Jacek Tittenbrun
Z deszczu pod rynnę. Studium polskiej prywatyzacji [3-ost.]
WYBRANE DODATKI DO PENSJI
Jaki
procent firm oferuje poszczególne bonusy dla swoich czołowych
menedżerów:
TELEFON KOMÓRKOWY – 97%
BADANIA MEDYCZNE –
72%
PRENUMERATA GAZET I CZASOPISM – 66%
LEKCJE JĘZYKA
OBCEGO (Z PRYWATNYM NAUCZYCIELEM) – 55%
KOMPUTER DO PRACY W
DOMU – 55%
SZKOLENIA (NP. MBA) – 52%
SPORT I ROZRYWKA
(OPŁACANE PRZEZ FIRMĘ) – 38%
RABAT NA PRODUKTY FIRMY –
34%
OPŁATY ZA MIESZKANIE (WYNAJEM, CZYNSZ) – 24%
POŻYCZKA
OD FIRMY – 17%
URLOP PŁATNY PRZEZ FIRMĘ – 10%
RYCZAŁT
NA UBRANIA – 7%
RYCZAŁT NA OPIEKĘ NAD DZIEĆMI – 7%
SŁUŻBA
(NP. OGRODNIK) – 7% [gw 23.8.99]
Owe rozwarstwione płace są ponadto utajnione, co dodatkowo podnieca wyobraźnię i poczucie krzywdy. Oliwy do ognia dolewają przejawy luksusowego życia kadry zarządzającej, w pierwszym rzędzie ekskluzywne samochody, których coraz więcej zaczyna pojawiać się przed budynkiem dyrekcji. Takie spektakularne zjawiska prowadzą do żywiołowej świadomości kapitalistycznego wyzysku. Ukazuje to reakcja robotników Polamu na fakt otrzymania przez zarząd pięć nowych peugeotów: “To dzięki naszej krwawicy rozbijają się luksusowymi wozami.”
Robotnik z jednego z przedsiębiorstw omawianej kategorii nie pozostawia złudzeń co do tego, gdzie przebiega linia konfliktu klasowego: “Jest duża niezgoda między kadrą kierowniczą a pracownikami produkcji. Oni zakładają ręce do tyłu i spacerują i zarabiają do 10 milionów, a my ciężko pracujemy i dostajemy po 2 lub 3 miliony.” Zarówno sama ta obiektywna sytuacja, jak i jej robotnicza ocena powtarza się z niemal nużącą dokładnością; robotnicy powszechnie stwierdzają, że “kierownictwo różnych szczebli zarabia bardzo dużo. Płace pracowników natomiast tylko nieznacznie wzrosły.” Ocena zatem, np. żądania uczestników prawie dwumiesięcznego strajku w Fiat Auto Poland, by ich zarobki odpowiadały płacom we włoskich zakładach Fiata, bądź też pozostawały w jakiejś relacji do ceny samochodu, jako należącego do kategorii postulatów “mających z założenia niewielkie szanse realizacji” [Przemiany 2/96] pomija fakt, iż robotnicy domagali się jedynie tego, aby właściciel zakładu zastosował w stosunku do nich te same kapitalistyczne zasady wynagradzania, jakie zagraniczni właściciele generalnie stosują wobec zatrudnionej w Polsce kadry menedżerskiej.
O uporczywości robotników w tej materii świadczy akcja z początku czerwca 2005 r., w której około stu związkowców z NSZZ “Solidarność” pikietowało w czwartek przez godzinę główne wejście do Fiata Auto Poland w Tychach. Domagali się przede wszystkim podwyżek płac oraz poprawy dialogu pomiędzy pracodawcą a związkami zawodowymi. Związkowcy, między innymi z FAP, Huty Katowice i Opla skandowali, m.in. “Nie chcemy być pracownikami drugiej kategorii”, “Godnej pracy, godnej płacy” i “Dlaczego zarabiamy jedną trzecią tego, co Włosi?”
Zdaniem związkowców, płaca zasadnicza pracowników koncernu i spółek kooperujących jest bardzo niska. “Kiedy przejmowali nas Włosi, to obiecywali, że zarobki będą nie niższe niż w głównej fabryce. Teraz – powiedział Andrzej Lityński z firmy Powertrain w Bielsku-Białej – zarabiam jednak o wiele mniej”.
