KRZYSZTOF MĄDEL SJ
RESZTA NALEŻY DO UCZNIÓW
Jeśliby badać cierpliwie rodowody myśli, to okazałoby się, że Eric Voegelin jest bliskim krewnym Sokratesa. Co prawda ten ostatni w przeciwieństwie do pracowitego Voegelina nie zostawił po sobie żadnych pism, jednak dla obu filozoficzna zagadka jest przede wszystkim problemem dialogu. Sokrates, a za nim i Voegelin, przede wszystkim chce dogadać się z rozmówcą tak, żeby ten odnalazł w sobie prawdę oraz pewność, że prawda nie jest ani kukułczym podrzutkiem, ani wynikiem samorodnej fermentacji, ale czymś w istocie boskim. Innym przodkiem Voegelina, i to w linii prostej, jest Platon. Właśnie to pokrewieństwo sprawia, że Voegelin nie dyskwalifikuje mitologicznych i symbolicznych nośników prawdy na korzyść li tylko pojęciowych struktur. Jest Voegelin także erudytą, prawdziwym połykaczem zasobów kultury piśmiennej od najdawniejszej starożytności poczynając. Niekiedy odzywa się w nim zrzędliwy prorok, który chce czym prędzej skruszyć złote cielce epoki pary, elektryczności i Oświęcimia, ale i tu nie brak mu horacjańskiego umiaru. Eric Voegelin jest ptakiem rzadkim.
Jest także autorem trudno dostępnym. Także w sensie geograficznym. Co prawda ukazały się po polsku jego dwie mniejsze prace, ale sięgnięcie do fundamentalnego dzieła Order and History możliwe jest zaledwie w paru bibliotekach, a nawet i tam peerelowską niechęć do druków z Ameryki trzeba pokonywać marszem, bo poszczególne tomy żyją w separacji. Tymczasem dla amerykańskich konserwatystów Voegelin jest myślicielem pierwszej wielkości. Jego prace wywarły wpływ na autorów takich jak Hallowell, Molnar, Nisbet, Leo Strauss, Weaver czy Yiereck. Publicyści zwią go niekiedy anty-Heglem, co wydaje się równie słuszne jak nazwanie jaja anty-kurą. Owszem, Voegelin jest krytykiem tzw. niemieckiego idealizmu, ale przecież nie w tym rzecz. Kiedy w roku 1938 po Anschlussie Austrii musiał porzucić wykłady z politologii na Uniwersytecie Wiedeńskim i szukać schronienia w Ameryce, to przecież nie dlatego, że obraził Gestapo wydaną dziesięć lat wcześniej książką Uber die Form des amerikanischer Geistes. Po kilkunastu latach pracy na skromnym uniwersytecie stanowym w Baton Rouge (Luisiana) objął katedrę politologii w Monachium. Prowadzone tam w latach 1958-69 wykłady, wydane później jako Wissenschaft, Politik und Gnosis, zakołysały ziemią nie tylko pod stopami niemieckiego idealizmu. Voegelin nie widział powodów, by marksizujący egzystencjalizm czy jakieś inne pseudo-intelektualne mody lat 60. stawiać cokolwiek wyżej od intelektualizmu Hitlera i jego mistrzów. Po powrocie do Stanów kontynuował pracę m.in. nad wspomnianą wielotomową monografią Order and History w Instytucie Hoovera (Kalifornia), aż do swej śmierci w roku 1985.
