150 London Cait Może tak, może nie


Może tak, może nie


ROZDZIAŁ PIERWSZY

- O, Rogalik - wymamrotała pod nosem Melania, widząc w drzwiach zwalistą sylwetkę Bitty'ego. Znała go właśnie pod tym pseudonimem. Tuż za nim wszedł wysoki i szczupły Sloan Raventhrall - człowiek, z którym rywalizowała, udzielając porad finansowych w firmie Standarts Elitę. Itty Bitty leniwie żuł cygaro. Wyglądał przy tym jak rekin wypatrujący ofiary. Sloan z namysłem kiwał głową, jak zwykle w czasie poniedziałkowych spotkań. Pierwszy miał na sobie krzykliwą, kanarkową marynarkę i czarne spodnie, a Sloan... Sloan był dżentelmenem w każdym calu. Nosił tylko najlepsze, chociaż czasami nieco wymięte, garnitury w stonowanych barwach i zawsze starał się gładko zaczesywać falujące włosy. Pod spojrzeniem jego ciemnych oczu topniały niewieście serca. Sloan był niewątpliwie kimś wyjątkowym. W Kansas City od paru godzin siąpił wrześniowy deszcz. Melania nie miała nic do roboty i dlatego ta pogoda sprzyjała jej rozmyślaniom na temat Sloana. Jakiś czas temu złapała się na tym, że zaczyna powtarzać jego gesty. Na przykład, kiedy szukała rozwiązania jakiegoś problemu, zaciskała szczęki w typowo męski sposób.

Musi zacząć uważać. Będzie to tym trudniejsze, że Sloan to prawdziwy geniusz finansów. Znacznie lepiej czuje się na giełdzie niż w czystym, wysprzątanym

biurze. Traktuje wszystko z żywiołową pasją, którą potrafił zarazić całe otoczenie. Zwłaszcza kobiety.

Melania skrzywiła się na tę myśl. Kobiety rzeczywiście lgnęły do Sloana, a on wcale nie starał się ich odstraszyć. Co prawda, większość stanowiły klientki, które traktował z pewną rezerwą, ale Melania i tak uważała, że mógłby j ą jeszcze zwiększyć. Uśmiechnęła się z pogardą, przypomniawszy sobie ostatnią „zdobycz" Sloana, fertyczną brunetkę imieniem Lola, która myślała, że na giełdzie nowojorskiej handluje się bydłem!

Obaj mężczyźni rozmawiali o czymś cicho. Sloan uśmiechnął się do Melanii zdawkowo, jakby była pierwszą lepszą klientką, a Itty spojrzał na nią podejrzliwie. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że jest niemal zupełnie pozbawiony szyi. Aż drgnęła, czując na sobie spojrzenie wyłupiastych oczu byłego więźnia.

Mimo to oddałaby wszystkich swoich klientów, byle tylko móc rozporządzać kontem Itty'ego!

Sloan zaprosił Rogalika do swojego biura. Otworzył drzwi i przepuścił go przodem, sam jednak pozostał w pokoju Melanii. Nie przeszkadzało mu to, że znajduje się w tej chwili w biurze z oficjalną wywieszką ,,M. S. Inganforde - doradztwo finansowe". Czuł się tutaj jak u siebie w domu. Mógł przecież równie dobrze skorzystać z drugiego wejścia, od strony korytarza. Dziewczyna już parę razy prosiła zarząd firmy o zlikwidowanie przejścia między ich pokojami, ale Sloan za każdym razem zgłaszał sprzeciw.

Nagły dzwonek interkomu wyrwał Melanię z tych rozmyślań. Nacisnęła odpowiedni guzik i spojrzała na głośnik. Który z kolegów mógł ją teraz niepokoić?

Melania gorączkowo szukała jakiejś wymówki. Pragnęła zyskać trochę czasu, żeby przygotować się do tego spotkania.

Ołówek, który przed chwilą zaczęła obgryzać, wypadł jej z ręki i potoczył się po podłodze. Melania milczała przez dłuższą chwilę.

W radiu nadawano właśnie sprawozdanie sportowe z meczu Cardinalsów z St. Louis. Itty wydał głośny okrzyk, kiedy okazało się, że piłka dotknęła ziemi. Jego ulubiona drużyna znowu zarobiła punkty.

Wciągnęła głęboko powietrze i poprawiła włosy. Następnie wstała i zaczęła przyglądać się swojej garderobie. Odniosła wrażenie, że wszystko jest w porządku. Granatowy kostium szczelnie okrywał jej ciało, a specjalnie uszyty biustonosz sprawiał, że piersi wydawały się mniejsze. Jednak strój nie mógł całkowicie zatuszować jej bujnych, odziedziczonych po matce kształtów, zaś obcasy, niestety, nie przydawały jej tyle wzrostu, ile by chciała. Spróbowała jeszcze wspiąć się na palce, ale omal nie połamała nóg. W końcu wygładziła tylko poduszki na ramionach i zdecydowała, że może już iść. Nawet wymuskana elegancja Sloana wyda się zgrzebna przy jej stroju. Zwłaszcza że prezentował się ostatnio znacznie gorzej niż zwykle.

Nagle uderzyła ją pewna myśl. Akta! Przecież nie sprawdziła jeszcze papierów Mogul Enterprises!

Rzuciła się w stronę biurka i otworzyła dolną szufladę. Rzadko przeglądała te papiery. Jej klienci woleli bezpieczniejsze inwestycje. Mimo to Melania pamiętała wszystkie szczegóły dotyczące tej firmy. Już po chwili stała przed drzwiami do pokoju Sloana. Zegar pokazywał, że

zostały jej jeszcze dwie minuty. Zamknęła oczy, chcąc się przygotować na widok Sloana i jego wielkiego biura. Denerwowałją zwłaszcza portret Van Gogha z napisem: „Szkoda, że nie inwestował ze Standards Elitę". Osobiście uważała, że to kiepski żart. Ale teraz będzie ją drażnić znacznie więcej rzeczy. Przede wszystkim sam wielki Itty z nieodłączną popielniczką, którą podobno zrobił sobie w więzieniu. No i oczywiście - Sloan. Arogancki Sloan, który zawsze i wszędzie przyprawiał ją o nagłe ataki szału. Zapukała. Wewnątrz rozległo się głośne „wlazł!". Melania skrzywiła się z niesmakiem, ale jednak weszła do środka. Żaden z mężczyzn nawet na nią nie spojrzał.

Odsunęła wydruki z faksu i położyła akta na brzegu biurka. Sloan i Itty siedzieli w samych koszulach, pochyleni nad poranną gazetą bankową. Zmięte marynarki poniewierały się na niewielkiej kanapie. Ani jednemu, ani drugiemu nie wpadło do głowy, żeby je powiesić. W pokoju było aż szaro od dymu. Dziewczyna zakasłała. Itty podniósł znad gazety swoje przekrwione oczy.

Melania przysiadła na brzegu kanapki, chociaż nikt jej o to nie prosił. Przez chwilę milczała, starając się opanować drżenie kolan. Od dawna miała chrapkę na akcje Mogul Enterprises, ale jeszcze bardziej pragnęła współpracować ze Sloanem.

Itty poruszył się niespokojnie. Chyba słyszał o tym po raz pierwszy.

Melania podniosła do góry filigranową dłoń.

Rogalik uspokoił się trochę. Zdusił w popielniczce wypalone do połowy cygaro i sięgnął po następne. Również Sloan, który zazwyczaj nie palił, wyjął papierosa. Wyglądał przy tym na trochę zaniepokojonego rewelacjami koleżanki.

Itty zachichotał. Znał słabostki Sloana i wiedział, że Melania dobrze trafiła.

Melania pokręciła głową. W tej chwili widziała tylko Sloana i tylko z nim chciała rozmawiać. Nie zauważyła więc, że Rogalik wstał zza biurka i podszedł

do niej.

zwyciężyło w niej zawodowe podejście do klienta i uśmiechnęła się promiennie. Ten grymas nie umknął jednak uwagi Sloana.

Kiedyś, z pomocą pewnej zadurzonej w nim sekretarki, udało mu się włamać do pamięci głównego komputera. Interesowały go dane dotyczące osób pracujących w Standard. W zasadzie nie znalazł nic ciekawego. Zaskoczyła go jedynie wiadomość, że Melania była pięć lat mężatką, a następnie się rozwiodła. Czy ktoś spodziewałby się czegoś takiego po tej pannie Niedotykalskiej?! Sloan lubił się z nią drażnić. Jednocześnie denerwowało go, gdy inni mężczyźni próbowali tego samego. Teraz niemal zazgrzytał zębami, widząc wielką rękę Itty'ego na ramieniu dziewczyny. Cieszyła go jedynie niechęć, jaką dostrzegł na twarzy poszkodowanej.

Itty zmył się jak niepyszny. Usiadł za biurkiem i pochylił się nad rzędami cyfr. Lubił udawać, że co nieco z tego rozumie.

Sloan znalazł już to, o co mu chodziło. Nie miał jednak zamiaru kończyć.

Odczuwał dziwną, niemal perwersyjną przyjemność, obcując z Melanią. Od kiedy pamiętał, dziewczyna nie miała na sobie ani jednego seksownego ciucha. Zawsze nosiła okulary, które, co odkrył przez przypadek, były zwykłą atrapą. Jednocześnie, kiedy pewnego razu podniósł ją, żeby sięgnęła do górnej półki, wyczuł krągłe biodra i wąską talię dziewczyny. Pięknie ukształtowana, nieco wystająca pupa znajdowała się tuż obok jego twarzy. Sloan poczuł wtedy coś w rodzaju pożądania.

Ale Melania nie była oczywiście w jego typie. Traktowała wszystko zbyt poważnie. Wiedział doskonale, że jej nie interesują erotyczne przygody. Poza tym była zbyt porządna. Jej biuro aż świeciło czystością. Sloan nie znosił tego rodzaju pedanterii.

Spojrzał znad papierów na przedmiot swych rozmyślań. Musiał przyznać jeszcze jedno: dziewczyna miała bardzo piękne, niebieskie oczy. Kiedy się złościła, zapalały się w nich złote iskry. Sloan czasami specjalnie ją denerwował, żeby zobaczyć, jak złoty płomień walczy z łagodnym błękitem. Oczy Melanii przypomniały mu Danielle. Ona również potrafiła patrzeć tak niewinnie. Właśnie dziś rano pokłócił się z nią z powodu wczesnego wstawania. - Masz zabawki i możesz bawić się w swoim pokoju -tłumaczył jej. Pięcioletnia siostrzenica kręciła jednak przecząco głową i powtarzała, że koniecznie musi go budzić. Sloan zgodził się zająć dziewczynką podczas spóźnionego urlopu jej rodziców, ponieważ cała rodzina zdołała się jakoś od tego wymówić. Tylko on był samotny i bez żadnych zobowiązań. Po tygodniu poczuł się zupełnie wykończony. Jego gospodyni skapitulowała po dwóch dniach i powiedziała, że nie będzie się już zajmować „tym diablęciem". I pomyśleć, że wcześniej nazywała Danielle „kruszyną"! Niania, którą wynajął, wytrzymała kolejne trzy dni. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Sloan musiał odwołać rezerwację w klubie golfowym i sobotnią randkę.

Dziewczynka była oczywiście bardzo miła i rezolutna, tylko zbyt żywa, jak na

jego gust. Sloan często zastanawiał się, skąd ma tyle siły. Młody organizm funkcjonował według jakichś dziwnych, nie znanych mu praw. Po tygodniu obcowania z nią budził się co rano z bólem głowy. Jeszcze teraz dawał on o sobie znać. Zwłaszcza po papierosie, którego zapalił tylko po to, żeby utemperować Itty'egO. Miał nadzieję, że Rogalik zauważy w końcu, iż w biurze jest pełno dymu i przestanie kopcić cygaro za cygarem. Własne myśli pochłonęły go tak bardzo, iż dopiero po chwili uświadomił sobie, że Itty i Melania patrzą na niego wyczekująco.

Uśmiechnęła się, jakby od dawna oczekiwała tego pytania. Jak na osobę tak niewielkiego wzrostu, robiła zdecydowanie dobre wrażenie. Duma i pewność siebie aż od niej promieniowały. Sloan często dziwił się, dlaczego nie zrobiła jeszcze oszałamiającej kariery w finansach. Być może była to kwestia przypadku.

Sloan zastanawiał się, czy Rogalik wyczuł ironię w jej głosie. Już dawno stwierdził, że Itty nie jest taki głupi, na jakiego wygląda.

Melania spuściła skromnie oczy.

Dziewczyna rozłożyła ręce w bezradnym geście.

Melania miała ochotę odrzec: Nie wiem, misiu. Powstrzymała się jednak. Itty Bitty był zbyt poważnym klientem.

Dziewiątka z St. Louis zdobył kolejne punkty. Itty rozpromienił się.

facet! A jak potrafił wybijać piłkę. - Miał oczywiście na myśli poprzedniego rozgrywającego drużyny. Melania wstała z miejsca.

Sloan podszedł do niej. Przez chwilę, nie wiedzieć dlaczego, zastanawiał się, jak Melania wygląda nago w kąpieli.

W czasie poniedziałkowej konferencji pracowników Standards Elitę, Sloan zajął miejsce tuż przy Melanii. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.

Nie mogła zrozumieć, gdzie podziała się elegancja kolegi. Od niedawna chodził w wymiętych marynarkach i niezbyt czystych koszulach. Może to wpływ Itty'ego? pomyślała.

Sloan spojrzał na krawat. Istotnie, widniała na nim niewielka plamka, która świetnie pasowała do tureckiego wzoru.

Melania nawet nie drgnęła. I tak wiedziała, że to podłe kłamstwo. Przewodniczący poprosił wszystkich o ciszę i zaczął referować pierwszy temat. Sloan udawał, że coś notuje. Męczył go potworny ból głowy. Poza tym obawiał się, że siostrzenica znowu będzie chciała się bawić w „lamparta i jego ofiarę" lub „tajfun nad Nagasaki". Oczywiście to ona wcielała się w lamparta i tajfun, jemu pozostawiając skromniejsze role.

Melania siedziała nieco pochylona i notowała każde słowo przewodniczącego. Było to o tyle konieczne, że Justin Devereau nie bawił się w długie przemowy i od razu zabrał się do podawania wskazówek dotyczących nowych inwestycji. W końcu uniósł głowę i powiódł wzrokiem po dwunastce podwładnych. Siedzieli przy stole niczym skład apostolski.

Przewodniczący ograniczył się do tego krótkiego komentarza. Melania nie zapisała jego słów. Sama wiedziała o tym najlepiej. Devereau usiadł na swoim miejscu i uśmiechnął się do Sloana.

Dziewczyna spojrzała na kolegę. Sloan uśmiechnął się złośliwie. Pewnie znowu chciał doprowadzić ją do pasji. -Zapisałaś to sobie? - spytał szeptem.

my inwestować na rynku gier elektronicznych. Przecież telekomunikacja ma znacznie większą przyszłość.

Podsunęła mu pod nos zeszyt z kolejnymi datami i krótkimi informacjami, kiedy mu pomogła. Każda z nich miała własną ocenę. Przy konsultacjach z Ittyrn stała szóstka.

Już chciała odpowiedzieć, ale Devereau odwrócił się i zaczął mówić o nowych bezpiecznych pakietach, które powinni przygotować dla klientów. Jak zwykle chodziło o to, żeby zwiększyć margines zysków. Na koniec przewodniczący poprosił zebranych o komentarze.

W pokoju zapanowała cisza. Melania wyprostowała się i zamknęła zeszyt.

z wdzięcznością.

Zaczęła krótki wykład, w którym bardzo umiejętnie połączyła nowe wiadomości z tym, co już wiedziała na temat rynku. Sloan po raz pierwszy miał okazję docenić jej zdolności oratorskie. Dziewczyna zwykle nie wypowiadała się w dyskusjach publicznych. Czyżby zabrała głos tylko po to, żeby go uratować? Zagajenie Melanii dało początek rzeczowej i stymulującej rozmowie. Większość zebranych zgadzała się z nią, chociaż wszyscy mieli coś nowego do dodania. Dziewczyna nie obrażała się, kiedy ktoś kwestionował jej dane, tylko prosiła o uzasadnienie. Chętnie też ustępowała, kiedy okazywało się, że nie ma racji. W końcu Devereau, który miał zwyczaj kiwania głową, kiedy coś mu się szczególnie podobało, przerwał jednostajny ruch swojej ptasiej brody i uniósł

dłoń.

Sloan dotknął skroni, próbując powstrzymać pulsujący ból.

Dziewczyna skrzywiła się. Nie wiedziała, dlaczego głos Sloana ma być tutaj decydujący.

Posiedzenie zbliżało się do końca. Devereau po dziękował wszystkim za przybycie i życzył sukcesów w nadchodzącym tygodniu. W windzie Melania znowu znalazła się tuż obok Sloana. Ich dłonie niemal ocierały się o siebie. Było tłoczno. Mężczyzna czynił olbrzymie wysiłki, żeby jej nie przygnieść. Dziewczyna wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby ich ciała przywarły do siebie. Rozkoszny dreszcz przebiegł jej po plecach.

Sloan miał już dość tej rozmowy. Głowa bolała go coraz bardziej, a nie mógł nawet podnieść rąk, żeby rozmasować skronie.

A poza tym, nie zapominaj, że zabrałaś mi żonę tego Japończyka w zeszłym roku.

Melania aż pokraśniała z oburzenia.

Pokręcił energicznie głową. Znajdujący się w windzie biznesmeni zaczynali już patrzeć na nich z dezaprobatą.

Winda zatrzymała się na kolejnym piętrze. Część osób wysiadła. Kiedy stanęli na drugim piętrze, poza nimi nie było już w niej nikogo.

Wypuścił ją z windy i uśmiechnął się szeroko do napotkanej na korytarzu rudowłosej piękności w minispódniczce.

Melania odetchnęła głęboko. Jak zwykle przy takich okazjach, miała ochotę dać mu w twarz i uciec.

Spojrzał na nią zaciekawiony.

Sloan uśmiechnął się do niej zalotnie i pogładził ją po policzku.

Melania zmarszczyła się.

Nie mogła dokończyć, ponieważ nagle poczuła usta Sloana na swoich wargach. Na szczęście korytarz był zupełnie pusty. Większość osób zaczęła już pracę.

Chciał jeszcze raz pochylić się w jej kierunku, ale odskoczyła jak oparzona.

