Grzegorz Kucharczyk Pierwszy Holocaust XX wieku

Grzegorz Kucharczyk


PIERWSZY HOLOCAUST

XX WIEKU


WARSZAWA

2004

Redakcja GRAŻYNA KURKOWSKA

Korekta

ER BOCIANOWSKI

Projekt okładki JAN ZIELIŃSKI

Skład i łamanie JAN ZIELIŃSKI

Specjalne podziękowania dla pana RUBENA JESAJANA, bez którego pomocy niniejsza książka nie mogłaby powstać.

ISBN 83-88747-65-7

Wydawca

Stowarzyszenie Kulturalne Fronda

ul. Marszałkowska 55/73

00-676 Warszawa

Druk

Apostolicum

05-091, Ząbki, ul. Wilcza 8


Wysłuchaj, o Panie, jęku, który wznosi się z tego miejsca, jęku zmarłych z otchłani Metz Yeghern, krzyku niewinnej krwi, która woła jak krew Abla, jak Rachel płacząca za swoimi dziećmi, których już nie ma.

Jan Paweł II w Muzeum Ludobójstwa Ormian w Erewanie, w dniu 26 września 2001 roku


Niewiedza o zaginionych Podważa realność świata


Wtrąca w piekło pozorów Diabelską sieć dialektyki Głoszącej, że nie ma różnicy Miedzy substancją a widmem.

Zbigniew Herbert Pan Cogito o potrzebie ścisłości

























WSTĘP


Ludobójstwo dokonane na ludności ormiańskiej przez władze tureckie w czasie I wojny światowej i tuż po jej zakończeniu było pierwszym ludobójstwem popełnionym w XX wieku - najokrutniejszym stuleciu w dziejach ludzkości. Według różnych szacunków, Turcy zamordowali wówczas od 600 tysięcy do półtora miliona Ormian, jeśli zaś uwzględnić ofiary masakr z lat 1895-1896 i 1909, liczba ta dochodzi do około dwóch milionów. Szczególne nasilenie akcji eksterminacyjnej miało miejsce w latach 1915-19161. Ślady tego ludobójstwa, napotykane przez Europejczyków odwiedzających Bliski Wschód jeszcze w kilkanaście lat po tragicznym dla narodu ormiańskiego roku 1915, były wystarczająco świeże, by wywrzeć na nich wstrząsające i niezatarte wrażenie. Tak było w przypadku Franza Werfla, późniejszego autora poruszającej powieści „Czterdzieści dni Musa Dagh”2, który odwiedził pewną syryjską tkalnię, gdzie pracowały ormiańskie dzieci - sieroty po ofiarach masowych morderstw. Podobnie stało się z Agathą Christie, towarzyszącą na początku lat 30. poprzedniego wieku swojemu mężowi w wyprawie archeologicznej do północnej Syrii. Poznała tam pewnego Ormianina, Aristide’a, który „łagodnym, pogodnym głosem opowiedział jej swoje dzieje. Dzieje chłopca, który w wieku siedmiu lat wraz ze swoją rodziną i innymi ormiańskimi rodzinami został wrzucony przez Turków do głębokiego dołu. Wylano na nich smołę i podpalono. Jego ojciec, matka, dwaj bracia i siostry spłonęli żywcem. Ale on był mały, znalazł się pod spodem i żył jeszcze, kiedy Turcy odeszli”3.

Mimo świadectw tak znakomitych pisarzy, ludobójstwo to wciąż pozostaje najmniej znanym w serii „ostatecznych rozwiązań” podejmowanych przez różne reżimy i XX-wieczne ideologie. Książka, którą oddajemy Czytelnikom do rąk, ma przynajmniej w drobnym stopniu wypełnić tę lukę, naszkicować tło ideologiczne i polityczne oraz kontekst międzynarodowy towarzyszący „likwi­dowaniu” problemu ormiańskiego w imperium ottomańskim w pierwszych latach ubiegłego wieku. Zajmiemy się również omówieniem ciągle toczącej się, a popieranej przez władze w Ankarze kampanii zakłamywania prawdy o tych wydarzeniach.

Monografia tego ludobójstwa jest tym bardziej potrzebna, że niewiedza o eksterminacji narodu ormiańskiego oraz brak potępienia autorów tej strasz­nej zbrodni przez ówczesną opinię międzynarodową nie tylko prowadziły do zapomnienia, ale wręcz zachęciły przyszłych ludobójców do podejmowania analogicznych przedsięwzięć.

22 sierpnia 1939 roku w Obersalzberg, na ostatniej odprawie najwyższe­go dowództwa Wehrmachtu przed rozpoczęciem „Fali Weiss”, czyli agresji na Polskę, Adolf Hitler nakazywał swoim generałom prowadzenie bezwzględnej, totalnej wojny. Nie tylko przeciw polskim żołnierzom, ale także przeciw kobie­tom, starcom i dzieciom. Po czym przywódca narodowych socjalistów dodawał tonem zachęty: „Któż jeszcze dziś pamięta o wyniszczeniu Ormian?”.

Dlatego tak istotne jest, abyśmy pamiętali o tych wydarzeniach. Należy się to ofiarom - w przeważającej części właśnie kobietom, starcom i dzieciom, któ­rych setki tysięcy ginęły w niewysłowionym udręczeniu na wyżynie wschodnioanatolijskiej i na pustyniach północnej Syrii. Masowe egzekucje tureckich żołnierzy ormiańskiej narodowości, ormiańskie rodziny wypędzane ze swoich domów i lokalnych ojczyzn, w których mieszkały od ponad tysiąca lat, ładowa­ne do bydlęcych wagonów lub maszerujące w kolumnach śmierci na miejsce kaźni - wszystkie te praktyki powtórzą i twórczo rozwiną ludobójcy z NKWD i Gestapo oraz pozostali autorzy XX-wiecznych czystek etnicznych.

Pamięć o tragedii narodu ormiańskiego powinna być pielęgnowana szcze­gólnie przez nas, Polaków. Nie tylko dlatego, że kwestia zbrodni popełnionej na Ormianach i bezkarności jej sprawców miała swój pośredni związek z po­czątkiem dramatu Polski w 1939 roku. Również dlatego, że przez kilka stuleci byli oni mieszkańcami i wiernie służyli dawnej Rzeczypospolitej, współtwo­rzyli polską historię i kulturę. Naród ten wydał wiele znakomitych i prominen­tnych postaci, ważnych szczególnie w trudnym okresie naszego dobijania się o niepodległość. Dość wspomnieć chociażby księdza Grzegorza Piramowicza - sekretarza Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, które z ramienia Komisji Edukacji Narodowej opracowywało pierwsze, nowoczesne polskie podręcz­niki, Dawida Abrahamowicza - wybitnego polityka galicyjskiego z II polowy XIX wieku, czy wreszcie arcybiskupa Józefa Teofila Teodorowicza - lwowskie­go metropolitę ormiańskokatolickiego, wspaniałego kaznodzieję i żarliwego polskiego patriotę.

Parę słów o źródłach historycznych, które posłużyły również do opra­cowania niniejszej książki. A jest ich, wbrew temu, co twierdzą niektórzy tureccy negacjoniści, całkiem sporo. Największą wartość mają wydawnictwa - w części wydane jeszcze przed 1918 rokiem - zawierające relacje naocznych świadków zbrodniczych akcji tureckiego rządu, czyli zagranicznych misjonarzy, nauczycieli, inżynierów, dziennikarzy, którzy wówczas przebywali na obszarze poddanym ludobójczej czystce etnicznej4. Należy podkreślić, że świadectwa te pochodzą zarówno od przedstawicieli państw z Turcją zaprzyjaźnionych, jak i tych, z którymi kraj ten pozostawał w latach I wojny światowej w zbrojnym konflikcie. Dużą wartość poznawczą mają także raporty dyplomatów oraz członków misji wojskowych, przebywających w Stambule w interesującym nas okresie5. Niebagatelne znaczenie posiadają też akta procesu wytoczone­go w 1919 roku w Stambule przywódcom młodotureckim przez nowy rząd powołany przez sułtana; niestety, dla większości oskarżonych był to proces zaoczny. Akta te zawierają zeznania tureckich urzędników i wojskowych, do­kumentujące cele i przebieg działań rozpoczętych w 1915 roku wobec ludności ormiańskiej. Z pewnością wiele cennych materiałów można by było odnaleźć w tureckich archiwach, gdyby dokumenty te nie były tak skrzętnie ukrywane przed historykami.

Dosyć obfita jest współczesna literatura dotycząca eksterminacji Ormian w Turcji. Począwszy od lat 60. i 70. w coraz szerszym zakresie jest ona dostępna zachodnim czytelnikom, zwłaszcza anglo- i francuskojęzycznym6. Co charak­terystyczne, historycy prowadzą coraz częściej studia komparatystyczne, kon­frontujące ludobójstwo, którego doświadczył naród ormiański, z podobnymi zjawiskami z następnych dziesięcioleci XX wieku7.

Dorobek polskiej historiografii jest pod tym względem dość skromny. Nie powstało, jak dotąd, całościowe omówienie tego zagadnienia, jeśli nie liczyć kilku artykułów prasowych i opracowań cząstkowych8.

Niniejsza książka jest podzielona na trzy części. W pierwszej z nich, po skrótowym naszkicowaniu historii Armenii, aż do początków panowania Osmanów, zajmiemy się zagadnieniem krwawego preludium do ludobójstwa, czyli masakrami Ormian, które miały miejsce pod koniec XIX wieku, oraz ewolucją podejścia mocarstw europejskich do kwestii prześladowania tej nacji w imperium osmańskim. Druga część poświęcona będzie omówieniu ideolo­gicznych korzeni młodotureckiego ludobójstwa. Znajdzie się w niej również opis rzezi z lat 1915-1916 wraz z analizą stosunku krajów europejskich do tych wydarzeń. Tutaj szczególnie interesujące będzie zbadanie zagadnienia współ-winy Niemiec - najważniejszego sojusznika wojskowego i gospodarczego, nieledwie protektora Turcji w latach I wojny światowej. Część trzecia będzie traktować o podejmowanych przez Turków po 1916 roku, kolejnych próbach „ostatecznego rozwiązania” kwestii ormiańskiej. W tym kontekście datą koń­cową jest rok 1923, kiedy to odbyła się w Lozannie konferencja pokojowa, ustanawiająca granice nowo powstałej Republiki Tureckiej oraz sankcjonująca desinteressement zachodnich przywódców nie tylko sprawą istnienia niepodległe­go państwa ormiańskiego, ale również kwestią ukarania winnych zbrodni prze­ciwko ormiańskiemu narodowi. W tej części zajmiemy się także organizowaną i wspieraną przez Ankarę kampanią negującą fakt ludobójstwa Ormian żyjących we wschodniej Anatolii - od wielu stuleci ich historycznej i jedynej ojczyzny.












CZĘŚĆ I


Ormianie w imperium osmańskim do rewolucji mtodotureckiej w 1908 roku

ARMENIA - PIERWSZE CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO


Historyczna Armenia to wyżyna między Kaukazem, Azją Mniejszą a Persją (obecny Iran). Początek kształtowania się na­rodu ormiańskiego wiąże się z upadkiem pod koniec VI wieku p.n.e. istniejącego na tym obszarze państwa Urartu, które właś­nie wtedy zostało zniszczone przez Medów. Na te tereny napły­nęły z północy plemiona indoeuropejskich Hajów i to właśnie ich członkowie, po wymieszaniu się z dawnymi mieszkańcami Urartu, dali początek protoplastom Ormian9.

Odrębna państwowość armeńska zaczęła tworzyć się w epoce hellenistycznej (wcześniej obszar jej podlegał władzy imperium perskiego, państwa Aleksandra Wielkiego i helleńskiej monarchii Seleucydów), a utrwaliła się dzięki ponad 600-letniemu panowa­niu - od końca II wieku p.n.e - dwóch dynastii: Artaszesydów i Arsacydów. Przez niemal 500 lat władcy z tych rodów potrafili zachować trwałość państwa armeńskiego, mimo ciągłych walk z imperium rzymskim - na zachodzie, oraz z państwem Partów - na wschodzie.

Wiek IV i V po Chrystusie to przełomowa epoka dla dziejów tego państwa i narodu. Otwiera się ona datą 301 roku, kiedy to władca Armenii, Tlrydates Ul - dotychczas zdecydowanie zwalczający chrześ­cijaństwo - przyjął tę religię dzięki misji św. Grzegorza Oświeciciela; według tradycji, jeszcze wcześniej próbowali ją zaszczepić na tych zie­miach dwaj apostołowie: św. Juda Tadeusz i św. Bartłomiej. Decyzja Tirydatesa III sprawiła, że Armenia stała się pierwszym w historii chrześcijańskim państwem. Przypomnijmy, że Francja, której przy­sługuje miano „pierworodnej córy Kościoła”, przyjęła chrzest katoli­cki niemal 200 lat później - w 496 roku10.

Okres po przyjęciu przez Armenię chrześcijaństwa, a zwłaszcza przełom IV i V wieku, to także czas dynamicznego rozwoju kultu­ry. Na początku V wieku ormiański duchowny, Mesrop Masztoc, opracował liczący 36 liter alfabet. Pierwsze słowa w nim zapi­sane brzmiały: „pojąć mądrość i radę, zgłębić prawdy rozumu”. V wiek przyniósł też wspaniały rozkwit języka ormiańskiego, który będzie odtąd przez wieki głównym obok Kościoła czyn­nikiem pozwalającym Ormianom zachować własną tożsamość. Rozwijało się piśmiennictwo, powstał ormiański przekład Biblii oraz tłumaczenia innych dzieł religijnych i filozoficznych, zwłaszcza z języka greckiego i syryjskiego11.

Jednak równolegle z rozwojem kultury następował proces rozpadu ormiańskiej państwowości. Pod koniec IV wieku kraj został podzielony pomiędzy cesarstwo bizantyjskie a Persję Sasanidów. W latach 640-650 doszło z kolei do podboju większości jego terytorium przez Arabów; we władaniu Bizancjum pozo­stała wtedy tylko tzw. Armenia Mała, położona na południowo-wschodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Pod koniec DC wieku znaczna część Armenii oderwała się od abbasydzkiego kalifatu w Bagdadzie i utworzyła odrębne królestwo pod władzą dyna­stii Bagratydów. Państwo to upadło w 1045 roku pod naporem, z jednej strony - Bizancjum, z drugiej strony - Turków seldżuckich, nowej siły wojskowej i politycznej na Bliskim Wschodzie.

Pod wpływem tych wydarzeń rozpoczął się wśród ludności or­miańskiej silny ruch migracyjny. Jednym z kierunków uchodźstwa były obszary Azji Mniejszej, pozostające pod władzą Bizancjum. Ormianie przenosili się także do Cylicji, gdzie w 1080 roku za­łożyli własne królestwo z dynastią Rubenidów; państwo to prze­trwało aż do końca XIV wieku, kiedy to ostatecznie padło pod ciosami egipskich Mameluków.

Druga fala migracji Ormian została wywołana najazdami na ich ojczyste tereny Mongołów (1235-1249), a następnie Turków osmańskich (początek XIV wieku). Osiedlają się wówczas na pół­nocnym wybrzeżu Morza Czarnego, m.in. na Krymie, a także na ziemiach ruskich, tzn. dawnej Rusi Halicko-Włodzimierskiej oraz Podolu i Pokuciu, które nieco później wejdą w skład Królestwa Polskiego, a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów12.



ORMIANIE W IMPERIUM OSMAŃSKIM

(DO DESTRUKCJI SYSTEMU MILLET)


W państwie stworzonym przez Turków osmańskich Ormianie podzielili los innych społeczności chrześcijańskich. Turcy tole­rowali co prawda praktykowanie przez nich ich religii, jednak w sensie publiczno-prawnym naród ten spotykał się z faktyczną dyskryminacją. Podobnie jak i innych chrześcijan mieszkających na terytorium Porty (np. Greków czy syryjskich nestorian), trak­towano Ormian jak obywateli drugiej kategorii13, a możliwość korzystania z pełni praw publicznych, czyli np. dostęp do wyż­szych urzędów państwowych lub stanowisk oficerskich w armii, mogło im gwarantować tylko przyjęcie islamu. Wynikało to z ca­łej tradycji tej religii, która zakazywała wyznawcom Chrystusa na podbitych ziemiach chrześcijańskich nie tylko noszenia takich samych szat, jak muzułmanie, ale nawet jeżdżenia konno - przywileju zastrzeżonego tylko dla mahometan14. Społeczność ormiańska była również dyskryminowana przez sądownictwo państwowe, kierujące się aż do połowy XTX wieku przepisami muzułmańskiego prawa religijnego - szarijatu.

Chrześcijanie w Turcji Osmańskiej byli też zależni od do­brej lub złej woli sułtana, który na bieżąco mógł zmieniać ich status publiczno-prawny. Należy pamiętać o tym, że był on nie tylko zwierzchnikiem świeckim, ale od początku XVI wieku łączył z tym również funkcje religijnego przywódcy wszystkich muzułmanów - kalifa. Sułtan-kalif, stojący na czele dar al-is-lam, miał więc niczym nieograniczone prawo ustalania modus vivendi z „niewiernymi” żyjącymi na władanym przez niego obszarze. Rząd sułtana-kalifa nie czynił zresztą nic więcej ponad to, co nakazuje Koran. Ten święty tekst muzułmanów mówi: „O, wy, którzy wierzycie! Nie bierzcie sobie za przyjaciół ży­dów i chrześcijan” (sura V,51), i dalej o „ludziach Księgi”, czyli Żydach i chrześcijanach: „[...] wielu z nich to ludzie bezbożni” (sura LVII,27). Inny fragment Koranu brzmi jeszcze dobitniej: „To nie wy ich zabijacie, lecz Bóg ich zabijał. To nie ty rzuciłeś, kiedy rzuciłeś, lecz to Bóg rzucił; aby doświadczyć wiernych do­świadczeniem pięknym” (sura VIII, 17)15.

Trzeba też podkreślić, że dyskryminacja chrześcijan w życiu publicznym w imperium ottomańskim nie była bynajmniej prze­jawem jakiejś szczególnej „tureckiej nietolerancji”. Znowu pły­nęła ona po prostu z przepisów Koranu. A fragment DC sury tej księgi, który brzmi: „Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w Dzień Ostatni, którzy nie zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy - spośród tych, którym została dana Księga - dopóki oni nie zapłacą daniny własną ręką i nie zostaną upokorzeni”, stał się uzasadnieniem dla istnienia całego systemu obciążeń ekonomicznych, dotykających przede wszystkim właśnie chrześcijan; nie będziemy w tym miejscu rozwijać wątku haniebnej „daniny krwi” - dewszirme, polegają­cej w pierwszym okresie istnienia Porty na przymusowej brance chrześcijańskich dzieci i przeznaczaniu ich do służby w korpusie janczarów.

Ormianie zobowiązani byli więc do uiszczania trybutów, któ­rymi nie była objęta ludność muzułmańska. Na przykład poda­tek pogłówny płacony przez wszystkich nie-muzułmanów płci męskiej między 15. a 65. rokiem życia, specjalne podatki umoż­liwiające zwolnienie ze służby wojskowej czy opłaty celne pra­wie o połowę wyższe dla „niewiernych” niż dla Turków. Do tego dochodził cały szereg podatków nadzwyczajnych, nakładanych przez miejscowe władze. Do najbardziej uciążliwych należał tzw. podatek gościnności, czyli przysługujące przedstawicielom tureckich władz prawo do korzystania bez żadnych ograniczeń z dóbr gospodarzy w ormiańskich domach przez trzy dni w roku. Podobną naturę miał również tzw. kishlak - przyznane Kurdom prawo do przebywania w ormiańskich domostwach na tzw. zi­mowych kwaterach, co w praktyce niejednokrotnie przeradzało się w półroczną, systematyczną grabież ormiańskiego mienia16.

Podatki często były przedmiotem dzierżawy, a naturalnym dążeniem dzierżawców była maksymalizacja zysków za pomocą wszelkich możliwych środków. Ponieważ zaś, w myśl zasad szari-jatu, zeznanie złożone przez chrześcijanina było bezwartościowe wobec przeczącego mu zeznania muzułmanina, ludność ormiań­ska raczej nie mogła znaleźć w tureckich sądach pomocy przeciw panoszącej się samowoli urzędników i poborców podatkowych. Statystycznemu ormiańskiemu rolnikowi po uiszczeniu wszyst­kich opłat nie pozostawało więcej niż jedna trzecia plonów17.

W XV i XVI wieku ukształtował się w Porcie wobec spo­łeczności nie-muzułmańskich - chrześcijan i Żydów - system rządzenia oparty o tzw. millet. Polegał on na wyposażeniu tych mniejszości w pewną dozę autonomii, oczywiście pod warun­kiem wypłacenia islamskiemu państwu tych wszystkich podat­ków i danin, które ciążyły na „niewiernych”.

Najistotniejszym wydarzeniem w procesie kształtowania się milletu ormiańskiego było utworzenie w 1461 roku w Stambule, na mocy decyzji sułtana Mehmeda II, ormiańskiego patriarcha­tu. Patriarcha miał być nie tylko zwierzchnikiem duchowym

Ormian znajdujących się pod władzą sułtana, ale równocześ­nie głową swego rodzaju ormiańskiego samorządu, działające­go najpierw w stolicy państwa, a później także na prowincji. Jego wybór musiał być każdorazowo zatwierdzany przez sułtana. To właśnie patriarcha wraz z reprezentantami możniejszych rodów ormiańskich sprawował nadzór i był odpowiedzialny przed wła­dzami tureckimi za funkcjonowanie tej administracyjnej autono­mii. Należy jednak podkreślić, że ta decyzja sułtana wprowadza­ła niemałe zamieszanie w życie ormiańskiej społeczności. Od IV wieku bowiem zdecydowana większość Ormian uznawała tra­dycyjne przywództwo katolikosa - zwierzchnika ormiańskiego Kościoła gregoriańskiego, rezydującego w Eczmiadzynie, ducho­wej stolicy Ormian, ustanowionej przez samego św. Grzegorza Oświeciciela. Miało to też swoje polityczne odniesienie, zwłasz­cza od początku XIX wieku, kiedy to Eczmiadzyn znalazł się pod władzą Rosji, mocarstwa uznawanego w Stambule za śmiertel­nego wroga Turcji.

W okresie od XVI do XVIII wieku, a więc w czasie, gdy pań­stwo tureckie było prawdziwą potęgą, społeczność ormiańska w stolicy Porty należała do najlepiej prosperujących i zyskała na­wet miano „najwierniejszego milletu”. Składała się przede wszyst­kim z kupców, lekarzy i rzemieślników. Przez jakiś czas to właś­nie Ormianom powierzano zarząd nad mennicą państwową, z ich usług korzystała także turecka dyplomacji18. W tym miejscu należy jednak poczynić pewne ważne rozróżnienie między sytuacją lud­ności ormiańskiej zamieszkującej Stambuł, a losem Ormian żyją­cych na prowincji, którzy stanowili przecież większość populacji. Ci ostatni byli w znacznie większym stopniu gnębieni samowolą lokalnych urzędników i napaściami ze strony Kurdów.

System oparty o millet krył też w sobie poważne niebezpie­czeństwa. Najważniejsze z nich wynikało z tego, że jego funkcjonowanie podlegało całkowitej kontroli ze strony sułtana. Przy utrzymujących się wśród Turków antychrześcijańskich nastro­jach, mających swoje źródło w Koranie, zależność ta mogła być - i jak zobaczymy później, była - łatwo przez niego instrumentalizowana, w celu wzmocnienia jego własnej, słabnącej pozycji. Działo się tak chociażby poprzez sugerowanie muzułmanom, że „niewdzięczność” i „spiski niewiernych” należy krwawo karać.

Dla dobrego funkcjonowania milletu konieczne było istnie­nie dwóch przesłanek: silnego państwa tureckiego oraz braku większych aspiracji politycznych wśród nie-muzułmańskich spo­łeczności. Już na początku XIX wieku stało się zupełnie jasne, że warunki te nie są do spełnienia. W tym czasie Turcja Osmańska za­częła być postrzegana jako „chory człowiek Europy”. Pierwszym poważnym sygnałem, świadczącym o postępującej dekompozy­cji imperium, była udana walka Greków o niepodległość (1822-1829) oraz wojna rosyjsko-turecka (1828-1829), w wyniku któ­rej do Rosji została przyłączona część historycznej Armenii, wraz z Erewanem. Rozpad państwa tureckiego był hamowany tylko przez brak zgody wśród europejskich mocarstw co do przyszłości Turcji. Wielka Brytania i Francja z nieufnością spoglądały na postę­pującą i realizowaną zwłaszcza za panowania cara Mikołaja I eks­pansję Rosji w kierunku Bałkanów i Bosforu.

Wynikiem tych rozbieżności i nabrzmiewającej „kwestii wschodniej” była wojna krymska (1853-1856) pomiędzy Wielką Brytanią, Francją, Piemontem i Turcją - z jednej strony, a Rosją - z drugiej. W zawartym 30 marca 1856 roku w Paryżu trakta­cie kończącym tę wojnę zwycięskie mocarstwa zachodnie za­bezpieczyły na ponad 20 lat terytorialną integralność Porty, ale jednocześnie w artykule 9. zobowiązały Stambuł do przeprowa­dzenia reform wewnętrznych. Reform, które choć zostały zadeklarowane już w 1839 roku, pozostawały nadal jedynie w sferze projektów. Turcja ponownie więc zobowiązywała się do zapew­nienia swoim mniejszościom wyznaniowym swobody kultu i wewnętrznej autonomii, gwarantowanych już przez system millet. Ponadto - było to novum - miała zapewnić wszystkim obywatelom jednakowy dostęp do urzędów, jednolite obciążenia podatkowe na rzecz państwa oraz równość wobec prawa, co wią­załoby się z koniecznością zerwania z prawem szarijatu.

Jednak i po podpisaniu traktatu zobowiązania te nadal po­zostały tylko na papierze. Jedyną konkretną zdobyczą dla spo­łeczności ormiańskiej w Turcji była proklamowana w marcu 1863 roku przez sułtana Abdülaziza tzw. ormiańska konstytu­cja narodowa19. Nie zrywała ona z milletem, ale dostosowywa­ła go do zmieniających się okoliczności. Władza w millecie nale­żeć miała, jak dawniej, do patriarchatu, odtąd jednak patriarcha miał być wybierany przez specjalne zgromadzenie złożone ze 140 osób - przedstawicieli ormiańskiej społeczności w Turcji; większość delegowana była przez Ormian zamieszkałych w sto­licy. Zgromadzenie to wyłaniało również dwie rady, które zajmo­wały się odpowiednio: sprawami Kościoła ormiańskiego (grego­riańskiego) oraz kwestiami czysto świeckimi, np. finansami czy szkolnictwem.

O ile pierwsza połowa XIX wieku była dla Turcji czasem postępującej marginalizacji na arenie międzynarodowej, to dla Ormian zamieszkałych na obszarze Porty był to okres prawdzi­wego renesansu kulturowego, przejawiającego się przede wszyst­kim w rozwoju szkolnictwa i literatury, oraz idącego z tym w pa­rze rozbudzenia świadomości narodowej. Niemałe zasługi w tym względzie położył - obok narodowego Kościoła ormiańskiego - powstały w 1717 roku na wyspie św. Łazarza w Wenecji katoli­cki zakon mechitarystów, założony przez Mechitara, ormiańskie­go zakonnika przybyłego z Turcji; w późniejszym okresie drugim ośrodkiem mechitarystów stał się również Wiedeń. Według Hranta Pasdermadjiana, badacza dziejów Armenii i Ormian, za­kon ten na przełomie XVIII i XIX wieku był Jak podpora dla kulturowego wzlotu narodu ormiańskiego, wychodzącego z tego długiego okresu letargicznego uśpienia, który został mu narzu­cony przez zewnętrzne okoliczności”20.

W sytuacji, gdy z jednej strony, ewidentnie słabło państwo tureckie, a z drugiej strony, rozwijała się nowoczesna świado­mość narodowa Ormian, widoczne stało się, że system oparty o millet, nawet zreorganizowany przez ormiańską konstytucję z 1863 roku, jest przeżytkiem. Rzecz jasna, rozkwit świadomo­ści narodowej w XIX wieku miał miejsce nie tylko w społeczno­ści Ormian znad Bosforu, ale także u niemal trzech milionów ich rodaków, zamieszkujących w zwartych skupiskach wschodnioanatolijskie prowincje (wilajety): Wan, Erzurum, Diarbekir, Siwas, Harput i Bitlis21. Skutkowało to zrodzeniem się w po­łowie XIX wieku tzw. kwestii ormiańskiej, co z kolei wiązało się z koniecznością ułożenia na nowo stosunków między rzą­dzącymi Turkami a aspirującymi do coraz większej autonomii Ormianami. Było oczywiste, że wkrótce stanie się ona proble­mem międzynarodowym.

Kwestia ormiańska po raz pierwszy pojawiła się na forum międzynarodowym w 1878 roku, podczas obrad kongresu berliń­skiego, kończącego wojnę rosyjsko-turecką (1877-1878). Była na nim obecna również delegacja ormiańska - z patriarchą konstanty­nopolitańskim Hrimianem Hairikiem na czele. W memorandum zredagowanym na potrzeby kongresu Ormianie zwracali uwagę reprezentantom mocarstw europejskich na konieczność nadania ich społeczności, zamieszkującej prowincje wschodniej Anatolii, szerokiej autonomii wewnętrznej. Projekt przewidywał m.in. powołanie urzędu generalnego gubernatora dla tzw. Ormiańskich prowincji - sześciu wymienionych wyżej wilajetów - który re­zydowałby w Erzurum. Powoływany miał być przez sułtana na okres pięciu lat. Przed upływem tego czasu mógłby zostać odwo­łany tylko za zgodą mocarstw europejskich. W jego gestii leżało­by kierowanie lokalną administracją, w tym nadzór nad aparatem fiskalnym.

Ormianie postulowali także, aby tylko 20 procent ściąganych na miejscu podatków było odprowadzane do centralnego skarb­ca. Reszta miała być użyta na miejscu, na potrzeby administracji cywilnej i wojskowej oraz wymiaru sprawiedliwości i eduka­cji. Lokalna żandarmeria miała składać się w równych częściach z Ormian i muzułmanów. Działalność finansową autonomicz­nego rządu powinna zaś kontrolować polityczna reprezentacja miejscowych Ormian, wyłoniona drogą pośrednich wyborów22.

Plany te nie uzyskały jednak akceptacji państw europej­skich - m.in. zdecydowanie występował przeciwko nim niemie­cki kanclerz, Otto von Bismarck. Jedyne, co Ormianom udało się osiągnąć, to zapis artykułu 61. w traktacie przyjętym na ber­lińskim kongresie, głoszący, że „Najwyższa Porta bezzwłocznie przystąpi do urzeczywistnienia ulepszeń i reform, których wy­magają lokalne potrzeby w prowincjach zamieszkanych przez Ormian i zagwarantuje ich bezpieczeństwo przeciw Czerkiesom i Kurdom. Okresowo informować ona [Porta] będzie mocarstwa o środkach podjętych w tym celu; mocarstwa będą sprawdzały ich zastosowanie”23. Program autonomii dla ormiańskich wila­jetów został więc odłożony ad calendas Graecas. Mocarstwa eu­ropejskie zobowiązały się jedynie do zagwarantowania przestrze­gania przez Porte wspomnianego artykułu 61. To z kolei - jak zobaczymy później - było mocno ograniczane przez sprzeczne interesy, jakie nad Bosforem realizowały lub próbowały realizo­wać poszczególne państwa.

Dla rządu tureckiego zgoda na zapis o reformach była tyl­ko martwą deklaracją, koniecznym ustępstwem, które musiał poczynić, by jak najszybciej zawrzeć pokój kończący przegraną wojnę z Rosją. Mało tego, obecność Ormian na kongresie ber­lińskim w 1878 roku oraz artykuł 61. traktatu stały się dla rządu sułtańskiego dogodnym pretekstem do podgrzewania i tak już zdecydowanie widocznych w społeczeństwie tureckim antyormiańskich nastrojów. Oficjalna propaganda zaczęła ich przed­stawiać nieledwie jako zdrajców, szukających z pomocą chrześ­cijańskich mocarstw europejskich skutecznego sposobu rozbicia imperium osmańskiego i sprawienia krwawej łaźni ludności mu­zułmańskiej.

Wszystko to działo się za wiedzą i pełną aprobatą panujące­go od 1876 roku sułtana Abdulhamida II, władcy pozbawionego szerszych horyzontów myślowych, węszącego wszędzie spiski przeciwko własnemu tronowi. Niekiedy ocierało się to o praw­dziwą obsesję - tak było w przypadku zarządzonego przez sułtańską cenzurę zakazu rozpowszechniania w Turcji angielskiego podręcznika do chemii, sprowadzonego nad Bosfor przez ame­rykańskich misjonarzy. Cenzorom nie spodobał się wzór che­miczny wody: H20. Zinterpretowali go jako politycznie wywro­towy komunikat, że (Abdiil) Hamid Drugi jest równy zeru24.

Sułtan nie ukrywał zresztą celu, jakiemu miało służyć pod­sycanie tej antyormiańskiej histerii. Jeszcze przed zakończe­niem wojny z Rosją oświadczył on brytyjskiemu ambasadoro­wi nad Bosforem: „Być może przyjdzie taki dzień, gdy nie będę już w stanie powstrzymać słusznego oburzenia moich podda­nych, którzy widzą swoich współwyznawców masakrowanych w Bułgarii i Armenii. Gdy zaś ich fanatyzm zostanie obudzo­ny, świat zachodni, a zwłaszcza imperium brytyjskie, będą miały czego się bać”25.

Komunikat, jaki Abdiilhamid II przekazywał Zachodowi, był prosty: nad Ormianami wisi groźba wybuchu „słusznego obu­rzenia” ludności muzułmańskiej; jeśli zaś do tego dojdzie, nie będzie to wynik machinacji sułtana, który raczej czyni wszystko, by „powstrzymać” tę eksplozję nienawiści.

Tyle mówiła propaganda. Fakty zaś były zupełnie inne - sułtan jak najstaranniej przygotowywał krwawą rozprawę z Ormianami, uznając ich za „winnych” postępującego upadku znaczenia Turcji Osmańskiej na arenie międzynarodowej i coraz częstszej ingeren­cji mocarstw europejskich w jej wewnętrzne sprawy.

Szczególne znaczenie w jego planach miało utworzenie w 1891 roku specjalnej formacji wojskowej o nazwie hamidije (ka­waleria sułtana), czyli oddziałów złożonych przeważnie z Kurdów, których zadaniem było zwalczanie „ormiańskich rebeliantów”. Hamidije odegrała pierwszoplanową rolę w przeprowadzaniu po­gromów ludności ormiańskiej w latach 90. XIX wieku.

Nieprzypadkowo bojownicy kawalerii sułtana rekrutowali się spośród Kurdów. Od lat byli oni dla sułtańskiego rządu naj­lepszymi gwarantami tego, że ludność ormiańska w prowincjach wschodniej Anatolii będzie „trzymana w ryzach”. Innymi słowy, to właśnie Kurdowie, którzy liczyli na zagarnięcie ziem i mająt­ków pozostałych po „ukaranych” ich rękami „niewiernych”, byli wykonawcami - dodajmy, że bardzo chętnymi - represyjnej wo­bec Ormian polityki Stambułu. Sułtan dzięki temu zyskiwał po­dwójnie - zrzucał winę za masakry na innych oraz wzmacniał własną pozycję wewnątrz państwa, w myśl starej zasady: „dziel i rządź”.

Już w 1850 roku Kurdowie pod wodzą Beder Chana za ci­chym przyzwoleniem rządu zamordowali 12 tysięcy Ormian i syryjskich nestorian we wschodniej Anatolii. Praktycznie przez cały wiek XIX ormiańskie wioski na tym terenie były zagrożone nie tylko fizyczną likwidacją ze strony okolicznych plemion kurdyjskich, ale były również narażone na bardzo dotkliwy wy­zysk ekonomiczny. Kurdyjscy bejowie kazali sobie drogo płacić za „ochronę” ormiańskich osad. Do reguły należało więc wymu­szanie haraczu pod nazwą kiafir (roczna danina ze zboża, trzo­dy i wyrobów rzemiosła) oraz opłaty - hala (połowa posagu wnoszonego przez pannę młodą do rodziny pana młodego)26.

Przypomnijmy, że w ostatniej ćwierci XIX stulecia nie ustawał również ekonomiczny ucisk stosowany wobec Ormian przez władze tureckie. Gdy w latach 1879-1880 zamieszkałe przez nich wilajety wschodniej Anatolii dotknęła najpierw klęska nieuro­dzaju - częściowo wywołana faktem spustoszenia tych terenów podczas dopiero co zakończonych działań wojennych - a następ­nie głodu (ocenia się, że zmarło wówczas z tego powodu około 60 tysięcy ludzi), władze tureckie zażądały od mieszkańców tych obszarów uiszczenia podatków za trzy lata z góry27.

Sytuację społeczności ormiańskiej w Turcji pogarszał również fakt kierowania przez rząd sułtański muzułmańskich imigrantów z obszarów utraconych przez Porte w wyniku przegranych wojen - Turków z Bułgarii, Karsu i Ardahanu, Czerkiesów z Zakaukazia -właśnie do wschodniej Anatolii. Ludność ta, w naturalny sposób wrogo nastawiona do chrześcijan, stanowiła dla rządu dodatkowy instrument pacyfikacji miejscowych Ormian. Władze nie omiesz­kały także obarczać tych ostatnich odpowiedzialnością za wszel­kie niedostatki organizacyjne w prowadzonej przez Stambuł ak­cji osiedleńczej, co dodatkowo miało wzmacniać - i wzmacniało - animozje chrześcijańsko-muzułmańskie na tych terenach28.

Bardzo istotnym pretekstem, który w latach 90. XIX wie­ku miał posłużyć sułtanowi Abdulhamidowi II do rozprawie­nia się z Ormianami, było zakładanie przez nich partii politycz­nych, odwołujących się do rewolucyjnej ideologii29. W1887 roku studenci ormiańscy z Francji i Szwajcarii utworzyli w Genewie partię Hinczak (Dzwon), która nawiązywała do marksizmu oraz programu rosyjskiego narodnictwa. Za swój cel uznawała zaś po­wstanie niepodległej Armenii, poprzez podjęcie walki zbrojnej przeciwko Turcji, Rosji i Persji.

W 1890 roku powstała w Tibilisi druga, równie ważna jak Hinczak ormiańska partia polityczna o charakterze niepodległościowo-socjalistycznym. Był to Armeński Związek Rewolucyjny, tzw. Dasznak (skrót od ormiańskiego wyrazu dasznakcutjun, oznaczającego „związek”). Również dasznacy z sympatią odno­sili się do programu i metod walki, w tym także terroryzmu, ro­syjskich narodników. W 1907 roku partia ta stała się członkiem II Międzynarodówki.

Istnienie tych dwóch ugrupowań politycznych, jawnie de­klarujących swoje niepodległościowe i rewolucyjne aspiracje, przez całe lata służyło tureckim władzom jako uzasadnienie po­dejmowanych przez nie akcji eksterminacyjnych wobec ludności ormiańskiej. Twierdzono nawet, że to sami ormiańscy rewolu­cjoniści prowokowali rząd do przeprowadzania pogromów; do­dajmy w tym miejscu, że tych samych argumentów używali póź­niej również sprawcy ludobójstwa z lat 1915-1916, a także władze młodej Republiki Tureckiej30. Przechodzono jednak do porządku dziennego nad dwoma faktami. Po pierwsze, ormiański ruch re­wolucyjny był skierowany nie tylko przeciwko Turcji, ale z rów­ną mocą występował także przeciwko carskiej Rosji - uważanej nie tylko za prześladowczynię Ormian na rosyjskim Zakaukaziu, zwłaszcza za panowania Aleksandra III, ale przede wszystkim za zaprzysięgłego wroga ruchów rewolucyjnych. Po drugie zaś, obie wspomniane partie nigdy nie miały charakteru masowe­go. Znakomita większość Ormian zamieszkujących imperium osmańskie nie identyfikowała się z programem tych organizacji i nawet nie darzyła sympatią swoich rodaków zaangażowanych w socjalistyczno-niepodległościową działalność. Ta konstatacja znajduje potwierdzenie w niezależnych źródłach, jakimi są ra­porty zachodnich dyplomatów pracujących w Turcji u progu lat 90. XIX wieku, np. brytyjskiego konsula z Erzurum, M. Gravesa - w 1893 roku, czy rok później - sir Philipa Currie, ambasadora Jej Królewskiej Mości w Stambule. Obaj uważali, że ormiański ruch rewolucyjny nie cieszył się poparciem większości Ormian, zwłaszcza tych zamieszkałych we wschodniej Anatolii31.

Gdybyśmy chcieli upierać się przy stwierdzeniu, że ekster­minacja Ormian była efektem czyjejś prowokacji, to z całą pew­nością powinniśmy mówić o prowokacji ze strony rządu sułtana Abdulhamida II, który poprzez nieustanne akty wrogości wobec Ormian stwarzał bardzo podatny grunt dla powstawania ugru­powań nawołujących do podjęcia walki zbrojnej z tureckim rzą­dem32.

Teza o tym, że pojawiający się gdzieniegdzie opór Ormian był przede wszystkim wywołany represyjną polityką władz ture­ckich, znalazła swoje potwierdzenie chociażby w przypadku tzw. powstania w Sasun w 1894 roku. Ormiańska ludność tego miasta i regionu, znajdującego się w prowincji Bitlis, odmówiła dalsze­go płacenia morderczych podatków, nakładanych na nią z jednej strony, przez rząd, z drugiej strony, przez lokalnych kurdyjskich watażków. Ci ostatni nasilili w odwecie napaści na ormiańskie wioski i osady. Ormianie posłuchali więc wezwań emisariuszy Hinczaku i chwycili za broń. Do tłumienia oporu zdesperowanej ludności sułtan rzucił 15 tysięcy regularnego wojska oraz wspie­rające je oddziały hamidije. Powstanie zostało brutalnie stłu­mione. Ocenia się, że w samym Sasun i jego najbliższych oko­licach wymordowano w sierpniu i we wrześniu około 8 tysięcy Ormian33. Abdulhamid II, który od czasów wydarzeń w Sasun zasłużył sobie w oczach europejskiej opinii publicznej na miano „krwawego sułtana”, nie tylko nie potępił faktu masakrowania niewinnej ludności cywilnej, ale obsypał nagrodami i odznacze­niami dowódców tureckich, kierujących tą zbrodniczą akcją.

Oburzenie w Europie, wywołane postępowaniem władz tu­reckich, było tak wielkie34, że trzy mocarstwa: Wielka Brytania, Francja i Rosja, zażądały od sułtana powołania specjalnej komisji śledczej, w skład której mieli wejść również delegaci tych państw i której zadaniem miało być zbadanie przyczyn, przebiegu i usta­lenia winnych wydarzeń z Sasun.

Przez cały okresu funkcjonowania komisji (24 styczeń - 16 li­piec 1895 roku) jej tureccy delegaci robili wszystko, by saboto­wać prowadzone prace lub utrudniać dotarcie do prawdy. Na porządku dziennym było zastraszanie lub próby przekupywania ormiańskich świadków; dokonywano też niedokładnych tłuma­czeń zeznań składanych w języku tureckim lub ormiańskim na języki europejskie. 28 lipca trzej europejscy członkowie komi­sji sporządzili dla swoich rządów raport końcowy z całości prac. Wnioski były jednoznaczne: Ormianie padli ofiarą zorganizowa­nej przez władze tureckie i przeprowadzonej w sposób barba­rzyński masakry, w której nie oszczędzono ani starców, ani kobiet i dzieci. To, że nie zginęła większa liczba Ormian, należało za­wdzięczać jedynie trudnym warunkom geograficznym - pasma górskie - w których przypadło działać wojskom tureckim35.

Dla Abdulhamida II wydarzenia w Sasun były tylko próbą generalną przed kolejnymi pogromami, które miały rozpocząć się parę miesięcy później.






KRWAWE PRELUDIUM LUDOBÓJSTWA - MASAKRY W LATACH 1895-1896


30 września 1895 roku partia Hinczak zorganizowała w Stambule manifestację, której celem miało być zwrócenie uwagi sułtańskiego rządu i międzynarodowej opinii publicznej na trwające przez cały czas prześladowania ludności ormiańskiej we wschod­niej Anatolii oraz samowolę lokalnych urzędników, korzystają­cych ze wsparcia kurdyjskich band. Demonstranci domagali się od rządu przeprowadzenia reform, do realizacji których Turcja zobowiązała się w 1878 roku podczas kongresu berlińskiego.

Jednak rząd nie zamierzał nawet wysłuchać petycji niesionej przez pochód, który wyruszył spod ormiańskiej katedry Kom-Kapu i kierował się w stronę siedziby wielkiego wezyra. Nie do­szło do jej przekazania władzom tureckim, ponieważ oddziały wojska, które zostały wysłane w kierunku manifestantów, otwo­rzyły do nich ogień. Zginęło około 20 Ormian.

Krwawe rozpędzenie tej demonstracji stało się sygnałem do pogromów w Stambule. Na całym obszarze tureckiej stolicy urządzono prawdziwe polowanie na Ormian. I w tym przypad­ku na czoło, pod względem okrucieństwa, wybijały się bojów­ki kurdyjskie pozostające na usługach rządu. Uzbrojeni w pałki napastnicy atakowali napotkanych na ulicach Ormian, bijąc ich i zabijając. Przebieg wydarzeń wskazywał wyraźnie, że spotykało się to z życzliwą akceptacją rządu. Dość wspomnieć, że Ormianie byli bezkarnie i oficjalnie mordowani przez bojówkarzy także na dziedzińcu tureckiego ministerstwa spraw wewnętrznych36.

Takie odrażające czyny miały miejsce również na terenie in­nych instytucji rządowych. Francuski ambasador nad Bosforem, Paul Cambon, zszokowany pisał do swojej matki o urzędnikach tureckiego ministerstwa spraw zagranicznych, którzy kopaniem dobili rannego Ormianina, szukającego schronienia na dzie­dzińcu tureckiego MSZ. „Czy możesz wyobrazić sobie naszych młodych ludzi na Quai d’Orsay [siedziba francuskiego MSZ w Paryżu], kopiących dla własnej przyjemności jakąś zranioną osobę po demonstracji?” - pytał retorycznie37.

Przekonanie o rządowej inspiracji antyormiańskiego po­gromu widoczne jest również w dyplomatycznej koresponden­cji ambasadorów państw zachodnich, którzy rezydowali nad Bosforem. Nawet Niemcy, zazwyczaj życzliwi sułtanowi i go­towi przymykać oko na zbrodnie jego reżimu, byli przeświad­czeni, że prawdziwi pomysłodawcy masakry kryli się w jego pałacu. W poufnym raporcie, przesłanym 4 października 1895 roku do kanclerza Chlodwiga Hohenlohe przez Antona von Jeltsch-Saurmy, niemieckiego ambasadora w Stambule, czytamy: „Władze tureckie są odpowiedzialne za krwawe ekscesy popeł­niane przez muzułmańską ludność Stambułu. Zamiast zapobie­żenia za pomocą wojska demonstracji planowanej przez Ormian, o której to demonstracji władze były poinformowane, władze te celowo dopuściły do jej zaistnienia, podczas gdy policja potajem­nie zaopatrywała tłum w broń, zwłaszcza w grube pałki”38.

Ofiary pogromów szukały schronienia w swoich kościołach. Ocenia się, że azyl znalazło tam około 2 tysięcy osób; w samej or­miańskiej katedrze było ich ponad 500. Jednak i nad nimi zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo, gdy 6 października Porta nakazała wojsku blokadę wszystkich ormiańskich świątyń. Na szczęście mocarstwa europejskie w porę zdecydowały się na interwencję w obronie ludności ormiańskiej. W tym samym dniu, w któ­rym rozpoczęło się oblężenie, Francja, Wielka Brytania, Rosja, Niemcy, Austro-Węgry i Włochy wystosowały notę do tureckie­go rządu z żądaniem natychmiastowego zaprzestania wrogich wobec Ormian aktów przemocy oraz gwarancji bezpieczeństwa dla tych, którzy schronili się w kościołach. Wspólna akcja euro­pejskich mocarstw odniosła oczekiwany skutek. Rząd wycofał nasłane przez siebie bojówki, a azylanci, niezagrożeni dalszymi represjami, mogli opuścić mury świątyń.

Wydarzenia w Stambule uświadomiły wreszcie krajom euro­pejskim, a przynajmniej niektórym z nich, że nadszedł najwyż­szy czas na wyegzekwowanie od Porty wykonania zobowiązań, które zostały na nią nałożone przez międzynarodową wspólno­tę i które miały na celu poprawę losu jej ormiańskich podda­nych. W dniach od 13 do 15 października rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji za pośrednictwem swoich ambasadorów zażądały od sułtana podjęcia odpowiednich działań, służących rozwiąza­niu tej kwestii. W efekcie 31 października sułtan Abdulhamid II ogłosił wprowadzenie w życie reform mających zapewnić au­tonomię i bezpieczeństwo Ormianom mieszkającym w sześciu wschodnich prowincjach. Do ich przeprowadzenia oddelegował swojego specjalnego przedstawiciela, Chakira Paszę, któremu to­warzyszył Fethi Bej, katolik obrządku syryjskiego, mający zagwa­rantować przestrzeganie praw chrześcijańskiej ludności39.

