Tajniki walk wschodnich
Sztuki walki praktykowałem od 10-tego roku życia, pomijając przerwy - przez ponad 8 lat. Do momentu nawrócenia (w 22 roku życia) najdłużej byłem związany z KUNGFU, konkretnie ze stylami CHANG QUAN SHAOLIN i TAICHI QUAN. Ponad rok ćwiczyłem NINJITSU uprawiałem też elementy AIKIDO, JUJITSU, IAIDO, KARATE, VING TSUN. Pod pojęciem sztuk walki wywodzących się rodowodem z dalekiego wschodu, rozumiemy systemy, na które składają się: techniki walki wręcz lub z użyciem białej broni, dostosowane do nich metody szkolenia, tradycyjną oprawę (ceremoniał ect.), oraz filozofie bez, której wiele elementów tego systemu jest niewytłumaczalnymi anachronizmami. Wszystkie te elementy są ze sobą ściśle zintegrowane, do tego stopnia, że trudno je od siebie oddzielić i traktować każdy z osobna.
Aby lepiej zrozumieć czym są wschodnie sztuki, na wstępie przyjrzyjmy się ich historii. Początki wschodnich systemów walki giną w mrokach dziejów, gdzie historia miesza się z legenda. Najstarsze ślady prowadzą nas do Indii gdzie już w odległej starożytności istniały pewne usystematyzowane sposoby walki i treningu, będące integralnym elementem kultury tamtejszej kasty wojowników. Przełomowym jednak momentem była dla naszej historii pielgrzymka (czy raczej misja) hinduskiego mnicha buddyjskiego Bodhidarmy do Chin. Osiedliwszy się w klasztorze Shao Lin po wieloletniej (jak głosi legenda) medytacji stworzył on chińską odmianę buddyzmu - CHEN - znacznie lepiej niż Mahajana przystosowana do mentalności tubylców. Kładł on nacisk na wewnętrzną dyscyplinę i długotrwałą koncentrację, której to rygorom mnisi nie mogli początkowo sprostać. Chcąc temu zaradzić ułożył on dla nich system ćwiczeń fizycznych najprawdopodobniej oparty na treningu indyjskich wojowników. Po pewnym czasie system ten został tak dalece udoskonalony, a mnisi doszli w nim do takiej perfekcji, że stal się on śmiertelną bronią i przyczynił się do powstania legendy o mnichach z Shao Lin, jako o niepokonanych wojownikach. Niemalże równocześnie z reformami Bodhidarmy powstały również rodzime - chińskie systemy ćwiczeń fizyczno - duchowych, oparte na rdzennie chińskiej religii taoistycznej. Tutaj zasłynął inny z kolei klasztor: taoistyczny Wu Dang. Tamtejsze sztuki walki inspirowane były zachowaniami zwierząt i przyrody do której to taoiści w myśl swej filozofii mieli dostosowywać swe życie. Wkrótce oba systemy - buddyjski i taoistyczny okazały się tak niebezpieczne, że przez całe pokolenia strzeżono ich tajników pod karą śmierci. Dopiero gdy współczesne władze CHRL uznały sztuki jako element kulturowego dziedzictwa narodu chińskiego, wiele styli po raz pierwszy ujrzało światło dzienne po często wielosetletniej izolacji w kręgu rodziny czy też sekty religijnej. Jednak jeszcze wiele wieków wcześniej, podobnie jak inne elementy kultury Chin przedostały się sztuki walki, a także buddyzm CHEN, przemianowany na ZEN, do Japonii. Powstały również rodzime - japońskie sztuki walki najczęściej związane z lokalną religią Shinto. Jak widzimy powstanie i rozwój wschodnich sztuk walki nieodłącznie związany jest ze wschodnimi systemami filozoficzno - religijnymi, sztuki te powstawały pierwotnie wcale nie jako metoda walki czy samoobrony, ale jako ćwiczenia mające doprowadzi do celów zakładanych przez daną religie. Były więc pierwotnie jednymi z wielu praktyk religijnych. Przeanalizujmy teraz filozofię sztuk walki i jej powiązania ze wschodnimi religiami. Podstawowa