Lass Small
U mnie czy u ciebie?
Pod koniec stycznia lotnisko Fort Worth – Dallas zostało chwilowo zamknięte. Wprawdzie pogoda była wspaniała, jak to w Teksasie, ale z powodu szalejącej na północy nawałnicy większość krajowych lotnisk była nieczynna.
Wewnątrz dworca lotniczego słychać było szmer rozmów i narzekań pasażerów, którzy nie za bardzo potrafili pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Od czasu do czasu ponad monotonny pomruk wybijały się pojedyncze głosy, jak ryby wyskakujące z wody.
– Kto wie, jak jest w Kolorado? – zapytał głośno jakiś narciarz.
– Pełno śniegu – padła krótka odpowiedź.
– Nic dziwnego o tej porze roku – stwierdził inny głos.
Zawsze w podobnych sytuacjach znajdzie się w tłumie ktoś obrzydliwie rozsądny.
Ale, jak zwykle, znalazł się i optymista.
– Na stokach będzie cudownie – zauważył radośnie.
Wspaniałe podejście do życia.
– A Chicago? Nie widzę stąd tablicy informacyjnej – dopytywał się jakiś malkontent.
– Zasypane – odpowiedziała mu ze złością zdenerwowana kobieta.
– Czyżby i tam jeździli na nartach? – nie wytrzymał ktoś dowcipny.
– Nie po to brałem urlop, żeby przesiedzieć cały ten czas w poczekalni na lotnisku – słychać było skargę z głębi tłumu.
Jo Morris nie uległa ogólnemu podenerwowaniu. Często podróżowała, więc potrafiła znaleźć się w każdej, sytuacji.
No, niemal każdej.
Miała wielkie ciemne oczy, dwadzieścia osiem lat i pracowała jako korektor programów komputerowych w ogromnej firmie. Komputerami zajmowała się od czternastego roku życia.
– Proszę o uwagę. – Głos był głęboki i bardzo męski.
Brzmiało w nim „Nie bójcie się, przecież panuję nad wszystkim". Dobiegał ze stanowiska odpraw. W hali dworca zapanowała cisza.
Przystojny mężczyzna, który poskromił tłum, miał na sobie świetnie skrojony mundur i wyglądał wspaniale. Wszystkie kobiety patrzyły na niego z uwagą.
Nikt z oczekujących nie wierzył, że jest jakieś wyjście z zaistniałej sytuacji. Ludzie byli zmęczeni i rozgoryczeni, ale mimo to zapanowała cisza.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że obsługa lotniska nie jest w stanie zmienić pogody, więc nie można było mieć do nich o to pretensji.
Człowiek, który zwrócił się do nich, był kapitanem jednego z unieruchomionych na płycie lotniska samolotów. Stał na podwyższeniu i przyglądał się tłumowi. I jak to już miało miejsce wiele razy przedtem, spośród wszystkich ludzi zgromadzonych w sali odlotów jego oczy wyłowiły Jo. Tak było zawsze. Żaden mężczyzna nie potrafił przejść koło niej obojętnie. Uśmiechnął się szeroko. Zaczął mówić, kierując swe słowa właśnie do niej.
– Mamy dla państwa wolne pokoje na noc. Nie ma wprawdzie dużego wyboru, ale będzie się można chociaż umyć i odpocząć. Byłoby dobrze, gdyby zechcieli się państwo dobrać parami, bo nie ma zbyt wielu miejsc. Proszę, aby pary podniosły ręce w górę.
– My – odezwał się męski głos tuż przy Jo.
Zanim zdołała zebrać myśli, zobaczyła, że pilot podaje jej jakiś kawałek papieru, ale mężczyzna stojący za nią szybko zabiera go. Przez moment poczuła bliskość jego ciała.
Drgnęła. Cóż za dziwne uczucie. Nie czuła się tak od czasu...
– I co, Jo? – znajomy głos rozległ się tuż przy jej uchu. – Będziemy znowu dzielić pokój... Prawda?
Nie słyszała już otaczającej ją wrzawy. Czuła, jak zamienia się w bryłę lodu. Po dłuższej chwili udało jej się odwrócić i spojrzeć na intruza. Tak, nie myliła się, to był on, jej były mąż.
Nie zmienił się. Ciągle jeszcze miał gęste, brązowe włosy. Ciemne oczy miały wciąż pogodny wyraz i nadal błyszczał w nich śmiech. Miał teraz trzydzieści osiem lat i w tym wieku na pewno nie wypadało mu zaczepiać swojej byłej żony w tak obcesowy sposób.
Jo nie była w stanie zareagować na jego zaczepkę.
– Chad – wyszeptała po chwili. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć. Z natury była osobą milczącą i zawsze sądziła, że pomogło to jej w zrobieniu dyplomu w swojej dziedzinie.
Uśmiechnął się, jakby rozstali się w zgodzie zaledwie przed tygodniem albo i wcześniej.
– Więc pamiętasz – stwierdził z zadowoleniem.
– Czy to nie dziwne, że spotkaliśmy się tutaj? – zapytała. Nie widzieli się tak długo. Miała nadzieję, że już teraz potrafi patrzeć na niego bardziej krytycznie.
Wyglądał wspaniale. Biorąc pod uwagę swoją reakcję na dźwięk jego głosu i bliskość ciała, już nie dziwiło jej, że studentki na jego wykładach nie mogły spokojnie usiedzieć na krzesłach. A przecież w tym wieku powinna bardziej panować nad sobą.
Pokazał jej kartkę papieru.
– Mam pokój. Wybieram ciebie. Czy chcesz zamieszkać ze mną?
Dlaczego czuje się tak dziwnie? Skąd taka reakcja? Czyżby znowu chciała być z nim? Przecież to niemożliwe! Więc dlaczego? Musi coś powiedzieć.
– Co za spotkanie, tu, na lotnisku, po tylu latach.
– Nagle zorientowała się, że powiedziała już coś podobnego przed chwilą i teraz Chad domyśli się, że ciągle się go obawia.
Zawsze potrafił to wyczuć.
Kobiety zachowywały się bardzo dziwnie w obecności Chada Wilkinsa, a on przyjmował to jako coś naturalnego. Chyba nie zdawał sobie sprawy z uroku, jaki roztaczał. Nigdy też nie rozumiał dobrze kobiet.
Przystojny pilot przedarł się przez tłum i dotknął ramienia Jo.
– Pani jest sama? Został jeszcze jeden wolny pokój.
Mój pokój. – Uśmiechnął się szeroko.
Chyba powinna pójść z nim. Byłaby to doskonała ucieczka przed Chadem. A potem jakoś wymknęłaby się i tamtemu.
– Ta pani jest ze mną – powiedział Chad, uśmiechając się uprzejmie do pilota.
Pamiętała te słowa bardzo dobrze. Często powtarzał je, by zniechęcić mężczyzn, którzy jej nadskakiwali, a potem, jak gdyby nic się nie stało, wracał do rozmowy z jakimiś nudnymi naukowcami.
– Jeśli będzie miała pani ochotę mnie odwiedzić, jestem w pokoju 409 – powiedział pilot, przyjrzawszy się uważnie Chadowi.
Jo spojrzała na niego z żalem.
– Dziękuję, ale proszę na mnie nie czekać – usłyszała własny głos. Zupełnie nie panowała nad sytuacją. Wszystko to działo się jakby poza nią.
Pilot nie odchodził. Czyżby spodziewał się czegoś więcej, jakiegoś wyjaśnienia, czegokolwiek?
Uśmiechnęła się do niego przepraszająco i przysunęła do Chada. Były mąż ujął ją pod rękę władczym gestem i odwrócił się od pilota, którego potraktowano w ten sposób po raz pierwszy w życiu.
– Gdzie twój bagaż? – zapytał.
– Tutaj. – Wskazała na torbę przewieszoną przez ramię. – Zazwyczaj nie zabieram zbyt wielu rzeczy.
– Poszukam taksówki – powiedział.
Z pewnością ją znajdzie. Zawsze mu się wszystko udawało. Potrafił rozwiązać większość problemów. W zasadzie nie powiodło mu się tylko z Jo.
Zaczęli przeciskać się przez tłum, pozostawiając pilota, który jeszcze przez jakiś czas patrzył za nimi.
Chad złapał pierwszą wolną taksówkę. Zaproponował innym podróżnym, którzy jechali do tego samego hotelu, aby zabrali się z nimi. Do środka wcisnęły się jeszcze cztery osoby.
– To wbrew przepisom – odezwała się kobieta prowadząca taksówkę. Zwróciła się oczywiście do Chada, jako do przywódcy grupy.
– To nagły przypadek – przekonywał ją Chad, a po chwili dodał: – Damy duży napiwek.
Zawsze potrafił się z wszystkimi dogadać, a poza tym kobiety z łatwością akceptowały jego dominujący charakter. Jo siedziała wciśnięta między drzwi i Chada. Usiadł tak, by żaden inny mężczyzna nie mógł jej dotknąć. Zawsze tak robił. Był niesłychanie zaborczy.
Ale to się już skończyło. Od czterech lat byli rozwiedzeni. Pozwolił jej odejść. Powiedział: „Wrócisz, kiedy będziesz już miała dość samotności. Podoba ci się życie w małżeństwie".
Mylił się jednak. W życiu popełnił tylko jeden błąd. Była nim Jo.
Siedziała teraz wyprostowana w zatłoczonej taksówce, czując biodro Chada przy swoim, i ogarniało ją podniecenie. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem.
Będzie rozsądna i zimna. Pokaże Chadowi, iż nie tęskniła za nim, że wcale nie pragnie z nim być i jest wolna.
Cóż z tego, że był cudownym kochankiem. Pamiętała o tym dobrze. Jej ciało też pamiętało. Ale nie podda się! Nigdy!
Przecież są inni mężczyźni. Tak samo wspaniali jak Chad. I tak samo starający się uszczęśliwić kobiety i...
Fakt, że Chad był cudowny!
I tylko tyle. Seks. Nie był ani dobrym towarzyszem życia, ani przyjacielem. Nic więcej go nie obchodziło.
Te wszystkie spotkania na uniwersytecie. Studenci, naukowcy, senat – oficjalne zaproszenia dla żon.
Nigdy nie było go przy niej, gdy go potrzebowała. A dla niej był jedynym towarzystwem, jakiego pragnęła. Tęskniła za byciem razem z nim, za rozmowami, nawet za wspólnym milczeniem. Dla niego wszystko to nie było ważne. Takie sprawy można było odłożyć na później i nigdy do nich nie wracać.
Podjechali przed hotel. Jo wysiadła pierwsza i jak dawniej czekała, aż Chad upora się z zapłatą, napiwkiem i bagażem.
Styczeń w Fort Worth był przepiękny, ciepły i słoneczny, jakby chciał udowodnić wszystkim, że świat jest cudowny. Rozczarowani narciarze, którzy przebywali tutaj wbrew swojej woli, doszli do wniosku, że w zaistniałej sytuacji najlepiej będzie rozejrzeć się za jakąś rozrywką.
Pośród tych jakby zawieszonych w próżni gości hotelowych znajdowała się para ludzi, którzy zobaczyli się po raz pierwszy od dnia rozwodu. Byli jak dwa statki mijające się na morzu. W zasadzie powinni wymienić pozdrowienia, porozmawiać i pójść każde swoją drogą.
Chad, jak to zwykle dawniej bywało, będzie musiał coś przejrzeć. Zawsze był jakiś student, któremu trzeba było pomóc. A Jo nie potrzebowała pomocy, nie miała kłopotów, więc nie musiał poświęcać jej zbyt wiele uwagi.
Tak właśnie uważał.
Posiłki były zawsze gotowe na czas, a kiedy się spóźniał, czekały na niego. Koszule były wyprasowane, guziki przyszyte, a garnitury zawsze w porę odebrane z pralni.
Spała z nim i była zawsze w zasięgu ręki. Chętna. Lubiła być z nim, słuchać, jak się śmieje. Kochała jego śmiech, taki ciepły i miły.
Był wspaniałym kochankiem i prawdopodobnie to się nie zmieniło.
Ciekawe... z kim teraz jest? Chętnych na pewno nie brakuje. Wygląda dobrze. Ktoś z pewnością o niego dba. Ciekawe, kto to jest?
Jedzie na seminarium lub sympozjum. To pewne. Będzie wygłaszał referat na jakiś temat, który interesuje jedynie garstkę ludzi. Jest taki drobiazgowy i kiedy coś robi, poświęca się temu bez końca.
– Pomogę ci – powiedział, przerywając jej rozmyślania.
Uniosła pytająco brwi.
– Pomogę ci nieść torbę.
– Po co? Jest lekka i przyzwyczaiłam się do niej. Nie trzeba – odpowiedziała.
– Jak zwykle uparłaś się – stwierdził.
Spojrzała na niego przeciągle, a on chwycił za torbę.
– Schudłaś. Nic ci nie dolega?
– Straciłam parę kilogramów po naszym rozwodzie.
– Nie używaj tego słowa. Nie lubię go. Wykreśliłem je z pamięci.
– Kiedy? – Jo popatrzyła na niego z uwagą.
– Kiedy odeszłaś ode mnie – odpowiedział z naciskiem.
– Zatrzymali się przed recepcją.
– Zaczekaj tu chwilę.
– Zapłacę za siebie – rzekła stanowczo.
– Nie, nie zgadzam się.
– Mam kartę kredytową i własne konto – dodała spokojnie.
– Nie ma mowy.
Zawsze się tak zachowywał. Wszystko musiało być po jego myśli.
– Zapłacę za siebie albo pójdę gdzie indziej – powtórzyła spokojnie, lecz stanowczo Jo.
– Zostałaś prostytutką? – zapytał obcesowo.
Żachnęła się oburzona.
– Byłaś taka wspaniała i nienasycona, że nie zdziwiłoby mnie to. Zastanawiałem się nawet, kogo teraz uszczęśliwiasz.
– Nikogo – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– Nikogo? To naprawdę żal mi tych mężczyzn, którzy cię otaczają. Co oni robią?
– Dzięki Bogu nie wszyscy mężczyźni są podobni do ciebie – powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
Zrobił poważną minę.
– Bóg nie ma nic wspólnego z...
– Nie gadaj głupot!
– Taką cię lubię – uśmiechnął się szeroko. – A już myślałem, że się zmieniłaś. Jesteś taka grzeczna.
– A byłam kiedykolwiek niegrzeczna? – zaczęła się zastanawiać.
– Nie mam ze sobą notatnika, więc trudno mi sobie przypomnieć – tłumaczył jej z ironicznym uśmieszkiem. – Czy wiesz, że mi się śnisz? Na dodatek zachowujesz się w moich snach nieprzyzwoicie. Masz kogoś?
– zapytał nagle całkiem poważnie.
– Czemu pytasz?
– Nie chciałbym, żeby jakiś facet wpadł nocą do naszego pokoju nieco podenerwowany – znowu zaczął żartować.
– A ty? Denerwowałbyś się, gdybym cię zdradzała?
– Zbiłbym faceta i to mocno – odpowiedział spokojnie.
– Chyba o czymś zapomniałeś? Jesteśmy przecież rozwiedzeni.
– Tęskniłem za tobą.
– Naprawdę? A kiedy zauważyłeś, że odeszłam? – zapytała. – Czego ci najpierw zabrakło? Czystych talerzy czy koszul? No, kiedy to w końcu zauważyłeś?
– Każdego dnia. – Popatrzył na nią i dodał: – Każdej przeklętej, samotnej nocy.
– To już cztery lata.
– Wydaje mi się, że o wiele dłużej.
– Nie wierzę ci.
– Dlaczego nie znalazłaś sobie nowego męża? – odważył się w końcu zapytać.
– Skąd wiesz?
– Nie masz obrączki.
– Nigdy nie wkładam jej, wybierając się w podróż. A ty? – uniosła dłoń w górę.
– Szukałem, ale nie znalazłem nikogo podobnego do ciebie.
Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.
– Poproszę o klucze – zwrócił się do recepcjonistki.
– Rozmawiałem z twoim ojcem i to on mi powiedział, że nie wyszłaś za mąż.
– Ciekawe, dlaczego skłamał? Może nie chciał cię zmartwić?
– Jestem twardy i potrafię wiele znieść – rzekł stanowczym głosem. – Najgorsze dla mnie było to, że ty byłaś daleko.
– Zauważyłeś to po czterech latach? Pewnie spostrzegłeś mnie na lotnisku i wydałam ci się znajoma. Zacząłeś się zastanawiać, w której grupie studenckiej byłam. I stopniowo przypomniałeś sobie, kim jestem.
– Wróć ze mną do Indianapolis.
Nacisnął guzik windy. Patrzył na nią przez dłuższy czas, zanim drzwi się otworzyły. Wszedł do środka i nacisnął przycisk szóstego piętra. Drzwi zamknęły się. Byli sami.
– Dlaczego mam z tobą wrócić? Nie chciałeś mnie. I teraz też cię nie obchodzę.
– Kocham cię.
– Nie denerwuj mnie! – Była wściekła. – Nic dziwnego, że odeszłam od ciebie. Jak mogłeś...
Urwała, bo winda zatrzymała się na ich piętrze. Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Wyszli na pusty, pokryty ładnym dywanem korytarz.
Na wprost drzwi umieszczono na ścianie tablicę informacyjną. Ich pokój był bardzo blisko. Nic dziwnego, że był wolny – tuż przy windzie, więc było w nim słychać wszelkie hałasy.
Jo wsunęła swoją kartę do zamka. Zauważyła zdziwienie na twarzy Chada. Przecież zawsze on otwierał drzwi. Odebrała mu ten przywilej.
Nie pozwolił jej wejść do środka. Rzucił torby na podłogę. Pochylił się nad Jo i wziął ją na ręce.
– Co ty... ?
– Przecież będziemy dzisiaj razem – zaczął mówić niedbałym tonem. – Zawsze wnoszę do pokoju kobiety, z którymi mam zamiar spędzić noc.
– Ile razy...
Przerwał jej długim pocałunkiem i postawił ją, Josephine Morris, na podłodze, a potem zajął się bagażem.
Jak mógł być taki spokojny? Co za wstrętny człowiek. Typowy uwodziciel. Zaplanował sobie, że spędzą razem noc.
– Ile kobiet do tej pory... – zapytała, siląc się na spokój.
– Sprawdzę w komputerze i dam ci znać. W tej chwili po prostu nie pamiętam – zażartował.
Posmutniała. Tak naprawdę wcale za nią nie tęsknił. Nie miał na to czasu. Na pewno utrzymywał rozliczne znajomości. Dobrze, że chociaż rozpoznał ją na lotnisku.
– Pewnie jesteś zmęczony po podróży – powiedziała.
– Ależ skąd. Na seminarium byli tylko mężczyźni i nikt nawet nie wspomniał o seksie.
– A tobie tylko to jedno w głowie. Pewnie dlatego mnie rozpoznałeś?
– Wydawało mi się, że już kiedyś nas coś łączyło.
– Popatrzył na nią spod przymrużonych powiek. – Ilu mężczyzn oszalało przez ciebie, odkąd się rozstaliśmy?
– O czym ty mówisz? Przestań wygadywać bzdury – powiedziała stanowczo. Podniosła torbę i ruszyła w stronę drzwi.
– Nie denerwuj się – schwycił ją za rękę. W jego głosie nie było złośliwości. Wydawał się szczery. Patrzył jej prosto w oczy.
Popatrzyła na jego usta, a wtedy przypomniał jej, do czego służą, całując ją namiętnie.
Gdy odsunął się od niej, uniosła przymknięte powieki i spojrzała mu prosto w oczy.
– Chodźmy popływać – zaproponowała, z trudem wydobywając głos ze ściśniętego gardła.
Najpierw posmutniał, a potem uśmiech rozjaśnił jego twarz.
– Zgoda.
Zszedł do hotelowego sklepiku, gdzie można było kupić prawie wszystko.
Jo była już w wodzie, gdy Chad pojawił się w nowych, dopiero co kupionych kąpielówkach. Wyglądał jak grecki bóg. W rzeczywistości miał w sobie krew holenderską i walijską z domieszką irlandzkiej.
Wskoczył do wody i zbliżył się do Jo. Uśmiechnęła się do niego i zaczęła szybko płynąć wzdłuż basenu.
Roześmiał się i ruszył w pogoń. Woda zawsze była jego żywiołem.
Zadziwiająca liczba ludzi nie widzi sensu w pływaniu zimą, więc baseny są w zasadzie zamknięte. Amerykanie są jednak absolutnie nieprzewidywalni, a pogoda w Teksasie była tak piękna, iż wydawało się, że jest to typowy letni dzień. Dwoje nowych gości szalało w basenie.
Chad dotykał Jo pod wodą. Unosił ją nad powierzchnię, wrzucał do wody, a ona śmiała się radośnie. Czuła, jak bardzo jest silny.
Śmiał się, kiedy chlapała na niego wodą, a potem uciekała. Z łatwością mógłby ją złapać. Był silniejszy od niej i musiał uważać, by niechcący nie sprawić jej bólu.
Cały czas zajmował się tylko nią. To było bardzo dziwne.
Tak zachowywał się tylko wtedy, kiedy zabiegał o jej względy przed wielu laty. Była wtedy studentką, a Chad docentem. Potem została jego żoną: miała swoje zasady i nie chciała z nim sypiać bez ślubu.
Ponieważ poślubiła pracownika uniwersytetu, mogła kształcić się za darmo. Uzyskała magisterium z ekonomii.
Gdy postanowiła od niego odejść, zapytał, czy nie chciałaby zostać z nim dłużej i zrobić doktorat. Nie był złośliwy, miał po prostu praktyczne podejście do życia.
Nie wyszła za Chada, aby móc studiować. To nuda zagnała ją do sal wykładowych. Nie zaszła w ciążę, mimo że nie używali żadnych środków zapobiegawczych. Każdy miesiąc przynosił rozczarowanie, aż w końcu musiała zaakceptować fakt, że jest bezpłodna.
Był wspaniałym kochankiem, ale kiepskim towarzyszem życia. Czuła się bardzo samotna. Chciała, żeby poświęcił jej choć trochę czasu, ale nigdy nie było go przy niej, gdy tego potrzebowała. W końcu straciła nadzieję i odeszła. Teraz, cztery lata po rozwodzie, Chad zachowywał się tak, jak kiedyś o tym marzyła. Na początku ich związku miała jeszcze złudzenia, potem nadzieja umarła, a kiedy Jo robiła magisterium, małżeństwo przestało istnieć.
Nie zdarzył się żaden cud.
Wreszcie zrozumiała, że ich wspólne życie nigdy nie będzie wyglądać inaczej.
Patrzyła na Chada i myślała, że właściwie mogłaby spędzić z nim tę noc. Ich małżeństwo należało już do przeszłości. Czemu nie przeżyć z nim kilku miłych chwil? Tu w basenie było tak przyjemnie. Kiedyś marzyła, że tak będzie, gdy się pobiorą.
Poszli do pokoju. Czuła, że jest zmęczona.
– Z iloma mężczyznami byłaś? – zapytał nagle Chad.
Nie odpowiedziała, bo przecież w jej życiu nie było innych mężczyzn. W dalszym ciągu kochała Chada. Nawet nie próbowała zainteresować się innymi.
A teraz pragnęła go. A on był taki miły i delikatny. Troszczył się o nią. Chyba też ją kochał.
Spędzili razem noc. Była zmęczona, ale szczęśliwa. Zapomniała już, ile szczęścia dawały jej wspólnie spędzone chwile.
– Dlaczego mnie zostawiłaś? – jęknął Chad.
– Nigdy cię przy mnie nie było. – W jej oczach pojawiły się łzy.
– Przecież spędzaliśmy razem wszystkie noce – zaprotestował.
– Tylko że dni były puste i długie.
– Ludzie spędzają ze sobą całe życie, choć nie są bez przerwy razem. Powiedz, dlaczego mnie tak potraktowałaś?
– Kochałam cię.
– To nie jest normalne. – Wzruszył ramionami.
– Możliwe. – Poczuła się bardzo samotna. Wystarczyło, że tylko sobie przypomniała, jak to wtedy było. Dlaczego ciągle myślała o tamtych smutnych dniach?
Dallas i Fort Worth to dwa różne miasta. Dallas jest eleganckie i nowoczesne, podczas gdy Fort Worth stara się utrzymać swój westernowy charakter. Kiedyś było tu centrum spędu bydła.
Budynek wspólnego lotniska był doskonałym połączeniem tych dwóch tak odmiennych miast. Stale zwiększająca się liczba mieszkańców spowodowała, że miasta te bardzo zbliżyły się do siebie, więc lotnisko okazało się świetnym rozwiązaniem problemów komunikacyjnych mieszkańców, chociaż ci z Dallas czuli się, jakby popełnili mezalians. Nie lubili swego mniejszego i mniej eleganckiego sąsiada.
Połączyła te miasta po prostu konieczność.
Tak samo było w przypadku Jo i Chada.
Jo przyglądała mu się, kiedy jadł śniadanie, i nie mogła ciągle uwierzyć, że znowu jest z nim.
Przecież nieczęsto spotyka się na lotnisku znajomych. A co dopiero byłego męża? Niesłychane.
Coś takiego może przytrafić się gwiazdom filmowym czy milionerom, ale nie jej, nie Jo Morris.
Parę minut temu, gdy Chad brał prysznic, ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie bardzo wiedziała, kto to może być o tak wczesnej porze.
Rozejrzała się po pokoju. Tylko jedno łóżko było nie posłane, ale przecież już od dawna nie ma w hotelach detektywów, którzy dbają o moralność.
Popatrzyła na zegarek. Była dopiero siódma trzydzieści. Zapytała, kto jest za drzwiami. Gdy usłyszała, że przyniesiono śniadanie, włożyła płaszcz przeciwdeszczowy i otworzyła drzwi.
Dyskretny kelner udał, że nie widzi jej stroju. W milczeniu zajął się swoją pracą. Zręcznie i elegancko nakrył mały stolik.
W poczuciu winy Jo dała mu napiwek.
Uśmiechnął się i podziękował.
Nie patrzyła na niego, ale czuła, że się czerwieni. Było jej głupio. Wreszcie kelner wyszedł z pokoju.
Jo była pewna, że uważa ją za prostytutkę. Była w drogim hotelu. Przyjechała z zatłoczonego lotniska z obcym mężczyzną. Wzięli jeden pokój. Chyba ma wypisane na czole: „Kobieta lekkich obyczajów".
Zamknęła drzwi za kelnerem i popatrzyła na rozrzuconą pościel. Dwie poduszki spadły na podłogę. Tak jak przed wielu laty, znowu używali jednej poduszki.
Drugie łóżko było nietknięte. Każdy mógł się domyślić, co tu się działo.
Nadal miała poczucie winy. Nie powinna tak postępować.
Wyprostowała się. Przecież już nigdy nie zobaczy tego kelnera. Wyjedzie stąd. Wróci do swego życia i zapomni o wszystkim.
Chad wyszedł z łazienki nagi. Wycierał wilgotne włosy szorstkim ręcznikiem. Uśmiechnął się do niej promiennie.
– Jestem czyściutki – powiedział. – Połóżmy się jeszcze na chwilę, żebym mógł znowu poczuć twój zapach.
Popatrzyła na niego zaskoczona.
Zauważył, że nałożyła płaszcz przeciwdeszczowy na gołe ciało.
– Pada tu? W naszym pokoju? – Uniósł w zdziwieniu brwi.
– Kelnera też to pewnie dziwiło.
Chad dopiero wtedy zauważył nakryty stół.
– Cudownie. Zjedzmy coś. Umieram z głodu.
– Powinnam chyba wziąć prysznic – stwierdziła.
– Po co? Pachniesz tak cudownie.
– O czym ty mówisz?
W odpowiedzi przyciągnął ją do siebie. Przesunął nosem po jej szyi i próbował odwiązać mocno zaciśnięty pasek. Jo była bardzo spięta.
– Wychodziłaś? – zażartował.
– Musiałam coś włożyć, żeby móc otworzyć drzwi.
– To oczywiste.
– On uważa mnie za... za... ladacznicę.
– Powiedział to? – Chad popatrzył na nią badawczo.
– Nie, ale uśmiechał się w taki sposób.
– W jaki?
– Jakby wiedział, co robiliśmy.
Chad popatrzył na rozrzuconą pościel.
– Całkiem logiczny wniosek. Musisz sama przyznać. Nie przejmuj się. Dziś wieczór najpierw rozrzucimy pościel na drugim łóżku.
– Wstydzę się.
– Przecież jesteśmy małżeństwem. – Chad był naprawdę zaskoczony.
– Nie! Jesteśmy rozwiedzeni.
