Nie zdradzać ziemi ojczystej


Nie zdradzać ziemi ojczystej

Ks. Prof. Czesław Bartnik

Zgoda rządu - bez mandatu Sejmu i Narodu - na "wolny obrót ziemią", właściwie już od teraz, w czasie naszej zapaści gospodarczej i konania rolnictwa polskiego, jest złem nie tylko dyplomatycznym, politycznym i gospodarczym, ale także moralnym i ludzkim. Przypomina żywo postawę judzkiego Menelaosa (II wiek przed Chrystusem), zwolennika "zachodniego" hellenizmu, który kupił sobie u Antiocha IV, potwornego wroga Żydów, stanowisko arcykapłana i pomagał mu potem w grabieniu Jerozolimy i świątyni. Na kartach Pisma Świętego został nazwany "zdrajcą praw i ojczyzny" (2 Księga Machabejska 5, 15).

Z doświadczeń ziemi

Pokolenie marksistowskie, liberalistyczne i globalistyczne, choć przeważnie nastawione materialistycznie, nie ma jednak zrozumienia dla ziemi. Kiedyś w Polsce było inaczej. Ja na przykład przeżyłem 10 lipca 1943 roku wysiedlenie naszej rodziny z domu, gospodarstwa i z ziemi w Źrebcach na Zamojszczyźnie. Musieliśmy w ciągu 20 minut opuścić wszystko, zabrać ze sobą tylko to, co się zmieści na furmankę, i uchodzić w obce strony. Co znaczy rolnik bez ziemi! No, można było zostać u tzw. czarnych, czyli osiedleńców niemieckich, ale tylko za niewolnika lub parobka. Potem, przejeżdżając gościńcem, patrzyłem z bólem, jak "czarni" uprawiają ojcowiznę, zbierają zasiane przez Ojca zboża - z miną zdobywców, "nadludzi". Gdy się za bardzo zbliżyłeś do swojej ziemi, grozili, strzelali. To była ich ziemia. Zresztą do dziś we Francji, Szwecji, Danii, jeśli ktoś wtargnie na ziemię "prywatną", gospodarz może strzelać.

Wówczas jednak była u nas nadzieja: na wschodzie grzmiał front i zbliżała się klęska okupanta. Dziś na sprzedanych legalnie i nielegalnie gruntach, za okupacyjny pieniądz kolonizatorski, przeważnie z powodu naszej nędzy, nadziei już nie ma. Podobno sprzedano już nielegalnie na Ziemiach Odzyskanych ok. 600 tys. ha ziemi, lasów, łąk i jezior - Niemcom, Holendrom, Skandynawom, Żydom... I na tych gruntach już nie ma Polski. Tylko są szczuci psami przechodzący tamtędy nędzarze polscy. I w ten sposób Ziemie Odzyskane staną się szybko ziemiami straconymi dla Polski.

W rolnictwie od mniej więcej 10 tysięcy lat dokonują się co jakiś czas głębokie przełomy natury gospodarczej. Większe czy mniejsze zbiorowości opuszczają swoje ziemie - po kataklizmach, wygnani, emigrujący, pędzeni zawieruchą wojenną, nędzą. W Polsce bywało, że ktoś sprzedawał swoje ziemie, porzucał, był wypędzany (jak ci zza Buga), a może i przepijał lub - jak niektórzy ziemianie - przegrywał w karty. Ale to nie było w majestacie układów, prawa i państwa. To były sytuacje nieszczęśliwe. Dziś ma to być "wolny obrót ziemią". Taki jest cynizm rewanżystów zachodnich i kolejnych ekip rządzących w Polsce. Podobno każdy może kupić ziemię, byle stanął do konkursu. A jakże! U nas stają do konkurencji, powiedzmy, Rockefeller, który może jednym aktem kupić całą ziemię polską, i półżebrak, chłop polski, który nie ma zbytu, wobec zalewu zachodniego, nawet na jedną osełkę masła, a pożyczka w banku jeszcze pogłębi zapaść. "Niech chłop polski staje do wolnej konkurencji!" - wołają nasi "sprzedawcy" polityczni. Tego rodzaju "wolny obrót ziemią" jest rzeczywiście godny miana "zdrady praw i ojczyzny". Jest to po prostu polityka "oddawania" Niemcom Ziem Odzyskanych przez państwo, które jest ich właścicielem. Państwo, które nie chce uwłaszczyć Polaków, ale chce zniszczyć półtora miliona gospodarstw w całej Polsce, żeby stworzyć farmy zachodnie, a wieś "niech zdycha", bo jest katolicka i nie dała się skomunizować. Chłop polski jest już dziś "dinozaurem" - dla Europy, dla Ameryki, dla socjalistycznego Izraela, dla "nowoczesnej Polski".