koncepcja pojawiającą się niemal w każdej sztuce walki jest koncepcją wewnętrznej energii człowieka, przepływającej w jego ciele licznymi i skomplikowanymi kanałami, ogniskującej się w siedmiu ośrodkach CZAKRAMACH umieszczonych od podstawy kręgosłupa aż do czubka głowy. Uruchamianie tych energetycznych ośrodków ma powodować pojawienie się nowych możliwości duchowych często o charakterze nadprzyrodzonym. Koncepcja ta ma swe źródło jeszcze w starożytnych hinduskich technikach jogi gdzie energia ta nazywana była praną. W Chinach nazwano ja Chi, a w Japoni Ki. Na tej koncepcji oparta jest też akupunktura i akupresura. Często z tą koncepcją związana jest dualistyczna teoria yin/yang leżąca u podstawy taoizmu i całej kultury chińskiej. Zachowywanie w człowieku i jego otoczeniu równowagi między tymi dwoma pierwiastkami: męskim i żeńskim miało być źródłem harmonii w człowieku wynikającej z jego zespolenia z rytmem fu a zwłaszcza Tai Chi. Z kolei buddyjskie style używały sztuk walki jako techniki prowadzącej do nirwany (jap. Satori). Było to więc ćwiczenie analogiczne do godzinnego siedzenia w bezruchu i liczenia oddechów, a zmierzające do otworzenia umysłu praktykującego na energie wszechświata i zlanie się z nią.
Jak zatem wschodnie sztuki walki przedstawiają się z punktu widzenia chrześcijańskiego? Przede wszystkim absolutnie nie do przyjęcia jest koncepcja leżąca u samych podstaw sztuk walki, a także jogi, akupunktury i in., tj. koncepcja wewnętrznej energii człowieka - prany. Powody: swą wiedze o Bogu i Zbawicielu chrześcijanin czerpie z Bożego Objawienia tj. z Pisma Świętego i ze Świętej Tradycji. Objawienie to nie formułuje nigdzie koncepcji analogicznej do koncepcji prany ani nie wspomina o jakichkolwiek ćwiczeniach mających prowadzić do efektów analogicznych z występującymi w kulturze wschodu. Wynika z tego wniosek, że człowiekowi nie jest potrzebne do zbawienia czy też pełnego życia pobudzanie ani używanie żadnej wewnętrznej energii, w przeciwnym bowiem razie nasz Pan nie omieszkałby nas o tym powiadomić w swej Dobroci. W przeciwieństwie do np. buddysty, chrześcijanin nie może sobie w żaden sposób zasłużyć na żadne duchowe dary - otrzymuje je zupełnie darmo - jako łaskę. Każda więc próba innego ich uzyskania - np. poprzez ćwiczenia energii wewnętrznej, otwierania czarkramów i in. jest aktem braku zaufania do Boga, który przecież lepiej wie co nam jest potrzebne z darów duchowych i nam ich hojnie udziela, co doświadczają zwłaszcza członkowie wspólnot charyzmatycznych. Praktykujący takie ćwiczenia odwraca się zatem od planu, który dla niego przygotowała Boża Opatrzność i wybiera własną drogę. Jest to jednoznacznie droga buntu. Ktoś może powiedzieć, że praktykuje sztuki walki nie dla pobudzenia wewnętrznej energii, a np. dla zdrowia czy samoobrony. Nie zapominajmy jednak, że techniki te zostały stworzone i służą do oddziaływania właśnie na tą energie. Postawa taka jest analogiczna do uderzania o siebie dwoma krzemieniami twierdząc, że robi się to dla dźwięku a zapominając o fakcie, że iskry lecą. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ludziom ćwiczącym sztuki zwłaszcza qiqong, joginom towarzyszą różne zjawiska z dziedziny parapsychologii. Przy dzisiejszym stanie wiedzy trudno jednoznacznie ocenić, czy faktycznie jakaś tam energia istnieje, czy też są to zwyczajne manifestacje demoniczne przy czym sztuki te i techniki okazałyby się tylko zakamuflowanym okultyzmem czy czarną magią.
