Rozdział siódmy i ósmy


Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdział siódmy

Gówno. Gregori zacisnął pięści, ale musiał je rozluźnić. Zacisnął wargi. Miał przekonać facetów u władzy, że on i każdy inny Wampir są nowocześni, bezpieczni i nieszkodliwi. A zapytał Abigail Tucker, czy myśli, że on jest straszny. Dała mu kilka okazji, by zaprzeczył, że był wampirem. Powinien był powiedzieć, że nie wierzy w te nonsensy. Przecież miał misję, aby przekonać tylko małą grupę śmiertelników o istnieniu wampirów. A Abigail nie należała do tej grupy.

Cholera, powinien był rozegrać to ostrożniej. Powinien był działać z daleka.

Gdyby tylko nie usłyszał jak jej serce galopuje, kiedy tylko się do niego zbliżyła.

Gdyby jego serce także nie galopowało.

Powinien był spojrzeć jej prosto w twarz i skłamać. Dlaczego tego nie zrobił?

Nie był przewrażliwiony na punkcie uczciwości i honoru jak starsze Wampiry. Mógł skłamać Madison bez dawania im czasu na kolejne rozważania. To był interes, a on miał robotę do wykonania. Tysiące Wampirów na niego liczyło. Więc, dlaczego on musiał to schrzanić? Czemu akurat przez nią?


Jak zwykle, nie pozwolił, aby jego frustracja była widoczna.

Wszedł do Owalnego Gabinetu z uśmiechem, grając uroczego dyplomatę, kiedy Sean Whelan dokonywał prezentacji: Sekretarz Obrony, George Ralston; Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, Frank Gracia; przewodniczący Szefów Sztabu, Generał Bond; Szef CIA, Nick Caprese; szef do spraw Bezpieczeństwa Ojczyzny, Alan Schiller; i prezydent, Laurence Tucker.


Ich uśmiechy były tak fałszywe jak jego własny, pomyślał, Gregori. Nie było żadnego błysku ostrożności czy podejrzenia w ich oczach. Ani ostrzeżenia w uścisku ich dłoni. Ocenili go, jako potencjalne zagrożenie dla Amerykanów.


Prezydent usiadł na końcu stołu, najbliżej jego biurka.

Sean Whelan skinął na Gregoriego, by usiadł na drugim końcu stołu, kiedy pozostali mężczyźni usiedli na dwóch sofach otaczających stół.


Prezydent Tucker wskazał na wiadro z lodem umieszczone na metalowym stojaku, stojące obok niego. - Dostarczyliśmy ci jakąś przekąskę. Proszę, poczęstuj się.


Gregori zerknął na butelkę syntetycznej krwi spoczywającą w lodzie. - Dziękuję, ale naprawdę, nie jestem głodny.


Sean odchrząknął i skinął oczami na butelkę.


Chcieli widzieć jak pije krew? Gregori chwycił butelkę i odkręcił nakrętkę. - To bardzo miłe. Dziękuję. - Wziął łyk i powstrzymał się od skrzywienia na smak zimnej krwi. Śmiertelnicy gapili się na niego jak na atrakcję w cyrku.


- Trzy noce temu, zostałem poinformowany o istnieniu wampirów. - zaczął Prezydent Tucker. - Pan Caprese powiedział mi, że CIA wie o istnieniu twojego rodzaju już od sześciu lat.


Szef CIA pokiwał głową. - Nasz agent, Sean Whelan, jako pierwszy zwrócił naszą uwagę na twój gatunek, gdy stacjonował w St. Petersburgu. Odkąd twój rodzaj żyje na całym świecie, zawsze czuliśmy, że Agencja jest najlepiej wyposażona do śledzenia waszych ruchów. Zespół Pana Whelana dostarczył nam dużo wartościowych informacji.


- Widzę. - Gregori zastanawiał się jak zaskoczony byłby Caprese, gdyby się dowiedział, że Sean Whelan też jest teraz Nieumarłym.


- Oczywiście, zawsze byliśmy w kontakcie z Bezpieczeństwem Narodowym, aby mieć pewność, że nasi obywatele są pod ochroną. - kontynuował Caprese. - Obserwujemy też Digital Vampire Network. Wasz program Nocne Wiadomości dostarcza nam wielu informacji. - Posłał Gregoriemu zadowolone spojrzenie. - Sprawiłeś, że nasza praca jest łatwiejsza.


Gregori napił się trochę i wyciszył.


Prezydent Tucker pochylił się do przodu, obserwując go. - Pan Whelan powiedział nam, że wampirza społeczność wybrała cię na ich reprezentanta. To prawda? Przyznajesz się do bycia wampirem, Panie Holstein?


Gregori zerknął na człowieka z wywiadu przy drzwiach. Dwóch było na zewnątrz. Kazano im zaatakować, jeśli by się przyznał? Czy Abigail nadal była na zewnątrz, by potwierdzić swoje podejrzenia?


Ciarki przeszły mu po kręgosłupie. Nigdy nie przyznawał się do tego przed śmiertelnikiem i było zaskakująco trudno się do tego zmusić. Wiedział, że od tej pory jego życie nie będzie już takie samo. Kusiło go, by powiedzieć, że to wszystko jest żartem, ale zbyt wielu ludzi uwierzyło w to głupie wideo. Nie potrwałoby długo zanim na ulicach pojawiłyby się drugie Buffy. I sami zaczęli kręcić filmy jak zabijają wampira, a on obracałby się w pył. Więcej łowców wampirów. Więcej śmierci.


Wampirza Apokalipsa.


Wampiry potrzebowały, aby rząd ogłosił, że wideo jest żartem. I tu działa Plan A.

Poruszył się na krześle. - Tak, jestem wampirem, ale mogę ci obiecać, że nie jestem niebezpieczny. Inne Wampiry i ja sprzeciwiamy się wyrządzaniu śmiertelnikom jakiejkolwiek krzywdy.


Spojrzał na człowieka z wywiadu, ale facet ani drgnął. Ani jednego ruchu. Za to pozostali siedzieli nadal, gapiąc się na niego. Nawet prezydent wydawał się zaniemówić. Mógł być nazwany Torpedą, ale Gregori powiedziałby, że to przezwisko należy się jego córce. Abigail Tucker jest jak cicha woda.


