Rozdział siódmy


Rozdział siódmy

Szczere rozmowy

Na pozór wszystko gra

Ja cały czas uśmiecham się

A słowa bez znaczenia są

Bo o czymś innym myślę wciąż

Czy wiesz jak ciężko powiedzieć wprost

To o czym myślę i to co widzę każdego dnia

Może przyjdzie taki dzień

Gdy przestanę się już bać

Może kiedyś będę mógł

Wyrzucić z siebie wszystko*

Draco przechadzał się pomiędzy obsypanymi młodym listowiem drzewami, rosnącymi w pobliżu zagrody Hagrida. Ślizgon był wyraźnie przygnębiony.

- Koniec marca - gderał. - A za chwilę początek kwietnia. Zaczyna się wiosna, robi się pogoda, a zaraz potem słońce obejmuje panowanie na błękitnym, letnim niebie.

Każdą zgłoskę wypowiadał tak, jakby fakt ten stanowił dla niego śmiertelną obrazę.

Harry starał się zachować powagę.

- A to wszystko martwi cię, bo...?

- Nie znoszę lata - odparł Draco, marszcząc groźnie brwi. Powiedział to tonem wyraźnie dającym do zrozumienia, że lato będzie miało poważne kłopoty, kiedy dostanie się w jego ręce.

- W porządku - zgodził się Harry pobłażliwie. Spojrzał w jasne słońce, a potem na Draco. - A teraz powiedz dlaczego.

- Przez słońce oczywiście - odpowiedział Draco. - W lecie wszyscy się opalają. To niesprawiedliwe, że mnie się to nie udaje. Próbowałem już każdego sposobu i wszystko na nic. Ty pewnie też się opalasz?

Harry spuścił oczy, gdy Draco spojrzał na niego oskarżycielsko.

- No... trochę.

Draco prychnął ze złością.

- No oczywiście. Dobra! Mam to gdzieś. Wcale mi nie żal - oznajmił Draco z żalem. - Wcale się nie przejmuję, że przez okrągły rok jestem blady jak śmierć. To wspaniałe.

Skrzywił się i wściekle kopnął w mech.

Harry powściągnął uśmiech. Czasem Draco potrafił dąsać się jak dzieciuch, a jednak Harry nie tylko nauczył się akceptować humory przyjaciela - ostatnio zaczynał nawet dochodzić do wniosku, że to urocze.

Harry`emu nigdy nie przyszło do głowy, że jasna karnacja Draco może być czymś nieatrakcyjnym. Przecież stanowiła jego część i była wyjątkowa...

Harry spojrzał na Ślizgona, którego kołnierzyk koszulki zsunął się nieco, odsłaniając kawałek obojczyka. Ten mlecznobiały kolor powodował, że jego kości wydawały się tak ostre, jakby miały zaraz przebić miękkie ciało, a skóra sprawiała wrażenie tak delikatnej... W dodatku Draco miał tak jedwabiste, miękkie włosy, że gdyby nie chłodne, błyszczące inteligencją oczy, chłopak wyglądałby niemal dziecinnie.

Nikt inny nie miał takiej skóry jak Draco.

- ...okropne - podsumował Ślizgon zniesmaczonym tonem.

Harry zamrugał, budząc się z zamyślenia.

- Nie... no coś ty. To znaczy... eeee... wyglądasz... całkiem nieźle.

Omijał wzrokiem Draco, który posłał mu zgorszone spojrzenie.

- Ty skretyniały okularniku! Jestem cholernie przystojny! - oburzył się i skrzyżował ramiona. - Całkiem nieźle! No wiesz co?! Nigdy w życiu nikt mnie tak nie obraził!

Harry westchnął.

- Nie przejmuj się. Może tego lata się opalisz... albo wyjdą ci piegi, albo coś...

Draco zdenerwował się jeszcze bardziej.

- Piegi! To nie jest śmieszne, Potter!

- Eeee... przepraszam.

- Powinieneś paść na kolana i błagać o wybaczenie - wymamrotał Draco. - Nieźle wyglądasz... Piegi... To profanacja mojej arystokratycznej cery. Pewnego dnia, Potter, jakaś dziewczyna przyłoży ci w twarz.

- Cały czas obiecujesz mi podobne rzeczy, ale nigdy do tego nie dochodzi - powiedział Harry żartobliwie. - Mówiłeś, że jak kupię te głupie ubrania, to dziewczyny zaczną zwracać na mnie uwagę, a jak do tej pory tak się nie stało.

- No pewnie. A Ginny Weasley specjalnie wylała sobie na kolana owsiankę.

- Ja... To nie miało nic wspólnego ze mną!

Draco pochylił głowę, żeby ukryć uśmieszek.

Udaje, że się ze mnie nie wyśmiewa, pomyślał Harry.

- Wiesz, Potter, twoja potencjalna dziewczyna będzie miała chłopaka, który nie potrafi się dobrze ubrać ani zachować... co nie oznacza, że nie będzie szczęściarką. - Draco zadarł wysoko brodę. - Oczywiście nie aż taką, jak osoba, która zdobędzie mnie.

- Och, to zrozumiałe.

Draco w zamyśleniu przygryzł wargę.

- Właściwie dochodzę do wniosku, że to zbyt wielki zaszczyt jak dla jednej osoby. Chyba powinienem raczej obdzielić sobą większą grupę wybrańców.

Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Zapowiadał się przyjemny dzień. Świeciło słońce, a za chwilę Draco będzie robił śmieszne miny na widok nowych potworów Hagrida. Harry oparł się o ogrodzenie, przymknął oczy i uśmiechnął się z zadowoleniem.

Nagle ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk.

Zanim umysł Harry`ego zarejestrował ten dźwięk, zanim chłopak zdołał go przeanalizować i otworzyć oczy, zareagował instynktownie, błyskawicznie chwytając przyjaciela za nadgarstek. Ślizgon zerwał się i obaj popędzili na złamanie karku w stronę szkoły.

*

Gdy wpadli do Wielkiej Sali, otoczył ich chaos dźwięków.

Harry patrzył po pełnych paniki twarzach, których nie był w stanie rozpoznać i usiłował wyłowić jakiś sens z rozlegających się wokół histerycznych krzyków... Stał w oceanie zgiełku, szaleństwa i strachu, nadal mocno trzymając Draco za rękę.

Dzięki temu czuł się... bezpieczniej. Draco rzucił mu przez ramię szybkie spojrzenie, jakby także szukał w nim oparcia.

To wszystko trwało sekundy. Zaraz potem Harry ujrzał przed sobą zalaną łzami twarz Hermiony. Ogarnął go straszny niepokój i z przerażeniem pomyślał, że powinien do niej podejść... a tak bardzo nie chciał puścić tej dłoni, która dawała mu poczucie bezpieczeństwa.

Hermiona przywarła do niego, a Draco odsunął się i wmieszał w tłum. Harry został otoczony przez Gryfonów, ale nadal patrzył jak jasna czupryna chłopaka oddala się i znika w morzu głów Ślizgonów.

Zobaczył wypełnioną grozą twarz Rona, łzy spływające po policzkach Nevillea, rudą głowę Ginny wtuloną w ramię Deana i... poczuł lodowate ukłucie strachu. Zanim Hermiona zaczęła mówić, wiedział już co się stało.

- Zabrali dwunastu uczniów - wyszeptała drżącym głosem. - Na raz, Harry. Ze wszystkich domów i ...Seamus też zniknął. On... on...

Hermiona kurczowo zaciskała dłonie i płakała - Hermiona, która zawsze była taka dzielna; która nigdy nie poddawała się rozpaczy. Harry chwycił ją za rękę, a ona rozpaczliwie oddała uścisk. Potem odwróciła się i ukryła twarz na piersi Rona, który przytulił ją i drżącymi palcami gładził jej włosy. Nadal trzymała rękę Harry`ego.

Harry przysunął się do nich trochę, przymknął oczy i udawał, że... Nie wiedział nawet co... Że znów są razem, że są dla siebie wszystkim, tak samo jak kiedyś, gdy byli młodsi i przeżywali wspólne przygody, że tak naprawdę nic im nie grozi...

Seamus. Kolega z pokoju. Przyjaciel. Seamus, który nadal przechowywał koniczynkę z mistrzostw quidditcha; który podkochiwał się w Padmie Patil w tajemnicy, chociaż tak naprawdę wszyscy wiedzieli o jego uczuciu. Seamus.

