ROZDZIAŁ PIERWSZY
- O, Rogalik - wymamrotała pod nosem Melania, widząc w drzwiach zwalistą sylwetkę Bitty'ego. Znała go właśnie pod tym pseudonimem. Tuż za nim wszedł wysoki i szczupły Sloan Raventhrall - człowiek, z którym rywalizowała, udzielając porad finansowych w firmie Standarts Elitę. Itty Bitty leniwie żuł cygaro. Wyglądał przy tym jak rekin wypatrujący ofiary. Sloan z namysłem kiwał głową, jak zwykle w czasie poniedziałkowych spotkań. Pierwszy miał na sobie krzykliwą, kanarkową marynarkę i czarne spodnie, a Sloan... Sloan był dżentelmenem w każdym calu. Nosił tylko najlepsze, chociaż czasami nieco wymięte, garnitury w stonowanych barwach i zawsze starał się gładko zaczesywać falujące włosy. Pod spojrzeniem jego ciemnych oczu topniały niewieście serca. Sloan był niewątpliwie kimś wyjątkowym. W Kansas City od paru godzin siąpił wrześniowy deszcz. Melania nie miała nic do roboty i dlatego ta pogoda sprzyjała jej rozmyślaniom na temat Sloana. Jakiś czas temu złapała się na tym, że zaczyna powtarzać jego gesty. Na przykład, kiedy szukała rozwiązania jakiegoś problemu, zaciskała szczęki w typowo męski sposób.
Musi zacząć uważać. Będzie to tym trudniejsze, że Sloan to prawdziwy geniusz finansów. Znacznie lepiej czuje się na giełdzie niż w czystym, wysprzątanym
biurze. Traktuje wszystko z żywiołową pasją, którą potrafił zarazić całe otoczenie. Zwłaszcza kobiety.
Melania skrzywiła się na tę myśl. Kobiety rzeczywiście lgnęły do Sloana, a on wcale nie starał się ich odstraszyć. Co prawda, większość stanowiły klientki, które traktował z pewną rezerwą, ale Melania i tak uważała, że mógłby j ą jeszcze zwiększyć. Uśmiechnęła się z pogardą, przypomniawszy sobie ostatnią „zdobycz" Sloana, fertyczną brunetkę imieniem Lola, która myślała, że na giełdzie nowojorskiej handluje się bydłem!
Obaj mężczyźni rozmawiali o czymś cicho. Sloan uśmiechnął się do Melanii zdawkowo, jakby była pierwszą lepszą klientką, a Itty spojrzał na nią podejrzliwie. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że jest niemal zupełnie pozbawiony szyi. Aż drgnęła, czując na sobie spojrzenie wyłupiastych oczu byłego więźnia.
Mimo to oddałaby wszystkich swoich klientów, byle tylko móc rozporządzać kontem Itty'ego!
Sloan zaprosił Rogalika do swojego biura. Otworzył drzwi i przepuścił go przodem, sam jednak pozostał w pokoju Melanii. Nie przeszkadzało mu to, że znajduje się w tej chwili w biurze z oficjalną wywieszką ,,M. S. Inganforde - doradztwo finansowe". Czuł się tutaj jak u siebie w domu. Mógł przecież równie dobrze skorzystać z drugiego wejścia, od strony korytarza. Dziewczyna już parę razy prosiła zarząd firmy o zlikwidowanie przejścia między ich pokojami, ale Sloan za każdym razem zgłaszał sprzeciw.
Hm - chrząknęła.
Cześć, Mel - rzucił Sloan. Patrzył na nią, tak jak zwykle, z góry. Dziewczyna pomyślała, że trafi ją szlag. W odpowiedzi jedynie zazgrzytała zębami. Nerwowym gestem poprawiła leżące na biurku papiery i wstała. Niestety, ani buty na wysokim obcasie, ani misterna konstrukcja fryzury, która miała ją uczynić wyższą, nie zdołały ukryć faktu, że sięga jedynie do brody Sloana. To ją rozwścieczyło jeszcze bardziej. Postanowiła ostatecznie rozmówić się z dyrektorem. Skierowała się w stronę drzwi, ale Sloan był szybszy. Zagrodził jej drogę, a następnie pocałował w same usta. Melania stała jak oniemiała. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że dźwiękoszczelne drzwi do biura Sloana zamknęły się z trzaskiem. Dopiero po chwili przypomniała sobie, kim jest i usiadła za biurkiem. Spojrzała na papiery. Zrobiła już chyba wszystko. Zresztą pani Lacy, starsza, leciwa dama, nie lubiła ryzyka i obsługa jej konta nie nastręczała żadnych trudności. Melania spojrzała na szybę, po której spływały krople deszczu i pogrążyła się w myślach. Miała wielką ochotę na śmiałe, ryzykowne operacje. Ileż dałaby za to, żeby przynajmniej otrzeć się o świat wielkiej finansjery! Być może wówczas Sloan Raventhrall przestałby ją traktować jak zwykłą sekretarkę... Potrząsnęła głową. Nie powinna siedzieć bezczynnie i myśleć o niebieskich migdałach. Musi się czymś zająć. Może zadzwonić do matki? Ale nie, Delilah, była ostatnio jakaś dziwna. Zamyślała się w trakcie rozmowy lub też bez wyraźnych powodów zaczynała wychwalać uroki małżeństwa. Melania nie sądziła, by po pochowaniu dwóch mężów matka miała jeszcze ochotę na kolejny związek. Skąd więc ten entuzjazm? Czyżby chodziło jej wyłącznie o przyszłość wychowywanych samotnie dzieci?
Nagły dzwonek interkomu wyrwał Melanię z tych rozmyślań. Nacisnęła odpowiedni guzik i spojrzała na głośnik. Który z kolegów mógł ją teraz niepokoić?
Mel? Możesz tu przyjść? -To był Sloan. - Chcieliśmy zasięgnąć twojej opinii w sprawie papierów wartościowych Mogul Enterprises.
Melania gorączkowo szukała jakiejś wymówki. Pragnęła zyskać trochę czasu, żeby przygotować się do tego spotkania.
Bardzo mi przykro - zaczęła niezbyt pewnie - ale... jestem teraz...
To zajmie tylko parę minut - przerwał jej Sloan. - Pan Bitty chciałby kupić dzisiaj te papiery.
Mów normalnie, Rogalik - usłyszała po drugiej stronie przepity głos Itty'ego.
Ołówek, który przed chwilą zaczęła obgryzać, wypadł jej z ręki i potoczył się po podłodze. Melania milczała przez dłuższą chwilę.
Dobrze - powiedziała w końcu opanowanym tonem. - Będę u was za kwadrans. —" Za dziesięć minut. - Sloan nie dawał za wygraną.
W radiu nadawano właśnie sprawozdanie sportowe z meczu Cardinalsów z St. Louis. Itty wydał głośny okrzyk, kiedy okazało się, że piłka dotknęła ziemi. Jego ulubiona drużyna znowu zarobiła punkty.
Postaram się - westchnęła, patrząc na obgryziony koniec drugiego ołówka. Jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiała zacząć kupować je w ilościach hurtowych. Sloan wyłączył się. Dziewczyna pokazała język głośnikowi i nie bawiąc się w obgryzanie, po prostu złamała trzeci ołówek. Spojrzała na ścianę, gdzie wisiały „Lilie wodne" Moneta. Ich widok zwykłe działał na nią kojąco, ale tym razem była zbyt zdenerwowana.
Wciągnęła głęboko powietrze i poprawiła włosy. Następnie wstała i zaczęła przyglądać się swojej garderobie. Odniosła wrażenie, że wszystko jest w porządku. Granatowy kostium szczelnie okrywał jej ciało, a specjalnie uszyty biustonosz sprawiał, że piersi wydawały się mniejsze. Jednak strój nie mógł całkowicie zatuszować jej bujnych, odziedziczonych po matce kształtów, zaś obcasy, niestety, nie przydawały jej tyle wzrostu, ile by chciała. Spróbowała jeszcze wspiąć się na palce, ale omal nie połamała nóg. W końcu wygładziła tylko poduszki na ramionach i zdecydowała, że może już iść. Nawet wymuskana elegancja Sloana wyda się zgrzebna przy jej stroju. Zwłaszcza że prezentował się ostatnio znacznie gorzej niż zwykle.
Nagle uderzyła ją pewna myśl. Akta! Przecież nie sprawdziła jeszcze papierów Mogul Enterprises!
Rzuciła się w stronę biurka i otworzyła dolną szufladę. Rzadko przeglądała te papiery. Jej klienci woleli bezpieczniejsze inwestycje. Mimo to Melania pamiętała wszystkie szczegóły dotyczące tej firmy. Już po chwili stała przed drzwiami do pokoju Sloana. Zegar pokazywał, że
zostały jej jeszcze dwie minuty. Zamknęła oczy, chcąc się przygotować na widok Sloana i jego wielkiego biura. Denerwowałją zwłaszcza portret Van Gogha z napisem: „Szkoda, że nie inwestował ze Standards Elitę". Osobiście uważała, że to kiepski żart. Ale teraz będzie ją drażnić znacznie więcej rzeczy. Przede wszystkim sam wielki Itty z nieodłączną popielniczką, którą podobno zrobił sobie w więzieniu. No i oczywiście - Sloan. Arogancki Sloan, który zawsze i wszędzie przyprawiał ją o nagłe ataki szału. Zapukała. Wewnątrz rozległo się głośne „wlazł!". Melania skrzywiła się z niesmakiem, ale jednak weszła do środka. Żaden z mężczyzn nawet na nią nie spojrzał.
Połóż to tutaj, laleczko - mruknął Itty.
Odsunęła wydruki z faksu i położyła akta na brzegu biurka. Sloan i Itty siedzieli w samych koszulach, pochyleni nad poranną gazetą bankową. Zmięte marynarki poniewierały się na niewielkiej kanapie. Ani jednemu, ani drugiemu nie wpadło do głowy, żeby je powiesić. W pokoju było aż szaro od dymu. Dziewczyna zakasłała. Itty podniósł znad gazety swoje przekrwione oczy.
Możemy zarobić niezły grosz na tych papierach
powiedział bez zbędnych wstępów. - Ten geniusz tutaj twierdzi, że znasz się na tym.
Melania przysiadła na brzegu kanapki, chociaż nikt jej o to nie prosił. Przez chwilę milczała, starając się opanować drżenie kolan. Od dawna miała chrapkę na akcje Mogul Enterprises, ale jeszcze bardziej pragnęła współpracować ze Sloanem.
I co ty na to? - spytał Itty, potrząsając kalkulatorem, którego wcześniej nie zauważyła.
Moim zdaniem to dobry pomysł. - Zawahała się.
Chociaż oczywiście można trochę stracić.
Chodzi ci zapewne o to, co zrobił koncern Ramzackies - podchwycił Sloan. - Wygląda na to, że długi zagraniczne zjadają zyski firmy w kraju.
Itty poruszył się niespokojnie. Chyba słyszał o tym po raz pierwszy.
Co takiego?! - wrzasnął.
Melania podniosła do góry filigranową dłoń.
Nie jest tak źle - powiedziała. - Niedługo wymienią całą kadrę kierowniczą i firma powinna wykazać dochód jeszcze w tym roku.
Rogalik uspokoił się trochę. Zdusił w popielniczce wypalone do połowy cygaro i sięgnął po następne. Również Sloan, który zazwyczaj nie palił, wyjął papierosa. Wyglądał przy tym na trochę zaniepokojonego rewelacjami koleżanki.
Jesteś pewna? - spytał. - Nic nie słyszałem o wymianie kadry w Mogul. Melania uśmiechnęła się z triumfem. W tej chwili nie przeszkadzał jej nawet gęsty dym.
Trzeba czytać coś więcej niż rubrykę sportową! - wypaliła. - Mają już nowego dyrektora generalnego firmy na zagranicę. Nie sądzisz chyba, że na tym się skończy? Jestem pewna, że niedługo polecą kolejne głowy.
Itty zachichotał. Znał słabostki Sloana i wiedział, że Melania dobrze trafiła.
Wcale mu się nie dziwię - powiedział, wskazując Sloana. - Mnie również niewiele interesuje poza sportem. No, może jeszcze pieniądze - dodał po chwili. Sloan pomacał szyję, jakby przepowiednia Melanii miała również związek z jego skromną osobą. Nie zakwestionował jednak tej informacji. Musiała przyznać, że w sprawach zawodowych ufał jej bezgranicznie. Nigdy na przykład nie starał się jej sprawdzić, co zdarzało się innym. Nie czynił też żadnych uwag na temat jej wzrostu. A poza tym kilka razy pomógł jej przenieść jakieś olbrzymie stosy papierów. To, co pochłonęłoby godzinę jej cennego czasu, zajmowało mu zwykle parę minut!
Więc twierdzisz, że to pewna inwestycja? - spytał Sloan, kiedy już doszedł do siebie.
Melania pokręciła głową. W tej chwili widziała tylko Sloana i tylko z nim chciała rozmawiać. Nie zauważyła więc, że Rogalik wstał zza biurka i podszedł
do niej.
Jesteś zupełnie niezła, jak na kobitę - zauważył bezceremonialnie. Melania chciała się właśnie odsunąć, kiedy spoczęła na niej wielka, owłosiona łapa.
Zupełnie niezła - powtórzył Itty. Dziewczyna już miała skrzywić się z niesmakiem, ale
zwyciężyło w niej zawodowe podejście do klienta i uśmiechnęła się promiennie. Ten grymas nie umknął jednak uwagi Sloana.
Dziękuję, panie Bitty.
Rogalik, mów do mnie Rogalik, tak jak wszyscy. Melania chrząknęła.
Dziękuję, hm... Rogaliku - powiedziała niezbyt pewnym tonem i odsunęła się trochę. Itty chyba dobrze zrozumiał ten gest, ponieważ puścił jej ramię. Sloan już dawno zauważył, że Melania Sue Inganforde zachowuje się jak Dziewica Orleańska. Dziewczyna obnosiła swoje bezkształtne kostiumy w ciemnych kolorach niczym zbroje.
Kiedyś, z pomocą pewnej zadurzonej w nim sekretarki, udało mu się włamać do pamięci głównego komputera. Interesowały go dane dotyczące osób pracujących w Standard. W zasadzie nie znalazł nic ciekawego. Zaskoczyła go jedynie wiadomość, że Melania była pięć lat mężatką, a następnie się rozwiodła. Czy ktoś spodziewałby się czegoś takiego po tej pannie Niedotykalskiej?! Sloan lubił się z nią drażnić. Jednocześnie denerwowało go, gdy inni mężczyźni próbowali tego samego. Teraz niemal zazgrzytał zębami, widząc wielką rękę Itty'ego na ramieniu dziewczyny. Cieszyła go jedynie niechęć, jaką dostrzegł na twarzy poszkodowanej.
Siadaj, Rogal - warknął i sięgnął po teczkę z informacjami na temat Mogul Enterprises.
Itty zmył się jak niepyszny. Usiadł za biurkiem i pochylił się nad rzędami cyfr. Lubił udawać, że co nieco z tego rozumie.
Sloan znalazł już to, o co mu chodziło. Nie miał jednak zamiaru kończyć.
Odczuwał dziwną, niemal perwersyjną przyjemność, obcując z Melanią. Od kiedy pamiętał, dziewczyna nie miała na sobie ani jednego seksownego ciucha. Zawsze nosiła okulary, które, co odkrył przez przypadek, były zwykłą atrapą. Jednocześnie, kiedy pewnego razu podniósł ją, żeby sięgnęła do górnej półki, wyczuł krągłe biodra i wąską talię dziewczyny. Pięknie ukształtowana, nieco wystająca pupa znajdowała się tuż obok jego twarzy. Sloan poczuł wtedy coś w rodzaju pożądania.
Ale Melania nie była oczywiście w jego typie. Traktowała wszystko zbyt poważnie. Wiedział doskonale, że jej nie interesują erotyczne przygody. Poza tym była zbyt porządna. Jej biuro aż świeciło czystością. Sloan nie znosił tego rodzaju pedanterii.
Spojrzał znad papierów na przedmiot swych rozmyślań. Musiał przyznać jeszcze jedno: dziewczyna miała bardzo piękne, niebieskie oczy. Kiedy się złościła, zapalały się w nich złote iskry. Sloan czasami specjalnie ją denerwował, żeby zobaczyć, jak złoty płomień walczy z łagodnym błękitem. Oczy Melanii przypomniały mu Danielle. Ona również potrafiła patrzeć tak niewinnie. Właśnie dziś rano pokłócił się z nią z powodu wczesnego wstawania. - Masz zabawki i możesz bawić się w swoim pokoju -tłumaczył jej. Pięcioletnia siostrzenica kręciła jednak przecząco głową i powtarzała, że koniecznie musi go budzić. Sloan zgodził się zająć dziewczynką podczas spóźnionego urlopu jej rodziców, ponieważ cała rodzina zdołała się jakoś od tego wymówić. Tylko on był samotny i bez żadnych zobowiązań. Po tygodniu poczuł się zupełnie wykończony. Jego gospodyni skapitulowała po dwóch dniach i powiedziała, że nie będzie się już zajmować „tym diablęciem". I pomyśleć, że wcześniej nazywała Danielle „kruszyną"! Niania, którą wynajął, wytrzymała kolejne trzy dni. Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Sloan musiał odwołać rezerwację w klubie golfowym i sobotnią randkę.
Dziewczynka była oczywiście bardzo miła i rezolutna, tylko zbyt żywa, jak na
jego gust. Sloan często zastanawiał się, skąd ma tyle siły. Młody organizm funkcjonował według jakichś dziwnych, nie znanych mu praw. Po tygodniu obcowania z nią budził się co rano z bólem głowy. Jeszcze teraz dawał on o sobie znać. Zwłaszcza po papierosie, którego zapalił tylko po to, żeby utemperować Itty'egO. Miał nadzieję, że Rogalik zauważy w końcu, iż w biurze jest pełno dymu i przestanie kopcić cygaro za cygarem. Własne myśli pochłonęły go tak bardzo, iż dopiero po chwili uświadomił sobie, że Itty i Melania patrzą na niego wyczekująco.
Co wobec tego myślisz o kupnie papierów Mogul Enterprises? - spytał dziewczynę.
Uśmiechnęła się, jakby od dawna oczekiwała tego pytania. Jak na osobę tak niewielkiego wzrostu, robiła zdecydowanie dobre wrażenie. Duma i pewność siebie aż od niej promieniowały. Sloan często dziwił się, dlaczego nie zrobiła jeszcze oszałamiającej kariery w finansach. Być może była to kwestia przypadku.
Jak już mówiłam - zaczęła, chcąc zapewne podkreślić, że nie słuchają jej z należytą uwagą - na tych akcjach można zarówno zarobić, jak i stracić. Osobiście radziłabym zaryzykować...
Ale to nie twoja forsa, laleczko - wtrącił się Itty.
Bardzo tego żałuję - powiedziała.
Sloan zastanawiał się, czy Rogalik wyczuł ironię w jej głosie. Już dawno stwierdził, że Itty nie jest taki głupi, na jakiego wygląda.
Czy masz coś jeszcze oprócz tego? - spytał, podnosząc w górę teczkę z dokumentami.
Melania spuściła skromnie oczy.
To nic pewnego, ale moim zdaniem nastąpi fuzja między Mpgul Enterprises i Hanford Dynamos...
Co?! - Sloan aż zerwał się z miejsca. - Skąd wytrzasnęłaś te informacje?! Tylko nie opowiadaj znów o gazetach!
Dziewczyna rozłożyła ręce w bezradnym geście.
Ale ja naprawdę nie mam żadnych tajnych informatorów. Po prostu czytam uważnie nawet najbłahsze wiadomości. W zeszłym miesiącu szefowie Mogul i Hanford spotkali się aż cztery razy. Musieli mieć jakieś powody, nie sądzicie? Rogalik otarł pot z czoła, a Sloan zaczął krążyć po pokoju niczym tygrys w klatce."
Kiedy według ciebie się połączą?
Wkrótce.
Czy uważasz, że możemy zaczekać do przyszłego tygodnia, laleczko? - spytał Itty.
Melania miała ochotę odrzec: Nie wiem, misiu. Powstrzymała się jednak. Itty Bitty był zbyt poważnym klientem.
Moim zdaniem powinniśmy złożyć zamówienie już w piątek - powiedziała. Sloan skinął głową.
Jeśli rzeczywiście mają się połączyć, to nie możemy czekać. - Sięgnął do szuflady biurka i wyjął aspirynę. Postanowił, że przemyśli wszystko jeszcze raz, kiedy przestanie go boleć głowa.
Dziewiątka z St. Louis zdobył kolejne punkty. Itty rozpromienił się.
Niech wam będzie - mruknął. - To dobry znak. A tak swoją drogą, brakuje mi Leo Durochera. To był
facet! A jak potrafił wybijać piłkę. - Miał oczywiście na myśli poprzedniego rozgrywającego drużyny. Melania wstała z miejsca.
Na mnie już czas - powiedziała
Sloan podszedł do niej. Przez chwilę, nie wiedzieć dlaczego, zastanawiał się, jak Melania wygląda nago w kąpieli.
Dziękuję, Mel - powiedział. - Jestem ci bardzo wdzięczny. Dziewczyna skinęła głową.
Kiedyś być może upomnę się o rewanż - rzekła, patrząc mu prosto w oczy.
Tak trzymać, laleczko - mruknął pod nosem Itty. - Tak trzymać.
W czasie poniedziałkowej konferencji pracowników Standards Elitę, Sloan zajął miejsce tuż przy Melanii. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.
Nie możesz usiąść gdzie indziej? - spytała. -1 tak miałam zły dzień. Sloan pokręcił przecząco głową.
Masz plamę po zupie na krawacie - zauważyła. -Poza tym poproś mnie kiedyś, to pokażę ci, jak trzeba go wiązać.
Nie mogła zrozumieć, gdzie podziała się elegancja kolegi. Od niedawna chodził w wymiętych marynarkach i niezbyt czystych koszulach. Może to wpływ Itty'ego? pomyślała.
Sloan spojrzał na krawat. Istotnie, widniała na nim niewielka plamka, która świetnie pasowała do tureckiego wzoru.
Cóż, przynajmniej widać, że nie głoduję - odparował niezbyt fortunnie. - Ty za to masz kocią sierść na spódnicy - dodał po chwili.
Melania nawet nie drgnęła. I tak wiedziała, że to podłe kłamstwo. Przewodniczący poprosił wszystkich o ciszę i zaczął referować pierwszy temat. Sloan udawał, że coś notuje. Męczył go potworny ból głowy. Poza tym obawiał się, że siostrzenica znowu będzie chciała się bawić w „lamparta i jego ofiarę" lub „tajfun nad Nagasaki". Oczywiście to ona wcielała się w lamparta i tajfun, jemu pozostawiając skromniejsze role.
Melania siedziała nieco pochylona i notowała każde słowo przewodniczącego. Było to o tyle konieczne, że Justin Devereau nie bawił się w długie przemowy i od razu zabrał się do podawania wskazówek dotyczących nowych inwestycji. W końcu uniósł głowę i powiódł wzrokiem po dwunastce podwładnych. Siedzieli przy stole niczym skład apostolski.
Rynek jest chwiejny - powiedział Deverau. - Co nie znaczy, że nie można zarobić.
Przewodniczący ograniczył się do tego krótkiego komentarza. Melania nie zapisała jego słów. Sama wiedziała o tym najlepiej. Devereau usiadł na swoim miejscu i uśmiechnął się do Sloana.
To było mistrzowskie posunięcie, Raventhrall. Mam na myśli sprzedaż towarów przed upadkiem Weith Gone. Zawsze przestrzegam was przed nierozważną grą - zwrócił się do zebranych. -Jednak czasami możecie spróbować czegoś ryzykownego. Pan Raventhrall może nam tu wszystkim służyć jako przykład...
Dziewczyna spojrzała na kolegę. Sloan uśmiechnął się złośliwie. Pewnie znowu chciał doprowadzić ją do pasji. -Zapisałaś to sobie? - spytał szeptem.
...Co nie znaczy, że zgadzam się z nim we wszystkim - ciągnął Devereau. - Moim zdaniem nie powinniś-
my inwestować na rynku gier elektronicznych. Przecież telekomunikacja ma znacznie większą przyszłość.
To na pewno sobie zapiszę - syknęła, kiedy przewodniczący się odwrócił, by rozwiesić tabele i wykresy. - Poza tym, spójrz.
Podsunęła mu pod nos zeszyt z kolejnymi datami i krótkimi informacjami, kiedy mu pomogła. Każda z nich miała własną ocenę. Przy konsultacjach z Ittyrn stała szóstka.
Jestem rozczarowany - szepnął. - Myślałem, że robisz to z sympatii.
Już chciała odpowiedzieć, ale Devereau odwrócił się i zaczął mówić o nowych bezpiecznych pakietach, które powinni przygotować dla klientów. Jak zwykle chodziło o to, żeby zwiększyć margines zysków. Na koniec przewodniczący poprosił zebranych o komentarze.
W pokoju zapanowała cisza. Melania wyprostowała się i zamknęła zeszyt.
Panie Raventhrall?
Ee... No... zgadzam się całkowicie. Dziewczyna chrząknęła. Devereau spojrzał na nią
z wdzięcznością.
Słuchamy, pani Inganforde.
Zaczęła krótki wykład, w którym bardzo umiejętnie połączyła nowe wiadomości z tym, co już wiedziała na temat rynku. Sloan po raz pierwszy miał okazję docenić jej zdolności oratorskie. Dziewczyna zwykle nie wypowiadała się w dyskusjach publicznych. Czyżby zabrała głos tylko po to, żeby go uratować? Zagajenie Melanii dało początek rzeczowej i stymulującej rozmowie. Większość zebranych zgadzała się z nią, chociaż wszyscy mieli coś nowego do dodania. Dziewczyna nie obrażała się, kiedy ktoś kwestionował jej dane, tylko prosiła o uzasadnienie. Chętnie też ustępowała, kiedy okazywało się, że nie ma racji. W końcu Devereau, który miał zwyczaj kiwania głową, kiedy coś mu się szczególnie podobało, przerwał jednostajny ruch swojej ptasiej brody i uniósł
dłoń.
Znakomicie. Bardzo się cieszę z wyników tego spotkania. Panie Raventhrall, co pan sądzi o pomysłach pani Inganforde? Czy również uważa pan, że powinniśmy opracować specjalny pakiet akcji dla osób, które po raz pierwszy zdecydowały się inwestować na giełdzie? Czy rzeczywiście powinniśmy mieć maskotkę Standards Elitę? Nigdy o czymś takim nie słyszałem...
Bylibyśmy pierwsi - rzucił ktoś z sali.
Sloan dotknął skroni, próbując powstrzymać pulsujący ból.
Moim zdaniem to dobry pomysł - zaczął niezbyt pewnym głosem.
Który? - zapytał ktoś siedzący parę miejsc dalej w tym samym rzędzie.
No, oba - odparł Sloan.
Dobrze, skoro pan Raventhrall jest tego zdania, proszę złożyć szczegółowe projekty u mojej sekretarki - zwrócił się do Melanii.
Dziewczyna skrzywiła się. Nie wiedziała, dlaczego głos Sloana ma być tutaj decydujący.
Posiedzenie zbliżało się do końca. Devereau po dziękował wszystkim za przybycie i życzył sukcesów w nadchodzącym tygodniu. W windzie Melania znowu znalazła się tuż obok Sloana. Ich dłonie niemal ocierały się o siebie. Było tłoczno. Mężczyzna czynił olbrzymie wysiłki, żeby jej nie przygnieść. Dziewczyna wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby ich ciała przywarły do siebie. Rozkoszny dreszcz przebiegł jej po plecach.
Niedługo będziesz mi musiał zapłacić za wszystkie porady - zwróciła się do Sloana. - Na przykład to ja powinnam prowadzić rachunki Reamera.
Niestety, Reamer sam zwrócił się do mnie... - zaczął wyjaśnienia.
Czy tak jak żona Jeffordsa? - spytała zjadliwie. - Słyszałam, że specjalnie zmieniłeś klub, żeby móc z nią grywać w tenisa.
Sloan miał już dość tej rozmowy. Głowa bolała go coraz bardziej, a nie mógł nawet podnieść rąk, żeby rozmasować skronie.
Nie widzę nic złego w zmianie klubu - uciął. -Poprzedni był po prostu nudny.
A poza tym, nie zapominaj, że zabrałaś mi żonę tego Japończyka w zeszłym roku.
Melania aż pokraśniała z oburzenia.
Co takiego?! Przysłałeś ją do mnie tylko dlatego, że jej mąż nie chciał, żeby mężczyzna obsługiwał jej konto! Japończycy są bardzo tradycyjni, jeśli idzie o formy towarzyskie. Mam ci przypomnieć...
Pokręcił energicznie głową. Znajdujący się w windzie biznesmeni zaczynali już patrzeć na nich z dezaprobatą.
Nie, nie musisz.
Winda zatrzymała się na kolejnym piętrze. Część osób wysiadła. Kiedy stanęli na drugim piętrze, poza nimi nie było już w niej nikogo.
Teraz będziesz musiała przeprosić - powiedział, zagradzając jej przejście.
Nic z tego! - warknęła. W jej oczach zapaliły się złote iskry.
Zamiast się tak złościć, mogłabyś znaleźć sobie jakiegoś faceta - bąknął.
Interesy to nie seks. Ani baseball - dodała, przypomniawszy sobie zainteresowania Sloana.
Wypuścił ją z windy i uśmiechnął się szeroko do napotkanej na korytarzu rudowłosej piękności w minispódniczce.
Naprawdę widzisz jakieś poważne różnice? - mruknął.
Melania odetchnęła głęboko. Jak zwykle przy takich okazjach, miała ochotę dać mu w twarz i uciec.
Wiesz, Sloan - zaczęła - ktoś powinien cię nauczyć, że pewnych rzeczy nie należy robić. Trzeba oddzielić seks i sport od finansów. Dla ciebie każdy kontrakt musi znaleźć swój finał w łóżku albo na boisku. Przyznaj się, Itty'ego też na to wziąłeś.
Spojrzał na nią zaciekawiony.
Na baseball czy łóżko?
Oczywiście baseball! — prychnęła. Wzruszył ramionami.
Może tak, może nie.
Powinieneś pamiętać o tym, żeby oddzielić życie prywatne od zawodowego. I o tym, żeby odebrać w piątek wieczorem świeże pranie - dodała, patrząc z niesmakiem na jego krawat.
Sloan uśmiechnął się do niej zalotnie i pogładził ją po policzku.
Znam lepsze sposoby spędzania piątkowych wieczorów - powiedział i natychmiast przypomniał sobie, że obiecał Danielle, iż w najbliższy piątek wybiorą się razem na zakupy. - Powinnaś skropić się perfumami i włożyć jakiś seksowny ciuch, a wtedy być może również zapomnisz o praniu...
Melania zmarszczyła się.
Jesteś wstrętnym, aroganckim...
Nie mogła dokończyć, ponieważ nagle poczuła usta Sloana na swoich wargach. Na szczęście korytarz był zupełnie pusty. Większość osób zaczęła już pracę.
Zapłacisz mi za to! - powiedziała zimno, kiedy ochłonęła.
Chciał jeszcze raz pochylić się w jej kierunku, ale odskoczyła jak oparzona.
Widzisz, jak bardzo się ciebie boję - powiedział ze śmiechem.
Jeszcze pożałujesz - syknęła. - Wiesz dobrze, że jestem niezła w swojej pracy. Gdybym była mężczyzną, już dawno zajęłabym twoje miejsce.
Sloan nie skomentował tego. Dziewczyna poprawiła kostium i odwróciła się na pięcie. Spódnica sięgała jej aż za kolana. Patrząc na kształtne łydki, Sloan zastanawiał się, czy reszta jest równie pociągająca. Melania z trzaskiem zamknęła drzwi do swego biura. Sprawiała wrażenie naprawdę rozzłoszczonej. Sloan uznał, że tym razem będzie bezpieczniej, jeśli skorzysta z wejścia od strony korytarza.
Wszedł do siebie i zaczął przeglądać kieszenie. Okazało się, że nie ma żadnych notatek z konferencji. Znalazł za to cukierka miętowego, którego ukradł Danielle. Odwinął go i włożył do ust.
