FRANCJA LUDWIKA XV I MARKIZY POMPADOUR
VI. KRYZYS STAREGO PORZĄDKU
Tylko w mojej osobie spoczywa suwerenna władza.
(Ludwik XV w parlamencie)
Źle rządziłem, źle administrowałem.
(Testament Ludwika XV)
REGENCJA: PRÓBY ZMIAN
LUDWIK XIV zmarł 1 IX 1715 r. po rekordowym, 72-letnim panowaniu. Zostawił dwu synów-bastardów, zrównanych uprzednio z książętami krwi, co bardziej wzburzyło większość arystokracji niż katastrofalne klęski Francji. Przeżył natomiast Ludwik XIV swego legalnego syna Ludwika i dwu wnuków (trzeci wnuk objął tron Hiszpanii). Królem Francji został więc jego prawnuk, 5-letni Ludwik XV (1715-1774). Regencja przypadła bratankowi zmarłego króla, Filipowi księciu Orleańskiemu, inteligentnemu, ale niesystematycznemu w pracy. Arystokracja z otoczenia regenta stanowiła jedną partię; drugą był "stary dwór": "partia dewotów" związana z panią de Maintenon, ambitny bastard książę du Maine, rozwielmożnieni na dworze Ludwika XIV jezuici. Z daleka jeszcze wchodził w grę hiszpański Filip V, który jako wnuk starego króla nie rezygnował z nadziei na tron Francji.
Śmierć Ludwika XIV wyzwoliła w społeczeństwie nie ukrywane uczucie ulgi, oczekiwanie zmiany, chęć wyzwolenia się spod presji reguł ustalonych podczas tak długiego a despotycznego panowania. To pozwoliło księciu Orleanu złamać ambicje starego dworu i obalić testament Ludwika XIV przyznający księciu du Maine szczególne uprawnienia. Ceną tego kroku, zalegalizowanego przez parlament paryski, było przywrócenie prawa remonstracji, co dało parlamentowi szansę odnowienia roszczeń do współrządzenia. Odtąd aż do rewolucji parlament paryski będzie usiłował występować w roli następcy Stanów Generalnych, ośrodka opozycji przeciw absolutyzmowi; radcy parlamentarni będą przybierać pozy ojców ojczyzny, rzymskich senatorów. Regent zmienił też system rządowy: ministrów i sekretarzy stanu zastąpiło 8 rad (tzw. polisynodia), w których rej wodzili wielcy panowie.
Za faworami dla parlamentu i arystokracji poszły przejawy flirtu z burżuazją. Wypuszczono też z więzień jansenistów, zawieszono potępiającą ich bullę Unigenitus, ograniczono wpływy jezuickie. Paradoksalne było, że regent, libertyn i rozpustnik, stał się protektorem rygorystów moralnych; w ten sposób demonstrował odejście od polityki Ludwika XIV, prześladowcy jansenizmu. Symbolem zerwania z dawnym panowaniem było wreszcie przeniesienie dworu z Wersalu do Paryża.
Rychło jednak nastąpił zwrot. W spadku po Ludwiku XIV nowy rząd przejął stan finansów bliski bankructwa (3,5 mld długu państwowego, dochody wybrane za dwa lata z góry). Rada finansów zastosowała stare metody: redukowano arbitralnie część długów, przykręcano śrubę dzierżawcom podatków, szukano oszczędności w administracji. Przeciw edyktom finansowym zaczął się burzyć parlament: wówczas regent, wbrew swemu zwykłemu oportunizmowi i nonszalancji, przybierać zaczął postawy króla nie znoszącego opozycji. W 1718 r. osadzono parlament w jego ambicjach wyrażania zgody na ustawodawstwo za pomocą przymusowej rejestracji edyktów w obecności małego króla Ludwika XV. Eksperyment z radami również się nie powiódł: arystokracja dopuszczona do rządu po tylu latach przerwy nie tylko pozbawiona była doświadczenia, ale też nie potrafiła i nie chciała pracować systematycznie. Stopniowo do 1723 r. powracano do systemu ministerialnego; w 1722 r. zaufany regenta kardynał Dubois został pierwszym ministrem. Skończyła się też sielanka stosunków władzy z jansenistami; w 1720 r. deklaracja królewska ogłosiła bullę Unigenitus jako ustawę państwową: po dłuższych wahaniach parlament ją zarejestrował. Na tle krachu tzw. systemu Lawa pod koniec regencji powróciły tendencje do kolbertyzmu, a więc ścisłej reglamentacji życia ekonomicznego. Symbolem odwrotu od polityki zmian był powrót dworu do Wersalu (1722).
Tak więc po kilku latach reform arystokratyczno-liberalnych trzeba było znowu wtłoczyć w rygory dawnego systemu różne siły, rozpuszczone przez lekkomyślnego regenta. Ów zwrot dokonał się nie bez ciśnienia tradycji Ludwika XIV, z którą tak ochoczo zrywano w 1715 r. Krach rządu rad arystokratycznych po części przypisać wypadnie atmosferze intryg, sporów etykietalnych, kłótni o preseanse i rangi, która wyrosła przecież w Wersalu Króla-Słońca. Konflikt z parlamentem i jansenistami wyrastał także na pożywce tradycji dawnego panowania; nie bez znaczenia było tu rosnące wyobrażenie o majestacie władzy u lekkoducha, księcia Orleańskiego.
