Kurylczyk Ryszard Niezlomny z Nazaretu

Ryszard Kurylczyk

Niezłomny z Nazaretu


Hora prima

Sam powiedz, Poncjuszu Piłacie, czy mogę ot tak wprost napisać do Tyberiusza: „Proku­rator Judei zasługuje na to, by pobierać więcej niż sześćdziesiąt tysięcy sestercji rocznie"? Czymże dla cezara jest ta prowincja? Co z niej ma - poza kłopotami? Zresztą, kim ty, Poncju-szu Piłacie, jesteś dla cezara?!

Mój raport dokonanego przeglądu prowincji podległych syryjskiemu namiestnikowi mówił będzie, jak się za chwilę o tym przekonasz, i o tobie, ale - na Jowisza - nic o należnych ci pie­niądzach! Wprawdzie raport swój oddaję bezpośrednio Tyberiuszowi, ale wcześniej czy póź­niej trafi on do Sejana, który ustala wysokość należności dla namiestników i prokuratorów, stąd wzmianka o podwyżce,. zamiast pomóc, mogłaby zaszkodzić i tobie, i mnie! Bo i cóż takie napomknięcie mogłoby oznaczać ? Ano tylko jedno: że Sejan cię nie docenia i ustalił ci niewłaściwą zapłatę. Mnie by on takiej uwagi nie darował, a ciebie najpewniej nakazałby skreślić z grona prokuratorów. Wierzaj mi, przyjacielu, że Tyberiusz, od kiedy usunął się z Rzymu w zacisze kapryjskiego pałacu, czyta niezwykle uważnie wszystkie raporty, zaś uwagi na nich jego ręką sporządzane przeznaczone są wyłącznie dla Sejana, który dzięki temu rze­czywistą sprawuje władzę nie tylko w Rzymie, ale i całym imperium.

Wracając zaś do treści mego raportu dla Tyberiusza. Jak pomnisz, skończyłem na tym, że Herod Antypas nie dość że czerpie wysokie korzyści z podległych mu krain, to i z Rzymu - za sprawą swego przyjaciela Klaudiusza - pobiera wcale niemałą sumkę stu tysięcy sestercji rocznie. Nie o to mi w sprawozdaniu idzie, byś pobierał takie sumy, jakie otrzymuje Herod Antypas, to znaczy, byś miał więcej niż obecnie - zmierzam do tego, by dochody galilejskiego tetrarchy zostały znacznie obniżone i zbliżyły się do twoich. Zresztą, wybacz, nie będę ci te­raz tłumaczył każdego fragmentu raportu, słuchaj po prostu uważnie, a pytaj, jak skończę czytać cały tekst. Zaczynam więc od przerwanego wątku:

Nie ganię Heroda Antypasa za to, że rozbudował nadmiernie swój dwór i że wprowadził służby, które na wzór pretorian są uzbrojone i ubrane, mam mu jeno za złe to, że gorliwie zajmuje się zbieraniem danych o tym, co dzieje się w Rzymie, a nie o tym, jakie są nastroje pośród podległej mu ludności. A z tym bywa różnie, o czym ci, o panie, napiszę w części dal­szej raportu. Zastanowiło mnie również to, że Herod tak wiele wie o Rzymie, i skąd on tę wiedzę czerpie?

Sprawa nie jest prosta, choć sądzę, żem ją dość dokładnie rozwikłał. Oto, cezarze, w jedena­stym roku panowania boskiego Augusta, w czasie jego nieobecności w Rzymie - plebs powa­żył się swego zaproponować kandydata na stanowisko konsula. Owym wybrańcem motłochu był Egnacjusz Rufus, który będąc edylem chciał najwyraźniej znaleźć pośród pospólstwa po­klask i uznanie, on to bowiem na swój koszt wystawił niewolników do gaszenia pożarów wy­buchających najczęściej bądź to w czynszowych kamienicach przez pospólstwo zamieszka­nych, bądź w przedmiejskich dzielnicach biedoty. Rzecz oczywista, senat takiej, wyniesionej przez motłoch, kandydatury zatwierdzić nie chciał. Za przyczyną urażonej ambicji owego Rufusa doszło w Rzymie do gorszących zamieszek. Boski August, uwiadomiony o owych faktach, rychło wrócił z podróży, motłoch nakazał uśmierzyć, a butnego edyla wtrącić do lo­chu.

3

Wszelako boski August, wykazując wspaniałomyślność ogromną - nakazał powołać w Rzymie kohorty strażnicze, przysposobione i utrzymywane na jego koszt, czym zyskał uzna­nie wszystkich obywateli wiecznego miasta. Senat później powziął jedynie słuszne rozwiąza­nie, uznając za zaszczyt dla państwa łożenie na utrzymanie owych kohort, bez uszczuplenia funduszy dostojnego Augusta. Tak oto dzięki wspaniałomyślnym poleceniom twego, cezarze, boskiego protoplasty - godnie zakończono sprawę. Rzecz jednak w tym, że od chwili, kiedy kohorty strażnicze zostały przez senat podporządkowane prefektowi pretorian, spełniać za­częły one również rolę najpierw służb porządkowych, a potem nawet i pomocniczych od­działów pretoriańskich. Do tych właśnie służb najliczniej garnęli się Żydzi zamieszkujący Wieczne Miasto. Wiem, panie, żeś już w piątym roku swego panowania ukrócił rozrost nie­uzasadniony kolonii żydowskiej, wysyłając większość Judejczyków na Sardynię. Jednak śmiem zwrócić uwagę twoją, cezarze, na to, że owo polecenie nie obejmowało członków ko­hort podległych prefektowi pretorian, a w tym i kohort strażniczych. Spośród tych właśnie, pozostałych w Rzymie, Żydów - Herod Antypas ma swoich licznych i z racji spełnianych zadań dobrze zorientowanych donosicieli.

W trakcie nakazanego przez siebie przeglądu krain nadzorowanych przez Poncjusza Piłata, Filipa Herodosa i Heroda Antypasa - zastanawiałem się, dlaczego dwaj pierwsi spełniają gor­liwie twoje, panie, polecenie, a z jakich powodów tak właśnie nie postępuje Herod Antypas? Uważam, że chce on być czymś więcej niż poślednim tetrarchą Galilei i Perei. Marzy mu się podporządkowanie sobie krain dawnej etnarchii swego brata Archelausa - Judei, Samarii i Idumei - które rzymskiemu prokuratorowi podlegają. Z tego powodu nienawidzi Poncjusza Piłata, uważając go za przeszkodę do władzy nad wszystkimi Żydami. Bo przecie Żydami ten rządzi, kto ma pieczę nad Jerozolimą i całą Judea. Herod Antypas szkodzić chce Sanhedry­nowi jerozolimskiemu, który spokój w Jerozolimie utrzymuje, i Poncjuszowi Piłatowi, który całą judejską prowincją zarządza. Galilejski tetrarcha chce i może zburzyć równowagę sił, którą swoim rozważnym i sprawiedliwym zarządzaniem stworzył Poncjusz Piłat.

Dowiodę tego w części dalszej raportu, teraz zaś chciałbym ukazać ci, dostojny Tyberiu-szu, w jak nieprostej sytuacji znalazł się Poncjusz Piłat. Rezyduje on w Cezarei Nadmorskiej, z dala od Jerozolimy. Wprawdzie w Jerozolimie ma swego prefekta, ale cóż ten wiedzieć mo­że o sytuacji w prowincji, zajmując się szkoleniem żołnierzy swego garnizonu i na tym jedy­nie się znając?!

Z pozoru sądzić można, że Judea i Samaria to spokojne krainy, a i cały naród żydowski ta­kim się wydaje. Kto jednak - tak jak ja - zna te krainy nie z pobieżnego ich oglądu, ten wie, że inaczej ma się sprawa. Jak sięgnąć pamięcią, zawsze tutaj coś się kotłowało i wrzało. Łatwo tu spokój w krwawe widowisko zamienić! Co więc teraz gotuje się w tym kotle judejskim?...

Przypomnieć ci muszę, cezarze, odległe już czasy, kiedy to, przed blisko dwustu laty, za greckich jeszcze rządów - Antioch Epifanes zabronił Żydom czcić ich boga Jahwe. Zrodziła ta decyzja wojnę długotrwałą. Na czele walczących żydowskich oddziałów stanęli ludzie, których zwano «chasidim», a więc «pobożnymi». Od nich swój początek bierze kilka wpły­wowych dziś ugrupowań żydowskich, z których każde stanowi dla spokoju prowincji znaczną groźbę.

«Chasidim» to dzisiejsi «peruszim» - «oddzieleni». W naszych kancelariach zwą ich «fa-ryzeuszami». Właściwie to nam sprzyjają, choć głoszą poglądy, które w przypadku buntu stać się mogą niebezpieczne. Twierdzą oni; że w ich religii wszyscy są równi, ale też i to, że Ja­hwe Żydom dał przywileje szczególne, bo spośród nich ma powstać ten, który założy nowe królestwo izraelskie i wszystkie narody obejmie swoim panowaniem. Nie dziwota więc, że sprzyja faryzeuszom większość Żydów, którzy chcą widzieć się owym wybranym narodem. Do faryzeuszy należą wszyscy zwierzchnicy synagog, a też i «soferim», a więc ci, którzy obowiązujące w Judei religijne prawo z ich świętej księgi wywiedzione - tłumaczą innym. Jedni i drudzy są za spokojem i z ludźmi namiestnika współpracują, choć też i pamiętać trze-

4

ba, że czynić tak będą dopóty, dopóki nie pojawi się pośród Żydów ów zapowiadany Mesjasz - «pomazaniec» boga Jahwe, który ma im nowe królestwo zapewnić.

Faryzeusze połączeni są w organizacji swojej w niewielkie grupy, skupione przy synago­gach i nazywane przez nich «chawura», a też i do siebie zwracają się słowem «chawer», które to słowo można jako «towarzysz» przetłumaczyć.

Ze wspomnianych wcześniej chasidim, poza faryzeuszami, wywodzi się też nieliczna, ale moim zdaniem niebezpieczna . wielce, grupa «esseńczyków», która swoją nazwę bierze od ara-mejskiego słowa «asaja» - co znaczy «leczyć». Uważają oni, że żydowska religia jest cho­ra, że inne zasady niż te, które faryzeusze głoszą, winny być pośród Żydów przestrzegane.

Jeden z oddanych mi Żydów był w najniebezpieczniejszym miejscu w Judei - na Pustyni Judzkiej i natknął się tam na kilka ich sekt, pośród których najgroźniejsza znajduje się w ja­skiniach położonych w stromych skalnych zboczach na zachodnim brzegu Morza Martwego, nie opodal biednego miasteczka Qumran. Miejsce owo to istna twierdza i gdyby trzeba było je dobywać, garnizon nasz musiałby być znacznie wzmocniony.

Owi esseńczycy żyją we wspólnocie, nie mają prywatnych rzeczy żadnych, jeśli broni i ksiąg nie liczyć. Myślę, że jeśli nie zostaną czy to wprost zaatakowani, czy podrażnieni ina­czej, nie stanowią wielkiego zagrożenia, głównie zajmując się religijnymi obrzędami. Ów Żyd będąc u nich widział, że raz dziennie spożywają posiłek, w którym główne miejsce zaj­muje specjalnie przyrządzony chleb i wino. Żyją bardzo skromnie, ale przez to wiele mogą znieść wyrzeczeń. Najgorsze jest jednak to, że esseńczycy sprzyjają tym wszystkim, którzy na Pustynię Judzką uchodzą bądź to przed Sanhedrynem jerozolimskim, kiedy religijne prawa naruszą, bądź to wówczas, kiedy mogłaby dosięgnąć ich nasza jurysdykcja.

Najbardziej dla nas groźnym ugrupowaniem są «zeloci». Nie godzą się oni mieć innych władców prócz swego boga Jahwe i przeciw rzymskiej władzy zagorzale występują. Ci fana­tycy mają zbójecką organizację, która skrytych mordów na przedstawicielach Rzymu doko­nuje. Ową zgraję skrytobójców w kancelariach Poncjusza Piłata nazywa się «sykariuszami», jako że zazwyczaj narzędziem ich wrednego procederu jest sica - sztylet.

Natomiast przeciw nam w żadnym możliwym razie nie wystąpią Żydzi, których się nazywa «saduceuszami». Nie sprzyjają oni żadnej z poprzednio w raporcie opisanych grup, a w tym nawet i faryzeuszom. Przestrzegają saduceusze prawa zawartego w świętej księdze Żydów, choć tego, co na jej podstawie wywodzą faryzeusze, nie uważają za słuszne. Saduceusze to najbogatsi spośród kapłanów i kupców, a więc ci, którzy na co dzień współpracują wiernie z ludźmi Poncjusza Piłata. Lojalni to i oddani sojusznicy Rzymu, dbający o porządek i spokój w Jerozolimie i całej Judei. Oni stanowią lwią część składu jerozolimskiego Sanhedrynu, któ­ry nad wszystkimi Żydami ma religijną pieczę i przestrzegania ich prawa pilnuje. Sanhedryn tworzy nieodmiennie siedemdziesięciu jeden Żydów. Przewodzi im arcykapłan, którym teraz jest Kajfasz - zięć Annasza. Pisałem ci, cezarze, o Annaszu w poprzednim raporcie jako o oddanym wielce Rzymowi. Jest to człowiek, który w Sanhedrynie mir ma najwyższy i łatwo może potrzebne nam decyzje przeprowadzać, bowiem poza zięciem - Kajfaszem ma tam wielu oddanych sobie ludzi, że o trzech Jego synach w Sanhedrynie zasiadających tylko wspomnę.

Wprawdzie w Sanhedrynie zasiadają niektórzy «soferim» - prawo tłumaczący ludowi -przedstawiciele faryzeuszy, ale i oni, jeśli do Sanhedrynu obrad zasiądą, są pod przemożnym wpływem wiernego nam ugrupowania saduceuszy. Dzięki takiemu stanowi rzeczy spokój panuje w Jerozolimie, a Sanhedryn lepiej dba o ściąganie podatków nam należnych niż celni­cy Heroda lub brata jego, Filipa.

We wszystkich tych zawiłościach religijnych i politycznych pośród Żydów istniejących do­brze, a nawet bardzo dobrze, wyznaje się Poncjusz Piłat. Do współpracy ze sobą dopuszcza cały Sanhedryn, na saduceuszy i faryzeuszy stawiając. Zelotów tępi, a przyłapanych na ra­bunku lub zabójstwie - bezlitośnie karze. Esseńczyków nie zaczepia. O korzyści dla Rzymu

5

dba, postępując tak, jak zalecasz, cezarze; «Owce strzyc trzeba, a nie zarzynać». Jak jednak wspomniałem, tę równowagę sił"...

Wybacz, przyjacielu, że ci przerwę, czynię to jednak nie dla zadawania ci przedwczesnych pytań - ot, proszę, skosztuj wina, które przyniesiono. Przy tej okazji dopowiem tylko, że wiel-ceś dla mnie łaskaw. Mówiąc szczerze, aż za bardzo, bo ja o owych esseńczykach nic do tej chwili nie wiedziałem, a już w żadnym razie anim sądził, że mają oni jakąś wręcz twierdzę niedaleko Qumran. Może po tym, co mówię, uznasz, że za mało interesuję się podległymi mi prowincjami, liczę jednak na twoją przyjaźń i wyrozumiałość.

Wino rzeczywiście przednie. Tym razem nie mam ci za złe, drogi Poncjuszu, żeś mi prze­rwał, bo zaiste w gardle mi zaschło. A to, że nic nie wiedziałeś o esseńczykach, niech cię nie niepokoi, od tego właśnie ja jestem - Tyberiusza „oczy i uszy" we wschodnich krainach. Przecież moich sestercji nie otrzymuję za darmo. Swoją zaś drogą, może to i dobrze, że o es­seńczykach nic nie wiedziałeś, bo mógłbyś na przykład zechcieć dobywać ich siedzibę podle­głym ci garnizonem... Najpewniej nie wiesz i o innych sprawach, o których Tyberiuszowi w raporcie napisałem, stąd zapytam - chcesz usłyszeć ciąg dalszy mego raportu?

Na litość - przyjacielu, ależ ciekawym każdego dalszego słowa i wręcz proszę cię, czytaj dalej, pamiętając tylko o tym, że puchar stoi przed tobą i że będę go dopełniał...

Tak więc skończyłem na zdaniu o równowadze sił...

Ale przecie tę równowagę sił zburzyć może ktoś, kto ma podobną do Poncjusza Piłata orientację, ale inne zamiary. Napisałem, że owym «kimś» jest Herod Antypas, i teraz tego twierdzenia zamierzam dowieść. Pozwolę sobie przypomnieć, że równowagę dzisiejszą zbu­rzyć może ktoś, kto zelotów do walki zbrojnej podjudzi, albo też pojawienie się wspomniane­go już Mesjasza, na którego ogół faryzeuszów i większość Żydów oczekuje. Jeśli pokazałby się jeden lub drugi - spokój w prowincji byłby już tylko marzeniem, albo inaczej mówiąc, wielu trzeba by wysiłków z naszej strony, by do niepokojów i zamieszek zbrojnych nie dopu­ścić! I tu, cezarze, zamierzam wyjawić powód główny, dla którego długim raportem twój spokój przerywam.

Dostojny Tyberiuszu, oto obaj oni, to jest i podburzyciel, i Mesjasz - pojawili się w Judei! Zważ, proszę, wagę tych słów... Nie pojawił się buntownik osobno i osobno Mesjasz, pojawili się obaj prawie w tym samym czasie i miejscu. Sam już ten fakt nie może być dziełem zwy­kłego przypadku. Rzecz jednak w tym, że i z innych powodów o przypadku nie może być mowy. A sprawa ta rozwinęła się następująco:

Minionej jesieni, nad brzegiem Jordanu, u ujścia tej rzeki do Morza Martwego, na teryto­rium podległym Herodowi Antypasowi, pojawił się człowiek, który chrzcił mieszkańców okolicznych miast. Cały czas kręcił się w pobliżu Qumran i Betami. Podburzał miejscową ludność przeciw bogatym, wyszydzał celników i żołnierzy, a chwilami wręcz namawiał do wrogich przeciw Rzymowi wystąpień. Przy tym wszystkim dość długo trzymał się tego sa­mego skraju Pustyni Judzkiej, jakby tam właśnie czuł się najbezpieczniej. Trwało to podbu­rzanie prawie dwa tygodnie, więc dostatecznie długo, bym mógł się dowiedzieć. Z początku sądziłem, że jest to pustynny zelota albo i nawet esseńczyk, który na szaleńczą, bo buntowni­czą, wkroczył drogę. Znajomi mi Żydzi z Jerozolimy pomogli bliżej poznać tego pod burzy­ciela. Sanhedryn wysłał do Betanii, gdzie ów przebywał, kilku faryzeuszy, którzy wywiedzieli się, że odcina się on zupełnie, i do tego głośno, od posądzenia, że jest czy to prorokiem, czy Mesjaszem. Twierdził, że jest «głosem wołającego na pustyni», a więc zelotą.

Przy czym nie takim sobie zwykłym zelotą, ale tym, który ma wskazać - właśnie... Mesja­sza. W tym momencie znaczyło to dla mnie jedno: zeloci połączyli się z esseńczykami, pod­burzając ludność w pobliżu Jerozolimy - wskażą następnie Mesjasza i zarzewie buntu goto-

6

we! Z Betanii ruszą do Qumran, przechodząc przez Pustynię Judzką dotrą do Jerycha, szybko urosną w siłę łącząc się z oddziałami sykariuszy i pójdą sporą armią w kierunku Jerozolimy.

Uwiadomiłem o tych wydarzeniach Poncjusza Piłata, który postawił w stan pogotowia jero­zolimski garnizon. Muszę tu wyznać, o panie, że prokurator Judei, jak wspomniałem, dosko­nale wyznając się na nastrojach Żydów, namówił mnie do nieczynienia żadnych dalszych kroków i oczekiwania chwili, kiedy oto ów podburzyciel wskaże Mesjasza. Zdaniem Poncju-sza Piłata sprawa ta ważyła na tym, czy dalsze wydarzenia mogą być szkodliwe dla interesów Rzymu. Jeśliby wskazany przez podburzy cielą Mesjasz okazał się esseńczykiem, ja miałbym rację i wówczas zamierzaliśmy szybko powiadomić zarządcę prowincji syryjskiej po to, by z Tyru ściągnąć dodatkowe oddziały. Gdyby jednak owym Mesjaszem okazał się ani nie esseń­czyk, ani nie zelota, rozmiar buntu miałby znacznie mniejszy zasięg i na pewno siły jerozo­limskiego garnizonu byłyby wystarczające!

Spowalniające podpowiedzi Poncjusza Piłata okazały się niezwykle trafne. Oto po tygo­dniu dalszym wyszło na jaw, że ów niby zelota, choć przybył z pustym i mienił się «jej gło-sem», w rzeczywistości nie był zelotą.

Podburzycielem okazał się podwładny Heroda Antypasa - Jan . zwany Chrzcicielem. W Galilei uważany był za proroka i cieszył się nie tylko pośród ludu, ale i na dworze Heroda Antypasa, a nawet u niego samego, znacznym mirem i uznaniem. Herod traktował go wręcz jako sumienie swego dworu. Często zapraszał go na rozmowy i wielce mu schlebiał. I właśnie po uzyskaniu tych danych, sytuacja jawiła się w zupełnie nowym świetle!

Jeśli ów zaufany Heroda Antypasa pojawia się na skraju Pustyni Judzkiej i podburza lud­ność podległej nam prowincji, to nie może rzecz taka dziać się bez tajnego udziału lub choćby wiedzy samego Heroda Antypasa.

Od tego momentu zaczęło nas zastanawiać głównie to, kogo ów prorok galilejski wskaże jako Mesjasza. Czekaliśmy... I stało się tak, jak spodziewaliśmy się z Poncjuszem Piłatem. Jan Chrzciciel wskazał owego wybrańca.

Był nim, tak jak i tenże Jan, mieszkaniec Galilei, podwładny Heroda - Jezus. Wszystko to działo się nadal nad brzegami Jordanu w pobliżu Qumran i Pustyni Judzkiej.

Ów Jezus, zaraz po wskazaniu go przez Jana Chrzciciela, otoczony został przez kilku męż­czyzn, którzy stanowili jego ochronę. I oto szybko ludzie moi wywiedzieli się, że ochrona owa to Żydzi z graniczącego z Galileą miasta Betsaidy. Aż trudno uwierzyć, że Herod mógł uznać nas za tak naiwnych i sądzić, iż nie będziemy zdziwieni faktem raptownego zarojenia się Galilejczyków w Judei, miejscu odległym o tydzień drogi od granic ich krainy. Nie mogło to też ujść uwagi jerozolimskiego Sanhedrynu. Postanowiliśmy więc cierpliwie czekać na dalszy rozwój zdarzeń, bo już w tym momencie sprawa wydała się nam mniej groźna, niż to oceniałem na początku.

W kilka dni później Jezus skrył się na Pustyni Judzkiej, a Jan Chrzciciel ruszył w kierunku Galilei, wzdłuż brzegu Jordanu, nadal podburzając ludność. Uznaliśmy wspólnie z Poncju-szem Piłatem, że Herod Antypas celowo skierował swoich ludzi w pobliże Jerozolimy. Pró­bował stworzyć tam zarzewie niepokojów, a też doprowadzić do wskazania Mesjasza, który mógłby poderwać Żydów do walki przeciw nam!

