Broadrick Annette Przeżyj to inaczej 01 Spotkanie w tropikach


ANNETTE BROADRICK

Spotkanie w tropikach

Cykl: Przeżyj to inaczej

Getaway

Tłumaczyła: Julia Turlejska

PROLOG

- Szanowni państwo, prosimy o uwagę. Wszystkie loty z Międzynarodowego Lotniska O'Hare zostają odwołane z powodu bardzo intensywnych i ciągle nasilających się opadów śniegu. Powiadomimy pasażerów, kiedy pasy startowe znowu będą czynne.

W hali odlotów rozległy się pomruki niezadowolenia. Na trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia chicagowskie lotnisko było po brzegi wypełnione podróżnymi.

Większość zrezygnowanych pasażerów spacerowała niespiesznie po hali. Trzy siedzące niedaleko siebie kobiety, w tym jedna z dzieckiem, patrzyły przez wielkie okna na padający na zewnątrz śnieg.

W końcu odezwała się jedna z nich.

- No to ładnie nam się zaczynają święta, co? - rzekła.

Pozostałe dwie zwróciły się w jej stronę.

- Nazywam się Megan - ciągnęła. - Mieszkam w Springfield w stanie Illinois i wybieram się do Knoxville w Tennessee. Mam niewielki domek niedaleko Parku Narodowego Smoky Mountains i postanowiłam spędzić tam święta. - Po chwili spojrzała na siedzącą po prawej stronie brunetkę. - A pani?

- Mam na imię Kayla i mieszkam w Salem w stanie Oregon. Lecę na tydzień do St Croix na Wyspach Dziewiczych, by spotkać się z kimś, kogo znam ze szkoły - odpowiedziała i nerwowo spojrzała na zegarek. - Mam na dzisiejszą noc zarezerwowany pokój w hotelu w Miami. Samolot na wyspy wylatuje dopiero jutro wczesnym rankiem. Mam nadzieję, że na lotnisku w Miami już nie będzie takich komplikacji.

Po chwili odezwała się siedząca po lewej stronie Megan kobieta z małą dziewczynką.

- A ja nazywam się Greta, a to moja córka, Lilly - rzekła, patrząc czule na dziewczynkę. - Mieszkamy w Kennebunk w stanie Maine, a lecimy do Houston odwiedzić dziadków Lilly.

- Tak, lecimy do dziadków - potwierdziła dziewczynka. - Nie byłyśmy tam bardzo, bardzo długo. Od śmierci taty.

Kobiety spojrzały na Gretę z sympatią.

- To musi być dla pani bardzo trudny okres - zauważyła Kayla. - Kiedy odszedł pani mąż?

- Trzy lata temu. To stało się tak nagle. Miał zaledwie trzydzieści osiem lat. Obie bardzo za nim tęsknimy. Trudno mi widywać się z teściami, choć nalegali, by ich odwiedzić kilka miesięcy po jego śmierci. Głupio mi, że tak długo zwlekałam z zabraniem do nich Lilly - wyjaśniła Greta, spoglądając przez okno. - Mam nadzieję, że teraz, kiedy wreszcie się wybrałyśmy, uda nam się do nich dotrzeć.

Kayla spojrzała na zegarek, by przerwać krępującą ciszę.

- Nie wiem, jak wy, ale ja chętnie bym coś przegryzła. Chodząc po lotnisku, widziałam parę restauracji. Jestem pewna, że uda nam się znaleźć miejsce w którejś z nich. Będzie nam wygodniej niż tu, w hali odlotów. Może macie ochotę mi towarzyszyć?

Megan wstała.

- Bardzo chętnie - odparła. - Chodźmy tam, napijemy się czegoś. Jak długo można tak siedzieć i patrzeć na burzę śnieżną?

Kobiety udały się do najbliższej restauracji - „Admiral”. Po kilku godzinach poznały się na tyle dobrze, że mogły porozmawiać ze sobą o swych prywatnych sprawach.

- Czy ktoś z rodziny wyjdzie po ciebie w Knoxville? - spytała Kayla, zwracając się do Megan.

- Nie. Mój dziadek zbudował ten domek, a kiedy zmarł, odziedziczyłam go po nim. Będę więc tam sama - westchnęła. - Czułam, że muszę wyjechać ze Springfield na jakiś czas. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Parę tygodni temu zwolniono mnie z pracy, a wierzcie mi, koniec roku to nic najlepszy okres na szukanie nowej roboty. A do tego niedawno rozstałam się z mężczyzną, z którym spotykałam się przez ostatnie dwa lata. Nie jestem z tego powodu zrozpaczona, ale muszę przyznać, że rozstanie uraziło moją dumę.

Spojrzała na Kaylę.

- A kim jest ten twój stary znajomy? Jakąś miłością sprzed lat?

Kayla roześmiała się.

- Ależ skąd! To moja przyjaciółka, Karyn. Znamy się od trzeciej klasy podstawówki. Kiedy zrobiłyśmy maturę, jej rodzina przeprowadziła się na Wschodnie Wybrzeże, ale na szczęście utrzymywałyśmy kontakt telefoniczny i mailowy. Odwiedziłam ją też parę razy. Karyn znalazła świetną pracę na Manhattanie. I chociaż jesteśmy w stałym kontakcie, nie widziałyśmy się od kilku lat. Chcemy to nadrobić.

- To wspaniale, że masz przyjaciółkę od tak dawna - rzekła Greta. - Mnie tak pochłonęło małżeństwo i wychowywanie córeczki, że straciłam kontakt ze wszystkimi znajomymi z liceum. A ty co robiłaś po maturze?

- Poszłam na studia - odpowiedziała Kayla. - Zresztą wcale ich jeszcze nie skończyłam. Jestem na prawie i mam wrażenie, że nigdy nie uda mi się zrobić dyplomu.

Nagle podano kolejną informację o tym, że udało się uruchomić część pasów startowych. Kobietom było trudno się rozstać, ponieważ przez te kilka godzin rozmowy poczuły do siebie wielką sympatię. Każda z nich cieszyła się, że mogła podzielić się swymi przeżyciami, porażkami i obawami z osobami, których zapewne już nigdy w życiu nie zobaczy.

- Słuchajcie, skoro wszystkie wracamy tego samego dnia przez Chicago, może w drodze powrotnej choć na chwilę uda się nam tu spotkać i podzielić wrażeniami? - zaproponowała Kayla. - Byłoby fajnie!

- Ja już teraz mogę wam powiedzieć, jak będzie wyglądał mój urlop - zapewniła Megan. - W górach zapadnę w sen zimowy i prześpię cały pobyt. Może obudzę się dopiero na wiosnę?

Kayla zwróciła się do Grety.

- A może ty z Lilly chciałabyś się ze mną spotkać w drodze powrotnej?

- Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem. - Chętnie wysłucham twojej relacji z St Croix.

- Ja też - zawtórowała Megan. - Spodziewajcie się mnie na tym spotkaniu. Chętnie się dowiem, że przynajmniej wy miałyście udany urlop.

Kobiety uściskały się na pożegnanie, a następnie ruszyły przez zapełnioną halę odlotów i udały się do odpowiednich bramek.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Po przylocie do Miami Kayla Parker nie miała nawet czasu pojechać do hotelu. I tak cudem zdążyła na samolot do St Croix. Była wykończona, ponieważ od ponad doby nie udało jej się przespać. Choć starała się zdrzemnąć w samolocie na Wyspy Dziewicze, hałas silnika nie pozwolił jej nawet na chwilę zmrużyć oka.

Zupełnie jednak nie przejmowała się swym zmęczeniem. Cieszyła się, że zdążyła na lot z Miami, mimo wielkiego opóźnienia, z jakim wyleciała z Chicago. Owszem, była niewyspana, jednak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia, skoro nadarzyła się okazja wyjazdu na egzotyczną wyspę i zobaczenia Karyn po tylu latach.

Kayla nigdy wcześniej nie była w żadnym tropikalnym kraju. Teraz, w czasie mroźnej i śnieżnej oregońskiej zimy perspektywa wygrzania się na słońcu wydawała się jej szczególnie nęcąca.

Była bardzo blada w porównaniu z innymi pasażerami, których widziała na lotnisku w Miami. Uznała, że opalenizna będzie świetną pamiątką po zimowym urlopie.

Z Karyn Stevenson przyjaźniła się od dziecka. Dziewczynki pochodziły z Salem i mieszkały kilka przecznic od siebie. Rodzice Kayli wykładali na Uniwersytecie Willamette. To właśnie tam Kayla studiowała prawo.

Kayla parokrotnie odwiedzała przyjaciółkę w Nowym Jorku. Karyn nie mogła sobie pozwolić na chwilę urlopu, gdyż była pochłonięta pracą w agencji reklamowej. Prowadziła tak intensywny tryb życia, że od chwili przeprowadzki po maturze ani razu nie przyjechała do Oregonu.

W ostatniej rozmowie, jaką dziewczyny przeprowadziły ze sobą tydzień przed wyjazdem, Karyn powtarzała, że im obu należy się urlop, w czasie którego wypoczną, opalą się i nacieszą swym towarzystwem.

Kiedy samolot unosił się nad wodami Oceanu Atlantyckiego, w głowie Kayli kłębiły się wspomnienia.

- Mamo, chcę, byś poznała moją nową przyjaciółkę. To Kayla Parker. Jej rodzice uczą na uniwersytecie. - Ośmioletnia Karyn przedstawiła koleżankę swojej mamie Janice Stevenson.

Janice uśmiechnęła się szeroko do Kayli.

- Bardzo mi miło cię poznać, Kaylo. Karyn często o tobie opowiada. Cieszę się, że rodzice pozwolili ci przyjść do nas w odwiedziny.

To właśnie tego dnia Kayla odkryła, jak bardzo jej dom różnił się od domu Karyn. Państwo Stevensonowie interesowali się wszystkim, co dotyczyło ich córki i syna, Marka. Chodzili na wszystkie szkolne przedstawienia i mecze, w których brały udział ich dzieci. Poza tym z wielką przyjemnością słuchali, jak Karyn i Mark opowiadają o swych przeżyciach.

Rodzice Kayli bardzo kochali swoją córkę, choć zupełnie nie spodziewali się jej narodzin - oboje mieli już dobrze po czterdziestce, kiedy przyszło na świat ich pierwsze dziecko. Matka ze śmiechem nazywała Kaylę swą „małą niespodzianką”.

Państwo Parker byli tak zaabsorbowani pracą na uczelni i innymi zajęciami, że nie potrafili znaleźć ani czasu, ani cierpliwości dla swej ciekawej świata córeczki, która nieustannie zadawała im setki pytań.

Kiedy Kayla poznała całą rodzinę Karyn, spytała przyjaciółkę:

- Ile lat ma twój brat?

- Dwanaście - odparła Karyn.

- O rany, ja też bym chciała mieć brata. Wcale nie jest fajnie być jedynaczką.

- Mark jest super - rzekła Karyn. - Jeśli chcesz, może być też twoim bratem.

- Naprawdę? - Ale wtedy musiałabyś się nim ze mną dzielić.

Karyn spojrzała na Kaylę rozbawiona i po chwili obie dziewczynki wybuchnęły śmiechem.

Dom Stevensonów szybko stał się drugim domem Kayli. Kiedy matka Karyn dowiedziała się, że Kayla wraca każdego dnia do pustego mieszkania, zaproponowała, by przychodziła do nich i czekała, aż jej rodzice wrócą z pracy.

Taki układ bardzo odpowiadał rodzicom Kayli. W ten sposób dziewczynka stała się częścią rodziny Stevensonów, którą nazywała magicznym kręgiem.

Dziewczynki czasami bawiły się z Markiem i panem Stevensonem w berka w ogrodzie albo grały z nimi w koszykówkę. Pani Stevenson zaś uczyła je pieczenia ciastek i innych łakoci. Oboje rodzice zawsze pomagali Karyn i Kayli w odrabianiu lekcji.

Mark z dużym rozbawieniem przyjął wiadomość o tym, że Kayla pragnie mieć brata i że to właśnie on został wybrany do pełnienia tej funkcji. Obiecał sprostać temu niecodziennemu, ale i zaszczytnemu, jak podkreślał, zadaniu.

Mark osiągał doskonałe wyniki we wszystkim, za co się brał, niezależnie od tego, czy była to gra w piłkę nożną, koszykówkę, baseball czy nawet bieganie. Kochał życie, co Kayla bardzo w nim lubiła i czego niekiedy bardzo mu zazdrościła.

Kayli podobała się rodzina Stevensonów - uważała ich za ludzi urodziwych, zadowolonych z siebie i dobrze czujących się w towarzystwie innych. Ona była zawsze nieco skrępowana, kiedy gdzieś razem wychodzili. Nie była zadowolona ze swojego wyglądu. Dla Stevensonów jednak nie miało to żadnego znaczenia. Różnili się pod tym względem od pani Parker, która zawsze krytykowała prezencję córki.

Karyn była bardzo ładnym dzieckiem, które szybko przedzierzgnęło się w wysportowaną nastolatkę. Nie przechodziła nigdy przez etap nieatrakcyjnego podlotka. W liceum Karyn cieszyła się wielkim powodzeniem, czego ukoronowaniem był tytuł królowej balu, jaki nadano jej na studniówce.

Kayla stanowiła zupełne przeciwieństwo swej przyjaciółki. Była bardzo chudą dziewczynką z wiecznie potarganymi włosami, które nie dawały się ułożyć w jakąś przyzwoitą fryzurkę. Właśnie te niesforne włosy najbardziej denerwowały jej matkę. Pani Parker nieustannie namawiała córkę, by jadła więcej i wreszcie się uczesała. Kayla nie była jednak w stanie zapanować nad swymi grubymi, mocnymi i prostymi włosami. Wszelkie próby ich uładzenia natychmiast kończyły się niepowodzeniem. Nie trzymały się ich spinki, gumki i żadne inne ozdoby. Do tego Kayla nosiła grube szkła, zniekształcające oczy, w nieładnych oprawkach, źle dobranych do jej szczupłej twarzy. Kiedy weszła w okres dojrzewania, nadal była chuda jak patyk. Na domiar złego na skutek nalegań rodziców założyła aparat ortodontyczny. Nosiła go przez ponad dwa lata. W tym czasie rówieśnicy zupełnie jej nie zauważali.

Mark był jedyną osobą, której nie zniechęcał wygląd Kayli. Traktował ją jak własną siostrę - lubił sobie żartować z obu dziewczynek, ale w sympatyczny sposób i zachowywał się w stosunku do nich życzliwie i naturalnie.

Nic więc dziwnego, że Kayla zaczęła go wielbić. Mając dwanaście lat, była w nim po uszy zakochana. Nie śmiała jednak powiedzieć o tym nikomu, nawet Karyn.

Podobnie jak siostra, Mark cieszył się w liceum wielką popularnością. Był kapitanem drużyny piłkarskiej i przewodniczącym samorządu szkolnego. Spotykał się z najatrakcyjniejszymi dziewczynami z całej okolicy, ale słynął z tego, że z żadną nie wiązał się na dłużej. Chwalił sobie taki styl życia. Dziewczyny, z którymi umawiał się na randki, były zjawiskowo piękne i bardzo inteligentne.

Choć Kayla też była bystra, wiedziała, że Mark uważa ją tylko za przyjaciółkę swej siostry. Spędzał z nią dużo czasu i z zainteresowaniem słuchał, co ma do powiedzenia. Traktował ją jak równą sobie. Wydawało się, że dyskusje z nią sprawiają mu dużą przyjemność. Potrafili godzinami rozmawiać na bardzo różne tematy, począwszy od historii, przez literaturę, a skończywszy na filozofii.

Ceniła sobie każdą spędzoną z nim chwilę. Wiedziała bowiem, że Mark nie ignoruje jej jak reszta chłopców ze szkoły. Lubił z nią rozmawiać i celowo starał się obalać jej teorie, by sprowokować ją do dyskusji.

Mark sprawił, że zaczęła bardziej analitycznie podchodzić do wiedzy zdobytej w szkole i wykorzystywać ją w życiu codziennym. Jednym z jej ulubionych przedmiotów była wiedza o społeczeństwie. Fascynowały ją wydarzenia na świecie i potrafiła godzinami rozmawiać o tym wszystkim, co się akurat dzieje w Stanach i innych państwach.

Nic więc dziwnego, że i ona, i Mark zdecydowali się studiować prawo.

Kiedy wraz z Karyn poszły do liceum, Mark zrobił maturę i wyjechał na studia do Harvardu. Nie widywała go więc często poza nielicznymi okazjami, kiedy wracał do domu na święta.

Kayla nadal bardzo przyjaźniła się z Karyn, choć obie dziewczynki miały zupełnie inne zainteresowania.

Może to właśnie różnice między nimi sprawiły, że stały się sobie jeszcze bliższe. Karyn uwielbiała ludzi. Była otwarta i niezwykle towarzyska. Kayla zaś nigdy nie czuła się dobrze w dużej grupie ludzi i nie umiała się odnaleźć na imprezie. Nie potrafiła rozmawiać z osobami, których prawie w ogóle nie znała.

Tom i Janice Stevensonowie słusznie byli bardzo dumni ze swych dzieci. Kaylę bardzo wzruszało to, że cieszyli się także z jej sukcesów.

Kiedy Kayla była w klasie maturalnej, zdarzył się cud, który sprawił, że koleżanki i koledzy z klasy spojrzeli na nią innymi niż dotychczas oczami. Dzięki owemu wydarzeniu zyskała trochę pewności siebie, której od lat tak bardzo jej brakowało.

Otóż pewnego wieczoru zadzwonił do niej Mark, wtedy już student Harvardu.

- Cześć, Kayla, tu Mark - przywitał się, gdy odebrała telefon. - Co u ciebie? Dawno się nie słyszeliśmy...

- Mark?! - wykrzyknęła zaskoczona. - To naprawdę ty? O Boże, nie mogę uwierzyć, że do mnie dzwonisz!

Pierwszy raz do niej zatelefonował, odkąd wyjechał na studia do Harvardu. Mark roześmiał się.

- No tak, jakoś udało mi się wystukać twój numer telefonu - zażartował. - Co słychać?

Serce biło jej jak młot. Przeszywały ją dreszcze emocji. Z trudem łapała oddech, nie mogła jednak pozwolić, by Mark się tego domyślił.

- Wszystko w porządku - wykrztusiła w końcu z trudem.

- Już pewnie odliczasz dni do matury, co?

- Tak - odpowiedziała. - A co u ciebie?

- W porządku. Czekam, aż wreszcie skończy się rok akademicki.

Nagle zapadła cisza. Kayla nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie była przyzwyczajona do prowadzenia długich rozmów przez telefon z nikim prócz Karyn. Cały czas powtarzała sobie w myślach, że przecież z Markiem zawsze tak dobrze jej się rozmawiało.

Zastanawiała się, czy ma zacząć z nim dyskutować o polityce.

- Słuchaj - odezwał się w końcu. - Z kim idziesz na studniówkę?

Z wrażenia ugięły się pod nią nogi.

- Na studniówkę? - spytała, starając się, by jej głos zabrzmiał naturalnie. - Nie chadzam na takie imprezy. Chyba poszłabym tam tylko po to, by deptać innym po nogach...

- No, to mamy problem...

- Nie rozumiem - odparła zdezorientowana.

- Dzwonię do ciebie, łudząc się, że nie masz jeszcze partnera na studniówkę i zgodzisz się, bym ci towarzyszył. A ty mnie nawet nie wysłuchałaś do końca i już mi opowiadasz takie rzeczy...

Czuła, że się czerwieni. Chyba czegoś nie zrozumiała. Przecież to niemożliwe, by Mark chciał z nią pójść na studniówkę...

Zaśmiała się sztucznie, chcąc zatuszować nierówny oddech.

- Kto ci kazał do mnie zadzwonić... mama czy Karyn? - zaczęła się dopytywać.

- Jestem urażony, że coś takiego w ogóle przyszło ci do głowy.

Rozbawienie w głosie Marka udzieliło się i jej.

- To w takim razie skąd wiedziałeś, że już niedługo mam studniówkę?

- Bo studniówki odbywają się raz do roku. To wspaniała tradycja, o której nie można zapominać. No to co, zgodzisz się, bym ci towarzyszył w ten szczególny wieczór?

Z trudem przełknęła ślinę.

- Doceniam twoją propozycję, Mark. Jestem szczerze wzruszona, ale zapewniam cię, że byłabym beznadziejną partnerką.

Ociąganie Kayli tak naprawdę wynikało z tego, że nigdy wcześniej nie była na randce. Owszem, wspólna nauka z kilkoma koleżankami i kolegami często kończyła się wyjściem do pizzerii, ale Kayla nigdy nie spotkała się z żadnym chłopakiem sam na sam.

- To nieprawda, Kayla, i dobrze o tym wiesz - rzekł. - Jak mam cię przekonać, że naprawdę chcę z tobą iść na studniówkę?

Perspektywa pójścia na pierwszą w życiu randkę z Markiem Stevensonem, atrakcyjnym i niezwykle popularnym studentem, bardzo ją ekscytowała. Ale trudno było jej uwierzyć, że ta propozycja naprawdę padła z jego ust.

Po policzkach Kayli zaczęły płynąć łzy radości.

- Jesteś najlepszym starszym bratem, jakiego można sobie wymarzyć - wyszeptała.

- Doskonale o tym wiem - zażartował.

- Na ten weekend, kiedy odbędzie się twoja studniówka, przyjadę do domu. Kiedy dokładnie to będzie? Za dwa tygodnie, prawda?

- Tak - odparła cicho. - Dziękuję ci, Mark. Nawet nie wiesz, jak dużo to dla mnie znaczy.

Mark nagle spoważniał.

- Ależ, Kayla, jesteś jedną z najinteligentniejszych i najbardziej uroczych dziewczyn, jakie znam. Towarzyszenie ci na studniówce będzie dla mnie wielkim zaszczytem.

- No to do zobaczenia - rzekła po chwili milczenia.

- Do zobaczenia.

Kayla odłożyła słuchawkę. Kłębiły się w niej dwa sprzeczne uczucia - radość i niepokój. W panice zaczęła się zastanawiać, co na siebie włoży. Nie miała przecież żadnej eleganckiej sukienki. Nie wiedziała, co robić.

Szybko postanowiła, że zadzwoni do osoby, do której w każdej sprawie zwracała się o radę, czyli do Karyn.

Zawsze kiedy robiła zakupy z Karyn i jej mamą, doskonale się bawiła. Szukanie sukni na studniówkę okazało się równie przyjemne, jak kupowanie ubrań na inne okazje. Rodzice Kayli nie kryli zdziwienia na wieść o tym, że ich córka została zaproszona na studniówkę. Dali jej całkiem pokaźną sumę, by kupiła sobie odpowiedni na tę okazję strój.

Karyn kupiła swoją sukienkę kilka miesięcy wcześniej, kiedy to zaprosił ją na studniówkę najbardziej rozrywany chłopak z klasy. Doskonale więc wiedziała, do jakiego sklepu udać się po strój dla Kayli. We trzy wybrały idealną na tę okazję sukienkę.

Kayla cieszyła się, że przynajmniej nie nosi już aparatu ortodontycznego, lecz nie mogła pozbyć się okularów. Już od jakiegoś czasu rozważała zakup soczewek, lecz dopiero teraz stało się to pilne. Niestety, do studniówki pozostało zbyt mało czasu, by mogła przyzwyczaić się do szkieł kontaktowych.

W końcu uznała, że nie ma znaczenia, czy kupi soczewki. I tak uważała się za nieatrakcyjną z powodu swej tyczkowatej sylwetki. A poza tym Mark doskonale wiedział, jak wygląda.

Nadszedł uroczysty dzień studniówki. Mark przyjechał po Kaylę wieczorem i przywiózł jej orchideę. Miał na sobie elegancki czarny garnitur, który doskonale podkreślał jego ciemną karnację. Po przywitaniu się z rodzicami spojrzał na swą partnerkę i wykrzyknął z uznaniem:

- Kayla, świetnie wyglądasz!

