X. Aporie teizmu (2) - Iwan Karamazow zwraca bilet.
Spróbujemy teraz spojrzeć na problem zła innymi oczyma. Nie tyle oczyma filozofa, co powieściopisarza, artysty. W przeciwieństwie do Hegla, który kładł nacisk na to, co ogólne, u Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego (1821-1881) mamy do czynienia z wielką, patetyczną obroną indywidualności człowieka jako osoby, jako jednostki nazywanej konkretnym imieniem i nazwiskiem.
Czesław Miłosz w swojej Ziemi Urlo, znakomitym zbiorze esejów poświęconym zagadnieniu myśli religijnej, nazwał Dostojewskiego jednym z mistrzów naszego czasu - nie tylko XIX, ale i XX wieku. Opisuje on w sposób wyjątkowo wyraźny kulturalną i duchową sytuację, w jakiej znalazł się człowiek europejski. Kultura europejska wypracowała swoją filozofię i naukę poddając przeróbce podstawowe pojęcia teologii chrześcijańskiej. Od XVIII wieku zwróciła się przeciwko tym korzeniom. Zgodnie z hipotezą Miłosza, wartą zapamiętania i przemyślenia, inteligencja rosyjska w związku z okcydentalizacją musiała w ciągu kilka dekad przyswoić sobie idee, które na Zachodzie dojrzewały powoli, przynajmniej przez dwa stulecia: XVIII i XIX. Miłosz pozwala sobie na paralelę: Podobnie jak w wypadku niektórych chorób, nieszkodliwych dla tubylców, ale śmiertelnych, gdy zarażają się nimi obcy. Dylemat inteligencji rosyjskiej: „albo filozofia i nauka, albo religia” nabrał wyjątkowej jadowitości. Spróbuję go zilustrować odnosząc się do kilku postaci z powieści Dostojewskiego.
Najpierw jednak podam kilka uwag natury ogólnej, które pomogą nam ustalić pewien poziom refleksji nad poetyką Dostojewskiego. Bardzo niebezpieczną rzeczą jest bowiem naiwna lektura jego powieści i swobodne dobieranie cytatów. Wybitny znawca Dostojewskiego, autor pracy o jego poetyce, Michaił Bachtin, zwrócił uwagę na polifoniczność (wielogłosowość) jego powieści. Swoją strukturę przypominają utwór muzyczny, gdzie harmonia, bądź dysharmonia tworzą estetyczną jakość. Każde zagadnienie, każda idea u Dostojewskiego jest rozpisana na głosy. Każda decyzja stanowi przedmiot debaty. Można powiedzieć, że każde z dzieł Dostojewskiego jest namiętną debatą na tematy najistotniejsze i najważniejsze: dla niego, dla jego pokolenia i wydaje się, że nie tylko.
W powieściach Dostojewskiego zatem należy wyróżnić różne plany. Najpierw poziom fabularny. W wypadku Braci Karamazow czy Biesów jest to fabuła bez mała awanturnicza, detektywistyczna. Jak w klasycznym kryminale przewija się przez wszystkie karty Braci Karamazow pytanie: kto zabił? Kto jest winien? Ale rzecz nie jest rozpatrywana tylko na poziomie wydarzeń, lecz przenosi nas na następny poziom analizy: poziom psychologiczny, dramat ludzi rozdzieranych namiętnościami. Ale byłoby dużym uproszczeniem, gdybyśmy ograniczyli naszą analizę tylko do tego poziomu. Trzeba wyróżnić jeszcze niewątpliwie poziom metafizyczny, to znaczy motyw sporu idei. Iwan Karamazow siedząc w jakiejś knajpie ze swym bratem Aloszą, zanim wypowie słowa buntu, nad którymi dziś się pochylimy, pyta: o czym będziemy rozmawiali? O polityce? O tym jak się sprzedaje zboże nad Wołgą? Musimy mówić o ideach. Zdaniem Iwana wielkie idee są tym, czym żyje młoda Rosja. I wreszcie u Dostojewskiego pojawia się także poziom mistyczny, którego już nie da się wyrazić za pomocą idei. Może być wyrażony jedynie językiem obrazowym. W zapiskach, które Dostojewski podaje jako testament duchowy starca Zosimy, znajdujemy takie zdanie: Wiele na ziemi jest rzeczy przed nami ukrytych, ale w zamian za to dane jest nam tajemne, skryte poczucie żywej więzi z innym światem, ze światem wyższym, wzniosłym. A i same nasze myśli, uczucia tkwią korzeniami nie tutaj, lecz w innym świecie. Nie możemy poznać rzeczy tej ziemi. Bóg wziął ziarno z innych światów i wsiał je w naszą ziemię, wypiastował swój ogród, a wzeszło w nim wszystko, co mogło wzejść. Ale to, co wypiastowane żyje i życie zawdzięcza jedynie poczuciu swej więzi z tajemnicą innych światów. Jeśli poczucie to w nas słabnie lub gaśnie, umiera też to co wzeszło. Wtedy życie staje się nam obojętne, a nawet nienawistne. Jeżeli mistyka to nawiązanie kontaktu z tym innym, wyższym światem i poszukiwanie roślin, które by z tego świata wynosiły nas gdzie indziej, to właśnie dla Dostojewskiego jest problem życiowy numer jeden. Mistyka tak rozumiana nie jest drogą dla pięknoduchów religijnych, lecz problemem życia i śmierci, bowiem kiedy ów wymiar ginie, wtedy życie staje się nam obojętne, a nawet nienawistne.
