Adam Chmielecki
politolog,
publicysta
Opisując
III Rzeczpospolitą, historyk Robert Kuraszkiewicz na marginesie
swojej książki "Polityka nowoczesnego patriotyzmu" o
aferze FOZZ wspomniał krótko, ale jednocześnie niezwykle celnie:
"Majstersztykiem propagandowym postkomunistów było określenie
FOZZ mianem "największej afery III Rzeczypospolitej", co
sugerowało, że zrodziła się ona już w nowej, "solidarnościowej"
Polsce. (...) Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego był
instytucją wymyśloną i zorganizowaną przez środowisko byłych i
aktualnych agentów i oficerów PRL-owskich służb specjalnych.
Interes państwa był klasyczną "przykrywką" dla licznych
oszustw".
I
rzeczywiście, działalność Funduszu Obsługi Zadłużenia
Zagranicznego, a następnie nieudolne polityczne i prawne próby
wyjaśnienia związanych z tą działalnością nieprawidłowości
nazywano mocnymi określeniami: "FOZZ-gate", "matka
wszystkich afer", "matka transformacyjnych afer",
"afera pięćdziesięciolecia", czy właśnie nawiązującym
już do nowej rzeczywistości hasłem "afera założycielska III
RP". Jednakże, pomimo że Kuraszkiewicz ma rację, iż źródła
FOZZ tkwią głęboko w zdegenerowanych ostatnich latach PRL, to FOZZ
ukazał również patologie III RP, a zwłaszcza to, co Jadwiga
Staniszkis (a po niej wielu innych) nazwała postkomunizmem. W aferze
FOZZ znajdziemy wszystkie elementy tego zjawiska, a więc
uwłaszczenie komunistycznej nomenklatury na państwowym majątku,
wpływy funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb
specjalnych PRL, niemoc instytucji państwowych, sprzeciw części
dawnej opozycji solidarnościowej do rozliczenia poprzedniego
systemu, wreszcie walkę z nielicznymi, którzy dążyli do
prawdy.
Dług
publiczny, zyski sprywatyzowane
Działalność
FOZZ, wbrew obiegowej opinii, została całkiem dobrze udokumentowana
i opisana, jednak jedynie na podstawowym poziomie, zarówno jeśli
chodzi o formę (raczej dziennikarsko-publicystyczną niż naukową),
jak i treść (kwestie finansowe i prawne - proces i wyrok - nie zaś
agenturalne i związane z działalnością służb specjalnych tło
całej sprawy). Ostatnio w szerszej i źródłowej formie
problematykę tę podjął dr Sławomir Cenckiewicz w swojej książce
"Długie ramię Moskwy".
Dla
porządku zbierzmy jednak pewne fakty. Ustawę o Funduszu Obsługi
Zadłużenia Zagranicznego Sejm PRL uchwalił 15 lutego 1989 roku. 24
lutego 1989 r. zarządzeniem ministra finansów FOZZ otrzymał statut
i osobowość prawną. FOZZ nie powstał jednak ad hoc, już od 1986
r. funkcjonował jako fundusz celowy w ramach Ministerstwa Finansów.
Trzy lata później otrzymał po prostu pełną i odrębną osobowość
prawną. Pytanie, czy taka zmiana instytucjonalna miała na celu
jedynie poprawę efektywności zarządzania i spłaty polskiego
długu, czy też już w założeniach jej inicjatorów miała ułatwić
proces wyprowadzania i prywatyzowania pieniędzy publicznych. "Nowy"
FOZZ miał gromadzić środki finansowe na "obsługę"
polskiego zadłużenia i dysponować nimi. To enigmatyczne
sformułowanie oznaczało de facto wykupywanie własnego długu przez
PRL, z wykorzystaniem podstawionych spółek i instytucji, a więc
praktykę nielegalną wg prawa międzynarodowego, ale stosowaną już
wcześniej przez kraje rozwijające się lub państwa Trzeciego
Świata. I tu zaczął się problem. Jeszcze większy pojawia się,
gdy zobaczymy, skąd miały pochodzić środki na działalność FOZZ
- z budżetu państwa (w różnej formie: dotacji, obligacji,
dochodów z zagranicznych pożyczek), ale także z działalności
Banku Handlowego, Narodowego Banku Polskiego oraz tzw. czarnych
pieniędzy central handlu zagranicznego, czyli nielegalnych środków
dewizowych, które państwowe przedsiębiorstwa posiadały m.in. z
łapówek, ustawionych przetargów, operacji służb etc.
