POLSKA 1939 1945 straty

POLSKA 1939-1945

STRATY OSOBOWE I OFIARY REPRESJI POD DWIEMA OKUPACJAMI

pod redakcją Wojciecha Materskiego i Tomasza Szaroty

2009

PRZEDMOWA

W roku 2009, roku rocznic wielkich wydarzeń historycznych XX w. oczywista jest próba odpowiedzi na pytanie o skalę represji, jakich doznali obywatele II Rzeczypospolitej w latach 1939-1945 za sprawą okupantów niemieckiego i sowieckiego. Niniejszy zbiór studiów podejmuje to wyzwanie.

W okresie II wojny światowej nie wszystkie narody w takim samym stopniu doświadczyły warunków i konsekwencji okupacji. W Polsce Żydzi i Polacy pochodzenia żydowskiego stali się ofiarami planowego ludobójstwa. Podobny los zgotowano polskiej inteligencji, której eksterminacja przez Niemców i Sowietów miała pozbawić zniewolony naród warstwy przywódczej. Jako ludobójstwo kwalifikowane są dziś także działania oddziałów zbrojnych OUN-UPA w latach 1942-1945, skierowane przeciwko polskiej mniejszości na Kresach Południowo-Wschodnich. Każda polska rodzina bądź straciła kogoś ze swoich bliskich, bądź też ucierpiała wskutek represji. W latach 1939-1945 w wyniku działań okupantów niemieckich i sowieckich Polacy zostali poddani kilkakrotnym falom wypędzeń i deportacji, wywózkom na przymusowe roboty do Niemiec i do Gułagu, aresztowaniom, łapankom, spektakularnym egzekucjom, wywózkom do obozów koncentracyjnych i na zesłanie. Skazywano ich na pracę przymusową, wcielano do okupacyjnych armii. Jednocześnie byli pozbawieni podstawowych praw: religijnych (zarówno na terenach włączonych do Rzeszy, jak i pod okupacją sowiecką), prawa do edukacji w języku ojczystym (szczególnie na terenach włączonych do Rzeszy), nie mówiąc o prawie do stowarzyszeń czy do uczestnictwa w życiu kulturalnym. Drakońskie i zbrodnicze regulacje zarządzeń niemieckich oraz wszechobecność i wszechmoc tajnej policji sowieckiej, cień kacetów i łagrów przez sześć długich lat były częścią polskiej świadomości i codzienności.

Wybitni polscy historycy, pod kierunkiem redaktorów niniejszego tomu, prof. Wojciecha Materskiego i prof. Tomasza Szaroty, przedstawiają obecnie wyniki swych badań - tak analitycznych, cząstkowych, jak i syntetycznych - dążąc do wieloaspektowego ujęcia problemu polskich strat w okresie II wojny światowej. Publikację otwierają teksty, które dotyczą całości zagadnienia, z artykułem Waldemara Grabowskiego, sumującym dotychczasowe badania, na czele. Dodatkowo prezentowane w książce studia przybliżają czytelnikom historię badań nad ustaleniem liczby ofiar śmiertelnych okupacji niemieckiej i sowieckiej w Polsce, skali i rodzaju represji, którym ludność polska i mniejszości narodowe II RP były poddawane przez naszych wspólnych ciemiężycieli. W 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej sporządzenie takiego raportu historyków jest obowiązkiem wobec polskiego społeczeństwa. To nie tylko hołd złożony ofiarom, przedstawicielom wszystkich polskich rodzin, ale także powinność badaczy. Publikacja powinna zamknąć pewien rozdział badań po 65 latach poszukiwań historycznych. Chcielibyśmy też, aby prowadziła następnych historyków po ścieżkach, które w Raporcie zostały jedynie zasygnalizowane.

Po 1945 r. Polacy podejmowali liczne próby bilansowania swoich strat osobowych i materialnych. Niestety, w odróżnieniu od innych narodów dotkniętych skutkami II wojny światowej, do dziś nie możemy zakończyć podsumowywania strat tego tragicznego czasu. Złożyło się na to wiele przyczyn, będących w zasadzie konsekwencją faktu, iż Polacy przegrali II wojnę światową i po 1945 r. pozostawali pod obcą i narzuconą władzą legitymizowaną przez jałtański układ mocarstw. "Ustalić liczbę zabitych na 6 milionów ludzi" - brzmiała w końcu grudnia 1946 r. dyrektywa Jakuba Bermana, członka trójki kierowniczej realnie rządzącej komunistyczną Polską po 1945 r. W Sprawozdaniu w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945, opublikowanym w 1947 r. przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów, określono zatem ogólną liczbę zgonów na 6 028 000 osób (w tym ok. 3 mln Żydów i Polaków pochodzenia żydowskiego, obywateli II RP). Liczba ta od początku budziła sprzeciw znawców przedmiotu: ze względu na doraźny polityczny cel sprawozdania i nacisk kierownictwa partii komunistycznej oraz na faktyczne nieuwzględnienie (bądź ukrycie w stratach zadanych przez Niemców) masowych mordów, których dopuścili się okupanci sowieccy, a w dalszej kolejności także nacjonaliści ukraińscy. Nie uwzględniono również ofiar spośród obywateli II RP, w czasie wojny i po niej wliczonych przez Sowietów w skład narodów ZSRR: Ukraińców, Białorusinów i Litwinów (i występujących zapewne jako ofiary tego państwa). Statystyczne obliczenia podjęte niemal nazajutrz po zakończeniu II wojny światowej musiały także wykluczyć tych obywateli Polski przedwrześniowej, którzy wojnę przeżyli, ale z powodów politycznych przebywali na wygnaniu (w tym w łagrach) bądź zdecydowali się na pozostanie na wychodźstwie na Zachodzie (w latach 1945-1946 ok. 1,6 mln osób). Do roku 1989 nie sposób było zweryfikować liczby strat narzuconej przez Bermana. Liczba 6 028 000 ofiar krążyła zatem po podręcznikach, utrwalając się w pamięci zbiorowej Polaków. Równocześnie, tak przed, jak i po 1989 r., historycy podejmowali liczne badania szczegółowe, odnoszące się do konkretnej kategorii represji (np. zamordowanych w obozach koncentracyjnych), środowiska (np. duchowieństwa rzymskokatolickiego) czy też regionu (np. Wołynia; dotyczy to zarówno Polaków, jak i mniejszości narodowych II RP).

Podjęte powtórnie całościowe badania statystyczne ofiar II wojny światowej w wolnej Polsce nabrały przyśpieszenia m.in. dzięki inicjatywie Instytutu Pamięci Narodowej, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ośrodka KARTA. Od 1988 r. Ośrodek KARTA, przy ścisłej współpracy z rosyjskim "Memoriałem", a od 2002 r. przy wsparciu finansowym IPN, opracowuje imienne wykazy represjonowanych na Wschodzie. Projekt "Indeks represjonowanych" doprowadził do ustalenia liczby ok. 320 tys. osób deportowanych w latach 1940-1941 z Kresów Wschodnich (nadal jednak liczba ta jest podważana przez część historyków, piszących o 700 tys. - 1 mln deportowanych). Z kolei w 2006 r. IPN i MKiDN, przy udziale Ośrodka KARTA i kilkudziesięciu innych podmiotów tworzących Radę Programową rozpoczęły program "Straty osobowe i ofiary represji pod okupacją niemiecką". Od 2009 r. program ten jest koordynowany przez Fundację "Polsko-Niemieckie Pojednanie" pod nadzorem merytorycznym IPN. Celem programu jest ustalenie imiennej listy obywateli II RP, którzy zostali poddani jakiejkolwiek represji ze strony okupanta niemieckiego (samo wyliczenie kategorii stanowić może osobny szkic historyczny: od zgonu, przez wywiezienie do obozu, na roboty przymusowe, wypędzenia, deportacje, aż po przymusowe wcielenie do armii okupacyjnej, trwałą utratę zdrowia fizycznego i psychicznego, w końcu przymusową emigrację). Do końca czerwca 2009 r. lista ta obejmuje zweryfikowane informacje o 1,5 mln osób.

Prezentowany obecnie raport historyków nie podaje ścisłych danych dotyczących strat osobowych pod okupacją niemiecką i sowiecką w latach 1939-1945. Badacze, sumując dotychczasowe ustalenia i podając przyczyny porażek i utrudnień badawczych, skłonni są przypuszczać, że pod okupacją sowiecką zginęło w latach 1939-1941, a następnie 1944-1945 co najmniej 150 tys. obywateli II RP (taką liczbę da się ustalić na drodze potwierdzeń pozytywnych, przy czym nadal w obiegu naukowym pozostaje liczba 500 tys. Polaków, ustalona przez prof. Czesława Łuczaka na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, która jednak podlega stałej weryfikacji i pomniejszeniu). Jak pisze prof. Wojciech Materski, zasadnicza różnica między okupacją niemiecką i sowiecką polegała na tym, że Niemcy w sposób masowy i systematyczny mordowali całe narody (Żydów i Cyganów wręcz na skalę przemysłową), Sowieci zaś nie podejmowali się planowej eksterminacji całych narodowości (wyjątek zrobiono dla polskich elit), a skala ofiar była spowodowana bardziej warunkami życia będącymi konsekwencją represji.

Łączne straty śmiertelne ludności polskiej pod okupacją niemiecką oblicza się obecnie na ok. 2 770 000. Liczbę tę należy traktować orientacyjnie, gdyż dla samej Warszawy historycy mają problem z ustaleniem liczby ofiar bezpowrotnych. Do tych strat należy doliczyć ponad 100 tys. Polaków pomordowanych w latach 1942-1945 przez nacjonalistów ukraińskich (w tym na samym Wołyniu ok. 60 tys. osób). Z kolei po weryfikacji m.in. badań dotyczących ofiar obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau uważa się, że liczba Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia, obywateli II Rzeczypospolitej, zamordowanych przez Niemców sięga 2,7- 2,9 mln osób (w tym w obozach śmierci 1 860 000 osób; w samych Ponarach zginęły 72 142 osoby). Sądzić zatem można, że z rąk Niemców zginęło ok. 5 470 000-5 670 000 Polaków i Żydów - obywateli polskich. Brak możliwości przekazania opinii publicznej precyzyjnych danych dotyczących ofiar śmiertelnych pod okupacją niemiecką prof. Tomasz Szarota tłumaczy polityką Trzeciej Rzeszy, a konkretnie dominującą anonimowością ofiar zbrodni popełnianych przez Niemców.

Publikacja niniejsza prezentuje zatem stan badań i wyniki wieloletniej pracy co najmniej dwóch pokoleń historyków, inwentaryzuje zasięg, typy, natężenie i skutki represji, przedstawia szacunki ilościowe strat, wskazuje skalę problemów badawczych, wobec których - po 70 latach od rozpoczęcia II wojny światowej - stajemy często bezradni. Należy mieć nadzieję, że dzięki obecnie realizowanym szeroko zakrojonym projektom za kilka lat będziemy mogli napisać i powiedzieć więcej niż dziś.

Janusz Kurtyka Prezes Instytutu Pamięci Narodowej

Zbigniew Gluza Prezes Zarządu Fundacji Ośrodka KARTA

 

 

Okupacja niemiecka i sowiecka. Kwestie fundamentalne

 

Waldemar Grabowski

RAPORT. STRATY LUDZKIE PONIESIONE PRZEZ POLSKĘ W LATACH 1939-1945

Prace nad ustaleniem strat ludności rozpoczęły się już w czasie wojny. W marcu 1943 r. Delegatura Rządu RP na Kraj oceniała straty ludności żydowskiej na niemal 3 mln osób, a liczbę Polaków przymusowo "pracujących" w Trzeciej Rzeszy szacowano we wrześniu tego roku na ponad 2 mln.

Według zestawienia strat opracowanego we wrześniu 1944 r. przez Ministerstwo Prac Kongresowych Rządu RP w Londynie Polska straciła 4 114 000 obywateli, w tym 2 481 000 Żydów.

Pod koniec wojny, 6 stycznia 1945 r., władze "nowej" Polski utworzyły Biuro Odszkodowań Wojennych (BOW) przy Prezydium Rady Ministrów. Jego prace trwały do 1 kwietnia 1947 r. Jednym z zagadnień, którymi się zajmowało, było ustalenie strat biologicznych społeczeństwa polskiego. Jednakże przez długie lata, głównie ze względów politycznych, ustalenia te były obarczone zasadniczymi błędami, pierwsze powojenne sprawozdania w tej sprawie obejmowały bowiem straty ludności na terenach, które po II wojnie światowej znalazły się w granicach państwa polskiego. Połowa terytorium II Rzeczypospolitej została zajęta we wrześniu 1939 r. przez Armię Czerwoną, a zamieszkałym tam obywatelom polskim nadano obywatelstwo sowieckie. Z tych ziem po wojnie do Polski "wróciła" tylko Białostocczyzna, i to nie cała. Dopiero po 1989 r. możliwe było otwarte prowadzenie prac nad ustaleniem strat na dawnych polskich Kresach Wschodnich, w których oprócz ludności polskiej i żydowskiej zaczęto także uwzględniać inne mniejszości narodowe. A wyliczenia takie winny obejmować wszystkich mieszkańców w granicach sprzed 1 września 1939 r., przynajmniej do lipca 1944 r., kiedy to PKWN zawarł porozumienie z rządem ZSRR.

Tak szeroko zakreślony program zmusza nas do dokonania przeglądu dotychczasowych ustaleń w zakresie:

- strat bezwzględnych (zabitych, zmarłych) ludności państwa polskiego w latach II wojny światowej,

- strat względnych narodu polskiego (wywiezionych, deportowanych, emigracji),

- strat wśród mniejszości narodowych (zmiana granic państwa),

- wpływu II wojny światowej na liczbę ludności w państwie polskim (przesiedlenia, zmiany granic).

Mówiąc o ogólnym bilansie strat ludnościowych Polski w okresie II wojny światowej, trzeba przywołać publikację Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów z 1947 r. Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945, gdzie podano ogólną liczbę zgonów - 6 028 000 osób (w tym ok. 3 mln Żydów). Należy jednak zaznaczyć, iż przy obliczeniach brano pod uwagę jedynie ludność narodowości polskiej i żydowskiej, zwłaszcza w odniesieniu do Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. Stąd wynika konieczność obliczenia strat ludności państwa polskiego (w granicach z 1939 r.) narodowości białoruskiej, litewskiej, ukraińskiej, ale także... niemieckiej.

 

Straty ogólne

Ponieważ podawana w 1947 r. przez BOW liczba ogólna strat ludności nadal utrzymuje się w literaturze, przywołajmy te wyliczenia.

 

Tabela 1. Przyczyny zgonów ludności według BOW

Wyszczególnienie strat w ludziach

Liczba osób w tys.

%

1. Wskutek bezpośrednich działań wojennych

a) straty wojska

b) straty ludności cywilnej

 

123

521

 

2,0

8,7

Ogółem

644

10,7

2. Wskutek terroru okupanta

a) ofiary obozów zniszczeń, pacyfikacji, egzekucji, likwidacji gett itp.

 

b) ofiary więzień, obozów i innych miejsc odosobnienia (śmierć na skutek epidemii, wycieńczenia, złego obchodzenia się itp.)

 

c) zmarli poza obozami i więzieniami w następstwie doznanych ran, okaleczeń, nadmiernej pracy itp.

 

3577

 

1286

 

521

 

59,3

 

21,3

 

8,7

Ogółem

5384

89,3

Razem

6028

100,0

Źródło: Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945, Warszawa 1947.

 

Powyższe dane zostały skorygowane przez komisję pracującą przy Ministerstwie Finansów w latach 1949-1951, która liczbą ofiar śmiertelnych określiła na 5 085 000 osób, w tym 1 706 700 Polaków i 3 378 000 Żydów. Zwraca tu uwagę ponowne rozważanie strat jedynie dwóch grup narodowościowych, z pominięciem pozostałych mniejszości.

 

Tabela 2. Przyczyny zgonów ludności według raportu z 1951 r.

Przyczyna śmierci

Liczba osób w tys.

%

Działania wojenne

550,0

10,7

Morderstwo

3000,7

57,3

Więzienia i obozy

1083,0

21,3

Praca przymusowa

274,0

5,4

Wycieńczenie

168,0

3,3

Razem

5075,7

100,0

Źródło: Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944-2004, t. 2: Dokumenty, red. S. Dębski, W.M. Góralski, Warszawa 2004, s. 57.

 

Weryfikacja "w dół" pierwotnych, powojennych ustaleń następowała także w opracowaniach sporządzanych dla Organizacji Narodów Zjednoczonych. W pracach tych straty Polaków utrzymano na poziomie ustalonym przez BOW w wysokości 2,6 mln, natomiast straty Żydów polskich obniżono z 3,4 do 3,2 mln, co doprowadziło do obniżenia całkowitych strat ludności Polski z 6 do 5,8 mln. Warto jednak, za Andrzejem Gawryszewskim, podkreślić, iż szacunek ten nie obejmuje strat całej ludności II Rzeczypospolitej. Należałoby tu dodać około 800 tys. osób, czyli nieuwzględniane przez BOW straty, które poniosły mniejszości narodowe *[A. Gawryszewski, Ludność Polski w XX wieku, Warszawa 2005, s. 91. Dalej autor stwierdza, iż na terytorium Polski w granicach z 1945 r. straty wyniosły 4,4 mln osób, a na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej - 1,6 mln.].

W roku 1968 Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce przeprowadziła ankietyzację całego terytorium Polski. W jej wyniku uzyskano 174 822 ankiety, "w tym 161 324 dotyczyło zbrodni i represji hitlerowskich na terenie Polski, pozostałe zaś obejmują zbrodnie i represje na obywatelach polskich poza granicami PRL. 50 002 ankiety dotyczyły egzekucji, 32 151 - aresztowań, 15 597 - wysiedleń, 19 524 wywozu na roboty przymusowe, 9493 - obozów, 1616 - gett, 4247 - więzień i aresztów, 6789 - prześladowań inteligencji, 6749 łapanek, 3021 - represji na Żydach, 3049 - represji za udzielanie pomocy represjonowanym, 1665 - grabieży dóbr kultury". Opracowany na podstawie ankiet materiał został opublikowany przez GKBZH, co jednakże w niczym nie zmieniło oficjalnych danych dotyczących strat biologicznych społeczeństwa polskiego. Dodajmy, że wyliczenia BOW utrzymała także powołana w 1970 r. Komisja do Opracowania Problemu Odszkodowań Niemieckich, działająca formalnie do 30 czerwca 1974 r.

Podobne do BOW szacunki, choć już nieco zmodyfikowane, przedstawił w 1993 r. Czesław Łuczak.

 

Tabela 3. Szacunkowe straty ludności według Czesława Łuczaka

Straty

Liczba osób

Bezpośrednia i pośrednia eksterminacja władz hitlerowskich

5 100 000

Polegli w bezpośrednich działaniach wojennych (bez strat w Powstaniu Warszawskim)

450 000

Razem

5 500 000

Zamordowani i zmarli poza granicami (ZSRR, III Rzesza)

500 000

Zmarli w innych krajach

2 000

Ogółem

6 000 000

Źródło: C. Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993, s. 683.

 

Ten sam autor przedstawił również ogólne zestawienie strat ludności II Rzeczypospolitej z wyodrębnieniem strat mniejszości narodowych.

 

Tabela 4. Straty ludności polskiej, żydowskiej i mniejszości narodowych II RP

Straty

Liczba osób

Polacy zabici lub zmarli w wyniku eksterminacji niemieckiej i bezpośrednich działań wojennych na ziemiach okupowanych przez III Rzeszę

około 1 500 000 (a)

Polacy zabici lub zmarli na Kresach Wschodnich

około 500 000

Straty ludności żydowskiej

około 2 900 000

Straty wśród mniejszości narodowych

około 1 000 000

Razem

około 6 000 000 (5 900 000)

Źródło: C. Łuczak, Szanse i trudności bilansu demograficznego Polski w latach 1939-1945, "Dzieje Najnowsze" 1994, nr 2, s. 9-14.

(a) W swojej wcześniejszej pracy (Polacy i Polska w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993, s. 116) Łuczak szacował te straty na około 1 750 000 Polaków.

 

Ponieważ w powyższej tabeli Czesław Łuczak podaje liczbę około 500 tys. Polaków zabitych lub zmarłych na Kresach Wschodnich, należy zwrócić uwagę na opracowanie - zatytułowane Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli polskich, gdzie widnieją następujące dane:

 

Tabela 5. Represje sowieckie wobec obywateli II Rzeczypospolitej

Lp.

Rodzaj represji

Wiarygodna liczba represjonowanych ustalona w badaniach

Liczba represjonowanych imiennie zweryfikowanych przez "Indeks"

Przybliżona liczba represjonowanych możliwa do imiennego zweryfikowania przy obecnie dostępnych źródłach

I

Jeńcy wojenni i internowani

45 387

41 457

42 763

1

Jeńcy rozstrzelani (Katyń, Charków, Twer)

14 587

14 463

25 500

2

Jeńcy i internowani przebywający w niewoli do sierpnia 1941 r.

26 200

25 115

14 463

3

Jeńcy zmarli i zaginieni

2 300

1 785

2 300

4

Zwolnieni, przekazani Niemcom w latach 1940-1941

2 300

94

500

II

Aresztowani na Kresach Wschodnich

110 000

14 505

24 106

1

Aresztowani na terenie tzw. Zachodniej Ukrainy

65 000

7 261

15 000

2

Aresztowani na terenie tzw. Zachodniej Białorusi

43 000

7 106

15 000

3

Aresztowani na terenie Litwy

2 000

138

2 000

III

Deportowani

320 000

9 171

170 000

1

Deportowani 10 lutego 1940 r.

140 000

2 900

96 000

2

Deportowani 13 kwietnia 1940 r.

61 000

0

7 000

3

Deportowani w czerwcu 1940 r.

79 000

6 220

60 000

4

Deportowani w czerwcu 1941 r.

40 000

51

7 000

IV

Aresztowani w latach 1941-1944

3 000

239

300

V

Internowani w latach 1941-1944

42 000

20 178

24 000

VI

Aresztowani i deportowani od 1944 r.

50 000

5 690

20 000

 

Razem

570 387

91 240

281 169

Źródło: S. Ciesielski, W. Materski, A. Paczkowski, Represje sowieckie wobec Polaków i obywateli polskich, Warszawa 2002, s. 33. Zob. Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki 1939-1959. Atlas ziem Polski, red. W. Sienkiewicz, G. Hryciuk, Warszawa 2008.

 

Jak widzimy, straty te dotyczą represji sowieckich, ale nie wszystkich. Brak tu wyliczenia strat powstałych w wyniku starć oddziałów partyzantki polskiej z oddziałami sowieckimi, a także tych wynikających z krwawego konfliktu polsko-ukraińskiego oraz może mniej krwawego, ale przynoszącego konkretne straty, i to po obu stronach, konfliktu polsko-litewskiego. Badanie tych strat trwa, a liczby podawane przez różnych autorów różnią się zasadniczo.

Niezwykle ważnym zagadnieniem jest ustalenie wielkości strat bezwzględnych (zgonów) wśród ludności poddanej różnorodnym represjom (deportacje, aresztowania). W odniesieniu do lat 1939-1941 możemy podać, iż np. w obwodzie archangielskim na 56 153 osadzonych tam Polaków do końca czerwca 1941 r. zmarło 3906 osób (tj. 6,95 proc.) *[Gdyby przyjąć ten wskaźnik dla 320 tys. obywateli polskich deportowanych w latach 1940-1941 z Kresów Wschodnich otrzymalibyśmy około 22 240 zmarłych. Przed wojną śmiertelność w Polsce kształtowała się na poziomie 1,39% - Mały rocznik statystyczny 1939, Warszawa 1939, s. 43.]. Obliczono, iż roczny wskaźnik umieralności dla osadników wynosił 5,9 proc, a dla bieżeńców - 2,6 proc. Jak pisze Aleksander Gurjanow, dane te "nie odbiegają od średnich rocznych wskaźników umieralności osadników i bieżeńców we wszystkich regionach ich osiedlenia w ZSRR". Według danych statystycznych, w latach 1940-1941 z Kresów Wschodnich zostało deportowanych 462-490 tys. osób, z których zmarło ponad 16 tys.

Dla końcowego okresu wojny ważne są ustalenia dotyczące śmiertelności wśród obywateli polskich aresztowanych i wywiezionych w głąb ZSRR w latach 1944-1945. Przykładowo podajmy, że z 1425 Polaków i obywateli polskich osadzonych w obozie dla internowanych nr 523 zmarły w obozie 384 osoby, a dalszych 47 poza nim. W sumie zmarło więc 431 osób (ponad 30,24 proc). W obozie nr 516 Krasnowodzk było osadzonych 633 Polaków, z których zmarło aż 346 (54,6 proc).

Należy także zauważyć, że nadal podaje się różne liczby obywateli polskich deportowanych w głąb ZSSR od lutego 1940 r. do czerwca 1941 r. Niektóre publikacje mówią o 980 000-1 080 000 deportowanych *[Z.S. Siemaszko, W sowieckim osaczeniu 1939-1943, Londyn 1991, s. 95. Inne dane mówią o tym, iż w głębi terytorium ZSRR znalazło się około 701 tys. Polaków.].

Warto również przyjrzeć się danym zawartym w publikacjach niemieckich. W tekście Hansa-Jurgena Bomelburga i Bogdana Musiała podano, że "według najnowszych szacunków, które nie są już tworzone na zamówienie polityczne, liczba zabitych wyniosła około 5,5 do 6 mln z 35,1 mln ludzi żyjących w przedwojennej Polsce. [...] Liczbę polskich Żydów wymordowanych przez niemieckich okupantów szacuje się dzisiaj na 2,7 do 3 mln (około połowy wszystkich ofiar Holokaustu). Około 1,55 mln Polaków (1,3 mln w GG, 250 tys. na trenach wcielonych) padło ofiarą niemieckiego terroru. Do tego dochodzi wieleset tysięcy Polaków, którzy zginęli w wyniku radzieckiego terroru. Liczba 0,5 mln takich ofiar wydaje się zapewne zbyt wysoka. Około 100 tys. Polaków zamordowali nacjonaliści ukraińscy w latach 1943-1944 w ramach »etnicznego czyszczenia« dzisiejszej zachodniej Ukrainy. W odwecie Polacy zamordowali około 15 do 20 tys. Ukraińców. Około 60 tys. Niemców, spośród żyjących przed 1939 r. w Polsce, zginęło jako żołnierze na frontach lub funkcjonariusze policji niemieckiej w okupowanych krajach Europy. Dodatkowo wiele dziesiątek tysięcy Niemców zginęło we wrześniu 1939 r., wielu zmarło podczas ewakuacji na przełomie 1944 i 1945 r., tysiące rozstrzelali czerwonoarmiści enkawudziści podczas lub bezpośrednio po »wyzwoleniu«. Poza tym niemieccy okupanci zamordowali około 50 tys. Romów oraz wiele dziesiątek tysięcy Ukraińców, Białorusinów, Rosjan i Litwinów. Około 150 tys. Ukraińców, Białorusinów, Rosjan i Litwinów poległo jako żołnierze na frontach albo jako partyzanci, wiele dziesiątek tysięcy zmarło w wyniku radzieckich represji. W sumie liczbę zmarłych osób, które przed 1939 r. miały polskie obywatelstwo, lecz nie były polskiego lub żydowskiego pochodzenia, szacuje się na około milion" *[H.-J. Bömelburg, B. Musiał, Die deutsche Besatzungspolitik in Polen 1939-1945 (Niemiecka polityka okupacyjna w Polsce 1939-1945) [w:] Deutsch-polnische Beziehungen 1939-1945-1949, red. W. Borodziej, K. Ziemer, Osnabruck 2000, s. 102-103.].

 

Straty sił zbrojnych

Jako pierwsze podane zostały straty wojska, poniesione wskutek bezpośrednich działań wojennych. Ich rozkład, według autorów opracowania z 1947 r., przedstawiał się następująco:

 

Tabela 6. Straty osobowe Wojska Polskiego w latach II wojny światowej

 

Zabici

Ranni

Zaginieni

Ogółem

1. Kampania wrześniowa

66 300

133 700

420 000

620 000

2.1 Armia na Wschodzie

6 275

12 552

-

18 827

3. II Armia na Wschodzie

7 607

15 212

-

22 819

4. Oddziały we Francji i Norwegii

2 079

4 154

-

6 233

5. Oddziały przy boku Wielkiej Brytanii

(7 917 a)

(12 988)

(760)

(21 665)

a) Brygada Karpacka (Tobruk)

122

468

11

601

b) II Korpus

2 197

8 737

264

11 198

c) I Dywizja Pancerna

1 014

3 595

305

4 914

d) I Samodzielna Brygada Spadochronowa

66

159

179

404

e) lotnictwo

3 000

.

-

3 000

f) marynarka wojenna

1 500

-

-

1 500

g) inne

18

29

1

48

6. Powstanie Warszawskie

13 000

28 000

-

41000

7. Walka podziemna

20 000

30 000

-

50 000

Ogółem

123 178

236 606

420 760

780 544

Źródło: Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945, Warszawa 1947.

(a) Zsumowane dane z pkt. a-g

 

Dane zawarte w powyższej tabeli należy zweryfikować na podstawie licznych późniejszych opracowań. W 1989 r. Stefan Zwoliński ustalił, że w regularnych jednostkach wojskowych oraz w konspiracji zginęło 239 800 żołnierzy *[Problem reparacji, odszkodowań i świadczeń w stosunkach polsko-niemieckich 1944-2004, t. 1: Studia, red. W.M. Góralski, Warszawa 2004, s. 36.]. Warto też przytoczyć wyliczenia podane przez Tadeusza Paneckiego.

 

Tabela 7. Straty osobowe Wojska Polskiego w latach II wojny światowej

 

Zabici

Ranni

Zaginieni

W niewoli

Ogółem

Kampania polska 1939

95-97 000 (a)

130 000

-

420 000 (b) +230 000 (c)

876 000 (d)

Pozostałe działania wojsk regularnych

33 256

42 666

8 548

29 385

113 855

Powstanie Warszawskie

18 000

25 000

-

17 443 (e)

60 443

Razem

147 256 (f)

197 666

8 548

697 500

1 050 298 (g)

Źródło: T. Panecki, Wysiłek zbrojny Polski w II wojnie światowej, "Wojskowy Przegląd Historyczny" 1995, nr 1-2, s. 13, 18.

(a) Tadeusz Panecki podaje ogólną liczbę zabitych, zmarłych z ran i zaginionych bez wieści żołnierzy łącznie z 17-19 tys. żołnierzy polskich poległych, zmarłych z ran i zaginionych na Kresach Wschodnich (Militarny udział Polski w II wojnie światowej [w:] Polski wysiłek zbrojny w drugiej wojnie światowej. Bilans, wnioski i doświadczenia, red. T. Panecki, Warszawa 1999, s. 31).

(b) Do niewoli niemieckiej dostało się 587 300 żołnierzy polskich, z tego 420 tys. zostało osadzonych w obozach jenieckich. Dane niemieckie, zapewne zawyżone, podają liczbę 694 tys. jeńców. Z tej liczby 10 tys. zmarło z ran po dostaniu się do niewoli, a 120 tys. zostało zwolnionych w pierwszym okresie po zakończeniu walk. W październiku i listopadzie 1939 r. zwolniono jeńców narodowości niemieckiej, a 17 420 osób narodowości ukraińskiej i białoruskiej przekazano ZSRR. Zwolniono także kilkadziesiąt tysięcy jeńców narodowości żydowskiej, którzy następnie zginęli w większości w obozach koncentracyjnych i gettach oraz kilkadziesiąt tysięcy niezdolnych do pracy, chorych i kontuzjowanych w czasie kampanii polskiej 1939 r. W latach 1940-1942 zmuszono około 140 tys. szeregowych do zrzeczenia się statusu jeńców wojennych i skierowano ich do pracy niewolniczej. W kwietniu 1941 r. Rumunii przekazali do Niemiec około 1400 oficerów dotychczas internowanych w tym kraju. Jesienią 1944 r. w niewoli niemieckiej przebywało 73 tys. jeńców z kampanii polskiej 1939 r. oraz Powstania Warszawskiego. Do tego należy dodać około 15 tys. jeńców z kampanii francuskiej 1940 r. oraz pewną liczbę jeńców pochodzących z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Jeńcy ci byli osadzeni razem z jeńcami armii alianckich (S. Jaczyński, Losy jeńców i internowanych [w:] Wojsko Polskie w II wojnie światowej, red. E. Kospath-Pawłowski, Warszawa 1994, s. 263-264; T. Panecki, Militarny udział Polski w II wojnie światowej [w:] Polski wysiłek zbrojny w drugiej wojnie światowej..., s. 31).

