Język
nawrócenia to język miłości
czyli
trzy refleksje na temat spowiedzi świętej
Wielki Post jest okazją, by po raz kolejny postawić sobie pytanie, o co chodziło Panu Jezusowi, gdy ustanawiał Sakrament Pokuty i Pojednania: "Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20, 23). Jak często korzystać z tego Sakramentu? Jak się spowiadać, aby to zmieniało nasze życie?
W
poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania pomógł mi fragment listu,
który napisała do mnie pewna katechetka:
"Zauważyłam,
że dzieci klas piątych, które uczę, zaczynają - po roku, dwóch
latach gorliwości - powoli zaniedbywać regularną Spowiedź Świętą.
Po kilkukrotnym podjęciu tego tematu na lekcji postanowiliśmy
wspólnie, aby zaprosić jakiegoś księdza, przed którego
konfesjonałem prawie zawsze tworzyły się kolejki, nawet, gdy inni
spowiednicy obok odmawiali brewiarz. Wybrany kapłan chętnie
odwiedził naszą lekcję i... pierwsza część zajęć była
zupełnie nieudana, dzieci i ksiądz mówili innym językiem: dzieci
pytały co jest grzechem i dlaczego, a ksiądz mówił o przyjaźni
Pana Jezusa; dzieci wyrażały zniecierpliwienie, że regularne
spowiadanie się nie przynosi skutku, a ksiądz na to o miłości,
dla której zbędne są przepisy. Wreszcie jeden z uczniów, wcale
nie najzdolniejszy, powiedział spokojnie: TO WSZYSTKO DLATEGO, ŻE
MYŚMY SIĘ SPOWIADALI, A NIE SPOTYKALI Z PANEM JEZUSEM".
Odkrycie na pewno jest fundamentalne. W tym temacie zadziwiający jest jednak fakt, że nie wystarczy usłyszeć o tym odkryciu: trzeba go dokonać samemu. W naukach przyrodniczych trzeba wierzyć na przykład geodetom, by nie mierzyć "odręcznie" wysokości tatrzańskich szczytów czy Kopernikowi, by nie powtarzać w nieskończoność jego obliczeń. Ale w zakresie życia duchowego zauważamy niezmiennie ten fenomen, że doświadczenia innych pomagają nam, ale nie zastępują doświadczeń własnych. Warto jednak opowiadać o takich odkryciach, bo uważne śledzenie tego, co bliźni opowie o swej drodze, może mnie mobilizować, przyspieszać mój rozwój.
Od samego początku widzimy, że przebaczenie i wezwanie do zmiany są ze sobą ściśle złączone. Pan Jezus powtarzał znane nam słowa: "Idź i nie grzesz więcej". Spełnienie tego polecenia jest możliwe, bo Sakrament Pokuty i Pojednania to przede wszystkim spotkanie z miłością Ojca. Nie można kłaść nacisku na formalną stronę Sakramentu: pewne sformułowania zostały ułożone, abyśmy nie zapomnieli o tym, co najważniejsze, uczyliśmy się na katechezie pięciu warunków ważnej Spowiedzi, ale spowiadanie się nie miałoby sensu, gdyby przez Krzyż i śmierć Jezus nie wysłużył nam przebaczenia.
Postanowienie poprawy
Z przypowieści ewangelicznych wynika, że nie tylko wyznanie grzechów i rozgrzeszenie są tutaj istotne. Nawrócenie to proces, który składa się z wielu decyzji, każdego dnia dobrze przeprowadzony rachunek sumienia wskaże coraz to nowsze sprawy do naprawienia. Podobnie jak przy pracy rzeźbiarza: nie wystarczy w skale czy pniu drzewa zobaczyć oczekiwanego kształtu, trzeba mozolnie wykuć zarys, potem coraz to drobniejsze, subtelniejsze szczegóły. Poza tym każdy chciałby widzieć efekty swego wysiłku, nikt nie lubi robić czegoś bezowocnego, bezsensownego.
Spotkanie
z Jezusem Chrystusem jest spojrzeniem w oczy pełne miłości. On
chce nas podnieść, podtrzymać, również pokazać, że Jego łaska
jest skuteczna, gdy tylko pozwolimy Mu działać.
Warto zatem,
w ramach Sakramentu Pojednania, omówić zarówno zwycięstwa jak i
porażki naszej pracy wewnętrznej.