Herod wyraźnie, choć skrycie, dążył do stworzenia oderwanego od Rzymu państwa żydow­skiego. Rzecz jasna w państwie takim Mesjasz byłby religijnym przywódcą, a administrować prowincjami mógł - na chłodno oceniając sprawę - jedynie właśnie Herod Antypas. Chcąc zapobiec takim zdarzeniom, mój człowiek dotarł do Jezusa przebywającego na pustyni i usi­łował namówić go do współpracy z nami, ale zamiar ten się nie powiódł.

Wiosną, przed żydowskim świętem Paschy - Jezus pojawił się w Jerozolimie i spowodował w ich świątyni zajście, dzięki któremu pośród przybyłych tu ze wszystkich krain Żydów za­słynął z odwagi i nieustępliwości; a przede wszystkim został przez nich zauważony. Oto wy­gonił on ze świątyni jerozolimskiej kupców i handlarzy, urągając im, że kalają miejsce świę-

7

te! I choć czynił to sam, nabruździł za dziesięciu, robiąc spore spustoszenie pośród kupieckie­go dobytku. Nikt, nawet Sanhedryn, nie wystąpił przeciw niemu, bo też po prawdzie i nas samych dziwiło, że można tak ważyć sobie lekce religijny przybytek.

Postępek Jezusa przysporzył mu wielu sojuszników, nie tylko pośród pospólstwa, W kilka dni po owym zdarzeniu Jezus ze swoimi ludźmi udał się w kierunku Galilei i jeszcze na tere­nie podległym Poncjuszowi Piłatowi, w granicach Samarii, spotkał się nad Jordanem z Janem Chrzcicielem. Było to w pobliżu miast Enon i Salim, a więc w miejscu niezbyt odległym od granicy Galilei. I tutaj Jan Chrzciciel przekonywał wszystkich, że ważniejszym od niego, bo Mesjaszem, jest chrzczący nie opodal Jezus, tak że po niedługim czasie większość Żydów szła do Jezusa. Coraz więcej Judejczyków mówiło o nim jako o Mesjaszu, a też przekazywa­no z ust do ust wieść o wydarzeniu, jakie miało miejsce w Świątyni jerozolimskiej. Tak że kiedy z początkiem lata Jezus przeszedł granicę Galilei, przyjęto go tam właśnie jako Mesja­sza!

Widzisz więc, dostojny cezarze, że w takiej sytuacji musiałem sporządzić ten szczegółowy raport i prosząc o jego zatwierdzenie proszę zarazem o przyjęcie moich wniosków, jakie na koniec sprawozdania ośmielam się tobie przedłożyć.

Wnioski moje, które zbieżne są z oceną Poncjusza Piłata, sprowadzają się do stwierdzenia, że Herod Antypas podjął wrogą i burzycielską przeciw Rzymowi działalność. Chce on do­prowadzić do żydowskiego powstania przeciw nam, kierując jednocześnie podejrzenia o pod-burzycielskie zamysły na oddziały zelotów i esseńczyków z Pustyni Judzkiej. Cały ten jego wrogi nam zamysł jeden ma cel: chce oto Herod Antypas przejąć rządy nad Judea i Samarią, a w przyszłości, jak mniemam, nad wszystkimi żydowskimi krainami. Dlatego też uznaję go za buntownika szkodzącego interesom Rzymu! Podejmując taki oto wniosek, nie mam, niestety, cezarze, uprawnień, by Heroda, który jest przyjacielem Klaudiusza, ukarać tak, jak na to za­sługuje - rychłym wtrąceniem do lochu! Zamierzam jednak cię prosić, byś przyjął moją chęć udania się do zarządcy prowincji syryjskiej i przywołania tam Heroda Antypasa. I albo, za twoją zgodą, uwięzić go w Tyrze, albo obwinić za to, że podlegli mu Galilejczycy podburzają ludność innych prowincji przeciw Rzymowi.

Przy tym wspólnie z Poncjuszem Piłatem uważamy, że z całej tej sytuacji złożonej można wyprowadzić korzyści dla naszych interesów. Oto oskarżenie, nawet poufne, Heroda Antypa-sa dowodnie przekona go, że wiemy o jego zamyśle i wszystko, co dalej się wydarzy i ku ro­zeznanym celom zmierzać będzie, przeciw niemu może się obrócić. Dlatego w Tyrze dobrze byłoby zażądać od Heroda Antypasa ukarania podburzycieli galilejskich. Jeśliby tego nie wy­konał, znaczyłoby, że zdradzieckie zamiary Heroda zaszły tak daleko, że nie może on już za­wrócić z tej buntowniczej wobec Rzymu drogi! Wówczas proszę cię, o dostojny cezarze, byś właśnie mnie zezwolił być karzącą ręką Rzymu!"

Na tym chcę zakończyć swój raport do Tyberiusza. Co sądzisz o wnioskach w nim zawar­tych, drogi Poncjuszu Piłacie? Śpisz?! Jak mi Rzym miły, ty nigdy nie będziesz niczym wię­cej niż tylko marnym nadzorcą biednych krain. Pij dalej to swoje przykwaśniałe wino, a otrzymasz na pewno znaczącą podwyżkę, ale we śnie!...

8

Hora secunda

I

Plotki to były zwykłe. Jam nie osadził Jana Chrzciciela w więzieniu! Jest prawdą, że Herod Antypas, otrzymawszy od legata Syrii Witeliusza wezwanie do Tyru, nakazał mi Jana Chrzciciela zabrać z Galilei w miejsce odleglejsze od Jerozolimy. I chcecie mi wierzyć albo i nie - Herod uczynił to z myślą o jego bezpieczeństwie. Wiedział bowiem, jak wrogo był Jan Chrzciciel do Rzymu nastawiony, i że będąc w pobliżu Jerozolimy, tym samym narażał się Rzymianom.

Król polecił mi, bym Jana z należnym mu szacunkiem o zagrożeniu uwiadomił i wraz z jego uczniami do Perei odprowadził, gdzie też Herod Antypas w swoim pałacu macherońskim po­koje dla całego towarzystwa nakazał przygotować.

Jest też plotką, że Herodiana w Macheroncie źle Jana Chrzciciela traktowała. Nie lubili się ze sobą - to prawda, ale też i wielu innym dworzanom i najbliższym króla nie podobało się, że Herod żyje z żoną swego brata. Stąd też i dziwić się nie można, że skoro Jan Chrzciciel - czy­stość moralną stawiający wyżej cnót innych -głośno nad tym faktem bolał, a nawet i pomsto­wał - owo pomstowanie mogło nie spodobać się Herodianie. Nie lubili się więc! Jednak kie­dym Jana Chrzciciela z jego kompanią przywiódł do Macherontu - Herodiana zajęła się nimi serdecznie, wielokroć rozmawiając z Janem, a nawet zezwoliła jego uczniom, by do Jezusa się udali, bowiem Chrzciciel ją o to prosił.

Dlatego, kiedy mi dziś powiadacie: „Chuzo, tyś Jana Chrzciciela osadził w więzieniu, a więc wiesz, czemu Herod jest taki rozgniewany na niego, i wiesz pewno, o czym od tylu go­dzin rozmawiają..." - odpowiadam wam, że nie pozbawiłem Jana Chrzciciela wolności, a je­nom go do Macherontu przywiódł. O czym zaś rozmawiają, nie wiem, bowiem król nakazał, by przy jego rozmowie z Janem Chrzcicielem obecna była tylko Herodiana. Pewien zaś je­stem, że w czas uczty wieczornej król nas uwiadomi o tym, co mu Rzymianin w Tyrze po­wiedział, a też i o tym, jaki jest powód jego gniewu na Jana Chrzciciela... Wiecie, że od lat wielu będąc zarządcą Heroda, nie miałem nigdy kłopotów, bom zawsze umiał słuchać i być na tyle cierpliwym, by o tym, co król myśli - od niego się dowiadywać, a nie łamać sobie głowę zbędnymi domysłami. Stąd, drodzy przyjaciele, bądźcie, tak jak ja, cierpliwi, a naj­pewniej niezadługo wszystkiego się dowiemy...

II

Wiesz, jak bardzo cię szanuję. I wiesz, że tylko tobie powierzyć mogłem zadanie, którego spełnienie było dla mnie ważnym wielce. Podjąłeś się tego zadania. Dziękuję! Chcę jednak teraz wiedzieć, możliwie najdokładniej, jak zadanie to zostało wykonane. Sądzę też, że nie będziesz miał nic przeciw temu, by w rozmowie naszej uczestniczyła Herodiana - zdanie jej wysoko sobie cenię.

9

Królu, Herodiana mi nie wadzi, a nawet, kiedym tu w Macheroncie na ciebie oczekiwał -troskliwość okazywała i pomocną mi była. Zaś do rzeczy zasadniczej przechodząc, cieszę się, że mogę zdać ci dokładne sprawozdanie z wypełnienia zadania, bo powiedzieć ci muszę, że właśnie Herodiana posiała we mnie zwątpienie, czym do końca właściwie wywiązał się z nie­go. Tak więc nad Jordanem oczekiwałem dość długo na przybycie człowieka, który miał po­dejść do mnie. Wreszcie pojawił się! I kiedym tylko spojrzał na niego, kiedy wzrok nasz skrzyżował się, wiedziałem, że to był on!

Czyś wtedy, tak jak to było umówione, wymienił hasło i otrzymał stosowną odpowiedź?

Otóż to, królu. Takem był rad, że przybył człowiek, który zada klęskę rzymskiej pysze i naród nasz uwolni, że tego nie uczyniłem. Mówiłem o tym Herodianie i ona właśnie umożli­wiła moim uczniom odszukanie wskazanego człowieka, a ci przekazali treść hasła i uzyskali odpowiedź na nie.

Czy wszystko zgodne było z umową?

Nie, królu! Moi dwaj uczniowie znaleźli Jezusa na drodze pomiędzy Nain i Kafarnaum. Powiedzieli mu w moim imieniu tak, jak ja to miałem uczynić: „Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?" - a on miast odpowiedzieć tak, jak było umówio­ne: „Jeślim rodakiem Gaulomity, jestem tym, którego szukasz!" - odpowiedział zupełnie ina­czej, a to: „Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzysku­ją, chromi chodzą, trędowaci doznaj ą oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają. Błogosławiony jest ten, kto we mnie nie zwątpił"... Tak więc, jak słyszysz, nie dał on prawi­dłowej odpowiedzi, choć przecie jest chyba tym, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Pocho­dzi, jak się dowiedziałem, z Galilei, i to z Nazaretu, a w proroctwie Izajasza jest powiedziane, że wybawiciel to „nazer", co wprawdzie jako „zalążek" określić można, ale też i jako wska­zanie, że będzie on nazaretczykiem.

Dosyć, Janie! Przed twoim wyjściem nad Jordan długo rozmawialiśmy i o religii, i o moich celach, z którymi się godziłeś. Uzgodniliśmy wówczas bardzo ściśle, co ja, a co ty masz uczynić, by znalazł się ktoś, kto w narodzie gniew i zapał rozbudzi. Ja miałem kogoś takiego znaleźć i znalazłem. Był nim potomek Judasza Gaulomity, tego, który przed dziewiętnastu laty długo z Rzymianami walczył. Ów człowiek w umówione miejsce nad Jordanem dotarł i ciebie tam nie zastał... Co gorsza, okazało się, że jużeś wcześniej wskazał kogoś innego.

Królu! Człowiek ów, którego wskazałem - podszedł do mnie... A podałeś mu hasło umówione?

Nie uczyniłem tego, alem był święcie przekonany, że to on właśnie. Gdybyś ty na niego spojrzał... Szedł do mnie pewnie - wiedział, że na niego czekam!

Człowieku! Przestań w kółko o tym samym mówić, i to w sposób, który zaczyna zaprze­czać twojej mądrości. Powiadasz, że szedł pewnie, jakby wiedząc, że na niego oczekujesz. A jeśli ktoś dowiedział się o naszym zamiarze, to czy nie mógł tak właśnie uczynić - iść pewnie w twoim kierunku? Gdyby był jednak tym człowiekiem, którego winieneś wskazać, znałby odpowiedź na hasło. A ty owego hasła nawet nie wypowiedziałeś. I teraz tylko powtarzasz to swoje: „Byłem przekonany, byłem przekonany". Ty musiałeś być pewnym, pewnym bez żad­nej wątpliwości, że człowiek, którego wskażesz, jest tym właśnie, o jakiego mi chodziło. Mu­siałeś, winieneś być pewnym, a nie przekonanym jeno. Czy zdajesz sobie sprawę, jakie twój brak czujności może mieć następstwa?

10

Królu! Sam miałem wątpliwości: Herodiana wiedziała o nich...

Daj pokój. Nie mieszaj w swoje postępowanie Herodiany. Postąpiła ona niezwykle przy­tomnie, wysyłając twoich uczniów do wskazanego, bo przynajmniej przed przybyciem tutaj mogłem się wywiedzieć, kim on jest, bo że nie jest tym, na którym mi zależało, wiedziałem już wcześniej. Zostawmy więc na razie ocenę sprawy - na to przyjdzie czas stosowny. Teraz zastanówmy się wspólnie, jak mamy postąpić, by zdarzenia nie stały się groźne dla moich zamysłów.

Drogi mój. Ponieważ chciałabym być ci przydatną, zechciej powiedzieć, kim jest ów wska­zany przez Jana, którego on nazwał Jezusem, a też i to, po co wzywano cię do Tyru?

Widzisz, Herodiano, przebieg zdarzeń wprowadza wystarczająco dużo zamieszania w naszych zamysłach, a właściwie potwierdza kłopoty, których się spodziewałem od chwili powrotu do Ty-beriady potomka Gaulomity. Podejrzewam, że ktoś w nie znany mi sposób posiadł wiedzę o na­szych zamysłach, wiedział, że Jan udał się w pobliże Judei, by wskazać Mesjasza.

I jeśli do Jana zgłosił się człowiek, który wiedział, jakie ma posiadać znaki rozpoznawcze, sądzić mogę, że chciano w ten sposób naszym zamysłom przeciwdziałać. Myślałem więc, że to człowiek bądź to Rzymian, bądź jerozolimskiego Sanhedrynu, bo dla jednych i drugich możliwość przejęcia władzy w Judei przeze mnie - oznacza zagrożenie ich władztwa. Dzisiaj, wiedząc więcej o owym Jezusie, tak naprawdę nie potrafię odpowiedzieć, kim on jest rzeczy­wiście. Zresztą, oceńcie to sami, zamierzam bowiem przekazać wam teraz wszystko to, czego m się dotychczas o nim wywiedział...

Królu! Jeśli jednak powiadasz, że ów Jezus znał znaki rozpoznawcze, to i najpewniej mu­siał znać również hasło, a też i odpowiedź na nie, a więc nie możesz mieć do mnie żalu, że zadanie swoje wykonałem niezbyt dokładnie.

Oto ów Jezus mieszka - jak wspomniał Jan - w Nazarecie. Ojcem jego jest Józef, a matką Maria. Wraz z ojcem zajmował się ciesielską robotą, prowadząc mały warsztat. Rzecz w tym, że jak dowiedzieli się moi ludzie, Jezus wielokroć znikał na dłużej z Nazaretu, a po czasie pewnym pojawiał się ponownie. Bywało i tak, że nie widziano go w warsztacie ojca przez rok, a czasami dłużej. Gdzie wówczas bywał - nikt nie wie, nawet najbliżsi... Mógł być wszę­dzie! Inna rzecz jest równie ważna. Oto ojciec Jezusa pochodzi z rodu Dawida, a Jezus uro­dził się w Betlejem, mieście Dawidowym. Co to może oznaczać, nie muszę wam tłumaczyć. Kiedym się o tym dowiedział, pomyślałem, że Jezus jest człowiekiem jerozolimskiego San­hedrynu. Sanhedryn wie bowiem, że naród oczekuje na przyjście Mesjasza. Gdyby zaś owym wybranym okazał się człowiek z domu Józefa lub Aarona-Lewiego, wówczas stałby się przywódcą religijnym, odbierając arcykapłanowi i Sanhedrynowi przywództwo nad narodem. A temu najpewniej Sanhedryn byłby przeciwny! Bo oni z jednej strony oczekują na Mesjasza, a z drugiej się go boją... Jeśliby jednak ów Mesjasz pochodził z domu Dawida, byłby przezna­czony na tron królewski, a wówczas bardziej niż Sanhedrynowi zagrażałby mojej pozycji ii moim celom. I jeśliby od Sanhedrynu zależało, jakiego Mesjasza wskazać, wskazaliby raczej na potomka Dawida. Stąd też sądziłem, że Sanhedryn poprzez swoich ludzi przejrzał nasze zamysły i swego podstawił człowieka do wskazania Janowi. Ba! Sądziłem nawet, że Jan był w zmowie z Sanhedrynem...

Królu, co ty mówisz!

Czyniłem to z bólem, ale czyż nie miałem, Janie, ku temu podstaw?... Wracając zaś do prze­rwanego wątku. Oto później opowiedziano mi o zachowaniu się Jezusa w czas Paschy, a też i

11

o tym, że Sanhedryn wielekroć wysyłał swoich przedstawicieli na rozmowy z Jezusem, a ten stale się im sprzeciwiał, ganiać cały Sanhedryn, a nawet arcykapłanów i faryzeuszy ośmie­szał. Pomyślałem więc, że nie może to być ich człowiek! Nadto, najwyraźniej przed gniewem Sanhedrynu z Judei uciekł i, o dziwo, na terenie Galilei się schronił. Najpierw w Kanie, a później w Kafarnaum, zaś kiedy w Paschę kupców ze świątyni wypędził, ponownie uszedł do Galilei. A więc u mnie czuje się bezpiecznym, zatem nie może być człowiekiem Sanhedrynu! Sądziłem z kolei, że to Rzymianie zamysły nasze rozpoznali i dla przeciwdziałania - swego podstawili człowieka. Rzecz jednak w tym, że w Tyrze Witeliusz dał mi do zrozumienia, że wie coś o moich zamysłach w sprawie stworzenia państwa żydowskiego i uważa, że Jezus jest tym, który może powstanie przeciw Rzymowi wywołać. Więcej, był u Witeliusza zaufany z Rzymu, który wywiedziawszy się o działaniu Jana nad Jordanem i wskazaniu przez niego Mesjasza - odnalazł Jezusa na pustyni i wielce ciekawe obietnice mu czynił w zamian za przystąpienie do współpracy z Rzymem. Jezus obietnice owe odrzucił i współpracy odmówił! Nie jest więc to człowiek Rzymian! Ja zaś Witeliusza solennie zapewniałem, że z Jezusem nie mam nic wspólnego, co tym łatwiej mi przyszło, że była to po prostu - prawda. Wyjaśniłem mu też, że rozmowy na temat państwa żydowskiego prowadziłem wcześniej z dostojnym Klaudiuszem, który na pewno to potwierdzi, bo rzeczywiście on właśnie, kiedym był w Rzy­mie, zastanawiał się nad tym, czy powstanie naszego silnego państwa w sojuszu z Rzymem, a przeciw Arabom, nie niosłoby pożytków rzymskiemu imperium. Witeliusz uważa także, że ty, Janie, poszedłeś za daleko, jawnie wykazując wrogą postawę wobec Rzymu, co więcej - gło­śno lud przeciw cezarowi i jego przedstawicielom podburzając. Nalegał, bym ukarał cię za to!

Królu mój, sam przecież mówiłeś, że czas to najsposobniejszy, by zrzucić jarzmo rzymskiej niewoli!

Prawda to, prawda! Ale chyba nie sądzisz naiwnie, że da się to osiągnąć samym gardłowa­niem? Czy myślisz, że narodowe powstanie, bez przygotowania dokładnego, mogłoby się powieść? Otóż nie byłoby to możliwe! Ponieważ jednak zamysł mój nie doszedł do skutku, dziś mogę tobie wyjawić jego szczegóły, które od dawna już zna Herodiana. Nie mówiłem ci wcześniej o nich, byś mógł bez zbędnej ci wiedzy swoje zadanie wykonać. I choć tak się nie stało, a może właśnie dlatego, mogę dziś owe szczegóły wyjawić... Oto wiedzieć ci trzeba, że od kiedy Tyberiusz wyjechał na Capri i zarządzanie państwem przekazał w ręce Sejana, wielu w Rzymie nie pogodziło się z takim obrotem rzeczy, no, bo są dziesiątki, jeśli nie setki, do­stojniej szych od Sejana. Niewiele więc trzeba, żeby bunt przeciw Sejanowi został podjęty. Wystarczy drobna iskra, by płomień w Rzymie rozniecić. Tą iskrą mogłaby być Judea! Tu prokuratorem jest Poncjusz Piłat. Wszyscy w Rzymie wiedzą, że zarówno swoje stanowisko, jak i uprawnienia, aż nazbyt szerokie, otrzymał za przyczyną nie swoich zasług i umiejętno­ści, a zalet i koneksji swej żony - Klaudii Prokli. Wprawdzie ród Pontich, który z Samnium pochodzi, do znaczniejszych należał w przeszłości, że wspomnę o Horemiusie, który był przyjacielem samego Platona, czy Kajusie, który w odległych czasach wodzem był znamie­nitym. Dziś jednak owa świetność rodu Pontich bardzo zblakła: oto, nie tak dawno krewniak Piłata - Fragellanus - został przez Tyberiusza z senatu usunięty. Jeśliby więc przypadkowo prokurator został skompromitowany, wówczas szybko by sobie przypomniano w senacie, że to Sejan właśnie mianował onego - tylko dlatego, że jego żoną była kobieta spokrewniona z rodem Klaudiuszów. Wiedz jednak, że Poncjusz Piłat nie mógłby mieć kłopotów tylko dlate­go, że nastąpiło powstanie w podległej mu prowincji, bowiem owo powstanie z łatwością mógłby w krwi utopić.

Na rozkazy Piłata stoi w Cezarei Nadmorskiej dwunasty legion rzymski, który nie z przy­padku zwą „fulminatus"... „piorunujący"... A co za siłę sobą przedstawia legion rzymski - ty, Janie, nawet nie możesz mieć wyobrażenia, jeśliś w Jerozolimie w czas Paschy mógł wyłącz-

12

nie małą część owego legionu oglądać, bowiem w Jerozolimie nie było oddziału większego niż kohorta. Ale też i owa kohorta stanowi dostateczną moc, by ktoś, kto w sprawach woj­skowych się wyznaje - poniechał szybko myśli o zbrojnym powstaniu. Z tych to powodów nie chodziło mi o rzucenie naprzeciw wyćwiczonym legionistom - zbieraniny lada jak uzbrojo­nej... Powstanie, przewodzone przez tego, którego naprawdę powinieneś wskazać, wybuchło­by, tak jak przed dziewiętnastu laty, nie w Judei, a w Galilei. I to sterowane przeze mnie za­rzewie buntu przeciw Rzymowi ja z moimi wojskami miałem ugasić, co by mi też, ze zrozu­miałych względów, bez trudności wielkich przyszło wykonać.