(c) Do niewoli sowieckiej dostało się 452 500 żołnierzy polskich, z czego około 200 tys. zostało osadzonych w obozach i łagrach (T. Panecki, Militarny udział Polski w II wojnie światowej..., s. 31).

(d) Podliczenie ma charakter orientacyjny. Część rannych znalazła się w niewoli, a w pierwszej pozycji ujęci są także żołnierze zmarli z ran.

(e) T. Sawicki, Rozkaz zdławić powstanie. Siły zbrojne III Rzeszy w walce z Powstaniem Warszawskim 1944, Warszawa 2001, s. 293. Inne dane podaje Piotr Matusak - 11 668 powstańców (Z problematyki ruchu oporu w Polsce 1939-1945, "Wojskowy Przegląd Historyczny" 1985, nr 3, s. 48).

(f) W zestawieniu brakuje strat żołnierzy Armii Krajowej oraz innych organizacji konspiracyjnych poniesionych w walce zbrojnej poza Powstaniem Warszawskim. Według innych danych na wszystkich frontach II wojny światowej poległo ponad 129 tys. żołnierzy regularnych wojsk polskich oraz około 200 tys. żołnierzy podziemnych formacji zbrojnych, dalszych 28-30 tys. zostało zamordowanych lub zmarło w obozach jenieckich i miejscach internowania (Księga pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej. Suplement, red. E. Pawłowski, Pruszków 1998, s. 5. W sześciu tomach Księgi pochowanych ... (5 oraz suplement) opublikowano dane 119 720 żołnierzy).

(g) Podliczenie ma charakter orientacyjny. Część żołnierzy wziętych do niewoli w 1939 r. brała następnie udział bądź w walkach II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, bądź w walce zbrojnej w okupowanym kraju.

 

Porównując tabele 6 i 7, widzimy liczne różnice. Pierwszą z nich jest liczba strat bezwzględnych (zabici, zmarli z ran, trwale zaginieni bez wieści) w kampanii polskiej 1939 r. Według BOW było ich 66 300, według Czesława Łuczaka - ponad 70 tys., według Tadeusza Paneckiego - 95-97 tys. Niewątpliwie liczba podawana przez BOW jest zaniżona, skoro na cmentarzach w Polsce jest 70 520 grobów żołnierzy z kampanii polskiej 1939 r., a na Kresach Wschodnich jeszcze co najmniej 964. Szacunkowa liczba żołnierzy polskich, którzy ponieśli śmierć z rąk Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r., zawiera się w przedziale od kilku tysięcy (Łuczak) do 17-19 tys. (Panecki). Dalszych badań wymaga liczba zmarłych z ran. Interesującym przyczynkiem do tego zagadnienia jest działalność szpitala wojskowego w Zamościu. Do 20 grudnia 1939 r. leczono w nim 3331 rannych (2674 żołnierzy i 318 osób cywilnych), z tego zmarło tylko 144 pacjentów (niecałe 5 proc.).

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Wojsko Polskie w 1939 r. liczyło 950 tys. żołnierzy, z czego 82 300 zostało po walkach internowanych: w Rumunii (ok. 30 tys.), na Węgrzech (ponad 40 rys.), Litwie, Łotwie i w Szwecji. Sumując liczby żołnierzy wziętych do niewoli przez obu agresorów (587 300 + 452 500) otrzymujemy 1 039 800 ludzi, a więc więcej, niż liczyło Wojsko Polskie w kampanii 1939 r. Wynika to z umieszczenia w statystykach jako wojskowych internowanych policjantów, urzędników itd.

Polskie straty w kampanii francuskiej 1940 r. przedstawiają się następująco: 1440 poległych, 4850 rannych, 13 344 internowanych w Szwajcarii, około 8 tys. zdemobilizowanych we Francji po kapitulacji, 16 092 w niewoli niemieckiej.

Straty Brygady Karpackiej, według Jerzego Kirchmayera, przedstawiały się następująco: 156 zabitych, 467 rannych i 15 zaginionych.

Dzisiaj możemy już zweryfikować także inne liczby podane przez BOW w 1947 r. Na przykład straty poniesione przez Samodzielną Brygadę Spadochronową obliczane są następująco: 97 poległych w operacji "Market-Garden" (Arnhem), 120 zaginionych i 219 rannych. Ponadto 69 żołnierzy zginęło śmiercią spadochroniarza w czasie szkolenia i w czasie pobytu w Niemczech, a 57 zginęło tragicznie lub zmarło.

Polskie Siły Powietrzne we Francji i następnie w Wielkiej Brytanii straciły: we Francji w okresie od 10 maja do 19 czerwca 1940 r. - 13 pilotów, od lipca 1940 r. do 8 maja 1945 r. - 1973 zabitych, 104 zaginionych, 331 w niewoli, 1338 rannych. Daje to razem 3759 osób, a nie licząc żołnierzy w niewoli - 3428. Inne dane mówią o 1803 poległych, 1948 rannych i 445 zaginionych.

Zastrzeżenia budzi podana przez BOW liczba 1500 zabitych w Marynarce Wojennej. Inaczej przedstawiał te straty Kirchmayer, według którego 450 marynarzy zginęło lub zmarło, a 191 odniosło rany. Warto w tym miejscu wspomnieć o stratach marynarki handlowej. Wyniosły one co najmniej 273 osoby.

Straty i ubytki Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w okresie od lipca 1940 r. do lipca 1945 r. obliczono na 76 440 żołnierzy. Zabitych i zmarłych z ran było 7608 osób.

W zestawieniu BOW inne, poza konkretnie wymienionymi jednostkami straty sił zbrojnych wyniosły 18 zabitych, 29 rannych i 1 zaginiony. Wydaje się, że są to wyliczenia zaniżone. Przykładowo wymieńmy tylko straty na storpedowanym w sierpniu 1942 r. transatlantyku "Laconia". Ze 103 znajdujących się tam Polaków ocalało 70, czyli zginęło 33 żołnierzy. Ponadto "kilku" Polaków rannych lub chorych zmarło w szpitalu wojskowym w Natalu. Pozostaje jeszcze ustalenie strat wśród około tysiąca polskich oficerów, którzy w 1941 r. zgłosili się do służby w brytyjskich wojskach kolonialnych.

Kwestia strat w Powstaniu Warszawskim pozostaje sporna od wielu lat. Dotychczasowe dane są następujące: około 10 tys. - Polskie Siły Zbrojne w drugiej wojnie światowej, 13 tys. - BOW, 16 tys. - Jerzy Kirchmayer, 17 tys. - Stanisław B. Lenard i Ireneusz Wywiał, 18 tys. - Władysław Bartoszewski i Tadeusz Panecki. Jeden z bardziej znanych oddziałów AK, Batalion "Parasol", liczący ogółem 752 żołnierzy, jeszcze przed Powstaniem Warszawskim stracił: 19 poległych, 21 aresztowanych, 6 zmarłych z ran i 4 zaginionych. W powstaniu poległo 250 żołnierzy, 10 rannych zmarło, 12 odniosło rany, 24 zostało zamordowanych przez Niemców, 29 zaginęło, a 7 zmarło później z ran odniesionych podczas powstania lub w wyniku nabytych wtedy chorób. Inny ze znanych batalionów, "Zośka", stracił ponad 300 żołnierzy poległych i zaginionych. Batalion "Miotła", liczący 31 lipca 1944 r. 380 ludzi, stracił co najmniej 156 żołnierzy poległych i 56 rannych. Dane dotyczące IV Zgrupowania "Gurt" mówią o 173 poległych i zmarłych. Oddział "A" Kedywu Okręgu Warszawa, liczący w powstaniu 87 ludzi, poniósł straty: 25 poległych, 6 zamordowanych, 31 rannych, 3 rannych zmarłych z ran, 4 zaginionych. Bataliony "Gustaw" i "Harnaś" straciły 309 poległych żołnierzy. 21 Pułk Piechoty "Dzieci Warszawy" (zgrupowanie "Żaglowiec") stracił: 197 poległych, 212 rannych i 45 zaginionych. Batalion "Dzik" stracił: 66 poległych, 113 rannych, 16 zaginionych, a spośród żołnierzy zgrupowania "Żmija" 45 poległo i 46 odniosło rany. Kompania "Krawiec" straciła 23 ludzi zabitych i zmarłych z ran, 37 rannych, 2 zaginionych, 2 w niewoli niemieckiej.

Według ostatnich obliczeń Antoniego Przygońskiego w Powstaniu Warszawskim wzięło udział 1656 żołnierzy Armii Ludowej. Ponieśli oni następujące straty: 512 poległych, 213 rannych i 4 zaginionych.

Zespół redakcyjny Wielkiej ilustrowanej encyklopedii Powstania Warszawskiego ustalił nazwiska około 9 tys. poległych żołnierzy (7938 poległych w walce, 880 zmarłych z ran, 404 zamordowanych przez Niemców) oraz 25 tys. rannych.

Liczba rannych żołnierzy określana jest na: 28 tys. - według BOW, 25 tys. - według Tadeusza Paneckiego, 15 tys. rannych i 29 504 chorych - według danych niemieckich, 6500-7000 ciężko rannych - według Władysława Bartoszewskiego, 6 tys. ciężko rannych - według Jerzego Kirchmayera. Warto zauważyć publikację not biograficznych ponad 9 tys. rannych i chorych leczonych w powstańczych szpitalach. Kolejną kwestią jest liczba powstańców wziętych przez Niemców do niewoli; według Bartoszewskiego było ich około 15 tys., według danych niemieckich - 17 443. Dane biograficzne ponad 10 tys. uczestników powstania, następnie jeńców wojennych, zostały opublikowane przez Tomasza Łabuszewskiego.

Niewątpliwie trudniejszym zadaniem jest obliczenie strat poniesionych w czasie walki zbrojnej w okupowanym kraju. Autorzy sprawozdania BOW przedstawili je następująco: 20 tys. zabitych, 30 tys. rannych. Wojskowy Instytut Historyczny straty żołnierzy podziemia obliczył na 200 tys. zabitych i aresztowanych, w tym 62 tys. z AK. Aby przybliżyć tę liczbę, należy przedstawić straty poszczególnych okręgów i oddziałów Armii Krajowej oraz innych organizacji konspiracyjnych prowadzących działalność zbrojną. Jeżeli chodzi o najważniejsze działania AK, to 27. Dywizja Piechoty poniosła straty: 6626 poległych, 400 rannych, 195 wziętych do niewoli i 1320 zaginionych. W walkach o Wilno Armia Krajowa straciła 189 poległych, 235 rannych, 12 zaginionych. Okręg Lubelski AK stracił ponad 100 żołnierzy, a 25. pułk piechoty - około 130 zabitych i około 230 rannych. Według bardzo prowizorycznych obliczeń w operacji "Burza" oddziały AK poniosły straty w wysokości: 8190 zabitych, 1410 rannych, 1350 zaginionych i ponad 280 aresztowanych przez Niemców *[Żołnierzy AK wziętych do niewoli przez Niemców w czasie akcji "Burza" można w większości zaliczyć do zamordowanych. Charakterystyczne są tutaj losy 46 żołnierzy 1. Iłżeckiego Pułku Piechoty AK wziętych do niewoli w pierwszych dniach października 1944 r. Zostali oni osadzeni w Stalagu VIII B Lamsdorf, a następnie w grudniu przewiezieni do obozu koncentracyjnego, skąd po zakończeniu wojny zostało uwolnionych tylko 11 z nich.]. Kedyw Okręgu Warszawskiego stracił: 50 zabitych i śmiertelnie rannych, 7 aresztowanych (następnie zamordowanych w egzekucjach), 27 rannych. Inspektorat Miechowski AK tylko w okresie od 20 lipca do 20 sierpnia 1944 r. stracił 85 żołnierzy poległych, zamordowanych i zmarłych z ran. Straty 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK wyniosły około 25 zabitych i kilkunastu rannych. Ośrodek Wyszków z Obwodu Radzymin AK w latach 1940-1944 stracił 171 żołnierzy poległych i zamordowanych. Bataliony Chłopskie straciły około 7 tys. poległych i zamordowanych żołnierzy, z czego część występuje w statystykach AK (po akcji scaleniowej).

Przytoczone fragmentaryczne dane wskazują na możliwość ponownego obliczenia strat sił zbrojnych. Poczynienie korekty w tym miejscu prowadzi do korekty wszystkich strat, łącznie z ludnością cywilną, poniesionych w wyniku bezpośrednich działań wojennych. Wydaje się także, że do strat polskich organizacji konspiracyjnych należy zaliczyć te poniesione w Akcji Kontynentalnej prowadzonej na zachodzie Europy, zwłaszcza we Francji. Warto uwzględnić również Polaków walczących w innych krajach, np. w Jugosławii.

Warto też zwrócić uwagę na dane niemieckie dotyczące skutków akcji prowadzonych na terenie Generalnego Gubernatorstwa przeciwko partyzantom, ale też ludności.

 

Tabela 8. Skutki działalności niemieckich akcji przeciwpartyzanckich na obszarze Generalnego Gubernatorstwa

Rok

Zabici

Aresztowani

Razem

1942 (a)

5 669

1 304

6 973

1943

17 000

29 523

46 523

1944

12 779

36 286

49 965

Ogółem

35 448

67 113

103 461

Źródło: Polski ruch oporu 1939-1945, red. B. Kobuszewski, P. Matusak, T. Rawski, Warszawa 1988, s. 1092.

(a) Dane za miesiące sierpień-grudzień 1942 r.

 

Straty ludności cywilnej

Straty ludności cywilnej, będące wynikiem bezpośrednich działań wojennych w czasie wojny podawane są w bardzo dużym rozróżnieniu: od 521 tys. przez BOW, do 365 tys. (około 200 tys. *[Liczba ok. 200 tys. odnosi się do strat ludności cywilnej w kampanii polskiej 1939 r. Warto zauważyć, że w samej obronie Warszawy straty te wyniosły 25 tys. zabitych i 20 tys. rannych. Straty wojska wyniosły wówczas 6 tys. poległych i 16 tys. rannych (M. Cieplewicz, Zbrodnie Wehrmachtu w walkach o Warszawę w 1939 r, "Biuletyn GKBZH" 1987, t. 32, s. 160).] +165 tys. *[Czesław Łuczak podaje całkowite straty w Powstaniu Warszawskim - ponad 180 tys., w tym ok. 15 tys. powstańców. Natomiast Krzysztof Komorowski (Powstanie Warszawskie [w:] Armia Krajowa. Szkice z dziejów Sil Zbrojnych..., s. 317) szacuje straty ludności cywilnej na 100-150 tys. poległych.]) przez Łuczaka, który jednak sumuje jedynie straty ludności cywilnej z 1939 r. i Powstania Warszawskiego, pomijając te, które zostały poniesione na skutek działań wojennych na innych frontach, zwłaszcza z okresu 1944-1945. Wysokość strat ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim jest podawana bardzo różnie. W ostatnich latach na najwyższym poziomie, około 250 tys. ludności, określili je Stanisław B. Lenard i Ireneusz Wywiał, Władysław Bartoszewski zaś podaje liczbę około 150 tys. zabitych, z czego około 50 tys. miało zginąć w wyniku nalotów niemieckich, "ponad 40 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci wymordowały na Woli, Ochocie, Starym Mieście i Czerniakowie oddziały Reinefartha, Dirlewangera i Schmidta, tysiące - w alei Szucha - formacje policyjne podległe Geiblowi i Hahnowi". Autorzy niemieccy przedstawiają straty ludności cywilnej w czasie Powstania Warszawskiego w wysokości 150-220 tys.

Niewątpliwie najtrudniejsze jest obliczenie strat ludności powstałych na skutek działalności represyjnej okupantów. Jeżeli chodzi o Niemców, to są one podawane w przedziale od 5,1 mln (Łuczak) do 5 384 000 (BOW).

Jednym z podstawowych zagadnień jest ustalenie strat poniesionych w obozach koncentracyjnych. W największym z nich, KL Auschwitz-Birkenau, zginęło co najmniej 1,1 mln ludzi. Przybliżone dane, ukazujące ogólne straty, a więc i osoby przywiezione do obozu z innych krajów Europy, obrazuje poniższa tabela:

 

Tabela 9. Straty ogólne w KL Auschwitz-Birkenau

Narodowość

Liczba osób (w tys.)

Żydzi

960

Polacy

74 (70-75)

Cyganie

21

Jeńcy radzieccy

15

Inne narodowości

12 (10-15)

Razem

1100

Źródło: F. Piper, Ilu ludzi zginęło w KL Auschwitz. Liczba ofiar w świetle źródeł i badań 1945-1990, Oświęcim 1992, s. 92.

 

Liczbę Polaków deportowanych do obozu KL Auschwitz ocenia się na 140-150 tys. osób, z czego 10 tys. nie zostało zarejestrowanych. Dyrekcja Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau prowadzi wzorcową działalność wydawniczą. Od kilku lat publikowane są kolejne tomy Księgi Pamięci zawierające dokładne dane więźniów obozu przywiezionych tu z różnych terenów Polski - Warszawy, Krakowa, Radomia, Śląska, ale także np. z Zamojszczyzny.

Do obozu na Majdanku zesłano co najmniej 275 500 osób w 827 transportach, które zdołano ustalić. Z obozu wywieziono w latach 1942-1944 około 45 tys. osadzonych w 44 transportach, w tym 5500 na roboty do Rzeszy. Liczba osób, które zginęły w obozie, jest podawana w przedziale od 235 tys. (w tym 110 tys. Żydów i 123 tys. osób innych narodowości) do 250 tys. Całość zagadnienia, a zwłaszcza ogólna liczba osadzonych w obozie oraz liczba zamordowanych, wymaga dalszych badań.

W odniesieniu do obozu KL Gross-Rosen ogółem udało się dotąd ustalić nazwiska 72 452 więźniów. Zginęło tam około 40 tys. więźniów, jednakże tylko 13 262 z nich znalazło się w niedawnych publikacjach Państwowego Muzeum Gross-Rosen.

W obozie Stutthof od 2 września 1939 r. do 25 stycznia 1945 r. więziono około 110 tys. osób, z których zginęło około 65 tys. Większość więźniów stanowili Polacy, a było ich około 50-60 tys.

Mówiąc o obozach koncentracyjnych, nie można pominąć ważnej, choć wywołującej wiele emocji publikacji poświęconej KL Warschau. Straty osobowe w tym obozie szacuje się na około 20 tys. osadzonych *[B. Kopka, Konzentrationslager Warschau. Historia i następstwa, Warszawa 2007. Ta liczba ofiar budzi wiele kontrowersji wśród zwolenników publikacji sędzi Marii Trzcińskiej, która podaje, iż w obozie zginęło 200 tys. osób.].

Według ustaleń Czesława Łuczaka do wszelkiego rodzaju obozów odosobnienia deportowano ponad 5 mln obywateli polskich (łącznie z Żydami i Cyganami), z czego zginęło ponad 3 mln.

Przy dokonaniu obliczeń dotyczących więzień na terenie GG przyjęto, że przez każde z więzień śledczych podległych Policji Bezpieczeństwa - Pawiak w Warszawie, Montelupich w Krakowie, Zamek w Lublinie, Radom - przeszło po 100 tys. więźniów, z czego 37 tys. zginęło w egzekucjach, a około 60 tys. wywieziono do obozów koncentracyjnych. Dawałoby to liczbę 400 tys. osadzonych w więzieniach, 148 tys. zamordowanych w egzekucjach i 240 tys. zesłanych do obozów koncentracyjnych.

W więzieniu na Pawiaku w Warszawie zostało osadzonych około 100 tys. osób, z tego około 37 tys. zginęło w egzekucjach. Do obozów koncentracyjnych wywieziono około 60 tys. osób.

Przez więzienie Montelupich w Krakowie przeszło ponad 50 tys. więźniów. Ustalenie dokładnej liczby zamordowanych i zmarłych jest bardzo trudne.

Według nowszych, ale jeszcze ciągle niepełnych badań, przez więzienie na Zamku w Lublinie przeszło 39 727 więźniów, z czego w 80 znanych egzekucjach zginęło co najmniej 4500 osób, a zmarło w więzieniu co najmniej 2200 więźniów. Do obozów koncentracyjnych wywieziono na pewno 18 640 więźniów, z których zginęło około 3500 osób.

W więzieniu w Radomiu było osadzonych ogółem 16 657 więźniów, z czego co najmniej 1531 zostało zamordowanych, a do obozów koncentracyjnych wysłano ponad 3144 osoby. Ponadto 7649 więźniów zwolniono po odbyciu kary, a 690 wywieziono na roboty do Rzeszy lub do innych więzień. Ucieczka z więzienia powiodła się 17 osobom.

Oprócz wymienionych najważniejszych więzień funkcjonowała wiele innych. Ogółem oblicza się, że zostało w nich osadzonych kilkaset tysięcy osób. W wyniku głodu, znęcania się funkcjonariuszy niemieckich, braku lekarstw zmarło kilkanaście tysięcy, a kilka tysięcy zamordowano w więzieniach w ostatniej chwili, kiedy je opuszczano, uciekając przed nadciągającymi wojskami sowieckimi. Ponadto kilkuset więźniów zmarło w transportach ewakuacyjnych. Tylko w więzieniach katowickiego obwodu sądowego w końcu 1944 r. było osadzonych od 7636 do 7985 osób. W styczniu 1945 r. ewakuowano co najmniej 1520 więźniów, z których 203 zbiegło, a 368 zmarło lub zostało zamordowanych w drodze do Budziszyna. W więzieniu katowickim w latach wojny było osadzonych 17 708 więźniów, z czego co najmniej 552 stracono. W więzieniu we Wrocławiu w okresie wojny osadzono 14 942 osoby, z czego stracono co najmniej 1085. Było wśród nich 389 Czechów, 294 Polaków, 113 Niemców, 13 Francuzów, 13 Rosjan, 2 Austriaków oraz 2 Ukraińców. W lipcu 1946 r. straty w Forcie III w Pomiechówku określono na około 65 tys. osób. W latach późniejszych liczba ta została podniesiona do 100 tys., a obecnie jest kwestionowana *[M.T. Frankowski, Mazowiecka katownia. Dzieje Fortu III w Pomiechówku, Warszawa 2006, s. 139-141. Autor przyjmuje, iż w forcie zginęło od 2 do 4 tys. więźniów, a około 2 tys. zostało zamordowanych poza jego terenem.].

Całość zagadnienia wymaga dalszych prac badawczych, co wobec braku pełnej dokumentacji będzie tylko dochodzeniem do liczby ostatecznej, której najprawdopodobniej nie uda się ustalić precyzyjnie.

Warto także zwrócić uwagę na badania nad obozami przesiedleńczymi. Wymieńmy tutaj dla przykładu publikację Marii Rutowskiej, omawiającą m.in. obozy przesiedleńcze w Wielkopolsce.

Próbę obliczenia ogólnych strat biologicznych Polaków obrazuje poniższa tabela.

 

Tabela 10. Straty ludności polskiej (Polaków) (w tys.)

Straty

1939/1940

1940/1941

1941/1942

1942/1943

1943/1944

1944/1945

Razem

Bezpośrednie straty wojenne

360

 

 

 

 

183

543

Zamordowani w obozach i w pacyfikacjach

75

100

116

133

82

 

506

Zmarli w więzieniach i obozach

69

210

220

266

381

 

1 146

Zmarli poza więzieniami i obozami

 

42

71

142

218

 

473

Zamordowani na ziemiach wschodnich

 

 

 

 

 

100

100

Zmarli w innych krajach

 

 

 

 

 

 

2

Razem

504

352

407

541

681

270

2 770

Źródło: K. Bajer, Zakres udziału Polaków w walce o niepodległość na obszarze państwa polskiego w latach 1939-1945, "Zeszyty Historyczne Stowarzyszenia Żołnierzy Armii Krajowej", (Kraków) 1996, nr 1, s. 14 (tablica: Obliczenie liczby Polaków teoretycznie zdolnych do oporu wobec najeźdźców). Dane te zostały uzupełnione o wyliczenia z innych źródeł.

 

Warto zapoznać się także z innymi źródłami strat ludności polskiej.

 

Tabela 11. Straty względne narodu polskiego w latach II wojny światowej (wywiezieni, deportowani, emigracja) (w tys.)

Straty

1939/1940

1940/1941

1941/1942

1942/1943

1943/1944

1944/1945

Razem

Deportowani do ZSRR

 

475

 

 

 

188

663

Wcieleni do Armii Czerwonej

 

76

 

 

 

 

76 (a)

Wcieleni do Wehrmachtu

 

 

200

 

 

50

250 (b)

Wywiezieni na roboty do ZSRR

 

200

 

 

 

50

250

Przymusowi robotnicy w Niemczech

448

319

609

275

246

 

1 897 (c)

Aresztowani w ZSRR

 

100

 

 

 

50

150

Prewencyjnie osadzeni w obozach koncentracyjnych

 

10

15

15

30

68

138

Razem

448

1 180

824

290

276

406

3 424

Źródło: K. Bajer, Zakres udziału Polaków w walce o niepodległość..., s. 17.

(a) Do Armii Czerwonej wcielono 200-210 tys. obywateli polskich wszystkich narodowości (Z.S. Siemaszko, W sowieckim osaczeniu 1939-1943, Londyn 1991, s. 301). Część z Polaków wcielonych do Armii Czerwonej brała udział w wojnie sowiecko-fińskiej, niektóre dane mówią o "setkach" Polaków znajdujących się w niewoli fińskiej (L.A. Sułek, Polacy, żołnierze Armii Czerwonej w niewoli fińskiej i niemieckiej w latach II wojny światowej [w:] Jeńcy wojenni II wojny światowej. Stan archiwów i najnowszych badań. Materiały z ogólnopolskiej konferencji naukowej 11-12 września 1995 r., red. E. Nowak, Opole 1996, s. 160). Część Polaków wcielonych do Armii Czerwonej została następnie przekazana do I Armii WP. W latach 1943-1945 do Wojska Polskiego formowanego na wschodzie zostało przekazanych z Armii Czerwonej 19 679 oficerów oraz 13 tys. podoficerów i szeregowców (H. Hermann, Wojsko Polskie w systemie koalicyjnym podczas II wojny światowej [w:] Polski wysiłek zbrojny w drugiej wojnie światowej. Bilans, wnioski i doświadczenia, red. T. Panecki, Warszawa 1999, s. 68).

(b) Z tej liczby 89 300 wziętych do niewoli zostało następnie wcielonych do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (B. Wroński, Wysiłek mobilizacyjno-organizacyjny Polskich Sil Zbrojnych na Zachodzie w drugiej wojnie światowej [w:] Wysiłek zbrojny w II wojnie światowej, red. S. Biegański, A. Szkuta, Londyn 1988, s. 88). Jeszcze w lipcu 1947 r. Rada Ministrów ZSRR podjęła decyzję o zwolnieniu z łagrów 850 Polaków, byłych żołnierzy Wehrmachtu (J. Ciesielski, Obozy dla żołnierzy Armii Krajowej w dokumentach sowieckich [w:] Jeńcy wojenni II wojny światowej..., s. 70).

(c) Inne dane mówią o liczbie robotników przymusowych w Niemczech w wysokości 1 662 336, w tym 235 192 osobach narodowości ukraińskiej, stan na 30 IX 1944 r. (C. Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej..., s. 544-545). Liczbę tę należy podwyższyć o robotników przymusowych zwolnionych z robót oraz poddanych represjom (więzienie, śmierć) w całym okresie wojny.

 

Niezwykle istotnym zagadnieniem wydaje się obliczenie stopnia śmiertelności osadzonych w łagrach. Warto pamiętać, że w marcu-sierpniu 1942 r. z ZSRR wyszło do Iranu 116 543 obywateli polskich, w tym 37 912 cywilów. Do tej liczby trzeba dodać 3209 osób zmarłych w czasie formowania armii gen. Andersa na terytorium ZSRR. Daje to w sumie liczbę 119 752 obywateli polskich. Według danych szacunkowych w październiku 1942 r. w ZSRR pozostawało 681 tys. obywateli polskich, w tym 68 tys. osadzonych w więzieniach i łagrach. Formowany w ZSRR od 1943 r. korpus polski w styczniu 1944 r. liczył 24 660 żołnierzy. Do tej liczby należy dodać straty poniesione przez 1. Dywizję Piechoty w bitwie pod Lenino: 510 zabitych i zmarłych z ran, 116 w niewoli niemieckiej i 652 zaginionych bez wieści, co daje razem 25 938 żołnierzy. Można przyjąć, że do stycznia 1944 r., czyli do przekroczenia przez Armię Czerwoną granicy II Rzeczypospolitej, w polskich siłach zbrojnych formowanych na terytorium ZSRR znalazło się 145 690 osób. Pozostaje do odjęcia liczba Rosjan skierowanych do oddziałów korpusu gen. Berlinga, choć z zastrzeżeniem, że część z nich to Polacy wcieleni do Armii Czerwonej. W latach 1943-1945 do Wojska Polskiego formowanego na wschodzie zostało skierowanych z Armii Czerwonej 19 679 oficerów oraz 13 tys. podoficerów i szeregowców.

 

Straty wśród mniejszości narodowych

Żydzi

W 1939 r. w Polsce mieszkało, szacunkowo licząc, 3 350 000 Żydów. Taką liczbę podaje większość opracowań, choć poszczególne wielkości wahają się od 3 250 000 do 3,5 mln. Z tego około 1 109 000 zamieszkiwało tereny, które w 1939 r. znalazły się pod okupacją sowiecką. Dołączyło do nich około 198 tys. uchodźców z zachodniej i centralnej Polski, z których tylko nieznaczna część została wywieziona w głąb ZSRR. Wywieziono zaś około 83 tys. stałych mieszkańców. Straty ludności żydowskiej, obywateli państwa polskiego, są obliczane na 2,7-2,9 mln osób. Liczbę ocalałych szacuje się na 300 tys. lub ponad 800 tys. osób. Najwięcej Żydów polskich zginęło w obozach śmierci - 1 860 000. Pozostali stracili życie w gettach, w pacyfikacjach itp. Warto zwrócić uwagę na niedawną publikację dotyczącą zbrodni w Ponarach, w której liczbę straconych tam Żydów ustalono na 72 142 osoby.

 

Tabela 12. Straty Żydów polskich w poszczególnych obozach zagłady (w tys.)

Obóz

Straty ogólne

W tym straty Żydów polskich

Bełżec

500

490

Sobibór

150

60

Treblinka

850

800

Chełmno

150

150

Auschwitz

1 100

300

Majdanek

80

60

Ogółem

2 830

1 860

Źródło: J. Marszałek, Stan badań nad stratami osobowymi ludności żydowskiej Polski oraz nad liczbą ofiar obozów zagłady w okupowanej Polsce, "Dzieje Najnowsze" 1994, nr 2, s. 40.

 

Ukraińcy

W II Rzeczypospolitej mieszkało około 4 890 000 Ukraińców. Straty ludności państwa polskiego narodowości ukraińskiej są trudne do wyliczenia, co wiąże się ze zmianą granic i znacznymi przemieszczeniami ludności, a także walkami toczonymi przez Ukraińców z Polakami, Rosjanami i Niemcami. Pod okupacją sowiecką w 1939 r. znalazło się 4 529 000 Ukraińców obywateli państwa polskiego, z czego około 217 tys. zostało wywiezionych w głąb ZSRR. Około 50 tys. wstąpiło po czerwcu 1941 r. do oddziałów formowanych przez Niemców. W wyniku walk polsko-ukraińskich w Polsce południowo-wschodniej straciło życie 7500 Ukraińców.

 

Tabela 13. Ludność w Galicji (Małopolsce) Wschodniej w latach 1941-1945 (w tys.)

Stan na dzień

Liczba ludności

%

w tym Polacy

%

w tym Żydzi

%

1 I 1939 r. (szacunkowo)

5272

100

1478

28,03

521

9,88

111941 r.

5315

100,82

963

18,12

-

-

1 III 1943 r.

4201

79,68

801

19,06

87

2,07

11 1945 r.

3402

64,53

837

24,60

26

0,76

Źródło: G. Hryciuk, Straty ludności w Galicji Wschodniej w latach 1941-1945 [w:] Polska-Ukraina: trudne pytania, t. 6, Warszawa 2000, s. 296.

 

Straty na "terenie ukraińskiej części Galicji" wyniosły około 875 tys. zabitych i 260 tys. wywiezionych do Niemiec. Dotyczy to wszystkich narodowości.