Sloan nie skomentował tego. Dziewczyna poprawiła kostium i odwróciła się na pięcie. Spódnica sięgała jej aż za kolana. Patrząc na kształtne łydki, Sloan zastanawiał się, czy reszta jest równie pociągająca. Melania z trzaskiem zamknęła drzwi do swego biura. Sprawiała wrażenie naprawdę rozzłoszczonej. Sloan uznał, że tym razem będzie bezpieczniej, jeśli skorzysta z wejścia od strony korytarza.

Wszedł do siebie i zaczął przeglądać kieszenie. Okazało się, że nie ma żadnych notatek z konferencji. Znalazł za to cukierka miętowego, którego ukradł Danielle. Odwinął go i włożył do ust.

Zaczął przeglądać informacje, które zostawiła mu sekretarka. Maxine wciąż rozpaczliwie wzywała pomocy. Poza tym otrzymał potwierdzenie transakcji z zeszłego tygodnia. Nic ciekawego.

Wciąż bolała go głowa. Podniósł dłonie do skroni. Jęknął cicho na myśl o Danielle. Jeśli jutro wstanie tak wcześnie, będzie ją chyba musiał związać i zakneblować.

ROZDZIAŁ DRUGI

Sloan dotarł do domu o pół do szóstej. W drzwiach minęła go Maxine, która usiłowała coś wybełkotać. Pewnie jakieś usprawiedliwienie, jeśli w ogóle była w stanie o tym myśleć. Gosposia miała pończochy wymazane galaretką owocową. Jej płaszcz przypominał wymięte prześcieradło. Sloan obejrzał się za nią bez sympatii.

- Szczury opuszczają tonący okręt - mruknął do siebie. Pociągnął nosem. W przedpokoju czuć było spaleniznę. Zajrzał do pokoju. Jedna z zasłon trzymała się dosłownie na włosku. Sloan zaklął, potknąwszy się ó kilka zwalonych na kupę zabawek. W tej chwili nie odróżniał już tych, które Danielle miała ze sobą, od tych, które jej ofiarował, żeby ją przekupić. Do niedawna Sloan czuł się szczęśliwy w swoim kawalerskim mieszkaniu. Dzięki wielu wysiłkom udało mu się powstrzymać matkę oraz kolejne znajome od wtrącania się w jego prywatne sprawy. Nie trzeba chyba dodawać, że żadna z nich nie miała ochoty na ingerowanie w jego życie zawodowe. Z kobiet jedynie gosposia miała prawo przebywać dłużej „na jego terenie". Utrzymywała dom w czystości, robiła zakupy, a także zajmowała się praniem. Danielle była drugą kobietą, która wkroczyła niczym, nomen omen, tajfun w jego osobiste życie. Co go podkusiło, żeby w wieku trzydziestu ośmiu lat brać sobie na głowę pięcioletnią dziewczynkę?

Myślał o tym czasami i w końcu stwierdził, że prawdopodobnie wzięły w nim górę nie zrealizowane ojcowskie ambicje. Danielle zawsze wydawała się tak miła w otoczeniu rodziców. Wstyd mu było przyznać, ale właśnie wtedy tęsknił za domowym ogniskiem.

Dobrze, przynajmniej wyleczy się z tego raz na zawsze. Tylko dlaczego musi przechodzić terapię wstrząsową?

Dziewczynka mieszkała z nim już półtora tygodnia. Na początku zaangażował

nianię do dziecka, ale pani Lorring szybko złożyła wymówienie. Nie chciała nawet pieniędzy, które był jej winien. Stoan odetchnął trochę pod koniec pierwszego tygodnia. Rodzice małej zapowiadali, że wrócą pod koniec drugiego tygodnia. Niestety, właśnie wtedy zadzwoniła siostra. Powiedziała, że rozmawiała już z Danielle, że córka jest bardzo zadowolona i w związku z tym postanowili przedłużyć urlop do dwóch miesięcy. Dwóch miesięcy! Sloan chciał krzyczeć, żeby wracała jak najprędzej, ale coś przerwało im połączenie. Za poradą koleżanki z pracy, która wychowała troje dzieci i zachowała zdrowie psychiczne, Sloan zadzwonił do agencji, zajmującej się wyszukiwaniem opiekunek dla „dzieci trudnych". Zmroziły go trochę ceny, ale mimo wszystko poprosił o znalezienie kogoś. Pierwsza kandydatka miała się zgłosić w środę rano. Maxine, po długich namowach, zgodziła się zająć małą do tego czasu. Nagle usłyszał tupot bosych nóżek na schodach. Chciał się gdzieś schronić, ale Danielle wrzasnęła:

Następnie zatrzymała się na przedostatnim schodku i hycnęła, łapiąc go wpół. Zaczęła się po nim wspinać niczym wiewiórka.

Sloan potruchtał do dużego pokoju, gdzie zdjął siostrzenicę i ucałowawszy postawił na podłodze.

kiedyś Maxine, że będzie jeździć „na baranie", czyli na wujku. Złośliwa gosposia przypominała mu o tym za każdym razem, kiedy miał o coś pretensje.

Danielle skrzywiła się, jakby coś ją nagle zabolało. Miała na sobie lekką, wybrudzoną różnymi słodyczami sukienkę, przepasaną krawatem od Armaniego. Sloan aż jęknął, kiedy to zobaczył.

Ledwo zdążył ją złapać, gdyż dziewczynka natychmiast runęła w jego ramiona.

Dziewczynka skrzywiła się jeszcze bardziej.

Sloan wziął ją na ręce i rozejrzał się niepewnie po pokoju. Nie miał pojęcia, co robić w takich przypadkach. Chciał położyć gdzieś dziecko, a następnie zadzwonić do koleżanki z biura. Ostatecznie mógł jeszcze spróbować domowych sposobów na przeziębienie.

Sloan położył siostrzenicę i dotknął jej czoła. Gorące, bardzo gorące, pomyślał z niepokojem. Chciał wstać, ale głowa znowu dała o sobie znać. Grymas bólu sprawił, że Danielle spojrzała na niego z nowym zainteresowaniem.

Sloan nie wyglądał na zadowolonego z porównania. Jednak kiedy usłyszał o wilku, przypomniał sobie starego kompana od kart i kielicha, doktora Milesa Lobelię, zwanego powszechnie El Lobo, czyli wilk.

El Lobo zjawił się po niecałej godzinie. Nienagannie skrojony garnitur, biała, prążkowana koszula, a przede wszystkim wypomadowane wąsy świadczyły o tym, że ma zamiar spędzić wieczór w miłym żeńskim towarzystwie. Lekarz

zbadał Danielle, która zniosła nadspodziewanie dobrze wszystkie zabiegi wokół swojej osoby, a następnie poprosił, żeby przeszli gdzieś, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać. Sloan pomyślał o piwnicy, ale w końcu zaprosił kolegę do kuchni.

~ No i jak? - spytał. - Co o tym sądzisz? El Lobo zaczął odwijać rękawy koszuli.

El Lobo rozłożył ręce i spojrzał na niego jak prawdziwy wilk.

Sloan osunął się na krzesło kuchenne. Czuł się zdecydowanie gorzej niż przed wizytą El Lobo. Zaczął nawet zastanawiać się, czy lekarze nie przynoszą ze

sobą chorób do domu pacjenta.

Po chwili pozbierał się i zajrzał do pokoju, żeby sprawdzić, jak czuje się siostrzenica. Danielle spała na wielkiej sofie. Pod główką miała brzuch pluszowego misia. Oddychała głęboko. Jej policzki przypominały barwą świeże wiosenne truskawki.

We wtorek rano Sloan zadzwonił do biura i powiedział, że ma grypę. Prosił jednocześnie, żeby odwołano wszystkie wizyty jego klientów. Następnie wykręcił numer do matki. Niestety, nie zastał jej. Zamiast tego otrzymał nagraną wiadomość. Pani Raventhrall wyjechała do Boise w stanie Idaho i kiedy wróci, z całą pewnością skontaktuje się z odpowiednią osobą. Sloan chciał krzyknąć, że tym razem „odpowiednia osoba", to jej chory syn, ale automatyczna sekretarka wyłączyła się. Nawet nie zdążył się na niej nagrać. Dawno nie czuł się tak opuszczony.

Maxine, która zjawiła się nieco później, ucieszyła się na wieść, że nie będzie się już musiała zajmować Daniełle. Mina jej nieco zrzedła, kiedy zobaczyła chorą dziewczynkę. Sloan jednak nie pozwolił na bliższe kontakty. Dwie chore osoby w jednym domu to i tak za dużo!

Maxine wykupiła tylko lekarstwa i posprzątała trochę w domu. Sloan próbował się zdrzemnąć, ale właśnie wtedy Daniełle nagle się ożywiła i prosiła, żeby woził ją „na barana" albo opowiedział jakąś bajkę.

O trzeciej nad ranem zadzwonił El Lobo z nocnego klubu. Spytał przyjaciela, jak się czuje, a kiedy usłyszał, że fatalnie, usiłował skierować rozmowę na inne tory. Sloan był jednak nieustępliwy. Chciał wiedzieć, kiedy będzie mógł wrócić do pracy.

~ Widzisz, stary, choroba jest chorobą - stwierdził niezbyt odkrywczo kumpel. - Musisz wycierpieć swoje, inaczej nigdy nie wyzdrowiejesz.

W tle słychać było muzykę. Wszyscy pewnie świetnie się bawili.

W środę rano Sloan zadzwonił do Standards Elitę i oznajmił, że wciąż jest chory. Z kolei wpadło mu do głowy, że dziecko trudne, to nie znaczy chore. Zadzwonił więc do agencji i odwołał spotkanie z opiekunką. Następnych kilka godzin wypełniły mu zabawy z dziewczynką. Na szczęście siostrzenica nie miała już ochoty na „barana", czy też „lamparta i jego ofiarę". Koło południa zadzwonił telefon. Sloan podniósł słuchawkę. Aż go zmroziło, kiedy usłyszał głos Melanii.

Bąknął coś w odpowiedzi i jednocześnie nadstawił uszu. Wydawało mu się, że z łazienki dobiegają jakieś dziwne dźwięki.

Itty zadzwonił koło pierwszej. Sloan skończył właśnie wycieranie podłogi i ścian w łazience. Wrzucił mokrą szmatę do kubła, spojrzał groźnie na stojącą obok siostrzenicę i pocwałował do pokoju.

Itty upomniał się o respektowanie swoich praw inwestora. Sloan wyjaśnił, że co prawda jest chory, ale że załatwił wszystko, co trzeba. Następnie, po krótkiej wymianie uprzejmości, w czasie której Itty poinformował go, co zrobi, jeśli Sloan nie dotrzyma warunków umowy, obaj mężczyźni zakończyli rozmowę. Cholera! pomyślał Sloan. Właśnie dotarło do niego, że nie załatwił wszystkiego do końca. Jednocześnie przypomniał sobie, co mówiła Melania. Tak, rzeczywiście, ostatnio zbyt często korzystał z jej uprzejmości. Wieczorem Danielle poczuła się nieco lepiej. Zasiadła więc przed telewizorem, żeby obejrzeć program dla dzieci.

Sloan mógł w tym czasie przygotować kolację. Wyjął z lodówki zamrożonego

stroganowa i pokroił pieczywo. W czwartek dziewczynka czuła się już zupełnie dobrze. Tyle, że jego wciąż bolała głowa. El Lobo, który zapowiedział się na popołudnie, aż cmoknął na widok dziecka. Jego zachwyt nieco ostygł, kiedy zabrał się do badania Sloana.

Sloan przypomniał sobie, że Danielle wylała wczoraj jakąś miksturę do sedesu.

El Lobo spojrzał na niego, jakby spadł z księżyca.

Kiedy kumpel wyszedł, Sloan odetchnął z ulgą. Nie na długo jednak, ponieważ po chwili zadzwonił telefon. Sloan pospieszył w jego kierunku, poślizgnął się jednak na maśle fistaszkowym i upadł.

Tym razem Danielle była pierwsza. Sloan usłyszał, jak podnosi słuchawkę i przedstawia się.

realizacj ę planu B. Melania zresztą też tak uważa.

Sloan nie słuchał go. Wciąż myślał o tym, że nie będzie mógł się obejść bez pomocy Melanii.

Zadzwonił do niej przed piątą. Wiedział, że dziewczyna nigdy nie wychodzi wcześniej z pracy.

W słuchawce na moment zapanowała cisza.

Sloan poczuł, że serce w nim zamarło. Bał się, że Melania obrazi się już na dobre. Jednocześnie w pokoju rozległ się dziki okrzyk, gdyż Danielle trafiła na program z Myszką Miki.

Dziewczyna zamilkła na chwilę. Zapewne chciała sobie wszystko przemyśleć.

Znowu chwila przerwy.

Koło siódmej zadzwonił telefon. Sloan szybko podniósł słuchawkę, żeby kolejny dzwonek nie obudził dziewczynki.

Melania najpierw zapukała, a gdy nikt nie zareagował, otworzyła drzwi prowadzące do przedpokoju.

W środku panował półmrok. Dziewczyna skierowała się w stronę uchylonych drzwi, zza których sączyło się światło.

Potknęła się o dziecinny rowerek. Na szczęście udało jej się utrzymać równowagę. Wysunęła przed siebie torby, jakby mogły ją zabezpieczyć przed dalszymi przygodami. Zrobiła kolejny krok. Aż podskoczyła, kiedy w przedpokoju rozległ się przejmujący pisk. Melania sięgnęła na oślep i podniosła gumową kaczkę, wysmarowaną masłem fistaszkowym.

Zajrzała do pokoju. Nad nowoczesnym, chromowanym stołem paliła się wielka lampa. Dokoła ktoś poustawiał kije golfowe tak, że stół wyglądał jak klatka. Już chciała wejść, kiedy nagle poczuła, że coś przykleiło się jej do podeszwy lewego buta.

Melania skierowała się do kuchni. Zapaliła światło i postawiła zakupy na stole. Chciała usiąść, żeby chwilę odpocząć. Tylko szybkiemu refleksowi zawdzięczała to, że nie pomazała się cała masłem fistaszkowym i galaretką. Poza tym mogła jeszcze wdepnąć w coś, co wyglądało jak rozlany syrop klonowy.

Dziewczyna westchnęła i zaczęła oglądać lewy but.

Nic nadzwyczajnego. Po prostu do obcasa przykleiła się guma do żucia wraz z papierkiem. Melania usunęła ją, a następnie zawahała się. Sprawdziła pod zlewem i w dolnych szafkach. Niestety, w kuchni nie było kosza. Westchnęła ponownie i przykleiła gumę do zabrudzonego krzesła. Z całą pewnością niewiele mu to zaszkodzi.

Po krótkim odpoczynku zdecydowała, że czas odszukać Sloana. Weszła do pokoju, ominęła stolik i zaczęła się przedzierać przez coś w rodzaju barykady. Kiedy w końcu dotarła do kanapy, na której, jak jej się zdawało, ktoś spał, stanęła jak oniemiała. Zobaczyła Sloana tylko w szortach i rozpiętej koszuli. Włosy miał potargane i było widać, że nie golił się od kilku dni, A jednak nawet

w tym stanie mógł się podobać kobietom. A przynajmniej jej się podobał! Sloan wymamrotał jakieś przekleństwo pod adresem Rogalika i przewrócił się na drugi bok. Mały, pluszowy miś potoczył się po jego karku i spadł na podłogę. To nic, Sloan miał jeszcze seledynowego pieska ze smyczą, która do złudzenia przypominała jeden z jego najlepszych krawatów. Zmięta koszula zawinęła się aż po same pachy. Melania z fascynacją obserwowała mięśnie śpiącego mężczyzny. W garniturze wydawał się nieco zbyt chudy, ale teraz mogła ocenić, że to tylko złudzenie. Sloan miał budowę prawdziwego sportowca.

Nagle Melania poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z maleńką, smagłą dziewczynką, ubraną w sukienkę z kuferka babuni.

Melania otworzyła szeroko ramiona.

Melania uśmiechnęła się.

Danielle spojrzała z niepokojem na śpiącego mężczyznę. Sloan zachrapał.

Sloan obudził się i poczuł jakiś niebiański zapach. Taką woń wydzielała jedynie gotowana na boczku grochówka. Poruszył się niespokojnie i ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś przykrył go kocem. Wciąż miał gorączkę. Bolała go również głowa. Niestety, wieczorami czuł się o wiele gorzej niż w ciągu dnia. Nagle ktoś położył chłodną, pachnącą łąką dłoń na jego czole.

Otworzył oczy, ale światło oślepiło go. Do łazienki dotarł po omacku, potykając się o różne zabawki. Przemył twarz i włożył szlafrok. Kiedy wyszedł, aż zamrugał ze zdziwienia oczami. Przed nim stała najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Zjawisko miało na sobie zwykłą, mocno wciętą w talii sukienkę, która wspaniale podkreślała sprężystość jej kształtnych piersi. Fala złotych włosów spływała na ramiona. Biorąc pod uwagę jej wzrost, mogła być królową elfów albo kimś w tym rodzaju. Nimfa nie odezwała się nawet słowem. Zwilżyła tylko języczkiem pełne wargi. Sloan poczuł, że cudowna woń zjawy wypełnia mu nozdrza. Nagle usłyszał coś, co określano mianem muzyki niebieskich sfer. Podobno można ją usłyszeć tylko wtedy, kiedy panuje całkowita cisza. Tylko wówczas śpiew planet dociera do najbardziej opornych uszu.

Sloan poczuł, że jest zakochany. Beznadziejnie i nieodwołalnie. Tylko komuś takiemu jak ta nimfa mógłby podarować swoje życie.

był pierwszym śmiertelnikiem, z którym nawiązała kontakt. Pamiętał, że czytał Danielle pewną smutną bajkę o syrence, która zgodziła się przyjąć ludzką postać. Niestety, cena, jaką musiała za to zapłacić, była bardzo wysoka.

Nimfa spłoszyła się nieco.

Głos wydał mu się znajomy, ale nie chciał się zastanawiać, gdzie go już słyszał.

Melania zacisnęła usta. Dlaczego, do cholery, wszyscy w tym domu chcieli, żeby ich przytulać?

Była tak zaskoczona, że bez przeszkód dała się unieść. Jej filigranowe ciało doskonale dopasowało się do silnych, męskich dłoni. Sloan zaniósł ją do pokoju i ułożył na kanapie.

wiedziała, co robić.