Do tego nie byłby potrzebny Poncjusz Piłat z jego legionem. Właśnie Poncjusz Piłat w ogóle nie byłby w Judei potrzebny, gdybym ja w tych stronach pilnował interesów Rzymu. Wówczas też nie trzeba by było marnować złota na utrzymanie legionu. Złoto to mogłoby wpływać do skarbca cesarza. Mam w Rzymie wielu przyjaciół, którzy podpowiedzieliby, kto najlepiej interesów Wiecznego Miasta w Judei i Samarii może pilnować. A i Witeliusz, któ­remu dzisiaj Poncjusz Piłat nie podlega, byłby - dla tej przyczyny - po mojej stronie. Mieć zaś za sojusznika namiestnika syryjskiego, to znaczy nie obawiać się zbytnio legionu, nawet pio­runującego. Tylko że ty, Janie, tych zawiłości nie zrozumiesz do końca, boś nigdy nie był w Rzymie i nie wiesz, że czasami więcej znaczy żona prokuratora - Klaudia Prokla niż sam niby to wszechmocny prokurator, tak jak też i nie chciałeś, i nie chcesz zrozumieć, że Herodiana jest dla mnie ważniejszym doradcą i powiernikiem niż cały legion równie jak ty uczonych, ale też i nic nie rozumiejących mężów.

Obrażasz mnie, królu! Wcalem na takie traktowanie nie zasłużył...

Nie unoś się, Janie! Herod ma rację! Otrzymałeś oto proste zadanie. Miałeś wskazać czło­wieka, który objawi ci znak umówiony i odpowie na znane ci hasło. A cóżeś ty uczynił? Da­łeś się ponieść uczuciom i tylko spojrzawszy na kogoś, być może wrogiego naszej sprawie, jużeś go wskazał. Naiwnyś, Janie, jak dziecię i jeśli mam być szczera, dziwię się Herodowi, że jeszcze ciebie z takim spokojem traktuje. Dlatego nie obrażaj się, pomyśl raczej, kim oto może być ów wskazany przez ciebie człowiek?

Ty zawsze byłaś, Herodiano, przeciw mnie! Nie w smak ci, że mówiłem otwarcie, iż król nie powinien uwodzić, a co gorsza - brać za żonę kobiety poślubionej wcześniej przez jego brata...

O czym ty mówisz, Janie?! Ja namawiałem ciebie do spokojnej oceny sprawy, do próby, być może, i naprawienia twego błędu, a ty ciągle buńczuczne wygłaszasz tyrady... Czy ty na­prawdę sądzisz, że w moich decyzjach, a też w tym, co czynię - kieruję się tylko własnym osądem? Otóż wiedz, że kiedym przyjechał z Rzymu do Galilei, to właśnie nie kto inny, a Tyberiusz nakazał mi poślubić córkę króla Arabii, bo tak było korzystnie nie dla mnie, a dla rzymskich interesów. A potem, kiedy związek ten stał się dla Rzymu uciążliwy, bo nie po­zwalał na skarcenie Aretosa, nakazano mi odesłanie Arabki. A zawarcie związku z Herodianą nie stało się bez zgody brata mego, Filipa. Czyś słyszał, by Filip zgłaszał jakiekolwiek preten­sje?! Inna sprawa, że Herodianą okazała się wymarzoną dla mnie żoną, ale jak powiadam -inna to sprawa... A ty ciągle o moralności. A kto i na jakim dworze zwraca na takie rzeczy uwagę?! Trzeba by ci było pobyć czas jakiś w Rzymie, dopiero miałbyś na^ co narzekać!...

Królu, nie uwierzę, iż Filip nie ma pretensji do ciebie za porwanie jego żony! Sądzę, że on właśnie może chcieć przeciwdziałać twoim zamysłom, nawet z samej zemsty za owo porwa­nie.

Człowieku, naiwnością jest sądzić, że zamiar scalenia ziem naszych wszystkich mógłbym powziąć bez wiedzy i przyzwolenia Filipa! Więc kończmy już to gadanie o Filipie, Zasta-

13

nówmy się raczej nad wskazanym przez ciebie, Janie, Jezusem. Herodiano, jak ty myślisz, kim może być ów Jezus?

Mój drogi! Z tego, czego się dowiedziałam od uczniów Jana i od niego samego, wiem, że jest to ktoś, kto sprawia wielkie wrażenie na innych. Kiedy ludzie Jana dotarli do niego, oto­czony był niemałą gromadą uczniów, a i tłum znaczny postępował za nim. On rzeczywiście uzdrawia i czyni cuda. Zwróć też uwagę na jego imię. Czyż Jezus to nie „jeho-szua", a więc ten, który w imieniu Jahwe wybawia innych? Urodził się, jak powiedziałeś, w Betlejem, mie­ście Dawidowym, i pochodzi z rodu Dawida. Może to być rzeczywiście prorok, który przy­padkiem zupełnym pojawił się na drodze Jana, może nawet myśli jego przejrzał, bo to przecie są władni czynić prorocy. A mówi to, co naród chce usłyszeć!... Występuje przeciw celnikom, kto zaś celników może lubić, jeśli ci nawet biednym ostatniego zabiorą miedziaka?! Mówi też źle o faryzeuszach. A czy to właśnie nie pośród ludu powiada się, że są faryzeusze nie „day-ane-gezereth" - sędziami najwyższymi, a „dayane-gezeloth" - sędziami rozbójnikami?... Może więc to być prorok, a kto wie, czy i nie ów oczekiwany Mesjasz? Czas to tylko pokazać może, ale to już inna sprawa, która w żadnym, zaiste żadnym stopniu nie umniejsza winy Jana, który zadania, jakie mu dałeś - nie wypełnił!

Wspólnie prawidłowo rozumujecie o ziemskich myśląc sprawach. I ty, Herodiano, i ty, He­rodzie, osądzać mnie chcecie za to, com na wasze, jak słyszę, zlecenie wykonać powinien.

Na myśl wam jednak nie przychodzi, że wskazałem nie z przypadku, a z przekonania - wła­śnie Mesjasza. Sądziłem, że nie mnie objawiać wam, ziemskim władcom, to, co przez władcę wyższego od was poruczone mi zostało, ale przecie chcę to uczynić, byście nie próbowali sądzić mnie niesprawiedliwie.

Od dawien dawna wiedziałem, iż chwila taka nadejdzie, kiedy szaty pustelnicze przyjdzie mi wdziać i zaszczytu dostąpić wskazania Mesjasza, Czas taki nadszedł i wypełniłem powin­ność swoją. W chwili, kiedym Jezusa wskazał, nieważne dla mnie były twoje, Herodzie, za­mysły...

14

Hora tertia

Przyjmij, że dzisiejsza nasza rozmowa jest egzaminem ostatecznym przed twoim wyrusze­niem do żydowskich krain. Wyobraź sobie, że zostałeś zatrzymany przez podległych Poncju-szowi Piłatowi albo Herodowi Antypasowi, albo Sanhedrynowi jerozolimskiemu. Wszystkim tym przesłuchaniom winieneś sprostać! Przypuśćmy, że przepytuje cię ktoś z wiedzy o judej-skich sprawach. Niech to będzie ot - takie pozornie niewinne pytanie: jak doszło do tego, że Judea i Samarią zarządza rzymski prokurator?

W tej sprawie wiedza moja powinna być rozległa, jeśli mam uchodzić za człowieka, które­mu na równi dobrze są znane sprawy i judejskie, i rzymskie. Tak więc, dostojny Witeliuszu...

Bądź łaskaw, bez wstępów. Jesteś już przepytywany, a więc zatrzymujący cię wiedzą, cze­go od ciebie spodziewać się mogą.

Wielka jawnogrzesznica - Roma - od najdawniejszych czasów nam nie sprzyja...

Na litość, nie przesadzaj w rozmowie ze mną. Każdy z nas usłyszawszy, że Wieczne nasze Miasto jakiś barbarzyńca jawnogrzesznicą nazywa, może albo śmiechem wybuchnąć, albo wydobyć miecz z pochwy.

To wiem, o panie, ale przecie sameś powiedział, że pyta mnie ktoś obeznany z judejskimi sprawami, zakładam więc, że jest to ktoś, kto Żydom sprzyja, a wówczas określenie, które-gom użył, wcale niezły stanowi początek.

Dobrze. Masz rację! Mów, proszę...

Herod Wielki był stronnikiem Antoniusza. Jednak po klęsce tego ostatniego przeszedł na stronę Oktawiana. Wszystkimi sposobami chciał przychylność nowego cezara pozyskać, co mu się też i udało. Nawet miasto nowo budowane, w którym dziś jak na ironię losu Poncjusz Piłat rezyduje, nazwał na cześć Oktawiana - „Cezareą"...

Choć się nie mylisz, to przecie wyprzedzasz zdarzenia, a nadto jakby rzymski punkt widze­nia stawiasz wyżej, a przecie zakładamy, że przepytuje cię ktoś, kto Judejczykom, a nie nam, dobrze życzy.

A sądzisz, panie, że Heroda Judejczycy dobrze wspominają, jeśli, właśnie Oktawianowi sprzyjając, nakładał coraz to wyższe podatki?

Najpewniej dziś już nikt o podatkach Heroda nie pamięta, tym bardziej że nasze nie są wcale niższe. Wiesz, jakie rozruchy były w czas wprowadzenia cenzusu, który ustalał podatek wpłacany do kasy rzymskiej z tej prowincji?! Stąd też i solą w oku Judejczykom nasza obec­ność w owej Cezarei i w Jerozolimie... Tak czy owak, to ty będziesz sam musiał oceniać, z kim rozmawiasz i komu jaką winieneś dawać odpowiedź. Ty ryzykujesz! Mnie ostatecznie interesuje to, co wiesz o zdarzeniach, a więc od uwagi swojej odstępuję...

Tak więc Herod zdobył przychylność Oktawiana Augusta, przez co umocnił się znacznie na swoim tronie. Kiedy zmarł w trzydziestym czwartym roku panowania Augusta, jego synowie

15

udali się do Rzymu, by cesarz testament ich ojca uznał i zatwierdził. Wtedy to kraj podzielony został między trzech synów Heroda. Archelausowi, jako najstarszemu, przypadły najważniej­sze ziemie: W jego etnarchacie znalazły się: Judea, Samaria i Idumea. Kto zaś ma Judeę, a więc i Jerozolimę, ten na wszystkich Żydów, nawet tych żyjących w innych krainach, wpływ ma największy! Pozostałe ziemie rozdzielono między młodszych synów Heroda Wielkiego. Tetrarchia z Galileą i Pereą przypadła Herodowi Antypasowi, zaś Iturea i kraj Trachon stały się tetrarchią Filipa. W dwa lata od tych zarządzeń Rzymu wiadomym się stało, że dla intere­sów imperium byłoby najlepiej, gdyby Jerozolima była w bezpośrednich rękach naszych...

Stop! Jakich naszych rękach? Przecież nie zechcesz w rozmowie z kimś, kto sprzyja Judej­czykom albo sam nim jest - użyć zwrotu „w rękach naszych" - mówiąc o Rzymie?!

Dostojny Witeliuszu! Nie dałeś mi dokończyć zdania. Powiedzieć wszak chciałem, że Judea byłaby w rękach naszych; wrogów...

Chytryś, przyjacielu. Ciągnij dalej.

Wykorzystali więc Rzymianie niezadowolenie, jakie z rządów Archelausa i saduceusze, i faryzeusze, i zeloci wyrażali, a że jeszcze do tego na Pustyni Judzkiej ginęli obywatele Rzy­mu z rąk sykariuszy, Archelausa przywołano do Wiecznego Miasta, a stamtąd zesłano do od­ległej północnej krainy zwanej Galią. Na miejsce zaś usuniętego wprowadzono rzymskich namiestników w wysokiej randze prokuratorów...

Tu chciałbym ja westchnąć, że w tamtych czasach byli oni podlegli syryjskiemu legatowi Rzymu, zresztą, nim prokuratorzy nastali, sam Herod Wielki u Kwiryniusza klamki w Tyrze często wisiał. Mam nadzieję, że - być może, przy twojej pomocy - ten słuszny stan rzeczy powróci niebawem. No, mów dalej.

Pierwszym prokuratorem był Koponiusz, po nim zaś Ambiwi-cjusz i następnie Rufus. Tego ostatniego odwołał z prokuratorskiego stolca cezar Tyberiusz i na jego miejsce mianował Waleriusa Gratusa. Byłby on najpewniej do dzisiaj na swoim miejscu, gdyby nie Klaudia Prokla. W Rzymie powiada się, że nie pochodzi ona z rodu Klaudiuszów, a jeno przez nich wyzwolona została.

A nawet gdyby i tak było, cóż z tego, skoro Tyberiusz łaskami ją darzy i za jej przyczyną Poncjusza Piłata na stolec prokuratorski osadził. Ale czy oto pomnisz, skąd Klaudia Prokla pochodzi, a nadto, jakie otrzymał mąż jej przywileje odmienne od swoich poprzedników na prokuratorskiej funkcji?

Panie mój, jeśli sądzisz, że złapiesz mnie nawet na najdrobniejszej niewiedzy o Poncjuszu Piłacie - jesteś w błędzie. Prokla pochodzi z Narbony, a owe dodatkowe plenipotencje jej mę­ża to przede wszystkim dowództwo nad dwunastą legią pod jego rozkazy przydzieloną, a też niezależność od legatów syryjskich.

Mam cię, przyjacielu! Nie wymieniłeś oto, że Poncjusz Piłat jako jedyny ma prawo do wy­dawania wyroków śmierci, bo przedtem owe wyroki mógł samodzielnie ferować jerozolimski Sanhedryn.

Wybacz, panie, ale to ty nie masz racji zupełnie. Przywilej ten nie był przydany Poncjuszo-wi Piłatowi. Stało się to wprawdzie już za rządów Tyberiusza, ale wówczas prokuratorem w Judei był jeszcze Walerius Gratus. To on właśnie w dziesiątym roku panowania Tyberiusza

16

wymógł na nim cofnięcie Sanhedrynowi jerozolimskiemu tego przywileju i przekazanie owe­go uprawnienia rzymskiemu prokuratorowi. Tak więc Poncjusz Piłat to uprawnienie zawdzię­cza Waleriusowi, a nie sobie czy też żonie - Klaudii Prokli. Nawiasem mówiąc, cofnięcie wspomnianego przywileju Sanhedrynowi jerozolimskiemu wcale nie umniejszyło władzy Sanhedrynu, a nawet i niezupełnie uniemożliwia mu wydawanie wyroków śmierci.

Zadziwiasz mnie. Mówisz rzeczy, o których wiem niewiele. Co do Waleriusa Gratusa, w jednym przyznaję ci rację: przypominam sobie, że to on właśnie wywalczył dla siebie ów przywilej, ale wątpię, by był na tyle hojny, by dzielić się nim z Sanhedrynem.

Rzecz w tym, panie, żeś Rzymianinem, a ja Judejczykiem, więc też i nie dziwota, że wiem więcej niż ty o sprawach judejskich. Oto od czasu, kiedy Walerius Gratus wprowadził zmianę w obowiązującym prawie. Sanhedryn jerozolimski ferując wyroki śmierci zasiadał w synago­dze w miejscu zwanym salą ociosanych kamieni, po naszemu „Lischat-ha-Gazith". Trzeba ci też wiedzieć, że według naszych przepisów wyrok śmierci wydany poza tą salą nie jest pra­womocnym wyrokiem, chyba że nie jest wydany z woli Sanhedrynu. Dość, że od czasów Waleriusa Gratusa Sanhedryn nie obraduje w tej sali, bo przeniósł się do Dolnego Miasta, do gmachu stojącego na skraju urwiska przy zachodnim wejściu do synagogi. Gdziekolwiek by jednak Sanhedryn zasiadał, każdy Żyd, na którego zostanie skierowany wyrok - podda się jego mocy. A wierzaj mi, panie, że gdyby ostateczny wyrok kary śmierci zapadł, też byłby, może i nie bezpośrednio, ale jednak wykonany! Mimo że wydano by go w niewłaściwej sali, a więc niezupełnie zgodnie z prawem...

Powiadasz oto, że mimo decyzji Rzymu - Sanhedryn byłby władny nałożyć karę śmierci?

Jak powiedziałem, może nie bezpośrednio, ale jednak... Sanhedryn może postanowić karę stopnia pierwszego, która u nas „nidduj” się nazywa, co tłumaczyć można jako „odłączenie". Kara ta nakłada pieniężną grzywnę, a jeśli podsądny nie może je uiścić, musi przez dni trzy­dzieści nie golić się ani nie myć. Sam więc rozumiesz, że przez wszystkich jest nie tylko za­uważony, ale też i czuje się takiego odłączonego już z daleka. I wierzaj mi, że żaden Żyd - ani syn, ani ojciec - nie podejdzie do odłączonego bliżej niż na cztery łokcie. Jeśli zaś ta kara nie przemówi do rozsądku temu, któremu ją wymierzono, bywa ona przedłużona w czasie dwu- i trzykrotnie- Myślisz, panie, że łatwo - nawet samemu - wytrzymać smród nie mytego tygo­dniami ciała? Zdarza się jednak ktoś zatwardziały, wówczas Sanhedryn zastosować może sroższą jeszcze karę zwaną „cherem", czyli „opuszczenie". Dotknięty taką karą nie może ani to publicznie nauk słuchać, ani to sam ich głosić. Nie może też ani nic kupować, ani nic sprzedawać. Co taka kara może dla Żyda znaczyć, ty, panie, nie jesteś w stanie pojąć...

Nie powiesz przecie, że kara taka jest równoważna ze śmiercią? Można przecie bez Świąty­ni i targowiska wcale znośnie żyć.

Właśnie, panie, mówisz jak Rzymianin, któremu i synagoga, i handel jest obcy. Żyd jednak bez obu tych rzeczy nie potrafi sobie radzić. Ale rację masz, że „opuszczenie" nie jest jeszcze karą śmierci i choć z piętnem „cherem" żyć trudno, ale jednak żyć można. Sanhedryn wszak może nałożyć na opornych jeszcze i karę stopnia trzeciego, zwaną u nas „skammatas". Nazwa ta od dwu słów pochodzi: „skam", które skazanie oznacza, i „mithah" - śmierć. Człowiek, którego taki wyrok dotyczy, wyjęty jest spod j prawa i przed Waleriusem Gratusem każdy mógł go zabić, a teraz każdy tak naznaczonego może Rzymianom wydać. Jeśli Sanhedryn uchwali więc wyrok „skammaty", to wierzaj mi, że żaden Żyd nie przyłoży ręki w obronie napiętnowanego tą karą. A co w sumie za różnica, czy poniesie on śmierć z rąk pojedynczego człowieka, tłumu, policji Sanhedrynu, czy też katów rzymskich?! „Skammata" to „skamma-ta". Wyrok ten bardzo rzadko jest podejmowany i to w obecności najmniej połowy Sanhedry­nu, bo kara „cherem" może być nałożona przez zaledwie jego siódmą część.

17

Nie wątpię, że zwyczaje swoich stron znasz dobrze, ale też i nie sądzę, by to, o czym mó­wiłeś, mogło ci pomóc w spełnieniu zadania, jakie ci postawię. Rzecz oczywista, to dobrze, że wiesz o tym, ale w misji twojej liczyć się będzie rozeznanie, na przykład, w samym składzie jerozolimskiego Sanhedrynu. Jeśli bowiem będziesz chciał w ramach zadania swego załatwić coś w Jerozolimie, to do kogo z Sanhedrynu się udasz?

Panie, po pierwsze, dotąd nie powiedziałeś, jakie oto zadanie mam spełnić. Nie wiedząc zaś nic o nim, nie mogę mówić, do kogo się udam, bo to przecież zależy od tego, co będę chciał załatwić. Jeśli bowiem chciał będę dotrzeć do Poncjusza Piłata, to albo z Kajfaszem rozma­wiał będę, albo z Józefem, który z nim w dobrych jest stosunkach, jeśli zaś...

Przerwę ci, bo też i masz rację, że bez znajomości swego zadania trudno ci będzie na tak postawione pytanie odpowiedzieć. Powinność, jaką chcę tobie poruczyć, za chwilę ci wyja­wię, ale przedtem odpowiedz na moje poprzednie pytanie, choć nieco inaczej postawione: powiedz, kto i w jakiej kolejności ma w jerozolimskim Sanhedrynie najwięcej do powiedze­nia?

Dostojny Witeliuszu, ależ to bardzo trudne pytanie!

Zadania też nie będziesz miał łatwego, ale przecie wiem, do licha, komu i, co ważniejsze, za jaką cenę poruczam spełnienie owego zadania, stąd też nie mogłeś się chyba spodziewać ła­twych pytań?!

Prawda, alem już od dłuższego czasu nie był w Judei i wiedza moja może być niezupełnie prawdziwa...

No, chyba nie powiesz mi, żeś nie mógł jej uzupełnić, czytając raporty, jakie od swoich lu­dzi z żydowskich krain otrzymuję? Czemu więc umykasz od odpowiedzi na to pytanie?

Obawiam się po prostu, że zechcesz mnie, panie, przeciw Sanhedrynowi jerozolimskiemu skierować, a takiego zadania nie mogę się podjąć. To tak, jakby ktoś ciebie, o dostojny, do wystąpienia przeciw Tyberiuszowi namawiał!...

Za dużo sobie pozwalasz! Czy sądzisz, że śmiałby ktoś syryjskiemu legatowi Tyberiusza proponować wystąpienie przeciw boskiemu cezarowi?

Oczywiście, że nie, dostojny Witeliuszu. Cóż bowiem mógłby syryjski legat zdziałać prze­ciw cezarowi? Takie misje, jeżeli mnie pamięć nie myli - podejmują się wypełniać tylko naj­bliżsi cezara albo prefekt pretorianów.

Zamilcz, zuchwalcze! Pewnyś siebie, a i pobyt w Rzymie sporo cię nauczył. Innym razem najpewniej za takie słowa spotkałaby cię kara, teraz zaś twoje zuchwalstwo nawet mi pochle­bia, bowiem sądzę, żem niezły w twojej osobie znalazł materiał do spełnienia misji specjalnej. Wszelako zadanie to nie dotyczy Rzymu, więc twoich spostrzeżeń na temat dworu Tyberiusza nie jestem ciekaw, bardziej interesuje mnie to, co wiesz o Jerozolimskim Sanhedrynie. Nie chcę też ciebie przeciw niemu stawiać, choć gdybym się uparł, pewno musiałbyś podjąć się takiej misji, ale nie mam zamiaru wypróbowywać aż tak szczególnie twego dla mnie oddania. Zadanie twoje znacznie jest prostsze. Masz oto dotrzeć do miejsca, gdzie znajduje się Judej­czyk o imieniu Jezus, i masz doprowadzić do tego, by ów prorok żydowski przybył do Tyru; chcę z nim rozmawiać!

Panie, Jezus nie jest Judejczykiem. Pochodzi z Nazaretu, a więc jest Galilejczykiem, podda­nym Heroda Antypasa.

18

Może jest i Galilejczykiem, Nie jest to dla mnie takie ważne.' Istotne jest to, by moje z nim spotkanie miało poufny charakter. Nie chciałbym, by ktoś - czy to Piłat Poncjusz, czy Herod Anty-pas - wysłał raport do Rzymu o tym, że legat syryjski spotkał się z, żydowskim proro­kiem...