 

Białorusini

W Polsce przed wojną mieszkało około 1 127 000 ludności narodowości białoruskiej. Straty wśród tej grupy także są trudne do wyliczenia. Około 91 tys. zostało wywiezionych w głąb ZSRR. Według innych danych, od lutego 1940 r. do czerwca 1941 r. w głąb ZSRR i na Litwę wywieziono 35,4 tys. Białorusinów, a 25,5 tys. zmobilizowano do Armii Czerwonej. W latach 1941-1944 około 100 tys. Białorusinów zostało wywiezionych na roboty do Niemiec, a w latach 1944-1945 około 170 tys. zmobilizowanych do Armii Czerwonej. W latach 1945-1946 liczbę Białorusinów zamieszkujących w powojennej Polsce szacowano na 150 tys.

 

Litwini

Przed wojną w Polsce mieszkało około 92 tys. Litwinów. Obliczenie strat ludności litewskiej zamieszkującej w granicach państwa polskiego przed 1939 r. jest niezwykle skomplikowane, część terytorium Polski była bowiem okupowana przez państwo litewskie, a następnie terytorium Litwy zostało zajęte przez ZSRR. Wiązało się to z represjami i deportacjami. Na terenach zajętych w 1939 r. przez Armię Czerwoną zamieszkiwało około 84 tys. Litwinów. Od lipca 1941 r. miała miejsce okupacja niemiecka, ale i współpraca z Niemcami. Z Generalnego Komisariatu Litwy, obejmującego także przedwojenne ziemie polskie, do 1944 r. wcielono do wojska ponad 100 tys. Litwinów. Trudno oszacować, ilu było wśród nich byłych obywateli państwa polskiego. Do powiększenia liczby ofiar przyczyniły się walki z Polakami. W latach 1945-1946 liczbę Litwinów w Polsce w jej nowych granicach szacowano na 10 tys.

 

Niemcy

W Polsce przed wojną mieszkało około 803 tys. osób narodowości niemieckiej. Liczba ta wzrosła w latach 1939-1944, bowiem na ziemie okupowane przez Trzecią Rzeszę sprowadzono 522 149 osób z różnych krajów Europy. W kampanii polskiej 1939 r. zginęło 5437 członków mniejszości niemieckiej. Warto odnotować, że w ostatnim czasie ustalono liczbę osób, które straciły życie w pierwszych dniach (3-4) września 1939 r. w Bydgoszczy - było wśród nich 324 mężczyzn i 41 kobiet.

Na ziemiach zajętych w 1939 r. przez Armię Czerwoną zamieszkiwało około 89 tys. osób narodowości niemieckiej. Znaczna ich część została przesiedlona na tereny zajęte przez Niemców na podstawie umów zawartych z ZSRR.

Przybliżone szacunki mówią iż około 60 tys. poległo na froncie i w okupowanych przez Trzecią Rzeszę krajach, a kilkadziesiąt tysięcy poniosło śmierć podczas ewakuacji w 1944 i 1945 r. oraz w wyniku represji NKWD i Armii Czerwonej oraz zmarło w obozach internowania.

 

Cyganie

Według przybliżonych danych w Polsce mieszkało 75-85 tys. Cyganów, z czego około 50 tys. zginęło (21 tys. w KL Auschwitz). Około 20 tys. polskich Cyganów przeżyło w Rumunii i na Węgrzech. W powojennej Polsce, w latach 1945-1946, liczbę Cyganów szacowano na około 10 tys.

 

Inne mniejszości narodowe

W przedwojennej Polsce zamieszkiwało około 107 tys. osób narodowości czeskiej, około 35 tys. z nich na terenach, które w 1939 r. znalazły się pod okupacją sowiecką. W 1944 r. do formacji czechosłowackich zostało zmobilizowanych około 9 tys. Czechów z Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. W latach 1945-1946 w ówczesnej Polsce mieszkało, według szacunków, około 5 tys. Czechów. W 1947 r. z Wołynia do Czechosłowacji przesiedlono 27,7 tys. Czechów.

Przed wojną w Polsce mieszkało około 155 tys. osób narodowości rosyjskiej, z tego na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej około 134 tys. Ich straty są trudne są do określenia. W latach 1945-1946, zgodnie z szacunkami, mieszkało w Polsce około 20 tys. Rosjan.

 

Wpływ II wojny światowej na liczbę mieszkańców w państwie polskim

Działalność represyjna okupantów, wywózki i deportacje, dobrowolna emigracja - wszystkie te czynniki wpływały na stan ludności państwa polskiego. Tereny te w toku wojny zmieniały swoją przynależność państwową z woli okupantów. Ostatecznie w wyniku decyzji wielkich mocarstw Polska straciła połowę swojego terytorium, odzyskując natomiast "stare piastowskie ziemie" na północy i zachodzie.

 

Tabela 14. Ludność Polski w latach 1921-1960 (w tys.)

Stan na dzień

Ogółem

W miastach

%

Na wsi

%

Gęstość zaludnienia

30 IX 1921 r.

27 177

6 608

24,6

20 250

75,4

70

9 XII 1931 r. 
(388 634 km
2)

32 107

8 731

27,4

23 185

72,6

83

1 III 1939 r. (szacunkowo) 
(389 500 km
2)

35 100

 

 

 

 

90

1 III 1943 r.

(145 180 km2 
+ 91 902 km
2 
+ 41 701 km
2 
+ 15 840 km
2
= 294 623 km
2

 

(14 854 
+ 10 500 (a) 
+ 1 740,5 (b) 
+ 743,5 (c) )
= 27 838,0

 

 

 

 

 

102

14 II 1946 r. 
(312 677 km
2)

23 930

7 517

31,8

16 109

68,2

77

3 XII 1950 r.

25 008

9 605

39,0

15 009

61,0

80

6 XII 1960 r. 
(311 730 km2) (d)

29 776

14219

48,4

15 187

51,6

95

31 XII 1970 r.

32 658

17 088

52,3

15 570

47,7

104

(a) Mieszkańcy ziem wcielonych do Trzeciej Rzeszy bez Okręgu Białystok, stan ze stycznia 1944 r. w tysiącach. W tym 6 115 tys. Polaków, 1 761 tys. Polaków wpisanych na niemiecką listę narodowościową oraz 1 724 tys. Niemców (C. Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej..., s. 153).

(b) Mieszkańcy polskich ziem (41 701 km2) wchodzących w skład Generalnego Okręgu Białorusi. Stan ze stycznia 1944 r. (J. Turonek, Białoruś pod okupacją niemiecką, Warszawa 1993, s. 64).

(c) Dane dotyczą "okręgu wileńskiego" włączonego do Generalnego Komisariatu Litwy w 1941 r.; dane za 1942 r. - M. Wardzyńska, Sytuacja ludności polskiej w Generalnym Komisariacie Litwy.., s. 25-27.

(d) Taka wielkość była podawana w oficjalnych opracowaniach. Dopiero w Roczniku statystycznym 1963 (s. 1) podano informację, iż według nowych obliczeń powierzchnia Polski wynosi 312 520 km2.

Źródło: wyniki spisów ludności, szacunki, Rocznik statystyczny 1963, Warszawa 1963; Mały rocznik statystyczny 1939, Warszawa 1939.

 

Jedną ze znaczących konsekwencji II wojny światowej było przesiedlenie ludności polskiej z Kresów Wschodnich. W drugą stronę zostali przesiedleni mieszkańcy Polski narodowości białoruskiej, litewskiej, ukraińskiej. Ich liczba określana jest na około 520 tys. osób, w tym 488 612 Ukraińców.

 

Tabela 15. Ludność polska przesiedlona z Kresów Wschodnich (po wojnie ZSRR) w latach 1944-1948

Rok

Litwa (LSRR)

Białoruś (BSRR)

Ukraina (USRR)

Pozostałe tereny ZSRR

Razem

1944

-

-

117 212

-

117 212

1945

73 042

135 654

511 877

22 058

742 631

1946

123 443

136 419

158 435

221 717

640 014

1947

671

2 090

76

7 964

10 801

1948

-

-

74

7 251

7 325

Razem

197 156

274 163

787 674

258 990

1 517 983

Źródło: J. Czerniakiewicz, Repatriacja ludności polskiej z ZSRR 1944-1948, Warszawa 1987, s. 54.

 

Tabela 16. Przesiedlenia ludności polskiej z terenów wschodnich II RP (po wojnie ZSRR) w latach 1944-1948 według narodowości

Narodowość

Litwa (LSRR)

Białoruś (BSRR)

Ukraina (USRR)

Pozostałe tereny ZSRR

Razem

Polacy

177 814

269 027

742 455

(brak danych)

1 189 296

Żydzi

16 958

4 531

33 105

-

54 594

Inni

2 384

605

12 114

-

15 103

Razem

197 156

274 163

787 674

-

1 258 993

Źródło: J. Czerniakiewicz, Repatriacja ludności polskiej z ZSRR 1944-1948..., s. 58-59.

 

Istotna jest kwestia powrotu do Polski żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W maju 1945 r. PSZ liczyły 194 500 żołnierzy, a do lipca ich liczebność wzrosła do 228 tys. Jeszcze w lipcu 1947 r. na terenie Wielkiej Brytanii przebywało ich 142 tys., a około 30 tys. służyło w oddziałach wartowniczych w Niemczech. W 1950 r. liczbę Polaków pozostających na Zachodzie szacowano na około 230 tys. *[Ogółem liczbę Polaków przebywających w tym czasie na Zachodzie szacuje się na 500-600 tys.] Według szacunkowych danych do kraju wróciło ponad 114 tys. żołnierzy PSZ na Zachodzie, z czego w latach 1946-1948 - 74 459, w tym 1132 oficerów, 19 345 podoficerów oraz 53 982 szeregowych *[Warto podkreślić, że wśród nich znajdowało się co najmniej 31 998 Polaków służących w czasie wojny w Wehrmachcie].

Bardzo długo trwały również powroty do kraju Polaków osiadłych w latach II wojny światowej w innych miejscach, zarówno w Europie, jak Afryce i Azji. Po ewakuacji z ZSRR, zmarło do 1 stycznia 1943 r. w Iranie co najmniej 1163 żołnierzy i cywilów. Spośród 18 245 obywateli polskich przebywających we wschodniej i południowej Afryce do października 1949 r. do kraju wróciło 3800 osób. W Libanie pod koniec wojny znajdowało się około 5 tys. Polaków. W Palestynie w 1945 r. było 8 tys. polskiej ludności cywilnej. W Meksyku znalazły schronienie 1432 osoby. Około 200 polskich dzieci wywieziono do Nowej Zelandii.

Wydaje się, że przy rozpatrywaniu zagadnienia strat ludności Polski w II wojnie światowej należy wyjść daleko poza maj 1945 r. Wojna ta i wiążące się z nią zmiany granic, masowe przesiedlenia ludności, olbrzymie straty osobowe w toku samej wojny, a także po jej zakończeniu, zmuszają nas do wyznaczenia granicy masowych ruchów ludności na co najmniej rok 1948. Oczywiście nie będzie to granica ostateczna, gdyż także po 1948 r., zarówno ze wschodu, jak i z zachodu przybywała do Polski ludność deportowana lub emigranci z wyboru. Jeszcze w latach pięćdziesiątych z sowieckich łagrów wracali osadzeni tam m.in. w 1944 r. (1945 r.) żołnierze AK. W latach 1956-1959 z ZSRR do Polski przyjechało 248 tys. Polaków i 18 tys. Żydów. Ostatni wojenni reemigranci wracali do Polski w końcu XX w., po zmianach ustrojowych (1989 r.). Tak więc wojna rozpoczęta 1 września 1939 r. dała o sobie znać nie tylko liczbą strat bezwzględnych (zabitych i zmarłych) w czasie samej wojny, ale przyniosła skutki demograficzne trwające ponad pół wieku.

Dotychczasowe badania historyków i demografów doprowadziły do ustalenia, choć nie wolnego od sporych przybliżeń, strat biologicznych ludności państwa polskiego powstałych w trakcie II wojny światowej. Następnym etapem powinno być sporządzenie, na podstawie już istniejącej dokumentacji oraz dotychczasowych publikacji, kartoteki mieszkańców Polski poległych, zamordowanych i zmarłych w latach 1939-1945.

Oprócz podstawowej bazy danych (kartoteki osobowej) powinien zostać opracowany precyzyjny katalog obrazujący całość strat w rozbiciu na poszczególne ich przyczyny, dający wszakże możliwość bieżącego uzupełniania danych. Tym katalogiem winni posługiwać się w dalszych pracach zarówno historycy, jak i demografowie.

 

 

 

Franciszek Piper

KONTROWERSJE WOKÓŁ LICZBY OFIAR KL AUSCHWITZ

Jednym z paradoksów systemu politycznego Trzeciej Rzeszy było to, że obozy koncentracyjne, które stanowiły podstawowe narzędzie zwalczania opozycji politycznej w Niemczech i terroru wobec ludności krajów okupowanych, otaczano najgłębszą tajemnicą. Na masową skalę fałszowano dokumentację, przekazywano rozkazy drogą ustną wreszcie niszczono dokumenty, które z powodów technicznych lub organizacyjnych musiały zostać wytworzone. Z tej przyczyny do dziś nie powstały pełne, wyczerpujące monografie poszczególnych niemieckich obozów koncentracyjnych. Wiele prac o obozach wydanych w pierwszych dekadach powojennych wyszło spod pióra byłych więźniów, niekiedy równocześnie profesjonalnych badaczy, którzy liczne luki źródłowe starali się wypełnić faktami znanymi im z autopsji.

Jedną z największych trudności w badaniach nad dziejami niemieckich obozów koncentracyjnych jest brak pełnych danych statystycznych, bez których nie sposób dokonać jakichkolwiek uogólnień i syntez. Dane, którymi dysponuje badacz obozów koncentracyjnych, są fragmentaryczne, jeśli nie wręcz szczątkowe. W tej sytuacji historycy stanęli wobec konieczności dokonywania obliczeń szacunkowych. Ze względu na nie zawsze precyzyjne dane wyjściowe oraz różne metody obliczeń często dochodzili oni do wyników znacznie od siebie odbiegających.

Procedura zatajania faktów i niszczenia dokumentacji świadczącej o popełnionych zbrodniach dotyczy w całej rozciągłości największego niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu. Były komendant obozu Rudolf Höss oświadczył: "Na rozkaz Reichsführera SS musiano w Oświęcimiu palić po każdej większej akcji wszystkie dokumenty, które mogły stanowić źródło informacji o liczbie zamordowanych. Jako szef urzędu DI [urząd wchodzący w skład grupy urzędowej D - obozy koncentracyjne - w Głównym Urzędzie Gospodarczo-Administracyjnym SS] zniszczyłem osobiście wszystkie dokumenty znajdujące się w moim biurze. W innych urzędach zrobiono tak samo" *[T. Cyprian, J. Sawicki, Sprawy polskie w procesie norymberskim, Poznań 1956, s. 438-439. Pewne nadzieje na odkrycie nowych źródeł statystycznych wiązano z otwarciem w latach dziewięćdziesiątych archiwów rosyjskich. Jednak udostępnione wówczas akty zgonu więźniów zarejestrowanych w liczbie około 70 tys. nie wniosły żadnych nowych elementów w kwestii ogólnej liczby ofiar KL Auschwitz.].

Pierwsze próby oszacowania liczby ofiar Auschwitz podjęli jeszcze w obozie sami więźniowie - członkowie ruchu oporu. W przekazywanych na zewnątrz do ośrodków konspiracyjnych w Polsce meldunkach o sytuacji w obozie oprócz opisu warunków życia i techniki zagłady podawano również liczby deportowanych do obozu i zmarłych. Ze względu na trudności w docieraniu do źródeł informacji oraz zniekształcenia powstałe w trakcie ich opracowywania i przekazywania w meldunkach tych występują rozbieżności i sprzeczności. Na ogół liczby podawane przez naocznych świadków były pod wpływem subiektywnych odczuć zawyżane *[Z podobną sytuacją zawyżania liczb przez ośrodki konspiracyjne i naocznych świadków mamy do czynienia również w wypadku innych obozów. Na przykład wywiad AK szacował straty Treblinki na 1,8-2 mln. Na podstawie relacji świadków Wasilij Grossman obliczył, że w Treblince zginęło 3 mln osób. W dwóch innych pracach popularnych straty osobowe w tym obozie szacuje się na 1 297 000 (F. Ząbecki) i 1 582 000 (R. Czarkowski) (J. Marszałek, Stan badań nad stratami osobowymi ludności żydowskiej Polski oraz nad liczbą ofiar obozów zagłady w okupowanej Polsce, "Dzieje Najnowsze" 1994, t. 2, s. 37).]. Na przykład w jednym z meldunków ruchu oporu podano, że do 15 grudnia 1942 r. w Auschwitz zginęło 640 tys. osób, w tym 520 tys. Żydów - pozostali to Polacy i więźniowie innych narodowości. Jak wykazały późniejsze badania, są to liczby znacznie zawyżone, przekraczające liczbę deportowanych.

Zbiegły z obozu 19 listopada 1943 r. Polak Jerzy Tabeau (w obozie zarejestrowany jako Jerzy Wesołowski) w sprawozdaniu, spisanym w grudniu 1943 i styczniu 1944 r. w Krakowie na polecenie polskich władz konspiracyjnych, stwierdził, że do czasu jego ucieczki zginęło 1,5 mln Żydów. Taką samą liczbę podał za okres do marca 1943 r. zbiegły z obozu w kwietniu 1943 r. Witold Pilecki. Tabeau i Pilecki oparli się wyłącznie na własnych spostrzeżeniach oraz informacjach zasłyszanych od innych więźniów. Również i ta liczba okazała się znacznie zawyżona.

Zbiegli z obozu 7 kwietnia 1944 r. więźniowie Żydzi Alfred Wetzler i Walter Rosenberg (po wojnie Rudolf Vrba) podali liczbę 1 765 000 Żydów zabitych w okresie od kwietnia 1942 do kwietnia 1944 r. Liczbę tę zamieścili w sprawozdaniu napisanym bezpośrednio po ucieczce w miejscowości Żilina na Słowacji. Mimo że powstało ono na podstawie notatek sporządzonych w obozie i własnych obserwacji poczynionych w ciągu dwuletniego w nim pobytu, również ta liczba okazała się zawyżona. Jej wiarygodność można ocenić, analizując zamieszczone w sprawozdaniu dane szczegółowe. Na przykład liczby odnoszące się do zabitych w obozie Żydów francuskich i belgijskich dwukrotnie przekraczają ustalone po wojnie straty biologiczne Żydów w tych krajach.

Warto podkreślić, że dwa tygodnie przed ucieczką Wetzlera i Rosenberga, 22 marca 1944 r., "Los Angeles Times" podał ponad trzykrotnie niższą liczbę ofiar, stwierdzając: "Polskie ministerstwo informacji oświadczyło dzisiaj, że ponad 500 000 osób, głównie Żydów, zamordowano w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu na południowy zachód od Krakowa". Zważywszy, że jeszcze w tym samym roku przywieziono do obozu ponad 600 tys. osób (m.in. 438 tys. Żydów węgierskich, około 67 tys. Żydów łódzkich, około 13 tys. Polaków z objętej powstaniem Warszawy) liczbę tę można uznać za bliską stanu faktycznego.

Powyższe przykłady świadczą o tym, że do danych ruchu oporu, mimo ich niekiedy dużej dokładności w pewnych szczegółach, leżących w polu obserwacji więźniów, w przypadku całościowych danych statystycznych, do których więźniowie nie mieli dostępu, należy podchodzić z dużą ostrożnością. W każdym wypadku muszą one być starannie weryfikowane przez konfrontację z innymi typami źródeł.

Podobne zastrzeżenia trzeba wnieść do liczb podawanych przez więźniów niezwiązanych z żadnymi organizacjami konspiracyjnymi w obozie. Nawet więźniowie zatrudnieni jako pisarze w kancelariach obozowych mieli wgląd tylko w akta więźniów zarejestrowanych, a nie Żydów kierowanych bez rejestracji wprost do komór gazowych. Tymczasem właśnie dane dotyczące tych ostatnich mają kluczowe znaczenie dla problemu liczby deportowanych i ofiar KL Auschwitz. Podawane przez więźniów liczby dotyczące masowych transportów żydowskich oparte są głównie na pobieżnych, sporadycznych obserwacjach oraz informacjach zasłyszanych od innych więźniów. Ich znaczenie polega przede wszystkim na tym, że świadczą o masowości eksterminacji.

Charakterystyczne, że więźniowie z Sonderkommando zatrudnieni przy kremacji zwłok w swoich notatkach, sporządzonych jeszcze w czasie istnienia obozu i ukrytych w pobliżu krematoriów, nie podawali żadnych globalnych liczb pomordowanych, ograniczając się do ogólnych stwierdzeń, że w obozie ginęły miliony. Na przykład członek Sonderkommando Załmen Gradowski w swych notatkach napisał: "Zakopałem to pod popiołami, uważając je za najpewniejsze miejsce, gdzie na pewno się będzie kopało, aby znaleźć ślady milionów zgładzonych ludzi".

Dopiero po wyzwoleniu obozu w czasie składania zeznań więźniowie Sonderkommando indagowani na tę okoliczność podawali konkretne liczby zabitych. Na przykład Szlama Dragon, który był zatrudniony w Sonderkommando od 9 grudnia 1942 r. do stycznia 1945 r., zeznał: "Obliczam zagazowanych w obu bunkrach i w czterech krematoriach na przeszło 4 miliony". Inny więzień z Sonderkommando, Henryk Tauber, również szacował liczbę ofiar obozu na 4 mln. Były więzień Kazimierz Smoleń, zatrudniony w biurze ewidencji więźniów, ocenił liczbę ofiar na 2,8 mln. Zatrudniony w biurze kierownika obozu jako główny pisarz Erwin Olszówka szacował liczbę ofiar na 4,5 mln.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że zwłaszcza liczbę 4 mln podawano w wyniku zasugerowania się ustaleniami komisji radzieckiej.

Również byli funkcjonariusze SS, będący świadkami masowej zagłady, podawali liczby sięgające milionów. Były esesman z oddziału politycznego Pery Broad (sądzony i skazany w procesie byłych esesmanów - członków załogi oświęcimskiej - w latach 1963-1965 we Frankfurcie nad Menem) w spisanych po wojnie pamiętnikach stwierdził: "Oświęcim był obozem zagłady. Największym, jaki kiedykolwiek istniał w dziejach. W ciągu jego trwania wymordowano tam 2 do 3 milionów Żydów. Poza tym tysiące Polaków, Rosjan, Czechów, Jugosłowian i innych". Rozrzut liczb wymienionych przez Broada potwierdza zeznanie Rudolfa Hossa, że również esesmani z załogi obozowej nie znali dokładnej liczby zamordowanych, lecz mieli świadomość masowej skali eksterminacji.

Szczególną uwagę badaczy przyciągają zeznania Rudolfa Hössa, który w latach 1940-1943 pełnił funkcję komendanta obozu oświęcimskiego, a następnie sprawował nad nim nadzór jako szef urzędu D I w Głównym Urzędzie Gospodarczo-Administracyjnym SS. W 1944 r. ponownie przybył zresztą do Oświęcimia, by jako specjalista od Zagłady nadzorować przebieg eksterminacji Żydów węgierskich. Höss po aresztowaniu przez Anglików 11 marca 1946 r. kilkakrotnie składał zeznania i wyjaśnienia. Najważniejsze z nich to zeznania złożone w czasie procesu Ernsta Kaltenbrunnera przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, a następnie po ekstradycji do Polski przed władzami polskimi.

15 kwietnia 1946 r. w czasie procesu Kaltenbrunnera odczytano zeznania Hössa, które ten jeszcze raz potwierdził: "Wedle moich obliczeń zgładzono tam i zagazowano, po czym spalono przynajmniej 2 500 000 ofiar, ponadto 500 000 zginęło z wycieńczenia i chorób, co daje razem 3 000 000 zmarłych. Liczba ta stanowi 70-80 proc. wszystkich więźniów Oświęcimia". Później w czasie zeznań składanych w Polsce Höss sprecyzował, że liczba 2,5 mln odnosi się tylko do Żydów, i dodał, że pochodzi ona od Adolfa Eichmanna. Równocześnie podał liczby Żydów deportowanych do KL Auschwitz z dziewięciu krajów i regionów, jakie zapamiętał, stwierdzając, że liczby deportowanych z innych krajów były nieznaczne. Suma podanych przez Hössa liczb wynosi 1 130 000. Liczba ta jest prawie identyczna z ustaloną w wyniku późniejszych badań liczbą Żydów deportowanych do obozu. W zależności od oceny stopnia wiarygodności poszczególnych zeznań Hössa badacze przyjmowali za nim, że liczba Żydów - ofiar KL Auschwitz, wynosi od 1 do 2,5 mln. W pracach na temat Holokaustu problem ofiar KL Auschwitz innych narodowości, w tym Polaków, najczęściej był pomijany lub traktowany całkowicie marginalnie.

Pierwszą instytucją, która dokonała szacunkowego obliczenia liczby ofiar KL Auschwitz, była Nadzwyczajna Radziecka Komisja Państwowa do Badania Zbrodni Niemiecko-Faszystowskich Agresorów. Jej przedstawiciele podjęli czynności dochodzeniowe kilka dni po wyzwoleniu obozu. Dokonano oględzin obiektów, przesłuchano świadków - około dwustu byłych więźniów i kilku mieszkańców Oświęcimia, zapoznano się z ocalałymi aktami obozowymi oraz opinią eksperta w zakresie technologii spalania. Jednym z kluczowych zagadnień, przed jakim stanęła komisja radziecka, mającym istotne znaczenie dla określenia stopnia winy zbrodniarzy oświęcimskich, była liczba zamordowanych.

Ponieważ w obozie nie odnaleziono dokumentów pozwalających ustalić liczbę ofiar, komisja musiała polegać na informacjach uzyskanych od wyzwolonych więźniów, w tym zatrudnionych przy obsłudze komór gazowych i krematoriów. Na podstawie tych informacji ustalono przepustowość dobową krematoriów oraz czas ich funkcjonowania. Dla krematorium I przyjęto dzienną zdolność spalania trzystu zwłok, dla krematoriów II i III po 3 tys. zwłok i dla krematoriów IV i V po 1500 zwłok. Ustalono też, że krematorium I działało 24 miesiące, krematorium II -19 miesięcy, krematorium III - 18 miesięcy, krematorium IV - 17 miesięcy i krematorium V - 18 miesięcy. Mnożąc dzienną przepustowość poszczególnych krematoriów przez liczbę dni ich funkcjonowania, otrzymano wynik 5 121 000. Ponieważ oceniono, że 20 proc. czasu istnienia krematoriów przypada na przerwy w ich pracy, stwierdzono, że spalono w nich - a zatem w obozie zginęło - 4 mln osób, obywateli Związku Radzieckiego, Polski, Francji, Jugosławii, Czechosłowacji, Rumunii, Węgier, Bułgarii, Holandii, Belgii i innych krajów. Wyniki śledztwa zostały ogłoszone 7 maja 1945 r. i opublikowane następnego dnia *[Podobna komisja działała wcześniej na Majdanku. Jej przewodniczącym był tak jak w Oświęcimiu również Dymitr Kudriawcew. Komisja orzekła, że w obozie na Majdanku zginęło 1,5 mln osób. Później liczba ta była systematycznie redukowana - ostatecznie do poniżej 100 tys. ].

Wyliczona przez radziecką komisję liczba ofiar została zawyżona wskutek przyjęcia zbyt wysokiego wskaźnika wykorzystania krematoriów. Z analizy wykazu transportów do obozu wynika, że w jego historii były okresy wzmożonego ich napływu, lecz także dni, kiedy nie nadchodziły wcale lub przybywały tylko pojedyncze transporty. Również liczebność transportów była zróżnicowana. Na przykład transporty z Europy Zachodniej, z Francji, Belgii, Holandii, Niemiec, liczyły z reguły po tysiąc osób, podczas gdy w transportach z Węgier przyjeżdżało po 3 tys. osób. Komisja przyjęła również, że w krematoriach w Brzezince w czasie, gdy wszystkie były czynne, łącznie z więźniami zarejestrowanymi spalano codziennie 9 tys. ciał.

Polska Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich, która w latach 1945-1946 przeprowadziła dochodzenia w sprawie zbrodni popełnionych w KL Auschwitz, zaakceptowała liczbę 4 mln ustaloną przez komisję radziecką, a nawet ją powiększyła, dodając do niej około 300 tys. zmarłych więźniów zarejestrowanych i 12 tys. radzieckich jeńców wojennych. Liczby te zostały wymienione w akcie oskarżenia przeciwko Hössowi.

Najwyższy Trybunał Narodowy w Polsce, który sądził Hössa, nie podzielił w pełni zarzutów oskarżenia, uznając Hössa za winnego, że "brał udział w dokonywaniu zabójstw spośród wymienionych osób: a) około 300 000 ludzi osadzonych w obozie w charakterze więźniów ujętych w ewidencję obozową, b) niedającej się bliżej ustalić liczby ludzi, wynoszącej jednak najmniej 2 500 000, głównie Żydów przywiezionych do obozu transportami z różnych krajów Europy w celu bezpośredniej zagłady i dlatego niewykazywanych w ewidencji obozowej, c) co najmniej 12 000 jeńców radzieckich". W uzasadnieniu wyroku Trybunał stwierdził jednak, że ogólna liczba ofiar rzędu 3-4 mln ma wszelkie cechy prawdopodobieństwa.

Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze nie badał odrębnie problemu zbrodni popełnionych w KL Auschwitz i liczby jego ofiar, poprzestając w wyroku na konstatacji: "O ile chodzi o Oświęcim, Trybunał przesłuchiwał jako świadka komendanta tego obozu w okresie od maja 1940 r. do 1 grudnia 1943 r. Szacował on, że w samym obozie oświęcimskim uśmiercono w tym czasie 2,5 mln osób i że dalsze pół miliona zginęło z chorób i głodu".

W pracach naukowych przez wiele lat nie poddawano szerszej analizie kwestii liczby ofiar KL Auschwitz, uznając ją za zamkniętą. W publikacjach ukazujących się na Zachodzie, opierających się na rozbieżnych zeznaniach Hössa, podawano z reguły liczby niższe, odnoszące się zresztą tylko do samych Żydów (problem zagłady innych narodowości z braku rozeznania struktury narodowościowej więźniów traktowano jako marginalny): 1 mln - Raul Hilberg *[Według Raula Hilberga we wszystkich obozach (nie licząc innych miejsc zagłady) zginęło 3 mln Żydów: ponad milion w Auschwitz, ponad 750 tys. w Treblince, do 600 tys. w Bełżcu, do 200 tys. w Sobiborze, 150 tys. w Chełmnie i 50 tys. w Lublinie (na Majdanku) ], Wolfgang Scheffler i Edward Crankshaw; 1,5 mln - Martin Gilbert; 2 mln - Leon Poliakov, Lucy Dawidowicz i Joseph Billig; 2,5 mln - Yehuda Bauer; 1-2,5 mln - Encyklopaedia Judaica; 1,2-2,5 mln - Aharon Weiss. Do wyjątków należy zaliczyć Eugena Kogona, który ocenił ogólną liczbę ofiar Auschwitz na co najmniej 3,5-4,5 mln.

We wstępie do książki polskiego emigracyjnego historyka Józefa Garlińskiego Oświęcim walczący, poświęconej ruchowi oporu w obozie oświęcimskim, opublikowanej w Londynie w 1974 r., prof. Michael Foot napisał, że w Auschwitz zginęło 3 mln osób.

W pracach publikowanych w Polsce, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Czechosłowacji przeważnie przytaczano ustalenia komisji radzieckiej (4 mln) lub Najwyższego Trybunału Narodowego w Polsce (2,8-4 mln). Takie liczby znajdują się w pracach Czesława Madajczyka, Anny Pawełczyńskiej, Krzysztofa Dunin-Wąsowicza. Liczby te podawano również w publikacjach Państwowego Muzeum w Oświęcimiu - w pracach Kazimierza Smolenia, Danuty Czech, Franciszka Pipera, oraz Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce - w opracowaniach Czesława Pilichowskiego, a także w pracy zbiorowej Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich. Informator encyklopedyczny.

Wymienieni autorzy - zarówno polscy, jak i zagraniczni - nie prowadzili sami badań nad tym tematem, ani nie podejmowali szerszej polemiki z autorami podającymi inne dane, chociaż występowanie tak wielkich rozbieżności musiało budzić wątpliwości i zastrzeżenia. Zapewne badacze żywili przeświadczenie o niemożliwych do przezwyciężenia trudnościach warsztatowych wynikających z luk w bazie źródłowej oraz o istnieniu sprzeczności i rozbieżności w dostępnych źródłach pośrednich, których z braku danych porównawczych nie można było zweryfikować.