Poprzedniej nocy wpadł na kilka pomysłów, dlaczego córka prezydenta chowa się przed jupiterami. To prezydent mógł chcieć, żeby się ukrywała. Jeśli miała na sumieniu jakąś zbrodnie lub była uzależniona od narkotyków, on nie chciałby, aby media się o tym dowiedziały. Jeśli cierpiała na zaburzenia psychiczne, mógł ją trzymać pod kluczem na przysłowiowym strychu. Albo być może po prostu przynosiła wstyd. Lub była zbyt brzydka. Albo zbyt nieśmiała.


Nieśmiała? To śmieszne. Podeszła do niego i rozmawiała z nim. Kim jesteś? Czego chcesz?


Umysłowo chora? Ha! Ona była naukowcem. Doktorem. I wyglądała tylko na dwadzieścia pięć lat. Dziewczyna była wspaniała.


I piękna. Nie za chuda jak te inne supergwiazdy, które naśladowała jej siostra Madison. Abigail była trochę niższa, ale bardziej zgrabna i cholernie bardziej podniecająca. Była inna. Prawdziwa.


Na początku pomyślał, że ma piwne oczy i falowane brązowe włosy. Ale kiedy podeszła bliżej, do światła, był zafascynowany subtelnymi zmianami w jej wyglądzie. Plamki złota i zieleni migotały w jej oczach, które były duże i piękne bez makijażu. Jej różowe usta były słodko wykrojone, dopełniając jej śliczną twarz. Z odległości, jej loki wydawały się niewinne, ale z bliska, wyglądały na dzikie i miękkie, tak, że chciał ich dotknąć. Zauważył ciemno kasztanowe refleksy w jej średnio długich włosach i kilka piegów na małym nosie.


Był w niej ogień, czekający tylko, by wybuchnąć.


A on zachował się jak głupiec, pomyślał zaciskając wargi. Tak się na niej skupił, że zapomniał o głupim lustrze.

Sean Whelan odchrząknął i szturchnął, Gregoriego stopą, zmuszając go do powrotu do teraźniejszości. Mężczyźni dyskutowali między sobą.


Gregori nie potrzebował wyostrzonego słuchu, by pojąć, że debatowali nad jego przyszłością i przyszłością wampirów na całym świecie. Jakby oni mieli prawo decydować, kto był wart, by przeżyć. Napił się trochę zimnej krwi, by ochłodzić gotującą się w nim frustrację.


- Więc, co jeśli oni piją z butelek od niedawna? - spytał Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego. - Oni musieli się pożywiać od ludzi przez wieki. Nie wiem jak moglibyśmy im kiedykolwiek zaufać.


- Właśnie. - zgodził się Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny. - Nie sądzę, że są całkiem nieszkodliwi, bo wiem, że jacyś ludzie w Pd. Dakocie i Nebrasce zostali zamordowani przez wampiry.


- To prawda, że mogą stanowić poważne zagrożenie. - powiedział Szef CIA - Ale jeśli się z nimi dogadamy, moglibyśmy skierować to zagrożenie na naszych wrogów.


Gregori wypił więcej krwi. Plan się rozpadał. Nie był tym zaskoczony. Ale Plan B mógłby odnieść sukces.


- To wszystko brzmi śmiesznie. - Generał Bond popatrzył na Gregoriego, a potem na Szefa CIA. - Dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wcześniej? Czekałeś do dzisiejszego wieczora, by pokazać mi to głupie wideo i oczekujesz, że w to uwierzę? To bzdura!

- Rozumiem, co czujesz. - powiedział Prezydent, Tucker do Generała spokojnym tonem. - Ja też byłem temu przeciwny, kiedy zobaczyłem film.


-Wybaczy Pan, Generale. - wtrącił się Sean Whelan. - Jako szef Zespołu CIA mogę potwierdzić istnienie wampirów. Obserwuję ich od sześciu lat.


- Mówisz. - mruknął Generał. - A gdzie jest dowód? Zabiłeś któregoś z tzw. wampirów?


- Nie mogę przynieść ci żadnej głowy, byś powiesił ją sobie na ścianie. - powiedział Sean. - Oni zmieniają się w pył, kiedy umierają.


- Naprawdę? - Generał Bond posłał Gregoriemu zaciekawione spojrzenie, jak gdyby chciał sprawdzić na nim słowa Seana.


Gregori wstawił butelkę z powrotem do wiadra z lodem. - Jeśli mi nie wierzycie, w porządku. Być może wielu ludzi nie będzie chciało w to uwierzyć. Możemy powiedzieć, że to wszystko żart, więc nie będę zabierał waszego czasu. - Wstał.


- Zaczekaj. - Prezydent podniósł rękę. - Nadal mamy dużo do omówienia. Proszę usiąść, Panie Holstein.


Gregori zawahał się.


- Już dwie z głównych sieci przestudiowało wideo i stwierdziło, że jest autentyczne. - kontynuował Prezydent Tucker. - Szacujemy, że około 40% wierzy w to i ten procent codziennie rośnie. Bądźmy szczerzy, Panie Holstein, potrzebujecie naszej pomocy. Jesteśmy przygotowani na zawarcie sojuszu z twoim rodzajem.


Gregori usiadł. I tu wchodzi Plan B. - Chętnie rozważymy pakt. Mamy już jeden z brytyjskim rządem.


Szczęki im opadły. Gregori zignorował nachmurzoną minę Seana i przeszedł do opowieści o MacKay S&I i o tym, jak Angus MacKay przyszedł z pomocą podczas Drugiej Wojny Światowej.


- Będę musiał sprawdzić tą informację. - powiedział Caprese.

- Oczywiście. - Gregori pochylił się do przodu, skupiony na prezydencie. - Zanim zgodzimy się na układ, muszę wiedzieć, czy jesteś skłonny, zadeklarować, że wideo jest oszustwem i wampiry nie istnieją.


- Na pewno to rozważymy. - powiedział prezydent.


- Łatwo powiedzieć. - mruknął Generał. - To wszystko to jest stek kłamstw. Dajcie mi jakiś dowód.


