Autor: Cello_ of _ doom
Do oryginału: http://cello-of-doom.livejournal.com/19638.html
Tłumaczenie: bubson64
Do tłumaczenia: : http://chomikuj.pl/bubson64
Pairing: Harry/Draco
Romance/Angst
NC- 17
Ilość rozdziałów: 58
Opowiadanie znalezione w sieci zupełnie przypadkiem, kiedy szukałam "zgubionego" Afttermath do Ai no kusabi. Zauroczyło mnie i oto tego efekt. Oryginał na Livejournalu autorki.
Po wojnie Harry wraca do Hogwartu, żeby zakończyć swoją edukację i napotyka kilka zmian, najważniejsza z nich to pewien ślizgon w dormitorium Griffindoru i nowy nauczyciel, który zachowuje się podejrzanie.
NASTĘPSTWA
Rozdział 1
Cichy szmer głosów, czasem pełny smutku szloch. Szepty, przygaszone świece, zapach spalenizny i śmierci unoszący się w powietrzu. Pokłosie, kulminacja ostatnich siedmiu lat. Wszystko się skończyło, mogli odbudować szkołę, odbudować swój świat, żyć spokojnie aż do czasu gdy być może ktoś inny pojawi się i walka rozpocznie się na nowo.
Harry miał nadzieję, że jeśli to nastąpi ponownie to w bardzo dalekiej przyszłości. Odegrał swoją rolę, walczył z wrogiem i pokonał go. Jego czas dobiegł końca, zrobił wszystko i jedyne o czym marzył to pójść spać.
Zostawiając obejmujących się Hermionę i Rona ukryty pod swoją peleryną wyszedł z gabinetu Dumbledora. Nie chciał, żeby ktokolwiek go zobaczył, przyjaciele, rodzina, ani ktokolwiek znajdujący się na sali. Chciał się ukryć się na zawsze, mieć spokój, na który tak bardzo sobie zasłużył.
Kiedy szedł w stronę dormitorium zobaczył pięciu ubranych na czarno aurorów stojących przed wyważonymi drzwiami. Jeden trzymał za ramię Lucjusz Malfoya i wbijał mu różdżkę w gardło, drugi to samo robi z Narcyzą. Harry w milczeniu obserwował jak Draco podbiega do nich, chwyta matkę za rękę i ciągnie ją rozpaczliwie
-Nie! Nie możecie tego robić. Proszę, nie zabierajcie jej!
- Odejdź chłopcze! - warknął Auror trzymający Malfoya - To są Śmierciożercy i zostali aresztowani, Chcesz iść do Azkabanu chłopcze? Mogę to załatwić.
- Proszę ... proszę nie zabierajcie jej - Draco szlochał bezradnie. Harry przygryzł wargę słysząc bezsilność w tak zawsze kontrolowanym głosie. Czując szybkie bicie własnego seca ściągnął pelerynę niewidkę i zaczął biec w ich stronę.
- Co tu się dzieje? - zażądał wyjaśnień - Dlaczego ją zabierasz? Ona nic nie zrobiła.
Aurorzy spojrzeli na niego, natychmiast rozpoznali i oczywiście zamarli na chwilę zastanawiając się dlaczego Harry Potter, zbawca czarodziejskiego świata broni Śmierciożerców.
- Zostali aresztowani, zabieramy ich do Azkabanu, gdzie mają czekaćna rozprawę - auror mówił teraz zupełnie innym tonem.
- Ona pomagała - zaszlochał Draco - Nikogo nie zabiła. Ona tylko mnie szukała.
- Draco – Przerwała mu Narcyza - Proszę nie płacz. Dopóki ty jesteś bezpieczny ...
- Przestań - warknął Lucjusz - Malfoy nie maże się jak dziecko. Miej chociaż trochę godności.
Wstrząśnięty Draco zrobił głęboki wdech i natychmiast się wyprostował. Otarł dłonią łzy rozmazując brud na twarzy, Harry widział jak drży - Ja ... przepraszam ojcze - wyszeptał.
Ta próba odzyskania godności, opanowania emocji przed wyniosłym ojcem nieoczekiwanie wzruszyła Harrego. Wyciągnął rękę chcąc położyć ją w pocieszającym geście na ramieniu Draco i zamarł kiedy chłopak gwałtownie się od niego odsunął,więc tylko skinął głową i odwrócił się do dowódcy Aurorów.
- Potraktujecie ją łagodniej? – zapytał – Będę zeznawał w procesie. To prawda, że pani Malfoy mi pomogła. Gdyby nie ona każdy z nas byłby martwy albo w niewoli u Voldemorta.
Auror spojrzał na niego ze zdziwieniem, potem skinął głową i wydał swoim ludziom rozkaz opuszczenia zamku i teleportowania się poza jego granicami.
Harry został sam z Malfoyem, który milczał i nawet na niego nie patrzył. Wpatrywał się w posadzkę starając się zachować godność tak jak nakazał mu ojciec.
Harry nie spodziewał się podziękowania i odwrócił się, żeby odejść.
- Potter - usłyszał cichy głos. Zatrzymał się i odwrócił w stronę Malfoya, który nadal stał ze spuszczoną głową.
- Co?
- Naprawdę to zrobisz? Będziesz zeznawał na ich korzyść?
- Mówiłem o twojej mamie.
Malfoy spojrzał na niego - A co z moim ojcem?
- Nie przeginaj! - Harry potrząsnął głową - Prawie wydał mnie Voldemortowi, pamiętasz? W twoim domu - coś go olśniło i uważnie przyjrzał się Malfoyowi - Zaraz ... Wydawało mi się, że ty nie chciałeś mnie wydać. Mogłeś mnie zabić tej nocy z dziesięć razy, ale nie zrobiłeś tego. Dlaczego?
Malfoy uniósł głowę. Jego szare oczy patrzyły bezradnie i były pełne łez, Nie odpowiedział nic, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę dormitorium Ślizgonów, zostawiając Harrego.
Rozdział 2
W ciągu następnych kilku tygodni Harry ledwie mógł znaleźć chwilę czasu dla siebie. Każdy chciał z nim porozmawiać, zapytać o to co się wydarzyło, przywitać go i zapewnić o swojej przyjaźni. W końcu zmęczony całym tym zamieszaniem przyjął zaproszenie pani Weasley do Nory. Nawet tam gdzie starano mu się zapewnić trochę prywatności docierały do niego słuchy o aferach i niedociągnięciach w Ministerstwie Magii. Wiedział, że tak musi być. Na szczęście nowy minister magii Kingsley Shacklebolt był niezmiennie życzliwy i cierpliwy, wiedział, że były rzeczy o których Harry nie powiedział nikomu oprócz Rona i Hermiony i nie naciskał na niego.
A potem zaczęly się pogrzeby, Harry spędził tygodnie uczestnicząc w nich. Pani Weasley powiedziała mu, że nie musi chodzić na wszystkie, ale Harry czuł że musi to zrobić. Był gotów umrzeć za wszystkich tych ludzi, ale miał to zrobić sam. To było takie niesprawiedliwe, że wszyscy ci ludzie, dzieci i dorośli, umarli zamiast niego. Zawsze milczący, zawsze w towarzystwie Rona i Hermiony patrzył jak każda trumna opuszczana jest do grobu i gdzieś w środku płakał z żalu po każdej osobie.
W końcu smutek zaczął znikać, dzięki pełnemu miłości wsparciu Weasleyów i przyjaciół poczuł się bardziej żywy. Ponownie zaczął się uśmiechać, w końcu poczuł się ja gdyby wreszcie chłopiec, którym był zastąpił chłopca, który przeżył. Oczywiście pozostało pytanie co zrobi teraz, kiedy było już po wszystkim. Nie ukończył ostatniego roku szkoły tak samo jak Ron i Hermiona. W końcu podjął decyzję.
- Wracam.
- Co? - Ron zamrugał i zamarł z bułeczką w ręce.
- Do Hogwartu - wyjaśnił - Wracam. Mam zamiar zaliczyć ostatni rok, zdać owutemy i zostać aurorem.
- Ale Harry, Kingsley już powiedział, że ... - zaczęła Hermiona.
Harry przerwał jej - To, że zabiłem Voldemorta, nie oznacza, że wiem jak pokonać każdego mrocznego czarodzieja. Wiem, że muszę się jeszcze dużo nauczyć, a Hogwart to najlepsze miejsce - westchnął - Poza tym sądzę, że szkoła nas potrzebuje.
- Co? Naszą trójkę? Dlaczego nas? - zapytał Ron. Spojrzał na trzymaną w dłoni bułkę, odłożył ją z powrotem na talerz, usiadł prosto i spojrzał pytająco na Harrego.
- Nie tylko nas, oni potrzebują starszych uczniów. Ciebie, Nevilla, Lunę, każdego kto tam był. My wszyscy musimy udowodnić, że Hogwart nadal jest wielki. Jesteśmy potrzebni w szkole ... Nie wiem dlaczego ... ale tak musi być...
Ron spojrzał na Hermionę, która wyciągnęła rękę i objęła dłoń Harrego - Harry ... mu już nigdy nie będziemy tacy jak dawniej.
- Ale ja właśnie chcę taki być - wybuchnął chłopak - Chcę chodzić na lekcje. Poznać nowe zaklęcia, warzyć nowe eliksiry. Chcę znowu zostać kapitanem drużyny Quidditcha i zdobywać punkty dla Gryffindru, chcę dostawać szlabany od Snape ...- urwał, potrząsnął głową i przygryzł wargę, nie wiedząc czy powstrzymuje szloch czy krzyk.
Hermiona ścisnęła mu rękę - Dobrze Harry. Wrócimy tam z tobą, prawda Ron? Och zamknij się! - spojrzała na jego otwarte usta - Zdamy owutemy i ta jak wszyscy skończymy szkołę. O Boże! Lepiej już wyślijmy sowę do profesor McGanagall. Musimy dostać wykaz podręczników ... - wstała i wybiegła z kuchni.
Ron skierował spojrzenie na przyjaciela - Kolego - zapytał ze smutkiem - naprawdę musisz to zrobić?
Harry widząc jego przerażoną minę nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. To było tak jakby coś co zaciskało go od kilku tygodni pękło i w końcu mógł normalnie odetchnąć.
Rozdział 3
Przed powrotem do Hogwartu została jeszcze do zrobienia tylko jedna rzecz, zeznanie na procesie Narcyzy. Harremu kiedy szedł z panem Weasleyem, Ronem i Hermioną korytarzami Ministerstwa Magii przypomniał się jego własny proces. Tym razem nie był zdenerwowany. Tym razem wiedział czego się może spodziewać.
Szedł wyprostowany patrząc przed siebie i starając się nawet nie mrugać kiedy błyskały flesze aparatów, wiedział, że kolejny raz będzie jutro na pierwszych stronach gazet. Być może po raz ostatni, przynajmniej miał taką nadzieję.
A potem nagle wszystko się skończyło.
- Jest tam! Muszę mieć jego zdjęcie! Dlaczego przyszedł na rozprawę? Czy on nie był śmierciożercą?
Harry spojrzał przez ramię i zobaczył, że reporterzy i fotografowie ruszyli w stronę ubranego na czarno blondyna. Twarz Malfoya był bledsza niż kiedykolwiek, zeszczuplał tak bardzo, że zapadły mu się policzki. Miał tylko siedemnaście lat, ale wyglądał na zdecydowanie starszego. I był sam.
Patrzył na wprost. Tak jak Harry zignorował całe zamieszanie, pytania i błyski fleszy, ale kiedy przechodził obok ich grupy oczy skierowały się w stronę Pottera i w tym momencie Harry zobaczył w nich błagalny błysk. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Spojrzał na swoich przyjaciół i zobaczył, że tylko Ron patrzy ze złością na byłego ślizgona. Hermiona wyglądała tak jakby jej było żal Malfoya, uniosła rękę w jego kierunku, ale Ron złapał ją i popchnął do przodu.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz z nim rozmawiać? - zapytał wystarczająco głośno, żeby Malfoy go usłyszał. Chłopak minął ich i wszedł na salę rozpraw.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała Hermiona. - On wygląda tak okropnie, prawda? Nawet gorzej niż w ubiegłym roku.
- Dobrze mu tak - mruknął Ron - Powinien gnić w więzieniu razem ze swoim ojcem. Zasłużył na to.
- Ron! - Hermiona szturchnęła go w żebra - On starał się nam pomóc.
- No i co z tego. Ten dupek i tak mi się nie podoba.
Kłócili się nawet kiedy weszli na salę rozpraw. Hermiona miała rację. Harry nie miał pojęcia co teraz przeżywa Malfoy, ale przysiągł sobie, że kiedyś, pewnego dnia usiądzie z nim i porozmawia o tym. Być może, kiedy będą dużo starsi i na tyle dojrzali, żeby nie przekląć się i nie pozabijać. Był pewien, że nie wydarzy się to w najbliższym czasie, być może w ogóle nigdy.
Po zeznaniach Harrego, Hermiony i dość niechętnego Rona Narcyza Malfoy mogła wrócić do domu. Jednak z pewnymi zastrzeżeniami. Miała pozostać pod nadzorem i w areszcie domowym przez następne trzy lata. Harry dowiedział się również, że Lucjusz Malfoy spędzi w Azkabanie pięć lat, a Draco Malfoy pozostanie wolny pod warunkiem, że wróci do Hogwartu i dokończy edukację.
Młody Malfoy milczał w trakcie całego procesu. Na zadawane pytanie odpowiadał kiwając lub kręcąc głową, Harry pomyślał, że wygląda tak jakby za moment miał zemdleć.
- Świetnie - mruknął Ron kiedy opuścili Ministerstwo - Czy mogę zmienić zdanie na temat mojego powrotu do szkoły? Ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy to ten gad pełzający wokół nas.
- Ronaldzie Weasley! Czasami zachowujesz się jak prawdziwy osioł!- wrzasnęła Hermiona - Nie masz nawet tyle serca, żeby mu wybaczyć?
Ron wydał gardłowy dźwięk i pokręcił głową. Harry pospiesznie zmienił temat. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebował to awantura między tą dwójką. Teraz kiedy mieli romans, nie miał wątpliwości, że byłoby to poważne. Miłość jest taka skomplikowana, pomyślał. Nie zamierzał się zakochać, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Chciał się cieszyć swobodą i niczym się nie przejmować, Mrocznymi Panami, nauczycielami, polityką i dziewczynami.
Jego życie zbyt długo było wystarczająco skomplikowane.
Rozdział 4
- Trochę dziwnie się czuję - stwierdził Ron opadając na swoje miejsce w hogwardzkim ekspresie. - Nie sądziłem, że kiedykolwiek tu wrócę - pomachał Lunie, która właśnie przechodziła obok ich przedziału, dziewczyna machnęła mu ręką, ale nie weszła.
- Myślę, że to był dobry pomysł Harry - powiedziała Hermiona otwierając książkę - Naprawdę. Musimy wrócić i to nie tylko dla samych siebie.
- Jesteśmy jak cholerni tytani - uśmiechnął się Ron - Mam zamiar z tego korzystać. Pierwszy raz będziemy bogami.
Hermiona walnęła go książką w ramię - Nie waż się tego wykorzystywać.
- Ała! Miona...
Harry uśmiechnął się do nich i odwrócił jak zawsze kiedy się kłócili. Na peronie nadal było wielu uczniów żegnających się z rodzicami. Jak zawsze kolekcja sów niecierpliwie piszczała w klatkach, zabrzmiał gwizdek i peron szybko opustoszał. I wtedy pojawiła się blada postać w czerni niosąca laskę ojca i prostą torbę. Chłopak stał przez chwilę wpatrując się w pociąg, a potem, kiedy ponownie rozległ się gwizdek ruszył w stronę drzwi znajdujących się poza zasięgiem wzroku Harrego.
Kiedy pociąg ruszył Harry poszedł w ślady Hermiony i wyjął książkę. Dziewczyna z aprobatą skinęła głową i szturchnęła Rona - Zobacz, nawet Harry teraz czyta. Dlaczego ty też tego nie zrobisz? Może nawet się czegoś nauczysz.
- Co się z wami stało... dobrze... dobrze co się stało z Harrym? Nigdy nie czytał w pociągu. Skąd nagle to jego zainteresowanie książkami?
Harry wzruszył ramionami - Nie wiem. Może potrzebuję trochę ciszy i spokoju po tych wszystkich latach? Wiesz żadnych spisków, intryg i problemów.
- A ja za tym tęsknię - Ron rozmarzył się - Wtedy wszystko było prostsze.
- Tak, rzeczywiście. Drżeć o swoje życie przez siedem lat to naprawdę relaksujące – odparł Harry.
- Nie stary, nie to miałem na myśli...- Ron grzebał w torbie szukając jakiejś książki, w końcu znalazł "Latające Armaty" i poszedł w ślady przyjaciół. W pociągu było wyjątkowo spokojnie. Wszyscy, od pierwszoklasistów, których zresztą nie było wielu aż do uczniów siódmych klas głównie Gryfonów i Krukonów. Harry nie zauważył żadnego Ślizgona chociaż wiedział, że przynajmniej jeden z nich znajduje się w pociągu.
Pod pretekstem wyjścia do toalety ruszył na poszukiwanie tego konkretnego ucznia. Zaglądając do każdego przedziału zastanawiał się czy nie powinien użyć swojej peleryny niewidki. Nikt go nie zaczepił, ale cały czas czuł śledzące go oczy kiedy szedł na koniec pociągu, który tradycyjnie zajmował Slytherin. Spodziewał się tam zobaczyć ich księcia wybierającego sobie nowych goryli, spośród szóstoklasistów, zastępców Crabba i Goyla.
Ale nigdzie nie znalazł Draco Malfoya. Poddał się i wrócił do przedziału. Zatrzymał się widząc, że Hermiona i Ron namiętnie się całują. Westchnął. Miał przeczucie, że w nadchodzącym czasie będzie to się działo częściej niż wcześniej.
- Potter.
Harry odwrócił się i zobaczył Malfoya stojącego na końcu korytarza, po przeciwnej stronie niż znajdowały się przedziały Ślizgonów. - Czego chcesz?
- Chodź ze mną na chwilę.
- Dlaczego?
Malfoy westchnął ze zniecierpliwieniem - Po prostu chodź.
- Nie jestem jednym z twoich goryli, żebyś mi rozkazywał - Harry starał się opierać, ale już ogarnęła go ciekawość Dlaczego Malfoy chce z nim rozmawiać?
- Jak chcesz. - chłopak odwrócił się i wszedł do swojego przedziału.
Po chwili Harry podążył za nim. Był zaskoczony, że Malfoy był sam. No tak, oczywiście nikt teraz nie chciał się z nim wiązać, był jednym z "przegranej strony".
- Wejdź i zamknij drzwi - rozkazał mu Malfoy i trochę bez sensu dodał - ... proszę.
- Cóż, jeśli ktoś tak wyniosły jak ty może powiedzieć "proszę" myślę, że powinienem to zrobić - Harry zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie trzymając rękę w pobliżu różdżki, tak na wszelki wypadek.
- Usiądź do cholery. Nie zamierzam cię przekląć - warknął ze zniecierpliwieniem Malfoy.
- Postoję, mów co masz mi do powiedzenia.
Malfoy odwrócił się i zaczął wpatrywać się w okno. Na dłuższą chwilę zapadła cisza - Ja ... zakładam, że powinienem ci podziękować za to co zrobiłeś dla mojej matki - powiedział cicho.
Harry widział tylko jego profil. Malfoy nie odwrócił się. W końcu Harry usiadł wpatrując sie w chłopaka, który w pewnym sensie był dla niego większą Nemezis niż Voldemort. Nigdy tak naprawdę nie patrzył na Malfoya. Zauważał tyko jego jasne włosy i szyderczy uśmiech. Nigdy nie widział w jego oczach niczego innego niż nienawiść lub wystudiowaną drwinę.
- Miałem dług do spłacenia - powiedział w końcu. - Ona uratowała mi życie. Ty też.
- Ja? - Malfoy odwrócił się i spojrzał na niego - Nie wiem o czym mówisz.
- Ale ja wiem. Dlaczego powiedziałeś ojcu, że nie rozpoznajesz mnie i Hermiony? Dlaczego, jeśli wiedziałeś, że Voldemort wybaczy ci wszystko nie zabiłeś mnie w Pokoju Życzeń?
Maloy ponownie odwrócił się w stronę okna - Może dlatego, że już wiedziałem, że jestem po złej stronie?- wyszeptał - Nie wiesz co działo się w moim domu, kiedy wróciłem ze ... ze Snapem... - głos mu się załamał i Harry zauważył, że drży. Chłopak wyglądał tak jakby miał się rozpłakać.
A Harry zorientował się, że chciałby zobaczyć jak Malfoy szlocha.
Ślizgon zrobił głęboki wdech jakby przypominając sobie słowa ojca, wyprostował się, opanował i z przekąsem wygiął wargi – Powiedziałem ci to co chciałem powiedzieć Potter. Teraz wynoś się stąd.
Harry bez słowa zrobił to co mu kazano.
Rozdział 5
Hogwart był zniszczony, ale stał niezachwianie. Harry spojrzał w górę i popatrzył na ogromną budowlę zwracając uwagę na pozostałości po bitwie. Najgorsze szkody zostały naprawione, okna, połamane baszty i zniszczone dachówki, wszystkie najgorsze. Ale ślady niszczycielskich czarów pozostały nadal. W niektórych miejscach pozostała spalona trawa, brakowało wielu drzew i krzewów, ścieżki były nierówne
Praca trwała cały czas, nawet wtedy kiedy on i jego przyjaciele stali i patrzyli. Czarodzieje i czarownice w granatowych szatach ministerstwa pracowali pilnie, żeby doprowadzić szkołę do dawnej świetności. Harry uśmiechnął się widząc jak niska czarownica lewituje stertę gruzu i porządnie naprawiła ścieżkę do ogrodu różanego.
- Chodźm, nie chcę przegapić powitalnej uczty – Ron pociągnął Hermionę.
Harry ruszył za nim jeszcze raz patrząc na to co tu się zmieniło. Myślał o tym co będzie robił po szkole. Od czwartego roku marzył, żeby zostać aurorem, rozmawiał o tym z przyjaciółmi, to było jego ambicją, ale teraz kiedy szedł od głównego wejścia do wielkiej sali ogarnęło go ciepło i spokój. Tu czuł się jak w domu. Nie mógł sobie wyobrazić, że będzie mógł mieszkać gdzie indziej. Nienawidził Grimmauld Place, nie miał ochoty ponownie przekroczyć progu Privet Drive, a posiadanie własnego domu wydawało mu się kłopotliwe, przynajmniej w tej chwili.
Powoli w jego umyśle uformował się pomysł. Dlaczego nie? Dlaczego nie miałby tu uczyć?
Uśmiechnął się do siebie. Im bardziej o tym myślał tym bardziej atrakcyjny wydał mu się ten pomysł. Czuł się z tym dobrze. To było miłe. To było miejsce, które jako pierwsze nazwał swoim domem.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała Hermiona.
- Nic takiego - Harry postanowił zachować ten pomysł dla siebie, powie im później, najpierw chciał porozmawiać z profesor McGonagall. Zajęli swoje miejsca przy stole Gryffindoru i Harry rozejrzał się po Sali. Zobaczył znajome i obce twarze, w tym drobniutkie, wystraszone pierwszoklasistów zebranych przy osobnym stole. To było dziwne, bo zwykle czekali na zewnątrz.
Błysk jasnych blond włosów przykuł jego uwagę. Malfoy siedział u szczytu stołu Slytherinu tam gdzie zazwyczaj siedzieli siódmoklasiści. Wydawało się, że nawet młodsi Ślizgoni starali się go unikać, obok niego były trzy wolne miejsca. Harremu zajęło chwilę, żeby zauważyć że jego wcześniejsze obserwacje z pociągu były słuszne. Nie było żadnego innego ucznia byłej siódmej klasy.
- Biedny Draco – rozległ się rozmarzony głos przechodzącej obok nich Luny. - Jest zupełnie sam. Może powinniśmy się z nim zaprzyjaźnić?
Ron parsknął - Chyba, że będzie martwy. Co tutaj robisz Luna? Nie powinnaś siedzieć z innymi Krukonami?
- Lubię z wami rozmawiać. Jesteście moimi przyjaciółmi - Luna uśmiechnęła się do niego - Krukoni są w porządku, ale robią sobie ze mnie żarty i chowają moje rzeczy.
Hermiona klepnęła miejsce obok siebie i uśmiechnęła się ciepło - Możesz siedzieć z nami kiedy tylko chcesz. Nie mamy nic przeciwko temu, prawda Harry? Neville?
- Oczywiście - Neville uśmiechnął się, a Harry z roztargnieniem potrząsnął głową wciąż przypatrując się Malfouowi, który siedział ze spuszczoną głową posępnie wpatrując się w stół tak jakby chciał być gdziekolwiek indziej byle nie tutaj.
Dźwięk różdżki uderzającej w kryształowy kielich zwrócił uwagę wszystkich. Zapadła cisza McGanagall odchrząknęła
- Witamy ponownie w Hogwrcie - rozejrzała się po zgromadzonych uczniach - Mam kilka ogłoszeń. Po pierwsze w tym roku nie będzie przydzielania do domów.
Harry zamrugał i spojrzał na przyjaciół zaskoczony jak wszyscy.
- Nowi uczniowie zostaną przydzieleni na początku drugiego roku. Teraz wszyscy pierwszoklasiści będą należeć do nowego domu. Domu Dumbledora.
Najpierw zapadła cisza a potem rozległy się brawa, Harry przypomniał sobie jak Dumbledore powiedział kiedyś, że przydział do domów odbywa się zbyt szybko. Oczywiście McGonagall czuła tak samo i miała zaszczyt uczcić starego dyrektora w sposób, który on sam z pewnością by zaakceptował.
Dyrektorka kontynuowała - Wszyscy pierwszoklasiści po uczcie zostaną w Wielkiej Sali, później przydzielę im pokoje. Proszę również o pozostanie prefektów. Potem przeszła do zwykłych ogłoszeń. Nadal nie można było wchodzić do Zakazanego Lasu. Nie było Filcha, przeszedł na emeryturę, nowym woźnym został człowiek nazywający się Entwhistle Tubbs, który tym razem nie odczytał długiej listy zakazanych przedmiotów. Uczniom nie przeszkadzało to że będzie przygotowana w ciągu tygodnia. Nowym nauczycielem obrony został Hexam. Otrzymał brawa, ale Harry przyglądał mu się z zainteresowaniem zastanawiając się jaki okaże się ten nowy nauczyciel. Był wysoki i szczupły, miał długie jasne włosy, przypominał Lucjusza Malfoya, ale w przeciwieństwie do dumnego arystokraty uśmiechał się w sympatyczny sposób. Przyjaźnie pomachał uczniom ręką i zatrzymał wzrok na Harrym dłużej niż wymagała tego grzeczność.
- Um, och - wymamrotał Harry.
- Co? - Neville dosłyszał go.
- Nie mogę się zdecydować czy ten nowy będzie problemem czy nie.
Kiedy profesor usiadł Neville przyjrzał mu się uważnie - Zakładając jacy byli poprzedni spodziewałbym się kłopotów - wzruszył ramionami - To oszczędzi nam czasu.
Harry roześmiał się.
McGonagall zakończyła swoje przemówienie, usiadła i chwilę później talerze na stołach wypełniły się pysznym jedzeniem. Harry zerknął na stos steków na talerzu Rona i z niechęcią sam zabrał się do jedzenia.
Rozdział 6
- Czego pan sobie życzy panie Potter? - Profesor McGonagall skinęła w stronę krzesła stojącego przed biurkiem i uniosła dzbanek z herbatą. Nalała dwie filiżanki podając jedną Harremu, który usiadł i przez chwilę bawił się różdżką zastanawiając się jak sformułować swoje pytanie.
- Czy pamięta pani, jak kilka lat temu powiedziała mi, że zrobi wszystko, żeby pomóc mi zostać aurorem?
- Oczywiście, że tak, moja oferta jest nadal aktualna.
- Erm ... dobrze ... ale ja zmieniłem zdanie ... To znaczy, jeśli to możliwe. Pomyślałem, że mógłbym zapytać ...
- Dlaczego chcesz pytać mnie panie Potter? To do ciebie należy decyzja kim chcesz zostać – McGonagall powoli popijała swoją herbatę.
- No cóż ... chodzi mi o to pani profesor, że nie miałbym nic przeciwko ...że chciałbym ... To znaczy jeśli się na to zgodzisz ... Chciałbym wiedzieć, co mam zrobić żeby zostać nauczycielem w Hogwarcie - zakończył szybko.
Dyrektorka pijąc herbatę przyglądała mu się znad brzegu filiżanki - Rozumiem. A co jest powodem tej zmiany?
Harry wzruszył ramionami i zdecydował, że trudno mu będzie wyjaśnić przyczynę, więc tylko energicznie skinął głową - Powiedziano mi, że byłem dobrym nauczycielem, kiedy uczyłem obrony i ... tak jak profesor Trelawney czuję .... że to dobra decyzja... - zrobił głęboki wdech i spróbował powstrzymać jąknie się - Hogwart to mój dom. Chcę tu zostać. Chcę uczyć obrony, chcę nauczyć wszystkich jak mają się bronić gdyby coś lub ktoś ... jak Voldemort ponownie się pojawiło.
- Nie sądzisz, że bycie aurorem mogłoby się okazać bardziej użyteczne gdyby zdarzyło się to co nigdy nie powinno się wydarzyć? - zapytała powoli McGonagall.
- A czy ostatnim razem oni okazali się skuteczni? - wybuchnął Harry - Na niewiele się przydali, prawda? Zdali się na dziecko. Pani profesor nie chcę już nigdy więcej być wybrańcem. Nie chcę, żeby kiedykolwiek ktoś musiał być wybrańcem.
- Szczerze mówiąc panie Potter, mam szczerą nadzieję, że nie będzie następnego razu - odparła surowo dyrektorka.
- Ja też, ale to nie znaczy, że tak się nie stanie.
- Mało prawdopodobne. Dobrze panie Potter. Jeśli chcesz być nauczycielem będziesz musiał ciężko pracować. Twoje OWUT-emy muszą być zaliczone na najwyższe możliwe oceny, szczególnie drastycznie będziesz musiał poprawić się z eliksirów. Proponuję też, nawet jeśli nie chcesz już być aurorem przejść roczne szkolenie, żeby uzyskać pewne doświadczenie w ich pracy. Nie mamy w zwyczaju zatrudniać nauczycieli w twoim wieku, ale po szkoleniu będziesz wystarczająco dorosły, żeby rozpocząć tu pracę - przerwała i z roztargnieniem zaczęła mieszać herbatę - Czy to ma coś wspólnego z tym, że pan Malfoy też chce tu uczyć?
- Co? - Harry omal nie wypluł pitej herbaty,
- Zaraz po przyjeździe zadał mi niemal to samo pytanie.
- Co pani powiedzała? - Harry musiał pamiętać o zamknięciu ust.
- Dałam mu taką samą radę jak tobie z tą różnicą, że jego oceny ze wszystkich przedmiotów zawsze były wyjątkowo wysokie. Profesor Slughorn zamierza definitywnie przejść na emeryturę w przyszłym roku więc jeśli pan Malfoy zaliczy rozmowę kwalifikacyjną nie widzę powodu dlaczego nie może wnieść cennego wkładu do hogwardzkiej edukacji.
- Malfoy? Zaproponowała pani pracę Malfoyowi?
- Powiedział mu, że to rozważę.
- Ale... - Harry nie mógł uwierzyć w to co usłyszał - On jest śmier...
- Ma znak to prawda, ale profesor Snape miał go również - zaznaczyła delikatnie McGonagall – Sam pan powiedział, że odkupił swoje winy.
Harry westchnął - Tak przypuszczam.
- Dobrze. Więc zapamiętaj moje rady. Pracuj ciężko i szczerze mówiąc panie Potter zachęcam cię do współpracy z panem Malfoyem, jest najlepszy z eliksirów.
Harry natychmiast pomyślał sobie, że tylko dlatego, że Snape go faworyzował - Poproszę go o pomoc pani profesor – powiedział, uniósł filiżankę żeby dopić herbatę.
- Będziesz miał szybko ku temu okazję - uśmiechnęła się McGonagall - bo będziecie dzielić sypialnię. Ponieważ pan Malfoy jest jedynym ze swojej klasy będzie mieszkał z wami.
Harry miał nadzieję, że istnieje jakiś dobry czar do usuwania herbaty z mebli, które właśnie opluł.
Rozdział 7.
- Co? - krzyk Rona rozległ się w całym pokoju wspólnym i oczy wszystkich Gryfonów skierowały się na ich trójkę.
- To co słyszeliście – odparł krótko Harry.
- Na Merlina dlaczego ona coś takiego zrobiła? - Ron rozejrzał się i podniósł głos – McGonagall do reszty straciła rozum. Powiedziała Harremu, że fretka będzie mieszkał w naszym dormitorium.
- Co? - Neville drzemiący na fotelu zerwał się z szeroko otwartymi oczami - Nie może tego zrobić! On jest Ślizgonem.
- Oraz dupkiem i śmierciożercą - dodał Ron.
- Idę z nią porozmawiać – Neville ze stanowczą miną wstał i odwrócił się w stronę wyjścia.
- Nie - zatrzymał go głos Hermiony - Nie zrobisz tego.
W całym pokoju rozległy się głosy sprzeciwu. Hermiona poczekała, aż gwar przycichnie a potem uniosła rękę - Wiem, że jest Ślizgonem i wiem kim był. Został Śmierciożercą pod przymusem, pomagał nam tak jak jego matka pomogła Harremu i ryzykował własnym życiem. Zasługuje na drugą szansę.
- Być może - warknął Seamus Finnigan - ale dlaczego musi zasługiwać na tą szansę w naszym dormitorium? Miał kolegów w Slytherinie, bo by bogaty. Teraz McGonagall lituje się nad nim, bo biedne dziecko nie ma żadnych obślizgłych przyjaciół?
- Dlaczego go bronisz? - odezwała się siedząca w kącie Ginny zaskakując Harrego, bo nie zauważył jej na uczcie. - Zawsze wyzywał cię od szlamy. Pastwił się nad tobą przez całe lata.
- Wiem o tym - odparła Hermiona - ale jak powiedziałam pomagał nam i jeśli profesor McGonagall chce umieścić go u nas to tak będzie. Jest opiekunką naszego domu i dyrektorką. Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, żeby jej praca stała się łatwiejsza. Jesteśmy Gryfonami, jeśli będziemy bać się jednego Ślizgona to się skompromitujemy.
- Cholera, nie! - krzyknął Seamus.
- Masz sporo racji - Neville ponownie usiadł - ale mylisz się Hermiono. McGonagall nie jest już opiekunką Gryffindoru. Jako dyrektorka nie może być szefem domu.
- Więc kto nim jest? – zainteresował się Harry.
- Ten nowy nauczyciel, Hexam.
- Cudownie - Harry wymamrotał do Rona który spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Gdzie ma spać Malfoy? -zapytał Seamus – Tylko nie mów mi, że w łóżku Deana.
- W sypialni jest zapasowe łóżko - stwierdził Neville przygryzając wargę - Bingo! Na wszelki wypadek będę spał z otwartymi oczami.
- Jeśli tak was to przeraża to załóżcie sobie osłony na łóżka - zaproponowała Hermiona krzyżując ręce na piersiach - Nie wierzę, że robicie z tego powodu tyle zamieszania. Proszę was…
Kiedy to mówiła drzwi wejściowe otworzyły się i Draco Malfoy pochylając się przeszedł obok portretu grubej damy. Wyprostował się i rozejrzał po pełnym wrogich spojrzeń pokoju wspólnym.
- Tylko mi nie mówicie - odezwał się w końcu - że rozmawialiście o mnie.
Rozdział 8
W następnym momencie Gryfoni odwrócili się od niego. Zignorował to i różdżką wezwał swój bagaż. Przez chwilę panowała cisza, potem Ginny i jej przyjaciele zaczęli rozmawiać tak jakby nic się nie wydarzyło a Ślizgon nie stał tuż obok nich.
Hermiona spojrzała na Harrego i skinęła głową w stronę Malfoya. Harry uniósł brwi a kiedy dziewczyna ponownie kiwnęła głową w końcu zrozumiał wiadomość i z cichym westchnieniem wstał.
- Chodź Malfoy, pokażę ci gdzie będziesz spał - nie odwracając się zaczął wchodzić po schodach prowadzących do ich pokoju.
- To twoje łóżko - wskazał na stare łóżko prefekta - Łazienka jest tam, a to twoja komoda i szafa. Po prostu postaraj się nie wchodzić nam w drogę a my będziemy się trzymać od ciebie z daleka. Mówię ci to teraz, żeby potem nie było problemów.
Malfoy wzruszył ramionami i postawił kufer obok łóżka. - Nie martw się Potter nie będę się do was zbliżał. Nie chcę tu być nawet bardziej niż wy mnie nie chcecie.
- Więc dlaczego McGonagall przydzieliła cię tutaj? - zapytał z zaciekawieniem Harry.
Malfoy usiadł na łóżku i pohuśtał się kilka razy żeby sprawdzić materac - Mówiła coś na temat wykorzystania sypialni siódmego rocznika przez pierwszoklasistów. Usunięto z nich drzwi do pokoju wspólnego Slytherinu i przesunięto ściany - zmarszczył nos – Można by pomyśleć, że w zamku tak dużym jak Hogwart zawsze można znaleźć kilka wolnych pokoi, ale nie. Trzeba było mnie wyrzuć i przeprowadzić tutaj.
Harry był zaskoczony tą odpowiedzią, nie dlatego, że dormitoria Slytherinu zostały przeznaczone dla pierwszorocznych, ale dlatego że Malfoy opowiedział mu o tym bez szyderstwa, nie używając jego nazwiska i nawet innym tonem niż zawsze. Wyszedł zostawiając Ślizgona samego, żeby mógł się zadomowić.
Kiedy wrócił do pokoju wspólnego szybko powtórzył to co usłyszał.
- Ja już planuję jakie mam na noc założyć bariery - stwierdził Neville - I tak mu nie ufam.
Seamus uśmiechnął się - Jest kruchy jak opłatek. Może go wyrzucimy, najlepiej z najwyższego piętra wieży?
Z wyjątkiem Harrego wszyscy zaczęli się śmiać, a on przypomniał sobie ciało Dumbledora.
* * *
W końcu długi dzień dobiegł końca i jeden po drugim uczniowie zaczęli iść do łóżek. Harry został sam, siedział wpatrywał się w ogień i myślał o wszystkim co się wydarzyło. Przypominał sobie twarz każdego człowieka, który oddał życie, żeby pomóc mu pokonać Voldemorta. Myślał zwłaszcza o tych którzy siadywali w tej sali. Syriusz i Fred. Syriusz, który pocieszał go przez kominek. Fred siedzący obok swojego bliźniaka Georga śmiejąc się i wymyślając kolejne żarty. Zagubiony we wspomnieniach nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju aż do momentu kiedy usłyszał głośne chrząknięcie i szum nalewanego piwa. Tuż za nim stał Malfoy.
- Cholera! Nie skradaj się tak! – krzyknął i natychmiast ściszył głos - Co ty tu robisz?
- Wiewiór chrapie - Malfoy z wdziękiem usiadł na najbliższym fotelu - Założył osłony na łóżko i nie mogłem nic z tym zrobić.
- Co chciałeś zrobić? - Harry gapił się na Ślizgona – Jakieś zaklęcie?
Malfoy prychnął - Urok przeciwko chrapaniu oczywiście. A co myślałeś, że crucio?
Harry zacisnął wargi - Nie żartuj sobie- warknął.
Malfoy wzruszył ramionami - Przypuszczam, że ktoś z was go zna. Na Boga Potter czy wy w Gryffindorze nie macie rozumu, możecie spać kiedy Wiewiór chrapie? A może to tło muzyczne dla masturbujących się sfrustrowanych gryfonków?
Harry zaczerwienił się - Nie robiliśmy ... mam na myśli ... Nie mam.... Sądzę ...Nie wygłupiaj się ! - wybuchnął.
Wargi Malfoya wygięły się w szyderczym uśmiechu. Prychnął lekko, a potem od niechcenia machnął różdżką i chwilę później w jego ręce znalazła się otwarta butelka piwa kremowego - Nie martw się Potter. Nie jestem złodziejem. To moje własne zapasy - wypił łyk i w milczeniu zaczął wpatrywać się w gasnący ogień.
Harry obserwował go zastanawiając się jak rozpocząć rozmowę. Ślizgon nie poruszał się, popijał piwo i wpatrywał się kominek dzięki czemu Harry mógł mu się naprawdę przyjrzeć, być może po raz pierwszy od chwili kiedy spotkali się u pani Malkin. Był zimny i uderzająco piękny. Podziwiał bladość Malfoya, zimne szare oczy, delikatna, biała jak papier skóra i niesamowite ciemnobrązowe brwi. Z zamyśloną twarzą, zagubiony bez nienawiści i pełnego wyższości samozadowolenia wydawał się bardziej ludzki.
I w tak ekspresyjny sposób unosił brwi. Pospiesznie wypił łyk piwa. Dlaczego na Merlina myślał o brwiach Malfoya. Ze wszystkich rzeczy do przemyślenia ta była prawdopodobnie na samym końcu listy, jeśli w ogóle tam była.
Malfoy poruszył się, nieznacznie uniósł jedną brew - Co się dzieje Potter? Podziwiasz moją doskonałość?
Harry parsknął starając się nie zarumienić - Chciałbyś? -zadrwił.
Nagle Malfoy wstał i bez słowa ruszył do sypialni zostawiając Harrego samego. Dlaczego miał wrażenie, że w tych szarych oczach zobaczył coś czego nigdy nie dostrzegł. Czego nie udało mu się dostrzec przez te wszystkie lata? Pokręcił głową i uśmiechnął się sam do siebie. Czy kpił z niego? Nie. Malfoy chciał mu przekazać coś głębszego.
Wstał, postawił pustą szklankę obok butelek Malfoya i poszedł na górę. Ron jak zwykle chrapał, ale dla Harrego to było pocieszające. Rozebrał się, założył spodnie od piżamy i położył się do łóżka. Ułożył się wygodnie i wpatrywał się w ciemność wsłuchując się w oddechy czterech śpiących kolegów, głośne chrapanie Rona, poświstujący oddech Nevilla i ciężki Seamusa. Tylko w łóżku Malfoya panowała cisza.
Rozdział 9
- Dobrze spałeś? - zapytał Harry Rona, kiedy rudzielec dołączył do niego na śniadaniu.
- Nie zmrużyłem oka – odpowiedział Ron sięgając po półmiski z jedzeniem - Ślizgon w naszej sypialni zdecydowanie zadziałał na moje nerwy.
Harry prychnął a Seamus zachichotał - Więc przez całą moc udawałeś, że chrapiesz? - zapytał.
- Cóż, może zdrzemnąłem się kilka razy.
Hermiona skrzywiła się z obrzydzeniem, kiedy po twarzy Rona spłynęło żółtko z jajka.
- Malfoy chciał na ciebie rzucić urok przeciwko chrapaniu - Harry uśmiechnął się - ale nie potrafił obejść twoich zabezpieczeń.
- Skąd o tym wiesz?
- Bo mi powiedział.
- Kiedy? - Hermiona przysunęła się, żeby lepiej słyszeć.
Ron przewrócił oczami i Harry nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, ten chłopak z dnia na dzień coraz bardziej upodabniał się do swojej dziewczyny. - Jestem zaskoczony, że cię nie przeklął.
- Malfoya i jego żarty - Harry skrzywił się - Nie, my ... cóż tak naprawdę rozmawialiśmy przez chwilę, a raczej on jęczał a ja słuchałem. Obraził kilka razy Gryfonów i ... - zamilkł. Boże co on robił, zacinał się, jąkał i podziwiał brwi Malfoya. Prawie bezmyślnie powędrował spojrzeniem do stołu Slytherinu gdzie jak poprzednio samotnie siedział blondyn. Potrząsnął głową i wzruszył ramionami - A potem poszedłem do łóżka.
- Ekscytująca przygoda przed snem - zadrwił Seamus - Niemal równa pokonaniu Voldemorta.
- Zamknij się Finnegan - warknął Harry - To nie było śmieszne.
- Tak arry! - Seamus wstał wpychając sobie resztki grzanki do ust - Do zobaczenia na zaklęciach.
Cała trójka w milczeniu kontynuowała posiłek. Harry gryzł grzankę i kolejny raz spoglądał na Malfoya. Wydawało mu się, że jedne ze Ślizgonów z nim rozmawiać, ale widział też że kilku szóstoklasistów zbiło się w małe stadko i zaczęło szeptać zerkając na niego od czasu do czasu. I nie były to wcale przyjazne spojrzenia.
- Jesteście gotowi? - Hermiona włożyła do torby książkę, którą czytała i wstała.
- Nie ... - Ron usiłował wepchnąć do ust jeszcze jedną kanapkę.
- Szczerze mówiąc twoje maniery ... – dziewczyna potrząsnęła głową – Nie mogę się oprzeć, żeby w takiej chwili nie patrzeć na kogoś innego.
- Na przykład na Malfoya - uśmiechnął się Harry.
- On przynajmniej zachowuje nienaganne maniery przy stole - westchnęła Hermiona - w przeciwieństwie do innych – dodała rzucając Ronowi miażdżące spojrzenie.
Harry zachichotał i ruszył za nimi.
* * *
Kiedy dotarł do klasy zaklęć zauważył, że stado Ślizgonów skupiło się w kącie korytarza. Ich postawa i krzyki podpowiedziały mu, że nad kimś się pastwią.
- Hej! Co robicie? - wyciągnął różdżkę i na oślep rzucił w nich kilka zaklęć kłujących co rozpraszyło ich skutecznie. Odwrócili się w jego stronę, niektórzy nawet się wycofali - Co tu się do cholery dzieje?
- Odpieprz się Potter – odszczeknął się jeden z nich - Nie jesteś prefektem - i uniósł pięść, żeby uderzyć chłopaka, którego trzymał za kołnierz. Jego ofiara skuliła się w kłębek i dopiero po chwili Harry z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że ofiarą był Malfoy.
Harry rzucił zaklęcie oszołamiające - Do klasy! – warknął i skierował różdżkę na pozostałych - Wynocha!
Ślizgoni rozproszyli się pociągając ogłuszonego zaklęciem kolegę. Harry chwycił Malfoya za rękę i pociągnął go na nogi. Chłopak wyprostował się dumnie, ocierając zakrwawione usta. Harry cofnął się nie wiedząc co ma teraz zrobić. Chłopak był ranny, na pewno miał złamany nos, podbite oczy i pokaleczone wargi, to były te obrażenia, które mógł zobaczyć. Wyciągnął chusteczkę i podał ją Maloyowi, bo krew twarzy z kapała na podłogę.
- Po co to? - Malfoy patrzył na chusteczkę jakby miała go ugryźć.
- Żebyś się wytarł. Krwawisz.
Ślizgon dotknął nosa. Ignorując chusteczkę podniósł z podłogi różdżkę wskazał na swój nos i usta i wymamrotał episkey, potem tergeo oczyszczając twarz i ubranie z krwi. Harry obserwował go trzymając chusteczkę dopóki nie uświadomił sobie, że wygląda trochę głupio więc pośpiesznie schował ją ponownie do kieszeni.
- Co ty tu jeszcze robisz Potter? - Malfoy doprowadził się już do porządku.
- Och ...er ...dlaczego cię zaatakowali? - Harry uświadomił sobie, że głupawo zadał pierwsze pytanie, które mu przyszło do głowy.
- Myślałem, że to cholernie oczywiste? – warknął Malfoy, przesunął dłonią po włosach upewniając się, że są jak zawsze idealnie ułożone, a potem strzepnął kurz z szaty.
- Er ...Twoje oczy ... - wyjąkał Harry.
- Co?
- Są podbite. Pozwól mi ... - uniósł różdżkę, żeby mu pomóc.
Chłopak cofnął się i uniósł brwi - Nawet się nie waż o tym myśleć ! – warknął - Tylko dlatego, że ci pieprzeni Ślizgoni mnie pobili nie myśl, że nagle stanę się twoim najlepszym przyjacielem. - Odwrócił się na pięcie i dumnie wyprostowany ruszył korytarzem. Chwilę później jego torba uniosła się i poleciała za nim. Harry westchnął, schował różdżkę i zamyślony wszedł do klasy.
* * *
- Powiedziałeś im, żeby przestali? - Ron uniósł brwi - Dlaczego? Dlaczego do nich nie dołączyłeś? Powinieneś to zrobić!
Hary ze zdumieniem potrząsnął głową - Ty nic nie rozumiesz, prawda?
- No nie wiem – Ron machnął pięścią - Ja bym włączył się i pomógł im. Walnąłbym go w klejnoty, wykręcił ręce do tyłu, żeby mogli mu złamać więcej niż nos ...
- Och Ron - westchnęła Hermiona. Zerknęła na drugi koniec klasy gdzie samotnie siedział Malfoy z determinacją wpatrując się w książkę – Nie możesz po prostu ... dorosnąć?
- On jest, kurwa, śmierciożercą! - syknął Ron - Jego przyjaciele zabili Freda, Lupina i Tonks, zabrali Teddy'mu rodziców. Oczywiście zamierzam dorosnąć. Ale on zasługuje na wszystko co dostaje, a jeśli i ja będę mógł mu dołożyć to tym lepiej,
Harry już miał mu coś powiedzieć, ale profesor Flitwick stanął na krześle i zaczął wykład.
- Niektórzy pytali mnie o zaklęcia dotyczące gospodarstwa domowego - pisnął - Zazwyczaj nie wchodzą one w skład egzaminów końcowych, ale jako że wkrótce będziecie dorośli i prawdopodobnie zamieszkacie sami pomyślałem, że możemy przerobić podstawy. A więc dzisiaj zajmiemy się siekaniem i mieszaniem potraw, praniem i czyszczeniem.
Ron podobnie jak kilku innych chłopców jęknął, Hermiona trąciła go łokciem.- Jesteś okropny w tych zaklęciach, więc jeśli chcesz mieć dom tak jak twoja mama to lepiej słuchaj - syknęła.
- Ale na pewno tobie ...
- Ronadzie Weasley jeśli uważasz, że będę cię obsługiwała to możesz już szukać sobie kogoś innego! - Harry nie przypuszczał, że można krzyczeć szeptem, ale Hermionie to się udało. Zachichotał a potem zerknął na Malfoya, który znudzony opierając głowę na ręce rysował coś na pergaminie. Oczywiście on był ponad tym, miał armię skrzatów, które wykonywały jego plecenia.
- Chciałbym, żebyście podzielili się na pary i zajęli się praniem - Flitwick przelewitował ogromny kosz z bielizną na środek pokoju. Proponuję się przyłożyć, bo to jest pościel z waszych łóżek.
Harry wiedział, że Ron będzie w parze z Hermioną, ale wszyscy inni też już się dobrali. Tylko on i Malfoy zostali sami. Westchnął i podszedł do stolika Ślizgona - Wygląda na to, że musimy być razem.
- Świetnie - wymamrotał chłopak - Nie dość że mam się uczyć pracy służby to jeszcze w towarzystwie „Chłopca, który został pominięty”.
Harry przewrócił oczami - Bardzo śmieszne. Chodź weźmiemy parę prześcieradeł.
- Sam je sobie przynieś.
- Malfoy...
- Nie będę tego robić! - blondyn skrzyżował ręce na piersiach i wyzywająco uniósł głowę.
Harry westchnął i przywołał prześcieradło - Musimy to zrobić.
- Nie Potter, ty musisz. Ja w przeciwieństwie do ciebie mam skrzaty, które to robią i zawsze będą robiły. Po co mi te głupie zaklęcia? - zatrzasnął książkę, wsunął różdżkę do kieszeni i wyszedł z klasy.
Rodział 10
Po uporaniu się z mokrymi prześcieradłami Harry podgrzał patelnię do smażenia ziemniaków i przypadkowo wyczarował śmiejącego się pomidora. Pogodził się z faktem, że nigdy nie będzie wzorową gospodynią w czarodziejskiej kuchni, Patrząc na pomidora zaczął chichotać z rozbawieniem, kiedy uświadomił sobie, że Malfoy miał rację. On też miał skrzata, który z radością wykona za niego wszystkie prace. Po prostu musi się tylko upewnić, żeby nigdy się o tym nie dowiedziała Hermiona.
Zerknął na zakochaną parę. Ron usiłował wysuszyć własne prześcieradło i skończyło się to opróżnieniem pojemnika na jego głowę. Stał ociekając wodą w czasie kiedy Hermiona składała starannie wyprasowaną i suchą pościel na swoim biurku, a idealnie usmażone ziemniaki układały się na talerzu ozdobionym gałązką pietruszki.
- Nienawidzę cię - skrzywił się chłopak..
- Och zamknij się – Hermiona zachichotała i rzuciła na niego Tergeo nawet nie patrząc, kiedy pakował swoją torbę
- Naprawdę cię nienawidzę! – marudził dalej Ron.
Dziewczyna pokazała mu język, a potem uśmiechnęła się do Harrego - Jak ci poszło?
- Er ... niezbyt dobrze - przyznał się. Jego prześcieradło było zdecydowanie zbyt wilgotne na brzegach, nadal próbował je złożyć jednocześnie starając się uciszyć ryczącego ze śmiechu pomidora.
- Panie Potter dlaczego ten pomidor się śmieje? - zapytał Flitwick.
- Nie mam pojęcia panie profesorze. Sam zaczął i nie mogę go powstrzymać.
Malutki profesor machnął różdżką i chichoczący owoc zamilkł - Świetnie. Klasa! - zawołał - Możecie iść na obiad i jak zawsze pamiętajcie o ćwiczeniach.
- Więc Malfoy olał te zaklęcia? - zapytał Ron kiedy szli do Wielkiej Sali.
Harry wzruszył ramionami - Powiedział, że skrzaty zajmują się brudną robotą więc nie ma zamiaru tego robić.
- Ten facet powinien dostać parę batów - mruknął Ron - Mój but na jego dupie to bardzo dobry pomysł.
- Zostaw go w spokoju -- Hermiona nagle stanęła w obronie Ślizgona - Jak sądzisz jak on się czuje, kiedy musi siedzieć w pokoju pełnym Gryfonów, którzy go nienawidzą i mają bardzo dobry powód, żeby jeśli nawet go nie zabić to przynajmniej przekląć tak, żeby wylądował w Australii.
- Nie tylko Gryfoni - wtrącił się Harry - Ślizgoni też go nienawidzą.
- Dlaczego? - zapytał Ron kiedy zajmowali swoje miejsca - Jasne, że jest obślizgłym dupkiem, ale co takiego zrobił, że cały jego dom jest przeciwko niemu?
- To oczywiste - stwierdziła Hermiona.
-Dla mnie nie.
- Głównym powodem, dla którego niektórzy Ślizgoni sądzą, że ich zawiódł jest to, że uratował nam życie. Inni uważają, że zawiódł ich, bo przyjął znak i wspierał Voldemorta jeszcze bardziej psując im reputację. Tak czy inaczej nie lubią go.
Harry spojrzał na stół Slytherinu. Malfoya nie było. - Ciekawe dokąd poszedł ...
- Prawdopodobnie zaszył się gdzieś i się dąsa- Ron wzruszył ramionami i zaczął sobie nakładać jedzenie.
Hermiona przygryzła wargę – Mam nadzieję, że nikt go nie pobił.
- Dobrze mu tak...
- Nie zaczynaj ...
- Ja tylko tak sobie powiedziałem...
Hary zostawił kłócącą się parę. Hermiona nie była jedyną osobą, która się martwiła. Harry widział jakie rany zadano mu rano i pomimo niechęci jaką darzył Malfoya naprawdę nie chciał patrzeć jak chłopak cierpi.
Do końca obiadu zostało pół godziny, wystarczająco dużo czasu żeby szybko spojrzeć na mapę.
W kufrze panował już niezły bałagan, więc musiał trochę pogrzebać, żeby ją wydostać. Klęcząc dotknął jej różdżką i przypomniał sobie tamte czasy kiedy Malfoy był jego obsesją. Ile razy wpatrywał się w ślady Ślizgona wędrującego po zamku? Ile razy zastanawiał się gdzie znika?
Teraz też tak było. Na próżno usiłował go wypatrzeć. Spojrzał na zegarek. Zostało mu piętnaście minut. Wystarczająco dużo, żeby spróbować się dostać do jedynego miejsca gdzie Malfoy mógł się teraz znajdować. Chwycił torbę, mapę i na wszelki wypadek pelerynę niewidkę i pobiegł na siódme piętro. Neville powiedział mu, że pokój życzeń już nie działa, więc nie był zaskoczony kiedy zobaczył lekko nadpalone drzwi, ale naprawdę zaskoczyło go, że były uchylone. Szybko włożył pelerynę i po cichu zakradł się do ciemnego pokoju.
Swąd spalenizny był tak silny, że musiał stłumić kaszel. Wokół niego porozrzucane były szczątki niechcianych i nielegalnych rzeczy. Stosy spalonego drewna i popiołu, stopione resztki ledwie rozpoznawalnych przedmiotów. Jakiś hałas zwrócił jego uwagę, więc ostrożnie ruszył w kierunku dźwięku. To był Malfoy, który desperacko odrzucał na bok spalone przedmioty. Twarz i ubranie miał ubrudzone sadzą, z małego rozcięcia na policzku kapała krew ale wydawało się, że chłopak tego nie zauważa starając się wyciągnąć jakiś duży spalony kawał drewna.
Co on robi? Harry zmarszczył brwi ze zdumieniem zastanawiając się czy powinien się do niego odezwać, zawołać McGonagall czy raczej nie zwracając na siebie uwagi po cichu odejść. Miał kilka minut do rozpoczęcia następnej lekcji. Chociaż może jednak powinien zostać trochę dłużej i upewnić się czy Malfoy czegoś sobie nie zrobi. Tyle czasu spędzał w samotności, a pobyt w tym pokoju był najgorszą rzeczą jaką mógł zrobić... Harry nawet nie chciał nawet myśleć o tym co się tu stało. Starał się całą uwagę skupić na Ślizgonie, który gorączkowo przekopywał się przez kupę gruzu. Nie pamiętał, że ma różdżkę? Przecież mógł usunąć wszystkie te rzeczy przy pomocy magii. Ale chwilę później po odrzuceniu na bok szczątek biblioteczki Malfoy zamarł wpatrując się w podłogę, a potem nagle upadł na kolana i zaczął głośno i bezradnie szlochać.
Zaniepokojony Harry zdjął pelerynę, nawet jeśli to był Malfoy, nawet jeśli czuł w środku jakiś maleńki niepokój Harry nie mógł znieść, że ktoś tak cierpi.
- Malfoy?
Malfoy zrobił głęboki wdech, odwrócił się zaczął wpatrywać się w Harrego.
- Co ty robisz? Jeśli próbujesz wprowadzić do zamku swoich przyjaciół Śmierciożerców, będę ...
Malfoy gwałtownie pokręcił głową - Nie! Nie ... to ...- zrobił głęboki wdech i otarł łzy rozmazując sadzę na twarzy - Ja ... właśnie znalazłem Crabba
Harry spojrzał w dół na zniekształcone, śmierdzące i zwęglone coś leżące na kolanach Malfoya, a potem nagle zdając sobie sprawę co widzi odwrócił się i zaczął wymiotować.
Rozdział 11
- Chodź - wyszeptał Harry, kiedy się opanował - Proszę Malfoy, chodź - starał się nie patrzeć na zwłoki, gdy chwycił Ślizgona za ramię i delikatnie pociągnął do góry. Malfoy wstał nerwowo ocierając twarz i teraz kiedy Harry na niego spojrzał zobaczył jak jest młody i delikatny. Objął go ramieniem, wyciągnął różdżkę i szybko wysłał patronusa po McGonagall. Gdy tylko srebrny jeleń pobiegł pociągnął Malfoya w stronę drzwi.
- Zostawili go. Nie szukali po ... po ... - wyszeptał Ślizgon.
- Pokój został zniszczony odpowiedział łagodnie Harry - Wątpię czy można było się dostać do środka.
- Ja nie miałem z tym żadnych problemów – odparł nieco spokojniej Malfoy.
Harry pokręcił głowy, nie potrafił nic na to odpowiedzieć - Wszystko w porządku?
- Oczywiście, że nie. Właśnie znalazłem ciało mojego ...- zamilkł i znowu się skrzywił, odwrócił się starając się powstrzymać łzy - Cholera, Potter. Dlaczego musisz widzieć jak płaczę. Odpieprz się, dobrze?
Harry odsunął się. Teraz stał za plecami Malfoya na tyle blisko, żeby czuł on ciepłe jego ciała. Chciał go przytulić, dać mu chociaż odrobinę komfortu, ale pozwolił sobie tylko na kolejny delikatny dotyk ramienia. - Nikomu o tym nie powiem - zapewnił go. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął chusteczkę, którą chłopak pogardził dzisiaj rano. Tym razem ją przyjął. Mallfoy wytarł twarz zanim McGonagall weszła do pokoju, a za nią wbiegł nowy nauczyciel obrony.
- Co tu się stało? - krzyknęła - Panie Potter? Panie Malfoy?
- Malfoy znalazł ciało Vincenta Crabbla - powiedział cicho Harry wskazując na zwęglone zwłoki.
- O mój Boże ...- McGonagall odwróciła się gwałtownie wzdychając - Jakie to straszne ... Profesorze Hexam, proszę ...
Hexam szybko zdjął szatę i transmutował ją w duży koc, którym przykrył cało.
- W porządku? - zapytała McGonagall - Jak się czujesz?
- Dobrze pani Profesor - odparł Harry - To po prostu był dla mnie szok...
- Tak. Tak. Chcę, żebyś natychmiast zgłosił się do skrzydła szpitalnego. Jesteś zwolniony z dzisiejszych lekcji. Panie Malfoy czy jest ktoś kogo mam poprosić, z kim chciałbyś teraz być?
Malfoy pokręcił głową i bez słowa wyszedł z pokoju. Harry był rozdarty między chęcią zostania i wyjaśnienia tego co się stało, a upewnieniem się, że Malfoy pójdzie do szpitalika. Profesor McGonagall chyba zauważyła jego niezdecydowanie, o zrobiła niecierpliwy ruch ręką - Idź Potter. Spotkamy się za moment.
Harry skierował się w kierunku drzwi, ale zatrzymał się, kiedy profesorka zawołała go po imieniu. Odwrócił się i spojrzał na nią.
- Zostań z nim. Coś mi podpowiada, że potrzebuje cię w tym momencie.
Harry w to wątpił, ale skinął głową.
* * *
Malfoya oczywiście nie było w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey wysłuchała wyjaśnień i natychmiast zaczęła sprawdzać czy nie jest w szoku.
- Nic mi nie jest - powiedział Harry, kiedy machała nad nim różdżką – Profesor McGonagall poprosiła minie, żebym został z Maloyem. Był tu?
- Nie widziałam go - odparła pielęgniarka wręczając mu ogromny kawał czekolady. - Jedz zanim się roztopi, jest dobra nie tylko dla dementorów.
Harry z niechęcią usiadł czekając na McGonall. Pani Pomfrey krzątała się wokół niego zadając mu pytania i upewniając się, że nie czuje się opuszczony. Chwilę później Ron i Hermiona wbiegli do sali. Hermiona natychmiast go przytuliła.
- Co wy tu robicie?
- Profesor McGonagall kazała nam tu przyjść. Co się stało?
Harry wyjaśnił im szybko, Hermiona westchnęła z przerażenia i pogłaskała go po policzku, a Ron z pobladłą twarzą przysłuchiwał się wszystkiemu w milczeniu.
- Zawsze myślałem, że spalił się na popiół. – odezwał się po chwili - Tak jak wszyscy.
- I nikt nie mógł wejść do Pokoju Życzeń, żeby to sprawdzić - dodała Hermiona.
- Czy ktoś próbował? - zapytał cicho Harry.
Ron spojrzał na dziewczynę, wzruszył ramionami i pokręcił głową - Nie. Przecież przede wszystkim to był śmierciożerca.
- Był młody – za ich plecami rozległ się głos, Harry odwrócił się i zobaczył Malfoya eskortowanego przez profesor McGonagall. Chłopak nadal był blady jak płótno, ale miał umytą twarz, zmienił ubranie i oczywiście miał suche oczy - Nawet nie skończył siedemnastu lat. Był dzieckiem i nikt nie próbował się dowiedzieć co się z nim stało.
- Niech pan usiądzie, panie Malfoy - powiedziała cicho dyrektorka nietypowo łagodnym tonem - Odpowiednie osoby niezwłocznie powiadomią jego rodzinę ...
- Oni nie żyją. Wszyscy nie żyją – wyszeptał Malfoy - Nikt o nim nie pamiętał oprócz mnie, bo przede wszystkim był śmierciożercą. – Zagryzł wargę i Harry zobaczył kroplę krwi na bladej skórze. Pani Pomfrey wykorzystała ten moment, żeby wręczyć mu duży kawałek czekolady, ale on trzymając ją tylko usiadł na łóżku z dala od wszystkich.
- Co się dokładnie stało? - zapytała cicho McGonagall. Harry opowiedział wszystko ponownie. Teraz poczuł się trochę lepiej. Kiedy był z Ronem i wspierała go Hermiona przerażające wspomnienie spalonego ciała nieco wyblakło, chociaż podejrzewał, że kolejny koszmar dołączy do jego sporej kolekcji.
- Pani profesor dlaczego pokój zadziałał ? - zapytał Harry.
- Podejrzewam, że w tej konkretnej sytuacji czar zadziałał - odpowiedziała z namysłem. - Pozwalający wejść do środka ludziom, którzy przebywali w nim jako ostatni. Pokój Życzeń to było tajemnicze miejsce. Nikt tak naprawdę do końca go nie rozumiał. Ale teraz panie Potter proszę skończyć swoją czekoladę, a potem pani Pomfrey pozwoli ci wyjść.
Ron wziął go za rękę - Chodź, może zagramy w szachy.
Pozwolił się zaprowadzić do pokoju wspólnego. Ron ustawił figury na szachownicy, ale Harry naprawdę nie miał do tego serca. Pozwolił przyjacielowi wygrać partię szybciej niż zwykle i zapytany co chce teraz robić odpowiedział, że chce pobyć sam i poszedł do sypialni zostawiając za sobą milczących, zmartwionych przyjaciół.
Zasunął zasłony, leżał i wpatrywał się w baldachim. Rozpaczliwie próbował myśleć o czymś innym, czymś co mogłoby zmniejszyć jego przerażenie. Przyszła mu do głowy Ginny, cudowne lato zanim wrócili do szkoły, ale nawet przy tym wspomnieniu nadal czuł się źle. Pomyślał o radości jaką sprawiało mu latanie. Tak dawno nie siedział na miotle, ale nie potrafił tego zrobić, czułby się źle w powietrzu kiedy tak wielu ludzi pogrążonych było w żalu.
Pomyślał o radości i wyróżnieniach jakie spotkały go po zakończeniu wojny, ale poczuł się jeszcze bardziej winny. Nie zasługiwał na to. To było coś co musiał zrobić, co tylko on potrafił. Nie sprawiało mu przyjemności bycie wybrańcem.
Czy kiedykolwiek będzie ponownie szczęśliwy? Zawsze myślał, że kiedy pokona Voldemorta wszystko stanie się lepsze. Rozpaczliwie pragnął, żeby wszystko stało się lepsze, nie doskonałe, to byłoby zbyt wiele, nie chciał idealnego życia, tylko po prostu ... lepszego.
Ciche kroki wyrwały go z zadumy. Usiadł i spojrzał przez zasłony. Malfoy właśnie wszedł do pokoju. Harry w milczeniu obserwował jak Ślizgon zdejmuje szkolne szaty, bluzę i krawat, a potem ubrany tylko w spodnie i koszulę siada na łóżku. Widział pustkę w jego jasnych oczach. Widział ten wzrok pełen beznadziei i szalejących emocji tak jak kiedyś na szóstym roku.
Nagle Malfoy rzucił czymś w ścianę i machnięciem różdżki zasunął zasłony. Harry patrzył na nie przez chwilę nie mogąc się zdecydować czy powinien do niego podejść i spróbować pocieszyć czy pozwolić mu na prywatność kiedy pogrążał się w żalu. Przypomniał sobie jak wcześniej Malfoy zareagował na jego troskę i westchnął. Nie było sensu tracić czasu na pocieszanie kogoś kto niezależnie od starań i tak by tego nie doceni. Skierował wzrok na podłogę, gdzie leżał rzucony przez Malfoya przedmiot. To był duży kawałek czekolady, cały, nawet nie nadgryziony, z widocznymi śladami odbitych palców w miejscu gdzie trzymały go palce.
Rozdział 12
To było niesamowite, biorąc pod uwagę z jaką prędkością rozchodziły się plotki w szkole, że nikt o tym nie mówił, ani nie pytał Harrego o to co wydarzyło się w Pokoju Życzeń. Seamus zapytał go dlaczego jego i Malfoya nie było na lekcjach, ale Harry wytłumaczył się pospiesznie, że nie czuł się dobrze. Nie szukał wymówki dla Malfoya i był pewien, że nikt nie zamierzał wypytywać Ślizgona. Zważywszy, że Malfoy był zazwyczaj tematem plotek przez cały pobyt Harrego w Hogwarcie, wątpił czy będzie mu na tym zależało. Zaczął odrabiać lekcje. Był kiepski z eliksirów, kiedy nie miał książki księcia półkrwi. Nie pamiętał co się z nią stało. Profesor Slughorn był nim bardzo rozczarowany. Na pierwszej lekcji Harry nie tylko wysadził kociołek, ale i wyprodukował dym, który strasznie śmierdział i wywołał u uczniów kaszel. Nauczyciel, ku ogromnej uldze Harrego całkowicie zaniechał swoich entuzjastycznych pochwał. Obrona przed czarną magią to była zupełnie inna sprawa. Hexam okazał się dobrym nauczycielem. Na pierwszej lekcji zrobił mały test, żeby sprawdzić jaki poziom reprezentują, a potem każdemu dał indywidualny plan pracy. Tym którzy nie należeli do Armii Dumbledora poświęcał więcej czasu, ci którzy byli jej członkami przez większą część lekcji ćwiczyli sami..
- Nie wiem co miałeś na myśli, kiedy powiedziałeś, że jest przerażający - stwierdził Ron po pierwszej lekcji - On jest wielki.
Harry skinął głową. Prawdą było, że Hexam wiedział co robi, sprawiał wrażenie niewinnego, ale i tak go nie polubił. Nie chodziło o nic konkretnego. Być mże problem stanowiło jego podobieństwo do Lucjusza Malfoya.
- Oprócz czwartego roku mieliśmy tak dobrego nauczyciela – dodała Hermiona - No i nawet on okazał się skazanym śmierciożercą.
- Rozumiem - odparł Harry - Myślę, że być może po prostu stałem się zbyt ostrożny wobec naszych nauczycieli obrony. Poprzedni nie zostawili po sobie zbyt dobrych wspomnień.
- Dobrze, że tak się działo z powodu klątwy - stwierdził stanowczo Ron - Rozumiecie? Teraz, kiedy nie ma Voldemorta klątwa straciła moc, ale i ta spodziewamy się, że coś się wydarzy. Chyba trochę z przyzwyczajenia ...
Harry uśmiechnął się, ale Hermiona z dezaprobatą spojrzała na chłopaka – Jak możesz żartować na taki temat?