Niezależnie od przyczyn obiektywnych należy wziąć pod uwagę niemałe opory psychiczne przed podjęciem badań nad tym zagadnieniem i ewentualną zmianą podawanych dotąd liczb, co do których, jak się wydawało, nigdy nie będzie można mieć całkowitej pewności. Obawiano się bowiem, że wszelkie zmiany mogą zostać wykorzystane przez "zawodowych" rewizjonistów w kampanii negowania zbrodni ludobójstwa w ogóle, a zbrodni popełnionych w Auschwitz w szczególności. Nie należy przy tym zapominać o wyjątkowej odpowiedzialności ciążącej na badaczu problematyki oświęcimskiej. Auschwitz z uwagi na skalę popełnionych w nim zbrodni, połączenie w jednym miejscu zagłady Żydów i osób innych narodowości, znaczną liczbę tych, którzy przeżyli i w swych licznych przekazach dali świadectwo rozegranej tam tragedii, stał się dla wielu ludzi na całym świecie symbolem ludobójstwa *[W Polsce niechęć do podejmowania badań tego zagadnienia mogła wynikać także z atmosfery nagonki rozpętanej w 1968 r. przeciw autorom hasła Obozy koncentracyjne zamieszczonego w t. 8 Encyklopedii Powszechnej PWN.].

Łatwo było się więc narazić na zarzut relatywizacji tej symboliki. Jednak stawiany przed każdą nauką wymóg obiektywizmu, ogólny postęp badań nad zbrodniami hitlerowskimi, a także świadomość negatywnych skutków występowania w literaturze tak znacznych rozbieżności w szacunkach liczby ofiar, które były skrupulatnie wykorzystywane przez neonazistów do wybielania zbrodniarzy hitlerowskich oraz negowania masowego charakteru popełnionych tu zbrodni, skłoniły historyków do podjęcia badań nad tym trudnym zagadnieniem i do zweryfikowania niektórych dotychczasowych ustaleń.

Przełomowe znaczenie dla tego problemu miało ukazanie się w 1983 r. pracy francuskiego badacza z Centrum Dokumentacji Żydów Współczesnych w Paryżu, Georgesa Wellersa, byłego więźnia KL Auschwitz, Essai de determination du nombre de morts au camp d'Auschwitz (Próba określenia liczby zmarłych w obozie Auschwitz). Wellers stwierdził, iż do KL Auschwitz przywieziono ogółem 1 613 455 osób (w tym 1 433 405 Żydów, 146 605 Polaków i osób innej narodowości, 21 665 Cyganów i 11 780 radzieckich jeńców wojennych), spośród których w obozie zginęło 1 471 595 osób (w tym 1 352 980 Żydów, 86 675 Polaków i innych, 20 255 Cyganów i 11 685 radzieckich jeńców wojennych). Znaczenie pracy Wellersa polega na tym, że odrzucił on dotychczasową metodę szacowania liczby ofiar na podstawie danych dotyczących przepustowości krematoriów, czasu ich funkcjonowania i stopnia wykorzystania, a swoje obliczenia oparł na ustaleniach dotyczących liczebności deportowanych do obozu z różnych krajów oraz ich dalszego losu w obozie. Wellers rozwinął zatem koncepcję metodologiczną przedstawioną w ogólnym zarysie przez Geralda Reitlingera w 1953 r.

Doceniając pionierskie znaczenie pracy Wellersa, należy jednak stwierdzić, że nie jest ona wolna od uchybień zarówno metodologicznych, jak i merytorycznych. Szczupłe ramy niniejszego artykułu nie pozwalają mi na szersze rozwinięcie tego zagadnienia, z konieczności skoncentruję się więc na najważniejszych kwestiach. Niektóre podane przez Wellersa liczby z dokładnością do jednostek powinny być zaokrąglone, gdyż zostały uzyskane w wyniku zsumowania liczb przybliżonych ze szczegółowymi. Wellers zawyżył liczbę deportowanych do obozu Żydów o ponad 330 tys. przede wszystkim wskutek zawyżenia liczby deportowanych Żydów polskich. Ponieważ dla Żydów polskich nie ma list transportowych, Wellers w drodze szacunku wyliczył, że do obozu deportowano ich 622 935. Liczbę tę uzyskał, mnożąc 119 transportów poddanych selekcji (wyszczególnionych przez Danutę Czech w jej Kalendarzu wydarzeń) przez 5 tys. osób przypadających na jeden transport. Uzyskaną w ten sposób liczbę 595 tys. dodał do liczby 27 935 Żydów polskich przywiezionych 27 transportami, których nie poddano selekcji i których liczebność była znana. Przyczyną zawyżenia liczby Żydów polskich jest przyjęcie przez Wellersa przeciętnej na jeden transport - 5 tys. osób, którą to liczbę przyjął on przez analogię do transportów Żydów polskich z Warszawy do Treblinki, dwóch transportów z Przemyśla i Kołomyi do Bełżca, ponadto na podstawie liczebności transportów Żydów węgierskich oraz z Żydów z Będzina i Sosnowca skierowanych do KL Auschwitz. O ile liczebność wspomnianych wyżej transportów do Treblinki i Bełżca istotnie wynosiła niekiedy 5 tys., a nawet więcej, o tyle w wypadku transportów z Węgier, a także z Będzina i Sosnowca (1-4 sierpnia 1943 r.) była ona niższa i wynosiła około 3 tys.

Tak wysokiej przeciętnej na jeden transport do KL Auschwitz nie potwierdzają również żadne szczegółowe ustalenia dla poszczególnych transportów, z których wynika, że ich liczebność wahała się w granicach od około tysiąca do 3 tys. osób, czyli średnio wynosiła 2 tys. Na przykład według rozkładu jazdy transportów kierowanych w lutym 1943 r. z Białegostoku do Oświęcimia na jeden pociąg przewidywano 2 tys. osób.

Szacunków Wellersa nie potwierdzają także szczegółowe wykazy transportów Danuty Czech i Martina Gilberta. Analiza transportów kierowanych do KL Auschwitz wykazuje, że do obozu deportowano około 300 tys. Żydów polskich (Frank Golczewski, Józef Marszałek, Raul Hilberg *[Według Raula Hilberga wśród miliona żydowskich ofiar KL Auschwitz znajdowało się około 400 tys. Żydów z Węgier, 300 tys. z Polski i 300 tys. z innych krajów ]).

W bilansie przybytków i ubytków więźniów Wellers nie uwzględnił też danych dotyczących przenoszenia więźniów do innych obozów przed 18 maja 1944 r., nie ujął wszystkich przypadków przeniesienia więźniów do innych obozów po 18 maja 1944 r. Wskutek tego liczba tych, którzy przeżyli obóz, została zmniejszona o około 80 tys. Wellers nie uwzględnił również faktu zagłady w obozie około 15 tys. osób nieujętych w ewidencji numerowej, w tym Polaków, radzieckich jeńców wojennych i Cyganów. W związku z zawyżeniem liczby deportowanych do obozu oraz zmniejszeniem liczby tych, którzy przeżyli, liczba zmarłych w KL Auschwitz została zawyżona o około 400 tys. (do 1,5 mln).

Jednym z pierwszych polskich historyków, który zakwestionował liczbę 4 mln ofiar Auschwitz, był Natan Blumental. Występując jako rzeczoznawca w procesie komendanta obozu oświęcimskiego Rudolfa Hössa, na podstawie analizy danych dotyczących eksterminacji Żydów, zarówno w Auschwitz, jak i w innych obozach i miejscach zagłady, doszedł do wniosku, iż w KL Auschwitz nie mogło zginąć więcej niż 1,3-1,5 mln Żydów, którzy stanowili przeważającą grupę ofiar tego obozu. Późniejsze badania w znacznym stopniu potwierdziły ustalenia Blumentala.

Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau mające w swoich statutowych zadaniach prace badawcze nad historią KL Auschwitz długo nie prowadziło badań na ten temat, chociaż postulaty takie wysuwała Rada Naukowa Muzeum. Na szczególną uwagę zasługuje głos Jana Sehna, który mimo że sam w swych publikacjach podawał liczbę 4 mln, na jednym z posiedzeń rady w 1962 r. powiedział: "Zadaniem wielkiej wagi jest [...] przystąpienie do prób ustalenia liczby ofiar Oświęcimia, chociażby szacunkowo", z czego wynika, że już wówczas zdawał sobie sprawę z wad metody przyjętej przez komisję radziecką i wątpliwości co do uzyskanego za jej pomocą wyniku. Postulat Jana Sehna znalazł poparcie innych członków rady, m.in. Adama Rutkowskiego i Tadeusza Hołuja. Ten ostatni wręcz stwierdził: "Monografia nie powinna się ukazać, dopóki nie ustali się pełnej cyfry ludzi, którzy zginęli w Oświęcimiu", rozumiejąc zapewne pod pojęciem "pełnej liczby" liczbę faktyczną. Ówczesny dyrektor muzeum Kazimierz Smoleń stwierdził jednak bez bliższego uzasadnienia, że przeprowadzenie takich badań jest niemożliwe. Dopiero w latach siedemdziesiątych podjęła je Danuta Czech, autorka fundamentalnej pracy o KL Auschwitz Kalendarz wydarzeń w obozie koncentracyjnym Oświęcim-Brzezinka. Nie zostały one jednak doprowadzone do końca i ani nie potwierdziły, ani nie podważyły dotychczasowych ustaleń *[Biblioteka Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Sprawozdania roczne Muzeum. Fakty te przeczą podnoszonym niekiedy głosom, jakoby badania te podjęto na fali przemian politycznych z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, na polityczne czy wręcz komercyjne zamówienie, a obniżenie liczby ofiar jest polityczną manipulacją.]. Czesław Madajczyk w opublikowanej w 1970 r. pracy Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce zwracał uwagę, iż zdaniem wielu badaczy liczba 4 mln i jej poszczególne składniki są zbyt wysokie.

Autor niniejszego artykułu podjął badania nad zagadnieniem liczby ofiar KL Auschwitz w 1980 r. w ramach planowanych prac badawczych prowadzonych w Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Początkowo problem liczby ofiar był włączony do całokształtu problematyki eksterminacji w KL Auschwitz, która miała zostać omówiona w części przygotowywanej monografii obozu. W trakcie tych badań zagadnienie liczby ofiar zostało wyodrębnione jako oddzielny temat. Wyniki swych badań przedstawiłem w odrębnym opracowaniu opublikowanym w skrócie najpierw w 1991 r. w Izraelu, a w następnym roku w wersji poszerzonej w Polsce.

Jako metodę obliczeń przyjąłem bilans wszystkich danych liczbowych zawartych w dostępnych źródłach i literaturze odnoszących się z jednej strony do transportów osób deportowanych do obozu, z drugiej strony - wszelkich ubytków w stanie liczbowym więźniów spowodowanych przeniesieniami do innych obozów, zwolnieniami i ucieczkami z obozu. Obliczona w ten sposób różnica odzwierciedla faktyczną liczb zmarłych w obozie.

 

Liczba deportowanych do obozu

Żydzi

Największą liczbę deportowanych do obozu stanowili Żydzi. W wyniku przeprowadzonych w różnych krajach badań opublikowano wiele prac na temat problemu eksterminacji ludności żydowskiej w tych państwach, w tym także deportacji części tej ludności do Oświęcimia. W pewnych przypadkach (Francja, Belgia, Norwegia) opublikowano pełne wykazy nazwisk deportowanych, w innych - tylko dane liczbowe. Ich suma wynosi 1,1 mln.

 

W rozbiciu na poszczególne kraje (liczby zaokrąglone) przedstawia się to następująco:

Węgry

430 000

Polska

300 000

Francja

69 000

Holandia

60 000

Grecja

55 000

Czechy i Morawy-Theresienstadt

46 000

Słowacja

27 000

Belgia

25 000

Niemcy i Austria

23 000

Jugosławia

10 000

Włochy

6 000

Łotwa

1 000

Litwa

817

Norwegia

690

Obozy koncentracyjne i inne miejsca, obywatele różnych krajów

34 000

Razem

około 1 100 000

 

Polacy

Ze względu na luki w materiałach źródłowych liczbę deportowanych do obozu Polaków można obliczyć tylko w sposób szacunkowy. Wszyscy w zasadzie Polacy, podobnie jak inni nie-Żydzi, podlegali ewidencji numerowej, a zatem więźniowie Polacy z wyjątkiem tych, którzy nie podlegali rejestracji, mieszczą się w liczbie 400 tys. zarejestrowanych. Po odjęciu od tej liczby 205 tys. zarejestrowanych Żydów, 21 tys. zarejestrowanych Cyganów i 12 tys. zarejestrowanych jeńców radzieckich, pozostaje liczba 162 tys. więźniów obejmująca Polaków i więźniów innych narodowości. W tej liczbie 151 tys. jest zarejestrowanych w numeracji ogólnej i 11 tys. w numeracji EH (Erziehungshdftling, więzień wychowawczy), obejmującej prawie wyłącznie Polaków. Na podstawie wykazu transportów obejmującego 105 tys. więźniów numeracji ogólnej (bez Żydów) przywiezionych z dziesięciu krajów stwierdzono, iż 87 447 przywieziono z Polski. Stanowi to 83,26 proc. ogółu transportów.

Stosując ekstrapolację tego procentu na całą liczbę 151 tys. więźniów, uzyskujemy wraz z więźniami tzw. wychowawczymi liczbę około 137 tys. deportowanych do obozu Polaków. Ponadto deportowano do obozu i zabito poza ewidencją obozową co najmniej 10 tys. Polaków, w tym około 3-4,5 tys. więźniów policyjnych (Polizeihaftling), a zatem łącznie przywieziono do obozu około 140-150 tys. Polaków.

 

Cyganie (Romowie)

Na podstawie zachowanej ewidencji można ustalić, iż do obozu przybyło i zostało zarejestrowanych około 21 tys. Cyganów. Ich nazwiska figurują w uratowanej przez więźniów "Księdze Głównej" (Hauptbuch). Większość pochodziła z Niemiec, Austrii i Protektoratu Czech i Moraw. Oprócz nich zabito w obozie około 1700 Cyganów nieujętych w ewidencji numerowej, a zatem łącznie przywieziono do obozu około 23 tys. Cyganów.

 

Radzieccy jeńcy wojenni

W łatach 1941-1944 w ewidencji numerowej ujęto około 12 tys. radzieckich jeńców wojennych. Oprócz nich przywożono mniejsze lub większe grupy jeńców, których nie rejestrowano, lecz bezpośrednio po przywiezieniu zabijano w komorach gazowych lub rozstrzeliwano. Na podstawie zeznań, relacji i materiałów ruchu oporu szacuje się, że liczba niezarejestrowanych jeńców wynosi co najmniej 3 tys. Tak więc łącznie przywieziono do obozu co najmniej 15 tys. jeńców radzieckich.

 

Inne narodowości

Pozostała liczba około 25 tys. więźniów zarejestrowanych obejmuje wszystkie pozostałe narodowości, wśród których znajdowali się m.in. Czesi, Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie, Litwini, Francuzi, Jugosłowianie, Niemcy, Austriacy, Włosi. Stanowili oni grupy od kilku, kilkudziesięciu do kilku tysięcy osób.

Jak z powyższych danych wynika, łącznie przywieziono do obozu co najmniej 1,3 mln osób.

 

Ofiary KL Auschwitz

Największą grupę ofiar stanowili ci, którzy bezpośrednio po przywiezieniu zostali zabici w komorach gazowych lub rozstrzelani. Liczba zabitych bez wprowadzenia do ewidencji wynosi blisko 900 tys. Jest to różnica między ogólną liczbą deportowanych do obozu (1,3 mln) a liczbą zarejestrowanych (400 tys.) oraz wywiezionych z Auschwitz bez wprowadzania do ewidencji. W liczbie zabitych bez wprowadzania do ewidencji numerowej znajduje się około 865 tys. Żydów, 10 tys. Polaków, 3 tys. radzieckich jeńców wojennych i 2 tys. Cyganów.

Drugą grupę ofiar stanowią ci, którzy zostali objęci ewidencją numerową, a zatem mieszczący się w liczbie 400 tys. zarejestrowanych. Na podstawie fragmentarycznie zachowanych dokumentów niemieckich, m.in. ponad 80 tys. aktów zgonu, można stwierdzić śmierć tylko około 100 tys. więźniów. Dlatego też jedynym sposobem ustalenia faktycznej liczby ofiar rejestrowanych jest sporządzenie bilansu przybytków i ubytków w stanie liczbowym więźniów, ściślej mówiąc ustalenie, ilu więźniów przeniesiono do innych obozów, ilu zwolniono, ilu zbiegło i ilu wyzwolono w obozie. Ponieważ przypadków zwolnień i ucieczek było stosunkowo niewiele, kluczowe znaczenie dla naszych obliczeń ma ustalenie liczby przeniesionych do innych obozów w ramach przerzutu siły roboczej, a następnie w związku z likwidacją obozu.

W latach 1940-1943 do innych obozów przeniesiono około 25 tys. więźniów. Jednak okresem największego nasilenia przeniesień do innych obozów był rok 1944, kiedy to Niemcy znalazły się w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej. W związku z tym zrezygnowano z postulatu, aby obozy w Rzeszy były "wolne od Żydów" (Judenfrei), co stworzyło możliwość przerzutu w głąb Rzeszy tysięcy Żydów z Oświęcimia.

Szczegółowe badania nad tym okresem historii obozu przeprowadził Andrzej Strzelecki. Ustalił on, iż w 1944 r. w ramach przerzutu siły roboczej i wstępnej ewakuacji przeniesiono do innych obozów koncentracyjnych około 128 tys. więźniów. Natomiast w styczniu 1945 r. w ramach ostatecznej likwidacji obozu przeniesiono kolejną grupę około 60 tys., a zatem łącznie w latach 1944-1945 obóz opuściło 188 tys. więźniów. Ponadto z obozu zwolniono (m.in. do Wehrmachtu i oddziałów Dirlewangera) około 1500 osób, zbiegło około pięciuset, a wolności doczekało w obozach głównych i podobozach około 8 tys. Łącznie zatem obóz opuściło 198 tys. zarejestrowanych więźniów i bliżej nieokreślona liczba kilkudziesięciu tysięcy (co najmniej 25 tys.) więźniów niezarejestrowanych.

A więc w samym Oświęcimiu i jego filiach zginęło około 200-202 tys. zarejestrowanych więźniów.

Jak wynika z powyższych ustaleń, ogólna liczba zabitych i zmarłych wynosi co najmniej 1,1 mln, w tym blisko 900 tys. nieobjętych ewidencją numerową i około 200 tys. zarejestrowanych. Wśród ofiar było około miliona Żydów, 70-75 tys. Polaków, 21 tys. Cyganów, 15 tys. radzieckich jeńców wojennych i 10-15 tys. więźniów innych narodowości (Czechów, Białorusinów, Rosjan, Ukraińców, Jugosłowian, Francuzów).

* * *

Nasuwa się pytanie: jeśli ustalona wyżej liczba ofiar traktowana jest jako minimum, to jaka może być hipotetyczna górna granica liczby ofiar?

Znaczniejszy wzrost liczby ofiar Oświęcimia można założyć teoretycznie tylko w stosunku do Żydów, gdyż więźniowie innych narodowości w zasadzie byli objęci dobrze rozpoznanym systemem ewidencji numerowej. Liczba nieewidencjonowanych Polaków, radzieckich jeńców wojennych i innych więźniów, nawet przy uwzględnieniu danych zawartych w źródłach, które autor pominął z uwagi na ich niedostateczną wiarygodność, nie może przekroczyć rzędu kilkudziesięciu tysięcy.

Z uwagi na konieczność zachowania równowagi ogólnego bilansu statystycznego biologicznych strat ludności żydowskiej hipotetyczny wzrost liczby Żydów zabitych w KL Auschwitz może nastąpić tylko w wypadku zmniejszenia strat w innych obozach i miejscach zagłady i włączenia ich w bilans ofiar Auschwitz. Według ustaleń Raula Hilberga, który globalną liczbę biologicznych strat Żydów określił na 5,1 mln, w tym 1 mln w Auschwitz, takie przesunięcie jest mało prawdopodobne. Przyjęte przez Hilberga dane dla innych obozów i miejsc zagłady zostały ustalone bardzo ostrożnie w wyniku konfrontacji różnych źródeł i należy je traktować jako minimalne. Większe prawdopodobieństwo tego rodzaju przesunięć statystycznych dają dane Martina Gilberta, który globalną liczbę biologicznych strat Żydów określa na 5 750 000. Biorąc pod uwagę, że różnica 650 tys. między danymi Hilberga i Gilberta wynika m.in. z tego, iż Gilbert szacuje o 300 tys. wyżej straty Żydów rosyjskich, a z Rosji transportów do Oświęcimia nie przywożono, ewentualny wzrost liczby żydowskich ofiar KL Auschwitz mógłby wynosić maksymalnie 350 tys. osób, czyli dokładnie tyle, ile wynosi różnica między wysokością strat w czterech głównych ośrodkach zagłady Żydów (Treblinka, Bełżec, Chełmno, Sobibór), podanych przez Hilberga (1,7 mln) i Gilberta (2,05 mln). A zatem, gdyby przesunąć statystycznie tę różnicę ofiar na Auschwitz, liczba Żydów zabitych w tym obozie wzrosłaby do około 1 350 000, a globalna liczba ofiar do blisko 1,5 mln. Są to jednak rozważania czysto teoretyczne. Jakikolwiek wzrost zarówno liczby deportowanych do Auschwitz, jak i zabitych musi znaleźć podbudowę źródłową.

* * *

Dokonana przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku korekta liczby ofiar KL Auschwitz (zmiana napisu na pomniku w Brzezince i liczby w publikacjach muzeum) spotkała się z jednej strony z akceptacją, zwłaszcza środowisk naukowych, z drugiej zaś strony z gwałtowną niekiedy krytyką niektórych osób związanych z kręgami organizacji kombatanckich w kraju i za granicą. Pojedyncze głosy krytyki pojawiają się w prasie i innych środkach masowego przekazu do dziś.

Głównym argumentem przeciwko zmniejszeniu liczby ofiar KL Auschwitz z 4 mln do 1,1 mln jest to, iż w nowych obliczeniach rzekomo nie uwzględniono osób kierowanych wprost z rampy wyładowczej do komór gazowych. Należy to uznać za nieporozumienie, gdyż większość osób ujętych w tej liczbie - blisko 900 tys. - to właśnie osoby niewprowadzone do ewidencji numerowej. Jest to różnica między liczbą osób skierowanych do obozu, opartą na danych dotyczących poszczególnych transportów znanych z zachowanych list transportowych lub danych globalnych dla poszczególnych krajów, a liczbą zarejestrowanych, która jest znana przede wszystkim dzięki skróconemu odpisowi list nowo przybyłych (Zugangslisten), sporządzonemu nielegalnie przez więźniów z biura przyjęć. Od 4 lipca 1942 r. masowe transporty żydowskie podlegały bowiem regularnym selekcjom (wcześniej przeprowadzano je sporadycznie), w których wyniku część osób z poszczególnych transportów - zdolnych do ciężkiej pracy - kierowano z rampy wyładowczej do obozu i rejestrowano. Dzięki temu mamy prawie pełny wykaz transportów zawierający datę rejestracji, przedział wydanych numerów ewidencyjnych oraz często miejsce, skąd transport przybył. Niewielka liczba transportów, dla których we wspomnianym skróconym odpisie brak adnotacji, znana jest z innych źródeł.

Jako argument przeciwko skorygowaniu liczby ofiar Auschwitz przytacza się wyrywkowo te dokumenty ruchu oporu, w których podane są wyższe liczby, lub przywołuje się norymberskie zeznania Rudolfa Hössa, z których ten się później wycofał. Przemilcza się też z reguły fakt, że na Zachodzie w publikacjach naukowych obniżono liczbę ofiar Auschwitz znacznie wcześniej, niż uczyniono to w Polsce. Z drugiej strony można się spotkać z opiniami i próbami wykazania, że skorygowana liczba ofiar Auschwitz jest wciąż za wysoka. Pomijając negacjonistów ludobójstwa, są to jednak głosy odosobnione.

 

 

 

Andrzej Krzysztof Kunert

BEZPOWROTNE POLSKIE STRATY OSOBOWE W POWSTANIU WARSZAWSKIM

W dniu wybuchu powstania Warszawa liczyła, według szacunku Polskiego Komitetu Opiekuńczego, około 1,1 mln mieszkańców, zaś według ustaleń Barbary Krajewskiej - 920 tys. mieszkańców (w tym około 280 tys. na Pradze), a stan liczebny Okręgu Warszawa Armii Krajowej przekraczał 40 tys. żołnierzy, zaś łącznie z siłami formacji podporządkowanych AK - 58 tys. (z czego około 17 tys. w Obwodzie Praga i Obwodzie Powiat).

* * *

Pierwszym i jedynym bilansem Powstania Warszawskiego były opracowane w dniach 29 września - 1 października 1944 r. przez jego dowództwo Materiały do ankiety "Dane o powstaniu", przechowywane obecnie w zbiorach Wojskowego Biura Badań Historycznych. Zgodnie ze znajdującym się tam sprawozdaniem szefa sztabu Komendy Okręgu Warszawa AK ppłk. dypl. Stanisława Webera "Chirurga" bezpowrotne (śmiertelne) straty żołnierskie w czasie powstania wynosiły około 9700 poległych i około 5300 zaginionych (żołnierzy powstańczych zaginionych należy traktować jako poległych lub zamordowanych przez Niemców). Liczby te nie obejmowały strat bojowych na Mokotowie i Żoliborzu.

Znaczna część Danych o powstaniu (wraz z tymi liczbami) została już 30 września 1944 r. udostępniona szefowi Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK płk. dypl. Janowi Rzepeckiemu "Prezesowi" i niemal natychmiast wykorzystana w Materiale do gawędy żołnierskiej, z przeznaczeniem dla żołnierzy Warszawskiego Korpusu AK.

W styczniu 1945 r. liczby 9700 poległych i 5300 zaginionych żołnierzy powstańczych pojawiły się w broszurze konspiracyjnej (maszynopisie przebitkowym, bez miejsca wydania) Bitwa o Warszawą 1 VIII - 2 X1944 r., której autorem - o czym wiemy dopiero od 2005 r. - był płk Adam Borkiewicz, redaktor pism powstańczych "Barykada" i "Barykada - Warszawa Walczy", a po powstaniu kierownik sekcji historycznej w BIP ostatniej Komendy Głównej AK.

Dane te zostały opublikowane także w lipcu 1945 r. w Krakowie w anonimowej broszurze konspiracyjnej Bój Warszawy 1 sierpień - 2 październik 1944 (bez precyzyjnego wskazania źródła) przez szefa służby informacyjno-propagandowej w sztabie organizacji "Nie" i pracownika BIP Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj Romana Goldmana.

Drugim ważnym źródłem polskim z okresu powstania są szacunki strat dokonane przez Polski Czerwony Krzyż i Polską Agencję Telegraficzną, mówiące o 120-130 tys. ofiar wśród ludności cywilnej, na które w 2004 r. powołał się niżej podpisany.

W listopadzie 1944 r. SS-Gruppenführer Heinz Reinefarth (w Powstaniu Warszawskim dowódca Kampfgruppe Reinefarth odpowiedzialny za rzeź na Woli *[W skład Kampfgruppe Reinefarth wchodziła m.in. SS-Sturmbrigade dowodzona przez SS-Oberführera Oskara Dirlewangera, który - obok Reinefartha - ponosi odpowiedzialność za rzeź na Woli. To w "czarną sobotę" 5 VIII 1944 r. Reinefarth w rozmowie telefonicznej zadał dowódcy niemieckiej 9. Armii gen. Nicolausowi von Vormannowi pytanie: "Co mam robić z cywilami? Mam mniej amunicji niż zatrzymanych!".]) w artykule na łamach wydawanego w Poznaniu "Ostdeutscher Beobachter" stwierdził: "Polacy ściągnęli do Warszawy swój najmłodszy i najlepszy materiał ludzki, zarówno oficerów, jak i szeregowych, których wyszkolono do jednego z najbardziej podstępnych i zdradzieckich sposobów walki, jakie tylko można sobie wyobrazić. Myśmy i tego wroga pokonali i zadali mu straty w ludziach wynoszące około 1/4 miliona" [podkreślenia w oryginale - A.K.K.].

W listopadzie - grudniu 1944 r. w Oflagu IID Gross-Born powstało w rękopisie opracowanie "Powstanie Warszawskie", zredagowane przez Stanisława Płoskiego (byłego szefa Wojskowego Biura Historycznego w KG AK, po powrocie z niewoli niemieckiej do kraju wicedyrektora, a następnie dyrektora Instytutu Pamięci Narodowej przy Prezydium Rady Ministrów) i Aleksandra Gieysztora (szefa Wydziału Informacji, a w powstaniu sekretarza szefa całego BIP KG AK), przy współpracy kilku oficerów BIP KG AK. Jeden z kilku sporządzonych później w kraju odpisów został opublikowany w 1981 r. jako broszura nakładem drugoobiegowego wydawnictwa Signum w Warszawie. Tekst innego odpisu przedrukowano w całości w jednej ze zbiorowych publikacji na pięćdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Ostatnie zdanie brzmi: "Straty ludności cywilnej są nie do obliczenia, a nawet przybliżonego oszacowania" (o stratach żołnierskich autorzy nie pisali).

Rada Główna Opiekuńcza w swoim sprawozdaniu za okres 12 września - 15 grudnia 1944 r. (zachowanym w Archiwum Akt Nowych) podała liczbę 150 tys. ofiar wśród ludności cywilnej. Liczba ta pojawiła się już wcześniej w datowanym 31 października 1944 r. sprawozdaniu-protokole nr 199 trzech członków komitetu RGO w Pruszkowie: Władysława Adamczewskiego, Dziublickiego (imię nieznane) i Władysława Mazurka.

Drugim chronologicznie źródłem niemieckim (po relacji Reinefartha) jest tajny raport gen. Reinharda Gehlena, szefa wywiadu w Oberkommando des Heeres (Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych). Według tego raportu, napisanego w lutym 1945 r., poległo 10 tys. żołnierzy powstańczych, do niewoli niemieckiej trafiło 20 tys. (dane zawyżone - w rzeczywistości 15-16 tys.), zaś 20 tys. "zniknęło".

Według pierwszych polskich szacunków powojennych z maja 1945 r. straty śmiertelne po stronie polskiej w Powstaniu Warszawskim miały sięgać około 50 tys. osób. Pięćdziesiąt lat później, w 2004 r., cytując powyższą publikację i przytaczając podaną tam liczbę ofiar, autorzy analizy pt. Szkody wyrządzone Polsce podczas II wojny światowej przez agresora niemieckiego opatrzyli ją krótkim komentarzem: "co w świetle późniejszych ustaleń jest liczbą wyraźnie zaniżoną".

Roman Goldman we wspomnianej broszurze Bój Warszawy, z lipca 1945 r., pisał nie tylko o stratach żołnierskich, ale zajął się także stratami cywilnymi: "Strat bojowych ludności cywilnej nie da się już zapewne dokładnie ustalić. Liczyć je trzeba wszakże na dziesiątki tysięcy, a w każdym razie wynosiły one nie mniej jak 50 000. Do tego należałoby dodać ofiary niemieckiego terroru w zdobytych częściach miasta".

Kilka lub kilkanaście dni później, 1 sierpnia 1945 r. na łamach "Robotnika" ukazał się pierwszy w obiegu oficjalnym bilans sił i środków Powstania Warszawskiego pióra dr. Stanisława Płoskiego (o którym wcześniej pisałem). Autor, podając te same co Goldman liczby strat żołnierskich, powołał się już precyzyjnie na źródło - zestawienie materiałów przygotowanych w końcu września 1944 r. w sztabie dowódcy powstania, którego odpis trafił do Instytutu Pamięci Narodowej. Płoski zakończył swój tekst słowami: "Liczby te nie obejmują ludności, co do której nie ma żadnych danych pozwalających na ustalenie jakichś cyfr nawet w przybliżeniu".