Do rozmowy wtrąciła się pani Parker.

- Ja akurat uważam, że kolor sukienki nie jest dla Kayli odpowiedni - rzekła sucho. - Jest przecież z natury blada. Ja bym wybrała dla niej coś żywszego.

Suknia, którą miała na sobie, była złota. Leżała na niej doskonale. Kayla była tego dnia u fryzjera, gdzie uczesano ją, spinając włosy z tyłu głowy i pozostawiając kilka loczków na szyi. Tak silnie spryskano jej włosy lakierem, że były sztywne. Kayla pocieszała się jedynie tym, że jej fryzura w przyzwoitym stanie dotrwa do końca wieczoru.

- No i ta fryzura - ciągnęła pani Parker. - Kto to słyszał, żeby kosmyki tak opadały na boki? Nigdy nie potrafiłam okiełznać jej włosów.

Mark wziął Kaylę za rękę i rzekł pewnym głosem:

- A według mnie wyglądasz świetnie. Pozwól, że przypnę ci tę orchideę do sukni.

Kayla wiedziała, że ten wieczór pozostanie jej w pamięci do końca życia. Mark nieustannie zasypywał ją komplementami, szybko więc pozbyła się poczucia niepewności. Przez cały wieczór nie odstępował jej ani na krok, chyba że po to, by przynieść jej ponczu. Przetańczyli razem niemal każdą piosenkę. W czasie krótkich przerw, które robili od czasu do czasu, obserwowali innych.

Mark sprawiał, że czuła się jak księżniczka albo... Kopciuszek na balu.

To on był tej nocy jej księciem.

Rozśmieszał ją nieustannie i sprawiał, że zapominała, iż nie umie tańczyć. To dzięki niemu tak wspaniale bawiła się tej nocy. Zazdrościły jej wszystkie dziewczyny. Zauważyła nawet, że paru kolegów z klasy obrzuca ją pożądliwym spojrzeniem.

Mark nie zdawał sobie sprawy, że owego wieczoru ofiarował jej tak cenny dar. Kayla chodziła z głową w chmurach, dopóki zaledwie tydzień później Tom Stevenson nie oznajmił, że dostał pracę na Wschodnim Wybrzeżu Stanów i w związku z tym wyprowadza się z całą rodziną z Oregonu.

Nowina ta spadła na Kaylę jak grom z jasnego nieba. Mały, bezpieczny świat, który udało jej się stworzyć, został nagle zniszczony wydarzeniami, na które zupełnie nie miała wpływu. Wiedziała, że Karyn nie będzie z nią studiować na Uniwersytecie Willamette. Zdawała sobie także sprawę z tego, że przestanie się widywać z rodziną, do której była tak bardzo przywiązana.

Minęło dużo czasu, zanim pogodziła się z tą stratą.

Kayla otworzyła oczy i spojrzała przez okno na błękitną otchłań wody znajdującej się kilkaset metrów niżej.

Błogosławiła pocztę elektroniczną. To dzięki e-mailom udało się jej przez tyle lat pozostać w kontakcie z Karyn. Choć często do siebie pisywały, Kayla nigdy nie śmiała zapytać, co słychać u Marka. Obawiała się bowiem, że Karyn domyśli się, iż Kayla darzy jej brata głębokim uczuciem. Kiedy Karyn co jakiś czas dzwoniła do niej i opowiadała o Marku, Kayla zamieniała się w słuch. Z tych jej opowieści dowiedziała się, że po skończeniu aplikacji adwokackiej Mark pracuje w bardzo prestiżowej kancelarii prawniczej w Waszyngtonie. Karyn odwiedzała go, kiedy tylko pozwalała jej na to praca i po każdej wizycie krytycznie wypowiadała się o kobietach, z którymi Mark się spotykał.

- On zwraca uwagę tylko na ich wygląd, a nie wnętrze - powiedziała przyjaciółce przy kolejnej okazji. - Jego dziewczyny to albo kobiety inteligentne, ale interesowne, albo po prostu straszne kretynki. Nie wiem, które z nich bardziej mnie denerwują. Zupełnie nie mogę pojąć, co on w nich widzi.

Kayla roześmiała się.

- Chyba trzeba być facetem, by to zrozumieć - rzekła.

- Pewnie tak - zgodziła się Karyn. - Wiem, że nie powinnam się wtrącać w jego życie, ale martwię się o niego. On prowadzi zbyt intensywne życie, zarówno zawodowe, jak i osobiste. Uważam, że musi zwolnić tempo.

- Może i tak...

- Wiem, że trochę przesadzam, ale przecież to mój jedyny brat i po prostu nie mogę na to patrzeć.

Kayla słuchała przyjaciółki ze zrozumieniem. Chociaż wiedziała, że Mark będzie zawsze zajmował w jej sercu szczególne miejsce, dawno pogodziła się z tym, że nigdy nie będą razem.

Kiedy miała czas, Kayla spotykała się z różnymi mężczyznami, jednak dotąd nie znalazła nikogo, dla kogo warto byłoby poświęcić cenne godziny, które najchętniej przeznaczała na naukę. Nigdy nie umiała flirtować, a poza tym już wcześniej stwierdziła, że mężczyźni, z którymi się umawia, są skupieni wyłącznie na sobie i starają się jej zaimponować osiągnięciami i planami na przyszłość.

Poza tym każdemu z nich zależało na tym, by jak najszybciej się z nią przespać. Kiedy okazywało się, że Kayla nie jest zainteresowana ani kontynuowaniem znajomości, ani niezobowiązującym romansem, po prostu przestawali się odzywać.

Kayla wcale nie rozpaczała z tego powodu. Do skończenia studiów brakowało jej dwóch i pół roku - wolała skupić się na nauce, niż na prowadzeniu bujnego życia towarzyskiego.

W ciągu ostatnich lat bardzo się zmieniła. Już nie była tak nieśmiała, jak kiedyś, stała się wręcz dość wygadana.

Wyglądała też inaczej. Jak ujęła to jej matka, po prostu była osobą, która z wiekiem staje się coraz bardziej interesująca.

Kupiła sobie soczewki kontaktowe i wreszcie nauczyła się panować nad włosami. Poza tym od czasu ostatniego spotkania z Karyn, troszkę przytyła. Te kilka dodatkowych kilogramów sprawiło, że nabrała kobiecych kształtów. Już nie wyglądała jak anorektyczka. Teraz była po prostu wysoka i szczupła. Ubrania, które wzięła ze sobą na wyjazd, miały podkreślić jej nowe kształty.

Kayla była bardzo podekscytowana tym urlopem. Podejrzewała, że przegadają z Karyn całe siedem dni. Czuła, że wyjazd będzie przypominał czasy z dzieciństwa, kiedy jedna z dziewczynek spała u drugiej i potrafiły przegadać do rana.

Po raz trzeci w ciągu piętnastu minut spojrzała na zegarek. Samolot podchodził do lądowania w St Croix. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie stanie na ziemi i rozprostuje kości.

Była tak wykończona, że marzyła jedynie o łóżku, w którym mogłaby się wygodnie położyć i porządnie wyspać. Karyn dobrze wiedziała, co robi, kupując sobie bilet na poprzedni dzień. W ten sposób na pewno odespała już swoją podróż i zregenerowała siły.

Na lotnisku Kayla odebrała bagaże i znalazła transport do hotelu. W czasie jazdy rozglądała się dokoła. W taksówce nie było klimatyzacji, ale w zupełności wystarczał jej chłodny powiew znad wody. Widoki były jeszcze piękniejsze niż te, które widziała na zdjęciach w Internecie.

Kierowca skręcił wreszcie w dróżkę prowadzącą do hotelu. Kayla była mile zaskoczona, że na ich wspólny urlop Karyn wybrała tak luksusowy ośrodek. Pobyt tu był prezentem od przyjaciółki. Ze skromnych oszczędności, które w dużej mierze wydawała na studia, Kayla nie mogłaby sobie pozwolić nawet na bilet, a co dopiero na pobyt w tak eleganckim hotelu.

Recepcja znajdowała się w głównym budynku.

Tuż obok niej był barek, jadalnia, kawiarnia i bardzo elegancka restauracja. Każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie. Nagle Kayla poczuła przypływ zmęczenia.

Recepcjonista dał Kayli kluczyk i mapkę, na której pokazał jej, gdzie znajduje się wynajęta dla niej kryta strzechą chatka. Jeden z pracowników hotelu, niezwykle przystojny mężczyzna o ciemnej cerze, którą podkreślały promienie słońca, wziął torbę Kayli i zaproponował, że zaprowadzi ją na miejsce.

Czuła powiew delikatnego ciepłego wiaterku i promienie słońca przechodzące przez jej wełnianą sukienkę. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie założy odpowiedniejsze na ten klimat ubranie. Przez najbliższy tydzień zamierzała nosić na sobie jak najmniej rzeczy.

Wzniesiona na palach chatka znajdowała się praktycznie na samej plaży. Prowadzące na werandę schodki były szerokie i pięknie wykończone. Na werandzie stały fotele, na których z pewnością można było siedzieć godzinami i obserwować rozbijające się o brzeg fale.

Kayla spodziewała się, że zastanie Karyn w domku, jednak drzwi były zamknięte. Otworzyła je kluczykiem i weszła do środka. Pracownik hotelu podążył za nią i położył jej bagaż przy drzwiach. Podziękowała mu i wręczyła napiwek. Kiedy została sama, zamknęła drzwi wejściowe i rozejrzała się dokoła.

Pokój, w którym się znalazła, był duży i przestronny. Stojące w nim meble wykonano z białej wikliny, a wnętrze udekorowano tropikalnymi motywami - lustrami w ramach z muszelek, zdjęciami na ścianach i kolorowymi, rozrzuconymi na meblach poduszkami.

W rogu pokoju znajdowała się niewielka wnęka kuchenna ze stolikiem śniadaniowym. Z pokoju wychodziło dwoje drzwi, otworzyła jedne z nich i zajrzała do środka. Zobaczyła łóżko, na którym pościel była rozrzucona w nieładzie.

Kayla zaniosła więc swe rzeczy do drugiego pokoju. Kiedy weszła do niego, odetchnęła z radością. Dzięki okiennicom do pokoju nie wpadały promienie słońca, a jedynie świeże powietrze. Z sufitu opadała na łóżko moskitiera, która akurat teraz była z dwóch stron podwiązana do ściany.

Za kolejnymi drzwiami znajdowała się niezwykle przestronna łazienka.

Karyn pewnie była na plaży i po prostu straciła poczucie czasu. Kayla nie miała pretensji do przyjaciółki. Gdyby nie to, że z trudem trzymała się na nogach, poszłaby jej poszukać. Ale ponieważ i tak nie widziały się bardzo długo, Kayla uznała, że jeszcze jedna godzina ich nie zbawi.

Łóżko było tak kuszące, że Kayla nie potrafiła się mu oprzeć.

Nie otworzyła nawet bagaży. Wzięła prysznic i owinęła się w gruby, wielki ręcznik hotelowy. Wróciła do swej sypialni, weszła do łóżka i rozciągnęła się, wydając pomruk zadowolenia. Czuła się wspaniale.

Była pewna, że usłyszy, kiedy Karyn wróci. Ale póki co postanowiła odpocząć.

- Kim ty jesteś?! I co tu robisz? Donośny męski głos przerwał jej błogi sen o tropikalnej wyspie oświetlonej blaskiem księżyca. Z trudem otworzyła oczy. Spostrzegła, że w pokoju jest znacznie ciemniej, niż gdy się kładła. Widocznie zasnęła i musiała przespać wiele godzin.

Gdzie była Karyn? I kim był ten nieznajomy, którego krzyk wyrwał ją z głębokiego snu? Bez szkieł kontaktowych widziała jedynie rosłą postać stojącą w drzwiach sypialni.

Kayla nie mogła zrozumieć, dlaczego mężczyzna tak na nią krzyczy. Była pewna, że nie pomyliła chatek. Zastanawiała się, jak nieznajomy dostał się do środka. Czyżby zapomniała zamknąć drzwi na klucz?

Odruchowo usiadła na łóżku, po chwili jednak uświadomiła sobie, że jest zupełnie naga, więc szybkim ruchem przykryła się po szyję kołdrą.

Za wszelką cenę nie chciała pokazać, jak bardzo jest zdenerwowana.

- To nie twoja sprawa, kim jestem - rzekła lodowatym głosem. - Powiem ci tylko, że razem z przyjaciółką wynajęłyśmy tę chatkę na cały tydzień. Nie wiem, w jaki sposób udało ci się tu wejść, ale jeśli natychmiast nie wyjdziesz, wezwę ochronę.

- Proszę bardzo! - krzyknął gniewnie nieznajomy mężczyzna.

- Zrobię to, jak tylko wyjdziesz z mojego pokoju. Muszę się przecież ubrać!

Mężczyzna jednak nie od razu wyszedł. Starała się nie myśleć o tym, że jest z nim w chatce sama i w razie potrzeby nie potrafi się obronić. Patrzyła na niego z lękiem, mając nadzieję, że intruz nie dostrzeże, jak bardzo jest zdenerwowana tą sytuacją.

W końcu mężczyzna wzruszył ramionami i odwrócił się.

- Lepiej się pośpiesz. Wynoś się stąd. Natychmiast!

Wyszedł, nie zamknąwszy za sobą drzwi. Co za cham. Kayla zaczęła szukać w pościeli ręcznika. Kiedy go znalazła, owinęła się nim i wstała z łóżka. Założyła soczewki kontaktowe, po czym podeszła do ciągle nie rozpakowanej torby i zaczęła przetrząsać jej zawartość w poszukiwaniu ubrania, które mogłaby na siebie założyć. Złapała pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce - sięgającą do kolan letnią sukienkę na ramiączkach, po czym poszła do łazienki. Kiedy spojrzała na swe odbicie w lustrze, wydała jęk niezadowolenia. Ponieważ położyła się spać z mokrą głową, jej włosy wyglądały teraz jak porażone prądem. Zaczesała je do tyłu i delikatnie się umalowała, po czym wyszła z łazienki.

Uznała, że teraz może stawić czoło temu bezczelnemu facetowi, który chciał wyrzucić ją z chatki. Zamierzała natychmiast zawołać ochronę i donieść o zajściu.

Zaczęła martwić się o Karyn.

Wyszła z pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Zobaczyła, że nieznajomy nerwowo przechadza się po salonie. W pokoju paliło się jedynie światło nad zlewozmywakiem.

- Jeśli natychmiast spakujesz swe rzeczy i stąd wyjdziesz, zapomnimy o całej sprawie - wycedził wściekle mężczyzna. - Zapewniam cię, że gdybym chciał spędzić czas na wyspie w damskim towarzystwie, nie przyjeżdżałbym tu sam.

Kayla słuchała go w osłupieniu.

- Czy sugerujesz, że ja... - zawiesiła głos w połowie zdania. Patrzyła na niego z niesmakiem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. - Mam tego dosyć! Wynoś się stąd. Natychmiast!

Rozejrzała się po pokoju, szukając telefonu.

Nieznajomy oparł się o blat kuchennego stołu i z założonymi rękami obserwował Kaylę. Padające mu na twarz promienie światła sprawiły, że po raz pierwszy dostrzegła jego rysy.

Serce zaczęło jej bić jak młot. Była przekonana, że to niemożliwe, by nagle, po tak wielu latach...

- Mark...? Mark Stevenson...? - spytała z niedowierzaniem.

Mężczyzna wyprostował się i popatrzył na nią z rosnącą wściekłością.

- Skąd wiesz, jak się nazywam? A, no tak... Pewnie przeczytałaś listę gości hotelowych. I co, twoje usługi stanowią część programu rozrywkowego dla przyjezdnych? Wybacz, ale nie skorzystam.

Starała się nie zwracać uwagi na przykre rzeczy, które mówił. Wydawało jej się nieprawdopodobne, że oto naprzeciwko niej stoi Mark Stevenson. Z początku nie rozpoznała go, nie tylko dlatego, że zachował się wyjątkowo bezczelnie, ale przede wszystkim dlatego, że był ostatnią osobą, jaką spodziewała się tu spotkać.

- A gdzie jest Karyn? - spytała. Miała nadzieję, że nic się nie stało jej przyjaciółce.

Mark ruszył wściekły w jej stronę.

- Mam dosyć tej głupiej zabawy. Kim, do cholery, jesteś i skąd wiesz, jak nazywa się moja siostra?

- To ja, Kayla Parker. Zachowujesz się bardzo nieuprzejmie, Mark. Czy naprawdę już mnie nie pamiętasz...

Mark o mało się nie przewrócił, gdy usłyszał te słowa.

- Kayla Parker? - wykrzyknął, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Niemożliwe!

Kayli zrobiło się trochę przykro, że jej nie rozpoznał.

- Tak, to ja - rzekła pewnym głosem.

Mark kręcił głową z niedowierzaniem.

- Nie wierzę... A co się stało z dziewczyną, którą kiedyś znałem?

- Po prostu dorosła. Nie wiem, dlaczego tak trudno ci to zrozumieć.

Kayla skrzyżowała ręce na piersiach, czując się trochę niepewnie, kiedy Mark dokładnie analizował zmiany, jakie zaszły w jej wyglądzie.

- Przepraszam cię - rzekł w końcu. - Po prostu nie spodziewałem się, że zastanę obcą kobietę śpiącą w pokoju gościnnym.

Kayla rozejrzała się dokoła. Chciała zapytać Marka, co się dzieje z Karyn, ale ten odezwał się ponownie.

- Naprawdę wyglądasz inaczej niż ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy - rzekł, kładąc rękę na jej ramieniu. Po chwili cofnął się o krok i uśmiechnął. - Strasznie się cieszę, że znowu cię widzę. A tak w ogóle, to co tu robisz?

Uśmiech Marka sprawił, że z trudem trzymała się na nogach. Drobne zmiany, jakie zaszły w jego wyglądzie w ciągu ostatnich paru lat, uczyniły go jeszcze bardziej atrakcyjnym.

- Razem z Karyn spędzimy tu parę dni - rzekła, omiatając wzrokiem pokój. - A propos, gdzie jest Karyn? Przyjechaliście tu we dwoje? To bardzo cię przepraszam, bo chciałam sobie przywłaszczyć twój pokój... Ale nie ma najmniejszego problemu, mogę spać z Karyn w jednym łóżku...

- Ale Karyn tu nie ma - przerwał nagle.

Minęło parę chwil, zanim do Kayli dotarły jego słowa.

- Aha - rzekła cicho. - No tak, widzę, że nie ma jej tu, w chatce, ale gdzie poszła?

Mark zmrużył oczy.

- W ogóle nie ma jej w St Croix. Kayla patrzyła na niego w osłupieniu.

- Nie rozumiem... Przecież planowałyśmy ten wyjazd od miesięcy. A na dodatek Karyn zrobiła mi prezent i zapłaciła za przelot i pobyt, na co nie byłoby mnie stać.

Mark spojrzał na nią zaintrygowany.

- Tak? To bardzo ciekawe - rzekł, krzyżując ramiona. - Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi.

Odwrócił się i podszedł do wielkiego okna, z którego rozciągał się widok na plażę.

Kiedy przez dłuższą chwilę milczał, Kayla zabrała głos.

- Czy chcesz powiedzieć, że w ogóle jej tu nie będzie?

Mark nie od razu odpowiedział na jej pytanie.

- Karyn się tu nie wybiera - rzekł w końcu. Po chwili spojrzał na zegarek. - Przyszedłem do chatki, by wziąć prysznic i przebrać się na kolację. Nie wiem, jak ty, ale ja umieram z głodu. Może pójdziemy coś zjeść i na spokojnie wszystko omówimy, dobra?

W głowie Kayli kłębiły się różne myśli. Pamiętała fragmenty maili i rozmów telefonicznych, jakie wymieniła z Karyn na temat tego wyjazdu. Przecież tak dokładnie go planowały. W końcu pokiwała głową.

- Dobrze - rzekła. - Bardzo chętnie się dowiem, o co w tym wszystkim chodzi.

- Nie ty jedna - odpowiedział Mark i poszedł się przebrać do swego pokoju.

ROZDZIAŁ DRUGI

Mark siedział naprzeciwko Kayli w przytulnej restauracji. Ze wszystkich sił chciał przestać się w nią wpatrywać, bo widział, jak bardzo ją to peszy. Nie mógł się jednak nadziwić, że siedząca vis-à-vis niego piękna kobieta była tą samą dziewczyną, którą znał niegdyś jako chudego i niezdarnego podlotka.

Nigdy wcześniej nie zauważył, że oczy Kayli są szaroniebieskie. Czy jej skóra zawsze była tak gładka, a uśmiech tak zalotny? Nie mógł oderwać wzroku od włosów, które delikatnie opadały na jej twarz. Chciał natychmiast wyciągnąć do niej rękę i pogładzić ją po jedwabnych kosmykach.

Kayla odchrząknęła i nerwowo rozejrzała się po restauracji.

Mark postanowił zapanować nad sobą.

- Przepraszam, że się tak w ciebie wpatruję - rzekł. - Ale nie mogę przyzwyczaić się do twojego wyglądu. Nie rozpoznałbym cię. Zresztą, przecież cię nie rozpoznałem. Jak długo się nie widzieliśmy?

Kayla wzruszyła ramionami.

- Od roku, w którym robiłyśmy z Karyn maturę. Czyli w maju będzie pięć lat.

- To szmat czasu. Aż trudno uwierzyć - powiedział cicho.

Gruba świeczka paląca się na środku stołu rzucała na jej twarz piękne światło. Kayla odwróciła głowę na bok i spojrzała przez okno na zacienioną plażę. Na jej policzku ciągle malował się rumieniec, który przypominał Markowi, że powinien wreszcie przestać się tak w nią wpatrywać.

Po długim milczeniu Kayla zwróciła wzrok w jego stronę.

- Czy mógłbyś mi wreszcie wyjaśnić, dlaczego nie ma tu Karyn? - poprosiła.

- Powiedziała mi, że dokonała tej rezerwacji na wiele tygodni przed wyjazdem. W ostatniej chwili okazało się jednak, że musi skończyć jakąś wielką kampanię reklamową i nie może nawet na chwilę wyrwać się z pracy. Zadzwoniła do mnie i spytała, czy nie mógłbym pojechać zamiast niej, ponieważ za wszystko z góry zapłaciła i nie odzyskałaby ani grosza. Ale nie wspomniała, że ty tu będziesz. Przyznaję, że zachowała się trochę dziwnie.

Kayla położyła ręce na stole i spojrzała badawczo na Marka.

- Kiedy dokładnie zaproponowała ci ten wyjazd?

Mark przez chwilę się zastanawiał.

- Parę tygodni temu. A coś- Rozmawiałam z nią w tę sobotę i nie wspomniała ani słowem o jakiejkolwiek zmianie planów. Na pożegnanie powiedziała mi „Do zobaczenia za tydzień”.

- Nie wiem, co o tym myśleć - rzekł zdziwiony. - Chyba powinnaś poprosić moją siostrę o jakieś wyjaśnienia.

Kayla potarła dłonią czoło. Mark widział, że jest rozdrażniona sytuacją, ale nie wiedział, jak może temu zaradzić.

Poczuł ulgę, gdy przy ich stoliku pojawił się kelner z zamówionymi daniami. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Karyn nie powiedziała Kayli, że nie uda się jej wziąć urlopu. Czyżby obawiała się, że Kayla nie będzie chciała przyjechać?

A poza tym dlaczego siostra nie powiedziała mu, że Kayla tu będzie? Ostatnio bardzo długo rozmawiali o najróżniejszych sprawach, jednak Karyn ani słowem nie napomknęła o tym, że szykuje dla Marka towarzystwo.

