacyjnej. Po kilku miesiącach wolności, w lutym 1985 r., został ponownie aresztowany. W maju

150

wraz z Władysławem Frasyniukiem i Bogdanem Lisem zasiadł na ławie oskarżonych i został skazany na 3 lata więzienia za "działania w celu wywołania niepokoju publicznego". W więzieniu dużo pisał. W celi powstała książka Takie czasy... Rzecz o kompromisie, która ukazała się w 1985 r. w londyńskim "Aneksie". Była to próba sformułowania programu "Solidarności" w nowej sytuacji. "Warunkiem niezbędnym tedy - stwierdzał Michnik - pokojowej realizacji przeobrażeń społecznych czy politycznych jest osiągnięcie kompromisu sił, postulujących reformy, ze skłonnymi do ugody odłamami klasy rządzącej. Kompromis taki powiódł się w Hiszpanii, jego skutkiem była transformacja frankistowskiego despotyzmu w system parlamentarnej demokracji. Czy analogiczny kompromis możliwy jest do wyobrażenia w Przodującym Ustroju w Polsce? Od odpowiedzi na to pytanie, zależy przyszłość naszego kraju.

Bowiem lekcję 13 grudnia można odczytać na dwa sposoby. Jeden z nich sprowadza się do przeświadczenia: nigdy i nigdzie nie należy zasiadać do wspólnego stołu z komunistami, nie należy ufać nawet jednemu ich słowu ani też podpisywać z nimi żadnych porozumień. Ten sposób czytania lekcji grudniowej dyktuje rozum analityków niedawnej przeszłości i emocje ludzi okłamanych.

Drugi sposób odczytywania przeszłości zasadza się na przekonaniu, że przyszłe kompromisy - jeśli mają być realne - muszą przyjąć za punkt wyjścia rzeczywiste i precyzyjnie nazwane interesy układających się stron, a nie pomieszczone w konstytucji frazesy o władzy ludu. Za takim odczytywaniem minionych kart naszej najnowszej historii przemawia przypuszczenie, że dopóki nie zmieni się zasadniczo sytuacja międzynarodowa lub też nie dojdzie do niewyobrażalnych dziś zmian w ZSRR fco zresztą na jedno wychodzi), dopóty Polacy, a także rządzący Polską komuniści, będą zmuszeni rozstrzygać swe

j konflikty metodą kompromisów" (tamże, s. 83).

Michnik, jak mało kto, myślał kategoriami politycz-

I nymi. Jego teksty, nawet jeśli nie wywoływały dyskusji,

151

otwierały nowe horyzonty. Były oczywiście czytane przez partyjnych i esbeckich analityków. Jest rzeczą zadziwiając^ ze tektury te nie wpływały na zakodowaną w świadom0^ partyjnej ocenę ich autora, jako przedstawiciela solidarnościowej ekstremy. Można jeszcze zrozumieć, ze było tak w oficjalnej propagandzie, która wykreowała pewien symbol i niechętnie się z nim rozstawała. Jed-nakie w najtajniejszych analizach, przeznaczonych dla najVVyższych dostojników, ów mit fanatyka i anarchisty podtrzymywano.

jvlichnik nie odsiedział trzyletniego wyroku. Amnestia 1986 r- otworzyć bramy więzień, w których nigdy już nie mieli się znaleźć więźniowie niekryminalni, tym bowiem terminem określano więźniów politycznych.

yj 1988 r. w wystąpieniu na czerwcowym posiedzeniu plenarnym KC PZPR gen. Jaruzełski wprowadził pojęcie opozycji konstruktywnej, którą należy pozyskiwać dla wspólnych działań. To zróżnicowanie opozycji, do tej pory traktowanej z jednakową wrogością, otwierało możliwość rozmów. Rzecz tylko w tym, że ani Michnik, ani Kuroń ^ zostali zaliczeni do opozycji konstruktywnej.

W rozmowach przygotowawczych do Okrągłego Stołu obaj byli początkowo przez stronę solidarnościową trzymani w cieniu, by nie denerwować władz. Michnik był w tym czasie doradcą Wałęsy, cieszącym się jego całkowitym zaufaniem. Był rzecznikiem rozmów z władzami i szuka-nia uczciwego kompromisu. W czasie inauguracyjnego posiedzenia Komitetu Obywatelskiego (18 grudnia 1988 r.) mówił: "I teraz, myśląc o przyszłości, trzeba myśleć w kategoriach kompromisu. I trzeba myśleć w kategoriach polski dla wszystkich. Polski, w której będzie także miej-sce dla znacznej części obecnego aparatu władzy i administracji"- Wtórował mu Kuroń: "z tą władzą można się porozumieć także na takim oto gruncie, że ona ustępuje wobec nacisku społecznego, wobec różnego rodzaju konieczności i różnych układów ich wewnętrznej gry. I z taką sytuacja najprawdopodobniej będziemy mieli do czynie-nia" (Andrzej Garlicki, dz. cyt., s. 196-197).

152

I

27. Adam Michnik z Jackiem Kuroniem, Tadeuszem Mazowieckim, Czesławem Kiszczakiem i Lechem Wałęsą, 6 lutego 1989

Niemal do ostatniej chwili władze zgłaszały sprzeciw wobec udziału Michnika i Kuronia w obradach Okrągłego Stołu. Im bliżej inauguracji, tym bardziej sprzeciwy te łagodniały. Zdano sobie bowiem sprawę, że tych dwóch polityków nie uda się wyeliminować z procesu porozumienia. Znaleźli się więc w składzie delegacji, wkraczającej na czele z Lechem Wałęsą 6 lutego 1989 r. do Pałacu Namiestnikowskiego. Michnik wspomina, że usiłował uniknąć przywitania się z Kiszczakiem, co mu się jednak nie udało. Wymienili więc uścisk dłoni. W czasie kolacji, na którą Kiszczak zaprosił uczestników inauguracyjnego posiedzenia, przy jego stoliku znaleźli się Wałęsa, Kuroń, Michnik i Mazowiecki. Gen. Kiszczak był mistrzem w przełamywaniu lodów.

Gdy po pierwszych tygodniach obrad okazało się, że konieczne są poufne negocjacje, bo w przeciwnym razie

153

prace stolików i podstolików ciągnąć się będą w nieskończoność, Michnik i Kuroń znaleźli się w nielicznej grupie reprezentantów strony solidarnościowej. Brali udział zarówno w spotkaniach w wąskim kręgu w Pałacu Namiestnikowskim, jak i w dwóch spotkaniach w Magdalence, w których uczestniczyli Wałęsa i Kiszczak.

Jednym z rezultatów Okrągłego Stołu była zgoda władz na utworzenie przez "Solidarność" gazety codziennej i reaktywowanie "Tygodnika Solidarność", którego redakcję objął Tadeusz Mazowiecki. Natomiast utworzenie dziennika Wałęsa powierzył Michnikowi. Pierwszy numer "Gazety Wyborczej" ukazał się w nakładzie 150 tys. egzemplarzy w poniedziałek 8 maja 1989 r, niecały miesiąc przed rozpisanymi wyborami do Sejmu i Senatu.

"Gazeta Wyborcza" miała w winiecie hasło "Nie ma wolności bez Solidarności" przy czym słowo "Solidarność" napisane było tzw. solidarycą. Trzon redakcji stanowił zespół wydawanego w podziemiu "Tygodnika Mazowsze". Redaktorem naczelnym został Adam Michnik.

Wystartował też z listy "Solidarności" w wyborach czerwcowych. Zdobył mandat poselski w okręgu bytomskim, uzyskując 70% ważnie oddanych głosów. Miał za przeciwnika znanego na Śląsku działacza opozycyjnego Kazimierza Świtonia, którego drogi z Wałęsą już wówczas się rozeszły.

"Gazeta Wyborcza", utworzona w imponującym tempie, z tygodnia na tydzień zwiększała nakład. Zaczynała od 150 tys. egzemplarzy, a po miesiącu nakład był już trzykrotnie większy. Dziennik zdobył silną pozycję na rynku i zaufanie czytelników. To oczywiście wzmacniało pozycję polityczną Michnika.

Do otwartego konfliktu z Wałęsą doszło w czerwcu 1990 r., choć już od wielu miesięcy pogarszały się stosunki między Michnikiem a Wałęsą. 1 czerwca Wałęsa wystosował do Henryka Wuj ca list, w którym odwołał go ze stanowiska sekretarza Komitetu Obywatelskiego. Wujec nie zgodził się z tą decyzją, uważał bowiem, że odwołać może go jedynie Komitet Obywatelski, który

154

28. Czesław Kiszczak i Adam Michnik, Magdalenka, 7 marca 1989

go wybrał. Wałęsa zadepeszował: "Czuj się odwołany".

Podobna próba podjęta wobec Michnika i "Gazety Wyborczej" skończyła się niepowodzeniem. Na pismo Wałęsy, odwołujące go ze stanowiska redaktora naczelnego, Michnik podał się do dymisji, której kolegium "Gazety Wyborczej" nie przyjęło. Nie był to tylko gest. Adam Michnik uzyskiwał w ten sposób legitymizację, tym razem nie z rąk Wałęsy, lecz współpracowników. Wałęsa, a w każdym razie jego ówcześni doradcy, musieli zdawać sobie sprawę, że nie mają żadnych szans na zdymisjonowanie Michnika, bo wydawcą "Gazety Wyborczej" była nie "Solidarność", lecz utworzona w tym właśnie celu, całkowicie niezależna, spółka "Agora".

Wałęsa zażądał też, aby "Gazeta Wyborcza" zaprzestała używania znaku graficznego "Solidarności". Tą sprawą zajmowała się Komisję Krajową NSZZ "Solidarność", która 5 września 1990 r. podjęła uchwałę o odebraniu "Gazecie Wyborczej" znaku graficznego związku.

Następnego dnia, 6 września, "Gazeta Wyborcza" ukazała się bez hasła "Nie ma wolności bez Solidarności".

155

W komentarzu redakcyjnym napisano min.: "Nadchodzi czas ważnych rozstrzygnięć dla Polski. Czas, w którym na ciężką próbę zostanie wystawiona kultura polskiego życia politycznego. Nie chcemy, by ofiarą braku tej kultury stał się symbol "Solidarności"".

Emocjonalna reakcja zespołu "Gazety Wyborczej" była całkowicie zrozumiała. "Wojna na górze" przynieść miała jeszcze boleśniejsze rozczarowania. Można wszakże powiedzieć, że decyzja Wałęsy, oczywiście wbrew jego intencjom, przysłużyła się "Gazecie Wyborczej", pozwalając jej wyzwolić się z coraz bardziej uciskającego gorsetu zależności od związku.

W Sejmie kontraktowym Michnik należał do trzech komisji: zagranicznej, konstytucyjnej i środków masowego przekazu. W następnych wyborach nie kandydował, uważając, że sprawowanie mandatu ogranicza jego niezależność polityczną. Z podobnych motywów, tym razem dotyczących niezależności dziennikarskiej, zrezygnował z należnego mu pakietu akcji "Agory", gdy spółka wchodziła na giełdę. Ten pakiet był wówczas wart ponad 100 min złotych, czyli ok. 25 min dolarów.

"Nie znaczy to wcale - pisał w poświęconym mu szkicu Jan Skórzyński - by stał się neutralnym obserwatorem. Zarówno on sam, jak i jego "Gazeta", która osiągnęła pozycję największego dziennika w Polsce, angażują się otwarcie w polityczne spory, wspierając najczęściej Unię Wolności. Michnik nie zmienił też swego krytycznego stosunku do Lecha Wałęsy. Często atakuje ugrupowania prawicowe, widząc w nich groźbę dla demokracji. Łaskawszym okiem spogląda na lewicę. Jednym z głównych wątków jego publicystyki jest zwalczanie postulatów lustracji i dekomunizacji. Wzywa do pojednania ludzi dawnej opozycji z tak zwanymi reformatorami z PZPR. Sam zrobił wiele, by z dawnych komunistów zdjąć odium niechęci, afiszując się z przyjaźnią dla Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, dla Aleksandra Kwa-śniewskiego i Włodzimierza Cimoszewicza. Przed wyborami prezydenckimi w 1995 r. był gorącym zwolennikiem

156

kandydatury Jacka Kuronia, jako polityka, który mógłby zniwelować podziały pomiędzy obozem "Solidarności" a postkomunistami" [Rodem z Solidarności..., s. 177).

Jest w tym tekście cień niechęci do ideowych wyborów Michnika. Publicyści i politycy, wywodzący się z solidarnościowej prawicy, nie są tak eleganccy i nie przebierają w słowach, atakując Michnika. Bardzo często czynią to ci, którzy milczeli, gdy odwaga głoszenia poglądów sprzecznych z oficjalnymi miała wymierną cenę więzienia.

Adam Michnik jest wyrafinowanym intelektualistą o imponującej erudycji. Jego eseje nie tracą wartości mimo upływającego czasu. Wspomniana już książka Kościół, lewica, dialog otworzyła szansę współdziałania lewicy laickiej ze środowiskami katolickimi. Książka Z dziejów honoru w Polsce (wypisy więzienne), której pierwsze wydanie ukazało się w 1985 rv poświęcona jest dylematom moralnym.

Jest też, co jest rzadką cechą wyrafinowanych intelektualistów, zwierzęciem politycznym. Ma politykę we krwi, myśli w kategoriach politycznych - nie interesu politycznego, nie doraźnych korzyści politycznych swoich czy grupy - ale w perspektywie strategicznej.

Nie ukrywa emocji, czego byliśmy świadkami, gdy zeznawał w sprawie Lwa Rywina przed sejmową komisją śledczą.

Adam Michnik jest jedną z najbardziej wpływowych postaci III Rzeczypospolitej. I to niezależnie od tego, jaki obóz polityczny jest aktualnie u władzy. Wszyscy muszą się liczyć z jego opiniami.

JACEK KURON

Urodzony w 1934 r. we Lwowie w rodzinie inteligenckiej, związanej z tradycją Polskiej Partii Socjalistycznej. Do szkół, nie jednej, bo wyrzucano go za niesubordynację, uczęszczał na warszawskim Żoliborzu. Był aktywi-

157

stą Związku Młodzieży Polskiej, zafascynowanym ideologią marksistowską w jej najprostszej postaci.

Po maturze nie poszedł na studia, które uważał za stratę czasu, lecz dostał się na etat do Zarządu Stołecznego ZMP. Chodził wówczas w skórzanej kurtce, palił niezliczone ilości papierosów, uwielbiał dyskutować z każdym, kto się nawinął, pozował na prawdziwego rewolucjonistę. Wstąpił do PZPR i chciał zbawiać świat. Ale w 1953 r., w najciemniejszą, noc stalinizmu, aparat władzy nie potrzebował rewolucjonistów, lecz sumiennych wykonawców odgórnych dyrektyw. Flirt młodego Kuronia zakończył się odrzuceniem przez aparat władzy. Kuroń zaczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Warszawie. Była to uczelnia marna pod względem naukowym, kompensująca te braki wysokim natężeniem ideowości - demonstrowanej, choć często nieszczerej. Słowo "kolektyw" odmieniano w niej we wszystkich przypadkach, zebrania, na których dokonywano samokrytyk, trwały godzinami, co pewien czas odbywały się także zabawy, na których z entuzjazmem tańczono oberki, polki i kujawiaki, a także z rzadka tanga, walce i slow-foxy. Wyuzdane tańce amerykańskie były oczywiście nie do pomyślenia.

W 1955 r., na fali odwilży, warszawską PWSP rozwiązano. Studenci mogli wybrać pomiędzy PWSP w Krakowie a Uniwersytetem Warszawskim. Kuroń wybrał Warszawę. Trafił na gorący okres przedpaździernikowy. Studenci i pracownicy UW byli rozpolitykowani, z wypiekami czytano nowe "Po prostu", pojawiały się najróżniejsze inicjatywy kulturalne. W swoich licznych wypowiedziach wspomnieniowych Jacek Kuroń mistyfikuje te czasy i swoją w nich rolę. Jeszcze nie był trybunem ludowym. Bardziej znany był np. Krzysztof Pomian, który prowadził w październikowych dniach 1956 r. wiece na Politechnice Warszawskiej, mistrzowsko panując nad tysiącami zgromadzonych w auli i na krużgankach. Albo Karol Modzelewski, który udał się do FSO Żerań z misją nawiązania kontaktów pomiędzy studentami i ro-

158

botnikami. Ale niewątpliwie ze wszystkich osób, działających wówczas w kręgu Zarządu Uczelnianego ZMP, właśnie Kuroń całe życie poświęcił polityce.

Nic w tym czasie tego nie zapowiadało. Przeciwnie, złe doświadczenia z czasów, gdy był młodzieżowym aparatczykiem, raczej powinny go impregnować na polityczne pokusy. Ale nie impregnowały. Domeną jego działań w tym czasie było harcerstwo. Był twórcą drużyn walterow-skich i w tej dziedzinie jego biblią był Poemat pedagogiczny Makarenki, którym się wówczas zaczytywał. Miał niewątpliwy talent dydaktyczny i potrafił zauroczyć młodszych od siebie o kilka czy kilkanaście lat harcerzy. Wówczas to spotkał się z młodszym od niego o 12 lat Adamem Michnikiem. Kuroń był już dorosły, Michnik dzieckiem.

Po studiach Kuroń został etatowym pracownikiem Kwatery Głównej ZHP. Nie zaaklimatyzował się tam, bo Makarenkowskie wzorce całkowicie nie pasowały do tradycji harcerskich. Kuroń rozstał się więc z harcerskim etatem i zatrudnił jako nauczyciel historii w renomowanym liceum plastycznym. I tu długo miejsca nie zagrzał, bo bardziej interesowało go, aby uczniów wychowywać, niż aby ich nauczać. Postanowił więc zrobić doktorat z pedagogiki na Uniwersytecie Warszawskim.

Powracał na Uniwersytet w okresie kolejnego ożywienia na uczelni życia politycznego. Działał tu, założony przez Karola Modzelewskiego przy aprobacie władz uniwersyteckich, studencki klub dyskusyjny. Gromadził m.in. dawnych walterowców. Był wśród nich Adam Michnik.

Władze przyglądały się klubowi z narastającą nieufnością, słusznie oceniając, że jest on wylęgarnią postaw rewizjonistycznych. W 1963 r. zakazano działalności klubu. Grupa najaktywniejszych, przede wszystkim dawnych walterowców, spotykała się nadal, już w prywatnych mieszkaniach. Kuroń i Modzelewski podjęli się przygotowania broszury programowej, którą zamierzano kolportować wśród robotników i studentów. Gdy była już prawie gotowa, w nocy z 14 na 15 listopada 1964 r. władze bezpieczeństwa skonfiskowały opracowanie.

159

Kuronia i Modzelewskiego usunięto z PZPR i z pracy na Uniwersytecie. "Sprawę Kuronia i Modzelewskiego -pisze Andrzej Friszke - omawiano na wielu zebraniach wydziałowych partii, próbując wywołać atmosferę potępienia. Przebieg tych zebrań, gdzie dyskutowano tekst, którego nikt nie czytał, skłonił Kuronia i Modzelewskiego do odtworzenia elaboratu w formie "Listu otwartego do członków PZPR". Przeprowadzili w nim analizę systemu politycznego i ekonomicznego PRL według kategorii marksistowskich. Doszli do wniosku, że państwo jest zawłaszczone przez centralną biurokrację polityczną, która wyzyskuje klasę robotniczą i inne warstwy. Przewidywali, że usunięcie panowania tej pasożytniczej klasy dokona się na drodze rewolucji. Przyszły porządek polityczny miał mieć kształt demokracji robotniczej, zorganizowanej w system rad. Od pierwotnych form ustroju komunistycznego program Kuronia i Modzelewskiego różnił się między innymi tym, że zakładał istnienie wielu partii robotniczych, wolnych związków zawodowych, wolność strajku" {Rodem z Solidarności..., s. 181).

"List" przekazali do komitetów uczelnianych PZPR i ZMS 19 marca 1965 r., a pewną liczbę egzemplarzy rozkolportowano na Uniwersytecie. Michnik był jednym z kolporterów.

Gdy obecnie, z perspektywy prawie czterech dziesięcioleci, czyta się ten tekst, to rzuca się w oczy powierzchowność analizy i naiwność wniosków. Sami zresztą autorzy "Listu" czytają go nie bez zdziwienia. W ich życiorysach odegrał on jednak rolę przełomową.

Zostali aresztowani. W lipcu 1965 r. wytoczono im proces, zakończony wysokimi wyrokami (Modzelewski - 3,5 roku, Kuroń - 3 lata). Z więzienia wyszli po dwóch latach. Nie na długo jednak. Zostali ponownie aresztowani w związku z tzw. wydarzeniami marcowymi. W styczniu 1969 r. obaj otrzymali wyroki po 3,5 roku więzienia. Wyszli na wolność we wrześniu 1971 r., w rezultacie starań nestora polskich ekonomistów, profesora Edwarda Lipińskiego u Edwarda Gierka.

160

"W następnych latach - stwierdzają autorzy biogramu Kuronia - dokonywał weryfikacji swoich przekonań. Szukał systemu wartości i poglądów, które umożliwiłyby pogodzenie najważniejszych wartości lewicowych z etycznym przesłaniem chrześcijaństwa i perspektywą tworzenia demokratycznego, pluralistycznego społeczeństwa. W najpełniejszej formie swoje poglądy wyłożył w broszurze "Zasady ideowe" (Nowa, 1977), gdzie jako wartości podstawowe deklarował dobro osoby ludzkiej, rozumiane jako suwerenność jednostki, oraz twórcze działanie człowieka w społecznym środowisku. Opowiadał się za demokracją parlamentarną oraz suwerennością państwa, ale zwracał uwagę na groźbę zdominowania jednostek przez państwo (także demokratyczne)" [Opozycja w PRL..., s. 202).

Kuroń nie miał jednak głębi intelektualnej i erudycji Adama Michnika, a również jego talentu literackiego. Teksty Kuronia, czytane po latach, nie inspirują, są już tylko świadectwem czasu.

Zaangażował się w akcję protestów przeciwko projektowanym zmianom konstytucji. Wspólnie z Jakubem Karpińskim i Janem Olszewskim przygotował list do Sejmu (tzw. list 59 z grudnia 1975 r.), zawierający protest w tej sprawie, określający równocześnie cele opozycji: pięcioprzymiotnikowe wybory do Sejmu, wolność sumienia i praktyk religijnych, prawo do strajku i niezależnych związków zawodowych, wolność nauki i zniesienie cenzury prewencyjnej.

Gdy kilka miesięcy później, w czerwcu 1976 r, wybuchły w Ursusie i Radomiu brutalnie stłumione protesty robotnicze przeciwko podwyżkom cen, podpisał list 14 intelektualistów, solidaryzujących się z robotnikami. W lipcu napisał list otwarty do Enrico Berlinguera, przywódcy Włoskiej Partii Komunistycznej, w sprawie represji, stosowanych wobec uczestników wystąpień w Radomiu i Ursusie. List wywołał wściekłość władz, a do Kuronia przylgnęła etykietka eurokomunisty.

17 lipca 1976 r. rozpoczął się w Warszawie pierwszy

11 -Rycerze...

