Susan Chatfield
Małżeństwo na niby
(Was machst du nur in meinem Bett?)
TŁUMACZENIE MIROSŁAWA CHMIELEWSKA-DRYSZEL
Priscilla Hunter przeszła szybkim krokiem halę przylotów. Nie zwracała uwagi na pełne podziwu spojrzenia, jakimi obrzucili ją obecni mężczyźni. Przyzwyczaiła się już do tego, że jej długie kasztanowe włosy i zielone oczy robiły wstrząsające wrażenie na płci przeciwnej. A do tego dochodziła teraz jeszcze świeża opalenizna z Jamajki.
Przerzuciła walizkę z lewej do prawej ręki i spojrzała na zegarek. Była punktualnie, ale Lynn i tak się spóźni, mogła się o to założyć.
Walizka ważyła chyba ze sto kilo. Priscilla odetchnęła z ulgą, gdy wyszła na zewnątrz i postawiła ją na chodniku. Ściągnęła z ramienia torbę i rozejrzała się dokoła. Nigdzie jednak nie dostrzegła Lynn. Była już bliska rozpaczy, gdy nagle usłyszała nie dający się z niczym porównać znajomy odgłos klaksonu. Za chwilę zatrzymał się przed nią jaskrawożółty garbus z przyjaciółką za kierownicą.
– Mam nadzieję, że nie musiałaś na mnie zbyt długo czekać – rzekła Lynn witając się z Priscilla. – Strasznie się spieszyłam.
– Na szczęście znamy się już tak długo, że niczym już mnie nie zaskoczysz. Wiem przecież, że spóźniasz się zawsze, co najmniej o kwadrans. – Priscilla złagodziła wymówkę śmiechem.
– W końcu jednak zawsze przychodzę, prawda? – niska pulchna blondynka zawtórowała Priscilli wesołym śmiechem. – Wyglądasz fantastycznie! – orzekła z podziwem bez cienia zazdrości. – Życzyłabym sobie, żeby i mnie tydzień wystarczył na taką opaleniznę!
– Miałam cudowny urlop! Wylegiwałam się na żółtym piaseczku i tankowałam słońce. Pogoda dopisała nadzwyczajnie, a przecież we wrześniu należało się już liczyć z ewentualnością pochmurnych dni. W końcu na Karaibach jest to okres huraganów. Przytyłam z pewnością ładnych parę kilo – Priscilla poklepała się po brzuchu – ale żarcie było tak pyszne, że nie mogłam się opanować.
– Przy twojej figurze w ogóle nie będzie można tego zauważyć pospieszyła z zapewnieniem Lynn. W międzyczasie zajechały już przed dom, w którym obie mieszkały. – Jesteś tak szczupła, że wyglądasz raczej na modelkę niż na dziennikarkę... A propos – przez cały ten tydzień urywały się do ciebie telefony.
– A kto dzwonił? – spytała od niechcenia Priscilla sięgając po torbę.
– Reprezentanci płci przeciwnej. Przeważnie. Gdybym nie była już zaręczona z mężczyzną moich marzeń, to chyba bym pękła z zazdrości. Nie wiem, jak ty to robisz. Zapewne twoja uroda i nienaganna sylwetka są ci w tym pomocne, nie mówiąc o całej tej forsie! – Lynn przewróciła oczami teatralnie.
Priscilla zatrzymała się na podeście schodów. – O jakiej forsie mówisz? Jestem przecież normalną, czynną zawodowo kobietą, która sama zarabia na utrzymanie. Nie poleciałam przecież na Jamajkę prywatnym odrzutowcem. Na ten urlop oszczędzałam przez, cały rok. – Uwagi o swojej urodzie pominęła milczeniem. Była do nich przyzwyczajona i przyjmowała jako coś najnaturalniejszego pod słońcem, chociaż sama nie uważała się za jakąś nadzwyczajną piękność. Zgoda, oczy miała interesujące – duże i zielone, a reszta była po prostu w normie.
– Chętnie bym się z tobą zamieniła, Priscillo Hunter – zawołała Lynn, gdy weszły do małego saloniku. – Nie miałabym nic przeciwko temu, żeby moim dziadkiem był James Mitchell Scott, potężny, wpływowy magnat prasowy. Będąc jego wnuczką opływałabym we wszelkie dobra i nie musiałabym wcale pracować. Tymczasem ty dorównujesz w dumie i uporze swemu dziadkowi.
– Nie mam nic wspólnego z majątkiem mego dziadka – Priscilla wsparła się pod boki. – Wychowywałam się w małym miasteczku w Pensylwanii. Moje dzieciństwo przebiegało najzupełniej normalnie. Ojciec miał galerię sztuki. To przecież nie moja wina, że matka się w nim zakochała i rzuciła dla niego tamten świat – świat dziadka!
Wyszła przynajmniej za tego, którego kochała, a nie za tego, którego wybrał jej ojciec.
Lynn znała historię miłości i małżeństwa rodziców Priscilli. Diana Scott, jedyne dziecko Jamesa Mitchella Scotta zrezygnowała z bogactwa i wysokiej pozycji socjalnej, żeby związać swój los z artystą bez nazwiska – ojcem Priscilli. Wyprowadzili się z Filadelfii do Bucks County. Rodzina szybko powiększyła się i czasami było im dość ciężko.
Z czasem dziadek Priscilli wybaczył swej córce jej „błędne posunięcie” i pogodził się z tym, że nie znajdzie w rodzinie chętnych do przejęcia swego imperium prasowego. Stworzył wobec tego radę nadzorczą i został jej przewodniczącym.
Bracia Priscilli nie byli zainteresowani wydawnictwem. Jeden z nich był pilotem, a drugi rzeźbiarzem. Jedynie Priscilla kontynuowała tradycje rodzinne. Ukończyła dziennikarstwo, żeby móc pracować w tym zawodzie.
– Przepraszam cię, Priscillo – Lynn wyrwała przyjaciółkę z zamyślenia. – Nie miałam tego na myśli. Wiem, że bardzo kochasz dziadka. I wiem też, że nigdy by cię nie zatrudnił u siebie tylko dlatego, że jesteś jego wnuczką. Ale wielu ludzi nie może zrozumieć, dlaczego tak mozolnie pokonujesz szczeble kariery. Dziadek przecież mógłby ci pomóc przeskoczyć kilka z nich.
Priscilla poszła do kuchni. Wyjęła z lodówki butelkę coca-coli. – To wszystko bardzo ładnie wygląda dla osób z zewnątrz, ale ja mieszkałam u niego przez trzy lata. Wystarczy. Jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni. Różnimy się tylko co do określenia pozycji kobiety w życiu. Dziadek uważa, że miejsce kobiety jest w domu. Mnie zaś nudzą te wszystkie okropne przyjęcia i zobowiązania towarzyskie. Nie zamieniłabym już mojej niezależności na tamto wytworne życie.
Lynn zajrzała do lodówki. – Na obiad będą hamburgery, zgoda?
Priscilla wybuchnęła głośnym śmiechem. Lynn lubiła dobrze zjeść, ale nie cierpiała gotowania. Priscilla wyczuła, że przyjaciółka chętnie ustąpi jej pola w kuchni. Ona sama uwielbiała pitrasić. Często wypróbowywała nowe przepisy, a kiedyś uczęszczała nawet na specjalny kurs dla smakoszy.
– No, dobrze, dobrze. Zajmę się tym obiadem. Co byś powiedziała na klopsiki z sosem, kluskami i zieloną sałatą?
Lynn odetchnęła z wyraźną ulgą. Uśmiechnęła się do przyjaciółki.
– Dzięki, że chcesz mnie zastąpić.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Lynn poszła otworzyć, a Priscilla zabrała się do przygotowywania obiadu.
– To tylko gazeciarz. – Lynn wróciła do kuchni z wieczorną gazetą w ręku. – Miałam nadzieję, że to Rob. Wyjechał przed tygodniem w delegację i od tego czasu nie daje znaku życia.
Rob, narzeczony Lynn, był fotoreporterem w tej samej gazecie, w której, w dziale publicystyki kulturalnej, pracowała Priscilla. Dziewczyny poznały się dwa lata temu przez Roba i szybko się zaprzyjaźniły. W celu zaoszczędzenia na comiesięcznym czynszu postanowiły wynająć wspólne mieszkanie.
– Ojej – Lynn złapała się za głowę – zapomniałam ci powiedzieć, że dzwoniła Elaine Morgan. Chciała poznać dokładną datę twego powrotu. Masz do niej natychmiast zadzwonić. Dzwonił również wielki J. M. we własnej osobie.
– Co?! Dziadek? – Priscilla otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
– Nie wiesz, o co mu chodziło? Czego chciał? – zagryzła nerwowo dolną wargę. Nieczęsto widywała dziadka w redakcji. Opowiadał się za ścisłym rozdziałem życia prywatnego od zawodowego. Priscilli bardzo to odpowiadało. Nie chciała czuć się głupio wobec kolegów. James Mitchell Scott był mimo siedemdziesiątki bardzo witalny i energiczny. To on był siłą napędową redakcji, odczuwalną zawsze i wszędzie. W drukowaniu materiałów prasowych kierował się zawsze prawdą i uczciwością dziennikarską. Wolność prasy była według niego nieodzownym punktem programu demokracji.
Priscilli zdawało się w ostatnim czasie, że dziadek jakby pobladł i zmienił się na twarzy. Częściej niż zwykle dopadały go ataki choroby znanej pod medycznym określeniem angina pectoris. Dziadek zapewniał ją oczywiście gorąco, że jest zdrów jak ryba, że nigdy nie czuł się lepiej i że naprawdę nie ma powodu do obaw. Po redakcji jednak szybko rozniosła się wiadomość o zasłabnięciu szefa i konieczności wezwania do niego lekarza. Priscilla skontaktowała się wtedy z lekarzem, żeby porozmawiać z nim o stanie zdrowia dziadka.
Doktor potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Zapowiedział, że jeśli dziadek nie zwolni tempa życia, to musi się liczyć z wylewem.
Prędzej czy później to nastąpi. Priscilla zobowiązała lekarza do dyskrecji. Dziadek na pewno zdenerwowałby się jej wścibstwem. Poza tym chciał przecież uchodzić za zdrowego. Nawet wnuczki nie wtajemniczał w swoje osobiste sprawy.
– Nie wierzyłam własnym uszom, Priscillo. Przecież nigdy tu nie dzwoni. A tymczasem rozmawialiśmy całe pięć minut. Pytał, kiedy Rob i ja się pobieramy. Wyglądało, że go to naprawdę interesuje.
– A jaki miał głos? – spytała Priscilla marszcząc czoło. Dziadek wiedział przecież ojej urlopie na Jamajce. Musiało więc przydarzyć się coś szczególnego, skoro zadzwonił do Lynn, żeby dowiedzieć się o dokładny termin jej przyjazdu.
– Normalny, powiedziałabym. Może tylko zirytowany tym, że cię nie zastał. Ale w stosunku do mnie był bardzo miły i uprzejmy.
Priscilla wzruszyła ramionami. Widocznie nie było to nic pilnego. Zadzwoni do dziadka później, a teraz skontaktuje się z redakcją. Podeszła do telefonu, wybrała numer i czekając na połączenie rzuciła okiem na leżącą obok aparatu gazetę. Wielkie litery podpisywały zdjęcie: „Pani Melvinowa St. Clair?”
Priscilla spojrzała na fotografię przedstawiającą wysokiego ciemnowłosego mężczyznę w towarzystwie drobnej, kruczoczarnej piękności otulonej zbytkowym futrem. Oczy mężczyzny ciskały błyskawice, tak był rozgniewany faktem robienia mu zdjęć. Pod czarnymi wąsami krzywiły się w grymasie niechęci stanowcze usta. Gęste czarne włosy rozwiane były przez wiatr. Kobieta patrzyła na niego z pełnym uwielbienia uśmiechem.
Pirat, pomyślała Priscilla. Dostaje wszystko, po co sięgnie. Cena jest nieważna. Melvin St. Clair, playboy, milioner, jeden z nowobogackich. Trzydziestosiedmioletni kawaler, który nie miał zamiaru się żenić. W pracy zawodowej nie miał nigdy żadnych skrupułów. Zawsze zwyciężał.
Westchnęła głęboko. Melvin St. Clair świetnie nadawał się na plotkarskie kolumny. W każdej gazecie można było znaleźć jakieś informacje na jego temat. Priscilla nie cierpiała go, nie mogła zaakceptować jego stylu życia. Musiała jednak uczciwie przyznać, że połowa historii o przystojnym milionerze była wyssana z palca.
Zerknęła na podpis pod artykułem. Monika Whittaker. Priscilla skrzywiła się. Ta kobieta w krótkim czasie wyrobiła sobie nazwisko specjalizując się w plotkach z życia wyższych sfer. Znano ją i obawiano się jej złośliwego języka i celnych spostrzeżeń. Monika pracowała w redakcji o rok dłużej od Pnscilli i jak widać, pięła się do góry. Nie interesowało jej, czy wyrządza komuś szkodę swoimi sensacjami, czy nie. Priscilla gardziła tego rodzaju dziennikarstwem.
Wreszcie ktoś podniósł słuchawkę.
– Elaine Morgan – zgłosił się pospiesznie damski głos.
– Cześć, Elaine. Tu Priscilla. Lynn powiedziała mi, żebym się do ciebie natychmiast zgłosiła. Czy to coś ważnego?
– Witaj, Priscillo! Dobrze, że dzwonisz. Przepraszam, że cię tak ścigam zaraz po urlopie. Ta sprawa może zaczekać do jutra.
– Nie nadużywaj mojej cierpliwości, Elaine – Priscilla zdenerwowała się nagle.
– Potrzebny mi jest reportaż o bastionie milionerów. Musisz rzucić wszystko i pojechać na Skytop.
– Bastion milionerów? Co to ma znaczyć, do cholery!? – Priscilla siliła się na w miarę spokojny głos, ale wszystko się w niej gotowało.
Elaine Morgan westchnęła zniecierpliwiona. – Obudź się, Priscillo! Widzę, że przez tydzień zapomniałaś zupełnie, że drukujemy cykl poświęcony arystokracji amerykańskiej. Błękitna krew, stare rody, nuworysze, te rzeczy... Rys historyczny, sposób spędzania wolnego czasu, praca zawodowa i tak dalej. Chcemy pokazać naszym czytelnikom, jaką drogą dochodzi się do tych milionów. Do tego właśnie cyklu potrzebujemy reportaży o miejscach ulubionych przez bogaczy w całej Pensylwanii. Ty masz za zadanie opisać Skytop. Wiem, że dobrze się z tego wywiążesz.
– Dlaczego akurat ja? – spytała Priscilla zadziornie. – Na taki reportaż połakomiłoby się wielu kolegów.
– Spokojnie, Priscillo. Nie wysyłam cię tam dlatego, że jesteś wnuczką właściciela. Chociaż to pokrewieństwo może ci ułatwić dostęp do paru osób i otworzyć szereg zamkniętych drzwi. Daję ci szansę udowodnienia dziadkowi, że jesteś poważną dziennikarką i że nie pomyliłaś się co do wyboru zawodu. – Elaine urwała na chwilę. – Ale jeśli uważasz, że sobie z tym nie poradzisz...
– Oczywiście, że sobie poradzę! – zapewniła szybko Priscilla. Poczuła się niemal obrażona podważaniem jej zawodowych kompetencji. – Kiedy mam zacząć?
– Cieszę się, że się zgodziłaś – odparła Elaine ze śmiechem.
– Monika Whittaker będzie żółta z zawiści. Paliła się wprost do tego tematu. Ale nie zrobiłaby tego dobrze. Bardziej interesuje się miłosnym życiem milionerów niż ich historią.
Priscilla przymknęła oczy. O mały włos przeleciałby jej ten reportaż koło nosa. Uniosła powieki i spojrzała na zdjęcie Melvina St. Clara.
– Teraz brakuje mi tylko milionera interesującego się historią, a nie innymi rzeczami... – mruknęła do siebie.
– Słucham? – zdziwiła się Elaine.
– Nic, nic. Myślałam tylko głośno.
– Słuchaj, musisz tam zaraz polecieć. Rob i Carl Schultz są już tam od jakiegoś czasu. Zbierają dla ciebie informacje. Rob sfotografował te pańskie rezydencje. Zamieszkasz w domu gościnnym naszej gazety. Myślę, że będziesz potrzebowała przynajmniej dwóch, trzech tygodni, żeby zrobić z tego coś porządnego. Za cztery tygodnie gotowy reportaż ma się znaleźć na moim biurku. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, możesz pojechać motorówką do miasteczka i dokonać stosownych zakupów. Na wszystko bierz rachunek. Masz jakieś pytania?
– Całą masę! – zawołała Priscilla. – Gdzie znajdę Carla i Roba? W domu gościnnym? A jak mam tam się dostać? Nigdy tam nie byłam.
– Weźmiesz samolot czarterowy z Filadelfii do Wilkes-Barre. Tam już będzie na ciebie czekać samochód. Pojedziesz nim do Skytop autostradą trzysta dziewięćdziesiąt. Port jachtowy dysponuje szybkimi łodziami, dostarczającymi gości w każde miejsce na jeziorze.
Zostawisz samochód w porcie. Łodzią dotrzesz do klubu jachtowego Skytop, gdzie zastaniesz Roba i Carla. Podzielą się z tobą wynikami swojej dotychczasowej pracy. Potem odwiozą cię z powrotem do portu i samochodem, którym przyjechałaś, pojadą na lotnisko. Ty zaś wynajmiesz łódź i popłyniesz na jezioro.
– Nasz dom nie będzie więc w ciągu najbliższych tygodni wykorzystywany na gromadne spotkania? – spytała Priscilla na wszelki wypadek notując sobie wszystkie uwagi szefowej. Wiedziała, że wiele lat temu dziadek przeznaczył dom na jeziorze na miejsce konferencji i narad. Było to bardzo korzystne rozwiązanie dla wszystkich uczestników tych urzędowych spotkań. Spokój i przyjemne otoczenie sprzyjały twórczej atmosferze. Dziadek mógł ten dom odpisać z podatków. Z wiekiem wolał pozostawać w mieście, nie chciało mu się już wyjeżdżać.
– Nie, nie wiem o niczym – odparła Elaine. Po krótkim wahaniu dodała: – Nie muszę chyba podkreślać, że chodzi o nadzwyczaj ważny reportaż. Nie zawiedź mnie.
– Nie ma obawy – zapewniła ją Priscilla. – Dziękuję ci za tę wspaniałą szansę. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
– Wiem już, gdzie się podziewa Rob – zwróciła się do Lynn po skończeniu rozmowy. – Od tygodnia fotografuje okolicę jeziora Skytop. Ale wróci niedługo.
– Przypuszczam, że musisz się teraz spieszyć. – Lynn skrzywiła się. – Dobrze, że się jeszcze nie rozpakowałaś.
Priscilla zamyśliła się. – Letnich rzeczy nie będę chyba potrzebowała. Muszę zabrać ciepłą garderobę. Ale przede wszystkim muszę teraz wziąć prysznic i umyć głowę! – Spojrzała na zegarek. – O Boże! Mam tylko cztery godziny! Mam się spotkać z Robem i Carlem w klubie jachtowym na kolacji. Och, Lynn, sama musisz zająć się obiadem!
– Nie ma sprawy – rzekła Lynn z uśmiechem. – Wskakuj pod prysznic, a ja ci w tym czasie skompletuję ciepłe ciuchy.
– Wszystko na razie mi się udaje, myślała Priscilla jadąc wynajętym fordem escortem w kierunku Skytop. Po drodze mijała czerwone klony, złotożółte dęby i wspaniałe zielone sosny pokrywające góry Pocono. Widok przepysznych barw jesieni wprawił ją w dobry humor. Cieszyła się, że może to wszystko zobaczyć jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu.
Było chłodno i Priscilla pogratulowała sobie wyboru stroju na drogę. Ubrała się w wełniany kostium składający się z obszernej marynarki i spodni o prostym kroju. Na nogach miała płaskie zamszowe buty. Była to jedyna para obuwia nadająca się do częstego wskakiwania i wyskakiwania z łodzi. Zazwyczaj Priscilla chodziła w pantoflach na wysokim obcasie. Trudno, czasami trzeba dla kariery zrezygnować z eleganckiego wyglądu – Priscilla uśmiechnęła się do swoich myśli.
W ogóle będzie w ciągu tych trzech tygodni robić rzeczy, których nie cierpi, jak choćby to wchodzenie na pokład łodzi. Brr! Zawsze się to to kiwa, trudno złapać równowagę i w ogóle... Albo ten pobyt w domu gościnnym, gdzie pewnie nie ma ani pralki ani suszarki. Ale najgorsze będzie wyszukiwanie partnerów do rozmów. Z całą pewnością nie będą sympatyczni.
Priscilla nie była amatorką spędzania wakacji na łonie przyrody. Zdecydowanie wolała komfort luksusowego hotelu od twardego materaca w namiocie. Romantyczne wieczory przy ognisku nic dla niej nie znaczyły.
Nacisnęła gwałtownie pedał hamulca. O mały włos przejechałaby skręt do Skytop! Cofnęła ostrożnie samochód i skręciła w prawo. – Co ty wyprawiasz, dziewczyno, skarciła się w duchu, skup się bardziej na drodze!
Zaparkowała samochód na prowizorycznym parkingu i wyjęła walizkę z bagażnika. O kilka metrów od niej stał starszy, siwowłosy mężczyzna ubrany w skafander i czapkę baseballową. Zmierzył wzrokiem Priscillę od stóp do głów.
Podeszła do niego uśmiechając się na powitanie. – Dzień dobry. Nazywam się Priscilla Hunter. Czy mógłby mnie pan zawieźć do jachtklubu? Czekają tam na mnie...
– Może mógłbym. O jaki klub pani chodzi?
– O jaki klub? To jest ich tutaj więcej? – spytała Priscilla zaskoczona.
– Tak. Nie ma w tym chyba nic dziwnego. W końcu każdy tutaj ma jacht. Jak się nazywa ten klub, do którego chce pani trafić?
– Klub jachtowy Skytop – odparła szybko.
– Czy ma pani legitymację?
– Legitymację? – powtórzyła zdziwiona Priscilla. – Aha, legitymację – przypomniała sobie coś. Wyciągnęła z torebki zieloną kartę, którą wręczono jej przy wynajmowaniu samochodu. Podała ją mężczyźnie uśmiechając się z ulgą.
– Bez legitymacji nie mógłbym pani tam zawieźć. Takie są tu przepisy. W końcu to prywatny klub. – Mrugnął do niej porozumiewawczo i wziął od niej walizkę. Poszli na brzeg jeziora. Stary podał Priscilli rękę i pomógł jej wsiąść do łodzi. Kołysała się oczywiście, jakżeby mogło być inaczej. Na widok ciemnej wody wokół zrobiło jej się niedobrze. Mam nadzieję, że nie utoniemy po drodze, pomyślała siadając na ławeczce obitej wytartą już skórą. Silnik zaskoczył natychmiast i Priscilla trochę się odprężyła.
– Mam na imię Mike – oświadczył stary wyprowadzając ostrożnie łódź z portu.
– Od dawna pan tu mieszka, Mike? – spytała uprzejmie.
– O, tak. Urodziłem się tutaj. To bardzo piękna okolica. Od czasów mego dzieciństwa nic się tu nie zmieniło. Teren jeziora jest pod ochroną, dotyczy to również jego brzegów. Nie znajdzie tu pani hałaśliwych tłumów ani barów szybkiej obsługi. Nie... tylko prywatne domy i ludzie, którym zależy na zachowaniu istniejącego stanu rzeczy. – W głosie starego zabrzmiała duma.
– Szkoda, że jest już tak ciemno. O tej porze roku wcześnie zapada zmierzch – powiedziała Priscilla. – Nigdy jeszcze nie byłam nad tym jeziorem. Musi być piękne.
Zapięła marynarkę, żeby uchronić się przed zimnym wieczornym powietrzem. – Jak długo będziemy płynąć do jachtklubu? – spytała Mike’a. – Mam tam spotkanie.
– Dobre pół godziny. Wcześniej nie da rady.
Priscilla zamknęła oczy. Jeśli wszyscy ludzie w tej okolicy są tak mili jak Mike, to nie musi się obawiać rozmów z nimi. Łódź ślizgała się spokojnie po falach jeziora. Tu i ówdzie błyszczały na brzegu światła w oknach willi, było cicho i przyjemnie.
Hol jachtklubu zrobił na Priscilli spore wrażenie. Wszędzie błyszczał wypolerowany mosiądz i unosił się zapach wywoskowanego parkietu. Było tak jakoś szlachetnie i dostojnie. Ekskluzywny świat kierujący się własnymi prawami. Świat tych, którzy posiadali bogactwo i władzę, świat elity.
Służący odebrał z jej rąk walizkę i wskazał drogę do jadalni, gdzie spodziewała się zastać Roba i Carla.
Idąc tam Priscilla pomyślała, że w tym otoczeniu czuje się jak u siebie w domu. Nie podziałało na nią onieśmielająco. Dzięki dziadkowi spędziła już w tym świecie ładnych kilka lat.
Kelner wyszedł jej naprzeciw. – Stolik na jedną osobę, łaskawa pani?
– spytał dyskretnie, kłaniając się głęboko.
– Nie, dziękuję. Jestem tu umówiona z dwoma panami. Nazywam się Priscilla Hunter...
– Naturalnie. Panna Hunter... Panowie czekają już od jakiegoś czasu na panią. Proszę pójść za mną.
Priscilla uśmiechnęła się rozbawiona. Poszła za kelnerem przez dyskretnie oświetloną salę. Goście nie zwracali na nią uwagi pochłonięci spożywaniem wytwornych potraw i znakomitych win.
Nagle Priscilla drgnęła. Odniosła nieprzyjemne wrażenie, że jest obserwowana. Rozejrzała się z zakłopotaniem. Nie, chyba musiało się jej zdawać. Minęła bar i przyspieszyła kroku, aby dogonić kelnera.
To pewnie zmęczenie podróżą, pomyślała. Ciepły posiłek dobrze mi zrobi.
Rob zauważył ją w tym samym momencie, kiedy i ona go dostrzegła.
– W samą porę! Właśnie chcieliśmy już zrezygnować z czekania na ciebie i coś zamówić. No i co powiesz na to wszystko? – Takie miejsca znaliśmy dotychczas tylko z prasy, co? Teraz możesz się przekonać na własne oczy, jak żyje druga połowa ludzkości.
Priscilla usiadła na wygodnym miękkim krześle, które kelner jej przysunął. Cmoknęła Roba w policzek, zadowolona, że widzi wreszcie znajomą twarz.
– Lynn usycha z tęsknoty za tobą, Rob. Wiesz o tym? Nie może się wprost doczekać twego powrotu. Kazała mi cię ucałować, żeby ci w ten sposób przypomnieć o niej.
– Wobec tego pospieszmy się z kolacją i jak najprędzej omówmy to, co mamy omówić. Czuję, że w Filadelfii czekają mnie piękne chwile. Oj, chciałbym tam już być – rozmarzył się Rob.
– Czego się napijesz, Priscillo? – spytał Carl uprzejmie. Pokręciła głową odmownie. – W ogóle nie piję, Carl. Alkohol wywiera na mnie taki skutek, że natychmiast zasypiam.
