Krzysztof
Wons SDS
Bóg,
który żyje w mojej pamięci
W
naszej pamięci "tętni" życie. Żyją w niej różne
obrazy. Za nimi ukrywają się wydarzenia i doświadczenia z historii
naszego życia. Nie są jedynie martwymi pamiątkami, które możemy
oglądać według naszego upodobania. Uczestniczą nadal w naszym
życiu i mogą mieć duży wpływ na naszą teraźniejszość. W
naszej pamięci pod wpływem różnych doświadczeń, nie tylko
religijnych, kształtuje się nieustannie osobisty obraz Boga. Nosimy
Go w sobie. Nosimy na modlitwę, zanosimy Go innym, jesteśmy z nim w
pracy, przy nauce. Jest z nami w naszej codzienności. Warto pytać
siebie, czy jest to ten sam obraz Boga, o którym czytamy w Biblii, o
którym opowiada Jezus w Ewangelii. Rozważanie, które proponuję
jest zaproszeniem do refleksji nad obrazem Boga, który chowamy w
naszej pamięci. Może on mieć decydujące znaczenie dla naszego
życia psychicznego i duchowego.
Czy obraz Boga, jaki
utrwala się w mojej pamięci jest prawdziwy? Czy nie kryje w sobie
iluzji i zafałszowań, nie koniecznie świadomie spreparowanych?
Pytanie jest bardzo ważne, ponieważ od zdrowej lub chorej pamięci
zależy nasze zdrowe lub chore życie. Trafnie ujmuje problem A.
GrĂźn: "Chory obraz Boga czyni także chorą ludzką duszę.
Rezultatem wypaczonego obrazu Boga jest chęć niszczenia oraz
skłonność do zamykania się w sobie i stawania się coraz bardziej
nieczułym. Jeśli mam więc chory obraz Boga, na przykład
Boga-Księgowego, Boga-Despoty, Boga-Wyczynowca, wówczas kształtuje
to charakter mojej pobożności. Jestem wtedy przekonany, że muszę
być coraz bardziej wydajny, muszę wypełniać wszystkie obowiązki,
aby dobrze wypaść w Bożej buchalterii. Surowy obraz Boga prowadzi
do surowej pobożności, której objawem jest obranie twardego kursu
w stosunku do siebie. Wynika stąd konieczność ciągłego pytania,
jaki obraz Boga wyciska piętno na moim zachowaniu"
[1].
Pytanie o obraz Boga w naszej pamięci jest także
pytaniem o obraz siebie samego. W pewnym sensie osobisty stosunek do
siebie samego jest odbiciem naszego rzeczywistego obrazu Boga, który
żyje w naszej pamięci. Im prawdziwszy będzie nasz obraz Boga tym
zdrowsza będzie nasza postawa wobec siebie samych. I
odwrotnie.
Poznawanie
siebie w świetle Słowa Bożego
Bóg
zostawił nam Biblię nie tylko po to, aby objawić siebie samego,
ale także po to, aby objawić nam nasz własny obraz siebie samego.
To prawda, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i
prawda ta dotyczy dosłownie każdego z nas. A to oznacza
równocześnie, że każdy z nas w medytacji Słowa Bożego ż może
odnaleźć drogę do poznania siebie, może odnaleźć prawdę o
sobie samym, a w konsekwencji prawdziwe życie. Słowo Boże uczy nas
patrzeć na siebie oczami Boga. Kiedy zaczynamy słuchać Jego słowa,
czujemy jak powoli doświadczamy naszej rzeczywistej wartości:
"Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i
ja cię miłuję" (Iz 43, 4). Kiedy na modlitwie Słowem Bożym
wpatrujemy się w Boga, wracamy do źródeł swojego rzeczywistego
piękna, do najczystszego obrazu swojego "ja". Odkrywamy
naszą twarz w "twarzy" Boga.