- Cóż, nie ma co tego roztrząsać. Skoro tu jestem, to zostanę - rzekła Kayla zmęczonym głosem. - Po kolacji porozmawiam z kierownikiem ośrodka na temat przeniesienia do innej chatki.

- Nie...! Dlaczego właściwie miałabyś się gdziekolwiek przenosić? W moim domku jest dużo miejsca, zresztą Kayla najwyraźniej chciała, byś tam zamieszkała. Przecież są dwa pokoje. Kayla pokręciła głową.

- Tak jak to parokrotnie powtórzyłeś, przyjechałeś tu, by pobyć sam. Doskonale to rozumiem i szanuję. Ja zaś zamierzałam tu spotkać się z Karyn i pozwiedzać z nią okolice. No, ale już wiem, że mogę zapomnieć o moich planach. W każdym razie nie widzę powodu, dla którego miałabym dzielić z tobą chatkę.

- Przepraszam cię za to, co mówiłem wcześniej. Trochę mnie poniosło. I nie wiedziałem, że to ty... Naprawdę chciałbym, żebyś została, bo dobrze się czuję w twoim towarzystwie.

Kayla westchnęła. Była zbyt zmęczona, by trzeźwo myśleć.

Czyżby Karyn przez te wszystkie lata domyślała się, że Kayla podkochuje się w jej bracie? Przecież robiła wszystko, by jej tajemnica nie wyszła na jaw. Ale z drugiej strony, Karyn znała Kaylę tak doskonale, że już dawno mogła odkryć jej tajemnicę.

- A może boisz się, że wykorzystam tę sytuację? - spytał, kiedy zwlekała z odpowiedzią.

Kayla znowu się zarumieniła.

- Co za... za... pomysł! - rzekła, jąkając się. - Może rzeczywiście zostanę. Nie musimy przecież spędzać czasu razem. I tak będziesz mógł nacieszyć się samotnością, a ja sobie odpocznę.

- I będziemy mogli razem pozwiedzać okolicę - rzekł.

Po chwili przy stoliku pojawił się kelner z rachunkiem. Mark wręczył mu kartę kredytową.

- Jest jeszcze wcześnie - powiedział, gdy kelner odszedł. - Może przejdziemy się po plaży? Mamy naprawdę piękną noc.

- Dziękuję za propozycję, ale chyba wrócę do chatki i zaraz pójdę spać. Niedawno skończyłam sesję egzaminacyjną i jeszcze jej nie odespałam.

Kiedy wychodzili z restauracji, Mark wziął ją za rękę. Miał ciepłą i silną dłoń, która sprawiła, że Kayla od razu poczuła się pewniej.

- Skoro mówisz o sesji, to jak ci się podoba na prawie? - spytał.

- Na razie jest w porządku. Zresztą, sam doskonale wiesz, jak się studiuje ten kierunek. Niektórzy wykładowcy są świetnymi dydaktykami, więc można łatwo zrozumieć dany przedmiot. A inni potrafią swoimi wyjaśnieniami sprawić, że człowiek nic nie rozumie i czuje się jak kretyn.

Cały czas odczuwała ciepło płynące z jego dłoni.

- Pewnie twoi rodzice się cieszą, że nie zakończyłaś edukacji na maturze, tylko poszłaś na studia, co?

- Nie wiem. - Starała się za wszelką cenę koncentrować na rozmowie, nieustannie jednak myślała o nim. O jego dotyku, o delikatnej woni płynu po goleniu, który subtelnie mieszał się z męskim zapachem jego ciała. - Chyba oczekują, że będę kiedyś wykładała na Uniwersytecie Willamette.

- A ty po studiach pewnie chcesz iść na salę sądową, co?

- Tak, ale wolałabym nie działać zupełnie na własną rękę, tylko założyć jakąś niedużą kancelarię. Ale jeszcze mam dużo czasu na snucie planów.

Kiedy dotarli do chatki i weszli po schodkach, Mark otworzył Kayli drzwi.

- To do zobaczenia jutro. Spij dobrze. Zanim weszła do swej sypialni, przez długą chwilę patrzyła na znikającego w ciemnościach Marka. Na ten dzień wystarczyło jej przeżyć. To, co pierwotnie miało być relaksującym wypoczynkiem w towarzystwie najlepszej przyjaciółki, nagle przybrało całkiem niespodziewany obrót. Jakoś nie wyobrażała sobie, że z Markiem będzie całymi nocami wspominać dawne czasy.

Nie mogła zrozumieć podstępu Karyn. Dlaczego powiedziała bratu, że nie może przyjechać, a przed nią to zataiła? Czyżby chciała zabawić się w swatkę? Kayla miała nadzieję, że nie. Dobrze wiedziała, że nie ma i nigdy nie miała u Marka najmniejszych szans. Ta sytuacja była dla niej bardzo upokarzająca.

Ogarnęło ją tak wielkie zmęczenie, że nie miała siły myśleć. Postanowiła jak najszybciej położyć się spać, a następnego dnia spróbować lepiej poradzić sobie z całą sytuacją.

Mark szedł po plaży, trzymając ręce w kieszeniach. Otaczająca go ciemność pozwalała mu się skupić na własnych myślach. Nad jego głową wisiało rozgwieżdżone niebo z cienkim jak rogalik księżycem.

O co chodziło Karyn? Doskonale znał swoją siostrę i cała ta sprawa wyglądała mu na bardzo dokładnie zaplanowaną. Nie rozumiał tylko, co chciała w ten sposób osiągnąć.

Przypomniał sobie rozmowę, jaką przeprowadzili na początku września, kiedy oboje przyjechali odwiedzić rodziców w Connecticut. Siedzieli przy basenie, osłonięci od słońca dużym parasolem. Tego dnia Mark spał bardzo długo i czuł się cudownie wypoczęty. Może właśnie przez to słowa Karyn tak bardzo go zaskoczyły.

- Wiesz co, Mark? Wyglądasz na strasznie zmęczonego. Co porabiałeś w ostatnich tygodniach?

Mark przesunął ręką po włosach i wzruszył ramionami.

- Dużo pracuję, często siedzę po nocach. Taki jest los prawnika w kancelarii.

- A podoba ci się ta praca?

- Raczej tak.

- Nie wyglądasz na specjalnie zachwyconego. A to mnie trochę dziwi. Pamiętam, jak skończyłeś aplikację i zadzwoniłeś do mnie, triumfalnie oznajmiając, że dostałeś pracę. Byłeś wtedy taki szczęśliwy. Miałam wrażenie, że spełniają się twoje marzenia. Czy coś się zmieniło?

- Wiesz, nie zastanawiałem się nad tym specjalnie. Ale masz rację. Rzeczywiście straciłem zapał do pracy.

- Czemu? Mark głęboko westchnął.

- Nie wiem... Chcę pracować w zawodzie jako adwokat i wcale nie przeszkadza mi charakter tej pracy... rozumiesz... to, że trzeba siedzieć po godzinach. Ale nie ukrywam, że trochę irytuje mnie zachowanie innych prawników w kancelarii. Uciekają się do najróżniejszych sposobów, byle tylko awansować. Myślę zresztą, że chyba jest to przyjęte w każdej dużej kancelarii. A ja nie lubię podlizywać się szefom. Bardzo mnie to denerwuje, kiedy widzę, jak to robią inni. Chciałbym, żeby to moja praca świadczyła o mnie, a nie to, jak dogaduję się z szefami. Chyba po prostu nie nadaję się do zespołu. Chcę samodzielnie wykonywać swoje zadania, a wieczorem iść do domu i zająć się własnymi sprawami, a nie chodzić z kolegami z pracy na piwo tylko po to, by zyskać sympatię w ich oczach.

- A myślałeś o rozkręceniu własnego interesu?

- Owszem, przeszło mi to przez myśl, ale chyba na tym etapie jeszcze nie mogę wprowadzać tak radykalnych zmian w moim życiu. Zanim wezmę taką możliwość pod uwagę, muszę zdobyć doświadczenie na sali sądowej.

- Czy prowadziłeś już sam jakieś sprawy?

- Przygotowywałem akta do kilku, zbierałem materiały, byłem na wielu rozprawach, ale nigdy sam nie prowadziłem żadnej sprawy.

- Masz jeszcze na to czas...

- Wiem i chcę go wykorzystać na zdobywanie doświadczenia.

- A jak wygląda twoje życie osobiste? Mark zmrużył oczy i spojrzał badawczo na siostrę.

- A co chcesz wiedzieć?

- Czy nadal masz zasadę, by nie angażować się w żaden związek i spotykać się wyłącznie z kobietami, które nie myślą o ułożeniu sobie z tobą życia? Albo z takimi, które już mają rodzinę?

Mark skrzywił się.

- Nawet jeśli tak jest, to co? Najwyraźniej to mi odpowiada. Kobiety, z którymi się widuję, są bardzo inteligentne i ambitne. I to mi się w nich podoba.

- A mnie się wydaję, że byłbyś znacznie bardziej szczęśliwy, mając żonę i rodzinę. Byłoby to dla ciebie odskocznią od pracy. Mógłbyś ożenić się z Kaylą. Wiesz, że studiuje prawo? Mielibyście masę wspólnych tematów. Przecież zawsze ją lubiłeś. Czemu mielibyście nie spotkać się teraz, po tylu latach, kiedy oboje jesteście dorośli?

Mark popatrzył na siostrę, jakby postradała zmysły.

- Masz na myśli naszą Kaylę? Na miłość boską, Karyn! Przecież ona jest dla mnie jak rodzina. I nigdy nie myślałem o niej inaczej. A nawet gdybym chciał się z nią zobaczyć, to byłoby to prawie niewykonalne. Przecież mieszka po drugiej stronie Stanów. Trochę trudno byłoby nam się spotykać, nie sądzisz? A skoro tak mnie wypytujesz o moje życie osobiste, to może i ty byś mi powiedziała, jacy mężczyźni zaprzątają ci teraz głowę. Może będę mógł sobie ich trochę skrytykować...

Karyn roześmiała się.

- Naprawdę chcesz wiedzieć, co słychać w moim życiu osobistym?

- Nie, zupełnie nie. W przeciwieństwie do ciebie nie lubię się wtrącać w cudze sprawy.

Karyn pogładziła go po dłoni.

- Ale przecież ja tylko chcę, żebyś był szczęśliwy - rzekła. - Widzę, jak bardzo się zmieniłeś po skończeniu studiów. Stałeś się cyniczny i ciągle doszukujesz się interesowności w zachowaniu innych. Uważam, że to bardzo smutne.

- Po prostu dorosłem. Klienci, których interesy reprezentuje nasza kancelaria, oraz osoby, które pozwaliśmy do sądu, a także ogólna atmosfera panująca w Waszyngtonie, to wszystko sprawiło, że przestałem być naiwny i spojrzałem na świat inaczej niż wcześniej. Większość ludzi chce tylko brać, i to najczęściej za darmo.

- Ale cieszę się, że przynajmniej znalazłeś chwilę, by wpaść do rodziców na weekend - rzekła Karyn. - Stęskniłam się za tobą. Przyjemnie jest spędzać czas z rodziną, nie uważasz? To daje mi poczucie bezpieczeństwa, które trudno opisać słowami. Może dlatego ostatnio tak wiele myślałam o Kayli. Stanowi część naszej rodziny i strasznie się za nią stęskniłam.

- A jeszcze a propos tego, co powiedziałaś. Jestem pewien, że Kayla jest w jakimś poważnym związku i planuje ślub. Pamiętasz, jak zawsze powtarzała, że w przyszłości chce mieć dużą rodzinę?

- Mylisz się. Kayla wcale nie jest w żadnym związku. Co więcej, mężczyźni, z którymi się widuje, niespecjalnie ją interesują. Zawsze znajduje w nich coś, co ją całkowicie zniechęca. A kiedy rozmawiamy, bardzo się pilnuje, by nie wspomnieć o tobie. Strasznie mnie to śmieszy, tym bardziej że jeszcze parę lat temu była w tobie zakochana na zabój. Ponieważ na pewno nie chciała, bym wiedziała, jak cię wielbi, udawałam, że nic nie zauważam. Wydaje mi się, że dotąd nie zaangażowała się w żaden poważny związek, ponieważ ciągle czuje coś do ciebie.

- To kompletna bzdura! I dobrze o tym wiesz. Przyjaźniliśmy się, gdy byliśmy nastolatkami, i myślę, że na pewno bym zauważył jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą - powiedział Mark. - Pamiętam natomiast zażarte dyskusje, jakie godzinami prowadziliśmy. Nie wykazywała cienia zainteresowania moją osobą, kiedy podważała moje argumenty czy wiedzę na dany temat. Jestem pewien, że Kayla Parker dawno o mnie zapomniała.

Mark zatrzymał się w ciemnościach. Dotychczas nie przywiązywał żadnej wagi do tej rozmowy, teraz jednak zrozumiał, że to nie przypadek, iż imię Kayli pojawiło się w tej samej rozmowie, co sugestia, że powinien znaleźć sobie żonę i założyć rodzinę.

A zatem Karyn bawiła się w swatkę! Mark nie mógł się doczekać, kiedy wróci do Stanów i powie jej, co o tym myśli. Podstępnie zorganizowała im spotkanie, co ani jemu, ani Kayli - jeśli można było wyciągać wnioski z jej zachowania - wcale się nie podobało.

Musiał jednak przyznać Karyn rację w jednej kwestii - rzeczywiście potrzebował wytchnienia od stresującej pracy. Wspaniale wypoczął dziś, samotnie przechadzając się po wyspie, nie myśląc o dotrzymywaniu gardłowych terminów czy siedzeniu na zebraniu pracowników.

A skoro miał dzielić z kimś ten urlop, chciał, by była to osoba, którą lubił i z którą zawsze chętnie spędzał czas.

Kayla nie wykazała cienia zainteresowania niezobowiązującym romansem z nim, co zresztą bardzo mu odpowiadało. Żałował, że Karyn zasiała w nim ziarno wątpliwości co do siostrzanych uczuć Kayli do niego. Pragnął jak najszybciej zapomnieć rozmowę, którą odbył z siostrą trzy miesiące temu, kiedy to Karen sugerowała mu, że mógłby ożenić się z Kaylą. A on miał zamiar jedynie miło spędzić czas z przybrana siostrą, i to bez żadnych romansowych podtekstów.

Przez chwilę zastanawiał się, czy Karyn równie chętnie wysłałaby swą przyjaciółkę na wakacje z nim, gdyby przypuszczała, że on dość szybko poczuje do Kayli silny pociąg? A może Karyn dobrze wiedziała, jak sprawy się potoczą?

Mark jednak niechętnie myślał o poddaniu się swej żądzy i przekonaniu Kayli do pójścia z nim do łóżka. Kayla była przecież jego przyjaciółką z dzieciństwa, a to przekreślało szansę, by coś się między nimi wydarzyło, chociaż w głębi duszy bardzo tego pragnął.

W drodze powrotnej do chatki przyznał sam przed sobą, że trudno mu będzie oprzeć się tej wielkiej pokusie.

Ale wiedział, że mu się uda.

Następnego ranka zapach kawy obudził Kaylę z głębokiego snu. Przeciągnęła się i spojrzała na zegarek. Była ósma rano, czyli czwarta czasu oregońskiego. Spała zatem bardzo długo, ale to pozwoliło jej przynajmniej częściowo przestawić się na nowy czas.

Zza ściany nie dochodziły żadne odgłosy. Czy Mark był w chatce, czy też poszedł gdzieś na cały dzień? Miała mieszane uczucia co do tego, czy w ogóle chciała widzieć go z samego rana. Nie mogła przecież pokazać mu się zaraz po wyjściu z łóżka.

Poprzedniej nocy krótko wahała się, czy nie zadzwonić do Karyn, ale w końcu postanowiła tego nie robić. Niezależnie od tego, jakie dokładnie Karyn miała w stosunku do nich zamiary, Kayla wiedziała, że nieprzypadkowo znaleźli się tu we dwoje z Markiem. Nie rozumiała jedynie, dlaczego tak się stało. Była rozżalona, że Karyn zaaranżowała wszystko za jej plecami, o niczym jej nie uprzedzając.

Kayla ubrała się i zaczęła wyjmować rzeczy z walizki i wieszać je w szafie. Nie była pewna, co chce tego dnia robić. Zastanawiała się, czy od razu udać się na plażę, czy może pozwiedzać wyspę.

Była Wigilia. Rozważała pójście do sklepów, by kupić jakieś upominki dla rodziców i kilkorga przyjaciół. Chciała też kupić jakieś drobiazgi dla Lilly i jej mamy, Grety, a także dla Megan, i wręczyć je, kiedy znowu spotkają się we trzy na lotnisku w Chicago.

Kiedy postanowiła, co chce robić, wyszła z pokoju. Mark siedział przy stole i czytał książkę, popijając kawę.

Uśmiech, z jakim na nią spojrzał, poruszył ją do głębi serca.

- Cześć, śpiochu - rzekł. - Jak chcesz, to weź sobie kawy, właśnie naparzyłem i jest cały dzbanek świeżej kawy.

Mark miał na sobie koszulkę bez rękawów i szorty, które eksponowały jego umięśnione uda i łydki. Wczoraj była tak zaskoczona obrotem spraw, że nawet nie zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć.

Podeszła do ekspresu i nalała sobie filiżankę kawy. Czuła się nieswojo. Zastanawiała się, jak przeżyje kolejne dni.

- Jak ci się spało? - spytał, kiedy usiadła przy stole naprzeciwko niego.

- Dobrze, dziękuję - odpowiedziała, popijając kawę. - Nie spodziewałam się, że cię tu jeszcze zastanę. Byłam pewna, że poszedłeś już na plażę.

- Owszem, pływałem dziś w morzu, ale postanowiłem poczekać na ciebie. Chciałem, żebyśmy razem poszli na śniadanie. Hotelowi goście mają do dyspozycji świetnie zaopatrzony szwedzki bufet.

- Aha - rzekła, popijając kawę. - Nie musiałeś na mnie czekać. Wiem, że masz jakieś plany na dziś. W ogóle się mną nie przejmuj. Poradzę sobie.

- No, to kamień spadł mi z serca - zażartował. - Mówisz tak, jakbym tu był po to, by cię niańczyć. Wcale tak nie jest. Po prostu uznałem, że byłoby bardzo miło, gdybyśmy razem zjedli śniadanie.

Kayla zaczerwieniła się.

- Nie chciałam, by moje słowa zabrzmiały tak nieuprzejmie...

- Masz jakieś plany na dziś?

- Tak, chciałam trochę pochodzić po sklepach i kupić kilka upominków. Poza tym może udałoby mi się dowiedzieć czegoś o historii wyspy... Chętnie poszłabym do jakiegoś muzeum. Przejrzałam w recepcji ulotki informujące o różnych atrakcjach dla turystów. Wydawały mi się interesujące.

- Świetny plan. Mogę ci potowarzyszyć? Kayla zamarła.

- Jak to? Chcesz pójść ze mną na zakupy? - Była pewna, że się przesłyszała. Nie znała mężczyzny, który lubiłby chodzić po sklepach.

- A dlaczego nie? Będzie fajnie, zachowamy się jak prawdziwi turyści. Moglibyśmy wypożyczyć samochód i zrobić wycieczkę po wyspie. Bardzo mi się podoba ten pomysł.

Kayla z wrażenia o mało nie straciła resztek rozsądku, które jej jeszcze pozostały po tym niespodziewanym spotkaniu z Markiem. Nie mogła uwierzyć, że spędzi z nim cały dzień! Nie wiedziała, jak to przeżyje. Gdyby jednak udało jej się trochę zapanować nad emocjami i traktować Marka jak brata, może byłaby w stanie przetrwać te niespodziewane atrakcje na tych dziwnych wakacjach.

- Jeśli rzeczywiście chcesz, to zapraszam cię na wspólne zakupy.

- Świetnie - ucieszył się i wstał. - Czy wzięłaś ze sobą kapelusz? Powinnaś się osłonić przed słońcem. I przydałby ci się jakiś krem przeciwsłoneczny... Nie chciałbym, żebyś sobie spaliła tę piękną skórę...

Uszy Marka nagle zrobiły się czerwone. Zdała sobie sprawę, że zawstydził się, wypowiadając ten komplement.

- Nie mam kapelusza. To pierwsza rzecz, jaką muszę kupić - rzekła, po czym udała się do swego pokoju, by ochłonąć. Dlaczego w towarzystwie Marka tak szybko traciła nad sobą kontrolę? Skarciła się w myślach. W końcu była dorosłą kobietą, która po prostu spędzała wakacje z atrakcyjnym mężczyzną. Była pewna, że musi sobie poradzić.

Mark powiedział, że Kayla ma piękną skórę. Spojrzała na swe odbicie w lustrze. Ona sama uznałaby, że jej cera jest zbyt blada.

Wzięła torebkę, krem przeciwsłoneczny i wyszła z pokoju.

- Jestem gotowa - rzekła, starając się za wszelką cenę zatuszować podniecenie.

- To świetnie. Chodźmy.

Podał jej dłoń, którą ona w najbardziej naturalny sposób ujęła i wyszli z chatki.

Lokalne sklepy zrobiły na Kayli duże wrażenie. Udało jej się znaleźć wielki słomkowy kapelusz. Mark chciał kupić jej naszyjnik z muszelek, by wprawić ją w wakacyjny nastrój. Odniosła wrażenie, że Mark doskonale bawi się w jej towarzystwie. Ona też czuła się coraz bardziej odprężona.

Traktował ją jak siostrę, żartując sobie z niej i bardzo przy tym rozśmieszając. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak dobrze się bawiła, ale bezskutecznie.

Kiedy kupiła wszystko, co chciała, poszli do wypożyczalni samochodów. Dostali tam szczegółową mapkę wyspy z uwzględnieniem historycznych budowli i pomników przyrody.

Przez te wszystkie lata Kayla zapomniała, jak wspaniale spędzało się czas w towarzystwie Marka. Jego pozytywne podejście do życia szybko udzieliło się i jej. Z mapką w ręku zwiedzili wytwórnię rumu, kilka muzeów poświęconych plantacjom, ogród botaniczny i tereny wykorzystywane niegdyś pod uprawy.

Zwrócili samochód do wypożyczalni wieczorem, na parę minut przed jej zamknięciem.

- Pewnie większość restauracji będzie dziś nieczynna - powiedziała. - Przecież jest Wigilia.

- W tym klimacie łatwo zapomnieć, że mamy święta... Co chciałabyś robić wieczorem?

Kayla nie odpowiedziała od razu. Razem z Karyn przygotowały sobie listę wspomnień, które chciały uczcić. Niestety, żadna z tych okazji nie nadawała się do świętowania z Markiem.

- Może zjemy coś w hotelowej restauracji, a potem pójdziemy na spacer po plaży? - zaproponowała.

- To świetny plan - rzekł. - Ale ciągle chcę cię zapytać, czy twoi rodzice nie mieli ci za złe, że nie będziesz spędzała świąt Bożego Narodzenia w domu razem z nimi?

Kayla uśmiechnęła się z zażenowaniem.

- Chyba zapomniałeś, że moi rodzice żyją we własnym świecie. Już kilka miesięcy temu zaplanowali na koniec grudnia jakąś wycieczkę. Nawet nie znam szczegółów. Wiesz, jacy oni są... Jak nie walczą o ochronę wielorybów czy delfinów, to biorą udział w jakiejś proekologicznej manifestacji.

Wolnym krokiem zbliżali się do ośrodka. Nie byli pierwszymi gośćmi restauracji. Cały czas nadchodziły kolejne osoby.

- Może lepiej coś od razu zamówimy? - spytał Mark.

Kayla gorliwie przytaknęła. Mark przez cały dzień był dla niej bardzo troskliwy. Pilnował, czy nie leży w zbyt dużym słońcu i czy pije odpowiednią ilość wody. Doskonale sprawdził się jako partner.