Czego nie rozumieją?

Wydaje się, że przeciwnicy polskiej wsi nie są dostatecznie wykształceni i nie rozumieją polskiej kultury, ducha polskiego, ani roli ziemi w życiu społeczeństw. Są to przeważnie społeczno-polityczni propagandziści, zauroczeni prymitywnymi i jednostronnymi hasłami.

Epoka rolnicza nie skończyła się w ludzkości. Będzie trwała jeszcze tysiące lat. Nie wolno zalewać czarnoziemów betonem, asfaltem, sztucznym tworzywem. Zachodzi też ciekawa różnica między ludźmi wierzącymi a niewierzącymi. Pierwsi opierają się na naturze i przyrodzie, traktując ją jako osobisty dar Stwórcy dla człowieka. Drudzy bazują na technice i twórczości, a ziemię traktują jako swój łup, niewolnicę, anonimowe tworzywo dla budowy "nowego" świata, gdzie oni będą bogami. Ale mądrość nie chce przeciwstawiania obu tych stanowisk, a raczej każe je godzić. Tak postępowała ludzkość dotychczas. Pierwsi muszą tylko więcej tworzyć, a drudzy muszą głębiej patrzeć na całość życia. Szkoda jednak, że dziś wybuchł jakiś wulkan pychy ludzkiej, wszyscy są "jak bogowie".

Tymczasem w oczach bodajże większości naszych polityków i ekonomistów ziemia wydaje się czymś "przestarzałym", jedynie towarem, czynnikiem wyłącznie ekonomicznym. Nie rozumieją, że ziemia jest formą życia, mieszkania na globie ziemskim. Ziemia jest żywicielką, więzią społeczną, wolnością, pokojem, bezpieczeństwem, przestrzenią ludzką, warsztatem pracy, małą ojczyzną. Nie jest wcale obojętne, czy włada nią członek danej społeczności, czy wróg, altruista czy sobek, a może okupant, kolonizator, ciemiężyciel ludzi. Popatrzmy, jak wygląda życie w Ameryce Łacińskiej, gdzie ziemia jest niemal w całości w rękach wielkich posiadaczy, magnatów masońskich, ludzi obcych! Jak oni ciemiężą Indian, zniewalają, mordują, deprawują. Prawcie Indianom, że są "ksenofobami", czyli że nie miłują tych "obcych". Prawda, że w Polsce od XII wieku władze często sprowadzały chłopów innych narodowości, żeby lokowali i zaludniali wsie. Ale to było korzystne dla gospodarki polskiej i tak robiono w całej Europie. Dziś sprzedaż ziemi - a właściwie przy tak niskich cenach podarowanie - obraca się na szkodę państwa we wszystkich dziedzinach jego życia. Ciekawa jest ta filozofia rządów polskich: Polakom męczonym na Wschodzie, np. w Kazachstanie, nie chcą przydzielić ani piędzi ziemi państwowej, a oddają wszystko krezusom zachodnim, którzy pieniądze prześlą do swoich krajów. Jest to przestępcze postępowanie.