Sułtan jednak po raz kolejny w najmniejszym stopniu nie zamierzał wywiązywać się ze swoich obietnic. W zamian za to zdecydował się pokazać Ormianom „ich miejsce w szeregu” i jednocześnie uprzytomnić im, że liczenie na międzynarodową interwencję jest bardzo ryzykowne. O tym wszystkim miała ich przekonać cała seria pogromów, które począwszy od października 1895 roku, przetoczyły się przez wschodnią Anatolie i Cylicję.

Przebieg i tej fali masakr wyraźnie pokazał, że ich scenariusz był pisany w gabinetach rządowych. Mordowanie Ormian od­bywało się zawsze - przy oznaczającej przyzwolenie - bierno­ści lokalnej administracji, niekiedy zabijano ich nawet w miejscu urzędowania tureckich urzędników, np. w Erzurum pierwsze ofiary straciły życie 30 października w pałacu gubernatora40. Do absolutnych wyjątków należała postawa, jaką zaprezentował w krytycznych dniach listopada i grudnia 1895 roku gubernator Angory (dzisiejsza Ankara), Tewfik Pasza, który zapobiegł antyormiańskim czystkom na swoim terenie41. Krwawe pacyfikacje przeprowadzane były według jednolitego, jak gdyby z góry usta­lonego wzoru: najpierw rozbrojenie ludności ormiańskiej, roz­danie broni miejscowej ludności tureckiej, plądrowanie dobyt­ku Ormian, a następnie zabijanie ich na wcześniej ustalony znak - najczęściej dźwięk trąbki. W masakrach, obok wypróbowanych w tego rodzaju przedsięwzięciach band kurdyjskich, brały nie­jednokrotnie udział również oddziały regularnego wojska ture­ckiego.

Najwcześniej te zbrodnicze wydarzenia rozpoczęły się w wilajecie Trabzon. W samym położonym na wybrzeżu Morza Czarnego mieście, w którym bardzo liczna była kolonia grecka, masakra rozpoczęła się 8 października i pochłonęła około 600 ofiar. Natomiast między 25 a 15 grudnia w całej prowincji zostało zniszczonych ponad 30 wiosek i osad, co kosztowało życie dal­szych 2 tysięcy Ormian. „Słuszny gniew ludu tureckiego” był precyzyjnie sterowany - domy Greków i przedstawicieli innych mniejszości nie ucierpiały42.

30 października Turcy przystąpili do mordowania ludno­ści ormiańskiej w prowincji Erzurum. W stolicy wilajetu zabili wówczas ponad 400 osób. Ponad tysiąc osób straciło ży­cie w Erzindjan - drugim co do wielkości mieście prowincji. Masakra dokonana w Baiburt przyniosła śmierć 600 ofiarom. W całym regionie doszczętnie spalono 165 ormiańskich wsi43.

Wilajet Bitlis stał się areną krwawej rozprawy Porty z Ormianami od 25 października. W tym dniu rozpoczęła się masakra w Bitlis - 30-tysięcznej stolicy prowincji, w której jedną trzecią ludności sta­nowili właśnie Ormianie. Pogrom pochłonął niemal 800 ofiar. W li­stopadzie miało miejsce pacyfikowanie ormiańskich wiosek przez bandy kurdyjskie. Co ciekawe, władze tureckie nie kryły zastrze­żeń co do sposobu działania swoich kurdyjskich sprzymierzeńców. W Kawars, jednej z ormiańskich wiosek dotkniętych ich najazdem, reprezentant tureckiej administracji narzekał: „Kurdowie źle działa­li. Daliśmy im rozkaz usunięcia Ormian. Oni tymczasem bardziej rabowali aniżeli zabijali”44.

Jednym z najbardziej zniszczonych przez pogromy regionów była prowincja Harput. 4 listopada Turcy i Kurdowie spacyfikowali ormiańską dzielnicę w mieście Malatia. Zginęło około 3 ty­sięcy osób. W Arabkir w dniach 1-11 listopada Turcy - w tym półtora tysiąca regularnego wojska - i Kurdowie zamordowa­li 2800 Ormian. Natomiast z 2400. Ormian zamieszkujących w tym czasie miasto Palu zginęło niemal 1700 osób45.

W pierwszym tygodniu listopada w wilajecie Diarbekir zamor­dowano 5 tysięcy osób. W pewnym momencie zagrożony sztur­mem tureckich i kurdyjskich bojówkarzy był znajdujący się w sto­licy prowincji (Diarbekir) francuski konsulat, w którym schronili się Ormianie ratujący życie przed niechybną śmiercią. Dopiero stanowcza interwencja francuskiego ambasadora w Stambule, Paula Cambona, uratowała 4 listopada tę placówkę i znajdujących się w niej azylantów. W raporcie pozostawionym przez francuskie­go konsula, Meyriera, czytamy m.in.: „Winien jestem to mojemu sumieniu, by zapewnić, że masakry w Diarbekir zostały uczynio­ne przez ludność muzułmańską, bez żadnej prowokacji [ze strony Ormian]; że gubernator, komendant wojskowy i szef żandarme­rii pozostali zupełnie bierni wobec dokonujących się scen horroru i nie uczynili niczego, aby je powstrzymać”46.

Masakra w Siwas, która miała miejsce 12 listopada, pochło­nęła życie półtora tysiąca ofiar. Równolegle z mordowaniem lud­ności ormiańskiej, zamieszkującej stolicę prowincji, trwały po­gromy w całym wilajecie. W Gurun zabito około 1200 osób, tyle samo w Amassi. Ponad 2 tysiące Ormian schroniło się w kościele w Chabin-Karahissar. Nikt się nie uratował47.

Obszarem, na którym w 1895 roku doszło do szczególnie okrutnej czystki etnicznej, była prowincja Aleppo, a zwłaszcza miejscowość Urfa - znajdująca się na terenie starożytnego or­miańskiego królestwa Edessy - gdzie między 27 a 28 października bojówki kurdyjskie zamordowały 900 Ormian. To był zaledwie początek. Według ocen pozostającego na miejscu brytyjskiego wicekonsula, G. H. Fitzmaurice’a, w dniach 28-29 grudnia zgi­nęło tam jeszcze 8 tysięcy osób. Brytyjski dyplomata zastrzegał jednak: „Nie byłbym zdziwiony, gdyby później okazać się miało, że bardziej bliższa prawdy jest liczba 9 lub 10 tysięcy”48.

Oficjalnym - i jak najbardziej kłamliwym - uzasadnieniem pogromów było insynuowanie, że były one karą za spiskowanie przeciwko rządowi. Aby przekonać opinię międzynarodową, że tak w rzeczywistości było, już po zakończeniu akcji ekstermina­cyjnej na całym obszarze nią dotkniętym władze tureckie rozpo­częły wymuszanie na Ormianach przyznawania się do winy i wy­syłania do sułtana dziękczynnych petycji za... „wzięcie Ormian pod ochronę podczas niedawnych niepokojów”. Dla tych, którzy zbytnio ociągali się z okazywaniem wdzięczności za zapewnioną przez rząd „opiekę” i nie znajdywali w sobie żadnej winy, czekały wypróbowane już nie raz przez Turków metody dialogu ze spo­łecznością chrześcijańską: wymyślne tortury49.

Jeśliby rozważać wydarzenia 1895 roku w kontekście „or­miańskiej rebelii”, to niewątpliwie należałoby wspomnieć o po­wstaniu w Zejtun. 24 października Ormianie - wśród których prym wiedli działacze Hinczaku - po uprzednim zablokowaniu dostaw wody do koszar zmusili do kapitulacji 500-osobowy ture­cki garnizon, stacjonujący w tym mieście. Rozbrojeni żołnierze byli trzymani pod strażą w okolicznych wioskach. Żaden z nich nie zginął.

W mieście przebywało wtedy około 30 tysięcy ludzi, w tym wielu uchodźców z terenów już wcześniej dotkniętych masa­krami. Powstańców pod bronią było około 2. tysięcy. 14 grudnia roku rozpoczęło się oblężenie Zejtun przez 20-tysięczny oddział regularnego wojska tureckiego, któremu towarzyszyło 30 tysię­cy żołnierzy z formacji nieregularnych - złożonych z Kurdów i Czerkiesów. Pomimo przytłaczającej przewagi, Turcy nie byli w stanie przełamać oporu oblężonych.

Zagrożenie życia dziesiątek tysięcy mieszkańców Zejtun - znany już był przecież przebieg masakr w innych częściach Turcji - zmo­bilizowało do działania mocarstwa europejskie: Francję, Wielką Brytanię, Rosję, Austro-Węgry, Niemcy i Włochy. Wspólnie zaofe­rowały one swoje usługi mediacyjne. I tym razem wspólny nacisk tych krajów okazał się skuteczny. 12 lutego 1896 roku osiągnięto po­rozumienie, na mocy którego oblężenie zostało zdjęte, uwięzionych w mieście ludzi objęła amnestia, a przywódcy powstania - wydaleni z Turcji - znaleźli schronienie we Francji50.

Rok 1896, który rozpoczął się powstrzymaniem Turków przed przeprowadzeniem pogromu Zejtun, nie przyniósł jednak popra­wy losu ludności ormiańskiej w imperium ottomańskim. Celem kolejnej akcji pacyfikacyjnej miała stać się tym razem prowincja Wan, oszczędzona w roku poprzednim. 15 czerwca regularne woj­sko tureckie, używające całego dostępnego mu arsenału, łącznie z artylerią, rozpoczęło szturm na dzielnicę ormiańską w stolicy prowincji, mieście Wan. Ormianie jednak nie zamierzali biernie oczekiwać na bieg wydarzeń i od 15 do 23 czerwca toczyli zacię­tą walkę o każdy dom. W tym czasie Turcy nie oszczędzali nikogo i niczego. Ucierpiały nawet obce przedstawicielstwa dyplomatycz­ne, w tym konsulat brytyjski. W samym mieście zginęło 10 tysię­cy Ormian, a dalszych 20 tysięcy padło ofiarą mordów w miastach i wioskach na terenie całej prowincji. Do tego doliczyć trzeba dzie­siątki tysięcy uchodźców, którzy schronili się w Rosji; z samej sto­licy prowincji uciekło około 25 tysięcy Ormian51.

W 1896 roku areną masakr stał się również Stambuł. Okazać się miało, że pogromy z poprzedniego roku, które boleśnie do­tknęły kolonię ormiańską nad Bosforem, były zaledwie wstę­pem do jeszcze większej tragedii. Wszystko zaczęło się od zaję­cia w dniu 26 sierpnia budynku Banku Ottomańskiego przez 17 członków partii Dasznak. Okupującym budynek banku nie cho­dziło jednak o pieniądze, ale raczej o ponowne zwrócenie uwa­gi międzynarodowej opinii publicznej na bezprzykładny ucisk ludności ormiańskiej w Turcji. Przedstawili oni swoje żądania, pośród których na czoło wybijał się postulat, by mocarstwa eu­ropejskie wreszcie wyegzekwowały od Porty przeprowadzenie reform gwarantujących Ormianom bezpieczeństwo w ramach tureckiego państwa. W świetle wydarzeń z 1895 roku było dla nich oczywiste, że liczenie na dobrą wolę i szczere intencje sułta­na jest naiwnością, stąd też domagali się powołania przez te mo­carstwa Wysokiego Komisarza dla prowincji ormiańskich, który pochodziłby z jednego z krajów europejskich52.

Państwa europejskie zdecydowały się interweniować i w efekcie kryzys wokół Banku Ottomańskiego udało się rozwiązać. Należy jednak podkreślić, że gotowość tych krajów do mediacji była z pewnością motywowana faktem, że większość z nich - a zwłasz­cza Francja - miała spore udziały w banku i faktycznie kontrolo­wała działalność tej instytucji53. Dasznacy opuścili budynek, a na­stępnie na pokładzie francuskiego okrętu „Gironde” udali się do Marsylii.

Wydarzenia te posłużyły sułtanowi za dogodny pretekst do ko­lejnej krwawej rozprawy ze społecznością ormiańską w stolicy kraju. Podobnie jak masakry na prowincji, również ta akcja została wcześ­niej dobrze zaplanowana: już w październiku 1895 roku Turcy oznaczyli wszystkie ormiańskie domy w Stambule i sporządzili listy jego ormiańskich mieszkańców54. 26 sierpnia 1896 roku kurdyjskie bojówki, sprowadzone specjalnie w tym celu do stolicy, rozpoczęły grabienie i zabijanie w ormiańskiej dzielnicy Galata, później pogro­my rozszerzyły się na cały Stambuł. Do Kurdów dołączyły wkrót­ce oddziały wojska i policji. Ocenia się - i są to oceny ostrożne - że w dniach 26-31 sierpnia zginęło tam 6 tysięcy osób.

Ogółem w latach 1895-1896 Turcy zamordowali co najmniej 200 tysięcy Ormian. Do listy ofiar należy dopisać jeszcze 50 tysięcy uchodźców, około 100 tysięcy osób przymusowo zislamizowanych oraz podobną liczbę kobiet i dziewcząt uprowadzonych i przetrzy­mywanych w haremach. Milion osób utraciło w wyniku grabieży swój dobytek55. Ponieważ zdziesiątkowana i ograbiona społeczność ormiańska była wcześniej warstwą społeczną decydującą w dużym stopniu o rozwoju gospodarczym Anatolii wschodniej, odtąd zie­mie te na wiele lat pogrążyły się w ekonomicznym zastoju.



ORMIAŃSKIE NIEWIERNE PSY”. RELIGIJNE TŁO MASAKR


Pewien brytyjski dyplomata, zatrudniony jako główny drago­man (tłumacz) w ambasadzie Zjednoczonego Królestwa nad Bosforem, wyjaśniając tło i szczególnie okrutne prześladowa­nie Ormian w latach 1895-1896, napisał: „Sprawcy kierują się w swoim ogólnym postępowaniu przepisami prawa szarijatu. Prawo to przewiduje, że jeśli »rayah«, a więc chrześcijański pod­dany, poprzez odwołanie się do pomocy obcych państw usiłu­je naruszyć granice przywilejów nadanych mu przez jego mu­zułmańskich panów i usiłuje uwolnić się od ich zależności, jego życie i dobytek ma przepaść i [on sam] ma znaleźć się na łasce i niełasce muzułmanów. Wedle tureckiego sposobu rozumowa­nia, Ormianie próbowali właśnie przekroczyć te granice, a to po­przez odwoływanie się do mocarstw, zwłaszcza Anglii. Uważali więc [Turcy], że ich religijnym obowiązkiem i rzeczą słuszną jest grabić własność Ormian i pozbawiać ich życia”56.

To spostrzeżenie człowieka Zachodu znajduje swoje potwier­dzenie w dostępnych nam świadectwach, dokumentujących nasta­wienie przeciętnych Turków do Ormian. Takim źródłem są listy pewnego tureckiego żołnierza, podczas trwania pogromów odby­wającego służbę wErzurum (4 kompania, 2 batalion, 25 regiment). 23 listopada 1895 roku pisał on do swojej rodziny w Harput: „Mój bracie, jeśli chcesz poznać wieści stąd, to zabiliśmy 1200 Ormian, wszystkich jako pokarm dla psów [...] Matko, jestem cały i zdro­wy. Ojcze, 20 dni temu wypowiedzieliśmy wojnę ormiańskim nie­wiernym. Dzięki Bożej łasce nie przytrafiła się nam żadna szkoda [...] Krąży pogłoska, że nasz batalion ma się udać w wasze stro­ny - jeśli tak, zabijemy wszystkich znajdujących się tam Ormian. Poza tym 511 Ormian zostało rannych, jeden lub dwóch umiera każdego dnia. Jeżeli pytacie się o żołnierzy i oddziały nieregularne: nawet jeden z ich nosów nie krwawił [...] Niech Bóg was błogo­sławi”. Miesiąc później ten sam żołnierz chwalił się przed swoją rodziną: „Zabijałem Ormian jak psy [...] Jeżeli prosicie o wiado­mości w tej sprawie, to wiedzcie, że wyrżnęliśmy 2500 Ormian i zagrabiliśmy ich majątek”57.

Johannes Lepsius, niemiecki pastor zajmujący się organizo­waniem pomocy charytatywnej dla Ormian, niezwykle zasłu­żony na polu informowania niemieckiej opinii publicznej o tu­reckiej polityce eksterminacji tego narodu, zauważył w swoim raporcie o czystkach etnicznych z lat 1895-1896, że były one dla Turków swego rodzaju krwawym świętem. „Celebracja” mor­derstw zaczynała się zazwyczaj na sygnał trąb, a towarzyszyło jej błogosławieństwo mułłów58; nieprzypadkowo zresztą masakry najczęściej odbywały się w piątek - święty dzień muzułmanów59. Sygnał do rozpoczęcia mordów dawano często z minaretów; przykładowo, jedną z największych masakr w Urfie zainicjowało wywieszenie właśnie z minaretu zielonej flagi60, w mieście Siwas z kolei muezini wygłaszali z minaretów specjalne błogosławień­stwo dla osób przelewających krew chrześcijan61.

O wydarzeniach w Urfie i roli, jaką odegrali w nich muzuł­mańscy duchowni, informował w 1896 roku „Kurier Poznański”. Gazeta ta, powołując się na francuski „Univers”, pisała: „Ulemasi [ulemowie] i Molahowie [mułłowie] recytowali ustępy z Koranu, w których Mahomet okazuje się najzapalczywszym przeciw chrześcijanom. Powtarzali, że zabić giaura, jest to czynem najmil­szym Allahowi i prorokowi. Mordercy wołali na ulicy: »Jeżeli nie pozabijamy giaurów, nie będziemy mieli raju!«. Kobiety tureckie zagrzewały swoje ośmio- lub dziesięcioletnie dzieci, mówiąc im: »Jeżeli nie możecie zabijać, to wciskajcie nóż w gardła umierają­cych. Spełniając ten czyn staniecie się ghazi, zwycięzcami«”62.

Widzimy więc, że duchowni muzułmańscy w pełni akcep­towali zabijanie Ormian i sami zachęcali do ich mordowania. Ale zdarzały się i takie przypadki, kiedy ich zaangażowanie było znacznie większe. Brytyjski wicekonsul, Cecil Hallward, w swo­im raporcie na temat przebiegu wydarzeń w prowincji Diarbekir, przygotowanym dla Foreign Office, napisał, że w czasie pogro­mu w mieście Palu Jednym z najgorszych ludzi okazał się muf­ti, który był bardzo aktywny podczas masakr i sam zamordował prominentnego protestanta Manoog Agę”63. Tylko bardzo nie­liczni przedstawiciele muzułmańskiego duchowieństwa potrafili zachować inną postawę. Tak było w przypadku muftiego i kadiego z Hadjin, którzy skutecznie sprzeciwili się zabijaniu Ormian w tym mieście, lub immama meczetu Hagia Sophia w Stambule, który publicznie potępił masakry dokonywane w tym mieście w 1896 roku64.

Do religijnej retoryki odwoływały się również władze cy­wilne i wojskowe, kierujące na miejscu przebiegiem akcji eks­terminacyjnej. W Arabkir rozpoczęcie rzezi tamtejszej ludności ormiańskiej poprzedzał oficjalny komunikat władz: „Wszyscy, którzy są dziećmi Mahometa, muszą teraz spełnić swój obowią­zek, a mianowicie zabijać wszystkich Ormian, grabić i palić ich domy. Ani jeden Ormianin nie powinien zostać oszczędzony. Ci, którzy tego nie posłuchają, będą postrzegani jako Ormianie i również zabijani. Stąd też każdy mahometanin ma okazać swoje posłuszeństwo rządowi w ten sposób, że najpierw zabije zaprzy­jaźnionych z nim chrześcijan”65.

Tureccy napastnicy, zachęcani w ten sposób przez przywódców duchowych i władze cywilne, wdzierali się do ormiańskich dziel­nic i wiosek. Wstrząsający opis dalszego przebiegu wydarzeń po­zostawił pewien Ormianin - protestant - który przeżył pogrom w Severek (prowincja Diarbekir): „Tłum splądrował kościół gre­goriański, zbezcześcił go, wymordował wszystkich, którzy szukali w nim schronienia, i jako ofiarę ściął głowę kapłana na kamiennym progu. Następnie tłum wypełnił nasz dziedziniec. Siekiery wbijały się w drzwi naszej świątyni. Napastnicy wtargnęli, rwali na strzępy Biblię i śpiewniki, łamali i niszczyli cokolwiek tylko mogli, bluźnili krzyżowi i jako znak swojego zwycięstwa śpiewali muzułmańską modlitwę: »La ilaha ill - Allah, Muhamedin Rasula - Ilah« [»Nie ma Boga nad Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem«]. Widzieliśmy to wszystko z pomieszczenia, w którym byliśmy wszyscy zgromadze­ni [...] Wchodzili schodami na górę [...] kaci i ofiary stanęli teraz twarzą w twarz. Przywódca tłumu krzyczał: »Muhammede salavat« [»Uwierzcie w Mahometa i wyprzyjcie się swojej religii«]. Mimo naszych próśb o ocalenie, powtarzał te słowa straszliwym głosem. Gdy nikt nie odpowiedział, przywódca tłumu powtórzył te słowa jeszcze raz i dał rozkaz do masakry. Pierwszą ofiarą był nasz pastor. Cios siekierą pozbawił go głowy. Jego krew tryskająca na wszyst­kie strony zabarwiła na czerwono sufit i ściany. Potem znalazłem się otoczony przez katów. Jeden z nich wyciągnął sztylet i uderzył mnie w lewą rękę [...] Po sekundzie straciłem przytomność”66.

Tak więc, dla sprawców rzezi Ormian stałym punktem od­niesienia był islam. Bardzo wymowne świadectwo tego fak­tu odnajdujemy w raporcie brytyjskiego wicekonsula, G. H. Fitzmaurice’a, opisującym szczególnie odrażające wydarzenia, jakie miały miejsce w Urfie. Oto jeden z kurdyjskich watażków zgromadził tam około 100 ludzi, spętał ich stopy i ręce, położył na plecach, a następnie - własnoręcznie - podrzynał każdemu z nich gardło, recytując wersety Koranu. Dbał przy tym o to, by rzeź dokonywała się według sposobu przewidzianego dla zarzy­nania owiec w Mekce67. Zachodni dyplomaci donieśli też o po­dobnym przypadku, który wydarzył się w miejscowości Malatia (prowincja Harput). Tam napastnicy najpierw obrzezali, a na­stępnie w wyżej opisany sposób zamordowali 100 Ormian68.

Należy zauważyć, że zachęcanie do konwersji na islam - oczywiście na zasadzie „propozycji nie do odrzucenia” - mia­ło miejsce jeszcze przed rozpoczęciem pogromów. Na przykład Ormianom w Urfie polecono wywieszenie na dachach ich do­mów białych flag, co miało być oznaką, że rodziny te chcą przejść na islam; w innych miejscowościach podobne znaczenie miało wzniesienie ręki lub palca do góry69.

Oblicza się, że w prowincji Erzurum przymusowo zislamizowano około 15 tysięcy osób. W wilajecie Wan liczba przy­musowych konwertytów wynosiła około 10 tysięcy70, łącznie zislamizowano tam 245 wsi, a 116 kościołów zamieniono w me­czety71. W Harput los ten stał się udziałem 200 rodzin72, nato­miast w wilajecie Diarbekir 105 świątyń stało się meczetami73. W wilajecie Aleppo (miasta Urfa, Biredjik, Severek i Adiaman), według danych podawanych przez zagranicznych dyplomatów, islam zyskał sobie w ten sposób około 5900 „dobrowolnych” wyznawców. Ogółem, podczas trwania masakr z lat 1895-1896 przymusowo zislamizowano niemal 100 tysięcy Ormian74.

Władze tureckie doskonale zdawały sobie sprawę z faktu, że wie­lu nawróconych w ten sposób Ormian chciałoby wrócić do dawnej religii, dlatego też chwytały się różnych sposobów, aby zapewnić nieodwracalność tych konwersji. Do zwyczaju należało więc maso­we i publiczne obrzezanie nowo pozyskanych muzułmanów75.

Trwałości konwersji miały służyć także „dobrowolne” mał­żeństwa świeżych wyznawców proroka z nowymi braćmi i sio­strami w wierze76. Po to, aby zagwarantować przestrzeganie przez konwertytów obyczajowości nakazywanej przez szarijat, nie co­fano się przed kolejnymi zbrodniami. Na przykład w okręgu Yerum, w ormiańskich rodzinach, które liczyły kilku braci, za­bijano jednego lub dwóch z nich, dzięki czemu wdowy po nich mogły być poślubione przez pozostałych przy życiu mężczyzn77.

Przed domami osób podejrzanych o nieszczerą konwersję wystawiano na wszelki wypadek specjalnych obserwatorów, któ­rzy mieli sprawdzać, czy nowi muzułmanie regularnie uczęsz­czają na modły - rzecz jasna, każde zauważone zaniedbanie w tym względzie było karane śmiercią78.

Jak widać, nawet przejście na islam na dawało gwarancji przeży­cia. Niejednokrotnie też okazywało się, że Turcy wcale nie zamierzali dotrzymywać warunków zaproponowanej przez nich samych trans­akcji. Taki przypadek miał miejsce w Garmuri, gdzie ormiańscy konwertyci zostali wymordowani zaraz po publicznym obrzezaniu79.

Wśród Ormian stojących wobec alternatywy: „islam albo śmierć”, nie brakowało też przykładów naprawdę heroicznej wiary. Tysiące z nich wolało wybrać męczeństwo, niż zmienić wyznanie. Fakty opisane w niektórych z dostępnych nam świadectw przywodzą na myśl czasy prześladowań pierwszych chrześcijan i bohaterstwo wia­ry biblijnych Machabeuszy. Tak było w przypadku pewnej Ormianki z Urfy, która powiedziała do swoich synów, po tym, jak Turcy obiecali darować im życie w zamian za przyjęcie islamu: „Dajcie się zabić, ale nie wypierajcie się Pana Jezusa!”. Synowie posłuchali matki i cała ro­dzina, wraz z bohaterską kobietą, została wymordowana80.

Istnieje wiele innych przykładów nieugiętej wiary Ormianek. W Bitlis około 100 kobiet, którym Turcy wcześniej zamordowali mężów, postawiono przed koniecznością wyboru: „Wyrzeknijcie się waszego Jezusa, a będziecie żyć”. Kobiety odparły: „Nie, nasi mężowie umarli za Niego i podobnie my chcemy uczynić”. Żadna z nich nie uszła z życiem81.

Podczas trwania pogromów oprawcy używali najbardziej wy­rafinowanych i okrutnych środków, by skłonić do konwersji na islam ormiańskich księży. Gdy w klasztorze w Tadem sędziwy archimandryta Ohannes Papizian nie chciał przyjąć nowej wiary, Turcy po każdej odmowie obcinali mu kawałek ręki, aż do łok­cia. Na końcu został ścięty przed kościołem82. Ksiądz Der-Hagop z Harput w wyniku zadawanych mu tortur postradał zmysły. Wezwani przez oprawców na konsultacje mułłowie orzekli, że przejście szaleńca na islam nie jest dozwolone, nieszczęśnik zo­stał więc wtrącony do więzienia83. Ocenia się, że w latach 1895-1896 z powodu odmowy zmiany religii z rąk tureckich i kurdyj­skich zginęło 170 ormiańskich księży84.

Przedmiotem barbarzyńskich praktyk stały się nawet ciała or­miańskich duchownych, którzy nie chcieli apostazją okupić włas­nego życia. Księdzu Mattheosowi z Busseyid oprawcy odcięli głowę i umieścili ją między kolanami ofiary, a młodzi Turcy zabawiali się biciem tak sprofanowanych zwłok rózgą85. Najczęściej jednak za­mordowanych kapłanów obdzierano ze skóry, tak stało się w przy­padku księdza Der-Harudiuna z Diarbekir i jego towarzyszy oraz dziesięciu księży z okręgu Tadem. Z opata Sahaga z klasztoru Surp-Kacz (prowincja Kizan) ściągnięto skórę, którą następnie wypchano sianem i powieszono na drzewie86. W bestialski sposób pastwiono się także nad ciałami ofiar spoza stanu duchownego. Na przykład w Trabzonie wśród licznych ofiar znalazł się rzeźnik Adam wraz ze swoim synem. Po zastrzeleniu ich Turcy pokawałkowali oba ciała i czyniąc aluzję do profesji ofiar, nawoływali w kierunku przechod­niów: „Kto kupi, rękę, nogę, stopy albo głowy?! Tanio! Kupujcie!”87. Turecki humor.

Wśród ormiańskiego duchowieństwa byli jednak i tacy, któ­rzy dali się złamać. Ci przymusowi apostaci to szczególnie god­ne pożałowania ofiary masakr przeprowadzonych przez Turków. Prześladowcy zmuszali ich do wyparcia się nie tylko własnej wia­ry, ale i godności. Było to chyba najbardziej bolesne, gdy dotyka­ło ludzi stojących u kresu życia. Wielu z nich miało nadzieję, że konwersja jest chwilowa. Tak sądził pewien 70-letni duchowny, który w liście do przyjaciela - również duchownego - w nastę­pujący sposób opisywał okoliczności swojego przejścia na islam: „Z wdzięcznością i łzami czytaliśmy słowa pocieszenia wasze­go ojcowskiego listu. Przyjęliśmy jednak wszyscy chwilowo is­lam ze strachu przed śmiercią w torturach. Również ja, wasz ni­ski sługa, uczyniłem to, mając 70 lat. Po tym, jak wielokrotnie niemal cudem uniknąłem śmierci, nie widząc innego wyjścia, pozornie ugiąłem się i przyjąłem ich [Turków] wiarę. Prosiłem jednak, by ze względu na mój podeszły wiek oszczędzono mi obrzezania. Jednak zmusili mnie do tego pod groźbą, że w razie odmowy zetną mi głowę. Następnie grozili mi najstraszliwszymi torturami, gdybym wrócił do chrześcijaństwa. Podobnie postę­powali ze wszystkimi chrześcijanami”88.

Aby jeszcze bardziej poniżyć dawnych księży, a jednocześ­nie utrwalić ich konwersję na islam, Turcy dokonywali na nich publicznego obrzezania. Często też „awansowali” ich na mułłów, względnie muezinów i nakładali na nich obowiązek wołania imienia Allaha z minaretów albo z kościołów pozamienianych w meczety89.

Innym sposobem, który miał zapewnić trwanie w wierze proro­ka tych szczególnie cennych konwertytów, było wiązanie ich z isla­mem przez małżeństwa. Dawnych chrześcijańskich księży żeniono więc z Turczynkami; bywało, że z kilkoma naraz. Niejednokrotnie zdarzało, na przykład w okręgu Yerum, że były one wcześniej żonami multów, którzy sprawnie przeprowadzili rozwody, po to aby sami mogli poślubić żony dotychczasowych chrześcijańskich ka­płanów (niższe ormiańskie duchowieństwo mogło się żenić). Tak wytworzone „więzi” rodzinne miały dodatkowo jednoczyć konwertytów ze społecznością wyznawców Allaha90.

Kolejnym zjawiskiem świadczącym o antychrześcijańskich nastrojach towarzyszących masakrom ludności ormiańskiej było niszczenie świątyń, zwłaszcza należących do ormiańskiego Kościoła gregoriańskiego. W latach 1895-1896 całkowicie znisz­czono 568 kościołów i 77 klasztorów, 328 świątyń zamieniono w meczety91.

Do reguły należało, że Ormianie szukali azylu przed krwa­wymi rzeziami właśnie w budynkach kościelnych, a te nie były oszczędzane przez Turków. W wielkiej ormiańskiej katedrze w Urfie, która mogła pomieścić w swoich murach ponad 8 ty­sięcy ludzi, oprawcy spalili około 3 tysięcy chroniących się tam chrześcijan. Przed egzekucją naigrawali się jeszcze z Chrystusa, wołając do zamkniętych wewnątrz Ormian: „Niechże Chrystus udowodni teraz, że jest większym prorokiem niż Mahomet”. Jak informował brytyjski dyplomata, G. H. Fitzmaurice, nawet po upływie dwóch miesięcy od tej masakry czuć było w całym mie­ście nieznośny swąd spalonych ludzkich ciał92.

Na porządku dziennym było również bezczeszczenie Najświętszego Sakramentu. Tak na przykład stało się w splądro­wanych kościołach w Zimara i Gasma (prowincja Siwas) oraz w Messis (prowincja Adana)93.

Szczególnie barbarzyńskim rysem wszystkich pogromów, a także ludobójstwa z okresu I wojny światowej, było pastwie­nie się tureckich i kurdyjskich oprawców nad ormiańskimi ko­bietami. W wielu miejscach jeszcze przed rozpoczęciem masakr napastnicy żądali od ormiańskich matek, by „rezerwowały” dla nich swoje córki, skoro i tak w niedalekiej przyszłości „wszystkie chrześcijańskie dziewczęta będą należeć do nich”94.

Grabieniu mienia i mordowaniu niewinnych towarzyszyły nieodłącznie masowe gwałty. Wydaje się, że hańbienie Ormianek było dla Turków powodem jakiejś szczególnej chwały - widomą oznaką poniżenia narodowej godności Ormian. Turcy nie skry­wali przy tym swoich intencji i czynów. We wsi Husseyinik (pro­wincja Harput) żołnierze zgromadzili około 600 Ormianek z ca­łej okolicy, następnie publicznie je gwałcili, a po zaspokojeniu swoich zachcianek wszystkie zamordowali95.

Charakterystyczne było także to, że oprawcy czerpali z hań­bienia kobiet i dziewcząt ormiańskich jakąś szczególną satysfak­cję. Na przykład jeden z kurdyjskich watażków, Hadji Begos, chełpiący się tym, że zabił własnoręcznie 100 Ormian, kazał chrześcijańskiej dziewczynie rozebrać się i chodzić nago głów­nymi ulicami miasta96.

Wiele zrozpaczonych Ormianek wybierało raczej śmierć niż perspektywę stania się ofiarą gwałtu lub spędzenia reszty życia w tureckim albo kurdyjskim haremie. Takie wyjście wybrało kil­kadziesiąt kobiet z Lessonk i Ksanta, które - aby uniknąć pohań­bienia - rzuciły się do rzeki. Utonięcie w Eufracie okazało się również jedynym wybawieniem dla kobiet z Uzun Oba97.

Dysponując naszą dzisiejszą wiedzą na temat tego, co stało się z ludnością ormiańską w Turcji w latach 1915-1916, możemy uznać masakry z lat 1895-1896 zaledwie za wstęp do tego ludo­bójstwa. Masakry te, jakkolwiek okrutne i przeprowadzone w be­stialski sposób, z formalnego punktu widzenia nie mogą zostać uznane za ludobójstwo - czyli próbę „ostatecznego rozwiązania” or­miańskiego problemu w Turcji. Abdulhamidowi II chodziło wtedy przede wszystkim o pokazanie Ormianom ich pozycji w pań­stwie, w strukturze opartej o millet. „Krwawy sułtan” - w przeciwieństwie do rządzących po nim młodoturków - nie mógł po­godzić się z nieuchronnym upadkiem tego systemu, który przez wieki warunkował i określał sposób życia „niewiernych” w im­perium osmańskim. Według niego, i zdecydowanej większości jego muzułmańskich poddanych, to właśnie Ormianie ponosi­li odpowiedzialność za rozsadzanie tego systemu od wewnątrz. Jedyną metodą, którą wybrał, by temu zapobiec, było przeprowa­dzenie zbrodniczej eksterminacji. Jak widzieliśmy, rząd sułtański wykorzystał do tego istniejące wśród Turków i Kurdów antychrześcijańskie nastroje.

O ile więc masakry z lat 1895-1896 można potraktować jako wynik walki o zachowanie starej, Ottomańskiej Turcji, w któ­rej wyznacznikiem statusu społecznego i miejsca w strukturach państwa była wyznawana wiara: islam lub któraś z religii „ludów Księgi”, to ludobójstwo dokonane 20 lat później przez młodo­turków było spowodowane przystąpieniem do budowy nowej Turcji, opartej nie o znane od stuleci struktury, ale o ideologię panturanizmu, która przesuwała akcent z kwestii wyznaniowych na etniczne, co było zresztą logicznym dopełnieniem rewolucji młodotureckiej z 1908 roku98. Nie chodziło już o zachowanie milletu, ale o stworzenie czystej etnicznie Turcji, w której nie było miejsca dla Ormian, tak samo jak i dla innych, niepodatnych na asymilację mniejszości narodowych i wyznaniowych.



EUROPA WOBEC „KRWAWEGO SUŁTANA”


Osobnego omówienia wymaga postawa, jaką wobec rzezi lud­ności ormiańskiej przyjęły mocarstwa europejskie. W gruncie rzeczy ich aktywność sprowadzała się jedynie do reagowania na fakty już dokonane - państwa te wystosowywały do rządu ture­ckiego wspólne noty, gdy nieszczęściu nie można już było zapo­biec. Tak było od pierwszych masakr w Stambule w październi­ku 1895 roku, aż do ostatnich pogromów z sierpnia 1896 roku. Przez cały czas odbywało się żałosne qui pro quo: kraje europej­skie naciskały, sułtan zobowiązywał się do przeprowadzenia re­form, po czym zamiast nich następowały kolejne pogromy, itd.

Abdulhamid II doskonale zdawał sobie sprawę, że dopóki go­towość Europejczyków do wzięcia w obronę prześladowanych Ormian ogranicza się do zabiegów dyplomatycznych, masakry mogą być kontynuowane, a ich sprawcy mają gwarancję bezkar­ności. Strategia ta okazywała się skuteczna aż do momentu, kiedy ofiarą padł obywatel jednego z państw zachodnich.

Ojciec Salvator Lilii, Włoch z pochodzenia, był franciszkaninem w klasztorze Mudżuk Deressi, nieopodal Marasz. W listopadzie 1896 roku wraz z jedenastoma innymi katolikami został zamordowany przez oddział wojska tureckiego, po tym jak nie chciał wyprzeć się wiary; zwłoki zakonnika i jego towarzyszy zostały spalone na stosie.

Pod presją rządu włoskiego sułtan wysłał na miejsce zbrodni komisję śledczą, która ustaliła, że dowódcą oddziału morderców był pułkow­nik Mazhar Bej.

Nacisk ze strony Włoch i Francji doprowadził do tego, że oprawcę postawiono wreszcie przed tureckim sądem wojen­nym. Jednak jego proces okazał się farsą - oskarżony przetrzy­mywany był w najlepszym hotelu w Marasz, a w przerwach mię­dzy rozprawami widywano go, jak wraz z sędziami kupował na targu meble pochodzące ze zrabowanego ormiańskiego mienia. Równie oburzający był wyrok: trzy lata więzienia. Dopiero sta­nowcza interwencja francuskiego ambasadora, Paula Cambona, który zagroził użyciem francuskiej floty, doprowadziła do zmiany zasądzonego wyroku. 21 marca 1897 roku decyzją samego sułta­na Mazhar Bej został skazany na karę dożywotniego więzienia99. Natomiast żaden europejski okręt nie został wysłany w stronę tureckich wybrzeży po to, aby wymusić na sułtanie zaprzestanie masakr i wprowadzenie autonomii w ormiańskich prowincjach.

Przede wszystkim jednak nadzieje Ormian na poprawę ich losu w tureckim imperium rozbijały się o brak wśród europej­skich potęg jednolitego stanowiska odnośnie przyszłego statusu obszarów zamieszkałych przez ludność ormiańską. Przeważała polityczna strategia zmierzająca do utrzymania terytorialnej inte­gralności tureckiego państwa. Nawet w sytuacji, gdy w paździer­niku 1896 roku premier Wielkiej Brytanii, lord Robert Salisbury - kojarzony z apogeum brytyjskiej polityki „splendid isolation” - odchodząc od tradycyjnego stanowiska Londynu w tej spra­wie, poprosił swoich europejskim partnerów o podjęcie dzia­łań, które mogłyby zmusić sułtana do wprowadzenia w życie tak długo odwlekanych reform, nie zyskał poparcia Rosji i Niemiec. Natomiast francuski minister spraw zagranicznych, Gabriel Hanotaux, oświadczył, że III Republika nie przyłączy się do „polityki krucjaty i awantury”. Propozycję lorda Salisbury zaakcep­towały jedynie Austro-Węgry100.

O ile stanowisko Paryża - pomijając naturalny dla antyklerykalnej III Republiki brak predylekcji ku czemukolwiek, co mo­głoby kojarzyć się z krucjatą - można było wytłumaczyć tym, że Francja już wcześniej zagwarantowała sobie wpływy na li­bańskim i syryjskim wybrzeżu Turcji, to niechęć Berlina do prób zorganizowania skutecznego nacisku na sułtana miała zu­pełnie inne korzenie. Brała się ona z dalekosiężnych i bardzo skomplikowanych, politycznych kalkulacji kanclerza Ottona von Bismarcka, związanych z kwestią Orientu. Polityka pro­wadzona przez niego po 1878 roku, tj. po kongresie berlińskim, miała na celu doprowadzenie do zbliżenia między Stambułem a Londynem. W ten sposób pragnął on osiągnąć dwa cele: z jed­nej strony, ograniczyć możliwość ekspansji Rosji w kierunku cieśnin Bosfor i Dardanele, z drugiej zaś - przez większe zaan­gażowanie Wielkiej Brytanii na Bliskim Wschodzie - poróżnić Londyn z Paryżem, także aspirującym do zdobycia silnej pozy­cji w tym rejonie. W tej koncepcji nie było więc miejsca dla tzw. reform ormiańskich w Turcji. Ich ewentualne forsowanie przez państwa europejskie mogłoby -jak sądził Bismarck - popchnąć rząd sułtański w stronę Rosji, która akurat w latach 80. XIX wie­ku również przyjęła ostry kurs wobec Ormian żyjących na jej te­rytorium101.

Postawa „żelaznego kanclerza” wobec Turcji cechowała się zresztą dużą ambiwalencją. Nie uważał on ewentualnej ekspan­sji niemieckiej w tym rejonie świata za kwestię priorytetową, a obecność niemieckiej misji wojskowej w Stambule traktował jako „politycznie niezobowiązującą przysługę” względem suł­tana102. Przede wszystkim chodziło mu o to, aby poprzez zbyt ostentacyjną obecność Niemców nad Bosforem nie wzbudzić ostrych i niekorzystnych dla Berlina reakcji innych mocarstw, zwłaszcza Rosji i Wielkiej Brytanii103. Z drugiej jednak strony, to właśnie Bismarck osobiście zaangażował się w starania o przy­znanie przez rząd sułtański zarządzania monopolem tytoniowym w Turcji międzynarodowej grupie kapitałowej, utworzonej przez jego „prywatnego” bankiera, Gersona Bleichrödera104.

Począwszy od lat 80. XIX wieku, znacząco zwiększała się go­spodarcza, a co za tym idzie - i polityczna penetracja Niemiec w Turcji. W 1888 roku Deutsche Bank zaczął inwestować w roz­wój tureckich kolei105. Otrzymana w tym czasie przez Niemcy koncesja na budowę linii kolejkowej na trasie Izmir - Ankara da­wała początek największemu niemieckiemu projektowi inwesty­cyjnego w Turcji: linii Berlin - Bagdad, którego realizacja przy­padła na okres po 1890 roku, a więc już po dymisji Bismarcka106.

W tym czasie systematycznie zwiększało się również militar­ne uzależnienie Stambułu od Berlina. W 1884 doszło do zawar­cia wielkiego kontraktu zbrojeniowego na dostawy do Turcji nie­mieckiej broni. W latach 1883-1895 niemiecki generał, Colmar von der Goltz, kierował pracami nad modernizacją tureckiej ar­mii. Obejmowały one m.in. utworzenie sztabu generalnego, szkolnictwa wojskowego oraz planu mobilizacji. We wszystkich przypadkach, rzecz jasna, wzorcem był model niemiecki107.

Na uwagę zasługują również serdeczne kontakty, nawiązane w latach 80. XIX wieku, pomiędzy panującą w Niemczech dynastią Hohenzollernów a Abdulhamidem II. Cesarz Wilhelm I był jedy­nym chrześcijańskim monarchą, któremu w latach 1884 i 1885 suł­tan donosił o narodzinach swoich dzieci. W sali audiencyjnej jego pałacu od 1886 roku na poczesnym miejscu wisiały portrety niemie­ckiej pary cesarskiej. Jak sam przyznawał: „Kazał je tam powiesić, aby każdy, kto go odwiedza, widział, jak bardzo ich szanuje”. W1888 roku, gdy umarł Wilhelm I, ubrany w żałobę Abdulhamid II, łamiąc

dotychczasowe zwyczaje panujące na jego dworze, przyjął na spe­cjalnej audiencji niemieckiego ambasadora108.

Po śmierci Wilhelma I za sterami rządów w Berlinie zasiadło „pokolenie wnuków”, traktujące potęgę Niemiec za rzecz oczywi­stą, wyzbyte tym samym zahamowań, które towarzyszyły polityce Bismarcka w kwestii tureckiej, a więc obaw przed zadrażnieniem stosunków z innymi mocarstwami. Nowy cesarz Niemiec, Wilhelm II, był ucieleśnieniem aspiracji tej nowej generacji niemieckich poli­tyków. Pod jego panowaniem Niemcy wchodziły na szerokie wody Weltpolitik, poszukiwały przy tym „własnego miejsca pod słoń­cem”. Przywódcze elity Rzeszy dość szybko zidentyfikowały to miejsce właśnie w imperium ottomańskim. Niemieckiej ekspansji w Turcji miały służyć nagłaśniane i celebrowane z wielką pompą wizyty Kaisera w Stambule w 1889 i 1898 roku, które były prawdzi­wym zaprzeczeniem orientalnej polityki Bismarcka109. Druga wizyta miała miejsce zaledwie w dwa lata po zakończeniu krwawych czy­stek, gdy tureckie zbrodnie pozostawały jeszcze w świeżej pamięci międzynarodowej opinii publicznej. Jak zawsze podczas podróży Wilhelma II, nie brakowało teatralnych gestów i buńczucznych de­klaracji. W 1898 roku, podczas pobytu w Damaszku, określił siebie mianem „przyjaciela 300 milionów muzułmanów”.

Także w Niemczech Wilhelm II lubił demonstrować swo­ją „przyjaźń” z Turkami. Dostrzegała to również prasa polska. W styczniu 1900 roku „Dziennik Poznański” informował, że „Cesarz Wilhelm II okazuje wielkie zamiłowanie do wszyst­kiego, co pochodzi z Turcji. Obecnie jeździ tylko na tureckich koniach, pali tytoń turecki, ku zgorszeniu i zmartwieniu plan­tatorów niemieckich, oraz rozdaje szczodrze pruskie ordery ofi­cerom i urzędnikom tureckim. Pracownicy ambasady tureckiej w Niemczech nie są już w stanie powiesić na swych piersiach or­derów, otrzymywanych od Wilhelma II”110.

Za tymi ostentacyjnie okazywanymi oznakami sympatii wo­bec Turków kryły się całkiem realne interesy Niemiec. Słabnąca Turcja była łakomym kąskiem dla Berlina, a to głównie ze wzglę­du na jej strategicznie położenie między dwiema wielkimi częś­ciami brytyjskiego imperium kolonialnego: Afryką i Indiami. Wielka Brytania była postrzegana przez Niemców - i jak najbar­dziej słusznie - za główną przeszkodę w realizacji ich ambitnych planów politycznych. Niemiecką racją stanu było więc utrzy­mywanie tak długo, jak tylko się da, terytorialnej integralności Turcji, w myśl zasady: „większy kawałek dla nas”. W tym kon­tekście, wszelkie próby naruszenia tureckiego status quo, choć­by poprzez nadanie prowincjom ormiańskim jakiejś formy auto­nomii, były traktowane przez Berlin jako działanie wymierzone w jego dalekosiężne interesy. Tym bardziej, że europejski nad­zór - a więc nie tylko niemiecki - nad planowaną autonomią dla Ormian siłą rzeczy ograniczał wpływy Niemiec w Turcji.

W tym duchu zostały sformułowane tezy memorandum spo­rządzonego w listopadzie 1896 roku przez Alfonsa Mumma von Schwarzensteina, głównego doradcy w departamencie zajmu­jącym się kwestiami Bliskiego Wschodu niemieckiego Aussen-ministerium. W dokumencie tym, zaakceptowanym później przez kanclerza Chlodwiga von Hohenlohe, znalazło się stwierdzenie, że każda interwencja na rzecz poprawy losu Ormian w Turcji gro­ziłaby naruszeniem terytorialnej integralności tej ostatniej, a to z kolei „byłoby zagrożeniem dla gospodarczych interesów wie­lu Niemców” w tym kraju. Zresztą, zdaniem autora, Ormianie sami byli winni pogromów: „to zmyślna i podstępna rasa, która sprowokowała Turków”111.