Rob podniósł kieliszek i przechylił się przez stół. – Szkoda, że jej nie widziałeś na Sylwestra. Lynn i ja zaprosiliśmy kilkoro przyjaciół. Biesiadowaliśmy wesoło do białego rana. Wszyscy oprócz Priscilli. Wypiła trzy kieliszki szampana i już było po niej. O wpół do jedenastej udała się na spoczynek. Nie doczekała nawet powitania Nowego Roku!
Kelner przyjął od nich zamówienie i przez ponad godzinę Carl i Rob opowiadali dziennikarce o wszystkim, czego już zdążyli dokonać w Skytop.
– Zdjęcia, których będziesz potrzebowała, są w domu gościnnym – powiedział Rob. – Znajdziesz tam również spis wszystkich informacji, które Carl zebrał dla ciebie. Będziesz jeszcze musiała uzupełnić to i owo. Na miejscu jest elektryczna maszyna do pisania. Z okien domu rozciąga się cudowny widok na jezioro. Gdybym tak nie tęsknił za Lynn, to chętnie bym tu pobył dłużej. – Rob westchnął głośno.
– Teraz właściwie pozostaje ci tylko znaleźć milionera, który miałby ochotę udzielić ci wywiadu. Rob rozejrzał się po sali i zawołał nagle. – No, proszę, o wilku mowa! Zobaczyłem twarz znaną nam wszystkim! Założę się, że nie odmówiłby twojej prośbie, Priscillo!
Priscilla spojrzała tam, gdzie Rob – prosto w dwoje intensywnie oczu wpatrujących się w nią z uwagą. Zarumieniła się mimo woli.
Melvin St. Clair stał przy barze i świdrował Priscillę spojrzeniem. Rozmawiał przy tym jakby nigdy nic ze stojącym obok mężczyzną i popijał wino z kieliszka. W jego wzroku wyczytać można było rozbawienie, ale także nieskrywany podziw. To pierwsze dotyczyło zapewne wypieków na twarzy Priscilli, to drugie jej cudownych kształtów, które zdążył już zlustrować.
Priscilla pomyślała, że nigdy jeszcze nie spotkała tak fantastycznie przystojnego faceta. Był znacznie urodziwszy niż na prasowych fotografiach.
St. Clair odwrócił się nagle i całą uwagę skupił na swoim partnerze. Do uszu Priscilli dobiegł jego śmiech.
Spuściła wzrok. Przepełniała ją dziwna kombinacja uczuć – podniecenia, strachu i gniewu. Z całą ostrością uświadomiła sobie, dlaczego kobiety padały temu facetowi do stóp. Jedno jego spojrzenie starczyło, żeby poczuła się zmieszana. Nigdy przedtem nie reagowała tak na męskie spojrzenie. Po raz pierwszy w życiu odczuła na sobie magiczną siłę przyciągania.
Wbrew sobie włączyła się w rozmowę obu kolegów. I chociaż wymiana spojrzeń między nią a St. Clairem trwała dosłownie chwilę, Priscilli wydawało się, że to cała wieczność.
– Nic z tego. Rob. Milioner, o jakim myślałam, powinien mieć przynajmniej sześćdziesiąt lat, żonę i oczywiście całą gromadkę wnucząt! To będzie znacznie bezpieczniejsze niż spotkanie ze słynnym Melvinem St. Clairem!
Rob roześmiał się. – Już i tak jest na to za późno. Pan St. Clair właśnie wychodzi.
Priscilla sięgnęła po szklankę z wodą mineralną.
– A propos wychodzenia – Carl spojrzał na zegarek – to powinniśmy pomyśleć już o powrocie do cywilizacji. Łódź powinna zjawić się tu lada moment.
Rob wstał od stołu. Pochylił się nad Priscilla i pocałował ją w policzek. – Przykro mi, że zmykamy stąd w takim tempie, ale Carl ma rację – jeśli nie zdążymy na tę łódź, to będziemy musieli czekać godzinę na następną. Ty z kolei musisz poczekać trzy kwadranse na swój transport do domu gościnnego. Tam, z tyłu za barem znajdziesz małą, spokojną bibliotekę. Możesz ten czas spędzić na lekturze. O tej porze rozpalono już tam na pewno ogień na kominku.
– Ależ ty jesteś troskliwy, Rob! – roześmiała się Priscilla. – Nie martw się o mnie, jakoś sobie poradzę. Masz tu kluczyki od samochodu. To jest brązowy ford escort. Zwróćcie go na lotnisku. Ja będę musiała się zadowolić łodziami, a jest ich przecież tutaj całe mnóstwo. Skorzystam z twojej rady i pójdę coś poczytać. Życzę wam szczęśliwej podróży i pozdrówcie Lynn ode mnie.
Koledzy pożegnali się z Priscillą i wyszli na zewnątrz. Ona zaś poszła tak jak zapowiedziała do biblioteki.
Zatrzymała się w drzwiach. – Cudownie – szepnęła do siebie. Dębowe drewno ciężkich starych drzwi miało swą kontynuację w belkach na suficie i w boazerii sięgającej połowy ścian. Resztę ścian wypełniała tapeta w złotoczerwone pasy. Wykusz i sufit, z którego zwisało kilka pięknych starych żyrandoli, pomalowane były na beżowo. Priscillą zwróciła uwagę na dwa jasne krzesła stojące przed kominkiem. Stał między nimi stolik z szachownicą zastawioną figurkami.
Priscillą podeszła tam zaciekawiona, żeby obejrzeć szachy wykonane z kości słoniowej i hebanu. Gracze rozgrywający tę partię nie byli nowicjuszami, jak stwierdziła, a co więcej, dorównywali sobie umiejętnościami. Nagle usłyszała za sobą jakiś szelest. Ktoś z obsługi wszedł cicho, żeby opróżnić popielniczki i wytrzeć je wilgotną ścierką.
Priscillą uśmiechnęła się do mężczyzny w służbowym uniformie. – Proszę się nie obawiać, niczego nie poprzestawiam. Wygląda na to, że rozgrywający przerwali partię na krótko przed jej zakończeniem.
– Jutro wieczorem będą grali dalej – odpowiedział mężczyzna. – Co wieczór po kolacji przychodzą tutaj. I to od piętnastu już lat. Zanim wyjdą, notują sobie położenie figur.
Priscillą uśmiechnęła się i spojrzała na zegarek. Miała jeszcze czterdzieści minut. Trzeba coś z tym czasem zrobić. Zdjęła marynarkę i usiadła na jednym z krzeseł przy kominku. Podparła głowę dłońmi i skoncentrowała się na szachownicy. Po kilku minutach wytężonego myślenia przesunęła jedną figurę.
Lekki szmer zamykanych drzwi kazał jej odwrócić się. Źrenice jej oczu rozszerzyły się z wysiłku, żeby dostrzec coś w ciemnej ramie drzwi.
– Przepraszam. Nie chciałem pani przestraszyć. Była pani tak zajęta grą. – Melvin St. Clair opierał się o futrynę. Na jego ustach igrał kpiący uśmiech, a intensywnie niebieskie oczy zdawały się formalnie przewiercać Priscillę.
Policzki Priscilli zarumieniły się znowu i nie był to wcale skutek bliskości kominka.
– Nic się nie stało – zdobyła się na swobodny ton. – Wcale mnie pan nie przestraszył.
St. Clair był o wiele wyższy niż przypuszczała. Priscilla, która wcale nie była niska, musiałaby zadzierać do niego głowę. Ubrany był w świetnie skrojony czarny wieczorowy garnitur. Jego wysportowane ciało nie miało pewnie na sobie ani grama tłuszczu.
Nieskazitelnie biała koszula opinała muskularny tors Melvina. Był wąski w pasie i miał długie szczupłe nogi. Poruszał się tak zwinnie, że Priscilli jego chłód skojarzył się natychmiast z czarną panterą. Zbliżał się do niej i z każdym jego krokiem mogła przyjrzeć się dokładniej rysom jego twarzy – wysokim kościom policzkowym, energicznej brodzie i zdecydowanym w rysunku, a mimo to zmysłowym wargom.
– Szachy sprawiają mi frajdę tylko wtedy, kiedy gram z kimś. St. Clair stał już przed nią. Priscilla patrzyła w jego niewiarygodnie błękitne oczy, okolone gęstymi czarnymi rzęsami, których mogła mu pozazdrościć każda kobieta.
– Słucham? – spytała nieswoim głosem.
Melvin uśmiechnął się i wskazał ruchem głowy szachownicę. Priscilla zauważyła srebrne pasmo w jego czarnych włosach, sięgających kołnierzyka koszuli. W dłoni trzymał cygaro.
– Czy mogę usiąść? A może czeka pani na swych przyjaciół, panno Hunter?
– Skąd pan zna moje nazwisko? – Priscilla nie kryła zdumienia.
St. Clair usadowił się na krześle próbując znaleźć jak najkorzystniejszą pozycję dla swych długich kończyn. – Dałem łapówkę kelnerowi – odparł z uśmiechem. – Czy nie ma pani nic przeciwko temu, żebym zapalił, panno Hunter? A może mógłbym panią nazywać Priscilla? To o wiele bardziej do pani pasuje.
Priscilla czuła się zadziwiająco dobrze w towarzystwie tego mężczyzny. Może wcale nie był tak okropny, jak o nim pisała prasa. Właściwie był całkiem sympatyczny.
– A w jakim celu chciał pan poznać moje nazwisko? Dziwię się, że kelner w ogóle je zapamiętał.
– A ja przeciwnie. Trudno panią zapomnieć, Priscillo Hunter. Kiedy tylko ujrzałem panią w jadalni, od razu wiedziałem, że za nic ma pani władzę i bogactwo. Zdaje się, że jest pani przyzwyczajona do takiej atmosfery.
– Bynajmniej. Dzielę z przyjaciółką małe mieszkanko. Nie jestem z pana świata, panie St. Clair. Na życie zarabiam ciężką pracą. – Priscilla wyprostowała się dumnie. Ciekawa była reakcji Melvina.
– Więc wie pani, kim jestem... A skąd, jeśli można spytać? Priscilla wzruszyła ramionami. – Wystarczy wziąć do ręki pierwszą lepszą gazetę, żeby zobaczyć w niej pana zdjęcie. Ma pan szczególny talent do trafiania na czołówki, panie St. Clair.
– Oczywiście, ci przeklęci pismacy! – zareagował ostro. – I co takiego czytała pani o mnie? – zapytał.
– Ma pan opinię twardego, pozbawionego skrupułów biznesmena, aczkolwiek przestrzega pan reguł gry. Po drugie – ma pan na koncie całe mnóstwo złamanych serc.
Melvin przyglądał się Priscilli przez chwilę z uwagą, a potem spytał nadspodziewanie łagodnym głosem: – Czy wierzy pani we wszystko, co pani przeczyta? A może kieruje się pani własnymi sądami? Na doniesienia prasowe trzeba zawsze brać poprawkę. Zazwyczaj tylko po części zgodne są z prawdą.
– Zależy, jaką część ma pan na myśli, panie St. Clair – odrzekła Priscilla spokojnie. – Nie wyrobiłam sobie jeszcze opinii na pana temat. Zbyt mało pana znam.
– Mam nadzieję, że ten stan wkrótce ulegnie zmianie – zapowiedział uśmiechając się wesoło. – Niech mnie pani nazywa po prostu Melvinem. Pani włosy tak błyszczą w blasku ognia, jakby sypały się z nich skry. Sądzę, że wyglądałyby jeszcze ładniej, gdyby je pani rozpuściła... Melvin zatrzymał wzrok na wysokości piersi Priscilli. Wstrzymała oddech, dopóki nie odwrócił oczu.
– Ciekawe... Melvin miał teraz nieco schrypnięty głos – sam nie wiem, co mnie w pani tak pociąga. Nie jest pani piękna, ale ma pani klasę i... jak mi się zdaje, szczególne poczucie humoru.
Priscilla nie bardzo wiedziała, jak ma skomentować tę uwagę. Na szczęście Melvin zmienił temat pytając: – Czy często gra pani w szachy?
Kiwnęła głową. – Niestety, nie tak często, jak tego bym chciała. Mój dziadek nauczył mnie grać w szachy dawno temu. – Priscilla zła była na siebie, że wymieniła dziadka. Nie miała takiego zamiaru.
– Więc teraz już pani nie gra?
– Rzadko. Trudno trafić na równorzędnego partnera. A pan gra?
– W szachy? Owszem i najczęściej wygrywam.
– Naprawdę? To może miałby pan ochotę rozegrać ze mną tę partię do końca? Teraz będzie pana ruch! – Priscilla spojrzała na Melvina wyzywająco.
Zmarszczył czoło i przyjrzał się szachownicy. Bez żadnego namysłu przesunął figurę. – Teraz kolej na panią...
– Przez całą naszą rozmowę studiował pan sytuację, prawda?
– spytała Priscilla gniewnie. – To nie fair!
– Być może sprawiam wrażenie odprężonego, ale przecież mój mózg pracuje nadal. Nota bene nie odpowiedziała pani na moje pytanie... Czy pani koledzy wrócą tu czy nie?
Priscilla skrzywiła się. Jej rozmówca wyraźnie panował nad sytuacją. Ona sama mogła się skupić tylko na jednej czynności, a nie na kilku jednocześnie. Rozważyła w myślach następny ruch, a dopiero później powiedziała: – Nie, musieli wrócić do Filadelfii. Nie przepada pan za dziennikarzami, co?
Melvin odchylił się razem z krzesłem do tyłu i zaczął balansować na dwóch jego tylnych nogach. – Zgadza się. Tylko niewielu z nich zasługuje na szacunek. Większość nie interesuje się prawdziwymi faktami. Sięgają po wszystkie dostępne środki, żeby zdobyć sensację. Najlepszym przykładem jest Monika Whittaker, prawdziwa hiena dziennikarska. Nie cofa się przed niczym.
Priscilla najpierw przesunęła figurę, a potem spojrzała na Melvina.
– Dlaczego pan tak o niej mówi? Zrobiła panu coś? – spytała głosem nie pozbawionym ironii.
Melvin wzruszył ramionami. – Bardziej niż o mnie, chodzi mi o moich przyjaciół, którym bardzo dokuczyła w przeszłości. W zeszłym roku zaprosiłem żonę przyjaciela na obiad. Pani Whittaker w asyście fotografa zaczepiła mnie w holu restauracji prosząc o wywiad. Nie zgodziłem się, ale oni bynajmniej nie zrezygnowali. Przyczepili się do nas jak rzep psiego ogona. Robili nam zdjęcia wbrew naszej woli. Było tam tak okropnie ciasno, że aby cokolwiek usłyszeć, musieliśmy nachylać się wprost do ucha rozmówcy. Następnego dnia przeczytaliśmy w gazecie, że małżeństwo mojego przyjaciela stoi pod znakiem zapytania i zapowiedź rychłego rozwodu. Do tego zdjęcie, na którym oboje wyglądaliśmy tak, jakbyśmy się czule obejmowali. – Melvin skrzywił się z odrazą. – Moi przyjaciele zignorowali całą tę historię, ale niesmak pozostał. To tylko jeden z wielu przykładów fałszującego rzeczywistość dziennikarstwa pani Whittaker. Ja osobiście nie darzę zaufaniem ludzi mających jakikolwiek związek z prasą.
Priscilla pomyślała o dziadku i jego wzniosłych ideałach dziennikarstwa. Pokręciła głową z westchnieniem. – Teraz pana ruch, Melvin. A propos Moniki Whittaker, to uważam, że jest ona niechlubnym wyjątkiem. Nie wszyscy dziennikarze są tak pozbawieni skrupułów jak ona.
Melvin spojrzał na nią z uwagą. – Pani wcale nie jest piękna... Sam nie wiem, co takiego jest w pani... Jakiś niezwykły urok... – Mówiąc to skasował szybko jej białego skoczka i uśmiechnął się z zadowoleniem na widok oburzonej miny Priscilli.
– Chciałbym się z panią umówić w najbliższym czasie – zaproponował ujmując jej dłoń. Próbowała uwolnić rękę z jego uścisku, ale trzymał ją mocno.
– Niech pan posłucha, dobrze wiem, że nie jestem żadną pięknością. Czy naprawdę musi mnie pan o tym przekonywać? A poza tym wcale nie mam ochoty spotykać się z panem. Przez kilka następnych tygodni będę miała dużo pracy. – Głos Priscilli zadrżał. – Czy mógłby pan zostawić moją rękę w spokoju? Rozgrywamy tę partię do końca, czy nie?
Melvin puścił rękę Priscilli. – Naturalnie, że gramy dalej, Priscillo. Gdzie będzie pani pracować? I czy to zajęcie rozciągnie się także na wieczory? Żaden szef nie może wymagać pracy przez okrągłą dobę.
Obserwował uważnie Priscillę i spostrzegł, że jej twarz rozjaśniła się nagle. Obrzuciła Melvina triumfującym wzrokiem.
– Sądzi pani zapewne, że już mnie pani ma, co? Czytam w pani twarzy jak w otwartej książce. A teraz proszę o odpowiedź na moje pytanie. Co to za praca angażuje panią tak bardzo? Wydaje mi się, że jednak miałaby pani ochotę spotkać się ze mną prawda?
Priscilla przybrała świadomie niewinny ton. – Ależ oczywiście, że chętnie bym się z panem spotkała, panie St. Clair. – Zmarszczył czoło, więc się natychmiast poprawiła – to znaczy, Melvin. Nie przypuszczam jednak, że pan miałby na to ochotę.
Laufrem zastawiła drogę jego królowi. – Szach... Melvin – obwieściła z dumą.
Melvin obrzucił stalowym spojrzeniem konstelację figur na szachownicy, po czym rozparł się wygodnie i spojrzał z namysłem na Priscillę. – Dlaczego miałbym nie mieć ochoty na spotkanie z panią?
– Ponieważ jestem dziennikarką!
– Co takiego? – wykrzyknął przerażony.
– Pracuję w „Biuletynie”.
Melvin zerwał się na równe nogi. – A więc w tym samym piśmie co ta Whittaker!
– Właśnie! – odparła Priscilla z naciskiem. – A pan ma za duże mniemanie o sobie. Skąd to prawo, żeby oceniać ludzi na podstawie wykonywanego przez nich zawodu? Ja kocham moją pracę! I mam zamiar wywiązać się jak najlepiej z mojego zadania tutaj.
Melvin uśmiechnął się rozbawiony. – Aha, trafiłem w pani czuły punkt, co? Odkrywam coraz więcej cech Priscilli Hunter. Jest inteligentna, ma poczucie humoru, jest atrakcyjna i łatwo się irytuje. No, niechże pani tak na mnie nie patrzy. Na nic się to pani nie przyda – dodał.
Usiadł z powrotem. – Proszę mi powiedzieć, Priscillo, na czym będzie polegała pani praca tutaj? Przypuszczam, że będzie pani mieszkała w domu gościnnym gazety?
Priscilla wyjaśniła mu spokojnie, co ją tu sprowadziło.
– Wie pan może, gdzie jest ten dom?
– Może wiem – odparł z uśmiechem. – O ile mi wiadomo, w Mountainhome Cove.
Priscilla odgarnęła pasmo włosów z czoła. – Teraz już pewno pan zrozumiał, dlaczego będę tak bardzo zajęta. Chyba, że...
– Chyba, że co?
– Chyba, że znalazłby pan dla mnie jakiegoś milionera – uśmiechnęła się. – Powinien pan znać co najmniej kilku.
– Przypuszczam, że znam co drugiego – zgodził się Melvin. – Zakładam, że ten milioner, którego pani szuka, powinien interesować się historią Skytop Lake, zgadza się?
– Tak, to bardzo ważne.
– Rozumiem. Mnie nie wzięła pani pod uwagę, co? To, że jestem milionerem i...
– Och, nie! – przerwała mu Priscilla śmiejąc się głośno. – Potrzebny mi jest stary milioner, który spędził tu całe życie. Pan jest zbyt młody do moich celów.
Melvin siedział spokojnie wpatrując się w nią bez słowa. Z jego twarzy nie dawało się nic wywnioskować.
– Więc jestem zbyt młody? – mruknął.
– O co chodzi, Melvin? – zmieszała się. Atmosfera zrobiła się nagle nie do wytrzymania i Priscilla z trudem pohamowała głupi impuls, żeby uciec stąd, gdzie pieprz rośnie. Melvin tymczasem pochylił się nad stołem opierając łokcie po obu stronach szachownicy. W jego oczach płonął ogień potęgujący się z każdą chwilą.
Jak w hipnozie Priscilla podała mu usta. Złożył na nich delikatny pocałunek. Choć miała zamknięte oczy, czuła, że przygląda się jej z tej jakże bliskiej odległości.
Wiedziała, że na jej policzkach wykwitły rumieńce. W ogóle zrobiło jej się gorąco i oddychała znacznie szybciej. Nie chciała jednak niczego zmieniać, chciała, by ta chwila trwała wiecznie.
Melvin wziął ją ponad stołem w ramiona. Nie broniła mu swych ust, kiedy znowu zaczął ją całować. Gładził ją po karku w taki sposób, że ciarki przebiegały jej po plecach.
Oderwał się z cichym westchnieniem od warg Priscilli i ugryzł ją delikatnie w koniuszek ucha.
Priscilla straciła panowanie nad sobą. Po omacku sięgnęła do guzików koszuli Melvina i zaczęła ją rozpinać. Ogarnięta była pragnieniem dotknięcia jego nagiej skóry. Jej usta spoczęły na piersiach Melvina.
Ujął jej głowę w dłonie, pochylił się nad nią i poszukał jej ust. Priscillę przepełniło pożądanie stare jak świat. Kolana jej drżały do tego stopnia, że obawiała się stracenia równowagi. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do niego z całych sił. Jej rozum przestał funkcjonować. Emocje wzięły nad nim górę. Jednego była pewna – żaden mężczyzna tak na nią dotychczas nie podziałał.
Zadrżała czując, że dłoń Melvina wślizguje się pod jej marynarkę i sięga jej piersi. Jęknęła z rozkoszy.
– Melvin... – szepnęła, wiedząc, czego w tej chwili chce najbardziej. Natychmiastowego zaspokojenia pożądania, które w niej obudził.
– Mój Boże, Priscillo... Zachowuję się jak nieodpowiedzialny idiota. Nie miałem takiego zamiaru... – Objął ją i przyciągnął do siebie.
– Ależ nic takiego się nie stało – zażartowała.
– Owszem. Mam w końcu opinię bezwzględnego uwodziciela, być może po części zasłużoną. W końcu jestem przecież mężczyzną. Mogę ci powiedzieć tylko jedno – nigdy świadomie nie zraniłem żadnej kobiety. – Spojrzał w oczy Priscilli. – Ale na tobie nie chcę wypróbowywać moich sztuczek. Jesteś zbyt uczciwa na takie zagrania. Zabolałoby cię to.
Słowa te odebrała Priscilla jak uderzenie pejczem. Odwróciła się zmieszana. Melvin wykazał się opanowaniem, ona nie. A przecież w każdej chwili ktoś mógł wejść do biblioteki i zastać ich w czułych objęciach. Priscilla rozejrzała się.
Nie, wszystko było tak, jak przedtem, tylko ona nie była już taka sama. Spotkanie z Melvinem St. Clairem bardzo ją zmieniło.
Rzuciła okiem na zegarek. Za chwilę wsiądzie do łodzi i zostawi to wszystko za sobą. Melvin należał do innego świata, nie miał nic wspólnego z jej światem, nie umiałby się w nim odnaleźć. Władza i pieniądze zbyt wiele dla niego znaczyły.
Sięgnęła po marynarkę i założyła ją.
W tym czasie Melvin podszedł do małego stolika przy drzwiach i napełnił dwa kryształowe kieliszki brandy. Podał Priscilli jeden z nich.
– Proszę, Priscillo. Niech pani to wypije. Trochę brandy dobrze nam zrobi. – Nie spodziewał się oporu z jej strony.
– Nie, dziękuję, poradzę sobie i bez tego. Nie piję alkoholu...
– Proszę to wypić i nie dyskutować – przerwał jej ostro. – Potrafię ocenić pani stan, a skoro te pocałunki tak bardzo wytrąciły mnie z równowagi, to nie inaczej było z panią. Odrobina alkoholu z pewnością pani pomoże.
Priscilla wiedziała, że Melvin ma rację. Wzięła od niego kieliszek i wypiła jego zawartość jednym haustem. – Dobrze. Przykro mi z powodu tego, co się stało. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Fuj, co to za obrzydliwość kazał mi pan wybrać!
– Dobra brandy nie może być obrzydliwa – zganił ją z uśmiechem. – Powinna się pani przyzwyczaić do tego smaku, skoro będzie tu pani jadać kolacje. Bo będzie pani, prawda?
Priscilla odetchnęła głębiej. Błogosławiła działanie alkoholu. – Nie sądzę. Będę sobie sama przygotowywać kolację. Nie będę miała czasu, żeby tu codziennie przyjeżdżać.
Zanim Melvin zdążył coś odpowiedzieć, za drzwiami dał się słyszeć gwar głosów. Drzwi biblioteki otworzyły się i wpadła przez nie nieduża czarnowłosa piękność ubrana w sposób bardzo rzucający się w oczy. Jej kunsztownie umalowane oczy orzechowego koloru zwęziły się w szparki, gdy dostrzegła Priscillę.
Melvin natomiast uśmiechnął się do niej promiennie. Priscilla skojarzyła przybyłą z kobietą, którą widziała na zdjęciu w gazecie w towarzystwie St. Claira.
– Melvin, kochanie! – zawołała kobieta. – Tak mi przykro, że się spóźniliśmy, ale ojciec nie mógł wprost oderwać się od telefonu. Mam nadzieję, że niczego nie straciliśmy. – Obrzuciła Priscillę prowokującym spojrzeniem.
Melvin dopił spokojnie swoją brandy, potem podszedł do niej i ujął ją za łokieć. – Denise, chciałbym ci przedstawić Priscillę Hunver. Spędzaliśmy właśnie czas na... grze w szachy. – Specjalnie zrobił tę znaczącą pauzę przed słowami „gra w szachy”. – Panna Hunter jest wytrawną szachistką. Priscillo, to jest Denise Mandreli. Byłem z nią i jej ojcem umówiony na kolację. Opóźniła się znacznie, jak widać.
– Czyżbyś mi robił wyrzuty, skarbie? – Denise skrzywiła się z niesmakiem. – Wiesz przecież, że nie mogłam się wprost doczekać przyjazdu tutaj. Ojciec jest czasami tak zajęty, że zapomina o przyjemniejszych stronach życia. Chodź już, skarbie – pociągnęła Melvina za sobą.
Melvin utkwił wzrok w oczach Priscilli. Wysunął się z uścisku Denise, podszedł do szachownicy i mruknął do siebie: – Muszę jeszcze zrobić ostatni ruch.
Priscilla patrzyła bez słowa, jak stawia swego czarnego skoczka w miejsce jej białego króla. – Mat, panno Hunter – powiedział.
Czarnowłosa piękność była już przy drzwiach. Zanim wyszła, odwróciła się jeszcze do Priscilli.
– Do widzenia, Sheilo.
– Priscillo – poprawił ją Melvin.
– Aha... No, chodź już, Melvin. Umieram z pragnienia. Zamów nam szampana.
Po wyjściu tej pary Priscilla odstawiła kieliszek, który ciągle jeszcze trzymała w dłoni i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła pojąć wydarzeń dzisiejszego wieczoru.
Zwabił mnie w pułapkę, pomyślała. A ja nawet tego nie zauważyłam. I to zarówno, jeśli chodzi o szachy, jak i o mnie samą. Co takiego powiedział? Że zawsze wygrywa?