Podobnie kształtowała się sytuacja w polityce zagranicznej. Ostatni okres rządów Ludwika XIV po 1713 r. przyniósł projekty zarzucenia starej polityki antyhabsburskiej (zwłaszcza że Habsburgowie byli już tylko w Wiedniu, a utracili Madryt). W jej miejsce przyjść by miała koalicja Francji z Hiszpanią i Austrią przeciw rosnącej przewadze Anglii. Plany te regent zdecydowanie odrzucił. Wobec słabego zdrowia małego Ludwika XV liczono się z jego śmiercią; partia "starego dworu" jako króla Francji w takim wypadku widziała hiszpańskiego Filipa V. Regent myślał o koronie dla siebie. Na tym tle doszło do zbliżenia Francji i Anglii: faworyt regenta, ksiądz Dubois, doprowadził do haskiego sojuszu z Anglią i Holandią ku wściekłości "starego dworu". Porozumienie Paryża i Londynu miało jednak kruche podstawy. Próba obalenia regenta - spisek, w który zamieszane były kręgi "starego dworu" i eks-ambasador hiszpański Cellamare - była zupełnie amatorska; spowodowała w 1719 r. odwetową akcję francuską na pograniczu z Hiszpanią (zajęcie San Sebastian). Ale już w 1720 r. doszło do porozumienia między Paryżem i Madrytem: Francja zobowiązała się, że poprze w Wiedniu roszczenia włoskie Hiszpanii (do Toskanii i Parmy); ułożono też małżeństwo Ludwika XV z 3-letnią podówczas infantką hiszpańską. Był to tzw. pakt rodzinny, łączący Bourbonów po obu stronach Pirenejów. Zręczny negocjator Dubois potrafił go pogodzić z zachowaniem sojuszu angielskiego. Jednakże w dalszej perspektywie polityka zagraniczna Francji będzie orientowana w tym kierunku, jaki zaplanował przed śmiercią Ludwik XIV: wyciszenie wrogości do Habsburgów, sojusz z Hiszpanią, zacięta rywalizacja z Anglią.
W koncercie mocarstw europejskich XVIII w. nie ma już miejsca dla dawnych potęg: Hiszpanii, państwa polsko-litewskiego, Turcji. Pierwszorzędnymi mocarstwami są Anglia, Francja, Rosja, Austria, a potem i Prusy. Na Zachodzie Anglia ma przewagę morską (choć musi się liczyć z rolą Francji na morzu i w polityce kolonialnej), Francja przewagę lądową (choć i Anglia jest tu aktywna). W Europie Środkowo-Wschodniej Francja odnosi jeszcze w dobie regencji pewne sukcesy, snuje wielkie plany. Paryż aktywnie mediuje przy zawieraniu pokoju między Rosją i Szwecją po wojnie północnej (1721); Dubois projektuje małżeństwo syna regenta, księcia de Chartres, z Elżbietą, córką cara Piotra Wielkiego (który w 1717 r. odwiedził Paryż). Rozważa się szanse księcia de Chartres jako kandydata do tronu polskiego. Niemniej rola Francji na Wschodzie słabnie: jej tradycyjni sojusznicy, Turcja i Szwecja, przeżywali trudny okres.
Regencja przyniosła także zmianę klimatu obyczajowego Francji. Na ogół regencja ma złą opinię: istotnie, mnożyły się przejawy rozwiązłości obyczajów (regent i jego córka, księżna de Berry, dawali przykład). Matka regenta zdumiewała się, iż Francji nie spotkał jeszcze los Sodomy i Gomory. Nigdy nie pojedynkowano się tak często, nigdy tyle hałasu nie robiły wybryki i gwałty ludzi z najlepszego towarzystwa, ale i zuchwałość bandytów (o najsłynniejszym z nich, zwanym Cartouche, układano nawet teatralne sztuczydła). Jednakże za czasów Ludwika XIV rozpusty i gwałtów nie było pewnie dużo mniej, bez wątpienia więcej było za to hipokryzji. Regencja ujawniła to, co przedtem ukrywano.
Ponadto regencja to początek Oświecenia. W tych właśnie latach debiutowali Wolter (jako autor sceniczny) i Monteskiusz (wyszydzający despotyzm i nietolerancję w Listach perskich). Niedoceniony opat de Saint-Pierre w ciężkim, staroświeckim stylu proponował zupełnie nowoczesne idee reformy politycznej i pokoju powszechnego.