Sloan patrzył na nią oczami czciciela. Wiedział z bajek, że nimfy są zupełnie inne niż zwykłe kobiety. Przede wszystkim zakochuj ą się od razu na śmierć i życie i nigdy nie zdradzają wybranka. Tyle tylko, że trzeba im zapewnić odpowiednie warunki.

Po chwili zaczął oddychać miarowo. Dopiero wtedy dziewczyna odważyła się otworzyć oczy. Spojrzała w bok. Sloan spał.

Melania potrzebowała czasu, żeby dojść do siebie. To, że była wciśnięta w kąt kanapy z dłonią Sloana spoczywającą na jej piersi, wcale nie ułatwiało zadania. Przed chwilą przeżyła najpiękniejsze chwile swojego życia. Ale dlaczego ze Sloanem Raventhrallem?! I co mu się stało, że nagle przemienił się z tygrysa w łagodne jagnię?

Im dłużej myślała, tym mniej z tego wszystkiego rozumiała. Jedno nie ulegało wątpliwości - Sloan był chory. Jednak chyba nie na tyle, żeby w ogóle nie poznać osoby, z którą od trzech lat spotykał się codziennie w biurze?! Dziewczyna próbowała wstać, ale Sloan przygarnął ją mocno przez sen. Serce zabiło jej żywiej. Przeczuwała, że mógłby jej dać to, czego nie mogła otrzymać od Ricka. Mąż zwykle zasypiał, kiedy ona dopiero nabierała ochoty na kochanie się. Co prawda teraz zdarzyło się to samo, lecz cała sytuacja była zupełnie wyjątkowa.

Sloan przeciągnął się. Przytuliłją jeszcze mocniej, tak że zabrakło jej tchu. Po

chwili poczuła koniuszek języka na szyi. Czyżby się obudził?

¥ Pragnę cię - usłyszała. - Czekałem na ciebie całe życie.

Czy to możliwe, żeby Sloan drażnił się z nią? Przypomniała sobie jego liczne

wyskoki. A jednak żaden z dotychczasowych pomysłów nie był tak

wyrafinowany.

Coś dziwnego działo się z jej ciałem. Nagle okazało się, że pragnie Sloana tak samo jak on jej. Poczuła jego dłoń na swoim nagim udzie, ale zamiast odsunąć się czy też zaprotestować w jakiś inny sposób, przywarła do niego jeszcze mocniej.

Sloan zaczął całować jej usta, a potem nos, oczy i całą twarz.

Melania spojrzała mu w oczy. Tym razem nie miała wątpliwości. Sloan miał gorączkę i bredził w malignie.

Odsunęła się od niego delikatnie i pogłaskała go po głowie.

Usnął dopiero po paru minutach. Wcześniej zażądał jeszcze, żeby go pocałowała. Kiedy było już po wszystkim, Melania wstała z kanapy. Przypomniała sobie, że zostawiła w kuchni śpiącą dziewczynkę. Jej zupa będzie

chyba musiała poczekać do jutra. Wstawi ją zatem do lodówki. No i oczywiście wykąpie się, zanim zdecyduje, co robić dalej.

Zerknęła jeszcze na śpiącego mężczyznę. W żaden sposób nie może dopuścić do tego, by domyślił się, co stało się dziś w nocy.

Sloan westchnął i wstał, żeby sprawdzić, co dzieje się z Danielle. Miał piękny sen, ale mimo to nie chciał zostawiać małej na pastwę losu. W przedpokoju natknął się na znajomą sylwetkę.

Dziewczyna wskazała brodą śpiącą Danielle.

Sloan wciąż wyglądał na zdezorientowanego. Dodatkowo rozpraszało go to, że Melania włożyła jego koszulkę, która co prawda sięgała jej do kolan, ale ukazywała też kształtne biodra i wspaniały biust. Gdyby nie brzydkie okulary, Sloan nie poznałby koleżanki.

Sloan przepuścił ją.

Lecz Sloan nie zwrócił uwagi na ton jej głosu, zajęty własnymi myślami. Miał wrażenie, że coś wydarzyło się nie tak dawno. Coś, co miało bezpośredni związek z Melanią.

Koleżanka zaniosła Danielle do jej łóżeczka. Wróciła po chwili, niosąc jedną z jego najlepszych koszul.

Sloan skinął głową.

Doktor wszedł i przywitał się z nimi. Posłał przy tym Melanii uwodzicielski uśmiech.

Melania zaczerwieniła się aż po korzonki włosów.

Melania wyglądała na zadowoloną z tej diagnozy.

El Lobo patrzył to na jedno, to na drugie, jakby obserwował pojedynek pięściarski wagi ciężkiej.

Melania podeszła do niego i zerwała z koszuli nalepkę z napisem ,jestem grzecznym chłopcem".

El Lobo przyjął co prawda nalepkę, ale nie bardzo wiedział, co z nią zrobić.

Sloan złapał ją za rękę. Miał wrażenie, że kiedy Melania odejdzie, jego dom znowu pogrąży się w anarchii i chaosie.

ROZDZIAŁ TRZECI

Ranek zastał ją siedzącą na masywnym łóżku Sloana. Melania wspierała się na wielkich poduchach. Wokoło walały się strzępy papierów, notatki i pogryzione lub też połamane ołówki. Obok spoczywał właściciel łóżka, który obudził się

dopiero, kiedy dała mu kuksańca w bok.

Dziewczyna spojrzała na niego z niepokojem.

Poprawiła poduszkę. Teraz mogła sobie pozwolić na drobne uprzejmości. Wiedziała już, że ma zagwarantowaną karierę. Sprawa Itty'ego będzie pierwszym krokiem na drodze do sukcesu.

Sloan skrzywił się i podpisał, nie czytając. Następnie opadł na poduszki. Ciemne włosy były zmierzwione. Twarz miał wymiętą i zmęczoną. Mimo to jego oczy nie utraciły dawnej bystrości.

Dziewczyna zaczęła zbierać papiery. Wkładała je do czarnej teczki, która wciąż, niby miecz, spoczywała między nimi. Jedna z notatek znajdowała się tuż obok bezwładnej ręki Sloana. Nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna złapał jej dłoń.

Uścisk natychmiast zelżał. Sloan nie mógł się nadziwić, jak krucha i delikatna wydaje się dłoń koleżanki w porównaniu z jego wielką łapą.

Dziewczyna schowała dłoń za siebie.

Jednak Sloan zapomniał już o siostrzenicy. Jego uwagę przykuły nogi Melanii. Smukłe i niezwykle proporcjonalne, których nie powstydziłaby się żadna modelka. A więc to kryło się pod długimi spódnicami. Sloan przetarł oczy i spojrzał na koleżankę. Coś nagle zamajaczyło mu w pamięci. Czy to możliwe, żeby śnił o Melanii?

-; Noszę je przede wszystkim w pracy - wyjaśniła.

Przypomniał sobie, że odkrył kiedyś ich całkowitą nieprzydatność. Dziewczyna z jakichś nie znanych mu bliżej powodów nakładała zerówki.

Melania poderwała się z łóżka. Uznała, że już najwyższy czas skończyć tę rozmowę. Sloan aż westchnął, widząc jej roztańczone piersi pod trykotową koszulką. Zamknął oczy, chcąc odpędzić od siebie gwałtowną pokusę. Po chwili dobiegły go z kuchni dwa głosy: kobiecy i dziecięcy. Danielle musiała już wstać.

Sloan leżał z zamkniętymi oczami. Jednak Danielle nie byłaby sobą, gdyby nie odwiedziła go w łóżku. Pociągnęła go za rękaw szlafroka i spytała głośno:

Wiesz, lubię Melanię. Jest zupełnie jak mama, chociaż sama nie ma dzieci. Sloan otworzył jedno oko i łypnął na dziewczynkę.

- To dobrze, bo Melania będzie się teraz tobą zajmować - powiedział. - Możesz ją wcześniej budzić, ciągnąć za nos i jeździć na niej jak na koniu. Sloan zdrzemnął się jeszcze i dopiero później zwlókł się z łóżka. Danielle utknęła z nosem w telewizorze, ponieważ znowu nadawano jakiś program dla dzieci. Zajrzał nawet do niej, ale mała nie miała ochoty na rozmowę.

Sloan odkrył jednak, że jego kawalerskie mieszkanie zmieniło się nie do poznania. Rzucało się to w oczy szczególnie w kuchni. Brudne naczynia, które gromadził z takim zapałem, nagle zniknęły ze zlewu. Co więcej, zlew, w którego zapuszczenie włożył tyle wysiłku, świecił czystością. Jednak największe wrażenie zrobiło na nim to, że żadne, dosłownie żadne, krzesło nie było powalane masłem fistaszkowym, dżemem albo galaretką. Zniknęła też wielka plama z soku, w którym łapali wczoraj z Danielle ryby. Na lodówce spoczywała niewielka kartka:

Będę po południu. Danielle ma dzwonić, gdyby coś się stało. Zupa i inne rzeczy w lodówce. Resztę znajdziesz na swoim miejscu. Pamiętaj o lekarstwach. Dzięki za Itty'ego. M."

Sloan zachodził w głowę, kiedy udało jej się to wszystko zrobić. I jeszcze chce się zajmować Ittym! Przecież od razu widać, że kobiety są stworzone do prowadzenia domu i niańczenia dzieci!

Sięgnął po przygotowane tabletki i połknął jedna po drugiej. Następnie przeszedł do łazienki. Nawet nie zdziwił się, widząc parę buchającą z kabiny natrysku. Danielle znowu musiała bawić się w łazience i zapomniała zakręcić wodę. Zdjął szlafrok i zajrzał do środka.

Nagle poraził go widok nieziemskiej postaci, znajdującej się w kabinie. Jego nimfa! A więc przybyła, żeby uratować go z okrutnych rąk M. S. Inganforde. Nimfa mrugała niebieskimi oczami, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, co robić. Sloan ruszył w jej kierunku. Poczuł na twarzy i piersi ciepłą wodę. Nie zwrócił jednak na to większej uwagi. Bardziej pochłaniały go bujne kształty nimfy. Tylko ktoś nie z tego świata mógł mieć tak wspaniała biodra i wąską talię.

O dziwo, nimfa usłyszała. Cofnęła się trochę i zasłoniła cudowne, obfite piersi.

Odsunął jej drobną dłoń i pochylił się, żeby pocałować jedną z piersi. Nimfa westchnęła, odsunęła się jednak, nie chcąc na to pozwolić. Sloan zreflektował się po chwili. Jak mógł zachować się tak grubiańsko? Sięgnął po dłoń nimfy i złożył na niej pełen atencji pocałunek.

kruchą istotą wyglądał jak olbrzym.

Nimfa zesztywniała, czując go tuż obok siebie.

Zamknął jej usta pocałunkiem. Czuł, jak drży, wciśnięta w kąt kabiny.

Zakręcił wodę i zaczął ją wycierać miękkim, włochatym ręcznikiem. Co jakiś czas całował jędrną, pachnącą skórę. Uklęknął, żeby lepiej wytrzeć uda i łydki nimfy. Chciał czekać. Wiedział bowiem, że doda to tylko smaku związkowi z tą nieziemską boginią.

Zasunął drzwi od kabiny, zostawiając oniemiałą nimfę na zewnątrz.

wylądowałem w pudle tylko dlatego, że zadałem się z przyjemniaczkiem, który nie potrafił odróżnić spalenia od kradzieży samochodu? Miałem wiele lat na przemyślenie wszystkiego i w końcu zdecydowałem, że będę pracował tylko z zawodowcami. - Spojrzał na nią złym wzrokiem. - Nie twierdzę, że z twojego powodu zamkną mnie w więzieniu, ale rynsztok byłby w moim wieku jeszcze gorszy.

Melania próbowała coś wyjaśniać, ale Itty tylko potrząsnął głową.

Już chciała powiedzieć, że pewnie dobrze by na tym wyszedł, ale powstrzymała się. Miała już dosyć niesmacznych dowcipów o mózgu kury i kobiety. Nigdy wcześniej nie była tak wzburzona, jak w czasie rozmowy z Ittym. Ale mimo to starała się zachować spokój.

Dziewczyna westchnęła ciężko.

Itty milczał przez chwilę. Następnie łypnął podejrzliwie na Melanię.

Dziewczyna próbowała rozpaczliwie przypomnieć sobie notatki Sloana.

Itty zaszczycił ją łaskawym uśmiechem.

Egzamin trwał dalej. Itty był coraz bardziej zadowolony. Melania odpowiedziała nawet na trudne pytanie dotyczące wielkiego palca Dizzy'ego Deana.

Melania odetchnęła z ulgą. Miała za sobą kolejną wygraną bitwę. Chciała tylko, żeby jej zwycięstwo było pełne.

Nagły cień przebiegł po twarzy byłego więźnia.

Itty aż otworzył ze zdziwienia usta. Po chwili jednak siedli do stolika. Rogalik był tak wytrącony z równowagi, że zapomniał nawet o cygarze.

Po dwudziestu minutach dwadzieścia dolarów, w szeleszczących nowych papierkach, zmieniło właściciela.

Po godzinie uzgodnili szczegóły zakupu akcji Mogul Enterprises. Melania nie szarżowała. Chciała ograniczyć ryzyko do minimum. Kiedy Itty wyszedł, zajęła się przygotowaniem szczegółów operacji. Wydała dyspozycje sekretarce i wprowadziła nowe dane do komputera. Następnie wyjrzała na korytarz, a stwierdziwszy, że nikt się tam nie kręci, zamknęła starannie drzwi i wydała okrzyk zwycięstwa.

Melania na dobre rozgościła się w biurze Sloana. Czuła się trochę tak, jak zwycięzcy Grecy w murach Troi. Humor popsuł jej się trochę, kiedy zauważyła, że Devereau nie wpadł do niej, mimo iż miał coś do załatwienia na drugim piętrze. Szef Standards Elitę był częstym gościem u Sloana. Potem było jeszcze gorzej. Odbierała dziesiątki telefonów od zdesperowanych wielbicielek Sloana. Mimi, Traci, Lori, LaBelle i dziesiątki innych niemal płakały, słysząc o jego chorobie.

Melania nie dziwiła się tym kobietom. Zwłaszcza po tym, co przeżyła dziś rano, na krótko przed wyjściem do pracy. Sloan zachowywał się wtedy jak najczulszy kochanek. Dziewczyna nie wiedziała tylko, czy to, że był w malignie, zapisać mu na plus, czy też na minus. Z jednej strony, nie był w pełni świadomy, a z drugiej, tylko w takiej sytuacji mógł być zupełnie naturalny. Melania do tej pory pamiętała jego delikatne pocałunki.

Aż zakręciło jej się w głowie, kiedy przypomniała sobie nagiego Sloana pod prysznicem. Szybko rzuciła się w stronę wody mineralnej. Wypiła duszkiem całą szklankę, chcąc ugasić pożar zmysłów. Niestety, nie na wiele się to zdało. Skurczyła się w swoim nieco workowatym, szarym kostiumie. Nigdy nie pozwoli, by Sloan dowiedział się, jak wielkie wywarł na niej wrażenie.

W sobotę obudził się około godziny dziesiątej. Czuł się fatalnie. Myślał z nienawiścią o El Lobo i jego lekarstwach. Był przekonany, że dzięki nim odzyska siły i przejmie kontrolę nad domem i pracą. Wygrzebał się z łóżka i powlókł do łazienki. Miał wrażenie, że odległości wydłużyły się niezmiernie. W przedpokoju potknął się o odkurzacz.

Z kuchni wychyliły się Melania i Danielle. Pierwsza trzymała w dłoni jakąś łyżkę, a druga książeczkę z obrazkami.

Sloan podrapał się po głowie. Chciał powiedzieć coś bardzo ciętego, ale tylko ziewnął.

Sloan aż się skurczył i zaczął w pośpiechu wycofywać się do łazienki.

Sloan wychynął z łazienki po kwadransie. Rozejrzał się czujnie dokoła, a widząc, że nigdzie nie czai się wróg, podążył do kuchni. Już w progu w nozdrza uderzył go zapach pieczonego ciasta. „Wróg" siedział na stole i machał nogami, ale poza tym zachowywał się jak dobrze wychowana panienka. Staromodna sukienka dodawała tylko uroku maleńkiej Danielle. Melania stała przy piekarniku.

Sloan pokręcił głową, rozglądając się po kuchni.

Dziewczyna pokręciła głową.

Niewinne dziecko pokazało mu język.

odrobiny wdzięczności po tym, co dla niego zrobiła.

Sloan spojrzał na swój skromny przyodziewek.

Sloan usiadł i spróbował zupy. Była wyśmienita. Dawno nie jadł czegoś tak dobrego.

Nawet nie zauważył, że Melania przyczaiła się za jego plecami. Kiedy zjadł, natychmiast wyrwała mu talerz i zaniosła triumfalnie do zlewu.

swoją ofiarę. Sloan siedział przez chwilę bez ruchu. Poczuł się ubezwłasnowolniony. Co by komu szkodziło, gdyby talerz poleżał sobie do jutra lub pojutrza w zlewie? Czuł, że narasta w nim niechęć do Melanii S. Inganforde. Później, kiedy obie panie położyły go już do łóżka, a Danielle przyniosła mu swojego ulubionego misia, tym razem bez krawata od Armaniego, Sloan poczuł się jeszcze gorzej. Po chwili usłyszał trzaśniecie drzwi. Jego dręczycielki wyszły na spacer. Przez moment zastanawiał się, czy Melania zauważy brak jednego ciasteczka w kredensie. Po chwili doszedł do wniosku, że tak, i zrobiło mu się bardzo przykro.

Zasnął, myśląc o czymś okrągłym i przyjemnym w dotyku. Nie był to miś ani żadna z zabawek siostrzenicy. Jednocześnie poprzysiągł sobie, że nie spocznie, dopóki nie zemści się na Melanii za wszystkie upokorzenia. Obudził się późnym popołudniem. Wydawało mu się, że słyszy chichot Danielle i tubalny śmiech Bitty'ego. Sięgnął po dzbanek z wodą i nalał sobie pół szklanki.

Pił wolno, czekając, aż ustąpią omamy.

