Data publikacji: 2015-01-20 08:00
Data aktualizacji: 2015-01-20 09:39:00
Jan Brykczynski/FORUM
Gdy powstawało państwo Izrael, zarówno promotorzy tego pomysłu, jak i osiedlający się w Palestynie Żydzi doskonale zdawali sobie sprawę, że utrzymać taki twór nie będzie łatwo. W ciągu swego siedemdziesięcioletniego istnienia państwo żydowskie stoczyło kilka wojen i nadal broni się przed arabską agresją, targane dodatkowo wewnętrznymi konfliktami. Na domiar złego w pobliżu jego granic powstało stworzone przez fanatyków Państwo Islamskie. Nawet w USA otwarcie mówi się już, że Izrael może wkrótce przestać istnieć. Ale co dalej? Co taki scenariusz oznacza dla jego mieszkańców? Jakie konsekwencje może to mieć dla Polski?
Za dziesięć lat nie będzie Izraela – kto i kiedy wypowiedział te słowa? Czyżby jakiś zabłąkany w ponorymberskich Niemczech niedobitek ekipy Adolfa Hitlera? A może uważał tak któryś ze stalinowskich prokuratorów u progu lat pięćdziesiątych? Nic bardziej mylnego. Słowa te padły w roku 2012 z ust Henry’ego Kissingera, prawdziwego guru amerykańskiej dyplomacji, byłego sekretarza stanu USA, współpracownika dwóch prezydentów, a co najważniejsze z punktu widzenia postawionej przezeń tezy – Żyda, którego trudno posądzać o niechęć do kraju osiedlenia ponad ośmiu milionów jego rodaków.
Wypowiedź Kissingera wywołała spore zamieszanie w Stanach Zjednoczonych oraz oczywiście w Izraelu. Media nad Wisłą nie uznały tego tematu za interesujący. Zapewne w imię politycznej poprawności zakazującej w ogóle używać słowa „Żyd” i pisać o Izraelu. Nikt z polskich dziennikarzy nie analizuje, co mogłoby się stać z ludźmi zamieszkującymi dzisiejszy Izrael, gdyby apokaliptyczna dla nich wizja nestora amerykańskiej dyplomacji się ziściła.
Dokąd wówczas wyemigrowaliby potomkowie wiecznych tułaczy?
Rozkwit stosunków polsko‑izraelskich
Udział w wyścigu o względy Żydów oraz przywódców Izraela od lat biorą politycy z Polski. Jest to mile widziane w Europie, a jeszcze przyjemniej odbierane przez największe polskojęzyczne media. Prezydent Lech Kaczyński mówił nawet, że w całej Europie Izrael nie ma większego przyjaciela niż III RP.
Na dwa miesiące przed śmiercią prezydenta Kaczyńskiego w Jerozolimie odbyło się wspólne posiedzenie polskiego i izraelskiego rządu. Zgoda polskiego premiera i ministrów na przyjazd do Jerozolimy, a nie do Tel‑Awiwu, była nie tylko wyrazem ciepłych stosunków, ale i jasnym opowiedzeniem się Warszawy po stronie izraelskiej w konflikcie tego państwa z Palestyną (ONZ nie uznaje wszak Jerozolimy za stolicę żydowskiego państwa).
Jesteśmy przez Izrael postrzegani jako autentycznie życzliwi, gotowi do współdziałania w walce z terroryzmem, szowinizmem, ksenofobią; w walce z fundamentalistami islamskimi w regionie Bliskiego Wschodu, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, jak duża była i jest nasza aktywność w stosunku do naszego potencjału, na przykład, w przypadku Iraku czy Afganistanu – mówił wówczas nestor pookrągłostołowej dyplomacji, Władysław Bartoszewski.