Takim poufnie rozprowadzanym konstatacjom wtórowali pub­licznie przedstawiciele niemieckiej myśli politycznej. Friedrich Naumann, z zawodu pastor, który zasłynie w latach I wojny światowej jako autor głośnej i wpływowej książki „Mitteleuropa”, na po­czątku XX wieku udowadniał w swojej publikacji o Azji (przed 1914 rokiem doczekała się w Niemczech niemal dziesięciu wydań), że wy­stępowanie w jakiejkolwiek formie na rzecz ulżenia doli ludności or­miańskiej w Turcji nie leży w interesie Niemiec. Problem ormiański to „wewnętrzna sprawa turecka”, a eksterminacja Ormian, dokonana przez Turków w latach 1895-1896, była po prostu „częścią walki na śmierć i życie, toczonej przez stare, wielkie państwo, które nie da się unicestwić bez podjęcia ostatnich, krwawych prób uratowania się”. Ormianie - wskazywał popularny niemiecki autor - są poza tym na­rzędziami w ręku Rosjan i Anglików, a więc oddzielenie ich od resz­ty ottomańskiego imperium wiązałoby się z destrukcją całej Turcji, a to nie leży w najbardziej żywotnych interesach Niemiec112. Kwestię moralnego wstrząsu, jakiego doznała także niemiecka opinia publicz­na - a przypomnijmy, że jeśli o Niemcy chodzi, wielkie zasługi w in­formowaniu o pogromach miał Johannes Lepsius - pastor Naumann skwitował jednym zdaniem: „Cóż powstrzymuje nas od powiedzenia Turkowi prosto w twarz: »Precz, łajdaku«? Powstrzymuje nas to, że Turek odpowie: »Również ja walczę o swoje życie«”113.

Friedrich Naumann uczynił zresztą wiele, by upowszech­niać w Niemczech negatywny wizerunek Ormianina, prawdziwą „czarną legendę” Ormian - goniących za zyskiem wyzyskiwaczy, bezwzględnie wykorzystujących dobrą wolę swoich tureckich go­spodarzy. Przedstawiał ich nie jako ofiary, ale faktycznych agreso­rów na bezbronnych Turków. Dla ilustracji swojej tezy Naumann przytaczał wypowiedź pewnego niemieckiego zduna, od 19. lat mieszkającego w Stambule: „Jestem chrześcijaninem i miłość do bliźniego uważani za pierwsze przykazanie, ale mówię: Turcy mie­li rację, gdy mordowali Ormian. W inny sposób Turek nie może bronić się przed Ormianinem, który w sposób jak najbardziej nieodpowiedzialny wykorzystuje jego szlachetność, ociężałość i powierzchowność. Ormianin to najgorszy facet w świecie. Sprzedaje swoją własną żonę, swoją jeszcze niedojrzałą córkę, okrada własne­go brata. Cały Stambuł jest moralnie skażony przez Ormian [...] To, że Ormianie żyjący w Azji Mniejszej są lepsi, jest angielskim kłamstwem. Byłem we wsiach [ormiańskich] i znam stan rze­czy. Również tam Ormianin zajmuje się uprawianiem wszelkiej lichwy. To, że niemieccy chrześcijanie wychowują ormiańskie dzieci [w szkołach prowadzonych przez ewangelickie misje w Turcji], nic tutaj nie pomoże. Później staną się one tak samo złe, jak pozosta­li. Nie ma jakiegoś uporządkowanego środka, by chronić się przed Ormianami. Turek działa w obronie koniecznej!”114. Zaraz po tym Naumann dodał od siebie: „Nie usłyszeliśmy żadnego innego gło­su, który by się inaczej wyrażał”115.

Wystarczy zamienić w powyższym tekście słowo „Ormianin” na „Żyd” i „Turek” na „Niemiec”, a unaoczni się znana po­wszechnie retoryka, uzasadniająca kilkadziesiąt lat później „osta­teczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Jak przekonamy się później, publikacja Naumanna zostawiła trwały ślad, zwłaszcza u części niemieckich oficerów, służących w charakterze dorad­ców w Ottomańskiej Turcji.

Słowa stambulskiego zduna, tak skrupulatnie przytoczone przez Naumanna, wywołały w 1913 roku ogromne oburzenie niemieckiej opinii publicznej. Pod wpływem tych krytycznych głosów Naumann został zmuszony do przedstawienia swojego własnego stanowiska. Jednak przyszły autor „Mitteleuropy” nie­dwuznacznie dawał do zrozumienia, że zacytowana przez niego opinia raczej zgadza się z jego zdaniem na temat Ormian. Przy czym jednak zastrzegał: „Jak wiadomo, rdzeń kwestii ormiań­skiej leży na obszarze między Araratem a górami Taurus. Tam, być może, opis przedstawiony przez niemieckiego rzemieślnika ze Stambułu nie pasuje. Prawdopodobnie znajdują się między tamtejszymi Ormianami w dużej liczbie bardzo godni uznania ludzie”116.

Przekonanie o konieczności prowadzenia przez Turcję twar­dej polityki, mimo nieszczęścia setek tysięcy Ormian, podzielał również sam Wilhelm II. Według niemieckiego cesarza, rządy sułtana Abdulhamida II były „błogosławieństwem dla jego pod­danych, za wyjątkiem garstki Ormian”, a osoba tureckiego władcy mogłaby służyć jako „wzór dla innych krajów”117. Nawet namo­wy matki cesarza - córki brytyjskiej królowej Wiktorii i wdowy po cesarzu Fryderyku III - by interweniował na rzecz prześlado­wanego narodu, nie wywarły na nim żadnego wrażenia118.

W hołdowaniu maksymom Realpolitik - przynajmniej w od­niesieniu do losu Ormian w Turcji - Wilhelm II daleko prześcig­nął samego księcia Bismarcka. „Żelazny kanclerz”, któremu raczej trudno przypisać szczególne moralizatorstwo w polityce, na wieść o masakrach chrześcijan, dokonanych przez Turków podczas wojny rosyjsko-tureckiej (1877-1878), powiedział: „Trudno jest zachować dyplomatyczny spokój w obliczu takiego barbarzyństwa i sądzę, że uczucie pogardy [wobec sprawców tych zbrodni] jest powszechne pomiędzy wszystkimi chrześcijańskimi mocarstwami”.119

Akceptację Wilhelma II zyskał okólnik wysłany w 1898 roku przez niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych do ambasa­dora w Stambule, w którym polecono mu poinformowanie nie­mieckich konsulów przebywających na terenie całej Turcji, by nie podejmowali żadnych interwencji na rzecz Ormian ani nie ingerowali w sposób obchodzenia się lokalnej tureckiej admini­stracji z ludnością ormiańską. Podobne instrukcje otrzymali peł­niący służbę w Turcji, pochodzący z Niemiec oficerowie120.

Bezkarność dla rządu tureckiego, mimo zarządzonych przez niego masakr, była gwarantowana nie tylko przez państwo niemie­ckie, dodatkowo wzmacniała ją, a tym samym przypieczętowywała tragiczny los Ormian, polityka zagraniczna realizowana przez Rosję. Kraj ten, co prawda, pozował od dziesięcioleci na pro­tektora uciskanych chrześcijan w imperium tureckim, jednak po podpisaniu traktatu w San Stefano w 1878 roku zaczął odstępo­wać od haseł, które stanowiły uzasadnienie jego zaangażowania w wojnę krymską i wojnę rosyjsko-turecką.

Taka zmiana kursu rosyjskiej polityki była uwarunkowana na­rastającym w Petersburgu w latach 80. XIX wieku rozczarowa­niem z powodu iluzorycznego rozszerzania się wpływów Rosji na Bałkanach, które miało być przecież plonem jej zwycięstw mili­tarnych nad Turkami. Szczególnie boleśnie odczuwano nad Newą stopniowe wycofywanie się z orbity rosyjskich wpływów Bułgarii, czego przejawem było objęcie władzy w tym kraju przez przedsta­wiciela niemieckiej dynastii sasko-koburskiej121.

Przyczyny pełnego rezerwy stosunku Rosji do prób wy­muszania na Turcji wprowadzenia w życie zobowiązań, jakie ta ostatnia przyjęła na siebie na kongresie berlińskim, streścił na po­czątku lat 90. XIX wieku rosyjski minister spraw zagranicznych, Mikołaj Giers: „Rosja nie ma najmniejszego powodu, by zaprag­nąć utworzenia drugiej Bułgarii. Pojawienie się autonomicznego księstwa ormiańskiego [w Turcji] oznaczałoby niebezpieczeń­stwo dla Rosji, polegające na tym, że rosyjscy Ormianie chcieliby zostać jego częścią”122.

W latach 1895-1896 ta linia rosyjskiej polityki była kontynu­owana przez nowego ministra spraw zagranicznych, Aleksego Łobanowa-Rostowskiego. Następca Giersa był wcześniej rosyj­skim ambasadorem nad Bosforem i nawiązał wówczas zażyłe kontakty z samym Abdulhamidem II. Popierał też jego politykę odwlekania reform w prowincjach ormiańskich, jako najlepszą metodę powstrzymania rzekomej brytyjskiej ekspansji na obsza­rze państwa tureckiego.

Podczas krwawej rozprawy sułtana z jego ormiańskimi pod­danymi Łobanow-Rostowski - już jako kierownik rosyjskiej dy­plomacji - niejednokrotnie komunikował brytyjskiemu amba­sadorowi w Petersburgu, sir Frankowi Cavendish Lascelles, że rząd rosyjski nie pozwoli na utworzenie u swoich południowych granic „drugiej Bułgarii”, i odrzucał sugestie Londynu, by zde­cydowanie wymusić na sułtanie przeprowadzenie koniecznych reform. W podobnym duchu utrzymane były instrukcje wysłane przez Łobanowa-Rostowskiego do Nielidowa, rosyjskiego am­basadora w Stambule, w których polecono temu ostatniemu, aby zapewnił Abdulhamida II o rosyjskim poparciu, i jednocześnie zabroniono mu udziału w jakiejkolwiek inicjatywie innych eu­ropejskich mocarstw, wymierzonej w rząd sułtański123.

Takie stanowisko rosyjskiej dyplomacji wobec brytyjskiej inicjatywy, mającej dać gwarancje bezpieczeństwa dla Ormian w Turcji, potwierdzają raporty niemieckich dyplomatów rezydu­jących nad Newą. Ambasador Niemiec w Rosji, książę Radolin donosił swoim zwierzchnikom pod koniec 1895 roku: „Podczas, gdy rząd rosyjski na zewnątrz i oficjalnie współpracuje z Anglią, potajemnie wysyła pod adresem sułtana cały szereg uspokajają­cych znaków, zapewniając go, by nie brał zbyt poważnie kwestii reform ormiańskich”124.

W sierpniu 1896 roku minister Łobanow-Rostowski nie­spodziewanie umarł na udar mózgu. Jeśli wierzyć opiniom jego najbliższych współpracowników, m.in. wspomnianego już Nielidowa, stało się tak, gdy zapoznał się ze szczegółami ture­ckich okrucieństw wobec ludności ormiańskiej125. Samym prze­śladowanym Ormianom niewiele to jednak pomogło. Tym bar­dziej, że zgon ministra nie oznaczał jakiejś natychmiastowej i fundamentalnej zmiany rosyjskiej polityki. Już we wrześniu tego samego roku brytyjski ambasador w Petersburgu usłyszał od rosyjskiego wiceministra spraw zagranicznych, Cziczkina, że Rosja - w porozumieniu z Niemcami i Austro-Węgrami - zgo­dziła się na „utrzymywanie tak długo, jak to tylko możliwe, obec­nego reżimu w Turcji”. Rosja odrzuciła przez to kolejną brytyj­ską sugestię wspólnego rosyjsko-brytyjskiego nacisku na Turcję, mającego na celu wymuszenie wprowadzenia w życie ormiań­skich reform. Ostrzeżenia brytyjskiego dyplomaty, że bez ta­kiej wspólnej akcji Londynu i Petersburga „ta przemoc [wobec Ormian] będzie najprawdopodobniej trwała dalej”, nie wywarły na Rosjanach najmniejszego wrażenia. Podobnie jak odwoływa­nie się do haseł humanitaryzmu i cywilizacji.

Tak więc, u progu XX wieku, mimo werbalnych zapewnień o wrażliwości na los mniejszości narodowych w Turcji, kwestia ormiańska pozostawała dla mocarstw europejskich de facto we­wnętrzną sprawą Porty. Postanowienia kongresu berlińskiego w sprawie Ormian nie zostały zrealizowane. A ich nadzieje na otrzymanie skutecznego wsparcia ze strony europejskich, nomi­nalnie chrześcijańskich potęg, stawały się coraz bardziej iluzoryczne.



WIELKIE I ZŁUDNE NADZIEJE


Pod koniec lat 80. XIX wieku w Turcji zaczęła się nasilać we­wnętrzna opozycja w stosunku do rządów „krwawego sułtana”. Jej społecznym zapleczem były środowiska kształtującej się ture­ckiej inteligencji i młodej kadry oficerskiej, a miejscami, w któ­rych się ogniskowała - szkoły wyższe i wojskowe koszary.

W1889 roku grupa studentów Wojskowej Szkoły Medycznej w Stambule pod przywództwem Ibrahima Temo - z pochodze­nia Albańczyka - zawiązała tajną organizację pod nazwą „Jedność i Postęp”. Jej głównym celem było dążenie do detronizacji suł­tana Abdulhamida II. Na uwagę zasługuje fakt, że organizacja ta została stworzona na wzór struktur masońskich (odpowied­nie inspiracje zdradza już sama jej nazwa), o czym zadecydowały wcześniejsze kontakty jej przywódcy z masonami włoskimi126.

Na początku lat 90. XLX wieku zaczęły się również aktywi­zować środowiska młodej tureckiej inteligencji przebywającej na Zachodzie. W 1892 roku jeden z reprezentantów tych śro­dowisk, Halil Ghan, rozpoczął wydawanie w Paryżu pisma „La Jeune Turąuie” („Młoda Turcja”)127.

Bardzo istotna część składowa opozycyjnego wobec rządów sułtańskich ruchu politycznego powstała w 1907 roku w korpu­sie oficerskim tureckich oddziałów stacjonujących w Macedonii.

Powstało wówczas tajne Osmańskie Stowarzyszenie Wolności. Wśród jego założycieli znajdowali się również cywile, m.in. pe­wien urzędnik pocztowy o nazwisku Talaat128.

We wrześniu 1907 roku z połączenia emigracyjnych środo­wisk opozycyjnych i oficerskiej konspiracji z Macedonii doszło do powstania Osmańskiego Stowarzyszenia Jedności i Postępu (Ittihadu). Ukonstytuowała się tym samym struktura organi­zacyjna ruchu młodotureckiego. W politycznych zamierze­niach „Jedności i Postępu” znalazły się postulaty wprowadzenia w życie konstytucji z 1876 roku oraz modernizacji i okcydentalizacji Turcji. Dla samego Ittihadu, podobnie jak dla wcześniej­szych tureckich grup opozycyjnych, to ostatnie hasło wiązało się w pierwszym rzędzie z przyswojeniem organizacyjnych wzor­ców i rytuałów zachodniej masonerii, np. zaprzysięgania nowych adeptów, hierarchiczności członkostwa i związanego z tym stop­niowego wtajemniczania w sekrety organizacji129.

Ruch młodoturecki bardzo szybko nawiązał ścisłą współpra­cę z organizacjami ormiańskimi, zwłaszcza z dasznakami. Do takiego sojuszu politycznego doszło już w grudniu 1907 roku, czyli zaledwie w dwa miesiące po powstaniu Ittihadu, a płasz­czyzną porozumienia było dążenie do obalenia absolutnych rządów Abdiilhamida II i wprowadzenia w życie konstytucji z 1876 roku130. Dodajmy, że ormiańskie środowiska emigracyjne na Zachodzie już wcześniej podjęły współpracę z turecką opo­zycją, skupioną we Francji wokół Ahmeda Rizy, i z liberałami ks. Sebaheddina131.

Na początku lipca 1908 roku postanowili działać konspira­torzy z Osmańskiego Stowarzyszenia Wolności w Macedonii. Zadecydowały o tym dwa czynniki: możliwość dekonspiracji oraz realna groźba wprowadzenia w Macedonii autonomicznych rządów pod międzynarodowym nadzorem (taką decyzję podjeto podczas spotkania brytyjskiego króla, Edwarda VII, z carem Mikołajem II z Rewlu w czerwcu tego roku). Jednym z przy­wódców buntu, który wybuchł 2 lipca w garnizonie w macedoń­skim Monastyrze, był młody oficer, Enver Pasza. Sułtański rząd nie zdołał powstrzymać rozszerzenia się rebelii na inne obszary, ponieważ wysyłane w celu jej stłumienia rządowe oddziały prze­chodziły na stronę puczystów W zasięgu zbuntowanych oddzia­łów wkrótce znalazł się Stambuł. 24 lipca sułtan Abdtilhamid II odpowiedział na postawione mu ultimatum i ogłosił na­tychmiastowe wprowadzenie w życie konstytucji z 1876 roku. Młodoturecka rewolucja zakończyła się sukcesem.

Pierwsze tygodnie po udanym przewrocie Ittihadu były wy­pełnione nastrojem uniesienia i euforii, który udzielił się nie tylko tureckim środowiskom inteligenckim i wojskowym, sprzyjającym puczowi, ale również dużej części ludności ormiańskiej. W wielu miastach nowi władcy Turcji czynili wszystko, by atmosfera wza­jemnego zbratania się Turków i Ormian - jako jednakowo pognę­bionych przez sułtański reżim - była jak najbardziej widoczna.

Jedno z takich zainscenizowanych pojednań zaobserwo­wał w połowie sierpnia w Smyrnie korespondent francuskie­go czasopisma „L’Illustration”: „Na wozie, obficie przystro­jonym w kwiaty, stali, trzymając się za ręce: turecki żołnierz i Ormianin. Zostali oni ukoronowani [kwiatami] przez młodą i piękną Ormiankę. Natomiast na innym wozie muzułmanin, Ormianin, Grek oraz Izraelita - tworzyli inną sympatyczną gru­pę. Było to coś nowego, podobnie jak czymś nowym był napis na ottomańskich flagach: wolność, równość, braterstwo, oraz melo­dia Marsylianki granej przez orkiestrę wojskową. To wszystko od trzech tygodni widzi się i słyszy w konstytucyjnej Turcji”132. Opis ten w wymowny sposób ujawnia ideowe wzorce młodotureckich władz, czerpane wprost z rewolucji francuskiej.

Również w sierpniu doszło w Stambule do znamiennego wydarzenia. Otóż, na apel kadetów Szkoły Wojskowej tureccy mieszkańcy stolicy oddali hołd Ormianom, którzy padli ofiarą masakr z 1896 roku i zostali pochowani na miejscowym cmenta­rzu ormiańskim133. Atmosfera pojednania była tak silna, że jesz­cze w tym samym miesiącu Ittihad zaproponował partii dasznackiej połączenie obu organizacji. Ormianie nie podjęli jednak tej inicjatywy. Zgodzono się natomiast na bliską współpracę obu partii w zbliżających się wyborach do nowego tureckiego parla­mentu134.

Takie były nastroje w pierwszym okresie po zwycięstwie młodotureckiej rewolucji. I na tym się skończyło. Brakowało bowiem przesłanek do tego, by mógł powstać trwały i korzystny klimat dla dalszej współpracy Ormian i Turków, współpraca ta bowiem mogła się sprowadzać wyłączenie do sprzeciwu wobec krwawych rządów sułtańskich, których ofiarą na równi - choć nie w sensie liczbowym - padali Ormianie i przedstawiciele poli­tycznej opozycji tureckiej. Nie istniał natomiast żaden pozytyw­ny program współdziałania, ponieważ młodoturcy byli przeciw­ni wysuwanemu przez wszystkie środowiska ormiańskie planowi wprowadzenia w życie zapowiedzi z 1878 roku o autonomii dla sześciu prowincji ormiańskich we wschodniej Anatolii135.

Drugim czynnikiem przesądzającym o niemożliwości trwa­łego porozumienia ormiańsko-tureckiego był brak stosownej le­gitymacji społecznej. Szczególnie dotkliwie objawiało się to po stronie tureckiej, choć należy też pamiętać o tym, że dasznacy, ściśle współpracujący w okresie puczu z Ittihadem, nie byli bynajmniej reprezentatywni dla całej ormiańskiej społeczno­ści. Przekonanie o tym, że sułtan jest krwawym despotą i że dla uzdrowienia państwa tureckiego konieczne jest nadanie mu rzą­dów konstytucyjnych oraz zwołanie parlamentu, nie było wcale podzielane przez większość ludności tureckiej, przywiązanej do tradycyjnych rządów sułtana-kalifa i nieufnie spoglądającej na porozumienie nowej władzy z „niewiernymi”. Oczekiwania i polityczne sympatie Turków nie były tożsame z tymi, które do­minowały wśród wąskiej warstwy inteligencji i młodej kadry ofi­cerskiej, skupionej głównie w stolicy państwa.

W rok po młodotureckim przewrocie, 13 kwietnia 1909 roku, sułtan Abdtilhamid II, korzystając z poparcia wiernych mu oddziałów i życzliwego nastawienia mieszkańców stolicy, podjął próbę obalenia konstytucji i młodotureckiej władzy oraz przywrócenia osobistych rządów. Jednak okazała się ona nieuda­na. 24 kwietnia do Stambułu wkroczył wierny rządowi korpus z Salonik i ostatecznie położył kres nadziejom na restaurację ab­solutnej władzy sułtańskiej. Abdtilhamid II musiał abdykować.

Tego samego dnia, gdy w Stambule rozpoczynał się pro-sułtański przewrót, w wilajecie Cylicji - stosunkowo mało znisz­czonym w czasie masakr z lat 1895-1896 - rozpoczęły się rzezie zamieszkałej na tamtym terenie ludności ormiańskiej136 (w pro­wincji tej zamieszkiwało wówczas około 100 tysięcy Ormian, na ogólną liczbę 400 tysięcy mieszkańców). W świetle propagandy rozpowszechnianej przez sułtańskich wysłanników ze Stambułu Ormianie przedstawiani byli jako główni wrogowie sułtana i „niewierni”. Nie trzeba było długo czekać na oddźwięk ze stro­ny większości miejscowych Turków.

W stolicy prowincji, Adanie, pogromy rozpoczęły się 14 kwiet­nia. Ormianie zostali wówczas zaatakowani przez tureckich żan­darmów i zwykłych mieszkańców. Ormiańska część miasta była też ostrzeliwana przez oddziały wojska, popierające przewrót nad Bosforem; dogodne pozycje strzelnicze znajdowały się w mina­retach. Napastnicy nie zdołali jednak przełamać oporu stawia­nego im przez obrońców ormiańskiej dzielnicy. 16 kwietnia - przypadał wówczas Wielki Piątek - walki ustały. Jak wiemy, 24 kwietnia Abdulhamid II został ostatecznie pokonany. Zaraz po tym młodoturecki rząd wysłał do Cylicji wierne sobie od­działy, znajdujące się w Damaszku i Bejrucie. Ich zadaniem mia­ło być dopilnowanie, aby w prowincji, a zwłaszcza w jej stolicy, przywrócony został spokój i aby nie dopuścić więcej do napaści na tamtejszych Ormian.

Jednak ochrona zapewniona przez tzw. konstytucyjne od­działy okazała się zupełnie iluzoryczna. 26 kwietnia na zasko­czonych Ormian w Adanie napadły nie tylko bojówki złożone z miejscowych Turków i Kurdów, ale również jednostki pozosta­jące pod komendą zwycięskiego już młodotureckiego rządu.

Pogrom w Adanie w 1909 roku był powtórzeniem aktów niewyobrażalnego bestialstwa, znanego już nam z opisu wyda­rzeń z lat 1895-1896, chociaż zdaniem niektórych obserwatorów, oprawcy z roku 1909 czynili wszystko, by prześcignąć w okru­cieństwie swoich poprzedników137. Masakry trwały na obszarze całej prowincji aż do początków maja. W całej Cylicji (łącznie z Adaną) zginęło wówczas niemal 30 tysięcy Ormian - prawie jedna trzecia całej populacji, zniszczonych zostało ponad 200 or­miańskich wiosek138. Prowincja ta, słynąca niegdyś ze wspania­le rozwiniętej gospodarki rolnej, pod względem ekonomicznym legła w gruzach. Nic w tym dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, że to właśnie Ormianie wprowadzali tam nowe technologie i orga­nizowali miejscowy rynek rolny.

Rzezie w Cylicji w 1909 roku, które - przypomnijmy - za­częły się podczas puczu „krwawego sułtana” i które znalazły swój tragiczny finał już po ostatecznym zwycięstwie młodotureckie­go rządu, przy współudziale „konstytucyjnych” wojsk, położyły kres jakimkolwiek nadziejom Ormian na to, że nowy porządek w Turcji przyniesie im realną szansę ułożenia sobie spokojnej przyszłości w reformującym się państwie. Pogromy cylicyjskie zadecydowały również o zerwaniu wszelkiej poważnej współ­pracy między Ittihadem a dasznakami139.

Również młodoturcy wyciągnęli wnioski z wydarzeń roku 1909. Przekonali się, że afirmowanie rządów konstytucyjnych nie gwarantuje poparcia ze strony większości współobywateli, zwłaszcza mieszkających na prowincji. Potrzebny był inny niż rządy konstytucyjne „mit założycielski” nowej Turcji. Należało stworzyć nową ideologię.



CZĘŚĆ DRUGA


Ludobójstwo Ormian w Turcji w latach 1915-1916

WIELKI TURAN - IDEOLOGICZNE ZAGROŻENIE


Nadzieje ormiańskiej społeczności, oczekującej poprawy swo­jego losu pod konstytucyjnymi rządami, zostały mocno osłabio­ne nie tylko przez fakt wymordowania 30 tysięcy Ormian wiosną 1909 roku w Cylicji. Niepokojąco brzmiały deklaracje przed­stawicieli nowej władzy, głoszone jeszcze przed tymi wydarze­niami. Oto bowiem, krótko po udanym przewrocie wojsko­wym, który utorował młodoturkom drogę do rządzenia krajem, Niazi Bej, należący do grona przywódców puczu w Monasterze, oświadczył: „Jednym z celów organizacji młodotureckiej jest za­pewnienie wolności dla każdej narodowości i dla każdej religii w imperium, jednak pod warunkiem, że chrześcijanie wyrzekną się swoich dotychczasowych aspiracji, które stworzyły stan obec­ny”140. Złowieszcze słowa.

Na sytuacji Ormian w latach 1908-1914 zaważyły mocno problemy państwa ottomańskiego, spowodowane przede wszyst­kim utratą w tym okresie ponad jednej trzeciej jego terytorium i ponad jednej piątej ludności. Na skutek dwóch przegranych wojen bałkańskich (1912-1913) Turcja musiała oddać niemal wszystkie swoje posiadłości europejskie, z wyjątkiem skrawka wschodniej Tracji, pozostającego przy Turcji do dzisiaj. Porta, nolens volens, stawała się pod względem narodowościowym państwem coraz bardziej homogenicznym, a Ormianie - zwłasz­cza po utracie przez Turcję jej ziem europejskich - nie byli już tylko jedną z wielu chrześcijańskich mniejszości, ale stawali się najbardziej wyeksponowaną, a tym samym najmocniej narażoną na potencjalne ataki grupą religijną i narodową141.

Dodatkowe zagrożenie dla bezpieczeństwa Ormian stanowi­ła ideologiczna podbudowa, ów „mit założycielski” nowego pań­stwa, który po 1908 roku stworzyli młodoturcy. Chodzi tu o panturanizm, głoszący ideę Wielkiego Turanu, czyli zjednoczenia w jednym organizmie państwowym terytorium od Bosforu do Ałtaju142. Jak pisał już w 1911 roku w swoim słynnym poemacie zatytułowanym „Turan” czołowy propagator tej ideologii, poe­ta i pisarz, Ziya Gókalp (Gókalp - to literacki pseudonim, właś­ciwe jego nazwisko brzmiało Mehmed Ziya): „Krajem Turków nie jest Turcja ani nawet Turkiestan. Ich krajem jest ziemia ob­szerna i wieczna: Turan [...] Ziemia wroga zostanie zniszczona, Turcja powiększy się i stanie się Turanem”143. W innym poemacie Gókalp konstatował: „Jestem żołnierzem, [naród] jest moim do­wódcą. Bez pytań wykonuję wszystkie jego rozkazy. Z zamknię­tymi oczyma wykonuję mój obowiązek”144. Było to motto dla tych wszystkich, którzy w 1915 roku bez zadawania zbędnych pytań, z uśpionym sumieniem przystąpili do realizacji tego hasła kosztem setek tysięcy istnień ludzkich.

Gókalp, przyznający się do zaciągnięcia intelektualnego długu u Emila Durkheima, należał jednocześnie do awangar­dy ruchu na rzecz postępu i modernizacji, tak bliskich reżimo­wi młodotureckiemu. Między 1908 a 1918 rokiem stale zasiadał w kierowniczych gremiach Ittihadu, opowiadał się za całkowi­tą emancypacją kobiet w Turcji i laicyzacją tureckiego państwa, m.in. domagał się likwidacji szkolnictwa religijnego i zdecydo­wanego odejścia od stosowania prawa szarijatu w życiu publicznym. Zresztą cały program panturański, odwołujący się i gloryfi­kujący przedislamską epokę w historii ludów tureckich, zakładał, że państwowość turecką można oddzielić nie tylko od imperium ottomańskiego, ale także od islamu145.

Dodajmy, że idea panturanizmu była pojmowana szerzej niż pojęcie panturkizmu. Ten ostatni ograniczał się do postulatu sku­pienia pod rządami Stambułu wszystkich ludów tureckich, także tych żyjących na Zakaukaziu i w rosyjskiej Azji Środkowej, pod­czas gdy dla propagatorów haseł Wielkiego Turanu jego miesz­kańcami powinny być również ludy pochodzenia mongolskiego, w sensie etnicznym nie mające nic wspólnego z Turkami146. Siłą jednoczącą przy tworzeniu Wielkiego Turanu miała być Turcja - odpowiednio zmodernizowana i uzbrojona.

Realizacja programu tureckiego Lebensraumu oznaczała, że wcześniej czy później zostaną skazane na zagładę ludy i narody, które przeszkadzały w budowie wspólnoty panturańskiej. W samej Turcji byli to przede wszystkim Ormianie i Grecy - narody, któ­re z racji ich ponad tysiącletnich, wielkich tradycji cywilizacyjnych i odrębności religijnej były niezdolne do asymilacji, nie mówiąc już o akulturacji w ramach przyszłego Wielkiego Turanu.

O ile jeszcze w imperium ottomańskim społeczności te mo­gły jakoś funkcjonować i dzięki systemowi millet cieszyć się pewną autonomią - choć ich egzystencja znaczona była ciągłą przemocą ze strony Turków - to pod rządami nowej ideolo­gii nawet taka forma istnienia nie była na dłuższą metę możli­wa. Patrząc na problem ormiański od tej strony, należy przyznać słuszność francuskiemu historykowi, Yves’owi Ternonowi, który twierdzi, że jedynie przez mit panturanizmu, można zrozumieć mechanizm ludobójstwa”147.

Wroga wobec Ormian ideologia została ostatecznie zaakcep­towana przez trzeci kongres „Jedności i Postępu”, który odbył się w 1911 roku w Salonikach. Podczas jego trwania Ittihad podjął de­cyzję o odejściu od głoszonych przez siebie haseł, które w 1908 roku służyły jako uzasadnienie przewrotu wojskowego. Według niektórych historyków, to właśnie postanowienia tego kongresu były już bardzo realną zapowiedzią nadchodzącego ludobójstwa Ormian148.

Bardzo symptomatyczne były słowa wypowiedziane już w 1910 roku, podczas drugiego zjazdu Ittihadu w Salonikach, przez jednego z jego przywódców - Talaata. W czasie półtajnego konwentyklu z członkami kierownictwa partii młodotureckiej mówił on do swoich partyjnych towarzyszy: „Wiecie, że konsty­tucja proklamuje równość muzułmanów i niewiernych. Jednak my wiemy i uważamy, że jest to ideał niemożliwy do zrealizowa­nia. Szarijat, cała nasza przeszłość, uczucia żywione przez setki tysięcy muzułmanów i uczucia żywione przez samych giaurów, którzy uparcie opierają się ottomanizacji, stwarzają nieprzekra­czalną barierę na drodze do urzeczywistnienia rzeczywistej rów­ności”149.

Lata 1908-1913 to prawdziwy boom ideologii panturańskiej w rządzonej przez Ittihad Turcji. Powstaje cały szereg pism od­wołujących się do mitu Wielkiego Turanu, na czele z czasopis­mem „Türk Yurdu” („Turecka Ojczyzna”), założonym w 1911 roku i redagowanym przez jednego z twórców ruchu, Yusufa Akcurę, który urodził się w Symbirsku, a kształcił się w Kazaniu. Hasłem programowym tego pisma była triada propagowana rów­nież przez Gókalpa: turkizacja, islamizacja, modernizacja.

Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać organizacje sku­piające sympatyków nowego ruchu. Powstały w 1912 roku klub Türk Ocagi (Tureckie Ognisko), tylko w Stambule skupiał w swo­ich szeregach 3 tysiące osób, z czego jedna czwarta rekrutowała się spośród tureckiej inteligencji: lekarzy, adwokatów, nauczycieli i studentów150. Władze młodotureckie dokładały też wszelkich starań, by przyszła inteligencja kształcona była w duchu jedynie słusznej ideologii, a ministerstwo edukacji na stanowiska uniwer­syteckich profesorów zatwierdzało wyłącznie zadeklarowanych zwolenników panturanizmu. Jeszcze przed 1914 rokiem zostały zmodyfikowane programy szkolne - począwszy od szkół podsta­wowych, aż do uniwersytetów, nie wyłączając medres, czyli szkół religijnych151.

Przyjęcie przez państwo haseł panturanizmu stanowi­ło śmiertelne zagrożenie nie tylko dla Ormian, ale również dla Arabów - najliczniejszej nietureckiej mniejszości w imperium ottomańskim; przy czym należy dodać, że, jako wyznawcy isla­mu, nie stanowili oni mniejszości religijnej. Według najbardziej fanatycznych działaczy młodotureckich, również oni powin­ni zostać poddani asymilacji, przy użyciu wszelkich możliwych środków, nie wyłączając przemocy. W sierpniu 1914 roku jeden z działaczy Ittihadu poinformował przedstawicieli ludności arab­skiej w Turcji: „Wy i wasza rasa jesteście poddanymi Turków. Czyż nie podbiliśmy waszego kraju mieczem? [...] Wy i wasz na­ród musicie zaakceptować fakt, że jesteście Turkami i że coś ta­kiego, jak jeden naród arabski mieszkający w jednym arabskim państwie, nigdy nie będzie istnieć”152. Jednak dość korzystne po­łożenie społeczności arabskiej w Turcji -jej liczba, zajmowane terytorium i wspólna z Turkami religia - sprawiło, że groźby te nie zostały zrealizowane.

Bardzo charakterystyczna i złowroga - zważywszy na dal­szy przebieg wydarzeń - była cześć oddawana przez wyznaw­ców ideologii panturańskiej postaci Czyngis-chana. Przeszli oni gładko do porządku dziennego nad faktem, że w żyłach Czyngisa nie płynęła ani jedna kropla krwi tureckiej. We wspomnianym już poemacie „Turan” Ziya Gokalp nazywał twórcę imperium mongolskiego bohaterem, „który ukoronował [...] rasę [Turków] podbojami”. Z kolei Huseyinzade Ali wychwalał go za to, że „wstrząsnął horyzontami, od końca do końca”153.

Widać stąd, że mongolski władca i masakry towarzyszące jego podbojom mocno inspirowały działaczy Ittihadu, którzy w 1915 roku zaangażowali się w zbrodniczą akcję eksterminacji Ormian. Nail Bej, lokalny przywódca „Jedności i Postępu” w Trabzonie, podczas wiecu zorganizowanego w czerwcu 1915 roku, a więc w momencie, gdy machina ludobójstwa została już puszczo­na w ruch, tak mówił do swoich rodaków: „Ludzie! Jesteśmy potomstwem takich jak Czyngis-chan, Tamerlan i Osman. Jesteśmy ich godnym potomstwem. W naszych żyłach płynie ich krew. Pokażemy światu potęgę naszej broni. Tętent podków na­szych koni zabrzmi na ziemi naszych wrogów. Wybiła godzina, by pokazać Europejczykom chrześcijańskiej wiary, niewiernym Rosjanom, i ich przyjaciołom [Ormianom], którzy są pośród nas, potęgę naszego miecza”154. Na marginesie można dodać, że po­stać Czyngis-chana była niezwykle ceniona także przez Mustafę Kemala Paszę (Atatiirka), twórcę nowoczesnej Turcji. W swo­jej mowie, wygłoszonej 1 listopada 1922 roku przed Wielkim Zgromadzeniem Narodowym w Ankarze, wychwalał Czyngisa, uznając go za „źródło dumy dla tureckiego narodu”155.

Począwszy od 1908 roku, równolegle z pogłębiającą się de­kompozycją imperium ottomańskiego oraz postępującą fascy­nacją rządzących elit ideologią panturańską, coraz bardziej wi­doczna była zmiana postawy wobec Turcji ze strony mocarstw europejskich. Kraje te pogodziły się już z faktem, że chylącego się ku upadkowi państwa tureckiego dłużej już się nie da utrzy­mać i że należy przygotować się do podziału jego terytorium156. To zaś oznaczało przystąpienie do wyznaczenia ich stref wpływu w Turcji.

Pod koniec 1910 roku Rosja i Niemcy zawarły układ, na mocy którego ta pierwsza zobowiązywała się respektować budo­wę przez Niemców linii kolejowej Berlin - Bagdad, natomiast Niemcy zgodziły się nie kontynuować tej magistrali w kierun­ku Kaukazu, czyli do granicy rosyjsko-tureckiej. W 1913 roku Anglia wymogła na Stambule obietnicę, że linia ta nie będzie przedłużana w stronę Zatoki Perskiej, której rejon rząd turecki musiał uznać za strefę wyłącznych wpływów Londynu. Z ko­lei w lutym 1914 roku doszło do porozumienia między Francją i Niemcami odnośnie obszarów ich dominacji. Paryż zachował wpływy w Syrii, Libanie i Cylicji, uznając jednocześnie Anatolie i rejon Aleppo za strefę niemiecką. Cztery miesiące później Wielka Brytania zgodziła się na pociągnięcie przez Niemców li­nii kolejowej aż do Basry, w zamian za uznanie przez Berlin bry­tyjskiej dominacji w rejonie Zatoki Perskiej.

W ostatnich latach przed wybuchem I wojny światowej rów­nież Rosja zmieniła swoje stanowisko wobec kwestii ormiańskiej w Turcji. Odeszła już w niepamięć polityka realizowana przez księcia Łobanowa-Rostowskiego, a od 1912 roku car Mikołaj II definitywnie zrezygnował z programu rusyfikacji Ormian zamieszkujących w jego państwie. Rosja porzuciła też wcześ­niejsze obawy przed „niewdzięcznością” tureckich chrześcijan - Ormian, i ponownie wystąpiła w charakterze ich protektora157. Pod koniec listopada 1912 roku na polecenie ministra spraw za­granicznych, Siergieja Sazonowa, rosyjscy dyplomaci rozpoczę­li konsultacje w Paryżu i Londynie w sprawie podjęcia kolejnej próby wymuszenia na Turcji przeprowadzenia reform, które przyniosłyby ludności ormiańskiej poprawę jej sytuacji.

Zainspirowana i kierowana przez Rosję inicjatywa euro­pejskich mocarstw spowodowała, że 8 lutego 1914 roku Turcja zgodziła się na wprowadzenie w życie wspomnianych reform.

Obszary zamieszkałe przez Ormian zostały podzielone na dwie duże jednostki administracyjne. Jedna z nich objęła wilaje-ty Trabzon, Sivas i Erzurum, natomiast druga - wilajety Wan, Bitlis, Harput i Diarbekir. W obrębie tych dwóch dużych pro­wincji mieli oni cieszyć się dużą autonomią. Język ormiański miał być traktowany jako równoprawny wobec języka tureckie­go w sądownictwie i administracji, zaś szkolnictwo ormiańskie - rozwijać się bez jakichkolwiek restrykcji. Zdecydowano, że siły policyjne, dowodzone przez Europejczyka, powinny rekrutować się zarówno spośród Turków, jak i Ormian; Kurdowie mieli być niedopuszczeni do służby w tych formacjach.

Gwarancją dla Ormian, że postanowienia te będą przestrzega­ne, było postawienie na czele prowincji, jako generalnych inspek­torów, Europejczyków. Mieli oni prawo mianowania i odwoływa­nia wszystkich urzędników niższego szczebla. W kwietniu 1914 roku na te stanowiska zostali mianowani: Holender Westenenk (pracujący wcześniej w kolonialnej administracji w holenderskich Indiach Wschodnich), oraz norweski major, Hoff Swoje urzędy objęli w kilka miesięcy później, po przybyciu do Turcji.

Dla rządu kierowanego przez młodoturków reformy te już w momencie ich ogłoszenia miały jedynie wartość papieru, na którym zostały spisane. Talaat Pasza - minister spraw wewnętrz­nych i członek ścisłego kierownictwa Ittihadu - w następujący sposób interpretował intencje Stambułu: „Czyż Ormianie nie zdają sobie sprawy, że wprowadzenie w życie reform zależy od nas. Nie odpowiemy na propozycje, jakie wyjdą od Inspektorów [...] Ormianie próbują stworzyć nową Bułgarię. Nie wydaje się, by pojęli udzielone im lekcje. Wszystkie przedsięwzięcia, któ­re wywołują nasz sprzeciw, są skazane na porażkę. Niech no Ormianie poczekają, również dla nas przyjdzie dogodna chwila. Turcja należy tylko do Turków”158.

W tym czasie nie tylko czołowi przedstawiciele rządu przy­gotowywali się do udzielenia Ormianom kolejnej „lekcji”, która miała definitywnie nauczyć ich „rozsądku”. Sprzyjający ludobój­stwu klimat nienawiści obecny był także wśród ludności ture­ckiej. Świadczą o tym pełne gróźb listy, które pod koniec 1913 roku - a więc w czasie, gdy wiadomo już było o kolejnej inter­wencji mocarstw europejskich na rzecz reform - zaczęły napły­wać do ormiańskiego patriarchatu w Stambule; były one podpi­sywane przez „młodych islamskich Turków”. W jednym z nich znalazły się następujące słowa: „Do tej pory turecki miecz ściął miliony niewiernych, nie stracił również zamiaru ścięcia kolej­nych milionów. Wiedzcie o tym, że Turcy są zdecydowani i po­przysięgli, że usuną [dosłownie »wyczyszczą«] ormiańskich giaurów, którzy stali się dla nas zarazkami gruźlicy”159.

Tą dogodną chwilą, tak wyczekiwaną przez tureckiego mini­stra i „młodych islamskich Turków”, okazać się miały „sierpnio­we salwy”, pogrążenie się Europy w otchłani I wojny światowej.



KU KATASTROFIE


Wybuch I wojny światowej w sierpniu 1914 roku byl dla Ormian mieszkających w Turcji wielkim ciosem. Nie tylko bowiem ozna­czał oddalenie w bliżej nieokreśloną przyszłość realizacji reform - jedną z pierwszych decyzji rządu tureckiego po przystąpieniu do wojny po stronie państw centralnych było wypowiedzenie po­rozumienia z lutego 1914 roku o reformach w prowincjach or­miańskich - ale stwarzał nową, bardzo groźną sytuację. Już na po­czątku sierpnia było jasne, że bardzo realny jest wybuch konfliktu rosyjsko-tureckiego. Co prawda, jeszcze do lipca wydawało się, że Stambuł skłania się raczej w stronę Ententy (wizyty przedstawi­cieli rządu tureckiego w Paryżu, u cara Mikołaja II na Krymie, za­mówienie budowy statków dla floty tureckiej w brytyjskich stoczniach)160, jednak ostatecznie rząd młodoturecki zadecydował, że więcej do zaoferowania mają Niemcy. W rezultacie, 6 sierpnia Turcja zawarła z nimi tajny układ sojuszniczy161. Przystąpienie Porty do wojny po stronie państw centralnych było już tylko kwe­stią czasu. Stało się to faktem 2 listopada. 23 listopada sułtan ogłosił dżihad - świętą wojnę przeciw niewiernym, wzywając wszystkich muzułmanów na całym świecie do walki z chrześcijanami. Jak wi­dać, proklamacji dżihadu nie przeszkodził fakt, że u boku Turcji walczyły chrześcijańskie Niemcy i Austro-Węgry.

Krótko po ogłoszeniu „świętej wojny” w młodotureckim dzienniku „Tanin” ukazał się znamienny artykuł, zatytułowany „Duch turecki” - niejako zapowiedź tego, czego mogli się spo­dziewać wrogowie Turcji i Wielkiego Turanu. Aka Giinduz, au­tor tekstu, zwracając się do „tureckiego ducha”, pisał: „Zanim pójdę na wojnę, powiem Ci, co zamierzam zrobić: Z każdej pię­dzi ziemi, po której przejdę, popłynie krew. Jeśli pozostawię ka­mień na kamieniu, niech zniszczeje ognisko [domowe], które opuszczam. Mój bagnet obróci w cmentarzyska ogrody pełne róż. Pozostawię historii opuszczone ruiny, w których przez dzie­sięć wieków nie zakwitnie żadna cywilizacja [...] Litość nadzieję na koniec mojego jataganu; rozsądek zamknę w łuskach naboi, cywilizację rzucę pod kopyta mojego konia [...] Górskie doliny, cienie lasów, kontury ruin, przez wieki będą mówić: »Tędy prze­szedł Turek«”162.

Fakt, że w szeregach rosyjskich służyli Ormianie - byli to carscy poddani oraz żołnierze formacji ochotniczych, stworzo­nych z uchodźców z Turcji - mógł posłużyć i posłużył, jak poka­zały następne miesiące, za dogodny pretekst do inkryminowania „zdrady” Ormian. Zresztą jeszcze przed wybuchem wojny rząd turecki czynił wszystko, by stworzyć atmosferę sprzyjającą pięt­nowaniu „zaprzaństwa”.

Między 2 a 14 sierpnia obradował w Erzurum ósmy kongres partii dasznackiej. Talaat Pasza zwrócił się wówczas do przedsta­wicieli tego największego ormiańskiego ugrupowania politycz­nego z propozycją „nie do odrzucenia”. Zachęcał mianowicie do tego, by tureccy Ormianie zaangażowali się w zorganizowanie na rosyjskim Zakaukaziu szeroko zakrojonej akcji dywersyjnej. Perfidia tej propozycji polegała na tym, że w razie jej zaakcep­towania przez dasznaków, na ich współbraci mieszkających po stronie rosyjskiej spadłyby carskie represje. Natomiast odrzucenie tej sugestii byłoby kolejnym „dowodem zdrady” Turcji przez jej ormiańskich mieszkańców.

Ostatecznie dasznacy opowiedzieli się w swoich oficjalnym stanowisku za neutralnością Turcji. Zadeklarowali też, że w razie jej przystąpienia do wojny po którejkolwiek ze stron, Ormianie lojalnie wypełnią swoje obowiązki obywatelskie163. W podob­nym duchu został sformułowany cyrkularz centralnych władz Dasznaku, wysłany 23 października ze Stambułu do komite­tów partii na prowincji: „Bardziej niż kiedykolwiek jest dzisiaj konieczne, by dołożyć wszelkich starań w celu zachowania spo­koju, tak aby zapobiec nieszczęściu grożącemu naszemu ludo­wi. Byśmy mogli współuczestniczyć w zapewnieniu porządku i ogólnego bezpieczeństwa, należy unikać wszelkiej okazji, która może wieść do incydentów lub do szkodliwych zachowań mię­dzy różnymi odłamami ludności”164.

Zarówno polityczni, jak i duchowi przywódcy społeczności ormiańskiej w Turcji dołożyli wszelkich starań, by postępowa­nie ich rodaków po przystąpieniu Porty do wojny nie nasuwało żadnych wątpliwości czy podejrzeń. Patriarchat wspólnie z kie­rownictwem Dasznaku zachęcał Ormian do przestrzegania roz­kazu mobilizacyjnego. O skuteczności tych apeli może świad­czyć fakt, że w samej stolicy Turcji większość oficerów rezerwy, którzy natychmiast odpowiedzieli na ten rozkaz, stanowili właś­nie Ormianie165.

Już po wybuchu wojny i zaangażowaniu się w nią Turcji tamtejsza społeczność ormiańska czynnie, głównie przez sowi­te dary materialne, wsparła działalność Czerwonego Półksiężyca. Do tej akcji przyłączyli się również Ormianie mieszkający w Niemczech i Austro-Węgrzech. Dostrzegali to przedstawiciele rządu tureckiego i publicznie dawali wyraz swojej wdzięczności za humanitarną pomoc, niesioną na rzecz obywateli tureckich.

Ambasador Turcji w Wiedniu oświadczył nawet, że „rząd turecki nigdy nie wątpił w wierność i poświęcenie Ormian”166.