Trzeba w tym miejscu koniecznie wspomnieć o najbardziej niezwykłym i najtragiczniejszym pogrzebie (nazwanym "pogrzebem, jakiego nie widział świat"). Oto 6 sierpnia 1946 r. na Cmentarzu Powstańców Warszawy na Woli (otwartym 29 listopada 1945 r.) dokonano pochówku 100 trumien wypełnionych 8 tonami prochów ludzkich, a według innych źródeł 115 trumien z 12 tonami prochów około 40 tys. ofiar masowych egzekucji wykonywanych przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego na terenach Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych w Al. Ujazdowskich 1/3 (między Al. Ujazdowskimi i al. Szucha), fabryki J. Franaszka przy ul. Wolskiej 41, warszawskiej filii Zakładów Mechanicznych "Ursus" między ul. Skierniewicką 27/29 i Wolską 55, w parku Sowińskiego na Woli, w Instytucie Radowym przy ul. Wawelskiej 15, przy ul. Wolskiej 60 i 124 oraz przy ul. Okopowej.

W 1946 r. w Londynie opublikowana została książka Powstanie Warszawskie kpt. Andrzeja Pomiana-Dowmunta (Bohdana Sałacińskiego), do kwietnia 1944 r. zastępcy kierownika i p.o. kierownika Wydziału Propagandy Bieżącej w BIP KG AK, następnie kierownika Działu Polskiego w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji rządu RP w Londynie. On również przyjął zamieszczone w broszurze Bój Warszawy liczby strat żołnierskich (9700 poległych i 5300 zaginionych) i zacytował z aprobatą przytoczony przeze mnie wyżej jej fragment odnoszący się do strat ludności cywilnej, konkludując: "Nie będziemy przeto zbyt dalecy od prawdy, jeśli ogólne straty wśród ludności stolicy i wojska w czasie Powstania ustalimy na około 100 000 osób".

W latach 1946-1947 w kraju ukazały się drukiem kolejne dwa bilansy polskich strat w Powstaniu Warszawskim. Zarówno Władysław Bartoszewski w "Gazecie Ludowej", jak i Stanisław Podlewski na łamach "Dziś i Jutro" przytoczyli powyższe dane sztabu dowódcy powstania, dotyczące strat żołnierskich. Podlewski zajął się także stratami ludności cywilnej, uznając za najbliższą prawdy liczbę 200 tys. zabitych.

W ogłoszonym w styczniu 1947 r. w Warszawie oficjalnym Sprawozdaniu w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939-1945 Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów podało jedynie liczbę 13 tys. żołnierzy poległych w Powstaniu Warszawskim. (Nawiasem mówiąc, w tej samej tabeli łączne straty I i II Armii Ludowego Wojska Polskiego w latach 1943-1945 oszacowano na 13 882 poległych żołnierzy. Czyżby władzom Polski Ludowej zależało na tym, by liczba strat żołnierskich w Powstaniu Warszawskim nie była wyższa od strat LWP?).

Sprawozdanie nie wyszczególniało strat ludności cywilnej w powstaniu. Możemy jednak zasadnie sądzić, że Biuro Odszkodowań Wojennych opowiedziało się za liczbą 150 tys. ofiar cywilnych, skoro jego kierownik, dr Jerzy Osiecki, przedstawiając swoją ekspertyzę 28 czerwca 1948 r. przed Najwyższym Trybunałem Narodowym na procesie Józefa Biihlera (byłego sekretarza stanu w tzw. rządzie Generalnego Gubernatorstwa), podał właśnie taką wielkość strat ludności cywilnej w Powstaniu Warszawskim.

Liczbę 13 tys. poległych żołnierzy powstańczych powtórzył w maju-czerwcu 1947 r. ppłk Stanisław Raczyński na łamach krajowej, wydawanej w Łodzi "Bellony" (płk Adam Borkiewicz, przywołując ten tekst w swoim znakomitym Powstaniu Warszawskim 1944, akurat w tym miejscu pomylił się, twierdząc, iż artykuł Raczyńskiego ukazał się w londyńskiej "Bellonie").

W Londynie w sierpniu 1947 r. Władysław Nałęcz - czyli kpt. Tadeusz Żenczykowski, w powstaniu szef Wydziału Propagandy w BIP KG AK - przypomniał w "Przeglądzie Polskim" liczby strat żołnierskich według sprawozdania Stanisława Webera "Chirurga" (choć nie podał źródła), o stratach cywilnych zaś napisał: "Straty w zabitych i rannych wśród ludności cywilnej trudne są do dokładnego ustalenia: były one znacznie wyższe od strat wojska (masowe mordy dokonywane przez Niemców) i niewątpliwie wahają się w granicach 50-75 tysięcy".

Autorzy wydanego w 1950 r. w Londynie tomu 3: Armia Krajowa wydawnictwa Polskie Sity Zbrojne w drugiej wojnie światowej oszacowali straty bojowe w Powstaniu Warszawskim na około 10 200 poległych (łącznie z Kampinosem) i około 5 tys. zaginionych żołnierzy i stwierdzili: "Brak wyczerpujących danych nie pozwala na przedstawienie dokładnego obliczenia strat ludności stolicy".

Pułkownik Adam Borkiewicz, autor jednej z dwóch najpoważniejszych do dziś monografii Powstania Warszawskiego, wydanej w 1957 r. *[A. Borkiewicz, Powstanie Warszawskie 1944. Zarys działań natury wojskowej], przywołując znane nam już sprawozdanie "Chirurga", stwierdził: "Nie uwzględnił jednak strat wrześniowych z Mokotowa i Żoliborza oraz Kampinosu. Wyniosły one około 1000 poległych. Uznawszy nadto zaginionych jako nieżyjących otrzymamy liczbę 18 000 poległych w Powstaniu Warszawskim. Jest to liczba raczej za mała niż wygórowana". Całkowicie zgadzam się z ostatnim zdaniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę pomyłkę drukarską (niezauważoną również w obu następnych edycjach książki): z podsumowania dwóch wielkości - 15 tys. poległych i zaginionych plus tysiąc poległych otrzymujemy przecież liczbę 16 tys., a nie 18 tys.

O stratach ludności cywilnej Borkiewicz pisał: "Dotąd niestety nie obliczono dokładnie, ilu mieszkańców straciło życie. Wysuwane są liczby od 50 000 - ta obejmuje zaledwie rozstrzelanych przez Niemców mieszkańców - do 200 000 ludzi. Prawdopodobnie najbliższa rzeczywistości jest liczba podana w końcu października 1944 r.: 150 000 cywilnych mieszkańców stolicy rozstrzelanych, zabitych na ulicach i zmiażdżonych gruzami, zmarłych z ran, wycieńczenia i chorób. Co najmniej trzecią część strat spowodowały bombardowania lotnicze".

Autor opublikowanej w 1959 r. drugiej najpoważniejszej monografii Powstania Warszawskiego, gen. bryg. Jerzy Kirchmayer *[J. Kirchmayer, Powstanie warszawskie, Warszawa 1959] (do lipca 1944 r. oficer Oddziału III Operacyjnego KG AK, od sierpnia 1944 r. oficer LWP), stwierdził, że niemożliwe jest precyzyjne ustalenie strat w powstaniu: "Nieznane są i nigdy nie będą już znane dokładne liczby strat wojska powstańczego i ludności Warszawy. Można je określić tylko w wielkim przybliżeniu". Jeśli chodzi o straty bojowe, w zasadzie przyjął on liczby ze sprawozdania "Chirurga", z niewielką korektą w górę: "W dniach kapitulacji sztab okręgu warszawskiego AK obliczył straty wojska na 9700 zabitych, 6000 rannych i 6000 zaginionych". We wspomnianym wcześniej tajnym wydawnictwie AK ze stycznia 1945 r. Bitwa o Warszawą 1 VIII -2X1944 podano tylko inną liczbę zaginionych, a mianowicie 5300. Jednak obydwa źródła nie włączyły strat poniesionych przez powstańców na Żoliborzu, Mokotowie i prawdopodobnie w Puszczy Kampinoskiej, które ogółem można ocenić na około tysiąc zabitych. Biorąc pod uwagę, że liczbę 5300 do 6000 zaginionych należy uznać prawie w całości za liczbę zabitych, dochodzi się do krwawych strat: przeszło 16 tys. poległych powstańców. Wypada zauważyć, iż w rzeczywistości w obu przywołanych przez autora źródłach pojawia się identyczna liczba zaginionych (5300 i 5300, a nie 6000 i 5300), ale pomyłka ta nie powoduje zmiany łącznej liczby (9700 + 1000 + 5300 = 16 000).

W przypadku strat ludności cywilnej Kirchmayer opowiedział się za "danymi Rady Głównej Opiekuńczej z 31 października 1944 r." (150 tys. zabitych) i podsumował: "Można zatem przyjąć, że ogólne straty poległych - wojska i ludności - wyniosły w powstaniu warszawskim około 200 000 ludzi". Zauważyć trzeba, iż z podsumowania 16 tys. i 150 tys. otrzymujemy liczbę 166 tys., a nie 200 tys., i taką też łączną liczebność polskich ofiar w powstaniu przyjął Hanns von Krannhals, autor źródłowej monografii Powstania Warszawskiego, nieprzetłumaczonej niestety dotychczas na język polski, który przyjął za Kirchmayerem wszystkie pozostałe zacytowane wyżej liczby *[H. von Krannhals, Der Warschauer Aufstand 1944, Frankfurt am Main 1962].

W 1973 r. Barbara Krajewska, przyjmując w zasadzie w swoim studium o ludności Warszawy w latach 1939-1944 liczbę poległych i zaginionych żołnierzy w ślad za broszurą Romana Goldmana Bój Warszawy, czyli za danymi sztabu dowódcy powstania (około 15 tys.), zaś liczbę strat ludności cywilnej za danymi RGO z grudnia 1944 r. (około 150 tys.) i nieco podnosząc obie w górę, stwierdziła: "Można zatem z dużym przybliżeniem ustalić, iż ogólne straty wojska i ludności cywilnej w powstaniu warszawskim wyniosły ok. 180 tys. osób".

Rok później w pierwszym wydaniu swojej kroniki Warszawy Władysław Bartoszewski podsumował dotychczasowy stan wiedzy o stratach w Powstaniu Warszawskim w następujący sposób (powtórzył te ustalenia w obu następnych wydaniach): "Straty oddziałów powstańczych w sześćdziesięciotrzydniowej walce wyniosły około 16 000 poległych [...]. Niemożliwe do dokładnego obliczenia straty ludności cywilnej Warszawy - rozstrzelanej, zabitej na ulicach w wyniku działań wojennych i zagrzebanej pod ruinami domów - wynoszą szacunkowo ponad 150 000 ludzi, w tym bardzo wiele kobiet i dzieci" *[W. Bartoszewski, 1859 dni Warszawy, Kraków 1974, s. 726; wyd. 2 uzupełnione, Kraków 1984, s. 757; wyd. 3 uzupełnione, Kraków 2008, s. 853.].

W ślad za Bartoszewskim obie te liczby przytacza w ostatnich wydaniach Historii Warszawy Marian Marek Drozdowski. Podobnie uczynił wcześniej Krzysztof Dunin-Wąsowicz w swojej monografii Warszawa w latach 1939-1945, w przeciwieństwie do Drozdowskiego nie powołał się jednak na Bartoszewskiego, lecz jedynie na "własne obliczenia, także oczywiście szacunkowe".

Rok po pierwszym wydaniu kroniki Bartoszewskiego w dwóch encyklopediach opublikowanych w 1975 r. w odstępie zaledwie kilku miesięcy pojawiły się rozbieżne dane: Encyklopedia II wojny światowej podała liczby około 18 tys. poległych żołnierzy i około 180 tys. ofiar wśród ludności cywilnej, natomiast Encyklopedia Warszawy - odpowiednio 16-18 tys. i ponad 150 tys. Dodajmy już w tym miejscu, iż dwadzieścia lat później w drugim wydaniu Encyklopedii Warszawy liczba poległych żołnierzy została nieco zmniejszona (do około 17 tys. zabitych i zaginionych), a szacunek strat ludności cywilnej podwyższony (do 150-200 tys. zabitych).

W 1979 r. w obszernej monografii polityki niemieckiej w Polsce Czesław Łuczak przychylił się do liczby 180-200 tys. ofiar cywilnych powstania, zwracając jednak uwagę, iż "nie wliczono do tej liczby morderstw i zgonów mieszkańców stolicy deportowanych jesienią 1944 r. do obozów koncentracyjnych i na roboty przymusowe w Rzeszy" *[C. Łuczak, Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce, Poznań 1979, s. 81.].

Niemal dziesięć lat później - w 1988 r. - w wydanym przez Wojskowy Instytut Historyczny tomie Polski ruch oporu 1939-1945, w rozdziale o Powstaniu Warszawskim przyjęto straty żołnierskie w wysokości 18 tys. poległych i zaginionych i straty cywilne "oceniane na 180 tys."

W 1994 r. Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu opublikowała rejestr miejsc i faktów zbrodni niemieckich w czasie Powstania Warszawskiego, w którym - przyjmując za najbardziej prawdopodobną liczbę około 150 tys. ofiar cywilnych - zamieszczono bogato udokumentowane zestawienie miejsc, w których Niemcy wymordowali przeszło 63 tys. osób.

Dziesięć lat później, w 2004 r., reasumując dotychczasowy stan badań nad stratami w Powstaniu Warszawskim, czterej autorzy (Adam Eberhardt, Mateusz Gniazdowski, Tytus Jaskułowski i Maciej Krzysztofowicz) konkludowali: "Według najbardziej rozpowszechnionych danych straty powstańców wyniosły 16-18 tys. zabitych oraz około 25 tys. rannych. Zginęło od 150 do 200 tys. ludności cywilnej".

Powołany przez władze m.st. Warszawy w maju 2004 r., przed sześćdziesiątą rocznicą Powstania Warszawskiego, zespół ds. ustalenia wartości strat, jakie Warszawa poniosła w wyniku II wojny światowej, który ogłosił wyniki swych prac w listopadzie 2004 r., nie zajął się "żadnymi szacunkami zmierzającymi do ustalenia wartości utraconego życia i zdrowia mieszkańców Warszawy. W powojennych opracowaniach zostało to obliczone i określone na sumę 4 miliardów przedwojennych złotych (co stanowiło ok. 35 proc. ogólnej sumy strat Warszawy). Nie podjęliśmy się tego - czytamy we wstępie do Raportu o stratach wojennych Warszawy - ze względu na brak jasnej i przekonującej metodologii określania wartości pieniężnej utraconego w czasie okupacji życia, nabycia chorób [...]. Nie uczyniliśmy tego również ze względów moralnych. Żadna z kwot możliwych do wzięcia pod uwagę, bardzo umownych i wyznaczonych w sposób subiektywny, nie mogła nawet w przybliżeniu odpowiadać utraconemu życiu. Uważamy, że ludzkie życie i zdrowie są wartościami bezcennymi" *[Raport o stratach wojennych Warszawy, Warszawa 2004, wydruk komputerowy, s. 5-6. Wyznam, iż zabrakło mi w powyższych wyjaśnieniach mocnego i wyraźnego odcięcia się od przywołanego z przeszłości absurdalnego pomysłu procentowego porównywania wartości strat materialnych i strat ludzkich, będącego nagannym porównywaniem wartości nieporównywalnych.].

Rok później w drukowanej (rozbudowanej) wersji Raportu jego autorzy również nie zajęli się stratami osobowymi Warszawy, powołując się jedynie w jednym z tekstów na ustalenia Krzysztofa Dunin-Wąsowicza z 1984 r. *[M. Berezowska, Obraz demograficzny Warszawy czasu wojny i okupacji [w:] Straty Warszawy 1939-1945. Raport, red. W. Fałkowski, Warszawa 2005, s. 301.], a w rzeczywistości - jak wiemy - Władysława Bartoszewskiego z 1974 r.

Ostatnią książkową publikacją obszernie zajmującą się m.in. analizą danych o stratach ludzkich w Powstaniu Warszawskim jest monografia aspektów militarnych powstania autorstwa płk. Krzysztofa Komorowskiego. Dla strat żołnierskich przyjmuje on w zasadzie dane ze sprawozdania "Chirurga", czyli 9700 poległych i 5300 zaginionych, powiększając jedynie tę drugą liczbę do wysokości 5300-7200. "Straty bezpowrotne wśród cywilów szacuje się - dodaje Komorowski - na 150 tys. osób".

Autor najnowszej całościowej publikacji o stratach osobowych pod okupacją niemiecką, Mateusz Gniazdowski, przytaczając kilka wcześniej ogłoszonych szacunków polskich strat w Powstaniu Warszawskim, podających liczby około 15-17 tys. żołnierzy i około 120-165 tys. cywilów, skonstatował: "Odstąpiono od merytorycznie nieuzasadnionego szacunku 200-250 tys. ofiar, który dominował w literaturze do 1989 r.".

* * *

Już wstępna analiza fragmentów omawiających polskie straty bezpowrotne w Powstaniu Warszawskim, zamieszczonych w kilkudziesięciu najważniejszych publikacjach poświęconych tej najkrwawszej i najtragiczniejszej bitwie w historii Polski nasuwa kilka wniosków.

1. Bardzo nieliczne z przebadanych publikacji przy podawaniu szacunkowych liczb strat powołują się na źródła bądź na wcześniejsze opracowania, a część nie podaje żadnych wyjaśnień (pytanie retoryczne: czy możemy uznać za rzetelny przypis do konkretnych danych liczbowych zawierający następujące sformułowanie: "Moje własne obliczenia, także oczywiście szacunkowe"?).

2. Analiza bardziej szczegółowa prowadzi do wniosku, że w zasadzie dane o stratach w powstaniu niemal we wszystkich wymienionych wyżej publikacjach czerpią z tych samych - ledwie dwóch-trzech - źródeł, w dodatku zawierających bardzo zbliżone liczby (około 16 tys. strat żołnierskich, około 150 tys. łącznie ofiar śmiertelnych wśród żołnierzy i ludności cywilnej).

3. Mimo to w wymienionych tu publikacjach występuje ogromna rozpiętość danych liczbowych o stratach (od około 50 tys. do około 700 tys.! - zob. dalej).

4. Owa szokująca rozbieżność jest jednak dość łatwo wytłumaczalna - wynika bowiem w znacznej części z powodów polityczno-propagandowych (celowe rozdmuchiwanie liczby ofiar Powstania Warszawskiego, przez kilka dziesiątków lat będącego obiektem zażartej i zmasowanej kampanii polityczno-propagandowej, niecofającej się przed żadnymi kalumniami i oszczerstwami, o czym niżej), także z przyczyn techniczno-redakcyjnych (nawet mylnego odczytania źródła czy nieprawidłowej jego analizy) albo wręcz z omyłkowego podsumowania kilku liczb.

5. Wszystkie zebrane wyżej dane, po dokonaniu ich krzyżowej analizy, uprawniają do określenia polskich strat bezpowrotnych w Powstaniu Warszawskim trzema liczbami: około 16-18 tys. strat żołnierskich i około 120-130 tys. ofiar cywilnych, łącznie około 150 tys. ofiar śmiertelnych.

6. Warto jednak ze wszech miar starać się o wykorzystanie - w dochodzeniu do jeszcze bardziej precyzyjnego określenia wielkości strat w powstaniu - wielu rozsianych dość szeroko danych cząstkowych (np. danych z codziennych raportów o rozstrzeliwaniach i paleniach zwłok przez niemieckie Sonderkommanda i Einsatzkonunanda, danych dotyczących strat poszczególnych oddziałów powstańczych i ludności cywilnej w poszczególnych dzielnicach, danych o śmiertelności rannych w szpitalach powstańczych etc).

7. Jednocześnie trzeba wyraźnie ustalić, iż do wskazanych w punkcie 5 liczb strat (po ich maksymalnym doprecyzowaniu) należy doliczyć jeszcze trzy grupy ofiar:

- żołnierzy LWP, którzy życiem przypłacili próbę przyjścia z odsieczą powstańczej Warszawie (ponad 2 tys. żołnierzy);

- nieznaną liczbę zamordowanych i zmarłych tragicznie spośród około 60 tys. cywilów wywiezionych z Warszawy do obozów koncentracyjnych;

- znaną liczbę lotników alianckich, którzy polegli, niosąc pomoc walczącej Warszawie (35 załóg polskich, brytyjskich, południowoafrykańskich i kanadyjskich).

* * *

Jako aneks przedstawiam krótkie zestawienie dat i okoliczności (czysto politycznych) pojawienia się w przestrzeni publicznej trzech z tych największych liczb strat.

Liczba 200 tys. padła po raz pierwszy 28 sierpnia 1944 r. na konferencji prasowej dla dziennikarzy zagranicznych, zorganizowanej w Lublinie przez komunistyczne władze Polski "Lubelskiej" (w tym dniu mijał czwarty tydzień Powstania Warszawskiego). Naczelny dowódca LWP gen. Michał Rola-Żymierski na pytanie: "Czy powstanie trwa?" odpowiedział: "Trudno powiedzieć", zapytany o wysokość strat ludzkich w czasie powstania oświadczył: "W przybliżeniu cyfrę tę określamy na 200 tys. zabitych", zaś dopytywany o podstawę tego obliczenia stwierdził krótko: "Cyfrę 200 tys. opieramy na ocenie skali walk, jakie Niemcy toczyli [sic! - czas przeszły!] przeciwko ludności cywilnej w Warszawie". W oficjalnym sprawozdaniu z konferencji, zamieszczonym następnego dnia w "Rzeczpospolitej" (centralnym organie prasowym PKWN), zabrakło różnych pytań i odpowiedzi (tłumaczących powody, dla których usiłowano wprowadzić aż taki szum informacyjny wokół powstania), m.in. kolejnego oświadczenia Roli-Żymierskiego: "Celem Armii Krajowej nie była walka z Niemcami".

Liczbę 200 tys. ofiar walk w Warszawie podało następnego dnia Radio Berlin, powołując się na doniesienia z Moskwy. Ustalenie to jest dość istotne, pozwala bowiem na sprostowanie pojawiającej się w kilku publikacjach informacji, iż tę właśnie liczbę ofiar Moskwa powtórzyła w ślad za Berlinem, jak wspominał choćby dowódca AK gen. dyw. Tadeusz Bór-Komorowski: "Propaganda niemiecka - bez żadnych do tego podstaw - w parę już dni po zakończeniu walk podała liczbę ofiar: 200 000. Za nią powtórzyła tę liczbę propaganda sowiecka, podnosząc ją następnie do 250 000". Dziś wiemy, iż kolejność była odwrotna.

16 września 1944 r. (czterdziesty siódmy dzień walk powstańczych w Warszawie) propaganda Polski "Lubelskiej" postanowiła podwoić tę ogromną liczbę ofiar. W korespondencji z wyzwolonej właśnie spod okupacji niemieckiej prawobrzeżnej Warszawy "Rzeczpospolita" stwierdziła, iż obrona Starego Miasta trwa nadal (w rzeczywistości Stare Miasto upadło 2 września, dokładnie dwa tygodnie wcześniej), zaś "mieszkańcy Pragi mówią o potwornej liczbie ofiar: o pół milionie poległych".

To jeszcze nie był koniec tej eskalacji (tu powinno się dodać przymiotnik: potwornej). 7 października 1944 r., dwa dni po wyjściu z Warszawy do niewoli niemieckiej ostatnich oddziałów Warszawskiego Korpusu AK, "Rzeczpospolita" zamieściła sprawozdanie z konferencji prasowej, a w nim taki fragment wystąpienia mjr. Jana Szaniawskiego (uczestnika Powstania Warszawskiego w szeregach Armii Ludowej na Żoliborzu) - częściowo cytowany, częściowo streszczany:

"Na Starym Mieście straty są ogromne. Ponad 50 tys. ludzi zostało tam pomordowanych.

Słuchamy tego ze zgrozą. Pomyśleć tylko: Stare Miasto liczyło 115 tys. ludności. Straty w czasie powstania wynoszą więc ponad 40 proc. Jeżeli, jak mówi major Szaniawski, inne dzielnice poniosły takie same proporcjonalnie straty, to dotychczasowe obliczenia, mówiące o 100 tys. zabitych, muszą być fałszywe. Bezpośrednio przed 1 sierpnia Warszawa liczyła 1 milion 700 tys. mieszkańców. Jeśli przyjmiemy, że straty wynoszą 40 proc, dojdziemy do upiornego wniosku: zginęło w Warszawie w ciągu 63 dni około 700 tys. ludzi".

Dalszy ciąg relacji w "Rzeczypospolitej" wyjaśnia, o co w tym wszystkim chodzi: "Krew pomordowanych obciąża sumienie nie tylko degeneratów spod znaku swastyki, za krew tę odpowiedzialny jest również pan generał hrabia Tadeusz Bór-Komorowski". Fragment wytłuszczony - już jako dosłowna wypowiedź Szaniawskiego - został przedrukowany w specjalnym wydawnictwie Oddziału Propagandy Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego LWP w maju 1945 r.

Wprawdzie jeszcze przez pewien czas w oficjalnych wystąpieniach podawano różne (także mniejsze) liczby ofiar Powstania Warszawskiego i tak Władysław Gomułka podczas VIII sesji Krajowej Rady Narodowej (21-23 lipca 1945 r.) mówił o "cieniach około 100 000 poległych i pomordowanych mieszkańców Warszawy", dość szybko jednak jako obowiązująca została przyjęta przez władze Polski Ludowej liczba 200 (czasem 250) tys. ofiar powstania - i to ona pojawiała się w następnych latach w wielu przemówieniach z okazji jego kolejnych rocznic i nie tylko (np. w przemówieniu Zenona Kliszki w piętnastą rocznicę utworzenia Polskiej Partii Robotniczej w 1957 r.).

O ile zdołałem stwierdzić, żadna z owych dwóch największych liczb ofiar - ani 500 tys., ani 700 tys. - nie została później powtórzona. Doszło nawet do sytuacji wyjątkowej: cenzura dopuściła do druku na łamach "Dziś i Jutro" w trzecią rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego artykuł Stanisława Podlewskiego zawierający ostrą polemikę (być może ze względu na zanonimizowanie jej obiektu) z twierdzeniem o 700 tys. jego ofiar: "W chwili wybuchu powstania ludność naszej stolicy mogła wynosić milion mieszkańców. W żadnym bądź razie nie wytrzymują krytyki dane, nota bene sporządzone na użytek propagandy [podkreślenie moje - A.K.K.], że Warszawa w chwili wybuchu powstania liczyła 1 milion 700 tysięcy, a straty 40 proc, czyli 700 tysięcy ludzi. Nie potrzeba przesadzać i tak potwornych strat".

* * *

Świadomość ogromnych problemów (mimo upływu już 65 lat) z ustaleniem w miarę dokładnej liczby ofiar Powstania Warszawskiego w najmniejszej nawet mierze nie jest w stanie podważyć - i na zakończenie powyższych skrótowych rozważań chciałbym to mocno zaakcentować - prawdziwości twierdzeń, iż było ono najdłuższą i najkrwawszą polską bitwą w XX stuleciu, a także największym dramatem i największą tragedią dwudziestowiecznej historii Polski.

Wyznacznikami owych twierdzeń jest bowiem nie tyle wielkość (mimo wykazanych wyżej rozbieżności szacunków - z całkowitą pewnością ogromna), ile jakość i wartość tych ogromnych strat, a co do prawdziwości tej akurat tezy nikt nigdy żadnych wątpliwości nie miał.

================================================================================================================================

W NIEMCZECH PO WYZWOLENIU

Uwo1nieni i nakarmieni przez Amerykanów, zaczęliśmy się zastanawiać, co robić dalej? Gdzie iść? Było dużo pomysłów, ale nie zawsze realnych.  Wreszcie zostało nas sześciu, najbardziej zżytych z czasów niewoli i niedoli, teraz podzielających opinię, że najlepiej będzie odszukać jakieś większe skupisko polskie, bo wtedy będzie łatwiej uzyskać pomoc i opiekę jakiejś organizacji, a1bo też będzie łatwiej żądać od Niemców czegoś.  Tych sześciu, to: Staszek Kubala, Wiktor Łącki, Władek Buła, Tadek Brud, Bolek Medyński i autor.  Postanowiliśmy iść w kierunku Augsburga, czyli tam, skąd kilka dni temu wyszliśmy, gdyż była największe prawdopodobieństwo spotkania tam Polaków pracujących uprzednio na komandach, czy też tych wywiezionych na roboty.  Na drodze w kierunku frontu posuwały się niezliczone ilości czołgów i pojazdów zaopatrzenia.  Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się wiwatując na cześć żołnierzy alianckich i wołając: "Niech żyje Ameryka!"  Amerykanie rzucali nam papierosy, czekoladę, konserwy, suchary, a my wszystko to skrupulatnie gromadziliśmy.  Kiedy noc zapadła, byliśmy w okolicy miasteczka Schwab-Muenchen i postanawillśmy przespać się w jednym z budynków państwowego gospodarstwa niemieckiego.  Nie było nigdzie Niemców zarządzających, ale spotkaliśmy dwie dziewczyny, Polki, które przygotowały dla nas mleko, którego wypiliśmy ogromne ilości.  Siana w budynkach gospodarczych była też pod dostatkiem, więc naszą pierwszą noc na wolności spędziliśmy wygodnie i z pełnymi żołądkami.

Następnego dnia, 28 kwietnia rano, weszliśmy do miasteczka Schwab-Muenchen, gdzie budynek szkolny został już zajęty na kwaterę dla Polaków, przywiezionych w te okolice na przymusowe roboty.  Nasza szóstka znalazła pokój w prywatnym domu, w pobliżu szkoły.  Chociaż do spania dostaliśmy tylko materace na podłodze, to jednak mieliśmy więcej swobody i wygody, aniżeli na ogólnych salach szkolnych.  Amerykańska kuchnia wojskowa była w pobliżu, więc mogliśmy tam pobierać jedzenie w oznaczonym czasie.  Dostawaliśmy wszystko to samo, co Amerykanie, a często nawet staliśmy w tych samych kolejkach z żołnierzami amerykańskimi, którzy odnosili się do nas bardzo życzliwie.

Dla zapewnienia sobie miejsca do spania zostawiliśmy na straży naszej kwatery jednega z nas, i udaliśmy się na poszukiwania innych kolegów.  Przy jednym z budynków w miasteezku zobaczyliśmy, jak żołnierz amerykański wyrzuca duże bryły sera.  Zebrało się tam już parę osób i łapało te sery.  Dołączyliśmy i my do nich.  Każdy łapie tyle sera, ile tylko może rękoma objąć.  W pewnym momencie usiłuję trzymać koniec podłużnej bryły, którą mi ktoś gwałtownie wyrywa ciągnąć za drugi koniec.  Miałem już na języku parę ostrzejszych słów, ale popatrzywszy się na napastnika stwierdziłem, że jest to kolega z naszej szóstki.  Roześmiałem się tylko i ser puściłem, gdyż i tak wszystko szło do wpólnej ,puli.  Obładowani serem wracaliśmy na kwaterę, a tu widzimy sklep bezpański, a w nim marmelada.  Każdy złapał za miskę, napełnił ją tym przysmakiem, i usiadłszy na podmurówce płotu z apetytem skonsumował.  Do dzisiaj jeszcze nie chce mi się w głowie pomieścić, że nie pochorawaliśmy się wtedy!  Napełniwszy jeszcze miskę marmeladą dla naszego strażnika kwatery, przydźwigaliśmy nasze "zdobycze" do miejsca postoju.  A było co dźwigać, gdyż wielkość niektórych serów wynosiła około 40 em x 60 cm x 15 cm.  Takie bryły piłowaliśmy, jak drzewo, na mniejsze kawałki.  Ku naszemu przerażeniu zaczęło się jednak sprawdzać przysłowie, że "co za dużo, to nie zdrowo".  Jeden z naszych kolegów, nauczyciel z zawodu, zmarł wkrótce po objedzeniu się samym serem.  Dwóch Rosjan z Messerschmitt  Werke, Misza i  Pomasan, których spotkałem w Schwab-Muenchen, powiedzieli mi o znalezieniu po wyzwoleniu beczki ze spirytusem drzewnym; ci, którzy pili ten denaturat, albo umarli w straszliwych cierpieniach, albo oślepli, jak na przykład ten Pomasan, który ze mną rozmawiał, ale mnie nie widział.

W czasie wędrówek trafiłem przypadkowo do polskiego obozu pod miasteczkiem, w którym zatrzymaliśmy się.  Pożyczyłem stamtąd wzór naszego Orła i wymalowałem podobnego na dużej sali w budynku szkolnym, która służyła jako jadalnia i sala  do tańca.