161

proces uczestników wydarzeń w Ursusie. "Korytarze budynku Sądu Wojewódzkiego na Lesznie - wspominał Jan Józef Lipski - przedstawiały tego dnia niecodzienny widok. Kordony milicji odcięły część korytarza, przy której mieściła się sala rozpraw robotników z Ursusa. Nawet odczytanie wokandy sądowej, wywieszonej na drzwiach, było niemożliwe, co oburzało i złościło korespondentów zagranicznych. Łatwo było wśród zebranej od rana publiczności rozpoznać nielicznych robotników i rodziny sądzonych - podobnie jak raczej nie budzili wątpliwości co do swej profesji znacznie liczniejsi cywilni agenci Służby Bezpieczeństwa, a wśród nich starzy znajomi. Zjawiło się też mniej więcej kilkanaście osób ze środowisk opozycyjnych, między nimi Jacek Kuroń, który otrzymał w pierwszych dniach lipca karne wezwanie do wojska, ale wciąż jeszcze walczył przy pomocy świadectw lekarskich o pozostanie w cywilu; Antoni Macierewicz z grupą swych przyjaciół z harcerstwa; Jan Józef Lipski, który dzięki swej współpracy od 1968 roku z charytatywnymi instytucjami kościelnymi rozporządzał tego dnia nieznaczną, jak na potrzeby ogólne, ale liczącą się na pierwsze dni, sumą pieniędzy z tego właśnie źródła, i inni" (Jan J. Lipski, dz. cyt., s. 44).

Tego dnia nawiązano także - co nie było łatwe - pierwsze kontakty z rodzinami represjonowanych. W tym też czasie zrodziła się idea utworzenia organizacji, która przyjmie nazwę Komitet Obrony Robotników. Miała to być organizacja apolityczna, której członkowie mieliby wspólną płaszczyznę wartości etycznych. Miała działać jawnie, podając nazwiska, adresy i telefony członków. Wreszcie, i to było novum, miała to być organizacja legalna, przy czym powoływano się na wciąż obowiązującą ustawę przedwojenną. Tę interpretację prawną podsunął mecenas Jan Olszewski, który brał czynny udział w przygotowaniach do utworzenia KOR-u, ale nie został jego członkiem, bo mogłoby to ograniczyć jego możliwości występowania przed sądem w obronie represjonowanych. Na ogół przyjmuje się, że KOR powstał 23 września,

162

czyli w dniu wysłania przez Jerzego Andrzejewskiego listu do marszałka Sejmu, w którym informował o powstaniu KOR-u. Można też przyjąć datę 4 września 1976 r., gdy w mieszkaniu prof. Edwarda Lipińskiego dyskutowano o powołaniu Komitetu. Pierwszymi członkami KOR-u zostali: Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieją i Wojciech Ziembiński. Kilka dni później przyłączyła się znakomita aktorka, Halina Mikołaj ska, w październiku - Mirosław Chojecki, Emil Morgiewicz i Wacław Zawadzki, w listopadzie - Bogdan Borusewicz i Józef Śreniowski, w styczniu 1977 r. - Anka Kowalska, Janusz Onyszkiewicz i Stefan Kaczorowski, w maju -Adam Michnik. KOR stanowił niezwykłe połączenie harmonijnie współdziałających ze sobą ludzi różnego wieku. Z jednej strony, jak ich nazywano, "starsi państwo", czyli osoby, które zaczynały działalność w okresie międzywojennym, z drugiej młodzież, której dzieciństwo przypadało na lata Polski Ludowej.

KOR organizował pomoc dla represjonowanych oraz informował Zachód o represjach. Jan Józef Lipski, pisząc o założycielach KOR, tak scharakteryzował Kuronia: "Odegrał w KOR-ze szczególnie znaczącą rolę jako niezwykle dynamiczny i pomysłowy działacz, utalentowany strateg i taktyk, skupiający wokół siebie w sposób naturalny współpracowników. Uczestnicząc w założeniu KOR-u, był już po dwóch procesach politycznych i po prawie 6 latach więzienia. Budzi w jednych gorącą przyjaźń i zaufanie, w innych ostrą niechęć, a często nienawiść" (tamże, s. 49).

Słowa te były pisane w 1983 r. i autor nie mógł przewidzieć, że za niecałe 10 lat Kuroń będzie przewodzić w rankingach zaufania do polityków.

KOR był różnie przyjmowany. Dla jednych symbolizował to, co w polskiej tradycji najlepsze - odwagę i gotowość pomocy słabym, inni, szczególnie działacze pra-

163

29. Jacek Kuroń, 1989

wicowych środowisk opozycyjnych, okazywali mu wrogość z powodu udziału w nim ludzi pochodzenia żydowskiego, wyznających kiedyś ideologię komunistyczną.

Po powrocie z karnego przeszkolenia wojskowego Kuroń zaangażował się bez reszty w działalność KOR-u. Jego mieszkanie stało się swoistą centralą informacyjną. Telefon był wiecznie zajęty, bo albo telefonowano gdzieś z Polski z wiadomością o kolejnych represjach władzy, albo zagraniczni korespondenci szukali potwierdzenia uzyskanych informacji. Władze nie wyłączały telefonu, bo podsłuch przynosił im wymierne korzyści. Kuroń, który borykał się z kłopotami finansowymi, nie płacił rachunków telefonicznych, gdyż słusznie zakładał, że decyzje w sprawie jego telefonu zapadają w bezpiece.

KOR wspierany był w swych działaniach przez poszerzające się grono współpracowników. Jeden z nich, student Stanisław Pyjas z Krakowa zginął w tajemniczych,

164

do dziś niewyjaśnionych okolicznościach. Ciało znaleziono 7 maja 1977 r. i uznano, że tę zbrodnię popełniła milicja lub Służba Bezpieczeństwa.

Krakowscy współpracownicy KOR-u postanowili ogłosić na dzień 15 maja publiczną żałobę. W tym czasie odbywały się tradycyjne juvenalia i właśnie podczas nich postanowiono zorganizować marsz żałobny. Przekroczył on oczekiwania organizatorów. W porannej mszy żałobnej wzięło udział ok. 5 tys. osób. Wielki pochód przeszedł też wieczorem od domu przy ul. Szewskiej, gdzie mieszkał Pyjas, pod Wawel. Tam proklamowano powstanie Studenckiego Komitetu Solidarności w Krakowie.

Kuroń, który wraz z innymi osobami jechał do Krakowa, został po drodze zatrzymany. Tym razem było to coś więcej niż zwykłe działanie nękające. Kuroń należał do jedenastu członków i współpracowników KOR osadzonych w areszcie, którym prokuratura przedstawiła zarzut. Na ławie oskarżonych mieli zasiąść: Wojciech Arkuszewski, Seweryn Blumsztajn, Mirosław Chojecki, Jacek Kuroń, Jan Józef Lipski, Jan Lityński, Antoni Ma-cierewicz, Adam Michnik, Piotr Naimski, Hanna i Wojciech Ostrowscy.

Aresztowania wywołały zaskakująco szeroką falę protestów. Poza intelektualistami, których najłatwiej było namówić na złożenie podpisu, protesty podpisywali studenci, a również górnicy z kopalni "Gliwice" [97 podpisów) oraz mieszkańcy z parafii Zbrosza Duża koło Grójca (349 podpisów), którzy nieraz jeszcze zdenerwują władze. Również za granicą, co było dla władz szczególnie kłopotliwe, wzniosła się fala protestów.

25 maja rozpoczęła się w kościele św. Marcina w Warszawie tygodniowa głodówka w obronie aresztowanych.

Władze zdały sobie sprawę z fatalnych reperkusji -krajowych i zagranicznych - kolejnego procesu politycz-nego. Postanowiono uciec się do stosowanej już metody ogłoszenia amnestii z okazji święta 22 lipca. W jej rezultacie zwolniono wszystkich skazanych robotników z Radomia i Ursusa, a w stosunku do aresztowanych człon-

165

30. Jacek Kuroń, Magdalenka, 7 marca 1989

ków i współpracowników KOR-u śledztwo umorzono.

26 marca 1977 r., pół roku po powstaniu KOR-u, Leszek Moczulski i Andrzej Czuma poinformowali dziennikarzy zagranicznych o powstaniu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO). Wśród sygnatariuszy deklaracji o powstaniu nowej organizacji znalazły się nazwiska niektórych członków KOR-u.

29 września 1977 r. w mieszkaniu prof. Lipińskiego odbyło się zebranie KOR-u, poświęcone min. przekształceniu KOR-u w Komitet Samoobrony Społecznej. Sprzeciw zgłosiło trzech uczestników zebrania (Stefan Kaczo-rowski i Wojciech Ziembiński, którzy podpisali deklarację założycielską ROPCiO, oraz Emil Morgiewicz od dawna związany z Andrzejem Czumą), którzy uważali, że KOR wypełnił swą misję, należy go więc rozwiązać, a zgromadzone fundusze przekazać ROPCiO.

Po dłuższej, dość dramatycznej dyskusji, ci trzej człon-

166

kowie KOR-u oświadczyli, że występują z Komitetu, i opuścili zebranie. Pozostali utworzyli KSS "KOR". W październiku przyjęto do KOR-u Konrada Bielińskiego, Seweryna Blumsztajna, Andrzeja Celińskiego, Leszka Kołakowskiego, Jana Lityńskiego, Zbigniewa Romaszew-skiego, Marię Wosiek i Henryka Wuj ca. Wszyscy oni byli współpracownikami KOR-u.

Pod auspicjami KSS "KOR" powstało pismo "Głos", którego redakcję objął Antoni Macierewicz. Wkrótce doszło do konfliktu w związku z odrzuceniem przez redakcję artykułu Michnika i w ramach KSS "KOR" powstała frakcja Macierewicza i Naimskiego.

W listopadzie 1977 r. ukazała się w "Biuletynie Informacyjnym" notatka o inicjatywie zorganizowania cyklu wykładów poza oficjalnymi instytucjami naukowymi, które odbywać się będą w mieszkaniach prywatnych w Warszawie i w innych miastach uniwersyteckich. Powstał Uniwersytet Latający, nawiązujący nazwą do tradycji z czasów zaborów.

Zapleczem dla Uniwersytetu Latającego stało się utworzone w styczniu 1978 r. Towarzystwo Kursów Naukowych. W obu tych inicjatywach Kuroń brał aktywny udział, prowadził wykłady pt. "Społeczeństwo a wychowanie". Korowcy byli przekonani, że poprzez tego typu inicjatywy można poszerzać płaszczyzny niezależności w panującym systemie totalitarnym. Nie była kwestią przypadku olbrzymia popularność w tych środowiskach książki Bohdana Cywińskiego Rodowody niepokornych.

Przyjęta przez KSS "KOR" strategia działania, w której wypracowaniu Kuroń odegrał dużą rolę, przyniosła efekty. Powstawały środowiska lokalne, powiązane podobnym systemem wartości, podejmujące różnorakie inicjatywy. Była to działalność pozytywistyczna, co czasem denerwowało pełną temperamentu młodzież opozycyjną, lecz jedyna możliwa w ówczesnych warunkach. Jej istotę dobrze oddawało rzucone przez Kuronia hasło: "Nie palcie komitetów, ale zakładajcie własne".

Władze szybko uświadomiły sobie zagrożenia, płyną-

167

ce z tych działań, i zareagowały brutalnie. Adama Mich-nika, jeżdżącego z wykładami po Polsce, wielokrotnie zatrzymywano na 48 godzin, a zdarzyły się i przypadki pobicia go. Uczestników spotkań zatrzymywano, w najlepszym razie legitymowano. Użyczających mieszkania karano wysokimi grzywnami.

W lipcu 1980 r., po wybuchu strajku w Lublinie, Ku-roń ponownie utworzył w swoim mieszkaniu centrum informacyjne. 18 sierpnia został zatrzymany, a dziesięć dni później wraz z kilkunastu innymi działaczami opozycji aresztowany. Po czterech dniach wszystkich zwolniono na mocy Porozumień Gdańskich. Kuroń udał się natychmiast do Gdańska, ale doradcy Wałęsy uznali, że jako działacza KOR-u nie należy go eksponować. KOR nie cieszył się też zaufaniem Kościoła, który wolał opozycjonistów wyraźnie deklarujących swoją katolickość. W styczniu 1981 r. Kuroń wszedł do Rady Programowo-Konsultacyjnej Ośrodka Prac Społeczno-Zawodowych przy Krajowej Komisji Porozumiewawczej "Solidarności". Ośrodek skupiał doradców i programował ich działania. Dla władz Kuroń był symbolem pełzającej kontrrewolucji, co nijak się miało do jego ówczesnej działalności, która polegała na gaszeniu spontanicznie wybuchających strajków i rozładowywaniu konfliktów. Na symbol kontrrewolucji Kuroń, wieloletni więzień polityczny, dobrze się wszakże nadawał i władze nie widziały powodu, by zmieniać zdanie.

Jesienią 1981 r. Kuroń był rzecznikiem porozumienia rząd-Kościół-,,Solidarność" i wyłonienia rządu narodowego. Był to wówczas pomysł utopijny. Podobnie jak głośny tekst, napisany już po internowaniu w Białołęce [Tezy o wyjściu z sytuacji bez wyjścia), w którym postulował strajk generalny na wiosnę 1982 r. W czerwcu 1986 r. wyjaśniał Janinie Jankowskiej, że hasło "zima wasza, wiosna nasza" uznał za hasło związku i przypuszczał, że "kierownictwo planuje uderzenie strajkiem generalnym i potrzebny jest ktoś, kto to powie i uzasadni". Należał do "jedenastki" działaczy "Solidarności" i

168

31. Bronisław Geremek i Jacek Kuroń, Magdalenka, 29 marca 1989

KOR-u, którym w czasie internowania postawiono zarzut przygotowań do obalenia ustroju.

W 1984 r. został uwolniony na mocy amnestii. W grudniu 1988 r. wszedł do Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność".

W rozmowach przygotowawczych do Okrągłego Stołu nie uczestniczył, bo władze nie zgadzały się na jego udział w przyszłych obradach. Z powodu nieustępliwości Wałęsy zmieniły zdanie. Gdy już w trakcie Okrągłego Stołu okazało się, że konieczne są poufne negocjacje, Kuroń brał udział we wszystkich spotkaniach.

W wyborach czerwcowych 1989 r. kandydował do Sejmu z listy Komitetu Obywatelskiego na warszawskim Żoliborzu. O ten sam mandat ubiegał się mecenas Siła--Nowicki, którego bez trudu pokonał. Gdy rozpadła się dotychczasowa koalicja rządowa i powstała możliwość powołania gabinetu z solidarnościowym premierem, Kuroń był jednym z trzech kandydatów Lecha Wałęsy.

W rządzie Mazowieckiego został ministrem pracy i polityki socjalnej, rozpinając parasol ochronny nad dra-

169

stycznymi reformami Balcerowicza. "Jest to wybitny polityk - napisał wówczas o Kuroniu Jerzy Urban - którego zgnojono, czyniąc go ministrem od bezrobocia i ubóstwa, wydzielając mu odpowiedzialność za ujemne skutki polityki rządu, w którym jest. Ma zgrzebną tekę i żadnego programu. Wykańczanie Kuronia obejmuje także wtorkowe gawędy telewizyjne. Wielki wiecowy mówca o dramatycznym chrapliwym głosie ględzi w roli dobrej cioci i przymila się do emerytów" [Alfabet Urbana..., s. 100).

Te wtorkowe dobranocki, rozdawanie za darmo zupy, zasiłki dla bezrobotnych, nazywane "kuroniówką", uczyniły z Jacka Kuronia polityka o niezwykłej wprost popularności. W rankingach polityków zajmował z reguły pierwsze lub jedno z pierwszych miejsc. Była to jednak popularność osobista, słabo przekładająca się na popularność polityczną, o czym Kuroń boleśnie przekonał się w 1995 r., gdy Unia Wolności zgłosiła go jako kandydata w wyborach prezydenckich. Autorzy tego pomysłu byli przekonani, że Kuroń ma szansę wejść do drugiej tury, jako kontrkandydat Wałęsy, a wówczas ma szansę wygrać z Wałęsą. Te przemyślne rachuby całkowicie się nie sprawdziły, gdyż do drugiej tury wszedł twórca SdRP Aleksander Kwaśniewski i w dodatku wygrał z Wałęsą.

Adam Michnik, który bardzo zdecydowanie popierał Kuronia, po zwycięstwie Kwaśniewskiego napisał w "Gazecie Wyborczej": "Demokratyczny werdykt wyborców musi być uszanowany. Także przez tych, którzy, wśród nich niżej podpisany - z niepokojem przyjmują chyba już pewne zwycięstwo lidera formacji postkomunistycznej. [...] Stało się coś istotnego i niedobrego zarazem. Górę wzięło zmęczenie Wałęsą, jego <¦ woj nami na górze", wymienianiem "zderzaków". Zmęczenie solidarnościową retoryką i klerykalną agresywnością. Lech Wałęsa straszył Polaków, choć obiecywał normalność. Aleksander Kwaśniewski był sprawny, normalny, profesjonalny. Ale jego wybór powoduje, że przyszłość staje się wielką niewiadomą" ("Gazeta Wyborcza" 20 listopada 1995).

Porażka w wyborach prezydenckich i pogarszający się

170

stan zdrowia powodowały powolne wycofywanie się Jacka Kuronia z życia politycznego. W wyborach sejmowych 2001 r. już nie kandydował. Kilka tygodni po ogłoszeniu wyników wyborów wystąpił z inicjatywą powołania ruchu społecznego pod nazwą Ruch Obywatelski Obrony Człowieka. Była to reakcja na klęskę wyborczą Unii Wolności, której nie udało się przekroczyć progu wyborczego. Inicjatywa nie spotkała się z zainteresowaniem. Pytany o Kuronia, Waldemar Kuczyński powiedział: "Jest dla mnie połączeniem Dantona i św. Franciszka z Asyżu. To znaczy: porwać masy, zrobić rewolucję, strzelić sobie kielicha i pójść do łóżka z ładną kobietą, a pieniądze rozdać biednym". Otóż Kuroń należy do, zanikającej niestety, kategorii tych, którzy nie dorobili się na polityce. Spędził w więzieniach łącznie 9 lat, a z 48-go-dzinnych zatrzymań zapewne jeszcze rok by się uzbierało. Był zawodowym politykiem i jedynym okresem, w którym miał stabilne zarobki, był czas sprawowania przezeń mandatu poselskiego (1989-2001). Gdy przeszedł na emeryturę, okazało się, że jest ona żenująco niska.

WŁADYSŁAW BAKA

Urodził się w 1936 r. w rodzinie robotniczej. Miał 19 lat, gdy wstąpił do PZPR. Był wówczas studentem ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim. Po ukończeniu studiów w 1958 r. pozostał na Uniwersytecie. Doktorat zrobił w 1966 r, habilitację pięć lat później. W 1977 r., w wieku 41 lat, został profesorem, co świadczyło o zdolnościach i pracowitości. Ale też i o dobrych koneksjach politycznych. W 1973 r. został zastępcą kierownika Wydziału Ekonomicznego KC PZPR. Była to bardzo wysoka funkcja jak na kogoś, kto miał zaledwie 37 lat, i nigdy dotąd nie pracował w aparacie partyjnym. Gierek, usuwając z aparatu partyjnego ludzi Gomułki, potrzebował młodych, kompetentnych, nieuwikłanych w system wzajemnych zależności lojalnych współpracowników.

171

32. Władysław Baka, Magdalenka, 3 kwietnia 1989

Baka miał te wszystkie cechy i dlatego utrzymał się na stanowisku do 1981 r., zmieniając w tym czasie Wydział Ekonomiczny na Wydział Planowania i Analiz Gospodarczych, wreszcie na Wydział Handlu i Finansów.

W lipcu 1981 r. gen. Jaruzelski powierzył mu w swoim gabinecie stanowisko pełnomocnika rządu do spraw reformy gospodarczej w randze ministra-członka Rady Ministrów i członka Prezydium Rządu. Gdy wchodził do rządu, był od września 1980 r. sekretarzem Komisji ds. Reformy Gospodarczej. W rządzie pozostawał do listopada 1985 r., gdy na stanowisko premiera powołano Zbigniewa Messnera. Baka nie miał złudzeń co do osoby premiera, załatwił więc sobie bezpieczne i wpływowe stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego.

W czerwcu 1988 r. - na tym samym posiedzeniu plenarnym KC - został wybrany na członka KC, członka Biura Politycznego i sekretarza KC. Był to jeden z tych

172

I

błyskawicznych awansów, które tak lubił gen. Jaruzelski, nie przejmując się pragmatyką służbową. Baka został w lipcu 1988 r. przewodniczącym Komisji Polityki Ekonomicznej, Reformy Gospodarczej i Samorządu Pracowniczego KC, co dawało mu olbrzymi wpływ na politykę gospodarczą rządu. Należał w kierownictwie partii do grupy reformatorów.

Nie uczestniczył w plenarnych posiedzeniach Okrągłego Stołu, ale odegrał dużą rolę w podejmowaniu decyzji, współprzewodnicząc (razem z prof. Trzeciakowskim) zespołowi do spraw gospodarki i polityki społecznej. Ten zespół bardzo się napracował, proponując założenia polityki gospodarczej. Większość z nich nie weszła w życie, bo odmienny był kierunek reform Balcerowicza.

Władysław Baka odegrał natomiast ważną rolę w poufnych negocjacjach w czasie Okrągłego Stołu. W wyborach 1989 r. kandydował z listy krajowej i przegrał.

16 czerwca, dwa dni przed drugą turą wyborów, na posiedzeniu Sekretariatu KC rozważano różne warianty tworzenia rządu. Baka uważał, że są cztery możliwości: "rząd koalicyjny, z którym opozycja współdziała (wariant optymalny); rząd według dawnego układu, co może nas w ciągu kilku miesięcy zmusić do nowych wyborów; rząd fachowców; rząd z premierem opozycji" [Ostatni rok władzy 1988-1989. Tajne dokumenty Biura Politycznego i Sekretańatu KC, Londyn 1994, s. 410). Przeciwko ostatniej możliwości zdecydowanie wypowiedzieli się Rakow-ski, Jaruzelski, Kołodziejczak, Michałek, Siwicki. Jedynie Czyrek nie odrzucił takiej możliwości w przyszłości. Sprawa miała być dyskutowana na posiedzeniu Biura Politycznego w dniu 22 czerwca, ale nie dysponujemy protokołem z tego posiedzenia.

Gen. Jaruzelski, już jako prezydent, proponował mu misję tworzenia rządu, lecz Baka odmówił. Ponownie został prezesem NBP. Pełnił tę funkcję do stycznia 1991 r. Wycofał się z działalności politycznej. Opublikował książkę U źródei wielkiej transformacji (Warszawa 1999, ss. 262).

173

JANUSZ REYKOWSKI

Urodził się w 1929 r. w rodzinie inteligenckiej. \y 1954 r. ukończył studia psychologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Był już wówczas od pięciu lat członkiem PZPR. Pracował na Uniwersytecie, uzyskując kolejne stopnie naukowe. W 1972 został profesorem nadzwyczajnym, a w 1979 r. - profesorem zwyczajnym. W 1983 r. wybrano go na członka korespondenta Polskiej Akademii Nauk. Wybitny uczony w dziedzinie psychologii, o wyrobionej pozycji międzynarodowej i lewicowych poglądach. Świetny analityk polityczny. W lecie 1981 r. utworzył niewielki zespół ekspertów, do którego należeli m.in. profesorowie Jan Baszkiewicz i Zdzisław Sadowski (późniejszy wicepremier w gabinecie Messne-ra), przygotowujący analizę sytuacji społeczno-politycznej. Zespół ten działał jeszcze po wprowadzeniu stanu wojennego.