Ron potraktował ją poważnie - Czy nie jesteśmy tego winni tym wszystkim, którzy zginęli, żebyśmy zaczęli się śmiać i cieszyć ponownie? Fred by tego chciał. Uważam, że powinniśmy zacząć od takich malutkich i dojść do naprawdę wielkich.
Na coś takiego Hermiona nie mogła znaleźć odpowiedzi.
Kiedy usiedli przy stole Gryffindoru Harry natychmiast spojrzał na Ślizgonów. Kolejny raz nie było wśród nich Malfoya. Harry nie miał pojęcia dokąd chodzi w trakcie posiłków. Od czasu incydentu w Pokoju Życzeń widywał go tylko na lekcjach. W klasie Malfoy zawsze siadał z tyłu tak jak to robił na szóstym roku i pracował po cichu. Ignorował wszystkich i wszyscy go ignorowali. Ponieważ Hermiona namówiła Rona na naukę starożytnych run para po obiedzie poszła na lekcję. Harry miał wolne popołudnie i zdecydował się na spacer, żeby nacieszyć się słońcem. Miał nadzieję, że może nabierze ochoty na latanie. Zrobiło się nieco chłodniej, ale nadal na twarzy czuł ciepło. Wędrował wzdłuż brzegu jeziora w stronę drzewa, przy którym od zawsze siadali uczniowie, w tym jego ojciec. Liście zaczęły już opadać i ziemia wyglądała jak pstrokaty, złoty dywan. Harry nabrał głęboko powietrza u uniósł twarz w stronę słońca. Chyba pierwszy raz od pokonania Voldemorta był zupełnie sam, nie słysząc nawet jednego ludzkiego głosu. Położył się pod drzewem opierając głowę o jeden z dużych korzeni uśmiechając się sam do siebie. To była prawdziwa rozkosz. Zaczynał drzemać, kiedy usłyszał ciche głosy. Otworzył oczy i rozejrzał się, ale niczego nie dostrzegł, więc powoli usiadł i odwrócił się w stronę jeziora.
Malfoy stał nad brzegiem i z posępną miną rzucał kamyki do wody. Obok niego stał profesor Hexam. Harry był zbyt daleko, żeby usłyszeć co mówią, ale zauważył obronną, zamkniętą postawę Ślizgona. Hexam nakłaniał go do czegoś. Harry zaciekawiony zaczął się zastanawiać czy istnieje jakiś sposób, żeby niezauważony mógł zbliżyć się do tej pary. Przeklinał, że nie wziął peleryny niewidki i dał sobie słowo, że już zawsze będzie o niej pamiętał. W pobliżu nie było żadnych drzew ani krzewów, w których mógłby się ukryć tak, żeby Malfoy i Hexam nie mogli go zobaczyć. O co do cholery tak się kłócili? Sporadycznie dobiegały go pojedyncze słowa, ale nie był w stanie wychwycić sensu.
W końcu Hexam chwycił Malfoya za ramię i potrząsnął nim lekko. Chłopak pokręcił głową i wyrwał się - Zostaw mnie, kurwa, w spokoju!- krzyknął na tyle głośno, że Harry dokładnie usłyszał jego słowa. Hexam spróbował ponownie, ale Ślizgon wyciągnął różdżkę.
- Uważaj, bo cię przeklnę. Wiesz, że mogę.
- I wiesz, że ja mogę zareagować szybciej. Nikt za tobą nie będzie tęskni!
Blada twarz Malfoya poszarzała. Cofnął się natychmiast i opuścił różdżkę. Gwałtownie potrząsnął głową. Zostaw mnie w spokoju. Nie mogę. Nie będę!
To było to! Harry nie miał pojęcia o co chodzi Hexamowi, ale musiał działać. Wstał i wyszedł zza drzewa starając się wyglądać tak jakby wracał ze spaceru.
- Witam panie profesorze. Cześć Malfoy - zawołał z daleka - Też masz wolne?
Hexam natychmiast odsunął się od Malfoya i uśmiechnął się. Ślizgon skinął głową i wsunął różdżkę do kieszeni - Muszę iść – mruknął - Za chwilę mam Transfigurację - i poszedł w stronę zamku.
- Idę z tobą - zawołał Harry i ruszył za nim zostawiając za sobą Hexama.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał w końcu.
- Jakim "wszystkim" ? - warknął Malfoy.
- Widziałem jak cię szarpał.
Malfoy parsknął ironicznie - Przypuszczam, że usłyszał, że pracuję na dobre oceny.
Harry zamarł - Pracujesz? Masz na myśli ... ty ... um ... co dokładnie masz na myśli?
Malfoy odwrócił się w jego stronę, z zimnym spojrzeniem i szyderczo wykrzywionymi oczami - Liżę kutasy, Potter.Liżę kutasy i dostaję najlepsze oceny.
Harry wiedział, że stoi z otwartymi ustami, ale nic nie mógł na to poradzić. Malfoy przez dłuższą chwilę patrzył mu w oczy, a potem roześmiał się - Potter, jesteś tak cholernie naiwny. Nie mam pojęcia jak wpadłeś na taki oryginalny pomysł, żeby pokonać Voldemorta.- Odwrócił się i ruszył do szkoły. Harry patrzył na niego przez chwilę zastanawiając się czy chłopak kłamał czy mówił prawdę, a potem pobiegł za nim.
- Malfoy ...
- Do kurwy nędzy! – wybuchł Ślizgon - Czy nie możesz zostawić mnie w spokoju? Nie jestem dzieckiem, które potrzebuje niańki, biednym pisklaczkiem z pierwszego roku. Nie potrzebuję, żebyś za mną łaził, chronił mnie czy wypytywał. Kurwa, trzymaj się ode mnie z daleka – ruszył jeszcze szybciej.
- Malfoy nie możesz w nieskończoność odpychać ludzi - w Harrym coś pękło.
- To się na mnie nie patrz - chłopak uśmiechnął się ironicznie.
- Nie mogę cię zrozumieć – powiedział cicho Harry - W jednej chwili jesteś w porządku, niemal ludzki, czuję, że moglibyśmy być przyjaciółmi. W następnej ... - bezradnie potrząsnął głową.
Malfoy znowu się zatrzymał, nie odpowiedział tylko spuścił głowę i zapatrzył się w ziemię pod stopami. Harry w końcu go dogonił. Przez długą chwilę stali w milczeniu, a potem Harry wyciągnął rękę, chwycił Malfoya za podbródek i uniósł mu głowę tak, żeby ich spojrzenia się spotkały.
- Draco, porozmawiaj ze mną - powiedział cicho - Widzę, że się krzywdzisz. Dlaczego nie możemy ...
Malfoy drgnął i zamknął oczy - Nie - wyszeptał – Nie masz o niczym pojęcia. Jesteś tak cholernie niewinny.
- Spróbuj.
- Nie – jednym szybkim ruchem wyciągnął różdżkę i zanim Harry zdążył zareagować rzucił na niego zaklęcie kłujące i zostawił go krzywiącego się z bólu i ściskającego dłoń.
Rozdział 13
Harry nadal pocierał rękę, kiedy dotarł do pokoju wspólnego. Zajęcia dla starszych uczniów już się skończyły. Hermiona odrabiała lekcje, Ron słuchał Nevilla, który z błyszczącymi oczami opowiadał o swoim projekcie z zielarstwa, a Seamus grał z Lavender Brown w eksplodującego durnia.
- Gdzie byłeś? - zapytała Hermiona, kiedy opadł na kanapę.
- Nad jeziorem- odpowiedział Harry. - Potrzebowałem samotności. - Zastanawiał się czy powiedzieć im co zobaczył i co Malfoy mu powiedział. Zerknął na Rona, który uśmiechnął się do niego, a potem potraktował to jako dobry pretekst i zostawił Nevilla.
- Jak było na runach? - zapytał Harry.
Ron zamyślił się - Właściwie dość interesująco.
Harry spojrzał na niego zszokowany - Dość interesująco? Hermiona ma na ciebie zbyt duży wpływ.
Ron uśmiechnął się przewrotnie - Raczej na odwrót.
- Wiesz, chyba jednak nie chcę wiedzieć - szturchnął go i natychmiast syknął z bólu.
- Co ci się stało?
- To Malfoy - Harry ściszył głos i zerknął na Hermionę - Chodźmy do sypialni.
Ron poszedł zanim i zamknął drzwi - Rzucił na mnie zaklęcie żądlące - wyjaśnił ściągając szatę, żeby obejrzeć ramię - Kiepsko. Nadal boli jak cholera.
- Kumplu ... to nie ta klątwa! - Ron wpatrywał się w purpurową plamę na koszuli.
- Kurwa! - Harry ściągnął koszulę i wpatrywał się w krwawiące cięcie, które rozdarło mu biceps - Odpłacił mi się tym samym.
- Lepiej idź do skrzydła szpitalnego - Ron pobiegł do łazienki i wrócił z ręcznikiem - Jak do cholery nie zauważyłeś, że to była Sectumsempra?
- Nie bardzo bolało - Harry starł krew – Naprawdę myślałem, że to zaklęcie żądlące.
- Na jaja Merlina, Harry! On użył czarnej magii, a to znaczy, że zostanie wydalony, może nawet pójdzie do Azkabanu. To cudowne.
- Nie. Nawet nie myśl, żeby komuś o tym powiedzieć - Harry przyjrzał się rozcięciu na ramieniu. Jego pierwsza ocena była właściwa. To wyglądało gorzej niż w rzeczywistości.
- Ale ...
-Nie!
- Harry to jest czarna magia!
- Mnie to nie obchodzi!
Mina Rona stwardniała – Powiem McGonagall. Ktoś musi to zrobić.
- Zrób to, a nasza przyjaźń się skończy ! - ryknął Harry - Coś się dzieje i Malfoy jest w to wplątany. Chcę wiedzieć, kurwa, o co chodzi i nie mogę pozwolić, żeby go wyrzucili.
Ron zamrugał. Zapadła pełnana pięcia cisza. Harry wykorzystał ten czas na otarcie rany, lewą ręką sięgnął do kufra po dyptam, wylał go na ranę mając nadzieję, że to wystarczy. Krew zakrzepła na moment a potem popłynęła ponownie. Dyptam okazał się bezużyteczny.
- Musisz użyć przeciwzaklęcia. Znasz je?
Harry potrząsnął głową, zadowolony, że Ron, przynajmniej na razie zaakceptował jego argumenty. – Słyszałem je tylko raz. Pamiętam tylko, że brzmiało jak pieśń.
- Kurwa, kurwa, kurwa! Przypuszczam, że książka spłonęła w Pokoju Życzeń.
Harry skinął głową - Może Malfoy zna przeciwzaklęcie.
Ron aż podskoczył - Cholera, chyba nie mówisz poważnie!
- Spędzał mnóstwo czasu ze Snapem.
- Po co Snape miał go uczyć tego zaklęcia nie mówiąc już o przeciwzaklęciu?
- Wszyscy Śmierciożercy uczyli Malfoya. Zna czary, o których my nawet nie słyszeliśmy. Zna nawet oklumencję. Może Voldemort im kazał.- Harry otworzył szufladę i wyjął mapę – Pomóż mi go znaleźć.
Ron wpatrzył się w mapę i wskazał na wieżę astronomiczną.
- Masz rację idę tam - Harry złapał pelerynę niewidkę i spróbował ją włożyć jedną ręką.
- Idę z tobą.
- Zostań.
- Harry ...
- Zostaniesz tutaj i nie piśniesz słowa Hermionie ani nikomu innemu – Harry szybko wyszedł z pokoju zostawiając za sobą rozgoryczonego Rona.
* * *
Malfoy stał przy oknie wieży astronomicznej i wpatrywał się w pogłębiającą się ciemność. Dokładnie w tym miejscu, z którego spadł Dumbledore. Harry nie był pewny czy to był zbieg okoliczności. Kolejny raz uderzył go wyraz twarzy Ślizgona.Ktoś kto by go nie znał powiedziałby, że wygląda jak zwykle, ale Harry wiedział lepiej. Za dumnym spojrzeniem i nic nie mówiącą miną widoczny był głęboki ból, tak wielki, że Harry widział podobny tylko raz, na swojej własnej twarzy.
- Malfoy – odezwał się cicho nie ściągając jeszcze peleryny.
Malfoy sapnął i odwrócił się z wyciągniętą różdżką - Potter!
- Opuść różdżkę - powiedział cicho Harry przesuwając się bezszelestnie tak żeby nie można było zlokalizować go po głosie - Chcę z tobą porozmawiać.
- Co? - oczy chłopaka zwęziły się.
- Rzuciłeś na mnie Sectumsemprę. Znasz przeciwzaklęcie?
Malfoy ponownie się odwrócił i Harry znowu odsunął się poza zasięg jego różdżki
- Tak, znam.
- Powiedz mi.
- Dlaczego ja?
- Możesz trafić do Azkabanu - powiedział cicho Harry.
Malfoy opuścił różdżkę. W świetle księżyca był blady jak duch – Nie myślałem o tym ... to był odruch - powiedział ledwie słyszalnym głosem.
- Rana nie jest głęboka, ale trzeba zatrzymać krwawienie. Muszę znać przeciwzaklęcie. Powiesz mi czy mam iść do McGonagall.
Malfoy pokręcił głową - Znając ciebie znowu coś popieprzysz i będzie jeszcze gorzej.
- Powiedz mi - Harry zdjął pelerynę.
- Umiesz śpeiwać?
- Er ... - Harry zastanawiał się nad tym dziwnym pytaniem - Nie bardzo.
- Więc ja to zrobię - Malfoy ponownie uniósł różdżkę. Harry patrzył na niego przez dłuższą chwilę, nie do końca mu ufając mu, ale w końcu otrząsnął się i zdjął koszulę.
Kiedy spojrzenie Malfoya skierowało się na krwawiącą ranę był pewien, że Ślizgon zadrżał, potem spojrzenie powędrowało na klatkę piersiową i dalej w dół. Srebrzyste oczy sprawiły, że Harry poczuł ciepło na pliczkach - Może już skończysz mnie oglądać co...?
- Jak sobie życzysz - warknął Malfoy, ale widać było, że z trudem przełyka ślinę. Uniósł różdżkę i przesunął ją nad raną.
- Vulnera Senatur ... - zaśpiewał cicho. Jego głos brzmiał jedwabiście miękko i czysto. Kolejny raz przesunął różdżkę nad ramieniem. Harry obserwował jak rozcięcie powoli się zamyka. - Vulnera Senatur...
Przygryzł wargę.
- Vulnera Senatur ...
Kiedy Malfoy zaśpiewał zaklęcie po raz ostatni rana całkowicie się zamknęła pozostawiając na opalonym ramieniu cienką bliznę. Różdżka przez chwilę pieściła skórę, a potem Malfoy odsunął się i opuścił rękę.
Harry powoli włożył koszulę.
- Musisz zastosować dyptam...
- Wiem.
Chłopak zrobił kolejny krok do tyłu - Więc spierdalaj i zrób to.
- Malfoy...
- Coś ci powiedziałem ... – różdżka ponownie się uniosła.
- Dlaczego wszystkich odpychasz? Nie musimy być wrogami. Zawdzięczamy sobie życie. Czy nie możemy ominąć te wszystkie bzdury i po prostu zostać ...- wzruszył ramionami - Może nie kumplami, ale wiesz ... przynajmniej się dogadywać.
Malfoy zacisnął zęby.
Harry nadal brnął rozpaczliwie. Czuł narastającą potrzebę, żeby dotrzeć do tego upartego bachora. - Wiem, że przeszedłeś przez jakieś gówno w czasie wojny. Życie pod jednym dachem z Voldemortem nie mogło być zabawne, nawet jeśli byłeś po jego stronie... ale być może ....
- Zabawne? - powtórzył cicho Malfoy. - O niczym nie masz pojęcia.
- To mi powiedz - wybuchnął Harry. - Cholernie dobrze wiem, jakie to trudne, ale powinniśmy się ... zrozumieć.
- Do kurwy nędzy, oszczędź mi tej czułej nadopiekuńczości i innego gryfońskiego gówna! - Wrzasnął Malfoy - Co ty kurwa wiesz! Jasne sporo przeszedłeś. Wiem o tym. Atakowanie przez tego cholernego węża, porwanie, Crucio, zimno, głód i ciągłe ucieczki. Wiem o tych wszystkich bzdurach. To już, kurwa legenda i muszę tego słuchać dzień w dzień. Przecież jesteś cholernym bohaterem, prawda? Wiem co się wydarzyło. Dumbledore wybrał się i miał nawet pieprzoną odwagę zniszczyć samego siebie, żeby cię chronić. Zmobilizował wszystkich, żeby zgromadzili się u stóp Harrego Pottera, ze swoimi cholernymi audycjami radiowymi i tajnymi stowarzyszeniami. Mogłeś kiwnąć małym palcem i tysiące czarodziei przyczołgałoby się do ciebie na klanach, żeby służyć i umrzeć za Chłopca Który Przeżył!
Zraniony Harry nic nie odpowiedział, nawet kiedy głos Malfoya jeszcze bardziej się uniósł.
- Po prostu kochasz być pieprzonym bohaterem. Uwielbiasz te wszystkie cierpienia, przez które musiałeś przejść. To że przed twoją pieprzoną blizną wszyscy padają na kolana! Cholera, założę się, że zrobili by to nawet gdyby tam były gwoździe. Ale ty uwielbiasz swoje szlachetne poświęcenie. Nie opowiadaj mi bzdur, że nie lubisz być bohaterem. Założę się, że po cichu kochasz to wszystko. Im więcej skaleczeń i siniaków tym lepiej. Im bardziej będziesz cierpiał tym fan- ta-styczniej. Biedna sierotka chce uratować nas wszystkich, nawet skruszonego Śmierciożercę. Jesteś pieprzonym bohaterem. Pieprzony bohater ... - Malfoy odwrócił się i zaczął uderzać pięścią w kamienną ścianę i Harry był pewien, że widzi na niej plamy z krwi.
Oniemiał po tej tyradzie. Nigdy nie słyszał słów tak pełnych gniewu, tak okrutnego bólu. Malfoy zamilkł wyczerpany. Oddychał szybko rozpaczliwie starając się stłumić krzyk. Ale w końcu się odezwał, głos mu drżał, ale brzmiał spokojniej. Histeryczny wrzask zmienił się w szept – Oboje mogliśmy umrzeć Potter. Ty jako uwielbiany Zbawca świata. Twoja śmierć byłaby coś warta. A jak sądzisz co on chciał zrobić ze mną? Co mi zrobił?
- Widziałem ... przez połączenie ... kiedy uciekłem z dworu ... - Harry w końcu odzyskał głos - Rzucono na ciebie Crucio...
Malfoy odwrócił się i spojrzał na niego. Pomimo wybuchu i histerycznego szlochu po policzku spływała mu tylko jedna łza. Pokręcił głową - Cruciatus był niczym - powiedział. Teraz zostaw mnie w spokoju.
Harry nie chciał się kłócić. Zaczął schodzić z Wieży zostawiając Malfoya wpatrującego się w ciemność.
Rozdział 14
W połowie drogi Harry zamarł. Myśl, która właśnie przyszła mu do głowy sprawiła, że oblał go zimny pot.
- O nie! Nie! – Odwrócił się i popędził z powrotem na górę wyciągając różdżkę i mamrocząc zaklęcie wiążące. Kiedy otworzył drzwi miał ochotę wykrzyczeć imię Malfoya, ale udało mu się opanować, podejść po cichu i chwycić go z ramię. Malfoy odwrócił się ze zdumieniem malującym się na twarzy i natychmiast wyrwał rękę.
- Dzięki Bogu! - Harry odetchnął.
- Myślałem, że kazałem ci zostawić mnie w spokoju.
- Chcę, żebyś zszedł ze mną.
- Opieprz się.
- Chciałeś skoczyć?
Malfoy otworzył szeroko oczy. Przez sekundę wyglądał na zupełnie oszołomionego, a potem ku konsternacji Harrego wybuchnął śmiechem - Oczywiście, że nie. Nie jestem tchórzem Potter.
Policzki Harrego zapłonęły ogniem. Opuścił różdżkę, nagle poczuł się strasznie głupio. - Myślałem, że ... po ...
Malfoy odsunął się, oparł o ścianę i skrzyżował ramiona na piersiach - Twoja troska jest wzruszająca, ale nadal chcę, żebyś się odpieprzył – teraz wyglądał na zupełnie spokojnego, wszystkie ślady po wcześniejszym wybuchu zniknęły.
Harry schował różdżkę- Um ... w porządku .. Ja er ... jesteś pewny, że dobrze się czujesz?
Malfoy wzniósł oczy do nieba i wtedy drzwi ponownie się otworzyły i wpadł przez nie Ron.
- Harry ... Co on ci zrobił ... och ... - stał ściskając różdżkę w ręce i oddychał ciężko z twarzą czerwoną z wysiłku - Dobrze się czujesz? Nie przeklął cię?
- Merlinie! Co mam zrobić, żeby mieć tu trochę ciszy i spokoju? - Malfoy rozejrzał się po pomieszczeniu - Tu jest większy ruch niż w tym śmiesznym mugolskim miejscu w Londynie ... jak to się nazywało Pickawilly?
Harry przez chwilę gapił się na niego z otwartymi ustami, a potem zachichotał - Piccadilly.
- Nieważne - Malfoy pokręcił głową - A teraz będźcie tak łaskawi i wypierdalajcie sprzed moich oczu.
Ron złapał Harrego za ramię i pociągnął go na schody - Co ty robisz? To tak długo trwało, że musiałem pójść cię poszukać. Wyleczył ci rękę?
Harry niemal zapomniał o ranie. Ostrożnie poklepał ramię i stwierdził, że nie czuje żadnego bólu. - Tak. Wszystko w porządku. Muszę jeszcze tylko nałożyć trochę więcej dyptamu.
- Co się tam działo? Wyglądałeś jakbyś się do niego ... Nie wiem, albo przylać mu albo pocałować. - Harry spojrzał na niego podejrzliwie i przyjaciel uśmiechnął się. - Wiesz, aż się iskrzyło. Gdybym cię nie znał tak dobrze powiedziałbym, że między wami jest NNS.
- Kurwa, co to jest NNS? - dopytywał się Harry - Dlaczego do cholery w ogóle pomyślałeś, że chcę pocałować Malfoya? - Na chwilę w myślach zobaczył szare oczy wypełnione łzami i unoszącą się swoją własną drżącą rękę ...
- Irytujesz mnie! – warknął Ron - Robisz to samo co na szóstym roku. Wtedy miałeś na jego punkcie prawdziwą obsesję.
- Miałem dobry powód.
- I myślisz, że teraz coś się znowu dzieje?- Ron nagle spoważniał - Powiesz mi co się stało? Nawet Malfoy bez powodu nie używa czarnomagicznych klątw.
Kiedy szli z powrotem do dormitorium Harry opowiedział mu co zobaczył nad jeziorem. Nie wspomniał tylko o załamaniu Malfoya na wieży, nie zamierzał nikomu o tym mówić, miał pewność, że Ślizgon nie byłby szczęśliwy, gdyby ktoś usłyszał o jego napadzie histerii. Kiedy skończył uświadomił sobie, że starannie pominął uwagę o ssaniu fiuta. Być może na tym polegał problem. Malfoy nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że Hexam próbuje go przekupić lub zmusić do czegoś czego nie chciał zrobić. Ślizgon mówił o tym jakby to był jakiś chory żart, ale w tym samym czasie w jego oczach widać było prawdziwy ból.
- Malfoy to niezła sztuka - stwierdził z namysłem Ron - No nie patrz tak na mnie! Oceniam go obiektywnie. Jest obślizgłym dupkiem, ale gdybym był zdesperowany i w taki sposób ukierunkowany powiedziałbym, że może być atrakcyjny dla innego facetów. Wiesz, jasna skóra, arystokratyczne rysy ... to bardzo pociągające.
Harry nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. – Poczekaj aż powiem o tym Hermionie.
- Nie waż się! Chciałem tylko powiedzieć, że ... może Hexam chce się dobrać do jego dupy i jest skłonny postawić mu za to lepsze oceny. Chociaż Hexam wydaje się dość przyzwoitym facetem.
- Więc sądzisz, że Malfoy nie żartował, kiedy mówił o ssaniu fiuta?
Ron zatrzymał się i gapił na niego z szeroko otwartymi ustami - Co? Obserwowałeś go przez wszystkie te lata i niczego nie zauważyłeś?
- Zauważyłem co? - Harry zaczął czuć się tak jak półgłówek.
Ron dostrzegł jego minę i zaczął się śmiać – Boże, jaki ty jesteś cholernie niewinny.
Malfoy powiedział mu to samo. Jeśli doszło się do punktu, kiedy wróg i najlepszy przyjciel mówią to samo to znaczyło tylko jedno, świat się kończył - Więc mnie oświeć! - wybuchnął.
Ron z politowaniem poklepał go po ramieniu - Malfoy dał się przelecieć wszystkim Ślizgonom i jak sądzę połowie Ravenklawu, przynajmniej tak było kiedyś. Chociaż wątpię, żeby robił to teraz.
Harry zaczynał rozumieć. Przelecieć? No pewnie, Malfoy grał w quidditcha i miał swoją własną miotłę, ojciec kupił mu ją przed drugim rokiem. Co prawda teraz nie widział go latającego, bo nawet siódmoklasiści nie należeli do drużyny.
- To wstyd - westchnął. - Był bardzo dobry. To były piękne czasy.
Ron spojrzał na niego ze zdziwieniem - Nie mówiłem o ...
- Ron! Harry! – Hermiona podbiegła do nich - Szukałam was. Gdzie byliście?
Kiedy wracali do dormitorium myśli Harrego krążyły wokół radosnych wspomnień o lataniu. Może jutro weźmie miotłę i spędzi trochę czasu w powietrzu. Może nadszedł czas, żeby zacząć to robić ponownie. Może stworzą zespół i pograją tak dla zabawy.
Może nawet zaprosi Malfoya…
Rozdział 15
- Heramiona, co to jest NNS? - zapytał po cichu Harry, kiedy siedzieli razem w bibliotece przygotowując esej na lekcję profesor Sprout.
Hermiona zerknęła na niego - NNS? Um ... a w jakim kontekście?
- Ron powiedział, że między mną a Malfoyem jest jakieś NNS.
Dziewczyna wpatrywała się w niego przez długą chwilę, a potem zatkała usta dłonią i przez minutę trzęsła się nie mogąc się opanować. Harry patrzył na nią szeroko otwartymi oczami czując narastają grozę, a potem uświadomił sobie, że rozpaczliwie stara się powstrzymać histeryczny śmiech.
- Hermiona? - zapytał trochę niepewnie, nie wiedząc co było przyczyną tak nietypowej reakcji.
- Och... Och, przepraszam Harry, Nie spodziewałam się, że zadasz takie pytanie i z to z miną niewinnego małego chłopczyka - Hermiona wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy z oczu. - To oznacza niezaspokojone napięcie seksualne.
Harry zamrugał - Napięcie seksualne? Między mną ... i Malfoyem?
Dziewczyna wzniosła oczy do nieba - Cóż tak sądzę. Krążysz wokół niego od szóstego roku. Nic nie może tłumaczyć waszego tarzania się po podłodze. Chroniłeś go, uratowałeś mu życie, a potem stanąłeś w obronie jego i jego mamy. Każdy to zauważył - wzruszyła ramionami. - Nawet Ron, który prawie nigdy nie zwraca uwagi na uczucia innych ludzi.
- Jeśli już tarzaliśmy się po podłodze to po to żeby się zabić - bronił się Harry - A ratowanie mu życia? Ty też byś to zrobiła. Pozwoliłabyś mu umrzeć w tak okropny sposób? - natychmiast przypomniał mu się krzyk przerażonego Malfoya w płonącym Pokoju Życzeń. Potrząsnął głową starając się wrócić do rzeczywistości.
- Wiem, wiem, ale ... ty masz obsesję na jego punkcie.
- Nienawidzę kutasa! - wybuchnął Harry zwracając na siebie uwagę pani Pince. Zniżył głos - Nienawidzę go. Zawsze go nienawidziłem.
- Ale nie w ostatnim czasie - Hermiona poklepała go po ręce. - Teraz starasz się zostać jego przyjacielem.
- Cóż ostatnia noc położyła temu kres - warknął Harry i natychmiast spuścił głowę starając się wyglądać tak jakby skupiał się nad swoją pracą, bo pani Pince wstała i ruszyła w ich kierunku - Wyjaśnił mi, że nie jest tym zainteresowany.
- Co zrobił? Co się stało?
- Jeśli się nie uspokoicie, będziecie musieli opuścić bibliotekę. Oboje. - przerwała jej pani Pince.
- Przepraszam. Po prostu ... um ... Omawialiśmy esej.
- To róbcie to spokojniej - bibliotekarka ruszyła z powrotem do swojego biurka.
Hermiona obserwowała ją do momentu aż usiadła a potem przysunęła się do Harrego - Co się stało?
Chłopak wzruszył ramionami - To co zawsze, obelgi wyzwiska i klątwy.
- Rzucił na ciebie klątwę? – Hermiona wyprostowała się patrząc na niego uważnie.
- Och ... um ... to nic takiego .. tylko ... Zresztą naprawił to.
- Przeklął cię, a potem doprowadził do porządku? - dziewczyna zaczęła zbierać swoje książki - Chodź, musimy porozmawiać.
- To nie było nic wielkiego, teraz muszę napisać esej! - Harry starał się ją powstrzymać - Miona... na czym w zasadzie polega ta regeneracja kwiatu?
Hermiona usiadła z powrotem i ponownie zaczęli cicho pracować. Harry pilnie notował czując ulgę, że tak łatwo odwrócił uwagę przyjaciółki, ale w kółko w jego głowie pobrzmiewały jak echo słowa "niezaspokojone napięcie seksualne".
* * *
Za każdym razem, kiedy Hermiona chciała wrócić do wcześniejszej rozmowy Harremu udawało się zmienić temat, ale wiedział, że to tylko kwestia czasu. Ron opowiadał swojej dziewczynie absolutnie wszystko. Oczywiście nie mógł spędzać z nimi całego czasu upewniając się, że nie szepczą za jego plecami. Postanowił więc wziąć byka za rogi, odciągnął przyjaciela na bok i pod groźbą wieczystej przysięgi wymusił na nim obietnicę, że nie piśnie jej ani jednego słowa.
- Wiem Ron, wiem, że to poważna sprawa. Tak, Malfoy przeklął mnie, ale wiesz też, cholernie dobrze, że jeśli to się wyda trafi do więzienia.
- Zasługuje na to – warknął Ron - Kto został Śmierciożercą ten na zawsze będzie Śmierciożercą. Tylko dlatego, że nosi szkolną szatę i mówi tak słodko - Tak sir, nie sir tak proszę pana do nauczycieli nie znaczy, że nie myśli o zemście. Przypomnij sobie co zrobił, kiedy jego tata trafił do Azkabanu. Nie miał żadnych problemów, grał nam na nosie przez cały szósty rok, chciał rzucić na ciebie Crucio i był obrzydliwy, coraz bardziej obrzydliwy. Nie zdziwiłbym się gdyby następnym razem spróbował Avady.
- Nie wygłupiaj się! Nawet nie mógł tego zrobić.
- Ja tylko tak mówię - Ron patrzył teraz ze śmiertelną powagą - Po prostu uważaj i obserwuj go. Jeśli nic nie zrobi, nie będzie czego zgłaszać. Ostatnio kiedy ci nie uwierzyłem zginął Dumbledore. Nie zamierzam ponownie popełnić tego samego błędu.
- Myślę, że coś się dzieje - Harry przeczesał palcami włosy rozdrażniony nagłą solidarnością przyjaciela - Ale nie sądzę, żeby to było coś złego. Teraz nie chce czegoś zrobić, a ja muszę się dowiedzieć czego i kto go do tego zmusza. Nie uda mi się, jeśli wyląduje w więzieniu.
- Tak jak mówiłem, Hexam chce go prawdopodobnie pieprzyć, a Malfoy się nie zgadza. Wiesz, wygląda jak brat bliźniak najdroższego tatusia i nawet Malfoy nie jest tak zboczony, żeby to z nim zrobić.
- Idziecie na kolację czy zamierzacie spędzić tu resztę nocy? - na schodach rozległ się głos Hermiony.
- Idziemy - Ron wstał i wyciągnął rękę do Harrego ściągając go z łóżka – Nie martw się, nie powiem Hermionie. Wiem jaka potrafi być, ale jeśli on chociaż postawi stopę na niepewnym gruncie to sam na niego doniosę.
- OK - Harry poszedł za nim do pokoju wspólnego, a potem z Hermioną i Nevillem ruszyli do Wielkiej Sali, żeby napełnić swoje żołądki.
Kiedy tylko zajął swoje miejsce spojrzał na stół Slytherinu. Malfoy siedział sam i z roztargnieniem jadł jabłko czytając podręcznik do eliksirów. Ignorował wszystko co się wokół niego działo i to nie był dobry pomysł, bo Harry już zauważył kilku Ślizgonów z młodszych klas szepczących ze sobą i rzucających mu złośliwe spojrzenia. Cóż pomyślał, nie będzie się spieszyć z pomocą jeśli Malfoy znajdzie się w tarapatach. Przecież chłopak właśnie tego sobie nie życzył. Jego podejrzenia, że coś się szykuje okazał się prawdą, jeden ze Ślizgonów wskazał różdżką na Malfoya. Przez chwilę nic się nie działo, a potem chłopak z pełnym obrzydzenia okrzykiem nagle rzucił jabłko i zaczął wycierać usta wyraźnie blednąc. Jabłko potoczyło się po podłodze. Całe roiło się od robaków. Malfoy spojrzał na grupkę, z której ktoś rzucił klątwę, ale nie zrobił nic więcej. Odwrócił się do nich plecami i wrócił do czytania książki. W końcu Ślizgoni dali mu spokój i zajęli się czymś innym. Wtedy sięgnął po następne jabłko.
I wtedy zrobili to ponownie.
- Kurwa! - westchnął Harry, zignorował pytające spojrzenie Rona, wstał i podszedł do stołu Slytherinu.
- W co wy do cholery pogrywacie? - zapytał siódmoklasistę, który wcześniej pobił Malfoya.
- Daj spokój bohaterze! - warknął chłopiec - Trzymaj się własnego stołu.
- Zrobiłeś coś paskudnego i jeśli jeszcze raz zobaczę, że ... - zaczął zdenerwowany.
- Daj spokój Potter - Malfoy powoli wstał – Sam mogę zająć się tymi gnidami.
- Oczywiście, że nie możesz!
- Dlaczego to cię obchodzi - warknął Malfoy - Już ci powiedziałemodpieprz się i wracaj do własnego stołu.
Harry patrzył na niego nie mogąc zrozumieć dlaczego to wszystko robi chociaż został odrzucony. Nie potrafił wyjaśnić dlaczego próbuje. To było niemal jak przymus. Bezradnie uniósł do góry ręce, wrócił do swojego stołu i usiadł wpatrując się w Ślizgona.
- On ma rację Harry – powiedział Neville - Dlaczego to cię obchodzi?
Kiedy Harry otworzył usta, żeby odpowiedzieć, rozległ się trzepot skrzydeł i ogromna sowa Malfoya wleciała do sali. Coś takiego w czasie kolacji było wystarczająco niezwykłe, żeby wszyscy w niemal kompletniej ciszy zaczęli się przypatrywać jak ląduje przed Ślizgonem i wyciąga w jego stronę ogromną szponiastą łapę. Chłopak sięgnął po pergamin, rozwinął go i szybko przeczytał.
Harry zawsze myślał że Malfoy jest blady jak duch, ale to było nic w porównaniu z obecnym woskowym kolorem jego twarzy. Teraz naprawdę wyglądał jak wyjątkowo przystojny nieboszczyk. Jego usta rozchyliły się, zamknęły, a potem przygryzł wargę tak mocno, że zaczęła puchnąc.
Bez słowa lub nawet spojrzenia na kogokolwiek na sali Malfoy wstał i wyszedł odprowadzany śmiechem Ślizgonów.
Harry zaczął się unosić, ale Ron chwycił go za ramię - Zostaw go w spokoju - mruknął.
- Coś jest nie tak.
- Być może, ale zostaw go w spokoju.
Jeszcze kiedy mówił Hexam wstał i ruszył do wyjścia. Hary posłał Ronowi wymowne spojrzenie - Dobrze, ale zostaw mi mapę.
Harry wcisnął mu mapę do ręki i tak jak Hexam i Malfoy poszedł do wyjścia sięgając pod koszulę po starannie złożoną pelerynę niewidkę.
ROZDZIAŁ 16
Kiedy tylko Harry wyszedł z Sali schował się we wnęce i narzucił na siebie pelerynę niewidkę szybko sprawdzając czy nie wystają spod niej nogi, a potem ruszył za Hexamem, który poszedł za Malfoyem. Malfoy szedł szybko z pochyloną głową. Wyszeptał alohomora, otworzył drzwi pustej klasy i wszedł do środka. Chwilę później Hexam wślizgnął się za nim do środka, a Harry zatrzymał się na zewnątrz zastanawiając się czy powinien podsłuchiwać na zewnątrz czy zaryzykować i otworzyć drzwi. Ku swojej ogromnej frustracji nie słyszał nic. Drzwi były grube i nie dobiegał zza nich żaden dźwięk. Położył dłoń na klamce i delikatnie ją nacisnął. Zostały zamknięte.
Cholera! Jeśli spróbuje zdjąć zaklęcie to ten dźwięk na pewno ostrzeże i Malfoya i Hexama. Malfoy wiedział o pelerynie niewidce i nawet jeśli Hexam nie będzie tego świadomy to on natychmiast domyśli się co się dzieje. Sfrustrowany Harry przez chwilę przechadzał się tam i z powrotem zastanawiając się co ma zrobić...
Uszy dalekiego zasięgu! Był pewien, że są w kufrze jeśli nie jego to Rona.
Wyciągnął różdżkę, skoncentrował się i wyszeptał Accio uszy dalekiego zasięgu, niezbyt pewny czy zaklęcie zadziała na taką odległość. Chwilę później różowy przedmiot wyleciał zza zakrętu korytarza wprost pod jego nogi. Odetchnął z ulgą, chciał je zawłożyć ale wtedy drzwi otwarły się i Malfoy wypadł pędem prawie na niego wpadając. Harry zrobił szybki unik, chwilę później Hexam opuścił pokój jednak nie poszedł za Malfoyem. Przez chwilę przypatrywał się oddalającemu się Ślizgonowi, a potem odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwną stronę zostawiając za sobą Harrego, który w rozterce zastanawiał się za kim ma pójść żeby dowiedzieć się co się stało.
- Harry? - dobiegł go cichy głos Rona, więc ściągnął pelerynę i podszedł do przyjaciela. Ron stał przy oknie z mapę w ręce i patrzył na niego z ulgą - Co się stało? - zapytał.
- Nie wiem - Harry westchnął składając pelerynę i chowając ją do kieszeni - Malfoy uciekł, a Hexam poszedł w drugą stronę. Nie mam pojęcia co robili w sali. Nic nie usłyszałem.
- Malfoy poszedł do dormitorium - Ron stuknął w mapę.
- Dzieje się coś naprawdę złego - stwierdził cicho Harry - Cokolwiek przyniosła sowa to było coś strasznego.
- Kolego ... - zaczął Ron - Może powinieneś dać sobie spokój. Nie możesz pomóc wszystkim, zwłaszcza jeśli sami nie chcą być zbawieni i to niezależnie od tego co dzieje się między tą dwójką.
- Ron, on jest nauczycielem - wyszeptał Harry - Nie powinien nadużywać swojej pozycji ...
- Ale Malfoy ma osiemnaście lat. Jest dorosły.
- To nie tak.
- Na Merlina, Harry. Ty nic nie rozumiesz!
- O czym ty do cholery mówisz! Więc mnie, kurwa, oświeć! - w Harrym coś w końcu pękło.
Głos Rona obniżył się do szeptu - Neville powiedział mi, że przyłapał Malfoya leżącego na biurku, kiedy pieprzył go ten nauczyciel Śmierciożera.... Carrow?
Harry poczuł mdłości - Idę z nim porozmawiać. - wyrwał mapę z ręki Rona i sprawdził czy Ślizgon jest jeszcze w sypialni - Postaraj się, żeby nikt tam przez chwilę nie wchodził.
- Harry...
Harry zignorował jego prośbę. Miał zamiar załatwić to teraz i to raz na zawsze.
* * *
Zasłony wokół łóżka Malfoya były zaciągnięte. Harry podszedł i rozsunął je delikatnie mając nadzieję, że nie są zamknięte zaklęciem. Dały się łatwo otworzyć i mógł spojrzeć na chłopaka. Ślizgon leżał twarzą na dół z głową wtuloną w poduszką wstrząsany łkaniem. Harry poczuł jak ogarnia go głębokie współczucie. Delikatnie przygryzł wargę , a potem bardzo cicho, żeby nie wystraszyć chłopaka wyszeptał jego imię.
Malfoy znieruchomiał, ale nie uniósł głowy.
- Wszystko w porządku?
- Odwal się Potter.
Harry zignorował to, usiadł na brzegu łóżka, zaciągnął zasłony i rzucił zaklęcie tłumiące - Nie. Nikt nas teraz nie usłyszy - powiedział. – Powiesz mi co się stało?
- Powiedziałem ci, spierdalaj.
Harry ze złością spojrzał na rozczochrane blond włosy. Pomyślał, że muszą być bardzo miękkie i natychmiast odepchnął tą myśl czując motyle w brzuchu. Wyciągnął rękę i położył ją na ramieniu chłopaka.
- Nie musisz być sam - powiedział cicho. Jego dłoń, wręcz wbrew woli powędrowała do góry. Pogładził prawie czule jasne włosy i ku swojemu zdumieniu zauważył, że nadal milczący Malfoy natychmiast się zrelaksował.
Przez jakieś pięć minut Harry siedział i nic nie mówiąc tylko go głaskał po włosach. Były takie jedwabiste, chciał żeby jego własne były takie miękkie i dały się łatwiej uczesać. Ku jego ogromnemu zdumieniu Malfoy się na to zgadzał. W końcu Ślizgon odwrócił się, zaczerwienione oczy zwróciły się wprost na Harrego. Motyle zaczęły fruwać z pełną mocą więc cofnął się i ponownie zacisnął zęby na wardze. Merlinie, czuł się dziwnie ... prawie tak samo jak wtedy, kiedy Ginny ...
- Wiem czego chcesz Potter – syknął Malfoy - To cholernie oczywiste.
- Co? Co masz na myśli? - zdezorientowany Harry zamrugał.
Zamiast odpowiedzieć Malfoy usiadł, złapał Harrego za ramiona i pocałował mocno. Przez chwilę Harry zatopił się w pocałunku, otworzył szerzej usta poddając się ostrej inwazji. To było takie słodkie, czuł sok jabłkowy, dyniowy i słone łzy. Mocniej zacisnął ramiona wokół szyi Malfoya. Motyle w brzuchu zamieniły się w drapieżne nietoperze trzepoczące szaleńczo. Wręcz dziko chwycił za blond włosy, kiedy Malfoy popchnął go na łóżko. Jego język zwiedzał usta Harrego, potem sięgnął dłońmi do guzików jego spodni i pod wpływem tego dotknięcia Harry poczuł jak twardnieje i wtedy wytrzeźwiał.
- O mój Boże! - odepchnął Malfoya i przycisnął dłoń do ust. Zerwał się na równe nogi. - Co ty robisz...?Jak możesz...? O mój Boże!
Srebrne oczy zwrócone były wprsot na niego, mina Malfoya była dziwną mieszaniną szyderstwa, pewności siebie i ... czegoś jeszcze. - Co się stało Potter? - padło ciche pytanie zadane złowrogim tonem jakiego Harry nigdy wcześniej nie słyszał - Nie chcesz mnie przelecieć? Możesz mnie mieć.
- Nie ... przestań! - Harry cofnął się, rozsunął zasłony i uciekł.
ROZDZIAŁ 17
- O mój Boże, o mójbożeomójBoże! – mamrotał w kółko przyciskając czoło do zimnych drzwi łazienki. Co do cholery się z nim działo? Dlaczego jego penis był taki twardy i wręcz domagał się zainteresowania? Dlaczego brutalny pocałunek Malfoya sprawił, że uciekł tutaj, z czerwonymi policzkami, przyspieszonym oddechem i ...
OmójBożeomójożeOmójBoże...! – odwrócił się, zsunął spodnie i objął dłonią członka. Kilka ruchów i spuścił się do muszli klozetowej. Starając się złapać powietrze oparł się o ścianę obejmując się ramionami, aż do chwili kiedy zaczął widzieć wyraźnie a jego oddech się uspokoił. Ubrał się, spłuknął toaletę, opuścił deskę i usiadł opierając głowę na dłoniach. Co było z nim nie tak? Nie miał takiego orgazmu od ... nigdy. I wszystko z powodu pocałunku? I to pocałunku Malfoya! Czy został przeklęty? Czy Malfoy potraktował go jakimś paskudnym zaklęciem wymyślonym przez Śmierciożerców?
Nagle ze strachem wyciągnął mapę i przyjrzał się jej. Ron był w pokoju wspólnym z Hermioną i Seamuse. Harry zerwał się na równe nogi, w panice zaczął się zastanawiać kto będzie najlepszą osobą, żeby mu pomóc.
Hermiona prawdopodobnie znała każde zaklęcie, ale twarz zaczęła go ponownie palić, kiedy pomyślał, że musiałby jej wytłumaczyć co się stało. Ron nie znał prawie żadnych zaklęć, ale był bardziej sympatyczny ... i może wymyśliłby sposób jak podpytać Hermionę. Tak, właśnie to zrobi. Najpierw porozmawia z Ronem i poprosi go o pomoc.
* * *
- Ron chodź ze mną na chwilę.
Hermiona spojrzała na niego - Czy to nie może poczekać? Odrabiamy teraz pracę domową z runów.
Harry zwalczył w sobie chęć chwycenia Rona za ramię i zaciągnięcia go do sypialni - Och ...na pewno tak - stwierdził nonszalancko. – Nie ma problemu. To może poczekać.
Ron spojrzał na niego uważnie, oczy mu się zwęziły - Um...Miona i tak już pora na
przerwę. Ja ...um ... muszę …- wstał i poszedł za Harrym.
- Co się stało?- zapytał kiedy weszli na górę.
- Skąd wiesz, że coś jest nie tak?
- Kiedy to powiedziałeś od razu usłyszałem alarm w twoim głosie.
Harry uśmiechnął się - Naprawdę cieszę się, że znasz mnie tak dobrze.
- Więc w czym problem?- Ron usiadł na łóżku, wziął poduszkę i przytulił się do niej tak jak zawsze, kiedy prowadzili "męskie" rozmowy.
- Myślę, że Malfoy rzucił na mnie klątwę - Harry usiadł na swoim łóżku.
- Klątwę? Znowu?- Ron pochylił się do przodu, oczy rozszerzyły mu się ze strachu - Ale nie sek...
- Nie. Nie tym razem - Harry zrobił głęboki wdech - Kiedy poszedłem z nim porozmawiać płakał. Starałem się ... Nie wiem ... uspokoić go trochę ...To znaczy, wiesz, on był naprawdę zdenerwowany. I ... on ... um ... onmniepocałował.
- Co zrobił? - Ron był bardziej zaniepokojony niż wtedy kiedy sądził, że Harry został zaatakowany. - Pocałował cię?
- No cóż ... tak ... i ... Cóż to ... - Harry nabrał głęboko powietrza - Ron,t o było naprawdę cholernie krępujące.
- Powiedz mi! - Ron zerwał się z łóżka i usiadł obok przyjaciela - Co ci jest stary? Co on ci zrobił?
- Poczułem coś dziwnego ... szczególnie ... wiesz, tam. - Harry wskazał na krocze. – Nie mogłem się powstrzymać i musiałem iść do łazienki i ... wiesz ... - wykonał wymowny gest dłonią.
Ron przyglądał mu się uważnie.
- Więc ... Zastanawiam się ... myślę, że może on coś mi zrobił? A jeśli tak to czy w jakiś sposób mógłbyś ...er ...porozmawiać z Hermioną, nie mówiąc jej kto mnie przeklął, i dowiedzieć się jak to powstrzymać zanim się nasili?
Ron nadal wpatrywał się w niego i Harry zaczął się martwić. Może to było coś jeszcze gorszego niż przypuszczał? I wtedy wargi Rona rozciągnęły się w najszerszym uśmiechu jaki widział, a potem przyjaciel wybuchnął głośnym śmiechem i klepnął go po plecach - Ha! To świetne Harry. Naprawdę zabawne.
- Nie śmiej się! To może być śmiertelne! - dlaczego Ron nie traktował tego poważnie?
- Och to fatalne, ale wszystko jest w porządku - Ron nadal rechotał dziko - To fatalne zauroczenie.
- O czym ty do cholery mówisz? - Harry był kompletnie zakłopotany. Być może on umiera od jakieś okropnej klątwy, a Ron się z niego wyśmiewa.
- Kurwa, aż taki jesteś niewinny?
- Na miłość boska, przestań mówić zagadkami.
Ron przez dłuższą chwilę walczył z rozbawieniem, a potem widząc, że Harry jest śmiertelnie poważny z trudem się opanował i w uspakajającym geście położył mu dłoń na ramieniu.- Nikt cię nie przeklął kolego… po prostu jesteś gejem.
- Gejem? - Harremu opadła szczęka. - Masz na myśli... Takim gejem?. Wiesz takim co chce pieprzyć facetów?
- Cóż nie mówię, że takim szczęśliwym gejem co śpiewa, tańczy i robi babeczki. Nie tym typem. - Ron uśmiechając się pokręcił głową - Zastanawialiśmy się z Hermioną kiedy w końcu to sobie uświadomisz. Dla nas to było oczywiste, cóż ... rozmawialiśmy o tym.
- CO? - Harry zerwał się z łóżka - Podejrzewałeś, że jestem gejem i nic mi nie powiedziałeś?
Teraz przyszła kolej na Rona, żeby sie zdziwić - Mówisz ... że nie wiedziałeś? Zastanawialiśmy się dlaczego nic nie mówiłeś. Hermiona uważała, że to może z powodu, że byłeś wychowany przez mugoli i przez te wszystkie mugolskie uprzedzenia.
Harry ledwie go słuchał, W głowie wciąż wirowała mu myśl, że dwójka jego najlepszych przyjaciół sądziła, że jest gejem i po pierwsze on sam siebie nie znał i po drugie jak to było możliwe, że nic mu nie powiedzieli?
- Jak do cholery doszliście do takiego wniosku? - w końcu po minucie udało mu się odzyskać głos.
Ron wzruszył ramionami - Ty i Ginny, cóż szczerze mówiąc nigdy nie wyglądało to tak jakbyś wkładał w to serce. Powiedziała mi, że całowaliście się, ale nigdy nie próbowałeś iść dalej. Wiesz ja nigdy nie mogłem się doczekać, żeby pomacać piersi i włożyć łapkę w wilgotną ...
- O nie! Niee! Nie opowiadaj mi o tym, bo będę musiał wyczyścić sobie pamięć! - jęknął Harry i zaczerwienił się okropnie.
- Widzisz? Masz osiemnaście lat i sama wzmianka o cyckach powinna wysłać cię do łazienki na obciąganko, ale nie, jedyna rzecz, która cię zaprowadziła i zmusiła do wzięcia fiuta w rękę to pocałunek Malfoya. Czy Ginny albo Cho kiedykolwiek wywołały u ciebie coś takiego?
- Nie, ale ...klątwa ...
- Nie jesteś przeklęty. Zaufaj mi. Potrzebujesz fiuta, a z tego co mówisz chcesz towarzystwa fiuta Malfoya.
- Nienawidzę go!
- Harry, miłość i nienawiść są ze sobą ściśle związane. Spójrz na mnie i Hermionę, przez tydzień ze sobą nie rozmawialiśmy, wiem jesteśmy idiotami, a wszystko tylko dlatego, że nie umieliśmy sobie ustąpić. – Ron poklepał Harrego po ramieniu - Kiedy tak patrzę na ciebie i Malfoya widzę co robisz. Cały czas go obserwujesz. Starasz się do niego dotrzeć. Ty ...
- To nie to. Myślę, że to dlatego ,że ...
- Tak, tak stary. Ciągle to mówisz - Ron wzruszył ramionami i wstał - Czas na długą i dokładną introspekcję, musisz przemyśleć co czujesz, czy naprawdę ci to przeszkadza czy boisz się co pomyślą ludzie. W naszym świecie nikt się tym nie przejmuje, Gej, hetero, bi … bez względu na to gdzie kieruje się twoja różdżka dla nas to bez znaczenia. Teraz, wybacz, mam pracę domową, muszę ją skończyć albo Hermiona mnie zabije.- Jeszcze raz poklepał go po ramieniu i wyszedł z pokoju zostawiając przyjaciela kompletnie zagubionego w myślach.
Harry przez dłuższy czas siedział nieruchomi, szumiało mu w głowie, kiedy zastanawiał się nad tym co usłyszał. Czy przyjaciel miał rację? Czy naprawdę odpychał uczucie, bo się bał? Czy naprawdę zależało mu na Malfoyu w sposób, który wydawał mu się całkowicie nieodpowiedni? Spróbował sobie wyobrazić, jak znowu się całują, jak go dotyka, jak głaszcze szczupłe ciało, przesuwa palce, przez jedwabiste, blond włosy i ogarnęło go fala tak silnego pożądania, że aż zadrżał. Nasuwał się tylko jeden wniosek. Ron miał rację. Był gejem i naprawdę pożądał Malfoya, Nie został przeklęty.
Położył się na łóżku, podłożył ręce pod głowę, starannie ignorując to jak ciężko mu było pogodzić się z tym nowym doświadczeniem i wtedy zasłony wokół łóżka Malfoya drgnęły a potem rozsunęły się całkowicie. Ślizgon wyłonił się zza nich i posłał mu przeciągłe spojrzenie.
- Sympatyczna rozmowa, Potter - powiedział z odcieniem swojej dawnej ironii a potem wyszedł z pokoju zostawiając absolutnie upokorzonego Harrego.
ROZDZIAŁ 18
Przykro mi panie Potter, ale jeśli pana oceny z eliksirów nie poprawią się będę musiała ponownie rozważyć moją propozycję - powiedziała profesor McGonagall. - Nie wziąłeś sobie do serca mojej rady, prawda?
- Jakiej rady? - Harry spojrzał pytająco.
- Jeśli dobrze pamiętam sugerowałam ci, żebyś poprosił o pomoc pana Malfoya.
- Um ... - Harry poczuł, że się czerwieni. Ostatnią rzeczą jakiej pragnął było proszenie Malfoya o pomoc, zwłaszcza po incydencie wczorajszego wieczora.
- Wiem, że niezbyt się lubicie, ale on jest naprawdę dobry z eliksirów. Mogło być gorzej.- uśmiechnęła się - A jeśli wy dwaj się dogadacie to będzie cudowne dla integracji międzydomowej.
- Próbowałem - wymamrotał Harry spuszczając głowę i bawiąc się różdżką - ale on nie jest zbyt ...um ...chętny.
- Porozmawiam z nim.
Harry jęknął w duchu. Miał nadzieję, że dyrektorka zasugeruje kogoś innego, ale wydawało się, że wszyscy i wszystko sprzysięgło się, żeby on i Malfoy byli razem.
- Panie Malfoy! - dyrektorka podniosła głos - Teraz może pan wejść.
- Aaach! Harry skulił się kiedy Ślizgon wszedł do pokoju, usiadł na krześle obok i chłodno odrzucił propozycję poczęstowania się herbatą i ciastkami.
- Jak można zauważyć wyniki z eliksirów pana Pottera nie poprawiły się - McGonagall zaczęła bez wstępu - I wiem, że wy dwaj nie zawsze się ze sobą zgadzacie, ale jeśli pan Potter ma tutaj uczyć to potrzebuje dodatkowej pomocy. Chciałabym zapytać czy ty to zrobisz, bo bez wątpienia jesteś z tego przedmiotu najlepszy w szkole.
- Uczyć go? - głos Malfoya ociekał ironią - On chce się uczyć zaawansowanych eliksirów... a nie był w stanie przygotować tych, które robiliśmy na pierwszym roku?
Harry spojrzał na niego wściekłością - Ty też nie byłeś w stanie nauczyć się paru rzeczy - warknął - Udało ci się kiedyś wyczarować cielesnego Patronusa?
- Nigdy - odparł chłodno Malfoy - ale nie miałem ku temu powodów, bo nie mdlałem jak panienka za każdym razem, kiedy pojawiał się dementor ...
- Panowie! - głos McGonagall pohamował ich wymianę zdań.
Obaj odwrócili się w jej stronę.
- Pan panie Malfoy pomoże panu Potterowi poprawić oceny z eliksirów, a pan panie Potter uzupełni z panem Malfoyem jego braki z obrony przed czarną magią. Proponuję, żebyście robili to na zmianę. Poproszę profesora Slughorna, żeby udostępnił wam laboratorium, a do lekcji obrony możecie używać mojej klasy.
- Ale pani Dyrektor ... - zaczął Malfoy.
- To wszystko panowie. - Jej ton wskazywał, że nie przyjmuje do wiadomości żadnych argumentów, więc obaj wstali i opuścili gabinet.
- Jeśli uważasz, ze będę cię uczył ... - zaczął Malfoy.
- Nie ma mowy, uczę się, jak .. - warknął w tym samym momencie Harry. Obaj zamilkli, a potem popatrzyli na siebie. Jasne czy przez chwilę badawczo wpatrywały się w Harrego, a Harry zauważył jak bardzo Malfoy zeszczuplał. Wyglądał na wyczerpanego, miał sińce pod oczami, poszarzałą skórę i rzadsze włosy.
Pokręcił głową -To głupie - powiedział w końcu - Musimy uczyć się nawzajem. Dlaczego nie możemy po prostu ...
Malfoy uśmiechnął się nieprzyjemnie i Harry zaczął się zastanawiać co go ciągnie do tego chlopaka. - Wiem o co ci chodzi Potter - warknął i Harry nagle zapragnął, żeby jego nazwisko zaczynało się od jakiejś miękkiej głoski, żeby nie można go było wymawiać z takim jadem. - Masz nadzieję, że nauczę cię też paru innych rzeczy... na przykład dam się wypieprzyć. - Podszedł bliżej i Harry poczuł bijące od niego ciepło - Tego chcesz się nauczyć? - smukłe długie palce pogłaskały go po udzie.
Harry odskoczył jak oparzony i zaczął się cofać - Zostaw mnie. Nie dotykaj!
Malfoy uśmiechnął się - Czy nie o tym rozmawiałeś wczoraj z Wiewiórem?
Gdyby spojrzenie mogła zabijać Ślizgon już leżałby trumnie - To że jestem gejem nie oznacza, że mam zamiar pieprzyć się z pierwszym facetem, który mi to proponuje.
- Zabawne, ponieważ ja miałem wrażenie, że to dokładnie to o co ci chodzi - Malfoy ponownie się do niego zbliżył i przycisnął go do ściany.- Podobało ci się, kiedy cię całowałem, prawda Potter? Pobiegłeś do łazienki, obciągnąłeś sobie i założę się że nigdy w życiu tak mocno nie doszedłeś.
Harry wiedział, że jego twarz jest tak czerwona, że praktycznie się świeci. Jeśli coś mogło być gorętsze to zakwalifikowałyby to jako pożogę. Walcząc o oddech wyciągnął rękę, żeby odepchnąć Malfoya, ale kiedy tylko jego palce zetknęły się z chłodną bawełną ukrywającą ciepłe ciało natychmiast zacisnął dłoń. Malfoy przysunął się bliżej, jego szare oczy błyszczały drapieżnie. Nagle chwycił Harrego za nadgarstki i własnym ciałem przycisnął do ściany. Harry nie mógł powstrzymać jęku i znienawidził uśmiech, który pojawił się na twarzy Ślizgona.
- Ach tak ...więc chcesz mnie - Wyszeptał, jego wargi były teraz tak blisko, że Harry czuł na swoich ustach gorący i słodki oddech. – Mogę poczuć jak bardzo mnie pożądasz - otarł się o krocze i Harry poczuł jak robi się twardy. To było coś nie do opisania, chciał więcej, ale nie mógł się ruszyć, chciał go dotknąć, ale nie mógł się odważyć. Jęknął i spróbował się odsunąć - Nie ...
- Dlaczego nie? - Malfoy przejechał mu językiem po policzku i pod Harremu ugięły się kolana - OBożeobożeoboże! Nie, nie mógł na to pozwolić. Musiał, musiał to jakoś zatrzymać. Skupił swój rozgorączkowany umysł na poprzednim wieczorze.
- Jaką wiadomość przyniosła ci sowa? – udało mu się wydusić. – Wydawało mi się że mocno się zdenerwowałeś.
I wtedy Malfoy go puścił. Cofnął się i oczy rozszerzyły mu się z zaskoczenia - Odpieprz się Potter! - warknął i szybko oddalił się zostawiając Harrego opartego o ścianę z krwią pulsującą w głowie i penisie w rytm walącego dziko serca. Gryfon powoli się wyprostował, poprawił wymięte ubranie, przeczesał palcami włosy i otarł wilgotną twarz. Zrobił kilka głębokich wdechów i ruszył w stronę najbliższej toalety.
ROZDZIAŁ 19
- Więc czego chciała MGonagall?- zapytał Ron, kiedy Harry usiał obok nich na kanapie. - Wszystko w porządku stary? Jesteś cały rozpalony.
- Czuję się dobrze ...tylko ... biegłem po schodach - opowiedział Harry mając nadzieję, że nie zdradzi go wyraz twarzy. - Narzekała na moje oceny z eliksirów.
- I słusznie, bo są straszne - siedząca obok Rona Hermiona oderwała się od czytanej książki - Powiedziała ci co powinieneś zrobić?
- Chce, żeby Malfoy dawał mi dodatkowe lekcje - wymamrotał Harry.
- Co?! - Ron niemal eksplodował. W pokoju wspólnym zapadła cisza i wszystkie twarze zwrócił się w ich stronę. Rudzielec spojrzał na nich groźnie i ponownie rozległy się szepty - Jak ona mogła.
-I kazała mi uczyć go obrony.
- Co? Czy ona oszalała?- tym razem jego wrzask sprawił, że Ginny i Seamus podeszli do nich, żeby sprawdzić co się dzieje.
- Co się stało? - Ginny usiała na poręczy fotela.
- Nigdy nie uwierzysz, Mc Gonagall chce, żeby Harry ...
- Na litość boską Ron, to logiczne - Hermiona rzuciła książkę - Harry jest najlepszy z obrony, a Malfoy z eliksirów. To ma sens. Nie widzisz tego przez swoją irracjonalną nienawiść? Przysięgam, że czasami wydaje mi się, że nie cierpisz Malfoya bardziej niż Harry.
- To nie tak, bo ... - zaczął Ron, ale zamilkł kiedy Harry posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Ostatnią rzeczą jakiej pragnął to to, żeby Ron chlapnął coś na temat ich ostatniej rozmowy i wydarzeń jakie do niej doprowadziły.
- Myślę, że to dobry pomysł - stwierdziła Ginny popierając Hermionę - Próbuje zintegrować nas z Malfoyem i to może w tym pomóc. - Machnęła ręką na Seamusa - Och daj spokój. Malfoy został już wystarczająco ukarany. Wiecie, znalezienie ciała Crabba musiało być dla niego niezłym szokiem i nawet ja widzę jak się na nim pastwią i to jest cholernie złe. On się ukorzył, podał się i najwyższy czas, żeby Gryffindor najlepszy dom w Hogwarcie, mu przebaczył.
- Piękne przemówienie - Seamus uśmiechnął się ironicznie - Ale on był Śmierciożercą Gin. Kurewskim Śmierciożercą. Fred nie żyje, bo zabił go któryś z nich. Przynajmniej o tym pamiętasz?
Ginny zaczerwieniła się - Oczywiście, że pamiętam, ale Malfoy nie miał z tym nic wspólnego i pamiętam też, że Harry, Hermiona i Ron zawdzięczają dwóje Malfoyów życie. Gdyby nie oni Harry byłby martwy, a my wszyscy żylibyśmy pod rządami Volemorta.
Zapadła cisza. Harry uśmiechnął się do dziewczyny życząc jej, żeby pokochała kogoś wartościowego. Wyrastała na silną kobietę, taką jak jej matka i zasługiwała na fantastycznego partnera. Przez chwilę żałował, że to nie będzie on.
Seamus wstał i przeszedł na drugą stronę pokoju, po chwili Ginny wymamrotała krótkie przeprosiny i dołączyła do niego. Ron obserwował ich przez chwilę, a potem pokręcił głową.
- Ginny ma rację - Hermiona w końcu przerwała milczenie - Ron, jeśli nie możesz go zaakceptować, to po prostu go ignoruj, ale nie schodź do poziomu Ślizgonów.
Ron zaczerwienił się - Nie mogę uwierzyć w to co mówisz, przypomnij sobie jak nazywał cię szlamą...
Hermiona sapnęła z oburzenia - Daj spokój Ron. Nie obchodzi mnie jak się mnie nazywa. Nie lubię go, ale on jest tu i teraz.... i zawdzięczam mu życie. - Ściszyła głos. - Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale kiedy byliśmy w Malfoy Manor i ... Bellatrix mnie torturowała, Malfoy próbował ją zatrzymać i wyrwać jej różdżkę.
Harry kątem oka obserwował Rona i przypominał sobie tą okropną noc w lochach dworu. Pamiętał krzyk torturowanej Hermiony, chaos i bezładną walkę, kiedy on i Ron uciekali zabierając różdżkę Malfoya.
- On był przerażony, to było widać. Starał się zaprzeczyć, że to my, a kiedy starał się powstrzymać Bellatrix... ona odwróciła się i kilka razy rzuciła na niego cruciatus. Niektóre z krzyków były jego, nie moje.- Przełknęła ślinę, przez chwilę bawiła się bezmyślnie kartkami trzymanej na kolanach książki. - I było coś jeszcze ... Neville mi powiedział. Wtedy kiedy my szukaliśmy horkruksów, Nev był tutaj tak jak Malfoy i Malfoy mu pomagał, pomagał studentom, których przeklął Carrow. Kazał przysiąc Nevillowi, żeby milczał, ale pomagał mu ich uzdrawiać. I raz, albo dwa ... - jeszcze bardziej zniżyła głos - Amycus Carrow lubił chłopców.
- Tak, wiem - przerwał jej Ron - Nev mi powiedział, że widział, że brał Malfoya od tyłu.
- Ale nie powiedział ci, że w ten sposób Malfoy powstrzymał go od zgwałcenia pierwszaka z Gryffindoru. Carrow wziął go zamiast niego.
- Dlaczego nam o tym nie powiedział? - zakłopotany Ron powoli uniósł głowę.
- A uwierzyłbyś mu?- spytała ostro Hermiona
- No nie wiem. Malfoy to pokręcony dupek, więc co z tego że posuwał go jakiś Śmierciożeca? Pewnie mu się podobało, dla niego każdy pretekst jest dobry.
Hermiona potrząsnęła głową - Być może, ale on ochronił małe dziecko, któremu z pewnością by się to nie spodobało.
- Jeśli pomógł, to znaczy, że chciał to zrobić- stwierdził cicho Harry - Ale dla czego nie poszedł z Nevillem do pokoju życzeń?
- Nikt go tam nie chciał. Nikt nie wiedział, że pomagał Nevillowi. Wszyscy sądzili, że jest wrogiem - wyjaśniła Hermiona. - Jest jeszcze jedna rzecz... jak myślisz co Śmierciożercy zrobiliby jego rodzicom, gdyby dowiedzieli się, że zmienił stronę?
Harry wzdrygnął się i nagle z wdzięcznością pomyślał, że Malfoy nie dołączył do Nevilla. Gdyby Voldemort zabił Narcyzę, gdyby Narcyza nie żyła ...
- Zawdzięczamy mu życie - stwierdził cicho.
* * *
Niemal wszyscy już poszli spać , kiedy portret odsunął się i przepuścił Malfoya. Harry zerknął na niego ze swojego miejsca przed kominkiem i żołądek zacisnął mu się, kiedy zobaczył Ślizgona.
Mafoy w ogóle go nie dostrzegł i ruszył wprost do drzwi prowadzących do sypialni.
-Malfoy - odezwał się Harry, nadszedł czas, żeby spłacić część swojego długu.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał na niego - Czego chcesz Potter?
- To co wcześniej powiedziałem McGonagall ...mogę cię uczyć, jeśli chcesz, ale ty też mi musisz pomóc.
Malfoy zatrzymał się. Harry widział, że zastanawia się nad jego ofertą. Prawdopodobnie rozważając za i przeciw. W końcu skinął głową.
- W porządku. Więc...er...jutro w klasie McGonagall? Po lunchu?
Malfoy pokręcił głową - Nie będzie mnie - odpowiedział.
- Dlaczego?
Ponownie zapadło milczenie, a potem Malfoy cicho, ledwie słyszalnie odezwał się - Dostałem zgodę na udział w dwóch pogrzebach.
- Och ...Crabba? - domyślił się Harry.
Malfoy skinął głową.
- I?
- Nie tój interes Potter -Malfoy odwrócił się napięcie i ruszył po schodach na górę zostawiając Harrego siedzącego w blasku ognia i zastanawiającego się kto był tak ważny dla Ślizgona, że chciał brać udział w jego pogrzebie.
ROZDZIAŁ 20
Harry spojrzał na profesor McGonagall, która patrzyła na niego z nieczytelnym wyrazem twarzy. Zrobił smutniejszą minę w nadziei, że uda mu się załatwić sprawę. Jej mina złagodniała i skinęła głową.
- Dobrze panie Potter, możesz wziąć udział.
- Dziękuję, pani dyrektor- westchnął z ulgą.
- Pogrzeb Vincenta Crabba odbędzie się o dziesiątej na cmentarzu w Hanleton, więc masz pół godziny na przebranie się i dojście do bramy skąd możesz się aportować, masz uprawnienia, prawda?
- Tak, pani profesor.
- To dobrze, możesz odejść.
Harry wrócił do dormitorium i szybko ubrał czarną szatę, która nie była bardziej formalna, ale odpowiednio ponura. Używał jej latem, kiedy brał udział w wielu pogrzebach. Mając nadzieję że nikt nie zapyta go dokąd idzie w taki ładny sobotni poranek, kiedy powinien bawić się w towarzystwie przyjaciół szybko pobiegł z powrotem do holu. Nie zajęło mu wiele czasu, żeby dotrzeć do bramy strzeżonej przez dwóch aurorów. Skinął im głową i poczekał, aż ją otworzą. Wyszedł na zewnątrz mając nadzieję, że nie zapomniał jak się aportuje. Zamknął oczy, skoncentrował się i odwrócił. Sekundę później stał znalazł się w miejscu, które widział, kiedy miał czternaście lat. Cmentarz był miejscem, w którym grzebano wszystkich, którzy byli związani z Voldemortem. Harry wiedział, że jego szczątki też się tu znajdują, cało spalono, a prochy rozrzucono na grobie jego ojca. Nie zapisano jego imienia na nagrobku, nazwisko Tom Riddle musiało wystarczyć i dla ojca i dla syna.
Było coś dziwnego w atmosferze tego miejsca. Było pełne zła, nigdy nie świeciło tu słońce. Ciemne i szare, jakby unosiła się tu wieczna mgła. Harry wzdrygnął się, zastanawiając się jakie duchy unosiły się tu kiedyś a jakie krążą tu obecnie. To było okropne miejsce i miał nadzieję, że nie będzie musiał tu długo zostać. Zamknął oczy i odwrócił się od nagrobka Riddla, miejsca, które nadal wywoływało u niego koszmary i ruszył w stronę gdzie stali ludzie.