Nieproste to zadanie, dostojny Witeliuszu! Jak oto mam skierować kroki owego proroka, o którym u nas powiadają, że jest Mesjaszem - w odwrotnym od Jerozolimy kierunku? Każdy nasz prorok, a już Mesjasz na pewno - podążał będzie do świętego miasta, a nie do Tyru!

Nie narzekaj, przyjacielu. Jak widzisz, nie stawiam cię przeciw jerozolimskiemu Sanhedry­nowi, przed czym się wzdragałeś. Misja twoja nie jest taka znowu trudna. A jak ją wypełnić? Twoja w tym głowa. Spełnisz misję, otrzymasz złoto, jeśli jej nie spełnisz, nic nie dostaniesz!

Zaraz, zaraz ! Mówiłeś, panie, że po podjęciu zadania otrzymam połowę należnej mi sumy, a po jego spełnieniu - resztę. Teraz zaś miałbym nic nie otrzymać?

Za krętacza mnie uważasz? Jasne, że dam ci sakiewkę z polową umówionej kwoty, ale ta ma ci służyć w utorowaniu drogi do celu. Jeśli nic nie wydasz w trakcie spełniania zadania -złoto będzie twoje. Sądzę jednak, że bez owego złota niewiele będziesz mógł zdziałać, dlate­go zakładam, że nic ci nie daję. Jeśli zaś zadanie spełnisz, czekać cię będą w Tyrze dwie sa­kiewki zawierające po tyle złota, ile teraz otrzymasz. Masz więc sporo do zyskania!

Miło słyszeć, dostojny Witeliuszu, tak głęboko przemyślane rozstrzygnięcie. A jużem są­dził, że będzie ono we mnie godzić. Skoro zaś jest inaczej, tym skrzętniej zabiegał będę, by spełnić poruczoną mi misję, choć nie .jest ona tak łatwa, jak na pozór wygląda...

Nie martw się, jeszcze ci ją nieco utrudnię. Chcę bowiem, byś od czasu odnalezienia owego Jezusa aż do chwili, w której kroki jego do Tyru skierujesz - słał do mnie meldunki, bym był poinformowany, jak prowadzisz zlecone ci dzieło. I nie próbuj mnie zwodzić! Znasz bowiem moją dewizę?! Lubię wierzyć, zwykłem jednak nie tylko wierzyć, ale i sprawdzać! A jeśli o sprawdzaniu mowa, miałeś mi odpowiedzieć na pytanie tyczące jerozolimskiego Sanhedrynu.

Skoro przeciw niemu nie występuję, tym łatwiej mogę na owo pytanie odpowiedzieć.

Swobodnyś wielce. Możesz odpowiedzieć! Paradne! Musisz i odpowiedzieć, jeśli chcesz mnie przekonać, żeś zasłużył na pierwszą sakiewkę ze złotem.

Kiedy o złocie mowa, dostojny Witeliuszu, już dodatkowych zachęt mi nie trzeba, nawet-zamiany słowa „mógłbym" na „muszę"... Oto „Nacim", a więc „księciem" jerozolimskiego Sanhedrynu jest Józef Kajafa zwany Kajfaszem. Jeśli jednak chciałbym coś ważnego zała­twić, nie poszedłbym do niego, a do jego zastępcy, Annasza. Pełni on w Sanhedrynie za­szczytne stanowisko „Ab-Beth-Dina", a więc „ojca trybunału". I choć jest zastępcą, to jednak Kajfasz jest zięciem Annasza, a nie odwrotnie. Po nich w dostojeństwie najważniejsi są żyją­cy byli arcykapłani:

Eleazar - starszy syn Annasza, Joazar i Eleazar - synowie Szymona Boetusa, a dalej: Jozue-ben-Sie, Izmael-ben-Fabi i Szy-mon-ben-Kamit. Po nich najbezsporniej najwięcej w Sanhe­drynie mogą: Jonatan, Teofil i Maciej - synowie Annasza, którzy jeszcze nie byli arcykapła­nami, ale jak znam Sanhedryn - najpewniej nimi będą. Dalej stoją ci, którzy nad skarbcem mają pieczę, a to Helkiasz - podskarbi jerozolimski - i Szymon Kantor, który do ubogich nie należy. Silną pozycję mają dwaj kapłani: Jan i Aleksander z rodu Lewiego, którzy głosem doradczym i Kajfaszowi, i Annaszowi służą. Mógłbym dopowiedzieć, że pośród saduceuszy w Sanhedrynie zasiadających mają ponadto uważanie: Józef z Arymatei, Nikodem-ben-Gorion, Ben-Tsitrit-Hakka-sate i Ben-Kalba-Szebuota. Tak więc, gdybym chciał dotrzeć do Sanhedrynu, zwróciłbym się do jednego z wymienionych, ale przede wszystkim do Annasza

19

albo do Helkiasza. Jeśli zaś chciałbym przez Sanhedryn dotrzeć do Poncjusza Piłata, rozma­wiałbym albo z Józefem, albo z Nikodemem...

Niezłą masz pamięć, przyjacielu, i jak widzę - dobrześ wykorzystał wiedzę z danych ci do przeczytania raportów... Jednak pominąłeś skrybów w Sanhedrynie zasiadających, a przez skrybów zawsze wiele załatwić można.

Ani mi przez myśl nie przeszło, bym skrybów ważył sobie lekce. Po prostu znowu mi, pa­nie, przerwałeś to, com zamierzał powiedzieć. Oto bowiem, jeśli chciałbym cały Sanhedryn zjednać, a nie tylko sprawę jakąś załatwić, wówczas w rzeczy samej ~ zwróciłbym się do skrybów, pamiętając o danej mi przez ciebie sakiewce. W takim przypadku skierowałbym swoje kroki do sofe rim: Gamaliela albo Onkelosa, albo Symeona, albo Amuela. Nie ponie­chałbym też Jonathana-ben-Uziela, Hananiasza-ben-His-kiasza, Izmaela-ben-Eliasza ani też rabbiego Zadoki czy rabbiego Nahumo. Miałbym więc wielu do wyboru! A najpewniej, dla dobra zadania, jakie mi postawiłeś, nie ominąłbym żadnego z owych soferim.

I słusznie, i słusznie! Nie powinieneś poniechać niczego, co mogłoby Galilejczyka skiero­wać do Tyru lub choćby w jego pobliże. Miej to na względzie, cokolwiek będziesz czynił w żydowskich krainach...

II

Dostojny Witeliuszul Ten oto meldunek z opóźnieniem zna| cznym d wysyłam, ale Jezusa nie znalazłem ani w Kafamaum, ani w Tyberiadzie; sporo jeszcze wędrować musiałem, ni-mem go odszukał. Po drodze wielem się o nim dowiedział. Anim się spodziewał, że Jezus tym, co mówi i czyni - taką aż sławę w żydowskich zdobył krainach. Teraz, kiedym go już poznał, a co więcej: zostałem do towarzystwa jego przyjęty - okazję mam bliżej mu się przyj­rzeć. To nawiedzony prorok. Słusznego jest wzrostu, dostojnej postawy i jasnego spojrzenia. Uzdrawia chorych, dziwy opowiada, a czyni to tak mądrze, że aż - dla mnie -niezrozumiale. Tym jednak nie przejmuję się zbytnio, bo inni słuchają go uważnie, ja zaś korzystając szczo­drze z twojej sakiewki - zabezpieczam w miarę sytą codzienność dla całej naszej grupy, zjed­nując tym dla siebie ich przychylność, co, jak mniemam, przybliża mnie do celu.

Za dostarczenie poufne listu tego do wartowni w Tyrze sporo musiałem zapłacić. Po tym kolejne meldunki swoje, mimo woli, wysyłał będę nieczęsto, bo sakiewka musi mi wystar­czyć na opłacenie podróży nie tylko do Tyru, ale i przedtem do Jerozolimy, jako że tam wła­śnie Jezus się na czas Paschy wybiera i nie chcę go od tego zamiaru odwodzić, jeśli nie mam przedwcześnie zdradzić swoich zamiarów.

III

W podróży do Jerozolimy towarzyszyło Jezusowi wielu mu najbliższych. Później ci o nich napiszę. Teraz chciałbym ci najpierw donieść, że wracamy już - rzec by można: uciekamy - z Jerozolimy, i że powód tego spiesznego uchodzenia z Jerozolimy przybliża, jak sądzę, speł­nienie poruczonego mi zadania.

W Jerozolimie Jezus zupełnie nie przestrzegał przyjętych zwyczajów. Uzdrowił chorego w szabat, faryzeuszom urągał, a siebie nazwał Synem Bożym. Pewno niewiele ci to powie, ale już to, o czym napisałem, wystarcza, by go jerozolimski Sanhedryn wszystkimi możliwymi karami obłożył. Na dotarcie do najważniejszych członków Sanhedrynu nie miałem już dosta­tecznych środków, jako że sporom złota wydał w czas podróży do Jerozolimy. Dowiedziałem się jednak, że Sanhedryn, jeszcze w minionym foku, nałożył na Jezusa dwie kary mniejsze, a

20

to „nidduj" i "cherem", a teraz już i „skammatę"! Kary tej wcale nie próbowano zatwierdzać u Poncjusza Piłata, jeno policja Sanhedrynu Pilnie zaczęła naszej grupy poszukiwać. Jezus do­wiedział się o tym od sanhedrynity Nikodema-ben-Goriana, który mu, jak się zdążyłem zo­rientować, sprzyja wielce. Dość, że z Jerozolimy musieliśmy najspieszniej uchodzić, do cze-gom sam też przynaglał, złota na zorganizowanie podróży nie żałując, bom się obawiać za­czął, że zadania mogę nie wykonać nigdy, jeśli policja jerozolimska pojmą Jezusa! Faryze­usze taką zajadłość Judejczyków przeciw niemu wywołali, że tylko spieszna ucieczka mogła nas uratować! Swoją drogą, odważny to prorok, bo bez żadnego strachu faryzeuszom się przeciwstawiał, a jeszcze ich sądem Mojżeszowym straszył. Mówił też, że jest Synem Czło­wieczym. Popełnił więc bluźnierstwo, które w oczach Judejczyków usprawiedliwia „skam-matę", jaką Sanhedryn jerozolimski na niego nałożył. Tobie najpewniej, dostojny Witeliuszu, określenie „Syn Człowieczy" nic nie mówi. A nam. Żydom - wiele! Oto w świętych księgach naszych jest zapisane proroctwo Daniela o tym, że od Boga naszego przybędzie Syn Człowie­czy, któremu dana jest władza nad królestwami i narodami. Tak więc Jezus powiedział fary­zeuszom, że jest właśnie tym wybranym! Czy jest nim rzeczywiście, trudno mi powiedzieć, nie jestem „uczonym w Piśmie". Wiem jednak najbezsporniej coś zupełnie innego, a to, że jeśli nas dopadną w granicach Judei - mimo iż od ogłoszenia „skammaty" nie minął czas pra­wem wyznaczony, i mimo że wyrok ów nie został zatwierdzony przez Poncjusza Piłata - to najpewniej Jezus zabity zostanie, a kto wie, czy nie i ci, którzy go otaczają. W tej liczbie i ja -niestety! Stąd też złota nie żałuję na dostarczenie rychłe tego listu do ciebie, panie, bo gdyby nas pojmano, glejt, jaki od ciebie otrzymałem, zamierzam zużytkować i liczyć na twoje wstawiennictwo!

IV

Dostojny Witeliuszu! Zdołaliśmy szczęśliwie przebić się do Galilei. W trakcie spiesznej po­dróży naszej - wprost powiedziałem Jezusowi, że jestem twoim, o panie, posłańcem i że ży­czenie masz spotkać się z prorokiem. Przekonałem go, że rozsądnie będzie, po tym, co w Je­rozolimie się zdarzyło - usunąć się na czas jakiś z żydowskich krain. Zapewniłem Jezusa, że może czuć się bezpiecznym zupełnie w podległych ci stronach. Jutro wyruszamy o świtaniu, tak że w dzień po posłańcu, który list odda, stawimy się w umówionym miejscu pomiędzy Tyrem a Sydonem. Będzie nas liczna dość i wcale dobrze uzbrojona grupa, stąd nie wyklu­czam, iż jeśli jakoweś straże zatrzymywać nas będą - zmuszony zostanę z glejtu skorzystać, by do nie zamierzonej potyczki nie doszło. Poza prorokiem i moją osobą w grupie znajdować się będą: Szymon i brat jego Andrzej - synowie Jony, Jakub z bratem swoim Janem - synowie Zebedeusza. Ci czterej są podwładnymi Filipa i z Betsaidy pochodzą. Pozostali to Galilejczy­cy, poddani Heroda Antypasa, są to: Filip, Bartłomiej, Tomasz, Mateusz, Jakub, Juda i Szy­mon zwany Gorliwym. Większość z nich to rybacy, choć mieczem władać nieźle umieją. Najlepszym w tej sztuce jest Szymon, który podług mnie z zelotami ma związek. W takiej oto grupie przybędziemy. Uczynię wszystko, by do umówionego domu na spotkanie z tobą jeno Jezus się udał. Liczę też, o panie, że umówione dwie sakiewki otrzymam, poruczone zadanie wypełniwszy.

V

Dzięki ci, panie, za to, żeś właściwie trud mój ocenił, rozumiem bowiem, że te cztery sa­kiewki do mnie należą!

Nie spiesz się tak, przyjacielu. Ja słowa dotrzymuję. Umówiliśmy się, że otrzymasz dwie za spełnienie zadania. Dwie sakiewki, proszę, są twoje. Dwie zaś dalsze otrzymasz za wykona-

21

nie nowego zadania, jakie zamierzam ci poruczyć. Chcę oto, byś udał się dalej z grupą Jezusa i cały czas przy nim będąc ochraniał go przed niebezpieczeństwami. Ale też i o co innego jeszcze mi chodzi. Może oto Jezus działać podług uznania swego w krainach podległych He­rodowi Antypasowi i Filipowi, nie może jednak już nigdy pojawić się na terytorium podle­głym Poncjuszowi Piłatowi...

Nie jest to możliwe, dostojny Witeliuszu! Nie masz chyba, tak jak i ja, wątpliwości, że Je­zus jest prorokiem, a może i nawet Mesjaszem, stąd miejsce jego w Jerozolimie! Tam tylko, zgodnie z księgami naszymi, może Mesjasz misję swoją dopełnić, naród nasz z niewoli wy­prowadzając.

Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że mówisz teraz bardziej jak uczeń owego Jezusa czy też jak apostoł - tak bowiem was ów prorok nazywa, nieprawdaż? - a nie jak człowiek na moich będący usługach i rzymski żołd pobierający! Wziąłeś dwie, a nawet i trzy już sakiewki? Mu­sisz się więc zdecydować, kim jesteś. Judaszu z Kariot, synu Szymona?! Czy jesteś uczniem Jezusa, czy człowiekiem na usługach moich? Mam ci przypomnieć, kim byłeś wcześniej, nim ciebie na rzymskie usługi najęto?

Wybacz, dostojny panie, ale to nowe zadanie, które chcesz mi postawić, jest wręcz niespeł-nialne. Po pierwsze, Jezus już wie, żem jest twoim człowiekiem, a więc najpewniej za zdrajcę spraw żydowskich mnie uważa. Jak więc mam na powrót do niego dołączyć, skoro już ufać mi nie będzie? Po drugie, przywiązałem się do tych ludzi. Poprzez wspólnie przeżyte niebez­pieczeństwa bliskimi mi się stali. Nadto Jezusa, jak już wspomniałem, za proroka uważam, bo przecie na oczach moich chorych uzdrawiał, a i inne cuda czynił, które jeno prorok zdziałać może. Jak więc mam uniemożliwić mu jego podróż ewentualną do Jerozolimy, skoro sam uważam, że tam jest właśnie jego miejsce?...

To ty tak uważasz. Judaszu. Mnie ów prorok, który dzięki posłannictwu swemu poważanie ma wielkie i z wieloma ludźmi się styka, a też i u Żydów posłuch ma - tu, w krainach podle­głych Herodowi Anty pasowi i Filipowi, jest potrzebny! Czy oto zrozumieć nie możesz, że powinnością moją jest zabezpieczenie interesów w krainach, za które jestem współodpowie­dzialny? Czy nie widzisz, że to nie Piłat Poncjusz insurekcję przeciw Rzymowi szykuje, a właśnie Herod Antypas?! Ważnym dla mnie jest to, czy czyni to sam - bez wiedzy i współ­pracy z bratem swoim Filipem -czy też jest to zmowa ogarniająca wszystkie żydowskie kra­iny? Jeśliby insurekcja wydarzyła się w Judei lub Samarii, jest to sprawa Poncjusza Piłata i jeśli nie potrafi się z opresji wykaraskać, zawsze mogę udzielić mu pomocy i pożytki z tego dla siebie wywieść. Gorzej dla mnie byłoby, gdyby insurekcja żydowska miała miejsce w krainach Heroda Antypasa bądź brata jego, Filipa... Wówczas Piłat Poncjusz chętnie wysłałby mi na pomoc kohorty jemu podległe, ale ze zdarzeń takich on, a nie ja, miałby pożytek! Tak więc. Judaszu, zostaw mnie ocenę zdarzeń i osąd nad właściwym wykorzystaniem ludzi. Do­mniemać mogę, że Herod Antypas dąży do wywołania buntu w Galilei i temu właśnie zapo­biec muszę, nie wchodząc z nim w konflikt bezpośredni. Wiesz przecie dobrze, że ma on do­stojnie j szych niż ja protektorów w Rzymie! Spełniaj więc swoją powinność... Myślisz, że mogę pozwolić sobie na to, by Jezus jako Mesjasz pojawił się w Jerozolimie, nawet gdyby był owym Mesjaszem rzeczywiście?! Pochodzi z Galilei, zaś wieści o tym, że był w podle­głych mi stronach, nie da się utrzymać w tajemnicy. Jeśli więc pojawi się w Jerozolimie i na­wet bezwiednie do rozruchów doprowadzi, łatwo Piłat Poncjusz może w Rzymie nie tylko Heroda Antypasa, ale i mnie oskarżyć o sprzyjanie buntownikom. Jezus może więc działać swobodnie w krainach żydowskich, z dala jednak od Judei. Wiem już, że uważa się za proro­ka i Mesjasza - jego to sprawa. Byleby uzgodnień naszych przestrzegał. Prosto stąd do Ceza­rei Filipowej się uda, zatem rozeznaj tam, czy Filip działa w zmowie z Herodem Antypasem.

22

Jezus z nimi związków nie ma żadnych, a więc z mojej strony nic mu w Cezarei czy Galilei nie grozi, chyba że skierowałby swe kroki ku Jerozolimie...

Nie polecisz mi chyba - zabić proroka, gdyby do Judei się udał?! Nie uczyniłbym tego! Nie umiem, nie chcę!...

Nie gorączkuj się. Judaszu! Jezus wie, iż moim jesteś człowiekiem, stąd też zapowiedzia­łem mu, że jeśli do Jerozolimy się uda, zostanie przez ciebie w ręce Sanhedrynu jerozolim­skiego wydany!

Jakże ja mam być przy jego boku, skoroś mu to, panie, powiedział? Przecie, jeśli jest Me­sjaszem - pójdzie do Jerozolimy nawet wiedząc, że go wydam w ręce Sanhedrynu!

Mądry to człowiek, Judaszu! I myślę, że błędnych nie podejmie kroków. Jeśli zaś jest Me­sjaszem, wówczas idąc do Jerozolimy -przeciw Rzymowi wystąpi, bo czyż nie taka jest misja Mesjasza przez was rozumiana? Sameś mi o tym mówił! Mesjasz miałby ukarać Romę - jaw­nogrzesznicę. Paradne doprawdy! Myślisz, że mógłbym spokojnie patrzeć na to, jak staje się jakieś, choćby i mało niebezpieczne dla Rzymu, wydarzenie? Judaszu z Kariot -wypełniaj swoją powinność, bo chociażeś Żydem, jesteś na usługach Romy; pamiętaj o tym, cokolwiek będziesz zamierzał uczynić po naszej rozmowie. Bierz złoto i wiedz, że ręce Rzymu są długie, a ty nie jesteś jedynym na moich usługach. Oddanych mi ludzi umiem nagradzać, ale też zdrajców potrafię karać!

23

Hora quarta

Przywołałem was dzisiaj na posiedzenie Rady, by jeszcze przed spotkaniem Sanhedrynu całego zastanowić się wspólnie nad tym, co każdy z osobna miał wcześniej przemyśleć. Twój pogląd, Nikodemie, znamy już z tego, co poprzednio powiedziałeś. Czy chcesz coś jeszcze dodać?

W zasadzie nie, Kajfaszu. Pozostaję przy swoim, że Jezus jest prorokiem, a czas okaże, czy jest też Mesjaszem. Stąd nie uważam za słuszne tego, coś na czele części Sanhedrynu uczynił, ferując - bez stosownej zgody większości - karę „skammaty" dla Jezusa!

Niby nic nie masz do powiedzenia, a jednak przeciwstawiasz się naszej decyzji...

Wybacz, Kajfaszu, że opowiem się za Nikodemem, choć on mnie o to nie prosił. Czynię tak, bo jak i on, usilnie dopominam się o praworządność. Czyżeś i nie mnie właśnie zlecił sprawdzenie, jak Jezus wykonywał kary wcześniej postanowione? Powtarzam wam dla przy­pomnienia: Jezus karę „nidduj" wykonał, a także i zasad „cherem" przestrzegał. Kiedy moi ludzie chcieli go podejść podstępem, by w czas kary „cherem" nauki głosił - nie uczynił tego, odpowiadał im kreśląc słowa na piasku, a więc zasad postanowionych Prawem nie złamał! Jeśli więc tak się stało, jak można było nałożyć karę główną, łamiąc przy tym wszystkie pra­wa? Czy oto „skammata" podjęta została w stosownej sali synagogi, przy najszerszym sanhe-dry nitów udziale? Nie sądzę, by dom twój zmienił nazwę z „Djebel-el-Kubar" na „Lischat-no-Gazith", a kilkunastu sanhedrynitów stanowiło większą część wszystkich członków San­hedrynu: siedemdziesięciu jeden!

Ależ, Józefie, czyś aby nie za bardzo przejął się rolą, jaką ci powierzyłem? Czyżbyś też był popędliwy jak Galilejczycy?

Nie próbuj mnie, Kajfaszu, obrazić! Wiesz, że ważę każde słowo, stąd dosłuchaj do końca tego, co powiedzieć zamierzam -nie do ciebie tylko, a do wszystkich członków Rady. A tych moich zastrzeżeń w sprawie kary „skammaty" dla Galilejczyka jest jeszcze więcej. Ni on mi krajanem, ni znajomym, ale nie zdzierżę łamania Prawa! Dziś bowiem małe w Prawie wyło­my - jutro lawiną stać się mogą! Po kolei: czy przesłuchano dwu świadków w obecności oskarżonego, czy zarzuty ich były zgodne ze sobą? Czy ogłoszenia o wyroku podane były w synagogach, nim zbrojnych w pościg za Jezusem wypuszczono? On zna - jak już powiedzia­łem - Prawo i przestrzega jego zasad. Czemu zaś ci, którzy je tworzą, nie czynią tego? Popie­ram więc Nikodema, nawet jeśli Jezus nie jest ani Mesjaszem, ani choćby prorokiem! Bo czyż przy takim postępowaniu nie robimy sobie w owym Galilejczyku wroga? Czy nie stawiamy przeciw sobie wszystkich Galilejczyków, a że są popędliwi, tyś sam, Kajfaszu, powiedział!