Będziemy więc
zmierzali w tym rozważaniu do poznania siebie i naszej pamięci w
świetle Słowa Bożego. Pomoże nam w tym przypowieść Jezusa o
synu marnotrawnym. Pierwszym jednak etapem naszej drogi, którego nie
można pominąć, jest przyjęcie siebie w obecnym stanie własnego
życia. Powinniśmy najpierw dążyć do zaakceptowania własnej
osoby z naszą teraźniejszością, także z jej małością i
grzesznością. Jak nauczyć się takiej postawy? Przypatrzmy się
powracającemu synowi z przypowieści Jezusa. Dopóki żył "po
za ojcem" nie potrafił zobaczyć siebie w prawdzie. W
konsekwencji nie potrafił także przyjąć siebie takim jakim jest i
dostrzec godności, której w oczach ojca nigdy nie utracił. Jego
spojrzenie na siebie zmienia się diametralnie w momencie, kiedy
znajduje się w jego objęciach. Obraz zagubionego dziecka w
ramionach ojca mówi nam wyraźnie, że jesteśmy zdolni przyjąć
siebie dopiero wtedy, gdy poczujemy się przyjęci przez Boga, gdy
poczujemy się dziećmi w Jego ramionach, którymi obejmuje nas
zawsze z tą samą miłością. Można powiedzieć, że w ramionach
Boga Ojca stajemy się dziećmi wolnymi. Kiedy czujemy się przyjęci
przez Boga takimi jakimi jesteśmy, wówczas wolni stajemy się od
tego co nas do tej pory paraliżowało - wolni od obsesji bycia
wielkim we własnych i innych oczach.
Gdy człowiek
doświadczy dogłębnie, że ma wartość w oczach Boga, staje się
wówczas wolny od przymusu "zarabiania" na swoją wielkość.
Można powiedzieć, że Bóg czyni nas zdolnymi do przyjęcia siebie
takimi, jakimi jesteśmy i w ten sposób uzdrawia nas wewnętrznie.
Przestajemy polegać na sobie, na pozorach, a zaczynamy polegać na
samym Bogu. Jest to moment przełomowy na drodze dalszego poznawania
siebie. Pokazuje nam, że nasze dotychczasowe wyobrażenie o Bogu i o
sobie było chore i jako takie trwało mocno zakorzenione w naszej
pamięci. Nasza pamięć potrzebuje uzdrowienia, ponieważ chora
pamięć sprawia, że choruje cały człowiek.
Znaczenie
i siła pamięci w życiu duchowym
Musimy
wejść na drogę uzdrowienia naszego zafałszowanego obrazu siebie,
który tkwi w naszej pamięci. Pamięć jest niezwykłą siłą w
naszym życiu. Żyje w niej cała nasza przeszłość i wpływa na
naszą teraźniejszość pozytywnie lub negatywnie. Może zamazać w
nas obraz dziecka. Szczególnie silne oddziaływanie na nas i nasz
obraz siebie ma pamięć afektywna. Potwierdzają to również
badania psychologiczne. Pamięć afektywna sprawia, że znaczące
przeżycia lub wydarzenia z naszego życia, zwłaszcza z okresu
dzieciństwa, pozostawiają w naszej psychice ślad emocjonalny. Ślad
ten wzbudza w nas reakcje uczuciowe w sytuacji, w której przeżywamy
doświadczenia podobne do przeżyć przeszłości.
Doskonale
ukazuje to zachowanie marnotrawnego syna. Wracając do ojca nie może
uwolnić się od swojej przeszłości, od swojego starego sposobu
patrzenia na ojca. To, co pamięta, każe mu wciąż powtarzać w
drodze do ojca: "Nie jestem godny nazywać się twoim
dzieckiem". Nawet gdy już znajduje się w ramionach ojca, nadal
wspomina przeszłość, która mu ciąży i każe powtarzać to samo:
"Nie jestem godny nazywać się twoim dzieckiem". To
zachowanie syna pokazuje nam, jak wielką moc ma w nas pamięć.
Także postawa starszego syna wskazuje, jak silny wpływ na życie
może mieć pamięć. Ciągle pamięta, co zrobił brat młodszy. Nie
pozwala mu to zaakceptować powrotu młodszego brata, nie pozwala mu
dostrzec i zrozumieć dobroci ojca. Zła pamięć ropieje w nim jak
rana i wywołuje ból.
Czy nasza przeszłość nie
przeszkadza nam żyć podobnie jak synom z przypowieści? Czy w
naszej przeszłości nie ma spraw, wydarzeń, z którymi do tej pory
nie potrafimy się pogodzić? Czy nie ma w nas smutku młodszego
syna, który nie pozwala nam przeczuwać miłości Boga i zabija w
nas poczucie godności? Czy nie żyje w nas pielęgnowany ból
starszego syna, z którego nie potrafimy lub nie chcemy zrezygnować?
