Poezja futurystyczna - „Słowa na wolności” i „język pozarozumowy”
Poezja futurystyczna nie tylko opowiadała o naturze buszującej w ludzkim ciele, ale starała się także wypowiedzieć naturę „nagą”, udzielić jej głosu w wierszach. Czytelnik powinien był odnieść wrażenie, iż wiersze te zostały napisane „pod dyktando” natury, że są mową żywych, żywiołowych procesów. Gdy formował się futuryzm polski, na Zachodzie i na Wschodzie wynaleziono już sposoby „ujęzykowienia” bezmownej natury. Znane były koncepcje Włochów, którzy postulowali „słowa na wolności” czyli wiersz złożony z ciągu słów „wyplątanych” ze składni, wyzwolonych spod konwencji norm poprawnościowych.
Rezygnacja z dyscypliny składniowej miała być w poezji naśladowaniem żywiołowości natury, chaotyczności życia. „A skoro chodzi o oddanie materii w sposób jak najbardziej czysty, jak najbardziej wierny, skoro chodzi o takie jej oddanie, które byłoby zlaniem się słowa z rzeczą i do pewnego stopnia bezpośrednim wniknięciem w wszechświat, Marinetti sądzi, że literatura może tego dokonać jedynie drogą zniszczenia dotychczasowej składni gramatycznej. (...) Pragnie on uczynić z poety odkrywcę w świecie materii, a z języka organ, który by chwytał życie materii z całą jego falującą zmiennością”. (Tak wyjaśniał istotę „słów na wolności” Tadeusz Peiper.)
Znajdź pośród cytowanych w tym rozdziale wierszy tekst, który zaliczyłbyś do „słów na wolności”.
Inną, proponowaną przez Rosjan próbą złączenia poezji z rytmem natury była l i r y k a „p o z a r o z u m o w a” (roś. zaum), którą szczycili się kubofuturyści. Polacy wysoko cenili ten eksperyment. Stern pisał w 1927 roku, że język pozarozumowy, „będący twórczością nowych, nie istniejących słów”, to jedyna realna zdobycz rosyjskiej Nowej Sztuki. Najprostszym środkiem, od dawien dawna służącym iluzji „mówiącej natury”, jest o n o ma t o p e j a.
Poprzez odpowiedni dobór słów dźwiękonaśladowczych można uzyskać wrażenie kołysanki śpiewanej przez deszcz albo leniwego szumu traw lub gniewnych pomruków burzy itd. Wszystko, co w otaczającym nas świecie „ma głos”, może stać się zadaniem artystycznym dla poety. Kubofuturysta ułatwiał sobie to zadanie: nie musiał wyszukiwać słów o odpowiednim brzmieniu, wystarczyło takie słowa wymyśleć, by napisać wiersz, w którym pod-miotem mówiącym nie byłby człowiek, lecz wyładowania atmosferyczne, ruch w krajobrazie, gra fal, odgłosy jakichś zdarzeń w świecie „dźwięczącej” materii – jak to się dzieje w wierszu Brunona Jasieńskiego na rzece:
o trafy tarów żyrafy rafren cerę chore o ręcena stawie ta wie na pawie stawo trące tren terence
W poezji dźwiękonaśladowczej – pisze Janusz Słowiński – „główna więź między słowami polegała na tym, że wszystkie one współtworzyły »fonograficzny« odpowiednik jakiegoś jednolitego kompleksu dźwięków (warkot motoru, radiowe sygnały).” Oto przykłady z wierszy Młodożeńca:
o jakże – jak?!! – o – – Holi – ho – –– – – – – – – – o – mia „lumba” – –(radioromans)kwan – kliki – dlin – dlamytony – – wołania(iks)
Bardziej wyrafinowana koncepcja odnosiła się do natury człowieka – wyprzedzającej lub pokonującej kulturę. Futuryści rosyjscy odnajdywali wiele sytuacji w życiu ludzkim, kiedy to język ogólny, „rozumowy”, ustępuje miejsca indywidualnemu językowi pozarozumowemu. W chwili krańcowego wycieńczenia, w najwyższym napięciu emocji, na granicy jawy i snu pojawiają się niespodziewanie w naszych myślach słowa dziwne, nigdy przedtem nie słyszane. (Jak dziewczęce imię Ylajali w rojeniach bohatera powieści Knuta Hamsuna Głód.) Nowa poezja pragnęła dotknąć tajemnicy takich słów. A jednocześnie była zafascynowana ciałem jako instrumentem mowy.
