Henryk Wiktor Rostkowski
SŁYNNI
LUDZIE W POLSKICH UZDROWISKACH
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa 1986
„Panna najśliczniejsza” zwycięzcy spod Wiednia u wód w Cieplicach
....w wannie przebywając (kilkanaście zdrowasiek albo i dłużej), chichotała z kawalerami. Jedni awizowali, że aspirantów od wanny dzielił plotek, kitajką wybijany, inni zaś, ze nie. Ja, wenerujqc mojego pana, z całej duszy i z całego serca nieustępliwie wierze, ze plotek był 1.
Augustyn. Locci
Pełnym galopem, nie zwracając uwagi na potrącanych w ciżbie ludzi, przeleciał na spienionym koniu hajduk 2 w szkarłatnej ze srebrnym szamerunkiem 3 liberii Schaffgotschów, niosąc grafini do zamku z godziny na godzinę oczekiwaną wieść: orszak polskiej królowej już blisko!
A ludzi przed zamkiem i wzdłuż drogi — jak nigdy. Bo to dziw nad dziwy: królowa Polski w Cieplicach 4! Korzystając z letniego, słonecznego dnia, tłumy mieszkańców wyległy na gościniec. Do źródeł przybyli rzemieślnicy, kramarze, goście i ich czeladź, nawet białogłowy z dziećmi na rękach. Co zamożniejsi goście, korzystający z dobrodziejstwa kuracji u ciepłych źródeł cieplickich, powynajmowali sobie okna w budynkach stojących przy gościńcu, aby bez tłoczenia się w tłumie móc bez przeszkód przyjrzeć się niecodziennemu widowisku. Ogromna większość przybyłych tu na kuracje, nawet miernej fortuny, którym jeśli wiek lub zdrowie nie pozwalały odbywać podróży konno i przybyli małymi karawanami — obecnie pragnęła wykorzystać niezwykłą okazję przyjrzenia się z bliska orszakowi i polskiej królowej. A można się przecież było spodziewać niecodziennego spektaklu.
Zwykle tak oto wyglądały tego typu eskapady: ,,Kolebka dla pana, kareta dla pani, wóz z kuchnia, wóz skarbny na pościel, garderobę, serwis podróżny, kilka luźnych koni w rezerwie, gromadka czeladzi — wszystko to już składało się na wcale pokaźny tabor, bez którego przecież dla bezpieczeństwa i wygody obejść się było niepodobna”. Cóż dopiero, gdy wybierała się w drogę królowa, którą „[...] obowiązywało zabrać ze sobą i okazać wszystkie splendory swego stanu, szaty, klejnoty, srebra, prowadzić ze sobą fraucymer 5 i dworzan, cały poważny, a okryty dwór królewski" 6.
Nie zawiodły się tłumy oczekujące po obu stronach gościńca; nie zawiodły się damy i panowie w wynajętych oknach budynków przy drodze. Co więcej: spektakl przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Bo i po prawdzie nie wiadomo było i na czym zatrzymać rozbiegany wzrok, gdy nieprzeliczony ciąg sześciokonnych bryk, wozów skarbnych, kuchennych, kredensowych, piwnicznych, karet z damami, konnych dworzan, rezydentów 7 i czeladzi zaczął przesuwać się droga, kierując się ku zamkowi grafa Schaffgotscha. Uderzał przepych koni cugowych 8, karet i uprzęży — wszystko ociekało srebrem i złotem. Przy niektórych karetach malowane były nawet konie, głownie zwracały uwagę białe konie z pomalowanymi na czerwono ogonami i grzywami.
Przed oczyma rozentuzjazmowanego tłumu przesuwały się z wolna setki jeźdźców, dziesiątki powozów — kotcze, czyli obszerne wozy, obite juchtami, obwieszone kobiercami, karety, kolasy, kolebki wybite kosztownymi materiałami, ozdobione złoceniami, rzeźbami, pomponami na srebrnych gałkach...
Wreszcie dźwięki trąb i kotłów dały znać o zbliżaniu się pani tego orszaku. Przodem sunął liczny poczet jazdy, której wygląd przybliżyć może opis z Encyklopedii staropolskiej Z. Glogera. ,,Żołnierze dworscy paradę czyniąc, powdziawszy na siebie lamparty, piórno 9, świetno, ogromno, złotymi błyskali szyszakami10, a sępimi skrzydły powiewali, mając takowe do ramion przymocowane tą razą nie dla przestraszenia ich chrzęstem nieprzyjaciół, lecz dla okazałości. Brzmiały trąby i kotły. Dalej kozactwa grono ubrane w przestronne giermaki 11", trzymając napięte dla parady łuki i migocąc zawieszonymi na barkach pozłocistymi sajdakami 12. Za nimi strażnicza piechota w błękitnej barwie porządkowana przez dziesiętników z wysokimi dardami 13 [...] W środku ich bębnista bił w głośny bęben, który łagodziły towarzyszące mu multanki" 14.
Cala ta rozmaitość i bogactwo pysznych ubiorów ze złotych i srebrnych lam, rzędów końskich suto wysadzanych złotem, srebrem i drogimi kamieniami, ze strzemionami z czystego srebra oraz blask broni lśniącej od promieni słońca sprawiały najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek mieszkańcy Cieplic mogli widzieć.
Wreszcie ponad przesuwającym się orszakiem, przy wrzawie i odgłosach marszu powiała na wietrze dworska chorągiew.
Dwunastokonny zaprząg pięknie dobranych koni ciągnie karetę pani tego orszaku, królowej polskiej, Marii Kazimiery Sobieskiej, otoczoną konnym pocztem najbliższych jej dworzan, lśniących od srebra i złota.
Tuż przy drzwiach karety siedzący na dzielnym bachmacie 15 dziesięcioletni królewicz Aleksander Benedykt Sobieski 16, syn i beniaminek królowej, uderza urodą i bogactwem stroju. Przyglądają mu się z podziwem ciepliczanie. Jego to bohaterskie czyny bojowe w walce z Turkami pod Wiedniem głosił całej Europie kronikarz wyprawy, florentczyk — Kuźma Brunetti. Przyglądają i nadziwić się nie mogą ciepliczanie. Wszak to cztery lata temu król polski ratował Wiedeń i chrześcijaństwo, a wtedy ten piękny i zgrabny chłopczyk nie mógł mieć więcej jak sześć lat... Jakże to więc?
Ale już uwagę tłumu zwraca inna postać: z drugiej strony karety jadący na ciężkim ogierze i nachylony ku oknu powozu zabawia Panią rozmową specjalny wysłannik cesarza, baron Jan Krzysztof Zierowski, delegowany do orszaku polskiej królowej na czas jej pobytu w cesarskich ziemiach, a teraz informujący o ludziach i okolicach mijanych po drodze.
I znów nie wiedzą ciepliczanie, dokąd obrócić wzrok. Bo oto ledwie przyjechała witana okrzykami kareta Najjaśniejszej Pani, której urodzie i francuskiemu strojowi ledwo się mogli nadziwić, a już zaczynają się pojawiać dalsze wspaniałe karety z kapelanem i sekretarzami królowej, powozy z damami dworu, dworkami fraucymeru, z których najznamienitsza, otoczona własną służbą i czeladzią — to kareta królewny Teresy Kunegundy Sobieskiej, jadącej z zaufaną dworką królowej — Kasieńką Korniatówną, dalej znów kapela i muzykanci, tuż za nimi śpiewacy i znów sześciokonne bryki dworek rękodajnych 17, panien służebnych i taboru, a wszystko to otoczone rojem konnej czeladzi, lokat, giermków; forysiów 18 i hajduków.
Przejechali...
A szklarz Cieplicki — Krzysztof Scholtze zapisał w prowadzonej przez siebie kronice:
,,Szczególna świetność spadła na Cieplice. Latem 1687 roku królowa Polski, żona zwycięzcy Turków, Jana Sobieskiego, przyjechała tu dla kuracji ze stoma powozami i tysiąc pięćset osób liczącym dworem. Umieściła się w zamku hrabiny. Hrabia Schaffgotsch był nieobecny 19. Reszta dworu zakwaterowała się tu i ówdzie, wiele koni oddano na wsie 20.