Problem polegał jednak na tym, że Mark wcale nie był jej partnerem.

Kiedy kelner zaprowadził ich do stolika i usiedli, Mark zaczął wspominać dawne czasy.

- Pamiętam, jak byliśmy dziećmi. Przychodziłaś do nas w pierwszy dzień świąt i całą rodziną jedliśmy obiad. Z czasem stało się to tradycją.

Kayla uśmiechnęła się.

- Byłam wam bardzo wdzięczna za tę gościnę. Dzięki wam co roku czułam naprawdę świąteczną atmosferę. Twoja mama zawsze prosiła mnie i Karyn o udekorowanie choinki na parę dni przed Gwiazdką. Sporo też pomagałyśmy w kuchni, przygotowując tradycyjne świąteczne potrawy. Nawet teraz, kiedy czuję zapach piernika, natychmiast wracam myślami do tamtych dni - mówiła wzruszona. - Wasza mama pozwalała nam pakować niektóre prezenty, prosząc, byśmy się nie wygadały przed tobą albo przed twoim tatą.

- Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, ale chyba musiało ci być strasznie ciężko po naszej przeprowadzce. Przecież stanowiłaś część naszej rodziny, o czym zresztą Karyn często mi przypomina.

Kayla nie wiedziała, co odpowiedzieć.

- Jakoś to przeżyłam - rzekła w końcu i sięgnęła po kartę, by zmienić temat. - Co będziesz jadł? Z opisu wszystkie dania wydają się bardzo apetyczne...

Kiedy już zamówili, Mark powrócił do tematu świąt Bożego Narodzenia.

- Kiedy już wyjdziesz za mąż, to pewnie będziesz obchodzić Wigilię na własny sposób, co?

Kayla odwróciła nieco głowę, ukazując mu swój profil. Kryła w sobie coś niezwykle intrygującego... Choć nie była klasyczną pięknością, działała na niego bardziej niż jakakolwiek inna kobieta. Sprawiała, że nie był w stanie na niczym innym się skupić. Pragnął zgłębić rodzące się między nimi uczucie. Żałował, że Kayla była tak związana z jego rodziną. Gdyby tylko na jej miejscu była jakakolwiek inna kobieta, nie wahałby się nawiązać z nią niezobowiązującego romansu.

Zdążył już zapomnieć, o co pytał, kiedy Kayla wreszcie mu odpowiedziała.

- Nie wiem, to zależy... - rzekła. Przypomniał sobie, że pytał o jej ślub i o to, jak zechce wtedy spędzać święta.

- Od czego zależy? Wzruszyła ramionami.

- Od tego, za kogo wyjdę, i jak mój mąż będzie chciał spędzać święta Bożego Narodzenia. A ty?

Mark głęboko westchnął. Sam się prosił o to pytanie. Problem polegał jednak na tym, że nigdy nie zastanawiał się nad świętami Bożego Narodzenia. Dla niego te święta sprowadzały się do szeregu spotkań w rodzinnym gronie, na których po prostu trzeba było się pojawić, i przemówień, których trzeba było wysłuchać.

- Myślę, że gdy już się ożenię, co pewnie nie nastąpi szybko, pozwolę żonie podejmować decyzje w tej sprawie.

Kayla wysłuchała Marka z rozbawioną miną, co jeszcze bardziej go speszyło.

- A czy ty w ogóle myślisz o ślubie? - zapytał, próbując ukryć swoje speszenie.

Kayla potrząsnęła głową.

- Nie, najpierw chcę skończyć studia i zatrudnić się w jakiejś kancelarii. A to mi zajmie kilka ładnych lat.

- Zamierzasz zostać w Oregonie? - spytał Mark, po czym skarcił się w duchu. Przecież sam mógł odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kayla na pewno nie chciała opuszczać stanu, do którego była tak bardzo przywiązana. A zresztą, co go to obchodziło.

- Zobaczę, jakie będę miała możliwości pracy. Nie chcę robić aplikacji w jednym stanie, a potem przenosić się do innego i być zmuszona powtarzać egzamin. Ale na podjęcie tej decyzji mam jeszcze czas.

Zjedli kolację, niewiele ze sobą rozmawiając. Mark zaczął analizować sposób, w jaki reagował na Kaylę. Ze zdziwieniem odkrył, że zaprzątają mu głowę dziwne myśli. Nagle bowiem wyobraził sobie Kaylę w sukni ślubnej. Nie wiedział, czy w ten sposób podziałał na niego dzisiejszy wieczór. A może przyczyniła się do tego rozmowa, jaką odbył ze swoją siostrą na temat Kayli...

Zastanawiał się, czy czułby do Kayli tak silny pociąg fizyczny niezależnie od tych rozmów? Nie był w stanie znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Wiedział tylko, że czuje się nieswojo ze swoimi myślami, których nie mógł odpędzić. Cały czas powtarzał sobie, że Kayla Parker jest przecież jego dobrą znajomą, niemal siostrą, z którą nigdy nie łączyło go nic więcej niż przyjaźń.

Po zjedzeniu kolacji postanowili przejść się po plaży. W tę chłodną i bezwietrzną noc słychać było jedynie odgłos fal rozbijających się o brzeg. Kayla otuliła się swetrem, gdy zaczęli iść brzegiem morza.

- Nie zimno ci? - zapytał z troską.

- Nie, po prostu zmarzłam w plecy, ale teraz jest mi ciepło - powiedziała, patrząc na rozgwieżdżone niebo. - Miałeś rację. Rzeczywiście jest tu bardzo pięknie nocą. Strasznie się cieszę, że tu przyjechałam.

- Ja też się cieszę. - Spędził z Kaylą wspaniały dzień. Wszystko sprawiało jej tak wielką radość. Kiedy jak dziecko zachwycała się otoczeniem, dostrzegał w niej ślady dziewczynki, którą przed laty znał. Pragnął, by Kayla była szczęśliwa. Martwiło go jedynie to, że sam chciał być tym kimś, kto miał ją uszczęśliwić.

Mark nie wiedział, co się z nim dzieje. Nigdy wcześniej nie poświęcał żadnej kobiecie tak dużo uwagi. Może w tym przypadku było inaczej, ponieważ znał Kaylę tak dobrze. Wiedział, jakie miała dzieciństwo i jak bardzo czuła się samotna, gdy była mała. Powiedziała mu o tym wiele lat temu w jednej z nielicznych chwil, gdy się przed nim nieco otworzyła.

- Widujesz się z kimś? - zapytał, zaskakując i siebie, i Kaylę.

- Chodzi ci o to, czy mam chłopaka?

- No tak. Czy jest ktoś, z kim się stale spotykasz?- A dlaczego o to pytasz?

Mark uznał, że to dobre pytanie. Nie był jednak w stanie wyjaśnić, dlaczego ta kwestia tak go nurtuje.

- Nie wiem. Chyba po prostu chcę lepiej poznać dorosłą Kaylę.

- Owszem, od czasu do czasu spotkam się z różnymi mężczyznami. Ale to nic poważnego. A tyś- Ja? - powtórzył, śmiejąc się. - Znasz mnie przecież. Nigdy nie widuję się tylko z jedną kobietą. Na ogół spotykam się z kobietami, z którymi jestem związany zawodowo.

Kayla zatrzymała się i spojrzała na wodę. Patrzyła jak zaczarowana na fale rytmicznie rozbijające się o brzeg. Mark nie chciał przeszkadzać jej w tej kontemplacji.

Nagle zapragnął ją pocałować. Gdy uświadomił sobie swą żądzę, wpadł niemal w panikę.

W końcu Kayla zwróciła się w jego stronę.

- Chyba możemy już wracać - powiedziała. - Dzisiejszy dzień był wyczerpujący i jestem bardzo zmęczona.

- Proponuję, byśmy jutro poszli na plażę i przeleżeli na niej cały dzień. Co ty na to?

Uśmiechnęła się.

- Świetnie. Teraz też nie marzę o niczym innym, jak o położeniu się do łóżka. Czuję, że zasnę w ciągu sekundy.

Im bliżej znajdowali się chatki, tym trudniej było Markowi nad sobą zapanować. Był coraz bardziej podniecony, a Kayla przecież nie zrobiła niczego, co uzasadniałoby ten stan.

Kiedy tylko weszli do środka, Mark rzekł:

- No to co? Do jutra.

Stanowczym krokiem ruszył do swego pokoju. Chciał jak najszybciej znaleźć się sam, by Kayla nie zobaczyła, jak bardzo jest podniecony.

- Marki Zatrzymał się jak porażony prądem.

- Tak...?

- Wesołych Świąt.

Zapominając o swym postanowieniu sprzed chwili, Mark wrócił do Kayli i przytulił ją do siebie.

- Wesołych Świąt, Kayla - odpowiedział. Kayla spojrzała na niego. Uznał, że w tej sytuacji pocałunek byłby całkiem naturalny. Chciał, by był on przyjacielski, zupełnie niewinny, jednak kiedy ich usta się spotkały, całkowicie się zapomniał. Przecież postanowił sobie, że nie będzie jej dotykać, a tym bardziej całować. Tulenie Kayli sprawiło mu niewysłowioną radość.

Spostrzegł, że rozchyliła usta, wyraźnie zachęcając go do przedłużenia pocałunku.

Mark omal nie jęknął. Czuł, że rozpiera go żądza, którą mogła zaspokoić jedynie ona.

Oplotła rękami jego biodra. Nie miała wątpliwości, że Mark jej pragnie. Przywarła do niego całym ciałem.

Kiedy w końcu odsunęli się od siebie, oboje bardzo głośno oddychali.

Mark ujął jej ręce w swe dłonie.

- Kayla, bardzo cię przepraszam. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Chcę, byś się czuła ze mną bezpiecznie. A po moim zachowaniu mogłabyś sądzić, że myślę tylko o tym, jak wykorzystać tę sytuację.

Kayla oblała się rumieńcem.

- Nie masz mnie za co przepraszać. Wszystko rozumiem - rzekła i poszła do siebie, zamykając za sobą drzwi.

Mark udał się do swego pokoju. Był na siebie wściekły. Minęło zaledwie półtorej doby od jej przyjazdu, a on już starał się ją uwieść.

Ciągle czuł słodki smak jej ust. Poirytowany, poszedł do łazienki i wziął bardzo długi lodowaty prysznic.

Kayla położyła się na łóżku. Nie potrafiła pozbyć się głupkowatego uśmiechu. Trudno było jej uwierzyć, że Mark Stevenson właśnie ją pocałował i że był przy tym tak bardzo podniecony. Jego ekscytacja świadczyła o tym, iż pragnie czegoś więcej. Ona też wcale nie chciała poprzestawać na pocałunku.

Przez niemal cały dzień wyobrażała sobie, jak wyglądałby miesiąc miodowy tu, na Wyspach Dziewiczych. Tutejsza sceneria była niezwykle romantyczna. Oczami wyobraźni widziała tu obok siebie Marka, ale nie jako przyjaciela z dzieciństwa, który dotrzymywał jej przez cały dzień towarzystwa, ale jako zakochanego w niej mężczyznę, który pragnie znaleźć się z nią w łóżku.

Jej marzenia zaczęły się ziszczać do momentu, kiedy Mark nagle nie przestał jej całować i nie przeprosił za to, co między nimi zaszło.

Dopiero teraz poczuła się zażenowana swą szczerą odpowiedzią. Nie wiedziała, jak spojrzy mu w twarz następnego dnia.

Samo przebywanie w pobliżu Marka przepełniało ją uczuciem, jakiego nigdy wcześniej nie doznała. Bliskość jego ciała wyzwoliła w niej nieznane dotąd emocje.

Kiedy wreszcie się położyła i zgasiła światło, zaczęła sobie wyobrażać, że obok niej leży Mark, który całuje ją i namiętnie się z nią kocha.

Zamknęła oczy i zapadła w błogi sen.

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego dnia Kayla obudziła się bardzo wcześnie. Kiedy zobaczyła, że na zewnątrz zaczyna się robić jasno, postanowiła nie zwlekać ze wstaniem. Przez całą noc ciągle się budziła i przewracała na łóżku. A kiedy się wreszcie zdrzemnęła, śniło się jej, że Mark namiętnie się z nią kochał. Samo wspomnienie wywoływało w niej falę podniecenia.

Założyła bikini i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Strój podkreślał jej ciało, a przede wszystkim piersi, które wreszcie nabrały kształtów. Stwierdziła, że prezentuje się nieźle.

Była ciekawa, czy Mark podziela to zdanie.

Wczorajszy pocałunek dał jej nadzieję, że tak.

W czasie bezsennej nocy miała dużo czasu na rozmyślania. Analizowała wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin. Dużo czasu poświęciła też Markowi i uczuciom, jakimi wciąż go darzyła.

Zastanawiała się, czy urlop z Markiem nie był prezentem gwiazdkowym od Karyn. Podejrzewała, że przyjaciółka dała jej w ten sposób możliwość przeżycia upojnego romansu.

Karyn mówiła Kayli, że Marka nie interesują związki na odległość. Jak wynikało z wczorajszej rozmowy, Mark uznawał jedynie niezobowiązujące randki. Kayla gotowa była się z tym pogodzić. Im więcej myślała o wdaniu się w romans z Markiem, tym bardziej była podekscytowana.

Obawiała się jednak, że trudno będzie jej przekonać do tego Marka. Pamiętała bowiem jego wczorajsze wątpliwości.

Miała nadzieję, że żarliwy pocałunek nieco zmieni jego nastawienie. Uznała, że powinna stać się bardziej prowokacyjna i zacząć wysyłać mu sygnały. Dałaby mu w ten sposób do zrozumienia, że pragnie się z nim kochać.

Westchnęła. Czy tak naprawdę miała odwagę, by przeprowadzić ten plan? Ale z drugiej strony, gdyby wróciła do Oregonu, nie podjąwszy żadnej inicjatywy, byłaby wściekła, że nie znalazła w sobie odwagi, by wprowadzić swój intrygujący plan w życie.

Kayla miała nadzieję, że Mark podnieci się, gdy zobaczy ją w bikini. Mogła też zastosować mniej subtelny plan - podłożyć mu nogę i upaść na niego. Uznała jednak, że to nie przyniesie pożądanego efektu. Mark byłby z pewnością tak zajęty przepraszaniem jej za swoją niezdarność, że nawet nie zwróciłby uwagi na to, jak bardzo go pragnie.

Związała włosy w kucyk, założyła koszulkę pasującą kolorem do bikini i szortów, po czym udała się do salonu.

Nie zastała w nim Marka. Nie było go też słychać zza ściany. Zastanawiała się, czy poprzedniej nocy nie spał tak samo jak ona. Jeśli tak, to tym bardziej nie chciała go teraz obudzić. Szybko zrobiła sobie kawę i zasiadła na jednym z leżaków na werandzie.

Z opartymi o barierkę nogami zaczęła obserwować, jak niebo jaśnieje, a chmury na horyzoncie stają się różowe. Widok ten zachwycił ją. Nigdy wcześniej nie była na Wschodnim Wybrzeżu i nie widziała, jak słońce wynurza się zza horyzontu. Owszem, oglądała przepiękne wschody słońca w Oregonie, ale ten, nad bezkresem wody, zrobił na niej piorunujące wrażenie.

Po wypiciu kawy poszła do chatki po dolewkę. Z pokoju Marka nadal nie dochodziły żadne odgłosy.

W milczeniu obserwowała niewielką grupę ludzi spacerujących po plaży. Kilka odważnych osób nawet pływało. Zaczęła przyglądać się jednej z nich. Śledziła ruchy pływaka z rosnącym zainteresowaniem. Kiedy dotarł do brzegu i wyszedł z wody, Kayla rozpoznała w nim Marka. Rozbawiło ją to, że chodziła na palcach, by go nie obudzić, a on tymczasem już dawno rozpoczął swój dzień.

Mark na chwilę stanął i podniósł ręcznik z piasku, po czym wycierając się, ruszył w stronę chatki.

Jego szorty lekko zsunęły się na biodra. Kayla westchnęła rozmarzona. Mark był bardzo przystojnym mężczyzną. Nawet gdyby w ogóle go nie znała, natychmiast zwróciłaby na niego uwagę. Wszystko w nim ją podniecało - sposób, w jaki na nią patrzył, piękne oczy, mocno zarysowana szczęka, muskularne ramiona, potężna klatka piersiowa i opalone nogi.

Mark dostrzegł Kaylę, dopiero gdy dotarł do prowadzących na werandę schodków. Miała nadzieję, że nie zauważył jej pożądliwego spojrzenia. Sprawiał wrażenie nieco spiętego, dopóki Kayla się do niego nie uśmiechnęła. Wówczas rozluźnił się i odwzajemnił jej uśmiech.

Walczyła ze sobą, by nie paść mu w ramiona. Doszła jednak do wniosku, że nie byłoby to zbyt subtelne posunięcie.

- Cześć - rzekł, wchodząc po schodkach.

- Cześć - odpowiedziała.

- Jak ci się spało? - spytał, siadając na krześle obok niej. Podobnie jak Kayla oparł nogi o barierkę.

No dobra, do dzieła, powiedziała sobie w duchu i rzuciła w jego stronę uwodzicielskie spojrzenie.

- W porządku, a tobie? Mark wzruszył ramionami.

- Dobrze.

Kayla jednak wiedziała, że oboje kłamią jak z nut.

- Zrobiłam kawę - powiedziała, dopijając ostatni łyk. - Jak chcesz, to sobie weź.

Mark poderwał się z krzesła.

- Bardzo chętnie. Przynieść ci dolewkę? - Wyciągnął rękę po jej kubek.

Na myśl o tym, że Mark ją obsługuje, Kayla uśmiechnęła się do siebie.

- Tak. Ale bez cukru i bez mleka.

- Podobają mi się takie kobiety - rzekł i zniknął w chatce.

Kayla chciała wiedzieć, czy i ona mu się podoba. A właściwie było jej wszystko jedno. Oto bowiem dostała od losu wspaniałą szansę, by spędzić z Markiem co najmniej jedną noc. Byłby jej pierwszym kochankiem. Wcale jednak nie zamierzała mówić o tym Markowi. Chciała udać, że jest bardzo doświadczona w łóżku, i w ten sposób pokazać mu, że krótki romans nie będzie dla niej niczym szczególnym.

- Proszę - powiedział, podając jej kubek gorącej kawy.

- Dziękuję - wyszeptała, patrząc na niego z podziwem. - Mimo że cały dzień siedzisz za biurkiem, zachowałeś formę...

Mark wzruszył ramionami.

- Po prostu bardzo lubię się ruszać. Poza tym sport to dla mnie świetne antidotum na stres.

Położyła dłoń na jego muskularnym ramieniu i delikatnie je ścisnęła. Mark o mało nie zadławił się kawą.

- Czy coś się stało? - spytała niewinnie.

- Nie, po prostu źle przełknąłem.

Kayla przesunęła rękę na jego plecy i delikatnie zaczęła je muskać palcami.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Kayla uznała, że przesadziłaby, gdyby zatrzepotała teraz rzęsami. Mark zerknął na rysujący się pod jej bluzką biust i omiótł wzrokiem jej nogi. Po chwili spojrzał w drugą stronę i głęboko westchnął.

Przez kilka minut siedzieli w milczeniu. W końcu Mark odchrząknął.

- Słuchaj, chciałbym cię przeprosić za wczorajszy wieczór - rzekł. - Zachowałem się bardzo niestosownie, rzucając się na ciebie jak jakiś jaskiniowiec.

- Ależ skąd! - zaprzeczyła chrypliwym głosem. - Nie masz mnie za co przepraszać. Ten pocałunek był wspaniały i mam nadzieję, że kiedyś go powtórzymy.

Mark głośno przełknął ślinę.

- Ale... - zaczął oschle. - Po prostu nie chcę, byś wyrobiła sobie o mnie złe zdanie.

- Czyli jakie?

- Takie, że chciałbym cię w jakiś sposób wykorzystać.

- Nie martw się. Bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie. I niezależnie od tego, co zrobisz, obiecuję, że nie będę się czuła wykorzystywana.

Spojrzała na bezkresny ocean. Słońce już wzeszło. Zaczęło się robić cieplej.

- Po śniadaniu wypożyczę wielki parasol i pójdę na plażę. Chcę dziś naprawdę wypocząć. Trochę poczytam, może się zdrzemnę - rzekła, prostując plecy. - A ty jakie masz plany?

- Nie mam żadnych. Czy będę mógł ci towarzyszyć?

- Oczywiście - rzekła, kryjąc radość. Przebywanie w pobliżu Marka było pierwszym krokiem do osiągnięcia celu, jaki sobie postawiła. - Nie wiem, jak ty, ale ja strasznie zgłodniałam.

Kayla wstała i starała się przejść nad wyciągniętymi nogami Marka, które tarasowały jej drogę. Mark natychmiast zdjął je z barierki.

- Dzięki - rzekła cicho i weszła do chatki.

Mark miał ochotę głośno zakląć. Po co pytał, czy może spędzić z Kaylą cały dzień, skoro ledwie panował nad sobą, gdy przebywała w pobliżu. Trudno było mu opisać, co czuje w jej obecności. Kiedy przed chwilą położyła mu rękę na ramieniu i plecach, natychmiast zesztywniał z podniecenia.

Poprzednia noc była dla niego koszmarem. Przekonał się bowiem, jak Kayla smakuje, i zobaczył, że - tak jak on - pragnie czegoś więcej... Bez wahania wykorzystałby tę sytuację, gdyby chciał się z nią przespać. Jednak cały czas powtarzał sobie, że Kayli nie interesują przelotne romanse. On zaś nie uznawał stałych związków.

Mark nigdy nie oszukiwał kobiet - zawsze jasno mówił im, że nie zamierza angażować się w związek. Takie miał zasady. Ale nie mógł przecież powiedzieć Kayli, że interesuje go wyłącznie spędzenie z nią kilku nocy. Na dodatek, jeśli było prawdą to, co powiedziała mu parę miesięcy wcześniej Karyn, i Kayla rzeczywiście podkochiwała się w nim od wielu lat, nie mógł wykorzystać jej uczuć.

Postanowił zapanować nad sobą. Uznał, że nie będzie to trudne. W końcu miał spędzić z Kaylą jeszcze tylko kilka dni, a nie był już nastolatkiem przeżywającym burzę hormonów.

Zaczął ustanawiać twarde reguły, do których zamierzał się stosować.

Po pierwsze, postanowił już więcej się z nią nie całować, niezależnie od charakteru, jaki miałby ten pocałunek. Utrudnił sobie to zadanie poprzedniego wieczoru. Ale po prostu nie był w stanie się powstrzymać. Czuł się tak błogo, trzymając Kaylę w ramionach. Nie potrafił odmówić sobie przyjemności pocałowania jej.

Po drugie, nie miał zamiaru brać Kayli za rękę, czuć bijącego od niej ciepła i wyobrażać sobie, ile przyjemności mogłyby mu dostarczyć jej delikatne dłonie. Nie zamierzał jej w ogóle dotykać.

Chciał zachowywać się jak sympatyczny kolega, który dobrze czuje się w jej towarzystwie, ale nic poza tym.

Po przemyśleniu swych postanowień uznał, że przestrzeganie ich nie powinno sprawić mu żadnego kłopotu.

- Mark, czy mógłbyś mi posmarować plecy?

Nie był zachwycony tą prośbą. A przecież wymagała od niego tak niewiele, i była zupełnie naturalna, zważywszy na to, że przed chwilą dotarli na plażę.

Postanowił zrobić wyjątek od swych zasad. Zamierzał rozsmarować jej olejek na plecach szybkimi, stanowczymi ruchami, nie rozkoszując się kontaktem z jej ciałem.

Kayla podała Markowi butelkę, szybko zdjęła bluzkę i szorty, pod którymi miała dwuczęściowy kostium, i odwróciła się do niego plecami.

