Anatol Łunaczarski, Studenci a kontrrewolucja

Anatol Łunaczarski

Studenci a kontrrewolucja



Artykuł napisany dla albumu, wydanego w bieżącym roku [1925] przez wydział kultury związków zawodowych w kilku językach na rzecz proletariackich studentów – A. Łunaczarski.

W rozwoju rewolucyjnym Europy, jeżeli pod rewolucją tą rozumieć w ogóle proces odnowy ustroju politycznego, gospodarczego i kulturalnego, studenci odegrali naturalnie rolą nie pozbawioną znaczenia.

Rolę tę tłumaczą dwie właściwości studenterii jako takiej.

Po pierwsze w ciągu całej prawie historii europejskiego uniwersytetu studenteria w ogromnej swojej większości należała do mieszczaństwa, a przeważnie do drobnomieszczaństwa. Dlatego ruch rewolucyjny mieszczaństwa przeciwko dwu stanom panującym (szlachcie i duchowieństwu) oraz ruch drobnomieszczaństwa o bardziej lub mniej radykalne formy rodzącego się świata burżuazyjnego odzwierciedla się w studenterii jako najmłodszej i skupionej w masie części określonej klasy.

Z drugiej strony uniwersytety zawsze stanowiły laboratorium do wytwarzania inteligencji, rozumiejąc pod tą ostatnią taką grupę ludzi, która obsługuje społeczeństwo, a w pierwszym rzędzie klasy rządzące, zaopatrując je w pracowników umysłowych, to znaczy ideologów i techników.

Ideologia i technika, po pierwsze, musiały się dostosowywać do ogólnego rozwoju ekonomicznego ludzkości i doić szybko odzwierciedlać zmiany zachodzące w gospodarce, a po drugie — mają one swoją wewnętrzną energię PO wujową. Człowiek wykształcony natrafia na szereg problemów i siara się je rozwiązać, często porządnie wyprzedzając swój wiek. Technik obraca się także wśród szeregu problemów, wynikających, z jednej strony, z niedoskonałości narzędzi i metod pracy, które zauważył, z drugiej zaś strony, możliwości ich udoskonalenia, które odkrył. Z tego punktu widzenia nauka i nauka stosowana same przez się zawierają pewne fermenty rewolucyjne. Ale tu trzeba się od razu zastrzec, że klasy wsteczne i umierające usiłują powstrzymać rozwój nauki, a często także techniki, i że uniwersytety Europy bynajmniej nie zawsze były ogniskami postępu, ale w tym samym stopniu były i palami, na których wznosił się konserwatywny gmach ogólnie przyjętego światopoglądu i układu życiowego, opromienionego autorytetem i podtrzymywanego siłą klas panujących.

Dlatego dość wcześnie zaczęła uniwersytety przecinać bruzda, oddzielająca prawicę od lewicy. Profesura w swojej ogromnej większości była zawsze nie elementem rozwoju, lecz reakcji. Średniowieczny uniwersytet w postaci swojego ciała profesorskiego już dawno utrwalił się w świadomości postępowej ludzkości, jej publicystyki i sztuki, jako gromada dość śmiesznych, wyprzedzonych przez życie pedantów, dość drapieżnych jednak, aby grać rolę szpiegów, cenzorów i nieśmiertelnych kostuchów, martwą ręką dławiących życie w interesach kościoła i państwa.

Oczywiście, nie sposób przy tym zaprzeczyć, że w średniowieczu i w epoce wczesnego Renesansu, a także i później zdarzały się wśród profesorów jednostki lub niewielkie grupy, nastrojone postępowo. I charakterystyczne, że skoro tylko przechodzimy od profesury do studenterii, dostrzegamy w większości wypadków, iż obraz zmienia się i większość przechodzi na stronę lewicy.

Dlaczego?

Dlatego, że profesura składała się z dobrze urządzonych urzędasów, którzy zasiedli, że tak powiem, w określonych gniazdach starego bytu, ludzi zarabiających, drżących o swoją sytuację społeczną, z umysłami mniej lub więcej tkniętymi przez sklerozę, co czyniło ich reprezentantami starego ducha, „który klepie komunały i łże za dwóch”.

Studenci natomiast z bytowego punktu widzenia byli ubogim bractwem, nie mającym w społeczeństwie nic do stracenia, przy tym niezwykle młodym i młodzieńczo zuchwałym. Studenci często ubóstwiali tych profesorów, którzy zostawali młodzi duszą i odzwierciedlali ruch społeczeństwa naprzód.

