Pan
Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z r. 1811
i 1812 we dwunastu księgach wierszem.
Księga
pierwsza: Gospodarstwo.
Dzieło
Adama Mickiewicza rozpoczyna się słynną inwokacją, która
skierowana jest do Litwy. Autor nawiązuje w pierwszych wersach do
fraszki Jana Kochanowskiego Na zdrowie. Tym sposobem uzmysławia
czytelnikom, że ojczyznę, wszystkie jej walory i wartości, tak
samo jak zdrowie, docenia się dopiero po jej stracie. Następnie
zwraca się do Matki Boskiej Częstochowskiej oraz Ostrobramskiej z
prośbą o powrót „na Ojczyzny łono”. Autor przenosi się do
kraju lat dziecinnych oczami swej wyobraźni i wyróżnia
charakterystyczne, najbardziej malownicze i, co najważniejsze,
utracone miejsca.
Później
zaprezentowany zostaje typowy polski dworek szlachecki, położony w
otoczeniu urodzajnych pól, nad brzegiem strumienia, „na pagórku
niewielkim”. Jest on drewniany, nieduży, pobielony i podmurowany,
okolony brzozowym lasem i topolami. Wszystko wskazuje no to, że
panuje tu dobrobyt, blisko dworku stoi stodoła i stogi, świadczące
o żyznych polach uprawnych. Brama dworu jest gościnnie otwarta dla
wszystkich przechodniów, zapraszająca każdego wędrownego. Po tym
opisowym słowie wstępnym zaczyna się właściwa akcja
dzieła.
Do dworu przyjeżdża po
dziesięciu latach nieobecności młody panicz, Tadeusz Soplica.
Niemniej jednak nie zastaje w nim nikogo, w zamian witają go
zamknięte drzwi od ganku. Panicz nie biegł nawet do folwarku po
sługę, ale sam otworzył sobie drzwi, tak mu było pilno zobaczyć
„ściany starodawne”. Promiennie wita każdy zakątek dworku,
wracając pamięcią, do tego, jak wyglądały w czasach jego
dzieciństwa. Powrócił tu ukończywszy szkoły, ogląda całe
wyposażenie domu, które poznaje z lat młodzieńczych. Na ścianach
dostrzega portrety dzielnych mężów narodu: Kościuszki, który
przysięga „na stopniach ołtarzów”, że wypędzi z państwa
okupantów, Rejtana po utracie wolności, Jasińskiego i Korsaka na
okopach Pragi w trakcie ataku Moskali. Następnie dostrzega stary
zegar kurantowy i pociąga za sznurek, w dworku daje się słyszeć
brzmienie Mazurka Dąbrowskiego. Kiedy dochodzi do pokoiku, w którym
sam niegdyś mieszkał, ze zdumieniem spostrzega, że należy on
teraz do jakiejś młodej dziewczyny. Zastanawiając się, kto tu
urzęduje, podszedł do okna i zauważył obcą sobie panienkę.
Dziewczę w porannej białej koszulce stojące na środku ogrodu,
niespodziewanie i bardzo szybko wbiegło do pokoju. Gdy dostrzegło
panicza natychmiast uciekło wielce wystraszone i skonsternowane, nie
oglądając się wcale na jego zakłopotanie i usprawiedliwienia.
Młody mężczyzna odczuwał przy tym spotkaniu mocniejsze uderzenia
serca, nie wiedząc tak naprawdę, czy to zajście powinno go radować
czy może raczej zawstydzić.
Tymczasem
zauważono już przybycie gościa, a zawiadomiony o jego pojawieniu
się Wojski, dalszy krewniak i przyjaciel rodziny, poderwał się,
aby go przyjąć z otwartymi ramionami. Wojski zarządza folwarkiem,
przyjmuje i zabawia gości pod nieobecność Sędziego. Mówi
Tadeuszowi, że przyjechał w odpowiedniej chwili, ponieważ właśnie
przygotowywana jest wieczerza, na której ma się zjawić całe
mnóstwo gości. Potem obaj idą na spotkanie Sędziemu, wujowi
Tadeusza i gospodarzowi dworu, oraz całemu towarzystwu, które
uprzyjemniało sobie czas w nieodległym gaju. Po drodze starają się
zrelacjonować sobie wszystko, co wydarzyło się w czasie pobytu
młodzieńca w mieście. Niebawem spotykają gości i po niedługich
przywitaniach komplet gości powraca do dworku. Sędzia, jako
przykładny pan domu, jak każdego wieczora, dogląda inwentarza.
Gości, ze świecami w dłoniach, przyjmują Wojski i woźny Protazy,
który ukradkiem rozkazał przeniesienie stołów z jedzeniem do
wiekowego zamku. Wojski jest zbulwersowany tym faktem, albowiem nie
wyraził na to przyzwolenia. O zamczysko to Sędzia toczy wieloletni
spór z Hrabim, który należy do rodziny Horeszków.
Zamkowa
sień była imponująca, „wielka jak refektarz”, z herbem
Horeszków – Półkozic na suficie. Dalej ogół towarzystwa
zasiada do kolacji zgodnie z mnogimi zwyczajami litewskimi, na
przykład stosując się do hierarchiczności zasiadania przy stole,
czyli zgodnie z wiekiem i oficjalnie zajmowanym stanowiskiem. Innym
obyczajem było służenie przy posiłku niewiastom. Najważniejsze
miejsce zajął Podkomorzy, koło niego zasiadł Kwestarz, następnie
Sędzia, który dostrzegając, że zadumany Tadeusz nie zabawia
swoich sąsiadek, wygłasza przemówienie na temat grzeczności i
szacunku do przyjaciół. Myśl jego podejmuje Podkomorzy, który
skupia się na konieczności dbania o polskość, dopatrując się we
wszelkich modach, a w szczególności w modzie na francuszczyznę
wpływów degeneracyjnych, które przyczyniły się do utraty
niepodległości. Wiedząc, że ksiądz robak dostał list z Warszawy
chciał się także dowiedzieć czy to może wieści na temat
Napoleona i jego wojsk. Bernardyn odpowiedział, że przychodzą do
niego listy tylko i wyłącznie z zakonu, ale mówiąc to spojrzał
ukradkiem na siedzącego wśród gości Moskala, kapitana
Rykowa.
Przy trzecim daniu
Podkomorzy zwraca uwagę, że sam jest zmuszony opiekować się
kobietami, chociaż nie jest już młody. Sędzia mówi, że
wprawdzie młodzi są oddawani do szkół, mając w rezultacie
zwiększony zasób wiadomość aniżeli starsi, niemniej jednak nie
mają sposobności poznawania zwyczajów. Sam Sędzia wychowywany był
u ojca Podkomorzego i wyniósł z domu Wojewody wszystkie normy
uprzejmościowe, do których stosuje się do dzisiaj. Przepływ
poglądów kończy pojawienie się, wraz z czwarta potrawą,
dystyngowanie odzianej i nieprawdopodobnie pięknej niewiasty,
Telimeny. Powitawszy wszystkich zajmuje ona miejsce obok Tadeusza,
nie je jednak nic tylko bawi się włosami. Paniczowi zdawało się,
że jest to mieszkanka jego niegdysiejszego pokoju, toteż patrzył z
zaciekawieniem. A i ona nie pozostawała na te spojrzenia bierną,
tym bardziej, że dostrzegała i znała wszystkie Tadeusza „cnoty i
zalety”, zapoczątkowała wiec z nim rozmowę w języku francuskim.
Pytała go głównie o nowe książki i z jego odpowiedzi tworzyła
następne pytania.
Na przeciwnym
krańcu stołu ciągnęła się polemika pomiędzy zwolennikami
Kusego (pies Rejenta), a zwolennikami Sokoła (pies Asesora), o to,
czyj chart upolował zająca. Rejent przedstawiał własną wersję
wydarzeń. Asesor zapytał, czy konflikt będzie w stanie
rozstrzygnąć Telimena, ciocia Tadeusza, która przypuszczalnie wie
więcej o polowaniach niżeli Tadeusz, który chwile wcześniej
próbował wypowiedzieć się w sprawie sporu. Dla Tadeusza
informacja, że przepiękna pani koło niego jest jego rodziną, była
niespodzianką. Podkomorzy ułagodził poróżnione strony,
zarządzając przesunięcie polemiki na następny dzień i proponując
polowanie na zająca.
Młody
Soplica z młodymi gośćmi udaje się do stodoły, by w zastępstwie
pana domu mieć baczenie nad przygotowaniami dla nich miejsc do
spania na sianie. W nieskończoność wraca pamięcią do wieczornych
zdarzeń, ale nie miał kogo wypytać o Telimenę i łączące ich
spokrewnienie. Czuł się zmieszany i zły, a w uszach wciąż
brzęczało mu słowo „ciocia”.
W
finalnej części księgi narrator przeciwstawia śpiący, wyciszony
dwór. Rozprawia o niepewnej doli żołnierzy, którzy walczą po
stronie Napoleona. Dowiadujemy się, że wielu z nich przedziera się
do Księstwa Warszawskiego, by móc zapisać się do wojska lub
zostać konspiratorem. Opuszczali rodziców i swoje domy, by walczyć
o odzyskanie dóbr zabranych przez cara. W Panu Tadeuszu takim
tajnym wysłańcem jest ksiądz Robak, bardzo dobrze rozeznany w
sprawach politycznych. Często prowadził na osobności rozmowy z
Sędzią, a potem po okolicy zawsze rozchodziła się jakaś nowina.
Znaczące jest, że pojawia się on w tej chwili i stawia na nogi
Sędziego, żeby przekazać jakąś informację. Autor ostatecznie
nie zdradza czytelnikom treści tej rozmowy.
Księga
druga: Zamek
Nad
Soplicowem budzi się nowy dzień i od samego rana wszyscy zjeżdżają
się na polowanie z chartami. Tadeusza, który zasnął najpóźniej,
wyrywa ze snu ksiądz Robak. Podkomorzy wydaje komendę do wyjazdu, a
wszystko zapowiada udane polowanie. Zaczyna się pościg za zającem,
który ma definitywnie rozsądzić spór o Sokoła i Kusego. Moment
po wyjeździe całego towarzystwa przy zamku pojawia się spóźniony
Hrabia, którego zachwycił wygląd budowli w promieniach porannego
słońca. Trafiając po drodze na Gerwazego, który jest starym
klucznikiem, ostatnim, z dworzan Horeszków. Hrabia zostaje zapytany
przez niego o proces z Sędzią i odpowiada, że wyczerpany
przedłużającym się sporem jest skory odsprzedać zamek. Oddany
sługa Horeszków nie może zaakceptować takiej nowiny. Postanawia
wyperswadować Hrabiemu ten zamiar z głowy, pokazując mu budowlę i
opisując jak wyglądała za czasów swej świetności. Odtwarza
również historię familii, podbudowując zaczerpniętymi z niej
epizodami waśń pomiędzy Soplicami a Horeszkami.