W 1983 r. Reykowski wszedł do Komitetu Wykonawczego Rady Krajowej PRON. Nie znalazł się natomiast wśród zaproszonych przez gen. Jaruzelskiego do Belwederu w dniu 6 grudnia 1986 r., które to grono utworzyło Radę Konsultacyjną przy przewodniczącym Rady Państwa.

Na grudniowym plenum KC w 1988 r, gdy gen. Jaru-zelski pozbywał się z kierownictwa partii przeciwników legalizacji "Solidarności" i podzielenia się władzą z opozycją, Reykowski został członkiem Komitetu Centralnego i członkiem Biura Politycznego. Był to awans podobny do awansu Władysława Baki, różnił się wszakże tym, że Reykowski nie został sekretarzem KC. Samo członkostwo Biura Politycznego było zaszczytem, który nie dawał jednak realnej władzy. Tym bardziej że utarł się w tym czasie zwyczaj zapraszania na posiedzenia Biura Politycznego członków rządu, ekspertów, co sprawiało, że te wieloosobowe spotkania trwały godzinami. Władza realna była nie w gestii Biura Politycznego, lecz w Sekretariacie KC.

174

33. Janusz Reykowski i Bronisław Geremek, luty 1989

W zamierzeniu gen. Jaruzelskiego Reykowski miał wzmocnić intelektualnie grupę reformatorską w kierownictwie partii. Nadawał się też znakomicie do planowanych rozmów z opozycją, bo nie był uwikłany w przeszłość, a niektórych działaczy opozycji znał od dawna na gruncie towarzyskim, np. Bronisława Geremka - z żoli-borskich czasów szkolnych, gdy obydwaj byli aktywistami ZMP.

Reykowski był człowiekiem nowym w aparacie partyjnym, co stanowiło jego siłę i zarazem słabość. Siłę, bo nic nikomu, poza gen. Jaruzelskim, nie zawdzięczał, nie musiał spłacać żadnych długów politycznych, był niezależny. Słabością był brak orientacji w skomplikowanych

175

T

34. Czesław Kiszczak i Janusz Reykowski, Magdalenka, 29 marca 1989

zasadach funkcjonowania aparatu partyjnego, który bardzo nieufnie odnosił się do ludzi z zewnątrz.

Był uczestnikiem spotkania w Magdalence 27 stycznia 1989 r., na którym zapadały ostateczne decyzje przed posiedzeniem inauguracyjnym Okrągłego Stołu. Uczestniczył też w spotkaniach w Magdalence 2 i 27 marca, które miały na celu przyspieszenie prac Okrągłego Stołu. Współprzewodniczył, wraz z Bronisławem Gerem-kiem, zespołowi do spraw reform politycznych. Do tego zespołu przekazywano sprawy, których nie potrafiono rozwiązać w podzespołach, co powodowało, że stawał się on zespołem najważniejszym.

Reykowski był bardzo aktywny w poufnych rokowaniach, poprzedzających finalne posiedzenie Okrągłego Stołu, które odbywały się w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim. Jego wiedza i znajomość psychologii oraz umiejętność prowadzenia negocjacji bardzo się w tym czasie przydały.

W wyborach czerwcowych 1989 r. nie kandydował. Wspominał, że dwa dni po pierwszej turze wyborów, gdy

176

35. Bronisław Geremek, Janusz Reykowski, AdamMichnik, 1989

klęska obozu rządzącego była już oczywista, w gabinecie Czyrka znalazło się przypadkowo kilka osób, wśród nich Stanisław Ciosek i Andrzej Gdula. Zastanawiano się, co dalej, i wówczas Czyrek miał powiedzieć, że teraz chyba "Solidarność" musi wziąć odpowiedzialność za władzę. Rozważano, jakie to miałoby konsekwencje, ale rozmowa miała charakter towarzyski. Reykowski postanowił sprawdzić reakcję "Solidarności" na taką możliwość. Wkrótce po tym spotkaniu w czasie przyjęcia w Sejmie powiedział Michnikowi, że należy rozważyć możliwość utworzenia rządu z solidarnościowym premierem. Ta myśl bardzo się Michnikowi spodobała, uzyskał aprobatę Wałęsy i opublikował swój głośny artykuł Wasz prezydent, nasz premier.

Trochę tu jednak nie zgadza się chronologia. Rozmowa Reykowskiego z Michnikiem musiałaby się odbyć przed 9 czerwca, bo tego dnia, co jest dobrze poświadczone źródłowo, Michnik w czasie rozmowy z gen. Kisz-czakiem powiedział, że w układzie, gdy gen. Jaruzelski zostanie prezydentem, Rakowski - I sekretarzem PZPR,

12 - Rycerze...

177

premierem powinien zostać przedstawiciel "Solidarności" - Bronisław Geremek.

Reykowski pozostał członkiem Biura Politycznego do końca istnienia PZPR. Kierował Komisją Analiz i Prognoz Społeczno-Politycznych KC. Zachowane opracowania Komisji są na bardzo wysokim poziomie.

Po rozwiązaniu PZPR wycofał się z działalności politycznej. Założył Szkołę Wyższą Psychologii Społecznej, jedną z nielicznych niepublicznych szkół wyższych na wysokim poziomie. Czasami zabiera głos w sprawach politycznych, najczęściej na łamach "Gazety Wyborczej".

Aktorzy ról drugoplanowych

Podział na aktorów ról głównych i drugoplanowych jest oczywiście umowny. Nie jest żadną formą oceny. Należy pamiętać, że Amerykańska Akademia Filmowa przyznaje Oskary również w kategorii ról drugoplanowych i nie są to wyróżnienia drugiej kategorii.

ANDRZEJ WIELOWIEYSKI

Jest najlepszym dowodem na umowność wspomnianego wyżej podziału. W kilku sytuacjach jego działania miały duże znaczenie.

Urodził się w 1927 r. w Warszawie w rodzinie arystokratycznej. Otrzymał bardzo staranne wykształcenie, co oznaczało min. znajomość języków obcych. W 1947 r. ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Podjął pracę w Ministerstwie Skarbu, a później w Ministerstwie Finansów. W latach 1952-1955 pracował w Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, a od 1956 do 1961 r. w Miejskiej Komisji Planowania Gospodarczego w Warszawie. W 1961 r. został pracownikiem miesięcznika "Więź" i pozostawał nim przez 17 lat.

W latach 1972-1980 był sekretarzem warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Wcześniej uczestniczył w spotkaniach Klubu Krzywego Koła, skupiającego warszawską elitę intelektualną. Był uczestnikiem konwersatorium "Doświadczenie i Przyszłość", pomyślanego

179

jako forum spotkań inteligencji partyjnej i bezpartyjnej. DiP, powołany za zgodą kierownictwa partii w 1978 r., niemal od początku został uznany za wylęgarnię rewi-zjonizmu. Prominentnym członkom partii zakazano uczestnictwa w jego pracach.

W tym czasie Wielowieyski został doradcą Episkopatu Polski, co było funkcją nie tylko ważną, ale świadczącą o dobrych kontaktach z hierarchią kościelną.

W sierpniu 1980 r., wezwany przez Mazowieckiego do Gdańska, został przez prymasa Wyszyńskiego powołany do zespołu mediatorów. Był doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej, a po powstaniu NSZZ "Solidarność" - jego ekspertem. W 1981 r. Krajowa Komisja Porozumiewawcza powołała go na kierownika Ośrodka Prac Społeczno-Zawodowych, który skupiał ekspertów. W tym też czasie został członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej, którym był do 1985 r.

Od 1983 r. był doradcą Lecha Wałęsy, a od 1987 r. -doradcą Krajowej Komisji Wykonawczej, powołanej przez Wałęsę. Wszedł do Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność".

Miał dobre stosunki z Cioskiem i za jego pośrednictwem wysłał 30 marca 1987 r. list do gen. Jaruzelskiego. Stwierdzał, że "Jest bezwzględnie potrzebne wielkie otwarcie i ekonomiczne, i polityczne, które zresztą musi polegać na różnych poczynaniach równocześnie na kilku płaszczyznach".

Przeprowadził ciekawą analizę socjologiczną powojennego społeczeństwa polskiego. W punkcie startu było to społeczeństwo chłopskie z charakterystycznym dla chłopów priorytetem przetrwania. "Chłop - pisał Wielowieyski - od dziesiątków pokoleń nauczył się przetrwać: i nieurodzaj i głód na przednówku, zarazy, najazdy i ucisk. Jak go bito, chował głowę między ramiona i uchylał się, jak go opluwano - to się wytarł, byle przetrwać i zabezpieczyć się, oraz, jeśli się da, znów iść do przodu. Ta hipoteza dobrze tłumaczy względną łatwość zrealizowa-

180

36. Andrzej Wielowieyski, 1989

nia komunistycznej rewolucji i industrializacji w Polsce i u sąsiadów, mimo tylu cierpień, wyrzeczeń i poniewierki. Nie da się tego wyjaśnić wyłącznie sukcesem masowego wiejskiego awansu" (Andrzej Garlicki, dz. cyt, s. 52).

To się zmieniło, bo wyrosła nowoczesna klasa przemysłowa, która ma inny system wartości i inne aspiracje. Wielowieyski postulował odrzucenie zasady nomenklatury, czyli uniezależnienia gospodarki od aparatu partyjnego, likwidację ministerstw branżowych i pełną realizację wielosektorowości. Opowiadał się za pluralizmem związkowym w zakładach pracy.

Gen. Jaruzelski przekazał list Wielowieyskiego swojemu doradcy politycznemu Wiesławowi Górnickiemu, który wprawdzie sugerował odrzucenie wszystkich postulatów autora listu, ale o nim samym wyrażał się ciepło. "Andrzej Wielowieyski - pisał - jest jednym z doradców

181

b. "Solidarności", wobec którego żywię faktyczny respekt intelektualny, a zarazem jednym z dwóch (drugim jest dr Jan Strzelecki), których osobista uczciwość i czyste intencje wydają mi się poza dyskusją. Mogę mieć różne osobiste poglądy na temat hrabiów, zatroskanych o podmiotowość klasy robotniczej, w niczym jednak nie zmienia to faktu, że Wielowieyski nie jest Geremkiem czy Mazowieckim.

Andrzej Wielowieyski przed 12 laty [1975 r. - AG] opublikował nakładem katolickiego wydawnictwa jedną z naj świetniej szych książek europejskich Przed trzecim przyspieszeniem, sygnalizującą w sposób uderzająco trafny i precyzyjny problemy związane z rewolucją informatyczną, biotechnologią, inżynierią materiałową itp. Jego wykształcenie, wiedza ogólna, a chyba również odziedziczone geny (w rodzinie Wielowieyskich aż się roi od pisarzy i uczonych), czynią z tego człowieka interesującego i bardzo samodzielnego, jak na tę formację polityczną, partnera do dyskusji" (Archiwum Dokumentacji Historycznej PRL, materiały W. Gómickiego, GI/41).

Z ramienia Episkopatu Wielowieyski przygotowywał z przedstawicielami władz nowe przepisy o stowarzyszeniach, które miały stworzyć ramy dla pluralizmu politycznego. Ówczesna koncepcja kierownictwa partii zakładała znaczne zwiększenie swobód politycznych zamiast legalizacji "Solidarności".

Ciosek, z którym Wielowieyski miał dobre stosunki, starał się go zdezawuować w oczach Kościoła. 12 lipca 1988 r. powiedział ks. Orszulikowi, co ten oczywiście później zapisał, że "prof. Stelmachowski jest otwartym rozmówcą, uważnie wysłuchującym argumentów, ela-styczniejszym od p. Wielowieyskiego, który według niego [czyli Cioska - AG], myśli bardzo schematycznie i jest uparty" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 248). Ks. Or-szulik nie dał się jednak zniechęcić do Wielowieyskiego. W przygotowaniach do Okrągłego Stołu Wielowieyski odegrał istotną rolę. Blisko współpracował z Mazowieckim i Geremkiem. Razem z Geremkiem towarzyszył

182

I

Wałęsie w grudniu 1988 r. w podróży do Francji, która stała się politycznym sukcesem Wałęsy.

Uczestniczył w inauguracyjnym posiedzeniu Okrągłego Stołu. Następnie pracował w kierowanym przez Bakę i Trzeciakowskiego zespole do spraw gospodarki i polityki społecznej, zajmując się m.in. sprawą indeksacji płac. W tej kwestii "Solidarność" występowała z różnymi koncepcjami, przewidującymi wskaźnik indeksacji od 0,6 do 0,85 (znajdując wspólny język z rządem), podczas gdy OPZZ, demagogicznie występując jako obrońca mas pracowniczych, domagało się stuprocentowego wyrównywania wzrostu cen.

W wyborach czerwcowych 1989 r. kandydował do Senatu z województwa katowickiego. Wygrał, uzyskując 66,43% oddanych głosów. Został wicemarszałkiem Senatu i I wiceprzewodniczącym Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Stał się, innymi słowy, jednym z najbardziej wpływowych parlamentarzystów.

Był zwolennikiem wyboru gen. Jaruzelskiego na urząd prezydenta. Należał do siedmiu parlamentarzystów OKP, którzy świadomie oddali głosy nieważne, co umożliwiło wybór Jaruzelskiego. Wałęsa nigdy mu tego nie wybaczył. W czasie dramatycznego posiedzenia Komitetu Obywatelskiego, 24 czerwca 1990 r., gdy Wielowieyski, polemizując z Wałęsą, powoływał się na wyniki badań, usłyszał od rozwścieczonego Wałęsy: "stłucz pan termometr, a nie będziesz pan miał gorączki". Ta arogancja musiała być szczególnie przykra dla słynącego z dobrych manier Wielowieyskiego.

Został członkiem Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demokratyczna, a następnie Unii Demokratycznej, wreszcie - Unii Wolności (po jej połączeniu z Kongresem Li-beralno-Demokratycznym).

Po rozwiązaniu Sejmu kontraktowego kandydował na posła, zawsze skutecznie, do sejmów I, II i III kadencji. W wyborach w 2001 r. kandydował do Senatu i zdobył mandat. Został przewodniczącym Klubu "Blok Senat 2001".

183

W Sejmie i w Senacie był i jest bardzo aktywny w działaniach na rzecz przystąpienia Polski do NATO i Unii Europejskiej.

WITOLD TRZECIAKOWSKI

W Polsce Ludowej nie miał łatwego życia. Pochodzenie miał fatalne - kapitalistyczne. Ojciec był, jak dziś powiedzielibyśmy, przemysłowcem, ale wówczas nikt nie używał takich określeń. Był żołnierzem AK, ukończył podchorążówkę, w Powstaniu Warszawskim walczył w batalionie "Gustaw". Został odznaczony Krzyżem Walecznych. Miał wówczas 18 lat.

Po wojnie podjął studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, które ukończył, uzyskując magisterium w 1951 r. Jako były akowiec został w 1950 r. na krótko aresztowany. W czasie studiów prowadził założoną przez ojca fabrykę wyrobów metalowych w Szydłowcu, został wiceprezesem Stowarzyszenia Prywatnych Wytwórców Wyrobów Metalowych. Wszystko to się skończyło, gdy fabryka została znacjonalizowana.

Październik otworzył nowe perspektywy. W 1957 r. otrzymał roczne stypendium Forda i wyjechał na Uniwersytet Harvarda do Bostonu.

Po powrocie związał się z Instytutem Koniunktur i Cen Ministerstwa Handlu Zagranicznego, w którym doszedł do stanowiska dyrektora. Został odwołany, gdy jego syn ożenił się z Kanadyjką.

Zdobywał kolejne stopnie i tytuły naukowe (w 1960 doktorat, w 1971 - prof. nadzwyczajny, w 1978 r. - prof. zwyczajny). Od 1969 r. kierował Zakładem Handlu Zagranicznego na Uniwersytecie Łódzkim. Po wprowadzeniu stanu wojennego władze uniwersyteckie nie przedłużyły z nim umowy. Znalazł zatrudnienie jako kierownik Zakładu Makroanaliz w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Miał liczący się dorobek naukowy (ok. 150 publikacji, część tłumaczona na obce języki) i bywał za-

184

trudniany jako konsultant przez Europejską Komisję Gospodarczą ONZ.

Miał zawsze skłonność do działań społecznych. Po Październiku był członkiem Komitetu Pomocy Repatriantom ze Wschodu. W 1980 r. wstąpił do "Solidarności". Został doradcą Komisji Krajowej i współorganizatorem Społecznej Rady Gospodarki Narodowej. Stan wojenny zastał go w Wiedniu. Powrócił do kraju. Został członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej (1981-1984), a następnie przewodniczącym Kościelnego Komitetu Rolniczego i przewodniczącym Rady Nadzorczej Fundacji Wodnej. Te firmowane przez Kościół przedsięwzięcia wymagały dużych zdolności negocjacyjnych, bo władze, obawiając się umocnienia pozycji Kościoła na wsi, skutecznie je torpedowały.

Prof. Trzeciakowskiemu proponowano uczestnictwo w Radzie Konsultacyjnej, ale odmówił. Został natomiast członkiem Komitetu Obywatelskiego. Odmówił również Rakowskiemu, który zaproponował mu stanowisko wicepremiera. W tym czasie Trzeciakowski, któremu jeszcze trzy lata wcześniej systematycznie odmawiano paszportu, co nawet spowodowało oficjalną interwencję sekretarza Episkopatu, został zaliczony do opozycji konstruktywnej, oznaczało to akceptację przez władze.

W czasie Okrągłego Stołu wspólnie z Baką kierował zespołem do spraw gospodarki i polityki społecznej. Swoistym paradoksem było to, że Baka reprezentował poglądy liberalne, gdy Trzeciakowski bardziej socjaldemokratyczne. Dogadywali się jednak bez trudu.

W wyborach czerwcowych 1989 r. uzyskał mandat senatorski z województwa stołecznego. Wszedł do gabinetu Mazowieckiego jako minister-członek Rady Ministrów, przewodniczący Rady Ekonomicznej. Mazowiecki zaproponował Trzeciakowskiemu stanowisko wicepremiera gospodarczego, ale spotkał się z odmową i wówczas zwrócił się z tą propozycją do Balcero-wicza.

185

37. Witold Trzeciakowski, 1989

W latach dziewięćdziesiątych zajmował się działalnością naukową w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN oraz w Instytucie Koniunktur i Cen Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Był członkiem Unii Wolności. Nie odgrywał roli politycznej.

Witold Trzeciakowski zmarł w 2004 r.

ALFRED MIODOWICZ

Ma dziwną biografię. Urodził się w 1929 r. w rodzinie inteligenckiej. Został hutnikiem, czyli wybrał ciężką pracę fizyczną. Miał 19 lat, gdy wstąpił do ZMP. Czy należał wcześniej do ZWM lub OM TUR - nie wiadomo. Wedle Urbana był w latach 1951-1952 przewodniczącym Zarządu Wojewódzkiego ZMP w Krakowie {Alfabet Urbana..., s. 122). Informacja ta wydaje się jednak wątpliwa,

186

bo do PZPR wstąpił dopiero w 1959 r. Gdyby był pracownikiem aparatu zetempowskiego, musiałby to uczynić wcześniej. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych niczym się nie wyróżniał. Gdy w 1980 r. powstała "Solidarność" - wedle Urbana - wstąpił do niej. Nie stał się działaczem "Solidarności", mimo że miał wszelkie ku temu predyspozycje. Jest dobrym mówcą, inteligentnym demagogiem, ma talenty organizacyjne. Nie był entuzjastą wprowadzenia stanu wojennego, choć go poparł.

8 października 1982 r. Sejm uchwalił (przy 10 głosach przeciw i 9 wstrzymujących się) ustawę o związkach zawodowych, która likwidowała wszystkie dotychczasowe związki zawodowe, w tym oczywiście "Solidarność", i określała zasady, wedle których można było zakładać nowe związki.

Aparat partyjny z wielką energią przystąpił do tworzenia nowych związków. W ciągu ostatniego kwartału 1982 r. powstało ponad 20 tys. grup inicjujących. W następnych miesiącach rozwój był lawinowy. W połowie 1984 r. nowe związki liczyły już 3 min członków. O milion więcej niż PZPR.

Miodowicz od początku bardzo aktywnie włączył się w budowanie nowych związków i w ciągu kilku lat zrobił błyskotliwą karierę polityczną. Najpierw, jeszcze w połowie 1983 r., został przewodniczącym Komitetu Wykonawczego Federacji Hutniczych Związków Zawodowych. W grudniu tegoż roku powstało Kolegium Przewodniczących Ogólnokrajowych Organizacji Związkowych i jego przewodniczącym został Miodowicz.

24-25 listopada 1984 r. odbyło się w Kopalni Węgla Kamiennego "Szombierki" w Bytomiu Ogólnopolskie Spotkanie Związków Zawodowych, które już pierwszego dnia przekształciło się w Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ); jego przewodniczącym został Alfred Miodowicz. W ten sposób zakończył się proces tworzenia, jak nazywała je opozycja, neozwiąz-ków. Budowano je od dołu, bo dawało to lepszą nad nimi

187

kontrolę, chętnie przyjmując członków "Solidarności", którzy, pomimo bojkotu ogłoszonego przez podziemną "Solidarność", coraz szerszym strumieniem napływali do OPZZ.

W wyborach sejmowych 1985 r. Miodowicz uzyskał mandat poselski, co nie było niczym trudnym, bo zaaprobowani przez kierownictwo partii kandydaci nie mogli przegrać wyborów. Na pierwszym posiedzeniu Sejmu został wybrany na członka Rady Państwa, co oznaczało działanie pod bezpośrednim kierownictwem gen. Jaru-zelskiego. W lipcu 1986 r. na X Zjeździe PZPR został wybrany do Biura Politycznego. W Radzie Państwa zastąpił go wówczas kapitan żeglugi wielkiej, wiceprzewodniczący OPZZ Jerzy Uziębło.

Członkostwo Biura Politycznego było spełnieniem marzeń Miodowicza. Wprawdzie później mówił, że nie miał na nie ochoty, lecz nie mógł odmówić gen. Jaruzel-skiemu, ale można to włożyć między bajki. Gdyby naprawdę nie chciał, mógłby łatwo przekonać gen. Jaruzel-skiego, że "nowe" w związkach zawodowych polega m.in. na tym, że ich szef nie wchodzi do Biura Politycznego.

W listopadzie 1986 r. obradowało w Warszawie II Zgromadzenie OPZZ, które przekształciło się w Kongres. Miodowicz został ponownie wybrany na przewodniczącego OPZZ. Największą wagę przywiązywał do zwiększenia liczebności organizacji, osiągając niewątpliwy sukces. W 1988 r. OPZZ skupiało ok. 7 min członków. Dawało to Miodowiczowi silną pozycję w aparacie władzy, tym bardziej że cieszył się pełnym poparciem swoich kolegów z Komitetu Wykonawczego OPZZ. Budowano mu swoisty kult jednostki, czemu się nie przeciwstawiał.