Ze Schwab-Muenchen odjeżdżały transporty Francuzów, Jugosłowian, Belgów i Zydów, a nawet i Rosjan, którzy wracali do swej ojczyzny.  Polakami nikt się początkowo nie interesował.  Wiedzieliśmy, że nasze ziemie wschodnie zostały zabrane przez Rosję, że przez resztę ziem polskich przechodzą wojska rosyjskie.  Rozmawialiśmy o .tej sytuacji z Amerykanami, którzy też nie mogli zrozumieć takiej polityki.  Przeważnie przyjeżdżał jakiś oficer łącznościowy, który organizował powrót dla swoich ziomków.  A ci jechali śpiewając i wiwatując, szczęśliwi, że wreszcie wracają do swojego kraju i do swoich rodzin.  Francuzi, z którymi dość się zżyłem, namawiali, aby jechać z nimi do Francji.  W ostatniej chwili zabrakło mi odwagi na zrobienie takiego kroku.  Po odjeździe pierwszych transportów, Zarząd Gminy Schwab-Muenchen zaopatrzył nas w nowe ubrania, płaszcze, buty i bieliznę, bo wielu z nas jeszcze chodziło w pasiakach obozowych.  Oczywiście nie było to może ubranie, jakie by nam przypadało do gustu, ale było nowe, możliwe do noszenia, a najważniejsze - upodabniało nas do normalnych ludzi!  W niedługim też czasie UNRRA przejęła opiekę nad skupiskami uchodźców. Władze UNRR-y organizowały transport do Polski, który miał odjechać na początku sierpnia 1945 roku.  Z naszej paczki zgłosiłem się ,na powrót ja, Tadek Brud i Bolek Medyński.  Ubraliśmy biało-czerwonymi ohorągiewkami amerykańskie samochody ciężarowe, którymi mieliśmy jechać, a potem niemieckie drogi rozbrzmiewały polskimi pieśniami patriotycznymi.  Bez oficera łącznikowego dojechaliśmy do stacji kolejowej Augsburg.  Czekał tam pociąg złożony z wagonów towarowych, dość czystych, z pełnymi ścianami, podłogą i dachem.  Do jednego wagonu wsiadło nas 40.  Cały transport liczył 1500 ludzi, a byli to Polacy wywiezieni do Niemiec na pzrymusowe roboty i Polacy z obozów koncentracyjnych.  Komendantem był oficer amerykański, mający 15 żołnierzy do pomocy.  Dojechaliśmy do miejscowości Hof, przez którą przebiegała linia demarkacyjna.  Tam zatrzymano nasz transport.  Po pewnym czasie komendant transportu wyjaśnił przez tłumacza, że Rosjanie wyrazili zgodę na przepuszczenie transportu przez granicę, ale ...bez żołnierzy amerykańskich.  Ponieważ komendant otrzyrnał rozkaz doprowadzenia transportu do Polski i nie może teraz tego wykonać, więc kto chce jechać dalej, to może to zrobić na własną odpowiedzialność, a on zawraca cały transport do punktu wyjściowego.  Na 1500 repatriantów znalazło się zaledwie 50 czy 60 osób, które ryzykowały powrót do Polski w takich warunkach.

Nasza grupa nie wrociła jednak do Schwab-Muenchen; zawieźli nas bowiem do Augsburga i zakwaterowali w starych niemieckich koszarach "Hindenburg Kaserne".  Wyładowano nas na dziedzińcu koszarowym.  Każdy miał przy sobie jakieś tłumoczki, których zawartość stanowiły głównie żywność i ubranie.  Trzeba było zaraz zorganizować przynajmniej jakiś szkielet administracji i służby prządkowej.  Na komendanta obozu został wyznaczony jeszcze przed naszym przybyciem mjr. Czabański, pracownik UNRRAi on to zorientował nas jacy funkcyjni są potrzebni, aby mógł zapanować w obozie ład.  Na kierownika abozu zgłosił się Adam Stańczyk, nauczyciel z zawodu, pracę kancelaryjną podjęli się wykonać dwaj bracia z Warszawy Stanisław i Władysław Lewiccy, magazynem odzieżowym miał opiekować się Ludwik Strojny, żywnościowym zaś autor.  Komendantem policji obozowej został Stefan Szublewski.  W izbach koszarowych były łóżka z siennikami, ale brak było kocy, prześcieradeł i poduszek.  Były też tak ważne rzeczy, jak prąd elektryczny i bieżąca woda.  Rezydenci obozu zostali rozlokowani tak, aby rodziny były razem, samotni mężczyźni osobno, tak samo samotnie niewiasty.  UNRRA dostarczała żywność, na którą składało się świeże mięso (dowożone przez Niemców), chleb, tłuszcze i inne dodatki pochodzenia amerykańskiego.  Niektórzy z nas prowadzili handel wymienny z Niemcami, a mianowicie za kawę, czekoladę, czy też jakieś artykuły odzieżowe mieliśmy świeże owoce i jarzyny.

W "Hindenburg Kaserne" odnalazł mnie mój kuzyn, Józef Świerczek.  Był on w Karlsruhe i poszukiwał mnie przez radio, co usłyszałem tylko częściowo będąc jeszcze w Schwab-Muenchen.  Póżniej pojechał do Dachau i tam go poinformowali, że ostatnio miałem być w Augsburgu.  Tak się więc spotkaliśmy.  Obiecałem mu zastanowić się nad ewentualnością dołączenia do niego w Karlsruhe.  Poza funkcją magazyniera żywn. byłem t.zw. sędzią obrońcą obozowym, czyli moim zadaniem było pomagać tym naszym ludziom, którzy podpadli z jakichś powodów u władz amerykańskich, czy też niemieckich.  Nie dawała mi ta funkcja zbyt wiele satysfakcji, gdyż ciężko było takich delikwentów obronić przed karą.  Pamiętam wypadek z niejakim L., byłym więźniem obozu koncentracyjnego, który z dwoma koleżkami poszedł na nocny rabunek; koledzy wrócili, ale L. został zabity przez Niemców.  Jeżeli policja niemiecka złapała w pociągu kogoś z naszych ludzi wiozącego świeże mięso, albo inne produkty, i uznała, że jest to przeznaczone na handel, to w zależności od humoru mogli wszystko zabrać i taką osobę puścić wolno, albo też zamknąć w więzieniu.

Na wiosnę 1946 roku nasz obóz "Wawel", gdyż tak przechrzciliśmy "Hindenburg Kaserne", został przeniesiony  do sąsiedniego bardzo podobnego obozu mieszczącego się w "Infantry Kaserne".  Koszary te były większe od tych, w których kwaterowaliśmy poprzednio.

W tym czasie niektóre kraje w świecie ofiarowały się przyjąć pewną kwotę wysiedleńców, więc z tych dużych koszar piechoty odchodziły transporty do Australii i Argentyny, no i do Polski.  Komendatem obozu z ramienia UNRRAbył niejaki pan Suski, który wszelkimi sposobami agitował za naszym powrotem do Polski.  Przez specjalnie zainstalowane głośniki w jadalni obozowej i na korytarzach wygłaszali swoje odezwy, apele i inne mowy, których treść zawsze sprowadzała się do jednego: wracać do Polski.  Wielu z nas nie wytrzymywało nerwowo tej propagandy i ci zapisywali się na powrót.

W tym też czasie zostały zorganizowane kursy języków angielskiego i hiszpańskiego, które prowadzili Polacy władający biegle danym językiem.  Uczestnicy kursów otrzymywali miesięcznie 50 - 100 papierosów, a byli wojskowi dostawali żołd, którego wysokość zależała od stopnia.  Wydatki związane z tymi kursami były finansowane przez Rząd Rzeczypospolitej w Londynie.  Zorganizowano również naukę dla młodzieży w zakresie starszych klas szkoły podstawowej i niższych gimnazjalnych.  Nauczyciele praocowali z wielkim poświęceniem, gdyż i uczyli i prowadzili harcerstwo i jeszcze urządzali wycieczki do wartych zwiedzenia miejsc na terenie Niemiec.  Młodzież szkolna i harcerstwo urządzało wspólnie różne imprezy sceniczne.

W tym też obozie miał miejsce taki "kwiatuszek" pomysłowości naszych Rodaków, jak... sprzedaż pomnika, który stał na środku dziedzińca koszarawego.  Wykonany z brązu, przedstawiał dużego lwa leżącego na zdobycznych sztandarach.  Nasi spryciarze rozbili ten posąg na kawałki i sprzedali jako złom.  Wśród nich był również pan B., którego znałem osobiście.  Nie wiem, jak się zakończyła historia z tą transakcją handlową, gdyż stało się to po moim wyjeździe.  Obóz "Infantry Kaserne" został przeorganizowny na obóz  repatriacyjny, do którego przysyłano Palaków z okolicznych miejscowości w Bawarii, a następnie w większych transportach odsyłano do Polski.

Ja zaś pojechałem do kuzyna Józefa Swierczka, który był w podobnym obozie wysiedleńczym w Karlsruhe.  Były tam zupełnie nowe koszary w lesie sosnowym, więc zdrowsze powietrze i większy spokój.  Bloki mieszkalne były małe, jednopiętrowe, połączone wybrukowanymi dróżkami.  Wkrótce po przybyciu objąłem pracę w opiece społecznej.  Moja funkcja polegała na sporządzeniu listy wszystkich osób pracujących w obozie, a więc kucharzy, nauczycieli, wartowników, blokowych, urzędników kancelarii obozowej, a także i duszpasterzy, których mieliśmy trzech.  Wynagrodzeniem było dla nich od 2 do 4 paczek tygodniowo amerykańskich papierosów oprócz szkoły, harcerstwa i kółka amatorskiego, wychodził również w tym obozie tygodnik "Czarny Las", redagowany przez Witolda Lechtolda.  Tuż przy bramie głównej była kantyna, gdzie można było kupić niemieckie piwo, oraz świetlica, gdzie grano w karty czy w szachy.

Któregoś dnia wybrałem się z moim kolegą Mrożkiem, drukarzem z zawodu, do m. Kufsteim w Alpach niemieckich na granicy włoskiej.  Pojechaliśmy tam, gdyż dowiedzieliśmy się, że jest tam biuro oficera łącznikowego II Korpusu, więc wykombinowaliśmy sobie, że uda nam się dołączyć do któregoś transportu jadącego z Włoch do Anglii.  Po ośmiu godzinach jazdy pociągiem zgłosiłiśmy się u oficera łącznikowego.  Był nim gość w stopniu porucznika, podszedł do nas niezwykle ostrożnie.  Wyjaśniliśmy mu cel naszego przybycia, że wiedząc o przenoszeniu się II Korpusu z Włoch do Anglii, gdyż niektóre z transportów przejeżdżały przez Karlsruhe, skąd jesteśmy właśnie, chcielibyśmy dołączyć do II Korpusu.  Oficer łącznikowy wyjaśnił jed-nak, że gdybyśmy mieli krewnych w Anglii, to byłaby taka możliwość i on chętnie by nam dopomógł, ale w naszej sytuacji, niestety, nic uczynić nie może.  Mówi się trudno i wraca się tam, skąd się przyjechało, czyli do Karlsruhe.  W niewesołym nastroju wsiedliśmy z Mrożkiem do nocnego pociągu i jechaliśmy milcząco, zatopieni w myślach.  Mimo, iż był to już .rok 1946, pociągi nie zostały jeszcze zupełnie doprowadzone do porządku i na przykład, w nocy nie było w wagonach oświetlenia.  Dobrze po północy, wyciągnąłem kawałek obozowego chleba z serem i po skonsumowaniu go, chciałem opakowanie wyrzucić przez okno.  W ciemnościach namacałem rączke, zdawało mi się, od okna, i zacząłem ją ciągnąć w dót.  W jednej sekundzie zorientowałem się, że coś nie jest w porządku, więc natychmiast popchnąłem do góry.  W tym też momencie dało się słyszeć przeraźliwe syczenie i pociąg stanął.  Niemieccy konduktorzy chodzili po wszystkich wagonach i oglądali hamulce przy świetle latarek, ale niczego nie mogli znaleźć.  Ja zaś siedziałem jak mysz pod miotłą, zadowolony, że nie pociągnąłem tej rączki za mocno i nie zerwałem plomby założonej na sprężynce, oraz że było ciemno i nawet kolega Mrożek nie orientował się, że winowajcą jest autor.  W  końcu jakoś to syczenie ustało i ruszyliśmy w dalszą drogę.  Dopiero jadąc tramwajem z Kulsruhe do Czarnego Lasu, do obozu, przyznałem się koledze Mrożkowi do zatrzymania pociągu w taki to a taki sposób.

Próbowałem drugi, a raczej już trzeci z kolei dołaczyć się do II Korpusu.  Dowiedziałem się, że przez Karlsruhe ma znów przejechać transport żołnierzy w drodze z Włoch do Anglii, oraz że wśród oficerów będzie też mjr. Karol Firczyk, mój były dowódca w plutonie łączności 3 P.S.P. w Bielsku z Iat 30.  Jakoś odszukałem go w ciżbie naszego wojska, chociaż wyglądał bardzo zmieniony, a chyba i ja też nie wyglądałem idealnie po tych chyba siedmiu najgorszych latach mojego życia.  Poznał mnie jednak i ucieszył się ze spotkania.  Gdy usłyszał, w jakim celu składam mu wizytę w tak niespodziewanej sytuacji, wyjaśnił, że nie może nic pomóc, gdyż listy transportowe są sporządzone w kilku kopiach o wiele wcześniej przed odjazdema kopie są wysyłane do odpowiednich urzędów i instytucji.  Tak więc moje usiłowania zawiodły po raz trzeci. Wróciłem do Czarnego Lasu.

W obozie znów rozpoczęła się nagonka na powrót do Polski.  Kierownik obozu, pan Kotwic z Bielska Białej i kierowniczka opieki społecznej, pani Maria Pumska zachowali całkowitą neutralność uważając, że nie jesteśmy dziećmi, robimy, jak uważamy za rozsądne.  Odmiennego zdania był natomiast kierownik obozu z ramienia UNRRAnie pamiętam nazwiska, który agitował za wysyłaniem nas do Polski i usiłował każdego wciągać na listy repatriacyjne.  Ludziom tak się to już sprzykrzyło, że któregoś dnia przyłapali tego pana, jak wchodził rano do obozu, wsadzili na taczki i wywieźli daleko poza rejon obozowy obrzucając go przy tym różnymi soczystymi wyzwiskami i plując.  Potem tłum skierował się do biur obozowych, aby zniszczyć wszelkie listy i kartoteki.  Pracownicy biur, między innymi i autor, tłumaczyli, że zniszczenie ewidencji nie tylko nie doprowadzi do ni-czego dobrego, ale może jeszeze sytuację pogorszyć.  Jakoś w pomrukach i wzruszeniu ramion awantura ta ucichła.  Trzeba jednak przyznać, że od tego czasu nikt już nie odważył się uprawiać propagandy za wyjazdem do Polski.  W kilka godzin po wywiezieniu na taczkach tego UNRR-owskiego kierownika obozu zajechały przed bramę czołgi amerykańskie, ale nie widząc w obozie nic podejrzanego zawróciły i odjechały.

Raz jednak amerykańska żandarmeria przyjechała, otoczyła obóz i przeprowadziła dokładną rewizję.  Było to w .tym czasie, kiedy wydano zakaz uboju bydła.  Jeżeli niemiecki gospodarz sprzedał sztukę bydła do obozu wysiedleńców i nie zgłosił tego w odpowiednim urzędzie, a został przy tym przyłapany, to karano obie strony.  Ludzie w obazach byli spragnieni świeżego mięsa, bo do kuchni obozowej dostarczano go mało i najgorszego gatunku.  Dlatego niektórzy z nas na własne ryzyko i odpowiedzialność kupowało żywca i po dokonaniu uboju rozsprzerdawali świeże mięso, na które zawsze byli chętni nabywcy.  W jakiś sposób amerykańska M.P. dowiedziała się, że w obozie jest wół do zabicia.  Bardzo dokładna rewizja nie dała wyniku i M.P. odjechała z kwitkiem.  Gdy sprawa trochę przycichła, wół znalazł się żywy.  Jeden z oficerów M.P., polskiego pochodzenia, w prywatnej rozmowie z obozowiczami poruszył tę sprawę, gdyż bardzo go intrygowało, jak wół mógł zostać ukryty.  Usłyszał wtedy, że żywe zwierzę ze związanymi nogami i opakowane w koce zostało wyniesione na poddasze, gdzie przeczekało rewizję.

W Karlsruhe uzyskałem prawo jazdy na wozy osobowe i ciężarowe.  Zgłosiłem się również na kurs speejalnych robót metalowych w Mannheim.  Miał on być prowadzony pod nadzorem UNRRA, ale jakoś nigdy nie został uruchomiony.  Na przedmieściu Karlsruhe, zwanym Durlach, była fabryka amunicji i stąd to pochodziły kule użyte do mordawania naszych jeńców w lesie Katynia w 1940 roku.  W rejonie Karlsruhe znajduje się też miejscowaść Pforsheim, gdzie przed wojną w każdym niemal domu wyrabiano piękne przedmioty ozdobne ze srebra i złota.  W czasie wojny produkowano oczywiście amunicję do rewolwerów i karabinów, aż do czasu nalotów alianckich.  Jeden naoczny świadek opowiadał, że takie dywanowe naloty tak długo się odbywały bez przerwy, dopóki z danej miejscowości nie zostało ani śladu.

Pracując w kancelarii obozowej zapoznałem się ze Zbyszkiem Nowickim, p.p. Czesławą i Józefem Zacharczukami, p.p. Jadzią i Stanisławem Czerwonką, Marianem Skanieckim, Juliuszem Munią i innymi.  W końcu i do nas doszło zarządzenie, że obóz ma być rozwiązany, a Polacy przewiezieni do innych obozów.  Celem tego rozwiązywania obozów i przenoszenia ludzi z miejsca na miejsce było wyczerpać ich nerwowo i załamać moralnie, i aby tak zmusić do powrotu do Polski.  Kuzyn został skierowany do obozu wysiedleńczego w Ludwigsburgu, a ja postanowiłem wrócić do Augsburga.  Tam propaganda za powrotem do kraju była bardzo silna.  Krążyły pogłoski, że pan Suski, kierownik obozu z ramienia UNRRA, otrzymuje specjalny dodatek od każdego człowieka, który z tego obozu wyjedzie do Polski.  Ostatecznie obóz z Infantry Kaserne - Augsburg został przeniesiony do Gablingen.  Pozostała tylko obsługa transportowa.

W Gablingen kierownikiem był p. Kapkowski.  Dostałem pracę w magazynie odzieżowym.  Z tego też obozu zacząłem robić starania o wyjazd do U.S.Aalbo do Kanady.  Pierwsza możliwość wyjazdu nie została wykorzystana, gdyż na zapotrzebowanie na moulderów do aluminium p. Kapkowski odpisał, że takich w obozie nie ma.  Robiłem mu za to wymówki, gdyż dla mnie to nie było nic trudnego, a teraz za późno.  Cóż można było robić - czekać na następną możliwość.  Trafiła się ona, gdy przyjmowali do prac kopalnianych w Kanadzie.  Zgłosiłem się na czas, ale odrzuciła mnie komisja ze względu na moją wątłą według nich budowę.

Z chwilą zapisania się na wyjazd z Niemiec do jakiegokolwiek kraju przenosiło się do obozu emigracyjnego, który mieścił się w Monachium "Funk Kaserne".  Tam czekało się nieraz długie tygodnie na kolejkę stawania przed komisjami roboczymi, politycznymi, lekarskimi, i w końcu przed konsulem, o ile zostało się zakwalifikowanym przez każdą z poprzednich komisji.  Gdy mnie odrzucono z wyjazdu do kopalń kanadyjskich, zapisałem się do pracy na kanadyjskich Kolejach CPR.  Jednocześnie za pośrednictwem znajomego z "Infantry Kazerne", który był sekretarzem p. Suskiego i znał bardzo dobrze język angielski, zapisałem się na wyjazd do USA sponsorowany przez organizacje kobiet katolickich.

W tym też czasie UNRRA przekazała swoje prace nowej instytucji I.R.O.  Przebierano w ludzkim materiale pod względem przydatności do pracy, przeszłości politycznej, zdrowia, ogólnego wyglądu i t.p.  Komisja lekarska odrzuciła mojego znajomego, Władka S., gdyż w jego krwi znaleźli zarazki chorób wenerycznych.  Prosił mnie abym poszedł jeszcze raz do kontroli podając jego nazwisko.  Niestety musiałem odmówić jego prośbie ze względów zasadniczych.  Gdyby o to prosił przed stawieniem się na ko.misję, to co innego: wielu tak robiło, że najpierw szło do badania do lekarza prywatnego i w razie stwierdzenia czegoś, co mogłoby spowodować odrzucenie przez komisję IRO, prosili zdrowych kolegów o stawanie na komisje pod ich nazwiskami.  Jeśli jednak jednego dnia ktoś jest odrzucony z powodu zarazków we krwi, a na drugi dzień gość o tym samym nazwisku tych zarazków nie ma, to należy spodziewać się, że ktoś z komisji lekarskiej połapie się na tych machinacjach, a wtedy droga będzie zamknięta dla abu stron.

Moje badania nie trwały długo.  Pierwsza  osoba badała moją przydatność do pracy w Kanadzie przez obejrzenie moich rąk.  Musiało chyba być to wystarczające, gdyż o nic więcej nie byłem pytany i nikt nie zainteresował się moją przeszłością polityczną.  Obawiałem się komisji lekarskiej, gdyż prześwietlenie płuc wykazało częściowe zwapnienie, a serce też miałem powiększone.  Uznano jednak, że te obydwa moje organy są zdolne do funkcjonowania przy pracy w Kanadzie.  W końcu stanąłem przed .konsulem kanadyjskim.  Coś do mnie przemówił, czego nie zrozumiałem, i podał mi rękę.  Oznaczało to, że Kanada pnyjęła mnie.  Było to w styczniu 1948 roku.  Gdy wyszedłem z konsulatu kanadyjskiego, przypomniałem sobie słowa inż. Kubińskiego (z C.O.P-u) wypowiedziane w Oświęcimiu, kiedy zostałem wyznaczony na transport do Mauthausen: "Jaka szkoda, że wyjeżdżacie z terenów Palski".  Z Polski zastałem wywieziony, a teraz z Europy będę wyjeżdżał z własnej i nieprzymuszonej woli.  Taki to już los.

14 maja 1948 roku wyjechałem z Monachium do Ludwigsburga, gdzie też już jeden transport oczekiwał na odjazd do Kanady.  Była akurat niedziela.  Ksiądz wygłosił kazanie na temat bardzo aktualny, a mianowicie aby nie porzucać starych, wypróbowanych przyjaciół dla nowych.  Zaraz w poniedziałek odjechaliśany pociągiem do Dipholz, gdzie czekaliśmy na okręt przez 19 dni!  Zakwaterowano nas w niemieckich koszarach, gdzie mieliśmy do spania tylko puste łóżka bez sienników i kocy.  Kto jednak zwracał uwagę na takie drobnostki wobec perspektywy otwierającego się przed nami nowego życia na innym kontynencie, za oceanem.

5 czerwca 1948 roku, o godz. 8 rano wyjechaliśmy pociągiem z Dipholz do Bremenshafen, gdzie wsiedliśmy na amerykański statek "General Black", którym w czasie wojny transportowano żołnierzy amerykańskich.  O godzinie 16.30 odbiliśmy od wybrzeży niemieckich, od Europy.....żródło: http://www.polandpolska.org/caputa/cap12.htm

======================================================================================================================================

Losy Stanisławowa; żródło: http://stanislawow.net/wspomnienia/losy_stanislawowa.htm

Nasze miasto powstało w czasach powstań kozackich, klęsk żywiołowych, gdy potop szwedzki zalewał Polskę od północy i zachodu, a Chmielnicki z Tatarami pustoszył Białoruś. Stanisław Rewera Potocki wsławił się w tym czasie zwycięstwem nad siłami kozackimi w 1655 roku pod Ochmatowem. Po uzyskaniu prawa magdeburskiego oraz przywilejom i zwolnieniu podatkowemu, Stanisławów stał się szybko ważnym centrum handlowym. Już pod koniec XVII wieku utrzymywał stosunki gospodarczo-handlowe z wieloma ościennymi państwami, a szczególnie z Węgrami, Wołoszczyzną, Besarabią, a także z Monachium i Wiedniem. Obwarowania, wybudowane w początkach istnienia miasta, uczyniły je głównym ośrodkiem Zadniestrza.

Po śmierci Andrzeja Potockiego Stanisławów przeszedł w ręce jego syna Józefa, polityka i stronnika Stanisława Leszczyńskiego. Dla miasta zaczął się burzliwy okres wojen, najazdów i klęsk żywiołowych. Stanisławów odpierał kilkakrotnie najazdy Moskali i Sasów, które ustały dopiero po zawarciu pokoju między miastem a królem Augustem.

Wielką tragedią dla Polski, a tym samym i dla Stanisławowa, stały się rozbiory. W wyniku utraty tożsamości narodowej na ponad sto lat ziemia stanisławowska z sąsiednimi ziemiami i miastami znalazła się pod zaborem austriackim. Z kresowej twierdzy, z ważnego ośrodka nauki, kultury i handlu międzynarodowego staje się Stanisławów na długie lata prowincjonalnym miastem. Germanizacyjna polityka rządu skończyła się dopiero wraz z przekształceniem w 1867 roku Cesarstwa Austriackiego w dualistyczne państwo Austro-Węgierskie i z przekazaniem władzy w Galicji arystokracji polskiej.

Na początku XX wieku rozwinął się na Pokuciu* ruch niepodległościowy. Do Stanisławowa w latach 1911-1914 przyjeżdżał kilkakrotnie Józef Piłsudski, w sali Kasyna Polskiego przy ul. Sapieżyńskiej wygłaszał odczyty na tematy związane z walką o niepodległość Polski. Gdy po 146 latach niewoli Polska odzyskała niepodległość, miasto zaczęło odgrywać coraz poważniejszą rolę jako ośrodek gospodarczy Pokucia.

W 1939 roku Stanisławów liczył ponad 68 tysięcy mieszkańców i był drugim po Lwowie, co do wielkości miastem w Małopolsce Wschodniej. Przeważała ludność żydowska - 46% mieszkańców, Polacy stanowili około 36%, Rusini (Ukraińcy) - 16% i około 2% mieszkańców inne narodowości: Huculi, Cyganie, Niemcy, Austriacy, Ormianie. Większość tych narodowości miała swoje świątynie i szkoły. Nigdy nie dochodziło do nieporozumień ani konfliktów na tle narodowościowym czy religijnym.

Stanisławów, jak wszystkie miasta na Kresach, przechodził różne koleje losu okupację sowiecką, niemiecka i jeszcze raz sowiecką. Sowieci wywieźli liczną rzeszę Polaków do łagrów. Niemcy hitlerowscy wiele osób rozstrzelali lub wywieźli do obozów koncentracyjnych. Liczną grupę Polaków zamordowali też ukraińscy banderowcy.

Z historii miasta wynika, że było ono związane od wieków ścisłymi więzami z polską historią i kulturą, a także z polską gospodarką, oświatą, literaturą i sztuką. Było miejscem urodzenia niemałej liczby wybitnych Polaków, którzy w murach tego miasta pracowali i umierali. Wymienię choćby Stanisława Rewerę Potockiego (1579-1667), hetmana wielkiego koronnego, uczestnika wielu wojen toczonych przez Rzeczpospolitą w XVII wieku, który powziął myśl zbudowania Stanisławowa. W podziemiach farnego kościoła, w jednej z kamiennych trumien, leżał podobno płk Michał Wołodyjowski, pochowany tu przez swoją małżonkę. Franciszek Karpiński (1741-1825) - poeta oświecenia, reprezentant sentymentalizmu i sielankowości w poezji polskiej, urodzony w Hołoskowie na Pokuciu, pobierał nauki w Stanisławowie i we Lwowie. Tu żyli i działali Ignacy Daszyński (1866-1936) - przywódca PPSD Galicji i Śląska Cieszyńskiego, marszałek Sejmu w niepodległej Polsce, oraz Maurycy Gosławski (1802-1834) - członek Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym. Na cmentarzu stanisławowskim spoczywają także Agaton Giller (1831-1887) - poeta-żołnierz i uczestnik powstania listopadowego, Gosław Barącz (1814-1892) - wybitny historyk ziem południowo-wschodnich, Ormianin, Jan Lam (1838-1896) - powieściopisarz, twórca polskiej powieści satyrycznej.

Jest też Stanisławów ziemią rodzinną wielu współczesnych wybitnych Polaków. Stąd pochodzili Stanisław Wasylewski (1885-1953) -autor rozlicznych studiów historycznych o dawnym obyczaju z okresu oświecenia i romantyzmu i Stanisław Sosabowski (1892-1969) -generał brygady, organizator i dowódca Samodzielnej Brygady Spadochronowej, bohater bitwy pod Arnheim. Spośród współczesnych naukowców należy wymienić prawnika i dyplomatę, wieloletniego przedstawiciela Polski w ONZ, Jana Lachsa i wielu innych.

Prawie od chwili powstania miasto było ogniskiem rozwijającego się życia gospodarczego i kulturalnego, a to dzięki położeniu przy głównym trakcie handlowym i tranzytowym z zachodu na wschód.

Dorobek wielu pokoleń Polaków w kształtowaniu oblicza materialnego i duchowego tego miasta widać na każdym kroku jeszcze do dziś.

W okresie międzywojennym, w miarę rozwoju, miasto zaczęło ogrywać coraz poważniejszą rolę jako ośrodek gospodarczy i polityczny Pokucia. Było też ważnym podkarpackim węzłem kolejowym. Na jego obrzeżach powstawały zakłady przemysłowe, a w mieście zakładano organizacje kulturalno-oświatowe i sportowe. Powstały też towarzystwa "Młodzież Polska", "Sokół" i organizacje harcerskie. Miasto stanowiło ważne centrum kultury Pokucia i podobnie jak Lwów miało także niezwykle skrystalizowane, odrębne, niepowtarzalne oblicze. A jako miasto pogranicza o wielu obliczach narodowościowych i kulturowych, Stanisławów był jednym z centrów kultury polskiej.

Tuż przed wojną w mieście działało 11 państwowych i prywatnych szkół gimnazjalnych z nauczaniem w językach polskim, rusińskim, niemieckim i żydowskim.

Miasto podniesiono do rangi siedziby województwa z 15 powiatami.

Pomyślny jego rozwój przerwała II wojna światowa. 19 września 1939 roku na teren powiatu stanisławowskiego wkroczyły wojska niemieckie owacyjnie witane przez miejscową ludność ukraińską. Po trzech dniach wycofały się za linię graniczną ustaloną zgodnie z umową Ribbentrop-Mołotow, a obszar ten zajęty został przez Armię Sowiecką. Ona również była owacyjnie witana przez tę samą ludność ukraińską, a także przez ludność żydowską.

Natychmiast po zajęciu Stanisławowa Sowieci dali miejscowej ludności ukraińskiej trzy dni "swobody", w czasie, której tak zwane komitety rewolucyjne mogły robić z Polakami, co im się podobało. Przeprowadzano, więc aresztowania, często przy udziale NKWD. Polaków przetrzymywano i głodzono w nieludzko przepełnionych i nieogrzewanych więzieniach, gdzie nękało ich robactwo, znęcano się nad nimi, szantażowano, zmuszano do składania inkryminujących zeznań, stosując przy tym bicie i tortury. Często mordowano więźniów bez jakiegokolwiek wyroku.

Szczególnym postrachem dla polskich mieszkańców była samozwańcza milicja ukraińska, złożona z miejscowych szumowin, w cywilnych ubraniach, z czerwonymi opaskami na rękawach i karabinami na sznurku. Ona właśnie rozbrajała i mordowała żołnierzy Wojska Polskiego oraz funkcjonariuszy policji. Wyłapywano i mordowano bardziej aktywnych Polaków. Jedną z pierwszych akcji NKWD było aresztowanie i wywiezienie do Rosji polskich oficerów wziętych do niewoli w mieście i okolicy.

Następnymi ofiarami sowieckiego terroru oprócz wojskowych i funkcjonariuszy policji, o których już wspomniałem, byli działacze partii politycznych, sędziowie, prokuratorzy i inni. Wszystkich transportowano w zamkniętych bydlęcych wagonach kolejowych do obozów jenieckich w Kozielsku, Ostaszkowie, Starobielsku i innych. Po wywiezionych znikł wszelki ślad. Dopiero po latach odkryto ich szczątki w zbiorowych mogiłach. Potem przyszła kolej na nauczycieli, adwokatów i innych znaczących ludzi, bo wszyscy bez wyjątku byli podejrzani. Polacy po dziś dzień zachowali bolesną pamięć o tych wydarzeniach.