Nie, muszę przestać o tym myśleć!

- Kto... kto jeszcze?

Twarz Rona była przeraźliwie blada, a chłopak nie mógł wydobyć z siebie głosu.

Harry spojrzał na Deana, który zawsze był taki spokojny. Ginny nadal wtulała się w jego ramię. Obok nich stała opuszczona Parvati, aktualna dziewczyna Deana. Wyglądało na to, że chłopak jest bardzo zajęty.

W końcu odezwała się znowu Hermiona. Nie odsuwając się od Rona, zaczęła mówić stłumionym głosem, urywanymi zdaniami. Hermiona zawsze potrafiła przemóc się w krytycznej sytuacji, nawet gdy cała trzęsła się i była bliska całkowitego załamania.

- Nie... nie wiem. Większość to młodsi uczniowie. Orla Quirke i... młodszy brat B... Blaise Zabiniego... i kilku pierwszorocznych. Nie wiem jak się nazywają. Ja... - załkała Hermiona. - Ja nie znam nawet...

- Hermiona, to... - zaczął Harry.

Ron, który nigdy publicznie nie okazywał swojej dziewczynie uczuć, pocałował Hermionę w głowę i przytulił ją mocniej.

- Już dobrze, kochanie - powiedział, przyciskając policzek do jej włosów. - Już dobrze.

Młodszy brat Blaise Zabiniego... Harry nie mógł powstrzymać się od rzucenia okiem w stronę Ślizgonów.

Draco klęczał. Harry nigdy wcześniej nie widział go w takiej pozycji. Mówił coś do chłopka z pierwszego roku, a na jego bladej twarzy malował się wyraz determinacji.

Jego wargi ułożyły się w słowa „Nie bój się. Nic ci nie będzie”. To był niemal brutalny rozkaz, ale Draco mówił to z taką pewnością siebie, że dziecko wyglądało teraz na prawie przekonane.

Harry nadal patrzył. Nie był pewien dlaczego, ale ta scena bardzo go poruszyła.

Widział jak Draco pociesza Zabiniego.

Próbował dostrzec wyraz twarzy Blaise'a, ale chłopak miał pochyloną głowę.

- Och, Harry - wyszeptała Ginny. Nie zauważył nawet, kiedy do niego podeszła. - I co my teraz zrobimy?

Harry wziął ją za rękę, a dziewczyna z wdzięcznością przysunęła się do niego. Biedna, mała Ginny. Nadal uważała go za bohatera... przynajmniej mógł okazać, że jest jej przyjacielem.

- Nie wiem - powiedział i spojrzał w jej załzawione oczy. - Ale nie płacz Ginny. Proszę, przestań płakać.

Przysunęła się jeszcze bliżej i objęła go ramionami.

Harry patrzył, jak włosy Draco ocierają się o rękaw Zabiniego.

I nagle zapadła cisza. Wszyscy zamilkli i zapatrzyli się na Dumbledore`a, który podniósł się z krzesła.

Dyrektor wyglądał teraz znacznie starzej i sprawiał wrażenie kruchego, ale to nie jego widok, a wiara w niego podniosła ich na duchu.

Był jedynym czarodziejem, którego obawiał się Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

Hermiona i Ginny otarły łzy.

Profesor Dumbledore nadal posiadał bardzo potężną magię.

- Trwa wojna - powiedział bez ogródek. - Tragedie są nieodłącznym elementem wojny. Pocieszam się, że potraficie mężnie znosić takie ciosy. Wierzę, że uratujemy tych, którzy zaginęli i jestem przekonany, że ci, którzy pozostali nadal będą walczyć.

Zrozpaczone twarze obecnych rozbłysły nadzieją.

- Wiem, że mogę na was liczyć. Wiem też, że wszyscy jesteście bardzo odważni. Środki ostrożności, które zmuszeni jesteśmy podjąć, omówi z wami profesor Lupin, ale najważniejsze jest to, żebyście zdawali sobie sprawę z zagrożenia. Nie zapominajcie nigdy, że walczymy dla słusznej sprawy i nie przegramy.

Harry wyczuł, że napięcie trochę opada. Wszyscy zdawali się być przekonani o słuszności słów dyrektora.

Ślizgoni spoglądali na Dumbledore`a z respektem, ale bez tej ufności i oddania, z jakimi patrzyli na niego inni. Nigdy nie był dla nich tym, kim był dla reszty uczniów.

Wokół Draco tłoczyli się Ślizgoni. Chłopak stał pomiędzy nimi pewnie, wyprostowany, trzymając jedną rękę na ramieniu Zabiniego - jak rycerz w lśniącej zbroi.

Kiedy wychodzili z sali, Ślizgoni nadal otaczali go ciasnym kręgiem.

Gdzie jest Snape?, pomyślał Harry. Przecież oni go potrzebują. Draco też kogoś potrzebuje...

Harry chciałby z nim porozmawiać choć przez chwilę, ale Draco był teraz ze Ślizgonami. Należał do nich.

Więc Harry przybrał odważną minę, opiekuńczo otoczył ramieniem Ginny i ruszył wraz z kolegami do wieży Gryffindoru. Wszyscy zebrali się w pokoju wspólnym - nikt nie chciał patrzeć na puste łóżka w dormitoriach. Poza tym, w grupie czuli się bezpieczniej.

A Harry powiedział sobie, że jest częścią tej grupy i nic tego nie zmieni.

Należał do nich.

To dodało mu otuchy.

*

W końcu Ron i Hermiona zasnęli na kanapie w pokoju wspólnym, obejmując się mocno ramionami, jakby bliskość ukochanej osoby koiła ich ból. Było już bardzo późno, kiedy Harry wychodził z Deanem i Nevillem, pomagając wyczerpanym i przerażonym kolegom pokonać schody.

- Dobranoc, Harry - powiedziała Ginny.

- Dobranoc - odparł Harry, zastanawiając się co teraz robi Draco.

Błyskawicznie dopadł swojego łóżka. Starał się nie patrzeć na puste łóżko Seamusa; nie widzieć, że inni także omijają je wzrokiem; udawać, że jego pospieszne ruchy nie wynikają z tego, że jest przerażony. Próbował nie myśleć o samotności, o tym, że ludzie bywali porywani także podczas snu. Usiłował przywołać wspomnienie dzisiejszego poranka, pełnego słońca i śmiechu.

Nie udało się. Gubił się w myślach; cały czas zastanawiał się, kto będzie następny. Hermiona, Ron, Ginny, Dean... roiły mu się koszmary, pragnął zasnąć i...

Była noc, a on pływał w jeziorze. Poruszał się dziwnie ociężale; bał się, że zaraz pójdzie na dno.

A to oznaczało, że mógłby utonąć, prawda? Ta myśl dziwnie go uspokajała.

Hermiona dryfowała obok w jednej z łodzi Hagrida. Koło niej, na książce, stała świecąca latarnia.

Krzyknął do dziewczyny, a ona odpowiedziała: „Harry, jestem bardzo zajęta. Muszę walczyć, jest wojna. Czy możesz być cicho?”

Kiedy przepływała obok niego kolejna łódź, ujrzał w niej Rona, studiującego z uwagą schematy taktyk gry w quidditcha. Zawołał go po imieniu, ale Ron uniósł tylko głowę i powiedział: „Przykro mi Harry, ale jak to skończę, muszę spędzić trochę czasu z Hermioną”.

Stawał się coraz cięższy i cięższy.

„Cytrynowy sorbet”.

Odwrócił się i obok, w wodzie, zobaczył Draco.

„C... Co powiedziałeś?”

Draco zaśmiał się, a echo jego głosu rozeszło się ponad wodą. Chłopak podpłynął do niego. Jego jasna skóra lśniła wilgocią.

„Komu ufasz?”

Harry wyciągnął ku niemu rękę i zbudził się.

Otaczała go ciemność, a łóżko wydawało się zimniejsze, niż woda w jeziorze. Dean i Neville spali. Słyszał ich oddechy. Brakowało tylko lekkiego pochrapywania Seamusa.

Chciał iść i porozmawiać z Draco, ale był środek nocy i Ślizgon pewnie spał; poza tym włóczenie się teraz nocą po korytarzach...

Harry wstał, usiadł przy oknie i obserwował nadchodzący świt.

- Już nie śpisz, Harry? - spytał cicho Dean.

- Ja... tak. Miałem dziwny sen.