Władze Turcji nie miały również powodów, by wątpić w war­tość bojową żołnierzy narodowości ormiańskiej, służących w armii. Podjęta przez Turków pod koniec 1914 roku ofensywa na froncie kaukaskim - przeciwko wojskom rosyjskim - dowodzona osobiście przez ministra wojny Envera Paszę, zakończyła się w grudniu klęską w bitwie pod Sarykamyszem. Co ciekawe jednak, pierwsze reakcje powracającego do stolicy Envera diametralnie odbiegały od później­szej, stworzonej na potrzeby uzasadnienia ludobójstwa, propagan­dowej wersji wydarzeń, która to właśnie na barki rzekomo nielojal­nych ormiańskich żołnierzy przerzucała gros odpowiedzialności za klęskę, za ów „cios w plecy” zadany tureckiej armii przez ludność ormiańską, osiadłą we wschodnioanatolijskich wilajetach.

Bezpośrednio po Sarykamyszu turecki minister wojny - główny obok Talaata autor planu fizycznego wyniszczenia lud­ności ormiańskiej w 1915 roku - miał zupełnie inne zdanie na temat postawy Ormian. Po przybyciu do Konyi, witając ormiań­skiego biskupa, publicznie oświadczył: „Żołnierze ormiańscy służący w armii ottomańskiej sumiennie wykonali swój obowią­zek na wojnie. Mogę to zaświadczyć, ponieważ widziałem to na własne oczy”. Nie ukrywał przy tym, że ma okazję „wyrazić or­miańskiemu narodowi, którego całkowite oddanie się rządowi imperialnemu jest znane, swoje zadowolenie i uznanie”167.

Jednak starania Ormian, by uczciwie dopełnić wszystkich obywatelskich obowiązków, jak też ich ofiarna służba w szere­gach tureckiej armii nie mogły zmienić podstawowego faktu, że wojna światowa i udział w niej Turcji stały się dla młodoturków dogodną sposobnością do ostatecznego rozwiązania kwe­stii ormiańskiej, co było warunkiem sine qua non realizacji idei Wielkiego Turanu.

Tureckie cele wojenne definiowała jakże złowróżbnie dla Ormian brzmiąca deklaracja Ittihadu z 11 listopada 1914: „Nie zapominajmy, że nasz udział w tej wojnie nie ogranicza się jedy­nie do odwrócenia grożącego nam niebezpieczeństwa, ale ozna­cza również dążenie do realizacji naszego najważniejszego celu: osiągnięcia naszego narodowego ideału. Ideał narodowy naszego ludu i naszej ojczyzny każe nam zniszczyć wroga i osiągnąć natu­ralną granicę, która pozwoli nam połączyć się z naszymi braćmi tej samej rasy. Z drugiej strony, nasze uczucia religijne każą nam wyzwolić świat muzułmański spod dominacji niewiernych”168.

W podobny sposób określił tureckie zamierzenia Talaat Pasza. Zwierzył on się doktorowi Mordtmannowi, dragomano­wi w niemieckiej ambasadzie w Stambule, że jego państwo „ma zamiar skorzystać z wojny w celu kompletnego zlikwidowania jej wewnętrznych wrogów, tzn. miejscowych chrześcijan - co się stanie bez przeszkody ze strony obcych interwentów”169.

Rząd przystąpił do wykorzystania sposobności, jaką dla reali­zacji ludobójczego procederu stworzyła I wojna światowa, z żela­zną konsekwencją. Według słów Christophera Walkera, jednego z badaczy zajmujących się ludobójstwem Ormian: „wojna była niczym gruba zasłona z czarnego atłasu, za którą młodoturcy mogli bezkarnie działać”170.

Już w sierpniu 1914 roku przystąpiono do tworzenia tzw. Organizacji Specjalnej. Były to nieregularne oddziały, rekrutu­jące swoich członków przede wszystkim spośród kryminalistów, zwłaszcza tych, którzy oczekiwali wykonania wyroków śmierci, a zostali zwolnieni na polecenie rządu. Formacja ta podporządko­wana była nie tyle tureckiemu ministerstwu wojny, ile raczej wła­dzom Ittihadu, z którego wyodrębniono wąską grupę ludzi mają­cych nią kierować. Na czele tych najbardziej zaufanych działaczy stanął Doktor Nazim - szara eminencja partii młodotureckiej i najbliższy współpracownik Talaata Paszy. Jeszcze przed wybu­chem I wojny światowej Nazim otwarcie zadeklarował: „Państwo ottomańskie musi być tylko i wyłącznie tureckie. Obecność ob­cych elementów jest pretekstem dla europejskiej interwencji. One [obce elementy] muszą być przymusowo sturczone”171.

Nazim był odpowiedzialny za koordynację działań Organizacji na terenie całego kraju, on również czuwał nad wyekwipowaniem i finansowaniem z kont Ittihadu sieci bojówek będących na usłu­gach rządzącej partii - tym bowiem faktycznie była Organizacja Specjalna172.

Pierwszym oficjalnym przeznaczeniem tej formacji było or­ganizowanie akcji dywersyjnej na Zakaukaziu, na zapleczu rosyj­skiej armii. Zaś prawdziwym testem dla niej było wzięcie udziału w brutalnych deportacjach 200 tysięcy Greków z tureckiej Tracji i egejskiego wybrzeża Azji Mniejszej. Operacja ta została prze­prowadzona w pierwszych miesiącach po przystąpieniu Turcji do wojny i kosztowała tysiące istnień ludzkich - Grecy zamiesz­kali w państwie ottomańskim zostali więc uznani za „element obcy”173.

Jednak największym wyzwaniem dla Organizacji Specjalnej będzie udział w zarządzonej przez młodoturków eksterminacji zamieszkujących w Turcji Ormian. Organizacja spełniała dwa warunki, konieczne dla skutecznego przeprowadzenia ludobój­czych akcji na wielką skalę: jej członkowie już wcześniej udo­wodnili, że gotowi są popełnić każdą zbrodnię; decyzje dotyczą­ce planowanych działań podejmowane były w sposób ściśle tajny i angażowały niewielką grupę ludzi.

Ludobójstwo było przeprowadzane według jasno określo­nego wzoru: najpierw należało spowodować, by przyszłe ofia­ry nie stawiały oporu - dlatego odbierano im broń. Drugim krokiem była likwidacja przywódców duchowych i intelektualnych. Następnym, deportacja pozostałej przy życiu ludności - przeważnie starców, kobiet i dzieci. Na koniec zaś tych, którzy przetrwali piekło marszu w głodzie przez pustynię, ciągłe ataki bojówek kurdyjskich i egzekucje urządzane przez Organizację Specjalną, „osiedlano” w obozach koncentracyjnych na pusty­ni. Ludzi, którzy nie umarli tam z wycieńczenia, dobijać mia­ły oddziały tureckiego wojska i sterowane przez rząd bojówki - Kurdowie i Organizacja Specjalna.

Scenariusz ten był realizowany od stycznia 1915 roku, to zna­czy od momentu, gdy rząd polecił rozbrojenie wszystkich służą­cych w sułtańskiej armii żołnierzy ormiańskich. Tych samych, którzy zbierali tak pochlebne oceny od tureckiego dowództwa. Rozkaz skrupulatnie wykonano na obszarze całego państwa. Nie ograniczono się wszakże do rozbrojenia. Z pozbawionych bro­ni ludzi - nie czyniono przy tym rozróżnienia między oficera­mi a zwykłymi żołnierzami - tworzono specjalne bataliony pracy (Inchaat Tabouri), przeznaczone do najcięższych prac na rzecz tureckich oddziałów: Ormianie byli tam traktowani na podo­bieństwo zwierząt pociągowych. Następnie, w grupach po 50-100 osób, wszyscy byli rozstrzeliwani174.

24 kwietnia ministerstwo spraw wewnętrznych wydało roz­porządzenie, na mocy którego władze administracyjne i woj­skowe zostały upoważnione do przeprowadzenia aresztowań ormiańskich przywódców politycznych, zarówno ze szczeb­la centralnego, jak i lokalnego. Wystarczyło tylko podejrzenie o prowadzenie działalności antyrządowej. Polecenie to zostało wykonane w następnych tygodniach - w samym Stambule za­trzymano wówczas 2345 osób, z których zdecydowana większość nigdy już nie powróciła do swoich domów175.

27 maja w tureckiej prasie został opublikowany z inicjatywy ministerstwa spraw wewnętrznych, kierowanego przez Talaata, tekst Tymczasowego Prawa o Deportacjach. Talaat nie przejmo­wał się przy tym konstytucyjnymi wymogami. Rząd zatwierdził ten projekt dopiero 30 maja, natomiast turecki parlament zajął się nim 4 listopada 1918 roku - a więc już po upadku reżimu młodotureckiego i po dokonaniu przez niego ludobójstwa - i to tyl­ko po to, aby unieważnić je jako niekonstytucyjne. Jak zauważył ormiański historyk, Vahakn Dadrian: „Turecki parlament unie­ważnił prawo, na temat którego nigdy nie debatował ani go nie uchwalał, gdy przedmiot tego prawa - cała ludność, która padła jego ofiarą - została eksterminowana”176.

Konstytucyjne subtelności nie zmienią jednak podstawowe­go faktu, że Tymczasowe Prawo o Deportacjach było oficjalnym aktem, na mocy którego między majem a sierpniem 1915 roku przeprowadzono masowe deportacje ludności ormiańskiej w ca­łym państwie tureckim, choć określenie „Ormianie” nie pada w tym dokumencie ani razu. Władze były już wcześniej upoważ­nione do wywózek całych grup ludności, jeśli wobec nich padło choćby podejrzenie o antypaństwową działalność. Od maja 1915 roku wystarczyło zaledwie „przeczucie” prowadzenia tego ro­dzaju procederu, a więc skazanie na deportację zależało w prak­tyce od dobrego humoru lokalnego komendanta lub zwierzchni­ka miejscowej administracji.

Rzecz jasna, władze tureckie zapewniały, że deportowani „będą chronieni”, w docelowych miejscach oczekiwać na nich będą „nowe domy”, a do swoich starych siedzib będą mogli po­wrócić, gdy tylko zakończy się wojna. Te propagandowe hasła są do dzisiaj rozpowszechniane przez historyków - również zachod­nich - którzy negują fakt ludobójstwa, jednak obywatele obcych państw, znajdujący się w Turcji w momencie prowadzenia przez rząd w Stambule eksterminacji Ormian, nie mieli najmniejszych wątpliwości co do tego, jaki jest prawdziwy cel wysiedleń177.

Lewis Einstein, amerykański przedstawiciel Departamentu Stanu, napisał około 1916 roku w swoim raporcie do Waszyngtonu: „Zapewni się im [deportowanym] nowe domy w Deir-es-Zor i na pustyni, przez którą przepływa Eufrat. Tak brzmiał oficjalny eufe­mizm [...] czarny humor o ojcowskiej trosce, który zazwyczaj ma­skuje najbardziej barbarzyńskie masakry w Turcji [...]. [To, co się tutaj stało, było] zbrojną polityką deportacji, a jej dokończeniem była eksterminacja [...]”178.

Tę opinię dyplomaty z neutralnego państwa - Stany Zjed­noczone przystąpią do wojny dopiero w 1917 roku - potwierdzał też Joseph Pomiankowski, austro-węgierski oficer oddelegowa­ny do tureckiego sztabu generalnego. Choć był on przedstawi­cielem państwa pozostającego w sojuszu z Turcją, stwierdzał jed­noznacznie, że „barbarzyński rozkaz deportacji i osiedlenia całej ormiańskiej ludności Azji Mniejszej w północnych, pustynnych obszarach Arabii, tzn. Mezopotamii, przez którą przepływa Eufrat, w rzeczywistości oznaczał eksterminację wszystkich Ormian z Azji Mniejszej”179.

O tym, że deportacje były pomyślane przez rząd turecki jako niezawodny sposób zniszczenia narodu ormiańskiego, najdo­bitniej świadczą liczby. Z około 18 tysięcy osób wywiezionych z prowincji Harput i Sivas dotarło we wrześniu 1915 roku do ob­szaru zasiedlenia w okolicach Aleppo zaledwie 185 kobiet i dzie­ci. Z 19 tysięcy Ormian, którzy wyruszyli do Aleppo z Erzurum, przeżyło jedenastu180.

Arnold Toynbee, zbierający na zlecenie brytyjskiego rządu dokumentację ludobójstwa Ormian w 1915 roku, na podstawie zebranych przez siebie świadectw opisał schemat, według które­go rozpoczynały się deportacje ludności ormiańskiej: „W jakim­kolwiek mieście czy wsi, konkretnego dnia [...] publiczny obwoływacz przechodził przez ulice, ogłaszając, że każdy Ormianin płci męskiej musi stawić się osobiście i natychmiast w budynku rządowym. W paru przypadkach ostrzegano, że wojsko i poli­cja zabiją każdego Ormianina napotkanego na ulicy [...] ale za­zwyczaj pierwszym stadium było wezwanie do budynku rządo­wego. Mężczyźni zjawiali się w strojach roboczych [...] Gdy już przybyli, bez żadnego wyjaśnienia wtrącano ich do więzienia, trzymano tam dzień lub dwa, a następnie wychodzili z miasta w grupach w kierunku południowym lub południowo-wschod­nim, przywiązani sznurami jeden do drugiego. Mówiono im, że rozpoczynają długą drogę - do Mosulu, albo może do Bagdadu [...] Jednak nie mieli długo zastanawiać się nad swoim losem, po­nieważ zatrzymywano ich i masakrowano w pierwszym ustron­nym miejscu na drodze. Tę samą procedurę stosowano wobec innych ormiańskich mężczyzn [...] których uwięziono w mie­siącach zimowych [przełom 1914/1915] pod zarzutem spisko­wania i ukrywania broni [...] To była rola odegrana przez władze cywilne [,..]”181.

Rządowa propaganda głosiła, iż masowe wysiedlenia Ormian, poza tym, że neutralizowały „wrogi element”, miały również duże znaczenie militarne: zabezpieczały zaplecze na newral­gicznym obszarze tureckiego państwa - granicy z Rosją. Jednak władze tureckie nie wahały się ryzykować powodzenia akcji mi­litarnych, po to aby deportacje mogły być dalej kontynuowa­ne. W drugiej połowie 1915 roku, w czasie, gdy armia turecka zmagała się na Półwyspie Gallipoli z korpusem ekspedycyjnym wojsk Ententy, stanowiącym bezpośrednie zagrożenie dla stoli­cy państwa, władze kontynuowały wywożenie Ormian z pro­wincji Adana, wykorzystując do tego celu strategicznie położo­ną magistralę kolejową. Była to jedyna trasa, po której można by było szybko przerzucić z Mezopotamii 6. korpus armii tureckiej i wspomóc dzięki temu wojska walczące w Gallipoli. Jednak

urzędnicy tureccy - pomimo, wydaje się, oczywistych prioryte­tów - ani na moment nie zmniejszyli natężenia kolejnych trans­portów182.

Chyba najcelniej o zarządzonych przez rząd młodoturecki masowych deportacjach i towarzyszącej temu hipokryzji wyraził się August Bernau - obywatel Stanów Zjednoczonych, przeby­wający w Turcji i będący świadkiem dokonywanego tam ludobój­stwa. W raporcie przygotowanym dla amerykańskiego konsu­la w Aleppo napisał: „Zorganizowana masakra, nawet w epoce, gdy konstytucja [turecka] proklamowała Wolność, Równość, Braterstwo, byłaby czymś bardziej humanitarnym, ponieważ za­oszczędziłaby tej nieszczęsnej ludności okropieństw głodu, po­wolnej śmierci w najstraszliwszych cierpieniach, w najbardziej okrutnie wyrafinowanych torturach godnych Mongołów. Ale masakra byłaby mniej konstytucyjna!!! Cywilizacja została ura­towana!!!”183.

O tym, że deportacje były zaplanowane, a ich przebieg cen­tralnie koordynowany, świadczy też dostrzegalne następstwo zda­rzeń. Opisał je już w 1916 roku Arnold Toynbee: „Kwiecień i maj [1915] przewidziane były na wyczyszczenie Cylicji. Czerwiec i lipiec zarezerwowane były dla wschodu [wschodnioanatolijskich wilajetów]. Kolej na skupiska [Ormian] na zachodzie, położone wzdłuż magistrali [Berlin - Bagdad], przypadła w sierpniu i we wrześniu. Gwoli ścisłości, w tym samym czasie proces ten został rozciągnięty również na ormiańską społeczność na najdalszym po­łudniowym wschodzie. Była to przemyślana, systematyczna próba usunięcia ormiańskiej ludności z całego imperium ottomańskiego, i z pewnością odniosła spory sukces”184.

Najwcześniej, bo już na początku kwietnia 1915 roku, depor­tacje Ormian zaczęły się w prowincji Zejtun. Pretekstem było za­bicie pod koniec lutego dziewięciu tureckich policjantów przez grupę młodych Ormian, którzy w ten sposób mścili się za zgwał­cenie przez tych samych policjantów ormiańskich dziewcząt.

8 kwietnia, po wymordowaniu 50 miejscowych ormiańskich notabli, turecki komendant zarządził deportację całej ludności ormiańskiej; region Zejtun zamieszkiwało w tym czasie oko­ło 25 tysięcy Ormian. Z tego niemal 8 tysięcy było pędzonych w kierunku Konyi, reszta kierowana była w stronę Deir-es-Zor na syryjskiej pustyni, do miejsca, które stanie się w niedalekiej przyszłości ostatnią stacją męki tureckich Ormian. Miasto Zejtun zostało przemianowane na Sulejmanija, a w opuszczonych do­mach władze osiedliły tureckich uchodźców z Bałkanów.

Deportacja z okręgu Zejtun była pomyślana jako swego ro­dzaju demonstracja intencji. Trasa konwojów była bowiem tak poprowadzona - przez Marasz, Adanę, Tars, Aleppo i Aintab - aby widok poniżanych i wycieńczonych Ormian nie uszedł uwadze ich rodaków zamieszkujących Cylicję i Syrię.

W późniejszych latach sprawcy ludobójstwa jako usprawied­liwienie swojej zbrodniczej polityki (np. Talaat w swoich pa­miętnikach) podawali sprawę tzw. buntu w Wan. W 1915 roku w stolicy prowincji, noszącej tę samą nazwę, większość stanowi­li Ormianie; na 50 tysięcy ludności było ich 30 tysięcy. W lipcu 1914 roku Stambuł odwołał namiestnika, Tashina Paszę, który nie był wobec nich wrogo nastawiony. Jego następcą, pełnią­cym również funkcję dowódcy wojsk tureckich w rejonie, zo­stał Dżewded Pasza - szwagier Envera Paszy. Znany był jednak bardziej pod przydomkiem „kowal z Bachkali”, a zasłynął tym, że stosował wobec jeńców wymyślną torturę w postaci ich pod­kuwania - podkuwania w dosłownym znaczeniu tego słowa185. W marcu 1915 roku Dżewded zażądał od społeczności ormiań­skiej w Wan dostarczenia mu 3 tysięcy żołnierzy, co w prakty­ce miało oznaczać wydanie tyluż zakładników, których czekała pewna śmierć w tzw. oddziałach pomocniczych. Jednocześnie tureckie oddziały, współpracując z Kurdami, rozpoczęły masa­krowanie osad i wiosek ormiańskich w okolicach Wan. Między 15 a 18 kwietnia splądrowano i zmasakrowano ludność 80 wsi - w sumie niemal 24 tysiące ludzi. Pertraktacje Ormian z tu­reckim komendantem zakończyły się aresztowaniem lokalnych ormiańskich przywódców, w tym deputowanych do tureckiego parlamentu. 20 kwietnia oddziały tureckie rozpoczęły szturm na ormiańską dzielnicę w mieście. Pretekstem była interwencja Ormian w obronie ich rodaczki, napastowanej przez tureckich żołnierzy. Reakcją Turków były strzały.

Oblężenie i obrona ormiańskiej dzielnicy Wan trwały przez miesiąc - do 16 maja, kiedy to tureckie wojska wycofały się pod naporem rosyjskiej ofensywy. Dodajmy, że w skład rosyjskich wojsk zbliżających się do Wan wchodziły oddziały ormiańskich ochotników. Rosjanie wycofali się z miasta i prowincji pod ko­niec lipca. Wraz z nimi ewakuowało się 250 tysięcy Ormian; z tej liczby 40 tysięcy zginęło po drodze z głodu i wyczerpa­nia. Pozostali przy życiu stanowili jedyną większą grupę Ormian ocalonych przed zorganizowanym przez młodoturków ludo­bójstwem. Uratowało się także około 100 tysięcy ich rodaków ze wschodnich części prowincji Erzurum, którzy na przełomie 1914 i 1915 roku schronili się na rosyjskim terytorium186.

Jak wspomnieliśmy, tzw. bunt ormiański w Wan był jed­nym z pretekstów dla podjęcia masowych przesiedleń ludno­ści ormiańskiej. Oficjalna wersja głosiła, że Ormianie mieszka­jący w Wan, przez to, że wezwali na pomoc rosyjskie oddziały, zdradzili państwo tureckie. Okazali się, krótko mówiąc, rosyjską „V kolumną”. Przebieg wydarzeń - jak widzieliśmy - był jednak zupełnie inny. Akty wrogości ze strony Turków (masakry wiosek wokół Wan, aresztowanie i mordowanie ormiańskich przywódców) spowodowały, że miejscowi Ormianie nie mieli wątpliwości, iż stosowany już w innych miejscach Turcji scenariusz powtórzy się również w przypadku ich prowincji i ich miasta.

Na początku czerwca 1915 roku rozpoczęły się deportacje lud­ności ormiańskiej z prowincji Erzurum, w której na 645 tysięcy mieszkańców jedną trzecią stanowili Ormianie. Akcję osobiście nadzorował przybyły do Erzurum pod koniec maja jeden z przy­wódców Organizacji Specjalnej, Behaeddin Sakir. Przebiegała ona bardzo sprawnie, a to dzięki zaangażowaniu Organizacji Specjalnej i niezawodnych, gdy chodziło o pomoc w mordowaniu Ormian, Kurdów. Pod koniec lipca w całym wilajecie pozostało zaledwie kilkuset Ormian. Gdy w styczniu 1916 roku do Erzurum weszły oddziały rosyjskie, okazało się, że z 25-tysięcznej społeczności or­miańskiej przeżyły zaledwie 22 osoby187.

Również w czerwcu zainicjowano masowe wysiedlenia z pro­wincji Bitlis, która wówczas liczyła 780 tysięcy Ormian. Masakry wszakże zaczęły się już pod koniec maja, kiedy to do miasta Seert weszły wojska wycofującego się z Wan Dżewdeda Paszy. Po wy­mordowaniu miejscowej ludności „kowal z Bachkali” polecił spalenie żywcem na rynku ormiańskiego biskupa Kościoła gre­goriańskiego i arcybiskupa Kościoła nestoriańskiego (chaldej­skiego).

3 lipca rozpoczęła się eksterminacja miasta Musz -jednego z największych skupisk ormiańskich w wilajecie Bitlis (25 tysięcy w samym mieście, 60 tysięcy w całym rejonie). Domy ormiań­skie zostały zrównane z ziemią przez turecką artylerię. 4 lipca or­miańska dzielnica była już ostatecznie spacyfikowana, co ozna­czało śmierć niemal wszystkich jej mieszkańców. Dochodziło do dantejskich scen niszczenia i mordowania. Zdarzało się, że po­chwyceni przez Turków i Kurdów Ormianie byli oblewani ben­zyną i podpalani żywcem. By uniknąć śmierci w męczarniach, całe ormiańskie rodziny wybierały samobójstwo - w ten sposób zginęła m.in. 70-osobowa rodzina Tigrana Sinojana188.

Na początku sierpnia podobny los spotkał ormiańską lud­ność miasta Sasun - 20 tysięcy mieszkańców oraz 30 tysięcy uchodźców z okolic miasta. Tylko nieliczne grupki przedarły się na rosyjskie Zakaukazie. Z całej ormiańskiej społeczności wilajetu Bitlis do 1916 roku przetrwało około 6 tysięcy osób, głównie kobiet i dzieci poddanych przymusowej islamizacji189.

2 lipca władze tureckie ogłosiły początek deportacji z pro­wincji Sivas; przed tą datą zamieszkiwało ją 165 tysięcy Ormian. Konwoje liczące od 500 do 1000 osób kierowano w stronę Malatii, jednak zdecydowana większość deportowanych ni­gdy nie miała tam dotrzeć - została wymordowana nad brze­gami Eufratu przez turecką i kurdyjską eskortę oraz oddziały Organizacji Specjalnej190.

Na początku czerwca rozpoczęła się eksterminacja prowincji Diarbekir - społeczność ormiańska liczyła tam 120 tysięcy osób. W tym przypadku do popełniania masowych morderstw posłu­żyła woda. Już pod koniec maja ponad 600 Ormian wsadzono na tratwy na Tygrysie i oznajmiono im, że w ten sposób zostaną przetransportowani do Malatii. Wszyscy zostali utopieni.

1 czerwca wymordowano w Palu 12 tysięcy ormiańskich żoł­nierzy pracujących w oddziałach pomocniczych. W „etnicznym czyszczeniu” prowincji Diarbekir szczególnie aktywną rolę ode­grali Kurdowie. W stolicy prowincji, Diarbekir, głównym orga­nizatorem wywózek Ormian był Omar Bej - lokalny kurdyj­ski przywódca. Deportowani mieli być kierowani do Malatii i Mardin. Tylko nieliczni dotarli do celu, pozostali zostali wy­mordowani. Każdy środek był dobry - 5 tysięcy ormiańskich ko­biet zepchnięto do przepaści Judan Derę („przepaść, która po­chłania”) w okolicach Czenkusz, między Diarbekir a Harput.

We wrześniu gubernator prowincji, Reszid Bej, donosił w zaszy­frowanym telegramie do ministerstwa spraw wewnętrznych, że liczba Ormian wywiezionych z całego wilajetu wyniosła 120 ty­sięcy osób191.

W prowincji Trabzon ormiańska populacja była stosunko­wo nieliczna - 53 tysiące osób na ponad milion mieszkańców. Systematyczne deportacje rozpoczęły się 6 lipca. Z 14 tysię­cy ormiańskich mieszkańców stolicy wilajetu 12 tysięcy wysła­no w konwojach w kierunku Gumuch-Hane. Jednak wkrótce po opuszczeniu miasta większość z nich została wymordowana przez Kurdów i oddziały Organizacji Specjalnej. Już wcześniej tureckie władze zaokrętowały kilkuset Ormian, w tym chorych, starców i dzieci, na barki, które miały ich przetransportować Morzem Czarnym do Samsun. Ale zaledwie po kilku godzinach powracały one puste do portu w Trabzonie. Gdy wojska rosyjskie weszły do prowincji Trabzon w kwietniu 1916 roku, w jej stoli­cy przebywały już tylko dwie ormiańskie rodziny i 40 Ormianek ukrywających się w domach greckich192.

Prowincję Harput zamieszkiwało wiosną 1915 roku 166 tysięcy Ormian, na ogólną liczbę 575 tysięcy mieszkańców. Planowa eksterminacja tej społeczności rozpoczęła się w lip­cu. Już 5 lipca gubernator Salih Bej nakazał aresztowanie 800 mężczyzn w stolicy prowincji. Zostali oni poddani torturom, a następnie rozstrzelani. Pięć dni później kolejne setki Ormian, w tym 700 dzieci z prowadzonego przez Niemców sierocińca, utopiono w jeziorze nieopodal Harput. Reszta ludności została wywieziona w kierunku Diarbekir i Urfy.

W Malatii - miejscu docelowym konwojów z prowincji Sivas i Diarbekir - na początku lipca wymordowano całą tamtej­szą ludność ormiańską. Akcją kierował muteszarif Reszid Pasza, z pochodzenia Kurd, który na tym stanowisku zastąpił zbyt

biernego”, zdaniem rządu, Nazi Beja. Prawie 2 tysiące Ormian z miejscowości Arabkir uśmiercono w sposób wypróbowany już wcześniej w prowincji Diarbekir - umieszczono ich na tratwach, w tym przypadku na Eufracie, w okolicy Gumusz-Maden, które następnie zatopiono193.

Wilajet Angory w środkowej Anatolii zamieszkiwało przed rozpoczęciem eksterminacji 95 tysięcy Ormian, z czego dużą część stanowili katolicy (w samej stolicy prowincji było ich 15 tysięcy). Pod koniec sierpnia nadszedł rozkaz deportacji ludności ormiańskiej z Angory w kierunku Assi-Yozgad. W ostatniej chwi­li - najprawdopodobniej dzięki interwencji nuncjusza apostol­skiego w Turcji, księdza Angela Marii Dolciego, oraz ambasado­ra Austro-Węgier, Johannesa Pallaviciniego - zmieniono miejsce wywózki na Konyę i Adanę194.

W sierpniu deportowana została również ludność ormiań­ska z prowincji Brusa (zachodnia Anatolia), wraz z Ormianami z okręgu Ismit licząca około 100 tysięcy osób. Ofiary czystek były przewożone w bydlęcych wagonach do Konyi i Bozanti, a stam­tąd pędzone w konwojach na pustynię syryjską195.

W prowincji Adana (Cylicja) deportacje nasiliły się we wrześ­niu. Z około 30 tysięcy Ormian zamieszkujących ten region do końca miesiąca wywieziono ponad 20 tysięcy osób196.

Na przełomie lipca i sierpnia rozpoczęło się przymusowe wysiedlanie ludności ormiańskiej z wilajetu Aleppo. Do 19 sierp­nia deportowano wszystkich Ormian z największego ich skupi­ska w prowincji, miasta Aintab (32 tysiące na ogólną liczbę 70 ty­sięcy mieszkańców).

5 tysięcy mieszkańców okręgu Musa odmówiło wykonania polecenia władz o przygotowaniu się do nadchodzącej wywóz­ki i schroniło się na wzgórzu Musa Dagh. Do złamania oporu Ormian władze wysłały 15 tysięcy żołnierzy. Heroiczna obrona trwała ponad 50 dni, aż wreszcie francuski okręt wojenny ura­tował oblężonych (okręt nazywał się, nomen omen, „Joanna d’Arc”)197. Wydarzenie to, stanowiące - obok powstania w Wan – jedyny przypadek skutecznej obrony Ormian przed ludobójczą akcją rządu w Stambule, opisał w swojej epopei wspomniany już we wstępie Franz Werfel.

Natomiast nieskuteczny był opór, jaki stawili napastnikom mieszkańcy Urfy - 28 tysięcy osób, wśród których większość sta­nowiły kobiety i dzieci. 1 października zostali oni pokonani przez 6 tysięcy tureckich żołnierzy i 800 Kurdów198.

Ormianie, którzy przeżyli wstępne egzekucje opisane przez Arnolda Toynbee’go - czyli przeważnie starcy, kobiety i dzieci - byli podczas marszu traktowani przez turecką eskortę w spo­sób, jaki określić można tylko mianem zorganizowanego bar­barzyństwa. Już na początku pozbawiani byli przez tureckich żołnierzy i żandarmów tych resztek dobytku, które byli w sta­nie zabrać ze swoich domów. Po drodze narażeni byli na bar­dzo dokuczliwe warunki atmosferyczne: palące słońce w ciągu dnia i chłód nocy. Krwawe żniwo zbierał straszliwy głód. Kobiety i dzieci po kryjomu - bo nawet to było zakazane - przeszukiwa­ły odchody pozostawione przez konie i muły eskorty, z nadzie­ją na znalezienie resztek paszy. Ograniczony był nawet dostęp do wody; w raportach sporządzanych przez cudzoziemskich ob­serwatorów - dyplomatów i misjonarzy - często pojawia się in­formacja, że tureccy strażnicy domagali się od wycieńczonych Ormian zapłaty za dostęp do rzeki, która akurat znalazła się na trasie przemarszu konwoju199. Aby zadać Ormianom im jak naj­więcej cierpień, trasy te często wytyczano drogą okrężną, przez rejony szczególnie uciążliwe lub zamieszkałe przez Kurdów, któ­rzy wraz z miejscową ludnością turecką napadali na bezbronne, wycieńczone ofiary.

Oprawcy czynili to z ochotą - wszak mieli zagwarantowaną bezkarność. 3 października minister spraw wewnętrznych, Talaat Pasza, w telegramie adresowanym do swoich podwładnych pi­sał: „Nie będzie żadnego postępowania sądowego za ekscesy po­pełnione przez ludność podczas drogi wobec wiadomych osób [Ormian]; ekscesy służące celowi, do którego dąży rząd”200.

Amerykański konsul w Harpucie, Leslie Davis, zapamiętał prze­chodzącą przez to miasto w czerwcu 1915 roku przerażającą kolum­nę Ormian, pędzonych z prowincji Erzurum: „Bardziej godnego pożałowania widoku nie można sobie wyobrazić. Niemal bez wy­jątku są oni w łachmanach, brudni, głodni i chorzy. Nie zaskakuje to, zważywszy na fakt, że są w drodze przez niemal dwa miesiące bez zmiany ubioru, bez szansy na umycie się, na dach nad głową i zje­dzenie czegokolwiek Pewnego razu obserwowałem ich, gdy poda­no im żywność. Dzikie zwierzęta nie mogły być gorsze. Rzucili się na strażników niosących żywność, a ci odpędzili ich, bijąc pałkami tak mocno, że mogli nawet niektórych zabić. Obserwując ich, cięż­ko było sobie uzmysłowić, że są to istoty ludzkie”201.

Organizatorom ludobójstwa chodziło właśnie o wywoła­nie takich reakcji u obserwatorów. Mieli oni przede wszyst­kim dostrzec upodlenie Ormian, poniżenie narodu, z którego przecież wywodziło się wielu ludzi zamożnych i inteligentów. Doprowadzenie pędzonych na miejsce kaźni ludzi do takiego stanu miało być w zamierzeniach władz tureckich dodatkowym uzasadnieniem podjętej przez nie eksterminacji: „Ormianie to zwierzęta, a zwierzęta można bezkarnie przepędzać i zabijać”. Kilkadziesiąt lat później podobny chwyt zastosował i twórczo rozwinął Joseph Goebbels, według którego brudni i wycieńcze­ni Żydzi, pokazywani w propagandowych filmach kręconych w żydowskich gettach, mieli usprawiedliwiać prowadzoną wo­bec nich przez narodowych socjalistów akcję eksterminacyjną.

Nawet ci doprowadzeni do stanu skrajnego wycieńczenia, maszerujący w kolumnach śmierci Ormianie byli przedmiotem ciągłych napadów ze strony Turków i Kurdów. Najgorszy był los kobiet, które przecież wraz z dziećmi stanowiły zdecydowaną większość deportowanych. Regułą były masowe gwałty, dokony­wane przez turecką eskortę i kurdyjskich napastników. Johannes Lepsius, autor dobrze udokumentowanego opisu ludobójstwa, opartego na relacjach naocznych świadków i sprawozdaniach placówek dyplomatycznych różnych państw, zapisał takie słowa: „W miastach, przez które przechodziły [ormiańskie dzieci i ko­biety] - jak donosiły powtarzające się raporty - umożliwiano mahometańskiej ludności wybieranie co piękniejszych dziewcząt, a nawet natychmiastowe sprawdzenie przez lekarza ich dobrego prowadzenia się. Część dzieci była sprzedawana przez żandar­mów, a część przez własne matki, które czyniły tak, by uratować ich życie [...] Wiele kobiet i dziewcząt uniknęło pohańbienia, wybierając śmierć”202.

Jeden z inżynierów niemieckich, zatrudnionych przy bu­dowie magistrali kolejowej w kierunku Bagdadu, był świad­kiem przemarszu Ormian deportowanych z Cylicji i pędzonych w okolice Aleppo, Urfy i Deir-es-Zor. Widział konwoje, w któ­rych cztery piąte stanowiły kobiety i dzieci. Większość z nich znajdowała się w stanie śmiertelnego wycieńczenia. Wyznaczone na początku marszu racje żywnościowe wynosiły kilogram chle­ba na osobę miesięcznie! Wiele z ormiańskich kobiet niosło swo­je dzieci przywiązane do pleców. Bardzo często były to już tylko martwe ciała. Oddajmy mu głos: „Najcięższy los jest udziałem kobiet, które rodzą w drodze. Zostawia się im bardzo mało czasu na urodzenie dziecka. Pewna kobieta urodziła bliźniaki. To stało się w nocy. Następnego ranka musiała kontynuować swój marsz, z dwójką swoich dzieci na plecach. Po dwóch godzinach stanęła wyczerpana. Została zmuszona przez żołnierzy do pozostawienia swoich dzieci w krzakach i do kontynuowania wędrówki z całym konwojem. Z kolei inna kobieta miała poród podczas marszu. Nadal musiała maszerować, aż padła martwa [...] Po drodze na­potyka się niezliczone ciała dzieci, leżące przy drodze bez swo­jego grobu. Pewien turecki major, który towarzyszył mi przed trzema dniami, powiedział, że wiele z tych dzieci zostało porzu­conych przez swoje matki, ponieważ nie były one w stanie ich dłużej wyżywić. Najstarsze dzieci były odrywane od matek przez Turków. Sam major - podobnie jak jego bracia - ma u siebie jed­no z takich dzieci [...] Ocenia się, że 300 kobiet z konwojów, któ­re przechodziły tą drogą, rodziło podczas marszu”203.

Inny niemiecki świadek tureckiego ludobójstwa, porucznik Pfeifer - dowódca jednej ze zmotoryzowanych kolumn w 14. dywizji piechoty armii tureckiej, która operowała w północ­nej Syrii - pod datą 27 stycznia 1917 roku zanotował w swo­im dzienniku: „Tureccy oficerowie i żandarmi każdego wieczo­ru wybierali spomiędzy deportowanych tuziny Ormian i używali ich jako tarcz strzelniczych”204.

Świadectwo bestialskiego zachowania się tureckich żoł­nierzy i policjantów znajdujemy również w relacji pewnego Turka, który po I wojnie światowej wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. We wrześniu 1987 roku jego amerykański przy­jaciel przywoływał w „Boston Globe” wspomnienia tego proste­go żołnierza z eskorty jednego z ormiańskich konwojów: „Jako młody żołnierz w tureckiej armii był w jednostce, która eskorto­wała dużą grupę Ormian w teren, gdzie mieli być porzuceni na pastwę głodu. Opowiadał mi, że podczas przerw w czasie marszu oficer z jego kompanii podszedł do niego i powiedział mu oraz jego towarzyszom, by podeszli do grupy [Ormian] i poćwiczy­li na paru z nich ciosy bagnetem, ponieważ i tak umrą. »Niech Bóg się nade mną zmiłuje«, powiedział mi, prawie płacząc, »zrobiłem to«”205.

Lawinowo rosnąca liczba ofiar morderczych deportacji stwa­rzała dla władz tureckich nowy problem logistyczny: jak uspraw­nić pochówek dziesiątek tysięcy ciał, rozsianych po drogach wschodniej Anatolii i północnej Syrii i grożących katastrofą sa­nitarną, m.in. zatruciem rzek. Już w lipcu 1915 roku - natęże­nie deportacji osiągnęło wówczas swoje apogeum - zwracał na to uwagę dowódca stacjonującego w Syrii 6. korpusu tureckiej armii, Dżemal Pasza, będący obok Talaata i Envera członkiem triumwiratu rządzącego Turcją. Domagał się od gubernatora prowincji Diarbekir rozwiązania problemu tysięcy rozkładają­cych się ciał, niesionych przez okoliczne rzeki, zwłaszcza Eufrat. Pod koniec lipca w szyfrowanych telegramach, skierowanych do zwierzchników tureckiej administracji w prowincjach Harput, Urfa, Zor i Diarbekir, do kwestii tej nawiązywał również mini­ster Talaat Pasza. Polecał on, by ciał Ormian nie wrzucać do rzek i jezior, ale chować je w ziemi, a wszystkie pozostawione przez nich przedmioty palić206.

Jednak tureckiej machinie administracyjnej daleko było do takiej sprawności w usuwaniu dowodów ludobójstwa, jaką wykazały później Związek Sowiecki i III Rzesza. Jeszcze w 1916 roku wali prowincji Harput wytykał swoim podwład­nym, że na wszystkich drogach podległych mu ziem ciągle wi­dać niepochowane ciała ormiańskich kobiet i dzieci. Do pod­ległego mu urzędnika w Malatii pisał: „Nie trzeba tłumaczyć, jakie niedogodności z tego powodu mogą wyniknąć, a minister spraw wewnętrznych [Talaat Pasza] dał do zrozumienia, że nie­dbali funkcjonariusze będą surowo ukarani. W celu starannego pochówku wszystkich trupów, znajdujących się na naszym ob­szarze, należy oddelegować w tym celu dostateczną liczbę żandarmów i pewną liczbę urzędników, tak by kierowali nimi [żan­darmami] na miejscu”207.

Na przyczyny niedbałości tureckich urzędników w tej kwestii rzuca światło relacja znanego nam już niemieckiego inżyniera, który w cytowanym wyżej raporcie napisał: „Od 28 dni obserwuje się w Eufracie ciała niesione przez nurt, po­wiązane w pary plecami lub związane - w liczbie od 3 do 8 - ze sobą ramionami. Zapytano pewnego tureckiego oficera, który miał swój posterunek w Dżerablous, dlaczego nie grzebie się tych ciał. Odpowiedział, że nie otrzymał stosownych rozkazów, a poza tym nie można ustalić, czy są to ciała muzułmanów, czy chrześcijan, ponieważ miały one odcięte genitalia. Muzułmanie byliby pochowani, ale nie chrześcijanie. Psy pożerają ciała wy­rzucane przez rzekę. Inne trupy, spoczywające na piaszczystych nadrzecznych brzegach, padają ofiarą sępów”208. Nawet po swo­jej śmierci Ormianie mieli być poniżani i pozbawiani ludzkiej godności.

Kończąc omawianie kwestii marszów śmierci, raz jeszcze warto odwołać się do Arnolda Toynbee’go - jednego z pierw­szych zachodnich historyków, który zajął się problematyką eks­terminacji Ormian. Po kilkudziesięciu latach od tych wydarzeń, posiadając wiedzę na temat podjętego przez Niemców w latach II wojny światowej „ostatecznego rozwiązania kwestii żydow­skiej”, pisał: „W Turcji [...] w 1915 roku [...] deportacje celowo były przeprowadzone z brutalnością obliczoną na spowodowa­nie największych strat w ludzkich istnieniach en route. Była to zbrodnia Ittihadu, a przeprowadzone przeze mnie studium nad nią, pozostawiło w moim umyśle wrażenie, że nie jest w stanie jej przyćmić ludobójstwo popełnione z jeszcze większą dozą zimnej krwi, na jeszcze większą skalę, a mianowicie to popełnio­ne w czasie II wojny światowej przez nazistów”209.

Podczas rzezi Ormian w latach 1915-1916 władze tureckie nie ukrywały, że jedynym ratunkiem przed deportacją jest po­rzucenie przez nich chrześcijaństwa i przejście na islam. Taką praktykę stosowano, jak widzieliśmy, już przy okazji masowych pogromów z lat 1895-1896 i z 1909 roku. Mówiąc o przymu­sowej islamizacji towarzyszącej ludobójstwu przeprowadzane­mu przez rząd młodoturecki, należy pamiętać o tym, że dla jego przedstawicieli islam i wytworzona wokół niego (przynajmniej w imperium ottomańskim) niechęć do chrześcijaństwa stanowi­ły dodatkowy, dogodny instrument, ułatwiający masową ekster­minację ormiańskich wyznawców tej religii. Ważne jest w tym kontekście słowo „instrument”, ponieważ przywódcy Ittihadu w przeważającej większości byli ateistami, szukającymi wzorów w rewolucji francuskiej i III Republice. Już w 1909 roku brytyj­ski ambasador w Stambule zauważył, że ich stosunek do Koranu graniczy z pogardą. A amerykański ambasador w Turcji, Henry, Morgenthau, z ust samego Talaata Paszy usłyszał następujące wy­znanie: „Nienawidzę wszystkich księży, rabinów i hodżów”210.

Przymusowa islamizacja, przeprowadzana na polecenie sułtana Abdulhamida II, wywołała protesty mocarstw zachod­nich i Rosji, które wymusiły na tureckim rządzie umożliwie­nie Ormianom powrotu do chrześcijaństwa. By w przyszłości uniknąć zarzutu o zmuszanie chrześcijan do przyjęcia Jedynej prawdziwej wiary”, nowe władze tureckie żądały od Ormian pisemnych deklaracji, zawierających „prośbę” o pozwolenie na przejście na islam211.

Nie brakowało Ormian, niekiedy nawet całych rodzin, którzy postawieni przed wyborem: apostazja albo okrutna, powolna śmierć w marszu, wybierali to pierwsze. W Trabzonie zislamizowano w ten sposób 200 ormiańskich rodzin, w Kerasunt 160, w Ordu 200, a w Samsun 150; są to dane tylko z jednego wilajetu212.

Jednak tysiące heroicznych Ormian nie wyrzekło się swo­jej wiary. Pewnemu kupcowi, Harutjunowi Torikianowi, „zapro­ponowano” przyjęcie islamu w zamian za uniknięcie deportacji. Torikian odpowiedział: „Będąc młodym, wierzyłem. Teraz więc, gdy jestem stary, mam się zaprzeć? Przecież właśnie dla tej godzi­ny żyłem”. Dołączony został do kolumny deportowanych i póź­niej zamordowany213.

14 października 2001 roku Jan Paweł II beatyfikował, jako męczennika za wiarę, ormiańskokatolickiego biskupa, Ignacego Malojana z Mardin, który w 1915 roku, wraz z dwunastoma in­nymi księżmi, odmówił przejścia na islam w zamian za uratowa­nie życia. Wszyscy zostali zamordowani. Według relacji naocz­nego świadka sceny męczeństwa, bł. biskup Malojan na sugestię apostazji odpowiedział: „Nie zaprę się mej wiary chrześcijań­skiej”214.

Podobny los spotkał ormiańskokatolickiego biskupa, Mikołaja Chaczaduriana z Malatii. Zwabiony do siedziby tureckiego gu­bernatora, został pobity, a następnie wtrącony do więzienia. Tam był torturowany, a gdy dla tureckich żandarmów stało się jasne, że biskup nie wyrzeknie się swej religii, udusili go jego włas­nym pektorałem215. Za trwanie przy wierze chrześcijańskiej ofia­rę z życia złożyło również 13 zakonnic z ormiańskokatolickiego zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia w Diarbekir, pro­wadzącego tam szkoły i sierocińce216. Wraz z nimi aresztowany został tamtejszy biskup ormiańskokatolicki, Andrzej Czelebian. Oprawcy wyprowadzili go poza miasto, a następnie zakopali go w ziemi po szyję. Aby ośmieszyć swoją ofiarę, żandarmi pozo­stawili ponad ziemią prawą rękę biskupa, tak by mógł nią „bło­gosławić” spędzonych w to miejsce katolickich Ormian, których wkrótce potem wymordowano. Na koniec wyszydzonego bisku­pa ukamienowano217.

W sumie w wyniku ludobójczej akcji do końca 1915 roku zniknęło z terenu Turcji 14 diecezji ormiańskokatolickich. Z 70 tysięcy Ormian - katolików, 157 katolickich duchownych i 128 sióstr zakonnych, którzy do 1914 roku mieszkali w Turcji, mor­dercze deportacje z lat 1915-1916 przetrwało niewiele ponad 13 tysięcy wiernych, 37 duchownych i 56 zakonnic218.

Rzecz jasna, największymi prześladowaniami dotknięty zo­stał ormiański Kościół gregoriański, do którego należała prze­cież znakomita większość mordowanych Ormian. Na terenach objętych etnicznymi czystkami poddano eksterminacji całą hie­rarchię tego Kościoła. W Dżarbekir spalono żywcem archimandrytę Czekhlariana. W Szabin-Karahissar, Baiburt, Harput i Gzarsandżak archimandrytów powieszono. Biskup Siwas, Knel Kalzmskrian, został poddany okrutnej torturze, polegającej na przybiciu mu do stóp podków. Miejscowy turecki urzędnik uza­sadniał: „Nie można pozwolić na to, by biskup chodził boso”219? Biskupa Erzurum, Saadediana, zamordowano. Innych, jak np. biskupa Behrigiana z Kaisarije, wtrącono do więzienia. Wielu wygnano - tak stało się z arcybiskupem Hovagimem z Ismid220.

Inna, szczególnie odrażająca forma islamizacji polegała na upro­wadzaniu kobiet ormiańskich i przymusowym wydawaniu ich za mąż za muzułmanów. Taki los spotkał wiele zamężnych Ormianek, których mężowie - Ormianie - służyli w tureckiej armii221.

W miejscowości Zile po wymordowaniu wszystkich męż­czyzn prowadzonych w konwoju pozostałe przy życiu kobiety i dzieci całymi dniami trzymano pod gołym niebem - bez chleba i wody. W ten sposób starano się skłonić je do przejścia na islam. Oporu kobiet nie udało się złamać, więc na oczach dzieci zakłuto je wszystkie bagnetami222.