Pomimo
dysponowania znacznym budżetem (nawet kilka miliardów USD) FOZZ
wykupił, wg szacunków, jedynie ok. 2,8 bln starych złotych
polskiego długu. Kompetencje Funduszu były nieprecyzyjne, mógł on
prowadzić właściwie wszystkie, nawet najbardziej ryzykowne
operacje finansowe, a kontrola ze strony Ministerstwa Finansów i
rządu, choć do przedstawicieli tych instytucji bardzo szybko
zaczęły docierać sygnały o nieprawidłowościach, praktycznie nie
istniała. Obficie korzystali z tego szef Funduszu Grzegorz Żemek
oraz jego zastępcy - Janina Chim i Marek Gadomski. Przykładowo:
kierownictwo FOZZ niemal do perfekcji opanowało działanie w ramach
tzw. łańcuszka.
Większość
operacji FOZZ prowadził przez spółki pośredniczące, z których
gros było zarejestrowanych w tzw. rajach podatkowych. Bardzo często
we władzach tych spółek zasiadali właśnie Żemek i Chim oraz
współpracujący z nimi biznesmeni i bankierzy. Tworzono "łańcuszek"
pośredników, którzy obracali otrzymanymi z Funduszu środkami. W
przypadku powodzenia operacji większość zysku trafiała do owych
pośredników oraz władz FOZZ, w przypadku strat pośrednicy
pozostawali bez konsekwencji. Większość operacji nie była
księgowana lub robiono to nieprawidłowo, a wiele "zleceń"
realizowano na ustne i telefoniczne (a przecież mówimy tu o
milionowych kwotach) polecenia dyrektora Funduszu i jego zastępczyni.
Prowadziło to w skrajnych przypadkach do absurdalnych sytuacji, w
których dłużnicy FOZZ określali się jego wierzycielami i żądali
zwrotu pieniędzy! Według oficjalnych danych działalność FOZZ
przyniosła straty w wysokości ok. 350 mln dolarów, ale to z
pewnością zaniżone dane. Prosta różnica pomiędzy kwotą, jaką
dysponował FOZZ, a kwotą wykupionego długu przynosi znacznie
większą "dziurę".
Pierwszy
akt oskarżenia w tej sprawie skierowano już w 1993 r., kolejny 5
lat później. Wyrok w najgłośniejszej aferze III RP zapadł w 2005
roku. Na kary grzywny oraz pozbawienia wolności skazano 6 osób, w
tym Grzegorza Żemka (9 lat i 720 tys. zł), Janinę Chim (6 lat i
500 tys. zł) i Dariusza Przywieczerskiego (3,5 roku oraz 380 tys.
zł). Ten ostatni wciąż nie odbył kary. Uniknęły jej, jak się
wydaje, również inne osoby, które znalazłyby się na ławie
oskarżonych, gdyby wyjaśnieniem afery państwo zajęło się na
poważnie na początku lat 90. Wówczas z pewnością udałoby się
zebrać więcej dowodów oraz uniknąć przedawnienia części
zarzutów.
Żemek
- "widoczny znak wojskówki"
Jak
wspomniano, tło afery FOZZ stanowią takie instytucje, jak:
Ministerstwo Finansów, spółki polonijne (Przedsiębiorstwa
Polonijno-Zagraniczne), Bank Handlowy, bank PKO i centrale handlu
zagranicznego. Były to podmioty, które w ramach PRL posiadały
przywilej koncesjonowanego dostępu do Zachodu, wolnego rynku,
kapitału, wiedzy na temat funkcjonowania gospodarki
kapitalistycznej, a jako takie były w sposób szczególny
zinfiltrowane przez służby specjalne, zarówno cywilne
(Departamenty III i V, ale przede wszystkim Departament I), jak i
wojskowe. I właśnie to te ostatnie odegrały decydującą rolę.
Nieprzypadkowo tak wielu ekonomistów i dyplomatów ma w swoich
dossier tak nietypowe dla przedstawicieli takich zawodów odznaki "Za
zasługi dla obronności kraju".
Zainteresowanie
na większą skalę sprawami gospodarczymi ze strony "wojskówki"
(mowa o Zarządzie II Sztabu Generalnego, a przede wszystkim Oddziale
"Y", z którego wywodziła się późniejsza czołówka
Wojskowych Służb Informacyjnych) datuje się na połowę lat 80. XX
wieku. Wówczas służby wojskowe zaczęły plasować w podmiotach
sektora gospodarczego zarówno agentów (np. wykorzystując ich jako
łączników lub kurierów), jak i funkcjonariuszy, często
przejmując w ten sposób np. poszczególne spółki polonijne. Z
samej swej natury mogły one doskonale służyć jako "przykrycie"
nielegalnej działalności lub po prostu stanowić źródło zysków
na działalność operacyjną (w nomenklaturze służb wojskowych
nazywało się to "środkami pozabudżetowymi").