Filozofia polityczna Voegelina posiada antyczny rodowód. Punktem wyjścia jest dla niego najbardziej ogólne pytanie o człowieka - pytanie, na które człowiek udziela odpowiedzi własnym życiem, niejednokrotnie myląc się przy tym tragicznie. To samo pytanie o sens stawia filozof posługujący się narzędziami logiki i tworzący swoiste typy racjonalności. Pomyłki filozofa bywają znacznie bardziej dotkliwe w skutkach, a to dlatego, że jego mniej lub bardziej metodyczny dyskurs może prowadzić do fałszywych syntez na głębinach ducha
zbiorowego. Za jedną z najtragiczniejszych w dziejach ludzkości pomyłek Voegelin uznaje przenoszenie pytania o sens z egzystencji jednostkowej na same dzieje. Ani Hegel, ani nawet Joachim z Fiore nie byli pierwszymi, którzy postawili pytanie o sens historii. Początków historiozofii Voegelin upatruje już u autorów sumeryjskiej Listy Królów. Błąd nie polega tu zresztą na stawianiu takiego pytania w ogóle, ale na uznaniu, że historia udziela odpowiedzi najważniejszej. Tymczasem, jak powiada Voegelin, porządek historii wyptywa z historii porządku. Innymi słowy, względny empiryczny porządek historii jest pochodną porządku myśli, a historia tylko w takim stopniu posiada sens, w jakim jest wynikiem celowych działań człowieka. Oznacza to także, że jest ona nauczycielką życia tylko o tyle, o ile odsłania czyjeś sensowne życie.
To odsłonięcie nigdy nie jest całkowite. Ludzka egzystencja zawsze pozostaje tajemnicą. Po pierwsze - dlatego, że z powodu ograniczenia horyzontem teraźniejszości nawet w odniesieniu do samego siebie nie można jej całej "wymierzyć". W odniesieniu do historii zbiorowej jest to tym bardziej niewykonalne. Po drugie - dlatego, że samo odnajdywanie sensu nie jest niczym innym, jak odnoszeniem tego, co zmienne (jak ludzka egzystencja), do tego, co niezmienne, wieczne. Chodzi o "odnoszenie do", a nie o "pochwycenie", bowiem to, co idealne, nigdy nie jest dostępne w pełni. Egzystencja - mówi Voegelin -posiada strukturę platońskiej metaksy, strukturę bycia-pomiędzy (In-Between), czyli rozpięta jest między sferą idealną i realną. Pierwsza z nich jest domeną Boga, ducha i wartości, drugą zaś zamieszkuje człowiek widzialny, instytucje i społeczeństwa. Stąd też wszystkie systemy religijne bądź intelektualne, które pretendują do wyjaśnienia wszystkich zagadek rzeczywistości, Voegelin nazywa "gnozami". Gnoza za wszelką cenę chce zlać niebo z ziemią. Dla Voegelina poprawna filozofia polityczna nie jest możliwa bez poprawnej teologii, o którą jako pierwszy upominał się Platon. Relacja z Transcendencją jest jedynym źródłem sensu i nie ma swojego odpowiednika w historii. Nie oznacza to bynajmniej unieważnienia historii czy społeczeństwa, a tylko przywrócenie im właściwych znaczeń.
Odnajdywanie sensu nigdy nie dokonuje się w oderwaniu do historii. Zarówno prorocy starożytnego Izraela, którzy byli świadkami wielkich teofanii, jak i filozofowie Hellady, którzy pierwsi dokonali krytycznego namysłu nad porządkiem miasta-po//s, tkwili w historii po uszy. Ale tylko "po uszy". Jedni i drudzy odkryli sens źródłowy jakby na granicy swojej niszy kulturowej. W przypadku proroków ludzka świadomość dotarła do rzeczywistości boskiej jako sfery istniejącej "od początku" czasu (from the Begining), w przypadku Greków -jako istniejącej "poza" zawartością kosmosu (from the Beyond). Pierwsze z tych doświadczeń metaksy Voegelin nazywa epifanią pneumatologiczną, drugie -epifanią noetyczną. Tymczasem myślenie gnostyckie wyklucza bądź deformuje doświadczenia wertykalne. Dla gnostycyzmu rzeczywistość zamyka się w horyzoncie biologicznym. Ostateczna interpretacja rzeczywistości jest pozioma. Niebo nie ma tu nic do powiedzenia. Zbawienie przeniesione zostaje całkowicie w ramy doczesności. W wymiarze historycznym - zdaniem Voegelina -gnostycyzm przesuwa się od cząstkowej immanentyzacji w okresie późnego średniowiecza do radykalnej immanentyzacji w dobie współczesnej. Z kolei z każdą falą rewolucyjną gnostycyzm przesuwa się od prawicy do lewicy. Gnostycyzm porywa albigensów i Eriugenę, begardów i amalrycjan, Dantego i renesansowych piewców apollińskiego królestwa, Campanellę i Condorceta, Voltaire'a, Miltona, Marksa i wielu innych.