Porozmawia z Draco podczas śniadania.

- O czym?

Harry zmarszczył brwi.

- Nie pamiętam...

*

Draco nie przyszedł na śniadanie, a potem nie mieli wspólnych lekcji ze Ślizgonami. Podczas lunchu otaczali Harry'ego koledzy, a przy kolacji był zajęty - wszyscy Gryfoni dyskutowali na temat nagłego zerwania Parvati z Deanem. Zastanawiali się, czy miało to coś wspólnego z Ginny Weasley. Na wieczór Draco zarezerwował boisko do quidditcha.

Harry obserwował ich trening, ale tak naprawdę nie zobaczył Draco, dopóki nie spotkali się na zebraniu Młodzieżowej Sekcji Zakonu.

Draco siedział rozparty na krześle - był bardzo blady. Miał cienie pod oczami, a jego włosy były minimalnie zwichrzone. Wyglądał, jakby nie spał całą noc.

To oburzające! Ktoś powinien zaopiekować się Ślizgonami. On w końcu się rozchoruje!

Pansy mocno ściskała Draco za rękę, na co pozwał z królewską łaskawością. Blaise Zabini przysunął się tak blisko niego, jak tylko mógł. Wszyscy Ślizgoni skupili się wokół Draco bliżej niż zwykle.

Harry zrozumiał dlaczego, gdy tylko usłyszał pierwsze słowa Lupina.

- Profesor Snape jest nieobecny. Usiłuje zdobyć jakieś informacje na temat ostatnich ataków. Wraz z profesorem Blackiem będziemy go chwilowo zastępować.

Harry zastanawiał się przez chwilę, czy dyrektor jest na tyle zdesperowany, aby znowu pozwolić Syriuszowi uczyć Ślizgonów. Dumbledore nie zgadzał się na to od pamiętnej Wielkiej Wojny Na Punkty podczas szóstego roku, kiedy Syriusz i Snape zabierali Domom punkty na zmianę i w efekcie Ślizgoni oraz Gryfoni skończyli rok z ujemną punktacją. Harry pamiętał jak wszyscy tłoczyli się wtedy pod gabinetem dyrektora. Po pewnym czasie przestali krzyczeć i przeszli do rękoczynów. Harry przypomniał sobie, że usiłował rozbić Draco głowę, waląc nią o kamienną posadzkę, kiedy wyszedł Dumbledore.

Draco zawsze lubił Snape`a i najwyraźniej wiedział już o jego nieobecności. Kilka Ślizgonek wyglądało tak, jakby zaraz miały się rozpłakać.

Draco patrzył na Lupina spokojnie i z uwagą. Harry pomyślał, że chłopak nie wygląda na szczególnie rozczarowanego.

- Ustaliliśmy nowe zasady, mające zapewnić większe bezpieczeństwo - powiedział Lupin miękko. - Uczniowie z roku od pierwszego do trzeciego mają absolutny zakaz opuszczania pokojów wspólnych bez nauczyciela. Aby tego dopilnować, prefekci będą mieli całodobowe dyżury. Nikt nie może opuszczać budynku szkoły, z wyjątkiem zajęć odbywających się poza zamkiem i treningów quidditcha, podczas których pilnować was będzie pani Hooch. Nikt, w żadnym wypadku, nie może poruszać się po szkole sam. Dotyczy to także członków Rady Młodszych. Harry, widziałem, że wczoraj szedłeś korytarzem sam. To nie może się powtórzyć.

Harry ujrzał niepokój w oczach Lupina i ogarnęło go poczucie winy, że przysporzył nauczycielowi trosk.

Ale ja szedłem spotkać się z Draco! Jeśli nie będziemy mogli chodzić sami, jeśli nie będziemy mogli wychodzić na zewnątrz, to jak będę się z nim widywał?

- Zdaje sobie sprawę, że wielu z was cierpi - powiedział Lupin łagodnie. - Ale z informacji dostarczonych nam przez profesora Snape`a wynika, że uprowadzone osoby nadal żyją. Sami Wiecie Kto wykazuje ostatnio duże zainteresowanie zaklęciem Captus**.

Ginny podniosła rękę i poprosiła o wytłumaczenie działania tego zaklęcia.

Lupin, który zawsze był otwarty na dyskusje, zapytał, czy ktoś z uczniów mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Hermiona podniosła rękę tak wysoko, że zaczęła prawie lewitować nad krzesłem.

Ale to Draco zaczął mówić, chociaż nikt nie udzielił mu głosu.

- To unowocześniona forma starożytnego zaklęcia - wyjaśnił obojętnym tonem. Harry obserwował jak chłopak bezmyślnie bawi się piórem trzymanym w smukłych palcach. - W dawnych czasach, kiedy czarodzieje byli dużo potężniejsi i było ich więcej, potrafili stworzyć cały świat zamknięty w niewielkiej kuli. Mogli więzić w nim prawdziwych ludzi. Kiedy wchodzili do takiego świata, stawał się on dla nich realny, a ludzie znajdujący się w nim, byli ich niewolnikami.

Nie wydawał się zgorszony tym pomysłem. Był raczej zaintrygowany. Wyglądał teraz jak jeden z czarodziejów z obrazków znajdujących się w książkach Binnsa - jeden z tych, którzy pochodzili z rodów czystej krwi i odznaczali się wyrafinowanym okrucieństwem.

Ron wymruczał pod nosem cos jakby: „Jakoś mnie nie dziwi, że akurat ty to wiesz”.

- Podobnie jak twoja dziewczyna, Weasley - odparł ostro Draco. - Wiedza na temat tworzenia zamkniętego w kuli świata zaginęła, ale wydaje się, czarodzieje posługujący się czarną magią nadal są w stanie uwięzić w takich kulach ludzi. Tysiące małych Azkabanów, które Sami Wiecie Kto może nosić w kieszeni - patrolowane przez dementorów więzienia, z których nie ma szans na ucieczkę. Daje mu to możliwość torturowania naszych ludzi, aby wydobyć z nich informacje i przeciągnąć ich na swoją stronę. Może także przetrzymywać członków rodów czystej krwi w celach hodowlanych. Niewątpliwą zaletą tej sytuacji jest to, że prawdopodobnie można ich stamtąd wydostać.

Teraz Ron wypowiedział się głośniej.

- Dziwne, że wiesz tyle o czarnej magii, Malfoy.

Draco odchylił się na krześle.

- Warto znać wroga, Weasley.

- Bo oczywiście twoja rodzina zawsze była przeciwna używaniu czarnej magii - rzucił Ron. - Czy twój tatuś uczył cię...

- Ron, przestań! - krzyknęła Hermiona.

- Nie waż się wspominać o moim ojcu.

Na dźwięk chrapliwego głosu Draco, Pansy wyciągnęła ku niemu rękę - chłopak powstrzymał ją władczym gestem. Harry z rozmysłem unikał wzroku zdumionego Rona.

- Chyba możemy pohamować się od osobistych ataków, panowie - rzekł Lupin spokojnie, ale z naciskiem. - Bardzo obszerne wyjaśnienia, panie Malfoy. Dziękuję. Czy ktoś ma jakieś pytania?

Głos Blaise Zabiniego był ostry, niemal oskarżycielski.

- Czy to prawda, że Czarnemu Panu pomaga ktoś z Hogwartu?

Draco mu powiedział.

Ale to miało sens, tak jak wtedy, gdy Draco powiedział to Harry`emu. Wszyscy wiedzieli, że to prawda, ale większość nie mówiła o tym głośno. Tylko niektórzy szeptem wymieniali uwagi na ten temat.

Lupin spojrzał Zabiniemu w oczy. Harry wiedział, że profesor nie okłamałby swojego ucznia.

- Tak... Przypuszczamy, że tak właśnie jest. Aczkolwiek nie mamy pojęcia, kto jest szpiegiem. Dlatego nalegam, żebyście byli dyskretni. Zwracajcie uwagę na wszystko, co mogłoby świadczyć o tym, że ktoś kontaktuje się z wrogiem.

Uczniowie zaczęli przyglądać się sobie podejrzliwie i nieufnie. To wszystko mogło łatwo przerodzić się w paranoję. Możliwe, że właśnie na tym polegał plan Voldemorta.

Harry złapał się na tym, że uważnie przypatruje się twarzom osób zgromadzonych przy stole, poszukując na nich jakichś oznak winy.