Sztuka wyzwalała się spod presji akademizmu; dwór nie odzyskał już decydującego wpływu na treści i formy sztuk pięknych; monumentalny grand style ustępował swobodzie, lekkości i wesołości rokoka. Zamiast tematów heroicznych i religijnych - portrety szlachty i wielkiej burżuazji, idylle pasterskie. Triumfalne przyjęcie Antoniego Watteau do Akademii Sztuk Pięknych - podstawą tej promocji jest słynny Wyjazd na Cyterę, płótno klasyczne w swym rodzaju - konsekrowało w 1717 r. nowy prąd w malarstwie. Zamiast wielkich pałaców doby Ludwika XIV - mniejsze pałacyki, zamiast wielkich komnat, gustu do symetrii, linii prostej, ciężkich marmurów i brązów - małe, kameralne salony i buduary, małe meble, wyrafinowana ornamentacja, atmosfera intymności. W miejsce barw ciężkich, nasyconych - kolory delikatne, pastelowe. Także moda uległa ogromnym przemianom. Strój się uprościł, stał się lżejszy i wygodniejszy, zmniejszyły się monstrualne peruki z czasów Ludwika XIV, kobiety skracały włosy i wynalazły wygodne stroje "negliżowe". Cała ta kapryśna, nieco nerwowa delikatność i intymność rokoka odpowiada zmysłowości i sybarytyzmowi ówczesnej elity.
EKONOMIA, KOLONIE, SYSTEM LAWA
Można było zmusić parlament do zgody na edykty finansowe; niepodobna jednak było naprawić za pomocą tych półśrodków finansów państwa. Prawda, że dług skarbu zmniejszył się w 1717 r. z 3,5 do 2,2 mld, ale rząd wyczerpał już tradycyjne środki. Tymczasem w 1716 r. zaczęły się we Francji eksperymenty Szkota Johna Lawa, który zdołał pozyskać zaufanie regenta. Law, mieszanina hochsztaplera i proroka, przekonywał sfery rządzące, że nie należy się przerażać wysokością zadłużenia skarbu. Sekret bowiem wyjścia z impasu polega na przezwyciężeniu głodu pieniądza, na wyrwaniu interesów z chronicznego marazmu, na rozgrzaniu koniunktury, przyśpieszeniu obiegu pieniężnego. W tym celu trzeba powołać bank z prawem emisji pieniądza papierowego. Ekonomiczną podporą banku byłaby sfuzjowana z nim kompania handlowa, która uzyskałaby monopol handlu morskiego i kolonizacji Ameryki Północnej, a także prawo ściągania podatków. Cały dług państwowy uległby konwersji na akcje kompanii; stałaby się ona zatem jedynym wierzycielem państwa. Stopniowo projekty te urzeczywistniały się: w 1716 r. Law stworzył Bank Generalny emitujący banknoty przyjmowane w kasach państwowych; w 1717 r. powstała Kompania Zachodnia z monopolem eksploatacji Luizjany, popularnie zwana Mississippi.
Tak więc eksperyment Lawa został związany z polityką kolonialną Francji. Po traktacie utrechckim na pierwsze miejsce w Ameryce wysunęła się Anglia, m.in. umacniając się w koloniach hiszpańskich. Teoretycznie w Ameryce Północnej przewagę mieli Francuzi: do nich należała Kanada i olbrzymie terytoria Luizjany, gdy kolonie angielskie stanowiły wąski pas na wybrzeżu atlantyckim. Jednakże przewaga to iluzoryczna. Osadnictwo francuskie w Kanadzie było rzadkie, panowanie nad Luizjaną tylko nominalne. Potencjał ludnościowy kolonii angielskich był znacznie większy, a możliwości ekonomiczne angielskiej metropolii przewyższały poważnie te, którymi dysponowała gospodarka francuska. Zagospodarowanie Luizjany było ogromnie trudnym zadaniem. Law, nie bez dobrej wiary zapewne, przecenił i bogactwa luizjańskie, i możliwości ich wykorzystania. Zabrakło na to środków i ludzi: nie mogły pomóc transporty wysyłanych przymusowo do Ameryki przestępców ani emigracja awanturników i pechowców (sentymentalne wyobrażenia o Ameryce jako desce ratunku dla rozbitków dobrze oddaje powieść Prćvosta Manon Lescaut). Tymczasem liczni Francuzi, gorzej niż przeciętni Anglicy lub Holendrzy poinformowani o realiach amerykańskich, wyobrażali sobie, że błotnista Luizjana wyłożona jest kruszcami i diamentami. Drobni ciułacze i wielcy panowie wyprzedawali się, by kupić akcje kompanii Lawa i uczestniczyć w tej niebywałej szansie. Wartość owych akcji stale rosła; również papierowe pieniądze miały powodzenie. Niestety, błąd Lawa polegał na tym, że - jak pisał świadek zdarzeń - "dodał do realnego banku chimerę Mississippi".
Mimo opozycji grupy arystokratów, parlamentu, a przede wszystkim zagrożonych aktywnością Lawa finansistów i dzierżawców podatków (z braćmi Paris na czele) rząd rozszerzył jeszcze sferę działania jego systemu. W końcu 1718 r. bank Lawa został upaństwowiony, w 1719 r. Kompania Zachodnia, przekształcona w Kompanię Indyjską, wchłonęła handel z Afryką i Azją. Law ma monopol na handel morski i dzierżawę podatków. Akcje Kompanii Indyjskiej, nominalnej wartości 500 liwrów, osiągają w początku 1720 r. kurs 18 tys.: ludzie wyrywają sobie te papiery, spekulacja rodzi w oczach kolosalne fortuny. Bank Lawa, aby rozgrzać koniunkturę, emitował banknoty na kwotę ponad miliarda liwrów. Ceny gwałtownie idą w górę, szybkość obrotów wzrasta, producenci się bogacą. Miasta portowe - Bordeaux, Nantes, Lorient - przeżywają niebywały boom. W Paryżu na rue Quincampoix, gdzie było centrum giełdowej spekulacji, książęta tłoczyli się bez żenady w tłumie mieszczan i filutów, wielkie damy mieszały się z kurtyzanami. Paryż przyciągał spekulantów z całej Europy.