“Jeżeli się nie pozbieramy, to takie molochy jak ten zepchną nas na margines. Fiat przejął majątek FSM niemal za darmo. A teraz, kiedy – powiedział podczas pikiety szef podbeskidzkiej “Solidarności” Marcin Tyrna – zanotował dobry wynik finansowy, to odmawia podwyżek, tłumacząc to recesją we Włoszech. Nie ma na to zgody” [pb 3.6.05].
Podobne jak wyżej kryterium będące w istocie milczącym odwołaniem się do koncepcji zbiorowej – w tym wypadku gałęziowej – własności siły roboczej można dostrzec w żądaniu podwyżki płacy zasadniczej o 15%, z jakim wystąpili w lutym 2004 r. związkowcy z Solidarności do dyrekcji Fiata Auto Poland wszczynając spór zbiorowy.
Zdaniem związkowców, kondycja finansowa spółki uzasadniała podwyżkę. szefowa Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność FAP, Wanda Stróżyk, stwierdziła: “Pracownicy są wykorzystywani maksymalnie, a firma ma duże zyski”.
Tymczasem “od wielu lat nasze wynagrodzenia niekorzystnie kontrastują z płacami zatrudnionych w innych spółkach samochodowych w Polsce. Zwłaszcza zarobki pracowników fizycznych nie zostały urealnione”. ; .
Odbierane przez robotników jako niesprawiedliwe dysproporcje płacowe zaogniane są przez inne cechy nowo zaprowadzanych kapitalistycznych stosunków, w tym takie, które odzwierciedlają ich zagraniczną proweniencję; “wrogość między robotnikami huty Lucchini a zarządem i dużą częścią włosko-polskiego nadzoru” miała za przyczynę, m.in. “zły stosunek niemałej części kierownictwa do pracowników, którego źródło tkwiło z kolei, m.in. w fakcie, iż “Włosi – młodzi ludzie z pięknego, ale prowincjonalnego miasteczka Brescia, którym powiedziano, że mają uczyć Polaków europejskiej kultury pracy, poczuli się jak kolonizatorzy wśród barbarzyńców.” O tym, że postawa paternalizmu i imperializmu kulturowego nie jest jakoś szczególnie geograficznie uwarunkowana świadczą kolejne przykłady. “PepsiCo to firma potężna, światowa, ale wyobrażenie Amerykanów było z grubsza takie, że przychodzą do słowiańskiej dziczy i będą tu dyktowali swoje prawa.” W podobnym duchu wypowiada się robotnik zakładu przejętego przez jeszcze inny narodowościowo oddział burżuazji: “Znając Polskę jako kraj biedny, Duńczycy traktowali nas na początku jak głupi naród, który niczego nie potrafi.”
Nie byłoby zatem nic błędniejszego, jak interpretowanie antagonizmów klasowych między klasą robotniczą a zagranicznymi kapitalistami – i ich w dużej części również należącymi do [produkcyjnej] burżuazji lokalnymi agentami – w kategoriach narodowych. Podstawowe źródło tych antagonizmów leży w określonym układzie stosunków własnościowych i klasowych, niezależnych od takiego lub innego etnicznego czy środowiskowego pochodzenia jego uczestników.
Poniższe opisy dotyczą przedsiębiorstw przejętych przez przecież nie italskich kapitalistów: “Atmosfera w zakładzie jest trudna do wytrzymania. Z jednej strony dyscyplina i kontrole, z drugiej rozdrażnienie pracowników, nieufność, szerzy się lizusostwo i donosicielstwo. Dyrekcja stara się przeciwstawiać jedną grupę pracowników drugiej”. Jednobrzmiąca jest ocena robotnicy z FSO: “Stosunki w pracy są bardzo złe… Doszło do tego, że ludzie donosić zaczęli.” Wtóruje jej ślusarz z tego samego zakładu, skarżący się na złe kontakty międzyludzkie w pracy: “Teraz każdy boi się każdego”. Oczywista jest funkcjonalność tej na wpół nieformalnej kontroli społecznej z punktu widzenia kapitalistycznych właścicieli. Odkąd w FSO są Koreańczycy, dyscyplina pracy wzrosła niepomiernie. Nie to, że pijaństwo, ale kac na terenie zakładu może skończyć się wylaniem z roboty. Koledzy potrafią o tym donieść kierownikowi [rz 29.8.98].
Chociaż w rozpisanej przez zakładową komisję “Solidarności” ankiecie, w której spytano załogę, czy jej oczekiwania po trzech latach się spełniły, 90% odpowiedziało: nie., to Koreańczykom udało się przeżyć trzy lata bez jednego strajku. Nie wszędzie jednak – czego, m.in. doświadczyli właściciele tego samego Daewoo – taki pokój klasowy dało się utrzymać.