- Dziękuję. Prefekci mogą odprowadzić uczniów do dormitoriów. Rada Młodszych proszona jest o pozostanie. Musimy omówić szczegóły działań profilaktycznych.

Harry uśmiechnął się do Ginny. Dziewczyna była bardzo blada i przerażona, zupełnie jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że obecność szpiega w Hogwarcie jest faktem. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi, ale bardzo blado i niepewnie.

Harry zastanawiał się, czy nie wziąć ją za rękę, ale jego uwagę przyciągnęła Pansy, która niezobowiązująco pocałowała Draco na pożegnanie. Najwyraźniej chłopak nie miał nic przeciwko temu. Usta Pansy musnęły miękki policzek Draco...

Przecież on nie lubi, jak ludzie go dotykają... Na pewno nie chce, żeby ona to robiła..., pomyślał Harry.

Dziewczyna odsunęła się i w towarzystwie innych Ślizgonek, oraz Crabbe`a i Goyle`a opuściła salę. Harry zauważył, że po ich wyjściu Zabini przysunął się z krzesłem bliżej Draco.

- No dobrze - zaczął Lupin, gdy w sali nie było już nikogo poza członkami Rady Młodszych. - Sytuacja jest bardzo poważna. Na wypadek alarmu musimy działać szybko i sprawnie. To są mapy Hogwartu. Zaznaczono na nich strefy największego zagrożenia oraz ewentualne drogi ucieczki. Mapy zostały zaczarowane tak, że widoczne są na nich wszystkie osoby znajdujące się w szkole.

„Wojenna wersja Mapy Huncwotów, wykonana dzięki uprzejmości panów Łapy i Lunatyka”.

- Nauczyciele będą potrzebowali pomocy przy patrolowaniu rejonów newralgicznych, więc z pomocą pana Boota ustaliłem dla was harmonogram dyżurów...

Lupin rozdał mapy i grafiki. Harry automatycznie wziął do ręki pióro i czekając aż Lupin zacznie odczytywać nazwiska, podpisał u góry oba pergaminy.

- We wtorek Padma Patil i profesor Sinistra będą pełniły straż przy posągu jednookiej wiedźmy...

Lista nazwisk... Harry przebiegał wzrokiem pergamin, podczas gdy Lupin na głos odczytywał swoje notatki...

- ...i Hanna Abbott, będą pilnowali...

- Hej! - powiedział Harry bardzo głośno, niegrzecznie wchodząc Lupinowi w słowo. Ale nie zważał teraz na kurtuazję. - A co ja będę robił?

Lupin spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek, jakby próbował odgrodzić się od wyrzutu, który usłyszał w głosie Gryfona. Hermiona spuściła wzrok, nie chcąc patrzeć Harry`emu w oczy. Draco spoglądał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Dlaczego na liście nie ma mojego nazwiska?

- Cóż, Harry. Uważamy, że lepiej będzie trzymać cię z dala od bezpośredniego niebezpieczeństwa. Nikt nie wątpi, że chciałbyś być użyteczny, ale...

Śmiech Harry'ego był urywany i chrapliwy. Gdyby obserwujący go nadal Draco nie zamrugał nagle, Harry nie uwierzyłby, że to jego własny śmiech.

- Myślicie, że jestem bezużyteczny! Uważacie, że musicie mnie chronić.

To było jedno słowo - “chronić” - słowo, które miało oznaczać coś dobrego, ale w jego ustach brzmiało jak okrutne szyderstwo.

Nie chcę waszej litości! Nie potrzebuję was. I nie będę tego dłużej znosił.

- Nie, Harry, bądź rozsądny...

- Jeśli nie mogę robić tego co inni członkowie Rady, to po co w ogóle tutaj jestem? Jesteśmy tymi, którzy pomagają chronić resztę szkoły, a nie bezradnymi dziećmi, które same wymagają opieki... Nie dotykaj mnie!...

Hermiona cofnęła rękę jak oparzona.

- Harry, musisz zrozumieć, że jesteś głównym celem Sam-Wiesz-Kogo...

- Wszyscy jesteśmy celem Voldemorta! - krzyknął Harry wymawiając to imię z nienawiścią. - To jest wojna! Nie chcę być bezpieczny, kiedy inni są zagrożeni; nie chcę, żeby wszyscy mnie żałowali; nie chcę być słaby; i może wcale nie chcę być Harrym Potterem!

Sekret został ujawniony - gra pozorów zakończona. Zranił wszystkich, ale już go to nie obchodziło.

- Harry...

- Zamknij się! Nie jestem słabą sierotką, a ty nie musisz mnie ochraniać, nie musisz starać się, żebym czuł się lepiej. Jestem członkiem Rady i jeśli nie mogę być traktowany tak jak inni, to pieprzę tę całą Radę! Pieprzę Turniej Trójmagiczny! Pieprzę was wszystkich!

W oczach Draco pojawił się w końcu przebłysk jakiegoś uczucia. Wyglądało na to, że chłopak nawet ma zamiar coś powiedzieć, ale Harry odwrócił się i wybiegł z sali.

*

Harry oparł się o ścianę, odchylił głowę i powiedział sobie, że absolutnie się nie rozpłacze.

Nadal był wściekły, rozpacz rozsadzała mu pierś, ale powoli zaczynało ogarniać go zobojętnienie. Był już tym wszystkim zmęczony.

Owszem, zdarzyło mu się wcześniej kilka razy wybuchnąć. Nic nie znaczące incydenty w porównaniu do tego, ale dzięki nim wiedział już, co za chwilę się stanie. Po odczekaniu stosownej chwili, Hermiona zacznie go szukać. Potem zaprowadzi go do wieży Gryffindoru, gdzie wszyscy będą okazywać mu to koszmarne współczucie.

A on to zaakceptuje. Przecież nie może ich rozczarować. Jest przecież Harrym Potterem - biedną żałosną ofiarą, odważnym, bohaterskim chłopcem.

Harry zacisnął zęby tak mocno, że zabolała go szczęka.

Z łatwością mógł to sobie wyobrazić. Ciche kroki Hermiony na korytarzu, potem delikatne pukanie do drzwi, jej takt, jej spokojny głos... Nie będzie zła, bo przecież wszystkim jest przykro z powodu Harry`ego...

Rozległo się walenie, jakby ktoś próbował wyłamać drzwi.

- Potter! Wpuść mnie, albo wyważę drzwi i rozwalę twój durny łeb w drobne kawałki!

Draco. Nikt inny nie potrafił mówić tak arystokratycznym i wkurzonym tonem jednocześnie.

- Co ty tu robisz?

- Alohomora! - Drzwi otwarły się z hukiem. Draco rozejrzał się obojętnie. - Flitwick nie potrafi nawet porządnie zabezpieczyć wejścia do swojej klasy.

- Mogłeś poczekać, aż ci otworzę - powiedział Harry ostro.

- Malfoyowie znani są ze swojej cierpliwości - zakpił Draco. - Dlatego ludzie wskazując nas sobie mówią, że jesteśmy cnotliwi i wspominają o syndromie Malfoya-Demolki.

Nagle do Harry`ego dotarło, co Draco tu robi.

Przyszedł, żeby okazać mu współczucie. Był jego przyjacielem i kiedy zobaczył, że Harry jest przygnębiony, zrobiło mu się go żal. Teraz próbował go po prostu pocieszyć i nakłonić do powrotu.

Och, Draco, a myślałem, że jesteś inny!

- No - powiedział Draco energicznie. - Skoro już tu jestem, chciałbym wiedzieć, co do diabła miało znaczyć to głupie, demonstracyjne użalanie się nad samym sobą?

No dobrze. Jest inny.

I jak zwykle nieznośny.

- Wcale nie...

Draco przekrzywił głowę.

- Może wcale nie chcę być Harrym Potterem - zacytował cienkim głosem. - A może Neville Longbottom nie chce być Nevillem Longbottomem. Ba, nawet na pewno nie chce, nikt nie jest na tyle perwersyjny, by chcieć czegoś tak okropnego. Jestem przekonany, że w tych czasach wiele osób ubolewa nad własnym losem, ale żadna z nich z tego powodu nie przerywa cholernie ważnego spotkania Rady.

Harry gwałtownie podniósł głowę.

- To nie miało nic wspólnego z zebraniem!

Jak Draco śmie zachowywać się tak, jakby Harry zrobił coś złego? Jak śmie odmawiać Harry`emu prawa do obrony?