Zaczął przeglądać informacje, które zostawiła mu sekretarka. Maxine wciąż rozpaczliwie wzywała pomocy. Poza tym otrzymał potwierdzenie transakcji z zeszłego tygodnia. Nic ciekawego.
Wciąż bolała go głowa. Podniósł dłonie do skroni. Jęknął cicho na myśl o Danielle. Jeśli jutro wstanie tak wcześnie, będzie ją chyba musiał związać i zakneblować.
ROZDZIAŁ DRUGI
Sloan dotarł do domu o pół do szóstej. W drzwiach minęła go Maxine, która usiłowała coś wybełkotać. Pewnie jakieś usprawiedliwienie, jeśli w ogóle była w stanie o tym myśleć. Gosposia miała pończochy wymazane galaretką owocową. Jej płaszcz przypominał wymięte prześcieradło. Sloan obejrzał się za nią bez sympatii.
- Szczury opuszczają tonący okręt - mruknął do siebie. Pociągnął nosem. W przedpokoju czuć było spaleniznę. Zajrzał do pokoju. Jedna z zasłon trzymała się dosłownie na włosku. Sloan zaklął, potknąwszy się ó kilka zwalonych na kupę zabawek. W tej chwili nie odróżniał już tych, które Danielle miała ze sobą, od tych, które jej ofiarował, żeby ją przekupić. Do niedawna Sloan czuł się szczęśliwy w swoim kawalerskim mieszkaniu. Dzięki wielu wysiłkom udało mu się powstrzymać matkę oraz kolejne znajome od wtrącania się w jego prywatne sprawy. Nie trzeba chyba dodawać, że żadna z nich nie miała ochoty na ingerowanie w jego życie zawodowe. Z kobiet jedynie gosposia miała prawo przebywać dłużej „na jego terenie". Utrzymywała dom w czystości, robiła zakupy, a także zajmowała się praniem. Danielle była drugą kobietą, która wkroczyła niczym, nomen omen, tajfun w jego osobiste życie. Co go podkusiło, żeby w wieku trzydziestu ośmiu lat brać sobie na głowę pięcioletnią dziewczynkę?
Myślał o tym czasami i w końcu stwierdził, że prawdopodobnie wzięły w nim górę nie zrealizowane ojcowskie ambicje. Danielle zawsze wydawała się tak miła w otoczeniu rodziców. Wstyd mu było przyznać, ale właśnie wtedy tęsknił za domowym ogniskiem.
Dobrze, przynajmniej wyleczy się z tego raz na zawsze. Tylko dlaczego musi przechodzić terapię wstrząsową?
Dziewczynka mieszkała z nim już półtora tygodnia. Na początku zaangażował
nianię do dziecka, ale pani Lorring szybko złożyła wymówienie. Nie chciała nawet pieniędzy, które był jej winien. Stoan odetchnął trochę pod koniec pierwszego tygodnia. Rodzice małej zapowiadali, że wrócą pod koniec drugiego tygodnia. Niestety, właśnie wtedy zadzwoniła siostra. Powiedziała, że rozmawiała już z Danielle, że córka jest bardzo zadowolona i w związku z tym postanowili przedłużyć urlop do dwóch miesięcy. Dwóch miesięcy! Sloan chciał krzyczeć, żeby wracała jak najprędzej, ale coś przerwało im połączenie. Za poradą koleżanki z pracy, która wychowała troje dzieci i zachowała zdrowie psychiczne, Sloan zadzwonił do agencji, zajmującej się wyszukiwaniem opiekunek dla „dzieci trudnych". Zmroziły go trochę ceny, ale mimo wszystko poprosił o znalezienie kogoś. Pierwsza kandydatka miała się zgłosić w środę rano. Maxine, po długich namowach, zgodziła się zająć małą do tego czasu. Nagle usłyszał tupot bosych nóżek na schodach. Chciał się gdzieś schronić, ale Danielle wrzasnęła:
Wujek Sloan!
Następnie zatrzymała się na przedostatnim schodku i hycnęła, łapiąc go wpół. Zaczęła się po nim wspinać niczym wiewiórka.
Ależ Danielle, co ty wyprawiasz - usiłował ją strofować. Dziewczynka nie zważała na nic. W czasie wspinaczki urwała mu guzik od marynarki i poplamiła koszulę resztką galaretki. Po chwili siedziała już na jego karku. Teraz miała rozpocząć się jazda „na barana". Sloan udawał jednak, że nie wie, o co jej chodzi.
No, dalej, szybko - ponagliła go.
Sloan potruchtał do dużego pokoju, gdzie zdjął siostrzenicę i ucałowawszy postawił na podłodze.
Baran jest zmęczony - oznajmił. Przypomniało mu się, jak dziewczynka powiedziała
kiedyś Maxine, że będzie jeździć „na baranie", czyli na wujku. Złośliwa gosposia przypominała mu o tym za każdym razem, kiedy miał o coś pretensje.
Danielle skrzywiła się, jakby coś ją nagle zabolało. Miała na sobie lekką, wybrudzoną różnymi słodyczami sukienkę, przepasaną krawatem od Armaniego. Sloan aż jęknął, kiedy to zobaczył.
Och, jaka jestem słaba - poskarżyła się Danielle. - Trzymaj mnie.
Ledwo zdążył ją złapać, gdyż dziewczynka natychmiast runęła w jego ramiona.
Co ci jest, maleńka? - spytał, zapominając o bólu głowy i dreszczach, które męczyły go w drodze do domu. Ciemne oczy Danielle płonęły żywym blaskiem. Policzki były nienaturalnie czerwone.
Dziewczynka skrzywiła się jeszcze bardziej.
To twoja wina - powiedziała. - Zmęczyłam się, wchodząc na ciebie.
Sloan wziął ją na ręce i rozejrzał się niepewnie po pokoju. Nie miał pojęcia, co robić w takich przypadkach. Chciał położyć gdzieś dziecko, a następnie zadzwonić do koleżanki z biura. Ostatecznie mógł jeszcze spróbować domowych sposobów na przeziębienie.
Położę cię na kanapie - powiedział. - Zaraz dostaniesz herbatę z cytryną. Danielle nie wyglądała na zadowoloną z takiego rozwoju wypadków.
Mama zawsze mierzy mi tempe... - zawahała się - rutę. I wzywa lekarza - dodała po chwili namysłu.
Sloan położył siostrzenicę i dotknął jej czoła. Gorące, bardzo gorące, pomyślał z niepokojem. Chciał wstać, ale głowa znowu dała o sobie znać. Grymas bólu sprawił, że Danielle spojrzała na niego z nowym zainteresowaniem.
Wiesz, wuju - powiedziała - myślę, że ty też jesteś chory. Masz takie wielkie, świecące oczy, zupełnie jak wilk w bajce o Czerwonym Kapturku.
Sloan nie wyglądał na zadowolonego z porównania. Jednak kiedy usłyszał o wilku, przypomniał sobie starego kompana od kart i kielicha, doktora Milesa Lobelię, zwanego powszechnie El Lobo, czyli wilk.
El Lobo zjawił się po niecałej godzinie. Nienagannie skrojony garnitur, biała, prążkowana koszula, a przede wszystkim wypomadowane wąsy świadczyły o tym, że ma zamiar spędzić wieczór w miłym żeńskim towarzystwie. Lekarz
zbadał Danielle, która zniosła nadspodziewanie dobrze wszystkie zabiegi wokół swojej osoby, a następnie poprosił, żeby przeszli gdzieś, gdzie będą mogli spokojnie porozmawiać. Sloan pomyślał o piwnicy, ale w końcu zaprosił kolegę do kuchni.
~ No i jak? - spytał. - Co o tym sądzisz? El Lobo zaczął odwijać rękawy koszuli.
To grypa, stary - oznajmił. - Zaraz wypiszę odpowiednie lekarstwa.
Czy to znaczy, że Danielle powinna leżeć w łóżku?
zapytał z nadzieją Sloan. Przyjaciel pokręcił głową.
Pewnie nie uda ci się jej tam utrzymać - powiedział.
Uważaj raczej na przeciągi i w ogóle gwałtowne zmiany temperatury. Aha, i nie przejmuj się, gdyby Danielle mocno gorączkowała. U dzieci to normalne. Sloan wyciągnął dłoń w stronę kumpla.
Dziękuję, stary. Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. El Lobo pokręcił głową.
Jeszcze nie skończyłem.
Czyżby Danielle...? - zaczął Sloan.
Nie, chodzi o ciebie. - Lekarz zajrzał mu w oczy.
Ty też jesteś chory. Lepiej od razu odwołam sobotniego pokera. Będziesz musiał kurować się przez najbliższy tydzień. Żadnej pracy. Masz odpoczywać i łykać lekarstwa, które ci wypiszę.
Aleja... Muszę... -jąkał Sloan.
El Lobo rozłożył ręce i spojrzał na niego jak prawdziwy wilk.
Żadnych dyskusji. Wpadnę za parę dni, żeby zobaczyć, jak się czujecie. To ha razie. Sissy czeka na mnie przed domem w swoim ferrari. Nie musisz mnie odprowadzać.
Sloan osunął się na krzesło kuchenne. Czuł się zdecydowanie gorzej niż przed wizytą El Lobo. Zaczął nawet zastanawiać się, czy lekarze nie przynoszą ze
sobą chorób do domu pacjenta.
Po chwili pozbierał się i zajrzał do pokoju, żeby sprawdzić, jak czuje się siostrzenica. Danielle spała na wielkiej sofie. Pod główką miała brzuch pluszowego misia. Oddychała głęboko. Jej policzki przypominały barwą świeże wiosenne truskawki.
We wtorek rano Sloan zadzwonił do biura i powiedział, że ma grypę. Prosił jednocześnie, żeby odwołano wszystkie wizyty jego klientów. Następnie wykręcił numer do matki. Niestety, nie zastał jej. Zamiast tego otrzymał nagraną wiadomość. Pani Raventhrall wyjechała do Boise w stanie Idaho i kiedy wróci, z całą pewnością skontaktuje się z odpowiednią osobą. Sloan chciał krzyknąć, że tym razem „odpowiednia osoba", to jej chory syn, ale automatyczna sekretarka wyłączyła się. Nawet nie zdążył się na niej nagrać. Dawno nie czuł się tak opuszczony.
Maxine, która zjawiła się nieco później, ucieszyła się na wieść, że nie będzie się już musiała zajmować Daniełle. Mina jej nieco zrzedła, kiedy zobaczyła chorą dziewczynkę. Sloan jednak nie pozwolił na bliższe kontakty. Dwie chore osoby w jednym domu to i tak za dużo!
Maxine wykupiła tylko lekarstwa i posprzątała trochę w domu. Sloan próbował się zdrzemnąć, ale właśnie wtedy Daniełle nagle się ożywiła i prosiła, żeby woził ją „na barana" albo opowiedział jakąś bajkę.
O trzeciej nad ranem zadzwonił El Lobo z nocnego klubu. Spytał przyjaciela, jak się czuje, a kiedy usłyszał, że fatalnie, usiłował skierować rozmowę na inne tory. Sloan był jednak nieustępliwy. Chciał wiedzieć, kiedy będzie mógł wrócić do pracy.
~ Widzisz, stary, choroba jest chorobą - stwierdził niezbyt odkrywczo kumpel. - Musisz wycierpieć swoje, inaczej nigdy nie wyzdrowiejesz.
Ile? - warknął Sloan.
Od tygodnia do dwóch - odparł El Lobo.
W tle słychać było muzykę. Wszyscy pewnie świetnie się bawili.
W środę rano Sloan zadzwonił do Standards Elitę i oznajmił, że wciąż jest chory. Z kolei wpadło mu do głowy, że dziecko trudne, to nie znaczy chore. Zadzwonił więc do agencji i odwołał spotkanie z opiekunką. Następnych kilka godzin wypełniły mu zabawy z dziewczynką. Na szczęście siostrzenica nie miała już ochoty na „barana", czy też „lamparta i jego ofiarę". Koło południa zadzwonił telefon. Sloan podniósł słuchawkę. Aż go zmroziło, kiedy usłyszał głos Melanii.
Chciałam ci tylko powiedzieć, że Itty dzwonił do ciebie już parę razy - oznajmiła chłodno dziewczyna.
Pytał, co zrobiłeś z jego pieniędzmi. Był tak natarczywy, że w końcu dałam mu twój domowy numer.
Bąknął coś w odpowiedzi i jednocześnie nadstawił uszu. Wydawało mu się, że z łazienki dobiegają jakieś dziwne dźwięki.
Itty zadzwonił koło pierwszej. Sloan skończył właśnie wycieranie podłogi i ścian w łazience. Wrzucił mokrą szmatę do kubła, spojrzał groźnie na stojącą obok siostrzenicę i pocwałował do pokoju.
Rogalik? - spytał, podnosząc słuchawkę.
Rogalik dla przyjaciół, a dla wrogów pan Bitty
usłyszał groźny głos.
Itty upomniał się o respektowanie swoich praw inwestora. Sloan wyjaśnił, że co prawda jest chory, ale że załatwił wszystko, co trzeba. Następnie, po krótkiej wymianie uprzejmości, w czasie której Itty poinformował go, co zrobi, jeśli Sloan nie dotrzyma warunków umowy, obaj mężczyźni zakończyli rozmowę. Cholera! pomyślał Sloan. Właśnie dotarło do niego, że nie załatwił wszystkiego do końca. Jednocześnie przypomniał sobie, co mówiła Melania. Tak, rzeczywiście, ostatnio zbyt często korzystał z jej uprzejmości. Wieczorem Danielle poczuła się nieco lepiej. Zasiadła więc przed telewizorem, żeby obejrzeć program dla dzieci.
Sloan mógł w tym czasie przygotować kolację. Wyjął z lodówki zamrożonego
stroganowa i pokroił pieczywo. W czwartek dziewczynka czuła się już zupełnie dobrze. Tyle, że jego wciąż bolała głowa. El Lobo, który zapowiedział się na popołudnie, aż cmoknął na widok dziecka. Jego zachwyt nieco ostygł, kiedy zabrał się do badania Sloana.
O, stary, musisz bardziej dbać o siebie. Ciągle masz temperaturę. Poza tym słyszę jakieś niepokojące szmery w płucach. Bierzesz wszystkie leki, które ci zapisałem?
Sloan przypomniał sobie, że Danielle wylała wczoraj jakąś miksturę do sedesu.
Skończyło mi się to różowe - bąknął.
El Lobo spojrzał na niego, jakby spadł z księżyca.
Naprawdę? To ile tego brałeś? - Nie czekając na odpowiedź sięgnął do kieszeni. - Czekaj, wypiszę ci następną receptę. Widzę, że bardzo zależy ci na tym, żeby wrócić do pracy... Pamiętaj jednak, że z niczym nie wolno przesadzać.
Kiedy kumpel wyszedł, Sloan odetchnął z ulgą. Nie na długo jednak, ponieważ po chwili zadzwonił telefon. Sloan pospieszył w jego kierunku, poślizgnął się jednak na maśle fistaszkowym i upadł.
Cholera! - zaklął.
Tym razem Danielle była pierwsza. Sloan usłyszał, jak podnosi słuchawkę i przedstawia się.
Tak - powiedziała dziewczynka. - To ja bym chciała pana schrupać... Rozzłoszczony wuj wyrwał jej słuchawkę.
Itty? -zaczął. -Przepraszam. Moja siostrzenica...
Nic nie szkodzi - przerwał mu Rogalik. - Powiedziała, że chciałaby mnie zjeść, he, he. Jakie te berbecie teraz wygadane!
O co tym razem chodzi? - spytał Sloan. Itty nagle spoważniał.
Posłuchaj, Sloan, musisz coś zrobić w mojej sprawie. Jutro piątek, najlepszy dzień, jeśli planuje się ryzykowne operacje. Myślę, że powinniśmy zacząć
realizacj ę planu B. Melania zresztą też tak uważa.
Melania? - powtórzył.
Tak. Pytałem ją, co masz robić z tą chorobą. Radziła, żeby pić jak najwięcej soków... - ciągnął Itty.
Sloan nie słuchał go. Wciąż myślał o tym, że nie będzie mógł się obejść bez pomocy Melanii.
Zadzwonił do niej przed piątą. Wiedział, że dziewczyna nigdy nie wychodzi wcześniej z pracy.
Cześć, Mel, to ja - powiedział niezbyt pewnym tonem. - Czy mogłabyś zajrzeć do mnie dziś wieczorem?
W słuchawce na moment zapanowała cisza.
Ależ Sloan - zaczęła dziewczyna. - Przecież dzisiaj piątek. Muszę zrobić zakupy i posprzątać. Wszystkie informacje dla ciebie kładę na twoim biurku. Znalazłam też liścik miłosny od Susie Dunkirk w dokumentach, które pożyczyłam od ciebie w zeszłym tygodniu.
Sloan poczuł, że serce w nim zamarło. Bał się, że Melania obrazi się już na dobre. Jednocześnie w pokoju rozległ się dziki okrzyk, gdyż Danielle trafiła na program z Myszką Miki.
Co?! Nawet w czasie choroby urządzasz u siebie jakieś przyjęcia?! Sloan uciszył dziecko.
Nie, to moja siostrzenica. Ogląda właśnie telewizję - wyjaśnił. - Proszę, Mel. Pomóż mi.
Dziewczyna zamilkła na chwilę. Zapewne chciała sobie wszystko przemyśleć.
No, dobrze - zgodziła się w końcu.
Jesteś cudowna! - krzyknął i zaczął wyjaśniać jej szybko, co ma zrobić, w obawie, że się rozmyśli: - Weź ze sobą papiery Itty'ego i mój notes z adresami. Znajdziesz je pod paprotką. Weź też koniecznie niebieską kartkę z górnej szuflady. Nie przejmuj się tym, że są na niej wyniki rozgrywek baseballowych. Po drugiej stronie znajdziesz notowania Centipede Electronics. Zapisałaś?
Nie trzeba. Zapamiętam.
Wciąż nie czuję się zbyt dobrze. Moja siostrzenica... - spojrzał na Danielle, która pokazała mu język -jest w znacznie lepszej formie. Będziesz mogła się nią zająć, a ja spróbuję zrobić coś z akcjami Itty'ego.
Znowu chwila przerwy.
O nie, Sloan! Nie będę zajmowała się dziećmi!
Pamiętaj, ile straci nasza firma, jeśli Itty zwróci się do kogoś innego - próbował jej grozić.
Ale nie zapominaj, że to ty prowadzisz jego interesy - odparowała.
No cóż... Dobrze... Masz rację...-Sloan wił się jak piskorz. - Przywieź tylko te papiery, a ja zajmę się resztą. Będę ci za to wdzięczny do końca życia. Melania zawahała się.
To nie wystarczy.
Zrobię wszystko, co będziesz chciała - powiedział tak bezbronnym tonem, że po raz pierwszy zrobiło się jej go żal.
Dobrze. Będę u ciebie wieczorem - powiedziała i odłożyła słuchawkę. Pierwsza część bitwy została wygrana. Sloan zdrzemnął się na kanapie, żeby nabrać sił przed ostateczną rozgrywką, natomiast Danielle zajęła się wydzwanianiem pod numery w całym kraju i proszeniem do telefonu .jakichś dzieci". Ale wkrótce i ona zasnęła.
Koło siódmej zadzwonił telefon. Sloan szybko podniósł słuchawkę, żeby kolejny dzwonek nie obudził dziewczynki.
Sloan? Tu Rogalik. Dzwonię, żeby przypomnieć ci o planie B - usłyszał sznapsbaryton Itty'ego.
W porządku, Rogalik - szepnął do słuchawki. - Nie musisz się niczym przejmować.
Melania najpierw zapukała, a gdy nikt nie zareagował, otworzyła drzwi prowadzące do przedpokoju.
Sloan?!
W środku panował półmrok. Dziewczyna skierowała się w stronę uchylonych drzwi, zza których sączyło się światło.
Sloan?! - powtórzyła.
Potknęła się o dziecinny rowerek. Na szczęście udało jej się utrzymać równowagę. Wysunęła przed siebie torby, jakby mogły ją zabezpieczyć przed dalszymi przygodami. Zrobiła kolejny krok. Aż podskoczyła, kiedy w przedpokoju rozległ się przejmujący pisk. Melania sięgnęła na oślep i podniosła gumową kaczkę, wysmarowaną masłem fistaszkowym.
Aha, rozumiem - mruknęła do siebie.
Zajrzała do pokoju. Nad nowoczesnym, chromowanym stołem paliła się wielka lampa. Dokoła ktoś poustawiał kije golfowe tak, że stół wyglądał jak klatka. Już chciała wejść, kiedy nagle poczuła, że coś przykleiło się jej do podeszwy lewego buta.
Melania skierowała się do kuchni. Zapaliła światło i postawiła zakupy na stole. Chciała usiąść, żeby chwilę odpocząć. Tylko szybkiemu refleksowi zawdzięczała to, że nie pomazała się cała masłem fistaszkowym i galaretką. Poza tym mogła jeszcze wdepnąć w coś, co wyglądało jak rozlany syrop klonowy.
Dziewczyna westchnęła i zaczęła oglądać lewy but.
Nic nadzwyczajnego. Po prostu do obcasa przykleiła się guma do żucia wraz z papierkiem. Melania usunęła ją, a następnie zawahała się. Sprawdziła pod zlewem i w dolnych szafkach. Niestety, w kuchni nie było kosza. Westchnęła ponownie i przykleiła gumę do zabrudzonego krzesła. Z całą pewnością niewiele mu to zaszkodzi.
Po krótkim odpoczynku zdecydowała, że czas odszukać Sloana. Weszła do pokoju, ominęła stolik i zaczęła się przedzierać przez coś w rodzaju barykady. Kiedy w końcu dotarła do kanapy, na której, jak jej się zdawało, ktoś spał, stanęła jak oniemiała. Zobaczyła Sloana tylko w szortach i rozpiętej koszuli. Włosy miał potargane i było widać, że nie golił się od kilku dni, A jednak nawet
w tym stanie mógł się podobać kobietom. A przynajmniej jej się podobał! Sloan wymamrotał jakieś przekleństwo pod adresem Rogalika i przewrócił się na drugi bok. Mały, pluszowy miś potoczył się po jego karku i spadł na podłogę. To nic, Sloan miał jeszcze seledynowego pieska ze smyczą, która do złudzenia przypominała jeden z jego najlepszych krawatów. Zmięta koszula zawinęła się aż po same pachy. Melania z fascynacją obserwowała mięśnie śpiącego mężczyzny. W garniturze wydawał się nieco zbyt chudy, ale teraz mogła ocenić, że to tylko złudzenie. Sloan miał budowę prawdziwego sportowca.
Nagle Melania poczuła, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z maleńką, smagłą dziewczynką, ubraną w sukienkę z kuferka babuni.
Nazywam się Danielle - powiedziało dziecko. - Czy mogę się do ciebie przytulić?
Melania otworzyła szeroko ramiona.
Ależ oczywiście, kochanie. Dziewczynka podbiegła i przytuliła się do niej.
Czy możesz mnie wziąć na kolana? - spytała. - Mama zawsze mnie bierze i śpiewa mi na dobranoc.
Melania uśmiechnęła się.
Dobrzeją też spróbuję. Tylko chodźmy do twojego pokoju, żeby nie obudzić wujka.
Danielle spojrzała z niepokojem na śpiącego mężczyznę. Sloan zachrapał.
Tak, wuj jest teraz chory - powiedziała. - Ale bardzo dobrze się mną opiekuje. Melania chrząknęła.
Tak, widziałam... Ale teraz ja zajmę się wami, dobrze? Dziecko skinęło poważnie głową.
Znakomicie - stwierdziła. - Tak naprawdę, to nie jestem jeszcze śpiąca i mogę ci pomóc - dodała po namyśle.
Sloan obudził się i poczuł jakiś niebiański zapach. Taką woń wydzielała jedynie gotowana na boczku grochówka. Poruszył się niespokojnie i ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś przykrył go kocem. Wciąż miał gorączkę. Bolała go również głowa. Niestety, wieczorami czuł się o wiele gorzej niż w ciągu dnia. Nagle ktoś położył chłodną, pachnącą łąką dłoń na jego czole.
Poleź jeszcze. Obudzę cię na posiłek. Danielle już poszła do łóżka.
Dziękuję, Maxine - szepnął. - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Przyjazna dłoń poprawiła delikatnie poduszkę, której wcześniej tu chyba nie było.
Dziękuję, Maxine. Już wstaję.
Otworzył oczy, ale światło oślepiło go. Do łazienki dotarł po omacku, potykając się o różne zabawki. Przemył twarz i włożył szlafrok. Kiedy wyszedł, aż zamrugał ze zdziwienia oczami. Przed nim stała najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Zjawisko miało na sobie zwykłą, mocno wciętą w talii sukienkę, która wspaniale podkreślała sprężystość jej kształtnych piersi. Fala złotych włosów spływała na ramiona. Biorąc pod uwagę jej wzrost, mogła być królową elfów albo kimś w tym rodzaju. Nimfa nie odezwała się nawet słowem. Zwilżyła tylko języczkiem pełne wargi. Sloan poczuł, że cudowna woń zjawy wypełnia mu nozdrza. Nagle usłyszał coś, co określano mianem muzyki niebieskich sfer. Podobno można ją usłyszeć tylko wtedy, kiedy panuje całkowita cisza. Tylko wówczas śpiew planet dociera do najbardziej opornych uszu.
Sloan poczuł, że jest zakochany. Beznadziejnie i nieodwołalnie. Tylko komuś takiemu jak ta nimfa mógłby podarować swoje życie.
Czekałem na ciebie tak długo - zaczął. Królowa elfów poruszyła się niespokojnie. Być może
był pierwszym śmiertelnikiem, z którym nawiązała kontakt. Pamiętał, że czytał Danielle pewną smutną bajkę o syrence, która zgodziła się przyjąć ludzką postać. Niestety, cena, jaką musiała za to zapłacić, była bardzo wysoka.
Chodź, wezmę cię na ręce, żeby uchronić twoje stopy - powiedział, zbliżając się do niej.
Nimfa spłoszyła się nieco.
Sloan, ja...
Głos wydał mu się znajomy, ale nie chciał się zastanawiać, gdzie go już słyszał.
Nie bój się - przerwał. - Chodź, przytul mnie.
Melania zacisnęła usta. Dlaczego, do cholery, wszyscy w tym domu chcieli, żeby ich przytulać?
Była tak zaskoczona, że bez przeszkód dała się unieść. Jej filigranowe ciało doskonale dopasowało się do silnych, męskich dłoni. Sloan zaniósł ją do pokoju i ułożył na kanapie.
Zaraz będziemy się kochać - szepnął. Dziewczynie zaschło w gardle. Przez chwilę nie
wiedziała, co robić.
Sloan-szepnęła.-To niezbyt mądrze. Przecież źle się czujesz... A poza tym... poza tym... - szukała jeszcze jakiejś wymówki.
Sloan patrzył na nią oczami czciciela. Wiedział z bajek, że nimfy są zupełnie inne niż zwykłe kobiety. Przede wszystkim zakochuj ą się od razu na śmierć i życie i nigdy nie zdradzają wybranka. Tyle tylko, że trzeba im zapewnić odpowiednie warunki.
Następnym razem wyścielę nasze miłosne łoże płatkami róż - zadeklarował.
Ależ nie trzeba. Chciałam tylko... - Zamknął jej usta pocałunkiem.
Kocham cię - szepnął, kładąc się tuż obok niej na wielkiej kanapie. - Chcę być przy tobie. Będziemy razem marzyć o wspólnym domu, dzieciach...
Po chwili zaczął oddychać miarowo. Dopiero wtedy dziewczyna odważyła się otworzyć oczy. Spojrzała w bok. Sloan spał.
Melania potrzebowała czasu, żeby dojść do siebie. To, że była wciśnięta w kąt kanapy z dłonią Sloana spoczywającą na jej piersi, wcale nie ułatwiało zadania. Przed chwilą przeżyła najpiękniejsze chwile swojego życia. Ale dlaczego ze Sloanem Raventhrallem?! I co mu się stało, że nagle przemienił się z tygrysa w łagodne jagnię?
Im dłużej myślała, tym mniej z tego wszystkiego rozumiała. Jedno nie ulegało wątpliwości - Sloan był chory. Jednak chyba nie na tyle, żeby w ogóle nie poznać osoby, z którą od trzech lat spotykał się codziennie w biurze?! Dziewczyna próbowała wstać, ale Sloan przygarnął ją mocno przez sen. Serce zabiło jej żywiej. Przeczuwała, że mógłby jej dać to, czego nie mogła otrzymać od Ricka. Mąż zwykle zasypiał, kiedy ona dopiero nabierała ochoty na kochanie się. Co prawda teraz zdarzyło się to samo, lecz cała sytuacja była zupełnie wyjątkowa.
Sloan przeciągnął się. Przytuliłją jeszcze mocniej, tak że zabrakło jej tchu. Po
chwili poczuła koniuszek języka na szyi. Czyżby się obudził?
¥ Pragnę cię - usłyszała. - Czekałem na ciebie całe życie.
Czy to możliwe, żeby Sloan drażnił się z nią? Przypomniała sobie jego liczne
wyskoki. A jednak żaden z dotychczasowych pomysłów nie był tak
wyrafinowany.
Kochany - szepnęła, czując jego dłoń z powrotem na piersi.
Coś dziwnego działo się z jej ciałem. Nagle okazało się, że pragnie Sloana tak samo jak on jej. Poczuła jego dłoń na swoim nagim udzie, ale zamiast odsunąć się czy też zaprotestować w jakiś inny sposób, przywarła do niego jeszcze mocniej.
Sloan zaczął całować jej usta, a potem nos, oczy i całą twarz.
Obiecaj, że zostaniesz - szeptał. - Że będziesz przy mnie.
Melania spojrzała mu w oczy. Tym razem nie miała wątpliwości. Sloan miał gorączkę i bredził w malignie.
Odsunęła się od niego delikatnie i pogłaskała go po głowie.
Obiecuję - powiedziała, uśmiechając się słodko.
Śpij już.
Usnął dopiero po paru minutach. Wcześniej zażądał jeszcze, żeby go pocałowała. Kiedy było już po wszystkim, Melania wstała z kanapy. Przypomniała sobie, że zostawiła w kuchni śpiącą dziewczynkę. Jej zupa będzie
chyba musiała poczekać do jutra. Wstawi ją zatem do lodówki. No i oczywiście wykąpie się, zanim zdecyduje, co robić dalej.
Zerknęła jeszcze na śpiącego mężczyznę. W żaden sposób nie może dopuścić do tego, by domyślił się, co stało się dziś w nocy.
Sloan westchnął i wstał, żeby sprawdzić, co dzieje się z Danielle. Miał piękny sen, ale mimo to nie chciał zostawiać małej na pastwę losu. W przedpokoju natknął się na znajomą sylwetkę.
Mel?! Co tutaj robisz?!
Dziewczyna wskazała brodą śpiącą Danielle.
Ktoś musi chyba zająć się tym biednym dzieckiem
odparła. - Poza tym przywiozłam papiery Itty'ego. Zajmij się tym, bo inaczej on zrezygnuje z twoich usług.
Poprawiła śpiącą dziewczynkę. - Tak swoją drogą, w tej chwili jest druga w nocy. Od dwóch godzin mamy piątek.
Sloan wciąż wyglądał na zdezorientowanego. Dodatkowo rozpraszało go to, że Melania włożyła jego koszulkę, która co prawda sięgała jej do kolan, ale ukazywała też kształtne biodra i wspaniały biust. Gdyby nie brzydkie okulary, Sloan nie poznałby koleżanki.
Zaraz, coś mi się tutaj nie zgadza - powiedział, przyglądając się jej uważnie. - Twoje włosy!
Co takiego?
Masz rozpuszczone włosy - stwierdził. Nagle przed oczami zamajaczyła mu nimfa ze snu.
Oczywiście, przecież nie jestem teraz w pracy. Chociaż mam wrażenie, że wciąż się tam znajduję. Z drogi! Danielle wcale nie jest taka lekka.
Sloan przepuścił ją.
Wyglądasz tak, jakbyś się skurczyła - rzucił po krótkim namyśle. Melania spojrzała na niego przez ramię.
Dziękuję za komplement - wycedziła z ironią.
Zwykle noszę buty na wysokim obcasie.