W takiej perspektywie można analizować nie tyle teksty, co postawy ludzkie ilustrujące pewne idee, bardzo „krwiste”, prawdziwe, dynamiczne i żywe, które - idąc tropem Miłosza - były spokojnie asymilowane przez zachodnioeuropejską kulturę (nawet jeśli były początkowo trucizną, to w odpowiedniej dawce stały się lekarstwem) a w sposób namiętny i gwałtowny przez młodzież rosyjską, co spowodowało, że dla niej ich trucizna stała się w pewnym sensie zabójcza. Bohater powieści Zbrodnia i kara, Raskolnikow, morduje nikomu niepotrzebną - jak twierdzi - staruszkę. Ale jest to morderstwo spekulatywne. On nie czyni tego dla jakiegokolwiek zysku, lecz po to, aby udowodnić, że jest wolny i niezależny od Boga. Komentatorzy dochodzą nawet do wniosku, że sam Dostojewski zapoznał się z książką myśliciela niemieckiego z pierwszej połowy XIX wieku Maxa Stirnera Jedyny i jego własność. Wskazują na niezwykłą zbieżność myśli, które włada Dostojewski w głowę Raskolnikowa z tymi, które pojawiły się w dziele Stirnera. Powiada on mianowicie, że po zabiciu Boga, gdy człowiek stanął na jego miejscu, co było największym osiągnięciem ateizmu, trzeba teraz zabić człowieka. I to będzie dopiero prawdziwe wyzwolenie. Mam prawo obalić Zeusa i Jehowę, jeśli mogę to uczynić. Jeśli nie mogę, to nie ja, lecz ci bogowie będą mieli rację. Moje pragnienie zabójstwa czerpię z samego siebie. Mam prawo zabijać, jeśli sam sobie tego nie zabraniam, jeśli wolny jestem od poglądu, że zabójstwo jest niesprawiedliwością. Miłosz zwraca uwagę na fakt, że to, co ktoś wymyślił, potem zostało w książkach, wykładano to na uniwersytetach, dzieci zapisywały do kajetów. Taki Stirner wymyślił metaforę Boga, który ma zostać zabity przez człowieka, aby następnie zabity został człowiek. A Raskolnikow po prostu to zrobił. Nie pozostał czystym teoretykiem. Teza Stirnera przestała być wyłącznie sprawą idei, myśli.
