MARSHALL McLUHAN
Przekazem jest przekaźnik
Przedruk z: M. McLuhan, Wybór pism, przeł. J. Jakubowicz, WAiF, Warszawa 1975, s. 45-61.
Kulturze takiej jak nasza, z dawna przywykłej dzielić wszystko i rozdrabniać aby panować, niejakie zaskoczenie wywołuje zatem przypomnienie faktu, że z funkcjonalnego i czysto praktycznego punktu widzenia przekazem jest sam przekaźnik. Oznacza to po prostu, że każdy nowy przekaźnik, tj. każde "przedłużenie" nas samych czy wszelka nowa technika wpływają na życie jednostki i społeczeństwa w ten sposób, że rozszerzają skalę całego życia i działania. Tak więc np. automatyka prowadzi do nowego układu stosunków społecznych: eliminując pracę rozumianą jako wykonywanie ściśle określonych obowiązków służbowych; jest to jej skutek negatywny, skutkiem pozytywnym jest to, że tworzy ludziom "role", tj. głębokie zaangażowanie w pracę i stosunki z innymi (co uprzednio zniszczyła technika i cywilizacje mechaniczne). Dziś powszechnie uważa się, że znaczenie czy przekaz maszyny nie zależy od niej samej, lecz od sposobu jej wykorzystania. A jednak wpływ maszyny na zmianę stosunku człowieka bądź do siebie samego, bądź do innych, nie ma bynajmniej nic wspólnego z tym, czy produkuje ona płatki mydlane czy limuzyny. Technika fragmentaryzacji, która stanowi istotę techniki mechanicznej, spowodowała zmianę struktury pracy i stosunków między ludźmi. Technika automatyczna stanowi jej odwrotność; jest całościowa i głęboko decentralistyczna, kształtowane przez maszynę stosunki międzyludzkie mają charakter fragmentaryczny, centralistyczny i powierzchowny.
Aby wyłożyć sprawę nieco jaśniej, posłużmy się przykładem światła elektrycznego. Światło to jest czystą informacją niejako przekaźnikiem nie zawierającym żadnego przekazu, chyba że służy do zapisu treści werbalnej - np. świetlnym haśle reklamowym. Jest to fakt charakterystyczny dla wszystkich przekaźników, oznacza, że treścią (albo inaczej "zawartością") danego przekaźnika jest inny przekaźnik. Treścią pisma jest mowa, wszelkie zaś słowo pisane jest treścią druku, podobnie jak druk jest zawartością telegrafu. Na pytanie zaś "Co jest zawartością mowy?" trzeba odpowiedzieć, że jest to pozawerbalny z samej swojej istoty proces myślowy. Obraz abstrakcyjny jest bezpośrednim przejawem twórczych procesów myślowych, takich jak te, które odzwierciedlają projekty stworzone przez komputer. Tutaj jednak interesują nas psychiczne i społeczne skutki tych projektów czy modeli zwielokrotniających lub przyspieszających procesy już istniejące. Albowiem "przekazem" każdego przekaźnika czy techniki jest to, iż kolej żelazna nie wniosła żadnych nowych elementów do życia społecznego (gdyż ruch, transport, koło czy droga istniały już wcześniej), lecz wzmogła i zwielokrotniła skalę funkcji uprzednio istniejących, tworząc zupełnie nowy typ miast oraz nowe formy pracy i wypoczynku. I to niezależnie, czy była to linia kolejowa w tropikach, czy na północy, i niezależnie od przewożonego pociągami ładunku, czy od "zawartości" kolei. Pójdźmy dalej: samolot - jeszcze bardziej wzmagając tempo transportu - na ogół przyczynia się do rozbicia formy miast stworzonej przez kolej, zmiany polityki i stosunków międzyludzkich - i znowu zupełnie niezależnie od celów, jakim służy.
Wróćmy do światła elektrycznego. Nieważne, czy używamy go do oświetlania pola przy operacji mózgu czy pola karnego podczas wieczornego meczu piłki nożnej. Można by się nawet zastanawiać, czy czynności te nie są w pewnym sensie "treścią" światła, skoro bez światła byłyby niemożliwe. Fakt ten po prostu podkreśla słuszność twierdzenia, że "przekazem jest sam przekaźnik", gdyż to właśnie przekaźnik kształtuje i koncentruje skalę i zakres działalności człowieka oraz jego stosunki z innymi.