– Przecież to nie ma żadnego znaczenia.
– Znowu się ze mną sprzeczasz. Roześmiał się serdecznie.
– Zawsze mnie atakowałaś na różne sposoby. Dlatego wychodziłem z domu, żebyś mogła odpocząć.
– Całą uwagę poświęcałeś uczelni, a tylko od czasu do czasu korzystałeś z mego ciała – powiedziała ironicznie.
– Powinnaś się cieszyć z mego oddania się pracy, bo w ogóle nie wychodziłabyś z łóżka.
– Mówisz to teraz, po czterech latach.
– Po trzech...
– Minęły już prawie cztery – jak zwykle dokładna, poprawiła go. – Mam teraz dwadzieścia osiem lat.
– Doskonale się trzymasz jak na ten wiek – stwierdził poważnym tonem, przesuwając spojrzeniem po jej sylwetce.
Starała się wyglądać statecznie i nobliwie. Podeszła do torby stojącej na fotelu i wyjęła bieliznę, parę spodni i bluzkę.
– Po śniadaniu popływamy i poczytamy gazety – poinformował ją głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Popatrzyła na niego uważnie. Nic się nie zmienił. Już nie miała ochoty pływać. Odłożyła ubranie, wzięła piżamę i poszła do łazienki, nie zwracając uwagi na jego protesty.
W zielonej jedwabnej piżamie i ciemnoniebieskim szlafroczku wyglądała wspaniale.
Chad odłożył gazetę i podał jej śniadanie: gorące płatki, owoce, apetyczne bułeczki i herbatę. Chad pił kawę, ale nadal pamiętał o tym, co ona lubi.
Z dużą przyjemnością zabrała się do jedzenia.
– Chyba czujesz się lepiej? – zapytał, kiedy skończyła posiłek i odłożył gazetę.
Znała go dobrze. Wiedziała, że może już przeprowadzić swój plan. Jeśli potrafi go teraz wykorzystać, to może w końcu uda jej się wyrzucić Chada ze swej pamięci. Wreszcie uwolni się od niego i rozpocznie nowe życie.
Uśmiechnęła się zalotnie.
Wyciągnął rękę i ujął ją pod brodę. Pochylił się, by ją pocałować. Potem wyprostował się. Gęste rzęsy niemal całkowicie przysłaniały mu oczy, a zmarszczki w kącikach ust pogłębiły się.
– To prawdziwy cud, że cię odnalazłem – powiedział.
Patrzyła na niego krytycznie, szukając wad. Była pewna, że niczego nie znajdzie, jeśli chodzi o jego wygląd. Nadal jedyną wadą Chada było to, że nie potrafił mieszkać razem z nią.
Ale teraz był tutaj w sytuacji, w której musiał poświęcić jej cały swój czas. Może wreszcie zrozumie, co stracił. I tym razem to on poczuje się samotny, pozbawiony najbliższej osoby, pogrążony w smutku.
Czyżby szukała zemsty?
Prawdopodobnie. Tylko że nadal nie wiedziała, co może go zranić. Nie zmienił się. Ich małżeństwo było dla niego przeszłością.
Wtedy miał szansę opiekować się nią lub przynajmniej pozwolić jej dzielić z nim życie. Nie zrobił tego.
Teraz też go na pewno na to nie stać. Człowiek tego typu nie zmienia się.
Wprawdzie twierdził, że nie lubi słowa: rozwód, ale przecież to o niczym nie świadczy.
Miał bardzo dużo czasu, żeby ją poznać i zrozumieć, ale nie zrobił zupełnie niczego w tym kierunku. Na dodatek zgodził się przed czterema lata, aby rozstali się w przyjaźni.
Jej odejście ani go nie przygnębiło, ani nie zasmuciło. Zapytał tylko, czy nie chce zostać dłużej, by zrobić doktorat. To pytanie pozbawiło ją resztek nadziei na utrzymanie ich małżeństwa.
Jo patrzyła na swojego byłego męża. Był taki, jakim go pamiętała, o jakim cały czas marzyła. Uśmiechał się do niej radośnie.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Chodź, usiądź mi na kolanach. Już tak dawno nikt na nich nie siedział.
Podniosła się i spełniła jego prośbę. Oczywiście postępowała zgodnie ze swoim planem. Potem łatwiej jej będzie wyrzucić go z pamięci. Jego ręce były tak znajome. Odnalazł pieprzyk, który pamiętał.
– Zastanawiałem się, czy nie popełnisz głupstwa i nie usuniesz go. Kocham ten pieprzyk. Dodaje ci uroku i uczłowiecza.
– Co ty wygadujesz? Czyżby istoty pozbawione pieprzyków nie były ludźmi?
– Boginie nie mają żadnych znamion. Tylko te, które chcą upodobnić się do ludzi, starają się o nie. Biedni, głupi mężczyźni myślą, że mają do czynienia ze zwykłymi kobietami, a nie takimi, które od nich odchodzą. Przyznaj się, ilu mężczyzn uwiodłaś?
– Tylko ciebie.
– Tęskniłem za tobą – szepnął i przytulił ją do siebie.
– Jak możesz tak mówić?
– Byłem taki samotny bez ciebie, naprawdę.
– Daj spokój, Chad, nawet nie poznaliśmy się dobrze. Brakowało ci tylko kogoś, z kim mógłbyś się kochać na każde zawołanie. A ja byłam tak blisko.
– Byłaś najważniejszą istotą w moim życiu. A właśnie, nie znudziło ci się być osobą samotną? Czy jesteś gotowa wrócić do domu? Naprawdę już na to pora. Dobry mąż może pozwolić żonie na trochę swobody, ale w rozsądnych granicach.
– Czy ty naprawdę wierzysz, że odeszłam od ciebie, bo chciałam pobyć sama? Ja, już będąc z tobą, byłam bardzo samotna. Nie musiałam odchodzić. My nigdy nie byliśmy razem.
– Byłem z tobą.
Wreszcie to powiedział! I brzmiało to dość przekonywająco.
– Inni mężczyźni wracają do domu, spędzają wolny czas ze swoimi żonami, pomagają im i interesuje ich to, co się dzieje w domu.
– Doprawdy?
– Nigdy tego nie zauważyłeś? – zdziwiła się.
– Kiedy byliśmy razem, obserwowałaś innych mężczyzn? – zapytał zaskoczony.
– Chciałam widzieć tylko ciebie! Kochałam cię! Pragnęłam być z tobą, ale ciebie nigdy nie było. Ciągle byłeś zajęty.
– Zarabiałem na życie.
– Dwadzieścia cztery godziny na dobę? – wykrzyknęła.
– Przecież spędzałem trochę czasu w domu.
– Kiedy? Nie było cię całymi dniami.
– Praca docenta na renomowanym uniwersytecie wymaga poświęceń. Muszę nauczyć studentów wszystkiego, czego potrzebują.
– Ale nie mogłeś poświęcić ani chwili swojej żonie.
– Spałem z tobą. Chyba to zauważyłaś.
– Raczej tak. Ale nie jest to czynność, podczas której dwoje ludzi może poznać nawzajem swoje myśli i uczucia.
– Każdej nocy starałem się dokładnie okazać ci swoje uczucia.
– Próbowałeś – zgodziła się.
– Czyżbym coś zaniedbał? Wydawało mi się, że byłem gorliwy.
– Czasami – potwierdziła.
– Jesteś na mnie zła.
– Już nie – odpowiedziała. – Przywykłam do samotności. Mam zamiar nacieszyć się tą chwilą, żeby rozstanie tym razem było milsze.
– Jak może być miłe?
– Bo teraz już rozumiem, dlaczego nam się nie udało i nie uda. I przestanę za tobą tęsknić.
– Czy... czy tęskniłaś za mną, kiedy odeszłaś? – zapytał.
Nie odpowiedziała. Wstała z jego kolan. Odwinęła ręcznik okręcony wokół głowy i zaczęła wycierać nim włosy.
– Chad – odezwała się wreszcie z ironią w głosie – tęskniłam za tobą, kiedy byliśmy razem.
– Dlaczego mi o tym nie mówiłaś?
Odwróciła się i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Rozumiem. Mówiłaś mi.
– Tak.
– Bardzo mi przykro, Jo.
– To już minęło. Chodźmy popływać.
Nie ruszył się z miejsca. Patrzył na nią uważnie.
– Bardzo tęskniłem za tobą. Wiedziałem, że jesteś w domu i mam do kogo wracać. Kiedy odeszłaś, ciągle widziałem twoją twarz, słyszałem twój głos. Brakowało mi dotyku twego ciała. Nie mogłem zapomnieć naszych nocy. A ty? Pamiętasz?
– Tak.
– To było udane małżeństwo – rzekł z przekonaniem.
– To jest tylko twoje wrażenie.
– Kocham cię – wyszeptał.
– Wierzę. Chodźmy popływać.
– Przecież masz świeżo umyte włosy – powiedział po chwili zastanowienia.
– Były tak mokre od potu, że zanieczyściłyby wodę w basenie.
– Zawsze byłaś pedantką. Troszczysz się nawet o basen. Ciekawe, dlaczego byłaś taka spocona? – zapytał uśmiechając się znacząco.
– Nie mam pojęcia – odpowiedziała.
Tym razem nie byli w wodzie sami, ale inni kąpiący się chyba celowo zostawili dla pary kochanków jedną część basenu. I znowu Chad mógł przytulać ją do siebie pod wodą, a Jo uśmiechała się do niego radośnie.
Potem wrócili do pokoju, wzięli prysznic, ubrali się i poszli zwiedzić Fort Worth. Obejrzeli stare zagrody dla bydła, stację kolejową i bary.
Zjedli typowy tutejszy posiłek, wypili zimne piwo i próbowali jeść gorące bułeczki tak, by nie tryskało z nich rozpuszczone masło.
Poszli też do kina, gdzie pokazywano stare, nieme filmy kowbojskie, którym towarzyszyła muzyka grana na pianinie.
Na jednym z filmów bohaterkę przywiązano do torów, a uratowali ją dzielni strażacy, którzy gasili pożar lasu i przyjechali lokomotywą. Najciekawszą sceną było zdejmowanie przez bohaterkę kolejnych części odzieży, co za każdym razem witane było przez strażaków gwizdkiem lokomotywy.
Wszystkie filmy były urocze, a widownia bawiła się doskonale. Jo i Chad głośno czytali napisy, śmiali się i rozmawiali, co zupełnie nikomu nie przeszkadzało.
Kiedy wrócili do hotelu, czekała na nich wiadomość, że będą mieli połączenie następnego dnia, jeśli potwierdzą rezerwację.
Poszli do pokoju, by zastanowić się, zanim podejmą decyzję. Doszli w końcu do wniosku, że nie spieszą się tak bardzo, i zrezygnowali z biletów.
Chad zawiadomił uczelnię, a Jo swoją firmę w Chicago o nagłym urlopie.
Razem wynajęli samochód i nazajutrz pojechali na południe do Austin, stolicy stanu. Tam cudownie spędzili czas, słuchając bluesa i muzyki country. Urządzili sobie piknik nad rzeką Gwadelupą i patrzyli, jak leniwie toczy swoje wody białym, skalistym korytem.
Wtedy właśnie zrozumieli sens powiedzenia, że słońce spędza zimy w Teksasie.
Zwiedzili miasto, obejrzeli budynki rządowe i zwrócili uwagę na to, że w Teksasie nawet drzewa są inne.
Obejrzeli kilkusetletni dąb, który ktoś próbował zniszczyć środkami chemicznymi. Drzewo zostało uratowane, gdyż otoczono je pierścieniem z kryształów, które zneutralizowały działanie trucizny. Cóż za niecodzienna kuracja! Za pieniądze, które wydano na to jedno drzewo, można było posadzić sto nowych.
Teksas słynie z pięknych krajobrazów. Jo i Chad postanowili sobie zobaczyć wszystko, co się tylko da. Pojechali do San Antonio, które znali tylko z filmów pokazywanych w telewizji. Teraz mogli zobaczyć, jak wygląda w rzeczywistości.
Byli też w Alamo. Intensywność wrażeń jest tam tak ogromna, że wywołuje gęsią skórkę u zwiedzających.
Zwiedzili Fredricksburg i Banderę, bo ktoś im powiedział, że warto zobaczyć te miasta. Wykorzystali na wycieczki cały urlop Chada.
Na nieszczęście dla Jo ich wspólna podróż okazała się taka, jak to sobie wymarzyła. Chad zachowywał się doskonale. Dlaczego nie był taki przez sześć lat ich małżeństwa?
Czuła się oszukana. Był taki mądry, ale o tym wiedziała. Okazał się też wspaniałym kompanem. Jak śmiał być taki pociągający, taki, o jakim zawsze marzyła. Zaczęła żałować utraconych lat.
Teraz musi być rozważna.
– Rzuć pracę i wracaj do domu – to były jego słowa.
Tak właśnie powiedział.
Nie tylko kazał jej rzucić pracę, którą kochała i która dawała jej niezłe zarobki, ale w dodatku mówił o... domu.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nagle sama tego też zapragnęła.
Zatelefonował na uczelnię i powiedział, że jego nieobecność jeszcze się przedłuży, bo pracuje nad bardzo trudnym problemem. Wyjaśni wszystko po powrocie.
Zapytano go tylko, czy potrzebuje pomocy.
– Nie, dziękuję – powiedział im Chad. – To sprawa osobista. Sam ją rozwiążę, ale to może jeszcze potrwać.
– Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebował.
– Dziękuję – odłożył słuchawkę z radosnym uśmiechem.
Pojechali na Padre Island. Tam nie tylko brodzili w wodach zatoki, ale znaleźli się wśród tłumu zimowych gości. Kiedyś farmerów przyjeżdżających na zimowy odpoczynek do Teksasu nazywano ziębami, bo, tak jak one, udawali się na południe. Teraz traktuje się ich jak obywateli Teksasu, bo wspomagają budżet stanowy.
Jo i Chad w milczeniu obserwowali tłumy gości na Padre Island. Cała wyspa zapełniona była hotelami i pensjonatami, a przez jej środek biegła autostrada.
Byli również w Meksyku. Pojechali tam na zakupy. Kupili drewniane, kolorowe zabawki – bajd, fujarki, jo-jo i skórzane kamizelki.
Chad znalazł dla Jo zegarek, a na dodatek kupił jej portmonetkę w kształcie żaby z zamkiem błyskawicznym na brzuchu.
Nie wiedziała, co o tym sądzić.
– To książę zaklęty w żabę – wyjaśnił mentorskim tonem. – Kiedy go pocałujesz, zły czar minie, ale będziesz musiała z nim spędzić noc, żeby się wszystko powiodło.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Nie pamiętasz tej bajki? – zapytał zniecierpliwiony, wzruszając ramionami.
– Oczywiście, że pamiętam.
– Wyjaśnię ci wszystko, kiedy wrócimy do domu.
Znowu wspomniał dom w Indianie.
Ale Jo wiedziała, że rozstaną się już wkrótce.
W Meksyku kupiła sobie powiewną, kolorową sukienkę i białą wyszywaną koszulę dla Chada wraz z obcisłymi, czarnymi spodniami.
Kupili też skórzane, plecione pantofle, bardzo wygodne i bardzo skrzypiące.
Jo znalazła niebieską flanelową kurtkę wyszywaną kolorową włóczką. Czuła się w niej jak zupełnie inny człowiek.
Przejechali znowu Rio Grandę i wrócili do hotelu na Padre Island.
Przebrali się do kolacji. Byli tak zaprzyjaźnieni i zżyci, że Jo zaczęła wspominać ich małżeństwo. Czy kiedykolwiek przedtem byli tak blisko ze sobą?
Przecież właśnie tego pragnęła przez te wszystkie lata. Zastanawiała się, czy i wtedy były między nimi takie chwile.
Ale nie, to nie była żadna wspólnota, lecz dni wypełnione milczeniem przerywanym czasami opowieściami Chada o studentach sprawiających kłopoty. Zawsze kończyło się to głośnym rozmyślaniem, jak im pomóc.
Dlaczego wtedy nie powiedziała: „Nie mogę się odnaleźć. Czuję się niepewnie. Pomóż mi".
Nie zrobiła tego. Słuchała tylko i nawet nie potrafiła udzielić mu rady ani opowiedzieć o swoich problemach.
Ale Chad uważał, że wszystko jest w porządku. Przecież dzieliła z nim jego kłopoty.
Czuła się opuszczona i głupia.
A teraz jest mądrzejsza? Czy umie słuchać? Potrafi obserwować otoczenie?
Popatrzyła na Chada. Był myślami gdzieś daleko. Nawet teraz nie potrafiła zwrócić na siebie jego uwagi.
Zauważył, że na niego patrzy.
– Może wróciłabyś ze mną do Indiany? Nabrałaś poczucia własnej wartości i będziesz teraz doskonałą żoną naukowca. Spróbujemy, dobrze? Chcę, żebyśmy znów zamieszkali razem. Pragnę, żebyś wróciła. Piekielnie za tobą tęskniłem.
– Jak można piekielnie tęsknić? To brzmi bardzo dziwnie.
– Ale tak właśnie się czułem.
– Dobrze to przede mną ukrywałeś.
– Za szybko się pobraliśmy. Powinnaś nabrać trochę doświadczenia, dorosnąć.
– A tymczasem ty prowadziłeś badania na temat: małżeństwo ze studentką.
– Po naszym rozstaniu kilkakrotnie spotkałem się z twoim ojcem. Powiedział mi, gdzie mieszkasz, co porabiasz, z kim się spotykasz. Przez cały czas byliśmy w kontakcie.
– Naprawdę z nim rozmawiałeś?
– Lubię go.
– I co ci powiedział?
– Abym był cierpliwy. Że ty musisz dojrzeć.
– Nigdy by tak nie powiedział – oburzyła się.
– Powiedział, że jesteś niedojrzała. Podobnie było z twoją matką, która przez wiele lat nie mogła przywyknąć do życia małżeńskiego.
– Wcale tak nie mówił!
– Rzeczywiście – roześmiał się Chad. – Jest bardzo uparty i wiele czasu zabrało mi przekonanie go, że cię kocham i jestem gotów czekać na ciebie wiele, wiele lat.
– Ha!
– Ten okrzyk wskazuje, że jeszcze nie dojrzałaś.
Jo krzyknęła powtórnie.
– I co ja teraz zrobię, gdy wszyscy Teksańczycy przybiegną cię bronić?
– Jakoś się wytłumaczysz. Możesz powiedzieć, że zgodziłam się, jakby to nazwać... na współpracę.
– To wspaniale. Wiedziałem, że się poddasz. Dzięki...
– Uważaj, bo powiem im prawdę.
– Zawsze czepiałaś się słów. – Chad poczuł się rozczarowany.
– A co moja mama miała ci do powiedzenia?
– Nie rozmawia ze mną. Traktuje mnie jak powietrze.
– Naprawdę? – roześmiała się Jo. – Nie doceniałam jej. Myślałam, że trzyma twoją stronę.
– A co tobie mówiła?
– Że jestem głupia, bo pozwoliłam ci odejść.
– Masz takich mądrych rodziców. Dlaczego ty jesteś inna?
– Tato twierdzi, że nie jestem jego dzieckiem, a mama mówi, że jestem reliktem.
– Czego?
– Dawnych czasów – dokończyła spokojnie.
To było interesujące, jak Chad potrafi kierować postępowaniem Jo. Była ufna. Najczęściej miała do czynienia z komputerami, które siłą rzeczy nikogo nie oszukiwały. Nawet nie przeszło jej przez myśl, że Chad mógłby nie być uczciwy w stosunku do niej.
W drodze powrotnej na północ przejeżdżali przez miasta bez lotnisk. Było to wprost nieprawdopodobne w Teksasie, gdzie odległości pomiędzy poszczególnymi miejscowościami są tak wielkie. Dziwiło ją to bardzo. Ale jakiekolwiek pytania na ten temat Chad pozostawiał bez odpowiedzi.
Jechali bocznymi drogami wzdłuż zachodniej części stanu, żeby Jo mogła zobaczyć prawdziwy „dziki zachód". Tak właśnie wyjaśnił jej Chad wybór drogi.
Kiedy kolejny raz zatrzymali się na stacji benzynowej, gdzieś na pustkowiu, Chad wyciągnął mapę i długo ją studiował.
– Do diabła, znowu przegapiliśmy zjazd na autostradę – skomentował sytuację.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała Jo, próbując zorientować się w plątaninie dróg.
– Właśnie tutaj – odpowiedział Chad, pokazując palcem jakieś miejsce na mapie.
Jo przyglądała się temu miejscu ze wszystkich stron, przygryzała wargi, drapała się po głowie, aż w końcu udało jej się znaleźć kolejny zjazd na autostradę, która na pewno doprowadzi ich do jakiegoś lotniska.
– Pokaż. – Chad przyglądał się wybranej przez nią trasie z zaciekawieniem. – To nie jest po drodze. Widzisz? Council Bluff jest tutaj. Musimy zobaczyć miejsce, w którym spotykali się Indianie.
– Wydaje mi się, że spotykali się zbyt często – zauważyła Jo.
– Pewnie próbowali ustalić, jak się nas, białych, pozbyć – wyjaśnił jej Chad.
– Uczysz historii. Wyjaśnij mi więc, jak to możliwe, że Europejczycy odkrywali „dziewicze ziemie"? Przecież w samym Teksasie żyło dziewięćset plemion indiańskich w czasie, gdy zjawili się tu Hiszpanie i odkryli nie zamieszkane tereny.
– To kwestia podejścia do problemu – tłumaczył jej cierpliwie. – Ty też starałaś się nie zauważać myszy.
– Ja tylko nie chciałam opróżniać pułapek – sprostowała Jo.
– Więc wyrzucałaś je razem z myszami i kupowałaś nowe.
– Jesteś bardzo spostrzegawczy – stwierdziła. – Nie sądziłam, że to zauważyłeś.
– Zachowały się twoje rachunki. Bardzo ciekawa lektura.
– Na dodatek jesteś wścibski – spojrzała na niego z ukosa.
– Musiałem sprawdzić, na co idą nasze pieniądze. Okazało się, że głównie na pułapki.
– Czasami kupowałam szminkę.
– Co za odwaga!
– Ale pamiętaj, że nie chodziłam do fryzjera. Uśmiechnął się.
– Jesteś po prostu sknerą.
Chad patrzył na drogę. Był zadowolony, bo Jo przestała się interesować mapą, a nie chciał, żeby do niej zaglądała.
– Na naszym koncie jest około sześciu tysięcy dolarów. To pewnie twój posag.
– Czy z tych pieniędzy płacisz za wynajęcie samochodu?
– Ależ skąd – uśmiechnął się lekko.
– Jesteśmy rozwiedzeni – przypomniała mu. – To są twoje pieniądze.
– Nie jesteśmy rozwiedzeni – poprawił ją. – Dla mnie jest to separacja. Potrzebny był ci czas, żeby odnaleźć się w tym wszystkim. Nie chciałaś być ze mną, bo lubię rządzić. To typowa cecha nauczycieli – dodał wyjaśniająco.
– Bardziej przeszkadzała mi twoja nieobecność.
– Odsyłałaś moje czeki – dodał z wyrzutem.
– Przez prawie sześć lat zapewniałeś mi mieszkanie oraz utrzymanie i dzięki tobie ukończyłam studia.
Ciągle patrzył przed siebie. Zamyślony przygryzł wargę.
– Nie myślałem w ten sposób. Byłaś dla mnie kimś więcej niż partnerką do łóżka. Gdybym wiedział, że w ten sposób odwdzięczałaś się za możliwość zdobywania wiedzy... Co robisz? Przestań! – Schwycił ją za ramię i zatrzymał samochód. – Co, do cholery, się z tobą dzieje?
Jo próbowała wysiąść w biegu, a teraz patrzyła na niego z wściekłością.
– Byłam twoją żoną!
– Kochanie! Wiem. Ja tylko żartowałem.
– Ty łajdaku!
– Zgoda. Ale jestem przecież twoim mężem. – Uśmiechnął się do niej i próbował załagodzić sytuację. – Dokuczałem ci tylko. Naprawdę.
Jo rozpłakała się.
Chad nie mógł tego zrozumieć.
– Zraniłem cię? – zaczął mówić łagodnym tonem.
– Robiłeś to przez wiele lat – odpowiedziała drżącym głosem.
Milczał przez chwilę. Potem przytulił ją do siebie. Poczuł dotyk jej ciała. Jęknął.
– Nie zdawałem sobie sprawy, jaka byłaś młoda – zaczął mówić. Przysunął twarz do jej twarzy. Jego oddech stał się szybszy. – Wydawałaś się taka opanowana. Ale teraz wiem, że byłaś zbyt młoda. Nie wiem, może dlatego przylgnęłaś do mnie, bo byłem starszy od ciebie i tęskniłaś za rodzicami?
– Nie przylgnęłam do ciebie. Byłam osobą niezależną... dopóki nie zakochałam się w tobie. To był mój błąd.
Popatrzył na nią zaskoczony.
– Uważasz, że miłość do mnie była pomyłką?
– Okropną – stwierdziła. – Rozciąganie na kole byłoby przyjemniejsze.
– Mówiłaś mi o wszystkim, więc nie musiałem uciekać się do tortur – próbował żartować.
– Ale ignorowałeś mnie i to było torturą.
– Nie wiedziałem, że tak to odczuwałaś. Myślałem, że chcesz być wolna.
– Kocham... kochałam cię – szepnęła.
Usłyszał zmianę w jej głosie. Spojrzał na nią uważnie.
Siedzieli razem. Jo, otoczona jego mocnymi ramionami, czuła się bezpieczna. Szeptał jej miłe słowa. Nigdy dotąd się tak nie zachowywał.
– Z kim teraz jesteś? – zapytała z ciekawością. – Masz do mnie tak życzliwy stosunek. Dawniej ci się to nie zdarzało.
– To pewnie wpływ Teksasu. Dotychczas potrafiłem jedynie rozmawiać o historii. Co prawda teraz też o niej mówimy, bo nasz związek z każdym dniem staje się coraz silniejszy.
– Nie widzieliśmy się prawie cztery lata.
– Ponad trzy lata – poprawił ją łagodnie.
– Prawie cztery – powtórzyła z uporem.
– Ale pozwoliło to nam ocenić przeszłość. Tęskniłem za tobą. Wróćmy do domu i zacznijmy wszystko od nowa.
– To nie jest dobry pomysł – starała się mówić stanowczo, ale czuła, że słabnie.
– Na pewno wszyscy to zrozumieją.
Znowu próbowała wysiąść z samochodu. Przytrzymał ją tak mocno, że nie mogła się poruszyć..
– Czemu się znowu denerwujesz?
– Powiedziałeś, że wszyscy twoi znajomi zrozumieją, gdy wrócę.
– Oczywiście. – Był zupełnie spokojny. – To mądrzy ludzie i od razu zrozumieją, że doros... – urwał zawstydzony.
Popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek.
– Że dorosłam? – dokończyła z furią. – To chciałeś powiedzieć? Prawda? Uważasz, że byłam zbyt smarkata.
Chad zastanawiał się, co ma powiedzieć. Postanowił zmienić temat.
– Lepiej wyglądasz.
– Chcesz powiedzieć, że przytyłam? – popatrzyła na niego, jak gdyby przybył z innej planety.
Chciała, żeby wpadł w pułapkę, i jak na razie wszystko szło dobrze.
– Jesteś już dorosła? – zapytał z nie ukrywaną ciekawością.
– A czyż byłam chudą nastolatką? – parsknęła ze złością.
– Byłaś najmłodsza ze wszystkich moich dziewcząt.
– Narzucałam ci się?
– Ależ skąd! Przecież ja się ciebie po prostu bałem. Lękałem się ciebie tak bardzo, że nie wiedziałem, jak z tobą postępować. Byłem przerażony, widząc cię w domu. A ty byłaś taka opanowana. Wiedziałaś, jak posługiwać się komputerem, prowadzić dom, dobrze gotować i jak mnie uszczęśliwiać. Bałem się, że zachowam się nieodpowiednio, a wtedy zorientujesz się, jakim przeciętnym typem byłem.
– Byłeś? – w jej głosie brzmiała ironia. – A teraz jesteś lepszy?
Zastanawiał się przez chwilę nad tym pytaniem.
– Nie. Nie jestem ani lepszy, ani mądrzejszy, szczególnie jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie. Naprawdę uważałem, że powinienem dać ci wolność, żebyś mogła żyć samodzielnie tak długo, jak będziesz chciała, ale żebyś potem wróciła do mnie.
– Potrzebowałam czegoś więcej niż seksu – zauważyła gorzko.