- Och, oczywiście, masz rację - zadrwił Draco. - Przez większość czasu pałętasz się bez sensu i przeszkadzasz innym pracować. To niedorzeczne! Radzę ci, żebyś wziął się w garść.

Harry aż podskoczył ze złości.

- A ja ci radzę, żebyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Nie masz pojęcia o czym mówisz!

Zdał sobie sprawę, że zaciska pięści. Draco spojrzał na jego ręce a kąciki jego ust uniosły się lekko.

- No to oświeć mnie, Potter - skrzywił się ironicznie. - Albo mnie uderz. Jak wolisz. Wiedza to władza, a władza to niezła zabawa, ale odrobina brutalności i walki to też dobry ubaw.

- Och, odwal się, ty chamie!

Nie zamierzał go uderzyć. Wcale nie.

- Mogę dowieść swojego szlacheckiego pochodzenia. Przedstawię ci mój rodowód, dwanaście pokoleń wstecz, jeśli sobie życzysz.

No cóż. Może raz.

Harry zbliżył się, a Draco odchylił głowę. Harry starał się mówić chłodnym i opanowanym głosem.

- Przestań się ze mnie wyśmiewać! Nie wiesz jak to jest.

- Jak co jest?

Draco wydawał się znudzony. To rozjuszyło Harry`ego jego bardziej. Gryfon wziął głęboki oddech i wybuchnął.

- Nie wiesz jak to jest, gdy cała szkoła się nad tobą lituje! Gdy wszyscy wiedzą, że zawiodłeś, i że przez ciebie ktoś zginął! Gdy patrzą na ciebie jak na biedną, słabą sierotkę, której nie można w niczym ufać! Gdy wszyscy starają się ciebie chronić i traktują z przesadną troską. Sam widziałeś. Sam wiesz. Każdy wie. I to wszystko... To, że zostałem kapitanem drużyny, to, że biorę udział w Turnieju Trójmagicznym i to, że wszyscy chcą sprawić, żebym czuł się lepiej, a jednak nie pozwalają mi nic robić, bo wiedzą, że tak naprawdę do niczego się nie nadaję! Nienawidzę tego... to nie do zniesienia, to... to...

Harry przerwał, żeby nabrać oddechu.

Powiedziałem to, pomyślał oszołomiony. Powiedziałem to... i teraz Draco już wie...

Draco patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.

- Bzdura - odezwał się.

Harry zamrugał.

- Co?

- Dlaczego opowiadasz takie niesamowite bzdury, Potter? - zapytał. - Upadłeś na głowę w dzieciństwie?

- Malfoy, jeśli zaczniesz żartować z moich uczuć...

- Oczywiście, że będę. Tak właśnie robią Malfoyowie. - Draco prawie musiał zrobić zeza, żeby spojrzeć Harry`emu w oczy. - Zamierzam także dowiedzieć się, dlaczego obrażasz moje uszy tymi sentymentalnymi idiotyzmami. Szczerze mówiąc, czuję się napastowany. Przegrałeś i ktoś zginął, masz rację, jesteś beznadziejny. Bo nie pokonałeś Czarnego Pana i całego kręgu Śmierciożerców, sam, w czternastym roku życia. Tak, oczywiście, zawiodłeś wszystkich. Gdyby Longbottom był na twoim miejscu, na pewno uratowałby Diggory`ego, bohatersko sikając w majtki.

- To nie jest śmieszne!

Jednakże brzmiało to bardziej przekonująco, niż „To nie twoja wina, Harry. Nic nie mogłeś zrobić”.

Draco nie zwracał na niego uwagi.

- Dlaczego zostałeś kapitanem drużyny? Na wrota... Masz rację Potter, to nie mogło być nic innego jak szalone współczucie. Naprawdę, powinni raczej dać to stanowisko najlepszemu zawodnikowi, najmłodszemu szukającemu w tym stuleciu... och, czekaj, przecież tak zrobili, czyż nie?! Zaraz mi powiesz, że wygrałeś prawie wszystkie mecze, począwszy od pierwszego roku tylko dlatego, bo pozwalają ci wygrywać. Czy ty w ogóle słuchasz, co sam wygadujesz? Opanuj się!

Ślizgon był wyraźnie zirytowany. Wyglądał tak jakby miał ochotę zdzielić Harry`ego krzesłem.

Nikt nie potrafił być tak okrutny, jak Draco. Nikt nie umiał tak bezlitośnie naśmiewać się z czyichś uczuć. Chłopak zachowywał się teraz jak ten bezduszny, samolubny dupek, którego Harry zawsze pragnął sprać do nieprzytomności i...

Draco miał rację. I to było wspaniałe.

- Wszyscy się o ciebie martwią. Oczywiście, że tak. A czego oczekujesz, skoro łazisz i marudzisz cały czas o swojej Wielkiej Depresji? Mieszkasz z Gryfonami Potter, beznadziejnymi nadgorliwcami, którzy wszystkim chcą zrobić dobrze, zapomniałeś? To zrozumiałe, że starają się być dla ciebie mili. Wątpię jednak, czy całe ich życie kręci się wokół tego, by cię chronić i hołubić, chyba że masz na myśli tego zakochanego w tobie Weasleya i tego koszmarnego Creeveya. A ludzie mówią, że to ja jestem megalomanem. No?

Draco ze świstem wypuścił powietrze.

- Szkoła jest pełna ludzi, którzy mają gdzieś Harry`ego Pottera i jego żałosny kryzys osobowości. Oprzytomniej Potter, uczniowie znikają, nikt nie ma czasu, żeby przejmować się tobą i twoją para...

- Uważaj, Malfoy.

Harry przysunął się tak blisko, że niemal czuł ruch rzęs na swojej twarzy, gdy Draco zamrugał.

- Odsuń się, Potter - syknął Ślizgon, ale nie dokończył zdania. - Na czym skończyłem? A, tak. Burzyłem twoje zamki na piasku. Chronią cię, bo jesteś taki miły i słaby, tak?

Harry nie ująłby tego w ten sposób, ale...

- Tak...

- Oczywiście. To wszystko wyjaśnia. Z jakiego innego powodu mogliby się tak bać o ciebie? Przecież każdy uczeń przynajmniej raz pokrzyżował plany Czarnego Pana. Lupin nie myśli logicznie, więc ot tak powiedział, że nie chce, aby Harry Potter był jednym ze strażników. Bo przecież jesteś ostatnią osobą, którą Śmierciożecy chcieliby zamordować. Bo ty wcale nie stanowisz dla nich idealnej przynęty i na pewno nie zrobiliby wszystkiego, żeby się tu wślizgnąć, gdyby wiedzieli, że samotnie włóczysz się nocą po korytarzach.

Oczy Harry`ego rozszerzyły się ze zdumienia. Coś takiego nigdy nie przyszło mu do głowy.

- Wierzysz w to?

- Właściwie to nie - odparł Draco. - Sam-Wiesz-Kto cię nienawidzi, wszyscy o tym wiemy, ale jeśli mógłby cię porwać, już dawno by to zrobił. Przypuszczam, że jesteś najmniej zagrożoną osobą w szkole. Ale oczywiście rozumiem punkt widzenia Lupina i nie sądzę, żeby ktokolwiek myślał, że potrzebujesz osoby, która trzymałaby cię za rączkę, gdy chodzisz po szkole.

W tym momencie Harry poczuł niewielką ulgę, a przez głowę przemknęła mu nieśmiała myśl, że być może istnieje szansa, niewielka szansa na to, że Draco może mieć rację...

- A Turniej Trójmagiczny? - powiedział, unosząc brodę. - Dali nam te same zadania, tylko dlatego, żeby udało mi się im sprostać, żebym się nie załamał. Jak to wyjaśnisz?

Draco popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- Masz szczęście, że nie zostałeś przydzielony do Slytherinu - oznajmił. - Jeśli miałbym słuchać takich bzdur przez sześć lat, nie zdzierżyłbym i zatłukłbym cię twoją własną miotłą.

- Masz jakiś inny pomysł?

Draco odepchnął Harry`ego trochę i pochylił się.

