Stanisław Wyspiański, Wyzwolenie, TREŚĆ
dramat w trzech aktach
AKT I
Jest około siódmej wieczorem, kończą się nieszpory, otwarto drzwi teatru.
Dekoracja:
Wielka, pusta scena, jeszcze ciemna, aktorzy czekają. Wchodzi Konrad, rozgląda się, jest ubrany w czarny płaszcz, ma ręce skute kajdanami, zasłuchany we własne słowa.
(zaczynają się dialogi)
Konrad się przedstawia, mówi, że przyszedł z dalekiego kraju, był gwiazdą, ale spadł na ziemię, którą szaleńczo pokochał, jest w każdym człowieku. Mówi, że wlecze się za nim Rozpacz i wyje: „ZEMSTA”. Chce zaprząc ludzi ze sceny do dzieła. Będzie budował i burzył. Prosi, żeby go rozkuć.
Rozmowa z Robotnikiem, który chce zemsty za śmierć swoich bliskich (mówi o siostrze). Konrad zatrudnia robotników do swego dzieła budowania i burzenia.
Przychodzi Reżyser, mówi, że potrzeba sztuki, bo przecież jest wielka scena i utalentowani ludzie, trzeba to tylko puścić ruch.
Wchodzi Muza, Konrad mówi, że jest boska. Ona opowiada o Lilli Wenedzie, która się dziś pojawi i będzie nędzna i biedna. Drugą kobietą będzie Zosia - córka Popiela, reszta, to „dziewki od pługa”. O sobie mówi, że grała różne role, ale on jest bohaterem, który powinien tu przyjść z pochodnią. Pyta Konrada o imię, on odpowiada, że chce działać. Jego siłą jest wola, będzie tworzyć nowy teatr. Muza mówi o tym, jak jest teraz, Konrad chce czegoś innego. Woła, by mu przygotować scenę narodową, mówi o tłumie w kościele, żupanach, szabelkach, husarii, sztandarze „z Maryjką” itp. Konrad nazywa to przedstawienie Polską współczesną.
(komentarz poetycki)
O tam-tamie, który udaje dzwon Zygmunta i ma taką właściwość, że zawsze brzmi odpowiednio do sytuacji („Wrażenie, jakie wywołuje, jest tym, co w sobie kto poczuje.”). Apostrofa do dzwonu Zygmunta, który nawołuje naród, a naród tylko stoi i słucha, zastyga w bezruchu nie zauważa, że dzwon wzywa. Ludzie są niegodni pójścia za jego głosem
(rozpoczyna się przedstawienie Polski współczesnej)
Muza wygłasza patetyczną przemowę, Reżyser jej wypomina, że krzyczy, że się czepia strojów, że gada nie wiadomo o czym (Reżyser zabiera tym całą powagę przemowy). Didaskalia: opis tego, w jaki sposób uzyskuje się efekt grzmotu (demaskowanie trików teatralnych).
Muza dalej wzywa lud, zapowiada, że odbędzie się wyzwolenie za pomocą siły Słowa i własnej woli. („przybywaj tu - odżyjesz Słowa łaską.”, „Wyzwolin ten doczeka się dnia, kto własną wolą wyzwolony”).
Scena 1 (Polski współczesnej oczywiście )
W tle słychać poloneza. Hołysz i Karmazyn. Rozmawiają o tym, że źle żyć w niewoli, ale chyba nie znajdzie się nikt, kto będzie wyzwolicielem. Nagle Karmazyn pyta, czy strój na nim dobrze leży. Hołysz, że dobrze, od razu widać, że szlachta, Karmazyn, że przecież są sobie równi, ściskają się. Narzekają, że mają długi, stracili majątki, ale może kiedyś Bóg pozwoli „powrócić do dawnych wad”. Na tę myśl od razu robi im się raźniej, znów się ściskają, całują. Mówią:
„Rzeczpospolita znaczy: my.
KARMAZYN
Z nami się pasie, z nami tyje; że chudnie, to są głodnych sny.
HOŁYSZ
Choć miast karabel mamy kije, odpędzim kijem głodne psy.”
Siadają do stołu, będą grać w karty. Z ich krzesłami stoją chłopi z kosami.
Scena 2
Prezes i Chór
Trzeba odrzucić to, co było w przeszłości (aluzje do działalności powstańczej) i patrzeć w przyszłość. „A teraz pogodni zasiądźmy do wspólnego stołu i pamiętajmy jedno: nie wymawiać nigdy słowa: Polska.”