Inteligencja polska jest pod nieszczęsnym wpływem XIX-wiecznej filozofii niemieckiej, która zresztą legła u podstaw marksizmu i według której świat jest "w myśli" (w idei), a nie "na ziemi". Według zdrowej filozofii, nie ma życia społecznego, narodu, państwa - bez terytorium, bez ziemi. Według pogrobowców idealizmu, dzisiejsza społeczność, nawet państwowa, właściwie nie potrzebuje już terytorium, wystarczy jej technika, postępowa ideologia i żywy pieniądz jako surogat ziemi. I tak AWS - choć jej przywódcy nie musieli sobie zdawać z tego sprawy - zakładała, że Polska solidarnościowa to nie terytorium, lecz wspólnota zawodowa i hasłologia reform. Dla UW Polska to przestrzeń elit bogacących się na tle anonimowych mas robotniczych (wsi w ogóle nie dostrzega). Dla SLD Polska to powracanie do PRL, odzyskiwanie zdobyczy społecznych, władzy i majątków kapitałowych. Dla PSL - niestety - Polska to zespół stanowisk i awansów ludzi, uciekających ze wsi do miasta.

Dla wszystkich tych partii - tak się nam to jawi - nie są potrzebne nie tylko ziemie, ale i masy ludzkie, które są jedynie ruletką wyborczą, byle tylko była jakaś czasoprzestrzeń dla działania, zresztą przeważnie pustego co do treści. I tak polityka, także w Polsce, żyje ciągle w świecie utopijnym, sztucznym.

Nieprzejrzystość polityki UE

Naszą nieufność budzą następujące zachowania Unii Europejskiej: tajność rozmów w ogóle, przekręty gospodarcze wobec Polski, kumanie się z Rosją ponad nami, ateizm społeczny (religia jest tylko sprawą prywatną), ideologia liberalistyczno-globalistyczna i masońska, totalitaryzm biurokratyczny, despotyzm i megalomania władz UE, niedotrzymywanie warunków umów w przejętych przez biznes zachodni naszych przedsiębiorstwach, próby rozbicia państwa polskiego na dzielnice - regiony i inne. Widać jak na dłoni, że pewne ośrodki zachodnioeuropejskie chcą kreować w Polsce fantazyjny, wymyślony zza biurka świat kolonialny, o innej religii, innej etyce, kulturze, o barbarzyńskich manierach. Wyczuwamy rozbrat między wystąpieniami poszczególnych władz UE a ideologią ośrodków opiniotwórczych.

Przede wszystkim UE ma się przeorganizować. Nie mówi dokładnie, w jakim kierunku, a nas wzywają do szybkiego wchodzenia do niej - w ciemno? Polskiemu rolnictwu, zrujnowanemu przez komunizm, obiecują dotacje, ale dopiero za kilka lat. Nie dotrzymują wstępnych obietnic pomocy, nie dając nam na to ani jednego euro. Chwalą nasz rząd za ustępstwa, jak dziedzic parobka, ale sami w niczym nie ustępują, dopiero "będą radzić". Nasuwa się też podejrzenie, dlaczego politykom i urzędnikom zachodnim tak zależy na "wolnym obrocie" naszą ziemią? Dlaczego używają wszystkich swoich wpływów, by nie powstawały polskie partie narodowe, niezależne od finansjery zachodniej; by ukrócić wpływy naszego Kościoła, by nie zakładać szkół katolickich (np. w Toruniu), a pozostawać jedynie przy szkołach, które kontroluje masoneria? Dlaczego działają na szkodę naszego rolnictwa przez sztuczne bariery i zakazy, przez podstępne wypchnięcie nas z rynków wschodnich i przez żądanie, byśmy się odgrodzili szczelnie od Ukrainy, Białorusi, Rosji, podczas gdy sami nawiązują coraz ściślejsze i pełniejsze stosunki z tymi krajami? Czy to dla naszego dobra? Niektórzy wysocy urzędnicy UE tłumaczą, że przekręty gospodarcze przeciwko Polsce są dziełem tylko niektórych biznesmenów i władze nie mają na to wpływu. Jeśli tak, to po co pertraktujemy z władzami o sprawach gospodarczych, trzeba rozmawiać tylko ze światem biznesu. Same sprzeczności. Zachód lubi od wieków traktować nas jako niedorozwiniętych.

