Premier Tuman na prezydenta Z baśki Owsiaka w bydło Bartoszewskiego Z baśki Owsiaka Cud w KPA Więc wolę socjalizm kłamstwo niż was


Premier Tuman na prezydenta?

Popłynęły w Polskę medialne lamenty, że oto przystojny, jak na polityka młody, wysportowany, konsyliacyjny premier Tuman z Gdańska może stracić szanse na prezydenturę w RP. To nic, że tak naprawdę premier Tuman jest tylko skromnym, obcoplemiennym politycznym głupkiem. Liczy się wszakże nie Prawda, lecz wykreowany na potrzeby ogłupianego elektoratu jej medialny obraz, który „śmieszy, tumani, przestrasza” (A. Mickiewicz, ballada „Pani Twardowska”).

Śmieszy, bo wesołkowata fizjonomia premiera Tumana, niczym cyrkowego clowna - jest w końcu unijnym prestidigitatorem - może rzeczywiście wywoływać śmiech - śmiech przez łzy.

Tumani, bo kłamie, oszukuje, manipuluje, wyprowadza w pole słabo rozgarniętych potencjalnych polskich wyborców, wystawionych na wyłączną pastwę powszechnych żydo-mediów.

Przestrasza własną polityczną, totalną ignorancją i obcoplemienną niechęcią do Polskości nie tylko myślących Polaków, ale, mimo posiadanych talentów partyjnego intrygancika, przestrasza nawet samego siebie. W kaprawych oczkach ryżawej fizjonomii czają się dobrze już widoczne strach i przerażenie: co ja tu unijna jej mać jeszcze robię? - zdaje się mówić do siebie premier Tuman z Gdańska. Przynajmniej na tyle może starczać mu inteligencji historyka z dyplomem wyższej uczelni.

Polityczno-medialny sanhedryn - jego oddział na Polskę z siedzibą w miejscu dostrzega jednak wagę problemu. Niedający się już ukryć zawał polskiej gospodarki, potęgowany jeszcze światowym kryzysem, zmusza sanhedryn do wprowadzenia na polityczno-cyrkową arenę kolejnego antypolskiego politycznego ścierwa. Chodzi o Stronnictwo Demokratyczne i jego szefa, a w niedalekiej przyszłości może następcę premiera Tumana, P. Piskorskiego, zięcia dyrektora Teatru Żydowskiego, Sz. Szurmieja. Czołowi aktorzy trochę się pozamieniają rolami, ale mamy gwarancję głównego mistrza-szulera sanhedrynu na Polskę, A. Olechowskiego, że będziemy mogli nadal oglądać tę samą sztukę o roboczym tytule: „Było i nie ma Państwa Polskiego”.

Główny mistrz-szuler promuje, zatem następnego politycznego męta, byłego pro unijnego naganiacza, byłego prezydenta Warszawy albo raczej Warszawki, podejrzanego o różne afery finansowe, których nie wyjaśniło i nie wyjaśni przewidziane do obrony nie polskich interesów sądownictwo w Polsce - więc trudno powiedzieć: polskie sądownictwo.

Słowo o mistrzu-szulerze

A. Olechowski jest członkiem władz naczelnych Komisji Trójstronnej i zastępcą przewodniczącego regionu Europy. Przy „Okrągłym stole” reprezentując stronę żydo-komunistyczną siedział obok gen. Jaruzelskiego - więc był i jest zawsze po stronie judeo-bolszewi. Nie dziwi zatem, że jest także członkiem Klubu Bilderberg i Rady Fundacji Batorego. W końcu lat 1980. pracował w Banku Światowym. Przyznał się do współpracy z „wywiadem gospodarczym PRL”, co żydo-media w Polsce pomijają milczeniem. Zważywszy na antypolską działalność mistrza-szulera po 1989 r. można założyć, że i owa praca w wywiadzie gospodarczym mogła mieć zupełnie inny cel, niż dobro „socjalistycznej ojczyzny”.

A. Olechowski jest dyrektorem powstałego ok. roku 1997 przy ATK (dawny Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego na warszawskich Bielanach) Studium Generale Europa. Na jednym z pierwszych wykładów mistrz-szuler powiedział: "Krucjata przeciw globalizacji ma niewiele wspólnego z chrześcijaństwem. To państwo narodowe jest totalitarne i niechrześcijańskie". W roku 2000, jako kandydat PO na prezydenta RP błysnął w radiowej Trójce inną wypowiedzią: „po co ma istnieć takie państwo (chodziło o Polskę), którego nie stać nawet na własną armię”.

W swojej książce „Wygrać przyszłość” A. Olechowski napisał: „Państwo nieuchronnie będzie słabnąć, w niektórych dziedzinach obumierać, w innych zastępować je będą inne instytucje (skąd to wie mistrz-szuler? - D.K.). Jeżeli całkowicie utożsamimy się z państwem, jeżeli będziemy je traktować jako jedyną swoją instytucję, i my będziemy słabnąć i obumierać wraz z nim. Takiej przyszłości musimy uniknąć.” (s. 20) Oto wyznanie masona, kosmopolity, który nie wyklucza startu w wyborach prezydenckich w RP w 2010 r. Jego prawdopodobny udział w tych wyborach ma jedynie związek z wykluczeniem udziału w II turze tych wyborów L. Kaczyńskiego lub kogoś innego wytypowanego przez PiS i reprezentującego jak ono interes syjonistycznej oligarchii z USA w Polsce.

Polityczna mądrość sanhedrynu

Mistrz-szuler sprawił, że żydo-media w RP, a wśród nich najohydniejsze antypolskie TOK FM, zmieniają o 180 stopni ton swoich wypowiedzi. Jeszcze przed chwilą wspaniały rząd premiera Tumana teraz jest już rządem papierowym, który nie zreformował gospodarki. Premier Tuman zaś jest człowiekiem bez wyrazu, żeby nie powiedzieć bez charakteru, czy charyzmy. Takie wypowiedzi mają nabijać punkty i wynosić do władzy nowe polityczne ścierwa. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że SD P. Piskorskiego ma wyeliminować PO. Nie o to chodzi. Celem sanhedrynu jest doprowadzenie do sytuacji, w której większość w sejmie RP będą miały PO i SD lub odwrotnie, co umożliwi szybką likwidację Państwa Polskiego. Chodzi m.in. o kwestię zmiany konstytucji RP w celu przyjęcia € (euro) UE i dyktatu banku centralnego UE, czemu sprzeciwia się PiS stojąc na straży interesów - nie, nie konstytucji RP, ale oligarchii z USA i upadającego $ USA.

Niewiarygodne dla myślących Polaków żydo-media informują jednak zaskakująco wiarygodnie, że do wypromowania nowej partii potrzebne są duże pieniądze - to naprawdę szczere wyznanie. Zatem pytanie do elektoratu: skąd mają na to środki takie antypolskie byty polityczne jak PO, PiS, SLD, PSL i teraz SD Piskorskiego, które obejmują władzę zaledwie przy kilkunasto procentowym poparciu w wyborach do sejmu RP?

Dlaczego strona narodowa nie posiada środków na medialną propagandę własnych przedstawicieli? Dlaczego media Kościoła w Polsce nie wspierają katolickiego Narodu Polskiego? Wygląda na to, jakby Naród Polski nie chciał mieć własnej reprezentacji. Za to niewielką ilością głosów chętnie wybiera rządy przeciw sobie, przeciw własnemu państwu, przeciw Kościołowi. Wybiera rządy złodziei majątku narodowego, barbarzyńców niszczących narodową kulturę i likwidujących suwerenność Państwa i Narodu?