Opór robotników przeciw kapitalistycznym praktykom prowadzi, jak w hucie Lucchini, do rozkręcającej się spirali konfliktów kulminującej w otwartym buncie, którego ostrość nie bez powodu przypomina w wielu momentach omawiany w rozdziale 21 strajk w wałbrzyskiej Porcelanie. Analogie do sytuacji w Porcelanie można odnaleźć po obu stronach konfliktu: w postępowaniu właściciela, które obok elementów wzmiankowanych już wyżej zamanifestowało się, np. w tym, iż – mówiąc słowami jednego z przedstawicieli załogi – “Jak tylko Włoch przyszedł, to kazał zalutować boczne bramy. Przez jedną jak człowiek wyszedł, to zaraz po drugiej stronie ulicy miał przychodnię zakładową. Jak brama zamknięta, trzeba nakładać parę kilometrów. Włoch uważał, że jak będzie jedna brama, to łatwiej upilnuje ludzi, żeby nie kradli… Poczuliśmy się, jak obiboki, pijacy, złodzieje.” W sierpniu 1994 r., poza normalną strażą przemysłową wprowadzono w Hucie “Lucchini Warszawa” włoską spółkę ochroniarską, która wewnątrz zakładu dozoruje robotników w czasie pracy, uzbrojona w pałki, kajdanki i broń palną [Staszyński, 1997, s.36]. Fakt iż podobne antyrobotnicze cechy stosunków pracy są konsekwencją stosunków własności, a nie narodowościowych ilustruje przykład fabryki kupionej przez koncern International Paper, w której pracowników, według relacji robotnic z sortowni, tak się traktuje: “Przekraczasz bramę zakładu, patrzą na ciebie jak na pijaka, wychodzisz, widzą w tobie złodzieja… W czasie kontroli poszturchują, przytrzymują za rękaw, zaglądają wszędzie.”
Wymownym świadectwem stanu stosunków przemysłowych w spółkach należących do kapitału obcego może też być przykład rzeszowskiej fabryki żywności dla dzieci Alimy Gerber, koncernu Novartis, w której wypowiedzenia 169 osobom wręczono w asyście ochroniarzy [nie 50/02].
Paraleli między sytuacją w Porcelanie a tą w hucie Lucchnini można się też doszukiwać w desperacji załogi przejawiającej się, m.in. w posunięciu się do tak drastycznej formy protestu, jaką jest strajk głodowy czy w sile emocji skierowanych przeciwko wrogowi klasowemu, co może ilustrować ostrzeżenie jednego z przewodniczących komitetu strajkowego pod adresem włoskiego zarządu: “na teren zakładu lepiej niech nie wchodzą, bo wątpię, czy komitet strajkowy byłby w stanie zagwarantować im bezpieczeństwo”. Robotnicy miotali obelgi na “Włocha”, przygotowali toporek wbity w pień.
Siłę tych resentymentów ukazuje połowiczność postrajkowego stanu; trzy tygodnie trwało dochodzenie do zgody, której wprawdzie od tamtej pory nikt nie naruszył. Zarząd informuje związki o zamiarach i uzgadnia decyzje, które dotyczą pracowników, związki natomiast biorą na siebie sprawę spokoju społecznego. Jednak o trwałości tego klasowego rozejmu można by mówić, gdyby pracownicy identyfikowali się ze związkami. Tymczasem ludzie w hucie mówią, że od tamtej zgody związki są częścią administracji biurowej [rz 19.8.00].
Podobnie też jak protest wałbrzyski odzwierciedlał ogólniejsze cechy konfliktu klasowego między robotniczymi uczestnikami procesu prywatyzacji a krajowymi kapitalistami, tak też dwumiesięczna rebelia w hucie Lucchini miała podobnie modelowe znaczenie dla denacjonalizacji dokonywanej siłami kapitału obcego, czego wyraz może stanowić, m.in. jej [sformułowana przez W. Wilczyńskiego] ocena jako wyrażającej bardziej generalną tendencję do “storpedowania prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw państwowych”[wyb94\16].
O ile własnościowo-ustrojowy sens działań hutników wymagał jeszcze pewnej, choć dość oczywistej w tym wypadku interpretacji, to jednoznaczność innych robotniczych i pracowniczych akcji przeciwstawiających się denacjonalizacji z pomocą kapitału obcego czyni ów sens widocznym jak na dłoni.