Kiedy scholastyczną naukę, to znaczy rzekomo naukową ideologię ówczesnego kościoła, stopniowo prześwietlał niszczący ją duch krytyki, masy studenckie wypełniały salę wykładową i gotowe były niekiedy z bronią w ręku bronić odpowiednich nauczycieli.

Jeżeli scholastyka stanowi najbardziej beznadziejną pseudonaukę, to geniusze krytyki, jacy rozwijali się w jej łonie, dotychczas jeszcze są wewnętrznie kongenialni najskrajniejszej i najpełniejszej rewolucji. Nuty czysto rewolucyjne w sensie krytyki religii wszelkiego średniowiecza, w sensie przeczucia wolności myśli i zbudowanej na doświadczeniu czystej nauki dźwięczą u Rogera Bacona, Ockhama, uderza siła umysłu, a często śmiałość ducha ludzi w rodzaju Eriugeny, Abelarda i im podobnych. Wszystko to byli pierwsi przewodnicy autentycznej myśli laickiej, z istoty swojej zabójczej dla starego ładu.

Ale na ten stary ład bardzo wcześnie zaczęły spadać ciosy i to zbrojne. Tłumaczyło się to konfliktem pomiędzy katolicyzmem a wyrosłym duchem narodowym, który zmuszał w pierwszym rzędzie burżuazję, a następnie tu d ówdzie również rządy lokalne do poparcia ruchu postępowego, jaki zgodnie z duchem czasu znajdował wyraz nie tyle w bezpośrednich programach politycznych, co w programach kulturalnych, gęsto zabarwionych religijnie.

Studenci, którzy stanowili zapalną i wrażliwą część tej burżuazji, oczywiście stawali pod sztandarami i Wyclifa, i Husa. Stanowiąc pokaźny element wśród, że tak powiem, oficerstwa wielkiego i groźnego ruchu taborytów i wpadając w bardziej lufo mniej gwałtowne herezje o wojowniczym charakterze, zaczęli się oni wydawać rządzącym siłą skrajnie niebezpieczną. Od średniowiecza aż do Ód rodzenia i dalej, o tyle o ile toczyła się walka nowego ładu mieszczańskiego przeciw feudalizmowi, studenci byli rewolucyjni w nieporównanie większej mierze niż profesura, znajdując przywódców wśród lewicy profesorskiej, ale przeistaczając się w realną siłę dopiero wówczas, gdy pod sztandarami ich wodzów gromadziły się zbrojne tłumy ludności miejskiej i wiejskiej.

W dziedzinie teologii i scholastyki toczono walkę o wyzwolenie burżuazji z okowów kościoła, a także zamaskowaną walkę czysto polityczną. Ale podstawę całego ruchu, to, co musiało doprowadzić do jego zwycięstwa, stanowiły przemiany ekonomiczne. Te przemiany ekonomiczne znajdowały odbicie ideologiczne przede wszystkim we własnościowym, gospodarskim indywidualizmie, w stopniowym cyzelowaniu prawa własności jako absolutnego, ruchomego, strzegącego ludzi pierwotnej akumulacji oraz ich spadkobierców, ograniczającego samowolę państwa i kościoła. Społeczeństwo średniowieczne powoli podnosiło się do ustroju burżuazyjnego i w tym samym kierunku ciążyła jego świadomość, znajdując jeszcze przed Odrodzeniem, a zwłaszcza w epoce Odrodzenia, mocne i żywe oparcie w tradycjach świata rzymskiego.

Uniwersytet, kształcąc legistów, znawców prawa rzymskiego, prowadził głęboko rewolucyjną działalność, oczywiście, burżuazyjno-rewolucyjną. Była to walka o wolność posiadania, o -rozsądne prawodawstwo handlowe, o prawidłową politykę ekonomiczną państwa i absolutyzm oświecony, opierający się o miasta i wyrażający w ostatecznym rachunku interesy kapitału handlowego i w słabym stopniu przemysłowego. Rola ta, oczywiście, na zewnątrz była mniej gwałtownie rewolucyjna, ale studenci, im bardziej zbliżała się epoka Odrodzenia, tym wyraźniej dostrzegali w prawie rzymskim i powstającym obok niego prawie naturalnym rzeczywiście rewolucyjną siłę.

Tu wstawała już jutrzenka tego kultu przyrody i rozumu jako równoznacznych, pod którego sztandarem przebiegała rewolucja burżuazyjna XVIII wieku.