Dostojewski obserwuje funkcjonowanie idei (np. wolności), i sposobu jej potwierdzenia w „laboratorium głów inteligentów rosyjskich drugiej połowy XIX wieku”. To da nam perspektywę, z której będziemy mogli głębiej spojrzeć na życie człowieka. Niech za pierwszy przykład posłuży nam postać inżyniera Kiryłowa z Biesów. Jest on jednym z narzędzi, jakimi posługuje się główny „bies” - Stawrogin z drugim - Wiechowieńskim. Poszukajmy idei stojącej za postacią Kiryłowa. Chce on złożyć świadectwo swojej niewiary i popełnić samobójstwo. Czy samobójstwo może być dowodem nieistnienia Boga, czy potwierdzeniem ludzkiej wolności? I znowu można byłoby wręcz cytować fragmenty, tym razem z filozofii niemieckiej. Hegel w Fenomenologii ducha powiada: Władam tymi członkami, tym życiem dlatego tylko, że chcę. Zwierzę nie może się okaleczyć ani zabić; człowiek natomiast może. Ergo: jest wolny. Inny wielki filozof idealizmu niemieckiego, Fichte: Decyzja śmierci jest najczystszym przejawem panowania pojęcia, czyli myśli nad przyrodą. Przyroda zna tylko potrzebę samoobrony. Decyzja śmierci jest przeciwieństwem tego dążenia. Każde samobójstwo dokonane z chłodnym spokojem jest urzeczywistnieniem tego panowania. Instynkt życia u zwierzęcia jest tak silny, że nie popełni ono samobójstwa. Nie chcę wgłębiać się teraz we współczesne badania nad życiem zwierząt, żeby potwierdzić słuszność wywodów Fichtego. Każde samobójstwo dokonane z chłodnym spokojem jest urzeczywistnieniem panowania nad naturalnymi instynktami. A Kiryłow mówi tak: różni ludzie wymyślali sobie Boga, żeby się poczuć bezpiecznie. To jest zrozumiałe, ale nie pojmuje on faktu, że dotychczas byli ateiści, którzy uświadomili sobie, że nie ma Boga i jednocześnie nie popełnili samobójstwa. Przecież jest to jedyny sposób, aby potwierdzić, że samemu jest się bogiem, absolutnym panem swego życia i śmierci. Ostatecznie Kiryłow zostaje cynicznie wykorzystany przez graczy, którzy chcieli go po prostu wplątać w intrygę polityczną, aby przy jego pomocy uzasadnić zamordowanie innego z uczestników spisku. Gra toczy się pomiędzy cynicznym aparatczykiem a młodzieńcem pełnym gorliwości w poświęcaniu się dla udowodnienia ludzkości, że nie ma Boga, o czym ma świadczyć jego samobójstwo.
To, co powiedziałem o Raskolnikowie i Kiryłowie jest wstępem do próby zrozumienia tego, kim jest bohater naszego dzisiejszego spotkania, czyli Iwan Karamazow, który w pewnym momencie, w rozmowie ze swoim bratem Aloszą, zwraca - jak sam mówi - bilet Bogu. Przypomnijmy postaci, jakie występują w powieści, przyjąwszy za zasadę interpretacyjną polifoniczność czy dialogiczność struktury dzieła Dostojewskiego. Najstarszy z rodu Karamazowów, ojciec, jest wyliniałym liberałem z pierwszej połowy XIX wieku, oczytanym, ale bardzo powierzchownie, obytym towarzysko, właściwie permanentnie z lekka podpitym babiarzem. Postać może barwna, ale nie interesująca (są takie postaci). Najstarszy z jego synów, tytułowych braci - Dymitr - to szeroka russkaja dusza: poguliać, poszaleć, pojechać z Gruszeńką do Mokrego. Jest w stanie zabić, nawet własnego ojca. Namiętny, nie najmądrzejszy, ale w jakimś sensie dobry człowiek. Umie pochylić się nad biedą i nieszczęściem drugiego, ale jednocześnie w napadzie szaleństwa potrafi robić rzeczy straszne i dlatego właśnie on ostatecznie zostaje skazany, choć nie był mordercą swego ojca.