Jednocześnie
służby wojskowe interesowały się sprawami gospodarczymi w skali
makro, będąc najprawdopodobniej środowiskiem najlepiej
zorientowanym w realnej sytuacji państwa w latach 80. I to właśnie
one jako pierwsze zdały sobie sprawę, że lawinowo rosnące
zadłużenie PRL (w skrócie, w czasie dekady rządów gen. Wojciecha
Jaruzelskiego wzrosło ono z ok. 20 do ponad 40 mld złotych!)
stanowi nie tylko problem gospodarczy, ale może zagrozić samemu
istnieniu komunistycznego reżimu w Polsce. Już w sporządzonym w
maju 1984 r. tzw. raporcie Kiszczaka możemy przeczytać: "Znacznie
bardziej niż wysokość długu, w coraz większym stopniu doprowadza
nas do zależności od państw zachodnich brak możliwości
terminowego wypełniania zobowiązań płatniczych, skutkując
zagrożeniem bezpieczeństwa państwa".
Służby
monitorowały również sytuację gospodarczą i modele walczenia z
zadłużeniem innych państw bloku komunistycznego. Przykładem może
być tu działalność kontaktu operacyjnego o ps. "Darg".
Pod tym pseudonimem zarejestrowany był - wg dostępnych dokumentów
- Sławomir Nieckarz, były zastępca prezesa NBP i minister
finansów. Pełniąc od 1987 r. funkcję radcy ds. handlowych
Ambasady PRL w Budapeszcie, jednocześnie informował on swoich
oficerów prowadzących o zadłużeniu zagranicznym Węgier i
uzgodnieniach kredytowych tego kraju z Międzynarodowym Funduszem
Walutowym i Bankiem Światowym. "Obsługa zadłużenia w 1988 r.
jest zadaniem ponad możliwości gospodarki węgierskiej" -
pisał w grudniu 1987 r. KO ps. "Darg", uzupełniając tę
informację szczegółowymi danymi. W ten sposób polskie służby
zdobywały swoiste "know-how", mogące posłużyć im
później do wypracowania modelu obsługi podobnego zadłużenia
Polski. Dodajmy, nie tylko obsługi. Skoro jakaś grupa zdawała
sobie sprawę z nieuchronności pewnych przemian
społeczno-gospodarczych, mogła wykorzystać swoją uprzywilejowaną
pozycję do zapewnienia sobie "miękkiego lądowania". Tak
było w przypadku służb wojskowych.
Nie
dziwi zatem, że dyrektorem generalnym FOZZ został Grzegorz Żemek,
absolwent "kuźni" agentów bezpieki - Szkoły Głównej
Planowania i Statystyki, były pracownik ambasady PRL w Belgii i
wieloletni dyrektor Banku Handlowego oraz jego spółki zależnej w
Luksemburgu - Banku Handlowego Internationale, od 1972 r. jeden z
najbardziej zaufanych współpracowników Zarządu II Sztabu
Generalnego o ps. "Dik". Po latach, podczas procesu w
sprawie Funduszu, Żemek przyznał wprost: "FOZZ powstał m.in.
po to, abym mógł kontynuować zadania zlecone mi przez wojskowe
służby specjalne". Co ciekawe i paradoksalne, Grzegorz Żemek
był prawdopodobnie również jednym z przypadkowych, ale jednak,
inicjatorów końca działalności FOZZ i ujawnienia nieprawidłowości
w jego działalności. Wszystko wskazuje na to, że ujawnienie afery
FOZZ stało się możliwe dzięki konfliktowi pomiędzy cywilnymi a
wojskowymi służbami PRL. W przypadku FOZZ długo współdziałały
one, przynajmniej pozornie, w przyjaznej kooperacji. O ile Żemek był
agentem służb wojskowych, o tyle większość osób zaangażowanych
w FOZZ w dokumentacji SB występuje jako związane ze służbami
cywilnymi. Na przykład jako osobowe źródła informacji wymieniani
są niemal wszyscy członkowie Rady Nadzorczej Funduszu: Grzegorz
Wójtowicz (jednocześnie wiceprezes NBP) jako kontakt operacyjny
(najwyższa forma agenta w wywiadzie cywilnym) Departamentu I MSW o
ps. "Camelo" i "Camel"; Dariusz Rosati (ówczesny
doradca premiera PRL) również jako KO Departamentu I o ps. "Buyer";
Wojciech Misiąg (wiceminister finansów) jako TW Departamentu II
(kontrwywiad) o ps. "Jacek"; Jan Boniuk (dyrektor w
Ministerstwie Finansów) jako kontakt służbowy Departamentu V
(wywiad gospodarczy) o ps. "Bon" oraz jako KO Departamentu
I ps. "Donek"; Zdzisław Sadowski (były wicepremier PRL)
jako TW Departamentu III (zajmującego się walką z opozycją) o ps.