Czy świadomi Polacy, którzy mieli duże szanse w 1980 r. nie dopuścić do ponownych rządów judeo-bolszewi, stali się teraz narodem idiotów i samobójców? Czy pod wpływem hierarchii Kościoła katolickiego, po śmierci prymasa S. Wyszyńskiego, mają być narodem mesjaszy, którzy za aprobatą tejże hierarchii i papieża Polaka w masochistycznym zapędzie będą ewangelizować zjudaizowaną, ateistyczną Europę i prawosławnie katolicką Rosję, czekając jedynie w dobrej nadziei łask Pańskich?

Realna polityka w RP

Powyżej użyłem sformułowania „zawał polskiej gospodarki” - nie pokrywa się ono z prawdą. Właściwe sformułowanie winno być zapisane tak: zawał gospodarki na polskim obszarze administracyjnym. Taki zapis jest dopiero poprawny, ponieważ zdecydowana większość podmiotów gospodarczych to podmioty zagraniczne. Pominąłem tu oczywiście drobnych polskich wytwórców oraz bazarowy i łóżkowy (łóżka polowe na ulicach) handel.

Narastający światowy kryzys finansowo-gospodarczy coraz bardziej wyciska swoje piętno na gospodarce w Polsce. Fakt, że dokonuje się to z małym opóźnieniem w stosunku do państw Zachodu, z czego radował się premier Tuman, wynika jedynie z faktu, iż regres gospodarczy Polski jest o wiele większy niż państw Zachodu i wobec tego fala kryzysu wolniej się do nas wlewa (bezrobocie w Polsce już w 2004 r. sięgnęło 52%, a najszybciej rosnące obecnie w Hiszpanii osiąga dopiero 18%).

Efektem niemal całkowicie zniszczonej polskiej gospodarki w latach 1989 - 2009 i pogłębiającego się światowego kryzysu są drastycznie malejące wpływy do budżetu RP. Zjawisko to potwierdza np. upadek służby zdrowia, brak środków na oświatę, na świadczenia socjalne, na wypłaty emerytur, na spłaty zaciągniętych przez rząd kredytów itd. Szczególnie dobitnie przekonują się o tym kolejny raz powodzianie, dla których nie ma środków pomocowych, a co gorsza nie ma środków na zabezpieczenie przed powtórnymi powodziami!.

Są za to rady dla rządu od geniuszy ekonomii, byłych ministrów z profesorskimi tytułami.

Np. S. Gomułka za pośrednictwem „publicznej” TV radzi: szybciej prywatyzować pozostałe państwowe spółki, żeby uzupełnić budżet. Ciekawe, co ten geniusz doradzi sprzedać za rok, dwa, gdy wszystko zostanie sprzedane? Może zaoferuje sam siebie na handel, jako męską prostytutkę, ale tym zajęciem nie zarobiłby nawet na bułkę i mleko.

L. Balcerowicz - ekonomiczny, twardy rycerz z mocno zakutym łbem - uparcie twierdził, że kryzysu nie ma, obecnie radzi ograniczyć wydatki budżetowe przez eliminację budżetowych zadań, a więc: służba zdrowia tylko prywatna, szkolnictwo również itd. Te karygodnie bezmyślne wypowiedzi kwalifikują ich autorów do pozbawienia ich dyplomów wyższych uczelni. Szkoły wyższe nie powinny przecież nagradzać bezmyślnych indywiduów dyplomami.

Od 1989 r. (1980) żadna rządząca partia polityczna, żaden rząd nie posiadały politycznego programu rozwoju kraju. Działalność wszystkich bez wyjątków rządów była działalnością likwidacyjną. Destrukcja dotyczyła i dotyczy wszystkich sfer i dziedzin funkcjonowania państwa.

Od 1997 r. rządy w Polsce są konstytucyjnie pozbawione kontroli i możliwości kreacji rozwoju gospodarczego przez wyłączenie ich z polityki pieniężnej. Dodatkowo wejście do UE na mocy podpisanego traktatu akcesyjnego pozbawiło rządy w Polsce mocy decyzyjnych w kluczowych kwestiach gospodarczych (nigdy w czasach PRL nie było takiego uzależnienia od ZSRR, jak dziś od UE oraz także od USA). Jedyne, co pozostaje rządowi, to manipulacja przy podatkach od osób fizycznych (tzw. PIT) oraz przy podatkach pośrednich - niczego więcej im nie wolno. To ubezwłasnowolnienie jest rezultatem celowej polityki kolejnych rządów wyznaczanych przez polityczno-medialny sanhedryn i takich jego mistrzów-szulerów jak np. A. Olechowski. Rządy mogą jeszcze zadłużać kraj, czyli nas podatników. Polski dług zagraniczny (i jednocześnie całkowity) wynosił łącznie z odsetkami w 1980 r. 20,3 mld $ USA. Dziś jest on ponad 50 (słownie pięćdziesiąt) razy większy. Ale dziś nie mamy już możliwości jego spłaty, ponieważ nie istnieje polski potencjał produkcyjny, nie istnieje polska własność środków produkcji, nie istnieje polski narodowy kapitał.

W pułapce

Polityczno-medialny sanhedryn promuje polityczne ścierwa, które nie prezentują jakichkolwiek programów polityczno-gospodarczych. Ich naczelnym zadaniem jest likwidacja Państwa Polaków. Kryzys, którego wg żydo-mediów jeszcze miesiąc temu miało nie być, dziś może pozbawić premiera Tumana widoków na prezydencki stolec.

W tym wszystkim najśmieszniejsze jest jednak to, że ta polityczna antypolska hołota wpadła we własne sidła. Żąda dziś od NBP pieniędzy na ratowanie nie tyle budżetu, bo uratować go nie sposób, ale na zachowanie wizerunku premiera Tumana i jego kompanów. A przecież ten i poprzednie rządy wywodzą się z tej samej antypolskiej hołoty, która wprowadziła zapis do konstytucji o niezależności NBP pozbawiając się najważniejszego instrumentu do sprawowania rządów.

Dariusz Kosiur

Z „baśki” Owsiaka w „bydło” Bartoszewskiego

Kiedy zbliżały się święta pomyślałem:

- Pewnie w mediach w końcu będzie trochę spokoju, wyciszenia. Odpoczną nareszcie kilka dni nasze wspaniałe elity, wybitni eksperci, niezastąpieni komentatorzy i analitycy politycznej sceny.

Niestety jak to się mówi Pan każe sługa musi. Jako, że wydarzyło się kilka „skandali” salon wydał hasło do ataku i świętego oburzenia trwającego jeszcze do późna w Wielki Piątek.

Tematem był oczywiście wstrętny IPN, zaszczuta „ikona”, czyli Lech Wałęsa, Marcin Libidzki opuszczający szeregi PiS, przy całkowitym przemilczeniu kolejnych zarzutów i podejrzeń wobec ministra Aleksandra Grada z PO.

Ten nasz salon, trzeba przyznać, z powodzeniem zastąpił biuro polityczne PZPR, które jak pamiętamy zawsze było inicjatorem potępieńczych wieców przeciwko różnym warchołom.