W XVIII stuleciu inteligencja wystąpiła ze szczególną wyrazistością i jako reprezentantka burżuazji, i jako nosicielka ducha radykalno-rewolucyjnego. W salonach encyklopedystów bratali się ze sobą przedstawiciele postępowej wielkiej burżuazji i rycerze pióra. (Jako przykład i prawzór — wielki Helwecjusz i wielki Diderot). Oczywiście, cały ruch wolteriański i encyklopedyczny, wstrząsający posadami już na wpół obalonego feudalizmu, a przede wszystkim kościoła, był głęboko rewolucyjny, choć również głęboko burżuazyjny.

Ta wspaniała elita inteligencji, być może, nie trafiała na szczególny odzew wśród studentów, chociaż, co rozumie się samo przez się, zaczytywali oni w strzępy dzieła encyklopedystów. To dlatego, że Rewolucja Francuska, której sądzone było oglądać tak katastrofalny konflikt pomiędzy wielką a drobną burżuazją, już u zarania swojej ideologii płynęła dwoma łożyskami.

Wielkim przedstawicielem ideologii drobnomieszczaństwa, idącym nadzwyczaj daleko w swoim wzlocie ku ideałowi, jak później szedł także jego uczeń-praktyk Robespierre, był Rousseau. I wiemy, że nie tylko w samej Francji, ale i poza jej granicami, w Niemczech, Anglii i innych krajach, właśnie studenci (ci wszyscy jeszcze siedzący na szkolnych ławach Schillerowie, a za nimi Hölderlinowie, Hegle, Schellingowie) z zachwytem powitali Rousseau jako swego nauczyciela.

Studenci krajów, w których warunki ekonomiczne i polityczne umożliwiały gwałtowny ruch polityczny, brali w nim bezpośredni udział. W oddziałach marsylczyków i innych prowincjałów, maszerujących na odsiecz Paryża, na posiedzeniach paryskich sekcji i w tłumach zbrojnych w piki, występujących w decydujących dniach, było wielu, wielu ideologów, którymi tak gardził Napoleon i od których tak się odżegnywał August Comte. Ten ostatni oświadcza wprost, że drobni adwokaci, lekarze i dziennikarze — oto kto był geniuszem i niszczycielem Rewolucji Francuskiej. Była to młodzież, która dopiero co opuściła uniwersytety, albo po prostu młodzież uniwersytecka. I później, gdy po upadku władzy plebejuszy zjawił się we Francji światopogląd romantyczny, to chociaż miał on i swoją reakcyjną stronę (Chateaubriand), głównie jednakże dał wyraz desperackim próbom drobnomieszczaństwa, pragnącego kontynuować rewolucję i nadać idącej epoce burżuazyjnej charakter głęboko demokratyczny.

Studenci aż do lat pięćdziesiątych stanowili awangardę tej demokracji. Oczywiście, byli oni rozproszeni na dość szerokim froncie. Był też prąd, odzwierciedlający ówczesną „socjaldemokrację” z jej Ledru-Rollinem i jego gotowością do zawierania sojuszów z wielką burżuazją, były też gaduły-pięknoduchy, zapalające się do najrozmaitszych utopii, ale byli również tacy, którzy spiskowali, siedzieli w więzieniach i umierali na barykadach wraz z robotnikami, skupiając się wokół wielkich rewolucjonistów w rodzaju Blanqui’ego, Barbesa i im podobnych.

Inaczej to wyglądało w krajach, których życie krępowały nieprzezwyciężone przeszkody, nie obalone jeszcze przez strumień żywiołu ekonomicznego.

Już Heine genialnie zauważył, że Niemcy dokonały swojej rewolucji w dziedzinie teorii i marzenia. Studenteria epoki rewolucji oraz epoki, jaka nastąpiła po niej, wrzała i burzyła się, i obdarzyła świat filozofami i poetami wyjątkowej głębi. Jednakże żaden z nich nie zdołał się przebić do atmosfery wolności i bezpośredniej walki. Formułowali ją oni, zdumiewając to potęgą swojej ogromnej myśli (Kant, a zwłaszcza Hegel, Goethe i Schiller), to krańcowym radykalizmem swoich wniosków (Bauer, Strauss, Freiligrath i in.). Ale jednocześnie często padali oni i nie stawali się autentycznymi siłami bojowymi, uciekając bądź w wyższe regiony filozofii, bądź w królestwo czystej sztuki, bądź też w katolicki mistycyzm. Studenci przez cały czas towarzyszą temu ruchowi. Wyrywają się oni bardziej niż wszelki inny element, by przejawić te idee w żywym życiu. Ale w odróżnieniu od nowej studenterii francuskiej, uosobionej w słynnej postaci Delacroix w jego obrazie ,,Na barykadach”, w tej postaci młodego studenta z bronią w ręku, broniącego robotniczej barykady, studenteria Niemiec, stłamszonych przez Napoleona, posuwając się koślawym korytem patriotyzmu pod żółto-czarno-czerwoną flagą, dochodziła jedynie do entuzjastycznych zrywów wojny wyzwoleńczej i do wystrzału studenta Sanda.