- To dziwne, ale wyobraź sobie, że mam. W dodatku moje wyjaśnienie jest bardziej wiarygodne. Co oczywiście nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę to, że twój pomysł jest szczytem głupoty. Nikt nie organizuje międzynarodowych turniejów tylko po to, żeby jakiś humorzasty uczniak poczuł się lepiej. Robią je po to, żeby skonsolidować cały świat czarodziejski. Nie zauważyłeś, że Beuxbatons został zamknięty, i że trzeci zawodnik pochodzi z jakiejś żałosnej, ostatniej czynnej we Francji szkole? Czy naprawdę uważasz, że jesteś wart aż tyle zachodu?

Harry odpowiedziałby, że tak nie uważa, ale nie był wstanie zrobić nic innego, jak tylko gapić się na Draco z nadzieją, która nagle zaczęła wzbierać w jego sercu.

- Proszszsz, Potter - kontynuował Draco pogardliwym tonem. - Zorganizowali to wszystko, żeby tchnąć nieco ducha w czarodziejski świat. Żeby ludzie mogli oderwać się nieco od rzeczywistości, żeby gazety mogły pisać o czymś innym, niż tylko o kolejnych zniknięciach. I wybacz, ale nie sądzę, żeby ktoś miał czas na wymyślanie nowych zadań. Jest wojna. Poza tym, owszem, jestem pewien, że wszyscy byliby szczęśliwi, gdybyś wygrał. W końcu jesteś Harrym Potterem. To byłby świetny temat dla prasy. Z pewnością jednak nie zaaranżowali tego wszystkiego, żeby ci zrobić przyjemność.

Draco patrzył na Harry`ego, jakby nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek może być tak strasznie głupi. Harry był wściekły.

Gwałtownie pchnął Ślizgona na ścianę.

- Jeśli próbujesz mnie pocieszyć, nigdy ci nie wybaczę - wydyszał.

Draco odepchnął go.

- Nigdy nie robię niczego, żeby ludzie czuli się lepiej - odparł obojętnie. - I nigdy nie kłamię, chyba że mi się to opłaca. Daj sobie spokój z tym amatorskim dramatyzmem, Potter i powiedz mi, dlaczego?

Wygładził przód swojej szaty, podszedł do niskiego biureczka Flitwicka i oparł się o nie, w żaden sposób nie okazując, że rozmiar mebla stanowi dla niego jakąś niedogodność.

Harry spojrzał na niego.

- Dlaczego co?

Draco uśmiechnął się irytująco pogodnie.

- Jeśli przez tyle lat wierzyłeś, że inni tak cię postrzegają, jeśli z tego powodu wyglądasz czasem jak zdechła żaba, to dlaczego pozwalasz im w ten sposób myśleć o sobie? Nie jesteś typem uległej osoby. Mnie nie oszukasz. Co ukrywasz?

Harry klapnął ciężko na podłogę.

- Malfoy, nie...

Podciągnął kolana i oparł o nie czoło. Może pomimo wszystko był jeszcze dzieckiem, a Malfoy był tak bezlitosny.

Draco podszedł do niego. Harry usłyszał jak Ślizgon siada naprzeciw niego. Otworzył oczy i napotkał badawczy wzrok przyjaciela.

- Możesz mi powiedzieć - odezwał się Malfoy.

- Po prostu pozwoliłem im wierzyć w to, w co chcieli wierzyć - odparł Harry ostro. - To nic złego. Jeśli chcieli wierzyć, że jestem kimś w rodzaju niewinnego męczennika, to lepiej niż...

- A kim jesteś? - Draco rzucił to pytanie szybko, zimnym i twardym tonem.

W Harrym obudziły się bolesne wspomnienia.

- Jestem... Och, do cholery!

Przypomniał sobie nienawiść, jaką czuł do mordercy swoich rodziców i niewinne, przerażone twarze Rona i Hermiony.

„Przecież Harry nie chce nikogo zabić, prawda, Harry?”

Ślepą nienawiść, którą czuł do Voldemorta, gdy usłyszał o rodzicach Neville'a, a potem, po śmierci Cedrica... wiedział, że nikt nigdy nie powinien dowiedzieć się, co czuł wtedy bohaterski chłopiec. Wiedział, że nikt nie powinien dowidzieć się, że nie jest tak niewinny jak oni, ale... tak bardzo pragnął komuś o tym powiedzieć. Draco.

- Nienawidzę Voldemorta - rzekł Harry wolno, wkładając w każde słowo wszystkie targające nim uczucia. - Nie cierpię. Nienawidzę go bardziej, niż ktokolwiek jest sobie to w stanie wyobrazić, chciałbym go zabić, zrobiłbym to z przyjemnością... a nie powinienem tego czuć!

Pochylił się do przodu, obejmując mocno kolana. Draco nie zawahał się ani na moment.

- Rozumiem - powiedział. - Też go nienawidzę. Ale to nie powód, żebyś nienawidził siebie samego.

Głos Draco przepełniony był goryczą; brzmiała w nim zimna furia, mordercza wściekłość. Harry zadrżał - rozpoznał te uczucia. Ale w głosie przyjaciela nie usłyszał tego, czego oczekiwał. Nie usłyszał odrazy.

Opuścił głowę i odetchnął głęboko.

Przez moment czuł na plecach rękę Draco, delikatny, łagodny dotyk.

- To dlatego się zadręczasz? - zapytał Ślizgon. - Tylko dlatego, że pragniesz zemsty i uważasz, że inni tego nie zrozumieją? Przecież to naturalne, zupełnie normalne. Nikt nie będzie miał ci tego za złe. Zrozumieją. A nawet jeśli nie, to przecież nie musisz być tacy jak oni, to nic złego i... - przerwał. - Potter... ty płaczesz?

Oburzony Harry gwałtownie uniósł głowę.

- Nie!

Ślizgonowi wyraźnie ulżyło.

- Och, to dobrze. Bo już miałem lecieć po Granger. I to wszystko?

Tak dobrze to ukrywał, jak jakąś potworną tajemnicę, bo przecież nie powinien czuć tej ohydnej wściekłości, która w nim kipiała. Tak jak trzymał w tajemnicy to, że Tiara chciała przydzielić go do Slytherinu - nigdy nie powiedział o tym Ronowi, ani Hermionie. Ale powiedział Draco. Draco, który był Ślizgonem i rozumiał ból, i nienawiść, i tę szaleńczą furię.

Powiedział Draco.

- Większość - odparł Harry. Był kompletnie wykończony.

Czuł jak Draco pochyla się, aby spojrzeć mu w twarz. Czuł ciężar, kiedy chłopak opierał się o jego nogi. Kiedy Draco odsunął się, Harry`ego ogarnęło nieprzyjemne uczucie osamotnienia. Ślizgon wydawał się usatysfakcjonowany tym, co zobaczył.

- Jesteś idiotą, Potter - zauważył, ale bez zwykłej zjadliwości.

Harry wyprostował się.

- Możliwe - zgodził się zmęczonym tonem. - Nie rozumiem w takim razie, dlaczego przyjaźnisz się ze mną.

- Och, bo to bardzo zabawne - stwierdził Draco. Zamilkł, a Harry dostrzegł w jego oczach migotliwe światło, które zwykle oznaczało, że Draco się nad czymś zastanawia. - I dlatego, że... czujesz to wszystko do Sam-Wiesz-Kogo - powiedział wolno, patrząc Harry`emu w oczy. - Dlatego, że ty to potrafisz.

Harry ujrzał dzikość w spojrzeniu Draco i znał odpowiedź na pytanie, zanim w ogóle je zadał.

- Potrafię co?

- Żyć. - Draco rozłożył ręce. - Naprawdę żyć. Nie egzystować, obojętne czy dla jakiegoś celu czy bez niego, po prostu cieszyć się życiem. To znaczy... nie muszę ci tego wyjaśniać. Wiesz o co chodzi. Co czujesz, gdy latasz?

Harry nagle bardzo wyraźnie przypomniał sobie to uczucie, gdy po raz pierwszy siedział na miotle. Czysta radość... to było takie proste, takie wspaniałe.

- Właśnie to - powiedział Draco, przyglądając mu się uważnie. - O to chodzi. Wszystko w życiu może być takie. Wiem to, bo sam w ten sposób żyję. I ty też to potrafisz. A oni nie, żadne z nich, nawet żaden z tych twoich wspaniałych kochanych przyjaciół. Są inni, dlatego nie pasują do mnie, ani do ciebie. Bo oni nie potrafią się zatracić.

Zatracenie. Słowo to wydało się Harry`emu dziwnie odpowiednie, może po prostu dlatego, że każdy inny uznałby je za niestosowne.