OPZZ atakowało rząd Messnera za opóźnianie reform i nieudolne ich wprowadzanie, co było na rękę Jaruzel-skiemu, który spisał już Messnera na straty. Gdy jednak OPZZ zażądało dymisji rządu, Generał wyrażał zaniepokojenie, że tworzy się niebezpieczny precedens obalenia rządu przez związki zawodowe. Możliwość sterowania OPZZ przez kierownictwo partii wyraźnie jednak

188

słabła i w najbliższych miesiącach Jaruzelski boleśnie się o tym przekonał.

Miodowicz był przeciwnikiem idei Okrągłego Stołu, słusznie obawiając się, że przyniesie on legalizację "Solidarności", co może fatalnie odbić się na liczebności i pozycji OPZZ. Czarny scenariusz zakładał masowy przepływ członków ze struktur OPZZ do "Solidarności".

Rozmowa Kiszczaka z Wałęsą w dniu 31 sierpnia 1988 r. zaniepokoiła działaczy OPZZ. Podjęte w jej rezultacie wstępne negocjacje, o których Miodowicz, jako członek Biura Politycznego był informowany, utwierdziły ich w przekonaniu, że kierownictwo partii zamierza zdradzić OPZZ, że gotowe jest zawrzeć porozumienie polityczne z "Solidarnością" bez udziału OPZZ. W tej sytuacji Miodowicz postanowił przystąpić do gry wedle własnych reguł.

15 listopada 1988 r. na łamach "Trybuny Ludu" zaprosił Wałęsę do debaty telewizyjnej. Wałęsa natychmiast oświadczył, że zaproszenie przyjmuje. Pomysł takiej debaty telewizyjnej przedstawił w jednym z memoriałów zespół trzech (Ciosek, Pożoga, Urban) i zapewne dotarł on do Miodowicza. Publiczna inicjatywa Miodowicza została jak najgorzej przyjęta przez kierownictwo partii. W notatce, sporządzonej przez ks. Orszulika z rozmowy z Cioskiem w dniu 16 listopada, czytamy: "Inicjatywa dyskusji telewizyjnej Miodowicza z Wałęsą jest ostrzałem z boku", nie była wcześniej z nikim uzgadniana i będzie miała raczej charakter "show". Problemy kraju jednak pozostają i trzeba będzie szukać raczej rozwiązań gabinetowych" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 293). Trzy dni później, 19 listopada, w czasie rozmów w parafii wilanowskiej Ciosek powiedział, że "dzisiejszej nocy gen. Kiszczak zganił Miodowicza za tę inicjatywę i Miodowicz będzie musiał się z niej wycofać" (tamże, s. 309).

Jeszcze 28 listopada Ciosek wyrażał wobec ks. Orszulika wątpliwości, czy dojdzie do debaty telewizyjnej (tamże, s. 311). 30 listopada przed południem poinformował telefonicznie ks. Orszulika, że debata się odbędzie, że nie

189

38. Alfred Miodowicz i Lech Wałęsa podczas debaty telewizyjnej, 30 listopada 1988

będzie w niej wojny. "Sześć godzin - zanotował ks. Or-szulik - trwała w tej sprawie dyskusja w Biurze Politycznym. Miodowicz uzasadniał swoje racje tym, że w razie rezygnacji będzie oskarżony o tchórzostwo, może go to ośmieszyć w oczach członków OPZZ. Polecono mu, aby nie przemawiał agresywnie i nie kopał w "okrągły stół". Z naszej strony jest wiele obaw co do tej debaty - dodał Ciosek. - Wajda nie uzyska zgody na wejście do studia TV" (tamże).

Miodowicz obiecywał członkom Biura Politycznego, że zrobi z Wałęsy marmoladę. Nie zrobił. Był sparaliżowany decyzją Biura Politycznego, że ma nie być agresywny, i ostrzeżeniem Wałęsy, że jeśli będzie mu przerywał, to odczyta przygotowane oświadczenie i opuści studio.

Jaruzelski na posiedzeniu Sekretariatu KC 5 grudnia określił rozmowę jako nieszczęsną, ponieważ w odbiorze społecznym zmienił się wizerunek Wałęsy i zmieniło się podejście do "Solidarności". W podsumowaniu

190

dyskusji wielokrotnie wracał do tej sprawy. Mówił, że Miodowicz "pchał się w tę rozmowę jak ćma do ognia, ja myślałem, że go rozgromi, mając przecież to wszystko, i co się stało, co się dzieje?" {Ostatni rok władzy 1988-1989..., s. 196, 200). Mówił też, że gdy następnego dnia zatelefonował do Miodowicza, pytając, jak się czuje, "to powiedział: jestem bardzo zadowolony. Doradziłem, żeby obejrzał kasetę, żeby się zastanowił poważnie, twardo mówiłem o tym, ale widocznie takie było jego odczucie" (tamże, s. 202).

Miodowicz zdawał sobie doskonale sprawę, że w przeddzień Okrągłego Stołu kierownictwo partii nie może sobie pozwolić na poszukiwanie nowego przywódcy OPZZ. Był właściwie bezkarny. Mógł więc sobie pozwolić na niezwykłą demonstrację w czasie inauguracyjnego posiedzenia Okrągłego Stołu. Wygłosił przemówienie, z nikim w kierownictwie partii niekonsultowane, przebijające radykalizmem wystąpienie Wałęsy. Postulował bo-

191

T

wiem, ku całkowitemu zaskoczeniu swych partyjnych kolegów, wolne wybory do Sejmu i zniesienie cenzury. Oba postulaty w ówczesnych warunkach były czystą demagogią, ale tym przywódca OPZZ akurat się nie przejmował.

Przy Okrągłym Stole OPZZ było partii bardzo potrzebne, bo jego obecność sprawiała, że zawarte porozumienia będą miały czwórstronny charakter. Jaruzelski od początku nie chciał dopuścić, aby było to porozumienie: władze-,, Solidarność"-Kościół. Zwiększało to margines samodzielności OPZZ. Przejawiła się ona m.in. w rozgrywce wokół kwestii indeksacji.

Dwa dni przed finalnym posiedzeniem Okrągłego Stołu, 3 kwietnia, w czasie spotkania w Magdalence w późnych godzinach wieczornych przedstawiciel OPZZ Romuald Sosnowski został poinformowany telefonicznie o treści uchwały Komitetu Wykonawczego OPZZ, domagającego się 100% indeksacji. Tego ani "Solidarność", ani rząd nie mogły przyjąć, groźba zerwania rozmów przed samym ich zakończeniem stała się całkiem realna. Miodowicz nie docenił jednak determinacji pozostałych uczestników Okrągłego Stołu. Strona rządowa oświadczyła, że przeprowadzi indeksację wedle wynegocjowanych zasad, nie licząc się ze stanowiskiem OPZZ, "Solidarności" ta deklaracja wystarczyła, choć stanowisko OPZZ, występującego w obronie interesów pracowniczych, stawiało ją w bardzo niekorzystnej sytuacji.

Na tym jednak kłopoty z OPZZ się nie skończyły, bo jego delegacja oświadczyła, że nie weźmie udziału w finalnym posiedzeniu Okrągłego Stołu, jeśli Miodowicz nie wystąpi jako trzeci z kolei mówca. Po przemówieniach Kiszczaka i Wałęsy nastąpiła dwugodzinna przerwa, w czasie której trwały gorączkowe rozmowy z kierownictwem delegacji "Solidarności", które ostatecznie ustąpiło, i Miodowicz przemówił jako trzeci. Nie powiedział zresztą nic istotnego.

W wyborach czerwcowych 1989 r. kandydował z listy krajowej i nie wszedł do Sejmu. 29 lipca złożył rezygna-

192

cję z członkostwa w Biurze Politycznym. Miała ona charakter przede wszystkim personalny, bo był w konflikcie z Mieczysławem F. Rakowskim, który został I sekretarzem KC.

Na II Kongresie OPZZ (1-3 czerwca 1990 r.) Miodowicz został ponownie jego przewodniczącym. Nie na długo jednak. 19 grudnia 1991 r. ustąpił ze stanowiska. Jego następczynią została ówczesna wiceprzewodnicząca OPZZ Ewa Spychalska.

Błyskawiczna kariera Miodowicza trwała zaledwie dziesięć lat. Wyłonił się z politycznego niebytu w 1982 r. i stał się nikim w 1991 r. Jerzy Urban w tekstach, pisanych w czasie realizowania planu Balcerowicza, przewidywał, że w miarę narastania rozczarowania procesem reform Miodowicz może jeszcze odegrać ważną rolę. Pomylił się. Miodowicz nie ukrywał wrogości wobec Okrągłego Stołu, a jego uczestników pogardliwie nazywał "stolarzami". Miał powód, bo Okrągły Stół przekreślił jego karierę polityczną.

WŁADYSŁAW FRASYNIUK

Urodził się w 1954 r. we Wrocławiu w rodzinie robotniczej. Ukończył technikum samochodowe. Pracował jako kierowca w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym we Wrocławiu. W sierpniu 1980 r. jeden z organizatorów strajku we Wrocławiu. We wrześniu był już członkiem Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność" i jego rzecznikiem prasowym. Przed Sierpniem nie interesował się polityką, nie miał kontaktów z opozycją. W lutym 1981 r. został przewodniczącym zarządu Regionu Dolny Śląsk NSZZ "Solidarność" (pełnił tę funkcję do 1990 r.), co oznaczało wejście do Krajowej Komisji Porozumiewawczej. We wrześniu został członkiem Prezydium Komisji Krajowej.

13 grudnia 1981 r. uniknął internowania i kontynuował działalność w podziemiu. W 1982 r. był współza-

13 - Rycerze...

193

39. Władysław Frasyniuk udzielający wywiadu (obok Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy], 1989

łożycielem i członkiem Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność". W październiku 1982 r. aresztowany. Skazany na 6 lat więzienia, co wynikało nie tylko z wysokiej pozycji w podziemiu, ale i z demonstrowanej wrogości wobec systemu. Objęła go lipcowa amnestia w 1984 r. Nie przerwał działalności podziemnej i w lutym 1985 r. został ponownie aresztowany. Tym razem skazano go na 4,5 roku więzienia. Był bardzo popularny we Wrocławiu i akcja na rzecz jego uwolnienia (ulotki, transparenty, zbieranie podpisów) miała bardzo szeroki zasięg. W sierpniu 1986 r. zwolniony na mocy amnestii. Nie zaprzestał działalności w "Solidarności", ale prowadził ją jawnie. Został członkiem powołanej przez Wałęsę jawnej, choć nielegalnej, Tymczasowej Rady "Solidarności" zwanej "Teresą", a następnie Krajowej Komisji Wykonawczej. Mimo że był przeciwnikiem powołania Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym

194

NSZZ "Solidarność", czemu dał wyraz na zebraniu założycielskim, został jego członkiem.

Jako przewodniczący silnego regionu "Solidarności" brał udział w poufnych rokowaniach, poprzedzających Okrągły Stół i w trakcie jego obrad. Nie kandydował w wyborach czerwcowych 1989 r., protestując przeciwko niedemokratycznemu trybowi konstruowania listy kandydatów Komitetu Obywatelskiego.

24 czerwca 1990 r. na zebraniu Komitetu Obywatelskiego, które zakończyło się rozłamem, wystąpił bardzo ostro przeciwko Wałęsie. We wrześniu zrezygnował z działalności związkowej. Był jednym z założycieli ROAD, a następnie wiceprzewodniczącym Unii Demokratycznej. Po powstaniu Unii Wolności członek jej władz.

W wyborach 1991 r. zdobył mandat poselski; funkcję tę pełnił przez 10 lat. W latach 1991-1993 był wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego UD, a w 2002 r. -przewodniczącym Unii Wolności.

Jest właścicielem firmy przewozowej.

ZBIGNIEW BUJAK

Urodził się w 1954 r., rówieśnik Frasyniuka i jak on pochodzący z rodziny robotniczej. Ukończył wieczorowe technikum elektryczne i od 1973 r. pracował w Zakładach Mechanicznych "Ursus". W 1976 r. służył w VI Dywizji Powietrzno-Desantowej w Krakowie i w strajku czerwcowym w "Ursusie" nie brał udziału. Po wyjściu z wojska usiłował nawiązać kontakty z rodzinami represjonowanych, ale z powodu ich zrozumiałej nieufności nic z tego nie wyszło.

Z domu wyniósł nawyk czytania. Razem z kilkoma kolegami z pracy, wśród których był Zbigniew Janas, założyli nieformalne kółko samokształcenia. Wymieniali między sobą lektury, dyskutowali. Gdy powstał drugi obieg, zdobywali wydawnictwa niezależne.

Bujak i Janas brali w tym czasie udział w działalności

195

związkowej, zabierali głos na otwartych zebraniach partyjnych. Byli zarażeni bakcylem pracy społecznej, której w ówczesnych warunkach nie mogli prowadzić.

W 1978 r. nawiązali kontakt z KSS "KOR". Kolportowali "Robotnika" i inne wydawnictwa. Zorganizowali spotkania robotników z Jackiem Kuroniem i Janem Li-tyńskim. W maju 1980 r. zbierali podpisy (ponad tysiąc), popierające głodujących w kościele w Leśnej Podkowie. 2 lipca zorganizowali strajk przeciwko podwyżkom, zakończony po kilku godzinach porozumieniem z dyrekcją "Ursusa". Próbowali wówczas utworzyć komisje robotnicze, ale bezskutecznie, bo ludzie się bali.

W sierpniu 1980 r. Bujak był jednym z przywódców strajku w "Ursusie" i przewodniczącym Robotniczego Komitetu Solidarności ze Strajkującymi Robotnikami Wybrzeża. We wrześniu został przewodniczącym Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność". Wszedł do Krajowej Komisji Porozumiewawczej, gdzie wkrótce spotkał się z Frasyniukiem.

W grudniu 1981 r. udało mu się uniknąć internowania i zaczął budować podziemne struktury "Solidarności". Stanął na czele Regionalnego Komitetu Wykonawczego Regionu Mazowsze, był też współzałożycielem Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność".

Okazał się utalentowanym konspiratorem i pozostawał w podziemiu aż do aresztowania go w maju 1986 r. Wymagało to współpracy sporego zespołu osób, które załatwiały często zmieniane mieszkania, spełniały funkcje łącznikowe itp. Wraz z upływem czasu stawał się legendą "Solidarności", symbolem jej trwania.

We wrześniu 1986 r. objęła go amnestia. Wszedł w skład jawnej, choć nielegalnej, Tymczasowej Rady "Solidarności", a w 1987 r. został członkiem Krajowej Komisji Wykonawczej. 30 września 1986 r. ogłosił na konferencji prasowej, że RKW Mazowsze rozpoczyna jawną działalność. Jego podpis znalazł się pod oświadczeniem (podpisanym przez 62 osoby, zaproszone przez Wałęsę 31

196

40. Zbigniew Bujak, 1989

maja 1987 r.), które przygotowano z okazji zbliżającej się pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Określało ono podstawowe cele opozycji. W grudniu 1988 r. został członkiem Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność".

Brał udział w poufnych spotkaniach w Magdalence przed i w czasie Okrągłego Stołu. Uczestniczył w pracach zespołu do spraw reform politycznych (współprzewodni-czył podstolikowi do spraw stowarzyszeń i samorządu terytorialnego) oraz zespołu do spraw gospodarki i polityki społecznej.

W wyborach czerwcowych 1989 r. nie kandydował, motywując to oficjalnie koniecznością całkowitego poświęcenia się kierowaniu Regionem Mazowsze, ale u podstaw tej decyzji był sprzeciw, podobnie jak w wypadku Frasyniuka, wobec trybu układania listy kandydatów Komitetu Obywatelskiego.

W "wojnie na górTje" opowiedział się zdecydowanie

197

przeciwko Wałęsie. Zrezygnował z kierowania Regionem Mazowsze. Współtworzył ROAD (wraz z Frasyniukiem), był jednym z dwóch jego pełnomocników. Nie wszedł do Unii Demokratycznej, tworząc Ruch Demokratyczno-- Społeczny, z którego listy w wyborach 1991 r. wszedł do Sejmu.

W 1992 r. RDS - łącząc się z Solidarnością Pracy -utworzył Unię Pracy, której Bujak stał się jednym z przywódców. Z jej listy w latach 1993-1997 był posłem na Sejm. W tym czasie ukończył studia politologiczne na Uniwersytecie Warszawskim.

Po klęsce wyborczej Unii Pracy przeszedł w marcu 1998 r. do Unii Wolności. W latach 1999-2001 był prezesem Głównego Urzędu Ceł. Z ramienia Unii Wolności kandydował w 2002 r. w wyborach na prezydenta Warszawy i przegrał. Jako właściciel dużego pakietu akcji "Agory", której był jednym z założycieli, jest niezależny finansowo.

LESZEK MILLER

Urodził się w 1946 r. w Żyrardowie w rodzinie robotniczej . Miał 17 lat, gdy zaczął pracować w Zakładach Przemysłu Lniarskiego w Żyrardowie. Nic nie zapowiadało, że zrobi karierę polityczną. Do PZPR wstąpił, gdy miał 23 lata. W 1974 r. został skierowany do Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, którą ukończył w 1977 r. To był pierwszy szczebel kariery partyjnej. Szybko dostał etat w aparacie KC. Miał perspektywę mozolnego wspinania się po kolejnych szczeblach, by po dwudziestu latach zostać kierownikiem wydziału w KC, a może nawet jednym z sekretarzy.

Historia jednak gwałtownie przyspieszyła. Jesienią 1980 r. odszedł Gierek i jego ekipa, a takie zmiany personalne są zawsze szansą dla młodych. W ciągu 16 miesięcy "Solidarności" Miller dał się poznać jako pracownik zdyscyplinowany, odważny, pracowity, odpowiedzialny.

198

Awansował. Jesienią 1982 r. został kierownikiem Zespołu ds. Młodzieży KC, a w maju 1985 r. kierownikiem Wydziału ds. Młodzieży, Kultury Fizycznej i Turystyki. Po roku objął stanowisko I sekretarza KW PZPR w Skierniewicach. To zapowiadało w niedługim czasie awans do kierownictwa partii. Zwyczajem było, że najpierw należało się sprawdzić na kierowniczym stanowisku w terenie.

Staż skierniewicki trwał krótko, bo Jaruzelski potrzebował Millera w Warszawie. W grudniu 1988 r. na X Plenum KC został dokooptowany do KC i wybrany na sekretarza KC. Już jedno z pierwszych jego posunięć zachwyciło Generała. Oto 6 stycznia 1989 r. Miller zorganizował w stołówce KC otwarte spotkanie młodzieży, którego tematem była partia. Na sali było ok. 400 osób, wśród nich liczna grupa opozycjonistów, domagających się rejestracji NZS, ostro krytykujących PZPR. Miller dzielnie stawił im czoło i na końcu dostał oklaski. Jaru-zełski kilkakrotnie stawiał to spotkanie za przykład nowych form działania partii.

W lipcu 1989 r. Miller wszedł do Biura Politycznego, czyli w wieku 43 lat znalazł się na szczycie hierarchii partyjnej.

Brał udział w inauguracyjnym posiedzeniu Okrągłego Stołu i współkierował podstolikiem do spraw młodzieży. W wyborach czerwcowych 1989 r. ubiegał się o mandat senatorski, ale przegrał. Razem z Kwaśniewskim przygotowywał przekształcenie PZPR. Na XI Zjeździe (27-29 stycznia 1990 r.) rozwiązano PZPR, a w przerwie zjazdu powołano Socjaldemokrację Rzeczpospolitej Polskiej, której na przewodniczącego Rady Naczelnej wybrano Kwaśniewskiego (1049 głosów na 1196 możliwych), a na sekretarza generalnego Centralnego Komitetu Wykonawczego - Millera (926 głosów). Rozpoczął się żmudny proces budowania nowej partii.

16 lipca 1991 r. utworzono Sojusz Lewicy Demokratycznej, do którego, zachowując autonomię, weszła SdRP. W wyborach, które odbyły się w październiku, SLD odniósł spory sukces, uzyskując 60 mandatów. Na Kwaś-

199

41. Leszek Miller podczas obrad podzespołu roboczego

ds. młodzieży. Od lewej: Sławomir Wiatr, Leszek Miller, Andrzej

Celiński, NN, Jan M. Rokita, 14 marca 1989

niewskiego w Warszawie głosowało 74 tys. wyborców, na Millera w Łodzi - blisko 50 tys.

Po wyborach 1993 r. (parlament, wybrany w 1991 r., został przedwcześnie rozwiązany) powstała koalicja SLD--PSL, która wyłoniła gabinet Waldemara Pawlaka. W nim, jak i w rządzie Oleksego, Miller kierował resortem pracy i polityki socjalnej, co za świeżej pamięci o Kuro-niu, jako szefie tego resortu, nie było wdzięcznym zadaniem.

Po zwycięstwie Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich 1995 r. i ustąpieniu premiera Oleksego, bezpodstawnie oskarżonego o szpiegostwo w lutym 1996 r.; w rządzie Cimoszewicza został szefem Urzędu Rady Ministrów; było to jedno z kluczowych stanowisk. Charakterystyczne, że jeszcze niedawno znajdował się w ostrym konflikcie z Cimoszewiczem, ale - jest to jedną z jego politycznych umiejętności - stosunki wygładził.

200

W styczniu 1997 r. po reformie rządu objął Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. W grudniu tegoż roku, po zwycięstwie wyborczym AWS, został przewodniczącym SLD. Z całą energią przystąpił do odbudowywania wpływów SLD, co przyniosło temu ugrupowaniu sukces wyborczy w 2001 r. Stanął na czele rządu koalicji SLD-PSL, która okazała się nietrwała.

Chociaż rząd Millera wprowadził Polskę do Unii Europejskiej, zahamował kryzys gospodarczy, to premier ma obecnie fatalne wyniki we wszystkich badaniach opinii publicznej.

ALEKSANDER HALL

W lipcu 1996 r. Janusz Lewandowski pisał w "Rzeczpospolitej": "Losy Aleksandra Halla mogą być nauczką i przestrogą. Zastanawiający jest bilans jego słów i czynów. Hali jest autorem niezliczonych apeli o jedność, zwartość i konsolidację. Po stronie czynów mamy: najpierw wyjście z UW, po tym rozpad własnej minipartii na dwie, niewidoczne gołym okiem, wreszcie utrata członków na rzecz Ruchu STU. Hali słownie budował, czynnie dzielił".

Lewandowski, starszy od Halla o dwa lata, znał go świetnie od lat siedemdziesiątych. W tym czasie środowisko opozycyjne w Gdańsku było nieliczne i wszyscy się w zasadzie znali. Dlatego też jego opinia o Hallu nie powinna być zlekceważona, choć niewątpliwie jest opinią polityczną.

Aleksander Hali urodził się w 1953 r. w Gdańsku w rodzinie inteligenckiej. Tu zdał maturę i zapisał się na uniwersyteckie studia historyczne. Magisterium robił pod kierunkiem prof. Romana Wapińskiego. Podobnie jak młodszy o cztery lata Donald Tusk, z którym spotka się jeszcze nieraz na gruncie politycznym.