– Jak możesz tak minimalizować to, co nas łączyło? Byłaś... jesteś czarodziejką. I nadal się ciebie boję. Kiedy wrócisz do domu?
– Kiedy byłam z tobą, nigdy nie czułam się jak w domu u rodziców. Po prostu mieszkaliśmy razem. Troszczyłam się o dom, przygotowywałam posiłki, chodziłam z tobą na spotkania towarzyskie, dbałam o twoje ubrania i uczyłam się.
– Byliśmy małżeństwem – sprostował jej słowa. – I dzieliliśmy łoże.
– Teraz – powiedziała chłodnym tonem – myślę, że to było jakby czesne.
– Ciekaw jestem, dlaczego mama nigdy nie pozwalała mi bić dziewczynek? – nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
– Bo jest bardzo miłą kobietą – stwierdziła Jo. – Wie, że mężczyźni są więksi i silniejsi. I biją mocniej.
– Czy twój tato próbował zmusić cię do posłuszeństwa? – zapytał z zainteresowaniem.
– Czy chcesz powiedzieć, że byłam wychowywana bez żadnej dyscypliny? – zapytała sucho. – I dlatego nasze małżeństwo się rozpadło?
– No cóż, jesteś bardzo uparta. – Zabrzmiało to oskarżycielsko. – Jesteś niezależna i chcesz, żeby wszystko układało się po twojej myśli.
– No i wreszcie wiadomo, co było złe w naszym małżeństwie.
– Co? – popatrzył na nią ze zdumieniem.
– Wszystko miało być tak, jak ty sobie tego życzyłeś.
– No cóż – zastanowił się. przez chwilę. – Tak. Masz zupełną rację. – Uśmiechnął się i przytulił ją mocniej.
– Chyba wolałabym z tobą walczyć niż pogodzić się z twoją obojętnością.
– Nigdy nie byłem wobec ciebie obojętny – oburzył się. – Zawsze starałem się tak zaplanować dzień, żebym mógł spędzić czas z tobą w domu. Chciałem móc porozmawiać z tobą o moich kłopotach, o tym, co zrobiłem. Potrzebowałem twojej uwagi i akceptacji.
Poczuła się zaskoczona. Czyżby była aż tak niemądra, że nie zauważyła jego potrzeb, tego, że czuł się niepewnie. To niemożliwe.
– Zaczyna mi drętwieć ręka. Puść mnie.
– Och! – Był zaskoczony. – Przepraszam. Co mogę ci rozetrzeć, żeby przywrócić właściwe krążenie?
– Nie tu.
– Tutaj? – zapytał z dużym zainteresowaniem.
– Tu też nie. Przestań.
– Lubię to robić – bronił się Chad.
– I dobrze to robisz. Na kim ostatnio trenowałeś?
– To tylko wspomnienia – szepnął niskim, miękkim głosem.
Czy to na nią działa? Zastanowiła się. Chyba nie, więc popatrzyła na niego zimnym wzrokiem.
– Mówisz: wspomnienia. A kim jest... – urwała. – Nie powinno mnie to obchodzić.
– Gdzie się tego nauczyłaś? Od kiedy jesteś tak wredna? Byłaś takim słodkim dzieckiem.
– Dorosłam – wycedziła przez zęby.
– Psychicznie – musiał się z nią zgodzić. – Ale w dalszym ciągu masz cudowne ciało.
– Dziwi cię, że potrafię rozmawiać, ale pamiętasz moje ciało. A co cię zajmowało, kiedy byliśmy razem?
– Próbowałem wywrzeć na tobie jak najlepsze wrażenie.
– I udało ci się. Robiłeś to w łóżku przez większość czasu.
– Chciałem cię tak zmęczyć, żebyś nie miała sił, aby interesować się innymi.
– Dlaczego miałabym to robić?
– Czemu nie mówiłaś, że czujesz się samotna?
Popatrzyła na niego bez słowa.
Zrozumiał to spojrzenie.
– To ja przez cały czas mówiłem. I nie słuchałem ciebie – dodał z rozbrajającą szczerością. – Próbowałem zainteresować cię swoimi problemami. Chciałem, żebyś przeżywała wszystko ze mną.
– Pewnie. Puść mnie w końcu.
– Nie jest ci wygodnie? – zapytał zdziwiony. – A ja to lubię. Czuję cię tak blisko.
– Puść.
– Pamiętam, jak leżałaś przy mnie i mówiłaś miłe słowa. – A potem zapytał z nadzieją: – A może zrobimy to teraz? Jesteśmy tu sami.
– Przestań się wygłupiać. Musimy znaleźć lotnisko.
– Tak, ale takie, gdzie są lotnie. Chciałabyś wznieść się ze mną w powietrze?
– Poleciałabym chętnie, ale bez ciebie.
– Pozwoliłabyś mi spaść? – popatrzył na nią z zaciekawieniem.
– Oczywiście, że nie.
– A myślisz, że ja pozwoliłbym spaść tobie?
– Nie.
– Więc rozumiesz, że stanowimy jedno.
– Tak... Jest tylko jeden wielki problem – westchnęła z rezygnacją. – Nie jesteśmy razem, Chad. Staraj się pamiętać, że jesteśmy rozwiedzeni.
– To spotkanie na lotnisku Fort Worth – Dallas było nam przeznaczone. Należymy do siebie.
– Nie udało nam się wtedy, nie uda i teraz.
– Teraz oboje jesteśmy starsi.
– A pamiętasz, że nie mogę mieć dzieci?
– To dlaczego się zabezpieczyłem? – Chad nie mógł tego zrozumieć.
– Z iloma kobietami byłeś w ciągu tych lat, że zapomniałeś o tak ważnej dla mnie rzeczy i zrobiłeś to automatycznie?
– Chciałem cię chronić. Tak się ucieszyłem na twój widok, że nie chciałem cię na nic narażać.
– Nie mógłbyś, chyba że jesteś na coś chory.
– Ależ skąd – potrząsnął głową. – Nie miałem żadnej kobiety.
– Uciekałeś przed nimi przez te cztery lata? – zapytała zdziwiona.
– Przez ponad trzy – sprostował jeszcze raz. – Nie mogłem się z nikim widywać. Nie spotkałem żadnej, która chciałaby być ze mną. A gdybym nawet ją spotkał, to nie byłaby tobą i nie chciałbym jej. A ty? Ilu mężczyzn uwiodłaś?
– Pomyślmy. To już cztery lata...
– Trzy. Zignorowała jego słowa.
– Wobec tego musiało ich być około czterdziestu. Patrzył na nią, a ona na niego. Wiedział, że kłamie.
– Wobec tego sprawdźmy, czego się nauczyłaś.
I w ciasnym wnętrzu samochodu, na przednim siedzeniu, udało mu się odwrócić ją do siebie i przytulić. Jak dawniej jej ciało odpowiedziało na jego pieszczoty z pasją. Chad oddychał pospiesznie, a jego dłonie pieściły ją i zaborczo, i delikatnie. Przywarł ustami do jej warg. Oboje drżeli z rozkoszy.
Razem osiągnęli ten punkt niebytu, gdzie gwiazdy rozpadają się w ciemnościach. Razem łagodnie powrócili na ziemię i leżeli wyczerpani, próbując złapać oddech i przywrócić sercom normalny rytm.
– Kiedy nauczyłeś się robić to w taki sposób i w dodatku na przednim siedzeniu samochodu? – zapytała Jo.
– Ty mnie tego nauczyłaś.
– Kłamiesz! Nigdy nie robiliśmy tego w samochodzie! – zawołała Jo.
– Naprawdę nie wiesz, jak udało nam się to zrobić w samochodzie? – zapytał ją zdziwiony. – A kto zawsze mnie spychał w stronę oparcia łóżka? Dlatego właśnie potrafię to robić w dziwnych, niewygodnych miejscach.
– Jesteś łajdakiem – powiedziała po chwili.
– Nie, to nieprawda! – Chad uniósł do góry dłonie w geście rozpaczy. – Lubię nowości, a poza tym zawsze staram się spełnić twoje życzenia.
– Czyli to wszystko, co stało się z nami, to moja wina – domyśliła się.
– Przyjął do wiadomości to wyznanie, a nawet potwierdził jego prawdziwość skinieniem głowy.
– Patrzyłaś na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma, pełnymi pożądania, ale nie zgodziłaś się na nic, dopóki nie wzięliśmy ślubu. Byłaś tak spragniona miłości, że zupełnie mnie wykończyłaś.
Jo wygładziła ubranie. Popatrzyła na Chada, ale nie odezwała się. Fakt, że go bardzo pragnęła. Wpatrywała się w niego ciągle i miała nadzieję, że nikt tego nie zauważy, choć wszyscy w miasteczku uniwersyteckim doskonale o tym wiedzieli. Dobrze się złożyło, że podobała się Chadowi.
Jadąc dalej przez Teksas, oglądali wszystko po drodze, najdrobniejsze nawet rzeczy, a Chad robił dokładne notatki.
Jo starała się zachować cierpliwość. Rozglądała się po otwartych przestrzeniach, interesowała się wszystkim, korzystała z zimowego słońca.
Znowu nie udało im się trafić na lotnisko. Nawet nie przejeżdżali w pobliżu dużych miast. Chad dobrze wiedział, co robi.
Dotarli już do zachodniej Oklahomy. Jechali przez pozbawioną drzew prerię, zbliżając się do Kansas.
– Może są tu dworce kolejowe – kilkakrotnie dopytywała się Jo.
– Nie ma.
– A autobusowe?
– Nie bądź taka niecierpliwa – wzruszał ramionami. – Wiesz, ten kraj nie jest jeszcze zamieszkany.
– Przecież tu nie można mieszkać. Nie ma nigdzie zbiorników wodnych.
– Stosują spryskiwacze. – Chad jak zwykle wiedział wszystko. – Zauważyłaś chyba oazy zieleni.
– To woda z podziemnego jeziora – wykazała się Jo. – Ale wkrótce cała Środkowa Ameryka stanie się pustynią. Za dużo ludzi, za mało wody.
– Z pewnością znajdziemy sposób na wykorzystanie wody morskiej – starał się ją uspokoić.
– A co zrobimy ze sobą? – zadała mu konkretne pytanie.
– Kiedy byliśmy małżeństwem – popatrzył na nią z niezadowoleniem – i chętnie odpowiadałem na twoje pytania, nie byłaś taka dociekliwa.
– Cóż, taka jestem naprawdę.
– Muszę przyznać ci rację.
– Gdybyś częściej przebywał ze mną, wiedziałbyś o tym.
– Teraz już nic mnie nie dziwi.
– Poza mną – dokończyła ze smutkiem Jo.
– To prawda. Zaskoczyłaś mnie, gdy przyszłaś zapisać się na moje zajęcia z historii sztuki.
– Zjawiłam się tam przez pomyłkę. Miałam zamiar wybrać angielski.
– Kosztowało mnie to godzinę mówienia, cały lunch, spacer po miasteczku połączony z oprowadzaniem po najważniejszych miejscach, by cię przekonać, żebyś uczęszczała na moje zajęcia.
– Byłeś taki czarujący.
– Naprawdę? – uśmiechnął się.
– Dobrze o tym wiesz. Przecież nie musiałam spędzić z tobą wtedy tyle czasu.
– Ale chciałaś.
– Tak. Musiałam się sprawdzić.
– Tak – przez chwilę milczał. – Prawdę mówiąc, myślałem o tym kiedy powiedziałaś, że odchodzisz. Wiedziałem, że potrzebujesz trochę swobody, ale nie przypuszczałem, że to naprawdę zrobisz.
– Miałam już załatwioną pracę – przyznała się.
– Nie wiedziałem – odrzekł Chad. – Dopiero Jeff powiedział mi o tym. Pomyślałem, że to żarty, że wystarczy wyjechać razem na weekend i wszystkie kłopoty się skończą.
– No tak. Znerwicowana żona – powiedziała powoli. – Oficjalna nazwa kobiet lekceważonych przez mężów.
– Myślałem, że czujesz się ze mną bezpieczna. Nie przyszło mi do głowy, że uciekniesz.
– Powiedziałam ci, że odchodzę. Powiedziałam o tym po obronie pracy dyplomowej. Chyba pamiętasz, jak namawiałeś mnie, żebym została z tobą i zrobiła doktorat.
– Myślałem, że zostaniesz i zaczniesz uczyć. Chyba Williams rozmawiał o tym z tobą.
– Nie nadaję się na nauczycielkę – zauważyła. – Nie potrafię panować nad ludźmi.
– Nade mną panowałaś.
– Jak możesz mówić podobne rzeczy? – oburzyła się.
– Spójrz na mnie. Odłożyłem wszystkie sprawy i jeżdżę z tobą po kraju jak włóczęga.
– Teraz dopiero spędzamy ze sobą czas, tak jak marzyłam.
Nie powiedział nic.
Jechali teraz przez Tennessee i Kentucky do Indiany. Jo nie mogła się nadziwić, w jaki sposób Chadowi udało się jechać przez cały czas na bocznymi drogami. Nie widziała ani jednej autostrady.
– Zostaniesz ze mną choć trochę? – zapytał Chad.
– Weź urlop. Będziemy mogli porozmawiać o tym, co nam się przydarzyło w ciągu tych czterech lat. Jestem teraz docentem. Mam bardzo zdolnego asystenta, który może mnie chwilowo zastąpić.
– Jestem zaskoczona – Jo stała się nagle złośliwa, – że mu na to pozwalasz. Ktoś inny prowadzi za ciebie zajęcia? Przecież ty zawsze lubiłeś panować nad wszystkim.
– Tylko nad żoną – uśmiechnął się. – Czasami nad nieznajomymi. Ale tak naprawdę jestem bardzo uległy i grzeczny.
Roześmiała się ze smutkiem.
– Brakowało mi twojego śmiechu.
– Czego jeszcze ci brakowało? – zapytała z ciekawością.
– Powrotów do domu, do ciebie.
– Nie zawsze tam byłam. Miałam zajęcia – stwierdziła.
– Ale przecież nie codziennie. Naprawdę bardzo mi tego wszystkiego brakowało.
– Nie gadaj głupstw.
– Zostaniesz ze mną choć na krótko? – zapytał Chad kolejny już raz, gdy jechali przepięknymi drogami południowej Indiany.
– Chyba tak – odpowiedziała Jo, nie patrząc na niego.
Był tak uradowany jej odpowiedzią, że nie pytał już o nic więcej.
Miasto Indianapolis w Indianie liczy ponad milion mieszkańców. Jest tak duże jak San Antonio w Teksasie, ale lepiej zaprojektowane. Pewnie dlatego, że San Antonio jest starsze i rozwijało się chaotycznie. W Teksasie mówi się, że San Antonio to dzieło pijaka.
Jo nie była tutaj od czterech lat. Rozglądała się wokół, gdy przejeżdżali pokrytymi śniegiem ulicami.
– Nie pamiętam tego miejsca – mówiła. – A to pamiętam. A ta ulica przypomina mi Chicago.
Chad przyglądał się jej z uśmiechem.
Wjechali w końcu na ulicę, przy której znajdowało się Muzeum Dziecięce. Obok stały stare domy wykorzystywane teraz przez kluby lub stowarzyszenia, ale kilka było zamieszkanych. Pozostałe remontowano z przeznaczeniem na biura. W końcu ktoś w Ameryce wpadł na pomysł, że można coś odnowić zamiast zniszczyć. Ludzie zaczynali się uczyć.
Zanim dotarli do domu, Chad przejechał jeszcze przez miasteczko uniwersyteckie. Jak zwykle na widok czystych uliczek serce Jo zabiło radośnie.
Swą nazwę Uniwersytet Butlera zawdzięczał prawnikowi, który był abolicjonistą. Pierwszych studentów przyjęto w 1855 roku. Od początku jego istnienia nie było tu segregacji rasowej i jako druga uczelnia w kraju zatrudnił kobietę-profesora.
Chad jechał przez zaśnieżone miasteczko. Ulice i ścieżki były uprzątnięte. Na trawnikach stały tradycyjne bałwany, ale od czasu do czasu pojawiały się wymyślne rzeźby. Prawdopodobnie urządzono konkurs.
Uniwersytet znajdował się w północnej części miasta. Budynki uczelni były charakterystyczne, a miasteczko malownicze.
Chad zerknął na Jo, która w milczeniu obserwowała drogę.
Jechał teraz wzdłuż kanału przecinającego tereny uniwersyteckie. Pierwszeństwo na drodze mają tu kaczki. Ustawiono nawet specjalny znak drogowy.
Giną Stephens pierwsza zaczęła je dokarmiać zimą. Teraz w sklepach przy Broad Ripple wystawiane są skarbonki, do których wrzuca się pieniądze na dożywianie ptaków.
Dom Chada stał we wschodniej części miasta. Był zbudowany z cegieł i sprawiał wrażenie małego. Chociaż od odejścia Jo upłynęły prawie cztery lata, pamiętała dobrze to miejsce.
Jak dziwnie było tu wracać. Życie jakby się jej trochę pogmatwało. Właśnie wróciła tu, na dodatek z Chadem.
– Witaj w domu – powiedział, zatrzymując samochód na zaśnieżonym podjeździe.
Popatrzyła na niego ze smutkiem.
– Poczekaj tu. Otworzę drzwi – uśmiechnął się niepewnie.
Wyczuła w jego głosie wzruszenie. Co ona tu robi?
Przygryzła wargi, bo pamięć zaczęła nasuwać jej różne obrazy. Nie były przyjemne. Nie powinna była tu przyjeżdżać. Odeszła stąd kiedyś i powinna trzymać się z daleka od tego miejsca.
Jak mogła tego uniknąć? Wysiąść z samochodu gdzieś na pustkowiu i szukać okazji do dalszej jazdy? Nie miała chyba innego wyjścia, jak pozostać z Chadem.
I teraz znalazła się tu, w porzuconym przez siebie domu z porzuconym mężem. Jaka dziwna sytuacja!
Zaskrzypiał śnieg. Chad podszedł do samochodu i otworzył drzwi. Na jego twarzy malowało się wzruszenie.
Do licha!
Udała, że nie widzi jego wyciągniętej ręki, i wysiadła sama z samochodu. Rudy kot sąsiadów, który zawsze lubił chodzić po śniegu, patrzył na nią z zainteresowaniem.
– Widzę, że ten kot ciągle tu przychodzi – rzekła z uśmiechem.
Zabrzmiało to jak powitanie. Chad odetchnął z ulgą.
– Witaj w domu! – rzekł z taką radością, że Jo poczuła, jak serce jej się ściska. Nie powinna dawać mu żadnej nadziei.
Kiedy weszli do domu, Jo zauważyła, że Chad odwrócił kartkę na drzwiach. Nie głosiła już: „Wejdź", lecz: „Spływaj".
Rozejrzała się po salonie.
– Okropny bałagan – zauważyła chłodno.
– To wyzwanie dla ciebie – uśmiechnął się szeroko.
– Wygląda, jakbyś nie sprzątał od lat.
Chad zawsze miał jakieś wytłumaczenie. Część papierów była przygotowana do uzupełnienia. Inne przeznaczone były do powstającej książki, no a reszta do właśnie przeprowadzanych badań.
– Nie było mnie w domu – powiedział tym razem.
– A one się przez ten czas rozmnożyły – stwierdziła patrząc na niego z ironią.
– Do licha, masz rację. Znowu nabałaganiłem – poddał się.
Rozejrzała się po nie uporządkowanym wnętrzu, a potem popatrzyła na Chada. Powracało coraz więcej złych wspomnień.
– Jeśli przywiozłeś mnie tutaj, abym to wszystko posprzątała, to chyba nie spełnię twoich oczekiwań – nie mogła się powstrzymać. .
– O czym ty mówisz? Przywiozłem cię tu, żebyś do mnie wróciła.
– Już tu kiedyś mieszkałam – powiedziała.
Posmutniał. Stali, oboje ubrani w płaszcze, bagaże jeszcze nie były wyjęte z samochodu.
– Kiedy cię zobaczyłem na lotnisku, nie mogłem uwierzyć własnym oczom – zaczął mówić bardzo poważnym tonem. – Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Przeciskałem się przez tłum, by sprawdzić, czy nie jesteś jakąś zjawą. Ale to naprawdę byłaś ty. Zacząłem się gorączkowo zastanawiać, jak zwrócić twoją uwagę. Gdyby ten pilot nie odezwał się do ciebie, nie wiem, co bym wymyślił. Wreszcie cię spotkałem i mogłem przypomnieć ci o naszej miłości. Wiedz, że cię kocham całym sercem i duszą.
– Czyżby?
– Jo, nie powinnaś być taka cyniczna, kiedy otwieram przed tobą serce.
– Wiesz, Chad, na tym świecie żyją różni ludzi. Naprawdę nie wydaje mi się, żebyśmy pasowali do siebie.
– Spróbujmy. Będę więcej czasu spędzał z tobą. Obiecuję. Zmienimy zupełnie nasz styl życia. – Rozejrzał się po zawalonym papierami pokoju. – Zatrudnię paru studentów i pomogą mi to wszystko uporządkować. Znam takich, którzy orientują się, o co chodzi w moich notatkach, i potrzebują pieniędzy.
– To dziwne, przecież ja nigdy nie widziałam mebli, które są pod stertą twoich notatek – rzekła powoli Jo.
– Nieprawda. Pamiętasz, kiedy zaprosiliśmy do nas całą radę wydziału?
– Pamiętam. Co to był za koszmar!
– Dlaczego? To był bardzo miły wieczór.
– Doprawdy?
– Tak. – Był tego pewien. – Wszyscy się świetnie bawili.
– Pamiętam jedynie, że tuż przed przyjęciem musiałeś natychmiast wyjechać gdzieś na wykład.
– Tak. Byłem z tego bardzo dumny, bo dopiero zaczynałem pracę...
– A ja musiałam sama posprzątać, zrobić zakupy i urządzić wszystko...
– Ja kupiłem... – przerwał.
– .. . kwiaty – dokończyła.
– To było dla ciebie prawdziwe wyzwanie – uśmiechnął się.
– Tak, i bardzo ci jestem za to wdzięczna – zaczęła ironicznie, ale potem przypomniała sobie, jak kazano jej przygotować przyjęcie w biurze. I musiała przyznać Chadowi rację. – Tak, to prawda, to doświadczenie przydało mi się. Już nic nigdy nie było w stanie mnie zaskoczyć.
– Widzisz? – znowu się uśmiechnął.
– Wygląda na to, że nasze małżeństwo było szkołą przetrwania... w samotności.
– Mieszkaliśmy razem, a ty czułaś się samotna? – zdziwił się.
– Tak.
Spoważniał. Pomógł jej zdjąć płaszcz i próbował znaleźć miejsce na wieszaku.
– Połóż go na kanapie – powiedziała. – I tak zaraz wychodzę.
Drgnął. Jego twarz pociemniała. Wyglądał jak zranione dziecko. O co mu chodzi?
Aha! Pewnie o seks. Z całego ich wspólnego życia wspominał tylko seks.
Nie miała wprawdzie żadnego doświadczenia, zanim poznała Chada, ale związek miłosny z nim był wspaniały. Mimo to pamiętała również i pozostałe aspekty małżeństwa.
A do nich należał też bałagan w salonie.
Gdyby nie uporządkowała jego papierów, cały dom wyglądałby tak jak teraz, albo i jeszcze gorzej.
A może to była jej wina. Gdyby nie sprzątała, musiałby sam się tym zająć.
– Lepiej będzie, jak już sobie pójdę – powiedziała.
– Nie mogę patrzeć na ten bałagan. A poza tym...
– Poczekaj. Muszę zadzwonić do kilku osób. Potem zaniosę bagaże na górę.
Już nie był smutny. Znowu mógł działać i rządzić.
Ale mylił się. Zapomniał, ile przez niego przeszła. Jednak gdyby go nie poślubiła, nie byłaby zupełnie przygotowana do swojej obecnej pracy i życia. Zdobyła przy nim wiedzę, poznała, co to jest seks, nauczyła się gotować.
Wobec tego... Może powinna poświęcić mu trochę czasu... Zobaczymy.
Jo usiadła na kanapie, z której Chad zdjął papiery, poszukawszy przedtem miejsca, gdzie mógłby je położyć. Powinien pójść na specjalny kurs organizacji pracy biurowej.
Nawet na tutejszym uniwersytecie jest taki. Sama go skończyła.
Chad był w trakcie prowadzenia rozmów telefonicznych. Ciągle coś komuś wyjaśniał, ustalał terminy.
Okazało się, że ponieważ semestr dopiero się rozpoczął, studenci wyższych kursów mają sporo wolnego czasu, więc umówił się z trzema osobami, które miały mu uporządkować dokumenty.
– Muszę zdobyć kilka szafek do pokoju od podwórza – zwrócił się do Jo.
Zatelefonował jeszcze raz. Tym razem do profesora, w którego biurze był właśnie remont i znalazły się tam niepotrzebne szafki. Ponieważ gawędzili ze sobą po przyjacielsku i profesor ofiarował Chadowi dwie, Jo, która przysłuchiwała się rozmowie, pokazała otwartą dłoń z pięcioma palcami.
Chad popatrzył na nią i tak poprowadził dalej rozmowę, że profesor dziękował mu za zabranie pięciu szafek.
Kiedy odłożył słuchawkę, był bardzo szczęśliwy. Udało mu się zrobić przyjemność Jo, a jednocześnie wciągnąć ją w sprawy domowe.
– Zapłacę za te szafki w podzięce za gościnę – powiedziała.
– Ile zarabiasz? – zapytał, zastanawiając się, czy stać ją na to.
– Wystarczająco dużo – odpowiedziała niedbale, wzruszając ramionami.
Chad zaczął się jej przyglądać badawczo, tak jakby była jego nową studentką.
Odpowiedziała mu podobnym spojrzeniem.
To chyba najbardziej denerwowało Chada: nie była już studentką. Jest dorosła jak on. A pod niektórymi względami nawet bardziej dojrzała od niego.
Jej pewność siebie i dojrzałość odpowiadały mu. Chciałby lepiej poznać Jo jako dorosłą osobę.
– Przyniosę twój bagaż – zwrócił się do niej.
– Poradzę sobie, przecież nie mam zbyt wielu rzeczy. Wstała z kanapy.
– Zapomniałaś o Meksyku? Roześmiała się.
– Rzeczywiście to było szaleństwo. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek włożę na siebie te ubrania?
– Możesz je nosić tutaj.
– To letnie rzeczy – pokręciła głową. – Nie nadają się na tę porę roku.
– Skórzana i wełniana kamizelka też nie? – uniósł brwi w zdziwieniu.
– Złapałeś mnie. Wiesz, mogę zamieszkać w motelu. Zatrzymam tylko samochód.
Chad przeraził się tych słów.
– Nalegam, żebyś została u mnie. Masz tu przecież swój pokój.
– Nie chciałabym ci przeszkadzać.
– To twój dom. Tu jest twoje miejsce.
Zastanowiła się przez chwilę.
– Dobrze. Zostanę dzień czy dwa. – Przypomniała sobie, że Chad przez ostatnie dni był uroczym towarzyszem, o jakim zawsze marzyła. A może rzeczywiście się zmienił i będą mogli żyć razem? Czy jest to możliwe?
Zastanawiała się przez chwilę. – Dzień albo dwa – powtórzyła jeszcze raz.
Poszli do samochodu po rzeczy.
Chad postawił na podłodze swoje torby. W jednej z nich coś stuknęło. Jo przypomniała sobie, że zwróciła na to uwagę już w hotelu. Co on ze sobą woził?
– Gdzie będę spać? – zapytała.
– W swoim pokoju.
Przedtem też miała swój pokój. Na górze. Chad sypiał u niej, bo w jego pokoju nie było miejsca; wypełniały go stosy książek i papierów. Widok ten przerażał każdego, kto tam wchodził.
Ale Chad czuł się w nim dobrze. Wiedział, gdzie co jest i wyglądało na to, że cały ten chaos jest w jakiś sposób uporządkowany.
Jo była pewna, że jeśli tu zostanie, jej pokój będzie wyglądał tak samo.
Dlaczego więc wchodziła na górę, niosąc swoje torby? Dlaczego nie zdecydowała się na motel? Nie musiałaby nawet daleko jechać.
Zobaczy ten pokój. Jeśli będzie wyglądał jak reszta domu, na pewno pojedzie do motelu. Przecież nie jest związana z tym mężczyzną, który kiedyś był jej mężem, i z którym odbyła podróż do Meksyku.
Jej pokój był dokładnie wysprzątany. Była tym zaszokowana. Rozglądała się wokół w niemym podziwie.