Kiedy zobaczył ją w bikini, z trudem złapał oddech. Obmyślając swój plan, nie wziął pod uwagę, że w taki sposób zareaguje na jej niemal całkowicie odsłonięte ciało.

Mark zaklął w duchu. Po chwili spojrzał na butelkę i z powrotem na plecy Kayli. Jej skóra sprawiała wrażenie aksamitnej. Przypuszczał, że jest niezwykle gładka.

Zanim zdążył wylać sobie olejek na rękę, Kayla położyła się na brzuchu i wsparła głowę na dłoniach. Obserwowała rozbijające się o brzeg fale.

Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że Kayla jest prawie naga. Jej bikini składało się z kilku kawałków materiału połączonych tasiemkami. Co za pomysł, by w takim stroju udać się na plażę? Przecież każdy przechodzący obok mógł ją zobaczyć.

Rozejrzał się po leżących obok innych plażowiczach. Ze zdumieniem zauważył, że inne kobiety są ubrane w stroje równie skąpe jak Kayla.

Widocznie taka obowiązywała teraz moda. Mimo to pragnął jak najszybciej zawinąć Kaylę w koc, na którym leżała, by żaden mężczyzna na plaży nie mógł jej oglądać.

Nalał odrobinę olejku na rękę i zaczął się przyglądać swej dłoni. Nie mógł w żaden sposób wymigać się od tego zadania. Musiał to zrobić i koniec. Rozprowadził olejek na swych dłoniach, a następnie położył je na jej plecach.

Skóra Kayli rzeczywiście okazała się wyjątkowo gładka. Zamknął oczy. Powtarzał sobie, że da radę spełnić jej prośbę. W końcu potrafił się opanować. Delikatnie rozsmarowywał olejek po plecach Kayli, czując ciepło jej ciała. Czynność ta bardzo go ekscytowała. Postanowił więc następną porcję olejku nalać na jej skórę prosto z butelki. Rozsmarował go po jej plecach i karku.

Czuł się wspaniale, dotykając jej aksamitnej skóry.

- Och, jak przyjemnie - wymruczała.

Mark całkowicie się z nią zgadzał. Zastanawiał się, czy teraz choć przez chwilę będzie mógł przestać o niej myśleć.

- Czy mógłbyś mi też posmarować uda? - poprosiła.

Uznał, że zrobi to bez najmniejszego problemu. Dyskretnie poprawił szorty, które nagle zaczęły go cisnąć w kroku, po czym wylał kolejną porcję olejku na rękę. Zaczął od łydek i bardzo powoli przesuwał się do góry. Poczuł przypływ namiętności.

Ręce zaczęły mu drżeć.

- Marki Odskoczył od niej jak oparzony.

- Słucham? - spytał stłumionym głosem.

- Nie mogę się nadziwić, że Karyn dobrowolnie zrezygnowała z przyjazdu tutaj. Czy możesz to pojąć? W Nowym Jorku jest teraz pewnie zimno, a na ulicach zalega śnieg. Doskonale by tu wypoczęła. Zupełnie nie rozumiem tej decyzji.

Kayla odwróciła się na plecy. Miała zamknięte oczy, więc mógł jej się spokojnie przyjrzeć. Jego wzrok przykuły ledwie przykryte piersi. Nie pamiętał, że miała tak duży biust.

Z trudem powstrzymał się od wydania głośnego jęku. Jej ciało było tak piękne - szczupłe, a w odpowiednich miejscach zaokrąglone. Miał ochotę schylić się, zerwać z niej kostium i zacząć namiętnie ją całować.

W końcu jednak się powstrzymał. Odsunął się od niej, usiadł po turecku i jak gdyby nigdy nic, położył ręce na kolanach.

Kayla powoli otworzyła oczy i zwróciła się do niego. Poczuł kolejną falę emocji.

- Czy nie powinnam się jeszcze trochę posmarować z przodu?

- Raczej nie - wydusił z trudem. Odchrząknął i robił wszystko, by nie patrzeć na jej twarz. Piersi Kayli znajdowały się zaledwie kilka centymetrów od jego kolana. Gdyby powoli wyprostował nogę...

Przestań! - skarcił się w myślach.

- Ależ tu przyjemnie - rzekła rozmarzonym głosem, ponownie zamykając oczy. - Dlaczego się nie kładziesz?

Bo muszę przestać myśleć o tym, że najchętniej przerzuciłbym cię przez ramię, pobiegł do chatki i położył cię na łóżku, gdzie kochalibyśmy się do końca naszego pobytu - miał ochotę odpowiedzieć.

- Dziękuję, ale może później - wymamrotał. - Na razie chyba pójdę popływać...

Wstał i odwrócił się do niej tyłem. Uznał, że najlepiej będzie przez jakiś czas trzymać się z daleka od Kayli.

- Świetny pomysł! - ucieszyła się Kayla. - Pójdę z tobą.

Zerknął przez ramię i niemal z przerażeniem patrzył, jak Kayla wstaje, poprawia stanik od bikini i idzie w jego stronę.

Mark żałował, że nie są na Alasce! Tam na pewno nie chodziłaby tak roznegliżowana.

Przyspieszył kroku. Niemal wbiegł do oceanu, głośno przy tym pluskając. Zwolnił dopiero, gdy znalazł się na głębokiej wodzie.

Musiał w końcu przyznać sam przed sobą, że znajduje się w wyjątkowo trudnej sytuacji.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kayla stała na brzegu i obserwowała pływającego zapamiętale Marka.

Nie mogła pojąć, co się stało. Widziała przecież, że był bardzo podniecony, dlaczego więc tak nagle od niej uciekł?

Spojrzała na siebie. Nie chciała wejść do wody w bikini przeznaczonym wyłącznie do kąpieli słonecznych. Gdyby skurczyło się choć o centymetr, mogłaby zostać aresztowana za obnażanie się w miejscu publicznym.

Zastanawiała się, co począć. Czy wejść do wody i popływać z Markiem, czy położyć się na kocu i czekać, aż przyjdzie z powrotem? Spojrzała na zegarek. Obliczyła, że może jeszcze przebywać na słońcu przez około pół godziny, a potem będzie musiała się zakryć. Chciała przecież tylko lekko się opalić, a nie ulec poparzeniu.

Skoro przebywanie blisko Marka było kluczem do wzbudzenia jego zainteresowania, musiała robić wszystko, by znaleźć się niedaleko niego. Postanowiła więc wejść do wody. Choć dobrze pływała, nie wiedziała, czy uda jej się dogonić Marka, który wszedł do oceanu przed nią. Gdyby nie udało jej się znaleźć obok niego, zamierzała popływać w samotności.

Mark musiał kątem oka ją dostrzec, ponieważ zwolnił i poczekał.

- Ale tu przyjemnie - wysapała, gdy dopłynęła do niego. - Wcale się nie dziwię, że przyszedłeś tu o świcie.

- Jak ci się płynęło?

- Świetnie. W Oregonie często chodzę na basen. Pozwala mi się to odprężyć po wielu godzinach intensywnej nauki.

- Niezła jesteś...

Kayla podpłynęła jeszcze bliżej Marka.

- Ty też - rzekła z uśmiechem. - Mam nadzieję, że bawisz się równie dobrze jak ja...

Jego twarz wyrażała wiele emocji.

- Tak... Bawię się świetnie.

Zarzuciła mu ręce na szyję i nieznacznie pochyliła się ku niemu.

- To bardzo się cieszę... - rzekła i namiętnie pocałowała go w usta.

Ponieważ Mark zesztywniał pod wpływem jej dotyku, spodziewała się, że za chwilę ją odepchnie. Tymczasem zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie. Przekonała się wówczas, że mimo zimnej wody jest nadal bardzo podniecony. Przez ułamek sekundy miała obawy, czy nie utoną, jednak szybko zapomniała się w pocałunku.

Kiedy w końcu oderwali się od siebie, z trudem łapali oddech.

- Jak się nie opanujemy, to się potopimy - wysapał. - Lepiej wracajmy na brzeg.

Kayla roześmiała się.

- Dokładnie o tym samym pomyślałam. Tak, wracajmy. Muszę zejść ze słońca, bo i tak za długo się dziś opalałam.

Płynęli do brzegu w milczeniu. Kayla cały czas przeżywała ten wspaniały pocałunek. Dzięki żarliwości, z jaką ją całował, wiedziała, że pożąda jej tak, jak ona jego.

Kayla bardzo się z tego cieszyła. Wiedziała, że wieczorem będą się kochać. Już nie mogła się doczekać tej chwili.

Kiedy dotarli na brzeg, nadal się do siebie nie odzywali. W milczeniu zabrali swoje rzeczy z plaży i ruszyli do chatki.

- Nie wiem, jak ty - rzekła w końcu Kayla - ale ja się chyba zdrzemnę. Jestem trochę zmęczona. Kiedy starałam się ciebie dogonić, myślałam, że zamierzasz wpław dopłynąć do Portoryko.

- Przepraszam - odpowiedział. - Jak zaczynam płynąć, to wpadam w rytm i nawet sobie nie zdaję sprawy ze swej szybkości.

Kiedy dotarli do chatki, Kayla poszła do swego pokoju, po czym wzięła prysznic. Po wyjściu spod prysznica wtarła w ciało wybielający skórę balsam. Wiedziała, że z purpurową skórą trudno jej będzie uwieść Marka.

Zasnęła bez trudu. Parę godzin później obudziła się, ubrała i poszła do salonu. Drzwi do pokoju Marka były szeroko otwarte, ale po samym Marku nie było śladu.

Kayla nie przejęła się jego nieobecnością. Wiedziała, że prędzej czy później wróci. Zamierzała zgotować mu serdeczne powitanie.

Przez resztę dnia Mark trzymał się z dala od chatki. Cały czas walczył ze sobą.

A jednak nie udało mu się dotrzymać postanowień. Właściwie nie miał wiele do gadania, bo to Kayla zaczęła go całować, ale przecież mógł przerwać jej znacznie wcześniej, niż to zrobił. Tak trudno było mu zapanować nad sobą, gdy znajdowała się w pobliżu. A nie mógł przecież złapać jej i zaciągnąć do łóżka.

Gdyby parę tygodni temu jakiś kolega powiedział Markowi, że na tym wyjeździe będzie cały czas podniecony, wyśmiałby go. Nie ukrywał, że jak każdy normalny facet lubił seks, ale nigdy wcześniej żadna kobieta nie ekscytowała go do tego stopnia co Kayla.

Zastanawiał się, dlaczego właśnie ta kobieta tak bardzo go pociągała.

Od czasu, gdy widział ją ostatnio, stała się niezwykle atrakcyjna. Gdyby to była jakaś inna kobieta, przespałby się z nią bez wahania. Ale z Kaylą nie zamierzał iść do łóżka. Musiał pogodzić się z tym, że jego podniecenie nie minie do końca wyjazdu.

Tego wieczoru poszli razem na kolację, ale nie mieli sobie wiele do powiedzenia. Po posiłku wrócili do chatki. Mark postanowił nie tylko nie tknąć Kayli, ale nawet nie zbliżać się do niej na odległość metra.

Zdawała się nie zwracać uwagi na jego chłód. Mark odniósł wrażenie, że Kayla nie obiecuje sobie niczego po pocałunku sprzed paru godzin.

Przed pójściem spać stali przez chwilę w salonie. Kayla wymownie spojrzała na Marka. Uśmiechnął się do niej po przyjacielsku, ale w żaden sposób nie zachęcił jej do podjęcia inicjatywy. Kayla bez cienia uśmiechu powiedziała mu dobranoc i poszła do swego pokoju.

Mark nieco się uspokoił, kiedy zniknęła mu z oczu. Choć dziś jakoś sobie poradził, nie wiedział, jak przez kolejne dni przeżyje bez zbliżania się do niej.

Cały czas powtarzał sobie, że szkoda byłoby zaprzepaścić lata przyjaźni jedynie po to, by przeżyć krótką chwilę uniesienia. Poza tym uważał, że Kayla była kobietą, którą nie można było się bawić. Potrzebowała stałego partnera - mężczyzny, który pokochałby ją na całe życie, a nie takiego faceta jak on.

Był przekonany, że kiedyś Kayla znajdzie godnego siebie mężczyznę i będzie dla niego wspaniałą żoną.

Mark jednak nie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego ta myśl wcale go nie cieszy.

Poszedł do swego pokoju i położył się. Zasnął dość szybko. Przez całą noc miał erotyczne sny, w których jego kochanką była Kayla.

Następnego wieczoru Kayla zrozumiała, że będzie musiała zastosować bardziej radykalne środki, by zwabić Marka do łóżka. Przez cały dzień obserwował ją bardzo czujnie. Gdy tylko podchodziła, natychmiast się odsuwał. Kayla zastanawiała się, co począć.

Kiedy skończyli kolację, zaproponowała:

- Słyszę, że z klubu dobiega muzyka. Może pójdę tam na trochę. Chcesz iść ze mną?

Długo przyglądał się jej w milczeniu, zanim odpowiedział.

- No dobrze - rzekł w końcu.

Po wejściu do ciemnego, zatłoczonego pomieszczenia dość szybko znaleźli wolny stolik. Kelnerka przyjęła od nich zamówienie i odeszła.

- Fajnie tu - powiedziała Kayla, przysuwając się do Marka, by lepiej słyszał, co mówi. Musnęła wargami jego ucho. - W Oregonie jestem tak zajęta, że nie mam czasu chodzić do klubów.

Parkiet był zapełniony tańczącymi parami. Kayla nie mogła się powstrzymać i poruszała stopą w rytm melodii.

Po drugim drinku Mark poprosił ją do tańca. Zgodziła się bez wahania. Z radością stwierdziła, że dotychczas wszystko przebiega zgodnie z jej planem.

Kiedy weszli na parkiet, właśnie kończył się szybki utwór. W głośnikach zabrzmiała wolna melodia. Mark zamarł. Zanim jednak zdążył zmienić zdanie, Kayla przytuliła się do niego. Z ociąganiem położył ręce na jej biodrach.

- Ciągle świetnie tańczysz - szepnęła mu do ucha.

- Ty za to radzisz sobie znacznie lepiej niż na studniówce - zauważył, wywołując jej śmiech.

- Czy wiesz, że zaproszenie mnie na tę studniówkę było najwspanialszą rzeczą, jaką ktokolwiek kiedykolwiek dla mnie zrobił? Dobrze wiedziałeś, że jeśli mnie nie zaprosisz, wcale nie pójdę, zostanę w domu.

- Wcale nie wiedziałem. Po prostu bardzo lubię studniówki, a Karyn nie pozwoliła mi pójść ze sobą.

- Ale kłamiesz! - wykrzyknęła, zaśmiewając się głośno.

- Mogę cię zapewnić, że teraz nie skłamię. Uważam, że świetnie tańczysz i jesteś jedną z najpiękniejszych kobiet na tej sali. Czy już mówiłem ci, że wspaniale prezentujesz się w tej sukience? Nie wiem, czy zauważyłaś, że każdy mężczyzna, który wchodzi do klubu, obrzuca cię pożądliwym spojrzeniem.

- Uważaj, bo zaraz do głowy uderzy mi woda sodowa. I to znacznie szybciej niż alkohol, który wypiliśmy.

- Szkoda, że sprawy się tak mają... - rzekł.

- Jakie sprawy?

- Po prostu... sprawy.

Nie drążyła tematu, ponieważ doskonale wiedziała, co chce przez to powiedzieć. Narastające między nimi przez cały dzień napięcie sięgnęło zenitu.

W drodze powrotnej do chatki Kayla była tak podniecona atmosferą, nastrojem i muzyką, że myślała jedynie o tym, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku z Markiem. Miała nadzieję, że on marzy o tym samym, bo powoli zaczynało brakować jej pomysłów na to, jak go uwieść.

Był kwadrans po północy, kiedy dotarli do chatki.

- Ale jestem zmęczony! - powiedział Mark, ostentacyjnie ziewając. - Muszę czym prędzej iść spać. A ty?

Kayla spojrzała na niego wymownie. Nie dostrzegła, by wykazywał najmniejsze zainteresowanie jej osobą.

- Ja chyba też się położę - rzekła po długim milczeniu.

- No dobra - powiedział. Zatrzymał się na chwilę w drzwiach pokoju i spojrzał na nią. Najwyraźniej nie zamierzał jej nawet pocałować na dobranoc. - To do zobaczenia... rano.

- Dobranoc, Mark - pożegnała się i skierowała do swego pokoju.

Kayla uznała, że nadeszła pora, by zastosować plan awaryjny. Skoro nie działały na niego subtelne sygnały, które nieustannie mu wysyłała, trzeba było zadziałać inaczej. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Zastanawiała się, co zrobi, jeśli Mark ją odrzuci. Czy będzie w stanie to przeżyć? Postanowiła nie myśleć o tym dłużej, tylko jak najszybciej zacząć działać. Skoro Mark nie zrobił pierwszego kroku, musiała go wyręczyć. Po przejrzeniu szafy wybrała bardzo elegancką koszulę nocną. Założyła ją na siebie i spojrzała na swe odbicie w lustrze. Nie chciała tracić ani chwili dłużej. Zamierzała postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że albo całkowicie się skompromituje, albo... spędzi noc z Markiem.

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Wejdź - usłyszała zniecierpliwiony głos Marka, kiedy zapukała do jego drzwi. Odezwał się tak, jakby nie wiedział, kto stoi za drzwiami.

Kayla nabrała powietrza i nacisnęła klamkę. Mark wcale nie spał. Trzymając ręce w kieszeniach dżinsów stał przy oknie i patrzył w siną dal.

- Co chcesz? - spytał, nie odwracając się w jej stronę.

- Ciebie.

Wyjął ręce z kieszeni i powoli się odwrócił, aż wreszcie na nią spojrzał. Zobaczył, że jest ubrana w nocną koszulę.

- Kayla, ja nie... - rzekł zdenerwowany.

- Proszę cię, nie każ mi odejść - powiedziała, nerwowo zaciskając drżące z emocji dłonie. - Czy nie możemy udać, że poznaliśmy się parę dni temu? Po prostu dobrze się zabawmy. Bez żadnych zobowiązań.

Skrzywił się, gdy usłyszał, że używa jego sformułowania.

- Zawsze są jakieś zobowiązania, Kayla - rzekł. - Zawsze.

- Czy to znaczy, że z każdą kobietą, z którą się przespałeś...?

- Nie mogę cię w ten sposób wykorzystać! Byłoby to nieuczciwe.

- Aha! - wykrzyknęła, zbliżając się do niego.

- Skoro jest to jedyna rzecz, która cię powstrzymuje, to nie widzę problemu, bo... to ja chcę wykorzystać ciebie.

Zatrzymała się przed nim i rozpięła jeden z guzików koszuli Marka. Zachęcona brakiem oporu z jego strony, zaczęła rozpinać następne.

Zamknął oczy.

- Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni - wyjaśnił. - A ta jedna noc mogłaby to zrobić...

Wsunęła ręce pod jego koszulę i zrzuciła ją na ziemię.

- Myślę, że to tylko wzmocni naszą przyjaźń - powiedziała, całując go delikatnie w usta.

- Ufam ci i wiem, że mnie nie wykorzystasz. A pragnę cię tak bardzo, że nie mogę już dłużej wytrzymać.

Zdawało się, że słowa Kayli przekonały go. Mark delikatnie ją objął i przytulił do siebie. Czuła bicie jego serca i dreszcze przeszywające jego ciało. Ona także drżała.

Położyła głowę na jego klatce piersiowej i delikatnie polizała jego brodawkę, sprawiając, że z wrażenia podskoczył.

Miała nadzieję, że teraz on przejmie inicjatywę, ponieważ nie miała pojęcia, co zrobić dalej. Rozebrać się? Wskoczyć do łóżka? Ściągnąć z niego ubranie i obsypać jego ciało pocałunkami?

Poczuła ulgę, gdy Mark położył dłonie na jej biodrach i zaczął je przesuwać w dół, podciągając jednocześnie jej koszulę. Pogładził jej nagie uda, a następnie zdjął z niej koszulę.

Kayla uznała, że to niesprawiedliwe. Ciągle miał na sobie spodnie, podczas gdy ona była całkiem naga. Instynktownie podniosła ręce i starała się zakryć swe ciało.

- Proszę cię, pozwól mi na siebie popatrzeć - rzekł. - Tak bardzo cię pragnę. Chciałbym jak najdłużej napawać się twoją bliskością.

Słowa te podziałały na Kaylę jak balsam. Sprawiły, że przestała się wstydzić i poczuła się pewniej.

Mark zaprowadził ją do łóżka, szybko się rozebrał i położył ją na materacu. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął portfel i wyjął z niego prezerwatywę. Dopiero wtedy Kayla zdała sobie sprawę, że zupełnie nie pomyślała o zabezpieczeniu. Poczuła się, jak bezmyślna dziewica.

Mark położył się obok i zwrócił się twarzą w jej stronę. Kayla zaczęła gładzić go po brzuchu. Powoli przesuwała rękę ku jego nabrzmiałemu członkowi.

- Poczekaj - wysapał. - Jak mnie tam teraz dotkniesz, to eksploduję.

Ujął jej dłoń i zaczął całować jej palce. Kayla nigdy wcześniej nie widziała członka w stanie wzwodu. Była bardzo zdziwiona jego rozmiarem. Cały czas powtarzała sobie jednak, że musi zachowywać się jak kobieta doświadczona w łóżku.

Światło rzucane przez lampkę nocną sprawiało, że jej ręce wyglądały, jakby były pokryte cienką warstwą złota. Mark pocałował ją w czubek nosa.

- Od chwili, kiedy przyjechałaś, z trudem nad sobą panuję.

- W jakim sensie?

- W każdym. Jestem strasznie podniecony od momentu, gdy cię zobaczyłem te parę dni temu. Przez cały czas nie wiedziałem, co ze sobą zrobić.

Chciała, by przestał wreszcie mówić i zaczął działać.

Pochylił się nad nią i zaczął całować jej piersi. Przez tę pieszczotę zaczęły przeszywać ją fale emocji. Kiedy lizał jej twardą brodawkę, z trudem łapała powietrze.

Kayla była tak podniecona, że aż trzęsła się z pożądania. W miejscach, gdzie ją dotykał, rozpalał ją do czerwoności. Uznała, że nadeszła pora, by i ona sprawiła mu przyjemność. Nie była jednak w stanie myśleć, a jedynie instynktownie poddawała się jego pieszczotom.

Kiedy znalazł się nad nią, zupełnie straciła nad sobą panowanie. Instynktownie oplotła nogi wokół jego bioder.

Gdy zdecydowanym ruchem w nią wszedł, natychmiast stężała. Jej uniesiony, rozmarzony wyraz twarzy nagle zniknął. Nie spodziewała się, że jego penis będzie taki olbrzymi i że w tym momencie ona odczuje taki silny ból...

Mark przerwał.

- Czy sprawiam ci ból? - spytał. Kayla pokiwała głową.

- Trochę - odpowiedziała.

- Jesteś strasznie ciasna. Przepraszam, powinienem był poczekać, aż będziesz gotowa.

- Ależ ja naprawdę jestem gotowa. Nie przejmuj się mną, tylko rób, co chcesz.

Zszedł z Kayli i spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Rób, co chcesz? - powtórzył. Kayla energicznie pokiwała głową.

- Tak, proszę cię! - wykrzyknęła histerycznie.

- Kayla?

- Co? - spytała zniecierpliwiona.

- Nie kochałaś się jeszcze z żadnym mężczyzną, prawda?

Kayla szeroko otworzyła oczy. Patrzyła na Marka ze smutkiem.

- Ja... To znaczy... To nie jest tak... - wymamrotała, po czym znów zamknęła oczy. - Czy to aż tak widać?