Ubrany na czarno, nieznany Harremu czarodziej stał przy wykopanym grobie. Była tam jeszcze jedna osoba z charakterystycznymi jasno blond włosami, jedynym jasnym punkcie na cmentarzu.
Harry nic nie mówiąc stanął za Draco Malfoyem. Jeśli Malfoy go zauważył, to nie dał tego po sobie poznać. Stał ze spuszczoną głową, pozornie nie zwracając uwagi na nikogo.
Czarodziej skinął Harremu głową, a potem dwóch również ubranych na czarno mężczyzn wyszło z małej, na wpół zrujnowanej kaplicy wynosząc trumnę, w której znajdowały się szczątki Crabba. Vincent Crabbe był grubym chłopcem ze słabym mózgiem, ale śmiertelna pożoga sprawiła, że stał się suchym szkieletem. Zwykła sosnowa trumna z łatwością została przyniesiona i w magiczny sposób włożona do grobu. Niosący ją mężczyźni natychmiast się cofnęli i wrócili do kaplicy, a czarodziej niemal od niechcenia zaczął mówić. - Oddajemy szczątki Vicenta Crabba ziemi. Niech jego dusza spoczywa w spokoju.
Po wszystkich tych pogrzebach, na których był, pełnych smutku i różnych rytuałów Harry był zszokowany prostotą i obojętnością tego co widział i słyszał. Co prawda ojciec Crabba był w Azkabanie, ale gdzie była reszta jego rodziny, czyżby nikogo nie miał? A gdzie byli jego przyjaciele ze szkoły? Co stało się z Goylem?
Wstrząśnięty Harry przypomniał sobie, że Crabbe był Śmierciożercą, stał po stronie Voldemorta, brał udział w torturach i zabijał. Nikt nie chciał otwarcie opłakiwać tego chłopca, nawet jego tak zwani przyjaciele. Tylko Malfoy miał jaja i stał przy jego grobie, Był jedynym, który o nim pamiętał.
Jedynym, który się o niego troszczył.
Czarodziej spojrzał na Malfoya - Chcesz coś powiedzieć?- zapytał, oczywiście niezbyt zachęcająco i bez śladu smutku.
Ramiona Draco opadły. Teraz Harry widział tylko jasne włosy.
Malfoy odezwał się łagodnym głosem, jego słowa unosił wiatr - Był moim przyjacielem. Niezależnie od tego co się wydarzyło ... - ponownie pochylił głowę - był moim przyjacielem.
Czarodziej skinął głową i rzucił zaklęcie. Sterta ziemi uniosła się i opadła do wykopanego grobu wprost na trumnę i ułożyła się w schludny kopiec. Harry zrobił głęboki wdech przypomniał mu się pogrzeb Zgredka.
Czarodziej skinął głową i wrócił do kaplicy. Harry zastanawiał się czy tam mieszkał, czy był szefem firmy pogrzebowej dla Śmierciożerców.
Zrobił kilka kroków do tyłu zostawiając Malfoya samego. Wydawało się, że Ślizgon trzęsie się, a potem ruszył do innego rozkopanego grobu, który znajdował się kilka rzędów dalej. Harry zmarszczył brwi, więc to musiał być ten drugi pogrzeb, w którym miał uczestniczyć. Zaczął się zastanawiać kto ma być pochowany w tym zapomnianym miejscu. Patrzył jak czarodziej wychodzi z kaplicy. Tym razem wyszło czterech mężczyzn niosąc tajemniczą trumnę tym razem drogą, mahoniową. Mężczyźni jak poprzednio wrócili do kaplicy. Kolejny raz czarodziej zaczął mówić te same jak poprzedni słowa jedynie zmieniając imię.
-Składamy szczątki Lucjusza Malfoya do ziemi. Niech jego dusza spoczywa w spokoju.
Harremu opadła szczęka. Lucjusz Malfoy umarł? Jak? Dlaczego "Prorok" o tym nie napisał? Dlaczego Draco był sam? Gdzie była Narcyza? Czy nie powinno tu być reporterów i starych przyjaciół Malfoyów? Na pewno ktoś pamiętał pieniądze Lucjusza, które dał w swoim czasie na cele charytatywne, nawet jeśli potem stał się człowiekiem Voldemotra.
- Czy chcesz coś powiedzieć? - czarodziej zapytał syna Lucjusza, który stał ze spuszczoną głową.
Tym razem Malfoy milczał.
Ziemia uniosła się i ułożyła w schludny kopiec tak samo jak na grobie Crabba. Czarodziej zatrzymał się na chwilę, tak jakby zastanawiał się czy nie położyć dłoni na ramieniu chłopca, ale rozmyślił się, odwrócił i wrócił do kaplicy. Jego szaty zawirowały przypominając Harremu Severusa Snape.
Po chwili Malfoy wyjął różdżkę i wykonał skomplikowany ruch. Z nikąd pojawił się kamień i ułożył się jakby nad głową pochowanego ojca. Malfoy ponownie uniósł różdżkę tym razem powoli i ostrożnie. Harry przypomniał sobie jak sam rzeźbił nazwisko na innym nagrobku.
W końcu pojawił się tekst zwięźlejszy niż na grobie Zgredka. Imię i nazwisko Lucjusza Malfoya wypisane czarnymi literami. Draco cofnął się i wpatrywał w napis przez kilka minut. Potem powoli opadł na kolana.
- Ojcze! -- krzyknął - Ojcze ...
Harry przygryzł wargę, ten ból, tą rozpacz, wręcz nieprzyzwoitością wydawało mu się patrzeć na coś tak prywatnego. To było coś czego nigdy nie powinien widzieć u tak pełnego pychy, aroganckiego i pełnego nienawiści chłopca.
Głos Malfoya przycichł, teraz szeptał jak malutki chłopczyk.
- Tato ...
Harremu wręcz pękało serce. Podbiegł, chwycił Malfoya za ramię i ukląkł w błocie i przyciągnął do siebie. Spodziewał się, że zostanie odepchnięty, potraktowany klątwą żądlącą lub jeszcze czymś gorszym.
Ale Malfoy objął go za szyję i trzymał mocno.
Draco Malfoy, jego zaprzysięgły wróg, były Śmierciożerca, dumny czystokrwisty potomek starego rodu załamał się i bezwstydnie płakał na ramieniu Harrego Pottera.
ROZDZIAŁ 21
Harry trzymał Malfoya tak długo, że zdrętwiały mu nogi, ale robił to nadal nawet kiedy zmarzł tak bardzo, że zaczął się trząść. Przemokła mu szata i ubranie pod spodem. Wiatr wzmógł się i wyglądało na to, że nadchodzi burza.
W końcu Malfoy podniósł głowę, przez chwilę patrzył na niego a potem pchnął go przewracając w błoto. Zerwał się na nogi, wytarł twarz i nie patrząc na Harrego zaczął różdżką czyścić ubrudzone błotem spodnie. Harry wstał i syknął czując zdrętwiałe stopy.
- Malfoy, kurwa, co to ma być ...- zaczął.
Ślizgon spojrzał na niego z wściekłością - Powiedz o tym komuś jedno słowo, a zabiję cię. Rozumiesz Potter? Zabiję cię. - Nie widać było po nim śladu smutku, chociaż był bledszy niż zwykle. Wyglądał na bardziej niż złego, Harry nie potrafiłby słowami opisać furii która wypełniała szare oczy.
- Ale ja chciałem ...
- Powiedziałem ci, zostaw mnie w spokoju! Dlaczego nie możesz robić tego co ci mówię? Chociaż ten jeden raz? - odwrócił się i aportował zostawiając Harrego oblepionego warstwą błota, zmarzniętego i zastanawiającego się, dlaczego do cholery, jest mu tak przykro.
* * *
- Gdzie byłeś? - Hermiona zażądała wyjaśnień natychmiast kiedy wszedł do pokoju wspólnego, a potem kiedy zobaczyła w jakim jest stanie złapała go za rękę i zaczęła krzyczeć - Harry! Co się stało?
- Nic - odwarknął chłopak - Wpadłem do kałuży.
- Do kałuży? - dziewczyna zmarszczyła brwi - Ale ostatni raz padało kilka dni temu.
- Nieważne! - Harry myślał teraz tylko o gorącej kąpieli - Pozwól mi odejść. Miona jestem przemoczony i zmarznięty, muszę się przebrać.
Dziewczyna spojrzała na niego zimno - Wiem, że coś się stało! - wyprostowała się. - Przed chwilą wrócił Malfoy, też był brudny. Znowu ze sobą walczyliście?
- W porządku. Tak. - Harry zdecydował się, że łatwiej będzie skłamać niż opowiedzieć o tym co zdarzyło się naprawdę. Malfoy mówił poważnie, Harry nie bał się, ale czuł, że Ślizgonowi zależało na zachowaniu tajemnicy.
- Nie mogę w to uwierzyć - zdenerwowana Hermiona uniosła ręce - Myślałam, że jeżeli będziecie dzielić sypialnię to się uspokoisz, ale ty jesteś gorszy niż kiedykolwiek.
- Daj mi spokój! - w Harrym coś pękło, wbiegł do swojego pokoju, chwycił ręcznik i uciekł do łazienki. Miał nadzieję, że tam za nim nikt nie pójdzie.
* * *
Nie widział Malfoya przez resztę weekendu, nawet jego łóżko pozostało nietknięte. Zadał kilka delikatnych pytań i stwierdził, że nie widział go nikt oprócz Hermiony, która zobaczyła go brudnego wchodzącego do dormitorium, a potem kilka minut później wychodzącego w czystych szatach. Wypatrywał go w trakcie posiłków, ale miejsce Ślizgona pozostało puste. Doszedł do wniosku, że jeśli Malfoy nie pokaże się w poniedziałek to pójdzie i porozmawia z McGonagall. Ale kiedy w poniedziałek wszedł na lekcję obrony z zaskoczeniem stwierdził, że Malfoy już tam był z głową pochyloną nad książką i bladą dłonią w roztargnieniu stukającą o blat stolika.
- Gdzie byłeś?- zapytał bez zastanowienia.
Malfoy spojrzał na niego - Nie twój interes.
- Zniknąłeś - drążył Harry - Chciałem powiedzieć ...
- Już ci mówiłem, żebyś nie mówił o tym ani słowa - syknął Ślizgon zerkając na uczniów wchodzących do klasy.
- Powiesz mi gdzie byłeś?
Malfoy przez chwilę przygryzał wargę, widać było, że nie ma ochoty udzielić odpowiedzi. Wreszcie nonszalancko wzruszył ramionami - Jeśli już naprawdę musisz wiedzieć to dostałem zgodę na spotkanie z matką.
- Ale dlaczego chcesz to trzymać w tajemnicy? Oczywiście, że musiałeś ją zobaczyć ... Twój tata ...
- Zamknij się! - warknął Malfoy. Harry gwałtownie odskoczył obrzucony kilkoma przekleństwami. Nagły ból przeszył mu ramię. Zirytowany odsunął się jeszcze dalej, usiadł na swoim miejscu i pociągnął na dół mankiet koszuli tak żeby jasnoczerwony ślad po klątwie zniknął pod rękawem. Ponownie zerknął na Malfoya, który znowu zajęty był czytaniem. Pełne chłodu obojętne ocy skierowane były na książkę, ale Harry przyglądając mu się zauważył, że chłopak się trzęsie.
Magia bezróżdżkowa? Harry z namysłem przyjrzał się Ślizgonowi, wiedział, że jest to możliwe w przypadku skrajnych emocji lub jeśli było się potężnym czarodziejem. Malfoy był niezły, ale nie potężny. Ten chłopak był naprawdę jednym z najbardziej popieprzonych ludzi jakich znał.
Kiedy wszedł profesor Hexam w klasie zapadła cisza. Nauczyciel jak zwykle uśmiechnął się jowialnie - Dzień dobry wszystkim. Pomyślałem, że dzisiaj moglibyśmy zająć się legilimencją i oklumencją.
Ręka Hermiony natychmiast uniosła się do góry - Panie profesorze, na ten temat nigdy nie uczono w szkole, one ...
- To było przed wojną pani Granger. Dyrektorka wyraziła zgodę na ich nauczanie. A teraz czy w klasie jest ktoś, kto doświadczył jednej z nich?
Nikt się nie zgłosił.
- Ale ja wiem, że dwie osoby mają z nimi doświadczenie. Nie wstydźcie się - profesor spojrzał na Harrego, a potem na Malfoya.
Malfoy zadrżał lekko i Harry dostrzegł jak pobielały mu kostki palców, które zacisnął na piórze - Tak sir?
- Sądzę, że ciotka cię nauczyła.
Malfoy nie patrząc Hexamowi w oczy pokręcił głową.
- Podejdź tu, jesteś zbyt skromny. Powiedziano mi, że masz talent do oklumencji i duże umiejętności w legilimencji.
Malfoy znowu pokręcił głową. - Nie sir. Wprowadzono cię w błąd.
Hexam pochylił się nad biurkiem, Malfoy zerknął na niego a potem ponownie opuścił wzrok. Harry przypomniał sobie, że w tej dziedzinie niezbędny był kontakt wzrokowy i zrozumiał, dlaczego chłopak nie chce spojrzeć na nauczyciela. - Sądzę, że mam dobre informacje. Dlaczego nie pokażesz nam swoich umiejętności.
Palce Malfoya zacisnęły się tak mocno, że pióro pękło mu w palcach.
- Zostaw go! - wybuchnął Harry - Czy nie widzisz, że nie chce tego robić? - zrobił głęboki wdech i rozejrzał się po klasie, uczniowie już zaczęli szeptać - Mam pewne doświadczenie w oklumencji, chociaż nie jestem w tym bardzo dobry. Pomogę w demonstracji chociaż nie wiem czy jest coś do zobaczenia.
Malfoy podniósł głowę - Nie! - wstał rumieniec rozprzestrzenił mu się szybko na policzkach i szyi. - Ja ... zrobię to z Potterem.
Hexam patrzył na niego przez chwilę a potem spojrzał na Harrego - Bardzo dobrze. Panie Malfoy, panie Potter proszę tu podejść.
Harry wstał trzymając różdżkę. Malfoy stanął na przeciwko niego. Szare oczy skierowały się na zielone. Harry delikatnie skinął głową wyrażając zgodę.
Malfoy uniósł różdżkę - Legilimens!
Harry spróbował zamknąć umysł tak jak kiedyś uczył go Snape. Wiedział, że nie będzie w stanie długo powstrzymać Malfoya, zwłaszcza, że nie był w tym nigdy dobry, no i nie ćwiczył prawie od roku. Przygotował się na brutalną inwazję, gwałtowne wdzieranie się do jego wspomnień, ale zamiast tego poczuł przyjemne, delikatne i łagodne ciepło, uczucie podobne do tego gdy ciepła woda spływa po włosach. Zdziwiony skupił się na srebrzysto szarych oczach Malfoya zastanawiając się co on robi.
Twarz Maloya nie pokazywała nic. Cały jego gniew, strach i nienawiść zniknęły, jego oczy były ciepłe i delikatne jak blask świecy. A potem w głowie Harrego zaczęły się powoli i boleśnie pojawiać obrazy.
VoldemortPierścieńwskrzeszeniaCzarnaróżdżkaInsygniaśmierciPierścieńCzaraWąż
DiademPamiętnikHorkrusy.
- Nie - wyszeptał. Nikt nie wiedział, że miał kiedyś wszystkie insygnia, że pozwolił, żeby różdżka wróciła do swojego prawowitego pana, a pierścień leżał gdzieś w Zakazanym Lesie. Nikt nie powinien wiedzieć się o horkruksach, to powinna być zakazane i nie chciał ...
Ale zamiast kolejnych obrazów, które Malfoy mógł oglądać do woli Harry zobaczył jak zaczyna je coś otaczać, coś jak ściana powstająca cegła po cegle, tak długo aż całkiem zniknęły. Sapnął. Pamiętał Voldemorta, który przesyłał mu obrazy tak żeby myślał, że są prawdziwe, ale to ... to było ...
- Bardzo dobrze Draco -zamruczał Hexam - Co zobaczyłeś?
Malfoy mówił normalnie, na ton jego głosu nie wpłynęła ani inwazja ani delikatna manipulacja.- Potter zapomniał odrobić pracę z eliksirów, sir.
Cała klasa wybuchnęła śmiechem. Harry poczuł jak Malfoy wychodzi z jego umysłu. Oszołomiony zrobił krok do tyłu i dotknął ręką blizny spodziewając się, że tak jak wiele razy wcześniej zacznie go boleć.
Hexam zmarszczył brwi. Malfoy posłał mu przeciągłe spojrzenie i Harry niemal mógł zobaczyć jak profesor zagłębia się w jego umyśle. Wreszcie posłał mu wymuszony uśmiech - Cóż proponuję panie Potter żebyś odrobił pracę domową,
jestem pewien, że profesor Slughorn jest mistrzem w wymyślaniu szlabanów.
- Ta sir - Harry usiadł, a nauczyciel zaczął wykład na temat legilimencji i oklumencji.
ROZDZIAŁ 22
Harry usiadł na łóżku podpierając dłonią brodę. Ron właśnie opowiadał mu o rozmowie z dyrektorką na temat utworzeniu kilku mieszanych drużyn siódmoklasistów, żeby rozgrywać towarzyskie mecze. Ponieważ był tylko jeden Ślizgon nie miało sensu prowadzić normalnych rozgrywek. Harry od czasu mruczał "hmm" wypełniając luki w jego monologu i gdzieniegdzie wtrącał pojedyncze słowa, ale w zasadzie naprawdę go nie słuchał, bo myśli w głowie wirowały mu jak szalone.
Co tak naprawdę wydarzyło się na lekcji obrony? Mur w głowie na pewno nie powstał z jego woli. Im bardziej o tym myślał, tym bardziej był pewny, że Malfoy wiedząc, że jego tarcze nie są zbyt mocne wziął to na siebie, żeby ochronić jego tajemnice o Insygniach Śmierci i horkruksach.
Ale dlaczego miałby to zrobić?
Harry wyprostował się i oczy rozszerzyły mu się kiedy zrozumiał. Hexam! Wiedział co się dzieje. Hexam chciał dowiedzieć się o insygniach.
- Kumplu, wszystko w porządku? - zapytał Ron, ale Harry zignorował go podbiegł do kufra i grzebał w nim tak długo aż znalazł jedwabisty materiał. Chwycił go, przytulił do piersi i odetchnął z ulgą. To była najcenniejsza rzecz jaką posiadał. Jeśli by ...
- Harry? - Ron pomachał mu ręką przed twarzą - Hej!
Harry spojrzał na niego - Co?
- Wszystko w porządku? Jesteś trochę... - Ron wskazał palcem na głowę.
- Nic mi nie jest. Err... zrobisz coś dla mnie?
- Jasne - Ron znowu usiadł na łóżku i otworzył pudełko z czekoladowymi żabami - W czym problem? - zapytał gryząc czekoladę.
- Schowaj ją, dobrze? - Harry podał mu pelerynę.
- Twoją pelerynę? Dlaczego? - Ron wziął ją i z roztargnieniem zaczął delikatnie gładzić.
- Nie wiem. Myślę, że ... Myślę, że ...Hexam chce mi ją zabrać.
- Hexam? - Ron skrzywił się - Dlaczego miałby to zrobić?
- Po prostu mam takie przeczucie - Harry przyglądał się jak Ron wkłada pelerynę do kufra i przykrywa stertą nieużywanych książek.
- Od pierwszej chwili nie polubiłem faceta. Mówiłem ci, uważam, że on i Malfoy mają ze sobą romans.
Harry przygryzł wargę zastanawiając się czy powinien opowiedzieć przyjacielowi co zdarzyło się na lekcji obrony. Ron niewiele wiedział na temat oklumencji i prawdopodobnie nie byłby mu w stanie pomóc, nawet jeśli by mu uwierzył, Westchnął i zamknął usta. Był tylko jeden człowiek, z którym ewentualnie mógłby porozmawiać na ten temat.
Ale on prędzej by go zabił niż zamienił z nim słowo.
O wilku mowa ... drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Malfoy. Ron obrzucił go złym spojrzeniem a potem wstał - Idziesz na obiad Harry?
- Za chwilę - Harry pochylił się nad swoim kufrem starając się wyglądać tak jakby coś porządkował - Idź. - Wiedział, że Ron coś podejrzewa, ale chłopak nie powiedział nic tylko wyszedł zostawiając Harrego i Malfoya samych.
Harry nadal porządkował kufer i kątem oka obserwował Ślizgona, który całkowicie go ignorując zdejmował szkolną szatę i krawat. Potem rozpiął koszulę i pozwolił jej zsunąć się z ramion na podłogę. Był szczupły, ale miał ładnie umięśnioną klatkę piersiową i ramiona, płaski brzuch a szlaczek ciemnych włosków znikał gdzieś poniżej talii.
Harry przełknął ślinę myśląc o tym co znajdowało się poniżej i zarumienił się mając nadzieję, że Malfoy w tym momencie nie użyje na nim legilimencji.
Kiedy Malfoy pochylił się, żeby podnieść koszulę zauważył spojrzenie Harrego i natychmiast się wyprostował - Czego się gapisz Potter? Jesteś cały czerwony.
Harry starał się jakoś wybrnąć i skierował wzrok na jego lewe ramię - Twój znak ... zniknął.
Malfoy spojrzał na swoją rękę - Zniknął kiedy zabiłeś Voldemorta.
- Jesteś z tego zadowolony?
Chłopak patrzył na niego przez chwilę, a potem skinął głową.
- Ale zawsze może pojawić się jakiś inny mroczny czarodziej, prawda? - kontynuował Harry.
Malfoy wzruszył ramionami - Chyba tak.
- I prawdopodobnie tak długo jak żyję będę jego celem.
Malfoy milczał.
- Więc co się stało dzisiaj na obronie? To ty, prawda? Zobaczyłeś moje wspomnienia i ukryłeś je za murem. Dlaczego to zrobiłeś?
Malfoy przewrócił oczami - Masz naprawdę gówniane tarcze. Każdy mógł tam wejść i poznać te ... tajemnice.- Sięgnął po sweter leżący na łóżku - Pomyślałem, że pomogę ci je ukryć.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Harry podszedł do niego i ściszył głos - Kto nauczył cię to robić?
Kolejne wzruszenie ramion - Parę osób - Malfoy przełożył sweter przez głowę, Harry spojrzał na jego klatkę piersiową i na jasnej skórze zobaczył kilka srebrzystych blizn.
- O mój Boże ... - wyrwało mu się - Czy to ... czy to ja zrobiłem.
Malfoy zamarł, spojrzał w dół i skinął głową.
- Zawsze chciałem ci powiedzieć ...- wyszeptał Harry – Ja nie znałem tego zaklęcia. Nie wiedziałem co może zrobić.
Malfoy skinął głową - Cóż przedwczoraj użyłem go na tobie, więc jesteśmy kwita.
Wyczuwając, że w tym co chłopak mówi nie ma drwiny czy zniewagi Harry delikatni e kontynuował delikatnie - Bardzo mi przykro. Niemal cię zabiłem. Wtedy czułem się tak źle. Chciałem cię przeprosić, ale potem Dumbledore...
Malfoy zamarł na sekundę, a potem spojrzał mu w oczy - Naprawdę chciałeś mnie przeprosić?
Harry skinął głową - Chciałem pójść do ciebie do szpitala ...ale ...
- To bez znaczenia - Malfoy podszedł bliżej i Harry uświadomił sobie, że czuje ciepło płynącego od jego ciała. Przełknął ślinę, poczuł ucisk w brzuchu i odsunął się szybko. Zrobił krok do tyłu i oparł się o łóżko. Malfoy wyciągnął rękę i pogłaskał go po włosach. Harry chciał coś powiedzieć, ale nie mógł bo w gardle pojawiła mu się ogromna gula. Zamknął oczy, czuł ciepły oddech przy swoich ustach, nic nie mógł na to poradzić, ale wręcz oczekiwał na pocałunek.
I wtedy Malfoy nagle się odsunął i założył sweter. Przez chwilę Harry zastanawiał się czy sobie tego wszystkiego nie wyobraził, ale kiedy otworzył oczy zobaczył, że chłopak drży delikatnie. Potem w milczeniu dokończył ubieranie i wyszedł z pokoju nie zaszczycając Harrego nawet spojrzeniem. Musiało minąć kilka minut, żeby Harry pozbierał się na tyle, żeby zejść do Wielkiej Sali.
* * *
- Ona doprowadza mnie do szaleństwa - wyznał później Ron - Nie wiem co mam robić. W jednej chwili krzyczy, żeby zostawić ją w spokoju, a potem chce mnie całować. Nie potrafię się w tym połapać - skrzywił się z obrzydzeniem. Po ich "rozmowie" na temat seksualności Harrego wydawał się akceptować to, że przyjaciel jest gejem i że prawdopodobnie pożąda Malfoya, co było dość dziwne, bo Harry sam nie był tego do końca pewien.
- To oczywiste - uzasadnił Ron - Opisujesz klasyczny przykład pożądania.
- Ale dlaczego? Dlaczego tak nagle? Nigdy wcześniej nie interesowali mnie chłopcy, nawet teraz interesuje mnie tylko Malfoy. Może miałeś rację i on naprawdę rzucił na mnie jakąś klątwę.
- Tak jak ci powiedziałem wcześniej kumplu, nie miałeś czasu ani energii żeby myśleć o seksie. Zawsze byłeś pochłonięty tym co dotyczyło Voldemorta i tylko tym się martwiłeś. Słyszałem, że niektórzy ludzie odkrywają swoją orientację bardzo późno i ty najprawdopodobniej jesteś tego przykładem.
- Ale dlaczego Malfoy?
Ron wzruszył ramionami - On wie że cię pociąga, prawda? Podsłuchiwał nas wtedy. On jest gejem i jak na fretkę jest przystojny no i łączy was namiętna historia pełna.
- Namiętna? - obruszył się Harry - Zawsze walczyliśmy jak pies z kotem.
- I w waszych kontaktach było więcej emocji niż między inny osobami w szkole - stwierdził stanowczo Ron. - Harry ty zwyczajnie za nim lataasz. On oczywiście jest zainteresowany i dla świętego spokoju trzeba to doprowadzić do końca. Zabierz go na wieżę astronomiczną i wypieprz. Przynajmniej przekonasz się czy to jest to czego chcesz, a jeśli nie to też dobrze, przecież to Malfoy. Kogo obchodzi co sobie pomyśli - uśmiechnął się psotnie - A jeśli już będziesz go pieprzyć to nie używaj nawilżacza. Przez tyle lat był jak ból w dupie teraz jego kolej, żeby poczuł co to oznacza.
Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
* * *
- Potter!
Harry obejrzał się i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Malfoya idącego niedbałym krokiem w jego kierunku. Zatrzymał się i zaczął się nerwowo zastanawiać. Czego chciał tym razem?
- Pamiętasz naszą umowę?
- Co? - Harry przez chwilę patrzył na niego tępo, a potem zaskoczył - O ... tak, pamiętam.
- Mam wolne popołudnie. Pouczysz mnie obrony?
Szczęka Harrego opadła z trzaskiem. Patrzył na Malfoya chyba przez minutę, aż chłopak poruszył się niespokojnie - Potter? - zapytał podejrzliwie.
- Um ... przepraszam. - Harry potrząsnął głową, żeby otrząsnąć się ze zdumienia - Um ... tak. W klasie McGonagall o trzeciej?
- Świetnie - Malfoy poprawił torbę na ramieniu i odszedł bez słowa.
Harry patrzył za nim nie mogąc zrozumieć jego postępowania. Wszystko było dziwne i stawało się coraz dziwniejsze.
ROZDZIAŁ 23
Było dziesięć po trzeciej a Malfoy jeszcze się nie pokazał. Harry usiadł na biurku McGonagall i niecierpliwie machał nogami zerkając na zegarek co trzydzieści sekund. Jeśli nie pojawi się w ciągu minuty pójdę sobie, pomyślał. Jeszcze minuta i będę wolny ... dam mu jeszcze jedną minutę i ... Tak, to jest to! Tylko trzydzieści sekund...
I wtedy drzwi się otwarły i pojawił się zdyszany Malfoy. Miał podartą koszulę i zakurzone spodnie.
- Co się stało? - zapytał Harry.
Malfoy zaśmiał się złośliwie - Spotkałem kilku Puchonów.
- Chcieli się pobić? - Harry zeskoczył z biurka chcąc mu pospieszyć z pomocą.
- Nie martw się bohaterze - Malfoy uśmiechnął się ironicznie.- Sam potrafię o siebie zadbać.
- Dobrze – Harry sapnął z irytacją … poczekał aż Malfoy doprowadzi do porządku swoje ubranie i przygładzi włosy - Więc czego chcesz się najpierw nauczyć? McGonagall mówiła o patronusie...
- Pieprzyć to - Malfoy podszedł bliżej - Ważniejsze jest to czego ty się musisz nauczyć.
- W tej chwili Slughorn pracuje w swoje sali...- zaczął Harry
Malfoy niecierpliwie machnął różdżką - Nie Potter. Musisz popracować nad swoimi osłonami. Twoja oklumencja jest do dupy.
- Moja oklumencja ... Myślałem, że to ja mam cię uczyć - Harry był kompletnie zdezorientowany. To prawda, że nigdy nie udało mu się obronić przed jakąkolwiek próbą legilimencji, ale nigdy też nie próbował tego zrobić poza lekcjami ze zmarłym profesorem Snapem. - Dlaczego to takie ważne? Czy to ma coś wspólnego z Hexamem?
Oczy Malfoya zwęziły się - Dlaczego pytasz?
- Nie ufam mu - wypalił Harry - I wiem, że coś się między wami dzieje. Więc jak mam zaufać tobie?
Malfoy skrzyżował ręce na piersiach i oparł się o biurko - Czy nie pomogłem ci wcześniej?
Zażenowany Harry skinął głową.
- Więc mi zaufaj.
- Daj mi jakiś dobry powód - zażądał Harry.
Malfoy milczał przez chwilę, potem westchnął i wzruszył ramionami - W porządku. Nie to nie. - Zamilkł - Pokaż mi jak się robi patronusa.
Harry gapił się na niego przez minutę, oczy Malfoya mieniły się z emocji. Teraz zauważył, że zmieniają kolor. Zazwyczaj były szare, ale czasami błyszczały jak rtęć, a niekiedy były stalowo szare albo ciemniały jak niebo przed burzą.
- Świetnie! - Harry namyślał się przez chwilę -Ja uczyłem się na boginie, ale teraz będziemy musieli poimprowizować. - Odwrócił się, rozejrzał po klasie, a potem starannie zmienił roślinę w doniczce w humanoidalny kształt w czarnych szatach, dołożył parę świecących na czerwono oczu i spojrzał na Malfoya który był bledszy niż zwykle - Wystarczająco przerażający?- zapytał.
Malfoy przełknął ślinę i skinął głową.
- Okej. Musisz przypomnieć sobie najszczęśliwsze wspomnienie. Wykonać ruch różdżką i powiedzieć Expecto Patronum. Pokażę ci.
Przez kilka sekund jego srebrny ukochany jeleń przechadzał się po klasie, a potem rozpłynął się w delikatną mgiełkę i zniknął.
Malfoy trzymał różdżkę w opuszczonej ręce patrzył z otwartymi ustami - Ja nie ... to było ... - zdał sobie sprawę, że wygląda jak złota rybka i zamknął usta - Mówisz szczęśliwe wspomnienie?
Harry skinął głowę i patrzył na chłopaka, który zamknął oczy i przez kilka minut stał marszcząc brwi intensywnie się koncentrując, potem uniósł różdżkę - Expecto patronum.
Nic się nie stało, skrzywił się - To nie działa.
- Spróbuj jeszcze raz, To dość zaawansowana magia. Opanowanie jej wymaga trochę czasu.
Malfoy uśmiechnął się ironicznie - Znam zaklęcia na poziomie OWUTemów Potter.
- Zarozumialec - zadrwił Harry - Jest wielu dorosłych czarodziejów, którzy tego nie potrafią.
Malfoy zacisnął wargi. Mocniej zacisnął dłoń na różdżce i wycelował ją ponownie. Po godzinie nie udało mu się wyczarować nawet srebrnej mgełki. Harry przyzwyczaił się do tego, kiedy ćwiczył z członkami Armii Dumbledora, ale teraz zaczął tracić panowanie nad sobą. Wyobraził sobie jak jego jeleń z irytacji zaczyna zrzucać poroże.
- Posłuchaj, to nie działa - usiadł na krześle i patrzył na Malfoya z roztargnieniem bawiąc się różdżką - O czym myślisz?
Malfoy wzruszył ramionami - Jak przyjęto mnie do drużyny quidditcha.
- Trudno to nazwać przyjemnym wspomnieniem. Kupiłeś sobie przyjęcie do zespołu.
- Zamknij się Potter.
- Mówię tylko, że to nie wystarczy. - Harry podrapał się po głowie. - Sądzą, że to musi być ... naprawdę dobre wspomnienie. Nie chodzi o to, że byłeś zadowolony.
- Co masz na myśli? To jest "dobre" wspomnienie. W końcu miałem szansę, żeby ci dołożyć ...- zmarszczył brwi - Ale mi się nie udało - dodał trochę żałośnie.
- Nieważne, poszukaj innego wspomnienia.
Zamyślony Malfoy pochylił głowę - Myślę, że ... ostatni raz byłem naprawdę szczęśliwy ...kiedy zniknął mój znak- wyszeptał . - To znaczyło, że się udało ...że Voldemort nie zabije mnie i mojej rodziny.
Harry wpatrywał się w Ślizgona. Czy wszystko czym kierował się wynikało z jego chciwości, dumy i strachu?
- Nie, nie rozumiesz - zrobił wysiłek, żeby wyrazić się jaśniej - To wspomnienie oznacza, że przestałeś się bać, że przestało ci coś grozić. Czy nie pamiętasz czegoś naprawdę szczęśliwego? Mam na myśli czystą radość.
Malfoy spojrzał na niego, w jego czach widać było zaskoczenie i ból, w końcu potrząsnął głową - Nie potrafię nic wymyślić - wymamrotał.
- A twój pierwszy lot na miotle? Albo pierwszy wykonany czar, albo ... nie wiem ... coś szalonego jak .... no wiesz ...pierwszy raz .... - poczuł, że się czerwieni
- Pierwszy raz co? - Mafoy zauważył jego zmieszanie. Harry był pewien, że to go rozbawiło.
- Pocałowałeś dziewczynę i to ci się naprawdę spodobało.
Malfoy prychnął - Nigdy nie pocałowałem żadnej dziewczyny ...no może raz Pansy, kiedy miałem pięć raz, ale ona miała wtedy czekoladę na buzi.
- Dobrze, no to jak pocałowałeś faceta i to ci się naprawdę podobało.
Kolejny raz wargi Malfoya zacisnęły się w cienką kreskę i chłopak zaśmiał się szyderczo - Nie wiesz czy w ogóle to kiedykolwiek zrobiłem Potter.
Harry uniósł ręce i potrząsnął głową a potem zmienił dementora w nieszkodliwy kwiatek. - Nie potrafię ci pomóc. Wszystko czym się kierujesz wynika z egoizmu albo strachu. Takie wspomnienia nie sprawią że wyczarujesz patronusa.
- Zaraz - Malfoy prawie krzyknął a kiedy Harry na niego spojrzał opanował się trochę - Myślisz, że to może mieć coś wspólnego z faktem, że śmierciożercy nie mogą wyczarować patronusa?
- Nie mogą? - Harry zmarszczył brwi - Snape mógł. Sam widziałem - i wtedy przypomniał sobie dlaczego Snape został śmierciożercą więc zamilkł.
Ale Malfoy zrozumiał i skinął głową - Snape nie był całkiem po naszej stronie, prawda? Robił wszystko, żeby cię chronić.
Zaskoczony Harry skinął głową.
Malfoy uniósł różdżkę i wycelował ją w niewinną roślinę - Expecto Patronum.
Srebrny kształt wystrzelił z różdżki. Harry wpatrywał się jak obiega pokój, a potem znika w obłoczku mgły. Nic na to nie mógł poradzić, wybuchnął śmiechem.
Mina Malfoya była przekomiczna. Był rozdarty między radością, że w końcu czar zadziałał, a rozdrażnieniem, że Harry się śmiał, najwyraźniej wstydził się postaci swojego patronusa.
- Fretka? - powiedział w końcu. - Kurwa, dlaczego fretka?- spojrzał na Harrego z przekomicznym oburzeniem - Spodziewałem się czegoś w rodzaju smoka. Byłem pewny, że to będzie smok.
Harry objął się ramionami, ale nie był w stanie powstrzymać śmiechu, jeszcze trochę i Malfoy straci cierpliwość i obrzuci go klątwami.
- To było cudowne! - parsknął - Wygląda na to, że Szalonoooki Moody znał cię lepiej niż ty sam.
I natychmiast spoważniał. Przypomniał sobie, że człowiek, który zmienił Malfoya w fretkę nie był Alastorem, ale śmierciożercą - Przynajmniej ci się udało- stwierdził - O czym pomyślałeś?
Malfoy schował różdżkę do kieszeni - Nie twój interes Potter - zmarszczył nos i bez słowa wyszedł z pokoju.
ROZDZIAŁ 24
- Fretka? Kurwa fretka! – powtórzył po raz dwudziesty Ron. Wył ze śmiechu przez ostatnie pięć minut i Harry był pewien, że wszyscy mieli tego serdecznie dość.
- Tak fretka.- Harry westchnął z rezygnacją. Wiedział, że nie wydusi z Rona nic dopóki on sam się nie uspokoi. - Przestań to wcale nie jest takie zabawne.
- Och mylisz się, to jest fantastyczne! - Ron znowu zaczął rechotać - Kurwa, fretka!
Harry zaczął tracić panowanie - I to mówi ktoś kogo patronusem jest mały, śmieszny piesek!
Śmiech ucichł w okamgnieniu, nie było w tym nic dziwnego, bo Harry powiedział prawdę - To Jack Russell terrier.
- To mały śmieszny piesek. Fretka przynajmniej nie robi tyle hałasu.
Ron skrzywił się. Z boku dobiegł ich cichy chichot, spojrzał na Hermiomę, która drzemała na kanapie - Masz jakiś problem?
- Wy się kłócicie o patrpnusy! Naprawdę. Panowie! - usiadła i spróbowała ułożyć włosy w coś co przypominałoby coś innego niż ptasie gniazdo - To nie ma znaczenia czy przybiera formę feniksa czy pchły. Cielesny patronus jest magią ,magią ludzi, którzy mają dobre intencje i dlatego Śmierciożercy nie mogą ich wyczarować – zrezygnowała z ułożenia włosów i zwinęła je w ciasny węzeł.- A to oznacza, że Malfoy się zmienił.
- Chciał mnie oszukać – wymamrotał Harry - To gnojek, nawet zapytał mnie co ma zrobić, żebym mu zaufał.
- O co chodziło?- Hermiona jak zawsze nie potrafiła długo tkwić w nieświadomości - Dlaczego prosił cię, żebyś mu zaufał?
Harry westchnął i opowiedział im co się zdarzyło na lekcji obrony i jak Malfoy naciskał go na naukę oklumencji.
- On ma rację - zgodziła się Hermiona - Mówiłam ci to już na piątym roku. Jeśli on jest skłonny uczyć cię to należy przyjąć jego ofertę. Jest w tym bardzo dobry a ty .... masz zbyt wiele niebezpiecznych tajemnic.
- Skąd wiesz, że Malfoy jest dobry?- zapytał podejrzliwie Ron.
Hermiona na chwilę przygryzła wargę – Och, dobrze wyobrażam sobie, że jeśli udało mu się powstrzymać Voldemorta z dala od swojego umysłu to musi taki być – starała się teraz wyglądać na zajętą swoimi podręcznikami. Harry zauważył, że czuje się winna i zaczął się zastanawiać czy Ron też to zobaczył. I co takiego się stało, że jej nastrój zmienił się taka gwałtownie. Zamyślił się. Ron coś zamruczał a potem zachichotał ponownie.
- Kurwa, fretka ....
Harry spojrzał pytająco na Hermionę, ale ona unikała jego wzroku, więc zaczął się zastanawiać co takiego urywa. Wiedział, że nie było w tym nic niestosownego, przynajmniej teraz kiedy Malfoy powiedział mu, że nie interesuje się dziewczynami. I wtedy po raz pierwszy pomyślał, że chłopak może kłamać. W końcu Hermiona była po jego stronie od chwili kiedy wrócili do szkoły. A jeśli ta sympatia przerodziła się w coś więcej?
Potrząsnął głową. Nie ma mowy. Nawet jeśli Hermiona była w jakiś sposób nim zainteresowana, to jej mugolskie pochodzenie sprawiało, że Malfoy nie tknie ją nawet palcem, nie mówiąc o różdżce czy czymkolwiek innym ... bardziej ... intymnym...
Obraz Malfoya łapiącego Hermionę, popychającego ją na ścianę i całującego zakradł się do jego umysłu wraz z rosnącym ciepłem pobudzenia chociaż wiedział, że to jest całkowicie niewłaściwe. Zsunął się z fotela mrucząc przeprosiny i pospieszył do łazienki.
Nie było absolutnie żadnej możliwości, żeby masturbował się mając ten obraz przed oczami. Pochylił się nad umywalką, ochlapał twarz zimną wodą, a potem spojrzał na lustro patrząc na swoją zaczerwienioną twarz i walcząc o odzyskanie kontroli nad własnym ciałem. Trochę to trwało, ale w końcu poczuł, że może wrócić do pokoju wspólnego. Spojrzał na zegarek, była prawie szósta. Spróbował przygładzić włosy, otarł twarz ręcznikiem, a potem ruszył, żeby sprawdzić ci przyjaciele poszli już na kolację.Za jakiś czas, w odpowiednim momencie będzie musiał porozmawiać z Hermioną na temat tego co dzieje się między nim a Malfoyem.
* * *
Coś sprawiło, że otworzył oczy. Obudził o jakiś nieznany dźwięk. Przez dłuższą chwilę leżał w ciemności z napięciem nadsłuchując i zastanawiając się co to było.
Znowu.
Tłumione, ciche łkanie jakby ktoś starał się je powstrzymać, żeby nikogo nie obudzić. Potem jeszcze raz, a później szloch. I wtedy Harry rozpoznał ten głos. Podniósł się szybko, podszedł do łóżka Malfoya i rozsunął zasłony. Malfoy leżał skulony pod kołdrą zaciskając dłonie na brzegach łóżka. Harry wręcz mógł poczuć jak drewniana rama drży. Bez namysłu wyciągnął rękę i zacisnął ją na ramieniu chłopaka.
- Wszystko w porządku?
- Odpierdol się! - padała stłumiona odpowiedź.
- Malfoy ...
- Zostaw mnie w spokoju.
Harry wiedział co zaraz nastąpi. W końcu to nie był pierwszy raz. Malfoy będzie go wyzywać i w końcu albo zacznie na niego wrzeszczeć albo rzuci na jakąś klątwę. Nie chciał, żeby obudził ktoś innego więc postanowił naruszyć ten schemat. Odsunął kołdrę i wsunął się do łóżka.
- Co ty kurwa robisz ...? - zaczął Malfoy ale Harry przycisnął mu dłoń do ust i przycisnął do materaca spodziewając się gwałtownej i raczej bolesnej szarpaniny, ale zamiast tego Malfoy wręcz zwiotczał chociaż nadal szybko oddychał. Dłoń Harrego tłumiła jego szloch, więc rozluźnił chwyt tak ,żeby chłopak mógł swobodniej nabrać powietrza i zaczął się zastanawiać co było przyczyną tak dziwnej reakcji. - Nie krzycz - wyszeptał.
Malfoy gorączkowo pokręcił głową, Harry odsunął dłoń i nagle uświadomił sobie w jakiej leżą pozycji. Ona na górze obejmując mu nogami lewe udo. Klatka piersiowa Ślizgona unosiła się szybko i Harry był pewny, że serce spanikowanego Malfoya przyspiesza. Jego własne ciało też zareagowało na tą specyficzną sytuację i jęknął czując jak szybko twardnieje. Spróbował się przesunąć ale Malfoy natychmiast rozsunął nogi i Harry wylądował między jego udami. Teraz zupełnie nie wiedział co zrobić, Malfoy leżał pod nim najwyraźniej gotowy pozwolić mu zrobić wszystko chociaż nadal chlipał i szlochał cicho. W półmroku dostrzegł, że ma mocno zaciśnięte oczy i odwróconą na bok twarz.
- Co się stało?- wyszeptał. Był zdumiony, że do tej pory nikt się nie obudził, za zasłonami nadal panowała cisza i bardzo chciał, żeby tak pozostało.
- Po prostu ... zrób co chcesz zrobić i idź sobie – usłyszał cichy szpet.
- To co chcę? - mózg Harrego szybko przeanalizował wszystkie rzeczy, które mógłby zrobić. Tak, leżał tutaj między zupełnie chętnie rozsuniętymi udami Malfoya, a jego penis był gotowy do działania. Uklęknął nagle przerażony dokąd dąży jego zdradziecki umysł - Nic nie chcę zrobić. Chciałem cię tylko powstrzymać od przeklęcia mnie i obudzenia wszystkich.
Usłyszał jak oddech Malfoya milknie na chwilę, a potem rozległo się westchnienie ulgi.
- Więc się wynoś.
- Ciii. Wszystkich obudzisz. Mnie obudziłeś, miałeś koszmar.- Harry mówił bardzo łagodnie i nagle uświadomił sobie, że jego dłonie leżą na szczupłych udach i z roztargnieniem głaszczą jedwabiście miękką skórę.
I dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że Malfoy jest nagi.
O mój Boże!
Zerwał się z łóżka – Nie ważne! Idź spać! – uciekł z powrotem do swojego łóżka, wsunął się pod kołdrę i skulił się świadomy, że cały trzęsie się z podniecenia - Nie! - wyszeptał - Nie, nie mogę.
I wtedy zza zasłony wyłonił się blady kształt, Harry leżał sztywno rozpoznając Malfoya nie tylko po niewyraźnej w ciemnościach sylwetce.
Delikatna dłoń pogłaskała go kojąco, Harry zacisnął oczy napinając się pod wpływem dotyku szczupłych palców. Dłoń wsunęła się w rozporek spodni, odnalazła napiętego penisa i pogłaskała delikatnie. Harry nie mógł się powstrzymać i jęknął ale nadal leżał sztywny starając się zignorować falę pożądania ogarniającą go kiedy Malfoy dalej go dotykał. A potem w głowie rozbłysło mu światło i bezwiednie wypchnął do przodu biodra. Dłoń Malfoya zacisnęła się mocniej i zaczęła przesuwać się energiczniej, Harry wtulił się w koc, a przed oczami zamajaczyły mu niewyraźne plamy. Po paru chwilach było po wszystkim. Harry dysząc szybko doszedł do siebie i rozluźnił się. Jego penis był zupełnie miękki. Malfoy otarł dłoń o brzeg piżamy.
- Dzięki - wyszeptał cicho, zaraz potem Harry został sam i natychmiast zapadł w sen.
ROZDZIAŁ 25
Był pewien, że to był sen. Nie było mowy, żeby Malfoy przyszedł do jego łóżka, żeby go pieścić. To musiał być sen. Spojrzał na stół Slytherinu. Malfoy siedział na swoim miejscu i ignorując wszystkich kroił jabłko na plasterki, a potem je jadł. Ślizgoni wreszcie dali mu spokój przestali go dręczyć i tylko odsunęli się od niego.
- Harry? - Ron pomachał mu ręką przed twarzą starając się zwrócić na siebie uwagę, a siedząca naprzeciwko Hermiona posłała mu pełne niepokoju spojrzenie.
- Co?
- Zamyśliłeś się.
Harry wzruszył ramionami - Po prostu się zamyśliłem - rozejrzał się, Ron, Ginny i Seamus spoglądali teraz na leżący między nimi egzemplarz Proroka, wydawało się, że rozmawiają o meczu Quidditcha.
Pochylił się do przodu postanawiając porozmawiać z Hermioną o Malfoyu - Więc, powiedz mi - zaczął bez ogródek - co się dzieje między tobą i Fretką?
- Chodzi ci o Malfoya?- dziewczyna zaczerwieniła się i ugryzła tosta - To masz na myśli?
- Tak Miona. Znam cię. Wczoraj za bardzo go broniłaś, a jeśli to nie jest rumieniec, to jestem Merlinem. Czy ...- zamilkł, a potem wyszeptał - Czy ... czy ty coś do niego czujesz?
Dziewczyna zamarła - Czy coś czuję do Malfoya? - zachichotała - Och Harry, czasami jesteś taki zabawny.
Harry poczuł ciepło na policzkach - Więc o co chodzi? Wiem, że coś się
dzieje.
- Jeśli już musisz wiedzieć, to uczy mnie oklumencji. Próbowałam się uczyć z ...um ...podręcznika - skrzywiła się z dezaprobatą - ale wydawało mi się, że w książce brakuje najważniejszych stron.
- Bardzo zabawne - Harry przewrócił oczami, a potem uśmiechnął się. - Ale to oznacza, że możesz mnie uczyć a nie on.
- Właściwie to nie tak - przyznała Hermiona - Jeszcze tego nie umiem, ćwiczyliśmy dopiero trzy razy.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli Ron się o tym dowie zrobi z niego kaczuszkę do kąpieli.
Hermiona zachichotała - Nie jestem pewna czy wie co to jest kaczuszka do kąpieli, ale i tak trzymam to w tajemnicy.- Urwała - Ale my się ....w zasadzie nawet się nie przyjaźnimy. On się tylko trochę otworzył. Myślę, że tęskni za Pansy. Zawsze byli ze sobą blisko, no wiesz każdy gej musi mieć jakąś kobietę.
- Otworzył się? W jaki sposób?
- Cóż, zapytałam o to co tu się działo w ubiegłym roku i powiedział mi, ale niezbyt dokładnie to co mówił nam wcześniej Neville. Powiedział, że zrobił to co trzeba było zrobić.
Harry zerknął na Rona, a potem pochylił się jeszcze bardziej - Ostatniej nocy płakał - powiedział cicho - Nie mogłem tak po prostu leżeć i tego słuchać ... więc ....więc wstałem i poszedłem zobaczyć co się z nim dzieje.
Hermiona wyglądała na zatroskaną - I co się stało?
Policzki Harrego były teraz tak gorące jak wulkaniczna lawa - Musiałem położyć się na nim, no wiesz żeby powstrzymać go od przeklęcia mnie i obudzenia wszystkich. Nie chciał powiedzieć mi co się stało, ale zupełnie się rozluźnił i przestał płakać - zastanawiał się czy powinien powiedzieć Hermionie co stało się potem, ale zrezygnował.
- Rozluźnił się?- Hermiona zmarszczyła brwi - To nie w jego stylu. Normalnie walczy jak kot.
- Tak.
- Leżałeś na nim?
- Coś w tym rodzaju. To znaczy... w połowie, a potem ... po prostu przesunąłem się i ...- Harry pochylił się - wylądowałem między jego nogami - wymamrotał - I wtedy powiedział mi, żebym zrobił co chcę.
Mina Hermiony powiedziała mu, że Ron dotrzymał słowa i nie powtórzył jej nic na temat rozmowy o seksualności.
- O mój Boże! - wyszeptała z przerażeniem - To klasyczny przykład ... - zamilkła i spojrzała na Harrego - Co zrobiłeś?
- Zostawiłem go i wróciłem do łóżka
Dziewczyna skinęła głową - Harry, myślę, że wszystkie te plotki o nim, er ... że on jest ... - zamilkła.
- Że jest dziwką?
- No tak ... ale sądzę, że się mylisz. On był wykorzystywany, gwałcony. Neville powiedział, że wziął na siebie karę za pierwszorocznego... Nie sądzę, że był przygotowany ... i po tym o mi powiedziałeś, wydaje mi się, że zrozumiałem ... Ktoś się na nim położył, więc rozluźnił się i pozwolił, żeby robił co chce, bo wtedy mniej boli. Myślę, że jego rola wśród Śmierciożerów była ... - zaczerwieniła się. - Wiesz to ładny chłopak, a Śmierciożercy to prawdziwi zoczeńcy. Pamiętasz Greybacka?
Harry zamrugał - Chcesz mi powiedzieć, że ...?
Hermiona skinęła głową.
- To jest chore!
- Też ta myślę, ale on tam był, ze Śmierciożercami i Voldemortemi. Bez różdżki. Nie mógł się bronić, Jedyne co mógł zrobić to starać się ocalić życie. Mogli z nim robić co chcieli ... cokolwiek...a on starał się każdego dnia przetrwać do następnego wschodu słońca.
Harry patrzył na nią z narastającym przerażeniem, kiedy coś do niego dotarło.
- Och, Hermiono ... wyszeptał - To ja zabrałem jego różdżkę i tam go zostawiłem. On nam pomógł, a ja po prostu go zostawiłem. Mogliśmy go zabrać. To moja wina!
- Nie! Nie Harry!
Ale Harry nie mógł poradzić sobie z tą myślą, zerwał się i wybiegł z sali. Teraz w jego myślach rozbrzmiewał tylko szalony, drwiący śmiech Bellatriks.
I to by było na tyle jeśli chodzi o bycie bohaterem.
ROZDZIAŁ 26
Biegł w stronę jeziora rozpaczliwie pragnąc być tam, gdzie nikt nie będzie chciał z nim rozmawiać i mówić mu, że to nie była jego wina i że nie mógł nic zrobić. Wiedział, że te frazesy powtarzano by w kółko i wiedział też, że kiedy zrozumiał co się stało nie potrafiłby spojrzeć na Malfoya nie czując wyrzutów sumienia. Miał ochotę wyciągnąć różdżkę i rzucić na siebie wszystkie przekleństwa jakie znał, albo jeszcze lepiej znaleźć Malfoya i zmusić go, żeby on to zrobił.
Szedł brzegiem jeziora, łzy sprawiły, że nie zauważył, że nie jest sam dopóki nie zderzył się z ubranym na czarno człwiekiem. Sapnął z bólu czując silny ból dłoni.
- Witaj Harry.
- Hex...Przepraszam ...Profesorze Hexam – zająknął się, zrobił krok do tyłu i skoncentrował się na nauczycielu. Zacisnął dłoń, wykonał kolejny krok do tyłu i otarł łzy z policzków - Ja ... er ...mam lekcję ...
- Harry, poczekaj chwilę - Hexam chwycił go za ramię i zatrzymał.
- Moja klasa ... - Harry nie chciał rozmawiać z tym człowiekiem, zwłaszcza teraz kiedy tak cierpiał fizycznie i psychicznie. Nie miał siły. Odsunął się. – Nie mogę się spóźnić.
- Chciałem tylko zapytać czy nie byłbyś zainteresowany lekcjami oklumencji. Wspominałeś, że nie jesteś w tym dobry i wydawało mi się, że pan Malfoy bez trudu złamał twoje bariery. Jestem pewien, że masz ... sekrety, których nie chciałbyś ujawniać - głos był bardzo przymilny i wyważony.
- Nie sądzę - wyszeptał Harry. Głos mu drżał, kiedy przypomniał sobie jasne przyjaźnie błyszczące oczy.
- Krwawisz - głos Hexama wyrwał go z zamyślenia. Harry wpatrywał się bezmyślnie w swoją dłoń. Cztery półokrągłe rany obficie krwawiły. Czyżby aż tak mocno zacisnął dłoń w pięść?
- To nic - wyrwał się z uścisku Hexama - Trochę dyptamu i nie będzie śladu. Muszę już iść ... mam teraz eliksiry – wyjaśnił pospiesznie i zanim profesor zdążył się odezwać po prostu uciekł.
* * *
- Och Harry, spóźniłeś się – Slughorn zmarszczył brwi - Pospiesz się, dzisiaj pracujemy w parach, więc wybierz sobie kogoś.
- Tak sir - Harry rozejrzał się starając się uspokoić oddech i czując narastającą panikę kiedy zauważył, że Ron i Hermiona dobrali się w parę podobnie jak wszyscy inni w klasie – z wyjątkiem ...
Zaklął w myślach. Oczywiście. Tak przecież musiało się stać, nieprawdaż? Jak było do przypuszczenia Malfoy był sam. Jakaś niewidzialna siła popychała ich do siebie. Podszedł do jego stolika i usiadł.
- Sententia wymaga zastosowania kilku rzadkich składników, które muszą być dodane dokładnie według instrukcji – kontynuował Slughorn - Eliksir sam w sobie jest dość prosty, ale muszę podkreślić, że jeśli zrobicie jeden zły krok przestanie działać.
Harry zaczął szybko przerzucać kartki w książce szukając przepisu - Sen...Sente...- mruczał.
Siedzący obok Malfoy stracił cierpliwość i podsunął mu własną książkę wskazując palcem numer strony. Harry błyskawicznie odwrócił się w stronę profesora i rozpaczliwie starał się nie myśleć o siedzącym obok chłopaku.
- A teraz, czy ktoś z was wie do czego służy ten eliksir?- zapytał Slughorn.
Oczywiście ręka Hermiony natychmiast uniosła się do góry, a chwilę później Malfoy zgłosił się również. Nauczyciel spojrzał na dziewczynę, uśmiechnął się do niej a potem zwrócił się do chłopaka - Tak, panie Malfoy?
Głos Malfoya był taki cichy pomyślał Harry. Ślizgon rzadko zgłaszał się do odpowiedzi, zazwyczaj czekał aż zrobią to inni. Wolał milczeć i słuchać - To rzadki eliksir pomagający ujawniać myśli - powiedział cicho - Ma wiele różnych zastosowań, bo jest mniej inwazyjny od Veritaseum. Używany jest w medycynie do zwalczania objawów obłędu i w niektórych schorzeniach mózgu, ale bywa również stosowany ... – zamilkł na moment zerkając z ukosa na Harrego, a potem kontynuował - ... w czasie przesłuchać w celu zniwelowania oklumencji.
Harry zadrżał. Ponownie padło to słowo. Tak jakby cała szkoła sprzysięgła się przeciwko niemu. Ale dlaczego Malfoy na niego zerknął? Czy to miało być ostrzeżenie?
- Poprawnie pane Malfoy.Tak więc weźcie składniki i pamiętajcie, żeby je dobrze je wykorzystać. - Slughorn usiadł i zaczął sprawdzać eseje dając uczniom wolną rękę przy pracy.
- Dlaczego właśnie to Malfoy? - wyszeptał Harry.
- Tak jak powiedziałem, to dość rzadki eliksir - odparł Ślizgon.
- Więc?
- Więc należy pamiętać, że jest drogi. Ktoś powinien go dobrze wykonać, przynajmniej ja lub Granger.... a Slughorn lubi swoje małe luksusy – mina Malfoya była idealnie obojętna, Harry patrzył na niego przez dłuższą chwilę a potem skinął głową. Znał profesora i nie widział w tym nic złego.W końcu jedyne co na tym zyskiwał to trochę dobrego alkoholu i ulubione słodycze. Przed owutememi uczniowie zapewne zniszczą jeszcze wiele cennych składników, a jeśli ten eliksir miałby przysporzyć mu parę butelek dojrzałego miodu ...
- Dlaczego mi pomagasz? - syknął.
Malfoy zignorował pytanie, pochylił głowę nad książką i mrucząc pod nosem czytał listę składników.
Harry siedział nie bardzo wiedząc co ma robić i jak powinien traktować Malfoya po tym czego dowiedział się od Hermiony i cały czas walcząc z poczuciem winy. Nie mógł zwalczyć wstrętu do samego siebie. Dlaczego niczego nie dostrzegł? Przecież to było takie oczywiste, tak widoczne po powrocie Malfoya do szkoły. Nie chodziło tylko o jego proces i śmierć ojca, o której nadal nie było żadnej wzmianki w gazetach, było coś więcej. Nie bardzo miał ochotę o tym rozmawiać. W końcu zrozumiał dlaczego Malfoy tak bardzo starał się zachować dystans i być sam.
Duma Malfoyów. Wiedział, że Draco Malfoy nigdy nie przyzna się że doświadczył jakiegokolwiek poniżenia lub jeszcze czegoś gorszego. Harry mógł zrobić przynajmniej jedno, traktować Ślizgona tak jak zawsze i to pomimo tego wszystkiego co czuł. Wiedział, że przyjście do niego w nocy, wtedy kiedy krzyczał i płakał to był błąd. To była ostatnia rzecz jakiej Malfoy potrzebował. Przecież najbardziej zależało mu, żeby zachować twarz, nadal być szyderczym, sarkastycznym pełnym nienawiści i bardzo odważnym dupkiem. Zachować twarz, nie okazać bólu, nie przyznać się, że było się maltretwanym i torturowanym przez cały rok tylko dlatego żeby przetrwać w Hogwarcie.
Teraz Harry mógł zrobić dla niego tylko jedną rzecz, traktować go z szacunkiem i spróbować wyciągnąć do niego przyjazną dłoń, zrobić to czego odmówił mu siedem lat temu i jeśli nawet zostanie odrzucony to przynajmniej będzie miał świadomość, że spróbował. Nie był pewien czy w ten sposób odkupi swoje winy, ale przynajmniej tyle mógł zrobić, no i powstrzyma się od stawiania warunków i będzie się uśmiechać.
- Potter - usłyszał głos Malfoya - Przynieś to - podał mu listę - a ja przyniosę resztę.
Harry zmarszczył brwi – Dlaczego mamy iść obaj? Na pewno jeden z nas powinien przygotować kociołek...
Malfoy przewrócił oczami - Potter ja przyniosę bardziej lotne składniki. Chyba nie myślisz, że ci zaufam i pozwolę, żebyś coś wysadził albo ...
Harry przypomniał sobie że ma być uprzejmy - Dobra, dobra. Jestem niezdarny, rozumiem – wziął listę i podszedł do szafy ze zwykłymi składnikami, a Malfoy skierował się do szafki, gdzie były rzadsze i bardzie niebezpieczne składniki.
Hermiona już tam stała czekając na niego - Harry, słyszałeś co Malfoy powiedział o ... - zaczęła.
- Tak, więc za bardzo się nie staraj - Harry przysunął się do niej i wyszeptał jej do ucha - Porozmawiamy później, dobrze? Z Ronem też.
- Oczywiście i ... - patrząc z niepokojem dotknęła mu dłoni - wszystko w porządku? ...To znaczy, po śniadaniu tak nagle wyszedłeś ... pomyślałam ...
- W porządku - odparł krótko Harry - Gdzie są szriwgle?
* * *
Dwie godziny później Harry schował pergaminy i książkę do torby. Lekcja okazała się bardzo pouczająca. Malfoy mówił mu o właściwościach każdego składnika i wyjaśniał jakie ma zastosowanie w różnych eliksirach a w tym samym czasie idealnie kroił, zgniatał i proszkował poszczególne składniki. Ku swojemu zaskoczeniu Harremu udało się zapamiętać wszystkie te informacje. Zastanawiał się czy dlatego, że był bardziej skłonny uważniej słuchać Malfoya niż Snape, do którego był zawsze uprzedzony czy dlatego że uczył się łatwiej kiedy był zrelaksowany. Eliksiry wydały mu się bardziej interesujące niż przypuszczał i z jakiegoś powodu uznał, że wyjaśniając mu to wszystko Malfoy okazał mu zaufanie.
- Chodzi o to Potter – wycedził Ślizgn bez śladu cynizmu w głosie - że nie bardzo mam ochotę całkowicie spieprzyć ten eliksir. Niektóre z tych składników są bardzo rzadkie i byłoby szkoda je zmarnować. Szczerze mówiąc dziwię się, że Slughorn tak bardzo nam zaufał - patrzył przez chwilę na profesora a potem powoli skinął głową - Hmm ... zdobyłbyś trochę maranty?
- Maranty?- Harry zerknął do książki - Ale tu nie ma żadnej ...
- Wiem Potter - Malfoy spojrzał na niego i Harry miał wrażenie, że myślami jest gdzieś daleko - Ale jeśli ją dodamy to eliksir zmieni się w inny, który można użyć ... um ... w równie nikczemnym celu.
- Jesteś pewny?- Harry zastanawiał się dlaczego Ślizgon mu to wszytko mówi.
- Oczywiście. Jestem zdumiony, że zadajesz takie pytanie. - Malfoy uniósł jedną brew i uśmiechnął się a serce Harrego załomotało. To był najbardziej prawdziwy uśmiech jaki widział do tej pory - Nie zrobimy tego konkretnego eliksiru, ale inny całkiem użyteczny i dający się sprzedać za przyzwoitą cenie.
Teraz kiedy lekcja dobiegła końca i nadeszła pora obiadu Harry poszedł, żeby spotkać się z Ronem i Hermioną. Przez chwilę zastanawiał się czy nie powinien zaproponować Malfoyowi, żeby do nich dołączył, ale zdecydował, że jeśli będą spotykać się poza klasą wszyscy domyślą się, że "Złota Trójca" jest przyjazna Ślizgonowi i to może narazić go na większe niebezpieczeństwo.
ROZDZIAŁ 27
- Co słychać kolego? - zapytał Ron kiedy znaleźli się w dormitorium i rzucił muffilatio na drzwi.
Harry usiadł na łóżku i oparł się o poduszki - Nic nie zauważyłeś na eliksirach?- zapytał.
Ron wzruszył ramionami - Nic z wyjątkiem ciebie i fretki miło gawędzących ze sobą - posłał kilka całusów. Harry zaczerwienił się i rzucił w niego poduszką.
- Slughorn kazał nam zrobić eliksir, który nie jest w naszym programie i który może sprzedać - stwierdziła Hermiona ignorując ich wybryki.
- To samo pomyślał Malfoy - przytaknął Harry - I zmodyfikował nasz, tak żeby wyszło coś innego.
- Tak zrobił? Ale co?
- Nie mam pojęcia, ale dodał maranty.
Hermina skinęła głową - Tak, to zmienia jego właściwości. Stosuje się go przy myślach samobójczych w depresji, ale absolutnie nie nadaje się do przełamania oklumencji - zamilkła . - Nie wpadłam na to.
- Byłoby podejrzane, gdybyście oboje zrobili to samo - stwierdził Harry.
- To prawda, ale ... - Hermiona sięgnęła do torby, wyjęła podręcznik do eliksirów i przekartkowała ją - Patrz ... - wskazała na przepis sentencji a potem na eliksir na drugiej stronie. Składniki były identyczne oprócz maranty - Łatwo jej pomylić.
- Malfoy sądzi, że Slughorn handluje eliksirami.
Dziewczyna zamyśliła się - Czy nie jest z tego znany? A jeśli ten chciał sprzedać komuś kto go bardzo potrzebuje i jest gotów zapłacić dobrą cenę... komuś kto chce przełamać czyjąś barierę. Jeśli inny nauczyciel zasugerował mu, żeby kazał uczniom uwarzyć eliksir i nawet dostarczył mu potrzebne składniki?
Harry westchnął - Czy to oznacza, że mam ponownie do niego iść i wyciągnąć od niego odpowiedź na te pytania? Tym razem nie mam eliksiru szczęścia.
-Myślę, że byłoby podejrzane gdybyś zaczął go wypytywać - wtrącił się Ron.
- Tak, to powinien zrobić ktoś inny.
- Kto?
W tym momencie drzwi się otworzyły i wszedł Malfoy. Spojrzał na nich ostrożnie, podszedł do swojego łóżka i położył torbę na kufrze.
- Malfoy - odezwał się Harry - Chodź do nas na chwilę.
Ron zaczął pomrukiwać, ale kiedy Hermiona spojrzała na niego zacisnął wargi i chociaż nadal patrzył groźnie nie odezwał się.
- Co się stało Potter? - Malfoy zapytał tak łagodnie, że wydało się to wręcz dziwne.
- Rozmawialiśmy o eliksirze - zaczął Harry.
Malfoy skinął głową.- Myślę, że ktoś powinien zapytać Slghorna dlaczego tak nagle każe nam robić ponadprogramowy eliksir.
- Też o tym myśleliśmy - powiedział Hermiona - To dość podejrzane. Szukamy kogoś kogo Slughorn nie skojarzy z nami.
Malfoy w zamyśleniu skinął głową - Jeśli chcecie mogę go zapytać.
- Naprawdę?- zdziwiła się Hermiona.
- Oczywiście - Malfoy ostrożnie usiadł na brzegu łóżka Harrego - Wiewiór? Przypuszczam, że Potter mówi ci wszystko, prawda?
Ron skinął głową, ale oczy płonęły mu z wściekłości - Oczywiście, przecież się przyjaźnimy. To jest coś o czym ty nie masz pojęcia.
Jeśli chodzi o wybór między obcowaniem z tobą jako przyjacielem wolałbym być sam do końca życia.- Ślizgon uśmiechnął się ironicznie.
- Um ... twoja opinia Malfoy - przerwał im pospiesznie Harry.
Malfoy przewrócił oczami - Jeśli wiesz wszystko o horkruksach i ... – wzruszył ramionami - Insygniach Śmierci też powinieneś nauczyć się oklumencji.
- A ty skąd o tym wiesz - zażądał wyjaśnień Ron - Harry, powiedziałeś mu ...
Harry pokręcił głową - Wiesz Malfoy jest dobrym legilimentą. Dowiedział się wszystkiego czytając moje myśli.
- Ty, kurwa gwałcisz jego mózg! - wrzasnął Ron - Jak śmiesz grzebać w głowie Harrego jak w szufladzie ze swoimi skarpetkami .
Malfoy zerwał się na równe nogi i wyciągnął różdżkę - Niw waż się tak do mnie mówić....
- Przestańcie - Hermiona skoczyła miedzy nich kiedy tyko podnieśli różdżki - Po prostu zatrzymajcie się uspokójcie - popchnęła Rona z powrotem na łóżko i celowo stanęła niędzy nim z Malfoyem. Harry spojrzał na uniesioną różdżkę Malfoya i nagle uświadomił sobie, że kiedy w przeszłości ze sobą walczyli, poza tym jednym katastrofalnym pojedynkiem w łazience zawsze zapominali, że są czarodziejami i okładali się pięściami zazwyczaj leżąc na ziemi. To było to o czym mówiła Hermiona parę dni temu, że każdy pretekst był dla nich dobry, żeby się dotykać.
- Harry?, - głos Hermiony przywołał go do rzeczywistości - Powiedz mu...
- Komu?- Harry zamrugał.
- Powiedz Ronowi o tym co Malfoy zrobił na Obronie.
- Och ...er .. tak. Stworzył bariery w mojej głowie, tak że Hexam nie mógł nic zobaczyć.
- Ale sam może odczytać twoje tajemnice. Kto go powstrzyma jeśli będzie chciał je znaleźć i ...
- Nie widziałem ich - przerwał mu Malfoy. - Tylko zablokowałem mentalnie tą część myśli Harrego, których próbował bronić.
- Na to możemy mieć tylko twoje słowo.
- To wszystko co mam! - głos Malfoya pod wpływem emocji stał się głośniejszy - Nie mogę udowodnić ...
- Zamknijcie się! - ryknął Harry -Ufam Malfoywi ... przynajmniej jeśli o to chodzi. Ron on nam pomaga.
- Tak, ale dla czego nam pomaga?
Malfoy pokręcił głową - Nie mogę wam powiedzieć- odparł sztywno.
- Myślę, że tak byłoby lepiej. - głos Rona brzmiał groźnie.
- Ja ... nie mogę - Malfoy gwałtownie pokręcił głową - Ja ...po prostu nie mogę – wyjąkał i wybiegł z pokoju zatrzaskując drzwi.