Choć głównym bohaterem jest najmłodszy z braci, Alosza, najciekawszą postacią jest Iwan. To wykształcony intelektualista, prawdopodobnie przyrodnik. W każdym razie bardzo dokładny, precyzyjny w budowaniu swoich kwestii. Jest rzecznikiem dobra, ale dobra autonomicznego, stanowionego przez samego człowieka. Iwan bowiem to człowiek wyemancypowany. Stawia bardzo mocno problem wolności, która oddala potrzebę podporządkowania się jakiejś wyższej zasadzie. Ale gdybyśmy postrzegali go jedynie w ten sposób, byłby zbyt jednowymiarowy. Iwan jednocześnie lubi grać, bawić się ludźmi. Inaczej rozmawia ze swoim ojcem-pijaczyną, inaczej z najmłodszym z braci, Aloszą, który w momencie, gdy go poznajemy, jest kandydatem do zakonu i chciałby mieszkać w monasterze razem ze świętymi starcami. Alosza jest młodzieńcem czystym i przejrzystym. Jego Iwan także uwodzi. Gdyby można było jednym słowem oddać charakter Iwana, byłoby to słowo „uwodziciel”, nie w znaczeniu salonowym, lecz ideowym. Lubi uwodzić ludzi na różne sposoby, prowokując ich. Okazuje się, że najbardziej konsekwentnie uwiedzioną przez niego postacią staje się służący, lokaj jego ojca, Smierdiakow. Z kilku niejasnych wzmianek można wnioskować, że Smierdiakow jest synem starego Karamazowa z nieprawego łoża. A więc w całej intrydze uczestniczą właściwie czterej bracia. Smierdiakow jest inteligentnym, niewykształconym, ale bardzo bystrym człowiekiem, który szczególnie upodobał sobie tego przyjeżdżającego z wielkiego świata, z dalekiej Moskwy na prowincję, Iwana. Ten z kolei za pomocą krótkich, aforystycznych zdań jakby podpiera naturalny sceptycyzm lokaja i jego nieufność wobec świata. Dostojewski zarysowuje i opisuje ustami innych bohaterów charakterystyczną cechę „lokajskości” przejawiającą się w pewnej usłużności, a jednocześnie śliskości, która poszukuje oparcia, narzędzia, jakim mogłaby się posłużyć.
Iwan Karamazow rozmawia ze Smierdiakowem, jakby nie zdając sobie sprawy z wagi wypowiadanych słów, niczym zachodni myśliciele beztrosko zapisujący myśli o zabójstwie czy samobójstwie w swoich intelektualnych kajetach i wydający je w książkach. Te myśli przeniesione na grunt namiętnych natur rosyjskich stawały się rzeczywistością. Potem mówiono, że komunizm wymyślono gdzie indziej, a wprowadzono gdzie indziej. Jest to wielka metafora wzięta właśnie z Dostojewskiego. Iwan Karamazow wypowiada w tej rozmowie słynne zdanie, które potem stanie się tytułem książki Kołakowskiego: „Jeśli Boga nie ma, wszystko wolno.” Jeśli Boga nie ma, to znaczy, że nie ma żadnej instancji, która byłaby uprawniona do stanowienia o tym, co jest dobrem, a co złem. Wynika z tego, że każdy ma potwierdzać swą wolność w obieraniu swej własnej drogi, w decydowaniu o sobie.
Ojciec Karamazow zostaje zabity. Zapraszam Państwa do analizy wątku zabójstwa na czterech poziomach, które wymieniłem: na poziomie detektywistycznym, psychologicznym, metafizycznym i mistycznym. Na każdym z nich odnajdziemy niesłychanie głęboką i wnikliwą, drapieżną i wręcz dotkliwą analizę tego, kto zabił. Okazuje się bowiem, że wszyscy. Chociaż fizycznie zrobił to oczywiście lokaj, Smierdiakow, bardzo chytrze i inteligentnie zresztą organizując zbrodnię, jakby z dużą znajomością powieści detektywistycznych zbierając wszystkie „policyjne” argumenty, które miałyby wskazywać na szalonego Dymitra jako zabójcę. Bardzo ciekawa jest ostatnia rozmowa pomiędzy Iwanem a Smierdiakowem, gdy ten decyduje się wyznać Iwanowi prawdę. Zwraca mu pieniądze, które ukradł, trzy tysiące rubli. Iwan dziwi się, dlaczego on mu je zwraca, przecież chciał uciec za granicę i zmienić swoje życie. Lokaj i do tego dziecko z nieprawego łoża, nie miał w tamtych czasach żadnej przyszłości. Mógł więc zabić dla tych trzech tysięcy rubli i wyjechać do Moskwy lub do Francji. Znaleziono nawet u niego jakieś rozmówki francuskie, z których wkuwał słówka, co wskazywałoby na to, że planował zostać piekarzem w Montpellier. Jednak oddaje pieniądze przyznając, że chciał z tym kapitałem zacząć nowe życie w Moskwie, albo gdzieś za granicą. Ale proszę pana, to wszystko przez to, co pan powiedział: że wszystko jest dozwolone. Jeżeli nie ma Pana Boga wiekuistego, to nie ma też żadnej cnoty, a i wcale jej wówczas nie potrzeba. Prawdę pan mówił; tak właśnie i ja uznałem.