Po ukończeniu studiów został nauczycielem w liceum. Działalność polityczną rozpoczął w 1972 r., biorąc udział

201

w drukowaniu i kolportowaniu ulotek, wzywających do bojkotu wyborów sejmowych. Znajdował się wówczas pod wpływem ks. Ludwika Wiśniewskiego, który miał ambicję stworzenia silnego ruchu młodzieżowego, powiązanego z Kościołem. Ks. Wiśniewski miał ścisłe kontakty z Leszkiem Moczulskim, który wprowadził go do utworzonego 25 marca 1977 r. Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO).

Hali i jego gdańscy przyjaciele nawiązali kontakt z KOR-em i zaczęli kolportaż jego wydawnictw. Gdy powstał ROPCiO, ks. Wiśniewski wciągnął ich w orbitę tej organizacji. Znaleźli się wówczas pod wpływem Leszka Moczulskiego, którego przez długi czas uważali za swojego guru. Gdy w ROPCiO dokonał się rozłam, środowisko gdańskie opowiedziało się za Moczulskim.

W październiku 1977 r. ukazał się pierwszy numer "Bratniaka", który podpisali Aleksander Hali i Marian Piłka ze środowiska KUL-u. Kontakty pomiędzy Gdańskiem a Lublinem nawiązano za pośrednictwem ks. Wiśniewskiego w 1975 r. Łączył ich antykomunizm, ale różniła ideologia. Gdańsk był bardziej narodowo -klery-kalny, Lublin - niepodległościowy.

Hali sporo publikował na łamach "Bratniaka". Były to zawsze teksty przemyślane, pozbawione agresji, o wyraźnie wszakże zarysowanym systemie wartości katolicko--narodowych.

29 lipca 1979 r. ogłoszono komunikat o powołaniu Ruchu Młodej Polski. Hali był jednym z jego założycieli. Po powstaniu "Solidarności" środowisko RMP starało się, nie bez sukcesów w odniesieniu do gdańskiego MKZ, wypracować program ideowy związku.

W grudniu 1981 r. Aleksander Hali uniknął internowania i działał w podziemiu. W 1982 r. był współzałoży-ciem, a następnie redaktorem naczelnym pisma "Polityka Polska". W 1984 r. ujawnił się. Nie został aresztowany. Gdy jednak abp Bronisław Dąbrowski w rozmowie z Kiszczakiem 19 listopada 1984 r. powiedział, że również inni działacze podziemia chcą pójść drogą Halla, usły-

202

42. Aleksander Hali, 1989

szał od generała: "Niech tego nie robią, bo zostaną zamknięci. Sprawa Halla była inna, on wcześniej wystąpił z kierownictwa podziemia. Na członkach podziemia ciąży zarzut szpiegostwa. Sprawa się skomplikuje, jeśli u-jawnią się na sposób Aleksandra Halla. Najpierw musimy się dogadać z nimi nieformalnie co do zasady ujawniania. Trzeba zachować pozory dopełnienia ustawy amnestyjnej" (Peter Raina, Rozmowy..., t. II, s. 89).

W 1984 r. powstał Klub Myśli Politycznej "Dziekania" pod prezesurą Stanisława Stommy, który kończył właśnie kadencję jako przewodniczący Prymasowskiej Rady Społecznej. W jej ramach powstała sekcja myśli politycznej, pracująca pod jego kierunkiem.

Do "Dziekanii" przystąpiły grupa Halla, "Res Publika" Marcina Króla oraz krakowska "13" Mirosława Dzielskiego i Tadeusza Syryjczyka. W sensie politycznym było to środowisko konserwatywno-liberalne pod silnymi

203

wpływami Kościoła. Przyciągało też ludzi, którzy mieli nadzieję stworzyć na tej podstawie masową partię naro-dowo-chrześcijańską (Marek Jurek, Antoni Macierewicz) ale gdy nadzieje zawodziły - odchodzili.

Hali został wiceprzewodniczącym "Dziekanii", Tomasz Wołek - sekretarzem. Prowadzono dyskusje, których celem było wypracowanie założeń programowych. Nie usiłowano stworzyć struktur, które miałyby je wprowadzić w życie.

W 1986 r. Hali został powołany do Prymasowskiej Rady Społecznej, co było wyrazem uznania ze strony kard. Glempa dla młodego (33 lata) działacza. Charakterystyczna jest rozmowa bp. Jerzego Dąbrowskiego z Wiesławem Górnickim 5 sierpnia 1988 r., w czasie której biskup oświadczył: "Chodzi o nowe podejście do umiarkowanej opozycji. Tak się dziwnie składa, że pan Kuroń podróżuje po zagranicznych kurortach, pan Gere-mek jeździ, gdzie mu się podoba, a ludzie odpowiedzialni raz po raz doznają niezasłużonych przykrości i przeszkód" (Andrzej Garlicki, dz. cyt, s. 103). Na prośbę Gór-nickiego o przykłady, biskup wymienił Halla.

I Stanisław Stomma, i Aleksander Hali uczestniczyli w obradach Okrągłego Stołu; Stomma jako symbol postawy politycznej i życiowej, Hali - jako aktywny aktor sceny politycznej. Brał także udział w pracach stolika politycznego.

W wyborach czerwcowych 1989 r., podobnie jak Mazowiecki, nie kandydował, protestując przeciwko niedemokratycznemu trybowi tworzenia listy kandydatów Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność". Wszedł do rządu Mazowieckiego jako mi-nister-członek Rady Ministrów do spraw współpracy z or-ganizacjami politycznymi i stowarzyszeniami. Do tej funkcji idealnie się nadawał, bo miał szerokie kontakty i opinię uczciwego polityka. Ale trafił fatalnie, bo gdy obejmował tekę ministerialną, właśnie zaczynał się proces rozpadu dotychczasowej opozycji.

W październiku 1990 r. odszedł z rządu. W listopa-

204

dzie założył Forum Prawicy Demokratycznej (FPD), które nawiązało rozmowy zjednoczeniowe z ROAD, zakończone utworzeniem w 1991 r. Unii Demokratycznej. Hali został jej wiceprzewodniczącym, ale już w następnym roku założył Partię Konserwatywną. Był wówczas posłem, uzyskawszy w wyborach 1991 r. mandat z listy Unii Demokratycznej. W wyborach 1993 r. przegrał.

W 1997 r. Partia Konserwatywna połączyła się ze Stronnictwem Chrześcijańsko-Ludowym, tworząc Stronnictwo Katolicko-Ludowe. Hali został przewodniczącym jego Rady Programowej. Przed wyborami SKL weszło do Akcji Wyborczej "Solidarność" (AWS), która odniosła niespodziewany sukces. Hali ponownie znalazł się w Sejmie.

W styczniu 2001 r. Andrzej Olechowski, Donald Tusk i Maciej Płażyński wystąpili z inicjatywą powołania nowej centroprawicowej formacji politycznej - Platformy Obywatelskiej. Hali był zwolennikiem przystąpienia SKL do Platformy, Jan Maria Rokita - jednym z przeciwników, podobnie jak Wiesław Walendziak. Sprawa rozstrzygnęła się na posiedzeniu Rady Politycznej SKL w końcu stycznia. Za pozostaniem stronnictwa w AWS wypowiedziało się 61 osób, przeciw były 53 osoby, zaś 3 wstrzymały się od głosu. Hali złożył rezygnację ze stanowiska przewodniczącego Rady Politycznej, pozostając wszakże na razie w SKL.

Do Sejmu, wybranego jesienią 2001 r., nie wszedł, ale ma szansę znaleźć się w nim po wyborach do Parlamentu Europejskiego, obsadzając zwolniony mandat sejmowy. Wstąpił do Platformy Obywatelskiej. W 2002 r. spełnił marzenie swojego życia - opublikował książkę Charles de Gaulle.

20 maja 2003 r. ukończył 50 lat, co dla polityka jest wiekiem młodzieńczym. Można więc mieć pewność, że nie powiedział ostatniego słowa. Jest nadzieją cywilizowanej prawicy.

205

IRENEUSZ SEKUŁA

Nadzieja partii i rządu u schyłku PRL. Urodził się w 1943 r. w Sosnowcu w rodzinie inteligenckiej. Studia psychologiczne na Uniwersytecie Warszawskim ukończył w 1965 r., już od roku pracując w Kwaterze Głównej ZHP. W 1966 r. wstąpił do PZPR. W latach 1968-1971 pracował w Ministerstwie Przemysłu Maszynowego. W 1972 r. został pełnomocnikiem ministra pracy, płac i spraw socjalnych ds. zatrudnienia absolwentów Politechniki Warszawskiej, co nie było stanowiskiem otwierającym drogę do kariery. Dwa lata później, w wieku 31 lat, został inspektorem w Wydziale Nauki i Oświaty KC PZPR. To były początki gierkowskiej dekady, partia zmieniała styl działania, poszukiwała do pracy w aparacie ludzi młodych, dobrze wykształconych, inteligentnych. Jego ówczesny przełożony, prof. Jarema Maciszewski, uważa, że był bardzo inteligentny i już wówczas doceniał wartość pieniędzy.

W 1977 r. odszedł z aparatu KC i został, co uważał za awans, dyrektorem departamentu w Ministerstwie Pracy, Płac i Spraw Socjalnych. Wiosną 1980 r. był jednym z kandydatów na stanowisko naczelnika ZHP, ale nic z tego nie wyszło.

W grudniu 1983 r. został prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Jak na czterdziestolatka było to bardzo wysokie stanowisko. W czasie kierowania ZUS-em uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim doktorat z nauk politycznych.

Gdy sprawdził się w ZUS-ie, w lutym 1988 r. został ministrem pracy i polityki socjalnej w gabinecie Messne-ra. To już było wejście do I ligi. Kierował ministerstwem zaledwie kilka miesięcy w okresie szczególnie trudnym, bo w maju wybuchła pierwsza, a w sierpniu druga fala strajków. Znalazł się więc na pierwszej linii frontu. Sytuacja gospodarcza była fatalna, kolejne próby reform kończyły się fiaskiem, rząd dryfował ku katastrofie. Ostatecznie jesienią obalony został przez OPZZ.

206

43. Ireneusz Sekuła, Magdalenka, 1989

W powołanym w październiku 1988 r. gabinecie Mieczysława F. Rakowskiego Sekuła został wiceprezesem Rady Ministrów i przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, czyli odpowiedzialnym za politykę gospodarczą rządu. W kierownictwie partii za gospodarkę odpowiadał w tym czasie członek Biura Politycznego i sekretarz KC prof. Władysław Baka.

Baka miał doświadczenie w pracy rządowej, świadomość konieczności zmian w gospodarce i współpraca pomiędzy nim a Sekuła układała się dobrze. W ciągu kilku tygodni, jeszcze w grudniu 1988 r., rząd przeprowadził w Sejmie ustawy o podejmowaniu działalności gospodarczej i o działalności gospodarczej z udziałem podmiotów zagranicznych. Obie pilotował Sekuła.

W czasie Okrągłego Stołu Sekuła aktywnie uczestniczył w pracach stolika gospodarczego; obradujący przy nim odbyli 13 spotkań.

Na pierwszych posiedzeniach tego stolika Baka i Sekuła przedstawili plan konsolidacji gospodarki narodo-

207

wej, zamierzony na 5-7 lat. Zakładano pełną wolność w podejmowaniu działalności gospodarczej (poza nielicznymi wyjątkami, gdy konieczne byłoby uzyskanie koncesji), jednakowe traktowanie wszystkich podmiotów gospodarczych w systemie podatkowym i w dostępie do kredytów oraz konkurencję opartą na działaniach mechanizmów rynkowych. Zamierzano przeprowadzić demonopolizację gospodarki, co miało umożliwić powstanie rynku kapitałowego, dewizowego, surowcowego itp. Proponowano zwiększenie inwestycji konsumpcyjnych kosztem przemysłu obronnego i sektora paliwowo-surowcowego. Urynkowienie gospodarki żywnościowej miało być pierwszym krokiem w procesie kształtowania realnych cen. Postulowano przekształcenia własnościowe jako drogę do zwiększania udziału gospodarki prywatnej w PKB. Państwo miało jedynie stwarzać warunki rozwoju inicjatywy i działalności gospodarczej.

Nadal jednak używano języka ideologicznego, mówiąc o socjalistycznej gospodarce rynkowej i twierdząc, że rynek nie zagraża socjalizmowi. To oczywiście różniło stronę rządową od solidarnościowej, która takiego języka nie używała. W kwestiach podstawowych porozumiewano się jednak stosunkowo łatwo, a rozbieżności dotyczyły kwestii szczegółowych (indeksacja, Stocznia Gdańska, górnictwo).

Sekuła uczestniczył też w poufnych negocjacjach. Czasami sam, i wówczas był aktywny, czasami z Baką, i wówczas rzadziej zabierał głos.

Jerzy Urban, który obserwował z bliska działalność Sekuły w rządzie, a wcześniej przyczynił się do powołania go na stanowisko wicepremiera, napisał: "Sekuła, pragmatyk, nareszcie nie ekonomista z wykształcenia, lecz psycholog na czele gospodarki, wyzbyty wszelkich powiązań z szefami przemysłu, które paraliżowały jego poprzedników, śmiało pchał gospodarkę w kierunku rynkowym. Popierał zdecydowanie prywatną własność. [...] Człowiek twardy, umysł komputerowy. Imponował zresztą ludziom, hodując prawdziwy komputer na swoim biur-

208

ku oraz zwyczajem międlenia cygara w zębach" [Alfabet Urbana..., s. 167-168). Urban pisał ten tekst w 1990 r. Wówczas komputer był już w Polsce w dość powszechnym użytku, natomiast cygaro wciąż jeszcze symbolizowało kapitalistę.

W wyborach czerwcowych 1989 r. Sekuła kandydował na Śląsku, w rodzinnym Sosnowcu, bo, na jego szczęście, nie zaproponowano mu miejsca na liście krajowej. Prowadził kampanię wyborczą nowocześnie, z rozmachem. Na rozszerzonym posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR w dzień po wyborach powiedział: "Wyniki wyborów świadczą, że społeczeństwo chce zmian. Partia zaczęła proces zmian, ale przeprowadza je bardzo wolno, mało radykalnie. Nie spełniliśmy oczekiwań i dlatego "S" zwyciężyła" [Ostatni rok władzy 1988-1989..., s. 395). Była to najspokojniejsza wypowiedź podczas tej burzliwej dyskusji.

Sekuła, zawsze kandydując w Sosnowcu, zdobył mandat sejmowy w 1991 r. i w 1993 r. To były już wybory całkowicie demokratyczne i sytuacja peerelowskiego prominenta nie była łatwa. Okazał się świetnym mówcą, górującym nad przeciwnikami dobrym przygotowaniem.

W PZPR był do końca jej istnienia, a następnie został członkiem SdRP i wszedł do jej Rady Naczelnej. Działalność parlamentarna i udział we władzach naczelnych SdRP dawały mu zaplecze polityczne do prowadzonej na szeroką skalę działalności biznesowej. Był twórcą pierwszych spółek nomenklaturowych (Interster, Polnippon Company) o dość podejrzanym charakterze. W 1995 r. prokuratura zgłosiła wniosek o uchylenie mu immunitetu poselskiego w związku ze śledztwem, prowadzonym w sprawie nieprawnie gwarantowanych kredytów. Wniosek został odrzucony i śledztwo wznowiono dopiero w 1997 r., gdy przegrał wybory.

W 1993 r. po zwycięstwie wyborczym SLD i PSL Sekuła został prezesem Głównego Urzędu Ceł. Prokuratura zarzuciła mu działalnie na szkodę kierowanej przezeń instytucji w związku ze sprzedażą, związanemu z SLD

14 - Rycerze...

209

Uniwersałowi, budynku, wcześniej zakupionego przez GUC. I ta sprawa nie została do końca wyjaśniona.

Coś zaczęło się psuć w działaniach biznesowych Se-kuły, o których jeszcze kilka lat wcześniej z entuzjazmem pisał Urban. Pojawiły się kłopoty finansowe, niejasne powiązania i zależności, na co Sekuła reagował ucieczką w alkohol. Co gorsza, stał się ofiarą choroby neurologicznej, polegającej na stopniowej utracie mowy. Ten świetny mówca miał kłopoty ze zrozumiałym wyrażeniem najprostszych myśli, co powodowało stany depresyjne.

Zmarł w tajemniczych okolicznościach. 23 marca 2000 r. nad ranem przyjęty został do szpitala wojskowego przy ul. Szaserów w Warszawie z trzema ranami postrzałowymi brzucha. Policja i prokuratura uznały - na podstawie pozostawionego przezeń listu - że było to samobójstwo i zaniechano badań balistycznych. Niektórzy kryminolodzy wyrażali jednak wątpliwości, czy możliwe było oddanie przez samego Sekułę aż trzech strzałów.

Nie odzyskał przytomności i podłączony do aparatury medycznej żył jeszcze do 29 kwietnia.

WŁADYSŁAW SIŁA-NOWICKI

Urodzony w 1913 r., był jednym z najstarszych uczestników Okrągłego Stołu. Studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim ukończył w 1935 r. Znalazł zatrudnienie w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, równocześnie, jako aplikant, przygotowywał się do zawodu adwokata. Tym właśnie zawsze chciał być - niezależnym obrońcą.

Po studiach odbył przeszkolenie wojskowe w podchorążówce w Grudziądzu, otrzymując stopień podporucznika. W Grudziądzu szkolono kawalerzystów i wybór tej właśnie podchorążówki nie był przypadkowy. Nie tylko dlatego, że dobrze się czuł na koniu. Miał ułański charakter.

W kampanii wrześniowej walczył w 6 Pułku Strzel-

210

ców Konnych. Po jego rozbiciu przedzierał się do Warszawy, ale Niemcy zajęli ją szybciej. Wraz z podobnymi mu rozbitkami wziął udział w obronie Starego Otwocka. Został ranny. Na tym zakończył się jego szlak bojowy. Po kapitulacji Warszawy wyruszył na wschód, aby odnaleźć narzeczoną. W końcu października 1939 r. wziął z nią ślub w Beresteczku i wrócili razem do Warszawy.

Siła-Nowicki został żołnierzem Służby Zwycięstwu Polski, przekształconej w Związek Walki Zbrojnej, a następnie w Armię Krajową. Wstąpił też do konspiracyjnej organizacji katolickiej "Unia", a w 1943 r. do Stronnictwa Pracy. W latach 1943-1944 dowódca drużyny Kedy-wu i uczestnik Powstania Warszawskiego. Po wojnie osiadł w Lublinie. Został wpisany na listę adwokacką. Był wiceprezesem lubelskiego Zarządu Wojewódzkiego Stronnictwa Pracy i członkiem Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", poakowskiej organizacji konspiracyjnej.

Jesienią 1947 r., gdy rozwiały się już wszystkie nadzieje na demokrację i suwerenność Polski, Siła-Nowicki, wówczas komendant Obwodu WiN w Lublinie, postanowił wraz z grupą podkomendnych przedostać się na Zachód. Ucieczka nie powiodła się. 16 września 1947 r. zostali aresztowani w Nysie. Rok później po bardzo ciężkim śledztwie skazano go na karę śmierci.

Uratowała go interwencja Aldony Dzierżyńskiej, siostry Feliksa, spowinowaconej z rodziną Nowickich. Bolesław Bierut w drodze łaski zamienił wyrok śmierci na dożywocie.

W 1956 r. Siła-Nowicki został zwolniony z więzienia, a w następnym roku zrehabilitowany, co umożliwiło mu ponowny wpis na listę adwokacką, tym razem w Warszawie. Występował jako obrońca w procesach rehabilitacyjnych żołnierzy AK i WiN oraz w procesach politycznych. Bronił odważnie, narażał się władzom, które odpowiadały represjami, a nawet zawieszeniem prawa wykonywania zawodu. W obronie Siły-Nowickiego występowały korporacyjne władze adwokatury i Episkopat Polski.

211

44. Władysław Siła-Nowicki

Należał do powołanego przez prymasa Wyszyńskiego Zespołu Informacyjnego. Była to połowa lat sześćdziesiątych, okres nasilonej walki władz z Kościołem, i Siła--Nowicki stał się jej ofiarą. W czasie przeprowadzonej w jego mieszkaniu rewizji zakwestionowano materiały Zespołu Informacyjnego i wytoczono mu sprawę karną.

W 1961 r. Siła-Nowicki, wraz z grupą byłych działaczy okupacyjnej "Unii" i Stronnictwa Pracy, wstąpił do warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. Ta grupa, opozycyjna wobec "Tygodnika Powszechnego" i "Więzi", zamierzała, zresztą bezskutecznie, dokonać zmiany linii politycznej klubu. Przywódcą jej był Kazimierz Studen-towicz, który później, po marcu 1968 r., stał się jednym z organizatorów "Grunwaldu". Siła-Nowicki nie zaangażował się w te działania.

W 1969 r. został doradcą prawnym Episkopatu. Po dojściu do władzy Edwarda Gierka był jednym z sygna-

212

tariuszy memoriału, w którym domagano się reaktywowania Stronnictwa Pracy. Władze zdecydowanie odrzucały możliwość utworzenia partii chadeckiej, bo do tego się rzecz sprowadzała, a i Episkopat odnosił się do tej idei bez entuzjazmu.

W grudniu 1975 r. był sygnatariuszem tzw. listu 59, zawierającego protest przeciwko projektom zmian w konstytucji, a w czerwcu 1976 r. listu 14 intelektualistów, solidaryzujących się z wystąpieniami robotniczymi. Wraz z mecenasem Janem Olszewskim był obrońcą w procesach wytoczonych robotnikom Radomia. Został także współpracownikiem Biura Interwencyjnego Komitetu Obrony Robotników.

Uczestniczenie w procesach radomskich wymagało odwagi. 10 stycznia 1977 r. w czasie przerwy w rozprawie "liczna grupa "nieznanych sprawców" obrzuciła najpierw obserwatorów i adwokata (Władysława Siłę-No-wickiego) wyzwiskami, następnie zaś... jajami. Nawiasem mówiąc, towar ten był w owym czasie absolutnie nieosiągalny w Radomiu. Ta okoliczność wywołała u postronnych obserwatorów dodatkową wrogość wobec agresorów ("Jajek dla dzieci nie ma, a oni je tłuką"), co jednak wyraziło się tylko w okrzykach. Jaj były wielkie ilości (na szczęście intendent akcji miał zapewne trudności z dostaniem zgniłych) i zarówno obserwatorzy KOR-u, jak i adwokat ociekali nimi. Napastnicy nie poprzestali zresztą na rzucaniu jajami - Jacek Kuroń otrzymał cios w twarz i kilka silnych kopnięć. Mecenas Siła--Nowicki próbował spowodować interwencję milicji, ale bezskutecznie, gdyż załoga miejscowego posterunku zamknęła się w pokoju służbowym i nie reagowała na dobijanie się. Wówczas Siła-Nowicki postanowił wprowadzić atakowaną grupę na salę sądową, gdzie toczyła się jakaś rozprawa, niezwiązana z wypadkami czerwcowymi. W ten sposób jaja poleciały również na salę sądową i przed stół sędziowski" (Jan J. Lipski, dz. cyt., s. 77-78).

W 1980 r. Siła-Nowicki był współtwórcą statutu NSZZ "Solidarność", ekspertem Komisji Krajowej i do-

213

T

radcą Lecha Wałęsy. Był zwolennikiem poszukiwania kompromisów z władzami.