Przymusowe porzucenie wiary chrześcijańskiej było również udziałem tysięcy ormiańskich dzieci, oderwanych od ich rodziców i oddanych, a właściwie sprzedanych na wychowanie rodzinom muzułmańskim. W Angorze z okazji urodzin sułtana urządzono obrzezanie 100 dzieci pochodzących przeważnie z katolickich ro­dzin i przymusowo nawróconych na islam223. W Trabzonie miej­scowy szef „Jedności i Postępu”, Nail Bej, skutecznie przeciwsta­wił się planom rozmieszczenia ormiańskich dzieci w sierocińcach, nadzorowanych przez komitet złożony z chrześcijan - reprezen­tantów silnej miejscowej społeczności greckiej - oraz muzułma­nów. Wcześniej zgodę na działalność komitetu wyraził turecki gubernator, który sam wchodził w skład tego gremium. Jednak sprzeciw władz partyjnych okazał się istotniejszy. Sierocińce zosta­ły zlikwidowane, a dzieci zabitych i deportowanych Ormian od­dano na wychowanie wyłącznie muzułmańskim rodzinom; pilno­wano, by nie dostały się pod opiekę rodzin greckich. Szczególnie ohydne w tym procederze było to, że władze tureckie wybiera­ły spośród sierot ładne, kilkunastoletnie dziewczynki do „wy­łącznego użytku” miejscowych członków „Jedności i Postępu”. Johannes Lepsius wspomina o jednym z działaczy młodotureckiej partii, który „przygarnął” w ten sposób dziesięć dziewcząt224.

Z biegiem czasu tureckiemu rządowi przestało zależeć na przechodzeniu na islam tylko jednostek czy też pojedynczych ormiańskich rodzin. „Dobrowolne nawrócenia na jedyną, praw­dziwą wiarę” musiały być masowe. Ustalono nawet, jaka mini­malna liczba osób, które chcą przejść na islam, będzie dawała możliwość wybawienia od deportacji. W miejscowości Hadijne do tureckich urzędników zgłosiło się sześć ormiańskich rodzin, wyrażających chęć konwersji na islam. Usłyszeli następującą od­powiedź: „Akceptujemy nawrócenie co najmniej 100 rodzin”225.

Opuszczane przez skazywanych na wysiedlenie Ormian świą­tynie były z reguły zamieniane w meczety. Pogardę dla chrześci­jaństwa Turcy okazywali również w inny sposób. W miejscowości Erzingjan zamienili ormiański kościół w publiczną toaletę. Po splą­drowaniu kościoła w Hiissni-Manzur naczynia liturgiczne wrzuci­li do ustępu. Przebrani w ornaty tureccy żandarmi „zabawiali się”, bluźnierczo przedrzeźniając chrześcijańską liturgię226.

Od maja 1915 aż do końca 1916 roku konwoje z deporto­wanymi Ormianami, a właściwie to, co z nich zostało, przyby­wały do syryjskich prowincji państwa ottomańskiego - wilajetów Aleppo i Damaszku. Tam, według oficjalnych komunikatów rządowych, miały znajdować się ich nowe „miejsca osiedlenia”. Zagraniczni obserwatorzy, przebywający wówczas w Aleppo i Damaszku, widzieli na własne oczy, jak wycieńczeni wieloty­godniowym marszem Ormianie marli setkami na ulicach syryj­skich miast, jeszcze zanim przepędzono ich na pustynię, gdzie miał się dopełnić ich los.

Organizatorzy ludobójstwa dokładali wszelkich starań, aby jak najsprawniej zniszczyć te resztki umęczonej ludności or­miańskiej, które przeżyły piekło deportacji. Zbrodnia miała być dokonana tak szybko, by wieści o niej nie zdążyły przedo­stać się poza granice Turcji. W lutym 1915 roku, a więc jeszcze przed rozpoczęciem masowych deportacji, obywatelka Niemiec, Frieda Wolff-Hunecke, była świadkiem masakry w miejscowości Kaisarije. Lokalni urzędnicy nie chcieli jej udzielić zgody na wy­jazd do Niemiec, ponieważ - jak tłumaczyli - „opuściłaby [...] kraj ze złymi wrażeniami”. Wyjazd umożliwiła jej dopiero inter­wencja ambasady niemieckiej227.

We wrześniu tego samego roku minister Talaat Pasza telegra­fował do prefektury w Aleppo, dokąd dochodziły resztki konwo­jów z Ormianami: „Już wcześniej zostało zakomunikowane, że rząd - na polecenie Dżemietu [inna nazwa Ittihadu] - zadecy­dował o całkowitej eksterminacji wszystkich Ormian zamiesz­kałych w Turcji. Ci, którzy będą sprzeciwiać się tej decyzji, nie będą mogli uczestniczyć w sprawowaniu władzy. Bez względu na to, że znajdują się wśród nich [deportowanych] kobiety, dzieci i chorzy, jakkolwiek tragiczne będą środki tej eksterminacji, bez słuchania głosu sumienia należy położyć kres ich egzystencji”228.

W kolejnym telegramie, przesłanym do Aleppo w listopadzie tego samego roku, Talaat wydał polecenie eksterminowania „za pomocą sekretnych środków” wszystkich Ormian, którzy przy­byli ze wschodniej Anatolii do północnej Syrii; rozkaz ten został powtórzony w styczniu 1916 roku229. W tym samym telegramie minister spraw wewnętrznych informował, że dyskrecja w do­bijaniu resztek ormiańskiej populacji jest tym bardziej wskaza­na, że rząd w Stambule, wnioskując po interwencjach ambasady Stanów Zjednoczonych, doszedł do wniosku, że amerykańscy konsulowie pracujący na prowincji wiedzą zbyt wiele. „Chociaż odpowiedziano im, że deportacje odbywają się w sposób bez­pieczny i wygodny, stwierdzenie to nie zdołało ich przekonać. Spróbujcie więc - pisał Taalat do swoich podwładnych w Aleppo - by po wyjściu Ormian z miast i osad nie wydarzały się fakty, które mogą przyciągnąć uwagę. Z punktu widzenia obecnej sy­tuacji politycznej, kapitalną rzeczą jest zadbanie o to, by cudzo­ziemcy, którzy krążą po tamtych terenach, byli przekonani, że deportacje służą jedynie zmianie miejsca zamieszkania. Dlatego też na razie konieczne jest demonstrowanie, dla pozoru, delikat­nego postępowania i stosowanie wiadomych środków [mordo­wania] tylko w stosownych miejscach”. Informatorów zachod­nich dyplomatów Talaat polecał natychmiast aresztować i stawiać przed sądami wojennymi230.

Jednak blokada informacyjna nie była szczelna. W grudniu 1915 roku Talaat zarzucał administracji w Aleppo, że zdjęcia ofiar eksterminacji dotarły do rezydującego tam amerykańskiego konsula. Pod koniec tego samego miesiąca minister żalił się, że zagraniczni oficerowie, najprawdopodobniej Niemcy, robili zdję­cia zwłok zamordowanych Ormian. Na polecenie Stambułu, Dżemal Pasza - dowódca armii tureckiej w Syrii - zakazał inżynie­rom niemieckim, pracującym na linii kolejowej Berlin - Bagdad, fotografowania czegokolwiek. Klisze ze zrobionymi już zdjęciami mieli oddać władzom tureckim pod groźbą sądu wojennego231. Jednak i w tym przypadku zapobiegliwość katów okazała się nie­skuteczna. Do Niemiec dotarło 8 tysięcy zdjęć dokumentujących eksterminację Ormian. Zrobił je Armin Wegner, z najbliższego otoczenia niemieckiego generała, Colmara von der Goltza, i prze­kazał w ręce niemieckiego konsula w Aleksandrettcie232.

Dyrektywom wydawanym ze Stambułu, nakazującym za­chowanie tajemnicy, towarzyszyły polecenia dla miejscowych władz tureckich, by eksterminowały ocalałych z deportacji Ormian, znajdujących się na ich terenie. Wszystkich bez wy­jątku. Także te dzieci ormiańskie, które były porywane podczas deportacji przez Kurdów oraz Turków i zislamizowane, a nawet dziewczynki oddawane do haremów. Minister Talaat Pasza - za­wsze troszczący się o to, aby eksterminacja była przeprowadzana systematycznie i dokładnie - 12 grudnia 1915 roku przesłał do swoich podwładnych w Aleppo telegram o następującej treści: „Przyjmujcie i utrzymujcie tylko te sieroty, które nie będą w sta­nie przypomnieć sobie prześladowań, jakim poddani byli ich ro­dzice. Inne dołączajcie do konwojów”233. Nie trzeba wyjaśniać, co w praktyce oznaczał eufemizm „dołączenie do konwoju”.

Dzieci ormiańskie, których rodzice zginęli podczas wysied­leń, początkowo umieszczano w tureckich sierocińcach, m.in. w Angorze, Damaszku i Bejrucie, gdzie poddawano je intensyw­nej turkizacji - stać się miały janczarami XX wieku. Jednak pod koniec 1915 roku Talaat zdecydował, że nawet najmniejsi i naj­słabsi Ormianie muszą zginąć. Już 26 września zakazał utworzenia nowego sierocińca w Aleppo: „W obecnej epoce nie należy ulegać sentymentom i tracić czasu na żywienie i organizowanie ich [ormiańskich sierot] egzystencji”234.

Z pewnością słowa tureckiego ministra odnosiły się do faktu, że pewna część ludności tureckiej, co prawda niewielka, „ulegała sentymentom”, tzn. wsłuchiwała się w głos sumienia. I do tego, że nie wszyscy Turcy przyglądali się obojętnie czy z życzliwością akcji wyniszczenia Ormian. Ludźmi sumienia okazali się zarząd­cy wilajetów: z Aleppo - Dżelal Bej, ze Smyrny - Rachmi Bej, i z Erzurum - Tahsin Bej, którzy wprost informowali Stambuł o odmowie wykonania rozkazu mordowania Ormian. Jednak na ich miejsce rząd mianował gorliwszych wykonawców polityki lu­dobójstwa, a lokalne komórki partii „Jedności i Postępu” czuwały nad tym, by ludność turecka w żaden sposób nie próbowała ulżyć doli pędzonych na pustynię Ormian, ponieważ w niektórych miejscowościach, jak np. w Adabazarze czy Mudanii, miejscowi muzułmanie czynnie przeszkadzali w przeprowadzaniu deportacji swoich ormiańskich współobywateli235. Niektórzy zbyt „wrażliwi” tureccy urzędnicy, którzy otwarcie odmówili współudziału w lu­dobójstwie, nie tylko tracili swoje urzędy, ale i życie - jak na przy­kład muteszarif z Mardin i kaimakam z Lidje236.

Były to chlubne, ale jednak wyjątki. .Większość stanowili urzędnicy, którzy dali swoim zwierzchnikom w Stambule wie­le dowodów na to, że nie ulegają sentymentom. W Bitlis szef miejscowej administracji, Abdulhalik, kazał spalić żywcem oko­ło tysiąca ormiańskich dzieci; przyglądał się temu tłum tureckich mieszkańców. Gapiom Abdulhalik oświadczył: „Dla bezpieczeństwa Turcji na zawsze należy wymazać ormiańskie imię w or­miańskich prowincjach”237.

W podobny sposób postępował Nazmi, dyrektor sierocińca w Aleppo. Stosował przy tym inną metodę: swoich ormiańskich podopiecznych głodził na śmierć tak skutecznie, że przy życiu została tylko garstka. Te niedobitki zaniepokoiły zawsze czujne­go Talaata, który w telegramie z 23 stycznia 1916 roku przypomi­nał: „W epoce, gdy tysiące muzułmańskich emigrantów i wdów po męczennikach [tureckich żołnierzach poległych w czasie wojny] odczuwają potrzebę ochrony i wyżywienia, jest czymś niedopusz­czalnym, by ponosić koszty z powodu żywienia dzieci wiadomych osób, które w przyszłości mogą być tylko niebezpieczne”238.

Wytyczne w sprawie sposobu postępowania z ormiańskimi dziećmi Talaat Pasza sformułował w jeszcze jednym wstrząsa­jącym telegramie, wysłanym 7 marca 1916 roku do prefektury w Aleppo: „Pod pretekstem, że znajdą opiekę u nadzorujących deportację - bez wzbudzania podejrzeń - należy zabrać i zlikwi­dować w całości dzieci wiadomych osób [Ormian], które zostały zgrupowane na rozkaz ministerstwa wojny w placówkach woj­skowych”239.

Dodajmy, że gorliwość Talaata w dopilnowaniu, by wszyst­kie ormiańskie dzieci zostały zabite, była zupełnie wyjątkowa; dystansował pod tym względem innych przywódców młodo-tureckiego reżimu. Cytowany wyżej telegram był bowiem reak­cją ministra spraw wewnętrznych na „karygodne” postępowanie ministra wojny Envera Paszy, który w drodze do armii tureckiej stacjonującej w Palestynie polecił podległym mu władzom woj­skowym zaopiekowanie się napotykanymi co rusz na syryjskich drogach ormiańskimi sierotami240.

Nie był to jedyny przypadek, gdy Talaat Pasza poróżnił się ze swoim kolegą z rządu co do planowanego przebiegu ekstermina­cji narodu ormiańskiego. Jednak pytanie nie brzmiało „czy” - tu­taj była pełna zgoda między Talaatem a Enverem - ale „ile” oraz Jak szybko”. Na te ostatnie pytania Talaat odpowiadał: „wszyscy” i „jak najszybciej”, Enver Pasza natomiast chciał jeszcze wykorzystać pozostałych przy życiu Ormian do dokończenia budowy ważnej z punktu widzenia wojskowego linii kolejowej w okoli­cach Ammanu (jeden z odcinków magistrali Berlin - Bagdad). Podległe ministerstwu wojny służby skierowały do tych robót - bardzo ciężkich, polegających na tłuczeniu kamienia - oko­ło 50 tysięcy Ormian, którzy przybyli do prowincji syryjskich w konwojach deportacyjnych. Były to przeważnie kobiety i dzie­ci. Talaat zaprotestował, postrzegając nawet tę niewolniczą i wy­niszczającą pracę jako niczym nieuzasadnione odstępstwo od zasady natychmiastowej eksterminacji wszystkich Ormian.

Ministrowie tureccy wypracowali jednak kompromis: Or­mianie mieli pracować aż do momentu ukończenia ważnego strategicznie odcinka linii kolejowej, a potem zamierzano ich za­bić. Tak się rzeczywiście stało w marcu 1916 roku, kiedy to wszy­scy zostali wywiezieni w kierunku syryjskiej pustyni, a następnie wymordowani podczas marszu pomiędzy Marasz a Aintab241.

Podobny los spotkał tych, którzy przetrwali piekło deporta­cji i znaleźli się w swoich „miejscach osiedleń” między Aleppo, Damaszkiem i rzeką Eufrat. Była to po prostu szczera pustynia, gdzie koczowali pod gołym niebem lub pod naprędce skleco­nymi namiotami. Ocenia się, że pod koniec grudnia 1915 roku znajdowało się ich na tym obszarze 500 tysięcy242. Docelowymi miejscami przewidzianymi dla wszystkich deportowanych były obozy - faktycznie obozy koncentracyjne - pod Damaszkiem i w Deir-es-Zor nad Eufratem. Tych, którzy nie umarli z wy­cieńczenia, głodu i upału, Turcy mordowali (stosowne rozkazy napłynęły ze Stambułu w 1916 roku) lub sprzedawali jako nie­wolników okolicznym koczownikom arabskim.

Prawdziwym katem w obozie koncentracyjnym w Deir-es-Zor był Zeki Bej - wierny wykonawca poleceń Talaata Paszy. Zastąpił on na początku 1916 roku na stanowisku muteszarifa Deir-es-Zor Alego Suad Beja, który - zdaniem rządu - nie dość gorliwie przystąpił do wykonywania rozkazów wysyłanych ze Stambułu. Pod rządami Zekiego na porządku dziennym było systematyczne mordowanie wycieńczonych Ormian i głodzenie ich na śmierć.

Jedną z przyczyn niezadowolenia rządu z pracy Alego Suada było stworzenie przez niego w Deir-es-Zor sierocińca dla około tysiąca ormiańskich dzieci, który utrzymywany był na koszt mia­sta. Zeki rozpoczął pracę na swoim stanowisku od wyrzucenia dzieci na ulicę, gdzie powoli umierały z głodu243. W sierpniu za­rządził deportację Ormian z Deir-es-Zor na południe, w kierun­ku Mosulu. Tej podróży żaden z nich już nie przeżył. Tych, którzy nie zginęli z rąk Turków i okolicznych Arabów, czekał śmiertelny głód, o co zatroszczył się turecki komendant. Chodziło bowiem nie tylko o wymordowanie, ale i o upodlenie ofiar. „Ponieważ nie można było zniszczyć tak wielkiego tłumu, zabijając go, stwo­rzył on głód sztuczny [...] Na początku deportowani zjadali osły, psy, koty, a następnie padłe konie i wielbłądy, by potem - gdy nie znajdowali już nic do zjedzenia, obgryzali ludzkie trupy, zwłasz­cza zaś ciała dzieci. To były karawany opętanych” - zanotował świadek tego marszu śmierci, August Bernau244.

Na kamienistej pustyni w okolicach Deir-es-Zor do dzisiaj znajduje się jaskinia, zwana przez miejscowych „grotą Ormian”. Znajdują się w niej tysiące szkieletów, pośród których tubylcy szu­kają złotych zębów - ciągle jeszcze, jak widać, można zarabiać na ludobójstwie. Są to szczątki Ormian z pobliskiego obozu zagłady, którzy szukali schronienia w tej jaskini, zanim nie wlano do groty benzyny i nie spalono wszystkich uciekinierów żywcem245.

Wspominany już August Bernau, pracujący w Aleppo dla no­wojorskiej firmy Vacuum Oil Company, we wrześniu 1916 miał okazję zaobserwować, w jakim stanie znajdowali się Ormianie koczujący w Deir-es-Zor. Wszędzie tysiące anonimowych gro­bów, epidemia dyzenterii i głodu. Już z pierwszych stron rapor­tu Bernaua wyziera okrucieństwo sytuacji: „Nie można wyrazić wrażenia grozy, który spowodowała we mnie podróż przez obo­zowiska armeńskie rozsiane wzdłuż Eufratu [...] Podobnie jak przed bramą piekieł Dantego, nad wejściem do tych obozowisk można napisać: »Wy, którzy wchodzicie, porzućcie wszelką na­dzieję!”246.

To, co Bernau zawarł w swoim raporcie, daje prawdziwe wyobrażenie o bezmiarze cierpień Ormian i barbarzyństwie Turków, o agonii narodu ormiańskiego na syryjskiej pustyni. Przytoczmy tutaj tylko dwa fragmenty jego relacji. Pierwszy z nich dotyczy losu tych, którzy próbowali szukać ratunku w ucieczce z obo­zu koncentracyjnego na pustyni: „W różnych miejscach napotka­łem sześciu z tych uciekinierów, którzy umierali otoczeni przez wygłodniałe psy, wyczekujące ich ostatniego tchnienia, by się na nich rzucić i pożreć”247. Z drugiego dowiadujemy się o epi­demii dyzenterii, której ofiarą padały przede wszystkim dzieci: „Widziałem jeden z namiotów, który miał powierzchnię od 5 do 6 m2. Było w nim około 450 sierot pozostawionych samym sobie i pochłanianych przez chorobę. Te nieszczęsne dzieci otrzymy­wały 150 gramów chleba dziennie. Jednak zdarza się - i zdarza się to coraz częściej - że przez dwa lub trzy dni nie otrzymują ab­solutnie niczego. Również choroba poczyniła wśród nich okrut­ne spustoszenia. Gdy przejeżdżałem, namiot liczył 450 ofiar, po ośmiu dniach mogłem stwierdzić, że dyzenteria pochłonęła siedemnaścioro”248.

Bernau widział jednak tylko resztki niedobitków. We wrześ­niu 1916 roku w okolicach Deir-es-Zor przebywało już jedynie 15 tysięcy osób. Ponad 400 tysięcy ludzi umarło z głodu i wy­cieńczenia lub zostało po prostu zamordowanych przez oddziały

Organizacji Specjalnej, jednostki wojska i grupy okolicznych arab­skich nomadów, zachęcanych do tego przez tureckie władze.

Abdulahad Nuri, wali z Aleppo, raportował w marcu 1916 ro­ku do Stambułu o liczbie Ormian zabitych w północnej Syrii: 35 tysięcy w okolicach El-Bab i Mesken, 10 tysięcy w obozie Karlik pod Aleppo, 20 tysięcy w okolicach Dipsi, Abu-Herrera, 35 tysię­cy w Ras-ul-Ain. W wyniku wyżej opisanej działalności Zekiego Beja w Deir-es-Zor zginęło blisko 300 tysięcy osób249.

Yves Ternon, francuski badacz zajmujący się ludobójstwem popełnionym przez rząd turecki, jako poruszający symbol agonii ormiańskiego narodu w latach 1915-1916 podał historię pewne­go ormiańskiego dziecka, ukrywającego się na pustyni, na połu­dnie od Deir-es-Zor. Oprawcy wyrwali mu język, ale za każdym razem, gdy przechodził konwój z jego deportowanymi rodaka­mi, którzy nie wiedzieli przecież, że zmierzają do miejsca kaźni, mały, niemy Ormianin gestami próbował ich poinformować, co ich czeka. Nikt go jednak nie rozumiał. Czynił tak do mo­mentu, gdy przeszła obok niego połowa z konwojowanych lu­dzi, a następnie chował się w piasek, by próbować ostrzec na­stępnych. Jakże sugestywnie napisał w 1975 roku o tej niemej Kasandrze francuski historyk: „To dziecko jest zawsze Armenią. Od 60 lat apeluje ona do świata i od 60 lat świat odmawia wysłu­chania jej”250.



ROZMOWA Z BARBARZYŃCĄ


Gdy stajemy w obliczu ludobójstwa, możemy zadać sobie pyta­nie: „Jakim trzeba być człowiekiem, jaką mieć mentalność, by do­puścić się takiej zbrodni? Czy inicjatorzy tego bestialskiego przed­sięwzięcia nie mieli żadnych wątpliwości?”. Choć odpowiedzi na te pytania powinien raczej udzielić psycholog, filozof czy teolog, to jednak i historyk ma coś do powiedzenia w tej sprawie. Zwłaszcza gdy dysponuje takimi świadectwami, jak te, które dają możliwość poznania sposobu myślenia autorów ludobójstwa Ormian w la­tach I wojny światowej.

W 1915 roku interwencje na rzecz prześladowanego narodu or­miańskiego podejmował w tureckim rządzie Henry Morgenthau, amerykański ambasador w Stambule - a więc przedstawiciel państwa niezaangażowanego wówczas w działania wojenne. Zamieszczony w jego wspomnieniach zapis rozmów z tureckimi ministrami - Talaatem i Enverem Paszą - dokładnie charakteryzuje mentalność tych głównych animatorów zbrodniczej polityki realizowanej wobec Ormian.

Amerykański ambasador najpierw spotkał się z Talaatem Paszą251 i zanotował przebieg tej rozmowy: „»Proponuję Panu przedyskuto­wanie całej kwestii ormiańskiej innego dnia«. Potem [Talaat] dorzucił zniżonym głosem po turecku: »Ale ten dzień nigdy nie nadejdzie«.

Innym razem spytał się mnie: »Tak poza tym, dlaczego interesu­je się Pan Ormianami? Jest Pan Żydem, a ci ludzie są chrześcijana­mi. Mahometanie i Żydzi rozumieją się najlepiej. Poważa się Pana tutaj. Z jakiego powodu skarży się Pan? Dlaczego nie pozwala nam Pan robić z tymi chrześcijanami, co nam się podoba?«.

Często mogłem zauważyć, że Turcy niemal wszystko ocenia­ją z osobistego punktu widzenia. Niemniej jednak, taki sposób rozumowania bardzo mnie zadziwiał, chociaż był on doskona­łym odzwierciedleniem tureckiej mentalności. Fakt, że oprócz kwestii rasy i religii istniały jeszcze takie rzeczy, jak człowieczeń­stwo i cywilizacja, nigdy nie zagościł w ich duchu. Przyznają, że chrześcijanin bije się za chrześcijanina, Zyd za Żyda, ale nie poj­mują takich abstrakcji, jak sprawiedliwość czy życzliwość”252.

W kolejnych rozmowach z amerykańskim ambasadorem Talaat Pasza odwoływał się do propagandowych sloganów o zdradzie Ormian podczas rosyjskiej ofensywy i bronił morderczych depor­tacji jako sposobu „zabezpieczenia na przyszłość. „»Przypuśćmy na­wet - mówił Morgenthau - że jacyś Ormianie zdradzili was. Nie jest to jednak powód, by unicestwić całą rasę i zadawać cierpienie kobietom i dzieciom«. »To nieuniknione« - brzmiała odpowiedź”.

Swoje poglądy w tej sprawie Tallat wyłożył w jednym zdaniu, zamieszczonym w wywiadzie, którego udzielił w 1916 roku nie­mieckiej gazecie „Berliner Tageblatt”: „Zarzuca się nam, że nie dzieliliśmy Ormian na winnych i niewinnych. Jest to absolut­nie niemożliwe, ponieważ dzisiejsi niewinni jutro stać się mogą winnymi”253. Jak już wiemy, tej dewizie Talaat pozostawał wier­ny przez cały okres trwania ludobójczej akcji, wystarczy przypo­mnieć choćby przytaczane już telegramy, w których nakazywał mordowanie ormiańskich sierot.

Z treścią zacytowanych wyżej słów Talaata dobrze współbrzmi kwestia wygłoszona przez pewnego tureckiego oficera, który na pytanie, dlaczego karząc pewną liczbę winnych - przy założeniu, że słuszne były tureckie wyjaśnienia, iż część Ormian stanowiła „rosyjską V kolumnę” - morduje się tyle tysięcy niewinnych, od­powiedział w następujący sposób: „Podobne pytanie zadał ktoś na­szemu Prorokowi Mahometowi. Prorok odparł: »Gdy jesteś uką­szony przez pchłę, czyż nie zabijasz wszystkich?«”254.

Amerykański dyplomata podejmował również interwencje u tureckiego ministra wojny, Envera Paszy. Ponownie padły ob­łudne argumenty o rzekomych irredentystycznych intencjach Ormian mieszkających we wschodniej Turcji. Enver podkre­ślał nawet, że nie ma nic przeciwko Ormianom jako narodowi. „Bardzo podziwiam ich inteligencję i umiejętności - mówił, ale zaraz potem dodawał: - Nic nie byłoby dla mnie przyjemniej­szego, jak ujrzeć Ormian całkowicie wcielonych do naszej ludności -255.

W rozmowach ambasadora Morgenthaua z Enverem Paszą pojawił się też inny interesujący wątek - motyw „rewolucyjnej czujności”: „Niech Pan nie zapomina - zwierzał się Enver - że gdy robiliśmy naszą rewolucję 1908 roku, było nas tylko 200. Jednak pomimo takiej małej liczby zwolenników, zdołaliśmy zwieść sułtana i opinię publiczną i potrafiliśmy sprawić, by uwie­rzyli, że jest nas o wiele więcej i że jesteśmy o wiele silniejsi, niż byliśmy w rzeczywistości. Udało się nam im wszystkim to na­rzucić dzięki naszej zuchwałości i następnie mogliśmy ustanowić konstytucję. Tak więc, to właśnie nasze doświadczenie, jako re­wolucjonistów, każe nam nie ufać Ormianom. Jeśli bowiem 200 Turków potrafiło obalić rząd, równie dobrze paru setkom poin­struowanych i inteligentnych Ormian może się udać podobne przedsięwzięcie”256.

Na sugestię Morgenthaua, iż w Turcji pod rządami Ittihadu mogą dziać się rzeczy pozostające poza wiedzą i kontrolą młodotureckiego rządu, Enver odpowiedział, rozwiewając przy tym wszelkie wątpliwości co do faktycznych inspiratorów ludo­bójstwa Ormian: „Jest Pan w dużym błędzie. Ten kraj mamy pod swoją całkowitą kontrolą. Nie mam zamiaru zrzucać odpowie­dzialności [za mordowanie Ormian] na naszych podwładnych i jestem absolutnie gotów wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co się stało. To sam rząd zarządził deportacje. Jestem przeko­nany, że nasze czyny są całkowicie usprawiedliwione, zważywszy na wrogi stosunek Ormian wobec ottomańskiego rządu. Ale to my jesteśmy rzeczywistymi władcami Turcji i żaden podwładny nie ośmieli się podjąć jakiegokolwiek działania w podobnej spra­wie bez naszych rozkazów”257.

W rozmowie z Morgentauem Enver protestował przeciwko pomocy humanitarnej, niesionej przez amerykańskich misjona­rzy, placówki dyplomatyczne i osoby prywatne setkom tysięcy Ormian skazanych na powolną śmierć w piekielnych marszach ku syryjskiej pustyni. Według jego zamysłów, mieli oni zostać pozbawieni nawet cienia nadziei na pomoc z zewnątrz. Turecki minister, stosując wyjątkowo pokrętną logikę - odznaczał się nie tylko „rewolucyjną czujnością”, ale i „rewolucyjną dialektyką” - utrzymywał, że będzie to tylko z korzyścią dla nich: „Nie trze­ba nam, abyście dostarczali aprowizację Ormianom - zapewniał mnie [Enver Pasza]. - To największe nieszczęście, jakie może ich spotkać. Powtarzam, że liczą oni na sympatię zagranicy. To może ich popchnąć do oporu przeciw nam i ściągnąć na nich biedę. Jeśli będziecie rozdzielać wśród nich żywność i ubrania, będą was postrzegali jako swoich możnych przyjaciół. Tym samym wzmocni się ich duch buntu i trzeba będzie karać ich jeszcze surowiej. Niech Pan przekaże nam pieniądze, które otrzymał Pan na ich potrzeby, a my zobaczymy, co da się zrobić, by im pomóc”258.

Przeświadczenie o tym, że kat musi zarobić, nie było obce również Talaatowi Paszy. Podczas jednej ze swoich rozmów z Morgenthauem minister spraw wewnętrznych nawiązał do faktu ubezpieczenia się wielu Ormian - ofiar ludobójstwa - w amerykańskich towarzystwach ubezpieczeniowych; cho­dziło o działające w Nowym Jorku Life Insurance Company i Eąuitable Life. Amerykański dyplomata zanotował taką jego prośbę: „Chciałbym, aby Pan wymógł na amerykańskich towa­rzystwach, prowadzących ubezpieczenia na życie, by przesłały nam pełną listę Ormian, którzy posiadali u nich polisę. W rze­czywistości wszyscy oni obecnie już nie żyją i nie pozostawili spadkobierców, którzy odziedziczyliby te pieniądze. W tej sytu­acji wszystko to przypada państwu. Rząd jest teraz beneficjen­tem. Czy Pan to uczyni?”. „Tego już było za wiele - wspominał Morgenthau. - O mało nie wybuchnąłem. »Nie dostanie Pan ode mnie takiej listy« - powiedziałem i wyszedłem”259.

A jednak władze tureckie dołożyły wszelkich starań, by ludo­bójstwo nie tylko służyło etnicznemu wyczyszczeniu wschodnioanatolijskich prowincji, ale również by stało się dla państwa dochodowym interesem. Na mocy ustawy z 26 września 1915 roku Turcja faktycznie przejmowała wszystkie dobra - rucho­me i nieruchome - porzucone przez wymordowaną ludność ormiańską. Dodajmy, że prawo to zostało anulowane dopiero w styczniu 1920 roku, kiedy to Porta została zmuszona do za­warcia rozej mu ze zwycięską Ententą. Jednak w dwa lata później, we wrześniu 1922 roku, jego obowiązywanie przywrócił rząd Kemala Paszy, Ataturka - „ojca nowoczesnej Turcji”260.



NIEMCY SĄ NASZYM OJCEM”261

- KWESTIA NIEMIECKIEJ WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚCI


Wieści o dokonywanym ludobójstwie przedostawały się dość szybko na zewnątrz, a to głównie dzięki pracownikom zachodnich placówek dyplomatycznych oraz obywatelom krajów zachodnich pracującym w Turcji. 24 maja 1915 roku, pod wpływem budzą­cych grozę przekazów o prześladowaniu Ormian, trzej ministro­wie spraw zagranicznych państw Ententy - Edward Grey, Teophile Delcasse i Siergiej Sazonow - wystosowali oficjalną notę do Porty, informującą, że ich rządy zamierzają w przyszłości pociągnąć do odpowiedzialności tych wszystkich przedstawicieli władzy w Turcji, którzy stoją za eksterminacją Ormian262. Jednak nawet na etapie redagowania tego dokumentu aliantom trudno było zacho­wać jednomyślność. Na skutek sprzeciwu francuskiego ministra spraw zagranicznych - III Republika zawsze była wierna „rewolu­cyjnej tradycji” - z tekstu zniknęło zaproponowane przez Rosjan określenie dokonywanej na Ormianach masakry jako „zbrodni przeciw chrześcijaństwu i cywilizacji” i zostało zastąpione termi­nem „zbrodnia przeciw ludzkości i cywilizacji”263.

Zaangażowanie się państw Ententy w działania wojenne, w tym w niefortunną ekspedycję na Półwyspie Gallipoli, unie­możliwiało im podejmowanie w obronie Ormian bardziej sku­tecznych działań. Bezkarność Turcji dodatkowo wzmacniało poparcie, jakim cieszyła się ona ze strony swojego najpotężniej­szego sojusznika - Niemiec. Chociaż Berlin posiadał bardzo sil­ne wpływy nad Bosforem, wynikające nie tylko ze współpracy politycznej i udzielanej Turcji pomocy wojskowej, ale również ze wspólnych inicjatyw gospodarczych obu krajów, nie uczynił żad­nego poważnego wysiłku, by ulżyć doli Ormian. A trzeba przy­znać, że jeżeli któreś ze światowych mocarstw mogłoby w latach 1915-1916 skutecznie na ich rzecz interweniować, to tym pań­stwem byłyby właśnie Niemcy. Ich bierność w tej kwestii można uznać niemal za współudział w zbrodni264.

Część badaczy twierdzi nawet, że intelektualnych korzeni idei masowych deportacji Ormian z zajmowanych przez nich ob­szarów należy szukać właśnie w Niemczech. Renę Pinon powo­łuje się na poglądy głoszone w 1913 roku przez Paula Rohrbacha, który w wykładzie wygłoszonym dla Niemieckiego Towarzystwa Geograficznego sugerował konieczność przesiedleń Ormian na tereny znajdujące się wzdłuż powstającej magistrali kolejowej Berlin - Bagdad. W opuszczonych przez nich domach zamiesz­kać mieli muzułmanie z utraconych przez Turcję prowincji eu­ropejskich - Bośni i Macedonii. Wprowadzenie w życie tego po­mysłu umożliwiłoby, zdaniem Rohrbacha, osiągnięcie dwóch celów. Po pierwsze, Turcy uzyskaliby bezpośrednią terytorialną styczność ze swoimi pobratymcami na rosyjskim Zakaukaziu, a nawet z mieszkającymi nad Wołgą Tatarami. Po drugie zaś, wzdłuż linii kolejowej Berlin - Bagdad powstałyby wspaniale prosperujące osady i miasta, zaludnione przez znaną z przedsię­biorczości ludność ormiańską265. Podobno analogiczne poglądy zaprezentował w 1914 roku - tuż przed wybuchem wojny - sam generał Colmar von der Goltz w wykładzie dla Towarzystwa Niemiecko-Tureckiego (Deutsch-Turkische Vereinigung)266. Należy w tym miejscu zauważyć, że choć takie wypowiedzi rzeczywiście mogły zachęcić rząd turecki do działania przeciwko narodowi ormiańskiemu, to przeprowadzone przez niego ma­sowe przesiedlenia służyły zupełnie innym celom, niż zakładali niemieccy pomysłodawcy.

Faktem jest jednak, że przywódcy młotureccy byli zafascy­nowani Niemcami. Zwłaszcza Enver Pasza, który w latach 1909-1913, będąc jeszcze w randze pułkownika, dwukrotnie pracował w Berlinie jako attache wojskowy. Pewien turecki generał, prze­bywający tam wraz z nim na placówce, wspominał po I wojnie światowej, że Enver zwierzał mu się wówczas ze swoich planów osiedlenia w Anatolii Niemców. Chodziło zapewne o tereny, które musieliby opuścić Ormianie267.

Również niektórzy twórcy ideologii panturanizmu inspirowa­li się wzorcami niemieckimi. Czynił tak m.in. Yusuf Akcura, który w pierwszym numerze założonego przez siebie, wpływowego pe­riodyku „Turk Yurdu” pisał: „‘władcy świata byli zawsze reprezen­tantami tylko dwóch narodów - Turków i Niemców”268.

Przekonanie o tym, że sojusz Turcji z II Rzeszą stworzy re­alne podstawy dla realizacji dalekosiężnych planów panturań-skich, było także obecne i głośno artykułowane w kierowniczych kręgach Ittihadu. W lutym 1916 roku dr Behaeddin Sakir, jedna z najbardziej wpływowych postaci w czołówce partii „Jedność i Postęp”, oświadczył amerykańskiemu konsulowi w Erzurum, Stapletonowi: „Koniecznością jest, by od Stambułu po Indie i Chiny istniała jedna tylko, jednolita populacja muzułmańska, gdzie Syria będzie spełniać rolę łącznika między mahometański-mi światami Azji i Afryki. Ten olbrzymi projekt zrealizowany bę­dzie dzięki naukowemu geniuszowi i organizacyjnemu talentowi Niemców oraz dzięki walecznemu ramieniu Turków”269.

Fascynacja ta zresztą była obustronna. Już wcześniej mogliśmy się przekonać, jak bardzo zachwycony Turcją był cesarz niemiecki

Wilhelm II. Podkreślenia wymaga fakt, że nie tylko ogłosił się on przyjacielem „300 milionów muzułmanów”, ale uważał Turcję za „Prusy Orientu”, a etyczny kodeks islamu zestawiał z katalo­giem cnót pruskich270. W październiku 1917 roku, podczas swo­jej ostatniej oficjalnej wizyty w Turcji, miał oświadczyć goszczą­cym go władzom, że „kwestia Armenii powinna być traktowana przez rząd turecki dyskretnie”271. Sam zresztą dbał o jak najdalej posuniętą poufność, skoro niemieckim oficerom udającym się podczas I wojny światowej do Turcji polecał niemieszanie się do wewnętrznych spraw Turcji; oczywiście do tej kategorii zaliczał również kwestię ludobójstwa Ormian272.

Podziwu dla przywódców młodotureckiego reżimu nie krył też feldmarszałek Paul von Hindenburg - zwycięzca spod Tanenbergu, od 1916 roku faktycznie kierujący niemieckimi operacjami wojennymi. We wrześniu 1916 roku spotkał się on po raz pierwszy z Enverem Paszą, który -jak zauważył - odznaczał się „nadzwyczaj szerokim i swobodnym spojrzeniem na istotę prowadzenia współczesnej wojny”, a „oddanie tego Osmana dla naszej wspólnej, wielkiej i ciężkiej sprawy, było bezwarunkowe”273.

Jeszcze cieplejszymi uczuciami niemiecki feldmarszałek ob­darzał Talaata Paszę: „Sprawiał wrażenie genialnego męża stanu. Nie miał złudzeń co do wielkości zadania, jak i co do niedostat­ków własnego państwa. Jeżeli nie udało mu się wykorzenić samolubstwa i ociężałości wiszącej nad jego państwem, to tylko z powo­du wagi trudności, które należało po drodze pokonać [...] On sam przyszedł z czystymi rękami na czołową pozycję w państwie i z czy­stymi rękami tam pozostał. Talaat był pełnowartościowym przedsta­wicielem starej, rycerskiej tureckości”274. Gdy uświadomimy sobie, że człowiek, który pisał te słowa, musiał wiedzieć o ogromie zbrod­ni popełnionej na Ormianach i o tym, że głównym jej architektem był właśnie Talaat - nabierają one dodatkowego znaczenia.

Niemieccy konsulowie, pracujący w prowincjach Erzurum czy Aleppo, zaczęli informować swoją ambasadę w Stambule o zorganizowanej na szeroką skalę masowej eksterminacji Ormian w maju 1915 roku. Jednak Berlin mógł dysponować wiedzą na ten temat już na etapie planowania akcji ludobójczej. Dość powiedzieć, że do II departamentu tureckiego sztabu ge­neralnego - wywiadu - który był bezpośrednio zaangażowany w tworzenie i kierowanie Organizacją Specjalną, był stale odde­legowany niemiecki oficer, pułkownik Sievert275.

Wiele wskazuje na to, że niemieccy oficerowie - faktycznie sterujący turecką machiną wojenną - nie ograniczali się do bier­nego obserwowania. Nie kto inny, tylko sam Talaat Pasza w swo­ich wspomnieniach zapisał, że w grudniu 1914 roku na żądanie generała Fritza Bronsarta von Schellendorfa, kierującego praca­mi tureckiego sztabu generalnego, zorganizowano specjalną, taj­ną konferencję. Ze strony niemieckiej wzięli w niej udział ge­nerałowie: Bronsart von Schellendorf, Colmar von der Goltz i Otto Liman von Sanders, a jej tureccy uczestnicy to Talaat i Enver. Podczas konferencji niemieccy wojskowi domagali się od tureckich ministrów podjęcia zdecydowanych środków prze­ciw ormiańskim „aktom sabotażu i dywersji”276. Tego przywód­com młodotureckim nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Doniesienia o niemieckich sugestiach co do konieczności przeprowadzenia masowych deportacji ludności ormiańskiej były potwierdzane przez różne źródła. Już w styczniu 1914 roku pisała o tym rosyjska prasa. „Gołos Moskwy” przestrzegał przed „turecko-niemieckim planem deportowania Ormian z ottomańskich prowincji do Mezopotamii”277.

Dysponujemy też źródłami pochodzącymi z kręgu państw centralnych, które to źródła trudno podejrzewać o stronni­czość na niekorzyść Turcji czy Niemiec. Pod koniec października 1915 roku austro-węgierski konsul w Trabzonie, Ernest Kwiatkowski, raportował do Wiednia: „Dowiedziałem się z nie­mieckiego źródła, które zawsze jest wiarygodne, że pierwsza su­gestia unieszkodliwienia Ormian - z pewnością nie w sposób obecnie stosowany - wyszła z obozu niemieckiego”278. W mie­siąc później podobnie brzmiący komunikat przekazał swoim zwierzchnikom Artur Nadamlencki, austro-węgierski konsul w Adrianopolu, tym razem korzystając z informacji pochodzą­cych ze strony tureckiej: „Niemcy chciały wprowadzenia w życie antyormiańskich środków”279.

Nieco światła na dwuznaczną rolę - by użyć eufemizmu - jaką odgrywali niemieccy wojskowi podczas trwania ludobój­stwa Ormian, rzucają wypowiedzi kilku wyższych oficerów, cha­rakteryzujące ich stosunek do ludności ormiańskiej. Wspomniany już generał Fritz Bronsart von Schellendorf nie krył swojej nie­chęci do eksterminowanego przez Turków narodu. Swoim sen­tymentom pozostał wierny nawet po zakończeniu I wojny świa­towej, gdy kwestia ormiańska została w Turcji już ostatecznie rozwiązana. W1919 roku stwierdził: „Ormianin jest jak Żyd, pa­sożyt żyjący poza swoją ojczyzną, żerujący na szpiku goszczące­go go ludu. Latami opuszczali oni swój ojczysty kraj - podobnie jak polscy Żydzi, którzy emigrowali do Niemiec - aby oddawać się lichwiarskiej działalności. Stąd też nienawiść, która w swo­jej średniowiecznej formie wybuchała przeciw nim, jako prze­ciw nieznośnemu narodowi, pociągając za sobą ich zabijanie”280. Były to złowieszcze słowa, zwłaszcza w kontekście tego, co stało się później z Żydami w III Rzeszy.

Henry Morgenthau tak opisywał postawę, jaką przyjął wo­bec ludności ormiańskiej admirał Guido von Usedom - w latach I wojny światowej odpowiedzialny za obronę przez flotę ture­cką cieśnin Dardanele i Bosfor: „Usedom [...] dyskutował o całej sprawie spokojnie, traktował ją jako problem wojskowy i z jego uwag nigdy nie można było się domyślić, że chodziło o milion istnień ludzkich. Powiedział po prostu, że Ormianie zawadza­li, że byli przeszkodą dla niemieckiego zwycięstwa i stąd też ko­niecznością było usunięcie ich, jak usuwa się niepotrzebne ru­piecie”281.

Dowodzący turecką flotą wojenną podczas I wojny świato­wej admirał Wilhelm Souchon w sierpniu 1915 roku zanotował w swoim dzienniku: „Będzie zbawieniem dla Turcji, gdy pozbę­dzie się ostatniego Ormianina; uwolni się wtedy od zdradliwych krwiopijców”282.

W1917 roku Fritza Bronsarta von Schellendorfa zastąpił na sta­nowisku szefa tureckiego sztabu generalnego inny niemiecki gene­rał, Hans von Seeckt (w okresie Republiki Weimarskiej dowodzący Reichswehrą). O ludobójstwie Ormian powiedział on: „Wymagania wojenne sprawiły, że koniecznością stało się zaniknięcie chrześcijań­skich, sentymentalnych i politycznych względów”283.

Hans Humann - syn Karla Humanna, dyrektora berlińskie­go Muzeum Orientalnego - w latach I wojny światowej pełnił funkcję attache niemieckiej marynarki wojennej przy ambasa­dzie Rzeszy w Stambule. Zaprzyjaźniony z ministrem wojny Enverem Paszą, uchodził za człowieka mającego rozległe wpły­wy wśród członków młodotureckiego reżimu. Humann zdecy­dowanie odrzucał jakąkolwiek myśl o interwencji na rzecz eksterminowanych Ormian. Jak zauważał w raporcie dla niemieckiego ambasadora nad Bosforem, tego rodzaju działania „zaszkodziły­by niemieckiej polityce na Bliskim Wschodzie”, spowodowałyby „wyalienowanie” tureckich przywódców spod wpływów niemie­ckich284. Oficer ten nie krył swoich opinii także przed amerykań­skim ambasadorem w Stambule. Morgenthau zanotował takie jego słowa: „Ormianie i Turcy nie mogą żyć razem w tym kraju. Jedna z tych ras musi odejść. I nie winię Turków za to, co czynią Ormianom. Sądzę, że są całkowicie usprawiedliwieni. Słabszy naród musi ulec”285. Nic dziwnego, że nawet w kręgu niemie­ckich dyplomatów Humann był określany jako „bardziej turecki od Talaata i Envera”. Paul Wolff-Metternich, niemiecki amba­sador w Stambule, znajdował dla niego nawet bardziej soczyste określenie: „arcyłajdak”286.

Niemieccy oficerowie, przebywający w Turcji w czasie I woj­ny światowej, nie ograniczali się tylko do werbalnego wsparcia przedsięwziętego przez Turków ostatecznego rozwiązania kwe­stii ormiańskiej. W październiku 1915 roku Ormianie w Urfie postanowili, że nie będą biernie oczekiwać swojego losu, i na wieść o zbliżaniu się do ich miasta 12. korpusu tureckiej armii chwycili za broń. Bombardowaniem ormiańskiej dzielnicy Urfy, które ostatecznie złamało opór obrońców, dowodził niemiecki oficer, major Eberhard Wolfskeel von Reichenberg. Ormianie byli według niego zwykłymi zdrajcami, zasługującymi na maso­wą deportację287.

Opis bardzo znamiennego wydarzenia znajdujemy się w relacji Habiby Turkoghlu, syryjskiej chrześcijanki, która wraz z jej ormiań­skim mężem była deportowana z Trabzonu w czerwcu 1915 roku. Widziała ona, jak żołnierze tureccy rozstrzeliwali tamtejszych Ormian, ustawiając ich po dziesięciu w rzędzie i starając się zabić ich jedną kulą. Oprawcy, jak zapamiętała Habiba, byli bardzo dumni z tej „racjonalizacji” i nazywali ją „niemieckim systemem”288.

Mimo krytycznych uwag wypowiadanych przez niemieckich dyplomatów pod adresem Hansa Humanna, wcielali oni w ży­cie sformułowane przez niego wnioski: nie należy podejmować interwencji na rzecz Ormian, bo to może oznaczać utratę sym­patii młodotureckich przywódców, a tym samym ograniczenie niemieckich wpływów nad Bosforem. Cynizm niemieckiej dyplomacji był tym większy, że w obozie państw centralnych nie miano wątpliwości, że Turcy, korzystając z wybuchu światowe­go konfliktu, realizują program całkowitej eliminacji Ormian ze swojego państwa.

W czerwcu 1915 roku niemiecki ambasador w Turcji, Hans Wangenheim, donosił niemieckiemu kanclerzowi, Theobaldowi Bethmannowi-Hollwegowi: „Jest oczywistą rzeczą, że wygnanie Ormian nastąpiło nie tylko z powodu wojskowych wymogów. Talaat, minister spraw wewnętrznych, szczerze oświadczył dr. Mordtmannowi z naszej ambasady, że rząd turecki postanowił wykorzystać wojnę światową, by zająć się swoimi wewnętrznymi wrogami, i nie zamierza pozwolić na to, by w tym zamierzeniu przeszkodziła mu jakakolwiek dyplomatyczna interwencja z za­granicy”289.