Ten sam rodzaj pełnej świadomości pozwalającej zrozumieć, dlaczego ze społecznego punktu widzenia przekaźnik jest przekazem, przejawia się również w najnowszych i najbardziej rewolucyjnych teoriach medycznych. W książce Stress życia Hans Selye odpowiada, z jakim przerażeniem jego kolega po fachu wysłuchał jego poglądów:
"Kiedy mój rozmówca zobaczył mnie, jak miotam się, gorączkowo opowiadając jeszcze raz o tym, co spostrzegłem u zwierząt po podaniu tego czy innego nie oczyszczonego, toksycznego preparatu, zrobił desperacki ruch i powiedział z widoczną rozpaczą: - Ależ Selye, niechże pan spróbuje zrozumieć, co pan robi, zanim nie będzie za późno! Teraz zdecydował się pan spędzić całe życie na badaniu farmakologii brudu".
,,Stressowa" teoria choroby wymaga wzięcia pod uwagę całego środowiska chorego; na podobnej zasadzie nąjnowsze podejście do badań nad przekaźnikami każe zająć się nie tylko ich "treścią", ale także przekaźnikami jako takimi oraz całością kultury, w której funkcjonują. Dawniej nie zdawano sobie sprawy z psychicznych i społecznych skutków działania przekaźników, co łatwo stwierdzić na przykładzie jakiejkolwiek wcześniejszej wypowiedzi na ten temat.
David Sarnoff odbierając przed kilku laty doktorat honoris causa Uniwersytetu Notre Dame, powiedział: "Zbyt pochopnie przypisuję, wynalazkom technicznym grzechy tych, którzy z nich korzystają. Wytwory współczesnej nauki nie są same w sobie ani dobre ani złe. O ich wartości decyduje użytek, jaki z nich robimy". Oto przejaw somnambulizmu naszej epoki.
Na tej samej zasadzie można by powiedzieć: "Jabłecznik nie jest sam w sobie ani dobry, ani zły, dopiero sposób używania go rozstrzyga o jego wartości", albo, że: "Wirus ospy nie jest ani dobry, ani zły, o jego wartości decyduje dopiero sposób pokierowania nim", czy też: "Broń palna nie jest sama w sobie ani dobra, ani zła, a o jej wartości przesądza sposób jej zastosowania". Innymi słowy, broń jest dobra, jeżeli trafia do właściwych ludzi, i telewizja jest dobra, jeżeli dobiera właściwą amunicję do właściwych odbiorców. Nie idzie mi o to, by rzecz sprowadzić do absurdu, ale o to, że stwierdzenie Sarnoffa po prostu nie wytrzymuje próby, gdyż Sarnoff całkowicie ignoruje naturę przekaźników - wszystkich razem i każdego z osobna - w sposób typowy dla człowieka, który na widok jakiejś części swojej istoty, odciętej i przedłużonej przy pomocy nowego środka technicznego, wpadł w narcystyczne zachwycenie. W dalszej części wystąpienia Sarnoff wyraził się o technice druku, że co prawda druk rozpowszechnił wiele bzdur, ale dzięki niemu szerzyła się także Biblia oraz myśli filozofów i wieszczów. Nie przyszło mu nawet do głowy, że jakkolwiek technika ma wielkie możliwości, to jednego nie może: mianowicie, przydać cokolwiek do tego, czym człowiek jest już obecnie. [...]
W społeczeństwie o wysoko rozwiniętej kulturze pisma i mechanizacji kino otworzyło świat tryumfalnej realizacji złudzeń i marzeń, które można kupić za pieniądze. W tym właśnie okresie historii kina pojawił się kubizm, który E. H. Gombrich nazwał w Art and lllusion (Sztuka i złudzenie): najbardziej radykalną próbą zlikwidowania wieloznaczności w definiowaniu dzieła malarskiego i narzucenia jednej interpretacji obrazu, mianowicie, że jest to stworzona przez człowieka konstrukcja, zamalowane farbą płótno. Obraz kubistyczny zamiast przedmiotu ukazywanego z jednego "punktu widzenia" i w sposób stwarzający złudzenie perspektywy, przedstawia jednocześnie wszystkie powierzchnie przedmiotu. Zamiast tworzyć na płótnie wyspecjalizowane złudzenie trójwymiarowości, kubizm oferuje współgrę płaszczyzn, przeciwieństwo lub dramatyczne zderzenie układów, światła i faktury, które angażuje widza i w ten sposób przekazuje mu treść obrazu. Wielu uważa to za malarstwo a nie iluzjonizm.