Śmiech istotnie umilkł, ale wybuchnął na nowo, gdy tylko odstawił szklankę. Sloan potrząsnął głową. Postanowił sprawdzić, co się tak naprawdę dzieje w jego domu. Miał wrażenie, że dziwne odgłosy dobiegają z bawialni. Narzucił więc na siebie jakąś koszulkę i skierował się tam niezwłocznie. Miał wrażenie, że śni. Przy stoliku siedzieli Melania, Itty Bitty, El Lobo oraz Danielle i grali w karty. Następny ruch i zebrani znowu wybuchnęli śmiechem. Przetarł oczy. Śmiała się nawet Melania, ta nieprzystępna, zimna jak głaz M. S. Inganforde z jego biura.

Sloan przez chwilę obserwował wszystkich, a następnie oddalił się nie zauważony. Wrócił do swojego pokoju i zamknął drzwi. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien czegoś zjeść, ale wcale nie był głodny. Z kawalerskiego nawyku zdjął szorty i koszulkę, położył się i znowu zasnął. Obudził się wieczorem z uczuciem potwornego ssania w żołądku. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Uświadomił sobie, że nic nie jadł od rana. Co gorsza, zapomniał o lekarstwach. Natomiast z ulgą stwierdził, że zupełnie minął ból głowy, męczący go od kilku dni.

W kuchni na stole odnalazł talerz z kanapkami i maleńką karteczkę:

Jedz, ile chcesz, a potem zażyj lekarstwa. Nie budziłam cię, bo El Lobo uważa, że lepiej będzie, jak się po prostu porządnie wyśpisz. Na razie. M."

Sloan zjadł połowę kanapek, a resztę wstawił do lodówki. Wypił też wstrętne mikstury zapisane mu przez przyjaciela. Chciał właśnie postawić wodę na ogniu, kiedy usłyszał cichy płacz dobiegający z głębi domu. Zaciekawiony skierował się w stronę bawialni.

W fotelu przed telewizorem siedziała jego nimfa i oglądała jakiś dramat. Miała na sobie zwiewny, jedwabny szlafroczek w kwieciste wzory. Łzy spływały jej obficie po rzęsach i policzkach, ale bogini nie zwracała na to najmniejszej uwagi.

Sloan nie mógł się powstrzymać i pogłaskał ją po głowie.

sprawę z tego, że płakała. Zaczęła niezręcznie wycierać łzy rękawem szlafroka. Sloan wziął ją w ramiona. Przez moment miał wrażenie, że nareszcie będą się kochać, ale wiotkie ciało bogini stężało po kilkunastu sekundach.

Bogini próbowała wyzwolić się z jego ramion.

Dziewczyna nie miała już siły się opierać. Zwłaszcza, że pragnęła Sloana bardziej niż kiedykolwiek. Być może film, który oglądała, przypomniał jej dawno zapomniane uczucia. Kiedy więc poczuła męską dłoń na swojej piersi, szepnęła tylko:

Sloan zrozumiał, że nareszcie otrzymał pozwolenie i na to, na co czekał tak długo.

I Moim dopełnieniem.

Pasek od jedwabnego szlafroka nie był zawiązany. Kiedy rozchylił jego poły, ujrzał bogactwo, o którym próżno mogłyby marzyć banki szwajcarskie. Tych kształtów, tych wspaniałych wzgórz i tajemniczych 1 dolin nie można by zamienić na pieniądze.

Sloan pochylił się, żeby dotknąć wargami nastroszonych dziewiczo koniuszków. Efekt był piorunujący. Dziewczyna jęknęła i wygięła ciało w łuk. Spojrzał na nią z dołu.

Wstał i zatoczył się. Na szczęście bogini była bardzo lekka i Sloan po chwili złapał równowagę.

w Iowa? Taka farma to marzenie mojego życia.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Melania wyjęła gazetę weekendową ze skrzynki na listy i przeszła do kuchni. Wciąż jeszcze nie mogła ochłonąć po wczorajszym romantycznym wieczorze ze Sloanem. Pełną cukiernicę wstawiła do zlewu. Szklanka po herbacie wylądowała w kredensie.

Danielle już wstała i bawiła się szmacianą lalką. Melania pokazała dziewczynce, jak można ją ubierać i czesać. Mała wspaniale bawiła się sama. Chodziło jedynie o to, żeby dostarczyć jej odpowiednich zabawek i rozbudzić wyobraźnię dziecka.

Dziewczyna zerknęła do niewielkiego lusterka. Dzisiejsza fryzura powinna skutecznie zniechęcić Sloana do amorów. Nawet Danielle spytała, dlaczego ma na głowie taką kłującą piramidę.

Mimo iż bezpieczna, Melania nie czuła się jednak szczęśliwa. Wczorajsze zdarzenia na nowo obudziły w niej kobietę. Odezwały się stare, od dawna tłumione potrzeby, których nie mogła zaspokoić w małżeństwie. Co gorsza, zdawała sobie sprawę, że Sloan potrafiłby ją kochać tak, jak chciała. Potrząsnęła głową. Danielle zaczęła coś nucić. Wycinała właśnie kolejne ubranko dla lalki. Melania pochyliła się nad deseczką. Kończyła przygotowywanie kanapek dla Sloana.

Zapukała do drzwi jego sypialni. Wewnątrz rozległ się jakiś pomruk. Nie widząc innego wyjścia, uznała to za zachętę. Nacisnęła łokciem klamkę i pchnęła drzwi. Od razu poczuła męski zapach. Serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem.

Niestety, wczorajszy romantyczny kochanek zamienił się w burkliwego faceta. Oczy dziewczyny przyzwyczajały się do panującego wewnątrz półmroku. Ujrzała Sloana leżącego na łóżku. Kołdra okrywała go tylko do połowy brzucha. Aż się zachwiała, widząc jego nagi tors.

Sloan nie wiedział, jak poradzić sobie z tą kobietą. Na wszystko miała odpowiedź. Nic nie mogło wyprowadzić jej z równowagi.

Melania nareszcie zrozumiała, dlaczego jest nie w humorze. Ona również nie skakałaby z radości, gdyby ktoś odebrał jej konto Bitty'ego.

Skinął głową. Pochyliła się i postawiła tacę z kanapkami i sokiem pomarańczowym na nocnym stoliku. Nagle struchlała. Patrzył na nią tak, jakby usiłował coś sobie przypomnieć. Dziewczyna odskoczyła od łóżka. Sloan sięgnął po sok i wypił go duszkiem. Następnie potrząsnął głową, jakby chciał obudzić się z jakiegoś złego snu.

Melania nie zwróciła uwagi na jego ton. Wybiegła z pokoju, jakby ją goniło sto diabłów.

W kuchni przygotowała kawę i próbowała się uspokoić. Niestety, podniecenie nie chciało minąć. Dopiero po dziesięciu minutach uznała, że może wkroczyć do pokoju chorego.

Od razu po wejściu miała zamiar uśmiechnąć się chłodno i rzucić kilka sarkastycznych uwag na temat kondycji Sloana. Mógłby się na przykład ogolić. W ciągu kilku dni udało mu się wyhodować zupełnie sporą brodę. Tym razem weszła bez pukania.

Sloan w dalszym ciągu leżał na łóżku. Rozsunął zasłony, tak że bez przeszkód mogła podziwiać jego nagi tors. Jednak nie to najbardziej ją poruszyło. Otóż Sloan pieścił jedną z dwóch poduszek tak, jakby to była kobieta. Melania poczuła, że sutki jej twardnieją. Piersi nie mieściły się w specjalnym „zmniejszającym" biustonoszu.

Chrząknęła. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem, jakby przerwała mu intymne tete-a-tete. Przez chwilę trwali w milczeniu.

najprawdopodobniej zachowuje się zbyt naturalnie.

Melania wyprostowała się. Na jej twarzy pojawił się zawodowy uśmiech. Postawiła filiżankę z kawą na stoliku i spojrzała mu prosto w oczy.

W oczach mężczyzny pojawiły się ślady paniki.

Sloan znowu pogłaskał poduszkę. Robił to bezwiednie, ale gest był tym bardziej przekonujący. Dziewczyna poczuła, że brakuje jej powietrza. Zamknęła oczy, nie chcąc patrzeć na to, co się dzieje. Ale tak było jeszcze gorzej. Nagle osaczyły ją wspomnienia z poprzedniego wieczora.

Na szczęście Sloan był tak zajęty własnymi myślami, że nie zwrócił uwagi na jej dziwne zachowanie. Dziewczyna wyszła i żeby nie budzić podejrzeń Danielle, schroniła się w bawialni. Tam powoli dochodziła do siebie. Zabawy z Danielle zajęły jej parę następnych godzin. Kiedy dziewczynka w końcu zasnęła, postanowiła znowu zajrzeć do Sloana. Zakradła się cicho do pokoju, zmieniła wodę w karafce i postawiła na stoliku tacę z nową porcją kanapek. Już miała czmychnąć gdzie pieprz rośnie, kiedy Sloan się ocknął.

Ziewnął i poprawił poduszkę. Na szczęście nie było już w tym geście dawnej czułości.

Dziewczyna spłoszyła się. Nie miała pojęcia, o co mu może chodzić.

Chciała wyjść, ale Sloan poprosił, żeby usiadła. Dopiero z bliska zauważyła, jak bardzo jest wycieńczony chorobą. Wokół oczu pojawiły się zmarszczki, których nie widziała wcześniej.

Sloan spojrzał na nią kpiąco. Słowo „duża" w ogóle nie pasowało do Melanii. Sięgnął po kanapkę.

Dziewczyna zacisnęła dłonie. Nie chciała roztrząsać ze Sloanem szczegółów swojego prywatnego życia. Poza tym denerwował ją lekki ton mężczyzny. Ona nigdy nie traktowała tych spraw lekko.

Sloan skrzywił się, jakby jadł cytrynę. Z trudem przełknął następny kęs kanapki.

W końcu Eve odeszła, kiedy nie dostałem spodziewanego awansu. Zawsze chciała mieć spokojne, dobrze ułożone życie...

się, że nie byliśmy dla siebie stworzeni. Oczywiście było nam fajnie w łóżku, ale zawsze miałem wrażenie, że mógłby mnie zastąpić ktoś inny, a Eve wcale by tego nie zauważyła.

Melania znowu się spłoszyła. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór i obietnice Sloana. Czyżby jednak pamiętał o tym wszystkim?

Uniósł powieki i spojrzał na nią sennym wzrokiem.

Sloan znowu zaczynał majaczyć. Najgorsze było to, że mówił całkiem przytomnie. Melania zgadzała się ze wszystkim, co powiedział. Nie znała legendy o połówkach szukających się po świecie, ale wydała jej się ona bardzo przekonująca.

Miała wielką ochotę przytulić się do Sloana i wyjawić, że to ona jest jego połówką. Ale co będzie, jeśli ją odrzuci? Nie teraz, ale kiedy wyzdrowieje i uzna wszystko, co mówił, za romantyczne bzdury.

Nagle poczuła, że jest jej słabo. Wytarła dłonią pot z czoła i westchnęła ciężko. Sloan uśmiechnął się do niej słodko.

Objął poduszkę i zaczął oddychać miarowo. Był już po drugiej stronie snu. Pod koniec pierwszego tygodnia udało jej się doprowadzić do porządku mieszkanie Sloana. Jej radość była tym większa, że wcześniej dostała kartkę od matki, która pisała, że już wróciła, ale chce jeszcze spędzić parę dni u znajomego. Byłoby jej głupio przyjmować matkę w zapuszczonym mieszkaniu. Obie bardzo ceniły porządek i systematyczność. Na szczęście zdążyła na czas. Sloan czuł się teraz nieco lepiej. Spadła mu gorączka i rzadziej bolała go głowa. Pomagał też, jak mógł, w prowadzeniu spraw Itty'ego. El Lobo bywał teraz częściej w jego domu. Sloan zaczął podejrzewać, że przyjaciel durzy się w Melanii. Wydało mu się to bardzo ekstrawaganckie. Komu mogłaby się podobać ta panna Niedotykalska, którą znał z pracy? Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy zareagował zazdrością na umizgi lekarza. Czyżby było z nim aż tak źle?

Maxine wzięła sobie urlop, gdy tylko dowiedziała się o Melanii.

Kiedy jednak okazało się, że Maxine zostanie w mieście, Sloan i Melania uprosili ją, żeby w dalszym ciągu robiła zakupy.

Melania zachowywała się tak, jakby przez całe życie zajmowała się rodziną. Rano przygotowywała śniadanie, a następnie odprowadzała małą do przedszkola, które, jak się okazało, znajdowało się dwie ulice dalej. Sloan nie miał o tym najmniejszego pojęcia! Wracając z pracy odbierała stamtąd dziewczynkę, robiła obiad z przygotowanych wcześniej półproduktów i szła z dzieckiem na spacer. Sloan znowu zostawał sam.

Dzięki temu miał dla siebie dużo czasu. Mógł nareszcie się ogolić, a nawet nabrał ochoty na zabawę w konika. Kiedyś w czasie obiadu napomknął nawet o

lamparcie... Ale Danielle nie chciała się bawić. W ciągu dnia mogła wyszaleć się w przedszkolu, a wieczorem oglądała filmy dla dzieci albo prosiła, żeby coś jej poczytać. Sloan z dużą przyjemnością przypomniał sobie „Kubusia Puchatka", „Robin Hooda" i „Piotrusia Pana". Martwiło go tylko to, że nie spotkał już swojej nimfy. Obawiał się, że Melania wypłoszyła ją na dobre. Tak minął im prawie cały tydzień.

W piątek po południu Sloan pojawił się w kuchni przywabiony rozkosznymi woniami wydobywającymi się z piekarnika. Miał na sobie czystą, świeżo wyprasowaną koszulę i dżinsy. Melania uczyła właśnie Danielle tańczyć walca.

Obie panie nie zwracały na niego uwagi. Sloan wzruszył ramionami. Wolał udawać, że o nic nie pytał. Chciał czuć się jak lew na swoim terytorium Poszedł do bawialni i włączył telewizor. Nadawano właśnie wiadomości z giełdy. Sloan posadził sobie na kolanach wielką, plastykową lalkę siostrzenicy. Znowu zadumał się nad losem nimfy. Biedactwo! Że też musiała trafić na Melanię Inganforde.

Nagle poczuł na włosach czyjąś drobną dłoń. Odwrócił się z nadzieją.

Sloan skrzywił się. Co też on w niej takiego widzi? Spiker podał właśnie informację na temat wzrostu wartości akcji Amalgamated Flooring. Będzie musiał zapytać później Melanię o zdanie...

Sloan poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. Plastykowa lalka spadła na podłogę.

W błękitnych oczach dziewczyny zalśniły złote iskry.

W odpowiedzi pokazał jej tylko swoje białe zęby. Zemsta jest jednak rozkoszą bogów. Nawet tak głupia i śmieszna jak ta.

Melania skinęła głową. ,

Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się naprawdę samotny. Zaczął słuchać radia. Zwykle były to nastrojowe kawałki nadawane w jakichś muzycznych programach.

Sloan utwierdził się też w swojej niechęci do dobrze zorganizowanych kobiet, które w przerwach pomiędzy gotowaniem i sprzątaniem czytają „Wall Street Journal". Oczywiście, chodziło przede wszystkim o M. S. Inganforde.

Sloan skrzywił się na te słowa.

Gdy tylko został sam, zdjął trykotową koszulkę i cisnął ją w kąt. Nawet nie zauważył, jak pojawiła się przy nim Danielle w pidżamie. Dziewczynka

wręczyła mu koszulkę i uśmiechnęła się.

Melania skromnie pominęła cały wysiłek, jaki włożyła w przekonanie szefa o słuszności tej decyzji. Devereau podrapał się w brodę.

Sloan właśnie wyszedł ze swego biura i Devereau aż podskoczył na jego widok.

Sloan posłał szybkie spojrzenie Melanii i pokręcił przecząco głową.

jakby go coś trapiło.

Devereau pokiwał głową. Kiedy Raventhrall wyszedł, spojrzał na dziewczynę.

Po wyjściu szefa Melania wzruszyła ramionami. Zrobiła już, co mogła, w wypadku Sloana. Następnego dnia pojawiła się u niej Mazie Duggins. Asystentka -przez chwilę udawała, że szuka czegoś w papierach, a następnie, rozejrzawszy się uważnie dokoła, zbliżyła się do Melanii.

Melania zadrżała. Przypomniało jej się to, co widziała pod prysznicem. Nie, Sloan nie stracił potencji.

Śpiew ptaków, morze kwiatów, dotyk delikatnych palców, pieszczących jej ciało - to wszystko czuła i widziała, kiedy myślała o Sloanie, który potrafił zachować się jak bardzo romantyczny kochanek. Melania nie wiedziała, jak to się dzieje, że w pewnych momentach gawędzili jak para najlepszych przyjaciół, a potem nagle zaczynali się kłócić. Mazie Duggins poprawiła minispódniczkę.

Minęło kilka dni, a Sloan wciąż nie mógł skoncentrować się na pracy. Popołudniami bawił się z siostrzenicą, a wieczorami oglądał melodramaty. Często zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie potrafił dostrzec piękna i głębokiej wymowy filmów takich jak „Przeminęło z wiatrem" czy „Casablanca".

Melania zjawiała się u niego coraz rzadziej. A jeśli już przychodziła, to zajmowała się domem lub Danielle. W biurze ich kontakty były częstsze, ale wyłącznie formalne. Kiedyś jednak weszła do pokoju Sloana i zauważyła, że obrywa kolce z uschniętych róż, które dostał po powrocie do pracy.

Poprosiła go o bliższe wyjaśnienia.

Dziewczyna poczuła, że ma nogi jak z waty. A Sloan westchnął tylko i pocałował różę.

W połowie trzeciego tygodnia znowu zaczął padać deszcz. Wszyscy w pracy zauważyli, że Sloan schudł. Melania miała wyrzuty sumienia z powodu konta Itty'ego. Żeby o nich zapomnieć, rzuciła się w wir pracy. W czwartek Melania dotarła do biura nieco później. Obudziła się w kiepskim nastroju i straciła masę czasu, chcąc dojść do jakiej takiej formy. Włożyła też normalny biustonosz, pewna, że granatowy kostium i tak ukryje jej wdzięki. Zostawiła samochód na parkingu i otworzyła parasol. Wystarczył jednak jeden silniejszy podmuch wiatru i została zupełnie bez osłony. Przez moment zastanawiała się, co robić. Czy walczyć z wiatrem, czy też jak najszybciej udać się do biura. W końcu wybrała drugie rozwiązanie. Potykając się i bez przerwy wpadając w kałuże, dotarła do drzwi wejściowych. Niestety, była zupełnie przemoczona.

