Piotr Sommer jest poetą, który pomimo dużego dorobku, pomimo rozpoznawalnej dykcji, nadal mnie zaskakuje. W roku 2009 ukazały się trzy tomy autora – wybór wierszy Rano na ziemi, Wiersze ze słów oraz, najciekawszy moim zdaniem, Dni i noce (Biuro Literackie, Wrocław). Jaki jest ten tom? Od okładki do okładki perfekcyjnie zommerowy. Poeta zachował niepowtarzalny klimat swojej poezji, atmosferę budowaną na zderzaniu opowieści o prywatności i jednoczesnej uniwersalizacji zdarzeń, utrzymywania paradoksalnie bliskości i dystansu, intymności i chłodu, powagi i humoru. Poezja Piotra Sommera to poezja napięć powstających na granicach, nowych estetyk budowanych poprzez pozornie eklektyczne mieszanie „wszystkiego ze wszystkim”.
Dni i noce jest tomem z wyraźnym tematem przewodnim. Jest nim czas. Nie jest to jednak CZAS – jakiś abstrakcyjny, niemal metafizyczny twór, a jeden chudy i długi czwartek, który z kretesem/ gubi się w kalendarzu,/ zatapiają go inne dni (Zaniedbanie). Dzień tygodnia nie znika jednak, a bierze i odrasta. W ten prosty sposób autor podkreśla cykliczność zdarzeń, przemijania, ale i powtarzalność. Czas to także zamiana ról, jaka zachodzi pomiędzy rodzicem a dzieckiem: mama (na starość) przejęła rolę dziecka (Później). O zmianach, jakie czas „dokonuje” w ludziach pisze Sommer z dużym zrozumieniem. Przemijanie nie jest tu bowiem dramatem, przybiera formę bardzo naturalną: Niektórych nie osłoni, bo/ nie żyją, inni nie kwapią się/ odezwać, ale są, to i nie trzeba/ ciągle o nich myśleć, wystarczy/ zadać im pytanie o brakujące/ hasło do krzyżówki, a potem/ skupić się na sobie i chorobie, tak/ prawda, ze śmiertelnej (Stan przed) podobnie ujęty jest ten problem w tekście Kolekcja jesienna, gdzie nieubłagany czas działa niemal niezauważenie: stary człowiek/ cieszy się, że nie ma zmarszczek/ (…) Ale ciało jest słabe, a kiedy ulegnie,/nic już nie będzie sobą (…) nie domywa widelca, upuszcza słoik/z miodem. Starość czy samotność są w poezji Sommera czymś codziennym, zwykłym.
Tematyka zbioru jest więc bardzo spójna i jednorodna, czas nie jest jednak celem samym w sobie, a raczej punktem wyjścia do rozważań szerszym charakterze. Poeta wpuszcza nas bowiem w przestrzeń „własnego kalendarza”: zabiera z sobą na wakacje (Latem) czy na pogrzeb (Ornitologiczny). Wszystkie te prywatne zwierzenia i sytuacje, pozorne bardzo bliskie i wpisane w kontekst autobiograficzny, są jednak tylko punktami wyjścia, pretekstami do powiedzenia czegoś, co jest dla autora ważne. Najlepiej tą drogę od prywatności do rozważań ogólnych widać na przykładzie wierszy z umieszczonymi w nich bohaterami. Piotrek z Przesądów lat osiemdziesiątych czy Staś z Konfirmacji są jedynie swoistymi modelami, everyman’ ami z imionami, które nic nie znaczą. Pierwszy jest potrzebny do ironicznej próby skomentowania polskiej mentalności. Zasiedzenia się, zamknięcia, które ludziom nie mogącym podróżować w młodości, zostało „we krwi”. Drugi – będący niemowlęciem, jest pretekstem do głębokiej refleksji o przemijaniu, upływie czasu, przemianach, jakie zachodzą w ludziach. Podmiot liryczny zastanawia się nad tendencją do poprawiania świata, nawet na tych płaszczyznach, na których tego nie powinno się czynić. Pyta: Dlaczegóż upiększać/ wszystko? Począwszy od narodzin, (…)/ po samą śmierć, z ruchomym/ rakiem zagarniającym z wolna/ całe ciało. Czas to także pamięć. O procesie zapamiętywania i zapominania pisze tak: i to i owo się odkleja/ jak gdyby pamięć na prawdę/ była nawinięta na jedną szpulkę, gładko/i bez węzełków. Zmiany w człowieku i świecie doskonale oddaje natomiast przedostatni wiersz tomu: Ani słowa inaczej, w którym metafory budowane są na zasadzie prostych sformułowań z wyrazem „być” w różnych czasach. Tekst ten jest jednocześnie językową grą i refleksją o upływie czasu, który zatrzymać może jedynie mowa. Słowo „mówić” oddzielone nawiasem od reszty refleksji wyróżnia się graficznie, co sprawia, że ten krótki tekst interpretować można w kontekście „exegi monumentum”, ale nie jedynie poety, a codzienności. Jedynym, co sprawić może, by „było” mogło uczestniczyć w „będzie” jest narracyjne utrwalenie rzeczywistości, które sprawia, że coś w tym jest (i było).