Na pewno trzeba zadbać,
aby dostrzeganie zwycięstw nie rozbudzało pychy, konieczna jest
świadomość, że wszelkie osiągnięcia mają swe źródło w Panu
Bogu, bo On daje przebaczenie, On napełnia nas siłą do walki.
Zauważmy
jeszcze, że przy okazji Spowiedzi św. sensowne jest nazwanie nie
tylko konkretnych grzechów, ale także - a może przede wszystkim -
złych skłonności, wad, stałych upadków, tego, co innym
najbardziej zatruwa życie. Można przy pomocy spowiednika wybrać
sobie oprócz ogólnego postanowienia poprawy szczegółowe
postanowienie, np. zobowiązanie do codziennej lektury Pisma św.,
walkę z niepunktualnością czy jak najczęstsze kierowanie myśli
ku Panu Bogu podczas biegu dnia. Niektórzy katecheci przygotowując
dzieci do I Komunii św. uczą nawet takiej formuły:
"...
serdecznie żałuję, postanawiam poprawę, szczególnie z...".
Jeśli tak pokieruję swą pracą wewnętrzną, to mogę
rozpocząć następną Spowiedź od zdania: "Od ostatniej
Spowiedzi św. pracowałem szczególnie nad np. nieokazywaniem
niechęci... Udało się to w takim stopniu... Poniosłem porażkę,
bo...".
Każdy w życiu walczy: niektórzy z innymi (ci są
zawsze zgorzkniali i zbuntowani), a niektórzy z samym sobą (ci są
coraz szczęśliwsi i pełni Bożego pokoju).
Czy
grabarz może pomóc w spowiedzi?
(WALKA O SKUTECZNOŚĆ
SPOWIEDZI ŚWIĘTEJ)
Wracając
przed paru laty ze spotkania Kręgu Rodzin szedłem drogą świeżo
pokrytą nietrwałym śniegiem. Pod nim była rozmiękła, błotnista
maź, a jeszcze głębiej ślad ostrych mrozów: ziemia jeszcze
zamarznięta, twarda jak lód, niewchłaniająca wody.
Jest to
chyba trafnie sporządzony przez przyrodę obraz człowieka, który
Sakrament Pokuty i Pojednania przeżywa powierzchownie -
rozgrzeszenie przynosi oczyszczenie, ale pod świeżością
przebaczenia właściwie nic się nie zmieniło. Jest błoto, na
którym łatwo się przewrócić, a pod spodem twarda gleba, na
której nic nie urośnie, a już na pewno nie przyniesie owoców.
A jednocześnie jest w człowieku naturalna tęsknota za tym, aby Spowiedź Święta była owocna. Nawet niektórzy zniecierpliwieni nieskutecznością Spowiedzi w ogóle z niej rezygnują. Tymczasem trzeba by było zacząć od zupełnie innej strony.
Warto
na początek przypomnieć sobie prawdę, że Pan Bóg świat stworzył
i od Niego pochodzi "instrukcja obsługi świata". Pytając
o Boży zamiar jaśniej widzimy przeznaczenie każdego stworzenia.
Starając się odkryć prawa nadane światu być może unikniemy
bezmyślnego nadużywania rzeczy stworzonych, niszczenia piękna
ukrytego we wszystkim, co nas otacza. Grzechem jest każde
przekroczenie Bożego planu, każda własna "poprawka" do
Jego dzieła. Ostatecznie grzech jest zawsze krzywdą dla świata,
nawet, jeśli nie od razu widzimy tragiczne skutki danej myśli,
słowa albo czynu. Co gorsza, grzech jest zawsze krzywdą, którą
człowiek sam sobie wyrządza. Jeszcze raz powtórzmy: Pan Bóg chce
nas obdarować miłością i zaprasza każdego do wiecznego
przebywania w Jego domu. Zatem grzech, czyli sprzeciwienie się woli
Bożej, jest co najmniej zatrzymaniem w drodze do zbawienia, a
niekiedy nawet skierowaniem się w zupełnie innym kierunku.
Nie
bez powodu w aktualnym nauczaniu kładzie się nacisk na takie
rozumienie grzechu, wielu bowiem ludzi, którzy uważają się za
wierzących, nazywa grzechem jedynie bezpośrednie złamanie
przykazań, niektórzy jeszcze bardziej to zawężają twierdząc,
jak poganie, że grzechem jest jedynie to, co szkodzi konkretnemu
bliźniemu.