Przypadkowi Elektrociepłowni Kraków-Łęg SA dodatkowej rangi przydaje jego wymiar międzynarodowy. Proces prywatyzacji Elektrociepłowni.Kraków – popularnie nazywanej “Łęgiem” rozpoczęto w 1991 r. Istniejące od początku lat 70. przedsiębiorstwo państwowe przekształcono w jednoosobową spółkę skarbu państwa w lutym 1992 r. Rok później zapadła decyzja o prywatyzacji kapitałowej. EC Łęg miała być pierwszą w Polsce sprywatyzowaną elektrociepłownią. Prywatyzacja stanowiła warunek uzyskania z Banku Światowego niskoprocentowego, wieloletniego kredytu w wysokości 100 mln dolarów. Ponadto Bank Światowy obiecywał po sprywatyzowaniu Łęgu dodatkowo miliard dolarów kredytu na modernizację polskiego przemysłu elektroenergetycznego.
Wicedyrektor departamentu prywatyzacji kapitałowej w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych Janusz Kaliszyk miał nadzieję, że prywatyzację Łęgu uda się przeprowadzić bez żadnych zakłóceń – pokazowo. Miał to być taki prywatyzacyjny pilot – pierwsza polska elektrociepłownia z zagranicznym kapitałem. Nad projektem dla Łęgu pracowano dwa lata. Jedynym pełnym projektem, który trafił do ministerstwa, okazał się pomysł Roberta Harta z amerykańskiej firmy konsultingowej. Robert Hart zaproponował, by większość udziałów elektrociepłowni pozostała w polskich rękach. Zagraniczni inwestorzy kupiliby 49% udziałów za 51 mln dolarów, polscy za dwa miliony dolarów mieliby prawo do 2% akcji. Elektrociepłownia wniosłaby część majątku o wartości 51 mln dolarów w zamian za 49% udziałów. Hart przeprowadził rozmowy z kilkoma zagranicznymi firmami, które chciałyby utworzyć z Łęgiem joint ventures; w szczególności szwedzko-fińskie konsorcjum energetyczne IVO Vattenfall byłoby skłonne zainwestować ok. 50 mln dolarów. Ponadto na skutek zabiegów Harta Bank Światowy przyznał 100 mln dolarów wspomnianego kredytu na modernizację elektrociepłowni. Po odliczeniu kosztów przygotowania i wdrożenia projektu Łęg miałby na inwestycje – razem z obiecanym kredytem – ok. 150 mln dolarów. Dzięki tej sumie modernizację można by przeprowadzić w ciągu 2-3 lat.
Te prywatyzacyjne rachuby pokrzyżował jednak opór załogi. Przewlekły konflikt obejmował spory zbiorowe, strajki ostrzegawcze, strajk okupacyjny i negocjacje z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Przekształceń, które dotyczyły różnych postulatów zakładowej “S”, ogniskując się jednak na proteście przeciwko sprzedaży akcji elektrowni amerykańskiemu kapitałowi reprezentowanemu przez Harta. Nie znamy szczegółów projektu Harta, ale nie pomijał on zapewne interesów klas kierowniczych firmy, skoro został ochrzczony menedżerską koncepcją prywatyzacji, co dodatkowo potwierdza takie, a nie inne ukierunkowanie ostrza protestu.
Związkowcy z “S”, popierani też przez członków innych związków zawodowych oraz nie zrzeszonych żądali odwołania zarządu jednoosobowej spółki skarbu państwa. Prezesowi zarządu nie pomogło to, iż miał poparcie Ministerstwa Przekształceń, potwierdzone listem Janusza Lewandowskiego do senatora i przewodniczącego Małopolskiego Regionu. Dlaczego? Bo, jak powiedział podniesionym głosem jeden z robotników, “zagraniczny kapitał chce wpuścić!” A “co nas czeka, jak obcy kapitał wykupi Łęg? Zwolnienia grupowe.”
