Lew Trocki
Rewolucja hiszpańska
Napisane:
24
stycznia 1931 roku
Po
raz pierwszy opublikowane:
Biuletyn Opozycji, nr 19, marzec 1931
Wersja
elektroniczna: Tadeusz
- Polska
sekcja MIA,
maj 2002
Adaptacja:
Wojciech
Figiel
- Polska
sekcja MIA,
maj 2002
SPIS TREŚĆI
2. Hiszpańska armia w polityce
3. Hiszpański proletariat i nowa rewolucja
5. Komunizm, anarchosyndykalizm, socjaldemokracja
Łańcuch kapitalizmu znów może zostać przerwany w najsłabszym ogniwie - przyszła kolejna Hiszpanię. Ruch rewolucyjny rozwija się w tym kraju z taką siłą, że z góry odbiera ona reakcji całego świata wiarę w szybkie przywrócenie porządku na Półwyspie Pirenejskim.
Hiszpania bez wątpienia należy do najbardziej zacofanych krajów Europy. Zacofanie jej ma jednak szczególny charakter, obciążony historyczną przeszłością kraju. Gdy Rosja carów zawsze pozostawał a daleko w tyle swych zachodnich sąsiadów i wolno posuwała się naprzód pod ich naciskiem, Hiszpania znała okresy wielkiego rozkwitu, wyższości nad zacofaną Europą i panowania nad Ameryką Południową. Potężny rozwój handlu, wewnętrznego i światowego, coraz bardziej przeważał nad feudalnym rozdrobnieniem prowincji i partykularyzmem narodowych części kraju. Wzrost siły i znaczenia hiszpańskiej monarchii był w owe stulecia nierozerwalnie związany z centralną rolą handlowego kapitału i stopniowym formowaniem się hiszpańskiego narodu.
Odkrycie Ameryki, które najpierw wzbogaciło i podniosło Hiszpanię, obróciło się następnie przeciwko niej. Wielkie szlaki handlowe oddaliły się od Półwyspu Pirenejskiego. Wzbogacona Holandia odpadła od Hiszpanii. W ślad za Holandią wyrosła nad Europą Anglia, wysoko i na długo. Począwszy od drugiej połowy XVI wieku, Hiszpania podupada. Od czasu rozgromienia Wielkiej Armady (1588) upadek ten przybiera, rzec można, charakter oficjalny. Nadciąga ów stan feudalno-burżuazyjnej Hiszpanii, który Marks nazwał „bezsilnym i długotrwałym gniciem”.
Stare i nowe klasy panujące - szlachta obszarnicza, katolickie duchowieństwo ze swą monarchią, klasy burżuazyjne z ich inteligencją - uparcie próbują zachowywać dawne pretensje, lecz, niestety, bez dawnych zasobów. W 1820 roku ostatecznie odłączyły się południowoamerykańskie kolonie. Wraz z utratą Kuby w 1898 roku, Hiszpania prawie całkowicie pozbawiona została kolonialnych posiadłości. Awantury w Maroku tylko rujnowały kraj, zwiększając i bez tego głębokie niezadowolenie ludu.
Zatrzymanie ekonomicznego rozwoju Hiszpanii nieuchronnie osłabiało centralistyczne tendencje, zawarte w kapitalizmie. Upadek handlowego i przemysł owego życia miast i związków ekonomicznych między nimi nieuchronnie prowadził do zmniejszenia zależności od siebie poszczególnych prowincji. To właśnie jest główną przyczyną tego, że burżuazyjnej Hiszpanii po dziś dzień nie udało się pokonać odśrodkowych tendencji swych historycznych prowincji. Ubóstwo źródeł ogólnonarodowej gospodarki i poczucie osłabienia we wszystkich częściach kraju mogły ożywiać tylko separatystyczne tendencje. Partykularyzm występuje w Hiszpanii ze szczególną siłą, zwłaszcza w sąsiedztwie Francji, gdzie Wielka Rewolucja ostatecznie ugruntowała dominację burżuazyjnego narodu, jedynego i niepodzielnego, nad starymi feudalnymi prowincjami.
Nie pozwalając na uformowanie się nowego burżuazyjnego społeczeństwa, zastój ekonomiczny rozkładał także i stare klasy panujące. Dumna szlachta okrywała nierzadko swą wyniosłość dziurawym płaszczem. Kościół grabił chłopstwo, od czasu do czasu zmuszony był jednak znosić grabież ze strony monarchii. Ta ostatnia, jak zauważył Marks, miała więcej cech zbieżnych z azjatyckim despotyzmem, niż z europejskim absolutyzmem. Jak to rozumieć? Porównanie caratu z azjatyckim despotyzmem, robione niejednokrotnie, wydaje się o wiele bardziej naturalne, tak geograficznie, jak i historycznie. Ale i w stosunku do Hiszpanii porównanie to pozostaje całkowicie w mocy. Różnica polega jedynie na tym, że carat powstawał w oparciu o skrajnie powolny rozwój zarówno szlachty, jak i prymitywnych ośrodków miejskich. Natomiast hiszpańska monarchia powstała w warunkach upadku kraju i rozkładu klas panujących. O ile europejski absolutyzm mógł w ogóle stanąć na nogi tylko dzięki walce rosnących w siłę miast przeciwko starym uprzywilejowanym warstwom, to hiszpańska monarchia, podobnie jak rosyjski carat, zaczerpnęła swej względnej siły z bezsilności zarówno starych warstw jak i miast. Na tym polega jej niewątpliwe podobieństwo do azjatyckiego despotyzmu.
Przewaga tendencji odśrodkowych nad dośrodkowymi, zarówno w gospodarce jak i w polityce, podważała grunt pod hiszpańskim parlamentaryzmem. Nacisk rządu na wyborców miał decydujący charakter - w ciągu ostatniego stulecia wybory niezmiennie dawały większość rządowi. Jako że kortezy były zależne od kolejnego ministerstwa, to samo ministerstwo w sposób naturalny popadało w zależność od monarchii - Madryt robił wybory, a władza znajdywała się w rękach króla. Monarchia była w dwójnasób niezbędna izolowanym i zdecentralizowanym klasom panującym., niezdolnym władać krajem we własnym imieniu. I ta monarchia, będąca odzwierciedleniem słabości całego państwa, była - między dwoma przewrotami - wystarczająco silna, by narzucić swą wolę krajowi. Ogólnie, system państwowy Hiszpanii można nazwać degeneracyjnym absolutyzmem, ograniczonym okresowymi pronunciamiento. Postać Alfonsa XIII bardzo dobrze odzwierciedla ten system - i od strony wynaturzeń i absolutystycznych tendencji, i strachu przed pronunciamiento. Lawirowanie króla, jego zdrady, jego wiarołomstwo i jego zwycięstwa nad wrogimi mu przejściowymi kombinacjami nie leżą bynajmniej w charakterze samego Alfonsa XIII, lecz całego systemu rządów; w nowych warunkach Alfons XIII powtarza niesławną historię swego pradziada, Ferdynanda VII.