- Nie możemy mu zaufać! - Ron odwrócił się w stronę Harrego.
- Wiesz co o tym myślę - odezwała się zamyślonym głosem Hermina patrząc na drzwi przez które wyszedł Malfoy - Myślę, że on chce nam pomóc, ale jego umysł został zablokowany i nie może nam powiedzieć dlaczego.
- Zablokowany umysł? - Harry zamrugał - Co masz na myśli?
- Ktoś umieścił na nim blokadę i on nie może nam nic powiedzieć. Sądzę, że próbuje ją obejść i w żaden sposób nie potrafi tego zrobić.
- Ale dlaczego? - zapytał Ron. - To gnojek.
- Jest takim samym bohaterem jak Harry - powiedział cicho Hermiona - Powiedziałam wam co robił w czasie wojny. Dlaczego m nie wierzycie?
- Dzień w którym Malfoy pomyśli o innych a nie tylko o własnej skórze ...
- Nie waż się tak mówić!- krzyknęła dziewczyna - On pomagał jak mógł. Bał się, że ktoś dostane się do jego wspomnień, ale pomagał Nevillowi i pomagał nam! Brał na siebie kary za innych. Roibł co musiał, bo jego rodzicom groziło niebezpieczeństwo. Został zgwałcony, pobity i wykorzystany. Torturowano go i wyszedł z tego stosunkowo cały! Ale czy można przejść przez coś takiego i mieć zupełnie zdrową psychikę? - wrzasnęła - Czy ty potrafiłbyś przejść przez coś takiego i nadal nam pomagać? Wątpię. Nie byłeś w stanie znieść nawet odrobiny dyskomfortu kiedy w czasie wojny przebywałeś poza domem.
Ron popatrzył na Hermionę a potem wstał. - Kłamiesz. On też kłamie. Nie ufałem draniowi i nigdy mu nie zaufam. Było zabawnie, kiedy Harry wodził za nimi oczami jak zadurzona nastolatka, ale kiedy ty, moja dziewczyna nagle chce zostać jego najlepszym przyjacielem i przychylić mu pieprzonego nieba to dla mnie cholernie za dużo! Nie dopuszczę do tego! Nigdy więcej nie będziesz z nim rozmawiała!
- Twoje wrzaski nic nie pomogą. On przynajmniej jest inteligentny i myśli o paru innych rzeczach niż o pełnym żołądku i seksie - odwarknęła Hermiona.
- Um ...słuchajcie ... - wtrącił się cicho Harry. Zaczynał mieć bardzo złe przeczucia - Uspokójcie się, proszę.
- Odpieprz się! - krzyknął Ron. - Po prostu spierdalaj. Spieprzaj do tego ulubieńca szlam Malfoya i zobacz co się dzieje gdy cię zdradza jak mu się tylko zachce. Oboje po prostu spierdalajcie. Hermiona z tobą też skończyłem. Nie mamci nic więcej do powiedzenia.
Zanim zdążyli zareagować Rn wybiegł z sypialni zatrzaskując za sobą tak mocno drzwi, że aż na starych dębowych deskach pojawiły się pęknięcia.
Harry spojrzał na Hermionie, która ze złości i bólu zaczęła płakać. Usiadła na łóżku i szlochała a Harry mógł zrobić tylko jedno, objąć ją i mocno przytulić.
ROZDZIAŁ 28
- Co mogę zrobić?- zapytał Hermionę, kiedy przestała płakać.
- Nic - dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy i poprawiła ubranie - On jest zwyczajnym dupkiem. Nie rozumiem dlaczego nie może zaakceptować Malfoya kiedy już się o wszystkim dowiedział.
Harry prychnął - Słyszałem jak ludzie mówili, że duma rodowa Malfoyów jest wręcz legendarna i myślę, że wcześniej też nie brakowało wojen między nimi a Weasleyami. Sądzę, że to cała epopeja.
- Czystokrwiści - Hermiona z niesmakiem pokręciła głową- To nie tylko chodzi o Draco i Rona. To dotyczy Lucjusza i pana Weasleya, Narcyzy i pani Weasley. To całe pokolenia, które się nienawidziły i walczyły ze sobą i to nie tylko w szkole.
- Hermiona - odezwał się cicho Harry - Przysiągłem, że nie będę o tym mówić, ale ... myślę, że powinnaś wiedzieć, że Lucjusz Malfoy nie żyje.
- Co? - Oczy Hermiony rozszerzyły się i pobladła tak, że jej skóra wyglądała tak jak u Malfoya.
- Powiedziałem, że Lucjusz nie żyje.
- Skąd wiesz?
- Ja ... poszedłem na pogrzeb Crabba. Malfoy tam był, a zaraz potem był pogrzeb jego ojca. Byliśmy tylko my dwaj. - Harry westchnął ciężko, kiedy przypomniał sobie cmentarz, burzę i płacz chłopaka. Wiedział, że Ślizgon nie będzie zadowolony jeśli dowie się, że powiedział o wszystkim Hermionie, ale wiedział też, że dziewczyna potrafi jak nikt zachować dyskrecję, a to było coś o czym powinna wiedzieć.
- Kiedy to było?
- W ostatni weekend.
- Jak umarł? Nie było o tym żadnej wzmianki w Proroku - zaczęła się zastanawiać.
- Nie wiem. Malfoy nic mi nie powiedział - przypomniał sobie jak trzymał w ramionach płaczącego chłopaka starając się go pocieszyć. Stłumił dreszcz. Za bardzo lubił dotykać Malfoya i chociaż nienawidził się za to musiał przyznać, że chciałby to zrobić ponownie. Łzy tego dumnego, aroganckiego chłopca poruszyły w Harrym jakąś czułą strunę. Tulił go jak małe dziecko, bo wiedział, jak czuje się ktoś kto nigdy nie doświadczył ciepła, Obejmując w uspakajającym geście szczupłe ramiona sam poczuł się lepiej. Teraz kiedy dowiedział się o jego strasznych doświadczeniach w latach wojny chciał go przytulić jeszcze raz i zapewnić, że to wszystko już minęło.
- Zagroził, że mnie zabije jeśli komuś o tym powiem, więc zachowaj to dla siebie.
- Oczywiście - Hermiona usiadła na łóżku Harrego - Och, biedny Draco - zamyśliła się.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym. Miona co z tobą i Ronem? Co mogę zrobić, żeby wam pomóc.
- Już ci powiedziałam, że nic. Wiesz jaki on jest. Prawdopodobnie będzie się dąsał przez kilka dni, a potem do mnie wróci. Zawsze wraca.
- Wiesz ... to brzmiało tak ostatecznie. - Harry usiadł obok i objął ją ramieniem.
- Tak samo jak zawsze - uśmiechnęła się przez łzy - To tylko jego duma. Przysięgam Harry, on jest bardziej dumny niż wszyscy Malfoyowie razem wzięci - poklepała go po kolanie i wstała - Trzeba porozmawiać z Draco.
- Od kiedy nazywasz go Draco?- zapytał Harry.
- Od kiedy zobaczyłam w nim człowieka zranionego tak bardzo, że blednie przy tym wszystko co przeżyliśmy w ciągu wszystkich lat. - odparła cicho. - Porozmawiaj z nim. Zrób to co musisz. Wydaje mi się, że chce nam pomóc, więc my też powinniśmy w zamian coś zrobić. Powinniśmy mu pomóc.
Harry spojrzał w jej pełne współczucia oczy. Zawsze zastanawiał się, dlaczego przy jej mądrości została przydzielona do Gryffindoru, w takich momentach jak ten to rozumiał.
- Mam wrażenie, że on nie chce żadnej pomocy.
Dziewczyna uśmiechnęła się - Wierzę w ciebie. Wydaje mi się, że zawsze osiągasz to co chcesz.
Harry parsknął szyderczo - Głupie szczęście.
- Zawsze powtarzam, że to nieprawda - objęła go mocno - Dawno, dawno temu mały chłopiec wyciągnął przyjazną dłoń do drugiego chłopca i ta ręka została odrzucona - cofnęła się i energicznie kiwnęła głową. - Nie sądzisz, że nadszedł czas, żebyś to ty wyciągnął do niego rękę?
* * *
Harry często zastanawiał się dlaczego na pierwszym roku nie podał dłoni Draco Malfoyowi. Kiedy nie spał w nocy, zwłaszcza ostatnio w kółko analizował ich spotkanie. Przecież w dzieciństwie nigdy nie miał przyjaciela, Dursleyowie do tego nie dopuścili. Miał straszne dzieciństwo. Uwięziony w swojej szafie, wykorzystywany jako służący przez ciotkę i wuja, niedożywiony i zaniedbywany. Dopiero kiedy dorósł zdał sobie sprawę, że to nie była jego wina. Dursleyowie byli okrutni i samolubni, myśleli tylko o sobie. Kiedy po raz pierwszy spotkał Malfoya u madam Malkin, spotkał również po raz pierwszy czarodzieja w swoim wieku. Powinien przyjąć propozycję blondynka z otwartymi ramionami, ale tego nie zrobił. Zobaczył w nim coś z Dursleyów, nie polubił dumnego gówniarza. Później po poznaniu Rona wprost odrzucił ofertę przyjaźni Malfoya wybierając przyjaźń z Waesleyem. A teraz, kiedy Ron zachował się jak dupek zastanawiał się co by się wydarzyło gdyby wybrał rolę rozjemcy. Co by się stało gdyby uścisnął dłoń Malfoya, a potem zmusił Rona, żeby z nim zaczął rozmawiać i zrozumiał, że mieli dużo więcej wspólnego a ich pochodzenie nie ma znaczenia? Czyż na początku Ron też nie lubił Hermiony? A przecież to też zmieniło się dość szybko. Czy byłby w stanie zwalczyć nawyki Malfoya i nauczył go, że krzywdzenie innych nie sprawia, że jest kimś lepszym? Harry uśmiechnął się sam do siebie, chcąc nie chcąc musiał zacząć się zastanawiać jak potoczyłoby się jego życie gdyby miał Malfoya, Rona i Hermionę krążących obok niego jak planety wokół słońca?
Parsknął śmiechem i pokręcił głową. Czy był aż tak arogancki, żeby coś takiego
pomyśleć? Jasne, przecież był wybrańcem. Tylko on mógł pokonać Voldemorta, ale nie byłby w stanie tego dokonać bez mądrości Hermiony i szorstkiej przyjaźni Rona...
A Malfoy ...
Różdżka Malfoya, towarzystwo Malfoya...Ukryte człowieczeństwo Malfoya.
Harry przewrócił się i zaczął wpatrywać się w ciemność, znowu nie mógł zasnąć. Śpiący obok Ron chrapał głośno, dzisiaj poszedł do łóżka wcześniej prawdopodobnie po to, żeby uniknąć niezręcznej rozmowy. Neville i Seamus nieświadomi burzliwego zajścia spali mocno, ich spokojne oddechy brzmiały znajomo i uspakajająco.
I jak zwykle za szczelnie zasłoniętymi zasłonami otaczającymi łóżko Malfoya panowała kompletna cisza.
-
ROZDZIAŁ 29
Harry czuł się jak gówno, po bezsennej nocy piekły go oczy i był wykończony. Nie pragnął niczego więcej niż jednej dobrej sesji snu, ale w chwili, kiedy inni uczniowie wstawali ziewając, jęcząc i narzekając on umyty i ubrany siedział już w pokoju wspólnym, wcześniej niż wszyscy Gryfoni i jeden Ślizgon. Ron zignorował go i poszedł prosto na śniadanie, a Hermiona dołączyła do Seamusa i Ginny głośno złorzeczącej na swojego brata. Powoli wychodzili i inni uczniowie w popłochu zbierając swoje prace, książki i przybory szkolne. Harry nie miał ochoty jeść śniadania z Ronem, więc zawołał Zgredka i poprosił go, żeby przyniósł mu śniadanie do pokoju wspólnego. Skrzat wrócił z ogromną tacą, na której przyniósł ciepły chleb, kilka dżemów, jajka, boczek, kiełbaski, grzybki, sok z dyni i herbatę, Harry podziękował mu i właśnie miał zacząć jeść kiedy z sypialni wyszedł Malfoy jak zawsze nieskazitelny ubrany w ślizgońskie szaty.
- Hej, Malfoy, może do mnie dołączysz?- zapytał. Po tym co powiedziała Hermiona i co sam zauważył wiedział, że chłopak w Wielkiej Sali jadał naprawdę niewiele. Być może więc doceniłby posiłek, w trakcie którego nie groziłaby mu żadna klątwa albo obelgi. Ku jego ogromnemu zdziwieniu Malfoy skinął głową i usiadł obok niego na kanapie. Harry skinął głową, żeby się obsłużył i zabrał się za swoje jajka na boczku. Przez kilka minut jedli w milczeniu. Zerknął na Śizgona i dostrzegł, że chłopak przygląda mu się niemal z zakłopotaniem.
- Co?- zapytał z pełnymi ustami.
Malfoy nadal patrzył na niego tak jakby wyrósł mu dodatkowy nos - Ja po prostu ... ja nigdy ... Potter dlaczego dzielisz się ze mną śniadaniem? - wybuchnął.
- Lubisz jak cię przeklinają? Podoba ci się, kiedy znajdujesz robaki w swoim jedzeniu? Pomyślałem, że można by to zmienić. Ale jeśli chcesz możesz iść do Wielkiej Sali i zjeść jabłko. - odparł Harry rumieniąc się.
Malfoy patrzył na niego przez dłuższą chwilę, a potem skinął głową - Masz rację - uśmiechnął się delikatnie i wtedy serce Harrego zaczęło bić mocniej.
A potem jedli w milczeniu. Malfoy teraz, kiedy nie musiał się niczego obawiać zjadł trochę więcej niż zwykle. Nie zamienili ani słowa, wystarczały im gesty, żeby przekazać sobie komunikaty "chcę więcej", " nie chcę tego" czy "to mogę zjeść". Harry rozumiał go lepiej niż Rona i uświadomił sobie, że znał każdy gest Malfoya tak jak Ślizgon jego. To było tak jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Tak myśl rozbawiła go tak bardzo, że parsknął śmiechem i musiał użyć serwetki, żeby wytrzeć z twarzy sok dyniowy.
- Potter! - Malfoy odskoczył - Co na Merlina, wyprawiasz ...
- Przepraszam, bardzo przepraszam! - Harry wyciągnął różdżkę, żeby uprzątnąć bałagan - Pomyślałem o czymś zabawnym.
- Lepiej, żeby to nie było o mnie! - Malfoy w ostrzegawczym geście wyciągnął
swoją różdżkę.
- Nie, to nie tak. Naprawdę ... po prostu ... cała ta sytuacja. Nie sądziłem, że kiedykolwiek coś takiego się wydarzy.
- Potter, tylko nie myśl, że staliśmy się przyjaciółmi - syknął Malfoy. - Nie jestem i nigdy nie będę twoim przyjacielem. To ty podjąłeś decyzję i to dawno temu.
Harry spojrzał na niego zaskoczony tym, że chłopak też myśli o dniu, w którym się spotkali. - Nie zastanawiałeś się .... - wypalił - co mogłoby się wydarzyć gdyby ... gdyby ...
Malfoy popatrzył na własną dłoń, zacisnął ją w pięść, a potem odwrócił wzrok - Myślę o tym cały czas - wyszeptał.
- Mal ...
Ale Malfoy już wstał i wyszedł z pokoju zanim Harry zdołał wypowiedzieć całe słowo. I chyba dobrze, bo nie był pewien co chciał powiedzieć.
* * *
- Harry, gdzie byłeś? - zapytała go Hermiona, kiedy wszedł do sali Flitwicka - Myślałam, że zejdziesz na śniadanie. Wiesz, Malfoya też nie było. - Zmrużyła oczy kiedy Ron przepchnął się obok nich, usiadł obok Seamusa i ze złością rzucił torbę na ziemię.
- My ...zjedliśmy razem śniadanie. W pokoju wspólnym - wyszeptał Harry.
- Razem? To wspaniale! Więc jednak mnie posłuchałeś?
- Cały czas o tym myślałem - przyznał się Harry. - Chciałem, ale wiesz dobrze jaki on jest drażliwy.
Usiedli razem i wyjęli książki.
- Znowu go nie ma - wyszeptała Hermiona - Jak ma zamiar zdać owutemy jeśli nie będzie przychodził na lekcje ...
Harry pogrzebał w torbie, wyjął mapę Huncwotów i szeptem ją aktywował. Oboje pochylili się nad nią szukając nazwiska Malfoya - O nie - Hermiona wskazała palcem - Jest u profesora Slughorna. Och! - zakryła dłonią usta - Zrobił to co nam obiecał.
- Może ty go zapytasz? - wyszeptał Harry kiedy Flitwick zaczął lekcję - Nie sądzę, żebym to ja powinien z nim rozmawiać.
- Dlaczego nie?
- Nie sądzę, żeby potraktował uprzejme moją próbę zaprzyjaźnienia się z nim.
Dziewczyna skinęła głową, a potem oboje skoncentrowali się na wykładzie.
* * *
- Co mamy zrobić z Ronem? - zapytała później Hermiona, kiedy zrobili sobie przerwę w odrabianiu lekcji.
- Mówiłaś, że mamy go zostawić w spokoju ... - zaczął Harry.
- Nie to mam na myśli. Myślę o tym, co powiedział Draco, że Ron zna nasze tajemnice.
Harremu opadła szczęka. O kurwa! O tym nie pomyślał. Nie było mowy, żeby w tym momencie Ron uczył się od kogokolwiek oklumencji.- Może się opanuje?- zasugerował z powątpiewaniem - Sama powiedziałaś, że wróci?
- Wiem - Hermiona wyglądała na zmartwioną - ale to trochę potrwa. Nie jestem pewna czy powinniśmy tak długo czekać.
Po tej sugestii Harry bezskuteczne zaczął wysilać swój mózg, ale jedyne co mu pozostało to siedzieć i gapić się na fontannę na dziedzińcu i myśleć, że zabrakło mu pomysłów.
- Jest Draco - powiedziała nagle Hermiona - Porozmawiam z nim.
Harry skinął głową, cały czas myślał o Ronie. Dziewczyna zeskoczyła z murka i podeszła do Ślizgona. Rozmawiali przez chwilę, Malfoy cały czas zachowywał się szyderczo a dziewczyna okazując stoicki spokój. Niezła robota zakładając ekstremalną niechęć chłopaka pomyślał z roztargnieniem Harry, być może to właśnie było to o czym cały czas mówiła. Rozejrzał się po dziedzińcu. Ktoś bez entuzjazmu grał w czarodziejskie frisbee, parę osób ćwiczyło zaklęcia, kilkoro uczniów rozmawiało śmiejąc się. Jak zwykle kilka par migdaliło się po kątach, Harry pospiesznie odwrócił od nich wzrok, bo nagle przypomniał sobie delikatny dotyk w zakamarkach swojego umysłu. Nagle zesztywniał, jego dłoń niemal nieświadomie zacisnęła się na różdżce. Przy bramie stał Hexam, jego ciemne szaty sprawiały, że przypominał mu Snapa. Najwyraźniej przypatrywał się rozmawiającym Hermionie i Malfoyowi.
ROZDZIAŁ 30
- Musicie być bardziej ostrożni - powiedział cicho, kiedy z Hermioną szli do klasy transfiguracji - Hexam obserwował ciebie i Malfoya.
Oczy Hermiony rozszerzyły się - Dlaczego nam nie powiedziałeś?
- Miałem go ostrzec? Odwaliliście dobrą robotę, bo sprawialiście wrażenie, że nienawidzicie się.
- Malfoy nie chciał mi powiedzieć czego dowiedział się od profesora Slughorna - odparła - My ... posprzeczaliśmy się.
- Posprzeczaliście się?
- Nazwał mnie szlamą, a ja powiedziałam mu, że jest zarozumiałym i aroganckim dupkiem.
Harry uśmiechnął się.
- No cóż, naprawdę taki jest - Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach i spojrzała na niego wyzywająco.
- A dokładnie dlaczego zaczęliście się obrzucać obelgami?
- Jak już mówiłam, nie chciał mi powiedzieć ...
- Ale dlaczego nie? Myślałem, że to część planu.
- Powiedział, że powie mi później.
Harry zamrugał. Teraz przyszła kolej na Hermionę, żeby się uśmiechnąć. Chłopak właśnie miał się odezwać, ale do klasy weszła dyrektorka i zaczęła się lekcja.
* * *
Lekcja się skończyła, Harry siedział przy stole Gryffindoru i jadł pyszny obiad, steki i pudding z nerek. Hermiona siedziała obok i widać było, że niezależnie od tego co mówiła strasznie jej brakuje Rona. Weasley siedział dalej rozmawiając z trzecioklasistami. Harry zauważył to i nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na stół Slytherinu. Malfoy tam był i starał się jeść, a przynajmniej próbował. Każdy ślizgon, który przechodził obok niego potrącał go, ramieniem, torbą, albo „niechcąco” popychał odwracając się w stronę kolegi. Oczywiście były i celowe bolesne i upokarzające klątwy. Dwa razy jedzenie uciekło z talerza i zamieniło się w chmarę wielkich niebieskich much, które zaczęły krążyć nad tą częścią stołu. Mimo, że Ślizgoni nie zrobili nic(przynajmniej nic oczywistego) dawali Malfoyowi do zrozumienia, że nie jest mile widziany przy ich stole. Chłopak podchodził do tego ze stoickim spokojem, ale zjadł bardzo mało i w końcu z obrzydzeniem odszedł od stołu. Chmara much uwolniona od zaklęcia zaczęła terroryzować resztę sali do czasu aż ktoś nie wyczarował kilku dużych żab, które rozprawiły się z owadami.
- Dlaczego on się z tym godzi? -szepnęła Hermiona, która najwyraźniej też wszystko obserwowała.
- Nie może nic zrobić, natychmiast trafiłby do Azkabanu - odpowiedział Harry.
- Powinien powiedzieć o tym któremuś z nauczycieli. Czy oni nie widząco się tu dzieje?- spojrzała na stół przy którym siedziała większość profesorów.
- Żeby traktowali go jak donosiciela? Wtedy naprawdę będzie miał ciężkie życie.- westchnął Harry - Zajrzę do kuchni i przyniosę mu coś do jedzenia. Nie sądzę, żeby wiedział jak to się robi no i będę mógł z nim wtedy porozmawiać - Harry wstał i podniósł swoją torbę.
- Może powinieneś mu zaproponować, żeby usiadł z nami - powiedziała Hermiona przesuwając marchewkę na swoim talerzu.
- To naprawdę nie pomoże ci w dogadaniu się z Ronem- odparł Harry - On nigdy nie wróci jeśli Malfoy tu usiądzie.
- On potrafi się tylko wiercić i migdalić! - warknęła Hermiona.
Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem słysząc tak niegrzeczne słowa - Naprawdę tak myślisz?
- Tak jak teraz. Sam popatrz - skinęła głową w stronę Rona, który siedział teraz obok Lavender Brown. Rozmawiali i śmiali się tak jakby znowu był to ich szósty rok.
- Cholera - wymamrotał Harry.
- Tak - wargi Hermiony wygięły się w gorzkim grymasie - Idę do biblioteki. Mam pewność, że tam jej nie spotkam. Później powiesz mi co powiedział Draco - wstała i z pochyloną głową wybiegła z sali.
Harry był w rozterce, z jednej strony chciał pójść za nią i ją pocieszyć z drugiej zależało mu na rozmowie z Malfoyem. I wtedy przypomniał sobie, że ma do odrobienia dużo prac domowych, Ślizgon na pewno nie będzie mu z tego powodu zrzędzić, więc poszedł go poszukać.
* * *
Malfoy siedział na łóżku z książką obok i pergaminem i piórem w rękach. Serce Harrego zamarło, ale natychmiast się uśmiechnął, ten chłopak był ostatnią osobą, która gderałaby że się nie uczy. Bardziej prawdopodobne było, że poczęstuje go jakimś paskudnym zaklęciem.
- Przyniosłem ci obiad - powiedział bez wstępu sięgając do torby i wyjmując magicznie zmniejszoną tacę. Skrzat zaczarował ją tak, żeby jedzenie nie wylało się z niej w czasie niesienia do pokoju. Taca i jedzenie posłusznie wróciły do swoich właściwych rozmiarów kiedy tylko Harry postawił ją na szafce nocnej Malfoya.
Chłopak przez chwilę patrzył na jedzenie, a potem wrócił do odrabiania pracy domowej.
- Nie musisz mi dziękować - powiedział Harry siadając na swoim łóżku.
- Nie miałem takiego zamiaru - odpowiedział Malfoy, napisał kolejne zdanie i spojrzał na przyglądającego mu się Harrego.- Nadal tu jesteś Potter?
- Masz mi coś do powiedzenia?- zapytał Harry.
- O?-Malfoy na sekundę zmarszczył czoło potem skinął głową, odłożył pergamin i pióro a potem z lekkim wahaniem sięgnął po jedzenie. Wziął do ust mały kawałek puddingu i zaczął żuć go powoli, jego spojrzenie powędrowało z powrotem na Harrego – Co, lubisz mnie obserwować kiedy jem?
- Uch ...- Harry nie zdawał sobie sprawy, że gapi się na niego, odwrócił oczy i zaczął bawić się złotym pomponem zdobiącym zasłonę przy jego łóżku - Hermiona powiedziała, że powinieneś siedzieć z nami. Gryfoni nie będą z tobą rozmawiać, ale przynajmniej nie będą cię przeklinać.
- Wolałbym wyciąć sobie jajka i usmażyć je w cebuli- odpowiedział Malfoy, w jego głosie nie było śladu jadu.
- Cóż, ciekawe upodobania kulinarne, ale nie jestem twoim psychoterapeutą, więc raczej nie powinno mnie to obchodzić.
- Moim kim? - Malfoy patrzył na niego podejrzliwie.
- Nieważne - Harry westchnął, czasami takie rozmowy mogły być naprawdę trudne, zwłaszcza jeśli rozmawiało się z kimś czystej krwi kto nie miał pojęcia o odoniesieniach do mugolskiego życia. – Powiedz mi czego dowiedziałeś się od Slughorna.
W odpowiedzi Malfoy odstawił tacę i wstał. Pochylił się, wyszeptał zaklęcie odblokowujące zamknięcie drzwi szafki a potem otwarł ją i wyjął coś co Harry rozpoznał jako myślodsiewnię, chociaż była znacznie mniejsza niż ta, którą miał Dumbledore. Za nią dostrzegł kilka małych srebrnych fiolek i zaczął się zastanawiać jakie wspomnienia mogły zawierać.
Malfoy zamknął drzwiczki i postawił misę na szafce - Wiesz jak to działa? –zapytał. Harry skinął głową. Ślizgon wzruszył ramionami, przyłożył różdżkę do głowy, wydobył z niej srebrzystą nić pamięci i włożył ją do kamiennej misy- Popatrz sobie - powiedział od niechcenia.
Zaskoczony, że Malfoy tak łatwo pokazuje mu swoje wspomnienia Harry wstał i podszedł do myślodsiewni. Jeszcze raz spojrzał na Malfoya, który przyzwalająco skinął głową, pochylił twarz nad misą myśląc, że chyba nie jest wystarczająco duża żeby zmieścić w niej całą głowę.
Ku własnemu zdziwieniu bez żadnych problemów pomknął w głąb. Nieco zdezorientowany pokonał srebrzystą mgłę i znalazł się w środku sali eliksirów obok Malfoya, który pukał do drzwi ...
ROZDZIAŁ 31
Po chwili Harrego dobiegł głos profesora Slughorna mówiącego gościowi, żeby wszedł. Malfoy przekroczył próg i Harry ruszył za nim.
- Dzień dobry sir -głos Mafoya był pełen szacunku, dokładnie taki jakim mówił do Snape'a. - Przyszedłem dowiedzieć się jak wyszedł mi eliksir.
Slughorn pisał coś na tablicy, odwrócił się, spojrzał na Malfoya i skinął głową. Harry miał wrażenie, że nie lubi chłopaka i nie bez powodu. Wiedział, że ślizgon zatruł wino, które Ron przypadkowo wypił na szóstym roku. - Och ... proszę pana ...- odezwał się po chwili zastanowienia Malfoy - Dostałem to w prezencie. Nie przepadam za nimi, ale przypomniałem sobie, że to pana ulubione - wyciągnął pudełko z najlepszymi kandyzowanymi ananasami - Proszę bardzo.
Slughorn patrzył na pudełko jak na jadowitego węża - Kto ci to dał? -zapytał podejrzliwie.
- Um ... H ...Harry - odpowiedział z wahaniem i Harry nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. To był pierwszy raz, kiedy Malfoy użył jego imienia i wydawało się, że kosztowało to go trochę wysiłku.
- Harry Potter?- Sluhorn zamrugał i nie bez powodu. Nawet nauczyciele byli świadomi ich rywalizacji. - Ale dlaczego to zrobił?
- No wie pan, dzielimy sypialnię. - Malfoy obojętnie wzruszył ramionami- Myślę, że to taki znak pojednania - ponownie podsunął nauczycielowi pudełko - To miły gest, ale chyba nie poznał jeszcze moich upodobań, a ja naprawdę nie lubię ananasów.
Slughorn nadal patrzył podejrzliwie, ale po chwili wyciągnął rękę i przyjął pięknie zdobione pudełko - Pan Potter nie ma w zwyczaju niczego zatruwać, a poza tym to jest zamknięte - wymruczał, a kiedy Malfoy odwrócił się w stronę swojego eliksiru Harry dostrzegł, że nauczyciel rzuca urok wykrywający na opakowanie. Najwyraźniej wynik był zadawalający, bo położył pudełko na biurku, patrzył na nie przez chwilę, a potem otworzył je i wyjął pierwszy kawałek.
Tymczasem Malfoy przestawił swój kocioł na stół gdzie stawiano eliksiry o długim czasie parzenia robiąc tym samym miejsce uczniom na następną lekcje. Pochylił głowę nad kociołkiem powąchał jego zawartość, zamieszał różdżką a potem zrobił pełną konsternacji minę. Zaklął głośno, ponownie zamieszał eliksir, wyciągnął książkę i zaczął gorączkowo przerzucać strony, Jeszcze raz sprawdził eliksir, ponownie zaklął i zatrzasnął książkę.
- Coś nie tak chłopcze? – zainteresował się w końcu Slughorn otrzepując palce z cukru.
-Nie mogę w to uwierzyć panie profesorze - Malfoy sprawiał wrażenie bardzo rozczarowanego ucznia - Przepis na sententię znajduje się tuż obok przepisu na medicorę. Strasznie mi przykro sir, ale pomyliłem się. Dodałem marantę. Nie zauważyłem tak jak i Po ... Harry. Pracowaliśmy razem.
Slughorm podszedł do Malfoya i tak jak on poświęcił trochę czasu na wąchanie i mieszanie różdżką - Jakież to niefortunne - powiedział - ale muszę stwierdzić, że to bardzo dobra medicora. Wydaje mi się, że masz talent do eliksirów.
- Dziękuję profesorze - Malfoy zaczerwienił się.
- Więc i ty i pan Potter nie zawiedliście mnie. Znajdę dla niego zastosowanie. - Poklepał Malfoya po ramieniu – Nie martw się. To nie koniec świata. Przynajmniej te rzadkie składniki na coś się przydały inni uczniowie nie mieli tyle szczęścia - westchnął.
- Czy...czy jesteś bardzo rozczarowany sir?- zapytał niepewnie Malfoy spuszczając wzrok. Kto by pomyślał, że ślizgon jest tak dobrym aktorem? - Chodzi mi o to ...czy ten eliksir może się do czegoś przydać, czy nie jest zbyt drogi.
Slughorn spojrzał na niego a potem pokręcił głową.- Ośmielam się stwierdzić, że w niektórych kręgach mógłby się dobrze sprzedawać.
- Myślę, że kiedy skończę szkołę mógłbym zostać praktykantem. Eliksiry są absolutnie fascynujące. - Malfoy zmienił taktykę, wydawało się, że jest o krok od uzyskania informacji od Sughorna, teraz mówił dalej sprawiając wrażenie entuzjastycznie nastawionego do przedmiotu ucznia - Nie sądzisz sir, że sama teoria jest pasjonująca? Na przykład ten eliksir. To niesamowite, że dodanie maranty może go zmienić w coś co działa zupełnie inaczej.
- Tak - Slughorn z roztargnieniem podszedł do biurka i sięgnął po kolejny kawałek ananasa - Tu ma zastosowanie zasada elementarnej przemiany. Na przykład wiemy, że maranta ma liczne powszechne zastosowania i jest jednym z piętnastu ....
Harry wyłączył się i zaczął się zastanawiać czy jest coś bardziej interesującego w tym wspomnieniu. Dlaczego Malfoy zmienił taktykę chociaż wydawało się, że mógł już wcześniej wyciągnąć wszystkie informacje od profesora? Czy w jakiś sposób próbował wprowadzić Harrego w błąd?
I wtedy głos Malfoya sprowadził go do rzeczywistości - Może powinieneś niektóre zrobić sam.- Uśmiechnął się niewinnie. - Na przykład sentencję. Jestem pewny, że mogłaby być przydatna w świętym Mungu albo w Ministerstwie? Czy dlatego kazałeś nam je robić sir? Jestem pewien, że dodatkowe profity mogą by tego warte.
- Oni nie płacą nawet tyle, żeby pokryć koszty składników - odpowiedział Slughorn - Prywatni kupcy są ... - zamilkł a potem pokręcił głową . - Nieważne.
- Och ... rozumiem - Malfoy zamyślił się głęboko - Wiem! Jeśli ktoś kupiłby składniki co zmniejszyłoby koszty przy samodzielnej produkcji można by zażądać większej stawki za eliksir. Bardzo sprytne sir. Powinniśmy razem prowadzić ten interes. To znaczy, oczywiście kiedy skończę szkołę - uśmiechnął się. - Czy mógłbym zostać pana praktykantem? Jesteś tak niesamowitym mistrzem eliksirów. Jestem pewien, że tu nie płacą ci zbyt dużo, nie musisz uczyć, nie teraz kiedy wojna się skończyła. Jesteś bezpieczny i wolny więc możesz robić co chcesz.
Teraz Harry zrozumiał co Malfoy robi, rozpraszał Slughorna rozmową, szybkimi zmianami tematu i pochlebstwami. Ale dlaczego nie próbował tego przedtem?
- Tak sądzę, sir - Harry nagle zmarszczył brwi. W tym głosie było coś subtelnego. Gdzieś to już słyszał, ale gdzie? Słyszał dokładnie ten sam jedwabisty, gładki ton, takie same sformułowania? W głowie brzęczało mu niejasne, irytujące wspomnienie. Później będzie się musiał nad tym zastanowić.
- Panie profesorze, jeśli ta medicora nie przyda ci się do niczego pożytecznego to ja ... mam trochę znajomości. Zawsze mógłbym ... – ślizgon zamilkł i uniósł brwi - Moglibyśmy ... podzielić się uzyskanym z niej zyskiem.
- Być może, być może - Slughorn poklepał Malfoya po ramieniu - ale później. Ten eliksir już ma nabywcę lub przynajmniej miałby gdyby został uwarzony prawidłowo. No nic, będę musiał zrobić go sam. - ponownie westchnął. - Być może to za trudny przepis dla uczniów przed owutemami. Będę musiał poświęcić na niego trochę czasu, ale lekcje i ocenianie...
- Ja to mogę zrobić sir - wtrącił się niecierpliwie Malfoy.
- Nie, nie mój chłopcze. Zrobię to sam.
- Oczywiście sir - Malfoy natychmiast się wycofał.
- Cóż, może chociaż rozleję go? - skinął w stronę kociołka.
- Proszę, wiesz gdzie są fiolki. - Slughorn machnął ręką w stronę szafki w której przechowywane było szkło.
Zgodnie z pamięcią Malfoya Harry podszedł za nim do szafy rozmytej nieco tak jak i sylwetka profesora. Patrzył jak Malfoy wybiera fiolki licząc je półgłosem i wtedy obaj usłyszeli głos Slughorna. Malfoy natychmiast podszedł do drzwi i zaczął podsłuchiwać.
- Co ma znaczyć, że nie jest gotowy? - usłyszał stłumiony i nierozpoznawalny głos.
- Przy warzeniu coś poszło nie tak - w głosie profesora brzmiała nerwowość. - Mam zamiar zacząć od nowa.
-Mówiłeś, że możesz go przyrządzić. Obiecałeś mi i nieźle ci za to zapłaciłem.
- Wiem, wiem, tylko że miałem mało czasu więc poprosiłem moich najstarszych uczniów, żeby go zrobili. Niestety przeceniłem ich umiejętności, chociaż Malfoy zrobił doskonały eliksir medicora. Może na coś ci się przyda?
- Malfoy? Kazałeś Malfoyowi zrobić senetencję? Czy jesteś jeszcze głupszy niż na to wyglądasz?
- On jest najlepszym uczniem w ...
- Nic mnie to nie obchodzi! To ciebie prosiłem i zapłaciłem ci za to.
Harry spojrzał na Malfoya, który przywarł do drzwi blady jak ściana i trzęsący się. Harry wiedział, że przebywając w jego wspomnieniach nie mógł go dotknąć, ale dłonie i tak mu drgnęły. Tak bardzo chciał go pocieszyć. Zamiast tego wyjrzał przez drzwi, żeby zobaczyć mówiącego, ale tak jak podejrzewał nie dostrzegł niczego. Klasa przesłonięta była delikatną, rozmytą mgłą.
- Slughorn lepiej sam uwarz ten eliksir albo zażądam z powrotem moich pieniędzy. Chcę go mieć do soboty.
Drzwi trzasnęły.
Malfoy zamknął oczy i osunął się na podłogę, fiolki zaciskał w dłoniach tak mocno jakby od tego zależało jego życie.
ROZDZIAŁ 32
Harry szybko opuścił pamięć Malfoya i spojrzał na ślizgona, który siedział na łóżku i kończył swoją kolację - Kto to był? Kim był mężczyzna w klasie Slughorna? Czy to był Hexam?
Malfoy wzruszył ramionami.
- Jak myślisz do czego jest mu potrzebny eliksir?
Malfoy tylko pokręcił głową i Harry przypomniał sobie, że prawdopodobnie na chłopaka rzucono zaklęcie wiążące umysł i nie może mu odpowiedzieć.- Tak to był Hexam i potrzebuje tego eliksiru, żeby dostać się do umysłu kogoś kto umie się bronić przed legilimencją, tak?
Jedyną odpowiedzią Malfoya było włożenie dziecięcym ruchem marchewki do ust i powolne rzucie.
- Więc dlaczego skoro nie możesz o tym mówić udaje ci się pokazać mi swoje wspomnienia?
- Jestem potężnym oklumentą - Harremu wydało się, że Malfoyowi sprawiło ulgę, że w końcu może odpowiedzieć na zadane pytanie - Ale nie sądzę, że chce odkryć coś o czym wiem ... raczej chce żebym coś zrobił.
- Co masz na myśli?- indagował Harry siadając obok niego na łóżku.
- Nie mogę ci odpowiedzieć... sam musisz się domyślić - Harry dostrzegł, że powiedzenie nawet czegoś tak mało ważnego kosztowało chłopaka wiele wysiłku.
- To zaklęcie wiążące twój umysł staje się coraz silniejsze, prawda? - stwierdził cicho - To sprawia ci ból, prawda?
- Och, spierdalaj Potter. Po prostu zostaw mnie w spokoju - warknął nagle Malfoy. - Dostałeś to co chciałeś więc teraz się stąd wynoś.
Hary wstał - Czasami nie jestem pewny czy myślisz to co mówisz.
- Ale tak jest. Uwierz mi, gdybym miał wybór ...
- Dlaczego myślisz, że nie masz wyboru?
Twarz Malfoya stała się blada jak płótno, położył się na łóżku, przykrył kocem i odwrócił - Chyba nie potrzebujemy kolejnego Czarnego Pana, prawda? - padła stłumiona odpowiedź.
Harry miał zamiar coś powiedzieć, ale wtedy otworzyły się drzwi i do środka zajrzała Hermiona - Ach, tutaj jesteście. Zgadnijcie czego się właśnie dowiedziałam.
- Niezależnie od tego co to jest możecie o tym porozmawiać gdzie indziej - warknął Malfoy - Pomogłem ci stworzyć bariery, to wszystko co mogłem. I tak jest mi trudno.
- Ale ... - zaczęła Hermiona.
- Wynoś się Granger!
Harry chwycił Hermionę i wyciągnął ją z sypialni - Co zobaczyłaś? - wyszeptał kiedy schodzili po schodach do pokoju wspólnego.
- Nie tyle zobaczyłam co usłyszałam - odpowiedziała cicho Hemiona, jęknęła kiedy zobaczyła zatłoczone pomieszczenie. Wyglądało to tak jakby każdy gryfon siedział tam i odrabiał swoją pracę domową. - Chodź, my też mamy do odrobienia swoje lekcje - powiedziała głośno i pociągnęła Harrego do kąta. Usiedli razem i zaczęli się uczyć, chociaż Harrego korciło, żeby opowiedzieć dziewczynie co zobaczył w myślodsiewni, a ona zdesperowana gryzła wargi chcąc mu powiedzieć co usłyszała.
- Dlaczego nie możemy pójść gdzie indziej?- syknął pod nosem.
- Najpierw trzeba odrobić pracę domową. Czy kiedykolwiek widziałeś, żebym nie siedziała z nosem w książce? Musimy postępować tak normalnie jak to możliwe.
- Ale ...
- Po prostu róbmy to co zawsze. Opowiem ci później.
Byli w połowie pracy domowej z Zaklęć, kiedy obraz odsunął się i do pokoju wszedł Hexam. Nikt nie był przyzwyczajony do widoku nauczyciela a tym bardziej nie szefa ich domu wchodzącego tutaj więc wszyscy zamilkli.
- Tylko sprawdzam - powiedział Hexam z promiennym uśmiechem - Wszystko w porządku? Jakieś problemy?
Rozległo się chóralne "nie" i "wszystko w porządku". Harry i Hermiona siedząc w kąciku pod oknem starali się wyglądać tak jakby również byli zszokowani pojawieniem się profesora.
- Dobrze, bardzo dobrze - Hexam rozejrzał się - Czy jest tutaj Draco Malfoy?
Zapadła cisza. Harry spojrzał na Hermionę, która pochyliła głowę nad swoim esejem.
- Czy ktoś z was wie gdzie może być pan Malfoy? - powtórzył Hexam - Przecież wy lwy zapewne pilnujecie węża.
- Jest w dormitorium - odezwał się Ron - Zawsze tam siedzi.
- Dziękuję panie Weasley - Hexam ruszył przez pokój, a kiedy jego wzrok zatrzymał się na Harrym chłopak starał się zachować zupełnie obojętny wyraz twarzy. Nauczyciel uśmiechnął się i ruszył na górę. Harry bojąc się, że może go usłyszeć nie odważył się nic powiedzieć, ale spojrzał wymownie na Hermionę starając się przekazać jej wiadomość, że ślizgonowi grozi niebezpieczeństwo.
Zaniepokojona dziewczyna przez chwilę przygryzała wargę, a potem nagle zdecydowanie skinęła głową, wycelowała różdżką w Nevilla i wyszeptała zaklęcie, którego Harry nigdy nie słyszał.
- Przepraszam Neville - szepnęła nieco głośniej, kiedy znikąd pojawił się strumień wody i oblał nieszczęsnego chłopaka drzemiącego przy kominku. Longbotom pisnął jak dziewczyna i skoczył na równe nogi.- Kto to zrobił?! - wrzasnął - No kto?
Kilka osób roześmiało się, Seamus wyczarował ręcznik, Neville powiększył go i rozejrzał się patrząc groźnie. - Zabiję, kiedy dowiem się kto to był! - zapowiedział i ruszył do sypialni, żeby się przebrać. Seamus ruszył za nim starając się stłumić napady śmiechu i jednocześnie susząc chłopakowi włosy.
Chwilę później Hexam wrócił na dół. Harry pomyślał, że wygląda na wkurzonego, ale przynajmniej nie miał więcej niż minutę, żeby być sam na sam z Malfoyem.
- Ach - stwierdziła Hermiona, kiedy tylko profesor opuścił pokój wspólny. - Mam wyrzuty sumienia, że zrobiłam coś takiego Nevillowi. Może powinniśmy pójść i go przeprosić.
- Ja to zrobię - powiedział Harry. - Powiem, że ćwiczyliśmy zaklęcia i coś poszło nie tak, a przy okazji sprawdzę co z Malfoyem. - Wstał szybko - Um ... a może ty w tym czasie skończysz moją pracę? - zapytał z nadzieją w głosie i ignorując jej pełne irytacji sapnięcie pobiegł po schodach na górę, żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
* * *
Kiedy wszedł do sypialni Neville był już suchy i przebierał się, Seamus suszył podłogę co było bardzo potrzebne, a zasłony wokół łóżka Malfoya były zasunięte.
- Nev, Hermiona wysłała mnie, żebym cię przeprosił - powiedział - Ćwiczyła zaklęcia i pomyliły jej się czary.
Neville roześmiał się dobrodusznie - To nic, kilka zaklęć suszących i po sprawie.
Harry uśmiechnął się do przyjaciela myśląc, jak bardzo w ciągu ostatniego roku zmienił się ten chłopak. Ten kiedyś nieśmiały dzieciak bojący się wszystkiego i przerażony, że może być charłakiem stał się pewnym siebie, popularnym mężczyzną, który był gotów wypróbować każde zaklęcie nawet wiedząc, że może mu nigdy nie wyjść. To nie miało dla niego znaczenia, bo jego wiadomości z zielarstwa dorównywały wiedzy profesor Sprout.
- A więc co zrobił Hexam? - zapytał Harry zerkając na zasłonięte łóżko ślizgona.
Seamus wzruszył ramionami - Niewiele. Sądzę, że po prostu chciał sprawdzić Malfoya, ale on śpi więc mu nie przeszkadzał.
- Śpi?- Harry podszedł do zasłoniętego łóżka - Malfoy?- zawołał - Hej Malfoy?
Brak odpowiedzi, Harry zerknął na Seamusa - Jest tam?- Nie przypominał sobie Malfoya wchodzącego do pokoju wspólnego.
- Sam się nad tym pozastanawiaj - odparł Seamus - Chodź Nevada, pomożesz w przy pracy domowej z zielarstwa.
Kiedy tylko chłopacy wyszli Harry natychmiast wsunął głowę za zasłony i zobaczył, że łóżko jest puste.
- Kurwa! - warknął pod nosem. Co się stało? Gdzie on poszedł? Sprawdził już wszystkie łazienki i toalety. Gdzie się podziała ta cholerna biała fretka? Harry podszedł do swojego łóżka, usiadł i wsunął dłonie we włosy.
- Ach! Potter spieprzaj! Zabieraj swój wielki tyłek z moich nóg!
Harry zerwał się z bijącym sercem, odwrócił się i wyciągnął różdżkę. Głowa Malfoya wyłoniła się z nikąd, włosy miał rozczochrane niemal tak samo jak Harry, za moment pojawiło się całe ciało ślizgona. Harry zamrugał starając się przetworzyć fakty. Malfoy nie tylko leżał na jego łóżku, ale i miał na sobie jego pelerynę niewidkę.
- Co ty tu do cholery robisz? - wrzasnął - Wynocha z mojego łóżka! Skąd masz moją pelerynę? Oddawaj! - wyrwał ślizgonowi jedwabisty materiał i przycisnął do piersi. Tymczasem Malfoy wstał i poprawiał sobie ubranie.
- Wiedziałem, że trzymasz ją w kufrze - odparł - Tylko ją sobie pożyczyłem do czasu aż Hexam wyjdzie w pokoju.
Teraz kiedy Harry przestał się bać jego serce już nie bawiło się w dzięcioła stukającego w drzewo - Ale dlaczego położyłeś się na moim łóżku? - zapytał chowając niewidkę do kufra.
Malfoy, jeśli to w ogóle było możliwe spojrzał na niego z jeszcze większym zdziwieniem - Myślałem, że mogę ... - zamilkł, bezradnie wzruszył ramionami a potem ciągnął dalej.- Potter jestem naprawdę zmęczony. Po postu ...zasnąłem.
- Ooo...- Harry nie miał pojęcia co mógłby na to odpowiedzieć - Więc, wszystko w porządku.
Malfoy uśmiechnął się psotnie, wyglądał teraz tak, że Harry mógł to określić tylko jednym słowem, zalotnie. - Więc nie miałbyś nic przeciwko jeśli miałbym ochotę ponownie znaleźć się w twoim łóżku?
- Um ....- Harry poczuł, że ma bardzo suche gardło - W k...k...każdej chwili- odparł i cofnął się przerażony, że Malfoy może natychmiast skorzystać z jego oferty.
Zachwycony ślizgon zarechotał - Twoja mina Potter! Nic dziwnego, że nikogo nie masz. Wyglądasz na przerażonego.
Harry zaczerwienił się tak bardzo, że jego twarz chyba zaczęła parować i uciekł z pokoju ścigany okrutnym śmiechem Malfoya.
- W porządku? - zapytała Hermiona, kiedy zdyszany usiadł obok niej.
- Tak. Tak, w porządku. - przytaknął z roztargnieniem. Cały czas nie mógł pozbyć się z pamięci obrazu Malfoya leżącego na łóżku, uroczo rozczochranego i z tym psotnym uśmieszkiem na ustach. Och na Merlina, tak bardzo chciał tam wrócić, pchnąć go na łóżko i oczarować.
- Harry? Ziemia do Harrego? Harry ocknij się.
- Przepraszam - Harry skupił się na dziewczynie - Co?
- Teraz możemy już porozmawiać - skinęła głową w stronę w połowie opustoszałego pokoju wspólnego. Wszystkie dziewczyny i młodsi chłopcy poszli już do sypialni, tylko w kącie siedziało i szeptało kilku starszych uczniów - Chcę ci opowiedzieć co usłyszałam.
- Okey - Harry zaczął zbierać swoje książki i pergaminy - Mów.
- Cóż, byłam w bibliotece, chciałam coś znaleźć do swojej pracy domowej i usłyszałam mężczyznę pytającego panią Pince o książkę.
- To jest biblioteka - stwierdził cierpliwie Harry - Oczywiste, że tam się pyta o książki. Co w tym dziwnego?
- Tej książki nie ma tam i to od dawna - powiedziała cicho Hermiona - Pamiętasz, zabrałam ją z gabinetu Dumbledora kiedy wybieraliśmy się na poszukiwanie horkruksów. Tajemnice Czarnej Magii, tam są wyraźne instrukcje jak je stworzyć i o ile mi wiadomo to jedyna książka w której są takie informacje.
- Przypuszczam, że pytał o nią Hexam- stwierdził Harry.
- Tak, to był on. Upewniłam się.
- Widział cię?
- Nie, natychmiast wyszedł. A teraz tymi powiedz co Malfoy dowiedział się od Slughorna?
Harry opisał jej co zobaczył w myślodsiewni.
- Ale Malfoy nie był pewny czy to był Hexam, przecież nie rozpoznał go po głosie?- Hermiona zmarszczyła brwi - Więc nie mamy pewnego dowodu.
- Mamy i to pewny – odparł Harry -Wiemy, że Malfoy ma związany umysł, więc wspomnienia o Hexamie są do pewnego stopnia zablokowane. Fakt, że głos Slughorna był wyraźny, a drugiego mężczyzny nie oznacza, że to musiał być Hexam. - przeczesał palcami włosy teraz to było dla niego zupełnie jasne - Myślę, że nadszedł czas, żeby pójść do profesor McGonagall i powiedzieć jej co wiemy.
Hermiona powoli skinęła głową – Zgadzam się. Wiemy wystarczająco dużo. Dzisiaj czy jutro.
- Tylko wezmę pelerynę. Pójdziemy teraz.
ROZDZIAŁ 33
Twarz McGonagall przypominała pysk buldoga, który ma zamiar ugryźć go w tyłek. Była zmarszczona i niezadowolona z każdego słowa, które powiedział Harry. Pomijając rolę Malfoya opowiedział o spotkaniu Hexama z Slughornem, próbie wypożyczenia książki i wykorzystaniu na nim legilimencji. W końcu zamilkł i mnąc brzeg szaty w dłoni patrzył na dyrektorkę. Kobieta z nad swoich okularów posłała mu jedno ze swoich przerażających spojrzeń i zaczęła mówić.
- Panie Potter, panno Granger, myślę, że powinniście się dowiedzieć coś o profesorze Hexamie co rozwieje wasze obawy.
- Nie boimy się, pani profesor, tylko ... - zaczął.
- Panie Potter! - przerwała mu, więc zamknął się i zaczął wpatrywać się w zmiętą szatę. Kobieta nabrała głęboko powietrza, żeby się uspokoić.
- Profesor Hexam jest aurorem.
- Aurorem?- Harry gwałtownie uniósł głowę. - Nigdy go nie spotkałem, chociaż znam praktycznie wszystkich.
- Nie mogłeś spotkać profesora Hexama. W czasie wojny jego zdolności były potrzebne gdzie indziej. Wrócił tu po wojnie na moją prośbę.
- Więc pani go zna?
- Oczywiście.
- Więc co on tu kurwa robi? - wyrwało się Harremu, natychmiast przygryzł wargę, żałując, że to powiedział. - Przepraszam. Ja po prostu ...
Dyrektorka spojrzała na niego z dezaprobatą - Przykro mi, ale nie mogę tego ujawnić.
- Ale on szuka informacji na temat tworzenia horkruksów - wybuchnął Harry.
- Szuka książki, która zawiera informacje jak je stworzyć, po to żeby ją zniszczyć. Ostatnia rzecz jakiej potrzebujemy to ktoś kto pójdzie w ślady Voldemorta i zrobi to co on - westchnęła McGonagall. - Jednak nie znalazł książki. Podejrzewam, że profesor Dumbledore schował ją kiedy Tom Riddle był tutaj uczniem.
Hermiona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Harry ją kopnął. Wiedział, że zamierza powiedzieć, że to ona i to od ponad roku ma książkę. O dziwo dziewczyna zareagowała na to - Ale dlaczego chciał kupić eliksir od profesora Slughorna? - zapytała.
- Jak już powiedziałam, profesor Hexam jest aurorem. W swojej pracy ma prawo kupować i korzystać z różnych eliksirów. Sentencja jest jednym z nich.
Harry wstał - Dziękuję pani profesor. - Złapał Hermionę za rękę i pociągnął ja na nogi.
- To ja dziękuję Harry, że przyszedłeś do mnie ze swoimi wątpliwościami. - Dyrektorka posłała mu jeden ze swoich zimnych uśmiechów. - Gratuluję wam czujności, ale w tym przypadku to bezzasadne.
- To my bardzo dziękujemy pani profesor. Dobranoc. - Tym razem to Hermiona szarpnęła Harrego i wyprowadziła go z gabinetu.
- Mówiłam ci, że nie mamy wystarczająco dużo dowodów - syknęła kiedy wracali do dormitorium.
- Musimy więc zdobyć ich więcej - odparł krótko Harry.
- Słyszałeś, on ma pełne prawo do ...
- Nic mnie to nie obchodzi - Harry zatrzymał się i unosząc do góry różdżkę oświetlił mapę Huncwotów. Nowy woźny Entwhistle Tubbs skradał się w stronę schodów. - Chodź. Jesteśmy o krok od wpadki. - Szybko weszli do pokoju wspólnego i w milczeniu ruszyli po schodach do swoich sypialni.
* * *
Ku zaskoczeniu Harrego Malfoy nadal nie spał, słabe światło różdżki wydobywało się zza zasłon jego łóżka. Wydawało się, że inni śpią, więc Harry podszedł bliżej i odezwał cię cicho. - Malfoy? Śpisz?
Zasłona odsunęła się, szczupła dłoń złapała go za nadgarstek i wciągnęła do środka. Stłumił jęk i upadł na łóżko. Malfoy oczywiście nadal odrabiał swoją pracę domową więc szybko odsunął pergaminy i książki.
- Myślałem, że jesteś zmęczony? - Harry spojrzał uważnie na chłopaka i zauważył, że wygląda okropnie z zapadniętymi oczami i wychudzoną twarzą.
- Nie mogę spać. Strasznie boli mnie głowa - wymamrotał Malfoy.
- Mam eliksir ... - zaczął Harry.
- Nie pomoże - powiedział krótko ślizgon - Co chciała ci powiedzieć Granger?
Harry zamyślił się. Czy miał mu powiedzieć wszystko czy zataić wiedzę o książce. Szybko rozważył wszystkie za i przeciw i zdecydował, że prawdopodobnie Malfoy i tak o niej wie więc powiedział mu wszystko co widziała Hermiona.
- Poszliśmy do McGonagall i powiedzieliśmy jej - kontynuował.
- Że co? - głos Malfoya drżał z wściekłości chociaż był tylko szeptem. - Czy wy jesteście, kurwa, psychiczni?
- Nie martw się, nie powiedzieliśmy jej o tobie. Sądziliśmy, że mamy wystarczająco dużo dowodów.
Malfoy westchnął ciężko - Ona mu powie.
- Nie sądzę, powiedziała nam, że jest aurorem.
Malfoy skrzywił się - Aurorem? Chyba, kurwa, żartujesz?
- Nie - Harry powtórzył co powiedziała mu McGonagall - Ona sądzi, że ma prawo robić wszystko co zrobił.
- Szczególnie jeśli ma się w szkole byłego śmierciożercę - stwierdził gorzko Malfoy, spuścił głowę i zamyślił się.
- Malfoy ... nie zrobiłeś niczego ... w ogóle nic co może ...- Harry zamilkł nie chcąc go sprowokować zdając sobie sprawę jaki jest drażliwy. Lubił być z nim i nie chciał jeszcze bardziej psuć mu humoru.
Malfoy natychmiast przyjął obojętny wyraz twarzy, co oznaczało, że albo nie chciał nic mówić, albo czekał na dalsze słowa.
- Nieważne - dodał pośpiesznie Harry – Po prostu chciałem powiedzieć, że jeżeli wykonuje legalną pracę to dlaczego związał twój umysł?
- Gratulacje Potter! - warknął Malfoy - Mroczny znak. Auror. Niepełnoletnie dzieci. Szkoła.
- Dobra, dobra, rozumiem - Harry rozłożył ręce. - Idę do łóżka. Wygląda na to, że całe nasze szperanie do niczego się nie przydało. On oczywiście nie będzie znowu próbował, więc możemy odpocząć i wrócić do bycia śmiertelnymi wrogami.- Wstał i skinął na pożegnanie. - I pamiętaj o tym co powiedziałem ci o jedzeniu przy naszym stole. Nadal jeśli chcesz możesz siedzieć ze mną i Hermioną. Zostawiając Malfoya patrzącego na niego z otwartymi ustami poszedł poszukać piżamy.
ROZDZIAŁ 34
- Nie obchodzi mnie co mówi McGonagall, ja mu nie ufam - powtórzył z uparem Harry.
Hermiona posłała mu jedno ze swoich wymownych spojrzeń, a potem skinęła głową - W porządku - powiedziała po chwili - Ten jeden raz ustąpię. Kiedyś też miałeś rację chociaż przeczyły temu dowody i wszyscy byli przeciwko tobie. - Przechyliła głowę - Więc co chcesz zrobić?
Harry przesunął kiełbasę na talerzu wpatrując się ponuro w tłustą plamę. - Wiemy, że szuka książki. Masz ją nadal?
- Oczywiście.
- Tu w Hogwarcie?
- Tak.
- Więc pierwszą rzeczą, którą musisz zrobić to schować ją w bezpiecznym miejscu.
- Gdzie?
- Na Grimmauld Palace. Tam nie można się dostać. Nikt obcy się tam nie teleportuje, no i nie zadziała tam accio ani inne zaklęcie- chłopaku gryzł kawałek kiełbasy i żuł ją w zamyśleniu wspominając o ciemny i obskurny dom. Atmosfera w nim poprawił się trochę, od czasu kiedy Stworek był w Hogwarcie, ale nadal nie lubił tego miejsca, wiązało się z nim zbyt wiele gorzkich wspomnień.
- Dobry pomysł - stwierdziła Hermiona - Kiedy to zrobimy?
- W następny weekend wybierzemy się do Hogsmeade. Teleportuję się, to nie potrwa długo.
Hermiona chrząknęła cicho więc podniósł do góry głowę i zobaczył stojącego obok nich Malfoya, który niemal uprzejmie skinął mu głową - Powiedziałeś Potter, że mogę siedzieć z wami.
- Tak - Harry przesunął się robiąc mu miejsce.
Kiedy Malfoy usiadł w całej sali zapadła dziwna cisza. Rozejrzał się szybko i zauważył, że wszystkie oczy skierowane są na nich. Skrzywił się i ignorując to odwrócił w stronę ślizgona.
- Myślałem Potter - powiedział cicho Malfoy nakładając sobie jedzenie, - że będę musiał osłonić ciebie i Granger tarczą, ale wciąż macie szczęście. Wiewiór nie jest zainteresowany żadną ... poufną informacją.
- W tej chwili nie podejdzie do nas - Harry zauważył, że wargi Hermiony drżą - Jest naprawdę wściekły.
Malfoy spojrzał na Rona, Harry zrobił to samo i zobaczył, że chłopak siedzi obok Lavender Brown i rozmawia z nią po cichu, kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się rudzielec z przekąsem spojrzał na Mafoya i odwrócił się do nich plecami. Harry westchnął - I nie sądzę, żeby to się stało w najbliższym czasie.
Hermiona westchnęła i zamrugała starając się powstrzymać łzy. Harry uścisnął jej dłoń - Przejdzie mu. Wiem, że tak się stanie, bo on cię kocha.
Dziewczyna przygryzła wargę i pokręciła głową - Nie jestem już tego tak pewna.
- Miona, posłuchaj. Pamiętasz jak było w lesie ... Potem wrócił. Pamiętasz co wtedy powiedział, że Dumbledore dał mu deluminator bo wiedział, że zawsze będzie chciał do nas wracać.
- Potter, o czym ty mówisz? - Malfoy pytająco uniósł brwi.
- Nieważne - Harry wbił widelec w żółtko jajka i rozsmarował je robiąc bałagan na talerzu - Co trzeba zrobić, żeby zablokować Rona?
- Potrzebuję około minuty i muszę mu patrzeć w oczy.
- Może potraktujemy go drętwotą?- zasugerował Harry.
- To nie zadziała - odpowiedzieli równocześnie Malfoy i Hermiona.
- A dlaczego nie?
- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że kogoś kto jest pod wpływem jakiegokolwiek zaklęcia wiążącego ciało nie można zablokować - Malfoy skinął w stronę Hermiony- Jestem pewny, że wiesz dlaczego.
- Z powodu szóstego prawa obezwładniania i czegoś co jest kombinacją magii - Hermiona zaczęła wykład. - Jeśli sparaliżuje się ciało, a potem zatrzyma jakąś funkcję mózgu to łatwo można doprowadzić do śmierci. Tak już jest ... Chociaż większość zaklęć wiążących ciało po chwili mija. W przeciwnym razie zaliczono by je do niewybaczalnych.
- Są takie czarnomagiczne - dodał Malfoy - ale nie ma możliwości, żebym jakiegoś użył. Nie mam ochoty trafić do Azkabanu.
- Nie mamy zamiaru cię o to prosić - zapewnił go Harry - Teraz musimy wymyślić sposób, żeby Ron ponownie do nas podszedł.
- Popracuję nad tym - powiedziała cicho Hermiona.
- Dzięki Herm - Harry uścisnął jej dłoń czując zalewającą go dumę z powodu odwagi tej dziewczyny dzięki sprytowi, której przeżył wszystko to co go spotkało w ciągu ostatnich lat.
- Bardzo wzruszające Potter - zaszydził Malfoy - Idę na Zielarstwo, do zobaczenia później - odsunął swój talerz i wstał. Harry obserwował go jak wychodził z sali zwracając uwagę na towarzyszące temu spojrzenia i szepty.
- Lepiej też chodźmy - powiedziała Hermiona – Przed lekcjami muszę jeszcze zajrzeć do biblioteki. Na razie.
Hary skinął jej głową, a potem spojrzał na rozgrzebane na talerzu jedzenie i zdał sobie sprawę, że stało się ono niejadalne. Westchnął i wstał od stołu. Idąc starannie zignorował Rona, a potem nagle przypomniał sobie, że zapomniał pracy domowej z Zielarstwa. Musiał się pośpieszyć, jeśli miał ją przynieść. Biegł po schodach więc wręcz wysapał hasło Grubej Damie i pobiegł do swojej sypialni. Chwycił pracę domową, wrzucił ją do torby, a potem rozejrzał się skupiając się na przypomnieniu planu lekcji i tego o czym jeszcze mógł zapomnieć. Kiedy się nad tym zastanawiał jego wzrok padł na szafkę Malfoya. Przypomniał sobie o małych fiolkach w środku i co ciekawe podszedł i szarpnął za drzwiczki. Były zamknięte. Rozejrzał się, rzucił proste zaklęcie otwierające i ku jego zdziwieniu drzwiczki się otworzyły. Myślodsiewnia była tam, na jej powierzchni lśniła srebrzysta ciecz, za nią stały fiolki, Harry ukląkł i sięgnął po jedną z nich, obracał ją w palcach niemal przytłoczony ciekawością jakie wspomnienia może zawierać. Wiedział, że może zostać przyłapany a biorąc pod uwagę jak skończyło się jego poprzednie zaglądanie do cudzych wspomnień zawahał się i ostatecznie odstawił fiolkę do szafki i zamknął drzwiczki. Wiedział już, że Malfoy nie chroni swoich wspomnień w jakiś szczególny sposób. Może zabierze jedne z nich na Grimmauld Place i obejrzy je tam, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał, a potem zwróci zanim Malfoy zauważy jej brak. Zadowolony ze swojej decyzji poszedł na lekcję Zielarstwa.
* * *
Na Zielarstwie Hermiona siedziała w pobliżu Rona, więc Harry celowo usiadł obok Luny, z dala od Malfoya i obserwując przyjaciół przysłuchiwał się jak dziewczyna szczebiocze o jakiś tajemniczych owocach, rozgwiazdach i księżycowym czymś.
Kiedy zaczęli sadzić lwią roślinę i zakładać jej podpórkę obserwował Hermionę. Dziewczyna zaczęła od pytania Rona o łopatkę, potem Nevilla, który był z nim w parze o radę w kwestii oswajania rośliny, a potem poprosiła Rona o smoczy nawóz. Stwierdziła, że dobrze radzi sobie z nawożeniem ryczącej i gryzącej rośliny i tak sprytnie unika jej ostrych zębów. Chłopak odpowiadał monosylabami, ale Harry dostrzegł rumieniec na jego policzkach. Pod koniec lekcji Ron znowu rozmawiał z Hermioną. Nie do końca przyjaźnie, ale Harry wiedział, że nie potrwa długo, żeby wybaczył dziewczynie i wtedy wszystko wróci do normalności. Zerknął na Malfoya i postanowił, że żeby wesprzeć przyjaciół będzie z nim jak najmniej rozmawiał. I to wydało mu się bardzo niezręczne.
* * *
Po zajęciach zaczepił Hermionę kiedy szli do szkoły - Wiem jak przekonać Rona do powrotu - powiedział cicho.
- Ja też, ale nie sądzę, żeby ci się to spodobało.
- Opowiedz mi - pomysły Hermiony zazwyczaj były lepsze od jego, no i lepiej było poznać najpierw jej zdanie, żeby nie wyjść na durnia.
- Myślę, że powinniśmy, przynajmniej na razie, udawać, że ja ...wiem, że to nie zabrzmi dobrze, ale że ja nie jestem zadowolona z przyjaźni z Mafoyem. Zaczniemy od siedzenia przy posiłkach, czyli Malfoy będzie nadal siedział z tobą, a ja z Ronem do czasu aż się powoli przyzwyczai.
Harry uśmiechnął się przypominając sobie, że kiedy Ron dowiedział się, że Malfoy mu się podoba był rozbawiony, a nie wściekły. Może to wykorzystać chociaż być może to i tak było za wiele. Ron jeśli chodziło o Malfoyówi naprawdę czasami postępował irracjonalnie i to nie bez powodu. Być może to nie był najlepszy plan, więc tylko nieśmiało powiedział - W zasadzie to dobry pomysł. Właściwie chciałem zaproponować coś innego, ale jeśli myślisz ...
- A co chciałeś zrobić?
- Po prostu wrócić do nielubienia Malfya.
Hermiona zatrzymała się - Tego nie możesz zrobić.
- Dlaczego nie. To on jest przyczyną wszystkich problemów a ja wolę przyjaźń z Ronem. Weź na przykład dzisiejsze śniadanie, Malfoy siedział z nami, to prawda, że mu to zaproponowałem, ale jeśli on jest z nami to Ron będzie nas unikał. To Malfoy jest przyczyną całej jego wrogości.
- Ale on cię potrzebuje - stwierdziła poważnie Hermiona - Potrzebuje teraz przyjaciela. Nie widzisz tego?
- Żartujesz? Tak zgadzam się z tobą, potrzebuje kogoś, ale nie jestem pewien czy właśnie mnie. Za każdym razem kiedy staram się mu pomóc arogancko i z przekąsem powtarza, że nie jestem mu potrzebny. Naprawdę nie wiem czego ode mnie chce, ale raczej nie przyjaźni.
Hermiona roześmiała się cicho - Nie. Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że Draco nie wie jak się zaprzyjaźnić? Musisz mu to pokazać. Nie Harry. Zróbmy to po mojemu. Myślę, że w ten sposób szybciej osiągniemy sukces i będziemy bliżej zablokowania pamięci Rona.
Harry patrzył na oddalającą się dziewczynę. Pieprzyć to. Nawet jeśli zgodził się na jej pomysł nadal był jeszcze zaskoczony.
* * *
Nadal trzymał się z daleka od Rona i Hermiony. Starał się też nie zbliżać do Malfoya, ale był świadomy rzucanych przez niego spojrzeń. Kiedy odwrócił się był pewien, że w oczach ślizgona zobaczył ból i zdumienie, jakby chłopak zastanawiał się co zrobił złego. Więc posłał mu uspakajający uśmiech i został nagrodzony błyskiem arogancji w jego oczach. Wtedy zrozumiał, że zgodnie z zaklęciem wiążącym umysł Malfoya jeśli go ignorował po tylu próbach zaprzyjaźnienia to było nie do zaakceptowania, a jeśli okazał sympatię i Malfoy ją odrzucił wszystko wróciło do normalności i ślizgon w ten sposób stał się szczęśliwszy. A więc to było to czego Malfoy chciał, a raczej potrzebował. Musiał mieć władzę. To Harry miał zabiegać o niego i wkładać w to wiele wysiłku. To było jak jakaś przewrotna gra, jak walka o pocałunek. Więc po lekcjach, poczekał aż Ron i Hermiona pierwsi opuszczą klasę i podszedł do Malfoya.
- Co robisz w ten weekend?
- Dlaczego pytasz Potter? - zapytał beztrosko ślizgon - Chcesz mnie zaprosić na randkę?
Harry nie potrafił się opanować i zażartował - A chciałbyś?
- Jeśli już musisz wiedzieć to jadę do domu odwiedzić moją matkę.
- Pozdrów ją ode mnie. Kiedy wrócisz być może Hermiona przyprowadzi Rona. Wiesz, że nie mogę z tobą rozmawiać tak jak dawniej. Nie chcę zepsuć całej jej pracy.
- Nie martw się Potter.- Malfoy uśmiechnął się ironicznie - Naprawdę dużo nie stracisz.