Lecz Sloan nie zwrócił uwagi na ton jej głosu, zajęty własnymi myślami. Miał wrażenie, że coś wydarzyło się nie tak dawno. Coś, co miało bezpośredni związek z Melanią.
Koleżanka zaniosła Danielle do jej łóżeczka. Wróciła po chwili, niosąc jedną z jego najlepszych koszul.
Mogę ją włożyć? - spytała. - Nie wiedziałam, że zostanę tu tak długo. Chciał już odpowiedzieć, ale przerwał mu dźwięk dzwonka.
Kto, do diabła? I to o tej porze! - warknął niezbyt składnie. Dziewczyna szybko nałożyła koszulę i pospieszyła do drzwi.
To pewnie twój przyjaciel, El Lobo - wyjaśniła.
Dzwonił wcześniej i pytał, czy może zajrzeć o tej porze. Zdaje się, że się o ciebie niepokoi. Bardzo się zdziwił, kiedy odebrałam telefon - dodała po chwili. Nie powiedziała, jak bardzo ją to zaskoczyło. Przypuszczała, że Sloan ma mnóstwo przyjaciółek.
Nie podchodź do drzwi, ja otworzę - powiedziała. Chwyciła stojący obok wieszaka stołeczek i stanęła na nim, żeby spojrzeć przez wizjer. Musiała wyciągnąć daleko szyję, żeby coś zobaczyć. Sloan aż gwizdnął na widok jej nóg.
Dlaczego gwiżdżesz? - spytała. -Czy to jakiś znak?
Nie... To znaczy tak. I co, to on?
Nie wiem - odparła. - Nigdy go nie widziałam. Ten facet wygląda bardziej na żigolaka niż lekarza.
Sloan skinął głową.
To El Lobo. Możesz go wpuścić.
Doktor wszedł i przywitał się z nimi. Posłał przy tym Melanii uwodzicielski uśmiech.
Słyszałem, że źle się czujesz - powiedział, patrząc na sterczące piersi dziewczyny.
Ja? Ależ skąd.
Może nas sobie przedstawisz - powiedział El Lobo, nie słuchając jego wyjaśnień.
Miles Lobelia, pediatra. Melania Inganforde, moja koleżanka z pracy. Lekarz spojrzał na niego szyderczo i skinął głową.
Rozumiem,
Melania zaczerwieniła się aż po korzonki włosów.
Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale chciałem jeszcze zobaczyć Danielle. Dziewczyna wskazała mu pokój, w którym spała mała. El Lobo wyszedł od niej po pięciu minutach, wyraźnie zadowolony.
Za kilka dni będzie zdrowa jak rydz - powiedział. Razjeszcze zerknął na Sloana. -Ale ty, stary, uważaj na siebie. Jesteś naprawdę chory.
Czy Sloan będzie mógł wrócić w poniedziałek do pracy? - spytała. Lekarz pokręcił głową.
Nic z tego. To spowodowałoby nawrót choroby - dodał, widząc zdesperowany wzrok kumpla.
Melania wyglądała na zadowoloną z tej diagnozy.
Nic nie szkodzi - powiedziała. - Ma przecież mnie. Będziesz musiał podpisać tylko pewną małą umowę
zwróciła się bezpośrednio do Sloana.
O co ci chodzi? - spytał podejrzliwie zagadnięty.
Chcę dysponować kontem Itty'ego - odparła.
Oczywiście mam na myśli również jego akcje i inne papiery wartościowe. W ciszy, która potem nastąpiła, słychać było wyraźnie zgrzytanie zębów.
Nic nie podpiszę - warknął Sloan.
Sam nie dasz rady - powiedziała. - Papiery, które ci przyniosłam, są niewiele warte. Dysponuję znacznie bardziej precyzyjnymi danymi.
El Lobo patrzył to na jedno, to na drugie, jakby obserwował pojedynek pięściarski wagi ciężkiej.
Itty nie zechce, żeby kobieta zajmowała się jego sprawami - Sloan użył ostatecznego argumentu.
Mylisz się. Ostatnio wiele z nim rozmawiałam. To bardzo sympatyczny człowiek. Poza tym, to przecież ty będziesz firmował całe przedsięwzięcie - powiedziała z uśmiechem.
Nic z tego!
Oczywiście, zajmę się Danielle, aż wyzdrowiejesz
dodała.
To szantaż!
Melania podeszła do niego i zerwała z koszuli nalepkę z napisem ,jestem grzecznym chłopcem".
Nie zasługujesz na nią - powiedziała. - Lepiej wręczę ją doktorowi Lobelii. Od tej pory może ją pan uważać za swoją, doktorze.
El Lobo przyjął co prawda nalepkę, ale nie bardzo wiedział, co z nią zrobić.
Proszę ją przykleić do klapy smokinga, doktorze - poinstruowała go. - Cóż, już czas na mnie. Dbajcie obaj o Danielle.
Sloan złapał ją za rękę. Miał wrażenie, że kiedy Melania odejdzie, jego dom znowu pogrąży się w anarchii i chaosie.
Stój. Poddaję się - powiedział tonem rezygnacji.
Nie chcę zostać sam z Danielle przez dwa miesiące. Brwi dziewczyny uniosły się do góry.
Dwa miesiące? Wobec tego będę chciała jeszcze jedno dobre konto!
ROZDZIAŁ TRZECI
Ranek zastał ją siedzącą na masywnym łóżku Sloana. Melania wspierała się na wielkich poduchach. Wokoło walały się strzępy papierów, notatki i pogryzione lub też połamane ołówki. Obok spoczywał właściciel łóżka, który obudził się
dopiero, kiedy dała mu kuksańca w bok.
Mm... Ee... - zaczął od nieartykułowanych dźwięków. - Co się dzieje? Melania uśmiechnęła się. Czuła się teraz jak prawdziwy zwycięzca. Sloan leżał, a ona siedziała. Mogła więc patrzeć na niego z góry! Niepokoiło ją tylko ciepło bijące od męskiego ciała i mięśnie widoczne nawet pod szlafrokiem. Żeby poczuć się pewniej, postawiła na pościeli teczkę z dokumentami.
Czy myślisz, że Itty zechce sprzedać akcje Apeman Enterprise? - spytała. Sloan wydał jęk zranionego lwa.
Mogłabyś już przestać o tym mówić! Mam tego dosyć. Pracowaliśmy przez całą noc. Teraz chcę, żebyś dała mi spokój i... - zawahał się. - I przestała kołysać tym cholernym łóżkiem.
Dziewczyna spojrzała na niego z niepokojem.
Masz rację. To, co zrobiliśmy, powinno wystarczyć - stwierdziła. - Teraz musisz podpisać tylko upoważnienie dla mnie. Proszę, przygotowałam odpowiedni dokument. - Podała mu papier i pióro.
Poprawiła poduszkę. Teraz mogła sobie pozwolić na drobne uprzejmości. Wiedziała już, że ma zagwarantowaną karierę. Sprawa Itty'ego będzie pierwszym krokiem na drodze do sukcesu.
Sloan skrzywił się i podpisał, nie czytając. Następnie opadł na poduszki. Ciemne włosy były zmierzwione. Twarz miał wymiętą i zmęczoną. Mimo to jego oczy nie utraciły dawnej bystrości.
Czy nie uważasz, że mnie wykorzystujesz? - spytał.
I czy nie sądzisz, że to jednak mało uczciwe?
Dziewczyna zaczęła zbierać papiery. Wkładała je do czarnej teczki, która wciąż, niby miecz, spoczywała między nimi. Jedna z notatek znajdowała się tuż obok bezwładnej ręki Sloana. Nawet nie zauważyła, kiedy mężczyzna złapał jej dłoń.
No co, Mel? Nie czujesz się trochę winna?
To boli! -jęknęła.
Uścisk natychmiast zelżał. Sloan nie mógł się nadziwić, jak krucha i delikatna wydaje się dłoń koleżanki w porównaniu z jego wielką łapą.
Przepraszam - powiedział. - Jestem chory. Nie wiedziałem, że mam jeszcze tyle siły.
Dziewczyna schowała dłoń za siebie.
Widocznie nie jest z tobą aż tak źle - zauważyła.
Ale umowa jest umową. Będę się opiekować tobą i Danielle, a ty możesz w wolnych chwilach pomyśleć o jakimś nowym kliencie, którym...
A właśnie. Gdzie jest Danielle? - spytał, nie pozwalając jej skończyć.
Pewnie jeszcze śpi.
Jednak Sloan zapomniał już o siostrzenicy. Jego uwagę przykuły nogi Melanii. Smukłe i niezwykle proporcjonalne, których nie powstydziłaby się żadna modelka. A więc to kryło się pod długimi spódnicami. Sloan przetarł oczy i spojrzał na koleżankę. Coś nagle zamajaczyło mu w pamięci. Czy to możliwe, żeby śnił o Melanii?
Gdzie się podziały twoje okulary, Mel?
-; Noszę je przede wszystkim w pracy - wyjaśniła.
Przypomniał sobie, że odkrył kiedyś ich całkowitą nieprzydatność. Dziewczyna z jakichś nie znanych mu bliżej powodów nakładała zerówki.
Wyglądasz bez nich znacznie lepiej.
Melania poderwała się z łóżka. Uznała, że już najwyższy czas skończyć tę rozmowę. Sloan aż westchnął, widząc jej roztańczone piersi pod trykotową koszulką. Zamknął oczy, chcąc odpędzić od siebie gwałtowną pokusę. Po chwili dobiegły go z kuchni dwa głosy: kobiecy i dziecięcy. Danielle musiała już wstać.
Sloan leżał z zamkniętymi oczami. Jednak Danielle nie byłaby sobą, gdyby nie odwiedziła go w łóżku. Pociągnęła go za rękaw szlafroka i spytała głośno:
Wuju, śpisz?!
Śpię - odpowiedział i przewrócił się na drugi bok.
Nieprawda! Gdybyś spał, to nic byś nie mówił - zauważyła z żelazną logiką. -
Wiesz, lubię Melanię. Jest zupełnie jak mama, chociaż sama nie ma dzieci. Sloan otworzył jedno oko i łypnął na dziewczynkę.
- To dobrze, bo Melania będzie się teraz tobą zajmować - powiedział. - Możesz ją wcześniej budzić, ciągnąć za nos i jeździć na niej jak na koniu. Sloan zdrzemnął się jeszcze i dopiero później zwlókł się z łóżka. Danielle utknęła z nosem w telewizorze, ponieważ znowu nadawano jakiś program dla dzieci. Zajrzał nawet do niej, ale mała nie miała ochoty na rozmowę.
Sloan odkrył jednak, że jego kawalerskie mieszkanie zmieniło się nie do poznania. Rzucało się to w oczy szczególnie w kuchni. Brudne naczynia, które gromadził z takim zapałem, nagle zniknęły ze zlewu. Co więcej, zlew, w którego zapuszczenie włożył tyle wysiłku, świecił czystością. Jednak największe wrażenie zrobiło na nim to, że żadne, dosłownie żadne, krzesło nie było powalane masłem fistaszkowym, dżemem albo galaretką. Zniknęła też wielka plama z soku, w którym łapali wczoraj z Danielle ryby. Na lodówce spoczywała niewielka kartka:
„Będę po południu. Danielle ma dzwonić, gdyby coś się stało. Zupa i inne rzeczy w lodówce. Resztę znajdziesz na swoim miejscu. Pamiętaj o lekarstwach. Dzięki za Itty'ego. M."
Sloan zachodził w głowę, kiedy udało jej się to wszystko zrobić. I jeszcze chce się zajmować Ittym! Przecież od razu widać, że kobiety są stworzone do prowadzenia domu i niańczenia dzieci!
Sięgnął po przygotowane tabletki i połknął jedna po drugiej. Następnie przeszedł do łazienki. Nawet nie zdziwił się, widząc parę buchającą z kabiny natrysku. Danielle znowu musiała bawić się w łazience i zapomniała zakręcić wodę. Zdjął szlafrok i zajrzał do środka.
Nagle poraził go widok nieziemskiej postaci, znajdującej się w kabinie. Jego nimfa! A więc przybyła, żeby uratować go z okrutnych rąk M. S. Inganforde. Nimfa mrugała niebieskimi oczami, najwyraźniej nie bardzo wiedząc, co robić. Sloan ruszył w jej kierunku. Poczuł na twarzy i piersi ciepłą wodę. Nie zwrócił jednak na to większej uwagi. Bardziej pochłaniały go bujne kształty nimfy. Tylko ktoś nie z tego świata mógł mieć tak wspaniała biodra i wąską talię.
Cześć, kochanie - powiedział. Jego głos zlał się z szumem wody. - Czy mówiłem ci już dzisiaj, jak bardzo cię kocham?
O dziwo, nimfa usłyszała. Cofnęła się trochę i zasłoniła cudowne, obfite piersi.
N... nie - wybąkała.
To nic. Mamy jeszcze dużo czasu. Będę ci o tym mówił aż do wieczora.
Odsunął jej drobną dłoń i pochylił się, żeby pocałować jedną z piersi. Nimfa westchnęła, odsunęła się jednak, nie chcąc na to pozwolić. Sloan zreflektował się po chwili. Jak mógł zachować się tak grubiańsko? Sięgnął po dłoń nimfy i złożył na niej pełen atencji pocałunek.
Jesteś taki duży - zaczęła niepewnie nimfa. Spojrzał na siebie. Istotnie, w porównaniu z tą
kruchą istotą wyglądał jak olbrzym.
To chyba nic nie szkodzi, prawda? Nimfa ponownie pokręciła głową. Sloan przesuwał się powoli, żeby jej nie spłoszyć. Po chwili już był przy niej. Poczuł ciepło kobiecego ciała. Zauważył też, że nimfa drży. A więc istoty z innego świata nie były wolne od słabostek zwykłych śmiertelników. Było to jednak niczym w porównaniu z tym, co działo się z nim w tej chwili. Serce waliło mu jak młotem. Z trudem łapał powietrze. Miał wrażenie, że oto odnalazł miłość swojego życia.
Przytul się do mnie - szepnął.
Nimfa zesztywniała, czując go tuż obok siebie.
Nie, Sloan. Boję się ciebie. Jesteś chory, nie wiesz, co się z tobą dzieje... - próbowała tłumaczyć.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Czuł, jak drży, wciśnięta w kąt kabiny.
Rozumiem, kochanie - szepnął. - Mogę zaczekać.
Zakręcił wodę i zaczął ją wycierać miękkim, włochatym ręcznikiem. Co jakiś czas całował jędrną, pachnącą skórę. Uklęknął, żeby lepiej wytrzeć uda i łydki nimfy. Chciał czekać. Wiedział bowiem, że doda to tylko smaku związkowi z tą nieziemską boginią.
Już dobrze, kochanie - powiedział, wycierając jej stopy. - Pozwól, że teraz ja się wykąpię.
Zasunął drzwi od kabiny, zostawiając oniemiałą nimfę na zewnątrz.
Co takiego, laleczko?! - Itty zachwiał się, mimo iż stał w rozkroku, jak doświadczony marynarz. - Nie może zająć się moimi sprawami?! Wiesz, że
wylądowałem w pudle tylko dlatego, że zadałem się z przyjemniaczkiem, który nie potrafił odróżnić spalenia od kradzieży samochodu? Miałem wiele lat na przemyślenie wszystkiego i w końcu zdecydowałem, że będę pracował tylko z zawodowcami. - Spojrzał na nią złym wzrokiem. - Nie twierdzę, że z twojego powodu zamkną mnie w więzieniu, ale rynsztok byłby w moim wieku jeszcze gorszy.
Melania próbowała coś wyjaśniać, ale Itty tylko potrząsnął głową.
Ten idiota chyba upadł na głowę. Blondynki i interesy! Przecież wie, że nie prowadzę interesów z kobietami. Co innego dom, dzieci... - Rogalik zachichotał.
Właśnie dlatego chcę się ożenić. Jednak nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby powierzyć prowadzenie moich spraw narzeczonej...
Już chciała powiedzieć, że pewnie dobrze by na tym wyszedł, ale powstrzymała się. Miała już dosyć niesmacznych dowcipów o mózgu kury i kobiety. Nigdy wcześniej nie była tak wzburzona, jak w czasie rozmowy z Ittym. Ale mimo to starała się zachować spokój.
Ależ, Rogaliku... - zaczęła. Itty spojrzał na nią surowo.
Dla ciebie jestem panem Bitty, laleczko - przerwał jej.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
Ależ, panie Bitty. Przecież jestem fachowcem. Mogę pana zapewnić, że potrafię obchodzić się z pieniędzmi.
Itty milczał przez chwilę. Następnie łypnął podejrzliwie na Melanię.
Zawodnik rzucający piłkę w drużynie Cardinalsów miał niedawno operację ramienia. Jak się nazywa?
Dziewczyna próbowała rozpaczliwie przypomnieć sobie notatki Sloana.
Waymon - rzuciła niepewnie.
Itty zaszczycił ją łaskawym uśmiechem.
Co wiesz o Cardinalsach?
To mój ulubiony zespół. - Spojrzała na Rogalika, ale ten przełknął to gładko.
Kto wybija piłkę w drużynie z Harlemu? Tutaj musiała się chwilę zastanowić.
Bob Gibson - stwierdziła w końcu.
W ilu meczach uczestniczył Stan the Man?
W czterystu siedemdziesięciu pięciu.
Egzamin trwał dalej. Itty był coraz bardziej zadowolony. Melania odpowiedziała nawet na trudne pytanie dotyczące wielkiego palca Dizzy'ego Deana.
No, nie jest najgorzej - stwierdził w końcu. - Możesz poprowadzić moje sprawy do powrotu Sloana. I oczywiście... - Itty zafrasował się. - Oczywiście możesz mi mówić Rogalik, tak jak wszyscy. !
Melania odetchnęła z ulgą. Miała za sobą kolejną wygraną bitwę. Chciała tylko, żeby jej zwycięstwo było pełne.
Sloan proponował, żebym przejęła wszystkie twoje sprawy - powiedziała. - Oczywiście zastąpi mnie, jeśli nie będziesz zadowolony.
Nagły cień przebiegł po twarzy byłego więźnia.
Kobiety nie nadają się do interesów - zaczął starą śpiewkę.
Wypróbuj mnie-powiedziała wesoło dziewczyna.
Załatwię ci dobre miejsca na następny mecz Cardinal-sów. Itty wciąż nie wyglądał na przekonanego.
Lubię rozmawiać o interesach przy pokerze - zaczął z innej beczki. - Oczywiście nie twierdzę, że to konieczne, ale miewam takie zachcianki. Znam tylko jedną kobietę, która naprawdę się na tym zna. Właśnie chcemy się pobrać. To wdowa. Gra jak zawodowiec, a jaka dobra w ł... - urwał i spojrzał na mnisi strój Melanii. - Cholera, znów się zbłaźniłem - mruknął do siebie. Dziewczyna nie chciała tracić czasu na długie przemowy. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej nowiutką talię. Zauważyła ją już wcześniej, nie wiedziała tylko, że Sloan grywa z byłym więźniem.
Gramy na pieniądze? - spytała.
Itty aż otworzył ze zdziwienia usta. Po chwili jednak siedli do stolika. Rogalik był tak wytrącony z równowagi, że zapomniał nawet o cygarze.
Po dwudziestu minutach dwadzieścia dolarów, w szeleszczących nowych papierkach, zmieniło właściciela.
Mój Boże! Dziewczyno! Znam tylko jedną kobietę, która potrafi tak grać. - Mężczyzna rozluźnił krawat.
Mam dość. Pogadajmy o interesach.
Po godzinie uzgodnili szczegóły zakupu akcji Mogul Enterprises. Melania nie szarżowała. Chciała ograniczyć ryzyko do minimum. Kiedy Itty wyszedł, zajęła się przygotowaniem szczegółów operacji. Wydała dyspozycje sekretarce i wprowadziła nowe dane do komputera. Następnie wyjrzała na korytarz, a stwierdziwszy, że nikt się tam nie kręci, zamknęła starannie drzwi i wydała okrzyk zwycięstwa.
Melania na dobre rozgościła się w biurze Sloana. Czuła się trochę tak, jak zwycięzcy Grecy w murach Troi. Humor popsuł jej się trochę, kiedy zauważyła, że Devereau nie wpadł do niej, mimo iż miał coś do załatwienia na drugim piętrze. Szef Standards Elitę był częstym gościem u Sloana. Potem było jeszcze gorzej. Odbierała dziesiątki telefonów od zdesperowanych wielbicielek Sloana. Mimi, Traci, Lori, LaBelle i dziesiątki innych niemal płakały, słysząc o jego chorobie.
Melania nie dziwiła się tym kobietom. Zwłaszcza po tym, co przeżyła dziś rano, na krótko przed wyjściem do pracy. Sloan zachowywał się wtedy jak najczulszy kochanek. Dziewczyna nie wiedziała tylko, czy to, że był w malignie, zapisać mu na plus, czy też na minus. Z jednej strony, nie był w pełni świadomy, a z drugiej, tylko w takiej sytuacji mógł być zupełnie naturalny. Melania do tej pory pamiętała jego delikatne pocałunki.
Aż zakręciło jej się w głowie, kiedy przypomniała sobie nagiego Sloana pod prysznicem. Szybko rzuciła się w stronę wody mineralnej. Wypiła duszkiem całą szklankę, chcąc ugasić pożar zmysłów. Niestety, nie na wiele się to zdało. Skurczyła się w swoim nieco workowatym, szarym kostiumie. Nigdy nie pozwoli, by Sloan dowiedział się, jak wielkie wywarł na niej wrażenie.
W sobotę obudził się około godziny dziesiątej. Czuł się fatalnie. Myślał z nienawiścią o El Lobo i jego lekarstwach. Był przekonany, że dzięki nim odzyska siły i przejmie kontrolę nad domem i pracą. Wygrzebał się z łóżka i powlókł do łazienki. Miał wrażenie, że odległości wydłużyły się niezmiernie. W przedpokoju potknął się o odkurzacz.
Co tutaj robi ta cholerna maszyna? - warknął.
Nigdy jej przecież nie wyjmuję.
Z kuchni wychyliły się Melania i Danielle. Pierwsza trzymała w dłoni jakąś łyżkę, a druga książeczkę z obrazkami.
Nie chciałam cię budzić - wyjaśniła Melania.
Muszę jeszcze posprzątać w twoim pokoju.
Sloan podrapał się po głowie. Chciał powiedzieć coś bardzo ciętego, ale tylko ziewnął.
Może pobawimy się w konika, wujku? - spytała Danielle. - Albo w lamparta! Lepiej w lamparta!
Sloan aż się skurczył i zaczął w pośpiechu wycofywać się do łazienki.
Wpadnij do kuchni, jak się umyjesz - rzuciła Melania. Przez drzwi usłyszał jeszcze, jak tłumaczy Danielle, że jest chory i nie może na razie się z nią bawić. Bardzo dobrze. Może w końcu nauczy małą moresu.
Sloan wychynął z łazienki po kwadransie. Rozejrzał się czujnie dokoła, a widząc, że nigdzie nie czai się wróg, podążył do kuchni. Już w progu w nozdrza uderzył go zapach pieczonego ciasta. „Wróg" siedział na stole i machał nogami, ale poza tym zachowywał się jak dobrze wychowana panienka. Staromodna sukienka dodawała tylko uroku maleńkiej Danielle. Melania stała przy piekarniku.
Dobrze, że jesteś -powiedziała, nie odwracając się.
Za pół godziny będą ciasteczka. Zjedz teraz trochę rosołu - dodała, wskazując garnek.
Sloan pokręcił głową, rozglądając się po kuchni.
Do licha, co ty zrobiłaś z moim domem? Przecież tu było tak ładnie, tak przytulnie z tymi wszystkimi śmieciami walającymi się po kątach. - Spojrzał na nią podejrzliwie. - Mam nadzieję, że nie wyrzuciłaś moich notatek na temat kolejnych spotkań Cardinalsów.
Dziewczyna pokręciła głową.
Nie. Znajdziesz je w biurku. - Zawahała się.
Zresztą znam na pamięć wszystkie wyniki.
Ty? Dlaczego?
Rogalik - padła krótka odpowiedź. - Zjedz lepiej rosół. Sloan wyglądał na załamanego.
Mój dom, moja praca, a niedługo pewnie zabierzesz mi to niewinne dziecko - wskazał Danielle.
Niewinne dziecko pokazało mu język.
Właśnie mam zamiar wziąć Danielle na spacer
przyznała. - Podobno rzadko z tobą wychodziła.
Tyle ile trzeba - odciął się Sloan. - Zobaczysz, że ją przeziębisz i Danielle umrze. Ale to nie do ciebie, tylko do mnie będą mieli pretensje. Dziewczyna westchnęła ciężko.
Przestań gderać jak stara baba i zabierz się do jedzenia. - Sloan zajrzał do garnka. Rosół wyglądał zachęcająco. - Tak swoją drogą, zostawiłam twój adres matce. Prosiłam, żeby wpadła, kiedy wróci do miasta.
Co?! Twoja matka też się tutaj wprowadzi?! Melania miała już tego dość. Spodziewała się choć
odrobiny wdzięczności po tym, co dla niego zrobiła.
Moja matka nie przywykła do towarzystwa facetów, którzy włóczą się po mieszkaniu w samych szortach.
Sloan spojrzał na swój skromny przyodziewek.
Nie widzę w tym nic złego - powiedział. - Zwłaszcza że szorty są dziewiczo czyste.
Co to znaczy dziewiczo, wujku? - wtrąciła zaciekawiona siostrzenica.
Hm. No cóż... - chciał zyskać na czasie. - Dziewiczo to termin giełdowy. Wyjaśnię ci, jak będziesz starsza. - Zaczął się uważnie przyglądać dziewczynce.
Co ci się stało? Wyglądasz jakoś inaczej...
Po prostu ma czystą buzię i zaplecione włosy
wyjaśniła Melania. Postawiła talerz z gorącym rosołem na stole i wskazała mu miejsce. - Proszę, jedz.
Sloan usiadł i spróbował zupy. Była wyśmienita. Dawno nie jadł czegoś tak dobrego.
Jak ci poszło z Ittym? - zapytał między jednym łykiem a drugim.
Dobrze - odrzekła.
Nawet nie zauważył, że Melania przyczaiła się za jego plecami. Kiedy zjadł, natychmiast wyrwała mu talerz i zaniosła triumfalnie do zlewu.
Zabierz mu łyżkę - rozkazała Danielle. Dziewczynka rzuciła się na łyżkę jak lampart na
swoją ofiarę. Sloan siedział przez chwilę bez ruchu. Poczuł się ubezwłasnowolniony. Co by komu szkodziło, gdyby talerz poleżał sobie do jutra lub pojutrza w zlewie? Czuł, że narasta w nim niechęć do Melanii S. Inganforde. Później, kiedy obie panie położyły go już do łóżka, a Danielle przyniosła mu swojego ulubionego misia, tym razem bez krawata od Armaniego, Sloan poczuł się jeszcze gorzej. Po chwili usłyszał trzaśniecie drzwi. Jego dręczycielki wyszły na spacer. Przez moment zastanawiał się, czy Melania zauważy brak jednego ciasteczka w kredensie. Po chwili doszedł do wniosku, że tak, i zrobiło mu się bardzo przykro.
Zasnął, myśląc o czymś okrągłym i przyjemnym w dotyku. Nie był to miś ani żadna z zabawek siostrzenicy. Jednocześnie poprzysiągł sobie, że nie spocznie, dopóki nie zemści się na Melanii za wszystkie upokorzenia. Obudził się późnym popołudniem. Wydawało mu się, że słyszy chichot Danielle i tubalny śmiech Bitty'ego. Sięgnął po dzbanek z wodą i nalał sobie pół szklanki.
Pił wolno, czekając, aż ustąpią omamy.
Śmiech istotnie umilkł, ale wybuchnął na nowo, gdy tylko odstawił szklankę. Sloan potrząsnął głową. Postanowił sprawdzić, co się tak naprawdę dzieje w jego domu. Miał wrażenie, że dziwne odgłosy dobiegają z bawialni. Narzucił więc na siebie jakąś koszulkę i skierował się tam niezwłocznie. Miał wrażenie, że śni. Przy stoliku siedzieli Melania, Itty Bitty, El Lobo oraz Danielle i grali w karty. Następny ruch i zebrani znowu wybuchnęli śmiechem. Przetarł oczy. Śmiała się nawet Melania, ta nieprzystępna, zimna jak głaz M. S. Inganforde z jego biura.
Sloan przez chwilę obserwował wszystkich, a następnie oddalił się nie zauważony. Wrócił do swojego pokoju i zamknął drzwi. Przez moment zastanawiał się, czy nie powinien czegoś zjeść, ale wcale nie był głodny. Z kawalerskiego nawyku zdjął szorty i koszulkę, położył się i znowu zasnął. Obudził się wieczorem z uczuciem potwornego ssania w żołądku. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Uświadomił sobie, że nic nie jadł od rana. Co gorsza, zapomniał o lekarstwach. Natomiast z ulgą stwierdził, że zupełnie minął ból głowy, męczący go od kilku dni.
W kuchni na stole odnalazł talerz z kanapkami i maleńką karteczkę:
„Jedz, ile chcesz, a potem zażyj lekarstwa. Nie budziłam cię, bo El Lobo uważa, że lepiej będzie, jak się po prostu porządnie wyśpisz. Na razie. M."
Sloan zjadł połowę kanapek, a resztę wstawił do lodówki. Wypił też wstrętne mikstury zapisane mu przez przyjaciela. Chciał właśnie postawić wodę na ogniu, kiedy usłyszał cichy płacz dobiegający z głębi domu. Zaciekawiony skierował się w stronę bawialni.
W fotelu przed telewizorem siedziała jego nimfa i oglądała jakiś dramat. Miała na sobie zwiewny, jedwabny szlafroczek w kwieciste wzory. Łzy spływały jej obficie po rzęsach i policzkach, ale bogini nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
Sloan nie mógł się powstrzymać i pogłaskał ją po głowie.
To ty? - powiedziała. - Powinieneś odpocząć. Uśmiechnął się i spojrzał na nią czule.
Niemógłbym spać, wiedząc, że jesteś obok -wyznał. Nimfa zarumieniła się. Dopiero teraz zdała sobie
sprawę z tego, że płakała. Zaczęła niezręcznie wycierać łzy rękawem szlafroka. Sloan wziął ją w ramiona. Przez moment miał wrażenie, że nareszcie będą się kochać, ale wiotkie ciało bogini stężało po kilkunastu sekundach.
Sloan, nie! - syknęła.
Dlaczego? Przecież wiesz, że będzie nam dobrze. Tak dobrze, jak nikomu na świecie. Ani człowiekowi, ani też nimfie - dodał, przypomniawszy sobie, z kim ma do czynienia.
Bogini próbowała wyzwolić się z jego ramion.
Przecież jesteś chory - przypomniała mu. Pocałował jej szyję,
Drobiazg - mruknął.
Dziewczyna nie miała już siły się opierać. Zwłaszcza, że pragnęła Sloana bardziej niż kiedykolwiek. Być może film, który oglądała, przypomniał jej dawno zapomniane uczucia. Kiedy więc poczuła męską dłoń na swojej piersi, szepnęła tylko:
Och, kochany.
Sloan zrozumiał, że nareszcie otrzymał pozwolenie i na to, na co czekał tak długo.
Moja kochana, jedyna - szeptał, obsypując ją pocałunkami. - Jesteś moim drugim, ja". Częścią mnie.
I Moim dopełnieniem.
Nie wiedziałam, że jesteś aż tak romantyczny - szepnęła mu do ucha.
Tylko z tobą, kochana - odparł.
Pasek od jedwabnego szlafroka nie był zawiązany. Kiedy rozchylił jego poły, ujrzał bogactwo, o którym próżno mogłyby marzyć banki szwajcarskie. Tych kształtów, tych wspaniałych wzgórz i tajemniczych 1 dolin nie można by zamienić na pieniądze.
Sloan pochylił się, żeby dotknąć wargami nastroszonych dziewiczo koniuszków. Efekt był piorunujący. Dziewczyna jęknęła i wygięła ciało w łuk. Spojrzał na nią z dołu.
Widzisz, kochana, jak może nam być wspaniale - powiedział. - Teraz zaniosę cię do twego pokoju.
Wstał i zatoczył się. Na szczęście bogini była bardzo lekka i Sloan po chwili złapał równowagę.