Stolnik
Horeszko, potentat zamku, z początku, by pozyskać poparcie na
sejmikach, przyjaźnił się z niejakim Jackiem Soplicą, zwanym
„Wojewodą”. Stolnik miał jedyną bardzo ładną córkę, do
której zalecało się całe mnóstwo paniczów z bliskiej i dalszej
okolicy. Pomiędzy kandydatami na męża pojawił się także Jacek
Soplica, który miał poparcie pośród szlachty i wiele znaczył
w okolicy. Jacek Soplica myślał, że Horeszka go docenia i liczył,
że zgodzi się, ażeby stanął na ślubnym kobiercu z jego córką.
Miał się już oświadczać o rękę panny, lecz Horeszka, gdy
zorientował się, co do jego intencji, podał mu czarną polewkę.
Ponoć Soplica spodobał się Stolnikównie, ale panienka trzymała w
sekrecie swoje uczucia. Kilka dni później na zamek wtargnęli
Moskale, wprawdzie ich najazd udało się udaremnić, lecz Stolnik
poległ, jak informuje Gerwazy, z ręki Jacka Soplicy. Wówczas sługa
powziął postanowienie odwetu za śmierć pana. Co gorsza udało mu
się wprowadzić swój zamysł w życie i wymordował znaczną część
członków nienawistnego klanu. Zagorzała mowa Gerwazego poruszyła
skłonną do wyobrażeń atmosferą tragedii fantazję Hrabiego tak
mocno, że przysiągł on nie oddawać zamku Soplicom. Było to
wszelako działanie chwilowe, bo ułowiwszy uchem odgłosy łowów
zapragnął również wziąć udział w polowaniu.
Jednak,
gdy mijał niedaleki sad z posadzonymi w rzędach owocowymi drzewami,
dostrzegł w nim dziewczę, ubrane wyłącznie w bieliznę. Zdawało
mu się, że dziewczyna płynie w powietrzu, „po liściach”.
Hrabia obserwował pannę w słomianym kapeluszu rozanielony jej
widokiem, ale z zamyślenia wyrwał go dosyć brutalnie Ksiądz
Robak, który zakomunikował mu, że nie ma tu dla niego ani jednego
owocu. Gdy Bernardyn się oddalił, zniknęła jednocześnie
ogrodniczka z różową wstążką, a na dróżce pozostał tylko
porzucony „koszyk mały z rokity”.
W
domu Sędziego robi się głośno, wszyscy przybywają do dworku na
śniadanie. Służba serwuje śniadanie według nowej mody, z której
Sędzia był nierad, a zgodnie z która do jedzenia nie siadano przy
stołach. Panie piją kawę i posilają się twarogiem, a panowie
pogryzają różne mięsa i wędliny, których wybór jest naprawdę
duży. Zebrani porozdzielali się na dwie grupy. Starszyzna w jednej
izbie wypowiadała się na temat polityki, a młode pokolenie zebrane
w innej izbie pasjonowało się lżejszymi treściami, miedzy innymi
nierozstrzygniętym konfliktem Asesora z Rejentem.
Nierozstrzygniętym, gdyż żaden z chartów nie powrócił z
zającem. Wojski krąży między izbami i nie bierze udziału w
rozmowach. W czasie posiłku Tadeusz gawędzi z Telimeną stojąc
pomiędzy izbami i dowiaduje się, że jedynie przez przejawy
przyjaźni nazywana jest ona jego „ciocią”, albowiem w
rzeczywistości nie są spokrewnieni. Później Telimena opisuje
wszystkim historyjkę z czasu jej wizyty w Rosji. Opowiada o tym jak
psy jej tamtejszego sąsiada zagryzły jej ukochaną psinę, którą
dostała „w podarunku od księcia Sukina”. Na szczęście chwilę
później zjawił się Wielki Łowczy Dworu i widząc Telimenę w
złym humorze zapytał o jego przyczynę. Kazał przywlec właściciela
psów i wmówił mu, ze zagryzły łanię spodziewającą się
młodych. Próby polemizowania na nic się zdały i trafił na
miesiąc do aresztu. Opowieść ta, mająca przedstawiać przykład
potwierdzający tezę o przenikliwości i nieustępliwości carskich
urzędów, rozbawiła gości i podzieliła ich na nieduże grupy, w
których poruszało się najróżniejsze zagadnienia. Telimena
tymczasem coraz serdeczniej rozmawiała z Tadeuszem, zadowolona, że
jej historia rozbawiła również jego. Zaloty ich kończy Wojski
uganiający się z packą za muchami. Niemniej jednak za moment nie
ma innego wyjścia, jak zająć się czymś innym. A to dlatego, że
konflikt Asesora z Rejentem wybuchł na nowo i prawie doszło w nim
już do pięści. Na szczęście w ostatniej chwili Ksiądz Robak
złapał skłóconych kolegów za ramiona i cisnął w przeciwne kąty
sali. Wojski starł się uciszyć gości, zaczął więc opowiadać o
słynnych myśliwych, którzy nie mieli sobie równych. Powiadał, że
niegdyś godzono zwaśnione strony dzięki zakładom. Poprosił, by
Rejent i Asesor tym starym obyczajem skończyli spór o Kusego i
Sokoła. Rejent wystawił w zakładzie rumaka z wyposażeniem, Asesor
zaś złote obroże z jedwabną wodzą, które chciał zostawić dla
dzieci.
Znudzona tymi
długimi zwadami Telimena zgłosiła pomysł wyprawy do lasu na
grzybobranie. Jako pierwszy w milczeniu pospieszył za nią
oczywiście Tadeusz. Sędziemu myśl ta spodobała się tak bardzo,
szczególnie, że widział w niej sposób na przerwanie „krzykliwego
sporu”, że zasugerował zawody. W nagrodę, ten, kto zbierze
najwięcej grzybów, znajdzie najpiękniejszego rydza, dokona wyboru
towarzysza lub partnerki na wieczorną uroczystość.
Księga
trzecia: Umizgi
Hrabia
miał zamiar powrócić do swojego domu, lecz ciągle wstrzymywał
konia, ponieważ nadal nie potrafił zapomnieć o tajemniczej
kobiecie, którą zobaczył w ogrodzie. Cały czas oglądał się za
siebie i spoglądał na sad, a przez moment zdawało mu się nawet,
że panna znowu wybiegła do ogrodu. Hrabia zszedł z konia, odesłał
służbę do domu, a sam zaczął skradać się w stronę sadu.
Skryty za ogrodzeniem, przez jakiś czas przygląda się dziewczynie,
a potem, przyczajony pośród liści, podczołgał się w kierunku
panienki. Dostrzegłszy go dziewczę chciało z początku uciec, lecz
nie mogło opuścić dzieci, toteż pomiędzy Hrabim a panienką
wywiązała się niedługa konwersacja. W trakcie jej trwania
rozwiały się mrzonki Hrabiego, który obserwując małoletnią
kobietę myślał o niej jak o bogini, świteziance, heroinie.
Dziewczyna, czym prędzej go pożegnała i odeszła z dziećmi.
Hrabia, który w rozmowie oświadczył jej, że udaje się na
śniadanie do dworu, zadecydował wcielić ten plan w życie.
Jednakże, kiedy dochodził do siedziby Sopliców, zobaczył całą
elitę w nieodległym lasku. Nie wiedząc, co oni tam czynią, nie
znając tego „wiejskiego zwyczaju”, postanowił do nich szybko
dołączyć. Zdziwiony pobiegł więc do lasu.
Grzybów
było w lesie mnóstwo, więc grzybobranie trwało w najlepsze.
Zbierano różnorodne okazy, lecz każdy szukał wzrokiem rydza.
Tylko Telimena zdawała się nie być zainteresowana grzybami,
zaczęła szukać głuszy i odosobnienia i pomału oddalała się na
polanę na niedalekim wzniesieniu, gdzie znajdował się strumień.
Zachwycona pięknem tego miejsca nazwała je Świątynią Dumania.
Rzuciła na bujną trawę swój czerwony szal i usiadła na nim, a
następnie na wpół się położyła. Niewiastę wypatrzył Tadeusz
i skradał się powolnie w jej kierunku, na wzgórze, gdyż nie miał
śmiałości by po prostu do niej podejść. Jego intencje przejrzał
Sędzia i ubiegł go, przecinając mu drogę, bowiem miał sprawę do
Telimeny. Chciał pomówić o zamiarach wydania Tadeusza za Zosię,
która była podopieczną Telimeny. Zamysł tenże niepomiernie
wzburzył ciotkę, która aż pobladła. Przyszedłszy do siebie
zgodziła się jednak na ewentualność zaistnienia tego związku,
lecz zastrzegła, że nikomu nie wolno ich z premedytacją i
natarczywie kojarzyć. Soplica odszedł, a ku Telimenie z jednej
strony przybliżał się Tadeusz, a z przeciwnej Hrabia.
Scenę
sporu Sędziego z Telimena Hrabia oglądał i szkicował, albowiem
zawsze miał przy sobie papier i ołówek. Po odejściu Sędziego
podszedł on do odpoczywającej na polanie kobiety pokazując jej
swoje prace. Telimena oglądała je okiem znającej się na sztuce
osoby, mało chwaląc, lecz zachęcając do dalszych prób. Tak
nawiązał się pomiędzy nimi dialog o sztuce, której podług nich
przysłużyć się może jedynie zagraniczny nastrój, urągając tym
samym rodzimemu krajowi. Ich sądowi przeciwstawia autor swój opis
piękna litewskich puszcz pełnych krasy.
Tadeusz
przysłuchiwał się tej długiej dyskusji coraz bardziej znudzony i
podenerwowany. On, w przeciwieństwie do Telimeny i Hrabiego, widział
urodę rodzimej natury, a nie tylko włoskich krajobrazów. Twierdzi
nawet, że sąsiedzi będą dogryzać Hrabiemu, jeśli nie będzie
malował pięknej litewskiej ziemi. Niemniej jednak Hrabia utrzymuje,
że rzetelny obraz potrzebuje włoskiego nieboskłonu, albowiem
bezwarunkowo to właśnie Włosi są perfekcyjnymi artystami. Tadeusz
zachwyca się ojczystymi pejzażami, wiatrem i niepogodą, opisuje
chmury, które potrafią nabrać różnorakich kształtów. Hrabia
znowu rozkłada swój szkicownik, lecz niespodziewanie zadzwoniono we
dworku na obiad i wszędzie było słychać pełno wrzawy i zgiełku.
