Rafał Wojaczek
Wojaczek Rafał (1945-1971), poeta. Reprezentował postawę katastroficzną, szokując "estetyką" brzydoty, drastycznym słownictwem i czarnym humorem. Ukazywał dezintegrację osamotnionej jednostki, posługując się czarnym humorem, obrazowaniem z dziedziny fizjologii i erotyki, nie stroniących od naturalizmu. Zmarł śmiercią samobójczą, co stało się początkiem legendy "poety przeklętego".
Zbiory wierszy: Sezon (1969), Inna bajka (1970), wydane pośmiertnie - Którego nie było (1972), Nie skończona krucjata (1972). Także Utwory zebrane (1976), Poezje wybrane (1983), List do nieznanego poety (1985).
|
Ballada bezbożna
Gdzie mojej ręki lewej z niebem igra samiec
Tam stado dojnych gwiazd i moja śmierć je pasie
Gdzie mojej ręki prawej ogródek się szerzy
Tam moją żonę martwą zakopują w ziemi
Gdzie moich jąder krąży podwójna planeta
Tam wieszają człowieka za to że poeta
Gdzie nasienie pospiesznie porzucone gnije
Tam kobietę do spazmu pobudzają kije
Gdzie mojego mózgowia cieknie rwąca struga
Tam pijak pijąc wie już co jest dobra wódka
Gdzie moja stopa lewa bieg planet popędza
Tam nie ma Boga tylko jego impotencja
Gdzie moja stopa prawa bieg planet wstrzymuje
Też nie ma Boga tylko nieskończony smutek
Gdzie moja męskość głową fioletową straszy
Poślubiona dziewica regularnie krwawi
Gdzie patrzę lewym okiem tam widzę: jest Polska
Biskup na świni tyłem wjeżdża do kościoła
Gdzie patrzę prawym okiem moje życie marne
Jak zwykle z przyjściem zmroku idzie pod latarnię
(bez tytułu)
Ciemność ciemnieje znów za oknem powiek
Bo, gdy przejrzeć miłością zasłużył,
Pękła kość wzroku patrzącego w płomień
Żywego ciała prawdziwej róży.
Ale on zaraz swe ręce przymusił
Do szukania w ciemno: nimi patrzy.
Musiał go wprawy w cierpieniu ktoś uczyć,
Że niewidoczne na drwiącej twarzy
Choć płomień rośnie, a on wciąż bez skargi
Swoim bólem najuczciwiej soli.
Ktoś do miłości urodził go takiej,
Co na ołtarzu ofiarę mnoży!
Damski Klub
Chodzą wokół zielonego drzewka
Wokół choinki chodzą całkiem nago
A każda trzyma w prawej ręce świecę
A każda świeca nierówno się spala
A lewą ręką każda każdą drapie
Drapie ją w plecy aż do krwi ją drapie
Potem przykłada święcę do krwawiącej rany
Potem porzuca świece i pod drzewkiem kuca
Kucają wokół zielonego drzewka
Rodzą potworki tureckim sposobem
A potem jakby całkiem zapomniały
Gdzie były Co robiły.
ubierają się i wychodzą
Erotyk
Nie umiem napisać wiersza
By był taki jak to ciało
ciało
Nie umiem myśleć
Ciało jest czarne
Ciało śmierdzi
Ja nie jestem malarzem
Umiem tylko kopnąć w brzuch
Na ulicy gonią psy
Hycle
Obdzierają mnie ze skóry
Kobiecość
Męskość polega na tym aby bić kobietę
Zgadzam się z Tobą nadstawiam policzek
Kiedy indziej klniesz moją matkę
Słucham pilnie, pilnie przytakuję
O mnie najczęściej opowiadasz źle
Mówię że masz rację kiedy mi powtórzą
Kiedy w najlepszej wierze się rozbiorę
Śmiejesz się z małych piersi chudych ud
A ja Ci drwić pozwalam sama się śmieję
Blizna po wyrostku naprawdę wstrętna
Kiedy odchodzisz nie pytam kiedy wrócisz
Kiedy wracasz nie pytam gdzieś był
Dziwisz się gdy mówię że Cię kocham
Przecież to znaczy: jestem już zawczasu wdowa
Poemat mojej melancholii
Po pierwsze:
Matka nie jest matką tylko się podaje
Po drugie:
Ojciec nie jest Bogiem lecz obcym starszym panem
Po trzecie:
Księżyc jest lunatykiem (to z jakiegoś wiersza)
Po czwarte:
Mickiewicz jest kobietą (też z mojego wiersza)
Po piąte:
Pogoda jest starą panną
Po szóste:
Słońce do oka mi wpadło
Po siódme:
Policjant z gwizdkiem zamiast twarzy
Po ósme:
Marynia ma tyłek gładki
Po dziewiąte:
Życie jest nic niewarte
Po dziesiąte:
Może jest wiersza warte?