Priscilla wyszła z biblioteki ze smutnym uśmiechem na ustach.
Priscilla odebrała walizkę w szatni i poszła na pomost. Mike już tam na nią czekał.
– Kontynuujemy podróż?
Priscilli zachciało się nagle spać. Była to typowa dla niej reakcja na alkohol. Odetchnęła kilka razy głęboko i wsiadła przy pomocy Mike’a do łodzi.
– Mógłby pan mnie zawieźć do Mountainhome Cove, Mike? Będę tam przez jakiś czas mieszkała.
Mike osłupiał. – Pewna jest pani. że chce się tam dostać? Kiwnęła głową. – Absolutnie. Jest tam przecież prywatny pomost, czyż nie?
– Tak, tak, niewątpliwie prywatny. – Nasunął czapkę nisko na czoło. – Jeśli chce pani dostać się do Mountainhome Cove. to płyńmy tam. Czeka tam ktoś na panią?
Priscilla ziewnęła rozdzierająco. – Tak, Mike. Czekają tam na mnie. Możemy już ruszać?
– Hej... proszę pani... Niechże się pani obudzi?
Priscilla otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Zdrzemnęła się, jak tylko ruszyli i przespała całą podróż. Łódź kołysała się łagodnie na falach tuż przy drewnianym pomoście. Mike uśmiechał się do niej rozbawiony.
Priscilla odwzajemniła mu się lekko zakłopotanym uśmiechem. – A to dopiero! Nie myślałam, że zasnę. To pewnie efekt świeżego powietrza.
Wyskoczyła na pomost. W ciemności choć oko wykol słychać było tylko cykanie świerszczy i plusk fal rozbijających się o nabrzeżne skały.
– Gdzie jest ten dom? – spytała Priscilla usiłując dostrzec coś przez noc. – Widzę tylko drzewa i skały.
– Z dołu nie można go zobaczyć. Jest tam, wysoko, za tą skałą.
– Mike pokazał kierunek ręką.
– Czy to oznacza, że będziemy musieli przedzierać się przez tę skałę?
– w głosie Priscilli zabrzmiał strach.
– Owszem. To jest stara skała polodowcowa, gładka jak skóra niemowlęcia. W dzień można ten dom zobaczyć. Rozciąga się stamtąd pierwszorzędny widok na jezioro.
– Wspominano mi już o tym – odrzekła Priscilla. – Ale jeśli będziemy dłużej tak stali, to nie będę miała okazji go podziwiać. Czy mógłby mi pan zanieść walizkę? Spodziewam się, że droga będzie wystarczająco trudna bez bagażu. Nie mam wprawy w górskiej wspinaczce, a już na pewno nie po nocy.
– Niech się pani nie martwi – zachichotał stary – pójdę przodem.
– Złapał walizkę Priscilli i pomaszerował dziarskim krokiem w stronę skały.
Priscilla podążyła za nim, ostrożnie i powoli. Trochę się bała przejścia z pomostu na brzeg, bo nie miała ochoty na kąpiel w lodowatej wodzie. Udało jej się jednak bez większych kłopotów dotrzeć na stały ląd.
Dogoniła Mike’a, który już zaczął się wspinać. Jej sportowe obuwie nie bardzo nadawało się do wspinaczki, ślizgała się więc co chwila przytrzymując się przydrożnych krzaków. Aż w końcu nie udało jej się niczego przytrzymać i wyłożyła się jak długa.
– Mike... niechże pan poczeka. Nie mogę iść dalej. Ciągle się ślizgam.
Stary podskoczył do niej z małpią zręcznością. – Typowe dla bab...
– mruczał żartobliwie – i po co to pchać się w góry! A nie lepiej było zostać w mieście? Proszę wstać... pomogę pani.
Priscilla szła teraz przodem. I choć wcale nie było jej do śmiechu, to jednak rozbawiło ją w końcu to ciągłe wyrzekanie Mike’a. Za każdym razem, kiedy groził jej upadek, podtrzymywał ją i popychał do przodu.
Wreszcie dotarli na górę. Priscilla zatrzymała się, żeby uspokoić oddech i odzyskać normalną postawę.
– Jeśli nawet nie ma pani mięśni, jak trzeba, to humoru na pewno pani nie brakuje. Dom jest tam naprzeciwko.
Nie spodziewała się wcale tak dużego i nowoczesnego domu wypoczynkowego. Wyobrażała sobie, że będzie niewielki o raczej tradycyjnej architekturze. Przecież to jej dziadek kazał go wybudować, a on był miłośnikiem starego stylu budowania. Wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi.
Jej przewodnik otworzył drzwi balkonowe na parterze i wszedł do domu. Priscilla była trochę zaskoczona, że drzwi są otwarte, ale przypomniała sobie, że Rob jest bardzo zapominalski.
– Wszystko w porządku – powiedział Mike rozejrzawszy się dokładnie po wszystkich kątach. – Najlepiej będzie, jak pani zaraz pójdzie spać. Wygląda pani na zmęczoną. Ta wspinaczka odebrała pani resztę sił.
Priscilla wyjęła z torebki portmonetkę. – Ma pan rację. Proszę, to dla pana. I bardzo dziękuję za pomoc. Bez pana nie dostałabym się tutaj.
Stary cofnął się o krok. – To nie jest potrzebne. Pomogłem pani z własnej woli. – Odsunął ręką banknot, który Priscilla mu zaoferowała.
Zawstydzona schowała go z powrotem do portmonetki. – Przepraszam, Mike. Mimo to jeszcze raz serdecznie panu dziękuję.
– To ja już zmykam – oświadczył stary. – Za dnia będzie to wszystko inaczej wyglądało. – Skłonił się energicznie i wyszedł.
Priscilla stała przy drzwiach, dopóki nie usłyszała warkotu silnika jego łodzi w dole.
Ziewając wzięła walizkę i poszła na poszukiwanie sypialni. Jutro rozpocznie dzień do oględzin domu. Teraz zaś marzyła tylko o jednym – żeby się porządnie wyspać. W tylnej części domu odkryła kręte schody. Oczywiście, tam musi się znajdować sypialnia.
Ogromne pomieszczenie z wielkim francuskim łożem poprawiło jej humor. Na jednym z nocnych stolików stał aparat telefoniczny.
Dziadek! Zupełnie o nim zapomniała. Odstawiła walizkę na krzesło i spojrzała na zegarek. Jedenasta. Szybko wybrała numer dziadka w Filadelfii. Po dwóch sygnałach podniesiono słuchawkę.
– Tak?
– Edward? Tu Priscilla. Czy dziadek jest w domu? Dzwonił do mnie dzisiaj.
Edward pracował u jej dziadka od ponad trzydziestu lat . – Panno Hunter, jak to miło, że pani dzwoni. Niestety, pana Scotta nie ma. Czy mógłbym pani w czymś pomóc?
Westchnęła. – Nie, dziękuję, Edwardzie. Dzwonię dlatego, że on do mnie telefonował. Ale, Edwardzie...
Tak, panno Hunter?
– Jak on się czuje? – Priscilla zawahała się, ale ciągnęła dalej. – Zna go pan lepiej niż ktokolwiek inny. Nie jest chyba chory, co?
– Chory... co pani ma na myśli, panno Hunter? Zamknęła oczy. Wiedziała już, że coś jest nie tak.
– Czy miał znowu atak? Proszę, Edwardzie, niech pan mi powie prawdę.
– Ale... pan Scott nie chciałby, żeby pani się o niego martwiła. Rzeczywiście czuł się źle w czasie, gdy była pani na urlopie. Zdenerwował się okropnie czymś, co miało związek z gazetą i zaraz potem miał atak. – Edward przekazał jej tę informację zmartwionym głosem.
– Rozumiem. Dziękuję, że powiedział mi pan o tym. Obiecuję dyskrecję. A wie pan może, dlaczego dziadek chciał się ze mną skontaktować?
– Tak, wiem. Chciał zabrać panią na galowe przyjęcie z okazji przyznania nagród dla prasy.
– Ach tak! Zupełnie zapomniałam. Czy poszedł sam?
– Tak, panno Hunter. Cieszył się na ten wieczór.
– To świetnie. Nie będę panu więcej zabierać czasu, Edwardzie. Niech pan powtórzy dziadkowi, że dzwoniłam i że może mnie znaleźć pod tym numerem. – Podyktowała mu cyfry z aparatu. – Będę tu przez kilka następnych tygodni i strasznie jestem ciekawa, co dziadek na to powie. Na pewno dowie się, dlaczego tu jestem.
– Oczywiście, panno Hunter. Wszystko przekażę panu Scottowi. Do usłyszenia.
Priscilla odłożyła słuchawkę. Spojrzenie jej padło w lustro. Podniosła ręce do góry i wyjęła z włosów szpilki, którymi były umocowane. Następnie z walizki wyjęła szczotkę i beżową koszulę nocną z satyny.
Długo szczotkowała włosy przeczesując je w różnych kierunkach. Związała je potem w prowizoryczny węzeł na karku i poszła do łazienki wziąć prysznic.
Strumień gorącej wody sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. Wysuszyła się puszystym białym ręcznikiem i pomyślała o mężczyźnie, na którego pieszczoty jej ciało tak gwałtownie zareagowało. Zła na siebie za te niepotrzebne wspomnienia założyła koszulę, której górna część składała się z cienkich ramiączek i rozpuściła włosy. Z westchnieniem wtuliła się w miękkie poduszki ogromnego łoża. Melvina St. Claira wyrzucam ze swych myśli, postanowiła.
Ale nie było to wcale takie proste. Melvin prześladował ją także we śnie. Widziała jego kanciastą twarz, słyszała jego chrapliwy śmiech...
Priscilla przewracała się z boku na bok. Miała przed oczami opalony tors Melvina, pokryty gęstymi czarnymi włosami. Nie miał na sobie nic oprócz spodni od piżamy. Zrobiło się jej gorąco i próbowała odepchnąć go obiema rękami. Ten obraz stawał się coraz bardziej realistyczny, Priscilli wydawało się nawet, że słyszy skrzypienie łóżka, gdy Melvin położył się obok niej.
Westchnęła przez sen i odwróciła się w drugą stronę. Nagle zrobiło się jej duszno, odrzuciła więc kołdrę na bok.
Znajome dłonie otuliły ją troskliwie znowu.
– Nie... – zaprotestowała we śnie.
Powieki miała tak ciężkie, że nie była w stanie ich unieść. Znowu odrzuciła kołdrę. Łóżko zaskrzypiało ponownie. Teraz śniło jej się, że siedzi w łodzi Mike’a i zaczęła szukać obiema dłońmi jakiegoś oparcia. – Dobrze... – mruknęła. – Tak jest o wiele lepiej.
Niski śmiech Meh/ina wtargnął znowu do jej snu. Priscilla zmarszczyła czoło. W końcu poddała się. Leżała spokojnie czekając, co się zdarzy w tym śnie.
Melvin gładził ją czule i delikatnie po włosach. Palcem obrysowywał kontury jej twarzy, jej ust, dopóki wargi Priscilli nie rozchyliły się.
Usta obojga połączyły się w gorącym namiętnym pocałunku. Priscilla wtuliła się w silne ciepłe ciało Melvina.
Jęknęła z rozkoszy czując dłonie Melvina na swych biodrach. On zaś roześmiał się głośno i szepnął: – Czy jeszcze się nie obudziłaś, Priscillo?
Otworzyła nareszcie oczy. Melvin z jej snu leżał obok niej i uśmiechał się do niej. W jego błękitnych oczach migotało rozbawienie. Priscilla zamknęła oczy i zaraz je otworzyła ponownie. Ciągle leżał obok niej. Zaschło jej nagle w gardle.
– Najwyższy czas – oznajmił Melvin i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Witam w realnym świecie. Czy ty zawsze śpisz tak głęboko i tak mocno?
Priscilla próbowała odsunąć się od niego, ale była jak sparaliżowana. Ciągle jeszcze nie mogła uwierzyć, że to nie sen. Melvin puścił ją i wsparł się na łokciu?
– Co pan robi w moim łóżku? – zamruczała niewyraźnie.
– Prawdę mówiąc to jest moje łóżko. Ale gotów jestem podzielić się nim z tobą, gdybyś tylko zechciała się trochę posunąć. Przypuszczam, że pomyliłaś domy, Priscillo.
– To wcale nie jest śmieszne, Melvin – skrzywiła się. – Idź już sobie. Obudziłeś mnie. I przestań się śmiać. To wszystko twoja wina.
– Priscilla nadal nie była w stanie odróżnić snu od rzeczywistości.
– Dlaczego miałaby to być moja wina?
– Bo zmusiłeś mnie do wypicia alkoholu, chociaż mówiłam ci, że nie... – urwała sennie.
– ... piję alkoholu. – Melvin dokończył za nią. – Pewnie to prawda, bo nie sądziłem, że jeden kieliszek brandy może tak na kogoś podziałać. Priscillo, obudź się wreszcie. Jest druga w nocy, a ty leżysz w moim łóżku. Nie przeszkadza mi to zanadto ale jutro rano przeżyjesz szok. I nie będzie ci chyba miło, gdy moja gospodyni cię tu zastanie.
Priscilla oprzytomniała nareszcie, ale jej ciało nadal nie było jej posłuszne. – Nie wiedziałam, że masz tu dom. Nic mi o tym nie mówiłeś. Nie mogę być w twoim domu. Przecież Mike nie mógł się pomylić.
– Dom gazety jest jakieś czterdzieści metrów stąd. Używamy tego samego pomostu. – Melvin zaklął nagle. – O jakim Mike’u mówisz? To znaczy, że ktoś wie, że tu jesteś?
– Tak, Mike z portu – odparła Priscilla spokojnie.
Melvin zerwał się. – Musisz natychmiast tam się przenieść. Wstań i ubierz się. Zaprowadzę cię do właściwego domu. Natychmiast, słyszysz?!
– Tak, Melvin... jeszcze chwileczkę. – Priscilla naciągnęła kołdrę na nagie ramiona i wtuliła się w poduszkę.
Melvin pokręcił głową. Stwierdził, że Priscilla zasnęła z powrotem. Wyciągnął się więc obok niej, założył nogę na nogę i mruknął: – Okay, Priscillo – westchnął zrezygnowany. – Masz jeszcze godzinę.
Priscilla usiłowała uwolnić rękę przyciśniętą czymś twardym i ciepłym. Powoli uniosła powieki i... nie uwierzyła własnym oczom. Leżała na boku obejmując Melvina St. Claira w pasie. Jej lewa ręka spoczywała na jego piersiach. Dłoń Melvina z kolei leżała na jej biodrach. Spał głębokim mocnym snem.
Co, u diabła, robił ten facet w jej łóżku? Nocna lampka oświetlała łagodnym blaskiem jego twarz. Priscilla zarejestrowała każdy jej szczegół.
I nagle przypomniała sobie swój sen. A może to wcale nie był sen? Spojrzała w dół. Melvin miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Priscilla zdenerwowała się uświadomiwszy sobie, że ona też nie ma na sobie niczego oprócz koszuli nocnej.
Chciała wyciągnąć rękę spod Melvina. Ten ruch musiał go obudzić, bo otworzył oczy.
– Wcale mi się to nie śniło, prawda? – spytała żałośnie.
– To strasznie zabawna historia. Co ja bym dał za to, żeby wrócić do domu i zastać cię w mym łóżku, tak sobie wczoraj wieczorem myślałem. A tu proszę, Mike Hirschler niechcący mi się przysłużył.
Priscilla odsunęła się na sam brzeg łóżka i nakryła się kołdrą aż pod brodę.
– Widocznie to dla niego nie nowina, że dostarcza ci kobiety do domu. Dlatego wybrał ten dom, a nie tamten. Ja natomiast nie miałam pojęcia, że tu na górze jest jeszcze jakiś inny dom. – Priscilla była już porządnie zła.
Melvin przeciągnął się jak kot. – Spokojnie, spokojnie, Priscillo. Strzelasz skrami, kiedy jesteś zagniewana. Zapewniam cię, że nie sprowadziłem tu nigdy żadnej kobiety bez towarzystwa.
– Mało mnie obchodzi twój system ściągania kobiet do domu, Melvin. Dlaczego mnie nie obudziłeś? Jest już przecież czwarta nad ranem. Muszę stąd jak najprędzej wyjść. Nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby się budzić w obcych łóżkach.
– Mam nadzieję. Ale chyba nie uważasz mnie za obcego, prawda, skarbie? – Melvin zrobił znaczącą pauzę, po czym mówił dalej. – Chyba nie po tym, co się stało ostatniej nocy?
Priscilla popatrzyła na niego krytycznie. – Co to ma znaczyć? Czy zaszło coś, o czym powinnam pamiętać?
Melvin spoważniał. – Nic nie zaszło. Tylko absolutnie normalna, zdrowa reakcja. W zaistniałych okolicznościach nie byłaś w stanie uczestniczyć w jakiejkolwiek grze miłosnej. Ograniczyłem się więc do roli twego anioła stróża chroniąc cię we śnie. No, i miałem rację. Gdy masz rozpuszczone włosy, podobasz mi się o wiele bardziej.
Priscilla umknęła spojrzeniem w bok i zerknęła w okno, na którym nadal było ciemno.
– Melvin, czy mógłbyś mi przynieść mój szlafrok. Zaczyna mi się robić zimno i nie rozumiem, dlaczego ty nie marzniesz. – Jej wzrok prześlizgnął się po nagim torsie Melvina i to, co zobaczyła, wywołało natychmiastową reakcję. Palące pożądanie ogarnęło całe jej ciało.
Melvin nie mógł powstrzymać uśmiechu widząc zdradzieckie błyski w jej oczach. – Prawdę mówiąc, jest mi teraz gorąco. Zazwyczaj śpię bez niczego. I nie chowaj się tak pod kołdrą. Nie możesz już niczego przede mną ukryć. Czy wiesz, jak słodko przytulasz się we śnie? Kto cię nauczył tak się przytulać?
Priscilla oblizała spieczone wargi. – Melvin, nie chcę paradować przed tobą w nocnej koszuli. Już i tak twoja obecność wprawia mnie w zakłopotanie. Przynieś mi szlafrok, proszę.
Wstał z łóżka i podał jej szlafrok, który rzuciła przed snem na krzesło. Gdy wyciągnęła po niego rękę, kołdra zsunęła się odsłaniając jej nagie ramiona, bowiem ramiączka koszuli zsunęły się także.
Wzrok Melvina palił Priscillę jak ogień. Upuścił szlafrok na jej stopy. Ich spojrzenia spotkały się.
Melvin podszedł bliżej. Utkwił wzrok w jej ustach.
Serce Priscilli waliło jak młotem. Z rosnącym podnieceniem oczekiwała dalszego rozwoju sytuacji.
Kiedy Melvin pochylił się nad nią, opadła z powrotem na poduszki. Rozpuszczone włosy ułożyły się jak wachlarz wokół jej głowy. Piersi jej unosiły się i opadały w szybkim nierównym tempie. Sprawcą tego stanu rzeczy był mężczyzna, którego do wczoraj znała tylko z gazet. Próbowała jeszcze zachować resztki rozsądku i wyrwać mu się, ale było już za późno. Melvin położył się na niej i rozkrzyżował jej ręce.
– Na co ty sobie pozwalasz? – ofuknęła go, ale stłumił jej słowa pocałunkiem.
– Właśnie na to sobie pozwalam, właśnie na to, czarownico. Chcę ciebie. To przecież takie proste. A ty nie chcesz przyznać, że pragniesz mnie tak samo, jak ja ciebie. Tu i teraz. Przestań z tym walczyć. Bądź uczciwa wobec mnie i wobec siebie. Nie okłamuj się...
Znowu zaczął ją całować, namiętniej niż przedtem. Priscilla zrezygnowała z oporu. Instynktownie przycisnęła biodra do podbrzusza Melvina. On zaś wodził wargami po jej szyi, ramionach, aż zatrzymał je na jej piersiach. Wrażliwe brodawki stwardniały natychmiast. Priscilla o mało nie zemdlała z rozkoszy.
Wczepiła palce w gęste włosy na piersiach Melvina. Przywarła do niego jeszcze mocniej, aż wyczuła jego podniecenie.
– Powiedz to. Powiedz te słowa, które chcę usłyszeć. Chcę cię kochać, chcę pieścić każdy centymetr twego ciała... Ale decyzja należy do ciebie. Chcę cię mieć całą. Ale musisz mi siebie ofiarować. Wyjdź mi naprzeciw, kochanie... – błagał Melvin, podczas gdy Priscilla okrywała jego szyję pocałunkami.
Przesunęła wargi do jego ucha. – Tak, Melvin... tak, tak! Dłużej tego nie wytrzymam!
Melvin ujął jej twarz w dłonie i zajrzał jej głęboko w oczy. Czas zatrzymał się na chwilę.
W tym momencie zadzwonił telefon. Po piętnastym sygnale Melvin zaklął i podniósł słuchawkę.
– Melvin St. Clair – zgłosił się szorstko.
Priscilla zauważyła rozczarowana, że wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Pewnie jakieś interesy, pomyślała z żalem. Nagle nadstawiła ucha.
– Pańska wnuczka? Nie jestem pewien, czyją widziałem... W domu było ciemno, kiedy wróciłem. Jakżeż ona wygląda?
Priscilla zagryzła wargi. Wiedziała już, kto dzwoni. Jej dziadek. Teraz opisywał ją dokładnie Melvinowi. Przeczuwała, że za chwilę zrobi się nieprzyjemnie.
– Tak... nie miałem pojęcia, że chodzi o pańską wnuczkę. Jest cała i zdrowa, siedzi tu teraz koło mnie. Chwileczkę, oddam jej słuchawkę.
Melvin zakrył dłonią mikrofon i syknął: – Tak więc wygląda twoja uczciwość! Nie miałem pojęcia, że Scott jest twoim dziadkiem. Porozmawiaj z nim teraz. Niepokoi się o ciebie. Dzwonił już do jachtklubu i do tamtego domu. Cholera wie, skąd wziął mój numer.
Priscilla wzięła słuchawkę drżącą ręką. – Mogę ci to wyjaśnić – powiedziała do Melvina. – Ja mu go podałam.
– Halo, dziadku – powiedziała do słuchawki. – Przykro mi, że się o mnie martwiłeś. Niestety, zaistniało tu pewne nieporozumienie... Priscilla odsunęła słuchawkę od ucha. J. M. Scott miał zwyczaj mówić o wiele za głośno od czasu, kiedy słuch mu się pogorszył. Teraz zaś był wściekły, w związku z czym mówił tak głośno, że Melvin mógł usłyszeć każde słowo.
– Gdzieś ty się, u diabła, podziewała? Myślałem już, że cię porwano! W domu wczasowym nikt nie podchodził do telefonu, a dzwoniłem tam co pięć minut.
– A skąd wiedziałeś, że tu jestem? – Priscilli udało się wtrącić pytanie.
– Od twojej przyjaciółki. Powiedziała mi, że pojechałaś służbowo do Skytop. Obudziłem więc Elaine Morgan, żeby się dowiedzieć o co chodzi. Według niej od dawna powinnaś już być w naszym domu gościnnym. Może mi powiesz, co robisz u tego St. Claira, bo to jego numer podyktowałaś Edwardowi, jak się okazuje.
– Dziadku, uspokój się, proszę cię. Nie powinieneś tak się denerwować. Pomyśl o swoim sercu. Czy jesteś teraz w redakcji?
– A gdzieżby indziej? W dzienniku pracuje się na okrągło, moja panno. Niedługo wychodzi następne wydanie. Możesz mi wreszcie powiedzieć, co o tej niechrześcijańskiej porze robisz w domu St. Claira?
Priscilla zerknęła na Melvina, który siedząc na brzegu łóżka zakładał koszulę. Westchnęła i powiedziała niechętnie. – Właściwie spałam... to znaczy... przyszłam tu koło jedenastej i...
J. M. Scott aż się gotował z gniewu. – Czy ma to oznaczać, że spędziłaś noc w łóżku Melvina St. Claira?
W innych okolicznościach Priscillę rozbawiłoby to staroświeckie oburzenie dziadka, ale teraz wcale nie było jej do śmiechu. Nieraz już sprzeczała się z dziadkiem na temat jego przedpotopowych poglądów. Tym razem jednak nie chciała z nim dyskutować.
Zaczerpnęła tchu próbując się opanować. – Nie, dziadku. Nie ma powodu do zdenerwowania. Omyłkowo trafiłam do tego domu. Byłam przekonana, że to twój dom. Nie miałam pojęcia, że jest on własnością Melvina... to znaczy pana St. Claira. Byłam tak zmęczona, że zaraz po telefonie do Edwarda zasnęłam.
– A gdzie był w tym czasie słynny pan St. Clair?
– Przyszedł do domu znacznie później, gdzieś koło drugiej.
Po drugiej stronie zapadło lodowate milczenie. J. M. Scott odezwał się po chwili spokojnym głosem. – A gdzie dokładnie znajdujesz się w tej chwili?
– W sypialni – odparła Priscilla bez wahania. Obudziłam się właśnie i Melvin... to znaczy... – umilkła zdając sobie sprawę z tego, że popełniła błąd mówiąc prawdę.
– Znam stosunek pana St. Claira do kobiet, nie wyobrażaj więc sobie, że wmówisz mi, iż nic między wami nie zaszło – dziadek podniósł głos. – Jesteś w jego łóżku!
Cierpliwość Priscilli wyczerpała się. – Posłuchaj mnie teraz, dziadku! Jak możesz mi wmawiać coś takiego?! Nie trafiają do ciebie żadne argumenty. Wierzysz tylko w to, w co sam chcesz wierzyć. Powinnam była wiedzieć, że tak będzie. Niepotrzebnie się tłumaczyłam. Ale niezależnie od tego, mam już, dzięki Bogu, dwadzieścia sześć lat i jestem na tyle dorosła, że odpowiadam za swoje czyny. Nie musisz mi robić wykładów, jakbym była jeszcze głupiutką uczennicą. Może byś też przestał wtrącać się do mojego życia, dobrze? – Urwała na chwilę, żeby odetchnąć. – A co do mnie i Melvina, to nie zaszło między nami nic interesującego. Uspokój się więc, proszę. Dostaniesz w końcu wylewu, jeśli tak łatwo będziesz się irytował.
Milczenie.
– Dziadku, jesteś tam jeszcze? Odezwij się!
– Czy nie mam prawa troszczyć się o ciebie?
– Ależ oczywiście, że masz. Nie masz natomiast prawa do wtrącania się w moje osobiste sprawy – odrzekła spokojnie Priscilla. Spojrzała bezradnie na Melvina, który stał, kompletnie już ubrany, przy łóżku.
Zasłoniła mikrofon dłonią i szepnęła. – Nie chce mnie zrozumieć. Nie wolno mu się denerwować, jego serce... To okropne. Kocham go, ale czasami wytrąca mnie z równowagi.
– Tak... Pozwól, że ja z nim porozmawiam – zaproponował z uśmiechem.
Priscilla podała mu słuchawkę, sama zaś sięgnęła po szlafrok.
– Pan Scott? Bardzo mi przykro z powodu całego tego zamieszania. Rozumiem, że martwi się pan o wnuczkę, ale mogę pana uspokoić. Zadzwonił pan w momencie, gdy chciałem ją zaprowadzić do waszego domu gościnnego. Późno wróciłem z klubu do domu i zastałem pańską wnuczkę śpiącą w moim łóżku. Pomyślałem, że sprawa na pewno wyjaśni się rano i nie budziłem jej. Posłałem sobie tapczan na dole. Panna Hunter była bardzo zdumiona, gdy obudziła się i zobaczyła mnie... Tak, oczywiście. Przekażę jej to. Cała przyjemność po mojej stronie, panie Scott.