Telimena złożyła na ręce Hrabiego niezapominajki, które on
przypiął do piersi, następnie zagadując go, dyskretnie podsunęła
Tadeuszowi kartkę i klucz.
Dzwon
wciąż dzwonił, a goście wracali do dworu na obiad wśród gwar i
krzyków. Wszyscy, oprócz Telimeny, Hrabiego i Tadeusza, nieśli
kosze z grzybami, a Wojski chwalił się muchomorem. Goście
wchodzili w odpowiednim porządku i stawali wkoło, a najważniejsze
miejsce za stołem zajmował Podkomorzy. Obiad przebiegał w miłym,
lecz także wyjątkowo cichym klimacie. Sędzia nie miał ochoty z
nikim rozmawiać i widać było po nim, że wyczuwa jakieś
tajemnicze problemy. Nieoczekiwanie przybiegł leśniczy z
wiadomością o niedźwiedziu widzianym w borze, przerywając nudny
przebieg obiadowania. Wszyscy jednogłośnie doszli do przekonania,
że należy upolować niedźwiedzia i na kolejny dzień umówiono się
na polowanie, które prowadzić miał Wojski. Sędzia zamówił także
poranną mszę za myśliwych u księdza plebana. Pozostała część
dnia upływała na podkuwaniu rumaków, karmieniu psów i
przygotowywaniu broni. Żeby wstać bez problemu z rana, wszyscy
przemęczeni poszli tego dnia spać wcześniej.
Księga
czwarta: Dyplomatyka i łowy
Księga
rozpoczyna się wspomnieniami narratora dotyczącymi piękna
litewskich lasów i obyczajów wiążących się z nimi, w tym łowów.
Dalej przenosi nas na wyjątkowo ruchliwe podwórko Sopliców, skąd
wyrusza ekspedycja na niedźwiedzia. Wszyscy byli tak zabiegani, że
żadna osoba nie ściągnęła z łóżka wciąż dobrze śpiącego
Tadeusza. Czyni to dopiero tajemnicza nieznajoma, Tadeusz rozpoznaje
w niej tajemniczą kobietę, którą widział w dniu przybycia do
Soplicowa. Panienka pukała w okno, a kiedy Tadeusz zerwał się z
łóżka, uciekła zmieszana. We dworku, przed chwilą jeszcze tak
hałaśliwym, teraz panowała pustota i cisza, wszyscy ruszyli w
pole. Następnie Tadeusz udaje się na posiedzenie do gospody
Jankiela, gdzie rankiem mieli się zbierać obławnicy. Narrator
opisuje także wygląd karczmy.
Tutaj
odbywała się dysputa na różne tematy, głównie polityczne: o
Napoleonie, o zbrojeniach Polaków, o niegdysiejszych czasach
wolności szlacheckiej. W oberży izba rozgraniczona była na część
dla dam i przybyszy, a także inną salę, gdzie przy stolikach
skupiła się okoliczna drobna szlachta i gospodarze. W gospodzie
wyprawiano chrzciny i przyjęcia ślubne, a co niedzielę Jankiel
urządzał biesiady z przygrywką, w trakcie których sam grał na
cymbałach, wyśpiewując pieśni narodowe. Bernardyn Ksiądz Robak
postanowił skorzystać z tej narady i zrelacjonować sukcesy
Napoleona, jak również przybliżyć pamięci zebranych postaci
wielkich polskich wodzów, między innymi gen. Dąbrowskiego, który
ponoć zażywał tej samej tabaki, którą Robak zebranych w
zajeździe poczęstował. Jest to tabaka specjalna, jako że na jej
przykładzie nawiązuje Robak do ważnych dla państwa zdarzeń. Sama
zawartość pochodzi spod Jasnej Góry, gdzie po mistrzowsku
wyrabiają ją bracia paulini. Natomiast na spodzie tabakiery
znajduje się scena przedstawiająca Napoleona na czele wojska. Tak
od tabaki przechodzi Ksiądz sprawnie do osoby cesarza, przywołując
jego domniemany obyczaj zażywania tabaki przed każdą ważniejszą
potyczką. Bernardyn chce w tenże sposób zyskać nowych ludzi do
sprawy, naucza zgromadzonych, że nie starczy pasywnie na Napoleona
patrzyć i czekać, powinno się organizować i zbroić. Niestety
polemika zostaje przerwana, ponieważ Bernardyn zobaczył za oknem
Tadeusza cwałującego gościńcem bez kapelusza i ruszył za nim do
wielkiej puszczy.
Las jest stary i
niezmierzony, narrator opisuje niebezpieczny i nieprzebyty fragment
boru, który znajduje się za jeziorami, zwany matecznikiem, w którym
zwierzęta mogą czuć się pewnie, bo nikt z ludzi tam się nie
zapuszcza. Tam zwierzęta dożywają kresu swych dni, matecznik je
osłania i żywi. Kiedy jednak zwierzę wypuszcza się poza
matecznik, tak jak niedźwiedź, na którego polowano, ma nieduże
możliwości przetrwania.
Zaczyna
się pościg za niedźwiedziem. Wszyscy słuchają poleceń
Wojskiego, ale po wytropieniu zwierzęcia przez ogary strzelcy,
pomimo zakazów Wojskiego, czym prędzej puszczają się naprzód.
Zwierzę zostaje ranne, lecz mimo to rusza w kierunku, gdzie znajdują
się Wojski, Tadeusz i Hrabia. W końcu rzuca się do ataku na dwóch
ostatnich z łapanki, czyli na Hrabiego i Tadeusza oraz kilku
obławników. Niedźwiedź atakuje Hrabiego, zaczepiając łapą o
jego głowę. Zaatakowani Hrabia i Tadeusz jednocześnie oddają dwa
wystrzały, niestety nietrafne. Poprawiają ich Rejent, Asesor i
Gerwazy tak, że niedźwiedź pada nieżywy pod nosem Hrabiego. Na
koniec polowania Wojski odegrał pieśń na rogu bawolim, który jest
„długi, cętkowany, kręty”, a wszyscy biorący udział w
obławie są zachwyceni mistrzostwem jego gry. W melodii zawarte jest
całe opowiadanie o polowaniu, Wojski dmie w swój róg cztery razy.
Zebrani winszowali mu przepięknej gry, a potem oczy wszystkich
zwróciły się na trupa niedźwiedzia.
Pomimo
to ponownie wybucha konflikt Asesora z Rejentem, tym razem o to, kto
ustrzelił zwierzę. Wojski przystępuje do opowieści o analogicznym
wydarzeniu, które przytrafiło się niejakiemu Domeyce i Doweyce.
Jednakże przerywa mu i konflikt szybko rozsądza Gerwazy, wyjmując
nabój z głowy niedźwiedzia. Okazuje się, że wyszła ona z jego
strzelby, ale ugodził niedźwiedzia Ksiądz Robak, bowiem Gerwazy
stchórzył bojąc się zranić przy okazji Hrabiego. Wznoszony jest
toast za sprawność Bernardyna, pomimo jego nieobecności, Ksiądz
Robak oddalił się bowiem na równi szybko i nieprzewidzianie, jak
przybył. Po posiłku jeźdźcy powracają do dworu, po drodze Wojski
dokończył historię o znajomych, przekonując, że wszelkie ich
waśnie płynęły z podobieństwa nazwisk. Raz na przykład Doweyko,
pomylony z Domeyką, dostał w skórę od wroga tego ostatniego. W
końcu, będąc w takim położeniu, jak Asesor i Rejent, zdecydowali
się strzelać do siebie z dystansu niedźwiedziej skóry. Wojski
miał być sędzią pojedynku. Dzięki jego pomysłowi udało się
przyjaciół ocalić, wręcz załagodzić spór. Rozpłatał on
bowiem skórę niedźwiedzią na cienki, lecz bardzo długi pas, na
którego krańcach rozstawił strzelców. Ostatecznie nieprzyjaciele
nie dość, że się pojednali, to jeszcze brali za żonę
obustronnie swoje siostry, rozdzielili bogactwo na pół, a na
upamiętnienie konfliktu założyli zajazd, który nazywali
„Niedźwiadek”.
Pogadankę
Wojskiego kończy zając, który niespodzianie wyskakuje przed
łowczymi. Kusy i Sokół ruszają za szaraczkiem, a Wojski każe
obserwować psiska, jednak zając czmycha do gaju. Asesor i Rejent
tracą humor i starają się wyjaśnić kompanom, że ich charty nie
doścignęły zająca, albowiem są nawykłe do poruszania się na
smyczy. Zgromadzeni, nie słuchając pilnie, tego, co mówili Asesor
i Rejent poczęli się śmiać i żartować z obojga zarazem.
Księga
piąta: Kłótnia
Pozostawiona
samotnie we dworku Telimena zastanawia się, w jaki sposób
„upolować” Hrabiego i Tadeusza. Duma nad tym, czy Hrabia zwróci
na nią uwagę, jegomość ten mami ją bowiem swoim bogactwem.
Tadeusza uważa za prostaczka i poczciwinę, obawia się tylko zdania
innych na jej związek ze sporo młodszym gentlemanem. Definitywnie
postanawia podsunąć Hrabiemu Zosię, gdyż mogłaby wówczas mieć
w ich domu azyl na stare lata. W tym celu woła do siebie panienkę w
porannym stroju i z odkrytą głową, zajętą karmieniem ptactwa.
Zawiadamia ją, że mając czternaście lat, przychodzi już czas
wydorośleć i uzyskać obycie towarzyskie. Decydują, że Zosia
zostanie przedstawiona gościom bawiącym w Soplicowie na kolacji po
łowach.