Caprese, Szef CIA westchnął. - Mówiłem ci, że obserwujemy Digital Vampire Network…


- Który mógł zostać stworzony przez grupę szaleńców, którzy są chorzy umysłowo albo zwariowali. - przerwał Generał Bond. - Tylko, dlatego, że ktoś w telewizji twierdzi, że jest wampirem, wcale nie oznacza, że to prawda.


Gregori stłumił frustrację. Jak Plan B miał odnieść sukces, skoro oni nawet nie uzgodnili między sobą, że wampiry istnieją?


- Pokaż mu swoje kły. - szepnął Sean Whelan.


Gregori posłał mu rozdrażnione spojrzenie. Pokaż mu swoje. Z wewnętrznym jękiem, otworzył usta.


Sekretarz Obrony rozsiadł się. - Wyglądają na strasznie ostre.


- I spiczaste. - dodał Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego.


Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny, Schiller potrząsnął głową. - Te zęby nie są wystarczająco długie, by przebić hot-doga, a co mówiąc szyję.


- Kły wydłużają się, zanim coś ugryzą. - wyjaśnił Sean, kiedy zwrócił się do Gregoriego. - Pokaż im.


Zacisnął zęby. Sean był taki żółtodziobem, że nie wiedział, że wampir potrzebował motywacji, by wysunąć kły. Głodu. Pięknej kobiety. Gorącego seksu. A tutaj była tylko grupa narzekających starych mężczyzn, którzy oczekiwali, aby on wykonywał sztuczki jak tresowany piesek.


- Co tak długo? - Generał uśmiechnął się głupio. - Czy twoje kły zardzewiały?

- Nie używamy ich za często. - Gregori skinął na wiadro z lodem. - Pijemy z butelek.


Generał Bond skrzyżował ramiona i obrzucił go niepewnym spojrzeniem.


- On mówi prawdę. - dodał Sean. - W dzisiejszych czasach już nie karmią się ludźmi. Są zupełnie bezpieczni i nieszkodliwi.


Zamiast malującej się ulgi, mężczyźni przyglądali mu się z mieszanką podejrzliwości i pogardy. Gregori zacisnął pięści, dziękując za pigułki antystresowe.

Sean nadal próbował realizować swój Plan A, ale od początku się obawiał, że formułka bezpieczny i nieszkodliwy jest skazana na niepowodzenie. Gorzej niż niepowodzenie, to sprawiało, że Wampiry w ich oczach wyglądały na kompletne mięczaki. Być może ostre kły odzyskają ich szacunek.


Zamknął oczy, by wyobrazić sobie piękną kobietę. Simone. Inga. Wszystkie piękne wampirzyce, z którymi był na randce w ostatnim roku. Nic. Nawet drgnięcia w dziąsłach.


Obraz Abigail wkradł się do jego myśli. Jej oczy, jej wargi, jej loki i zgrabne ciało. Dobry Boże, jak chciałby jej dotknąć. Pokazałby jej jak wysoko mogłaby jej skoczyć Dopamina.


Z sykiem, jego kły się wysunęły. Jego pole widzenia zrobiło się różowe, więc był pewny, że jego oczy pałały.


Wszyscy mężczyźni cofnęli się, patrząc na niego z przerażeniem. Cholera, sam był zszokowany. Czerwone rozpromienione oczy oznaczały jedną rzecz.

Beznadziejnie pragnął Abigail.


- Wspaniale. - szepnął Prezydent Tucker.


Gregori zamknął oczy, zaczerwienienie zniknęło. Prezydent nie byłby tak zachwycony, gdyby wiedział, że to jego córka była natchnieniem do demonstracji.


- W porządku. - mruknął Generał. - Przekonałeś mnie.


- Dobrze. - Prezydent Tucker zatarł ręce. - Zabierajmy się do interesów. Jesteśmy przygotowani, by przekonać, że ostatnia mania na wampiry, to zwykły żart.


Gregori zmusił kły, by się schowały. - Dziękuję. Po prostu chcemy żyć w spokoju i zatrzymać nasze istnienie w sekrecie. Nie tylko sprzeciwiamy się wyrządzaniu krzywdy śmiertelnikom, ale rozumiemy, że oprawcy, będą chcieli poczekać i w końcu ujawnić nasze istnienie i ostatecznie spowodować naszą klęskę.


Prezydent pokiwał głową. - Brzmisz bardzo rozsądnie. Wierzę, że możemy dobrze współpracować.


Gregori wstał. - Przekażę dobrą wiadomość moim ludziom.


- Nie tak szybko. - Schiller, szef do spraw BO podniósł rękę, by go zatrzymać. - Będziemy potrzebowali listy wampirów z kraju. Ich nazwiska i adresy.


Gregori podejrzewał, że zwrócą się z taką prośbą.


- Nie ma żadnej listy. - Właściwie to Głowy Klanów mieli takie listy, ale nie było takiej potrzeby, by o tym wspominać. Wampiry praktycznie były martwe podczas dnia i zupełnie niezdolne do samoobrony. On nie mógłby zaufać rządowi, że zostawiliby ich w spokoju.


Schiller parsknął. - Oczywiście, że jest lista. Jeżeli wampiry piją z butelek, jak twierdzisz, to musi być lista do dystrybucji.


Gregori usiadł. - Większość wampirów nie dostaje ich do domu. To wyglądałoby dziwnie, gdyby krew była dostarczana do domu, a wampiry są ekspertami we wtapianiu się i pozostaniu niezauważonymi. Po prostu chcemy pracować i żyć w tajemnicy.


- Naprawdę oczekujesz, że uwierzymy, że jesteś nieszkodliwy? - Spytał Sekretarz Obrony z wątpiącym spojrzeniem.


- Dla Wampirów to prawda. Syntetyczna krew została wymyślona w 1987r i od tego czasu większość wampirów pije z butelek.


- Większość wampirów? - spytał Generał Bond. - To znaczy, że nadal są jakieś wampiry, które atakują ludzi?

Gregori poruszył się na krześle. Wyglądało na to, że musiał wcielić w życie Plan C. - Tak, jeżeli byli złymi śmiertelnikami, to są złymi wampirami. Nazywamy ich Malkontentami.