Melvin odłożył słuchawkę. – Gdybym wiedział, że jesteś wnuczką J. M. Scotta – uśmiechnął się do Priscilli – to bym ci coś wyjaśnił w czasie naszej rozmowy w klubie.
– Co takiego? – spytała. Ciągle jeszcze nie ochłonęła ze zdumienia, że Melvinowi udało się ułagodzić dziadka.
– To, że Mitchell Scott należy do tych niewielu ludzi związanych z prasą, dla których prawda jest jedną z naczelnych wartości. Bardzo go cenię i to od dawna. Dlaczego nie powiedziałaś mi, że jesteś jego wnuczką?
– Nie myślałam, że to takie ważne dla ciebie – wzruszyła ramionami. – Opuściłam świat dziadka przed kilku laty i usamodzielniłam się. Chciałam osiągnąć coś o własnych siłach. Nigdy nie powołuję się na nasze pokrewieństwo. Jest to sprzeczne z moimi zasadami.
Melvin odgarnął z czoła niesforne pasmo włosów. – Hmm, wyobraź sobie, że wiem, o czym mówisz. Miałem ten sam problem z moim ojcem. Przyjąłem w końcu od niego bardzo hojną pożyczkę, która posłużyła mi do wybudowania mojej własnej huty stali. Rozrosła się bardzo i zaczęła pączkować. W tej chwili mam już małe imperium stali.
– Myślałam, że jesteś milionerem...
– Bo i jestem. Ale przecież nie zawsze nim byłem. Cały majątek który posiadam, zdobyłem własną pracą. Pożyczkę zwróciłem ojcu już dawno. Moje imperium należy tylko do mnie – powiedział Melvin nie bez dumy.
– Nie przeżyłam jeszcze takiej nocy – Priscilla potrząsnęła głową. – Chętnie napiłabym się gorącej herbaty. Czy to możliwe?
– Dobry pomysł. Aha, wiesz, Priscillo, wydaje mi się, że dziadek uwierzył w opowiedzianą przeze mnie historię. Był już zupełnie przekonany, kiedy się ze mną żegnał.
Priscilla przewróciła oczami. – Nie chciałabym uczestniczyć w twoich zebraniach z radą zarządu. Potrafisz wmówić ludziom, co tylko chcesz.
– Tak, jestem twardym przeciwnikiem, ale gram fair. Dlatego też odnoszę sukcesy.
– Ach, jaki ty jesteś skromny – roześmiała się.
Telefon zadzwonił ponownie. Melvin westchnął podnosząc słuchawkę. – Mam nadzieję, że to nie twój dziadek.
– Melvin St. Clair... Priscillę? Tak, proszę chwileczkę zaczekać. Kto mówi? – Melvin wyciągnął słuchawkę do Priscilli. – To do ciebie. Jakaś pani. Mówi, że jest twoją przyjaciółką.
Oczy Priscilli rozbłysły. – Och, to na pewno Lynn. Ale dlaczego dzwoni o tej porze? – Lynn, co... – powiedziała do słuchawki.
– Cześć, kochana – przerwał jej jakiś niski głos. – A więc to prawda! Jesteś w domu Melvina St. Claira. Coś mi się wydaje, że nakryłam was w intymnej sytuacji.
– Kto dał ci ten numer, Moniko? – syknęła Priscilla. Melvin podniósł głowę zaintrygowany zmianą w jej głosie.
– Znalazłam go na biurku twojego dziadka – wyjaśniła Monika Whittaker głosem słodkim jak miód. – Właśnie wyszedł.
– Dlaczego dzwonisz, Moniko? – Priscilla siliła się na obojętny ton, ale w duszy przeczuwała najgorsze. – Sensacja? A jaką znowu sensację mogłabym ci dostarczyć? Czy ty nie wiesz, która jest godzina? Mamy za sobą ciężką noc.
– Słyszałam już o tym, kochanie. Twój dziadek ma głupi zwyczaj zostawiania otwartych drzwi. Słyszałam każde słowo waszej rozmowy. Kto by pomyślał, że tak dobrze znasz Melvina St. Claira?
– O co ci chodzi, Moniko? I co w ogóle robisz o tej porze w redakcji?
– Tak byłaś zajęta panem St. Clairem, że zapomniałaś o galowym przyjęciu z okazji rozdania nagród dla prasy. Nieprawdopodobne... Prosto z przyjęcia przyjechałam do redakcji, żeby o nim napisać do porannego wydania. Nie przypuszczałam, że dostarczysz mi o wiele smakowitszą informację. Co powiesz na notatkę w stylu: „Wnuczka gazetowego króla spędziła noc w ramionach Melvina St. Claira”? Nasi czytelnicy chętnie przeczytają coś takiego przy śniadaniu.
Priscilla nie miała pojęcia, jak odwieść Monikę od jej podstępnego zamiaru. – Moniko, posłuchaj – zaczęła – jeśli to opublikujesz, zranisz kilkoro ludzi. Stan zdrowia mojego dziadka jest zbyt niestabilny, żeby takie doniesienie, bazujące na półprawdach, jemu nie zaszkodziło.
Z drugiej strony rozległ się zły śmiech. – O, nie, mała Priscillo. Czekałam długo na taką okazję. Przechwyciłaś reportaż, na który miałam ochotę... a jeśli chodzi o pana St. Claira... Z nim też mam swoje porachunki. Ani jego majątek, ani jego władza nie przeszkodzą mi w napisaniu prawdy o nim. – Monika syczała jak wąż. – I nie musisz mi grozić, że stracę pracę. Właśnie mam w kieszeni umowę z „Tribune” na stanowisko, które zapewni mi więcej swobody niż pozycja w gazecie twego dziadka.
Melvin odebrał Priscilli słuchawkę. Zakrył mikrofon i spytał niecierpliwie. – Czego chce ta baba, do cholery?
– Nie daje się przekonać. Och, Melvin, jeśli ona napisze to wszystko... o nas... – Priscilla świetnie sobie radziła zazwyczaj, ale ta sytuacja przerosła ją. Nie umiała z niej wybrnąć.
– Mogę sobie z łatwością wyobrazić, co będzie w tym artykule. Czy twój dziadek nie mógłby na nią wpłynąć?
Priscilla pokręciła głową przecząco. – To nie wchodzi w grę. Dziadek jest za wolnością prasy. Nie zapobiegnie wydrukowaniu tej informacji, choćby nie wiem jak go to bolało. Cała ta historia może go zabić. Jest przecież poważnie chory. Boże, w co ja się wplątałam!
– Nie masz sobie nic do zarzucenia, Priscillo – uspokoił ją Melvin. – Zaraz sobie poradzimy z tym babskiem.
Priscilla umilkła zaskoczona, gdy Melvin odezwał się do słuchawki.
– Panna Whittaker? Tu Melvin St. Clair. Czy mogłaby mi pani wytłumaczyć, dlaczego budzi pani moją żonę w środku nocy? Oboje jesteśmy bardzo zmęczeni.
– Ależ panie St. Clair, za kogo pan mnie uważa? – warknęła Monika. – Chyba nie przypuszcza pan, że uwierzę w to, że Priscilla jest pańską żoną?
Melvin skrzywił się, ale zachował spokój. – Nie interesuje mnie, w co pani wierzy, a w co nie. Właściwie mieliśmy zamiar zachować nasze małżeństwo w tajemnicy, ale widzę, że teraz nie będzie to już możliwe.
Melvin dostrzegł przerażenie malujące się na twarzy Priscilli. Uśmiechnął się do niej.
– A kiedyż to państwo pobrali się? – nie poddawała się Monika.
– Przecież Priscilla dopiero co wróciła z urlopu na Jamajce.
– Tak, powiedziała to wszystkim... Nie mam już ochoty na tę bzdurną rozmowę. Moja żona zaś ma i tak dość kłopotów ze zgraniem życia zawodowego z osobistym. Wie pani chyba, że jest w Skytop służbowo. A ja jako mąż też mam swoje wymagania. Życzę pani dobrej nocy, panno Whittaker. I proszę w przyszłości nie korzystać z tego numeru telefonu. To prywatny numer zastrzeżony dla rodziny i przyjaciół.
Melvin odłożył słuchawkę, zanim Monica zdążyła coś odpowiedzieć.
Priscilla z trudem powstrzymała atak histerycznego śmiechu. Zaczęła nerwowo krążyć po sypialni. – Melvin, jesteś niewiarygodny! I przestań wreszcie tak szczerzyć zęby! Pogorszyłeś całą sprawę. Co ci przyszło do głowy, żeby jej wmawiać, że jesteśmy małżeństwem? Przecież ona to wszystko napisze!
Melvin wyciągnął się na łóżku i pokiwał głową z zadowoleniem.
– Dokładnie tak będzie, moja droga. Skusiłem ją większą przynętą, ot co. Teraz ja panuję nad sytuacją, a nie ona. Nie lubię, gdy mnie ktoś do czegoś zmusza.
Priscilla zatrzymała się. Wyraz twarzy Melvina przejął ją strachem.
– Ale przecież wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw. I co wtedy?
– To będzie prawda, Priscillo – odrzekł Melvin z naciskiem. Pobierzemy się szybko w tajemnicy.
– O czym ty mówisz? Nie możesz się ze mną ożenić, a ja nie mam zamiaru zostać twoją żoną. – Priscilla aż dygotała ze zdenerwowania.
– Ależ mogę i zrobię to – powiedział Melvin spokojnie. Według mnie jest to jedyne możliwe wyjście z tej sytuacji. Proponuję ci małżeństwo, bo mam swoje powody po temu. A ty pomyśl o stanie zdrowia twego dziadka.
– Mówisz, że masz swoje powody. Tylko, że dotychczas wcale nie przejmowałeś się tym, co piszą o tobie gazety. Przykro mi, że przeze mnie wplątaliśmy się w tę aferę. Jeśli chodzi o małżeństwo, to jest to dla mnie zbyt ważna sprawa... Nie mogę się zgodzić na takie rozwiązanie. Po prostu nie mogę.
Melvin wstał i podszedł do Priscilli. Ujął ją pod brodę tak, by musiała spojrzeć mu w oczy. – Posłuchaj, Priscillo, dotychczas broniłem się rękami i nogami przed zawarciem związku małżeńskiego. Ale tym razem dużo bym stracił, gdyby w gazetach ukazały się jakieś plotki o nas.
Od ponad pół roku pertraktuję z Charlesem Mandrellem. Mam szansę na fuzję z jego firmą. Bardzo mi na tym zależy . „Charles jest człowiekiem starej daty o konserwatywnych, powiedziałbym nawet purytańskich poglądach. Nie zgodziłby się na powierzenie mi swojej firmy, gdyby przeczytał w prasie skandalizujące informacje o mnie. Ucieszyłaby go natomiast wiadomość o moim ślubie. Stwierdziłby z radością, że wreszcie się ustatkowałem.
Priscilla patrzyła na Melvina bez słowa. To wyznanie bardzo ją zaskoczyło.
– Składasz mi więc tę propozycję wcale nie z mojego powodu?
– usiłowała wyczytać z oczu Melvina prawdę.
Melvin pokręcił głową. – Motywy, którymi się kieruję, są natury czysto egoistycznej. No i co ty na to? Zgadzasz się?
Priscilla miała w głowie istną gonitwę myśli. Spojrzała w okno, przez które zaglądały już pierwsze promienie słońca.
Co za zwariowany pomysł, co za absurd... a może jednak... Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby miała się stać przyczyną kolejnego ataku dziadka.
Skinęła głową. – Nie mam chyba innego wyboru. Zgadzam się. Ale jak to będzie wyglądało w praktyce? Akt małżeństwa ma przecież datę. I w jaki sposób moglibyśmy wziąć ślub, żeby cię nikt nie rozpoznał?
Melvin uśmiechnął się wyrozumiale.
– Nikt mnie nie rozpozna, Priscillo. Nie weźmiemy ślubu w Stanach Zjednoczonych, tylko na Torudze, jednej z Zachodnioindyjskich Wysp. Mam tam przyjaciół. Urzędnik stanu cywilnego pomyli się w dacie, to zadem problem. Oficjalnie pobraliśmy się już w zeszłym tygodniu.
Priscilla zastanawiała się gorączkowo. – A co z liniami lotniczymi? Czy nikt nie zwróci uwagi na to, że nagle lecimy tam razem?
Na ustach Melvina pojawił się szelmowski uśmiech. – A od czego mam własny samolot?
Priscilla zaczęła powoli dostrzegać humorystyczne strony tego przedsięwzięcia. – Naturalnie – rzekła sucho. – Masz własny samolot. Jaka ja jestem głupia. Sama nie wiem, dlaczego mi to nie przyszło do głowy.
– Bo nie jesteś taka wyrachowana jak ja – odpowiedział Melvin. – Ubierz się teraz, a ja zejdę na dół załatwić parę telefonów. Potem zaś napijemy się kawy, zgoda?
– Melvin! – zawołała Priscilla, gdy był już przy drzwiach.
– Tak? – odwrócił się.
– Czy długo będziemy musieli grać tę komedię, jak sądzisz? Nie chcę zrezygnować z pracy zawodowej.
– Wiem. Na wyspie poznasz mojego dobrego przyjaciela, który świetnie nadaje się do twojego reportażu. Historię Skytop zna lepiej ode mnie. Zamieszkamy u niego, więc okazji do rozmów nie zabraknie. Już ja cię dopilnuję, żebyś napisała ten reportaż na czas.
Priscilla oblizała nerwowo wargi. – Serdeczne dzięki. Nie odpowiedziałeś jednak na moje pytanie. Jak długo będzie trwało to małżeństwo na niby?
Melvin zamyślił się. – Potrzeba mi około sześciu miesięcy na uporanie się z Mandrellem. Ale nie martw się zawczasu. Ten czas upłynie szybko i przyjemnie.
– Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że to małżeństwo będzie tylko na papierze. Rozumiem, że zawieramy transakcję dla świata, natomiast...
– Priscillo – przerwał jej – oczywiście, że będziemy musieli żyć ze sobą, jeśli chcemy okazać się wiarygodni. – Spojrzał na nią znacząco.
– Zważywszy nasz wzajemny pociąg fizyczny – ciągnął dalej – nie mogę sobie wyobrazić, żebyś choć sześć dni wytrzymała bez moich pieszczot, a co dopiero sześć miesięcy. Ale obiecuję ci uroczyście, że cię nie zgwałcę. Poczekam, aż ty do mnie przyjdziesz.
Skłonił się przed nią głęboko i wyszedł z sypialni. Osłupiała z wrażenia Priscilla opadła na krzesło.
Po chwili wzięła się w garść i przejrzała zawartość swojej walizki. Wyjęła najelegantsze rzeczy, jakie miała ze sobą. Jedwabny zielony kostium i bluzkę w kolorze kości słoniowej. Ubrała się błyskawicznie.
Zła była na siebie, że wpakowała się w tę kompromitującą sytuację. Zdecydowała się znaleźć jakieś inne rozwiązanie. Zerknęła na telefon, ale czerwona lampka kontrolna informowała, że linia jest ciągle zajęta.
Kiedy wreszcie światełko przestało migać, złapała szybko słuchawkę i wybrała numer dziadka. Nie połączyła się z nim jednak, ponieważ Melvin właśnie wrócił do sypialni. Nie wyglądał bynajmniej na zmartwionego. Przeciwnie, skojarzył się Priscilli z kotem, który odkrył właśnie miskę śmietany. Rzuciła słuchawkę i ofuknęła go ze złością.
– Cały czas blokowałeś linię! Widzę, że cieszy cię ten obrót sprawy. A mnie przeciwnie! Od kiedy wszedłeś mi w drogę, nic mi się nie udaje. Nic, MeWinie St. Clair!
– Nic? – spytał Mehin spokojnie. – Mam wrażenie, że właśnie wszystko ci się udaje.
Złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Broniła się, ale był silniejszy. W końcu poddała się.
Bliskość ciała Melvina podziałała na nią porażająco. Ogarnęła ją gorąca fala podniecenia. Melvin tymczasem nie robił nic, żeby zaspokoić choć w części jej pragnienie. Wyglądało na to, że chce jej udzielić lekcji, chce jej udowodnić, że jest w jego rękach miękka jak wosk.
Priscilla wyrwała się z jego objęć.
– Przestań, Melvin! – krzyknęła. – Nie chcę grać tej komedii. Nie kocham cię! Nawet cię nie znam! I w ogóle nie zamierzam wychodzić za mąż. Nie chcę się z nikim wiązać. Dziadek próbował już uzależnić mnie od siebie. A ja chcę być niezależna i żaden mężczyzna nie będzie mi dyktował, co mam robić.
Priscilla chciała pokazać Melvinowi, że nie pójdzie mu z nią tak łatwo.
– Przykro mi, że niechcący stworzyłam zagrożenie dla twojej fuzji z Mandrellem. Pewna jednak jestem, że potrafiłbyś mu to wszystko rozsądnie wytłumaczyć. Mandreli zrozumiałby, że chodzi o zwykłą ludzką pomyłkę. Nie będę wychodzić za mąż tylko dlatego, żeby zamknąć gęby paru plotkarzom. A ty jako biznesmen i wytrawny negocjator poradziłbyś sobie ze swoim partnerem. Jeśli zaś uważasz, że będziesz dobrze widziany jako żonaty, to czemu nie ożenisz się z jego córką? To byłoby przecież najlepsze rozwiązanie dla wszystkich zainteresowanych.
Priscilla przełknęła nerwowo ślinę widząc zaciśnięte wargi Melvina. Miała nadzieję, że nie posunęła się za daleko.
– Do przodu, Priscillo. Przewróć do góry nogami nasze ustalenia. Moim życiem już zadysponowałaś, a teraz przypomnij sobie swojego dziadka i jego wątłe zdrowie. Czyżbyś już zapomniała, jak się o niego martwiłaś? Teraz już cię on nie obchodzi? – spytał Melvin nadspodziewanie spokojnie.
Priscilla spojrzała na niego oburzona. – O tym też pomyślałam. Gdybyś nie blokował telefonu, dawno już bym do niego zadzwoniła. Muszę mu wszystko wyjaśnić, zanim weźmie do ręki poranną gazetę. Opowiem mu całą historię. Całą prawdę. Gdyby przeczytał ten artykuł... zraniłoby go to bardziej niż moje wyjaśnienie. Kocha mnie i szanuje, choćby dlatego, że jako jedyna z rodziny poszłam w jego ślady. Nie chcę rezygnować z pracy, a jako pani St. Clair musiałabym zrezygnować.
Moja praca jest dla mnie najważniejsza. Lecę natychmiast do Filadelfii, żeby porozmawiać z dziadkiem. Przedtem zadzwonię jednak do Edwarda i poproszę go, żeby schował przed dziadkiem gazetę, dopóki nie opowiem mu o wszystkim.
Melvin oparł się niedbale o ścianę czekając, aż Priscilla się uspokoi. Wyjął z kieszeni koszuli cygaro i zapalił je z lubością.
– Ulżyło ci? – spytał cicho.
Chciała zaprotestować, ale uciszył ją gestem dłoni.
– Muszę ci teraz wyjaśnić kilka spraw, Priscillo Hunter. Po pierwsze – dzisiaj się pobierzemy. W nocy uzgodniliśmy pewną transkację, prawda? A ja jeszcze nigdy nie złamałem słowa i dotyczy to zarówno interesów jak i spraw osobistych. I tym razem nie zrobię wyjątku. Masz moje słowo, ja zaś oczekuję od ciebie dotrzymania obietnicy.
Słowa te napędziły Priscilli porządnego strachu. Melvin mówił jak najbardziej poważnie, nie miała co do tego wątpliwości.
– Po drugie, zdaję sobie sprawę z twego niepokoju o dziadka. Rozumiem, że wolałabyś przekazać mu wiadomość o swym ślubie osobiście, a nie za pośrednictwem prasy. Pojedziemy więc dziś do Filadelfii i odwiedzimy twego dziadka, zanim udamy się na Wyspy Zachodnioindyjskie. Serię moich dzisiejszych telefonów zaczął telefon do jego lokaja. Poprosiłem go, żeby trzymał gazetę z dala od pana Scotta. Ten Edward zrobiłby dla ciebie wszystko. Otoczona jesteś mężczyznami, którzy cię podziwiają. No i ta jego dyskrecja. Nawet nie zapytał o powód mojej prośby.
Priscilla odetchnęła z ulgą. Stopniowo zaczynała akceptować władczą moc tego mężczyzny. – Podejdź do mnie, Priscillo – powiedział wyciągając do niej ręce. Zbliżyła się powoli. Bała się, bała się, że straci niezależność, którą sobie z takim trudem wyliczyła. Bała się podporządkowania mężczyźnie, który będzie decydował o jej życiu. Podała mu rękę.
Melvin przytrzymał jej dłoń w swoich i spojrzał jej głęboko w oczy. Chciał wzbudzić w niej zaufanie.
– Posłuchaj, kochanie. Nie będę ci niczego zabraniał. Nie mam do tego żadnego prawa. Nikt nie ma. Kochasz swoją pracę i wykonujesz ją dobrze. Sama doszłaś do swojej obecnej pozycji. Możesz być z tego dumna. Och, Priscillo – szepnął – jesteś taka dumna i tak uparta, że mam ochotę tobą potrząsnąć. I nie patrz na mnie z takim oburzeniem, bo cię przełożę przez kolano i wlepię ci parę klapsów... Nie wątpię, że zrobisz kiedyś karierę. Nie będę ci stał na drodze do niej, obiecuję.
Priscilla położyła dłoń na ramieniu Melvina. Coś się zdarzyło między nimi. Melvin sformułował transakcję, uświadomił jej reguły gry, swoje reguły... a mimo to wykazał zrozumienie dla jej uczuć i obaw.
Przejrzał jej myśli. Do tej pory nie udało się to jeszcze żadnemu mężczyźnie.
– Wierz mi, że mam swoje powody ku temu, żebyś przez sześć miesięcy występowała jako moja żona. Jeśli uda mi się doprowadzić do fuzji z Mandrellem to będzie to ukoronowaniem całej mojej kariery w biznesie. Właśnie do tego jesteś mi potrzebna jako moja żona. Jeśli się okaże, że tak bardzo pasujemy do siebie, jak zeszłej nocy, to możemy złagodzić reguły gry.
Priscilla obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. Chciała wyrwać rękę, ale nagle znalazła się na kolanach Melvina. Przysunął jej twarz do swoich ust.
– Nie zaprzeczysz, czarownico, że iskrzy się między nami. Chciałbym cię pocałować, chciałbym pieścić każdy centymetr twego ciała tak, żebyś krzyczała z rozkoszy błagając, żebym cię kochał.
Priscilla poczuła oddech Melvina na swych ustach. Jej opór stopniał natychmiast. Zamknęła oczy czekając na pocałunek. Rozum nie miał już władzy nad jej rozpalonym ciałem. – Melvin – jęknęła cicho.
Podniósł się i postawił ją na podłodze. – Widzisz, moja piękna? spojrzał na nią triumfująco. – Wiedziałem, że potrafię do ciebie przemówić.
Miotała się bezsilnie w jego ramionach. Igrał z nią jak kot z myszką ten bezczelny facet. Ale jeszcze bardziej niż na Melvina, była zła na siebie. Dawała sobą manipulować.
– Przemawiasz do mnie językiem seksu. Czy jest to przyjęte w świecie biznesu?
– Co ty mi znowu wmawiasz? Chciałem ci po prostu przemówić do rozumu.
Oczy rozbłysły mu podejrzanym blaskiem, gdy mówił dalej. – Pięknie by było, gdybym się zaczął z tobą kochać teraz z całych sił. Niczego bardziej nie pragnę, ale... decyzja należy do ciebie. Powiedziałem już, że pójdę z tobą do łóżka tylko i wyłącznie za twoją zgodą. A więc?
Przejrzał ją na wylot. Wiedział dokładnie, co się z nią dzieje. Sam też był podniecony, ale potrafił się opanować.
Priscilla odetchnęła głęboko. – Najlepiej będzie, gdy zaraz ruszymy do Filadelfii. – Nie miała wyboru, musiała zgodzić się na propozycję Melvina.
Melvin skinął głową z zadowoleniem i puścił ją. – Grzeczna dziewczynka. Zejdź na dół i zrób kawę, a ja tymczasem wskoczę szybko pod prysznic. Okay?
Priscilla ucieszyła się, że może coś zrobić. Nie lubiła siedzieć bezczynnie. Chciała już zbiec po krętych schodach, kiedy zatrzymał ją ostry głos Melvina. – Ściągnij te cholerne buty. Na tych obcasach możesz sobie złamać kark i w ten sposób zostanę wdowcem jeszcze przed ślubem.
Priscilla schyliła się posłusznie, chociaż niechętnie i zdjęła pantofle na wysokim obcasie, które kolorem pasowały do kostiumu. Schodząc na bosaka po wąskich schodach przyznała Melvinowi rację. W pantoflach na pewno by już z nich zleciała. Roześmiała się wesoło. A niech sobie myśli, że wygrał tę bitwę. Do końca wojny było jeszcze daleko.
Nucąc pogodną piosenkę weszła do nowocześnie urządzonej kuchni. Otworzyła kilka szafek, zanim znalazła słoiczek rozpuszczalnej kawy i dużą filiżankę. W lodówce były dwa kartony mleka i kilka butelek coli. Szukała też cukierniczki, niestety bezskutecznie.
Słońce świeciło jasno przez duże okno nad zlewem. Priscilla wzięła czajnik i podstawiła go pod kran. Odkręciła kurek z gorącą wodą podziwiając przepyszne barwy jesieni za oknem.
Głośny wrzask wyrwał ją nagle z zamyślenia. Podbiegła do schodów. – Melvin, co się stało?
Cisza. Nikt nie odpowiada. Chciała już popędzić na górę, gdy u szczytu schodów ukazał się pan St. Clark z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Jego intensywnie niebieskie oczy patrzyły na Priscillę z wściekłością.
Minął ją bez słowa i wszedł do kuchni nie troszcząc się o kałuże wody, jakie zostawiał za sobą.
– Co się stało? – zawołała Priscilla. – Czemu tak krzyczałeś? Myślałam, że się skaleczyłeś.
Melvin zakręcił kurek z gorącą wodą. Odstawił czajnik na kuchenkę. Widać było, że bardzo się stara, żeby nie wyjść z siebie. – Czy ty w ogóle myślisz? – wycedził przez zęby. – Czemu odkręcasz gorącą wodę w czasie, gdy biorę prysznic? Stoję tam zamydlony od stóp do głów, a tu nagle leci na mnie lodowata woda. Lodowata, słyszysz?
Priscilla zakryła ręką drgające wargi, ale oczy ją zdradziły. I choć z całych sił próbowała powstrzymać śmiech, nie udało jej się. Chichocząc wypadła z kuchni do salonu i opadła na krzesło.
– Melvin... ja... to... – wyjąkała przez śmiech. – Przepraszam. Ale tak śmiesznie wyglądasz... Gdy usłyszałam twój krzyk, myślałam, że stało się coś strasznego. Czemu się tak zdenerwowałeś? Skąd mogłam wiedzieć, że nie mogę puścić ciepłej wody na dole, gdy ktoś na górze się kąpie?
– Właściwie masz rację – przyznał z ociąganiem. – Nie mogłaś wiedzieć, że nie uruchamia się obu kurków jednocześnie.