O stanie napięcia między broniącymi możności urzeczywistniania własności swojej siły roboczej robotnikami a uosabiającym zagrożenie zniesienia tej możności zarządem świadczy już to wydane w jakimś momencie konfliktu oświadczenie informujące że “strajkująca załoga, w obecności członków Prezydium Zarządu Regionu “S”… zobowiązała jednogłośnie komitet strajkowy do niepodejmowania rozmów z obecnym zarządem elektrociepłowni”, już to fakt iż każdy dyrektor i członek zarządu w Łęgu od chwili rozpoczęcia strajku otrzymał swojego anioła stróża. Aniołowie przez cały czas siedzieli z nimi w pokojach, przysłuchiwali się rozmowom telefonicznym, a za główną księgową chodzili nawet do toalety. Prezes Dreżewski otrzymał dwuosobową obstawę. Aniołowie zmieniali się co dwie-trzy godziny. Powód tych nadzwyczajnych środków ostrożności ujawnił szef strajkujących: “Musimy zapewnić dyrekcji bezpieczeństwo. Ludzie są rozwścieczeni, łatwo mogłoby dojść do jakiegoś wypadku.”
To, iż owa wybuchowa atmosfera nie miała żadnego personalnego, a jedynie klasowe i własnościowe podłoże ukazują wyraźnie stwierdzenia maszynistów kotłowych, że “im osobiście prezes nic nie zawinił”, ale jak sprzeda elektrociepłownię obcym, to “wszyscy pójdą na bruk”.
Zdaniem przewodniczącego “Solidarności”: “obcy inwestorzy nie są nam potrzebni… Zakład jest dochodowy, powinien więc w całości pozostać w polskich rękach. Na modernizację możemy przeznaczyć cały zysk, a nie spłacać pożyczki z Banku Światowego.”
Odmiennie zapatruje się na sprawę wspomniany wyżej dyrektor Kaliszyk z MPW w opinii którego “inwestycje w elektrociepłowni są niezbędne. Z wyliczeń wynika, że modernizacja w wersji zaproponowanej przez [przewodniczącego] Chmielewskiego ciągnęłaby się w najlepszym wypadku kilkanaście lat.”
Do gry po stronie własności społecznej włączyła się także gmina. Radni zobowiązali zarząd do działań w celu zabezpieczenia jej interesów w Łęgu, czyli kontroli nad ceną ciepła, inwestycjami i obsadzaniem miejsc w radzie nadzorczej. W tym celu gmina wniosła o nieodpłatne przekazanie jej przez skarb państwa 51% udziałów firmy.
Zdaniem wiceprezydenta Krakowa Krzysztofa Pakońskiego komunalizacja Łęgu jest uzasadniona, ponieważ dostarcza miastu 60% ciepła. Pomimo że żądanie zmiany zarządu spółki nie może, wedle prawa, być przyczyną strajku, minister prywatyzacji ugiął się przed wolą uczestników nielegalnej formalnie rzecz biorąc akcji strajkowej i zapewnił, że wbrew mieszkańcom Krakowa, mimo zachęty Banku Światowego, Łęg nie będzie prywatyzowany, zgadzając się ponadto zwiększyć liczbę miejsc przeznaczonych dla związkowców w radzie nadzorczej zakładu.
Można uznać, iż słowo ministra nie zostało złamane: Po odrzuceniu programu Harta spośród kandydatów do ręki zakładu Związkowcy z Łęgu wybrali francuski Electricité de France, a nie, np. IVO-Vattenfall, które było pierwszą zagraniczną firmą zainteresowaną zakupem udziałów elektrociepłowni. EDF jest przedsiębiorstwem publicznym i ma monopol w energetyce francuskiej. Rząd nie przewiduje na razie jego prywatyzacji.
W 1997 r. francuski koncern za 257 mln zł kupił 55% akcji Elektrociepłowni Kraków. Pracownicy otrzymali nieodpłatnie 15% akcji, 5% zostało zachowane na cele reprywatyzacyjne, a 25% zachował skarb państwa. Przewidziano też przydział części puli akcji skarbu państwa gminie Kraków.
Terenem podobnego pod wieloma względami [łącznie ze stroną prawną, co ponownie uwydatnia ułomność rozwiązań w tej mierze jako uniemożliwiających zgodne z prawem rozstrzyganie zasadniczych kwestii ustrojowych] konfliktu własnościowego stał się KGHM Polska Miedź. Unia Wolnych ZZ działająca w Kombinacie stanowczo przeciwstawiła się wszelkim próbom przejęcia kopalń i hut przez obcy kapitał. Związkowcy przedstawili zarządowi i ministerstwu osiem postulatów.