Chad położył torby na łóżku. Jo postawiła kosmetyczkę na starej komodzie, nad którą wisiało lustro. Drewniany blat był wytarty z kurzu.
– Odkurzone?
– Tak. Zajmuje się tym pani Stoic. Pracuje u mnie od twego odejścia.
– Sprząta? – Jo nie mogła ochłonąć ze zdziwienia.
– Ogranicza się do twego pokoju i do kuchni. Oprócz tego zmywa i prasuje.
– Szkoda, że nie poprosiłeś, by zajmowała się również resztą pomieszczeń.
– Zrobiłem to, ale odmówiła – westchnął Chad.
Jo nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
– Dopiero kiedy odeszłaś, zrozumiałem, ile pracy wkładałaś w dom. Kiedy ty to robiłaś?
– Cóż, nie miałam wyboru. Mogłam albo sprzątać, albo poddać się całkowicie.
– Ja tu sypiam – uśmiechnął się do niej.
– Nie będę pytać, dlaczego.
– Nawet przed twoim przyjazdem tu spałem.
– Nie otwieraj drzwi do twojego pokoju. Nie zniosę tego widoku.
– Ja ryzykuję.
– Gdzie mogę schować ubrania?
– Nie ma tu moich rzeczy. Ten pokój czekał na ciebie.
Jo otworzyła szafę. Były w niej tylko puste wieszaki.
Popatrzyła na niego. Chyba mówił poważnie. Szuflady komody też były puste. Znowu spojrzała na niego.
– Witaj w domu – powiedział Chad cicho i podszedł do niej.
– Jestem tu przejazdem. – Jej spojrzenie było obojętne.
– Zobaczymy – uśmiechnął się Chad.
Rozpakowała swoje rzeczy i stała teraz przy oknie, patrząc na podwórze. Pamiętała widok z tego okna bardzo dobrze, choć nie wspominała go ze wzruszeniem. Krajobraz był piękny.
Chyba zawsze tęskniła za tym miejscem, które opuściła przed czterema laty.
Usłyszała dzwonek do drzwi i czyjeś głosy. Pewnie to studenci, których zatrudnił Chad. Zjawili się tak szybko? Uniosła dumnie głowę, postanawiając, że będzie stanowcza. Nie miała zamiaru schodzić na dół i pomagać im w porządkach. Postanowiła pójść po zakupy i odwiedzić znajome kąty.
Nałożyła płaszcz i wzięła torbę. Zeszła do holu, a potem zajrzała do kuchni. Lodówka i szafki były puste.
W salonie wrzała praca, ale Chada tam nie było. Troje studentów dokładnie przeglądało papiery.
Najmłodszy z nich nazywał się Sam. Starszy, Trevor, popatrzył na nią z powagą.
– Chad pojechał po szafki. Wziął moją furgonetkę.
Zostawił kluczyki od samochodu na stole w holu – powiedział, widząc, że Jo zamierza wyjść.
Skinęła w podzięce głową.
– Powodzenia w pracy.
– Chad jest taki mądry – odezwała się z przejęciem Natalie, jedyna dziewczyna w tym towarzystwie.
Jo znów skinęła głową. Cóż, w dalszym ciągu istniały studentki, które nie potrafiły oprzeć się czarowi Chada. Znała dobrze to uczucie.
– Wrócę niedługo. Co chcecie na kolację?
– Chad kazał nam przywieźć ze sobą coś do jedzenia i dać wam święty spokój – uśmiechnął się Sam, a także Trevor. Tylko Natalie patrzyła na Jo taksująco.
Jo odpłaciła jej obojętnym spojrzeniem i wyszła.
Postanowiła pojechać do centrum handlowego, żeby kupić trochę ciepłych rzeczy. Potem do sklepów przy 56 ulicy po coś dobrego na kolację. W końcu kupiła ulubione płatki śniadaniowe i mleko, by uzupełnić zapasy w domu.
W domu?
Przecież to był dom Chada. Musi o tym pamiętać. Nie powinna się znowu angażować, nawet jeśli Chad jest takim cudownym kochankiem. Musi wydostać się stąd i wrócić do Chicago.
Tylko że Chad z takim zapałem zajął się porządkami. Musi zostać i dopilnować wszystkiego. Tak. Powinna to zrobić.
Poszła jeszcze do kwiaciarni, gdzie kupiła ostrokrzew, który został od świąt, i wróciła do... domu Chada.
Rozglądała się wokoło, wdychała znajome zapachy. Czuła się jak w domu, do którego wróciła po latach, lecz w którym nie zamierzała zostać.
Przypomniała sobie, jak spędzała czas, gdy byli małżeństwem. Teraz już nie będzie chodzić na wykłady. To przeszłość. A Chad nie dość, że dalszym ciągu pracował jak szalony, to jeszcze na dodatek poświęcał jeszcze mnóstwo czasu swoim studentom.
Ciekawe, jak długo z nią wytrzyma. Zastanówmy się. Chyba pięć dni, a potem wróci do starych przyzwyczajeń. Znowu nie będzie go w domu.
Gdyby nadal byli małżeństwem, zniknąłby już pierwszego dnia. Teraz też go nie ma w domu. Pięć dni. To długo.
Kiedy podjeżdżała pod dom, studenci pomagali Chadowi wnosić do środka szafki, a Natalie przenosiła papiery do jego gabinetu.
Chad zaniósł zakupy do kuchni, a potem Jo znalazła stary wazon, do którego włożyła gałęzie ostrokrzewu i postawiła je na zapełnionym papierami stole jadalnym.
Jakie to było wymowne. Ona, wnosząca do domu piękno i on zasypujący go papierami.
W każdym razie gałęzie wyglądały bardzo ładnie i przy nich papiery natychmiast straciły swą ważność.
Chad poszedł za Jo do kuchni.
– Ten ostrokrzew jest przepiękny. Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego po twoim odejściu dom wyglądał tak ponuro.
– Widzisz! Powinieneś po prostu kupować kwiaty.
– To nie kwiaty. To ty. – Głos mu zadrżał.
– Ależ skąd.
– Co przyniosłaś? – szybko zmienił temat.
– Coś na kolację. Lodówka jest zupełnie pusta.
– Kupiłem steki – otworzył lodówkę. – Mleko, warzywa. Pamiętam, że to lubisz.
Pomyślał nawet o tym? W czasie trwania ich małżeństwa robił zakupy tylko raz, kiedy miała grypę. No tak, ale po jej odejściu musiał się nauczyć i tego.
Zauważyła, że kupił jeszcze owoce i ciasto.
– Możesz zjeść dzisiaj stek – powiedziała.
– Jeden jest dla ciebie.
– W ostatnich latach zmieniłam nieco swój sposób odżywiania się. Rzadko jadam mięso.
– Słyszałem o takich ludziach – powiedział zaskoczony.
– Teraz McDonald's jest miejscem, które omijam.
– Kiedyś często tam chodziliśmy.
– W ciągu czterech lat mój gust się zmienił.
– Widzę – powiedział z goryczą.
Zanim zdążyła mu powiedzieć, że chodzi jej o odpowiednią dietę, studenci zawołali Chada do salonu.
– Zaraz wrócę.
Te słowa przypomniały jej rocznicę ślubu, kiedy zasnęła na kanapie, czekając na jego powrót. Kiedy przyszedł, szukał jej w sypialni, zaglądał nawet do szaf. Zszedł wreszcie na dół. Kiedy się obudziła, pocałował ją, a potem kochali się na kanapie, choć była bardzo senna i nie miała na to ochoty.
Ach! Młodość!
Jo włożyła ziemniaki do piekarnika i zabrała się do przyrządzania sałaty.
Potem upiekła mięso z cebulą i papryką.
Czuła się dziwnie, pracując w tej kuchni i przygotowując posiłek dla Chada. Zastanawiała się, czy to, co robi, ma w ogóle jakiś sens.
Jo przedłużała przygotowanie posiłku. Kiedyś też tak robiła. Przez cały czas miała wrażenie, że powtarza te same czynności.
Wspólne mieszkanie z Chadem byłoby dobrym argumentem przemawiającym za małżeństwem na próbę. Nie miłość, nie seks, ale normalne życie z mężczyzną, który już się nie musi starać o kobietę.
Pamiętała, ile czasu jej poświęcał, gdy chciał ją oczarować i zwabić do łóżka. W czasie miodowego miesiąca był ponury, marudny i przespał jego większą część.
Ich miesiąc miodowy był w rzeczywistości długim, nudnym weekendem. Podczas gdy Chad spał, Jo nauczyła się od miłej, starszej pani robić szydełkiem koronki.
Któż uwierzyłby, że można nauczyć się takich rzeczy podczas miodowego miesiąca?
Poza tym, tuż po ślubie, Chad powrócił do dawnego trybu życia. Nie było w nim miejsca dla niej. Czy teraz byłoby inaczej? Nie powinna mieć złudzeń!
Musi teraz zrobić jeszcze jedną rzecz. Kiedy była w gabinecie Chada, zauważyła, że jej były mąż ma najnowszy komputer.
Poszła tam, starając się nie patrzeć na nic innego tylko na komputer. Nazywała to „patrzeniem wybiórczym". Nauczyła się tej sztuki, mieszkając z Chadem.
Poprzez komputer skontaktowała się ze swoim biurem. Zawiadomiła ich, że zostanie tu przez pięć, sześć dni, i podała numer telefonu Chada.
Jej firma układała programy komputerowe. Część z nich była przeznaczona dla osób, które nie radzą sobie z komputerem i potrzebują porady. Można jej było udzielić przez telefon lub za pomocą komputera. Mogła to równie dobrze robić z gabinetu Chada.
Kiedy zeszła na dół, dowiedziała się, że Chad pojechał na uniwersytet.
Studenci zjedli wszystko, co nadawało się do jedzenia. Jo posprzątała po nich kuchnię.
Już to kiedyś przerabiała.
Wzięła prysznic i położyła się do łóżka.
Była zmęczona wszystkim, co się jej przydarzyło w ostatnich dniach. Zasnęła mocno i nic się jej nie śniło.
Niestety, na krótko.
Nagle poczuła czyjś oddech. Potem łóżko poruszyło się i usłyszała szelest pościeli. Oddech był coraz bliżej i bliżej, a potem poczuła ciepło czyjegoś ciała.
Była tak śpiąca, że to wszystko dochodziło do niej jak z oddali. Czuła dotyk szorstkich dłoni i przyspieszone bicie serca, kiedy Chad ją pieścił.
Skąd miał jeszcze na to siły po tych wspólnie spędzonych, szalonych dziesięciu dniach?
Dlaczego po prostu nie położył się i nie zasnął?
Przysunął się do niej tak blisko. Jego oddech palił, a ręce błądziły po całym jej ciele.
Z przerażeniem stwierdziła, że jej ciało zaczyna odpowiadać na jego dotyk. Była naga. Ale dlaczego? Gdzie podziała się jej koszula? To nie dzieje się naprawdę. To musi być sen erotyczny.
Chad obejmował ją bardzo mocno. Śmiał się cichutko. Jego dłonie pieściły delikatnie jej ciało. Brakowało jej tchu.
Chad uniósł się i zimne powietrze wtargnęło pod koc. Było bardzo orzeźwiające. Uśmiechnęła się, ale powieki miała zbyt ciężkie, by popatrzeć na niego. Jej ciało rozpoznało go bezbłędnie.
Czuła jego pieszczoty. Chciała, by ich nie przerywał. Nie miał takiego zamiaru, nie spieszył się.
Jego wargi były gorące, pocałunki mocne, głębokie. Od dawna nikt jej tak nie pieścił, nie całował. Czuła, że ogarnia ją coraz większe pożądanie. Jej ciało domagało się coraz to nowych pieszczot. Skupiła się na jednym – odczuwaniu rozkoszy. Chciała być jeszcze bliżej niego, czuć jego pieszczoty jeszcze intensywniej.
Na zewnątrz panowała mroźna noc, a ich ciała płonęły.
Chad objął ją. Jo przyciągnęła go do siebie, by był jak najbliżej. Drżeli obydwoje. Oddychali szybko i urywanie. Jo miała wrażenie, że zaraz oszaleje. Nie mogła się doczekać tego, co miało nastąpić. Ale Chad znowu odsunął się. Właściwie oboje zamarli w oczekiwaniu. I wtedy Jo zrozumiała, dlaczego to zrobił. Chciał, by jej rozkosz była bez granic. Popatrzyła na niego, a on uniósł głowę. Milczeli. Jo dotknęła delikatnie jego policzka. Zrozumiała, iż Chad potrzebuje czułości, że ma potrzeby, których do tej pory nie dostrzegała. Miała wrażenie, że nagle zmienili się oboje. Uniosła twarz i pocałowała go – był to zupełnie inny pocałunek. Teraz ich pieszczoty, choć równie intensywne, były delikatniejsze. Każde z nich starało się zadowolić drugą stronę, dbało o odczucia partnera. Pożądanie nie było już najważniejsze.
Wszystko odbywało się łagodnie, delikatnie, z miłością. Kiedy osiągnęli rozkosz, tym razem nie był to tylko seks, ale i miłość.
Leżeli potem wyczerpani.
– Jesteś moją żoną – powiedział Chad.
– Właściwie jestem teraz twoją kochanką – odpowiedziała Jo.
– Zobaczmy!
– Co?
– Czy potrafisz przywrócić mnie do życia – powiedział Chad.
Roześmiała się cicho. Jej dłoń przesunęła się po jego policzku. Spodziewał się czegoś innego.
– Tak szybko tracisz zainteresowanie – wypowiedział typową skargę kobiet.
Roześmiała się.
– Naprawdę tęskniłem za tobą – oświadczył, a w jego głosie brzmiała szczerość.
– Nie miałeś nikogo przez te lata? – zapytała.
– Nie.
Znowu zaczęła się śmiać.
– To prawda. – Jego głos był poważny. – Szukałem, ale żadna nie była tobą.
– Taki wspaniały mężczyzna?
– A ty? Miałaś kogoś?
– Nie miałam czasu – odparła szczerze. – Kontaktowałam się jedynie z maniakami komputerowymi.
– Żaden nie próbował się z tobą umówić?
– Drażniło ich to, że mają do czynienia z kobietą, która wie o komputerach więcej od nich – odpowiedziała.
Przytulił ją do siebie. Z początku opierała się, ale potem mocno go objęła.
– Dobrze ich rozumiem – mówił. – Chociaż sam mam do czynienia z mądrymi kobietami.
– A czy zgodziłbyś się, żebym cię uczyła? – zapytała z ciekawością.
– Dlaczego nie. Przecież nauczyłaś mnie tylu rzeczy. Chociażby kochać się – odparł.
– Czyżbyś nie robił tego, zanim mnie poznałeś? – dopytywała się zaciekawiona.
Wzruszył ramionami i w myślach przebiegł całe swoje życie.
– Nie przypominam tego sobie – powiedział po chwili.
– A przez te cztery lata od naszego rozwodu?
– Trzy lata – poprawił ją. – Spotykałem się z jedną czy z dwiema studentkami. Zawsze znajdą się takie, które stanowią zagrożenie dla nauczycieli. Ale żadna z nich nie była tobą. Nie pociągały mnie. Wtedy zrozumiałem, że kocham tylko ciebie.
Nie uwierzyła mu.
– Po jakimś czasie przyzwyczaisz się. Nie chcesz spotykać się ze studentkami, bo są zbyt młode i musiałbyś być bardzo cierpliwy, wprowadzając je w życie, tak jak to było ze mną.
– Ja ciebie wprowadziłem w życie? – zdziwił się. – Jak to jest możliwe? Przecież nie miałem wcześniej żadnej kobiety.
– Zaśmiała się.
– Naprawdę! Żadna kobieta przed tobą nie wkładała mi ręki do spodni.
– Nigdy tego nie zrobiłam – oburzyła się Jo.
– Tak? A na pikniku?
– Wtedy byliśmy już po ślubie! – Jo roześmiała się głośno.
– No widzisz! Dobrze wiesz, że byłem niewinny. Musiałem wziąć ślub, zanim pozwoliłbym kobiecie na coś takiego.
– A pamiętasz, co robiłeś przedtem? – zapytała Jo z rozbawieniem.
– Jadłem kanapkę z masłem orzechowym – odpowiedział tak, jakby był świadkiem w sądzie. – Nawet nie zauważyłaś, że mieliśmy kosz pełen przysmaków – dodał w formie wyjaśnienia.
– Nic nie jadłeś. Nawet nie otworzyliśmy koszyka. Włożyłeś mi rękę pod bluzkę i przytuliłeś mnie bardzo mocno.
– Ale nie wkładałem ci ręki pod bieliznę. Nie jestem taki. – Chad usiłował wyjaśnić wszystkie szczegóły.
Jo zaśmiewała się do łez.
– Bardzo lubiłem, kiedy stawałaś się taka odważna. Przedtem bałem się ciebie. Byłaś taka cicha, spokojna i patrzyłaś na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma.
– Chyba cię wtedy zaskoczyłam. Nie wiedziałam, jak cię pieścić – zauważyła.
– Ale kochałem cię. I kocham.
Jo spoważniała.
– Powinieneś zrozumieć, że są na świecie kobiety, które z przyjemnością zajmą się twoimi papierami, będą gotowały ci pyszne obiady i z ochotą pójdą z tobą do łóżka.
Chad milczał przez chwilę i Jo pomyślała nawet, że zasnął.
– Zgodziłabyś się, żebym poślubił inną kobietę? – zapytał nagle.
– Z pewnością nie byłbyś szczęśliwy z mężczyzną. Powinieneś więc być z kobietą. Nie chciałbyś mieć dzieci?
– Tylko z tobą.
– Przecież wiesz, że to niemożliwe – przypomniała mu Jo.
– Znajdziemy dzieci, które potrzebują rodziców.
– Nie jest ich zbyt wiele.
– Jeśli się zgodzisz, to chciałbym, żeby po naszym domu biegało kilkoro.
– Chodzi ci o to, że chciałbyś widywać je od czasu do czasu, kiedy będziesz wracał do domu. Ale to żona powinna się nimi zajmować, wozić do szkoły, opiekować się podczas choroby i uczyć posłuszeństwa.
– Nie będę się uchylał od wychowywania ich.
– Tak jak od sprzątania?
– Jak możesz tak mówić? – oburzył się.
– Ale to prawda.
– Mogłem się zmienić – stwierdził.
– Nie. Szybko o wszystkim zapomnisz. Będziesz taki jak zawsze, czyli taki, jakim cię poznałam.
Chad wygładził poduszkę i przytulił Jo jeszcze mocniej.
– Zmieniłem się przez te trzy lata, odkąd odeszłaś.
Dorosłem. Stałem się bardziej odpowiedzialny.
– Od naszego rozstania minęły cztery lata. I wiesz, że to wszystko nieprawda. Jesteś naukowcem. Poświęcasz się swojej pracy. Jesteś cudownym kochankiem. Ale, prawdę mówiąc, masz jedną wadę. Jesteś bałaganiarzem. Popatrz na swój dom.
– Z tym nie ma problemu. Znalazłem na to sposób.
– Nie masz żadnego sposobu. Twoja mama miała do mnie pretensję, że nie utrzymuję w domu porządku. Ale kiedy się tu przeprowadziliśmy, zrozumiałam, że taki już jesteś i nie zmienisz się.
– Zmienię się. Będę pedantem – obiecał.
– Życzę powodzenia.
Znowu przytulił ją i westchnął.
– Uwielbiam, kiedy jesteś ze mną w łóżku – powiedział.
– Jesteś fantastycznym kochankiem – przyznała uczciwie.
– Mam jeszcze inne talenty – rzekł skromnie.
Ale Jo nie dała się zwieść.
– Z pewnością nie należy do nich sprzątanie. Nawet pani Stoic nie daje sobie z twoim mieszkaniem rady.
– Czy myślisz, że ta kobieta nie radzi sobie ze sprzątaniem, bo poślubiła stoika?
Jo roześmiała się.
– Myślę, że przyczyną jest to, co ujrzała w tym domu. To ją przeraża.
– A ciebie?
– Ja odeszłam.
Milczał przez chwilę.
– Czy moje bałaganiarstwo było tego przyczyną? zapytał po chwili.
– Z tym pewnie bym sobie poradziła – odrzekła Jo.
– Odeszłam, jeśli sobie przypominasz, bo ciągle byłam sama. Te dni, które teraz razem spędziliśmy, są takie, o jakich marzyłam podczas trwania naszego małżeństwa.
– Ale nie pokochałaś żadnego innego faceta, prawda?
– Nie. – Ziewnęła i wyprostowała się w jego ramionach. – Nie miałam na to czasu. Musiałam jakoś zorganizować swoje życie.
– Miewasz urlopy?
– Oczywiście.
– Dokąd jeździsz?
– Z tym różnie bywa – odrzekła. – Najczęściej jeżdżę do Rio lub na Karaiby. Unikam niepewnych miejsc.
– A co tam robisz?
– To, co się robi na urlopie. – Wzruszyła ramionami.
– Bawię się. Pracuję bardzo ciężko, czasami całymi dniami. Kiedy jadę na urlop, chcę przyjemnie spędzić czas.
– Z kim? – spytał zaniepokojony.
– Gram w golfa, tenisa, pływam. – Udawała, że nie słyszy jego pytania.
– Z mężczyznami?
– Jest ich wielu w Chicago.
– Nie powiesz mi, że ty i twoje koleżanki nie szukacie męskiego towarzystwa podczas wakacji.
– Podczas naszego miodowego miesiąca – przypomniała mu – nauczyłam się szydełkować.
– I to uratowało mnie od śmierci z wyczerpania. Jesteś nienasycona i stanowisz zagrożenie dla mężczyzn. Nie wyobrażasz sobie, jakim szokiem to było dla mnie. Poślubiłem niewinną dziewczynę, pojechałem z nią – w podróż poślubną i ciągle byłem wyczerpany. Byłaś taka ciekawa wszystkiego! I muszę przyznać: bardzo pojętna.
– Ha!
– Naprawdę byłem zupełnie wykończony.
– Biedactwo.
– Nikt mnie nie ostrzegł przed kobietami – skarżył się Chad – i nie powiedział, że są takie zachłanne.
– Przeczytałam przed wyjazdem odpowiedni podręcznik.
– Czemu nie wzięłaś go ze sobą? Musiał w nim być rozdział o samoobronie.
– Nie było.
– Chcesz powiedzieć, że napisali tam: „Rób to tyle razy, na ile masz ochotę"?
– Tak – skinęła głową.
Chad z trudem powstrzymywał śmiech. Westchnął głęboko.
– To i tak cud, że to przeżyłem.
– Byłeś okropnym nudziarzem. – Jo nie zostawała mu dłużna.
– Przecież jakoś radziłem sobie.
– Niemal ciągle spałeś – przypomniała mu.
– Ale ty nie traciłaś czasu. Nauczyłaś się szydełkować.
– Starsza pani, która nauczyła mnie tej trudnej sztuki, miała męża bardzo podobnego do ciebie. Ostrzegała mnie, że prawdopodobnie już się nie zmienisz. Wtedy jej nie wierzyłam.
– Oczywiście, że się zmieniłem – oburzył się. – A wtedy przetrwałem tylko dlatego, że kiedyś uprawiałem sport.
– Pamiętam nawet zapach maści na złagodzenie bólu mięśni – przypomniała sobie.
– Stosowałem ją tylko na mięśnie karku i nóg.
– Czyżby? – powiedziała z niedowierzaniem.
– To prawda! – Chad poczuł się obrażony. – To była maść uśmierzająca ból.
– A może afrodyzjak?
– Nie rozumiem, na co byłby nam potrzebny. – Chad nie poddawał się. – Przecież ty nigdy nie miałaś dość.
– Co ty opowiadasz? Pamiętam, jak cię błagałam, żebyś już dał sobie spokój...
Nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Potem przytulił ją i postanowił udowodnić, że na pewno nie jest mu obojętna.
W środku nocy starał się przekonać ją o tym jeszcze raz.
Nazajutrz spał długo. Jo stała przy łóżku i patrzyła na niego. Wyglądał jak rycerz, zwycięzca turnieju. Dobrze, że tego dnia później zaczynał zajęcia na uczelni.
Jo ubrała się w dżinsy, flanelową koszulę i sportowe buty. Zeszła na dół. Sam i Natalie już pracowali. Trevor był na wykładach.
Nie zaproponowała im pomocy. Przywitała się z nimi i wyszła. Zdążyła jeszcze zauważyć pełne niechęci spojrzenie, jakim obrzuciła ją Natalie.
Tego dnia Jo otrzymała trzy wezwania o pomoc w ujarzmieniu buntujących się komputerów. Wszystkich klientów potraktowała z taką samą cierpliwością. Pomogła im pozbyć się kłopotów.
Wykonywała swoją pracę ze spokojem i opanowaniem. W końcu klienci wszystko zrozumieli. Powtórzyła dwukrotnie, co powinni robić, aby upewnić się, że postąpią właściwie.
Jeden z klientów był odporny na wszelkie wyjaśnienia, ale i jego udało się jej przekonać, że to on panuje nad komputerem, a nie odwrotnie. Był jej bardzo wdzięczny.
Właśnie on poprosił ją o spotkanie.
Odpowiedziała mu, że jest teraz w Timbuktu.
– Gdzie to jest? – zapytał.
– W stanie Wyoming – odpowiedziała, ale zaraz potem połączyła się z szefem i poprosiła, żeby więcej nie kierował do niej tego klienta.
– Dlaczego? – zapytał. – Przynajmniej zwiedzi Wyoming.
– Bardzo proszę.
– No dobrze, chociaż zawsze najgorszą robotę zrzucasz na mnie. Nie masz serca.
– Nie mam – zgodziła się z nim natychmiast.
– Masz następne połączenia, ale nie musisz się spieszyć.
Szybko rozwiązała dwie pierwsze sprawy. Dopiero trzecia okazała się bardzo skomplikowana. Musiała powtarzać te same czynności dziewięć razy!
Kiedy skończyła, w drzwiach pojawił się Chad.
– Oddaję ci komputer – powiedziała. A potem ujrzała za nim Elsie.
– Elsie? – krzyknęła.
A Elsie powitała ją radośnie. Zawsze, kiedy się spotykały, miały wrażenie, że nie było żadnego rozstania. Elsie była cudowną przyjaciółką.
– Co u ciebie słychać? – spytała Jo. – Masz w końcu ten srebrny samochód?
– Nadal jeżdżę zielonym.
– Tad nigdy nie rozumiał pewnych rzeczy. Ostrzegałam cię. Ale ty mnie nie chciałaś słuchać.
– Słuchałam, ale nie przywiązywałam wagi do tego, co mówisz. A Tad jest wspaniały i mówię to zupełnie szczerze, bo stoi na dole i na pewno nas podsłuchuje.
Zeszły razem z Chadem na dół i znowu Jo miała wrażenie, jakby nigdy się nie rozstawali. Wszyscy chcieli zobaczyć Jo. Dobrze, że Chad nie zapomniał jej ostrzec, kto ma zamiar przyjść z wizytą. W dodatku przypomniał jej to, co powinna wiedzieć o swoich gościach.
Jo musiała przyznać, że pod tym względem był doskonały.
– Dziękuję szanownej pani za słowa uznania – powiedział i naprawdę wyglądał na zawstydzonego.
Wszystko to było bardzo sympatyczne, ale Jo wiedziała, że takie chwile nie trwają wiecznie.
Dopiero czwartego dnia po ich przyjeździe Chad wyszedł z domu wcześniej. Dziwnie było obudzić się w pustym domu. Nawet studenci nie stawili się do pracy.
Jo od czasu spotkania na lotnisku nie budziła się sama, a minęły już dwa tygodnie. Przyzwyczaiła się do ciągłej obecności Chada.
Przeciągnęła się. Dopiero teraz zauważyła kota sąsiadów, który leżał obok niej na łóżku. Jak się tu dostał?
– Jak tu wszedłeś? – zapytała. I wtedy przypomniała sobie, że miał on zdolność przenikania przez wszelkie drzwi.
Kot ziewnął. Jo spostrzegła, że ułożył się na środku łóżka. Typowy samiec, pomyślała.
– Idź do domu – zwróciła się do niego.
Kot uniósł rudy łeb, popatrzył na nią ironicznie i ułożył się z powrotem do snu.
Jo wysunęła się z łóżka, nie ruszając kołdry, na której spało zwierzę.
Wzięła prysznic, ubrała się i zeszła do kuchni. Czuła się porzucona. Chad powinien był pożegnać się z nią przed wyjściem.
Na pewno nie chciał jej budzić. Pragnął być miły i troskliwy. To prawda. Ostatnio był taki. Ale dziś zostawił ją samą. Bez słowa. Jak dobrze to znała.