Najwyższy czas pomyśleć o obrączkach - powieli dział. - A tak swoją drogą, kochanie. Zapomniałem cię i spytać, czy nie chciałabyś zamieszkać ze mną na farmie
w Iowa? Taka farma to marzenie mojego życia.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Melania wyjęła gazetę weekendową ze skrzynki na listy i przeszła do kuchni. Wciąż jeszcze nie mogła ochłonąć po wczorajszym romantycznym wieczorze ze Sloanem. Pełną cukiernicę wstawiła do zlewu. Szklanka po herbacie wylądowała w kredensie.
Danielle już wstała i bawiła się szmacianą lalką. Melania pokazała dziewczynce, jak można ją ubierać i czesać. Mała wspaniale bawiła się sama. Chodziło jedynie o to, żeby dostarczyć jej odpowiednich zabawek i rozbudzić wyobraźnię dziecka.
Dziewczyna zerknęła do niewielkiego lusterka. Dzisiejsza fryzura powinna skutecznie zniechęcić Sloana do amorów. Nawet Danielle spytała, dlaczego ma na głowie taką kłującą piramidę.
Mimo iż bezpieczna, Melania nie czuła się jednak szczęśliwa. Wczorajsze zdarzenia na nowo obudziły w niej kobietę. Odezwały się stare, od dawna tłumione potrzeby, których nie mogła zaspokoić w małżeństwie. Co gorsza, zdawała sobie sprawę, że Sloan potrafiłby ją kochać tak, jak chciała. Potrząsnęła głową. Danielle zaczęła coś nucić. Wycinała właśnie kolejne ubranko dla lalki. Melania pochyliła się nad deseczką. Kończyła przygotowywanie kanapek dla Sloana.
Zapukała do drzwi jego sypialni. Wewnątrz rozległ się jakiś pomruk. Nie widząc innego wyjścia, uznała to za zachętę. Nacisnęła łokciem klamkę i pchnęła drzwi. Od razu poczuła męski zapach. Serce zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem.
Zamknij, do cholery, drzwi - warknął Sloan.
Niestety, wczorajszy romantyczny kochanek zamienił się w burkliwego faceta. Oczy dziewczyny przyzwyczajały się do panującego wewnątrz półmroku. Ujrzała Sloana leżącego na łóżku. Kołdra okrywała go tylko do połowy brzucha. Aż się zachwiała, widząc jego nagi tors.
Zaraz to zrobię - powiedziała. - Muszę tylko postawić gdzieś tacę. Sloan zmieszał się, ale mimo to nie dawał za wygraną.
Dobrze się bawiłaś przy sprzątaniu? Nie mogłem spać przez ciebie - poskarżył się.
Bzdury - mruknęła. - Spałeś jak suseł. Sprawdzałam parę razy, bo chciałam ci podać śniadanie.
Sloan nie wiedział, jak poradzić sobie z tą kobietą. Na wszystko miała odpowiedź. Nic nie mogło wyprowadzić jej z równowagi.
Źle spałem dziś w nocy - wyznał. - Męczyła mnie sprawa konta Itty'ego. To mój najlepszy klient...
Melania nareszcie zrozumiała, dlaczego jest nie w humorze. Ona również nie skakałaby z radości, gdyby ktoś odebrał jej konto Bitty'ego.
Może napijesz się kawy - zaproponowała.
Skinął głową. Pochyliła się i postawiła tacę z kanapkami i sokiem pomarańczowym na nocnym stoliku. Nagle struchlała. Patrzył na nią tak, jakby usiłował coś sobie przypomnieć. Dziewczyna odskoczyła od łóżka. Sloan sięgnął po sok i wypił go duszkiem. Następnie potrząsnął głową, jakby chciał obudzić się z jakiegoś złego snu.
A teraz kawy. Szybko.
Melania nie zwróciła uwagi na jego ton. Wybiegła z pokoju, jakby ją goniło sto diabłów.
W kuchni przygotowała kawę i próbowała się uspokoić. Niestety, podniecenie nie chciało minąć. Dopiero po dziesięciu minutach uznała, że może wkroczyć do pokoju chorego.
Od razu po wejściu miała zamiar uśmiechnąć się chłodno i rzucić kilka sarkastycznych uwag na temat kondycji Sloana. Mógłby się na przykład ogolić. W ciągu kilku dni udało mu się wyhodować zupełnie sporą brodę. Tym razem weszła bez pukania.
Czy nie uważasz... - zaczęła i oniemiała.
Sloan w dalszym ciągu leżał na łóżku. Rozsunął zasłony, tak że bez przeszkód mogła podziwiać jego nagi tors. Jednak nie to najbardziej ją poruszyło. Otóż Sloan pieścił jedną z dwóch poduszek tak, jakby to była kobieta. Melania poczuła, że sutki jej twardnieją. Piersi nie mieściły się w specjalnym „zmniejszającym" biustonoszu.
Chrząknęła. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem, jakby przerwała mu intymne tete-a-tete. Przez chwilę trwali w milczeniu.
Jak, hm, jak się miewa Danielle? - spytał.
Bar... bardzo dobrze - odrzekła spłoszona. Sloan wbił w nią wzrok. Dziewczyna uznała, że
najprawdopodobniej zachowuje się zbyt naturalnie.
Jak? - spytał raz jeszcze, nie spuszczając z niej wzroku.
Melania wyprostowała się. Na jej twarzy pojawił się zawodowy uśmiech. Postawiła filiżankę z kawą na stoliku i spojrzała mu prosto w oczy.
Bardzo dobrze. Wycina ubranka dla lalki z bibułki i nie może się doczekać zabawy w „lamparta i jego ofiarę". Co to za dziwna gra? Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
W oczach mężczyzny pojawiły się ślady paniki.
Źle się czujesz? Pokręcił przecząco głową.
Nie. Tylko ten cholerny lampart... Może namówisz ją na coś innego? Melania stwierdziła, że niebezpieczeństwo minęło. Nareszcie udało jej się opanować sytuację.
Spróbuję - obiecała z pewnym siebie uśmiechem. I wtedy nastąpiło coś, czego się nie spodziewała.
Sloan znowu pogłaskał poduszkę. Robił to bezwiednie, ale gest był tym bardziej przekonujący. Dziewczyna poczuła, że brakuje jej powietrza. Zamknęła oczy, nie chcąc patrzeć na to, co się dzieje. Ale tak było jeszcze gorzej. Nagle osaczyły ją wspomnienia z poprzedniego wieczora.
Na szczęście Sloan był tak zajęty własnymi myślami, że nie zwrócił uwagi na jej dziwne zachowanie. Dziewczyna wyszła i żeby nie budzić podejrzeń Danielle, schroniła się w bawialni. Tam powoli dochodziła do siebie. Zabawy z Danielle zajęły jej parę następnych godzin. Kiedy dziewczynka w końcu zasnęła, postanowiła znowu zajrzeć do Sloana. Zakradła się cicho do pokoju, zmieniła wodę w karafce i postawiła na stoliku tacę z nową porcją kanapek. Już miała czmychnąć gdzie pieprz rośnie, kiedy Sloan się ocknął.
Jak mała? - spytał, przecierając oczy.
Właśnie zasnęła.
Ziewnął i poprawił poduszkę. Na szczęście nie było już w tym geście dawnej czułości.
Czy kiedykolwiek kochałaś się w kimś, Mel?
Dziewczyna spłoszyła się. Nie miała pojęcia, o co mu może chodzić.
Och, setki razy - odparła, próbując zdobyć się na lekki ton.
Chciała wyjść, ale Sloan poprosił, żeby usiadła. Dopiero z bliska zauważyła, jak bardzo jest wycieńczony chorobą. Wokół oczu pojawiły się zmarszczki, których nie widziała wcześniej.
Zaraz muszę iść - powiedziała, przycupnąwszy na brzegu krzesła. - Mam jeszcze sporo pracy.
Do diabła z pracą. Chcę z tobą chwilę pogadać. Dziewczyna ułożyła dłonie na podołku niczym pensjonarka.
Słucham.
Czy byłaś kiedyś zakochana? - powtórzył pytanie.
Jasne, że tak - odparła. - Kochałam i byłam kochana. Przecież jestem już duża
dodała, posługując się słownictwem Danielle.
Sloan spojrzał na nią kpiąco. Słowo „duża" w ogóle nie pasowało do Melanii. Sięgnął po kanapkę.
Zdaje się, że byłaś mężatką, prawda? - zapytał z pełnymi ustami. Skinęła głową.
Czy właśnie wtedy się zakochałaś? A może zdecydowałaś się na małżeństwo z powodu kariery? I dlaczego się w końcu rozwiodłaś?
Dziewczyna zacisnęła dłonie. Nie chciała roztrząsać ze Sloanem szczegółów swojego prywatnego życia. Poza tym denerwował ją lekki ton mężczyzny. Ona nigdy nie traktowała tych spraw lekko.
A ty, byłeś żonaty?
Sloan skrzywił się, jakby jadł cytrynę. Z trudem przełknął następny kęs kanapki.
To był koszmar. Wytrzymaliśmy ze sobą dwa lata.
W końcu Eve odeszła, kiedy nie dostałem spodziewanego awansu. Zawsze chciała mieć spokojne, dobrze ułożone życie...
To dlatego nie lubisz porządku - podchwyciła. Podrapał się w głowę.
Wiesz, może coś w tym jest - powiedział z namysłem. - Poza tym wydaje mi
się, że nie byliśmy dla siebie stworzeni. Oczywiście było nam fajnie w łóżku, ale zawsze miałem wrażenie, że mógłby mnie zastąpić ktoś inny, a Eve wcale by tego nie zauważyła.
Nie zauważyła? - powtórzyła ż powątpiewaniem.
No wiesz, nie zrobiłoby jej to różnicy. Dopiero ostatnio odkryłem, że może być inaczej... - dodał rozmarzonym tonem.
Melania znowu się spłoszyła. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór i obietnice Sloana. Czyżby jednak pamiętał o tym wszystkim?
Czasami jest tak, że spotykasz kobietę, o której wiesz, że jest dla ciebie stworzona - ciągnął. ~ Tylko ta jedna jedyna spośród tysięcy innych. Podobno...
ziewnął. - Podobno ludzie mieli kiedyś po cztery ręce i nogi i dwie głowy. Byli potężni. - Zamknął oczy. - Ale zazdrośni bogowie porozcinali ich na połówki, które błąkają się po świecie i szukają się nawzajem. Nie wydaje ci się, że jest coś z prawdy w tej starej legendzie?
Uniósł powieki i spojrzał na nią sennym wzrokiem.
Ja... No nie wiem... - plątała się.
Właśnie znalazłem moją połówkę, Mel. To bogini. Wiem, że kiedy się połączymy, dosłownie i w przenośni, będzie nam jak w raju. Tylko... - znowu ziewnięcie
muszę ją odnaleźć. Nie odchodź, Mel - poprosił, chociaż dziewczyna nie ruszała się ze swego miejsca.
Pomóż mi ją znaleźć. Bardzo cię proszę.
Sloan znowu zaczynał majaczyć. Najgorsze było to, że mówił całkiem przytomnie. Melania zgadzała się ze wszystkim, co powiedział. Nie znała legendy o połówkach szukających się po świecie, ale wydała jej się ona bardzo przekonująca.
Miała wielką ochotę przytulić się do Sloana i wyjawić, że to ona jest jego połówką. Ale co będzie, jeśli ją odrzuci? Nie teraz, ale kiedy wyzdrowieje i uzna wszystko, co mówił, za romantyczne bzdury.
Nagle poczuła, że jest jej słabo. Wytarła dłonią pot z czoła i westchnęła ciężko. Sloan uśmiechnął się do niej słodko.
Moja kochana - szepnął.
Objął poduszkę i zaczął oddychać miarowo. Był już po drugiej stronie snu. Pod koniec pierwszego tygodnia udało jej się doprowadzić do porządku mieszkanie Sloana. Jej radość była tym większa, że wcześniej dostała kartkę od matki, która pisała, że już wróciła, ale chce jeszcze spędzić parę dni u znajomego. Byłoby jej głupio przyjmować matkę w zapuszczonym mieszkaniu. Obie bardzo ceniły porządek i systematyczność. Na szczęście zdążyła na czas. Sloan czuł się teraz nieco lepiej. Spadła mu gorączka i rzadziej bolała go głowa. Pomagał też, jak mógł, w prowadzeniu spraw Itty'ego. El Lobo bywał teraz częściej w jego domu. Sloan zaczął podejrzewać, że przyjaciel durzy się w Melanii. Wydało mu się to bardzo ekstrawaganckie. Komu mogłaby się podobać ta panna Niedotykalska, którą znał z pracy? Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy zareagował zazdrością na umizgi lekarza. Czyżby było z nim aż tak źle?
Maxine wzięła sobie urlop, gdy tylko dowiedziała się o Melanii.
Mogą oni, mogę i ja - powiedziała, mając zapewne na myśli rodziców Danielle.
Kiedy jednak okazało się, że Maxine zostanie w mieście, Sloan i Melania uprosili ją, żeby w dalszym ciągu robiła zakupy.
Melania zachowywała się tak, jakby przez całe życie zajmowała się rodziną. Rano przygotowywała śniadanie, a następnie odprowadzała małą do przedszkola, które, jak się okazało, znajdowało się dwie ulice dalej. Sloan nie miał o tym najmniejszego pojęcia! Wracając z pracy odbierała stamtąd dziewczynkę, robiła obiad z przygotowanych wcześniej półproduktów i szła z dzieckiem na spacer. Sloan znowu zostawał sam.
Dzięki temu miał dla siebie dużo czasu. Mógł nareszcie się ogolić, a nawet nabrał ochoty na zabawę w konika. Kiedyś w czasie obiadu napomknął nawet o
lamparcie... Ale Danielle nie chciała się bawić. W ciągu dnia mogła wyszaleć się w przedszkolu, a wieczorem oglądała filmy dla dzieci albo prosiła, żeby coś jej poczytać. Sloan z dużą przyjemnością przypomniał sobie „Kubusia Puchatka", „Robin Hooda" i „Piotrusia Pana". Martwiło go tylko to, że nie spotkał już swojej nimfy. Obawiał się, że Melania wypłoszyła ją na dobre. Tak minął im prawie cały tydzień.
W piątek po południu Sloan pojawił się w kuchni przywabiony rozkosznymi woniami wydobywającymi się z piekarnika. Miał na sobie czystą, świeżo wyprasowaną koszulę i dżinsy. Melania uczyła właśnie Danielle tańczyć walca.
Co to za ciasto? - spytał, wskazując piekarnik.
Wspaniały taniec - cieszyła się dziewczynka. - Jak pokażę go w poniedziałek w przedszkolu, to Kate i Ann pękną z zazdrości.
Obie panie nie zwracały na niego uwagi. Sloan wzruszył ramionami. Wolał udawać, że o nic nie pytał. Chciał czuć się jak lew na swoim terytorium Poszedł do bawialni i włączył telewizor. Nadawano właśnie wiadomości z giełdy. Sloan posadził sobie na kolanach wielką, plastykową lalkę siostrzenicy. Znowu zadumał się nad losem nimfy. Biedactwo! Że też musiała trafić na Melanię Inganforde.
Nagle poczuł na włosach czyjąś drobną dłoń. Odwrócił się z nadzieją.
To ja, wujku - powiedziała Danielle. - Jak się czujesz? Sloan mruknął coś w odpowiedzi.
Wujek El Lobo powiedział, że to może jeszcze potrwać parę dni. Już nie może się doczekać. Melania obiecała, że wybierze się z nim na kolację...
Naprawdę? - Spojrzał koso na dziewczynkę.
Mhm. - Danielle poważnie skinęła głową. - Mówił, że nigdy nie spotkał kogoś takiego. Ja zresztą też. Melania jest super.
Sloan skrzywił się. Co też on w niej takiego widzi? Spiker podał właśnie informację na temat wzrostu wartości akcji Amalgamated Flooring. Będzie musiał zapytać później Melanię o zdanie...
Powiedz, maleńka, co wy tam pieczecie? - zagadnął dziewczynkę.
Ciasto - padła odpowiedź.
Sloan poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. Plastykowa lalka spadła na podłogę.
Wiem, że ciasto - rzekł, podnosząc zabawkę. - Ale jakie? Danielle zmarszczyła nosek.
Sama nie wiem. Ale wiesz co, robiłam do niego czekoladową polewę! Postanowił w końcu dać za wygraną. Zwłaszcza że siostrzenica z pewnością by go nie zwodziła. Będzie zatem musiał poczekać do kolacji.
Melania jest naprawdę super - zapewniła raz jeszcze Danielle, zaglądając mu w oczy. - Kupiła nam nowe książeczki do kolorowania. Mamy się dzisiaj bawić w biuro. Lubisz bawić się w biuro, wujku?
Jasne.
Oczywiście chodzi o to, żeby utrzymać papiery w jak największym porządku. Sloan już chciał powiedzieć, co myśli o takim biurze, ale w drzwiach pojawiła się Melania. Podeszła do telewizora, nie zwracając na nich uwagi. Jej piersi wydawały się jeszcze bardziej płaskie niż zwykle, a biodra zupełnie pozbawione kształtu. Przez moment obserwowała w pełnej napięcia ciszy spikera, który omawiał właśnie wyniki Mogul Enterprises. Następnie odetchnęła z ulgą i spojrzała na siedzącą dwójkę.
Chodźcie na obiad - powiedziała. Sloan spojrzał na nią z niechęcią.
Czy ty miewasz złe dni, Mel? - spytał. - Przy mnie zachowujesz się jak doskonale zaprogramowany robot.
W błękitnych oczach dziewczyny zalśniły złote iskry.
Wystarczy, że jedna osoba w tym domu ma same złe dni - odparła.
No no, co za język! - Sloan zmierzwił jej nastroszone włosy. Dziewczyna odskoczyła jak oparzona.
Wiesz, że tego nie lubię!
W odpowiedzi pokazał jej tylko swoje białe zęby. Zemsta jest jednak rozkoszą bogów. Nawet tak głupia i śmieszna jak ta.
Czy przyniosłaś moje papiery z biura, Mel? - spytał. ~ Chciałbym trochę popracować po obiedzie.
Melania skinęła głową. ,
Oczywiście. Mówiłam już Danielle, że będziemy się później bawić w biuro... Spojrzał na nią z podziwem. Nareszcie zrozumiał, dlaczego siostrzenica ma się z nimi bawić. Nie podejrzewał, że dziewczyna ma aż tyle sprytu.
Nie doceniłem cię - powiedział. Dziewczyna spuściła skromnie oczy.
Najważniejsze to organizacja i porządek. Każdy powinien mieć jakieś zajęcie.
Nienawidzę organizacji i porządku - stwierdził Sloan i ruszył w stronę kuchni. Minął weekend. Sloanowi udało się heroicznie przetrzymać kolejnego pokera. Cały czas czekał na swoją nimfę. Pragnął ją pieścić i całować. Jednak ona nie przychodziła, chociaż czasami wyczuwał w powietrzu zapach kwiatów.
Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł się naprawdę samotny. Zaczął słuchać radia. Zwykle były to nastrojowe kawałki nadawane w jakichś muzycznych programach.
Sloan utwierdził się też w swojej niechęci do dobrze zorganizowanych kobiet, które w przerwach pomiędzy gotowaniem i sprzątaniem czytają „Wall Street Journal". Oczywiście, chodziło przede wszystkim o M. S. Inganforde.
Myślę, że jesteś już zdrowy - powiedziała Melania w niedzielę wieczorem, zbierając się do wyjścia. - Jutro spotkamy się w pracy. Potem przyjadę tutaj i zajmę się Danielle. Nie zapomnij o śniadaniu i przedszkolu. I pamiętaj, Itty jest mój.
Sloan skrzywił się na te słowa.
Pytał o mnie?
Chodzi ci o Itty'ego? Nie. Ma teraz ważniejsze sprawy. Jest zakochany.
Cholera - mruknął pod nosem Sloan i zatrzasnął za nią drzwi.
Gdy tylko został sam, zdjął trykotową koszulkę i cisnął ją w kąt. Nawet nie zauważył, jak pojawiła się przy nim Danielle w pidżamie. Dziewczynka
wręczyła mu koszulkę i uśmiechnęła się.
W domu musi być porządek - stwierdziła.
Umyj zęby i marsz do łóżka - warknął. Jednak po chwili włożył koszulkę.
Coś dziwnego dzieje się z Raventhrallem - szepnął Devereau, wślizgnąwszy się do biura Melanii.
Był chory, teraz powoli dochodzi do siebie - stwierdziła dziewczyna. - To był przebłysk geniuszu, kiedy zdecydował pan, że ma przychodzić do pracy tylko na parę godzin.
Melania skromnie pominęła cały wysiłek, jaki włożyła w przekonanie szefa o słuszności tej decyzji. Devereau podrapał się w brodę.
Sam nie wiem - westchnął. - Raventhrall zmienił się od tej grypy. Nie jest już taki, jak dawniej.
Sloan właśnie wyszedł ze swego biura i Devereau aż podskoczył na jego widok.
Cieszę się, że pana widzę, panie Raventhrall - zaczął. - Jak praca?
Rynek jest dosyć stabilny - odparł z ponurą miną Sloan. - Inwestuję teraz w przemysł spożywczy. Mam parę klientek.
Jestem pewny, że pani Inganforde mogłaby znowu przekazać panu sprawy Bitty'ego.
Sloan posłał szybkie spojrzenie Melanii i pokręcił przecząco głową.
Nie, radzi sobie zupełnie nieźle. Jak na kobietę - dodał, patrząc jej w oczy. Melania nie zareagowała na tę jawną prowokację. Wiedziała, że i tak odniosła wielki sukces.
Czy mógłbym zrobić dla pana coś jeszcze? Mężczyzna pokręcił głową. Wciąż sprawiał wrażenie,
jakby go coś trapiło.
Nie, dziękuję - odparł. - Melania bardzo mi pomaga.
Devereau pokiwał głową. Kiedy Raventhrall wyszedł, spojrzał na dziewczynę.
Coś się z nim naprawdę dzieje - powtórzył. - Niech pani się tym zajmie, pani Inganforde. Chcę, żeby był taki, jak dawniej.
Po wyjściu szefa Melania wzruszyła ramionami. Zrobiła już, co mogła, w wypadku Sloana. Następnego dnia pojawiła się u niej Mazie Duggins. Asystentka -przez chwilę udawała, że szuka czegoś w papierach, a następnie, rozejrzawszy się uważnie dokoła, zbliżyła się do Melanii.
Wiesz, wszyscy mówią o Sloanie... - szepnęła konfidencjonalnie. - Zachowuje się tak, jakby zupełnie stracił chęć do życia. Podobno niektórzy mężczyźni w czasie choroby tracą tę, no... potencję.
Melania zadrżała. Przypomniało jej się to, co widziała pod prysznicem. Nie, Sloan nie stracił potencji.
Wiesz, to możliwe... - zaczęła.
Śpiew ptaków, morze kwiatów, dotyk delikatnych palców, pieszczących jej ciało - to wszystko czuła i widziała, kiedy myślała o Sloanie, który potrafił zachować się jak bardzo romantyczny kochanek. Melania nie wiedziała, jak to się dzieje, że w pewnych momentach gawędzili jak para najlepszych przyjaciół, a potem nagle zaczynali się kłócić. Mazie Duggins poprawiła minispódniczkę.
Czy...? Czy wiesz o tym coś bliższego?
Minęło kilka dni, a Sloan wciąż nie mógł skoncentrować się na pracy. Popołudniami bawił się z siostrzenicą, a wieczorami oglądał melodramaty. Często zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie potrafił dostrzec piękna i głębokiej wymowy filmów takich jak „Przeminęło z wiatrem" czy „Casablanca".
Melania zjawiała się u niego coraz rzadziej. A jeśli już przychodziła, to zajmowała się domem lub Danielle. W biurze ich kontakty były częstsze, ale wyłącznie formalne. Kiedyś jednak weszła do pokoju Sloana i zauważyła, że obrywa kolce z uschniętych róż, które dostał po powrocie do pracy.
Co robisz? - spytała.
Ćwiczę - odparł.
Poprosiła go o bliższe wyjaśnienia.
Widzisz, Melanio - powiedział, patrząc na nią smutno. - Problem polega na tym, że jesteś zupełnie pozbawiona choćby krzty romantyzmu. Jeśli zdecyduję się dać róże mojej ukochanej, to zrobię wszystko, żeby nie pokłuła sobie palców.
Dziewczyna poczuła, że ma nogi jak z waty. A Sloan westchnął tylko i pocałował różę.
W połowie trzeciego tygodnia znowu zaczął padać deszcz. Wszyscy w pracy zauważyli, że Sloan schudł. Melania miała wyrzuty sumienia z powodu konta Itty'ego. Żeby o nich zapomnieć, rzuciła się w wir pracy. W czwartek Melania dotarła do biura nieco później. Obudziła się w kiepskim nastroju i straciła masę czasu, chcąc dojść do jakiej takiej formy. Włożyła też normalny biustonosz, pewna, że granatowy kostium i tak ukryje jej wdzięki. Zostawiła samochód na parkingu i otworzyła parasol. Wystarczył jednak jeden silniejszy podmuch wiatru i została zupełnie bez osłony. Przez moment zastanawiała się, co robić. Czy walczyć z wiatrem, czy też jak najszybciej udać się do biura. W końcu wybrała drugie rozwiązanie. Potykając się i bez przerwy wpadając w kałuże, dotarła do drzwi wejściowych. Niestety, była zupełnie przemoczona.
Przed drzwiami do windy dostrzegła Sloana. Cofnęła się, nie wiedząc czemu, ale on już ją dostrzegł.
Cześć, Mel - powiedział, przyglądając się jej uważnie. - Co się stało z twoimi włosami?
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jednocześnie poczuła, jak wstrząsa nią dreszcz. Powinna jak najszybciej wysuszyć kostium. Weszli do windy. W tłoku stali niemal przytuleni do siebie. Sloan musiał wyczuć jej piersi przez cienki materiał. Melania stwierdziła, że jest podniecona.
A... a gdzie masz okulary? - zapytał nieswoim głosem. Dziewczyna sięgnęła do kieszeni.
To przez ten deszcz. Zaraz je nałożę.
Jednak Sloan powstrzymał ją. Jeszcze raz, niby przypadkiem, dotknął sprężystej piersi, a potem spojrzał w błękitne oczy. - To ty - powiedział z niedowierzaniem. - To naprawdę ty.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Melania nie miała pojęcia, jak to się stało, że znaleźli się nagle w ciasnym schowku na materiały biurowe. Z trudem oddychali, wpatruj ąc się w siebie z fascynacją.
Uważam to za porwanie - powiedziała dziewczyna, poprawiając zmięte ubranie. - Masz mnie stąd natychmiast wypuścić.
Sloan uśmiechnął się, odsłaniając zęby.
Nie.
Wyglądał teraz jak szykujący się do skoku drapieżnik. Jego oczy płonęły nieokiełznaną żądzą. Dyszał ciężko. Lewą ręką poluzował krawat, a prawą wyciągnął w jej stronę. Melania wcisnęła się w kącik pakamery.
Nie waż się mnie dotykać!
Sloan nagle się rozluźnił. Cofnął się nawet trochę i znowu posłał jej uśmiech.
Dobrze. Wobec tego rozbierz się sama. Dziewczyna postanowiła zmienić taktykę.
Prawda, że wciąż czujesz się nie najlepiej, Sloan? - zaczęła drżącym głosem, zasłaniając się teczką z dokumentami. - Nie przejmuj się. To zaraz przejdzie. Mężczyzna wyrwał jej teczkę jednym silnym szarpnięciem. Zanim zdążyła krzyknąć, wszystkie dokumenty wylądowały w koszu na makulaturę.
Rozbieraj się.
Teraz zerwał z niej żakiet. Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem na poduszki, które miały ukryć jej
bujne kształty, a następnie zaczął je niszczyć. W przypływie wściekłości zerwał
jej okulary i cisnął nimi o podłogę.
Nareszcie zrozumiała, że ma do czynienia z wariatem.
Ależ, Sloan - zaczęła, starając się zachować spokój. -Przecież za chwilę mamy spotkanie z Devereau...
Do diabła z nim! - przerwał.
Nasza praca... Położył dłoń na jej ustach.
Cicho, kochanie. Nie czas mówić o pracy. Jeśli chcesz, to ci pomogę.
Jego palce wślizgnęły się pod bluzkę. Melania poczuła je na skórze. Nie miała siły się bronić. Westchnęła tylko cicho, kiedy dłoń Słoana zaczęła się przesuwać wyżej, coraz wyżej...
To do niczego nie doprowadzi, Raventhrall - zdołała jeszcze wydusić. Ale Sloan zamknął jej usta gwałtownym pocałunkiem. Chciała wyrwać się z jego objęć, jednak stało się tak, że jeszcze mocniej do niego przywarła. Sytuacja stawała się krytyczna.
Jesteś taka miękka - szeptał jej do ucha. -1 taka kobieca. Pachniesz jak ogród pełen kwiatów. A twoje piersi... - urwał, zabrakło mu bowiem odpowiedniego porównania.
Jednak dziewczyna nie miała o to pretensji. Wystarczył jej sam dotyk, delikatna pieszczota, która sprawiała, że miała ochotę wzlecieć w powietrze. Palce Sloana zatrzymały się na chwilę, a potem znalazły drogę niżej, wzdłuż jej boków. Dziewczyna poczuła, że spódnica od kostiumu spłynęła na podłogę. Sloan zabrał się do rozpinania bluzki.
Zaczekaj. Nie teraz - prosiła.
Czy nie widzisz, że jesteśmy dla siebie stworzeni? Tak długo na ciebie czekałem.
Odkrył znamię w kształcie truskawki i zaczął je całować. Następnie przywarł wargami do jednej z nastroszonych sutek. Melania krzyknęła. Na szczęście obite dermą drzwi były dźwiękoszczelne. Drżała jednak na myśl, co się stanie, jeśli
komuś zabraknie kalki lub spinaczy.
Drżała, lecz jednocześnie nie potrafiła już zrezygnować ze Sloana. Rzeczywiście był dla niej stworzony. Na całe życie. Na zawsze. Mężczyzna na chwilę oderwał się od niej.
Teraz możemy przerwać, jeśli chcesz - oznajmił, patrząc jej głęboko w oczy. Pokręciła głową i zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Z niecierpliwości urwała nawet jeden. Oczy Sloana rozbłysły jak gwiazdy.
Wiedziałem - szepnął.
Nagle Melania oprzytomniała. Tak, rzeczywiście mógł to wiedzieć. Przecież żadna nie może mu się oprzeć. Ciekawe, czy inne dziewczyny też sprowadzał do tej pakamery? Powinien tu sobie wstawić łóżko dla wygody.
Nie, nie chcę. - Zapięła przedostatni guzik i odepchnęła Sloana. - Nigdy nie kochałam się w takim miejscu. To nie w moim stylu.
Spojrzał na nią z rozbrajającym uśmiechem.
Zawsze jest ten pierwszy raz. Pokręciła przecząco głową.
Nic z tego.
Zacisnął pięści. Wizja nie spełnionego pożądania zaślepiła go na moment. Melania bała się, że za chwilę padnie ofiarą gwałtu. Jednak Sloan uspokoił się i z rezygnacją opuścił ręce.
Dobrze, skoro dałem ci wybór, to muszę go uszanować. Dziewczyna schyliła się i podniosła spódnicę.
I tak ucierpiała moja reputacja - fuknęła. Sloan był jednak innego zdania.
Nikt nie widział, jak cię tutaj niosłem - stwierdził przytomnie. - Poza tym i tak będziemy musieli ogłosić nasze zaręczyny.
Stanęła jak oniemiała. Granatowa spódnica wypadła jej z ręki.
C... co? - zdołała wyjąkać.
Nie myślisz chyba, że będziemy żyć w grzechu? - odpowiedział pytaniem. - A przecież powiedziałem, że musisz być moja.
Melania nie wiedziała, co powiedzieć. Brakowało jej słów. Schyliła się po raz
wtóry i podniosła spódnicę, a także żakiet od kostiumu. Jęknęła głucho, widząc zniszczone poduszeczki.
O Boże! Ile szycia! Sloan spojrzał na nią koso.