Innymi słowy, czy nie ma jakichś ran lub urazów w naszej pamięci,
które nie pozwalają nam patrzeć na Boga, na siebie lub na innych w
sposób wolny i prosty? Zatem powinniśmy docenić rolę i siłę
naszej pamięci. Całe nasze życie - dzień po dniu - magazynujemy w
naszej pamięci. Św. Jan od Krzyża twierdzi wręcz, że "większość
zła, jakie szatan sprowadza na duszę ma swoje źródło w wiedzy i
wyobrażeniach naszej pamięci". Jeśli nasza pamięć jest
obarczona nieuzdrowionymi wspomnieniami i przeżyciami, nasz obraz
Boga, siebie i innych nie będzie czytelny, nasze poznawanie będzie
zafałszowane. Nasza pamięć potrzebuje więc uzdrowienia. Chodzi
tutaj o podwójne uzdrowienie pamięci. Co to znaczy? Zrozumiemy to
lepiej przyglądając się historii dwóch synów.
Uzdrowienie
z "niepamięci"
Popatrzmy
najpierw na starszego syna. Popatrzmy jak chora pamięć nie pozwala
mu normalnie funkcjonować, nie pozwala nawiązywać właściwych
relacji z ojcem i bratem. Otóż starszy syn jest w pewnym sensie
typem intelektualisty (niekoniecznie "intelektualistą"
jest ten, kto posiada wysoki współczynnik inteligencji.
Intelektualizacja życia może stać się jednym ze sposobów na
utrzymanie zimnych relacji ze sobą, z Bogiem i z innymi. Postawa
starszego syna jest przypomnieniem postawy człowieka, który boi się
bliższych więzi. Nie rozwinął w sobie dostatecznie zdolności
kochania. Woli pozostać racjonalistą. Jego oparciem jest prawo,
które należy zachowywać. Na tak pojętej poprawności buduje swoje
relacje z najbliższymi. Redukuje wszystko do własnych pojęć i do
ustalonej z góry logiki życia. Dla niego wszystko jest jasne. Tak
ustalił. M. in. dlatego nie potrafi przyjąć młodszego brata,
który łamie ramy życia domowego, który zaczyna chodzić swoimi
drogami, zaczyna błądzić, ma wątpliwości, gubi się. Życie
starszego syna ma ustaloną z góry formułę. Ściska je mocno w
swoich dłoniach, zabezpiecza się przed niespodziankami trzymając
wszystko pod swoją kontrolą. Bóg, którego personifikuje ojciec z
przypowieści, jest jednym z jego zabezpieczeń. Wszystko bierze "na
rozum". Serce ma zimne, chociaż dużo pracuje dla domu. Ojciec
budzi go z tej intelektualnej iluzji. Mówi do niego: "Moje
dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie
należy". Chce zrzucić łuski z jego oczu, aby spojrzał na
swoje życie głębiej.
Zauważmy, że ojciec odwołuje
się do doświadczeń przeszłości, do wspomnień syna. Uczy go na
nowo pamiętać przeszłość, aby potrafił odwołać się do swoich
wspomnień, do spotkań z ojcem, do tych chwil, w których
doświadczał jego czułości i opieki. Do tej pory bowiem jego
zablokowana i "zakodowana" pamięć postrzegała życie w
fałszywym wymiarze. Wydawało mu się, że to on był panem swego
życia. Teraz słyszy, że jego życie było zawsze w rękach ojca.
Jest więc kimś więcej niż tylko poprawnym najemnikiem
zarabiającym na swoje utrzymanie i uznanie. Ojciec dał mu życie i
codziennie mu je daje z troską i miłością. Prosi go, aby wszedł
do domu, aby zobaczył, że żyje w domu ojca, w którym wszystko, co
jest ojca, należy także do niego.
Jakie światło rzuca
na nasze życie opowiadanie o starszym synu? Zwraca nam uwagę na
potrzebę uzdrowienia naszej przeintelektualizowanej pamięci, która
nie pozwala nam zauważać i adorować Boga w szarej codzienności.
Jesteśmy zbyt zajęci sobą, przepracowani i nie dostrzegamy, a
przynajmniej nie potrafimy ucieszyć się tym, że wszystko co należy
do Boga należy i do nas. Może nawet w to nie wierzymy.