Chór stoi i kiwa głowami, krzyczy „Polsko, Polsko!”
Scena 3
Przodownik i Chór
„Nie patrzmy poza nasz stół, nie patrzmy; jeno braterskie sprzęgnijmy ręce i krzyczmy, krzyczmy: Polska!”
Scena 4
Kaznodzieja i Chór
„do góry, bracia, do góry, gdzie orzeł, ptak białopióry, Polskę na skrzydłach ponosi”, chodzi w wzlot ducha ku Bogu, niebu.
Scena 5
Prymas i Chór
„Na kolana”, trzeba odrzucić dumę i pychę i ukorzyć się przed Kościołem „Uznajcie we mnie książęcia, sztandary przede mną pochylić. Roma mi udziela zaklęcia, A Roma nie może się mylić.” Jeśli będą wierni i pokorni, będą bronić Kościoła, Bóg ich wysłucha.
Scena 6
Mowca
Głosi naukę miłości, która pokona zawiść.
Scena 7
Ojciec i Syn
Trudno rozstrzygnąć, w którym mężczyźnie jest więcej starości, bo Syn ma stroskaną twarz, co dodaje lat.
Ojciec chce, by Syn słuchał jego rad i mądrości, bo w ten sposób uniknie zła. Syn się ze wszystkim zgadza.
Wchodzi harfiarka, Syn ją zauważa.
Scena 8
Ojciec widzi w harfiarce piękną, ale niebezpieczną istotę (złota harfa i włosy), radzi jej nie ulegać, tylko iść własną drogą. Syn widzi w niej godną współczucia nędzarkę („Ojcze, łachmany ją kryją. Jej struny się żalą i płaczą. Sercem mnie k'sobie czuli. We zgrzebnej jest koszuli.”), jest coraz bardziej urzeczony, ona mówi „duszę twoją gram (…)Tęskni w tobie żalem, śpiewem, gdzie rodzimy kąt,” Kusi Syna wizjami pięknej krainy (jak z Pana Tadeusza ), ale jeśli Syn tak do niej tęskni, to musi ją sobie najpierw wywalczyć w krwawym boju.
Scena 9
Muza chodzi od grupy do grupy ludzi na scenie i śpiewa NIC. Jej śpiew nic nie wniesie, nic nie zmieni.
Scena 10
Samotnik. Chodzi i intensywnie myśli, zdobywa wiedzę z m.in. z broszurek. Chce mieć ideę, która mógłby przekazać ludziom, chce się wadzić z Bogiem. Echo podpowiada mu, że on jest Czterdzieści i Cztery. Samotnik usilnie szuka idei, słów, wiedzy, ale mu się nie udaje.
„To ja - to ja - mych własnych słucham ech. Cóż ze mnie ludziom - Bogu?
ECHO Śmiech.”
Scena 11
W katedrze. Wróżka. Wbiega na scenę, podchodzi do każdego po kolei, kreśli znak krzyża na dłoniach i czołach. Mówi, że przybędzie TEN, który przyniesie wyzwolenie, Chór pyta kto to, Anhelli, Konrad? W końcu Wróżka mówi, że on nic nie wie, ona jest tylko zwiastunką, a On jest już blisko.
Scena 12
Nadal w katedrze. Starzec i córki. Ojciec pokazuje, że myśl polska jest uwięziona między ścianami i sklepieniem katedry, gdy przyjdzie Bóg, ludzie zebrani w katedrze dadzą świadectwo „kościołowi myśli polskiej”, kto wejdzie do katedry staje się częścią Polski.
Wchodzi Geniusz. Słychać dziwne dźwięki ni to jęk, ni organy, ni wicher. Zapada mrok. „Oto przychodzi ten, co wszystkim włada. Jako posąg jego postawa; jako spiżowe pokrywy, jego ubiór i strój jego: Sława.” Zatrzymał wzrok wszystkich, wprawił ich w „okrutną zadumę”, wokół niego mrok, drżą kolumny i podłoga. Czyni nad ludźmi jakieś znaki. Jakie jest jego IMIĘ?
AKT II
Inna dekoracja.