Wiedział, o czym Draco mówi. Draco nie tracił ani chwili, rzucał się w wir życia. Latami nienawidził Harry`ego całą duszą i sercem, bo inaczej nie umiał. Potrafił być absolutnie przerażający albo zabawny, ale cokolwiek nie robił, oddawał się temu bez reszty. Bo zawsze kryła się za tym pasja.

Pasja. Istotą tego wszystkiego była pasja. Dlatego właśnie on i Draco, nawet jako wrogowie, byli siebie godni.

- Oni nie są w stanie tego pojąć - kontynuował Draco.

- Przestań - przerwał mu Harry. - Kocham Rona i Hermionę.

Draco uniósł brwi.

- Tak, i w tym tkwi problem, prawda? Właśnie dlatego, że ich kochasz, czułeś się przez te wszystkie lata winny. W momencie, kiedy obdarzyłeś ich uczuciem, musiałeś przestać być sobą.

- Nie, to nieprawda - zaprzeczył Harry. - Wiem, o co ci chodzi. Wiem, co stanowi sens twojego życia. To prawda, że latanie jest fascynujące, bo tkwi w tym niebezpieczeństwo. Ale miłość jest inna. A ja chcę ich kochać, ponieważ moje życie staje się dzięki temu lepsze. Nawet to, że muszę czasem robić coś wbrew sobie, sprawia, że jestem przez to lepszym człowiekiem. Bo jestem pewien, że to nie doprowadzi mnie do sytuacji, z której nie będę miał wyjścia.

- To nie ma sensu - powiedział Draco. - Ja żyję w ten sposób, prawda? I nigdy nie zdarzyło mi się nic takiego.

Harry pomyślał, jaki Draco był przez te wszystkie lata. Chłopak całkowicie angażował się we wszystko, co robił, obojętnie czy było to coś złego czy dobrego. To dlatego Harry nie cierpiał go tak bardzo - bo nawet jeśli to Harry stawiał czoła siłom zła, a Draco był tylko zwykłym uczniem, to jednak potrafił stać się wrogiem, którego nie można było ignorować.

Udało mu się wzbudzić w Harrym taką pasję, taką nienawiść, że Harry w końcu marzył tylko o tym, aby go wreszcie pokonać.

Zaiste, byli siebie warci.

- Naprawdę? - zapytał Harry, ale nie chciał wspominać o ojcu Draco.

- Tak - odparł ostro Draco, odwracając się od Harry'ego z taką gwałtownością, z jaką robił wszystko.

- Nie ma nic złego w tym, że się kogoś kocha - powiedział Harry spokojnie.

- Kogo?

- Kogokolwiek. Tak ja jak kocham Rona czy Hermionę. Miłość to nie pułapka. Sprawia, że wszystko jest lepsze, to część... prawdziwego życia. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą.

- Błyskotliwe stwierdzenie. Żaden człowiek nie jest także boiskiem do quidditcha. - Kąciki ust Draco opadły. - Nie zgadzam się z tobą.

Uśmiechnął się nagle, tak promiennie, że komuś innemu niż Harry, uśmiech ten mógłby wydać się zbyt jasny.

- Tak czy inaczej, dlatego właśnie zdecydowałem się na to... wszystko. - Uczynił wymowny gest ręką. - No dobrze. Czy już poradziliśmy sobie z twoim załamaniem? Jesteś pewien, że nie myślisz o swoim pełnym przemocy dzieciństwie?

Podniósł się. Harry spojrzał na niego.

- Hm?

- Pytałem o czym myślisz - zaśmiał się Draco.

- Och. Myślałem o tobie.

Draco uśmiechnął się lekko, tajemniczo i wyciągnął ku niemu rękę.

- W taki razie, może wstaniesz już z tej twardej podłogi i wrócimy na spotkanie? Poprosiłem, żeby na nas zaczekali. Nie wiedziałem, że to zajmie tyle czasu.

Harry z niedowierzaniem potrzasnął głową, ale nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

- Podoba mi się tutaj. Poza tym, przecież nie będziemy już widywać się tak często.

- Och, naprawdę? - Draco uniósł brew. - Zobaczymy się dzisiaj wieczorem. Obiecuję. A teraz, czy możesz już wstać, ty beznadziejny głupku?

Harry chwycił jego rękę.

- W porządku.

*

Hermiona spoglądała przez stół na Zabiniego, który patrzył na nią, marszcząc brwi.

Twój Ślizgoński przywódca jakoś się nie pojawia - chciała mu powiedzieć, rzucić mu to w twarz. Powstrzymała ją jednak obecność Lupina.

Znała ten pusty wyraz, który widziała na twarzy Harry`ego. Harry potrzebował chwili samotności po takim wybuchu.

Ale oczywiście nie miała szansy, żeby powiedzieć o tym Malfoyowi. Jak tylko Harry wypadł z sali, ten wścibski Ślizgon zerwał się, przewracając krzesło i z nieodgadnioną miną wybiegł za nim.

Malfoy zawsze był zły. Hermiona wiedziała o tym od samego początku. Poczuła satysfakcję, gdy wyobraziła sobie jak Harry zareaguje na jego widok. Tak czy inaczej, najwyższy czas, żeby ta nienormalna przyjaźń się skończyła. Malfoy miał zdecydowanie zły wpływ na Harry`ego.

Harry. Hermiona mocno zacisnęła palce na piórze. Nienawidziła tej rozżalonej, ponurej miny i cierpienia w oczach, kiedy pragnął zostać sam. Chciała wtedy zatrzymać go i zawołać: „Cokolwiek to jest, Harry, możesz mi o tym powiedzieć, możesz mi powiedzieć...”

Za moment do niego pójdzie.

Ale w tej samej chwili Malfoy i Harry weszli do sali. Malfoy z wysoko uniesioną głową, lustrując obecnych tym apodyktycznym spojrzeniem, które doprowadzało Hermionę do szału.

- Tęskniliście za nami? - zapytał niefrasobliwie.

Harry uśmiechnął się do Hermiony z zakłopotaniem i spokojnie zajął swoje miejsce.

Hermiona nie dała się nabrać na tę skromną i wstydliwą pozę, którą ostatnio Harry przybierał bardzo często. W kącikach ust Harry`ego igrał lekki uśmiech, a oczy chłopaka wypełnione były niezwykłym blaskiem.

Nic z tego nie rozumiała.

- Żadnych nowych świetnych pomysłów, jak mnie nie było? Och, oczywiście, że nie, przecież mnie nie było - paplał do siebie Malfoy w nieznośnie zarozumiały sposób. - No, to przedyskutujmy teraz kwestie bezpieczeństwa.

To wyrwało Hermionę z zamyślenia. Mogła nie znosić Malfoya, ale walczył po ich stronie. On i Hermiona pracowali kilka razy przy różnych projektach i pomijając niegrzeczne uwagi i zbyt częste spojrzenia w lustro, widać było, że chłopak ma głowę na karku.

Poza tym, Harry rzadko udzielał się na zebraniach, a Hermiona nie mogła pozwolić, by Gryfoni źle wypadli.

Malfoy wstał.

- Sami-Wiecie-Kto ma szpiega w Hogwarcie - zaczął od niechcenia. - Więc oczywiście musimy przedsięwziąć pewne środki ostrożności. Nikt nie powinien posiadać wszystkich informacji. Musimy podzielić obowiązki dotyczące badań i ochrony, i przydzielić je różnym sekcjom Rady i Zakonu.

- Muszę zajmować się i badaniami, i leczeniem - wtrąciła Hermiona starając się, żeby jej głos brzmiał profesjonalnie. - Prawie udało nam się znaleźć sposób na przechowywanie łez feniksa. Mogą stać się rozstrzygającym elementem na polu bitwy.

Malfoy skinął nieznacznie głową. Już dawno temu wypracowali metodę zwracania się do siebie z udawanym szacunkiem.

- Rozstrzygającym? - odezwał się Harry. - Łzy feniksa leczą tylko urazy fizyczne. W jaki sposób zakonserwowane łzy feniksa mogą pomóc, skoro Śmierciożercy stosują głównie zaklęcia? Mogą się przydać najwyżej do leczenia przypadkowych zranień. To bez sensu, żeby wszyscy w sekcji do spraw leczenia koncentrowali się na tym temacie.