Przygotowała sobie płatki z suszonymi owocami i mlekiem. W kuchni natychmiast pojawił się kot.
– A może jednak poszedłbyś do domu? Chodź. Wypuszczę cię.
Podeszła do kuchennych drzwi i otworzyła je. Kot usiadł i patrzył na nią pobłażliwie. Potem przymknął oczy, jakby nie chciał patrzeć na kogoś tak głupiego.
Nalała mu mleka do miseczki.
Kot zabrał się do picia.
– Coś jest ze mną nie w porządku – powiedziała na głos Jo. – Najpierw wykorzystał mnie były mąż, teraz kot. Chyba potrzebuję pomocy.
Chad zostawił buty na wycieraczce przed drzwiami i wszedł cichutko do kuchni.
– Jakiej pomocy ci trzeba? – zapytał i przestraszył ją tym ogromnie.
Pocałował ją, umył ręce i teraz przez cały czas wycierał je, przyglądając się Jo badawczo.
– Nie wyglądasz na osobę, która ma jakieś problemy. Podniosła głowę i popatrzyła na niego uważnie.
– Kot odmówił wyjścia z domu – powiedziała. Chad dramatycznym gestem chwycił się za serce.
– Chcesz, żebym wyrzucił tego koteczka na śnieg w mroźny styczniowy poranek?
– Poddaję się – stwierdziła Jo, odkładając łyżkę.
– Doskonale. Chodźmy na górę. Stęskniłem się za tobą.
– Jem śniadanie. – Jo pokręciła przecząco głową.
– Jedzenie jest dla ciebie ważniejsze?
Jo chwyciła się za głowę, ale Chad zdołał zauważyć, że się śmieje.
Elsie przyszła następnego dnia, gdy Chad miał zajęcia.
– Dlaczego tu przyjechałaś? – zapytała przyjaciółkę.
– Nie mam pojęcia – westchnęła Jo.
– On się nie zmieni. Nie potrafi – stwierdziła Elsie.
– Wiem.
– Więc po co do tego wracać? – Elsie próbowała doszukać się jakiegoś sensu w postępowaniu Jo. – Jesteś dla niego okrutna.
– Uważasz, że jestem okropna, prawda? – spytała cicho Jo.
– A jak myślisz?
Jo przez dłuższą chwilę patrzyła w okno, a potem przymknęła powieki, chcąc powstrzymać łzy.
– Masz zupełną rację.
Elsie milczała. Nie starała się pocieszyć Jo.
Jo znowu czuła, jak łzy wypełniają jej oczy, a potem jedna po drugiej płyną po policzkach. Siedziała cichutko, jak gdyby nie czuła, że płacze.
– Byłam tak zaskoczona, kiedy go zobaczyłam. Myślałam, że już mnie nic nie obchodzi – odezwała się po chwili.
– Jak to jest możliwe – zapytała Elsie współczującym tonem – że jesteście oboje tak blisko, a jednocześnie tak daleko?
– Nie odczuwam tego, kiedy jesteśmy ze sobą.
– Przecież on musi zarabiać na utrzymanie, musi też przekazywać informacje, fakty, wiedzę. Jest odpowiedzialny za swoich studentów.
– To prawda.
– Naprawdę nie może poświęcać na pracę mniej czasu.
– Zgadzam się z tobą.
Znowu zamilkły. Łzy ciągle płynęły po policzkach Jo. Elsie westchnęła.
– A co mu w tym przeszkadza? – Jo popatrzyła na przyjaciółkę mokrymi od łez oczami.
– Ty! – Głos Elsie drżał, kiedy odpowiedziała. Potem wstała i, nic nie mówiąc, wyszła.
Przychodzili inni. Jedni cieszyli się z jej powrotu. Inni byli po prostu ciekawi, jak Jo teraz wygląda. Nie wszystkich ucieszyło, iż wygląda wspaniale, że jest dojrzała, pełna wdzięku i spokojna.
Ci byli bardzo niezadowoleni.
Ale pojawili się też ludzie, którzy ucieszyli się bardzo, widząc ją znowu. Nie stawali po żadnej stronie, nie wypowiadali jakichkolwiek opinii. Uważali, że jest po prostu czarująca.
Była jeszcze jedna grupa osób: ci, którzy chcieli sprawdzić, czy mimo rozwodu Jo i Chad sypiają razem.
Szukali pretekstu, aby wejść na górę, ale i tak nie znaleźliby żadnych dowodów. Pokój Chada był już sprzątnięty. Dopilnowała tego Natalie.
Wynajęta trójka studentów kończyła swoje dzieło. Pracowali jeszcze w gabinecie Chada; reszta domu była uporządkowana. Spisali się na medal.
Zrobili nawet listę, gdzie się co znajduje. Chad nie krył podziwu. Nie tylko wypłacił im premię, ale zaprosił profesorów, by pokazać, czego dokonali ich studenci.
Znając zwyczaje Chada, wykładowcy byli pod ogromnym wrażeniem.
Peter Way pojawił się, gdy Chad prowadził zajęcia na uczelni.
– Wiem, że Chada nie ma w domu. Mogę wejść? – zwrócił się do Jo.
– Oczywiście, bardzo proszę.
Jo otworzyła szeroko drzwi. Nie mogła powstrzymać ciekawości. Pamiętała Petera jako ponurego, pełnego rezerwy mężczyznę. Nie przyjaźnili się ze sobą.
Wskazała mu krzesło i sama usiadła obok.
– Jak się miewa Jeanne? – zapytała.
– Jeanne odeszła. Zaraz po tobie. – W jego głosie brzmiała gorycz.
– Och! – Jo nie wiedziała, co powiedzieć.
Peter patrzył na nią w milczeniu. Poczuła się niepewnie.
– Bardzo mi przykro. Dobrze wiem, jak ciężko jest żyć w separacji.
– Ty postąpiłaś tak samo. Więc dlaczego jest ci przykro? – w jego głosie wyczuwała wrogość.
– Nie wiedziałam, że Jeanne zamierza cię opuścić. Nie rozmawiałyśmy o tym. Byłam zajęta swoimi problemami – odpowiedziała Jo.
– Wygląda na to, że twoje kłopoty już minęły – mówił dalej Peter.
Nie ukrywał swojej niechęci. Jo próbowała zachować spokój.
– Chad i ja jesteśmy inni niż ty i Jeanne. Nasze problemy są również inne. Przykro mi, że tyle przeszedłeś.
– Podniosła się z krzesła z uśmiechem. – Powiem Chadowi, że byłeś. Będzie mu przykro, że się nie spotkaliście.
– Ja go nic nie obchodzę – rzekł Peter ochrypłym głosem.
– Czyżby? – zapytała, a potem dodała ostrym tonem:
– O co ci chodzi?
– Dlaczego odeszłaś?
– Peter, Chad jest wspaniałym człowiekiem...
– To się rzuca w oczy.
– ... a odeszłam od niego, bo go nigdy nie było w domu. Za dużo czasu poświęcał pracy. Jestem egoistką. Chciałam, żeby ciągle był ze mną. Kochałam go– Ale jesteś kobietą z dużym temperamentem i potrzebowałaś seksu.
– Nie bądź głupi – odpowiedziała Jo zimno. – Mam pilną pracę. Przepraszam, że cię ponaglam, ale muszę zadzwonić do klienta.
– Co to za klient? – Peter rozparł się wygodniej w krześle.
– To ktoś, kto kupił program komputerowy i nie wie, dlaczego on nie działa. Moim zadaniem jest pomóc mu zrozumieć, o co chodzi, i nauczyć go dobrze tego programu.
– A może mnie też nauczysz takiego programu? – zapytał, uśmiechając się obleśnie.
– A masz komputer? – zapytała ostro.
– Nie.
– To nie mogę ci pomóc, Peter. Musisz iść.
– Jeśli mogłaś tu wrócić, by spać z Chadem, dlaczego nie zrobisz tego ze mną? – zapytał.
– Bo cię nie kocham – odrzekła krótko.
– Mogę robić to samo co on.
– Ty...
Drzwi się otworzyły i wszedł Trevor. Peter spojrzał na niego z niechęcią.
– Odejdź – mruknął. A potem dodał głośniej: – Spływaj stąd!
– Przepraszam pana, ale zatrudniono mnie tu do opieki nad domem – odezwał się Trevor spokojnie.
– Chyba jednak w innym celu – stwierdził Peter, patrząc krzywo na Jo.
– Peter! Idź już – powtórzyła.
– Ty też mnie nie chcesz? – głos Petera załamał się.
– Nie mamy o czym mówić. Idź już – Jo była spokojna i opanowana.
– Odpraw go – Peter wskazał głową na Trevora.
– Nie. Pracuje tutaj, a Chad mu płaci. Odejdź, Peter. Nie utrudniaj sprawy.
Trevor w dalszym ciągu milczał. Odsunął się na bok, by Peter mógł przejść.
Peter nie zwracał na niego uwagi.
– Chodź ze mną – powiedział do Jo.
– Naprawdę idź już sobie. Powiem Chadowi, żeby się z tobą skontaktował.
– Czy to ty namówiłaś Jeanne, żeby mnie zostawiła? – glos Petera brzmiał szorstko. – Powiedz.
– Nie – odrzekła Jo ze spokojem. – Nawet nie znałam jej dobrze. Nigdy nie rozmawiałyśmy o tobie, o waszym życiu. Jestem tym zaskoczona i myślę, że dla ciebie to był szok.
– Po prostu odeszła.
– Jeśli zrobiła to zaraz po mnie, to minęły już prawie cztery lata. Powinieneś się już uspokoić. Może jest ktoś, kto może ci pomóc? Wiesz co? Idź do Oskara.
– Nie chce mnie widzieć. – Peter zgarbił się.
– Może nie jesteś jeszcze gotowy, by przebaczyć Jeanne – kontynuowała Jo. – Ale tobie naprawdę jest potrzebna pomoc. Idź do Tiny.
– Ona jest stara – odparł Peter.
– Ale mądra – przypomniała mu Jo. – Wysłuchaj jej. Peter znowu popatrzył na milczącego Trevora.
– Nie masz nic do roboty? – zapytał.
– Nie. – Tym razem nie dodał już „proszę pana". Peter ze złością spojrzał na Jo, potem zaczął wstawać tak powoli, że Trevor przesunął się w jego kierunku. Peter rzucił mu gniewne spojrzenie i wyprostował się wreszcie. Jo podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
– Do widzenia – powiedziała.
W końcu Peter wyszedł.
Kiedy był już na ganku, drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Jo odwróciła się do Trevora; ten drżał ze zdenerwowania, ale uśmiechał się.
Uniosła palec do ust, prosząc go o milczenie. Potem patrzyła przez okno, dopóki Peter nie wsiadł do samochodu i nie odjechał.
– Nie powinnaś wpuszczać obcych mężczyzn do domu – powiedział Trevor, zamykając drzwi kuchenne na klucz. – Mama cię tego nie nauczyła?
– Chyba anioł cię tu zesłał.
– Żaden anioł. Chad – roześmiał się Trevor.
– Po co?
– Chciał, żebym mu przyniósł artykuły o Etruskach. Zabronił mi rozmawiać z tobą. Mam nadzieję, że potwierdzisz, iż nie odezwałem się ani słowem. – Potem spoważniał. – Jak mogłaś być taka spokojna? Przecież on cię napastował?
– Ty tu byłeś. – Jo rozłożyła ręce.
– Podziwiałem cię. Warto cię było bronić. Jesteś wspaniałą osobą, Jo, i teraz bardziej pasujesz do Chada. Ciekawe, czy on wie, że Peter przyszedł tutaj w takich zamiarach.
– Na pewno nie – odrzekła Jo. – Pojawiłeś się w odpowiednim momencie. Dziękuję.
– Myślisz, że Peter zrobiłby to, na co miał ochotę?
– Cieszę się, że nie musiałam się o tym przekonywać – powiedziała Jo stanowczo.
– Ja też.
Jo nie miała zamiaru mówić Chadowi o tym, co się stało, ale Trevor nie umiał powstrzymać języka.
Zaraz po skończonych zajęciach Chad wrócił do domu. Wpadł gwałtownie do wnętrza i zamknął drzwi kopniakiem.
– Jo! – zawołał.
– Jestem na górze.
– Sama?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Trevor zszedł na dół. Chad popatrzył na niego zimno.
– Wszystko jest w porządku – powiedział Trevor, gdy Jo pojawiła się na schodach.
– Był tu? – wysyczał ze złością Chad.
– Tak.
– Były z nim jakieś kłopoty?
– Dziękuję, że przysłałeś Trevora. Pojawił się w odpowiednim momencie.
– Co się stało?
– Nic. – Jo potrząsnęła przecząco głową.
– Zawsze mu się podobałaś – stwierdził Chad. – Co ci powiedział?
Jo zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią. Nie chciała go denerwować.
– Zaczepiał ją – odezwał się Trevor. Powiedział to z powagą.
Chad zmartwiał. Spojrzał na Jo, jakby chciał sprawdzić, czy nic jej nie dolega.
– Wszystko w porządku? – upewnił się; po raz kolejny.
– Oczywiście – odpowiedziała.
– Pojawiłem się w odpowiednim momencie. Dobrze, że miałem klucze i nie musiałem się włamywać do środka... – mówił dalej Trevor.
– Zamilknij – powiedziała Jo stanowczo, a potem zwróciła się do Chada: – Panowałam nad sytuacją.
Trevor parsknął śmiechem.
– Nie pogarszaj sytuacji – zwróciła się do niego Jo.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – denerwował się Chad.
– Zostaw nas samych – poprosiła Jo Trevora. Mówiła bardzo łagodnym tonem, żeby go nie obrazić.
– Uważaj na tego łobuza – poradził Trevor Chadowi, a potem wyszedł do sąsiedniego pokoju, ale nie zamknął za sobą drzwi.
– Czy Peter coś ci zrobił? – Chad objął mocno Jo.
Zaczęło się to wszystko robić denerwujące. Nie po raz pierwszy miała do czynienia z takimi typami jak Peter.
– Nic mi nie zrobił – odparła, siląc się na spokój.
– Po co tu przyszedł?
– Myśli, że to ja namówiłam Jeanne, żeby od niego odeszła, bo stało się to zaraz po moim wyjeździe.
– A zrobiłaś to?
Jo westchnęła.
– Nie znałam jej na tyle, żeby rozmawiać o takich rzeczach.
– Co on ci jeszcze powiedział?
– Peter potrzebuje pomocy – stwierdziła Jo, zamiast odpowiedzieć mu na pytanie. – Powinien porozmawiać z Tiną. Ona mogłaby mu pomóc.
– A dlaczego ty nie poszłaś wtedy do niej? – zapytał Chad.
– Nie mogłaby nic zrobić. Nie zmieniłaby twojego życia. Jesteś taki, jaki jesteś. Kochasz swoją pracę.
– Ależ mogę się zmienić.
– Och! Nawet nie mów o tym. Nie powinnam była tu przyjeżdżać. Muszę wracać do Chicago i zostawić cię samego.
– Samego? – powtórzył Chad z goryczą.
– Już nigdy nie wpuszczę Petera do domu. Nawet gdyby Trevor nie przyszedł, dałabym sobie radę. Ale ucieszyłam się na jego widok. Chociaż naprawdę już sobie radziłam z takimi typami.
– Z kim? – padło pytanie. Jo straciła cierpliwość.
– Z tobą! Ostatnio!
– Ze mną? Musiałaś sobie radzić ze mną?
– Nie miałam wyboru – uśmiechnęła się.
– Co zamierzasz ze mną zrobić? – zapytał ją nagle cichym głosem.
– Znowu zaczynasz? – popatrzyła na niego z niechęcią.
– Powiedz.
– To tylko testosteron. Gdyby go zabrakło, nie byłoby żadnych problemów.
– Czy Peter naprawdę mógłby cię skrzywdzić?
– Na szczęście nie musiałam się o tym przekonywać.
– Porozmawiam z nim.
– Nie trzeba. – Jo była stanowcza. – Poszedł sobie. To już się nie powtórzy.
Chad przytulił ją do siebie.
– Cieszę się, że Trevor przyszedł w porę.
– Ja też – przyznała.
Jo nie była zdziwiona, że odtąd zawsze ktoś z nią był w domu.
Wprawdzie ona pracowała na górze, a studenci na dole, ale nigdy nie była sama. Czasami zostawała z nią Natalie.
Jo nie była pewna, jak by zareagowała Natalie, gdyby ktoś napastował żonę Chada. Ktoś? Oczywiście Peter. Jaki wpływ miały uczucia Natalie do Chada na jej lojalność wobec Jo?
Właściwie wolałaby tego nie sprawdzać.
W rozmowie z Tiną dowiedziała się, jak bardzo źle jest z Peterem.
– Nie zostawaj z nim sama – poradziła jej Tina. – Spróbuję z nim porozmawiać. Znam dobrego psychiatrę, który może mu pomóc uleczyć rany...
– Rany? – powtórzyła Jo.
– Tak – odpowiedziała Tina. – To są rany. Bardzo bolesne. Cierpi już zbyt długo. Latami tłumił w sobie rozpacz. Myśleliśmy, że to już minęło.
– Czy Jeanne mogła postąpić inaczej? – zapytała z ciekawością Jo.
Tina wzruszyła ramionami.
– Jeanne postąpiła tak, jak uważała za słuszne. Odeszła. Ale problem musiał zaistnieć wcześniej.
– Kłopoty Petera nie wiążą się tylko z odejściem Jeanne. A teraz pogrążył się w głębokiej depresji i potrzebuje pomocy – stwierdziła Jo.
– Ja nie mogę mu pomóc. Tu potrzebny jest lekarz i to nie z naszego grona. Peter jest w gorszym stanie, niż przypuszczaliśmy. Twój przyjazd wzmógł jego smutek, ale jednocześnie zwrócił naszą uwagę na jego kłopoty. Jeśli wyjdzie z tego, będzie w tym i twoja zasługa.
– Jeśli wiedziałaś o tym, co go gryzie, to dlaczego... – zapytała Jo.
– Nie wiedziałam. Zawsze był zamknięty w sobie.
– A cóż mój przyjazd ma z nim wspólnego?
– Jego żona nie wróciła. A ty tak. Peter jest zazdrosny.
– Mężczyźni są okropni – stwierdziła Jo.
– Ale życie bez nich byłoby nudne – uśmiechnęła się lekko Tina.
Po wizycie Petera Chad stał się bardziej zaborczy w stosunku do Jo. Widoczne to było też podczas ich wspólnych nocy.
Ich związek miłosny był zawsze bardzo udany, ale teraz Chad zachowywał się tak, jakby chciał powiedzieć: ta kobieta jest moja:
Mężczyźni doprawdy są dziwni i czasami ujawniają się w ich zachowaniu prymitywne instynkty.
Dobrze, że Chad nie bil jej maczugą i nie ciągnął za włosy do jaskini. Ale jego sztuka miłosna była naprawdę fascynująca.
Jo zastanawiała się, kto wymyślił historyjkę o biciu kobiet maczugami i targaniu ich za włosy. Nie ma przecież żadnych dowodów na takie zachowanie się jaskiniowców.
Żadna ze znalezionych czaszek nie nosiła śladów uderzeń.
Ciała neandertalczyków chowano owinięte girlandami kwiatów.
Jo w Indianapolis pracowała równie intensywnie jak w Chicago. Zadzwoniła do koleżanki, która miała klucz do jej mieszkania.
– To znaczy, że wróciłaś do tego, jak mu tam... – Mickie nie owijała niczego w bawełnę. – To okropne. Jesteś istotą bez charakteru.
– Ja cię też bardzo lubię – odpowiedziała na to Jo.
– Nie znoszę kobiet, które nie potrafią zrezygnować z nieodpowiedniego mężczyzny. Tracisz tylko czas. Wracaj natychmiast!
– Zatelefonuję do ciebie.
– Tylko pamiętaj – odpowiedziała jej Mickie i odłożyła słuchawkę.
Jo, trzymając jeszcze w ręku słuchawkę, uśmiechnęła się. Mickie była podobna do Elsie. Chociaż ta ostatnia zachowywała się jak dama, obie były wiernymi i lojalnymi przyjaciółkami.
Jo miała szczęście do kobiet. Nagle poczuła tęsknotę za Chicago. Chad pochłaniał ją tak bardzo, że nawet nie zdawała sobie sprawy, jak brakuje jej przyjaciół. Zdołała już skontaktować się z nimi za pomocą komputera. Pomyślała też, że cały czas traktuje dom i komputer Chada tak, jakby do niej należały.
Czy on tak samo myśli o jej mieszkaniu w Chicago? Nigdy o tym nie rozmawiali. Teraz byli rozwiedzeni, ale przedtem była przez sześć lat jego żoną. Przyzwyczaiła się do tego domu.
Kupił komputer najnowszego typu. Nie musiał łożyć na utrzymanie Jo przez niemal cztery lata, więc stać go było na to.
Przypomniała sobie książeczkę czekową, która leżała w jej pokoju. Nie ruszył nawet dolara z jej posagu. Dziwne.
Mówił, że nie miał żadnej kobiety przez ten czas.
Przypomniała sobie ostatni wieczór, jaki spędziła w tym domu. Przygotowała ulubione potrawy Chada: klops, pieczone ziemniaki, fasolkę i sałatkę owocową. Spóźnił się tylko trzydzieści minut.
– Nie rób sobie niepotrzebnych kłopotów – powiedziała wtedy. – Rozstańmy się w przyjaźni. Życzę ci szczęścia – wzniosła toast kieliszkiem wina. – Pokryję koszty rozwodu.
Rozmawiali długo w nocy. Chad był zmęczony, miał podkrążone oczy. Starała się nie zauważać jego cierpienia.
– Biorę na siebie załatwienie rozwodu – powiedziała.
Potrząsnął głową i otworzył usta, aby coś powiedzieć...
– Nie martw się. Mam już pracę i sama wszystko załatwię. Przecież to ja chcę odejść.
A potem zmieniła ton głosu na bardziej przyjacielski.
– Potrzeba ci kobiety, która bardziej będzie do ciebie pasować. Która potrafi być sama... kobiety, która da ci dziecko.
Nie odpowiedział nic. Wiedział, że jest już za późno na dyskusje.
Jo zaczęła sobie przypominać różne rzeczy, które razem przeżyli, gafy, jakie popełniała jako młoda mężatka.
Tego ostatniego wspólnego wieczoru przed niemal czterema laty Jo nie powiedziała mu o tym, jak bardzo była samotna.
Miała dużo zajęć, wielu przyjaciół i towarzystwo, ale potrzebowała tylko Chada. Tej nocy, zanim odeszła, kochali się jak szaleni.
Poranek następnego dnia był straszny, chociaż niebo było bezchmurne, a słońce świeciło jasno.
Chad zawiózł ją na stację i chciał czekać do odjazdu pociągu, ale mu nie pozwoliła.
– Idź już – powiedziała. – Nie możemy dłużej się tak torturować.
– Wróć do domu – poprosił ją jeszcze raz.
Rozpłakała się. A potem płakała już przez całą drogę do Chicago.
Westchnęła głęboko. Czy to wszystko może się powtórzyć? Nie. Chyba teraz jest jednak trochę mądrzejsza.
Tego dnia Chad znowu spóźnił się na kolację. Kiedy zobaczył, co przygotowała, posmutniał.
– Znowu odchodzisz? – zapytał.
– Nie, jeszcze nie. A czemu pytasz?
– Wtedy przygotowałaś takie same potrawy.
– Przecież wiesz, że i tak odejdę. Chyba to rozumiesz. Nie pasujemy do siebie.
– Porozmawiajmy o tym później – zaproponował Chad.
– Jeżeli myślisz, że przyjechałam tu po to, żeby znowu z tobą zamieszkać, to się mylisz.
– Zobaczymy.
– Chad! Wszystko jest jasne. Jesteśmy rozwiedzeni.
– To weźmiemy ślub jeszcze raz. – Jego reakcja nie zaskoczyła Jo.
– Dobrze wiesz, że nie udało nam się za pierwszym razem. Traktowałeś mnie jak sprzęt domowy.
– To nieprawda. Byłem przy tobie i pomagałem ci się rozwijać. Udało mi się to doskonale. Przewyższyłaś mnie pod wieloma względami.
– Nikt nie może cię przewyższyć – oburzyła się Jo. – Jesteś doskonałym nauczycielem.
– Ale... gdzieś tu się kryje jakieś „ale" – popatrzył jej w oczy.
– Trudno jest z tobą dyskutować. Twoja argumentacja jest nie do podważenia.
– Chyba zgadzasz się ze mną, że twoje postępowanie jest nielogiczne.
– Jesteś wspaniałym rozmówcą. Ale dobrze pamiętam, jak się czułam, będąc z tobą. Ja nie umiem tak żyć.
– Wiesz, Jo, kiedy mówiłem ci, żebyś postarała się dorosnąć, nie przypuszczałem, że chwycisz byka za rogi i zaczniesz życie na nowo.
W odpowiedzi uśmiechnęła się do niego promiennie.
– Szef zaprosił nas na koktajl w piątek – odezwał się Chad, gdy kończyli jeść obiad.
– Jeden z moich przodków był ofiarą hiszpańskiej inkwizycji. Czy spotka mnie coś podobnego? – zainteresowała się Jo.
– Jesteś uroczyście zaproszona. Będziesz ze mną. Nie planuje się ścinania głów ani przypiekania ogniem. To spotkanie nie jest związane z twoim powrotem. Żyjemy w końcu dwudziestego wieku. Obecnie ludzie tolerują towarzystwo kobiety upadłej. – Przez chwilę przyglądał się jej z uwagą. – Twój niespodziewany powrót wprawił niektórych w zakłopotanie.
– W takim razie: przepraszam.
– Przyjmuję twoje przeprosiny w ich imieniu – rzekł uroczyście.
– To miłe z twojej strony.
– Chyba nie pytałem cię jeszcze, czy kiedykolwiek byłaś karana przez rodziców?
– Nie przypominam sobie tego. – Jo uśmiechnęła się do Chada i uniosła do ust łyżeczkę. Jadła lody.
– Tak myślałem.
– To po prostu nie było konieczne. Nie wolno karać niewinnych.
– Chad pospiesznie zasłonił usta serwetką, by ukryć uśmiech.
W oczach Jo też tliły się iskierki rozbawienia.
Obserwował ją.
Siedziała jak dama. Zapragnął nagle porwać ją na ręce, zanieść na górę do sypialni i pokazać, jak mężczyzna powinien postępować z kobietą.
Ale był przecież cywilizowanym człowiekiem, więc się opanował.
Jo udawała obojętność. Nie patrzyła na niego. Nawet się nie uśmiechała, choć drżały jej kąciki ust.
Zjadła lody i popatrzyła na Chada.
Pozostał niewzruszony.
Kobieta lubi być obiektem zainteresowania mężczyzn. No, może niektórych mężczyzn. Gdyby to nie był Chad, Jo z pewnością już dawno wyszłaby z jadalni i zamknęła się na klucz w swoim pokoju.
Pod wpływem spojrzenia Chada zaczęła odczuwać wzrastające pragnienie bycia z nim. Och, jak go pragnęła! Dlaczego właśnie jego? Dlaczego nie Petera na przykład? Też jest przystojnym i inteligentnym mężczyzną. Więc dlaczego nic nie ciągnęło jej do niego?
– O czym myślisz? – zapytał Chad nagle.
– Dlaczego pytasz?
– Wyglądasz jakoś inaczej – wyjaśnił. Czyżby znał ją aż tak dobrze?
– Skąd wiesz? – zapytała.
– No bo przedtem wyglądałaś zupełnie inaczej.
– To znaczy: jak? – nie mogła powstrzymać ciekawości.
– Jakbyś chciała pójść ze mną natychmiast do łóżka.
– I co dalej? – Nie mogła mu powiedzieć, że się nie myli.
– Teraz starasz się zrozumieć, dlaczego.
– Prawie zgadłeś.
– Co znaczy „prawie"?
– Zastanawiałam się, dlaczego właśnie ty jesteś dla mnie taki atrakcyjny, a nie ktoś inny?
Otworzył usta ze zdziwienia. Poczuł, że ogarnia go pożądanie.
– Czyżbyś był tak wrażliwy? – Popatrzyła na niego badawczo.
– Tak. Na ciebie – odpowiedział z powagą.
– Czyż to nie Beniamin Franklin powiedział, że nocą wszystkie koty są szare?
– To cytat. – Chad zaczął mówić mentorskim tonem. – Większość jego wypowiedzi oparta była na cytatach.