Po 13 grudnia 1981 r. członek Prymasowskiej Rady Społecznej i obrońca w procesach politycznych stanu wojennego. Był pełnomocnikiem matki zamordowanego przez milicjantów Grzegorza Przemyka.

W grudniu 1986 r. zgodził się, co zostało źle przyjęte przez środowiska opozycyjne, wejść do tworzonej wówczas Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa. Już na pierwszym posiedzeniu wygłosił przemówienie, w którym domagał się wyjaśnienia zbrodni NKWD na polskich oficerach. Miało to o tyle znaczenie, że wszystkie wystąpienia członków Rady były bez żadnych ingerencji cenzury publikowane w czasopiśmie "Rada Narodowa".

Mecenas Siła-Nowicki był kłopotliwym partnerem, ponieważ mówił zawsze to, co uważał, że powiedzieć należy, i nie ulegał żadnym naciskom. W Radzie Konsultacyjnej domagał się również legalizacji "Solidarności".

Gdy w maju 1988 r. wybuchły strajki, pojechał do Stoczni Gdańskiej, aby doradzać Wałęsie. Podobnie kilka miesięcy później - w czasie strajków sierpniowych. Wówczas też występował w roli mediatora między gen. Kiszczakiem a "Solidarnością".

Kościół nie był zachwycony aktywnością mecenasa. 9 grudnia 1988 r. ks. Orszulik w rozmowie z Cioskiem postulował, aby utrzymać tylko kontakt Ciosek-Mazo-wiecki, bo - jak to określał - "kanał" Kiszczak-Siła-No-wicki nie gwarantuje dyskrecji.

Dwa miesiące wcześniej Kiszczak mówił na posiedzeniu Sekretariatu KC, że udało się skłócić Siłę-Nowickie-go z Wałęsą. "Wałęsa i jego najbliżsi stracili do niego zaufanie. Podejrzewają go o różne brzydkie powiązania i z tych właśnie względów nie został on włączony do "okrąg-łego stołu". Siła-Nowicki istotnie u mnie zabiega o to, żeby go włączyć" [Ostatni rok władzy 1988-1989..., s. 83).

Ostatecznie znalazło się dlań miejsce przy Okrągłym Stole. Został zgłoszony przez stronę rządową, ale nie jako

214

członek jej delegacji. "Solidarność" to zaakceptowała, nie uważała go jednak za swego przedstawiciela. Siła-Nowicki postarał się o pełnomocnictwa "Solidarności" szczecińskiej, z którą miał dobre kontakty, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo skład delegacji ustalał Wałęsa, a nie terenowe organizacje.

Brał aktywny udział w pracach stolika politycznego, zgłaszając różne pomysły, odrzucane zresztą przez obie strony. W tym czasie ogłosił reaktywowanie Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy, co bardzo zdenerwowało władze. Rychło się jednak uspokojono, ponieważ Episkopat nie poparł tego ugrupowania.

W wyborach czerwcowych 1989 r. nie znalazł się na listach kandydatów Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność" i kandydował na warszawskim Żoliborzu przeciwko Jackowi Kuroniowi. Wspierał go - podobnie jak Kazimierza Świtonia - walczącego o mandat z Adamem Michnikiem, Kościół. Przed wyborami obu przyjął prymas Glemp, co było wyraźnym sygnałem dla wyborców. Nic to jednak nie pomogło i zarówno Świtoń, jak i Siła-Nowicki przegrali.

Siła-Nowicki nie wyciągnął wniosków z tej porażki i w następnym roku postanowił kandydować w wyborach prezydenckich. Nie znalazł się jednak na liście kandydatów, bo nie zdołał zebrać wymaganych 100 tys. podpisów poparcia.

W 1992 r. został sędzią Trybunału Stanu, co było stanowiskiem pozbawionym znaczenia. Zmarł w 1994 r.

Przez całe życie zajmował się polityką, lecz pozbawiony był talentów politycznych. Walczył o niepodległą Polskę najpierw z okupantem niemieckim, a następnie z władzami powojennej Polski. Tylko cudem uniknął wykonania wyroku śmierci. Był w swej walce odważny i konsekwentny. Miał piękny, bohaterski życiorys. A gdy powróciła niepodległość, był już stary i nikomu niepotrzebny. Egzystował na obrzeżach sceny politycznej bez wpływu na bieg wydarzeń.

215

MIECZYSŁAW GIL

Urodził się w 1944 r. we wsi Gacę Słupieckie w rodzinie chłopskiej. Miał 19 lat, gdy ukończył Technikum Hutniczo-Mechaniczne w Nowej Hucie i rozpoczął pracę w stalowni w Hucie im. Lenina, (obecnie im. Sędzi-mira). Zaczynał jako zwykły robotnik, później awansował na brygadzistę i mistrza.

W 1964 r. wstąpił do ZMS i PZPR. Wedle życiorysu zamieszczonego w Opozycja w PRL. Słownik biograficzny 1956-1989 w marcu 1968 r. miał odmówić udziału w bojówce, rozpędzającej demonstrujących studentów krakowskich, co spowodowało ostrą reprymendę władz partyjnych i zawieszenie w funkcji mistrza. Notki życiorysowe w innych wydawnictwach nic o tym nie wspominają. Jeśli nawet nie chciał bić studentów, to raczej nie dlatego, że solidaryzował się z ich żądaniami. W 1977 r. został zatrudniony w tygodniku zakładowym "Głos Nowej Huty". Był wówczas związany ideowo ze środowiskiem moczarowsko-dogmatycznym, o czym świadczy jego podpis na liście skierowanym w październiku 1979 r. do Sekretariatu KC PZPR dotyczącym polityki kulturalnej.

"Od czasu proklamowania przez ośrodki imperiali-styczne tzw. doktryny rozmiękczania socjalizmu - stwierdzali autorzy listu - kultura stała się szczególnie ważną płaszczyzną konfrontacji ideologicznej. Stąd nasilenie otwarcie wrogiej działalności grup dysydenckich w rodzaju KSS "KOR" czy ROPCiO, stąd też intensyfikacja, szczególnie w latach ostatnich, działań ukrytych, wykorzystujących legalne możliwości rozsadzania socjalizmu od wewnątrz, m.in. poprzez ograniczanie, hamowanie, dezawuowanie socjalistycznego nurtu w kulturze narodowej. Wciskanie się przeciwnika w struktury polskiej kultury socjalistycznej, tworzenie zorganizowanych grup, monopolizujących w swych rękach różne ośrodki kulturotwórcze i opiniotwórcze, lansowanie przez opanowane w ten sposób kanały rozpowszechniania w telewizji,

216

45. Mieczysław Gil ze Zbigniewem Bujakiem, Magdalenka, 27 stycznia 1989

w kinematografii i w teatrach obcych socjalizmowi wzorców osobowych, przybrało w ostatnich latach rozmiary groźne dla socjalistycznego rozwoju naszej kultury narodowej" ("Polityka" 1993, nr 35). Wśród sygnatariuszy listu nazwisko Gila znalazło się pomiędzy Ryszardem Filipskim i Ryszardem Gontarzem.

W następnym roku Mieczysław Gil został rzecznikiem strajkujących hutników, a 15 września 1980 r. - wiceprzewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność" Małopolska. Od stycznia do czerwca 1981 r. był jego przewodniczącym. Wchodził w skład Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ "Solidarność", a w marcu 1981 r. został wybrany na przewodniczącego Komisji Robotniczej Hutników NSZZ "Solidarność" w Hucie im. Lenina. Wówczas też rozstał się z partią.

Był zwolennikiem poszukiwania z władzą kompromisów, umacniania związku, stwarzania prawnych warunków do demokratyzacji systemu. Odegrał dużą rolę w

217

7

negocjacjach ustawy o przedsiębiorstwie państwowym i samorządzie pracowniczym.

Był delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku Oliwie. Przegrał wybory do Komisji Krajowej.

13 grudnia 1981 r. uciekł przed internowaniem i stanął na czele Komitetu Strajkowego w Nowej Hucie. Po pacyfikacji zakładu w nocy z 15 na 16 grudnia ukrywał się. 13 stycznia 1982 r. został aresztowany i w końcu lutego skazany na 4 lata więzienia. Osadzony w Strzelcach Opolskich, uczestniczył w głodówce 66 więźniów politycznych (13-31 sierpnia 1982 r.). 26 listopada 1983 r. zwolniono go na mocy amnestii. Ponieważ nie mógł dostać pracy, przeszedł na rentę inwalidzką i przeniósł się do rodzinnej wsi. Nie zerwał kontaktów z podziemną "Solidarnością". W 1984 r. był jednym z inicjatorów Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego im. kardynała Wyszyńskiego, założonego przy kościele w Mi-strzejowicach. Był wielokrotnie zatrzymywany. 23 października 1986 r. w kościele w Mistrzejowicach ogłosił, wraz z Janem Ciesielskim, Stanisławem Handzlikiem i Edwardem Nowakiem, wznowienie jawnej działalności Komisji Robotniczej Hutników NSZZ "Solidarność" w Hucie im. Lenina.

Gdy w końcu kwietnia 1988 r. wybuchł strajk w hucie, Gil wraz z kilkoma osobami przedostał się na teren zakładu i został członkiem Komitetu Strajkowego. Strajk został spacyfikowany przez ZOMO, Gil, na krótko zresztą, znalazł się w areszcie.

Po zwolnieniu aktywnie włączył się w proces powracania "Solidarności" do jawnej, choć nadal nielegalnej działalności. Uczestniczył w spotkaniach Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ "Solidarność", został członkiem Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność".

Wziął udział w spotkaniu w Magdalence 27 stycznia 1989 r., poprzedzającym inaugurację Okrągłego Stołu, w której również uczestniczył. Brał także udział w pracach

218

stolika gospodarczego i w większości poufnych negocjacji. To był dla niego zupełnie nowy świat. Znalazł się wśród ludzi z pierwszych stron gazet. Przy Okrągłym Stole tylko Mazowiecki przedzielał go od Wałęsy, co powodowało, że na ogół mieścił się w kadrze, gdy fotografowano lub filmowano Wałęsę. Sądząc ze zdjęć, również w kuluarach można by odnieść wrażenie, że Gil jest jedną z centralnych postaci. Z protokołów i notatek wyłania się obraz odwrotny. Gil na ogół nie zabierał głosu, a jeśli już, to miał bardzo niewiele do powiedzenia.

W wyborach czerwcowych 1989 r. kandydował z okręgu Kraków-Nowa Huta, uzyskując ponad 89% oddanych głosów.

W "wojnie na górze" Gil poparł Wałęsę i w nagrodę w kwietniu 1991 r. po odwołaniu Geremka z funkcji przewodniczącego OKP został jego następcą. Na kilka zaledwie miesięcy, bo jesienią odbyły się nowe wybory. A i OKP po odejściu przeciwników Wałęsy był już tylko resztką dawnej świetności.

W wyborach jesiennych 1991 r. kandydował z Krakowa z listy zblokowanej z Wyborczą Akcją Katolicką, czyli Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym z przybudówkami. W Sejmie wstąpił do klubu Partii Chrześcijańskich Demokratów. Niczym specjalnym się w pamięci nie zapisał. W wyborach 1993 r. poniósł porażkę i to był kres jego działalności parlamentarnej.

Powrócił do pracy w hucie. Działał jeszcze na szczeblu lokalnym, lecz już bez szans na wielką karierę polityczną. Nie miał do niej predyspozycji. Był człowiekiem wyniesionym przez falę wydarzeń na szczyty, na których jednak nie potrafił się utrzymać. Związał się z Lechem Wałęsą, potem z PChD, następnie z AWS, z której ramienia zasiadał w Sejmiku Małopolskim, ale miał pecha, bo wszystkie te środowiska i partie porozpadały się. Dziś zapomniany.

Rzecznicy prasowi

Obie strony przywiązywały wielką wagę do odpowiedniego przedstawiania polskim i zagranicznym mediom dyskusji oraz decyzji, które zapadały przy stolikach i pod-stolikach. "Solidarność" jeszcze przed rozpoczęciem obrad wynegocjowała czas telewizyjny i radiowy na prezentację swoich opinii. Dziennikarze zagraniczni mieli nieograniczony dostęp do uczestników negocjacji i władze rychło straciły kontrolę nad ich działaniami.

Jerzy Urban miał rację, stwierdzając w książce wydanej w 1991 r, że Okrągły Stół "w gruncie przekształcił się w wielką kampanię propagandową opozycji, negliżującej wszystkie niemal dziedziny funkcjonowania poprzedniego ustroju. Należało zaś publicznie przeprowadzić szybkie negocjacje, najlepiej dwu-trzydniowe, dotyczące zasadniczego kontraktu, tzn. wyborów, legalizacji •¦Solidarności" i ewentualnie pewnych korekt w polityce gospodarczej. Można to było zrobić wcześniej i wcześniej rozpisać wybory, kiedy jeszcze rząd Rakowskiego miał znaczne poparcie społeczne. Rozwleczenie rozmów na miesiące, podział na stoliki i podstoliki - to wszystko postawiło rządzący obóz w pozycji oskarżonego. Telewizja wciąż nadawała to pasmo oskarżeń, długotrwałych i jednoznacznych. Pozwoliło to opozycji zaprezentować się jako rozległej sile programotwórczej, kora pragnie Polskę urządzić inaczej, nie znajdując po drugiej stronie żadnych konkretnych argumentów" [Jajakobyły. Spowiedź życia Jerzego Urbana. Spowiadali i zapisali Przemysław Ćwi-

220

kliński, Piotr Gadzinowski, Warszawa [b.r.w.], s. 157). Rzecznikami prasowymi Okrągłego Stołu zostali Janusz Onyszkiewicz i Jerzy Urban. OPZZ, któremu bardzo zależało, żeby mieć własnego rzecznika, aby podkreślać swą odrębność, reprezentował Franciszek Ciemny, który wszakże nie odegrał istotnej roli.

JERZY URBAN

W wyborach czerwcowych 1989 r. walczył w Warszawie o mandat poselski z Andrzejem Łapickim, który legitymował się fotografią, na której Lech Wałęsa ściska mu rękę. W tych wyborach wygrywali ci, którzy mieli takie fotografie. Urban przegrał wybory, za co winien być losowi wdzięczny, bo dzięki temu miał czas na realizację swych marzeń, ucieleśnionych w tygodniku "NIE", którego pierwszy numer ukazał się z datą 4 października 1990 r. w nakładzie 100 tys. egz. Rok później nakład wzrósł do 700 tys. egz., co było niezwykłym sukcesem. Był on możliwy dzięki upadkowi realnego socjalizmu, który Urban usiłował zreformować.

Jerzy Urban urodził się w 1933 r. w Łodzi w rodzinie całkowicie zasymilowanej. Ojciec był redaktorem, związanego z Polską Partią Socjalistyczną, łódzkiego dziennika "Głos Poranny", co zapewniało rodzinie niezłą sytuację materialną. W czasie wojny, uciekając przed Niemcami, znaleźli się we Lwowie. To wówczas na skutek omyłki radzieckiego urzędnika z Urbachów stali się Urbanami. Od 1941 r., po zajęciu Lwowa przez Niemców, rodzina ukrywała się na aryjskich papierach. Po wojnie wróciła do Łodzi, a po kilku latach przeniosła się do Warszawy, gdzie Jerzy Urban, nie bez poważnych trudności, zdał maturę w renomowanym Liceum im. Stanisława Staszica.

Był już wówczas związany z tygodnikiem "Nowa Wieś", wybrał więc studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Był rok 1951, apogeum stalinizmu,

221

i niczego pożytecznego nie można się było na tych studiach nauczyć. Chroniły one jednak przed powołaniem do wojska. Po dwóch latach wyrzucono go, bo nie chodził na wykłady, które wówczas były obowiązkowe, nie zaliczał ćwiczeń, lekceważył wychowanie fizyczne. W obawie przed wojskiem załatwił sobie zgodę na ponowne podjęcie studiów, wybierając tym razem prawo, skąd wyrzucono go po roku. Wojsko mu już nie groziło, bo zdołał załatwić sobie kategorię, zwalniającą ze służby wojskowej, nie było więc powodu, by kontynuować uniwersytecką przygodę. Zaczynała się odwilż i życie stawało się coraz ciekawsze. Pisał dużo, miał pomysły, wyrabiał sobie nazwisko.

Z "Nowej Wsi" przeszedł do "Po prostu", które właśnie z nieczytanego biuletynu studenckiego stawało się redagowanym z rozmachem pismem młodej inteligencji. Miał 22 lata i znalazł się w centrum wielkich przeobrażeń politycznych.

W "Po prostu" opublikował pierwszy w dziejach prasy polskiej reportaż wcieleniowy. Dał do krakowskiej prasy ogłoszenie rzekomego biura matrymonialnego, wynajął apartament w Hotelu Francuskim i przyjmował klientki, co następnie, zmieniając nazwiska i realia, opisał. Wywołało to dyskusję o etyce dziennikarskiej.

"Po prostu" odegrało znaczną rolę w powrocie Gomuł-ki do władzy, a w rok później zostało przez Gomułkę zamknięte, bo domagało się dalszej demokratyzacji systemu, co I sekretarz uważał nie tylko za zbędne, ale wręcz szkodliwe.

Po różnych perypetiach Urban znalazł się w "Polityce", która stworzona jako antidotum na rewizjonistyczne "Po prostu" po jego likwidacji zaczęła się wyzwalać z dogmatycznego gorsetu. W 1963 r. Urban opublikował w "Polityce" tekst zatytułowany Jego totalność dr Mai-cinkowski, wyśmiewający krakowskiego działacza antyalkoholowego. Wybuchł skandal. Rakowski zanotował w dzienniku, że 20 lutego 1963 r. wezwano go do Gomuł-ki, który "został doprowadzony do wściekłości artyku-

222

46. Jerzy Urban, 1989

łem Jerzego Urbana o krakowskim maniaku, który zwalcza alkoholizm. [...] Jurek zdrowo wyśmiał Marcinkow-skiego i jego antyalkoholowego zajoba. Działalność doktora w jakimś stopniu na to zasługiwała, skoro wygłaszał poglądy co najmniej czarnosecinne. Np. postulował utworzenie obozów pracy dla alkoholików, przymusową sterylizację itd. Po ukazaniu się artykułu Marcinkowski poskarżył się Cyrankiewiczowi i jakoś to doszło do Go-mułki" {Dńenniki polityczne 1963-1966, Warszawa 1999, s. 34).

Sprawa miała dalsze konsekwencje. Gomułka polecił Rakowskiemu przeproszenie na łamach "Polityki" dr. Marcinkowskiego i zakazał Urbanowi pisania w "Polityce". Przez kilka lat pisywał pod pseudonimami, m.in. Jan Rem, Jerzy Kibic. Była to dotkliwa kara i Urban wspomina, że miał nawet kłopoty z utrzymaniem rodziny.

W dekadzie gierkowskiej zniknęły dotyczące go zakazy. W "Polityce" był kierownikiem działu krajowego, pi-

223

sywał felietony w "Szpilkach" (jako Klakson), cieszące się dużą popularnością kryminałki w "Kulisach", a również świetne teksty publicystyczne. Uprawiał wszystkie gatunki dziennikarskie. Należał do ścisłej czołówki dziennikarzy.

Rodzącej się wówczas opozycji nie usiłował kokietować, bo, jak napisze po latach, stosunek do niej "wynikał z przyjęcia już w 1956 r. (w obrębie "Po prostu") założenia, że skuteczne reformy w Polsce spowodowane mogą być tylko przez te siły polityczne, które znajdują się wewnątrz obozu władzy, nie są przezeń trwale odrzucane. Opozycja działająca na zewnątrz przeszkadza zaś i hamuje te przeobrażenia, które w różnych okresach wydawały mi się pożądane, a możliwe. Uważałem, że realne skutki nacisku zewnętrznego są odwrotne niż intencje grup, które go stosują. Czym opozycja zewnętrzna jest silniejsza, tym bardziej wzmacnia w partii tendencje i postawy zachowawcze. Pobudza reakcje obronne wobec zmian postępowych, dostarcza argumentów i pretekstów do niszczenia reform i ludzi do nich dążących w obozie władzy.

To, że zmiany mogą następować tylko pod naciskiem wewnątrzpartyjnym (czy szerzej: w obrębie oficjalnego życia politycznego) było prawdą do drugiej połowy dekady lat 70. Z wolna prawdą być przestawało, czego nie dostrzegłem aż do roku 1985, będąc zwolennikiem dzielenia opozycji i asymilowania jej części przez nurt reform w obozie władzy" [Jajakobyły..., s. 267-268).

Okres, gdy Urban był sam sobie "sterem, żeglarzem, okrętem", zakończył się w 1981 r. W powołanym w lutym rządzie gen. Jaruzelskiego politycznym wicepremierem został Mieczysław E Rakowski, który uczynił Urbana swym doradcą politycznym. Pół roku później, 21 sierpnia 1981 r., Jerzy Urban został rzecznikiem prasowym rządu. W krótkim czasie stworzył politykę informacyjną rządu, której ważnym elementem były prowadzone przezeń stałe konferencje prasowe. Jego ambicją było, aby zagraniczni i polscy dziennikarze dowiadywali

224

się o wydarzeniach i zamierzeniach rządowych od niego, a nie z zagranicznych radiostacji. Nie unikał komentarzy, przedstawiając stanowisko władz. Używał ostrych sformułowań. Konferencje były pokazywane w telewizji i Urban skupiał na sobie część społecznych frustracji. W walce propagandowej z "Solidarnością" czuł się jak ryba w wodzie.

Cieszył się pełnym zaufaniem gen. Jaruzelskiego, bywał, mimo że bezpartyjny, zapraszany na posiedzenia Sekretariatu i Biura Politycznego KC PZPR, stał się bardzo wpływową postacią w aparacie władzy. Gdy Jaru-zelski przekazał premierostwo Messnerowi, pozostał nadal, wbrew intencjom nowego premiera, rzecznikiem rządu.

Miał duży wpływ na prognozowanie polityki, przekazując gen. Jaruzelskiemu swoje opinie na różne tematy. Od 1986 r. wraz ze Stanisławem Cioskiem i szefem wywiadu MSW gen. Władysławem Pożogą tworzył tzw. zespół trzech, który opracowywał dla gen. Jaruzelskiego analizy polityczne i propozycje działań. Powstawały one w czasie swobodnej dyskusji, której następnie Urban nadawał formę memoriału wysyłanego przez Kiszcza-ka do Jaruzelskiego. Autorzy postulowali np. wydanie wszystkim zainteresowanym paszportów ważnych przez 10 lat, które można by trzymać w domu, dopuszczenie obrońców do śledztw, wydzielenie działek budowlanych dla młodych ludzi, co miało częściowo rozładować problem mieszkaniowy. W tym samym memoriale z połowy marca 1988 r. postulowali utworzenie urzędu prezydenta, wyposażonego w duże kompetencje, powołanie Senatu, reformę PRON-u, utworzenie stronnictwa katolickiego, likwidację nomenklatury w gospodarce, wstrząsowe wprowadzenie drugiego etapu reformy gospodarczej. "Niezwykle ważne jest - stwierdzali - aby postacią centralną tych zmian był I Sekretarz KC, żeby zarysowany przełom tak samo kojarzył się z gen. W. Jaruzelskim, jak wprowadzenie stanu wojennego, aby inne osobistości nie dyskontowały zmian i nie stawały się ich bohate-

15-Rycerze...