*
Nie tylko wśród mieszkańców i gości cieplickiego kurortu przyjazd Marysieńki wzbudził poruszenie i sensację. Miarą zainteresowania się jej osobą i jej podróżą było wydelegowanie do jej orszaku specjalnego cesarskiego wysłannika, barona Jana Krzysztofa Zierowskiego. Wysłannik ten, a właściwie cesarski żandarm przy osobie Marysieńki, wkrótce prześle do Wiednia meldunek o ożywionym życiu towarzyskim polskiej królowej w Cieplicach, o jej spotkaniach z miejscową ludnością, a nawet — co więcej — będzie sugerował cesarzowi... zlikwidowanie kąpielisk śląskich.
Na razie jednak Cieplice są oszołomione i zachwycone przyjazdem polskiej królowej. Poniektórzy przypisują wspaniałość orszaku wielkim zdobyczom, jakie Polacy wzięli Turkom pod Chocimiem i pod Wiedniem. Srebra, rzędy 21 i namioty, bogate szable, janczarki 22, śliczne hafty, piękne konie, szaty, kobierce, naczynia i inne jeszcze specjały nadawały chwilami orszakowi królowej uderzające piętno Wschodu 23.
Inni, wskazując na stroje i fryzury królowej i dam dworskich, twierdzą, że dwór polskiej królowej pozostaje nade wszystko pod wpływem Francji. Jeszcze inni obliczając przybliżony ekspens tej podróży królewskiego orszaku, dochodzą do sum zawrotnych 24.
Zamilkli natomiast ci najmniej życzliwi, ci, którzy dotychczas suchej nitki nie zostawiali na oczekiwanej polskiej monarchini. A czegóż to o niej wcześniej nie wygadywali...
A to, że we własnej ojczyźnie, Francji, zarówno ona sama, jak i jej rodzina nie cieszy się estymą ani najlepszą reputacją... Że to przecież córka li tylko guwernantki, Franciszki de la Chatre 25, a ojciec jej, margrabia Henryk Albert de la Grange d'Arquien, w hierarchii dworskiej doszedł tylko do stopnia kapitana gwardii szwajcarskiej księcia orleańskiego, a dalej — ani rusz.... Ze z biegiem lat rośnie jego fatalna i zasłużona w pełni reputacja pieniacza, golca, rozpustnika tonącego w długach i procesach, słowem figury zohydzonej i śmiesznej... Że jedna z sióstr królowej wytoczyła własnemu ojcu gorszący proces 26, a młodsza, Anna Maria, w dzieciństwie oddana Panu Bogu na chwałę do klasztoru sióstr norbertanek jako dorosła panna uciekła stamtąd do Paryża — wprost do domu schadzek, skąd ją polska królowa, by ratować honor rodziny, sprowadziła do Polski i wydała wspaniale za mąż... Wreszcie, że sama królowa to kobieta gwałtowna, kapryśna, intrygantka, sprawiająca wiele strapień i kłopotów bohaterowi spod Wiednia, którego przy tym pozwala sobie nieraz traktować w sposób lekceważący, a do samej Polski, której jest królową, żadnego sentymentu poza interesem nie odczuwa.
Teraz te wszystkie niechętne głosy zamilkły. Dziś mówi się tylko o tym, jak wspaniały jest majestat polskiej Korony, a w osobie Marysieńki ciepliczanie widzą tę, która — choć może nie anielskiego usposobienia — swą energią i przedsiębiorczością pobudziła zwycięzcę spod Chocimia, by sięgnął po koronę i... postawiła na swoim. To ona, zanim jeszcze został królem, myślała już o jego przyszłej karierze monarszej. Teraz ciepliczanie z atencją wspominają, jak to Ludwik XIV w 1667 roku, aczkolwiek niechętny rodzinie Marysieńki, to jednak po zwycięstwie hetmana Sobieskiego pod Podhajcami trzymał do chrztu pierworodnego syna Marysieńki, a czynił to pospołu z nie byle kim, bo z królową potężnej Anglii. Wspominają, jak to w pamiętnym roku 1683 posłowie cesarza Leopolda I z grafem Wilczkiem na czele na kolanach i czołem bijąc o pawimenty 27, błagali właśnie ją i Jana III o pomoc dla ginącego Wiednia. Albo jak to po zwycięstwie polskim pod Wiedniem sam cesarz przesłał jej w podarunku wspaniałej roboty klawicymbał 28, a papież pięknie zdobione biurko z kosztownego drzewa i strój zdobiony perłami...
W rozmowach znamienitszych gości cieplickiego kurortu podkreśla się również, że wielkie są możliwości pani przybyłego do Cieplic orszaku. Znany na różnych dworach Europy budowniczy pałacu wilanowskiego, Augustyn Locci, nie kryje tego wcale w swej korespondencji, pisząc:
„Miłościwy Pan, zwycięzca spod Podhajec i Chocimia, lubo przeogromnej jest tuszy, na koń przy pomocy dwóch hajduków wsiadający, bez reszty mieści się pod [...] maciupeńkim trzewiczkiem na mułłach 29 swojej najśliczniejszej panny. Nie raz i nie dwa jego jedyna serca i duszy pociecha wydawała decyzje de publicis 30, a król [...] bez żenady wprost odsyłał legatów zagranicznych do małżonki. Poniektórzy nawet świadomi rzeczy rezydenci obcych państw szli wprost do antykamery 31 królowej i tam godzinami wyczekiwali 32”.
Nie jest też tajemnicą dla nikogo z możnych przybyłych do Cieplic kuracjuszy, że w dużym stopniu za jej to sprawą Jan III odstąpił Ludwika XIV, by wesprzeć swą potęgą najgroźniejszego przeciwnika Francji, cesarza Leopolda. Ta kobieta pokazała największemu mocarzowi, jakim był Król-Słońce, co znaczy z nią zadrzeć i nie być dość powolnym jej życzeniom. Coraz częściej też będzie przejmować berło polityki z rąk schorowanego i słabnącego króla. A zmęczony król ustępuje jej coraz bardziej w rządach, liczy się z jej wolą i zdaniem, choć głównie... dla świętego spokoju. Ot, przyrzekł kanclerstwo biskupowi Załuskiemu, kanclerstwo wakuje, ale królowa uparła się, aby objął je kto inny i król poczciwie prosi Załuskiego: „Przyrzekłem ci, prawda, ale ustąp, bo mi baba żyć nie da...".
Wiedzą wszyscy, że Marysieńka w myśl zasady: „ten mądry, kto przy pieniądzach" zdobywa różnymi sposobami te pieniądze. A więc: „...handluje urzędami w kraju, polskim zbożem za granicą, spekuluje, ciuła, intryguje, robi politykę, jaka jest jej wygodna — sama dość obojętna, co o niej mówią i jak ją znoszą" 33. Ale „...frymarczy jednak z umiarem, [...] z wdziękiem. Grając w warcaby z biskupem Małachowskim, proponuje jego ekscelencji zakład o pięćdziesiąt tysięcy talarów, iż biskupem krakowskim wkrótce zostanie. Jego ekscelencja z radością zakład przyjmuje, z jeszcze większą przegrywa — i królowa jejmość z czystym sumieniem inkasuje wcale grzeczną sumkę" 34.
Ciepliczanie znają niektóre z tych faktów, bo czegóż to poczta pantoflowa nie przyniesie, ale wiedzą, że można to pani, z którą trzeba się liczyć.
A przy tym i piękna nad podziw. Przecież już czterdzieści sześć lat ma, jak przybywa do Cieplic, a urodą gasi i własne, o wiele młodsze, damy dworu, i całe otoczenie grafini Schaffgotsch, „pani na Cieplicach".