Natomiast 27 lipca niemiecki konsul w Aleppo, Walter Róssler, w poufnym raporcie przesłanym kanclerzowi Bethmannowi-Hollwegowi zwracał uwagę na to, że Turcy zdecydowani są „roz­wiązać kwestię ormiańską podczas wojny, ponieważ [ich] rząd używa do tego celu sojuszu z mocarstwami centralnymi”290. Podobną opinię przygotował w kwietniu 1916 roku dla ministra spraw zagranicznych swego kraju, Stephana Buriana, ambasador austro-węgierski w Turcji, Johannes Pallavicini. Poinformował go wówczas, że rząd turecki traktuje przymierze z mocarstwami centralnymi jako „wsparcie” w „postępowaniu w najostrzejszy sposób” z ludnością ormiańską291.

Jednak mimo tych konstatacji oraz pomimo dochodzących - już od maja 1915 roku - do niemieckiej ambasady w Stambule raportów konsulów z Erzurum i Aleppo, nie pozostawiających cienia wątpliwości co do tego, że we wschodniej Turcji dochodzi do eksterminacji całej ludności ormiańskiej, kierownictwo dy­plomacji Rzeszy milczało.

Po 24 kwietnia 1915roku wielokrotnie już wymieniany w tej książ­ce ambasador amerykański w Stambule, Henry Morgenthau, zwró­cił się do ambasadorów Niemiec - Hansa Wangenheima, i Austro-Węgier - Johannesa Pallaviciniego, o podjęcie wspólnej interwencji na rzecz powstrzymania trwającej już rzezi ludności ormiańskiej. Odpowiedź była jednak negatywna. Na odwoływanie się amerykań­skiego dyplomaty do względów humanitarnych, uprzytomnianie fak­tu, że podczas morderczych deportacji giną przeważnie starcy, kobiety i dzieci, Hans Wangenheim miał tylko jedną odpowiedź: „Nie będę interweniował. Naszym celem jest wygrać tę wojnę”292. Morgenthau nie mógł wtedy wiedzieć, że Wangenheim już 15 kwietnia w pouf­nym raporcie przesłanym do swoich zwierzchników w Berlinie pod­kreślał, że niemiecka interwencja w „beznadziejnej sprawie”, jaką była kwestia ormiańska w Turcji, mogłaby tylko „narazić na szwank inte­resy, które są ważne i kluczowe dla nas”293.

Podobne stanowisko ambasador niemiecki zajął podczas roz­mowy z patriarchą ormiańskim w Stambule, Terziahem, która odbyła się 26 czerwca 1915 roku. Ponownie odmówił interwen­cji, stwierdzając, że nie może mieszać się w „wewnętrzne spra­wy Turcji”294. Taką postawę prezentował wobec błagających go o pomoc przywódców ormiańskich. A w poufnej koresponden­cji, której fragmenty przytoczyliśmy wcześniej, zawierającej prze­cież nie pozostawiającą złudzeń diagnozę, że w Turcji dokonywa­ne jest systematyczne wyniszczanie narodu ormiańskiego, zalecał, aby Niemcy ograniczały się jedynie do protestów werbalnych. Jak podkreślał pragmatyczny ambasador, z jednej strony, pozwoliłoby to na uniknięcie pogorszenia stosunków z Turcją, a z drugiej stro­ny, już po zakończeniu wojny pozwoliłoby łatwo udowodnić, że “ Berlin nie pozostawał obojętny na masakry Ormian295.

Pod koniec lipca 1915 roku następcą rażonego atakiem apo­pleksji Hansa Wangenheima na stanowisku ambasadora Rzeszy nad Bosforem został książę Hohenlohe - znany ze swojego kry­tycznego stanowiska wobec stosunku Porty do Ormian. Nowy ambasador chętnie przystał na inicjatywę niemieckiego konsu­la w Aleppo, Waltera Rósslera, by podjąć energiczne działania na rzecz powstrzymania masowej eksterminacji narodu ormiań­skiego. Jednak w sierpniu 1915 roku - na wyraźne polecenie nie­mieckiego ministerstwa spraw zagranicznych - został zmuszony do porzucenia tego pomysłu.

Wpływowy podsekretarz stanu w niemieckim Aussenministerium, Arthur Zimmermann, w październiku 1915 roku w liście do jednego z przedstawicieli prasy niemieckiej bez ogró­dek wyłożył zasady niemieckiej Realpolitik wobec przeprowa­dzanego w Turcji ludobójstwa: „Zerwanie z Turcją ze względu na kwestię ormiańską nie zostało ocenione [w niemieckim MSZ] jako fortunne. Nie ulega wątpliwości, że ten niewinny naród musi cierpieć z powodu środków zastosowanych przez Turków. Przede wszystkim jednak Ormianie są nam mniej bliscy aniże­li nasi właśni synowie i bracia, których krwawa walka, jaką toczą we Francji i w Rosji, i ich ofiara jest bezpośrednio wspomagana przez turecką pomoc wojskową”296.

Ten sam wysoki urzędnik pisał do niemieckiej ambasa­dy w Stambule o konieczności uzyskania od tureckiego rzą­du oficjalnej deklaracji, która potwierdzałaby, że to, co spotka­ło Ormian, było tylko i wyłącznie rezultatem działania Porty. Stosowny dokument Niemcy otrzymali w marcu 1916 roku; znalazła się w nim konstatacja, że Stambuł nie pozwolił na żad­ną obcą ingerencję - „czy to ze strony przyjaciół, czy wrogów” - w „tę wewnętrzną sprawę turecką”297.

Rząd Rzeszy nie tylko troszczył się o trwałość sojuszu z Turcją i o zapewnienie ciągłości zysków w inwestycji niemie­ckich w tym kraju. Podkreślenia wymaga fakt, że niemieckie MSZ i podległe mu placówki za granicą miały swój udział w ak­cji dezinformacyjnej, podjętej przez rząd turecki, której celem było przekonanie opinii publicznej, zwłaszcza w krajach neutral­nych, że kwestia ormiańska to „wewnętrzna sprawa Turcji” i nie ma mowy o masowej eksterminacji Ormian, a jedynie o dzia­łaniach podjętych w celu zabezpieczenia się przed próbą prze­prowadzenia przez tych ostatnich prorosyjskiej irredenty. I tak na przykład ambasador niemiecki w Waszyngtonie, hr. Johann Heinrich Bernstorff, otwarcie negował w rozmowie z przed­stawicielami amerykańskiego sekretariatu stanu fakt ekstermi­nacji narodu ormiańskiego i przedstawiał jako dowód „zdrady” Ormian raport niemieckiego konsula w Trabzonie oskarżające­go ich o współpracę z Rosjanami, starając się jednocześnie prze­konać opinię publiczną Stanów Zjednoczonych do tureckiego punktu widzenia298.

Niemcy zadbały również o to, aby także ich własna opi­nia publiczna nie wiedziała zbyt wiele o losie Ormian w Turcji. Temu celowi służyć miała niemiecka cenzura wojenna. Specjalna komórka w ministerstwie wojny, odpowiedzialna za kontrolę niemieckiej prasy - Obere Zensur-Stelle des Kriegspresseamtes - zorganizowała w październiku 1915 roku konferencję, pod­czas której wydawcy niemieckich gazet usłyszeli od wojskowych kontrolerów słowa drukowanego następujące zalecenie: „Nasze przyjacielskie stosunki z Turcją nie tylko nie powinny być na­rażone na szwank poprzez zajmowanie się podobnymi kwestia­mi administracyjnymi [deportacjami Ormian], ale w obecnym, trudnym czasie, nie powinny być one nawet badane. Stąd też, na razie waszym obowiązkiem jest zachowanie milczenia”299.

Podczas analogicznej konferencji, która została zorganizowa­na 23 grudnia 1915 roku, niemieckim dziennikarzom przekaza­no jasny komunikat: „Lepiej jest zachować ciszę w kwestii ormiańskiej. Sposób zachowania się rządzących Turcją ludzi w tej sprawie nie jest szczególnie godny pochwały”300.

Dla nas, Polaków, na pewno interesujący jest fakt, że cen-zuralnym restrykcjom, uniemożliwiającym informowanie opi­nii publicznej o eksterminacji Ormian, podlegała również prasa polska, ukazująca się pod zaborem pruskim. W listopadzie 1915 roku dowództwo 6. Korpusu niemieckiej armii, odpowiedzialne za nadzór nad prasą w Wielkopolsce, w swojej korespondencji z dyrekcją policji niemieckiej w Poznaniu zakazywało drukowa­nia w tamtejszych pismach, zarówno polskich, jak i niemieckich, jakichkolwiek informacji o trwających w Turcji prześladowa­niach Ormian301.

Praktyka cenzury pruskiej w Wielkopolsce wyprzedzała jed­nak w tej sprawie oficjalne wytyczne. Już bowiem w maju 1915 roku zakazano publikacji w „Gońcu Wielkopolskim” informa­cji o masowej i zorganizowanej eksterminacji Ormian w Turcji; chodziło o notkę „Armeńczycy oskarżają Turków o rzeź chrześ­cijan”, która miała się ukazać 10 maja302.

Jeśli chodzi o prasę niemiecką, to największe gazety same dbały o to, aby na ich łamy nie przedostało się nic, co mogłoby wzbudzić niezadowolenie tureckiego rządu. Niemiecka dyscy­plina! Natomiast chętnie publikowały opinie publicystów, którzy - naśladując znaną nam już retorykę Friedricha Naumanna z po­czątku XX wieku - uzasadniali i usprawiedliwiali eksterminację Ormian w Turcji.

19 grudnia 1915 roku ukazał się w „Deutsche Tageszeitung” artykuł hr. Ernsta Reventlowa, poruszający kwestie masowych deportacji i mordowania ludności ormiańskiej. Raventlow pi­sał: „Turcja nie tylko miała prawo, ale i obowiązek ukarania bun­towniczych i chciwych krwi Ormian. Ormianie to posłuszne na­rzędzia w ręku Rosjan i Anglików, oto dlaczego - kontynuowała

»Deutsche Tageszeitung« piórem Raventlowa - my, Niemcy, po­winniśmy uważać tę ormiańską kwestię jako sprawę obchodzącą nie tylko Turcję, ale wszystkich jej sojuszników, i powinniśmy ją [Turcję] wspierać przeciw atakom z zewnątrz”303.

Natomiast pismo „Kreuzzeitung”, popularne zwłaszcza w mających dużo do powiedzenia pruskich kręgach junkier­skich, 25 lutego 1916 roku zauważało: „Te masakry Ormian, do­konywane przez Turków, nie były niczym innym, jak środkiem obronnym przeciw intrygom Ormian, które stanowią stale za­grożenie dla Turcji. Cierpliwość Turków była naprawdę godna podziwu”304. Powtórzmy to raz jeszcze: „Cierpliwość Turków była naprawdę godna podziwu”.

W podobnym tonie wypowiadała się również prasa niemiecko­języczna, ukazująca się pod pruskim zaborem. W usprawiedliwia­niu polityki tureckiego rządu szczególny udział miał hakatystycz-ny dziennik, „Posener Tageblatt”. Na początku czerwca 1915 roku ukazał się na jego łamach artykuł „Eine Armenierteschwórung unter dem Schutz des Dreiverbandes”, dotyczący wspólnego wy­stąpienia państw Ententy z 24 maja 1915 w obronie eksterminowa-nego narodu ormiańskiego. Według autorów tego tekstu, „czymś zupełnie fałszywym jest utrzymywanie, że w Turcji dokonały się morderstwa, a nawet masowe morderstwa na Ormianach”. Ormianie zamieszkujący Turcję „są na usługach Rosji i Anglii” i „wobec tego faktu, cesarski rząd [turecki] miał obowiązek stłu­mić rewolucję wszystkimi dostępnymi mu, prawem przepisanymi środkami”305.

Takie same argumenty znalazły się w artykule zamieszczo­nym w tej samej gazecie w miesiąc później. Czystki etniczne i masowe mordowanie Ormian, zarządzone przez władze ture­ckie, zostały w nim nazwane „środkami mającymi na celu odda­lenie Ormian od ich domostw, gdzie ich dalsza obecność byłaby szkodliwa i niebezpieczna dla bezpieczeństwa wewnętrznego, spokoju i narodowej obrony [Turcji]”. Protesty międzynaro­dowej opinii kwitowano stwierdzeniem, że „nasi nieprzyjacie­le znaleźli sobie pretekst, by urabiać przeciw nam opinię pub­liczną”306. Podobnie wypowiadało się liberalne pismo „Posener Zeitung”307.

Również rezydujący w Stambule korespondenci niemieckich gazet bezkrytycznie i zgodnie akceptowali interpretację kwestii ormiańskiej, prezentowaną przez rząd młodoturecki308. Wyłamał się jedynie Harry Stürmer, który dla swojej macierzystej redak­cji z „Kölner Gazette” przygotował wyczerpującą koresponden­cję na temat rzezi Ormian. Dawał w niej wyraz swojemu prze­konaniu, że działania tureckiego rządu zmierzają do całkowitego wyniszczenia Ormian w Turcji. Kolońska gazeta - w imię so­lidarności z młodotureckimi ludobójcami - odmówiła jednak publikacji jego tekstu309.

Harry Stürmer był jedną z bardzo niewielu osób, które ra­towały w tej sprawie honor Niemiec. Największe jednak zasłu­gi w upowszechnieniu wiedzy o ludobójstwie dokonanym przez Turków miał pastor Johannes Lepsius, kierujący Niemiecką Misją Orientalną (Deutsche Orientalische Mission) oraz Towarzystwem Niemiecko-Ormiańskim (Deutsche Armenische Gesellschaft). Lepsius, dobrze zaznajomiony z problematyką ormiańską - wszak pod koniec XIX wieku informował europejską opinię publiczną o masakrach z lat 1895-1896 -w 1915 roku osobiście udał się do Stambułu, aby tam działać na rzecz wstrzymania eksterminacji Ormian. Choć jego interwencje okazały się bezskuteczne, zdo­łał jednak zebrać pokaźną liczbę relacji naocznych świadków, nie tylko Niemców, ludobójstwa dokonywanego na Ormianach, któ­re latem 1916 roku udało mu się opublikować w nakładzie 20 ty­sięcy egzemplarzy310. Niemiecka cenzura, wychodząc naprzeciw żądaniu tureckich dyplomatów, zabroniła dalszego wznawiania książki, a zakaz ten obowiązywał do końca wojny.

Kończąc ten niemiecki wątek, wróćmy jeszcze do przytoczo­nych we wstępie do tej pracy słynnych słów Hitlera, wypowiedzia­nych w przeddzień wybuchu II wojny światowej: „Któż jeszcze dziś pamięta o wyniszczeniu Ormian?”, i do związanego z nimi pytania o źródła jego wiedzy na temat tej zbrodni311. Faktem jest, że w jego bliskim otoczeniu znajdowały się osoby, które w krytycznym czasie eksterminacji Ormian przebywały w Turcji i pierwsze ludobójstwo XX wieku znały z autopsji. Należy tu przede wszystkim wymienić osobę Maxa Erwina von Scheubner-Richtera, pełniącego w czasie I wojny światowej funkcję niemieckiego wicekonsula w Erzurum, naocznego świadka „rozwiązywania kwestii ormiańskiej” przez rząd młodoturecki. Do swoich zwierzchników w Berlinie wysłał kilka­naście raportów, w których szczegółowo opisywał prowadzoną na polecenie Stambułu akcję; o masakrach informował m.in. samego kanclerza Theobalda Bethmanna-Hollwega312.

Po I wojnie światowej Scheubner-Richter należał do grona osób, które tworzyły w Niemczech ruch narodowo-socjalistyczny. W 1920 roku dzięki pośrednictwu Alfreda Rosenberga - w przy­szłości głównego ideologa III Rzeszy, autora wpisanego na in­deks papieski „Mitu XX wieku” - poznał w Monachium Adolfa Hitlera. W tym samym roku wstąpił do NSDAP Od razu też za­angażował się w walkę narodowych socjalistów o „oczyszczenie” Niemiec z „żydowsko-bolszewickiej dyktatury” oraz zapobieże­nie „międzynarodowemu, żydowskiemu spiskowi, który miał na celu zdobycie dominacji nad światem”313. Co ciekawe, w swoich wcześniejszych o parę lat raportach o eksterminacji Ormian, które przesyłał z Turcji, nazywał tych ostatnich „Żydami Orientu, prze­biegłymi handlarzami”314. W krótkim też czasie stał się jednym z najbliższych doradców przyszłego Führera315.

Podczas nieudanego puczu NSDAP w Monachium, któ­ry miał miejsce w dniach 8-9 listopada 1923 roku, Scheubner-Richter szedł ramię w ramię, dosłownie, z Hitlerem, gdy ba­warska policja otworzyła ogień w kierunku pochodu puczystów. Dawny konsul w Erzurum stał się jedną ze śmiertelnych ofiar tego wydarzenia316.

Rzecz jasna, przesadą byłoby twierdzenie, że to właśnie rela­cje Scheubner-Richtera o polityce Turków wobec Ormian zain­spirowały Hitlera do podjęcia próby „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Na to nie mamy bezpośrednich dowodów. Z pewnością jednak szczegółowe informacje o masowych depor­tacjach i eksterminacji całego narodu ormiańskiego, pochodzące od naocznego świadka tych wydarzeń, były dla Hitlera istotnym źródłem wiedzy. Tym bardziej, że przekonywały o zupełnej bez­karności sprawców tych zbrodni.

Wątek ludobójstwa Ormian Hitler poruszył już w 1931 roku, w rozmowie, którą przeprowadził z nim Richard Breitling - redaktor naczelny narodowo-konserwatywnego dziennika „Leipziger Neueste Nachrichten”. Hitler odniósł się w niej do swoich planów masowych deportacji całych populacji: „Wszędzie ludzie oczekują na nowy porządek świata. Zamierzamy wprowa­dzić politykę wielkich przesiedleń [...] Niech Pan pomyśli o bi­blijnych deportacjach i masakrach z czasów średniowiecza [...] i niech Pan sobie przypomni o eksterminacji Ormian”317.

Nieprzypadkowo więc reakcja narodowo-socjalistycznego re­żimu, który w 1933 roku w wyniku demokratycznych wyborów zaczął niepodzielnie rządzić w Niemczech, na fakt ukazania się i rozpowszechniania w tym kraju słynnej książki Franza Werfla „Czterdzieści dni Musa Dagh”, opisującej bestialskie ludobójstwo w roku 1915, była zdecydowanie negatywna. Na początku 1933 roku narodowi socjaliści nie byli jeszcze w stanie uniemożliwić Werflowi podróży po Niemczech, podczas której przedstawiał swo­ją książkę, jednocześnie informując - również drogą radiową - nie­miecką opinię publiczną o tureckich zbrodniach. Jednak już w 1936 roku organ prasowy SS, „Das Schwarze Korps”, inkryminował go jako propagandzistę „rzekomych tureckich zbrodni popełnionych na Ormianach” i radził, aby „amerykańscy Żydzi zachęcali do sprze­daży książki Werfla raczej w Stanach Zjednoczonych”318. Widać z tego, że w niechęci do rozpowszechniania informacji na temat eksterminacji Ormian między II a III Rzeszą istniała pełna ciągłość. Wiedzę hitlerowskiego reżimu na temat tego, co się działo w Turcji w latach I wojny światowej, wzbogaciły własnym doświad­czeniem osoby z najwyższych szczytów władzy w III Rzeszy319. Radcą w niemieckiej ambasadzie w Stambule w latach 1915-1916 był więc Konstantin von Neurath - poprzednik Joachima von Ribbentropa na stanowisku ministra spraw zagranicznych w rzą­dzie Hitlera. W latach swojej dyplomatycznej służby nad Bosforem Neurath miał za zadanie zbieranie wszelkich informacji o doko­nywanej tam eksterminacji Ormian. Między sierpniem 1915 a lu­tym 1916 roku niemieckim konsulem w Erzurum był F. W von Schulenburg latach 1934-1941 ambasador III Rzeszy w Związku Sowieckim i jeden z głównych autorów układu Ribbentrop-Mołotow, umożliwiającego Hitlerowi rozpoczęcie działań wojen­nych w 1939 roku. Na krążowniku „Breslau”, który w 1914 roku wraz z bliźniaczym okrętem „Goeben” wpłynął do Stambułu i na­stępnie brał udział w tureckim ataku na rosyjskie porty nad Morzem Czarnym, był Karl Dönitz. W maju 1945 roku, jako admirał i do­wódca Kriegsmarine, wyznaczony został przez Hitlera na następcę Fuhrera. Wreszcie Rudolf Hoss - komendant obozu koncentracyj­nego w Auschwitz - w 1916 roku, w wieku 16 lat zaciągnął się do niemieckich oddziałów stacjonujących na terenie Turcji.













CZĘSC TRZECIA


Dalsze prześladowania i negacja prawdy

HISTORIA BEZSKUTECZNIE BĘDZIE TAM SZUKAĆ SŁOWA O ARMENII”320


Zarówno podczas dokonywania ludobójstwa w latach 1915-1916, jak i już po jego przeprowadzeniu reżim młodoturecki utrzy­mywał, że usunięcie ludności ormiańskiej ze wschodnioanatolijskich wilajetów miało na celu usprawnienie prowadzenia wojny z Rosją. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna - z początkiem 1917 roku w wyniku kolejnych ofensyw wojsk rosyjskich pod okupacją carskiej armii znalazła się znacz­na część dawnych prowincji ormiańskich: Wan, Bitlis, Erzurum i Trabzon. Tyle że nie było już w nich Ormian.

Wybuch rewolucji bolszewickiej w Rosji przyniósł kolejny zwrot w kwestii ormiańskiej, mówiąc zaś precyzyjniej, pojawiło się nowe, śmiertelne zagrożenie dla tej resztki narodu ormiań­skiego, która przetrwała ludobójstwo, czyli uchodźców z Turcji, oraz Ormian żyjących do tego czasu pod rządami Romanowów. Przypomnijmy, że po abdykacji cara Mikołaja II rosyjski Rząd Tymczasowy zezwolił na powrót uchodźców ormiańskich na ich ojczyste ziemie, które znajdowały się na obszarach pozostają­cych wówczas pod okupacją wojsk rosyjskich. Skorzystało z tego około 150 tysięcy osób, tyle bowiem przetrwało z grupy 300 ty­sięcy Ormian, głównie mieszkańców prowincji Wan, którzy w 1915 roku w ślad za armią rosyjską opuścili Turcję i dotarłszy na rosyjskie Zakaukazie, masowo umierali tam z głodu i chorób - carski rząd uczynił niewiele albo nic, by ulżyć doli uchodźców, jednocześnie aż do maja 1916 roku uniemożliwiał dostarczanie im przez ormiańskie organizacje pomocy humanitarnej321.

Na mocy traktatu pokojowego, zawartego z państwami cen­tralnymi w 1918 roku w Brześciu, bolszewicka Rosja zwróci­ła Stambułowi nie tylko okupowane dotąd obszary wschodniej Anatolii, ale również okręgi Ardahanu, Karsu i Batumi - pozo­stające w jej granicach od II połowy XIX wieku i zamieszkałe przez silne kolonie ormiańskie.

Realizacja leninowskiego hasła „pokoju bez aneksji” przynio­sła więc w praktyce skazanie Ormian mieszkających na tych tere­nach na niechybne represje. Rzecz jasna, bolszewików skłoniło do tego nie tyle rzekome umiłowanie przez nich pokoju, ile we­wnętrzny zamęt w Rosji i konieczność skoncentrowania wysił­ków na prowadzeniu wojny domowej z „białymi”.

Wiosną 1918 roku, już po przejęciu tych ziem, Turcy podję­li ofensywę w kierunku rosyjskiej Armenii, z zamiarem połącze­nia się z „tureckimi braćmi” - Azerami w Baku. Zdobyty został Erewan. W armeńskiej stolicy dowodzący ottomańską armią ge­nerał Halil Kut - wuj ministra Envera Paszy - oświadczył słucha­jącym go Ormianom: „Starałem się wymazać naród ormiański [z mapy] do ostatniej osoby”322. Trzeba przyznać, że rzeczywiście robił on wszystko, aby ten cel osiągnąć. Jego wojska dokonały masowych rzezi Ormian m.in. w Aleksandropolu i Karakilissie. Parę lat później, gdy oczekiwał na swój proces w alianckim wię­zieniu, pytany przez przesłuchującego go brytyjskiego ofice­ra o liczbę Ormian zamordowanych przez armię turecką pod­czas działań wojennych, prowadzonych wiosną 1918 roku, miał oświadczyć: „300 tysięcy Ormian - mniej więcej. Nie liczyłem przecież”323. Co charakterystyczne, generał Halil Kut był również zafascynowany postacią Czyngis-chana (jak wiemy, było to typowe dla tureckiej elity rządzącej). Dość wspomnieć, że jego imię nadał swojemu najmłodszemu synowi. Pewien niemiecki oficer, który przebywał w jego sztabie, relacjonował, że generał miał niemałe ambicje, zaczerpnięte wprost z ideologii panturańskiej. Jego dewiza brzmiała: „Przebijajmy się do Turkiestanu, tam założę nowe cesarstwo dla mojego małego Czyngisa”324.

Wydaje się, że w 1918 roku wręcz zwyczajem tureckich gene­rałów było chełpienie się przed Ormianami masakrami dokona­nymi na ich rodakach. Generał Ali Ihsan, dowodzący 6. turecką armią, która operowała w Azerbejdżanie, oświadczył przedsta­wicielom społeczności ormiańskiej w Tabryzie: „Wiedzcie, że podczas mojego wejścia do Khoi kazałem wymordować Ormian z tamtego terenu, bez względu na wiek i płeć”. Według kape­lana niemieckiej ambasady w Stambule, ks. pułkownika von Luttichau, generał Ihsan chwalił się przed niemieckimi oficera­mi, że „mordował Ormian własnoręcznie”325.

Generał Otto von Lossow, od marca 1916 do września 1918 roku pełniący funkcję „niemieckiego wojskowego peł­nomocnika w Turcji”, a więc osoba, którą trudno podejrzewać o działanie na niekorzyść tureckiego sojusznika, w lipcu 1918 roku w następujący sposób opisywał turecką politykę wobec Ormian na Zakaukaziu: „Na podstawie wszystkich raportów i wiadomo­ści dochodzących do mniej tutaj, w Tbilisi, jasne jest, że Turcy sy­stematycznie pracują nad [...] eksterminacją tych paru setek tysięcy Ormian, których dotychczas pozostawili jeszcze przy życiu”326.

Podobne uwagi znalazły się również w raporcie przesła­nym w miesiąc później do Berlina przez generała Friedricha von Kressensteina, od 1914 roku zajmującego wyższe stanowiska dowódcze w tureckiej armii, m.in. szefa sztabu tureckiej 6. armii w Syrii i Palestynie, dowódcy 8. armii tureckiej stacjonującej w Palestynie, a od czerwca 1918 roku szefa niemieckiej misji wojskowej na Kaukazie: „Turcy w żaden sposób nie porzucili swojego zamiaru eksterminacji Ormian. Zmienili tylko taktykę. Gdziekolwiek to tylko możliwe, podżega się Ormian, prowokuje się ich w nadziei zyskania pretekstu do nowych ataków”327.

Przekonanie o tym, że Turcy zaangażowali się w 1918 roku w kolejną fazę eksterminacji Ormian, podzielane było również przez najwyższe niemieckie dowództwo, w tym przez Ericha Ludendorffa i Paula Hindenburga328. Jednak i tym razem postę­powanie Niemiec nie odbiegało od wzorca ustalonego w latach 1915-1916: wyczerpujące, ale poufne informacje na temat eks­terminacji Ormian wysyłane do Berlina oraz brak interwencji u rządu tureckiego ze względu na „dobro sojuszu”.

28 maja 1918 roku została proklamowana Republika Armenii. Na mocy traktatu zawartego 4 czerwca w Batumi, Turcja oficjal­nie uznała nowe państwo, pod względem terytorialnym ogra­niczone do rejonu Erewanu i Sewanu (około 9 tysięcy km2)329. Jednak już pod koniec tego samego miesiąca znany nam turecki generał, Halil Pasza, rozpoczął ofensywę w kierunku Baku; było to zresztą uzgodnione z niemieckimi sztabowcami, którym za­leżało na zapewnieniu słabnącym Niemcom dostaw ropy nafto­wej - surowca ważnego ze względów strategicznych. 15 września wojska tureckie wyparły brytyjski korpus ekspedycyjny i zajęły Baku. To zaś oznaczało dla Ormian kolejną falę prześladowań. W wyniku masakr330, których sprawcami byli na równi Turcy i miejscowi Azerowie, zginęło ponad 25 tysięcy osób, a 10 tysię­cy wypędzono z ich domów331. Podobno jednym ze szczególnie gorących zwolenników eksterminacji ludności ormiańskiej był pełniący służbę w armii Halila generał Nurf - 27-letni wówczas brat ministra Envera Paszy. Jak widać, mordowanie Ormian stało się prawdziwym „rodzinnym interesem”332.

W momencie wkroczenia armii generała Halila do Baku w jej szeregach znajdował się również dr Behaeddin Sakir - jeden z głównych organizatorów ludobójstwa Ormian w Turcji w 1915 roku, współodpowiedzialny, wraz z Nazimem, za zbrodniczą działalność Organizacji Specjalnej. We wrześniu 1918 roku, już po opanowaniu Baku przez wojska tureckie, generał Halil właś­nie jemu powierzył nadzór nad miejscową policją. Rezultat wy­dawał się oczywisty.

Jak się okazało, wydarzenia towarzyszące tureckiej ofensywie na dawne rosyjskie Zakaukazie były ostatnim krwawym akordem w polityce młodoturków wobec narodu ormiańskiego. Wczesną jesienią 1918 roku stało się jasne, że Turcja rządzona przez par­tię „Jedności i Postępu” przegrywa wojnę. 30 października Porta została zmuszona do zawarcia rozejmu z państwami Ententy na mocy którego jej wojska miały wycofać się ze wszystkich frontów, w tym z frontu kaukaskiego, za granicę państwa ottomańskiego z 1914 roku. W nocy z 1 na 2 listopada przywódcy reżimu młodotureckiego i główni sprawcy ludobójstwa Ormian, w tym Talaat Pasza - od 1917 roku pełniący funkcję wielkiego wezyra - Enver Pasza i kierujący Organizacją Specjalną Nazim, potajemnie opuś­cili Stambuł na pokładzie niemieckiego okrętu wojennego.

Wydawało się, że przegrana Turcji w I wojnie światowej i upadek władzy młodoturków oznaczać będzie dla Ormian nie tylko odsunięcie groźby dalszej fizycznej eksterminacji, ale po­zwoli ziścić marzenia o niepodległym państwie armeńskim. O to zabiegać miała dwuosobowa delegacja ormiańska, wysłana na konferencję pokojową do Wersalu. Nadzieje te były uzasadnione choćby tym, że jeszcze w czasie trwania wojny wysoko postawie­ni przedstawiciele państw Ententy otwarcie deklarowali koniecz­ność utworzenia niepodległego państwa armeńskiego po zakoń­czeniu światowego konfliktu.

W 1917 roku brytyjski premier, Lloyd George, oświadczył, że po wojnie Mezopotamia (obecny Irak) nie powróci pod rzą­dy tureckie, i dodał: „To samo dotyczy Armenii, kraju przesiąk­niętego krwią niewinnych, zmasakrowanych przez ludzi, którzy mieli ich chronić”. Jeszcze w sierpniu 1918 roku, a więc na krót­ko przed końcem wojny, zapewniał przedstawicieli ormiańskich środowisk: „Wielka Brytania nigdy nie zapomni o swojej odpo­wiedzialności wobec waszego umęczonego narodu”333.

W podobnym duchu utrzymane były wypowiedzi przywód­ców francuskich. W listopadzie 1916 roku francuski minister spraw zagranicznych, Aristide Briand, deklarował: „Gdy wybije godzina uprawnionych reparacji, Francja nie zapomni straszli­wych przejść doświadczonych przez Ormian i w porozumieniu ze swoimi sojusznikami podejmie stosowne kroki dla zapewnienia Armenii pokojowej egzystencji i postępu”. Wtórował mu w lipcu 1918 Georges Clemenceau, pisząc do jednego z ormiańskich przywódców: „Mam przyjemność potwierdzić Panu, że rząd Republiki, podobnie jak rząd Wielkiej Brytanii, nie zaprzestał traktować narodu ormiańskiego jako jednego z tych narodów, których los Sprzymierzeni zamierzają rozstrzygnąć w zgodzie z najwyższymi prawami Ludzkości i Sprawiedliwości”. Włoski premier, Vittorio Orlando, dodawał: „Powiedzcie narodowi ormiańskiemu, że ich sprawę uczynię moją własną”334.

Podczas konferencji pokojowej w Wersalu wielkim rzeczni­kiem utworzenia niepodległej Armenii był również amerykański prezydent, Woodrow Wilson. W1920 roku na konferencji w San Remo premierzy Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch porozumie­li się w kwestii terytorium tego państwa; miało ono obejmować nie tylko obszar dawnej rosyjskiej Armenii, ale również prowin­cje wschodnioanatolijskie335.

Kwestia Armenii została wreszcie rozwiązana dzięki traktatowi pokojowemu, zawartemu 10 sierpnia 1920 roku pomię­dzy Turcją a państwami Ententy w Sevres. W artykule 88. Turcja uznawała istnienie niepodległego państwa armeńskiego, nato­miast w artykule 89. zgadzała się na nadzór prezydenta Stanów Zjednoczonych nad wytyczeniem granicy armeńsko-tureckiej w prowincjach Erzurum, Wan, Bitlis i Trabzon. Armenii zagwa­rantowano również dostęp do morza.

22 listopada prezydent Woodrow Wilson podał do wiado­mości wyniki kierowanego przez siebie postępowania arbitrażo­wego: Armenii przypadła większość terytorium w prowincjach Wan, Erzurum i Bitlis oraz część wilajetu trabzońskiego, który miał zapewnić temu państwu dostęp do Morza Czarnego.

Jednak wszystkie te postanowienia od samego początku zawieszone były w próżni. Przede wszystkim dlatego, że przyznane Armenii anatolijskie prowincje były już dokładnie „wyczyszczone” z Ormian. Po drugie, od lata 1919 roku właśnie wschodnia Anatolia stała się centrum nowego nacjonalistycz­nego ruchu tureckiego. Pałeczkę z rąk młodoturków w dziele budowania jednolitej narodowo Turcji przejął Mustafa Kemal Pasza. Ruch kemalistowski w pełni korzystał więc z rezultatów ludobójczej polityki „Jedności i Postępu”, czyli z osiągnięcia etnicznej jednolitości Anatolii. Nieprzypadkowo miejscem kemalistowskiego kongresu (23 lipiec - 6 sierpień 1919 roku), proklamującego tzw. pakt narodowy, z zawartymi w nim postu­latami niepodległości politycznej i ekonomicznej Turcji w jej „granicach narodowych”, stał się Erzurum - miasto, w którym do 1915 roku istniała silna mniejszość ormiańska. Na kolejnym kongresie, w Siwas (wrzesień 1919 roku) Kemal ogłosił, że jednym z celów prowadzonego przez niego tureckiego ruchu narodowego będzie niedopuszczenie do powstania niepodległej Armenii.

23 kwietnia 1920 roku rozpoczęły się w Angorze zdominowa­ne przez zwolenników Kemala obrady Wielkiego Zgromadzenia Narodowego. 7 czerwca podjęło ono uchwałę o nieważności wszelkich decyzji i porozumień, zawartych przez rząd wierny sułtanowi, a podjętych od 16 marca 1920 roku, czyli od mo­mentu przejęcia kontroli nad Stambułem przez okupacyjne woj­ska Ententy Oznaczało to, że ruch kemalistowski z góry odrzu­ca warunki, które stały się podstawą porozumienia zwycięskich aliantów z rządem sułtańskim, rezydującym nad Bosforem. A in­tegralną częścią tego porozumienia -jak widzieliśmy - była zgo­da Stambułu na powstanie niepodległej Armenii, w której skład miały wejść również obszary wschodnioanatolijskie.

Ojciec Turków”, Mustafa Kemal, nie ukrywał swoich inten­cji wobec Ormian i młodego państwa armeńskiego. Na począt­ku 1920 roku, ustalając priorytety dla wojsk walczących pod jego rozkazami na zachodzie Azji Mniejszej z oddziałami greckimi, francuskimi i włoskimi, deklarował: „Koniecznie musimy znisz­czyć armię ormiańską, jak i ormiańskie państwo, które żeruje na ciele naszego kraju jak rozszerzający się nowotwór”336. Przy rea­lizacji tego planu Kemal Pasza nie gardził współpracą ze spraw­dzonymi już fachowcami w dziele zwalczania „ormiańskiego no­wotworu”. Dawni działacze Ittihadu, w tym oprawcy służący w Organizacji Specjalnej, byli chętnie przyjmowani do szeregów kemalistowskich337. Ci z tureckich zbrodniarzy, którzy nie mogli czynnie wesprzeć kemalistów, bo przebywali na wygnaniu, spie­szyli z dobrymi radami, jak najlepiej „dokończyć dzieła”. Talaat Pasza, występujący jako prezydent „Ligi Obrony Islamu”, zaofe­rował z Berlina swoje usługi już w styczniu 1920 roku338, zaś wiosną 1920 roku pisał do kemalistowskiego generała, Kiazima Karabekira, którego armia miała za parę miesięcy przeprowadzić uderzenie na Armenię: „Mój najdroższy Karabekir, jeśli Pana wojenne przygotowania są zakończone, niech Pan zaczyna atak”. Krótko po tym turecki generał otrzymał list od przebywającego chwilowo w Berlinie Envera Paszy: „Niech Pana sumienie nie będzie niczym zaniepokojone podczas trwania operacji wojsko­wej, którą podejmie Pan w celu zachowania integralności kraju. Oczekuję na wiadomości o Pańskim zwycięstwie”. A na począt­ku września Enver wypominał Karabekirowi: „Nie powinien był Pan pozwolić, by Armenia zebrała siły”339.

Dla nas z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, że młodotureccy działacze, zaangażowani w ludobójstwo Ormian, ofero­wali swoje usługi także rządzącym w Rosji bolszewikom. Wśród założycieli powstałej na początku 1920 roku Tureckiej Partii Komunistycznej znaleźli się m.in.: Zeki - kat z obozu koncen­tracyjnego w Deir-es-Zor, oraz wierny naśladowca Czyngis-chana, generał Halil340. Enver Pasza i Taalat, przebywający po upad­ku reżimu młodotureckiego w Niemczech, nawiązali latem 1919 roku kontakty z uwięzionym w berlińskim Moabicie Karlem Radkiem. Podczas szeregu wizyt, które odbyli u niego w sierp­niu i wrześniu, Radek zaproponował im zawiązanie muzułmańsko-bolszewickiego sojuszu przeciw „brytyjskiemu imperiali­zmowi”341. Inicjatywa ta została chętnie przez nich podchwycona i w maju 1920 roku doszło do formalnych negocjacji przedsta­wicieli Ittihadu na wygnaniu z Sowietami342. W sierpniu Enver przybył w tym samym celu do Moskwy. Co ciekawe, dawny młodoturecki minister wojny nie tylko przystał na bolszewicką propozycję walki z Brytyjczykami, ale uzupełnił ją o koncepcję zacieśnienia współpracy bolszewicko-niemieckiej; przypomnij­my, że w tym samym czasie (wiosna - lato 1920 roku) trwała ro­syjska ofensywa na Warszawę.

Ten pomysł Envera docenili sami bolszewicy. Według Radka, „Enver był pierwszym, który wskazał niemieckim militarystom, że Rosja Sowiecka to nowa i rosnąca potęga światowa, z któ­rą będą musieli się liczyć, jeśli chcą podjąć walkę z Ententą”343. 26 sierpnia 1920 roku, a więc w momencie, gdy klęska bol­szewickiej ofensywy w Polsce była już oczywista, Enver pisał z Moskwy do generała Hansa von Seeckta, szefa Reichswehry: „Istnieje tutaj pewna grupa, Trocki należy do niej, która opowia­da się za porozumieniem z Niemcami. Grupa ta gotowa by była do uznania dawnych niemieckich granic z roku 1914. A jako je­dyne wyjście z obecnego światowego chaosu widzi ona współ­pracę [Rosji bolszewickiej] z Niemcami i Turcją”344.

Kończąc tę dygresję i powracając do kwestii ściśle związanych z powstaniem niepodległej Armenii i stanowiska wobec niej Mustafy Kemala, należy zauważyć, że aż do września 1920 roku wstrzymywał on inwazję swoich wojsk na ten kraj, przewidując, iż oznaczałoby to nową falę eksterminacji Ormian, a to z kolei spowodowałoby oburzenie i reakcję ze strony całego chrześcijań­skiego świata, w szczególności Stanów Zjednoczonych345. Obaw tych, zresztą mocno przesadzonych, Kemal pozbył się już pod koniec sierpnia 1920 roku. Do działania skłoniły go dwa czyn­niki: podpisanie 10 sierpnia w Sevres przez rząd sułtański trakta­tu pokojowego z Ententą, ustanawiającego niepodległą Armenię, ale równocześnie sankcjonującego faktyczny rozbiór Turcji, oraz powrót Sowietów do aktywnej polityki na Zakaukaziu.

Rozgromienie wojsk „białych”, dowodzonych przez ge­nerałów Antona Denikina i Piotra Wrangla, otworzyło wios­ną 1920 roku Armii Czerwonej drogę na Zakaukazie. Pod ko­niec kwietnia zajęty został Azerbejdżan. Hasło o „pokoju bez aneksji” poszło więc do lamusa. Na początku września rozpo­czął obrady w Baku sterowany przez Moskwę Kongres Ludów Wschodu. Grigorij Zinowiew, biorący w nim udział z ramienia władz Rosji bolszewickiej, przyznał wówczas, że rząd Mustafy

Kemala cieszy się co prawda poparciem Kremla, tylko dlatego jednak, że jest uznawany w Moskwie za „wymierzony w rząd brytyjski” i w „europejski imperializm”. Zaznaczył przy tym wyraźnie, czemu także wtórował przebywający w Baku Nikołaj Bucharin, że polityka kemalistów różni się zdecydowanie od po­lityki III Międzynarodówki, czyli faktycznie Moskwy346. Kemal postanowił nie czekać więc na orzeczenie Kremla, że tureccy na­cjonaliści są otwartymi wrogami Kominternu, czego można się było spodziewać, znając zasady sowieckiej dyplomacji. 23 wrześ­nia wojska dowodzone przez generała Karbekira przekroczyły granicę turecko-armeńską w trzech miejscach - od strony Karsu, Aleksandropola i Araratu. Zdecydowana przewaga leżała po stro­nie Turków, więc już na początku listopada większość terytorium Armenii znalazła się pod ich okupacją. Powtórzył się znany nam już scenariusz: inwazja, okupacja i rzeź ludności ormiańskiej.

W samym Aleksandropolu (w czasach sowieckich Leninakan, obecnie Gyumri) wojska kemalistowskie zamordowa­ły ponad 60 tysięcy osób. Ocenia się, że jesienna kampania ge­nerała Karabekira kosztowała w sumie życie niemal 200 tysięcy Ormian; szczególnie uderzające jest, że wśród ofiar znalazła się duża liczba dzieci między 5. a 12. rokiem życia347. Około 18 ty­sięcy Ormian dostało się do tureckiej niewoli.

Alfred Rawlinson, brytyjski oficer pozostający również w tu­reckiej niewoli, widział przybycie do Erzurum ormiańskich jeń­ców wojennych: „Opuszczając nasze stare kwatery, po raz pierw­szy ujrzeliśmy »ormiańskich jeńców«. Ci, których widzieliśmy, byli używani jako robotnicy. Niewolnicy, byłoby tutaj jednak właściwszym słowem. Chociaż byłem przyzwyczajony do wido­ku głodu, nędzy i wszelkiego rodzaju niedostatków, jednak wi­dok tych ludzi zszokował mnie, jako coś, czego przedtem nie do­świadczyłem i czego pamięć pozostanie we mnie do końca mojego życia. Był wówczas środek zimy, wszędzie leżał głęboki śnieg, siła i temperatura [niska] mroźnego wiatru była nie do opisania. A jednak te żałosne istoty były ubrane - o ile w ich przypadku jest to właściwe słowo - w najbardziej zgniłe i najbardziej brudne, rojące się od robactwa łachmany. Poprzez nie widać było w wie­lu miejscach pozbawione ciała kości, tak że wydawało się czymś niemożliwym, by można było sprowadzić człowieka do takiego stanu i takiego życia”348.

Najwyraźniej kemaliści byli zdecydowani położyć raz na za­wsze kres „ormiańskiemu zagrożeniu”. Dodatkowo przekonu­je o tym treść instrukcji, którą minister spraw zagranicznych, Ahmed Muhtar, przekazał 8 listopada 1920 roku generałowi Karbekirowi, dowódcy tureckich wojsk okupujących Armenię. Na wstępie minister zauważał, że państwo armeńskie odetnie Turcję od Wschodu - jak widać idee panturańskie były wciąż żywe - a we współpracy z Grecją „zaszkodzi ogólnemu wzrosto­wi Turcji”. Kraj ten - twierdził Muhtar - „nigdy nie złączy swo­jego losu z warunkami stawianymi przez Turcję i islam”. W tej sytuacji wnioski były jednoznaczne: „należy czynić wszystko, by Armenia została zniszczona politycznie i fizycznie”. Dalej Muhtar informował, w jaki sposób należy to przedsięwzięcie zrealizować: „Skoro osiągnięcie tego celu jest zależne od [ogra­niczeń] naszej potęgi i ogólnej sytuacji politycznej, należy być elastycznym we wprowadzaniu w życie wspomnianej wcześ­niej decyzji. Nasze wycofanie się z Armenii, jako część porozu­mienia pokojowego, jest wykluczone. Niech Pan raczej odwo­ła się do sposobu działania obliczonego na zwiedzenie Ormian i ogłupienie Europejczyków, poprzez przyjęcie pozorów dążenia do pokoju. W rzeczywistości jednak, efektem tego wszystkiego jest stopniowe osiągnięcie celu [...] Zarówno w redagowaniu, jak i w stosowaniu warunków układu pokojowego należy używać niejasnych i miło brzmiących słów, które stale stwarzają pozory nastawienia pokojowego wobec Ormian”349.

Kolejnej odsłonie ludobójstwa Ormian być może zapobiegła interwencja Rosji bolszewickiej, która postanowiła nie dopuścić do niemal całkowitej aneksji Armenii przez Turcję, do tego bo­wiem sprowadzał się zawarty na początku grudnia 1920 roku armeńsko-turecki układ pokojowy w Aleksandropolu. 2 grudnia została proklamowana Armeńska Republika Rad. Ostatecznie Angora i Moskwa zgodziły się na kompromisowe rozwiązanie, czyli na rozbiór Armenii. Na mocy układów zawartych 16 marca 1921 w Moskwie i 13 października tego samego roku w Karsie, Rosja cedowała na rzecz Turcji i tak już opanowane przez woj­ska kemalistowskie okręgi Karsu, Ardahanu, Igdiru (z Araratem) oraz część okręgu Batumi, reszta - jako Armeńska Republika Socjalistyczna - została przy Sowietach. Taki stan rzeczy utrzy­mał się aż do 1991 roku, to znaczy do momentu upadku Związku Sowieckiego i powstania Republiki Armenii.

Lata 1921-1923 pokazały, ile były warte zapewnienia przy­wódców Ententy, że będą adwokatami sprawy armeńskiej na arenie międzynarodowej. Ważna była przede wszystkim „licz­ba dywizji”, a tych Ormianie, którzy przetrwali tureckie ludo­bójstwo, nie mieli. Państwa zachodnie musiały jednak w końcu przyznać, że bardziej przekonywująco niż potrzeba zapewnienia Ormianom niepodległego bytu państwowego brzmią argumen­ty, jakimi były zwycięstwa armii kemalistowskiej nad wojskami interwencyjnymi - greckimi, włoskimi i francuskimi, w Azji Mniejszej.

Kwestię Armenii i Ormian rozstrzygnęły wreszcie (na 70 lat) postanowienia konferencji w Lozannie, podpisane w lipcu 1923 roku. Ustanowiono nowe warunki pokoju pomiędzy państwa­mi Ententy a Republiką Turecką, przez co przekreślone zostały ustalenia traktatu pokojowego w Sevres, który - jak wiemy - nie tylko dzielił posiadłości tureckie między Francję, Wielką Brytanię, Włochy i Grecję, ale uznawał w świetle prawa międzynarodowego istnienie państwa armeńskiego, obejmującego również historyczne prowincje ormiańskie we wschodniej Anatolii.

Podpisany w Lozannie traktat był faktycznym, pośmiertnym zwycięstwem młodoturków, oznaczał bowiem usankcjonowanie przez mocarstwa europejskie efektów ich ludobójczej polityki. Ani razu nie pojawiła się w nim wzmianka o eksterminacji naro­du ormiańskiego, nie wspominając już o konieczności ukarania wszystkich sprawców tej zbrodni. Ani razu nie użyto w nim słów „Armenia” i „Ormianie”. Międzynarodowa wspólnota uznała więc de facto to, czego dokonali Talaat, Enver et consortes.