Zosia jest
ucieszona tą informacją, a Telimena wyjaśnia jej, że skrywała ją
do tej pory, ażeby nie przyzwyczajać innych do jej widoku. Miało
to na celu dopiero w stosownej chwili sprawić zasłużone
zamieszanie i wywołać zaintrygowanie jej osobą. Wszelako najpierw
Zosia będzie zmuszona zmienić swoje normy i stać się dostojną
niewiastą. A dystyngowanej pani nie przystoi biegać w słońcu,
paść ptactwo i bawić się z dziećmi. Wezwano pokojówkę i
służącą, aby pomogły panience się umyć. Telimena sama stroi
wychowankę, polewa ją wodami toaletowymi, układa w loki włosy,
wytyka jej niewłaściwe poruszenia. Zosia żali się, że wszak nie
zdołała się ani trochę przyuczyć towarzyskiej ogłady, bo
przecież była zamykana przez ciocię, ale obiecuje zmianę na
lepszą pannę. Telimena przykazuje Zosi, aby była wyjątkowo
uprzejma dla Hrabiego i sprawując obowiązki pani domu zapoznaje
Zosię po kolei ze wszystkimi gośćmi. Jednym z pierwszych
powracających z polowania jest Tadeusz, zobaczenie Zosi ponownie
pociąga za sobą skrępowanie, zupełne zmieszanie panicza. Poznaje
on w niej mieszkankę swojego byłego pokoju i postać, która
zbudziła go rano na łowy. Widzi swoją pomyłkę, to znaczy fakt,
że za tajemną nieznajomą uznał Telimenę, a jego wrażenia nie
uchodzą czujności cioci. Toteż w trakcie przyrządzania jedzenia
zagaduje młodzika o źródła jego pochmurności i podenerwowania.
Zignorowana przez niego w irytacji zaczyna mu robić wyrzuty, więc
rozgniewany jej postępowaniem Tadeusz oddala się. Obchodząc wokoło
dworek trafia do „Świątyni Dumania”.
Widzi
tam także Telimenę, która siedzi w koszuli na głazie i roni łzy,
a po chwili zaczyna wić się, skakać i rzucać się na ziemię.
Tadeusz podbiega do niej i dopiero w tej chwili zauważa, że
Telimena siedziała w pobliżu mrowiska, a mrówki znajdowały się
teraz pod jej odzieżą i poczęły ją łaskotać i gryźć.
Połączone zabiegi w celu usunięcia insektów przybliżyły
przyjaciół do siebie, tak, że doszło pomiędzy nimi do
pojednania. Kameralny klimat przerwał dzwon wzywający na kolację,
każący powracać do domu. Tadeusz i Telimena wrócili zatem do
dworku z innych kierunków, ażeby nie dawać nikomu powodów do
jakichkolwiek plotek. Wieczerza, znowuż odbywająca się w zamku za
sprawą Protazego, biegła w nieprawdopodobnie milczącej i spokojnej
atmosferze. Na kolacji podano chłodnik, „raki, kurczęta,
szparagi,/ W towarzystwie kielichów węgrzyna, malagi”. Powody
milczenia były liczebne, ale głównym było to, że łowcy obawiali
się ośmieszenia, bowiem ani jeden z nich nie upolował
niedźwiedzia, zamiast nich zrobił to Ksiądz. Asesor z Rejentem
świeżo w pamięci mieli również niedawne niepowodzenie ich
chartów, ale Asesor miał jeszcze jeden powód smutku, a był nim
widok Telimeny i jego rywali. Hrabia, który był być może
obserwatorem aktu, który rozegrał się pomiędzy Tadeuszem i
Telimeną umyślnie wynosi pod niebiosa Zosię, by sprowokować
Telimenę do działania w wyniku zazdrości. Ta natomiast wdzięczy
się do, również ponurego, Tadeusza, co jemu wydaje się teraz
zbytnio aroganckie. Zaczyna też krytyczniej na nią patrzeć, widzi
niedobory w krasie i próby ich tuszowania makijażem. Zauważa, ze
brakuje jej dwóch zębów, a na czole, skroni i pod brodą ma
mnóstwo zmarszczek
Bardzo ponury
Podkomorzy nie kryje swojego rozczarowania, że młodzi panowie
zaniedbują jego córki na wydaniu. Zawiedziony wieczerzą upływającą
w milczeniu Wojski nazywa kolację „nie polską, lecz wilczą”.
Zabiera głos w kwestii prawideł wspólnych posiłków, mówiąc,
między innymi, o potrzebie rozmowy. Rozumie, że przyczyną ciszy
jest fakt, że wszyscy biorący udział w polowaniu zostali pokonani
na nim przez księdza. Później Sędzia wznosi toast za Bernardyna,
przeznaczając mięsiwo niedźwiedzie dla zakonu. Skóra natomiast
orzeczeniem Podkomorzego znajdzie się w posiadaniu Hrabiego.
Niemniej jednak miast przewidywanej radości przypomina to Hrabiemu o
wydarzeniach rodzinnych, a zatem również i o konflikcie dotyczącym
zamku. Hrabia mówi, ze przyjmie skórę, ale dopiero razem z
zamkiem. W tej chwili w pomieszczeniu pojawia się Gerwazy, który
wieczorem miał obyczaj nakręcania dwóch kurantowych zegarów i
teraz także nie planował z niego rezygnować. Jego niewiarygodnie
głośne poczynania poirytowały Podkomorzego, który kazał słudze
Horeszków oddalić się. Wywiązał się spór pomiędzy Gerwazym a
Protazym, który o mało co nie przerodził się w bijatykę.
Zagniewany Hrabia wyzwany przez Tadeusza na pojedynek oddala się
razem ze sługą. Rozzłoszczeni goście mimo wszystko nie pozwalają
im na to, ostatecznie i tak wywiązuje się miedzy nimi bójka.
Gerwazy kryjąc siebie i pana dużą ławką uchodzi z „pola boju”.
Niebawem też wychodzą wszyscy goście, a jako ostatni salę
opuszcza Protazy, i choć nie było strat w ludziach, to wszystkie
ławy miały powyłamywane nogi.
Nocą
dotknięty Hrabia wspólnie ze swoim sługą rozwijają pomysł
najechania na dworek Sopliców. Hrabiemu podoba się pomysł najazdu,
który jest dawnym obyczajem. Wsparciem ma być pobliska szlachta z
prowincji Dobrzyńskiej, Gerwazy podejmuje się zebrania maksymalnej
ilości szlachty nieprzychylnej Soplicom. Po przygotowawczych
porozumieniach Hrabia udaje się na odpoczynek, a klucznik na czaty.
Będąc na warcie Gerwazemu zdaje się, że stają przed nim zjawy
byłych właścicieli zamczyska. Wyobraża sobie atak na dworek
Sędziego oraz podpalenie Soplicy w stodole i tak marząc, zasypia.
Księga
szósta: Zaścianek
Wśród
wilgotnego mroku wstał następny dzień, gospodarze wyszli w pole do
zbiorów, niewiasty nuciły posępne przyśpiewki, żniwiarze
obcinali zboża. Zarządca Sopliców obserwował silny ruch na
gościńcu, na trasie do zaścianków. Udał się do Sędziego, ażeby
mu zrelacjonować to, co przed chwilą zobaczył i myślał, że przy
okazji sam się czegoś dowie. Tymczasem Sędzia opracowuje właśnie
we dworze wezwanie sądowe przeciw Hrabiemu i Gerwazemu, oskarżając
ich o zniesławienie i napaść na członków wczorajszej uczty.
Woźny Protazy, czym prędzej udał się z pozwaniem do zamku,
ponieważ pozew należy ustnie przekazać jeszcze tego samego
dnia. Woźny ubrał się w stary strój, lecz, gdy tylko wybrał się
w drogę, w Soplicowie zmieniły się plany.
W
dworku natomiast pojawiał się ksiądz Robak, który wskazuje na złe
zachowanie Telimeny, mającej w końcu stanowić wzorzec dla Zosi.
Patrzy złym okiem także na wczorajszą zwadę i zmusił tym samym
Sędziego do zmiany postawy i pojednania. Poparł to miedzy innymi
prośbą brata Sędziego, ojca Tadeusza, który poprzez małżeństwo
syna z Zosią chciałby pogodzić skłócone familie. Wskazał
również na „ogólnonarodową” konieczność opanowania, bo
konflikt zbrojny o oswobodzenie Polski jest dosyć blisko. Informacja
ta niesłychanie uszczęśliwiła Sędziego. Gawędzili później o
zamysłach wzniecenia pod wodzą Sopliców zrywu, który
zdynamizowałby zbliżającą się armię Napoleona. Niezbędna jest
jednakże zgoda z Hrabią, bowiem za nim podąży do insurekcji gros
szlachty. Ostatecznie pan domu zgadza się na współdziałanie, lecz
pod warunkiem, że to Hrabia pierwszy przyjdzie go przeprosić. Robak
nieznacznie uspokojony opuścił dworek i udał się do
Hrabiego.
W tym samym czasie
Protazy kierował się do domu tego samego z pozwem. Schowany w
konopiach, czekał, aż Hrabia ukaże się na zewnątrz. Wracał
pamięcią do różnych sytuacji, w których wygłaszał pozwy i
obawiał się odzewu Hrabiego. Następnie Protazy krążył wokół
pustego zamku Hrabiego i spotkał Robaka. Obaj zauważają, że
Hrabia musiał się gdzieś spieszyć, albowiem zostawił otwarte
podwoje, a w komnatach widać znaki zbrojenia się. Robak znajduje
dwie stare jejmości, które powiadają, że Hrabia wespół z ludźmi
odjechał zbrojny do Dobrzyna.
W
Dobrzynie mieszka znana na Litwie szlachta małomiasteczkowa, autor
daje opis zaścianka, jego oblicza, nazwisk i obyczajów jego
domowników. Swego czasu był to znaczący ród, dzisiaj jest
zbiedniały i funkcjonuje jako zaciężne chłopstwo. Głową domu
jest Matyjasz Dobrzyński, zwany Maćkiem nad Maćkami lub Kurkiem na
kościele. Mieszka on w gmachu, który ongiś był budynkiem
warownym, znajdującym się między zajazdem a kaplicą. Sam Maciek
to obyty człowiek i doskonały żołnierz, który sporo
nieprzyjaciół położył Rózeczką, jak zwał swoją szablę. W
tej chwili uznawany jest przez mieszkańców za człowieka optymalnie
znającego się na wszystkim i potrafiącego słusznie doradzić,
chociaż rad udzielał rzadko kiedy.
Do
zaścianka tego udało się poselstwo Horeszków, które zjawia się
w Dobrzynie o świcie. Budzi wszystkich, biegając od chałupy do
chałupy, a rada skupia się u kanonika, lecz nie potrafią niczego
umówić i proboszcz radzi, żeby o pogląd spytać starego Macieja,
liczącego siedemdziesiąt dwa lata konfederata barskiego. Tymczasem
do Dobrzyna pozjeżdżała niedaleka szlachta i krążyła koło domu
ciekawa skutku rozprawy.