Zaufana pokojowa królowej, towarzysząca jej we wszystkich kolejach życiowych i — rzecz jasna — we wszelkich wojażach, mademoiselle Marie Latreux w swoich pamiętnikach tak oto przedstawia swą panią: Gdy „...dla dodania szarmu35 balwierz 36 wiąże ciemne niby heban, lśniące sploty królowej kokardą czarną z francuskiego weluru, kokarda prześlicznie nadobność mojej królowej uwydatnia, jej płeć płatkom białej róży podobną czyni — wtedy jeszcze powabniejszą. Tylko ręce składać i admirować 37 panią w kontemplacji" 38. W trzy lata później, to jest w roku 1690, nuncjusz Andrea Santa Croce napisze o Marysieńce: „Tak białej cery i tak pięknie zakonserwowana, że nie znam damy pierwszej młodości, która by mogła z nią rywalizować" 39.
Doceniał wspaniałą urodę swej królewskiej małżonki również i Jan III Sobieski, przy czym daje temu wyraz w sposób nieraz szokujący ją samą, jak i otoczenie.
„Pan ciemnym jałowcowym piwem zdrowie jejmości popijając, jagody jej szczypie i głaszcze, za czym ogromnie rad pokrzykuje, dźwięki muzyki zagłuszając:
— Marysieńko, panno najśliczniejsza, duszo i serce moje! [...] Poniektórzy panowie Sarmaci gorszą się taką adoracją, powiadając, że takie przezwiska tylko w odniesieniu do Madonny się godzą. Gdy sobie tak poczynał niby brat-łata, przywodził królową wprost do desperacji. Mógł w konkursie 40 gości przebywać i nuncjusz papieski, i legat z dworu wiedeńskiego, i rezydent francuski, a król miłościwy, jak w zaciszu domowym do pani gada słodko:
— Panno moja, Marysieńko, najśliczniejsza serca mego i duszy pociecho. [...] Obłapiam i całuje moją śliczną duszyczkę!
I czynił to ku ognistemu aplauzowi rechoczących z uciechy gości" 41.
- Śliczna, bo śliczna, ale i skonfundowana takimi słowami i uczynkami bywała wtedy Marysieńka.
*
Dla ciepliczan obserwujących przez kilka dni otoczenie polskiej królowej wiele rzeczy jest dziwnych. Ot, choćby jej dziatki... Marysieńka zjechała do Cieplic z trojgiem swych dzieci. Królewicz Aleksander Benedykt Sobieski, za którym rozmiłowanym wzrokiem wodzi jego królewska matka, gładysz 42 nad gładysze, z palącymi niby węgle oczami nosi nadane przez króla dla facecji imię Minionek, a to właśnie z racji tych nadmiernych — zdaniem króla — matczynych karesów 43. Mówią też o nim, że choć młodzik, ale już gorącej krwi — podobnie jak ojciec w młodości; nieraz do późnych godzin hasa z pannami z fraucymeru górnego, nie pomijając i dworek cieplickiej grafini, które aż piszczą z uciechy, gdy je do tańca inwituje 44.
Wiadomo już i to — bo co ciekawsi swoimi drogami wywiedzieli się — że z wielkiej miłości do Minionka królowa „...poty molestowała króla jegomości, aż wymolestowała, by .najświetniejszy z pułków ciągnących pod Wiedeń nosił imię Aleksandra Sobieskiego. A signore Kuźma Brunetti, sekretarz królewski a zarazem żurnalista redagujący gazetę urzędową, otrzymał dyskretne zalecenie, by w relacjach wojennych tak przez pomyłkę raz po raz pisał, iż przy boku króla polskiego walczy lwiątko Lechistanu, młodziutki jego syn... Aleksander. Brunetti, jak wszyscy Włosi, rozumiał doskonale wymowę dukatów i polecenie wykonał stricte. Tak tedy Europa ze zdumieniem dowiadywała się o cudach waleczności niedorosłego chłopaczka" 45.
Krotochwilne też imię nosiła przybyła z Marysieńka do Cieplic królewna Teresa Kunegunda Sobieska, zwana Pupusieńką. Pieszczotliwe to imię nadane królewnie przez rozkochanego do nieprzytomności ojca — jeszcze wówczas gdy była pulchniutkim niemowlątkiem — wywoływało pieprzne komeraże 46. Królowa jejmość próżno teraz wyjaśnia grafini, że przezwisko pochodzi od królewskiej purpury i. prawidłowo brzmi „Purpusieńka"... i tak wszyscy mówią po dawnemu.
Ci, co w Cieplicach z dworem królowej bliżej się stykają, powiadają, że Pupusieńką zwana jest na co dzień także brudaskiem familijnym, bo się wody i mydełka boi i chadza umorusana. Ale „...chociaż złośnica zawołana i stroniąca od ablucji 47, prześlicznie nadobna jest ta Teresa Kunegunda Sobieska. Francuski szarm po matce, ów wdzięk, którym Francuzeczki z dworu królowej Ludwiki Marii Gonzaga hurmem zdobyły sobie za mężów bogatych panów polskich, zespolił się w tej dzieweczce czarownie z nadobnością Sobieskich. Czarnooka jak matka, z oczkami ciemnymi i także kapinkę wyciętymi w słodki migdał, ze zgrabnym noskiem o maleńkim garbku, z różowymi wypukłymi usteczkami, o puklach włosów gęstych, krętych, ale już nie jak skrzydło kruka, lecz raczej jak kasztany we wrześniu w parku wilanowskim opadające. Takoż sylwetka Pupusieńki nie przypomina zwiewnej jak sylfida 48 postaci matki — gdy królowa niebrzemienną chadza, oczywista 49. Opiekłego ciałka, krzepka w sobie królewna przywodzi raczej na myśl boginkę z czasów starożytnych" 50.
Mimo swych przywarów da się więc lubić mała polska królewna taki dziwnie przez ojca przezwana. I lubią ją ciepliczanie, i sądzą, że różami będzie usłane jej życie, że do szczęścia niczego jej nie zabraknie.
Mylą się jednak ciepliczanie. Wydana za mąż za wiele starszego od niej wdowca, elektora bawarskiego — Maksymiliana, który — gdy dzieckiem jeszcze była — już walczył przy boku jej ojca z Turkami pod Wiedniem — nie znalazła szczęścia w tym małżeństwie. Maksymilian był człowiekiem gwałtownym i jednocześnie hulaką, a gdy do tego opowiedział się po stronie Francji w austriackiej wojnie o sukcesję hiszpańską — skazano go na banicję. Teresa Kunegunda osiadła w Wenecji, przy czym los w dalszym ciągu nie był dla niej łaskawy — odebrano jej dzieci, trzech synów, których jako jeńców zabrano do Austrii.
Trzecim dzieckiem Marysieńki, które wraz z matką i rodzeństwem przyjeżdża do Cieplic, jest młodszy brat Minionka, królewicz Konstanty Sobieski, małe jeszcze dziecię, zwane Murmurkiem — od koloru czuprynki, nieco lisiej w istocie.
Ciepliczanom dziwne wydają się te krotochwilne miana, ale zgadzają się z tym, że co dotyczy majestatu, ma prawo być niezwykłe, nie przystoją tu zwykłe, ludzkie, pieszczotliwe miana.
Królowa dba o dzieci i za dobrą uchodzi matkę, przy czym wszyscy widzą, że największym uczuciem obdarza Aleksandra.
*
Dużo się też mówi w Cieplicach o zbliżającym się terminie chrztu najmłodszej córeczki grafa Krzysztofa Leopolda Schaffgotscha, której matką chrzestną ma być polska królowa. Bo też nie są Schaffgotschowie obcy panom polskim i rodzinie Sobieskich. Udalryk Schaffgotsch z pobliskiego Cieplicom zamku Chojnik służył w wojsku polskim pod rozkazami swego szwagra — Jakuba Wejhera, a potem doszedł nawet do stopnia pułkownika wojsk polskich i dowodził pułkiem jazdy w licznych walkach z Kozakami i Tatarami. Odznaczył się też walecznością u boku króla Jana Kazimierza w bitwie pod Beresteczkiem.