Wspólne posiedzenie obu rządów nie było jedynym nadzwyczajnym wydarzeniem w stosunkach polsko‑izraelskich. W styczniu 2014 roku liczna delegacja członków izraelskiego parlamentu – Knesetu – odbyła sesję zagraniczną w Polsce. Na miejsce zgromadzenia izraelskich posłów w 69. rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz‑Birkenau wybrano Kraków, nie wyjaśniając przy tym, dlaczego z tak szczególnymi obchodami nie poczekano na okrągłą rocznicę przegnania Niemców z Oświęcimia. Tuż przed posiedzeniem natomiast padła obietnica podpisania wspólnej deklaracji wzywającej do zaprzestania używania przez media oszczerczej zbitki: polskie obozy zagłady – ostatecznie jednak żaden z żydowskich posłów takiego dokumentu nie widział na oczy, a już tym bardziej nie podpisywał.
Polska schronieniem przed francuskimi antysemitami?
Organizator przyjazdu izraelskich parlamentarzystów do Krakowa, Johny Daniels, szefujący jednej z licznych fundacji kultywujących PAMIĘĆ o holokauście, wyznał, że obawia się narastających w Europie tendencji antysemickich. Z cytowanych przezeń badań PewResearch Center wynika, że ponad dwie trzecie Żydów żyjących w Belgii, Francji, Niemczech, na Węgrzech, we Włoszech, na Łotwie, w Szwecji i w Wielkiej Brytanii uważa, iż antysemityzm jest w tych krajach bardzo poważnym problemem. We Francji odpowiedzi takiej udzieliło ponad 90 procent ankietowanych! Z sondażu dowiadujemy się również, że niemal połowa Żydów mieszkających w niektórych krajach europejskich chciałaby się przeprowadzić w inne miejsce!
Przytoczone dane nie dotyczą Polski – w naszym kraju takich badań nie przeprowadzono. Jeden z wpływowych członków żydowskiej diaspory w USA, Severyn Ashkenazy, postanowił ujawnić swój (?) pomysł na przyszłość europejskich rodaków, publikując z końcem września bieżącego roku w dzienniku „Polska The Times” tekst pod wszystko mówiącym tytułem: Polska – żydowska ziemia obiecana. Czy znów powinniśmy zamieszkać razem? Biznesmen ów, wywodzący się z rodziny zamieszkującej przedwojenną Polskę, opisałnarastającą w Europie od wielu lat nienawiść do Żydów, by stwierdzić, że ponowny exodus Żydów z Europy Zachodniej nie jest czymś nie do pomyślenia, i zapytać wprost: Jeśli wszyscy Żydzi znów będą musieli opuścić zachodnią Europę, to w którą stronę powinni się udać? I gdzie natrafią na najbardziej gościnne przyjęcie?
Zwróćmy uwagę, że Ashkenazy nie zakłada możliwości wyjazdu zachodnioeuropejskich Żydów do Izraela. Czyżby wierzył w „proroctwa” Kissingera? O państwie tym pisze jedynie, że jest przeludnione i pozostaje w stanie nieustannej wojny. Sam Ashkenazy mieszka w USA, dlaczego więc nie miałby zachęcać swych zagrożonych rodaków do wyjazdu za ocean? Otóż przewiduje on, że na to nie zgodzi się rozrastająca się szybko społeczność muzułmańska Stanów Zjednoczonych. Żydom pozostaje więc tylko Polska.
Ashkenazy przywołał dobre wspomnienia wielowiekowej koegzystencji polsko‑żydowskiej na naszych ziemiach, wyrażając przy tym nadzieję, że mogłaby się ona powtórzyć. Wyliczył też szereg korzyści, które miałaby odnieść Polska dzięki masowym przenosinom Żydów, którzy przynieśliby ze sobą doświadczenie w nauczaniu na najwyższym poziomie akademickim (…) ich wiedza ekonomiczna, w dziedzinie handlu międzynarodowego i w ogólności biznesu mogłaby zmienić Warszawę w główne centrum obrotu finansowego w Europie (…) liczniejsza obecność Żydów w Polsce również dzisiaj zaowocowałaby budową szpitali, szkół, uniwersytetów czy muzeów.