Innymi słowy, ukazując w dwóch wymiarach wszystko zewnętrzne i wewnętrzne, powierzchnię przedmiotu, jego górę, spód, tył i przód, kubizm odrzuca złudzenie perspektywy na rzecz równoczesnego, zmysłowego postrzegania całości przedmiotu. Korzystając z równoczesnej świadomości całości, ogłosił nagle, że przekazem jest przekaźnik. Czy to nie oczywiste, że z chwilą, gdy następowanie zjawisk ustępuje miejsca występowaniu jednoczesnemu, znajdujemy się w świecie struktury i konfiguracji? Czy zjawisko to nie zaszło w fizyce podobnie jak w malarstwie, poezji i łączności? Uwaga poprzednio podzielona na poszczególne fragmenty teraz utworzyła pole całościowe i stwierdzenie, że "przekazem jest przekaźnik" nie wzbudza już niczyich wątpliwości.
Prawda ta nie była jednak oczywista przed pojawieniem się pola całościowego i prędkości elektrycznej. Przekazem zdawała się być "treść": ludzie pytali "o czym jest ten obraz?", choć przecież nigdy nie pytali "o czym" jest melodia, dom, czy sukienka. W tych sprawach ludzie zachowali poczucie całości, jedności formy i funkcji. W wieku elektryczności jednak, owa wizja integralnej struktury i konfiguracji zapanowała tak powszechnie, że pojawiła się także w teorii nauczania. Na lekcjach arytmetyki dzieci nie rozwiązują już zadań szczegółowych, gdyż metoda strukturalna podąża za liniami sił w dziedzinie liczb, tak że dziś już małe dzieci rozważają teorię liczb i "zbiory".
Kardynał Newman powiedział kiedyś o Napoleonie, że "rozumiał gramatykę prochu". Napoleon interesował się także innymi przekaźnikami, a zwłaszcza zaś telegrafem semaforowym, który dał mu wielką przewagę nad przeciwnikami. To on właśnie powiedział: "Należy się bardziej obawiać trzech wrogo nastawionych gazet niż tysiąca bagnetów". [00']
Nauka czytania i pisania wyrywa człowieka ze świata plemiennego; zniszczenie kręgu życia plemiennego oraz wstrząs traumatyczny, jaki to wywołuje w człowieku plemiennym, opisuje psychiatra J. C. Carothera w książce pt. The African Mind in Health and Disease (Umysł afrykański w zdrowiu i chorobie, Światowa Organizacja Zdrowia, Genewa 1953). Poważna część tego materiału ukazała się także w artykule "The Culture", w numerze z listopada 1959 r. I znowu szybkość elektryczności objawiła linie sił, jakimi techniki Zachodu oddziałują na najodleglejsze obszary buszu, sawanny i pustyni. Przykładem jest choćby beduin na wielbłądzie, słuchający radia tranzystorowego. Zgodnie ze swą stałą praktyką technika zalała tubylców powodzią pojęć, na przyjęcie których są zupełnie nie przygotowani. Zresztą człowiek Zachodu doświadcza dokładnie tego samego w świecie przekaźników elektrycznych. My ludzie kultury opartej na przekazie pisemnym, jesteśmy tak samo nie przygotowani na spotkanie z radiem i telewizją, jak mieszkaniec Ghany na spotkanie z pismem, które wyrywa go ze zbiorowości świata plemiennego i pozostawia w izolacji. W świecie elektryczności jesteśmy tak samo odrętwiali jak Afrykanie wśród naszej kultury - pisanej i mechanicznej.
Prędkość elektryczności prowadzi do przemieszania kultur pierwotnych z mętami rynku przemysłowego, analfabetów z półanalfabetami i analfabetami wtórnymi. Oderwanie człowieka od jego kultury i zalanie go potokiem nowej, nieskończenie zróżnicowanej informacji kończy się często różnym stopniem załamania nerwowego. To właśnie zagadnienie podejmuje Wyndham Lewis w cyklu powieściowym The Human Age (Wiek ludzki). Pierwsza powieść z tego cyklu The Childermass (Święto Młodzianków) dotyczy właśnie procesu przyspieszonej zmiany przekaźników, który autor opisuje jako swego rodzaju rzeź niewiniątek. Im więcej wiemy o wpływie techniki na psychikę ludzką, tym bardziej tracimy pewność, że mamy prawo do orzekania o winie. I...]