– Myślałam, że był błyskotliwy. – Jo nie potrafiła ukryć rozczarowania.
– Czytałem książkę, w której sprawdzono źródła jego powiedzonek. Ludzie nie rodzą się mądrzy, uczą się wszystkiego od innych. Jego cytaty wymyślili inni. Niektóre powstały przed dwoma tysiącami lat.
– Chyba zapiszę się na twoje wykłady. Muszą być fascynujące.
– Powinnaś się przekonać o tym sama.
– Tak bym chciała mieć z tobą dziecko – powiedziała tęsknym głosem i popatrzyła na niego ze smutkiem.
– Czy to by cię przy mnie zatrzymało? – zapytał Chad ochrypłym głosem, zaskoczony nagłą zmianą tematu.
– Miałabym kogoś przy sobie. Nie byłabym sama.
– Przecież byłem z tobą – odrzekł bardzo cicho. – Ani nie poszedłem na wojnę, ani nie spotykałem się z innymi kobietami. Po prostu pracowałem.
– Coś musiałam robić i dlatego zaczęłam się uczyć. Dziękuję, bo ty mi to umożliwiłeś.
– Jeśli mowa o dzieciach, to przecież one rosną i odchodzą z domu.
– Samotne żony również.
– Miałaś moją miłość.
– Mnie to nie wystarczało. Potrzebowałam twojej obecności.
Zanim zdołał coś powiedzieć, uniosła dłoń nakazując mu milczenie.
– Nie. Proszę. Nie potrafię już tego dłużej znieść.
Czuję się jak przepuszczona przez wyżymaczkę.
Chad milczał. Jo też.
– Wiesz, skąd się wzięła wyżymaczka? – zapytał ochrypłym ze wzruszenia głosem.
– Nie.
– Dawno temu – zaczął wyjaśniać – kobiety prały w wielkich kotłach, w których gotowała się woda. Wyjmowały z nich bieliznę długimi kijami, a potem godzinami czekały, aż ostygnie, by wycisnąć z niej wodę. Wówczas jakiś mężczyzna wymyślił wyżymaczkę – dwa wałki, które wyciskały wodę. Chciał pomóc kobietom. Jak wiesz, mężczyźni litują się nad kobietami, chociaż te potrafią wycisnąć z nich wszystko jak wyżymaczka.
– Doprawdy? – zapytała. – Tak naprawdę to mężczyźni wynaleźli wyżymaczkę dopiero wtedy, gdy kobiety kazały im wykręcać bieliznę.
– Jesteś bardzo młoda, ale tak wygadana, że całkiem zapominam o twoim wieku.
– To się nazywa „ogłada", jeśli mnie pamięć nie myli.
– Mężczyźni zawsze mieli problemy z kobietami – westchnął ciężko Chad.
Jo popatrzyła na niego z uwagą. Był wspaniałym człowiekiem. Miał duże poczucie humoru. Jaka szkoda, że nie mogła dać mu dzieci. Chad ma teraz trzydzieści osiem lat. Musi mieć inną żonę. Żonę, z którą mógłby mieć dzieci. Zaczęła się zastanawiać, czy może ona nie zna takiej kobiety. Ale po dogłębnej analizie odrzucała jedną kandydatkę po drugiej. Czyżby to była zazdrość? Przecież musi kogoś dla niego znaleźć.
– O czym do licha tak intensywnie myślisz? – zapytał Chad.
– Chcę ci zrobić niespodziankę! – uśmiechnęła się do niego.
– Cudownie.
– Nie. To nie o to chodzi. To coś zupełnie innego. Ja już z ciebie zrezygnowałam. Mam swoje własne życie.
– Poczekaj jeszcze dzień. Przecież nie ma pośpiechu. – powiedział.
Nie ma pośpiechu? Jak on może tak mówić? Na co ma czekać? Przecież jej jedynym majątkiem jest niezależne życie. Musi bronić się przed Chadem. I odejść od niego. Wkrótce. Ale nie zaraz. Chad jest zbyt wrażliwy. Musi go nauczyć żyć bez swojej obecności.
Zacznie od zaraz. Nie pójdzie z nim na górę jak potulna owieczka.
– Chyba przejdę się trochę – rzekła. – Nie wychodziłam z domu przez cały dzień.
– Za późno już na spacer – stwierdził Chad.
– Ale ja mam ochotę się przejść.
– Wiesz, że o tej porze jest niebezpiecznie spacerować.
– W takim razie wyjdę tylko na podwórko pooddychać świeżym powietrzem.
– Pójdę z tobą.
– Ależ nie fatyguj się. Idź na górę i połóż się. Już późno. Zatrzymałam cię zbyt długo. Nic mi nie będzie.
Przyglądał się jej bacznie, zupełnie nie przekonany o słuszności tego, co mu powiedziała. Na jego twarzy malował się upór.
– No dobrze – powiedział. – Zapukam w szybę, kiedy wyjdę z łazienki.
– Dobrze – uśmiechnęła się.
– Dobranoc – dodał cicho.
Uniosła twarz do pocałunku. Pocałował ją lekko i trochę zdawkowo.
Odwrócił się w stronę schodów.
Jo podeszła do szafy w holu i wybrała najcieplejsze rzeczy do włożenia. Była pewna, że w tym, co ma na sobie, będzie mogła wytrzymać największy mróz.
Wyszła przez kuchenne drzwi i znalazła się na niewielkim podwórku. Na niebie jaśniał księżyc i miliony mrugających gwiazd. Na ich tle delikatnie rysowały się gałęzie drzew.
Z jej ust wydobywały się obłoczki pary.
Stała i rozglądała się wokół. Było już późno. Odgłosy miasta tłumiła noc i puszysty śnieg. Wzięła garść białego puchu, ulepiła śnieżną kulę i rzuciła nią w drzewo.
Odwróciła się. Za nią stał....
– Chad? – zapytała.
– To ja – odpowiedział. – Myślę, że powinniśmy zrobić bałwana.
Roześmiała się. Wzięli się do roboty. Pierwsza kula była duża i krzywa, ale z pewnością można było ją dostrzec z wnętrza domu.
Postanowili bardziej się postarać, robiąc drugą i trzecią kulę. Trzeba było wszystko dokładnie zaplanować i choć trwało to dość długo, dobry humor ich nie opuszczał.
Chad znalazł kapelusz dla bałwana, a Jo ofiarowała mu swój szalik. I tak było jej gorąco.
Przynieśli marchew, z której powstał nos, i suszone śliwki, z których zrobili bałwankowi oczy i guziki.
Kiedy skończyli, przyjrzeli mu się dokładnie i uznali go za arcydzieło.
Wrócili do domu, zdjęli kurtki i buty. Potem poszli na górę, pozbyli się reszty odzieży i oddali się zupełnie innemu zajęciu.
Gdzie Chad zdobył swe umiejętności? Skąd wiedział, jak pieścić jej rozpalone ciało?
Czuła ciepło jego oddechu. Drżała. Z półotwartych ust wydobywały się westchnienia.
Cóż za cudowna tortura! I takie rozkoszne chwile odpoczynku. Nie powinien tego robić. Znowu z jej ust wyrwał się jęk rozkoszy. Osiągnęli szczyt. A potem opadali powoli, leniwie. Nie obchodziło ich nic, co istniało wokół nich.
Potem jeszcze długo szeptali i śmieli się, aż zmorzył ich sen.
Śniło jej się, że była w ciąży. Ale nawet we śnie wiedziała, że to niemożliwe, więc zaczęła płakać.
– Co się stało? – zapytał Chad.
– Nie wiem – skłamała.
– Pewnie jesteś głodna i przypomniały ci się śliwki na tłustym brzuszku bałwana.
– Chyba tak – skinęła ze smutkiem głową.
– Masz szczęście, że jestem tutaj i mogę cię obronić przed niebezpieczeństwem – powiedział z zadowoleniem w głosie i przytulił ją do siebie.
Nigdy nie miała złych snów. Nigdy. Ale nie powiedziała mu tego.
– Powinniśmy się pobrać – zaczął mówić Chad głosem pełnym miłości.
Drgnęła zdziwiona.
– Zaskoczyłem cię, prawda? – roześmiał się głośno.
– Widzisz, jaki jestem sprytny? Tym razem nie będziesz się nudzić.
– Nie nudziłam się. Ja po prostu czułam się samotna.
– Odkąd tu wróciłaś, jestem z tobą – przypomniał jej.
Nie mogła tego zbagatelizować. Chad musi w końcu zrozumieć, o co tu chodzi.
– Jestem twoim gościem, więc troszczysz się o mnie – zaczęła mówić łagodnym głosem.
– Przecież możesz tu pracować, korzystasz z mojego komputera. Nie nudzisz się i nie jesteś sama. Wszystko dobrze się układa.
Na razie, pomyślała. Ale nie powiedziała tego głośno.
– To tylko wizyta. Nie myślę o powtórnym małżeństwie – stwierdziła po chwili zastanowienia.
– Poczekamy z decyzjami jeszcze trochę – powiedział uspokajającym tonem i przytulił ją do siebie.
Jo milczała.
W piątek wieczorem poszli na oficjalne przyjęcie, na które tak uprzejmie zaproszono Jo. Nie miała chęci na nie iść. Ale w końcu kupiła elegancką sukienkę w kolorze mandarynki. Dobrała do niej proste sandałki na wysokich obcasach.
Chad wyglądał oszałamiająco w smokingu. Na pewno nie było kobiety, która nie zapragnęłaby go uwieść.
Pewnie jak zwykle wszystkie panie zbiorą się wokół niego i będą starały się zwrócić na siebie jego uwagę; będą go dotykać, śmiać się i głośno mówić.
Czy to są moje myśli, zastanowiła się w pewnym momencie. Jeśli tak, to jest po prostu zaborcza i zazdrosna. A przecież są rozwiedzeni.
Chwyciła się tej myśli jak ostatniej deski ratunku. Przecież nie jest jego żoną. Już nie. Jest tylko jego gościem. Nie ma prawa okazywać zazdrości.
Zazdrosna.
Jest zazdrosna?
A może to była przyczyna wszystkiego? Nie nieobecność Chada, lecz jej zazdrość, że jego uwaga nie koncentruje się tylko na niej? Czyżby była taka głupia?
Może!
Jeśli tak się działo, to tylko dlatego, że była wtedy taka młoda. Teraz jest już mądrzejsza i potrafi pogodzić się z faktem, że Chad podoba się innym kobietom.
Porozmawia z nimi, pozna ich mężów. Dość długo jest sama i potrafi temu sprostać. Musi też pamiętać, by rozmawiać z wszystkimi.
Przynajmniej spróbuje.
W ciągu ostatnich czterech lat w Chicago bywała tylko na służbowych przyjęciach. Ludzie byli tam sobie zupełnie obcy, ale chcieli się poznać, porozmawiać i poflirtować.
Nie pamiętała, żeby tak było na przyjęciach, na które miała wątpliwą przyjemność chodzić w czasie trwania ich małżeństwa. Może była w tym jej wina, może nie umiała słuchać, co mówią inni. W Chicago nauczyła się bardzo dużo.
Z pewnością poradzi sobie tego wieczoru.
Elsie pożyczyła jej długi aksamitny płaszcz z miękką mufką.
Chad musiał odpowiedzieć na wiele pytań, a przede wszystkim na najważniejsze: kto będzie na przyjęciu.
Zorientowała się, że nie spotka tam wielu wykładowców, i obawiała się, że nie będzie miała z kim rozmawiać.
Przypomniała sobie kilku starszych panów, którzy zawsze gawędzili o tak nieciekawych rzeczach, że zanudzali wszystkich, a szczególnie osoby spoza ich kręgu, takie jak ona.
Zresztą i tak ten wieczór kiedyś musi się skończyć.
Czas szybko płynie, pocieszała się.
W końcu poszli na to przyjęcie. Znowu spadł śnieg i pokrył na nowo chodniki białym puchem. Chad przeniósł Jo od samochodu do drzwi wejściowych. Po drodze nawet zatrzymał się, by przywitać znajomych. Wszystkie kobiety patrzyły na niego zdziwione tym, że tak swobodnie rozmawiał ze znajomymi, cały czas trzymając Jo w ramionach.
Mężczyźni zwrócili uwagę na Jo. Nie była wcale z tego zadowolona. Interesowali się nią nie dlatego, że jest inteligentna, ale dlatego, iż jest młoda, ładna i w dodatku jej były mąż nosi ją na rękach.
Mężczyznom podobają się kobiety, które należą do kogoś innego, szczególnie jeśli ten ktoś formalnie nie ma już do nich żadnego prawa.
W ten sposób Jo spędziła cały wieczór, starając się rozmawiać z paniami, w czym ustawicznie przeszkadzali jej panowie. Chad obserwował ją z uwagą i od czasu do czasu przeszkadzał jej kolejnym wielbicielom.
Jo była na niego wściekła. Uważała, że doskonale potrafi poradzić sobie sama. Nie potrzebowała wcale jego pomocy.
Właściwie przyjęcie było dość udane. Jo była zadowolona z siebie i nawet dobrze się bawiła.
Kilka pań przyłączyło się do niej. Były bardzo sympatyczne, nie wywyższały się i traktowały Jo z szacunkiem. Zręcznie unikały wszelkich uwag na temat jej sytuacji.
Jak miło było cieszyć się towarzystwem mężczyzn, którzy szanują kobietę i traktują ją jak równą sobie. Znała już to uczucie z Chicago.
W dodatku nie była już żoną Chada i cokolwiek zrobiłaby, na pewno nikt by tego nie komentował.
Atmosfera na uniwersytecie była zawsze przyjazna, aprobowano rzeczy nowe. Dlatego też sytuacja Chada i Jo nie wywoływała żadnych uwag.
A dawni znajomi? Część starszej generacji miała pewne uprzedzenia, ale z czasem i one miną.
Życie jest ciągłą walką, dzięki wyzwaniom staje się ciekawsze.
Kiedy wieczór się skończył, warstwa śniegu na chodnikach była jeszcze grubsza, więc Chad zaniósł Jo do samochodu. Pojechali do restauracji „U Normana", gdzie spotkali część gości z przyjęcia i w miłym towarzystwie zjedli kolację.
Wrócili do domu późno, senni od nadmiaru dobrego jedzenia.
Chad wniósł Jo do domu.
– Jesteś mi coś dłużna – powiedział. – Teraz odstawię samochód, a potem uzgodnimy, w jaki sposób mi się odwdzięczysz.
– Spróbuję zgadnąć.
Potem leżeli obok siebie rozleniwieni.
– Próbujesz odrobić te wszystkie lata, które minęły od naszego rozwodu?
– Chcę, żebyś uwierzyła w moje ogromne możliwości. – Ziewnął. – Pewnego dnia stanę się leniwy i ospały. Ale w tej chwili musisz uwierzyć, że jestem pełnym werwy facetem.
– Nie mogę sobie przypomnieć, czy przedtem też taki byłeś – roześmiała się Jo.
– Oczywiście, że tak. Tylko starałem się bardziej uważać na ciebie – odpowiedział.
– Teraz już wszystko rozumiem – stwierdziła i roześmiała się jak szczęśliwa kobieta.
Dni mijały, a Jo była ciągle u Chada. Dużo pracowała, pomagała klientom rozwiązywać problemy z ich programami komputerowymi i szło jej to bardzo dobrze.
Chad trochę rzadziej bywał w domu. Jo była tak zajęta, że nawet tego nie zauważała. Może też nie potrzebowała już jego ciągłej obecności.
Wracał więc powoli do starych przyzwyczajeń i był prawie zupełnie pewien, że Jo się z tym pogodzi.
Śnieg topniał, zaczęły wiać cieplejsze wiatry. Samotny bałwan stał na podwórzu. Przyszedł luty. Przyjaciele Jo z Chicago zaczęli się niecierpliwić. Kolejny raz wysłała pieniądze na opłacenie mieszkania i kupiła sobie nowe ubrania.
Co ja tu robię? Dlaczego opóźniam wyjazd? zastanawiała się.
Dlaczego po prostu nie wsiądę do pociągu i nie pojadę do Chicago? Tak zwyczajnie. Dlaczego ciągle jeszcze jestem z Chadem?
I wtedy, któregoś dnia, dostała ten list. Anonim oczywiście. Takie listy zawsze są anonimowe.
Moja droga!
Uważam, że nie powinnaś dłużej mieszkać z Chadem. Nie jesteście już małżeństwem.
Twoje zachowanie nie stanowi dobrego przykładu dla młodzieży.
Zrozum, że ja cię nie oceniam. Myślą, że powinnaś rozważyć, jaki wpływ masz na innych.
Życzliwy przyjaciel.
Nie mogła pokazać tego listu Chadowi. Spaliła go w kominku, nie w porywie złości, lecz by być pewną, że Chad go nie zobaczy i nie stanie w jej obronie. Nie mogła na to pozwolić.
Fakt, nie mogła zaprzeczyć, że autor listu ma rację. Nie podobało się jej jednak, że ten człowiek się nie ujawnił. Czy była nim kobieta, czy mężczyzna? Ciekawiło ją to bardzo.
Autor anonimu miał rację. Ludzie powinni zachowywać się stosownie do obowiązujących norm. Narzucić sobie pewną dyscyplinę. Złe zachowanie zachęca innych do naśladownictwa. Anonimowy autor listu trafił w samo sedno.
Dziwne, że właśnie to, iż nie znała autora anonimu, a nie sama treść listu denerwowała Jo najbardziej.
Zresztą...
Czy rzeczywiście było to ważne, kto powiedział jej prawdę?
»
List wywołał u Jo niepokój. Do tej pory nie odczuwała wstydu, żyjąc tak otwarcie z Chadem, i nie przypuszczała, że ktoś, oprócz rodziców, interesuje się jej życiem.
Musiała przyznać, że nie byliby zadowoleni wiedząc, że znowu jest z Chadem. Lubili go i z pewnością pomyślą, że wykorzystuje go niepotrzebnie i bezproduktywnie.
Bezproduktywna.
Taka właśnie jest.
Nie jest jego żoną. I to ona odeszła od niego i żądała rozwodu.
Stała się bardziej milcząca, ale Chad tego nie zauważył, bo nigdy nie była zbyt gadatliwa. Nigdy z własnej inicjatywy nie zaczynała rozmowy. Odpowiadała na jego pytania i czasami nakłaniała go do zmiany powziętych przez niego decyzji.
I to mu się bardzo podobało, bo zmuszało go do głębszego zastanowienia się nad wieloma sprawami, by znaleźć kontrargumenty.
Zresztą zawsze była dość niezależna i uparta.
Po otrzymaniu tego listu zaczęła powoli ograniczać kontakty z Chadem. Coraz więcej czasu spędzała przy komputerze, skontaktowała się z przyjaciółmi w Chicago, częściej wychodziła z domu, spacerowała wzdłuż kanału, karmiła kaczki i rozmyślała.
Nawet nie zauważyła, kiedy bałwan się rozpuścił. Przyniosła do domu kapelusz Chada i swój szalik. Tylko to ocalało.
Tak jak przed laty, Chad niczego nie zauważał. Jadali razem kolacje, spali razem, rozmawiali, ale nie powiedziała mu o swoich problemach, a on był tak zajęty pracą, że nie zwracał na nic uwagi.
Czuł się bezpieczny. Cieszył się, że Jo jest z nim, więc nie zauważył jej smutku.
Może przyczyną tego było to, że przed laty zachowywała się tak samo?
List wzbudził w Jo wyrzuty sumienia. Mimo to opóźniała wyjazd. Chociaż nie miała zamiaru zostać z Chadem, nie potrafiła podjąć decyzji.
Musi wyjechać.
Nawet pracą nie mogła zagłuszyć głosu sumienia. W dodatku ta świadomość, że wystarczył jeden list, aby wszystko zmienić, była dla niej nie do zniesienia.
Kiedy człowiek jest dorosły, uważa, że panuje nad wszystkim. Czy to prawda, pytała własnego sumienia.
Jo była zła. Zła na siebie, bo nie wiedziała, co ma robić. Poza tym nie mogła zrozumieć, jak to jest, że jedna część jej osobowości cieszy się na myśl o wyjeździe, podczas gdy druga cierpi.
Czyżby rzeczywiście cierpiała?
Tak.
Dlaczego?
Bo znajdowała się w miejscu, gdzie nie powinna być. Nie wolno jej było tu wracać. Nie powinna ulegać pokusie. Już na lotnisku w Dallas trzeba było uciec od Chada.
Tak, właśnie to trzeba było zrobić.
Mogła iść z nim na kawę i pogawędzić chwilę, ale nie ulegać pragnieniu wspólnego wyjazdu.
Dlaczego poszła z nim do hotelu? Dlaczego chciała być z nim i mieć go tylko dla siebie? Pytania, setki pytań przemykały przez jej skołataną głowę.
Spóźnione wyrzuty sumienia? Na to wyglądało.
A Chad? Co będzie z Chadem?
Co uzyskała przez ten czas?
Wykorzystywała przecież człowieka, którego kiedyś ' rzuciła. Zaczęła się wstydzić swojego zachowania.
Musi to przyznać. Nie była dobra dla Chada. Kochał ją i zaufał jej. On się nie zmienił.
Jo nie kochała go... wystarczająco.
Nie miała żadnego wpływu na jego życie. Nie mogła mu nic ofiarować. Najlepiej zrobi, jeśli wyjedzie.
Chad wrócił do domu wcześniej. Ten dzień dokładnie zaplanował. Dla Jo i dla siebie. Spędzą go razem i następny również.
Ale dom był pusty. Jo odeszła.
Na poduszce leżał list.
„Pożegnania są okropne. Bardzo miło było spotkać cię znowu i być z tobą. Ale kontynuowanie tego nie ma sensu. Jesteś wspaniałym człowiekiem i błyskotliwym nauczycielem.
Najlepsze życzenia. Twoja na zawsze, Jo".
Nie dopisała nazwiska. Chad chyba nie będzie miał wątpliwości, od której Jo ten list otrzymał.
Chad był oszołomiony. To była szokująca niespodzianka. Wraz z upływem dni uspokajał się i nabierał pewności, że Jo zostanie.
Jęknął. Czuł łzy pod powiekami, a serce rozrywał mu straszny ból. Nie mógł uwierzyć, iż zrobiła to znowu. Że go porzuciła.
Co ma teraz robić?
Nie wyobrażał sobie życia bez niej.
W pociągu do Chicago towarzyszył Jo jakiś komiwojażer. Przez całą drogę opowiadał jej, jak źle się czuje w samolotach i jak nieprzyjemne są samotne podróże samochodem.
Jo od czasu do czasu odzywała się do niego, ale nawet nie słyszała tego, co mówił jej towarzysz. Czyżby to była depresja? Czuła, że dopiero teraz ostatecznie zniszczyła swoje małżeństwo. Ale nie czuła się wolna, lecz samotna.
Zagubiona.
Nigdy nie żałowała, że rozwiodła się z Chadem przed czterema laty. Nie miała na to czasu. Cały smutek po prostu odsunęła od siebie, jakby odkładała go na półkę.
Te ostatnie dni! Przecież to cały miesiąc! Aż miesiąc, czy tylko miesiąc?
Dlaczego tak uczepiła się tego mężczyzny? Jak on się teraz czuje, gdy znowu go opuściła?
Postąpiła egoistycznie i bezwzględnie.
Jo poprosiła bagażowego, aby znalazł jej taksówkę. Jakiś mężczyzna pomógł jej załadować bagaże do samochodu, a ponieważ jechał w tym samym kierunku, zabrał się razem z nią.
Kiedy zajechali pod dom w Lincoln Park, kierowca zaniósł jej rzeczy pod drzwi. Okazało się, że nieznajomy towarzysz podróży zapłacił za taksówkę.
Weszła do domu. Była rada, że w jej mieszkaniu jest dodatkowa sypialnia. Umieściła w niej wszystkie nowe, kupione w ciągu ostatniego miesiąca, rzeczy. Nie chciała ich nosić w Chicago, ale nie potrafiła niczego wyrzucić.
Dom Jo znajdował się w zamkniętej dzielnicy, stał przy prywatnej, brukowanej ulicy w szeregu podobnych rezydencji otoczonych metalowymi, kutymi ogrodzeniami. U wlotu ulicy czuwali ochroniarze.
Nawet nowe budynki zaprojektowane były w stylu z przełomu stulecia. Okno salonu Jo wychodziło na mały ogródek. Z klatki schodowej na piętrze można było obejrzeć go w całej okazałości.
Jo miała duży telewizor, wideo i wieżę. W domu była klimatyzacja i centralne ogrzewanie, kominek i parkiet. W salonie na podłodze leżał piękny dywan w orientalnym stylu, który Jo bardzo lubiła.
Ostatnio w prasie zaczęły się pojawiać artykuły nawołujące do zburzenia tej dzielnicy i wybudowania w owym miejscu eleganckich rezydencji.
Jo nie kupowała gazet, nie chciała się denerwować.
Nie miała samochodu, wszędzie jeździła taksówkami.
Popierała ruch skautów.
Chodziła na randki, spotykała się z przyjaciółkami. Rzadko robiła zakupy, a jeśli już coś kupowała, to były to gotowe potrawy.
Chicago oferuje nieskończone możliwości doskonałej rozrywki. Jo korzystała z tego w każdej wolnej chwili. Występy zespołów, kino, teatr, wystawy – wszystko to ją pociągało.
Miała chłopaka, który pracował jako makler. Nazywał się John Shaw. Był bardzo poważnym człowiekiem, ale lubił się bawić. Akceptował też przyjaciół Jo.
John kupił sobie ostatnio nowy samochód. Nie chciał, tak jak wszyscy, mieć BMW, więc wybrał jakąś markę japońską. Widać było, że jest człowiekiem sukcesu i dobrze mu się powodzi.
Jo zatelefonowała do niego zaraz po powrocie.
– Chciałem już jechać do Indianapolis, żeby cię odnaleźć. Wiadomości od ciebie były zbyt lakoniczne. Strasznie się cieszę, że już wróciłaś. Będę u ciebie za dwadzieścia minut – powiedział John jednym tchem.
To było coś nowego. John nigdy nie wychodził z biura przed piątą.
Jo wcale nie była pewna, czy pragnie się z nim zobaczyć. Chciała odpocząć.
Ale John odłożył już słuchawkę.
Dom Jo był miły i dobrze utrzymany. Sprzątaczka przychodziła również podczas jej nieobecności.
Zadzwoniła do biura i zawiadomiła o swoim przyjeździe. Sandra skontaktowała się z nią natychmiast.
– Cześć. Masz ołówek?
Podała jej nazwiska pięciu klientów i jeszcze dodatkowo jednego, który pomocy potrzebował natychmiast.
Jo zadzwoniła do wszystkich i ustaliła terminy spotkań. Potem uruchomiła komputer i połączyła się z ostatnim klientem, którego z łatwością przeprowadziła przez labirynt programu. W końcu sam się dziwił, że nie potrafił sobie poradzić z czymś tak prostym.
Weszła na górę i przez chwilę stała, patrząc na pokój. Nie czuła radości z powrotu do domu i nawet nie miała chęci rozpakować pozostałych rzeczy. Czuła się jak zawieszona w próżni. Gdzieś w oddali usłyszała warkot samochodu Johna. Nadal nie była pewna, czy chce go widzieć. Jeszcze nie teraz. Powinna chyba na nowo przyzwyczaić się do samotności.
Jednego była pewna. Ona i Chad to już historia. Odwróci się od przeszłości i zacznie życie na nowo. Nie powinna była jeździć z nim po Teksasie, nie wolno jej było mieszkać z nim znowu...
John zadzwonił do drzwi, więc zeszła na dół. Nigdy przedtem nie musiał tego robić. Zawsze witała go w otwartych drzwiach, kiedy zajeżdżał pod dom.
John był młodszy od Chada. Miał dopiero trzydzieści lat.
– No wiesz! – powiedział i uśmiechnął się. – Bałem się, że już nie wrócisz. Ale Beth powiedziała, że przyjedziesz, bo zostawiłaś swoje ubrania.
– Witaj – uśmiechnęła się do niego, ale cofnęła się, gdy chciał ją objąć.
Udał, że niczego nie zauważa.
– Musisz być zmęczona – powiedział. – Chciałbym cię uściskać i powitać w cywilizowanym świecie. Czy Teksas cię nie rozczarował?
– Raczej nie.
– Co mi przywiozłaś?
– Dopiero teraz przypomniała sobie, że kupiła mu prezent przed spotkaniem z Chadem. Z pewnością ma go jeszcze w torbie.
– Jeszcze się nie rozpakowałam. Musisz poczekać – uśmiechnęła się do niego.