Przed drzwiami do windy dostrzegła Sloana. Cofnęła się, nie wiedząc czemu, ale on już ją dostrzegł.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jednocześnie poczuła, jak wstrząsa nią dreszcz. Powinna jak najszybciej wysuszyć kostium. Weszli do windy. W tłoku stali niemal przytuleni do siebie. Sloan musiał wyczuć jej piersi przez cienki materiał. Melania stwierdziła, że jest podniecona.

Jednak Sloan powstrzymał ją. Jeszcze raz, niby przypadkiem, dotknął sprężystej piersi, a potem spojrzał w błękitne oczy. - To ty - powiedział z niedowierzaniem. - To naprawdę ty.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Melania nie miała pojęcia, jak to się stało, że znaleźli się nagle w ciasnym schowku na materiały biurowe. Z trudem oddychali, wpatruj ąc się w siebie z fascynacją.

Sloan uśmiechnął się, odsłaniając zęby.

Wyglądał teraz jak szykujący się do skoku drapieżnik. Jego oczy płonęły nieokiełznaną żądzą. Dyszał ciężko. Lewą ręką poluzował krawat, a prawą wyciągnął w jej stronę. Melania wcisnęła się w kącik pakamery.

Sloan nagle się rozluźnił. Cofnął się nawet trochę i znowu posłał jej uśmiech.

Teraz zerwał z niej żakiet. Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem na poduszki, które miały ukryć jej

bujne kształty, a następnie zaczął je niszczyć. W przypływie wściekłości zerwał

jej okulary i cisnął nimi o podłogę.

Nareszcie zrozumiała, że ma do czynienia z wariatem.

Jego palce wślizgnęły się pod bluzkę. Melania poczuła je na skórze. Nie miała siły się bronić. Westchnęła tylko cicho, kiedy dłoń Słoana zaczęła się przesuwać wyżej, coraz wyżej...

Jednak dziewczyna nie miała o to pretensji. Wystarczył jej sam dotyk, delikatna pieszczota, która sprawiała, że miała ochotę wzlecieć w powietrze. Palce Sloana zatrzymały się na chwilę, a potem znalazły drogę niżej, wzdłuż jej boków. Dziewczyna poczuła, że spódnica od kostiumu spłynęła na podłogę. Sloan zabrał się do rozpinania bluzki.

Odkrył znamię w kształcie truskawki i zaczął je całować. Następnie przywarł wargami do jednej z nastroszonych sutek. Melania krzyknęła. Na szczęście obite dermą drzwi były dźwiękoszczelne. Drżała jednak na myśl, co się stanie, jeśli

komuś zabraknie kalki lub spinaczy.

Drżała, lecz jednocześnie nie potrafiła już zrezygnować ze Sloana. Rzeczywiście był dla niej stworzony. Na całe życie. Na zawsze. Mężczyzna na chwilę oderwał się od niej.

Nagle Melania oprzytomniała. Tak, rzeczywiście mógł to wiedzieć. Przecież żadna nie może mu się oprzeć. Ciekawe, czy inne dziewczyny też sprowadzał do tej pakamery? Powinien tu sobie wstawić łóżko dla wygody.

Spojrzał na nią z rozbrajającym uśmiechem.

Zacisnął pięści. Wizja nie spełnionego pożądania zaślepiła go na moment. Melania bała się, że za chwilę padnie ofiarą gwałtu. Jednak Sloan uspokoił się i z rezygnacją opuścił ręce.

Stanęła jak oniemiała. Granatowa spódnica wypadła jej z ręki.

Melania nie wiedziała, co powiedzieć. Brakowało jej słów. Schyliła się po raz

wtóry i podniosła spódnicę, a także żakiet od kostiumu. Jęknęła głucho, widząc zniszczone poduszeczki.

Wzruszyła ramionami.

Sloan wymierzył palec we własną pierś. • - Ja.

Mrugnął do niej.

Sloan spojrzał na nią tak, jakby to ona miała nie po kolei w głowie.

Dziewczyna popukała się w czoło.

Znowu ją pocałował. Nawet nie przypuszczała, że może mieć na to jeszcze ochotę.

Dziewczyna odparła, że nawet jeśli coś rzeczywiście się szykuje, to ona nic o tym nie wie. I Devereau najlepiej zrobi, jeśli zwróci się z tym pytaniem do samego pana Raventhralla.

Po wyjściu szefa Sloan zaglądał jeszcze parę razy do jej biura. Patrzył na nią głodnymi oczami, ale nic nie mówił. W końcu, około wpół do pierwszej oznajmił:

Porządny posiłek powinien ci dobrze zrobić. Melania nawet nie podniosła głowy znad papierów.

w głowie. Sloan miał znowu wygląd wygłodniałego kota, który bawi się bezbronną myszką.

Poczuła, że skóra jej ścierpła. Mimo to starała się utrzymać rzeczowy ton. - To co z Ittym? - spytała. Sloan podał jej dłoń.

Powtórzyła to pytanie pod koniec wspaniałego, romantycznego lunchu, w czasie którego Sloan traktował ją jak królową.

W drodze powrotnej przypomniał jej, że ma zabrać Danielle na popołudniowe zakupy. Spóźnili się trochę i w windzie byli sami. Sloan jeszcze raz skorzystał z okazji i pocałował ją.

Nie pracował już tego dnia. Jeszcze przez pół godziny udawał, że coś robi, a następnie wymknął się z biura, ściskając w dłoni klucze do mieszkania Melanii. Nie, nie ukradł ich. Po prostu zrobił rano ich duplikaty, sprytnie wykorzystując to, że dziewczyna nie bardzo mogła dojść do siebie po przygodzie w pakamerze, a następnie wrzucił je do torebki Melanii w czasie lunchu. Najwyżej zdziwi się, że nie są na swoim miejscu.

Sloan chciał zbadać, kim tak naprawdę jest M. S. Inganforde. Cały gmach jego wyobrażeń na temat dziewczyny zawalił się z hukiem. Gęsty pył przesłaniał widok. Chciał teraz wejść do środka, poznać najbardziej intymne sekrety Melanii, jej samotni.

Bez przeszkód otworzył drzwi i zajrzał do środka. Uśmiechnął się na widok pastelowych barw przedpokoju. W powietrzu unosił się delikatny zapach kwiatów. Sloan zamknął starannie drzwi i ruszył dalej. Całe mieszkanie utrzymane było w pastelowych kolorach, co kontrastowało nieco z krzykliwą zielenią tropikalnych roślin, wypełniających bawialnię i pokój do pracy. W sypialni nie było roślin doniczkowych. Zaimponowało mu olbrzymie łoże z baldachimem. Bardzo niewiele osób stać na takie fantazje. Za to rozczulił się na widok bukiecika stokrotek w małym flakoniku. Zaczął przeglądać zdjęcia. Mała dziewczynka z kotem na kolanach. Mała dziewczynka z młodszym chłopcem, obejmującym ją po bratersku. Miła, na oko trzydziestoletnia, kobieta, trzymająca dzieci za ręce. Żadnych narzeczonych. Grupowe zdjęcie maturalne. Żadnych przyjaciół. I, co najważniejsze, ani jednej fotografii byłego męża.

Sloan spojrzał na książki leżące na stoliku przy łóżku. Tytuły mówiły same za siebie: „Kobiety a świat wielkich finansów", „Małe jest piękne", „Gdyby Dawid był kobietą...". W tej ostatniej chodziło zapewne o biblijnego Dawida, który zabił Goliata. Sloan odetchnął z ulgą, widząc pod tymi książkami także kilka romansów. Przyjrzał się im bliżej. Prawie rozsypywały się w rękach. Tanie, klejone książki były dosłownie za-czytane. Otworzył „Dawida" i... natrafił na nie rozcięte strony. Zrobił oko do żółwia, który obserwował go z terrarium, ustawionego w kącie sypialni, klepnął maszynę do szycia, jakby to była kształtna pupa Melanii i z uśmiechem na ustach ruszył do kuchni. Tutaj mina mu trochę zrzedła. Kuchnia przypominała laboratorium chemiczne. Na szczęście po chwili zaczął dostrzegać ślady osobowości Melanii. Wiedział przecież, że dziewczyna lubi porządek. Chciał jednak, żeby był to porządek „domowy", pasujący do farmy w Iowa, na którą chciał ją zabrać, a nie sterylny porządek nowoczesnego społeczeństwa.

Przeszedł do łazienki. Gdy tylko otworzył drzwi, rozpromienił się na widok ciepłego, różowego wnętrza. Łazienka pachniała tak jak Melania. Sloan sięgnął po jeden z flakoników, stojących na kremowej półeczce. Kiedy go otworzył, otoczył go aromat kwiatów. Dziewczyna chyba uwielbiała sole i płyny do kąpieli.

Sloan długo się wahał, zanim wykonał ostatni ruch. W końcu jednak wrócił do sypialni. Raz jeszcze rzucił okiem na olbrzymie, powleczone jakimś miękkim materiałem łoże i podszedł do staromodnej komódki. Otworzył jedną z szuflad. Odkrył w niej delikatną, koronkową bieliznę. Pod majteczkami i stanikami leżały papiery Bitty'ego.

Sloan pokiwał głową. Nareszcie zaczynał wszystko rozumieć. Otworzył drugą szufladę, gdzie znalazł pomniejszające optycznie biustonosze./ Zmełł w ustach przekleństwo. W szafie obok, oprócz normalnych ubrań, znajdowały się specjalnie spreparowane kostiumy. To dzięki nim Melania wyglądała jak bezkształtna, rozdęta do monstrualnych rozmiarów parówka. Miał ochotę zniszczyć część ubrań, ale w końcu się zreflektował. Nie mógł pozwolić na to, by Melania domyśliła się czegokolwiek. Wyszedł, zostawiwszy w mieszkaniu idealny porządek. Nie mógł się tylko powstrzymać i dał żółwiowi kawałek znalezionego w kuchni jabłka.

Następnego dnia mieli się wybrać na przyjęcie do Itty'ego. Melania po wielu oporach zgodziła się pojechać ze Sloanem. El Lobo obiecał, że zostanie z Danielle i spróbuje upiec ciasteczka. Dokładnie takiej ak te, które robiła Melania.

Sloan spóźnił się trochę. Usiłował to jednak nadrobić na trasie. Jego sportowy wóz pędził niczym wicher ulicami Kansas City. Melania siedziała z przodu i patrzyła na bukiecik stokrotek. Zachowała się trochę jak gęś, kiedy dostała je od Sloana. Krzyknęła „ojej!" i pocałowała go w policzek. Ciekawe, co on teraz

sobie myśli?

Nie, musi jak najszybciej skończyć ze Sloanem Raventhrallem. Zajechali w końcu na miejsce. Dom Itty'ego wyglądał jak pałac, chociaż sam gospodarz mówił o nim skromnie: „moja chałupa". Itty powitał ich w drzwiach i zaprosił serdecznie do środka. Odźwierny pomógł Melanii zdjąć płaszcz, a Sloan pocałował ją namiętnie w szyję.

Itty witał kolejną przybyłą parę. Sloan rozejrzał się wokół, a widząc, że nikt ich nie obserwuje, chwycił dziewczynę wpół i chciał ją tak zanieść do salonu. Odprowadził ich zdziwiony wzrok odźwiernego.

Sloan gotów był ją tak wnieść do salonu.

Wmieszali się w tłum gości. Niektórzy grali w bilard, inni rozmawiali. Jeden z kelnerów zaproponował im wino. Sloan zdziwił się trochę, znając upodobanie Itty'ego do mocniejszych trunków. Były więzień zjawił się przy nich jak na zawołanie.

Itty bez cygara i szklaneczki whisky wyglądał jak baranek. Nawet przepity głos wydawał się teraz dźwięczniej szy i bardziej łagodny.

Wyobraziwszy to sobie, Sloan musiał się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. Tylko Melania milczała i patrzyła podejrzliwie na Itty'ego.

Sloan przyciągnął dziewczynę do siebie. W normalnym kobiecym stroju wyglądała naprawdę cudownie. Nic dziwnego, że wywarła takie wrażenie na Ittym, który dopiero teraz raczył na nią spojrzeć.

przyglądał się lokom i krągłym kształtom dziewczyny, a następnie wymamrotał pod nosem „to ciekawe", obrócił się na pięcie i bez słowa zniknął wśród gości.

Ale Itty znów pojawił się w polu ich widzenia. Ciągnął za sobą jakąś blondynkę w długiej, wieczorowej sukni. Wyglądał przy tym jak szarżujący byk. Sloan postanowił, że będzie bronił Melanii do upadłego. Stanął przed nią i uniósł do góry pięści.

Rogalik zatrzymał się przed nimi i puścił rękę kobiety, która zaczęła rozcierać sobie nadgarstek.

Rogalik obsecwował całą scenę z wyraźnym ukontentowaniem. Jednak Melania wyrwała dłoń z uścisku Sloana i spojrzała na niego z wyraźną złością.

Delilah tupnęła nogą.

Itty aż zatarł łapska w nadziei na partyjkę pokera. Jednak Sloan wciąż patrzył z obawą na matkę i córkę.

Pani Burns przytuliła się do Itty'ego i pocałowała go w wyjątkowo porządnie ogolony policzek.

Delilah zmierzyła obcego wzrokiem.

Itty aż klasnął w ręce.

Delilah zerknęła w stronę Sloana, a następnie wymownym gestem dała znać, co myśli o tej decyzji.

nieco inny ideał męskiej urody. Bardziej zbliżony do tego, który prezentował Sloan. Wiedziała jednak, że każda potwora znajdzie sobie amatora. ^7- Do rzeczy - mruknęła tylko.

Sloan zachichotał. Po chwili jednak dostał sójkę w bok.

jeszcze raz.

ej była wcześniej wspomnieć o zaręczynach. Sloan odsunął się od dziewczyny.

Żartowali tak jeszcze przez chwilę, aż siedli do kart. Pani Burns rozdawała pierwsza. Nie przeszkodziło to jej w wyjaśnieniu córce, że zna Itty'ego od stycznia i że długo się wahała, zanim zdecydowała się na małżeństwo.

Rogalik łypnął na nią podejrzliwie.

Melania skrzywiła się, kiedy matka zgarnęła bank. Pani Burns chyba zrozumiała, że popełniła błąd i następna partia należała do córki. Jednak po kolejnych dwóch zwycięstwach Melanii wszyscy mieli już dość.

Sloan chrząknął.

Jednak Melania nie miała ochoty na taniec. Pożegnała się z gospodarzami i poprosiła Sloana, żeby ją odwiózł do domu.'

Melania miała coś odrzec, ale w końcu machnęła

I ręką. - Możesz zająć się sprawami Itty'ego - powiedziała po paru minutach milczenia. -Teraz będzie się mnie bał. Zrobi wszystko, co mu każę. Tym razem Sloan się nie odzywał. Stwierdził, że mądrzej będzie pozostawić tę propozycję bez komentarza.

Melania wybuchnęła płaczem dopiero, gdy znaleźli się w mieszkaniu. Wzburzone emocje musiały w końcu znaleźć jakieś ujście. Sloan wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni z wielkim łożem. Chciał jeszcze mrugnąć do żółwia, ale zwierzę spało w terrarium.

Sloan ułożył delikatnie krągłe, kobiece ciało. Nie mógł wprost oderwać od niego wzroku. Melania zaczęła rozcierać łzy na policzkach.

Dotknął przez materiał jej piersi. Dziewczyna zadrżała.

Wyjął chusteczkę z kieszeni marynarki i zaczął wycierać jej policzki.

chciała się poddać, ale z czasem uległa męskiej sile. Sloan oderwał się od niej.

Zaczął ją pieścić i jednocześnie rozbierać. Oboje nie wiedzieli, jak to się stało, ale nagle znaleźli się w oku cyklonu. Melania nie myślała już teraz o licznych romansach Sloana ani o klientkach, wpatrzonych w niego jak w obrazek. Prawdę mówiąc, to ona bliska była teraz zauroczenia.

Krzyknęła, czując jego dłonie na nagiej skórze. Uwolnione od biustonosza piersi chłonęły pieszczoty.

Melania jęczała w ekstazie. Tuliła się do Sloana, pieściła go, to znowu zaczynała rozpinać guziki jego koszuli, żeby jak najszybciej poczuć go przy sobie.

I właśnie wtedy stali się jedną istotą. Tak doskonałą i piękną, że dorównywała nawet bogom.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Sloan nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Po tym, jak kochali się po raz pierwszy, bardzo szybko odzyskali siły i przywarli do siebie ponownie. Następnie, po wspaniałych pocałunkach i pieszczotach, wszedł w nią po raz trzeci. Oboje czuli, że są dla siebie stworzeni. Melania okazała się cudowną kochanką. Sloan obawiał się, że mógłby ją połamać lub przydusić, ale to właśnie ona okazała się bardziej wytrzymała.

W końcu zasnęli przytuleni. Łóżko wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie huragan.

Sloan obudził się pierwszy i wpadł w panikę. Natychmiast zadzwonił do domu. Niestety, El Lobo chyba wyłączył telefon. Sloan spojrzał na słuchawkę i zaczął miotać jakieś przekleństwa.

Jego głos obudził Melanię. Dziewczyna przeciągnęła się i wyciągnęła do niego ręce.

Natychmiast zapomniał o telefonie. Dopadł pościeli w dwóch susach. Już był przy niej. Już ją całował. - O Boże, Sloan! Co my robimy?!

Tym razem kochali się wolniej, poznając rytm swoich ciał. Melania oplotła go udami. Nie była wcale tak delikatna, jak mu się wydawało. Miała w sobie jakąś niespożytą energię, która nie przestawała go zadziwiać. Kiedy skończyli, zażądał jedzenia.

Ostatnio to on podawał śniadania do łóżka Danielle. Po kwadransie posiłek był gotowy. Oparli się plecami o dębowe wezgłowie i zaczęli jeść.

Melania podciągnęła cienką kołdrę aż pod samą brodę, ale jednocześnie

ściągnęła ją ze Sloana, który musiał jak najszybciej się do niej przytulić.

Sloan odsunął się od Melanii, ale znowu znalazł się bez okrycia. Mógł się jedynie zasłonić dużym talerzem, na którym leżały kanapki. Melania postanowiła ratować sytuację.

Pani Burns na szczęście odzyskała głos.