Zaskoczona Hermiona zamrugała i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie znalazła się nagle w jakieś alternatywnej rzeczywistości. Oczywiście, Harry wiedział dużo na temat łez feniksa, bo miał z nimi styczność po walce w Komnacie Tajemnic, ale... to było takie niepodobne do niego - prawie nigdy nie zabierał głosu na spotkaniach Rady.

Niezwykłe było także to, że wydawał się taki... zaangażowany. Ożywiony.

- Rozsądna uwaga, Potter. Przemyśl to, Granger - powiedział Malfoy chłodno.

Hermiona zmarszczyła brwi. Oczywiście Ślizgon miał to gdzieś.

- A teraz, powinniśmy się zastanowić, na ile możemy ufać profesorowi Lupinowi - kontynuował Malfoy.

Hermiona zerwała się na równe nogi.

- Jak śmiesz! Jest opiekunem Młodzieżowej Sekcji Zakonu! To on to wszystko zaaranżował. Jak śmiesz insynuować, że nie możemy mu ufać?!

Malfoy uniósł brew.

- Po prostu. Wiem, że wy, Gryfoni, jesteście łatwowierni. Możecie mu ufać, jeśli chcecie, ale ja jestem Ślizgonem, a my nie ufamy nikomu. A w tej sytuacji, nikomu nie możemy całkowicie zaufać. Więc macie cholerne szczęście, że jestem z wami.

- Profesorze...!

- Panno Granger - odezwał się Lupin. - Nie mogę nikogo zmusić, aby mi zaufał. Pan Malfoy robi co w jego mocy, aby jak najlepiej służyć szkole. I myślę, że w tym przypadku ma rację. Nie powinienem znaleźć się poza podejrzeniami tylko z racji mojej funkcji.

- On pana nie podejrzewa - wtrącił się znowu Harry.

Oczy Malfoy zamigotały.

- Nie - przyznał nieco spokojniej. - Nie podejrzewam. Ale mogę się mylić. Zdarzyło mi się to raz, albo dwa. A teraz, jeśli chodzi o przydzielenie Terry`ego Boota do sekcji badawczej... Możesz usiąść, Granger.

Hermiona ciężko opadła na krzesło i utkwiła wzrok w Ślizgonach, oczekując na zwyczajową wymianę gniewnych spojrzeń między Harrym, a nimi.

Ale Harry obserwował Malfoya. Patrzył na niego z niekłamaną dumą.

*

Draco powiedział, że zobaczą się wieczorem.

Kilka godzin później, gdy Harry schodził do pokoju wspólnego, szczerze wątpił w obietnicę Ślizgona. Nie dlatego, żeby nie ufał Draco, ale całkiem prawdopodobne, że chłopak przecenił swoje możliwości...

Harry rozważał, czy nie mógłby powiedzieć wszystkim, że idzie do łazienki, założyć swoją pelerynę niewidkę i przekraść się do lochów. Co prawda, Ron i Hermiona raczej nie uwierzyliby, że spędził tyle godzin w łazience, a Ślizgonów trochę mógłby zaalarmować fakt, że ich drzwi nagle same się otwierają, ale...

Nagle zatrzymał się na schodach, bo zobaczył, że Draco stoi w pokoju wspólnym. Chłopak opierał się o ścianę i rozmawiał od niechcenia z Parvati Patil. Dziewczyna wyglądała na oczarowaną. Parvati miała długie błyszczące włosy, wielkie ciemne oczy i była bardzo lubiana.

Harry zawsze uważał, że jest bardzo ładna.

- Malfoy - powiedział.

Draco odwrócił się i uśmiechnął.

- Potter. Crabbe i Goyle mnie tu zostawili. Ktoś musi odprowadzić mnie do lochów. Nie opuścisz niewinnego w potrzebie, prawda?

Harry zaśmiał się.

- Nie wiem, czy ktokolwiek mógłby nazwać cię niewinnym, ale chyba nie mam wyjścia i będę musiał ci pomóc. Ech, utrapienie z tobą.

Draco odsunął się od Parvati i przekrzywił głowę.

- W takim razie, moje nieskazitelne maniery nakazują mi ugościć cię w moim pokoju. Fatalnie. Miło mi było, Parvati.

Draco zaszczycił ją swoim najbardziej czarującym uśmiechem. W odpowiedzi Parvati także się do niego uśmiechnęła.

To nieprzyzwoite! Przecież dopiero co rozstała się z Deanem!, pomyślał Harry.

Draco był już w drodze do drzwi, kiedy Parvati zatrzymała się przy schodach i wciąż się uśmiechając, pokręciła głową.

- Ech, ten Draco Malfoy - powiedziała z wyraźnym zachwytem. - Bezwstydnik.

- Proszę?

- Ruszaj się, Potter, nie zamierzam tu zamieszkać. Niektórzy tutaj są szczerzy i honorowi, a to może być zaraźliwe.

Harry przewrócił oczami i zaczął iść w kierunku Draco, który stał przy drzwiach z miną osoby, której jakiś niewychowany prostak kazał zbyt długo czekać.

Zachował tę minę jeszcze przez kilka sekund, dokładnie tyle, ile zajęło im opuszczenie wieży Gryffindoru. Zaraz potem zaczął mówić z zapałem. Był wyraźnie w dobrym humorze.

- Muszę przyznać, że wasze kobiety są naprawdę piękne - zauważył. - Puchonki się do nich nie umywają, większość z nich jest tragiczna. Ale dziewczyny z Gryffindoru są śliczne, prawie bez wyjątku. Parvati jest oszałamiająca. Ta twoja Ginny Weasley też jest słodka.

- A Hermiona? - zapytał Harry z wyrzutem.

- Och, nie lubię jej, ale muszę przyznać, że jest bardzo atrakcyjna - zaśmiał się Draco.

- Malfoy, nie powinieneś mówić takich rzeczy. A co z Ronem?

- Nie, on nie jest atrakcyjny. Wcale - skrzywił się Draco.

Harry zagryzł wargi, żeby się nie roześmiać. Po chwili powiedział obojętnym tonem:

- Tak, Parvati. Wczoraj rozstała się z Deanem, wiesz? - zawiesił głos.

Draco odwrócił się i uśmiechnął pobłażliwie.

- Myślisz, że jestem nią zainteresowany? Proszszsz... Niewinna Gryfonka! - Lekko szturchnął Harry`ego w ramię. - Mam pewne wymagania.

Harry nie mógł się dłużej powstrzymać od śmiechu.

- Myliłem się, wybacz.

- Zawsze się mylisz, Potter. Powiedz mi, czy są jakikolwiek szanse, że potrafisz grać w pokera?

Harry westchnął dramatycznie.

- A więc tak to będzie teraz wyglądało. Żadnych przygód, tylko granie w karty w twoim pokoju? Prawdopodobnie umrę z nudów.

Szczerze wątpił, by Draco potrafił być nudny.

Ślizgon był zajęty przybieraniem dumnej postawy, na co składało się odrzucanie do tyłu włosów i obdarzenie wszystkiego dokoła wyniosłym, lekceważącym spojrzeniem.

- Nie bądź śmieszny, Potter - powiedział. - Przecież masz pelerynę niewidkę, prawda? A zgodnie tym, co myślę, i ty, i twoje towarzystwo jest zupełnie bezpieczne. Jutro możemy gdzieś wyjść. A na razie nauczę cię grać w pokera. Nastoletni chłopak, który nie potrafi uprawiać nielegalnego hazardu... to naprawdę żałosne...

Przerwał i zatrzymał się.

- No i z czego się śmiejesz, Potter? I na co się tak gapisz? Nie wiesz, że to niegrzeczne?

- Bo... - Harry pokręcił głową. Łamanie zasad, nielegalne wyjścia, żartowanie z lata; i ta ekspansywna, moralnie niepewna osoba, która nagle wkroczyła w jego życie; i to, że czuł się tak dobrze i... kochał to. Po prostu uwielbiał.

- Och, nic. Chodźmy do twojego pokoju.

* Ira „Wyznanie”

**Capto (łac.) - chwycić.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ROZDZIAL SIODMY LMLGRDTOUQXMM3J47XVUUQ2NRWOFV3XIDUUZPXA
DOM NOCY 11 rozdział siódmy
Rozdział siódmy i ósmy
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Rozdział siódmy
Rozdział siódmy
Rozdział dwudziesty siódmy
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)

więcej podobnych podstron