- Bardzo śmieszne - Harry uśmiechnął się - Mam wrażenie, że już to mówiłeś – powiedział i odszedł zanim Malfoy zdołał mu coś odpowiedzieć.
ROZDZIAŁ 35
NC-21
- Więc tak jak się umówiliśmy spotkamy się w Trzech Miotłach?- zapytał Harry, kiedy Hermiona przyniosła mu książkę.- Nie powinno mnie być długo.
- Ja ... umówiłam się tam z Ronem - odpowiedziała z wahaniem dziewczyna – Na pewno będziesz chciał przyjść?
Harry zastanawiał się przez chwilę, kiedy chował tom do swojej torby - Myślisz, że powinienem?
- Może jeszcze nie teraz? - niepewnie machnęła ręką.
- No dobrze. Mam ... um ...zaległą pracę domową, może ją skończę.
Hermiona pochylił się i pocałowała go w policzek - Cieszę się, że rozumiesz.
Chłopak poczuł, że się czerwieni - Im szybciej wszystko wróci do normalności tym lepiej.- Patrzył jak Hermiona wychodzi z pokoju wspólnego z kilkoma podnieconymi Gryfonami, a chwilę później wszedł ubrany w gruby płaszcz Malfoy.
- Nie idziesz do Hogsmeade Potter?- zapytał.
- Mam zaległości w pracach domowych, więc wybiorę się później. Poza tym Hermiona ma się tam spotkać z Ronem, więc nie sądzę, żebym był tam mile widziany.
- Czyżby bohater czarodziejskiego świata nie miał żadnych innych przyjaciół? - głos Malfoya ociekał najwspanialszą ślizgońską ironią.
Harry zdecydował się to zignorować. - Baw się dobrze Malfoy i ucałuj mamusię.
Uśmieszek chłopaka natychmiast zbladł i chłopak bez słowa wyszedł z sali. Minutę później Harry zebrał swoje książki i wrócił do sypialni, odłożył je do kufra zostawiając w torbie tylko tą czarnomagiczną , a potem podszedł do szafki Malfoya i rzucił na nią zaklęcie otwierające. Po chwili trzymał w ręce jedną z siedmiu fiolek. Przyglądał się srebrzystej cieczy zastanawiając się czy na pewno powinien to zrobić. Pomimo wszystko to były prywatne wspomnienia i kto wie co zawierały? Mogły dotyczyć pięknych rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia jakich nigdy nie miał albo meczy quidditcha. To mogło być cokolwiek, ale miał wrażenie, że czegoś takiego Malfoy by nie przechowywał. Był niemal pewien, że te wspomnienia miały coś wspólnego z Voldemortem i prawdopodobnie nie były przyjemne dla nich obu. Z jakiegoś powodu, którego po prostu nie potrafił sobie wytłumaczyć chciał je zobaczyć. Chciał zrozumieć postępowanie Malfoya, to co sprawiło, że dokonał właśnie takich wyborów. Chciał wiedzieć czy ślizgon mówił prawdę. Skinął samemu sobie głową i odpychając od siebie poczucie winy wepchnął fiolkę do torby i wyszedł z pokoju.
* * *
W Grimmauld Place panowała cisza. Nawet portret matki Syriusza milczał od czasu, kiedy nałożono na niego zaklęcia i wyglądał jak każdy mugolski obraz. Stworek przebywał w Hogwarcie, więc nawet on nie zakłócał ciszy.
Harry wyjął książkę z torby i poszedł do pokoju, który kiedyś zajmował jego chrzestny ojciec a potem on sam. Rozejrzał się zastanawiając się czy powinien ją ukryć czy biorąc pod uwagę magiczne osłony nałożone na dom nie przejmować się i po prostu położyć ją na półce. W końcu zdecydował, że będzie wystarczająco bezpieczna "na oczach" i umieścił ją na regale obok książek o podobnej tematyce. Teraz nadszedł czas żeby spojrzeć na wspomnienia Malfoya. Myślodsiewnia znajdowała się w salonie umieszczona tam przez Stworka w czasie jednej z jego maniakalnych sesji sprzątania. Harry zszedł na dół i rozejrzał się po pokoju. Było w nim czysto i schludnie, staroświeckie meble bez śladu kurzu lśniły w promieniach słońca. Teraz kiedy Stworek był szczęśliwszy i lepiej traktowany utrzymywał porządek w domu. Pewnie było tu nawet ładnie, ale cały czas unosiła się dziwnie przygnębiająca atmosfera związana ze wspomnieniami o Syriuszu.
Otrząsając się z niepokoju, który zawsze wtedy odczuwał Harry wyjął fiolkę z kieszeni i jeszcze raz zastanowił się nad tym co zamierzał zrobić. Tak często przez swoje wścibstwo popadał w kłopoty, miał już problemy po zajrzeniu do cudzych wspomnień i wiedział, że jeśli Malfoy kiedykolwiek by się o tym dowiedział znienawidziłby go na zawsze, ale przecież nie mógł się o tym dowiedzieć. Był z matką w Malfoy Manor, wróci późno w nocy, albo następnego dnia. Miał wystarczająco dużo czasu, żeby odnieść fiolkę na swoje miejsce.
Wlał jej zawartość do kamiennej misy i spojrzał na srebrzystą ciecz. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech, pomyślał, że jest głupi i zanurzył twarz w misie.
* * *
Znajdował się w znajomym pokoju, pięknym i bardzo dużym salonie w Malfoy Manor. Tłumiąc dreszcz obrzydzenia rozejrzał się szukając Malfoya. W końcu dostrzegł go na podłodze, skulonego obok fotela, bladego jak śmierć, z oczami wypełnionymi łzami. Lucjusz bił go po głowie i ramionach swoją czarną laską. Chłopak znosił ciosy w milczeniu. Harry chciał podbiec, przekląć Lucjusza, pomóc mu, zabrać go stamtąd. Merlinie, czasami bycie w czyjejś pamięci były takie frustrujące.
- Ty durniu! Jesteś kompletnym idiotą! Mój syn okazał się takim tchórzem? Trzeba było walczyć! Walczyć z nim!
- Ja ... Przepraszam ojcze – wyjęczał Malfoy ... nie Draco - Ja chciałem ... ja spróbuję ...
- Za późno! Teraz jest już za późno! Czarny Pan przyjdzie i wszystko co się stanie to będzie twoja wina! - Lucjusz uderzy syna w twarz, pozostawiając sinoczerwony ślad.
- Lucjuszu! Przestań! - Narcyza próbowała zasłonić syna, ale Bellatrix złapała ją mocno za ręce.
- Zamknij się! Czarny Pan nadchodzi, a nam przez twojego syna, idiotę nie udało się zatrzymać Harrego Pottera! Draco, przestań się mazać!
Harry z przerażeniem zrozumiał, że ta scena rozgrywa się niemal natychmiast po tym, kiedy z Ronem i Hermioną uciekli z dworu. Zadrżał, kiedy przypomniał sobie co Hermiona powiedziała o Bellatrix i rzucanych przez nią crusiatusach.
- Jak mogłeś go nie rozpoznać? Jak mogłeś stać tam, patrzeć na tego chłopaka, którego znasz od lat i powiedzieć, że to nie on? Jak mogłeś pozwolić mu uciec?
- Miał różdżkę ...
- Ty durniu! Przecież znasz bezróżdżkową magię! - wrzasnął na całe gardło Lucjusz. Teraz z dziko błyszczącymi oczami i rozczochranymi włosami wyglądał jak szaleniec.
Harremu opadła szczęka. Draco w każdej chwili mógł go rozbroić i tego nie zrobił. O Merlinie ...
- Lucjuszu!
Harry odwrócił się słysząc znajomy, zimny, wysoki głos. Lucjusz odwrócił się na pięcie i skłonił bardzo głęboko - Mój Panie ...
- Zawiodłeś mnie Lucjuszu - Voldemort i towarzysząca mu duża grupa milczących i zamaskowanych śmierciożerców weszła do salonu. Czarny Pan powoli podszedł do wielkiego stołu i usiadł na bogato zdobionym krześle, jego czerwone oczy skierowane były na starszego Malfoya. Śmierciożercy stanęli za jego plecami.
- Mój Panie ... - Lucjusz próbował się ponownie ukłonić, ale jeden ruch różdżki Voldemorta powalił go na kolana.
- To takie rozczarowujące - wyszeptał.
Nagle Malfoy zaczął krzyczeć, śmierciożercy roześmieli się. Harry wpatrywał się w rozgrywającą się scenę i przeżywał ją tak jak wtedy kiedy był połączony z Voldemortem. Pamiętał jak to było i nie chciał przeżywać tego ponownie.
Już miał wyjść z pamięci, kiedy krzyki ustały i zastąpiły je jęki czterech osób, które przestano torturować. Otworzył oczy, zobaczył Draco zwiniętego w kłębek na fotelu. Tylko łzy zdradzały jak bardzo cierpi. Narcyza i Bellatrix jęcząc próbowały podnieść się z podłogi. Lucjusz nadal klęczał, ramiona drżały mu kiedy starał się przyjąć nieco godniejszą postawę.
- Powiedz mi Lucjuszu - głos Voldemrta był bardzo miękki, odchylił się niedbale na krześle przypominającym tron. - Kto ponosi winę za to niepowodzenie? Kogo mam ukarać?
- Ja ... Mój Panie ... Ja nie rozumiem.
- Moj Panie, mój Panie - zaszydził Voldemort – Chodzi mi o to Lucjuszu kto jest winny?
- To Draco - krzyknęła Bellatrix - Powiedział, że nie poznaje Harrego Pottera. Pozwolił mu odejść i zabrać nasze różdżki.
Voldemort przez dłuższą chwilę wpatrywał się w starszego Malfoya a potem jego czerwone oczy zwróciły się na Draco, który jeszcze bardziej skulił się z przerażenia.
- Nie! Mój Panie! - Narcyza zrobiła krok do przodu - Nie, to ja. To ja ...
- Ach, więc tak to wygląda. To jest ta matczyna miłość. – Voldemort posłał kobiecie ponury uśmiech - Taki wstyd, że ty i Lucjusz spłodziliście syna, który jest w stanie zdradzić swojego pana i skalać czystą krew. Draco już nigdy tego nie zrobi.
- Panie proszę! Błagam! - wrzeszczała Narcyza.
Voldemort wykonał nieznaczny ruch dłonią, czterech śmierciożerców złapało Draco za ręce i nogi. Chłopak walczył jęcząc cicho zbyt przerażony, żeby prosić o litość. Rzucono go na stół i przytrzymano. Voldemort wstał i powoli podszedł do bezbronnego chłopca, który leżał unieruchomiony.
- Draco ... – rozległ się miękki, niemal uwodzicielski głos, Voldemort pochylił się przyciskając mu koniec różdżki do serca - Czy żałujesz tego co zrobiłeś?
Draco jęknął mocno zaciskając oczy.
- Draco ... - nalegał Voldemort - Czy żałujesz?
Nagle chłopak otworzył oczy i spojrzał wprost na niego - Nie - powiedział wyraźnie - Ne żałuję. Masz zamiar mnie zabić, więc zrób to.
Harry zdziwił się, bo Voldemort uśmiechnął się, jego wężowata twarz wykrzywiła się jak u trupa, długie, blade palce przesunęły się po policzku Draco pieszcząc go delikatnie. Chłopak jęknął.
- Draco, mój słodki Draco. Są doświadczenia dużo gorsze od śmierci. - Odwrócił się i wskazał różdżką na Lucjusza - Imperio!
Lucjusz zesztywniał, Bellatrix roześmiała się, jej szaleńczy chichot stał się tłem dla makabrycznego przedstawienia. Mężczyzna podszedł sztywno do swojego syna i gwałtownym ruchem ściągnął mu spodnie, a potem szatę i koszulę. Śmierciożercy natychmiast pochylili się nad nim. Dopiero wtedy Draco zaczął błagać Voldemorta,
Harry nie potrafił odwrócić wzroku. Był przerażony, nienawidził się za to, że musi patrzyć, czuł się winny, że to robi, chciał wyjść stąd i rzucić na siebie oblivate, ale nie mógł, stał i przyglądał się jak Luciusz gwałci swojego syna. Śmierciożercy śmiali się, Bellatrix klaskała, Narcyza płakała, Draco krzyczał. W końcu się skończyło, krzyk bólu zamienił się w szloch. Odrętwiały Harry stał i patrzył na rozgrywającą się przed nim przerażającą scenę. Voldemort przerwł zaklęcie i Lucjusz sunął się na kolana odzyskując panowanie nad sobą, ale wcale nie zareagował. Wyprostował się poprawił ubranie patrząc na trzęsącego się syna. Odwrócił się podszedł do kominka i zaczął wpatrywać się w podłogę.
- Wasza kolej - powiedział cicho Voldemort do śmierciożerców. Machnął ręką - Tylko go nie zabijcie - dodał znudzonym tonem i ponownie usiadł na krześle. Śmierciożercy, dziesięciu z nich jak policzył Harry chwyciło Draco i wyciągnęło go z pokoju. Po chwili usłyszał dochodzący zza drzwi przerażający krzyk. Narcyza płacząc upadła na podłogę. Bellatrix zaczęła prosić Voldemorta, żeby pozwolił jej pójść i popatrzeć, a kiedy skinął głową natychmiast wyszła z pokoju. Narcyza zemdlona leżała na podłodze jak martwa Ofelia. Jedynie Lucjusz stał spokojnie z zimnym spojrzeniem i uniesioną dumnie głową kiedy Voldemort skierował na niego swoje czerwone oczy.
- Nie! Nie! Nieee! - Straszny krzyk rozbrzmiewał w całym domu. - Proszę ... nie ...! Ojcze! Powstrzymaj ich! Powiedz im, żeby przestali! Nie! Tato! Tato!
Lucjusz nadal obojętnie patrzył na Voldemorta. Wspomnienie skończyło się. Harry stał z twarzą mokrą od łez, potrząsnął głową wyobrażając sobie co mogło dziać się za zamkniętymi drzwiami. Otarł dłonią twarz i powoli osunął się na podłogę pragnąc nade wszystko, żeby zapomnieć to co zobaczył. I wtedy dotarło do niego, że nie widział horrendalnej gehenny, którą musiał znosić Draco ... a więc to były wspomnienia Lucjusza ...
ROZDZIAŁ 36
Harry wrócił do sypialni, zamknął za sobą drzwi i zatrzymał się wpatrując w szkolne szaty ślizgona. Wisiały na oparciu krzesła z zawiązanym krawatem. Wyciągnął rękę i pogładził materiał, był bardziej miękki i na pewno wyższej jakości niż jego. Zawsze sądził, że potomek starego rodu żyje w luksusie i ma same przywileje. Dostaje to co chce. Śpi w jedwabnej pościeli, a każdy jego kaprys spełnia armia skrzatów i wielbiąc go rodzice. Boże, jak bardzo się mylił.
Uniósł szatę i wtulił w nią twarz wdychając zapach Malfoya. Cytrusowy, jakby cytrynowy, ale ze słodką korzenną nutą, tak subtelną, że można ją było wyczuć tylko z bardzo bliska.
Zaczął się zastanawiać czy Lucjusz był świadomy, że pod wpływem imperiusa obnażył syna i rozerwał go. Przymknął oczy, żeby zablokować to wspomnienie, krzyk, krew i okrutne spojrzenie Voldemorta. Radość śmierciożerców, którzy śmiali się z jego bólu i cieszyli się krzykami, które jeszcze brzmiały mu w uszach.
Rzucił szatę i wybiegł z pokoju. Musiał coś zrobić. Musiał się wyładować, rozbić coś, wywrzeszczeć, albo coś spalić. Był pełen złej mocy, która groziła niekontrolowanym wybuchem. Najchętniej wskrzesiłby Voldemorta i zabijał go w kółko najstraszniejszymi klątwami, tak, żeby ukarać go za wszystko co zrobił, jemu, jego przyjaciołom, każdemu czarodziejowi i mugolowi, który stał się jego ofiarą, a przede wszystkim za to co zrobił Draco Malfoyowi.
Biegł w dół doliny obok opuszczonej chaty Hagrida w stronę Zakazanego Lasu. Biegł aż nie mógł złapać tchu, aż nogi odmówiły mu posłuszeństwa, ale nadal miał przed oczami to co zobaczył.
Objął pień drzewa krzycząc z frustracji i wściekłości, ledwie świadomy, że w lesie nagle zapadła cisza. Różdżka sama znalazła się w jego dłoni. Nie padło ani jedno słowo, nie pojawiła się żadna myśl, nie było takiej potrzeby, stary dąb stanął w płomieniach, a potem eksplodował. Kawałki płonącego drewna latały wokół niego, ale żaden go nie poranił. Wyprostował się, z jego piersi wyrwał się kolejny krzyk.Teraz otaczał go pierścień ognia, paląca się tarcza o temperaturze lawy. Uosobienie piekła. Wyobrażał sobie każdego śmierciożercę, Lucjusza, Bellatrix, Voldemorta palących się, błagających o miłosierdzie, proszących o darowanie życia. Zaśmiał się i wyobraził sobie, że ogień staje się coraz gorętszy, widział jak ich ciała zwęglają się, ale i to nie wystarczyło. Nigdy nie wystarczy. Śmiech zamienił się w desperackie wycie a potem w szloch.
Zapach palących się włosów przywrócił go do przytomności i przypomniał mu śmiertelną pożogę. Rzucił potężne aguamenti i po chwili płomienie zgasły. Sadza wokół jego stóp zamieniła się w błoto. Drzewo przewróciło się i został zbryzgany kawałkami zwęglonych szczątków.
Nie poczuł się lepiej.
Stał tam długo koncentrując się na dźwiękach i zapachach chcąc wypełnić nimi swój umysł, wyprzeć to co zobaczył i zatrzeć całe poczucie winy. Wiedział, że na to zasługuje. Jeśli Malfoy się dowie nigdy, przenigdy mu nie wybaczy, że zobaczył jego, nie nie jego, Lucjusza wspomnienia.
Rosnące uczucie trzeba będzie stłumić, to nigdy, przenigdy się nie uda. Jak mógłby kiedykolwiek tak jak kochanek dotknąć Malfoya, a nawet przytulić tak jak przyjaciela po tym co chłopak przeżył i to tylko dlatego, że próbował go ochronić?
I dlaczego przechowywał wspomnienia ojca?
Teraz Harry zaczął myśleć bardziej racjonalnie. Wściekłość zastąpiło uczucie beznadziei i pytania, bardzo wiele pytań. Wiedział, że nigdy nie uzyska na nie odpowiedzi, bo jak śmiałby o to zapytać?
Ocierając łzy i zostawiając za sobą swoje dzieło zniszczenia zaczął powoli iść w kierunku szkoły.
* * *
- Gdzie byłeś?- zapytała Hermiona - Myślałam, że przyjdziesz do Hogsmeade. Wszystko w porządku?
Harry nie mogąc zaufać swojemu głosowi tylko skinął głową. Schował się w kącie gdzie było go trudno zauważyć i zaczął odrabiać jakąś pracę domową. Nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek, ale równocześnie nie chciał być sam. Bał się co się stanie kiedy wróci Malfoy, bardziej niż bał się, że Malfoy może na nim użyć legilimencji i zobaczyć co zrobił.
- Harry, co się stało? - dopytywała się Hermiona.- Jesteś blady jak ściana. Wyglądasz okropnie. Jesteś chory?
Chłopak skinął głową, traktując jej słowa jako dobrą wymówkę.
- Więc może pójdziesz do Skrzydła Szpitalnego?
- Nie, to tylko ból głowy - wyszeptał. - Tyko ... daj mi spokój. Poradzę sobie.
- Jesteś pewien? - Hermiona pogłaskała go po ramieniu i uśmiechnęła się.- Nie będę ci przeszkadzać. Potem ci opowiem - powiedziała i odeszła.
Harry bardzo szybko zrezygnował z odrabiania pracy domowej, nie był w stanie się skupić. Spakował swoje rzeczy i poszedł do sypialni. Tu było ciepło i cicho, wszyscy siedzieli w pokoju wspólnym, śmiali się i żartowali popijając kremowe piwo. Wiedział, że będzie musiało minąć bardzo wiele czasu, żeby mógł do nich dołączyć.
Położył się na łóżku i zasunął zasłony, żeby nie widzieć szkolnych szat Malfoya. Położył okulary na nocnej szafce i zamknął oczy. Głowa naprawdę go ćmiła, chociaż nie z bólu. Zmieszanie i poczucie winy, widok twarzy Lucjusza, miękki, uwodzicielski głos Voldemorta szepczący do Draco. Odwrócił się na bok i zastanawiał się czy mógłby na siebie rzucić Oblivate. Strach przed Malfoyem czytającym jego myśli, strach przed tym co wtedy się stanie – im bardziej o tym myślał tym bardziej się bał, coraz mocniej zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie oprzeć się Malfoyowi oglądającemu jego myśli.
I nadal powracały pytania, na które chciał poznać odpowiedzi. Dlaczego Malfoy przechowywał wspomnienia ojca, a nie swoje własne, jeszcze straszniejsze? W szafce były jeszcze inne fiolki. Czy zawierały własne, przerażające wspomnienia Malfoya? Jak umarł Lucjusz? Dlaczego Voldemort nie zabił Malfoya. Zawiódł się na nim tak wiele razy. Chłopak mógł dać mu samego Harrego Pottera i tego nie zrobił. Dlaczego nie zginął?
Żeby odpowiedzieć na te pytania musiał pamiętać. Nie mógł rzucić na siebie Oblivate. Nie mógł usunąć wspomnień i umieścić je w fiolce. Nie mógł wypić jakiegoś eliksiru. Nie mógł zablokować tych wspomnień, nie był w tym takim mistrzem jak Malfoy.
Naprawdę?
Snape próbował go nauczyć oklumencji, ale Malfoy pomógł mu bardziej. Harry znał teorię. Wiedział, że trzeba wybudować ścianę, Malfoy zrobił to za niego i pokazał mu drogę.
Harry zerwał się z łóżka i ruszył do biblioteki.
* * *
Ukryty pod swoją peleryną niewidką siedział w niej całą noc. Czytał rozdział po rozdziale książkę poświęconą oklumencji i legilimencji. Zdeterminowany studiował ją tak jak nigdy wcześniej, musiał zablokować swój straszny sekret tak, żeby nikt, nawet najpotężniejszy czarodziej nie mógł ich zobaczyć.
Kiedy świt rozjaśnił okna wyprostował się na fotelu zdając sobie sprawę, że przez całą noc jedyny ruch jaki wykonał to przewracanie stron. Jęknął i wstając przewrócił krzesło, czuł ból w każdym mięśniu. Zaczął się gorączkowo przeciągać, w końcu ból zmniejszył się, potarł zmęczone oczy i z trudem przełknął ślinę. Musiał wziąć gorącą kąpiel, coś zjeść i wprowadzić w życie to czego tak pilnie się uczył. Poprawił płaszcz, podniósł przewrócone krzesło i wymknął się z biblioteki umykając Tubbsowi, który najwyraźniej usłyszał trzask upadającego mebla pojawił się natychmiast. To było dość dziwne, opiekunowie domów zazwyczaj wiedzieli, kiedy ktoś w nocy opuścił swoje łóżko i wędrował korytarzami Hogwartu. Być może na wyjścia nakładano zaklęcia, które zaczynały działać, kiedy ktoś wychodził w nocy. Musiał się upewnić, ale teraz uważnie wpatrywał się w swoją mapę.
W końcu dotarł do łazienki prefektów i wyszeptał hasło. Miał nadzieję, że zadziała i tak się stało. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i rzucił zaklęcie wyciszające, żeby nie zwabić tu patrolującego korytarze Tubbsa i przygotował sobie gorącą i pachnącą kąpiel.
Rozebrał się i powoli zanurzył w wodzie. Westchnął i zrelaksował się czekając aż bolące mięśnie pleców zrelaskują się. To było prawie tak cudowne jak orgazm.
A jeśli już o tym pomyślał ...
Zrelaksowany i spokojny zamknął oczy, skupił się na swoich myślach i wyobraził sobie stertę cegieł.
Teraz musiał zbudować ścianę.
ROZDZIAŁ 37
Sądził, że zrobił to dobrze. Czas i Malfoy pokażą. Wrócił do pokoju wspólnego, żeby znaleźć Hermionę, cały czas walcząc z wyczerpaniem. W zasadzie chciał tyko jednego, iść do łóżka i spać. Zastanawiał się czy mógłby wymówić się bólem głowy i zdrzemnąć przez kilka godzin, ale kiedy tylko wszedł złapali go Ginny i Seamus planujący strategię na mecz quidditcha.
- Musimy tylko stworzyć dwie drużyny - powiedział Seamus - Zrobiłem listę ósmego rocznika, wybierz tych, którzy mogliby grać. Nie chodzi o zdobycie pucharu więc przynależność do domu nie ma znaczenia.
Harry osunął się na kanapę i słuchał czytanych nazwisk. Było potrzebnych czternastu graczy, a z listy Seamusa udało mu się wybrać tylko trzynaście osób. Ginny podała mu pergamin - Ktoś jeszcze przychodzi ci do głowy?
- Tak, brakuje jednego, bardzo dobrego zawodnika - powiedział po chwili.
- Kogo? - Ginny wyrwała mu listę i zaczęła ją ponownie czytać - Mówisz o mnie? Pamiętaj, że jestem młodsza i tylko pomagam Seamusowi, bo ....
- Nie mówię o tobie - Harry ziewnął - Myślałem o Malfoyu.
Ginny zamrugała a potem zerknęła na Seamusa. Chłopak potrząsnął głową. - Nawet jeśli byłby zainteresowany, w co wątpię, nie chcę mieć go w drużynie.
- Nie masz szukającego - zauważył Harry - a on jest dobry.
- To ślizgon!
- Mówiłeś, że przynależność do domu nie ma znaczenia! - warknął Harry - Po prostu ...zapytaj go czy ma ochotę zagrać.
Seamus spojrzał na niego, potem na Ginny i w końcu wzruszył ramionami - Dobrze, ale jak zwykle nie mam pojęcia gdzie jest.
- Pojechał do domu - Harry wstał - Idę do łóżka.
- Jest dziesiąta.
- Boli mnie głowa - Harry machnął im dłonią na pożegnanie i poszedł do łóżka. Koce były takie ciepłe, zajęło mu mniej niż dziesięć oddechów, żeby zasnąć.
* * *
Obudziła go Hermiona potrząsając nim i szepcząc jego imię. Otworzył oczy i natychmiast zaczął szukać okularów. Dziewczyna podała mu je do ręki, włożył je i świat nabrał ostrości - Co? - warknął gniewnie.
- Jak się czujesz?
- Jakbym miał kaca.
- Przyniosłam ci herbatę – wcisnęła mu w rękę gorący kubek. Wymruczał podziękowanie, wypił łyk i natychmiast poczuł się lepiej kiedy ciepły płyn zwilżył mu gardło. Hermiona usiadła i patrzyła jak pije, napięcie jej pleców mówiło mu, że jest zdesperowana, żeby mu coś przekazać.
- Więc co chcesz mi powiedzieć? - zapytał kiedy wypił herbatę i poczuł się znacznie lepiej. - Ty i Ron jesteście znowu razem?
Hermiona potrząsnęła głową - Nie chce mieć nic wspólnego z tobą dopóki będziesz miły dla Draco, ja jestem po twojej stronie, ale wydaje mi się, że on chce ...
- Miły? - powtórzył Harry - Nie latam za nim z czekoladkami i kwiatami. Okazuję mu tylko trochę szacunku.
Hermiona skinęła głową - Powiedziałam mu o tym, ale wiesz jaki potrafi być uparty.... przynajmniej rozmawiamy ze sobą. Wiesz co Draco i Ron robili przez całe życie, nie sądzę, żeby to się zmieniło.
- Więc musimy na Rona wymyślić jakiś inny sposób - stwierdził w zamyśleniu Harry - Trzeba go zablokować, bo Hexam wydaje mi się coraz bardziej zdesperowany.
- Jak?
Harry pomyślał o swoim najlepszym przyjacielu. Malfoy miał rację. Ron był najsłabszym ogniwem i musieli coś zrobić i to szybko - Oblivate - zasugerował.
- Pamiętasz co stało się z Loghartem? - zapytała Hermiona - Coś może pójść nie tak i to na wielu poziomach.
- Poszło źle tylko z powodu różdżki Rona - poprawił ją Harry - Ale w zasadzie masz rację, to zaklęcie jest raczej ... niestabilne, a może jakaś trucizna? Coś łagodnego, wiesz nic co mogłoby mu zaszkodzić, ale musiałby wrócić do domu?
- Harry! - krzyknęła zszokowana Hermiona.- Nie mogę uwierzyć, że coś takiego sugerujesz.
- Dobra, um ... porwanie? Czy znamy kogoś kto mógłby go porwać?
Hermiona posłał mu wymowne spojrzenie i Harry zaczął pośpiesznie zastanawiać się nad czymś innym, - Być może Malfoy byłby w stanie coś jeszcze wymyślić, bo ja nie potrafię.
- Co mógłbym? - dobiegł ich głos ślizgona. Stał w drzwiach ubrany w płaszcz z zielonym szalikiem na szyi. Wszedł do pokoju, zdjął szalik i płaszcz odkrywając strój jakiego nie powstydziłby się indyjski książę. - Cholernie zimno - powiedział rozcierając dłonie. - O czym mówiłeś? - zapytał - I dlaczego leżysz w łóżku Potter?
- Boli mnie głowa - odparł krótko Harry starając się nie patrzeć mu w oczy - Nadal nie udało nam się przeciągnąć Rona na naszą stronę.
Rozdrażniony Malfoy burknął coś i wyciągnął różdżkę.- Gdzie do kurwy nędzy jest ten ryży Wiewiór? Myślę, że przydało by mu się Imperio. To i tak mniej niż to na co zasługuje.
- Nie! - Hermiona zerwała się i chwyciła za jego różdżkę - Nie będziesz rzucał żadnych niewybaczalnych.
- Kurwa, Granger uspokój się! - Malfoy wyrwał jej różdżkę. - Pomimo tego, że uwielbiam mieć takich idiotów pod kontrolą to w zasadzie żartowałem. Na jaja Merlina, nie można już zażartować?
- To nie było śmieszne - stwierdziła sztywno Hermiona,
Malfoy przewrócił oczami i usiadł na swoim łóżku. Staranie ułożył swoje wspaniałe szaty i spojrzał na Hermionę spod długiej grzywki robiąc przy tym bardzo niewinną minę. To oczywiście sprawiło, że Harremu zaschło w ustach.
- Przestać - Hermiona kopnęła ślizgona w nogę.
- Ała, Granger. Czy wszystkich chłopaków, na których masz ochotę traktujesz jak worki treningowe? - Malfoy patrząc na nią potarł udo.
- Ty ... dupku! - warknęła z furią Hermiona i wybiegła z pokoju,
Ku zaskoczeniu Harrego Malfoy zachichotał i położył się wygodnie na poduszkach - Pozbyłem się jej.
- Celowo zachowałeś się jak kutas? - Harry wstał i poprawił ubranie.
- Tak - Malfoy wstał również i zaczął ściągać szatę - Pomóż mi z tym – wysapał zduszonym głosem, kiedy walczył z jardami bogato haftowanego materiału - Nienawidzę nosić takich rzeczy, - kontynuował kiedy Harry ściągnął mu ją z głowy – ale matka miała imprezę, musieliśmy pójść razem, a ona tak to lubi.
- Nigdy nie widziałem takiej szaty - Harry podziwiał piękny krój i misterne ozdoby - Jest unikalna, prawda?
- Tak, po prostu ... tak - Harry spojrzał na ślizgona i od razu tego pożałował. Pod szatą Malfoy był praktycznie nagi ubrany tylko w jedwabne bokserki. Przełknął ślinę, starając się walczyć ze swoim penisem, wspomnienie dotyku gładkiego ciała sprawiło, że zaczął się unosić i boleć ...
- Myślę, że w końcu znalazłem odpowiedź na pytanie co czarodzieje noszą pod szatami - odpowiedział drżącym głosem i zaczął wpatrywać się w ścianę.
Malfoy przywołał accio swoje spodnie i sweter i ubrał się szybko nie dając Harremu czasu na podziwiania swojego szczupłego i pięknego ciała - Można nie nosić nic i odparzyć sobie skórę, albo włożyć coś i się ugotować. Wolę swędzenie od przegrzania.
Zabrał Harremu szatę i powiesił ją w szafie.
- I jak, dobrze się bawiłeś?- Harry zaczął rozmowę siadając na brzegu łóżka Malfoya.
- Raczej nie. Przyjęcia mojej matki to nie są seksualne orgie ani pijaństwo o czym bezwątpienia pomyślałeś. Są sztywne, formalne, grzeczne ... i kurwa nie do zniesienia.
- Więc dlaczego poszedłeś?
- Po pierwsze nie uprzedziła mnie. Myślisz, że coś takiego monstrualnego miałem w szkolnym kufrze? A poza tym to przyjęcie było na moją cześć, żeby potwierdzić, że teraz jestem głową rodu i to było coś co musiałem zrobić. Boże ! - Malfoy usiadł obok niego, przesunął dłonie przez włosy i teraz był rozczochrany zupełnie jak Harry - Wolałbym porwanie i tortury.
- Tak? - Harry starał się, żeby jego głos brzmiał obojętnie - Naprawdę?
Malfoy zesztywniał, a potem pokręcił głową - Żartowałem.
Gdyby Harry nie wiedział nie wyłapałby delikatnego odcienia bólu w pozornie wesołym głosie, ale wiedział i usłyszał. Dłoń mu drgnęła. Chciał objąć te szczupłe ramiona, przytulić mocno i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, ale nie mógł.
- Więc Granger nie była w stanie przekonać Weasleya? - stwierdził Malfoy- I co jeszcze?
- Zabrałem książkę na Grimmauld Place - odpowiedział Harry.
- To dobrze, jeden problem z głowy. - Malfoy zamyślił się - McGonagall twierdzi, że ten człowiek jest aurorem i tego będziemy się trzymać.
- Wiem, że ma na ciebie oko i być może są rzeczy o których nie chcesz rozmawiać, – odezwał się cicho Harry - Ale czy kiedykolwiek chciał cię skrzywdzić, albo w jakikolwiek sposób cię zranić?
Malfoy nie odpowiedział tylko wzruszył ramionami.
- Przypuszczam, że to wszystko co możesz zrobić - domyślił się Harry.- Nie możesz powiedzieć tak lub nie. Możesz tylko robić miny lub wzruszać ramionami, przynajmniej to jest normalne.
- I mogę cię całkowicie zdekoncentrować - dodał Malfoy.
- Wątpię - roześmiał się Harry. - Tego jestem akurat zupełnie pewny.
- Tak?
Nagle Harry wylądował na plecach na łóżku Malfoya z chłopakiem na nim. Malfoy zaczął go całować mocno i namiętnie. Jego język znalazł się w ustach Harrego, ręce krążyły po całym ciele. Miał gorące i wilgotne usta, sprytny i ciekawski język. Harry jęknął z pożądania, też zapragnął poczuć smak ust Malfoya. Dłonie ślizgona rozerwały mu koszulę i chwilę później znalazły się na nagich biodrach wędrując w górę i Harry mógł tylko jęczeć i wyginać się pod wpływem tego dotyku.
- Boże Malfoy ... - wyszeptał - Pragnę tego, tak bardzo cię pragnę. Chcę...
Ale cokolwiek chciał powiedzieć nie zdążył. Drzwi otworzyły się.
- Do kurwy nędzy! - w głosie Rona brzmiała wściekłość - Zostaw go! - rozległ się głośny huk, Malfoy zesztywniał i upadł na podłogę. Harry zerwał się na równe nogi.
- Co do cholery? - krzyknął. Sięgnął do kieszeni, ale nie znalazł w niej różdżki. - Ron, do diabła, co ty wyprawiasz!
Ale chłopak nie powiedział ani słowa. Z pobladłą twarzą i szklistymi, nieobecnymi oczami zrobił krok doprzodu. - Zabiję go - wymruczał - Kurwa, zabiję.
Harry dostrzegł różdżkę na podłodze. Wypadła kiedy całował się z Malfoyem. Rzucił się w jej kierunku, ale Ron odwrócił się i trafił go zaklęciem oszałamiającym. Harry upadł na łóżko i jedyne co mógł zrobić do bezradnie przyglądać się jak Ron z wściekłością kopie Malfoya w żebra i głowę. Nie mógł zrobić nic więcej niż całą siłą woli starać się przywołać różdżkę. Ron chciał zabić Malfoya, a on tylko leżał i krzyczał w myślach. Modlił się rozpaczliwie, żeby ktoś usłyszał hałas i przerwał bicie, ale wyglądało na to, że opuściło go szczęście. W napadzie szału rudzielec zapomniał, że jest czarodziejem, i teraz kopał i bił pięściami po brzuchu nieprzytomnego ślizgona. W końcu dysząc ciężko i ocierając zakrwawione dłonie wyprostował się i spojrzał na Harrego takim wzrokiem, że chłopak zaczął się zastanawiać czy to naprawdę jest jego przyjaciel.
- Trzymaj się od niego z daleka - warknął. - Zabiję cię jeśli go ponownie dotkniesz. Zabiję!- odwrócił się i spokojnie wyszedł z pokoju zostawiając unieruchomionego Harrego, który całym sercem i duszą modlił się, żeby go ktoś szybko odnalazł. Nie widział Malfoya, ale potwornie bał się o niego. Myślami wołał o pomoc. Miał nadzieję, że to wystarczy.
ROZDZIAŁ 38
W końcu ktoś musiał wejść do sypialni i tą osobą okazał się Neville. Najpierw zobaczył Harrego i natychmiast zorientował się w sytuacji, rzucił Finite incantatem i wtedy omal nie potknął się o Malfoya. Harry zerwał się zapominając, że jego mięśnie całkowicie zesztywniały, oparł się o Nevilla, a potem opadł na kolana i przyłożył dłoń do piersi Ślizgona, żeby sprawdzić czy oddycha.
- Wezwij pomoc – wyszeptał - Szybko.
Krzyk Nevilla zaalarmował innych Gryfonów. Harry raczej poczuł niż zobaczył, że z wyciągniętą różdżką klęka obok niego Hermiona - Co się stało? - zapytała, kiedy usuwała krew z ciała Malfoya, żeby ocenić jego obrażenia.
- To Ron - wyszeptał Harry z przerażeniem patrząc na rany i siniaki na alabastrowej skórze Ślizgona. - Zobaczył nas ... i pobił go. Oszołomił a potem pobił ... - chciało mu się płakać, wstrzymał oddech mając nadzieję, że powstrzyma łzy i nie rozklei się przed swoimi kolegami.
- Ron? On nie mógłby czegoś takiego zrobić! - wyszeptała zszokowana dziewczyna - Mylisz się.
- Nie mylę się! - w Harrym coś pękło. - Widziałem, wszystko widziałem ... o mój Boże Hermiona, tu jest tyle krwi ...- podtrzymywał głowę Malfoya i wpatrywał się w swoje umazano na czerwono dłonie. - Wezwij pomoc. Proszę ... – wyszeptał. Wyglądało na to, że nawet głos odmówił mu posłuszeństwa. Wszystko zaczęło mu się rozmywać. Był otoczony przez ludzi, którzy chcieli pomóc albo tylko zobaczyć co się stało i miał wrażenie, że w za chwilę w pokoju zabraknie dla wszystkich powietrza. Hermiona chyba go zrozumiała, bo wstała i stanowczym głosem wyprosiła wszystkich.
- Pani Pomfrey jest już w drodze - powiedziała cicho kiedy zostali sami.- Jesteś ranny Harry?
- Nie ... tylko jest mi duszno. Poradzę sobie. - Harry nerwowym ruchem sięgnął po różdżkę - Zabieram go do szpitala. Nie będziemy czekać, to trwa wystarczająco długo.
- Nie Harry. To może mu jeszcze bardziej zaszkodzić, ma kilka złamanych kości. - Hermiona położyła mu dłoń na nadgarstku, spojrzał na nią i wtedy ogarnął go gniew. - Dobrze - mruknął - więc gdzie jest Ron?
Teraz jego głos był zimny jak lód.
* * *
Pani Pomfrey krzątała się po pokoju, kiedy Harry wyszedł z niego z mapą Huncwotów w dłoni. Słyszał zszokowane krzyki pielęgniarki i głos Hermiony starającej się wyjaśnić jej co się stało, choć ledwie rozumiał słowa. Natychmiast został otoczony przez Gryfonów, którzy chcieli dowiedzieć się co się stało, ale kiedy zobaczyli jego minę zamilkli i cofnęli się. Harry nie miał zamiaru z nimi rozmawiać, szukał imienia Rona na swojej mapie i nie obchodziły go żadne komentarze.
W końcu dostrzegł słowo Ron. Chłopak był sam na Wieży Astronomicznej. Harry wyciągnął różdżkę i zaczął biec po schodach tak szybko jak tylko potrafił.
Wpadł przez otwarte drzwi, Ron stał pod ścianą i wpatrywał się w las, zanim zareagował krzyknął - Expelliarmus! Incarcerus! - z satysfakcją patrzył jak różdżka Rona ląduje mu w dłoni a grube liny owijają się wokół niego i wiążą mocno.
- Co do cholery! - krzyknął Ron walcząc dziko - Co robisz?
- To ja będę zadawał pytania! - Harry wycelował w niego różdżkę.
Ron patrzył na niego z nienawiścią - Accio różdżka! Accio różdżka! - krzyczał - Oddaj mi moją różdżkę draniu!
- Pieprzę twoją różdżkę! Dlaczego zaatakowałeś Malfoya? Dlaczego go zraniłeś? Co się do cholery z tobą dzieje?- przystawił mu różdżkę do szyi. - Ronaldzie Weasley daj mi jeden cholernie dobry powód, żebym nie potraktował cię Crucio!
- On cię całował!
- Chciałem, żeby mnie pocałował! - wrzasnął Harry - Co się z tobą dzieje? Parę tygodni temu wydawało mi się, że cię to nie obchodzi, że myślisz, że to zabawne ... a teraz ... teraz go zraniłeś. Jest cały we krwi, ma połamane kości i ... o Boże! Jak mogłeś? Kurwa, jak mogłeś?
- On jest Śmierciożercą! - wrzasnął Ron. - Zasługuje na śmierć, a nie na życie jak wolny ptak, kurwiąc się z wszystkimi. Fred nie żyje przez kogoś takiego. Tonks! Remus! Syriusz! Wszyscy są martwi, a ty całujesz się z kimś takim jakby nic się nie stało! To ja powinienem ci zadać pytanie, jak mogłeś Harry Potterze.
Harry cofnął się o krok i przyjrzał się Ronowi - Rozmawialiśmy o tym. Nie mam zamiaru robić tego ponownie.
- Pozwól mi odejść! Chcę to zakończyć. On musi umrzeć!
- Nie. Zabieram cię do McGonagall. Nie interesuje mnie czy cię wyrzuci. Już nie jesteśmy przyjaciółmi. Niezależnie co zrobisz czy powiesz nigdy ci nie wybaczę! - Harry jednym ruchem różdżki lewitował Rona i skierował go na dół rzucając zaklęcie tłumiące, kiedy chłopak zaczął przeklinać zbyt głośno.
* * *
- To bardzo poważne oskarżenie - powiedziała dyrektorka spoglądając na Harrego i Hermionę z nad okularów.
- Byłem tam, pani profesor - powtórzył Harry. - Oszołomił mnie, a potem pobił Malfoya.
- A jak sądzisz co wywołało u niego tak gwałtowaną reakcję. Co zrobiłeś?
Harry wymamrotał coś cicho i profesor McGonagall pochyliła się do przodu - Słucham?
- Całowaliśmy się! - Harry powtórzył głośniej i niezbyt grzecznym tonem. Przeklinał w duchu Malfoya za to, że rzucił się na niego. Żaden z nich nie powinien się na to zgodzić. Wprawdzie Harry odwzajemnił jego pocałunki, ale ...
- Wy ... całowaliście się ?- brwi McGonagall uniosły się tak wysoko, że niemal zniknęły pod włosami. - Ty i pan Malfoy?
Harry skinął głową, a potem ogarnęła go wściekłość - Pani Profesor, nie ma znaczenia co robiliśmy!! Mogliśmy tańczyć, szydełkować, albo uprawiać seks, faktem jest, że Ron Weasley unieruchomił nas obu, a potem pobił Malfoya tak bardzo, że połamał mu żebra i nos! Co zamierz pani z tym zrobić?
McGonagall wyprostowała się na fotelu - Powiedział dlaczego to zrobił?
- Nienawidzi Malfoya. Uważa, że jest śmierciożercą i obwinia go za ... wszystko - zakończył kulawo.
- Pani Profesor ... - wtrąciła cicho Hermiona - Sądzę, że był pod wpływem Imperio.
Ponownie brwi dyrektorki uniosły się do góry - Pan Weasley? Ale przez kogo rzuconym panno Granger?
Hermiona spojrzała na Harrego, a kiedy chłopak nieznacznie skinął głową nabrała głęboko powietrza - Sądzimy, że przez profesora Hexama ....
- Już wyjaśniłam wam powód obecności profesora Hexama w szkole, - przerwała jej McGonagall - Proszę przedstawić jakiś konkretny dowód albo powstrzymać się od tych śmiesznych oskarżeń.
- Kiedyś już tak było - wymamrotał Harry - kiedy Malfoy otruł Rona i przeklął Kati Bell. Powiedziałem pani o tym, a pani mnie zignorowała. Wtedy miałem rację i mam ją teraz. Hexam chce czegoś.
- Wystarczy, panie Potter - przerwała mu McGonagall. - Przeprowadzę dochodzenie, sprawdzę czy pan Weasley został przeklęty i oczywiście odpowiednio zareaguję na to co usłyszałam o profesorze Hexamie, a teraz proszę, żebyście wrócili do swoich pokoi.
- Ja nie mogę ... to znaczy czy mogę pójść do szpitala? - zapytał Harry wystraszony głosem dyrektorki.
- Oczywiście - głos jej złagodniał - ale nie na długo.
* * *
Malfoy leżał w łóżku i wyglądał jak zepsuta lalka, jego skóra była tak blada, że aż przezroczysta, miał posiniaczoną twarz, prawdopodobnie tak jak i całe ciało, chociaż Harry nie mógł tego zobaczyć, bo pani Pomfrey ubrała go w piżamę. Spał albo nadal był nieprzytomny, klatka piersiowa ledwo mu się unosiła, kiedy przyglądał mu się trzymając go delikatnie za rękę.
Hermiona stała za nim. Milczała, ale Harry czuł jej wręcz namacalne przerażenie i litość - Ron nie mógł czegoś takiego zrobić - wyszeptała - Nigdy nie był tak brutalny.
Do tej chwili Harrym kierowały emocje, ale teraz kiedy w cichej i spokojnej szpitalnej sali patrzył na bezwładne ciało Malfoya pomyślał o Ronie i zrozumiał o czym mówiła Hermiona.
- Sądzisz, że ktoś rzucił na niego zaklęcie?
- Oczywiście, że tak. I ty w głębi duszy wiesz, że on nie zrobiłby czegoś takiego. Kiedy się wścieknie może zachowywać się jak mały cyklon i kogoś uderzyć, ale to ... On nie jest tak gwałtowny. To jest dzieło szaleńca albo kogoś kto nie panuje nad swoją wolą.
Harry westchnął głęboko, zastanowił się a potem skinął głową - Zgadzam się - powiedział. - Ja tylko ... - zacisnął dłoń na szczupłych palcach Malfoya, potem puścił je i wstał.
- A tak naprawdę jak się czujesz Harry? - zapytała Hermiona delikatnie odsuwając mu włosy z czoła - Chodzi mi o Draco. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek widziała cię w takim stanie.
Harry pokręcił głową - Sam nie wiem jak się czuję - przyznał się - Ale wiem, że ... czuję się tak ... jakbym balansował między miłością a nienawiścią. Chcę go, ale ... nie mogę ... Nienawidzę go i jednocześnie .... pragnę. To doprowadza mnie do obłędu i nie wiem co z tym zrobić.
Hermiona uśmiechnęła się - W końcu się dogadacie - szturchnęła go łokciem. - Wygląda na to, że już się dogadywaliście, kiedy Ron was zaskoczył.
Harry nie potrafił się powstrzymać i uśmiechnął się zanim nie przypomniał sobie nienawiści w oczach Rona, kiedy chłopak kopał Malfoya.
- Racja ... Do cholery, musimy dowiedzieć się co się dzieje. Mam dość życia w niepewności. - zacisnął zęby i wyszedł ze szpitalnej sali z Hermioną depczącą mu po piętach.
Ku ich zaskoczeniu, kiedy wrócili do Wieży Gryfonów zastali na korytarzu wszystkich uczniów, stojących pod ścianą, rozmawiających w małych grupkach albo kończących wspólnie jakieś prace domowe.
- Co się dzieje? - Harry zapytał Nevilla.
- Hexam i Tubbs są w środku - odparł chłopak – Robią przeszukanie.
- Co? Dlaczego?
- Sądzą, że użyto czarnej magii czy coś w tym stylu. Co się dzieje Harry? Wydaje mi się, że wiem...
Hermiona zrobiła gwałtowny wdech - Cieszę się, że wyniosłam książkę - stwierdziła półgłosem. Ale książka była ostatnią rzeczą o jakiej myślał Harry. Bardziej obchodziły go małe fiolki ze wspomnieniami schowane w szafce Malfoya.
ROZDZIAŁ 39
- Odwróć ich uwagę! - szepnął Harry sięgając po pelerynę.
- Co? Dlaczego?
- Tam jest coś czego Hexam nie może znaleźć- warknął Harry.- Potem ci wyjaśnię.
Na szczęście Hermiona nie pytała dalej tylko skierowała różdżkę na żyrandol i wymruczała coś pod nosem. Nagle spokojnie palące się świece wybuchły kolorami i dźwiękami tak intensywnie jak fajerwerki w czasie dramatycznego opuszczania szkoły przez bliźniaków Weasley po ich piątym roku. Oczywiście wszyscy stojący na korytarzu zaczęli się na to gapić. Harry szybko nałożył pelerynę i nie zwracając na siebie uwagi wślizgnął się do pokoju wspólnego.
Panował tam niesamowity bałagan. Hexam i woźny Tubbs zdążyli go dokładnie przeszukać. Harry usłyszał ich cichą rozmowę i zobaczył, że szli schodami do sypialni chłopców. Modląc się do wszystkich bogów, żeby go nie zauważyli ruszył za nimi i ku swojemu przerażeniu zdał sobie sprawę, że idą do jego sypialni.
- Proponuję najpierw przeszukać rzeczy Pottera - powiedział Hexam do Tubbsa. Ponury, milczący woźny skinął głową i ruszył w stronę kufra i szafki Harrego.
- Czego szukamy? -zapytał.
- Czegoś podejrzanego - odparł Hexam.
Harry skradał się za nimi i uważnie obserwując podszedł do szafki Malfoya. Poczekał, aż Tubbs będzie zatrzaskiwał szufladę i wtedy rzucił zaklęcie otwierające na drzwiczki. Nie był w stanie zabrać myślodsiewni, ale był w stanie ukryć wspomnienia. Miał nadzieję, że myślodsiewnie były na tyle popularne, że nie ta nie będzie uznana za coś podejrzanego. Jak najciszej zabrał fiolki i ukrył je pod płaszczem. Zamknął drzwiczki, wstał i wtedy Hexam cofnął się i omal się z nim nie zderzył. Harry szybko zszedł mu z drogi, miał serce w gardle, rozluźnił chwyt i wtedy jedna z fiolek z delikatnym stukotem upadał na dywan i stoczyła się pod jego własne łóżko. Chłopak był pewien, że gdyby przekleństwa, które pojawiły mu się w głowie mogły zamienić się w czary powietrze wokół niego poczerniałoby natychmiast. Hexam to usłyszał i natychmiast pochylił się koło łóżka. Chwilę później wyprostował się i szyderczą miną pokazał fiolkę.
- Znalazłem coś - mruknął.
- Co to jest?
- Wygląda na wspomnienie.
- Czy to wystarczy? - Tubbs zamknął szufladę, którą przeszukał.
- Nie, sprawdzaj dalej.
Harry zostawił mężczyzn przekonanych, że mogą coś jeszcze znaleźć. On miał już to na czym mu zależało i rozpaczliwie pragnął, żeby wspomnienie, które znalazł Hexam okazało się czymś niewinnym.
* * *
Hermiona chwyciła go za rękę, więc zdecydował się zdjąć pelerynę, schował ją pospiesznie i pociągnął dziewczynę w głąb korytarza.
- Tutaj. Pozwól mi oprzeć się o ciebie - wyszeptała - Muszę coś zanotować.
Harry posłusznie odwrócił się i pochylił, dziewczyna wyciągnęła z torby książkę, pióro i pergamin. Położyła książkę na balustradzie i zaczęła coś pospiesznie bazgrać używając pleców chłopaka jako podkładki.
- Co zabrałeś? -zapytała - Co było tak ważne, żeby ryzykować?
- Coś należącego do Malfoya - wyszeptał Harry. - Nie mogę ci powiedzieć co, ale gdyby Hexam to znalazł ...
- Harry, to nie jest nic czarnomagicznego, prawda?
- Nie, na pewno ... nie - Harry poczuł, że Hermiona przestała pisać.- Gdyby się dowiedział, że ja ...
- Nigdy mu tego nie powtórzę. Powiedz mi tylko, że to nie jest nic niebezpiecznego.
- Nie ... przynajmniej tak sądzę - Harry westchnął. - W porządku, to tylko wspomnienia.
- Wspomnienia? Masz wspomnienia Malfoya?
Harry skinął głową.
- Oglądałeś je?
- N...nie. Widziałem to, które mi pokazał, to ze Slughornem. Pomyślałem, że Malfoy nie tylko to, ale i inne, te prywatne nie chce nikomu pokazywać.- Zamilkł. Hermiona znała go zbyt dobrze. Niemal czuł jak emanuje dezaprobatą.
- Oglądałeś je! - rzuciła oskarżycielsko - Nie oszukuj. Poznaję po głosie. Jesteś wstrętnym kłamcą.
Harry zamknął oczy - Zgoda. Obejrzałem jedno... i po tym co zobaczyłem wiem, że Malfoy nigdy nie będzie chciał ich nigdy nikomu pokazać i nie powinien dowiedzieć się, że je widziałem. Możemy już o tym nie rozmawiać?
Nastąpiła długa cisza, a potem Hermiona zaczęła znowu pisać. Harry wiedział, że uszanuje jego prośbę i o tym nie wspomni, chyba że będzie miała cholernie dobry powód.
* * *
Minęła kolejna godzina i Gryfoni zostali wpuszczeni do Pokoju Wspólnego. Wszyscy ze zdumieniem rozglądali się patrząc na bałagan jaki zostawili po sobie Hexam i Tubbs. Ginny westchnęła ciężko i podniosła książkę leżąco niebezpiecznie blisko obok kominka, stanęła na środku pokoju i zaczęła się w nią wpatrywać. Neville kojącym głosem pocieszał swoją mimbletanię, która piszczała przerażona. Inni uczniowie zaczęli zbierać rozrzucone pergaminy.
- Zostawcie to - powiedział Seamus - Możemy posprzątać rano. Trzeba iść spać.
- Skrzaty to zrobią - dodał przytomnie Harry.
Hermiona otworzyła usta, żeby zbesztać go jak dziecko, ale chwycił ją za rękę i popchnął w stronę sypialni dziewczyn. - Nie. Nie dzisiaj - powiedział surowo. - Idź spać. Seamus ma rację.
Posłała mu jadowite spojrzenie, ale tak jak większość dziewczyn bez protestu poszła na górę. Za nimi ruszyli skarżąc się i jęcząc chłopcy. Tylko Ginny nadal stała na środku pokoju trzymając książkę w rękach.
- Harry! - zawołała kiedy chłopak zaczął iść w kierunku schodów.
- Tak? – odwrócił się w jej stronę.
- Co się stało z Ronem?
- Pobił Malfoya i Malfoy nadal jest w szpitalu.
- Dlaczego to zrobił?
- Nie zachowywał się normalnie. Myślimy z Hermioną, że ktoś rzucił na niego Imperio - odparł szczerze.
- Ale ... co zrobiłeś, że go sprowokowałeś? - podeszła bliżej patrząc mu w oczy. Poczuł się nerwowo, ale nie mógł się odsunąć, za nim była ściana.
- Cóż, ja .... ja przypuszczam, że nie potrzeba powodu ... jeśli jest się pod wpływem Imperiusa - wyjąkał.
Dziewczyna przygryzła wargę i Harry miał wrażenie, że chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego położyła mu dłoń na policzku i pogłaskała go delikatnie - Uważaj Harry - powiedziała cicho. - Widzę jak na niego patrzysz, on nie jest dla ciebie. To Śmierciożerca.
- Nie jest nim! Wiesz, to samo powiedział Ron zanim go pobił. Ty też go zranisz? A może na ciebie też rzucono imperio?
- Nie, nie zrobię tego. Zależy m na tobie i nie chcę widzieć jak cierpisz. Malfoy cię zrani, on jest zły. To jest to co lubi robić - powiedziała ostrzegawczo i poszła na górę zostawiając Harrego pragnącego, żeby ludzie przestali się w końcu wtrącać w jego sprawy.
* * *
Oczywiście następnego ranka, kiedy Harry się obudził pokój był nieskazitelnie czysty i nie został w nim ślad bałaganu, który zostawili wczoraj. Seamus narzekał, że jego nie do końca brudna ulubiona para bokserek została zabrana do prania. Neville gładził swoją roślinkę zatroskany czy nie zaszkodził jej wczorajszy stres. Łóżko Malfoya oczywiście było puste tak jak i łóżko Rona.
- Czy ktoś widział Rona? - zapytał od niechcenia Harry idąc do łazienki, żeby się umyć i ubrać.
- Nie widziałam o od chwili, kiedy McGonagall wyciągnęła go z pokoju po tym co zrobił Fretce - powiedział Seamus
Później razem zeszli do pokoju wspólnego, który znowu wyglądał nieskazitelnie. Zachwycony Neville rozejrzał się - Jak one to robią?- zapytał. - Sprzątają a nigdy ich nie usłyszałem.
- Prawdopodobnie to skrzacia magia - odparł wymijająco Harry, niewiele wiedząc o takich rzeczach.
- Nie mogę w to uwierzyć!- krzyknęła Hermiona kiedy weszła do Pokoju Wspólnego i rozejrzała się dookoła. - Miałam rację, kiedy mówiłam, że powinniśmy tu posprzątać.
- Daj spokój Miona!- jęknął Seamus. - Wiesz, że cię nie posłuchają, one lubią to robić. To nie tak, że są do tego zmuszane lub źle traktowane.
Hermiona żachnęła się i odwróciła do niego plecami - Harry, idziesz na śniadanie? - zapytała ostro.
- Tak, chce mi siępić- Harry dołączył do niej - Tak przy okazji ... może wiesz co się dzieje z Ronem?
Dziewczyna potrząsnęła głową - Nie mam pojęcia. Może zabrano go do Świętego Munga?
W Wielkiej Sali usiedli na swoich miejscach. Harry nałożył sobie pełny talerz i zaczął jeść uświadamiając sobie, że nie pamięta, kiedy był jego ostatni posiłek. Nawet teraz, często zdarzało mu się zapomninać o regularnym jedzeniu. Nigdy więcej, pomyślał nabijając na widelec kawałek kiełbasy, ale jeśli będzie jadał tak codziennie to wkrótce będzie przypominał swojego obrośniętego słoniną kuzyna.
- Co zrobiłeś z ... rzeczami Draco? - zapytała cicho Hermiona.
- Kiedy wszyscy poszli spać, wymknąłem się i ukryłem je w Pokoju Życzeń - Marszcząc czoło zastanowił się. oprzednio był tam kiedy Malfoy znalazł ciało Craba. To nie było przyjemne wspomnienie,ale wiedział, że tylko ktoś kto był tam w trakcie pożaru mógł tam wejść. Miał przeczucie, że wspomnienia Malfoya są tam wystarczająco bezpieczne.
Zadowolona Hermioa skinęła głową. Nagle zesztywniała i trąciła Harrego - Poatrz.
Harry uniósł głowę i zobaczył podchodzącego do nich Rona. Chłopak był bledszy niż zwykle przez co piego na jego twarzy stały się jeszcze wyraźniejsze, miał zaczerwienione i podkrążone oczy. Krótko mówiąc wyglądał strasznie.Podszedł do nich i zatrzymał się patrząc niepwenie.
- Och na litość boską,usiądź - w Hermionie coś pękło.
Ron usiadł na brzegu ławki i skulił się jak ktoś kto bardzo się wstydzi - Harry ...- zaczął.
Harry pochylił się w jego stronę - Powiedz mi, że nie byłeś sobą.
- Nie byłem .... wszystko stało się jakieś zamazane. Nie wiem co zrobiłem, ale powiedziano mi,że to było bardzo złe. McGonagall powiedziała mi, że nie nie panowałem nad sobą, potem zabrano mnie do szpitala,a ja po prostu ...- opowiadał chaotycznie.
Harry przerwał mu kładąc mu dłoń na zaciśnięte pięści - Przestań - powiedział - To wszystko co chciałem wiedzieć.Wszystko w porządku.
Ron zamilkł i wyprostował się - Harry ... ja ...
- Zapomnijmy o tym - powiedział stanowczo Harry - Wszystko o co cię proszę to to, żebyś przeprosiłMalfoya. - Przyglądał się Ronowi, który przygryzł wargę tak, że aż pojawiła się krew, a potem skinął głową.
- Czy wtedy wszystko będzie w porządku? - zapytał z nadzieją po długim milczeniu.
W zasadzie Harry chciał, żeby Ron musiał trochę poczekać na jego przeaczenie, ale zawsze, no prawie zawsze był od ośmiu lat jego najlepszym przyjacielem. Nie mógł długo patrzeć na te smutne niebieskie oczy. I nie zrobił tego.
- Ktoś rzucił na ciebie Imperio? - zapytała bez wstępu Hermiona.
- To nie był Imperius - odpowiedział Ron. - To był eliksir nienawiści. Zatrzymano mnie w szpitalau, aż minie jego działanie.
Hermiona spojrzała na Harrego.Harry zmarszczył brwi. -Jakaś sztuczka starego Slughorna? - jęknął.
- Czy to oznacza, że znowu mamy węszyć wokł naszego profesora od eliksirów?-zapytał i ponamyśle dodał - Ale dlaczego ja?
- To nie on - odpowiedział Ron. - McGonagall sprawdziła go pod wpływem veritaseum. Nie robił go od wielu lat.
Hermiona odepchnęła talerz. - Zastanawiam się jak łatwo zrobić ten eliksir. Myślę, że pójdę do ...
- Biblioteki - dopowiedzieli równocześnie Ron i Harry. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęłi się do sieie.
Hermiona zachichotała - Dzieciaki! - wymamrotała i poszła znaleźć odpowiedź na swoje pytanie.
ROZDZIAŁ 40
Kiedy lekcje się skończyły, Harry poczuł, że chce pobyć sam. Całe to zamieszanie, jego uczucia do Malfoya, zaufanie do Ron, niepewność kogo dokładnie ma winić za podanie eliksiru Weasleyowi i oczywiście problem z Hexamem. Tak wiele pytań i tylko półprawdy i niekompletne odpowiedzi. To było jak poszukiwanie horkruksów, ciągłe krążenie w kółko, a kiedy już się coś znalazło okazywało się, że to nie było to czym się okazywało. Z tej frustracji miał ochotę wyrywać sobie włosy z głowy.
Poszedł do starej chaty Hagrida i pchnął drzwi zastanawiając się czy są zamknięte. Ku jego zaskoczeniu nie były. Wszedł do środka myśląc, że będzie tam mniej zimno niż na zewnątrz. W chatce było pełno kurzu i pajęczyn, ale została w niej większość mebli, kiedy gajowy przeniósł się ze swoją żoną do Francji zabrał tylko swoje osobiste rzeczy. Być może przypuszczał, że będzie tam ktoś mieszkał, ale nowy nauczyciel Opieki nad Magicznymi Stworzeniami zamieszkał w szkole. Harry usiadł w starym, poobijanym fotelu, który musiał najpierw zmniejszyć, skierował różdżkę na pokryty sadzą kominek i zapalił w nim ogień. Po chwili w chacie zrobiło się ciepło, odchylił do tyłu głowę i przymknął oczy.
Pierwszą rzeczą jaką musiał zrobić to dowiedzieć się czy Hexam obejrzał wspomnienie Malfoya. Bez względu na to co zawierała fiolka, Harry wiedział, że nie było to coś dobrego dla Ślizgona. Bał się tego czego inni mogli się dowiedzieć. On widział wspomnienia Lucjusza. A co jeśli inne zawierały coś co mogło wysłać Draco prosto do Azkabanu? Czy dlatego usunął z pamięci te wspomnienia? Bał się? Czy zamierzał je zniszczyć? Nie miał zielonego pojęcia, ale był pewien, że Hermiona znałaby odpowiedź.
A co z eliksirem nienawiści, który ktoś podał Ronowi. Slughorm był niewinny ale Hexam? Wiedział, że wcześniej próbował kupić eliksir od Slughorna. A jeśli kupił go gdzie indziej albo sam go uwarzył?
Wiedział przynajmniej jedno, Hexam nie poznał tajemnicy horkruksów. Dziękował opatrzności, że zdążył ukryć księgę tam gdzie nikt jej nie mógł odnaleźć i że był to jedyny egzemplarz, w którym były wyraźne instrukcje jak je stworzyć.
A potem zaczął myśleć o motywacjach kierujących Hexamem. Możliwe, że McGonagall miała rację, że nauczyciel chce zapobiec dojściu do władzy następnego Voldemorta, ale z jakiegoś powodu Harry wątpił w jego czyste intencje. Im więcej myślał o zachowaniu nauczyciela tym bardziej był przekonany, że po Hexamie nie można się spodziewać niczego dobrego.
Nagle wyprostował się, kiedy w jego głowie pojawiła się natrętna myśl. A może i McGonagall jest pod wpływem Imperiusa, to wyjaśniałoby jej niezdolność do zaakceptowania podejrzeń. Ale jak miał się o tym dowiedzieć?
Opadł na fotel i zakaszlał, kiedy ze zjedzonego przez mole materiału uniósł się obłok pyłu. Znowu pomyślał o Hermionie. Westchnął marząc, żeby być tak inteligentnym jak ona. To ona zawsze rozwiązywała wszystkie zagadki, ale nikt nie chciał otaczać kultem pochodzącej z mugolskiej rodziny dziewczyny z bujnymi włosami i potężnym mózgiem. Wszyscy chcieli czcić bliznę, śmierć i szlachetność Gryfona, a on czuł się jakby na to nie zasłużył.
Machnięciem różdżki zgasił ogień w kominku i wyszedł z chaty. Chciał pójść do Malfoya i sprawdzić czy może mu oddać wspomnienia, a potem musiał porozmawiać z Hermioną.
Westchnął i zadrżał, kiedy owionęło go mroźne powietrze. Patrząc na odbudowany zamek, który zawsze tak kochał, poczuł ukłucie żalu. Tak bardzo chciał, żeby wróciły tamte stare czasy.
* * *
Zamarł, kiedy wszedł do szpitalnej sali. Przy łóżku Malfoya stała ostatnia osoba, której się tu spodziewał. Zanim ktokolwiek go zobaczył schował się za drzwiami, wyciągnął z torby pelerynę niewidkę, którą teraz stale nosił przy sobie i narzucił ją na siebie. Niewidoczny mógł przysłuchiwać się rozmowie. Chciał się upewnić, że Ron przeprosi Malfoya. Tak, właśnie dlatego podsłuchiwał. Tylko z tego, a nie z żadnego innego powodu.
- Posłuchaj Malfoy, powiem ci to tylko raz, więc lepiej mnie słuchaj - mówił kiedy wszedł Harry.
- Dlaczego mam cię słuchać?- Malfoy próbował usiąść i sięgnąć po swoją różdżkę. Skrzywił się z bólu i osunął na poduszki.
- Ktoś dał mi eliksir nienawiści - wymamrotał Ron - Nie wiedziałem co robię ... wiem zrobiłem to, ale ... to nie byłem ja.
Malfoy zrezygnował z próby sięgnięcia po różdżkę i zmrużył oczy. Sekundę później leżąca na stoliku obok różdżka znalazła się w jego ręce. Spojrzał na nią a potem skierował na Rona zimne jak lód spojrzenie.
- Masz szczęście, że jestem tak słaby - warknął - inaczej byłbyś już krwawym strzępem leżącym na podłodze.
Harry widział, że Ron rozpaczliwie stara się kontrolować swój wybuchowy temperament - Chcę cię tylko przeprosić, ty durniu.
- Nie fatyguj się.
Ron skrzywił się. - Dobrze, nie będę ci przeszkadzał. Jak chcesz, ale jedno ci powiem Malfoy. Harry jest za dobry dla ciebie. Nie rozumiem dlaczego zadurzył się w tobie, jeśli by to ode mnie zależało, wolałbym, żeby zakochał się w kimś innym. Ale jeśli to jest to czego chce to dobrze, to jego wybór. Chcę tylko, żebyś wiedział, że jeśli kiedykolwiek go zranisz przyjdę do ciebie, z eliksirem nienawiści lub bez.
Różdżka Mafoya opadła - Co?
- Słyszałeś - Ron pochylił się, zacisnął dłonie na jedwabnej piżamie i podniósł tak, żeby patrzyli sobie w oczy. - To jedyna rzecz, którą ci powtórzę. Nie… Skrzywdź… Go! - rzucił Malfoya na poduszki, odwrócił się i wyszedł z sali.
Malfoy patrzył na niego i z roztargnieniem pocierał skórę tam gdzie Ron najwyraźniej go ścisnął, potem bez słowa wysłał swoją różdżkę na szafkę, przywołał szklankę wody i wypił ją mając cały czas zamyśloną minę.
Harry poszedł za Ronem do Pokoju Wspólnego Gryffindoru czując, że twarz mu płonie. Teraz Malfoy wiedział co do niego czuje. Nie wiedział czy to dobrze czy źle, ale na pewno było to niebezpieczne dla jednego z nich, po prostu nie był pewien. I jeszcze coś, miał dowód, że bezróżdżkowa magia Malfoya była bardziej zaawansowana niż przypuszczał. Lucjusz miał rację, Draco w każdej chwili mógł mu uniemożliwić ucieczkę z dworu i oddać go Voldemortowi i tego nie zrobił. I jeszcze jedna rzecz była pewna, Ron znowu był sobą, jego najlepszy przyjaciel wrócił z powrotem.
Kiedy wszedł do Pokoju Wspólnego i ściągnął pelerynę Ron siedział obok Hermiony a ich usta były ściśle złączone. Jęknął w duchu, usiadł naprzeciwko i wyciągnął jakąś pracę domową jak zwykle tolerując ich karesy. Po chwili odłożył pergamin i sięgnął po mapę, żeby poszukać Hexama. Znalazł go niemal natychmiast w jego gabinecie. Cholera! Mógł założyć się o wszystkie swoje galeony, że Hexam ogląda wspomnienia. I rzeczywiście, po kilku minutach, nazwisko zaczęło poruszać się, z gabinetu na korytarz a potem na schody, Harry od razu wiedział, że kieruje się w stronę skrzydła szpitalnego. Spanikowany rozejrzał się po pokoju zastanawiając się co może zrobić, żeby bez wzbudzania podejrzeń dostać się do szpitalika. Jego wzrok padł na paczkę wymiotek krwotocznych, które wysypały się z torby jakiegoś ucznia. Nie, to byłoby zbyt oczywiste. Jeszcze raz rozejrzał się po pokoju, a potem z westchnieniem wycelował różdżkę zawieszoną na ścianie głowę dzika. Spadła z haka i jak kamień wylądowała na głowie Nevilla.