Gdy George Curzon, stojący na czele brytyjskiej delegacji na konferencję w Lozannie, podejmował podczas jej trwania kolejne wysiłki, by przekonać szefa tureckiej delegacji, genera­ła Ismeta Inónu, o konieczności poruszenia sprawy armeńskiej w traktacie, ten ostatni nie krył swego zniecierpliwienia. By go udobruchać, Curzon zażartował: „Czyż nie może Pan znieść na­wet takiej trywialnej mowy pogrzebowej?”350.

Polityka appeasementu - jeżeli rozumieć ją jako łatwe go­dzenie się tzw. zachodnich demokracji z brutalnymi faktami do­konanymi - nie narodziła się w 1935 roku, gdy przyzwoliły one na remilitaryzację Nadrenii przez Hitlera. Już 12 lat wcześniej Europa zaakceptowała ludobójcze dziedzictwo reżimu młodotureckiego, zażarcie bronionego przez nową, republikańską, mo­dernizującą się Turcję351.



W POSZUKIWANIU SPRAWIEDLIWOŚCI I PRAWDY


W znanej nam nocie trzech państw Ententy - Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji, do rządu tureckiego z 24 maja 1915 roku państwa te zgłosiły swoją gotowość do ukarania wszystkich osób odpo­wiedzialnych za przeprowadzoną w Turcji eksterminację ludno­ści ormiańskiej. Dopiero jednak przegrana tej ostatniej w I woj­nie światowej i idący w ślad za nią upadek reżimu Ittihadu, który miał miejsce w listopadzie 1918 roku, stworzyły realne możliwo­ści wprowadzenia tych deklaracji w życie.

11 czerwca 1919 roku do Paryża przybył nowy szef rządu tu­reckiego, Damad Ferid Pasza. Przed przedstawicielami aliantów, obradującymi na konferencji pokojowej w Wersalu, turecki pre­mier oświadczył m.in.: „Podczas wojny niemal cały cywilizowany świat był poruszony wieściami o zbrodniach popełnionych przez Turków. Najdalszy jestem od intencji przeinaczania tych postęp­ków, które w naturalny sposób swoją grozą poruszają ludzkie su­mienie. Tym niemniej, będę usiłował pomniejszyć stopień winy sprawców tej wielkiej tragedii. Celem, który proponuję, jest po­kazanie światu - wspierając się na dowodach - kim są prawdziwi sprawcy, odpowiedzialni za te odrażające zbrodnie”352.

W czasie, gdy turecki premier wypowiadał te słowa, od niemal dwóch miesięcy toczył się przed sądem wojennym w Stambule proces przywódców młodotureckiego reżimu. Czołowi przed­stawiciele Ittihadu zostali oskarżeni nie tylko o niekonstytu­cyjne wciągnięcie Turcji do światowego konfliktu, ale również o zaplanowanie i przeprowadzenie ludobójstwa Ormian353. Fakt, że zdecydowana większość oskarżonych, na czele z Talaatem, Enverem i Nazimem, pozostawała już od wielu miesięcy poza Turcją, sprawił, iż postępowanie miało charakter zaoczny.

Wyrok w procesie przywódców „Jedności i Postępu” zapadł 5 lipca. Talaat, Enver i Nazim zostali uznani za winnych zarzu­canych im czynów i skazani na karę śmierci. Chociaż znajdowa­li się oni poza zasięgiem tureckiego wymiaru sprawiedliwości, sam proces i sentencja wyroku były niezwykle ważne, turecki sąd bowiem przyznał rację argumentom i uznał autentyczność dowodów przekazanych przez prokuraturę. Chodziło o telegra­my wysyłane przez ministra spraw wewnętrznych, Talaata, oraz zwierzchników Organizacji Specjalnej do tureckiej administra­cji na prowincji, które w niedwuznaczny sposób wskazywały, że prawdziwym celem deportacji Ormian nie było ich przesiedle­nie, ale faktyczne unicestwienie. Sąd dał również wiarę doku­mentom poświadczającym, że Talaat Pasza wydawał instrukcje, które nakazywały interpretować słowo „deportacje” jako polece­nie „zniszczenia”354.

Tureccy sędziowie uznali też, że Organizacja Specjalna mia­ła charakter zbrodniczy, a jej celem była realizacja postanowień Ittihadu o całkowitym wyniszczeniu narodu ormiańskiego. Skazując młodotureckich przywódców, sąd odrzucił tym samym argumentację, która od początku służyła jako uzasadnienie ludo­bójczej akcji i do dzisiaj przytaczana jest przez negacjonistyczną kampanię, sterowaną przez Republikę Turecką: że deportacje służyły przede wszystkim usprawnieniu operacji militarnych; że Ormianie, jako „element niepewny”, niejako wymusili na młodotureckim rządzie podjęcie decyzji o deportacjach; że „nie­szczęśliwe wypadki”, które wydarzały się podczas przemarszu konwojów z deportowanymi, były wynikiem zaniedbań lokal­nych władz cywilnych i wojskowych, a nie skutkiem przemyśla­nej, starannie zaplanowanej i centralnie sterowanej akcji.

Dodatkowe znaczenie ma fakt uznania przez sąd wiarygod­ności źródeł: telegramów, depesz, zeznań świadków wywodzą­cych się z wojskowej i cywilnej tureckiej administracji, doku­mentujących zbrodniczą działalność Ittihadu.

Wyrok tureckiego sądu wojennego pozostał wyłącznie na papierze nie tylko z powodu nieobecności skazanych. Jak wie­my, w końcu kwietnia 1920 roku powstał w Angorze nowy, kon­kurencyjny wobec sułtańskiego rząd: kemalistowskie Wielkie Zgromadzenie Narodowe. Od stycznia 1921 roku funkcjonował też odrębny, podporządkowany temu rządowi wymiar sprawiedli­wości, który nie uznawał wyroków wydanych przez sądy zależne od Stambułu. Okres dwuwładzy w Turcji skończył się wraz z osta­tecznym zwycięstwem Kemala i upadkiem sułtanatu w 1923 roku. 31 marca 1923 roku nowe władze ogłosiły powszechną amnestię dla wszystkich skazanych w latach 1918-1923 zarówno przez sądy wojenne, jak i powszechne355. Tym samym Republika Turecka ofi­cjalnie anulowała wyroki za zbrodnie ludobójstwa.

W tym miejscu wypada wspomnieć o daremnych wysił­kach zwycięskiej Ententy, podejmowanych już od początku 1919 roku, by pociągnąć do odpowiedzialności winnych ekstermina­cji Ormian. Pod naciskiem alianckich władz okupacyjnych rząd sułtański polecił aresztować kilkadziesiąt osób - w tym człon­ków naczelnych władz Ittihadu, paru ministrów w rządzie młodotureckim, prowincjonalnych gubernatorów oraz kilku wyso­kich oficerów armii tureckiej. W obawie przed narastającymi w tureckiej stolicy antyalianckimi nastrojami i towarzyszącymi im demonstracjami na rzecz uwięzionych członków młodotureckiego reżimu, 28 maja 1919 roku Brytyjczycy przetransportowali 67 najbardziej prominentnych więźniów na Maltę. Do sierpnia 1920 roku liczba tureckich więźniów pozostających pod brytyjską kontrolą wzrosła do 118; w tym gronie było 12 byłych ministrów356. Na pozostającej pod brytyjską jurysdykcją wyspie aresztanci podejrzani o udział w ludobójstwie Ormian mieli oczekiwać na proces przed międzynarodowym trybunałem.

Okazało się jednak, że brytyjski nadzór nad więźniami nie był tak skuteczny, jak tego można było oczekiwać357. We wrześ­niu 1921 roku z więzienia uciekła grupa 16 działaczy Ittihadu. W jej skład wchodzili czterej byli gubernatorowie wschodnio-anatolijskich prowincji, m.in. niesławnej pamięci gubernator prowincji Wan, Tahir Cevdet, dwóch dowódców armii i urzęd­nik odpowiedzialny z ramienia rządu za przebieg deportacji358.

Być może brytyjska służba więzienna byłaby czujniejsza, gdyby nie względy Realpolitik prowadzonej przez tzw. zachod­nie demokracje. Już w pierwszej połowie 1919 roku dla Włochów i Francuzów stawało się jasne, że rząd sułtański nie przetrwa star­cia z kemalistami, a tym samym na porażkę skazane są wszelkie wysiłki zmierzające do ukarania winnych eksterminacji ludności ormiańskiej - Kemal otwarcie odrzucał możliwość jakiejkolwiek formy międzynarodowej jurysdykcji nad podejrzanymi o zbrod­nie wobec Ormian dawnymi członkami młodotureckiego reżi­mu359. A w listopadzie 1919 roku swoich wątpliwości co do sen­su przetrzymywania na Malcie tureckich więźniów nie kryli już nawet sami Brytyjczycy360.

Jesienią 1921 roku rząd w Londynie całkowicie już zrezyg­nował z zamiaru osądzenia zbrodniarzy. 1 listopada w brytyj­skim więzieniu na Malcie nie było już ani jednego tureckiego więźnia, podejrzanego o eksterminację Ormian. Było to rezultatem porozumienia zawartego 23 października przez rząd Jego Królewskiej Mości z kemalistami. Na mocy tego porozumienia, w zamian za uwolnienie Brytyjczyków przetrzymywanych przez Angorę - chodziło głównie o wojskowych, którzy zostali wzięci do niewoli przez oddziały wierne Kemalowi - wyspę mieli opuś­cić wszyscy tureccy więźniowie. Jak powiedział jeden z brytyj­skich urzędników: „Niezachwiana wiara członków parlamentu [brytyjskiego], że jeden brytyjski więzień jest wart całego statku Turków, usprawiedliwiała tę wymianę”361.

Gdy okazało się, że nie ma miejsca na sprawiedliwość, na­stąpiła zemsta. Jak wiemy, w listopadzie 1918 roku Talaat Pasza zbiegł do Niemiec i osiadł w Berlinie przy Hardenbergsstrasse. Tam 15 marca 1921 roku został zamordowany przez jednego z ormiańskich „mścicieli”, Salomona Teiliriana. Podczas toczące­go się w czerwcu tego samego roku procesu o zabójstwo Teilirian nie ukrywał, że motywem jego czynu była chęć odwetu za cier­pienia i śmierć setek tysięcy jego rodaków, których sprawcą był Talaat. Proces zamachowca stał się de facto procesem Talaata. Sędziowie uniewinnili Teiliriana, tym samym udzielając twier­dzącej odpowiedzi na pytanie jednego z jego obrońców: „Czy można skazać na śmierć oprawcę [Talaata]?”.

Podobny los spotkał innych katów. 6 grudnia 1921 roku za­strzelony został w Rzymie przez Archavira Chirakiana młodoturecki premier, Said Halim. Behaeddin Sakir i Dżemal Azmi - szef wilejatu Trabzonu, zostali zamordowani w Berlinie przez Arama Erkaniana i Archavira Chirakiana. Dżemal Pasza zgi­nął w Tbilisi 25 lipca 1922 roku z rąk Petrosa Ter-Boghossiana i Artachesa Kevordjiana. Ostatni z autorów ormiańskiej ekster­minacji, Enver Pasza, został zabity 4 sierpnia 1922 roku nieda­leko Buchary, podczas próby przedostania się do Afganistanu. Niedoszły partner bolszewików w sojuszu skierowanym przeciw „brytyjskiemu imperializmowi” powrócił po 1921 roku do daw­nych, młodotureckich idei Wielkiego Turanu, z rdzeniem w Azji Środkowej. Jego koncepcje nie były możliwe do zaakceptowania przez Sowietów. Oddział bolszewików, który dogonił Envera, złożony był z samych Ormian362.

Główni architekci ludobójstwa z lat 1915-1916 roku zginę­li. Pozostało jednak milczenie wokół ich zbrodni. Trzeba bowiem pamiętać, że jednym z programowych założeń kemalistowskiej Turcji, powstałej na gruzach Porty, było zaprzeczanie prawdzie o morderczych czystkach etnicznych. Władze Republiki Tureckiej do dzisiaj prowadzą tę samą politykę państwowego negacjonizmu i nie mają najmniejszego zamiaru uznać mordu dokonane­go na Ormianach za ludobójstwo. Jak zauważył ponad 20 lat temu Tomasz Wituch, najwybitniejszy polski znawca problematyki tu­reckiej: „Ta nieukarana zbrodnia ludobójstwa nigdy tak naprawdę uczciwie nie została ujawniona i potępiona. I ten fakt sprawia, że cień zbrodni pada na nową kartę dziejów narodu i państwa ture­ckiego. Brak potępienia zbrodni, brak dystansu moralnego do wy­darzeń z lat 1915-1916 nadaje tureckiej nowoczesnej świadomości narodowej specyficzny i wymowny ton”363.

Republika Turecka już na samym początku swego istnie­nia dawała dowody, że w sprawie ludobójstwa dokonanego na Ormianach mówi tym samym głosem, co organizator zbrod­ni - reżim młodoturecki. Znamienne były reakcje kemalistów - w czasie, gdy jeszcze nie opanowali całkowicie władzy w Turcji - na wieść o zamordowaniu w Berlinie Talaata Paszy. Oto obra­dujące w Angorze Wielkie Zgromadzenie Narodowe pośmiert­nie uczciło jego „zasługi dla państwa”, a następnie przyznało spe­cjalne uposażenia dla jego rodziny. Już po II wojnie światowej zwłoki ludobójcy zostały sprowadzone do Turcji, gdzie zostały z honorami pochowane364.

Kemalistowski rząd czynił wszystko, by światowa opinia pub­liczna nie poznała prawdy o ludobójstwie Ormian. W 1934 roku, gdy hollywoodzkie studio filmowe Metro-Goldwyn-Mayer po­informowało o swoich planach zekranizowania powieści Franza Werfla „Czterdzieści dni Musa Dagh”, ostro zaprotestowała am­basada Turcji w Waszyngtonie. Według tureckiego ambasadora, Münira Erteguna, film byłby „pełen arbitralnych kalumnii i po­gardy wobec narodu tureckiego” i przedstawiałby „całkowicie fał­szywe pojęcie o Turcji”, szkodząc tym samym dobrym stosunkom amerykańsko-tureckim. Protesty i mało zawoalowane groźby oka­zały się skuteczne. Wytwórnia filmowa porzuciła swój projekt, a podobna inicjatywa, podjęta w 1938 roku, została ponownie za­rzucona, również z powodu protestów tureckiej dyplomacji. Film doczekał się realizacji dopiero w 1982 roku dzięki finansowemu wsparciu grupy biznesmenów ormiańskiego pochodzenia365.

Na specjalne podkreślenie zasługuje fakt, że takie stano­wisko przedstawicieli tureckiego państwa trafiało w Stanach Zjednoczonych na podatny grunt. Nie wszyscy Amerykanie po­dzielali przekonanie swojego prezydenta, Woodrowa Wilsona - za­deklarowanego przyjaciela Ormian - o winie Turków i konieczno­ści zadośćuczynienia Ormianom za poniesione przez nich krzywdy i cierpienia. We wrześniu 1922 roku w prestiżowym, amerykańskim periodyku historycznym, „Current History”, emerytowany admi­rał, William Chester, zamieścił tekst, którego nie powstydziłby się sam Talaat. Oto fragment: „Ormianie w 1915 roku zostali przenie­sieni z nieprzyjaznych regionów, gdzie nie traktowano ich życzliwie i gdzie nie mogli się rozwijać, do prześlicznych i żyznych części Syrii [...] gdzie klimat jest tak łagodny, jak na Florydzie czy w Kalifornii, i dokąd każdego roku podróżują milionerzy z Nowego Jorku dla zdrowia i wypoczynku. Wszystko to zostało przeprowadzone z wiel­kim nakładem pieniędzy i wysiłku”366.

Obozy koncentracyjne na pustyni jako ośrodki wczasowe, za które Ormianie powinni Turkom zapłacić - oto jedno z pierw­szych, chronologicznie, przesłań zachodniego negacjonizmu.

Amerykańscy wojskowi najwyraźniej nie lubili Ormian. W maju 1919 roku admirał Mark L. Bristol, wysłany przez administra­cję Woodrowa Wilsona do Stambułu w charakterze Wysokiego Komisarza, nadzorującego wspólnie z brytyjskim, francuskim i wło­skim kolegą okupację tureckiej stolicy, pisał w jednym ze swoich li­stów: „Ormianie to rasa podobna do Żydów - mają oni mało albo w ogóle narodowego ducha i mają marny charakter moralny”367.

Lata po II wojnie światowej to okres dalszego negowania praw­dy o ludobójstwie. Zarówno władze Republiki Tureckiej, jak i zde­cydowana większość tureckich historyków usiłują zakłamywać rze­czywistość, używając do tego celu nieprawdziwych argumentów: Ormianie byli narzędziem zagranicznych mocarstw, pragnących upadku Turcji - głównie Rosji; Ormianie od 1914 roku przygo­towywali prorosyjską irredentę; deportacje miały za gadanie zabez­pieczenie frontu; masakry, które się zdarzały podczas tych deporta­cji, nie były rezultatem zaplanowanej i centralnie sterowanej akcji, ale wynikiem niedopatrzenia i złej woli poszczególnych działaczy Ittihadu oraz wojskowych komendantów; deportacje odbywały się podczas trwania wojny, siłą rzeczy nie były dobrze zorganizowa­ne, a z powodu bałaganu organizacyjnego i niedowładu państwa zaangażowanego w wojnę cierpiała również ludność muzułmań­ska. Kwestionowana jest również sama kwalifikacja eksterminacji Ormian podczas I wojny światowej jako ludobójstwa368.

Dla bardziej szczegółowego zilustrowania tego modelu ne­gacjonizmu może posłużyć kilka enuncjacji tureckich dyploma­tów i historyków.

Altemur Kilic - attache prasowy tureckiej ambasady w Wa­szyngtonie w latach 50.: „Turecka odpowiedź na ormiańskie ekscesy była, jak sądzę, porównywalna do tego, co byłoby amerykań­ską odpowiedzią, gdyby Amerykanie niemieckiego pochodzenia w Minnesocie i Wisconsin zbuntowali się na rzecz Hitlera pod­czas II wojny światowej”369.

Ahmed Vefa - historyk, w tekście napisanym w 1975 roku z okazji 60-lecia ludobójstwa Ormian stwierdził, że słynne słowa Hitlera, wypowiedziane w sierpniu 1939 roku, nie odnosiły się do tureckich zbrodni wobec Ormian, ale do zniszczenia przez tych ostatnich w VII wieku przed Chrystusem państwa Urartu370.

Biilent Ecevit - turecki premier, poproszony w 1978 roku przez tygodnik „Armenian Reporter” o komentarz do stwierdze­nia, że warunkiem wstępnym pojednania ormiańsko-tureckiego jest uznanie przez rząd Republiki Tureckiej prawdy o zbrodni popełnionej na Ormianach w latach I wojny światowej: „Sądzę, że dezintegracja imperium ottomańskiego w żaden sposób nie powinna wpływać na nasze stosunki, ponieważ była to dezin­tegracja wielonarodowego cesarstwa i podczas tego okresu wie­le części tworzących cesarstwo dużo wycierpiało i toczyło walki między sobą. Było również wiele prowokacji z zewnątrz. Także Turcy z Anatolii bardzo dużo wycierpieli”371.

Sukrii Elekdag - turecki ambasador w Stanach Zjedno­czonych, podczas przemówienia w dniu 24 listopada 1981 roku w Los Angeles: „Oskarżenie, że Turcy ottomańscy 65 lat temu, podczas I wojny światowej, przeprowadzili systematyczne masa­kry ludności ormiańskiej w Turcji, w celu ich wyniszczenia i za­garnięcia ich obszarów, jest zupełnie pozbawione podstaw”372. Po zamachu Ali Agcy na Jana Pawła II w dniu 13 maja 1981 roku dyplomata ten próbował przekonać opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych, że właściwym tropem w wyjaśnieniu gene­zy tego wydarzenia jest „ślad ormiański”373. Ten sam Elekdag w liście do członków amerykańskiego Kongresu z 1982 roku, w którym odradzał im podjęcie uchwały upamiętniającej datę 24 kwietnia jako dnia ludobójstwa Ormian: „To, co się wyda­rzyło, było złożoną tragedią, która kosztowała życie zarówno Turków, jak i Ormian. W rzeczywistości była to wojna domowa, toczona w czasie wojny powszechnej, a której przyczyną było zbrojne powstanie ormiańskiej mniejszości w czasie, gdy pań­stwo ottomańskie walczyło o swoje przetrwanie podczas I wojny światowej. Zginęło o wiele więcej Turków aniżeli Ormian”374.

Mümtaz Soysal - profesor prawa na uniwersytecie w Ankarze, zapytany w 1985 roku, dlaczego Turcy ciągle odmawiają zakwalifiko­wania eksterminacji Ormian w latach 1915-1916 jako ludobójstwa: „Przede wszystkim wprowadźmy trochę precyzji, ponieważ to, cze­go wymaga prawo, to bardzo precyzyjne pojęcia: ja nie rozróżniam między pojęciem »ludobójstwa popełnionego na Ormianach przez Turków«, a »pojęciem masakry Ormian przez Turków«. Nie, rzecz polega na przeciwstawieniu z jednej strony w ludobójstwa popełnio­nego na Ormianach przez Turków«, a »tragedią, która była udzia­łem dwóch społeczności [muzułmańskiej i chrześcijańskiej] w bar­dzo konkretnym okresie historii; tragedii, która składała się z rebelii, akcji odwetowych, zemsty i wzajemnego zabijania się«. Gdybyśmy mieli rozmawiać w kategorii cyfr, mógłbym również wymienić licz­bę dwa i pół miliona Turków, którzy zginęli w tym samym okresie, pod koniec XIX wieku, aż po kres I wojny światowej. Większość z tych ludzi zginęła w incydentach we wschodniej Anatolii. Niczego nie neguję, zauważam tylko historyczne fakty i odnotowuję brak in­tencji zniszczenia całej grupy etnicznej, tylko dlatego, że była grupą etniczną. Przyznanie się do ludobójstwa w tych okolicznościach by­łoby przyznaniem się do nieprawdy. Oznaczałoby również zaakcep­towanie afrontu, obrazy pod adresem tureckiego narodu, którego przeszłość jest pełna przykładów tolerancji i dobrej woli wobec in­nych religijnych społeczności”375.

Stałym punktem w tureckiej kampanii negowania prawdy jest również zaniżanie liczby ofiar ludobójstwa. Tureckie pub­likacje podają najczęściej, że zginęło między 200 a 400 tysięcy Ormian, niektóre z nich mówią nawet o 100 tysiącach376.

Swój udział w przeinaczaniu historii mają również zachodni historycy, którzy w całości wykorzystują model negacjonistycznej retoryki, opracowanej w Turcji, także gdy chodzi o ustale­nie liczby ofiar. Należy wspomnieć w tym kontekście o pra­cach Lewisa V. Thomasa, Richarda Robinsona, Bernarda Lewisa, a zwłaszcza Stanforda i Ezel Shaw377.

O popularności tych tendencji w zachodniej nauce świadczą efekty akcji zorganizowanej w 1985 roku przez turecką ambasadę w Waszyngtonie na rzecz zapobieżenia uzupełnienia tekstu rezo­lucji, którą 10 lat wcześniej - 24 kwietnia 1975 roku - z okazji pro­klamowania National Day of Remembrance of Man’s Inhumanity to Man (Narodowego Dnia Upamiętnienia Nieludzkich Czynów Popełnionych Przez Człowieka Wobec Człowieka) uchwalił Kongres Stanów Zjednoczonych, o sformułowanie upamiętniają­ce „półtora miliona ludzi ormiańskiego pochodzenia, którzy byli ofiarą ludobójstwa popełnionego w Turcji między 1915 a 1923 ro­kiem”378. Petycję do członków Kongresu, inspirowaną przez ture­ckich dyplomatów i protestującą przeciw używaniu słowa „ludo­bójstwo” - uzasadnienie jak w cytowanej wyżej wypowiedzi pro£ Soysala - oraz traktowaniu Republiki Tureckiej jako spadkobier­czyni Turcji Ottomańskiej, podpisało 69 naukowców z amerykań­skich uczelni, w tym tak prestiżowych, jak Berkeley czy Princeton. Wśród sygnatariuszy znaleźli się również historycy od lat upo­wszechniający fałszywą wersję wydarzeń z lat 1915-1916, m.in. Stanford i Ezel Shaw oraz Bernard Lewis379.

Prezentowana przez władze w Ankarze własna wizja historii ka­zała przedstawicielom tureckiego rządu skutecznie oprotestować w marcu 1974 roku projekt zakwalifikowania w raporcie Komisji Praw Człowieka ONZ rzezi Ormian jako „pierwszego ludobój­stwa XX wieku”380.

Ankara nie ogranicza się tylko do akcji propagandowych, ale również podejmuje starania, by światowa opinia publiczna jak najmniej dowiedziała się o zbrodni, której dopuścił się rząd tu­recki w latach I wojny światowej. A więc usiłuje udaremniać wydawanie książek, które przypominają o tym ludobójstwie. W 1973 roku tureccy dyplomaci we Francji podjęli interwencję w jednym z największych francuskich domów wydawniczych, Hachette, by nie publikował książki Jean Marie Carzou „Un genocide exemplaire. Armenie 1915”; ostatecznie książka ukaza­ła się w 1975 roku nakładem oficyny Flammarion381. W latach 90. objęto zakazem druku w Turcji dzieła francuskiego history­ka Yves’a Ternona (nieraz cytowanego w tej książce) o zbrodni dokonanej na Ormianach382. Z pewnością w Ankarze z niemałą irytacją przyjęto do wiadomości fakt, że w 1975 roku prestiżową, amerykańską nagrodę literacką otrzymała przypominająca ludo­bójstwo Ormian książka Michaela Arlena „Passage to Ararat”, która w krótkim czasie stała się literackim bestsellerem.

Skrupulatność Turków w zaciemnianiu prawdy o zbrodni jest zaiste zadziwiająca. Kazała ona na przykład tureckiej amba­sadzie w Paryżu podejmować w 1973 roku interwencję we fran­cuskiej telewizji - na szczęście bezskuteczną - by problematyka ludobójstwa Ormian została usunięta z popularnego programu dokumentalnego „Dossiers de 1’ecran”. Przeszkadzała nawet na­zwa jednej z ulic w mieście Vienne, której decyzją tamtejszego magistratu w 1973 roku nadano miano „Rue du 24 avril 1915”. Tureccy dyplomaci zwrócili się do francuskiego ministerstwa spraw wewnętrznych z żądaniem usunięcia z tabliczki z nazwą ulicy krótkiego tekstu informującego o tym, jaka historyczna rzeczywistość kryje się za tą datą. W tym samym 1973 roku, gdy w Marsylii z okazji zbliżającej się 60. rocznicy ludobójstwa od­słonięto tablicę upamiętniającą ofiary tej zbrodni, turecki amba­sador został demonstracyjnie odwołany z Paryża do Ankary na „konsultacje”. Powód: udział przedstawicieli francuskiego rządu w uroczystości383.

Tureckiej propagandzie’ po 1945 roku z pewnością sprzyja­ły dwa czynniki. Po pierwsze, strategiczne położenie tego kraju oraz status oficjalnego sojusznika Zachodu w dobie „zimnej woj­ny”, jako członka NATO. Ta karta często była rozgrywana przez Ankarę, i to na dodatek skutecznie. Po drugie, sprawie ormiań­skiej nie służyły zamachy terrorystyczne, organizowane przez nową generację ormiańskich „mścicieli”, których apogeum przy­padło na lata 1975-1980. Dodajmy, że ich ofiarą padali nie tyl­ko tureccy dyplomaci - w październiku 1975 roku zamordowani zostali tureccy ambasadorowie w Paryżu i Wiedniu - lub obiek­ty związane z Republiką Turecką, np. placówki dyplomatyczne i handlowe, ale również instytucje jak najbardziej od niej odległe, np. przedstawicielstwa niemieckich linii lotniczych Lufthansa, linii izraelskich El Al czy szwajcarskich Swissair384. Choć zama­chy te z pewnością godne są potępienia, należy jednak zastrzec, że pożywką dla nich stało się uprawiane od dziesiątków lat przez Ankarę fałszowanie historii.

Na szczęście jednak w latach 80. minionego wieku stało się już oczywiste, że kampania wspierana przez państwo tureckie na dłuższą metę okaże się nieskuteczna. W 1986 roku Komisja ONZ ds. Praw Człowieka zawarła w swoim raporcie informację o lu­dobójstwie dokonanym na Ormianach; rok wcześniej podobnie brzmiący raport przyjęła stosowna Podkomisja ONZ. Natomiast 18 czerwca 1987 roku Parlament Europejski w Strasburgu podjął uchwałę, w której przyznał, że zbrodnie Turków na Ormianach w latach I wojny światowej noszą wszelkie znamiona ludobój­stwa, w rozumieniu definicji przyjętej przez Konwencję ONZ w 1948 roku. Brak uznania tego faktu przez Turcję został przy­jęty przez Parlament Europejski jako „przeszkoda na drodze do rozważenia możliwości przystąpienia Turcji do Wspólnoty”385.

Wymowna jest również deklaracja rządu izraelskiego z 24 kwiet­nia 1994 roku. Wiceminister spraw zagranicznych Yossi Beilin w swoim przemówieniu w Knessecie oświadczył, że Izrael weź­mie udział w wysiłkach na rzecz tego, by świat nie zapomniał o ludobójstwie Ormian. Odnosząc się do jednej z tez tureckie­go negacjonizmu, że Ormianie w latach 1915-1916 padli ofia­rą wojny domowej, polityk ten oświadczył: „To nie była wojna. Z całą pewnością była to masakra i ludobójstwo”. I dalej doda­wał: „Zawsze będziemy odrzucać jakąkolwiek próbę wymazania danych o nim, nawet kosztem politycznych korzyści”. Należy podkreślić, że wypowiedź ta zrywała z dotychczasową postawą Tel Awiwu, starającego się nie zadrażniać stosunków ze swoim sojusznikiem w regionie386.

14 kwietnia 1995 roku rezolucję oddającą hołd ormiańskim ofiarom ludobójstwa przyjęła rosyjska Duma387. W ostatnich la­tach podobne uchwały podejmował także parlament Kanady, uznając przez to tragedię, która dotknęła Ormian w Turcji, za lu­dobójstwo i potępiając je jako zbrodnię przeciw ludzkości - takie stanowisko znalazło się w dokumencie zaakceptowanym przez kanadyjską Izbę Gmin w dniu 21 kwietnia 2004 roku, a będącym powtórzeniem wcześniejszego aktu z 23 kwietnia 1996 roku. 13 czerwca 2002 roku kanadyjski Senat wezwał rząd w Ottawie do ogłoszenia dnia 24 kwietnia każdego roku dniem pamięci or­miańskich ofiar tureckiego ludobójstwa.

11 czerwca 1996 roku amerykańska Izba Reprezentantów pod­jęła uchwałę o ograniczeniu pomocy ekonomicznej dla Turcji, o ile rząd w Ankarze „nie przyłączy się do Stanów Zjednoczonych w uznaniu zbrodni popełnionych w latach 1915-1923 na ludności ormiańskiej w imperium ottomańskim” oraz „nie podejmie stosow­nych kroków, by uczcić pamięć ofiar ormiańskiego ludobójstwa”.

Prawda o pierwszym ludobójstwie XX wieku uznawa­na jest również przez kraje Ameryki Południowej. 26 marca 2004 roku parlament urugwajski uchwalił prawo, na mocy któ­rego datę 24 kwietnia zaczęto czcić jako Dzień Upamiętnienia Ormiańskich Męczenników (Dia de recordacion de los martires armenios). Parę dni później, 31 marca, deklarację uznającą Ormian za ofiary ludobójstwa zorganizowanego przez Turcję przegłosował Senat Argentyny.

Ostatnie lata pokazują, iż także w kolejnych krajach europej­skich, wbrew wysiłkom tureckiej propagandy, upowszechnia się przekonanie o tym, że zbrodnie dokonywane od 1915 roku na Ormianach miały charakter ludobójstwa. 29 stycznia 2001 roku francuski parlament oficjalnie uchwalił ustawę zawierającą tylko jeden artykuł, deklarujący, że Republika Francuska „publicznie uznaje ormiańskie ludobójstwo z 1915 roku”; podobną rezolu­cję francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwaliło już 28 maja 1998 roku. 25 kwietnia 1996 roku analogiczny akt prawny został uchwalony przez parlament grecki, który ustanowił jednocześ­nie, wzorem innych parlamentów, datę 24 kwietnia dniem upa­miętnienia ludobójstwa Ormian przez Turków.

Uznanie zbrodni przeciwko narodowi ormiańskiemu za lu­dobójstwo oraz wezwanie Ankary do przyjęcia do wiadomości tego historycznego faktu zawierała uchwała belgijskiego Senatu z 26 marca 1998. Natomiast 29 marca 2000 roku parlament Szwecji zaaprobował stanowisko tamtejszego MSZ, głoszące, że „oficjalne stwierdzenie i uznanie ludobójstwa dokonanego na Ormianach jest ważne i konieczne”. 16 grudnia 2003 roku stosowny akt przyjął parlament Szwajcarii. W dokumencie tym znalazło się następujące stwierdzenie: „Poprzez uznanie ludobójstwa Ormian, Szwajcaria oddaje sprawiedliwość ofiarom; tym, którzy przeżyli oraz ich po­tomkom [...] Przez ten decydujący gest Szwajcaria zademonstruje swoje zaangażowanie na rzecz praw człowieka”.

Swoje stanowisko z 1987 roku powtórzył również Parlament Europejski w dwóch uchwałach: z 15 listopada 2000 oraz 28 lu­tego 2002 roku.

Nie zabrakło również głosu Stolicy Apostolskiej, chociaż w przypadku Watykanu należy raczej mówić o przypominaniu, a nie tylko o uznaniu prawdy o ludobójstwie Ormian, bowiem wkrótce po rozpoczęciu przez Turków ludobójczej akcji papież Benedykt XV nie ustawał w wysiłkach na rzecz powstrzyma­nia tego morderczego przedsięwzięcia. Bardzo znamienne zda­nie znalazło się we wspólnej deklaracji podpisanej 10 listopada 2000 roku przez papieża Jana Pawła II i ormiańskiego katolikosa, Karekina II: „Ludobójstwo Ormian, które rozpoezęło [XX] wiek, było prologiem do okropieństw, które nastąpiły później”.

Jak widzieliśmy, kłamstwo o zbrodni rodziło dalsze zbrod­nie, np. zamachy terrorystyczne z lat 70. Pytanie pod adresem Ankary brzmi więc: jak długo można milczeć?

Według słów znakomitego polskiego historyka: „Rzecz nie w karze, jak uczy bowiem krwawe doświadczenie XX wieku, za największe zbrodnie nie ma kary388. Chodzi jednak o pamięć ofiar Wielkiego Zła, o zapomniane cierpienie całego narodu. Na zakończenie przytoczmy fragment ze wspomnianej rezolucji belgijskiego Senatu z 1998 roku: „Tylko uznanie błędów i zbrod­ni przeszłości jest wstępnym warunkiem pojednania między na­rodami, a bez sprawiedliwości nie może być pokoju”.







ZAKOŃCZENIE


Arnold Toynbee w jednej ze swoich książek poświęconych ludobójczej ekster­minacji Ormian napisał o „zamordowaniu narodu”. W odniesieniu do losu or­miańskiej populacji zamieszkującej wschodnią Anatolie jest to sformułowanie bardzo trafne, bo, jak widzieliśmy, władze tureckie nie ustawały w wysiłkach, by unicestwić całą społeczność ormiańską. Nie ma już Ormian na dawnych obszarach Wielkiej Armenii, które obecnie stanowią wschodnią część państwa tureckiego. Zlikwidowano wszelkie ślady ich ponad tysiącletniej obecności na tym terytorium: także kościoły i cmentarze. Cel ludobójczej polityki rządu tu­reckiego został więc osiągnięty, doszło do etnicznego wyczyszczenia wschod­niej Anatolii z ponad milionowej rzeszy „elementów niepewnych”, chociaż przy okazji Turcy stworzyli sobie na tym obszarze inny problem - kurdyjski.

Ludobójstwo popełnione na Ormianach należy także rozpatrywać w szer­szym kontekście - eksterminacji w latach 1915-1923 całej społeczności chrześ­cijańskiej (w tym Greków i syryjskich nestorian), stanowiącej do 1915 roku nie­mal trzecią część wszystkich poddanych sułtana. Zamordowano nie tylko jeden naród, ale całą, długą historię chrześcijaństwa w Azji Mniejszej i Syrii. Los, jaki spotkał Ormian, był jednak najokrutniejszy. Zbrodnicza polityka tureckiego rządu uderzyła w nich najdotkliwiej.

Jak już nieraz wspominaliśmy, ludobójstwo Ormian - pierwsze w XX wieku - posiada wszelkie cechy, które będą charakteryzować wszystkie inne ludobój­stwa mające miejsce w tym wieku męczenników. Są to: rewolucyjna ideologia, zdominowanie struktur państwa przez jedną partię, wreszcie zorganizowana, masowa eksterminacja. Był jeszcze jeden czynnik łączący ludobójstwo dokona­ne przez reżim młodoturecki z innymi tego typu przedsięwzięciami: granicząca z przyzwoleniem bierność opinii międzynarodowej.

Żyjący w Turcji Ormianie co najmniej od 1878 roku pokładali nadzieję w mocarstwach europejskich, które mogłyby w znaczący sposób wpłynąć na poprawę ich losu. Interwencje, co prawda, zdarzały się, ale były zatrzymywane w pół kroku. Europa zadowalała się deklaracjami kolejnych rządów tureckich, które ogłaszały swoją gotowość do przeprowadzenia reform w prowincjach or­miańskich. Realna pomoc z zagranicy nie nadchodziła jednak nigdy, a było to rezultatem nie tylko inercji Europy, ale również sprzecznych interesów, jakie na obszarze rozpadającego się imperium ottomańskiego próbowały realizować poszczególne kraje zachodnie. Co gorsza, nawet te połowiczne i podejmowa­ne bez należytej determinacji próby interwencji służyły władzom tureckim za pretekst do rozpoczynania kolejnych fal prześladowań. Miał rację laureat pokojowej Nagrody Nobla, Fridjof Nansen, gdy w swojej książce poświęconej eksterminacji ludności ormiańskiej pisał: „Biada Ormianom, że kiedykolwiek zostali wciągnięci do europejskiej polityki! Byłoby lepiej dla nich, gdyby nazwa Armenii nie została nigdy wypowiedziana przez jakiegokolwiek europejskiego dyplomatę”389.

Niniejsza książka w żaden sposób nie rości sobie prawa do wyczerpania całości tematu. Wiele kwestii zostało jedynie zasygnalizowanych. Mam jednak nadzieję, że przynajmniej w drobny sposób przyczyni się do poznania tła i prze­biegu Wielkiego Zła - pierwszego ludobójstwa XX wieku. Być może zachęci też innych polskich badaczy do zajęcia się tą problematyką.















BIBLIOGRAFIA


Niniejsze zestawienie prezentuje wybór najważniejszych źródeł drukowanych i litera­tury nawiązującej do interesującej nas tematyki. Nie obejmuje więc artykułów ukazują­cych się zarówno w polskiej, jak i zagranicznej prasie. Obszerną bibliografię publikacji, które ukazały się do 1980 roku, sporządził R. G. Hovannisian, The Armenian Holocaust. A bibliography relating to the deportation, massacres and dispersion of the Armenian people, 1915-1923. Cambridge (Mass.) 1980. Zob. też H. B. Vassilian, The Armenian genocide. A comprehensive bibliography and library resource guide. Glendale 1992.


ŹRÓDŁA DRUKOWANE:


Adossides A., Arméniens et Jeunes-Turc. Les massacres de Cilicie. Paris 1910.

Andonian A., Documents officiels concemant les massacres arméniens. Paris 1920.

Annezay J. d’, Au pays des massacres. Saignée arménienne de 1909. Paris 1910.

Aprahamian S., From Van to Detroit. Surviving the Armenian genocide. Ann Arbor 1993.

The Armenian genocide. Documents and declarations, 1915-1995. Ed. H. Sassounian. Glendale 1995.

Davis L. A., The slaughterhouse province. An American diplomat’s report on the Armenian genocide, 1915-1917. NewRochelle 1989.

Deranian M., Hussenig. The origin, history and destruction of an Armenian town. Belmont 1994.

Deutschland, Armenien und die Türkei 1895-1925. Dokumente und Zeitschriften aus dem Dr. Johannes-Lepsius-Archiv an der Martin-Luther-Uniwersitat Halle-Wittenberg. Hrsg. H. Goltz. München 1998-.

Hindenburg P von, Aus meinem Leben. Leipzig 1934.

Jafferian S. Ch., Winds of destiny. An immigrants girl’s odyssey. Belmont 1993.

Kerr S. E., The lions of Marash. Personal experiences with American Near East Relief 1919-1922.

Albany 1973.

Lepsius J., Armenien und Europa. Eine Anklageschrift. 5 Aufl. Berlin-Westend 1897.

Lepsius J., Deutschland und Armenien, 1914-1918. Sammfang diplomatischer Aktenstücke. Potsdam 1919.

Lepsius J., Der Todesgang des Armenischen Volkes. Berkht über das Schicksal des Armenischen Volkes in der

Türkei wahrend des Weltkrieges. 3 Aufl. Potsdam 1927.

Morgenthau M., Ambassador Morgenthau’s story. Garden City 1918.

Nansen R, Rapport sur la situation de l’Armenie. Geneve 1925.

Naumann E, „Asien”. Eine Orientreise über Athen, Konstantinopel, Baalbek, Nazareth, Jerusalem, Kaim, Neapel. 7 Aufl. Berlin 1913.

SasonoffS. D., Sechs schwerejahre. 2 Aufl. Berlin 1927.

Soovajian N., Surviver’s story. Havertown 1994.

Sturmer H., Zwei Kriegsjahre in Konstantinopel. Skizzen deutsch-jungtürkischer Moral in Politik. Lausanne 1917.

Toynbee A, The treatment of Armenians in the Ottoman Empire, 1915-1916. Documents presented to Viscount Grey of Fallodon... by Vtscount Bryce. London 1916.

Wegner A T., Offener Brief an den Presidenten des Vereinigten Staaten von Nord-Amerka, Herm Woodrow Wilson über dk Austreibung des Armenischen Volkes in dk Wüste. Berlin 1919.



LITERATURA:


America and the Armenian genocide of 1915. Ed. by J. Winter. New York 2003.

Anderson M. S., The Eastern 1uestion, 1774-1923.

A study in International relations. London-Melbourne 1966.

Arlen M. J., Passage to Ararat. lst ed. New York 1975.

The Armenian genocide. History, politics, ethics. Ed. by R. G. Hovannisian. New York 1992.

The Armenian genocide in perspective. Ed. by R. G. Hovannisian. New Brunswick-Oxford 1988.

Attarian V, Le génocide des Arméniens devant l’ONU. Bruxelles 1997.

Auron Y, The banality of indifference. Zionism & the Armenian genocide. New Brunswick 2000.

Baghdjian K. K., La confiscation, par le gouvernement turc, des biens arméniens dits „abandonnes”. lre éd. Montreal 1987. Balakian P., The burning Tigris. The Armenian genocide and America’s response. lst ed. New York 2003. Barącz S., Rys dziejów ormiańskich. Tarnopol 1869 (reprint: Kraków 1989).

Bardakjian K. B., Hitler and the Armenian genocide. Cambridge (Mass.) 1985.

Boyajian D. H., Armenia. The case for a forgotten genocide. Westwood 1972.

Carzou J. M., Un génocide exemplaire. Armenia 1915. Paris 1975.

Chaliand G., Ternon Y, Le génocide des Arméniens. Paris 1985.

Chiragian A, La dette de sang. Un Arménien traque les responsables du génocide. Bruxelles 1984.

Dadrian V N, The history of the Armenian genocide. Ethnic conflict from the Balkans to Anatolia to the Caucasus. Oxford 1995. Dadrian V N, German responsibility in the Armenian genocide. A review of the historical evidence of German complicity. Watertown 1996.

Dadrian V N., Warrant for genocide. Key elements of Turko-Armenian conflict. New Brunswick-London 1999.

Encyklopedia katolicka. T. 1. Lublin 1985, s. 928-935 (hasło: Armenia).

Graber G. S., Caravans to oblivion. The Armenian genocide, 1915. New York 1996.

Gust W., Der Volkermord an den Armeniem. Die Tragodie des dltesten Christenvolkes der Welt. München 1993.

Holborn H., Deutschland und die Türkai 1878 bis 1890. Berlin 1926.

Housepian M., Smyma 1922. The destruction of a city. London 1972.

Hovannisian R. G, Armenia on the road to independence, 1918. Berkeley 1967.

Hovannisian R. G., The Republic of Armenia. Vol. 1-4. Berkeley 1971-1996.

Howard H. N., Thepartition of Turkey. A diplomatic history, 1913-1923. New York 1966.

Kampen W., Studien zur deutschen Türkeipolitik in der Zeit Wilhelms II. Kiel 1968.

Ketchian B. N., In the shadow of the fortress. The genocide remembered. Cambridge (Mass.) 1988.

Kevorkian R. H., La Cilicie (1909-1921). Des massacres d’Adana au mandat francais. Paris 1999.

Kevorkian R. H., L’extermination des deportes arméniens ottomans dans les champs de concentration de Syrie-Mesopotamie 1915-1916. La deuxieme phase du genocide. Paris 1998.

Kevorkian R. H., Paboudjian R B., Les Armenians dans l’Empire Ottoman a la veille du génocide. Paris 1992.

Kirakosyan J. S., The Armenian genocide. The Young Turks before the judgment of history. Madison 1992.

Knudsen E. L., Great Britain, Constantinople and the Turkish Peace Treaty, 1919-1922. New York 1987.

Kościelniak K, Dżihad. Święta wojna w islamie. Związek religii z państwem, islam a demokra­cja, chrześcijanie w krajach muzułmańskich. Kraków 2002.

Kössler A., Aktionsfeld Osmanisches Reich. Die Wirtschafisinteressen des deutschen Kaiserreiches in der Türka 1871-1908. Freiburg in Breisgau 1981.

Lang D. M., Armenia - kolebka cywilizacji. Warszawa 1975.

Lodemann J., Pohl M., Die Bagdadbahn. Geschichte und Gegenwart einer beruhmter Eisenbahnlinie. Mainz 1989.

Macfie A.L., The Eastern question, 1774-1923. London-NewYork 1996.

Macfie A. L., The end of the Ottoman Empire, 1908-1923. London 1998.

Mandelstam A N., La Société des Nations et les puissances devant le problème arménien. Paris 1926.

Melson R., Revolution and genocide. On the origins of the Armenian genocide and the Holocaust. Chicago-London 1992.

Mez A., Renesans islamu. Przeł. J. Danecki. Wyd. 3.Warszawa 1994.

Miller D. E., Survivors. An oral history of the Armenian genocide. Berkeley 1993.

Millman R., Britain and the Eastern question, 1875-1878. Oxford 1979.

Naimark N. M., Fires of hatred. Ethnic cleansing in twentieth-century. Cambridge-London 2001.

[albandian L., The Armenian revolutionary movement. The development of Armenian political parties through nineteenth century. Berkeley 1963.

ewski J., Berlin - Bagdad. Z dziejów polityki niemieckiej na Bliskim Wschodzk w czasach wilhelmińskich. „Roczniki Historyczne” 1949

R. 18, s. 232-277. ;rnin M., Genocide, l’Armenia oubliee. Paris 1996.

Peterson M. D., „Stanńng Armenians”. America and the Armenian genocide, 1915-1930 and after.

Charlottesville 2004. non R., La suppression des Armenians. Methode allemande, travail turc. Paris 1916.

)hl M., Von Stambul nach Bagdad. Die Geschkhte einer beriihmter Eisenbahn. München 1999.

Polacy w Armenii. Pod red. E Walewandra. Lublin 2000.

Remembrance and denial. The case of the Armenian genocide. Ed. by R. G. Hovannisian. Detroit 1999.

iccardi A., Stulecie męczenników. Świadkowie wiary XX wieku. Z wł. przeł. J. Dembska. Warszawa 2001.

mpp N., Das Deutsche Reich und die armenische Frage. Koln 1990.

-herer ¥., Adler und Halbmond. Bismarck und der Orient 1878-1890. Paderborn 2001.

rhóllgen G., Imperialismus und Gleichgewicht. Deutschland, England und dk orientalische Frage 1871-1914. München 1984.

jmakian M. J., Empires in conflict. Armenia and thegreat powers, 1895-1920. London 1995.