Najważniejszym z nich było żądanie pisemnych gwarancji, że nad Kombinatem nie będzie miał kontroli ani obcy kapitał, ani zagraniczni menedżerowie. W kolejnych postulatach była mowa o wzroście płac o 30%, poprawie warunków socjalnych i restrukturyzacji firmy. Jak stwierdzili jednak związkowcy, istotna była tylko deklaracja zarządu spółki w sprawie kapitału zagranicznego, a “pozostałe postulaty stanowiły jedynie pretekst do wszczęcia sporu”. Zarząd “Miedzi” zajął stanowisko wedle którego przedmiotem negocjacji mogą być tylko postulaty o płacach i sprawach socjalnych, natomiast rozmowy w sprawie obcego kapitału wykraczają poza obowiązującą Ustawę o rozwiązywaniu sporów zbiorowych.
Związkowcy – rozumiejąc związek spraw, które na gruncie prawa zostały sztucznie odseparowane – domagali się jednak, by zarząd, nawet za cenę “prawnych precedensów”, podjął rokowania na temat wszystkich postulatów. Komitet strajkowy zagroził też strajkiem w razie podjęcia jakichkolwiek rozmów na temat ulokowania obcego kapitału w Kombinacie. I taki strajk, dodajmy – pierwszy w pełni legalny strajk w postsocjalistycznej Polsce w przemyśle miedziowym – rzeczywiście wybuchł; 40 tys. ludzi strajkowało przez 32 dni. W słowach związkowego organizatora akcji: “to był strajk przeciw prywatyzacji Miedzi, w następstwie której kilkanaście tysięcy ludzi miało stracić pracę.”
Bojowa postawa załogi okazała się skuteczna; z planów utworzenia z Miedzią joint venture zrezygnował australijski koncern Western Mining, ze swojego projektu zawarcia kontraktu menedżerskiego na prowadzenie polskiej firmy wycofał się też amerykański koncern Asarco. Z kwitkiem zostali też odprawieni Austriacy z firmy Ilbau, którzy przymierzali się do kupna DT Centrum. Ich zakusy skwitował krótko Zbigniew Łęcki, szef “S” w Domach Towarowych “Centrum”: “Nie jesteśmy zainteresowani takim inwestorem i nie chcieliśmy z nimi rozmawiać.”
KGHM nie był w swojej branży wyjątkiem; rządowe zakusy dotyczyły całego przemysłu rud metali nieżelaznych. W tym czasie górnictwo węglowe pomału tonęło. Dlatego liderzy związkowi w swoich przedsiębiorstwach: Pęgiel w zakładach cynku i ołowiu oraz Zbrzyzny w miedzi wspólnie doszli do wniosku, że trzeba własne organizacje poprowadzić inną drogą.
Pierwsze z wymienionych przedsiębiorstw to Zakłady Górniczo-Hutnicze “Bolesław” w Bukownie koło Olkusza.
Podobnie jak w Polskiej Miedzi teza o słabnących związkach zawodowych nie dotyczy tego kombinatu wydobywającego i przetwarzającego rudy cynku i ołowiu. ZGH pozostały przedsiębiorstwem państwowym przynoszącym prawnemu właścicielowi, czyli budżetowi państwa, pokaźny zysk.
Natomiast ok. cztery i półtysięczna załoga ma zapewnioną pracę i przyzwoity zarobek. Związki zawodowe trzymają się dobrze. Międzyzakładowy NSZZ Górników zrzesza ponad 40% zatrudnionych, a “Solidarność” ponad 30%. Gdy doliczymy jeszcze mniejsze organizacje, okaże się, że w ZGH “Bolesław” do związków należy około 90% zatrudnionych! Taki fenomen ten wyjaśnia Edmund Pęgiel, przewodniczący MNSZZ Górników w wywiadzie dla małopolskiego pisma OPZZ “Nasz Region”: “Przesądziła o tym determinacja, z jaką w dekadzie lat dziewięćdziesiątych walczyliśmy o kształt koniecznych przemian, możliwych do przeprowadzenia w oparciu o wypracowaną tutaj, w ZGH ‘Bolesław’ koncepcję autorstwa naszej, doświadczonej, fachowej kadry specjalistów. A także prowadzona wśród załogi działalność informacyjno-wyjaśniająca słuszność naszej koncepcji. Sprzeciwialiśmy się zamiarom przekształcenia w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa nie dla samej zasady sprzeciwu, lecz w oparciu o uzasadnione argumenty. Byliśmy bowiem, jako zakłady, uczestnikami gry rynkowej od dobrych kilku lat wcześniej. Tkwiliśmy mocno w realiach rynku, mając odbiorców nie tylko w kraju”. Pęgiel i jego zastępcy, Jan Kajda i Krzysztof Bakowski, podkreślają, że “wcale nie było łatwo przeforsować miejscowe koncepcje. Były i strajki, i spektakularne protesty. Była twarda walka” przeciwko jak to określają związkowcy, “dogmatycznym liberałom rządowym”. “Trzeba było załodze uzmysłowić, że darmowe akcje, wysokie odprawy i temu podobne zachęty, skłaniające pracowników do wyrażenia zgody na centralnie proponowane zmiany własnościowe, to tylko miraże. Że jednorazowe korzyści, w dłuższym czasie, uderzą w interes pracowniczy w nie mniejszym stopniu, jak i w interes państwa”. Stanowisko związków pokryło się nie tylko z obiektywnym interesem, ale i wolą załogi dzięki czemu Pęgiel mógł się pochwalić: “utrzymaliśmy miejsca pracy, nie zagraża nam widmo bezrobocia. Utrzymaliśmy stabilność płacową na godziwym poziomie. Odpisy na fundusz socjalny wspierają rozliczne bytowo-socjalne i kulturalne potrzeby załogi”.