Lepiej przyszyłabyś mi guzik - powiedział. - Po co ci te wszystkie atrapy? - Wskazał poduszki i stłuczone okulary.
Wzruszyła ramionami.
Niestety, kobiety muszą sobie w ten sposób pomagać w życiu zawodowym. Kto potraktowałby poważnie małą, seksowną blondynkę?
Sloan wymierzył palec we własną pierś. • - Ja.
Właśnie - westchnęła. - Od razu zacząłeś od tego, że mam ci przyszyć guzik. Potem pewnie będziesz chciał, żebym posprzątała biuro.
Mrugnął do niej.
Mam dla ciebie lepszą propozycję - powiedział.
Sądząc po tym, jak poradziłaś sobie z Danielle, będziesz doskonałą matką. Dziewczyną aż zatrzęsło. Zacisnęła zęby i zaczęła się szybko ubierać. Nie chciała dyskutować w negliżu o równych prawach kobiet. W końcu włożyła szpilki i zadarła do góry nosek.
Ty egoisto! Ty maniaku! - wybuchnęła. - Skąd pomysł, że w ogóle będę chciała za ciebie wyjść?!
Sloan spojrzał na nią tak, jakby to ona miała nie po kolei w głowie.
Będę cię bronił i kochał - powiedział. - Przytulę cię w zimną, lutową noc. Zobaczysz, jak będzie wspaniale.
Dziewczyna popukała się w czoło.
Devereau miał rację. Ta choroba rzeczywiście rzuciła ci się na mózg. Chcesz odgrywać przy mnie Tarzana. Tyle że ja nie mam najmniejszej ochoty na rolę Jane. To wszystko są szowinistyczne, męskie...
Znowu ją pocałował. Nawet nie przypuszczała, że może mieć na to jeszcze ochotę.
Kocham cię - powiedział, oderwawszy się od jej ust. - I chcę, żebyś była matką moich dzieci.
Po moim trupie!
No - mruknął, gładząc jej policzek. - Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Koło południa zajrzał do niej Devereau.
Pani Inganforde, chcia... - urwał w pół słowa, a następnie zaczął się gapić na wielki bukiet bezkolcych róż. - To od sympatii? - spytał w końcu.
Raczej antypatii - burknęła w odpowiedzi. Spojrzał na nią z niepokojem.
Źle się pani czuje? Może to ta grypa przeszła na panią z Raventhralla? Widziała go pani dzisiaj? - Melania skinęła głową, a następnie oblała się rumieńcem, ale szef nie zwrócił na to uwagi. - Zachowuje się zupełnie inaczej. Tak, jakby miał w kieszeni główną wygraną. Nie wie pani, może coś szykuje się na Wall Street?
Dziewczyna odparła, że nawet jeśli coś rzeczywiście się szykuje, to ona nic o tym nie wie. I Devereau najlepiej zrobi, jeśli zwróci się z tym pytaniem do samego pana Raventhralla.
Och, to pani zasługa, że Raventhrall odżył - ciągnął szef, patrząc na nią z coraz większą troską. - Dzisiaj powiedział nawet, że chce mi przedstawić swoją nową narzeczoną.
Tylko jedną? - spytała, zanim zdążyła pomyśleć.
A ile? - obruszył się Devereau.
Wobec tego będzie miał trudny wybór.
Raventhrall potrafi wybierać - uspokoił ją szef. - Niech pani zobaczy, jakie cuda robi z kontami naszych klientów. Wybiera śliczne, okrąglutkie, ale potem potrafi rozmnożyć pieniądze, jak jakiś starotestamentowy ojciec. Robi z nimi, co chce.
Po wyjściu szefa Sloan zaglądał jeszcze parę razy do jej biura. Patrzył na nią głodnymi oczami, ale nic nie mówił. W końcu, około wpół do pierwszej oznajmił:
Jemy dziś razem lunch. Zamówiłem już stolik u Giną. Kiepsko wyglądasz.
Porządny posiłek powinien ci dobrze zrobić. Melania nawet nie podniosła głowy znad papierów.
Nie, dziękuję. Wzięłam kanapki.
Pozostaje jeszcze sprawa akcji Itty'ego... - zaczął, przysiadłszy na jej biurku. Niemal czuła jego oddech na włosach.
Przecież to moja sprawa! - przerwała mu.
Właśnie chciałem o tym porozmawiać. Spojrzała mu w oczy i poczuła, że kręci jej się
w głowie. Sloan miał znowu wygląd wygłodniałego kota, który bawi się bezbronną myszką.
Nie patrz tak na mnie! - jęknęła.
Przecież wiesz, że jesteś moja - szepnął. Jej prawe ucho znalazło się w strumieniu gorącego, suchego powietrza. - Czekam tylko, kiedy będę mógł rozpakować ten cukierek.
Poczuła, że skóra jej ścierpła. Mimo to starała się utrzymać rzeczowy ton. - To co z Ittym? - spytała. Sloan podał jej dłoń.
Powtórzyła to pytanie pod koniec wspaniałego, romantycznego lunchu, w czasie którego Sloan traktował ją jak królową.
Możesz go sobie zatrzymać - odparł. - Ja chcę mieć tylko ciebie.
W drodze powrotnej przypomniał jej, że ma zabrać Danielle na popołudniowe zakupy. Spóźnili się trochę i w windzie byli sami. Sloan jeszcze raz skorzystał z okazji i pocałował ją.
Nie pracował już tego dnia. Jeszcze przez pół godziny udawał, że coś robi, a następnie wymknął się z biura, ściskając w dłoni klucze do mieszkania Melanii. Nie, nie ukradł ich. Po prostu zrobił rano ich duplikaty, sprytnie wykorzystując to, że dziewczyna nie bardzo mogła dojść do siebie po przygodzie w pakamerze, a następnie wrzucił je do torebki Melanii w czasie lunchu. Najwyżej zdziwi się, że nie są na swoim miejscu.
Sloan chciał zbadać, kim tak naprawdę jest M. S. Inganforde. Cały gmach jego wyobrażeń na temat dziewczyny zawalił się z hukiem. Gęsty pył przesłaniał widok. Chciał teraz wejść do środka, poznać najbardziej intymne sekrety Melanii, jej samotni.
Bez przeszkód otworzył drzwi i zajrzał do środka. Uśmiechnął się na widok pastelowych barw przedpokoju. W powietrzu unosił się delikatny zapach kwiatów. Sloan zamknął starannie drzwi i ruszył dalej. Całe mieszkanie utrzymane było w pastelowych kolorach, co kontrastowało nieco z krzykliwą zielenią tropikalnych roślin, wypełniających bawialnię i pokój do pracy. W sypialni nie było roślin doniczkowych. Zaimponowało mu olbrzymie łoże z baldachimem. Bardzo niewiele osób stać na takie fantazje. Za to rozczulił się na widok bukiecika stokrotek w małym flakoniku. Zaczął przeglądać zdjęcia. Mała dziewczynka z kotem na kolanach. Mała dziewczynka z młodszym chłopcem, obejmującym ją po bratersku. Miła, na oko trzydziestoletnia, kobieta, trzymająca dzieci za ręce. Żadnych narzeczonych. Grupowe zdjęcie maturalne. Żadnych przyjaciół. I, co najważniejsze, ani jednej fotografii byłego męża.
Sloan spojrzał na książki leżące na stoliku przy łóżku. Tytuły mówiły same za siebie: „Kobiety a świat wielkich finansów", „Małe jest piękne", „Gdyby Dawid był kobietą...". W tej ostatniej chodziło zapewne o biblijnego Dawida, który zabił Goliata. Sloan odetchnął z ulgą, widząc pod tymi książkami także kilka romansów. Przyjrzał się im bliżej. Prawie rozsypywały się w rękach. Tanie, klejone książki były dosłownie za-czytane. Otworzył „Dawida" i... natrafił na nie rozcięte strony. Zrobił oko do żółwia, który obserwował go z terrarium, ustawionego w kącie sypialni, klepnął maszynę do szycia, jakby to była kształtna pupa Melanii i z uśmiechem na ustach ruszył do kuchni. Tutaj mina mu trochę zrzedła. Kuchnia przypominała laboratorium chemiczne. Na szczęście po chwili zaczął dostrzegać ślady osobowości Melanii. Wiedział przecież, że dziewczyna lubi porządek. Chciał jednak, żeby był to porządek „domowy", pasujący do farmy w Iowa, na którą chciał ją zabrać, a nie sterylny porządek nowoczesnego społeczeństwa.
Przeszedł do łazienki. Gdy tylko otworzył drzwi, rozpromienił się na widok ciepłego, różowego wnętrza. Łazienka pachniała tak jak Melania. Sloan sięgnął po jeden z flakoników, stojących na kremowej półeczce. Kiedy go otworzył, otoczył go aromat kwiatów. Dziewczyna chyba uwielbiała sole i płyny do kąpieli.
Sloan długo się wahał, zanim wykonał ostatni ruch. W końcu jednak wrócił do sypialni. Raz jeszcze rzucił okiem na olbrzymie, powleczone jakimś miękkim materiałem łoże i podszedł do staromodnej komódki. Otworzył jedną z szuflad. Odkrył w niej delikatną, koronkową bieliznę. Pod majteczkami i stanikami leżały papiery Bitty'ego.
Sloan pokiwał głową. Nareszcie zaczynał wszystko rozumieć. Otworzył drugą szufladę, gdzie znalazł pomniejszające optycznie biustonosze./ Zmełł w ustach przekleństwo. W szafie obok, oprócz normalnych ubrań, znajdowały się specjalnie spreparowane kostiumy. To dzięki nim Melania wyglądała jak bezkształtna, rozdęta do monstrualnych rozmiarów parówka. Miał ochotę zniszczyć część ubrań, ale w końcu się zreflektował. Nie mógł pozwolić na to, by Melania domyśliła się czegokolwiek. Wyszedł, zostawiwszy w mieszkaniu idealny porządek. Nie mógł się tylko powstrzymać i dał żółwiowi kawałek znalezionego w kuchni jabłka.
Następnego dnia mieli się wybrać na przyjęcie do Itty'ego. Melania po wielu oporach zgodziła się pojechać ze Sloanem. El Lobo obiecał, że zostanie z Danielle i spróbuje upiec ciasteczka. Dokładnie takiej ak te, które robiła Melania.
Sloan spóźnił się trochę. Usiłował to jednak nadrobić na trasie. Jego sportowy wóz pędził niczym wicher ulicami Kansas City. Melania siedziała z przodu i patrzyła na bukiecik stokrotek. Zachowała się trochę jak gęś, kiedy dostała je od Sloana. Krzyknęła „ojej!" i pocałowała go w policzek. Ciekawe, co on teraz
sobie myśli?
Nie, musi jak najszybciej skończyć ze Sloanem Raventhrallem. Zajechali w końcu na miejsce. Dom Itty'ego wyglądał jak pałac, chociaż sam gospodarz mówił o nim skromnie: „moja chałupa". Itty powitał ich w drzwiach i zaprosił serdecznie do środka. Odźwierny pomógł Melanii zdjąć płaszcz, a Sloan pocałował ją namiętnie w szyję.
Wyglądasz cudownie - szepnął.
Lepiej uważaj. Musisz wiedzieć, że trenowałam karate. Jeszcze jedno takie zagranie i będziesz leżał jak długi.
Itty witał kolejną przybyłą parę. Sloan rozejrzał się wokół, a widząc, że nikt ich nie obserwuje, chwycił dziewczynę wpół i chciał ją tak zanieść do salonu. Odprowadził ich zdziwiony wzrok odźwiernego.
Puszczaj!
Tylko jeśli będę mógł cię jeszcze raz pocałować. W końcu przystała na jego warunki. Zwłaszcza że
Sloan gotów był ją tak wnieść do salonu.
Wmieszali się w tłum gości. Niektórzy grali w bilard, inni rozmawiali. Jeden z kelnerów zaproponował im wino. Sloan zdziwił się trochę, znając upodobanie Itty'ego do mocniejszych trunków. Były więzień zjawił się przy nich jak na zawołanie.
To już chyba wszyscy - mruknął i spojrzał na wino. Bez trudu odgadł, o czym myśli Sloan. - Moja narzeczona twierdzi, że whisky jest dobra dla pijaków. Nie lubi też dymu - dodał po chwili.
Itty bez cygara i szklaneczki whisky wyglądał jak baranek. Nawet przepity głos wydawał się teraz dźwięczniej szy i bardziej łagodny.
Moja narzeczona to ma klasę - stwierdził Itty po krótkim wahaniu. - Początkowo nie chciała się zgodzić na ślub. Tylko nie i nie. Pochowała już dwóch mężów i boi się pecha. Więc jej mówię, laleczko, ze mnie nie będziesz miała trupa. Rogalik przeżyje wszystkich. No i w końcu się zgodziła.
Gratulacje - wtrącił Sloan.
A żebyście widzieli, jak gra w pokera - ciągnął Itty. -1 świetnie gotuje. Tyle że lubi rozstawiać wszystkich po kątach...
Wyobraziwszy to sobie, Sloan musiał się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. Tylko Melania milczała i patrzyła podejrzliwie na Itty'ego.
Nie poznałem jeszcze dzieci mojej lubej, ale ma ich dwoje. Nie mogę się doczekać, kiedy je spotkam. Córka podobno mieszka w Kan... - spojrzał na Melanię. - Zaraz, zaraz...
Sloan przyciągnął dziewczynę do siebie. W normalnym kobiecym stroju wyglądała naprawdę cudownie. Nic dziwnego, że wywarła takie wrażenie na Ittym, który dopiero teraz raczył na nią spojrzeć.
Spokojnie, Itty - mruknął. - Ona jest moja. Jednak Itty nie zwrócił na niego uwagi. Przez chwilę
przyglądał się lokom i krągłym kształtom dziewczyny, a następnie wymamrotał pod nosem „to ciekawe", obrócił się na pięcie i bez słowa zniknął wśród gości.
Dziwny facet - westchnął Sloan. - Czasami nie wiem, co o nim myśleć.
Istotnie, dziwny - przytaknęła Melania.
Ale Itty znów pojawił się w polu ich widzenia. Ciągnął za sobą jakąś blondynkę w długiej, wieczorowej sukni. Wyglądał przy tym jak szarżujący byk. Sloan postanowił, że będzie bronił Melanii do upadłego. Stanął przed nią i uniósł do góry pięści.
Co robisz?! - syknęła.
Rogalik zatrzymał się przed nimi i puścił rękę kobiety, która zaczęła rozcierać sobie nadgarstek.
To dziwne - powtórzył Itty.
Ty brutalu - jęczała kobieta. - Kiedy w końcu nauczę cię... - Podniosła głowę, żeby zobaczyć, czy ma odpowiednie audytorium. Nagle zauważyła Melanię i zapomniała o lekcji, której miała udzielić narzeczonemu. - O Boże! To ty?!
Mama?!
Melania! Mama? - powtórzyli jednocześnie Itty i Sloan.
To moja matka - wyjaśniła Melania. - Wyszła ponownie za mąż, kiedy miałam rok, dlatego nosimy inne nazwiska. Mój brat przyrodni także nazywa się Burns.
Tylko się nie denerwuj, Melanio - uspokajała córkę Delilah. - Wiem, że miałam do ciebie zajrzeć... Właśnie chciałam zadzwonić;..
Rogalik obsecwował całą scenę z wyraźnym ukontentowaniem. Jednak Melania wyrwała dłoń z uścisku Sloana i spojrzała na niego z wyraźną złością.
Dobrze, mamo. Nie mówmy o tym. Ale może wyjaśnisz, od jak dawna spotykasz się z panem Bittym. I czy to prawda, że zdecydowałaś się na małżeństwo?
Zaraz się pobiją -jęknął Sloan.
Trafiła kosa na kamień - mruknął do siebie Itty.
Nie złość się, kochanie. Zaraz ci wszystko wyjaśnię - uspokajała córkę Delilah.
Chciałam cię uprzedzić, ale... wiedziałam, że źle to przyjmiesz. Dlatego... dlatego...
Dlatego nic mi nie powiedziałaś! -wypaliła dziewczyna. - A może w ogóle nie chciałaś mi nic powiedzieć?! Może uznałaś, że da się wszystko utrzymać w tajemnicy?!
Delilah tupnęła nogą.
Bardzo cię proszę kochanie, nie mów do mnie takim tonem! To są moje prywatne sprawy! Możemy o nich porozmawiać, ale w spokoju. Przy winie albo kartach, sama wybieraj.
Itty aż zatarł łapska w nadziei na partyjkę pokera. Jednak Sloan wciąż patrzył z obawą na matkę i córkę.
Ależ mamo, tutaj chodzi o twoje życie, a nie interesy - stwierdziła nieco uspokojona Melania. - Sama mówiłaś, że nie masz już zamiaru wychodzić za mąż.
Pani Burns przytuliła się do Itty'ego i pocałowała go w wyjątkowo porządnie ogolony policzek.
Ale zmieniłam zdanie. Melania nie jest wcale taka zła, na jaką wygląda - powiedziała uspokajająco do narzeczonego.
Jednak boję się jej, laleczko - westchnął Itty. - Raventhrall, zrób coś, bo inaczej będę musiał uciekać z własnego domu.
Delilah zmierzyła obcego wzrokiem.
Kim pan jest? - spytała, najwyraźniej zadowolona z tego, co zobaczyła.
Nazywam się Sloan Raventhrall. Mam zamiar ożenić się z pani córką. Oczywiście, jeśli pani wyrazi zgodę - dodał szarmancko.
Itty aż klasnął w ręce.
Urządzimy im wielkie wesele! Takie na sto, co ja mówię, dwieście osób! Melania pokręciła głową. Miała wrażenie, że wciągnięto ją w tę rozmowę jedynie po to, żeby zapomniała o matce.
Nie wyjdę za Sloana.
Delilah zerknęła w stronę Sloana, a następnie wymownym gestem dała znać, co myśli o tej decyzji.
Nie masz co się pukać w czoło, mamo. Nie wyjdę i już - warknęła dziewczyna.
A teraz powiedz, skąd znasz pana Bitty'ego.
Rogalika - wtrącił Itty. Delilah pogłaskała go po policzku.
Jest wspaniały, prawda? A jaki przystojny. Melania nie chciała podejmować dyskusji. Miała
nieco inny ideał męskiej urody. Bardziej zbliżony do tego, który prezentował Sloan. Wiedziała jednak, że każda potwora znajdzie sobie amatora. ^7- Do rzeczy - mruknęła tylko.
Dobrze, córeczko. Czy mam ci podać wszystkie fakty w porządku chronologicznym, tak jak zwykle, a ostateczne konkluzje zostawić dla ciebie? - spytała z jadowitym uśmiechem pani Burns.
Sloan zachichotał. Po chwili jednak dostał sójkę w bok.
To boli! -jęknął.
O to właśnie chodzi - syknęła Melania z mściwym uśmiechem i szturchnęła go
jeszcze raz.
Musi pan jej wybaczyć, panie Raventhrall - powiedziała Delilah. - Jest bardzo zdenerwowana. Powinnam
ej była wcześniej wspomnieć o zaręczynach. Sloan odsunął się od dziewczyny.
Jeśli to z powodu zaręczyn, to niech bije Itty'ego - powiedział. - Ja mam już dość.
Żartowali tak jeszcze przez chwilę, aż siedli do kart. Pani Burns rozdawała pierwsza. Nie przeszkodziło to jej w wyjaśnieniu córce, że zna Itty'ego od stycznia i że długo się wahała, zanim zdecydowała się na małżeństwo.
I co ty na to, kochanie? - zakończyła.
Czekam.
Ja czekałam już dostatecznie długo na odpowiedniego mężczyznę. - Spojrzała w karty. - Wchodzę.
Ja też, laleczko.
Itty jest wspaniały - zachwyciła się raz jeszcze pani Burns. - Ma szerokie ramiona i... i wąskie biodra. I jest taki witalny.
Rogalik łypnął na nią podejrzliwie.
Nie obrażasz mnie? Nigdy w życiu nie miałem tej choroby.
Mama chciała powiedzieć, że jesteś bardzo męski. To znaczy - dodała, widząc wciąż nieufne spojrzenie Itty'ego - że jesteś dobry w łóżku.
Och, kochanie, daj spokój Rogalikowi. Jest taki wstydliwy - powiedziała pani Burns. - Sprawdzacie mnie? Mam karetę.
Melania skrzywiła się, kiedy matka zgarnęła bank. Pani Burns chyba zrozumiała, że popełniła błąd i następna partia należała do córki. Jednak po kolejnych dwóch zwycięstwach Melanii wszyscy mieli już dość.
Zatańczymy? - spytał Rogalik narzeczoną.
Naprawdę tańczysz? - zdziwiła się Melania. - To cudownie. Mama uwielbia taniec.
Sloan chrząknął.
Ja też tańczę.
Jednak Melania nie miała ochoty na taniec. Pożegnała się z gospodarzami i poprosiła Sloana, żeby ją odwiózł do domu.'
Nie powinieneś był mówić mamie, że chcesz się ze mną ożenić - powiedziała, kiedy znaleźli się w samochodzie. Znowu padał deszcz. Zmokli trochę, mimo iż odźwierny osłaniał ich wielkim parasolem. Potoki wody zalewały szyby samochodu - Nie znasz jej. Na początku się śmieje, ale potem bierze wszystko bardzo poważnie.
Ja mówiłem poważnie.
Melania miała coś odrzec, ale w końcu machnęła
I ręką. - Możesz zająć się sprawami Itty'ego - powiedziała po paru minutach milczenia. -Teraz będzie się mnie bał. Zrobi wszystko, co mu każę. Tym razem Sloan się nie odzywał. Stwierdził, że mądrzej będzie pozostawić tę propozycję bez komentarza.
Melania wybuchnęła płaczem dopiero, gdy znaleźli się w mieszkaniu. Wzburzone emocje musiały w końcu znaleźć jakieś ujście. Sloan wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni z wielkim łożem. Chciał jeszcze mrugnąć do żółwia, ale zwierzę spało w terrarium.
Sloan ułożył delikatnie krągłe, kobiece ciało. Nie mógł wprost oderwać od niego wzroku. Melania zaczęła rozcierać łzy na policzkach.
Idź już sobie - powiedziała. - Chcesz mnie uwieść, jak Itty mamę. Nie pozwolę... - zaczynała się plątać.
Dotknął przez materiał jej piersi. Dziewczyna zadrżała.
Naprawdę chcesz, żebym poszedł?
Tak, nie... Możesz mi zrobić herbaty.
Wyjął chusteczkę z kieszeni marynarki i zaczął wycierać jej policzki.
Pewnie wyglądam okropnie.
Wręcz przeciwnie. Wyglądasz cudownie. Pochylił się i zaczął ją całować. Początkowo nie
chciała się poddać, ale z czasem uległa męskiej sile. Sloan oderwał się od niej.
Jeszcze - szepnęła.
Zaczął ją pieścić i jednocześnie rozbierać. Oboje nie wiedzieli, jak to się stało, ale nagle znaleźli się w oku cyklonu. Melania nie myślała już teraz o licznych romansach Sloana ani o klientkach, wpatrzonych w niego jak w obrazek. Prawdę mówiąc, to ona bliska była teraz zauroczenia.
Krzyknęła, czując jego dłonie na nagiej skórze. Uwolnione od biustonosza piersi chłonęły pieszczoty.
Chcę ciebie - szeptał. - Pragnę, byś była moja. Tutaj, teraz.
Melania jęczała w ekstazie. Tuliła się do Sloana, pieściła go, to znowu zaczynała rozpinać guziki jego koszuli, żeby jak najszybciej poczuć go przy sobie.
Powiedz, że mnie pragniesz - poprosił, zdejmując spodnie. Po chwili leżeli nadzy pod baldachimem.
Pragnę - szepnęła, rozchylając uda.
I właśnie wtedy stali się jedną istotą. Tak doskonałą i piękną, że dorównywała nawet bogom.
Sloan nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Po tym, jak kochali się po raz pierwszy, bardzo szybko odzyskali siły i przywarli do siebie ponownie. Następnie, po wspaniałych pocałunkach i pieszczotach, wszedł w nią po raz trzeci. Oboje czuli, że są dla siebie stworzeni. Melania okazała się cudowną kochanką. Sloan obawiał się, że mógłby ją połamać lub przydusić, ale to właśnie ona okazała się bardziej wytrzymała.
W końcu zasnęli przytuleni. Łóżko wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie huragan.
Sloan obudził się pierwszy i wpadł w panikę. Natychmiast zadzwonił do domu. Niestety, El Lobo chyba wyłączył telefon. Sloan spojrzał na słuchawkę i zaczął miotać jakieś przekleństwa.
Jego głos obudził Melanię. Dziewczyna przeciągnęła się i wyciągnęła do niego ręce.
Chodź szybko.
Natychmiast zapomniał o telefonie. Dopadł pościeli w dwóch susach. Już był przy niej. Już ją całował. - O Boże, Sloan! Co my robimy?!
Biorę na siebie całą odpowiedzialność - wymamrotał między jednym pocałunkiem a drugim.
Jeżeli grzeszyć, to do końca - szepnęła i przyciągnęła go do siebie.
Tym razem kochali się wolniej, poznając rytm swoich ciał. Melania oplotła go udami. Nie była wcale tak delikatna, jak mu się wydawało. Miała w sobie jakąś niespożytą energię, która nie przestawała go zadziwiać. Kiedy skończyli, zażądał jedzenia.
Śniadanie do łóżka? - spytała.
Mhm - rozpromienił się.
Ostatnio to on podawał śniadania do łóżka Danielle. Po kwadransie posiłek był gotowy. Oparli się plecami o dębowe wezgłowie i zaczęli jeść.
Musimy poważnie porozmawiać - stwierdziła Melania, przełknąwszy pierwsze kęsy. - Czy nie wydaje ci się...?
Melanio! Kochanie! Jestem! Postanowiłam nadrobić zaległości i... - Delilah urwała w pół zdania i stanęła w drzwiach sypialni.
Mama?
Ależ Melanio... - Delilah nie mogła dokończyć zdania. Stanęła jak żona Lota zamieniona w słup soli.
Przecież to Sloan! - warknął groźnie Itty, zaglądając do wnętrza.
Rogalik? Miło was znowu widzieć.
Melania podciągnęła cienką kołdrę aż pod samą brodę, ale jednocześnie
ściągnęła ją ze Sloana, który musiał jak najszybciej się do niej przytulić.
Rogalik?! - wściekał się Itty. - Ja ci zaraz dam Rogalika! Co on robi? I to na naszych oczach!
Sloan odsunął się od Melanii, ale znowu znalazł się bez okrycia. Mógł się jedynie zasłonić dużym talerzem, na którym leżały kanapki. Melania postanowiła ratować sytuację.
Bardzo was przepraszamy. Czy nie moglibyście poczekać w bawialni? Zaraz się ogarniemy.
Pani Burns na szczęście odzyskała głos.
Chodź, Itty. Musimy im chyba dać trochę czasu.
Skąd oni się tu wzięli? - spytał Sloan, kiedy narzeczeni wyszli.
Mama ma klucz do mojego mieszkania - odparła.
Do twojego zresztą też. Zostawiłam u niej duplikat, kiedy byłeś chory. Ubrali się w pośpiechu i ze spuszczonymi głowami ruszyli do bawialni. Tutaj czekała ich nowa niespodzianka.
Cześć, stary - powiedział El Lobo widząc Sloana.
Musiałem podrzucić ci Danielle. Mam randkę.
Och, wujku! - Dziewczynka rzuciła mu się w ramiona. Po krótkim wahaniu przyciągnęła też Melanię. Wyglądali teraz jak prawdziwa rodzina.
Naprawdę słodko-stwierdziła Delilah, patrząc na nich z wyraźną przyjemnością.
Melania bez trudu odgadła intencje matki.
Nic z tego. Sloan naprawdę nie nadaje się na męża.
Wykorzystała mnie, a teraz chce porzucić - powiedział z żałosną miną Sloan.
Co to znaczy „wykorzystała"? - Danielle zwróciła Się z pytaniem do Itty'ego. Mężczyzna chrząknął.
No cóż...
Dlaczego go nie chcesz? - spytała pani Burns, wskazując Sloana. Dziewczyna westchnęła.
Powinnaś zobaczyć jego akta. Zapisuje wszystko na serwetkach albo kawałkach gazet. Jego pokój to prawdziwa stajnia Augiasza. A poza tym - uniosła oskarżycielsko palec - widziałam, jak przyszedł do pracy w jednej skarpetce czerwonej, a drugiej zielonej!
Po prostu zdarza mi się zamyślić - próbował się bronić Sloan. -Ty masz wszystko w aktach, a ja muszę o wszystkim pamiętać i dlatego bywam czasami trochę roztargniony. A poza tym... - Wahał się przez chwilę.
Poza tym jestem daltonistą!
Pani Burns spojrzała na córkę, ale Melania była nieugięta. Postanowiła więc zmiękczyć trochę jej serce.
Przecież widzisz, że on cię potrzebuje, kochanie
powiedziała. - Potraktuj go jak materiał na męża. Będziesz miała tyle do zrobienia. Założę się, że samo uporządkowanie jego garderoby zajęłoby ci ze dwa dni.
Trzy - wtrąciła Melania. - Już to zrobiłam.
Melania po raz kolejny spojrzała na nowy bukiet bezkolcych róż, stojący na szafie z segregatorami. Specjalnie go tam postawiła, żeby nie przeszkadzał jej w pracy. W poniedziałek nie znalazła czasu na podziwianie kwiatów. Właśnie wtedy miała najwięcej roboty.
Tym razem włożyła do biura jasnokremowy kostium i lekką bluzkę w kwiecisty wzorek. Nie mogła jednak zrezygnować ze szpilek i „podwyższającej" fryzury. Mimo to Sloan był wyraźnie zadowolony, kiedy spotkali się w przerwie na lunch.
Nareszcie nie masz tych wstrętnych poduszek
stwierdził.
Powiedział jej też, że Maxine zdecydowała się wrócić do pracy. Przekonało ją zwłaszcza to, że Danielle chodzi teraz do przedszkola. Poza tym dziewczynka mogła liczyć jeszcze na El Lobo. Starzejący się lowelas obiecał, że zrezygnuje z kolejnej randki, byle tylko pójść z nią do zoo. Sloan orzekł, że to pewnie
syndrom pustego gniazda.
Zerknęła jeszcze raz na samotne róże. Do zoo mieli się jednak wybrać w szóstkę razem z matką i Ittym. Melania wcale nie była z tego zadowolona. Nie ucieszyła się też, kiedy Sloan zaprosił ją na basen. Gdzie ona znajdzie odpowiedni kostium?! Złamała kolejny ołówek.
Bardzo przepraszam, laleczko, ale czy możemy pogadać o interesach? Skinęła głową. Itty wszedł do pokoju niemal na palcach i przysiadł ostrożnie na brzegu krzesła. Zaczęła wyjaśniać, na czym polegały kolejne inwestycje, a on tylko kiwał głową. Wcale jej się to nie podobało. Wytrzymałaby już nawet dym z cygara.
Może zapalisz - zaproponowała.
Dziękuję, laleczko, rzuciłem już to świństwo. Pokręciła z niedowierzaniem głową.
Koło trzeciej zadzwoniła Danielle. Powiedziała, że skończyła jej się książeczka do kolorowania i że potrzebuje nowej talii kart.
Jak przyjedziesz, pokażę ci pewną sztuczkę - obiecała dziewczynka. Melania miała nadzieję, że mała nie wyrośnie na szulerkę. Wyszła do sklepiku, żeby kupić karty, a przy okazji odebrała pocztę dla biura. Aż nią zatrzęsło, kiedy zobaczyła korespondencję Sloana.
Weszła do jego pokoju, nie zważając na to, że jest zajęty. Czytał właśnie najnowsze wydanie „Wall Street Journal".
O co chodzi, Mel? - spytał.
W odpowiedzi wysypała na jego biurko stos listów i notatek od nadawców podpisujących się Bambi, Mimi, LaBelle czy też Julietta.
To dla ciebie - powiedziała, widząc, że w dalszym ciągu nie wie, o co jej chodzi. - Z powodu tego nowego kontraktu będę teraz bardzo zajęta. Może wytłumaczysz Danielle, że nie mogę się z nią na razie spotykać. Tutaj są karty, które dla niej kupiłam.
Położyła talię na stole, ale Sloan odepchnął ją.