Law grał coraz bardziej ryzykownie. By podtrzymać run na banknoty, przeprowadzał dewaluacje pieniądza kruszcowego: w obawie strat ludzie potulnie przynosili złoto do banku. Jako dyktator finansowy Francji (objął urząd kontrolera generalnego finansów) Law zakazał, w marcu 1720 r., dokonywania obrotów pieniądzem kruszcowym. Nie wolno też było trzymać w domu więcej niż 500 liwrów w złocie i srebrze. Te zakazy nie zapobiegły katastrofalnemu spadkowi wartości banknotów i akcji. Kilkuset spekulantów - w tym niektórzy książęta krwi - zdążyło na czas wymienić papiery na złoto i uratować kolosalne zyski. Ale liczne zamożne rodziny i mnóstwo drobnych ciułaczy zrujnował krach systemu Lawa, nieunikniony wobec inflacji papierowego pieniądza i ekonomicznej słabości kompanii kolonialnej. W lipcu 1720 r. ogarnięty paniką tłum stratował kilkanaście osób: trupy niesiono manifestacyjnie ulicami Paryża, Law ledwie uniknął zlinczowania. W październiku 1720 r. papierowy pieniądz utracił wartość płatniczą. Law schronił się w Belgii, potem we Włoszech. Sam nic nie zarobił na swym systemie; umarł zrujnowany.
"Zredukowano papier do jego istotnej wartości" - tak skwitował Wolter krach systemu. To zdanie obrazuje skutki psychologiczne kryzysu: niechęć Francuzów do papierowego pieniądza przetrwa bardzo długo. Ale także banki, operacje giełdowe, obrót akcjami zostały skompromitowane. Zaufanie do idei banku emisyjnego, do systemu kredytowego, do ekonomicznych możliwości Ameryki Północnej było poważnie podważone. Będzie to hamować postęp gospodarki kapitalistycznej we Francji; pozwoli się łatwiej pogodzić z utratą Kanady w 1763 r. (słynne zdanie Woltera o kanadyjskich "górach śniegu"). Operacje Lawa, przeprowadzone z grubymi błędami i bez żadnego przygotowania psychologicznego w społeczeństwie pozbawionym kapitalistycznej kultury ekonomicznej, musiały się skończyć krachem. Osłabiły także prestiż władzy państwowej (przede wszystkim regenta), umocniły autorytet opozycyjnego wobec Lawa parlamentu. Zmniejszył się dług państwowy, ale to niewielka pociecha dla rządu narażonego na powszechne krytyki. Małą też pewnie pociechą dla księcia Orleanu był fakt, że założony właśnie (1718) w dalekiej Luizjanie Nowy Orlean upamiętniać miał swą nazwą przychylność regenta dla śmiałych planów amerykańskich Johna Lawa.
RZĄDY KARDYNAŁA FLEURY
W 1723 r. król Ludwik XV ogłoszony został monarchą pełnoletnim. W tym samym roku zmarł pierwszy minister, kardynał Dubois; jego funkcje przejął były regent, ale wnet i on uległ atakowi apopleksji. Teraz pierwszym ministrem na trzy lata (1723-1726) został inny książę krwi, Ludwik Henryk de Bourbon. Ale sprawami administracyjno-finansowymi kierował w istocie bankier Paris-Duvernay. Była to polityka konserwatywna: hamowanie aktywności burżuazyjnej w duchu sztywnego kolbertyzmu, dewaluacje, nowy podatek gruntowy (od którego szlachta i kler zdołały się wykręcić). W 1725 r. wybuchły zamieszki głodowe; lud się burzył przeciw podatkom i spekulacjom.
Regres także w polityce religijnej: po pewnym okresie uspokojenia zadeklarowano (1724) rygorystyczne prześladowanie tajnego kultu protestanckiego. W polityce zagranicznej wielki wpływ wywierała kochanka księcia de Bourbon, markiza de Prie. Była to polityka wrogości wobec Austrii i Hiszpanii, co zresztą doprowadziło do upadku Bourbona. Przejawem tej polityki było odesłanie do Madrytu narzeczonej Ludwika XV, 6-letniej infantki Anny. Uzasadniono to m.in. młodym wiekiem hiszpańskiej narzeczonej, gdy słabe zdrowie króla wymagało szybkiego zapewnienia następstwa tronu. Z obszernej listy kandydatek eliminowano jedną po drugiej (m.in. dwie siostry Bourbona). Ostatecznie markiza de Prie i jej kochanek zaproponowali córkę Stanisława Leszczyńskiego, Marię. Niefortunny król Polski i rywal Augusta II Sasa przebywał wtedy z garstką zwolenników na wygnaniu we francuskiej Alzacji, w Wissemburgu. Córka Leszczyńskiego, mocno zadłużonego, była kiepską partią: uboga, niezbyt ładna, starsza 7 lat od Ludwika XV. Markiza de Prie oczekiwała jednak po niej zalet wdzięczności i uległości.