Jednym
z symptomów chorej pamięci jest brak wdzięczności. Żyjemy tak,
jakby Bóg nam codziennie nie błogosławił! Zapadamy na duchową
sklerozę. Zapominany, że wszystko ostatecznie jest w rękach Boga,
że nic w życiu nie dzieje się bez Jego zezwolenia, że wszystkie
włosy na naszej głowie są przez niego policzone. Jaki to ma
związek z naszym obrazem siebie? Otóż taki, że nie potrafimy
zobaczyć w sobie człowieka, o którego Bóg codziennie się
troszczy i nigdy o nim nie zapomina. Nie zauważamy czułej bliskości
Boga Ojca. Czujemy się samotni, gdyż sami skazujemy się na
poczucie samotności. Pracujemy bardzo dużo, wiele dokonujemy i nie
ma w nas radości. Co więcej czujemy się opuszczeni i rośnie w nas
pretensja, jak u starszego syna.
Bóg codziennie rano, gdy
wstajemy, gdy rozpoczynamy nowy dzień, mówi do nas jak do starszego
syna: : "Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko
moje do ciebie należy". Tym słowem, jeśli będziemy do niego
wracali każdego dnia rano, będzie mógł leczyć naszą pamięć z
duchowej sklerozy, będzie ją zmieniał tak, żebyśmy zaczęli
widzieć naszą codzienność w głębszym wymiarze, żebyśmy mogli
poznać i doświadczyć, że nasze życie jest dosłownie w Jego
rękach. Kiedy będzie pojawiała się w nas wdzięczność i radość
z Jego obecności, kiedy zaczniemy dostrzegać Jego Opatrzność w
zwykłych szczegółach dnia, to będzie znak, że nasza pamięć
doznaje uzdrowienia, że zdrowym staje się nasze patrzenie na życie.
I taki będzie też obraz własnego "ja". Nauczymy się
dostrzegać Boga w zmiennych losach wydarzeń. Będziemy dostrzegali,
że On kieruje wszystkim w naszym życiu. Dostrzeżemy to nawet
wtedy, gdy nam się będzie wydawało, że Bóg gdzieś "zgubił"
plany naszego życia. Potrafimy patrzeć na nasze życie i na nas
samych jak na historię świętą, w której Bóg nie przestaje
działać. Będziemy się stawać ludźmi duchowymi.
Uzdrowienie
z urazów pamięci
Jest
jeszcze drugi poziom zdrowienia, którego potrzebuje nasza pamięć.
Zrozumiemy to lepiej patrząc na historię młodszego syna. W
ramionach ojca doświadcza uzdrowienia swojej pamięci ze zranień
przeszłości. Ojciec pomaga mu przyjąć siebie razem ze swoją
słabością ale także z całą swoją przeszłością. Do tej pory
czuł się bowiem zniewolony wspomnieniami, które swym smutkiem
zamykały mu oczy na życie. W historii młodszego syna dotykamy
bardzo ważnej kwestii uzdrowienia pamięci z doznanych
zranień.
Często nasz obraz siebie jest nieprawdziwy,
chory i zafałszowany, ponieważ chora i zafałszowana jest pamięć
o całej naszej przeszłości. Chodzimy niepogodzeni z naszą
historią życia. Smutne i pełne goryczy wspomnienia przeszkadzają
nam w doświadczeniu życia w obfitości. Nasza pamięć staje się
nierzadko magazynem urazów i bolesnych wspomnień. Często
zachowujemy się w takiej sytuacji jak młodszy syn, który choć
postanowił wrócić do ojca, zmienić swoje życie, spojrzeć na nie
z nowej perspektywy, to jednak czuł się wewnętrznie obciążony i
poniżony przez to, co się stało.
Nierzadko próbujemy
odzyskać zdrową relację z Bogiem i z sobą samym trwając
jednocześnie w bolesnych wspomnieniach. Nie potrafimy się od nich
uwolnić. Sami przed sobą chcemy rozliczyć się ze swoją
przeszłością. I tak ilekroć próbujemy odzyskać nową świadomość
siebie i Boga, odrzuca nas nasze wnętrze, odrzuca nas
nieusprawiedliwiony obraz własnego "ja". Czasem tłumimy w
sobie wiele bolesnych przeżyć i spychamy je do piwnic naszej
podświadomości. Innym razem chcemy uwolnić się od przeszłości
starając się zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Tymczasem
przeszłość pozostanie rzeczywistością integralnie związaną z
naszym życiem. Doświadczmy tego bardzo wyraźnie. Im bardziej
usiłujemy stłumić jakieś bolesne wydarzenie albo o nim zapomnieć,
tym bardziej się ono potęguje i przybiera na mocy. Można
powiedzieć, używając obrazu z przypowieści Jezusa, że razem z
nami mieszka w naszym wnętrzu starszy brat, który przypomina nam
nasze bolesne sprawy i oskarża. Mówi nam: "Ty już taki
będziesz, ty się już nie zmienisz; jak ty możesz jeszcze i
patrzeć Bogu prosto w oczy..."