„W tym akcie maski znaczyć mają takich, co myśl swą ukrywają i nigdy jej nie stawią jasno, cudzą jest, czyli ich jest własną.” Obserwują Konrada, który toczy walkę ze swymi myślami, zastanawiają się, czy jest sam, czy za nim stoi moc; czy zostanie, czy pociągnie za sobą ludzi. Maski są różne (stare, młode), ale wszystkie brzydkie, naznaczone jakimś piętnem. Ich myśli są nieznane, nigdy się nie ujawniają. Kiedy kurtyna się podnosi, wchodzą razem z Konradem na scenę, zagradzają mu drogę i rozmawiają z nim, on je przepędza swoją mową.
Konrad zaczyna: „Warchoły, to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi! Drżyjcie, bo wy będziecie nasze sługi i wy będziecie psy, zaprzęgnięte do naszego rydwanu, i zginiecie!” Maski spadają w ciemność, ale co chwilę się jakaś wyłania.
Maska 1
Twierdzi, że Konrad czuje w sobie „żądzę swobody”. Konrad odpowiada, że już jest wolny, bo jego myśl jest poddana woli.
Maska 2
Konrad pyta, czy Maska jest zwolennikiem którejś opcji politycznej. Maska odpowiada, że nie i „Umysł mój uchyla się od małostkowości i szybuje tam, gdzie ty nie sięgasz twoim umysłem. (…)Nauka i sztuka patrzenia, sztuka życia i zrozumienie życia.” Konrad: „Wy chcecie żyć i nie ma podłości, której byście do ręki nie wzięli i nie przyswoili sercu.”
Maska 3
Konrad mówi, że miłość jest słabsza od nienawiści, a wszechmiłość jest kłamstwem. Maska nazywa to „optymistycznym pojęciem nienawiści”, Konrad się z tym zgadza. Dodaje, że wszystko, co myśli jest zależne tylko od niego (znów podporządkowuje swoją myśl, woli).
Maska 4
Maska zarzuca Konradowi, że jego sztuka ginie na rzecz życia. Ten odpowiada, że dla niego nie ma nic oprócz sztuki i artyzmu, że życie jest sztuką, w innej formie go nie ma.
(„KONRAD
Życie dla mnie nie istnieje.
MASKA 4 ?
KONRAD Tak samo, jak nie istnieje dla nikogo jako rzecz, która by nie była sztuką i wysokim artyzmem.”)
Każdy jest artystą, czy o tym wie, czy nie. Kiedy Maska mówi, że to Bóg jest poruszycielem i stworzycielem świata, Konrad odpowiada „Nie będziesz wzywał nadaremno!” Dalej:
„MASKA 4 Przykazania?!
KONRAD Nie będziesz wzywał imienia Polski nadaremno!” (chyba Konrad utożsamił Polskę z Bogiem, ale nie kumam czemu ;( )
Maska 5
Mówi, że można zwyciężyć nie tylko na ziemi, ale też TAM, „kędy nie sięgnie żadna dłoń, żadna żelazna ręka; gdzie walczą i zwyciężają miecze, których nie udźwignie żadna człowiecza władność ani zręczność żadna człowiecza nie dopomoże.” Konrad mówi, że każde Genezis jest tajemnicą, także Genezis z Ducha i zarzuca Masce, że nie zwraca uwagi na cudze myśli, tylko narzuca własne, jak dziennikarze - to nie jest twórcze. Konrad dalej: „Myśleć nad Polską i Słowiańszczyzną i snuć ją w mgłach oparnych z łąk i w złotym tęczy łęku, (…)to jest wszystko, co my na razie umiemy. (…)To jest NIC!!!”
Maska 6
Konrad poprowadzi lud, a lud za nim pójdzie. Będzie „KOŚCIÓŁ WOJUJĄCY”, „Kościół umarłych”. Umrą, ale będą wyzwoleni.
Maska 7
Konrad twierdzi, że życie jest „konstrukcją artystyczną”, której tajemnice można odkrywać tylko przez sztukę, więc z myślenia chaotycznego zostanie właśnie sztuka - ona jest wieczysta. Reszta zginie. Polacy pragną wielkości, posłannictwa, a więc śmierci (bo ona jest wielkością). Duma Polaków stanie się jak Ariadna, która da kłębek, czyli miłość do tego, co jest w Konradzie i poprowadzi przez Labirynt, którym jest Wawel. (chyba chodzi o to, że jeśli naród dzięki swej dumie podąży za Konradem, wyzwoli się od ducha przeszłości, symbolizowanego przez ten Wawel). Konrad nienawidzi tego, co jest TAM.