Nasi (?) przywódcy zarzucają perfidnie społeczeństwu katolickiemu nacjonalizm, ksenofobię (lęk przed obcymi) i oszołomstwo, bo m.in. bronimy Ziem Odzyskanych przed wyprzedażą. I pytają bałamutnie: "A dlaczego Węgry żądają tylko siedmiu lat moratorium na ziemię?". "Kpi, czy o drogę pyta" - mówili nasi ojcowie. Właśnie, Węgry nie mają problemu ziem odzyskanych od potężnych Niemiec, ani rewanżystów, wyglądających zza miedzy.

Nasze ziemie zachodnie i północne są ciągle jakimś zakładnikiem politycznym. Rząd polski przedtem nie inwestował w te tereny. Ludzie żyli tam od roku 1945 tymczasowo. Przywódcy sowieccy (np. N. Chruszczow) już ze dwa razy zgłaszali projekt "oddania" tych ziem Niemcom. Zresztą do dziś Zachód nie uznał ich oficjalnie za polskie, zostały nam przydzielone w Poczdamie przez samego Stalina. Uznał je jedynie Jan XXIII, a potem w pełni Paweł VI, ustanawiając tam stałe diecezje, ale był za to ciągle atakowany przez Niemców. Ponadto obecnie Rosja i Niemcy budują sobie "korytarz współpracy", wiążąc Obwód Kaliningradzki przez ziemie polskie z Niemcami i z drugiej strony z Białorusią. Rosja rozważa też ewentualność oddania Obwodu nie Polsce, lecz Niemcom, które by miały własny korytarz z ziem zakupionych, a przynajmniej autonomiczną autostradę. Wprawdzie nie powinno być w całej Europie granic, ale czy już nadszedł po temu czas, zwłaszcza że różne koncerny tworzą granice ekonomiczne absolutnie nie do przebycia?

Dlaczego nasz rząd, jeśli jest za "sprawiedliwym globalizmem", nie upomina się o utworzenie pełni praw dla Polonii w Niemczech i o możliwość zakupu niemieckiej ziemi przez Polaków tam mieszkających? Tyle o to proszą! Takie niesprawiedliwe postępowanie jest podyktowane uzależnieniami ekonomiczno-politycznymi i nie odpowiada polskiemu poczuciu suwerenności i wolności. Dlaczego społeczeństwa zachodnie postrzegają nas często jako złodziei, kombinatorów, przestępców, a ich rządy i władze UE tak pragną "wolnego obrotu ziemią polską"? Czy nie ma w tym fałszu? Przy tym polskie władze wcale nie tępią naszych złoczyńców, buszujących po Zachodzie. Że nie ma pieniędzy? To dla dzieci taka gadka. To z pogardy dla dobrego imienia Polski. Po co zachodnim społecznościom nasza ziemia, skoro one już zaczynają wymierać? Jest to ekspansja polityków zachodnich, a nie społeczeństw. Dlaczego nie chcą naszych, często fachowych i zdolnych pracowników, a przyjmują miliony z Bliskiego Wschodu, Azji, Afryki, bynajmniej nie tylko dla prac służebnych i niewolniczych? Są to maniery panów i kolonizatorów, które przyniosą ze sobą na nasze ziemie.