Obok monarchii i w sojuszu z nią scentralizowaną siłę stanowiło jedynie duchowieństwo. Katolicyzm po dziś dzień pozostaje religią państwową, duchowieństwo odgrywa ogromną rolę w życiu kraju, będąc najbardziej stabilną osią reakcji. Państwo traci corocznie wiele dziesiątków milionów pesetów na podtrzymanie kościoła. Religijne zakony są niezwykle liczne, posiadają duże majątki i jeszcze większe wpływy. Liczba zakonników i zakonnic sięga 70. tysięcy, zbliżając się do liczby uczniów szkoły średniej i ponad dwukrotnie przewyższając liczbę studentów. Nie może to dziwić w warunkach, gdy 45 procent ludności nie umie ani czytać, ani pisać. Główna masa analfabetów skupiona jest, rzecz zrozumiała, na wsi.
Jeśli chłopstwo w epoce Karola V (Karlosa I) mało korzystało z potęgi hiszpańskiego imperium, to później ponosiło najcięższe konsekwencje jego upadku. Wiodło ono w ciągu stuleci nędzny, a w wielu prowincjach - głodowy byt. Stanowiąc i dzisiaj ponad 70 procent ludności, chłopstwo dźwiga na swych barkach główny ciężar państwowej budowli. Brak ziemi, brak wody, wysoki czynsz dzierżawny, prymitywne wyposażenie gospodarstwa, pierwotna uprawa ziemi, wysokie podatki, dziesięcina kościelna, wysokie ceny na towary przemysłowe, nadmiar ludności wiejskiej, duża liczba włuczęgów, żebraków, mnichów - oto obraz hiszpańskiej wsi.
Sytuacja chłopstwa od dawna czyniła je uczestnikiem licznych powstań. Ale te krwawe zrywy biegły nie ogólnonarodowym, lecz lokalnym torem, barwiąc się w najprzeróżniejsze, najczęściej reakcyjne kolory. Tak jak hiszpańskie rewolucje w całości były rewolucjami małymi, tak chłopskie powstania przybierał y formę małej wojny. Hiszpania jest klasycznym krajem guerilli.
2. Hiszpańska armia w polityce
Od czasów wojny z Napoleonem w Hiszpanii powstała nowa siła - politykujące oficerstwo, młodsze pokolenie klas panujących, dziedziczące po ojcach ruinę wielkiego niegdyś imperium i w znacznym stopniu zdeklasowane. W kraju partykularyzmu i separatyzmu armia, z konieczności, zyskała największe znaczenie jako siła scentralizowana. Stała się ona nie tylko oparciem dla monarchii, lecz także przekaźnikiem niezadowolenia wszystkich sektorów klas panujących, a przede wszystkim własnego - tak jak i biurokracja, oficerstwo werbuje się z pośród tych niezwykle licznych w Hiszpanii elementów, które żądają od państwa przede wszystkim środków do życia. A jako że apetyty różnych grup „oświeconego” społeczeństwa znacznie przewyższają ilość państwowych, parlamentarnych i innych stanowisk, to niezadowolenie pozostających bez etatu żywi partię republikańską, równie chwiejną, jak i wszystkie ugrupowania w Hiszpanii. Lecz jako że pod tą chwiejnością kryje się nierzadko prawdziwe i ostre wzburzenie, to ruch republikański wyodrębnia z siebie od czasu do czasu zdecydowane i odważne rewolucyjne grupy, dla których republika jest mistycznym hasłem ratunku.
Ogólna liczebność hiszpańskiej armii wynosi około 170 000 ludzi, w tym 13 tysięcy oficerów; do tego dodać trzeba piętnaście tysięcy marynarki wojennej. Będąc narzędziem klas panujących kraju, dowództwo wciąga do swych spisków doły armii. Stwarza to warunki do samodzielnego ruchu żołnierzy. Już w przeszłości podoficerowie wdzierali się do polityki bez oficerów i przeciwko oficerom. W 1936 roku podoficerowie garnizonu madryckiego, wznieciwszy powstanie, zmusili królową do obwieszczenia konstytucji. W 1866 roku niezadowoleni z arystokratycznych porządków w armii sierżanci artylerii wzniecili bunt. Mimo wszystko kierownicza rola przypadała w przeszłości oficerstwu. żołnierze szli za swymi niezadowolonymi dowódcami, chociaż niezadowolenie żołnierzy, politycznie bezradne, brało się z innych, głębszych społecznych źródeł.
Sprzeczności w armii zbieżne są zwykle z rodzajem wojsk. Im większych kwalifikacji wymaga dany rodzaj broni, t. j. im większej wymaga inteligencji od żołnierzy i oficerów, tym bardziej, ogólnie biorąc, jest on otwarty na idee rewolucyjne. Gdy kawalerzyści ciążą zazwyczaj do monarchii, wśród artylerzystów jest duży procent republikanów. Nic więc dziwnego, że i lotnicy, najnowszy rodzaj broni, znaleźli się po stronie rewolucji i wnieśli do niej elementy indywidualistycznego awanturnictwa swego zawodu. Decydujące słowo przypada piechocie.
Historia Hiszpanii jest historią nieprzerwanych rewolucyjnych konwulsji. Pronunciamiento i przewroty pałacowe następują jeden za drugim. W ciągu wieku XIX i jednej trzeciej wieku XX dochodzi do nieustannych zmian politycznych reżymów i wewnątrz każdego z nich - jak w kalejdoskopie, zmiana ministerstw. Nie znajdując wystarczająco stabilnego oparcia ani w jednej z klas posiadających - chociaż wszystkie jej potrzebowały - hiszpańska monarchia nie raz popadała w zależność od własnej armii. Jednakże prowincjonalne zróżnicowanie Hiszpanii kładło swą pieczęć na charakter wojskowych spisków. Małostkowa rywalizacja junt była tylko zewnętrznym wyrazem tego, że hiszpańskie rewolucje nie posiadały kierowniczej klasy. Właśnie dlatego monarchia niezmiennie tryumfowała nad każdą nową rewolucją. Jednakże czas jakiś po tryumfie porządku chroniczny kryzys znów dawał o sobie znać ostrym wzburzeniem. żaden z tych obalających jeden drugiego reżymów nie zapuszczał pługa głęboko w grunt. Każdy z nich szybko się zużywał w walce z trudnościami, które wyrastały z ubóstwa ogólnonarodowego dochodu przy niewspółmiernych apetytach i pretensjach klas panujących. Widzimy zwłaszcza jak haniebnie zakończyła swe dni ostatnia wojskowa dyktatura. Groźny Primo de Rivera upadł nawet bez nowego pronunciamiento - po prostu uszło z niego powietrze, jak z dętki, która trafiła na gwóźdź.
Wszystkie minione hiszpańskie przewroty były ruchem mniejszości przeciwko mniejszości - klasy panujące i na wpół panujące niecierpliwie wyrywały sobie z rąk państwowy pieróg.
Jeśli jako permanentną rewolucję rozumieć narastanie społecznych przewrotów, przekazujących władzę w ręce najbardziej zdecydowanej klasy, która następnie używa jej dla likwidacji wszystkich klas, a więc i samej możliwości nowych rewolucji, to trzeba stwierdzić, że mimo „nieprzerywalności” hiszpańskich przewrotów, nie ma w nich niczego podobnego do rewolucji permanentnej - są to raczej chroniczne konwulsje, w których znajduje swój wyraz zadawniona choroba odrzuconego wstecz narodu.