Kto jest mordercą? Czy Smierdiakow, który przyciskiem do papieru walnął ojca cztery razy w tył czaszki, aż w końcu pękła? Czy ten, który podsunął myśl, nie popychając go bezpośrednio do zabójstwa, ale mówiąc, że jeśli nie ma Boga, to wszystko wolno. Iwan to intelektualista, który snuł sobie pewne pomysły, rozważał, układał. W końcu przyszedł taki jeden, który wziął to na serio i dosłownie. Dostojewski nazywa to wszystko „przeklętymi problemami”, albo „przeklętymi ideami”. Twierdzi, iż wyższość rosyjskiego doświadczenia polega na tym, że jest bliższe życiu. I dlatego też pisze się bardziej krwią niż atramentem.
Powróćmy jednak do tego, co najważniejsze w naszym wykładzie, w kontekście teodycei. Co to znaczy, że Iwan Fiodorowicz Karamazow zwraca Bogu bilet? To stwierdzenie znajdujemy w opowieści Iwana roztaczanej przed Aloszą, czystym, nieskalanym, przejrzystym chłopcem, który zafascynowany świętością starca Zosimy pragnie spędzić życie w monasterze. To jest coś w rodzaju wyznania, które Iwan chce uczynić bardzo osobistym. Zaczyna od tego, że bliskie osoby tak bardzo trudno kochać, najłatwiej jest kochać jakichś obcych ludzi. Abstrakcyjnie można kochać bliźniego z daleka, ale z bliska niemal nigdy. Gdy pokazują ci w balecie - powiada Iwan - żebraków w jedwabnych łachmanach i podartych koronkach, prawdopodobnie wyperfumowanych, to bardzo chętnie zgodziłbyś się na dobro dla nich. Natomiast jak można być dobrym dla takiego prawdziwego, śmierdzącego? Ale Iwan nie chce mówić o cierpieniach całej ludzkości. Ma zamiar skoncentrować się na jednym aspekcie tego zagadnienia: na cierpieniach dzieci. Sam mówi, że one tak okropnie cierpią na ziemi. Za co dzieci mają tak cierpieć? Dzieci, póki są dziećmi - dajmy na to do lat siedmiu - strasznie się różnią od ludzi. Nie wchodzę tu w psychologię rozwojową, ale myślę, że mamy dziś bardziej skomplikowany pogląd na tę niewinność dzieci do lat siedmiu, podobnie jak na niewinność starości, która kazała w swoim czasie śpiewać w jednej z kolęd „i Józef stary Ono pielęgnuje”, jakby starość Józefa była gwarancją jego cnoty. W każdym razie Iwan Karamazow uważa, że dzieci do lat siedmiu różnią się zasadniczo od ludzi. Podaje na to cały szereg przykładów. Mówi Aloszy, że jest kimś w rodzaju kronikarza i dlatego nie chce konstruować żadnych wielkich teorii, ani budować filozofii dotyczącej cierpienia dzieci. On chce opowiedzieć o konkretnych cierpieniach, jakim dzieci były poddane. Mówi się czasami o bestialstwie, okrucieństwie człowieka. To jest strasznie niesprawiedliwe wobec zwierząt po prostu. Tygrys rozszarpuje i gryzie, gdy jest głodny i trudno powiedzieć, żeby był temu winny. To człowiek potrafi zadawać bezinteresownie cierpienie dla samego cierpienia. Iwan podaje przykład z gazet. Podobno Dostojewski był namiętnym czytelnikiem gazet, a w tym mniej więcej czasie trwała właśnie wojna bałkańska, w której chodziło o wyzwolenie Słowian południowych z niewoli tureckiej. Gazety rosyjskie były więc pełne opowieści o okrucieństwie Turków, którzy wiązali kobiety i dzieci, a potem za uszy przybijali je gwoździami do płotów. Tak przetrzymywano je przez noc, a nazajutrz wieszano. Iwan opowiada historię Ryszarda, dwudziestotrzyletniego człowieka, który został najpierw wyrzucony z domu i wychowywał się wśród pasterzy w Alpach, ponieważ rzecz działa się w Szwajcarii, w Genewie. Był traktowany straszliwie, gorzej niż syn marnotrawny, bo nie pozwalano mu jeść nawet z koryta dla świń i owiec. W końcu uciekł, po drodze zamordował jakiegoś człowieka, przez co dostał się do więzienia. I dopiero wtedy dorwały się do niego rozmaite czcigodne damy, pastorzy, prawnicy i dawaj go nawracać! A kiedy już zdołali go nawrócić, zawiedli na szafot, gdzie miał zostać stracony, każąc mu modlić się i mówić, że jest to najbardziej radosny dzień w jego życiu, albowiem właśnie dzisiaj dostanie się do Pana. A tego wszystkiego dowiedział się Iwan z broszurki, którą na rosyjski przełożyli jacyś filantropi z wyższych sfer i gwoli oświecenia ludu rosyjskiego rozesłali do wszystkich gazet. Budująca opowieść o człowieku, który nawraca się w ostatniej chwili i wszystkie filantropijne damy i księża pełni radości odprowadzają go na szafot.