"Robert"; Jan Wołoszyn (doradca prezesa Wójtowicza) jako
KO Departamentu I ps. "Okal"; wreszcie przewodniczący Rady
Nadzorczej FOZZ Jacek Sawicki i jednocześnie wiceminister finansów
jako kontakt operacyjny "jedynki" o ps. "Jasa" i
"Kmityn".
Jednak
Grzegorz Żemek już w pierwszej połowie lat 80., podczas pobytu w
Luksemburgu, częściowo się zdekonspirował i popadł w konflikt z
innym pracownikiem Banku Handlowego w Beneluksie Stanisławem
Zdzitowieckim. Zdzitowiecki był rejestrowany jako kontakt operacyjny
Departamentu I MSW o kryptonimie "Ursus". Podczas pobytu w
Luksemburgu miał wykryć nieprawidłowości Żemka przy udzielaniu
kredytów, czy raczej tzw. akredytyw, firmom bez sprawdzania ich
realnej zdolności kredytowej. Stało się to później obiektem
dochodzenia resortu spraw wewnętrznych w sprawie operacyjnego
sprawdzenia "Fluxy". Według dokumentów z tej sprawy Żemek
już jako dyrektor FOZZ miał z pieniędzy Funduszu "łatać
dziury" w budżecie luksemburskiej filii Banku Handlowego
powstałe w okresie, gdy był jej dyrektorem. Ta pozornie odległa od
działalności FOZZ sprawa miała swoje reperkusje m.in. w postaci
podobnej sprawy z niejakim Josephem Tkaczickiem, niemieckim bankierem
robiącym interesy z FOZZ, powiązanym z przedstawicielami wywiadu
cywilnego. Skończyło się to zakończeniem współpracy Zarządu II
SG z TW ps. "Dik" w czerwcu 1990 roku.
Oczywiście
Żemek był tylko jednym z wielu. Odpowiednie przykłady znajdą się
w przygotowywanej przeze mnie (wspólnie ze Sławomirem
Cenckiewiczem) książce "Tajne pieniądze. Wywiad wojskowy PRL
w labiryncie biznesowych gier", tu podajmy jeszcze jeden,
łączący w sobie wszystkie ww. podmioty z pogranicza działalności
państwa, gospodarki i służb specjalnych. Jako tajny współpracownik
Zarządu II Sztabu Generalnego o pseudonimie "Witeź"
zarejestrowany był Waldemar Głodek (ur. 1941 r.), pracownik m.in.
centrali handlu zagranicznego Agromet-Motoimport, a w latach
1973-1978 pracownik Biura Radcy Handlowego PRL w Nowym Jorku. W
dokumentach na temat Głodka znajdujemy m.in. informację o
podpisaniu przez niego zobowiązania do współpracy z wywiadem
wojskowym PRL, które przyjął kmdr ppor. Stanisław Terlecki. Z TW
ps. "Witeź" spotykali się także m.in. płk Marian
Moraczewski i jeden z późniejszych szefów Wojskowych Służb
Informacyjnych kpt. marynarki Kazimierz Głowacki. Głodek, którego
prowadził rezydent Zarządu II o pseudonimie "Sztygar", za
współpracę był m.in. wynagradzany finansowo. TW ps. "Witeź"
współpracował ze służbami wojskowymi także w latach 80.,
podczas pracy w PHZ "Unitra" oraz w Biurze Radcy Handlowego
PRL w Kanadzie. Źródeł podobnych do TW "Witeź" było
więcej, a wiele z nierozszyfrowanych pseudonimów do dziś stanowi
kolejną tajemnicę tła, na którym wyrósł FOZZ.
