Dla MAK generał to trup numer cztery
Nasz Dziennik, 2011-01-15
M
iędzypaństwowy
Komitet Lotniczy w jednym z rosyjskojęzycznych załączników do
końcowego raportu w sprawie katastrofy na lotnisku Smoleńsk
Siewiernyj umieścił werystyczne analizy sądowo-lekarskie z
autopsji ciała gen. Andrzeja Błasika. Drastyczne opisy obrażeń,
jakich doznał dowódca Sił Powietrznych RP, MAK opublikował na
swojej stronie internetowej. Andrzej Błasik określany jest jako
"niezidentyfikowany mężczyzna" lub "trup nr 4".
"W
opinii eksperta nr 37 zawarta jest informacja o wykryciu u dowódcy
SP Rzeczypospolitej Polskiej alkoholu etylowego 'we krwi w stężeniu
0,6 promila, co odpowiada lekkiemu zatruciu alkoholowemu, w nerce
alkoholu etylowego nie wykryto'. Stąd też wynika, że
najprawdopodobniej alkohol został spożyty w czasie lotu" -
czytamy w raporcie MAK. Lekarz wojskowy Dariusz Fedorowicz, brat
zmarłego tragicznie 10 kwietnia Aleksandra Fedorowicza, tłumacza
prezydenckiego, zauważa, że wszystkie ustalenia MAK nie są dla
niego w tej chwili już w najmniejszym stopniu wiarygodne.
Próbki
łatwo zafałszować
W
opinii Fedorowicza, podawanie takich informacji publicznie dopiero
dziewięć miesięcy po katastrofie jest czynem wysoce niemoralnym i
haniebnym. - Dlaczego tych materiałów nie przekazano stronie
polskiej na samym początku, jak to stwierdzono? Należało wtedy
zabezpieczyć próbki, wezwać polskich specjalistów i powiedzieć
im, żeby sami je jeszcze raz, niezależnie zbadali. Nie zrobiono
jednak tego. Teraz, po dziewięciu miesiącach, gdy nie ma już w tej
chwili praktycznie żadnych szans, żeby to zweryfikować, ogłasza
się tzw. bombę. Jest to nieetyczne, niemoralne i wręcz haniebne -
podkreśla Dariusz Fedorowicz. Jak zaznacza, takie badania krwi łatwo
zafałszować. - Zafałszować próbkę, gdyby się to chciało
zrobić, nie stanowi problemu. I tu to zrobiono - dodaje. Pełnomocnik
pani Ewy Błasik, wdowy po dowódcy Sił Powietrznych, mecenas
Bartosz Kownacki zwraca uwagę na fakt, że są wątpliwości, czy
dokumentacja rosyjska, wskazująca na alkohol we krwi gen. Andrzeja
Błasika, nie została zmanipulowana. - Dokumentacja znajdująca się
w prokuraturze jest niekompletna. Tym bardziej nie daję wiary
dokumentacji medycznej przekazywanej przez Rosjan ze względu na to,
jak długo ona była przekazywana i jakie do tej pory wykazane są
błędy w przekazywaniu tej dokumentacji, zabezpieczenia chociażby
materiału dowodowego - mówi mecenas. - Ze względu na to, że do
tej pory całość tego materiału nie została przysłana, rodzi to
obawy, że Rosjanie mogą cały czas manipulować tym materiałem -
dodaje.
Generał Błasik był tylko pasażerem w rządowym
Tu-154M lecącym na uroczystości do Katynia. Miał prawo, jak
wszyscy inni pasażerowie, do wypicia niewielkiej ilości alkoholu,
podawanego do posiłków. Takiej procedury nie stosuje się wyłącznie
podczas lotów delegacji rządowej, lecz w każdych zwyczajnych
liniach lotniczych. Gdyby nawet więc wypił, w co wątpi zarówno
Ewa Błasik, jak i zaprzyjaźnieni z generałem piloci, nie było to
żadne przestępstwo. - Publikowanie takich sformułowań, zwłaszcza
gdy to dotyczy osoby, która tak naprawdę nie musi mieć "0"
zawartości alkoholu w organizmie, jest kompletnie nieuprawnione. To
haniebne pomówienie. Pan generał Błasik był pasażerem, więc
nawet gdyby wypił lampkę wina na pokładzie samolotu, to nie byłoby
to żadnym przestępstwem, bo to normalna praktyka stosowana podczas
lotów - mówi Dariusz Fedorowicz. Podobnie uważa płk rez. pilot
Wojciech Krupa, były dowódca 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w
Poznaniu Krzesinach, prowadzący w Grupie Akrobacyjnej "Żelazny".