Analogicznie trzeba podejść do buddyjskiej koncepcji nirwany. Z całą pewnością zbawienie z nirwana nie ma nic wspólnego, nirwana nie zakłada bowiem w ogóle Boga. Osiąga się ją własną pracą bez udziału łaski. Same techniki wschodniej koncentracji i medytacji oderwane od Boga są bardzo niebezpieczne dla chrześcijanina - otwarcie się na energie wszechświata daje do człowieka dostęp różnym, nie zawsze przyjaznym siłom. Grozić to może duchowym zniewoleniem, a nawet opętaniem.
Podobnie, chrześcijanin źródło swego szczęścia znajduje w harmonii z Bogiem, w pełnieniu Jego woli, a nie w harmonii z naturą jak zakłada taoizm. Jeśli zaś zaczynamy te pojęcia utożsamiać, popełnimy herezje panteizmu potępioną przez Kościół. Ktoś może chcieć tłumaczyć swe zamiłowanie do taoistycznego kung fu dążeniem do pełni zdrowia. Nasze ciało - tłumaczy się - jako jeden z elementów przyrody powinno żyć z nią w zgodzie. Jest to próba ominięcia aspektu duchowości. Ale nawet wtedy praktyki takie są nie do przyjęcia. Chrześcijanin powinien zawierzyć Bogu w całości, również w kwestii swego zdrowia. Dysponujemy przecież sakramentem namaszczenia chorych a niektórzy ludzie otrzymują od Ducha Świętego specjalny charyzmat uzdrawiania. Mówiąc o parapsychicznych możliwościach płynących z uprawiania sztuk walki dopuściłem możliwość manifestacji demonicznych. Moim zdaniem istnieją jeszcze inne argumenty za istnieniem związków sztuk walki z okultyzmem. Wiele stylów powstało w wyniku inspiracji z zaświatów, czy to poprzez wizje nawiedzające danego mistrza podczas medytacji nad swymi technikami, a najczęściej poprzez ukazywanie się duchów starych mistrzów podczas snu. Takim wyśnionym stylem jest np. najbrutalniejszy i najbardziej bezwzględny styl Kung Fu - Ving Tsun, który zyskał niebywałą popularność na Zachodzie głównie dzięki pokazom Bruce'a Lee. Mało kto wie, że najwyższy stopień wtajemniczenia to ćwiczenie kata, w którym ćwiczący jako przeciwników widzi duchy starych mistrzów. W wielu szkołach jest żywa wiara w opiekę duchów dawnych adeptów tej sztuki nad obecnymi adeptami. Bardzo często specjalną, często nadludzką czcią jest darzony założyciel szkoły czy stylu. Wspomnieć należy też o stosowaniu różnych psychotechnik np. hipnozy zwłaszcza w sektach ćwiczących sztukę Ninjitsu wywodzącą się z tradycji japońskich skrytobójców, która to sztuka obejmuje również parapsychologię i elementy jogi. Innym zagadnieniem są powiązania organizacyjne sekcji sztuk walki. Ich filozofia pozwala zakwalifikować cały ruch wschodnich sztuk walki do ruchu New Age, z którym to ruchem ma wiele punktów wspólnych. Sztuki walki często są wykorzystywane jako metoda szkoleniowa w różnych tajnych stowarzyszeniach, a ostatnio również jako wabik używany do werbowania młodych ludzi do różnych sekt. Przykładowo w Polsce metodę tą stosuje sekta "Kościół Zjednoczenia Moona", oraz "KungChi". Podsumowując, wschodnie sztuki walki są groźną pułapką duchowa, zbudowane na fundamentach filozofii całkowicie sprzecznych z chrześcijańską wizja Boga, człowieka i zbawienia, dają fałszywe poczucie siły, zdrowia i wolności prowadząc często do zniewolenia. Z powodów, które przytoczyłem powyżej uważam, że nie jest możliwa chrystianizacja sztuk walki, tak jak nie jest możliwa chrystianizacja muzyki rockowej jako tworów inspirowanych demonicznie i przez to należących do królestwa ciemności z samej swej istoty, niezależnie od tego jaką łatkę się im przyszyje. Tym bardziej zasmucają wieści o księżach uprawiających karate, czy mnichach praktykujących jogę w chrześcijańskich klasztorach.
1