Kayla zastanawiała się, jak Mark się domyślił. Poczuła, że Mark wstaje i kiedy otworzyła oczy, ujrzała, jak nerwowo ubiera się przy łóżku. Z przerażeniem zorientowała się, że Mark wcale nie zamierza się z nią kochać. Na dodatek był wściekły. Kayla nie mogła zrozumieć, co wywołało w nim tak nagłą zmianę.

Usiadła, zasłaniając swe nagie piersi kołdrą.

- Co się stało? - spytała. Mark spojrzał na nią ze złością.

- Jak to „co się stało?”?! To jeszcze ci muszę tłumaczyć? - Chciałaś się kochać, nie mówiąc mi, że to twój pierwszy raz!

Kayla spojrzała na niego zdziwiona.

- A co, powinnam się była u ciebie zapisać na kurs przygotowawczy?

Mark zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. Przeciągnął dłonią po włosach. W końcu stanął i raptownie odwrócił się ku niej.

- Może mi wreszcie powiesz, o co w tym wszystkim chodzi, co? Czy wyście to wszystko sobie dokładnie zaplanowały z Karyn? Jeśli tak, to wiedz, że ta sytuacja bynajmniej mnie nie bawi.

Kayla czuła się coraz bardziej upokorzona. Chcąc zachować resztkę godności, owinęła się kołdrą, wyśliznęła się z łóżka i wyszła, nie odezwawszy się ani słowem.

Weszła do swego pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Oparła się plecami o ścianę. Była przerażona przebiegiem wydarzeń. Nie wiedziała, co zrobić. Tak bardzo pragnęła Marka i wiedziała, że on też jej pragnie. Widziała przecież, że jest taki chętny i na pewno nie udawał.

Jak więc mógł przerwać w momencie, gdy oboje byli tak bardzo podnieceni?

Postanowiła nie wychodzić z pokoju do dnia wyjazdu. Wiedziała, że przez tych parę dni nie umrze z głodu. Wszystko wydawało jej się lepsze, niż stawienie czoła Markowi. Jak mógł choć przez chwilę pomyśleć, że to, co między nimi zaszło, było częścią ukartowanego przez nią i Karyn planu?

Może była w łóżku tak nieudolna, że jego podniecenie minęło? Na myśl, że to mogło być powodem nagłej zmiany jego zachowania, poczuła się jeszcze gorzej. Jedno było pewne - wieczór, na który tak czekała, przeistoczył się w jakiś koszmar.

W końcu poszła do łazienki wziąć prysznic. Obiecywała sobie, że nie będzie płakać, ale po chwili poczuła, jak strumienie gorących łez spływają jej po policzkach.

Nie miała pojęcia, ile czasu spędziła pod prysznicem. W końcu zakręciła wodę i wytarła się. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała strasznie z opuchniętymi oczami i zasmarkanym nosem.

Na szczęście i tak nie zamierzała pokazywać się Markowi. Chyba ciągle widział w niej wyrośniętą, nieproporcjonalnie zbudowaną nastolatkę, a nie dorosłą kobietę. Jej krągłości nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Skąd w ogóle przyszło jej do głowy, że Mark pragnie się z nią przespać, ale nie śmie jej tego zaproponować, bo jest zbyt dobrze wychowany? To, że na plaży był podniecony, o niczym nie świadczyło. Kayla dobrze wiedziała, że skąpo odziana kobieta jest w stanie podniecić każdego mężczyznę.

Najpierw tak pragnął się z nią kochać, a chwilę później mu się odechciało... Nie mogła zrozumieć tych zmian w jego zachowaniu. Nigdy w życiu nie słyszała tak beznadziejnej wymówki - powiedział, że nie może się z nią przespać, bo byłby jej pierwszym partnerem. A niby dlaczego miałoby to go obchodzić?

Kayla doszła do wniosku, że jeśli doświadczenia z tego wieczoru nie sprawią, że przestanie kochać Marka, nie będzie już dla niej żadnej nadziei.

Wytarła włosy ręcznikiem i założyła inną | koszulę nocną. Ledwie zdążyła usiąść na łóżku, gdy do jej drzwi zapukał Mark.

- Kayla...?

Spojrzała na drzwi, gratulując sobie, że zamknęła je na klucz. Nie odpowiedziała.

Po dość długiej przerwie Mark ponownie się odezwał.

- Kayla, posłuchaj, musimy porozmawiać... Przewróciła oczami i położyła się na łóżku. Nie miała zamiaru nigdy więcej odezwać się do niego ani słowem.

- Kayla, daj spokój...

Zgasiła światło, za wszelką cenę starając się zasnąć.

- Proszę cię, nie zachowuj się tak...

Tak, czyli jak? - odpowiedziała mu w myślach. Źle? Dobrze?

- Posłuchaj, chyba nie rozegrałem tego najlepiej... Po prostu... Do cholery jasnej, Kayla, otwórz wreszcie te drzwi! Nie możemy w ten sposób rozmawiać!

Niewiele myśląc, Kayla wyskoczyła z łóżka, złapała kołdrę, którą parę chwil wcześniej położyła na krześle, i gwałtownie otworzyła drzwi. Zaskoczony Mark zupełnie się tego nie spodziewał. Rzuciła w niego kołdrą, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem i natychmiast znowu zamknęła je na klucz.

Weszła z powrotem do łóżka, zastanawiając się, ile musi minąć czasu, by Mark wreszcie zrozumiał, że już nigdy nie chce mieć z nim nic wspólnego. Pocieszała się tym, że mieszkają na dwóch krańcach kontynentu.

Mark oparł głowę o zamknięte drzwi pokoju Kayli i głęboko westchnął. Musiał przyznać, że nie rozegrał tej sprawy dobrze. Wiedział, że skoro Kayla nie chce go widzieć, już dziś niczego jej nie wyjaśni. Miał jednak nadzieję, że rano wyjdzie z pokoju i będzie chciała go wysłuchać. Chciał ją przeprosić za swoje zachowanie.

Wrócił do siebie i rzucił kołdrę na łóżko.

Co za noc... Dotychczas nie wahał się nawet przez chwilę, gdy jakaś kobieta chciała z nim pójść do łóżka.

To jednak nie była pierwsza lepsza kobieta, ale Kayla.

Położył się wygodnie na łóżku. Na poduszce ciągle czuł jej delikatny zapach. Wiedział, że tej nocy nie będzie mógł zasnąć. Czuł wielką żądzę. Próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio nie mógł nad sobą zapanować tak jak teraz. Chyba było to wtedy, gdy jako nastolatek przeżywał burzę hormonów.

Nie był w stanie zrozumieć, czemu Kayla za wszelką cenę chciała stracić dziewictwo. Skoro przeżyła dwadzieścia pięć lat bez seksu, dlaczego nagle postanowiła się z nim przespać?

Zastanawiał się też, dlaczego go ta sprawa tak bardzo obchodzi.

Nie widział jej od dnia wyjazdu z Oregonu i nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Nie znaczyło to jednak, że nie traktuje jej jak członka rodziny. Kochał ją jak...

Stop!

Czy rzeczywiście ją kochał?

Tak, oczywiście. Przecież od dzieciństwa Kayla stanowiła część jego rodziny. Dlatego też czuł się niezręcznie, pożądając ją od chwili, kiedy przyjechała.

A na dodatek teraz ją skrzywdził, choć wcale tego nie chciał. Sam nie rozumiał swego niekonsekwentnego zachowania. Czy to dziwne, że Kayla się na niego obraziła, kiedy sam nie był w stanie wytłumaczyć swego postępowania?

Postanowił, że nie tylko przeprosi ją za tę noc, ale spokojnie wyjaśni jej, dlaczego nie powinni się kochać. Zamierzał jasno powiedzieć, że nie dlatego nie chce z nią iść do łóżka, że jej nie pragnie. Przecież nie marzył o niczym innym. Ale jednocześnie wiedział, że jeśli ją skrzywdzi, do końca życia nie będzie w stanie spojrzeć sobie w oczy.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Po nieprzespanej nocy Kayla wstała z nowym postanowieniem. Nie zamierzała dopuścić do tego, by Mark Stevenson zepsuł jej resztę wakacji. Po prostu nie był tego wart. Rzeczywiście durzyła się w nim od wielu lat. To jednak nie był powód, by odrzucenie przez niego zniszczyło jej resztę urlopu.

Jeszcze wczoraj tak bardzo chciała się z nim przespać. Teraz jednak zamierzała go zignorować i raz na zawsze o nim zapomnieć.

Ubrała się tak, jak przez wszystkie poprzednie dni. Na dwuczęściowy kostium, który miała na sobie, założyła szorty i bluzkę. Do torby plażowej spakowała ręcznik, krem do opalania i książkę, którą ze sobą przywiozła.

Dokładnie obejrzała się w lustrze. Z ulgą stwierdziła, że opuchlizna zeszła z powiek, teraz były jedynie trochę zaczerwienione, ale zamierzała to ukryć pod okularami słonecznymi. Poza tym zauważyła, że jej nos już nie jest czerwony i wcale się nie świeci. Kayla poczuła, że tak wyglądając, jest gotowa wyjść ze swego pokoju i stawić czoło całemu światu, a nie tylko Markowi Stevensonowi...

Zamiast zrobić sobie kawę w chatce, udała się do hotelowego bufetu na szwedzkie śniadanie. Ponieważ przygotowanie się do wyjścia zajęło jej znacznie więcej czasu niż poprzednio, dotarła na miejsce później niż zwykle. Jak się okazało, o tej porze był tu straszny tłum. Korzystając z typowo szwedzkiego bufetu, nałożyła sobie na talerz różne sałatki i wędliny i zaczęła rozglądać się za wolnym miejscem. Zauważyła, że około trzydziestoletni mężczyzna wstaje od stolika. Myślała, że wychodzi. Po chwili jednak zorientowała się, że nieznajomy zmierza w jej stronę.

- Przepraszam bardzo, widzę, że nie ma pani gdzie usiąść. Może chciałaby się pani dosiąść do mojego stolika?

Ponieważ wokół nie było innych miejsc, a mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego, Kayla przyjęła jego zaproszenie.

- Z przyjemnością - rzekła. - Bardzo panu dziękuję za tę propozycję.

Kiedy już siedzieli, mężczyzna podał Kayli rękę przez stół.

- Pani pozwoli, że się przedstawię. Nazywam się Dave Talbot. Pochodzę z Ohio.

Kayla uścisnęła jego dłoń.

- Kayla Parker - przedstawiła się. - Jestem z Oregonu.

Choć Dave był przystojnym blondynem o zielonych oczach, nie wzbudzał w Kayli emocji, choć poznanie go było miłą odmianą po przeżyciach ostatnich dni.

- Jesteś tu sama? - spytał, jedząc.

- I tak, i nie - odpowiedziała. - Miałam się tu spotkać z przyjaciółką z Nowego Jorku, ale w ostatniej chwili okazało się, że nie dostanie urlopu. Zamiast niej przyjechał tu jej brat.

- A ile on ma lat?

Kayla uśmiechnęła się pod nosem.

- Wystarczająco dużo, by mnie irytować.

- Znam trochę takich ludzi - odpowiedział rozbawiony. - Jakie masz plany na dziś?

- Takie, jak co dzień. Chcę iść na plażę, położyć się pod parasolem i napawać błogą atmosferą wyspy. A czemu pytasz?

- Bo my po śniadaniu jedziemy nurkować. My, czyli ja i dwa zaprzyjaźnione ze mną małżeństwa - Gene i Carol Henleyowie oraz Pat i Leah Greene. Jeśli chcesz do nas dołączyć, zapraszam.

- Dziękuję, chętnie - odpowiedziała szczerze. Po tym, co wydarzyło się między nią a Markiem, miała wielką ochotę spędzić czas w nowym towarzystwie. - Z przyjemnością do was dołączę, ale nigdy w życiu nie nurkowałam.

- To bardzo proste, nauczysz się w parę minut. Wszyscy jesteśmy amatorami, ale świetnie bawimy się pod wodą, a chyba o to chodzi, nie?

Kayla była mu bardzo wdzięczna za zaproszenie. Miała zamiar powiedzieć Karyn, że mimo jej nieobecności doskonale się tu bawiła.

W czasie śniadania porozmawiali trochę o sobie. Okazało się, że Dave wykłada psychologię na Uniwersytecie w Ohio, a jego znajomi też pracują na różnych wydziałach tego samego uniwersytetu. Kayla po raz kolejny stwierdziła, że świetnie czuje się z ludźmi związanymi z wyższą uczelnią.

Kiedy tylko Dave i Kayla weszli do holu hotelu, ujrzeli Henleyów i Greene'ów. Po przedstawieniu się cała szóstka zamówiła transport i wyszła z hotelu.

Carol i Leah ciągle żartowały sobie, że Dave pewnie miał już dość spędzania czasu jedynie z dwoma kochającymi się małżeńskimi parami, więc poderwał na śniadaniu Kaylę i zaprosił ją na wspólne nurkowanie.

- Przed wyjazdem powtarzałam mu, by zaprosił kogoś na ten urlop, ale on nawet nie chciał o tym słyszeć - rzekła Carol.

Dave spojrzał na Kaylę i dyskretnie się uśmiechnął, a ona się zaczerwieniła. Miała nadzieję, że w ich towarzystwie będzie czuła się lepiej niż z Markiem, o którym zresztą teraz już w ogóle nie chciała myśleć.

Mark zachodził w głowę, co stało się z Kaylą.

Kiedy wrócił z porannego pływania i zauważył, że na stole w salonie nie ma przygotowanej kawy, był przekonany, iż Kayla ciągle siedzi w swym pokoju. Zrobił więc cały dzbanek i postanowił zanieść jej kubek na znak zgody.

Kiedy nie odpowiedziała na jego pukanie, nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły. Wszedł do pokoju i ze zdziwieniem odkrył, że jest pusty, że Kayli wcale tam nie ma.

Czyżby poszła na śniadanie bez niego?

Spojrzał na zegarek. Ponieważ zasnął dopiero nad ranem, wstał znacznie później niż zwykle. Pewnie Kayla zjadła już śniadanie, a teraz opalała się na plaży.

Mark odniósł kubek do kuchni, a następnie wziął prysznic, ogolił się i ubrał, po czym poszedł na śniadanie.

W jadalni było kilkoro spóźnialskich jak on. Nie zobaczył wśród nich Kayli. Po zjedzeniu obfitego śniadania postanowił rozejrzeć się za nią na plaży.

Nigdy dotąd nie zauważył, jak wiele osób jest na plaży. Dopiero teraz, kiedy szukał konkretnej osoby, uderzyła go liczba plażowiczów. Zaglądał pod każdy parasol i podchodził do każdej kobiety o kolorze włosów Kayli.

Kilka kobiet uśmiechało się do niego, zachęcając, by się przysiadł. Pomyślał z satysfakcją, że są jednak osoby, którym jego towarzystwo sprawiłoby przyjemność.

Został na plaży do obiadu, po czym ponownie poszedł do restauracji, aby rozejrzeć się za Kaylą.

Jednak jej tam nie było.

Po obiedzie postanowił wrócić do chatki. Miał nadzieję, że zastanie ją w jej pokoju, jednak gdy wszedł do środka, natychmiast zorientował się, że ciągle jej nie ma.

W końcu jego cierpliwość się wyczerpała. Skoro Kayla nie zamierzała zachować się jak dorosła osoba, nie rozumiał, dlaczego miałby ją przepraszać.

Wydarzenia poprzedniego dnia nie dawały mu spokoju. Zastanawiał się, dlaczego właściwie przerwał tak gwałtowanie. Przecież tak bardzo jej pragnął i nie miał co do tego wątpliwości. Poza tym Kayla była osobą dorosłą i jasno dała mu do zrozumienia, że go pożąda. Dlaczego więc zachował się w ten sposób?

Być może stało się tak dlatego, że żywił do niej uczucia znacznie głębsze niż mu się wydawało. Bardzo go to zdziwiło i przestraszyło. Pragnął jej tak bardzo nie dlatego, że szukał przelotnej przygody, ale dlatego, że młoda dziewczyna, której parę lat wcześniej towarzyszył na studniówce, tak niewinna i ufna, patrzyła na niego wyczekująco swymi wielkimi oczami. Dała mu do zrozumienia, że bardzo go pragnie.

Oczywiście on też jej pragnął. Uważał jednak, że powinien ją chronić. Wczoraj wycofał się tak gwałtownie, gdyż chciał ochronić Kaylę przed samym sobą. Mark pragnął czegoś więcej niż przelotnego romansu. Chciał do końca życia trzymać ją w ramionach i kochać ją... Pragnął się nią opiekować.

Gwałtownie przerwał swe rozważania. Zdał sobie bowiem sprawę, że jego pragnienia przypominają przysięgę małżeńską.

Uznał, że dzieje się z nim coś niedobrego. Nigdy w życiu nie wyobrażał sobie, że się ożeni. Teraz jednak zrozumiał, że pragnie dzielić życie z Kaylą i co noc z nią spać. Oczami wyobraźni widział, jak Kayla nosi jego dziecko, a później je wychowuje. Widział ich małą córeczkę z chmurą włosów i uśmiechem jej matki. Widział...

Nagle zrozumiał, że nie może dłużej czekać.

Szybko wybiegł z chatki prosto na plażę i niewiele myśląc, wskoczył do wody. Biegł przed siebie, dopóki nie stracił gruntu pod nogami. Był gotów popłynąć bardzo daleko, byle tylko nie myśleć o tym, co naprawdę czuje do Kayli Parker.

Kayla wróciła do ośrodka po południu. Dawno nie bawiła się tak dobrze, jak tego dnia. Zarówno oba małżeństwa, jak i Dave byli bardzo sympatyczni. Henleyowie i Greene'owie opowiadali anegdotki o swych dzieciach i pracy na uczelni, Kayla zaś zabawiała ich historiami o swoich rodzicach i szczytnych celach, o jakie walczą.

Po powrocie do ośrodka Kayla pożegnała się z oboma małżeństwami. Dave zaś postanowił odprowadzić ją do chatki.

- Dziękuję ci za zaproszenie, Dave - powiedziała. - Nie przypuszczałam, że nurkowanie może dostarczyć tak niezapomnianych wrażeń. A sama nigdy bym się nie odważyła poznawać podwodnego świata.

- Cieszę się, że tak świetnie się bawiłaś. I dziękuję ci za wspaniałe towarzystwo - rzekł. - Bardzo dobrze się z tobą czuję. Może moglibyśmy się spotkać jutro? Bo pojutrze wylatujesz, prawda?

- Tak. Aż nie wierzę, że tak szybko minął ten czas. Mam wrażenie, że przyleciałam tu wczoraj - szepnęła, gdy zbliżali się do chatki. - Dam ci znać co do jutra. Przed powrotem do Oregonu mam parę spraw do załatwienia.

- W porządku. - Dave spojrzał w stronę chatki Kayli. - A to pewnie brat twojej przyjaciółki...

Podniosła wzrok i spostrzegła siedzącego na werandzie Marka. Z opartymi o barierkę nogami popijał drinka i obserwował ich, zbliżających się do chatki.

Kayla poczuła się nieswojo. Być może zareagowała tak, bo zobaczyła Marka po raz pierwszy od chwili, gdy poprzedniego wieczoru rzuciła w niego kołdrą. Starała się jednak o tym nie myśleć. Nie mogła zrozumieć, dlaczego w towarzystwie jednego mężczyzny czuje się zrelaksowana, przy innym zaś - tak napięta.

Spojrzenie, jakim od stóp do głów obrzucił ją Mark, sprawiło, że po plecach przeszły jej ciarki.

Kiedy dotarli do schodków, Dave przywitał się z Markiem.

- Cześć. Nazywam się David. A ty pewnie jesteś bratem przyjaciółki Kayli?

Mark kompletnie zignorował Dave'a.

- Dobrze się bawiłaś? - wycedził.

- Tak - odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem. Rzuciła okiem na Dave'a. - To jest właśnie Mark Stevenson, o którym ci wspomniałam. - Po chwili milczenia spojrzała na Marka i rzekła: - Dave nauczył mnie dziś nurkować.

Mark łyknął drinka, zanim odpowiedział.

- Gratulacje - rzucił. Dave zwrócił się do Kayli.

- Jeszcze raz dziękuję ci za wspólnie spędzony czas. Świetnie się bawiłem. Daj mi znać, co z twoimi planami na jutro.

Kayla pokiwała głową.

- Dobrze, odezwę się.

Kiedy Dave się oddalił, Kayla spojrzała na Marka.

- Czy musiałeś być taki nieuprzejmy?

- Tak - odpowiedział krótko. - Napijesz się ze mną?

Kayla zerknęła na ciemny, bursztynowy napój w szklance Marka.

- A co pijesz?

- Burbona z wodą.

- Nie wiedziałam, że lubisz burbona. Mark uniósł szklankę jak do toastu i wypił resztkę alkoholu.

- To teraz już wiesz - rzekł oschle i wstał. Otworzył Kayli drzwi i wszedł za nią do chatki. Udał się do kuchni, w której na stole stała do połowy opróżniona butelka.

Kayla zastanawiała się, ile Mark wypił przed jej przyjściem, ale nie zamierzała go o to pytać. Stanowczym krokiem poszła do swego pokoju i zamknęła za sobą drzwi.

Mark był w stanie ją rozdrażnić bardziej niż ktokolwiek inny. Potrafił być tak irytujący, że... Dopiero teraz przypomniała sobie, jak w dzieciństwie doprowadzał Karyn do szału.

Kayla rozebrała się i ciągle rozdrażniona nieuprzejmością Marka poszła pod prysznic. Nie było niczego, co usprawiedliwiałoby jego niemiłe zachowanie w stosunku do Dave'a. Przecież poprzedniego wieczoru Mark jasno dał Kayli do zrozumienia, że jej nie pragnie. Nie mogła więc zrozumieć, dlaczego obchodzi go to, z kim się spotyka i co z tym mężczyzną robi.

Kiedy się trochę uspokoiła, spłukała z siebie mydło, wyszła spod prysznica i sięgnęła po ręcznik. Wydała okrzyk zdziwienia, gdy zobaczyła, że Mark stoi w drzwiach z kolejnym drinkiem i się jej przygląda.

- Wynoś się stąd! - krzyknęła, gwałtownie zakrywając nagie ciało ręcznikiem. - Co ty sobie wyobrażasz?

- Przecież już cię widziałem nago - zauważył.

- Nie rozumiem więc, dlaczego teraz jesteś taka oburzona.

Popił drinka.

- Dużo dziś myślałem - odezwał się po chwili.

Kayla odwróciła się plecami do Marka i pobieżnie wytarła. Opatuliła się w ręcznik, przecisnęła obok niego i weszła do swego pokoju. Założyła na siebie stanik, figi, koszulkę bez rękawów i krótkie szorty.

Kiedy się odwróciła, spostrzegła, że Mark nadal stoi w drzwiach do łazienki, z tą tylko różnicą, że odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Pilnie śledził każdy jej ruch.

Dopił drinka w milczeniu.

Kayla spojrzała na niego zmrużonymi oczami.

- Jak długo pijesz?

- Teoretycznie od dnia, gdy skończyłem dwadzieścia jeden lat. Ale wcześniej udało mi się parę razy zamoczyć usta w alkoholu.

- Bardzo jesteś dowcipny - rzekła ironicznie.

- Chodziło mi o dzisiejszy dzień.

- Nie wiem, nie pamiętam.

Wyszła ze swego pokoju i wkroczyła do salonu. Mark podobno chciał z nią porozmawiać. Ona też miała mu parę rzeczy do powiedzenia.

Mark podążył za nią. Usiadła i wskazała mu stojący naprzeciwko siebie fotel.

- Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to słucham - rzekła sucho.

- Czyli chcesz wiedzieć, o czym dziś rozmyślałem...

- Jestem pewna, że i tak mi to powiesz, niezależnie od tego, czy będę chciała cię wysłuchać, czy nie. Mów.

Mark przytaknął.