Niestety tak jak zlikwidowano przemysł stoczniowy ze stoczniowcami czy wielkie huty z hutnikami, brakuje dziś robotniczego mięsa, które można by spędzić w jedno miejsce i przedstawić reszcie plebsu, jako aktyw robotniczy mówiący wszelkiej maści wichrzycielom głośne i stanowcze NIE!!!

W III RP tą bolesną stratę i lukę wypełniają powołane specjalnie w tym celu liczne organizacje pozarządowe i tacy zawodowi sygnatariusze wszelkich listów otwartych i protestacyjnych jak Wajda, Kutz, Holland, Edelman, że wymienię tylko tych kilka nazwisk.

Mównicą zaś i trybuną, z której padają hasła do ataku stała się Gazeta Wyborcza. To z Czerskiej nieomylny palec sprawiedliwości i prawdy wskazuje współczesnym medialnym zomowcom i ormowcom, kogo lać i jak to robić, żeby wyglądało to wiarygodnie i naturalnie.

W czasach wrażej junty Kaczyńskich, która tak bardzo zagroziła naszej młodej demokracji, cały postępowy salon z dokooptowanymi artystami i komediantami słał listy otwarte, wiecował w auli UW, uruchamiał zagraniczna prasę i cieszył się z poparcia, jakie otrzymywał od mediów niemieckich i rosyjskich.

Każde wypowiadane słowo przez członków reżimu było analizowane pod kątem przydatności do spreparowania ataku wymierzonego w język pogardy i nienawiści.

Gdyby tak wszyscy sympatycy dzisiejszych rządów miłości nie mieli zatkanych uszu i zawiązanych oczu bez trudu by zauważyli, że na tle słów, jakie padają dziś z ust ekipy rządzącej „wyczyny” pisowców to była zwykła niegroźna dziecinada.

Wyskoki Palikota. Chamstwo Niesiołowskiego, który ostatnio poniża i pogardliwie obraża profesora Nowaka z UJ, wybitnego historyka i człowieka o takiej wysokiej kulturze osobistej, że na jego tle słowo profesor przed nazwiskiem wicemarszałka sejmu brzmi jak kiepski żart.

Szerzące się chamstwo, knajacki rynsztokowy język, wyścigi w ośmieszaniu, poniżaniu i obrażaniu przeciwników politycznych, w tym głowy państwa, osiągnęły, biorąc pod uwagę całe dwudziestolecie, absolutne apogeum.

Czy kogoś to niepokoi, przeraża? Czy troszczący się do tej pory o stan naszej demokracji i język debaty publicznej biją na alarm?

Kiedyś za stwierdzenie, że prezydent Kwaśniewski ma tłuste dupsko, lub jest nierobem niezawisłe sądy skazywały Cejrowskiego i Leppera prawomocnymi wyrokami. Dzisiejszego prezydenta można gnoić i lżyć bezkarnie nazywając chamem, s…….em, alkoholikiem, wynajdując mu różne choroby. Tabuny kabareciarzy i dziesiątki pajaców robi karierę przy aplauzie salonu na drwinach ze sposobu mowy, uczesani, chodu kaczorów. Ośmielone coraz bardziej bezczelnością i brakiem wszelkich barier takich ludzi jak Palikot czy Niesiołowski polityczne chłystki typu Karpiniuka poczynają sobie coraz śmielej.

Do „szkła kontaktowego” dzwonią coraz bardziej rozochoceni sympatycy rządzących z patriotycznymi, odważnymi apelami typu „utopcie tych szkodników” , „trzeba zniszczyć tych parchów”.

Jako przykład hipokryzji i zakłamania tych wszystkich zatroskanych jeszcze nie tak dawno wrażliwców niech posłużą słowa jednego z typowych przedstawicieli załganej koalicji strachu przed polskim narodem.

Jacek Żakowski w Rzepie:

„Wielką mobilizacją, ogólnonarodowym wysiłkiem, zbiorowym rzutem na taśmę półtora roku temu udało się odsunąć PiS od władzy. I bardzo dobrze. Bo niemal pod każdym względem były to najgorsze rządy w 20-letnich dziejach III RP.

Ulga była niemal natychmiastowa. Polityka szczucia znikła, a zaczęła się polityka miłości. W pierwszej chwili - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - atmosfera w Polsce zmieniła się diametralnie. Była to wielka zasługa Donalda Tuska i grupy osób z jego otoczenia. Bo dzięki nim znów żyć się w Polsce chciało. Więc chwała im za to.”

Taki ogląd rzeczywistości przez Żakowskiego przypomina zakochanego w zwykłej dziwce faceta, który, mimo, że na jego oczach zdradza go, kradnie, co się da i obrzuca przezwiskami wszystkich dookoła, on opowiada o niej wszem i wobec, że

„na głowie kwietny ma wianek,

w ręku zielony badylek,

a przed nią bieży baranek,

a nad nią lata motylek”

Nie chce być tu złym prorokiem, ale myślę, że najgorsze jeszcze przed nami.

Widząc, czym można sobie zjednać salony i uzyskać ich przychylność ciągną watahy różnych cwaniaków, którzy plując w wskazaną stronę chcą upiec swój własny półgąsek.

Przykładem tej odczuwalnej przez Żakowskiego „natychmiastowej ulgi” i „diametralnej zmiany atmosfery” może być ostatnio wyskok Owsiaka.

- Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże, komu - powiedział Jerzy Owsiak podczas oficjalnej konferencji prasowej dot. tegorocznego Przystanku Woodstock.

Właśnie w Wielki Piątek, w stacji TVN, która nie znalazła przez ostatnie dni czasu na zajęcie się na przykład aferą Aleksandra Grada, wystąpił Jerzy Owsiak powtarzając jak zwykły żul, swoje chamskie pogróżki wobec IPN-u.

Warto przypomnieć, że zrobił to w telewizji, która przejęła medialną opiekę nad jego „orkiestrą”. Jednym słowem bez TVN nie ma finansowego sukcesu Owsiaka.

Jedna „święta krowa” i „legenda”, wobec której zakazana jest wszelka krytyka udziela poparcia drugiej nietykalnej „świętej krowie” i „legendzie”. Cóż za wspólnota interesów tych dwóch gigantów dorównujących wielkością, jeśli wierzyć sondażom, samemu Janowi Pawłowi II.

Niektórzy dopiero dzisiaj ze zdziwieniem zauważyli, że Owsiak cynicznie wykorzystuje politykę do własnej promocji.

A czymże jest organizowana przez niego i Hołdysa na Przystanku Woodstock „słynna” o ironio „Akademia Sztuk Przepięknych” jak nie udzieleniem dostępu do podchmielonych owieczek takim salonowym pasterzom jak Monika Olejnik, Leszek Balcerowicz czy abp Józef Życiński?

W tym roku marzeniem Jurka Owsiaka jest goszczenie Władysława Bartoszewskiego.