Powyższy przykład jest może średnio dramatyczny, ale za to inna opowieść z początku wieku ma zupełnie fundamentalne znaczenie. Jej podstawą również jest autentyczne wydarzenie, o którym Iwan przeczytał w gazecie. Był pewien generał, ustosunkowany i arcymajętny, który posiadał nieprawdopodobnie wielką psiarnię z rasowymi psami, obsługiwaną przez stu psiarczyków. Zdarzyło się, że chłopiec ze wsi należącej do tego generała, bawiąc się wrzucał kamienie na teren wybiegu dla psów i przetrącił nogę ulubionemu psu generała. Kiedy generał zapytał psiarczyków, kto to zrobił, wskazali mu chłopca. Kazał zamknąć go na całą noc, a rano zebrał wszystkich ludzi ze wsi, sprowadził swoich łowczych na koniach z psami uwięzi. Matkę chłopczyka postawił w takim miejscu, żeby mogła wszystko jak najlepiej widzieć. Potem kazał sprowadzić dziecko i poszczuł je psami, które na widoku publicznym rozszarpały chłopca. Generał miał potem lekkie nieprzyjemności sądowe z tego powodu. A co z nim zrobić? Rozstrzelać dla zaspokojenia instynktu moralności? Alosza cicho potwierdził, że rozstrzelać. Brawo, krzyknął Iwan, skoro ty tak mówisz...
Komu potrzebne jest cierpienie dzieci? To pytanie stawia Iwan. Mój żałosny, ziemski, euklidesowy umysł mówi mi tylko, że cierpienie jest, a winnych nie ma. Nie możemy dojść do tego za pomocą naszego poeuklidesowego rozumku. Wiemy, że wszystko płynie i dochodzi do równowagi. Ale to przecież euklidesowe głupstwa. Przecież nie mogę przystać na życie w zgodzie z tym głupstwem. Nie po to cierpiałem, żeby sobą, swymi zbrodniami i cierpieniami użyźnić komuś grunt pod przyszłą harmonię. Mamy więc tutaj wyraźnie do czynienia z protestem przeciwko owej teodycei heglowskiej, o której już mówiliśmy: gdzie kobierzec dziejów jest harmonijnie ułożony z dwóch przecinających się wątków nici i duch dziejów chytrością swego rozumu wywołuje zrozumiały, czytelny obraz dziejów. Innymi słowy prowadzi do jakiegoś harmonijnego końca. Jeżeli wszyscy muszą cierpieć, żeby cierpieniem okupić wiekuistą harmonię, to co z tym mają wspólnego dzieci? Powiedz mi, z łaski swojej. Dostojewski, jak każdy rosyjski intelektualista, był najpierw buntowniczym socjalistą i w swoim kręgu czytywał Hegla, który był wówczas Biblią dla radykalnej młodzieży rosyjskiej. Sam Dostojewski zabierał się do tłumaczenia jego Wykładów z filozofii dziejów. A teraz słowami Iwana polemizuje z Heglem. Nie można powiedzieć, że idea nadrzędna uprawnia do tego, czy uzasadnia cierpienie konkretnej jednostki.