Starszy brat Udalryka, bitny rycerz i „pan na Cieplicach", graf Krzysztof Leopold Schaffgotsch, nader często się chlubił tym, że w jego żyłach płynęła piastowska krew — wszak jego matką była księżniczka legnicko-brzeska Barbara Agnieszka. W czasie kampanii 1683 roku — aż po bitwę pod Wiedniem Krzysztof Schaffgotsch był pełnomocnikiem cesarskim przy wojsku polskim walczącym pod wodzą króla Jana III. Niejednokrotnie opowiadał polskiemu monarsze o swoich Cieplicach i ich źródłach leczących, co zapewne po części wpłynęło na późniejszą decyzję wyjazdu tamże królewskiej małżonki.
Inną zachętą — obok informacji Schaffgotscha i wskazań medyków — były pomyślne wyniki leczenia wielu panów polskich, m.in. hetmana polnego koronnego — Stanisława Koniecpolskiego, po tureckiej niewoli, a wraz z nim wielu ze szlachty polskiej, białogłów i dziewic, podkanclerzego Jana Rosickiego, który tu wyleczył zastarzałą ranę, podkanclerzego litewskiego — Michała Kazimierza Radziwiłła, stolnika Teodora Billewicza i innych.
W tamtych czasach kuracja trwała miesiąc i wymagała co najmniej stu godzin kąpieli w basenie. Zaczynano ją od godzinnej kąpieli, a kończono sześciogodzinną. Zdarzało się, że pacjent od takiej porcji kąpieli rozchorował się na dobre. Dość często notowano wówczas wypadki śmierci z powodu zbyt bodźcowej kuracji. Umierali głównie ci, którzy przybywali do kurortu już bardzo ciężko chorzy i ich stan zdrowia nie rokował żadnej poprawy. Na przykład trzydzieści lat przed przyjazdem Marysieńki, to jest w 1656 roku, zmarł nagle na skutek ostrej kuracji kasztelan wieluński, Zygmunt Zapolski.
Marysieńce jednak nie szkodziły najdłuższe nawet kąpiele. Miała dobrą zaprawę. Wspomniany sekretarz Jana III, Augustyn Locci, tak mówi o jej kąpielach w swoim diariuszu:
„Stugębna fama po Litwie a Koronie głosi, że królowa nasza odznacza się wprost zdrożną predylekcją 51 do ustawicznych ablucji. Cowieczorne pluskanie się w wodzie królowej w osłupienie jej polskich poddanych wprawia. Jeszcze panienką z górnego fraucymeru królowej Ludwiki Marii siała zgorszenie wśród poczciwych mniszek z klasztoru wielkopolskiego. Zakonniczki żmudnie nosiły konewkami wodę ze studni w rynku, a mademoiselle de la Grange d'Arquien (bo tak brzmiało panieńskie nazwisko naszej miłościwej pani) jeszcze ponaglała, pokrzykując: Encore! Encore! 52 Później w wannie przebywając (kilkanaście zdrowasiek albo i dłużej) chichotała z kawalerami. Jedni awizowali, że aspirantów od wanny dzielił płotek, kitajką wybijany, inni zaś, że nie. Ja, wenerując mojego pana, z całej duszy i z całego serca nieustępliwie wierzę, iż płotek był. Nie pojmuję wprawdzie królewskiej fanaberii, ale skoro królowi Janowi owe plusk-plusk nie przeszkadza w kochaniu, ja słówka złego w tej materii nie powiem. Królowa i króla tak przekabaciła, że dotrzymywał jej kroku w tych ablucjach, choć często postękiwał, że mu z nadmiernej tuszy boki w wannie boleją. Chociaż i król za kawalerskich czasów wcale niezłą wziął w kąpaniu zaprawę. Posiadał bowiem w Jaworowie łaźnię przez młode ładne Czerkieski obsługiwaną, którą rad nawiedzał i gdzie sobie jurnie poczynał. Z tejże racji i kąpiel w pstrozłotej wannie już mu niestraszna. Sam na własne uszy słyszałem [...], jak królowa w gabinecie pali królowi reprymendę, gdyż tenże od trzech dni z racji bolenia dużego palca u lewej nogi odmawiał odwiedzenia łaźni: — Zdrowia się, Jahniczku, zepsowania obawiasz? Przeciwnie, woda cię na nogi postawi, tylko tobie się widać twoja łaźnia avec plusieurs Czerkieski roi, voila" 53.
A ponieważ również i jej pokojowa Latroix twierdzi, że „...pod wieczór królowa zawsze używa wanny. Nie zaśnie bez kąpiółki przysposobionej z pachnącymi solami, tudzież balsamem wschodnim..."54 — przeto nie ma najmniejszej wątpliwości, że Marysieńka zdecydowanie górowała nad współczesnymi jej damami dworu francuskiego pod względem higieny.
Cieplicki basen (drewniany) czyszczony był w tamtych czasach tylko kilka razy w roku. Zabiegi higieniczne zastępował normalny przepływ wody oraz ścisłe przestrzeganie kolejności kąpiących się — według stanu i płci. Gdy jednak królowa Polski miała brać kąpiele siarczane, a brała je dwa razy dziennie — zastosowano specjalne rygory sanitarne, a sam basen czyszczono codziennie, wysypując go przy okazji płatkami kwiecia i innymi wonnościami. Podczas każdej kąpieli dwie dworki orzeźwiały królową wonnościami, bo ją dusiły gorąco i zapach siarki. Może nie tyle samo gorąco i sam zapach siarki, co właśnie nazbyt silny zapach wonnych kwiatów, którymi na cześć królowej bez miary strojono wszystkie pomieszczenia łaźni.
Podczas gdy królowa nagusieńka jak nimfa (też swoiste novum w Cieplicach) „raczyła być w wodzie", muzyka cały czas przygrywała harmonijnie, a silna straż — każdorazowo dziesięciu specjalnie dobranych strażników — czuwała nad jej bezpieczeństwem i spokojem.
Zachowanie się polskiej królowej, jej zwyczaje, jej codzienny tryb życia były — co zrozumiałe — przedmiotem ciekawości ciepliczan. Nic dziwnego — nie co dzień gość tej miary przybywał do kurortu. Wkrótce też poznano jej zwyczaje...
Marysieńka lubiła wstawać wcześnie rano 55. Jeszcze zupełna ciemność, a ona już krząta się po komnacie. Zrywa się też z rozłożonego przy drzwiach materaca rękodajna dworka i biegnie po dworzanina Józka Jeża, by co duch sprowadził władczyni fryzjera. Nadwornym fryzjerem królowej jest monsieur Clairmont, mistrz prawdziwy w tej profesji, sprowadzony specjalnie z Paryża. Gdy go dworzanin Jeż w pięty połaskocze, by wrócił do przytomności z nocnego snu, to nie mija i „dziesięć zdrowasiek" i już główną sienią sunie w lansadach 56 Clairmont, a za nim drepce czeladnik z pudełkiem szczypiec fryzjerskich. Tymczasem służba stroi królową. Ówczesna moda — zapoczątkowana nad Wisłą przez królową Marię Ludwikę i niezbyt jeszcze na Śląsku popularna — nakazuje dobrze wychowanej niewieście, prawdziwej damie, dekoltować się aż do połowy biustu 57. Oczywiście królowa trzyma się tych kanonów również w Cieplicach. Poniektórzy przybyli do kurortu z głębi kraju i co bardziej bywali goście szepczą sobie na ucho, że ta moda francuska i w samej Polsce wielu ma przeciwników. Powołują się przy tym na polskiego poetę — Wacława Potockiego, który ze zgorszeniem pisał, że „...na ponętę żądzy wdowy i mężatki ukazują i piersi, i nagie łopatki" 58. A inny rymotwórca — Jakub Łącznowolski — wzywa gromu niebios na kobiety, które obnażają piersi, woła siarki i smoły na elegantki, które wzorem francuskim „...na wdzięcznej twarzy sprośne muchy lepią".