Wszystko, więc jest na najlepszej drodze, aby dalej walić w „bydło” Bartoszewskiego z „baśki” Owsiaka choćby tylko po to, aby „elitom” III RP - cytując Żakowskiego - „ znów się w Polsce żyć chciało”.

kokos

Świetny tekst. Ukazywanie załgania i zera moralnego "elit" salonu jest obowiązkiem wszystkich uczciwych Polaków w sposób i w miejscach im dostępnych, chocby to miały być przysłowiowe "imieniny u cioci". Antypolska koalicja wszelkiej maści kreatur, wywodzących swoje oblicze z najprzerózniejszych okoliczności i zamiarów musi być wskazywana i tępiona w imię przyszłości Polski. Aby podciąć wpływy i znaczenie czołowych prominentów tych środowisk, musimy walczyć o umysły Polaków, w szczególności tych młodych, których w swoją orbitę wciagają media i fałszywe autorytety w rodzaju Owsiaka.W tym celu Polacy muszą przejąć stery władzy we własnym kraju.

Doskonale analityczny, a przy tym z wielką pasją napisany tekst. Wiele jego fragmentów to publicystyczne perełki. Ja na pierwszym miejscu stawiam tę:

"Chamstwo Niesiołowskiego, który ostatnio poniża i pogardliwie obraża profesora Nowaka z UJ, wybitnego historyka i człowieka o takiej wysokiej kulturze osobistej, że na jego tle słowo profesor przed nazwiskiem wicemarszałka sejmu brzmi jak kiepski żart."

Owsiak agentem wpływu?

Inspirując się twórczością V. Volkoffa, Owsiak doskonale spełnia kryteria agenta wpływu. Wykreowany autorytet, za którym młodzież pójdzie i posłucha, i w ogóle wszyscy kochają i szanują. Taki niby niezależny społecznik, dobroczyńca, apolityczny, łączący nie dzielący, dla wszystkich. Ale w uśpieniu, stosownie, jak trzeba zabierze głos, a to idźcie na wybory, IPN jest be itp. A poza tym robi permanentną krecia robotę i psuje społeczeństwo, róbta co chceta, historia nie ważna, blaga i zabawa się liczy. Przyspieszoną edukację prania mózgu adoptuje w Akademii Sztuk Przepięknych z salonowymi nauczycielami, formułując odpowiedniego europejczyka.

Nie tylko zachowanie i działalność Owsiaka wystawia podejrzenie, czy jest agentem wpływu? Jego błyskotliwa kariera, przebicie i sukces WOŚP jeszcze bardziej wzmacnia te pytanie! Analizując doświadczenia rodzącej się III RP, jej procesy patologiczne, sieć układów, zdaję się wręcz niewiarygodne, by człowiek bez odpowiedniego „zaplecza” mógł otrzymać takie niebywałe wsparcie. Kto miał otrzymać koncesję ten otrzymał wiemy; a tu Owsiak bez problemu na antenie tv. Chyba fundacja WOŚP nie była nękana przez kontrole finansowe? Niewiarygodne szczęścia miał Pan Owsiak. Czy to przypadek? Kto stoi za Owsiakiem? Że to szkodnik nie mam wątpliwości. Czy spiskowa teoria agenta wpływu, za Volkoffem może jest wyjaśnieniem?

Jestem z Tobą. Bo tylko tyle mogę napisać po tekscie bezmózga pt. marek .dumle. Rozlasowane mózgi to standard dzisiejszego społeczeństwa.

Jestem właśnie ( z okazji świąt i wolnego czasu) po krótkich wspomnieniach . Przerobiłem jak mnie wydymano przy okrągłym stole, jak przez ponad rok niereagowano na palenie akt UB (niejaki Mazowiecki i Kozłowski), jak głosowałem na niejakiego Wałęsę Lecha, co miał zrobić porządek (siekierką), jak "sprywatyzowano " najlepsze polskie firmy, jak kupiłem udział w NFI, który leży gdzieś dzisiaj w jakimś (nie pamiętam) biurze maklerskim ( dzieło europosła z zębami królika, niejakiego Lewandowskiego) i jest mniej wart niż za niego zapłaciłem. Pamiętam inżynierka ze stoczni pozującego do zdjęcia na tle malucha, niejakiego Bieleckiego, Jana Krzysztofa, obecnie "wybitnego ekonomistę" z pensją równą ok 200 emeryturom. Pamiętam, pamiętam, pamiętam.

I wiem że Bieleckich jest w Polsce na kopy, Wałęsów jak królików w Australii, a Lewandowscy są w każdej firmie.

Na dokładkę oglądając dzisiejszą telewizję, niezależnie od kanału widzę komunę, słuchając Tuska & company widzę komunę. Jednym słowem wracam do młodych lat. Tylko czy Lis w pełni zastąpi Urbana? jest na dobrej drodze tylko chyba ma dużo mniejszy IQ.

Z „baśki” Owsiaka w „bydło” Bartoszewskiego

Kiedy zbliżały się święta pomyślałem:

- Pewnie w mediach w końcu będzie trochę spokoju, wyciszenia. Odpoczną nareszcie kilka dni nasze wspaniałe elity, wybitni eksperci, niezastąpieni komentatorzy i analitycy politycznej sceny.

Niestety jak to się mówi Pan każe sługa musi. Jako, że wydarzyło się kilka „skandali” salon wydał hasło do ataku i świętego oburzenia trwającego jeszcze do późna w Wielki Piątek.

Tematem był oczywiście wstrętny IPN, zaszczuta „ikona”, czyli Lech Wałęsa, Marcin Libidzki opuszczający szeregi PiS, przy całkowitym przemilczeniu kolejnych zarzutów i podejrzeń wobec ministra Aleksandra Grada z PO.

Ten nasz salon, trzeba przyznać, z powodzeniem zastąpił biuro polityczne PZPR, które jak pamiętamy zawsze było inicjatorem potępieńczych wieców przeciwko różnym warchołom.

Niestety tak jak zlikwidowano przemysł stoczniowy ze stoczniowcami czy wielkie huty z hutnikami, brakuje dziś robotniczego mięsa, które można by spędzić w jedno miejsce i przedstawić reszcie plebsu, jako aktyw robotniczy mówiący wszelkiej maści wichrzycielom głośne i stanowcze NIE!!!

W III RP tą bolesną stratę i lukę wypełniają powołane specjalnie w tym celu liczne organizacje pozarządowe i tacy zawodowi sygnatariusze wszelkich listów otwartych i protestacyjnych jak Wajda, Kutz, Holland, Edelman, że wymienię tylko tych kilka nazwisk.

Mównicą zaś i trybuną, z której padają hasła do ataku stała się Gazeta Wyborcza. To z Czerskiej nieomylny palec sprawiedliwości i prawdy wskazuje współczesnym medialnym zomowcom i ormowcom, kogo lać i jak to robić, żeby wyglądało to wiarygodnie i naturalnie.

W czasach wrażej junty Kaczyńskich, która tak bardzo zagroziła naszej młodej demokracji, cały postępowy salon z dokooptowanymi artystami i komediantami słał listy otwarte, wiecował w auli UW, uruchamiał zagraniczna prasę i cieszył się z poparcia, jakie otrzymywał od mediów niemieckich i rosyjskich.

Każde wypowiadane słowo przez członków reżimu było analizowane pod kątem przydatności do spreparowania ataku wymierzonego w język pogardy i nienawiści.

Gdyby tak wszyscy sympatycy dzisiejszych rządów miłości nie mieli zatkanych uszu i zawiązanych oczu bez trudu by zauważyli, że na tle słów, jakie padają dziś z ust ekipy rządzącej „wyczyny” pisowców to była zwykła niegroźna dziecinada.