Księga
siódma: Rada
Bartek,
poseł zwany Prusakiem, powiadomił Macieja, że przyniesiono
informację o zbliżających się wojskach Napoleona. W domu Maćka
trwało ciągle zebranie, na którym Prusak opowiadał o tym, jak
Francuzi w 1806 roku pokonali Prusy. Mówił także, że w Poznaniu
Dąbrowski nawoływał Polaków do powstania i wyraził przekonanie,
iż także dzisiaj powinno się dołączyć z powstaniem do gwardii
Napoleona w walce przeciw Rosji. A to wszystko dlatego, że należy
jak najszybciej oczyścić Litwę z Moskali. Bartek czekał mimo
wszystko na stanowisko Maćka w tej sprawie, a ten z kolei dopytywał
się, kto dostarczył takie wieści. Prusak odrzekł, że powiadał o
tym ksiądz Robak. Zebrani jeden przez drugiego rwą się do bitwy, a
najbardziej drugi Maciej zwany Kropicielem, nazywano go tak od jego
maczugi, którą sam zwał Kropidełkiem. Maciej Prusak spytał więc
ich, czego chcą, a ludzie bez zastanowienia krzyczeli, że wojny.
Prusak odwoływał się do zdrowego rozsądku i starał się stłumić
ich zapędy, przekonując, że muszą poznać więcej konkretów i
faktów, gdyż inaczej nikt się do nich nie przyłączy, nikt nie
będzie chciał walczyć u ich boku. Dalej swoje racje wykładał
komisarz z Klecka, który nazywał się Buchman, który wskazał na
ideologię powstania, w zrozumiałych dla zgromadzonych słowach
mówił o władzy, która pochodzi z potęgi społeczeństwa, a nie
od Boga. Rząd jest wynikiem umowy społecznej, a nie woli bożej.
Przerywali mu ostatecznie sprzymierzeńcy prędkiego zamachu, rada
zaczynała dzielić się na dwa ugrupowania. Zaczęto przemawiać, że
zjechało się ich tutaj z różnych zaścianków w liczbie dwustu
ludzi, więc Maciej nie może podejmować za nich decyzji, decyzja
musi być wspólna.
Piętnastominutowe
hałasy przerywa pojawienie się Gerwazego, który od razu
przystępuje do mowy, w której wyjaśnia, po co zgromadził szlachtę
w Dobrzynie. Powiadał im, że jeśli car będzie walczył z
cesarzem, to oni powinni zacząć reformować ziemię rodzinną od
fundamentów. Gdyż jak poprzednio oświadczył ksiądz Robak,
należało wpierw powymiatać śmieci z własnego podwórka. Jednak
Gerwazy interpretuje słowa księdza Robaka nie tak jak trzeba, a
nawet zupełnie na odwrót. Wskazuje przy tym na Sędziego jako wzór
takiego „śmiecia” i natychmiast przystępuje do buntowania
szlachty zaściankowej przeciwko Soplicom. Od razu zyskuje prawie
ogólną akceptację, a obrony Sędziego podejmuje się tylko Bartek
Prusak. W jego mniemaniu Sędzia jest przykładnym szlachcicem i
panem domu, szanuje chłopów i kocha ziemię ojczystą. Ponadto, jak
nikt inny przedłuża trwanie starych, polskich zwyczajów. Po części
w obronie Sędziego staje również cymbalista Jankiel, który mówi,
ze szanuje zarówno Sopliców, jak i Dobrzyńskich i pozostałą
szlachtę. Proponuje on odłożyć przygotowania do wiosny, bo
przecież nie wcześniej wybuchnie wojna. Zaprasza on wszystkich
zgromadzonych na radzie do swojej gospody, żeby uczcili razem z nim
narodziny jego siostrzeńca. Wszyscy skwapliwie podchodzą do tych
planów, lecz Gerwazy zamierza się swoim sławnym Scyzorykiem na
Jankiela i wypędza go z sesji. Przypomina wszystkim Stolnika, który
był dobry dla całego zaścianka. Ciągnąc swoją zaciekłą
wypowiedź chytrze uwypukla zwady, jakie miały miejsce pomiędzy
Sędzią a zebranymi. Tak operując na uczuciach ludzkiego gniewu i
zawiści motywuje szlachtę do wzięcia udziału w najeździe.
W
tej chwili spokojny jak dotąd, lecz ponury Maciek mówi, że powinno
się liczyć dobro ogólne, a nie osobiste. Wojowniczo wytyka
szlachcie taką taktykę, zwie ich wręcz głupimi i wypędza ze
swojego domu. Słowa te głuszą odrobinę tak powszechny już zapał,
lecz właśnie w tym momencie do zaścianka wjeżdża Hrabia. Wobec
tego wszyscy wychodzą na zewnątrz, aby go przywitać, rozlegają
się nawet wiwaty na jego cześć. Później następuje ostateczna
decyzja o jak najszybszym zaatakowaniu Soplicowa. Z masy pijanej
szlachty wyłaniają się Maciej i Jankiel, którzy nie godzą się z
powzięta decyzją. Ponieważ zauważono oddalanie się Macieja, to
szlachta zaczęła go gonić, nazywając zdrajcą, nie obyło się
bez rozruchu, a w nim bez rannych.
Hrabia
i Gerwazy w tym czasie rozdawali już oręże i wydawali
rozporządzenia dla pozostałej szlachty. Na koniec tej księgi
wszyscy puścili się galopem długą drogą przebiegającą przez
zaścianek wołając „Hajże na Soplice!”.
Księga
ósma: Zajazd
Po
kolacji w Soplicowie panuje spokój, można wręcz powiedzieć, ze
jest to cisza przed burzą. Goście wychodzą na dziedziniec oglądać
prawie niespotykane zjawisko, jakim jest pokazanie się na niebie
meteoru. Zosia tymczasem wsłuchuje się w koncert, jaki dają muszki
i inne owady. Wojski opisuje konstelacje i wraz z Podkomorzym
opowiada o wcześniej widzianych spadających gwiazdach i o
zdarzeniach (Targowica, odsiecz wiedeńska), które te komety
zwiastowały. Ludzie nie na darmo zawsze pojawienie się meteoru
postrzegają jako zły omen. Toteż Wojski nie jest ukontentowany, że
kometa ta ukazała się właśnie nad Soplicowem, w szczególności,
że po wczorajszej bijatyce mają ciężkich wrogów i może im
grozić jakieś nieszczęście. Sędzia powiada natomiast, że
spadająca gwiazda przywiedzie Napoleona na Litwę. Chwile później
Sędzia żegna się z zebranymi, ponieważ ktoś mocno uprasza o
sposobność widzenia się z nim. Goście rozchodzą się do miejsc
noclegu, jedni idą w stronę domu, inni w kierunku stodoły, gdzie
czeka na nich posłanie z siana.
Gdy
do Sędziego przybył interesant, Tadeusz także zapragnął pomówić
z wujem. Udaje się zatem do komnaty Sędziego, czeka pod drzwiami i
niespodziewanie słyszy łkanie. Czekając aż wujek zakończy
wcześniejszą konwersację i zaintrygowany tym, co usłyszał
spogląda przez dziurkę od klucza. Widzi, że stryjek i Robak
szlochają i ściskają się jak rodzeństwo. Okazuje się (tego
Tadeusz nie słyszy), że Bernardyn zadecydował ujawnić swoją
prawdziwą tożsamość. Jest to Jacek Soplica, brat Sędziego i
ojciec Tadeusza, któremu przeor zakonny zezwolił ujawnić się, bo
jego posłannictwo w każdym momencie może zakończyć się
śmiercią. Udaje się on do Dobrzyna, ażeby przytłumić rozruchy
wywołane przez Gerwazego. Po tym niedługim wyznaniu znika,
wydostawszy się z domu przez okno.
Gdy
Robak opuścił płaczącego Sędziego, Tadeusz wchodzi do pokoju i
zawiadamia wuja, że będzie zmuszonym wyjechać za granice Księstwa
Warszawskiego, by pojedynkować się z Hrabią, albowiem na Litwie
jest to niedozwolone. A potem, według ostatniej woli ojca, chce
przedrzeć się do armii polskiej. Wujek wyczuwa jednakowoż, że nie
to jest autentycznym motywem podróży, podejrzewa, że chodzi o
problemy z damami i nakłania Tadeusza, aby dążył do pojednania z
Hrabią. Tadeusz przyznaje się przed stryjem do swojego błędu,
wyznaje, że zakochał się w Zosi, chociaż widział ją dopiero
kilka razy i że zasłyszał, że stryjek obrał mu za małżonkę
córkę Podkomorzego. Sędzia zaczyna uspokajać panicza obiecując
podjąć się próby zeswatania go z Zosią, ale Tadeusz i tak jest
przekonany, że Telimena nie odda mu jej ręki. Nieustępliwość
synowca zaczyna drażnić Sędziego tak, że spogląda na niego z
gniewem i przykazuje mu małżeństwo z Zosią, kończąc tym samym
dyskusję.
Wyszedłszy z
pokoju wuja Tadeusz trafia na odzianą w koszulę nocną Telimenę.
Niewiasta czyni mu wyrzuty, że przedtem szukał jej towarzystwa, a
obecnie jej unika („szukałeś wzroku mego, teraz go unikasz”).
Tadeusz zaprzecza i powiada, że obawia się „cóż ludzie
powiedzą” i że grzechem jest to, co ich połączyło. Telimena
pyta Tadeusza, czy woli ją zostawić, niż z nią być, mówi, że
skoro oddała mu serce, to odda też majątek. Ten odrzeka, że nie
może pozostać w Soplicowie, albowiem wolą jego ojca było, by
wstąpił do wojska polskiego. Tadeusz oświadcza, że następnego
dnia wyjeżdża i nie zmieni już swojego postanowienia. Telimena
pragnie jednak wiedzieć czy Tadeusz w ogóle kiedykolwiek ją
kochał, pragnie usłyszeć z jego ust te dwa słowa. Po wyrażeniu
prośby o dowód miłości kobieta zaczyna szlochać. Tadeusz
odrzeka, że bardzo ją lubi, lecz zbyt krótkie chwile spędzili
razem, aby można ich uczucie nazwać miłością. Mówi, że chwile
z nią spędzone były urocze i miłe i obiecuje, że jej nie
zapomni. Pomimo zagniewania Tadeusz wiedział, że skrzywdził
Telimenę, a sobie zabrał drogę do szczęścia, czyli do Zosi. W
desperacji myśli wręcz o samobójstwie i w tym celu biegnie nad
staw. Widząc to Telimena, mimo niekłamanego wzburzenia i gniewu,
biegnie, ażeby mu przeszkodzić. Tymczasem brzegiem tegoż stawu
przejeżdża Hrabia na czele dżokejów, widzi Tadeusza i daje rozkaz
do ataku. Dżokeje wiążą panicza i prowadzą do dworku - w tej
chwili zaczyna się zajazd.