- Od dziecka byłaś bardzo inteligentna. A do tego spostrzegawcza. Zawsze to w tobie ceniłem. Jak widać, pod pewnymi względami ludzie się nie zmieniają.

- I to o tym tak intensywnie rozmyślałeś od rana?

- Dlaczego zniknęłaś na cały dzień, nie mówiąc mi, dokąd idziesz?

Kayla skrzywiła się.

- Uznałam, że nie muszę cię o wszystkim informować.

- Mam wrażenie, że to nie jest prawdziwy powód. Nie wierzę, byś o tym nie pomyślała. Co więcej, jestem przekonany, że bardzo dokładnie to przemyślałaś, więc, proszę, odpowiedz mi szczerze.

Kayla przyjrzała mu się uważnie.

- Dobrze. Rzeczywiście zrobiłam to celowo, bo nie chciałam już cię więcej widzieć. Czy to wystarczająco szczera odpowiedź?

- A to z powodu tego, co wydarzyło się wieczorem, tak? - upewnił się.

- Jeśli już musisz wszystko wiedzieć, to z powodu tego, jak zachowałeś się w stosunku do mnie wczoraj. Słyszałam dużo o kobietach, które prowokują facetów, choć wcale nie zamierzają się z nimi przespać, ale przyznam, że wczoraj ze zdziwieniem odkryłam, iż istnieją też tacy mężczyźni.

- Czy taka jest twoja interpretacja wczorajszego wieczoru?

- A jaka ma być? Przecież tak właśnie było. W jednej chwili byłeś rozpalony i chciałeś się ze mną kochać, a w następnej wstałeś i się ubrałeś. Nie wiem, jak inaczej można byłoby to zinterpretować.

- Ja zupełnie inaczej pamiętam wczorajszą noc. Odkryłem, że leżę w łóżku z dziewicą.

Spojrzała na niego zirytowana.

- Nie martw się, dziewictwo to nie choroba weneryczna.

Mark przez dłuższą chwilę nic nie mówił, tylko patrzył na nią z zatroskaną miną.

- Mogłaś mi powiedzieć... - rzekł w końcu.

- A co by to zmieniło? - spytała. Mark zignorował jej pytanie.

- Dowiedziałem się, że w wieku dwudziestu pięciu lat nigdy nie byłaś z mężczyzną...

- Doskonale rozumujesz - rzekła ironicznie.

- A poza tym uświadomiłem sobie, że cieszę się, iż czekałaś na mężczyznę, który na ciebie zasługuje. I tak właśnie powinno być. Sęk w tym, że nie ja jestem tym mężczyzną.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Czy chcesz mi powiedzieć, że przerwałeś, bo uznałeś, że kierujesz się zbyt mało szlachetnymi pobudkami?

- Posłuchaj, Kayla - rzekł zniecierpliwiony.

- Znamy się od tylu lat. Bardzo cenię naszą przyjaźń. Nie chciałbym robić niczego, co mogłoby jej zaszkodzić, bo jest ona dla mnie czymś niezwykle ważnym. Ty jesteś dla mnie niezwykle ważna.

- Aha, rozumiem. Czyli jestem dla ciebie zbyt ważna, byś mógł się ze mną przespać?

- Właśnie. Posłuchaj, Kayla. Robię ci wielką przysługę. Jak wiesz, w kwestii postępowania z kobietami trudno uznać mnie za wzór godny naśladowania. Po prostu nie chcę cię skrzywdzić.

- A zatem postanowiłeś mnie ochronić przede mną samą?

- Można to tak ująć - rzekł zniecierpliwiony.

- Uważam, że ktoś musi cię chronić.

- I ty mianowałeś się na obrońcę moich interesów, tak?

- Ktoś powinien nim być. To, co dziś zrobiłaś, było lekkomyślne.

Kayla podniosła brwi.

- W jakim sensie?

- Pojechałaś nie wiadomo dokąd z jakimś obcym facetem. Nie widziałaś o nim nic. Przecież mógł cię zgwałcić!

- Pod wodą? To by dopiero było osiągnięcie!

- wycedziła. Czuła, jak ogarnia ją wściekłość. - Za dużo wypiłeś.

Nagle wstała i wyszła przed domek. Nie była w stanie dłużej wysłuchiwać tych bzdur. Ale przynajmniej zgadzała się z Markiem w jednej kwestii - rzeczywiście nie był mężczyzną, który by na nią zasługiwał.

Kayla zaczęła iść po plaży. Fale delikatnie obmywały jej stopy.

O co mu tak naprawdę chodziło? Przecież Karyn mówiła, że jej brat nie uznaje stałych związków. Ten tydzień powinien zatem być dla niego wymarzony. Przez parę dni nacieszyliby się sobą, a później każde wróciłoby do swego życia.

Wierzyła mu, gdy mówił, że traktuje ją jak przyjaciółkę. Nie widziała jednak niczego złego w tym, by się ze sobą parę razy przespali.

O zachodzie słońca wróciła do chatki. Znowu zastała Marka na werandzie.

- Informuję cię, że idę na kolację. Żebyś potem znowu nie miał do mnie pretensji - rzuciła, przechodząc obok niego.

Przebrała się i wyszła z pokoju. W salonie zastała Marka, który też zdążył się przebrać.

- Mogę ci towarzyszyć? - spytał cicho.

- Proszę bardzo, ale pod warunkiem, że nie będziemy znowu wałkować mojego nieudanego życia osobistego.

Zjedli kolację w ciszy. Mark nie wiedział, co powiedzieć, by znowu jej nie zranić ani nie zdenerwować. Cały czas chciał, by spojrzała na niego inaczej niż dotychczas. Nie wiedział tylko, jak ją do tego skłonić.

Rozumiał, że jest jej przykro. On także nie był zadowolony z przebiegu wczorajszego wieczoru. Poza tym po raz pierwszy w życiu przerwał stosunek w jego trakcie. Nie zamierzał nigdy więcej powtórzyć tego doświadczenia.

Nie wyobrażał sobie, by mógł tak się poświęcić dla jakiejkolwiek innej kobiety. Ale naprawdę nie chciał skrzywdzić Kayli. Pragnął, by wróciła do Oregonu dokładnie w takim stanie, w jakim tu przyjechała.

Miał nadzieję, że Karyn udzieli mu szczegółowych wyjaśnień na temat kulis tego wyjazdu. Chciał jednak odbyć z nią tę rozmowę osobiście, a nie przez telefon.

Wrócili do chatki w milczeniu. Kiedy stało się jasne, że Kayla nie zamierza się do niego odezwać, Mark przemówił.

- Zamierzasz spotkać się z tym facetem jutro? - zapytał, gdy przekraczała próg swego pokoju.

Odwróciła się i spojrzała na niego.

- Może. A coś- Nic, tylko, proszę cię, uważaj na siebie.

- Zawsze na siebie uważam, Mark. Jesteś jedynym mężczyzną, z którym posunęłam się tak daleko. Jak widać, niewiele mi z tego przyszło.

Gdy usłyszał jej spokojną odpowiedź, coś w nim pękło. Dlaczego miałby ją chronić, skoro tyle razy dała mu do zrozumienia, że tak bardzo pragnie się z nim kochać?

Niewiele myśląc, podszedł do niej i ujął jej dłonie w swoje ręce.

- W porządku, Kayla. Rozumiem, co chcesz mi powiedzieć. Dojrzałaś do tego, by doświadczyć wszystkiego, co życie ma do zaoferowania. Już nie będę się więcej sprzeciwiał - powiedział, gwałtownie przyciągając ją do siebie. - Będę mężczyzną, który pokaże ci to, czego tak bardzo pragniesz doświadczyć!

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kayla patrzyła na Marka, jakby przemówił do niej w jakimś obcym, zupełnie niezrozumiałym języku.

Pragnął jej tak bardzo, że nie mógł już dłużej wytrzymać. Sposób, w jaki go od wczoraj traktowała, sprawił, że postanowił już dłużej nie trzymać się od niej z daleka. Dlaczego miał przejmować się tym, że wykorzysta Kaylę, skoro ona najwyraźniej nie widziała w tym problemu?

- Mark? - odezwała się cicho. - Mówisz poważnie?

- W tych kwestiach nigdy nie żartuję. Pragnę cię. Skoro ty pragniesz mnie, to nie wiem, dlaczego mielibyśmy postąpić wbrew sobie.

Nie wierzyła własnym uszom. Rozpalony wzrok Marka sprawił, że przeszył ją dreszcz. Rzeczywiście bardzo jej pragnął.

Zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła go namiętnie całować. Działała chyba zbyt szybko, ponieważ w pewnym momencie Mark odsunął się od niej trochę i położył dłoń na jej ustach.

- Nie spieszmy się tak, dobrze? Skoro teraz wiem, że te doznania będą dla ciebie czymś zupełnie nowym, chcę postępować powoli.

- Po minionej nocy to już nie jest dla mnie taka nowość. Od wczoraj chodzę po ścianach, starając się nad sobą zapanować.

Uśmiechnął się szeroko.

- To dobrze. Bo w takim razie wiesz, jak ja się czuję.

Wziął Kaylę na ręce i zaniósł do łóżka. Postępowali podobnie jak poprzedniego dnia, aż Kayla ponownie znalazła się pod nim. Mark zaczął intensywnie lizać jej brodawkę. Był bardzo podniecony i całkowicie skupiony na tym, co robi. Kayla nigdy wcześniej nie czuła do niego takiej miłości, jak właśnie w tej chwili.

Na chwilę podniósł głowę i spojrzał na nią.

- No to co? - spytał roznamiętnionym głosem. - Na czym wczoraj skończyliśmy?

Kayla zachichotała.

- Chyba byliśmy... O, tu... - powiedziała wzdychając, gdy powoli w nią wszedł. - O, tak, tak... Tam...

Wrażenia, jakich doznawała, były tak silne, że nie potrafiła trzeźwo myśleć.

Choć Kayla starała się go pospieszyć, Mark wchodził w nią bardzo powoli. Dopiero po dłuższej chwili znalazł się w niej całkowicie i zaczął się poruszać.

- Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci bólu - szepnął.

Rozmarzona, potrząsnęła głową, uśmiechając się do niego promiennie.

- Zupełnie nie - wyszeptała.

Mark zaczął ją namiętnie całować, a jednocześnie przyspieszył rytm, w jakim się w niej poruszał.

Kayla oplotła go nogami, czując, że za chwilę eksploduje. Chciała nad sobą zapanować, ale było za późno - odpowiedziała na obezwładniającą ją rozkosz głośnym krzykiem.

Jej reakcja spowodowała, że i on zaczął szczytować. Przyspieszył tempo, w jakim się w niej poruszał, aż w końcu wyczerpany opadł obok niej.

Kayla przez długą chwilę leżała nieruchomo. Uśmiechała się sama do siebie. Była szczęśliwa, że po tych wszystkich podchodach Mark w końcu zgodził się z nią kochać. Ten akt przerósł jej najśmielsze oczekiwania.

W końcu odwrócił głowę w jej stronę.

Spojrzała na niego czule.

Mark zaczął się uśmiechać.

- No i jak się czujesz? - zapytał.

- Wspaniale - odpowiedziała. - Dziękuję ci, Mark.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Zwróciła się ku niemu i położyła rękę na jego klatce piersiowej.

- Serce bije ci jak młot - zauważyła.

- To chyba całkiem uzasadnione... - wyszeptał z uśmiechem.

- Czy żałujesz, że się ze mną przespałeś?

- Skłamałbym mówiąc, że tak. W końcu jesteś dorosła i masz prawo sama o sobie decydować. Ale ciągle uważam, że zasługujesz na coś więcej niż przygodny romans.

- Bo ja wiem... - rzekła, wodząc palcem po jego nosie. - Chyba dałeś mi dokładnie to, na co zasłużyłam.

Mark wziął jej dłoń w rękę i czule ją pocałował.

- Dostałem od ciebie wielki dar - rzekł. - Nigdy tego nie zapomnę.

Kayla wstała z łóżka i poszła do łazienki.

- No i widzisz - wyszeptała do swego odbicia. - A jednak marzenia się spełniają...

Weszła do kabiny prysznicowej i odkręciła wodę. Była niezwykle zrelaksowana. Oparła się rękami o ścianę i zamknęła oczy.

Podskoczyła, gdy na plecach poczuła dłoń Marka.

- Nie chciałem cię przestraszyć. Byłem pewien, że słyszałaś, jak wchodzę - rzekł Mark, biorąc do ręki mydło. Zaczął delikatnie masować jej plecy.

- Czy jesteś obolała? - spytał troskliwie.

- Trochę...

- To będę bardzo delikatny.

Odwróciła się przodem do niego i natychmiast spostrzegła, że znowu jest podniecony.

- Nie sądziłam, że mężczyzna może... tak szybko się zregenerować.

Mark delikatnie ją pocałował.

- Sam jestem tym zdziwiony - wyszeptał.

- Wystarczy, że o tobie pomyślę, i widzisz, co się dzieje...

Nachylił się do jej piersi. Zaczął muskać ją palcami i delikatnie ssać.

Kayla całkowicie mu się poddała. Po chwili nieco ją uniósł i oparł się plecami o ścianę kabiny prysznicowej. Kayla oplotła go nogami.

- Wygodnie ci? - spytał roznamiętniony.

- A teraz... czy ci dobrze?

Czuła, jak ją dotyka dłonią w najintymniejsze miejsce. Uśmiechnęła się w uniesieniu i zarzuciła mu ramiona na szyję.

- Czy mi dobrze? Och... bardzo... och... jak bardzo! - jęknęła.

- A teraz chcę, żeby ci było jeszcze lepiej - szepnął i zaczął delikatnie opuszczać ją tak, że jego twardy członek ponownie się w niej znalazł, po czym gwałtownie przyciągnął ją do siebie i zaczął rytmicznie się w niej poruszać.

Pragnęła, by wszedł w nią głębiej niż poprzednio, a on po chwili rzeczywiście to zrobił, bo nagle poczuła, że coś w niej pękło i właśnie eksploduje na drobne kawałki. To już nie był ból. To była czysta rozkosz. Czuła, jak gorąco pulsuje jej całe wnętrze. Mark wydał z siebie głośny jęk rozkoszy, gwałtownie przyciągnął ją jeszcze bliżej i wszedł w nią tak głęboko, że miała wrażenie, że już nigdy nie oderwą się od siebie.

Kayla uznała, że w ten cudowny, rozkoszny sposób wreszcie straciła dziewictwo dzięki Markowi. Poczuła się bardzo szczęśliwa.

Po jakimś czasie wrócili do łóżka. Kayla zasnęła, opierając głowę na jego ramieniu.

Mark obudził się w nocy, gdy tylko poczuł, że Kayli nie ma przy nim. Jak się okazało, odwróciła się na drugi bok. Świadomość, że nawet we śnie musiał czuć ją blisko przy sobie, sprawiła, że nagle całkowicie się rozbudził.

Po cichu wyszedł z jej łóżka i poszedł do swego pokoju. Przez resztę nocy nawet na chwilę nie zmrużył oka.

Działo się z nim coś, co wcale mu się nie podobało. Coś, co zagrażało jego dotychczasowemu trybowi życia.

Wcale nie chciał się rozstawać z Kaylą za dwa dni. Uświadomił sobie, że w ogóle nie chce się z nią rozstawać.

Kiedy podjął decyzję o pójściu z nią do łóżka, wiedział, że to może wiele zmienić. Obawiał się, że po tej nocy będą skrępowani swoim towarzystwem. Wcale jednak tak się nie stało. Rozumieli się do tego stopnia, że Mark z wyprzedzeniem wiedział, jak dogodzić Kayli i czego pragnie.

Nagle wróciły do niego wspomnienia z dzieciństwa, z czasów, gdy byli nastolatkami, i sprzed paru godzin, kiedy spędzili ze sobą tak niezapomniane chwile. Musiał się sam przed sobą przyznać do najgorszych obaw.

Był zakochany w Kayli, choć tak bardzo się przed tym bronił.

Przez lata nauczył się tłumić w zarodku wszelkie głębsze uczucia do kobiet. Nade wszystko cenił swą niezależność. Tymczasem miłość sprawiała, że nagle stawał się kruchy. Ale było już za późno. Wiedział, że kocha Kaylę Parker. Kochał ją od lat, ale dopiero teraz, po wspólnie spędzonej nocy, uświadomił sobie to, do czego od tak dawna nie chciał się przyznać.

Nie wiedział, co począć. W przekonywający sposób wytłumaczył jej, że nie zamierza się wiązać. Szkoda tylko, że sobie nie potrafił tego wytłumaczyć.

Mieszkał przecież w Waszyngtonie, ona zaś po drugiej stronie kontynentu - w Oregonie. Studiowała i godzinami się uczyła. Jak udałoby im się w takich okolicznościach utrzymać związek na odległość?

Nie miał pojęcia.

Wiedział natomiast, że do końca życia będzie bardzo cierpiał, jeśli nie uda mu się być z Kaylą.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Gdy Kayla obudziła się następnego ranka, była sama.

Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo ją to dziwi. Przecież nie łączyła jej z Markiem wielka miłość. Trudno nawet było nazwać to, co między nimi zaszło, romansem, skoro za dwa dni mieli się rozstać i wrócić do swych domów.

A zatem wreszcie przekonała się, na czym polega uprawianie seksu z Markiem. Zaczęła analizować minioną noc. Mark postępował bardzo delikatnie, starając się nie sprawić jej bólu.

Wiedziała, że długo będzie wspominać tę noc. Nie była pewna, czy kiedykolwiek zechce pójść do łóżka z innym mężczyzną.

Może Mark miał jednak rację, radząc, by poczekała na mężczyznę, który naprawdę na nią zasłużył? Kayla zaczęła się zastanawiać, czy mimo wszystko nie jest nim właśnie Mark...

Tak czy inaczej nie zamierzała spędzić ostatniego dnia w St Croix w swoim pokoju. Relaksujący prysznic pozwolił jej nabrać dystansu do całej sytuacji. Postanowiła być dla Marka miła, ale zachowywać się tak, jak gdyby nic się nie stało.

W końcu była dorosła i potrafiła stawić czoło tej sytuacji.

Kayla ubrała się i weszła do salonu, gdzie spodziewała się zastać Marka i powitać go miłym uśmiechem.

Pokój był jednak pusty.

Nie zdziwiło to jej, ponieważ Mark każdego ranka chodził pływać. Ucieszyła się, że będzie mogła go powitać nie tylko uśmiechem, ale i kubkiem gorącej kawy.

Po zrobieniu kawy wyszła na werandę i usiadła na fotelu. Wiedziała, że będzie tęsknić za tym pięknym widokiem. Wcale nie chciała wracać do zimnego Oregonu.

Przyjrzała się swym nogom, które jak zwykle oparła o barierki. Były opalone, podobnie jak jej ramiona. Westchnęła z zadowoleniem. Zamierzała wrócić do domu i kontynuować dotychczasowe życie. Niezależnie od tego, co miało się wydarzyć, nie żałowała spędzonej z Markiem nocy.

Wypiła kawę i wstała po dolewkę, kiedy jej uwagę zwrócił ubrany w koszulkę i podciągnięte do łydek spodnie mężczyzna spacerujący brzegiem oceanu. Szedł wolnym krokiem i patrzył w ziemię. Kayla przypuszczała, że właśnie przyjechał na wyspę i wybrał się na pierwszy spacer w poszukiwaniu muszelek.

Jednak było w nim coś znajomego. Po chwili ze zdziwieniem rozpoznała w mężczyźnie Marka. A zatem wcale nie poszedł pływać. Postanowiła na niego poczekać, mając nadzieję, że będzie potrafiła powitać go z uśmiechem na twarzy.

Mina jej zrzedła, gdy Mark znalazł się na tyle blisko, że mogła mu się lepiej przyjrzeć. Okazało się bowiem, że ma na sobie ubranie z poprzedniego dnia, a nie strój plażowy.

Spostrzegł ją dopiero, gdy wszedł na schodki. Kiedy ją dojrzał, na jego twarzy pojawił się radosny uśmiech. Kayla czuła, jak przechodzi przez nią fala pożądania.

- Cześć - przywitał się. - Jak ci się spało?

- Dobrze - odpowiedziała, patrząc na jego zmęczoną z niewyspania twarz. - Ty za to chyba w ogóle nie zmrużyłeś oka. Czy coś się stało?

Mark objął ją po przyjacielsku.

- Nie będę prowadził z tobą żadnych poważnych rozmów, dopóki nie napiję się kawy - rzekł, przeciągając dłonią po swej pokrytej jednodniowym zarostem szczęce. - Przydałoby się też ogolić...

Kiedy znaleźli się w chatce, Kayla podeszła do ekspresu do kawy.

- Jak chcesz wziąć prysznic, to idź. Przyniosę ci kawę do łazienki.

Pokiwał głową i poszedł do swego pokoju, rozpinając koszulę.

Kayla czuła, że coś jest nie w porządku. Miała nadzieję, że Mark nie żałuje tego, co się między nimi wydarzyło. Bardzo nie chciała, by tak było.

Gdy wniosła kawę do pokoju Marka, usłyszała dobiegający z łazienki szum wody. Odstawiła kubek na szafkę i szybko się rozebrała, po czym ruszyła pod prysznic.

- Uznałam, że skoro jesteś taki zmęczony, potrzebujesz pomocy pod prysznicem. Zgłaszam się na ochotnika.

Patrzyli sobie głęboko w oczy, gdy Kayla mydliła jego klatkę piersiową, ramiona i dłonie. Wzrok Marka odurzał ją.

Powoli posuwała się w dół jego ciała, mydląc jego nogi i stopy, po czym zaczęła przesuwać się wyżej, aż dotarła do jego znowu nabrzmiałego członka. Delikatnie ujęła go w dłoń. Nie mogła się nadziwić, że jakakolwiek część ciała mogła jednocześnie być tak twarda, i tak delikatna w dotyku.

Mark jęknął z rozkoszy. Ponownie spojrzała mu głęboko w oczy, dając do zrozumienia, że jest tak samo podniecona jak on.

Delikatnie podniósł ją, ona zaś oplotła jego biodra nogami. Leciutko ugryzła go w ucho, co sprawiało, że zaczął trząść się z podniecenia i wprawnym ruchem wśliznął się w nią.

Kayla zaczęła szybko unosić się i obsuwać, sprawiając, że oboje zaczęli szczytować. Kayla nigdy wcześniej nie myślała, że pod prysznicem można spędzić tak podniecające chwile.

Kiedy emocje już opadły, Mark postawił ją z powrotem na posadzce.

Kayla sięgnęła po dwa ręczniki - jeden dla siebie, a drugi dla Marka. Patrzył z zachwytem, jak się wyciera. Już dawno nie widział tak pięknego ciała.

Kiedy zaczęła owijać się ręcznikiem, Mark odezwał się.

- Proszę cię, jeszcze się nie ubieraj. Nie mogę się na ciebie napatrzeć. Im częściej się z tobą kocham, tym bardziej cię pożądam. Działasz na mnie jak narkotyk.

- Ty na mnie też - rzekła Kayla, delikatnie całując go w usta.

Niewiele myśląc, Mark podniósł ją i zaniósł do swego łóżka.

Jeszcze długo nie mogli z niego wyjść, przez co w końcu spóźnili się na śniadanie.

Kiedy weszli do jadalni, Kayla ujrzała Dave'a pijącego kawę przy stoliku, przy którym jadła z nim śniadanie poprzedniego dnia. Czyżby minęła zaledwie doba od chwili, kiedy za wszelką cenę chciała znaleźć się jak najdalej od Marka?

- Zobaczymy się przy bufecie - rzekła do Marka i ruszyła w stronę Dave'a. Gdy ją zobaczył, zerwał się na równe nogi.

- Nie wstawaj - poprosiła. - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie będę się mogła z tobą dziś zobaczyć. Mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie. Dave usiadł.