Dziwię się tobie, Józefie, rozumujesz jak faryzeusz, a przecie nie tylko przyjaciele, ale i wrogowie w szeregach saduceuszy cię poważają. Ty zaś tylko o przestrzeganiu Prawa mi mówisz, nie zastanawiając się zupełnie nad tym, jakie oto ów Jezus niebezpieczne dla narodu naszego wygłasza poglądy.

24

Kajfaszu! Daj pokój faryzeuszom - proszę. Tak, jesteśmy za przestrzeganiem Prawa, a więc masz nas czterech faryzeuszy przeciw sobie, bo, jak widzisz, Nikodem i Józef są też przeciw, i jeśli dalej w zacietrzewieniu jeno mówił będziesz - to zostaniesz sam ze swoimi racjami...

Izmaelu, Józefie - na litość, przestańcie Kajfasza do muru przypierać, bo za niedługo dom ten w targowisko zamienimy, a wówczas już tylko będzie nam tu Jezus potrzebny - dla roz­gonienia towarzystwa całego!... Nie obraź się, Kajfaszu, ale ponieważ protesty głównie w ciebie godzą, stąd może ja przejmę przewodnictwo dalsze obrad, jeśli nic przeciwko temu mieć. nie będziecie. Sprzeciwów nie słyszę. Uważam, że nasamprzód wysłuchać winniśmy racji Kajfasza, które go do nagłego zwołania Sanhedrynu zmusiły. Ostawmy więc na razie temat słuszności kary Galilejczykowi nałożonej, skoro nie wszyscy słyszeć mogli to, z czym Kajfasz w Sanhedrynie wystąpił.

Dziękuję ci, Annaszu, i z radością przekazuję ci przewodnictwo, bo zaatakowano umie, jakbym to ja był winien zamieszania, a nie ów Galilejczyk! I choć część z was zna moje racje, powtórzę je raz jeszcze. Oto doniesiono mi, że w czas ostatniej Paschy Jezus na powrót przy­był do Jerozolimy. Ostrzeżony tym, co poprzednio w Jerozolimie uczynił - nakazałem go skrzętnie pilnować. Wnet mnie uwiadomiono, że w szabat uzdrowił człowieka, co przecież trudno uznać za postępek zgodny z Prawem. Mimo to postanowiłem zdarzenie owo puścić płazem, bo uzdrowiony wskazał go dopiero w świątyni. Ale tam właśnie ów Galilejczyk po­wiedział, że jest nie tylko Synem Bożym, ale i Synem Człowieczym, a więc popełnił bluź-nierstwo, którego ukaranie ani świadków nie wymaga, ani też pełnego składu Sanhedrynu. Za bluźnierstwo został więc skazany na „skammatę". Toś ty, Józefie, powiedział, że Sanhedryn winien Prawa przestrzegać. Tak też i uczyniłem, osądzając bluźnierstwo zgodnie z Prawem! Może ów Jezus być prorokiem, może być i Mesjaszem - jest jednak przede wszystkim Żydem i Prawo go równie jak innych obowiązuje! Jeśli zaś bluźnił, mógł jeden tylko otrzymać wyrok - „skammaty"! - i to niezależnie od tego, czy wcześniej mu nałożone kary wykonał.

Nie jest to takie pewne, Kajfaszu, że w świątyni bluźnierstwo miało miejsce. Czyś je sam słyszał? Czy świadkowie je potwierdzili? Z tego, co do mnie dotarło, ów Galilejczyk rzekł jeno, iż Ojciec jego działa aż do tej chwili i że on też działa, co trudno aż tak jednoznacznie jako bluźnierstwo rozumieć. Mówił wprawdzie później o Synu Bożym i Synu Człowieczym, ale przecie, że nadchodzi dopiero godzina, kiedy wszyscy usłyszą głos Syna Bożego, jak więc można było sądzić, że o sobie mówi? Znam wielu, którzy to, co mówił, uznali jeno za pro­roctwo. Powoływał się przecie na świadectwo o nim jako o proroku, które wydał znany wszystkim Jan Chrzciciel...

Tyle tylko, Józefie, że Jan Chrzciciel nie żyje, a kiedy żył, to -jak mi wiadomo - wątpliwo­ści miał co do Galilejczyka, skoro uczniów swoich pod Nain do Jezusa posłał, a ci pytali go: „Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?"

Ależ, Kajfaszu, teraz przesadzasz stanowczo. Wiesz przecież o tym, że pytanie dotyczyło tego, czy jest on Mesjaszem, a nie, czy jest prorokiem, przecie Jan Chrzciciel sam go wska­zał...

Słuchajcie, co do tego, że jest prorokiem, nie ma wątpliwości, bowiem wiele miałem donie­sień o tym, że ludzi uzdrawia, a nie tak dawno przełożony synagogi w Kafarnaum opowiadał mi o tym, jak Jezus uzdrowił jego córkę. A chyba w wątpliwość podawać nie można słów przełożonego synagogi?!

Przyjaciele! Znowu zaczynacie o czym innym mówić, niż zamierzaliśmy. Nie mamy prze­cie dzisiaj rozstrzygać, czy Galilejczyk jest prorokiem, czy też Mesjaszem. Mamy oto roz­strzygnąć, czy słusznie uczyniono podejmując karę „skammaty" w zmniejszonym składzie

25

Sanhedrynu. Nie oszukujmy się, każdy w tej sprawie zebrał najpewniej wieści, a też i czas miał na przygotowanie swojego zdania. Odpowiedzmy więc wprost na to, czy powinniśmy jako rada z wyroku „skammaty" się wycofać?

Zaraz, zaraz, Annaszu! Nie po to was zwołałem do swego domu, byście sąd nad moimi de­cyzjami czynili. Było to rozstrzygnięcie, jakie było! Nie sądzę, byśmy teraz, tak jak ja po­przednio, w gorączce mieli coś postanowić, nie zważywszy wszystkich za i przeciw! Zgodzić się mogę z tym, że formalnościom stosownym nie stało się zadość, ale przecie wówczas, kie­dy o bluźnierstwie była mowa, kiedym otrzymał zbiór meldunków od faryzeuszy o tym, jak Jezus usiłuje w gruzy religię naszą zburzyć - musiałem działać szybko, tym bardziej, że gdy­bym się go z Jerozolimy nie pozbył, mógłby w czas Paschy przekonać do swoich pomysłów wielu ludzi, a ci rozwlekliby to po naszych krainach. Przepraszam was, że odwodzę od odpo­wiedzi na pytanie, jakie do nas Annasz skierował, ale wysłuchajcie, proszę, zdania Aleksan­dra albo rabbiego Zadoki, którzy wspólnie ze mną meldunki czytali. Nie chcę, byście posą­dzili mnie akurat o złość zapieczoną wobec Galilejczyka...

To rzeczywiście poważna sprawa, Annaszu! I uważam, że zanim zaczniemy na jakiekol­wiek pytania odpowiadać, powinniśmy wszyscy poznać to, co ów Jezus głosi i na ile jest to zgodne z Prawem i Zakonem, bo gdybyśmy ocenili, że przeciw Prawu ów Galilejczyk wystę­puje, to wówczas, kto wie, czy nie należałoby uznać owej kary za słuszną, nawet jeśli została postanowiona bez zachowania formalności stosownych. A ponieważ chodzi o odstępstwa od Prawa, proponuję, by o tym rabbi Zadoka powiedział...

Nie będę wiele rozwodził się nad sprawą, bo kto chce, może przeczytać uważnie wspo­mniane przez Kajfasza meldunki od przełożonych synagog. Powiedzieć jednak muszę, że Galilejczyk Prawa nie przestrzega: w szabat uzdrawia, a też i nie pości, ba -nie przestrzega czystości pokarmów twierdząc, że nieczystość i grzech nie od żołądka, a od umysłu ludzkiego pochodzą. Nadto na rozejście się małżeństwa nie zezwala i do miłości bliźniego nawołuje wbrew prawom przyjętym. Czyż nie jest powiedziane, że "będziesz miał w nienawiści wroga swego"? Albo czy można dozwolić na nauki Galilejczyka, podług których dobre uczynki nie powinny być opłacane w synagogach? Jak więc widzicie, Galilejczyk lekce sobie waży Prawo i w naukach głoszonych przeciw niemu występuje...

Wybacz, że ci przerwę, rabbi Zadoko, ale jako arcykapłan winienem radę i o innych jeszcze rzeczach uwiadomić, które już nie tylko w Prawo, ale i w Zakon godzą! Powiada oto ów Ga­lilejczyk, że każdy może w Boga naszego wierzyć, nawet Żyd nieobrzezany, nawet poganie. Podług niego może to być Arab, Chaldejczyk, Egipcjanin, co gorsza - nawet i Rzymianin! Więcej, naucza on, że jerozolimska Świątynia Jahu nie jest najważniejsza, że Świątynię moż­na w dowolnym miejscu ustanowić, a nawet może jej nie być! Rozumiecie, do czego nauki takie mogą doprowadzić? Oto wystarczy, że wierni przestaną w święta do Jerozolimy przy­bywać, a Świątynia szybko zbiednieje, stracą na tym kapłani, kupcy i rzemieślnicy ;- straci całe miasto. Czyż nie widzicie, że najwięcej uzyskuje Świątynia i miasto całe właśnie w święta, kiedy ze wszech stron naród do Jerozolimy ciągnie?! A co może się stać, jeśli nie bę­dzie tego czynił - chyba wam odpowiadać nie muszę?... A do tego wszystkiego, już przed rokiem, kiedy w Jerozolimie Galilejczyk był, czyż nie powiedział, że może Świątynię jerozo­limską zburzyć? Ten człowiek przeciw Jerozolimie, przeciw Świątyni, przeciw nam, przeciw Prawu, przeciw Żydom występuje! I co - sądzicie, że jako arcykapłan mam się z tym godzić? Galilejczyk naucza, jak powiedział rabbi Zadoka, że w Boga naszego wierzyć może każdy, a nie tylko Żyd obrzezany -czy rozumiecie, do czego to może prowadzić? Przecie rozpłyniemy się w morzu narodów innych, jeśli odrębności plemiennej przestrzegać nie będziemy. Jeste­śmy narodem wybranym przez Jahu, a jak oto się rozpoznamy, kiedy czas naszego wyniesie-

26

nia przyjdzie, skoro podług Galilejczyka wyznawcą Jahu mienić się może i Arab, i Rzymia­nin?! Czy może tego chcieć Mesjasz, który nas jako wybrańców winien poprowadzić? Czy oto chcieć on może, byśmy więzi plemienne rozerwali, innych na równi z Żydami uznając?! Jeśli dziś powiadamy, że i Samarytanie, i Galilejczycy nie są wiernymi na równi z Judejczy­kami, to jutro powiedzieć mamy, że są nam równi nie tylko oni, ale i pogańscy Negrowie, a może i wrogowie nasi odwieczni - Rzymianie? Nie - moi drodzy! Nauki Galilejczyka wymie­rzone są przeciw Prawu, przeciw Zakonowi, przeciw plemieniu naszemu! Może i jest on pro­rokiem, może i jest Mesjaszem - ale w takim razie przyszedł do nas nie w czas do proroctw i nauk takich przeznaczony! Wolę, by mnie oskarżono o omyłkę, o niezgodne z zasadami Pra­wa ukaranie proroka, czy nawet Mesjasza - niż by Zakon nasz i plemię całe na zatracenie ska­zać! Dziś trzyma nas w jedności Świątynia jerozolimska i Prawo Mojżeszowe - a co z nami będzie, jeśli więzi tych zabraknie? Nie! Jako arcykapłan na to zezwolić nie mogę i nie ze­zwolę! Czyż nie chcecie zrozumieć, czyż nie chcecie przyjąć, że lepiej, gdy jeden człowiek umrze za swój naród, niż miałby zginąć cały naród przez jednego człowieka?! Stąd wolę przyjąć na siebie, że popełniłem omyłkę i skazałem na „skammatę" proroka czy, być może. Mesjasza - niż uśmierzyć w sobie obawę, że ów człowiek na zatracenie może wydać Świąty­nię, Zakon i plemię nasze... Bez wahania skażę każdego, przez kogo to mogłoby się wyda­rzyć, I baczył nie będę na to, kim on jest czy kim może być!

Żarliwieś, Kajfaszu, wywód swój prowadził i zaiste to, coś powiedział, nie może być zlek­ceważone, ale przecie ma rację i Nikodem, i Józef, że w rozstrzygnięciach naszych Prawa winniśmy przestrzegać. Pełniej teraz pojmuję powód, dla którego Sanhedryn w niepełnym składzie zwołałeś. Pełniej też pojmuję, czemuś tego, co mówisz dzisiaj - wówczas nie powie­dział! Dobrze się więc stało, że Galilejczyk ze swymi uczniami Judeę opuścił, ale przecie winniśmy dokładnie wiedzieć, gdzie przebywa, co głosi i czy kara „skammaty" do przemy­śleń i poprawy go zmusiła. Prowadzenie tej sprawy proponuję zlecić, jak poprzednio - Niko­demowi. Idzie o to, byśmy błędu jakiegoś nie popełnili, który przeciw Świątyni, narodowi lub też przeciw nam się obróci. Musimy, jeszcze przed posiedzeniem Sanhedrynu, zastanowić się, jak postąpimy, gdyby Jezus pojawił się w Jerozolimie. Czy będziemy „skammatę" u Poncju-sza Piłata zatwierdzać?

Annaszu! Ja nadal nie wierzę, że Galilejczyk bluźnił i że przeciw Świątyni i Zakonowi wy­stępuje! Jeślibym miał być za „skammatą", to tylko wówczas, kiedy świadków mu się przed­stawi lub kiedy bluźnierstwo swoje - że jest Synem Człowieczym - w przytomności naszej powtórzy! Prawo powinno być Prawem! Nadto nie sądzę, że mógłby jeden tylko człowiek aż tak wielkie zagrożenie sobą przedstawiać, iżby zdolen był zmienić nawet losy całego narodu.

A czyż nie uczynił tego, Józefie - Mojżesz? Powiesz, że był prorokiem, ale przecie Niko­dem powiada, iż nie ma wątpliwości, że Jezus też jest prorokiem, a może nawet i Mesjaszem? Mógłby przecie ktoś taki do wstrząsów i zmian doprowadzić! Jeśli tak, to doprawdy istotnym jest, co naucza, do czego prowadzi, ku czemu zmierza? I na ile to wszystko zgodne jest z Prawem, Zakonem, i na ile interesom plemienia naszego służy? Temu chyba nie zaprzeczysz, Józefie?

Nie! Zaprzeczyć nie mogę, Kajfaszu, ale co do przestrzegania Prawa...

No właśnie. Niechaj - jak Annasz radził - Nikodem skrzętnie wieści o działalności Jezusa zbiera i pod naszą wspólną ocenę poddaje, a kiedy już rozeznanie będziemy mieć pełne - po­stawmy sprawę pod ocenę całego Sanhedrynu. Może rzeczywiście trzeba będzie Galilejczy­kowi - jeśli się pojawi w Jerozolimie - przedstawić i zarzuty, i świadków, a może też trzeba będzie wyrok nasz u Poncjusza Piłata zatwierdzić? Na razie to, co zrobiłem, zagrożenie odda­liło, a być może, że wraz z odejściem Galilejczyka z Jerozolimy i z Judei zagrożenie to zma-

27

lało... Ale gdzie teraz jest Jezus, co robi? To powinniśmy wiedzieć dokładnie, jeśli nie chcecie na wiarę przyjąć, iż mam rację, że przeciw Świątyni, Zakonowi i narodowi naszemu on wy­stępuje! Obyśmy przez nadmierne poszanowanie Prawa nie dopuścili do tego, przed czym przestrzegam! Dlatego raz jeszcze i z mocą całą powtórzę, com powiedział: niechaj raczej umrze jeden człowiek za naród, aniżeli zginąć miałby naród cały przez jednego człowieka!...

28

Hora quinta

I

Wybacz, Korneliuszu, doprawdy nie masz racji sądząc, że odsunięcie ciebie od oddziału, którym dowodzisz, stanowi bądź to umniejszenie twoich zasług, bądź to zwykłą niechęć do twojej osoby. Tak nie jest! Traktuję swoją decyzję jako wyróżnienie ciebie. Teraz oto, kiedy nadchodzą chwile szczególne dla mnie, kiedy, jak podejrzewam, wydarzyć się może nazbyt wiele przeciw mnie skierowanych intryg - potrzebuję ciebie właśnie, nie tylko jako dowódcy najlepszego z oddziałów, ale przede wszystkim jako mojego zaufanego człowieka, który wraz ze mną oceniał będzie zdarzenia, a wnioski z tej oceny wyprowadzone - zamieni w czyny. By tak się stało, nie możesz przecie zajmować się i oddziałem, i powierzonym zadaniem. Możesz jeno wybrać najbardziej ci sprzyjających legionistów, i to w niewielkiej liczbie. Gdybyś zaś potrzebował silnego wsparcia, możesz liczyć na kohortę stacjonującą w Jerozolimie.

Nie mam więc, jak słyszę, wielkiego wyboru, dostojny Poncjuszu.

Jeśliś z dotychczasowych zadań wywiązywał się znakomicie, mogę sądzić, że i dalej bę­dziesz równie dobrym wykonawcą moich zleceń. Co więcej, nie tylko dobrym, ale i mądrym wykonawcą, z tego bowiem, co już mi przedtem powiedziałeś, wynika, że właściwe postępo­wanie z naszej strony wymagać będzie wielkiej mądrości... Mówisz więc, że Witeliusz jakie­goś Żyda znacząco wynagrodził?

Tak, panie. Znajomy mi setnik - stojący ze swym oddziałem w Tyrze - przekazał wiado­mość, że Witeliusz spotkał się gdzieś nie opodal tego miasta z grupą poddanych Heroda An-typasa. Podług jego wiedzy o sprawie, byli to Galilejczycy. Jeden z nich otrzymał znaczną sumę złota...

I najpewniej wziął to złoto! Rzeczywiście musiał być to Żyd, a nie Rzymianin, bowiem czy ty - nawet i z ważnych powodów - wziąłbyś ode mnie sakiewkę złota?

Dostojny Poncjuszu Piłacie - za swoją służbę otrzymuję żołd, który choć nie jest zbyt wy­soki - wystarcza mi na moje potrzeby. Służę pod twoimi rozkazami dla dobra rzymskiego imperium i pochwała, jaką wypowiedziałeś, jest dla mnie ważniejsza niż złoto. Czyż to nie Fedrus powiedział, że „nagła hojność człowieka podoba się głupim, lecz wobec mądrych -jest złudną pułapką"?...

Najskromniejszy to ty, Korneliuszu, nie jesteś, ale przecie masz rację, a twój wywód utwierdza mnie w przekonaniu, iż wybrałem właściwego człowieka do zadań, jakie chcę przed tobą postawić. Wracając zaś do Witeliusza- Z dawna już podejrzewam, że chciałby on uczynić wszystko, by skompromitować mnie w oczach Sejana, a jeszcze lepiej samego Tybe-riusza. Jak mniemam, zależy mu wielce na tym, by przyporządkować prokuratorów legatowi syryjskiemu. I do spełnienia takiego zamysłu niewiele już mu przecie brakuje. Chciałby pew­nie, bym ja jemu, a nie Tyberiuszowi, meldunki i stosowną część podatku wysyłał. Swoją drogą, niezłe ma rozeznanie, skoro z Galilejczykami wchodzi w układy. Ci zawsze są skorzy do szybkiego wyciągania miecza, choć też i szybko stygną w swoich zapałach. I właśnie ostudzenia owych zapałów od ciebie oczekuję. Mam oto pewne wiadomości, że pątnicy gali-

29

lejscy wwożą potajemnie broń do Jerozolimy. Jak więc widzisz, szykują się do zbrojnego wystąpienia, i to właśnie nie u siebie, a w Jerozolimie. Zadałem sobie pytanie: czemu tak czynią? Ano właśnie, mogą być do tego zachęceni przez Witeliusza lub Heroda Antypasa. Jeden chciałby mnie podporządkować, a drugi chętnie połączyłby stolec tetrarchy z prokura­torskim! Jeśliby wywołali znaczące zamieszki w Jerozolimie, mogliby mnie pogrążyć, bo­wiem Tyberiusz wyraźnie nie toleruje tych swoich urzędników, którzy nie potrafią porządku w prowincjach utrzymać.

Mogę się zresztą mylić, wprawdzie nie co do tego, że Witeliusz i Herod nie życzą mi najle­piej, ale co do ich związków z owymi Galilejczykami. Nie chce mi się bowiem wierzyć, żeby Rzymianin z lada jakim narodem trzymał i przeciw Rzymianinowi występował. Może więc te Galilejczyków przygotowania związane są z Jezusem, który jest jednym z nich. Powiadają przecie w Jerozolimie, wbrew zapewnieniom Sanhedrynu, że jest on Mesjaszem, a więc i przywódcą Żydów władnym prowadzić ich do insurekcji...

Wybacz, panie - czym dobrze zrozumiał? Nazwałeś Heroda Antypasa - Rzymianinem?

A czy sądzisz, że jest Żydem? Tyle lat spędził w Rzymie, że gdyby nie rozkaz Tyberiusz a, najpewniej w ogóle nie zajrzałby do podległych mu prowincji. Czemu jednak pytasz o to?

Bo widzisz, dostojny Poncjuszu, od kiedy obarczyłeś mnie obowiązkiem bacznego śledze­nia wrogich tobie osób, coraz bardziej nabieram przekonania, że to właśnie Herod Antypas knowa jakiś spisek. Ludzie Heroda w znacznej liczbie znajdują się w jego jerozolimskiej po­siadłości. Przygotowują tam pokaźne zapasy jadła i napojów, a także i broni. Ponadto ruchli­wość i innego typu wykazują, docierając do sanhedrynitów, ale też i zelotów, a nawet i esseń­czyków. Jakby się do czegoś szykowali. Przy tym cały czas chodzą ślad w ślad za owym Je­zusem, prawie się z tym nie kryjąc...