W latach pięćdziesiątych Voegelin porzucił pracę nad dziełem The History of Political Ideas dla nowej koncepcji. Doszedł bowiem do przekonania, że idee polityczne rodzą się w doświadczeniu, które jest z natury idiomatyczne. Postanowił badać uporządkowane struktury kulturowe, które pozostawiły po sobie ślad w postaci rozmaitych form symbolicznych. W ten sposób powstała słynna monografia Order and History (I-V, wyd. 1956-87).
Jakie cele stawia Voegelin przed filozofią polityczną? Przede wszystkim chodzi mu o krytyczny opis historycznych kultur i ich swoistych typów symbolizowania prawdy o "byciu-pomiędzy", o egzystencjalnej metaksie. W drugim rzędzie, idzie o zdemaskowanie idei politycznych, które deformują już istniejące, często zapożyczone symbolizacje. Jest to cel istotny nie tylko z naukowego punktu widzenia. Losy cywilizacji jasno dowodzą, że złożony język symboliczny danej kultury (rytualny, instytucjonalny, pojęciowy, itd.) w zetknięciu z symbolizacjami innych kultur staje się mniej czytelny. Nakładające się na siebie symbolizacje stają się mało przejrzyste, wskutek czego pytanie o sens egzystencji, o religię, o porządek po//s gwałtownie się wyostrza, l zanim dojdzie do nowych, twórczych syntez, pojawia się niebezpieczeństwo przekłamań, które mogą doprowadzić do kataklizmu na skalę społeczną. Zadaniem filozofii politycznej jest więc odnajdywanie głębszej logiki języka symbolicznego. Posłużę się przykładem. Spotkanie biblijnego Izraela z kulturami o czysto kosmologicznej symbolizacji nie przeszkodziło prorokom (od Abrahama począwszy) poprawnie odczytać własną egzystencję w świetle objawienia oraz twórczo "zagospodarować" egipsko-mezopotamską mitologię, z kolei symboliczny język pojęciowy stworzony przez Platona doczekał się w historii niemal wyłącznie marnych kopistów o gnostyckich często afiliacjach.
Monografia Order and History systematyzuje główne historyczne typy symbolizacji i związane z nimi formy porządku politycznego. Voegelin wyróżnia: 1. imperia starożytnego Bliskiego Wschodu o symbolizacji w formie kosmologicznego mitu; 2. symbolizacje egzystencjalną płynącą ze starotestamentalnego objawienia; 3. symbolizacje greckiej mitologii owocującą powstaniem filozofii polis; 4. "ekumeniczne", czyli wielokulturowe imperia helleńskie i pojawienie się chrześcijaństwa; 5. nowożytne państwo narodowe i ukształtowanie się gnostycyzmu nowożytnego. Łatwo zauważyć, że pojawienie się chrześcijaństwa z punktu widzenia Voegelina-politologa nie jest jakimś szczególnym przełomem. Owszem, chrześcijaństwo tworzy swoistą symbolizacje porządku doczesnego i wiecznego w postaci tzw. prawdy soteriologicznej (prawdy zstępującej). Już pierwsi chrześcijańscy "interpretatorzy", Ewangelista Jan i Apostoł Paweł, jasno ukazują wertykalny wymiar historii zbawienia, która nie stoi w sprzeczności z historią świecką, ale też nie utożsamia się z nią. Jednak dla Voegelina punktem odniesienia pozostają pierwsze, niedoskonałe odsłony prawdy o bosko-ludzkiej egzystencji, do jakich doszło już we wczesnej starożytności, to znaczy pneumatologiczne i noetyczne objawienie Transcendencji. Voegelin początkowo był przekonany, że kulturze judeo-chrześcijańskiej należy przypisać autorstwo złudnej idei czasu linearnego (historia pojmowana jako jednorodny, nieodwracalny proces), później jednak odkrył jednoliniowe symbolizacje czasu już w pierwotnych cywilizacjach Mezopotamii. To jeszcze bardziej utwierdziło go w słuszności koncepcji metaksy. We wstępie do czwartego tomu Order and History (The Ecumenic Agę) Voegelin wytyka Abel-Remusatowi (w swoim Memoire z roku 1824 zastanawiał się nad równoległością Heraklita i Lao-tse), że przy pomocy błędnej teorii dyfuzji kulturowej na próżno usiłuje łączyć rozmaite centra duchowe i ulega tym samym pokusom ujednolicania historii, które zwiodły np. Schillera, a później Hegla, i to nawet w kwestiach empirycznych.