Jeśli pragniemy dzisiaj odnaleźć swoją pozycję w kulturze i kierunek, w którym zmierzamy, a także pragniemy oderwać się od nacisku wszelkiej formy technicznej ekspresji ludzkiej, wystarczy odwiedzić społeczeństwo, do którego jej oddziaływanie nie dotarło lub okres historyczny, w którym nie występowała. Metodę tę zastosował Profesor Wilbur Schramm. Zbierając materiały do swej książki Television in the Live in the Lives of Our Children (Telewizja w życiu naszych dzieci), części badań przeprowadził w miejscowościach kanadyjskich, do których nie dotarła jeszcze telewizja, ponieważ jednak nie zajął się wcale szczególną naturą obrazu telewizyjnego, badania jego dotyczyły "treści" preferencji programowych, ilości godzin oglądania telewizji i jej wpływu na słownictwo dzieci. Słowem całkiem bezwiednie przyjął podejście typowe dla człowieka kultury opartej na przekazie pisemnym. W rezultacie niczego nie stwierdził. Gdyby tę samą metodę zastosował w 1500 roku do zbadania wpływu książki drukowanej na życie dzieci czy dorosłych, też nie dowiedziałby się niczego o zmianach, które pod wpływem druku nastąpiły w psychice jednostki czy społeczeństwa. W XVI wieku druk stworzył indywidualizm i świadomość narodową. Analiza programu czy "treści" w najmniejszym nawet stopniu nie pozwala zrozumieć magicznego oddziaływania przekaźników czy ich efektu na podświadomość.
W pracy Communication in Africa (Łączność w Afryce) Leonard Dobb opisuje pewnego Afrykanina, który zadawał sobie wiele trudu, by co wieczór słuchać dziennika w programie BBC, choć ani słowa z niego nie rozumiał. Dla niego ważne było po prostu słuchanie tych dźwięków regularnie, co wieczór o tej samej porze. A więc podchodził do mowy tak, jak my do melodii - już sam dźwięk i jego intonacja wystarczająco dużo dla niego znaczyły. Jeszcze w XVII wieku nasi przodkowie mieli takie same jak ów Afrykanin podejście do form przekaźników. Jasno ukazuje to wypowiedź Francuza, Bernarda Lama, zamieszczona w The Art of Speaking (Sztuka mowy. Londyn, 1969).
"Mądrość Pana naszego, który stworzył człowieka, by był szczęśliwy, sprawiła, że cokolwiek jest dla jego życia pożyteczne, jest dlań również miłe [...J, albowiem pożywienie, które sił dodaje, smacznym jest, a wszystko, czego nie można strawić i w substancję ludzką zamienić, jest mdłe i bez smaku. Mowa nie jest przyjemna dla słuchacza, jeżeli nie słucha się jej z ukontentowaniem".
Oto teoria równowagi diety i ekspresji ludzkiej, którą dopiero teraz musimy próbować stworzyć na nowo dla naszych przekaźników po całych stuleciach fragmentaryzacji, podziału i specjalizacji różnych dziedzin życia.
Papież Pius XII był głęboko przekonany o potrzebie poważnych studiów nad współczesnymi przekaźnikami, co widać z jego przemówienia z 17 lutego 1950 roku:
"Nie będzie przesadą, jeżeli powiemy, iż przyszłość współczesnego społeczeństwa i spokój jego życia wewnętrznego zależy w dużej mierze od utrzymania równowagi między potęga techniki łączności a zdolnością jednostek do reakcji indywidualnej".
W tej dziedzinie ludzkość od stuleci ponosi całkowitą klęskę. Fakt, że podświadomie przyjmujemy wobec przekaźników postawę uległości, sprawia, iż stają się one dla nas - ich użytkowników - więzieniem bez ścian. Jak zauważył A. J. Liebling w książce The Press (Prasa), człowiek jest wolny, o ile nie widzi dokąd zmierza, choćby nawet miał broń, by łatwiej dotrzeć do celu. A każdy przekaźnik to przecież potężna broń do walki z innymi przekaźnikami i grupami ludzkimi. W rezultacie, nasze czasy stały się widownią wielu wojen domowych, które nie ograniczają się do świata sztuki czy rozrywki. Profesor J. U. Net stwierdził w książce War and Human Progress (Wojna i postęp człowieka), że "wojny totalne naszych czasów były rezultatem całej serii pomyłek intelektualnych...".
Jeżeli siłą kształtującą przekaźniki są one same, to wynika z tego wiele poważnych problemów, które tutaj możemy tylko wspomnieć, choć należałoby im poświęcić całe tomy. Idzie mianowicie o to, że środki techniczne są surowcami, czyli bogactwami naturalnymi, zupełnie tak samo, jak węgiel, bawełna czy nafta.