Czasem, w zimniejsze dni i wieczory, by uchronić się przed co większym chłodkiem, nosi polska królowa zupełnie męskie gatki, we Francji zwane calecon, czym gorszy co bardziej leciwe cieplickie matrony.
Marysieńka, jak i inne ówczesne damy wielkiego świata, a za nią i jej damy dworu mają w powszechnym użyciu bogate ozdoby stroju, takie jak: kanaki 59 i manele 60, które iskrzą się diamentami, rubinami, szafirami i innymi jeszcze drogimi kamieniami. W manelach nadto widać umieszczone kawałeczki rogu łosia, jednorożca itp. Te szlachetne kamienie uchodzą za rodzaj talizmanów lub też tak zwane „kamienie lekarskie", czyli ,,...posiadające rzekomo wpływ na szczęście, zdrowie i humor właściciela. Każdemu takiemu kamieniowi — talizmanowi przypisuje się magiczny wpływ na osobę, która go nosi: ametyst strzeże od opilstwa, karbunkuł 61 jedna przyjaciół, chryzolit 62 odpędza strachy nocne, koral chroni od pioruna, perły odwracają melancholię, granat rozwesela serca, agat wzrok ludzki naprawia, sardonik 63 daje pokorę, topaz gniew uśmierza, żabiniec 64 strzeże od czarów, turkus przed śmiercią swego właściciela barwę zmienia, szafir broni cnoty niewieściej i dobrą cerę dawa, a szmaragd — jeśli będzie noszony przy zgwałceniu panny, tedy się złamie" 65.
Nie uchodzi też uwadze ciepliczan niezwyczajna dbałość Marysieńki o nakrycie stołów do posiłku. Przed bystrym jej oczkiem żadna gafa się tu nie ukryje. A nie daj Bóg źle dogodzić jejmości. Hałasuje wówczas tak, że o milę od cieplickiego zamku słychać, a winowajców siódme poty oblewają. Zwykle według jej dezyderatu blat stołu na dwadzieścia cztery osoby przykrywa biały holenderski obrus, a brzegi stołu okładane są ręcznikami z frędzlami błyszczącymi gęsto złotem. Ręcznikami tymi biesiadnicy wycierają po jedzeniu utytłane w tłustościach palce. Królowa, odwiedzana przez wielu w Cieplicach, gniewała się na początku, że goście niby z roztargnienia, wcale nie zachęcani ku temu, zabierali prawem kaduka złociste i wielkiej ceny ręczniki do swoich kurortowych kwater. Comme souvenir...66 Aż któregoś dnia Marysieńka wynalazła sposobik na tych niby roztargnionych gości, którzy przy następnej biesiadzie zastali ręczniki mocno ćwieczkami przybite do boków stołu. Poskutkowało...
Pierwsza grafini Schaffgotsch zwróciła uwagę na budzący potem sensację „nożonek" (sztućce) Marysieńki wykwintnie zdobiony. Nóż i grabki umieszczone w ozdobnym srebrnym futerale, wykonane z kości słoniowej budzą ogólny podziw. Nie mniejszy niż sprawność królowej w posługiwaniu się tymi instrumentami. Bo królowa nie jada palcami 67.
Wieczorami polska królowa nie odżegnuje się od udziału w grach towarzyskich. Nie tylko że się nie odżegnuje, ale sama nierzadko przejawia inicjatywę.
Wówczas „...były w używaniu—obok szachów, warcabów i młynka — głównie kości i karty. Grywano nimi w turmę, tryszaka, paszę, zeza, drużbanta, kwindecza, trysetę i faraona. Od Francuzów dworu królowej przyjęta była gra w »trente et quarente«. Sama królowa jednak gry tej nie pochwalała od czasu, gdy książę Karol Stanisław Radziwiłł właśnie w »trente et quarente« wygrał na pokojach królewskich czternaście tysięcy talarów bitych od brata królowej, księcia Anny Ludwika de Maligny d'Arquien, czym cała szlachta polska gorszyła się i bawiła zarazem" 68. Tak więc polscy i francuscy dworzanie Marysieńki ogrywają swych kolegów z cieplickiego zamku w ową zakazaną grę, dbając tylko, by wieści o tej grze nie dotarły do uszu ich pani.
Marysieńka nie odmawia jednak swego udziału w innych grach karcianych, szczególnie jeśli gra szła specjalnymi kartami wytłaczanymi przez wiedeńczyków po klęsce tureckiej, a zamawianymi potem przez wszystkie dwory królewskie i książęce Europy. W tejże talii kart król winny był podobizną wielkiego wezyra, a król sercowy wizerunkiem króla Jana III. Lubiła Marysieńka grywać takimi kartami i przebijać królem sercowym. Była ogromnie rada tym kartom, bo artysta politycznie przedstawił „den Kőnig von Polen" 69, niby Cezara w laurowym wieńcu. Sam król natomiast Widząc te karty, aż siniał ze złości, bo malarz nie odróżniał podgolonej czupryny polskiej od łysiny i uczynił na tej karcie króla Jana Sobieskiego szczerym „łyskiem".
Gdy królowa przyjmowała zagranicznych legatów, bo i to się w Cieplicach zdarzało, lub inne ważne przybyłe do niej persony — często proponowała grę w warcaby, których kamienie z drzewa hebanowego po jednej i po drugiej stronie wybijane były na wzór medali umyślnie do tego wyrobionym stemplem obrazującym czyny bohaterskiego króla — jej małżonka 70. Warcaby takie na specjalne zamówienie mieszkańców Wiednia wykonali najlepsi rzemieślnicy Norymbergi, a najstaranniej wykonany komplet w hebanowym drzewie przesłano królowej.
Do przyjemnych rozrywek Marysieńki należy też zabawianie się z przywiezioną do Cieplic, ulubioną kotką Charie i kłębuszkiem nici, co czyni — jak sama to określa — „avec une grandę ochota" 71.
„Avec une grandę ochota” grywa też na klawicymbale, który po odsieczy wiedeńskiej cesarz Leopold przysłał królowej jako specjalny cadeau 72. Klawicymbał to najmodniejszy i ogromnie głośny instrument. Królowa grywa na nim z animuszem i utalentowaniem. Często ciepliczanie słyszą, jak z wielkim gustem gra wesołego sztajerka 73 rozpoczynającego się od słów: „O du lieber Augustyn..."74, modną piosenkę przywiezioną z Wiednia przez starościnę Wessiową. Bo klawicymbał przyjechał do Cieplic wraz z królową w specjalnie przebudowanej bryce.
Mówiono w Cieplicach, że polska królowa każe sobie co wieczór przed snem odczytywać jeden lub dwa z dawnych i ostatnich listów swego królewskiego małżonka i dopiero wtedy zasypia. Prawda to była. Przywiozła Marysieńka ze sobą szkatułę wielką, aspisową, florenckiej roboty, a w niej listy. Najpiękniejsze, "najczulsze listy miłosne, jakie kiedykolwiek kobieta otrzymała od swego kochanka. To właśnie listy króla do królowej. Wszyściutkie. Od pierwszych, adresowanych jeszcze do pani ordynatorowej Zamojskiej, aż do tego wzruszającego, pisane na bębnie tuż po Wiktorii wiedeńskiej. I chyba warto przytoczyć urywki z tych listów od królewskiego kochanka, czytywanych Marysieńce co wieczór w Cieplicach „do poduszki".
„Życzyłbym sobie obrócić się w jaką kropelkę dżdżu albo rosy, a spaść na najśliczniejszą jej buzieńkę albo w którąkolwiek partię wdzięczniejszego ciała. [...] Gdy jednak ciałem złączeni być nie możemy w tym momencie, kiedy tego z duszy pragnę, bądźmyż przynajmniej duszą, myślą, imaginacją, wolą, sercem, które ja wszystkie utapiam w najskrytszej serca mego jedynego rety-radzie, tam się ze wszystkim oddając, bo nie pragnę jeno żyć i królować. [...] Obłapiam tedy i całuję śliczne rączki i nóżki mojej duszy. O gębusi już nie wspominam ani myślę, boby i minuty w obozie wytrwać niepodobna" 75.