Mamy dwa wyjścia:
albo będziemy się "bić" z naszą trudną przeszłością,
albo ją przyjmiemy jako integralną część naszego życia.
Pierwsze rozwiązanie sprawi, że będziemy do niej podchodzili
urazowo, będziemy tracili energię i radość życia, próbując
wyeliminować z naszej pamięci coś, czego wyeliminować nie można.
Drugie rozwiązanie sprawi, że przyjmując naszą przeszłość
zaczniemy odczuwać wewnętrzną wolność, ale nauczymy się także
dziękować za nią.
Jednakże historia młodszego syna uczy
nas, że sami nie uzdrowimy naszej pamięci. Musimy wtulić naszą
głowę - jak syn - w "łono" Ojca, w łono Jego miłości
i miłosierdzia. Musimy niejako powrócić do łona Ojca Stwórcy, z
którego wyszliśmy nieskazitelni. Musimy przypomnieć sobie nasz
obraz i podobieństwo, który żyje w pamięci naszego Ojca. Aby tak
się stało, nasza zraniona pamięć potrzebuje łaski uzdrowienia.
Musimy o nią prosić. Modlitwa o uzdrowienie naszej pamięci jest
kolejnym krokiem na drodze uzdrowienia obrazu samego siebie (J.
McManus). Może nam w tym pomóc zwłaszcza modlitwa Słowem Bożym.
Będzie nam pomagała patrzeć na naszą przeszłość oczami Boga.
Powoli uwolnimy się od naszego sposobu patrzenia i zaczniemy patrzeć
na swoją historię życia z perspektywy Boga. Tym właśnie jest
zdrowa pamięć. Uzdrowienie pamięci nie polega bowiem na tym, że
wymazane zostanie z niej to, co w naszej historii było trudne, a
pozostaną tylko miłe zdarzenia i doświadczenia. Nie. Nasza pamięć
będzie zdrowa o tyle, o ile będzie się "zbiegała" z
pamięcią o Bogu. Zaczniemy wtedy patrzeć Jego oczyma. Przypomnimy
sobie Jego działanie. Spostrzeżemy to, że jesteśmy "dziełem
Jego rąk", że jest to przeszłość bardziej Boga niż nasza
(W. Stinissen).
Oczywiście, proces uzdrawiania naszej
pamięci może być nieraz długi. Będzie dokonywał się powoli,
przez cierpliwe i hojne trwanie na modlitwie Słowem Bożym przy boku
kierownika duchowego. Nieraz jak starzec Symeon, do końca naszych
dni wyczekiwać będziemy obietnicy Zbawiciela. Stąd należy strzec
się pokusy zniechęcenia. Często w naszym życiu duchowym
popełniamy błąd zniecierpliwienia. Chcielibyśmy, żeby
uzdrowienie dokonało się w jednej chwili. Nieopatrznie chcemy
wymusić u siebie uczucia wewnętrznego pokoju i radości, zwłaszcza
wtedy, gdy cierpienie jest bardzo bolesne, gdy czujemy się jak
marnotrawny syn. Nie wolno przyśpieszać tego procesu. Bóg zawsze
zdąży ze swoją łaską. Do nas należy decyzja o powrocie. Ważne
jest to, żebyśmy zdecydowali się wrócić do naszej przeszłości,
nie uciekać od niej, nie zapominać o niej, nie tłumić jej w
sobie.
Bezpieczne i uzdrawiające wracanie do przeszłości
dokonuje się "w ramionach Ojca". Znamienne jest zachowanie
ojca wobec wracającego syna . Najpierw ojciec rzuca mu się na
szyję, obejmuje go, a następnie pozwala synowi mówić:
wypowiedzieć to, co nosi w sobie, od czego sam nie może się
uwolnić. Do nas należy pierwsza decyzja: zaprosić Boga do naszej
przeszłości, do tych wszystkich miejsc, które nie pozwalają nam
dzisiaj patrzeć na siebie i Boga z pełna wolnością. Chodzi o to,
żeby nasze urazy i zranienia przestały być miejscem cierpienia, a
stały się miejscem spotkania z Bogiem, który leczy. Bóg - jedynie
On - jest najlepszym "diagnostykiem" i lekarzem. Wie kiedy
i jak odkryć przed nami rany przeszłości i jedynie On może je
uleczyć. Pięknie opisuje ten delikatny moment D. Ange w swojej
książeczce "Zraniony Pasterz". Jest to szczególny moment
spotkania chłopca o "chorej pamięci", Emanuela, z
Pasterzem, poetycką personifikacją Jezusa.