Melania bez trudu odgadła intencje matki.

Pani Burns spojrzała na córkę, ale Melania była nieugięta. Postanowiła więc zmiękczyć trochę jej serce.

Melania po raz kolejny spojrzała na nowy bukiet bezkolcych róż, stojący na szafie z segregatorami. Specjalnie go tam postawiła, żeby nie przeszkadzał jej w pracy. W poniedziałek nie znalazła czasu na podziwianie kwiatów. Właśnie wtedy miała najwięcej roboty.

Tym razem włożyła do biura jasnokremowy kostium i lekką bluzkę w kwiecisty wzorek. Nie mogła jednak zrezygnować ze szpilek i „podwyższającej" fryzury. Mimo to Sloan był wyraźnie zadowolony, kiedy spotkali się w przerwie na lunch.

Powiedział jej też, że Maxine zdecydowała się wrócić do pracy. Przekonało ją zwłaszcza to, że Danielle chodzi teraz do przedszkola. Poza tym dziewczynka mogła liczyć jeszcze na El Lobo. Starzejący się lowelas obiecał, że zrezygnuje z kolejnej randki, byle tylko pójść z nią do zoo. Sloan orzekł, że to pewnie

syndrom pustego gniazda.

Zerknęła jeszcze raz na samotne róże. Do zoo mieli się jednak wybrać w szóstkę razem z matką i Ittym. Melania wcale nie była z tego zadowolona. Nie ucieszyła się też, kiedy Sloan zaprosił ją na basen. Gdzie ona znajdzie odpowiedni kostium?! Złamała kolejny ołówek.

Koło trzeciej zadzwoniła Danielle. Powiedziała, że skończyła jej się książeczka do kolorowania i że potrzebuje nowej talii kart.

Weszła do jego pokoju, nie zważając na to, że jest zajęty. Czytał właśnie najnowsze wydanie „Wall Street Journal".

W odpowiedzi wysypała na jego biurko stos listów i notatek od nadawców podpisujących się Bambi, Mimi, LaBelle czy też Julietta.

Położyła talię na stole, ale Sloan odepchnął ją.

Sloan wstał i podszedł do niej. Pogłaskał ją po głowie, jakby listy od Mimi i LaBelle w ogóle nie istniały.

Melania postanowiła, że nie da się zastraszyć.

Teraz nie żartował. Oczy mu pociemniały z gniewu. Zacisnął z wściekłością usta i patrzył na nią tak, jakby to ona otrzymywała setki listów od wielbicieli.

Poczuła, że dreszcz przebiegł jej po karku. Sloan był godnym przeciwnikiem. Nie zniosłaby, gdyby zgadzał się z nią we wszystkim, tak jak Itty z matką.

Sloan przywlókł się do jej biura po paru minutach.

Sloan położył dłoń na jej ramieniu.

Stał bezradny tuż obok i patrzył na nią. Bał się, że dziewczyna się rozpłacze, a wtedy w ogóle znikną wszelkie racjonalne argumenty.

Schylił się i przygarnął ją do siebie. Cały gniew przerodził się nagle w gwałtowną namiętność. Niemal chciała go prosić, żeby został, kiedy oderwał się w końcu od jej ust.

Devereau, który wpadł do jej pokoju parę minut później, zastał wszystko w jak największym porządku.

Ołówek wypadł z jej dłoni i potoczył się po podłodze. Melania chrząknęła, chcąc sprawdzić, czy głos nie odmówi jej posłuszeństwa.

Po półgodzinie zjawił się Itty, obładowany chrupkami i słonymi paluszkami. Danielle przywitała się z nim jak z dziadkiem. Bardzo cieszyła się z tak dużego audytorium, ponieważ miała zamiar nauczyć wszystkich grać w oko. Jednak Sloan nie palił się do gry. Itty, którego mała wysłała na poszukiwania, odnalazł go w kuchni.

Sloan skrzywił się.

Rogalik natychmiast spoważniał.

żonie południowca. Jeśli dojdzie do najgorszego, będzie musiał skorzystać z pomocy Danielle.

We wtorek od wczesnego popołudnia ślęczał z nosem w książce kucharskiej. Melania pracowała dłużej, a on chciał ugotować porządny, domowy obiad. Miał już dosyć chrupek i hamburgerów.

Jeśli coś mu nawet nie wyszło, dziewczyna i tak tego nie zauważyła. Przyszła zmęczona i głodna i od razu rzuciła się najedzenie. Po zupie Sloan nalał czerwonego wina do dwóch dużych kieliszków i odrobinę do trzeciego, małego.

jak i sałatkę. Nałożyła sobie solidną porcję. Sloan nie przypuszczał, że drobne kobiety potrafią tyle zjeść.

Deser mieli zjeść w salonie, by móc obejrzeć notowania giełdowe. Wcześniej jednak Melania pocałowała Danielle w policzek.

pocałunek. Ale zamiast ust napotkał jedynie szyderczy wzrok dziewczyny.

zlewu.

Wziął tacę z ciastkami i, nie czekając na obie panie, ruszył do salonu. Włączył telewizor. Wiadomości giełdowe już się zaczęły, jednak Sloan niewiele z nich zrozumiał.

Po deserze zabrał się do zmywania. Okazało się, że Melania przyniosła im w prezencie egzotyczne, kolorowe trawy. Początkowo zażądała doniczki, ale kiedy okazało się, że w mieszkaniu nie ma czegoś takiego, zadowoliła się plastykowym wiaderkiem Danielle. Zrobiła tylko dziurkę w dnie, tak by mógł

przez nią wypływać nadmiar wody.

Melania stwierdziła jednak, że ma jeszcze kilka godzin i chce poświęcić ten czas małej. Dziewczynka ucieszyła się i nie nalegała na kwiatowe zakupy. Jego plan spalił na panewce.

Skończył zmywanie i spojrzał na rosnące w wiaderku trawy.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Perez zachowywał się zupełnie poprawnie w czasie spotkania u Giną. Złożyli zamówienie i od razu przystąpili do rozmowy o interesach. Melania nie zauważyła, że jego małe, czarne oczka starają się spenetrować przepaściste głębie jej żakietu. Nie zwróciła też uwagi na dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, do których Vinnie uśmiechał się od czasu do czasu, błyskając swoim złotym zębem.

był szybszy. Przy okazji udało mu się dotknąć uda dziewczyny.

Melania zmarszczyła brwi. Perez uniósł dłoń i natychmiast przy stoliku zjawił

się jeden z osiłków, prowadząc ze sobą kelnera.

pomyślnie. Perez zgadzał się na wszystkie warunki. Byli na prostej drodze do podpisania umowy.

Dziewczyna zaczerwieniła się.

Vinnie pochylił się w stronę Melanii i wziął jej dłoń w swoje ręce. Poczuła, że robi jej się zimno. Drgnęła nerwowo, a wtedy jeden z osiłków wstał. Nagle zauważyła, że przy stoliku za wielką paprocią siedzą Sloan, Danielle i El Lobo. Poczuła się raźniej, chociaż jednocześnie stwierdziła, że musi zachować twarz i doprowadzić sprawę do końca.

Perez skinął na swoich osiłków. Mężczyźni podeszli do stolika. Melania poczuła, że kręci jej się w głowie.

Jednak Vinnie nie słuchał jej. Sytuacja stawała się krytyczna. Nagle od stolika za paprociami oderwała się maleńka figurka.

Mężczyźni niosący Melanię stanęli jak wryci. Perez, który właśnie płacił rachunek, nie' mógł się połapać w całej sytuacji. Skąd się tutaj wzięło to dziecko?

przecież walczyć z dzieckiem. Jednak po chwili tuż obok zjawili się dwaj wysocy mężczyźni. Melania miała ochotę rzucić się w ramiona Sloana.

Trzej mężczyźni spojrzeli na nich z niechęcią i wyszli z restauracji.

Melania masowała zdrętwiałe ramiona.

Dziewczyna zadrżała na dźwięk tych słów. Dopiero teraz uświadomiła sobie, w jakim znalazła się niebezpieczeństwie. Była jednak zbyt dumna, by przyznać, że postąpiła źle.

Tym razem nie protestowała. W samochodzie zdobyła się nawet na to, żeby podziękować Sloanowi za opiekę. Była zupełnie wyczerpana. Umyła się szybko i wskoczyła do łóżka. Poczuła, że ma dreszcze. Sloan pocałował ją na dobranoc, a potem jeszcze przez godzinę siedział przy jej łóżku.

Następnego dnia w pracy nie czuła się zbyt dobrze. Sloan, który zaraz z rana do niej zajrzał, stwierdził, że jest pewnie wyczerpana po wczorajszych przygodach.

Nie chciane łzy popłynęły po jej policzkach. Pragnęła wtulić się w ciepłe ciało Sloana i zapomnieć o wszystkich niebezpieczeństwach. Wiedziała, że może na niego Uczyć.

Wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego biura.

Zrobiła, co kazał.

Melania wyszła do łazienki. Oznaczone literą „S" rajstopy pasowały jak ulał. Nieco się jednak zmęczyła przy wkładaniu. Znowu zakręciło jej się w głowie. Jednocześnie przypomniała sobie scenę z gorylami Pereza.

Dziewczyna skinęła głową. Dokładnie pamiętała to, co wydarzyło się wczoraj. Po południu, kiedy Melania wróciła wreszcie do swojego pokoju, zadzwoniła do niej sekretarka szefa. Devereau chciał do niej przyjść, żeby porozmawiać o interesach. Dziewczyna od razu poczuła się lepiej.

Zdążyła tylko wyciągnąć z szuflady jakieś stare papiery i otworzyć je na chybił trafił, a Devereau już zastukał do jej drzwi.

Melania zadrżała na wspomnienie małych oczek Vinnie'ego.

Chciała odpowiedzieć, że Sloan już wygrał ostateczną rozgrywkę, ale musiałaby wówczas zdradzić tajemnicę wczorajszych negocjacji.

Pokręciła głową.

Wzruszył ramionami.

W drodze do domu zauważyła, że Sloan jest na nią zły z jakiegoś powodu. Być może nie mógł jej darować wczorajszego wieczoru, a może ostatniej uwagi.

Chciał już pójść, ale Melania chwyciła go za rękę.

W odpowiedzi pochylił się i pocałował ją prosto w usta. Czuła, że jej pragnie. Co więcej, ona również bardzo chciała być przy nim, tulić się do niego... Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach. Jej ciało drżało od tajonych emocji.

Położył się na łóżku, odpychając wielkiego misia Danielle. Czy postąpił słusznie, stawiając ultimatum? Gra na giełdzie zawsze go fascynowała, ale gra o miłość Melanii była jeszcze bardziej ekscytująca.

Pomyślał raz jeszcze o pociemniałych z pożądania oczach Melanii i...

postanowił wziąć zimny prysznic. Ale nawet to nie ostudziło jego zapału. Wciąż zastanawiał się, czy dziewczyna zdecyduje się na małżeństwo. Nie ulegało wątpliwości, że Melania osiągnęła to, o co walczyła przez wiele lat. Devereau ją dostrzegł. Znajdowała się u progu wielkiej kariery. Tym lepiej. Jeśli wyjdzie za niego, to tylko z miłości.

A jeśli nie? Odkręcił raz jeszcze kurek. Strumień zimnej wody lunął na niego z góry. Wytrzymał zaledwie parę sekund, a następnie wyskoczył spod prysznica. Zaczął się wycierać włochatym ręcznikiem.

Melania wydmuchała nos w koronkową chusteczkę. Wstała i zapaliła światło. Nie może przecież bez przerwy użalać się nad sobą. Postanowiła, że najpierw weźmie kąpiel, a potem spokojnie zastanowi się nad propozycją Sloana. Rozebrała się w sypialni, która była jednocześnie jej garderobą. Następnie przypomniała sobie o żółwiu i zmieniła mu wodę oraz dała jedzenie. Przygotowała kąpiel i wsypała do wanny swoje ulubione sole. Chciała się odprężyć po dwóch ciężkich dniach. Nie czuła się jeszcze najlepiej, chociaż wiedziała, że na szczęście nie jest chora. Wciąż jednak bolała ją głowa. Niestety, nie udało jej się odprężyć w wannie. Jej myśli uporczywie powracały do Sloana. Przypomniała sobie jego spojrzenie i pełen napięcia głos. Chciał, żeby została jego żoną. Jednak Melania nie czuła się jeszcze gotowa. Przez trzy następne godziny biła się z myślami. W końcu posłała sobie łoże z baldachimem i postanowiła pójść spać. Gdy tak leżała, przypomniała sobie zacięty wyraz twarzy Sloana rozmawiającego z Perezem. Nie miała wątpliwości, że użyłby siły, gdyby goryle nie chcieli jej puścić.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Itty ostrożnie usiadł na krześle w pokoju Melanii i spojrzał na nią wzrokiem zaszczutego zwierzęcia. Dziewczyna chciała go trochę ośmielić. Na początku upuściła zmiętą kartkę na podłogę. Nie pomogło, ponieważ Itty patrzył tylko na nią. Zrobiła głupią minę i zrzuciła drugi papier. Itty zerwał się z miejsca i podał go jej. Melania przypomniała sobie o niedzielnych ciasteczkach, które włożyła do szuflady.

Rano spotkała się na korytarzu ze Sloanem. Wcale nie miał ochoty na rozmowę, nie mówiąc już o pocałunkach. Wspomniał coś o piątkowej kolacji, na którą zaprosił Itty'ego, jej matkę i El Lobo. Melania obiecała, że przyjdzie. Sięgnęła do szuflady i wyjęła z niej pudełko z ciasteczkami. - Poczęstujesz się? - spytała, podsuwając je Rogalikowi. Itty wpadł w panikę. Odniosła wrażenie, że chciał podnieść ręce do góry. W końcu jednak sięgnął po ciasteczko, którym później dławił się kilkakrotnie. Melania spędziła całą niedzielę piekąc i gotując. Dopiero wieczorem znalazła trochę czasu dla siebie. Okazało się jednak, że nie może siedzieć bezczynnie. Wciąż powracał do niej obraz Sloana w restauracji. Do tej pory nikt nie bronił jej z taką determinacją. Być może dlatego, że nie było takiej potrzeby. Koło dziewiątej stwierdziła, że musi coś zrobić. Wywlokła wszystkie swoje rzeczy z komody i szafy. Pocięła nożycami „pomniejszający" biustonosz i wyrzuciła go do śmieci. Od tej pory miała zamiar używać jedynie jedwabnej bielizny. Chwilę wahała się, patrząc na inne swoje ubrania. Postanowiła jednak dokończyć dzieła destrukcji. Powoli i systematycznie pruła wszystkie poduszeczki i wkładki, którymi wyściełane były jej kostiumy. Skończyła dopiero koło dziesiątej i przystąpiła do sporządzania listy zakupów na następny dzień.

Na poczesnym miejscu znalazł się tam kostium bikini oraz perfumy Bon Soir. Według reklamy, ich tajemniczemu zapachowi musieli ulec wszyscy mężczyźni. Oczywiście Melanii nie chodziło o wszystkich mężczyzn. Interesował ją przede wszystkim jeden...

Resztę wieczoru zajęło jej myślenie o Sloanie. Gdzie jest w tej chwili? Cży pamięta o niej? Czy w dalszym ciągu tak śmiesznie tuli się do poduszki? Itty chrząknął. Melania powróciła do rzeczywistości. Oderwała wzrok od okna, za którym widać było różnobarwne liście opadające z pobliskich drzew.

Dziewczyna przerwała mu, podnosząc do góry rękę, Sięgnęła po ołówek i złamała go. Rogalik aż podskoczył na krześle, jakby usłyszał trzask łamanych kości.

Melania zsunęła pantofle z nóg i położyła stopy na biurku. Oczy Itty'ego niemal wyszły z orbit. Zwłaszcza że dostrzegł rąbek jej koronkowej bielizny.

Rogalik z trudem przełknął ślinę.

Ale dziewczyna nie chciała rozwijać tematu. Sięgnęła po pilota i włączyła miniaturowy telewizor, który zainstalowano niedawno w jej pokoju. Po krótkich poszukiwaniach odnalazła w końcu mecz baseballowy. Przez chwilę patrzyli w milczeniu w ekran.

i podsunęła Rogalikowi.

Itty spojrzał na nią, a następnie na stojące tuż obok ciasteczka.

Dotknęła policzków, a następnie spojrzała na It-ty'ego. Czyżby pozwolił sobie na impertynencję? Ale nie, nawet nie patrzył na nią, tylko zupełnie gdzie indziej.

butelkę imbirowego piwa. W prawej kieszeni żakietu miała otwieracz. Itty spojrzał na nią jak na czarodziejkę.

Wypił pierwsze łyki. Najpierw nieśmiało, ale po chwili piwo zagulgotało mu wesoło w gardle. Melania wyjęła talię kart i podsunęła mu, żeby miał czym zająć ręce. Itty nareszcie wyglądał na nieco odprężonego.

Itty nabrał całą garść fistaszków i intensywnie je przeżuwał. Następnie sięgnął po butelkę i wypił resztkę piwa. Dziewczyna postawiła przed nim następną.

Itty zaczął tasować karty, a następnie wyłożył jedną na wierzch talii i podał jej kolejną. Melania od razu domyśliła się, o co mu chodzi.

Rogalik pokręcił głową.

Okazało się, że nie miał racji. Znowu sięgnął po piwo i wypił pół butelki.

Itty sięgnął po następne ciasteczko.

Rogalik pokręcił głową. Nie miał pojęcia, skąd biorą się cudowne karciane umiejętności zarówno matki, jak i córki.

Melania miała w poniedziałki sporo pracy. Tak więc lista zakupów musiała poczekać do wtorkowego popołudnia. Kiedy wreszcie kupiła to, co chciała, jak najszybciej pojechała do siebie. Tutaj przebrała się i skropiła perfumami. Tak odświeżona pospieszyła do Sloana.

Ale ten nawet się z nią nie przywitał. Danielle powiedziała, że siedzi w bawialni i ogląda telewizję. Mćlama zaproponowała, żeby zrobiły placek z wiśniami i dziewczynka klasnęła w ręce. Wkrótce jednak posmutniała, bo przypomniała sobie, że w domu nie ma wiśni.

Melanii przypomniało się, jak kiedyś mała, siedząc jej na kolanach, wskazała na brwi.