Jakiego nowego kontraktu? Przecież mieliśmy razem iść do zoo? Starała się unikać jego wzroku.
Devereau zaproponował, żebym zajęła się sprawami Jorge Pereza z Rio Products Incorporated. Uważam, że najwyższy czas, żebym do czegoś w końcu doszła.
Sloan wstał i podszedł do niej. Pogłaskał ją po głowie, jakby listy od Mimi i LaBelle w ogóle nie istniały.
Wyrazy współczucia. Podobno żona Pereza porwała ostatnią konsultantkę męża, a potem chciała ją zastrzelić. Te dziewczyny z południa mają naprawdę porywcze usposobienie.
I co? Zastrzeliła j ą?
Nie. Na szczęście owa konsultantka miała pięćdziesiąt dwa lata i była brzydka jak noc.
Melania postanowiła, że nie da się zastraszyć.
Nie zrezygnuję z Pereza.
On z ciebie również - powiedział kpiąco. - To kobieciarz.
Jego konto daje szerokie perspektywy.
A jego łóżko jeszcze szersze!
Teraz nie żartował. Oczy mu pociemniały z gniewu. Zacisnął z wściekłością usta i patrzył na nią tak, jakby to ona otrzymywała setki listów od wielbicieli.
Wybij to sobie z głowy!
Poczuła, że dreszcz przebiegł jej po karku. Sloan był godnym przeciwnikiem. Nie zniosłaby, gdyby zgadzał się z nią we wszystkim, tak jak Itty z matką.
Nie będziesz mi rozkazywał! - krzyknęła. Złapał ją za rękę, ale zdołała się wyrwać. Już po chwili była za drzwiami.
Sloan przywlókł się do jej biura po paru minutach.
Daj sobie spokój z Perezem - powiedział tonem ni to prośby, ni to groźby. Pokręciła głową.
Poradzę sobie z nim. Pamiętaj, że trenowałam karate.
Sloan położył dłoń na jej ramieniu.
Kochanie, daj spokój - powtórzył. - Karate ci nic nie pomoże. Nie znasz tych ludzi.
Czy chcesz powiedzieć, że mam zrezygnować?
Tak - padła krótka odpowiedź.
Widzisz, Sloan, jaki jesteś- zaczęła. -Jeszcze się ze mną nie ożeniłeś, a już zaczynasz wydawać mi rozkazy. Mężczyźni są naprawdę straszni. Nigdy nie wyjdę za mąż.
Stał bezradny tuż obok i patrzył na nią. Bał się, że dziewczyna się rozpłacze, a wtedy w ogóle znikną wszelkie racjonalne argumenty.
Ależ kochanie, chodzi mi o to, żeby uchronić cię przed Vinnie Perezem. Sama zobaczysz... - Sloan zamilkł w pół zdania. Przerwał mu dzwonek interkomu. Melania przycisnęła odpowiedni guzik.
Pani Inganforde? Tu Georgette McDougal. Co się dzieje u pani w biurze? W korytarzu zebrało się już sporo ludzi. Czy mam wezwać policję?
Nie - rzuciła dziewczyna. - Wszystko w porządku. Widzisz, co narobiłeś - powiedziała do Sloana. - Wynoś się z mego pokoju!
Ale najpierw cię pocałuję.
Schylił się i przygarnął ją do siebie. Cały gniew przerodził się nagle w gwałtowną namiętność. Niemal chciała go prosić, żeby został, kiedy oderwał się w końcu od jej ust.
Uważaj na siebie - rzucił na odchodnym.
Devereau, który wpadł do jej pokoju parę minut później, zastał wszystko w jak największym porządku.
Ma pani jakieś kłopoty z Raventhrallem? - zapytał. - Podobno krzyczeliście na siebie przez cały kwadrans.
Ołówek wypadł z jej dłoni i potoczył się po podłodze. Melania chrząknęła, chcąc sprawdzić, czy głos nie odmówi jej posłuszeństwa.
Musieliśmy wyjaśnić pewne sprawy. Devereau zatarł ręce.
To dobrze, to bardzo dobrze - powiedział. - Mam nadzieję, że teraz, kiedy te sprawy już zostały wyjaśnione, będzie się wam lepiej pracowało. Raventhrall zachowuje się ostatnio bardzo dziwnie. Pewnie ma na oku coś wyjątkowego. Proszę nie sądzić go zbyt surowo. To przecież nasz najlepszy pracownik. Melania wyszła wcześniej z biura, ponieważ rozbolała ją głowa. Zawiozła karty Danielle i na miejscu wzięła jakiś proszek od El Lobo. Miała nadzieję, że uda jej się uniknąć Sloana. Ale on zjawił się tuż po niej. Nie pisnął jednak nawet słówkiem o rozmowie w biurze.
Po półgodzinie zjawił się Itty, obładowany chrupkami i słonymi paluszkami. Danielle przywitała się z nim jak z dziadkiem. Bardzo cieszyła się z tak dużego audytorium, ponieważ miała zamiar nauczyć wszystkich grać w oko. Jednak Sloan nie palił się do gry. Itty, którego mała wysłała na poszukiwania, odnalazł go w kuchni.
Coś cię gryzie? - spytał..- Chodź, Danielle będzie nas uczyć grać w oko. He, he, mnie w oko!
Sloan skrzywił się.
Melania chce zająć się interesami Pereza - powiedział. - Pieniądze są czyste. Sprawdziłem to. Ale on jest i tak bardzo niebezpieczny.
Rogalik natychmiast spoważniał.
Ależ... - urwał. - Wytłumacz laleczce, że to się może źle skończyć. Sloan rozłożył ręce w bezradnym geście.
Próbowałem. Nic do niej nie dociera. Mówi, że się wtrącam. No, może rzeczywiście nie zachowałem się zbyt delikatnie - przyznał po namyśle. Itty potarł swoją potężną, kwadratową szczękę.
Z kobietami trzeba delikatnie - powiedział. - Pogadaj z El Lobo. Może zapisze cię do jakiejś szkoły wdzięku.
Chodźcie wreszcie! -usłyszeli cienki głosik Danielle. - Gdzie się chowacie?! W nocy Sloan nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, wciąż myśląc o Melanii i Perezie. Nie może pozwolić, by dziewczyna naraziła się porywczej
żonie południowca. Jeśli dojdzie do najgorszego, będzie musiał skorzystać z pomocy Danielle.
We wtorek od wczesnego popołudnia ślęczał z nosem w książce kucharskiej. Melania pracowała dłużej, a on chciał ugotować porządny, domowy obiad. Miał już dosyć chrupek i hamburgerów.
Jeśli coś mu nawet nie wyszło, dziewczyna i tak tego nie zauważyła. Przyszła zmęczona i głodna i od razu rzuciła się najedzenie. Po zupie Sloan nalał czerwonego wina do dwóch dużych kieliszków i odrobinę do trzeciego, małego.
Proszę - powiedział. - Sam zrobiłem pieczeń.
A ja sałatkę! A ja sałatkę! - krzyczała Danielle. Melania spróbowała i pochwaliła zarówno mięso,
jak i sałatkę. Nałożyła sobie solidną porcję. Sloan nie przypuszczał, że drobne kobiety potrafią tyle zjeść.
Deser mieli zjeść w salonie, by móc obejrzeć notowania giełdowe. Wcześniej jednak Melania pocałowała Danielle w policzek.
Dziękuję - powiedziała. - To był wspaniały obiad. Sloan wyciągnął głowę w jej stronę, czekając na
pocałunek. Ale zamiast ust napotkał jedynie szyderczy wzrok dziewczyny.
Chciałaby dusza do raju - syknęła. Obrażony pozbierał talerze i sztućce i wstawił je do
zlewu.
Zmywanie zostawię tobie - warknął.
Wziął tacę z ciastkami i, nie czekając na obie panie, ruszył do salonu. Włączył telewizor. Wiadomości giełdowe już się zaczęły, jednak Sloan niewiele z nich zrozumiał.
Po deserze zabrał się do zmywania. Okazało się, że Melania przyniosła im w prezencie egzotyczne, kolorowe trawy. Początkowo zażądała doniczki, ale kiedy okazało się, że w mieszkaniu nie ma czegoś takiego, zadowoliła się plastykowym wiaderkiem Danielle. Zrobiła tylko dziurkę w dnie, tak by mógł
przez nią wypływać nadmiar wody.
Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby kupić jakieś kwiaty do mieszkania - powiedział, zerkając od zlewu na Melanię i Danielle. Obie zajmowały się sadzeniem roślinek. - Moglibyśmy kupić coś jeszcze dziś wieczorem. Melania pokręciła głową.
Niestety, jestem już umówiona.
Nie będziemy ci przeszkadzać. Może wobec tego pojadę z Danielle - powiedział.
Melania stwierdziła jednak, że ma jeszcze kilka godzin i chce poświęcić ten czas małej. Dziewczynka ucieszyła się i nie nalegała na kwiatowe zakupy. Jego plan spalił na panewce.
Skończył zmywanie i spojrzał na rosnące w wiaderku trawy.
Bardzo ładnie - pochwalił. - Bawcie się dobrze. Muszę jeszcze zajrzeć do El Lobo.
Perez zachowywał się zupełnie poprawnie w czasie spotkania u Giną. Złożyli zamówienie i od razu przystąpili do rozmowy o interesach. Melania nie zauważyła, że jego małe, czarne oczka starają się spenetrować przepaściste głębie jej żakietu. Nie zwróciła też uwagi na dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn, do których Vinnie uśmiechał się od czasu do czasu, błyskając swoim złotym zębem.
Tak więc, panie Perez, chciałby pan zainwestować...
W papiery wartościowe - podjął Vinnie. - Wybór pozostawiam pani. Serwetka zsunęła jej się z kolan i Melania chciała ją poprawić. Jednak Vinnie
był szybszy. Przy okazji udało mu się dotknąć uda dziewczyny.
Melania zmarszczyła brwi. Perez uniósł dłoń i natychmiast przy stoliku zjawił
się jeden z osiłków, prowadząc ze sobą kelnera.
Chcemy wina. Najlepszego - zadysponował Vinnie. Dziewczyna pokręciła głową.
Pracownicy Standards Elitę zawsze powinni być trzeźwi.
Kropelka na pewno pani nie zaszkodzi. Wypili pół butelki. Interesy zdawały się iść niezwykle
pomyślnie. Perez zgadzał się na wszystkie warunki. Byli na prostej drodze do podpisania umowy.
Nie lubię rozmawiać o interesach w restauracjach. Nawet tak przytulnych jak ta. Nie znoszę też biur - dodał, widząc, że Melania otwiera usta. - Może przeniesiemy się do mojego apartamentu.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
Wie pan... Wolałabym... - gwałtownie szukała jakiegoś ratunku.
Przecież jest pani świadoma, jak wielka suma wchodzi w grę - powiedział Vinnie. - Nie lubię firm, które traktują klienta nieżyczliwie. W Ameryce Południowej umówiono by się ze mną o każdej porze dnia lub nocy i to dokładnie tam, gdzie bym chciał.
Vinnie pochylił się w stronę Melanii i wziął jej dłoń w swoje ręce. Poczuła, że robi jej się zimno. Drgnęła nerwowo, a wtedy jeden z osiłków wstał. Nagle zauważyła, że przy stoliku za wielką paprocią siedzą Sloan, Danielle i El Lobo. Poczuła się raźniej, chociaż jednocześnie stwierdziła, że musi zachować twarz i doprowadzić sprawę do końca.
Perez skinął na swoich osiłków. Mężczyźni podeszli do stolika. Melania poczuła, że kręci jej się w głowie.
Idziemy do mnie - powiedział Vinnie. - Pomóżcie pani. Zdaje się, że za dużo wypiła. Nie waż się nawet pisnąć, koteczku - warknął na koniec w jej stronę. Jeden z osiłków oderwał ją od krzesła. Wzięli ją pod ręce, tak że w ogóle nie dotykała nogami podłogi.
Ależ, panie Perez - zaczęła.
Jednak Vinnie nie słuchał jej. Sytuacja stawała się krytyczna. Nagle od stolika za paprociami oderwała się maleńka figurka.
Mamusiu! Mamusiu, zaczekaj!
Mężczyźni niosący Melanię stanęli jak wryci. Perez, który właśnie płacił rachunek, nie' mógł się połapać w całej sytuacji. Skąd się tutaj wzięło to dziecko?
Mamusiu? - powtórzył niepewnie.
To moja mama!Puśćcie ją! - krzyczała Danielle. Osiłkom najwyraźniej zrobiło się głupio. Nie mogli
przecież walczyć z dzieckiem. Jednak po chwili tuż obok zjawili się dwaj wysocy mężczyźni. Melania miała ochotę rzucić się w ramiona Sloana.
Co się dzieje, kochanie? - spytał Sloan. Dziewczyna wskazała brodą Vinnie'ego.
Właśnie rozmawiałam o interesach z panem Perezem. Sloan westchnął.
I pewnie piłaś. Przecież wiesz, że nie powinnaś w twoim stanie.
Au! - wrzasnął jeden z osiłków. To Danielle kopnęła go w kostkę.
Puszczaj moją mamę! - krzyknęło dziecko.
W jakim stanie? - zainteresował się Perez. Sloan wskazał obszerny kostium Melanii.
Przecież sam pan widzi, że żona jest w ciąży.
Sloan zacisnął szczęki i spojrzał groźnie na Vinnie'ego.
Pozwoli pan, że się nią zajmę.
Au! - wrzasnął drugi osiłek.
Dobra, puszczajcie ją - mruknął Perez. - Widzę, że jesteś niezła, ślicznotko. W przyszłym tygodniu przyślę do ciebie kogoś z podpisaną umową. Daj znać, jakbyś miała ochotę na więcej dzieci.
Trzej mężczyźni spojrzeli na nich z niechęcią i wyszli z restauracji.
Zwycięstwo - ucieszył się El Lobo, który w czasie całego incydentu nie powiedział ani słowa.
Melania masowała zdrętwiałe ramiona.
Sama bym sobie poradziła - stwierdziła. - Poza tym, nie musieliście w to wciągać Danielle.
To właśnie ona wpadła na pomysł z ciążą. Itty proponował, żeby poderżnąć Perezowi gardło.
Dziewczyna zadrżała na dźwięk tych słów. Dopiero teraz uświadomiła sobie, w jakim znalazła się niebezpieczeństwie. Była jednak zbyt dumna, by przyznać, że postąpiła źle.
Możesz położyć Danielle spać? - zwrócił się Sloan do przyjaciela. El Lobo wziął małą za rękę.
Jasne. Zawieź Melanię do domu.
Tym razem nie protestowała. W samochodzie zdobyła się nawet na to, żeby podziękować Sloanowi za opiekę. Była zupełnie wyczerpana. Umyła się szybko i wskoczyła do łóżka. Poczuła, że ma dreszcze. Sloan pocałował ją na dobranoc, a potem jeszcze przez godzinę siedział przy jej łóżku.
Następnego dnia w pracy nie czuła się zbyt dobrze. Sloan, który zaraz z rana do niej zajrzał, stwierdził, że jest pewnie wyczerpana po wczorajszych przygodach.
Ktoś tak zielony, jak ty, nie powinien pić chianti z Perezem.
Nie wygłupiaj się! - zaprotestowała. - Pracuję w tym zawodzie...
Za krótko - przerwał jej. - Nawet byś się nie obejrzała, jak znalazłabyś się w czarnej, satynowej pościeli Vinnie'ego.
Skąd wiedziałeś, że jestem u Giną? - spytała.
Itty cię śledził. Cała akcja była starannie przygotowana. - Sloan usiadł na jej biurku. - Perez to naprawdę niebezpieczny facet. A potem mogłaby cię dopaść jego żona. Chciałem ci o tym powiedzieć. - Zawahał się. - Następnym razem będę bardziej delikatny.
Nie chciane łzy popłynęły po jej policzkach. Pragnęła wtulić się w ciepłe ciało Sloana i zapomnieć o wszystkich niebezpieczeństwach. Wiedziała, że może na niego Uczyć.
Dziękuję - szepnęła raz jeszcze.
Nic takiego - powiedział, gładząc ją po włosach. - Przecież jesteś moja. Tym razem nie protestowała. Sloan wziął ją na kolana i zaczął delikatnie kołysać. Łagodnie poddawała się temu rytmowi.
Nie płacz już. Bądź dzielna. Co powiedziałyby nasze dzieci, gdyby zobaczyły cię w takim stanie?
Cała czwórka? - spytała, uśmiechając się przez łzy. Położył dłoń na jej podołku.
Piątka, licząc pierworodnego.
O Boże! Przecież mam pracę! Nie poradzę sobie z piątką dzieci!
Pomogę ci - powiedział uspokajająco. - Zobaczysz, będzie nam dobrze. Dziewczyna wstała i zawadziła nogą o kant biurka. Spojrzała w dół.
Ładnie się zaczyna - stwiedziała. - Właśnie poleciało mi oczko. A poza tym znowu włożyłeś dzisiaj jedną zieloną skarpetkę, a drugą czerwoną.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do swojego biura.
Zaraz coś na to poradzimy - powiedział zagadkowo.
Masz zapasowe skarpetki?
Lepiej - stwierdził, wyjmując z biurka niewielką paczuszkę. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Skąd wzięły się tu rajstopy?!
Kupiłem dla moich klientek - odrzekł. - Nie myślisz chyba, że tylko tobie lecą oczka. To zawsze robi dobre wrażenie, kiedy okazuje się, że mam rajstopy. Zdejmij stare - polecił jej.
Zrobiła, co kazał.
Pomóc ci? - spytał, wręczając jej paczuszkę. Pokręciła przecząco głową.
Skąd wiesz, jak to zrobić? - spytała podejrzliwie.
Miałem siostrę - odparł.
A nie ćwiczyłeś na klientkach?
No wiesz!
Melania wyszła do łazienki. Oznaczone literą „S" rajstopy pasowały jak ulał. Nieco się jednak zmęczyła przy wkładaniu. Znowu zakręciło jej się w głowie. Jednocześnie przypomniała sobie scenę z gorylami Pereza.
Gdzie był wczoraj Itty? - spytała, wróciwszy do pokoju.
Czekał na zewnątrz ze swoimi ludźmi.
Mogli nie zdążyć - zauważyła.
Pamiętaj, że to nie my byliśmy w prawdziwym niebezpieczeństwie - powiedział. - Vinnie miał chrapkę na ciebie.
Dziewczyna skinęła głową. Dokładnie pamiętała to, co wydarzyło się wczoraj. Po południu, kiedy Melania wróciła wreszcie do swojego pokoju, zadzwoniła do niej sekretarka szefa. Devereau chciał do niej przyjść, żeby porozmawiać o interesach. Dziewczyna od razu poczuła się lepiej.
Zdążyła tylko wyciągnąć z szuflady jakieś stare papiery i otworzyć je na chybił trafił, a Devereau już zastukał do jej drzwi.
Przepraszam, że przeszkadzam - powiedział. - Widzę, że pani przy pracy.
To nic ważnego - odrzekła zgodnie z prawdą i szybko zamknęła teczkę. Bała się, że szef zacznie ją wypytywać o papiery.
Gratuluję sprawy Pereza. Właśnie przed chwilą przyszło potwierdzenie z jego firmy.
Melania zadrżała na wspomnienie małych oczek Vinnie'ego.
Dziękuję - bąknęła.
Tak przy okazji, nie wie pani, co się znów dzieje z Raventhrallem? Od wczoraj chodzi jakiś dziwnie podekscytowany. Pewnie szykuje się do ostatecznej rozgrywki.
Chciała odpowiedzieć, że Sloan już wygrał ostateczną rozgrywkę, ale musiałaby wówczas zdradzić tajemnicę wczorajszych negocjacji.
Zapewniam pana, że teraz będzie lepiej. Devereau spojrzał na nią ciekawie.
Czyżby dopuścił panią do tajemnicy? To będzie pewnie interes stulecia, prawda?
Pokręciła głową.
Przykro mi, ale obiecałam, że zachowam milczenie.,
Dobrze. Będę za was trzymał kciuki - powiedział szef, zaciskając pięści. Sloan wyszedł gdzieś z biura. Pojawił się dopiero koło piątej. Wręczył jej bukiecik stokrotek, a następnie wskazał skarpety. Obie miały ten sam szary kolor.
Jak się czujesz? - spytał.
Lepiej.
Odwiozę cię do domu. Itty i Delilah obiecali, że zajmą się Danielle. Poza tym masz zepsuty tłumik w samochodzie. Dzwoniłem do warsztatu. Mają po niego przyjechać.
Wtrącasz się już we wszystkie moje sprawy. Nie boisz się, że ludzie zaczną gadać?
Wzruszył ramionami.
Co mnie to obchodzi.
W drodze do domu zauważyła, że Sloan jest na nią zły z jakiegoś powodu. Być może nie mógł jej darować wczorajszego wieczoru, a może ostatniej uwagi.
Wejdziesz? - spytała, kiedy otworzył drzwi do jej mieszkania.
Naprawdę, dziękuję. Boli mnie trochę głowa.
Mam jeszcze trochę szarlotki - kusiła.
Nie, dziękuję. Może innym razem.
Chciał już pójść, ale Melania chwyciła go za rękę.
Mam nadzieję, że nie gniewasz się z powodu Pereza? Pokręcił głową.
Nie. Oczywiście, że nie.
Miałeś rację. Powinnam była zrezygnować z prowadzenia jego spraw.
W odpowiedzi pochylił się i pocałował ją prosto w usta. Czuła, że jej pragnie. Co więcej, ona również bardzo chciała być przy nim, tulić się do niego... Oderwali się od siebie dopiero po kilku minutach. Jej ciało drżało od tajonych emocji.
Musisz sobie wszystko dokładnie przemyśleć -głos mężczyzny zabrzmiał jak szelest liści. -Przyjdź do mnie, jeśli zdecydujesz się na małżeństwo. Wcisnął jej klucze w dłoń i pchnął ją do ciemnego wnętrza. Usłyszała trzask zamykanych drzwi. Oparła się o nie i zaczęła szlochać. Powoli traciła władzę w nogach. Po chwili siedziała już pod drzwiami i rozcierała łzy na policzkach. Sloan stał przy oknie i patrzył na jarzące się neonami miasto. Czasami nienawidził tej betonowej dżungli, w której mogli mieszkać tacy faceci jak Vinnie Perez. Przypomniał sobie twarz Melanii trzymanej przez goryli dobre pół metra nad ziemią. Wyglądała jak dziecko, któremu właśnie powiedziano, że nie ma żadnego Świętego Mikołaja.
Położył się na łóżku, odpychając wielkiego misia Danielle. Czy postąpił słusznie, stawiając ultimatum? Gra na giełdzie zawsze go fascynowała, ale gra o miłość Melanii była jeszcze bardziej ekscytująca.
Przegrana może cię kosztować zbyt wiele - wymamrotał do siebie. Przyciągnął ulubioną poduszkę. Był pewien, że mógł dzisiaj zostać na noc u Melanii. Czuł się źle sam w domu. Itty i Delilah zdecydowali, że przenocują u siebie Danielle. Sloan prawie już zapomniał o kawalerskich czasach, kiedy samotne wieczory były dla niego czymś normalnym.
Pomyślał raz jeszcze o pociemniałych z pożądania oczach Melanii i...
postanowił wziąć zimny prysznic. Ale nawet to nie ostudziło jego zapału. Wciąż zastanawiał się, czy dziewczyna zdecyduje się na małżeństwo. Nie ulegało wątpliwości, że Melania osiągnęła to, o co walczyła przez wiele lat. Devereau ją dostrzegł. Znajdowała się u progu wielkiej kariery. Tym lepiej. Jeśli wyjdzie za niego, to tylko z miłości.
A jeśli nie? Odkręcił raz jeszcze kurek. Strumień zimnej wody lunął na niego z góry. Wytrzymał zaledwie parę sekund, a następnie wyskoczył spod prysznica. Zaczął się wycierać włochatym ręcznikiem.
Masz sobie wybić z głowy podobne myśli - stwierdził. Leżąc już w pościeli przypominał sobie zapach kwiatów, otaczający Melanię, delikatną skórę dziewczyny, jej wspaniałe biodra i piersi, i znamię w kształcie truskawki... W końcu zasnął.
Melania wydmuchała nos w koronkową chusteczkę. Wstała i zapaliła światło. Nie może przecież bez przerwy użalać się nad sobą. Postanowiła, że najpierw weźmie kąpiel, a potem spokojnie zastanowi się nad propozycją Sloana. Rozebrała się w sypialni, która była jednocześnie jej garderobą. Następnie przypomniała sobie o żółwiu i zmieniła mu wodę oraz dała jedzenie. Przygotowała kąpiel i wsypała do wanny swoje ulubione sole. Chciała się odprężyć po dwóch ciężkich dniach. Nie czuła się jeszcze najlepiej, chociaż wiedziała, że na szczęście nie jest chora. Wciąż jednak bolała ją głowa. Niestety, nie udało jej się odprężyć w wannie. Jej myśli uporczywie powracały do Sloana. Przypomniała sobie jego spojrzenie i pełen napięcia głos. Chciał, żeby została jego żoną. Jednak Melania nie czuła się jeszcze gotowa. Przez trzy następne godziny biła się z myślami. W końcu posłała sobie łoże z baldachimem i postanowiła pójść spać. Gdy tak leżała, przypomniała sobie zacięty wyraz twarzy Sloana rozmawiającego z Perezem. Nie miała wątpliwości, że użyłby siły, gdyby goryle nie chcieli jej puścić.
Mój rycerz - szepnęła i zasnęła.
Itty ostrożnie usiadł na krześle w pokoju Melanii i spojrzał na nią wzrokiem zaszczutego zwierzęcia. Dziewczyna chciała go trochę ośmielić. Na początku upuściła zmiętą kartkę na podłogę. Nie pomogło, ponieważ Itty patrzył tylko na nią. Zrobiła głupią minę i zrzuciła drugi papier. Itty zerwał się z miejsca i podał go jej. Melania przypomniała sobie o niedzielnych ciasteczkach, które włożyła do szuflady.
Rano spotkała się na korytarzu ze Sloanem. Wcale nie miał ochoty na rozmowę, nie mówiąc już o pocałunkach. Wspomniał coś o piątkowej kolacji, na którą zaprosił Itty'ego, jej matkę i El Lobo. Melania obiecała, że przyjdzie. Sięgnęła do szuflady i wyjęła z niej pudełko z ciasteczkami. - Poczęstujesz się? - spytała, podsuwając je Rogalikowi. Itty wpadł w panikę. Odniosła wrażenie, że chciał podnieść ręce do góry. W końcu jednak sięgnął po ciasteczko, którym później dławił się kilkakrotnie. Melania spędziła całą niedzielę piekąc i gotując. Dopiero wieczorem znalazła trochę czasu dla siebie. Okazało się jednak, że nie może siedzieć bezczynnie. Wciąż powracał do niej obraz Sloana w restauracji. Do tej pory nikt nie bronił jej z taką determinacją. Być może dlatego, że nie było takiej potrzeby. Koło dziewiątej stwierdziła, że musi coś zrobić. Wywlokła wszystkie swoje rzeczy z komody i szafy. Pocięła nożycami „pomniejszający" biustonosz i wyrzuciła go do śmieci. Od tej pory miała zamiar używać jedynie jedwabnej bielizny. Chwilę wahała się, patrząc na inne swoje ubrania. Postanowiła jednak dokończyć dzieła destrukcji. Powoli i systematycznie pruła wszystkie poduszeczki i wkładki, którymi wyściełane były jej kostiumy. Skończyła dopiero koło dziesiątej i przystąpiła do sporządzania listy zakupów na następny dzień.
Na poczesnym miejscu znalazł się tam kostium bikini oraz perfumy Bon Soir. Według reklamy, ich tajemniczemu zapachowi musieli ulec wszyscy mężczyźni. Oczywiście Melanii nie chodziło o wszystkich mężczyzn. Interesował ją przede wszystkim jeden...
Resztę wieczoru zajęło jej myślenie o Sloanie. Gdzie jest w tej chwili? Cży pamięta o niej? Czy w dalszym ciągu tak śmiesznie tuli się do poduszki? Itty chrząknął. Melania powróciła do rzeczywistości. Oderwała wzrok od okna, za którym widać było różnobarwne liście opadające z pobliskich drzew.
Czy... czy masz jakieś problemy, laleczko? - spytał nieśmiało Itty. - Bo jeśli tak, to zawsze...
Dziewczyna przerwała mu, podnosząc do góry rękę, Sięgnęła po ołówek i złamała go. Rogalik aż podskoczył na krześle, jakby usłyszał trzask łamanych kości.
Melania zsunęła pantofle z nóg i położyła stopy na biurku. Oczy Itty'ego niemal wyszły z orbit. Zwłaszcza że dostrzegł rąbek jej koronkowej bielizny.
Tak naprawdę, to niewiele o mnie wiesz - stwierdziła sentencjonalnie. - Powinniśmy się lepiej poznać.
Rogalik z trudem przełknął ślinę.
Tak? - wykrztusił.
Ale dziewczyna nie chciała rozwijać tematu. Sięgnęła po pilota i włączyła miniaturowy telewizor, który zainstalowano niedawno w jej pokoju. Po krótkich poszukiwaniach odnalazła w końcu mecz baseballowy. Przez chwilę patrzyli w milczeniu w ekran.
Patałachy - mruknęła w końcu pod adresem ubranej na czerwono drużyny. - Jeśli Bernacetti będzie się tak ruszał, to nigdy nie dotrze do pierwszej bazy. Itty nie skomentował tego. Patrzył na Melanię tak, jakby spadła z księżyca.
O co chodzi, laleczko? - spytał w końcu. Wyjęła z biurka torebkę fistaszków, otworzyła ją
i podsunęła Rogalikowi.
Poczęstuj się.
Itty spojrzał na nią, a następnie na stojące tuż obok ciasteczka.
Wolałbym twoje wypieki.
Dotknęła policzków, a następnie spojrzała na It-ty'ego. Czyżby pozwolił sobie na impertynencję? Ale nie, nawet nie patrzył na nią, tylko zupełnie gdzie indziej.
Proszę bardzo - powiedziała zawstydzona z powodu swoich podejrzeń. - Otóż mam coś, co mogłoby cię zainteresować.
Cho... cholera! - Itty znowu zaczął się dławić. Sięgnęła pod biurko i wyjęła z kubełka z lodem
butelkę imbirowego piwa. W prawej kieszeni żakietu miała otwieracz. Itty spojrzał na nią jak na czarodziejkę.
Piwo imbirowe? Prawdziwe? W mojej ulubionej, staroświeckiej butelce!
To dla ciebie.
Wypił pierwsze łyki. Najpierw nieśmiało, ale po chwili piwo zagulgotało mu wesoło w gardle. Melania wyjęła talię kart i podsunęła mu, żeby miał czym zająć ręce. Itty nareszcie wyglądał na nieco odprężonego.
Miałeś rację inwestując w Mogul i Centipede Electronics - powiedziała. - Akcje tych firm przyniosły spore zyski.
Itty nabrał całą garść fistaszków i intensywnie je przeżuwał. Następnie sięgnął po butelkę i wypił resztkę piwa. Dziewczyna postawiła przed nim następną.
Wiem - mruknął.
Właśnie. Teraz pora na następny ruch. Masz jakieś propozycje?
Itty zaczął tasować karty, a następnie wyłożył jedną na wierzch talii i podał jej kolejną. Melania od razu domyśliła się, o co mu chodzi.
Nie mam - odparł. - Ty tu jesteś od myślenia. Melania skinęła głową. Zgadzała się z tym całkowicie.
Popatrz, teraz Heraandez wybija piłkę - powiedziała. - Założę się, że nikt jej nie przejmie.
Rogalik pokręcił głową.
Daj spokój. Komuś musi się udać.
Okazało się, że nie miał racji. Znowu sięgnął po piwo i wypił pół butelki.
Więc, co radzisz? - spytał.
Vertigo - powiedziała.
Sloan uważał, że to nie ma sensu.
Vertigo to mała, rodzinna firma. Wielkie koncerny tylko czekają, żeby ją wykupić.
Wiem, robią bieliznę, którą nosi moja luba... - przerwał i spojrzał z przerażeniem na Melanię. Nie wiedział, jak zareaguje na słowo „luba" w odniesieniu do własnej matki.