Wyskoki Palikota. Chamstwo Niesiołowskiego, który ostatnio poniża i pogardliwie obraża profesora Nowaka z UJ, wybitnego historyka i człowieka o takiej wysokiej kulturze osobistej, że na jego tle słowo profesor przed nazwiskiem wicemarszałka sejmu brzmi jak kiepski żart.

Szerzące się chamstwo, knajacki rynsztokowy język, wyścigi w ośmieszaniu, poniżaniu i obrażaniu przeciwników politycznych, w tym głowy państwa, osiągnęły, biorąc pod uwagę całe dwudziestolecie, absolutne apogeum.

Czy kogoś to niepokoi, przeraża? Czy troszczący się do tej pory o stan naszej demokracji i język debaty publicznej biją na alarm?

Kiedyś za stwierdzenie, że prezydent Kwaśniewski ma tłuste dupsko, lub jest nierobem niezawisłe sądy skazywały Cejrowskiego i Leppera prawomocnymi wyrokami. Dzisiejszego prezydenta można gnoić i lżyć bezkarnie nazywając chamem, s…….em, alkoholikiem, wynajdując mu różne choroby. Tabuny kabareciarzy i dziesiątki pajaców robi karierę przy aplauzie salonu na drwinach ze sposobu mowy, uczesani, chodu kaczorów. Ośmielone coraz bardziej bezczelnością i brakiem wszelkich barier takich ludzi jak Palikot czy Niesiołowski polityczne chłystki typu Karpiniuka poczynają sobie coraz śmielej.

Do „szkła kontaktowego” dzwonią coraz bardziej rozochoceni sympatycy rządzących z patriotycznymi, odważnymi apelami typu „utopcie tych szkodników” , „trzeba zniszczyć tych parchów”.

Jako przykład hipokryzji i zakłamania tych wszystkich zatroskanych jeszcze nie tak dawno wrażliwców niech posłużą słowa jednego z typowych przedstawicieli załganej koalicji strachu przed polskim narodem.

Jacek Żakowski w Rzepie:

„Wielką mobilizacją, ogólnonarodowym wysiłkiem, zbiorowym rzutem na taśmę półtora roku temu udało się odsunąć PiS od władzy. I bardzo dobrze. Bo niemal pod każdym względem były to najgorsze rządy w 20-letnich dziejach III RP.

Ulga była niemal natychmiastowa. Polityka szczucia znikła, a zaczęła się polityka miłości. W pierwszej chwili - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - atmosfera w Polsce zmieniła się diametralnie. Była to wielka zasługa Donalda Tuska i grupy osób z jego otoczenia. Bo dzięki nim znów żyć się w Polsce chciało. Więc chwała im za to.”

Taki ogląd rzeczywistości przez Żakowskiego przypomina zakochanego w zwykłej dziwce faceta, który, mimo, że na jego oczach zdradza go, kradnie, co się da i obrzuca przezwiskami wszystkich dookoła, on opowiada o niej wszem i wobec, że

„na głowie kwietny ma wianek,

w ręku zielony badylek,

a przed nią bieży baranek,

a nad nią lata motylek”

Nie chce być tu złym prorokiem, ale myślę, że najgorsze jeszcze przed nami.

Widząc, czym można sobie zjednać salony i uzyskać ich przychylność ciągną watahy różnych cwaniaków, którzy plując w wskazaną stronę chcą upiec swój własny półgąsek.

Przykładem tej odczuwalnej przez Żakowskiego „natychmiastowej ulgi” i „diametralnej zmiany atmosfery” może być ostatnio wyskok Owsiaka.

- Jestem pacyfistą, ale mogę teraz z "baśki" przyłożyć. Niech tylko Wałęsa wskaże, komu - powiedział Jerzy Owsiak podczas oficjalnej konferencji prasowej dot. tegorocznego Przystanku Woodstock.

Właśnie w Wielki Piątek, w stacji TVN, która nie znalazła przez ostatnie dni czasu na zajęcie się na przykład aferą Aleksandra Grada, wystąpił Jerzy Owsiak powtarzając jak zwykły żul, swoje chamskie pogróżki wobec IPN-u.

Warto przypomnieć, że zrobił to w telewizji, która przejęła medialną opiekę nad jego „orkiestrą”. Jednym słowem bez TVN nie ma finansowego sukcesu Owsiaka.

Jedna „święta krowa” i „legenda”, wobec której zakazana jest wszelka krytyka udziela poparcia drugiej nietykalnej „świętej krowie” i „legendzie”. Cóż za wspólnota interesów tych dwóch gigantów dorównujących wielkością, jeśli wierzyć sondażom, samemu Janowi Pawłowi II.

Niektórzy dopiero dzisiaj ze zdziwieniem zauważyli, że Owsiak cynicznie wykorzystuje politykę do własnej promocji.

A czymże jest organizowana przez niego i Hołdysa na Przystanku Woodstock „słynna” o ironio „Akademia Sztuk Przepięknych” jak nie udzieleniem dostępu do podchmielonych owieczek takim salonowym pasterzom jak Monika Olejnik, Leszek Balcerowicz czy abp Józef Życiński?

W tym roku marzeniem Jurka Owsiaka jest goszczenie Władysława Bartoszewskiego.

Wszystko, więc jest na najlepszej drodze, aby dalej walić w „bydło” Bartoszewskiego z „baśki” Owsiaka choćby tylko po to, aby „elitom” III RP - cytując Żakowskiego - ,, znów się w Polsce żyć chciało”.

Kokos26

Cud w KPA

My Polonia Amerykańska mamy dziś szczególny powód do radości. Okazuje się bowiem, że głoszenie cudów to nie tylko domena rządzącej dziś paczki w Polsce, która z pomocą mediów oraz więźniów zakładów karnych, wygrała wybory w październiku 2007 roku.

Jak pamiętamy, głoszone wówczas cuda w ciągu kilku miesięcy wyhamowały wzrost gospodarczy, a ceny żywności i koszty utrzymania rosły w zastraszającym tempie. Ekonomia nie miała żadnych szans rywalizacji z głoszonymi cudami. Dziś, po przeszło roku od premierowania ”Słoneczka Peru” , Polska znalazła się na skraju tragedii, zagrożony jest byt narodowy.  Masowe zwolnienia, upadłości zakładów, tragiczna wręcz sytuacja w budżecie, są zaskoczeniem, tym bardziej, że ”cudotwórca” prze wiele tygodni i miesięcy zapowiadał, że kryzys nas nie dotknie. Wróżenie Tuska z fusów, bo na ekonomii się zna, nie pomogło, nie reagował także na ostrą krytykę opozycji.

Jedyny cud który się powiódł i ma szanse dalszej realizacji to sprawne przywracanie agentów, donosicieli i tych, ze spalonych  WSI,-- szczególnie nocą.
Cuda mają to do siebie, że jak lotem błyskawicy potrafią przemieszczać się nie tylko z miasta na wieś, ze wsi do miasta, lecz także wędrować z kraju do kraju, a teraz, nawet z kontynentu na kontynent. Prawdopodobnie taki to właśnie wędrujący cud rodem z Polski, trafił ostatnio Naczelnego Wodza Kongresu Polonii Amerykańskiej, Franka Spulę, prosto w  uszy. Zaczął nagle reagować na szelest, gdzie nie tak dawno jeszcze, przechodził zupełnie obojętnie wobec krzyków  Polonii.  Człowiek, który od jesieni 2005 roku  prezesuje w  KPA, po 4 latach absolutnej głuchoty na sprawy lustracji, samolustracji, nagle budzi się z letargu i proponuje współpracę, wysyłając dnia 29, stycznia, 2009 roku list do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki.
Szanowny Panie, to nie cud trafił Pana w uszy, to kolejny już raz zadrwił Pan [ Rezolucja KPA oddział Waszyngton w sprawie sytuacji w Polsce, luty 2008 ],  nie tyle z organizacji której Pan przewodzi, - zadrwił Pan z całej niezainfekowanej, czystej zdrowej Polonii, z Polonii zamieszkałej na gościnnej ziemi amerykańskiej, -  także i ze mnie, bo ja też Polonia.