Może masz rację, Korneliuszu. Czas to najbliższy pokaże. Teraz jednak mniej dbam o to, kto wznieca niepokoje - dowiemy się o tym wcześniej czy później. Bardziej zależy mi na tym, by zapobiec jakiemukolwiek zbrojnemu wystąpieniu w Jerozolimie. W szczególności oba­wiam się momentu, kiedy pojawi się w tym mieście ćma Żydów ze wszystkich krain. Wtedy łatwo iskrę w ognisko zamienić. Chwilą taką może być ich najbliższe święto Paschy, a do niego zostało zaledwie kilka miesięcy. Bezzwłocznie więc należy rozhuśtane - obojętnie przez kogo - nastroje uśmierzyć, przede wszystkim zaś popędliwym Galilejczykom ich roz­grzane głowy ostudzić. Nie podoba mi się to przywożenie broni do Jerozolimy. Rzecz jasna, że na czas Paschy przybędę do miasta, a wcześniej wzmocnię garnizon. Zanim jednak to zro­bię, wolę pozostać w Cezarei. Niech wszyscy sądzą, że niczego się nie domyślam, a jeśli już -to niewiele. Stąd też mam następujący plan. Zbliża się oto żydowskie święto Kippur. Na uro­czystą dla nich chwilę wejścia arcykapłana do miejsca świątyni, które oni nazywają „świętym świętych" - ściągnie najpewniej wielu Galilejczyków... Czy wiesz, Korneliuszu, że kiedym rozmawiał w swoim czasie z Kajfaszem i wyraziłem życzenie dokładnego obejrzenia ich świątyni wraz z owym miejscem, ten mi zuchwale odmówił tego?!

Te ich zwyczaje, o dostojny Poncjuszu, gdyby zostały przeniesione do Rzymu, doprowa­dziłyby do tego, że Wieczne Miasto stałoby się zupełnie nudne. A tak...

Daj spokój, Korneliuszu! Wystarczająco mi tęskno do Rzymu, bym jeszcze chciał wspomi­nać o uciechach, które tu nie są nam dane. Wracając zaś do przerwanego wątku. Oto chciał­bym, byś z wybranymi przez siebie legionistami pojawił się w Jerozolimie jeszcze przed tym świętem. Niech ludzie twoi rozgłaszają po gospodach, w których stoją Galilejczycy, że pole­ciłem w święto Kippur przeprowadzić przeszukania we wszystkich miejscach zajmowanych przez nich w Jerozolimie, szukając skrywających się tam buntowników i zwiezionej przez

30

nich broni. Pewno nie od razu w to uwierzą. Zarządź więc, by dziesiątego tiszri według ich kalendarza - rzeczywiście rozpoczęto takie przeszukania. Co wtedy zrobią? Ci, którzy mają coś na sumieniu albo naprawdę przechowują w Jerozolimie broń, będą chcieli uciec z miasta. Obstaw bramy, a szczególnie tę, z której prowadzi droga do Galilei. Wysiecz tych, którzy będą mieli ze sobą więcej niż jeden miecz, i tych, którzy będą niesforni. Resztę masz rozbroić i puścić wolno. Niech rozgłaszają sami o tym, co się wydarzyło, ale też i o tym, że nikomu, kto zachował się zgodnie z naszymi poleceniami -włos nie spadł z głowy. To, co zrobisz, nie może być masakrą, ma tylko ostudzić ich zapały do rebelii i stanowić dla nich nauczkę, nie zaś ich rozwścieczyć i pobudzić do odwetu. Jestem pewien, że łatwo poradzisz sobie z takim zadaniem.

Dostojny prokuratorze! Dostojny Poncjuszu Piłacie! Zawsze wykonywałem godnie to, co mi poleciłeś. Dowodziłem swoim oddziałem w wielu bitwach, w których naprzeciw naszych szeregów stawali zaprawieni w bojach przeciwnicy i zawsze oddział mój miażdżył w starciu wrogów. Dlaczego teraz ma być inaczej? Cóż za siłę może stanowić i kilkuset Galilejczy­ków?...

Spokojnie, Korneliuszu! Wiem, żeś waleczny, ale, jak powiedziałem, wcale nie chcę, byś w Jerozolimie dokonał pogromu Galilejczyków. Zabijesz kilkuset, wrócić mogą tysiące! Nie o to chodzi! Żądam, by zadanie zostało spełnione dokładnie tak, jak je wcześniej przedstawi­łem. Możesz więc usiec tylko kilku, tylko kilku - Korneliuszu! Pozostali zaś, ba - nie tylko oni, ale wszyscy Żydzi, którzy dotrą tego dnia do Jerozolimy, wiedzieć muszą, że ukarano krnąbrnych Galilejczyków za gromadzenie broni i tajne knowania przeciw Rzymowi. Czyśmy się zrozumieli, Korneliuszu?

Tak, o dostojny, ale chciałbym mieć pod rozkazami cały swój oddział...

Doprawdy, zaczynasz mnie irytować. W Jerozolimie stacjonuje, zgodnie z moim rozkazem, jedna kohorta. Sądzisz, że dla kilku Galilejczyków mam posyłać tam dalsze oddziały? Wy­bierz więc kilkunastu ludzi z mądrym dziesiętnikiem i to ma ci wystarczyć. Do obstawienia bram wykorzystasz, jak rzekłem, stacjonującą w Jerozolimie kohortę: dam ci stosowne pi­sma...

Dostojny Poncjuszu. Naprawdę dokładnie zrozumiałem swoje zadanie i potrafię je wypełnić podług twego zamysłu, tylko - tak nie lubię rozstawać się ze swoim oddziałem...

Korneliuszu, Korneliuszu - gdyby każdy mógł czynić tylko to, co lubi! Wówczas i ja nie siedziałbym w tej dziurze, a jednak jestem w Cezarei, a nie w Rzymie! Sposób się do drogi, na której nie marzenia, a wypoczęte konie i dobry miecz będą ci potrzebne. Ruszaj... Aha! Przyślij posłańca z meldunkiem o wykonaniu zadania, sam zaś pozostań w Jerozolimie i miej pilne baczenie na ludzi Heroda Antypasa, a także owego galilejskiego proroka. Jeśli jeden lub drugi pojawi się w mieście, uwiadom mnie najrychlej, jak to będzie możliwe...

II

Dostojny Poncjuszu Piłacie! Wszystko przebiegło podług twoich zamysłów i rozkazów. Ujęliśmy sześćdziesięciu dwóch Galilejczyków, a ośmiu poległo w czasie próby ucieczki z miasta. Z naszych nikt nie zginął ani nawet nie został ranny. Zatrzymanych umieściłem w lochach. W czasie ich przesłuchań okazało się, że jeden z nich ukrył sztylet tak zmyślnie, iż mimo wcześniejszego przeszukania wniósł go do twierdzy. Poznaliśmy to niestety za późno.

31

Kiedy moi żołnierze prowadzili go na przesłuchanie, jednego z nich zabił, a drugiego ranił. Zbrodzień ów został pojmany jeszcze w twierdzy, tak że wieść ta nie wyszla poza nasz garni­zon. Zatrzymany nazywa się Jezus Barabasz i podejrzewam, że jest owym galilejskim niby to prorokiem, a najpewniej - przywódcą szykowanej przeciw nam rebelii. Pojmanych wszyst­kich trzymam do czasu twego, panie, przyjazdu do Jerozolimy, Wywiedziałem się też, że nie­zadługo Herod Antypas z częścią swego dworu ściąga do Jerozolimy, chce bowiem uczestni­czyć w nadchodzących żydowskich świętach. Oczekuję więc ciebie, panie, z niecierpliwością, tym bardziej że trzymam w lochu ważnego przestępcę...

32

Hora sexta

Nie, Symeonie, tak postąpić nie możemy! Zważcie, proszę, na to, że zarówno arcykapłan Kajfasz, jak i większość saduceuszy jest przeciwko Jezusowi. Może i uznają go jako proroka, wszak wiele uczynił już dowodnych znaków za tym przemawiających, ale by mieli go za Me­sjasza - nie, tak nie jest! Przedstawiłem wam, co na ostatniej radzie powiedział Kajfasz. On naprawdę zrobi wszystko, by doprowadzić do procesu Nazaretczyka i przemiany swego wy­roku „skammaty" w rzeczywiste ukamienowanie lub i gorszą śmierć proroka...

A więc i ty, rabbi Nahumo, przyznajesz, że Jezus jest co najmniej prorokiem?

Jest nim najpewniej. Kto wie, może jest on i Mesjaszem, ale czy mamy go za takiego uznać i ogłosić to ludowi przyziemnemu -trzeba się głęboko zastanowić. Czy nie nas - faryzeuszy -naród uważa za swoich przywódców? A więc wszystko przemyśleć musimy, by działaniem opacznym owego przywództwa nie stracić, a przeciwnie: umocnić je i przewagę zyskać nad saduceuszami. Dlatego też mówię ci, Symeonie, nie możemy tak postąpić, jak radzisz. Czy wiesz, jak możemy się narazić i w Sanhedrynie, i Rzymianom, gdyby zwiedzieli się oni, że zamierzamy z zelotami wchodzić w przymierze? To pachnie buntem przeciw Rzymowi, to pachnie krwią! Wiecie przecież, co Piłat Poncjusz nakazał uczynić, kiedy Galilejczycy zaczęli nazbyt pewnie o powstaniu mówić. Nie, drodzy moi - musimy się nad tym wszystkim zasta­nowić i wybrać na j rozważniejszą dla nas drogę. Podług mnie spiskowanie przeciw Rzymo­wi, usiłowanie dokonania przewrotu do niczego nas nie zaprowadzi. Bo czy ostatnie powsta­nia coś nam dały? Nic zgoła! A rządy Heroda oparte na sojuszu z Rzymem pozwoliły do świetności doprowadzić Świątynię, nowe synagogi w miastach postawić i majątki pomnożyć. Dla nas najlepiej, jeśli z tymi, którzy są przy władzy - trzymać będziemy... Powiadasz, Syme-onie, że Jezus Nazaretczyk jest prorokiem, a najpewniej i Mesjaszem. Powiedziałem ci, że w tym względzie może i masz rację, ale podaj mi choć jeden przykład, kiedy to prorok miał spokojne życie, a wraz z nim takowe ci, którzy go popierali?.' Tak się nie zdarzyło. Prorocy częściej musieli uchodzić z kraju albo w lochach siedzieć. Bo to, co mówili, sprawdzić się miało najczęściej w przyszłości odległej. A którego z władców obchodzi jakiś czas daleki? Najczęściej zabiegają o poklask tłumów na dzisiaj i takież dostatnie i spokojne życie. Jeśli zaś któryś nadmierną energię w wojnach rozładowuje, to i tak tylko bądź dla zabezpieczenia swoich interesów, bądź wietrząc w wyprawach łatwo przychodzące łupy. Każdy prorok, choćby i był nawet Mesjaszem, przegra z władcą, ba, z lada jakim politykiem, który jeno o dniu dzisiejszym myśli. Bo i lud przyziemny woli dziś żyć spokojnie i dostatnio, niż o takowe życie swoich praprawnuków zabiegać... A i mnie co oni obchodzą? A może wy się o nich martwicie?

Wybacz, że ci przerwę, rabbi Nahumo, choć przecie z wywodem twoim zgadzam się w peł­ni, jest jednak jedno „ale"... Oto miałbyś rację, gdyby Nazaretczyk okazał się Mesjaszem z domu Lewiego. Wtedy mógłby zagrozić naszym interesom, przyjmując przywództwo nad Zakonem i Świątynią. Ale przecie pochodzi on z rodu Dawida, a więc stać się może jego wła­śnie następcą i mieczem z niewoli rzymskiej nas wyprowadzić, granice kraju rozszerzyć, Je­ruzalem i Świątynię do jeszcze większej świetności przywieść! Czy z takich korzyści mieli­byśmy - dla samej ostrożności - rezygnować?

33

Rabbi Zadoko - za mądryś, by takie słowa wygłaszać, nie mając ku temu podstaw. Słucham więc cię, przekonaj nas, że na to, co mówisz - masz dowody.

Mówią o Jezusie jako Galilejczyku, w rzeczywistości, podług sprawdzonych przez moich ludzi wieści, urodził się on w Betlejem - mieście Dawidowym i pochodzi z rodu Dawida. Mówią, że nie może być Mesjaszem, bo go znają ludzie z Nazaretu, a ja dla odmiany wiem, że stale w mieście tym przebywał tylko jako pacholę, potem zaś nie było go tam przez długie lata. Pojawił się przed trzema laty jakby znikąd - tak jak to proroctwo przepowiadało. Nie ma naturalnego ojca; Józef, cieśla z Nazaretu, jest tylko jego ojcem przybranym. Wiele więc przemawia za tym, że Jezus -niby to Nazaretczyk - jest w księgach przepowiadanym Mesja­szem? Znaki czyni, jakich już dawno nikt nie potrafił. Chorych uzdrawia, uczniów za sobą wiedzie, tłumy do siebie z łatwością wielką przekonuje. Czy mógłby tego dokonać syn cieśli, tylko w tym fachu kształcony? Jeśli zaś jest Mesjaszem, i to z Dawidowego rodu, może stanąć na czele powstania ogarniającego wszystkie nasze krainy, ba - może doprowadzić do ugięcia Rzymu i odtworzenia państwa naszego w granicach z czasów Herodowych. Tyberiusz wszak usunął się na jakąś wyspę i tylko o spokój w imperium zabiega, więc jeśli za Jezusem staną wszystkie krainy nasze, jeśli jest Mesjaszem miecza - może państwo nasze szybko nad inne wywyższyć narody. Myślicie, że Rzym miałby coś przeciw, gdybyśmy zbrojnie na Arabów wystąpili? Stąd też nie powinniśmy tak łatwo od poparcia Jezusa odstępować. Jeśli wygra, możemy znaleźć się jako ci, którzy w swój czas nie wsparli zwycięzcy. Możemy więc znaleźć się i poza Sanhedrynem, i poza Świątynią, albo nawet w lochach.

Przekonująco to wywiodłeś, rabbi Zadoko, ale co będzie, jeśli mimo wszystko nie masz ra­cji zupełnie lub choćby tylko w części? Jeśli Galilejczyk nie jest prorokiem i Mesjaszem, a, my go wesprzemy, wówczas narazimy się saduceuszom i radzie Sanhedrynu. Jeśli zaś nawet i nim jest, ale powstanie pod jego przywództwem zostanie przegrane - narazimy się Rzymia­nom, a to może nas kosztować już nie tylko ewentualną stratę majątków, ale i życia... Chciał­byś ryzykować aż tak bardzo?

Inni ryzykują. Wiem, że znaczna część przyziemnego ludu jest za nim. Herod Antypas mu sprzyja, a jak się wywiedziałem Nazaretczyk spotkał się nawet z samym rzymskim legatem syryjskim, a więc kto wie, czy on na swoje działanie nie ma już dziś rzymskiego przyzwole­nia?!

Symeonie! Bądźmy rozsądni! Co nas obchodzi postawa ludu przyziemnego? Ten pójdzie za siłą, za tymi, którzy zwyciężą. Jak zaś można powoływać się na poparcie Jezusa ze strony Heroda Antypasa, skoro, jak wiem, jego wysłannicy wielekroć na życie Nazaretczyka nasta-wali! A rzymskie przyzwolenie można było niedawno pod murami miasta oglądać w postaci strzał w plecach Galilejczyków. Naprawdę bądźmy rozsądni...

Rabbi Nahumo! Jest w tym, co powiedział Symeon, coś, nad czym warto się zastanowić. Rzeczywiście i ja wiem, że Jezus spotkał się z legatem syryjskim. Nadto twój argument, że Herod Antypas na życie Nazaretczyka nastaje, wcale nie musi być prawdziwy. Z tego, co mnie jest wiadomym, raczej jestem za poglądem Symeona. Mógł oto Herod pojmać i ściąć nie tylko Jana Chrzciciela, ale i Jezusa, przebywali przecie nie opodal siebie. Jednak tego nie uczynił. Można by powiedzieć, że później chciał go zgładzić, sęk jednak w tym, że ludzie, których ty nazywasz wysłannikami Heroda Antypasa - choć z jego dworu pochodzą -wcale nie przez niego są wysyłani...

Tajemniczo mówisz, rabbi Zadoko. Przychodzą z Tyberiady, a nie są wysyłani przez Hero­da Antypasa, więc przez kogo?

34

Otóż to! Czy wiesz o tym, że do grupy Jezusa, którą „chabu-roth" oni zowią - dołączyło kilka kobiet, które usługują prorokowi i jego uczniom czerpiąc ze swego majątku? Pośród tych kobiet jest Joanna, żona Chuzy - zarządcy dworu Heroda Antypasa. Odeszła od Chuzy, znaczny ze sobą unosząc dobytek. Masz więc teraz odpowiedź, czyi oto ludzie nastają na ży­cie Jezusa. I tak jak powiedziałem, choć można ich nazwać ludźmi Heroda Antypasa, nie działają oni w jego imieniu.

Co więc radzisz, rabbi Zadoko?

Podług mego mniemania, stowarzyszenie nasze nie powinno zaniedbać związku z Jezusem. Jeśli jest prorokiem i Mesjaszem z rodu Dawida i do tego zechce wystąpić przeciw Rzymowi - nasze poparcie jest wręcz konieczne. Czyż my, faryzeusze, nie mówimy zawsze ludowi przyziemnemu, że świetność i wyższość Judei jest naszym celem najważniejszym?!... Jeśli zaś nie jest Nazaretczyk tym, za kogo się podaje i za kogo go bierzemy, łatwo ze związku z nim możemy zrezygnować, jeśli będzie to związek niejawny. Dlatego też nasi ludzie powinni spotkać się z Jezusem i zyskać jego przychylność, choćby ostrzegając go przed ludźmi z dwo­ru Heroda Antypasa. Co nam szkodzi powiedzieć, by odesłał Joannę, żonę Chuzy - zmniej­szając tym grożące mu niebezpieczeństwo? Moi ludzie, którzy mają za zadanie obserwować jego ruchy, donoszą mi, że podąża Nazaretczyk do Jerozolimy. Pewno chce się pojawić w mieście w Święto Namiotów. A ponieważ z przezorności podróżuje tylko nocą i tylko ze swymi uczniami najbliższymi, najpewniej podążał będzie do miasta skrajem pustyni, a więc przez Efraim i Jerycho. Stąd też proponuję, by nasi ludzie czekali na niego w Efraim i tam go ostrzegli...

Sądzisz, że takie ostrzeżenie może być wystarczające dla zdobycia przychylności Jezusa? Tak myślę! Ą ty, Symeonie?,

Ja uważam, że może być to za mało. Czyż nasi ludzie w każdej z synagog, gdzie Jezus się pojawił, nie usiłowali wykazać, że nie zna on Prawa ni mądrości w księgach zawartych? Czyż przełożeni synagog nie otrzymali twego, rabbi Nahumo, zalecenia, by mówić o Nazaretczyku do ludu przyziemnego jak o nawiedzonym szaleńcu? Ostrzeżenie to za mało! By zdobyć przychylność proroka, musimy zrobić coś więcej. To, by nasi ludzie czekali na niego w Efraim i ostrzegli go przed ludźmi z dworu Heroda Antypasa -uważam za dobry pomysł. A ściślej, za dobry początek. Rabbi Zadoka powiedział, że z Efraim Jezus powinien podążać do Jerozolimy przez Jerycho. Byłoby to dla nas niezwykle korzystne. Czy pamiętacie, kto zabrał z Macherontu szczątki Jana Chrzciciela?

Oczywiście, Symeonie. Sam prosiłem Zacheusza... Zaraz, zaraz, myślę, że cię już rozu­miem. Wyśmienity pomysł!

Tak, rabbi Nahumo. Szczątki Jana Chrzciciela zabrała Weronika, żona Zacheusza -zwierzchnika celników z Jerycha. Myślicie, że Jezus nie zajdzie do domu człowieka, którego żona zabrała z macherońskiego pałacu szczątki Jana Chrzciciela? Nawet jeśli ów człowiek jest zwierzchnikiem celników. Niech więc Zacheusz zaprosi go do domu, a wówczas jeden z nas może tam czekać i zaproponować Jezusowi coś więcej niż tylko ostrzeżenie przed ludźmi Heroda.

Spotkanie w Jerychu jest łatwe do przeprowadzenia, Symeonie. Ale co mielibyśmy oto za­proponować Jezusowi?

Nazaretczyk zmierza do Jerozolimy w sposób nie rzucający się w oczy - skrycie, a więc można mniemać, że obawia się o swoje bezpieczeństwo. Cóż zatem jest dla niego teraz naj-

35

ważniejsze? -właśnie to: osobiste bezpieczeństwo. A czy my, nie trzej, ale jako całe stron­nictwo, nie jesteśmy w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa w Jerozolimie? I czy nie to wła­śnie winniśmy zaproponować Jezusowi, by zyskać jego przychylność?

Wiesz, Symeonie, to naprawdę dobra rada! Problem jednak w tym, że Kajfasz nałożył na Nazaretczyka karę „skammaty". Chcemy się oto narażać Kajfaszowi, jeśli zechce on pojmać Jezusa?

Rabbi Zadoko! A czyż Nahumo nie powiedział, że rada Sanhedrynu miała Kajfaszowi za złe postanowienie wyroku „skammaty" bez spełnienia wymaganych przez Prawo powinności? Czyż przeciw niemu nie wystąpili nawet saduceusze?! Rada wyroku nie potwierdziła, w sy­nagogach nie był on ogłaszany. Jeśli więc zapewnimy Jezusowi bezpieczeństwo, może i nara­zimy się Kajfaszowi, ale zyskamy wdzięczność Nikodema i Józefa, a kto wie, czy i nie same­go Annasza, który zawsze był za przestrzeganiem Prawem wymaganych poczynań.

No cóż, przyjaciele - czas na wspólne postanowienie. Ciebie, rabbi Zadoko, pytam, czy je­steś za zamysłem Symeona, bo Symeon - skoro go powziął - z pewnością za nim się opowia­da.

W jakiś sposób i ja do tego zamysłu się przyczyniłem, więc go popieram.

I ja jestem za nim!

36

Hora septima

Zaprosiłem cię, Herodzie, do zamku Antoniusza, bom dawno już chciał z tobą porozmawiać. Przedtem chciałem rozmawiać z tobą jak równy z równym. Teraz warunki się zmieniły i muszę ci uprzytomnić, że rozmawiasz z prokuratorem rzymskim i w zamku, który twój ojciec wzniósł na cześć Marka Antoniusza, a ściślej - na cześć Rzymu, któremu - jak i ty - podlegał.

Nie musisz mi przypominać, Poncjuszu Piłacie, ani o swojej funkcji, ani też o mojej podle­głości Rzymowi. Są to dla mnie rzeczy oczywiste. Nie rozumiem natomiast twojej wrogiej wobec mnie postawy. Czym na twój gniew się naraziłem?

Zanim ci na to odpowiem, muszę uwiadomić cię, w jakim znajdujesz się położeniu. Oto za­raz po twoim wejściu do zamku Antoniusza - podwoiłem straże. Twoi przyboczni znajdują się w kwaterach jerozolimskiej kohorty, wprawdzie nie rozbrojeni, ale jeśli zechcą być przez chwilę nieposłuszni lub jeśli pojawi się z twego pałacu reszta zostawionych tam zbrojnych -natychmiast zostaną usieczeni. Tu w sąsiednich salach rozmieściłem oddanych mi ludzi. A spójrz w górę, tam na galeryjkę. Ci łucznicy przeszyją cię strzałami, jeśli wykonasz choćby najmniejszy ruch, by sięgnąć po miecz. Rozmawiamy więc ze sobą, ale jednak nie tak, jak pierwotnie zamierzałem, nie jak równy z równym.

Musisz się mnie obawiać, Poncjuszu Piłacie, jeśli tak mnie właśnie przyjmujesz.