Zdaje się jednak, że ostrze polemiki nie uderza jedynie w Hegla. Dostojewski idzie dalej. Bunt Iwana Karamazowa jest także buntem przeciwko leibnizjańskiej wizji świata „najlepszego z możliwych”, w którym ostatecznie następuje jakby usprawiedliwienie zła i cierpienia przez to, że stanowią one elementy harmonijnej całości. Och, Alosza, ja nie bluźnię! Ja rozumiem przecież, jaki wstrząs budzi we wszechświecie głos chwały, w którym złączy się wszystko, co w niebie, jak i na ziemi. A wszystko, co żyje i co żyło, zachowa Sprawiedliwy i prawdziwe są drogi Twoje, Panie. Kiedy już matka uściśnie oprawcę, którego psy rozszarpały jej syna i wszyscy troje zakrzykną ze łzami: sprawiedliwe drogi Twoje, Panie! Będzie to ani chybi ukoronowanie poznania i wszystko się wyjaśni. Ale właśnie w tym cały szkopuł, że ja się z tym nie mogę pogodzić. Póki zaś chodzę po ziemi, spieszę przedsięwziąć własne środki (...) Zbyt drogo zresztą oszacowano harmonię. To nie na naszą kieszeń płacić tyle za wejście. Dlatego spieszę zwrócić swój bilet wejściowy. Jeżeli jestem człowiekiem uczciwym, powinienem go zwrócić jak najszybciej i właśnie to robię. Nie odrzucam Boga, Alosza. Z najwyższym szacunkiem zwracam Mu tylko bilet.
Dostojewski przedstawia Iwana nie jako prostego ateistę. Zresztą takich u Dostojewskiego jest mało. Iwan nie odrzuca Boga, odrzuca świat. Odmawia zgody na świat, w którym cierpią dzieci. Kto ma bowiem prawo przebaczyć? Czy ma prawo przebaczyć matka chłopca rozszarpanego przez psy? Przebaczyć można tylko w swoim własnym imieniu. A tam, gdzie nie ma przebaczenia, nie będzie zamknięcia sprawy pomiędzy ludźmi i między ludźmi a Bogiem. Skoro tak, skoro nie ma przebaczenia, gdzież ostateczna harmonia? Czy jest gdziekolwiek na tym świecie istota, która mogłaby i miała prawo przebaczyć? Iwan nie chce harmonii, nie chce jej z miłości do człowieka. Woli pozostać przy nie pomszczonym cierpieniu. Tak kończy się bunt Iwana. To bunt ze spuszczonymi oczyma - cicho powiedział Alosza. - Bunt? Wolałbym nie słyszeć od ciebie tego słowa. Czyż można szydzić buntem? Ja nie jestem wielki. Alosza szuka odpowiedzi i przemawia z błyskiem w oku: Pytałeś, czy jest na świecie istota, która mogłaby przebaczyć. Jest taka istota, która może wszystko przebaczyć, wszystkim wszystko, bo sama dała przelać niewinną swoją krew za wszystkich i za wszystko. Zapomniałeś o Nim, a to na Nim właśnie stanie ów gmach i do Niego właśnie wołać będą: sprawiedliwe i prawdziwe są drogi Twoje, Panie. Nie zapomniałem o Nim - odpowiada Iwan. Zawsze w każdej dyskusji wy powołujecie się na tego Ukrzyżowanego. Ale ja mam inną jeszcze opowieść.
Tutaj rozpoczyna się następna opowieść Iwana Karamazowa: legenda o Wielkim Inkwizytorze. Kiedy w hiszpańskiej Sewilli płoną stosy inkwizycji, panuje wszechobecny lęk i przerażenie, w pewnym momencie niespodziewanie na ulicach miasta pojawia się Chrystus. Jego przyjście nie jest przyjściem w chwale i potędze, jakiego spodziewają się chrześcijanie na końcu czasów. Jest bez mała niewidoczne. Ale wzbudza u wszystkich promienne uśmiechy i wielką radość. Poznają Go i garną się do Niego. On leczy ich, umacnia. Ale naprzeciw tej procesji wychodzi dziewięćdziesięcioletni Inkwizytor, ubrany bardzo prosto i surowo. Musi budzić respekt u wszystkich ludzi, gdyż na jego skinienie straż pojmuje Chrystusa i odprowadza do więzienia.