Â
[Pasterz]
powiedział tonem poważnym, niemal zatroskanym:
- Jesteś
bardziej chory niż myślisz. Zobaczyłem to już wczoraj wieczorem w
twoich oczach.
Nie mogłem ci tego jednak powiedzieć, bo
wpadłbyś w panikę. Teraz nie chcę niczego przed tobą ukrywać.
To, co ci dolega, jest poważne. Wiesz, dusza też choruje na raka.
Nie zdajesz sobie z niczego sprawy, aż nagle choroba wybucha i toczy
do końca. (...)
- Chciałbym cię o coś prosić: przejdźmy
razem ponownie drogę twego życia...
- Ależ... co masz na
myśli?
- Pójdź ze mną jeszcze raz wszędzie tam, gdzie
żyłeś, gdzie cierpiałeś, gdzie cię skrzywdzono.
-
Zwariowałeś? To wszystko jest już skończone! Po co babrać się w
błocie?
- Emanuelu, wiesz dobrze, że jest wiele miejsc,
których tak naprawdę nie pozostawiłeś za sobą. Wiążą cię z
nimi łańcuchy ze stali. Nie pozwalają ci one iść dalej twoją
drogą z sercem czystym i wolnym. Zagradzają ci przyszłość.
-
Boję się. Otworzysz rany, przywołasz leki...
- Znam te drogi
lepiej od ciebie. Nie byłeś jeszcze wtedy ze mną, ale ja już
byłem z tobą. Zaufaj, teraz będzie zupełnie inaczej.
- Ale
dlaczego nie przekreślić przeszłości tutaj, teraz, jednym ruchem
ręki?
- Muszę uzdrowić każdą ranę, tam gdzie ją zadano.
Zejść do korzeni, aby uleczyć ból, zaradzić złu. Mam swój
szczególny sposób uzdrawiania, znam się na tym. Pozwól mi to
zrobić.
- Czuj się jak u siebie!
- To ja zapraszam cię
do ciebie [2]!
Â
Droga do uzdrowienia obrazu siebie
samego wiedzie w sposób konieczny przez uzdrowienie naszej pamięci.
To chora pamięć sprawia, że chory staje się nasz obraz Boga i
obraz siebie. Albo żyjemy jak "intelektualiści", którzy
nie są w stanie dostrzec misterium Boga bliskiego, który ukryty w
naszej codzienności nigdy nie wypuszcza nas z naszych rąk, albo
poranieni naszą przeszłością urazowo patrzymy na obraz naszej
teraźniejszości i przyszłości. Nie potrafimy sobie przebaczyć,
bo nie czujemy się przebaczeni. Żyjemy nie pojednani z naszą
przeszłością.
Jezus, który opowiada przypowieść,
chce nam powiedzieć, abyśmy nie uciekali przed bolesnymi
wydarzeniami przeszłości. Przynosi nam słowa Boga Ojca: "Moje
dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie
należy". Jesteśmy zaproszeni do uzdrowienia naszej pamięci,
która pozwoli nam lepiej głębiej zobaczyć nas samych i nasze
życie. Pozwoli nam zobaczyć Boga obecnego we wszystkich
wydarzeniach życia. Zdrowa pamięć pomoże nam zauważyć ojca,
który codziennie o nas myśli, tęskni i czeka.
Krzysztof
Wons SDS
Przypisy:
[1]
A. GrĂźn, Nie bądźmy dla siebie bezwzględni, Wrocław 1998, s.
94.
[2] D. Ange, Zraniony Pasterz, Kraków 1993, św.
51-52.
źródło:
http://www.katolik.pl/bog--ktory-zyje-w-mojej-pamieci,22679,416,cz.html?s=1
Â
Â
Ks.
Maciej Sarbinowski SDB
Â
UNIVERSITĂ
PONTIFICIA SALESIANA
P.zza
dell'Ateneo Salesiano, 1
00139
Roma
Â