Tajemnice
pracowników NIK
O
maczaniu palców w aferze FOZZ przez przedstawicieli służb
wojskowych, nie tylko PRL-owskich, przekonany był także inspektor
Najwyższej Izby Kontroli Michał Falzmann, który w październiku
1989 r., jeszcze jako komisarz Izby Skarbowej w Warszawie, badając
dokumenty księgowe wspomnianej już spółki Universal, wykrył
nielegalną działalność państwowego funduszu i powiadomił o niej
najwyższe władze. W swoim dzienniku napisał później po prostu,
że "FOZZ to KGB/GRU". Ponieważ Falzmann bezskutecznie
pukał do drzwi gabinetów najważniejszych osób w państwie, swoje
ustalenia przedstawiał na łamach niskonakładowej prasy. W jednym z
kilku artykułów pisał: "Decydent moskiewski każe łączyć
pieniądze z Polski ze swoimi i płacić na odpowiednie konta. Każe
dokonywać operacji polegających na ukryciu transakcji Funduszu
poprzez innych kontrahentów. I tak prezes Funduszu, pan Żemek,
podpisuje umowę z panem Przywieczerskim, dyrektorem przedsiębiorstwa
Universal, o tym, że nie będą dokonywali wymaganej prawem
dokumentacji umów na piśmie. Następnie Fundusz udziela pożyczek,
udziela gwarancji, udziela poręczeń, a Universal zaciąga długi,
płaci zobowiązania i ekspediuje pieniądze (...) na prywatne konta
poza granicą Polski. Proceder ten jest ukryty za parawanem tajemnicy
państwowej, a faktycznie jest co najmniej pomaganiem złodziejowi w
kradzieży państwowego mienia. (...) Galimatias pogłębia działanie
ówczesnego monopolisty, jakim był Bank Handlowy SA: gubienie części
(...) dokumentów, zwroty, pomyłki, korekty przelewów". W
oficjalnych notatkach służbowych, już jako inspektor NIK, dodawał:
"Osoby odpowiedzialne z Banku Handlowego, NBP, Ministerstwa
Finansów stale przemieszczają się pomiędzy tymi instytucjami",
"Co najmniej od dwóch dziesięcioleci polskimi finansami
zarządza ta sama grupa ludzi. Panowie ci (...) zmieniają tylko
biurka i gabinety".
Falzmann
zmarł nagle na zawał 18 lipca 1991 roku. Nigdy wcześniej nie miał
problemów z sercem. Jego sylwetkę i okoliczności śmierci opisał
szczegółowo reżyser i dokumentalista Jerzy Zalewski w jednym z
lipcowych numerów "Naszego Dziennika" (wcześniej
przedstawił historię Falzmanna w filmie dokumentalnym pt.
"Oszołom"). W tym miejscu przypominam krótko Michała
Falzmanna, ponieważ jego śmierć, nigdy niewyjaśniona, wygląda
jeszcze bardziej tajemniczo w zestawieniu z podobną tragedią, która
stała się udziałem innej związanej z ujawnieniem afery FOZZ.
Oto
całkiem niedawno, 7 października, minęła dwudziesta rocznica
śmierci prof. Waleriana Pańki, prezesa NIK, który zginął
tragicznie w wypadku samochodowym pod Piotrkowem Trybunalskim na dwa
dni przed terminem wystąpienia w Sejmie z informacją na temat
działalności FOZZ... W ciągu kilku lat od wypadku zmarł zarówno
kierowca urzędowego samochodu, którym jechał Pańko, jak i dwaj
policjanci, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu wypadku.
Wydarzenia te mogły oczywiście być dziełem przypadku, zbiegiem
nieprzyjemnych okoliczności. Pole do ewentualnych hipotez i sugestii
daje jednak proste porównanie efektów, jakie przyniosła w sprawie
FOZZ kilkumiesięczna praca jednego inspektora NIK, a jakie
kilkuletnia praca całego aparatu państwowego - Falzmann, Pańko
oraz Anatol Lawina, dyrektor Zespołu Analiz Systemowych NIK, 14
czerwca 1991 r. spotkali się z ówczesnym premierem Janem
Krzysztofem Bieleckim oraz wicepremierem Leszkiem Balcerowiczem.
Pracownicy NIK mieli wg relacji przedstawić szefom rządu sytuację
związaną zarówno z działalnością FOZZ, jak i całym systemem
spłaty polskiego zadłużenia zagranicznego. Władze już nie PRL,
ale III RP, miały więc informację, na podstawie której mogły
szybko i skutecznie działać w sprawie FOZZ. Dlaczego tak się nie
stało? To jest dopiero tajemnica...
Autor
jest politologiem i niezależnym publicystą, byłym pracownikiem IPN
oraz Komisji ds. Likwidacji WSI. Ostatnio wydał książkę pt.
"Wokół Solidarności". Wspólnie ze Sławomirem
Cenckiewiczem jest współautorem książki "Tajne pieniądze.
Wywiad wojskowy PRL w labiryncie biznesowych gier", która ukaże
się na rynku nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.