Dopiero z takimi myślami, wspomnieniami i marzeniami sennymi taką lekturą spowodowanymi zasypiała w cieplickim kurorcie polska królowa. Bo Marysieńka woli sentymentalne wspomnienia z drogiej dla niej korespondencji od wszelkich przejawów fizycznej miłości, której tak chciwy jest jej mąż-kochanek. I wiele racji mają ci, którzy próbują rozgrzeszyć ją z oziębłości do mężowskich karesów, jak np. Hanna Muszyńska-Hoffmanowa pisząca w swych Paniach na Wilanowie:
„Niektórzy adwersarze 76 zarzucają królowej, że chimeryczna i częstokroć cięta jak osa. A my ją rozgrzeszamy, boć jak tu nie chimerować, jeśli pierwszy mąż — nieboszczyk ordynat Zamojski — nie tylko krzyż z pięcioma diamentami jak gołębie jaja szacowany na dwanaście tysięcy franków ofiarował swej oblubienicy, ale i krzyż pański wraz z sekretną chorobą. Długotrwała kuracja we Francji i traktowanie merkuriuszem (rtęcią) nie zaliczało się do słodkości. Jakże tu być namiętną miłośnicą i jednocześnie się dawać medykom przypiekać rtęcią. Królowa kocha asamble 77, muzykowanie, biesiady, a ustawiczne brzemienności, aborty 78 szkodują zdrowiu i dehumorują z kretesem. Tedy Najjaśniejsza Pani, choć uwielbia swego Jahniczka — preferuje w amorach... wspomnienia" 79.
Królowa w Cieplicach odpoczywa nie tylko od mężowskich pieszczot, ale odpoczywa też od atmosfery wielkiej swobody, rubasznych manier i swarliwości szlachty na dworze Jana III. Wiele ją nieraz kosztowała żądana przez króla obecność na niektórych dworskich biesiadach. I trudno się tu dziwić. Bo posłuchajmy:
„Kiedy po skończonej uczcie każe służbie roznosić czarki z wodą różaną — oni zamiast usta przepłukać [...] popijają. I oczywiście krzywiąc się, protestują: — Mdłe wino, Najjaśniejsza Pani! Spluwają po kątach [...] W kominie zapisać, aby biesiada obyła się bez bitki i do oczu skakania [...] Bez umiaru dykteryjki 80, rechoczą i fajki kurzą jak opętani, a kułakami się okładają. Czasem do szabel się porywają i to w przytomności 81 króla, królowej, paniątek i marszałka dworu. A sam marszałek dworu, wojewoda Sieniawski, zamiast jednaczem być, sam potrafił laską marszałkowską okładać biesiadników. Kiedyś wyrżnął w łeb samego hetmana Stanisława Jabłonowskiego. Zaczem zasiadł z powrotem za stołem i bardzo grzecznie prosił jejmość królową o repetę słodziutkiej trzęsionki" 82.
- Tu, w Cieplicach, na zamku grafini Schaffgotsch zupełnie inaczej. Tutaj nikt nikogo nie zelży grubym słowem, nikt nie zamierzy się kijem, maniery biesiadników wprost bez zarzutu, a i polscy dworzanie dostosowują się do obyczaju.
Istnieje jednak jedna rzecz, która zakłóca odpoczynek i spokój królowej, psuje wyniki kuracji i szkodzi jej nerwom. Nawet bardzo szkodzi. To choroba, na którą nie ma lekarstwa w Cieplicach, a miano jej — ambicja, podrażniona duma, uraz z powodu niskiego rodu własnego ojca i matki. Próżne są wszelkie starania królowej o podniesienie rangi i znaczenia jej rodziny w ojczystym kraju, we Francji. Król Ludwik XIV odżegnuje się od jakiejkolwiek decyzji w tej mierze. A Marysieńka pragnie widzieć swego ojca utytułowaną osobistością, księciem i parem Francji. Czyni starania wszelkimi dostępnymi drogami, wierzy, że blask jej panowania spowoduje zmianę stanowiska króla Francji. Bez skutku. Bo Ludwik XIV, który był szczególnie czuły na dobór dworskiej arystokracji wokół swego tronu ,,...wolałby dać sobie zaaplikować lewatywę z tłuczonego szkła, niż narzucić swoim diukom i parom takiego kolegę" 83.
Teraz, w Cieplicach, Marysieńka już wie, że droga do godności książęcej dla jej ojca jest we Francji najzupełniej zamknięta. Ma jednak nadzieję, że cesarz Austrii — pamiętający polską pomoc pod Wiedniem — mianuje jej ojczulka księciem cesarstwa...
Leopold I okazał się jednak nie lepszy od Ludwika XIV. Ze swych hojnie dawanych przed odsieczą wiedeńską obietnic wymigał się teraz ...klawicymbałem. I na tym właśnie etapie załatwiania sprawy swego ojczulka Marysieńka przebywa w Cieplicach. Łudzi się jeszcze, że jednak cesarz Leopold dotrzyma obietnicy, wysyła i otrzymuje listy z dworu wiedeńskiego, listy oziębłe, choć formalnie uprzejme, nic nie mówiące, nic nie obiecujące.
W końcu Marysieńka odczuwa ochłodzenie otaczającej ją atmosfery w Cieplicach. Już nie wspomina się o chrzcie młodej Schaffgotschówny, której matką chrzestną miała być polska królowa, a speszeni gospodarze dają jej delikatnie do zrozumienia, że to cesarz nie życzy sobie bliższych związków między polską rodziną królewską a możnym rodem Schaffgotschów.
Do żywego dotknięta i obrażona Marysieńka postanowiła przerwać kurację, a to tym bardziej, że właśnie nadchodzi wiadomość o ciężkiej chorobie króla. W asyście dodatkowo sprowadzonej z Polski chorągwi husarskiej opuszcza Cieplice. W szaleńczej jeździe powrotnej pada kilkanaście koni i kompletnie niemal zniszczone zostają powozy.
Cóż można jeszcze dodać? Chyba to, że — jak wspominają kronikarze — kuracja cieplicka — choć niedokończona — dała królowej pozytywne efekty zdrowotne.
A ojczulek? Tu Marysieńka w końcu dopięła swego. Jeszcze parę lat starań, jeszcze kilkadziesiąt listów wysłanych tu i tam i w osiem lat później, w 1695 roku, ta śmieszna figura i pogardzana, bufon, żarłok i kobieciarz, kręcący się wśród dworek swojej córki, zostaje przez papieża mianowany ...kardynałem" 84. Wałęsa się potem po ulicach Rzymu w kardynalskim kapeluszu i w purpurze ku zgorszeniu ludności i ku rozpaczy swych kolegów — kardynałów.
Potomni nie zachowali ,,panny najśliczniejszej" we wdzięcznej pamięci. Przeciwnie — wylano wiele atramentu, opisując ją w najczarniejszych barwach. Józef Ignacy Kraszewski tak pisze o Marysieńce:
„Pochlebstwa i pieszczoty w dzieciństwie uczyniły istotę samolubną i obrachowaną [...] której nawet okropna ospa, przebyta później, nie odjęła wdzięków. Jan III chwilami zdaje się jakby pragnął nie widzieć i nie rozumieć, co się dokoła dzieje. Królowa bezwstydnie prawie wszystkim frymarczy, sprzedaje urzędy, gromadzi skarby, stara się, aby wywyższyć rodzinę. Kraj przybrany za ojczyznę nie obchodzi jej, mężowska godność mniej jeszcze. [...] Z największą pobłażliwością dla kobiety, dla matki, niepodobieństwem jest ją uniewinnić. Nie ma tu jednego rysu, co by ją czynił sympatyczną. Nawet przywiązanie do dzieci zepsute jest nienawiścią do Jakuba, do najstarszego. Zdaje się nie dbać o ich szczęście, żąda tylko dla nich wielkości i blasku. Z niewiast, które na tronie polskim siedziały, po Bonie, jest śliczna Marysieńka najpotworniejszym zjawiskiem" 85.