Gdy
Hrabia ze swoimi ludźmi napada na dworek Sędziego, ten wybiega z
niego, lecz również zostaje pojmany. Wystraszone możliwością
rozlewu krwi damy, popiskiwały i ledwo trzymały się na nogach.
Sędzia próbuje wciąż jeszcze pogodzić się z Hrabią, ale
nadjeżdża szlachta z Dobrzyna z Gerwazym na czele. Hrabia kazał
Sędziemu się poddać, a Asesor chciał aresztować Hrabiego, lecz
ten go ogłuszył. Hrabia obiecuje jednak, że do rozlewu krwi nie
dojdzie i czyni Sopliców swoimi więźniami, zamknąwszy ich w
soplicowskim dworze i postawiwszy przy drzwiach straże. Gerwazy
widząc, że nie dostanie się do Sędziego postanawia chociaż
zmusić Protazego, aby uznał aktem Hrabiego za właściciela zamku.
Ten pozornie zgadza się na to, aby wzbudzić zaufanie Gerwazego, po
czym umyka obławie. Próbowano jeszcze zatrzymać go strzałami, ale
były one chybione. Po tym incydencie wszelki opór w dworze Sopliców
ustaje. Tymczasem szlachta skora do użycia swej broni „morduje”
po kolei zwierzęta na ucztę wieczorną w zamku, plądrując przy
okazji cały dwór. Gerwazy przypomina stare czasy i każe podać
sobie pas od kontusza. Z piwnicy Sopliców zabierają całe beczki
piwa i udają się z nimi do zamku na nocleg, bo tam właśnie
znajduje się główna kwatera Hrabiego. Rozpalają ogniska, pieką
mięsa, a alkohol leje się strumieniami. Ostatecznie w końcowej
scenie wszyscy, tam gdzie siedzieli, zapadają w głęboki,
wzmocniony alkoholem sen.
Księga
dziewiąta: Bitwa
Na
śpiącą szlachtę zaściankową napadają żołnierze rosyjscy
majora Płuta, wezwani przypuszczalnie przez Asesora lub Jankiela.
Wrzaski budzą Gerwazego, lecz stary Klucznik jest bezradny i, jak
pozostali, związany. Moskale otaczają dworek, a Hrabia, choć nie
związany siedzi, to jest bezbronny i zostaje zamknięty. Z ratunkiem
dla Soplicowa przybyli także krewniacy i znajomi Sędziego, głównie
okoliczna szlachta: Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele, tym
bardziej, że większość z nich od dawna była w scysji z
Dobrzyńskimi. Szlachta zaściankowa zostaje tymczasem zakuta w dyby
i pozostawiona na deszczu i chłodzie. Sędzia próbuje układać się
z Rosjanami, żeby całą sprawę załatwić kompromisowo, czyli bez
angażowania sądu i władz. Ostatecznie Major żąda tysiąca rubli
za głowę, a wtedy puści Dobrzyńskich wolno. Sędzia próbuje się
targować i przekonać majora Płuta, że niedużo uzyska aresztując
najeźdźców. Tamten podenerwowany powołuje się na nowe prawa,
które pozwolą być może nawet na karę w postaci zsyłki do pracy
na Syberię. Zaczyna, co gorsza, grozić Sędziemu, że i na niego
może w każdej chwili znaleźć haka, co rodzi pomiędzy nimi ostrą
wymianę zdań.
Wtem na
dziedziniec dworu zbliża się z kilkoma wozami nowy gość - ksiądz
Robak, Maciej, Bartek Prusak, Zan i Mickiewicz, wszyscy przebrani za
chłopów. Ksiądz powinszował majorowi ujęcia Hrabiego, a Sędziemu
nakazał podawać do stołu ciepły posiłek. Pokrzepiony na duchu i
rozochocony Major proponuje po posiłku tańce, na co przyklaskuje
Ksiądz Robak, który zaproponował też, że powinno się zanieść
trochę gorzałki również żołnierzom pilnującym aresztantów, na
co z kolei przystaje Płut. Major udaje się na wyszukiwanie
tancerki, ale kiedy staje się zbyt nachalny i bez zezwolenia całuje
Telimenę w rękę zostaje spoliczkowany przez Tadeusza. W tym czasie
Robak podaje młodzianowi oręż i karze strzelać, co też Tadeusz
czyni. Strzał okazuje się nietrafny, lecz pośród Rosjan wybucha
popłoch.
Na zewnątrz
rozwiązana szlachta zaściankowa przystępuje do walki z wojskiem
Płuta. Na wozach znajduje się przywieziona przez księdza Robaka
broń, potyczka jest chaotyczna i niedowodzona. Daremnie kapitan
Rykow pobiegł do stodoły, by stamtąd komenderować. Szlachta
dobywszy uzbrojenia przywiezionego przez zakonnika bojowo stawia opór
armii rosyjskiej. Stary Maciek, niezdolny do bezpośredniej potyczki
jeden na jednego, postanawia usunąć się z placu bitwy. Lecz mocno
atakowany przez starego Gifrejtera, instruktora pułku, stacza z nim
tryumfalną walkę. Niestety jest przez to powtórnie atakowany przez
wojska Płuta i to tak, że ze wsparciem musi mu przybyć Kropiciel.
Sam prawie przypłacił tę pomoc życiem, ponieważ stracił
rynsztunek. Wówczas z pomocą obydwu przybywa Gerwazy i definitywnie
już triumf należy do szlachty. Wesela nie podziela ksiądz Robak,
który wie, że należy jeszcze rozbić zastęp zgromadzony w koło
Rykowa. Nie jest to zadanie proste, bo Rosjanie dysponują bronią,
natomiast szlachta w większości jedynie mieczami. Toteż nie może
się przybliżyć do wroga. Rykow odniósłby bez wątpienia sukces,
gdyby nie Konewka Dobrzyński, który zaczaiwszy się w pokrzywach
wprowadził dezorganizację i rozbił ścisłe szeregi chorągwi.
Resztę zaś dokończyła szlachta.
Tadeusz,
który został z paniami, wybiega z dworku, a Podkomorzy dołącza do
szlachty. Ryków rozkazuje, by się poddali i odgraża się
podpaleniem Soplicowa, atakuje go Hrabia, ale kapitan zabija jego
ogiera. Gerwazy puszcza się mu na pomoc, ale Robak jest szybszy i
zasłania Hrabiego własnym ciałem, przyjmując na siebie kulę
przeznaczoną dla ostatniego z Horeszków. Ksiądz zraniony oddala
się instruując walczących, jego zamiar bardzo dobrze rozgryzł
Tadeusz i z oddali, zza drzewa strzela do Rosjan. Widząc to Rykow
sugeruje Majorowi, by stanął do walki z paniczem, albowiem inaczej
ich wszystkich wybije. Jednak Płut wysyła do potyczki Rykowa, a
Tadeusza zastępuje Hrabia, mający do kapitana prywatne znieważenie,
ponieważ to przecież Rykow napadł rano na zamek i podstępem
pozwiązywał jego ludzi. Do walki niemniej jednak nie dochodzi, jako
że Płut przykazuje jednemu ze swoich partyzantów zastrzelić
Tadeusza i pomimo że tamten chybia, szlachta patrzy na to jak na
zdradę i uderza na Moskali.
Kapitan
Ryków poddał się, chciał wyciągnąć rękę do zgody z
Podkomorzym. Szlachcice odnajdują jednak ukrywającego się Płutę
i powtórnie wywiązuje się miarowa bitwa. Tymczasem Wojski i
Protazy wymyślili podstęp, dzięki któremu nieodwołalnie udaje
się przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Litwinów. Zwalają
oni mianowicie dach wielkiej, starej sernicy na Moskali, którzy się
pod nią bronili. Mierzą do Gerwazego, lecz i tym razem Robak
odciąga zagrożonego, w tym wypadku Klucznika. Większość
bojowników pada lub zostaje draśnięta. Podkomorzy kazał opatrzyć
wszystkich zranionych, oczyścić pole z ciał, a rozbrojonych
żołnierzy zaprowadzić do niewoli. Ostatecznie rozbitemu nieomalże
całkowicie Kapitanowi Podkomorzy proponuje zrezygnowanie z dalszej
walki, co też za moment ma miejsce i „taki miał koniec zajazd
ostatni na Litwie”.
Księga
dziesiąta: Emigracja – Jacek
Tuż
po skończonej bitwie nad Soplicowo napłynęły ranne ciemne,
burzowe chmury, kierujące się na zachód. Jest to dobry omen dla
szlachty, ponieważ ostra zawierucha pozrywała pomosty i dzięki
temu nikt dzisiaj się nie dowie o bitwie we dworku. Bernardyn leży
zraniony, a w komnacie Sędziego trwają narady, bo Sędzia wezwał
do swego pokoju Klucznika, Rykowa i Podkomorzego. Ksiądz Robak jest
przytomny i także bierze udział w dyskusji. Panowie naradzają się,
jak skończyć całą przygodę bez wtrącania się władz, lecz
Ryków nie daje się podkupić. Mimo że, jak sam powiada, bardzo
lubi Polaków i ceni ich za męstwo, w końcu jednak zgadza się nie
oskarżać nikogo sądownie i zeznać, że przybyli do Soplicowa
zbiegiem okoliczności. Jednakże na koniec mówi, że nie od niego
zależy, czy batalia zostanie zgłoszona, lecz to definitywnie
postanowi major Płut. Proponuje więc przemówić do kieszeni Płuta,
ażeby ten nic nie wygadał, jednak Gerwazy przekonuje, że on nic
już nikomu nie powie. Przyznaje tym samym, że zabił
Moskala.
Robak oświadcza
Klucznikowi, że dopuścił się poważnego występku, lecz jest to
nieprawość popełniona w wyższym celu. Od Księdza dostaje więc
odpuszczenie tego grzechu, albowiem uczynek ten popełnił dla dobra
wspólnego. W tej sytuacji Ryków zawiera przymierze z Sędzią, ale
Podkomorzy powiada, że mimo wszystko część szlachty musi uciekać.
Sędzia zatrzymuje Tadeusza i oświadcza Robakowi, że młodzik jest
zadurzony w Zosi, a Telimena wyraża przyzwolenie na ich ślub.
Zwraca się z prośbą, żeby w tych okolicznościach ogłosić
zaręczyny młodych przed wyjazdem Tadeusza. Ma nadzieję, że
Tadeusz, mając świadomość, że jest związany słowem z Zosią,
pozostanie jej oddany. On sam, jak przypomina, pozostał wierny córce
Wojskiego, która umarła przed ich ślubem i, jakkolwiek pozostaje
zgodnie z prawem kawalerem, uważa się za wdowca.