"Leszczyńska: cóż za straszliwe nazwisko dla królowej Francji" - pisał pamiętnikarz z tamtej epoki, Mateusz Marais. Jednakże portret Marii spodobał się 15-letniemu królowi. W 1725 r. w katedrze strasburskiej odbył się przez pełnomocnika ślub Ludwika i Marii. Polska szlachcianka stać się miała babką ostatnich trzech Bourbonów na tronie Francji.
Zresztą - niczym więcej. Gdy w 1726 r. Ludwik XV oddalił od rządu księcia de Bourbon, Maria próbowała bronić Bourbona i pani de Prie. Została jednak zgromiona; długie rządy kardynała Fleury nie pozwolą jej odgrywać żadnej roli politycznej. Musiała się też rychło pogodzić z faworytami swego królewskiego małżonka. Zmieniały się one szybko, zanim w 1745 r. objęła niemal dwudziestoletnie rządy przy królu pani de Pompadour. Przy Marii Leszczyńskiej skupiło się kółko dewotów ("partia rodzinna"): zgryźliwi krytycy królewskich kochanek, jansenistów, protestantów, filozofów.
Po usunięciu Bourbona funkcje pierwszego ministra objął 73-letni kardynał Andrzej Herkules de Fleury, dawny preceptor Ludwika XV. Syn poborcy dziesięcin, rządził Francją przez lat 17, i to wcale zręcznie mimo sędziwego wieku. Był konserwatystą, rzecznikiem absolutyzmu, wrogiem jansenistów i hugenotów. Król miewał czasem napady ambicji rządzenia, z reguły jednak pozostawiał decyzje kardynałowi, bo od pracy państwowej wolał swe faworyty i polowania. Fleury uprawiał politykę rutyniarską, oszczędną i pokojową. Skompletował niezłą ekipę ministerialną z urzędniczej szlachty; jej przedłużeniem na prowincji byli dobrze dobierani intendenci. Ministrowie wikłali się w intrygi o następstwo po starym kardynale, ale ten zrobił im zawód: dożył lat 90, mocno trzymając ster władzy. Rządy Fleury'ego przyniosły Francji kilkanaście lat oddechu. Pruski Fryderyk II twierdził, iż Fleury "wyleczył i podźwignął Francję". Ale była to terapia objawowa, nie likwidująca przyczyn niedomagań ustrojowych.
Minister finansów Le Peletier uzależnił się mocno od bankierów. W 1726 r. ustabilizował on potężną grupę 40 "dzierżawców generalnych" (la ferme generale): na ustalanych co 6 lat warunkach dzierżawili oni podatki pośrednie i dochody z domen oraz monopoli państwowych. Ta wielka spółka, formująca się już u schyłku XVII w., poderwana przez system Lawa, stała się pijawką skarbu i społeczeństwa. Wolter powiadał, że to 40 plebejskich (tj. nieszlacheckich) królów Francji. Następca Le Peletiera, Orry, zdołał w 1738 r. zrównoważyć budżet państwa. Zwiększył on tenutę "dzierżawców generalnych" (z 80 do 99 mln), wydusił od kleru podwyżkę jego "dobrowolnej daniny" (z 2 do 3,5 mln), wprowadził nowy podatek, tzw. dixieme (teoretycznie to podatek powszechny, ale klasy posiadające po staremu wykupywały się od niego lub wyłgiwały). Od trzeciego stanu podatki egzekwowano rygorystycznie: m.in. w tym celu Orry kazał uporządkować akta stanu cywilnego we wszystkich parafiach Francji (1736).
Nazywano niekiedy w nauce Orry'ego małym Colbertem. Wznowił on m.in. reglamentacyjne metody kolbertyzmu. Każda działalność ekonomiczna wymagała koncesji (drogo opłacanej) lub przywileju. Regulowano ściśle produkcję przemysłową, ale i rolnictwo (nakazywano np., by w całym kraju strzyżono owce w tym samym dniu). Robotnikom zabraniano emigrować i stowarzyszać się: na tym tle wybuchały krwawo represjonowane strajki.
Taka reglamentacja nie sprzyjała postępowi technicznemu i ekonomicznemu. A jednak około 1730 r. mimo wścibskiej reglamentacji państwowej po długim okresie stagnacji nastąpiło ożywienie koniunktury. Rolnictwo osiągało lepsze wyniki mimo nieurodzajów w latach 1738-1740. Wzrastała produkcja przemysłów: tekstylnego, górniczego, hutniczego. Największe postępy poczynił jednak wielki handel kolonialny: od czasów regencji do końca rządów kardynała Fleury jego wartość wzrosła czterokrotnie (przede wszystkim ważne tu były Antyle, ale także Ameryka Północna, Indie, Lewant; mniejsze znaczenie miała Afryka) .