Maska 8
Konrad uważa, że jest rozumiany mimo niejasności, jaka zarzuca mu Maska. Rozmawiają o tym, że Polska będzie lasem, w którym siedzi Sfinks, a Konrad i poezja będą Edypem, który rozwiąże zagadki. Konrad mówi, że Maska wszędzie szuka Polski, bo to Polska jest tęsknotą duszy.
Maska 9
Konrad mówi, że potęga ujawni się przez czyn. Maska mówi, że to nie tak, że w Konradzie jest tak naprawdę pustka i smutek, a nie potęga. Konrad uświadamia sobie, że to jest jak lot i los Ikara, trzeba zginąć. Konrad jednak decyduje za radą Maski „Musimy coś zrobić, co by od nas zależało, zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo.”
Maska 10
Konrad mówi o wyzwoleniu przez śmierć. Maska pod pojęciem dobrowolnej śmierci widzi tylko samobójstwo (postarzał, trucizna), Konrad myśli o innym zabiciu siebie, o zabiciu „tego, który jest”. Konrad chce również wielkiego ruchu mas, który nie jest przypadkiem, ale koniecznością. Ten ruch spowoduje szereg nieprzewidzianych wypadków, jak epizodów w dramacie. Być może spowoduje go myśl Konrada. Konrad nie chce walczyć z bogami, tylko wypełnić przeznaczenie, zabrać święty ogień, na który czekają ludzie i oddać im go (jak Prometeusz). Ludzie bowiem nie czekają na wyzwoliciela, tylko na ten ogień, żar, który pobudzi ich do działania.
Maska 11
Konrad mówi, że denerwuje go ciągłe manifestowanie polskości, tak jakby już wszystkiego zostało tak mało, że tylko czasami na pokaz się z tego korzysta. Zauważa, że naród się zatracił, są wszystkie elementy (ziemia, kraj, ojczyzna, ludzie), tylko nie ma narodu. Uważa, że Polacy nie powinni wszyscy decydować o Polsce, bo jak już zaczną gadać, to przegadają wszystko, wszystko stracą, przefilozofują. Polak jest po to, żeby siedział „w swoim kącie, na swoich śmieciach i BYŁ!” Potrzebna jest „cenzura narodowa”. Polska nie może być tylko mitem, marzeniem, ideałem, bo wtedy nie będzie jej nigdy. Nie można kraść duszy narodu.
Maska 12
Polskie kobiety nie powinny tworzyć rodzin z obcymi, bo wtedy ich potomkowie są obojętni dla Polski, to jest marnowanie polskiej krwi. Tylko polski Rząd może bronić interesów polskiej krwi, inni są oszustami.
Maska 13
Konrad dochodzi do wniosku, że wiersze już nie są poezją tylko paplaniną, którą każdy potrafi uprawiać, co sprawiło, że Polacy stracili wiarę w Słowo.
Maska 14
Wmawia się nardowi polskiemu solidarność. A w każdym narodzie są dobrzy i źli. Polacy przez swoją solidarność tracą poczucie własnej wartości, bo czują się jednością z tą złą częścią swojego społeczeństwa. Nie można przecież całego narodu obarczać winą za to, że kapituluje słaba część społeczeństwa. Powinny się odwrócić role, ci silni powinni sobie podporządkowywać słabych, a nie sami ulegać ich słabości.
Maska 15
Maska mówi o Chrystusowości Polski. Konrad się przeciw temu buntuje. To, że ktoś narzuca Polakom pokorę i wmawia, że ich cierpienie jest potrzebne, to zwykłe oszustwo (przytyk do Kościoła - Prymasa). Naród ma prawo być państwem i nie musi się płaszczyć przed nikim, polski naród jest taki sam jak inne i nie powinien żebrać łaski, tylko mieć ją jak inni, jako coś naturalnie przysługującego każdemu. Dla Konrada to jest oczywista oczywistość
„(Konrad zostaje sam).
KONRAD Tak, tak, tak: SZTUKA MI NIE WYSTARCZA. Tak, tak.... przychodzę do przekonania .................. (tejże chwili spostrzega, że scena cała zapełnia się postaciami, które czołgają około niego, szpiegując myśli jego) że... że... (symuluje, kończąc) milczenie jest złote.”
