Leopold Staff: Zima
Całunem śniegu przysypany, biały
Park w szarą ciszę pogrążył się cały
I z jakichś głuchych tęsknot się spowiada
Drzew nagich długa, ciemna kolumnada
Wije się sennie i w dali gdzieś ginie,
Wije się cicho po białej równinie
I biegną ławki aleją szeregiem,
Samotne, puste, ubielone śniegiem.
Nic nie zostało z naszej złotej wiosny,
Gdy nas upajał pierwszy szał miłosny,
Gdyśmy uściskiem zaręczeni, sami
Mówili z sobą jeno całunkami
I razem duszę mieli tylko jedną,
I w jasne szczęścia lecieli bezedno,
A ponad nami lipa rozgwarzona
Błogosławiące wznosiła ramiona.
Tu była szczęścia świątynia. Pamiętasz?
A dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz...
Pod miękkim śniegiem, jak zwarzone róże
Lub jak jaskółki, co zamarzły w chmurze,
Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte.
A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte
W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby...
Choć nie ma krzyżów, wszędzie białe groby.
Gdyby pył śniegu gdzieś z gałęzi szczytnej
Stoczył się i dźwięk srebrny, nieuchwytny
Budząc potrącił drugi w swej pogoni,
Wnet park stustrunną gędźbą się rozdzwoni,
Szeptem słów, miękkim pocałunków echem,
I ty przybiegniesz, i z srebrzystym śmiechem
Ramiona białe rzucisz mi na szyję.
Zagwarzą drzewa, park cały ożyje.
Lecz wkoło cisza taka jak w kaplicy,
Gdzie leży zmarły w mroku tajemnicy,
Gdzie mówić głośno nie wolno przy trunie...
Strach mi, że gdy wstecz spojrzę, na całunie
Śnieżnym zobaczę twoje białe zwłoki,
A w bladej twarzy cień smutku głęboki,
Z tą łzą rozstania skrzepłą, skamieniałą...
Nie śmiem wstecz patrzeć!... tak cicho... tak biało...
Wiersz Leopolda Staffa Zima pochodzi z debiutanckiego tomu poety pt. Sny o potędze z roku 1901. Utwór ma pięć zwrotek, a w każdej z nich wyróżnić można stosunkowo suwerenny obraz poetycki. Są to: zimowy skwer, szczęśliwa miłość, park-cmentarz, przebudzenie zieleńca i uczucia zarazem, kaplica ze zmarłym. Park w wierszu to nie tylko miejsce, gdzie spotykali się kochankowie, a teraz samotne godziny spędza podmiot liryczny, ale i symbol nastroju, stanu duszy osoby mówiącej. Zwraca uwagę także szczególne zrytmizowanie, melodyjność liryku. Autor osiągnął ten efekt dzięki zastosowaniu wiersza sylabotonicznego oraz parzystych, żeńskich, przeważnie dokładnych rymów.
Pierwsza zwrotka to przedstawienie parku w szacie zimowej. Jedynymi barwami użytymi w opisie są biel, szarość i ciemność, co służyć ma zbudowaniu smętnego, ponurego nastroju. W parku panuje posępna cisza, senność, pustka. Kolumnada nagich drzew oraz szereg ławek przywodzą na myśl rzędy mogił. „Całunem śniegu przysypany” zieleniec jest jak martwy; jest specyficznym opuszczonym cmentarzem. Motyw śmierci łączy się więc w wierszu ze snem, ciszą, samotnością. Park zdaje się być rozległym: kolumnada drzew jest długa i „w dali gdzieś ginie”. W opisie uwagę zwraca wszechpanująca stagnacja, senność: „przysypany”, „pogrążył się”, „wije się sennie”. Nie ma tu nic z tak lubianego przez młodopolan impresjonizmu; obraz jest stały, niezmienny, ciągły, jakby niemający końca w czasie i w przestrzeni. Ale mimo martwoty park „z jakichś głuchych tęsknot się spowiada”; można wnioskować, że zna on inny rodzaj bytu, do którego właśnie tęskni.