W czterdziestym ósmym roku na szczególnie wysokim szczeblu znalazła się studenteria włoska, ‘której wypadło walczyć jednocześnie z zaborcami austriackimi, z własnymi rządami i z kościołem, którego zwierzchnik uciskał Włochy bardziej niż jakikolwiek inny kraj. I ma rację Boulton King, kiedy mówi, że awangardę rewolucji we Włoszech stanowiło jej jedenaście tysięcy studentów.

Ale oto burżuazją zwyciężyła. W latach pięćdziesiątych jest już jasne, że została ona bardziej lub mniej panem sytuacji we wszystkich krajach, ale jasne jest także iż w ślad za nią narasta nowa nie błękitna i nie narodowo różnokolorowa, lecz całkowicie czerwona fala rewolucji. I studenci stopniowo zaczynają porzucać rewolucyjne sztandary i politycznie płowieją. Uniwersytety, wypełniając się bezpośrednio drobnomieszczaństwem, a im dalej, tym więcej synkami wielkiej burżuazji, nie tylko w postaci swojej profesury, ale i w postaci studentów stają się najpierw obojętne i apolityczne, a następnie złośliwie reakcyjne. Studenteria jeszcze i teraz gotowa jest do poważnej politycznej reakcji, wyodrębniając grupy ludzi młodych i z tytułu tej młodości odważnych, silnych fizycznie i zwartych w masę, teraz jednak stanowią oni już nie awangardę rewolucji, lecz kontrrewolucji. Typowym ich sztandarem jest sztandar faszyzmu.

W zwycięskich krajach faszyzm zagarnia prawie wszystkich aktywnie myślących studentów, pozostawiając na uboczu jedynie politycznych hultajów i wąziuteńkie pasemko skrajnej lewicy. W krajach zwyciężonych szaleje nacjonalizm. Tam wrogiem studenta, który ma się w przyszłości przeistoczyć ze studenckiej poczwarki w burżuazyjnego admirała, jest nie tylko proletariusz, lecz i wróg narodowy, a także „gudłaj”. Tam wśród studentów kwitnie w najohydniejszej formie szowinizm i antysemityzm, a profesura, oczywiście, jeszcze głębiej grzęźnie w podobnych uniwersyteckich zabobonach niż młodzież. Różnica jest tylko ta, że profesorowie sławią faszyzm we wszelkich jego odmianach z katedr, argumentują go i fałszują dla niego naukę aż do przyrodoznawstwa włącznie, studenteria zaś gotowa jest pałką miażdżyć żebra robotnikowi, a w razie potrzeby chwycić za karabin.

Rzućmy teraz okiem na stosunki pomiędzy studentami a rewolucją w Rosji. Skład studenterii rosyjskiej był zawsze dość demokratyczny. Do tego w zaraniu „młodości górnej i chmurnej” uniwersytetów rosyjskich również i sama szlachta przeżywała w najlepszej swej części (gorsza przeważnie szła do wojska) nastrój skruchy z powodu pańszczyzny, przez który to nastrój przebijał protest wszystkich żywych sił kraju przeciw samowładczej martwicy.

Początkowo zabarwiony saint-simonizmem i heglizmem, odzwierciedlając w zasadzie falę Wielkiej Rewolucji Francuskiej, ale złagodzony przez mgliste marzenie (Stankiewicz i otaczająca go młodzież), nastrój ten ustępował miejsca bardziej lub mniej trzeźwemu rewolucyjnemu stosunkowi do rzeczywistości. Proces ten przebiegał niekiedy pod kierownictwem genialnych wychodźców ze szlachty (Hercem), przeważnie jednak pierwszymi przywódcami, jacy w niedalekiej przyszłości mieli odegrać olbrzymią rolę, byli przedstawiciele fali raznoczyńców (Bieliński).