Ocena Kraszewskiego jest bardzo negatywna i mimo wszystkich Mytych przezeń argumentów wydaje się przejaskrawiona i krzywdząca. W życiu Marysieńki są również momenty świadczące o niej pozytywnie, a nawet budzące dla niej współczucie. Tak przynajmniej twierdzi ogromna większość kobiet...
PRZYPISY
1 Wypowiedź Augustyna Locei, sekretarza Jana III i budowniczego pałacu wilanowskiego — z książki H. Myszyńskiej-Hoffmanowej Panie na Wilanowie, Warszawa 1970, s. 14.
Kitajka — jedwab chiński. Wenerować — czcić, uwielbiać, szanować.
2 Hajduk — tutaj: służący na dworach magnackich ubrany w strój węgierski.
3 Szamerunek — hafty kosztowne i lśniące.
4 Cieplice Śląskie — Zdrój od 1381 r. były w posiadaniu Schaffgotschów. Dzięki ciepłym źródłom już w XIV w. odgrywały rolę uzdrowiska. Królowa Marysieńka Sobieska przebywała tu w 1687 r. W tym czasie miejscowość ta nosiła nazwę Warm Baden, czyli nieomal dosłownie przetłumaczona na niemiecki dawna słowiańska nazwa — Ciepłowody.
5 Fraucymer — dosłownie: pokój kobiecy; tutaj: damy dworu.
6 W. Łoziński, Życie polskie w dawnych wiekach, Kraków 1958, s. 243,
7 Rezydent — w dawnej Polsce ubogi szlachcic (szlachcianka), przebywający stale w domu magnata lub zamożnego szlachcica i żyjący z ich łask.
8 Cugowy — ciągowy.
9 Piórnio — z piórami na głowie, z pióropuszami.
10 Szyszak — hełm stożkowy zakończony ostrym szpicem.
11 Giermak — suknia, długi kaftan.
12 Sajdak — kosz na strzały.
13 Darda — rodzaj halabardy.
14 Z. Gloger, Encyklopedia staropolska. Warszawa 1974, t. l, s. 239. Multanki — kobza, piszczałki.
15 Bachmat — nieduży, bardzo wytrzymały koń wierzchowy, używany dawniej przez jazdę tatarską i polską.
16 Ten najbardziej ukochany syn Marysieńki nie był jednak najstarszym z jej synów. Starszy od niego był pierworodny Sobieskich — Jakub Ludwik Henryk Sobieski, zwany przez ojca Fanfanikiem lub Kubeczkiem, a traktowany przez Marysieńkę jako „coś gorszego". Nie mogła ona przeboleć tego, że pierworodny przyszedł na świat jako syn hetmana polnego, a nie króla. Jan III kochał go jednak bardzo. Było to dziecko — jak je opisują współcześni — „nieco koślawe, a gdyby urodził się w mizernym stanie z pewnością okrzyknięto by go garbusem". Jakub nie zapomniał różnicy czynionej przez matkę między nim i beniaminkiem-Aleksandrem ani matczynych wymyślań: „ty hetmański synu...". Do rewanżu doszło po śmierci króla. Królewicz Jakub pośpieszył na zamek, odebrał od gwardii przysięgę wierności, opieczętował skarbiec i przesłał matce wiadomość, że... na zamek jej nie wpuści!
17 Rękodajny — dworzanin u wielkich .panów w dawnej Polsce, dopomagający im w miarę potrzeby przy wsiadaniu na koń lub do powozu.
18 Foryś — jadący przodem; niegdyś u możnej szlachty pachołek jadący z trąbką konno przed karetą dla zbadania drogi, nieraz trudnej do przebycia; później nazwę foryś dawano służącym oficerów.
19 Nieobecność jego spowodował świadomie cesarz Leopold, któremu nie w smak były propolskie sympatie tak znacznego rodu. Na czas pobytu Marysieńki w Cieplicach cesarz odwołał Schaffgotscha do Wiednia. On sam zapewne wolałby być na miejscu, by dostojnemu gościowi osobiście czynić honory domu.
20 M. Terlak, Cieplice Śląskie. Zdrój i okolice. Warszawa 1971, s. 19.
21 Rząd — uprząż końska.
22 Janczarka — strzelba używana przez janczarów, później przez wojska nieregularne.
23 Zob. W. Łoziński, Życie polskie..., jw.: „Zwycięstwa Jana III zasypały Polskę bogatym łupem broni, szat i sprzętów tureckich, nadając strojowi i otoczeniu Polaków uderzające piętno Wschodu". Zob. również J. Ch. Pasek, Pamiętniki, Wrocław 1979: „Zdobycz nasi wzięli wielką pod Chocimiem w srebrach, rzędach i sepetach [skrzyniach]; w sepetach zaś one specjały wyborne, co mógłby co drugi sepet na sto tysięcy rachować".
24 Nie posiadamy zestawienia kosztów podróży Marysieńki i jej orszaku z Wilanowa do Cieplic. Dość dobre jednak rozeznanie wysokości tych kosztów przynosi Diariusz legacji kardynała Geatano, który w roku 1596 w orszaku trzy razy mniejszym, bo pięćsetosobowym, jechał z Rzymu do Polski na koszt polskiego króla. Jan Gintel w książce pod tytułem Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie (Kraków 1971, t. l, ss. 189, 190) podaje: „Rachunek ekspensy codziennej w podróży z Krakowa do Warszawy dla J. W. Mości księdza kardynała Geataino, legata Stolicy Apostolskiej, nuncjusza Malaspina, ich prałatów i dworu na osób pięćset i dwieście pięćdziesiąt koni, wszystko kosztem J. K. Mości. Co dzień: Wołów 2, Wieprzów 6, Gołębi 50, Pół wieprza solonego. Cieląt 7, Baranów 7, Kapłonów 18, Kurcząt 76, Ozorów 6, Gęsi 26, Masła funtów 60, Białego chleba za 12 złotych. Żytniego chleba za 6 złotych, Piwa beczek 20, Wina baryłek 3, Indyków 3 lub pawiów, Kaczek dzikich 10, Kuropatw 10, Przepiórek 10, Bażantów 6, Ptaszków małych 120, Sarn, jeleni i innej zwierzyny ile potrzeba, Cyranek 30, Serów małych 30, Śmietanki funtów 2, Grzybów 180, Masła świeżego funtów 3, Sera wiśniowego dla robienia sosów czarnych sztuk 10, Ciasta miodowego sztuk 6, Miodu białego funtów 8, Octu winnego — garncy 6, Octu piwnego baryłka, Cebul kosz. Pietruszki pół kosza, Grochu kosz. Rzepy kosz, Kapusty głów 60, Pasternaków 100, Oliwy funtów 6, Ogórków solonych, słój, Sałaty ile potrzeba, Drzew i węgli — ile potrzeba, Owsa korcy 72, Siana i słomy — ile potrzeba. Na piątek i sobotę: Szczupaków dużych 4, Szczupaków średnich 12, Szczupaków mniejszych 40, Karpiów 8, Różnych ryb funtów 20, Siedzi funtów 10, Pstrągów toż samo, Oliwy funtów 12, Grzybów ile potrzeba, Śliwek suchych funtów 10, Manny toż samo. Masła funtów 90, Sera dla ludzi funtów 100, Cert 12, Łamów 60, Łososi ile można dostać, Ryb ordynaryjnych dla ludzi ile potrzeba. Owoców ile potrzeba, Różnych krup ile potrzeba, Wina, miodu, piwa — ile potrzeba". — To wszystko dla pocztu pięćsetosobowego, a Marysieńka miała przecież przy sobie tysiąc pięćsetosobowy orszak! Nic więc dziwnego, że wyliczający koszty ciepliczanie dochodzili do sum zawrotnych.