- W alkohol we krwi Andrzeja, który stwierdził MAK, nie wierzę.
Niestety, oszczerstwo, że generał Błasik w stanie "wskazującym"
nakazał pilotom lądowanie, poszło już w świat - mówi z
oburzeniem.
Zasłona
dymna
Brak
obecności alkoholu w nerce u generała Błasika świadczy o tym, że
w moczu również go nie było. Jego ciało zostało późno
zidentyfikowane i dowodzenie, że w jego krwi występowało jakieś
stężenie alkoholu, jest próbą zawoalowania faktycznych przyczyn
katastrofy. W prawdziwość tez głoszonych przez MAK nie wierzy
przyjaciel generała Andrzeja Błasika, major rez. pilot Marek
Gąsior. Uważa, że podanie do publicznej wiadomości
niepotwierdzonej niczym informacji o stanie upojenia alkoholowego, w
jakim miał znajdować się dowódca Sił Powietrznych, jest rzeczą
podłą. - To była chęć pokazania światu, że w Polsce decydenci,
czyli generałowie lub inni dostojnicy, pijani dowodzą statkami
powietrznymi - podkreśla mjr Gąsior. Jak zaznacza Dariusz
Fedorowicz, najprawdopodobniej chodzi tu jednak o alkohol endogenny,
który wytwarza się w organizmie podczas zachodzenia procesów
gnilnych. - Trzeba sobie jasno powiedzieć, że stężenie rzędu 0,6
promila to nie jest duże stężenie alkoholu. Te aspekty więc
należy rozpatrywać na innym poziomie, a więc -podkreślę jeszcze
raz - czy w ogóle te badania są wiarygodne. Przecież nie mieliśmy
nad nimi żadnej kontroli, nie jesteśmy więc w stanie powiedzieć,
czy były w sposób właściwy przeprowadzone - podkreśla
Fedorowicz. Lekarz zaznacza jednocześnie, że łatwo tutaj o
pomyłkę. - Jeżeli chodzi o samo pobieranie materiału na zawartość
alkoholu, to jest szereg obwarowań, uwarunkowań, których
niedopełnienie może prowadzić do powstawania takich błędów
nawet u osoby żyjącej. Wtedy automatycznie jest całkowicie
niewiarygodny wynik. Mówienie o alkoholu we krwi generała Błasika
to rodzaj zasłony dymnej. Zresztą nawet sam Edmund Klich
powiedział, że raport MAK jest taką zasłoną. W pełni się z tym
zgadzam - dodaje Fedorowicz.
To
nie uczestniczył czy naciskał?
Dlaczego
Rosjanie nie chcieli przekazać nam materiałów dotyczących
obecności alkoholu we krwi gen. Błasika tuż po katastrofie?
Dlaczego jego ciało zostało znalezione nie w kokpicie, lecz w
środku samolotu, co kłóci się z tezą MAK, że na sto procent
generał był w kokpicie podczas lądowania? Z załączników
dołączonych do raportu MAK wynika, że Rosjanie uznali, iż o
obecności generała w kokpicie świadczy głównie charakter jego
obrażeń, i na tej podstawie przyporządkowali go do kabiny. To
tylko niektóre z podstawowych pytań, na które Rosjanie nie
udzielają odpowiedzi. Tak naprawdę pytania można zadawać do
każdej strony przekazanego nam raportu MAK. Istnieją jednak
kwestie, nad którymi nie można przejść obojętnie. Od początku
wmawiano nam winę pilotów i to, że działali pod presją gen.