Jednakże wzrost roli Francji na morzach w latach trzydziestych XVIII w. niepokoił Anglików. Sojusz francusko-angielski tracił podstawy. Od początku zresztą nie cieszył się on sympatią francuskiej burżuazji (z wyjątkiem kalwinów, liczących na to, że sojusz z Anglią spowoduje przywrócenie tolerancji protestantyzmu). Anglicy umacniali się w Ameryce, angielskie towary konkurowały z rodzimymi na francuskim rynku. Tymczasem Fleury zbyt liczył na sojusz z Anglią (stąd np. zaniedbania w rozbudowie floty wojennej). Co więcej, dał się wciągnąć - mimo swej ostrożności - w konflikty kontynentalne, które nie dały większych sukcesów, natomiast ułatwiły grę Anglii na morzu.
Najpierw tak zwana polska wojna sukcesyjna. W 1733 r. zmarł August II; królem Polski wybrany został teść Ludwika XV, Stanisław Leszczyński. Austria i Rosja po pewnych wahaniach poparły kandydaturę saską: Augusta III. Leszczyński zamknął się w Gdańsku i liczył na wojsko francuskie. Ale F'leury nie zdecydował się na poważny wysiłek zbrojny dla podtrzymania w Polsce Leszczyńskiego. Korpus francuski, wysłany do Gdańska, miał raczej markować pomoc dla królewskiego teścia i nie odegrał istotnej roli; Leszczyński w przebraniu marynarza musiał uchodzić z Gdańska.
Rząd francuski zainteresowany był natomiast Italią i Lotaryngią. Ta ostatnia zajęta została znowu (jak w latach 1634-1659 i 1670-1697) przez wojsko francuskie pod marszałkiem Belle-Isle. 80-letni marszałek de Villars zakończył efektownie karierę szybkim podbojem księstwa Mediolanu. Austriacy prowadzili wojnę dość niemrawo; już w 1735 r. podpisano preliminaria pokojowe w Wiedniu (definitywny pokój w 1738). Leszczyński, zmuszony do rezygnacji z polskiego tronu, otrzymał w dożywocie księstwo Lotaryngii, które po jego śmierci (nastąpiła w 1766 r.) przypaść miało Francji. Książę Lotaryngii Franciszek ożenił się z jedyną dziedziczką domu habsburskiego, Marią Teresą: dostać mu się miała w przyszłości korona cesarska; teraz (1737) przypadła mu Toskania, którą wedle poprzednich porozumień miał wziąć w spadku młodszy syn hiszpańskiego Filipa V, Don Carlos. Z kolei Don Carlos w zamian za posiadaną uprzednio Parmę i prawa do Toskanii otrzymał Królestwo Obojga Sycylii. Słowem, prawdziwa karuzela zmian, powiększająca stan posiadania Bourbonów. Francuscy zawładnęli Lotaryngią (panowanie Leszczyńskiego było tu nominalne), hiszpańscy osadzili młodszą linię w rozległym państwie Obojga Sycylii.
W 1740 r. zmarł cesarz Karol VI. Władzę w Austrii objęła Maria Teresa; do korony cesarskiej aspirował jej mąż Franciszek Lotaryński. Pojawiły się jednak plany ostatecznego pognębienia Habsburgów. Hiszpania i Sabaudia, zwana teraz królestwem Sardynii, pragnęły umocnić się kosztem Habsburgów w północnej Italii; Prusy, Bawaria, Saksonia zamyślały o złamaniu prymatu Austrii w Rzeszy Niemieckiej. Mimo oporu Fleury'ego Francja dała się wciągnąć w tę awanturę, z której jako triumfator wyszedł tylko pruski Fryderyk II: odebrał Austriakom Śląsk. Sojusz z Prusami okazał się dla Francji niefortunny: mając już w ręku Śląsk, Fryderyk szybko wycofał się z wojny. Tymczasem Maria Teresa zapewniła sobie pomoc Anglii, Holandii, a nawet Sardynii i Saksonii. W 1743 r. Austriacy zaatakowali Francuzów w Alzacji. Także w Italii połączone wojska Bourbonów z Paryża, Madrytu i Neapolu nie popisały się w walce z armią sabaudzko-austriacką.
Riposta Francji przyszła dopiero w 1745 r.: najzdolniejszy z francuskich marszałków, nieślubny syn Augusta II Sasa, Maurycy hr. de Saxe, pobił armię angielsko-holendersko-cesarską pod Fontenoy w austriackich Niderlandach. W następnych latach marszałek de Saxe kruszył opór wrogów w Niderlandach i Holandii (1747: zwycięstwo pod Bergen-op-Zoom, 1748: oblężenie Maastricht). Wojna toczyła się też za morzami. Rywalizacja kolonialna Anglii i Francji wyrażała się teraz w konfrontacji zbrojnej. W Indiach sukces francuski, zdobycie Madrasu; w Ameryce Anglicy zdobywają potężną twierdzę Louisbourg, broniącą dostępu do Zatoki Św. Wawrzyńca, a więc do Kanady. Ale po tych wszystkich perypetiach pokój w Akwizgranie (1748) przywrócił w zasadzie status quo ante. Prusy zachowały Śląsk, w Italii pewne sukcesy terytorialne Bourbonów hiszpańskich i władcy sabaudzkiego, czyli króla Sardynii. Francja oddała okupowane austriackie Niderlandy Habsburgom ku wielkiemu oburzeniu ich zdobywcy, marszałka de Saxe. Kardynał Fleury nie dożył końca tej wojny, która zrujnowała jego ideę sojuszu z Anglią i poprawnych stosunków z Austrią.