Studium politologii Voegelina warto rozpocząć od From Enlightement to the Revolution, gdzie znajdujemy obszerne, źródłowe i przystępnie napisane monografie. Ich bohaterami są Bousset, Voltaire, Helvetius, Pascal, D'Alembert, Turgot, Comte, a wreszcie idealiści niemieccy. Oryginalność tej pracy polega choćby na tym, że autor nie zrzuca starym konserwatywnym zwyczajem całej winy za nieszczęścia doby nowożytnej na Rewolucję Francuską czy oświeceniowych ideologów 1'esprit humain, ale cofa się w historii idei do samych początków. Polski czytelnik może sięgnąć po nieobszerną choć bardzo skondensowaną Nową naukę polityki, gdzie znajdzie odpowiedź Voegelina na pytanie o reprezentację polityczną i racjonalne uzasadnianie władzy. Do najważniejszych spostrzeżeń autora należy tam docenienie myśli Maxa Webera, który jako pierwszy spośród współczesnych uznał rolę pewnego typu racjonalności (praktycznych przekonań co do wartości) w tworzeniu się ładu społecznego, aczkolwiek jego słabością pozostaje zaniechanie pytania o wartości na poziomie teoretycznym (znane jest Webera bezkrytyczne utożsamienie kapitalizmu z duchowością kalwińską). Inne ważne wnioski dotyczą źródeł ładu dzisiejszych społeczeństw. Voegelin uznaje instytucje demokracji amerykańskiej i angielskiej za najpełniej oddające prawdę duszy. Są one produktem najstarszej z nowożytnych rewolucji europejskich. Demokracje te zachowały arystokratyczny parlamentaryzm i obyczaje właściwe chrześcijańskiemu ancien regime. Purytanie, którzy przenieśli ten porządek do Ameryki, uznawali się za idealnych chrześcijan. Natomiast gnostycyzm napędzający Rewolucję Francuską był bardziej zsekularyzowany i trwale podzielił społeczeństwo Francji na dwa obozy: konserwatywny i liberalny. Wreszcie rewolucja niemiecka dokonała się w środowisku pozbawionym mocnych instytucjonalnych tradycji, najpełniej ujawniając ekonomiczny materializm, rasistowską biologię, psychologizm, scjentyzm, itd.
Druga z istniejących po polsku książek, Lud Boży, zawiera przystępną interpretację historii nowożytnej, w której egzystencjalne napięcie metaksy Voegelin ujmuje jako konflikt jednostki z instytucją (cesarstwem, Kościołem, akademią). Śledzi przy tym bacznie dzieje idei millenaryzmu.
Jakie są pożytki z czytania Voegelina? Najpierw Voegelin to antidotum na wszelkiej maści awerroizmy, czyli (jak kto woli) bolszewizmy intelektualne lokujące ludzką duszę w kolektywie, w dziejach, w zaświatach - słowem wszędzie, tylko nie w ludzkim ciele. Voegelin prokuruje swój leczniczy wywar z ziół zbieranych w platońskich ogrodach, a suszonych między kartami świętych ksiąg Żydów i chrześcijan. Pewnie dlatego jego lekarstwo przypomina klarowną miksturę o silnym działaniu. Voegelin na dymiące głowy nie nakłada kompresów, nie leczy niestrawności głaskaniem brzucha, ani nie topi grypy w morzu soku malinowego. Zakatarzonym podaje raczej czosnek, skarżącym się na żołądek -anyżówkę, a w głowy po prostu puka. "To samo" wypędza szczyptą "tego samego". Filozofia jest dla niego najpierw zaniedbanym dziedzictwem Platona, dla którego każde pytanie było ostatecznie pytaniem teologicznym.