Błasika, który zmusił ich do lądowania, mimo iż nie pozwalały
na to warunki pogodowe. Przeczy temu jednak sam raport MAK. Czytamy w
nim: "Nieuczestniczenie dowódcy SP Rzeczypospolitej Polskiej w
rozwiązaniu powstałej skrajnie niebezpiecznej sytuacji wpłynęło
na podjęcie decyzji przez dowódcę statku powietrznego o zniżeniu
poniżej wysokości podjęcia decyzji bez nawiązania kontaktu z
obiektami naziemnymi". Wyraźnie pada tu słowo
NIEUCZESTNICZENIE. Skoro więc generał Błasik "nie
uczestniczył", to jak miał naciskać na pilotów? - Rodzi się
coraz więcej pytań, np. kto rozpoznawał głos generała. W
raporcie pada słowo "nieuczestniczenie", więc o jakiej
presji może być mowa? Przecież mamy tu do czynienia z ewidentnymi
przekłamaniami. Mówiono nam, że obecność gen. Błasika w kabinie
doprowadziła do tego, iż mjr Protasiuk podjął taką, a nie inną
decyzję, a teraz czytamy o jego "nieuczestniczeniu w
rozwiązaniu powstałej skrajnie niebezpiecznej sytuacji" -
oburza się mjr Marek Gąsior. - To się kłóci jedno z drugim. Nie
wiem, czy oni w MAK naprawdę nie panują nad tym, co mówią? Ale to
mówią te same osoby, więc dla mnie jest to coś nienormalnego. To
jakiś bełkot, tego nie można słuchać - dodaje. Major Gąsior
zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt związany z katastrofą. W
raporcie MAK mowa jest o tym, że część pasażerów nie była
zapięta pasami. "Analiza badań medyczno-trasseologicznych
(rozdział 1.16.8) wykazała, że część pasażerów znajdujących
się głównie w przedniej części kabiny pasażerskiej nie była
przypięta pasami" - czytamy w raporcie. Mogłoby to świadczyć
o tym, że samolot nie był w decydującej fazie lądowania. Jak
tłumaczy mjr Gąsior, zapięcie pasów nakazuje się pasażerom w
zasadzie od momentu wejścia do samolotu. Te pasy powinny być
zapięte do osiągnięcia wysokości przelotowej, czyli najczęściej
chodzi tu o wysokości między 7 a 10 tysiącami i dopiero wtedy pada
komenda, że można pasy rozpiąć. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy lot
jest w takich warunkach, gdzie może nastąpić turbulencja - wtedy
zaleca się, żeby tych pasów nie zdejmować. - Przy rozpoczęciu
procedury zniżania powinna być komenda: proszę zapiąć pasy.
Zapala się lampka informująca o tym, przekazują ją również
stewardessy. Nie sadzę, by ktoś logicznie myślący tego pasa nie
zapinał, bo to kłóci się z procedurami i z bezpieczeństwem -
mówi Gąsior.
W
obronie honoru gen. Błasika
Mecenas
Kownacki uważa, że trudno stawiać jakikolwiek zarzut generałowi,
że mógł wypić alkohol na pokładzie samolotu, bo był jednym z
pasażerów tego lotu. Nie można więc budować tezy, że pobudzony
generał zmusił pilotów do lądowania, tym bardziej że wszystko
wskazuje na to, iż ten alkohol mógł powstać w jego organizmie już
po katastrofie. Bulwersująca, według mecenasa, jest również teza,
że generał Błasik, minister Kazana i prezydent Kaczyński
wywierali presję na pilotów. - Rosjanie w raporcie MAK przeczą
sami sobie. Z jednej strony zarzuca się generałowi, że naciskał
na pilotów, a z drugiej strony zarzuca się, że nie wydał rozkazu
pilotom, jak rozumiem, żeby nie lądowali. Rodzi się tu pytanie o
konsekwencje strony rosyjskiej. Czy uważają, że zgodnie z
procedurami dowódca Sił Powietrznych powinien wydać zakaz
lądowania, czy też uważają, że go nie powinno być w kokpicie.
To jest wewnętrzna sprzeczność - podkreśla pełnomocnik Ewy
Błasik. Jak zaznacza, ważne jest także pytanie, na jakiej
podstawie Rosjanie uważają, że generał "nie uczestniczył"
w rozwiązaniu zaistniałej sytuacji. Według mecenasa, jego obecność
w kokpicie pozwala raczej twierdzić, że starał się pomóc
pilotom. - Jestem w stanie zawnioskować - i będziemy tego żądali
- o opinię psychologiczną, odpowiadającą na pytanie, czy generał
mógł chcieć wspomóc pilotów w rozwiązaniu tej krytycznej
sytuacji. On mógł być buforem między załogą a resztą
pasażerów, uniemożliwiając na przykład pozostałym osobom
wejście do kokpitu, by w końcowej fazie lotu w nim się nie
znajdowały, jak również wziąć na siebie odpowiedzialność za
decyzje załogi - podkreśla mec. Kownacki. Mecenas zauważa, że
należy przede wszystkim zacząć od ustalenia, czy alkohol w
organizmie generała powstał już po katastrofie, a także od tego,
jakim rodzajem badań ustalano ilość alkoholu we krwi. Ustalić
należy również, jakie były obrażenia ciała generała i skąd
pobierano krew do badania. - Całkowicie wykluczam, że gen. Błasik
spożywał alkohol przed lotem. Będziemy też wnioskowali o
przesłuchanie świadków na tę okoliczność - dodaje mec.
Kownacki.
Piotr Czartoryski-Sziler