Właśnie. - Skinęła głową. - Sama mam zamiar zrobić zakupy w ich firmowym sklepie.
Itty sięgnął po następne ciasteczko.
Rób, co chcesz, laleczko - powiedział po namyśle.
Ostatecznie, upoważniłem cię do dysponowania moją forsą. Jeszcze kartę? - spytał.
Nie, dziękuję. Oko - stwierdziła, wykładając asa i dziesiątkę. - Zatem kupujemy Vertigo.
Rogalik pokręcił głową. Nie miał pojęcia, skąd biorą się cudowne karciane umiejętności zarówno matki, jak i córki.
To nieprawdopodobne - wymamrotał. - To nie tylko szczęście, ale... coś więcej.
Melania miała w poniedziałki sporo pracy. Tak więc lista zakupów musiała poczekać do wtorkowego popołudnia. Kiedy wreszcie kupiła to, co chciała, jak najszybciej pojechała do siebie. Tutaj przebrała się i skropiła perfumami. Tak odświeżona pospieszyła do Sloana.
Ale ten nawet się z nią nie przywitał. Danielle powiedziała, że siedzi w bawialni i ogląda telewizję. Mćlama zaproponowała, żeby zrobiły placek z wiśniami i dziewczynka klasnęła w ręce. Wkrótce jednak posmutniała, bo przypomniała sobie, że w domu nie ma wiśni.
Przyniosłam całą torbę - powiedziała Melania.
Musisz je teraz wydrylować i posypać cukrem i cynamonem.
Co to znaczy „drelować"? - spytała Danielle.
Drylować. To znaczy wyjmować pestki.
Ach, rozumiem - rzekła z uśmiechem dziewczynka.
Melanii przypomniało się, jak kiedyś mała, siedząc jej na kolanach, wskazała na brwi.
To są brewki - stwierdziła. - A gdzie wobec tego są pozory? Okazało się, że chodzi jej o zwrot „wbrew pozorom". Weszła do bawialni. Sloan nie zwrócił na nią uwagi.
Przeszła tuż obok niego, z nadzieją, że poczuje zapach perfum. Jednak Sloan
poprosił tylko, żeby mu nie zasłaniała. Wyszła obrażona.
Przystąpiła do wyrabiania ciasta, po czym wyłożyła je wiśniami i wstawiła do
piekarnika. Po całym domu rozszedł się smakowity zapach. Wkrótce w kuchni pojawił się Sloan.
Przyszła koza do woza - powiedziała Danielle. Sloan skrzywił się.
Kiedyś dzieci potrafiły uszanować starszych - stwierdził sentencjonalnie. - Co tak ładnie pachnie?
To perfumy Melanii.
Sloan wciągnął głęboko powietrze.
Wobec tego zjem Melanię.
Dziewczyna nareszcie zrozumiała, że mężczyzn nie przyciągają żadne perfumy, a jedynie zapach dobrego jedzenia.
Kolację zjedli w miłej, wręcz przyjaznej atmosferze. Kiedy skończyli, dobiegała dziewiąta. Melania zaofiarowała się, że położy Danielle, a Sloan miał pozmywać.
Mała szybko się umyła. Była już bardzo senna i w związku z tym wysłuchała jedynie połowy bajki o śpiącej królewnie. Melania przykryła ją kołderką i wyszła.
Tuż za progiem zderzyła się ze Sloanem, który dyszał ciężko i patrzył na nią oczami potępieńca. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo go pragnie. Oparła się plecami o ścianę. Jej ciało drżało jak w febrze.
Jak się miewasz? - spytała łamiącym się głosem. Zbliżył się do niej tak, że poczuła jego oddech na
policzkach.
Jessica chce odebrać małą - powiedział. - Kończy się jej urlop, poza tym twierdzi, że się stęskniła. Mogłabyś się do mnie przeprowadzić. Nie musisz jeszcze wychodzić za mąż...
Sama nie wiem... - powiedziała słabym głosem.
Doprowadzisz mnie do szaleństwa - jęknął.
Przez chwilę powstrzymywał się olbrzymim wysiłkiem woli. W końcu jednak nie wytrzymał. Wziął ją w ramiona i pocałował. Usta dziewczyny oddały
pieszczotę.
Przeprowadzisz się?
Melania chciała się jeszcze nad tym zastanowić. Nie znosiła poganiania.
Może tak, może nie - westchnęła.
Sloan puścił ją i zaczął się nerwowo przechadzać po pustym korytarzu. Był wściekły. Raz jeszcze się upokorzył, a Melania znowu nie chciała się zgodzić.
Nie wygłupiaj się! Nie będę cię pytał o zdanie. Masz przeprowadzić się natychmiast po wyjeździe Danielle!
Błękitne oczy dziewczyny zaczęły ciskać błyskawice.
Co takiego?! Znowu zaczynasz dyktować warunki?! Nie będę słuchała żadnych rozkazów!
Pamiętasz, jak było z Perezem? Melania obróciła się na pięcie.
To co innego! - rzuciła przez ramię. Zatrzymał ją jeszcze przed drzwiami. Chwycił za ramię i przyciągnął do siebie. Dziewczyna poddała się bez oporów. Przecież chciała być jego. Miała nadzieję, że weźmie ją siłą.
Przemyśl to sobie - syknął. - Proponuję ci moje życie i mój dom. Nie mam nic lepszego.
Pocałunek, który potem nastąpił, mógł trwać całą wieczność. W końcu Sloan zostawił ją w przedpokoju. Sama nie wiedziała, jak udało jej się ubrać, a potem szczęśliwie dojechać do domu.
Czy nie sądzi pan, że pani Inganforde bardzo się zmieniła? - zapytał Devereau i spojrzał w stronę miejsca, przy którym kręcił się niczym kogut przy kurniku Nick Landis.
Słoan miał ochotę odpowiedzieć przekleństwem. Jednak zmiął tylko w dłoni opakowanie po herbatnikach i cisnął je z furią do kosza. Melania w normalnych ubraniach, bez pomniejszaczy i poduszek, przyciągała teraz uwagę wielu mężczyzn.
Ja mam nawet wrażenie, że pani Inganforde inaczej teraz wygląda - ciągnął szef, nie zrażony brakiem odpowiedzi. - Zauważył pan?
Sloan spojrzał raz jeszcze w stronę stołu. No tak, Nick znowu opowiada stare dowcipy.
Zauważyłem - odparł krótko.
Pewnie chodzi na specjalne ćwiczenia odchudzające - Devereau zniżył głos do szeptu. - Kobiety mają silną wolę. Mam wrażenie, że zrzuciła z dziesięć kilogramów. Mężczyźni zaczynają się za nią uganiać. A poI za tym - zaczerpnął tchu - poza tym stała się pewna siebie. Słyszał pan jej wykład o możliwościach inwestycyjnych związanych z nową zastawką sercową Buttermana? Nasza firma nigdy nie inwestowała w medycynę. Chociaż... - szef urwał, ponieważ przy Melanii pojawili się nowi mężczyźni. Zrobiło się za głośno. Poza tym odniósł wrażenie, że Raventhrall go wcale nie słucha.
Sloan podszedł do Melanii. I - Dziękuję za ciasto - powiedział. Odwróciła się i uśmiechnęła do niego zdawkowo. To wszystko. Wieczorem spotkali się w windzie. Oboje wyszli z pracy nieco później. Razem z nimi jechało jeszcze kilka osób.
Dziękuję za róże - powiedziała Melania. - I za wiadomość na temat zastawki Buttermana.
Pociągnął nosem. Dziewczyna pachniała kwiatami tak jak dawniej.
Nic takiego. Spłacam tylko swój dług.
Napięcie między nimi rosło. Gdyby nie inni pasażerowie, natychmiast rzuciłby się na Melanię i wziąłby ją w windzie. Jej rozszerzone źrenice i płytki oddech wskazywały, że nie miałaby nic przeciwko temu.
Nagłe Sloan zdębiał. Maleńka ręka Melanii zaczęła intymne penetracje. Zaczęła od jego pośladków, a następnie przesunęła się niżej. Przez cały czas dziewczyna zachowywała się tak, jakby się nic nie stało. Kiedy wysiedli z windy, Sloan wziął ją za ramię.
Jesteśmy zaproszeni do Itty'ego - powiedział.
Zrobiłaś na nim ostatnio duże wrażenie.
Rogalik powitał ich w drzwiach. W jednej ręce trzymał patelnię, z którą przybiegł z kuchni.
Rozbierajcie się szybko - powiedział. - Zaraz będą naleśniki. Pozostali są w salonie. Grają w bilard.
Zajrzeli do olbrzymiej sali, z której co jakiś czas dobiegały głośne wybuchy śmiechu. Danielle trzymała w dłoni mały, kupiony specjalnie dla niej kij i stojąc na krzesełku, starała się wbić kolejną bilę do łuzy.
To dzieło mojej lubej - wyjaśnił Itty. - Danielle powiedziała, że woli bilard od kart.
Została jej jeszcze ruletka - zauważyła Melania. Sloan objął dziewczynę. Pod kostiumem bez trudu
wyczuł jej krągłe kształty.
Zaproponowałem Mel, żeby się do mnie przeprowadziła po wyjeździe Danielle.
Rogalik ściągnął bujne brwi.
Uważaj, bo potem będzie chciała za ciebie wyjść
powiedział.
Sloan przyciągnął dziewczynę bliżej.
Właśnie o to chodzi.
To wspaniale - ucieszył się Itty. - Laleczka powinna być dobrą żoną. - Spojrzał na naleśnik. - Przepraszam, ale muszę już iść do kuchni.
Melania i Sloan weszli do salonu, gdzie powitały ich Delilah wraz z Danielle. Służący, który miał według słów Itty'ego „opiekować się damami", również skinął im głową.
Nie przeprowadzę się do ciebie - szepnęła dziewczyna, kiedy reszta towarzystwa na powrót zajęła się bilardem. — Nie potrafiłabym się przystosować do twojego... stylu. Przecież możemy kochać się i mieszkać oddzielnie.
I Sloan chciał jej coś odpowiedzieć, ale do sali wkroczył Itty w towarzystwie kucharza. Goście dostali talerzyki z gorącymi naleśnikami. Zaczęła się uczta. Po
jedzeniu nastąpiły tańce. Sloan pociągnął Melanię za rękę. - Chcę być z tobą - powiedział, nawiązując do poprzedniej rozmowy. - O co ci chodzi? Dlaczego boisz się małżeństwa?
Poczuła, że Sloan przesuwa rękę coraz niżej. Po chwili włożył ją pod pasek od spódnicy i zaczął pieścić jej pupę. Melania nawet nie zastanawiała, się, czy ktoś z obecnych to zauważył. Dosłownie zaparło jej dech w piersiach. Patrzyła na Sloana z niemą fascynacją. Nagle wyrwała się z jego objęć i wybiegła do sali bilardowej. Delilah zmarszczyła brwi, ale Itty pogłaskał jej dłoń i szepnął coś uspokajającego do ucha. Sloan znalazł Melanię przy jednym ze stołów. - Nie boję się małżeństwa - powiedziała. - Boję się ciebie. - Przecież cię kocham. Nic nie powiedziała. Wzięła tylko kij i przyłożyła go do fioletowej dziewiątki. Najwyraźniej miała ochotę dokończyć partię Danielle.
Możesz zdjąć rękę z mojego biodra, Sloan? - spytała. - Nie mogę się skoncentrować.
Kobiety! - warknął Sloan przez zaciśnięte zęby. Od pamiętnego spotkania w „chałupie" Itty'ego
minęły już dwa dni, a on ciągle nie mógł się pozbierać. Pociągnął mocniej rączkę, aż metalowy blok z ciężarkami odbił się od ramy przyrządu. Jednocześnie coś łupnęło mu w kościach. Cholera, muszę uważać, pomyślał. Przeszedł do łodzi i zabrał się do wiosłowania. Robił to wolno i miarowo. Zamknął przy tym oczy, żeby nic go nie rozpraszało.
Kobiety!
Nagle poczuł znajomy kwiatowy zapach. Wydawało mu się, że śni. Otworzył jedno oko i ujrzał Melanię Sue Inganforde, całą w stretchach i lycrach. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stroju. Dziewczyna wyglądała jak prawdziwa, a w dodatku wyjątkowo kształtna, nimfa. Sloan poczuł, że wysiłek fizyczny wcale nie zmniejszył jego pożądania.
Co tutaj robisz, Mel? Przecież nigdy nie ćwiczysz. Uśmiechnęła się słodko i zmierzwiła mu włosy.
Następnie pochyliła się. Sloan poczuł na wargach smak pocałunku.
Przecież sala gimnastyczna jest dla wszystkich - powiedziała. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
A co z Danielle? - spytał, wycierając pot z czoła.
Pojechała z mamą na wycieczkę rowerową - odparła. - Itty zajął się praniem. To złoty człowiek. Czy wiesz, że chce zainwestować w przemysł ekologiczny? Melania usiadła w łódce obok. Zmniejszyła obciążenie wioseł i zaczęła poruszać nimi miarowo. Sloan patrzył na nią z prawdziwą przyjemnością. Obawiał się tylko, że dziewczyna nadweręży sobie mięśnie.
Uważaj na siebie - powiedział, pochyliwszy się w jej kierunku.
Nie przejmuj się - rzuciła.
Wiosłowała wolno, w równym tempie, tak jak on wcześniej. Sloan starał się wpaść w jej rytm. Co chwila oboje pochylali się lub przeginali do tyłu. Zaczęli dyszeć. Pot spływał z ich ciał. Doznawali przy tym perwersyjnej przyjemności, jakby wiosłowanie łączyło ich jeszcze w jakiś inny, erotyczny sposób. Sloan nie miał odwagi przerwać. Czuł, że jest mu ciężko, ale jego ciało wpadło w trans, z którego nie potrafił się wyrwać. Melania dotrzymywała mu kroku.
Co tak wolno? -- wysapała, kiedy istotnie trochę zwolnił. Przyspieszył. Oboje skupili się na ćwiczeniu.
Zadowolona? - spytał. Dziewczyna przestała wiosłować.
Nie będę biła jakichś głupich rekordów - wysapała. - Jestem kobietą.
Zauważyłem - powiedział, patrząc na nią głodnym wzrokiem.
Tyle tylko że masz spaczone poglądy na temat kobiet - zaczęła, wolno dochodząc do siebie. - Traktujesz mnie jak przedmiot, który można przenosić z miejsca na miejsce.
Przecież cię kocham!
No dobrze, traktujesz mnie jak ukochany przedmiot... Sloan spojrzał na nią tak, jakby niczego nie rozumiał.
Kobiety, które znał, nigdy nie zgłaszały podobnych pretensji. Podrapał się w głowę.
Czego ty właściwie chcesz?
Równych szans! - wypaliła.
To znaczy? - spytał z niezbyt mądrą miną.
Teraz ja cię będę podrywać - powiedziała. - Ciekawe, jak poczujesz się na moim miejscu. Pamiętasz, zaczęłam już w windzie. - Zaczerwieniła się lekko.
Teraz nastąpi dalszy ciąg.
Trzy dni później Jessica Villiancourt zastukała do drzwi brata. Otworzył jej ktoś, kto tylko w niewielkim stopniu przypominał znanego jej osobnika.
Czy to zasługa Danielle? - spytała, wskazując cienie pod oczami brata. Sloan pokręcił przecząco głową.
Mama! - w przedpokoju rozległ się głośny pisk. Danielle rzuciła się w objęcia wysokiej brunetki.
Później, kiedy usiedli w bawialni przy herbacie, Jessica jeszcze raz przyjrzała się bratu.
Nie poznaję cię, Sloan -powiedziała. -Trudno mi uwierzyć, żebyś dał się tak omotać jednej kobiecie. Romanse zawsze ci służyły...
To nie jest żaden romans - sprostował Sloan - Kocham Melanię i chcę się z nią ożenić.
Jessica wzięła Danielle na kolana.
Wiedziałam, że to się kiedyś przydarzy twojemu wujowi, Danny. Opowiedz mi o tej Melanii. Jestem bardzo ciekawa.
Mała pocałowała matkę w policzek i przytuliła się do niej.
Och, Melania jest bardzo fajna. Przypomina trochę śpiącą królewnę. Raz widziałam, jak wujek j ą pocałował, a ona zatrzepotała powiekami, zupełnie jak na filmie.
Jessica spojrzała na brata, któremu najwyraźniej zrobiło się głupio. Spuścił wzrok i skurczył się, jakby chciał zniknąć.
A jak zachował się wujek?
O, wyglądał jak głodny kocur. - Jessica roześmiała się, rozbawiona trafnością porównania. - Ale potem chyba nie czuł się dobrze. Słyszałam nawet, jak jęczał w nocy. Może Melania zrobiła mu coś złego...
Jessica pogładziła córkę po głowie.
Nic mu nie zrobiła, Danny. Wujek Sloan po prostu się zakochał.
Aha - powiedziała dziewczynka i zamilkła. - A co to znaczy? Bo w bajkach to zawsze trzeba najpierw pokonać smoka albo złą czarownicę, żeby się ożenić z księżniczką.
W życiu jest dokładnie tak samo - powiedziała Jessica. - Tyle że smok nazywa się „kariera" albo „niezależność".
Nie rozumiem - szepnęła Danielle i zasnęła. Położyli ją na kanapie, a sami przeszli do kuchni,
żeby napić się jeszcze herbaty.
Chętnie bym ją poznała. To musi być bardzo miła osoba.
Kobiety! - rzucił Sloan w stronę sufitu.
Znając ciebie, pewnie wybrałeś jakąś wysoką piękność z gestem. Sloan pokręcił głową.
Nie. Melania jest niska i skąpa. -Siostra zmarszczyła brwi.
Zdaje się, że zaczynam rozumieć - powiedziała. Jessica spotkała się z Melanią jeszcze tego wieczoru
u Itty'ego na uroczystej kolacji na cześć Danielle. Dziewczynka siedziała na honorowym miejscu, a pozostali goście po obu stronach wielkiego stołu. W pewnym momencie Rogalik zaczął stukać łyżeczką w pusty kieliszek. Goście uciszyli się.
Tak się składa - zaczął - że żegnamy się z Danielle. Ale niedługo my również - ścisnął dłoń narzeczonej - opuścimy Kansas City. Po Święcie Dziękczynienia wybieramy się do Las Vegas.
Jaka szkoda - westchnęła Jessica. - Biedny Sloan zostanie tutaj jak sierota.
Poradzę sobie - mruknął ponuro brat.
Mam pewne plany związane ze Sloanem - powiedziała Melania i dotknęła wnętrza jego uda. Drgnął. Nagle przed jego oczami pojawiły się wszystkie gwiazdy i planety.
No, no - powiedziała Jessica.
Po kolacji panie udały się do pokoju bilardowego, a Sloan i Itty usiedli przy kominku ze szklaneczkami bourbona.
Mam zamiar upić moją laleczkę w Las Vegas, a następnie się z nią ożenić - zwierzył się Itty. - Ostatnio wcale nie pali się do małżeństwa.
Może to dziedziczne -westchnął Sloan.
A ty co chcesz zrobić z Melanią? Pamiętaj, że nie dam jej skrzywdzić. Sloan wzruszył tylko ramionami. Po chwili dołączyła do nich Danielle, której nie poszczęściło się w pierwszej grze.
Wujku, czy to prawda, że ożenisz się z Melanią i będę miała wielu nowych kuzynów? - spytała.
Kto tak powiedział?
Mama.
Sloan poczuł się osaczony.
Pytałam Melanię - dodała ziewając Danielle.
Mówiła, że nie ma nic przeciwko temu. Tyle żebyś był bardziej sys... aa... sym-patyczny. Nie, sys-te-ma-ty-czny. I żebyś pozwolił jej decydować. Jeszcze tej nocy, kiedy wyszła z kąpieli, usłyszała sygnał domofonu. Podniosła słuchawkę.
Kto tam?
To ja - usłyszała znajomy głos. - Wpuść mnie. Zrobiło się strasznie zimno.
Sloan? - nacisnęła guzik.
Narzuciła na siebie lekki szlafrok i otworzyła drzwi. Sloan dotarł do niej w rekordowym tempie.
Wpuścisz mnie, czy mam ci zrobić scenę? - rzucił. Przesunęła się w głąb
mieszkania.
Wejdź, proszę.
Wpadł do jej mieszkania jak rozjuszony byk i zatrzasnął za sobą drzwi. Rzucił na wieszak płaszcz i zdjął buty. Zauważyła, że znowu ma różne skarpetki.
Może odrobinę szarlotki? - zaproponowała.
Nie chcę żadnej szarlotki - powiedział, przygarnąwszy jej drobne ciało. - Dobrze wiesz, że chcę ciebie.
Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Już po chwili leżała naga na środku łoża z baldachimem. Lekki szlafrok okrywał szczelnie terrarium z żółwiem. Sloan przez chwilę walczył ze spodniami, a potem spoczął tuż obok niej. Miał na sobie jeszcze koszulę i krawat.
Brakowało mi ciebie - wyznała, kładąc mu rękę na piersi.
Zaczął ją całować i pieścić. Dziewczyna poczuła, jak dreszcz podniecenia przebiega jej ciało.
Mój kochany - szepnęła, przeczesując mu włosy palcami.
Wiesz, że nie akceptuję tej sytuacji - mruknął, całując jej szyję.
Nie mówmy o tym.
Rozwiązała mu krawat i zaczęła rozpinać guziki.
Sloan położył się na plecach. Przymknął oczy. Wystarczało mu to, że czuje Melanię tuż obok.
W końcu rozpięła ostatni guzik. Schyliła się i pocałowała go w pępek. Giętki język dziewczyny zaczął wyczyniać cuda na jego skórze.
Co się dzieje?! - jęknął.
Pragnę cię!
Chwycił ją mocno. Chciał nareszcie poczuć jej kobiecość. Pragnął mieć ją pod sobą.
Ich ciała przywarły do siebie. Zaczęli się poruszać równym rytmem, jakby musieli przepłynąć przez bezkres rozkoszy. Tyle że tym razem mieli do dyspozycji jedną, złożoną z dwojga ciał, łódkę.
Panie Raventhrall! Pani Inganforde! Opamiętajcie się! Mamy się tutaj zastanowić nad strategią inwestowania, a nie zaczynać wojnę. Grandma's Nutty Cookies to rzeczywiście przyjemna mała firma, która chce wypuścić akcje. Stockhobn Motors to starzy wyjadacze. Krążą słuchy, że mają się połączyć z jakimś dużym koncernem. Przestańcie sobie skakać do oczu i zastanówmy się wspólnie, która z firm daję większe szanse zysku.
Uczestnicy spotkania stulili uszy po sobie i zaczęli niepewnie zerkać w stronę powaśnionych kolegów. Melania wyglądała jak furia. Sloan miał zmierzwione włosy i przekrzywiony krawat. Jego oczy pałały żądzą zemsty. Devereau chrząknął i spojrzał na zegarek.
Ogłaszam dziesięć minut przerwy - powiedział i spojrzał na drugi koniec stołu.
Chodźcie ze mną.
Sloan zatrzymał się przed otwartymi drzwiami.
Proszę, damy mają pierwszeństwo.
Geniusze finansów powinni zawsze być pierwsi - odparła, uśmiechając się złośliwie.
W końcu znaleźli się w biurze szefa. Devereau spojrzał na nich groźnie i poprosił, żeby usiedli.
Dobrze, macie państwo problem i nie wypuszczę was, dopóki go nie rozwiążecie - zagroził. - Panie Raventhrall, uważa pan, że Grandma's Nutty Cookies to dobra firma, prowadzona żelazną ręką przez starszą właścicielkę...
Dobra, ale mała - wpadła mu w słowo Melania - Sloan jest żałośnie staroświecki w swoim upodobaniu do starszych kobiet. Devereau spojrzał na nią groźnie.
Nie przeczę, że Stockholm Motors to pewniejsza lokata. Może jednak wysłuchamy pana Raventhralla.
Sloan wzruszył ramionami.
Nie mam już nic do dodania - powiedział. Devereau zdjął okulary i zaczął przecierać szkła.
Wciąż był poważny, chociaż na jego ptasiej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.
A może to jakiś osobisty problem - zaczął. - Zauważyłem, że pani Inganforde zmieniła ostatnio, hm... styl. Zaczyna pani odbierać klientów kolegom. Melania wygładziła fałdy kostiumu i spojrzała śmiało na obu mężczyzn.
To Sloan nie chce współpracować. Albo się wyzłośliwia, albo w ogóle nie chce ze mną rozmawiać!
Devereau spojrzał na swojego najlepszego pracownika.
Jakieś problemy? - spytał.
To przez nią - odparł zagadnięty - Po prostu strasznie działa mi na nerwy.
Co pani robi, pani Inganforde?
Nie chce się zdecydować - ciągnął Sloan. - Ciągle szuka wymówek. Dziewczyna zaczerwieniła się. Wstała, jakby miała zamiar wyjść, ale po chwili opadła na krzesło.
Czy możemy porozmawiać o tym na osobności - spytała. - Jestem pewna, że wypracujemy jakiś kompromis.
Szef skinął głową. Nie zwlekając wstał i zamknął za sobą duże dźwiękoszczelne drzwi.
Sloan popukał się w czoło.
Kompromis? Nie zaczynaj znowu... - Nagle poczuł, że sytuacja zaczyna się zmieniać. Dziewczyna wstała. Nie wyszła jednak z gabinetu, tylko usiadła mu na kolanach.
Przeprowadź się do mnie - zaproponowała pojednawczo.
Objął ją i przytulił mocno. Jego usta szukały wycięcia tuż nad wspaniałym biustem Melanii.
To ja cię prosiłem pierwszy - zauważył. Poprawiła mu krawat i zaczęła rozczesywać palcami
zmierzwione włosy.
To może zostałbyś przyjacielem domu.
Kim? - Oderwał się na moment od jej szyi.
No wiesz, przychodziłbyś pogadać albo pograć w karty.
To może ty zostaniesz przyjacielem mojego domu - zaproponował. - Jest większy.
Dziewczyna próbowała przemyśleć sytuację. Nie było to łatwe, gdyż ruchliwy język Sloana dotarł aż do delikatnej skóry tuż nad piersiami.
Wiesz, musimy się jakoś dopasować - zaczęła z innej beczki. - To dopiero początek związku. Oboje powinniśmy zrezygnować z pewnych przyzwyczajeń. Ja, na przykład, nie znoszę bałaganu.
Nie widziałaś? Posprzątałem w swoim pokoju.
Melania przypomniała sobie, że Sloan istotnie doprowadził do ładu swoje akta. Ale jeśli wydawało mu się, że zgarnięcie śmieci pod biurko załatwi sprawę, to powinna mu uświadomić, że tak nie jest.
Mógłbyś to zrobić dokładniej - mruknęła. - Widzisz, Sloan, mamy zupełnie inne charaktery, osobowości. Długo o tym myślałam. Zrobiłam nawet listę różniących nas...
Omal nie wylądowała na podłodze. Sloan wstał gwałtownie i podszedł do dźwiękoszczelnych drzwi.
Jesteś beznadziejna - stwierdził. I wyszedł.
Dwa dni później Melania siedziała nachmurzona w swoim pokoju. Od czasu spotkania w gabinecie szefa Sloan unikał jej. Odniosła wrażenie, że tym razem podjął nieodwołalną decyzję.
Złamała kolejny ołówek. Dobrze, jeśli Sloan jest tak honorowy, dostanie to, czego oczekuje.
Usiadła do komputera i zapisała krótką wiadomość. Następnie wysłała ją poprzez sieć do Sloana.
„Cześć, kochanie! Może wybierzesz się ze mną na kolację lub potańczyć?"
Po upływie kilku sekund na jej ekranie pojawiło się krótkie słowo:
„Kiedy?"
„Sam zdecyduj".
„Kto płaci?"
„Może ja, może każdy za siebie?" - jej palce pracowały coraz szybciej. „Nic z tego. Płacę za nas dwoje".
Skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę, ale nic jednak nie odpowiedziała. Nie chciała zaczynać nowej wojny. Po paru minutach zajrzała do Sloańa, żeby ustalić szczegóły.
Siedział przy biurku, na którym piętrzyły się różnorodne wyroby firmy Grandma's Nutty Cookies. Puste papierki walały się po podłodze. Dziewczyna wzięła się pod boki.
No wiesz, wystarczy cię zostawić samego na parę dni i proszę, oto efekty. Sloan wstał i próbował zgarnąć nogą część papierów pod biurko.
Nie ośmieszaj się!
Spojrzał groźnie na Melanię i ruszył w jej kierunku. Wciąż stała przy drzwiach. Kiedy się do niej zbliżył, oparła się plecami o ich gładką powierzchnię. Serce skoczyło jej do gardła. Jeśli myślała, że rozłąka ostudzi jej zapały, to się myliła. Poczuła jego wargi na swoich ustach. Dreszcz pożądania przeszył jej ciało. Nie miała siły się opierać. Tyle że Sloan jej nie pocałował. Dotknął jedynie jej ust, a następnie szepnął:
Przeprowadź się do mnie.
Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Musnął właśnie jej piersi. Delikatnie, jakby przez przypadek, ale Melania wiedziała, że zrobił to celowo.
Sloan... Nie jestem jeszcze gotowa. Zaczął całować jej szyję.
Dobrze, ale to ja płacę za kolację. Przyjadę po ciebie o ósmej.
Potrząsnęła rozpaczliwie głową.
Nie mogę. Odbieram mamę i Itty'ego z lotniska. Sloan wypuścił ją z objęć i zaklął cicho.
Co? A tak, pobraliśmy się potajemnie. - Itty położył olbrzymiego indyka na półmisek. Sięgnął jeszcze do lodówki po butelkę imbirowego piwa. - Laleczka chce, żeby Melania dowiedziała się pierwsza. Mam szczęście, co, Sloan? Kto by pomyślał, że taka sztuka jak Delilah wybierze właśnie mnie.
Sloan skończył właśnie krojenie sałaty. Odłożył wielki nóż i spojrzał żałośnie na Rogalika.
A jak ci idzie z moją pasierbicą? Delilah chce, żebyśmy urządzili jej wielkie wesele. Takie na trzysta osób. Mam nawet pomysł na tort. Zamiast młodej pary albo gołąbków, ustawimy na szczycie wielką rękawicę baseballową! Co ty na to? Sloan wzruszył ramionami.
Pomysł jest dobry, tylko obawiam się, że nigdy nie uda mi się zaciągnąć Melanii do ołtarza. - Zamyślił się na chwilę. -A jeśli już się zdecyduje, to na szczycie tortu ustawi komputer albo segregator!
Te słowa zabrzmiały w uszach Itty'ego jak bluźnier-stwo.
Nie jest chyba tak źle - powiedział. - Myślę, że masz do niej złe podejście. Obaj mężczyźni ruszyli do jadalni. Kiedy weszli do sali bilardowej, zauważyli, że kije leżą na podłodze, a Delilah i Melania całują się nieprzytomnie.
Powiedziała jej - szepnął Itty.
Melania podbiegła do niego i, wprawnie omijaj ąc indyka, ucałowała w obydwa policzki. Następnie przytuliła się do Sloana i zaczęła płakać. Sloan posłał Rogalikowi bezradne spojrzenie.
Kobiety - westchnął Itty. Żona odebrała mu półmisek, a następnie sama zaczęła płakać. -Popatrz na nie. Czyż nie są wspaniałe?
W poniedziałek rano Sloan bawił się papierami w swoim biurze. Ze starej oferty inwestycyjnej zrobił nawet rakietę. Melania nadspodziewanie dobrze zniosła
wiadomość o ponownym zamążpójściu matki. Mimo to Sloan dał jej cały weekend, żeby doszła do siebie.
Teraz siedział w biurze, rozmyślając o dziewczynie. Przypominał sobie jej nagie ciało, które wydawało się tak drobne i bezbronne na łożu z baldachimem. Jak wspaniale mogliby razem spędzać długie zimowe wieczory. Zwłaszcza gdyby wyjechali na farmę w Iowa.