Maska 16
Konrad wykrzykuje, że jest wolny, Bóg, Apollo-Chrystus rozjaśnił mu w głowie. Nic nie jest w stanie skrępować jego myśli. Erynie go nie dogonią, on wyzwoli naród od klątwy. Maska mówi jednak, że Konrad nie jest wolny, tylko chce tego. On odpowiada, że w takim razie Erynie przyjdą. Maska mówi „ty jesteś, przez którego płynie strumień piękności...” (jak w Nie-boskiej, tylko nie wiem, czy Konrad też nie jest piękny, czy przeciwnie, jest wybrany i musi zdecydować, czy ma nim pozostać, czy dzielić się swoją wiedzą z innymi…). Konrad uświadamia sobie, że można się bać zrozumienia swojego przeznaczenia. Każdy może kiedyś wzlecieć, jeśli jest mu to przeznaczone. Maska te wzloty nazywa „orlimi lotami”, Konrad mówi, że to sztuka. Konrad jest artystą, chce się wznieść na szczyty sztuki, kajdany duszy go tam uwiężą.
Maska 17
Konrada nie obchodzi naród, który już nie wierzy w Słowo, w poezję, zarzuca narodowi niezgodę, która go niszczy. Konrad ma świadomość artystyczną, którą sam tropi, odkrywa, czasem się przeraża, pokazuje ją w swych dziełach. Inni tylko naśladują, ale nie rozumieją (chyba o to chodzi w zdaniu „A ci, co za tym idą, co ją tworzą, ci nie widzą nic dalej.”).
Wszystko, co robi Konrad prowadzi go do śmierci.
Maska 18
Konrad zarzuca narodowi, że chce z niego zrobić niewolnika patriotyzmu. Dostrzega niewolę nie tyle narodu, ile narodowości. On sam nie czuje niewoli, „poddania w jarzmie”. Oskarża naród o bezduszność i tym samym o brak woli, ludzie są tylko ciałami, które śpią, nie mają się do czego budzić. Maska mówi, że oni nie muszą się budzić, bo nie są artystami, nie muszą działać. Konrad chce wrócić do nieśmiertelności. Maska mówi, że obserwuje naród, i jego dążenia, a Konrad się broni, że on tym żyje, nie tylko obserwuje.
Maska 19
Konrad nadal twierdzi, że nie myśli o Polsce. Mówi, że ma wolę, a jeśli tę wolę ubierze się w poezję, to będzie niewola - przynajmniej to chce narzucić Maska. Konrad mówi, że oni (naród?) kręcą się tylko wokół światła, jak ćmy, ale to światło, to przeznaczenie, Konrad pokaże im inne światło, oni nawet będą chcieli do niego polecieć, ale nie dadzą rady, w połowie drogi opadną. Konrad wierszem mówi o tym, czego oczekuje (zboża, lasy, spokój, słońce, znów prawie jak w Panu Tadeuszu). Maska dochodzi do wniosku, że Konrad jednak myśli o Polsce.
Maska 20
W narodzie nie ma żadnej jedności, są tylko przeszkadzające rekwizyty, które urastają w poezji do rangi widm. Trzeba wyrzec się tej poezji. Tylko wola daje siłę. Trzeba wiedzieć, czego żądać i co do kogo należy.
Maska 21
Konrad uszlachetnił swoją myśl, teraz będzie budował nową Polskę.
Maska 22
Konrad che przyglądać się dramatowi drobnoustrojów, które idą gromadą, ale gromadą nie są, giną pojedynczo.
Wyłażą wszystkie Maski, przyglądają się Konradowi. Konrad roztacza wizję swojego domu, w którym przygotowuje misę z jęczmiennym wywarem, bierze kaganiec z ogniem i wygania Maski. Zamykają się wszystkie drzwi, ukazuje się pokój, w którym matka karmi dziecko i nuci kolędy, Aniołowie stoją nad kołyską. Konrad wierszem opowiada o swoim domu i modli się do Boga o siłę, wiarę moc, nie chce być boskim niewolnikiem. Noc Bożego Narodzenia ma być nocą wyzwolenia z pęt (bo w końcu tak Bóg obiecał). Konrad chce działać i prosi o błogosławieństwo dla „czynu i rzeszy”. Jego własna rodzina jest jak Święta Rodzina (chyba chodzi o to, że każda rodzina jest święta).