-Czerpią oni przyjemność z karmienia się ludzką krwią i zabijania. - wyjaśnił Sean Whelan. - Dobre Wampiry zwalczają ich, by nas chronić. Kilka nocy temu pokonały małą armię Malkontentów. Ich przywódca, Casimir, został zabity. Właśnie to widzieliście na filmie.


- Wideo pokazało odcinanie głowy. - powiedział Schiller. - To nie brzmi dla mnie nieszkodliwie. Dlaczego powinniśmy ci zaufać?


- Możesz nam zaufać, bo ryzykujemy naszym życiem przez wieki, by was chronić. - Gregori pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach. - Mówicie, że chcecie sojuszu z nami? Przymierze już istnieje. Tylko wy o tym nie wiecie.


- Co możesz dla nas zrobić? - spytał Doradca do bezpieczeństwa narodowego. - Jakie zdolności posiadasz?


To było pytanie, którego Gregori się obawiał. - Nasz wzrok i słuch są trochę lepsze niż normalnie, ale to nie to.


- Co? Nie masz specjalnych mocy? - Prezydent Tucker z niepokojem popatrzył na szefa CIA. - Mówiłeś, że mają nadprzyrodzone zdolności.


Caprese popatrzył na Gregoriego zmrużonymi oczyma. - Wierzymy, że mają.


Gregori wzruszył ramionami. - Nie latamy, ani nie zmieniamy się w nietoperze.


Generał spojrzał na niego z oburzeniem. - Jeśli nie możesz dla nas nic zrobić to, dlaczego mamy pomagać tobie?


Gregori poprawił krawat. Powie Romanowi i Angusowi, że nie miał żadnego wyboru, ale musiał zademonstrować swoje zdolności. Inaczej ci faceci pomyślą, że Wampiry były bezużyteczne. - Mamy kilka przydatnych zdolności.


Prezydent uśmiechnął się. - Teraz brzmi lepiej.


Generał parsknął. - Nie potrzebujemy tych Wampirów. Nie zrobią niczego, czego nasze siły zbrojne nie mogłyby zrobić.

Gregori pochylił się do przodu. - Śmiertelnicy nie są przygotowani do walki z Malkontentami. My jesteśmy. I jesteśmy skłonni, by zwalczyć ich dla waszego bezpieczeństwa.


Generał wzruszył ramionami. - Możemy rozwiązać ten problem przez pozbycie się was wszystkich. To nie tak, że możemy was zabić. Już jesteście martwi.


- Jesteśmy amerykańskimi obywatelami. - powiedział Gregori. - Chodzimy do pracy, płacimy podatki, przestrzegamy prawa…


- Jesteście diabelskim tym, czymkolwiek jesteście. - nalegał Generał. - Świat będzie dużo lepszy bez was.


Gregori zacisnął i rozluźnił pięści, dziękując jeszcze raz, że miał antystresowe pigułki. Nie można było przemówić do Generała. Musiał wdrożyć Plan C. Pokazać trochę mocy.


Odsunął wiaderko z lodem ze stojaka i postawił je na ławie. Podniósł się, chwycił stojak z kutego żelaza i zgiął w obręcz.


- Wspaniale. - szepnął prezydent, a jego oczy błyszczały podekscytowaniem.


- Pokaż mi to. - Sekretarz Obrony wziął pętlę metalu i próbował to wyprostować. Jego twarz była czerwona z wysiłku.


- Większa siła. - powiedział Caprese. - Imponujące.


Generał wzruszył ramionami. - Wielka mi sprawa. Mam żołnierzy, którzy są tak samo silni.


Gregori okrążył mężczyzn z prędkością wampira. Faceci sapali z zaskoczenia.


- Zdumiewające! - powiedział prezydent.


Gregori zatrzymał się za Generałem Bondem i poklepał go po ramieniu. - Jeżeli byłbyś Malkontentem, rozszarpałbym ci szyję.


Generał skoczył na nogi. - On groził, że mnie zabije! Brać go!


- Nie, nie groziłem…

- Brać go, już! - rozkazał Generał.


Mężczyzna z wywiadu pognał do niego, ale Gregori teleportował się na inną stronę Prezydenta Tuckera.


- Panie Prezydencie, ja nie…


- Co? - Prezydent, Tucker się odwrócił. - Jak się tu dostałeś?


- Prezydent jest w niebezpieczeństwie! - zawiadomił Generał.


- Tutaj, już! - Facet z wywiadu krzyknął do komunikatora na swoim nadgarstku i doskoczył do prezydenta.


Drzwi otwarły się i do środka wpadło dwóch agentów, udając się prosto w stronę Gregoriego. Uniósł się pod sufit.


Abigail i Madison Tucker pognały za agentami wywiadu. Inni strażnicy skakali, próbując złapać go za nogi, kiedy inny usunął ich ojca z drogi. Ludzie krzyczeli na siebie nawzajem. Whelan przeklinał. Właściwie to wskazywał na niego i krzyczał.


Zdezorientowane spojrzenie Abigail padło na niego pod sufitem.


- Mogę to wyjaśnić. - zaczął Gregori, chociaż wątpił, że ona usłyszy jego głos w tym hałasie.


Osunęła się na dywan w całkowitym omdleniu.

Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir


Rozdzia
ł ósmy

Abigail zamrugała, kiedy świat odzyskiwał ostrość. Przez zamgloną chwilę, zastanawiała się, czemu leży na podłodze. I dlaczego tu było tak głośno?

Jej ojciec i Madison klęczeli obok niej i przyglądali się jej z uwagą.


- Nic jej nie jest, Tato. - krzyknęła Madison przez panujący hałas. - Tylko zemdlała.


Zemdlała? Ona nigdy nie mdlała.


Tata dotknął jej policzka i uśmiechnął się. - Moja dziewczynka.


Kiedy wstał, wzrok Abigail wrócił do normy i złapała oddech. Dobry Boże, teraz przypomniała sobie, co spowodowało jej omdlenie. Gregori Holstein pod sufitem! I trzech agentów wywiadu skaczących na kanapach próbujących chwycić go za nogi. - Co…?


Madison ścisnęła jej rękę. - Miałaś rację, Abby! On jest wampirem!