Co prawda, lewe skrzydło burżuazji, zwłaszcza w postaci młodej inteligencji, już dawno stawiało sobie za zadanie przekształcenie Hiszpanii w republikę. Hiszpańscy studenci, którzy z tych samych przyczyn co i oficerstwo pochodzili przeważnie z niezadowolonej młodzieży, przywykli odgrywać w kraju rolę absolutnie niewspółmierną do swej liczebności. Panowanie katolickiej reakcji rozpalało opozycję uniwersytetów, przydając jej antyklerykalnego charakteru. Jednakże nie studenci tworzą reżym. Na swych kierowniczych szczytach hiszpańscy republikanie prezentują skrajnie konserwatywny społeczny program - widzą oni swój ideał w obecnej reakcyjnej Francji, uważając, że wraz z republiką przyjdzie do nich bogactwo i wcale nie zamierzają, a i nie są do tego zdolni, kroczyć drogą francuskich jakobinów; ich strach przed masami jest silniejszy, niż ich wrogość do monarchii.
Jeśli szczeliny i pory społeczeństwa burżuazyjnego zapełnione są w Hiszpanii zdeklasowanymi elementami klas panujących, licznymi poszukiwaczami stanowisk i dochodów, to na dole, w szczelinach fundamentu, takie samo miejsce zajmują liczni lumpenproletariusze, zdeklasowane elementy klas pracujących. Laccaroni w krawatach, tak jak i laccaroni w łachmanach są ruchomymi piaskami społeczeństwa. Tym niebezpieczniejsi są dla rewolucji, im mniej ona sama znalazła prawdziwie dynamiczne oparcie i swe polityczne kierownictwo.
Sześć lat dyktatury Primo de Rivery przydusiły do ziemi i sprasowały wszystkie rodzaje niezadowolenia i wzburzenia. Lecz dyktatura niosła w sobie nieuleczalną ułomność hiszpańskiej monarchii - silna w stosunku do każdej z rozdrobnionych klas, pozostawał a bezsilna wobec historycznych potrzeb kraju. Doprowadziło to do tego, że dyktatura rozbiła się o podwodne rafy finansowych i innych trudności, zanim zdążyła ją dopaść pierwsza rewolucyjna fala. Upadek Primo de Rivery przebudził wszystkie rodzaje niezadowolenia i wszystkie nadzieje. Tak to generał Berenger okazał się odźwiernym rewolucji.
3. Hiszpański proletariat i nowa rewolucja
W tej nowej rewolucji na pierwszy rzut oka znajdujemy te same elementy, co w szeregu innych: wiarołomną monarchię; rozdrobnione frakcje konserwatystów i liberałów, nienawidzących króla i pełzających przed nim na brzuchu; prawicowych republikanów, zawsze gotowych do zdrady, i lewicowych republikanów, zawsze gotowych do awantury; oficerów-spiskowców, z których jedni chcą republiki a inni - awansu; niezadowolonych studentów, na których z trwogą spoglądają ojcowie; w końcu strajkujących robotników, rozbitych między różne organizacje, i chłopów, wyciągających ręce po widły a nawet po karabin.
Byłoby jednak największym błędem mniemanie, iż obecny kryzys rozwinie się na obraz i podobieństwo wszystkich poprzednich. Ostatnie dziesięciolecia, zwłaszcza zaś lata wojny światowej, przyniosły znaczące zmiany w gospodarce kraju i w społecznej strukturze narodu. Oczywiście, i teraz jeszcze Hiszpania pozostaje w ogonie Europy. W kraju jednak rozwinął się własny przemysł, z jednej strony wydobywczy, z drugiej - lekki. W okresie wojny bardzo się rozwinął przemysł węglowy, tekstylny, budownictwo elektrowni wodnych itp. Wyrosły nad krajem przemysłowe ośrodki i regiony. Stwarza to nowy stosunek sił i otwiera nowe perspektywy.
Sukcesy industrializacji bynajmniej nie łagodzą wewnętrznych sprzeczności. Przeciwnie, okoliczność, że przemysł Hiszpanii, jako kraju neutralnego, wyrósł pod złotodajnym deszczem wojny, sprawiła że pod koniec wojny, gdy wyższe zagraniczne zapotrzebowanie znikło, zmieniła się w źródło nowych kłopotów. Nie tylko znikły zewnętrzne rynki - udział Hiszpanii w handlu międzynarodowym jest teraz nawet mniejszy niż przed wojną (1,1 proc. wobec 1,2 proc.) - lecz dyktatura musiała, przy pomocy najwyższego w Europie muru celnego, bronić rynku wewnętrznego przed napływem zagranicznych towarów. Wysokie cła prowadziły do wysokich cen, które podważały i bez tego niską zdolność nabywczą ludu. Dlatego też przemysł po wojnie nie wychodzi ze stanu niedomagania, co się wyraża w chronicznym bezrobociu z jednej strony i ostrymi wybuchami walki klasowej, z drugiej.
Burżuazja hiszpańska obecnie mniej jeszcze, niż w XIX stuleciu, może pretendować do owej historycznej roli, jaką odegrała niegdyś brytyjska czy francuska burżuazja. Pojawiwszy się zbyt późno, zależna od zagranicznego kapitału, wczepiona jak wampir w ciało ludu, wielka burżuazja przemysłowa Hiszpanii nie jest zdolna nawet na krótki czas wystąpić w charakterze przywódcy „nacji” przeciwko starym warstwom. Magnaci hiszpańskiego przemysłu wrogo przeciwstawiają się ludowi, stanowiąc jedną z najbardziej reakcyjnych grup w trawionym wewnętrzną wrogością bloku bankierów, przemysłowców, właścicieli latyfundiów, monarchii, jej generałów i urzędników. Wystarczy przypomnieć, że najważniejszym oparciem dla dyktatury Primo de Rivery byli fabrykanci Katalonii.
Ale rozwój przemysłowy postawił na nogi i umocnił proletariat przemysłowy. Na 23 miliony ludności - byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie emigracja - trzeba liczyć około półtora miliona robotników zatrudnionych w przemyśle, handlu i transporcie. Do tego trzeba dodać taką samą w przybliżeniu liczbę robotników rolnych. życie społeczne Hiszpanii było skazane na kręcenie się w zaklętym kręgu dotąd, dokąd nie było klasy, zdolnej do wzięcia rozwiązania rewolucyjnych problemów w swoje ręce. Wejście na historyczną arenę hiszpańskiego proletariatu gruntownie zmienia sytuację i otwiera nowe perspektywy. żeby zdać sobie z tego sprawę, trzeba przede wszystkim zrozumieć, że ustanowienie ekonomicznego panowania wielkiej burżuazji i wzrost politycznego znaczenia proletariatu ostatecznie pozbawiły drobną burżuazję możliwości zajmowania kierowniczego miejsca w politycznym życiu kraju. Problem, czy obecne rewolucyjne wstrząsy mogą doprowadzić do prawdziwej rewolucji, zdolnej przebudować same podstawy narodowego bytu, sprowadza się więc do kwestii, czy hiszpański proletariat zdolny jest do wzięcia w swe ręce kierownictwa życiem narodu. Innego pretendenta do tej roli w składzie hiszpańskiej nacji nie ma. Tymczasem historyczne doświadczenie Rosji zdążyło wystarczająco obrazowo wykazać nam ciężar gatunkowy proletariatu, zjednoczonego przez wielki przemysł, w kraju z zacofanym rolnictwem, spętanym siecią półfeudalnych stosunków.