- Przepraszam Nev - wyszeptał i jak wszyscy podbiegł do niego. Neville był nieprzytomny a na jego czole rósł wielki guz.- Szybko, musimy zabrać go do szpitala! - krzyknął, rzucił zaklęcie lewitujące na bezwładne ciało i razem z Ginny wyniósł je z pokoju. Po paru minutach znaleźli się w szpitaliku.
- Pani Pomfrey! - zawołała Ginny - Madam ... och ... Neville miał wypadek. Jest nieprzytomny.
- Co głupiego zrobił tym razem ten chłopak?- Pani Pomfrey zaczęła się krzątać pomagając dziewczynie położyć Nevilla na łóżku. Harry pomógł im, żeby Nev delikatnie wylądował na łóżku, pochylił się nad nim, żeby pokazać, że troszczy się o przyjaciela i jednocześnie rozglądał się za Hexamem. Nie było po nim śladu, ale łóżko Malfoya było zasłonięte. Kiedy pani Pomfrey i Ginny zajęły się Nevillem podszedł do parawanu i zajrzał za niego spodziewając się zobaczyć Hexama. Okazało się, że Malfoy był sam i nie spał.
- Co to za zamieszanie Potter?
- Neville miał wypadek.
- To nic nowego.
- To nie była jego wina - Harry podszedł bliżej - Myślałem, że Hexam może do ciebie przyjść i cię dręczyć.
Malfoy zastanowił się i kiwnął, żeby Harry podszedł bliżej - Już tu był- powiedział cicho - I dał mi to- pokazał fiolkę zawierającą wspomnienia,
- Och ...
- Powiedział, że wie, że należy do mnie i że znalazł ją pod łóżkiem - oczy Ślizgona zwęziły się - Jak sądzisz dlaczego była pod twoim łóżkiem?
Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Powinien mówić prawdę, wiedział, że Malfoy bez trudu może zajrzeć do jego umysłu. Czy może lepiej okłamać go i zaryzykować, że później nie odkryje prawdy?
- Razem z Tubbsem przeszukiwali nasze pokoje - powiedział w końcu decydując się na półprawdę - Wiedziałem, że masz te fiolki i pomyślałem, że nie chcesz, żeby Hexam je zobaczył, więc zabrałem je. Jedna mi wypadła kiedy wychodziłem z sypialni i potoczyła się pod moje łóżko, zanim ją podniosłem znalazł ją Hexam. Przykro mi Malfoy ....
Zimne oczy nadal były w niego wlepione, westchnął i usunął osłony, ale ku swojemu zdziwieniu nie poczuł nawet delikatnego sondowania. swojego umysłu.
- Oglądałeś moje wspomnienia?- zapytał w końcu Malfoy.
Harry wiedział jak wygląda jego twarz, czuł, że jest czerwona jak lawa. - Spojrzałem ma jedno - przyznał się cicho. - To co zobaczyłem ... sprawiło, że nie mogłem patrzeć na inne. Wiem, że zrobiłem źle, ale ... myślałem, że jedno wspomnienie może dać mi wskazówkę dlaczego masz związany umysł, a ... kiedy zobaczyłem, że to nie są twoje wspomnienia ... - z zakłopotaniem dobierał słowa, jak chłopczyk, który nabroił w szkole, spuścił oczy, zaczerwienił się i nerwowo zaciskał dłonie.
- Acha - wyszeptał Malfoy - więc to widziałeś.
Harry skinął głową,
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Harry słyszał jak pani Pomfrey mówi do Nevilla, który oczywiście już odzyskał przytomność. Nagle Malfoy zaczął mówić.
- Wiesz ... - powiedział niemal konwersacyjnym tonem. - To był pierwszy raz kiedy ojciec zgwałcił mnie pod klątwą Imperius.
- Malfoy... ja ...
- Zamknij się Potter- głos Malfoya był zimniejszy niż jego oczy - Potem zrobił to jeszcze kilka razy.
- Ja przepra...
- W porządku. Wiedziałem, że jest pod wpływem imperio i nie może się powstrzymać, Czego nie można było powiedzieć, kiedy robił to nie będąc pod wpływem klątwy.
Harremu opadła szczęka. Zrobił krok do przodu. Chciał się pochylić i objąć Malfoya, ale zatrzymał się, kiedy chłopak wyszeptał "Protego" i między nimi pojawiła się lśniąca tarcza.
- Nie. Nie dotykaj mnie - kontynuował Ślizgon tym samym niesamowitym konwersacyjnym, chłodnym tonem. - Patrz, to wspomnienie, które oddał mi Hexam- tarcza opadła i Malfoy rzucił fiolkę, którą Harry odruchowo złapał. - Jeśli chcesz użyj mojej myślodsiewni. Idź i obejrzyj sobie. Obejrzyj też inne jeśli chcesz. Nie mogę cię powstrzymać skoro utknąłem tutaj na dzień czy dwa. Dalej. Masz moje pozwolenie. Idź gwałcić moje wspomnienia, to przynajmniej nie boli - powiedział i odwrócił się plecami.
- Przepraszam – wyszeptał Harry - Ja chciałem tylko ... - zrobił głęboki wdech - chciałem się dowiedzieć więcej o Draco, w którym jestem zakochany.
- Teraz już wiesz - odpowiedział nie ruszając się Malfoy - Zostaw mnie w spokoju i idź gdzie indziej pławić się w swoim obrzydzeniu, odrazie i litości, a znając ciebie i w poczuciu winy!
- Malf... Draco - teraz kiedy tarczy nie było Harry podszedł bliżej - Kiedy obejrzałem to wspomnienie ... nie poczułem odrazy ani wstrętu ... tylko pokochałem cię jeszcze bardziej.
Malfoy nie odpowiedział. Harry delikatnie dotknął jego ramienia, a potem doszedł do wniosku, że nadeszła dobra pora, żeby odejść.
ROZDZIAŁ 41
W końcu to zrobił, powiedział Malfoyowi co do niego czuł, a chłopak nawet nie mrugnął. Harry był zawiedziony, wszystko uszło z niego jak z pękniętego balonu. Spodziewał się jakiejś reakcji po tym jak otworzył swoje serce, nawet jeśli miała być w typowym malfoyowskim stylu, złośliwa i ociekająca ironią. Bez problemów by sobie z tym poradził. Ale nie miał pojęcia co zrobić z taką obojętnością.
Wzdychając poszedł za Ginny do dormitorium.
- Co się stało Harry? - zapytała dziewczyna.
- Nic.
- Nie wydaje mi się. Za dobrze cię znam.
- W porządku. To tylko hipotetyczne pytanie - odpowiedział Harry - Jeśli ktoś jest w kimś zakochany i powie mu o tym, jak może się czuć, kiedy zostanie potraktowany jakby, powiedziałł co jest na obiad? Co ty byś wtedy zrobiła?
Ginny uśmiechnęła się - Dobrze wiem co czujesz.
Harry coś wymamrotał, sam nie był pewny co.
- Uwaga! - szepnęła Ginny chwytając go za rękę - Tubbs.
Harry spojrzał na dół i na półpiętrze zobaczył woźnego z wiadrem i mopem. - Tak? Mamy usprawiedliwienie. Zresztą nie jest tak źle odkąd nie ma Filcha.
- Dlaczego nie jesteście w łóżkach? - zażądał wyjaśnień Tubbs.
- Nie jest aż tak późno - odpowiedział Harry. - Poza tym jeden z naszych kolegów miał wypadek i właśnie wracamy ze szpitala.
Przez długą chwilę Tubbs wpatrywał się mu w twarz szukając oznak kłamstwa. - No dobrze, sądzę, że zapytam panią Pomfrey czy mówisz prawdę. - pozwolił im odejść i sam ruszył w innym kierunku.
- Zobacz - stwierdził Harry - może nie jest najuprzejmiejszym człowiekiem, ale przynajmniej nie chciał powiesić nas na hakach i torturować tak jak zawsze powtarzał Filch, No i nie ma cholernego kota.
Ginny zachichotała - Pamiętasz minę Filcha, kiedy pani Norris została spetryfikowana?
Harry uśmiechnął się a potem spoważniał tak jak i dziewczyna.
- Właściwie nigdy tak naprawdę nie podziękowałam ci za pomoc - powiedziała cicho biorąc go za rękę,
- Gin...
- Wszystko w porządku. Po prostu powiedziałeś mi, że kochasz Malfoya, rozumiem, poza tym ja i Seamus ... ale chcę ci tylko powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek będziesz czegoś potrzebował, czegokolwiek, możesz na mnie liczyć.
- Nigdy nie mówiłem że jestem zakochany w ...- zaczął Harry.
- Mówiłeś mi. Znam cię Harry. To oczywiste, wiem jak się czujesz.- Zatrzymali się przed portretem Grubej Damy. – I nadal sądzę, że on nie jest dla ciebie.
- Nie obchodzi mnie kto co sądzi.- odpowiedział ponuro Harry.
Ginny uśmiechnęła się uroczo marszcząc piegowaty nosek - Dlaczego nie zmusisz go do podjęcia decyzji? Umów się z kimś i zobacz jak zareaguje.
- Umówić się z kimś innym?- powtórzył głupkowato Harry. - Nie jestem zainteresowany dziewczynami, przynamniej nie byłem do tej pory, chociaż próbowałem.
- Głuptas! Miałam na myśli chłopca.
- Kogo? - Harry był zupełnie zdezorientowany. - Nie wiem ...
- Boże, jesteś tak cholernie niewinny. Nev jest zainteresowany.
- Neville?- Harry był kompletnie zaskoczony - No cóż... er ...on jest świetnym facetem, ale naprawdę, nie jest w moim ...
- Dobrze, a Terry Boot? Albo zastpęca prefekta Ravenclawu, Goldstein?
- Anthony?
- Tak, on jest zdecydowanie zainteresowany chłopcami. Kilka tygodni temu widziałam jak na tyłach szklarni migdali się z Terrym.
Harry pamiętał tego niskiego, ciemnowłosego chłopca. Niewątpliwie był przystojny. Jeśli miałby szukać kogoś na randkę, nie byłoby najgorzej, ale on nie szukał. - Może oni ze sobą chodzą. Nie mogę ...
Ginny poklepała go po ramieniu – Zapytam Lunę, będzie wiedziała.
- Poczekaj....ja nie chcę ...- Harry zastanawiał się czy kiedykolwiek uda mu się wypowiedzieć płynnie całe zdanie.
- Oczywiście, że tak! Zorganizuję coś.
Chłopak wszedł za nią do pokoju wspólnego czując się tak jakby jego życie legło w gruzach.
* * *
Seamus czekał na Ginny w pokoju wspólnym. Harry opuścił ich zakładając, że jeśli mają robić to co myślał, jego obecność przy tym nie ma sensu. Poszedł do swojej sypialni. Był sam. Malfoy i Neville leżeli w szpitalu. Rona nie było nigdzie widać, ale kiedy spojrzał na mapę zobaczył go w pustej klasie z Hermioną, ich imiona nakładały się na siebie. Wyglądało na to, że zajmie im to trochę czasu. Wyjął z kieszeni flakonik z wspomnieniami, który dał mu Malfoy i spojrzał na niego z namysłem. Malfoy powiedział, że może je obejrzeć chociaż nie był do końca pewny czy Ślizgon mówił poważnie. Przez chwilę gryfońska ciekawość walczyła z honorem, a potem otworzył szafkę i wyciągnął myślodsiewnię.
Jeszcze raz spojrzał na fiolkę. Powinien czy nie powinien? W końcu wyjął z kieszeni galeona i wymamrotał. - Merlin popatrzę. Smok nie popatrzę. - Rzucił monetę i z zaskoczeniem zobaczył, wizerunek Merlina.
- Niech będzie - wylał wspomnienia do kamiennej misy i zanurzył w niej twarz.
* * *
Otaczały go czarne ściany. W pierwszej chwili pomyślał, że znajduje się w Ministerstwie, ale ściany były szorstkie, wilgotne i wyglądało na to, że oświetlają je pochodnie. O ile wiedział nie używano ich nawet w celach przesłuchań Niewymownych. Obok niego stał Malfoy ubrany w długi płaszcz z kapturem zasłaniającym mu twarz. Kiedy Harry skupił się na nim znudzonym głosem mówił do mężczyzny siedzącego za dużym biurkiem.
- Przyszedłem zrobić to na co wyrażono zgodę.
Harrego przeszył dreszcz, zrozumiał że jest w Azkabanie. Mocniej chwycił różdżkę gotowy w razie potrzeby rzucić Patronusa, zanim zorientował się, że dementorzy nie strzegą już więzienia, a będąc we wspomnieniach i tak nie musiał się ich obawiać. Schował różdżkę i skoncentrował się na tym na co patrzył.
Strażnik bez słowa wyciągnął rękę, Malfoy podał mu różdżkę. Urzędnik zbadał ją, zapisał coś na kartce pergaminu i oddał ją z powrotem. Potem wstał, obejrzał Malfoya od przodu i z tyłu a potem skinął głową - Więc chodź.
Harry poszedł za Ślizgonem rozglądając się nieufnie i zastanawiając się jak dawno to było. Malfoy wyglądał na zmęczonego i zmartwionego, ale ostatnio zawsze taki był, więc było to mało pomocne.
Strażnik prowadził go gdzieś w głąb. Tutaj w ścianach były tylko małe szczeliny wpuszczające trochę światła i zimne powietrze. Harry usłyszał szum morza, a kiedy szli dalej mógł przysiąc, że czuje kropelki słonej wody na policzkach, chociaż pewnie to była tylko jego wyobraźnia. Nic wokół niego nie było prawdziwe.
W końcu strażnik wyciągnął różdżkę i wycelował ją w żelazne, solidne, zamknięte drzwi. Nic nie powiedział, ale drzwi zapłonęły, kliknęły i otworzyły się.
- Ponownie otworzą się, kiedy to zrobisz - powiedział do Malfoya.
Chłopak skinął głową i wszedł do celi z Harrym depczącym mu po piętach. Ohydnej i z jednym ludzkim wrakiem. Nawet będąc we wspomnieniach Malfoya Harry czuł chłód. Tyko jedno małe okienko znajdujące się pod sufitem dawało słabe światło. Przepełnione, śmierdzące wiadro stało w kącie a naprzeciwko na słomianym materacu z przyciśniętymi do piersi chudymi kolanami i wzrokiem utkwionym w słaby punkcik światła. Kiedy wszedł jego syn spojrzał na niego obojętnie, a potem powrócił do wpatrywania się w okno.
- Ojcze - w głosie Draco nie było cienia uczucia ani ciepła.
- Czego chcesz?
Draco milczał, w końcu widząc, że zachowując się tak nie doczeka się odpowiedzi Lucjusz spojrzał na syna - Czego chcesz?- powtórzył.
Draco podszedł bliżej - Jeśli byłoby mi wolno wyryłbym ci to na rękach i traktował Crucio aż do szaleństwa.
- A dlaczego nie?
Blady policzek chłopca drgnął - Nawet to jest za dobre dla ciebie.
- Mój kochający syn – Lucjusz uśmiechnął się nagle, spod rozczochranych siwych włosów błysnęły upiorne oczy - Popatrz na siebie, uniewinniony, bohaterski i wolny. Mój Boże, powinieneś być Gryfonem.
- Ale ty nauczyłeś mnie jak być Ślizgonem i przez to tyle cierpiałem - wyszeptał Draco.
Ojciec spojrzał na niego - Cóż, wygląda na to że potrafiłeś zakończyć swoje cierpienia- stwierdził spokojnie - Co ci zaoferowali?
Draco przygryzł wargę - Wolność dla mnie i matki.
- I nie mam wątpliwości, że zachowałeś swoje włości i moje pieniądze.
- Oczywiście.
- Udław się nimi.
- Nie chcę tego. Wolę żyć w ubóstwie niż wydać jednego knuta z twoich pieniędzy. To wszystko jest dla matki. Po tym co z tobą przeszła zasługuje na bezproblemowe życie.
Lucjusz milczał przez chwilę - Przekażesz jej wiadomość?- zapytał cicho.
- Jaką?
- Powiedz jej ... że ją kocham.
Draco prychnął - A mnie ojcze? Czy kiedykolwiek mnie kochałeś, czy byłem tylko narzędziem do umocnienia swojej władzy? Możesz powiedzieć mi teraz prosto w oczy,ten jeden jedyny raz, że mnie kochasz?
Lucjusz nie odpowiedział.
- Cóż, to nie ma znaczenia. Nie przekażę jej wiadomości drogi ojcze. Twoje słowa pozostaną w tym cuchnącym miejscu. - Draco zrobił krok do tyłu - Chciałem ci powiedzieć, że mam coś do zrobienia. Po tym co mi zrobiłeś to prawdziwe miłosierdzie.
Lucjusz splunął na niego.
Ignorując ślinę kapiącą mu z szaty Draco wyciągnął kawałek pergaminu - Lucjuszu Malfoy - zamilkł, przełknął ślinę, a potem kontynuował - zostałeś skazany na śmierć za swoje zbrodnie przeciwko ludzkości, zaangażowanie w morderstwa i tortury wielu niewinnych ludzi. Według starożytnego prawa czarodziejów, twój syn Draco Lu...Draco Malfoy zgodnie z Prawem Krwi ma prawo do wykonania wyroku. Postanowienie Ministra Magii podpisane i poświadczone przez Wizengamot.
Harry nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Draco tam był, żeby zamordować ojca w imię sprawiedliwości? Nienawidził Lucjusza, ale nie chciał widzieć jak ten mężczyzna umiera. I wtedy pomyślał, że Draco miał więcej powodów niż jakakolwiek inna osoba, żeby zabić swojego ojca.
Draco obniżył pergamin a potem podniósł różdżkę i skierował ją na Lucjusza. Lucjusz zamrugał, oczy napełniły mu się łzami- Draco ... ja ... - wyszeptał.
- Avada Kedavra!
Harry zamknął oczy kiedy błysnęło zielone światło i wtedy pojawiło się wspomnienie bladego i trzęsącego się chłopca z różdżkę wycelowaną w Albusa Dumbledra. Chłopca, który nie był w stanie rzucić klątwy zabijającej na dyrektora, chociaż to podniosłoby notowania jego i jego rodziny w oczach Voldemorta.
Jak wszystko się zmieniło.
Nastała cisza. Harry powoli otworzył oczy. Ciało Lucjusza upadło na ścianę, niewidzące oczy skierowane były na Draco. Chłopak opuścił różdżkę, rzucił pergamin obok ciała ojca, a potem wyszedł z celi.
ROZDZIAŁ 42
Harry zdrętwiały opuścił wspomnienia. Draco Malfoy wykonał wyrok na własny ojcu. Użył klątwy zabijającej za pełną wiedzą i zgodą Ministra Magii. Harry zawsze myślał, że sądził, że Kingsley, który przez długi czas był członkiem zakonu Feniksa i jego przyjacielem był znacznie lepszym wyborem niż Korneliusz Knot czy Rusfus Scrimgeour. Teraz nie był już tego taki pewien.
Jeśli dyrektorka mówiła prawdę i Hexam naprawdę był aurorem wyjaśniałoby to dlaczego oddał z powrotem wspomnienia Malfoyowi. Nie było tam niczego co można by użyć przeciwko Draco, żadnego dowodu. Był zadowolony, że spośród wszystkich fiolek wypadła mu właśnie ta, pomimo jej zawartości była chyba najbardziej nieszkodliwa.
Włożył z powrotem myślodsiewnię do szafki, zamknął ją i położył się na łóżku. Z rękami podłożonymi pod głowę wpatrywał się w szkarłatne zasłony a jego myśli krążyły jak szalone. Lucjusz Malfoy dostał zaledwie na pięć lat więzienia. Więc dlaczego został skazany na śmierć, a wyrok wykonał jego własny syn. Nie było procesu, wiedział by o tym. Wszyscy sądzili, że Malfoy senior przebywa w Azkabanie i czuje się dobrze. Dlaczego nie ogłoszono wiadomości o jego śmierci?
I wtedy zrozumiał. Draco był strasznie wykorzystywany i nadużywany przez ojca. Czyżby Lucjusz przyznał się do tego albo czy ujawniono jego wspomnienia na osobnym, zamkniętym procesie innym niż ten w trakcie którego sądzono go jako Śmierciożercę? Draco wspomniał o jakimś starożytnym prawie, o co w nim chodzi? Prawo Krwi, zemsta krwi? Harry postanowił to zapamiętać, musi o tym przeczytać albo zapytać Rona. Jeśli chodzi o czystą krew może będzie o tym wiedział, to pewnie jedna z tych niejasnych rzeczy, o których nie miała pojęcia urodzona w mugolskiej rodzinie Hermiona.
A wracając do domysłów na temat Hexama, może on jednak był po ich stronie.
Westchnął i odwrócił się na bok. Zasypiał kiedy drzwi otworzyły się po cichu i Ron świecąc różdżką wszedł do pokoju. Przez kilka minut krążył po sypialni, rozbierając się i wkładając piżamę, a potem poszedł do łazienki. Wrócił pachnący mydłem i miętą. Szepnął Nox i światło zgasło. Harry usłyszał skrzypnięcie łóżka i szelest pościeli.
- Ron?- wyszeptał.
- Nie śpisz? Obudziłem cię?
- Nie. Mogę cię o coś zapytać?
- Jasne stary.
- Czy wiesz coś na temat czarodziejskiego prawa, czegoś co nazywa się prawem krwi i wiąże się z przelaniem krwi.
Ron zaśmiał się cicho. - Oczywiście, że tak. Przecież jestem czystej krwi.
- O co w tym chodzi?
- A dlaczego pytasz?
- Czytałem o tym, ale nie było tam żadnych wyjaśnień. Domyśliłem się, że tylko ktoś czystokrwisty będzie o tym wiedział.
- Tak. To takie stare prawo, które daje możliwość skrzywdzonemu krewnemu ukarania bliskiego członka rodziny. Sąd może wyrazić zgodę na wszystko, od łagodnych tortur do śmierci. Jedynym warunkiem jest to, że pokrzywdzony sam musi wykonać wyrok.
- Dlaczego?
Szelest piżamy powiedział mu, że Ron wzruszył ramionami. - Nie wiem. W naszych czasach to się nie zdarza. Sądzę, że taka osoba musiałaby być psychopatą. Żeby zrobić coś takiego i żeby tego pragnąć, taką jak Bellatrix Lestrange. To była wariatka ...
- A ktoś kto naprawdę wiele wycierpiał? Myślisz, że minister na to by się zgodził? - zapytał Harry.
Ron milczał przez chwilę - Kumplu to musiało by być złe, naprawdę cholernie złe, żeby minister i Wizengamt udzielił zgody. Niepodważalne dowody i wiarygodni świadkowie, bo decyzja musi być jednomyślna. O ile mi wiadomo, nie wykorzystywano Prawa Krwi od setek lat.- Urwał - A poza tym to nie jest wyrok. Tak, Wizengamot i Minister wyrażają zgodę, ale w rzeczywistości nie decydują o karze. Osoba, która powołuje się na prawo krwi, musi poprosi o zgodę na karę jaką wykona. Nie martw się Harry. To problem czysto krwistych, nie musisz myśleć o czymś tak cholernie przygnębiającym. Wyobraź sobie, że ktoś naprawdę chce zabić swojego syna, brata czy ojca. To jest chore.- Zamilkł na minutę lub dwie. Kiedy Harry nie odpowiedział ziewnął - Dość tych historycznych bzdur. Jestem wykończony, Hermiona dała mi popalić. Dobranoc.
- Dobranoc - z roztargnieniem odpowiedział Harry, ale nie zmrużył oka przez całą noc.
* * *
Następnego dnia rano, kiedy jadł śniadanie był rozdrażniony i nie w humorze. Hermiona i Ron siedzieli naprzeciwko niego, dziewczyna coś tłumaczyła chłopakowi, ale nie chciał ich podsłuchiwać. Bawił się owsianką w swoim talerzu, mieszając i patrząc jak dżem tworzy w niej wirujące kółka. Cały czas myślał o słowach wypowiedzianych przez Rona.
"Wyobraź sobie, że ktoś naprawdę chce zabić swojego syna, brata czy ojca. To jest chore"
Próbował postawić się na miejscu Malfoya. Czy jeśli doświadczyłby tego co on też czułby to samo? Czy chciałby zemścić się na ojcu tak bardzo, że starałby się o zezwolenie na użycie przekleństwa zabijającego? Nie sądził. Dumbledore zawsze mu powtarzał, że jest obdarzony w nadmiarze tym czego nie ma wiele osób. Jest zdolny do bezwarunkowej miłości i to sprawiło, że był jedynym, który mógł pokonać Voldemorta. Draco Malfoy był zupełnie inny. Dumny, arogancki i posiadający wiele złych cech, a wychowanie sprawiło, że stał się zimny i miał serce jak kamień. Harry pamiętał jak zobaczył Draco i jego ojca u Borgina i Burkesa, nawet wtedy mając dwanaście lat zdawał sobie sprawę, że coś było nie tak w relacji między nimi.
Ale Draco nie był w stanie zabić Dumbledorea. Nawet wtedy kiedy grożono śmiercią jemu i jego rodzinie nie był w stanie wypowiedzieć słów, które zabiłyby dyrektora. Czyż to nie stary dyrektor powiedział, że Malfoy nie jest mordercą?
Nie miał pojęcia co działo się ze Ślizgonem po ucieczce z Hogwartu. Co zrobił mu Voldemort, kiedy chłopak zaryzykował wszystko, żeby pomóc Harremu i jego przyjaciołom uciec z dworu, albo kiedy pomagał młodszym dzieciom w szkole. Co sprawiło, że sprzeciwił się wszystkiemu co mu wpojono, dobrze wiedząc, że jeśli zostanie złapany to umrze?
Kolejny raz Harry pomyślał, że chciałby cofnąć czas i przyjąć drobną, jasną dłoń oferującą mu przyjaźń.
* * *
W klasie eliksirów pracował samotnie chociaż wszyscy dobrali się w pary. Nie przeszkadzało mu to. Nie miał ochoty na rozmowę, więc ucieszył się, że nikt go nie wybrał. Zajął miejsce z tyłu klasy, gdzie było najciszej i zanim zabrał się do pracy uważnie przeczytał instrukcję, potem pociął potrzebne składniki na idealnie równe kawałki. Dopiero niedawno odkrył, że gdyby robił tak zawsze mógłby poprawić swoje wyniki, oczywiście genialnym mógł go uczynić tylko podręcznik Księcia Półkrwi, ale pomyślał, że nawet Snape nie miałby teraz wielu powodów do narzekań oceniając jego prace. Przynajmniej kociołek nie wybuchał mu tak regularnie jak Nevillowi. Poprawił się i osiągnął normę akceptowalną przez Slughorna.
- Co robisz Potter?- usłyszał znajomy głos powoli cedzący słowa.
Odwrócił się i zobaczył stojącego za sobą Malfoya. Oczywiście wypuszczono go ze szpitala. Przyjrzał mu się uważnie. Żadnych śladów po pobiciu, przynajmniej tych widocznych. Twarz Ślizgona była tak piękna i nieskazitelna jak zawsze, ale kiedy chłopak siadał na krześle skrzywił się z bólu.
- Na pewno powinieneś już wracać na lekcje?
- Nie bardzo, ale się nudziłem - Malfoy wzruszył ramionami. - Więc nad czym pracujesz?
- To ma być ważne - odpowiedział.
- Ważne ...jak? - Malfoy popatrzył na niego i Harry nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Nie bardzo. To eliksir na pryszcze.
- Pryszcze? - Malfoy zamrugał - Jakie pryszcze?
- Krosty. Trądzik ... coś czego jak mi się wydaje ty nigdy nie miałeś.
Malfoy parsknął szyderczo - Malfoyowie nie cierpią z powodu ... pryszczy- odparł pompatycznie.
- Zauważyłem. Pamiętam jak zazdrościłem ci tego na czwartym roku. Nie mogłem zrozumieć dlaczego twoja twarz jest bez zarzutu, kiedy wszyscy wokół walczą z ropniami.
- O mój Boże, Potter to jest odrażające. - Malfoy skrzywił się, wyjął książkę i otworzył ją na właściwej stronie.- Dlaczego Slughorn każe nam to robić. To wystarczy dla skrzydła szpitalnego i prawdopodobnie również dla Świętego Munga.
- Myślę, że to dobry pomysł - odpowiedział Harry - Możemy się czegoś nauczyć i skorzysta na tym szkoła. Pomyśl o tych wszystkich nastolatkach, którzy przestaną się wstydzić dzięki naszej bezinteresownej pracy.
Malfoy chrząknął, a potem poszedł po składniki. Harry zauważył, że Ron patrzy na idącego Ślizgona a potem rusza za nim. Przez moment miał zamiar do nich dołączyć, ale chwili tylko wzruszył ramionami. Byli w klasie. Wątpił, żeby zaczęli bójke, żaden z nich nie był aż tak głupi, nie miał się czym martwić. Chwilę później Malfoy z przekąsem na twarzy wyszedł ze składzika, a zaraz za nim Ron z ognistoczerwonymi uszami i policzkami.
- Co się stało? - zapytał kiedy Ślizgon wrócił do stołu.
- Próbował mnie przeprosić.
- On naprawdę się źle się z tym czuje.
- Nie obchodzi mnie to. Wesleyowie i ja nigdy nie będziemy się lubić Tak było i zawsze tak będzie. Najlepiej będzie jeśli każdy z nas będzie udawał, że ten drugi nie istnieje.
- O mnie zmieniłeś zdanie.
Malfoy spojrzał na niego z ukosa. - Co u licha sprawia, że tak myślisz?
- Jesteś tutaj, siedzisz obok mnie, rozmawiamy, jemy razem posiłki.
- Boże, Potter, to nie sprawia, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Konieczność zmusiła nas do bycia razem.
Przez chwilę Harry milczał. Naprawdę sądził, że Malfoy się zmienił, że mogą w końcu być kimś więcej niż tylko przeciwnikami, a potem pomyślał o czymś innym co robili.
- Całowaliśmy się, a ty ... ty ... - wykonał wymowny ruch ręką pokazując co Malfoy robił mu kilka tygodni temu.
Chłopak prychnął.
- Nie rozumiem - wyszeptał Harry - Gubię się. Potrzebujesz czegoś ode mnie, ale nadal nie wiem co chodzi. Przychodzisz do mnie a potem mnie odrzucasz. Pozwalasz mi się całować, a później zachowujesz się tak jakbyś mnie nienawidził. Mówię ci co czuję ...a ...ty -zamilkł czując, że się czerwieni - Powiedz mi czego chcesz!
Malfoy z nieczytelnym wyrazem twarzy wpatrywał się w trzymany w ręce nóż. Harry czekał. Był pewien, że jeśli nie powie nic więcej chłopak się złamie.
W końcu Malfoy odezwał się - Oglądałeś wspomnienie, które ci dałem?
Harry zamarł na chwilę, nie był pewny czy powinien powiedzieć prawdę, ale potem postanowił, że nie będzie kłamał - Tak - odpowiedział cicho.
Malfoy spojrzał na niego - Zapewne nie wiesz wszystkiego o starych pieprzonych prawach czarodziejów, ale to co ja ....
- Zapytałem Rona – przerwał mu łagodnie Harry - Powiedziałem mu, że czytałem o tym. Opowiedział mi o wszystkim.
Malfoy skinął głową, teraz w jego oczach widać było emocje. - Jesteś naprawdę tak głupi, żeby zakochać się w kimś kto jest do czegoś takiego zdolny?
Harry zastanowił się. – Początkowo myślałem, że to było złe, złe i chore, ale potem ... przypomniałem sobie przez co przeszedłeś. Nie sądzę, żebym ja mógł coś takiego zrobić, ale zrozumiałem dlaczego ty mogłeś. Najważniejsze jest to Draco, że nie potrafiłeś zabić z zupełnie zimną krwią. Nie mogłeś zabić Dumbledora nawet w obliczu zagrożenia własnego życia i to przeważa.
Poważna twarz Śizgona nieco złagodniała, ku zaskoczeniu Harrego na porcelanowo białych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. - Zawsze chciałem ...- zamilkł nagle i Harry zobaczył, że ponownie przybiera pełną dumy pozę. Teraz zaczynał zdawać sobie sprawę, że Malfoy ubiera ją jak maskę.- Nadal uważam, że jesteś głupcem - mruknął zanim pochylił się nad kociołkiem, żeby dodawać kolejne składniki.
Ale Harry uśmiechnął się, rumieniec pozostał i chociaż do końca dnia nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, w każdej chwili, kiedy spojrzał na Draco w jego szarych oczach widział zaskoczenie i zdziwienie.
I to było dobre.
ROZDZIAŁ 43
- Więc co zrobiłeś z tą książką? - zapytał od niechcenia Ron, kiedy parę minut przed wyjściem do Hogsmeade kończyli pracę domową.
Harry uniósł głowę z nad eseju - Z jaką książką?
- Tą Hermiony.
- Och ... - Harry spojrzał na swój podręcznik i skrzywił się przypominając sobie wcześniejszą uwagę dziewczyny - Schowałem ją tam, gdzie Hexam nigdy się nie dostanie.
Ron zmarszczył brwi, a potem się rozpromienił - Na Grimmauld Place.
Harry przytaknął z roztargnieniem - On nie może tam wejść.
- Świetny pomysł kumplu. Dobrze ją schowałeś?
- Nie, stoi w bibliotece, ukryta na widoku, to wszystko. - Odłożył pióro i zamknął książkę. - Nigdy nie słyszałem o Srebrnolistnych, nawet nie mówiliśmy o tym. Dlaczego musimy o tym pisać?- mruknął.
- Potter, Srebrnolistny to stara nazwa mędrca - usłyszał za swoimi plecami drwiący głos. - Nie słyszałeś jak Slughorn nam o tym mówił ?
Harry odwrócił się i spojrzał na Malfoya - Nie, moja uwaga skierowana była na coś zupełnie innego - odparł uszczypliwie. Był zadowolony, że Malfoya na chwilę zatkało - Idziesz do Hogsmeade?
- Nie - Ślizgon westchnął i rzucił pióro na stół - Nie mam ochoty iść sam.
- Więc dlaczego nie pójdziesz z nami? - zaproponował impulsywnie Harry ignorując przerażoną minę Rona.
Malfoy przewrócił oczami - Myślę, że znajdę coś lepszego do roboty niż szwendanie się z tobą.
Harremu coś nagle przyszło do głowy więc pochylił się w jego stronę - Zastanawiam się czy nie byłoby dobrym pomysłem, żebyśmy pobyli sam na sam - powiedział cicho pamiętając o otaczających ich Gryfonach.
Malfoy wydął wargi i przyglądając mu się z namysłem, a potem przesunął się jeszcze bardziej do przodu, tak że niemal dotykali się nosami - Sądzisz, że mógłbym zaleźć się w niebezpieczeństwie? - mruknął.
- Myślę, że to dobry pomysł, żeby nikt z nas nie tułał się sam. Hexam jest zdesperowany i ... - skinął głową w kierunku Rona - wygląda na to, że nie powstrzyma się przed niczym, żeby osiągnąć cel.
Malfoy powoli skinął głową - Więc dlaczego pozwalasz Wiewiórowi i jego dziewczynie chodzić samym i robić to co robią Gryfoni, kiedy są na randce i chcesz zostać ze mną?
Harry nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się - Malfoy, dlaczego wydaje mi się, że to brzmi jak propozycja?
Ślizgon filuternie uniósł brwi - Bo tak jest, nieprawdaż?
- Na dupę Merlina! Nie mogę w to uwierzyć! - wrzasnął Ron - Czy wy dwaj zamierzacie się pierdolić?
Malfoy wyprostował się i posłał mu wyniosłe i tak aroganckie spojrzenie jakiego Harry jeszcze nie widział. - Nie sądzę, żeby to był twój interes Wiewiór.
- Nie wierzę, nie ... - Ron zerwał się i podbiegł do Hermiony, która ciepło ubrana wyszła ze swojego pokoju - Chodź szybko Miona, musimy się stąd wydostać zanim te perwersy zaczną się pieprzyć.
- Perwersi? Co...? - Hermiona spojrzała na Harrego i Malfoya, ale Ron chwycił ją za rękę i wyciągnął z Pokoju Wspólnego.
Harry zachichotał i popatrzył na Malfoya. - Miał rację?- zapytał - Czy to był tylko pretekst, żeby od ciebie uciekł?
- Oczywiście, że to była wymówka - odparł Ślizgon.
- Ale czy miałbyś coś przeciwko, jeśli ...
- Nie - Przerwał mu Malfoy - To, że wiem co do mnie czujesz nie oznacza, że twoje uczucia będą odwzajemnione. Myślę ...w porządku .... to daje nam powód do rozmowy.
- O czym?
- Słyszałem jak mówiłeś Waesleyowi, gdzie schowałeś książkę.
- I?
- Uważasz, że powinieneś to zrobić, wiedząc, że już raz chciał ją zdobyć?
Harry spojrzał na Malfoya - Myślisz, że może ...
Malfoy przewrócił oczami. - On nie jest jeszcze zablokowany. Kto wie co może się wydarzyć?
Harry sapnął i opadł na fotel. Nie wygłupiaj się Malfoy. Hexam wie, że się domyślamy. Będzie ostrożniejszy, nawet idiota nie próbuje ponownie tego co mu już raz nie wyszło. Jedyny problem to to co nowego wymyśli.
- Nadal uważam, że należy zabrać stamtąd książkę.
- Dobrze, zgoda. Przyniosę tą cholerną książkę. Chcesz iść ze mną?
- Gdzie? - Mafoy spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Na Grimmauld Place oczywiście.
- Dobrze, tylko się ubiorę - Malfoy odwrócił się i poszedł do sypialni.
Harry wstał, założył płaszcz i właśnie zbierał książki, kiedy usłyszał, że ktoś go woła. Obejrzał się i zobaczył, że zza portretu wychyla się Neville - McGonagall chce cię widzieć.
- Co? Teraz? Po co?
- Nie powiedziała.
Harry westchnął - Będę za minutę. - Poszedł do sypialni gdzie Malfoy właśnie zakładał płaszcz – Nie mogę iść. McGonagall chce mnie widzieć. Może zrobimy to jutro?
Przez nanosekundę Malfoy wyglądał na rozczarowanego - Dobrze, mam mnóstwo prac domowych do nadrobienia.
- Po prostu zostań tu i nie wchodź nikomu w drogę, zwłaszcza Hexamowi- ostrzegł go Harry zanim wyszedł do gabinetu opiekunki domu.
* * *
Kiedy usiadł na krześle przed biurkiem dyrektorka zaproponowała mu herbatę. Potrząsnął głową paląc się z ciekawości. Nie sądził, żeby był w tarapatach, ale tak na wszelki wypadek wysilał swój mózg starając się dociec czego chce i jaką historyjkę ma wymyślić.
Kobieta położyła dłonie na burku i przyglądała mu się uważnie.
- Powiedziano mi, że twoje oceny z eliksirów znacząco się poprawiły.
- O - wzruszył ramionami - Sądzę, że tak. Malfoy bardzo mi pomógł.
- To dobrze a czy ty pomogłeś mu w Obronie przed Czarną Magią?
- No cóż ... my ... er ... potrafi już wyczarować Patronusa - odpowiedział - Ale nie ostatnio nie mieliśmy czasu na ... wspólną naukę.
- W porządku, więc jeśli możesz zacznijcie wspólne lekcje... Powiedziałeś mi na początku roku, że chcesz uczyć. Czy nadal takie jest twoje życzenie?
Harry skinął głową.
- Rozmawiałam z kilkoma uczniami, którzy byli w Armii Dumbledora na twoim piątym roku i powiedzieli mi, że byłeś znakomitym nauczycielem. Ponieważ profesor Hexam chce kontynuować swoją pracę za granicą zaczynam już myśleć o zastępstwie, możesz zostać nowym nauczyciele, ale to zależy od tego jak zdasz owutemy.
Harry z otwartymi ustami patrzył na profesorkę - Poważnie?
- Tak panie Potter, jestem zirytowana ciągłym szukaniem nowego nauczyciela Obrony, więc mam nadzieje, że ty wytrwasz trochę dłużej.
Harry znowu skinął głową, nie bardzo wiedząc co ma odpowiedzieć. Nie chciał zrobić złego wrażenia i sprawić, żeby zmieniła zdanie.
- A więc umowa stoi pod warunkiem, że wysoko zdasz egzaminy. Możesz podjąć pracę nauczyciela Obrony od września przyszłego roku. Proponuję czas na naukę wykorzystać jeszcze lepiej niż do tej pory.
- Bardzo chcę pani profesor, dziękuję, - Harry wstał - Hmm ... - zaczął.
- Tak panie Potter? - McGonagall uśmiechnęła się do niego.
- Mówiła pani, że Mal ... Draco też chce uczyć.
- Tak i muszę z nim o tym porozmawiać. Profesor Slughorn także wkrótce nas opuści. Kiedy wrócisz do Wieży Gryffindoru możesz poprosić pana Malfoya do mnie,
- Oczywiście - Harry uśmiechnął się do niej. W końcu wszystko zaczęło się układać. Już zaczął myśleć o rzeczach których mógłby uczyć, których musiałby uczyć. Ledwie usłyszał słowa dyrektorki, która przepraszała go za zmianę planów weekendowych.
* * *
Kiedy Harry wszedł do Pokoju Wspólnego Malfoy podniósł głowę znad książki,więc podszedł do niego, chwycił za ręce, pociągnął na nogi i mocno pocałował w usta.
- Co robisz? Odpieprz się! Wynocha! - zaprotestował Ślizgon, zaczerwienił się i odepchnął go. - Co się z tobą do cholery dzieje Potter? - zapytał wycierając się rękawem.
- McGonagall chce cię widzieć. Ma dobrą wiadomość!
- Dobrą wiadomość? Jaką wiadomość? O czym ty bełkoczesz?
- Po prostu idź do niej to sam zobaczysz. - Harry uśmiechając się szeroko rzucił się na najbliższy fotel
Malfoy poprawił sweter i odgarnął grzywkę, która opadła mu na oczy - Bredzisz!
- Nie bredzę. Sam się za chwilę przekonasz - Harry wziął do ręki jego do połowy napisany esej z eliksirów i zaczął czytać. Malfoy zatrzymał się patrząc na niego nieufnie, potem sapnął z irytacją i wyszedł z pokoju.
Harry skupił się na czytaniu wiedząc, że może tam znaleźć parę wskazówek przed napisaniem własnej pracy. Nie minęło zbyt wiele czasu kiedy Malfoy wrócił. Harry spojrzał do góry, kiedy jego cień padł na niego i z zaskoczeniem zobaczył na twarzy chłopaka uśmiech. To zdarzało się tak rzadko, że chciał zachować go, zrobić mu zdjęcie albo przekazywać Draco same dobre wieści, żeby ten uśmiech został na stałe, albo żeby ciągle powracał - No i?
- W przyszłym roku mam zacząć pracę jako asystent nauczyciela eliksirów, a po odejściu Slughorna zająć jego miejsce.
- To wspaniale, Gratulacje. A ja będę uczył Obrony. - Harry wstał i wyciągnął do niego rękę. Malfoy spojrzał na nią, potem uścisnął i potrząsnął nią.
- Myślę, że trzeba to uczcić - powiedział Harry - Idziemy na drinka?
Malfoy wydął wargi a potem skinął głową. - Dlaczego nie?
ROZDZIAŁ 44
- Więc chcemy się upić czy uciąć sobie przyjacielską pogawędkę?- zapytał Harry kiedy szli główną ulicą Hogsmeade.
Malfoy uniósł brwi - Sądzę, że się upić - odparł tonem, który sugerował, że przyjacielskie pogawędki z Harrym nigdy nie będą wchodziłć w grę.
- Świetnie. - Harry poprowadził ich do baru. Jak zawsze to brudne miejsce było niemal puste. W kącie były trzy gobliny, inna podejrzana para z kapturami na głowach mruczała coś do siebie siedząc tuż przy kominku.
- Przyjemne miejsce - zauważył Malfoy. kiedy szli do stołu znajdującego się jak najdalej od innych gości..- Na Merlina, Potter, popatrz na rozmiary tych pajęczyn. Czy barman kiedykolwiek sprzątał to miejsce?- skrzywił się, odwrócił i z niesmakiem skrupulatnie strzepnął pył z płaszcza, a potem zanim usiadł rzucił zaklęcie czyszczące na stół i krzesło.
Już kiedy mówił, wspomniany barman podszedł patrząc na niego nieprzyjaźnie - Jeśli ci się nie podoba mój pub możesz spadać.- warknął.
- Aberforth, to jest Draco Malfoy - powiedział z uśmiechem Harry, wiedząc, że młodszy brat Dumbledore jest sympatyczniejszy niż na to wygląda.
- Wiem kto to jest - mruknął pod nosem barman - Jak przypuszczam chcecie Ognistą Whiski?
Harry skinął głową.- W Trzech Miotłach byłoby to źle widziane.
- Nie rozumiem dlaczego, przecież jesteście dorośli, ale ty ze swoją śliczną, bladą buźką nie pasujesz do moich stałych klientów.
- Jak chcesz mogę wyjść – odszczeknął się Malfoy. - Przynajmniej nie będę musiał rzucać Scourgfi na moje ubrania.
- Zamknij się Malfoy - nie wytrzymał Harry - Aberforth, proszę podaj nam butelkę Ognistej.
Nadal mrucząc barman poszedł po alkohol.
- Więc ...- Harry pochylił się na krześle patrząc się jak Ślizgon nerwowo ocenia otoczenie - dlaczego chcesz uczyć?
Jasne oczy odwrócił się w jego stronę i Harry już wiedział, że jeśli Malfoy będzie w taki sposób patrzyć na niego to on zacznie się czerwienić i nigdy nie przestanie - Jednak uprzejma rozmowa?- zadrwił. - Czy przypadkiem nie mieliśmy się napić?
Aberforth wrócił z dwiema szklankami i pełną butelką whiski. Harry sięgnął po portfel, ale barman machnął ręką - Zapłacisz, kiedy skończycie - warknął i wrócił na swoje miejsce za barem. Harry nalał do pełna i wypił duszkiem, Malfoy poszedł w jego ślady i zakrztusił się - Merlinie co to jest?- zapytał wpatrując się w szklankę - Smocza krew?
- Najlepiej, żebyś nie wiedział. - Harry uśmiechnął się - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Malfoy westchnął i ostrożnie wypił kolejny łyk - Pomyśl Potter. Były Śmierciożerca czy Śmierciożerca, nie ma znaczenia co się naprawdę wydarzyło, ja nadal jestem uważany za mordercę Dumbledorea. - zerknął na Aberfortha - Nie jestem zarzucany ofertami pracy.
- Nie sądziłem, że musisz pracować - Harry był zaskoczony - jesteś bogatszy niż bank Gringotta.
- Oglądałeś wspomnienie. Nie pamiętasz co powiedziałem ojcu? - zapytał cicho Malfoy.
Harry skinął głową przypominając sobie, że Draco powiedział Lucjuszowi, że nie chce jego pieniędzy.
- W każdym razie moje możliwości są ograniczone, w Hogwarcie przynajmniej profesorowie znają prawdę, Za kilka lat żadne z dzieci nie będzie wiedzieć kim jestem. Wojna ... w porządku nie zapomnimy o niej, ale o mnie tak. Stanę się jakimś starym, znienawidzonym profesorem, takim jakim był Severus.
- Mam nadzieję, że zamierzasz być przystojniejszy - powiedział z uśmiechem Harry.
Malfoy pokręcił głową - Ja znałem innego Severusa - odparł wypijając duży łyk alkoholu.
- Bo był szefem twojego domu?
- Bo był moim ojcem chrzestnym.
Harry nie mógł się powstrzymać i zamarł z otwartymi ustami. To było coś o czym nie wiedział - Ja ... przykro mi - wyszeptał w końcu - Myślę, że byliście ze sobą bardziej związani niż myślałem, prawda?
Malfoy skinął głową - Znałem go przez całe życie. Był ... moim powiernikiem, moim ... drugim ojcem. Kiedy byliśmy sami był ... łagodny.- Chłopak wzruszył ramionami i dopił resztkę alkoholu. - Potter daj mi jeszcze trochę tego świństwa - podstawił mu szklankę. Wypił potężny haust i kontynuował. - Kiedy usłyszałem, że Voldemort go zabił pobiegłem do lasu. Stałem tuż za tobą, kiedy rzucałeś Avadę.
- Więc dlatego zmieniłeś stronę?- zapytał ostrożnie Harry zdając sobie sprawę, że wypił już dwie porcje mocnego alkoholu. Malfoy był bardziej szczery niż kiedykolwiek i nie chciał, żeby spróbował złamać zaklęcie wiążące mu umysł.
Ślizgon pokręcił głową - Na Merlina, strony zmieniłem wcześniej. Potter nie wiesz jak to wyglądało ....siedziałem sam, każdej nocy przerażony, że Voldemort może chwili mnir zabić. Uświadomiłem sobie, że tego nie chcę.- Potrząsnął głową. - Kiedy wasza trojka pojawiła się w Manor, wiedziałem, że to moja szansa, mogę uciec z wami i ocalić własną skórę, - Roześmiał się gorzko- ale nawet wtedy nie miałem tyle odwagi i później za to zapłaciłem.
Harry pochylił się i położył dłoń na zaciśniętej pięści Draco - Hermiona powiedziała mi co dla niej zrobiłeś.
Malfoy prychnął.
- Pamiętasz jak ... wtedy kiedy walczyliśmy ... kiedy uciekłem ... zabrałem twoją różdżkę?- zapytał Harry.
Malfoy skinął głową pijąc kolejny łyk alkoholu.
- Wtedy tego nie wiedziałem, ale gdybyś zmienił zdanie i dołączył do nas, nigdy nie mógłbym zabić Voldemorta. Niewiele osób o tym wie, a kluczem do pokonania go był moment, kiedy głupi dzieciak zabrał komuś czarną różdżkę.
Malfoy sknął głową. Widział jak Harry zabijał Voldemorta. Słyszał opowieści. - Żartujesz?- roześmiał się cicho. - Byłem panem najpotężniejszej różdżki na świecie i nigdy jej nie użyłem.
- To nie wszystko - dodał od niechcenia Harry.
Malfoy uśmiechnął się, Harry zauważył już, że chłopak jest wstawiony i zaczyna się relaksować. On sam czuł lekkie mrowienie kończyn i było mu gorąco. Zastanawiał się jak bardzo muszą się upić, żeby Malfoy się przyznał, że mogliby zostać przyjaciółmi, a może jeśli byłby kompletnie pijany mógłby przyznać się do czegoś jeszcze ważniejszego?
Decydując się przynajmniej spróbować dopił swojego drinka i ponownie napełnił szklanki.
* * *
Dwie godziny i jedną butelką Ognistej później Harry wiedział, że naprawdę trudno będzie mu wrócić do Hogwartu. Malfoy, a raczej Draco, bo w końcu tak się kazał nazywać też był pijany, co Harry zauważył w przebłysku przytomności. Jego życzenie spełniło się. Zanim zostali wyrzuceni z pubu, kiedy Aberforth wreszcie stwierdził, że chce się położyć do łóżka Draco uznał Harrego za najlepszego przyjaciela na świecie. Wracali do szkoły ramię w ramię, podpierając się nawzajem. Draco zaczął nawet śpiewać tą okropną piosenkę o starym Odonie, którą tak lubił Hagrid. Harry nie pamiętał słów, ale od czasu do czasu starał się mu wtórować, aż do momentu kiedy Draco położył mu zimną dłoń na ustach.
- Do kurwy nędzy Potter, fałszujesz! - roześmiał się - Przestań śpiewać!
- Mmmpf! - stwierdził z oburzeniem Harry.
- Nie znasz słów, nie znasz melodii, a nawet jeśli byś znał to i tak wątpię, że zaśpiewałbyś dobrze jedną nutę na pięć!
Harremu udało sie ściągnąć dłoń ze swoich ust - Będę śpiewał, bo tak chcę .... stary Ooodo w waaas ...
- Nie, nieee! - Draco zachichotał - Przestań! Przestań! To kurwa straszne! Ktoś cię musi uciszyć.
- Nie możesz mnie uciszyć!
- Mogę! - Draco chwycił go, przyciągnął blisko i przycisnął mocno wargi do jego ust.
Pierwszą myślą Harrego było "teraz nie mogę śpiewać". Drugą "Draco mnie całuje!" Trzeciej nie było. Zatonął całkiem i zupełnie w tym pocałunku, bezwiednie wędrując językiem do ust Draco, przywarł do niego biodrami, całował z entuzjazmem najbardziej pijany w życiu w swoim osiemnastoletnim. Po długiej chwili, kiedy wszystko zaczęło mu się rozmywać i zaszumiało mu w uszach skupił spojrzenie na Draco i zamrugał żeby z oczu zginęły mu gwiazdki.
- To było ... kurwa fantastyczne! - oświadczył... zanim osunął się na ziemię.
ROZDZIAŁ 45
Pierwszą myślą po przebudzeniu było"Kto uszkodził mi mózg?", drugą "Malfoy mnie pocałował.
Potem zwymiotował.
- Na Merlina, Potter! - usłyszał oburzony głos. - Pierwszy i ostatni raz z tobą piłem - potem usłyszał wypowiadane z troską zaklęcia czyszczące i coś w kształcie miski pojawiło się na jego piersiach. - Jeśli już musisz wymiotować użyj tego.
Harry otworzył oczy i jęknął kiedy oślepiło go jasne światło - Zasuń zasłony.
Usłyszał kolejne cicho wymruczane zaklęcie i światło przygasło. Mając pewność, że jego siatkówki nie ulegną zniszczeniu, kiedy ponownie otworzy oczy powoli uchylił powieki i dostrzegł obok siebie rozmyte jasne włosy. - Okulary- wychrypiał.
- Usiądź. - Okulary zostały mu wepchnięte do ręki, założył je marząc, żeby zostały magicznie wzmocnione i żeby świat przestał mu się kołysać. Powoli usiadł prosto stawiając miskę koło łóżka.
- Wypij to! - Nie, Malfoy nie nadawał się na uzdrowiciela, jego głos był przerażający. Harrry przyjrzał się małej buteleczce, którą wciśnięto mu do ręki.
- Co to jest?
- Eliksir na kaca. Wypij to cholerstwo. Nie mam ochoty znowu usuwać twoich wymiocin.
- Jesteś święty - Harry odkorkował butelkę i szybko wypił jej zawartość. Czterysta krasnoludów w podkutych butach przestało walić mu w głowie młotami w kowadła, zrobił głęboki wdech, nudności ustąpiły.- Jak się tu dostałem?
- Przelewitowałem cię? – odpowiedział Malfoy - Niestety byłem dość pijany więc nie bardzo osotrożnie. Możesz mieć kilka sińców i zadrapań.
Teraz kiedy Ślizgon o tym wspomniał Harry zdał sobie sprawę, że jednak nadal czuje pulsujący ból czaszki. Pomacał się i z boku głowy wyczuł guz wielkości gęsiego jaja - Ała.
- Um ... tak, przepraszam. To zbroja na korytarzu- wymamrotał Malfoy. - Chociaż myślę, że się poskłada. Widziałem jak stara się założyć sobie hełm.
Harry obmacał sobie całą głowę, a potem zaczął oglądać resztę ciała. Miał dość mocno posiniaczone ramię.
- To pomnik sir Edwarda na drugim piętrze - kontynuował Malfoy.
- Lepiej uleczę to zanim ktoś zobaczy - Harry westchnął i zaczął wstawać, wtedy uświadomił sobie, że jest nagi- Och ... um ... kto ... - zaczerwienił się okropnie. Przywołał swoją bieliznę i spróbował się zakryć kocem.
- Weasley to zrobił, chociaż bardzo narzekał. Potem poszedł spać.
Dzięki Bogu pomyślał Harry. Nie był pewien czy był gotów na to, żeby to Malfoy go rozbierał kiedy był nieprzytomny. Teraz, gdy uznał, że jest wystarczająco przyzwoicie ubrany owinął się kocem jak szlafrokiem wstał z łóżka i zataczając się poszedł do łazienki zostawiając za sobą wyraźnie rozbawionego Ślizgona. Kiedy mył twarz zimną wodą powróciła natrętna myśl "Malfoy mnie pocałował". Kiedy szczotkował zęby myślał "Mam nadzieję, że mu się podobało. Kiedy sikał zastanawiał się "czy zrobiłby to znowu gdybym go poprosił".
Wrócił z łazienki i zobaczył, że Malfoy nadal siedzi obok jego łóżka bawiąc się szachowym pionkiem, pomyślał "Nie ma mowy, żebym o to zapytał. Mógłby mnie przekląć".
Ślizgon spojrzał na niego kiedy skończył się ubierać- Więc dzisiaj idziemy zabrać książkę.
- Co?
- Pamiętasz? Miałeś ją ukryć.
- Och ... tak - wymamrptał niewyraźnie Harry. - Nie jestem pewien, czy potrafię się dzisiaj aportować. Mogę się rozszczepić.
- Zrobię to za ciebie - zaproponował mu Malfoy. - Nadal uważam, że należy ją zabrać.
- Jesteś pewien? To znaczy nawet jeśli Ron powiedział komuś gdzie jest schowana to to miejsce jest chronione, nikt nie może tam wejść, chyba, że ja powiem mu gdzie to jest.
Malfoy westchnął - Czasami, jak na kogoś kto ma być bohaterem czarodziejskiego świata jesteś cholernie głupi.
- Co masz na myśli?
Chłopak wzruszył ramionami i Harry przypomniał sobie, że niezależnie od tego co chciał mu powiedzieć prawdopodobnie zostało to zablokowane przez zaklęcie wiążące umysł. - Sądzisz, że Hexam ponownie będzie chciał posłużyć się Ronem?- zapytał.
Malfoy znowu wzruszył ramionami i Harry uznał to za tak. - Idziemy.
Uczniowie siódmej klasy mieli pozwolenie na samodzielne opuszczanie Hogwartu. Potrzebowali zgody tylko na dłuższe nieobecności i nocne, a ponieważ ta podróż miała potrwać bardzo krótko, więc ubrali się i poszli w stronę bramy nie mówiąc o tym nikomu.
- Nawet nie zjedliśmy śniadania - mruknął Harry, kiedy jego żołądek zadecydował, że wyzdrowiał na tyle, żeby dać znać o swoich potrzebach.
- I dobrze - z zadowoleniem stwierdził Malfoy - Możemy potem pójść na Pokątną. Masz jakiś pergamin?
- Po co?
- Idiota. Muszę wiedzieć dokąd się aportuje. Jeśli to miejsce znajduje się pod ochroną Fideliusa musisz mi napisać jego nazwę.
- No tak - Harry poczuł się głupio - Hmm ...- przeszukał kieszenie i znalazł pomięty kawałek opakowania po czekoladowych żabach.- I co teraz? Nie mam pióra.
Malfoy natychmiast wyciągnął małe pióro z kieszeni swojego płaszcza i Harry spojrzał na niego z obrzydzeniem - Dlaczego nosisz pióro a nie masz kawałka papieru?
- Bo tak. Pomyślałem, że należy dać ci szansę, żebyś się wykazał. To ty jesteś bohaterem, a ja po prostu złym Śmierciożercą.
Harry chwycił pióro i zaczął na opakowaniu pisać adres Grimmauld Place - Więc dlaczego się w to angażujesz?- zapytał.
Malfoy prychnął, ale nie odpowiedział. Natomiast wziął do ręki opakowanie i starał się odczytać adres. – Na Merlina Potter, masz okropny charakter pisma. To jest F?
- To jest P. Sam spróbuj kaligrafii w czasie marszu, kiedy nawet nie masz na czym oprzeć kartki.
Malfoy przewrócił oczami, zmiął kartkę i wyciągnął rękę.- Na co czekasz?
Harry ujął go niepewnie, mięśnie ramienia napięły się lekko, przełknął ślinę - Chodźmy jużżżżż....
- Malfoy aportował się zanim zdążył dokończyć.
* * *
- Na brodę Merlina, Potter jesteś właścicielem tego miejsca? To jest straszne. - Malfoy rozglądał się po obskurnej sali, kiedy Harry prowadził go w kierunku schodów.
- Przynajmniej jest czysto - wymamrotał, kiedy szli na górę.
- Słyszałem o gotyckiej stylizacji, ale to tutaj to przesada. Czy na ścianie wisiały głowy skrzatów?
- Tak, ale zanim zaczniesz coś jeszcze krytykować, uświadomię ci, że ludzie którzy byli właścicielami tego miejsca to twoi krewni.
- Jacy?
- Mój ojciec chrzestnym Syriusz Black to twój kuzyn, prawda?
- Drugiego stopnia jak sądzę - odpowiedział z namysłem Malfoy - a więc prawdopodobnie jestem też spokrewniony z tobą. Twój ojciec był czystej krwi?
Harry skinął głową.
- Więc pewnie jesteśmy jakimiś trzecimi kuzynami w drugim pokoleniu lub coś równie niedorzecznego- kontynuował Malfoy. - Szczerze mówiąc gdybym chciał się dowiedzieć mamy w domu szczegółowe drzewa genealogiczne, więc mógłbym poczytać,
Harry zatrzymał się i spojrzał na niego - To znaczy, że ...prawdopodobnie jesteś moim jedynym krewnym?
Malfoy skrzywił się, Na Merlina, nie. Potter wszyscy czystokrwiści są w ten czy inny sposób ze sobą związani. Nie lubię się do tego przyznawać, ale jedna Weasleyówna poślubiła brata mojego prapradziadka - wzdrygnął się,
- To musi być dla ciebie straszne - uśmiechnął się Harry- ale to oznacza, że prawdopodobnie Ron jest też ze mną spokrewniony.
Malfoy złapał go za ramię, okręcił dookoła i popchnął - Ruszaj się Potter, pomyślimy o tym później kiedy pójdziemy na Pokątną. Pamiętaj, że połowa osób, które tam zobaczymy jest spokrewniona z tobą, ja też niestety.
Ta myśl zaprzątała cały czas Harrego, kiedy wszedł do swojego pokoju. Kiedy mówiono mu to wcześniej ledwie to rejestrował, ale teraz zdał sobie sprawę, być może po raz pierwszy, że jego ojciec wybrał żonę, wbrew zasadzie zachowania czystej krwi. Przypomniał sobie, że Hermiona mówiła, że zdarzało się to dopiero w ostatnim stuleciu i że takie dzieci jak ona, pochodzące z mugolskich rodzin rodziły się częściej.
Kiedy weszli do sypialni Harry zostawił Draco podziwiającego widok za oknem i podszedł do biblioteczki. Książka była tam nadal, zabrał ją z półki - Mam ją. Chodźmy, umieram z głodu.- włożył książkę do kieszeni. - Jakiś pomysł gdzie mam ją schować?
- Zakładam, że masz skrytkę u Gringotta?
- Dlaczego o tym nie pomyślałem? - krzyknął Harry - To bezpieczne miejsce. Zupełnie zapomniałem, że trzymam tam pieniądze.
- I przypuszczam, że ze względu na swoje wyczyny, tak naprawdę nie jesteś tam mile widziany?- Malfoy uśmiechnął się.
Harry się roześmiał. – W końcu gobliny mi przebaczyły. Myślę, że bały się, że przeniosę moje pieniądze gdzie indziej.
Malfoy parsknął kpiąco - Mówisz tak jakby brak twoich pieniędzy powalił je na kolana,
Harry pomyślał o stosach galeonów w swojej skrytce i jeszcze większym w tej pozostawionej mu przez Syriusza. - Być może - stwierdził zadowolony z siebie - Wiesz Malfoy nie tylko ty jesteś bogatym czarodziejem.
Ślizgon spojrzał na niego z obrzydzeniem - Nie możesz być aż tak bogaty. Nie ubierałbyś się jak włóczęga - Spojrzał na noszone przez Harrego workowate dżinsy z dziurą na kolanie.
Harry wzruszył ramionami, kiedy otwierał drzwi - Nie interesują mnie ubrania. Nie jestem próżnym durniem z fetyszem w postaci projektanta mody. - Nie mógł się powstrzymać i zerknął na nienagannie ubranego Ślizgona.
Kiedy stanęli na chodniku przed domem Malfoy wyciągnął rękę, Harry złapał ją bez słowa i nastawił się na szarpnięcie, do którego nawet po tak długim czasie nie mógł się przyzwyczaić. Kiedy Ślizgon zamknął oczy, żeby się skoncentrować ktoś nagle krzyknął - Zatrzymaj się!
Harry odwrócił się odruchowo wyciągając różdżkę. Ten sam głos rzucił - Expelliarmus! - i różdżka wyleciała mu z ręki tak jak i Malfoyowi- Powiedziałem nie ruszajcie się!- Malfoy i Harry zamarli nadal nie widząc kto ich rozbroił - Oddaj mi książkę Harry - powiedział napastnik.
I dopiero wtedy zszokowany Harry rozpoznał ten głos.
ROZDZIAŁ 46
- Ron! - wysapał.
Jego najlepszy przyjaciel ruszył do przodu z wycelowaną w nich różdżką. - Nie ruszaj się, bo rzucę na ciebie Drętwotę - wycedził.
Harry zaczął zastanawiać się co się z nim stało. Takiej miny nie widział nigdy u Weasleya, mieszanina nienawiści i bólu i nawet cienia sympatii w spojrzeniu.
- Daj mi tą książkę! - Ron wyciągnął lewą rękę. - Powoli.
Harry ostrożnie podniósł rękę i zaczął ją wsuwać pod płaszcz - Mam ją w wewnętrznej kieszeni - wyjaśnił, kiedy różdżka została przyciśnięta do jego gardła.
- Powoli - powtórzył Ron.
- Dlaczego to robisz?- zapytał Harry wsuwając rękę do kieszeni.- Co tym razem zrobił ci Hexam?
- Zamknij się! Cruci...
W chwili kiedy palce Harrego dotknęły książki Draco poruszył się. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować obrócił się na pięcie i wykonał skomplikowany gest ręką naśladując ruch różdżki - Confundo! - krzyknął.
Ron natychmiast zwiotczał, jego różdżka upadła na ziemię, a spojrzenie stało się jeszcze bardziej odległe niż poprzednio. Harry otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Nagle Ron upadł na ziemię targany gwałtownymi konwulsjami, z jego gardła wydobywały się straszne dźwięki przypominające te kiedy został otruty.
- Coś ty zrobił? - krzyknął podnosząc różdżkę.
- Słyszałeś co zrobiłem - Malfoy przywołał swoją różdżkę i przyglądał się mającemu nadal drgawki Ronowi.
- Trzeba wezwać pomoc!
- Potter, on próbował ...
- On jest moim najlepszym przyjacielem. Nie był sobą! - Hary lewitował Rona - Przenieś go. Muszę skorzystać z sieci Fiu - wbiegł po schodach do Grimmauld Place zostawiając otwarte drzwi i modląc się po drodze, żeby kominek nadal miał połączenie z Hogwartem. Rzucona szczypta proszku wybuchła zielonym płomieniem więc połączenie było aktywne. Wsunął głowę do ognia i rozejrzał się po znajomym gabinecie. Zszokowana dyrektorka wstała zza biurka.
- Panie Potter ...
- Szybko. Coś się stało Ronowi- krzyknął - Jesteśmy na Grimmauld Place.
Na szczęście McGonagall nie traciła czasu i natychmiast podeszła do kominka. Przekonany, że zaraz przez niego przejdzie Harry cofnął głowę i podbiegł do Draco, który ostrożnie lewitował i układał Rona na miękkiej kanapie. Weasleyem nadal wstrząsały gwałtowne drgawki, z ust wydobywała mu się piana i miał wywrócone oczy.
Ogień zapłonął na zielono, do salonu weszła dyrektorka otrzepując szaty z sadzy i natychmiast ruszyła w stronę Harrego i Draco.
- Co się stało? - marszcząc brwi zaczęła rzucać zaklęcia na Rona.
Harry opowiedział jej nie wspominając nic o książce.
- Więc pan Malfoy rzucił bezróżdżkowe Confundus? - ze zdziwieniem zerknęła na Ślizgona.
Draco skinął głową. - Chciałem rzucić Imperio, ale nie zupełnie opanowałem go bez różdżki - wyjaśnił.
- Panie Malfoy, to niewy...
- Wiem! - w Draco coś pękło - Ale to był wypadek. Użyłem słabszego zaklęcia, chociaż Weasley chciał użyć Crucio, więc to byłoby uzasadnione.
Harry prawie nie słuchał tego co mówią. Ukląkł przy Ronie, chwycił go za rękę i ścisnął mocno - Nie martw się Ron. Wszystko będzie w porządku - mówił uspakajająco.
McGonagall rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć i chłopak wreszcie się uspokoił, chociaż nadal był nieprzytomny i leżał bezwładnie jak zepsuta marionetka.
- Co z nim?- zapytał Harry.
- Podejrzewam, że czar pana Malfoya zareagował z jakimś innym - odpowiedziała dyrektorka. - Twoje zaklęcie panie Malfoy zostało wzmocnione i zadziałało prawie jak niewybaczalne.
- Pani profesor, przysięgam, że użyłem tylko ...
- Wierzę ci - McGonagall wyprostowała się. - Poppy nie zrobi nic więcej, trzeba przenieść pana Weasleya do Świętego Munga. Chcę, żebyście obaj skorzystali z sieci Fiu i wrócili do szkoły. Idźcie do sypialni i nie ruszajcie się stamtąd aż wrócę. Nie rozmawiajcie z nikim, nawet ze sobą.
- A z Hermioną?
- Nawet z panną Granger- McGonagall zrobiła groźną minę, Harry bez słowa skinął głową.
Zostawiając swojego najlepszego przyjaciela z dyrektorką razem z Draco weszli do kominka i przenieśli się do Hogwartu.
* * *
Po powrocie do Wieży Gryfonów zrobili to co im kazano. Harry rzucił się na łóżko i rozmyślał kątem oka zauważając, że Draco zajął się swoją pracą domową.
- Jak możesz robić coś tak prozaicznego jak odrabianie lekcji, kiedy Ron jest w Świętym Mungu? - warknął kiedy skrzypienie pióra po pergaminie zaczęło go drażnić.
- A co jeszcze mogę robić Potter? - odpowiedział Malfoy.- McGonagall powiedziała, żebyśmy o tym nie rozmawiali, nawet ze sobą.
- On jest moim najlepszym przyjacielem! - wybuchnął Harry. - Nie mogę o tym nie mówić!
Draco westchnął i odłożył pióro - Uzdrowiciele się nim zajmą.
- A co jeśli się im nie uda? A co jeśli ...
- Nie trać życia na gdybanie. To niczego nie zmieni.- Draco wziął pióro i marszcząc brwi wrócił do swojej pracy.
Harry przypomniał sobie swoją niedawną walkę z "co jeśli" i stwierdził, że Draco ma rację - McGonagall tym razem musi coś zrobić - mruknął. - Nie może tego zignorować.
Draco westchnął, ponownie odłożył pióro i podszedł do łóżka Harrego, usiadł na skraju i położył koniuszki palców na jego dłoni. Harry wpatrywał się tępo w ich splecione dłonie zastanawiając się dlaczego Draco wybrał tę właśnie chwilę, żeby go dotykać.