Więcej niż lekarzem jest Voegelin orędownikiem nowej politologii. Nowożytne tryumfy gnozy nad chrześcijaństwem - po roku 1300 w porządku praxis (ekonomiczna dysocjacja chrześcijańskiego imperium), po roku 1500 w porządku episteme (upadek starożytnej kosmologii) oraz po roku 1700 w porządku polis (równowaga sił jako nowa konstytucja polityczna) - są dla Voegelina znakiem niepokojącym, wręcz apokaliptycznym. Obecny stan cywilizacji nazywa "ekumenią Okeanosa", czyli wielokulturowym chaosem, w którym współegzystują (nie zawsze zgodnie) drobniejsze subkultury, często tylko pozornie uporządkowane. Od zawsze istnieją bowiem realne, dobre bądź złe duchy narodów i duchy dziejów, inne niż hobbesowski Lewiatan, inne niż efemerydy pojawiające się o zmierzchu na niebie historii, jak przemądrzała sowa Hegla i Minerwy, a wreszcie inne niż owe hiliastyczne duchy łudzące ostatecznym stopieniem się ziemi i nieba w Drugim Rzymie, Trzeciej Rzeszy lub Czwartym Królestwie. Realne duchy narodów i dziejów są duchami, które ludzkość dobrze zna po imieniu: Abraham, Arystoteles, Hegel, Hobbes... To właśnie oni albo wiodą za sobą dusze ku objawiającej się Prawdzie, albo rozciągają przed nimi iluzję zbiorowej duchowej substancji, która później miażdży ciała rebeliantów.
Czytelnikom Voegelina niekiedy trudno powstrzymać się od zarzutów o reakcyjny rodowód intelektualny (np. Skarżyński), o popadanie w mentorstwo nie zainteresowane ani obroną liberalnej demokracji, ani dociekaniem prawdy o tym, co leży poza metaksą, a co nie jest jej przeciwieństwem (np. Legutko). Czy rzeczywiście Voegelinowi zawieszonemu w metaksie między niebem i ziemią nie grozi utrata tchu? Czy nie traktuje zbyt lekko spraw ziemi, czy nie oślepi go słońce nowego idealizmu? A przede wszystkim czy heglowska sowa pod osłoną jakiejś nocy ludów i dziejów po prostu nie przechytrzy Voegelina? Obrona Voegelina nie wydaje się łatwiejsza od obrony Sokratesa. Kiedy obywatele Aten zakwestionowali zdanie Sokratesa o ateńskim porządku i skazali go na śmierć, nie pozostało mu nic innego, jak odwołać się do równie wymownych argumentów. Wyście to dziś popełnili - skarżył się - myśląc, że w życiu pozbędziecie się ciągłego rachunku sumienia, tymczasem waszym udziałem będzie coś całkiem przeciwnego: więcej się znajdzie takich, którzy was będą oskarżać, i będą to ci, którym ja byłem teraz natchnieniem, o czym wy nie mieliście nawet pojęcia... Innymi słowy, pod wieloma względami usprawiedliwia Voegelina wąski, jasno zakreślony i konsekwentnie przeprowadzony program badawczy, nakierowany na sam etos myślenia o polis. Myślenie to zasadza się na platońskiej przyjaźni z Bogiem i na arystotelesowskim ideale filozofa. Reszta, podobnie jak w przypadku Sokratesa, należy do uczniów.
Porządek historii rodzi się z historii porządku. Czasy są tylko takie, jacy ich święci. A nie odwrotnie. Odwrotnie bywa z nie-świętymi. Pobłądzimy, jeśli do tych ostatnich zechcemy zaliczyć jedynie sowy uśpione przez Hegla."
Krzysztof Mądel SJ