Co prawda, hiszpańscy robotnicy brali już bojowy udział w rewolucjach XIX wieku; zawsze jednak na postronku burżuazji, zawsze na drugim planie, w charakterze siły wspomagającej. Samodzielna rewolucyjna rola robotników umacnia się w ciągu pierwszej ćwierci XX wieku. Powstanie w Barcelonie w 1909 roku pokazało, jakie siły kryje w sobie młody proletariat Katalonii. Niezliczone strajki, przechodzące bezpośrednio w powstania, miały miejsce także w innych częściach kraju. W roku 1912 doszło do strajku robotników na kolei. Przemysłowe regiony stały się terenem śmiałych proletariackich walk. Hiszpańscy robotnicy wykazali, że są wolni od rutyny, zdolni do szybkiego reagowania na wydarzenia i mobilizacji swych szeregów, odważni w natarciu.
Pierwsze lata powojenne, a dokładniej, pierwsze lata po rewolucji rosyjskiej (1917-1920) były dla hiszpańskiego proletariatu latami wielkich walk. Rok 1917 był świadkiem powszechnego rewolucyjnego strajku. Jego porażka, jak i porażka szeregu idących w ślad za nim ruchów, przygotowała warunki dla dyktatury Primo de Rivery. Gdy upadek tej ostatniej znów postawił w całej rozciągłości kwestię dalszego losu hiszpańskiego narodu; gdy tchórzliwe intrygi starych klik i bezsilne wytężanie się drobnomieszczańskich radykałów jasno wykazały, że z tej strony nie ma co oczekiwać ratunku, robotnicy poprzez szereg śmiałych wystąpień strajkowych krzyknęli ludowi: tu jesteśmy!
„Lewicowi” europejscy burżuazyjni dziennikarze z pretensjami do naukowości a w ślad za nimi i socjaldemokraci filozofują na temat tego, że Hiszpania zamierza po prostu odtworzyć Wielką Rewolucję Francuską z prawie półtorawiekowym opóźnieniem. Wyjaśnianie tym ludziom, co to jest rewolucja - to rozmowa ze ślepym o kolorach. Przy całym swym zacofaniu Hiszpania daleko wyprzedziła Francję końca XVIII stulecia. Wielkie przedsiębiorstwa przemysł owe, 16 000 kilometrów kolei żelaznej, 50 000 kilometrów telegrafu stanowią sobą znacznie ważniejszy czynnik rewolucji, niż historyczne wspomnienia.
Próbując zrobić krok naprzód, znany angielski tygodnik «Ekonomist» mówi odnośnie wydarzeń hiszpańskich: „Oddziaływuje tu najprędzej wpływ Paryża 48-go i 71-go roku, niż wpływ Moskwy 1917 roku”. Ale Paryż 71. roku jest krokiem od 48. roku do 1917 roku. Dlatego też przeciwstawienie to pozbawione jest sensu.
Bez porównania poważniej i głębiej pisał L.Tarquin w «La Lutte de Klasse» w zeszłym roku: „Proletariat (Hiszpanii), opierający się na masach chłopskich, jest jedyną siłą, zdolną do wzięcia w swe ręce władzy”. Perspektywa rysuje się przy tym następująco: „Rewolucja powinna doprowadzić do dyktatury proletariatu, która zrealizowałaby rewolucję burżuazyjną i śmiało otworzyła drogę przemianom socjalistycznym”. Tak i tylko tak można stawiać obecnie problem!
Oficjalnym hasłem walki jest obecnie republika. Tymczasem rozwój rewolucji będzie popychać nie tylko konserwatywne i liberalne, ale i republikańskie sektory klas panujących pod sztandar monarchii. W czasie wydarzeń rewolucyjnych 1854 roku Kanovas Del Castillo pisał: „Zabiegamy o zachowanie tronu, ale bez kamaryli, która go hańbi” . Obecnie tę wielką myśl rozwijają panowie Romanones i in. Jak gdyby monarchia była w ogóle możliwa bez kamaryli, tym bardziej w Hiszpanii! Nie wykluczony, co prawda, jest taki zbieg okoliczności, w którym klasy posiadające mogą się okazać zmuszone poświęcić monarchię, by uratować siebie (przykładem - Niemcy!). Jest jednak całkiem możliwe, że madrycka monarchia, chociaż z podbitym okiem, przetrwa aż do dyktatury proletariatu.
Hasło republiki jest obecnie, rzecz zrozumiała, także hasłem proletariatu. Jemu jednak nie chodzi jedynie o zamianę króla na prezydenta, a o radykalne oczyszczenie całego społeczeństwa z feudalnych śmieci. Tu na pierwszym miejscu pojawia się kwestia agrarna.
Stosunki panujące na hiszpańskiej wsi dają obraz półfeudalnej eksploatacji. Nędza chłopów, zwłaszcza w Andaluzji i Kastylii, ucisk obszarników, władz i kacyków nie jeden już raz popychały robotników rolnych i chłopską biedotę do otwartego wystąpienia. Czy oznacza to jednak, że w Hiszpanii można, choćby drogą rewolucji, oczyścić stosunki burżuazyjne od feudalnych? Nie, znaczy to tylko, że w warunkach Hiszpanii kapitalizm może wyzyskiwać chłopstwo nie inaczej, jak w półfeudalnej formie. Skierowanie oręża rewolucji przeciwko przeżytkom hiszpańskiego średniowiecza oznacza skierowanie jej przeciwko samym korzeniom burżuazyjnego panowania.
Żeby wyrwać chłopstwo z zaściankowości i spod reakcyjnych wpływów, proletariatowi potrzebny jest jasny rewolucyjno-demokratyczny program. Brak ziemi i wody, dzierżawna niewola - stawiają na ostrzu noża problem konfiskaty ziem obszarniczych na rzecz chłopskiej biedoty. Brzemię fiskusa, ponad siły zadłużenie państwa, biurokratyczny rabunek i afrykańskie awantury stawiają kwestię taniego rządu, który mogą zapewnić nie właściciele latyfundiów, nie bankierzy i przemysłowcy, nie utytułowani liberałowie, a sami ludzie pracy.
Panowanie duchowieństwa i bogactwa Kościoła wysuwają zadanie demokratyczne: oddzielenie Kościoła od państwa i rozbrojenie go, poprzez przekazanie jego bogactw ludowi. Nawet najbardziej przesądne warstwy chłopstwa poprą te zdecydowane kroki, gdy się przekonają, że wydatki budżetowe, kierowane dotąd na Kościół, jak i jego bogactwa, trafią w wyniku sekularyzacji nie do kieszeni wolnomyślnych liberałów, a na podniesienie wycieńczonej chłopskiej gospodarki.