Przeszła tuż obok niego, z nadzieją, że poczuje zapach perfum. Jednak Sloan

poprosił tylko, żeby mu nie zasłaniała. Wyszła obrażona.

Przystąpiła do wyrabiania ciasta, po czym wyłożyła je wiśniami i wstawiła do

piekarnika. Po całym domu rozszedł się smakowity zapach. Wkrótce w kuchni pojawił się Sloan.

Sloan wciągnął głęboko powietrze.

Dziewczyna nareszcie zrozumiała, że mężczyzn nie przyciągają żadne perfumy, a jedynie zapach dobrego jedzenia.

Kolację zjedli w miłej, wręcz przyjaznej atmosferze. Kiedy skończyli, dobiegała dziewiąta. Melania zaofiarowała się, że położy Danielle, a Sloan miał pozmywać.

Mała szybko się umyła. Była już bardzo senna i w związku z tym wysłuchała jedynie połowy bajki o śpiącej królewnie. Melania przykryła ją kołderką i wyszła.

Tuż za progiem zderzyła się ze Sloanem, który dyszał ciężko i patrzył na nią oczami potępieńca. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo go pragnie. Oparła się plecami o ścianę. Jej ciało drżało jak w febrze.

policzkach.

Przez chwilę powstrzymywał się olbrzymim wysiłkiem woli. W końcu jednak nie wytrzymał. Wziął ją w ramiona i pocałował. Usta dziewczyny oddały

pieszczotę.

Melania chciała się jeszcze nad tym zastanowić. Nie znosiła poganiania.

Sloan puścił ją i zaczął się nerwowo przechadzać po pustym korytarzu. Był wściekły. Raz jeszcze się upokorzył, a Melania znowu nie chciała się zgodzić.

Błękitne oczy dziewczyny zaczęły ciskać błyskawice.

Pocałunek, który potem nastąpił, mógł trwać całą wieczność. W końcu Sloan zostawił ją w przedpokoju. Sama nie wiedziała, jak udało jej się ubrać, a potem szczęśliwie dojechać do domu.

Słoan miał ochotę odpowiedzieć przekleństwem. Jednak zmiął tylko w dłoni opakowanie po herbatnikach i cisnął je z furią do kosza. Melania w normalnych ubraniach, bez pomniejszaczy i poduszek, przyciągała teraz uwagę wielu mężczyzn.

Sloan spojrzał raz jeszcze w stronę stołu. No tak, Nick znowu opowiada stare dowcipy.

Sloan podszedł do Melanii. I - Dziękuję za ciasto - powiedział. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego zdawkowo. To wszystko. Wieczorem spotkali się w windzie. Oboje wyszli z pracy nieco później. Razem z nimi jechało jeszcze kilka osób.

Pociągnął nosem. Dziewczyna pachniała kwiatami tak jak dawniej.

Napięcie między nimi rosło. Gdyby nie inni pasażerowie, natychmiast rzuciłby się na Melanię i wziąłby ją w windzie. Jej rozszerzone źrenice i płytki oddech wskazywały, że nie miałaby nic przeciwko temu.

Nagłe Sloan zdębiał. Maleńka ręka Melanii zaczęła intymne penetracje. Zaczęła od jego pośladków, a następnie przesunęła się niżej. Przez cały czas dziewczyna zachowywała się tak, jakby się nic nie stało. Kiedy wysiedli z windy, Sloan wziął ją za ramię.

Rogalik powitał ich w drzwiach. W jednej ręce trzymał patelnię, z którą przybiegł z kuchni.

Zajrzeli do olbrzymiej sali, z której co jakiś czas dobiegały głośne wybuchy śmiechu. Danielle trzymała w dłoni mały, kupiony specjalnie dla niej kij i stojąc na krzesełku, starała się wbić kolejną bilę do łuzy.

wyczuł jej krągłe kształty.

Rogalik ściągnął bujne brwi.

Sloan przyciągnął dziewczynę bliżej.

Melania i Sloan weszli do salonu, gdzie powitały ich Delilah wraz z Danielle. Służący, który miał według słów Itty'ego „opiekować się damami", również skinął im głową.

I Sloan chciał jej coś odpowiedzieć, ale do sali wkroczył Itty w towarzystwie kucharza. Goście dostali talerzyki z gorącymi naleśnikami. Zaczęła się uczta. Po

jedzeniu nastąpiły tańce. Sloan pociągnął Melanię za rękę. - Chcę być z tobą - powiedział, nawiązując do poprzedniej rozmowy. - O co ci chodzi? Dlaczego boisz się małżeństwa?

Poczuła, że Sloan przesuwa rękę coraz niżej. Po chwili włożył ją pod pasek od spódnicy i zaczął pieścić jej pupę. Melania nawet nie zastanawiała, się, czy ktoś z obecnych to zauważył. Dosłownie zaparło jej dech w piersiach. Patrzyła na Sloana z niemą fascynacją. Nagle wyrwała się z jego objęć i wybiegła do sali bilardowej. Delilah zmarszczyła brwi, ale Itty pogłaskał jej dłoń i szepnął coś uspokajającego do ucha. Sloan znalazł Melanię przy jednym ze stołów. - Nie boję się małżeństwa - powiedziała. - Boję się ciebie. - Przecież cię kocham. Nic nie powiedziała. Wzięła tylko kij i przyłożyła go do fioletowej dziewiątki. Najwyraźniej miała ochotę dokończyć partię Danielle.

minęły już dwa dni, a on ciągle nie mógł się pozbierać. Pociągnął mocniej rączkę, aż metalowy blok z ciężarkami odbił się od ramy przyrządu. Jednocześnie coś łupnęło mu w kościach. Cholera, muszę uważać, pomyślał. Przeszedł do łodzi i zabrał się do wiosłowania. Robił to wolno i miarowo. Zamknął przy tym oczy, żeby nic go nie rozpraszało.

Nagle poczuł znajomy kwiatowy zapach. Wydawało mu się, że śni. Otworzył jedno oko i ujrzał Melanię Sue Inganforde, całą w stretchach i lycrach. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stroju. Dziewczyna wyglądała jak prawdziwa, a w dodatku wyjątkowo kształtna, nimfa. Sloan poczuł, że wysiłek fizyczny wcale nie zmniejszył jego pożądania.

Następnie pochyliła się. Sloan poczuł na wargach smak pocałunku.

Wiosłowała wolno, w równym tempie, tak jak on wcześniej. Sloan starał się wpaść w jej rytm. Co chwila oboje pochylali się lub przeginali do tyłu. Zaczęli dyszeć. Pot spływał z ich ciał. Doznawali przy tym perwersyjnej przyjemności, jakby wiosłowanie łączyło ich jeszcze w jakiś inny, erotyczny sposób. Sloan nie miał odwagi przerwać. Czuł, że jest mu ciężko, ale jego ciało wpadło w trans, z którego nie potrafił się wyrwać. Melania dotrzymywała mu kroku.

Kobiety, które znał, nigdy nie zgłaszały podobnych pretensji. Podrapał się w głowę.

Trzy dni później Jessica Villiancourt zastukała do drzwi brata. Otworzył jej ktoś, kto tylko w niewielkim stopniu przypominał znanego jej osobnika.

Później, kiedy usiedli w bawialni przy herbacie, Jessica jeszcze raz przyjrzała się bratu.

Jessica wzięła Danielle na kolana.

Mała pocałowała matkę w policzek i przytuliła się do niej.

Jessica spojrzała na brata, któremu najwyraźniej zrobiło się głupio. Spuścił wzrok i skurczył się, jakby chciał zniknąć.

Jessica pogładziła córkę po głowie.

żeby napić się jeszcze herbaty.

u Itty'ego na uroczystej kolacji na cześć Danielle. Dziewczynka siedziała na honorowym miejscu, a pozostali goście po obu stronach wielkiego stołu. W pewnym momencie Rogalik zaczął stukać łyżeczką w pusty kieliszek. Goście uciszyli się.

Po kolacji panie udały się do pokoju bilardowego, a Sloan i Itty usiedli przy kominku ze szklaneczkami bourbona.

Sloan poczuł się osaczony.

Narzuciła na siebie lekki szlafrok i otworzyła drzwi. Sloan dotarł do niej w rekordowym tempie.

mieszkania.

Wpadł do jej mieszkania jak rozjuszony byk i zatrzasnął za sobą drzwi. Rzucił na wieszak płaszcz i zdjął buty. Zauważyła, że znowu ma różne skarpetki.

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Już po chwili leżała naga na środku łoża z baldachimem. Lekki szlafrok okrywał szczelnie terrarium z żółwiem. Sloan przez chwilę walczył ze spodniami, a potem spoczął tuż obok niej. Miał na sobie jeszcze koszulę i krawat.

Zaczął ją całować i pieścić. Dziewczyna poczuła, jak dreszcz podniecenia przebiega jej ciało.

Rozwiązała mu krawat i zaczęła rozpinać guziki.

Sloan położył się na plecach. Przymknął oczy. Wystarczało mu to, że czuje Melanię tuż obok.

W końcu rozpięła ostatni guzik. Schyliła się i pocałowała go w pępek. Giętki język dziewczyny zaczął wyczyniać cuda na jego skórze.

Chwycił ją mocno. Chciał nareszcie poczuć jej kobiecość. Pragnął mieć ją pod sobą.

Ich ciała przywarły do siebie. Zaczęli się poruszać równym rytmem, jakby musieli przepłynąć przez bezkres rozkoszy. Tyle że tym razem mieli do dyspozycji jedną, złożoną z dwojga ciał, łódkę.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Uczestnicy spotkania stulili uszy po sobie i zaczęli niepewnie zerkać w stronę powaśnionych kolegów. Melania wyglądała jak furia. Sloan miał zmierzwione włosy i przekrzywiony krawat. Jego oczy pałały żądzą zemsty. Devereau chrząknął i spojrzał na zegarek.

Sloan zatrzymał się przed otwartymi drzwiami.

W końcu znaleźli się w biurze szefa. Devereau spojrzał na nich groźnie i poprosił, żeby usiedli.

Sloan wzruszył ramionami.

Wciąż był poważny, chociaż na jego ptasiej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.

Devereau spojrzał na swojego najlepszego pracownika.

Szef skinął głową. Nie zwlekając wstał i zamknął za sobą duże dźwiękoszczelne drzwi.

Sloan popukał się w czoło.

Objął ją i przytulił mocno. Jego usta szukały wycięcia tuż nad wspaniałym biustem Melanii.

zmierzwione włosy.

Dziewczyna próbowała przemyśleć sytuację. Nie było to łatwe, gdyż ruchliwy język Sloana dotarł aż do delikatnej skóry tuż nad piersiami.

Melania przypomniała sobie, że Sloan istotnie doprowadził do ładu swoje akta. Ale jeśli wydawało mu się, że zgarnięcie śmieci pod biurko załatwi sprawę, to powinna mu uświadomić, że tak nie jest.

Omal nie wylądowała na podłodze. Sloan wstał gwałtownie i podszedł do dźwiękoszczelnych drzwi.

Dwa dni później Melania siedziała nachmurzona w swoim pokoju. Od czasu spotkania w gabinecie szefa Sloan unikał jej. Odniosła wrażenie, że tym razem podjął nieodwołalną decyzję.

Złamała kolejny ołówek. Dobrze, jeśli Sloan jest tak honorowy, dostanie to, czego oczekuje.

Usiadła do komputera i zapisała krótką wiadomość. Następnie wysłała ją poprzez sieć do Sloana.

Cześć, kochanie! Może wybierzesz się ze mną na kolację lub potańczyć?"

Po upływie kilku sekund na jej ekranie pojawiło się krótkie słowo:

Kiedy?"

Sam zdecyduj".

Kto płaci?"

Może ja, może każdy za siebie?" - jej palce pracowały coraz szybciej. „Nic z tego. Płacę za nas dwoje".

Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę, ale nic jednak nie odpowiedziała. Nie chciała zaczynać nowej wojny. Po paru minutach zajrzała do Sloańa, żeby ustalić szczegóły.

Siedział przy biurku, na którym piętrzyły się różnorodne wyroby firmy Grandma's Nutty Cookies. Puste papierki walały się po podłodze. Dziewczyna wzięła się pod boki.

Spojrzał groźnie na Melanię i ruszył w jej kierunku. Wciąż stała przy drzwiach. Kiedy się do niej zbliżył, oparła się plecami o ich gładką powierzchnię. Serce skoczyło jej do gardła. Jeśli myślała, że rozłąka ostudzi jej zapały, to się myliła. Poczuła jego wargi na swoich ustach. Dreszcz pożądania przeszył jej ciało. Nie miała siły się opierać. Tyle że Sloan jej nie pocałował. Dotknął jedynie jej ust, a następnie szepnął:

Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Musnął właśnie jej piersi. Delikatnie, jakby przez przypadek, ale Melania wiedziała, że zrobił to celowo.

Potrząsnęła rozpaczliwie głową.

Sloan skończył właśnie krojenie sałaty. Odłożył wielki nóż i spojrzał żałośnie na Rogalika.

Te słowa zabrzmiały w uszach Itty'ego jak bluźnier-stwo.

Melania podbiegła do niego i, wprawnie omijaj ąc indyka, ucałowała w obydwa policzki. Następnie przytuliła się do Sloana i zaczęła płakać. Sloan posłał Rogalikowi bezradne spojrzenie.

W poniedziałek rano Sloan bawił się papierami w swoim biurze. Ze starej oferty inwestycyjnej zrobił nawet rakietę. Melania nadspodziewanie dobrze zniosła

wiadomość o ponownym zamążpójściu matki. Mimo to Sloan dał jej cały weekend, żeby doszła do siebie.

Teraz siedział w biurze, rozmyślając o dziewczynie. Przypominał sobie jej nagie ciało, które wydawało się tak drobne i bezbronne na łożu z baldachimem. Jak wspaniale mogliby razem spędzać długie zimowe wieczory. Zwłaszcza gdyby wyjechali na farmę w Iowa.

Zmiął jeszcze jeden papier. Rzucił go, nie dbając o to, gdzie leci. Dlaczego Melania uparła się, żeby pozostać niezależna? Sloan jednak po części ją rozumiał. Dopiero teraz zaczęła robić karierę w interesach. Chce się wybić. Pewnie dopiero po jakimś czasie zrozumie, że to nie wszystko. A właśnie, jak tam interesy? Sloan wyprostował się w fotelu i włączył komputer. Zaczął przeglądać notatki. Wieprzowina w dół. Soki skoczyły o kilka procent. Jeniffer z rachunkowości urodziła dziewczynkę. M. S. Inganforde przeprowadziła się do pokoju nr 6. Proszę kierować tam korespondencję i klientów.

No tak, pomyślał, nareszcie dopięła swego. Ma już większe biuro z łazienką i sofą. Teraz zacznie kolekcjonować klientów. A później obudzi się któregoś pięknego dnia i zacznie się zastanawiać, dla kogo i po co to wszystko. Wieczorem spotkali się przy windzie. Melania spojrzała na niego uwodzicielsko. Kiedy znaleźli się w środku, wtuliła się w niego, chociaż w windzie było zupełnie luźno. Sloan nie mógł pozostać na to obojętny. Poczuł gwałtowny dreszcz pożądania. Delikatnie dotknął biodra dziewczyny.

Melania przytuliła się do niego jeszcze mocniej.

Sloan szarpnął się w stronę drzwi. Inni pasażerowie spojrzeli na niego z niesmakiem. Jakaś starsza pani jęknęła, ponieważ nadepnął jej na palce.

Obciągnęła żakiet i spódnicę, a on mógł podziwiać z góry jej wspaniałe piersi półukryte w czarnych koronkach biustonosza.

Melania myślała przez chwilę.

Już dawno wyjechali z miasta. Droga stawała się coraz bardziej kręta. Dziki wiatr hulał po nagich wzgórzach.

Zatrzymali się przed wielką bramą. W jednym z domków paliło się światło. Sloan chciał wysiąść, ale Melania złapała go za rękę.

Spojrzał z politowaniem na jej płonące policzki. • - Gdzie podziała się twoja nowoczesność? - zapytał kpiąco.

Skuliła się na swoim miejscu. Nie chciała się pokazywać właścicielowi. Sloan wrócił po chwili z kluczami w dłoni. Wjechali na teren ośrodka.

Melania zamknęła oczy. Samochód zatrzymał się po chwili, a Sloan zaczął gładzić ją po głowie. Sama nie wiedziała, jak to się stało. Najpierw trochę ją poniosło w biurze. Potem Sloan to wykorzystał i zamówił domek, o którym wspomniała, a teraz nagle okazało się, że wcale nie jest tak bardzo nowoczesna i że wolałaby nie dopuścić do takiej sytuacji.

Jedno j ą tylko pociągało w tej całej przygodzie. To, że nareszcie będzie się mogła kochać ze Sloanem. Nigdy nie pragnęła go aż tak bardzo. Kiedy jechali przez noc z wiatrem bijącym o szyby samochodu, ten ciemny, wysoki mężczyzna znowu bez reszty zawładnął jej sercem... i ciałem.

Sloan wepchnął jej w ręce torbę z zakupami,

Sam sięgnął po niewielką walizkę, którą spakowała w pośpiechu, gdy oznajmił jej, że wyjeżdżają na noc.

Weszli do domku. W środku było dosyć ciepło. Właściciel musiał wcześniej włączyć ogrzewanie. Melania postawiła zakupy na stole przy dwupalnikowej kuchence.

Poczuła, że brakuje jej tchu.

Uwolniła się z jego objęć i zerknęła z niepokojem na maleńkie okna. Ciekawe, gdzie jest właściciel? Czy nie podgląda ich przypadkiem? Na szczęście okna miały zamykane od wewnątrz okiennice.

Po jakimś czasie rozpakowali swoje rzeczy. Sloan rozpalił nawet w kominku, przed którym zasiedli z talerzami na kolanach.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyżby kpił sobie z niej w żywe oczy? Ale nie, Sloan był poważny.

Odstawił talerz i sięgnął po pogrzebacz. Pierwsze polana już się dopalały. Kiedy poprawiał je, w górę buchnął snop iskier.

.. - Rozmawiałem z Devereau. Wziąłem urlop dla nas dwojga - wyjaśnił. Rzuciła się na niego z pięściami.

Złapał jej ręce i ścisnął tak, że pochyliła się w jego kierunku. Ich usta się spotkały. Serce Melanii zaczęło bić jak oszalałe. Pragnęła Sloana. Poczuła, że mięknie jak wosk. Jej ręce... Jej ręce zanurzyły się w rozgotowanym ryżu i sosie pomidorowym.