Od chwili pojawienia się raznoczyńców na powierzchni rosyjskiego życia kulturalnego studenteria stała się głównym bohaterem, głównym nosicielem idei rewolucyjnej. Spośród niej rekrutowały się partie rewolucyjne, spośród niej wyłaniali się teoretycy i artyści narodnictwa. Ona stanowiła główną i nieskończenie chłonną publiczność, bazę swoistego i jeszcze dotychczas niedocenionego, albo ściślej — czasowo odcenionego, rozkwitu rewolucyjnego i kulturalnego w Rosji, który wiąże się z imionami Ławrowa i Czernyszewskiego, Żelabowa i Michajłowa, Pierowa, Riepina, Musorgskiego, Stasowa itd., albowiem był to zaiste potężny łańcuch głęboko narodowej, głęboko ludowej i odważnej, prawdziwie ‘rewolucyjnej kultury. I prawie wszystko, czym bogaty był późniejszy okres życia rosyjskiego: socjaldemokracja ze swoimi wodzami (Plechanow), muzyka ze swoimi najwybitniejszymi przedstawicielami (Rimski-Korsakow), malarstwo z największymi mistrzami tej i następnej epoki (Surikow), nawet nauka ze swoimi Miecznikowami i Timiriaziewami — wszystko to stanowiło odnogi tego łańcucha.

Wyższe uczelnie, osobliwie Uniwersytet Moskiewski o wcale liberalnej profesurze, miały rewolucyjną studenterię. I święcony przez nas niedawno jubileusz manifestacji na Placu Kazańskim, pierwszej wielkiej neorewolucyjnej manifestacji ludowej, był przede wszystkim jubileuszem studentów.

W latach wczesnego kształtowania się marksizmu, tego nowego ruchu tak brzemiennego w skutki na skalę światową, przez pewien czas rekrutował on swych adeptów prawie w równej mierze spośród robotników i studentów.

Lata dziewięćdziesiąte ze swoim nowym zapaleni, po szarych osiemdziesiątych, toczyły się już wyraźnie dwoma łożyskami. Silny, nawet dominujący wpływ na naukę, sztukę i w ogóle życie kulturalne zaczęła wywierać rosnąca burżuazja d zespalające się z nią wierzchołki inteligencji. Skład studenterii uległ zmianie. Zwłaszcza na wyższych uczelniach technicznych, ale również i na uniwersytetach zjawiła się gęsta fala burżuazyjnych synalków lub konformistów, pragnących tylko jednego — zajęcia sytego i wygodnego miejsca w strzeżonym przez carski bagnet ukształtowanym burżuazyjnym społeczeństwie. Liberalna studenteria pozostała w centrum, na lewo znajdowały się liczne grupy wątpliwych socjalistów, coraz węższy zaś i węższy stawał się strumyczek autentycznych socjalistów.

Zaczęto wyrzekać się lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. A przecież nie marksistom, przyszłym komunistom, wypadało bronić tej wartościowej epoki, tej świętości studentów, skoro trzeba było wypracowywać własny światopogląd dla tych samych i jeszcze szerszych celów rewolucyjnych, na nowo, a częściowo w kontrowersji ze starym narodnictwem. Nadeszła wreszcie prawdziwa rewolucja jako rezultat drugiego robotniczego prądu powszechnego życia. Czy studenteria okazała się rewolucyjna? Samowładztwo do tego stopnia wyczerpało się, wojna tak wyraźnie obnażyła jego wrzody, że całe społeczeństwo, a w tej liczbie i studenci, stanęło po stronie Rewolucji Liliowej. Kiedy jednak wybiła godzina pierwszej w dziejach świata wielkiej rewolucji proletariackiej, studenteria w całości odskoczyła w bok. I trzeba powiedzieć, że studenci i junkrzy stworzyli faszyzm w Rosji najwcześniej ze wszystkich. I charakterystyczne było, że w tym czasie, gdy Aleksiejew żegnając się znakiem krzyża albo Korniłow ze swoim rozpasanym patriotyzmem, albo Denikin ze swoim czarnoseciństwem, ozdobionym różowym lampasem itd. gromili rewolucję w imię restauracji caratu, junkrzy (eserowcy i esdecy), studenci (eserowcy i esdecy) z jednakową wściekłością walczyli z bronią w ręku przeciwko robotnikom i chłopom.

Dział wód przeszedł znacznie bardziej na lewo. Można powiedzieć, że tylko jednostki spośród studentów (a tym bardziej profesury) znalazły się po tej stronie barykady.