25 Matką Marysieńki i żoną markiza d'Arquien była Franciszka de la Chatre, guwernantka Marii Ludwiki Gonzaga, późniejszej królowej polskiej. Królewska guwernantka, ale tylko guwernantka. Manie Gasimire reine de la Pologne — jak z rozmachem podpisywała się na dokumentach Marysieńka — zawsze czuła się w pewnym sensie córką Franciszki de la Chatre — guwernantki... Wymawiała też królowi Janowi III, jakby to była jego wina:
„Cała Europa naśmiewa się z Waści, że masz za teścia prostego markiza".
26 Starsza siostra Marysieńki, Ludwika, wytoczyła ojcu, markizowi d'Arquien publiczny proces o spuściznę po matce, którą to spuściznę zacny ojczulek podstępnie zagarnąwszy, hojnie przepuszczał na hulanki i metresy. Ujawnienia tak niemiłych spraw familijnych na forum publicznym Marysieńka nigdy nie mogła darować swojej siostrze.
27 Pawimenty — podłoga, posadzka.
28 Klawicymbał — inaczej klawesyn, dawny instrument muzyczny klawiszowo-strunowy wydający ostre, donośne tony, będący połączeniem cymbałów z klawiaturą.
29 Mułły — tu w znaczeniu: stopy, drobne nóżki.
30 De publicis — o sprawach publicznych.
31 Antykamera — przedpokój.
32 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., ss. 11—12.
33 T. Żeleński (Boy), Marysieńka Sobieska, Warszawa 1971, ss. 200—201.
34 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw. s. 77.
35 Dla szarmu — dla uroku, czaru.
36 Balwierz — fryzjer, cyrulik, golibroda.
37 Admirować — uwielbiać, podziwiać.
38 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., s. 32.
39 T. Żeleński, Marysieńka..., jw. s. 201.
40 W konkursie gości — wśród gości.
41 H. Muszyńska-Hoffmaaowa, Panie..., jw. ss. 10, 39, 42.
42 Gładysz — elegant, fircyk, galant, piękniś, strojniś.
43 Kares — pieszczoty, czułości, umizgi, przymilania się.
44 Inwituje — zaprasza.
45 H. Myszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., ss. 10, 39, 42.
46 Komeraże — plotki, intrygi, nieporozumienia.
47 Ablucja — mycie się.
48 Sylfida — żeński sylf, tj. zwiewna istota napowietrzna w mitologii celtyckiej i germańskiej. Określa się tak dziewczynę pełną lekkości i gracji.
49 Nie należy się dziwić temu stwierdzeniu, bo Marysieńka często była brzemienna. Łącznie urodziła dziewiętnaścioro dzieci: troje panu Zamojskiemu, które wszystkie zmarły jako niemowlęta i szesnaścioro Sobieskiemu — licząc zarówno dzieci utrzymane przy życiu, jak i zmarłe w niemowlęctwie.
50 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., s. 41.
51 Predylekcja — szczególne upodobanie, skłonność, słabość.
52 Encore — jeszcze.
53 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., ss. 14, 15. Avec plusieu Czerkieski roi, voila — z pluskającymi Czerkieskami roi, otóż to. Roić śnić, marzyć.
54 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., s. 44.
55 Przed wstaniem Marysieńka lubiła z łóżka obserwować swoje obrazy. Tolerowała w swej sypialni tylko obrazy świątobliwej treści, które przywiozła ze sobą również do Cieplic. Zawisły więc w jej cieplickiej sypialni wizerunki świętych: św. Józefa — patrona szczęśliwych małżeństw, św. Cecylii — patronki muzyki, św. Franciszka z Asyżu — patrona wierszopisów. Między tę świątobliwą socjetę zabłąkał się obraz przedstawiający pijanego Bachusa. Gdy jedna z dworek ośmieliła się zagadnąć o to królową — odebrała zamiast odpowiedzi kose spojrzenie, a później krótkie: tais — toi, Marie
56 Lansady — posuwiste, płynne podskoki, podrygi.
57 W połowie XVII wieku następuje radykalny niejako przewrót w stroju elegantek polskich. Dotąd — obok oryginalnych polskich ubiorów — przeważały mody włoska i niemiecka. Teraz, wraz z królową Marią Ludwiką, toruje sobie drogę do Polski moda francuska, utrwala się następnie za rządów Marii Kazimiery Sobieskiej i utrzymuje się zwycięsko przez cały wiek XVIII. Prawdziwą rewelacją, a zarazem powodem wielkiego zgorszenia i gwałtownych satyrycznych wycieczek było odsłonięcie nie tylko szyi, lecz również gorsu, wniesione przez fraucymer obu królowych. Dotąd, nawet przy wyciętych, czyli tak zwanych „opadłych" sukniach, szyja i pierś kryły się na przykład pod koronkami. Teraz nie tylko szyja była obnażona i jak ubolewa jeden z ówczesnych rymopisów „zubożała, biedna, przy samych tylko perłach pozostała", ale poczęto obnażać także gors — nowatorstwo w Polsce przedtem niesłychane, zuchwałe, skandaliczne. Moda kobieca wzbogaca się wtedy również o trzy inne nowości: nowe fryzury, puder i muszki.
58 W. Łoziński, Życie polskie.., jw., s. 135.
59 Kanak — naszyjnik.
60 Manela — bransoleta.
61 Karbunkuł — szlachetny kamień barwy czerwonawej (rubin, granat).
62 Chryzolit — minerał barwy żółtej lub zielonawej.
63 Sardonik — kamień półszlachetny o naprzemianległych jaśniejszych i ciemniejszych warstewkach barwy czerwioinobrunatnej.
64 Żabiniec — drogi kamień.
65 W. Łoziński, Życie polskie..., jw., s. 144.
66 Comme souvenir — jako pamiątka.
67 Palcami jadała wówczas ogromna większość ludzi wszystkich stanów. Król Ludwik XIV do 1658 r. nie używał widelca. W Jaworowie tylko cudzoziemcom podawano noże i widelce.
68 W. Łozłński, Życie polskie..., jw., s. 209.
69 Den Kőnig voin Polem — króla Polski.
70 Jak widać odsiecz wiedeńska znalazła swe odbicie nie tylko w specjalnie sporządzanych kartach do gry, ale również w kamieniach warcabowych, których reprodukcje znajdują się w tekście niniejszej książki.
71 Avec une grandę ochota — z wielką ochotą.
72 Cadeau — podarunek.
73 Sztajer — powolny taniec styryjski w takcie 3/4 z przyśpiewkami; także rodzaj szybkiego walca.
74 O du lieber Augustyn — o ukochany Augustynie.
75 T. Żeleński, Marysieńka..., jw., ss. 61, 69, 91.
76 Adwersarz — przeciwnik, nieprzyjaciel, człowiek nieprzychylnie usposobiony, będący przeciwnego zdania.
77 Asambl — zebranie towarzyskie, bal, raut.
78 Abort — przedwczesne przerwanie dąży, poronienie.
79 H. Muszyń&ka-Hoffmanowa, Panie..., jw., s. 45.
80 Dykteryjka — krótkie, żartobliwe opowiadanie, zabawna historyjka; anegdota.
81 W przytomności — w obecności.
82 H. Muszyńska-Hoffmanowa, Panie..., jw., s. 38.
83 T. Żeleński, Marysieńka..., jw., s. 160.
84 Marysieńka wykorzystała osobiste powiązania z papieżem, który swojego czasu, nie będąc jeszcze Ojcem Świętym, połączył dłonie państwa Sobieskich, jak też wykorzystała mocne w Rzymie stanowisko Forbin de Jansona, który Sobieskim zawdzięczał własny kapelusz kardynalski. Przy tak silnym poparciu ojcu Marysieńki wątpliwy styl życia, brak statku i powagi, zaszargana opinia, a nawet brak święceń kapłańskich nie okazały się przeszkodą dla uzyskania purpury kardynalskiej z rekomendacji monarszej. I w ten sposób Marysieńka raz jeszcze postawiła na swoim.
85 „Tygodnik Ilustrowany" 1883 nr 42, ss. 242—243; nr 43, se. 258—259.