Tendencje separatystyczne stawiają przed rewolucją demokratyczne zadanie narodowego samookreślenia się. Tendencje te, zewnętrznie, zaostrzył y się w okresie dyktatury. Ale gdy „separatyzm” katalońskiej burżuazji jest tylko narzędziem w jej grze z madryckim rządem przeciwko katalońskiemu i hiszpańskiemu ludowi, separatyzm robotników i chłopów jest tylko przykrywką ich społecznego buntu. Te dwa rodzaje separatyzmu trzeba bardzo wyraźnie rozgraniczać. Ale właśnie po to, by oddzielić narodowo uciskanych robotników i chłopów od ich burżuazji, awangarda proletariacka winna zająć w kwestii narodowego samookreślenia się najodważniejsze i najuczciwsze stanowisko. Robotnicy będą w pełni bronić prawa Katalończyków i Basków do samodzielnego bytu państwowego, gdyby większość tych narodowości opowiedziała się za całkowitym oddzieleniem. Nie oznacza to jednak oczywiście, że przodujący robotnicy będą popychać Katalończyków i Basków do oddzielenia się. Przeciwnie, gospodarcza jedność kraju przy szerokiej autonomii narodowych okręgów, dawałoby robotnikom i chłopom wiele plusów z punktu widzenia gospodarki i kultury.
Próba monarchii zapobieżenia dalszemu rozwojowi rewolucji przy pomocy nowej wojskowej dyktatury nie jest bynajmniej wykluczona. Wykluczone jest jednak poważne i długotrwałe powodzenie podobnej próby. Lekcja Primo de Rivery jest jeszcze zbyt świeża. Kajdany nowej dyktatury trzeba by było nakładać na nie zagojone jeszcze wrzody po starej. O ile można sądzić na podstawie telegramów, król nie miałby nic przeciwko takiej próbie; nerwowo szuka odpowiedniego kandydata, lecz nie znajduje chętnych. Jedno jest jasne: załamanie się nowej dyktatury wojskowej drogo by kosztowało monarchię i jej żywego nosiciela, a rewolucja uzyskałaby nowy potężny impuls. „Faites vos jeux, messieurs!” mogą powiedzieć robotnicy pod adresem góry.
Czy można się spodziewać, że hiszpańska rewolucja przeskoczy okres parlamentaryzmu? Teoretycznie nie jest to wykluczone. Można sobie wyobrazić, że ruch rewolucyjny w stosunkowo krótkim czasie osiągnie taką potęgę, która nie pozostawi klasom panującym ani czasu, ani miejsca dla parlamentaryzmu. Ale taka perspektywa jest jednak mało prawdopodobna. Hiszpański proletariat, mimo jego najwyższej klasy bojowości, nie ma jeszcze ani uznanej rewolucyjnej partii, ani nawyków organizacji rad. Na dodatek, w nielicznych szeregach komunistycznych nie ma jedności. Nie ma jasnego i uznanego przez wszystkich programu działania. Tymczasem kwestia kortezów już stoi na porządku dnia. W tych warunkach trzeba zakładać, że rewolucja będzie musiała przejść przez stadium parlamentaryzmu.
Nie wyklucza to bynajmniej taktyki bojkotu w stosunku do fikcyjnych kortezów Berengera, tak jak rosyjscy robotnicy z powodzeniem bojkotowali dumę Bułganina w 1905 roku i doprowadzili do jej załamania się. Szczegółowa taktyczna kwestia bojkotu musi być rozstrzygana w oparciu o stosunek sił na danym etapie rewolucji. Ale nawet bojkotując kortezy Berengera, przodujący robotnicy powinni byli przeciwstawiać im hasło rewolucyjnych kortezów ustawodawczych. Powinniśmy bezlitośnie demaskować szarlatański charakter hasła ustawodawczych kortezów w ustach „lewicowej” burżuazji, która w gruncie rzeczy chce ugodowych kortezów, z łaski króla i Berengera, dla zrobienia interesu ze starymi rządzącymi i uprzywilejowanymi klikami. Prawdziwe Zgromadzenie Ustawodawcze może być zwołane tylko przez rewolucyjny rząd, w rezultacie zwycięskiego powstania robotników, żołnierzy i chłopów. Możemy i powinniśmy przeciwstawiać rewolucyjne kortezy kortezom ugodowym; byłoby jednak naszym zdaniem niesłuszne rezygnowanie w obecnym stadium z hasła rewolucyjnych kortezów.
Przeciwstawianie kursu na dyktaturę proletariatu zadaniom i hasłom rewolucyjnej demokracji (republika, przewrót agrarny, oddzielenie Kościoła od państwa, konfiskata kościelnego majątku, narodowe samookreślenie się, rewolucyjne zgromadzenie narodowe) byłoby najnędzniejszym i bezcelowym doktrynerstwem. Zanim masy ludowe będą mogły zdobyć władzę, muszą one zjednoczyć się wokół kierowniczej proletariackiej partii. Walka o demokratyczną reprezentację, jak i uczestnictwo w kortezach na tym czy innym etapie rewolucji, może się okazać niezastąpionym współdziałaniem przy rozwiązywaniu tego zadania.
Hasło uzbrojenia robotników i chłopów (powołanie robotniczej i chłopskiej milicji) powinno nabierać w walce coraz większego znaczenia. Ale na danym etapie i to hasło musi być ściśle związane z kwestią obrony robotniczych i chłopskich organizacji, przewrotu agrarnego, zabezpieczenia wolnych wyborów i ochrony ludu przed reakcyjnymi pronunciamiento.
Radykalny program społecznego prawodawstwa, zwłaszcza zabezpieczenia bezrobotnych; przeniesienia ciężarów podatkowych na klasy posiadające; powszechnej bezpłatnej oświaty - wszystkie te i im podobne środki, które same w sobie jeszcze nie wychodzą poza ramy społeczeństwa burżuazyjnego, winny być wypisane na sztandarze proletariackiej partii.
Wraz z tym muszą jednak być już dziś wysuwane żądania o charakterze przejściowym: nacjonalizacji kolei, która w Hiszpanii jest całkowicie prywatna; nacjonalizacji kopalin; nacjonalizacji banków; robotniczej kontroli nad przemysłem; w końcu - państwowego regulowania gospodarki. Wszystkie te żądania związane są z przechodzeniem od systemu burżuazyjnego do proletariackiego, przygotowują to przejście, by następnie, po nacjonalizacji banków i przemysłu, roztopić się w systemie przedsięwzięć gospodarki planowej, przygotowującym społeczeństwo socjalistyczne.
Tylko pedanci mogą widzieć sprzeczność w łączeniu haseł demokratycznych z przejściowymi i czysto socjalistycznymi. Tego rodzaju kombinowany program, odzwierciedlający sprzeczną budowę historycznego społeczeństwa, nieuchronnie wynika z różnorodności zadań, pozostałych w dziedzictwie po przeszłości. Sprowadzenie tych zadań do jednego mianownika - do dyktatury proletariatu - to operacja konieczna, lecz absolutnie niewystarczająca. Nawet jeśli wybiegniemy naprzód i założymy, że proletariacka awangarda już uświadomiła sobie, że tylko dyktatura proletariatu może uratować Hiszpanię przed dalszym rozkładem, w całej mocy pozostaje zadanie przygotowawcze - skupienie wokół awangardy niejednorodnych warstw klasy robotniczej i jeszcze bardziej różnorodnych wiejskich mas pracujących. Przeciwstawianie gołego hasła dyktatury proletariatu historycznie uwarunkowanym zadaniom, które popychają teraz masy na drogę powstania, oznaczał oby zastępowanie marksowskiego rozumienia rewolucji społecznej bakuninizmem. Byłby to najpewniejszy sposób na zaprzepaszczenie rewolucji.