Wchodzi Hestia. Nakazuje Konradowi, by był jednocześnie strażnikiem i dawcą światła, daje mu płonąca pochodnię. Chce, by zgromadził ludzi na krwawą rzeź.
Wierszowany komentarz autorski wyjaśnia co to pochodnia, ogień, czemu Hestia kazała „święcić noże”. Ogień to jednocześnie ciepło, światło i zniszczenie, póki pochodnia się pali ma taką siłę, jak WOLNA DUSZA. Kto pozwoli zgasnąć pochodni, tego dościgną Erynie.
AKT III
W katedrze na Wawelu. Zanim podniesie się kurtyna słychać rozmowę. Przy rozmawiających stoi Geniusz. Głosy zastanawiają się gdzie jest Konrad. Nie widzą go, ale odczuwają, że jest, skoro o nim rozmawiają, to znaczy, że jest wśród nich jego myśl. Mówią, że Konrad się dla nich poświęca, bo przyniesie im ogień, przy którym sam zginie. Dochodzą do wniosku, że Konrad zginie z tym wszystkim, co oni mają w sobie, więc oni sami muszą zostać, nie da się ich ruszyć.
Geniusz ich opuszcza, podchodzi do Muzy. Muza mówi, że będzie panią wszystkich smucących się tęskniących, bo w niej jest to, za czym tęsknią, trzeba się cieszyć, że ona będzie ich panią.
Geniusz podchodzi do Karmazyna i Hołysza. Oni chcą podjąć wielki czyn, zbratać się z chłopami i przekazać im swoje wady. Na znak zbratania się, rozdają chłopom karabele.
Geniusz podchodzi do Kaznodziei. Ten mówi, że mu ktoś wielki zasłonił oczy, pyta, czy lud chce, by Kaznodzieja z nim walczył, czy woli, by się mu poddał, czy wierzy jego słowom, czy uważa, że kłamie.
Geniusz podchodzi do Mowcy. Ten widzi, że naród zginie, ale cieszy się, że jego dusza się „rozszerza i płynie, jako cień, we wszechświecie...”
Geniusz podchodzi do Prymasa. Prymas wstydzi się, że miał dać Polskę, a nie dał, nie może tego zrobić. Przyznaje, że sam jest niczym, prochem, pyłem, a sztandary nic nie znaczą. Woła też „O Chrystusie! - Nad narodem moim noc i mrok zapada - nad narodem moim, klęczącym u grobu.”
Geniusz podchodzi do Starca i jego Córek. Tylko oni widzą Geniusza i świadomie poddają się jego woli. Nad sceną zapada mrok.
Geniusz mówi, że kiedy ludzie gubią jego myśl, zabijają go i jego Kościół, ale „Nieśmiertelność zyszczę przez śmierć, którą mnie zadajecie.” Ludzie stoją w mroku, zasłuchani, poddani władzy Geniusza. On nawołuje, by za nim pójść. Mówi, że zaprowadzi naród od krainy, w której wreszcie będą wolni. Umrą, ale Duch ich wyzwoli. Chce zaprowadzić „przez wrota grobu, do KOŚCIOŁA”, gdzie będzie „wywróżona Polska”. Ludzie się trochę boją, że stamtąd nie ma powrotu, ale Geniusz twierdzi, że i tak nie ma nic, do czego warto by wracać. Słychać dźwięk dzwonu, wbiega Konrad z pochodnią w ręku. Pozdrawia naród słowami; „Sława! narodzie! Sława!!!”
Rozpoczyna się walka Geniusza z Konradem o dusze, o naród polski.
Konrad krzyczy, że wyrzeka się Chrystusowego krzyża, jeśli on ma prowadzić lud przez mękę i śmierć. Chce życia. Uderza Geniusza pochodnią, wytrąca mu z ręki czarę, zamyka drzwi grobowca i rygluje je pochodnią, która w tym momencie gaśnie. Konrad wyklina Geniusza. Nazywa go tyranem serc. Zarzuca niepotrzebne, zgubne uwodzenie narodu, upijanie go trucizną bolesnej przeszłości. Nie można ciągle rozpamiętywać męki i klęski przodków, trzeba dążyć do zwycięstwa, to ono jest Hasłem i Wolą. Katedra rozświetla się kolorami. Konrad dalej wyklina, że Geniusz mami ludzi pięknością śmierci, budzi do płaczu i jęku, wielkość zaklęta w posągi jest fałszywa, pozorna. Nazywa Geniusza pasożytem dusz, szarańczą złowróżbną. Na koniec:
„POEZJO, PRECZ!!!! JESTEŚ TYRANEM!!