- Co? - Zamrugała, ale on nadal tam był, patrząc na nią z niepokojem. Dobry Boże, to była prawda. To było straszne! - Nie! - Cofnęła się po podłodze.


Grymas bólu błysnął na jego twarzy.


Wstrzymała oddech. Czyżby zraniła jego uczucia?


Odwrócił się od niej i powoli opadł na podłogę.


- Zatrzymajcie go! - krzyknął Szef CIA i dwaj agenci wywiadu chwycili jego ręce.


Abigail podniosła się. - Nie róbcie mu krzywdy!


Jego spojrzenie powróciło do niej.

Jej serce fiknęło koziołka. Pomimo tego całego hałasu, on usłyszał jej głos. Przycisnęła rękę do walącego serca, przerażona, że on był potworem, ale jednocześnie zmartwiona, że mogła go zranić.


- Wszyscy, spokój! - krzyknął jej Tata i w pokoju zapanowała cisza. - Usiądźmy i porozmawiajmy spokojnie. - Skinął na ludzi z wywiadu. - Możecie pozwolić mu odejść.


- Laurence, nie! - Pan Caprese zacisnął zęby. - Panie Prezydencie, on groził, że zabije Generała.


Abigail złapała oddech.


- Och, mój Boże. - szepnęła Madison.


Pan Holstein przeklął szeptem. Mężczyźni z wywiadu nadal go trzymali.


- On musi zostać aresztowany i jest zatrzymany. - kontynuował Caprese.


- Szczerze wątpię, czy możemy go aresztować. - odpowiedział prezydent. - Mam rację, Panie Holstein?


- Tak. Mógłbym stąd zniknąć i nigdy byś mnie nie znalazł. - Spojrzał na Abigail. - Nigdy więcej byś mnie nie zobaczył.


To powinno ją cieszyć, patrząc na to, że był wampirem i groził, że zabije jednego z doradców jej ojca. Tylko, dlaczego myśl, że nigdy więcej by go nie zobaczyła, tak bardzo ją zasmuca?


Odwróciła wzrok, a jej serce goniło. To było uciążliwe. Część jej się go bała. On był jakąś nienaturalną istotą. Ale inna jej część sądziła, że jest niezwykle atrakcyjny. To musiała być naukowa ciekawość. Stanowił intrygujący obiekt do badań. Dobrze. Ale z jego przystojną twarzą nic nie można było zrobić. Skrzywiła się, kierując gniew w sobie na to, że sądziła, że takie niebezpieczne stworzenie jest aż tak atrakcyjne.


Obróciła się do niego, a jej pięści się zacisnęły. - Czy to prawda? Groziłeś, że zabijesz Generała?


Jego oczy błysnęły gniewnie. - Myślisz, że jestem zdolny do zabijania z zimną krwią?


- Nie wiem, do czego jesteś zdolny.


Patrzyła na nią przez moment, kiedy skinął głową. - Masz rację. Na zaufanie trzeba sobie zapracować.


Otworzyła usta. To nie była odpowiedź, której oczekiwała. - Dlaczego… dlaczego mu groziłeś?


- Powiedziałem, ze go zabiję, jeśli byłby Malkontentem, ale on nim nie jest, więc nie było żadnej groźby. Dawałem tylko pokaz. W ten sposób. - Zniknął, zostawiając ludzi z wywiadu trzymających powietrze. Pojawił się ponownie, stojąc za biurkiem jej ojca.


Abigail złapała oddech. Mógł się teleportować!


- Wow. - szepnęła Madison.


Pan Holstein podniósł ręce. - Nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić.


Czy to mogła być prawda? Abigail zastanawiała się czy istniało coś takiego jak nieszkodliwy wampir? To brzmiało jak oksymoron.


- Możecie wierzyć Panu Holsteinowi. - powiedział krępy mężczyzna, który z nim przyszedł. - Chociaż Wampiry posiadają kilka imponujących mocy, oni są bezpieczni i nieszkodliwi.


- Przestań, Whelan. - mruknął Pan Caprese. - Nie to mówiłeś mi, kiedy zacząłeś pracę z Zespołem. Powiedziałeś, że Nieumarli są niebezpieczni i udowodniłeś to.


Pan Holstein skrzyżował ramiona. - Jeżeli naprawdę byłbym niebezpieczny, nikt z was nie byłby żywy, by o tym mówić. Ale jak odkrył przez ostatnie kilka lat Pan Whelan, jesteśmy nieszkodliwi. Jesteśmy przeciw krzywdzeniu ludzi.


- Oczywiście. - parsknął Generał. - Nie chciałbyś zmniejszać swoje źródła pokarmu.

Pan Holstein popatrzył na niego. - Nie jesteśmy potworami. Wszyscy zaczęliśmy życie, jako ludzie. Wielu starszych Wampirów ma dzieci. Młodsze Wampiry nadal mają rodziny. Jak mógłbym pożywiać się z człowieka, kiedy moja własna matka nadal żyje?


On był młodym wampirem? Abigail zastanawiała się, co spowodowało, że stał się Nieumarłym. Co dokładnie znaczyło słowo Nieumarły? Gregori Holstein poruszał się, myślał, mówił. Te czynności nie wymagały aktywnego systemu krążenia? Jej umysł zalały inne pytania. Na tak dużo nie znała odpowiedzi, ale jedna rzecz była pewna.


Pan Holstein był fascynujący.


Skrzywiła się wewnętrznie. Nie mogła sobie pozwolić na rozproszenie przez człowieka, nieważne jak tajemniczego i przystojnego, którym był. Musiała być stanowcza na tej misji. Wszystkie jej wieloletnie badania i ciężka praca miały tylko jeden cel: odkryć lekarstwo dla jej matki. Nie miała żadnego zamiaru badania tego… wampira, obojętnie jak bardzo był fascynujący.


- Pan Holstein ma rację. - powiedział jej tata. - On jest nadal całkowicie ludzki. Myślę, że możemy mu zaufać.


Szef ds. Bezpieczeństwa Ojczyzny, Pan Schiller, parsknął. - Żartujesz? On ma moce, z którymi nawet nie możemy rywalizować.