Inkwizytor odwiedza Go tam nocą i mówi: ja wiem, kto Ty jesteś. To nie jest pomyłka. Potem wytacza cały szereg zarzutów wobec Chrystusa. Niedostatecznie umiłowałeś człowieka. Ukochałeś tylko wybranych, silnych duchem. Chciałeś, żeby ludzie byli wolni. Ale ludzie nie chcą być wolni. Ludzie buntują się, bowiem pragną być posłuszni. Wolność jest dla ludzi największym ciężarem. Powiadam Ci, największą troską człowieka jest znalezienie kogoś, komu mógłby najprędzej przekazać swoją wolność. Książka Ericha Fromma Ucieczka od wolności, stanowi swoistą interpretację słów Wielkiego Inkwizytora. Dlatego my, inkwizytorzy, my-silni, my-mądrzy chcemy po prostu stworzyć ludziom taki świat, w którym będą czuć się bezpiecznie. Będą dostawali tyle, ile im wystarczy do życia. Będziemy im pozwalali na niewinne zabawy, na trochę radości, na trochę pracy, niech żyją spokojnie. To my bierzemy na siebie cały ciężar wolności, władzy i decyzji. Ty chciałeś wszystkich unieszczęśliwić, my ich chcemy uszczęśliwić. Naszym kosztem, bo my będziemy za to płacili, bo wiemy, że to jest oszustwo, że będziemy ich oszukiwali mówiąc, że Ty jesteś tak naprawdę zupełnie kimś innym.
Ale Ty popełniłeś trzy błędy, mianowicie odrzuciłeś trzy pokusy szatana. On chciał, abyś zmienił kamienie w chleb. Dlaczego tego nie zrobiłeś? Ludziom jest potrzebny chleb. Wszystko ostatecznie sprowadza się do tego, że ludziom potrzeba chleba. Jeśli będą wolni, nie będą mieli chleba. My odbierzemy im wolność, ale damy im chleb. Oni nam mówią: uczyńcie nas niewolnikami, ale nakarmcie nas. Odrzuciłeś także drugą pokusę: pokusę zniewolenia ludzi przez cud. Ludziom potrzebne są znaki, cuda, tajemnice, autorytety. Wtedy nie muszą myśleć. Będzie zniszczony w nich każdy spontaniczny odruch, każdy przejaw wolności. Wreszcie nie zgodziłeś się na trzecią pokusę wzięcia miecza cesarskiego i zdobycia imperium na ziemi. My zbudujemy świat, w którym będzie możliwe szczęście dla maluczkich, szczęście godnych politowania dzieci. Każemy im pracować, a godziny wolne od pracy urządzimy jak zabawę dziecinną: dziecinnymi piosenkami, chórem, niewinnym tańcem. Pozwolimy nawet grzeszyć, bo są słabi i bezsilni. Będą nas kochać jak dzieci, jeśli im pozwolimy na grzech. Powiemy, że każdy będzie im odpuszczony, jeśli się grzeszy za naszym pozwoleniem. Tylko my, chroniący tajemnicę pozostaniemy nieszczęśliwi.
Chrystus nie odpowiada nic. W końcu Inkwizytor mówi Mu: Jutro Cię spalę. Dixi - powiedziałem. Wciąż milczący Jezus podchodzi do starca i delikatnie całuje go w usta. Potem przechodzi obok niego. Inkwizytor mówi: Idź, ale nie wracaj tu już nigdy.
Jest to jedna z najbardziej przejmujących opowieści, nie tylko w literaturze, genialnie ukazująca dialektykę zniewolenia, źródeł niewoli i zła. Nie brak w niej akcent politycznego. Dostojewski uważał, że katolicyzm jest poprzednikiem socjalizmu jako totalitarny w swojej strukturze, w przeciwieństwie do prawosławnej Rosji, która pozostanie zawsze „soborna” i broniąca wolności człowieka.
Czy Dostojewski widzi jakieś rozwiązanie tego problemu? Według niego zagrożeniem dla ludzkiej wolności i źródłem zła były nie tylko teorie Hegla, czy Leibniza, ale przede wszystkim nowoczesna myśl naukowa w tym aspekcie, w którym zniszczyła świadomość niepowtarzalności i jedyności ludzkiej jednostki, człowieka jako osoby. Taka była dla niego „prawda jako owoc rozumu”. W tym sensie rozumieć należy jego słynną wypowiedź z jednego z listów: gdyby mi ktoś dał argumenty, że jest sprzeczność pomiędzy prawdą a Chrystusem, ja wybiorę Chrystusa. W ostatnim tomie poezji Różewicza jest piękny wiersz, w którym poeta wyznaje, iż coraz lepiej rozumie Dostojewskiego. Być może ten Chrystus, milcząco wysłuchujący tyrady Inkwizytora, jest właśnie blisko tych, którzy niewinnie cierpią, blisko dzieci.
4