Tadeusz
nie zgadza się jednak na zaręczyny, nie chciał więzić woli Zosi,
jako że nie wiedział, na jak długo przychodzi mu opuścić
rodzinne strony. Upraszał, aby je odroczyć do jego powrotu, wtedy
też poprosi Zosię o rękę, jeśli wciąż będzie go chciała.
Chce być wartym ręki Zosi, lecz obawia się, że jego podróż może
potrwać nazbyt długo, a Zosia może w tym czasie oddać serce
innemu. Wówczas ich zaręczyny byłyby przeszkodą dla jej
szczęścia. Słysząc to zaskoczona miłością Tadeusza Zosia
wręczyła mu na drogę obrazek św. Genowefy z relikwią (fragmentem
okrycia) św. Józefa, opiekuna zaręczonych, ażeby go ochraniał i
przypominał o niej. Dostrzegając tak smutne dla obojga rozstanie
także Hrabia rozczulił się i po pierwsze pojednał się z
Tadeuszem, a po drugie wyznał swą miłość zadziwionej tym faktem
Telimenie. Biorąc jednak za wzór Tadeusza postanawia wyjechać i
poświecić miłość dla kraju macierzystego. Telimena dała mu
swoją wstążkę. W moment potem w dużym pośpiechu uchodźcy
opuszczają Soplicowo.
Nie może z
nimi udać się ksiądz Robak, jako że jest nazbyt ciężko ranny.
Zwraca się nawet z prośbą do Sędziego, aby ten wezwał plebana
oraz, aby przywołał tutaj Klucznika. Kiedy wszyscy są już w
pokoju księdza Robaka przystępuje on do spowiedzi. Bernardyn
zasłonił oczy dłonią i powiedział drastycznym głosem do
Klucznika: „Jam jest Jacek Soplica”. Miał prośbę do Gerwazego,
aby wysłuchał on jego spowiedzi i być może mu przebaczył. Opisał
później nieźle znane Gerwazemu losy miłości Jacka i Ewy,
przeciwstawienia się Stolnika i jego zabójstwa. Przekazał ten opis
jednak trochę inaczej aniżeli funkcjonował on w pamięci
Klucznika. Zaakcentował swoje krzywdy, nieczystą strategię
Stolnika, którą ten zastosował wobec niego. Na przykład granie
komedii, że nie wiedział o miłości dwojga młodych, by nie
odpychać Jacka od siebie, ponieważ jego popularność pomagała
między innymi przy elekcji na sejmikach. Toteż dobrze było mieć
obok siebie taką osobę i być z nią w niezłych kontaktach.
Wskazał również na marne próby zapomnienia, wyjechania
gdziekolwiek, byle dalej stąd. W trakcie jednej z takich prób
uwzględnił wszystkie za i przeciw i postanowił pożegnać się ze
Stolnikiem, licząc, iż może w chwili rozrzewnienia zezwoli on na
małżeństwo. Tymczasem Stolnik zapoczątkował rozmowy o
małżeństwie Ewy, lecz z kasztelanem witebskim. Przepełniło to
naczynie goryczy i trafiło w czuły punkt, czyli godność
szlachecką Jacka tak, że poprzysiągł on odwet. Bernardyn zapewnił
jednak Gerwazego, że nie był w sprzysiężeniu z Moskalami, którzy
napadli na Stolnika, a jedynie przejeżdżał tamtędy. Niestety
dostrzegając, z jaką zuchwałością Stolnik stawał na progu po
odparciu zamachu, poodnawiały się w nim minione urazy i bez namysłu
strzelił z broni zabijając głowę klanu Horeszków.
Ożenił
się z pierwszą lepszą kobietą – matką Tadeusza, która jednak
zmarła wcześnie, jak mówi Robak z żalu. Jacek Soplica uciekł z
kraju, nie będąc w stanie znieść skonfundowania i udręczenia,
tym bardziej, że dowiedział się, iż jego ukochana Ewa Hereszkówna
z mężem została wywieziona na Sybir. Tam młodo umarła,
osierocając Zosię, więc on zaopiekował się dziewczęciem,
oddając ją na nauki do Telimeny i finansując jej utrzymanie.
Walczył za kraj, by odkupić swój grzech. Wysłuchawszy tych wyznań
Gerwazy przebaczył Robakowi, aczkolwiek zaznaczył, że ręki nie
może mu uściskać. Ksiądz poprosił Klucznika znowu, żeby ten
zechciał wysłuchać go do końca, bo dzisiaj skona. Mimo że
zranienie nieznaczne, to tknęło dawniejszą ranę i wdała się
gangrena. Jacka uznano za kolaboranta, ludzie odwrócili się od
niego, a Moskale oddali mu część dóbr Stolnika w nagrodę. Robak
przedstawiał więc swoje koleje życia dalej. Ażeby zmazać
przeświadczenie o zdrajcy z dynastii Sopliców pracował dla kraju
jako legionista, a potem konspirator, od wielu lat projektował plan
powstania, które przyśpieszył i skazał na niepomyślność
Gerwazy. Nie ma on urazy do Klucznika, toteż Gerwazy wzruszony takim
nastawieniem odpowiedział, że Stolnik konając wykonał znak krzyża
w kierunku Jacka. Oznaczało to, że mu przebaczył, lecz w złości
stary sługa nigdy nikomu o tym nie powiedział. Uszczęśliwiony tą
informacją Jacek czekał w spokoju na kapłana, kiedy przyszedł
nagle goniec z zapowiedzią, że Napoleon wyruszył na Rosję. W
moment po tym wydarzeniu Robak umarł, wszyscy klęknęli i
przyjechał spóźniony trochę pleban.
Księga
jedenasta: Rok 1812.
Księga
zaczyna się apostrofą sławiącą tytułowy urodzajny 1812 rok.
Zbliża się wiosna, do Rosji wkraczają wojska Napoleona, a na
Litwie wybucha wojna. Soplicowo leży na gościńcu, którym od
strony Niemna nadchodzą siły zbrojne, prowadzone przez księcia
Józefa i króla Hieronima. W Soplicowie urządzono obóz wojskowy, w
którym stacjonują polskie oddziały w liczbie czterdziestu tysięcy
żołnierzy. Pośród żołnierzy byli generałowie: Dąbrowski,
Kniaziewicz, Małachowski, Giedrojć i Grabowski. Po życzliwym
podjęciu i niedługich konwersacjach wszyscy wyczerpani udają się
na odpoczynek do swoich komnat. Tylko Wojski wciela się w rolę
szefa kuchni i szykuje na następny dzień uroczysty obiad dla
generała Dąbrowskiego. W dniu tym mają odbyć się także
zaręczyny trzech par. Ma to być uroczystość, podług sugestii
Dąbrowskiego, złożona z polskich potraw. Wojski wyciąga księgę,
zatytułowaną Kucharz doskonały i z niej przygotowuje polskie
rarytasy.
Był to dzień
prześliczny, a obchodzono w nim Święto Najświętszej Panny
Kwietnej, więc uroczystości zaczynają się od obchodów tego
właśnie święta. Cała okolica skupia się w kaplicy na mszy,
ponieważ oprócz pragnienia modlitwy chcą oni także ujrzeć
słynnych oficerów goszczących w Soplicowie. Po nabożeństwie
Podkomorzy, który został obrany konfederackim wodzem, przypomina o
Jacku Soplicy. Powiada, że przyszedł czas, ażeby pozapominać jego
występki i rozpowszechnić jego zasługi. Opowiada o tym, jak to
Jacek jako ksiądz Robak poprzenosił utajnione listy, walczył pod
Hohenlinden, walczył o Samosierrę. Po śmierci sam cesarz wyróżnił
go krzyżem Legii Honorowej. Podkomorzy komunikuje przywrócenie do
łask Jacka Soplicy i wiesza odznaczenie na jego mogile, mówiąc, że
ma tam pozostać przez trzy dni, a potem ma być złożone w kaplicy
jako wotum dla Najświętszej Panienki. W tym czasie, gdy Podkomorzy
wieszał odznakę kawalerską na grobie Jacka, cały zebrany lud
odmawiał Anioł Pański, prosząc o łaskę bożą dla
Soplicy.
Sędzia zaprasza na
uroczystość gości i chłopów, tymczasem na ogrodzeniu domu
siedzą, gawędząc, pociągając miód i dzieląc się tabaką, dwaj
byli nieprzyjaciele, czyli Gerwazy i Protazy. Patrząc na Tadeusza i
Zosię gwarzą o ukończonym dzięki nim postępowaniu w sprawie
zamku. Protazy powiada, że rok temu widział dwa walczące wróble,
którym służba przydzieliła imiona Soplicy i Hrabiego. Zosia
porozdzielała ptaki i wszyscy orzekli, że jej rolą będzie
pogodzenie dwóch poróżnionych familii. Gerwazy przyznaje, że
bardzo lubił Tadeusza, gdy ten był jeszcze dzieckiem i przenigdy by
nie myślał, że będzie spadkobiercą zamku i mężem Zosi. Zaś
pomiędzy młodymi poniekąd ponawiane są zaręczyny. Tadeusz w
stroju ułana z ręką na temblaku chcąc być pewnym miłości Zosi,
pytał ją ponownie, czy wciąż chce zostać jego żoną. Naturalnie
uzyskał odpowiedź potwierdzającą, po czym oboje udali się do
byłej komnaty Tadeusza, gdzie teraz Rejent pierwszorzędnie
wystrojony pomagał w toalecie swojej narzeczonej. Biegał i podawał
jej biżuterię, perfumy i kosmetyki.
Nagle
w oddali dostrzeżono zająca i Rejent zostaje wezwany przez
Wojskiego. Asesor i Rejent biegną ze swoimi chartami, ponieważ
pojawia się tym samym następna okazja do rozstrzygnięcia
konfliktu. Wojski nakazuje spuścić psy ze smyczy, te razem
przyskakują do szaraka i udaje się rozwiązać problem. Wojski
wydaje werdykt - zwycięzcami są obaj gentlemani, co jest
okolicznością miłą i satysfakcjonującą obie strony. Rejent
powiada, iż konia, który miał być fantem, odebrali ułani, lecz
wyposażenie Rejent przekazuje Asesorowi jako dowód szacunku. Oboje
w zgodzie wracają do domu, zakończywszy w końcu konflikt pomiędzy
Kusym i Sokołem. Jak oznajmia narrator, do tego długo oczekiwanego
porozumienia, miał się przyczynić sam Wojski trzymając umyślnie
na tę okazję zająca, ażeby stanowił prosty łup. Zdarzenie to
pozostaje jednakże sekretem i pozwala podtrzymać przyjaźń
pomiędzy byłymi nieprzyjaciółmi.