- Potter, wszystko będzie w porządku - powiedział cicho.- Rzuciłem zaklęcie, Merlin wie, że dał mi do tego cholernie dobry powód, ale wiem przez co teraz przechodzić. Wiem też, że trzeba się czymś zająć i przestać o tym rozmyślać dopóki nie dowiemy się czegoś więcej.
Haryy prychnął – Jak mam kurwa odrabiać prace domowe, kiedy Ron jest...
- Zamknij się Harry - wszeptał Draco, pochylił się i delikatnie pocałował go w usta.
Harry zadrżał, to delikatne muśnięcie dotarło do jego serca i dalej aż do penisa. Jęknął w usta, które zakryły jego wargi i mocno przytulił się do Draco. Nie mógł się powstrzymać, zaczął szeptać jego imię i położył mu dłoń z tyłu na głowie, przeczesując palcami miękkie włosy. Przylgnął do niego jeszcze bardziej jęcząc z pożądania, ale Draco odsunął się, w jego szarych oczach pojawił się błysk strachu.
- Draco ... - powiedział błagalnie sięgając po dłoń Ślizgona.
Draco potrząsnął głową i odsunął się od łóżka - Nie! - głos mu drżał - Nie mogę ... jeszcze nie.
- Dlaczego? - Harry pochylił się do przodu w błagalnym geście wyciągając rękę - Wiesz co czuję... myślałem, że ty czujesz to samo. Dlaczego mnie całujesz? Dlaczego całowałeś mnie ostatniej nocy?
- Ja ... ja ... - Draco cofnął się- Po prostu zostaw mnie w spokoju! - warknął i wybiegł z pokoju zostawiając podnieconego i zagubionego Harrego za sobą.
* * *
- Usiądźcie - dyrektorka wskazała na dwa krzesła stojące przed biurkiem.
Harry zerknął na pana i panią Weasley, którzy z poważnymi minami siedzieli na wygodnych fotelach.
- Co z Ronem? -zapytał natychmiast.
- Obawiam się, że nadal jest w śpiączce - odpowiedziała McGonagall. - Uzdrowiciele stwierdzili, że był pod wpływem Imperio, a to w połączeniu z resztkami eliksiru nienawiści w jego krwi i zaklęciem Confundus rzuconym przez pana Malfoya spowodowało reakcję jego organizmu, omal nie umarł.
Harry zamarł - Kto go ... Założę się, że to był Hexam. On stara się ...- zamilkł nagle.Nie mógł powiedzieć dyrektorce o książce, sądziła, że Hexam jako auror chce ją zniszczyć, ale on miał na ten temat swoje zdanie. Bał się, że kobieta może kazać mu ją oddać, a wiedział, że nie zamierza tego zrobić.
- Harry, kochanie, martwimy się tym co się stało - powiedziała Molly - Przyjechaliśmy do szkoły, żeby zabrać ciebie i Ginny.
- Co? Nie, nie możecie- Harry zobaczył strach na twarzy Draco, wiedział, że jeśli odejdzie chłopak znajdzie się w niebezpieczeństwie. - Nigdzie nie idę.
- Panie Potter pańskie upodobanie do wplątywania się w kłopoty staje się problematyczne - stwierdziła dyrektorka. – To jasne, że ktoś chce cię skrzywdzić, ... z powodu posiadanych przez pana informacji. Sugeruję, żebyś został pod opieką państwa Weasley.
- Nie zostawię Draco - powiedział z uporem Harry.
-Panie Potter, jestem zmuszona..
- Pani Profesor, zaproponowała mi pani posadę nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Będę miał dziewiętnaście lat kiedy zacznę uczyć. Walczyłem z Voldemortem każdego roku aż do siedemnastki, kiedy w końcu go pokonałem. Sugerujesz, że nie wierzysz, że mogę sam zadbać o siebie? - stwierdził sztywno.
- Nie sugeruję czegoś takiego, ale ...
- Nie opuszczę szkoły dopóki nie będzie wiadomo, kto przeklął Rona i związał umysł Draco. Nie odejdę z państwem Weasley i nie zostawię Draco samego. To moja ostateczna decyzja.
Profesor McGonagall patrzyła na niego bezradnie po raz pierwszy nie wiedząc co odpowiedzieć - Wydaje mi się, że twoje pragnienie, żeby wymierzać sprawiedliwość jako auror wygywa z chęcią bycia nauczycielem - powiedziała w końcu.
- Ja tylko dbam o szkołę i bezpieczeństwo tych, którzy w niej przebywają. - wcześniej był zły, a teraz ironiczny ton McGonagall sprawił, że stał się wściekły. - Ktoś to robi, ty wiesz kogo podejrzewam i pomimo to nie przyjmujesz tego do wiadomości. Nie chcę żyć tak jak wtedy kiedy żył Voldemort. Znudziło mi się bać, walczyć i ukrywać. Osoba o której mówię jest w Hogwarcie więc i ja tu zostanę. W końcu on popełni błąd i wszyscy go poznają.
Odwrócił się w stronę państwa Weasley - Dziękuję wam za ofertę Molly i Arturze, ale nie pójdę z wami. Wiem, że się o mnie martwicie i chcielibyście troszczyć o mnie, ale nie będę się ukrywać. Im szybciej go dopadnę tym szybciej zacznę prowadzić normalne życie.
W pokoju zapadła cisza, Harry zmusił się, żeby cały czas wyglądać na nieugiętego i zdecydowanego. Obok niego siedział blady Draco i z niepokojem przygryzał wargę.
W końcu pani Weasley wstała, podeszła do Harrego i przytuliła go mocno - Wiem co czujesz - powiedziała cicho.- Tylko ...zostań z nami w kontakcie, a jeśli czegokolwiek będziesz potrzebował skontaktuj się z nami,
- Dzięki Molly.
- Pójdę po Ginny - powiedział pani Weasley, teraz była bliska łez. - Nie mogę jej tu zostawić. Nie chcę stracić kolejnego dziecka...
- Rozumiem Molly – odezwała się cicho McGonagall - Proszę daj mi znać, kiedy Ronald się obudzi.
Pani Weasley skinęła głową i wyszła z biura. Pan Weasley bez słowa uścisnął dłoń Harrego i poszedł za żoną.
Profesor McGonagall zwróciła się do Draco - Panie Malfoy, wrócisz do domu tak jak ci radzę czy zostaniesz tutaj?
- Zostanę – Ślizgon uśmiechnął się blado do Harrego. – Kto mnie ochroni lepiej niż "Chłopiec Który Zbawia każdego kimkolwiek on jest”.
Harry odwzajemnił uśmiech.
McGonagall mruknęła coś w rodzaju "Hmfp" i pochyliła się do przodu - Nalegam, żebyście poinformowali mnie absolutnie o wszystkim co odkryjecie na temat napastnika. Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego co odkryliście do tej pory i opowiecie mi dokładnie jeszcze raz dlaczego podejrzewacie profesora Hexama.
Harry zmarszczył brwi. Nie chciał tego zrobić. Co miał zrobić, żeby nie wyjawić swoich planów - Pani profesor, ja ...
Nagle Draco uniósł różdżkę - Oblivate - powiedział cicho. McGonagall zamarła z otwartymi ustami, potem zamrugała. Harry w szoku spojrzał na Draco.
- Gratuluję panowie - powiedziała z uśmiechem dyrektorka, Harry gapił się na nią z otwartymi ustami. - Z niecierpliwością czekam na przyjęcie was do grona nauczycielskiego. Proszę zrobić wszystko, żeby odnieść sukces na owutemach. Nie chcę szukać innych nauczycieli.
- Dziękujemy pani dyrektor - powiedział Draco. Wstał chwytając Harrego za rękę i wyciągnął go z gabinetu.
- Nie mogę uwierzyć w to co zrobiłeś! - krzyknął Harry. Co ty sobie myślisz?
- Widziałem, że nie chcesz jej czegoś powiedzieć - mówił Draco idąc szybko po schodach - więc wymazałem z jej pamięci wszystko co już wiedziała. Myśli, że Ron przebywa w Świętym Mungu z powodu jakiejś poważnej choroby i to wszystko.
- A co z Ginny?
Draco uśmiechnął się - Jako kochająca siostra naturalnie będzie się bardzo niepokoiła o brata.
- Jak do cholery udało ci się to wszystko zrobić?
- Legilimencja, to nie tylko czytanie umysłu - uśmiechnął się Draco.
- Jesteś fantastyczny – stwierdził impulsywnie Harry.- Dziękuję, kompletnie zgłupiałem próbując wymyślić co powiedzieć. - Złapał Draco i pocałował go namiętnie. Przez chwilę Ślizgon całował go z równie wielkim zapałem. Harry w końcu zaczął myśleć, że mógłby zmusić chłopaka do uległości, i wtedy jakiś głos zaprotestował gwałtownie.
- Fuj! Nie tutaj! Wracajcie do akademika dewianci!
Chłopcy odskoczyli od siebie, Harry sięgnął po różdżkę i wtedy zauważył, że krzyczącą osobą jest Entwhistle Tubs.
- Przepraszamy! To się nie powtórzy! - krzyknął chwytając Draco za rękę - Chodź, mamy do odrobienia lekcje - pobiegli w stronę ich dormitorium zostawiając za sobą Tubbsa z pełną dezaprobaty miną.
ROZDZIAŁ 47
- Co zrobiłeś z książką? - zapytał Draco kiedy dotarli do Pokoju Wspólnego. Zaciągnął Harrego do kąta spoglądając podejrzliwie na innych uczniów a oni patrzyli na niego równie podejrzliwie w czym nie było niczego niezwykłego.
- Mam ją w płaszczu - Harry poklepał się po kieszeni płaszcza, którego nie zdjął od chwili powrotu do Hogwartu. - Zastanawiam się gdzie powinienem teraz ją schować. Grimmauld Place oczywiście nie jest już bezpiecznym miejscem.
- Może ja powinienem ją ukryć? - zasugerował Draco.
- Ty już masz dużo problemów. Nawet nie powinieneś o niej wiedzieć, ale udowodniłeś, że jesteś osobą godną zaufania.
Draco wzruszył ramionami - Teraz mam się na baczności.
- Hej Malfoy!- zawołał nagle Seamus.
-Draco odwrócił się do Irlandczyka - Co? - warknął.
Seamus odchrząknął i spróbował uśmiechnąć się do Ślizgona - Staramy się stworzyć dwie mieszane drużyny quidditcha z naszego rocznika. Tak dla zabawy. Harry zasugerował, że może chciałbyś zagrać.
Draco posłał Harremu dziwne spojrzenie, a potem zbliżył się do Seamusa. Harry automatycznie stanął obok niego.
- Naprawdę prosisz mnie, żebym grał z tobą?- zapytał cicho.
Seamus zmieszał się - Na naszym siódmym roku nie ma żadnych innych poszukujących.
- I załóżmy, że się długo zastanawiałeś i w końcu zdecydowałeś się zapytać?- zapytał patrząc na niego z rozbawieniem.
Seamus naprawdę zaczął się wiercić.
Draco prychnął, ale nie było w tym złośliwości – Potter, a ty grasz?
- Oczywiście. Jak na razie jestem jedynym poszukującym.
Draco zastanawiał się przez chwilę, a potem uśmiechnął się - Zgadzam się Finnigan. Masz drugiego szukającego.
- Świetnie! - Seamus spojrzał na trzymany w dłoni pergamin. - W takim razie jutro po zajęciach zagramy pierwszy mecz.
- Poczekaj - Hary złapał go za rękę. - Niektórzy z nas od dość dawna nie siedzieli na miotle. Nie chcesz poćwiczyć?
- Oczywiście Harry. Proponuję zrobić to teraz, kiedy jeszcze jest widno.- Seamus uśmiechnął się bezczelnie. - Po za tym jutro Malfoy gra w mojej drużynie.
Chłopcy popatrzyli na siebie, Draco westchnął z rezygnacją. - Idziemy po nasze miotły.
* * *
Kiedy szli do magazynku obok boiska quiddtcha Harry usłyszał, że ktoś go woła. Odwrócił się i zobaczył, że w ich stronę idzie Hermiona.
- Harry, Ron jest w szpitalu. Nie wiem co się stało, ale wydaje mi się, że to coś poważnego. Pani Weasley zabrała Ginny ze szkoły, żeby mogła się z nim zobaczyć.- stanęła przed nim, ze zmartwieniem zmarszczyła brwi i zacisnęła dłonie na szaliku. - Och Harry ... co mam zrobić? Chciałam go zobaczyć, ale profesor McGonagall nie pozwoliła mi...
Wyglądała na bardziej spanikowaną niż Harry kiedykolwiek ją widział. Objął ją ramieniem i przytulił, spoglądał na Draco, kiedy dziewczyna chlipała z głową na jego piersi. Draco zrobił krok do tyłu wykonując gest, który wydawał się mówić, że to nie jego sprawa. Harry mógł opowiedzieć jej historię, którą znała zoblivatowana McGonagall, ale mógł też powiedzieć jej prawdę.
Wahał się przez minutę tuląc szlochającą dziewczynę, a potem podjął decyzję.
- Będzie dobrze. Nałożyło się kilka przekleństw i to mu zaszkodziło, ale wszytko będzie w porządku. Naprawdę.
- Wiesz o tym?- patrzyła na niego ze łzami w oczach, ale otarła policzki. Było oczywiste, że próbuje powstrzymywać się przy Draco.
- Byłem tam - Harry zaczął prowadzić ją w stronę magazynku - Chodź, powiemy ci co się stało. Chodź, zejdźmy z widoku.
* * *
Hermiona wpatrywała się w niego kiedy skończył opowiadać historię, a potem po długiej chwili ciszy odwróciła się do Draco. - Byłeś z nim? Przekląłeś go?
- Nie wiedziałem, że zareaguje tak, jakby ... - zaczął Draco.
Dłoń dziewczyny spoczęła na jego przedramieniu.- W porządku Draco- powiedziała cicho. - Rozumiem, że zrobiłeś to co trzeba było zrobić. Kto wie co mogłoby się stać gdy był pod wpływem Imperiusa, nie winię cię.
- Wiesz, Hexam chyba nie chce mnie skrzywdzić – odezwał się Harry. - Przypuszczam, że mam coś jeszcze czego chce, ale nie wiem co.
- To niedobrze Harry - stwierdziła z powagą Hermiona. - Nie wiemy jak daleko się posunie, żeby uzyskać te informacje. Może powinieneś opuścić szkołę.
- A co z Draco? On jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
Ciemne oczy dziewczyny przeniosły się z Gryfona na Ślizgona - Czy między wami jest coś o czym nie chcecie mi powiedzieć? - spytała.
Harry spojrzał na Draco. Na chwilę mina Draco złagodniała, a potem nagle wargi wygięły mu się w półuśmiechu. - Oczywiście, że nie Granger- powiedział szorstko. - Pracujemy razem. Na pewno nie jesteśmy przyjaciółmi lub kimkolwiek innym co twój brudny umysł mógł ci ewentualnie podsunąć.
- Och - Hermiona cofnęła się - Ja tylko zapytałam.
Harry ledwo ją słyszał. Ostre słowa Draco wysłały mu zimny dreszcz rozczarowania w dół kręgosłupa. Po tym wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie dwa dni, Draco, nie Malfoy nadal go nienawidził. Odwrócił się nie chcąc pokazać rozczarowania w swoich oczach. Czyż zawsze nie mówiono, że pokazuje serce jak na dłoni? Że można odczytać jego uczucia z twarzy?
- Idę pograć - chwycił miotłę i wyszedł na boisko nawet nie patrząc na Malfoya. Zupełnie nie rozumiał Ślizgona, teraz zdał sobie sprawę, że chłopakowi nie zależało na przyjaźni ani na niczym więcej. To była pomyłka.
Usiadł na miotle, odbił się mocniej niż zamierzał i wystrzelił w górę. Latał w kółko przez minutę czy dwie, aż zaczął czuć miotłę, cieszyć się wiatrem na policzkach, kiedy zobaczył że Hermiona idzie z powrotem do szkoły.
- Pieprz się Malfoy! - wymruczał do siebie. - Nie będę się więcej przejmował. Dlaczego miałbym to robić? Jaki to ma sens? Potrafisz tylko manipulować. - Jasne, że tak sobie wmawiał, ale gdzieś w środku wiedział, że sam siebie oszukuje.
Zauważył, że ostatnie promienie słońca błysnęły w blond włosach, kiedy Malfoy wyszedł z magazynu trzymając swoją miotle. Nie chciał z nim latać, parsknął ze wstrętem i poleciał na drugi koniec boiska, gdzie zapadający zmierzch pozwalał mu się ukryć. Malfoy go zignorował, to bardzo zabolało, więc zajął się tylko odnawianiem znajomości ze swoją starą miotłą.
Ślizgon nie starał się podlecieć do niego, w końcu Harry zdecydował, że jest zbyt ciemno i zbyt zimno i że potrzebuje gorącej kąpieli. Wylądował i nie oglądając się za siebie odniósł miotłę i wrócił do szkoły.
ROZDZIAŁ 48
Po relaksującej, ciepłej kąpieli Harry ubrany w piżamę i szlafrok zszedł do Pokoju Wspólnego. Hermiony nigdzie nie było widać, Malfoya zresztą też, za co był naprawę wdzięczny. Skulił się na swoim foteli i przeglądał podręcznik do zaklęć dotyczących gospodarstwa domowego. Docierały do niego ciche głosy, miękki śmiech, rozmowa grających w szachy, dyskusja dotycząca pracę domowy z zielarstwa. Seamus z Nevillem usiedli obok Luny, która czasami wpadała do pokoju wspólnego Gryfonów. Tak jakby wszyscy wyczuli nastrój Harrego i trzymali się od niego z daleka.
Stopniowo pokój zaczął pustoszeć, pierwsi do łóżka poszli najmłodsi uczniowie, a po nich pozostali zaczęli wracać do swoich sypialni. Ostatecznie zostali tylko Neville i Luna, teraz pogrążeni w cichej rozmowie na temat jakiegoś liścia.
Zmęczony Harry rzucił książkę na stół - Widzieliście Hermionę?- zapytał.
Neville podniósł głowę - Ostatni raz widziałem ją kiedy została wezwana do gabinetu McGonagall. Myślę, że dostała zgodę na odwiedzenie Rona - zasugerował.
Harry kiwnął głowa, a potem nagle ziewnął kiedy ogarnęła go senność. - W takim razie, dobranoc.
Neville pomachał mu z roztargnieniem i wrócił do rozmowy z Luną, a Harry poszedł do sypialni.
W pokoju spał tylko Seamus, Harry poczuł, jakby coś poszło nie tak. Jakaś myśl zakołatała mu w głowie, ale był zbyt zmęczony, że nie mógł przypomnieć. Gdyby tylko mógł sobie przypomnieć o co chodzi. W końcu znalazł wygodną pozycję. Poduszki dopasowały się do jego głowy, a łóżko w końcu się rozgrzało. Powieki mu opadły i zasnął zanim sobie uświadomił o co chodziło.
- Harry, obudź się!
Harry otworzył oczy. Nad nim stał Seamus i uśmiechał się szeroko - Wstawaj, już poniedziałek! Pierwsze mamy Zielarstwo, chyba nie chcesz się spóźnić.
Cholera! Harry wyskoczył z łóżka i nie zakładając okularów pobiegł do toalety. Trochę zimnej wody na twarz obudziło go ostatecznie. W końcu poczuł się przytomniej, umył się i wrócił do sypialni, żeby założyć szkolną szatę. Seamus grzebał w torbie mrucząc o jakieś zgubionej pracy domowej. Neville nadal siedział na swoim łóżku ziewając i wyglądając tak jakby nie chciał się ruszyć.
- Pora na śniadanie!- ogłosił radośnie Irlandczyk - Do zobaczenia - wyszedł z sypialni zostawiając Harrego wiążącego krawat. Neville w końcu wstał, ziewnął, przeciągnął się i zniknął w łazience.
Harry zabrał swoją torbę, sprawdził czy ma różdżkę w kieszeni i wyjrzał przez okno, żeby sprawdzić czy ma założyć płaszcz na drogę do szklarni. Srebrny szron na szybach podpowiedział mu, że należy to zrobić, kiedy dotknął grubego wełnianego materiału nagle zrozumiał o co wyleciało mu z głowy.
Książka! Jak do cholery mógł zapomnieć o książce?
Włożył rękę do wewnętrznej kieszeni i jęknął kiedy palce na nią nie natrafiły. Gorączkowo przeszukał inne kieszenie, chociaż wiedział, że trudno byłoby nie zauważyć takiego ciężkiego tomu. Zniknęła!
- Nie!- wyszeptał sam do siebie - To niemożliwe! Dlaczego nie ukrył jej wcześniej? Dlaczego tak bardzo zajął się myśleniem o Malfoyu, że zapomniał o książce? Jakim, kurwa, był idiotą!
Hermiona wiedziała, że ją ma. Może ją zabrała. Może ukryła w swojej sypialni.
- Accio czarnomagiczna księga - wymamrotał rzucając zaklęcie - Chodź tu, no chodź, gdzie jesteś?
Nic.
Z bijącym sercem powtórzył zaklęcie dwa razy. Na pewno wzięła ją Hermiona. Ona i Malfoy byli jedynymi osobami, które wiedziały, że mają w płaszczu. Starał się uspokoić. Kiedy spotka dziewczynę na śniadaniu albo na lekcji zapyta.
* * *
Hermiony nie było ani na śniadaniu ani na Zielarstwie. Nie było też Malfoya chociaż starał się o tym nie myśleć. Razem z Nevillem wykonywał ciężką fizyczną pracę, a w zasadzie to przyjaciel robił wszystko, a on krążył myślami bardzo daleko.
Neville powiedział, że Hermiona poszła do Rona do Świętego Munga. Musiał tylko poczekać, aż wróci i powie mu, gdzie ją ukryła, a wtedy schowa to cholerne tomisko raz na zawsze. Może powinien ją zakopać w Zakazanym Lesie? To było miejsce, w którym można było ukryć wszystkie swoje sekrety. Pierścień należący o Voldemorta, horkruks i jednocześnie insygnie śmierci też tam gdzieś leżało. Książka, zakopana i ukryta pod gęstym runem z dala od ludzkich i cenataurzych ścieżek byłaby tam bezpieczniejsza niż gdzie indziej.
- Przyspiesz się Harry - usłyszał głos profesor Sprout- Spóźnisz się na następne zajęcia.
Potrząsnął lekko głową zdając sobie sprawę, że lekcja się skończyła i wszyscy już wyszli. Zebrał notatki, wsunął je do torby i pospiesznie wyszedł ze szklarni. Zniecierpliwiony i w złym nastroju przesiedział przedpołudniowe lekcje. Co kilka minut zerkał na drzwi zastanawiając się czy Hermiona wróciła, ale kiedy nie przyszła na lunch zdecydował się tak na wszelki wypadek sprawdzić na mapie czy nie poszła do biblioteki czy w jakieś inne miejsce. Pobiegł do sypialni, chwycił mapę, a potem mimochodem pomyślał, że powinien zabrać ze sobą pelerynę niewidkę, zaczął grzebać w kufrze Rona gdzie ją trzymał, ale jej też nie było.
Przeklinając cicho patrzył na kufer. Nie było jej.
Powoli opadł na kolana i oparł głowę o łóżko. Jak mógł być taki głupi? Ron wiedział, że trzyma swoją pelerynę w jego kufrze. Oczywiście powiedział o tym Hexamowi, być może sam mu ją oddał. I nie tylko to, Ron wiedział, że peleryna była insygniem.
Idiota! Idiota!
Zerwał się na równe nogi i stuknął różdżką w mapę szepcząc zaklęcie. Może nadszedł czas, żeby spotkać się z Hexamem. Ale niezależnie od tego jak się starał nie znalazł nazwiska profesora na mapie.
Teraz zaczął jeszcze bardziej przeklinać. Wpadł do Wielkiej Sali i podszedł do stołu dla nauczycieli gdzie jadała dyrektorka.
- Pani dyrektor, czy wie pani gdzie jest profesor Hexam? Szukam go i nie mogę znaleźć- zapytał grzecznie starając się, żeby jego głos brzmiał jak najniewinniej.
McGonagall spojrzała na niego znad swoich okularów. - Przykro mi panie Potter, ale profesor Hexam musiał wziąć krótki urlop. W tej chwili na obowiązki w innym miejscu, Wróci po przerwie świątecznej.
Harry podziękował jej i ruszył z powrotem do holu ignorując kilku wołających go przyjaciół. Zajebiście!. Hexam prawdopodobnie zabrał pelerynę i zniknął pod jakimkolwiek pretekstem. Teraz Harry miał kompletnie przejebane. W szkole nie było ani Malfoya ani Hermiony. Nie miał nikogo komu mógłby się zwierzyć.
Nagle poczuł się kompletne bezradny i samotny. Hermiona wróciła późno w nocy, Harry czyhał na nią w jak zwykle pustym kącie z pergaminem na kolanach, nerwowo gryząc pióro, Siedział tak przez kilka godzin, a kiedy zobaczył znajomą smukła sylwetkę z potarganymi włosami wchodzącą przez otwór za portretem zerwał się natychmiast, podbiegł do dziewczyny i objął ją jakby była najcudowniejszym zjawiskiem na świecie.
- Gdzie byłaś? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - zapytał. - Muszę z tobą porozmawiać. - Chwycił ją za rękę i zaprowadził do sypialni chłopców. - Nie ma książki! - syknął kiedy zamknął drzwi.
- Co? - Hermina wyglądała na zupełnie oszołomioną jego zachowaniem i wyglądem, ale patrzyła ze zmartwieniem - Jak?
- Myślałem, że ty ją zabrałaś. Wiedziałeś, że ją mam.
- Nie, nie dotykałam jej - Hermiona potrząsnęła głową.- Kiedy wróciłam do szkoły po tym jak widziałam się z tobą i Draco, profesor McGonagall wezwała mnie do swojego gabinetu i powiedziała, że mogę zobaczyć się Ronem, przeszłam do szpitala przez sieć Fiu. Nie miałam czasu. Kiedy zniknęła książka?
-Nie wiem. Miałem ją w płaszczu przez cały wczorajszy dzień i wieczór, ale kiedy zajrzałem do płaszcza dzisiaj rano już jej nie było. I nie tyko jej, moja peleryna zniknęła.
Oczy Hermiony rozszerzyły się – Na pewno?
Harry skinął głową - Trzymałem ją w kufrze Rona, kiedy nie miałem jej przy sobie i już jej tam nie ma.
- Sprawdzałeś dokładnie ?-Hermiona podeszła do kufra, otworzyła go i przeszukała go.
- Oczywiście. Szukałem dokładnie. Szukałem wszędzie - Harry opadł na łóżko- Jeśli Hexam ma pelerynę i książkę jesteśmy udupieni - wyszeptał.- Jestem pewny, że chce zostać nowym Czarnym Panem. Dlatego ich potrzebuje.
- Powiedziałeś o tym Draco? - Hermiona podeszła do szafy Rona i grzebała w niej szukając peleryny i książki.
- Nie wiem gdzie jest - odpowiedział Harry. - Nie widziałem go dzisiaj, nie ma go - odpowiedział przypominając sobie, że nie widział jego imienia na mapie, kiedy szukał Hermiony i Hexama.
- Może poszedł do swojej matki. Często to robi – stwierdziła z roztargnieniem Hermiona przeszukując stos swetrów Rona,
Harry wzruszył ramionami, a potem coś przyszło mu do głowy.
- Hermiona, a może nie mieliśmy racji! A co jeśli myliliśmy się i Malfoy współpracuje z Hexamem? Wiedział gdzie jest książka. Wiedział, gdzie trzymam pelerynę.
Hermiona popatrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami - Draco?
Harry potrząsnął głową, niedowierzanie walczyło z gniewem - To pieprzony drań! - warknął - Kto raz został Śmierciożercą zawsze nim pozostanie! Założę się, że to on nas zdradził!
ROZDZIAŁ49
Hermiona posłała mu ten rodzaj spojrzenie pod wpływem którego zawsze czuł się malutki - Naprawdę Harry? Po tym wszystkim co zrobił, żeby nam pomóc możesz to powtórzyć z całkowitą pewnością?
Wciąż wściekły chłopak spojrzał na nią, żeby zobaczyć czy z niego nie kpi, ale widząc napięcie na jej twarzy opuścił głowę i pokręcił przecząco. - Nie. Nie wierzę w to.
- Zastanówmy się nad tym logicznie? - Hermiona usiadła na brzegu łóżka. - Kiedy ostatni raz widziałeś pelerynę?
Harry zmarszczył brwi - Dawno - odparł - Co najmniej tydzień temu.
- Więc mogła zaginąć dosyć dawno?
Harry musiał przyznać, że było to możliwe.
- I była w kufrze Rona kiedy on był pod wpływem eliksiru?
Harry ponownie się zastanowił - Nie, zakładałem ją potem.
- Więc kiedy ostatni miałeś ją na sobie?
Harry wysilił swój mózg, a potem strzelił palcami – Skrzydło szpitalne. Przyglądałem się jak Ron przeprasza Malfoya - zastanowił się. - Zdjąłem ją i w włożyłem do torby. Nosiłem ją na wszelki wypadek, ale tam jej nie ma, sprawdzałem.
- Więc każdy mógł ją zabrać.
Harry skinął głową, teraz naprawdę czuł się pokonany - Straciłem ją. Straciłem pelerynę mojego taty. Już jej nie ma.
- Znajdziesz ją - odpowiedziała Hermiona. - Założę się, że peleryna jest tam gdzie książka.
- Więc kto zabrał książkę?
- Tego nie wiem, że na pewno nie Draco. Gdzie jest profesor Hexam?
- To dziwne - Harry ściszył głos - Nie ma go. McGonagall uraczyła mnie bajeczką, że wyjechał i wróci po świętach.
Hermiona zamyśliła się. Harry obserwował jej wyraz twarzy wiedząc, że jej super mózg pracuje teraz w przerażająco szybkim tempie.
- Był tu wczoraj. Widziałam jak prowadzi pierwszorocznych na lekcję- powiedziała w końcu.
- Zabawne, moja książka i on znikają w tym samym czasie, no i nie ma Malfoya.
- Rozmawiałeś o tym z dyrektorką?
- Oczywiście, że nie. Wiesz co jej zrobił Malfoy. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuję, to jej to uświadomić.
Hermiona skinęła głową - W porządku Harry. Zrobimy to tak. Oczywiście musimy zająć się Hexamem. Po pierwsze dowiedzieć się dokąd się udał.
- Jak?
- Jest aurorem, prawda?
Harry skinął głową - Tak mi powiedziała McGonagall.
- Tak i sądzi, że udam się dzisiaj do Londynu, żeby odwiedzić Rona, a ja wielosokuję się w pana Weasleya, pójdę do ministerstwa i dowiem się czegoś w biurze aurorów.
- Nie możesz ...
- Zrobiliśmy to wcześniej. Jeśli zostaniesz tutaj nikt niczego nie będzie podejrzewał. Wejdę tam, powęszę trochę i wrócę. To nie będzie tak niebezpieczne jak poprzednio.
- A co z Malfoyem?
- Jesteś pewien, że jest w domu?
- Oczywiście, że nie. Ale powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie gdzie jest.
- I niekoniecznie to jest prawdą - Hermiona uścisnęła mu dłoń. - Spójrz na to z innej strony. Wiem, że on naprawdę cię lubi, ale jest zagubiony, skrzywdzony i chyba przerażony, boi się z kimś związać po tych strasznych rzeczach, które przeżył. Może zdał sobie sprawę, że cię zranił i uciekł. Nie bardzo umie przepraszać, prawda? - z przesadą zaczęła naśladować szyderczy i arogancki sposób mówienia Ślizgona - Malfoy nigdy nie przeprasza Potter! Nawet jeśli wie, że się myli.
Harry nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się.
- Więc może spróbujesz jutro rano, kiedy ja będę w ministerstwie, skontaktować się przez sieć fiu z Malfoy Manor - Hermiona wstała.
- Dokąd idziesz?
Dziewczyna uśmiechnęła się psotnie.- Wiem gdzie Slughorn trzyma zapas eliksiru wielosokowego, mam zamiar trochę go ukraść.
Harremu opadła szczęka - Hermiona!
- Musimy to zrobić. Nie ma czasu, żeby uwarzyć to paskudztwo.
- Ale nie nasz peleryny niewidki - zaprotestował Harry.
- Nie martw się - Hermiona poczochrała mu włosy - Wiem, że jestem dobra w zaklęciach rozpraszających.
Harry posłał jej wymowne spojrzenie - Teraz mi mówisz!
* * *
Musiał poczekać, aż wszyscy pójdą na śniadanie, zanim mógł skorzystać z sieci fiu. Hermiona opuściła go kilka minut wcześniej, a on chodził tam i z powrotem obgryzając skórki z boku paznokci. Naprawdę nie chciał tego robić, wiedział, że to było co najmniej niezręczne fiukać do kogoś bez zaproszenia, ale jeśli Malfoy był w domu musiał go nakłonić do powrotu i dowiedzieć się czy zabrał książkę i pelerynę niewidkę. Nie było to łatwe zadanie. Jeśli ktoś by go nakrył musiałby się tłumaczyć, a pewnie i skłamać dla większego dobra.
W końcu ostatni gryfon wyszedł z pokoju wspólnego, prawie wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem, bo nic nie wskazywało, że ma zamiar zejść na śniadanie. W momencie, kiedy portret zamknął się po raz ostatni, złapał garść proszku i wrzucił go do ognia, wsunął głowę w zielony płomień i wypowiedział nazwę Malfoy Manor.
- Halo?- zawołał. Nienawidził takich rozmów, było w nich coś nienaturalnego, kiedy klęczał na podłodze z głową w płomieniach. Często myślał się, że jeśli coś pójdzie nie tak spłonie żywcem. Było jeszcze parę innych rzeczy, których nie powinno się robić.
Ale to teraz było ważne.
Rozejrzał się po znajomym pokoju, ogromnym salonie, w którym walczył ze śmierciożercami. Przywrócono go do dawnej świetności, nie było w nim śladu po jatce, którą widział poprzednio.
- Halo? Jest tam ktoś?- zawołał ponownie.
- Pan Potter? - usłyszał chłodny kobiecy głos. - Co za przyjemność Pana usłyszeć.
- Pani Malfoy ... um... Witam. Um ... nie mogę do pani przejść, ten kominek nie ma połączenia.
- Rozumiem - Narcyza Malfoy usiadła na fotelu, żeby w komfortowej pozycji prowadzić rozmowę, - W takim razie w czym mogę ci pomóc? Po tym wszystkim co dla mnie zrobiłeś mogę tylko powiedzieć, że jestem do pana dyspozycji.
- Och... um ... proszę się tym nie przejmować. Pani również mi pomogła - odparł niezręcznie. - Ja tylko ... chciałem ... ja szukam Mal... um...Draco.
- Draco? - Narcyza elegancko i równie wyraziście jak jej syn uniosła brew.- W tej chwili nie ma go tutaj.
- Opuścił szkołę dwa dni temu, pomyślałem, że wrócił do domu, żeby panią odwiedzić.
Kobieta natychmiast wstała. Była zbyt elegancka i dobrze wychowana, żeby okazywać swoje emocje, ale Harry zauważył jej podniecenie. - Oczywiście. Jest tutaj, ale udał się na Pokątną. Być może ...- przerwała i ponownie usiadła na fotelu - Być może zechciałbyś przyjść do nas na herbatę dzisiaj po lekcjach. Draco często wspominał, że chciałby ci pokazać Malfoy Manor.
- Nie jestem pewny czy ...- Harry zaczął się zastanawiać nad tym nieoczekiwanym zaproszeniem.
- Panie Potter, nalegam. Jeśli już zaprzyjaźniłeś się z moim synem to nie tylko obowiązek, ale wręcz grzeczność nakazuje mi zaprosić pana, zwłaszcza, że tak wiele ci zawdzięczamy.
- Um ... cóż, to bardzo miłe z pani strony, pani Malfoy, ale ...
- Cudownie. Więc do zobaczenia po południu, dobrze? Koło czwartej? Draco będzie zachwycony, że w końcu pojawisz się u nas.
Harry otworzył usta, ale nie zdołał nic powiedzieć, kiedy Narcyza dodał stanowczo - Nalegam, panie Potter.
Poddał się. Widać było, że kobieta nie chce rozmawiać przez sieć fiu.
- Przyjdę pani Malfoy- powiedział.
- Wspaniale. Zafiukam do dyrektorki i zapytam czy pozwoli ci skorzystać z kominka w swoim gabinecie, to zaoszczędzi ci sporo czasu.
Harry wyjął głowę z kominka, wstał i z roztargnieniem zaczął otrzepywać sadzę z ubrania. Było oczywiste, że Narcyza chce z nim porozmawiać sam na sam, ale o czym?
ROZDZIAŁ 50
Kiedy Harry przybył do Malfoy Manor Narcyza już czekała na niego. Nie zdążył nawet zareagować, kiedy rzuciła czar czyszczący i po kilku sekundach był prawdopodobnie czystszy niż wtedy, kiedy wchodził do gabinetu McGonagall.
- Witam w moim domu, panie Potter - powiedziała z uśmiechem, na swojej zwykle powściągliwej, pięknej twarzy. - Proszę pójść za mną.
Harry zrobił jak mu kazano starając się nie gapić na okazałe ozdoby, mahoniowe i pozłacane meble, no i portrety które obserwowały go, niektóre z ciekawością inne z wyniosłą dumą. Przypomniał sobie film dokumentalny, który oglądał u Dursleyów, w którym pokazano Pałac Buckingham. Przy Malfoy Manor królewska rezydencja prezentowała się jak rudera.
- Miłe miejsce - wysapał, kiedy towarzysząc Narcyzie pchnął ciężkie drzwi i otworzył je.
- Dziękują, ale cacka nie sprawiają, żeby to miejsce można nazywać domem.- uśmiechnęła się, chłopak nie potrafił się opanować i również uśmiechnął się rozawiony jej ironicznym poczuciem humoru.
Pokój do którego go przyprowadziła był małym, przynajmniej jak na standardy tego dworu, salonem. Sądząc po delikatnych tkaninach w pastelowych kolorach pokrywających solidne meble, licznych bukietach kwiatów i dużych oknach, przez które wpadały promienie zachodzącego słońca był to prawdopodobnie jej pokój.
- Proszę usiąść panie Potter. Czy mogę zawracać się do ciebie Harry?
- Oczywiście - Harry usiadł na dużym, wygodnym fotelu.
- Więc proszę, mów do mnie Narcyza. - Usiadła naprzeciwko i zadzwoniła małym dzwoneczkiem leżącym na stoliku obok. Z cichym "pop" pojawił się skrzat z największymi uszami jakie Harry widział u tych istot.
- Możesz podać herbatę.
- Tak, pani Malfoy.
- Skrzat a może skrzatka, Harry nie był pewien, pstryknął palcami. Na stoliku pojawił się serwis do herbaty i jednocześnie trzypiętrowa patera. Chłopak zaczął wpatrywać się w piękne małe ciasteczka, herbatniki i inne słodycze, które zostały ułożone w przemyślny sposób.
- Proszę poczęstuj się Harry.
- Tak, dziękuję - Harry wziął małe arcydzieło z truskawkami i śmietaną.
- O mój Boże! - jęknął z niemal orgazmiczną rozkoszą, kiedy słodycz z kwaskową nutą rozlała mu się w ustach - Jak to możliwe, że Draco nie jest grubszy od wieloryba?
Narcyza uśmiechnęła się - Właściwie, nie bardzo je lubi. - Spoważniała i przez moment Harry dostrzegł smutek w jej jasnych oczach. - Mleka? Cukru?
- Poproszę- Harry starał się nie nakruszyć i jednocześnie sięgnąć po herbatę. - Czy Mal ... Draco jest tutaj?
Narcyza przez chwilę w milczeniu mieszała własną herbatę, a potem nie wypiwszy ani łyka odstawiła filiżankę i pochyliła się, żeby spojrzeć Harremu prosto w oczy.
- Kiedy widziałeś go po raz ostatni?
- W niedzielę wieczorem, kiedy latał na boisku quidditcha. O ile wiem nie spał tej nocy w swoim łóżku i następnego dnia nie był na zajęciach.
Narcyza zmarszczyła brwi i zacisnęła palce. - Muszę przyznać się, że cię okłamałam. Nie ma go ani nie było go tutaj. Harry ...nie chcę być wścibska, ale czy jest coś, co mogło ... - zamilkła, ale Harry wiedział o co starała się zapytać.
- Nie wiem, pani Malfoy. - Nie potrafił w tym momencie zwracać się do niej po imieniu. - On zniknął tak jak i dwa bardzo ważne przedmioty. Początkowo myślałem, że je zabrał, ale niedawno pomógł mi kilka razy i uświadomiłem sobie, że nie mógł ich wziąć.
- Rozmawiałeś z dyrektorką?
Harry skrzywił się - Pani Malfoy ... jest parę rzeczy, o których nie mogę rozmawiać, Niestety, te dwa przedmioty są jednymi z nich ... Jestem pewien, że potrafisz mnie zrozumieć.
- Nie musisz mówić nic więcej - Narcyza uniosła rękę - Nie wspominaj o nich. Przypuszczam, że są lub mogą być związane z Czarnym Panem.
Harry z ulgą skinął głową, pani Malfoy przynajmniej nie była wścibska.
- Zaprosiłam cię tutaj, bo jestem pewna, że moje fiu jest pod obserwacją. Wiedziałam, że coś takiego może się wydarzyć.
- Co masz na myśli?
Narcyza westchnęła, starając się nie poruszać - Nie wszyscy śmierciożercy zostali schwytani. Jestem pewna, że można ich podejrzewać.
Harry skinął głową.
- Słyszałam ... że mają nowego przywódcę.
- Skąd wiesz? - zapytał Harry, serce mu załomotało. Znowu będzie musiał walczyć i znieść jeszcze więcej bólu zanim ostatecznie to wszystko się skończy?
- Mój mąż powiedział o tym Draco, mylnie sądząc, że syn pójdzie za nim. Najwyraźniej ich nowy przywódca zamierzał pomóc mu w ucieczce z Azkabanu. - Zrobiła głęboki wdech. - Draco nie chciał, żeby ojciec wyszedł z więzienia. On ... w trakcie wojny przeszedł przez kilka przerażających rzeczy, wiedział że to może się powtórzyć, co mogą mu zrobić. Żeby ojciec nie został uwolniony przez nowego Czarnego Pana powołał się na Prawo Krwi.- Zadrżała. - Przypuszczam, że nie wiesz co to jest, zważywszy na to, że zostałeś wychowany przez mugoli?
- Wiem co to jest - powiedział Harry tłumiąc dreszcz – Musiał wykonać wyrok.
Skinęła głową. Harry spodziewał się zobaczyć w jej oczach łzy, ale jej twarz pozostała niewzruszona.- Po tym przez co przeszedł Draco, wyraziłam na to zgodę.
Harry wyciągnął rękę i delikatne dotknął jej dłoni. Miała zimne palce. - Wiem co zrobił Lucjusz, pani ...Narcyzo. Całkowicie to rozumiem.
Kobieta zrobiła głęboki wdech. - Harry, uwielbiam Draco. Kocham go bardziej, niż kiedykolwiek kochałam Lucjusza. Chciałabym coś zrobić, cokolwiek, żeby powstrzymać go przed skrzywdzeniem ponownie.
Harry mocniej uścisnął jej dłoń - Ja ... ja też go kocham - wyszeptał.
Narcyza przez dłuższą chwilę milczała patrząc mu w oczy tak jakby wszystko zrozumiała, Harry poczuł, że wyraża milczącą zgodę. W końcu wskazała na stół - Proszę wypij herbatę zanim wystygnie. I poczęstuj się tartletką, te z borówkami są cudowne. - Narcyza wydawała się opanowywać maskują zdenerwowanie dobrymi manierami.
- Czy wiesz dokąd mógł pójść Draco?
- Powiedział mi, że jest bezpieczny w Hogwarcie - odpowiedziała pijąc własną herbatę. - Myślałam, że nadal tam jest.
Harry potrząsnął głową i odstawił filiżankę. - Być może myślał, że jest w niebezpieczeństwie i uciekł. W Hogwarcie jest profesor, który zachowuje się naprawdę podejrzanie. Sądzę, że to on może być odpowiedzialny za przeklęcie mojego przyjaciela Rona Weasleya żeby zdobyć ... rzeczy o których wspomniałem. Ten sam człowiek związał umysł Draco, tak żeby nie mógł mi o wszystkim powiedzieć. Może Draco w końcu poczuł, że jest w niebezpieczeństwie, kiedy Ron ponownie nas zaatakował i wtedy uciekł.
- Jestem pewna, żeby mi o tym powiedział. - Narcyza po raz pierwszy wyglądała na naprawdę zaniepokojoną.
- Po tym co przeszedł, kiedy panował Voldemort, nie sądzę. Nie chciałby cię narazić na niebezpieczeństwo.
Narcyza prychnęła wyraźnie zniesmaczona. - Ten dom w tej chwili jest najprawdopodobniej najbezpieczniejszym miejscem na ziemi, przynajmniej dla mnie. Nie mogę go opuścić i tylko ludzie zaakceptowani przez ministerstwo mogą się tu dostać.
- A więc nie jest tu pani bezpieczna, pani Malfoy - powiedział szybko Harry. - Ten człowiek jest aurorem.
Narcyza nagle wstała - Och Draco ... gdzie jesteś? - jęknęła cicho zaciskając dłonie tak mocno, że aż pobielały jej kostki. - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś w niebezpieczeństwie?
- Narcyzo ... - Harry wstał, chwycił ją za ramiona i potrząsnął nią lekko - Powiedziałem ci, że ma związany umysł, Nie mógł ci nic powiedzieć, nawet jeśli się starał, ale w tej chwili bardziej martwię się o ciebie. Hexam w każdej chwili może przyjść tu i zrobić Bóg wie co!
- Hexam? - Narcyza zamarła patrząc na niego - Tak się nazywa? Ramon Hexam?
- Nigdy nie słyszałem jego imienia, ale zakładam, że tak.
- Ale Harry, to mój najstarszy i najdroższy przyjaciel. Ufam mu, ufam bardziej niż kiedykolwiek ufałam Lucjuszowi. Gdyby nie fakt, że był półkrwi i że moja siostra już przyniosła wstyd rodzinie wychodząc za mąż za mugola, poślubiłabym go... Jest przyrodnim bratem Lucjusza.
Harry opuścił głowę i wpatrując się w elegancki perski dywan zrobił krok do tyłu i cofnął ręce. - To tłumaczy dlaczego jest do niego podobny ...ale dlaczego Draco mi o tym nie powiedział?
- Ostatni raz widział go kiedy był małym dzieckiem. Wątpię czy go pamięta. Ramon Hexam normalnie mieszka i pracuje we Francji, jest członkiem specjalnego, zagranicznego oddziału aurorów, kimś w rodzaju ... szpiega. Nie miałam pojęcia, że wrócił do Anglii.
- Ufasz mu?
- Raczej tak.
Mózg Harrego pracował jak szalony. Co ten człowiek robił w Hogwarcie? Dlaczego związał umysł Draco? Dlaczego robił coś tak podejrzanego? Czy mógł być lojalny?
- Harry, jestem pewna, że twoje podejrzenia są całkowicie bezpodstawne. Ramon przez lata był moim najlepszym przyjacielem. Nigdy nie skrzywdziłby Draco. Zawierzyłbym mu własne życie.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - wymamrotał pod nosem Harry. - Poczekamy, zobaczymy. - Wyciągnął rękę. - Bardzo dziękuję za herbatę pani Malfoy - powiedział grzecznie.- Muszę już wracać do Hogwartu. Proszę ... jeśli możesz załóż osłony wokół domu. Zablokuj kominek i uważaj co mówisz jeśli Hexam tu się pojawi.
Kobieta skinęła głową, Harry uścisnął jej dłoń i nagle znalazł się w jej ramionach czując subtelny zapach perfum i miękki policzek na swojej głowie. Objęła go delikatnie i zdał sobie sprawę, że drży. - Harry jeśli możesz to chroń mojego syna. Proszę znajdź go.
- Dobrze pani Malfoy - przytulił ją a potem podszedł do kominka. - Pamiętaj nie pozwalaj nikomu wchodzić do domu. - Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był widok Narcyzy z pobladłą twarzą i mocno zaciśniętymi dłońmi.
ROZDZIAŁ 51
- Z tego co się dowiedziałam wynika, że przebywa tutaj legalnie - poinformowała go później Hermiona, kiedy zaszyli się w pustej klasie. - Zabrałam płaszcz pana Weasleya i znalazłam na nim jego włosy więc wielosokowałam się w niego.
Harry nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, kiedy pomyślał, o łysiejącym mężczyźnie, którego traktował prawie jak ojca. - Przypuszczam, że nie było ich zbyt wiele.
Dziewczyna trzepnęła go ręką - Bądź grzeczny - zaczerwieniła się - To dość dziwne uczucie być nim.
- Ach, tak? - uśmiech Harrego poszerzył się - Czy istnieje coś z powodu czego Molly jest tak szczęśliwa przez wszystkie lata?
- Co się z tobą dzieje? - Hermiona ponownie trzepnęła go dłonią.
- Przepraszam! Ja ... ja się martwię. Wydaje mi się, że wtedy zawsze głupio gadam - zaczął paplać. – Nie potrafię inaczej. Usta same mi się otwierają.
- Dzieciak - Hermiona skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego złośliwie. - Zdajesz sobie sprawę, że wypowiadasz bezmyślne komentarze nie tylko kiedy się martwisz?
- Dzięki za wsparcie - mruknął Harry rozcierając ramię. - W każdym razie ... co zrobiłaś? - starał się zmienić temat.
- Poszłam do biura aurorów jakbym była do tego uprawniona. - Hermiona uśmiechnęła się na to wspomnienie. - Podeszłam prosto do szafki z aktami i zabrałam te dotyczące Hexama - wyciągnęła pergamin w wewnętrznej kieszeni szaty. Ramon Hexam jest aurorem od ponad dwudziestu pięciu lat, a obecnie cenionym członkiem specjalnej grupy dywersyjnej. Tu napisano, że otrzymał roczny urlop, żeby uczyć w Hogwarcie. Nie ma żadnej wzmianki o oddelegowaniu czy misji.
- Narcyza Malfoy powiedziała mi to samo - odparł zamyślony Harry. - Powiedział mi też, że Hexam to przyrodni brat Lucjusza.
Hermiona zamrugała, a potem zastanawiała się przez chwilę - Sądzę, że z nieprawego łoża. Teraz kiedy o tym wiem zaczynam widzieć ich podobieństwo.
- A ja zauważyłem to w chwili kiedy go zobaczyłem - przytaknął Harry.- Narcyza powiedziała mi też, że jest jednym z jej najstarszych przyjaciół... ale ... - przygryzł wargę zastanawiając się czy ma jej powiedzieć co przyszło mu do głowy.
- Ale co?
- Powiedziała mi, że Malfoy nie widział go od czasu, kiedy był dzieckiem, ale ... to oczywiste, że Hexam i Lucjusz byli ze sobą związani ... i na pewno Narcyza musiała wymienić imię swojego drogiego przyjaciela, więc dlaczego ich nie poznała ze sobą?
- A może - zasugerowała Hermiona - może zaklęcie wiążące umysł nie pozwoliło Draco o tym powiedzieć?
- A może nic mu nie wiąże umysłu, a to wszystko to jedno wielkie oszustwo?
- Harry ....
- Nie... naprawdę Hermiona... co jeśli ... - spróbował się jej sprzeciwić.
Ale zamiast jak zwykle przedstawić swoje argumenty prezentując fakty i umiejętnie je wykorzystując, Hermiona wstał z zaciśniętymi ustami - Nie zamierzam tego słuchać! - oznajmiła i wyszła z pokoju tak szybko, że Harry nie zdążył jej powstrzymać.
W pośpiechu chwycił swoją torbę i pobiegł za nią.
- Miona! Poczekaj! - przyspieszył i udało mu się złapać ją za ramię kiedy wchodziła na schody prowadzące do gabinetu dyrektorki.
- Nie mam ci nic do powiedzenia Harry Potterze - odwróciła się szybko sięgając po różdżkę – Ile rzeczy zrobił Draco, żeby udowodnić, że jest po twojej stronie?
- Ja tylko ...
- Grasz adwokata diabła? Starasz się przekonać mnie, że on naprawdę jest złym byłym śmierciożercą, więc nie musisz szukać innych powodów, dla których go nienawidzisz? Tak?
- Proszę, Miona ... ja tylko ...
- Zamierzam odwiedzić Rona! - w Hermionie coś pękło. - Nie chcę teraz być z tobą. Draco Malfoy był tak pomocny i prawdomówny jak tylko mógł. Dlaczego nie możesz mu zaufać?
- Ale ... - Harry zastanawiał się, kiedy zostanie potraktowany klątwą.
- Nie mam zamiaru cię słuchać.
Kiedy tylko usłyszeli kroki na korytarzu natychmiast odwrócili się i zobaczyli Tubbsa niosącego wiadro i mop. Hermiona zamilkła. Nie odezwał się do nich, ale kiedy przechodził obok usłyszeli mruczenie coś o smarkatych dzieciakach gapiących się na niego tylko dlatego, że jest charłakiem. Kiedy przeszedł Hermiona ponownie się odezwała.
- Zostaw mnie! - warknął Harry. - Nie pozwalasz mi mówić tego co chcę, więc po prostu idź sobie. Pozdrów ode mnie Rona kiedy się obudzi. - Odwrócił się i pobiegł schodami na dół. Tym razem to Hermiona zaczęła go wołać, ale zignorował ją i nie odwrócił się dopóki nie wrócił do Pokoju Wspólnego gryfonów. Resztę wieczoru spędził na nadrabianiu zaległościach w pracach domowych, grze w eksplodującego durnia z Nevillem i Seamusem i na pomaganiu pierwszakom przy nauce Wingardium Leviosa.
Ostatecznie pokonało go zmęczenie i poszedł do łóżka. Rozbierając się po ciemku przy wtórze cichego chrapania Nevilla nie mógł przestać myśleć o kłótni z Hermioną i jej opinii o postępowaniu Malfoya. Może miała rację, że naprawdę szukał wymówek, żeby go nienawidzić. Logicznie biorąc wiedział, że Malfoy był po ich stronie, ale po tak oczywistym odrzuceniu na boisku quiddicha uraził go. Bękart zranił go tak bardzo, że Harry w odwecie też chciał go zranić, ale kiedy spróbował wzbudzić w sobie nienawiść, nie czuł nic, tylko poczucie, że prawdopodobnie na zawsze stracił coś co było w zasięgu ręki. Westchnął, odwrócił się i naciągnął koc na głowę odkrywając nogi. Przez chwilę próbował przykryć się, ale po paru minutach walki poddał się, wyszedł z łóżka i zaczął je ścielić ponownie. Kiedy tylko wstał zaalarmowało go ciche gwizdami. Odwrócił się w stronę okna i zobaczył wpatrującą się w niego szkolną sowę, która trzymała w dziobie kawałek pergaminu. Co u diabła robiła tutaj, w środku nocy sowa starająca się dostarczyć wiadomość, pomyślał Harry, kiedy pochylał się, żeby otworzyć okno.
Ku jego zaskoczeniu sowa nie wleciała do pokoju tylko została na parapecie podając mu list.
- Dla mnie? - Harry wyciągnął rękę sowa natychmiast podała mu list i odleciała zostawiając go drżącego z zimna. Pospiesznie zamknął okno i wpatrywał się w pergamin. Nie było na nim jego nazwiska, ale wiedział, że sowy nigdy nie myliły się przy dostarczaniu wiadomości. Ciekawe. Usiadł na łóżku, wyszeptał Lumos, włożył okulary i zaczął czytać.
" Insygnia czy horkruksy? Wybór należy do ciebie."
Co to jest do cholery? O co w tym chodzi? Przeczytał wiadomość parę razy i rzucił peragamin na szafkę. Położył się na łóżku z rękami podłożonymi pod głowę, mózg pracował mu jak szalony.
Insygnia czy horkruksy? Co to oznacza? Przypomniał sobie powtarzane przez siebie w czasie wojny jak mantra słowa. Czy to była jakaś aluzja, skierowane do niego przesłanie? Coś związanego z zaginioną peleryną niewidką i książką? Ma dokonać wyboru? W jaki sposób? Kiedy? Kto wysłał ten list? Nie rozpoznawał pisma. Nie było żadnego podpisu, nic oczywistego wskazującego, że wiadomość była czymś innym niż skrawkiem pergaminu.
Podniósł się i rzucił na pergamin zaklęcie ujawniające. Nic. Popatrzył na niego pod światło. Spróbował jeszcze kilku zaklęć, które mogły okazać się przydatne, ale nadal był to tylko pergamin. To była szkolna sowa, więc mógł ją wysłać każdy kto był w Hogwarcie, a przynajmniej miał dostęp do sowiarni.
Był pewien, że Hermiona miałaby jakiś pomysł. Szybko włożył szlafrok, chwycił pergamin i zbiegł do Pokoju Wspólnego zanim przypomniał sobie, że chłopcy nie mieli dostępu do sypialni dziewczyn.
Kurwa!
Stanął na schodach i zawołał, żeby którakolwiek z dziewczyn zeszła a potem poprosiła Hermionę. W końcu pojawiła się jakaś pierwszoroczna z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Możesz pójść do sypialni dziewczyn z siódmego roku i poprosić Hermionę Granger? Tylko pospiesz się.
Dziewczynka bez słowa pobiegła z powrotem na górę. Kilka minut później wróciła i wszeptała nieśmiało, że Hermiony nie ma w łóżku. Dopiero wtedy Harry przypomniał sobie, że dziewczyna poszła zobaczyć Rona i tak jak wcześniej pewnie spędzała noc z Molly, która rozpaczała z powodu stanu syna.
Teraz nadszedł czas, żeby samemu coś wymyślić. Harremu zabrakło przyjaciół tak jak kiedyś. Nienawidził tego, że nie może z nimi porozmawiać i wspólnie rozwiązać zagadkę tak jak wcześniej.
Tym razem był sam.
ROZDZIAŁ 52
Rano Hermiony nadal nie było. Harry usiadł do śniadania zupełnie sam z uczuciem pustki i opuszczenia przez przyjaciół. Wiedział, że to głupie. Oczywiście, że Hermiona martwiła się o Rona. Czego można było się spodziewać. Ron nadal był nieprzytomny i leżał w szpitalu i to przez Harrego, więc nie powinien czuć się urażony.
Popatrzył na stojące przed nim jedzenie myśląc co zrobiłaby Hermiona, gdzie mógł udać się Draco i co znaczyła ta tajemnicza notatka. Co miał z tym zrobić? Jak zareagować? Jak „dostarczyć” odpowiedzieć?
Wzdychając odepchnął od siebie talerz. Miał zamiar zabrać swoją torbę i iść na pierwszą lekcję, kiedy jakaś inna sowa upuściła mu na głowę coś co potem wpadło w resztki sadzonego jajka. Harry gapił się przez chwilę, zanim zrozumiał, że to kolejny list, podniósł go, rozwinął i przeczytał.
"Mam twoją pelerynę, książkę i kogoś kogo kochasz. Wybieraj."
Zszokowany wpatrywał się w kartkę. Ktoś kogo kochał? W końcu zrozumiał. To Hexam i miał Draco. W książce były dokładne instrukcje jak stworzyć horkruksa ... Ten skurwysyn zamierza zabrać się za zabijanie! Harry wybiegł z sali ignorując wołanie kolegów. To o to chodziło! Musiał dostarczyć insygnia, albo ten szaleniec zabije Draco, stworzy horkruksa i wszystko zacznie się od nowa. Kolejny Czarny Pan. Kolejna wojna.
Harry nie mógł znieść tej myśli, nogi mu się ugięły i upadł na kolana na środku korytarza. Słyszał, że ktoś szlocha mamrocząc imię Draco, a potem uświadomił sobie, że robi to sam klęcząc na zimnych kamieniach.
- Weź się w garść Harry - wyszeptał do siebie - Trzeba go ratować.
Wstał i zaczął intensywnie myśleć. Gdzie mógł być Hexam? Czy mógł go odnaleźć i zaskoczyć? Oczywiście musiał być w szkole lub na jej terenie, bo inaczej nie byłby w stanie wysyłać sów.
Więc pójdzie do niego. Z pewnością Hexam nie wiziął pod uwagę czegoś tak oczywistego. Harry zaklął pod nosem, chciałby mieć swoją pelerynę niewidkę, ale ona była w rękach nowego niedoszłego Czarnego Pana. Zaczął zastanawiać się jakich mężczyzna znalazł zwolenników. Z pewnością ludzi, którzy chcieli przewodzić czarodziejskiemu światu. Każdemu idiocie wydawało się, że może sam tego spróbować, prawda?
Dotarł do swojej sypialni i usiadł na łóżku zastanawiając się co ma zrobić.
Hexam chciał oczywiście dostać pozostałe insygnia, pierścień i różdżkę w zamian za Draco. Jeśli nie zrobi tego co mu każe, to zabicie Draco będzie sposobem na stworzenie pierwszego horkruksa, a potem następnych jeśli jeden to będzie za mało. Przesunął dłońmi przez włosy, tak bardzo pragnął, żeby tu była Hermiona. Ona wiedziałaby co zrobić. Co by powiedziała? Co by mu doradziła?
Zmusił się, żeby zrobić głęboki wdech i zacząć myśleć logicznie. Oczywiście mógłby pójść do dyrektorki, ale nie chciał. McGonagall prawdopodobnie by mu nie uwierzyła, nie po tym jak Draco rzucił na nią Oblivate. Kolejny powód dla którego nie mógł do niej pójść. Gdyby wydało się, że ślizgon zrobił coś takiego, wylądowałby w Azkabanie, to było oczywiste.
Mógł porosić o pomoc Nevilla, Lunę lub Seamusa, ale natychmiast odepchnął od siebie tą myśl. Nie chciał narażać przyjaciół na śmierć, już nigdy więcej.
Mógł oddać insygnia, zakładając, że znajdzie pierścień i patrzeć jak wybucha kolejna wojna. To również nie było dobre rozwiązanie. Tym razem nie miał zabezpieczenia, nie był horkruksem, ani obiektem przepowiedni, był niemal dziewiętnastoletnim mężczyzną z niezłymi wynikami w Obronie przed Czarną Magią i zazwyczaj mającym wiele szczęścia. Czy to wystarczy?
Podejmując decyzję zerwał się, włożył najgrubszą i najciemniejszą pelerynę i wymknął się z budynku. Mając nadzieję, że nikt nie zobaczył go przez okno szedł przy ścianie czekając aż zapadnie ciemność. Czuł się dziwnie robiąc coś takiego w dzień, miał wrażenie, że ze złem należy zawsze walczyć nocą.
Taka tradycja.
Ale było coś czego potrzebował najbardziej. Chowając się między drzewami skierował się do bloku z białego marmuru, gdzie pochowano Dumbledora. Stał tam przez chwilę, myśląc jak straszne brakuje mu starego dyrektora, jak bardzo chciałby, żeby był przy nim. Wreszcie, kiedy emocje opadły, poprosił w myślach o wybaczenie i po raz drugi szepcząc zaklęcie lewitujące otworzył grobowiec. Wiedział czego ma się spodziewać. Raz już to zrobił, w środku nocy, kiedy wojna się skończyła, więc teraz starał się zrobić dokładnie tak samo.
Ciało Dumbledora było doskonale zachowane, dyrektor wyglądał jakby spał. Czarna różdżka leżała w jego dłoniach tam gdzie ją włożył. Delikatnie wyjął ją z zimnych palców.
- Przykro mi - wyszeptał.- Muszę to zrobić jeszcze raz. Ja ... - głos mu się załamał i poczuł łzy w oczach. - Proszę mi wybaczyć, panie Profesorze.
Cofnął się, schował różdżkę do kieszeni i własną zasunął kamień nad sarkofagiem, pozwalając Dumbledorowi odpoczywać w spokoju. Stał zamyślony przez dłuższą chwilę, a potem zdecydowanym ruchem ujął własną różdżkę.
Teraz czekała go walka.
Zamknął oczy psychicznie nastawiając się na pokonanie tej samej trasy w Zakazanym Lesie. Pamiętał, że wyrzucił pierścień tuż przed tym zanim wszedł do kryjówki akromantuli, gdzie czekał na niego Voldemort, więc postanowił właśnie tam jej szukać. W lesie panował śmiertelna cisza, nie śpiewał żaden ptak, nic nie szeleściło w zaroślach. Szedł spokojne, ostrożnie stawiając stopy, żeby żadna gałązka nie trzasnęła mu pod nogami. Trzymał się cienia zadowolony, że gęste korony drzew nie przepuszczają wiele światła, kiedy szedł z wycelowaną różdżką w stronę legowiska pająka.
Ogromny sękaty korzeń przywołał jakieś wspomnienie, więc przymknął oczy. Tak, szedł tędy. Tutaj zauważył śmierciożerców, którzy patrzyli jak podchodzi do Voldemorta spokojnie idąc na śmierć. Pierścień powinien być tutaj. Otworzył oczy i rozejrzał się, rozpoznał wiele korzeni, krzewów i starych pajęczyn zrobionych przez dzieci Aragoga, Teraz nie czuł nawet powiewu wiatru, powietrze było spokojne i ciepłe. W ten sposób nigdy nie znajdzie pierścienia nawet gdyby szukał go sto lat. To było bez sensu. I wtedy coś przyszło mu do głowy. Pierścień i różdżka były insygniami, które sprawiały, stali się rodzeństwem. Więc ... wyciągnął Czarną Różdżkę i szepnął - Accio Pierścień Wskrzeszenia.
Coś mocno uderzyło go w policzek, a potem z metalicznym stukotem upadło na gałąź u jego stóp. Stłumił jęk bólu i spojrzał w dół. U jego stóp leżał znajomy pierścień z pękniętym kamieniem. Podniósł go i z uśmiechem założył na palec.
- Tak – omal nie krzyknął, kiedy uświadomił sobie, że legowisko olbrzymich pająków może nie być tak puste jak sądził i opanował się zanim głos wydobył mu się z gardła.
Teraz dwa insygnia zostały połączone, trzeciw znajdowało się w rękach jego nowego wroga. Mógł wrócić do Hogwartu i pomyśleć o swoim następnym ruchu. Odwrócił się z zamiarem powrotu do szkoły, kiedy nagle z nikąd pojawiła się czerwona smuga światła, przeleciała tuż przy jego uchu i wybuchła na pniu drzewa rozpryskując się małymi kawałkami drewna. Harry natychmiast pochylił się i odwrócił szykując się do rzucenia zaklęcia. Podczołgał się do zwalonego drzewa i rozejrzał się nie widząc i nie słysząc niczego poza swoim przyspieszonym oddechem.
- Chodź tu Potter - odezwał się ktoś.- Jesteś otoczony przez moich zwolenników i nie możesz uciec. Wyjdź i daj mi to o co cię prosiłem.
Kolejna smuga światła obsypała Harrego kawałkami kory i liści. Cofnął się powoli rozglądając się czujnie. W zasięgu wzroku nie było nikogo. W lesie panowała cisza.
Kimkolwiek byli zwolennicy Hexama milczeli jak zaklęci albo to był blef. Harry zmarszczył brwi nadsłuchując uważnie. Cichy trzask gałązki zaalarmował go, że ktoś kogo nie widzi stoi po jego lewej stronie. Oczywiście, peleryna niewidka, pomyślał. Żałując, że Hermiona nie nauczyła go zaklęcia rozpraszającego ostrożnie przekradł się na przeciwną stronę pamiętając, żeby nie poruszyć żadnego krzaka ani gałązki. Kolejne zaklęcie pojawiło się z nikąd, ale Harry uśmiechnął się. Osoba kryjąca się pod peleryną nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Idiota. Powinien skradać się za Harrym i rozbroić go. To było to co sam zamierzał zrobić. Ruszył do przodu trzymając się krzaków po lewej stronie, aż dotarł do legowiska Aragoga.
Dogasające ognisko powiedziało mu, że to była kryjówka Hexama. Przykucnął za gigantycznym korzeniem i rozejrzał się uważnie, nie zobaczył nikogo. Hexam oczywiście był sam.
Następne co dostrzegł w blasku dogasających płomieni to jasne kosmyki włosów i z przerażeniem rozpoznał nagiego i zakrwawionego Draco Malfoya pokrytego przywiązanego za ramiona do dwóch sękatych pni.
- Draco ... – jęknął i wstał.
- Nie ruszaj się Potter - usłyszał za sobą niski, znienawidzony głos – Teraz powoli ... oddaj mi różdżkę.
ROZDZIAŁ 53
Harry uniósł rękę i powoli położył różdżkę na ziemi. Szelest szaty powiedział mu, że Hexam podniósł ją i zaraz potem poczuł ukłucie na środku pleców, teraz starał się nawet nie drgnąć.
- Masz różdżkę, więc oddaj mi książkę - powiedział cicho patrząc na nieprzytomnego i zakrwawionego Draco - Pozwól nam odejść.
Niski chichot za jego plecami brzmiał tak jak zapewne brzmiał śmiech każdego Mrocznego Pana.
- Sądzisz, że pozwolę wam odejść? Naprawdę jesteś tak głupi jak mówią i jeszcze bardziej naiwny. Zupełnie nie wiem jak ci się udało pokonać Voldemorta.
- Dlaczego to robisz? - Harry postanowił grać na zwłokę. Stał z opuszczonymi rękami i czekał na właściwy moment, żeby sięgnąć po swoją różdżkę.
Kolejny raz rozległ się śmiech. - Czekałem na mój czas. Stałem obok kręgu śmierciożerców i milczałem. Wykonywałem ich idiotyczne polecenia, wykonywałem swoją brudną robotę i nigdy nie usłyszałem jednego dobrego słowa. Czekałem w ukryciu, czekałem, aż nadejdzie odpowiednia pora, żeby pokazać wszystkim na co mnie stać. - Harry drgnął, kiedy tuż przy jego uchu rozległ się upiorny śmiech. - Z Czarną Różdżką nikt mnie nie powstrzyma. Incarcerus!
Harrego natychmiast owinęły grube liny. Stracił równowagę i przewrócił się. Starał się przesunąć, bo jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko dogasającego ogniska. Rozpaczliwie próbował przetoczyć się dalej, ale przyciśnięta do jego szyi stopa zatrzymała go na miejscu.
- Co się stało Potter? - powiedział Hexam. - Nie potrafisz znieść odrobiny bólu? Jesteś zupełnie taki sam jak twój chłopak też boi się byle czego.
- Ty draniu! - Harry zaczął walczyć. - Puść go! Draco! - żar stał niemal nie do zniesienia, Czuł jak zaczynają mu się palić włosy. Po drugiej stronie polany dostrzegł, że Draco powoli podnosi głowę, jego spojrzenie było zamglone, ale nie puste, więc nie był pod wpływem Imperio. Harry zaczął tracić przytomność, wiedział, że jego spojrzenie zaczyna być takie samo, za chwilę umrze. Stopa na szyi dusiła go powoli i pchała w stronę ognia. Czuł, że za chwilę zacznie się palić, nie potrafił się powstrzymać i zaczął krzyczeć, kiedy zobaczył płomienie tuż przed swoimi oczami. Znowu zaczął walczyć, starał sięgnąć po swoją różdżkę, która znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego związanych rąk.