Operacja niszczenia ludności polskiej prowadzona była z olbrzymim rozmachem. W sposób brutalny i barbarzyński wyrzucano ludzi z ich domów, aresztowano i wywożono na "białe niedźwiedzie", jak to wówczas nazywano. Kryterium zaliczenia przez władze sowieckie do grupy deportowanych nie była narodowość, ale ewentualny stosunek do nowego reżimu: deportowano tych, którzy mogli być czy też byli jego przeciwnikami. Wedle rosyjskich stereotypów byli to głównie Polacy, jako naród "panów" i ciemiężycieli. Masowo też wywożono polskich uchodźców z centralnej Polski, którzy schronili się w tym mieście przed hitlerowcami.

Życie codzienne mieszkańców miasta pod okupacją sowiecką było ciągłym pasmem lęków i niepokoju przed niespodziewanym aresztowaniem i wywózką na Sybir. Bardzo aktywną pomoc w ustalaniu tzw. list "wrogów ludu" udzielali władzom sowieckim nacjonaliści ukraińscy, a także Żydzi, którzy w znacznej części opowiedzieli się po stronie sowieckiego okupanta.

Jak wiadomo, wojna niemiecko-rosyjska rozpoczęła się 22 czerwca 1941 roku. Przed wkroczeniem wojsk niemieckich do Stanisławowa NKWD zdołała jeszcze dokonać masakry więźniów w miejscowym więzieniu przy ulicy Bilińskiego. Ciała ofiar były potwornie okaleczone, przebite bagnetami, ze śladami zdzierania skóry oraz poparzeń, dłonie bez paznokci. To wszystko świadczyło o potwornych torturach zadawanych więźniom przed ich zamordowaniem. Ile było ofiar? Tego dotychczas nikt nie ustalił i zapewne już nie policzy. Nowa władza niemiecka nie zadbała, aby ustalić liczbę zwłok zamordowanych więźniów. Fama głosiła, że było ich około 4000, w tym także Ukraińcy. Zacierając po sobie ślady, NKWD zabijała więźniów w celach więziennych, na dziedzińcu więzienia, a tych, których nie zdążono zamordować, pognano jak bydło na wschód piechotą lub przewożono, czym się dało.

Podobnie działo się w wielu innych więzieniach na terenie całego województwa: wszędzie mordowano z nieprawdopodobnym okrucieństwem. Niemcy, pragnąc ten fakt wykorzystać propagandowo, zgodzili się na manifestacyjny pogrzeb zamordowanych.

Początkowo po odwrocie wojsk sowieckich obszar Podkarpacia wraz ze Stanisławowem zajęły wojska węgierskie, ówcześni sprzymierzeńcy Niemców. Okupowali całe Pokucie aż po linię Dniestru.

Tylko dzięki temu polscy mieszkańcy Stanisławowa i województwa stanisławowskiego uniknęli wielu prześladowań przygotowywanych przez policję ukraińską. Węgrzy odnosili się do Polaków poprawnie. Nie było z ich strony żadnych akcji przeciw ludności polskiej. Przebywali jednak bardzo krótko. Już od 8 sierpnia 1941 roku przekazali władzę administracji niemieckiej i opuścili Stanisławów.

Dla miasta i całego Podkarpacia nastały czarne dni. Stanisławów wraz z całym Pokuciem znalazł się w tzw. Generalnej Guberni. Niemiecka okupacja okazała się równie przerażająca jak sowiecka, a może jeszcze bardziej. Tylko Ukraińcy wpadli w euforię. Wielu z nich przeszło z sowieckiej robotniczo-chłopskiej milicji do policji ukraińskiej w służbie niemieckiej. Działalność ich stanowiła pasmo mordów, rabunków i prześladowań Polaków i Żydów. Policja ta, a także funkcjonariusze różnego rodzaju formacji policyjnych, mieli nieograniczoną władzę w mieście i w terenie. Najpierw policja ukraińska rozprawiła się ze swoimi przeciwnikami ukraińskimi, tymi, co służyli władzom sowieckim. Wielu z nich zostało zamordowanych.

Kolejną grupą ludzi przeznaczoną do zagłady byli Żydzi. Ich los w tym czasie był najtragiczniejszy. W lipcu 1941 roku w Stanisławowie mieszkało około 30 tysięcy Żydów. Prawie wszyscy zostali wymordowani przez Niemców i służących im Ukraińców. Pozostałą część wysłano do obozów zagłady w Oświęcimiu, Majdanku, Bełżcu i innych miejscowościach, gdzie ponieśli śmierć.

Najpierw, 4 sierpnia 1941 roku, gestapo wezwało do swej siedziby przy ul. Bilińskiego w Stanisławowie wszystkich inteligentów żydowskich. Zgłosiło się około 1000 osób. Wszyscy zostali przewiezieni do lasu koło Uhrynowa i tam zamordowani.

Następna akcja miała miejsce 12 października 1941 roku. Na miejscowy cmentarz żydowski spędzono około 12 tys. Żydów i wszystkich tam zamordowano. W 4 dni później, 16 października 1941 roku, gestapo zorganizowało trzecią podobną akcję i zamordowało około 8 tys. pozostałych miejscowych Żydów, a także Żydów zwiezionych z różnych powiatów woj. stanisławowskiego. Ostateczna likwidacja getta w Stanisławowie nastąpiła w lutym 1943 roku. Ocalało zaledwie kilkuset Żydów. Większość uratowanych ukrywali Polacy, a reszta na własną rękę ukrywała się w okolicznych lasach, [dok. 1] Według oceny komendanta Okręgu AK Stanisławów, kpt. W. Hermana, ofiarą holocaustu na terenie województwa padło około 130 tys. Żydów, tj. około 9% ogółu ludności zamieszkującej ten teren.

Mord Żydów to osobny rozdział dziejów ludobójstwa, w którym uczestniczyli nacjonaliści ukraińscy. Ramy niniejszej pracy nie pozwalają na szerszy opis tego holocaustu.

Po fizycznej likwidacji ludności żydowskiej policja ukraińska skierowała - z inspiracji OUN - swoje zbrodnicze zamiary głównie przeciwko Polakom w celu ich zlikwidowania podobnie jak Żydów. Umiejętności nabyte przy mordowaniu Żydów zostały w pełni wykorzystane do masowych zbrodni popełnianych teraz przez Ukraińców względem Polaków.

Okupacja rosyjska wyniszczyła w znacznym stopniu polskie elity stanisławowskie. W sierpniu 1941 roku okupanci niemieccy przy pomocy ukraińskich nacjonalistów dokończyli dzieła zniszczenia miasta i jego ludności. Symbolem męczeństwa i śmierci wielu mieszkańców Stanisławowa pod okupacją niemiecką jest Czarny Las, położony na północny zachód od miasta. Tam w sierpniu 1941 roku SS wraz z policją ukraińską rozstrzelało stanisławowską inteligencję.

Pierwszym szefem policji bezpieczeństwa, w której skład wchodziło gestapo z siedzibą przy ulicy Bilińskiego, był hauptsturmf hr. er Hans Kr ger, pochodzący z Poznańskiego. W krótkim czasie stał się postrachem miasta i okolicy. Przy aktywnym współdziałaniu z terenową administracją i policją ukraińską gestapo dokonało licznych aresztowań Polaków i wywózek na przymusowe roboty do Niemiec. Według ustaleń W. Bonosiuka, do 27 listopada 1941 roku wywieziono z dystryktu galicyjskiego 60 709 osób, z tego 5800 ze Stanisławowa. Na polecenie Hansa Krugera dokonano masowych aresztowań polskiej inteligencji w Stanisławowie. Wykazy imienne przygotowali ukraińscy nacjonaliści, między innymi dr Iwan Rybczyna i nauczyciel ukraińskiego gimnazjum, Danysz.

Aresztowania i doprowadzenia do więzienia przy ul. Bilińskiego rozpoczęły się 8 i 9 sierpnia 1941 roku. Wedle zgodnej relacji wszystkich, którzy przeżyli te ciężkie dni, ofiarą aresztowań padło ponad 800 osób, w tym pewna liczba z okolic Stanisławowa. W grupie tej znajdowało się około 130 nauczycieli i 67 czołowych przedstawicieli inteligencji polskiej ze Stanisławowa, co stanowiło blisko 80% elity intelektualnej tego miasta.

Wśród aresztowanych byli, jak już powiedziano, w większości nauczyciele, ale także byli prawnicy, inżynierowie, lekarze itd. Wszyscy oni zostali rozstrzelani w nocy z 14 na 15 sierpnia 1941 roku we wspomnianym już tzw. Czarnym Lesie koło miejscowości Uhrynów, około 10 km na północny zachód od centrum miasta.

Odpowiedzialnymi za akcję mordowania aresztowanych i kierującymi nią bezpośrednio byli dwaj bracia: Johann i Willi Mauerowie, których mieszkańcy Stanisławowa nazywali "krwawymi braćmi". Jeden z nich był w okresie międzywojennym oficerem Wojska Polskiego. W opisywanym czasie został - wraz z bratem - funkcjonariuszem gestapo1. Po wojnie sąd niemiecki rozliczył ich zbrodnie i skazał obu na karę więzienia, a szefa stanisławowskiego gestapo, Hansa Krugera, na dożywotnie więzienie.

A oto lista pomordowanych Polaków:

Szkolnictwo powszechne:

Anna Babczyszynowa, Franciszka Białousowa, Maria Bieńkowska, Antoni Tadeusz Bryczkowski, Stefan Bryś, Maria Chudiawa (na skutek zastosowania tortur odebrała sobie życie), Maria Czerny, Julian Dubas, Stefania Dubas, Albina Dubicka, Jerzy Doller, Zofia Doller, Stanisława Filipska, Kazimierz Furman, Leonora Gadzińska, Józefa Garbaczykówna, Helena Corzkowska, Kajetan Haczko, Adam Hanusz, Józefa Hanusz, Kazimiera Hanuszówna, Maria Hołyńska, Janina (Helena) Hubicka, Aleksander llczyszyn, Stefania Jarosz, Janina Jaworska, Krystyna Kaczmarczykówna, Stefania Karaś, Stefania Kawalcówna, Kazimiera Kazimierska, Krystyna Kędlarska, Stanisława Krzywiecka, Józef Kujbida, Antonina Kuzyszynówna, Jadwiga Latocha, Stanisława Lewicka, Tadeusz Majkut, Helena Majkut, Emilia Markiewicz, Roman Mączka, Maria Misiołkówna, Apolonia Nikosiewicz, Natalia Palestrówna, Józef Perucki, Teodor Pilawski, Jadwiga Popowicz, Bogusława Radoniewicz, Janina Radoniewicz, Modesta Radwany, Piotr Radwany, Władysław Rzemieniecki, Zofia Sawicka, Felicja Sch ssell, Aniela Sokolnicka, Romana Sowówna, Maria Stefanów, Janina Stefańska (emerytka), Anna Swaczyńska, Franciszek J. Szafrański, Janina Urbańska, Antonina Wieliczko, Albina Wiktorczyk, Halina Zarzycka, Olga Zelmanowicz, Czesława Żurawska.

I Gimnazjum i Liceum:

Franciszek jun - dyrektor, Leon Buchowski - przyrodnik, Maksymilian Freszel - germanista, Kajetan Isakiewicz -filolog klasyczny, Aleksander Jordan - polonista, Antoni Karsznia - nauczyciel rysunku, Franciszek Sawicki - geograf, Stanisław Telichowski - przyrodnik, matematyk, Lucjan Tokarski - ks. dr katecheta (zamęczony jesienią 1941 roku w więzieniu przez gestapo), Kazimierz Waligóra - fizyk.

II Gimnazjum i Liceum:

Stanisław Umański - dyrektor, filolog, Maksymilian Chudia - historyk, Witold Dąbrowski - matematyk, Henryka Halpern - romanistka, Wawrzyniec Jakubiec - filolog klasyczny, Henryk Konarski - historyk, Józef Majgier - polonista, Alojzy Rotter - matematyk, Anatol Scherman - germanista, Ignacy Stamperromanista i germanista.

III Gimnazjum i Liceum:

Władysław Piskozub - dyrektor, Roman Jacyk - geograf, Radosław Jawocki - matematyk, Władysław Łuczyński - nauczyciel rysunku, Maksymilian Rosenbaum - germanista.

IV Gimnazjum i Liceum:

Stanisława Antoszewska - fizyk, Zygmunt Kamiński - polonista, Emil Planer - germanista, Władysława Rogozińska - nauczycielka wychowania fizycznego, Kazimiera Skwarczyńska - nauczycielka zajęć praktycznych, Stanisław Szczepanowski -filolog.

V Gimnazjum i 

Liceum z ukraińskim językiem nauczania:

Józef Drozd - polonista, dr Marcin Folger - germanista, Stanisław Kopyta -historyk, Marian Palczek - polonista.

Prywatne Gimnazjum i Liceum ss. Urszulanek:

Leontyna Barg -siostra zakonna, Stanisława Brzozówna - matematyk, Władysława Hoyzmanówna - romanistka, Koźniarówna (imię nie ustalone), Czesława Tyberska - historyk, Zofia Zającówna - romanistka.

Prywatne Gimnazjum im. E. Orzeszkowej:

Kamila Kropiwnicka -historyk, Helena Mazewska - biolog, Irena Moldauer - germanistka, Jadwiga Robin - filolog.

Licea Pedagogiczne Męskie i Żeńskie:

Władysław Drabik - dyrektor Liceum Męskiego, polonista, Władysław Bagier - przedmioty pedagogiczne, Stanisława Czaporożanka - wychowanie fizyczne, Włodzimierz Kamiński -fizyk i matematyk, Stanisław Sowiński, Marian Stefanów - dyrektor Liceum Żeńskiego, Kamila Szczepanowska - historyk.

Gimnazjum Kupieckie:

Jerzy Aperman, Klemens Barg - emeryt, Kazimierz Firganek - dyrektor gimnazjum.

Wybitniejsi obywatele miasta:

Leon Ziobrowski - dyrektor Miejskiej Kasy Oszczędności.

Lekarze:

dr Andrzej Baczyński, dr Leonard Dąbrowski, Dąbrowska (imię nie ustalone) - żona Leonarda, dr Jan Gutt, dr Adam Hickiewicz, dr JózefKochaj 1, dr Erazm Nieczewski.

Inżynierowie:

Seweryn Gonek, Stanisław Gonek, Tadeusz Kasztelewicz, Marian Kuzia, Adam Lewicki, Ferdynand Petelenz, Eugeniusz Strycharczyk.

Prawnicy:

dr Aleksander Klimkiewicz, mgr Jerzy Kokurewicz, mgr Ludomir Wajda.

Urzędnicy państwowi:

Piotr Chudzikiewicz, Ludwik Dubicki, mgr Mikołaj Jagusz, Maksymilian Lewicki, dr Włodzimierz Mihułowicz, Stanisław Świerzeski.

Kupcy:

Mikołaj Kramarczyk, Jan Stafiński.

Absolwenci i uczniowie szkół średnich:

Antoni Gera, Ryszard Gliger, Barbara Grzymalanka, Kazimierz H hender, Zygmunt Iwanicki, Bolesław Jeż, Zygmunt Stanisław Kusiba, Nela Kramarczykówna, Krystyna Krańska, Stanisława Kraska, Antoni Kwiatkowski, Helena (Felicja) Lunka, Ryszard Łukowicz, Mazan (imię nie ustalone), Adam Nitka, Rajmund Zbigniew Procyk, Czesław Przybyłka, Przybyłkówna (imię nie ustalone), Jan Sługocki, Barbara Stańska, Szanocka (imię nie ustalone), Mieczysław Szczerski, Szymański (imię nie ustalone), Leopold Topolnicki, Helena Żurawska.

Ze szkół poza miastem Stanisławów:

Leon Babij (Mariampol - pow. Stanisławów), Franciszek Barta (Mariampol - pow. Stanisławów), Józef Bogucki (Halicz - pow. Stanisławów), Borucka (imię nie ustalone, Tyśmienica - pow. Tłumacz), Mieczysław Dziedziniewicz (Tyśmienica - pow. Tłumacz), Stanisława Jędrzejowska (Tłumacz), Józef Malag (Tyśmienica - pow. Tłumacz), Stanisława Moczydłowska (Drohomirczany - pow. Stanisławów), Statkiewiczowa (imię nie ustalone, Tyśmienica - pow. Tłumacz), Ferdynand Studziński (Odaje - pow. Tłumacz), Adolf Wołyński (Wołczyniec - pow. Tłumacz), Jadwiga Ziomkowa (Tyśmienica - pow. Tłumacz).

Powyższe listy, obejmujące 188 nazwisk, są niepełne. 2 Zawierają tylko nazwiska tych, którzy zostali rozstrzelani w czasie okupacji niemieckiej w sierpniu i wrześniu 1941 roku. W przypadku nauczycieli obejmują tych, co uczyli przed wojną w zakładach prywatnych i państwowych z polskim językiem nauczania, a pod okupacją sowiecką uczyli w sowieckich dziesięciolatkach. Nie uwzględniają natomiast nauczycieli Państwowej Szkoły Przemysłu Drzewnego oraz Gimnazjum Żydowskiego. Nazwisk nauczycieli z tych szkół nie udało się ustalić.

Na warszawskich Powązkach 16 sierpnia 1987 roku odsłonięto na tzw. Wschodniej Ścianie kościoła św. Karola Boromeusza tablicę ku czci stanisławowskich nauczycieli i ich uczniów o następującej treści: "W hołdzie pomordowanym i zesłanym do łagrów i obozów nauczycielom polskim oraz ich uczniom ze Stanisławowa na Pokuciu wiatach 1939-1945, Stanisławowianie".

Po aresztowaniach nauczycieli 8 i 9 sierpnia 1941 roku, gestapo na rozkaz Hansa Krugera dokonało zbrodni na innych mieszkańcach Stanisławowa i okolic. Wymienię tu tylko mord z 11 listopada 1941 roku. W dniu tym gestapo wspólnie z policją ukraińską dokonało aresztowań ok. 100 osób wśród młodzieży w odwet za wywieszenie flagi polskiej na grobie legionistów na cmentarzu w Stanisławowie w rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku. Część aresztowanych została zwolniona, a część zginęła bez wieści. Zostali rozstrzelani.

Gehenna mieszkańców Stanisławowa na tym się nie zakończyła ani nawet w 1944 roku, z chwilą wycofania się Niemców z tych terenów, ale trwała znacznie dłużej, aż do czasu ekspatriacji Polaków z tych ziem, tj. Do końca 1946 roku.

Ogólną liczbę strat w ludziach w samym mieście ocenia się, na co najmniej 860 osób. Dotychczasowy stan badań niestety nie pozwala na sporządzenie pełnego rejestru miejsc i faktów zbrodni popełnionych w Stanisławowie przez Niemców i ich ukraińskich sługusów. Jest też wątpliwe, by kiedykolwiek stało się to możliwe.

Bezpośredniego napadu banderowców na Polaków w mieście nie było. Stacjonowały tu liczne jednostki wojskowe niemieckie, węgierskie, później sowieckie, których obecność skutecznie odstraszała bandytów UPA od napadu na miasto. Istniały jednak duże przygotowania UPA do napadu mającego na celu wymordowanie Polaków, [dok. 2]

W biuletynie prasowym BIP Komendy Głównej AK w numerze 50(81) z 15 grudnia 1943 roku znajduje się taka informacja: "W Stanisławowie Niemcy odkryli przygotowania do poważniejszego zamachu ukraińskiego na to miasto. Pociągnęło to za sobą duże aresztowania, starcia zbrojne i szereg publicznych egzekucji wykonywanych na Ukraińcach w Stanisławowie, Drohobyczu i Czortkowie". Informacja ta potwierdza fakt przygotowań UPA do napadu na Stanisławów.

Dla dopełnienia obrazu dziejów miasta należy dodać, że w Stanisławowie znajdowała schronienie ludność polska z okolicznych wsi, zagrożona napadami i śmiercią z rąk UPA lub też ocalała z pogromów. Nad tymi ludźmi-uciekinierami bezinteresowną opiekę sprawował Społeczny Komitet Opieki z jego przewodniczącym Józefem Krzywieckim na czele. Dniami i nocami udzielał on im wszechstronnej pomocy.

Według Społecznego Komitetu Opieki pod koniec 1944 roku w Stanisławowie zarejestrowano około 12 tys. uciekinierów z wiosek. Część z nich wyjechała od razu do centralnej Polski, a część jeszcze pozostała w mieście. Ludność miejscowa przyjmowała tych uciekinierów do swoich domów z dużą serdecznością i pełnym zrozumieniem dramatyzmu istniejącej sytuacji. Udzielano im wszelkiej możliwej pomocy, która pozwalała na przetrwanie zagrożenia.

Armia Sowiecka po raz drugi zajęła Stanisławów 27 lipca 1944 roku. Niezwłocznie Sowieci przeprowadzili powszechną mobilizację do Wojska Polskiego. Zorganizowano również dwa oddziały Istriebitielnych Batalionów: jeden przy ulicy Bilińskiego, tuż przy więzieniu, a drugi mniejszy, przy ulicy Kolejowej. Zadaniem tych dwu jednostek było przede wszystkim ochranianie polskiej ludności ewakuowanej ze wsi do Stanisławowa, ochrona obiektów państwowych i wojskowych, strategicznych szlaków komunikacyjnych, pełnienie służby wartowniczej. Bardzo często też wojenkomaty zlecały im poważniejsze operacje zbrojne, związane z likwidacją pojedynczych groźnych bandytów, a nawet całych ugrupowań banderowskich. Działalność tych jednostek wychodziła z terenu miasta w teren wiejski, gdzie brały udział w walkach z upowcami w wielu miejscowościach. Na terenie miasta nie zachodziła taka potrzeba.

Sytuacja w mieście z dnia na dzień wracała do stanu z lat 1939--1941. Ustanowiono sowiecki ustrój polityczny, gospodarczy, społeczny, wprowadzano rosyjską kulturę. Władze sowieckie przystąpiły natychmiast do zacierania wszelkich śladów polskości Stanisławowa, zamykały kościoły, a ich wyposażenie wraz z naczyniami liturgicznymi rabowały, burzyły pomniki, cmentarze. Nie szczędzono nawet historycznych grobów sławnych Polaków, którzy w tym mieście mieszkali i zostali pochowani na miejscowych cmentarzach.

Znowu pojawiło się NKWD i urzędnicy rosyjscy. Ludność polska poddana została nowej fali represji, które choć już nie tak masowe jak poprzednio, objęły jednak znaczną liczbę osób. W pierwszej kolejności aresztowano byłych żołnierzy Armii Krajowej, a nawet jej sympatyków. Ofiarą aresztowania padł między innymi Komendant Okręgu AK kpt. Władysław Herman i wielu innych. Po brutalnym śledztwie skazywano ich na długoletnie zsyłki do sowieckich łagrów, a tych, co uniknęli aresztowań i zsyłek, zmuszano do szybkiego opuszczenia rodzinnych stron.

Wszystko to przyczyniło się do masowego eksodusu w latach 1945-1946 ludności polskiej również ze Stanisławowa na tzw. Ziemie Zachodnie. Ludzi, którzy od wielu pokoleń to miasto i tę ziemię za swą ojczyznę uważali, bronili ich i przez wieki całe pracowali dla nich - obecnie uznano za obcych. W mieście pozostały tylko nieliczne polskie rodziny. Po blisko 300 latach od założenia miasta i jego związku z rdzenną Polską Stanisławów został oderwany od macierzy.

Stanisławowscy ekspatrianci organizują pielgrzymki do swojego miasta. Spotkania z rodzinną ziemią i rodakami są dla nich zawsze niezwykłym przeżyciem.

Przypisy

* Nazwą Pokucie obejmuje się pas ziemi między Stanisławowem a Kołomyją, kończący się na granicy rumuńskiej, a więc od źródeł rzeki Tłumaczki aż do ujs'cia Czeremoszu w pobliżu Załucza. Legenda głosi, że Pokucie wzięło swoją nazwę od pierwotnej osady Kuty, umiejscowionej w tym zakątku państwa polskiego nie opodal Góry Owidiusza i Czeremoszu. Podobno Bolesław Chrobry osiedlał w Kutach ludność za pokutę. Ludność tych terenów była narodowościowo niejednolita: mieszkali tam Rusini (którzy w większości później określali się jako Ukraińcy, częściowo zaś jako Huculi), Polacy, Żydzi; mniejsze grupki tworzyli spolonizowani Ormianie, Cyganie, w miastach spotykało się austriackich Niemców.

1) Por. L. Wierzejski, Krwawa karta z najnowszych dziejów Stanisławowa, "Semper Fidelis" nr 4/10/1991, s. 12-14.

2) Por. T. Kamiński, Tajemnica Czarnego Lasu, t. III, Cracovia Leopolis; J. Zieliński, Lista zamordowanych przedstawicieli inteligencji polskiej w Stanisławowie, "Tygodnik Powszechny" nr 49/1959 i nr 21/1960.

====================================================================================================================================================================================================================================================================================

Imienną listę mieszkańców Górnego Śląska deportowanych do pracy przymusowej w ZSRS w 1945 r. tworzy IPN. Historycy Instytutu wskazują, że to jedyna droga do ustalenia rozmiarów sowieckich represji nazywanych Tragedią Górnośląską i losów tysięcy konkretnych osób.

Imienną listę mieszkańców Górnego Śląska deportowanych do pracy przymusowej w ZSRS w 1945 r. tworzy IPN. Historycy Instytutu wskazują, że to jedyna droga do ustalenia rozmiarów sowieckich represji nazywanych Tragedią Górnośląską i losów tysięcy konkretnych osób.

Pojęcie Tragedii Górnośląskiej odnosi się do aktów terroru wobec mieszkańców Górnego Śląska - aresztowań, internowań, egzekucji i wywózek do niewolniczej pracy na Wschód, które miały miejsce od stycznia do kwietnia 1945 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej na Śląsk. Szacuje się, że wywieziono około 50-60 tys. osób. Część zginęła.

Tragedia Górnośląska do 1989 r. była ze względów politycznych tematem tabu. Potem w woj. śląskim i opolskim rozpoczęły się publiczne dyskusje dotyczące tej problematyki. Zajmujący się sprawą naukowcy przyznają, że pojawia się w nich rozdźwięk pomiędzy ustaleniami historyków, a głosami szeroko rozumianej opinii publicznej. Wynika on m.in. z pewnego zastoju w ostatnich latach w badaniach na ten temat. Dlatego specjaliści IPN starają się docierać do nowych źródeł informacji na ten temat, by weryfikować i rozszerzać posiadaną wiedzę.

Pojęcie Tragedii Górnośląskiej odnosi się do aktów terroru wobec mieszkańców Górnego Śląska - aresztowań, internowań, egzekucji i wywózek do niewolniczej pracy na Wschód, które miały miejsce od stycznia do kwietnia 1945 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej na Śląsk. Szacuje się, że wywieziono około 50-60 tys. osób. Część zginęła.

Stopniowo to się udaje - np. w ub. roku katowicki oddział Instytutu podpisał list intencyjny w tej sprawie z władzami uniwersytetu w Doniecku. Trwają ostatnie prace redakcyjne nowej publikacji IPN będącej pokłosiem ubiegłorocznego spotkania polskich i niemieckich historyków nt. deportacji cywilów z Europy Środkowo-Wschodniej do pracy przymusowej w ZSRS. Coraz szerzej w badaniach wykorzystywanie są też kopie materiałów sowieckich, które znajdują się w Centralnym Archiwum Wojskowym, a zostały pozyskane przez polskich historyków wojskowych na początku lat 90.

Informacje z nowych analizowanych źródeł trafiają do powstającej od kilku lat imiennej listy osób aresztowanych i internowanych na terenie Górnego Śląska, a następnie wysłanych do pracy przymusowej w ZSRS. Jak przekazał PAP dr Dariusz Węgrzyn z Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Katowicach, tworzona w oparciu o narzędzia informatyczne lista obecnie liczy ponad 27 tys. zweryfikowanych nazwisk. Praca nad nią polega przede wszystkim na zbieraniu i porównywaniu kolejnych pozyskiwanych danych.

Ich źródła, to prócz polskich dokumentów z tamtych czasów (głównie list nazwisk powstałych podczas starań władz polskich o powrót deportowanych), także m.in. wspomnienia uczestników i świadków wydarzeń, materiały umorzonego w 2006 r. śledztwa IPN czy archiwa rosyjskie. Ważnym źródłem są zdeponowane w CAW kopie dokumentów Głównego Zarządu ds. Jeńców Wojennych i Internowanych NKWD/MWD. Zawierają one nie tylko statystyki, materiały administracyjne i opracowania nt. poszczególnych obozów czy batalionów pracy, ale też np. listy cmentarne, czyli zestawienia osób pochowanych na prowizorycznych cmentarzach blisko takich miejsc. Jak podkreśla dr Węgrzyn, analiza tych materiałów – pod kątem Tragedii Górnośląskiej – jest czasochłonna.

Powstawanie imiennej listy IPN napotyka też na szereg trudności. Jedna z nich to następstwo faktu, że akcję zatrzymań ludności cywilnej, która miała podlegać tzw. produktywizacji, czyli wykorzystaniu w przemyśle, struktury NKWD prowadziły głównie na terenach, które dopiero potem zostały przekazane państwu polskiemu (zasadnicza część zatrzymań i wywózek miała miejsce na obszarach Górnego Śląska znajdujących się przed wojną w granicach III Rzeszy, m.in. w Gliwicach, Bytomiu i Zabrzu). Osoby te były formalnie aresztowane lub mobilizowane (w tym ostatnim przypadku nie musiano przedstawiać jakiegokolwiek zarzutu by pozbawiać wolności i wysyłać do łagru).

Ponieważ polska władza w pierwszych tygodniach po wkroczeniu Armii Czerwonej nie miała tam wstępu, jej późniejsze próby doprowadzenia do powrotu wywiezionych opierały się przede wszystkim na wiedzy i zgłoszeniach rodzin. Informacje te trafiały na zestawienia wywiezionych (określane umownie jako listy społeczne) tworzone w kolejnych latach po 1945 r. m.in. przez starostów, Polski Związek Zachodni czy Centralny Zarząd Przemysłu Węglowego.

Były to akcje społeczne, ludzie zgłaszali nazwiska deportowanych osób. Polskie władze nie miały pojęcia, ile osób zostało wywiezionych. Dodatkowo wywózki przede wszystkim z przedwojennych terenów niemieckich wiązały się z tym, że te osoby posiadały obywatelstwo niemieckie. Były więc traktowane i zapisywane w statystykach sowieckich jako Niemcy” - zaznaczył historyk.

Węgrzyn zakończył niedawno prace nad jedną ze statystyk sporządzonych przez Główny Zarząd ds. Jeńców Wojennych i Internowanych NKWD/MWD. Materiał ten nie ujmuje osobnej kategorii Górnoślązaków - figurują tam właśnie „Niemcy” lub „Niemcy zamieszkujący na obszarze Polski”. W innych sowieckich dokumentach czasem pojawia się kategoria „Śląscy górnicy”. „Tu jest kłopot, jak tych ludzi wyodrębnić. Mamy pewne dane zbiorcze, z których trudno wyabstrahować mieszkańców Górnego Śląska” - zaznaczył naukowiec.

W skrupulatnie prowadzonych statystykach NKWD, a potem MWD, czyli ministerstwa spraw wewnętrznych, pojawiają się tylko osoby, które dotarły do obozów w Związku Sowieckim. Badaczom na tym etapie umykają więc zmarli podczas transportu (według szacunków mogło to być od kilku do nawet kilkunastu procent zatrzymywanych).

Polskie władze nie zawsze domagały się powrotu wszystkich wywiezionych. Starano się przede wszystkim o powrót osób uznawanych za Polaków, choć z analizy list społecznych wynika, że dane nt. wywożonych gromadzono dość obszernie. Pomijani w poszukiwaniach byli z reguły najbardziej skompromitowani mieszkańcy Górnego Śląska, np. wcześniejsi aktywni członkowie organizacji nazistowskich. Istniała też najpewniej trudna do oszacowania grupa wywiezionych, która nie pojawiła się na polskich listach.

Jednym z problemów były tu prowadzone praktycznie równolegle wysiedlenia z Górnego Śląska na Zachód osób uznanych za Niemców. Jeśli kogoś z takich rodzin w tym czasie wywiezienio na Wschód, przebywające na Zachodzie rodziny nie mogły w kolejnych latach zgłosić tego na Górnym Śląsku. Specjaliści IPN korzystają w tym przypadku z materiałów Niemieckiego Czerwonego Krzyża.