Użyjmy tu porównania: pierwszym zadaniem lekarza, do którego zgłasza się chory, jest diagnoza: odróżnienie rodzaju choroby, nazwanie jej i potem opracowanie planu leczenia. Lekarz nie ma prawa stwierdzić, nawet poparty wieloma autorytetami medycznymi, ekonomicznymi czy politycznymi, że np. od dziś gruźlica nie jest chorobą. Chorobą ciała jest to, co szkodzi ciału, chorobą ducha - to, co degraduje godność człowieka jako dziecka Bożego. Człowiekowi nie wolno samemu określać, co jest grzechem, a co nim nie jest - byłoby to przypisywanie sobie praw Pana Boga. Orędzie Ewangelii i nauczanie Kościoła dość przejrzyście określają zło i dobro, a zadaniem człowieka jest przykładanie swoich zachowań do tych kryteriów. Gdy już mamy za sobą uporządkowanie nauki o grzechu to łatwiej zrozumieć dwa warunki ważności Sakramentu Pokuty i Pojednania: żal za grzechy i postanowienie poprawy.
Jeśli przez akceptowanie złych myśli i spojrzeń, nieopanowane zniecierpliwienie, pożądliwe marzenia, bezmyślnie wypowiedziane słowa i tym podobne zachowania poniżam swoją godność, to łatwiej mi żałować i z większą gorliwością opracuję konkretne kroki prowadzące do zmiany postaw.
Warto
też zauważyć, że większość grzechów, jakie dostrzegamy w
swoim życiu, zaczyna się w głębi serca ludzkiego.
Nie
wystarczy zatem stwierdzić, że przekleństwo pojawiło się na
moich ustach, trzeba zadać pytanie - dlaczego, czy jestem zbyt
zmęczony, bo nie umiem odpoczywać, czy nie mam odwagi zwrócić
uwagi komuś, kto źle postępuje i ogarnia mnie bezsilność, czy po
prostu nie ćwiczę opanowania.
Nie wystarczy zauważyć, że
zaniedbałem modlitwę, trzeba zastanowić się nad pytaniem czy źle
organizuję czas, mam niewłaściwą hierarchię wartości czy wręcz
lekceważę Pana Boga - a to już dużo poważniejsza sprawa.
Po takich odkryciach moim zadaniem jest ułożenie konkretnego planu pracy. Gdy podczas Spowiedzi Świętej zadaję pytanie: "Jak będziesz walczył z tym grzechem?" - zwykle spotykam się ze zdziwieniem. A przecież wszyscy wiemy, że praca nad postawami człowieka wobec innych ludzi i wobec wydarzeń jest zwykle długa i wymaga cierpliwości. Niech to będzie chociaż na początek przepraszanie Pana Boga w sercu za każde niewłaściwe słowo, za każdą próbę ominięcia prawdy. Na zakończenie przytoczę zdanie pewnego grabarza, który w najostrzejszy mróz miał wykopać grób i w wybranym miejscu rozpalił ognisko: "Z tą ziemią jest jak z duszą ludzką: wiele godzin musi się na niej palić ogień Bożej Łaski, aby się dało kopać głębiej".
Wdzięczność w drodze do nawrócenia
Wiemy, że człowiek jest całością, jednością, nie można po części służyć Panu Bogu, a po części z Niego drwić, jeśli lekceważymy Jego wolę, to decydujemy, że On nie ma racji. Przerażające jest uświadomienie sobie, że "zapłatą za grzech jest śmierć" (Rz 6, 23). Spojrzenie na siebie w świetle Bożej Miłości nazywamy rachunkiem sumienia. Rachunek sumienia to nie jest jedynie zestawienie win. Musimy "wyjechać z tej koleiny duchowej", bo przecież każde odłączenie się od Boga jest oderwaniem się od życia.
Myślę,
że najciekawszą propozycję rachunku sumienia pozostawił
Kościołowi święty Ignacy Loyola, założyciel jezuitów. Zauważa,
że wszystko, co myślimy lub mówimy o Panu Bogu powinno się
zaczynać od wdzięczności, a zatem najpierw powinienem dziękować
Panu za wszystko, czym mnie obdarował, za dar życia, za otwarcie
drogi do zbawienia, za piękno świata i wszystkich ludzi, którym
cokolwiek w życiu zawdzięczam, ale również za dary, które
przegapiłem, które zlekceważyłem albo wręcz zmarnowałem.
W
świetle Bożej dobroci każdy grzech pojawi się jako
niewdzięczność, ale jednocześnie może zrodzić pragnienie
wdzięczności.
Ks. Zbigniew Kapłański