Obraz poetycki ukazany w kolejnej zwrotce kontrastuje z opisem zimowego parku. Zamiast ponurego pejzażu przywodzącego na myśl śmierć odnaleźć tu można szczęśliwą miłość, zamiast stagnacji - „szał miłosny”. Zimę zastąpiła „złota wiosna”. Zmienił się również podmiot liryczny: z trzecioosobowego na zbiorowy. Przedstawieni tu kochankowie są zjednoczeni ciałem i duchem: „uściskiem zaręczeni”, „duszę mieli tylko jedną”. Są bezgranicznie szczęśliwi: „w jasne szczęścia lecieli bezedno”, nie widzą świata poza sobą. To „pierwszy szał miłosny” - wiosna miłości. Obraz ten jest już jednak sprawą przeszłości, z której „nic nie zostało”. Można domniemywać, że szczęście kochanków rozkwitło w parku: wspomniana w omawianej strofie lipa jest typowym drzewem parkowym. Warto też zwrócić uwagę na to, iż roślina ta była „rozgwarzona” -pojawiają się więc w drugiej zwrotce dźwięki. Lipa zdaje się cieszyć razem z kochankami: „błogosławiące wznosiła ramiona”. Park jest ożywiony, kiedy rozkwita w nim szczęśliwa miłość.
Kontrastujące obrazy zimowego skweru i wiosennej miłości zostają ze sobą powiązane w strofie trzeciej. Kluczowe jest użyte dwukrotnie słowo „tu”: „Tu [w parku] była szczęścia świątynia”; „dzisiaj tu mój cichy, biały cmentarz”. Miejsce uległo zmianom zgodnym z przeobrażeniami uczuć i nastroju podmiotu lirycznego. Gdy miłość się skończyła czy też nastąpiło rozstanie z ukochaną osobą, wiosenny dotąd park przeoblókł się w zimową szatę. Podmiot liryczny, już nie zbiorowy, jest samotny w swej smutnej doli: „mój (...) cmentarz”. Pyta: „Pamiętasz?” - nie jest pewny, czy osoba, z którą dzielił niegdyś szczęście, ma z nim jeszcze wspólną choćby pamięć przeszłości. Wspomnienia, ślady miłości śpią w parku w mogiłach: „Pod miękkim śniegiem (...) Śpią pocałunki nasze mrozem ścięte. / A w nagich drzewach sny nasze, zaklęte / W szare pnie, drzemią wśród cichej żałoby...” Zimno konserwuje te „zwłoki” marzeń i rozkoszy: pocałunki zostały porównane do „zwarzonych róż” i do „jaskółek, co zamarzły w chmurze”. Wspomnienia pozostają wciąż tak samo urokliwe, lecz i jednako bolesne; nie widać kresu tych katuszy pamięci minionego szczęścia, nie ma zapomnienia.
W czwartej zwrotce osoba mówiąca przedstawia jednak sposób na to, by powróciły radosne chwile. Wystarczy, by „pył śniegu (...) Stoczył się i dźwięk (...) Budząc potrącił drugi w swej pogoni”. Park musiałby pokonać stagnację, martwotę, ciszę; potrzebne są ruch i wywołany choćby przez malutki okruch śniegu dźwięk, a „park cały ożyje”. Powróciłaby wtedy cudownym sposobem przeszłość, a wraz z nią ukochana osoba; szczęśliwa, bo „z srebrzystym śmiechem”. Odrodziłaby się miłość - „Ramiona białe rzucisz mi na szyję”.
Obraz powyższy pozostaje tylko w sferze marzeń podmiotu lirycznego. W ostatniej strofie mówi on znów, że „wkoło cisza”. Ale park nie jest już jak cmentarz; jest raczej jak kaplica, „gdzie leży zmarły w mroku tajemnicy”. A jako że „mówić głośno nie wolno przy trunie”, dźwięk nie zostanie zbudzony, park i miłość nie ożyją. Podmiot liryczny obawia się spojrzenia wstecz, by nie okazało się, iż zmarłym jest ten właśnie człowiek, którego kochał; w parku, w świecie, gdzie panuje martwota i ta śmierć nie byłaby przecież niczym zaskakującym. A może osoba mówiąca boi się zobaczyć kres własnego uczucia - i to mogą symbolizować zwłoki. Mają być one białe, ich twarz blada, na niej widoczny smutek i „łza rozstania” (zresztą „skrzepła, skamieniała” - zamarzła, zachowana jak pocałunki i sny w strofie trzeciej). Zwłoki są podobne do okrytego śnieżnym całunem parku, do zimowego świata; wszystko jest takie samo: białe i bardzo smutne. Podmiot liryczny nie ogląda się ostatecznie wstecz; pozostaje w ciszy, w bieli, w stagnacji.
Zima Leopolda Staffa jest wierszem o samotności. Osoba mówiąca tonie w wielkim smutku, żyje wspomnieniami. Jakaś zmiana, ruch, dźwięk to w utworze zbawienie, to środek, by wyrwać się z otaczającej podmiot liryczny i tkwiącej w nim samym pustki, bezsilności. On sam jednak nie potrafi dokonać przełomu. Ostatecznie pozostaje w stanie rezygnacji, może nawet swego rodzaju duchowej śmierci, we śnie zimowym.
1
2