Obawiać?! Żartujesz chyba. Czego miałbym się obawiać? To ty powinieneś zastanowić się nad swoim położeniem.

Ja, dlaczego? Nie żywię ku tobie złych zamiarów, nie zamierzam nastawać na twoje życie ani też próbować atakować jerozolimskiego garnizonu. Jestem najzupełniej spokojny.

Oby tak było, Herodzie Antypasie. Oby tak było!

Czym więc ci się aż tak naraziłem, że przyjmujesz mnie nie jak tetrarchę, a jak jakiegoś prowodyra sykariuszy?

Wiesz o tym lepiej niż ja, że podlegli ci Galilejczycy wnosili broń do Jerozolimy, że naj-bezsporniej czynili przygotowania do zbrojnych wystąpień.

Nie! Wiem tylko o tym, że poddanych mi ludzi, którzy przyszli na nasze święto, nakazałeś przed bramami pojmać, przy czym kilku postradało życie. Zamierzam w tej sprawie skiero­wać skargę do Sejana.

Nie dlatego, że mnie straszysz - powiem ci, że wcale nie tak było, Herodzie. Znosili Galilej­czycy broń do Jerozolimy, mam na to bezsporne dowody. Kiedy legioniści rozpoczęli poszu­kiwanie tej broni po gospodach zajmowanych przez twoich poddanych, ci zaczęli umykać jak wypłoszone z nory lisy. Zaś przy próbie zatrzymania niektórzy stawiali orężny opór, więc tak czyniąc -musieli ponieść śmierć!

O tym nie wiedziałem, dostojny Poncjuszu! I wierzaj mi, nie mam nic wspólnego z tą rebelią!

37

Mam ci wierzyć, skoro pośród nich właśnie zatrzymano owego galilejskiego proroka, który zupełnie swobodnie po podległych ci krainach się porusza, ba - którego działanie wręcz ochraniałeś. A ów prorok tak jak szybki jest w słowach, tak i w czynach, i to czynach zbrod­niczych. Kto wie, czy nie jest głównym przywódcą grupy rebeliantów, jaką legioniści zatrzy­mali. W areszcie, posiadając ukryty sztylet, zabił mi jednego człowieka, a drugiego ranił. Wiesz, co to znaczy? Ów prorok to najpewniej sykariusz, a wówczas nie dziw się, że i ciebie przyjmuję jak przywódcę sykariuszy, skoro Galilejczycy ci podlegają.

Czy aby mówisz o Jezusie z Nazaretu? Jeśli o nim, to jest nieprawdopodobne, by mógł użyć broni. Podług mego rozeznania, do innych on zmierza celów niż skrytobójcze zamachy. Czyś nakazał go przesłuchać?

Tak. Nawet na torturach. Niewiele mówi»,ani me przytakuje, ani nie zaprzecza, że jest sy-kariuszem, Najbezsporniej jednak nazywa się Jezus Barabasz.

Jak go zwą?

Nie podnoś się tak gwałtownie, bo nie zdążę powstrzymać swoich bieżników i będziesz miał strzałę w gardle... Przecie ci powiadam, że nazywa się Jezus Barabasz.

To jest jedno wielkie nieporozumienie, dostojny Poncjuszu! Nie mam ja nic wspólnego ani z rebelią Galilejczyków w Jerozolimie, ani tym bardziej z jakimś sykariuszem, a jeszcze do tego ów sykariusz najbezsporniej nie może być owym prorokiem, o którym mówimy. Musia­łeś zlecić prowadzenie przesłuchania komuś, kto słabo zna nasz język i obyczaje... Sam sły­szałem, że Jezus z Nazaretu często mówi o sobie „Bar-Abbas", ale przecie nigdy -„Barabasz".

A jaka w tym różnica?

Zasadnicza! Jezus z Nazaretu jako prorok powiada o sobie słowami naszych ksiąg staro­dawnych, że jest synem Ojca, a więc synem Boga, za to też - bo jeśli nie jest Mesjaszem, można to uznać za bluźnierstwo - ściga go Sanhedryn. Zwrot „syn - ojca" w naszym języku wymawia się właśnie jako „Bar-Abbas". Natomiast przydomek „Barabasz" wywodzi się od słów innych, a to „Barabba", co oznacza; syn doktora. Tak więc pewien jestem, że zatrzyma­łeś innego człowieka niż Jezus z Nazaretu, o którym mówią, że jest prorokiem, a nawet Me­sjaszem. Jest więc dwu ludzi o podobnych imionach: Nazaretczyk, który zwie siebie „Bar-Abbas", i jakiś inny Jezus o przydomku „Barabasz", który może i jest też Galilejczykiem, ale przecie nie może być brany za Jezusa z Nazaretu, a to tym bardziej że - jak doniesiono mi wczoraj, kiedym przybył do Jerozolimy - Jezus z Nazaretu najzupełniej swobodnie porusza się po Jerozolimie w towarzystwie faryzeuszy i wcale niemałego tłumu. Ba - naucza w Świą­tyni!

Doprawdy, przestaję już pojmować to, co dzieje się rzeczywiście w Jerozolimie!

Ja zaś myślę, że rozumiem to zupełnie dobrze... Podziel się więc ze mną swoim rozezna­niem.

Przyjąłeś mnie tak, że teraz najchętniej wyszedłbym od ciebie. Ale przecież nie uczynię te­go, bo to zaszkodziłoby i tobie, i mnie. Mam tylko jedną prośbę, jeśli chcesz, bym pozostał. Nie aż taką, byś traktował mnie tak, jak kiedyś zamierzałeś - jak równego sobie, ale proszę cię tylko, byś odesłał straże i łuczników, których oczy ciągłe czuję na karku. Jeśli zaś uznasz na dodatek, że możesz mnie uraczyć jakimś dobrym winem - nie będę się opierał zupełnie.

38

Rozbroiłeś mnie, Herodzie. A i cała moja niedawna ocena twojej osoby nagle - za przyczy­ną jednej litery w przydomku jakiegoś Galilejczyka - rozsypała się w gruzy. Na Jowisza, spełnię wszystkie twoje życzenia, o których mówiłeś, a potrzebuję na to jeno małą chwilę, po czym słucham cię uważnie...

Zanim jednak powiem, co, moim zdaniem, dzieje się w Jerozolimie na kilka dni przed świętem Paschy - bo myślę, że i ciebie uroczystość ta przywiodła wraz z dodatkowym od­działem legionistów do miasta - chciałbym postawić jeszcze jeden warunek...

Żadnych warunków! Mogą być tylko prośby, a jak widzisz, poprzednie zostały spełnione.

Dobrze, mam więc jeszcze jedną prośbę. Bądź łaskaw, dostojny Poncjuszu Piłacie, powie­dzieć, jaka to ocena mojej osoby rozsypała ci się w gruzy - jak sam rzekłeś...

Sporo wymagasz ode mnie, Herodzie. Prawie już za dużo. Tajemnice dlatego są tak nazwa­ne, by ich właśnie nie zdradzać przed innymi.

A więc opinia Rzymu o mojej osobie jest aż tajemnicą?

Rzymu - to może za wiele powiedziane, jednak... Wiesz, Herodzie, że po tym, co przed chwilą się wydarzyło, nabieram do ciebie zaufania, stąd chciałbym ci zaproponować, byśmy rozmawiali tak, jak pierwotnie zamierzałem, a więc jak równy z równym, jak Rzymianie. Wówczas i mnie, i tobie łatwiej będzie ostrożność nadmierną w szczerość zamienić. Jeśli zaś szczerość zamieni się w coś więcej - będę rad, ale to zależy przede wszystkim od ciebie.

I ja rad byłbym wielce, gdyby tak się stało.

Tak więc, Herodzie, wywiedziałem się, że nie czyniąc knowań przeciw Rzymowi - spisku­jesz przeciw mnie, widząc w mojej osobie przeszkodę na drodze do władzy nad żydowskimi krainami. Władzy przynajmniej takiej, jaką miał twój ojciec, a więc bez rzymskich prokurato­rów i podziału kraju między innych tetrarchów.

Zacząłeś, Poncjuszu, tak szczerze, że aż bezlitośnie' Będę za chwilę żałować, że zgodziłem się na takie, niby to swobodne i przyjacielskie, warunki rozmowy.

Czyżby w tym, co powiedziałem, była tylko prawda? Wówczas ja zacznę żałować, że od­prawiłem łuczników!

Jest w tym, co powiedziałeś, sporo prawdy, ale przecie nie jest to prawdziwe do końca.

Co więc jest prawdą, a co .fałszem?

Oho! Zaczyna się przesłuchanie, a myślałem, że rozmawiasz ze mną jak równy z równym.

Dotrzymuję słowa, ale też chcę znać twoje wobec mnie zamiary!

Dobrze. Szczerość więc za szczerość. Mam w Rzymie nielichych protektorów...

Znowu straszysz mnie, Herodzie?!

Poncjuszu, bardzo cię proszę, daj mi wypowiedzieć do końca to, co myślę, a później dopie­ro oceniaj... Mam więc w Rzymie protektorów, od których spodziewać się mogłem, że po zesłaniu brata mego do Galii - jego krainy oddadzą w moje władanie. Tak się jednak nie stało. Powołano rzymskich prokuratorów - przecie na początek nie ciebie, Poncjuszu Piłacie. I choć byłem wówczas młokosem, do tych pierwszych miałem żal ukryty i do niejednej przyczyni­łem się ich porażki. Ale kiedy wydoroślałem, ani mi w głowie było wracać czy to do Jerozo-

39

limy, czy do Tyberiady -dobrze mi było w Rzymie. Dopiero rozkaz cezara zmusił mnie do ożenku z arabską królewną, więc i do przybycia tutaj... Pomysł Tyberiusza nie był dobry, bo mnie ów ożenek nie służył, a i Aretas wcale nie zamierzał, po zawarciu tego związku, iść na żadne wobec Rzymu ustępstwa i nadal pobierał olbrzymi haracz za przejście karawan przez jego terytorium...

Bacz, Herodzie, na to, co mówisz o Tyberiuszu, bo chcąc nie chcąc - staję się nie tylko twoim powiernikiem, ale i nosicielem nienazbyt pochlebnych opinii o cezarze.

Powiedziałem, że będę szczery do końca i dotrzymuję po prostu słowa. I ja nabieram do ciebie zaufania... Szczególnie po tym, jak odesłałeś łuczników! Tak więc, gdyby nie Herodia-na, żona mego brata Filipa - nudziłbym się setnie, choć związek ten nie zjednał' mi braterskiej miłości. Ale jeśli już mogłem wybierać - wolałem miłość Herodiany. Zaś co do moich zamy­słów... Przecie zaprzeczał nie będę, że chętnie widziałbym wszystkie nasze krainy zje­dnoczone pod jedną ręką i berłem. Musiałoby to być jednak berło przez Tyberiusza dane, a więc zdobyte nie wbrew Rzymowi. Sądzisz, że mógłbym być samobójcą, by nawet ze wszystkimi Galilejczykami na twój legion się porywać? Ani mi to w głowie! Mam wystar­czająco innych zmartwień. Jak oto sprowadzić nową partię wina z Syrakuz albo zakupić nowy naszyjnik dla Herodiany?...

Czy aby nie zaczynasz, Herodzie, umykać w bok od rozumowania, które nazwałeś do końca szczerym? A ta historia z Janem Chrzcicielem i owym Jezusem z przydomkiem „Bar-Abbas"?

Co do Jana Chrzciciela - nie przeczę. Był mi powiernikiem, a często i sumieniem, niemniej jednak musiałem się z nim rozstać, ale to jest dla mnie bolesna i odległa historia, do której nie chciałbym wracać, jeśli ci mocno nie będzie na tym zależało.

Dobrze! Nie zależy. Martwy przeciwnik Rzymu - a takim był podług mnie Jan Chrzciciel -najdokładniej przestaje być moim wrogiem. A poddany ci Jezus?

Wierzaj mi, Poncjuszu, nie mam z nim i jego działalnością nic wspólnego. Wprawdzie mó­wisz do mnie jak do Rzymianina, ale przecie dzieciństwo spędziłem w Jerozolimie i dlatego jestem przede wszystkim Żydem. Przez swój długi pobyt w Rzymie nie jestem dość gorliwym Żydem - przestrzegającym wszystkich zasad, jakie Prawo nasze narzuca - to jednak proroków darzę szacunkiem, w tym i Jezusa. A nawet, jak widzisz, w główne święta pojawiam się w Jerozolimie. Po prawdzie, z początku sądziłem, że ów Jezus jest twoim, Poncjuszu, człowie­kiem na sekretnych usługach, stąd też nie kazałem go pojmać razem z Janem Chrzcicielem.

A czemu sądziłeś, że jest to mój człowiek? Nadto, co z tym Mesjaszem? O ile wiem. Me­sjasz ma wasz naród wyprowadzić z niewoli, a więc działać przeciw Rzymowi, wówczas obowiązkiem twoim, a dziś moim, byłoby jego pojmanie. Szczerze mówiąc, jużem sądził, że siedzi w lochu zamku Antoniusza.

Uważałem, że skoro mnie podejrzewasz o nielojalność, to i jeśli coś lub ktoś pokrzyżuje moje plany, wówczas ty, Poncjuszu, kryjesz się za czymś takim...

A więc Jezus pokrzyżował ci jakieś plany?

Właśnie!

Coraz bardziej nabieram do ciebie zaufania. Co więc z tym Mesjaszem? Działa on przeciw Rzymowi czy nie?

40

To, Poncjuszu, trudna sprawa. Oto jeśliby ów Mesjasz był z rodu Dawida, wówczas mógłby wystąpić przeciwko Rzymowi.

A ów Jezus Galilejczyk z jakiego jest rodu?

Otóż to! Jezus ten pochodzi z rodu Dawida, bo urodził się w Betlejem - mieście Dawido­wym, i jeśliby był oczekiwanym Mesjaszem, powinien wystąpić przeciwko Rzymowi. A tego właśnie nie czyni! Przeciwnie, jest lojalny wobec zwierzchności i tej jerozolimskiej. i tej rzymskiej. A jednocześnie doniesiono mi, że nauczając w synagogach i w Świątyni jerozo­limskiej, mówi me tylko jak prorok, ale i jak Mesjasz, tyle że z rodu kapłańskiego, z rodu Lewiego.

Mówiłeś wszak, że pochodzi z rodu Dawida?!

W tym problem. Dlatego powiedziałem, że to trudna sprawa. Jeśliby zaś bvł Mesjaszem-kapłanem, wówczas zagrażałby nie tyle interesom Rzymu, ile Sanhedrynowi, a przede wszystkim arcykapłanowi Świątyni jerozolimskiej - Kajfaszowi, bo ten winien wówczas od­stąpić Mesjaszowi przewodnictwo nad Zakonem. Dlatego Kajfasz chce się pozbyć Jezusa. Niedawno nałożył na niego karę „skammaty", która równoważna jest z karą śmierci.

Zaraz, zaraz. Bez mego zatwierdzenia owego wyroku, kara śmierci nie może być wykonana.

I pewno dlatego Jezus żyje... A co będzie, jeśli Sanhedryn zwróci się do ciebie, Poncjuszu, o zatwierdzenie tej kary?

Czemu się jednak mają do mnie zwracać, skoro sami nie są pewni, czy ów Jezus jest Mesja­szem? Jeśli nie pochodzi z rodu Lewiego, jak sam powiedziałeś - nie zagraża Kajfaszowi, więc czemu Kajfasz miałby się go obawiać do tego aż stopnia, by chcieć wykonać na nim wyrok śmierci?

A czemu ty, Poncjuszu, nakazałeś ująć, ba - zabić Galilejczyków, skoro nawet kilkadziesiąt dodatkowych mieczy w Jerozolimie w najmniejszym nawet stopniu nie zagrażało ani twoje­mu bezpieczeństwu w Cezarei Nadmorskiej, ani też rzymskim interesom?

Z małej iskry można rozpalić ognisko, a każde, nawet drobne zarzewie buntu bywa zaraźli­we.

Ot i masz odpowiedź - swoją własną - dlaczego Kajfasz chce tę - może i nieistotną dla bez­pieczeństwa jego i Zakonu - iskrę zgasić.

Myślisz więc, że może Sanhedryn zgłosić się do mnie po zatwierdzenie wyroku Kajfasza?

Jest to możliwe. Ja w każdym razie na twoim miejscu podwoiłbym straże, szczególnie zaś po święcie Paschy, bo w czas święta nikt nie zechce pojmać Jezusa, skoro mnogi tłum go słu­cha i uważa za proroka, a wielu nawet za Mesjasza. Jezus zaś mówi do nich to, co chcą usły­szeć, że każdy człowiek wobec Boga jest równy, więcej, że ubodzy są lepsi od bogatych...

Ale przecie zupełnie podobne wywody - już od lat - głosi w Rzymie Seneka i nikt nie tylko nie żąda dla niego wyroku śmierci, ale jakiejkolwiek kary. Seneka - a sam to słyszałem - po­wiada, że niewolnicy są równi ludziom wolnym, i nikt się tym nie przejął, nawet podejrzliwy Sejan. Słaba to musi być władza, która obawia się wywodów filozofów czy proroków!

41

A cóż za władzę ma Sanhedryn, jeśli jego wyroki zatwierdzasz? A jaką ja mam władzę, skoro twoi łucznicy łacno mogą moją szyję strzałami przewiercić? Jeśli, jak powiadasz, słaba władza się boi... Właśnie z tym masz do czynienia.

To, co powiedziałeś - dotyczy i mnie, Herodzie?

Nie, ty się obawiasz buntu zbrojnego, obawiasz się mieczy, a Sanhedryn - a też i ja w jakiejś mierze - obawia się nie tyle miecza, ile - słowa! Wyobraź oto sobie, że w naszych krainach zapanuje równość taka, jaką głosi Jezus... A byłby władny to przeprowadzić będąc Mesja­szem. Nie dziwię się więc obawom Kajfasza, powiem więcej: sam je mam. Stąd powiadam ci, Poncjuszu, że należy podwoić straże, a i swoich ludzi stawiam pod twoje rozkazy, gdyby była taka potrzeba.

Mam więc skazać niewinnego człowieka tylko dlatego, że boicie się jego słów?

A jeśli Jezus tylko udaje łagodnego wobec Rzymu, a jest w rzeczywistości tym, kogo i ty się obawiasz, a więc Mesjaszem z rodu Dawida - władnym mieczem upomnieć się o swoje prawa?

Kim więc on jest, na Jowisza?

Chciałbym to też wiedzieć. Alem przecie nawet go nie widział na oczy, anim też z nim nie rozmawiał, trudno mi więc odpowiedzieć na twoje pytanie. Sam je sobie stawiam. A i moi ludzie głowią się nad tym od dawna.

Załóżmy, Herodzie, że jednak masz rację w tym, co poprzednio mówiłeś, i że w dniach naj­bliższych Sanhedryn przyprowadzi mi owego Jezusa, prosząc, bym zatwierdził ich wyrok. Mam osądzić srogo człowieka, nie wiedząc nawet, z kim rzeczywiście mam do czynienia?

Możesz go przecie przesłuchać. A ty nie chciałbyś tego uczynić wówczas - wraz ze mną?

Jak to sobie wyobrażasz, Poncjuszu? Ty zasiądziesz na tronie postawionym na litostratos, a ja będę stał obok ciebie? Moi współziomkowie nigdy by mi tego nie darowali!

Co więc proponujesz?

Jeśli już przywiodą Jezusa do ciebie - choć wolałbym, by tak się nie stało - wówczas odda­dzą go pod jurysdykcję Rzymu. A jak pamiętasz, winowajca może być sądzony w różnych miejscach...

Myślisz o zasadzie „forum delicti commissi" albo „forum originis aut domicilli"?

Właśnie. Winny może być odesłany pod sąd bądź to na miejsce popełnienia występku, bądź do miejsca pochodzenia. Ponieważ zaś jest moim poddanym, możesz go wysłać do mego pa­łacu. Przesłucham go. I szczerze ci przyrzekam, jeśli okaże się groźny dla Rzymu, dam ci jakiś umówiony znak, że należy wyrok potwierdzić lub też się z nim nie zgodzić..- Jakiż mógłby to być znak? Oto, gdybym osądził, że jest rzeczywiście Mesjaszem z rodu Dawida, który chce rebelię przeciw obowiązującym prawom i Rzymowi wywołać, wówczas mógłbym nakazać nałożyć mu biały płaszcz, taki, jaki noszą wschodni władcy. Jeśliby był, moim zda­niem, niegroźny - wróciłby ode mnie bez okrycia.

Pomysł to zaiste bardzo dobry, choć biały płaszcz mnie co innego przypomina. W Rzymie zakładają go prośćcy ubiegający się o stanowiska. Sam wchodziłem do Sejana w takim płasz­czu przed swoim wyjazdem do Cezarei. A jak pamiętasz, płaszcz taki noszą też uniewinnieni przed trybunałem...

42

Jeśli będziesz miał nadmierne skrupuły przed zatwierdzeniem wyroku Sanhedrynu, zawsze możesz - dla własnego czystego sumienia - dwa jeszcze uczynić pociągnięcia.

Jakie to? Nic mi na myśl nie przychodzi.

Widzisz, że jednak byłem ci potrzebny nie jako wróg, a wręcz... przyjaciel. Zapomniałeś pewno, że od czasów pierwszego rzymskiego prokuratora w czas Paschy namiestnik Rzymu może uwolnić jednego więźnia. Możesz więc dać Sanhedrynowi do wyboru jednego z dwóch Jezusów: „Bar-Abbasa" lub „Baraba-sza". Uwolnią najpewniej Jezusa z Nazaretu, bo jednak ten drugi zabił człowieka, a to jest zbrodnia innego rzędu niż bluźnierstwo. Jeślibyś jednak musiał zatwierdzić wyrok śmierci, możesz na oczach tłumu umyć ręce, wówczas choć wyrok zatwierdzisz, podług naszych tradycji - odcinasz się od niego. Gestem tym dajesz . znak, żeś został do tego zmuszony, wówczas w ocenie ludu przyziemnego nie ty, a Sanhedryn wyda wyrok...

Słucham cię, Herodzie, z uwagą i zadowoleniem. Dobre to są rady - przyjacielskie. I myślę, że o iłem sądził przed spotkaniem z tobą, że mam dwu śmiertelnych wrogów, teraz pewien jestem, że został mi jeden wróg, a przybył nowy przyjaciel!

Kim jest ów drugi?

To Witeliusz - legat syryjski...

Masz rację, jest twoim wrogiem...

Jeśli tak oceniasz Witeliusza, tym bardziej chętnie uścisnę twoją rękę - przyjacielu!

43

Hora octava

Zwołałem cały Sanhedryn na dwa dni przed Paschą, bom uznał, że chwila jest szczególna i ważą się losy Zakonu, Prawa i Jerozolimy. W takiej chwili nie mogę jako arcykapłan - a też sądzę;, że nie mogą wszyscy dostojni członkowie Sanhedrynu -bezradnie przyglądać się jeno rozwojowi wydarzeń. Winniśmy zdarzenia te kształtować i wpływać na nie tak, by przebiegły najkorzystniej dla Świątyni i całego ludu żydowskiego. Jest to naszym najświętszym obo­wiązkiem!