225

rami" (Andrzej Garlicki, dz. cyt.; s. 88-91). Ten fragment był skierowany przeciwko premierowi Messnerowi.

Teksty zespołu trzech nie trafiały na biurko premiera, ale tak się dziwnie stało, że jeden, w którym autorzy postulowali zmianę premiera, trafił do jego rąk. Oburzony Messner poszedł do gen. Jaruzelskiego, ten jednak zlekceważył sprawę, oświadczając, że nikt nie zamierza zmieniać premiera, co nie było zresztą prawdą. W każdym razie stosunki między premierem a rzecznikiem rządu jeszcze się pogorszyły.

Mieczysław F. Rakowski, tworząc rząd po dymisji Messnera, również chciał dokonać zmiany na stanowisku rzecznika rządu, ale nie zgodził się na to gen. Jaru-zelski. Rakowski jeszcze od czasów, gdy był redaktorem naczelnym "Polityki", miał świetne stosunki z Urbanem, doceniał jego talenty polityczne, uważał jednak, że należy dać społeczeństwu sygnał, że zmienia się polityka rządu wobec opozycji. Urban symbolizował okres walki z opozycją, a nadchodził czas szukania porozumienia. Z niektórymi działaczami opozycji (Kuroń, Michnik) Urban utrzymywał zresztą poufne kontakty, o czym zawsze informował gen. Jaruzelskiego.

W oczach opinii publicznej rzecznik rządu był jednak utożsamiany z okresem stanu wojennego. Był to swoisty paradoks, ponieważ od połowy lat osiemdziesiątych należał do grupy reformatorskiej. Znalazł się w powołanym przez Biuro Polityczne, kierowanym przez Czyrka, sztabie politycznym, nadzorującym przygotowania do Okrągłego Stołu i jego przebieg. Brał także udział w pracach podstolika do spraw środków masowego przekazu.

Po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu w kwietniu 1989 r. został przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji, wchodząc jednocześnie do rządu jako minister--członek Rady Ministrów. Obejmował telewizję i radio na kilka tygodni przed wynikającymi z kontraktu Okrągłego Stołu wyborami.

Przestał być ministrem, gdy powstał rząd Tadeusza Mazowieckiego, przewodniczącym Komitetu - kilka ty-

226

godni później we wrześniu 1989 r. W listopadzie został dyrektorem-redaktorem naczelnym Krajowej Agencji Robotniczej. Urzędował do maja 1990 r. Wówczas to zakończył się trwający 9 lat okres, gdy był działaczem państwowym wysokiego szczebla, członkiem wąskiej elity rządzącej Polską.

Następny okres w jego życiu, trwający do dziś, otworzyła napisana w kilka tygodni książka Alfabet Urbana. Od Ado Z. (1990). Odniosła ona ogromny sukces. Rozeszła się w nakładzie 750 tys. egzemplarzy, co zapewniło Urbanowi fortunę i umożliwiło utworzenie własnego tygodnika polityczno-satyrycznego. Od pierwszego numeru "NIE" stało się skandalem politycznym i obyczajowym. Tygodnik ostro atakował "Solidarność", Lecha Wałęsę, rząd Mazowieckiego, politykę gospodarczą Bal-cerowicza, Kościół. Czynił to językiem potocznym, zawierającym słowa wulgarne i obsceniczne. Szokował też stroną graficzną, ukazując nagość w sposób w prasie polskiej niepraktykowany. "NIE" było wyraziste ideowo, propagowało lewicowy system wartości, atakowało pru-derię, zakłamanie, rozgrabianie majątku narodowego. Atakowane przez władze i Kościół, miało smak owocu zakazanego.

Tygodnik, oparty na solidnych podstawach ekonomicznych, stał się liczącym się politycznie tytułem, a Jerzy Urban ponownie postacią wpływową. Drukował to, co uważał za słuszne. Musiał się liczyć tylko z czytelnikami, których umiejętnie epatował przełamywaniem norm obyczajowych. Nie istniała cenzura, więc nikt już mu nie mógł zdejmować tekstów, nikt też nie mógł nakładać na niego upokarzających zakazów pisania.

Jerzy Urban jest zaprzeczeniem poglądu, że w kapitalizmie pierwszy milion należy ukraść. Do wszystkiego, co ma, doszedł własną pracą, wykorzystując dane mu przez naturę talenty. Udało mu się.

227

;-3SP&

JANUSZ ONYSZKIEWICZ

Urodził się w 1937 r. we Lwowie w rodzinie inteligenckiej. W czasie wojny rodzice przenieśli się do Przemyśla, a w 1948 r. do Warszawy. W 1960 r. ukończył matematykę na Uniwersytecie Warszawskim i został zatrudniony jako asystent. W 1967 r. uzyskał tytuł doktora nauk matematycznych. Oprócz matematyki pasjonowały go góry i jaskinie. Wspinał się w Himalajach, Hindukuszu, Pamirze. W 1975 r., wraz z Leszkiem Cichym i Krzyszto-fem Zdzitowieckim, wszedł na Gaszerbrum III (7952 m), najwyższy z niezdobytych wówczas szczytów świata.

Do polityki wciągnęły go wydarzenia marcowe 1968 r. Był to bardziej nakaz moralny (obrona represjonowanych) niż świadoma decyzja polityczna. Kilka lat później, w 1972 r., podpisał list, w którym domagano się ułaskawienia Jerzego Kowalczyka, skazanego na karę śmierci za wysadzenie auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Wyrok był drakoński, bo wybuch nastąpił, gdy nikogo nie było w pobliżu, i nie spowodował ofiar. Złożenie podpisu pod tym listem było także aktem moralnej odwagi. W tamtych jednak czasach każda, wyrażona publicznie, opinia odmienna od stanowiska władz nabierała charakteru politycznego i powodowała zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa. Nie na tyle jednak aktywne, by odmówić Onyszkiewiczowi wydania paszportu.

W latach 1976-79 wykładał na angielskim uniwersytecie w Leeds i na innych zagranicznych uczelniach. Wówczas związał się jako tłumacz z pismem "Aneks", co go wprowadziło w jeden z kręgów opozycji. Po powrocie w 1979 r. do Polski związał się początkowo ze środowiskiem Marcina Króla, a później, poprzez Jana Lityń-skiego, z KSS "KOR", którego był członkiem, i zespołem "Robotnika".

W sierpniu 1980 r. pojechał do Stoczni Szczecińskiej. Ponieważ strajkujący nie wpuszczali obcych, wrócił do Warszawy. Po podpisaniu porozumień sierpniowych zaangażował się w tworzenie NSZZ Pracowników Nauki,

228

Techniki i Oświaty, zwanego "dziewięcioliterowcem", został też doradcą Regionu Mazowsze, a w październiku jego rzecznikiem prasowym.

W kwietniu 1981 r. został rzecznikiem prasowym Krajowej Komisji Porozumiewawczej (po rezygnacji z tej funkcji Karola Modzelewskiego). Na Zjeździe "Solidarności" wybrany do Komisji Krajowej NSZZ "Solidarności", członek jej Prezydium.

Jesienią 1981 r. zaangażował się w tworzenie, nawiązujących do tradycji lewicy niepodległościowej, Klubów Samorządnej Rzeczypospolitej "Wolność-Sprawiedli-wość-Niepodległość", które miały być odpowiedzią na prawicowe Kluby Służby Niepodległości, zakładane pod auspicjami Konfederacji Polski Niepodległej.

Internowany 13 grudnia 1981 r., przebywał w Strze-bielinku i Białołęce do 23 grudnia 1982 r. Aresztowany w kwietniu 1983 r. za organizowanie obchodów 40 rocznicy powstania w getcie warszawskim, został zwolniony w lipcu na mocy amnestii.

Był jednym z założycieli Komitetu Obywatelskiego Przeciw Przemocy, który powstał w 1984 r. (po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki) w celu dokumentowania zbrodni aparatu bezpieczeństwa. Brał udział w spotkaniach z przyjeżdżającymi do Polski politykami zachodnimi, którym przedstawiano stanowisko "Solidarności", co szczególnie denerwowało władze. W kwietniu 1987 r. został - wraz z Bronisławem Geremkiem, Magdaleną Sokołowską i Klemensem Szaniawskim - oskarżony przez rzecznika rządu Jerzego Urbana o współpracę z wywiadem amerykańskim. Pomówieni wytoczyli Urbanowi proces, który wygrali, i w marcu 1989 r. Urban musiał ich publicznie przeprosić.

W 1986 r. Onyszkiewicz został rzecznikiem prasowym podziemnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej NSZZ "Solidarność". Był też rzecznikiem jawnej, acz nielegalnej, Krajowej Komisji Wykonawczej, powołanej w 1987 r. Najważniejszym wówczas zadaniem rzecznika prasowego było informowanie dziennikarzy zagranicznych, co

229

47. Janusz Onyszkiewicz, 1989

Onyszkiewicz, dzięki biegłej znajomości angielskiego, mógł z łatwością czynić. Za karę nagminnie odmawiano mu paszportu i wielokrotnie zatrzymywano na 48 godzin. W 1988 r. po przekazaniu przezeń informacji o brutalności milicji w czasie demonstracji w dniach 1 i 3 maja został aresztowany za "rozpowszechnianie wiadomości mogących wywołać niepokoje społeczne" i skazany przez kolegium do spraw wykroczeń na 6 tygodni aresztu. Wyrok sądu, zmieniający tę karę na 60 godzin prac społecznie użytecznych, nie został wykonany.

Onyszkiewicz znalazł się wśród 62 osób zaproszonych 31 maja 1987 r. przez Wałęsę w związku z kolejną pielgrzymką Jana Pawła II. To środowisko przekształciło się w grudniu 1988 r. w Komitet Obywatelski przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność". Został jego członkiem. Wcześniej, we wrześniu 1988 r., wystąpił przed Komisją Helsińską Kongresu USA i został przyjęty przez prezydenta Ronalda Reagana, co wywołało wściekłość władz

230

polskich. W "Trybunie Ludu" ukazała się sylwetka Onyszkiewicza, napisana według najlepszych wzorów stalinowskiej publicystyki. Ciosek poinformował ks. Orszulika, że gen. Jaruzelski był zaszokowany, widząc na proponowanej przez Wałęsę liście uczestników Okrągłego Stołu nazwiska kilku działaczy, wśród nich Onyszkiewicza. Na przygotowanej, prawdopodobnie przez władze bezpieczeństwa, liście osób, które nie powinny uczestniczyć w obradach Okrągłego Stołu, Onyszkiewicz znalazł się w pierwszej grupie, zaraz za Kuroniem i Michni-kiem. Nie miało to jednak większego znaczenia i Onyszkiewicz został rzecznikiem prasowym strony opozycyj-no-solidarnościowej. Brał też udział w pracach podstoli-ka do spraw środków masowego przekazu.

W wyborach czerwcowych 1989 r. kandydował z Przemyśla. Otrzymał prawie 83% oddanych głosów. Wygrywał kolejne wybory, aż do 2001 r., gdy Unia Wolności nie zdołała przekroczyć wymaganego progu wyborczego.

W kwietniu 1990 r. został wiceministrem obrony narodowej. Ministrem był gen. Florian Siwicki, powołany na to stanowisko jeszcze przez gen. Jaruzelskiego. W lipcu gen. Siwickiego zastąpił wiceadmirał Piotr Kołodziej-czyk, który dotrwał do grudnia 1991 r., czyli do powołania rządu Jana Olszewskiego, w którym resort obrony narodowej objął Jan Parys. W lutym 1992 r. Onyszkiewicz został odwołany ze stanowiska wiceministra.

Po upadku rządu Olszewskiego został ministrem obrony narodowej w gabinecie Hanny Suchockiej (w lipcu 1992 r.). Rząd Suchockiej funkcjonował niecały rok, do 28 maja 1993 r. Ponownie objął resort obrony 31 października 1997 r. w rządzie Jerzego Buźka. Gdy w czerwcu 2000 r. Unia Wolności wystąpiła z koalicji z AWS, Onyszkiewicz podał się do dymisji. Odchodząc, miał satysfakcję, że to za jego ministerium Polska 12 marca 1999 r. została przyjęta do NATO.

W grudniu 1999 r. zajął I miejsce na VI Mistrzostwach Świata w długości palenia fajki. Jest to konkurencja wymagająca cierpliwości, koncentracji, umiejętności plano-

231

Zakończenie

48. Jerzy Urban (trzeci od lewej) i Janusz Onyszkiewicz (drugi od prawej), 1989

wania, a więc cech ważnych dla polityka. Gdy tylko pozwala pogoda, jeździ na rowerze. Również do pracy.

W 2001 r. został przewodniczącym Polskiego Związku Alpinistów. Jest członkiem władz Unii Wolności, wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, członkiem Fundacji Rodziny Józefa Piłsudskiego (jest mężem wnuczki Józefa Piłsudskiego) i jednym z założycieli Fundacji Edukacja dla Demokracji, a od stycznia 2004 r. - przewodniczącym Rady Programowej Instytutu Polsko-Ukraińskiego "Mosty na Wschód". Od 2003 r. pracuje jako ekspert w Centrum Stosunków Międzynarodowych. Jak na kogoś, kto ma 67 lat, wykazuje imponującą aktywność.

Do tych 27 sylwetek można by zapewne dodać jeszcze kilka, a nawet kilkanaście, a i wówczas obraz nie byłby pełen. Wybrałem tych, którzy, moim zdaniem, odegrali najważniejsze role w przygotowaniach i obradach Okrągłego Stołu. Poprzez życiorysy starałem się pokazać drogę, jaką przebyli, zanim zasiedli do rokowań, i ich późniejsze, często mało znane, losy.

Przy Okrągłym Stole, którego zdjęcie z lotu ptaka tak często jest publikowane, nie prowadzono negocjacji. Te odbywały się przy stolikach i podstolikach, w czasie poufnych spotkań w Magdalence i Pałacu Namiestnikowskim. Tam podejmowano decyzje. W najważniejszych sprawach wymagały one aprobaty gen. Jaruzelskiego, który, w przeciwieństwie do Wałęsy, nie brał udziału w rozmowach, lecz bardzo uważnie je obserwował. Przez cały czas udzielał negocjatorom szczegółowych instrukcji.

Nikt chyba z zasiadających 6 lutego 1989 r. przy Okrągłym Stole nie zdawał sobie sprawy, że bierze udział w ostatnim akcie istnienia systemu, narzuconego Polsce 45 lat wcześniej. Nie było w historii takiego precedensu, by sprawujący dyktatorską władzę wzięli czynny udział w jej rozmontowywaniu. Powie ktoś, że przykład upadku dyktatury frankistowskiej przeczy temu twierdzeniu. Ale to stało się, podobnie jak upadek czarnych pułkowników w Grecji czy rewolucja goździków w Portugalii, w warunkach pełnej suwerenności. W Polsce jeszcze po upadku realnego socjalizmu przez parę lat stacjonowały oddziały Armii Czerwonej.

233

1

49. Plakat wyborczy "Solidarności", 1989

Ta bezkrwawa rewolucja dokonana została pod ciśnieniem mas przez elity władzy i opozycji. Obie strony musiały liczyć się ze swą klientelą. W pewnym momencie dla gen. Jaruzelskiego OPZZ stało się problemem poważniejszym niż "Solidarność".

Gdy 5 kwietnia rozpoczynało się finalne posiedzenie Okrągłego Stołu, którego przebieg został dramatycznie zakłócony właśnie przez OPZZ, niektórzy z uczestników mieli już świadomość, że rozpoczyna się - przewidywany na 2 do 4 lat - proces transformacji ustrojowej. Nikt jednak nie przypuszczał, że już pół roku później powstanie rząd z niekomunistycznym premierem, a PZPR utraci większość w Sejmie.

Wielki spektakl Okrągłego Stołu rozgrywał się przy

234

podniesionej kurtynie, w świetle jupiterów, ale również za kulisami sceny politycznej. Miał swoich reżyserów, inspicjentów, aktorów ról głównych i drugoplanowych' a także statystów. Jedni mignęli przez chwilę, odchodząc następnie w cień zapomnienia, inni właśnie wówczas ujawnili swe talenty, co otworzyło im szansę obsadzenia w głównych rolach.

Autor pragnie podziękować dr. Grzegorzowi Sołtysia-kowi za pomoc w dotarciu do źródeł, paniom z Archiwum "Polityki" za odpowiedzi na wiele nużących pytań, Piotrowi Adamczewskiemu za wnikliwą lekturę maszynopisu.

Autor i wydawca wyrażają wdzięczność gen. Czesła-wowi Kiszczakowi za udostępnienie zdjęć z jego archiwum.

Uczestnicy obrad plenarnych Okrągłego Stołu

STRONA RZĄDOWO-KOALICYJNA

1. Czesław Kiszczak 16. Harald Matuszewski

2. Tomasz Adamczuk 17. Leszek Miller

3. Norbert Aleksiewicz 18. Alfred Miodowicz

4. Stanisław Ciosek 19. Kazimierz Morawski

5. Aleksander Gieysztor 20. Jerzy Ozdowski

6. Wiesław Gwiżdż 21. Anna Przecławska

7. Marek Hołdakowski 22. Tadeusz Rączkiewicz

8. Jan Janowski 23. Jan Rychlewski

9. Janusz Jarliński 24. Władysław Siła-Nowicki

10. Zenon Komender 25. Zbigniew Sobótka

11. Jan Kostrzewski 26. Romuald Sosnowski

12. Mikołaj Kozakiewicz 27. Stanisław Wiśniewski

13. Bogdan Królewski 28. Jan Zaciura

14. Aleksander Kwaśniewski 29. Edward Zgłobicki

15. Maciej Manicki

STRONA SOLIDARNOŚCIOWO-OPOZYCYJNA

1. Lech Wałęsa

2. Stefan Bratkowski

3. Zbigniew Bujak

4. Władysław Findeisen

5. Władysław Frasyniuk

6. Bronisław Geremek

236

7. Mieczysław Gil

8. Aleksander Hali

9. Jacek Kuroń

10. Władysław Liwak

11. Tadeusz Mazowiecki

12. Jacek Merkel

13. Adam Michnik

14. Alojzy Pietrzyk

15. Edward Radziewicz

16. Henryk Samsonowicz

17. Grażyna Staniszewska

18. Andrzej Stelmachowski

19. Stanisław Stomma

20. Klemens Szaniawski

21. Jan Józef Szczepański

22. Edward Szwajkiewicz

23. Józef Ślisz

24. Witold Trzeciakowski

25. Jerzy Turowicz

26. Andrzej Wielowieyski

OBSERWATORZY KOŚCIELNI

1. ks. Bronisław Dembowski

2. ks. Alojzy Orszulik

3. ks. Janusz Narzyński, biskup Kościoła ewan-gelicko-augsburskiego

RZECZNICY PRASOWI 1. Janusz Onyszkiewicz 2. Jerzy Urban

Indeks nazwisk*

Abramow-Newerly Jarosław

118

Abramowski Edward 123 Adamczewski Piotr 235 Adamczuk Tomasz 9, 236 Adenauer Konrad 27 Albright Madeleine 132 Aleksiewicz Norbert 9, 236 Ambroziak Jacek 8, 82, 107 Amsterdamski Stefan 108 Anders Władysław 22 Andropow Jurij 24 Andrzejewski Jerzy 105, 163 Arkuszewski Wojciech 165

Baka Władysław 5, 9, 16,

171-173, 174, 183, 185,

207, 208 Balcerowicz Leszek 87, 108,

114, 116, 128, 130, 132,

170, 173, 185, 193, 227 Barańczak Stanisław 163 Barcikowski Kazimierz 55-

-57, 64, 67, 75 Bartosz Julian 77 Bartoszcze Roman 42 Baszkiewicz Jan 174

Bereś Witold 62, 149 Berling Zygmunt 22 Berlinguer Enrico 161 Bielecki Jan Krzysztof 72, 109,

114

Bieliński Konrad 167 Bieńkowski Władysław 94 Bierut Bolesław 211 Blumsztajn Seweryn 165, 167 Błuszkowski Jan 16 Bodnar Artur 16 Bortnowska Halina 104 Borusewicz Bogdan 31-33,

96, 163

Brandys Kazimierz 118 Bratkowski Stefan 10, 236 Breitkopf Jerzy 16 Breżniew Leonid 24-26 Bugaj Ryszard 17, 113, 122 Bujak Zbigniew 10, 11, 14,

17, 35, 69, 77, 113, 195-

-198, 217, 236 Buzek Jerzy 91,131,132, 231

Ceaugescu Nicolae 108 Celiński Andrzej 100, 120, 121, 146, 147, 167, 200

i

' Pismem półgrubym wyróżniono nazwiska osób, których biografie znajdują się w niniejszej pracy, oraz numery odpowiednich stron.