Po cóż mówić, że demokratyczne hasła w żadnym wypadku nie mają na celu zbliżenia proletariatu z republikańską burżuazją. Przeciwnie, stwarzają one grunt do walki z burżuazyjną lewicą, pozwalając ujawniać na każdym kroku jej antydemokratyczny charakter. Im śmielej, bardziej zdecydowanie i bezwzględnie proletariacka awangarda będzie walczył a o hasła demokratyczne, tym prędzej zapanuje nad masami i wyrwie grunt spod nóg burżuazyjnych republikanów i socjalistycznych reformistów, tym pewniej najlepsze ich elementy przyłączą się do nas, tym prędzej demokratyczna republika utożsami się w świadomości mas z republiką robotniczą.
Żeby właściwie zrozumiane teoretyczne sformułowanie przekształciło się w żywy historyczny fakt, trzeba to sformułowanie przeprowadzić przez świadomość mas w oparciu o ich doświadczenie, ich biedy, ich potrzeby. Do tego trzeba, nie rozpraszając się na szczegóły, nie rozpraszając uwagi mas, sprowadzić program rewolucji do niewielkiej liczby jasnych i prostych haseł i zmieniać je w zależności od dynamiki walki. Na tym właśnie polega rewolucyjna polityka.
5. Komunizm, anarchosyndykalizm, socjaldemokracja
Jak należało przypuszczać, kierownictwo Kominternu zaczęło od tego, że przegapiło hiszpańskie wydarzenia. Manuilski, „wódz” krajów łacińskich, jeszcze całkiem niedawno ogłaszał, że wydarzenia w Hiszpanii nie zasługują na uwagę. Jeszcze czego! Ludzie ci proklamowali w 1928 roku we Francji jutrzenkę proletariackiego przewrotu. Potem, po tak długotrwałym upiększaniu swą weselną muzyką pogrzebu, nie mogli nie przywitać wesela marszem pogrzebowym. Inne postępowanie oznaczałoby zdradę siebie samych. Kiedy tym nie mniej okazało się, że wydarzenia w Hiszpanii, nie przewidziane kalendarzem „trzeciego okresu”, nadal się rozwijają, wodzowie Kominternu po prostu zamilkli: zawsze to ostrożniej. Ale grudniowe wydarzenia sprawiły, że dalsze milczenie stało się niemożliwe. I znów, zachowując wierność tradycji, wódz krajów łacińskich zatoczył nad własną głową łuk o promieniu 180‚ - mamy tu na uwadze artykuł w «Prawdzie» z 17 grudnia.
Dyktatura Berengera, jak i dyktatura Primo de Rivery, ogłoszona została w tym artykule „reżymem faszystowskim”. Mussolini, Mateoti, Primo de Rivera, MacDonald, Czang Kaj Szek, Berenger, Dan - wszystko to rodzaje faszyzmu. Skoro jest gotowe słowo, po cóż się zastanawiać? Pozostaje jeszcze, dla kompletu, włączyć do tego szeregu abisyńskiego negusa. O hiszpańskim proletariacie «Prawda» informuje, że nie tylko „coraz szybciej przyswaja program i hasła hiszpańskiej partii komunistycznej” , ale że już «uświadomił sobie swą rolę hegemona w rewolucji» . Zarazem oficjalne telegramy z Paryża informują o chłopskich radach w Hiszpanii. Wiadomo, że pod stalinowskim kierownictwem system rad przyswajają sobie i wprowadzają w życie przede wszystkim chłopi (Chiny!). Jeśli proletariat „uświadomił sobie swą rolę hegemona” , a chłopi zaczęli budować rady, i wszystko to pod kierownictwem oficjalnej partii komunistycznej, to zwycięstwo hiszpańskiej rewolucji należy uważać za pewne - w każdym razie do chwili, gdy madryccy „wykonawcy” zostaną oskarżeni przez Stalina i Manuilskiego o niewłaściwe wprowadzanie linii generalnej, która na łamach «Prawdy» znów staje przed nami, jak generalne nieuctwo i generalna lekkomyślność. Po zdemoralizowaniu do szpiku kości siebie samych swą własną polityką, owi „wodzowie” już niczego nie są w stanie się nauczyć!
W gruncie rzeczy, mimo potężnego rozmachu walki, subiektywne czynniki rewolucji - partia, organizacja mas, hasła - są niezwykle spóźnione względem zadań ruchu - na tym spóźnieniu polega dziś główne niebezpieczeństwo.
Półżywiołowe załamywanie się strajków, prowadzących do ofiar i klęsk, bądź kończących się remisem, jest absolutnie nieuniknionym etapem rewolucji, okresem przebudzenia się mas, ich mobilizacji i przystępowania do walki. W ruchu bierze przecież udział nie śmietanka robotników, lecz cała ich masa. Strajkują robotnicy fabryczni, lecz także rzemieślnicy, kierowcy i piekarze, robotnicy budowlani, melioratorzy i, w końcu, robotnicy rolni. Weterani rozprostowują plecy, nowozaciężni uczą się. Za pośrednictwem tych strajków klasa zaczyna się czuć klasą.
Jednakże to, co stanowi na danym etapie o sile ruchu - jego żywiołowość - może w przyszłości stać się źródłem jego słabości. Założenie, że ruch także w przyszłości okaże się pozostawiony samemu sobie, bez jasnego programu, bez własnego kierownictwa, oznaczałoby założenie perspektywy beznadziejności. Nie chodzi przecież o nic innego, niż o zdobycie władzy. Nawet najbardziej burzliwe strajki - tym bardziej rozproszone - tego zadania nie rozwiążą. Gdyby proletariat w procesie walki nie poczuł już w najbliższych miesiącach, że jego zadania i metody stają się jaśniejsze dla niego samego, że jego szeregi zwierają się i umacniają, to w jego własnym środowisku nieuchronnie zacząłby się rozpad. Szerokie warstwy, po raz pierwszy uruchomione przez obecny ruch, ogarnęłaby znowu bierność. W awangardzie, w miarę tego, jak grunt usuwałby się spod nóg, zaczęłyby się odradzać skłonności do działań partyzanckich i w ogóle do awanturnictwa. Ani chłopstwo, ani miejska biedota nie znalazłyby w tym wypadku autorytatywnego kierownictwa. Przebudzone nadzieje przeszłyby wkrótce w rozczarowanie i zaciętość. W Hiszpanii powstałaby sytuacja, będąca do pewnego stopnia odtworzeniem sytuacji Włoch po jesieni 1920 roku. Gdyby dyktatura Primo de Rivery nie była faszystowską, a typowo hiszpańską dyktaturą wojskowej kliki, opierającej się na określonych częściach klas posiadających, to przy wspomnianych warunkach - bierności i wyczekującej postawie rewolucyjnej partii, oraz żywiołowości ruchu masowego - w Hiszpanii mógłby zdobyć grunt prawdziwy faszyzm. Wielka burżuazja mogłaby zapanować nad wyprowadzonymi z równowagi, rozczarowanymi i zrozpaczonymi drobnomieszczańskimi masami i skierować ich wzburzenie przeciwko proletariatowi. Oczywiście, dziś jeszcze do tego daleko. Nie wolno jednak tracić czasu.