Oto Chlebnikow daje zapis wysiłku artykulacyjnego. W jego wierszu dzieje się tak, jak gdyby ktoś dostosowywał rozmaite kombinacje głoskowe do możliwości swych narządów mowy. Wargom spodobała się głoska „b” i tak powstało słowo „bobeobi”.Takie doświadczenia zna aktor, orator. Zna dziecko uczące się mówić. Idea mowy pozarozumowej miała silny związek z językiem dziecięcym.
Dzieci chętnie się bawią piętrzeniem i pokonywaniem trudności wymowy, tzw. „skrętaczami języka” (w polszczyźnie to „chrząszcz brzmi w trzcinie” czy „stół z powyłamywanymi nogami”). Futurystom nie udało się ograniczenie języka poezji wyłącznie do słów wymyślonych. Zazwyczaj wiersz pozarozumowy był połączeniem fantazji słowotwórczej z elementami mowy komunikatywnej; bez takiego kompromisu czytelnik nie potrafiłby rozpoznać intencji autorskiej. Oto całość wspomnianego wiersza Chlebnikowa (w tłumaczeniu Wiktora Woroszylskiego):
Bobeobi warg zaśpiewy
Weeomi wejrzeń śpiewy
Pijeeo brwi dośpiewyLijeeje owal zarys
Gzi – gze – gzo łańcucha śpiew
Tak na płótnie rozpiętym współzależności jakowychś
Poza wszelkim wymiarem żyła Twarz
Słowo zmyślone od rdzenia, nie posiadające znaczenia utrwalonego w słowniku, stanowiące aluzję brzmieniową i znaczeniową do znanych wyrazów lub grup wyrazowych, miało jeszcze jeden cel.
W niektórych wierszach stanowiło poetycką hipotezę na temat początków języka, jego stanów pierwotnych. Wszystkie zarysowane tu osobliwości kubofuturystycznej liryki pozarozumowej odnajdziemy w poezji polskiej. Słowa wynotowane z wiersza Tuwima „Wanda” (z cyklu „Słopiewnie”) ułóż w porządku malejącej komunikatywności: od potocznych i w pełni zrozumiałych – do najbardziej wieloznacznych, zbliżonych do „pozarozumowości”. Odmianą liryki pozarozumowej był w dorobku futurystów polskich eksperyment uniezwyklania słów potocznych poprzez ich rozbijanie, skracanie, odwracanie.
Sprzyjał temu c h w y t t y p o g r a f i c z n y, w którym słyszenie tekstu ustępowało jego widzeniu, wiersz musiał być oglądany, tworzył p o e z j ę d l a o k a. Wystarczyło – jak to robi Jasieński w wierszu Wiosenno – w środek zwyczajnego słowa wprowadzić dużą literę, np. panny zapisać jako pAnny, by podwoić znaczenie (cząstkę „Anny” wolno zrozumieć jako imię „panien”). Zobaczmy, jak ten chwyt wykorzystuje Młodożeniec:
pijany na wierzbowym kiJu
TRAJkoce MAJ –fU
Jarecko mOJa – gra
JOJA – JAJKRASUL
a posła Jaz do LASU
akaJ ze kaJ
fUJarecko m
OJa – graJ
Ze słów „zaatakowanych” dużymi literami wyłaniają się inne – słowo podobne skupiska głosek: „Jany” (liczba mnoga od imienia Jan?), „Jarecko” (imię kobiety?), „TAJ” (nazwa? rozkaz? przyśpiew?); niektóre wyrazy, np. „akaJ ze kaJ”, robią wrażenie dziwotworów pozarozumowych, choć są – gdy się dobrze wczytać – formami mowy całkowicie rozumowej (gwarowe „a kajze? kaj?” czyli „a gdzież to jest, gdzie?”). Inna kombinacja „pozarozumowa”, znana zarówno Rosjanom, jak i Polakom, polegała nabudowaniu ciągu wariacji słowotwórczych – inspirowanych jednym słowem (np. „śmiech” lub „płonąć”).
Oto fragment Zaklęcia przez śmiech Chlebnikowa (jest to przekład Jana Śpiewaka, który celnie oddaje pomysł oryginału):
O, rozśmiejcie się, śmiechacze, O, zaśmiejcie się, śmiechacze, Którzy śmiejąc się śmiechami śmiechają śmiechalnie, O, rozśmiejcie się uśmieszalnie, O, rozśmieszysk wyśmiewalnych, wyśmiewanych śmiech śmiechaczy.
Jednym z najciekawszych eksperymentów tego typu, wysoko cenionym przez Witkacego (niechętnego ideom futurystycznym) są Żywoty Aleksandra Wata, ogłoszone w almanachu „gga” (1920). „Żywoty” Wata spróbuj „przełożyć” na język w pełni komunikatywny; które fragmenty wiersza nie poddają się takiemu „przekładowi”?