Zwołałem was i z innej przyczyny. Przeprowadziliśmy oto niedawno posiedzenie Rady Sanhedrynu, która to rada, wbrew mojej woli, nie chciała uznać wydanego wcześniej wyroku „skam-maty" na Jezusa Galilejczyka...

Bo trzeba, Kajfaszu, przestrzegać wymogów Prawa.

Nie przerywaj mi, Nikodemie! Będziesz miał czas się wypowiedzieć. Zwołałem was i dla­tego, że przestałem ufać członkom rady, którzy nie tylko nie podporządkowują się mojemu przewodnictwu, ale wręcz nie wykonują ustalonych poleceń, ba, są ...zdrajcami!

Tego już za wiele! Protestuję! Daj mu mówić, Annaszu!

Cicho! Cicho! Kajfasz ma głos!

Wiem, że zarzut zdrady jest niebagatelny. Mam jednak nie tylko powody, ale i dowody - je­śli o tym mówię! Milczycie teraz wszyscy, to dobrze! Chcę, byście w ciszy i milczeniu, bez przerywania, wysłuchali mnie, a później sami zdecydujecie, mam czy tez nie mam racji. Mó­wili członkowie Rady, że wydając wyrok „skammaty" nie postawiłem obwinionego przed trybunałem, że nie było dwu świadków oskarżenia. Dobrze - jeśli zajdzie taka potrzeba, może stać się i jedno, i drugie. Mówi się również, że wyrok nie został ogłoszony w synagogach. I to też można zrobić, pod warunkiem, że wszyscy jednako oceniamy obwinionego, lub jeśli jest to ocena większości, a inni się jej zgodnie z Prawem podporządkują. Stąd też nie chcę dzisiaj roztrząsać sprawy zasadności wyroku, który proponowałem, przyjmijmy, że był przepro­wadzony niezgodnie z wymogami Prawa, a więc, że jest nieważny. Jak widzicie, nie o wyrok mi idzie, a o wspólną ocenę działania Jezusa z Nazaretu. Wszyscyśmy się zgodzili, że czyni znaki, które pozwalają go mieć za proroka, ale też nikt nie zaprzeczy, że jeśliby był oczeki­wanym Mesjaszem z rodu Dawida, powinien wystąpić przeciw Rzymianom, a nie przeciw nam. Czyż nie raz i nie dziesięć lżył on po synagogach faryzeuszy, a i nawet saduceuszy? Czyż nie głosił świętokradczych nauk sprzecznych z Prawem? Czyż nie uzdrawiał w szabat? Czyż nie mówił, że jest starszy od Abrahama? Czyż nie rzekł o sobie słowa „jestem", zastrze­żonego, jak księgi nakazują, dla Boga?! Stale, w każdym miejscu przekraczał Prawo, a mimo to, wbrew moim rozkazom - swobodny chodzi po Jerozolimie, naucza w Świątyni. A kto go ochrania? - faryzeusze! Nie, nie zaprzeczajcie - proszę. Wiem i mam na to dowody, że rabbi Nahumo spotkał się potajemnie z Galilejczykiem w domu zwierzchnika celników w Jerychu. A może się mylę, że było to spotkanie tajemne? Może Sanhedryn albo Rada zaleciła mu do­mówienie się z Nazaretczykiem, tylko mnie nie zaproszono? Czy takiej niekarności nie mogę nazwać zdradą?!

44

Kiedy Jezus powiedział w Świątyni - o czym przecież wszyscy dobrze wiecie - „Zanim Abraham stał się, Ja jestem!" - nakazałem go za to bluźnierstwo pojmać. I co się wydarzyło? Zbrojni, podlegli synowi Annasza, nie wykonali mego rozkazu. Nie pojmali bluźniercy, A może znowu się mylę, może arcykapłanowi nie podlegają zbrojni Sanhedrynu, może Prawo się zmieniło? Milczycie? A ja to uważam za sprzeniewierzenie się Prawu, za zdradę! Tym bardziej, że nie ujęty, a jeno ostrzeżony, Nazaretczyk skrył się nad Jordanem w krainie podle­głej Herodowi Anty pasowi, a więc był już nieosiągalny dla nas, nawet gdybyśmy tego po­społu chcieli. Skrył się, miał więc czas przygotować coś, co mogłoby zmienić jego sytuację. Oto wespół ze swoim przyjacielem Łazarzem z Betanii i siostrami tego ostatniego - Marią i Martą -urządzili wspaniały pokaz. Łazarz jakoby zmarł i aż cztery dni leżał w zamkniętym kamieniem grobie. Jezus przyszedł do niego i Łazarz zmartwychwstał. Czy zna ktoś z was przypadek zmartwychwstania w całej historii naszego ludu? Może i byłby władny zmar­twychwstać Mesjasz, ale kimże jest Łazarz? Też jest Mesjaszem? Lud przyziemny jednak w to wierzy, coraz więcej pospólstwa staje za Jezusem. A zbliża się przecie Pascha. Przyjdą do Świątyni i mnie, i wam zadadzą pytanie: „Jestże ten, za którego przyczyną zmartwychwstał Łazarz, prorokiem i Mesjaszem, czy nie jest?" Co wówczas odpowiemy? Musimy być wszak­że gotowi! Dziś jedni uważają go za proroka, inni za Mesjasza i tak jest nie tylko pośród przyziemnego ludu. Czyż mam dalej, podając wszystkie imiona, dowodzić, że część faryze­uszy sprzyja Jezusowi?! Czyż nie jest tak, Nikodemie? Czyż nie jest tak, Józefie? Niektórzy z was popierają go, ostrzegają... Czynią to jak ślepcy, którzy chcą uzyskać chwilowy poklask przyziemnego tłumu. Nie widzicie zagrożenia w tym, co głosi Galilejczyk, dla Świątyni i Za­konu?! Jeśli nie widzicie i nie słyszycie, to bądźcie przynajmniej teraz uważni. Powiada Je­zus, że wszyscy należeć mogą do Zakonu i wystarczy, że wierzą w naszego Boga. Może więc do Zakonu należeć również Samarytanin, gorzej, może należeć poganin Arab, jeszcze gorzej -może należeć nawet Rzymianin! Zgroza, zgroza i jeszcze raz zgroza! Wybierzcie owego Ga­lilejczyka na arcykapłana. Niech zjadą do Jerozolimy ci wszyscy poganie. Wpuścicie ich do Świątyni - faryzeusze? Nie na dziedziniec pogan - do Świątyni?! A może do miejsca „święte­go świętych", wszak podług nauk Jezusa są oni wam równi w wierze... Już nie będzie w Jero­zolimie jednego prokuratora rzymskiego z oddziałem legionistów, będą tu zjeżdżać całe tabu­ny „wiernych" pogan. A my, co? -będziemy im sprzedawać na straganach świecidełka? Bo przecie oni nie będą podporządkowywali się naszemu Prawu, nie muszą -są Rzymianami! Chcecie tego naprawdę? Jeśli chcecie, to powtórzę, co powiedziałem Radzie: „Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę, że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród ". Skończyłem i nawet gdybyście mnie prosili, nie dopo­wiem nic nadto. Chcę jeno wiedzieć i pod tajne postawić głosowanie, czy Jezus z Nazaretu winien umrzeć, czy nie? Jeśli tak - mnie zostawcie pojmanie go i cały proces. Obiecuję, że będzie zgodny najzupełniej z wymogami Prawa. Jeśli nie - wybierzcie Jezusa na arcykapłana! Annaszu - jesteś ojcem trybunału, przeprowadź więc głosowanie i uwiadom, jaki Sanhedryn podjął werdykt...

....

Było nas siedemdziesięciu jeden. Wszyscy oddali swo?e głosy. Za śmiercią Jezusa z Naza­retu było sześćdziesięciu ośmiu, trzech wypowiedziało się przeciw temu. Ogłaszam, ogła­szam, że wszyst-kich nas obowiązuje dziś podjęte postanowienie i ktokolwiek byłby mu prze­ciwny, winien być z synagogi wykluczony. Polecam, by wyrok Sanhedrynu został narodowi ogłoszony!

45

Hora nona

Wybacz, Annaszu, że nachodzimy cię o tak późnej porze, ale też i sprawa, która nas do cie­bie przywiodła, jest szczególna. Oto przyszedł do mnie jeden z uczniów Jezusa i wskazał miejsce, w którym on przebywa.

Gdzie jest i kto go wydał, Helkiaszu?

Jest wraz z uczniami w ogrodzie Getsemani, nie opodal domu swojej krewniaczki Marii -żony Kleofasa, która jest matką Jakuba Judy. A wydał go Judasz z Kariot. Opłaciłem go z kasy Sanhedrynu, podług tradycji. Dałem mu trzydzieści srebrników, jak za nieumyślne zabi­cie niewolnika. Sam nie chciałem rozstrzygać, kiedy należy pojmać oskarżonego, stąd uwia­domiłem dowódcę zbrojnych Sanhedrynu i oto jesteśmy z synem twoim - uciebie.

Czyście już uwiadomili Kajfasza?

Bez twojej woli?

Dobrze zrobiliście. Zastanówmy się teraz wspólnie, jak naj-właściwiej postąpić. Jeśli za­czekamy do świtu, mogą nam umknąć w inne miejsce. Należy więc Jezusa pojmać w środku nocy; tego nie będzie się spodziewał.

A co, ojcze, z pozostałymi, którzy są z nim?

Wyrok Sanhedrynu tyczy jeno Jezusa i tylko jego należy pojmać, pozostałych zaś trzeba rozproszyć, chyba że będą stawiali opór. Wówczas wiesz, co robić należy. Nam jest potrzeb­ny Nazaretczyk. Ile czasu zajmie ci, synu, zebranie zbrojnych?

Nie więcej niż godzinę.

A możesz dotrzeć do twoich znajomych pośród legionistów, by było ich kilku z wami?

Ależ sam sobie poradzę ze swoimi zbrojnymi, legioniści nie są mi potrzebni!

Nie unoś się ambicją. Wierzę, że sobie doskonale poradzisz, idzie jednak o to, że obecność legionistów przy pojmaniu Jezusa pozwoli nam powiedzieć prokuratorowi rzymskiemu, że­śmy dokonali tego wspólnie...

Właśnie, Annaszu, też o tym myślałem, ale - jeśli Piłat Poncjusz nie zatwierdzi wyroku Sanhedrynu?

Sprawa ta i mnie spędzała sen z powiek od ostatniego posiedzenia Sanhedrynu. Ale mam rozwiązanie, w którym ty, synu, będziesz miał niepośledni udział. O tym jednak później, teraz domówimy sprawę pojmania Jezusa. Będziesz więc gotowy ze zbrojnymi i legionistami, po­wiedzmy, za mniej więcej dwie godziny, a więc około północy. I wówczas właśnie pojmacie Galilejczyka. Ty, Helkiaszu, prosto ode mnie udaj się do Kajfasza, rozbudź go i powiedz, by

46

uwiadomił sprzyjającą nam część Sanhedrynu, a także zadbał o świadków i właściwe, zgodne z Prawem, przeprowadzenie przesłuchania obwinionego. By miał on na to czas dostatecznie długi, przyprowadź, synu, pojmanego najpierw do mnie, na wstępne przesłuchanie. Chcę wpierw sam się upewnić raz jeszcze, że Nazaretczyk nie jest z domu Lewiegol O tym, Helkia-szu, nie mów Kajfaszowi. Powiedz jeno, że chcę mu .zapewnić dostatecznie długi czas na przygotowanie wszystkiego, jak należy. Co zaś do Piłata, to zrobimy tak. Kiedy po procesie pójdziemy ławą do zamku Antoniusza, ty, synu, zbierz zaufanych ci ludzi i jeśli Piłat nie bę­dzie chciał zatwierdzić wyroku - krzyczcie głośno, że nie jest on przyjacielem cezara' Przecie Jezus pochodzi z rodu Dawidowego, a więc chcąc być Mesjaszem, chce być zarazem królem Judei i wszystkich naszych krain. Krzyczcie więc, że my mamy jednego króla i jest nim tylko cezar - Tyberiusz, jeśli zaś Piłat nie chce skazać buntownika, nie jest przyjacielem cezara'. To go musi przestraszyć. Bo też, gdybyśmy z takim zarzutem udali się ze skargą do Rzymu -miałby Piłat rzeczywiście niemałe kłopoty. Wyszukaj, synu, kilku ludzi, którzy znają ich ję­zyk, niech krzyczą: „Nie jesteś przyjacielem cezara!" - legioniści muszą to słyszeć i rozu­mieć... Piłat musi zatwierdzić wyrok'. Wówczas to Jezus umrze tak, jak nakazuje i nasze Pra­wo. Przecież Piłat nie może nakazać go ściąć, bo Galilejczyk nie jest Rzymianinem. Może jeno go ukrzyżować jak niewolnika lub cudzoziemca, a czyż nie jest w Prawie powiedziane, że karą za bluźnierstwo jest powieszenie na drzewie?! Lud przyziemny nie będzie więc mógł wynosić Jezusa po śmierci, bowiem zna Prawo i pamięta, że przeklęty na wieki jest każdy ten, kogo powieszono na drzewie! Czy mylę się, Helkiaszu?

Nie. Widać, żeś przemyślał sprawę, skoro tak jesteś przygotowany do tej właśnie chwili...

Rację masz, Helkiaszu. Wiedziałem, że chwila taka nastąpi wcześniej czy później, i wola­łem być do niej przysposobiony... Znacie więc swoje zadania?! Ty, synu, będziesz miał szczególnie trudną i noc dzisiejszą, i dzień jutrzejszy. Spraw się dobrze! Zależy mi na tym. Czas Kajfasza niedługo się kończy i stolec arcykapłana będzie wolny. Myślę, Helkiaszu, że i ty będziesz na mego syna głosował, skoroś go w tej trudnej chwili, bez wahania żadnego, do mnie przywiódł?!

Rzekłeś, Annaszu!

Niech więc Adonaj was prowadzi...

47

Hora decima

Krzyż został położony na skalnym rumoszu wzniesienia. Jezus słaniał się z wyczerpania po przesłuchaniach, torturach, biczowaniu i męce długiej drogi z brzemieniem krzyża, naigra-wań, szyderstw, upokorzeń.

Całe wzgórze - przypominające łysą czaszkę olbrzyma i z tych zapewne powodów zwane przez Żydów od pradawna Golgotą, a przez Rzymian Kalwarią - wypełnione było ludźmi. Stali tu i saduceusze, i faryzeusze, i legioniści, i skrybowie, i lud przyziemny, tak iż zdawać by się mogło, że stanęła tu cała Jerozolima. Zebrany tłum, z początku hałaśliwy, rozwrzesz-czany, w miarę upływu czasu ucichał, milkł i posępniał.

Kaci legionowi z wprawą energicznie pociągnęli Jezusa i położyli wznak na leżącym krzy­żu. Jeden z nich rozpościerając Jego prawą rękę na poprzecznicy krzyża szarpnął ją tak, aż zatrzeszczały wyrywane stawy, po czym przycisnął do belki i kilkoma uderzeniami młota wbił w nadgarstek długi gwóźdź. Krew zrazu wypełniła niszę dłoni, a potem trysnęła ku górze barwiąc purpurowo wbijane żelazo. Palce kurczyły się i rozwierały. Jezus jęczał, choć oczy miał szeroko, boleśnie otwarte, wpatrzone w niebo... Kiedy szarpnięto lewą rękę, by ułożyć ją równo po drugiej stronie poprzecznicy, krew z zadanej wcześniej rany wylewać się zaczęła po dłoni na drewno krzyża. Drugi gwóźdź zachrzęścił na kościach i ścięgnach, krwi wypłynęło mniej, jakby uszła już z prawej dłoni. Z bólu Jezus aż się wzdrygnął i gwałtownie skulił nogi. Dwaj kaci podwiązywali powrozem ręce do poprzecznicy. Pewno czynili to nie po raz pierw­szy, wiedząc, że na postawionym krzyżu ciało nie utrzyma się długo jeno na samych gwoź­dziach wbitych w ręce. Ciężar uwieszonego na krzyżu ciała mógłby łacno rozerwać ścięgna i kości rąk. Zaciskali mocno powrozy, owijając je kilkakroć wokół poprzecznicy. Ten, który przybijał ręce, zebrał nogi Jezusa, rozprostował je i przycisnął do odziomka, a potem podgiąl lekko, ułożył jedną na drugą i jął przebijać je na wylot grubym gwoździem. Kiedy żelazo do­tarło do drewna, stopy przeginać się poczęły, a całym ciałem Jezusa wstrząsały bolesne dresz­cze. Palce rąk obejmowały krwawe gwoździe. Omdlał, stąd może nie czuł bólu i nie słyszał uderzeń młota i chrzęstu kości, kiedy wbijano Mu drugi bretnal w górną część stóp. Kaci jeszcze podwiązali Mu nogi do odziomka i srali teraz w kilku przy poprzecznicy, czekając, aż ocknie się z omdlenia.

Cicho było... Tak jak w drodze na Golgotę szydzili z Niego i plwali nań, tak teraz posępnie milczeli. Słyszało się tylko przejmujący jęk Matki Jezusa...

Ocknął się i powiódł oczyma po stojących nad Nim legionistach. Wtedy ci wprawnie chwy­cili za poprzecznicę krzyża, jeden zaś nacelował koniec odziomka w przygotowany niegłębo-ki otwór.

Szybko unosili krzyż, podpierając go rękoma i popychając zaparte w dziurze drzewce. Ciało Jezusa wraz z podnoszeniem osuwało się wzdłuż krzyża, zaogniając zadane przy bi­czowaniu rany. Głową zaczął miotać na wsze strony. Ból narastający z każdą chwilą podno­szenia stawał się nie do wytrzymania. Jezus ostatkiem sił wyprężył się i na moment wsparł się na przygwożdżonych nogach, tak że krew z ran trysnęła na najbliżej stojących. A kiedy wy­czerpany bólem obwisł na rękach, widać było, jak gwoździe, mimo powrozów, rwą, rozszar­pują ciało. Znów omdlał... Legioniści wyprostowali krzyż i obkładali odziomek skalnym ru­moszem i ziemią...

48

Ten krzyż, który leżąc na ziemi wydawał się mały po podniesieniu - nagle zogromniał, roz­postarł się na całym niebie... Ten krzyż wraz z umęczonym ciałem stał milcząco nad całym wzgórzem, tłumem, nad Jerozolimą. Zda się zajmował nieboskłon...

49

Hora undecima

I

Herodzie, drogi mi przyjacielu! Wysyłam za tobą posłańca do Tyberiady, bom winien ci wytłumaczenie, dlaczego oto mimo twego sygnału w postaci białego płaszcza - walczyłem jednak o życie Jezusa. Oto, kiedy już wiedziałem, jakeś ocenił Galilejczyka, żona moja przy­słała list uwiadamiający, że Witeliusz skierował do mnie dwu tajnych posłańców, którzy w imieniu legata syryjskiego życzyli sobie, ba, polecali, bym skazał Jezusa na śmierć. Klaudia Prokla rozmawiała z nimi, a że jest kobietą rozważną, uwiadomiła mnie o tym, ale też i prze­strzegła, że w owym stanowisku Witeliusza musi się coś kryć. Jeśli legat chce, bym skazał Galilejczyka, jasnym było dla mnie, że winienem uczynić odwrotnie. Sam potwierdziłeś, że Witeliusz jest moim wrogiem!

Próbowałem więc - z tego właśnie względu, a nie z powodu lekceważenia twego sygnału - o życie podsądnego walczyć. Jednak sanhedrynie! są przebiegli. Pewno już wiesz o tym, że zagrozili mi, iż udadzą się na skargę do cezara. Czy to rozumiesz? Żydzi ze skargą w Rzymie na to, że prokurator broni buntownika, który chciał zostać królem Żydów! Ja im tego nie da­ruję! - wierzaj mi. Tak mnie podejść! Stąd też, na złość im - nakazałem umieścić na krzyżu Jezusa napis: „Jesus Nasarenus Rex Judeorum"!, mimo iż prosili, bym tego nie czynił. A że prosili, napis powtórzono i po grecku, i w ich języku... „Jezus Nazareński, Król Żydowski"!...

To jednak niewielka zemsta, jeszcze mnie popamiętają! O tym też chciałbym z tobą rozma­wiać, stąd chcę, byś najrychlej do Jerozolimy przybył. Tym bardziej że coraz powszechniej mówi się, że ów ukrzyżowany Jezus - zmartwychwstał. Podobno wielu go widziało po ukrzy­żowaniu. Sanhedrynie! powiadają, że został wykradziony przez uczniów. Nie wiem dopraw­dy, co o tym sądzić? Wywiedz się pośród swoich, jak jest z tą sprawą... Wysłanników Wite-liusza nakazałem śledzić. Pozostali oni w Jerozolimie aż do ukrzyżowania Jezusa, a później szukali niejakiego Judasza z Kariot. Oczekuję ciebie w Jerozolimie, byśmy mogli wszystkie te sprawy omówić...

II

Najdostojniejszy Tyberiuszu l Boski cezarze! Szczegółowy meldunek z tego, co dzieje się w podległych mi krainach, zabrał ze sobą twój wysłannik. Ja zaś chciałem tylko dopowiedzieć, że spokój u mnie panuje i porządek - choć kilku Galilejczyków musiałem skarcić, by tak wła­śnie było.

Przesyłam do ciebie, dostojny cezarze, ten meldunek z nadzwyczajnego wręcz powodu. Oto w dniu dzisiejszym ukończono w Cezarei Nadmorskiej świątynię, na której frontonie naka­załem wykuć napis: „Tę świątynię ku czci Tyberiusza - Poncjusz Piłat - prokurator Judei -ofiaruje"...

50

Hora duodecima.

Zamysł: jesień 1969 Zapis: 1973-1987

51

Spis treści

Hora prima 1

Hora secunda 8

Hora tertia 14

Hora q uarta 23

Hora umta 28

Hora sexta 32

Hora septima 36

Hora octava 43

Hora nona 46

Hora decima 48

Hora undecima 50

Hora duodecima 51

52


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kurylczyk Ryszard Niezłomny z Nazaretu
Kurylczyk Niezlomny z Nazaretu
Kurylczyk Ryszard Słowiański przedświt
Kurylczyk Ryszard Od Maratonu do Arderikki
Kurylczyk Ryszard Sekretne archiwum Kambudżiji
Kurylczyk Ryszard Słowiański przedświt
Kurylczyk Ryszard Od Maratonu do Arderikki
Kurylczyk Ryszard Papiez
Kurylczyk Ryszard Sekretne archiwum Kambudziji
Kurylczyk Ryszard Papież
Kurylczyk Ryszard Papież
Kurylczyk Ryszard Slowianski przedswit
nazarewicz ryszard einsatzgruppen czołowa formacja hitlerowskiego ludobójstwa
Pilot niezłomny, Żołnierze Wyklęci, Żołnierze Wyklęci , WIN , NSZ
Z Wikipedii wyparowały informacje o ubeku Ryszardzie Młynarskim, Płużański Tadeusz
sciaga ze wszystkiego TP, Elektrotechnika, Rok 2, Teoria Pola Ryszard
Ściąga podzielona na zestawy (2), Elektrotechnika, Rok 2, Teoria Pola Ryszard
Love Hurts Nazareth

więcej podobnych podstron