Jeśli nawet przypuścić na chwilę, że ruch rewolucyjny, kierowany przez lewe skrzydło burżuazji - oficerów, studentów, republikanów - może doprowadzić do zwycięstwa, to bezpłodność tego zwycięstwa okazałaby się w ostatecznym rachunku równoznaczna klęsce. Hiszpańscy republikanie, jak już zostało powiedziane, całkowicie pozostają na gruncie obecnych stosunków własnościowych. Nie można od nich oczekiwać ani wywłaszczenia wielkiego ziemiaństwa, ani likwidacji uprzywilejowanej pozycji kościoła katolickiego, ani radykalnej czystki stajni Augiasza cywilnej i wojskowej biurokracji. Monarchistyczną kamarylę zastąpiłaby po prostu kamaryla republikańska i mielibyśmy nowe wydanie krótkotrwałej i bezpłodnej republiki lat 1873-1874. To, że socjalistyczni przywódcy ciągną się w ogonie republikańskich - jest całkiem naturalne. Wczoraj socjaldemokracja stykała się prawym ramieniem z dyktaturą Primo de Rivery. Dziś styka się lewym ramieniem z republikanami. Najwyższym zadaniem socjalistów, którzy nie mają i mieć nie mogą własnej polityki, jest udział w solidnym burżuazyjnym rządzie. Pod tym warunkiem w ostateczności nie odmówiliby pogodzenia się z monarchią.
Ale prawicowe skrzydło anarchosyndykalistów wcale nie jest zabezpieczone od tejże drogi - wydarzenia grudniowe są w tym względzie wielką lekcją i surowym ostrzeżeniem.
Narodowa Konfederacja Pracy skupia wokół siebie bez wątpienia najbardziej bojowe elementy proletariatu. Selekcja dokonywała się tu w ciągu szeregu lat. Umacnianie tej konfederacji, przekształcanie jej w prawdziwą organizację mas jest wręcz obowiązkiem każdego przodującego robotnika i przede wszystkim komunisty. Przyczyniać się do tego można także poprzez pracę wewnątrz reformistycznych syndykatów, wytrwale demaskując zdrady ich przywódców i wzywając robotników do konsolidacji w ramach jednolitej syndykalistycznej konfederacji. Warunki rewolucji będą nadzwyczaj sprzyjać tego rodzaju pracy.
Nie możemy sobie zarazem czynić żadnych złudzeń co do losu anarchosyndykalizmu jako doktryny i metody rewolucyjnej. Brakiem rewolucyjnego programu i niezrozumieniem roli partii anarchosyndykaliści rozbrajają proletariat. Anarchiści „odrzucają” politykę dotąd, dokąd nie chwyta ich ona za gardło - wtedy oczyszczają miejsce dla polityki wrogiej klasy. Tak było w grudniu!
Gdyby socjalistyczna partia uzyskała w czasie rewolucji pozycję kierowniczą w proletariacie, byłaby zdolna tylko do jednego - do przekazania zdobytej rewolucyjnej władzy w dziurawe ręce republikańskiego skrzydła, z których władza automatycznie przeszłaby następnie do jej obecnych nosicieli. Wielki poród zakończyłby się poronieniem.
Jeśli chodzi o anarchosyndykalistów, to mogliby się oni znaleźć na czele rewolucji tylko wtedy, gdyby zrezygnowali ze swych anarchicznych przesądów. Naszym obowiązkiem jest im w tym pomóc. W rzeczywistości, należy sądzić, że część syndykalistycznych przywódców przejdzie do socjalistów albo zostanie przez rewolucję odrzucona na bok; prawdziwi rewolucjoniści będą z nami; masy przyłączą się do komunistów, tak jak i większość socjalistycznych robotników.
Wyższość sytuacji rewolucyjnej na tym też i polega, że masy szybko się uczą. Ewolucja mas będzie nieuchronnie wywoływała rozwarstwienia i rozłamy nie tylko wśród socjalistów, ale i wśród syndykalistów. Praktyczne porozumienia z rewolucyjnymi syndykalistami są w toku rewolucji nieuniknione. Porozumień tych będziemy lojalnie przestrzegać. Byłoby jednak doprawdy zgubne wnoszenie w te porozumienia elementów dwuznaczności, przemilczeń, fałszu. Nawet w owe dni i godziny, gdy komunistycznym robotnikom wypada walczyć ramię w ramię z robotnikami syndykalistami, nie wolno likwidować pryncypialnej przegródki, przemilczać rozbieżności czy osłabiać krytykę zasadniczo błędnego stanowiska sojusznika. Tylko pod tym warunkiem stopniowy rozwój rewolucji będzie zapewniony.
Do jakiego stopnia sam proletariat dąży do połączenia działań, świadczy dzień 15 grudnia, kiedy to robotnicy powstali jednocześnie nie tylko w wielkich miastach, ale i w drugorzędnych osadach. Wykorzystali oni sygnał republikanów, nie mają bowiem wystarczająco głośnego własnego sygnalisty. Porażka ruchu nie wywołała najwidoczniej nawet cienia upadku. Masy traktują własne wystąpienia jako doświadczenia, jak szkołę, jak przygotowanie. Jest to w najwyższym stopniu wyrazista cecha rewolucyjnego wzrostu. Aby wyjść na szerokie wody, proletariatowi już teraz niezbędna jest organizacja, wznosząca się ponad wszystkimi obecnymi politycznymi, narodowymi, prowincjonalnymi i zawodowymi podziałami w szeregach proletariatu, i odpowiadająca rozmachowi obecnej rewolucyjnej walki. Taką organizacją, demokratycznie wybraną przez robotników zakładów, fabryk, kopalń, przedsiębiorstw handlowych, transportu kolejowego i morskiego, proletariuszy miast i wsi, może być tylko rada. Epigoni wyrządzili niewymierną szkodę ruchowi rewolucyjnemu w całym świecie, utwierdzając w wielu umysłach przesąd, jakoby rady powstają jedynie na potrzeby zbrojnego powstania i nie inaczej, jak w jego przededniu. W rzeczywistości rady powstają wtedy, gdy rewolucyjny ruch robotniczych mas, choćby było jeszcze daleko do powstania zbrojnego, rodzi potrzebę szerokiej autorytatywnej organizacji, zdolnej do kierowania walkami ekonomicznymi i politycznymi, które ogarniają jednocześnie różne przedsiębiorstwa i różne zawody. Tylko pod tym warunkiem, jeśli rady w ciągu przygotowawczego okresu rewolucji zakorzeniają się w klasie robotniczej, okażą się one zdolne do odegrania kierowniczej roli w chwili bezpośredniej walki o władzę. Co prawda, słowo „rady” zyskało teraz, po trzynastu latach istnienia systemu radzieckiego, w znacznej mierze inny sens, niż miało ono w 1905 czy na początku 1917 roku, kiedy rady powstawały nie jako organy władzy, a tylko jako organizacje bojowe klasy robotniczej. Słowo junta, ściśle związane z całą hiszpańską rewolucyjną historią, jak najlepiej wyraża tę właśnie myśl. Na porządku dnia w Hiszpanii stoi utworzenie robotniczych junt.