Konserwatyzm rządów Fleury'ego ujawnił się wyraźnie w jego polityce religijnej. Protestanci, broniący swego potajemnego kultu, otrzymują wyroki więzienia, galer, śmierci. Zwłaszcza na południu prześladowania są na porządku dziennym. Fleury postanowił też złamać opór jansenistów. Tępił ich zwłaszcza wśród kleru, więżąc opornych i pozbawiając ich piastowanych godności (nawet biskupich). Wśród prześladowań janseniści nie zawsze zachowali postawę tak godną, jak w XVII w. mniszki z Port-Royal. Na grobie pobożnego jansenisty, gdzie dziać się miały cuda, dochodziło do żałosnych aktów histerii religijnej. Gdy rząd zamknął wreszcie "cudowny" cmentarz Św. Medarda, złośliwy wierszyk skomentował to krótko: "Z rozkazu Króla zakazuje się Panu Bogu robić tu cuda". Prześladowania religijne - podobnie jak nowa ofensywa misji, pielgrzymek, procesji, kazań - nie były jednak w stanie powstrzymać szerzącego się sceptycyzmu religijnego.
Walka z jansenizmem ożywiła opozycję parlamentarną. W 1730 r. deklaracja rządowa ponownie ogłosiła bullę Unigenitus jako obowiązującą ustawę państwową. Zaczęły się - i trwały przez kilka następnych lat - remonstracje parlamentu przeciw bulli, strajki sądowe, królewskie represje, wygnania sędziów, wreszcie kompromisy. Podczas tego kryzysu odżyły pewne idee Frondy. Parlament paryski przedstawiano jako reprezentanta narodu, spadkobiercę dawnych zgromadzeń frankijskich i Stanów Generalnych. Przypisywano mu prawo wyrażania zgody na ustawy, kontroli administracji, współdecydowania o podatkach. To ideologia zbyt ambitna, z której wypadło się wycofać. W opinii publicznej opozycja parlamentarna budziła wszelako żywe uczucia sympatii.
DWÓR I RZĄD LUDWIKA XV
Ludwik XV to człowiek bystry, ale leniwy sybaryta; hołdujący swobodzie obyczajów, ale konserwatywny w polityce; nie lubiący ciężkiej pracy państwowej, ale interweniujący niekiedy gwałtownie i niespodziewanie w sprawy rządowe. Działał zresztą także poza plecami rządu przez swych agentów. Poczynania oficjalnych ambasad i królewskich wysłanników krzyżowały się nierzadko: tak było np. podczas ostatniego polskiego bezkrólewia (1764), gdy Ludwik XV starał się przeforsować kandydaturę saską (saska księżniczka Maria Józefa była synową króla). Ministrowie - na ogół nieudolni, intrygujący i skłóceni; próby koordynacji ich poczynań przez tworzenie komitetów ministerialnych najczęściej zawodziły. Nawet niezłe pomysły upadały, paraliżowane przez ministerialne intrygi, a także przez opór klas uprzywilejowanych. Despotyzm rządu polegał bardziej na samowoli niż na autorytecie i pewności siebie: brak było rządzącym tej woli władzy, która cechowała Richelieugo, Ludwika XIV czy nawet Fleury'ego. Osłabienie respektu dla króla i jego ministrów sprzyjało zarówno wielkopańskiej, ironicznej krytyce wielmożów, jak i opozycji parlamentarnej; burżuazja była rozgoryczona, lud się burzył.
Król nie przysparzał sobie autorytetu swymi obyczajami. W latach 1745-1764 faworytą była pani Pompadour (choć po paru latach od roli metresy przeszła do roli wpływowej przyjaciółki króla); po jej śmierci, od 1768 r., była pani du Barry. Na marginesie ustabilizowanych związków Ludwik XV udzielał swych faworów legionowi dam i gryzetek; pozostawił 22 bastardów, postaci miernych (był wśród nich generał hrabia de Narbonne, adiutant Napoleona).
Pani Pompadour nie była osobą tuzinkową. Z pochodzenia mieszczka, tytuł markizy de Pompadour nosiła dobrze. Jej buduarowe intrygi wpływały na skład rządu (np. na upadek Orry'ego) i nawet na politykę międzynarodową Francji. Miała niezły gust; jej rozrzutność przynajmniej wspierała wybitnych artystów. Protegowała architekta Gabriela, twórcę pałacyku Petit Trianon, klejnotu rokoka. Polecała budować lub przerabiać liczne pałace (m.in. Elysće, dzisiejszą siedzibę prezydenta Francji). Lokowała zamówienia u dobrych plastyków, jak Boucher, Quentin de La Tour, Pigalle. Jej brat, markiz de Marigny, zaprojektował wraz z Gabrielem plac Ludwika XV (dzisiejszy place de la Concorde). Ponieważ "partia rodzinna" z Marią Leszczyńską i bigoteryjnym delfinem Ludwikiem nienawidziła markizy, pani de Pompadour na złość dewotom manifestowała sympatię dla "filozofów". Wbrew konserwatystom z parlamentu protegowała Encyklopedię Diderota; przyjmowała u siebie Woltera, Rousseau, d'Alemberta, starego Monteskiusza. Niejednemu pisarzowi i filozofowi zapewniła dworskie fawory. Ale dla ludu pani Pompadour była symbolem dworskiego pasożytnictwa; w 1750 r. w Paryżu ledwie zdołała ujść przed groźną postawą ulicznego tłumu.