– Na prezent mogę poczekać. Ale nie mogę doczekać się ciebie. Bardzo za tobą tęskniłem – powiedział cicho i przytulił ją do siebie.
Jak dziwnie brzmiały te słowa w ustach mężczyzny, którego znała dość powierzchownie. Nie chciała żadnych komplikacji. Nie teraz.
– Nie teraz – powtórzyła głośno.
– A potem? – zapytał.
Roześmiała się i uwolniła z jego objęć.
– Czy dziś spokój na giełdzie, że wyszedłeś? – zmieniła błyskawicznie temat.
John z zaskoczeniem pokręcił głową, a Jo pomyślała, że nie powinna mu mieć za złe tego, że poświęca jej swój czas.
Przecież miała wielkie pretensje do Chada o zupełnie odmienne postępowanie.
Poszła do małej kuchenki i nastawiła wodę na kawę.
John ruszył za nią. Po drodze zdjął marynarkę i rozluźnił krawat. Zaczął ją zapewniać, że jest fachowcem, jeśli chodzi o rozpakowywanie rzeczy.
– Zaniosę twój bagaż na górę. A potem opowiesz mi o swoich przygodach. Dlaczego nie było cię tak długo?
Zapisałaś się na jakieś kursy?
– Coś w tym rodzaju – odparła z niechęcią. Patrzył na nią. Był taki szczęśliwy, że są razem.
– Przyjechałem, by ochronić cię przed przyjaciółmi, – którzy denerwowali się z powodu twojej nieobecności. Brakowało nam ciebie. Uśmiechnęła się lekko.
– Jesteś bardzo zmęczona – stwierdził John, obserwując ją bacznie.
– Chyba tak – odpowiedziała po chwili zastanowienia.
John spoważniał.
– Dobrze się czujesz? – zapytał z niepokojem.
Jo zrozumiała, że nie jest przygotowana na to, by być obiektem troski Johna.
– Jestem po prostu zmęczona – powtórzyła.
– Nie rób kawy. Zaniosę twoje rzeczy na górę. O ile znam twojego szefa, to już przesłał ci kilku klientów, którzy potrzebują twojej pomocy.
– Masz rację – Jo skinęła głową.
John nie spuszczał z niej oczu.
– Chyba się czujesz zagubiona. Pomogę ci wszystko zorganizować. – Wskazał na torby. – Czy zanieść je na górę? Masz o wiele większy bagaż niż przy wyjeździe.
Ale Jo myślała właśnie o podróży do Meksyku, z Chadem.
– Tak – rzekła z roztargnieniem.
– Jesteś naprawdę zmęczona. Zaraz ułożymy cię do snu.
– Nie. Muszę popracować.
– Cóż... – zawahał się. – Może zamówię kolację. Zjemy coś razem i położysz się wcześniej spać.
– Dobrze. – Machinalnie zgadzała się na wszystko.
– Tak się cieszę, że wróciłaś. Ja... my wszyscy tęskniliśmy za tobą.
– John był bardzo wrażliwym człowiekiem. Wyczuł jej rezerwę.
– Wiesz, muszę chyba zatelefonować do dziewczyn. Sylwia i Janet obrażą się na mnie – powiedziała nagle.
– W takim razie ja skontaktuję się z Tedem i Robem. Wszyscy spotkamy się u ciebie.
– Wspaniale.
Nie była to rozmowa, której oczekiwał. Był rozczarowany zachowaniem się Jo.
Ujęła go pod ramię i poprowadziła w stronę drzwi. Chciała, żeby już sobie poszedł.
Ale John wziął torby i zaczął wchodzić po schodach.
– Gdzie mam je zanieść?
– Do pokoju w końcu korytarza. Pamiętaj, wróć na kolację.
– Dobrze. Czy mam przywieźć dziewczyny?
– Wspaniale. Nie będą musiały brać taksówki. Zadzwonię do nich teraz, żeby się upewnić, czy przyjdą.
John przysłuchiwał się rozmowie. I Sylwia, i Janet chętnie przyjęły zaproszenie, choć najpierw skrzyczały ją za tak długą nieobecność. Powiedziała im też o propozycji Johna.
John czekał na nią w salonie. Musiała się przebrać, a on postanowił zawieźć ją do pierwszego klienta.
Chciał poczekać na nią przed jego domem, ale nie zgodziła się na to.
– Spotkamy się u mnie. Masz tu klucz, gdybym się spóźniała.
Na nieszczęście, jej ostatnie słowa na nowo rozbudziły w nim nadzieję.
Wyszedł z biura wcześniej, więc postanowił nie wracać do pracy, tylko do mieszkania Jo, i zrobić jej niespodziankę.
Ponieważ w jadalni Jo urządziła sobie biuro, John nakrył stół w rogu salonu. Sprawdził, czy jest lód w lodówce. Poszedł do kwiaciarni i kupił dwa bukiety kwiatów. Mniejszy postawił na stole, a drugi w rogu salonu.
Był naprawdę szczęśliwy, że pozwoliła mu gospodarzyć w swoim domu.
Zatelefonował do Teda i Roba, którzy, jak wszyscy mężczyźni, woleli przyjąć zaproszenie na kolację, niż samemu ją przygotowywać. Potem poprosił Sylwię i Janet, aby jednak przyjechały taksówką. Chciał poczekać na Jo, żeby nie wracała do pustego mieszkania.
Kiedy Jo wróciła, John oglądał telewizję. Wybiegł szybko, ale już zdążyła zapłacić taksówkarzowi. Weszli razem do domu i John czuł się wspaniale, będąc z Jo, choć zdawał sobie sprawę, że zaraz pojawią się goście.
– Nie podziękujesz mi za to, że nakryłem za ciebie do stołu? – zapytał.
Dopiero teraz zauważyła, ile włożył w to wysiłku.
– Jakie cudowne kwiaty! – zawołała. – Wspaniale jest patrzeć na nie w środku zimy.
– To na twoje powitanie. Bardzo za tobą tęskniliśmy. Szczególnie ja.
Uśmiechnęła się do niego.
– Witaj z powrotem w domu – powiedział szeptem.
Nie była pewna, czy chce go pocałować, więc cofnęła się krok i złożyła mu niski ukłon.
– Dziękuję ci, szlachetny człowieku.
Podszedł do niej i objął ją. Patrzył na nią z bliska i gładził po jasnych włosach.
– Tęskniłem – powtórzył po raz kolejny. – Przysłałaś mi tylko jedną kartkę. – W jego głosie brzmiała pretensja. – Co cię zatrzymało?
– Pojechałam do Indianapolis, żeby odwiedzić starych przyjaciół. Ukończyłam tamtejszy uniwersytet. Mam tam przyjaciółkę Elsie – wyjaśniła mu, myśląc przez cały czas o Chadzie.
Zauważył, że posmutniała.
– Wszystko w porządku? – zapytał ostrożnie.
Nie rozumiał, skąd taka reakcja.
– Oczywiście – zapewniła go. Ale Johna ciągle dręczył niepokój.
Pojawili się goście. Wszyscy dobrze się znali i lubili. Ted, Rob, Sylwia i Janet przyprowadzili jeszcze kilka innych osób i zamówili jedzenie w chińskiej restauracji. Na stole stały różnorodne naczynia, a ponieważ było za mało krzeseł, goście musieli siedzieć po dwie osoby na jednym. Tylko bukiety były eleganckie i wspaniałe. Wszyscy doskonale się bawili.
Jo musiała przyznać, że nie spodziewała się tak miłego powitania. Czuła, że naprawdę jest wśród przyjaciół.
John zamierzał zostać dłużej niż inni, ale spostrzegł ślady zmęczenia na twarzy Jo. Uściskał ją jak pozostali goście i odjechał, zabierając ze sobą parę osób. Reszta pojechała taksówkami.
Jo nie rozpakowała rzeczy. Była tak zmęczona, że ledwo weszła po schodach na górę. Cieszyła się, że zobaczyła wszystkich przyjaciół. Przynajmniej nie miała czasu myśleć o... nim.
I o tym, że nie będzie już spać u jego boku. Że znowu będzie sama.
Zanim ponownie spotkała Chada, przyzwyczaiła się do samotnych nocy. Kiedy z nim była, nie myślała o tym, co będzie później. Teraz będzie musiała nauczyć się samotności na nowo.
Samotność.
Nie powinna tak myśleć. Ma tylu przyjaciół, prawdziwych przyjaciół, John mógłby zostać jej kochankiem.
To dobry człowiek, niemal doskonały.
Więc dlaczego ciągle wracała myślami do Chada?
Nie zna jej adresu ani numeru telefonu. Był tak pewien, że zostanie z nim, że nawet o to nie zapytał.
Może po prostu nie chciał przyjąć do wiadomości tego, że mogłaby kiedyś odejść. I nie dopuszczał do siebie myśli, że ma gdzieś własny dom... jakiś adres.
Było jeszcze stosunkowo wcześnie, gdy zatelefonowała do Elsie.
– Pamiętaj, żebyś mu nie mówiła, gdzie mieszkam, ani jak można się ze mną skontaktować – powiedziała przyjaciółce.
– Do diabła! – usłyszała w odpowiedzi zaspany głos, a potem przyjaciółka odłożyła słuchawkę.
Jo wzięła długi, gorący prysznic. Stała w kłębach pary i myślała o tym, że przez cztery lata doskonale dawała sobie radę, dopóki nie spotkała go w Teksasie.
Jego? Dlaczego w myślach nazywa Chada: „on"?
Z przerażeniem stwierdziła, że nikt inny dla niej nie istnieje. Liczy się tylko on, jej były mąż. Jej wszystkie myśli krążyły bezustannie wokół Chada Wilkinsa.
Z biegiem dni Jo powoli odzyskiwała spokój ducha. Chwilami smutek powracał, ale nikt tego nie zauważał, bo nigdy nie była duszą towarzystwa.
John traktował ją, jakby była zrobiona z kruchej porcelany. Jo patrzyła na niego ze smutkiem. Nie był jej mężem... jej byłym mężem. Ale zjawiał się zawsze, gdy tego chciała, i był taki miły. Niezwykle troskliwy. I do smutku z powodu Chada doszedł żal, że musi porzucić Johna.
– Co, do licha, dzieje się z tobą? – pytała Beth. – Byłaś u lekarza? Schudłaś!
– Przestań.
Nawet John to zauważył.
– Czy ty w ogóle coś jesz? – dopytywał się. – Wyglądasz jak...
– .. . chudzielec – podpowiedziała ze złością.
– Nie tak chciałem cię nazwać – zaprotestował John.
Zauważyła smutek w jego głosie.
– Co się dzieje? Jak mogę ci pomóc? – dopytywał się.
Musiała być uczciwa wobec niego. ; – Nie pasuję do ciebie. Powinieneś rozejrzeć się za inną.
– Jesteśmy przyjaciółmi – powiedział John po chwili wahania. – A przyjaciele troszczą się o siebie. To przecież oczywiste.
Jakiż to wspaniały, opiekuńczy mężczyzna. Nie chciał sprawiać jej przykrości, zanudzać swoimi sprawami. Był po prostu przy niej i starał sieją chronić.
Właściwie wszystko doskonale się układało. Pracowała i jak zwykle niosła pomoc nieszczęsnym ofiarom komputera.
Przyjaciele dbali o nią i jej nastrój. Zapraszali ją na wszystkie imprezy, jakie urządzali. Przyjeżdżali po nią, dostarczali rozrywek i odwozili do domu. Nie pozwalali jej na samotność, na tęsknotę.
Uważała jednak, że przyjaciele mogą stać się kłopotliwymi natrętami dla kogoś pogrążonego w smutku.
Niemal wszystkie stworzenia na świecie cierpią. I nawet cierpiące zwierzę budzi ludzkie współczucie. Zwierzęta wyczuwają też smutek ludzi. Szczególnie wrażliwe pod tym względem są psy.
Jo nie miała psa.
Ale przyjaciele spełniali swoją powinność. Nigdy nie rezygnowali. To było okropne! Nie zwracali zupełnie uwagi na jej opory.
Po prostu nie dawali jej możliwości wyboru.
– Albo pójdziesz z nami, albo my zostaniemy z tobą.
Zanudzimy się na śmierć, ale nie ruszymy się stąd ani na krok. – To były ich stałe wypowiedzi. Nie wyglądały na współczucie. To po prostu była groźba.
I Jo im ulegała. To było okropne. Nie widziała obrazów na wystawach, nie słyszała muzyki w klubach. Cokolwiek się działo, przez cały czas była pogrążona w smutku.
Wzdychała i niecierpliwie kręciła się na krześle. Wszyscy łatwo mogli odgadnąć, że chciałaby być gdzie indziej. Przypominało to trochę zachowanie dziecka.
– W końcu skręcimy ci kark – nie wytrzymała Kay któregoś dnia.
Ale Jo odpowiedziała jej tylko smutnym spojrzeniem.
Za to rzuciła się w wir pracy. Jej umysł działał bez żadnych zaburzeń. Zdecydowała więc, że w jej przypadku tylko praca ma sens.
Przyszła wiosna. Zakwitły żonkile i tulipany, potem pokryły się kwiatami krzewy. Jak to jest, że przychodzi wiosna i tak łatwo przysłania smutki zimy? Nie powinno tak być.
Któregoś dnia przyjaciele zaciągnęli Jo na mecz drużyn skautowskich. Wokół przesuwały się hałaśliwe tłumy, ale ona stała zamyślona.
Hałas ją drażnił, przyglądała się ludziom, ale nic do niej nie docierało.
Wreszcie ktoś chwycił ją za rękę i po chwili śpiewała coś z Harrym Carayem. Nikt nie mógł się oprzeć Harry'emu, gdy postanowił dopingować swoją drużynę.
Jo rozglądała się od czasu do czasu dookoła i zastanawiała się, co tu, u licha, robi.
Ale musiała przyznać sama przed sobą, że jednak lepiej być wśród ludzi niż siedzieć w domu. Był to jej pierwszy krok ku ozdrowieniu.
Zjadła hot doga i poczuła jego smak, a przecież ostatnio zupełnie nie czuła smaku jedzenia. Potem napiła się piwa. Było tak kwaśne, że aż się skrzywiła.
W domu włączyła płytę, tak jak to robiła od wielu dni.
Ale teraz słyszała muzykę, a głosy śpiewaków koiły ból zranionego serca.
Zrozumiała, że powraca do zdrowia, chociaż wiedziała, że nigdy nie wyleczy się z Chada. Doszła do wniosku, że potrafi zorganizować sobie życie na nowo. Powinna zająć się innymi ludźmi. W ten sposób jej życie nabierze sensu.
Któregoś dnia, zaskoczona, odkryła, że zbliża się koniec maja. Czas mijał tak szybko, nie oglądając się na ludzkie smutki.
To dobrze.
Powoli próbowała pogodzić się ze świadomością, że po raz drugi odeszła od Chada.
W myślach nazywała go teraz „ten pan". Czasami ludzie próbują się tak głupio oszukiwać.
Powoli zaczęła zauważać obecność Johna. Był bardzo cierpliwy i ostrożny w stosunku do niej.
Musiała się zastanowić, jak w tej sprawie postąpić. John nie powinien się z nią wiązać. To znaczy: ona nie chciała się wiązać z nikim.
Nie mogła mieć potomstwa. Najlepiej byłoby znaleźć mężczyznę, który sam wychowuje dzieci. A John powinien mieć własną rodzinę.
Czy nie należało zapytać go, czy chce mieć dzieci? Jest taki troskliwy. Nigdy nie zapomniałby, że ona czeka na niego z kolacją. Zadzwoniłby, gdyby miał się spóźnić.
„Ten pan" nigdy o tym nie pamiętał. Wracał do domu i dziwił się, że ona wciąż na niego czeka.
– Och, kochanie – mówił, patrząc na stół – już jadłem kolację.
Nigdy nie wylała na niego zawartości rondla, choć tak bardzo ją to kusiło. Po jakimś czasie nie czekała już na niego. Jadła sama, sprzątała kuchnię i szła spać. To było najlepsze, co mogła zrobić.
Te wspomnienia przyspieszyły powrót Jo do zdrowia.
Zaczęła się malować, poruszała się energicznie. Zwracała baczniejszą uwagę na to, w co się ubiera. Nawet wybrała się na zakupy!
Kupiła sobie nową sukienkę.
Nie nosiła rzeczy, które kupiła w Meksyku. Schowała je do szafy w gościnnym pokoju, gdzie nie musiała na nie patrzeć. Co prawda rzeczy były bardzo ładne i z pewnością jej przyjaciółki wydzierałyby je sobie, ale ona nie mogła znieść ich widoku. To było zbyt bolesne. Przypominały się jej od razu cudowne chwile spędzone z Chadem, który kiedyś był jej mężem.
I to ona odeszła od niego. Przecież każdy musi radzić sobie ze swoim życiem sam. Nikt mu w tym nie pomoże. Teraz ona sama musi jakoś naprawić własne życie i na pewno to zrobi. Już wkrótce.
Jeszcze przed końcem maja Jo kilkakrotnie zaprosiła gości na kolację. Tak dawno już nie urządzała przyjęć, że czuła się nieco dziwnie w większym towarzystwie. Zapomniała o kupnie niektórych rzeczy i miłośnicy kawy ze śmietanką musieli zadowolić się mlekiem.
Jedno jest dobre, kiedy zapraszasz bliskich przyjaciół. Nie mają żadnych skrupułów, jeśli chodzi o dokuczanie gospodyni. Potrafią też zajrzeć wszędzie i nie silą się na dyskrecję.
Któregoś deszczowego czerwcowego wieczoru wszyscy postanowili zjeść kolację u Jo. Wyszli późno, lecz wrócili, bo nie mogli doczekać się taksówki, a John odmówił jeżdżenia tam i z powrotem, by wszystkich odwieźć.
Przemoczeni do suchej nitki goście zaczęli buszować po wszystkich szafach i sprawdzać zawartość lodówki.
– To się nada! Taki sos kupowała moja mama! – tego typu okrzyki dobiegały z różnych pomieszczeń w jej mieszkaniu.
Czasami i przyjaciele bywają niezwykle kłopotliwi.
John nakrywał do stołu. Był dumny, że wie, gdzie Jo chowa talerze i srebra. Znalazł nawet serwetki. Wprawdzie nie były uprasowane, ale wygładził je i poskładał umiejętnie, więc wyglądały całkiem porządnie.
Jo obserwowała go. John był urodzonym opiekunem. W każdej sytuacji był gotów pomóc. Kiedy zauważył, że Jo patrzy na niego, uśmiechnął się lekko. Był szczęśliwy, widząc jej zainteresowanie.
Właśnie jedli dziwaczny zestaw mrożonych potraw i deserów, kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi.
– To pewnie Murray – jęknął Pete. – Nie ma ani odrobiny taktu. Na pewno chce załapać się na lody. Powiedzcie mu, żeby wracał do domu.
Drzwi otworzył John.
Za drzwiami stał przemoknięty mężczyzna, który uniósł ze zdziwieniem brwi na jego widok.
– Czy tu mieszka pani Morris? – zapytał.
Jo podniosła się gwałtownie z krzesła. Nie widziała przybysza, ale znała ten głos.
– Chad? – zapytała.
Chad uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia.
– Tak. Mogę wejść? Strasznie pada.
Jakie to typowe dla niego pojawić się tak niespodziewanie w jej życiu. Nie mogła nawet powiedzieć: nie. Nikt nie mógłby odprawić gościa w taką pogodę.
– Co tu robisz? – zapytała.
– Wziąłem urlop bezpłatny i przeprowadzam się tu.
– O Boże, nie! – z przerażeniem szepnęła Jo.
– Tak. Mam przyjaciółkę, która jest bardzo niezależną osobą, i postąpiłem tak jak ona.
Wszyscy milczeli.
Ktoś głośno westchnął, ktoś zakasłał. John wciąż stał w drzwiach.
Jo nie mogła przyjść do siebie. Stała bez ruchu i nie wiedziała, co robić.
Jak on śmiał tu przyjechać teraz, kiedy już prawie o nim zapomniała?
Przyjaciółki Jo wprowadziły Chada do pokoju. Mężczyźni przyglądali mu się z niechęcią.
Jedynie Beth zachowała się jak należy.
– Jestem Beth Goodson – powiedziała, podchodząc i podając Chadowi rękę. – Jesteś cały mokry. Daj mi swój płaszcz. Ciekawe, jak będzie wyglądał ten kapelusz po wyschnięciu. Tim, postaw walizki na dywaniku.
Tim niechętnie spełnił jej prośbę. Najpierw popatrzył na Johna, ale ten nie wykonał żadnego gestu. Jo również stała bez ruchu.
– Jesteś jej byłym mężem? – zapytał Bill.
Chad nie odpowiedział. Nie chciał tak szybko zniechęcić wszystkich do siebie.
– Jestem Chad Wilkins – odpowiedział ze zniewalającym uśmiechem i wyciągnął rękę do Billa.
Ludzie cenią sobie grzeczność.
– Jestem Bill Miller – powiedział i uścisnął mu dłoń.
– Jo opowiadała mi o tobie – oświadczył Chad, uśmiechając się do Billa.
Jo oburzyła się. Nigdy nie opowiadała Chadowi o swoich przyjaciołach! Nigdy! I jak on zdobył jej adres?
Mama zawsze ją uczyła, jak należy się zachowywać. Postanowiła być bardzo grzeczna dla swego gościa.
Któraś z jej koleżanek zaniosła płaszcz i kapelusz Chada do łazienki, aby tam wyschły. Inna podała mu szklankę. Zrobiono niespodziewanemu gościowi miejsce przy stole. Wszyscy po kolei przedstawili mu się.
Chad, jako nauczyciel, miał świetną pamięć do nazwisk, więc od razu zapamiętał, kto jest kim. Włączył się natychmiast do rozmowy, zdobywając sympatię prawie wszystkich.
Po jakimś czasie odważył się zerknąć na Jo i uśmiechnął się lekko.
Znała jego pewność siebie. W jaki sposób dowiedział się, gdzie jej szukać? Czy specjalnie wybrał taki ponury deszczowy dzień? Wiadomo, że nikt nie wyrzuci go przy takiej pogodzie.
Powinna jak najszybciej wyprawić go stąd. Tylko jak to zrobić i nie być niegrzeczną?
Kiedy były mąż, z którym się wzięło rozwód i dwukrotnie porzuciło, zjawia się tak nagle, trudno nie odczuwać zaskoczenia.
Szkoda, że tato jest tak daleko. Ale on i tak stanąłby po stronie Chada.
Dlaczego przywiózł tu tyle bagażu? Czyżby zamierzał tu zostać?
Chyba nie myliła się w swoich podejrzeniach. Siedział przy stole i ani słowem nie wspominał o pójściu do hotelu.
Wszyscy, oprócz Jo, bawili się znakomicie. Chad był duszą towarzystwa, a jego dowcipy budziły powszechny aplauz. Jak on śmiał tak czarować jej przyjaciół?
Patrzyła na nich i dziwiła się, że serdecznie przyjęli przemoczonego do suchej nitki gościa.
Zauważyła, że John nie dał się Chadowi omamić. Na jego twarzy malował się smutek. Przez cały czas bacznie obserwował, co się dzieje.
Poza Jo i Johnem wszyscy bawili się dobrze.
W końcu goście zaczęli sprzątać i wstawiać naczynia do zmywarki. Byli gotowi do wyjścia. Chad odprowadził ich do drzwi. Był czarujący i uprzejmy. Obrzydliwiec!
John chciał zostać dłużej, ale Beth poprosiła go, żeby odwiózł ją do domu. Nazajutrz czekał ją ciężki dzień i musiała wstać bardzo wcześnie.
– Chcesz, żebym wrócił? – zapytał cicho John, żegnając się z Jo.
– Dzisiaj? – odezwała się zaskoczona.
– Tak – odpowiedział i wskazał wzrokiem na Chada.
– Nim się nie przejmuj. Nie jest groźny, ale dziękuję ci za troskę.
Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, zorientowała się, że popełniła głupstwo. Ale co by zrobiła, gdyby John wrócił?
Usiedliby wszyscy razem i rozmawiali? Chad na pewno nie siedziałby z nimi długo. Uśmiechnąłby się, przeprosił i poszedłby na górę, pytając, gdzie może się przespać.
– Pewnie przyjechał na jakąś konferencję – wyjaśniła Jo Johnowi. – Nie zostanie długo.
– Dlaczego nie zatrzymał się w hotelu?
– Ma niską pensję – odrzekła Jo.
– Nie podoba mi się to, że zostanie tu z tobą – upierał się John.
– Nie martw się. Na pewno sobie poradzę.
– Nie podoba mi się jego zachowanie. Czuje się tu tak jak u siebie w domu.
To była słuszna uwaga. Rzeczywiście Chad zachowywał się bardzo swobodnie. Ciągle męczyło ją pytanie, jak zdobył jej adres.
– Zatelefonuję do ciebie jutro.
– Dziękuję ci – powiedziała i uśmiechnęła się do niego serdecznie.
Beth siedziała już w samochodzie Johna.
Nie pocałował Jo na dobranoc. Kusiło go, by pokazać, że ona należy do niego, ale Jo nigdy tego nie potwierdziła. Gdyby ją pocałował, mogłaby się cofnąć, a Chad pospieszyłby jej na pomoc.
John wsiadł do samochodu. Był zdenerwowany i nieszczęśliwy. Na szczęście jazda z Beth uspokoiła go. Beth zawsze umiała znaleźć odpowiednie słowa pociechy.
Byli sami. Para ludzi, których nie łączą już żadne oficjalne więzy, stała w salonie, patrząc na siebie.
– Postanowiłem wziąć roczny urlop na napisanie książki. To powieść. Ponieważ gościłem cię u siebie podczas twoich studiów, pomyślałem, że pozwolisz mi zostać u siebie przez jakiś czas – powiedział Chad, nie dając jej szansy na protest.
– Nie mógłbyś pisać książki w Indianapolis?
– Studenci przychodziliby do mnie, przez cały czas prosząc o wyjaśnienia. Muszę być daleko od nich. – Potem uśmiechnął się i dodał: – To będzie rewanż.
– Jo poczuła się niepewnie. Rewanż? Ma go utrzymywać, podczas gdy on będzie pisał książkę?
Tego się nie spodziewała. Rewanż. Też pomysł. I będzie tu przez cały czas. To nie był rewanż, lecz totalna jej klęska.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu – Chad mówił dalej – zostawię wszystkie mokre rzeczy w łazience i wezmę tylko to, co potrzebne do spania. Czy śpimy razem? – zapytał z czarującym uśmiechem.
– Nie.
Jego uśmiech nie zrobił na Jo żadnego wrażenia. Westchnęła.
– Będziesz spał w pokoju na górze. – I dodała: – Na razie.
Chad znów się uśmiechnął.
– Nie będziemy znowu razem – wyjaśniła mu spokojnie Jo. – Zamieszkasz tu tymczasowo, dopóki nie znajdę ci jakiegoś mieszkania.
Weszła na schody. Chad szedł za nią, niosąc najmniejszą torbę.
– Pokażę ci, gdzie jest pościel.
– Zachowujesz się inaczej niż w Teksasie – stwierdził Chad.
– Jestem starsza – wyjaśniła mu Jo, nie odwracając się.
– Ale kiedy mieszkałaś u mnie podczas studiów, spałaś ze mną.
– Błąd młodości.
Jo szła dumnie wyprostowana, lecz nie umniejszało to jej wdzięku. Chad uśmiechnął się z czułością.
Jo otworzyła szafę w holu i podała mu ręcznik oraz pościel.
– To ci wystarczy. Kołdra i poduszka są wywietrzone.
Znał dobrze jej zamiłowanie do porządku, ale nie omieszkał jej pochwalić.
– Twój dom jest taki czyściutki.
– Moja sprzątaczka z pewnością doceni tę uwagę. Jo nie powiedziała mu nawet dobranoc, weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.
– Masz dodatkową pastę do zębów? – zapytał Chad, wchodząc do łazienki. Jo właśnie się w niej rozbierała.
Zapomniała o przejściu przez łazienkę. Zakryła się koszulką i popatrzyła na Chada groźnie.
– Jest w szafce – warknęła. Chad uśmiechnął się szeroko.
– A zapasową szczoteczkę?
– Umyj zęby palcem.
Patrzyła za nim, jak szedł do łazienki, potem podeszła do drzwi i przekręciła klucz.
Musiała zejść na dół, by wziąć prysznic. Ci mężczyźni sprawiają zawsze tyle kłopotów.
Po powrocie do sypialni wzięła dwie aspiryny i położyła się do łóżka z zimnym kompresem na głowie.