239

Chojecki Mirosław 163, 165

Choromański Zygmunt 53-55

Chrzanowski Wiesław 103, 121

Cichy Leszek 228

Ciemny Franciszek 221

Ciesielski Jan 218

Cimoszewicz Włodzimierz 42, 156, 200

Ciosek Stanisław 8, 10, 14--16, 26, 37, 46-49, 51, 52, 56, 66, 67, 72-77, 81-83, 136, 177, 180, 182, 189, 214, 225, 231, 236

Cohn Ludwik 163

Conrad Joseph 110

Cyrankiewicz Józef 78, 95, 223

Cywiński Bohdan 33, 167

Czarzasty Zygmunt 19

Czernienko Konstantin 24

Czuma Andrzej 166

Czyrek Józef 9,37,47,67, 75, 76, 105, 134-136, 137--140, 173, 177, 226

Ćwikliński Przemysław 220

Dąbrowski Bronisław 47, 52,

53-59, 65, 67, 103, 148,

202 Dąbrowski Jerzy 34, 37, 45,

46, 50, 66, 204 Dejmek Kazimierz 143 Dembowski Bronisław 17, 57,

59, 104, 237 Dobraczyński Jan 75 Dubiński Krzysztof 8, 13, 82 Dworak Jan 109 Dzielski Mirosław 203

Dzierżyńska Aldona 211 Dzierżyński Feliks 211

Falandysz Lech 43 Filipski Ryszard 217 Findeisen Władysław 10, 12,

14, 236

Fiszbach Tadeusz 85, 86 Frasyniuk Władysław 10, 11,

14, 15, 17, 66, 69, 77, 82,

113, 132, 151, 193-195,

196-198, 236 Friszke Andrzej 102, 134, 135,

160

Gadzinowski Piotr 221 Garlicki Andrzej 19, 21, 79,

126, 152, 181, 204, 226 Gdula Andrzej 11, 14-16, 82,

83, 177 Geremek Bronisław 5, 10,

II, 14, 15, 17, 33,38,40, 41, 44, 46, 56, 60, 68, 70, 81-83, 92, 93, 98, 100, 103, 105, 107, 108, 110,

III, 117-133, 137, 146, 169, 175-178, 182, 204, 219, 229, 236

Geremkowie, rodzina 108

Giedroyc Jerzy 145

Gierek Edward 23, 64, 73, 96,

138, 145, 160, 171, 198,

212 Gieysztor Aleksander 10, 13,

236 Gil Mieczysław 10, 11, 14,

17, 130, 216-219, 236 Glemp Józef 24, 45, 50, 55,

57, 59, 136, 204, 215 Gocłowski Tadeusz 11,15,17,

35,40, 56-59, 105, 111

240

Gomułka Władysław 94-96,

141, 143, 171, 222, 223 Gontarz Ryszard 217 Gorbaczow Michaił 21, 24-

-26, 30, 72, 77, 108 Górnicki Wiesław 29, 45, 46,

78, 79, 181, 182, 204 Graczow Andriej 25, 30 Gross Jan 141 Grzybowski Leszek 16 Gulbinowicz Henryk 59 Gwiazda Andrzej 31, 35, 36,

98, 99, 102, 120, 148 Gwiazda Joanna 31 Gwiazdowie, rodzina 31, 32 Gwiżdż Wiesław 10, 236

Hali Aleksander 10, 42, 46,

107, 111, 201-205,236 Handzlik Stanisław 218 Hausner Jerzy 93 Havel Vaclav 147 Hołdakowski Marek 9, 236 Husak Gustaw 108

Jagielski Mieczysław 33, 34

Jan XXIII 54

Jan Paweł II 35, 55, 92, 103,

123, 124, 197, 230 Janajew Giennadij 72 Janas Zbigniew 195 Janiszewski Michał 64 Jankowska Janina 96, 97, 100,

121, 147, 168 Jankowski Henryk 35, 121 Janowski Jan 9, 11, 13, 16,

236

Jarliński Janusz 9, 14, 16, 236 Jaroszewicz Piotr 64 Jaruzelscy, rodzina 22

Jaruzelski Wojciech 7, 8, 11,

19, 21-30, 39, 45, 48, 49, 55, 57, 58, 60-65, 68-72, 75-78, 80, 81, 84, 85, 87, 88, 91, 105,136,138-140, 152, 156, 172-175, 177, 180, 181, 183, 188-191, 199, 224, 225, 231, 233, 234

Jaworski Seweryn 101, 102, 148

Jurczyk Marian 35, 36, 102, 148

Jurek Marek 204

Kaczorowski Stefan 163, 166 Kaczyński Jarosław 38-42, 99,

105, 107, 110, 111, 129 Kaczyński Lech 11, 14, 17, 38, 39, 42, 105, 107, 129 Kania Stanisław 23, 64 Karpiński Jakub 161 Kisielewski Stefan 144 Kiszczak Czesław 6-8, 10, 12, 14-16, 23, 26, 36, 37, 46, 49, 52, 53, 56, 58, 60--72, 76, 81, 103, 104,126, 127, 140, 148, 149, 153--156, 176, 177, 189, 192, 202, 214, 225, 235, 236 Kliszko Zenon 95, 96, 143 Kłoda Kazimierz 8, 49, 82 Kociołek Stanisław 95 Kofman Jan 141 Kohl Helmut 109 Kołakowski Leszek 142, 143,

167

Kołodziej Andrzej 32 Kołodziejczak Bogusław 173 Kołodziejczyk Piotr 231 Komender Zenon 9, 236

16 - Rycerze...

241

Kopka Bogusław 32

Kostrzewski Jan 10, 236

Kowalczyk Jerzy 228

Kowalik Tadeusz 33

Kowalska Anka 163

Kozakiewicz Mikołaj 9, 13, 129, 130, 236

Krajewski Mieczysław 16

Król Marcin 203, 228

Królewski Bogdan 9, 11, 16, 236

Krzaklewski Marian 42

Kuczma Leonid 91

Kuczyński Waldemar 33, 39, 100, 101, 107, 108, 112, 113, 171

Kunicki-Goldfinger Marek 123

Kuroń Grażyna (Gajka) 97

Kuroń Jacek 10, 15, 17, 19, 32, 38, 46, 70, 97, 98, 100, 102, 106, 107, 110, 111, 117, 119, 120, 122, 126, 128, 141, 142, 145, 146, 148, 149, 152-154, 157--171, 196, 200, 204, 213, 215, 226, 231, 236

Kuropieska Józef 63

Kurski Jarosław 42

Kwaśniewska Jolanta 90

Kwaśniewski Aleksander 5, 9, 14-16, 42, 43, 77-93, 106, 115, 156, 170, 194, 199, 200, 236

Lato Grzegorz 93 Lewandowski Janusz 201 Libera Antoni 118 Lipiński Edward 160, 163,

166 Lipski Jan Józef 145,162,163,

165, 213

Lis Bogdan 32, 151 Lityński Jan 165, 167, 196,

228

Liwak Władysław 10, 17, 236 Lizut Mikołaj 52 Lubowska Iwona 75

Łapicki Andrzej 221

Macharski Franciszek 47, 51,

59

Macierewicz Antoni 122, 130, 145, 162, 163, 165, 167, 204

Maciszewski Jarema 206 Makarenko Antoni 141, 159 Małowist Marian 118 Manicki Maciej 9, 78, 236 Marcinkowski Włodzimierz

222, 223 Matuszewski Harald 9, 16,

236

Mazowiecki Tadeusz 5, 10, 11, 14, 15, 17-19, 27, 33, 38-42, 44, 47, 56, 70, 71, 80, 82-84, 93-117, 120--122, 128, 130, 137, 153, 154, 169, 180, 182, 185, 194, 204, 214, 219, 226, 227, 236 Merkel Jacek 10, 17, 38, 42,

77, 129, 236

Messner Zbigniew 26, 74, 78-80, 172, 174, 188, 206, 225, 226

Michalik Józef 114 Michałek Zbigniew 173 Michnik Adam 10, 15, 17, 18,38,41,70,82,88,102, 105, 106, 110, 111, 114, 126, 127, 141-157, 159-

242

-161, 163, 165, 168, 170,

177, 215, 226, 231, 237 Mickiewicz Adam 143, 144 Mikołajska Halina 163 Milczanowski Andrzej 43, 44 Milewicz Ewa 52 Milewski Mirosław 62, 64 Miller Leszek 9, 85, 86, 92,

198-201, 236 Miodowicz Alfred 9, 11, 12,

37, 75, 186-193, 236 Mitterrand Francois 37 Moczulski Leszek 42, 166,

202 Modzelewski Karol 38, 70,

101, 102, 142, 143, 148,

149, 158-160, 229 Morawski Kazimierz 10, 236 Morgiewicz Emil 163, 166 Mounief Emmanuel 123

Naimski Piotr 163, 165, 167 Najder Zdzisław 110 Narzyński Janusz 8, 59, 237 Niedzielak Stefan 12 Niezabitowska Małgorzata 41 Nowak Edward 218 Nowak-Jeziorański Jan 70, 145

Obodowski Janusz 64 Olechowski Andrzej 205 Oleksy Józef 43, 44, 194, 200 Olszewskijan 104, 111, 122,

130, 137, 161, 162, 213,

231

Olszowski Stefan 64 Onyszkiewicz Janusz 8, 70,

163, 221, 228-232, 237 Orszulik Alojzy 11, 15, 17,

46, 47-53, 56-59, 65, 67,

71, 76, 82, 103, 112, 135,

136, 148, 182, 189, 190,

214, 231, 237 Orzechowski Marian 85, 86 Ossowski Stanisław 123 Ostrowska Halina 165 Ostrowski Wojciech 165 Ozdowski Jerzy 10, 13, 16,

236 Ozga-Michalski Józef 95

Pajdak Antoni 163 Pałka Grzegorz 102, 148 Paradowska Janina 129 Parys Jan 130, 231 Pawlak Waldemar 43, 88, 200 Piasecki Bolesław 93-95 Pieńkowska Alina 32, 33 Pietrzyk Alojzy 10, 13, 17,

237

Piłka Marian 202 Piłsudski Józef 63, 232 Pińkowski Józef 73 Płażyński Maciej 205 Pomian Krzysztof 143, 158 Popielą Tadeusz 29 Popiełuszko Jerzy 49, 62, 229 Pożoga Władysław 26, 75,189,

225

Przecławska Anna 10, 236 Przemyk Grzegorz 214 Pyjas Stanisław 164 Pyka Tadeusz 33

Raciborski Jacek 89 Radziewicz Edward 10, 17,

237 Raina Peter 47, 51, 52, 54,

58, 67, 103, 136, 149, 182,

189, 203 Rakowski Mieczysław F. 7, 8,

243

26, 35, 36, 46, 51, 55, 64, 70, 79, 80, 85-88, 138, 140, 173, 177, 185, 193, 207, 220, 222-224, 226

Rączkiewicz Tadeusz 9, 236

Reagan Ronald 230

Reykowski Janusz 5, 9, 11, 14-16,58,70,81-83,118, 126, 127, 174-178

Rokita Jan Maria 131, 200, 205

Romaszewski Zbigniew 102, 148, 167

Rozpłochowski Andrzej 102, 148

Rulewski Jan 35, 102, 148

Rybicki Józef 163

Rychlewski Jan 10, 236

Rywin Lew 157

Sadowski Zdzisław 174 Samsonowicz Henryk 10, 135,

237

Sartre Jean-Paul 145 Schaff Adam 141 Sekuła Ireneusz 14-16, 82,

84, 206-210 Sienkiewicz Henryk 17 Siła-Nowiccy, rodzina 211 Siła-Nowicki Władysław 8,

12-14, 105, 121, 122, 169,

210-215, 236 Siwicki Florian 8, 62, 64, 71,

140, 173, 231 Składkowski Felicjan Sławoj

63

Skoczyłaś Jerzy 62, 149 Skórzyński Jan 156 Skubiszewski Krzysztof 108,

109, 130 Słonimski Antoni 144

244

Słowik Andrzej 14 Sobótka Zbigniew 9, 236 Sokołowska Magdalena 229 Sokołowski Antoni 31 Sołtysiak Grzegorz 235 Sosnowski Romuald 6, 9, 11,

14, 16, 80, 106, 192, 236 Spychalska Ewa 193 Spychalski Marian 23 Staniszewska Grażyna 10, 237 Staniszkis Jadwiga 33 Steinsbergowa Aniela 163 Stelmachowski Andrzej 10,

11, 17, 37, 47, 56, 65, 70,

104, 105, 111, 133-137,

140, 182, 237

Stelmachowski Bronisław 133 Stomma Stanisław 10, 95,

96, 103, 203, 204, 237 Stroba Jerzy 46, 51, 59 Strużek Bolesław 16 Strzelecki Jan 122, 182 Studentowicz Kazimierz 212 Suchocka Hanna 28, 131, 231 Suchowolec Stanisław 12 Syryjczyk Tadeusz 203 Szaniawski Klemens 10, 229,

237

Szczepański Jan 16 Szczepański Jan Józef 10, 237 Szczypiorski Adam 163 Szlajfer Henryk 144 Szwajkiewicz Edward 10, 237 Szymanek Tadeusz 16

Ślisz Józef 10, 13, 237 Śreniowski Józef 163 Świerczewski Karol (ps. Walter) 141

Święcicki Andrzej 134 Świtoń Kazimierz 154, 215

Torańska Teresa 72 Trembicka Krystyna 11, 12 Trzeciakowski Witold 5, 10,

14, 15, 17, 82, 173, 183, 184-186, 237

Turowicz Jerzy 10, 12, 13, 41,

129, 237

TuskDonald 116, 201, 205 Tymiński Stanisław 42, 112,

114

Urban Jerzy (ps. Jan Rem, Jerzy Kibic, Klakson) 8, 26,

27, 61, 72, 74, 75, 77, 82, 85, 170, 186, 187, 189, 193, 208-210, 220, 221--227, 229, 232, 237

Urbanowie (właśc. Urbacho-wie), rodzina 221

Uziębło Jerzy 14, 16, 188

Wachowski Mieczysław 43,

44

Wajda Andrzej 190 Walendziak Wiesław 205 Walentynowicz Anna 32, 33 Wałęsa Danuta 30 Wałęsa Lech 6, 7, 10-12, 14,

15, 17, 24, 26, 28, 30-44, 45, 46, 49, 50, 56, 58, 61, 66, 69-72, 74, 75, 77, 81, 84, 86-91, 93, 98-100, 102, 105-114, 119, 121, 122, 124, 126-131, 134, 136, 150, 152-156, 168--170, 177, 180, 183, 189--191, 194-196, 198, 214,

215, 219, 221, 227, 230,

231, 233, 236 Wapiński Roman 201 Werblan Andrzej 85 Wiatr Jerzy Józef 118 Wiatr Sławomir 200 Wielowieyscy, rodzina 182 Wielowieyski Andrzej 10,17,

33, 38, 56, 104, 122, 136,

179-184, 237 Wierzbicki Piotr 110 Wilecki Tadeusz 43 Wiśniewski Ludwik 202 Wiśniewski Stanisław 9, 16,

236

Wołek Tomasz 204 Wosiek Maria 167 Wujec Henryk 32, 102, 107,

146, 148, 154, 167 Wyszkowski Krzysztof 31 Wyszyński Stefan 45, 53, 55,

96, 120, 143, 180, 212

Zabłocki Janusz 94 Zaciura Jan 9, 236 Zawadzki Wacław 163 Zawieyski Jerzy 95, 96 Zdzitowiecki Krzysztof 228 Zgłobicki Edward 9, 236 Zieją Jan 163

Ziembiński Wojciech 163, 166 Zientara Benedykt 119 Zych Józef 85

Żakowski Jacek 60, 70, 110 Żelichowski Ryszard 32 Żiwkow Todor 108

Spis ilustracji

1. Pałac Namiestnikowski. Obrady Okrągłego Stołu, 6 lutego 1989. Fot. Zbigniew Matuszewski. Ze zbiorów Archiwum Dokumentacji Mechanicznej/Centralnej Agencji Fotograficznej (dalej: ADM/CAF).

2. Wojciech Jaruzelski, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

3. Lech Wałęsa i bp Jerzy Dąbrowski, Warszawa, willa MSW przy ul. Zawrat, 31 sierpnia 1988. Archiwum Czesława Kiszczaka (dalej: ACzK).

4. Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 27 stycznia 1989. ACzK.

5. Lech Wałęsa na czele delegacji "Solidarności" w drodze do Pałacu Namiestnikowskiego, 6 lutego 1989. Fot. Erazm Ciołek.

6. Lech Wałęsa i Bronisław Geremek, Magdalenka, 29 marca 1989. ACzK.

7. Ks. Alojzy Orszulik, Magdalenka, 3 kwietnia 1989. ACzK.

8. Abp Bronisław Dąbrowski, lata osiemdziesiąte XX w. Ze zbiorów Andrzeja Friszke.

9. Spotkanie w Magdalence, 27 stycznia 1989. ACzK.

10. Stanisław Ciosek, Lech Wałęsa, Czesław Kiszczak, bp Jerzy Dąbrowski, Warszawa, willa MSW przy ul. Zawrat, 31 sierpnia 1988. ACzK.

11. Czesław Kiszczak i Bronisław Geremek, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

12. Czesław Kiszczak, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

13. Stanisław Ciosek przy Okrągłym Stole, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

246

14. Stanisław Ciosek i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 3 kwietnia 1989. ACzK.

15. Aleksander Kwaśniewski, 1989. ACzK.

16. Aleksander Kwaśniewski z ks. Alojzym Orszulikiem, Magdalenka, 2 marca 1989. ACzK.

17. Aleksander Kwaśniewski z Tadeuszem Mazowieckim, Magdalenka, 2 marca 1989. ACzK.

18. Tadeusz Mazowiecki, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

19. Ks. Bronisław Dembowski i Tadeusz Mazowiecki, Magdalenka, 29 marca 1989. ACzK.

20. Tadeusz Mazowiecki z Jackiem Kuroniem i Lechem Wałęsą, Magdalenka, 7 marca 1989. ACzK.

21. Bronisław Geremek z Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem, Magdalenka, 29 marca 1989. ACzK.

22. Bronisław Geremek jako doradca Lecha Wałęsy na posiedzeniu Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność", 1988. Fot. Erazm Ciołek.

23. Bronisław Geremek i Czesław Kiszczak, Magdalenka, 1989. ACzK.

24. Andrzej Stelmachowski z ks. Alojzym Orszulikiem i Henrykiem Samsonowiczem podczas finalnego posiedzenia Okrągłego Stołu, 5 kwietnia 1989. Fot. Erazm Ciołek.

25. Józef Czyrek, 1985. Fot. Jan Morek. Ze zbiorów Polskiej Agencji Fotografów "Forum".

26. Adam Michnik z Lechem Wałęsą podczas posiedzenia KKW, Warszawa, kościół Dzieciątka Jezus przy ul. Czarniec-kiego, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

27. Adam Michnik z Jackiem Kuroniem, Tadeuszem Mazowieckim, Czesławem Kiszczakiem i Lechem Wałęsą, 6 lutego 1989. Fot. Erazm Ciołek.

28. Czesław Kiszczak i Adam Michnik, Magdalenka, 7 marca 1989. ACzK.

29. Jacek Kuroń, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

30. Jacek Kuroń, Magdalenka, 7 marca 1989. ACzK.

31. Bronisław Geremek i Jacek Kuroń, Magdalenka, 29 marca 1989. ACzK.

32. Władysław Baka, Magdalenka, 3 kwietnia 1989. ACzK.

33. Janusz Reykowski i Bronisław Geremek, luty 1989. Fot. Zbigniew Matuszewski. Ze zbiorów ADM/CAF.

34. Czesław Kiszczak i Janusz Reykowski, Magdalenka, 29 marca 1989. ACzK.

247

35. Bronisław Geremek, Janusz Reykowski, Adam Mich-nik, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

36. Andrzej Wielowieyski, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

37. Witold Trzeciakowski, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

38. Alfred Miodowicz i Lech Wałęsa podczas debaty telewizyjnej, 30 listopada 1988. Fot. Erazm Ciołek.

39. Władysław Frasyniuk udzielający wywiadu, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

40. Zbigniew Bujak, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

41. Leszek Miller podczas obrad podzespołu roboczego ds. młodzieży, 14 marca 1989. Fot. Zbigniew Matuszewski. Ze zbiorów ADM/CAF.

42. Aleksander Hali, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

43. Ireneusz Sekuła, Magdalenka, 1989. ACzK.

44. Władysław Siła-Nowicki. Fot. Jan Morek.

45. Mieczysław Gil ze Zbigniewem Bujakiem, Magdalenka, 17 stycznia 1989. ACzK.

46. Jerzy Urban, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

47. Janusz Onyszkiewicz, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

48. Jerzy Urban i Janusz Onyszkiewicz, 1989. Fot. Erazm Ciołek.

49. Plakat wyborczy "Solidarności", 1989. Fot. Erazm Ciołek.

Tabelę uczestników poufnych negocjacji Okrągłego Stołu opracowano na podstawie: Okrągły Stół, oprać. Krzysztof Du-biński, Warszawa 1999, ss. 576; Peter Raina, Rozmowy z władzami PRL. Arcybiskup Dąbrowski w służbie Kościoła i narodu, t. II, 1982-1989, Warszawa 1995, ss. 480.

Spis treści

Wprowadzenie............ 5

Autorzy i reżyserzy.......... 21

Wojciech Jaruzelski.......... 21

Lech Wałęsa..........' . . . 30

Inspicjenci............. 45

Ksiądz Alojzy Orszulik......... 47

Arcybiskup Bronisław Dąbrowski...... 53

Aktorzy ról pierwszoplanowych...... 60

Czesław Kiszczak........... 60

Stanisław Ciosek........... 72

Aleksander Kwaśniewski......... 77

Tadeusz Mazowiecki.......... 93

Bronisław Geremek.......... 117

Andrzej Stelmachowski......... 133

Józef Czyrek............. 137

Adam Michnik............ 141

Jacek Kuroń............. 157

Władysław Baka........... 171

Janusz Reykowski........... 174

Aktorzy ról drugoplanowych....... 179

Andrzej Wielowieyski.......... 179

Witold Trzeciakowski......... 184

Alfred Miodowicz........... 186

249

Władysław Frasyniuk.......... 193

Zbigniew Bujak............ 195

Leszek Miller............ 198

Aleksander Hall........... 201

Ireneusz Sekuła............ 206

Władysław Siła-Nowicki......... 210

Mieczysław Gil............ 216

Rzecznicy prasowi........... 220

Jerzy Urban............. 221

Janusz Onyszkiewicz.......... 228

Zakończenie ............ 233

Uczestnicy obrad plenarnych Okrągłego Stołu. . 236

Indeks nazwisk............ 239

Spis ilustracji............ 246

Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik" ul. Wiejska 12a, 00-490 Warszawa

http ://www. czytelnik.pl

Warszawa 2004. Wydanie I

Ark. wyd. 10,9; ark. druk. 15,75

Skład: WMC s.c, Warszawa

Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca S.A., Kraków

Zam. wyd. 723; zam. druk. 157/04

Printed in Poland

ANDRZEJ GARLICKI tur. w 1935 r. w Warszawie] ukończyt studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim w 1956 r. Doktoryzował się w 1961 r., habilitował w 1972 r. W 1981 r. uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1987 r. - profesora zwyczajnego. Przez trzy kadencje był dziekanem Wydziału Historycznego UW. Autor kilkunastu książek Cw tym obszernej biografii Józefa Piłsudskiego], opracowań naukowych wydawnictw źródłowych (pamiętniki, dzienniki] oraz monografii Karuzela. Rzecz o Okrągłym Stole (wyd. II, Czytelnik 2004). Członek kolegium kwartalnika "Przegląd Historyczny" i tygodnika "Polityka".

Dokonany wybór postaci i ich układ mają charakter subiektywny. Do tych 27 sylwetek moża by zapewne dodać jeszcze kilka, a nawet kilkanaście, a i wówczas obraz nie byłby pełen. Wybrałem tych, którzy, moim zdaniem, odegrali najważniejsze role w przygotowaniach i obradach Okrągłego Stołu. Poprzez życiorysy starałem się pokazać drogę, jaką przebyli, zanim zasiedli do rokowań, i ich późniejsze, często

mało znane, losy.

(od autoraJ

ISBN 83-07-02970-8

9 788307 029702 >



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Legendy Świętego Graala, Rycerze okrągłego stołu
Legendy Świętego Graala Rycerze okrągłego stołu
Legendy Świętego Graala, Rycerze okrągłego stołu
Król Artur i rycerze okrągłego stołu 2
Michel Pastoureau Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy okrągłego stołu
40 rycerze okraglego stolu kodeks 2
Pastoreau Michael Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy okrągłego stołu
Pastoreau Michael Życie codzienne we Francji i Anglii w czsach rycerzy Okrągłego Stołu
Król Artur i rycerze okrągłego stołu
040 Pastoreau Michael Życie codzienne we Francji i Anglii w czasach rycerzy Okrągłego Stołu
Legendy O Królu Arturze I Rycerzach Okrągłego Stołu
Pastoreu M Życie codzienne we Francji i w Anglii w czasach Rycerzy Okrągłego Stołu
Tomasz Beksiński Rycerze okrągłego stołu A D 1992
Święty Grall, legendy króla Artura i rycerzy Okragłego Stołu
Garlicki Andrzej Od maja Do Brześcia(z txt)
Rozmowy Okrągłego Stołu
Magdalenka i obrady okrągłego stołu-ściaga, socjologia

więcej podobnych podstron