Kąciki jego ust zadrżały i Priscilli spadł kamień z serca. – To cudownie, że mi wybaczyłeś. Wcale na to nie liczyłam. Zbiegłeś taki wściekły ze schodów, jakbyś chciał mnie zamordować.
– I taki też miałem zamiar. Ale ponieważ jestem wspaniałomyślny, wybaczam ci. Ostrzegam cię tylko – nie rób tego nigdy więcej. Wezmę zresztą tę sprawę w swoje ręce. – Popatrzył na nią znacząco.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała ostrożnie.
Melvin wbiegał już po schodach przeskakując po kilka stopni naraz. – Tylko to, że w przyszłości będziemy brać prysznic razem – zawołał.
Priscilli zabrakło słów. Poszła do kuchni nie zważając na śmiech dochodzący z góry. Otworzyła lodówkę i wyjęła z niej butelkę coli. Czajnik już gwizdał. Melvin może sam sobie zrobić kawę, pomyślała. Nie jestem jego gospodynią.
Z butelką w ręce przeszła do salonu i wyszła na balkon. Usiadła na krześle podziwiając przepiękny jesienny krajobraz. W dole rozciągało się jezioro. Priscilla westchnęła. Inaczej wyobrażała sobie swój pobyt tutaj. Musi zadzwonić do rodziców i powiedzieć im, że... Właśnie, co ma im powiedzieć? Prawdę? Nie, mama byłaby oburzona tym małżeństwem na niby. Tak... Musiała rodzicom powiedzieć, że poznała fantastycznego, przystojnego, inteligentnego mężczyznę, obdarzonego dużym poczuciem humoru i zakochała się w nim natychmiast.
W tę historię mama mogła uwierzyć. A ojciec uwierzy w to, co wierzy mama.
Musi też zadzwonić do Elaine, żeby ją uspokoić. Może przecież” pomyśleć, że małżeństwo Priscilli przeszkodzi jej w pracy. Zapewni ją, że jako żona milionera też się wywiąże ze swego zadania.
No i nie może zapomnieć o Lynn, starej przyjaciółce. Lynn i Rob mieli się pobrać za kilka miesięcy. Wtedy Priscilla i tak musiałaby się wyprowadzić. Wzruszyła ramionami. Trudno, będzie nadal płaciła czynsz wspólnie z Lynn. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby to Melvin płacił. Ale poza tym nie przyjmie od niego złamanego grosza. Przez sześć miesięcy będzie występować jako pani Melvinowa St. Clair, żona milionera. Potem zaś rozwiodą się po cichu i wrócą każde do swego życia.
W drzwiach stanął Melvin. Ubrany był w szyty na miarę garnitur z ciemnoszarego jedwabiu, jasnoszarą jedwabną koszulę i czarny jedwabny krawat. Drogie włoskie buty z czarnej skóry dopełniały doskonałości jego wyglądu.
Skrzywił się na widok butelki w ręku Priscilli. – A to co znowu? – spytał. – Gdzie twoja kawa? – spojrzał na nią uważnie. – Wszystko w porządku?
Podniosła butelkę do góry. – O to pytasz? Ja w ogóle nie piję kawy, tylko herbatę. Ponieważ herbaty nigdzie nie mogłam znaleźć, musiałam zadowolić się colą.
– Jak uważasz – Melvin wzruszył ramionami. Czy mógłbym ci jeszcze coś zaproponować? – spytał. Nie czuł się najlepiej w roli gospodarza. Humor Priscilli poprawił się od razu.
– Cenię sobie pańskie zainteresowanie moim samopoczuciem, panie St. Clair, ale rano zazwyczaj nic nie jem. Niech się pan nie obawia, że mnie pan zagłodzi. A może chciał mi pan dać do zrozumienia, że zjadłby pan chętnie coś? – spytała głosem słodkim jak miód?
– Prawdę mówiąc, mam ochotę na grzanki z bekonem i świeży sok z pomarańczy. Myślisz, że umiałabyś zrobić coś takiego? Jeśli nie, to zadowolę się kawałkiem suchego chleba.
Priscilla rzuciła okiem na zegarek, po czym spojrzała na jezioro. Nie było na nim widać żadnej łodzi. Hmm, ciekawe, pomyślała.
– Chętnie zrobiłabym ci coś do jedzenia, ale co będzie, jeśli spóźnimy się na łódź?
Melvin pokręcił głową. – Zapomniałem ci powiedzieć, że nie popłyniemy łodzią. Masz więc dość czasu, żeby wykazać się swoim kunsztem kulinarnym.
Priscilla wstała i podparła się pod boki. – Nie przejmuj się moim kunsztem kulinarnym. Powiedz lepiej, dlaczego nie popłyniemy łodzią? Jak się stąd wydostaniemy?
– Moim samochodem, oczywiście. Jest w garażu pod domem – wyjaśnił spokojnie.
– A mnie głupiej nawet do głowy nie przyszło, że możesz mieć tu samochód – powiedziała Priscilla kąśliwie. – Samochód, samolot, jesteś przygotowany na każdą okoliczność.
Melvin nie odezwał się, tylko rozbroił ją pocałunkiem. Już wiedział jak ją podejść.
I rzeczywiście, Priscilla przylgnęła do niego całym ciałem, zapominając natychmiast o tym, że przed chwilą była na niego wściekła.
Melvin oderwał się od niej po chwili. – Masz rację, lubię być przygotowany na wszystko. Natomiast nie lubię spieszyć się w miłości. Wybacz, kochanie, ale czas nas goni. Bądź więc uprzejma udać się do kuchni i przygotować mi śniadanie, o którym mówiliśmy. Ja pójdę na spacer, żeby się trochę ochłodzić. Priscillo...
– Tak? – zmusiła się, żeby spojrzeć na niego.
Wsadził ręce w kieszenie spodni. – Nie zapomnij o mojej obietnicy. Słyszałaś pewnie o mnie różne rzeczy i może nie zechcesz mi uwierzyć... Dostaniesz ode mnie więcej, niż możesz mi dać...
Priscilla nie zrozumiała, co chciał przez to powiedzieć. Po co to powiedział? Czy coś jej obiecywał?
Zajęła się przygotowaniem śniadania. Wyszukała potrzebne składniki i wyobraziła sobie wyraz twarzy Melvina, gdy go zawoła do stołu.
Niestety na próżno czekała na pochwałę z jego strony. Ograniczył się jedynie do poklepania po brzuchu i zdawkowego: – Niezłe, całkiem niezłe.
Potem zaś dodał: – Jeśli mężczyzna jest głodny, to nie powinnaś, kobieto, tak się grzebać. Powinien ci wystarczyć kwadrans.
Priscilla spojrzała na niego z oburzeniem, ale rozbroił ją wyraz oczu Melvina. Podniosła więc tylko ręce w obronnym geście.
Jej przyszły mąż konsumował śniadanie z wyraźnym ukontentowaniem. Kiedy skończył, pomógł Priscilli sprzątnąć ze stołu i pozmywać naczynia. – Wiesz – zauważył mimochodem – nigdy jeszcze nie spotkałem kobiety, która potrafiłaby wyczarować tak pyszne żarcie z tak małej ilości składników. Mam szczęście, że cię poślubię, zanim jakiś inny mężczyzna odkryje twój talent kulinarny. Buzi na dzień dobry i smakowite śniadanko... Co za życie! Już się cieszę na następne sześć miesięcy!
– Ale tylko sześć miesięcy – dodała Priscilla spokojnie. – Bo potem rozwiedziemy się.
Godzinę później, w drodze do garażu, Priscilla zatrzymała się nagle w miejscu patrząc na mały domek po lewej. Nie było go prawie widać spoza masy kolorowych liści. Nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie ścieżka prowadząca od niego do domu Melvina.
– Melvin, czy to ten dom należy do gazety? Ach, widzę, że droga od pomostu jest do pewnego momentu wspólna!
– No właśnie – Melvin skinął głową. – Zamiast na lewo skręciłaś na prawo i wylądowałaś w moim łóżku.
– To nie tak, Melvin. Coś mi zaczyna świtać. Zdaje się, że ktoś udzielił mi wczoraj lekcji. Widzę, że od pomostu można tu dojść całkiem wygodnymi schodami. Tylko, że ja nimi nie szłam...
– No to jak się tu dostałaś?
– Ten Mike... ten stary drań popędził mnie przez tę skałę, którą tam widzisz! Przestań się śmiać! Szkoda, że nie obejrzałeś dokładnie moich paznokci i moich kolan. O mało nie skręciłam karku przy tej wspinaczce odbywającej się w egipskich ciemnościach. O schodach Mike nie wspominał ani słowem.
Melvin śmiał się tak serdecznie, że aż w jego oczach ukazały się łzy.
– Mike’owi prawdopodobnie nie spodobało się, że wybrałaś się samotnie do mego domu. Przypuszczam, że faktycznie chciał ci dać nauczkę. Obiecuję ci, skarbie, że nigdy więcej nie będziesz musiała wdrapywać się na tę skałę. Od dzisiaj wolno ci używać schodów.
Priscilla spojrzała na niego z ukosa i zmusiła się do uśmiechu. W końcu gdyby nie była tak zmęczona, to Mike’owi nie udałby się ten podstęp.
Teraz jej uwagę przykuł błyszczący czarny aston martin. Wyposażony był w szyby z dymnego szkła, które uniemożliwiały zajrzenie z zewnątrz do samochodu.
– Przepiękny – powiedziała z uznaniem, gdy Melvin otworzył drzwi. Siedzenia pokryte cienką skórą i luksusowa tablica rozdzielcza zrobiły na niej wrażenie.
Zajęli miejsca. Melvin odwrócił głowę w stronę Priscilli i powiedział, zanim ruszyli: – Jest do twojej dyspozycji, możesz nim jeździć, kiedy zechcesz. A teraz zapnij pasy. Chcę cię dostarczyć całą i zdrową dziadkowi.
– Jak to dobrze, że pani już przyjechała, panno Priscillo! – Edward powitał ją serdecznie w progu dziadkowego mieszkania. Priscilla uśmiechnęła się nerwowo. Przycisnęła torebkę z całych sił do piersi, jakby miała ona ją przed czymś ochronić.
Melvin stał tuż za nią. Popchnął ją delikatnie, ale stanowczo w głąb mieszkania. Zgodziła się, żeby trzymał ją pod ramię. Nie miała innego wyjścia.
– Dzień dobry, Edwardzie. To jest pan St. Clair... – urwała, ponieważ Melvin zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę do Edwarda.
– Rozmawialiśmy niedawno przez telefon. Jak się pan miewa, Edwardzie? I gdzie jest dziadek Priscilli? – Sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego. O czym mógł rozmawiać z Edwardem? – pomyślała.
– Zjawił się pan w odpowiednim momencie, proszę pana. Zaczynałem się już niepokoić. Przygotowałem już śniadanie dla pana Scotta, a on zawsze czyta poranną gazetę przy śniadaniu. Zaraz go poproszę do państwa.
Priscilla nie wierzyła własnym oczom i uszom. Melvinowi udało się natychmiast przeciągnąć Edwarda na swoją stronę. Wyręczył ją w wytłumaczeniu lokajowi sytuacji. Wziął to na siebie. Priscilla nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy martwić.
Przeszli do salonu, gdzie zaraz usiadła w wygodnym, skórzanym fotelu. Melvin zatrzymał się przy kominku. Z zainteresowaniem oglądał małą chińską wazę stojącą na gzymsie.
Zbliżające się głosy sprawiły, że zdenerwowanie Priscilli wzrosło do maksimum. Co będzie, jeśli dziadek źle zniesie nowinę, którą miała mu zakomunikować? Co będzie, jeśli jego serce tego nie wytrzyma? Nazwisko jego wnuczki w jego gazecie!
– Dziwię się, że jesteś tak spokojny – powiedziała z wymówką do Melvina. – Ja chyba umrę ze strachu i zdenerwowania. Może lepiej zrezygnujmy z tego całego przedstawienia.
– Nie przejmuj się – odparł półgłosem Melvin. – Wszystko będzie dobrze, uwierz mi.
Na dźwięk odgłosu kroków Melvin odwrócił się. J. M. Scott prezentował się znakomicie mimo słabego stanu zdrowia. Gęste siwe włosy dodawały mu godności, głowę trzymał dumnie podniesioną. Rzucił Priscilli krótkie spojrzenie i podszedł z rozpostartymi ramionami do Melvina.
– Melvin, chłopcze! Jakże się cieszę, że cię znowu widzę! Co ty wyprawiasz, że ciągle widzę twoje zdjęcia w gazetach. Pora już chyba, żebyś się ożenił. Twój ojciec na pewno by się ze mną zgodził w tym względzie.
Potem zwrócił się z uśmiechem do Priscilli.
– A ty co tu robisz, moja panienko? Myślałem, że pracujesz. Dostałaś przecież bardzo interesujące zlecenie. Nie zawiedź mnie!
Priscilla uśmiechnęła się z trudem. – Ależ nie, dziadku. Cały czas pracuję nad tym zleceniem. Obiecuję ci, że dołożę wszelkich starań. Jeszcze będziesz ze mnie dumny. Cieszę się z tej pracy i... – umilkła nagle.
– Czego więc tu szukasz, jeśli jakoby właśnie pracujesz! – żachnął się dziadek. – Tu nie znajdziesz materiału do reportażu. Po co, jak myślisz, wysłano cię do Skytop? Żebyś zbierała informacje tam na miejscu!
Twarz dziadka zaczęła robić się czerwona. Priscilla z trudem powstrzymywała się przed tym, żeby nie uciec.
– Najmocniej pana przepraszam – wtrącił uprzejmie Melvin – ale dlaczego nie mamy poprosić Edwarda, by przyniósł nam kawę? Będę mógł wówczas spokojnie i wyczerpująco wyjaśnić panu, co sprowadziło tutaj Priscillę i mnie.
Priscilla była zaskoczona, że dziadek natychmiast przyzwalająco skinął głową, po czym usiadł wygodnie w fotelu i spojrzał na Melvina z wyczekiwaniem.
Melvin uśmiechnął się lekko do Priscilli, dodając jej odwagi, po czym powiedział. – Tak się nieszczęśliwie stało, że pewna dziennikarka, specjalizująca się w plotkach i skandalach, wykryła, że Priscilla spędziła ostatnią noc w moim domu. Ze względu na stan pańskiego zdrowia chcieliśmy oszczędzić panu przykrej sytuacji i dlatego przyjechaliśmy do Filadelfii, aby o wszystkim panu szczegółowo opowiedzieć... zanim przeczyta pan poranną gazetę – Melvin spojrzał starszemu panu prosto w oczy.
– Najważniejszą wiadomością, którą chcemy panu przekazać, jest to, że wszystko było w porządku. Proszę być pewnym, że od tej pory Priscilla i ja chcemy każdy dzień i każdą noc naszego życia spędzać razem... To w końcu jest normalne między małżonkami, czy nie uważa pan tak?
Priscilla słuchała tego wszystkiego w napięciu.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że ożeniłeś się z moją wnuczką? – obruszył się James Mitchell Scott.
Melvin uśmiechnął się łagodnie i ciągnął dalej. – Dokładnie tak, proszę pana. Gdy tylko zobaczyłem ją po raz pierwszy, od razu wiedziałem, że musi zostać moją żoną. Do tej pory żadna kobieta mi nie odpowiadała. Przysięgam panu, że dzisiejszej nocy Priscilla będzie spała u mego boku jako moja żona. Właściwie chcieliśmy utrzymać nasze małżeństwo w tajemnicy, przynajmniej do czasu, aż się upora z tym reportażem. Jednak wydarzenia minionej nocy... Poczuliśmy się w obowiązku wyjawić panu prawdę. Priscilla nie może już się doczekać, żeby zawiadomić rodziców.
J. M. Scott opadł z dziwnym wyrazem na poduszki. Priscilla nie wytrzymała. Wstała i usiadła obok niego.
– Wszystko w porządku, dziadku? Bała się, że możesz przeżyć szok... twoje serce... Musieliśmy do ciebie przyjechać.
J. M. Scott wyprostował się. – Oczywiście, że wszystko w porządku – odparł mocnym głosem. – Nie rób wokół mnie takiego przedstawienia, dziewczyno. Nic mi nie jest. Ale miałaś rację. Gdybym się dowiedział z gazety, że moja wnuczka wyszła za mąż, to chyba szlag by mnie trafił.
Priscilla zerknęła na Melvina. Jak świetnie poradził sobie z tą nieprzyjemną sytuacją! Powiedział po prostu prawdę, no, może oprócz tego, że od pierwszej chwili chciał się z nią ożenić. Zresztą to też mogła być prawda.
– Melvin, stary przyjacielu, cieszę się, że to właśnie ty dostałeś moją wnuczkę za żonę. Musisz jednak wiedzieć, że nie trafiłeś na potulną owieczkę. Priscilla jest cholernie uparta i przeraźliwie ambitna. Nie uznaje wyższości mężczyzn. Nabiła sobie głowę tymi nowomodnymi bzdurami o równouprawnieniu. Cieszyłbym się, gdyby ci się udało zmienić jej poglądy.
– Wystarczy, dziadku – zaprotestowała Priscilla. – Nikt nie jest w stanie mnie zmienić. Nie mam zamiaru siedzieć w domu i być gotową na każde zawołanie Melvina. Będę nadal pracować, a jeśli masz coś przeciwko temu, to pójdę do konkurencji. Udowodniłam już chyba, że coś umiem. Znalezienie nowej posady nie sprawi mi trudności.
Melvin odezwał się uprzedzając dziadka. – Przestańcie! Tacy jesteście do siebie podobni... Żadne nie chce ustąpić. Pan jest cholernie dumny z wnuczki, mimo że nie chce się pan do tego przyznać, a ty Priscillo nie strasz dziadka, że odejdziesz do innej redakcji. Wiem, że wolisz pracować u niego niż gdzie indziej.
Melvin ściszył głos. – Abstrahując od tego, decyzja dotycząca twojej pracy należy tylko do nas obojga. Mam nadzieję, że wyraziłem się dość jasno. A teraz może napilibyśmy się kawy? Priscilla niech zadzwoni do rodziców i do redakcji.
– Dobrze, dobrze – mruknął J. M. Scott. – Wiedziałem, że wyrośnie z ciebie porządny człowiek. Pamiętam cię, gdy byłeś jeszcze dzieckiem. Kiedy wędkowaliśmy na jeziorze, wyrzucałeś z powrotem do wody ryby, które nie odpowiadały ci rozmiarem. Czekałeś cierpliwie na większą zdobycz. Kto by pomyślał, że syn Richarda wżeni się do mojej rodziny! A propos, a co u ojca? Nie widziałem go już od wieków.
Priscilla pojęła wreszcie, skąd ta zażyła znajomość obu panów. Zastanawiała się nad tym cały czas, ale nie chciała ich o to pytać. To dlatego Melvin wiedział, w jaki sposób rozmówić się z dziadkiem.
– Ojciec mieszka chwilowo na Torudze. Na święta przyjedzie prawdopodobnie do domu. Bardzo tęskni za Skytop o tej porze roku. Za kilka godzin polecimy na Torugę, żeby tam spędzić nasz miodowy miesiąc.
Priscilla zostawiła Melvina z dziadkiem i poszła zatelefonować do rodziców.
Dwie godziny później Melvin i Priscilla lecieli prywatnym jestem St. Claira na Torugę.
– Jesteś jakoś dziwnie spokojna – zauważył Melvin. – Coś chyba knujesz, mała czarownico.
– Nie powiedziałeś mi, że tak dobrze znasz mojego dziadka... kochanie.
Melvin przekrzywił głowę patrząc w sufit. – Nie lubisz, gdy ktoś inny, nie ty, jest panem sytuacji – mruknął.
– Nie wtedy, gdy chodzi o moje życie – parsknęła Priscilla.
– A co by to zmieniło, gdybym ci powiedział? I tak chciałabyś go osobiście poinformować o zmianie swego stanu cywilnego. Gdybym ci zaproponował, że załatwię całą sprawę przez telefon, to i tak byś mi nie uwierzyła. Znajomość naszych rodzin datuje się już od dawna, ale zakładałem, że nie będzie to miało dla ciebie większego znaczenia i nie wpłynie na nasz „handel”.
– Świetnie to wszystko urządziłeś! Nie wiem, dlaczego siedzę teraz na pokładzie twego samolotu. Nie wiem, dlaczego mam grać jakąś farsę w tym raju na wyspie.
– Jak to nie wiesz? Złożyłaś mi przecież obietnicę i musisz jej dotrzymać. Nic się pod tym względem nie zmieniło. Będziesz mi potrzebna jako żona przez następne pół roku. Gramy dalej, Priscillo.
– Zazdroszczę ci tej pewności siebie, Melvin – rzekła Priscilla kąśliwie.
Mehin uśmiechnął się. – Jeśli chodzi o ciebie, to rzeczy wiście jestem pewien. Nie zapominaj, że przez cały czas mam do czynienia z ludźmi. Potrafię już każdego przejrzeć na wylot. Ty jesteś dla mnie jak otwarta książka. Potrafię przewidzieć każdą twoją reakcję. Może tylko czasami zachowujesz się nielogicznie.
– Na przykład? – spytała Priscilla.
– Na przykład wtedy, kiedy wdrapywałaś się na tę skałę... albo, kiedy odkręciłaś kurek z gorącą wodą, częstując mnie lodowatym prysznicem. Powinnaś była pomyśleć, że w moim małym domku nie ma dwóch niezależnych od siebie systemów grzewczych?
– Nie każdy jest tak doskonały jak pan, panie St. Clair. Jak pan się czuje w roli chodzącej doskonałości?
Uśmiech Melvina przepadł gdzieś bez śladu. – Czasami jestem bardzo samotny, Priscillo, cholernie samotny...
Melvin obudził ostrożnie Priscillę, gdy samolot podchodził do lądowania w Christofori, stolicy wyspy. Zasnęła zaraz po ich rozmowie. Wydarzenia ostatniej doby zrobiły swoje.
Spociła się w czasie snu i teraz marzyła tylko o prysznicu. Melvin natomiast wyglądał jak należy – czysto, świeżo, elegancko. Zajęty był teraz przeglądaniem papierów.
Na lotnisko wyjechała po nich limuzyna prowadzona przez krajowca o pięknym, śpiewnym akcencie. Po drodze pokazywał im różne osobliwości miasta.
Zatrzymali się przed nowoczesnym budynkiem z różowego marmuru. Melvin pomógł Priscilli wysiąść i zaprowadził ją do środka. Wysokie obcasy Priscilli stukały głośno po marmurowej posadzce. Szli długim korytarzem, na którym nie było żywej duszy. Melvin zatrzymał się przed jakimiś drzwiami, otworzył je i popchnął Priscillę do gabinetu.
Naprzeciw wyszedł im niski mężczyzna o szpakowatych włosach. Powitał Melvina promiennym uśmiechem.
– Melvin, nareszcie! Czekam na ciebie już ponad godzinę. Tak się złożyło, że dałem sekretarce wolne i sam musiałem zająć się tym kramem. Aha, to jest pewnie panna Priscilla Hunter. Witam panią na wyspie. Jestem Jacques Le Baque. Z Melvinem przyjaźnimy się od dawna. Mam nadzieję, że i pani zaszczyci mnie swoją przyjaźnią.
Melodyjny akcent mężczyzny wpłynął uspokajająco na Priscillę. – Dzień dobry panu.
– Melvin uścisnął dłoń Jacques’a i przeszedł do interesów. – Masz wszystko, co potrzeba?
Mężczyzna pokazał mu plik papierów. – Wystarczy tylko podpisać, a ja przyłożę pieczątkę. Wszystko przygotowałem sam, sekretarka jest przecież nieobecna.
– Jasne – Melvin uśmiechnął się porozumiewawczo. Brakuje tylko małej ceremonii i... tego tutaj. – Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął coś błyszczącego.
– Chwileczkę! – powiedziała Priscilla energicznie. – Co ty zamierzasz?
Melvin zdziwił się. Spojrzał na piękny pierścionek z rubinem otoczonym brylantami. – Poślubić cię, Priscillo – odparł po prostu.
– Aleja wcale nie chcę tego pierścionka! – zaprotestowała. – Poinformowałeś przecież swego przyjaciela o szczegółach tego ślubu. Nie będę się wygłupiać z tym pierścionkiem. Mogę się doskonale bez niego obejść.
– Należał do mojej matki. Przed śmiercią dała mi go z przeznaczeniem dla mojej przyszłej żony. Chciała, żebym w dzień ślubu założył go jej na palec. Dzisiaj żenię się z tobą i dostajesz ten pierścionek ode mnie, czy ci się to podoba, czy nie.
– Tym bardziej nie powinnam go przyjmować. Zachowaj ten klejnot dla kobiety, która będzie matką twoich dzieci, Melvin.
Spojrzał na nią zimno. – Za chwilę zostaniesz moją oficjalną małżonką. Uzgodniliśmy to już chyba, prawda? Zacznijmy wreszcie tę ceremonię, Jacques. Myślę, że oprócz „tak” Priscilla nie ma już nic do powiedzenia. Prawda, skarbie? – Spojrzał na nią takim srogim wzrokiem, że poddała się i skinęła głową.
Jacques wyjął białą księgę z biurka. Uroczystość rozpoczęła się.
Priscilla westchnęła patrząc na ciężki pierścień na swej lewej dłoni. Jechali sportowym samochodem, który czekał na nich przed biurem Jacques’a. Melvin wziął pewnie ostry zakręt i spojrzał z uśmiechem na Priscillę. – Taka mi się podobasz najbardziej. Rude włosy rozwiane przez wiatr, rozluźniona, swobodna... Ten samochód pasuje do ciebie.
– Dziękuję. Chyba nie umiałabym go prowadzić. Nie ma przecież automatycznej skrzyni biegów.
– No to co? Powinnaś choć raz spróbować, a przekonałabyś się, że zapanujesz nad nim szybciej niż przypuszczasz.
Wiem już, o co ci chodzi. Żeby panować nad wszystkim – nad rzeczami i nad ludźmi – zauważyła Priscilla półgłosem.
– A tobie nie? – odciął się Melvin. – Tylko nie zaprzeczaj. Lubisz przecież walczyć o władzę. Lubisz górować nad kimś, ale to właśnie mi się w tobie podoba. Weźmy na przykład naszą partię szachów.
– Są jeszcze inne przykłady, Melvinie St. Clair. Nie wszyscy są doskonali. Któregoś dnia ty także przegrasz. Mam nadzieję, że doczekam tej satysfakcji.
– Wcale nie musisz na nią czekać. Pokonałaś mnie już w pewnej grze. – Melvin spokojnie przyznał się do porażki.
– O jakiej grze mówisz? – zainteresowała się Priscilla. – Mimo najlepszych chęci nie mogę sobie przypomnieć momentu, w którym powiedziałeś: – Wygrałaś, Priscillo.
– Bo nie powiedziałem tego głośno. Ale jeżeli nie wiesz, o co mi chodzi, to trudno.
– Powiesz mi kiedyś?
– Może... kiedyś... – Na ustach Melvina pojawił się zmysłowy uśmiech.
Skręcił w niewielką uliczkę i zatrzymał samochód przed dużym kamiennym domem. Otaczał go mur porośnięty dzikim winem.
– To dom mojego ojca. Jak ci się podoba?
Priscilla wyskoczyła z samochodu i rozejrzała się wokół. Nigdzie nie było widać żadnego człowieka. – Gdzie są wszyscy? – spytała idąc z Melvinem w kierunku wejścia.