Zadrwił Pan też, z pionierów walki z patologią wśród całej Polonii  Amerykańskiej, która całe swe siły i zdrowie, poświęciła aby bronić emigrantów także z Polski, często nawet z nieudokumentowanym prawem pobytu, przed nieuczciwymi żerującymi na ich niewiedzy i strachu. Na ostatnim zjeździe KPA zadrwił  Pan także z własnych członków,  którzy od lat są gorącymi zwolennikami usunięcia z organizacji komunistycznych agentów we własnych szeregach, domagając się obowiązkowej lustracji, samolustracji. Zadrwił Pan także i ze mnie, jako byłego działacza  Solidarności, więzionego przez komunistyczną bezpiekę.

Prośba o współpracę wysłana przez Pana dnia 29- stycznia- 2009 roku do IPN na ręce Prezesa J. Kurtyki, za którą Pan z góry dziękuje www.polamcon.org jest w moich oczach zwykłym szmatławcem, nie wartym funta kłaków, bo np:  p. Bożena Kamińska, prezes CPS  która na ostatnim walnym zebraniu KPA zgłosiła wniosek o zrezygnowanie z lustracji,  w nagrodę wkrótce została wybrana Dyrektorem KPA d/s stosunków z Polską. 

  JEST   TO  SWEGO  RODZAJU   PARADOKS,   I   STOI   W  RAŻĄCEJ   SPRZECZNOŚCI   Z   PAŃSKIMI   DELKARACJAMI  
Żeby być wiarygodnym, nie trzeba najpierw pisać listów, Panie ,,Prezesie”. Należy najpierw zacząć od siebie, swojego otoczenia i całej zgrai ,, pseudo doradców” . Zobowiązać wszystkich do lustracji czy samolustracji, a tych ,,działaczy” którzy się nie poddadzą—natychmiast usuwać!!.
Później Panie Spula zapukać do drzwi IPN-u, i na kolanach prosić o przebaczenie i współpracę.

Grzegorz  Michalski,   były członek Zarządu Regionu Wlkp NSZZ S, - pierwszej Solidarności -  były internowany. 

Więc wolę socjalizm - kłamstwo - niż was.

Kiedy byłem młodszy, dawno, dawno temu, jeszcze za głębokiej i jeszcze głębszej bolszewii, kiedy dzieci w szkole uczyły się wierszyków o tym, że u Wowy, na przykład, mama jest milicjantką, a u Lowy mama kucharzem, ale to, że mama może być pilotem, to już jest grubsza afera., albo że dzieci wchodzą do ujutnej (pozdrowienia dla pani Joli), przestronnej klasy, a na tablicy stoi jak byk napisane: „Nie potrzebujemy wojny”, świat był zdecydowanie bardziej poukładany i oczywisty. Człowiek siedział przed telewizorem, oglądał film mistrza Wajdy Kiedy ty śpisz, później wysłuchał komentarza w Dzienniku na ten sam temat i wiedział, ze tam są oni, tu jesteśmy my, tam jest komuna, tu jest Polska i wiedział, co, gdzie i jak.

Były to czasy, kiedy słowo komuch miało znaczenie cudownie szerokie i swoją obelżywością zdecydowanie przekraczało wszystkie pozostałe epitety. Można oczywiście było ten język modyfikować i wtedy, na przykład, powstawały takie perełki, jak „chuje komuniści”, albo „pierdolona komuna”. Tam byli oni, tu staliśmy my i bez względu na to, czy mówiliśmy o nich, czy mówiliśmy o sobie, jeśli tylko chcieliśmy użyć bata, uciekaliśmy do tego niezwykłego języka obłąkanej ideologii. Człowiek wchodził do sklepu po słoik ogórków, pani sklepowa patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem i odpowiadała: „Nie ma. Wyszły” i obywatel wychodził rzucając na pożegnanie jedno z tych wyżej wymienionych wyrażeń.. A jeśli pani sklepowa była nieuprzejma i na prośbę o ogórki rzucała: „Daj mi pan spokój. Głowa mnie boli”, to ten `komunistyczny' epitet był kierowany już bezpośrednio do niej.

I to naprawdę nie miało znaczenia, czy naprzeciwko tego znienawidzonego systemu stał zwykły obywatel, czy tego systemu funkcjonariusz. Wystarczyło, że poziom irytacji osiągnął poziom wystarczająco wysoki, a wszyscy pluli tą komuną. Nie dam głowy, ale sądzę, że nawet większość tych, którzy na tej naszym wspólnym nieszczęściu się paśli, też, jeśli tylko chcieli wyrazić swój ból - dowolny ból - wyrzucali ją z siebie, tak jak Ty i ja. Nie bardzo natomiast umiem sobie przypomnieć, czy jako obelgi używało się słowa `socjalizm' lub `socjaliści'. Mogę się oczywiście mylić, ale mam wrażenie, że nie. Chyba było tak, że socjalista nie funkcjonował jako charakter bardzo czarny. A przynajmniej nie wydaje mi się, żeby w społeczeństwie krążyły określenia w stylu „pieprzeni socjaliści”. Była tylko komuna, komuniści i my.

Od tego czasu zmieniło się wiele. Można byłoby nawet powiedzieć, że zmieniło się wszystko. Ogórki są w nadmiarze, a jeśli człowiek trafi na ofertę specjalną, to może jej nawet trafić po niecałe 3 zł za słoik. Ale oczywiście ogórki to tylko symbol. Zmieniła się przede wszystkim ideowa podstawa tego słoika. Nie ma już komuny, nie ma komunistów, a tym bardziej, nie ma już „pierdolonych komunistów”. Jeśli chcemy wyrazić swoją niechęć do kogoś kogo nie lubimy, używamy albo pojęcia `liberał', albo , w drugą stronę, `socjalista', albo - i to może najchętniej - `faszysta', `pisior' ewentualnie `moher'.

Jak to się stało? Bardzo prosto. Kiedy upadła `pierdolona komuna', dobrzy ludzie mieli nadzieję, że za tym upadkiem rozpocznie się zwykłe egzekwowanie sprawiedliwości. Że ci wszyscy, którzy tworzyli tamten system, a którzy przy tym tak naprawdę byli autorami tego niezwykłego językowego zjawiska, o jakim wspominałem wyżej, albo zostaną powieszeni, albo skazani na długoletnie wyroki, albo choćby odsunięci od jakichkolwiek wpływów. Starsi i doświadczeni ludzie doskonale wiedzieli, że nie ma na co liczyć, bo we współczesnym świecie, gdzie rządzi biznes i pieniądz, nie ma miejsca na tego typu gesty. Że, podobnie jak po II Wojnie Światowej teren państwa niemieckiego - wbrew nadziejom wielu - nie został zrównany z ziemią i obsadzony kartoflami, tak i Polska, przynajmniej częściowo, pozostanie już na zawsze w łapach tych, którzy sobie zwyczajnie nie zasłużyli.