Jednakże wśród kłótni ministrów i buduarowych intryg monarchia Ludwika XV jakoś podtrzymuje starą strukturę społeczną. Zawdzięcza to m.in. swej administracji, na ogół sprawnej i wydajnej. Ministrowie są mierni, ale w ministerstwach działa ustabilizowany, fachowy personel; zmiana ministra nie powoduje przerwania ciągłości jego poczynań. Administracja pracuje na podstawie niezłego rozeznania statystycznego; szczegółowe raporty napływają z całego kraju. Ministrowie są bezradni wobec tej powodzi faktów, toteż - jak pisał min. d'Argenson "muszą zdawać wszystko na niższych urzędników, którzy się stają rzeczywistymi władcami". W prowincjach intendenci skrępowani są często wpływem miejscowych elit: parlamentów, stanów prowincjonalnych (tam gdzie istniały), lokalnych dygnitarzy kościelnych lub wojskowych itd. Ale intendent rządził teraz swym okręgiem długo, nieraz dożywotnio; umacniał swój autorytet popieraniem handlu i przemysłu, rozbudową miast i dróg. Sztywne dyrektywy centrali, sprzeczności i niejasności wynikające z intryg na szczeblu ministerialnym nie szkodzą za bardzo, bo intendenci potrafią decydować po swojemu.
Pojawiły się również nieco śmielsze projekty reform. Kontroler generalny finansów Machault d'Arnouville (były intendent) nie tylko zwiększył tenutę "generalnych dzierżawców", ale usiłował także obciążyć klasy uprzywilejowane nowym podatkiem dochodowym (1749). Parlamenty, szlachta i kler zaprotestowały niebywale ostro. Machault zdecydował się ograniczyć swobodę testowania dóbr ziemskich na rzecz kościoła: podniosły się przeciw niemu krzyki wśród duchowieństwa i dewotów z dworu. Mimo poparcia pani de Pompadour i "filozofów" Machault musiał złożyć dymisję.
Do klęski Machaulta przyczynił się niemało jego wróg, minister wojny i policji d'Argenson, syn potężnego szefa policji z czasów Ludwika XIV. Był związany z "partią dewotów"; nawet wpływowa pani de Pompadour nie zdołała go przegonić z rządu. W jego żagle dmuchały zarówno rozruchy ludowe, jak ofensywa klerykalizmu. Na tle nieurodzaju i głodu w latach 1747/48 doszło do licznych, choć niezbyt masowych, rebelii w miastach i na wsi. D'Argenson w obawie o nastroje
paryżan zaczął akcję wysyłania do Luizjany grup najuboższej ludności stolicy. Te akcje policyjne miast spacyfikować nastroje, spowodowały żywiołowe rozruchy (1748-1750). W pewnym momencie d'Argenson zaczął się obawiać, iż wyniknie z nich wielka rewolucja. Także na początku lat pięćdziesiątych trzeba było stawić czoło buntom ludowym w Ile-de-France, w Langwedocji, Delfinacie, Prowansji. Przemytnik Mandrin stał się wówczas ludowym bohaterem, ponieważ prowadził wojnę ze znienawidzonymi powszechnie celnikami, stojącymi na straży podatku od soli.
Nadal trwały prześladowania protestantów (nowe dragonady, wieszanie zdekonspirowanych pastorów, masowe kary więzienia). Kler i "partia dewotów" usiłują powstrzymać postęp oświeceniowej filozofii, rodzącej religijny sceptycyzm. Obrońcy wiary mogą jednak przeciwstawić "partii filozofów" talenty bardzo mierne. Ponadto są skłóceni: jansenizm ma ciągle zwolenników wśród duchownych i świeckich, ma także obrońcę w parlamencie paryskim, który - choć nietolerancyjny i wrogi filozofom - przeciwstawiał się z reguły jezuitom. Dla parlamentu interwencje w spory religijne są zresztą pretekstem do opozycji przeciw rządowi: rząd tępi jansenizm, parlament broni więc tępionych. Ludwik XV lawirował: wysyłał parlament z Paryża do Pontoise (takie "wygnania" stosowano już wcześniej jako formę niełaski), potem znów szukał kompromisu. Spory z parlamentem wypełniły początek lat pięćdziesiątych XVIII w. Filozofowie mogli się tylko cieszyć zamętem, jaki powodowały waśnie jansenistów i jezuitów: Wolter proponował, by "wyprawić wszystkich jansenistów na dno morskie, powiesiwszy każdemu na szyi jednego jezuitę".
Wreszcie w 1757 r. Ludwik XV ma dość tych sporów: na tle polemik jansenistów z jezuitami fanatyk Damiens dokonał na króla zamachu i ranił go nożem. Obie wrogie partie oskarżały się wzajemnie o inspirowanie zamachowca. W rezultacie król usunął z rządu pupila "partii dewotów" d'Argensona. Po paru latach przyjść miał upadek jezuitów.
1
8