– Nie ma tu nikogo oprócz ojca. Cała służba z wyjątkiem kucharki i sprzątaczki wraca na zimę do swych domów w centrum wyspy. Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Priscilla zatrzymała się gwałtownie. – Co to ma znaczyć, że nikt nam nie będzie przeszkadzał? A twój ojciec?
– Wie o wszystkim. Droga żono, to właśnie mój ojciec jest tym człowiekiem, którego szukałaś. Nikt nie zna lepiej od niego historii Skytop. Obiecałem ci, że znajdziesz tu partnera do rozmowy. Ojciec będzie tu jeszcze przez trzy dni. Po jego odjeździe będziemy mogli poświęcić się naszym sprawom.
– Co przez to rozumiesz?
– Nasze małżeństwo, oczywiście. – Melvin wszedł do holu nie zwracając uwagi na Priscillę, która stała jak słup soli w progu.
Priscilla usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na zegarek. Było już bardzo późno, mimo to zmusiła się do przejrzenia notatek, które zrobiła w czasie rozmowy z ojcem Melvina. Starszy pan sprawiał wrażenie niezwykle zadowolonego z nagłego ożenku syna. Chętnie pomógł Priscilli w pracy nad reportażem o Skytop. Poczytywał to sobie nawet za zaszczyt.
Ostatnie trzy dni spędzili razem. Melvin nie miał nic przeciwko temu. Sam siedział w bibliotece nad stertą papierów lub godzinami konferował przez telefon. Kiedy miał trochę czasu, szedł na prywatną plażę St. Clairów rozciągającą się wzdłuż małej zatoczki.
Początkowo Priscilla wzbraniała się przed dzieleniem łóżka z Melvinem. Wiedziała jednak, że osobne sypialnie wzbudziłyby nieufność ojca Melvina. Dopiero co poślubieni małżonkowie musieli spać w jednej sypialni. Nie miała wyjścia.
Pierwszego wieczoru Melvin zachował się po dżentelmeńsku. Dał jej pół godziny przewagi, ponieważ chciał jeszcze wypić z ojcem po drinku. Priscilla wykąpała się szybko i położyła się do ogromnego łoża. Nie zgasiła lampki nocnej, pokój był więc lekko oświetlony. Melvin wszedł po cichu do sypialni, wziął prysznic i wślizgnął się pod kołdrę do Priscilli. Leżała bez ruchu. Oddychała ciężko i nieregularnie. Po chwili Melvin przyciągnął do siebie prawie sparaliżowaną ze strachu Priscillę.
– Odpręż się, czarownico – szepnął jej do ucha. – Wcale nie zamierzam cię uwieść. Powiedziałem ci przecież, że poczekam, aż sama się do mnie zgłosisz. Przekonasz się, że dotrzymuję słowa. A poza tym... – zawiesił głos – mamy za sobą bardzo męczący dzień i oboje potrzebujemy snu. Dobranoc, Priscillo..
Następnego dnia Melvin odwiózł ojca na lotnisko. Priscilla usiadła w tym czasie na werandzie, żeby jeszcze raz przeczytać notatki. Z tej ilości materiału, jaki dostarczył jej Richard St. Clair mogła napisać doskonały artykuł. Nawet nie marzyła o tak obszernych informacjach. Elaine Morgan zdziwi się, gdy położy jej na biurku gotową opowieść o Skytop.
Ojciec Melvina wzbogacił historię tego miejsca licznymi anegdotami i potwierdził niektóre plotki opublikowane w prasie. Dziesięć tysięcy mieszkańców Filadelfii miało własną historię i tworzyło zamkniętą społeczność, kierującą się własnymi prawami.
Priscilla pracowała do późnego wieczora. Wzięła nawet do łóżka notatnik, żeby dopracować wszystkie sformułowania. Melvina nadal nie było. Priscilla spojrzała na zegar i zgasiła światło wzruszając ramionami. Chciało jej się spać, a jednocześnie była zirytowana, sama nie wiedziała dlaczego. Właściwie powinna być zadowolona z tego, że Melvin dotrzymał słowa. O to jej przecież chodziło, czyż nie? Przecież nawet nie próbował jej dotknąć. Pewnie dlatego Priscillę to ubodło. Ach, do diabła z Melvinem, pomyślała, nakryła się kołdrą po uszy i zasnęła.
Przytuliła się do ciepłego męskiego ciała wzdychając głęboko.
Drgnęła, obudziła się i spojrzała prosto w oczy Melvina. O mało nie utonęła w ich przepastnym błękicie. Wyczuła ręką, że Melvin jest nagi.
– Spokojnie, kochanie mruknął Melvin. – Nie śpię z tobą... jeszcze nie.
– Puść mnie, Melvin! – krzyknęła Priscilla próbując uwolnić się od nagiego ramienia opasującego ją w talii. Nie masz czego szukać w tym łóżku. Twój ojciec już odjechał, nie musimy więc odgrywać tej komedii ze wspólną sypialnią. Możesz się przenieść gdzie indziej... Cały czas próbowała go odepchnąć, osiągnęła jednak tylko tyle, że opasał ją również nogami.
– Zostaw, Melvin, nie masz prawa! – syknęła. Zbyt wyraźnie czuła uda i biodra Melvina. Jej ciało zaczęło drżeć mimo woli.
– Nie mam prawa? – spytał łagodnie. – Chyba się mylisz. Z moralnego punktu widzenia być może masz rację, nie w świetle prawa i od strony uczuciowej... Na papierze jestem twoim mężem i mam zamiar zrobić z ciebie moją żonę, tu i teraz! – Odsunął rękę, którą go odpychała i położył się na Priscilli.
Zamknęła oczy, gdy zsunął z jej ramion ramiączka koszuli. To było takie przyjemne łaskoczące doznanie.
– Proszę cię, Melvin, nie rób tego. Nie tak... Obiecałeś... Chciałeś zaczekać, aż sama do ciebie przyjdę.
Pogładził ją po policzku. Otworzyła oczy, żeby stwierdzić, iż wpatruje się w nią z nieopisanym podziwem. Chciała skorzystać z okazji, żeby mu się wyrwać. To był błąd. Melvin schwycił ją za oba nadgarstki i pociągnął je na poduszki za głowę Priscilli. Wystarczyła mu jedna dłoń do przytrzymania ich tam. Drugą zaś gładził ciało Priscilli.
– Tak, obiecałem ci, Priscillo i nie wezmę cię bez twojej zgody. Musisz mnie poprosić o to, żebym cię kochał. I zrobisz to. Zaraz się o to postaram. Będziesz błagała, żebym ugasił pożar, który za chwilę w tobie rozpalę.
Priscilla jęknęła. Zdobyła się na jeszcze jeden wysiłek. – Sprzątaczka może wejść lada moment, Melvin... – urwała, gdy Melvin dobrał się do jej piersi. Łagodnie masował różową brodawkę. Gdy stwardniała, otoczył ją wargami i pieścił naokoło koniuszkiem języka, powolnym, równomiernym ruchem. Priscilla stłumiła westchnienie. Na próżno starała się hamować swoje rosnące podniecenie. Jej biodra, jakby kierowane tajemniczą siłą, wyprężyły się i zetknęły z ciałem Melvina. Nagłym ruchem ściągnął z niej koszulę nocną i pełnym pożądania spojrzeniem obrzucił jej drżące z niecierpliwości, rozpalone ciało. Potem zatopił usta w jej miękkich, rozchylonych wargach. Palce Priscilli wbiły się w ramiona Melvina, gdy namiętnie oddawała mu pocałunek.
Jęknęła zawiedziona, gdy raptem odsunął się i tylko obserwował ją uważnie.
Po chwili pochylił się, żeby poświęcić całą swą uwagę jej piersiom.
– Melvin... proszę... – błagała Priscilla dygocąc. – Co ty ze mną wyprawiasz... Nigdy czegoś takiego nie odczuwałam... – Była teraz gotowa na wszelkie ofiary.
Melvin miał wszelkie prawo do triumfu. – Nareszcie do tego dojrzałaś – stwierdził wodząc dłonią po wewnętrznej powierzchni jej uda.
– Melvin, ja chyba zwariuję – jęknęła Priscilla. – Weź mnie, proszę, kochaj mnie.
Wszedł w nią. Krzyknęła, a on zdusił ten krzyk pocałunkiem. Priscilla wczepiła się w niego jak tonący. Po chwili zjednoczyli się w odwiecznym rytmie miłości. Zapomnieli o gniewie, walce o władzę, o okolicznościach, w których zostali mężem i żoną. Teraz liczyły się tylko doznania chwili, bliskości drugiego człowieka, świadomość obdarowania się wzajemnie najintymniejszym prezentem.
– Typowy mężczyzna – zauważyła Priscilla sucho. Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo Melvin zamknął jej usta pocałunkiem. – Wykończyłaś mnie, Priscillo. Taki mam apetyt i nie mogę go zaspokoić. I wcale nie chodzi mi o jedzenie.
– Jesteś zupełnie niemożliwy, Melvin – szepnęła. Pochyliła się nad nim i pocałowała go.
– Może i jestem, ale ciągle muszę uważać, żebyś mnie całkowicie nie przejęła pod swoją kontrolę.
– Ależ ja wcale nie mam zamiaru kontrolować twego życia – odparła Priscilla urażona. – W końcu to ty nalegałaś na to, żebyśmy następne pół roku spędzili razem. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko temu, żebyśmy żyli oddzielnie. Aha, a gdzie byłeś wczoraj wieczorem? – Pytanie Priscilli zadawało kłam jej poprzednim słowom.
Melvin usiadł na łóżku uśmiechając się ukradkiem.
– A co? Tęskniłaś za mną? – Szybkim ruchem złapał Priscillę w pasie i przyciągnął ją do siebie.
– Bynajmniej. Ale tak wcześnie wyjechałeś z ojcem na lotnisko, a wróciłeś dopiero w nocy. Nie pomyślałeś, że mogę się o ciebie denerwować? A gdybyś miał wypadek?
Melvinowi z trudem udało się ukryć rozbawienie. – Jak to dobrze wiedzieć, że nie mam zazdrosnej żony. Przecież mógłbym się umówić z jakąś kobietą rozczarowany tym, że miesiąc miodowy moja małżonka woli spędzać z teściem niż z mężem.
– Nie wiem. dlaczego ciągle mówisz o miodowym miesiącu. Naprawdę nie mam nic przeciwko twoim spotkaniom z kobietami. Przecież się nie kochamy, a nasze małżeństwo jest tylko i wyłącznie wspólnotą interesów.
Tak naprawdę już sama myśl o tym, że Melvin mógł spędzić wieczór z inną kobietą, była dla Priscilli wysoce nieprzyjemna.
Melvin westchnął, ale zmusił się do uśmiechu.
– Wobec tego wyznam ci prawdę. Cały ten czas spędziłem z Jacquesem.
– Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście – odparła Priscilla.
– Niestety nie – powiedział Melvin. – Wręcz przeciwnie. Dużo czasu zajęło nam wyszukiwanie odpowiedniego prezentu dla ciebie.
– Co ci przyszło do głowy? – spytała zaskoczona.
– Jacques uznał, że należy ci się prezent. Podobno jest taki zwyczaj, że z okazji ślubu pan młody musi podarować pannie młodej coś, co sprawiłoby jej przyjemność. Miałem z tym pewien kłopot... – Melvin urwał widząc, że Priscilla zamierza rzucić w niego poduszką.
– Poczekaj chwilę, skarbie. Znam cię już na tyle, że od razu zrezygnowałem z biżuterii i ubrań. Na pewno nie chciałabyś ich przyjąć. Poza tym wyglądałoby to tak, jakbym chciał cię kupić. Musiałem znaleźć coś takiego, czego nie mogłabyś mi zwrócić...
Priscilla zagryzła wargi. Melvin rzeczywiście umiał przewidzieć jej reakcje. Nie mogła już pohamować ciekawości i spytała: – No więc? Nie siedź tak, tylko powiedz mi wreszcie, co to jest.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Priscilla drgnęła przestraszona. Melvin natomiast nie robił sobie nic z faktu, że kołdra zakrywa ledwie jego biodra. Priscilla zdążyła ją podciągnąć wyżej, zanim Nadine, służąca wetknęła głowę przez drzwi. Nie mogła nie zauważyć zmiętoszonego łóżka.
– Czy mam państwu podać śniadanie do łóżka? – spytała melodyjnym głosem.
– Mogą też państwo zjeść śniadanie na tarasie. Na dworze jest bardzo przyjemnie.
– Dziękuję, Nadine – powiedział Melvin z uśmiechem. – To dobry pomysł z tym tarasem. Czy mogłaby pani przynieść teraz prezent dla mojej żony?
– Oczywiście. To niezwykły prezent. Ale ma pan przecież niezwykłą żonę, panie St. Clair. Zaraz wrócę.
Priscilla zaczęła się nerwowo wiercić. – Melvin, ja też jestem tylko człowiekiem – nie wytrzymała. – Powiedz mi, co to jest, nie dręcz mnie! – Zła była na siebie, że nie może powstrzymać ciekawości.
Do sypialni weszła Nadine. W rękach trzymała jaskrawożółty karton wielkości pudełka do butów. Położyła go na kolanach Priscilli i natychmiast wyszła.
Melvin obserwował z napięciem Priscillę rozwiązującą kokardę. Zauważyła, że karton miał ze wszystkich stron otwory.
Uniosła wieko i zajrzała do środka. Na widok słodkiego małego kłębka wełny łzy napłynęły jej do oczu. Wyjęła ostrożnie to coś białego i miękkiego i przytuliła do policzka.
– Och, Melvin, co za cudo! – jęknęła z zachwytu. – Jakiż on jest piękny!
– To jest ona – poprawił ją Melvin.
Priscilla przyjrzała się ostrożnie małemu kociakowi. Ubarwienie jego sierści było bardzo rzadko spotykane. Cały tułów pokryty był białym futrem o długim włosie, ale pyszczek, uszy i ogon połyskiwały płomienną czerwienią. Kociątko otworzyło senne jeszcze oczy, a wtedy Priscilla zobaczyła, że są one niebieskiego koloru.
– Nigdy jeszcze nie widziałam takiego kota. Skąd wiedziałeś, że kocham zwierzęta, a zwłaszcza koty? I skąd wytrzasnąłeś to cudo?
Melvin zabrał Priscilli kotka. – Właśnie dlatego tak długo to wszystko trwało. Chodziło mi o specjalną odmianę persów, którą hoduje pewien facet w Stanach. Musiałem poczekać, aż samolot zawiezie ojca do domu. W międzyczasie hodowca dostarczył kota na lotnisko i mamy go tutaj.
Melvin podniósł kociaka do góry, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Ten nagły ruch nie spodobał się zwierzęciu. Kot parsknął wściekle i postawił ogon.
Melvin i Priscilla roześmieli się głośno. – Nazwałem ją Tai Ling – powiedział Melvin po chwili. Wiesz, że sierść tej kotki i twoje włosy mają ten sam odcień, zwłaszcza, gdy pada na nie słońce? Charaktery, jak widać, też macie podobne. Każda czarownica potrzebuje kota chroniącego ją przed nieszczęściem. Tai Ling to zresztą pojęcie z magii.
– Hmm – Priscilla uśmiechnęła się kpiąco. – Czyżbyś był ekspertem od spraw magii?
Kiwnął głową. – Pewnie, że tak. Przecież ożeniłem się z czarownicą. To ty mnie tak zaczarowałaś... W oczach Melvina pojawiły się niebezpieczne błyski.
Priscilla natychmiast wyskoczyła z łóżka.
– Opanuj się, Melvinie St. Clair. Teraz weźmiemy prysznic, a potem ubierzemy się. Jeszcze później zjemy śniadanie przygotowane przez Nadine. Myślę, że na dzisiaj wystarczy.
Poszła do sąsiedniego pokoju nie troszcząc się o Melvina. On tymczasem pognał za nią. Priscilla zamknęła drzwi przed nosem i schroniła się w kuchni u Nadine. Puściła kotkę na taras. Ta wyszukała sobie zaraz przytulne miejsce na trawniku, zwinęła się w kłębek i zasnęła.
Nadine opowiedziała Priscilli, że kotka ma dopiero jedenaście tygodni i będzie przesypiała większość dnia. Zostawiła ją więc ze spokojnym sumieniem tam, gdzie się ułożyła i wróciła do sypialni, a stamtąd poszła do łazienki.
Wzięła prysznic, po czym przebrała się w ciemnozielone szorty i bluzeczkę w tym samym kolorze. Stopy wsunęła w sandały, a swoje drugie włosy zaplotła w warkocz.
Melvin siedział już na tarasie. – Ale z ciebie matka! Zostawiasz dziecko bez opieki! – pokazał Tai Ling. – Dobrze, że tu jestem. Biedne zwierzątko płakało już za tobą. – Przytulił kotkę do siebie.
– Płakało, mówisz? – Priscilla zmarszczyła czoło. – Pewien jesteś, że to na pewno nie jest samiec? Taka reakcja byłaby charakterystyczna dla rozpieszczonego, bogatego samca! – roześmiała się głośno.
Melvin skrzywił się kręcąc głową. Jego czarne włosy błyszczały w słońcu. Priscilla przypomniała sobie niedawne chwile ekstazy, kiedy wczepiła palce w tę gęstą czuprynę. Zaczerwieniła się i umknęła spojrzeniem w bok.
Przez następne dziesięć minut panowało między nimi milczenie. Priscilla piła jaśminową herbatę, a Melvin spożywał swoje obfite śniadanie przeglądając przy okazji jakieś papiery.
– Melvin? – Priscilla pierwsza przerwała ciszę.
Spojrzał na nią, gdy tak siedziała z nogami założonymi jedna na drugą bawiąc się z kotkiem. W jego oczach było coś takiego, co kazało Priscilli podejrzewać, że coś przed nią ukrywa.
– Tak?
– Chciałam ci podziękować za prezent. Wiedziałeś, że od razu zakocham się w tym słodkim maleństwie, prawda? I naturalnie miałeś rację co do biżuterii i ubrań. Odniosłabym wrażenie, że chcesz mnie kupić. Chciałabym uchronić swoją niezależność, a ty jesteś pierwszym mężczyzną, który to zrozumiał. Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek spotkam kogoś takiego. – Priscilla zerknęła na Melvina, który wbrew jej oczekiwaniom słuchał tych słów z należytą powagą.
– Na pewno z trudem zdobyłeś się na to wyznanie. Mam wrażenie, że chodzi ci nie tylko o podziękowanie, ale i o przeprosiny. Bo może ja wcale nie jestem taki twardy, pozbawiony skrupułów, arogancki... Chyba wszystko wymieniłem?
– Coś podobnego! – żachnęła się Priscilla. – A za co miałabym cię przepraszać? Ty zawsze słyszysz to, co chcesz usłyszeć! Żałuję, że w ogóle się odezwałam... Priscilla urwała rozgniewana.
– Nie mów tak, Priscillo. Nie żałuj nigdy niczego, a zwłaszcza tego, co się nam zdarzyło dzisiejszego ranka. To było coś szczególnego.
– Coś szczególnego! – zawołała. Zerwała się z miejsca przyciskając kota do piersi. – To był tylko seks, Melvinie, seks w jego najczystszej postaci. Znasz się przecież na tym. Byłam akurat pod ręką, więc padło na mnie. Nie musimy niczego przed sobą udawać. Przyznaję zresztą, że było to nawet dość przyjemne, ale na pewno nie powtórzy się tak szybko. Znam już twoje sztuczki i będę się miała na baczności. Nie podejdziesz mnie tak łatwo. – Odwróciła się i chciała odejść, ale odpowiedź Melvina sprawiła, że zatrzymała się w pół kroku.
– Następny raz zdarzy się szybciej, niż się tego spodziewasz. I nie groź mi, Priscillo St. Clair. Na to nikt nie może sobie ze mną pozwolić. – Mówił cicho, ale stanowczo. – I wiesz co. Priscillo, mała czarownico, obiecuję, że nie zacznę. To ty będziesz się musiała postarać, żeby mnie „podejść”, jak to byłaś uprzejma określić. – Westchnął. – Idę teraz na plażę. Pójdziesz ze mną?
Priscilla pokręciła głową. – * Nie. Muszę się już zabrać do pisania.
Melvin zostawił ją samą. Wielkimi krokami pomaszerował na plażę. Priscilla patrzyła w ślad za nim rozważając w myślach jego słowa. Czyżby to było dla niego czymś więcej niż tylko seksualną przygodą? Czy mężczyzna może odczuwać coś więcej ponad czysto fizyczną rozkosz kochając się z kobietą, którą zna zaledwie od tygodnia?
Zagryzła wargi. Jeszcze zakłada, że go będę chciała uwodzić, pomyślała ze złością. Co on sobie wyobraża?
Priscilla pomasowała sobie skronie w nadziei, że pomoże jej to na ból głowy. Pisanie nie szło jej w takim tempie, jak by sobie tego życzyła. Odłożyła długopis, wstała i rozpuściła włosy. Postanowiła, że musi przeprosić Melvina za swój poranny wybuch. Zachowała się wtedy jak niewdzięczna, niewychowana pannica.
W sypialni przebrała się w turkusowy kostium kąpielowy bez ramiączek. Melvin kupił go jej zaraz po ślubie. Obciskał jej tułów jak druga skóra.
Zbliżała się już pora obiadu. Nadine nie było w domu. Dostała dziś wolne.
Priscilla weszła niezdecydowanym krokiem do kuchni, gdzie kotka spała spokojnie w swoim koszu.
Sprawdziła zapasy, bowiem zamierzała przyrządzić Melvinowi na przeprosiny jakieś wspaniałe danie. Najpierw jednak wyjęła z lodówki butelkę coli. Dla Melvina przygotowała dżin z tonikiem. Zrobi mu niespodziankę i zaniesie drinka na plażę.
Wynurzyła się zza krzaków i stanęła jak wryta.
Melvin leżał na brzuchu na ręczniku plażowym rozpostartym na białym piasku. Jego ciało było opalone na ciemnobrązowy kolor. Czarne slipy kontrastowały z bielą piasku. Melvin nie ruszał się. Zasnął pewnie.
Priscilla nie wierzyła własnym uszom. Ten facet sprawiał wrażenie pogodzonego z życiem. Nie przejął się najwyraźniej ich sprzeczką.
– Czekaj, no, przyjacielu! – szepnęła Priscilla do siebie. Nie miała już ochoty przepraszać go. Po cichutku podkradła się do Melvina uśmiechając się złośliwie.
Z przyjemnością obejrzała sobie najpierw piękne ciało Melvina – jego wąskie biodra, szerokie ramiona, długie szczupłe nogi. Tak, za dobrze mu się powodziło. Trzeba koniecznie przerwać ten błogostan, w jakim się znajdował.
Podniosła szklankę i spuściła kilka kropel na plecy Melvina. Czekała w napięciu na jego reakcję. Melvin drgnął wprawdzie, westchnął, ale tylko nieznacznie zmienił pozycję.
Wobec tego Priscilla wylała na niego całą zawartość szklanki. Melvin krzyknął głośno z przerażenia. Na wszelki wypadek odskoczyła daleko zaśmiewając się wniebogłosy.
– Myślałem, że dżin służy do picia, a nie do kąpieli – powiedział Melvin siadając. – Ale cieszę się, że dostarczyłem ci powodów do radości.
– Widzę, że rzeczywiście masz poczucie humoru – roześmiała się Priscilla trzymając się nadal w bezpiecznej odległości od męża. – Chciałam ci przynieść coś do picia. Ale leżałeś sobie tutaj taki beztroski i zadowolony z siebie, że coś mnie naszło i... no, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Musiałam to zrobić – spojrzała na niego niewinnie. – Rozumiesz mnie, prawda?
– Ależ oczywiście, że cię rozumiem, Priscillo. Myślę, że nawet będę mógł ci się zrewanżować. – Złapał ją błyskawicznym ruchem za kostki nóg tak, że straciła równowagę. Znalazła się w silnym uścisku jego muskularnych ramion.
Melvin był wściekły, co do tego nie miała wątpliwości. Zastanawiała się tylko, jak zamierza ją ukarać.
– Co chcesz zrobić, Melvinie? – spytała na pozór spokojnie, ale serce podskoczyło jej do gardła.
Melvin obrzucił ją nic nie mówiącym spojrzeniem. – Boisz się, że ci sprawię lanie? Właściwie zasłużyłaś na nie.
– Nie waż się mnie dotknąć, Melvinie St. Clair. Jeśli to zrobisz, nie licz na moją wyrozumiałość.
– A gdzie twoje poczucie humoru, mała czarownico? – Melvin obrysował palcem dekolt Priscilli. – Więc nie wolno mi cię dotykać? Nigdy? Być może masz rację. Dotychczas to ja zawsze robiłem pierwszy krok. Teraz kolej na ciebie. Na tej plaży nikt nam nie przeszkodzi. Do dzieła, czarownico. Kochaj mnie.
– Nie możesz zmuszać mnie do czegoś, czego nie chcę. Żaden mężczyzna nie ma takiego prawa.
– Nikt inny oprócz mnie. Dziś rano zostałaś moją żoną w sensie prawnym i moralnym. I o ile sobie dobrze przypominam sprawiło ci to niejaką przyjemność. – Przytulił ją mocniej do siebie. – Masz w sobie ogień, wiedźmo, ogień, który mnie spalił. Chcę go znowu poczuć, chcę, żeby mnie znowu ogarnęła ta namiętność. Rozpal mnie, Priscillo. Niech żar trawi moje ciało, dopóki nie zacznę cię błagać o jego ugaszenie.
Priscilla spróbowała wyrwać się z uścisku Melvina, ale nic z tego nie wyszło. Podniósł ją do góry. Wierzgała nogami bez specjalnych rezultatów. – Nie, nie masz prawa! – krzyknęła wzburzona.
– Tylko ja mam prawo – brzmiała odpowiedź Melvina. Jednym ruchem ściągnął z Priscilli kostium nie zważając na jej protesty.
– Trochę wody dla ochłody! – roześmiał się. – Może kąpiel cię orzeźwi.
Podbiegł z szamocącą się Priscillą na brzeg morza i wrzucił ją do wody, po czym wrócił na swoje miejsce na plaży. Wytrzepał piasek z ręcznika i wyszukał sobie nowe miejsce pod pobliskimi palmami. Rozłożył ręcznik w cieniu gałęzi palmowych i usiadł na nim po turecku z twarzą zwróconą ku morzu.
Priscillą znalazła w międzyczasie grunt pod nogami i wynurzyła się prychając i parskając nad powierzchnię wody. Uświadomiła sobie, że jest naga, rozejrzała się więc ostrożnie w obawie, że ktoś obcy mógłby ją zobaczyć. Schowała się z powrotem pod wodę wystawiając tylko głowę.
Wściekłym spojrzeniem obrzuciła Melvina trzymającego w rękach jej kostium. Wiedziała, że nie może tkwić w wodzie w nieskończoność, żeby się nie nabawić porażenia słonecznego. Słońce znajdowało się właśnie w zenicie i paliło bezlitośnie. Odbijało się w morzu tak mocno, że aż oczy bolały. Włosy Priscilli wyschły w oka mgnieniu. Nerwowo zagryzła wargi widząc, że Melvin wyciągnął się na piasku. Podjęła błyskawicznie decyzję.
– Melvin, przepraszam cię. Nie powinnam była wylewać na ciebie tego drinka. No, już. Mógłbyś mi przynieść kostium?