Uroczystość
odbywała się na zamku, w sali jadalnej zgromadzeni goście witali
wchodzących Tadeusza i Zosię, wpadając w zachwyt nad pięknem
młodej kobiety, która rozkwitła w zupełności dzięki połączeniu
ze skromnością tradycyjnego litewskiego ubioru. Zosia, odziana w
folklorystyczny strój, z wiankiem na głowie, rozdawała gościom
kwiaty. Generał Kniaziewicz przyciska do serca panieneczkę i całuje
ją po ojcowsku w czoło. Stawia ją na stole, ludzie rozsmakowują
się w jej krasie i kreacji, a Tadeusz patrzył wesoły i zacierał
dłonie. Jeden z pułkowników wyjął szkicownik i zaczął rysować
Zosię, Sędzia rozpoznał w nim Hrabiego i witał go z całego
serca. Dowiedział się, że mężczyzna dostał promocję na
pułkownika i winszował mu tej rangi, Hrabia jednak nie słuchał go
wcale, pochłonięty rysowaniem. Za moment weszła druga para
narzeczonych, byli to Tekla Hreczeszanka i Asesor, który już dosyć
dawno odkochał się w Telimenie i zwrócił się ku Wojszczance.
Ostatniej pary nie mogą się wszyscy doczekać, albowiem Rejent
poszukuje obrączki zaręczynowej, którą zawieruszył w czasie
szczucia zająca, a jego narzeczona wciąż nie sfinalizowała
toalety, w związku z czym wciąż nie jest gotowa do wyjścia.
Księga
dwunasta: Kochajmy się.
Drzwi
Sali pozostały otwarte na wciąż, wszedł Wojski, który tego dnia
był głównodowodzącym dworu, dbającym, ażeby gościom nie
uchybiono w żaden sposób. Dlatego też między innymi stosownie
rozsadza gości przy stole, a wszyscy się go słuchają i siadają w
takim porządku, w jakim każe Wojski. W tym czasie Sędzia opuszcza
gości i wychodzi na dziedziniec, gdzie za długim stołem bankietują
wieśniacy. Siada z nimi przy stole, a Tadeusz i Zosia wedle obyczaju
posługują włościanom. Jest to dawny zwyczaj, według którego
nowi dziedzice w trakcie pierwszej biesiady usługują
ludowi.
Tymczasem goście na
zamku zachwycają się serwisem obiadowym, na którym zauważalne są
obrazy z historii polskiego sejmu. Wojski czuł się zobligowany do
opowiedzenia całej historii tego, co dostrzec można było na
naczyniach. Po skończonej opowieści porcelana została nareszcie
wykorzystana, zaczęto podawać do stołu polskie potrawy, takie jak:
„barszcz królewskim zwany / I rosół staropolski sztucznie
gotowany”. Na serwisie w niezwykły sposób zmieniały się
potrawy, niczym pory roku, co zachwyciło nieskończenie generała
Dąbrowskiego, który winszował Wojskiemu zdolności.
W
trakcie jedzenia pojawiają się następni goście, między innymi
Maciek, zwany Kurkiem na kościele, który zjawia się na czele
szlachty zaściankowej. Sędzia wita go i prosi do stołu, a Maciek
Dobrzyński, jest po prostu rad, iż może ujrzeć najprzedniejszych
dowodzących wojsk polskich. Po to oczywiście przyjechał i ku jego
zdziwieniu Dąbrowski rozpoznaje w nim kościuszkowskiego rębacza.
Generał chciał również zaznajomić się z właścicielem
sławetnego Scyzoryka, toteż przybywa Klucznik i pokazuje mu swój
rapier. Gerwazy darował swój rapier Kniaziewiczowi, a Dąbrowski
spytał, dlaczego Maciek jest taki naburmuszony. Maciek odpowiedział,
że Polska życzy sobie polskiego bohatera i polskiego wojska. Ganił
bezkrytyczną wiarę w pomoc Napoleona i zdecydowanie reprezentował
pogląd, że Polsce niezbędny jest po prostu wódz-Polak.
Doprowadziło to do nerwowych półszeptów pośród zebranej
młodzieży, lecz Sędzia szybko przerwał te swary, głosząc
przybycie ostatniej, długo wyczekiwanej pary.
Weszła
trzecia para narzeczonych, blisko Rejenta kroczyła Telimena. Rejent
odziany był nowocześnie, po francusku, co zagwarantowała sobie w
intercyzie Telimena. Maciek, dostrzegając tak wystrojonego Rejenta,
nazwał go głupim i wyszedł bez pożegnania, po czym wsiadł na
konia i wrócił do zaścianka. Blady ze zdziwienia Hrabia rozpoznał
narzeczoną Rejenta i wyrzucił jej niewierność, powiadał, iż
ufał jej słowom i dzierżył cały czas jej wstążkę. Nie chciał
umożliwić jej ślubu z Rejentem, więc Telimena spytała Hrabiego,
czy ją kocha i czy chce zaraz stanąć na ślubnym kobiercu,
albowiem nie jest jeszcze żoną Rejenta. Hrabia, słysząc to proste
dla niego zapytanie, był zawiedziony i powiadał, że nie ma
intencji kłócić szczęścia Telimeny. Zwrócił swoją uwagę na
Podkomorzankę, odwracając pełne żalu i pogardy oczy od
wiarołomnej kochanki.
Tymczasem
Tadeusz prosił Zosię o pilną poradę, w bardzo ważnej kwestii.
Chodziło mianowicie o uczynienie wolnymi ich przyszłych
podwładnych. Powiadał, że chłopi są też jej poddanymi, a w tej
chwili, gdy ich ziemia ojczysta jest wolna, powinni dać wolność
także włościanom, bowiem i oni są tego godni. Decyzja ta wpłynie
jednak na ich stan majątkowy i będą zmuszeni prowadzić życie
ziemiańskie. Zosia zgodziła się z nim i przekonywała go, iż jest
z tego powodu wielce rada, zapewniła też, że umie doglądać domu
i bardzo szybko nauczy się wszystkiego, co jest potrzebne do
prowadzenia gospodarstwa. Gerwazy był mimo wszystko zdegustowany ich
decyzją, wolał, aby chłopom przyznać szlachectwo i rodowe herby
pary młodej. Pleban z rozkazu Sędziego stał na stole i oznajmiał
decyzję Tadeusza, a chłopi radowali się i wiwatowali na cześć
Zosi i Tadeusza, którym byli od tej chwili dozgonnie wdzięczni.
Wszyscy wpadli w promienne nastroje, w spół weseląc się wraz z
narzeczonymi.
Za moment jednak
zainteresowanie wszystkich skupiło się na grajkach, a przede
wszystkim na Jankielu, który był powszechnie uznawany za
perfekcyjnego cymbalistę. Zakłopotany Żyd nie chciał jednakże z
początku koncertować, lecz uległ prośbie Zosi, która
przypomniała mu, że niejednokrotnie przyrzekał grać na jej
weselu. Ponieważ Jankiel nieprawdopodobnie lubił Zosię, po chwili
zaczął swą nieziemską grę. Spod pałeczek wydobywały się
skoczne brzmienia Poloneza Trzeciego Maja, ale w pewnej chwili rytm
został zmącony jakimś nieczystym dźwiękiem, brzmiącym jak
syczenie węża, przejmującym wszystkich dreszczem. Głos ten jako
Targowicę rozpoznaje Gerwazy i wkrótce zrywa się ze świstem
struna zło wróżąca. Następnie już umiarkowanym rytmem wygrywał
Jankiel nieobcą wojsku przyśpiewkę o niedoli żołnierskiej.
Koncert zamyka nutami Mazurka Dąbrowskiego, po którym sam
Dąbrowski Jankielowi rękę podawał i dziękował, a stary Żyd
ściągnąwszy czapkę pocałował wodza w rękę. Po występie
Jankiela Podkomorzy dał sygnał, że „Poloneza czas
zacząć”.
Podkomorzy z Zosią
prowadzili w sposób profesjonalny pierwszą parę, ale przyszła
panna młoda była rozchwytywana również przez innych tancerzy.
Skończyła tańce, gdy złączyła się w parę z Tadeuszem i
lękając się kolejnych zmian partnerów poszła do stołu
ponapełniać gościom kielichy. Ogólna radość nie stosuje się do
wyłącznie jednej postaci, kaprala Saka Dobrzyńskiego, dawnego
zalotnika Zosi, na śmierć w niej zadurzonego, który ani nie słucha
kapeli, ani nie tańczy. Słońce zaczynało już zachodzić, wieczór
był pogodny i uroczy, a szlachta stale piła i wiwaty wznosiła.
Dzieło kończy się w atmosferze wesołości i ucztowania, natomiast
ostatnie słowa narratora poniekąd uautentyczniają relację,
czyniąc z podmiotu mówiącego obserwatora opisanych zdarzeń: „I
ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, / A com widział i
słyszał, w księgi umieściłem”.
Epilog
Część
dzieła, w rzeczywistości nigdy nieukończona przez Mickiewicza,
napisana w nieznacznie odrębnym tonie niż całość Pana
Tadeusza. Ma charakter refleksyjno – melancholiczny i stanowi
charakterystyczne wyjaśnienie do zdarzeń przedstawionych w
poemacie. Mickiewicz w wewnętrznej ucieczce do „kraju lat
dziecinnych” dostrzega sposób na oddalenie się od tego, co obce i
nienawistne i konfliktów, które coraz bardziej dzielą polską
emigrację. Wyobrażenie dawnej świetności własnej kraju,
odciągające, chociaż na jakiś czas, od świadomości przelanej
krwi, od myśli o byciu niepożądanym gościem na obczyźnie, jest
przypomnieniem, iż swego czasu ziemia jego ojców była wolna i
potężna. Miał to być świat niezmieniony biegiem zdarzeń,
„święty i czysty”. Przypomina sobie szczęśliwy, biedny,
ciasny, lecz własny kraj, gdzie wszystko było własnością
Polaków. Podmiot liryczny marzy o tym, ażeby „te księgi
zbłądziły pod strzechy”, by stały się znane każdemu, nawet
„wieśniaczkom, kręcącym kołowrotki”. Wspomina jak za jego
czasów na chłopskich zabawach czytano na trawie, tłumaczono przy
tym trudniejsze rzeczy młodszym Polakom i chwalono to, co
estetyczne, a wszystkie potknięcia wybaczano. A młode pokolenie
zazdrościło pisarzom reputacji, która wzniosła się pośród
puszcz i pól.