O wszystkich tych zjawiskach, które oscylując wokół czasu, stały się przedmiotem rozważań Sommera mówi on z charakterystycznym dla siebie dystansem i „ciepłą ironia”. Obecna jest ona w przytaczanym już tekście Ornitologiczny. Już sam tytuł, w kontekście pogrzebu, jest zaskakującym zestawieniem, a dwa pierwsze wersy, ocena solidności trumny wzmacniają ironiczny wydźwięk tej wypowiedzi. Podobna zasada dotyczy Bajki – wiersza o zabijaniu. Ironia widoczna jest także w Później, w którym to podmiot mówi: Kiedy już byłem bardzo dorosły/ i wszystko wiedziałem lepiej, / Mama przejęła rolę dziecka. Sposób pisania o problemie wskazuje na duży dystans. Sposób wyrażania się podmiotu wskazuje na jego niedojrzałość. Co bowiem oznacza : bardziej dorosły czy i wszystko wiedziałem lepiej? Bardziej, lepiej niż kto? Matka? Te słowa są z jednej strony zachowanie tajemnicy w sferze przeżyć intymnych, z drugiej świadczą jednak o dystansie, który powoduje, że tekst istniej bez konieczności jego konkretyzacji, osadzania w „tu i teraz”. Bardzo dobrze wyczuwalna jest tez w tych wersach „ciepła ironia”, z która Sommer potrafi mówić o sprawach poważnych czy nawet bolesnych.
Tekst ten, z jego dykcją przypominającą mowę dziecka, lub, co chyba bardziej uzasadnione, dorosłego zamieniającego się w dziecko, jest doskonałym przykładem na wielogłosowość tej poezji. I tu pojawia się kolejna, paradoksalna w swej konstrukcji cech tomu Dni i noce. Pozornie mówi bowiem „Sommer o swoich doświadczeniach”. W jego utworach pojawiają się jednak fragmenty dialogowe, głosy z rożnych rejestrów, które powodują wpisanie w wiele tekstów wewnętrznego dialogu. Dialog „jako taki” jest sposobem na ukształtowanie kilku utworów, między innymi Chez nous, aux Etats-Unis, wiersza o wchodzeniu do szafy. Banalny temat – pomyłka gości przy wychodzeniu z domu, staje się pretekstem do ukazania czytelnikowi problemu przekładu. Ta zabawa to jednak nie jedyny tego typu fragment w tomiku Dnie i noce. Wielogłosowość przejawia się także poprzez liczne pytania retoryczne, które rozbijają jedność podmiotu, jego spójna wizję rzeczywistości; powodują, że świat tej poezji jest otwarty, powstaje „tu i teraz”, podczas lektury. Autor zaprasza czytelnika nie tylko do podziwiania „pięknej frazy”, ale do ironicznej dyskusji na ważne tematy.
Taki
zabieg – stawiania pytań uczestnikowi komunikacji literackiej
zastosowany został choćby w Zegarach w sierpniu, Przesądach lat
osiemdziesiątych, czy Wierszu czasownikowym. We wszystkich tych
tekstach wpisana przestrzeń komunikacji otwiera się na odbiorcę,
czyniąc z niego aktywnego twórce czytanego tekstu.
Czy taka
poezja znajdzie odbiorców. Sądzę, że tak. Piotr Sommer jest
bowiem twórca, który mówi w sposób ludzki, z „ludzkiej materii”
układa sztukę atrakcyjną pod wieloma względami. Teksty wpisane w
ten zbiór nastawione są na współautorstwo – zomer i czytelnik
czy rzeczywistość dyskutują na wspólnej płaszczyźnie
porozumienia, literackiej płaszczyźnie o tym, co istotne.
Jaki jest więc ten tomik poezji? Nie jest nieprzystawalnie awangardowy, nie jest pretensjonalny czy tragiczny, nie jest też klasycystycznie patetyczny. Wiersze zgromadzone a Dniach i nocach to mądra poezja, w której dystans do siebie i do świata, delikatna ironia i lekki cynizm przeplatają się z ważnymi refleksjami o rzeczywistości. Jego naturalność, niemal prostolinijność urzekają. Cóż, oczarował mnie zomer swoją ludzką zomerowością.