– Przyjmuję twoje przeprosiny, ale po kostium musisz pofatygować się sama. Nie chce mi się ruszać.
– Melvinie St. Clair! – zawołała oburzona Priscillą. – Jeśli doznam porażenia słonecznego, to będzie to twoja wina! Nie mogę paradować goła po plaży, bo jeszcze mnie ktoś zobaczy.
Melvin podniósł się powoli. Uśmiechnął się szyderczo.
– Wiesz dobrze, że nikt tu nie przyjdzie. To teren prywatny. Użyłaś złego argumentu. A jeśli słońce cię porazi, to tylko i wyłącznie z twojej winy. Możesz przecież wyjść z wody. Nikt cię tam nie trzyma.
– Ty draniu! – zawołała Priscillą z oburzeniem. – Ja ci pokażę! Wynurzyła się z wody w całej okazałości. Wyglądała teraz jak Wenus wychodząca z fal morskich. Krople wody lśniły na jej doskonałych kształtach, opalonym na brąz, ciele. Zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę Melvina.
Patrzył na nią spokojnie rejestrując każdy szczegół. Zatrzymał wzrok w tych miejscach, gdzie bikini Priscilli zostawiły białe paski.
Ta lustracja nie przypadła do gustu. Ochota do kłótni przepadła gdzieś bez śladu, a jej miejsce zajęło podniecenie erotycznej natury.
Wbiła paznokcie w dłonie próbując się opanować. Nie było to jednak takie proste.
Uświadomiła sobie, że walka rozumu z uczuciami nie ma większego sensu w obecności tego mężczyzny. To on przecież wtajemniczył ją w zmysłowe doznania wyższego rzędu.
Stanęła przed nim drżąc i patrząc mu w oczy. Wyciągnęła rękę, ciągle jeszcze nie poddając się.
– Czy mógłbyś mi oddać kostium?
– Nie – Priscillo. – Melvin stanął w rozkroku na ręczniku. – Jeszcze nie. Oczekuję najpierw przeprosin.
– Przecież już cię przeprosiłam! Co mam jeszcze powiedzieć. Każde moje słowo było szczere.
– Nie wątpię w to. Ale słowa to za mało. Chcę, żebyś mi to udowodniła.
Stał bez ruchu, gdy Priscilla wspięła się na palce i opierając dłonie na jego ramionach pocałowała go delikatnie w usta.
Normalnie wziąłby ją zaraz w ramiona, ale Priscilla pamiętała, że tym razem miało być inaczej. To ona miała sprowokować jego reakcję, to ona miała rozpalić w nim ogień, za którym tak tęsknił.
Odsunęła się o krok, tak żeby tylko piersiami dotykać torsu Melvina. Nie uszło jej uwadze, że lekko drgnął. Obiema dłońmi przyciągnęła do siebie jego głowę i znowu pocałowała w usta. Wilgotnym językiem obrysowała kontury jego warg. Gdy poczuła, że Melvin odwzajemnia pocałunek, zaczęła łaskotać go delikatnie za uszami.
Język Priscilli znalazł się teraz na szyi Melvina. Całował ją niespiesznie ssąc i gryząc delikatnie, aż usłyszała, że oddech Melvina staje się szybki i urywany. Wróciła wtedy do jego ust wyciskając na nich dziesiątki drobnych pocałunków.
Melvin skapitulował. Ujął jej twarz w dłonie i usta obojga połączyły się w gorącym namiętnym pocałunku.
Pieścili się teraz wzajemnie. Priscilla chciała dostarczyć Melvinowi jak największej porcji przyjemności. Jej Melvin wstrzymał oddech. – Och, Priscillo, nie przerywaj. Kochaj mnie, dotykaj mnie... proszę, kochaj mnie! – wzdychał podniecony czując jej wargi na swoim brzuchu.
– Priscillo... och, nie wytrzymam tego dłużej... zostaw mnie... Pokręciła energicznie głową i przyłożyła policzek do jego brzucha.
– Och, Melvin... szepnęła ochrypłym z podniecenia głosem. – Tak bardzo cię pragnę...
Podniósł ją jednym ruchem w górę i zaniósł na ręcznik w cień palm.
– Nadeszła chwila prawdy między nami, Priscillo – powiedział.
– Należysz do mnie, Priscillo. Tylko do mnie.
Przyciągnął ją do siebie i całując z dziką namiętnością wszedł w nią gwałtownie. Dostosowała się do jego rytmu i wspólnie osiągnęli szczyt rozkoszy.
Priscilla pomyślała, że udała jej się cudowna rzecz. Uszczęśliwiła mężczyznę.
Melvin trzymał ją w mocnym uścisku. Leżał na niej całym swym ciężarem, a jej sprawiało to przyjemność. Patrzyła w błękitne niebo i słuchała szumu fal. Delikatna bryza ochłodziła nieco ich rozgrzane ciała. Priscilla pogładziła z czułością plecy Melvina. Uśmiechnęła się, gdy zadrżał pod dotykiem jej dłoni. – Daję ci jeszcze pięć sekund – szepnął. – Albo przestaniesz, albo teraz ja będę cię kochał.
– Nie sądziłam, że to było aż tak niemiłe... mruknęła.
– Dokończyłem to, co ty zaczęłaś. To twoja wina – ja jestem absolutnie niewinny.
– Jest w tobie jakaś magiczna siła przyciągania, panie St. Clair. Nigdy się tak nie zachowywałam. Tak bez zahamowań... Nie wiem, co mi się stało.
Melvin spojrzałna nią surowo. – Mam nadzieję, że inni mężczyźni nie wywołują w tobie takich reakcji.
– Może byśmy się teraz ubrali i wrócili do domu? – Priscilla zmieniła temat. – Pora obiadu dawno już minęła. Nadine będzie zła, jeśli się okaże, że niczego ci nie dałam...
– Ależ dałaś – przerwał jej Melvin. – Dostałem od ciebie właśnie najpiękniejszy prezent, o jakim marzyłem.
Wstał, podał rękę Priscilli i pomógł jej założyć kostium.
– Melvin, to niewiarygodne! Trudno uwierzyć, że te rzeczy naprawdę się zdarzyły, że ci ludzie naprawdę tu żyli! – Priscilla wyjęła kartkę z maszyny. Była wyraźnie zafascynowana materiałem, który opracowywała.
Melvin wszedł przed chwilą do salonu i usiadł na sofie. Widok Priscilli pracującej w niezwykłym skupieniu sprawił mu przyjemność. Czytała maszynopis odsuwając jednocześnie kotkę, która koniecznie chciała go podrapać pazurkami.
– Mówiłem ci przecież, że ojciec jest prawdziwą kopalnią wiedzy o Skytop. Osiedliło się tam dużo bogatych, ekscentrycznych, utalentowanych i inteligentnych ludzi. – Wyciągnął przed siebie nogi i upił łyk kawy z dużej filiżanki, którą trzymał w ręce.
Priscilla spojrzała na niego. Za każdym razem zdumiewała ją siła i witalność emanujące z tego mężczyzny. Dwa tygodnie temu wrócili z wyspy do Skytop. Przez ten czas bardzo się do siebie zbliżyli. Łączył ich wzajemny pociąg seksualny i pozytywne nastawienie do niego. W ciągu dnia Priscilla pracowała nad artykułem, Melvin zaś przebywał w swoim gabinecie, skąd kontaktował się ze swoim biurem w Filadelfii. Czasami wymuszał na Priscilli małą przerwę w pracy. Woził ją wtedy wokół jeziora pokazując różne ciekawostki.
Później Priscilla przygotowywała zazwyczaj jakiś prosty posiłek. Nie mogła się nadziwić, że ten szczupły Melvin pochłania takie ogromne ilości jedzenia i wcale nie tyje.
Puściła Tai Ling na podłogę. – Ta kocica okropnie mi przeszkadza. Nigdy nie skończę tego artykułu, jak tak dalej pójdzie. Tai Ling, idź teraz do Melvina.
W tym momencie zadzwonił telefon. – Zostań tu, Priscillo, zaraz wrócę – powiedział Melvin i wyszedł.
Zamyśliła się. To wygląda naprawdę jak miodowy miesiąc. Zachowujemy się tak jak świeżo poślubieni małżonkowie. Nigdy nie brakuje nam tematu do rozmowy, rozumiemy się doskonale, a w nocy... Priscilla uśmiechnęła się na wspomnienie ich szalonych nocy.
Poszła do kuchni zła, że się tak rozmarzyła. Przecież to tylko małżeństwo na niby. Łączy ich tylko silny pociąg seksualny i nic ponadto.
Będą ze sobą jeszcze pięć miesięcy i koniec. Może zresztą znudzą się sobą wcześniej i zakończą swój krótki romans.
A może... jednak... myślała dalej Priscilla – skoro łóżko dostarcza im tyle satysfakcji, ich związek potrwa jeszcze jakiś czas. Tak czy tak, będzie on tylko romansem. Nie podda się żadnemu mężczyźnie, a jest przecież pewna, że Melvin St. Clair tego właśnie oczekiwałby od swojej żony. Nie dałby jej takiej swobody, do jakiej była przyzwyczajona.
Skrzywiła się słysząc, że Melvin głośno krzyczy przez telefon.
– Nic mnie nie obchodzi, ile mu zaoferowano. Ja swojej oferty nie zmienię. Proponuję korzystną cenę. Więcej niech się po mnie nie spodziewa. Zresztą on dobrze o tym wie. I Frank... – Głos Melvina miał lodowate brzmienie. – Masz mu to powtórzyć słowo w słowo. Jasne? Dobrze. Porozmawiamy później.
Odłożył słuchawkę i odwrócił się w stronę drzwi wyczuwając obecność Priscilli.
– Przepraszam, nie miałam zamiaru podsłuchiwać. Ale co się stało? Masz jakieś kłopoty? Może chcesz o nich ze mną porozmawiać?
– Ach, to nic takiego – odparł. – Rozmawiałem z moim adwokatem. Przekazał mi informację od pełnomocnika Mandrella. Wygląda na to, że Mandreli dostał od innej firmy korzystniejszą ofertę.
– Ale przecież wszystko już było ustalone – zdziwiła się Priscilla. – Czy można zrezygnować z tych ustaleń i przyjąć lepszą ofertę?
– Oczywiście, że Mandreli może tak postąpić – rzekł Melvin. – Ale nie zrobi tego. Fuzja ze mną jest dla niego znacznie korzystniejsza. A on o tym dobrze wie. To tylko jego pełnomocnik robi niepotrzebne zamieszanie.
– Nie wydajesz się tym specjalnie zmartwiony. Sądziłam, że zależy ci na tej fuzji bardziej niż na jakiejkolwiek innej transakcji. Ja na twoim miejscu zaniepokoiłabym się zmianą sytuacji. Skąd możesz mieć pewność, że nie przyjmie lepszej propozycji?
Melvin objął Priscillę w pasie. – Ponieważ oferuję Mandrellowi coś, za co nie można zapłacić pieniędzmi, moja słodka żono. Jest zainteresowany przejęciem swojej firmy przez kogoś, kto ją rozwinie. Chce, żeby jego przedsiębiorstwo miało przed sobą przyszłość. Wie, że tylko ja mogę tego dokonać.
– Dlaczego miałoby to być dla niego ważniejsze od pieniędzy?
– Ponieważ oprócz pieniędzy oferuję mu moje nazwisko. Nie każdemu składam takie propozycje – zaznaczył z naciskiem.
– Nie brakuje ci pewności siebie, Melvin.
– A dlaczego miałoby mi brakować. Wiem, że jestem dobry, a Mandrellowi zależy na tej fuzji tak samo jak mnie. Zobaczysz, że podpisze.
– Zasłużyłeś na swoją opinię – oznajmiła Priscilla. – Nie chciałabym robić z tobą interesów. Jesteś dla mnie zbyt wyrachowany.
– Za późno. Już zrobiłaś ze mną interes. Zawarliśmy przecież transakcję. Być może rzeczywiście jestem wyrachowany, ale nie wszystkie transakcje mi się udają. Czasami bardzo się staram i nic mi nie wychodzi. – Melvin ujął Priscillę pod brodę i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. Pocałował ją czule w usta. Przytuliła się do niego i spytała cicho: – Melvin, czy mogłabym ci jakoś pomóc w tej sprawie?
Bała się jego odpowiedzi. Dotychczas starannie omijali ten temat, ale w końcu był on powodem ich małżeństwa na niby. Musiała się dowiedzieć, czego Melvin od niej oczekiwał.
– Czy mogłabyś pomóc w sprawie fuzji? – Westchnął. – No więc Priscillo potrzebna mi będziesz przy podpisaniu umowy. W tak ważnej sprawie żona musi być u boku męża.
Melvin urwał na chwilę, po czym mówił dalej.
– Pojadę teraz do Filadelfii. Sprawa ma się ku końcowi i dobrze by było, gdybym był na miejscu. Gdybyś chciała się ze mną skontaktować, to znajdziesz mnie w biurze lub w moim mieszkaniu w mieście.
Priscillę zdziwił chłodny głos Melvina. – Nie uważasz, że powinnam pojechać tam razem z tobą? Może bym się do czegoś przydała...
– Nie – odparł spokojnie – nie będziesz mi tam potrzebna. Zostań tu i skończ swój artykuł. To jest chwilowo ważniejsze. Dam ci znać, kiedy wracam.
Uśmiechnął się do niej, ale ten uśmiech był poważny. – Zrobisz więcej, kiedy mnie tu nie będzie. Poradzisz sobie doskonale beze mnie więc nie patrz na mnie z takim żalem. Przecież sama chciałaś, żebym ci nie przeszkadzał w pracy, prawda? Zadzwonię do ciebie pod koniec tygodnia.
I już go nie było.
Priscilla usiadła z powrotem do maszyny wpatrując się bezmyślnie w białą kartkę papieru. Z odrętwienia wyrwał ją warkot odjeżdżającego samochodu. Kłębek wełny zamiauczał żałośnie u jej stóp. Podniosła kotkę i przytuliła ją do policzka.
– Och, Tai – szepnęła – ten mężczyzna jest dla mnie zagadką. Nie wiem, co on znowu zamierza. Nie umiem przejrzeć jego myśli. W sumie dobrze się złożyło, że sobie pojechał. Nie będzie mnie przynajmniej denerwował. Muszę się teraz skoncentrować na pracy. Jeśli o mnie chodzi, to może sobie siedzieć w Filadelfii, dopóki nie minie sześć miesięcy. Nie mam nic przeciwko temu.
Położyła kotkę na kolanach i zaczęła wściekle walić w klawisze maszyny.
Pięć dni później stwierdziła jednak, że źle znosi nieobecność Melvina. Jadąc do biura Elaine Morgan przyznała się sama przed sobą do tęsknoty za tym swoim niby-mężem.
– Priscilla! Co za niespodzianka! – powitała ją Elaine z radosnym uśmiechem na twarzy. – Czyżbyś już skończyła artykuł? Masz jeszcze cały tydzień! – I nie zmieniając tempa mówiła dalej. – Ależ byłam zaskoczona twoim małżeństwem! Nic nam nie powiedziałaś! Czy naprawdę masz zamiar nadal pracować?
– Owszem. Czy to takie dziwne? Małżeństwo nie przeszkadza mi w wykonywaniu zawodu.
Wyjęła maszynopis z torby i położyła go na biurku Elaine. Elaine natychmiast zagłębiła się w lekturze. Priscilla usiadła na brzeżku krzesła czekając na pierwszą reakcję szefowej.
– Denerwujesz mnie, jak tu siedzisz – Elaine poprawiła okulary. – Idź lepiej z Robem na obiad. Powinien tu się pojawić lada moment.
Priscilla pokręciła głową. – Nie, muszę się najpierw dowiedzieć, co o tym sądzisz. Wydaje mi się, że nieźle mi to wyszło, a jeśli ci się nie spodoba, to... – Wzruszyła bezradnie ramionami.
Elaine wróciła do lektury nie zwracając już na nią uwagi.
Wreszcie odłożyła maszynopis. – Masz rację.
– Pod jakim względem? – spytała szybko Priscilla.
– To twoja najlepsza praca. Przebiłaś samą siebie. Wiesz, że i tak cię ceniłam, ale ten artykuł jest po prostu doskonały.
– Och! – Priscilla poczuła się bezgranicznie szczęśliwa.
– Małżeństwo wyszło ci na dobre. Musisz bardzo kochać męża, skoro tak dodatnio na ciebie wpłynął. I cieszę się, że nadal chcesz dla nas pracować. Ten artykuł gwarantuje ci awans, wiesz o tym?
Priscilla pobladła nagle.
Musisz bardzo kochać męża... musisz go kochać – te słowa dudniły w jej uszach. Nie! To nieprawda! Nie kocham Melvina – myślała gorączkowo. Nie mogę go kochać. Ta miłość nie ma żadnych perspektyw.
A jednak. Kochała Melvina. Elaine nazwała rzecz po imieniu, zanim Priscilla sama do tego doszła.
– Dobrze się czujesz, Priscillo? – spytała Elaine. – Może za wcześnie ci o tym powiedziałam, ale po lekturze twojego artykułu nie mam już żadnych wątpliwości, że czeka cię awans.
Priscilla zebrała się w sobie i skoncentrowała się na słowach Elaine.
– Awans? Jaki awans? Przepraszam, zamyśliłam się.
– Zostaniesz kierowniczką działu „Dom i rodzina”; oczywiście jeśli cię to interesuje.
– Czy mnie to interesuje? Od dawna, Elaine! Czy dziadek wie o tym? – spytała podniecona.
– Naturalnie – uśmiechnęła się Elaine. – Już dawno o tym myśleliśmy. Ostateczna decyzja miała zapaść po oddaniu tego artykułu. Po pierwszej pobieżnej lekturze mogę ci powiedzieć, że masz tę posadę jak w banku. A co na to twój mąż? Nie będzie miał nic przeciwko temu? Przecież przybędzie ci cała masa obowiązków.
– Nie ma sprawy. Melvin na pewno to zrozumie. On sam nie może żyć bez pracy.
– Priscillo, skarbie! – Rob wpadł do biura. – Nie widziałem cię od stu lat! Co u ciebie?
– Czy nie mógłbyś pukać, zanim wejdziesz? – spytała Elaine urzędowo.
– Nie. Skończyłaś artykuł, Priscillo? Tak? Jesteś genialna! – Schwycił ją pod ramię. – To na razie, Elaine. Idziemy teraz na obiad. Musisz mi wszystko opowiedzieć o tym tajemniczym małżeństwie z panem St. Clairem. Taka z ciebie przyjaciółka! Nie zdradziłaś się ani słowem!
Priscilla odwróciła się wychodząc do Elaine. – Pogadamy później.
Rob i Priscilla siedzieli w restauracji „Frog”. Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia Priscilli na spytki, Rob zrezygnował z poruszania tematu jej małżeństwa. Rozmawiali o gazecie i o awansie Priscilli. Priscilla opowiedziała kilka anegdot, które przytoczyła w artykule.
– Dziwię się, że nie wykorzystałaś swojego męża jako źródła informacji – zauważył Rob. – O Skytop powinien wiedzieć tyle, co jego ojciec.
– Hmm – zamyśliła się Priscilla. – Melvin proponował mi nawet, że mogę zrobić z nim wywiad. Wyśmiałam go jednak... Przypomniała sobie tę scenę nad szachownicą, kiedy powiedział, że to on jest tym milionerem, którego szukała. Nie żartował wcale, ale ona nie potraktowała jego propozycji poważnie.
Zatęskniła nagle za domem nad jeziorem, za jego spokojną miłą atmosferą, za towarzystwem Melvina i za swoją kotką.
Wiedziałem, że nie przyjmiesz ode mnie biżuterii ani ubrania, dlatego postarałem się o coś, czego nie mogłabyś mi zwrócić – o Tai Ling.
Łzy napłynęły jej do oczu. Z trudem zdobyła się na uśmiech.
– Rob, może przełożylibyśmy obiad na inny dzień? Nie mogę zostawić mojego kota tak długo samego. Muszę wracać. Przyjechałam tu tylko po to, żeby oddać Elaine artykuł. Spotkajmy się kiedy indziej. Chciałabym też zobaczyć się z Lynn.
– Dobrze, na pewno się ucieszy.
W czasie, gdy Rob regulował rachunek za drinki, Priscilla rozejrzała się po lokalu. Zesztywniała nagle wpatrując się w mały stolik ukryty za palmą.
Serce jej na chwilę przestało bić, rozpoznała bowiem znany profil, gęste ciemne włosy i znajomy śmiech. Melvin śmiał się z dowcipu opowiedzianego przez czarnowłosą Denise Mandreli. Pochyliła się właśnie w jego stronę i nakryła jego dłoń swoją. Priscilla wiedziała już, dlaczego Melvin do niej nie dzwonił. Nie była mu potrzebna. Miał przecież Denise Mandreli, która może ją zastąpić pod każdym względem. Głęboko zraniona wyszła z restauracji.
O zmierzchu wróciła do domu nad jeziorem. Wprowadziła samochód do garażu. Zimny wiatr od jeziora ostudził trochę jej emocje. Szok mijał powoli, ustępując miejsca uczuciu gniewu. Tak, Melvin St. Clair rozgniewał ją. Obiecał, że przez pół roku dochowa jej wierności. Zaufała mu, a on ją zawiódł.
Osiem godzin później Priscilla przeciągała się w łóżku i spojrzała zaspanym wzrokiem na budzik. Siódma! No, przynajmniej się wyspała! Automatycznie sięgnęła po kotkę śpiącą zazwyczaj w nogach łóżka. Dziwne, nie było jej tam.
Poszła do łazienki, wzięła prysznic i umyła zębyt Mimo odpowiedniej ilości snu czuła się jakaś rozbita i zmęczona. Spojrzała w lustro i stwierdziła, że jest blada i ma podkrążone oczy.
– Znika ci już opalenizna – powiedziała do swego odbicia. – Wyglądasz okropnie. Może szklanka herbaty postawi cię na nogi.
Założyła stare dżinsy oraz beżowy sweter i zeszła na dół. Tai Ling nie było na schodach.
W progu salonu stanęła jak wryta. Na sofie leżał... Melvin. Spał w ubraniu, rozpiął tylko górne guziki koszuli. Na jego piersiach spała zwinięta w kłębek Tai Ling.
Zdrajcy! – pomyślała Priscilla na widok tej pary. Podeszła bliżej skradając się na palcach. Co ten Melvin wyprawia? Dlaczego śpi w ubraniu? Nagle przypomniała sobie scenę w restauracji i poufały gest Denise. Znowu ogarnął ją gniew. Melvin skojarzył się jej z motylem przerzucającym się z kwiatka na kwiatek. Z zaciśniętym gardłem obserwowała śpiącego. Zatrzymała wzrok na dłoni, którą przez sen obejmował kotkę. Ta sama dłoń pieściła ją, Priscillę, prowadząc grę miłosną.
Wargi Priscilli zadrżały. Walczyła ze łzami cisnącymi się do oczu. Kochała go, ale on nie mógł się o tym dowiedzieć. Ostrożnie odgarnęła włosy z jego czoła.
Melvin chwycił ją błyskawicznie za nadgarstek. Otworzył te swoje intensywnie niebieskie oczy wpatrując się w nią. Chciała wyrwać rękę.
ale Melvin pociągnąć ją na siebie. Tai Ling zeskoczyła z głośnym miauczeniem na dywan.
– Tęskniłaś za mną, czarownico? – spytał Melvin z uśmiechem. Ja formalnie usychałem z tęsknoty za moją słodką żonką.
– Myślisz, że w to uwierzę?! – syknęła. – Tak bardzo tęskniłeś, że ani razu nie zadzwoniłeś. Nawet ci do głowy nie przyszło, żeby się mną zainteresować. Wyjechałeś stąd bez słowa pożegnania.
Priscilla zmrużyła oczy. – Tak szalenie za mną tęskniłeś, że aż musiałeś się spotkać z Denise Mandreli. Kto wie, co jeszcze robiłeś pod płaszczykiem pilnych zajęć. Zostaw mnie w spokoju! Możesz sobie zaraz wracać do tej Denise i robić z nią, co ci się żywnie podoba.
– Jak słyszę, rzeczywiście bardzo za mną tęskniłaś, mała czarownico. Jesteś zazdrosna!? Nie wierzę własnym uszom?
– Zazdrosna? – oburzyła się Priscilla. – Chyba żartujesz! Jestem wściekła! Nie posiadam się wprost ze złości. Uzgodniliśmy, że podczas naszego małżeństwa żadne z nas nie będzie miało przygód na boku. Ja dotrzymałam obietnicy, a ty? Zaufałam ci jak jakaś idiotka! Pól Filadelfii śmieje się teraz do rozpuku z małej gąski, która zaharowuje się na odludziu, podczas gdy jej drogi małżonek kontynuuje publicznie swój dawny związek.
Priscilla zaczerpnęła tchu i mówiła dalej.
– Nie pozwolę robić z siebie idiotki. Ani tobie, ani nikomu innemu, Melvin. Co mnie w końcu obchodzi twoja fuzja! Rozwodzę się z tobą. Teraz, zaraz, natychmiast! Możesz zalegalizować swój związek z Denise Mandreli. Niech ona nosi ten pierścionek.
Priscilla wybuchnęła głośnym płaczem.
– Przeholowałaś chyba, panienko. Skąd wiesz, że spotkałem się z Denise?
– Widziałam was na własne oczy. Gruchaliście sobie pod palmą jak dwa gołąbki.
– Byłaś więc we „Frogu” i nie podeszłaś, żeby się ze mną przywitać? – zdziwił się Melvin. – Nie przyszło ci to do głowy? Odwróciłaś się na pięcie i obrażona wybiegłaś z lokalu.
On jej robił wymówki! Tego już za wiele! Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, Melvin zaczął znowu.
– A czy wpadłaś na pomysł, żeby do mnie zatelefonować? Też nie!
– Skąd wiesz? – przeszła do defensywy. – A gdyby mi się coś stało? Jeśli tak za mną tęskniłeś, to powinieneś był się odezwać. Wiedziałeś, że pracuję nad artykułem...
– Mogę ci powiedzieć, skąd wiem – odparł spokojnie. – W ogóle nie ruszyłaś telefonu. Gdybyś tylko podniosła słuchawkę, to zaraz byś się zorientowała, że jest zepsuty. Jak myślisz, czemu przyjechałem tu w środku nocy? Od tygodnia próbuję bezskutecznie dodzwonić się do ciebie. Prosiłem już nawet Mike’a, żeby sprawdził, co się tu dzieje.
– Nie było go tu – powiedziała Priscilla. Melvin mógł mieć rację.
– Widocznie minęliście się. Ale to nieważne. Poza tym posłałem ci przecież samochód, żebyś nie była uwiązana do tego miejsca. Och, Priscillo, nie jesteś w końcu głupiutkim bezradnym kobieciątkiem. Wiem, że potrafisz sobie radzić. Nie wyskakuj mi więc teraz z zarzutami, że cię zostawiłem samą.
Priscilla rozejrzała się z rozpaczą, nie wiedząc, jak się bronić przed atakami Melvina. Niestety, Tai Ling nie mogła jej pomóc.
