Oj, mamy marzenia! Każdy ma prawo do marzeń, tęsknot i wzdychań. Nie jest dobrze jednak, gdy się one nie spełniają, a jeszcze gorzej, gdy wszystko idzie na przekór.
Bywa jednak tak, jak marzył Waldek. Pragnął być wspaniałym, uczynnym, odważnym, niezwykle dobrym i wybitnie mądrym mężczyzną. Niestety, gdy mówił o tym i snuł wspaniałe plany, to zawsze dodawał, że jeszcze nie czas, bo nie pozwalają na to warunki. No bo jak czynić dobro bezinteresownie, gdy wszyscy, prawie wszyscy, żądają nie wiadomo czego za najmniejszą choćby przysługę. Podobnie z cnotą odwagi - gdy na każdym kroku trzeba się strzec czyjegoś ataku. A z dobrocią to nawet nie ma co startować, widząc jak wielu wykorzystuje naiwniaków i marnotrawi wszelką pomoc. Pozostaje jeszcze mądrość... Wbrew pozorom nie zależy ona tylko od niego. Ma takich miernych nauczycieli, żadnych warunków do nauki, ani spokoju, ani pomocy naukowych! Marzenia, bardzo szlachetne, muszą zaczekać, aż zmieni się świat, wtedy dopiero okaże się cały Waldek.
Niedaleko Waldka, nadętego marzeniami, mieszkała uboga rodzina. Maleńka chata mieściła w sobie rodziców i troje dzieci. Bernadeta, najstarsza córka, pomagała rodzicom w utrzymaniu domu i gospodarstwie, opiekowała się rodzeństwem i była wielką radością domu, bo miała dobre serce. Bardzo często śpieszyła na pomoc innym, dzieliła się swoimi rzeczami, odwiedzała chorych i pomagała w nauce swoim koleżankom, które chętnie garnęły się do Bernadetki.