- Ale nie używamy ich, by krzywdzić śmiertelników. - nalegał Pan Holstein.


- Masz jakieś inne moce? - spytał Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego.


Pan Holstein wzruszył ramionami i wyszedł przed biurko. - Widzieliście większość z nich. Lewitacja, teleportacja, wspaniała szybkość i siła.


- I wyostrzone zmysły. - szepnęła miękko Abigail.


Popatrzył na nią, co spowodowało galop jej serca. Kącik jego ust się uniósł.


Przestań. On to słyszy.


- Jakieś inne moce? - spytał jej tata.


Jego uśmiech się poszerzył. - Jestem doskonałym tancerzem.


Tata zachichotał, ale jej oddech stanął. On mijał się z prawdą. Wiedziała to. Miał więcej mocy. Mocy, o których nie chciał, aby ktoś wiedział. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była pewna, że to on sprawił, że pies Madison zasnął. Jeżeli mógł to zrobić zwierzęciu, prawdopodobnie mógł też to zrobić z ludźmi. Jakich sztuczek mógłby użyć grając z ludzkim umysłem?


Poczuła chłód, na co jej skóra odpowiedziała gęsią skórką.


Pan Holstein mógł być o wiele bardziej niebezpieczny niż myślał jej ojciec. Musiała go ostrzec, ale nie chciała rzucać oskarżeń, na które nie ma dowodów.


- Tato? - Podeszła bliżej niego. - Mogę zamienić z tobą słowo na osobności?

Obrócił się do niej, a jego oczy błyszczały z podekscytowania. - Myślisz o tym samym, co ja? - Ścisnął jej ramię. - Podróż badawcza, którą chciałaś odbyć? Sądzę, że teraz to będzie możliwe.


Złapała oddech. Dobry Boże, nic nie przychodziło jej do głowy. Zaproponowała tą podróż dwa tygodnie temu.


- Nienawidzę ci odmawiać. - szepnął jej tata. - Ale to wszystko zmienia. Fakt, że to się stało akurat teraz, kiedy tego potrzebujemy, oznacza, że tak musiało być.


Jej serce stanęło. Nie mogła winić ojca, że wierzy, że to przeznaczenie pomoże utrzymać jego kochaną żonę przy życiu. Ale żeby przeznaczenie miało postać wampirów?


Zerknęła na Pana Holsteina. Patrzył na nich z ciekawością i bez wątpienia słyszał każde słowo. - Tato, musimy o tym porozmawiać. Sami.


- Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. - Poklepał jej ramię, kiedy zwrócił się do swoich doradców. - Podjąłem decyzję. Zawrzemy układ. Te Wampiry posiadają specjalne zdolności, które się przydadzą. - Spojrzał z powrotem na Abigail i mrugnął do niej.


Przełknęła ślinę. Tata desperacko prowadził do przymierza, by ratować Mamę. Taki sojusz nie powinien być oparty na osobistych powodach, ale nie mogła nie podzielić jego nadziei. Zdolność Pana Holsteina do teleportacji oznaczała, że mógłby zawieść ją do Chin nawet bez wiedzy chińskiego rządu. Mogłaby znaleźć rośliny, które mogły uratować jej matkę. Ale co, jeśli Pan Holstein posiadał niebezpieczne psychiczne moce? Jak mogłaby mu zaufać? Z drugiej strony, jak mogłaby przepuścić taką okazję, by pomóc swojej matce?


- Alan. - Jej tata zwrócił się do szefa ds. BO. - Jesteś odpowiedzialny za usunięcie filmu i poinformowanie społeczeństwa, że to nic więcej jak czyjaś fantazja. Zacznij natychmiast.


Alan Schiller pokiwał głową zrezygnowany. - Tak, Panie Prezydencie. - Wyszedł z pokoju.


- Dziękuję. - powiedział Pan Holstein do jej ojca. - Będziemy szczęśliwi, jeśli będziemy mogli pomóc Panu w jakichkolwiek problemach. - Zerknął, na Abigail i uniósł brwi z pytającym spojrzeniem.


Odwróciła się, a na jej policzki wypłynął rumieniec. Czy Tata mógłby to zrobić? Poprosiłby wampira, by zabrał ją w podróż badawczą?


- Muszę przedyskutować z Panem Holsteinem coś osobistego. - powiedział jej ojciec. - Generale, George, Frank, dziękuję, że przyszliście.


Generał Bond rzucił oburzone spojrzenie Panu Holsteinowi, wychodząc z gabinetu, a za nim Sekretarz Obrony i Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego.

- Panie Prezydencie? - spytał Josh. - Odprowadzę twoje córki na piętro.

- Możesz zabrać Madison, ale chciałbym by Abigail została.

Przełknęła. Tak, Tata to zrobi.

- Ale to nie jest w porządku! - Madison uczepiła się Abigail. - Jeżeli Abby zostaje, to ja też.

Tata ściszył głos. - Cukiereczku, mamy z Panem Holsteinem interes do przedyskutowania.


- Ja mogę to zrobić! Jestem ekspertką od wampirów!


Tata skrzywił się. - Wątpię, czy mogłabyś więcej wiedzieć niż sam wampir.


- Och. - Spuściła głowę. - Myślę, że masz rację.


- Jeśli panie chcą zostać, byłbym zaszczycony, by prowadzić z nimi interesy. - Pan Holstein posłał im olśniewający uśmiech.


Abigail skoczył puls. Czy wiedział o mocy tego uśmiechu? To było równie zachwycające jak jego niesamowity słuch. Mężczyzna, który mu towarzyszył szturchnął go łokciem i posłał ostrzegawcze spojrzenie, co wyglądało dość zabawnie.


- Och, dziękuję, Panie Holstein! - Madison uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. - Jestem tak podekscytowana, że cię spotkałam. Od dawna jestem wielbicielką twojego… gatunku.


Potrząsnął jej rękę. - Proszę, mów mi Gregori.


Zachichotała. - Kocham twoje imię! Jest takie wampiryczne. Nie sądzisz, Abby?


- Tak. - Unikała jego spojrzenia, ale widziała jak wyciąga do niej rękę.


- Abby? - spytał miękko.