– Nie, Priscillo – Melvin jeszcze nie skończył. – Ty nawet nie dotknęłaś telefonu. I wiem dlaczego. Bo jesteś cholernie ambitna. Nie chciałaś do mnie zadzwonić, bo tym samym przyznałabyś się do tęsknoty za mną. Musiałaś udowodnić i sobie i mnie, że sama sobie ze wszystkim poradzisz. W restauracji też się ujęłaś ambicją. Każda normalna żona podeszłaby przywitać się z mężem. Dlaczego ty tego nie zrobiłaś? Nie wmawiaj mi, że to z powodu mojego starego romansu z Denise. Spójrz mi prosto w oczy, Priscillo i powiedz prawdę. Muszę ją z ciebie wyciągnąć. Przez ostatni tydzień przeżywałem istne piekło z twojego powodu.
Priscilla myślała intensywnie. Nie może mu wyznać miłości! Jeśli by to zrobiła, Melvin zyskałby nad nią przewagę. Wykorzystałby jej uczucie do swoich celów, a potem rozstałby się z nią bez żalu, jak ze starym obuwiem. Wytrzymała badawczy wzrok Melvina. Przywołała na pomoc całą swoją dumę. Była to w tej chwili jedyna broń, jaką mogła wytoczyć przeciwko Melvinowi. Zdecydowała, że powie mu pół prawdy. Może uwierzy.
– Przepraszam, Melvin. Byłam taka wściekła, gdy wybiegłeś stąd bez pożegnania. Oczekiwałam jakiegoś wyjaśnienia z twojej strony. Nie dzwoniłam z premedytacją. Masz rację to wina mojej ambicji.
Nawet nie pomyślałam, że telefon może być zepsuty. Bardzo ci jestem wdzięczna, że przyjechałeś sprawdzić, co się ze mną dzieje, chociaż wcale na to nie zasłużyłam.
Melvin odprężył się wyraźnie.
Priscilla natychmiast ruszyła do ataku. – Dlaczego spotkałeś się z Denise Mandreli? Myślałam, że dzień i noc pracujesz nad fuzją. Jak to się stało, że znalazłeś czas na obiad?
– Jesteś okropnie nieufną babą – mruknął. – Byłem umówiony na lunch z ojcem Denise. Przyszedł ze swoją córką i to wszystko. Nota bene podpisaliśmy już umowę. Od dzisiaj jestem właścicielem Mandreli Steel Incorporated.
– A mówiłeś, że to potrwa pół roku – szepnęła zaskoczona Priscilla. Melvin zmienił pozycję. Uniósł się i posadził Priscillę obok siebie.
– Owszem... Podpisanie umowy nie oznacza jeszcze zakończenia sprawy. Muszę cię prosić, żebyś jeszcze trochę wytrzymała.
– Dlaczego? – spytała na pozór spokojnie. Skoro fuzja już się dokonała, jej obecność nie była już MeMnowi niezbędna. Unikała jego wzroku, żeby nie zobaczył bolesnego wyrazu jej oczu.
Miała teraz ochotę wykrzyczeć mu swoją miłość. Zacisnęła pięści i siedziała bez ruchu.
– Denise chciała wydać przyjęcie z okazji podpisania umowy. Mandreli chce cię koniecznie poznać. To dla mnie bardzo ważne, Priscillo. Pójdziesz ze mną na to przyjęcie?
Zmusiła się do uśmiechu. Zauważyła, że patrzy na nią z napięciem.
– Oczywiście, to przecież jeden z punktów naszej umowy. Melvin odetchnął z ulgą. – Skoro to już ustaliliśmy, to czy moglibyśmy coś przekąsić? Od wczorajszego wieczoru nic nie miałem w ustach. Mam już dosyć tych restauracyjnych posiłków. Marzy mi się jakieś pyszne danko w twoim wykonaniu.
Priscilla zdziwiła się, że Melvin ani słówkiem nie napomknął o przyszłości.
– Idź pod prysznic – powiedziała – a ja w międzyczasie przygotuję ci coś do jedzenia.
Posłusznie poszedł na górę. Priscilla udała się do kuchni. Było jej przykro, że nie zapytał jej o artykuł. No cóż, widocznie wcale go to nie obchodziło.
Dzień minął bez specjalnych zgrzytów. Melvin zagrzebał się w swoich papierach. Brakowało mu bardzo łączności telefonicznej.
Zaraz po śniadaniu zapytał Priscillę o przyjęcie jej artykułu. – Zadowolona jesteś z rezultatu?
– A skąd wiesz, że go skończyłam?
– A po cóż miałabyś jechać do Filadelfii? – uśmiechnął się rozbawiony.
– Wydaje ci się, że tak dobrze mnie znasz. Któregoś dnia okaże się, że wcale tak nie jest.
Melvin przestał się uśmiechać. Wstał gwałtownie od stołu. – Mam nadzieję, że ten dzień nigdy nie nastąpi. Oznaczałby on koniec zabawy...
Priscilla zanurzyła się w gorącej wodzie. Wdychając z rozkoszą żywiczny zapach płynu do kąpieli odrzuciła wszystkie smutne myśli. Zamierzała spędzić ten ostatni dzień z Melvinem w miłej spokojnej atmosferze.
Nagle poczuła łaskotanie w ramię. Otworzyła oczy i krzyknęła przestraszona na widok nagiego Melvina. Nie miała wątpliwości co do jego zamiarów.
– Melvin... uspokój się... chciałam się wykąpać...
– Popatrz, co za zbieżność, ja też właśnie nabrałem ochoty na kąpiel. Idę do ciebie.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, już zamknął jej usta pocałunkiem. Priscilla drgnęła, gdy sięgnął ręką do jej piersi.
– Och, Melvin... jęknęła pod wpływem jego pieszczot.
– Tak mi ciebie brakowało nocami. – Melvin znalazł się już we wpuszczonej w podłogę wannie.
– Ja też czułam się bardzo samotna bez ciebie – szepnęła. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do niego. Natychmiast wyczuła jego podniecenie. – Nie wytrzymam już... kochaj mnie, Melvin... teraz!
– Jeszcze musisz trochę poczekać, czarownico – odparł. Priscilli krew tętniła w skroniach. Zaprotestowała głośno, gdy Melvin odkręcił kurek z gorącą wodą, a potem sięgnął po mydło.
– Żeby nam nie było za zimno – wyjaśnił.
– O mnie nie musisz się obawiać. Za chwilę eksploduję od tego ognia, który we mnie rozpaliłeś. Nie każ mi tak długo czekać.
Melvin wystawił Priscillę na zewnątrz i zaczął namydlać jej ciało, od stóp do głów. – Ach, jakie to przyjemne – westchnęła.
– Teraz kolej na ciebie – zapowiedział Melvin. Namydlenie Melvina także było przyjemne.
Zanurzyli się w ciepłej wodzie, żeby spłukać mydło, po czym Melvin wyjął Priscillę z wody i zaniósł ją do sypialni.
– Zostań ze mną, czarownico – szeptał po drodze. – Nie opuszczaj mnie.
Uniosła głowę. – Tak ci zależy na tym romansie? Chcesz go jeszcze przedłużać po wygaśnięciu umowy?
Usta ich spotkały się w namiętnym gorącym pocałunku. Nie mogli się sobą nasycić.
– Dam ci wszystko, czego zapragniesz, Priscillo... zostań ze mną.
Skinęła głową. Melvin ułożył ją ostrożnie na poduszkach. Priscilla wyciągnęła ramiona i Melvin wszedł w nią delikatnie. Odnaleźli się we wspólnym rytmie, który ich doprowadził do ekstazy.
Długo trwało, zanim wrócili do rzeczywistości.
Melvin pocałował w ucho Priscillę, która zamruczała jak syta zadowolona kotka.
– Dziękuję – szepnął – dziękuję ci.
– To ja ci dziękuję, Melvin. Czy to oznacza, że zawarliśmy nową umowę? – spytała.
– Hmm – zastanowił się Melvin. – Nie pozwolę ci odejść teraz, kiedy robisz takie postępy w łóżku.
Priscilla dała mu kuksańca w bok. – A więc nasz romans będzie trwał?
– Tak, dopóki się sobą nie znudzimy.
– Zgoda. – Priscilla była zadowolona z takiego rozwiązania. Melvin jej pragnął, chciał, żeby z nim została. Dopóki się nią nie nasyci, co prawda, ale lepsze to niż nic.
– Zapomniałeś o przyjęciu? Musimy się już ubierać. Pójdę teraz pod prysznic, ale tobie zabraniam tam wstępu.
Priscilla siedziała przy toaletce nakładając cień na powieki. Szarozielony odcień podnosił barwę jej oczu. Włosy upięła w kok z tyłu głowy. Makijażu dopełniła beżowa szminka i róż na policzkach.
Otworzyła szafę, żeby wyszukać coś odpowiedniego na tę okazję, gdy usłyszała chrząknięcie. Odwróciła się i zobaczyła Melvina trzymającego duże białe pudełko.
– To dla ciebie. Nie mogłem się oprzeć, gdy ją zobaczyłem na wystawie. Pomyślałem, że chciałabyś wystąpić w czymś eleganckim.
Priscilla otworzyła wieko. Jej oczom ukazała się długa czarna suknia. Wyjęła ją ostrożnie i przymierzyła do siebie. Satynowa suknia o prostym kroju prezentowała się niezwykle elegancko. Jedyną jej ozdobą były bufiaste rękawy, zakończone wąskimi mankietami.
Założyła to cudo, a Melvin pomógł jej zasunąć suwak.
– Chcesz mnie kupić, Melvinie St. Clair? – powiedziała Priscilla przeglądając się w lustrze.
– Wiem, że nie jesteś do kupienia. Nie jesteś moją własnością i... – urwał na chwilę. – Ale ta suknia tak mi się podobała, że po prostu musiałem ją kupić.
– Doskonała suknia dla doskonałej kochanki, tak? – spytała Priscilla prowokująco. – Od jutra taki właśnie będę miała status, bo jutro się rozwiedziemy. Nie ma co z tym zwlekać. Każda gra kiedyś się kończy.
– Byłaś moją kochanką od samego początku, Priscillo – powiedział Melvin już w drzwiach. Nie dopuszczę do tego, żebyś miała innego kochanka oprócz mnie – postaram się, żeby wszystko zostało po staremu.
– Nie jestem twoją własnością, Melvin, jak słusznie zauważyłeś. Nie uda ci się mnie podporządkować sobie. Jeśli ci to nie odpowiada, to lepiej rozstańmy się zaraz. Nie masz prawa wtrącać się do mego życia, mimo że cię tak bardzo... pragnę.
– Ależ daleki jestem od tego. Niepotrzebnie tak na mnie warczysz. Chodź już czarownico, bo się spóźnimy.
Priscilla zmarszczyła czoło, gdy Melvin zatrzymał swego astona martina przed domem jej dziadka.
– Czegoś tu nie rozumiem, Melvin. Mieliśmy przecież jechać do Mandrellów. Powiedziałeś, że Denise wydaje dla nas przyjęcie. Po co tu przyjechaliśmy?
Melvin zgasił silnik. Spojrzał na Priscillę obojętnie. – Jak zwykle zbyt pochopnie wyciągasz wnioski. Powiedziałem wprawdzie, że Denise wydaje dla nas przyjęcie, ale wcale nie powiedziałem, że na nie pójdziemy.
– A dlaczego przyjechaliśmy do dziadka? I co z Mandrellami?
Melvin wysiadł i obszedł samochód, żeby pomóc Priscilli. – Ponieważ przyjęcie odbywa się tutaj, moja droga. Nie przejmuj się Mandrellami. Spotkasz ich u dziadka.
Priscilla wygładziła suknię. – Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie powiesz, co jest grane.
– Priscillo – Melvin pokręcił głową zrezygnowany. – Zostaw mi reżyserię choć raz. Zobaczysz, że źle na tym nie wyjdziesz.
– Ciekawe! – prychnęła – ale niech ci będzie.
Melvin wzniósł oczy do nieba. Ujął Priscillę pod ramię i poprowadził ją do domu. Nie przejął się specjalnie jej jadowitym spojrzeniem.
Witając się z Edwardem Priscilla była już zupełnie opanowana.
Nagle otoczył ich krąg ludzi. Priscilla nie wierzyła własnym oczom. Byli tam jej wszyscy przyjaciele z redakcji i dziadek, który patrzył na nią z dumą i miłością.
Podeszła do niej Elaine, za nią Lynn. Rob podniósł ją w górę i zakręcił dokoła.
Wreszcie przyszła kolej na dziadka. Wszyscy umilkli. Priscilla rozejrzała się za Melvinem. Wiedziała, że to jego robota.
J. M. Scott położył jej dłonie na ramionach i pocałował ją serdecznie w policzek. – Moja droga, dowiodłaś, że w twoich żyłach płynie krew Scottów. Mam nadzieję, że moja wnuczka utrzyma wysoką jakość naszej gazety i naszą rodzinną tradycję.
Odchrząknął i mówił dalej. – Jestem z ciebie ogromnie dumny Priscillo. Twój artykuł ukaże się w wydaniu świątecznym. Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że cię bardzo kocham, choć może nie dałem ci tego odczuć. Często występowała między nami różnica zdań, ale to dlatego, że jesteśmy podobni do siebie.
Priscilla zarzuciła dziadkowi ręce na szyję. – Ja też cię kocham, dziadku – powiedziała ze łzami w oczach. – Czy to był pomysł Melvina?
James Mitchell Scott kiwnął głową z uśmiechem. – Tak, dzwonił do mnie często w ciągu minionego tygodnia. Musisz wiedzieć, że jest z ciebie cholernie dumny. Powiedział, że dawno już nie drukowaliśmy tak dobrego artykułu i że powinniśmy być szczęśliwi, że nie pracujesz u konkurencji. Chce, żebyś nadal pracowała.
– Tak, wiem. Nie byłam jednak pewna, czy zależy mu na mojej karierze...
– Co chcesz przez to powiedzieć, dziecko?
– Ach, nic takiego. Nie wiesz, dziadku, gdzie jest teraz Melvin?
– Zdaje się, że poszedł do biblioteki.
Priscilla zaczęła torować sobie drogę przez tłum ludzi. Nie było to wcale łatwe, gdyż każdy z gości chciał z nią zamienić choć kilka słów. Z utęsknieniem patrzyła na drzwi biblioteki. Nie mogła się doczekać chwili, kiedy pokona tę barierę dzielącą ją od Melvina.
Była już bliska celu, gdy zastąpił jej drogę jakiś starszy mężczyzna. – Serdecznie prani gratuluję, pani St. Clair, zarówno awansu jak i małżeństwa z Melvinem. Ucieszyło mnie, że wreszcie się ustatkował. Teraz, gdy panią poznałem, rozumiem, czemu tak szybko się zdecydował. Łączy pani w sobie dużą inteligencję z ogromną urodą. Zazdroszczę Melvinowi takiej żony. – Wyciągnął rękę do Priscilli. – Jestem Charles Mandreli.
– Och... bardzo mi miło. panie Mandreli. Dziękuję za komplement.
– Gdybym był poetą, potrafiłbym lepiej wyrazić podziw, jaki dla pani żywię. Ale jestem tylko prostym biznesmenem.
– Ależ bardzo pięknie się pan o mnie wyraził – zaprotestowała Priscilla. – Melvin powiedział mi, że podpisali już panowie umowę o fuzji waszych firm. Mam nadzieję, że jest pan zadowolony!
– I to jak! Pani mąż jest nieustępliwym partnerem w pertraktacjach handlowych. Być może jest z niego prawdziwy rekin, ale muszę przyznać, że do końca grał fair. Oddaję moją firmę w dobre ręce.
– Z pewnością – potwierdziła Priscilla. – Czy pańska córka też tu jest?
– Tak, o ile wiem, jest z Melvinem w bibliotece. Kiedyś łączyły ich bliskie stosunki. Nawet myślałem, że Melvin zostanie moim zięciem. – Roześmiał się. – Teraz, kiedy panią poznałem, wiem, że musi mi wystarczyć jako partner w interesach.
Priscilla podeszła z bijącym sercem do drzwi. Pchnęła je gwałtownie i znalazła się w bibliotece. Od razu zobaczyła Denise Mandreli. Siedziała na sofie w dość swobodnej pozie. Lodowaty błękit jej wieczorowej sukni podkreślał zimny wyraz jej oczu.
– Popatrz, popatrz, kogo to ja widzę. Prawdę mówiąc, gdy Melvin zapraszał nas na to przyjęcie, pomyślałam, że... Czy panią interesuje, co sobie pomyślałam? – Uśmiechnęła się z zimnym jak jej oczy uśmiechem.
Priscilla dostosowała się do jej tonu. – Gdzie jest Melvin? – spytała zdawkowo. – Myślałam, że go tu zastanę.
Denise przeciągnęła się leniwie. – Ma mi przynieść coś do picia. Straciła go pani z oczu?
Priscilla zmarszczyła brwi. Wyszła na środek pokoju i zatrzymała się dokładnie naprzeciwko czarnowłosej piękności. Gdy tak na nią patrzyła z góry, uświadomiła sobie pewną rzecz. Uspokoiło ją to natychmiast.
Wiedziała już, czego chce. Przyjęła wyzwanie tej kobiety, którą kiedyś coś łączyło z Melvinem. Była gotowa do walki. Nie zrezygnuje tak łatwo z mężczyzny, którego kocha.
Denise Mandreli nadal była zainteresowana Melvinem. Nie wiedziała jednak, z kim przyjdzie jej walczyć o niego.
Tak, Priscilla była teraz szczera wobec siebie samej. Będąc żoną Melvina nie straciła swej tożsamości. Nadal była Priscilla Hunter, dziennikarką „Biuletynu”. Dzięki Melvinowi życie jej stało się bogatsze – dostarczył jej nowe źródło energii, dał jej poczucie wzajemnej przynależności. W osobie Melvina znalazła godnego partnera. Tak bardzo zależało mu na jej karierze zawodowej, że zorganizował to dzisiejsze przyjęcie. Jak on to powiedział? Boże, jak mi tego brakowało... Te słowa padły z jego ust, zanim zaczęli się kochać. Priscilli wydało się wtedy, że coś przed nią ukrywa. Teraz już wiedziała, że nie chciał powiedzieć zbyt wiele. A może znowu wyciągnęła przedwczesny wniosek?
Melvin nigdy nie rozwijał tematu, gdy zaczynała mówić o rozwodzie. Wspominał natomiast o romansie, który miał się jutro zacząć. I że od początku była jego kochanką.
– Czy pani czasem nie jest w błędzie, panno Mandreli? Melvin jest w końcu moim mężem, którego darzę pełnym zaufaniem. Nie muszę mieć go stale na oku.
Denise podniosła się z sofy patrząc wyzywająco na Priscillę. – Jest pani bardzo pewna siebie. Priscillo. A skąd może pani wiedzieć, co on robił w mieście? Jak długo była pani sama w domu nad jeziorem? Melvin spędził tu ponad tydzień. A ja spotykałam się z nim, kiedy to tylko było możliwe.
Priscilla spojrzała na Denise z politowaniem. Odwróciła się, żeby wyjść z biblioteki. Przy drzwiach odwróciła się jeszcze.
– Kiedy to tylko było możliwe, panno Mandreli? – spytała kąśliwie. – Przypadkiem wiem, ile czasu i pracy mój mąż zainwestował w fuzję z firmą pani ojca. Tylko z tego powodu przyjechał do miasta. Wiedział przecież, że będę za nim tęskniła. Nic się pani nie udaje, co? Jestem żoną Melvina i będę nią tak długo, jak długo on zechce. Niech pani poszuka szczęścia gdzie indziej.
Denise Mandreli podbiegła do Priscilli chwiejąc się na wysokich obcasach. – Tylko na słowach Melvina opiera pani wiarę w to, że nic między nami nie zaszło – wycedziła przez zęby.
Priscilla spokojnie odgarnęła włosy z czoła. – Jego słowa są dla mnie wystarczającym świadectwem. Ufam mojemu mężowi. Nigdy mnie nie oszukał. Dlatego go kocham. Nie wiem, co was łączyło, ale mogę panią zapewnić, że seks to tylko jeden ze składników tego cudownego uczucia, jakim jest miłość.
Odwróciła się na pięcie i wpadła prosto na Melvina. Spojrzała na niego przestraszona. Jak długo tam stał? Czy dotarły do niego jej słowa? Chciała się przemknąć obok niego, ale w porę przytrzymał ją za ramiona. Sponad jej głowy spojrzał na Denise.
Priscillę ogarnęła panika. Znowu nie zdołała opanować swego ognistego temperamentu. Powiedziała zbyt wiele i to takie rzeczy, których Melvin miał wcale nie usłyszeć.
– Wybacz nam, Denise... – powiedział. – Priscilla i ja mamy coś ważnego do omówienia. Coś, co już dawno powinniśmy sobie wyjaśnić.
Spojrzał na Denise tak surowo, że Priscilli prawie zrobiło się jej żal.
Denise minęła ich bez słowa w przejściu. Melvin zamknął za nią drzwi. Priscilla skorzystała z okazji, żeby się oddalić w przeciwległy kąt biblioteki.
– Stop – zatrzymał ją głos Melvina. Usłyszała jego kroki. Stanął tuż za nią. Zacisnęła zęby czekając na wybuch gniewu.
– Ależ ty jesteś ostra – powiedział Melvin nadspodziewanie łagodnym głosem.
– Sprowokowała mnie – odparła Priscilla. – Myślała pewnie, że trafiła na potulną owieczkę.
Odwróciła się słysząc, że Melvin się śmieje. – Co cię tak rozbawiło? Jeśli wolisz Denise. to proszę bardzo. Masz to – ściągnęła z palca pierścionek. – Dasz go jej po rozwodzie.
– Zostaw ten pierścionek w spokoju – powiedział Melvin szorstko. – Ja ci go włożyłem na palec i ja go zdejmę.
Spojrzała na niego przez łzy.
– Co ja mam z tobą zrobić? Od samego początku igrasz ze mną jak kot z myszką. W jednej chwili przeklinam dzień, w którym cię poznałem, a już w następnej umieram ze strachu, że mógłbym cię stracić. Jestem w stanie przewidzieć większość twoich reakcji. Na szczęście. Ale nagle mówisz takie rzeczy, od których włosy stają dęba.
Priscilla otworzyła usta oburzona, ale Melvin nie dopuścił jej do głosu. – Może pozwolisz mi dokończyć, dobrze?
Skinęła głową myśląc w duchu: – Mam nadzieję, że to kazanie nie będzie trwało zbyt długo.
– Opętałaś mnie... sfrustrowałaś mnie... rozwścieczyłaś mnie... Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bardzo cię kocham. Tak dalej być nie może. Nie możesz być stale w opozycji do mnie. Weź mnie takiego, jakim jestem.
– Co ty powiedziałeś? – szepnęła Priscilla z niedowierzaniem. – Nie możesz mnie przecież kochać... Ani razu nie powiedziałeś, że mnie kochasz, Melvinie St. Clair.
– Dlaczego miałbym cię nie kochać? – Melvin wyszedł nagle z siebie.
– Bo to wbrew regułom? Nie tak się umawialiśmy? Do diabła z tą całą transakcją! Ja sam ustanawiam swoje reguły. Zawsze tak było i będzie tak nadal. Zapragnąłem cię od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem w jachtklubie. Byłaś taka dumna, w ogóle nie zwróciłaś na mnie uwagi. Spojrzałaś mi w oczy i wyśmiałaś mnie. Nie byłem ci do niczego potrzebny, dopóki ta kobieta nie zadzwoniła w środku nocy. Poznałem cię wtedy od innej strony. Chciałem ci pomóc, chciałem cię ochronić przed złymi językami. Tak bardzo martwiłaś się o dziadka. No i chciałem się z tobą przespać, nie ukrywam.
Zbiłem kapitał na tym telefonie. Mogę tylko powiedzieć, że byłem wobec ciebie szczery. Nie chciałem, żeby Mandreli zobaczył nasze nazwiska w gazecie w skandalizującym kontekście.
– A ta fuzja z Mandrellem miała się sfinalizować za pół roku!
– wtrąciła Priscilla. – Zadziwiająco błędna kalkulacja jak na wytrawnego biznesmena. Okazało się, że wystarczyło sześć tygodni, żeby namówić Mandrella do podpisania umowy.
– Nie popełniłem żadnego błędu, Priscillo. Dobrze wiedziałem ile czasu zajmie mi sfinalizowanie transakcji z Mandrellem. Wyliczyłem, że potrzeba mi będzie sześciu miesięcy, żeby cię w sobie rozkochać. Chciałem, żebyś mnie pokochała tak bardzo, jak ja cię kocham...
– Melvin umilkł i usiadł na sofie.
Priscilla ujrzała teraz innego Melvina. Nie znała go od tej strony.
– Chcesz przez to powiedzieć – spytała niepewnie, że cały ten teatr zaaranżowałeś tylko po to, żeby wzbudzić we mnie uczucie? – Roześmiała się cicho. – Ale z ciebie wariat, Melvin. Dlaczego te dwa słowa „kocham cię” nigdy nie przeszły ci przez gardło? Sądziłam, że nasz związek bazuje tylko na seksie. Mimo to zależało mi na nim. Chciałam być z tobą za wszelką cenę.
– To dlaczego stale mówiłaś o rozwodzie? Myślałem, że naprawdę chcesz zakończyć nasze małżeństwo. Próbowałem okazać ci moją miłość na wszelki możliwy sposób. Zabrałem cię na Torugę, żebyś poznała mojego ojca. Wiedziałem, że praca wiele dla ciebie znaczy. Dlatego zostawiłem cię samą nad jeziorem. Miałaś skończyć artykuł, a ja bym ci tylko przeszkadzał. Postarałem się, żebyś miała samochód, żebyś nie siedziała tylko w jednym miejscu. Zaaranżowałem to przyjęcie, bo chciałem pokazać całemu światu, jaki jestem z ciebie dumny.
Priscilla usiadła obok męża. – Wybacz mi, Melvinie. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że mógłbyś mnie pokochać.
– Zakochałem się w tobie w tym momencie, gdy ujrzałem cię pochyloną nad szachownicą w bibliotece. Twoje włosy lśniły w blasku ognia. Spojrzałaś na mnie swymi zielonymi oczyma i przepadłem. Od tej chwili żyłem już tylko pragnieniem bycia blisko ciebie. Chciałem cię dotykać, obudzić w tobie namiętność, rozmawiać z tobą i razem milczeć. Jeśli tak wygląda miłość, to bardzo cię kocham, Priscillo. I nigdy nie przestanę cię kochać.
Oplotła jego kark ramionami i przytuliła się do niego. – Kocham cię aż do bólu. Bałam się, że mnie zostawisz, gdy ci to wyznam. A jednocześnie bardzo pragnęłam, żebyś mnie pokochał. Bałam się, że uzależnisz mnie od siebie, ty jednak nigdy nie próbowałeś tego zrobić. Pomagałeś mi tylko we wszystkim. A ja ślepa myślałam, że chcesz mną manipulować...
– To się akurat zgadza. – Melvin uśmiechnął się szeroko. – Chciałem koniecznie wydrzeć z ciebie to wyznanie, że łączy nas coś więcej niż seks. Zanim wszedłem do biblioteki, usłyszałem, jak mówisz do Denise, że mnie kochasz.
– Czy to ma znaczyć, że zastawiłeś na mnie pułapkę? Ach, ty draniu! Zamknął jej usta pocałunkiem.
– Ty się chyba nigdy nie zmienisz. Priscillo – mruknął po chwili.
– Czy jestem piękna? – spytała.
Melvin roześmiał się. – Priscilla, czarownico, już ci raz powiedziałem, że nie jesteś piękna. Może jednak uda ci się mnie przekonać...
– Czy dobrze zamknąłeś drzwi, mój mężu?
KONIEC