Właśnie z polityki władz UE zdają się wyzierać takie zamiary. Przypomina się tu pewien fakt. Granica zaboru Polski między Niemcami a Rosją w roku 1939 została nagle skorygowana, gdyż Joseph Goebbels wytargował u Stalina Puszczę Augustowską, żeby tam - wzorem dawnych książąt litewskich - urządzać sobie polowania. Obawiamy się, czy owa wybiórcza pomoc ekologiczna UE, np. w zalesianiu ziem polskich, nie oznacza chęci przygotowania sobie terenów myśliwskich, rekreacyjnych i sportowych. Tym i podobnym celom zdaje się służyć, dyktowana przez finanse zachodnie, regionalizacja Polski, tak skwapliwie przyjęta przez poprzednią koalicję, która powinna była raczej odbudowywać silne państwo polskie, by wyjść z chaosu, z upadku moralnego, z dżungli przestępstw gospodarczych. Obawiamy się, że kolejnym naszym rządom nie chodzi o dobro Polski w ogólnym znaczeniu, lecz jedynie o umacnianie swych zdobyczy politycznych i ekonomicznych, o przetrwanie do końca kadencji, a w końcu o podrzucenie Zachodowi naszego kraju, by uniknąć odpowiedzialności przed własnym Narodem. Wszystkie te kombinacje pokrywa się puszystym śniegiem propagandy. Dlaczego politycy polscy nie mają odwagi, by powiedzieć prawdę? Czyżby dyplomacja musiała być rozumiana jako sztuka oszukiwania?

Polska musi patrzeć szeroko

Nasze życie w Polsce popada w jakieś straszne zawężenia. Ich główną przyczyną jest chyba wybiórcza moralność, która prowadzi w rezultacie do ogólnej patologii. Jak na przykład wytłumaczyć, że liczni politycy, głoszący szczytne hasła socjalne, mają jednocześnie tyle niezrozumienia, a nawet nienawiści, jeżeli chodzi o wieś polską i o ziemie polskie? Odmawiają chłopom wszelkich praw społecznych, zwłaszcza do strajku, chcą ich wepchnąć w niewolę masońskich farmerów zachodnich i "gorszą się", kiedy wieś polska broni się przed śmiercią. Jednocześnie wsi zarzucają kierowanie się nienawiścią. I rząd, będący właściwie właścicielem Ziem Odzyskanych, nie chce, na czele z prezydentem, uwłaszczyć chłopów, ale zamierza te ziemie szybko sprzedać, żeby ratować nieudolny budżet.

I jeszcze jedna ważna sprawa. Chodzi o wyjazd naszych wojsk do Afganistanu, na żądanie Ameryki. Przypomina to haniebne wysłanie przez Napoleona Polaków z Legionu Dąbrowskiego w roku 1802 na San Domingo, w celu uśmierzenia buntu Murzynów przeciwko okrutnym Francuzom. Ale wówczas liczono, że Bonaparte wyzwoli Polskę. A dziś? Dziś może to być jeden z elementów skonfliktowania islamu z chrześcijaństwem, gdyż muzułmanie często utożsamiają Polskę z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, a więc w ich oczach Papież wysyła swoich przeciwko islamowi, "w obronie Izraela". Tymczasem sami Amerykanie, jak się wydaje, wcale nie chcą schwytać ani bin Ladena, ani Omara. Prawdopodobnie nie chcą do końca prowokować świata islamskiego.

Tak to obawiamy się, że polityce polskiej brakuje realizmu i wolności decyzji. A rząd SLD robi się jakiś bardzo religijny, gdyż nabywców ziemi polskiej przedstawia nam jako aniołów z nieba. Żeby nie okazało się, że są to demony.

ks. Czesław S. Bartnik, Nasz Dziennik, 2001-12-29

2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gawęda o miłości ziemi ojczystej
Nie z tej ziemi Opowiadania z dreszczykiem (PDF + ePUB), Nie z tej ziemi Opowiadania z dreszczykie
Antologia SF Nie z tej ziemi Opowiadania z dreszczykiem
Fanfick którego tytułu wam nie zdradzę rozdziały 10 11
Fanfick którego tytułu wam nie zdradzę rozdział 14
Nie rzucim ziemi skąd nasz ród
Zwierzeta nie z tej ziemi
Słowa nie z tej ziemi
Fanfick którego tytułu wam nie zdradzę rozdział 15
Żołedziewska Alina Gawęda o miłości do ziemi ojczystej
39 Nie rzucim ziemi skąd nasz ród walka o polskość w zaborze pruskim

więcej podobnych podstron