Dziś więc, po tych wszystkich latach, komuny już nie ma, komuniści rozpłynęli się gdzieś w czasie, no i oczywiście zmienił się też wróg. Ja oczywiście nadal, kiedy oglądam sobie mój ulubiony TVN24, i widzę tam Leszka Millera, Józefa Oleksego, czy - ostatnio - Jerzego Wiatra, ogorzałego słońcem, pięknie posiwiałego, z tą rewolucyjna tęsknotą w oczach, której zapomnieć się nie da już nigdy, wciąż rzucam pod nosem: „Jebany komunista!”, ale jestem stuprocentowo przekonany, że należę już do gatunku wymierającego. Bo komunistów już nie ma, a i też wróg się zmienił.

Czytam wczorajszą Rzepę i na pierwszej stronie widzę zdjęcia trzech najlepiej zarabiających prezesów banków. Z ich wszystkich znam tylko pierwszego. To Jan Krzysztof Bielecki, premier w rządzie przy prezydencie Wałęsie. Pod zdjęciem jest napisane, że Bielecki jest prezesem banku PKO SA i w zeszłym roku zarobił 4,5 mln zł. Jest to dużo, ale nie najwięcej. Jego kolega z pracy, wiceprezes tego samego PKO - Luigi Lovaglio, dostał 6 mln zł. Pozostałych dwóch prezesów, których zdjęcia publikuje Rzepa, jak mówię, nie znam. Są od Bieleckiego wyraźnie młodsi, pewnie i ładniejsi, jeden pracuje w banku, który się nazywa Noble, drugi w BZWBK i zarabiają ciut mniej od Bieleckiego. Wiem że Bielecki nie jest i nie był komunistą, ale zgaduję, że pozostali panowie też nie są i nie mogli nigdy być komuchami, choćby dlatego, że oni są po prostu na to za młodzi. Wiem, że komuchem jest Oleksy, Szmajdziński, Wiatr, Miller. Ale oni nie są prezesami banków. Ale wiem też, że oni nie muszą. No i tez im nie wypada. Trudno przecież sobie wyobrazić, żeby Don Vito Corleone na starość został prezesem giełdowej spółki. Raz że mu to do niczego niepotrzebne, a dwa - na starość? Nie te nogi. Nie te kości.

Czy Bieleckiego i tych dwóch pozostałych uważam za swoich osobistych wrogów? Nie. Czy oni mi w czymś przeszkadzają? Nie. Bezpośrednio nie. Czy jeśli dojdzie do sytuacji, której tak bardzo się boję i o której pisałem w moim poprzednim wpisie, że ludziom nie starczy pieniędzy na bieżące opłaty, na spłatę zaciągniętych przez lata kredytów i na pokrywanie bieżącego debetu na kartach, które przez całe lata sprzedawały im najróżniejsze, mniejsze i większe banki, i ci ludzie zaczną tych prezesów wyciągać zza ich biurek za uszy, czy ja się do nich przyłączę? Tak. Oczywiście. Pójdę tam z nimi, wejdę do jednego z tych wypasionych gabinetów i osobiście kopnę w tyłek pierwszego z brzegu prezesa, który mi się pod but nawinie. Dlaczego się w ten sposób zachowam? Otóż nie dlatego, że uważam ich za leni, darmozjadów i nieudaczników. Nie. Osobiście jestem przekonany, ze każdy z nich na te swoje miliony bardzo ciężko pracuje. Zrobię tak dlatego, że mam przekonanie graniczące z pewnością, że oni zarówno mnie, jak i tych wszystkich, którzy dziś budzą się w nocy i nie mogą już zasnąć uważają za leni, darmozjadów i nieudaczników.

Zresztą może oni akurat wiedzą dobrze jak jest. Może ja jestem w stosunku do nich niesprawiedliwy. Może oni faktycznie wiedzą. Sam, tak się składa, znam wielu pracowników tego sektora, nawet na stanowiskach kierowniczych, którzy są częścią tego systemu i są ludźmi niezwykle przytomnymi i zachowującymi w stosunku do tego właśnie sytemu bardzo przedziwny dystans. Może więc jest tak, że zarówno Bielecki, jak i ci dwaj pozostali świetnie wiedza, ze ten świat jest okropnie zły i niesprawiedliwy, ale w to weszli i teraz już nie mają innego wyjścia jak to całe zło swoimi nazwiskami firmować. A więc może tu chodzi o co innego. Może to jednak jest ta klasyczna już myśl, którą też przedstawiłem w moim poprzednim tekście: „I don't know what I want, but I know how to get it?” Może rzeczywiście sprawa polega na tym, że jeśli dojdzie do najgorszego, to właśnie jedyna możliwa odpowiedź na pytanie: „Czemu to robicie?”, będzie brzmiała właśnie tak?

Czytam wczorajszą Rzepę i dowiaduję się, że PFRON, fundusz będący na utrzymaniu budżetu i zajmujący się pomocą osobom niepełnosprawnym, nie przyznał fundacji księdza Zaleskiego która opiekuje się grupą chorych dzieci, potrzebnych na prowadzenie bieżącej działalności środków. Później w telewizorze, widzę pewną panią z zarządu tego Funduszu, której nie opiszę, bo mi ten tekst Administracja zablokuje, ale która w sposób niezwykle niesympatyczny apeluje do wszystkich próbujących oskubać jej Fundusz, żeby przestali liczyć na jej naiwność. Może więc ostatecznie, jak już dojdzie do tego ciężkiego i dla nas wszystkich i dla samej naszej Ojczyzny nieszczęścia, przyjdziemy do niej, a nie do prezesa Augustyniaka.

Od czasu gdy się ostatecznie okazało, że Polska nie uwolni się już nigdy od tego zła, które ją przez tyle lat dręczyło, w tym naszym społecznym krajobrazie pojawił się szczególny gatunek obywatela. Najczęściej jest to osoba młoda, tak między 18 a 28 rokiem zycia, która uważa, że wszystko co się działo zanim oni się urodzili, to czasy na tyle egzotyczne, a na dodatek do tego stopnia zamierzchłe, ze nie warte nawet mrugnięcia okiem. Ich intelektualna sprawność ogranicza się jedynie do najbardziej wąskiego zakresu ich profesjonalnych obowiązków, a aktywność fizyczna do obejrzenia wieczornego programu informacyjnego, ze szczególnym naciskiem na wiadomości finansowe. Na polityce oni się nie znają, polityka ich nie interesuje, a jeśli mają już coś na ten temat do powiedzenia, to właściwie tylko to, że w naszym życiu społecznym i politycznym jest „zbyt dużo absurdów”. Oczywiście mają też swoje emocje. Nienawidzą tzw. kaczyzmu, uważają, że Platforma niestety nie dotrzymuje obietnic - i to jest bardzo niedobrze - i stosunkowo dużo szacunku mają dla Janusza Palikota, bo on jest „kontrowersyjny”, ale za to „diabelnie inteligentny”, a przede wszystkim sprawny. No i jeszcze na mnie mówią, ze jestem komunistą.