- Przestań walczyć Potter. Jeśli dasz sobie spokój zrobię to elegancko i szybko. Możesz pomóc mi stworzyć pierwszego horkruksa. Mam Malfoya, ale on nie jest taki dobry jak ty. Jego tyłek nawet za bardzo nie krwawił po tym co mu zrobiłem. - Kolejny chichot. - Chociaż po tym co widziałem w Malfoy Manor, nie spodziewałem się, że będzie ciasny jak dziewica. Jeśli kogoś zaliczył po kolei dziesięciu śmierciożerców, raczej nie jest już prawiczkiem, w zasadzie to tylko brudna dziwka.
- Hexam, ty popieprzony draniu, puść go! - zaczął wrzeszczeć Harry. Teraz przestało mu zależeć na własnym życiu. Nie chciał, żeby znowu torturowano Draco, za wszelką senę chciał to powstrzymać. Chciał, żeby chłopak był bezpieczny. - Jeśli musisz zabij mnie, ale jemu pozwól odejść!
- Hexam? - but uniósł się na tyle, że Harry mógł odsunąć się od ognia. - Nadal myślisz, że jestem Hexamem? - obłąkańczy chichot przeszedł w głośny śmiech. - Jestem lepszy w wiązaniu umysłu niż przypuszczałem.
Harry nagle został odciągnięty od ognia, zrobił głęboki wdech świeżego powietrza, kiedy napastnik złapał go za to co pozostało z jego włosów i postawił na nogi. Teraz starał się uspokoić mając nadzieję, że ręce opadną mu na dół tak, że sięgnie głębiej. Różdżka znajdowała się o cal od jego palców. Wręcz czuł ją. To nie zajmie dużo ...
I wtedy różdżka zniknęła, wystrzeliła z jego kieszeni i przez lukę w linach poleciała na polanę. Znowu porażka. Ten trzymający go szaleniec najwyraźniej wyczuł magię i rozbroił go.
Wszystko stracone.
- To mnie męczy! - niewidzialna postać uniosła Czarną Różdżkę i skierowała ją w stronę twarzy Harrego. - Nie ma sensu bawić się dalej, mam to co chciałem. Czas na nieśmiertelność.
Harry zamknął oczy. Szczęście go opuściło. Przegrał.
- Avada ...
- ...KEDAVRA!
Otworzył oczy, trzymająca go za włosy dłoń nagle się rozluźniła, wiążące go liny zniknęły. Nieruchome stopy wystające spod peleryny powiedziały mu, że napastnik nie żyje zabity zaklęciem zabijającym wypowiedzianym za jego plecami. Odwrócił się gwałtownie szukając swojego wybawiciela i zobaczył Draco zwisającego na linie, do której miał przywiązany lewy nadgarstek i wyglądającego jakby miał zamiar zaraz zemdleć, ale w zakrwawionej prawej dłoni chłopak nadal mocno trzymał różdżkę Harrego.
ROZDZIAŁ 54
Harry wstał, nogi nadal miał zdrętwiałe od wiążących go lin. Wyciągnął Czarną Różdżkę z dłoni martwego napastnika, którego właśnie zabił Draco i pokuśtykał przez polanę tak szybko jak mógł. Draco przewrócił się na bok, więc opadł przed nim na kolana.
- Dobre wyczucie czasu - wyszeptał słabo.
Wyjął mu różdżkę z ręki i jednym zaklęciem usunął więzy łapiąc go w ramiona - Przykro mi - powiedział. - Draco ... tak mi przykro. Nie wiedziałem, gdzie byłeś... Myślałem...
Draco starał się roześmiać, ale zakrztusił się i zamiast tego zaczął kaszleć - Zabierz mnie stąd. Jeśli już mam umrzeć to chcę to zrobić w wygodnym łóżku, a nie nago legowisku pieprzonego pajęczaka.
- Nie umrzesz! - przerwał mu ostro Harry - Nie pozwolę ci umrzeć!
Chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się do niego. - I ... trzymaj się tego Potter - wyszeptał, potem głowa mu opadła i zwiotczał.
- Draco! Draco! - Harry przytulił do siebie ciało ślizgona. - Draco, nie waż się umierać! - płacząc zaczął go całować. - Draco ... o Boże ....obudź się. Kocham cię! Ne możesz mi tego zrobić... proszę ...
- Panie Potter, proponuję, żeby pan wstał i pozwolił mi zabrać go do szpitala - ktoś odezwał się tuż za jego plecami. Harry odwrócił się i omal nie upuścił Draco, za nim stał Hexam. Natychmiast uniósł różdżkę. - Nie podchodź bliżej! - warknął.
- Nie chcę cię skrzywdzić. - Hexam podniósł ręce i Harry zobaczył, że nic w nich nie trzyma. - Proszę, panie Po ... Harry. Pozwól mi pomóc.
- Myślę, że tak... - wyszeptał Harry nie dbając teraz czy Hexam jest po jego stronie czy nie.
Profesor ukląkł obok niego i położył dłoń na klatce piersiowej Draco, potem wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie jakiego nigdy nie używała pani Pomfrey. - Żyje, - powiedział w końcu - ale jest ciężko ranny i potrzebuje natychmiastowej pomocy.
- Zaniobrę go - powiedział Harry. Zdjął płaszcz, owinął nim Draco i wziął go na ręce. - Nie zostawię go. - Wstał uświadamiając sobie jak bardzo chłopak był lekki, sama skóra i kości.
- A ja załatwię to - stwierdził niepewnie profesor przestępując nad martwym ciałem. - Odsuń się - skierował różdżkę na ciało.
- Poczekaj, chcę wiedzieć kto to był. - Harry podszedł i nogą odsunął kaptur z twarzy, martwej twarzy z pustymi oczami. - O kurwa! - sapnął. - To Entwhistle Tubbs!. Myślałem, że to charłak.
Hexam parsknął ironicznie. - Równie dobrze mogło tak być -odparł - ale Czarna Różdżka jest wystarczająco silna, żeby dać nawet bardzo małej magii moc jakiej nie ma większość czarodziei.
-Więc .... gdybym tylko odwrócił się i rzucił najprostsze zaklęcie pokonałbym go?- zapytał z niedowierzaniem Harry.
Hexam uśmiechnął się. - Raczej tak - rzucił ciche zaklęcie i ciało stanęło w płomieniach. - Masz- podał Harremu mały klejnot.
- Co to jest?
- Świstoklik. Zabierze cię do skrzydła szpitalnego. Spotkamy się później.
Harry, nie bez powodu ostrożnie wziął go do ręki - spojrzał podejrzliwie na Hexama. Auror natychmiast ponownie uniósł ręce. - Przysięgam Harry. To tylko świstoklik, który zabierze cię do szpitala. Proszę, idź. Narcyza przerobi moje jądra na kolczyki jeśli coś się stanie Draco.
Harry zrobił głęboki wdech i aktywował zaklęcie, chwilę później stał na środku szpitalnej sali i wołał panią Pomfrey o pomoc.
* * *
Kilka godzin później po tym jak bezceremonialnie został wyrzucony z sali, nadal chodził tam i z powrotem pod zamkniętymi drzwiami marząc, żeby dowiedzieć się co się dzieje za nimi dzieje. Hexam pojawił się parę minut po nim i zniknął w środku. Od tego momentu Harry go nie widział. W końcu drzwi się otworzyły i auror wyszedł. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Harry stanął przed nim. Widząc jego minę i napięte ramiona skinął głową i chłopiec po raz pierwszy od wielu godzin zrelaksował się.
- Jak się czuje?
- Śpi. Chodź Harry, musimy porozmawiać. - Wziął go za ramię i zaprowadził do małego pokoju, potem wezwał skrzata i poprosił o herbatę i kanapki, a potem usiadł i pochylił się do przodu. Jego jasne, takie jak u ojca Draco oczy wpatrzone były w Harrego.
- Przykro mi, że nie było mnie tam, żeby wam pomóc- powiedział w końcu. - Tubbs mnie oszołomił, a potem uwięził w jakiejś komórce na bóg wie jeden jak długo. Sporo czasu zajęło mi, żeby się uwolnić i i was znaleźć.
- Wiedziałeś? - powiedział oskarżycielsko Harry. - Wiedziałeś, że to Tubbs?
- Podejrzewałem go o parę rzeczy, w tym o kradzież, ale ... o tym nie miałem pojęcia, Kiedy tylko usłyszałem, że jest charłakiem przestałem się nim przejmować, szczerze mówiąc on nie był moim problemem. Całkowicie poświęciłem się mojemu najważniejszemu zadaniu i to sprawiło, że przestałem zwracać uwagę na inne rzeczy.
- A co było twoim najważniejszym zadaniem? - zapytał zaskoczony Harry.
- Draco. Wiesz, że on jest na warunkowym zwolnieniu? Minister Shackelbolt nie do końca ufał Malfoyom i kazał mi mieć na niego oko.
Harry zerwał się akurat w chwili kiedy pojawił się skrzat niosący herbatą i kanapki. Stworzonko wrzasnęło, upuściło tacę i zniknęło trzęsąc się ze strachu.
- Cholera! - Hexam rzucił kilka zaklęć czyszczących. Czajniczek, filiżanki i talerze wyglądały jak nowe, ale herbata i kanapki były do niczego. - Wygląda na to, że jednak nie dostaniesz nic do jedzenia i picia- stwierdził. - No cóż, post jest podobno dobry dla duszy. O czym to ja mówiłem?
- O tym, że Shacklebolt nie ufa Draco. Poręczyłem za niego. Powiedziałem Kingsleyowi, że mi pomógł- Harry wręcz szalał.
- Wiem o tym, ale pomimo tego co zrobił w czasie wojny, nadal mu się nie ufa. Wizengamot jest zdania, że kto raz został śmierciożercą zawsze będzie śmierciożercą, to oszczędza im sporo czasu. Poza tym, mój szanowny brat przysiągł, że działał pod wpływem imperio i nigdy świadomie nie służył Voldemortowi. Wszyscy wiemy, że to okazało się nieprawdą czyż nie?
- Więc jesteś tutaj, żeby mieć oko na Draco .... tylko po co przeszukiwałeś nasze pokoje, zamawiałeś eliksiry u Slughorna i próbowałeś spotkać się z Draco nie wspominając już o tym, że chciałeś dostać się do mojej głowy. Wiesz, że cię podejrzewałem?
- Jestem tego świadomy, dyrektorka mi powiedziała, a tak na marginesie to było ładne Oblivate. Pięknie wykonane.
- To Draco - powiedział Harry i opadł na krzesło- A co z resztą?
- Dyrektorka powiedziała mi, że prościej poprosić nauczyciela o eliksiry niż kupować je w aptece. To całkowicie legalne, jako auror często ich używam. Wtedy byłem wściekły, bo wziął pieniądze i nic nie zrobił.
- A po co przeszukiwałeś mój pokój?
- Drugim moim zadaniem było znalezienie książki. Wiedziałem, że istnieje i jest tutaj. Pracowałem nad tym. Niestety zostawiłem na chwilę swoje notatki na biurku. Pewnie wtedy Tubbs dowiedział się o niej i doszedł do wniosku, że może to wykorzystać.
- Co robił w twoim gabinecie?
Hexam uśmiechnął się i Harry zrozumiał, że jeśli Lucjusz byłby sympatyczniejszym człowiekiem też miałby tak rozbrajający uśmiech, taki sam jak u jego syna. Zawsze żałował, że Draco uśmiechał się tak rzadko, a teraz pewnie będzie robił to jeszcze rzadziej.
- No cóż, powód dla którego wyszedłem z gabinetu w takim pośpiechu był bardzo prozaiczny. Od czasów wojny, kiedy w Hogwarcie wyrządzono tyle szkód zamek ... zachowuje się trochę dziwnie. Siedziałem przy biurku kiedy tuż za mną pojawiła się szczelina fantomowa. Nie wiem czy wiesz coś o nich, ale są one zabójcze dla magicznego rdzenia. Tubbs będąc charłakiem mógł sobie z nią poradzić. Wyszedłem i wysłałem go, żeby ją usunął.
- Czegoś nie rozumiem. Jeśli Tubbs był charłakiem to dlaczego mógł używać Czarnej Różdżki i dlaczego udało mu się związać umysł Draco?
- Harry, jak ci powiedziałem wcześniej miał wystarczająco dużo magii, żeby ogromnie się koncentrując i z dużym wysiłkiem uaktywnić ją. Kiedy uderzył mnie w głowę tak naprawdę zrobił to wielkim kawałkiem kryształu, tego samego kryształu dzięki któremu mógł skupić swoją magię. Żeby związać umysł Draco prawdopodobnie zwabił go do swojego biura pod jakimkolwiek pretekstem. Zwykła różdżka była dla niego za słaba, ale Czarna Różdżka, najpotężniejsza różdżka na świecie, potrzebuje tylko iskry magii. Wiesz czym jest różdżka dla czarodzieja i jaką pełni funkcję. Różdżka zwielokrotniłaby magię jaką miał Tubbs, kryształ nie był wystarczający. Nic dziwnego, że tak o nią zabiegał. Pierścień i peleryna były tylko dodatkowym bonusem. - Hexam uśmiechnął się i poklepał Harrego po ramieniu. - Oczywiście zdajesz sobie sprawę, co wynika z walki w lesie?
Harry z zaskoczeniem pokręcił głową.
- To oznacza, że kolejny raz Draco Malfoy został panem Czarnej Różdżki.
ROZDZIAŁ 55
Harry gapił się na Hexama z otwartymi ustami - Co? Jak to możliwe?
Hexam zachichotał. - Zastanów się.
Chłopak przyglądał mu się przez chwilę, a potem zaczął głośno myśleć. - Oddałem różdżkę Tubbsowi. Przypuszczam, że wtedy stał się panem i mojej i Czarnej Różdżki. Draco użył magii, przywołał moją różdżkę i ... och ... tak. Cholera! Czy to znaczy, że jest również panem mojej różdżki? - przycisnął ją do piersi mając nadzieję, że to nieprawda. Kochał swoją różdżkę i wiedział, że prawdopodobnie musiałby stoczyć z Draco poważny pojedynek, żeby ponownie odzyskać jej lojalność.
- Nie wiem. Ty mi powiedz- odpowiedział mu Hexam wciąż z tym samym uroczym uśmiechem. Szczerze mówiąc, ten człowiek powinien mieć wpisane w dokumentach „Posiadacz najbardziej czarującego uśmiechu na świecie". Lockhart przy nim mógł zostać tylko chłopcem na posyłki.
Harry nie wyczuwał nic obcego w trzymanej w dłoni różdżce, spojrzał na nią i pogłaskał. Uniósł ją leniwym ruchem i deszcz kolorowych iskier na sekundę rozświetlił cały pokój.
- Nie sądzę - powiedział, - ale dlaczego?
- Harry, myślę, że twoja różdżka jest w porządku. - Hexam poklepał go po ramieniu - Draco użył je w twojej obronie, więc ona nadal uznaje cię za swojego właściciela.
Drzwi otworzyły się i zajrzała przez nie pani Pomfrey - Pan Malfoy obudził sie, możesz z nim porozmawiać.
Harry zerwał się i poszedł za nią do szpitala. Odsunął zasłony wokół łóżka, a przerażony chłopak zakrył rękami posiniaczoną i pokaleczoną twarz.
- Draco ... - wyszeptał, biorąc go za rękę.
Opuchnięte powieki uniosły się lekko, wargi skrzywiły się w delikatnym półuśmiechu – Wygląda na to, że jednak nie umrę - wychrypiał.
- Uratowałeś mi życie.
- To dobrze, teraz jesteśmy kwita. - Draco zakaszlał. - Czy Hexam wyjaśnił czy wszystko?
- Tak. Przypuszczam, że zaklęcie wiążące umysł zniknęło?
- Tak, Tubbs zrobił - wyszeptał Draco - Jestem taki zmęczony ...
- Śpij. Teraz jesteś bezpieczny- Harry odsunął kosmyk włosów z oczu Draco.
- Zostaniesz?
- Postaram się, ale Pomfrey może mnie wyrzucić.
- Przeklnij ją - Draco uśmiechnął się ponownie, a potem zamknął oczy. - Harry usiadł na łóżku nadal trzymając go za rękę.
Pani Pomfrey podeszła do nich i zaczęła rzucać zaklęcia diagnostyczne
- Wyzdrowieje? -zapytał Harry, kiedy skończyła.
- Tak wszystko będzie w porządku- Pani Pomfrey rzuciła kolejne zaklęcie i siniaki wokół oczu Draco zmniejszyły się. - Ma naprawdę duże obrażenia, ale teraz jestem spokojna. - Rzuciła zaklęcie czyszczące na jasne włosy co sprawiło, że ślizgom natychmiast zaczął wyglądać lepiej.
- Co ten drań mu zrobił?
Pani Pomfrey patrzyła na niego z zaciśniętymi ustami - Nie jestem pewna czy powinnam ...- westchnęła. - To było straszne, panie Potter. Mogę uzdrowić jego ciało, ale nie jestem pewna jego stanu psychicznego. Mam zamiar uśpić go na dzień czy dwa, więc kiedy się obudzi będzie miał uzdrowione ciało. To trochę pomoże.
Harry skinął głowę i mocniej zacisnął dłoń na bezwładnej ręce - Mogę tu zostać?
- Przez jakiś czas tak. Jeśli chcesz zawołam cię, kiedy się obudzi, ale to nastąpi najwcześniej jutro.
- Chciałbym.
- Dyrektorka chce cię widzieć - dodała swoim normalnym tonem.- Przyjechała też pani Malfoy, myślę, że powinniśmy jej dać trochę prywatności, kiedy spotka się z synem.
- Wydawało mi się, że ma areszt domowy?
- Profesor Hexam pociągnął za parę sznurków. Przecież przede wszystkim jest aurorem. Przysiągł, że będzie miał na nią oko.
Harry wstał, pochylił się i delikatnie pocałował Draco w czoło. - Zawołaj mnie, kiedy się znowu obudzi - powiedział.
Wychodził ze szpitalika, kiedy wchodzili do niego pani Malfoy i Hexam.- Panie Potter - kobieta nieznacznie pochylił głowę. - Wydaje mi się, że powinnam podziękować panu za uratowanie życia Draco. - Wyciągnęła rękę i delikatnie uścisnęła dłoń Harrego.
- Niewiele zrobiłem, to on uratował mi życie.
- Niemniej jednak dziękuję za to co zrobiłeś. - Uśmiechnęła się ciepło. - O każdej porze będziesz zawsze mile widziany w moim domu. - Jeszcze raz pochyliła głowę w uprzejmym ukłonie i skierowała się do łóżka Draco. Hexam poszedł za nią trzymając w troskliwym geście dłoń na jej plecach. Harry patrząc na nich pomyślał, że być może Narcyza nie pozostanie już długo samotna.
Potem z opuszczoną głową ruszył w stronę biura profesor McGonagall.
* * *
- Ulżyło mi, kiedy dowiedziałam się, że pan Malfoy wyzdrowieje - powiedziała McGonagall popijając herbatę. - A ty czy jesteś ranny?
- Drobne zadrapania - odpowiedział Harry siadając na skraju krzesła i zastanawiając się, kiedy uderzy z "grubej rury". Musiała wiedzieć, że rzucono na nią Oblivate, Hexam wiedział. Zastanawiał się, jak ich ukarze, ale McGonagall nie wspomniała o tym. Wydawało się, że sądzi, że Tubbs oszalał i porwał Draco. Harry ostrożnie odpowiadał na jej pytania wiedząc, że Draco jest na warunkowym zwolnieniu. Gdyby wyszło na jaw, że rzucił Avadę i to nawet w obronie życia Harrego mógłby zostać wtrącony do Azkabanu i to bez procesu. Więc rozmawiał z nią ostrożniej niż z Hexamem dokładnie zastanawiając się co może jej powiedzieć. Kiedy skończył wydawało mu się, że Draco jest bezpieczny.
- A tak przy okazji panie Potter, myślę, że będzie ci miło usłyszeć, że pan Weasley odzyskał przytomność. Za parę dni wróci do szkoły.
Harry nagle poczuł wyrzuty sumienia. Po tym wszystkim co się stało prawie nie myślał o Ronie. Zastanawiał się czy Hermiona rozmawiała ze swoim chłopakiem, czy on pamięta co się stało i czy powinien dowiedzieć się o wszystkim.
Oczywiście, że tak. Zawsze tak było, niezależnie co myślał i robił. Nie potrafił mieć przed nimi tajemnic, przecież byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Proponuję, żebyś poszedł do łóżka panie Potter - odezwała się profesor McGonagall.- Wyglądasz na bardzo zmęczonego. Jeśli zajdzie taka potrzeba poproś profesora Slughorna o eliksir bezsennego snu.
Harry podziękował jej i udał się do dormitorium zadowolony, że jest na tyle późno, że nie spotka nikogo, kto by go o cokolwiek wypytywał. Rzeczywiście w Pokoju Wspólnym panowała cisza, ogień płonął na kominku, a skrzaty zdążyły już wszystko posprzątać. Zadowolony poszedł do sypialni, rozebrał się i wsunął pod koce. Zapadł w sen zanim zdążył zdjąć okulary.
ROZDZIAŁ 56
Chyba nikt nie wiedział co zdarzyło się wczoraj. Neville powitał go radośnie i zapytał czy wybiera się na śniadanie. Seamus żartował jak zwykle. W Wielkiej Sali nikt nie milkł na jego widok ani nie patrzył na niego z ciekawością. Była tylko jedna różnica, na swoim zwykłym miejscu, z nosem w książce siedziała Hermiona. Niezależnie czy chciała z nim rozmawiać czy nie, usiadł naprzeciwko i nałożył sobie jedzenie. Dziewczyna ignorowała go przez jakieś dwie minuty w czasie których żarłocznie pochłaniał śniadanie. W końcu opuściła książkę i przez następną minutę patrzyła na niego z obojętną miną.
- Co się z tobą dzieje?- zapytała w końcu.
- Za mną? - Harry przełknął kawałek boczku. - To ja powinienem zadać ci to pytanie.
Hermiona prychnęła i odłożyła książkę. - Wróciłeś o drugiej w nocy ...
- To nie ma znaczenia - odpowiedział wymijająco.
- Ale ...
- Dobrze, nie musisz przepraszać.
- Co? Masz na myśli, że ja mam ... Musisz wiedzieć, że to ty .... Nie mogę uwierzyć, że mogłeś coś takiego powiedzieć, że ... - Hermiona zaplątała się
Harry tylko się do niej uśmiechnął i włożył sobie do ust ogromną porcję kiełbasy i jajek do ust.
- Naprawdę Harry twoje maniery przy stole stają się co raz gorsze. Chyba zbyt wiele przebywasz z Ronem.
- Słyszałem, że mu się poprawiło- odpowiedział z jajkiem w ustach.
- Fuj! Zamknij buzię! Tak czuje się lepiej. Obudził się w nocy i jakby nic się nie stało zapytał o kolację. Wróci do szkoły jutro.
- Świetnie, a co z Ginny?
Hermiona potrząsnęła głową - Ona nie wróci.
- Co? Dlaczego nie? - Harry zapomniał o śniadaniu i zaczął się na nią gapić.
- Dostała propozycję pracy.
- Jakiej pracy?
- W drużynie quidditcha, ma być rezerwową w Harpiach.
- Co? - chłopak gapił się na nią głupkowato. - Rezerwowa? Jak ona to zrobiła?
- Naprawdę nie znam szczegółów. Wiesz ja i quidditch, nie bardzo mnie to obchodzi.
- Seamus wie? Nic mi nie mówił.
- Ofertę złożono dopiero wczoraj. Wiem, bo byłam u nich w domu, kiedy rozmawiali przez sieć fiu.
- Łał. Muszę jej wysłać sowę z gratulacjami.- Harry znowu zaczął jeść śniadanie.
Nastąpiła długa cisza, ale wiedział, że Hermionę korci, żeby o co zapytać. Ostatecznie napięcie stało się nie do wytrzymania.
- No i co? - wybuchnęła dziewczyna. - Czy coś się stało? Ukryłeś książkę? Znalazłeś coś? Masz jakiś pomysł gdzie może być Draco?
Harry od niechcenia wzruszył ramionami. - Wszystko załatwione - odpowiedział na tyle beztrosko jak mógł to zrobić z pomidorem w ustach.
Teraz na Hermionę przyszła kolej, żeby się na niego gapić.- Harry Jamesie Potterze, lepiej powiedz mi wszystko zanim zdecyduję się rzucić na ciebie zaklęcie upiorogacka, a jestem w tym tak dobra jak Ginny.
Harry westchnął, odsunął swoje śniadanie a potem po cichu wyjaśnił jej dokładnie wszystko co sie stało, puchnąc z dumy kiedy widział narastające na jej twarzy zdumienie.
- Wciąż nie wiem co pamięta McGonagall - powiedział. - Muszę porozmawiać z Hexamem i ... - zbyt późno sobie o tym przypomniał - i odzyskać moją pelerynę.
- A co z różdżką? Co zamierzasz z nią zrobić?
- To zależy od Draco.
- Dlaczego ... - Hermiona błyskawicznie zastanowiła się - O nie ... powiedz mi, że się mylę?
- Co się stało z twoją opinią o wspaniałym Draco Malfoyu? - zapytał.- O ile dobrze pamiętam to jest dokładnie to, za co mnie krytykowałaś.
- Hmm. Wydaje mi się, jakbyś nie potrzebował mojej opinii, pomimo wszystko ... że lubię Draco i podziwiam go za to co zrobił, nie jestem pewna, czy posiadanie przez niego Czarnej Różdżki byłoby dobrym pomysłem.
- On nie wie o tym. Mogę włożyć ją do grobowca i nigdy się nie dowie.
Hermiona potrząsnęła głową – Nie możesz tego zrobić Harry. To on musi podjąć decyzję.
- Więc miejmy nadzieję, że jego dni kiedy był dręczących wszystkich dupkiem już się skończyły. Już jest wystarczająco silny, a jeśli ją wykorzysta może stać się drugim Voldemortem.
- Tak jak Tubbs?
Harry roześmiał się. -Tubbs miał manię wielkości. Ta odrobina magii jaką posiadał nie zostałaby wzmocniona nawet przez moc Czarnej Różdżki. Nie miał żadnych zwolenników, chociaż usiłował mi to wmówić.
Hermiona zachichotała.
- Ale to co najbardziej mnie martwi ..- Harry ściszył głos i pochylił się - to to, że Draco użył niewybaczalnego. Jeśli to się wyda wyląduje w Azkabanie.
Hermiona zmarszczyła brwi i skinęła głową - Zaklęcie rzucono twoją różdżką, prawda? - Harry skinął głową - Więc musisz powiedzieć, że to ty zabiłeś Tubbsa. Hexam to potwierdzi. Wydaje się ... miły.
- Porozmawiam z nim - Harry wyprostował się. - Porozmawiam z nim i odwiedzę Draco przed lekcjami. Do zobaczenia na Zielarstwie. - Wstał zabierając swoją torbę i zostawiając Herminę pakującą książki.
* * *
Kiedy wszedł do szpitalika Draco jeszcze spał, ale nie był sam. Sidział przy nim czytający książę profesor Hexam.
- Witaj Harry – przywitał go z uśmiechem.
- Dzień dobry, panie Profesorze... um ... co pan tu robi?
Hexam posłał mu przeciągłe spojrzenie. - Obaj wiemy, że Draco musi zostać poinformowany o paru rzeczach i to natychmiast kiedy się obudzi. Najlepiej zanim ktokolwiek inny zapyta go o to co się stało.
Harry natychmiast zrozumiał, że Hexamowi zależy tylko na dobru Draco. Skinął głową i usiadł obok niego. – Właśnie o tym chciałbym porozmawiać. To z mojej różdżki padło zaklęcie zabijające. – powiedział ostrożnie.
- Więc nie mamy się czym martwić. Nie sądzę, żeby ego Draco było tak duże, że będzie mu brakowało odgrywania roli bohatera.
Harry pomyślał o tym co powiedziano mu o tym co Draco robił w czasie wojny. - Nie ,nie wydaje mi się.
- Tak więc to było ostanie zaklęcie. - To nie było pytanie.
Harry skinął głową - Ale są pewne eliksiry ... – powiedział cicho - i zaklęcia które trzeba koniecznie wykonać.
ROZDZIAŁ 57
- Więc, jak wiele usunąłeś z jego pamięci - syknął do Hexama, kiedy później tego samego dnia ćwiczyli zaklęcia.
Hexam wydawał się zaskoczony wściekłością w jego głosie. Przyglądał mu się przez chwilę a potem powiedział - Widzimy się po zajęciach panie Potter.
Kiedy lekcja się skończyła Harry wysłał Hermionę i Rona na obiad a potem pobiegł do gabinetu gdzie nauczyciel właśnie sprawdzał eseje.
- No i? -zażądał wyjaśnień.- Draco nic nie pamięta. Nie pamięta o Tubbsie, co jest dobre, ale nie pamięta i mnie, a to jest już złe!
- Harry nie wymazałem mu pamięci o Tubbsie. kazałem mu myśleć, że zemdlał tuż przed tym kiedy wezwał różdżkę. Nie zrobiłem nic więcej - odparł spokojnie nauczyciel.
- On nic nie pamięta! - Harry opadł na krzesło i załamał ręce - Myślałem, że ... Pomyślałem...
Hexam wstał i podszedł do niego, położył mu rękę na ramieniu i ścisnął delikatnie. - Przysięgam, że nie zrobiłem nic więcej niż to co powiedziałem. Jeśli chcesz złożę Wieczystą Przysięgę.
Harry spojrzał na nauczyciela Obrony i w jego oczach nie zobaczył nic oprócz uczciwości i troski. Westchnął i pokręcił głową - Więc dlaczego nic nie pamięta?
Hexam usiadł obok niego i delikatnie wziął go za ręce. - Musisz pamiętać, że był bity, głodzony, nadużywany i gwałcony ... takie rzeczy robią straszne spustoszenia w głowie. Istnieje możliwość, że zablokował te wspomnienia. Musisz uzbroić się w cierpliwość.
- Ale ...
- Bądź cierpliwy Harry. Nie zmuszaj go do niczego. On potrzebuje teraz przyjaciela. Bądź jego przyjacielem najlepiej jak tylko potrafisz. Może później jego pamięć powróci.
Harry skinął głową. Wiedział, że Hexam ma rację, ale szukał kogoś kogo mógłby obwiniać, wiedział cholernie dobrze, że Draco wiele wycierpiał, nie tylko przez Tubbsa, ale i przez wojnę.
- Ja ... - powiedział ze smutkiem - Ja go kocham.
Hexam skinął głową.- Wiem i rozumiem cię. Też przez całe lata kogoś kochałem i nie mogłem o tym ani powiedzieć, ani cokolwiek zrobić, ale teraz moja cierpliwość została wynagrodzona. Więc czekaj Harry, kiedyś wszystko się ułoży.
- Umówiłeś się na randkę z panią Malfoy? - zapytał przebiegle chłopak uśmiechając się niewinnie.
Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że na policzkach profesora pojawił się rumieniec. - Nie twój interes panie Potter- padła ostra odpowiedź, ale towarzyszył jej pełen rozbawienia uśmieszek.
- Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi - Harry wstał. - Ona na to zasługuje - uścisnął dłoń profesora. Teraz czuł się znacznie lepiej. Dziękuję panie profesorze i do zobaczenia.
* * *
Aurorzy nie pojawili się, minęło kilka dni i Hexam wezwał go, żeby poinformować, że dowody uznano za wystarczające i sprawę zamknięto. Harry odetchnął z ulgą. Nareszcie mógł odpocząć.
Ponownie odwiedził Draco w skrzydle szpitalnym, ale ślizgon był cichy, małomówny i jakby znowu sarkastyczny. Nie, on nigdy nie przestał być sarkastyczny, nawet wtedy kiedy jego stosunek do Harrego był cieplejszy.
Ale pomimo całego zamieszania, tajemnic i zakończenia semestru i chociaż to minęło nie zapomniał, że ich stosunki ociepliły się. Oczywiście Draco pocałował go raz czy dwa, wylądowali w łóżku, zaczęli się nawet traktować jak przyjaciele. Draco wiedział co Harry do niego czuje, ale odrzucił go. Harry pamiętał co wydarzyło się w magazynie obok biska quidditcha, kiedy Draco przy Hermionie zaprzeczył, że cokolwiek między nimi było.
Może oszukiwał sam siebie? Może powinien zapomnieć o Draco i poszukać kogoś kto by go polubił? Ale wtedy musiałby zapomnieć o łzach wypełniających szare oczy, miękkich blond włosach i jasnej skórze. Musiałby przestać marzyć o pełnych ustach i szczupłych palcach, które go dotykały i pieściły.
Może Anthony Goldstein był wolny?
Teraz było mu łatwiej, Hermiona powiedziała mu, że widziała jak pani Malfoy zabiera Draco ze szkoły. Rzut oka na puste łóżko i brak kufra potwierdził, że Draco wyjechał bez słowa pożegnania.
- Być może pojechał do domu na święta - powiedział Ron - Tylko trochę wcześniej.
Harry miał nadzieję, że tak było. Wiedział, że Draco potrzebuje więcej czasu, żeby przyjść do siebie, ale dręczące go wątpliwości nie zniknęły. Być może zdecydował się nie zdawać egzaminów i nie zostać nauczycielem. W pewnym sensie Harry nie winiłby go za to. Teraz Hogwart kojarzył mu się zapewne z najokropniejszymi wspomnieniami.
- Masz jakiś pomysł na święta? - zapytał Ron - Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany u nas w domu, chociaż ja i Hermiona ... wiesz, chcemy wyjechać na parę dni do Finlandii. Rozumiesz, potrzebujemy paru dni sam na sam.
Oczywiście Harry nie miał do nich żalu, wiedział, że szczególnie po tym co się wydarzyło musieli pobyć ze sobą.
Wzruszył ramionami. - To będzie trochę dziwnie wyglądało, jeśli pojadę do Nory kiedy ciebie tam nie będzie.
- Nie wygłupiaj się Harry! - niemal krzyknął Ron. - Nie mów czegoś takiego. Nie potrzebujesz zaproszenia. Teraz należysz do rodziny.
- Dzięki, Naprawdę to doceniam, powiedz mamie, że przyjadę.
- I będziesz miał dla siebie cały pokój - uśmiechnął się rudzielec. - Nie martw się, wrócimy z Mioną przed Nowym Rokiem, więc i tak spędzimy ze sobą trochę czasu.
* * *
W Norze nie panował taki chaos jak w trakcie innych Świąt Bożego Narodzenia. Nie było Rona i Hermiony, George był zajęty otwieraniem nowego sklepu, a Ginny pojechała gdzieś daleko z Harpiami. Byli tylko Bill z Fleur, Percy i Charlie. Harry docenił ten spokój. Miał czas na zastanowienie się i długie spacery. Poszedł nawet odwiedzić Lunę w jej na nowo odbudowanym domu.
Pod choinkę dostał od Molly sweter, tym razem zielonoczarny, pasujący do jego oczu jak powiedziała. Od Georga pudełko dowcipów Weasleyów i naszyjnik z pazurem smoka od Charliego. Percy kupił mu pióra i pergaminy, a Hermiona i Ron przysłali list zapowiadając, że przywiozą mu prezent z Finlandii. Byli w połowie wystawnego, pysznego obiadu kiedy w oknie pojawił się wielki puchacz. Molly zamruczała, że może być niebezpieczny, ale wpuściła go.
- Należy Malfoyów - stwierdził pan Weasley - Pamiętam go.
Harry też pamiętał. Odebrał paczkę z jego potężnych szponów, pogłaskał i podał mu sowi przysmak. Ptak połknął go natychmiast, odwrócił się i wzbił się w niebo.
- Dlaczego Malfoy przysłał ci sowę? - zapytał Bill.
- Nie mam pojęcia - odparł Harry, ale serce waliło mu jak szalone. Może jednak Draco o nim pamiętał? Szybko otworzył paczkę i ku swojemu zdumieniu znalazł w niej piękną szatę wykonaną ze wspaniałego materiału, który w zależności od oświetlenia wyglądał jak ciemnozielony lub ciemnoczerwony.
Molly dotknęła jej i wyszeptała – Jest taka piękna. Czy jest jakiś list?
Harry właśnie znalazł kopertę i otworzył ją starając się powstrzymać drżenie rąk. Nie rozpoznał charakteru pisma.
"Szanowny Panie Potter. Chciałabym zaprosić pana na herbatę w dniu 26 grudnia na godzinę szesnastą. Nie musi pan wysyłać potwierdzenia. Zmodyfikuję osłony, tak żeby mógł się pan teleportować na terenie posiadłości.
Z poważaniem.
Narcyza Malfoy.”
- Zaproszono mnie na herbatę - powiedział głucho.
- Pójdziesz?- zapytała pan Weasley.
- Oczywiście, że tak.
Molly zaczęła mruczeć pod nosem - Cóż jestem pewna, że to uprzejme, ale lepiej miej się na baczności.
Harry uśmiechnął się i pozwolił się jej przytulić. - Nic mi się nie stanie, Narcyza to dama idealna, kiedyś będziesz musiała spędzić z nią trochę czasu. Myślę, że wy dwie pasowałybyście do siebie.
- Nigdy! - wysyczała Molly, ale uśmiech na jej twarzy był cieplejszy niż oczekiwał. Westchnęła. - Może kiedyś, kiedy się lepiej urządzę zaproszę ją tutaj.
Harry roześmiał się - Pamiętaj, że obwiązuje ją areszt domowy.
- Tak, za bycie śmierciożercą - spojrzenie Molly natychmiast stwardniało. Najwyraźniej ogarnęły ją wspomnienia.
- Spokojnie Molly - pan Weasley wstał z krzesła. - Ona nigdy nie była śmierciożercą.
- Za to jej syn i mąż byli. To sprawia, że i ona jest winna.
- Pani Malfoy uratowała mi życie - przerwał jej stanowczo Harry.- Nie chcę słyszeć o niej ani jednego złego słowa.
Molly wydała z siebie krótkie „hmf” i machnęła różdżką, żeby zebrać talerze ze stołu. - Kto chce posłuchać Celestyny Warbeck? - zapytała głośno i włączyła radio.
Fleur jęknęła.
* * *
Później kiedy Harry poszedł do pokoju, przebrał się w piżamę i chciał pójść do łazienki rozległo się ciche pukanie i wszedł Charlie. - Mogę z tobą porozmawiać? - zapytał.
- Oczywiście - Charlie usiadł na krześle, a Harry zastanawiając się co się stało usiadł na łóżku i patrzył na niego wyczekująco.
- Rozmawiałem z Ronem i Hermioną - powiedział bez wstępu.
- O?
- Hermiona powiedziała mi co naprawdę się wydarzyło - powiedział cicho Weasley.- Powiedziała mi również o Draco Malfoyu i ... o tym co do niego czujesz.
Harry gapił się na niego.- Dlaczego to zrobiła?
Charlie uśmiechnął się - Być może dlatego, że jestem jedynym gejem któremu ufa.
- Acha – Harry mruknął głupkowato, a potem nagle przyszło mu do głowy, że Charlie staruje do niego. Otworzył usta, ale mężczyzna uniósł rękę.
- Nie lecę na ciebie Harry. Nie martw się. Nie jestem zainteresowany młodszymi od siebie, a poza tym to nie spodobałoby się Gregorowi. To mój partner i bardzo go kocham. Chciałbym ci tylko coś dać - wyciągnął rękę na której leżało.
- Co to jest?
- Otwórz.
Harry zrobił to. W środku był interesujący, owalny wisiorek wielkości i grubości galeona. Kiedy padło na niego światło zalśnił na zielono i niebiesko, a potem rozbłysł wszystkimi kolorami tęczy. Zawieszony był na delikatnym zielonym łańcuszku. Harry podziwiał go przez chwilę.
- To jest piękne. Co to takiego?
- Łuska smoka. Są rzadkie, zwłaszcza tej wielkości. Jak wiesz kiedy smok umiera jego skóra przybiera paskudny brązowy kolor. Aby uzyskać taką łuskę, która zachowuje kolory trzeba dostać ją od żywego smoka i jak sam wiesz to nie jest proste zadanie.
- Zerwałeś łuskę żywemu smokowi?
Charlie uśmiechnął się - Nie zabrałem. Tak jak pióra feniksa są rzadkie, bardzo piękne i jeszcze piękniejsze kiedy smok odda je dobrowolnie komuś komu ufa. Tą łuskę dał mi Norberta.
- To oszałamiające. - Harry włożył połyskujący wisiorek do pudełka. - Dzięki, że mi go pokazałeś - podał pudełko Charliemu.
- To dla ciebie.
- Ale ... ja nie mogę tego wziąć.
- Weź to Harry i daj Draco.
- Ale ...
- Nie powiem ci nic więcej - Charlie wstał. - Proponuję pani Malfoy kupić kolczyki. - powiedział z uśmiechem i zamknął za sobą drzwi zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć.
ROZDZIAŁ 58
Harry nerwowo poprawił szaty, dotknął prezentów, a potem nacisnął złoty dzwonek na imponujących dębowych drzwiach. Drzwi natychmiast się otworzyły, ale nie było za nimi nikogo. Zawahał się nie wiedząc co ma zrobić, kiedy w okolicy jego kolan rozległ się piskliwy głosik, spojrzał w dół i zobaczył maleńkiego skrzata, który niecierpliwie przestępując z nogi na nogę odezwał się do niego.
- Pan Potter?
- Um ... tak.
- Proszę wejść. Pani cię oczekuje.
Skrzat zaprowadził go do salonu, w którym Harry był poprzednio. Narcyza Malfoy ubrana w piękne szaty w kremowym kolorze natychmiast wstała i uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Harry, miło cię znowu widzieć. Dziękuję, że przyszedłeś. – Pochyliła się i pocałowała go w policzek. - Ta szata wygląda na tobie oszałamiająco.
- Jest niesamowita pani Malfoy. Bardzo dziękuję. Są idealnie dopasowane.
- Proszę mów do mnie Narcyzo. Postąpiłam nieelegancko i nakłoniłam panią Malkin do wyjawienia mi twoich wymiarów. O jest i Ramon - drzwi otworzyły się, wszedł profesor i na powitanie pocałował ją w policzek.
- Dzień dobry Narcyzo. Cześć Harry. - Hexam wyglądał bardzo szykownie w niebieskich szatach, Harry poczuł zadowolenie, że włożył nowe ubranie, zaczął podejrzewać, że otrzymał je właśnie na tą wizytę.
- Proszę usiądź Harry, za chwilę podamy herbatę. - Narcyza z wdziękiem usiadła na sofie a profesor szybko zajął miejsce obok niej.
- Mam da pani... - zająknął się Harry- dla ciebie prezent. Mam nadzieję, że ci się spodoba - podał jej małe pudełeczko.
- Dziękuję Harry, to bardzo miłe. - Narcyza natychmiast otworzyła pudełko i wyjęła kolczyki z opalami.- Och, są naprawdę piękne. Dziękuję.
Harry został obdarzony kolejnym pocałunkiem, a potem pani Malfoy wyszła, żeby, jak stwierdziła, założyć je zamiast własnych, wulgarnych. Harry i Hexam zostali sami.
- Czy Draco jest w domu? - zapytał.
Hexam skinął głową. – Tak. W końcu wyszedł z łóżka, chociaż nadal trzyma się na uboczu. Nie widziałem go od dnia, kiedy opuścił szkołę.
Rozczarowany Harry westchnął cicho.- Przyniosłem mu prezent i ... różdżkę.
- Wiesz, sądzę, że Narcyza poszła, żeby wywabić go z pokoju. Kolczyki to była tylko wymówka - z uśmiechem stwierdził profesor.
Harry prychnął.- Jakoś nie sądzę, żeby się jej udało.
Hexam śmiejąc się poklepał go po plecach - Nie martw się Harry. Narcyza wygląda na miękką i słabą, ale jeśli chodzi o Draco jest nieugięta.
Kiedy tylko to powiedział drzwi otworzyły się i kobieta wróciła. Harry przyjrzał się jej uważnie i stwierdził, że Hexam miał rację. Miała lekko zwężone oczy wskazujące, że była zirytowana, ale na ich widok natychmiast się uśmiechnęła .
- I co sądzicie? - spytała odwracając głowę tak, żeby mogli zobaczyć kolczyki.
- Cudownie Narcyzo- powiedział Hexam,- ale ty nawet nosząc stary worek wyglądałabyś pięknie.
- Jesteś niepoprawnym pochlebcą - odparła siadając. - Draco będzie za chwilę. - Klasnęła w dłonie i pojawiły się dwa skrzaty z porcelanową zastawą i paterami z ciastem i kanapkami. Zostawiły wszystko i zniknęły z cichym "pop".
Hexam natychmiast zajął się nalewaniem herbaty, po chwili Harry siedział na brzegu krzesła z pełnym talerzykiem i filiżanką na kolanach. Omal jej nie upuścił kiedy wszedł Draco. Zamiast włożyć oficjalną szatę czego spodziewał się Harry był ubrany w dopasowane czarne spodnie i rozpiętą pod szyją luźną, białą jedwabną koszulę Nie zaczesał do tyłu włosów więc grzywka opadała mu na oczy. Nigdy nie widział go tak nieformalnie ubranego, ale bardzo mu się to spodobało.
Chłopak zatrzymał się przy drzwiach i oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia, kiedy zauważył Harrego. - Co on tu robi - zapytał z rozdrażnieniem w głosie.
- Jest moim gościem - powiedziała cicho Narcyza. - Usiądź i wypij herbatę. - Chociaż jej głos brzmiał miękko Harry nie miał wątpliwości, że jeśli Draco odmówi, matka zamieni jego życie w piekło.
I rzeczywiście, Draco chyba też doszedł do takiego wniosku, bo usiadł, nalał sobie herbaty i wziął dwie kanapki unikając słodkich i lepiących się ciastek. Kiedy Narcyza i Hexam rozmawiali Harry pogryzał ciasteczka a Draco szybko zjadł swoje kanapki. Wydawało się, że żaden z nich nie ma ochoty włączyć się do rozmowy pomimo wysiłków wkładanych przez panią domu. W końcu Draco odstawił pusty talerz. - Dziękuję matko - powiedział oficjalnie. - Czy mogę wrócić do siebie?
Narcyza spojrzała na niego bezradnie. Harry wiedział, że nie może mu odmówić jeśli poprosił grzecznie, byłoby nietaktem odpowiedzieć mu nie.
- Oczywiście - powiedziała w końcu.
Draco odwrócił się w stronę drzwi.
- Um ... Draco ... - Harry zaczerwienił się - Ja ... um ...mam dla ciebie prezent.
Chłopak ze zdziwieniem uniósł rwi.
Nieoczekiwanie Narcyza wtrąciła się - Dlaczego nie zabierzesz Harrego do swojego pokoju? Przecież też masz dla niego prezent.
Draco zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.- Oczywiście matko - skinął głową. - Chodź Potter.
* * *
Harry rozejrzał się po pokoju, do którego został wprowadzony. Prawdopodobnie to był osobisty salon Draco, bo nie było w nim ani łóżka ani szafy ani czegokolwiek co wskazywało, że tu sypiał. Zielone, niebieskie i czarne meble wyglądały na miękkie i wygodne. Na biurku piętrzyły się książki i pergaminy, było tam radio i gramofon, stało kilka małych stolików i jeden większy. Całą jedną ścianę zajmowała biblioteczka, na innej wisiał gobelin przedstawiający białe pawie. To był pokój nastolatka, który stawał się mężczyzną. Draco rzucił się na dużą kanapę i oparł nogi na fotelu. Harry przysunął sobie krzesło i nie czując się komfortowo usiadł na jego brzegu. Siedzieli przez minutę czy dwie. Napięcie między nimi narastało jak naciągnięta guma.
- Ja ... um ... mam ... - Harry podał Draco małą ozdobną torebkę, w której przyniósł prezenty.
- Och ... - Draco przyjął prezent i rozejrzał się- Ja też ...mam....
Harry nie był pewien czego szuka ślizgon, aż chłopak z okrzykiem triumfu wstał, podszedł do biurka i podniósł czerwono złote pudełko. Harry mógł przysiąc, że nie było go tam wcześniej - Masz.
Harry posłusznie rozpakował prezent i zobaczył zestaw piłek treningowych do quidditcha, każdą z monogramem HP.
- Łał! Dzięki! Są świetne - powiedział. - Musiały kosztować fortunę.
- Draco wzruszył ramionami. – Drobiazg - powiedział z roztargnieniem jednocześnie rozpakowując prezent od Harrego. W końcu otworzył pudełko i zaczął wpatrywać się w wisiorek z łuski smoka, uniósł go i trzymają za łańcuszek starał się odbić w nim światło.
- To smocza ... - zaczął Harry pewny, że Draco zastanawia się co do cholery mu dał.
- Wiem co to jest Potter - przerwał mu sucho chłopak, rozpiął łańcuszek i zapiął go na szyi, teraz na jego jasnej skórze wisiorek zaczął błyszczeć jeszcze intensywniej. - Dziękuję. Przyjmuję ten prezent - powiedział dziwnie formalnym tonem. W końcu ich spojrzenia skrzyżowały się, ale Harry jak zwykle nie potrafił niczego wyczytać z lodowatej głębi.
- Jak się czujesz Draco? - zapytał cicho. - Czy jesteś ...
Skurcz bólu na twarzy chłopaka powiedział mu, że to nie był przyjemny temat, więc zamilkł i sięgnął do kieszeni szaty.
- Proszę.
- Co to jest? - zapytał ze zdziwieniem Draco, kiedy Harry podał mu Czarną Różdżkę.
- Jest twoja. Zdobyłeś ją.
- Czy to nie jest ...- padło ciche pytanie.
- Tak, to Czarna Różdżka.
- Ale ...
- Teraz mogę ci powiedzieć, bo aurorzy zamknęli sprawę - powiedział Harry. - Uratowałeś mi życie, przywołałeś moją różdżkę i zabiłeś Tubbsa. Miał tą więc jest twoja – potrząsnął nią lekko nakłaniając Draco do jej przyjęcia. Weź ją szybko zanim ją ponownie stracisz - uśmiechnął się.
Draco wyrwał mu różdżkę. - To ... Czarna Różdżka ... - wyszeptał z czcią. - Jest moja? Zdobyłem ją? Nic nie pamiętam.
- Hexam musiał rzucić na ciebie Oblivate, żeby oszukać aurorów - wyjaśnił Harry. - Gdyby dowiedzieli się, że rzuciłeś Avadę ...
Draco skinął głową i machnął różdżką. Kolorowe iskry wystrzelił aż do sufitu a potem opadły wokół nich zamieniając się w srebrne gwiazdy. - Nie mogę w to uwierzyć. - powiedział. - Naprawdę uratowałem ci życie?
Harry skinął głową.
Draco położył różdżkę na stoliku obok kanapy. - Dziękuję za to – dotknął smoczej łuski. - To ... cenny dar...
Harry skinął głową i wstał. – Chyba pójdę już do Nory - powiedział. - Oddałem ci to co miałem ci dać i sądzę, że twoja mama chciałaby zostać sama z profesorem Hexamem, więc ... - wyciągnął rękę - Miło było cię znowu zobaczyć Draco. Cieszę się, że czujesz się lepiej.
Draco przez chwilę patrzył na jego dłoń a potem spojrzał mu w oczy - Przyjaźń?
Harry przygryzł wargę, a potem skinął głową, chciał powiedzieć, że coś więcej, ale przecież Draco go nie chciał, więc jedyne co mógł zrobić to milczeć i wrócić do swojego życia i marzeń.
Draco zmarszczy brwi. – Naprawdę chcesz, żebyśmy byli tylko przyjaciółmi?
- Ja ... ja myślałem... że...
- Dajesz mi to i oferujesz tylko dłoń? - Draco ze złością szarpnął wisiorek. - Wiesz co to jest?
- Smocza łuska. Są rzadkie, ale na pewno ...
- Merlinie chroń mnie od idiotów. - Draco przewrócił oczami. - To dar dla kogoś kogo się chce mieć za kochanka. Im jasniejsze kolory tym głębsze uczucia, a jeśli obdarowany przyjmie go i kolory nie zblakną to znaczy ...
- Kogo się chce za kochanka?-Harry przełknął ślinę - Co to ...
Draco przyjrzał mu się.- Kupiłeś to nie mając pieprzonego pojęcia co to jest i jak działa? Zobaczyłeś na wystawie i pomyślałeś "o jakie ładne, kupię to Draco, żeby mu podziękować za uratowanie życia"- skrzywił się, zerwał łańcuszek i rzucił go Harremu. - Odpieprz się!- warknął i ruszył w stronę gobelinu, który ku zaskoczeniu Harrego odsunął się. To zapewne były drzwi prowadzące do sypialni.
Harry podniósł wisiorek, kolory były jasne, ale migotały słabiej.
- Draco! - podszedł do gobelinu i spróbował go otworzyć, ale on ani nie drgnął.- Draco! Nie wiedziałem. Proszę, wyjdź i porozmawiaj ze mną. - Oparł się o gobelin, teraz miał ochotę wysadzić cała ścianę. - Chciałbym żebyś był kimś więcej niż moim przyjacielem. Ja tylko ... Ja myślałem, że nie pamiętasz albo nie chcesz mnie po tym co się stało, Starałem się to zaakceptować, chciałem być z tobą na twoich warunkach, ale nie rozmawiałeś ze mną ani nie napisałeś więc myślałem, że nie jesteś mną zainteresowany. Powiedziałeś Hermionie, że między nami nic nie było i to mnie zabolał, ale sądzę, że po tym co przeszedłeś, nie mogę czuć do ciebie żalu. Ja tylko ... pomyślałem, że nie mogę cię kochać, po tym co przeze mnie zrobił ci Tubbs, co ty zrobiłeś, żeby mnie ocalić. Wtedy w szpitalu byłeś tak zimny i odległy ... pomyślałem, że mnie nie chcesz.
Zapadła głęboka cisza, gobelin nawet nie drgnął.
- Draco, nie wiedziałem co robi smocza łuska ani że jest przeznaczona dla kochanka, ale przysięgam, że miałem dobre intencje. Nie przyjmę go z powrotem nawet jeślibyś mnie zmuszał. Proszę wyjdź. Porozmawiaj ze mną, powiedz mi co czujesz. Ja nie mogę... nie rozumiem cię, a tak bardzo bym chciał. Chcę cię zrozumieć Draco. Proszę…
Opadł na kolana głaszcząc delikatnie wisiorek oczy piekły go od łez. Cholera. Kompletnie to spieprzył. Kurwa, powinien dowiedzieć się co znaczy ten wisiorek. Ale dlaczego Charlie mu nie powiedział? Boże jak często jego znajomi zapominali, że nie został wychowany przez czarodziei i nie wie o wielu różnych rzeczach.
Delikatny szelest wyrwał go z zmyślenia, podniósł głowę, Draco stał nad nim patrząc na niego.
- Nie rozumiem - powiedział – jak możesz czuć coś do takiej kurwy i mordercy jak ja?
Harry podniósł się – Draco, powiedziałem ci to wcześniej, nie słuchałeś mnie? Nie jesteś kurwą. Wszystko co się stało nie był twoją winą. Stałeś się ofiarą szaleńców. Nie jesteś mordercą. Tak, zabiłeś, ale z tego co wiem miałeś cholernie dobre powody. Nie zrobiłeś tego ze złości czy okrucieństwa, zrobiłeś to, żeby ratować życie. I, kurwa, Draco jesteś niesamowity. Przede wszystkim dlatego że pomagałeś innym. Ratowałeś dzieci przed tymi sadystami, ryzykowałeś własne życie i nawet nie przyznałeś się do tego. Nie oczekiwałeś słów uznania. Byłeś bity, torturowany, gw....nadużywany. Z większości ludzi pozostałyby po tym wraki śliniące się w szpitalu, ale ty pozostałeś sobą. Nie widzisz jaki jesteś niesamowity? - Harry sięgnął po rękę Draco. – Kocham cię i chcę być z tobą. Chcę cię zrozumieć. Pozwolisz mi na to?
Draco spojrzał na ich splecione dłonie. - Nie mogę ... Nie mogę ci obiecać. Po tym ... po tym co zrobił mi Tubbs.... nie jestem pewny czy mogę ...- wyjąkał a potem wybuchnął.- Nie możemy być kochankami! Jeszcze nie. To będzie wymagało czasu. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie ...
Harry uniósł różdżkę i wycelował ją w rozerwany łańcuszek - Reparo - powiedział cicho. Łańcuszek zespolił się. Zrobił krok do przodu i znowu założył go na szyję Draco, a potem bardzo delikatnie dotknął wargami jego ust starając się zawrzeć wszystko w tym jednym pocałunku. Draco przytulił się do niego, a potem odsunął drżąc.
- Cokolwiek zechcesz, kiedy będziesz gotowy- powiedział Harry głaszcząc go po policzku. - Jestem tutaj i nigdy nie odejdę chyba, że będziesz tego chciał.
Malfoy dotknął smoczej łuski i uśmiechnął się - Chcę żebyś został.
Harry rozłożył ręce. Po chwili Draco zrobił krok do przodu i stojąc sztywno pozwolił się objąć. Stali tak długo i Harry był szczęśliwy, że trzyma Draco w ramionach tuląc szczupłe ciało. Wiedział, że to będzie trudne. Wiedział, że na fizyczny związek będzie musiał długo poczekać, a być może nigdy do niego nie dojdzie, ale właśnie w tym momencie Draco przesunął się w jego objęciach i objął go w pasie i wtedy odzyskał nadzieję,
W tej chwili był tam gdzie chciał być i to było najważniejsze na świecie.
Koniec.
Sequel będący Epilogiem
Autor: Cello_ of _ doom
Do oryginału: http://cello-of-doom.livejournal.com/19809.html
Tłumaczenie: bubson64
Do tłumaczenia: : http://chomikuj.pl/bubson64
Pairing: Harry/Draco
Rating: PG.
Ostrzeżenie: bardzo puchate ;)
Migawki z ich miłości możecie znaleźć w soundtracku “In The Morning” Bee Gees.
http://www.youtube.com/watch?v=QcAxj-WGQEo
PORANKI MOJEJ MIŁOŚCI
Kiedy budzi się dzień słońce rozgrzewa rosę na trawie, ptaki śpiewają sennie rozpościerając swoje skrzydła do pierwszego lotu i wpatrując się w blaknący księżyc. Kiedy budzi się dzień wychodzę do ogrodu ubrany w cienki szlafrok rzucając zaklęcie rozgrzewające kiedy jest zbyt zimno. Nie wkładam butów, chcę czuć trawę pod stopami. Matka byłaby wściekła gdyby się o tym dowiedziała, ale mnie wcale to nie przeszkadza. To było coś co robiłem kiedy byłem małym chłopcem. Wykradałem się z domu zanim obudziły się skrzaty i śmiejąc się biegałem po łące, zanurzałem dłonie w stawie z rybkami, zrywałem irysy, narcyze i lilie i w altanie układałem z nich i pawich piór wspaniałe bukiety.
Lato było ciepłe i pachniało jak miód, jesień kolorowa o zapachu schnących liści, a zima zimna kojarząca się z aromatem płonącej sosnowej żywicy. Wtedy nawet deszcz i wiatr byli moimi przyjaciółmi. Wszystko było nowe, wszystko było moje i wtedy przez krótki czas czułem się wolny.
Kiedy dorosłem mój świat się powiększył, ale nawet wtedy potrafiłem pozwolić sobie na luksus uwolnienia się od etykiety i bycie dzieckiem. Smakowałem te chwile jeszcze bardziej gdy zacząłem chodzić do szkoły, bywać na oficjalnych przyjęciach i stałem się prawdziwym Malfoyem.
I wtedy zjawił się Czarny Pan, a ja siedziałem skulony w moim pokoju obawiając się podnieść głowę, żeby nie stało się coś strasznego. Często tak się działo, ale moje pokoje były moim azylem. Zaniedbany ogród odszedł w zapomnienie.
Dzisiaj, jak kiedyś, obudziłem się wcześniej. Byłem sam. Wstałem z łóżka ubrałem mój ulubiony, ciepły szlafrok i poszedłem do salonu. Okno na taras było lekko uchylone.
Wyszedłem na zimne, wiosenne powietrze. Moje delikatne stopy z trudem znosiły nierówność ścieżki. Zignorowałem dyskomfort, stąpałem na palcach aż dotarłem do trawy.
Był nad stawem, siedział na murku i wpatrywał się w wodę. Słońce świeciło jasno sprawiając, że jego skóra przybrała złocisty odcień, a włosy lśniły czerwonawym blaskiem. Udało mi się po cichu podejść do niego bardzo blisko zanim wyczuł moją obecność, uniósł głowę i uśmiechnął się sennie.
- Cudowny poranek - powiedział cicho jakby bał się obudzić kwiaty. Usiadłem obok, wyciągnąłem rękę i pozwoliłem, żeby ją objął. Nawet teraz, po upływie trzech miesięcy bycia razem dotykał mnie tylko wtedy, kiedy to ja zainicjowałem kontakt. Czuję się z nim coraz bardziej komfortowo. Być może kiedyś przyjdzie ten dzień kiedy będę mógł zostać jego kochankiem.
- Czy są tutaj ryby? - zapytał po dłuższej chwili niekrępującej ciszy.
W odpowiedzi włożyłem rękę do wody i po chwili z głębi wynurzył się ogromny, czarny karp. - To stara Żelazna Płetwa - wyjaśniłem, kiedy ryba dotykała moich palców. - Sądzę, że ma prawie tyle lat co ja.
Harry zanurzył dłoń w stawie i uśmiechnął się kiedy ryba delikatnie ugryzła go w palce, potem uniósł moją rękę i delikatnie pocałował mi palce. Jego usta były ciepłe i miękkie, zupełnie inne niż twardy pyszczek ryby. Zadrżałem.
- Co tu robisz? - zapytałem.
- Miałem zły sen, obudziłem się i kiedy tylko zaczęło świtać zdecydowałem się na spacer.
- Zły sen?
Harry pocałował mi dłoń i pozwolił mi ją odsunąć - Pierwszy raz od dawna. - Wiedział o moich problemach z koszmarami. Wiedział, że jego były inne i nie starał się ich porównywać. Wiedział też, że nie powinien o nie pytać, bo ja staram się o nich nie myśleć, a ja w zamian nie wypytywałem o jego. Rozumieliśmy się coraz lepiej.
Objąłem go w pasie i wtedy to on zadrżał. Pomimo świecącego słońca naprawdę było zimno. W stawie pływały jeszcze okruchy lodu.
- Przytul się, masz dreszcze - powiedziałem i przytuliłem go lekko.
Szliśmy razem po mokrej trawie. Krople rosy, na które padały promienie słońca odbijały światło i świeciły jak tęcze w zielonych oczach. Zatrzymałem się i odwróciłem do niego kiedy dotarliśmy do drzwi na tarasie. Harry oparł głowę na moim ramieniu, bo nawet teraz chociaż obaj byliśmy dorośli wstydził się reakcji własnego ciała.
Przytuliłem go, ciesząc się, że po raz pierwszy nie boję się bólu dotykając twardego, ciepłego i podnieconego ciała. Podniósł głowę przyjmując mój pocałunek, a potem odwrócił się i wszedł do domu. Wróciliśmy do sypialni, wytarliśmy stopy, a potem przytuleni leżeliśmy w łóżku.
Poranek to moja ulubiona pora dnia, a ten był najlepszy w moim życiu.
* * *
Nigdy wcześniej nie byłem nad morzem, nawet w czasie wakacji. Nasze domy na kontynencie znajdowały się w górach lub w lesie, tam gdzie trudno było dotrzeć mugolom. Nie przepadałem za wodą, więc kiedy Harry obudził mnie, rzucił mi kąpielówki i zaczął namawiać na poranną kąpiel zrobiłem wszystko, żeby wstawać jak najwolniej, a Harry z całym entuzjazmem szczeniaka ubrany w krótkie spodenki chwycił ręcznik i zniknął za drzwiami.
Mieszkaliśmy gdzieś w Kornwalii w domku przy plaży. Najwyraźniej był on własnością mugoli, ale w jego pobliżu nie było słychać głośnej muzyki ani nie byliśmy narażeni na wścibskie spojrzenia. Harry znalazł radio, włączył je i w tle rozbrzmiewała, obca mi delikatna mugolska melodia.
Westchnąłem, wstałem z łóżka i założyłem kąpielówki.
Przyjechaliśmy wieczorem dzień wcześniej, więc nie widziałem jak tu jest. Wyszedłem z domku, stanąłem na piasku i zrobiłem głęboki wdech. Powietrze było czyste i świeże. Stopy zapadły mi się w miękkim piasku, poruszałem nimi przez chwilę ciesząc się zabawnym uczuciem kiedy małe ziarenka łaskotały mnie w palce.
Było wcześnie, na niebie pozostał jeszcze promienny blask świtu. Róż, błękit i puszyste obłoki sprawiały, że morze miało głęboki, zielony kolor przypominający mi oczy Harrego. Mewy krążyły wokół mnie, fale z szumem rozbijały się o brzeg. Ruszyłem wzdłuż wydm rozglądając się po plaży.
Harry tam był, z mokrych włosów woda ściekała mu na twarz, krople mieniły mu się tęczą na ramionach. Siedział na piasku leniwie machając różdżką. Piasek u jego stóp układał się w piramidę.
- Budowałeś kiedyś zamek z piasku? - zapytał kiedy usiadłem obok niego.
- Nie.
Roześmiał się i dalej sypał piasek, który układał się w bezkształtny stos. - Jest za suchy - stwierdził w końcu. - Aguamenti.
Uśmiechnąłem się myśląc jaki jest dziecinny, kiedy tak siedzi na piasku z rozczochranymi włosami układając sterty, teraz mokrego piasku. To mogło przypominać wszystko, ale nie zamek. Musiałem mu udowodnić, że potrafię to zrobić lepiej.
Dołączyłem do niego tylko po to, żeby pokazać mu, że umiem. Powoli wsunąłem palce w mokry piasek, po co zabierać różdżkę na plażę? Pomyślałem zaklęcie i zacząłem budować.
Pracowaliśmy razem rozumiejąc się bez słów. Moja bezróżdżkowa magia i jego silne ręce. Ostatecznie wspólnie podejmując decyzję skończyliśmy nasze dzieło. Usiedliśmy a on położył swoją lewą nogę na mojej prawej.
- To Hogwart - powiedział cicho.
Nasz zamek zaczął już wysychać i rozpadać się w miejscach zbudowanych przez Harrego. Moja część powstała dzięki magii, ale stworzyliśmy go razem. Wieżyczki i wieże, zarysy okien i drzwi, stanął majestatyczny i piękny na naszej plaży.
Wstałem i w przypływie niepohamowanej, dzikiej rozkoszy kopnąłem go. Rozpadł się i po chwili zamienił się w piaszczystą stertę.
- Ty draniu! - roześmiał się - Ukarzę cię za to.
Gonił mnie aż do oceanu, wepchnął do wody, w której pływaliśmy pryskając na siebie wodą, śmiejąc się i bawiąc jak dzieci.
Później wróciliśmy do domu. Zrobił tłuste, słone przesiąknięte keczupem tosty z boczkiem. I ubolewał, że ma słone włosy. Śpiewał i tańczył do melodii granej w radiu. Dołączyłem się do niego przy prostym refrenie, a potem poszliśmy do łóżka obejmując się i całując delikatnie.
To było wszystko co byłem w stanie zrobić, ale to było piękne, to było doskonałe,
Pranek to moja ulubiona pora dnia, ale ten był najpiękniejszy w moim życiu.
* * *
- Obudź się.
Otworzyłem oczy i w ciemności dostrzegłem zarys jego ciała.
Położył zimny palec na moich ustach zanim zdążyłem zapytać dlaczego budzi mnie o tak nieludzkiej porze. Więc tylko odsunąłem mu rękę, akceptując jego specyficzne małe dziwactwa, wstałem i ziewając zacząłem przecierać zaspane oczy.
Kiedy ubraliśmy sie ciepło, bez słowa poprowadził mnie do szopki w ogrodzie gdzie przechowywałem moją kolekcję mioteł. Zabrał tylko swoją własną i skinieniem głowy zaprosił mnie, żebym usiadł za nim.
Było ciemno. Wiał lekki wiatr i panowała cisza. Nawet ptaki jeszcze spały. Chciałem go zapytać dlaczego wyciągnął mnie z miłego, ciepłego łóżka o tej nieludzkiej godzinie, ale uciszył mnie jednym spojrzeniem. Przylgnąłem do jego pleców obejmując go w pasie i opierając wygodnie głowę na jego ramieniu. Poszybowaliśmy do góry. Pod nami wszystko tonęło w ciemności. Tu na równinach Salisbury nigdzie nie widać było świateł, nie widać było nawet pojazdów wojskowych. Słyszałem je czasami wtedy kiedy zbliżały się do dworu w trakcie nocnych ćwiczeń. Wiedziałem, że to "armia", ale musiałem jeszcze zobaczyć te mugolskie maszyny, które mogą spowodować tak wiele strasznych zniszczeń. Mugole byli mistrzami destrukcji.
Nadal wzbijaliśmy się w górę coraz wyżej i wyżej, aż mój nos zamarzł, a oczy zaczęły łzawić pomimo, że przyciskałem policzek do ciepłego ciała. Nade mną płynęły delikatne chmury popychane przez wiatr. Na wschodzie niebo zaczęło jaśnieć, czerń zmieniała się w fiolet poprzecinany pomarańczowymi smugami budzącego się słońca.
W końcu zaczęliśmy się obniżać i zbliżać do ziemi. Przed nami dostrzegłem Stonehenge mniejsze niż się spodziewałem, ale nadal majestatyczne i samotne na wzgórzu. Nawet droga przecinająca równinę była pusta. Wydawało mi się, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie. Harry wylądował elegancko na największej parze dolmenów i zsiadł, szybko poszedłem za nim, usiedliśmy machając nogami dwadzieścia stóp nad ziemią, kamień ziębił nas w tyłki, a wiatr rozwiewał nam włosy.
- Spójrz- powiedział cicho, jego głos był najgłośniejszym dźwiękiem na świecie.
Popatrzyłem w górę. Gwiazdy blakły w różowym świetle. Jedna po drugiej znikały migając a my trzymając się za ręce siedzieliśmy aż została tylko Wenus.
- Gwiazda poranka...- wyszeptał mi do ucha. Całował moją szyję i usta rozgrzewając ciepłem swoich warg moją lodowato zimną skórę.
Odwróciłem cię, żeby ogrzać swoje wargi.
- Kocham cię - powiedziałem i to był ten pierwszy raz.
Bez słowa przywołał miotłę. Usiedliśmy na niej i polecieliśmy do dworu, za nami wschodził słońce, za nami zaczynał się nowy dzień. Wślizgnęliśmy się do domu, przez balkonowe okno na tarasie i rozebraliśmy się.
Delikatnie położyłem go na łóżku. Ze spokojem przyglądał mi się kiedy zacząłem go dotykać. Głaskałem go ucząc się jego ciała, ucząc się kochać zapominając o moim bólu i przerażeniu. Leżał milcząc, pozwalając mi robić to co chciałem, nie zagrażając moim drżącym dłoniom.
To na razie musi wystarczyć, ale nasz czas nadejdzie, jest coraz bliżej. Ja zdrowiałem a on był cierpliwy.
W końcu objąłem go i położyłem mu głowę na piersi. Pocałował moje włosy.
- Jeszcze nie - wyszeptałem.
- Nie martw się - odpowiedział spokojnie - mamy wszystkie poranki naszego życia.
Zacząłem dryfować w sen, czułem ciepło i bliskość. Słońce wzeszło wyżej, zaczął budzić się dzień.
Poranek to moja ulubiona pora dnia, ale ten był najlepszy w moim życiu.