Zmiął jeszcze jeden papier. Rzucił go, nie dbając o to, gdzie leci. Dlaczego Melania uparła się, żeby pozostać niezależna? Sloan jednak po części ją rozumiał. Dopiero teraz zaczęła robić karierę w interesach. Chce się wybić. Pewnie dopiero po jakimś czasie zrozumie, że to nie wszystko. A właśnie, jak tam interesy? Sloan wyprostował się w fotelu i włączył komputer. Zaczął przeglądać notatki. Wieprzowina w dół. Soki skoczyły o kilka procent. Jeniffer z rachunkowości urodziła dziewczynkę. M. S. Inganforde przeprowadziła się do pokoju nr 6. Proszę kierować tam korespondencję i klientów.
No tak, pomyślał, nareszcie dopięła swego. Ma już większe biuro z łazienką i sofą. Teraz zacznie kolekcjonować klientów. A później obudzi się któregoś pięknego dnia i zacznie się zastanawiać, dla kogo i po co to wszystko. Wieczorem spotkali się przy windzie. Melania spojrzała na niego uwodzicielsko. Kiedy znaleźli się w środku, wtuliła się w niego, chociaż w windzie było zupełnie luźno. Sloan nie mógł pozostać na to obojętny. Poczuł gwałtowny dreszcz pożądania. Delikatnie dotknął biodra dziewczyny.
Kolacja? - szepnęła mu do ucha.
Z okazji przeprowadzki? - spytał, patrząc na nią z ironią. — Stajesz się powoli prawdziwym demonem finansów.
Melania przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
Właśnie. Powinniśmy to uczcić - szepnęła i zwilżyła językiem wargi. - Mogę po ciebie przyjechać o ósmej.
Sloan szarpnął się w stronę drzwi. Inni pasażerowie spojrzeli na niego z niesmakiem. Jakaś starsza pani jęknęła, ponieważ nadepnął jej na palce.
To ja mogę przyjechać po ciebie! Dziewczyna roześmiała się.
Wiesz, jesteś niepoprawny.
Obciągnęła żakiet i spódnicę, a on mógł podziwiać z góry jej wspaniałe piersi półukryte w czarnych koronkach biustonosza.
Tak uważasz?
Mhm. Prawdziwy, staroświecki samiec z bagażem przyzwyczajeń i przesądów. Zgrzytnął zębami. Winda zatrzymała się właśnie na parterze. Nawet nie zauważyli, kiedy zostali sami. Sloan przytrzymał ręką zamykające się drzwi.
Pewnie uważasz, że możesz to wykorzystać - powiedział. - Uwieść mnie i porzucić po kilku dniach. Albo, jeszcze lepiej, zjeść jak modliszka. Posłała mu promienny uśmiech.
Nie będę aż taka okrutna - stwierdziła. - Na razie zadowolę się kolacją.
A potem co?
Może romantyczny weekend. Czy byłeś kiedyś w górach Ozark w dorzeczu Missouri? - Pokręcił przecząco głową. - To bardzo blisko. Możemy wynająć pięknie położony domek z kominkiem i niewielką łazienką.
Oczywiście, przedstawisz się jako moja żona. Odwróciła się, nie chcąc pokazać lekko zaczerwienionych policzków.
To nie jest konieczne.
Posłuchaj, laleczko -użył określenia Itty'ego. -Ja jestem tradycyjny chłopak. Wóz albo przewóz. Nie będziemy się bawili w kotka i myszkę.
Melania myślała przez chwilę.
Dobrze, wobec tego przyjedź po mnie o ósmej.
Przecież wiesz, że nie lubię niespodzianek - powiedziała Melania, rozglądając się niepewnie dokoła.
Już dawno wyjechali z miasta. Droga stawała się coraz bardziej kręta. Dziki wiatr hulał po nagich wzgórzach.
To była twoja propozycja - przypomniał jej.
Tak, ale myślałam o weekendzie. I to najlepiej na wiosnę. Mam mnóstwo roboty.
Zatrzymali się przed wielką bramą. W jednym z domków paliło się światło. Sloan chciał wysiąść, ale Melania złapała go za rękę.
Może jednak pojedziemy gdzieś na kolację. Nigdy nie robiłam czegoś takiego. Może rzeczywiście zażądają od nas świadectwa ślubu...
Spojrzał z politowaniem na jej płonące policzki. • - Gdzie podziała się twoja nowoczesność? - zapytał kpiąco.
Skuliła się na swoim miejscu. Nie chciała się pokazywać właścicielowi. Sloan wrócił po chwili z kluczami w dłoni. Wjechali na teren ośrodka.
Powiedział, że jeszcze tym razem nam daruje, ale następnym mamy się zgłosić jako małżeństwo.
Nie kpij -jęknęła. - Jest mi naprawdę głupio.
Zaraz znajdziemy ten cholerny domek, rozpakujemy się i zjemy kolację. A potem... - zawiesił
Potem? - spytała w napięciu.
Oczywiście będziesz mogła mnie uwieść - podpowiedział. - Radziłbym tylko zaczekać do rana z porzuceniem. Inaczej możesz mieć kłopoty z powrotem do domu. - Klepnął kierownicę.
Melania zamknęła oczy. Samochód zatrzymał się po chwili, a Sloan zaczął gładzić ją po głowie. Sama nie wiedziała, jak to się stało. Najpierw trochę ją poniosło w biurze. Potem Sloan to wykorzystał i zamówił domek, o którym wspomniała, a teraz nagle okazało się, że wcale nie jest tak bardzo nowoczesna i że wolałaby nie dopuścić do takiej sytuacji.
Jedno j ą tylko pociągało w tej całej przygodzie. To, że nareszcie będzie się mogła kochać ze Sloanem. Nigdy nie pragnęła go aż tak bardzo. Kiedy jechali przez noc z wiatrem bijącym o szyby samochodu, ten ciemny, wysoki mężczyzna znowu bez reszty zawładnął jej sercem... i ciałem.
Sloan wepchnął jej w ręce torbę z zakupami,
Trzymaj.
Sam sięgnął po niewielką walizkę, którą spakowała w pośpiechu, gdy oznajmił jej, że wyjeżdżają na noc.
Weszli do domku. W środku było dosyć ciepło. Właściciel musiał wcześniej włączyć ogrzewanie. Melania postawiła zakupy na stole przy dwupalnikowej kuchence.
Go dalej? - spytała..
W zasadzie powinniśmy coś zjeść, ale... -Wziął ją w ramiona. Zaczął całować i pieścić.
Poczuła, że brakuje jej tchu.
Ale? - szepnęła.
Wolę się zająć tobą.
Uwolniła się z jego objęć i zerknęła z niepokojem na maleńkie okna. Ciekawe, gdzie jest właściciel? Czy nie podgląda ich przypadkiem? Na szczęście okna miały zamykane od wewnątrz okiennice.
Po jakimś czasie rozpakowali swoje rzeczy. Sloan rozpalił nawet w kominku, przed którym zasiedli z talerzami na kolanach.
Jak się czujesz? - spytał.
Dziwnie. Nigdy nie wyjeżdżałam na randkę - wyznała.
Ja też nie.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyżby kpił sobie z niej w żywe oczy? Ale nie, Sloan był poważny.
Naprawdę?
Mhm. Jakoś żadna nie była tego warta. - Sloan dostrzegł jej zdziwioną minę. - Pewnie myślisz, że miałem setki różnych kobiet. Otóż chciałbym cię zapewnić, że się mylisz.
Naprawdę? - Melania w dalszym ciągu nie wyglądała na przekonaną.
Mhm - mruknął. - Cenię sobie spokój i ciszę.
A co z twoją żoną?
Odstawił talerz i sięgnął po pogrzebacz. Pierwsze polana już się dopalały. Kiedy poprawiał je, w górę buchnął snop iskier.
Wspaniała kobieta - stwierdził bez cienia ironii. - Cierpliwa, wyrozumiała, ładna. Tyle że wcale mnie nie potrzebowała, rozumiesz? Równie dobrze mogła wyjść za kogoś zupełnie innego - powtórzył to, o czym wspominał już dawniej. Melania skinęła głową. Powoli zaczynała rozumieć, o co mu chodzi. Pochylił się, jakby przygniotło go wspomnienie przeszłości. Melania przysunęła się i położyła mu głowę na ramieniu.
Potrzebuję cię - szepnęła.
Ja ciebie też - powiedział. - Dlatego właśnie powinno być nam razem dobrze. Poczuła, że dreszcz przeszył jej ciało. Wiedziała, że Sloan potrafi być wspaniałym kochankiem. Tym razem jednak spodziewała się czegoś wyjątkowego.
Szkoda, że mamy tak mało czasu -wyrwało jej się. Sloan pokręcił głową.
Nie jest tak źle. Możemy wracać dopiero pojutrze - stwierdził. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Co chcesz przez to powiedzieć?
.. - Rozmawiałem z Devereau. Wziąłem urlop dla nas dwojga - wyjaśnił. Rzuciła się na niego z pięściami.
Jak śmiałeś?!
Złapał jej ręce i ścisnął tak, że pochyliła się w jego kierunku. Ich usta się spotkały. Serce Melanii zaczęło bić jak oszalałe. Pragnęła Sloana. Poczuła, że mięknie jak wosk. Jej ręce... Jej ręce zanurzyły się w rozgotowanym ryżu i sosie pomidorowym.
Ojej! Co się dzieje?!
Oblizała dłoń, a następnie udała się do maleńkiej łazienki, żeby zmyć resztki sosu. Po powrocie spojrzała z wyrzutem na Sloana.
Co tu będziemy robić tak długo?- spytała naburmuszona.
Nic. Po prostu mieszkać. Musimy zobaczyć, jak nam będzie razem.
Na razie idzie fatalnie - westchnęła. - Zdaje się, że nie mamy nic do jedzenia. Okazało się, że nie jest tak źle. Udało im się uratować pół porcji ryżu. Pozostałą część musieli jednak usunąć z podłogi. Sloan podrzucił drew do ognia i płomień buchnął z nową siłą.
Co teraz? - spytała, odstawiwszy talerz.
Nie wiesz? - odpowiedział pytaniem, zaglądając jej w oczy. Dziewczyna poczuła, że traci oddech. - To przecież takie proste i oczywiste. Pociągnął ją ku sobie. Melania zrozumiała, że nigdy jeszcze nie byli w takiej sytuacji. Jeśli zgodzi się teraz zostać ze Sloanem, to będzie trochę tak, jakby godziła się na małżeństwo, a w każdym razie - wspólne życie.
Będziemy się kłócić - powiedziała. - Pamiętasz, jak było na ostatnim posiedzeniu?
Pokręcił głową.
W końcu jednak dojdziemy do porozumienia.
Czy Devereau naprawdę zgodził się na ten urlop?
Wyglądał na bardzo zadowolonego.
Sloan przyciągnął ją do siebie. Przez moment nie wiedziała, co się z nią dzieje. Znowu zabrakło jej tchu. Serce biło jej mocno, bardzo mocno. Nawet nie wiedziała, jak to się stało, że rozchyliła wargi w odpowiedzi na pocałunek Sloana. W końcu jednak się opamiętała.
Co robisz? - spytał i dopadł do niej jednym susem. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że dziewczyna znalazła się nagle przy zlewie.
Ktoś przecież powinien... ktoś musi pozmywać. Zanim... zanim... - plątała się. Przytulił się do niej od tyłu i zaczął pieścić jej piersi.
Zostaw to, kochanie - szepnął. - Są ważniejsze sprawy.
Nawet nie pytała, o co mu chodzi. Było to aż nazbyt oczywiste. Odłożyła talerz, a potem wypadki potoczyły się już same. Nie wiedząc jak, uwolnili się od ubrań i runęli w pachnącą lawendą pościel. Oblała ich fala ciepła i czułości.
Jednocześnie poczuli ten najbardziej podstawowy instynkt, który każe ludziom szukać swego dopełnienia. Melania krzyczała z rozkoszy. Sloan dyszał ciężko. Nie mieli pojęcia, jak długo to mogło trwać. Kiedy doszli do siebie, leżeli nadzy na łóżku. Części garderoby walały się po pokoju. Jej biustonosz spoczął, nie wiadomo dlaczego, na kinkiecie.
To niesamowite - westchnął Sloan.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale wyzwalasz moje najbardziej prymitywne instynkty.
Pocałował ją w szyję. Melania aż jęknęła. Nie wiedziała, że wciąż go pragnie.
Myślała, że nagły wybuch namiętności zaspokoił jej zmysły.
Znowu zaczęli się kochać. Tym razem prześcignęli samych siebie. Dziewczyna
wprost szalała z rozkoszy. Zapomniała o kolacji przy świecach i koronkowej
koszuli nocnej, którą chciała zaprezentować Sloanowi.
W końcu oderwali się od siebie. Leżeli dysząc ciężko. Trwało to około pół
godziny. Melania pomyślała, że przy takim tempie straci wszystkie siły.
Wiesz co, wykąp się, a ja przygotuję dla nas coś jeszcze do jedzenia - powiedział, jakby domyślał się, o czym duma. - Jeśli tak dalej pójdzie, to jutro nie będziemy mogli ruszyć palcem.
Melania zaczęła napuszczać wody do wciśniętej pod pochyły daszek wanny. Chciała zamknąć drzwi, ale okazało się, że nie ma w nich klucza. Kiedy weszła do wody, usłyszała ciche pukanie.
Nie! Nie wchodź! Jestem naga!
Dokładnie tak samo, jak przed kwadransem
stwierdził i wszedł bezceremonialnie.
Podał jej kieliszek wina. Lewą ręką zasłoniła piersi, a prawą wyciągnęła przed siebie.
Twoje zdrowie. - Zaczął przyglądać się jej ciału.
W wodzie wyglądasz jeszcze piękniej. Zaczerwieniła się i skuliła w wannie.
Jeśli chcesz, możemy zaraz dokończyć kolację. Albo... - spojrzał na nią głodnym wzrokiem - od-grzejemy ją później.
Później?
Zabrał jej kieliszek i postawił obok swojego na sedesie. Następnie wziął ją na ręce. Melania pisnęła. Ciepła woda zaczęła spływać na podłogę.
Puszczaj, wariacie! - krzyknęła. Pokręcił głową.
Nic z tego.
Zamoczę cię!
Nie szkodzi. Do jutra wyschnę.
Następnego ranka obudziło ją burczenie w brzuchu. Była wyczerpana. Mimo obfitej kolacji, którą zjedli koło północy, czuła głód. Zwlokła się z łóżka i wyjrzała za okno. Deszcz i wiatr. Pogoda ich nie rozpieszczała. Melania wiedziała jednak, że nie przyjechali tu po to, żeby chodzić na spacery. Sloan chciał, żeby nauczyli się żyć razem. Jak na razie sprowadzało się to jednak do serii zupełnie obłędnych aktów miłosnych. Dziewczyna zadrżała, patrząc na szarpane wiatrem drzewa. Sloan otworzył jedno oko.
Zimno ci? Wskakuj natychmiast do łóżka. Westchnęła. Pewnie wcale nie spał i obserwował ją
przez cały czas. Zasłoniła piersi i weszła pod kołdrę. Nocna koszula, z której była tak dumna, leżała ciągle w walizce.
Widziałeś, ile talerzy zebrało się w zlewie? - spytała z wyrzutem.
Jest czas brudzenia talerzy i czas zmywania - stwierdził sentencjonalnie. - Ale jest też czas na to, żeby się kochać.
Nie miałam nawet okazji użyć wczoraj ręcznika -poskarżyła się.
Widocznie go nie potrzebowałaś.
Łóżko zaskrzypiało. Sloan przysunął się do Melanii i objął ją mocno. Dziewczyna nagle odzyskała siły.
Nic z tego -powiedziała, odpychając go delikatnie. - Teraz jest czas zmywania talerzy.
Myliła się jednak. Okazało się, że uczucia zawsze potrafią zepchnąć na dalszy plan zwykłe, codzienne problemy. Kiedy w końcu wstali, poczuli, że są bardzo głodni. Do zmywania wzięli się więc dopiero po śniadaniu. Ale później, gdzieś koło południa, Melania nie wytrzymała i systematycznie posprzątała cały domek.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Sloan zgarnął ze stołu kartki i karteluszki. Włożył je do koperty, którą umieścił w teczce z czarnej skóry. Miał jeszcze parę minut do wyjścia do pracy. Spojrzał na kartkę świąteczną, którą otrzymał niedawno od Danielle. Wychudzony Święty Mikołaj prowadził renifera o psim pysku. Sloan westchnął. Czyżby czekały go jeszcze jedne samotne święta?...
Mimo iż w górach Ozark było im naprawdę wspaniale, Melania nie zgodziła się przeprowadzić do niego. Co najwyżej zostawała u niego czasem na noc. Sloan czuł, że dziewczyna wymyka mu się z rąk. Wciąż była nimfą, tą wspaniałą nimfą, którą znał, ale teraz coraz częściej przypominała nimfę nadąsaną. Sloan nie wiedział, z jakiego powodu.
W pracy spotykali się teraz rzadziej. Mimo to starał się zachować porządek w swoim pokoju. Również w domu zaczął dbać o pewne sprawy. Na przykład wyciskał pastę do zębów od dołu tubki, ponieważ Melania powiedziała, że postępuje mało oszczędnie zostawiając pastę w środku. Sprzątał też częściej niż zwykle i zawsze zmywał, kiedy mieli się spotkać.
Dziewczyna jednak jakby nie dostrzegała tych poświęceń. Wściekała się tylko, kiedy znalazła gdzieś nawet najmniejszy papierek lub odkryła, że zapomniał wyszorować zlew.
Sloan spojrzał raz jeszcze na psi pysk renifera.
Martwiło go to, że Melania rzuciła się z pasją w wir interesów.
Słyszał pan? - spytał go raz Devereau. - Melania znowu upatrzyła sobie jakieś konto. To niesamowite, czego dokonała ta dziewczyna! W tej chwili mam dwóch najlepszych pracowników - dodał, klepiąc go po plecach.
Zapomniał dodać, że jeden się kończy, pomyślał ponuro Sloan. To pewnie przez grzeczność.
Do pracy dotarł nieco później niż zwykle. Miał pecha, Uczył bowiem na to, że spotka się w windzie z Melanią. Wszedł do swojego pokoju i wrzucił do szuflady piętrzącą się na biurku korespondencję. Gdzie może być Melania? Było znacznie lepiej, kiedy miał ją w pokoju obok.
Wyjął z szuflady ciasteczka z firmy Grandma's Nutty Cookies. Otworzył pierwsze z opakowań. Wewnątrz znajdowała się karteczka z sentencją: „Czekaj na uśmiech losu". Zaklął szpetnie. Do diabła, czekał już dostatecznie długo. Zmiął kartkę i sięgnął po następne opakowanie. Wewnątrz znajdowała się nowa sentencja: „Cierpliwością i pracą ludzie się bogacą".
Bogacą! Akurat w tym wypadku nie chodziło mu wcale o pieniądze. Chyba żeby potraktować to przysłowie jako przenośnię. Ostatecznie powiedziano, że żona jest bogactwem swojego męża.
Ale gdzie może być teraz Melania? Czy naprawdę nie ma mu nic do powiedzenia? Postanowił jej poszukać. Jej biuro było zamknięte. Sloan wiedział, że dziewczyna nie mogła się spóźnić, dlatego śmiało ruszył do pokoju Devereau. Miał rację, Melania rozmawiała o czymś z asystentką szefa.
To będzie łatwe - powiedziała Georgette.
Cześć - rzucił.
Melania wyprostowała się i zmarszczyła brwi. Sloan po prostu pożerał ją wzrokiem. Wprost nie mógł oderwać oczu od wycięcia jej dekoltu. Dziewczyna pokraśniała. Przypomniała sobie wspólnie spędzone chwile. Nigdy nie przeżyła czegoś takiego z mężem. Sloan wprost ją zaszokował, kiedy zaproponował, żeby kochali się w wannie. A potem śmiał się z niej, kiedy
okazało się, że wzięła ze sobą turystyczne żelazko. Zacisnęła wargi. - Cześć.
Georgette patrzyła na nich tak, jakby spadli z innej planety. Sloan podszedł do okna i zerknął na zatłoczoną ulicę. Ludzie od rana robili świąteczne zakupy. Wykonał już pierwszy ruch. Teraz pora na Melanię.
Dziewczyna patrzyła, jak Sloan z niepewną miną wychodzi z biura Devereau. Zachowywał się dziwnie, wręcz dziwacznie. Najpierw wszedł do pokoju, przywitał się niezbyt grzecznie, następnie postał chwilę przy oknie i poszedł sobie. Co to wszystko mogło znaczyć? Nie wiedziała i w żaden sposób nie mogła tego wyjaśnić zaintrygowanej Georgette.
Melania złamała kolejny ołówek. Powoli utwierdzała się w przekonaniu, że Sloan nie jest dobrym materiałem na męża.
Szybko skończyła rozmowę i wyszła. Na korytarzu znowu natknęła się na Sloana. Stał na korytarzu i rozmawiał z urodziwą klientką. Biedny chłopak, pewnie nawet nie wie, dlaczego przyciąga te wszystkie kobietki. Nie zauważa też, że ta wysoka Loralee patrzy na niego tak, jakby chciała go schrupać. Melania schyliła się, żeby podnieść ołówek, który upadł jej na podłogę. Sloan nie widział jej. Biała dłoń klientki spoczęła na jego piersi. Melania pomyślała, że Loralee nie ma do niego żadnego prawa. To ona powinna go zdobyć, a potem zawieźć na jego wymarzoną farmę w Iowa.
Wysoka kobieta przysunęła się trochę do Sloana. Melania chrząknęła. Wstała i zadarła nosek najwyżej, jak tylko umiała. Sloan w dalszym ciągu jej nie dostrzegał. Pomyślała, że chyba się wścieknie. Chociaż w scenie, którą oglądała, nie było nic nagannego, wyczuła głęboki erotyzm całej sytuacji. Loralee patrzyła na Sloana tak, jakby chciała powiedzieć „bierz mnie". Melania chrząknęła po raz drugi. I nagle zobaczyła sprawę od innej strony. Jej ukochany, jej przyszły mąż, potrzebował pomocy! Sloan rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego, jak traktują go kobiety. Dlatego na tyle im pozwalał. Był staromodnym, nie uznającym równouprawnienia facetem! Loralee otarła się biustem o dwurzędową marynarkę. Sloan nie zwrócił na to uwagi. Udaje, na pewno udaje, pomyślała Melania. Po prostu wydaje mu się, że to przypadek, że kobiety nie postępują w ten sposób. Złamała z trzaskiem kolejny ołówek. Musi zdecydować. Teraz albo nigdy. Melania uniosła teczkę z dokumentami jak tarczę. Zrobiła parę niepewnych kroków w stronę zajętej rozmową pary.
Przepraszam - powiedziała.
Brwi Sloana uniosły się do góry. Loralee nawet na nią nie spojrzała.
Przepraszam państwa - powtórzyła Melania i ruszyła w ich stronę zdecydowanym krokiem.
Roztrąciła gawędzącą dwójkę, a następnie, nie oglądając się, pospieszyła do swego pokoju. Zrobiło jej się głupio. Po pierwsze, postąpiła jak walcząca o swoje prawa samica. Sloan może odebrać to zbyt jednoznacznie. Po drugie, niczego w ten sposób nie osiągnęła. Przecież zaskoczona para powróci teraz do przerwanej gry miłosnej. Chciało jej się płakać. Weszła do siebie i zaniknęła "drzwi na klucz.
Okazało się jednak, że akcja nie była całkiem bezskuteczna. Na ekranie jej komputera pojawił się napis: „Proponuję wspólną kolację lub tańce".
Dziewczyna rzuciła się do klawiatury. Szybko wystukała odpowiedź: „Nie, chcę porozmawiać. Szybko. Chodźmy razem na lunch". „Zgoda".
W chwilę później zastanawiała się, czy dobrze zrobiła. Nie może przecież działać pod wpływem impulsu. Musi się poważnie zastanowić, czy chce być żoną Sloana. Przecież jeszcze przed kwadransem uważała, że on nie nadaje się na męża.
Nagle przypomniała sobie wysoką klientkę.
Do diabła, miałam dosyć czasu - wymamrotała pod nosem.
Zjawiła się u niego wpół do dwunastej, okutana w ciepłe palto, które wyciągnęła poprzedniego dnia z pawlacza. W dłoni miała wielki bukiet czerwonych róż.
Dla ciebie - powiedziała, podając kwiaty zdziwionemu mężczyźnie.
Naprawdę? - spytał.
Mają kolce. Tak, jak ja - dodała po chwili. Sloan patrzył niepewnie to na nią, to na róże. Nie
potrafił ukryć zaskoczenia.
Co mam z nimi zrobić? - spytał.
Co chcesz - powiedziała. - Przecież należą do ciebie.
Wziął ją w ramiona i zaczął całować. Cieszył się jak dziecko. Nagle zrozumiał, ze stało się coś ważnego, czego kwiaty są tylko sygnałem.
Zaraz poproszę o jakiś wazon - powiedział, wybiegając na korytarz. - Zaczekaj chwilę.
W czasie lunchu często dotykał jej dłoni. Pocałował ją też parę razy w trakcie rozmowy. Jednak nie naciskał. Czekał, aż ona sama powie to, co ma do powiedzenia.
Czy chcesz, żebym z tobą została? — spytała w końcu. Poczuł, że brakuje mu tchu. Nareszcie ziściły się jego marzenia.
A czy ty chcesz zostać? Skinęła głową.
Tak.
Sloan skoczył na równe nogi i ku zdumieniu wszystkich, nie wyłączając kelnerów, którzy przecież niejedno wiedzieli, porwał dziewczynę na ręce.
W sobotnie popołudnie „chałupa" Itty'ego rozbrzmiewała taneczną muzyką. Pod wielką rękawicą baseballową, zrobioną z marcepanu i lukru, pojawiały się różne dziwne typy. Jeden z gości, zabawny mały człowieczek, podwinął nawet rękawy marynarki, żeby zademonstrować zebranym wspaniałą kolekcję szwajcarskich zegarków. Jak się okazało, siedział z Rogalikiem w jednej celi.
Sloan ani na krok nie odstępował Melanii. Czuł, że walka o rękę dziewczyny jeszcze się nie skończyła.
Mama doskonale radzi sobie z zawodowymi szulerami - stwierdziła, patrząc, jak Delilah po raz kolejny wykłada karty. - Nic tu po nas. Idziemy do domu.
Ale przecież to nasze przyjęcie zaręczynowe - zauważył. - Ci ludzie przyszli tu dla nas.
Spojrzała na niego kpiąco.
Tak sądzisz? - Itty wniósł właśnie całą górę wołowiny z rusztu. Zgłodniali goście rzucili się na mięso. - Wygląda na to, że doskonale sobie radzą bez nas.
A rękawica? - Wskazał ozdobę z lukru i marcepanu.
Zjedzą i ją - odparła. - Itty obiecał, że na weselu będzie większa. Naprawdę nie wiem, jak mu to wyperswadować.
W drodze powrotnej Sloan przemyślał sobie sprawę wymarzonej farmy w Iowa. Stwierdził, że chyba jej jednak nie kupią. Melania jest zbyt delikatna i wrażliwa, by zamieszkać na wsi. Będą za to mieli dużo dzieci...
Później, kiedy znaleźli się już w łóżku, chciał o tym porozmawiać, zaskoczyła go jednak dziwna mina dziewczyny.
O co chodzi? - spytał, tuląc Melanię do siebie. Nie opierała się. Wręcz przeciwnie. Czuł wyraźnie, że
go pragnie. Słyszał krótki, urywany oddech, który stanowił zwykle preludium ich miłosnych igraszek.
Nic takiego - próbowała zbagatelizować sprawę.
Pewnie chodzi ci o farmę. Musisz wiedzieć, że już z niej zrezygnowałem. Melania poruszyła się. Nic jednak nie powiedziała. Odniósł wrażenie, że trapi ją coś jeszcze.
Będziesz oczywiście mogła pracować - zapewnił. - Wynajmiemy najwyżej jakąś nianię.
Pocałowała go w szyję, a potem przytuliła się. Poczuł na twarzy jej gorący oddech. Krągłe piersi przywarły do jego ciała.
O Boże! Sloan, kocham cię tak bardzo, że już na niczym mi nie zależy! Naprawdę na niczym! To takie nowe uczucie. Zaczynam bać się siebie. Zaczął ją tulić i całować. Nie wiedział, że stacją na takie poświęcenie. Teraz zrozumiał, że jak połówki ze starej legendy stali się jednym.
Moja kochana - szepnął.
A potem zespolili się w sposób doskonały. Sloan rzucił się na nią i obsypał ją pełnymi pasji pocałunkami. Melania nie pozostała mu dłużna. Kochali się tak, jakby robili to po raz pierwszy.
Pieszczoty Sloana działały na nią hipnotycznie. Czuła, że traci kontakt z rzeczywistością. Teraz, kiedy oddała mu się duszą i ciałem, jej wyzwolone zmysły pokazały nareszcie, co może oznaczać prawdziwa miłość. Taka, której nie dzieli się na fizyczną i duchową.
Oboje byli zaskoczeni, ale też bardzo, bardzo szczęśliwi. W końcu Sloan niechętnie wypuścił ją ż objęć. Leżeli przez chwilę, próbując złapać dech.
Żono - szepnął do niej w końcu.
Mężu - odpowiedziała mu.
Cztery miesiące później weszli razem do budynku, w którym mieściło się biuro Standards Elite. Sloan miał na nogach dwie skarpetki w tym samym kolorze. W dłoni trzymał czarną dyplomatkę. Melania włożyła seksowny kostium, który podkreślał, że pracuje w finansach, nie ukrywając, iż jest kobietą. Jednak oboje uważali, że najlepiej prezentują się nadzy pod olbrzymim baldachimem łoża Melanii. Sloan nawet nie protestował, kiedy dziewczyna zdecydowała się przenieść łoże do jego domu. Przypominało mu ono czasy narzeczeńskie i dostarczało wciąż nowych podniet. Mieli już za sobą ślub i przygotowane przez Itty'ego wesele. Wzięła w nim udział cała rodzina, łącznie z Danielle, która pełniła rolę druhny. Z tej uroczystości zostały im miłe wspomnienia i zdjęcia. Na jednym z nich widać było wielki tort z figurką młodej pary na szczycie. Melania, jak zwykle, postawiła na swoim.
Wszyscy zdziwili się, kiedy zdecydowali, że miesiąc miodowy spędzą w górach Ozark. Itty chciał ich nawet od tego odwieść, proponując Europę lub Hawaje. W końcu Delilah poprosiła, żeby dał im spokój.
Właśnie w czasie tego miesiąca zdarzyło się coś, co uszczęśliwiło oboje. Co prawda Melania gorzej się teraz czuła i nie mogła pić alkoholu, jednak oboje z radością oczekiwali na mające nastąpić zmiany. Zresztą, podobnie jak reszta rodziny, a zwłaszcza mała Danielle i El Lobo, który na wieść o ciąży Melanii ogłosił oficjalnie, że szuka żony. Miał jednak duży wybór i stwierdził, że znalezienie odpowiedniej kandydatki zajmie mu sporo czasu. Melania i Sloan weszli do swoich pokojów i rozpoczęli pierwszy dzień pracy. Oboje byli ciekawi, jak im pójdzie. Do tej pory wspólne życie przedstawiało się różowo. Nawet lepiej niż wtedy, gdy wyjechali razem. Gdzieś wyparowało z nich całe napięcie, Byli cierpliwsi i bardziej dla siebie wyrozumiali. Co prawda zdarzały im się kłótnie, ale, jak przepowiedział kiedyś Sloan, łatwo dochodzili do porozumienia.
Melania na początku nie mogła się skupić na pracy. Wciąż myślała o farmie w Iowa.' Sloan nie mówił już o niej, ale wiedziała, że nie potrafi przestać o niej myśleć. Gdyby popracowali jeszcze trochę, mogliby tam otworzyć własne biuro doradcze. W ten sposób wilk byłby syty i owca cała. Postanowiła, że powie o tym Sloanowi w czasie lunchu.
Przyszedł po nią punktualnie o dwunastej. Wręczył kwiaty i pocałował delikatnie.
Jak się czujesz? - spytał.
Dziewczyna dotknęła brzucha. Ciąża nie była jeszcze widoczna.
Kocham cię - powiedział, patrząc jej w oczy.
Uśmiechnęła się i pomyślała, że nareszcie znalazła kogoś na całe życie. Nie mogła uwierzyć, że Sloan, którego brała za podrywacza, okazał się kimś tak staromodnym i... wspaniałym.