Co więcej, według Ashkenazy’ego samo słowo „Polska” może pochodzić od hebrajskich słów po lin, oznaczających tu zamieszkaj (sic!).
Mimo takiej ilości zawartych w tekście informacji, jak również usilnej promocji projektu, którego ewentualna realizacja znacznie odmieniłaby Polskę, tekst biznesmena z USA pozostał bez echa w polskich mediach.
Ucieczka do ziemi przeklętej?
Czy wizja Ashkenazy’ego wydaje się prawdopodobna? Wszak jeszcze nie tak dawno były ambasador Izraela w Polsce, Szewach Weiss utrzymywał, że wśród wielu Żydów Polska nie cieszy się dobrą opinią. Na polskich ziemiach zamordowano ponad cztery miliony Żydów. Dla narodu żydowskiego Polska stała się ziemią przeklętą. Wpływowy dyplomata ubolewał przy tym, że Polska przez wiele dziesięcioleci nie zrobiła nic, by ten stan rzeczy zmienić.
Postronny obserwator mógłby się do ostatniej tezy Weissa przychylić. Przecież w mediach bardzo niewiele mówi się o wspomnianych wyjątkowych stosunkach Polski z Izraelem, a jedyne przykłady stosunków polsko‑żydowskich dających się zauważyć gołym okiem ucieleśniają się w postaci uzbrojonych po zęby żołnierzy asystujących wycieczkom izraelskiej młodzieży po miastach południowej Polski. Czy jednak Polska i niektórzy jej obywatele nie przygotowują się (a jednocześnie nas) na ewentualność zarysowaną przez Kissingera lub przez Ashkenazy’ego? Albo na sytuację, w której spełnią się scenariusze kreślone przez obu panów?
Nowi obywatele, nowe emerytury
W marcu ubiegłego roku internetowy tygodnik „Nowa Konfederacja” podał zaskakującą informację – mieszkańcy Izraela coraz częściej występują o polskie obywatelstwo. W roku 2013 złożono takich wniosków blisko trzy tysiące – niemal sześć razy więcej niż dziesięć lat wcześniej. Co więcej, od roku 2004 polski konsul w Izraelu nie odrzucił żadnego z ponad dwunastu tysięcy żydowskich wniosków o paszport. Publicysta „Nowej Konfederacji” Gabriel Kayzer podkreślił, że miażdżąca większość nowych obywateli nie ma o Polsce bladego pojęcia. W kolejkach do polskiego konsulatu w Tel Awiwie zaledwie jedna na dwadzieścia osób mówi w języku polskim. Dochodzi nawet do tego, że niektóre z nich nie wiedzą nawet, gdzie Polska leży!
Być może narastająca liczba chętnych do zamieszkania nad Wisłą powinna cieszyć, nie sposób jednak wyżej wspomnianych informacji nie skontrastować z absurdalnymi obostrzeniami, z jakimi spotykają się chcący wrócić do Ojczyzny Polacy ze wschodu! Konsulaty w Kazachstanie, na przykład, masowo odrzucają wnioski o repatriację, ponieważ ubiegający się o przyjazd do Polski nie wykazali polskiego pochodzenia. Jak weryfikuje się polskość? Na przykład, pytając, kiedy wypada tłusty czwartek albo z czego robi się bigos. Kto nie odpowie na te i podobne pytania, może zostać odprawiony z kwitkiem.