Oblizała dłoń, a następnie udała się do maleńkiej łazienki, żeby zmyć resztki sosu. Po powrocie spojrzała z wyrzutem na Sloana.

Pokręcił głową.

Sloan przyciągnął ją do siebie. Przez moment nie wiedziała, co się z nią dzieje. Znowu zabrakło jej tchu. Serce biło jej mocno, bardzo mocno. Nawet nie wiedziała, jak to się stało, że rozchyliła wargi w odpowiedzi na pocałunek Sloana. W końcu jednak się opamiętała.

Nawet nie pytała, o co mu chodzi. Było to aż nazbyt oczywiste. Odłożyła talerz, a potem wypadki potoczyły się już same. Nie wiedząc jak, uwolnili się od ubrań i runęli w pachnącą lawendą pościel. Oblała ich fala ciepła i czułości.

Jednocześnie poczuli ten najbardziej podstawowy instynkt, który każe ludziom szukać swego dopełnienia. Melania krzyczała z rozkoszy. Sloan dyszał ciężko. Nie mieli pojęcia, jak długo to mogło trwać. Kiedy doszli do siebie, leżeli nadzy na łóżku. Części garderoby walały się po pokoju. Jej biustonosz spoczął, nie wiadomo dlaczego, na kinkiecie.

Pocałował ją w szyję. Melania aż jęknęła. Nie wiedziała, że wciąż go pragnie.

Myślała, że nagły wybuch namiętności zaspokoił jej zmysły.

Znowu zaczęli się kochać. Tym razem prześcignęli samych siebie. Dziewczyna

wprost szalała z rozkoszy. Zapomniała o kolacji przy świecach i koronkowej

koszuli nocnej, którą chciała zaprezentować Sloanowi.

W końcu oderwali się od siebie. Leżeli dysząc ciężko. Trwało to około pół

godziny. Melania pomyślała, że przy takim tempie straci wszystkie siły.

Melania zaczęła napuszczać wody do wciśniętej pod pochyły daszek wanny. Chciała zamknąć drzwi, ale okazało się, że nie ma w nich klucza. Kiedy weszła do wody, usłyszała ciche pukanie.

Podał jej kieliszek wina. Lewą ręką zasłoniła piersi, a prawą wyciągnęła przed siebie.

Zabrał jej kieliszek i postawił obok swojego na sedesie. Następnie wziął ją na ręce. Melania pisnęła. Ciepła woda zaczęła spływać na podłogę.

Następnego ranka obudziło ją burczenie w brzuchu. Była wyczerpana. Mimo obfitej kolacji, którą zjedli koło północy, czuła głód. Zwlokła się z łóżka i wyjrzała za okno. Deszcz i wiatr. Pogoda ich nie rozpieszczała. Melania wiedziała jednak, że nie przyjechali tu po to, żeby chodzić na spacery. Sloan chciał, żeby nauczyli się żyć razem. Jak na razie sprowadzało się to jednak do serii zupełnie obłędnych aktów miłosnych. Dziewczyna zadrżała, patrząc na szarpane wiatrem drzewa. Sloan otworzył jedno oko.

przez cały czas. Zasłoniła piersi i weszła pod kołdrę. Nocna koszula, z której była tak dumna, leżała ciągle w walizce.

Łóżko zaskrzypiało. Sloan przysunął się do Melanii i objął ją mocno. Dziewczyna nagle odzyskała siły.

Myliła się jednak. Okazało się, że uczucia zawsze potrafią zepchnąć na dalszy plan zwykłe, codzienne problemy. Kiedy w końcu wstali, poczuli, że są bardzo głodni. Do zmywania wzięli się więc dopiero po śniadaniu. Ale później, gdzieś koło południa, Melania nie wytrzymała i systematycznie posprzątała cały domek.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Sloan zgarnął ze stołu kartki i karteluszki. Włożył je do koperty, którą umieścił w teczce z czarnej skóry. Miał jeszcze parę minut do wyjścia do pracy. Spojrzał na kartkę świąteczną, którą otrzymał niedawno od Danielle. Wychudzony Święty Mikołaj prowadził renifera o psim pysku. Sloan westchnął. Czyżby czekały go jeszcze jedne samotne święta?...

Mimo iż w górach Ozark było im naprawdę wspaniale, Melania nie zgodziła się przeprowadzić do niego. Co najwyżej zostawała u niego czasem na noc. Sloan czuł, że dziewczyna wymyka mu się z rąk. Wciąż była nimfą, tą wspaniałą nimfą, którą znał, ale teraz coraz częściej przypominała nimfę nadąsaną. Sloan nie wiedział, z jakiego powodu.

W pracy spotykali się teraz rzadziej. Mimo to starał się zachować porządek w swoim pokoju. Również w domu zaczął dbać o pewne sprawy. Na przykład wyciskał pastę do zębów od dołu tubki, ponieważ Melania powiedziała, że postępuje mało oszczędnie zostawiając pastę w środku. Sprzątał też częściej niż zwykle i zawsze zmywał, kiedy mieli się spotkać.

Dziewczyna jednak jakby nie dostrzegała tych poświęceń. Wściekała się tylko, kiedy znalazła gdzieś nawet najmniejszy papierek lub odkryła, że zapomniał wyszorować zlew.

Sloan spojrzał raz jeszcze na psi pysk renifera.

Martwiło go to, że Melania rzuciła się z pasją w wir interesów.

Zapomniał dodać, że jeden się kończy, pomyślał ponuro Sloan. To pewnie przez grzeczność.

Do pracy dotarł nieco później niż zwykle. Miał pecha, Uczył bowiem na to, że spotka się w windzie z Melanią. Wszedł do swojego pokoju i wrzucił do szuflady piętrzącą się na biurku korespondencję. Gdzie może być Melania? Było znacznie lepiej, kiedy miał ją w pokoju obok.

Wyjął z szuflady ciasteczka z firmy Grandma's Nutty Cookies. Otworzył pierwsze z opakowań. Wewnątrz znajdowała się karteczka z sentencją: „Czekaj na uśmiech losu". Zaklął szpetnie. Do diabła, czekał już dostatecznie długo. Zmiął kartkę i sięgnął po następne opakowanie. Wewnątrz znajdowała się nowa sentencja: „Cierpliwością i pracą ludzie się bogacą".

Bogacą! Akurat w tym wypadku nie chodziło mu wcale o pieniądze. Chyba żeby potraktować to przysłowie jako przenośnię. Ostatecznie powiedziano, że żona jest bogactwem swojego męża.

Ale gdzie może być teraz Melania? Czy naprawdę nie ma mu nic do powiedzenia? Postanowił jej poszukać. Jej biuro było zamknięte. Sloan wiedział, że dziewczyna nie mogła się spóźnić, dlatego śmiało ruszył do pokoju Devereau. Miał rację, Melania rozmawiała o czymś z asystentką szefa.

Melania wyprostowała się i zmarszczyła brwi. Sloan po prostu pożerał ją wzrokiem. Wprost nie mógł oderwać oczu od wycięcia jej dekoltu. Dziewczyna pokraśniała. Przypomniała sobie wspólnie spędzone chwile. Nigdy nie przeżyła czegoś takiego z mężem. Sloan wprost ją zaszokował, kiedy zaproponował, żeby kochali się w wannie. A potem śmiał się z niej, kiedy

okazało się, że wzięła ze sobą turystyczne żelazko. Zacisnęła wargi. - Cześć.

Georgette patrzyła na nich tak, jakby spadli z innej planety. Sloan podszedł do okna i zerknął na zatłoczoną ulicę. Ludzie od rana robili świąteczne zakupy. Wykonał już pierwszy ruch. Teraz pora na Melanię.

Dziewczyna patrzyła, jak Sloan z niepewną miną wychodzi z biura Devereau. Zachowywał się dziwnie, wręcz dziwacznie. Najpierw wszedł do pokoju, przywitał się niezbyt grzecznie, następnie postał chwilę przy oknie i poszedł sobie. Co to wszystko mogło znaczyć? Nie wiedziała i w żaden sposób nie mogła tego wyjaśnić zaintrygowanej Georgette.

Melania złamała kolejny ołówek. Powoli utwierdzała się w przekonaniu, że Sloan nie jest dobrym materiałem na męża.

Szybko skończyła rozmowę i wyszła. Na korytarzu znowu natknęła się na Sloana. Stał na korytarzu i rozmawiał z urodziwą klientką. Biedny chłopak, pewnie nawet nie wie, dlaczego przyciąga te wszystkie kobietki. Nie zauważa też, że ta wysoka Loralee patrzy na niego tak, jakby chciała go schrupać. Melania schyliła się, żeby podnieść ołówek, który upadł jej na podłogę. Sloan nie widział jej. Biała dłoń klientki spoczęła na jego piersi. Melania pomyślała, że Loralee nie ma do niego żadnego prawa. To ona powinna go zdobyć, a potem zawieźć na jego wymarzoną farmę w Iowa.

Wysoka kobieta przysunęła się trochę do Sloana. Melania chrząknęła. Wstała i zadarła nosek najwyżej, jak tylko umiała. Sloan w dalszym ciągu jej nie dostrzegał. Pomyślała, że chyba się wścieknie. Chociaż w scenie, którą oglądała, nie było nic nagannego, wyczuła głęboki erotyzm całej sytuacji. Loralee patrzyła na Sloana tak, jakby chciała powiedzieć „bierz mnie". Melania chrząknęła po raz drugi. I nagle zobaczyła sprawę od innej strony. Jej ukochany, jej przyszły mąż, potrzebował pomocy! Sloan rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, jak traktują go kobiety. Dlatego na tyle im pozwalał. Był staromodnym, nie uznającym równouprawnienia facetem! Loralee otarła się biustem o dwurzędową marynarkę. Sloan nie zwrócił na to uwagi. Udaje, na pewno udaje, pomyślała Melania. Po prostu wydaje mu się, że to przypadek, że kobiety nie postępują w ten sposób. Złamała z trzaskiem kolejny ołówek. Musi zdecydować. Teraz albo nigdy. Melania uniosła teczkę z dokumentami jak tarczę. Zrobiła parę niepewnych kroków w stronę zajętej rozmową pary.

Brwi Sloana uniosły się do góry. Loralee nawet na nią nie spojrzała.

Roztrąciła gawędzącą dwójkę, a następnie, nie oglądając się, pospieszyła do swego pokoju. Zrobiło jej się głupio. Po pierwsze, postąpiła jak walcząca o swoje prawa samica. Sloan może odebrać to zbyt jednoznacznie. Po drugie, niczego w ten sposób nie osiągnęła. Przecież zaskoczona para powróci teraz do przerwanej gry miłosnej. Chciało jej się płakać. Weszła do siebie i zaniknęła "drzwi na klucz.

Okazało się jednak, że akcja nie była całkiem bezskuteczna. Na ekranie jej komputera pojawił się napis: „Proponuję wspólną kolację lub tańce".

Dziewczyna rzuciła się do klawiatury. Szybko wystukała odpowiedź: „Nie, chcę porozmawiać. Szybko. Chodźmy razem na lunch". „Zgoda".

W chwilę później zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Nie może przecież działać pod wpływem impulsu. Musi się poważnie zastanowić, czy chce być żoną Sloana. Przecież jeszcze przed kwadransem uważała, że on nie nadaje się na męża.

Nagle przypomniała sobie wysoką klientkę.

Zjawiła się u niego wpół do dwunastej, okutana w ciepłe palto, które wyciągnęła poprzedniego dnia z pawlacza. W dłoni miała wielki bukiet czerwonych róż.

potrafił ukryć zaskoczenia.

Wziął ją w ramiona i zaczął całować. Cieszył się jak dziecko. Nagle zrozumiał, ze stało się coś ważnego, czego kwiaty są tylko sygnałem.

W czasie lunchu często dotykał jej dłoni. Pocałował ją też parę razy w trakcie rozmowy. Jednak nie naciskał. Czekał, aż ona sama powie to, co ma do powiedzenia.

Sloan skoczył na równe nogi i ku zdumieniu wszystkich, nie wyłączając kelnerów, którzy przecież niejedno wiedzieli, porwał dziewczynę na ręce.

W sobotnie popołudnie „chałupa" Itty'ego rozbrzmiewała taneczną muzyką. Pod wielką rękawicą baseballową, zrobioną z marcepanu i lukru, pojawiały się różne dziwne typy. Jeden z gości, zabawny mały człowieczek, podwinął nawet rękawy marynarki, żeby zademonstrować zebranym wspaniałą kolekcję szwajcarskich zegarków. Jak się okazało, siedział z Rogalikiem w jednej celi.

Sloan ani na krok nie odstępował Melanii. Czuł, że walka o rękę dziewczyny jeszcze się nie skończyła.

Spojrzała na niego kpiąco.

W drodze powrotnej Sloan przemyślał sobie sprawę wymarzonej farmy w Iowa. Stwierdził, że chyba jej jednak nie kupią. Melania jest zbyt delikatna i wrażliwa, by zamieszkać na wsi. Będą za to mieli dużo dzieci...

Później, kiedy znaleźli się już w łóżku, chciał o tym porozmawiać, zaskoczyła go jednak dziwna mina dziewczyny.

go pragnie. Słyszał krótki, urywany oddech, który stanowił zwykle preludium ich miłosnych igraszek.

Pocałowała go w szyję, a potem przytuliła się. Poczuł na twarzy jej gorący oddech. Krągłe piersi przywarły do jego ciała.

A potem zespolili się w sposób doskonały. Sloan rzucił się na nią i obsypał ją pełnymi pasji pocałunkami. Melania nie pozostała mu dłużna. Kochali się tak, jakby robili to po raz pierwszy.

Pieszczoty Sloana działały na nią hipnotycznie. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Teraz, kiedy oddała mu się duszą i ciałem, jej wyzwolone zmysły pokazały nareszcie, co może oznaczać prawdziwa miłość. Taka, której nie dzieli się na fizyczną i duchową.

Oboje byli zaskoczeni, ale też bardzo, bardzo szczęśliwi. W końcu Sloan niechętnie wypuścił ją ż objęć. Leżeli przez chwilę, próbując złapać dech.

Cztery miesiące później weszli razem do budynku, w którym mieściło się biuro Standards Elite. Sloan miał na nogach dwie skarpetki w tym samym kolorze. W dłoni trzymał czarną dyplomatkę. Melania włożyła seksowny kostium, który podkreślał, że pracuje w finansach, nie ukrywając, iż jest kobietą. Jednak oboje uważali, że najlepiej prezentują się nadzy pod olbrzymim baldachimem łoża Melanii. Sloan nawet nie protestował, kiedy dziewczyna zdecydowała się przenieść łoże do jego domu. Przypominało mu ono czasy narzeczeńskie i dostarczało wciąż nowych podniet. Mieli już za sobą ślub i przygotowane przez Itty'ego wesele. Wzięła w nim udział cała rodzina, łącznie z Danielle, która pełniła rolę druhny. Z tej uroczystości zostały im miłe wspomnienia i zdjęcia. Na jednym z nich widać było wielki tort z figurką młodej pary na szczycie. Melania, jak zwykle, postawiła na swoim.

Wszyscy zdziwili się, kiedy zdecydowali, że miesiąc miodowy spędzą w górach Ozark. Itty chciał ich nawet od tego odwieść, proponując Europę lub Hawaje. W końcu Delilah poprosiła, żeby dał im spokój.

Właśnie w czasie tego miesiąca zdarzyło się coś, co uszczęśliwiło oboje. Co prawda Melania gorzej się teraz czuła i nie mogła pić alkoholu, jednak oboje z radością oczekiwali na mające nastąpić zmiany. Zresztą, podobnie jak reszta rodziny, a zwłaszcza mała Danielle i El Lobo, który na wieść o ciąży Melanii ogłosił oficjalnie, że szuka żony. Miał jednak duży wybór i stwierdził, że znalezienie odpowiedniej kandydatki zajmie mu sporo czasu. Melania i Sloan weszli do swoich pokojów i rozpoczęli pierwszy dzień pracy. Oboje byli ciekawi, jak im pójdzie. Do tej pory wspólne życie przedstawiało się różowo. Nawet lepiej niż wtedy, gdy wyjechali razem. Gdzieś wyparowało z nich całe napięcie, Byli cierpliwsi i bardziej dla siebie wyrozumiali. Co prawda zdarzały im się kłótnie, ale, jak przepowiedział kiedyś Sloan, łatwo dochodzili do porozumienia.

Melania na początku nie mogła się skupić na pracy. Wciąż myślała o farmie w Iowa.' Sloan nie mówił już o niej, ale wiedziała, że nie potrafi przestać o niej myśleć. Gdyby popracowali jeszcze trochę, mogliby tam otworzyć własne biuro doradcze. W ten sposób wilk byłby syty i owca cała. Postanowiła, że powie o tym Sloanowi w czasie lunchu.

Przyszedł po nią punktualnie o dwunastej. Wręczył kwiaty i pocałował delikatnie.

Dziewczyna dotknęła brzucha. Ciąża nie była jeszcze widoczna.

Uśmiechnęła się i pomyślała, że nareszcie znalazła kogoś na całe życie. Nie mogła uwierzyć, że Sloan, którego brała za podrywacza, okazał się kimś tak staromodnym i... wspaniałym.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
150 London Cait Może tak, może nie
London Cait Może tak, może nie
Nowacka Ewa Może nie może tak
To może nie jest w 100, religia(1)
Ciekawostki o ludzkim ciele o których być może nie wiedzieliści
Na ISS może nie dotrzeć najnowszy transport z Ziemi Progress może spłonąć w atmosferze
Może nie dzisiaj
65 FOR Ostrzega Prawo upadlosciowe moze nie byc skutecznie egzekwowane pomimo waznej reformy
Gramofon z wkładką krystaliczną( Może nie wszyscy wyrzucili czarne płyty)
A może nie warto Akordeon
199911 a moze nie
Tak czy nie, ezoteryka
Keratynowe prostowanie włosów tak czy nie
kapitalizm tak wypaczenia nie s1
Meteorologia test z wykladow Tak lub Nie
Rachunkowość - wykłady - 11, Błędy księgowe muszą być poprawione, tak aby nie została naruszona moc
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz
badania operacyjne, pytania do pl odp, Odpowiedz na każde z pytań TAK lub NIE (tam, gdzie to koniecz

więcej podobnych podstron