Przełknęła. Dlaczego jego głos musiał być taki głęboki i seksowny? - Gori. - Ścisnęła jego rękę, zamierzając szybko nią potrząsnąć i puścić, ale on trzymał mocno, aż podniosła na niego wzrok i ich oczy się spotkały.


Dreszcz przeszedł przez nią, szokując ją. Skąd to się wzięło? Z jego oczu? Ręki? Albo obydwu? Wyciągnęła rękę z jego uścisku, szarpiąc do tyłu wystarczająco mocno, że straciła równowagę i spadła na kanapę.


- Tak, wszyscy usiądźmy. - Jej tata usiadł na swoim krześle na szczycie stołu, nieświadomy, że stało się coś dziwnego.


Szef CIA i Pan Whelan usiedli na drugiej kanapie. Josh i trzech innych agentów wywiadu nadal stało.

Czy ona wyobraziła sobie ten mały dreszczyk? Nie, jej prawa dłoń nadal mrowiła od pozostałej w niej energii. Abigail zacisnęła razem dłonie. Może tylko jej się to przytrafiło. Zaryzykowała zerknięcie na Gregoriego.


Patrzył na nią zaintrygowanym spojrzeniem.


- Gregori. - Jej tata odchrząknął. - Nie będziesz miał nic, przeciwko, jeśli będę nazywał cię Gregori?


- Nie, będzie w porządku. - Usiadł na krześle na końcu stołu.


Madison postawiła torbę z psem na stole, obok wiadra z lodem i usiadła przy Abigail. - Tak się martwię, Gregori, że nie poznałam cię od razu. Oczekiwałam, że przylecisz, jako nietoperz.


Pokiwał głową z cieniem uśmiechu. - Próbujemy być niezauważalni.


Abigail parsknęła. Jakby Gregori Holstein mógłby być niezauważalny.


Zerknął na nią, a jego oczy ściemniały do intensywnej zieleni.

Jej serce znowu galopowało. Cholera, prawdopodobnie to słyszy.


Tata Abigail pochylił się do przodu i oparł ręce na kolanach, patrząc na Gregoriego. - Teraz, kiedy pomagamy ci z twoim problemem, jestem pewny, że rozumiesz, że oczekujemy czegoś w zamian.


Gregori poruszył się na krześle, kiedy rozpiął jego marynarkę. - Co masz na myśli?


Pan Caprese odchrząknął. - Twoja zdolność do teleportacji, stanowi z ciebie doskonałego kandydata do tajnych operacji.


Gregori pokiwał głową. - Możemy działać potajemnie. Działaliśmy tak przez wieki. - Pochylił się do przodu, wyglądając poważnie. - Ale musicie zrozumieć, że nie krzywdzimy śmiertelników. Nie będziemy dla was torturować lub zabijać.


Pan Caprese oburzył się. - Myślisz, że tak porządkujemy sprawy?


Gregori uniósł brew, wyciągając butelkę z wiadra lodu.


Madison szturchnęła Abigail i szepnęła. - Spójrz! On będzie pił krew!


- On cię słyszy. - mruknęła Abigail.


Zerknął na nią, podnosząc butelkę w pozdrowieniu, kiedy napił się łyka. Yeech.

Powstrzymała dreszcz.


Jego oczy migotały humorem, kiedy oblizał usta.


Odwróciła się, a na jej twarz wypłynął rumieniec. Łajdak celowo próbował ją zniechęcić. I udało mu się.


- Nie prosimy cię, byś był agresywny. - powiedział jej tata.


Szef CIA sprzeciwił się. - Oni zostali nagrani jak odcinają komuś głowę. Nie ma nic gorszego.


- To była bitwa przeciw Malkontentom. - Gregori napił się. - Nasi wojownicy zabijają w samoobronie jak dobrzy żołnierze.


- Czyli, że kiedy zostaniesz zaatakowany na misji, - powiedział Pan Caprese. - to możemy oczekiwać, że zabiłbyś nas, by tylko się obronić?


Gregori zmarszczył brwi. - Jeśli to jest konieczne, to tak. Ale rzadko tak się zdarza, bo możemy po prostu się teleportować.


Pan Caprese uśmiechnął się głupio. - To jest twoja zwykła reakcja na niebezpieczeństwo? Uciec i schować się? Przypuszczam, że to dzięki temu, zdołałeś istnieć w tajemnicy przez tak dużo wieków.


Abigail wciągnęła powietrze. Gregori wyglądał na wkurzonego. Zmrużył oczy, które teraz były intensywnie zielone.


Jego głos był przerażająco spokojny. - Wampiry ryzykują życie w bitwie z Malkontentami od wieków, tylko po to, by chronić śmiertelników. A ty masz wątpliwości, co do ich odwagi.


- Oczywiście, że nie. - zgodził się jej tata.

Abigail patrzyła na Gregoriego zafascynowana zmianami jego oczu. Wydawał się uspokajać i jego oczy wracały do normalnego odcienia szarawej zieleni.

Jednak, kiedy się zdenerwował, pokój był jakby naładowany energią.

Zdecydowanie nie lubił być nazywany tchórzem. Zastanawiała się, co z innymi czułymi punktami, które posiadał. Co by się stało, gdyby zupełnie stracił kontrolę? Czy krwiożerczy potwór w jego wnętrzu tylko czeka, by się uwolnić?


- Kim są Malkontenci? - spytała.


- To prawdziwy wróg. - wyjaśnił Pan Whelan. - Złe wampiry, które myślą, że mają prawo do pożywiania się śmiertelnikami i zabijania ich. Śmiertelnicy byliby bezbronni w bitwie. Ale Wampiry mają te same moce, co Malkontenci, więc oni są najlepszymi przeciwnikami. Potrzebujemy Wampirów po naszej stronie.


- Więc, w imieniu naszego kraju, chciałbym podziękować za chronienie nas. - powiedział prezydent.


Gregori skinął głową. - Proszę bardzo.


Dziwna myśl natchnęła Abigail. Pan Whelan sprawiał, że Wampiry wyglądali jak bohaterowie. Obrońcy Wszechświata w czarnych pelerynach i z niewyobrażalnymi mocami. Chociaż jak o tym myślała, to nie mogła sobie wyobrazić Gregoriego w nagumowanym stroju.