Zdając sobie sprawę z ogromnego znaczenia wysoko wykwalifikowanej inteligencji, władza radziecka ceremoniowała się z uniwersytetami, chroniła i nadal chroni siły naukowe. Z najwyższą cierpliwością znosiła jawną i często wprost kontrrewolucyjną opozycję studentów, ale jednocześnie wysunęła hasło stworzenia za wszelką cenę nowej studenterii, zdobycia wyższej uczelni dla proletariuszy i chłopów.

Z początku nikła, nieśmiała kulturalnie mniejszość na rabfakach [1], studenteria ta ostatnio niemal nieoczekiwanie zalała całe młodsze lata wyższych uczelni. I to są nie tylko studenci o pochodzeniu robotniczym i chłopskim, ale w ogromnej większości ludzie, mimo swych młodych lat, o olbrzymim i ciężkim doświadczeniu. To młodzież, która od wczesnych lat walczyła w szeregach Armii Czerwonej, z piersią pokrytą ranami i orderami Czerwonego Sztandaru, to młodzież w mgnieniu oka wbija w rozoraną i do zgubnej anarchii rozgrzebaną ziemię pale nowej władzy, młodzież, która, przerzucając się z frontu na front, z jednego krańca gigantycznej republiki na drugi, nauczyła się życia w ciężkiej i chlubnej walce. To ją zahartowało, to ją przygotowało życiowo. I wiosna rewolucji proletariackiej, zbiegając się z wiosną ich młodości, jakimś ognistym chmielem zapala w nich krew. Nigdy, być może, stare mury uniwersytetów nie widziały młodzieży tak ubogiej, a tak bogatej duchem, tak pełnej wesołego entuzjazmu i tak głęboko, nawet tragicznie poważnej. Gdyby mury Uniwersytetu Moskiewskiego posiadały nerwy, zaczęłyby one radośnie wibrować, znowu czując w swoich ramionach prawdziwą młodość ludzkości. I nie zważając na niezmiernie ciężkie warunki życia, które dopiero ostatnio dzięki krokom przedsiębranym przez rząd zaczęły się polepszać, mamy tu nieogarniony rozsadnik sił przyszłości.

Tak, w Europie Zachodniej bardziej lub mniej konserwatywne, bardziej lub mniej liberalne rządy mogą powiedzieć z dumą, że mają oparcie w swoich studentach, ale to samo możemy powiedzieć i my. Nie grzejemy już na piersi, jak to było przedtem, czarnosecinno-eserowskiej żmii, lecz wychowujemy swych prawdziwych synów, kontynuatorów naszego dzieła, w nieporównanie większym stopniu od każdego faszysty gotowych umrzeć za swój sztandar. I w walce, która nas czeka, nie będzie już chodziło o stosunki pomiędzy studentami a proletariatem, lecz o dwie całkiem różne studenterie, z których jedna politycznie umarła i zmartwychwstaje obecnie jako reakcyjny wampir, a druga stanowi inteligencję świata przyszłości.

I fala toczy się dalej na Wschód, który wkracza na sale wykładowe Uniwersytetu Narodów Wschodnich — Tatarów, Buriatów, Persów, Hindusów, Chińczyków — przeistaczających się tu w misjonarzy nowej wielkiej ewangelii…

[1925]

PRZYPISY

[1] Rabfaki były specyficznym rodzajem szkół kształcących młodzież robotniczą i chłopską w zakresie szkoły średniej i przygotowujących ją do nauki w szkole wyższej. – Red.






Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anatolij Łunaczarski, Zadania oświaty pozaszkolnej w Rosji Radzieckiej
Anatol Łunaczarski – Sztuka jako zjawisko społeczne (1924 rok)
Anatol Łunaczarski – Rewolucja i sztuka (1920 1924 rok)
Anatol Łunaczarski – Marksizm a literatura (1923 rok)
Anatol Łunaczarski, O wychowaniu społecznym
Anatol Łunaczarski – Metoda materializmu dialektycznego w historii literatury (1933 rok)
12 Anatol Łunaczarski – Socjalizm i sztuka
2010 ZMP studenci
PRACE DYPLOMOWE (metodologia) v dla Studenta
CUN cz II 23 06 07 komentarz dla studentów
gruźlica dla studentów2
Prezentacja 2 analiza akcji zadania dla studentow
Szkolenie BHP Nowa studenci
Student Geneza
Kosci, kregoslup 28[1][1][1] 10 06 dla studentow
NT studenci 2009
higiena dla studentów 2011 dr I Kosinska
niedokrwistości 2 dla studentów 2007
Studenci biegunka przewlekła'

więcej podobnych podstron