Tworzenie przez IPN imiennej listy wywiezionych to również praca porównawcza. Tylko na polskich listach społecznych wiele nazwisk powtarza się. Te same osoby zgłaszali różni bliscy lub znajomi, nieraz w różnych miejscowościach czy dzielnicach. Pojawiają się różnice w pisowni nazwisk, stąd konieczność weryfikacji, np. po dacie urodzenia. Tu też zdarzają się problemy np. z lutym zapisywanym cyframi rzymskimi i listopadem – cyframi arabskimi.

Pod względem terytorialnym najpełniejsze są listy społeczne z rejonu Bytomia Zabrza czy Gliwic (obejmujące po kilka tysięcy osób). Im bardziej na zachód, w stronę Opola, tym danych jest mniej. Historycy zwracają jednak uwagę, że o ile w czasie wojny na ważnych terenach przemysłowych pozostawiano zwykle pracujących tam robotników, to na terenach rolniczych wcielenia do wojska były powszechne. Dlatego po wojnie wywożono stamtąd na Wschód zwykle osoby bardzo młode lub już leciwe, bo tylko takie znajdowały się w miejscowościach zajętych przez Armię Czerwoną.

Opierając się na dotychczasowych danych z tworzonej przez IPN listy imiennej całkowita liczba dotkniętych Tragedią Górnośląską to nie mniej niż 27 tys. zatrzymanych przez Sowietów. Praktycznie 95-98 proc. osób z tej grupy zostało wywiezionych do pracy w Związku Sowieckim, do łagrów. Niewielki odsetek, głównie kobiet i bardzo młodych ludzi, pozostał na miejscu przede wszystkim dla demontażu zakładów przemysłowych, np. w Blachowni. Potem ta grupa nie została wywieziona na Wschód i - po zakończeniu pracy - wypuszczona na wolność.

Górnej granicy wywiezionych naukowcy IPN na razie nie próbują szacować, przede wszystkim dlatego, że radzieckie statystyki nie wyodrębniały terenu Górnego Śląska. Niemieckie próby oszacowania liczby wywiezionych na Wschód mieszkańców zarówno Dolnego, jak i Górnego Śląska, wskazują na 62 tys. osób – w większości z Górnego Śląska. Dr Węgrzyn w toku swoich prac skłania się do liczby ok. 50 tys. dotkniętych deportacjami.

Pozostało jeszcze sporo materiałów do sprawdzenia – nie tylko są to listy społeczne. Bardzo ciekawym źródłem są np. dotąd niewykorzystywane akta z postępowań o uznanie za zmarłego. Gdy poszczególne osoby nie wracały, trzeba było sądownie ustalić ich zgon. Systematycznie przeglądamy teraz te akta wychwytując osoby, które zginęły w łagrach, co tam jest literalnie napisane. W przypadku akt sądowych nie próbowano tego tuszować – są próby ustalenia daty i miejsca zgonu. To zwykle przybliżony obszar, czyli Donbas, często nazwy konkretnych obozów czy daty zgonów. Wszystko oparte na zeznaniach tych, którzy wrócili” - wskazał Węgrzyn.

Górnej granicy wywiezionych naukowcy IPN na razie nie próbują szacować, przede wszystkim dlatego, że radzieckie statystyki nie wyodrębniały terenu Górnego Śląska. Niemieckie próby oszacowania liczby wywiezionych na Wschód mieszkańców zarówno Dolnego, jak i Górnego Śląska, wskazują na 62 tys. osób – w większości z Górnego Śląska. Dr Węgrzyn w toku swoich prac skłania się do liczby ok. 50 tys. dotkniętych deportacjami.

To mrówcza praca. Tylko w przypadku takich postępowań z terenu powiatów Opole i Koźle trzeba było przeglądnąć ponad 5 tys. teczek, ale dzięki temu udało się ustalić nazwiska i daty śmierci około 800 deportowanych. Znacznie obszerniejsze akta z Gliwic, Zabrza czy Bytomia są systematycznie przeglądane razem z prokuratorami Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Nardowi Polskiemu IPN w Katowicach” - zaznaczył naukowiec.

Z dotychczasowych doświadczeń badaczy wynika, że dane z wyroków sądowych w takich sprawach z reguły pokrywają się z danymi z akt sowieckich. Imienna lista IPN w takich wypadkach może być uzupełniona np. o świadków zgonu.

Dr Węgrzyn podkreśla, że dotąd zweryfikowane dane nie są jeszcze wystarczające, aby próbować wiarygodnie szacować liczbę śmiertelnych ofiar Tragedii Górnośląskiej. „Nie mamy jeszcze pewności, że ta imienna lista jest w dużym stopniu kompletna, nadal operujemy na pewnym stopniu ogólności. Jeśli nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ile osób na pewno wywieziono, tym bardziej nie wiemy, ile powróciło. Jest tutaj duże zamieszanie – część wracała ze wschodu, część z zachodu (poprzez sowiecki obóz nr 69 we Frankfurcie nad Odrą), część nie wróciła na teren Górnego Śląska, osiedlając się gdzie indziej” - wyjaśnił historyk.

W sowieckich obozach pracy mieszkańcy Górnego Śląska byli traktowani w różny sposób. Czasem też musieli deklarować się narodowościowo – kalkulując, w jaki sposób mają większą szansę wrócić do domu i tym samym przeżyć. Część tych osób została potem zwolniona jako Polacy - oni zwykle przekraczali polską granicę w rejonie Brześcia. Głowna jednak ich część, którą traktowano jako ludność niemiecką, trafiała zwykle do sowieckiego obozu we Frankfurcie nad Odrą. Tam dokonywano selekcji, kto może wrócić na teren Górnego Śląska, a kto musi się osiedlić na powojennych obszarach Niemiec.

Nawet przeglądając listy urzędów repatriacyjnych mamy ogromne zamieszanie. Myślę, że jedyną metodą, by zbliżać się do celu, jest dalsze tworzenie listy imiennej” - skonkludował Węgrzyn.(PAP)

Mateusz Babak.......żródło: http://dzieje.pl/aktualnosci/powstaje-imienna-lista-dotknietych-tragedia-gornoslaska

==============================================================================================================================================================================================================================================

Polacy – wysiedleni, wypędzeni i wyrugowani przez III Rzeszę

dr Maria Wardzyńska

W pierwszej połowie XX w. Europa była areną gwałtownych i dramatycznych wydarzeń. Przetoczyły się tutaj dwie wojny światowe, które łącznie trwały 10 lat. Rozegrały dwie wojny domowe: w Hiszpanii i Rosji. Dramatyczne piętno odcisnęła rewolucja w Rosji i prześladowania w Niemczech.
Wszystkie te wydarzenia przyczyniły się do wielkich przemieszczeń ludności Europy. Zwłaszcza II wojna światowa przyniosła ze sobą migracje, których rozmiary nie miały precedensu w historii ruchów wędrówkowych. Złożyły się na nie zarówno te o charakterze typowym, towarzyszące każdej wojnie, na przykład mobilizacja, internowanie, ewakuacja, uchodźstwo, jak i przemieszczenia traktowane jako instrument polityki zmierzającej do pozbycia się niepożądanej ludności, a także przemieszczenia związane z likwidowaniem pozostałości wojny. Oblicza się, że w związku z wydarzeniami uwarunkowanymi II wojną, bez dachu nad głową pozostawało ponad 60 milionów Europejczyków.

Przedstawiony referat nie obejmuje całokształtu przemieszczeń, lecz jedynie przemieszczenia traktowane jako instrument polityki, realizowanej przez III Rzeszę w stosunku do ludności podbitej Polski.
W historiografii polskiej na określenie tego rodzaju przemieszczeń używa się terminologii „wysiedlenie” albo „rugi” oznaczające „wydalenie”. Nie operuje się natomiast terminem „wypędzenie”, którym to terminem operuje niemiecka historiografia w stosunku do Niemców opuszczających terytorium Polski w latach 1944–1949.
W odróżnieniu od historyków polskich i niemieckich, historycy angielscy używają terminologii różnorodnej na określenie tego zjawiska. Zarówno wysiedlenia ludności polskiej przez III Rzeszę, jak i wymiana ludności w latach 1945–1949 na skutek ustaleń poczdamskich, są określane przez nich zamiennie terminami „wygnanie”, „wysiedlenie”, „wypędzenie” rozumianymi jako wyrazy bliskoznaczne.

Należy zaznaczyć, że niektórzy badacze problemu próbowali przeprowadzić klasyfikację migracji, biorąc pod uwagę odmienną genezę i różny charakter przemieszczeń. Jednak każdy z tych podziałów okazywał się niepełny i nie prowadził do przyjęcia uznanych i jednolitych pojęć.

Wysiedlenia ludności polskiej rozpoczęły władze III Rzeszy już jesienią 1939 r., zaraz po utworzeniu cywilnej administracji. Przeprowadzono je zgodnie z tajnym planem, przygotowanym przez ministra wyżywienia i rolnictwa tuż przed wybuchem wojny, a dotyczącym szybkiej germanizacji przyłączonych do Rzeszy okręgów.

Przypomnijmy, że chodziło o północne i zachodnie ziemie Polski: Pomorze, część Mazowsza, Wielkopolskę, Śląsk i cześć ziemi krakowskiej. Tereny te zamieszkiwało ponad 10 milionów osób, z czego blisko 9 milionów stanowili Polacy; 600 tysięcy ludność żydowska i 600 tysięcy ludność niemiecka. Rzesza przeprowadziła, za pośrednictwem stowarzyszeń i związków mniejszości niemieckiej, tajną rejestrację osób pochodzenia niemieckiego. Jej wyniki nie były dla Niemców pomyślne, co odzwierciedlają liczby dotyczące poszczególnych grup ludności.

Wspomniany plan ministra wyżywienia i rolnictwa dotyczył germanizacji ziemi, czyli usunięcia z niemieckiej przestrzeni życiowej obcych narodowo i rasowo i osadzenia tam ludności niemieckiej. Ziemie przyłączone do Rzeszy miały się stać niemieckimi prowincjami chłopskimi. „Myślę że praca, jaką mamy tam do wykonania, jest tak podniecająca, tak wielka, tak wyjątkowa i wieloraka [...]. Uważam, że powinniśmy być bezlitośni w sprawach osadnictwa, ponieważ nowe prowincje muszą stać się germańskimi, jasnowłosymi prowincjami Niemiec – muszą stać się prowincjami narodowosocjalistycznymi.” Są to słowa Reichsführera SS H. Himmlera, Komisarza Rzeszy do Spraw Umacniania Niemczyzny, w rękach którego znalazło się kierowanie kolonizacją ziem podbitej Polski.
Nakaz realizacji wysiedleń dał Hitler rozporządzeniem z 7 października 1939 r. obwieszczającym, że wreszcie zostały usunięte skutki traktatu wersalskiego i Rzesza Niemiecka może zgromadzić na swoim terytorium wszystkich Niemców rozsianych po świecie. Zawarto w tej sprawie układy dwustronne z Estonią, Litwą, Łotwą, ZSRR, Rumunią i Włochami, a 15 października wpłynął do portu gdańskiego statek wiozący pierwszych osadników.

W tym też czasie rozpoczęły się wysiedlenia ludności polskiej. Do lutego 1940 r. nakazano z ziem zaanektowanych wysiedlić przede wszystkim:
1/ wszystkich Żydów i Cyganów;
2/ tzw. osoby napływowe, czyli pochodzące z innych dzielnic. Między innymi wysiedlono wówczas 50 tys. mieszkańców Gdyni, którzy przybyli tutaj w dwudziestoleciu międzywojennym, aby budować port i miasto;
3/ rodziny Polaków ocenianych jako najbardziej wrogo usposobionych do Niemców, których nazwiska widniały na listach proskrypcyjnych, względnie których wskazali miejscowi volksdeutsche. Osoby te były internowane przez operacyjne grupy policji bezpieczeństwa w obozach tejże policji, a następnie, po przesłuchaniach, najczęściej mordowane w miejscach masowych straceń. Natomiast ich rodziny wysiedlano do obozów przejściowych, a stamtąd do Generalnego Gubernatorstwa.

Wysiedleń dokonywał utworzony w tym celu aparat przesiedleńczy, do którego należało sporządzanie list, kartotek, przygotowanie obozów przejściowych lub punktów zbornych.
Wysiedlonym wolno było zabrać jedynie bagaż ręczny. Musieli natomiast pozostawić domy i gospodarstwa z całym inwentarzem i urządzeniem oraz nienaruszone mieszkania; warsztaty rzemieślnicze i gabinety lekarskie z narzędziami służącymi do wykonywania zawodu; dzieła sztuki, biżuterię, księgozbiory i futra – wszystko ulegało konfiskacie i było przejmowane przez skarb Rzeszy. Faktycznie majątek ruchomy był rabowany. Zrabowane w Polsce przedmioty wysyłano do placówek SS na terenie Rzeszy, skąd wiele trafiało do prywatnych domów. Jako przykład niech posłuży szkoła kawalerii SS w Rhiem.

Wysiedlenia podczas ostrej zimy z 1939/1940 r. były niekiedy straszliwym doświadczeniem. Dzieci umierały, a dorośli chorowali z zimna, głodu i wycieńczenia podczas trwających niekiedy tydzień transportów.
Do lutego 1940 r. wysiedlono z terenów zaanektowanych blisko 138 tys. Polaków i 20 tys. Żydów.

Kolejną fazę masowych wysiedleń przeprowadzono od marca do końca grudnia 1940 r., kiedy realizowano drugi plan krótkofalowy i plan dodatkowy, podczas których wysiedlono ponad 170 tys. osób, oraz akcję Żywiec, kiedy wysiedlono około 20 tys. osób. Od wiosny 1940 r. akcjami wysiedleńczymi obejmowano tylko Polaków. Dalsze wysiedlenia ludności żydowskiej zostały przerwane. Żydów skupiono w gettach i deportowano do obozów zagłady.

W 1941 r. ziemie włączone objęły kolejne masowe wysiedlenia. Realizowano wówczas trzeci plan krótkofalowy, podczas którego wysiedlono 130 tys. Polaków.
Łącznie z ziem włączonych do Rzeszy wysiedlono do końca 1941 r. z ich mieszkań, zagród, gospodarstw i warsztatów rzemieślniczych ponad 480 tys. rdzennych mieszkańców tych ziem.
Akcje wysiedleńcze były zsynchronizowane z akcjami osadnictwa napływających w ramach akcji „ Heim ins Reich” (powrotu do ojczyzny) przesiedleńców niemieckich.

W rezultacie hitlerowskiej polityki ludnościowej na ziemiach włączonych do Rzeszy zmieniała się struktura narodowościowa ich mieszkańców. Rosła liczba Niemców, malała zaś liczba Polaków.
Największe zmiany zaszły w Kraju Warty, gdzie administracja niemiecka nie wpisywała ludności na niemiecką listę narodowościową, jak miało to miejsce na Pomorzu i Śląsku, lecz konsekwentnie wysiedlała. Odsetek Niemców w Poznańskiem, wynoszący przed wojną niespełna 7%, wzrósł w ciągu wojny prawie do 23%. Należy też zaznaczyć, że nie byli to zwykli przesiedleńcy. Przed osadzeniem ich na nowym miejscu byli poddawani, w ośrodkach SS, intensywnej indoktrynacji w duchu narodowosocjalistycznym, a następnie ujęci w żelazne ramy organizacyjne. Ich stosunek do ludności polskiej, pozostałej jeszcze w prowincji, oraz polskich robotników przymusowych był zgodny z narodowosocjalistycznym światopoglądem – wrogi i pogardliwy. Wzbudzali nienawiść Polaków.

Wysiedleni Polacy byli natomiast kierowani do punktów zbornych lub obozów przejściowych, gdzie czekali na transport, czasami kilka, czasami kilkanaście dni. W Generalnym Gubernatorstwie byli rozmieszczani w domach miejscowych Polaków lub, po rozładowaniu transportu, pozostawiani samym sobie.
Sytuacja uległa zmianie wiosną 1941 r., kiedy władze GG zamknęły granicę. Usuwanych Polaków lokowano wówczas u krewnych lub znajomych w tym samym powiecie lub kierowano, przez miejscowy urząd pracy, do robót przymusowych w Rzeszy.
W 1942 r. zamierzenia wysiedleńcze na terenach zaanektowanych zostały ograniczone ze względu na straty, jakie pociągała za sobą wojna. Część ludności, uznana początkowo za niepożądaną, miała jednak pozostać na obszarze dotychczasowego zamieszkania.
Realizowano natomiast wysiedlenia związane z zaspokojeniem siły roboczej, do których należały przeprowadzone w Kraju Warty w

1942 r. Feldarbeiteraktion, a w 1943 r. Frankreichaktion, kiedy wysiedlono i skierowano do pracy w Rzeszy i we Francji kilkanaście tysięcy rodzin.
Ostatnia potężna fala wysiedleń objęła Kraj Warty w 1944 r.., kiedy wysiedlono 96 tys. Polaków, aby ich gospodarstwa oddać Niemcom rosyjskim. Część wysiedleńców wysłano do Niemiec i Francji, część pozostała w charakterze robotników przymusowych na miejscu.

Ogółem z ziem włączonych do Rzeszy wysiedlono ponad milion osób. Najdotkliwiej odczuła wysiedlenia Wielkopolska i Łódzkie, skąd wysiedlono, w ramach masowych akcji, ponad 630 tys. osób. Z Pomorza wysiedlono 124 tys., z Górnego Śląska – ponad 81 tys., z Białostocczyzny – ponad 28 tys., z Mazowsza – 25 tys., z ziemi żywieckiej około 20 tys. Polaków.
Wraz z wysiedlaniem odebrano Polakom 702 760 gospodarstw rolnych powyżej 6 ha i 130 tys. gospodarstw do 5 ha. Osadzono na nich ponad 400 tys. Niemców bałtyckich, Niemców z Besarabii i Bukowiny oraz Niemców z Dobrudży. Przybywali także Niemcy z Rzeszy, którzy obejmowali funkcje w aparacie administracyjnym oraz ziemię pod rezydencje. Wśród nadzielonych ziemią byli tacy, jak gen. Guderian, szef policji Daluege, rodzina dowódcy Freikorpsu von Schalburg, namiestnik Prus Wschodnich Erich Koch, który przejął pod rezydencję wiejską majątek Krasne w Ciechanowskiem wraz z przyłączoną do niego chłopską ziemią ze 160 gospodarstw. Z owych gospodarstw wysiedlono prawie 800 chłopów, a zabudowania spalono.

W pierwszych latach okupacji ziemie polskie nie zaanektowane przez III Rzeszę, a więc te, na których utworzono Generalne Gubernatorstwo oraz te, które włączono do Komisariatów Rzeszy Ostland i Ukraina, nie doznały dramatu wysiedleń niepożądanej ludności.
Przesiedlenia, które przeprowadzano na tych terenach w tym czasie wiązały się z tworzeniem poligonów wojskowych, a w miastach – dzielnic niemieckich. Przesiedlanej ludności wolno było zabrać ruchomości.

Wysiedlenia, które miały charakter pozbywania się niepożądanej ludności na tych terenach, rozpoczęły się wraz z decyzją o ludnościowej ekspansji III Rzeszy na wschód, czyli z rozpoczęciem realizacji Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost).
GPO był planem całościowego osadnictwa germańskiego w podbitej i zdominowanej przez Rzeszę Europie, aż do jej wschodniej granicy na Uralu i południowej na Krymie. W ostatecznej wersji został opracowany w 1942 r., chociaż jego zarys powstał już w 1940 r.

Przewidywał wysiedlenie ze wschodniej Europy na Syberię 51 milionów Słowian, a osadzenie na ich miejsce 18 milionów Germanów i 6 milionów zgermanizowanych oraz przebudowę całej agrarnej struktury tych ziem. Miał zostać zrealizowany w ciągu 30 lat po zwycięskiej dla Niemców wojnie, a przy jego realizacji zamierzano wykorzystać doświadczenia nabyte podczas wysiedleń z ziem włączonych do Rzeszy. Były jednak takie okupowane obszary, na których realizację GPO rozpoczęto już w trakcie wojny i w trakcie opracowywania planu. Należały do nich:
- teren żytomierski, który miał tymczasowo skupić Niemców etnicznych z Ukrainy, zagrożonych działalnością partyzantki radzieckiej;
- Litwa Kowieńska, mająca stanowić pomost między Prusami Wschodnimi i Kłajpedą;
- Zamojszczyzna, która miała połączyć zamieszkany przez wielu Niemców Siedmiogród z krajami bałtyckimi.

Wysiedlenia na tych terenach rozpoczęto jesienią 1942 r.
Rugi na Zamojszczyźnie dotknęły ponad 100 tys. Polaków. Wysiedlonych, którym podobnie jak na terenach zaanektowanych, wolno było zabrać tylko bagaż ręczny, umieszczano w obozach przejściowych. Ale na tym podobieństwo wysiedleń z ziemiami zaanektowanymi kończyło się. Dalsze poczynania okupanta z wysiedloną ludnością Zamojszczyzny były niezwykle okrutne. Przede wszystkim brutalnie rozdzielano rodziny, wysyłając osobno mężczyzn, osobno kobiety i osobno dzieci, które nie umiejąc troszczyć się o siebie, masowo umierały z zimna, głodu i stresu. W okresie 4 miesięcy, od stycznia do kwietnia 1943 r. w obozie zamojskim zmarło 199 dzieci. Spośród wysiedlonych wydzielono grupę nadającą się do zniemczenia, przede wszystkim dzieci, które umieszczono w ośrodkach germanizacyjnych w Rzeszy. Osoby miedzy 14 a 60 rokiem życia wysłano do pracy w Rzeszy lub na wschód. Część osób skierowano do KL Auschwitz. Część pozostawiono na służbie u osadników niemieckich.

Polacy stali się również ofiarami wysiedleń przeprowadzanych na Litwie Kowieńskiej, która razem z Wileńszczyzną weszła w skład Generalnego Komisariatu Litwy. Realizatorzy planu GPO zamierzali przeznaczyć pod osadnictwo niemieckie zwarty obszar, ciągnący się przez środek Litwy. Jednak Litwini, którzy posiadali tam gospodarstwa, nie zostali objęci wysiedleniami. Niepożądaną, wysiedlaną ludnością byli Polacy, których folwarki wraz z inwentarzem i zabudowaniami miały być sukcesywnie obejmowane przez kolonistów germańskich. Wysiedleni mogli, podobnie jak przy wcześniejszych wysiedleniach, zabrać jedynie bagaż ręczny. Podobnie też akcji towarzyszyła grabież. Wysiedlano do obozów przejściowych, a stamtąd wywożono na roboty do Rzeszy lub kierowano do obozów pracy na miejscu. Osobom w podeszłym wieku i dzieciom pozwalano przenieść się do krewnych lub znajomych. Część osób umieszczono w przytułkach. Przygotowanie i przeprowadzenie akcji powierzono Litwinom. Niemcy nie byli w niej widoczni, ograniczając się do nadzorowania.

Akcja wysiedleńcza, podczas której wyrugowano z Kowieńszczyzny 270 polskich rodzin (około 1500 osób) rozbiła zwarte polskie ośrodki życia na terenie dawnej Litwy, między innymi historyczny zaścianek Laudę.
Równolegle przeprowadzono akcję wysiedlania ludności polskiej na Wileńszczyźnie. Tutaj zmuszano Polaków do zrobienia miejsca Litwinom, opuszczającym gospodarstwa niemieckich repatriantów z Litwy właściwej oraz Litwinom przesiedlonym z Kłajpedy. Wyrugowano kilka tysięcy osób, głównie z większych i lepiej zorganizowanych gospodarstw. Majątek przechodził w ręce chłopów litewskich, których sprowadzano na miejsce wysiedlonych Polaków. Pozbawieni mienia wysiedleńcy byli kierowani do prowizorycznych obozów, a stamtąd na roboty przymusowe do Rzeszy lub w głąb Litwy. Kobiety, dzieci i ludzi starych wypuszczano, pozwalając im ulokować się w opuszczonych pożydowskich ruderach pobliskich miasteczek.

Mówiąc o wysiedleniach nie możemy pominąć wygnania z popowstańczej Warszawy pół miliona jej mieszkańców. Po dwóch miesiącach wegetowania bez wody i żywności (pod koniec powstania jedzono już koty, szczury i psy) warszawiacy, wśród których wielu było chorych na dezynterię, zostali pognani do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd wywiezieni na roboty przymusowe do Rzeszy, rozproszeni w różnych miejscowościach Generalnego Gubernatorstwa lub zesłani do obozów koncentracyjnych.
Całe mienie ludności Warszawy zrabował i wywiózł okupant. Wywoziło je około 45 tysięcy wagonów kolejowych i kilka tysięcy samochodów. Między dygnitarzami hitlerowskimi doszło nawet do kłótni o to mienie. To, czego nie zdołano zrabować, wysadzono w powietrze lub podpalono miotaczami ognia. Miasto zrównano z ziemią.
Ogółem z ziem podbitej Polski Niemcy wysiedlili ponad 1 700 tysięcy Polaków. Wyłączywszy Warszawę, większość (około 70%) wysiedlonej ludności stanowili rolnicy.

Po wojnie Polska, obok wielu innych problemów, musiała rozwiązać problem wymiany ludności, o której to wymianie zadecydowały mocarstwa na konferencjach w Jałcie i Poczdamie.
Oblicza się, że z ziem leżących poza przedwojenną granicą polsko-niemiecką, przyznanych Polsce w wyniku międzynarodowych ustaleń, uciekło lub zostało ewakuowanych przed nadciągającym frontem około 4 milionów Niemców; nadal pozostało tam około 4 milionów ludności niemieckiej, którą zdecydowano się wysiedlić do Niemiec.

Należy zaznaczyć, że w niemieckich pracach terminem „wypędzenie” określane są wszystkie trzy rodzaje przemieszczeń, tzn. ucieczka, ewakuacja i wysiedlenie. W pracach tych podkreśla się, że siłą sprawczą wysiedleń byli komuniści, którzy po wojnie przejęli władzę w środkowo- -wschodniej Europie oraz sugeruje, że inne ugrupowania polityczne nie żądały bezwzględnego przemieszczenia ludności w granice jej własnego państwa.
Stanowisko to zostało zaprezentowane również na polsko-niemieckiej konferencji poświęconej wysiedleniom Niemców z Polski, która odbyła się w kwietniu 1993 r. w Maciejowie koło Szczecina z udziałem niemcoznawców z wielu polskich ośrodków naukowych, miedzy innymi z Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej, i zostało przez nich ocenione krytycznie.
Polscy historycy akcentowali, że wprost przeciwnie, w Polsce nie było siły politycznej, która wyrażałaby zgodę na pozostawienie Niemców w granicach państwa polskiego, a ugrupowania polityczne, które różniły się w wielu sprawach, w kwestii wysiedlenia ludności niemieckiej przejawiały jednomyślność. Delegatura Rządu RP na Kraj, już w końcu 1941r., w swoich uwagach dotyczących przyszłego traktatu pokojowego sugerowała, aby wdrożyć rozwiązanie odmienne od zastosowanego po I wojnie światowej i domagała się dokonania wysiedleń. Było to również stanowisko Stanisława Mikołajczyka, premiera Rządu Polskiego na Wychodźstwie i wicepremiera Rządu Jedności Narodowej.

Za takim rozwiązaniem przemawiały zarówno względy racjonalne, jak i emocjonalne.
Wśród racjonalnych należy wymienić przede wszystkim doświadczenia Polaków wyniesione z okresu międzywojennego i pierwszych miesięcy okupacji z północnych i zachodnich ziem Polski, zaanektowanych następnie przez III Rzeszę. Przypomnijmy, że niemieccy działacze polityczni, przede wszystkim z Deutscher Volksverband i z Jungdeutscher Partei, przeszkadzali w asymilacji Niemców z ludnością polską. Piętnowano mówienie po polsku oraz łączność z kulturą polską. Bojkotowano obchody polskich świąt narodowych, a ludność niemiecką, która nie przestrzegała narzuconych zasad, uważano za zdrajców i renegatów niemczyzny. Wysyłano skargi do Ligi Narodów o rzekomo trudnym położeniu mniejszości niemieckiej, a od października 1938 r. różne Stutzpunkty NSDAP prowadziły wręcz działalność irredentystyczną. Do stałego repertuaru tej organizacji należało rozpowszechnianie propagandowych filmów i broszur o antypolskiej wymowie.

Utworzona następnie, na polecenie Reichsführera SS H. Himmlera z mniejszości niemieckiej, terrorystyczna organizacja Selbstschutz, współdziałała w masowych egzekucjach przeprowadzanych w ramach „Intelligenzaktion” przez operacyjne grupy policji bezpieczeństwa, donosząc, wskazując i internując miejscowych Polaków. Ci, którym udało się przeżyć internowanie i obozy, tak opisują aktywność Selbstschutzu: „Złożył na mnie doniesienie niejaki „X”, Niemiec, któremu zwróciłem uwagę jeszcze przed wojną, że używa słów niemieckich”. „Zostałem na ulicy zaaresztowany przez „X”, siodlarza z Działdowa, z którym znaliśmy się przed wojną. Nosił karabin i miał na rękawie opaskę. Zarzucał mi rozbijanie związków niemieckich przed wojną”.
Internowania objęły setki osób. Łapano ludzi na ulicach, wyciągano z domów. Rodziny internowanych wysiedlono.

Oblicza się, że w ramach „Akcji inteligencja” zamordowano na terenach polskich przyłączonych do Rzeszy ponad 40 tys. Polaków, a ponad 20 tys. zesłano do obozów koncentracyjnych. Przeżyło zaledwie kilka procent z nich. Osoby te zostały przeważnie wskazane przez miejscowych Niemców jako wrogo nastawione do Rzeszy.
Wysiedlenie Niemców po wojnie wykluczało powtórzenie się podobnej sytuacji w przyszłości.
Do względów emocjonalnych należał fakt, że nie było w Polsce rodziny, która nie poniosłaby w wyniku okupacji niemieckiej strat biologicznych i materialnych. Rozdzielenie zwaśnionych narodowości po takich doświadczeniach wydawało się sensownym rozwiązaniem.

Literatura:
- A. Czubiński, Polska i Polacy po II wojnie światowej, 1945–1989, Poznań 1998;
- Cz. Łuczak, Polska i Polacy w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993;
- Cz. Madajczyk, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, t. I, II, Warszawa 1970;
- Cz. Madajczyk, Faszyzm i okupacje, t. I, II, Poznań 1983, 1984;
- D. Matelski, Mniejszość niemiecka w Wielkopolsce w latach 1919–1939, Poznań 1997;
- B. Meissner, Ewakuacja niemieckich władz administracyjnych i niemieckiej ludności z okupowanych ziem polskich w latach 1944–1945, Warszawa 1987;
Niemcy w Polsce, 1945–1950. Wybór dokumentów pod redakcją W. Borodzieja i H. Lemberga, Warszawa 2000;
- P. Padfield, Himmler – Reichsführer SS, Warszawa 2002;
- M. Wardzyńska, Sytuacja ludności polskiej w Generalnym Komisariacie Litwy, czerwiec 1941–lipiec 1944, Warszawa 1993;
- M. Wardzyńska, Czas wielkich przemieszczeń – źródła i następstwa, w: „Dzieje Najnowsze”, Nr 28, Warszawa 1996.

żródło: http://www.klub-generalagrota.pl/kg/baza-wiedzy/referaty/654,Polacy-wysiedleni-wypedzeni-i-wyrugowani-przez-III-Rzesze.html

====================================================================================================================================================================



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4 Test Polska 1939 1945 gimn id Nieznany
4 Test Polska 1939 1945 gimn id Nieznany
4 Test Polska 1939 1945 gimn
4 Test Polska i świat 1939-1945 lic, gimnazjum i liceum
Test wiedzy Polska w latach 1939-1945, gimnazjum i liceum
Straty miasta Poznania powstałe w latach 1939 1945
DZIEJE ŻYDÓW W POLSCE - HOLOKAUST ( 1939 - 1945 )
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, PzKpfw IV
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, Tiger - dane taktyczno-techniczne
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, Pantera - opis
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, Czołg średni PzKpfw III
DZIEJE ŻYDÓW W POLSCE HOLOKAUST ( 1939 1945 )
Antykomunizm Polski Podziemnej 1939 1945
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, JagdTiger
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, CZOŁG CIĘŻKI PzKpfw VI KonigsTiger, CZOŁG CIĘŻKI PzKpfw VI ``KÖ
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, PanzerHaubitze - HUMMEL
Niemiecki sprzęt pancerny 1939-1945, SturmPanzer Brummbar

więcej podobnych podstron