CHÓR A kto prośby nie posłucha - w Imię Ojca, Syna, Ducha: czy widzisz pański krzyż? Śmierć niosłeś w twym napoju, zostawże nas w pokoju! A kysz, a kysz, a kysz!”
Wierszowany komentarz autorski:
W tle muzyka Moniuszki z Dziadów, Geniusz znika, jest porównany do Szekspirowskiego Prospera. Ale nie dlatego, że jest podobny, tylko „ot, tak, przez literacką swadę, żeby zaznaczyć, że nie zrywam z tradycją teatralnych manekinów, niegdyś żywych, a dzisiaj niezdolnych do czynów.” Szekspir nie może nas poruszyć, bo nie miał pojęcia o polskiej duszy, ale to nie jest wada.
Przedstawienie Polski współczesnej się kończy, ale myśl Konrada nie. Aktorzy „wychodzą z ról”, zaczynają porządkować scenę, na którą już pada pełne światło.
Konrad chce kontynuować swoją myśl poza sztuką, ale aktorzy go nie rozumieją, skoro sztuka się skończyła, rola też. Konrad złości się, że oddzielają sztukę od życia, niczego się nie nauczyli. Woła, że nie chce aktorów, tylko ludzi. Aktorzy zbierają wieńce i oklaski od publiczności, spieszą się na próby do kolejnych przedstawień. Stary Aktor zwierza się, że jego ojciec zdobył się na czyn, bo walczył (i zginął) w powstaniu styczniowym, mówi: „Mój ojciec był bohater, a ja to jestem nic.” Inny aktor chce skrócić sztukę, wyciąć od momentu, gdy Konrad wchodzi na scenę. Muza przychodzi ze swymi laurami (półjedwab, półzłoto; ona strasznie o to dba, żeby nie zadeptać, bo przecież cenne). Reżyser mówi: „Tak - półszlachetne dusze, półwiara z półcnotą.”. Muza mówi, że Konrad zdobył uznanie swoja sztuką, na co on, że kto ma laskę Prospera, ten ma władzę na SCENIE, prosi o łuczywo. Muza mówi, że tego właśnie było potrzeba, żeby Konrad dał się ponieść własnym słowom, i niby poprowadził lud ku wspaniałościom. Muza się rozpędza w swojej mowie „Frazesem z was uczynię mocarne półbogi!” Konrad nazywa to, co robi Muza prostytucją, Reżyser - reklamą. Nikt nie zrozumiał Konrada. Gasną światła, Konrad zostaje sam, mówi: „Minęły moje trzy godziny w tej pustce - oto mija godzina przestrogi.” Wybija północ, Konrad wierszem żali się, że mu wstyd, jego myśl się skruszyła, został z nią sam, była jego mocą i słabością. Przyznaje: „Sztuka mię czarów siecią wiąże (…)Jak wyjdę z kręgu czarów Sztuki?” Z ciemności po kolei wyłaniają się Erynie, otaczają Konrada, nakładają mu wężowy wieniec, wydzierają mu oczy. Konrad krzyczy: „Zemsta! Zemsta ocali!!! Polska jestem! wy ze mną!”, dostaje od Erynii miecz, staję na ich czele. Razem chcą wydostać się z teatru, ale wszystkie drzwi są pozamykane.
Poetycki komentarz: Koniec dramatu, Erynie i Konrad na razie nie wyjdą na zewnątrz. Ale kiedyś przyjdzie świt i „znajdzie się ktoś, co przyjdzie tam z kluczami (może wyrobnik, dziewka bosa), i pierwszy uchyli wrót --.... wtedy to w ten błękitny ranek Konrad-Erynnis z Eryniami, zaprzysiężony bóstwom brat, niewolnik razem i kochanek, wybieży w świat na LOT, na szary świt, w błękitny świt, miecz w ręku mając, wzrok wydarty, otoczon chórem, w wieńcu żmij, jako ten wasz czterdziesty czwarty, w naród wołając: WIĘZY RWIJ!!!”.
7