- Chciałbym usłyszeć trochę więcej o teleportacji. - kontynuował jej tata. - Jak daleko możesz podróżować?

Wyprostowała się, zaniepokojona, jaką odpowiedź mogła usłyszeć.

- Mogę znaleźć się gdziekolwiek na świecie. - odpowiedział Gregori. - Ale musi tam być noc.

Tata Abigail wymienił z nią spojrzenie i zwrócił się do Gregoriego. - Możesz zabrać ze sobą kogoś, kiedy się teleportujesz?

Gregori pokiwał głową. - Jedną osobę. Starsze Wampiry mogą zabierać dwie, ale zazwyczaj łatwiej ochronić tylko jedną.

Serce Abigail zabiło szybciej.

Gregori pochylił się do przodu. - Jaki projekt masz na myśli?

- Nic brutalnego. - Jej tata pomachał ręką, zaprzeczając. - To byłaby raczej… humanitarna misja.

- Panie Prezydencie. - szepnął Szef CIA. - Musimy to najpierw przedyskutować.

Pokiwał głową. - Przedyskutujemy. Tylko chciałem przedtem zebrać jakieś informacje. - Zwrócił się do Abigail i zniżył głos. - Co o tym sądzisz? Będziesz zadowolona z podróży i pracy z nim i jego rodzajem?

Jej serce zagrzmiało jej w uszach. - Trudno powiedzieć. - Rzuciła Gregoriemu nerwowe spojrzenie. - Ledwie go znam.

- Musisz się z nim zapoznać. - Jej tata obrócił się do Gregoriego. - Czy spędziłbyś trochę czasu z moją córką? Jutrzejszej nocy? Może przedstawiłbyś ją swojemu światu i twoim współpracownikom.


Jego oczy się rozszerzyły. - Jeśli chcesz. Tak, sir.


Abigail przełknęła ślinę. Czy jej ojciec umówił ją na randkę z wampirem?


- Ja też chcę iść! - Madison podskoczyła na sofie z podekscytowania. - Proszę, Tatusiu. Chcę zobaczyć wampirzy świat!


- Tak. - Abigail chwyciła rękę siostry. - Chciałabym, żeby Madison także poszła.
- Cokolwiek, byle uchroniło mnie przed byciem sam na sam z Gregorim Holsteinem.

- Och, dziękuję, Abby! - Madison ją uściskała. - To będzie zabawne! - Zwróciła się do Gregoriego. - Gdzie nas zabierzesz?

- Ja… - Poprawił krawat i zerknął na Pana Whelana, który przeklinał szeptem. - Gdzieś… w publiczne miejsce. Nie znam więcej wampirzych miejsc w D.C. To nowy wampirzy nocny klub na Manhattanie jest teraz najbardziej popularny.


- Nocny wampirzy klub! - Madison przycisnęła rękę do piersi. - To brzmi niesamowicie!

Ich tata zmarszczył brwi. - Co się dzieje w tym klubie? To jest bezpieczne miejsce dla moich córek?

- Całkowicie bezpieczne. Wszystkie Wampiry, które tam będą, piją z butelek. - wyjaśnił Gregori. - One przychodzą tam, by porozmawiać i potańczyć.

- Myślę, że to byłoby w porządku. - Tata skinął na dwóch ludzi z wywiadu. - Josh i Charles przygotują transport. Oni będą z tobą cały czas i będą się meldowali u mnie, co pięć minut. Dziewczyny przyjadą jutro do Manhattanu. Damy ci znać, gdzie będą.

- Tato. - Abigail dotknęła jego ramienia. - Jurto muszę być w pracy.

- Mogą dać ci kilka dni wolnego. - Ścisnął jej rękę. - To ważne. Musimy wiedzieć, czy możesz współpracować z tym wampirem i jego przyjaciółmi. - Zerknął na Gregoriego. - I muszę wiedzieć, czy mogę ci zaufać w sprawie mojej córki.

Gregori pokiwał głową. - Oddam za nią życie.

- Ja też! - Madison klasnęła wesoło w ręce.

Ich tata wstał i posłał Gregoriemu surowe spojrzenie. - Sprawdzę, czy dotrzymałeś obietnicy. Moje córki mają być bezpieczne i chronione. Jeśli cokolwiek się im stanie, jeśli wrócą do domu nieszczęśliwe, wtedy nasza umowa ulegnie rozwiązaniu i ty i twoi wampirzy przyjaciele radźcie sobie sami.

- Rozumiem. - Gregori wstał i obrócił się sztywno do Abigail i Madison. - Zobaczymy się jutro wieczorem o dziewiątej w Nowym Yorku.

Madison skoczyła na nogi. - Dziękuję!

Skinął jej głową i posłał Abigail pytające spojrzenie.

Jej policzki się ociepliły. Randka z wampirem? Jej cały świat wywrócił się do góry nogami.

Jej tata skinął na jednego mężczyznę z wywiadu.

- Charles cię odwiezie.

- Dziękuję, ale nie. Nie trzeba. - Gregori chwycił ramię Pana Whelana i zerknął na torbę z psem na ławie.

Dolly otworzyła oczy i podniosła się.

Abigail zesztywniała i popatrzyła na Gregoriego. - Ty…

- Pogadamy jutro. - przerwał jej.

Zanim mogła cokolwiek odpowiedzieć, zniknął, zabierając ze sobą Pana Whelana.

Tłumaczenie by karolcia_1994



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
ROZDZIAL SIODMY LMLGRDTOUQXMM3J47XVUUQ2NRWOFV3XIDUUZPXA
DOM NOCY 11 rozdział siódmy
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Rozdział siódmy
Rozdział siódmy
Rozdział siódmy
Kod Biblii, 8) KB-Rozdział ósmy-Ostatnie dni
ROZDZIAŁ ÓSMY OOZBLJ5GPLNYSBJZALDISOIWJVVETMWJZHRPNUI
Rozdział ósmy
ROZDZIAŁ ÓSMY
Rozdział ósmy
Rozdział ósmy
Nieof tłum Błękitna godzina rozdział ósmy
Rozdział dwudziesty siódmy
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc

więcej podobnych podstron