Przyznawanie Żydom paszportów bez mrugnięcia okiem to niejedyna praktyka ocieplania stosunków polsko‑izraelskich. Izraelski dziennik internetowy „The Times of Israel” podał w czerwcu kolejne zaskakujące informacje, które umknęły polskim żurnalistom. Oto polski rząd znowelizował prawo, które pozwoli ponad pięćdziesięciu tysiącom Żydów – oraz ich małżonkom, a nawet dzieciom mieszkającym poza naszym krajem – POBIERAĆ emerytury z tytułu szkód doznanych ze strony nazistów i bolszewików na ziemiach polskich w czasie drugiej wojny światowej i okresu stalinowskiego. To nie żart! Będziemy płacić odszkodowania za holokaust i sowiecką okupację! I to obywatelom innego państwa. Informacje te potwierdził specjalny wysłannik ds. stosunków z diasporą żydowską w polskim MSZ, Sebastian Rejak. Polski rząd zamierza oddać sprawiedliwość tym, którzy cierpieli w czasie wojny – tłumaczył urzędnik, dodając przy tym, że Polska na pewno ma szczególną sympatię dla ocalałych z holokaustu. Ofiary żydowskie należy potraktować ze szczególną uwagą. To jest oczywiste. To kwestia wrażliwości.
Nie tylko rząd
O ile ocieplenie stosunków polsko‑żydowskich leży rzeczywiście w gestii rządu, o tyle przyzwyczajanie Polaków do myśli o ewentualnym przybyciu nowych współobywateli, nie leży już w granicach kompetencji państwa. Od tego są organizacje pozarządowe i różnej maści artyści, dzięki działaniom których można badać ewentualne reakcje Polaków.
Tak więc, już w roku 2008 powstał film izraelskiej reżyserki Yael Bartana, w którym główną rolę grał… lewicowy aktywista Sławomir Sierakowski. Odgrywany przezeń bohater przemawiał do pustych trybun na Stadionie Dziesięciolecia, wzywając trzy miliony Żydów do powrotu do Polski. Tłumaczono, że to jedynie intelektualna i artystyczna prowokacja. W ciągu kolejnych dwóch lat powstały jeszcze dwa krótkie filmy o tej samej tematyce. Po premierze ostatniego przedstawiciele polskiego „sektora kultury” wysłali reżyserkę na Międzynarodowe Biennale Sztuki w Wenecji. Jako reprezentantkę Polski.
W roku 2012 Bartana poszła o krok dalej, organizując kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce, w którym to spotkaniu uczestniczyć mieli lewicowi intelektualiści z całego świata. Żeby było zabawniej, kongres postulujący powrót trzech milionów Żydów do Polski odbył się w… Berlinie. Wcześniej zaś na internetowych stronach finansowanych z publicznych pieniędzy opublikowano Manifest Ruchu OdrodzeniaŻydowskiego w Polsce, w którym padło stwierdzenie, iż my, Polacy, z jedną religią nie umiemy słuchać, z jednym kolorem nie potrafimy widzieć, z jedną kulturą nie potrafimy czuć. W Polsce powstał również ruch społeczny o nazwie Tęsknię za Tobą Żydzie. Na specjalnym portalu mieszkańcy kilkudziesięciu miejscowości między Odrą a Bugiem składają wyznania świadczące o wielkiej potrzebie przybycia Żydów do naszych miast.
Szewach Weiss poproszony o komentarz w sprawie powstania ruchu powiedział: Obiektywnie mówiąc, to jest fantazja. Co nie wyklucza faktu, że motywacja do tej fantazji może być pozytywna. Do inicjatywy odniósł się również wspomniany już Severyn Ashkenazy: Przemawia do mnie metafora kończyny fantomowej, przywoływana przez polskich intelektualistów i dziennikarzy. Niegdyś prężną, a dziś niemal wygasłą społeczność żydowską porównują oni do amputowanej kończyny, której już nie ma, ale pozbawiony jej człowiek ciągle ma w niej czucie.
Wiele wskazuje więc na to, że żyjemy w przededniu sporych zmian. Tylko dlaczego o tym wszystkim nie słyszymy w telewizji czy radiu; dlaczego nie możemy o tym przeczytać w najbardziej nawet niepokornych tygodnikach?