Jest jednak jeszcze coś, co ich stale irytuje i nie pozwala spokojnie zjeść swojej codziennej porcji sushi. Społeczeństwo i tego społeczeństwa nieustanne roszczenia. Oni wszystko co było do zrobienia, zrobili jak należy. Ukończyli dobre szkoły, skończyli świetne uczelnie, nauczyli się języków obcych, nauczyli się rozpoznawać dobre gatunki win, obejrzeli wszystkie polskie komedie, a tu, cholera, gdzie człowiek nie spojrzy, to się panoszy ten ludek w beretach i w tandetnych kurtkach. Polaczki, proszę państwa! I czego oni się spodziewają? A przecież wiadomo, że jak się nie zarobi, to się nie zje. Że nie można zarabiać więcej, jeśli się więcej nie pracuje. No i wreszcie, że w dzisiejszym zinformatyzowanym, pędzącym do przodu świecie nieograniczonych szans i nieograniczonej oferty, albo się człowiek przystosuje, albo… sorry, man. Jeśli ktoś nie zdążył, nie zmieścił się, albo biegnąc się przewrócił, to doprawdy powinien mieć pretensje tylko do siebie. Bo każdy dostał jednakowe szanse i dziś już nie ma czasu na wzruszenia.

W komentarzach pod tym, wspomnianym już, tekstem, pojawiło się paru takich szybkich, sprawnych i idealnie wyszykowanych na przyszłość obywateli. I jeden i drugi bardzo się irytowali na to, że ja tak dużo miejsca poświęcam protestom tzw. grup pokrzywdzonych. I jeden i drugi wciąż mi tłumaczyli, jak to jest na świecie, jak to wciąż w „tym kraju” jest zbyt dużo „absurdów”, jak to oni muszą „z własnych podatków” utrzymywać najróżniejszego autoramentu obiboków. I jak to, dopóki Polacy nie zrozumieją, że Europa na nich nie będzie czekać, nic nie osiągną. Jeden z nich, w pewnym momencie użył w stosunku do górników określenia „lenie”. Później coś tłumaczył, ze jemu chodziło nie o wszystkich górników, ale tylko o tych leniwych i że pielęgniarki pracują ciężej, a nie narzekają, a on sam, jak był w Anglii, to naprawdę harował jak wół po całych dniach (fizycznie!!!), więc wie. Tak ględził, aż wreszcie doszedł do tego, że: „zdrowy i silny trzydziestolatek, jeśli nie ma na czynsz to z własnej winy.”

I, powiem szczerze, że ja nie chcę z nim dyskutować, czy pielęgniarki pracują ciężej od górników, czy lżej. Czy on, jak był w tej Anglii, to harował bardzo ciężko, czy tylko mu się tak wydawało. Ja nawet nie chcę się z nim spierać, czy jeśli jedziemy autobusem i wokół widzimy tak dużo ludzi, którzy po prostu śpią, to dlatego że są zmęczeni, czy tylko za mało przypieprzali i im organizm się rozleniwił. Ja też nie bardzo chcę się zastanawiać, czy artykuł z Rzeczpospolitej, który jeden z nich mi przylinkował, a który mnie informuje, że górnik w Polsce przeciętnie zarabia ponad 6 tys. zł., napisał ten sam dziennikarz, który sugerował, że nauczyciel w tej samej Polsce zarabia ponad 4 tys. zł, czy oni pochodzą z dwóch różnych szkół. Powiem więcej, ja nawet nie mam ochoty go informować, że w kopalni, kilometr pod ziemią, jest kompletnie ciemno, że oświetlone jest tylko najbliższe sąsiedztwo maszyn, że powietrze jest tam takie, że, nawet nie pracując, się nie da oddychać, przy tym jest jednocześnie bardzo gorąco i bardzo wilgotno, a każdy górnik, żeby dojść do swojego „biurka”, dzień w dzień musi przejść, często na czworakach, w błocie, z sześciokilogramowym obciążeniem w postaci akumulatora obsługującego jego lampkę, aparatury ucieczkowej i podręcznych narzędzi, parokilometrowy odcinek wśród śmiertelnie czarnych tuneli i w nieustającej świadomości, że za chwilę to wszystko może razem z nim pieprznąć i zniknąć.

Ja nie mam ochoty tego wszystkiego powtarzać, bo on - podobnie jak jemu podobnie - i tak mi powie, że to wszystko wie, tyle że jak komuś się coś nie podoba, to niech zmieni pracę. Bo on na przykład, choć oczywiście sam wie co to ciężka praca, wybrał sobie inne, przyjemniejsze, choć równie ważne zajęcie jak, na przykład zaopatrywanie aptek, i jest bardzo zadowolony. Chcę natomiast powiedzieć, że wszyscy ci, co nie są w stanie wykrzesać z siebie minimum empatii dla ludzi, którzy są porządnymi obywatelami, niech się lepiej na chwile oderwą od swoich codziennych przyjemności i się zastanowią. Chcę bardzo mocno tu podkreślić, że wszyscy ci, którzy nie potrafią ukryć swojej pogardy dla ludzi, którzy solidnie przez całe lata wykonywali to czego się w życiu nauczyli, dzień po dniu chodzą do pracy, płacą podatki, zusowskie składki i nagle się dowiadują, że sytuacja się zmieniła i że trzeba się albo bardziej naprężyć, albo pakować, nie mogą liczyć również na moje zrozumienie. Bardzo was proszę, opamiętajcie się. Spróbujcie wykrzesać z siebie minimum współczucia dla tych, którzy najpierw uwierzyli temu waszemu nowemu systemowi, założyli te konta w waszych bankach, kupili te piękne karty kredytowe, obejrzeli te wasze reklamy w telewizji zachęcające ich do brania kredytu za kredytem, kupili wszystko coście im kazali kupić, a teraz tracą pracę. Bo dziś mogę wam wszystkim obiecać tylko jedno. Jeśli dojdzie co do czego, a wy odpowiednio wcześniej nie pójdziecie po rozum do głowy, to reguły gry po raz pierwszy będą ustalać właśnie oni.

Toyah

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
biografie premierów, materiały na losy 1921-1945
Czy premier wiedział o inwigilacji prezydenta Nasz Dziennik, 2011 02 04
Artykuł nt wyboru Jaruzelskiego na prezydenta III RP Czy ktoś będzie świętował 19 lipca
KANDYDACI NA PREZYDENTÓW USA O CHINACH
Żydowski komik wygrywa I rundę ukraińskich wyborów na prezydenta
Artykuł nt wyboru Jaruzelskiego na prezydenta III RP Czy ktoś będzie świętował 19 lipca
Uchwała nr 4 Instytutu Żydowskiego w Warszawie z dnia 2 kwietnia Duda na prezydenta
Daty premier anime na wiosnę 2011r
Wygrać na prezydencji Nasz Dziennik, 2011 03 07
kulisy zamachu na prezydenta
zamach na prezydenta
Prawo, racjonalny prawodawca- opd na pyt., U podstaw tworzenia i stosowania prawa leży założenie rac
Prezydent Miedwiediew a premier Putin
Proces ewolucji polskiej prezydentury po89r polegal na zmianach kompetencji prezydent1
odpowiedzi owce trzoda i bydło, Zagadnienia na egzamin inżynierski
Wasz prezydent Nasz premier, Witold Gadowski
Ściągi, Historia 2, We wrześniu 39 był prezydentem Mościcki, ministrem zagranicznym Bek, premierem F

więcej podobnych podstron