Po jedenaste:
Spisek [...]* przeciwko autorowi
Po dwunaste:
Mój stygmat co się nigdy nie goi
Po trzynaste:
Moje ewolucje
Po czternaste:
Moje polucje
Po piętnaste:
Moja babka od strony ojca podłóg słów matki
syfilityczna kurwa
(skończyła się kartka)
(na odwrocie)
Po szesnaste:
Bohater jedzący gówna
Po siedemnaste:
Wieczór mojej poezji który się nie odbył i tylko
dlatego nie zakończył się skandalem
Po osiemnaste:
Inny wieczór zakończony skandalem
Po dziewiętnaste:
Jeden poeta co siedzi w więzieniu
Po dwudzieste:
Drugi poeta wygnany już z Ziemi
Po dwudzieste pierwsze:
Ojczyzna to nienawiść i wizja i sperma
Po dwudzieste drugie:
Kolega z którym piję wódkę
Po dwudzieste trzecie:
Jest Malarzem więc nie jest Mordercą
Po dwudzieste czwarte:
Kafka w Dziennikach zastanawiający się czy nie
byłoby dobrze gdyby od czasu do czasu jadał
mięso
Po dwudzieste piąte:
O Żydach polskich
Po dwudzieste szóste:
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
(niecenzuralne więc kropki
(kartka skończyła się ostatecznie)
(niecierpliwe szukanie jakiejś czystej kartki
wreszcie znalazła się)
(na nowej kartce)
Po dwudzieste siódme:
Żona mojego przyjaciela i jej zabiegi
Po dwudzieste ósme:
Aby utrzymać dom siebie i męża dwoje dzieci
Po dwudzieste dziewiąte:
Fotografia w dzienniku która mną wstrząsnęła
("Gazeta Robotnicza" wydanie niedzielne z dnia
30 XI 1969 roku)
Po trzydzieste:
Pewien cytat
(Ch. Baudelaire: Mon coeur mis a nu LXIX)
Po trzydzieste pierwsze:
Redakcja na wysokim piętrze
Po trzydzieste drugie:
Jacek Łukasiewicz mówił że można iść bezpiecznie
gdyż nie ma pedałów
Po trzydzieste trzecie:
Przypomnieć sobie ten sen
Po trzydzieste czwarte:
Wyssać dziewczynie krew
Po trzydzieste piąte:
Czy warto leczyć się z alkoholizmu?
Po trzydzieste szóste:
Poeta bez ojczyzny
Po trzydzieste siódme:
Kogo obraziłem wczoraj?
Po trzydzieste ósme:
Nikogo bo byłem chory
Po trzydzieste dziewiąte:
Więc czemu mnie bito?
Po czterdzieste:
Owszem możliwe że mi się śniło
Po czterdzieste pierwsze:
Śnieg pada
Po czterdzieste drugie:
Czy nie widzieliście gdzieś Wojaczka?
Po czterdzieste trzecie:
Chrystus jedyna gwiazda orientująca bieguny
Po czterdzieste czwarte:
Szukam go od dawna przecież musieliście
go widzieć on taki duży
Po czterdzieste piąte:
Smutny list od jednego aktora mojego brata
Po czterdzieste szóste:
Powróżyć sobie z Pascala
(odwrócić kartkę)
(na odwrocie)
Po czterdzieste siódme:
Jedynym przedmiotem Pisma jest miłość
Po czterdzieste ósme:
Zrobić sobie kawę
Po czterdzieste dziewiąte:
Brak rymu umyślnym efektem
Po pięćdziesiąte:
Hłasko umarł w czerwcu
Po pięćdziesiąte pierwsze
W czerwcu jak zwykle piłem
("Astoria" Zakopane Droga do Białego)
Po pięćdziesiąte drugie:
Modliłem się?
(ciąg dalszy po chwili bo gospodyni zawołała
mnie do telefonu)
Po pięćdziesiąte trzecie:
Telefon od Malarza w sprawie okładki
Po pięćdziesiąte czwarte:
W sprawie okładki do mojej Innej bajki
(nakładem Ossolineum)
Po pięćdziesiąte piąte:
Iść się wysiusiać
Po pięćdziesiąte szóste:
Kolega który leczył się na to samo
Po pięćdziesiąte siódme:
Rudy piesek na śniegu
Po pięćdziesiąte ósme:
Przemyśleć zagadnienia poezji
(ponieważ zaś kartka znów się kończy jest to
okazja by przerwać na jakiś czas przyjrzeć się
temu co zapisane przeczytać sobie na głos a następnie
jeszcze raz przemyśleć zagadnienia poezji)
3 grudnia 1969
*wyraz nieczytelny