- To nieważne. Ale żałuję. Miałem nadzieję spędzić z tobą więcej czasu.

- No tak, tylko... - zawiesiła głos, dobierając słowa.

- Pogodziłaś się z bratem przyjaciółki. Wiem.

- Jak to? - spytała zdziwiona.

- Malinki na twojej szyi mówią same za siebie. To o co chodziło wczoraj? Wykorzystałaś mnie, by wywołać w nim zazdrość?

- Nie. Po prostu nie chciałam przebywać w pobliżu Marka.

- To w takim razie miło mi, że postanowiłaś spędzić ten czas właśnie ze mną - rzekł i spojrzał za Kaylę. - Gdyby jego wzrok mógł zabijać, to chyba już bym nie żył...

Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że Mark nie jest zachwycony ich rozmową.

- Miło było cię poznać - powiedziała, podając Dave'owi rękę.

- Mnie też było miło - odpowiedział. Kayla wolno podeszła do stojącego przy bufecie Marka.

- Czego chciał? - spytał wrogo.

Kayla wzięła talerz i zaczęła nakładać sobie jedzenie.

- A co? Czyżbyś był zazdrosny? - odpowiedziała pytaniem, nie patrząc na niego.

- Oczywiście, że jestem zazdrosny. Nie wolno mi?

Spojrzała na niego i zatrzepotała rzęsami.

- Mój ty bohaterze... Widzę, że jesteś gotów się o mnie bić.

- Bawi cię to znacznie bardziej, niż powinno - wymamrotał.

Kayla dostrzegła stolik pod oknem.

- Nie masz się o co martwić. Wiesz przecież, że jestem cała twoja. Nawet pozostawiłeś po sobie ślady...

- Jak to? - spytał zaniepokojony. - Posiniaczyłem cię?

- Nie - odpowiedziała, wskazując swą szyję.

- Mam podobno malinki. Dave zauważył.

Mark zaczerwienił się.

- Przepraszam. Zamierzałem się ogolić, ale potem skupiłem się na innych rzeczach... - Spojrzał na stolik, przy którym jeszcze przed chwilą siedział Dave. - Sam zauważył?

- Wyglądasz na bardzo zadowolonego z siebie - zaśmiała się. - Teraz jeszcze powinieneś zacząć się uderzać w klatkę piersiową i wydawać okrzyki jak Tarzan.

Uśmiechnął się pod nosem.

- To wszystko jest dla mnie bardzo nowe. Kayla nagle spoważniała.

- Nie masz co udawać, Mark. Przecież wiem, że sypiałeś z innymi kobietami.

Prowadząc tę rozmowę, cały czas jedli. Teraz jednak Mark odłożył widelec na bok i odsunął talerz.

- Niczego nie udaję. Nigdy wcześniej nie czułem się tak, jak teraz. Nigdy też nie brałem udziału w takim maratonie seksu. Wykończę się, jeśli nie zwolnimy tempa.

- Oj, biedaku. Ale nie przejmuj się, będziesz miał masę czasu, by zregenerować siły, jak wrócisz do domu.

Mark spojrzał na nią poważnie.

- No właśnie, o tym chciałem z tobą porozmawiać, tylko uznałem, że z pełnym żołądkiem będzie nam łatwiej.

Kayla odchyliła się na oparcie krzesła.

- Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz. O odbudowywaniu sił, czy o czymś innym?

- Mówię o powrocie do domu.

Spojrzała najpierw w talerz, zanim odezwała się ponownie.

- Nie martw się, Mark. Nie chciałam niczego więcej niż to, co mamy teraz. Byłam z tobą szczera, mówiąc, że tym się zadowolę. Tak jak chciałeś, mamy romans bez zobowiązań.

- Mylisz się. Pragnę mieć w stosunku do ciebie najróżniejsze zobowiązania. Wiem, że na ciebie nie zasługuję, ale choć sobie to cały czas powtarzam, pragnę cię tak bardzo, że nie wiem, co robić. I nie mówię tylko o fizycznej stronie tego, co nas łączy. Chociaż nigdy nie myślałem o ślubie, nagle teraz zapragnąłem się ożenić, ale tylko z tobą. Chcę z tobą żyć, kochać cię i założyć z tobą rodzinę, o której tak marzysz.

- Nie wiem, co powiedzieć - odrzekła. Serce biło jej tak mocno, że miała trudności z oddychaniem. - W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że mogłoby nas łączyć coś więcej niż przyjaźń.

- Mnie samego to zaskoczyło. Walczyłem ze sobą od chwili twojego przyjazdu. I wyciągnąłem z tego jeden wniosek... Jestem w tobie po uszy zakochany. - Mark rozejrzał się po jadalni, w której od dłuższej chwili nie było nikogo oprócz nich. - Chodź, wyjdźmy stąd.

Przez jakiś czas szli po plaży w milczeniu.

- A czy ty w ogóle jesteś zainteresowana związkiem ze mną? - spytał w końcu.

- Ależ, Mark. Od śniadania szczypię się, by mieć pewność, że to wszystko dzieje się naprawdę. Oczywiście, że chcę być z tobą. Kocham się w tobie od lat.

Mark gwałtownie się zatrzymał.

- Naprawdę? - spojrzał na nią z niedowierzaniem.

Kayla zamknęła oczy. Nie mogła uwierzyć, że mężczyźni są tak niedomyślni.

- Czy naprawdę myślisz, że stawałabym na głowie, by zaciągnąć cię do łóżka, gdybym nie była w tobie po uszy zakochana?

- Myślałem, że po prostu szukasz przygód. A ja akurat ci się napatoczyłem...

Kayla skrzywiła się.

- Żartuję - uspokoił ją Mark. - Ale tylko trochę... Naprawdę udało ci się mnie przekonać, że nie oczekujesz ode mnie żadnych zobowiązań.

- Bo tak rzeczywiście było. Byłam gotowa się z tobą przespać, nawet gdybyśmy się już mieli więcej nie zobaczyć.

- Ale ja chcę cię jeszcze zobaczyć - rzekł z uśmiechem.

- No... chyba na to wygląda...

- Czy to znaczy, że wyjdziesz za mnie?

- Teraz nie mogę, Mark. A przynajmniej nie od razu. Muszę najpierw skończyć studia i... w ogóle coś sobą prezentować... coś wreszcie zacząć znaczyć...

- Nie wiem, czy wiesz, że Uniwersytet Georgetown słynie z tego, że ma doskonały wydział prawa. A na dodatek mieści się tuż obok mojego domu...

- Myślisz, że mogłabym się przenieść?

- A czemu nie? Musiałabyś oczywiście złożyć podanie i czekać, aż je pozytywnie rozpatrzą, ale znając ciebie, jestem pewien, że masz dobre stopnie, więc przyjmą cię tam bez najmniejszego problemu.

- Może na jesieni by mi się udało... Mark objął ją i przyciągnął do siebie.

- A co byś powiedziała na przeniesienie się za dwa tygodnie?

Kayla spojrzała na niego podejrzliwie.

- Mówisz serio?

- Jak najbardziej. Nie mógłbym normalnie funkcjonować, gdybym musiał czekać na twoją przeprowadzkę do następnego roku akademickiego.

- Nie wierzę. A co się stało z ostrożnym, stąpającym twardo po ziemi Markiem, który wszystko planuje z wyprzedzeniem i nie angażuje się w nic pochopnie?

- Przestraszył się. Jesteś najważniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem. Chyba już to wiedziałem, mając trzynaście lat, ale dopiero teraz, będąc tutaj, uzmysłowiłem to sobie tak wyraźnie. Przebywanie z tobą sprawiło, że przypomniałem sobie o marzeniach i nadziejach z dzieciństwa, o których zupełnie zapomniałem, pracując w wielkiej kancelarii prawniczej, mając na co dzień do czynienia z różnymi cholernie prestiżowymi klientami...

Doszli do chatki i usiedli na werandzie.

- A czy nie to właśnie było twoim życiowym celem? Marzyłeś o prawie od dzieciństwa.

- Tak, ale od chwili, gdy zacząłem tam pracować, trochę się zmieniłem. Karyn zwróciła mi na to uwagę i miała rację... - zawiesił głos. - Zresztą okazuje się, że moja siostra miała w wielu kwestiach rację. Między innymi powiedziała mi, że stałem się lodowaty i cyniczny. Jeśli rzeczywiście tak było, to tylko dlatego, żeby jakoś przetrwać.

- A nie myślałeś o tym, by kiedyś zmienić pracę?

- Owszem. Kto wie, może jak skończysz studia będziemy mogli założyć razem kancelarię? Wcale niekoniecznie w Waszyngtonie, ale raczej w jakimś małym miasteczku, gdzie będziemy stanowić część lokalnej społeczności i pomagać znajomym i sąsiadom rozwiązywać problemy prawne. Nie bralibyśmy żadnych wielkich spraw, przy których dniami i nocami pracują całe sztaby prawników. Tylko my dwoje i może jakaś asystentka. Oczywiście, kiedy założymy rodzinę, będziemy musieli trochę inaczej wszystko zorganizować, ale mamy na to jeszcze czas.

- Widzę, że bardzo szczegółowo sobie wszystko zaplanowałeś.

- Żebyś wiedziała. Przeanalizowałem różne możliwości, ale doszedłem do wniosku, że tylko jedna jest dobra... Ta, że zamieszkamy razem i pozwolisz się przekonać, by za mnie wyjść.

- Już mnie przekonałeś, Mark, i to w chwili, gdy powiedziałeś, że jesteś we mnie zakochany. Teraz należy tylko dopracować szczegóły.

Później tego wieczoru, kiedy już wtuleni w siebie zasnęli, zadzwonił telefon. Mark podniósł słuchawkę.

- Halo? - rzekł zaspanym głosem.

- No, co tam słychać? - spytała radośnie Karyn.

Mark zapalił nocną lampkę.

- Jak to, co słychać? - spytał, muskając Kaylę po ręce, którą zarzuciła na jego biodro.

- Chciałam się dowiedzieć, czy dobrze się bawisz...

- Wspaniale! Bardzo tu pięknie. Nawet nie wiesz, co straciłaś. Strasznie potrzebowałem takiego wyjazdu. Wypocząłem, opaliłem się, spojrzałem na wiele spraw z nowej perspektywy. Jestem ci strasznie wdzięczny, bo pewnie sam bym się nie zmobilizował do wyjazdu.

Karyn przez długą chwilę się nie odzywała.

- I to wszystko robiłeś sam? - spytała w końcu. Kayla uniosła głowę, by móc zobaczyć twarz Marka. Na migi pokazał jej, by się nie odzywała.

- Ależ skąd. W ośrodku jest masa ludzi. Chyba wszyscy przyjechali tu na święta.

Karyn znów zamilkła.

- No dobrze, dość tego - rzekła Karyn. - Powiedz mi tylko, proszę, czy Kayla dotarła na miejsce?

- Kto? - spytał niewinnym głosem. Wtedy Kayla nie była dłużej w stanie stłumić rozbawienia i głośno się roześmiała. Mark zawtórował jej.

- Ty kłamczuchu! - wykrzyknęła Karyn. - Mam szczerą nadzieję, że to Kayla.

- Właściwie nie wiem, co to za dziewczyna. Zastałem ją w chatce któregoś dnia i namówiłem ją, by została na parę dni. Poczekaj, dam jej słuchawkę.

- Cześć, Karyn - rzekła Kayla. - Byłam strasznie rozczarowana, że cię tu nie zastałam. Bardzo chciałam się z tobą zobaczyć. A właściwie dlaczego nie powiedziałaś mi, że nie przyjedziesz?

Karyn westchnęła.

- Bo miałam nadzieję, że jeśli spędzicie trochę czasu razem, to może... A zresztą, nie ma to żadnego znaczenia. Myślałam, że jak Mark cię zobaczy, to...

- Zapomni o życiu, które sobie ułożył w Waszyngtonie? - podpowiedziała Kayla.

- Mniej więcej - odparła Karyn. Wydawała się nieco rozczarowana. - No, ale przynajmniej mieliście okazję sobie porozmawiać po tylu latach.

- Oj, tak - rzekła Kayla z uśmiechem. - Świetnie było go zobaczyć, ale strasznie tęsknię za tobą.

- Ja też! - wykrzyknęła Karyn. - I pomyśleć, że odmówiłam sobie tego wyjazdu tylko po to, byście może... zdali sobie sprawę, że... ach, zresztą teraz to zupełnie nieistotne...

- Że jesteśmy w sobie zakochani? - podsunął Mark.

- No właśnie... - rzekła jego siostra. - Cholera jasna, tak sobie to wszystko wyobraziłam...

- No to możesz być z siebie dumna, bo ci się udało...

Zapadła cisza.

Po bardzo długiej chwili Karyn odezwała się ponownie.

- Czy mówisz to, co myślę? - spytała podejrzliwie.

- Tak, twoje swaty się udały - wyjaśnił Mark. - Teraz staramy się jakoś zaradzić temu, że mieszkamy na dwóch krańcach kontynentu i że Kayla studiuje.

- O rany! Nie nabierasz mnie? - wykrzyknęła, nie tłumiąc radości. - Naprawdę chcecie być razem?

- Jeśli pytasz o ślub, to owszem, planujemy go w najbliższej przyszłości, ale jeszcze musimy dokładnie ustalić, gdzie się odbędzie. Tak czy inaczej, wyjeżdżamy jutro. Kayla musi wracać do Oregonu na zajęcia, a ja muszę być w pracy. Mamy zobowiązania, ale staramy się coś zmienić tak, by móc być razem.

Słysząc tę wiadomość, Karyn rozpłakała się ze szczęścia.

- O Boże! Nawet nie wiecie, jak się cieszę! Kayla od tylu lat była jakby częścią naszej rodziny, a teraz będzie to naprawdę. Moglibyście się pobrać w Connecticut i wesele zrobić u rodziców. Mama oszalałaby z radości.

- Domyślam się - rzekł. - Słuchaj, Karyn, czy korzystając z tego, że pewnie jeszcze długo będziesz płakać, możemy iść z powrotem spać?

- Oj, spaliście? - Ale jak to? Oboje? Razem? To znaczy, że ty i Kayla...?

- Tak, Karyn. Mam nadzieję, że zebrałaś już wszystkie niezbędne informacje... A teraz, proszę, daj nam pospać. Dobranoc - pożegnał się z siostrą i spojrzał na Kaylę.

- Sprawia wrażenie bardzo szczęśliwej - rzekła Kayla, nieco zdziwiona tak emocjonalną reakcją Karyn.

Mark zgasił światło, poprawił poduszki i wygodnie się rozłożył.

- Oczywiście, że jest szczęśliwa. Jej plan wypalił. Będzie opowiadać tę historię miesiącami, a może nawet latami - rzekł, delikatnie przyciągając Kaylę do siebie, aż znalazła się na nim.

- Co robisz? - wyszeptała.

- Nic takiego. Ale skoro i tak nas obudziła, musimy się jakoś uśpić.

Podniósł ją na tyle, by móc językiem dotknąć jej piersi.

Kayla gwałtownie nabrała powietrza.

- W ten sposób na pewno szybko nie zasnę! - wyszeptała.

- Może nie od razu - przyznał. Przesunął nieco biodra tak, że poczuła jego twardy członek między nogami.

W ciągu zaledwie paru razy nauczył ją, co lubi w łóżku. Kayla była bardzo pilną uczennicą. Uklękła i usadowiła się na nim, delektując się jękami rozkoszy, jakie wydawał, gdy unosiła się, a następnie wolno obniżała biodra. W końcu nie wytrzymał tych igraszek, chwycił ją za biodra i zaczął się w niej poruszać we własnym tempie.

Kayla nie potrafiła dotrzymać mu tempa, nie szczytując. Starała się jak najdłużej odwlec tę chwilę, ale gdy jej ciało rzucane było spazmatycznymi skurczami, on także stracił nad sobą panowanie.

Kiedy wreszcie doszła do siebie, była gotowa pójść spać. Seks był wspaniały i doskonały na bezsenność. Zasypiała już, gdy usłyszała głos Marka.

- Kayla?

- Słucham?

- Myślałem o jednej rzeczy.

- Za dużo myślisz.

- Tak już mam, nic na to nie poradzę. Słuchaj, czy stosujesz jakąś formę antykoncepcji?

To pytanie natychmiast ją obudziło.

- Nie, nigdy... po prostu nie musiałam.

- Tak też myślałem.

- A co?

- Jak pewnie zauważyłaś, nie zawsze pamiętałem o prezerwatywie, a to znaczy, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że jesteś w ciąży.

Oczywiście, że nie przyszło jej to do głowy. Pomyślała o tym dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy kochali się pod prysznicem.

- No to co? - zapytała.

- Nie martwisz się?

- A skąd. Dlaczego miałabym się martwić?

- A co myślisz?

- Że powinniśmy poczekać i zobaczyć. Jeśli rzeczywiście będę w ciąży, przeprowadzę się do Waszyngtonu szybciej, niż myślisz.

Przytulił ją do siebie.

- No to mam nadzieję, że jesteś w ciąży - rzekł, zatapiając twarz w jej włosach.

EPILOG

Lustrując wzrokiem zatłoczony hol Międzynarodowego Lotniska O'Hare, Megan namierzyła Kaylę, Gretę i jej małą córeczkę Lilly, siedzące we wnęce nieopodal wejścia.

- Czyżby panie czekały na mnie? - zagadnęła je wesoło.

- O, jesteś! - powitała ją radośnie Kayla. - Właśnie zaczęłyśmy się zamartwiać, czy przypadkiem nie przegapiłaś swojego lotu.

- A potem przyszło nam do głowy, że może skróciłaś swoją świąteczną eskapadę, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu - dodała Greta.

Megan usiadła przy stoliku naprzeciwko obu koleżanek.

- Mój lot z Knoxville rzeczywiście opóźnił się trochę z powodu burzy - wyjaśniła im.

Dziewczyny roześmiały się. Wszystkie były w znacznie lepszych nastrojach niż przed ponad tygodniem.

- No to opowiadajcie o swoich świętach. Kayla, jak się miewa twoja przyjaciółka w St Croix? Jak potoczyły się sprawy w Houston, Greta?

- Zanosi się na to, że wuj Brodie będzie moim nowym tatusiem - ogłosiła Lilly i ziewając, wdrapała się na kolana Grety. - Będziemy mieszkać w prawdziwym forcie.

- Naprawdę? - zapytały jednocześnie Megan i Kayla, po czym oderwały wzrok od małej i skierowały go na jej matkę.

- Mów, Greta! - zażądała Kayla. Greta nie dała się prosić.

- Brat mojego zmarłego męża, Brodie, nauczył mnie, że miłość jest darem zbyt cennym, żeby go odrzucić. Mamy więc zamiar pobrać się. Gdy tylko Lilly i ja spakujemy wszystko, natychmiast przyjedziemy do niego do Luizjany. On jest wojskowym w stopniu kapitana i został oddelegowany do szkolenia żołnierzy w Fort Polk.

- Moje gratulacje - powiedziała Kayla i uśmiechnęła się promiennie.

Megan z całego serca przyłączyła się do gratulacji Kayli.

- Naprawdę podzielam waszą radość. - Gdy zauważyła ten sam promienny wyraz szczęścia na twarzy Kayli, zapytała: - Czy ty też masz w zanadrzu jakąś niespodziankę, Kayla?

- Faktycznie - śmiejąc się, przyznała Kayla. - Moja przyjaciółka nawet się nie pokazała na tej egzotycznej wyspie. Zamiast siebie przysłała swojego brata. Spryciara. Domyśliła się, że od dawna jestem zakochana w Marku, więc postanowiła wystąpić w roli swatki. No i udało się jej. Pobieramy się w czerwcu, tuż po mojej sesji. On pracuje w Dystrykcie Kolumbii, dlatego przenoszę się do Georgetown na semestr jesienny.

- W ten sposób twoja najlepsza przyjaciółka będzie teraz również twoją szwagierką - zauważyła Megan. - To wspaniale!

- Wszystkiego najlepszego, Kayla - dorzuciła Greta. - No, ale co z tobą, Megan? Czy spędziłaś święta tak, jak chciałaś? W ciszy i samotności?

- Szczerze mówiąc, nie.

- Nie wystawiaj na próbę naszej cierpliwości - poprosiła Greta. - Powiedz, co się wydarzyło?

- Pewnie i ty też kogoś spotkałaś - odgadła Kayla.

Megan uśmiechnęła się tajemniczo.

- Spotkałam absolutnie fantastycznego mężczyznę. Ma na imię Lucas. Nie pozwolił mi rozczulać się nad sobą. Nalegał, żebym spędziła normalne, tradycyjne święta, no i...

- Przeprowadzasz się do Tennessee, czy on przyjedzie do Illinois? - zainteresowała się Greta.

- Ja zamieszkam w Tennessee, gdy tylko zlikwiduję swoje mieszkanie - oznajmiła uszczęśliwiona Megan. - Lucas i ja planujemy się pobrać, gdy tylko wrócą moi rodzice z tej swojej egzotycznej wyprawy.

- Cudownie słyszeć, że i twoje sprawy ułożyły się tak dobrze, Megan - powiedziała Kayla.

- A ja się cieszę, że wszystkim nam się udało - dorzuciła Greta i zerknęła na zegarek. - Szkoda, że nie możemy zostać z wami dłużej, ale zaraz mamy samolot.

- Ja też. - Megan sięgnęła po swoją torbę podróżną.

- Dajcie mi wasze adresy - zaproponowała Greta. - Ja podam wam mój. Bardzo chciałabym, żebyśmy pisywały do siebie i może jeszcze nieraz się spotkały? Co wy na to?

- To wspaniały pomysł. - Megan wyciągnęła ze swojej torebki notesik i długopis. - Zapiszę wam mój nowy adres w Tennessee - powiedziała z dumą.

Po wymianie wszystkich adresów i solennym obiecaniu sobie nawzajem, że na pewno będą utrzymywały kontakt, uściskały się i pobiegły. Każda do swojego wyjścia.

Ich świąteczne wakacje okazały się stokroć lepsze, niż mogły to sobie wyobrazić. Czy był to uśmiech losu? Cenny prezent pod choinkę! Przecież każda z nich znalazła swoją miłość, szczęście, no i... dwie nowe przyjaciółki. A wszystko dzięki temu, że zbuntowały się i postanowiły nie obchodzić w tym roku świąt Bożego Narodzenia w sposób tradycyjny. Chciały uciec od rutyny, uciec w nieznane...

Ale tak naprawdę, to od czego uciekały? Czy tylko od świątecznej rutyny? Czy może od nieciekawej, pozbawionej miłości, codzienności?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Broadrick Annette Przeżyj to inaczej 01 Spotkanie w tropikach 5
Broadrick Annette Przeżyj to inaczej 01 Spotkanie w tropikach
Broadrick Annette Przezyj to inaczej Spotkanie w tropikach
Przeżyj to inaczej 1 Annette Broadrick Spotkanie w tropikach
Przeżyj to inaczej 1 Annette Broadrick Spotkanie w tropikach
DeNosky Kathie Przezyj to inaczej Dom na wzgorzu
Przeżyj to inaczej 02 Stella Bagwell Spełnione życzenie
DeNosky Kathie Przeżyj to inaczej 3 Dom na wzgórzu
DeNosky Kathie Przeżyj to inaczej 03 Dom na wzgorzu
Broadrick Annette Tajemnica trzech sióstr 01 Przeznaczenie puka do drzwi
Broadrick Annette Miłość po teksasku 01(1)
2006 10 Przeżyj to inaczej 2 Bagwell Stella Spełnione życzenie
Przeżyj to inaczej 03 DeNosky Kathie Dom na wzgórzu
Bagwell Stella Przezyj to inaczej 02 Spelnione zyczenie
Broadrick Anette Spotkanie w tropikach
139 Broadrick Annette Bracia z Teksasu 01 Miłość po teksasku

więcej podobnych podstron