Jedyny stres, jaki była w stanie znieść, wiązał się z komputerem. Ludzie zdecydowanie męczyli ją bardziej. A szczególnie Chad.
Ledwie doszła do siebie po wcześniejszych przeżyciach. Jak mógł jej to zrobić?
Na wszelkie kłopoty jest zawsze jakaś rada.
Pozna go z jakąś kobietą, którą Chad się zainteresuje, i w ten sposób problem będzie rozwiązany. Zasnęła w trakcie dokonywania przeglądu swoich koleżanek. Chyba już to kiedyś robiła.
Kiedy zadzwonił budzik, Jo wyskoczyła z łóżka. Była bardzo zaspana. Zdenerwowała się, że nie może otworzyć drzwi do łazienki. Przez chwilę szarpała klamkę, ale w końcu przypomniała sobie, że sama zamknęła drzwi wieczorem na klucz.
Otworzyła je i weszła do środka. Drugie drzwi były zamknięte, a kiedy nacisnęła klamkę, okazało się, że Chad również przekręcił klucz w zamku.
Ząb za ząb?
Wciągnęła głęboko powietrze, żeby się uspokoić, i odkręciła prysznic. Weszła do kabiny, ale cały czas była spięta.
Ubrała się w sypialni, którą znowu zamknęła. Przez cały czas miała świadomość, że za drzwiami jest Chad.
Zeszła na dół, niosąc w ręku buty. W korytarzu poczuła zapach kawy.
Jo była pewna, że Chad jeszcze śpi, więc jego obecność w kuchni i widok prawie gotowego śniadania zaskoczył ją kompletnie.
– Dzień dobry – powitał ją z uśmiechem. – Znalazłem w swojej szafie rzeczy, które kupiłaś w Meksyku.
Popatrzyła na niego z uwagą. Nie chciała o tym mówić, ale nie podobało jej się, że mówi o jej szafie „moja".
– Korzystam z niej, bo nikt nie zatrzymuje się u mnie dłużej niż tydzień.
Chad uśmiechnął się szeroko. Jo poczuła, że ogarnia ją złość.
Cieszy go to, że nikt u mnie dłużej nie gości? Jak śmie mi to okazywać!
Popatrzyła na nakryty stół i przygotowane jedzenie. Wyglądało wspaniale, a Jo była głodna. Skąd u niej taki apetyt?
Zjadła kawałek grzanki i wypiła szklankę soku pomarańczowego.
Chad nie namawiał jej do jedzenia.
– Nic dziwnego, że jesteś taka chuda. – Taki był cały jego komentarz.
Jo milczała.
Chad w dalszym ciągu był bardzo z siebie zadowolony. Dał jej część gazet, wyjaśniając, że on może przeczytać je później.
– Przepraszam, muszę już iść – powiedziała Jo po pewnym czasie.
– Trudno – uśmiechnął się do niej.
Odeszła od stołu, mając uczucie, że przestała panować nad sytuacją. Czy Chad też się tak czuł, kiedy była u niego?
Wzięła taksówkę i pojechała do pierwszego klienta. Komputer był zupełnie rozregulowany. Nie była to wina sprzętu, lecz jego użytkowników. Jo straciła pięć godzin na uporządkowanie wszystkiego. Ale była zadowolona. Lubiła takie wyzwania.
Porządkując program, udzielała klientowi wszelkich niezbędnych informacji, aby nie powtórzyły się podobne kłopoty.
Jeden z klientów miał szczególne kłopoty z komputerem i wyglądało na to, że poprzednio szkolił go ktoś, komu się bardzo spieszyło.
Takie sytuacje zdarzały jej się dość często.
Kiedy Jo wróciła do domu i zobaczyła na podjeździe samochód Chada, przez chwilę poczuła się zaskoczona. Przez cały dzień nie miała czasu, by myśleć o swoim byłym mężu.
A przecież przebywał u niej. Spędzili w jej domu cały poprzedni wieczór, całą noc i cały dzień.
Co powinna zrobić?
Zapłaciła taksówkarzowi i ruszyła do drzwi. Chad wyszedł jej na spotkanie. Miał dziwny wyraz twarzy.
Nic nie mówił, a Jo nie wiedziała, czy powinna zacząć rozmowę o jego pobycie w Chicago. Chciał podobno, żeby się nim zaopiekowała.
Nie, to jest nie do zniesienia. Codzienne powroty do domu, do Chada? Czy uda jej się tak zorganizować wszystko, żeby zachować swobodę?
– Był tu John – odezwał się Chad.
– Po co? – zaniepokoiła się Jo.
– Nie powiedziałaś mu, że przez cały miesiąc byłaś ze mną – odezwał się z pretensją w głosie.
– Więc ty to zrobiłeś? – Jo zagryzła wargi.
– Myślałem, że o tym wie. Zapytał, dlaczego przyjechałem. Powiedziałem mu, że jestem twoim mężem.
– Przecież nim nie jesteś! I co John na to?
– Tłumaczył się, że nic o tym nie wiedział. Naprawdę nie miał pojęcia, że jesteś moją żoną. – Chad mówił dobitnym tonem.
– Nie jestem twoją żoną! Co powiedział John?
– No cóż. Był zaszokowany. Powiedziałem mu, że mnie zostawiłaś.
– Dlaczego poinformowałeś go, że jesteś moim mężem? – zapytała rozgniewana.
– Bo nim byłem. Zanim dorosłaś.
– A więc przyznajesz, że jestem dorosła? I mogę decydować o swoim życiu?
– Przecież zawsze to robiłaś – powiedział spokojnie Chad.
I Jo zdała sobie wtedy sprawę, że to, co mówi Chad, jest prawdą.
Kiedy dwudziestoośmioletnia kobieta zdaje sobie wreszcie sprawę, że stała się dorosła, jest to dla niej wstrząs. Jo zawsze była osobą zdecydowaną i wszystko, co robiła, wynikało z podejmowanych przez nią samą decyzji.
Dopiero Chad zwrócił jej na to uwagę.
– Nie powinieneś mieszkać u mnie. To nie wypada – zaczęła mu ostrożnie tłumaczyć.
– W dzisiejszych czasach osoby różnej płci mieszkają razem.
– Tego nie toleruje się w mojej rodzinie – upierała się.
– Czy to znaczy, że byłaś wychowywana surowo?
– zapytał z uśmiechem.
– Oczywiście.
– Parę miesięcy temu wprowadziłaś się do mnie i mieszkałaś ponad miesiąc. Czy był to romans, czy odwiedziny?
Jo nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Teraz on był jej gościem. Nieproszonym, szantażującym ją swoją wcześniejszą gościnnością. Ponieważ on opiekował się Jo przez miesiąc, teraz kolej na nią.
Nie wypadało jej odmówić... Musiała to zrobić.
– Po prostu przez jakiś czas będziemy dzielić mieszkanie – uśmiechnął się Chad.
– Ale nie jesteśmy małżeństwem.
– Chcesz za mnie wyjść? – Chad nie mógł się powstrzymać od zadania jej tego pytania.
– Na litość boską! – Spojrzała na niego ostro i wzruszyła ramionami.
Nagle do jej nozdrzy doleciał apetyczny zapach. Poczuła głód.
Musiała przełknąć ślinę.
– Mam nadzieję, że od tej pory będziesz wszelkie opinie czy przypuszczenia zostawiał dla siebie.
– Oczywiście, proszę szanownej pani – odpowiedział uprzejmie.
Myślał, że jest sprytny. Wydawało mu się, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Ale mylił się.
– Przygotowałem na kolację to, co lubisz: kotlety wieprzowe z jabłkami i cebulą. Jesteś głodna?
– Jeszcze nie pora na kolację – odpowiedziała, chociaż kiszki grały jej marsza.
Poszła na górę do swego pokoju. Czuła, że postępuje niemądrze, ale nie chciała się do tego przyznać, nawet przed sobą.
Gnębiły ją wyrzuty sumienia.
Starała sieje zignorować.
Przebrała się. Włożyła brązową jedwabną sukienkę w kolorze o ton ciemniejszym od barwy swoich oczu. Do tej pory nie ośmieliła się jej nosić. Ale teraz nawet się nie zawahała. Poprawiła też makijaż. Usta pomalowała delikatną szminką, co sprawiło, że wyglądały wspaniale.
Chad nakrył do stołu i oboje usiedli przy szklanych drzwiach prowadzących do ogrodu. Rosły w nim wieloletnie kwiaty, które kwitły o różnych porach roku. Nie było trawnika, tylko ścieżka z płytek, rozdzielająca tę wielobarwną gęstwinę.
– Nigdy nie widziałem czegoś tak pięknego – zauważył Chad.
Spojrzała na niego zaskoczona. Patrzył na ogród. A ona myślała...
– Tylko ty mogłaś wymyślić tak idealne tło dla swojej urody – zauważył.
– Co ty wygadujesz?
Chad uśmiechał się bez przerwy. Jego oczy błyszczały.
– Podoba mi się twoja sukienka. Dlaczego nie zabrałaś jej do Teksasu?
– To jest sukienka domowa. Noszę ją wówczas, kiedy jestem sama. f Niełatwo go było urazić.
– Dziękuję – powiedział, wciąż się uśmiechając.
– Dlaczego mi dziękujesz? – zdziwiła się. – Bo pozwoliłam ci przenocować?
– Bo pozwalasz mi patrzeć na siebie w tej podniecającej sukni.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć.
– Jest bardzo wygodna. Noszę ją bardzo często.
– Czyżby? – wyciągnął z rękawa sukienki metkę i przeczytał instrukcje dotyczące prania.
Mama uczyła Jo, że nie wolno kłamać. Nie posłuchała jej i teraz było jej głupio.
– Ciekawe, skąd wzięła się ta metka? Musiałam dołączyć ją do rzeczy, które oddawałam do pralni.
Chad nie skomentował tego, co powiedziała. A to mu się nigdy dotąd nie zdarzało.
Jo pomyślała, że nie powinna się tak zachowywać. Wiedziała, że nie ma to najmniejszego sensu. Chad wyraźnie nie chciał się z nią sprzeczać.
Pewnie dlatego, że nie wie, jak długo będzie mógł u niej zostać.
– Wiesz chyba, że musimy się jak najszybciej rozstać? – zapytała, przełykając kęs soczystego mięsa.
– Naprawdę? – Chad był tak zaskoczony jej słowami, że aż upuścił widelec na talerz.
– Musimy oboje przyznać, że zupełnie do siebie nie pasujemy.
– Ty się z tym możesz pogodzić? Bo ja nie! – stwierdził Chad.
– W Indianapolis nie przestałeś być sobą, mimo że nie byłeś sam, a ze mną.
– Wiedziałem, że jesteś ze mną. Zdawałem też sobie sprawę z tego, że jeśli mnie będziesz potrzebować, będę z tobą.
– Sama troszczę się o siebie.
Chad milczał.
Czekała, co na to odpowie, ale nie odzywał się.
– W radio jest ciekawa audycja – zauważyła.
– Mam włączyć odbiornik? – Popatrzył na nią z oburzeniem.
– Myślałam, że będziesz chciał posłuchać czegoś interesującego. Kolacja była wspaniała. Dziękuję.
Uśmiechnął się lekko i skinął głową.
Jo wstała i zaniosła talerze do kuchni. Wstawiła naczynia do zmywarki.
Potem poszła do jadalni, gdzie stał komputer, i zamknęła za sobą drzwi. Nie miała żadnych umówionych klientów, ale włączyła komputer, by sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje jej pomocy.
Skontaktowała się z pierwszą osobą figurującą na posiadanej przez nią liście. Miała nadzieję, że praca z klientem potrwa dłużej niż godzinę. Ale sprawa była prosta i już po dwudziestu minutach była wolna, mimo że przeprowadziła swego klienta przez cały program kilkakrotnie.
Czuła się niepewnie. Nie chciała rozmawiać z Chadem. Postanowiła unikać z nim kontaktów. Przesłała drogą komputerową kilka wiadomości do przyjaciół. Napisała list do rodziców. Był wyjątkowo długi.
Nie wspominała im o Chadzie. Wydrukowała list i włożyła go do koperty. Rodzice nie chcieli posługiwać się komputerem, który im dała. Od trzech lat starali się do niego przyzwyczaić.
Następnego ranka Chad znowu przygotował śniadanie. Były to płatki ze świeżymi owocami. Dlaczego nie gotował, kiedy była u niego?
– Kiedy nauczyłeś się gotować? – zapytała zaciekawiona.
– Odkąd zostałem bezlitośnie porzucony.
– W ciągu ostatnich pięciu miesięcy? – Jo nie mogła ochłonąć ze zdumienia.
– Nie. W ciągu tych ponad trzech lat od naszego rozwodu.
– Przyznajesz wreszcie, że to prawie cztery lata?
– Pamiętasz dokładną datę? – Chad uśmiechnął się ze zdziwieniem.
– Tego dnia stałam się wolna.
– Jo zgodziła się, by Chad został u niej, dopóki nie znajdzie odpowiedniego mieszkania. Teraz starał się być przydatny. Odbierał telefony, starannie notował wiadomości, nawet te od Johna.
Przyjaciele Jo zaakceptowali Chada, tylko John go nie lubił. Pozostali nie mieli w stosunku do niego żadnych zastrzeżeń.
Znajomi Chada byli zupełnie inni. Może dlatego, że niektórzy z nich byli rówieśnikami dziadków Jo. Nic dziwnego, że nie czuła się swobodnie w ich towarzystwie. Czyżby sama odizolowała się od nich? Była wówczas taka młoda i niedojrzała.
John nie tracił nadziei.
– Musimy się spotkać – powiedział do Jo, ale Beth słyszała ich rozmowę.
Kiedy się spotkali, pojawiła się reszta towarzystwa. Jak zwykle wszyscy się doskonale bawili, rozmawiali i ani na chwilę nie zostawiali ich samych.
Chad też był z nimi.
Jo męczyło przez cały czas pytanie, skąd dowiedział się o tym spotkaniu.
Następnego dnia po pracy Jo pojechała spotkać się z przyjaciółmi na rozgrywkach baseballowych. John też tam był i zajął dla niej miejsce. Razem przeżywali każde wybicie piłki. Jo śmiała się głośno. Bawili się świetnie i gawędzili jak dobrzy przyjaciele. Nagle pojawił się Chad... a z nim Beth.
Jo była tym zaskoczona i oburzona. Oburzona, bo Chad był z Beth? Nie powinna tak reagować. Dlaczego ją to denerwowało? Nie chciała przecież być z Chadem. Czyżby była po prostu zazdrosna?
Chad i Beth usiedli z nimi. Beth natychmiast znalazła się obok Johna.
Chad siedział przy Jo. Czuła jego bliskość każdym nerwem swego ciała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak na niego reaguje. Czemu nie może swobodnie oddychać, a serce tłucze się w jej piersi?
Była zła na Chada.
Oczywiście!
Jak mógł narzucać im swoje towarzystwo, wykorzystując w tym celu Beth? Dlaczego właśnie ją?
Mecz się skończył. Ulubiona drużyna Jo przegrała. Postanowiono opłakiwać klęskę w pubie. Późnym wieczorem John odwiózł Beth, Jo i Chada do domu. Ponieważ Beth mieszkała najbliżej niego, najpierw zawiózł do domu Chada i Jo.
Na pożegnanie Jo pocałowała Johna w usta. Beth udawała, że tego nie widzi, ale Chad obserwował ich uważnie.
Kiedy weszli do domu, Chad podał jej chusteczkę. Jo popatrzyła na niego, zupełnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wtedy Chad gwałtownym ruchem wytarł jej wargi. A potem pocałował ją tak, jak już dawno nikt jej nie całował.
Potem zostawił ją zaskoczoną i poszedł do swego pokoju.
Dopiero po kilku chwilach udało się Jo pozbierać myśli.
Co za brutal, pomyślała.
Poszła na górę. Mijając drzwi pokoju Chada, nasłuchiwała przez chwilę, ale nie dochodził zza nich żaden dźwięk.
Szybko umyła się i, zmęczona zbyt wieloma wrażeniami, zasnęła.
Czy mogła, mimo ciągłego stresu, przybrać na wadze? Nadal była szczupła, ale jej ciało zaczynało się nieco zaokrąglać i wyglądała o wiele lepiej.
Doszła do wniosku, że jej apetyt jest wynikiem silnego stresu spowodowanego obecnością Chada. Chyba nie jest z nią dobrze.
Ale przecież jej poprzedni brak apetytu też związany był ze stresem. Jak to możliwe? dziwiła się.
Lato mijało. Jo pracowała, a Chad ciągle mieszkał u niej. Twierdził, że nie może znaleźć mieszkania. W poszukiwaniach pomagała mu Beth.
Obecny związek Chada i Jo przypominał ich małżeństwo. Tyle że bez seksu.
Żadnego seksu.
Jo starała się nie dotykać Chada nawet przypadkowo. Przychodziło jej to z ogromną trudnością, bo ciągle był blisko niej.
Cała ta sytuacja, w której się znaleźli, była bardzo dziwaczna. Jo rozmyślała o tym, siedząc przy komputerze. Jedno z nich zachowuje się niegrzecznie, drugie głupio.
Pracowała dużo i czasami spóźniała się na spotkania z przyjaciółmi. Chad zawsze był z nimi.
Od jego przyjazdu minęło już tak wiele tygodni. Stał się obywatelem Chicago, a nie jest to wcale łatwe. Nie tak jak w Teksasie, gdzie człowiek czuje się jak u siebie, zaledwie się tam pojawi.
Po pewnym czasie Jo przywykła do obecności Chada. Musiała tylko pamiętać, że nie są już małżeństwem.
Chad ciągle zachęcał ją do rozmów, interesował się jej sprawami zawodowymi.
Pewnego dnia zaprosił ją na kolację do nowo otwartej restauracji „Cherir". Jo przyjęła zaproszenie, chociaż jak zwykle była podejrzliwa.
Tego popołudnia pojechała zaprogramować czyjś komputer i zajęło jej to więcej czasu, niż planowała. Przeprosiła swojego klienta i powiedziała, że musi pilnie zatelefonować.
Znalazła budkę telefoniczną i najpierw połączyła się z wszystkimi przyjaciółmi, a potem zadzwoniła do „Cherir".
Kiedy Chad nieco wcześniej pojawił się w restauracji, chowając za sobą mały bukiecik dla Jo, przeraził się, widząc, jak wielki stół dla niego zarezerwowano. Zawołał kelnera, a ten podał mu liczbę osób, która miała się tu pojawić.
Był wściekły, ale niewiele mógł zrobić. Postarał się tylko, by Jo mogła siedzieć obok niego.
Spóźniła się. Czy zrobiła to specjalnie? Przecisnęła się przez tłum zebrany w niewielkiej restauracyjce i podeszła do stołu. Przywitano ją serdecznie. Wszyscy bawili się wspaniale. Wieczór upływał w miłej atmosferze. Jo rozmawiała ze wszystkimi. Nie siedziała obok Chada.
Jego cierpliwość wydawała się niewyczerpana. Gawędził ze wszystkimi. Jo zastanawiała się, jak to jest możliwe? Trochę było jej wstyd, że zrobiła mu tak niemiłą niespodziankę, ale uważała, że zasłużył sobie na to.
Mężczyźni są dziwni. Powinien się na nią obrazić.
John odwiózł ją do domu i pocałował na dobranoc.
Jego pocałunek był bardzo namiętny, co ją zaszokowało. Wysunęła się z jego objęć i podeszła do drzwi. Nie były zamknięte na klucz. Weszła do domu.
Zrozumiała nagle, że nie tylko nie kocha Johna, ale nawet nie mogłaby go pokochać.
Posmutniała. To ją skazywało na samotne życie. Nigdy już nie wyjdzie za mąż. Będzie sama do końca życia.
Powoli weszła po schodach na górę do swego pokoju. Do końca życia jej powroty do domu będą tak wyglądały.
Jedynymi jej towarzyszami będą komputery.
Na poduszce w jej pokoju leżał bukiecik kwiatów od Chada.
Rozpłakała się.
Jak on śmie być taki czarujący? Dlaczego tak bardzo zabiega o jej względy? Znowu chce ją zdobyć?
Nie poszła mu podziękować za kwiaty. Był i tak dostatecznie pewny siebie.
Zaczęła rozmyślać o swoim życiu. Zrozumiała, że Chad ignorował ją i uważał za swoją własność nawet wtedy, gdy mieszkała z nim bez ślubu. To nie małżeństwo, to poczucie bezpieczeństwa tak na niego wpływało. Ale są przecież mężczyźni, którzy całe życie poświęcają jakimś wyższym celom i nie mają czasu dla najbliższych. Czy można nazywać ich egoistami?
Następnego ranka Jo o czymś intensywnie rozmyślała. Chad patrzył na nią, jak szła po coś do schowka. Stanęła w drzwiach i zamarła w bezruchu.
– Co się stało, Jo? – zaniepokoił się.
– Mówiłeś coś do mnie? – zapytała, odwracając się – jak automat. Chad miał wrażenie, że go wcale nie zauważyła.
– Dobrze się czujesz?
– Po prostu myślę – machnęła ręką, jakby odpędzała muchę.
Odeszła, a on zaczął się zastanawiać, co tak bardzo zaprząta jej myśli.
Ostatnimi dniami dużo spacerował. Dzięki temu dobrze poznał miasto.
Zbliżała się jesień. Kiedy Jo wracała do domu po pracy, czuła, że ktoś w nim jest i na nią czeka. Przypomniała sobie dni, kiedy w domu czekała na nią pustka.
Jakie to dziwne, że pewnego dnia zatęskni za obecnością Chada.
– Jak ci idzie pisanie książki? – po raz pierwszy zapytała go o to.
Chad popatrzył na nią badawczo. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Jeśli powie jej prawdę, że już ją skończył, pewnie każe mu wyjechać. Nie powiedział więc, że wysłał ją do wydawnictwa. Skwitował jej pytanie jednym, krótkim słowem.
– Świetnie.
Skinęła głową, ale w dalszym ciągu robiła wrażenie nieobecnej.
– Dobrze się czujesz? – zapytał znowu.
– Tak, ale jestem trochę zmęczona – odpowiedziała zaskoczona jego troskliwością.
Kiedyś, gdy wróciła do domu po pracy, dziwnie zareagowała na widok Chada.
Czyżby myślała o Johnie? Chad poczuł, że ogarnia go wściekłość.
– Tak łatwo o mnie zapomnieć? – zapytał ze smutkiem.
Popatrzyła na niego zdumiona.
To go sprowokowało. Zaczął mówić:
– Jestem twoim mężem. Tęsknię za tobą. Pozwól, że cię przytulę.
– Tak to się zawsze zaczyna; po prostu brak ci kobiety. I wiem, że wszystko powtórzy się od nowa. Daj mi spokój.
Zaczęła powoli wchodzić po schodach. Chad stał na dole i nasłuchiwał, aż usłyszał dobiegający z łazienki szum wody.
Wyobraził sobie Jo nagą pod prysznicem. Jęknął. Tak bardzo jej pragnął. Marzył o tym, by wziąć ją w ramiona.
Zakrył twarz rękami. Wszystko to trwało tak długo. Uodporniła się na niego. Chyba przegrał. Co ma teraz robić?
Miał wrażenie, że przegrał, ale nie przeszkodziło mu to niegrzecznie potraktować Johna podczas ich kolejnego spotkania.
– Zostaw moją żonę w spokoju – zażądał.
– Przecież Jo już nie jest twoją żoną – odpowiedział mu John.
– Ale jestem z nią. – Chad miał nadzieję, że John pomyśli, że sypiają ze sobą.
Kiedy przyjęcie się skończyło, Beth wsiadła do samochodu Johna, który jak zwykle czule pożegnał się z Jo. Chad obserwował ich zza firanki w swoim pokoju.
Pozwoliła mu się objąć. Położyła dłonie na jego ramionach.
John przytulił ją, jego ręka przesunęła się po jej plecach i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.
Chad jęknął z bólu, który go ogarnął.
Wtedy John pocałował Jo. Jego pocałunek był bardzo namiętny, ale nawet Chad zauważył, że Jo zupełnie na niego nie zareagowała.
Nie tak jak na jego pocałunki. Nagle zrozumiał, że ona wcale nie kocha Johna i chyba ma jeszcze jakieś szanse.
Postanowił przekonać ją, że są dla siebie stworzeni. Zaczął już następnego dnia od problemów finansowych.
– Mamy wystarczająco dużo pieniędzy – zauważył. Ja teraz, co prawda, nie pracuję, ale na koncie jest całkiem ładna suma, a wkrótce dostanę honorarium za książkę, więc możemy wybrać się w podróż. Co na to powiesz?
Jo potrząsnęła przecząco głową, ale popatrzyła na niego z ciekawością.
Przyniósł do domu prospekty i porozkładał je wszędzie. Jo zaczęła się nimi interesować, ale twierdziła, że ma za dużo pracy, by myśleć o wyjeździe.
W rzeczywistości nie była jedyną osobą pracującą w tej firmie i w każdej chwili ktoś mógł ją zastąpić. Chad dobrze o tym wiedział.
– Wróć ze mną do Indianapolis. Przecież ja cię kocham – powiedział.
– Na jak długo? Chcesz mnie znowu zamknąć w domu, żeby mieć pewność, że tam będę, kiedy znajdziesz dla mnie chwilkę czasu. Próbowaliśmy już dwa razy. To nie ma sensu.
– Do trzech razy sztuka – próbował ją przekonać.
– To się nigdy nie sprawdza – odpowiedziała zdecydowanie.
Pewnego dnia wybrali się razem na mecz. Panował tak ogromny tłok, że siedzieli przyciśnięci do siebie. Bawili się wspaniale! Wreszcie ich ulubiona drużyna wygrała. Jo rzuciła się z radości Chadowi na szyję. Chwycił ją mocno i uścisnął przepełniony szczęściem.
Jo była w euforii. Wokół nich panował straszny hałas. Wszyscy wznosili okrzyki na cześć zwycięskiej drużyny, a Jo czuła się bardzo szczęśliwa w ramionach swego byłego męża.
– Chyba mnie jednak kochasz – powiedział Chad, patrząc na Jo.
Opuścili stadion w milczeniu. Jo szła rozważając słowa Chada. Miał rację. Zawsze go kochała. Może teraz wreszcie dojrzała i stała się odpowiedzialna?
Poszli do maleńkiej restauracji, gdzie spędzili cudowny wieczór. Rozmawiali ze sobą i flirtowali jak ludzie, którzy dopiero co się poznali. Ta sytuacja bardzo ją bawiła.
Pragnęła go ukarać. Czy robiła to specjalnie? Straszny z niej dzieciuch. A Chad był dla niej bardzo wyrozumiały.
– Czy jesteś pewien, że chcesz zmarnować sobie przeze mnie życie? Pewnie chciałbyś mieć dzieci? – zapytała go w pewnym momencie.
– Chyba nie. Świat już i tak jest przeludniony. Chcę być z tobą. Teraz i na zawsze.
– Wracasz na uniwersytet?
– Wątpię. Lubię gotować i pisać. – Wypił łyk wina. – Może napiszę książkę, w której zamieszczę przepisy kulinarne z dawnych epok.
– Musisz tylko unowocześnić język, żeby czytelnicy mogli zrozumieć, co się wtedy jadało.
– Poproszę cię o konsultację.
– Ale będziemy się kochać jak dawniej?
– Za zazdrość! – Uniósł w górę kieliszek.
– Byłam okropna.
– Nie – jego głos brzmiał bardzo cicho. – Chciałaś tylko zwrócić na siebie moją uwagę. Udało ci się. Wiem jedno, że pragnę tylko ciebie.
– Jeśli powiem ci, że powinieneś wrócić do swojej pracy na uczelni, to pomyślisz, że zwariowałam.
– Pewnie tak – odrzekł.
– Powinieneś uczyć. Teraz wiem, że kochasz mnie naprawdę. Przedtem tego nie rozumiałam.
Na twarzy Chada pojawił się radosny uśmiech.
– Wiesz, że jesteśmy rozwiedzeni już od ponad czterech lat? – zapytała.
– Od czterech lat? – zdziwił się.
– Liczyłam każdy dzień spędzony bez ciebie.
– Chyba zdawałem sobie z tego sprawę. I dlatego nie traciłem nadziei.
Rozmawiali o wielu różnych sprawach: o ludziach, których znali, o studentach Chada.
Jo słuchała go i wygłaszała swoje uwagi. Zrozumiała, że stała się jego partnerką. Nareszcie zdała sobie z tego sprawę.
Kiedy ujął ją za ręce, poczuła, iż bardzo go pragnie i że będzie z nim do końca życia.