"To poezja, która czerpie ze wspomnień, z przeszłości, zamienia ją w czas teraźniejszy: 'zdania, wyrazy, co mają / wciąż wyrażać trwanie'. Ta poezja w bardzo piękny sposób staje się nicią, która łączy bohatera z bliskimi, rodziną, przyjaciółmi. Również ze zmarłymi, a wśród nich - z ulubionym psem. W wierszu 'Skwery, parki, ulice' pojawia się też matka, jej postać, wyjęta z przeszłości, miga bohaterowi gdzieś na Manhattanie. Prowadzi z nią wyimaginowany dialog: 'Kiedyś pamiętałem twoje wyrazy twarzy / Dziś jestem bardziej zajęty'. W czasie tego spotkania wypowiada to, czego często nie udaje się nam powiedzieć rodzicom, zanim odejdą. W poezji Sommera wszystko jest dobrze wyważone: prostota wyrazu okazuje się skomplikowaną konstrukcją, zamiast prywatnych meandrów mamy opowieść o bliskości, o tym, co najważniejsze. Te wiersze, skupione na drobnych obrazach, czynnościach, rozmowach, unikają jakiegokolwiek fałszywego tonu. Są za to precyzyjne, co do sekundy i co do słowa." (Justyna Sobolewska)
" 'Nowe stosunki wyrazów' - tytuł, jakim Piotr Sommer opatrzył kiedyś wiersze wybrane, znakomicie przystaje też do nowych. Także w 'Dniach i nocach' rozpoznajemy natychmiast jego głos, zagadnięcia do czytelnika i - jak to nazwał Jacek Gutorow - 'głośne myślenie'. Słowa tutaj brzmią tak, jakby je dopiero przed chwilą, na gorąco, połączono. Pełna niespodzianek intonacja i kapryśnie swingujące rytmy wersów w Sommerowym free jazzie to dla nas także nie nowina. Nieobcy jest nam w nowym tomie - choć bardziej nieokiełznany niż kiedykolwiek - żywioł językowy, kiedy na przykład poeta puszcza wodze metaforom hippicznym, a one galopują aż po horyzont wyobraźni. Kiedy zaś słowa nie 'pasą się samopas', bywają często przedmiotem cierpliwej obserwacji albo praktycznym kryterium poznawczym, skromną ideą regulatywną. Nieraz autor przekornie odświeża semantykę - nawet określeń tak poważnych jak 'zająć się ogniem' lub 'ramówka'. Ciągle też dokonuje poetyckich sprostowań. Bo przecież, czytamy w nowym tomie, 'jakoś mówi się cały czas/ nie to, a jednak/ słyszy co trzeba'. Owszem, mówi się nie to, ale chociaż język tak często w 'Dniach i nocach' koryguje sam siebie, chociaż poeta czasem rzeczywiście - że przytoczę inny wiersz - 'gasi zdania', jednak nie 'podmywa gruntu'. Nie wątpi radykalnie w zdolność językowej reprezentacji ani komunikacji z rzeczywistością, z innymi, z samym sobą, czyli - z odniesieniami swojego wiersza." (Jakub Ekier)
O utworach z "Dni i nocy" poeta wypowiada się tak:
"odległość między tzw. doświadczeniem życiowym a kształtem języka, który snuje swoją historię, bywa w tych wierszach stosunkowo mała. Nie przeszkadza mi to, nie zaprząta to w ogóle mojej uwagi, jeśli mam poczucie, że potencjał aktywności językowej wiersza jakoś przebija 'historyjkę'."
Krytycy woleli z kolei zwracać uwagę na fakt, że - od tytułu począwszy - główny temat tych wierszy stanowi czas i przemijanie. Znów widać tu różnicę między oficjalnym a nieoficjalnym pojmowaniem poezji - krytyka zwraca uwagę raczej na kategorie ogólne, sam Sommer na zagadnienia możliwie szczegółowe. Nie oznacza to oczywiście, że rozpoznanie tematu jest nietrafne.
Czas, jego związek z biologią ("tykanie od środka"), nieuchronne niszczenie świata, pojawiają się również w książce "Wiersze ze słów". W opisie wiosennego lub letniego krajobrazu pod koniec pojawia się na przykład fraza "grunt grzeje / albo kryje". Charakterystyczną nowością jest natomiast lakoniczność i kondensacja formy, niekiedy wręcz zbliżona do haiku, jak w następującym wierszu o klonie: "przy moim domu / który się spalił / był taki jeden / który wycięto". Poeta - co widać po ostatnim cytacie - nie rezygnuje jednak z potocznego, konwersacyjnego tonu, który pozwala wszelkie filozoficzne refleksje osadzać w normalnej, ludzkiej rzeczywistości. Ta umiejętność, którą roboczo nazwałbym "nieoddalaniem się od świata", stanowi o odrębności i wartości poezji Piotra Sommera.