Nie dość na tym. “Bolesław” jest największą firmą w Olkuskiem. Kilka kopalń i huta stabilizują miejscowy rynek pracy. Zapewniają byt kilku tysiącom rodzin pracowników ZGH, a także znacznie większej liczbie olkuszan, którzy żyją z usług i handlu obsługującego górników i hutników cynku i ołowiu. Pomyślność tego przedsiębiorstwa, to warunek pomyślności dla całego powiatu. Związkowcy z ZGH “Bolesław” dają także przykład robotniczej solidarności; uważają oni, że siła wszystkich związków zawodowych w powiecie zwiększa ich siłę, że łatwiej będą sobie radzić z własnymi problemami wówczas, kiedy nie będą samotną wyspą na mapie związkowej.
Dlatego też, jako najbogatsi, wspierają kolegów z innych olkuskich zakładów pomocą prawną, a nieraz i kasą .
Nie zawsze oczywiście opór załogi okazywał się skuteczny. Francuski koncern Lafarge, mimo sprzeciwu związków zawodowych, przejął kontrolę nad cementownią Wierzbica, odkupując 33% akcji Wierzbicy od XI Narodowego Funduszu Inwestycyjnego, a dalszych 27% od 14 pozostałych Funduszy (planując także wykupienie od załogi 15% ich akcji.)[gw 19/11/96].
Właśnie postawa robotników tłumaczy dlaczego bardzo często obcy kapitaliści chcący robić interesy w Polsce wolą rozpoczynać od podstaw budując zupełnie nową fabrykę w szczerym polu niż przejmować wielki zakład z jego zaprawioną w bojach i zgraną załogą. Uwidaczniają to dane liczbowe; w 1997 r. na inwestycje w szczerym polu przypadało 40% inwestycji zagranicznych (choć z 10,1 mld dolarów bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które trafiły do Polski w 1998 roku, tylko 3 mld dolarów przeznaczono na przedsięwzięcia tworzone od podstaw) [wp 16.5.99], w porównaniu z 21% stanowiącymi nabytki prywatyzacyjne i 20% przypadającymi na wspólne przedsięwzięcia, czyli tzw. joint ventures oraz 19% przypadającymi na zakupy prywatnych firm.
Taką decyzję podjął, m.in. po długich frustrujących negocjacjach, których efektem miało być przejęcie Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu Opel oraz inna firma samochodowa Isuzu [rz 9.9.97]. Równie skuteczna okazała się stanowcza postawa załogi Zakładów Produkcyjno-Remontowych Energetyki SA w podpoznańskim Czerwonaku. Zakładem w Czerwonaku zainteresowane były firmy zagraniczne i polskie, m.in. francuski koncern [Eurocooler, Preiss, austriacka firma z branży energetycznej oraz [,Rafako?], Remax i Mostostal.
Wedle słów prezesa spółki, “związki zawodowe i załoga nie chciały u siebie zagranicznego inwestora, dlatego oferentów spoza kraju skreśliliśmy już na wejściu… Wygrał Mostostal, bo inni dawali dużo gorsze warunki.”[gw 28.1.97].