Przy obecnym stanie proletariatu budowa junt zakłada udział w nich komunistów, anarchosyndykalistów, socjaldemokratów i bezpartyjnych przywódców walki strajkowej. Do jakiego stopnia można liczyć na udział anarchosyndykalistów i socjaldemokratów w radach? Nie sposób tego z góry przewidzieć. Rozmach ruchu bez wątpienia zmusi wielu syndykalistów, a może i część socjalistów, do pójścia dalej, niż chcą, jeśli komuniści będą potrafili z niezbędną energią postawić kwestię robotniczych junt.
W obliczu naporu mas praktyczne kwestie budowy rad, zasady przedstawicielstwa, czas i sposób wyborów itp. mogą i powinny stać się przedmiotem porozumienia nie tylko wszystkich komunistycznych frakcji między sobą, ale i z tymi syndykalistami i socjalistami, którzy zdecydują się na tworzenie junt. Zrozumiałe, że komuniści występują na wszystkich etapach walki ze swym rozwiniętym sztandarem. Wbrew najnowszej teorii stalinizmu, wątpliwe jest, czy junty chłopskie, jak i organizacje wyborcze, w każdym razie w znaczącej ilości, przed zdobyciem władzy przez proletariat. W okresie przygotowawczym na wsi będą najprędzej rozwijać się inne formy organizacji, oparte nie na wybieralności, a na indywidualnej selekcji - chłopskie związki, komitety biedoty wiejskiej, komórki komunistyczne, związek zawodowy robotników rolnych itp. Propagowanie hasła chłopskich junt, w oparciu o rewolucyjny program agrarny, może być jednak już teraz postawione na porządku dnia.
Bardzo ważne jest właściwe postawienie kwestii junt żołnierskich. Ze względu na charakter wojskowej organizacji, junty żołnierskie mogą powstać jedynie w ostatnim okresie rewolucyjnego kryzysu, kiedy władza państwowa traci kontrolę nad wojskiem. W okresie przygotowawczym chodzi o organizacje o charakterze zamkniętym, o grupy rewolucyjnych żołnierzy, o komórki partyjne, w wielu wypadkach o osobiste kontakty robotników z poszczególnymi żołnierzami.
Republikańskie powstanie w grudniu 1930. roku będzie bez wątpienia odnotowane w historii, jako rubież między dwoma epokami rewolucyjnej walki. Co prawda, lewe skrzydło republikanów nawiązało kontakt z przywódcami organizacji robotniczych, by doprowadzić do jednolitego wystąpienia. Bezbronni robotnicy mieli odgrywać rolę chóru przy koryfeuszach republikanach. Cel ten został osiągnięty - do tego stopnia, by raz na zawsze ujawnić niemożność pogodzenia oficerskiego spisku z rewolucyjnym strajkiem. Przeciwko wojskowemu spiskowi, który przeciwstawił jeden rodzaj broni drugiemu, rząd znalazł wystarczające siły wewnątrz samej armii. A strajk, pozbawiony samodzielnego celu i własnego kierownictwa, musiał upaść, jak tylko wojskowe powstanie zostało stłumione.
Rewolucyjną rolę armii, nie jako narzędzia oficerskich eksperymentów, a jako zbrojnej części ludu, określa w ostatecznym rachunku rola robotniczych i chłopskich mas w toku walki. żeby rewolucyjny strajk mógł zwyciężyć, musi on doprowadzić do konfrontacji robotników z wojskiem. Jak by nie były ważne czysto wojskowe elementy takiego starcia, góruje w nim jednak polityka. Zdobyć żołnierską masę armii można tylko poprzez jasne postawienie społecznych zadań przewrotu. Lecz właśnie zadania społeczne odstraszają oficerstwo. Jest rzeczą naturalną, jeśli proletariaccy rewolucjoniści centrum uwagi już dzisiaj przenoszą na żołnierzy, tworząc w pułkach komórki świadomych i odważnych rewolucjonistów. Komunistyczna praca w armii, politycznie podporządkowana pracy wśród proletariatu i chłopstwa, może rozwijać się tylko w oparciu o jasny program. Kiedy zaś nadejdzie decydujący moment, robotnicy muszą masowością i siłą swego natarcia pociągnąć większość armii na stronę ludu, czy też choćby ją zneutralizować. To szerokie rewolucyjne postawienie kwestii nie wyklucza wojskowego „spisku” przodujących żołnierzy i sympatyzujących z rewolucją proletariacką oficerów w okresie bezpośrednio poprzedzającym strajk powszechny i powstanie. Jednak tego rodzaju «spisek» nie ma nic wspólnego z pronunciamiento - jego zadania mają służebny charakter i polegają na zabezpieczeniu zwycięstwa proletariackiego powstania.
Dla rozwiązania z powodzeniem wszystkich tych zadań trzeba spełnienia trzech warunków: partii; znowu partii; jeszcze raz partii.
Jak ukształtują się stosunki różnych obecnych komunistycznych organizacji i grup, i jaki okaże się ich los w przyszłości, trudno o tym sądzić z boku. Wykaże to doświadczenie. Wielkie wydarzenia bezbłędnie sprawdzają idee, organizacje i ludzi. Jeśli kierownictwo Kominternu okaże się niezdolne do zaproponowania hiszpańskim robotnikom czegokolwiek, prócz błędnej polityki, komenderowania aparatu i rozłamu, to prawdziwa komunistyczna partia Hiszpanii ukształtuje się i zahartuje poza oficjalnymi ramami Komunistycznej Międzynarodówki. Tak czy inaczej, partia musi być stworzona. Musi być jednolita i scentralizowana.
Klasa robotnicza w żadnym razie nie może budować swej politycznej organizacji na bazie federacji. Partia komunistyczna - to nie pierwowzór przyszłego ustroju państwowego Hiszpanii, a stalowa dźwignia do obalenia istniejącego ustroju. Nie może być ona organizowana inaczej, jak na zasadach centralizmu demokratycznego.
Proletariacka junta stanie się ową szeroką areną, na której każda partia i każda grupa poddana zostanie próbie i sprawdzeniu na oczach szerokich mas. Hasło jednolitego frontu robotników będzie przez komunistów przeciwstawione praktyce koalicji socjalistów i części syndykalistów z burżuazją. Tylko jednolity rewolucyjny front uczyni proletariat zdolnym do pozyskania niezbędnego zaufania uciskanych mas wsi i miast. Powstanie jednolitego frontu możliwe jest tylko pod sztandarem komunizmu. Juncie potrzebna jest kierownicza partia. Bez twardego kierownictwa pozostałaby ona pustą organizacyjną formą i nieuchronnie popadłaby w zależność od burżuazji. Na hiszpańskich komunistów spadają więc ogromne historyczne zadania. Przodujący robotnicy wszystkich krajów będą żarliwie śledzić przebieg wielkiego rewolucyjnego dramatu, który dziś lub jutro wymagał będzie od nich nie tylko sympatii, ale i współdziałania. Bądźmy gotowi!
L. Trocki
24 stycznia 1931 roku. Prinkipo.