Przewodniczący Unii Wolnych ZZ tak ujął przesłanki swojej antyprywatyzacyjnej linii: “Bronię robotników: muszą mieć pracę, godziwą zapłatę i opiekę socjalną… Musimy utrzymać poziom produkcji, poziom zatrudnienia i całą dotychczasową otoczkę socjalną. Na Zachodzie takie przedsiębiorstwa mają swoją służbę zdrowia, szpitale, stadiony, bo tam ktoś pomyślał, że zdrowy i wypoczęty robotnik lepiej pracuje. Trzeba restrukturyzować, ale nie wolno wywalać wszystkiego, co do tej pory zdobyliśmy. Niech zarząd szuka oszczędności gdzie indziej.”
Jest wiele przykładów starcia sposobu myślenia i, co ważniejsze, działania wyrażającego przywiązanie do własności społecznej z własnością prywatną. Oto interesujący przypadek takiego nieformalnego działania, którego sens pozytywny: pomnażanie własności publicznej jest nawet bardziej wymowny niż negatywny [uszczuplanie własności prywatnej]. Socjologowie natrafili otóż na zakład, który “obecnie świadczy na rzecz miasta więcej, niż to miało miejsce przed prywatyzacją. Nie chcą się chwalić głośno tym, co robią, aby Duńczyk się o tym nie dowiedział, że nie ma tyle zysku… Duńczyk od tego nie zbiednieje, jeśli malarzy, którzy pracują przy hali zakładowej wyślą, np. do malowania szkoły tymi samymi farbami, a szkoła – czyli całe społeczeństwo – zyska”. Nie wydaje się jednak wystarczająca dołączona do tego opisu interpretacja, wedle której “przytoczona wypowiedź znakomicie obrazuje, jak nawyki utrwalone w czasach PRL, nawyki w których wyrażał się, m.in. stosunek do ‘niczyjej’ własności państwowej, są przenoszone w nowy układ prywatnych stosunków własnościowych.” Komentarz ten pomija bowiem zasadniczą odmienność sytuacji wykorzystywania społecznych środków produkcji dla celów osobistej lub prywatnej własności od sytuacji, w jakiej, odwrotnie, prywatne środki produkcji służą – równie nieformalnie jak w poprzednim przypadku i to rzeczywiście stanowi o podobieństwie między nimi – budowie własności wspólnej.
Komitety
strajkowe, m.in. kombinatu miedziowego (Polska Miedź SA, tyskiej
FSM) weszły, obok sześciu związków zawodowych w skład
Międzyzwiązkowego Krajowego Komitetu Negocjacyjno-Strajkowego,
który na posiedzeniu w dniu 10 sierpnia 1992 r. przyjął listę 21
postulatów skierowanych do rządu i pracodawców. Domagał się w
nich, m.in.:
* podporządkowania polityki gospodarczej celom
narodowym,
* likwidacji bezrobocia i realizacji
prozatrudnieniowych programów gospodarczych,
* odstąpienia od
dotychczasowej ustawy prywatyzacyjnej,
* rezygnacji ze sprzedaży
zakładów obcemu kapitałowi,
* ochrony rynku wewnętrznego
przed zalewem obcego kapitału i jego wyrobów,
* rezygnacji z
tworzenia jednoosobowych spółek skarbu państwa [gw\15].
Tego rodzaju postawa rodzimej klasy robotniczej uzasadnia fakt iż, mówiąc słowami Andrzeja Olechowskiego, “w opinii Zachodu w 1990 roku Polska była najbardziej niestabilnym krajem Europy Środkowej. Tu oczekiwano demonstracji i niepokojów. Stąd niski poziom inwestycji zagranicznych. Polska miała być czerwoną latarnią” [gw 15.11.95].
Blask tej “czerwonej latarni” odstraszył, np. kapitalistów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Japońskie firmy zainwestowały u nas zaledwie 430 mln dol. (na ok. 43 mld dol. ulokowanych u w Polsce przez inwestorów zagranicznych do połowy 2000 r.). Wielu japońskich inwestorów, ma negatywne wyobrażenie o Polsce, uważając ją za kraj dużych konfliktów między związkami zawodowymi i pracodawcami. Podkreślał to, m.in. Koichi Akatsu, szef warszawskiego oddziału JETRO, japońskiej organizacji wspierającej współpracę zagraniczną stwierdzając: “Zdarzało się, że z tego powodu nasze firmy rezygnowały z inwestycji w Polsce” [gw 25.1.01].
Oczywiście jednak zagadnienia determinant inwestycji zagranicznych w Polsce nie daje się sprowadzić do tego jednego czynnika.