Sourdel-Thomine, D. Sourdel, Cywilizacja islamu (VII-XIII w.). Przeł. M. Skuratowicz, W. Dembski. Warszawa 1980.

w specter ofgenocide. Mass murder in historical perspective. Ed. by R. Gellately, B. Kiernan. New York 2003. •mon Y., Les Armenkns. Histoired’ung genocide. Paris 1977.

xnon Y., Enquête sur la négation d’un génocide. Marseille 1989.

umpener U., Germany and the Ottoman Empire, 1914-1918. Princeton 1968.

lognes J. P, Vk et mort des chrétiens d’Orient, des origines a nos jours. Paris 1994.

alker Ch. J., Armenia. The survival of a nation. New York 1980.

allach J. Ł.,Anatomk einer Militdrhilje. Die preussisch-deutschen Militarmissionen in der Türkei 1835-1919. Dusseldorf 1976.

ituch T., Tureckkprzemiany. Dzieje Turcji 1878-1923. Warszawa 1980.

mauchi M., The green crescent under the red star. Enuer Pasha in South Russia, 1919-1922. Tokyo 1991.

nan G, Ein vergessener Holocaust. Die Vernichtung der christlichen Assyrer in der Türkei. Göttingen-Wien 1989.

ikrzewska-Dubasowa M., Historia Armenii. Wrocław 1977.


FOTOGRAFIE ARMINA T. WEGNERA


Zdjęcia Armina T. Wegnera jako jedne z nielicznych ukazują posępne obrazy ormiań­skich uchodźców walczących o przeżycie.

Wegner, podporucznik armii niemieckiej, stacjonował w imperium otomańskim w kwietniu 1915 roku. Podjął się wówczas śledztwa na temat raportów o masakrach Or­mian. Łamiąc rozkazy które miały na celu ukrywanie wieści o tych zbrodniach, groma­dził informacje na temat ludobójstwa i wykonał setki zdjęć obozów deportacyjnych dla Ormian, głównie na pustyniach Syrii.

Wegner został w końcu aresztowany. Wcześniej jednak udało mu się przesłać część swojego materiału badawczego tajnymi kanałami do Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Przetransportowany do Konstantynopola w listopadzie 1915 roku, zabrał ze sobą ukryte negatywy zdjęć wykonanych przez siebie i przez innych Niemców.

Intelektualista, doktor prawa, fotografik, pisarz, poeta, obrońca praw obywatelskich, naoczny świadek ludobójstwa Ormian, Armin T. Wegner, którego zbiór fotografii doku­mentuje warunki w obozach deportacyjnych dla Ormian w latach 1915-1916, urodził się w Niemczech w 1886 roku. Po wybuchu I wojny światowej, zimą na przełomie 1914 i 1915 roku, na terytorium Polski ochotniczo zaciągnął się do wojska jako pielęgniarz. Został odznaczony Żelaznym Krzyżem za pomoc rannym pod ostrzałem. W kwietniu 1915 roku, w następstwie ‘wojskowego przymierza Niemiec i Turcji, został wysłany na Środkowy Wschód jako członek Niemieckiego Korpusu Sanitarnego. Między lipcem a sierpniem wykorzystał swoją przepustkę do przeprowadzenia śledztwa na temat docie­rających do niego z kilku źródeł pogłosek o masakrach Ormian. Jesienią tego roku, w stopniu podporucznika, podróżował po Azji Mniejszej jako członek świty feldmarszałka von der Goltza, dowódcy 6 armii otomańskiej w Turcji.

Wymijając ścisłe rozkazy władz tureckich i niemieckich (mających na celu powstrzy­manie rozprzestrzeniających się wieści, informacji, korespondencji i dowodów wizual­nych), Wegner zbierał notatki, adnotacje, dokumenty, listy oraz wykonał setki fotografii w obozach deportacyjnych dla Ormian. Z pomocą zagranicznych konsulatów i ambasad innych państw, zdołał przesłać część tych materiałów do Niemiec i Stanów Zjednoczo­nych. Jego tajemne kanały przerzutowe zostały wykryte, a sam Wegner został aresztowa­ny przez Niemców na żądanie dowództwa tureckiego. Przydzielono go do obsługi od­działów zakaźnych przeznaczonych dla chorych na cholerę. Rozchorowawszy się ciężko opuścił Bagdad i w listopadzie 1916 roku udał się do Konstantynopola. Za pasem miał ukryte negatywy zdjęć autorstwa własnego i innych oficerów niemieckich - świadków ludobójstwa Ormian. W grudniu tego samego roku został odwołany do Niemiec.

Wegner był głęboko poruszony tragedią narodu ormiańskiego w otomańskiej Turcji. Był jej naocznym świadkiem. Między 1918 a 1921 rokiem był aktywnym członkiem ruchów pacyfistycznych i antywojennych, jednocześnie poświęcając swoje publikacje i wiersze poszukiwaniom prawdy o rzezi Ormian. 23 lutego 1919 roku w „Berliner Tageblatt” ukazał się jego „Otwarty list do Prezydenta Wilsona”, wzywający do stworzenia niepodległego państwa armeńskiego.

Człowiek sumienia, protestujący przeciwko udziałowi jego kraju w ludobójstwie Ormian, Wegner był również jednym z pierwszych, którzy zaprotestowali przeciwko okrutnemu traktowaniu niemieckich Żydów przez Hitlera. Znaczną część swego życia poświęcił walce o prawa Ormian i Żydów.

W 1968 roku otrzymał zaproszenie do Armenii od zwierzchnika Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego, katolikosa Wazgena i odznaczony został Orderem Świętego Grzegorza Oświeciciela.

Armin Wegner zmarł 17 maja 1978 roku w Rzymie, w wieku 92 lat.


SPIS TREŚCI

Wstęp

CZĘŚĆ PIERWSZA


ORMIANIE W IMPERIUM OSMAŃSKIM DO REWOLUCJI MŁODOTURECKIEJ W 1908 ROKU

Armenia - pierwsze chrześcijańskie państwo

Ormianie w imperium osmańskim (do destrukcji systemu millet)

Krwawe preludium ludobójstwa - masakry w latach 1895-1896

Ormiańskie niewierne psy”. Religijne tło masakr

Europa wobec „krwawego sułtana”

Wielkie i złudne nadzieje


CZĘŚĆ DRUGA

LUDOBÓJSTWO ORMIAN W TURCJI W LATACH 1915-1916


Wielki Turan - ideologiczne zagrożenie

Ku katastrofie

Rozmowa z barbarzyńcą

Niemcy są naszym ojcem” - kwestia niemieckiej współodpowiedzialności


CZĘŚĆ TRZECIA

DALSZE PRZEŚLADOWANIA I NEGACJA PRAWDY


Historia bezskutecznie będzie tam szukać słowa o Armenii”

W poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości

Zakończenie

Bibliografia

Ilustracje

Przypisy

1 Zob. Encyklopedia katolicka. T. 1. Lublin 1985, s. 930 (hasło: Armenia). A. Toynbee oceniał, że w samym 1915 roku w wyniku morderczych deportacji zorganizowanych przez rząd turecki zginęło około 600 tysięcy z miliona dwustu tysięcy zamieszkujących Turcję Ormian (G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens. Paris 1985, s. 81). Z ko­lei francuski badacz, Y. Ternon, przyjmuje liczbę miliona dwustu tysięcy Ormian za­mordowanych w latach 1915-1916 (tegoż, Les Arméniens. Histoire d’un génocide. Paris 1977, s. 277). M. Zakrzewska-Dubasowa opowiada się za liczbą około półtora miliona ormiań­skich ofiar z lat 1915-1916 (tejże, Historia Armenii. Wrocław 1977, s. 238). Różnice wy­nikają z rozbieżności w szacowaniu liczby Ormian zamieszkujących Turcję Ottomańską przed 1914 rokiem.

2 F. Werfel, Czterdzieści dni Musa Dagh. Tł. J. Frühling. Warszawa 1959.

3 A Christie, Opowiedzcie, jak tam żyjecie. Przeł. E. Adamska. Warszawa 1999, s. 51-52.

4 Z najważniejszych zob. A Andonian, Documents officiels concernant les massacres arméniens. Paris 1920; A. Toynbee, The treatment of Armenians in the Ottoman Empire, 1915-1916. Documents presented to Viscount Grey of Fallodon... by Viscount Bryce. London 1916; tegoż, Armenian atrocities. The murder of a nation. London 1915; J. Lepsius, Bericht über die Lage des Armenischen Volkes in der Türkei. Potsdam 1916; tegoż, Deutschland undArmenien, 1914-1918. Sammlung diplomatischer Aktenstucke. Potsdam 1919; tegoż, Der Todesgang des Armenischen Volkes. Bericht über das Schicksal des Armenischen Volkes in der Türkei wahrend des Weltkrieges. 3 Aufl. Potsdam 1927; H. Sturmer, Zwei Kriegsjahre in Konstantinopel. Skizzen deutsch-jungtürkischer Morał in Politik. Lausanne 1917; A. T. Wegner, Offener Brief an den Prasidenten des Vereinigten Staaten von Nord-Amerika, Herm Woodrow Wilson über die Austreibung des Armenischen Volkes in die Wuste. Berlin 1919.

5 Szczególnie wartościowe są wspomnienia amerykańskiego ambasadora w Stam­bule, H. Morgenthaua, który w momencie dokonywania ludobójstwa, czyli w latach 1915-1916, był ambasadorem neutralnego państwa (tegoż, Ambassador Morgenthau’s story. Garden City 1918). Zob. też wspomnienia członków wojskowych misji państw central­nych, którzy z racji pochodzenia z krajów będących w latach I wojny światowej sojuszni­kami Turcji mieli wiedzę o zakulisowych mechanizmach władzy rządu młodotureckiego oraz o faktach związanych z eksterminacją Ormian: O F. von der Goltz, Denkwurdigkeiten. Berlin 1929; J. Pomiankowski, Der Zusammenbruch des Ottomanischen Reiches. Graz 1969; O. Liman von Sanders, Fünfjahre Türkei. Berlin 1920.

6 Zob. m.in. D. H. Boyajian, Armenia. The case for a forgotten genocide. Westwood 1972; J. M. Carzou, Un genocide exemplaire. Armenie 1915. Paris 1975; G. Chaliand, Y. Ternon, Le genocide des Arméniens...; tychże, The Armenians from genocide to resistance. London 1981; V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide. Ethnic conflict from the Balkans to Anatolia to the Caucasus. Oxford 1995; R. G. Hovannisian, Armenia on the road to independence, 1918. Berkeley 1967; tegoż, The Republic of Armenia. Vol. 1-4. Berkeley 1971-1996; The Armenian genocide in perspectiue. Ed. by R. G. Hovannisian. New Brunswick-Oxford 1988; Y Ternon, Les Arméniens...; Ch. J. Walker, Armenia. The survival of a nation. New York 1980.

7 K. B. Bardakjian, Hitler and the Armenian genocide. Cambridge (Mass.) 1985; V. N. Dadrian, The convergent aspects of the Armenian and Jewish cases of genocide. A reinterpretation of the concept of Holocaust. „Holocaust and Genocide Studies” 3,2 (1988), s. 67-94; R. Melson, Revolution and genocide. On the origins of the Armenian genocide and the Holocaust. Chicago-London 1992; N. M. Naimark, Fires of hatred. Ethnic cleansing in twentieth-century Europe. Cambridge-London 2001, s. 17-42.

8 Zob. M. Cygański, Ormianie - pierwsza ofiara ludobójstwa w XX wieku. Zbrodnie dokonane przez Turków w latach 1915-1916. W: Polacy w Armenii. Pod red. E. Walewandra. Lublin 2000, s. 111-162; G. Górny, Zabić i zapomnieć. „Tygodnik Powszechny” 1995, nr 25, s. 5-6; G. Górny, Kto dziś pamięta o rzezi Ormian? „Rzeczpospolita” 1995, nr 101, s. 26; G. Kucharczyk, Metz Yeghem - zapomniane ludobójstwo. Eksterminacja Ormian w 1915 roku. „Christianitas” 2001/2002 nr 10, s. 59-75.

9 Podstawowe wiadomości o najważniejszych faktach z historii Armenii w opraco­waniach polskojęzycznych zob. w: S. Barącz, Rys dziejów ormiańskich. Tarnopol 1869 (re­print: Kraków 1989), s. 1-60; D. M. Lang, Armenia - kolebka cywilizacji. Warszawa 1975; M. Zakrzewska-Dubasowa, Historia Armenii...

10 Kościół armeński nie uznał postanowień soboru chalcedońskiego z 451 roku (sobór potępił herezję monofizycką, uznającą w Chrystusie tylko jedną, boską naturę) i stracił tym samym łączność ze Stolicą Piotrowa. Natomiast w XVII wieku doszło do unii Ormian zamieszkujących Rzeczpospolitą z Rzymem. W1630 roku ormiański władyka ze Lwowa, Mikołaj Torosowicz - wyświęcony w 1627 roku przez Melchizedecha, eks-katolikosa Eczmiadzynu, który przebywał we Lwowie i był zwolennikiem ugody z Rzymem - złożył katolickie (trydenckie) wyznanie wiary. Pięć lat później dokonał takiego same­go aktu w Rzymie przed papieżem Urbanem VIII, od którego otrzymał paliusz i godność arcybiskupa. W ten sposób narodziła się lwowska metropolia ormiańskokatolicka. Największym jej pasterzem był abp Józef Teodorowicz (zm. 1938). Na temat unii pol­skich Ormian z Rzymem zob. Z. Obertyński, Unia Ormian polskich. W: Historia Kościoła w Polsce. Red. B. Kumor, Z. Obertyński. T. 1. Cz. 2. Poznań-Warszawa 1974, s. 325-330; W. Osadczy, Trzecia metropolia lwowska. Z dziejów archidiecezji obrządku ormiańskokatolickiego. W: Polacy w Armenii, s. 183-192.

11 Od tego też czasu datuje się szczególne przywiązanie Ormian do ksiąg spisa­nych w ich własnym języku. Wedle przyjętej opinii, kochali oni księgi jak własne dzieci - kto nie miał potomstwa, zamawiał u kopistów dzieła, a następnie pozostawiał je wy­znaczonym przez siebie spadkobiercom (A. Chodubski, Polski mit Armenii i Ormian. W: Polacy w Armenii, s. 73).

12 Na temat osiedlania się Ormian na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej zob. S. Barącz, Rys dziejów ormiańskich..., s. 60-180.

13 Interesująca informacja, ilustrująca pogardliwy stosunku Turków do chrześ­cijan, ukazała się w 1877 roku w poznańskim tygodniku „Warta”, w artykule pt. Pycha turecka. Przedstawiono w nim odpowiednie nazewnictwo tureckie: „Niemiec zowie się Dżurur Kafir, tj. pusty klątewnik albo Gurur Kiafir, zuchwały bluźnierca; Polak Fussul Giaur - dumny, pyszny poganin; Moskal Rusz Mentrjus - przeklęty, niegodziwy; Francuz Ajuadżi, przebiegły; Włoch Tirenki hessar Renki - o tysiącu kolorów, tj. oszukaniec; Hiszpan Tembel - leniwiec; Holender Pejnirdżi - handlarz sera; Anglik Czokadżi, handlarz sukna; Wenecjanin Balikczi, rybak [...] Grek Tausz - zając; żyd Dżiful - pies; Armeńczyk Bokczi - gnojojad; Georgijczyk [Gruzin] Bitjejidżi - pchły jedzący” („Warta” 1877 nr 150, s. 1632). Uderzające jest to, że - jeśli wierzyć temu spisowi - to właśnie Ormianie określani byli najbardziej pejoratywnym terminem.

14 A. Mez, Renesans islamu. Przeł. J. Danecki. Wyd. 3. Warszawa 1994, s. 67,70-71; J. Sourdel-Thomine, D. Sourdel, Cywilizacja islamu (VII - XIIIw.). Przeł. M. Skuratowicz, W. Dembski. Warszawa 1980, s. 214. Obelgą karaną sądownie było zwrócenie się do mu­zułmanina słowami: „Ty chrześcijaninie” (A. Mez, Renesans islamu, s. 64). Dodajmy, że po­dobne zakazy dotykały również Żydów i zoroastrian.

15 Cyt. za K. Kościelniak, Dżihad. Święta wojna w Islamie. Związek religii z państwem, islam a demokracja, chrześcijanie w krajach muzułmańskich. Kraków 2002.0 zachętach do pro­wadzenia „świętej wojny”, zawartych w Koranie zob. tamże s. 24-31.

16 M. Housepian, Smyma 1922. The destruction of a city. London 1972, s. 28.

17 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 29.

18 S. Barącz, Rys dziejów ormiańskich..., s. 60

19 Na temat ormiańskiej konstytucji narodowej z 1863 roku zob. Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 45.

20 H. Pasdermadjian, Histoire de l’Arménie, depuis les origines jusqu’au traite de Lausanne. 2e ed. Paris 1964, s. 268.

21 Y. Ternon określił liczbę Ormian zamieszkujących w Turcji u progu lat 80. XIX wieku na około 3 miliony (tegoż, Les Arméniens..., s. 64-65). Jak zauważa francuski badacz, gdyby oddzielnie liczyć Turków i Kurdów - czego nie praktykowały oficjalne tu­reckie statystyki - to w wymienionych wschodnioanatolijskich wilajetach Turcy stanowi­liby tylko około 25% (tamże, s. 65).

22 więcej o postulatach Ormian w 1878 roku zob. tamże, s. 60.

23 Cyt. tamże, s. 61.

24 M. Housepian, Smyma 1922..., s. 35. Obawa przed dynamitem, który mógłby być użyty w zamachu na jego życie, kazała Abdulhamidowi II sprzeciwiać się... elektry­fikacji Stambułu. Dowiedziawszy się bowiem, że energia elektryczna produkowana jest przez dynama, wyprowadził z tego wniosek, że mają one (a tym samym elektryfikacja) coś wspólnego z dynamitem (tamże, s. 35).

25 Cyt. za Y. Ternon, Les Armenians..., s. 62.

26 Tamże, s. 66.

27 Tamże, s. 71.

28 Więcej na ten temat tamże, s. 67-69.

29 Na temat ormiańskich partii o charakterze rewolucyjno-niepodległościowym zob. L. Nalbandian, The Armenian revolutionary movement. The development of Armenian political parties through nineteenth century. Berkeley 1963.

30 W 1923 roku na konferencji w Lozannie delegaci Republiki Tureckiej wskazy­wali na „prowokacje” ormiańskich rewolucjonistów- dasznaków i hinczakystów - którzy poprzez mordowanie ludności muzułmańskiej zmuszali rząd turecki do stosowania re­presji wobec Ormian. To zaś miało pociągnąć za sobą interwencję na ich rzecz ze strony mocarstw zachodnich (Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 89).

31 O tych dyplomatycznych raportach zob. tamże, s. 90.

32 Celnie sformułował to ambasador Francji w Stambule, Paul Cambon, w ra­porcie do francuskiego MSZ z 20 lutego 1894 roku: „Na skutek mówienia Ormianom, że spiskują, skończyli oni na tym, że zaczęli spiskować. Na skutek wmawiania im, że Armenii nie ma, skończyli na wierze w jej istnienie. I w podobny sposób w ciągu paru lat powstały tajne organizacje [ormiańskie], które wykorzystały na potrzeby swo­jej propagandy zło i błędy popełnione przez turecką administrację i które zaczęły upo­wszechniać na całym obszarze Armenii idę narodowego przebudzenia i niepodległości” (cyt. tamże, s. 78).

33 Tamże, s. 91.

34 Brytyjski premier, William Gladstone, na wiecu w Chester określił sułtana ture­ckiego mianem „ten wielki kryminalista rezydujący w pałacu” (tamże, s. 95).

35 Oto fragment wymienionego raportu: „Doszliśmy do wniosku, że Ormianie byli masakrowani bez względu na wiek i płeć i że w okresie od 12 sierpnia do 4 września [1894 roku] byli poddani nagonce jak dzikie zwierzęta, zabijani w miejscach, gdzie ich znaleziono. Jeżeli masakra nie była większa, to tylko dlatego, że rozległe górskie pasma pozwoliły im uciec” (cyt. tamże, s. 94).

36 Tamże, s. 98.

37 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 121.


38 Cyt. tamże, s. 120.

39 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 99.

40 Tamże, s. 101.

41 Tamże, s. 112.

42 Tamże, s. 101.

43 Tamże, s. 102.

44 Cyt. tamże, s. 103.

45 Tamże, s. 105-106.

46 Cyt. tamże, s. 107.

47 Tamże, s. 108-109.

48 Cyt. tamże, s. 110.

49 J. Lepsius, Armenien und Europa. Ein Arddageschrift. 5 Aufl. Berlin-Westend 1897, s. 55-62.

50 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 118.

51 Tamże, s. 121.

52 V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 138-142.

53 Dyrektorem generalnym Banku Ottomańskiego w 1896 roku był natomiast Brytyjczyk, sir Edgar Vincent.

54 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 122.

55 Tamże, s. 129; V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 155.

56 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 147.

57 Cyt. tamże, s. 159.

58 J. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 25.

59 V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 149.

60 J. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 133.

61 Tamże, s. 19, 71; Y Ternon, Les Arméniens..., s. 114; V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 150.

62 List o Armenii. „Kurier Poznański” 1896 nr 190 z 20 VIII.

63 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 150.

64 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 112,126.

65 Cyt. zaj. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 72.

66 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 150-151.

67 Raport G. H. Fitzmaurice’a zob. w: J. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 134. Zob. też V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 148.

68 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 169.

69 J. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 38.

70 Tamże, s. 37.

71 Tamże, s. 16.

72 Tamże, s. 17.

73 Tamże, s. 19.

74 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 115.

75 J. Lepsius, Armenien und Europa..., s. 37.

76 Tamże, s. 41.

77 Tamże, s. 201.

78 Tamże, s. 42.

79 Tamże, s. 41.

80 Tamże, s. 39

81 Tamże.

82 Tamże, s 38

83 Tamże.

84 Tamże, s. 36.

85 Tamże, s. 29.

86 Tamże.

87 Tamże, s. 27.

88 Cyt. tamże, s. 40.

89 Tamże, s.41.

90 Tamże, s. 41,201.

91 Tamże, s. 36.

92 Tamże, s. 136.

93 Tamże, s. 205,210.

94 Tamże, s. 30.

95 Tamże, s. 32-33.

96 Tamże, s. 31.

97 Tamże, s. 32.

98 Na temat interpretacji masakr Abdülhamida II jako rezultatu jego „reakcyjnego konserwatyzmu” i młodotureckiego ludobójstwa jako dopełnienia rewolucji 1908 roku zob. R. Melson, Revolution and genocide..., s. 53-58, 69,162.

99 O „sprawie ojca Salvatora” zob. Y. Ternon, Les Arméniens..., s.118-120.

100 Tamże, s. 127.

101 Więcej na temat założeń Bismarckowskiej polityki wobec Turcji oraz wobec kwestii reform ormiańskich zob. F. Scherer, Adler und Halbmond. Bismarck und der Orient 1878-1890. Paderborn 2001, s. 177-180, 305-311.

102 Tamże, s. 433.

103 Tamże, s. 323.

104 Tamże, s. 461-474.

105 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 75.

106 F. Scherer, Adler und Halbmond..., s. 490-508. Na temat magistrali kolejowej Berlin - Bagdad zob. J. Lodemannm, M. Pohl, Die Bagdadbahn. Geschichte und Gegenwart einer berühmter Eisenbahnlinie. Mainz 1989; J. Manzenreiter, Die Bagdadbahn, ais Beispiel für die Entstehung des Finanzimperialismus in Europa (1872-1903). Bochum 1982; M. Pohl, Von Stambul nach Bagdad. Die Geschichte einer berühmter Eisenbahn. Munchen 1999; J. Pajewski, Berlin - Bagdad. Z dziejów polityki niemieckiej na Bliskim Wschodzie w czasach wilhelmińskich. „Roczniki Historyczne” 1949 R. 18, s. 232-277.

107 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 75.

108 Na temat afektu Abdulhamida II dla Hohenzollernów zob. F. Scherer, Adler und Halbmond..., s. 360-361.

109 Tamże, s. 323.

110 „Dziennik Poznański” 1900 nr 22 z 28 I.

111 O tym raporcie zob. V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 92-93.

112 Cytowana wypowiedź i opinie o Ormianach jako „sługach” Rosjan i Anglików zob. w: F. Naumann, „Asien”. Eine Orientreise über Athen, Konstantinopel, Baalbek, Nazareth, Jerusalem, Kairo, Neapel. 7 Aufl. Berlin 1913, s. 137-140.

113 Tamże, s. 137.

114 Tamże, s. 31-32.

115 Tamże, s. 32.

116 Tamże, s. 136-137. Powyższe wyjaśnienie Naumann pierwotnie zamieścił na łamach protestanckiego periodyku „Christliche Welt”.

117 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 93. Należy dodać, że i w tej kwestii opinie Wilhelma II były dalekie od konsekwencji i stałości, co zresztą było cha­rakterystyczną cechą jego sposobu myślenia. Niekiedy na marginesach dostarczanych mu do­kumentów, informujących o rozmiarze masakr, dopisywał słowa: „hańba na nas wszystkich”, „powinno się go [Abdulhamida II] pozbawić władzy”; sułtana określał też mianem „obrzyd­liwego ludzkiego stworzenia”. Jednak negatywne komentarze umieszczał na marginesach po­ufnych dokumentów, chwalił zaś Turków i ich władcę publicznie (tamże).

118 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 133.

119 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 93.

120 Tamże, s. 96-97.

121 Tuż przed wybuchem wojny krymskiej ambasador rosyjski w Londynie, ba­ron von Brunnow, ostrzegał cara Mikołaja I przed niewdzięcznością tych, w imię któ­rych Rosja rozpoczynała konflikt z Turcją: „Rezultatem wojny będzie wysyp na ruinach Turcji wszelkiego rodzaju nowych państw, niewdzięcznych wobec nas, tak jak Grecja i kłopotliwych, jak Księstwa Naddunajskie [Mołdawia, Wołoszczyzna] [...] Imperium Ottomańskie może być przekształcone w niepodległe państwa, które dla nas będą jednak tylko uciążliwymi klientami albo wrogimi sąsiadami” (cyt. tamże, s. 72).

122 Cyt. tamże, s. 72.

123 Tamże, s. 73-74.

124 Cyt. tamże, s. 74. Niemcy dopatrywali się zresztą w takim stanowisku Rosji prze­myślnej strategii, mającej na celu doprowadzenie do eskalacji wewnętrznego napięcia w Turcji poprzez torpedowanie planów wyegzekwowania od sułtana ormiańskich reform, co miało wydać osłabioną Turcję na łup rosyjskiej akcji militarnej w przyszłości (tamże, s. 74).

125 Francuski ambasador w Turcji, Paul Cambon zapisał następującą relację Nielidowa: „Łobanow-Rostowski umarł z powodu ostatnich wydarzeń [tj. masakr z sierpnia 1896 roku] podobnie jak zwykły Ormianin. Nigdy nie sądził, że zagrożenie to było czymś realnym [...] Usłyszawszy w Wiedniu [miejsce jego śmierci] wiadomości o masakrze, nagle stał się świa­domy całej powagi sytuacji, zdając sobie sprawę, że mówiłem mu prawdę. Musiał więc od­czuwać swoją odpowiedzialność i odczuwać głębokie poczucie winy. Jestem pewien, że udar, który go zabił, nie miał innej przyczyny” (cyt. tamże, s. 74-75).

126 T. Wituch, Tureckie przemiany. Dzieje Turcji 1878-1923. Warszawa 1980, s. 71.

127 Tamże, s. 72.

128 Tamże, s. 98.

129 Tamże, s. 99.

130 Tamże, s. 105.

131 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 150.

132 „L’Illustration’’ 1908 z 22 VIII (cyt. tamże, s. 172.

133 R. Melson, Revolution and genocide..., s. 156; Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 172-173. Zob. też T. Wituch, Tureckie przemiany..., s. 115.

134 T Wituch, Tureckie przemiany..., s. 143.

135 Tamże, s. 106.

136 O masakrach Ormian w Cylicji w 1909 roku zob. Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 174-180; T. Wituch, Tureckie przemiany..., s. 154-155.

137 Więcej na ten temat zob. w: A. Adossides, Arminiens et Jeunes-Turcs. Les massacres de Cilicie. Paris 1910; J. d’Annezay, Au pays des massacres. Saignée arménienne de 1909. Paris 1910; W. Ch. Woods, La Turquie et ses voisins. Paris 1911.

138 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 177.

139 Taka ocena wydarzeń roku 1909 u T. Witucha, Tureckie przemiany..., s. 155.

140 Y Ternon, Les Arméniens..., op. cit., s. 158.

141 O wpływie strat terytorialnych poniesionych przez Turcję na początku XX wieku na pogorszenie się sytuacji Ormian zob. R. Melson, Revolution and genocide..., s. 160-162; tegoż, Provocation or nationalism. A critical in1uiry into the Armenian genocide of 1915. W: The Armenian genocide in perspective, s. 72-73.

142 Więcej na temat kształtowania się ideologii panturańskiej oraz jej twórcach zob. U. Heyd, Foundations of Turkish nationalism. The Life and teachings of Ziya Gükalp. London 1950; T. Wituch, Tureckie przemiany..., s. 80-89.

143 Cyt. za Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 167.

144 Cyt. za R. Melson, Revolution and genocide..., s. 141

145 O „postępowych” wątkach w myśli Z. Gökalpa zob. T. Wituch, Tureckie prze­miany..., s. 174-180.

146 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 160.

147 Tamże, s. 163,170.

148 Tamże, s. 165.

149 Cyt. tamże, s. 164.

150 Tamże, s. 166.

151 Tamże, s. 168.

152 Tamże, s. 169.

153 O fascynacji twórców ideologii panturańskiej osobą Czyngis-chana pisze V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 404-405.

154 Cyt. tamże, s. 406.

155 Cyt. tamże, s. 404.

156 Więcej na ten temat zob. H. N. Howard, The partition of Turkey. A diplomatic history, 1913-1923. New York 1966.

157 Szerzej omawia ten wątek C. J. Smith, The Russian struggle for power, 1914-1917 A study of Russian foreign policy during the First World War. New York 1956.

158 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 214.

159 Cyt. tamże, s. 216

160 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 192.

161 Na mocy tego traktatu Berlin uznał m.in. tureckie roszczenia terytorialne w basenie Morza Egejskiego (wyspy greckie) i w rejonie Kaukazu (należące do Rosji Batumi, Kars i Ardahan).

162 Cyt. za K K Baghdjian, La confiscation, par le gouvemement turc, des biens arméniens, dits „abandonnes”. 1re ed. Montreal 1987, s. 17-18.

163 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 198.

164 Cyt. tamże, s. 199.

165 Tamże, s. 200.

166 Tamże, s. 209.

167 Tamże, s. 210-211.

168 Cyt. tamże, s. 200.

169 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 207.

170 Cyt. za N. M. Naimark, Fires ofhatred..., s. 29

171 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 214.

172 Na temat tworzenia Organizacji Specjalnej zob. Y Ternon, Les Arméniens..., s. 201-203.

173 O tym aspekcie działalności Organizacji Specjalnej zob. N. M. Naimark, Fires of hatred..., s. 27-28.

174 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 211.

175 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 221.

176 Tamże, s. 222.

177 Na przykład w syntezie historii Turcji autorstwa S. i E. Shaw czytamy, że poleceniu deportacji Ormian towarzyszyły „przygotowania, by osiedlić ich w miastach i obozach w okręgu Mosulu, w północnym Iraku [...] troszczono się o zapewnienie im dostatecznej ilości żywno­ści i innych dostaw, tak by ich potrzeby podczas marszu i po osiedleniu zostały zaspokojone [...] Miano się opiekować Ormianami, miano ich chronić aż do momentu ich powrotu do ich do­mów po wojnie [...] Rząd miał zadbać o ich powrót, jak tylko kryzys by się zakończył” (tychże, History of the Ottoman Empire and modem Turkey. Vol. 2. Cambridge 1977, s. 315).

178 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 241.

179 J. Pomiankowski, Der Zusammenbruch..., s. 160.

180 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 251-252.

181 A. Toynbee, The treatment of Armenians... (cyt. za R. Melson, Provocation or nationalism... W: The Armenian genocide in perspective, s. 63).

182 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 259

183 Cyt. za G. Chaliand, V. Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 97

184 A. Toynbee, The treatment of Armenians... (cyt. za R. Melson, Revolution and genocide..., s. 64).

185 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 228.

186 Tamże, s. 230.

187 Tamże, s. 236-237.

188 Tamże, s. 242; J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 117.

189 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 243.

190 Tamże, s. 246-248.

191 Tamże, s. 248-249. Wspomniany telegram Reszida Beja został w 1919 roku do­łączony jako materiał dowodowy w procesie przywódców młodotureckiego reżimu, któ­ry toczył się wówczas w Stambule przed tureckim sądem wojennym (tamże, s. 249).

192 Tamże, s. 244-246.

193 Tamże, s. 249-250.

194 Tamże, s. 253-255.

195 Tamże, s. 255-256.

196 Tamże, s. 258-259

197 Tamże, s. 259-260.

198 Tamże, s.261.

199 N. M. Naimark, Fires of hatred..., s. 32.

200 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 269.

201 Cyt. za N. M. Naimark, Fires of hatred..., s. 33. Zob. też J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 137-140.

202 J . Lepsius, Der Todesgang..., s. 257.

203 Cyt. za G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 57-58. Zob. też J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 142.

204 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 205.

205 Relacja podana przez W. J. McLaughlina w „Boston Globe” z 18 września 1987 roku (cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 209).

206 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 238.

207 Cyt. tamże, s. 251.

208 Cyt. za G. Chaliand, Y. Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 58. Zob. też J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 143.

209 Cyt. za R. Melson, Reuolution and genocide..., s. 141. W podobny sposób, acz­kolwiek w szerszym kontekście, ujmował tę kwestię M. J. Arlen: „Niemcy Hitlera miały udoskonalić proces deportacji za pomocą kolei i stosować komory gazowe i krematoria. Natomiast Rosja Lenina i Stalina miała dalej rozwinąć instytucję obozu koncentracyjne­go i tajnego nadzoru [...] Jednak w każdym właściwie przypadku masowego morderstwa, poczynając - jak się wydaje od Ormian - kluczowym elementem [...] który wyniósł ten czyn pod względem ilościowym i psychicznym ponad klasyczny termin masakry, było przymierze między technologią i komunikacją” (tegoż, Passage to Ararat. Ist ed. New York 1975, s. 243-244).

210 Na temat ateizmu przywódców Ittihadu zob. V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 5. H. Morgentahau na temat przywódców „Jedności i Postępu” na­pisał: „Praktycznie wszyscy z nich byli ateistami” (tamże).

211 Dobrze udokumentowane przypadki wymuszania przejścia na islam zob. w: J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 252-259. Na temat wspomnianych, pisemnych „próśb” Ormian o przejście na islam zob. tamże, s. 257-258.

212 Tamże, s. 256.

213 Tamże.

214 O biskupie Malojanie zob. A. Riccardi, Stulecie męczenników. Świadkowie wiary XX wieku. Z wł. przeł. J. Dembska. Warszawa 2001, s. 303-304.

215 Tamże, s. 304-305.

216 Tamże, s. 305.

217 Tamże, s. 308.

218 Tamże, s. 539.

219 J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 64.

220 Tamże, s. 172-173.

221 Tamże, s. 253

222 Tamże, s. 254.

223 Tamże, s. 258.

224 Tamże, s. 32.

225 G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 86-87.

226 J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 258.

227 Tamże, s. 132.

228 Cyt. za Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 265. Zob. też G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 137.

229 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 265.

230 Telegram Talaata do prefektury w Aleppo z 18 listopada 1915 roku (cyt tamże, s. 266).

231 Tamże, s. 266.

232 Tamże, s. 266-267.

233 Cyt. za G. Chaliand, Y Ternon, Le genocide des Arméniens, s.138.

234 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 267.

235 O oporze części administracji tureckiej przeciwko ludobójczej polityce rządu oraz o sympatii ludności tureckiej dla deportowanych Ormian zob. w: J. Lepsius, Der Todesgang..., s. 26,129,156-157. Zob. też Y Ternon, Les Arméniens..., s. 244, 249-250, 254, 257.

236 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 249.

237 Cyt. tamże, s. 267.

238 Cyt. tamże, s. 268.

239 Cyt. tamże.

240 Tamże, s.268.

241 Tamże, s. 273.

242 Tamże, s. 270

243 Wg raportu A. Bernaua cyt. w: G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 103.

244 Cyt. za Y Ternon, Les Arméniens..., s. 274.

245 G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 11.

246 Cyt. tamże, s. 96, 98.

247 Cyt. tamże, s. 98.

248 Cyt. tamże, s. 100. W taki sam sposób los Ormian na pustyni syryjskiej opisy­wał niemiecki pracownik Czerwonego Krzyża w Turcji, A.T. Wegner (por. tegoż Offener Brief... ze stycznia 1919 roku, cyt. w: G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 143-146).

249 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 273.

250 Tamże, s. 275.

251 Rosyjski minister spraw zagranicznych, Siergiej Sazonow, który miał okazję osobiście spotkać Talaata podczas jego wizyty w maju 1914 roku w carskiej rezydencji na Krymie, tak opisał wygląd zewnętrzny tureckiego ministra: „Pod względem wyglą­du Talaat prezentował się jako typowy przedstawiciel Turanu. Był średniego wzrostu, ale mocno zbudowany, z wystającymi kośćmi policzkowymi i szeroką twarzą, z której pod niskim czołem spoglądały dwoje mądrych, brązowych oczu, które starały się przybrać przyjazny wygląd” (S. D. Sasonoff, Sechs schwerejahre. 2 Aufl. Berlin 1927, s. 164). Sazonow w swoich wspomnieniach nazywał Talaata jednym z największych hultajów w historii świata” (tamże).

252 Cyt. za G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 109-110.

253 Cyt. tamże, s. 111. Zob. też V. Guroian, Collective responsibility and official excuse making. The case of the Turkish genocide of the Armenians. W: The Armenian genocide in perspective, s. 143-144. Inne „złote myśli” Talaata zanotował w swoich wspomnieniach am­basador H. Morgenthau: „Zrobiłem więcej w ciągu trzech miesięcy, by rozwiązać prob­lem ormiański aniżeli zrobił Abdulhamid w ciągu trzydziestu lat”; “Żaden Ormianin nie może być naszym przyjacielem, zanim mu na to nie pozwolimy” (cyt. za Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 253).

254 Cyt. zaj. Lepsius, Der Todesgang..., s. 231.

255 G. Chaliand, Y. Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 115.

256 Tamże, s. 117.

257 Cyt. za R. Melson, Revolution and genocide..., s. 148.

258 Cyt. za G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 118

259 Cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 232.

260 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 224.

261 Talaat Pasza do pułkownika Otto von Lossowa, niemieckiego attache wojsko­wego w Stambule podczas I wojny światowej: „Niemcy są naszym ojcem, a Austria jest tylko sąsiadem” (cyt. tamże, s. 269).

262 Cały tekst noty zob. w: G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 45-46.

263 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 285.

264 Szerzej kwestię współodpowiedzialności Niemiec za tureckie ludobójstwo po­rusza V N. Dadrian w książce German responsibility in the Armenian genocide. A review of the historical evidence of German complicity. Watertown 1996.

265 O sugestii P Rohrbacha zob. R. Pinon, La suppression des Arméniens. Methode allemande, trauail turc. Paris 1916, s. 12-13.

266 V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 255.

267 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 252.

268 Cyt. tamże, s. 285.

269 Cyt. tamże, s. 204. Zob. też J. de Morgan, Contrę les barbares de l’Orient. Paris 1918, s. 188.

270 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 253.

271 Tamże, s. 266.

272 Tamże, s. 205. Kwestię stosunku Wilhelma II do Turcji - zarówno przed, jak i w czasie I wojny światowej - wyczerpująco omawia w niemieckiej literaturze dysertacja W. V. Kampena, Studien zur deutschen Turkeipolitik in der Zeit Wilhelms II. Kiel 1968. Zob. też N. Saupp, Das deutsche Reich und die armenische Frage. Koln 1990.

273 R von Hindenburg, Aus meinem Leben. Leipzig 1934, s. 131.

274 Tamże, s. 132.

275 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 252. Tę informację po­twierdzają również tureccy historycy zajmujący się udziałem Turcji w I wojnie światowej, np. A. Müderrisoglu (tamże, s. 295).

276 Tamże, s. 256. W sierpniu 1916 roku generał Fritz Bronsart von Schellendorf do­magał się także deportacji Greków z egejskiego wybrzeża Azji Mniejszej (tamże, s. 260).

277 Tamże, s. 284.

278 Cyt. tamże, s. 283.

279 Cyt. tamże.

280 Cyt. tamże, s. 259. Szczególną niechęć Bronsart von Schellendorf żywił tak­że do amerykańskiego ambasadora H. Morgenthaua, który podejmował interwencje na rzecz prześladowanych Ormian. Amerykańskiego dyplomatę określał mianem „Żyd Morgenthau” (tamże, s. 260).

281 Cyt. tamże, s. 263.

282 Cyt. tamże.

283 Cyt. za H. M. Welcker, Seeckt. Frankfurt a. Main 1967, s. 154.

284 H. Humann do ambasadora Richarda Kühlmanna, 22 luty 1917 roku (cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 272).

285 Cyt. tamże. W czerwcu 1915 roku, gdy wiadomo już było o przeprowadza­nym ludobójstwie Ormian, Humann powiedział: „To jest twarde, ale pożyteczne” (tam­że, s. 273).

286 U. Trumpener, Germany and the Ottoman Empire, 1914-1918. Princeton 1968, s. 127.

287 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 264. Powyższe opinie o Ormianach major Wolfskeel von Reichenberg zawarł w swoich listach do rodziny w Niemczech (tamże, s. 297).

288 Por. G. Yonan, Ein vergessener Holocaust. Die Vemichtung der christlichen Assyrer in der Turkei. Göttingen-Wien 1989, s. 308.

289 Cyt. za M. Housepian, Smyma 1922..., s. 46.

290 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 204.

291 Tamże, s.204.

292 Tamże, s. 271. Wangenheim był za to gotów - o czym otwarcie zapew­nił Morgenthaua - interweniować na rzecz bezpieczeństwa Żydów osiedlających się w Palestynie (należącej wówczas do Porty). Dodawał zaraz jednak: „Ale nic nie uczynię dla Ormian” (tamże, s. 270).

293 Cyt. tamże, s. 206.

294 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 287.

295 Depesza Wangenheima do Berlina z 16 lipca 1915 roku (cyt. za U. Trumpener, Germany and the Ottoman Empire..., s. 213). Zob. też Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 288.

296 A. Zimmermann do dr. Fabera, 4 październik 1915 roku (cyt. za U. Trumpener, Germany and the Ottoman Empire..., s. 221-222). Zob. teżY. Ternon, Les Arméniens..., s. 290. Podobnie brzmiała deklaracja, jaką 29 września 1916 roku złożył w Reichstagu sekretarz stanu w niemieckim MSZ, von Jagow: „Chociaż z punktu widzenia humanitarnego ubo­lewamy z powodu losu Ormian, nasi synowie i nasi bracia są nam bliżsi niż Ormianie. Przelewają oni swoją cenną krew w straszliwych walkach, a ich bezpieczeństwo zależy od pomocy tureckiej. Turcy wyświadczyli nam wielką przysługę, chroniąc flanki naszych ar­mii. Z pewnością podzielicie Panowie mój pogląd, że nie możemy zerwać naszego przy­mierza z powodu kwestii ormiańskiej” (cyt. za Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 294).

297 U. Trumpener, Germany and the Ottoman Empire..., s. 223-225; Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 290, 293.

298 G. Chaliand, Y Ternon, Legenocide des Arméniens, s. 49. Zob. też R. Pinon, La suppression des Arméniens..., s. 65-66.

299 K. Mtihsam, Wie wir belogen wurden. Die amtliche Irreführung des deutschen Volkes. München 1918 (cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 206).

300 Cyt. tamże, s. 206.

301 6. Korpus armii do dyrekcji policji w Poznaniu, 10 listopada 1915 roku. Archiwum Państwowe w Poznaniu (dalej: APP), Polizei-Prasidium (dalej: PP), nr 4814a, „Zensur der Presse 1914-1915”, s. 64.

302 APP, PP, nr 4768, „Sammlung von Zeitungsartikeln aus polnischen Blattern, die von der Zensur gestrichen worden sind”, s. 73. Tekst zdjętej przez cenzurę niemiecką notatki w „Gońcu Wielkopolskim” brzmiał następująco (zachowana oryginalna pisow­nia): „Medyolan, 9 maja. (Wat.). W »Corriere delia Serra« ukazała się następująca odezwa Armeńczyków, wysłana z Tyflisu w dniu 30 kwietnia br.: »Od czasów niepamiętnych był naród niemiecki [sic!] wystawiony na prześladowania tureckie. Nasza historia i literatura są przepełnione wspomnieniami męczeństwa, poniesionego z winy Turków. Wszystko co było w nas wielkiego i wzniosłego, zostało przytłumione, a dzisiaj wspomina się tylko nas wtedy, gdy jest mowa o rzeziach, dokonywanych wśród narodu naszego. Gdyśmy rekla­mowali o nadanie nam egzystencji wolnej stało się to, czego nikt nie przewidywał - po­gorszyliśmy sobie jeszcze bardziej nasze położenie. Dzisiaj naród nasz jest zdesperowany, gdyż Turcy rozwścieczeni niepowodzeniami i czując zbliżający się koniec ich panowania, mszczą się na bezbronnych ofiarach i dokonywują rzezi od Czarnego morza począw­szy, aż do Mezopotamii. W taki sposób pragną zgnieść i przygłuszyć wszystkie lamenty i skargi narodu armeńskiego. W imię człowieczeństwa, w imię chrześcianizmu i w imię cywilizacyi zwraca się Towarzystwo literatów armeńskich w tej okropnej godzinie ucisku z apelem gorącym do narodów i do nas z prośbą, abyście oznajmili całemu światu nasze rozpaczliwe wołania i podnieśli wasz możny głos, aby położono kres zbrodniom i rze­ziom narodu bezbronnego«“.

303 Cyt. za R. Pinon, La suppression des Arméniens..., s. 66-67.

304 Cyt. tamże, s. 69.

305 „Posener Tageblatt” 1915 nr 262 z 8 VI.

306 Die Armenier. „Posener Tageblatt’’ 1915 nr 330 z 17 VII.

307 Por. artykuł Zur Armenierfrage. „Posener Zeitung” 1916 nr 10 z 13 I.

308 G. Chaliand, Y. Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 49.

309 Tamże, s. 60. H. Sturmer opublikował swoje świadectwo w 1917 roku, w książ­ce pt. Zwei Kriegsjahre in Konstantinopol... Fragment zob. w: G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 60-69.

310 Bogata dokumentacja zebrana przez J. Lepsiusa ciągle czeka na pełne opraco­wanie, a tym samym wykorzystanie. Ostatnio dzięki inicjatywie uczonych z Halle za­inicjowano nową edycję niepublikowanych dotąd materiałów Lepsiusa, dotyczących ludobójstwa popełnionego przez Turków (zob. Deutschland, Armenien und die Türkei 1895-1925. Dokumente und Zeitschriften aus dem Dr.Johannes-Lepsius-Archiv an der Martin-Luther-Universitat Halle-Wittenberg. Hrsg. H. Goltz. München 1998-.

311 Więcej na temat stosunku Hitlera do eksterminacji Ormian przez Turków zob. w: K. B. Bardakjian, Hitler and the Armenian genocide. Cambridge (Mass.) 1985.

312 O pobycie Scheubner-Richtera w Turcji zob. V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 410-411. Więcej na temat tej postaci zob. w: R Leverkuhn, Posten auf ewiger Wache. Aus dem abenteuerreichen Leben des Max von Scheubner-Richter. Essen 1938.

313 Na temat jego zaangażowania w ruch narodowo-socjalistyczny pisze V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 411-412.

314 Tamże, s. 412. Powyższe sformułowanie zostało usunięte ze zbioru ogłoszonych drukiem raportów niemieckich dyplomatów z Turcji, które zebrał J. Lepsius (zob. tamże).

315 U. Trumpener, Germany and the Ottoman Empire..., s. 207.

316 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 412. Zob. Też j. Dornberg, Münich 1923. The story of Hitler’s first grab for power. New York 1982, s. 295.

317 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 408.

318 Tamże, s. 410.

319 Więcej w tej kwestii zob. tamże, s. 424-427.

320 Komentarz Winstona Churchilla do postanowień konferencji w Lozannie w 1923 roku, kończącej wojnę między państwami Ententy a kemalistowską Turcją (cyt. za Y Ternon, Les Arméniens..., s. 312).

321 R. G. Hovannisian, Armenia on the road to independence..., s. 67-68.

322 Cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 405.

323 Cyt. tamże.

324 Cyt. tamże, s. 406.

325 Cyt. tamże, s. 353. Podczas spotkania w Tabryzie z ormiańskim duchownym, ks. Nercesem, gen. Ihsan chełpił się przed nim: „Kazałem zmasakrować pół miliona Pana współwyznawców. Mogę zaproponować Panu filiżankę herbaty’’ (cyt. tamże).

326 Cyt. tamże, s. 349.

327 Cyt. tamże, s. 350. Swoją ocenę działań armii tureckiej na Zakaukaziu w 1918 roku przedstawił w styczniu 1920 roku w piśmie „Berliner Tageblatt” pułkownik Ernst Paraquin, niemiecki oficer pełniący funkcję szefa sztabu w armii gen. Halila. Napisał m.in.: „Rząd turecki z zakłamanym oburzeniem wypiera się swojego barbarzyńskiego postępowania wobec Ormian. Wycofanie się Rosjan z Anatolii stworzyło pożądaną oka­zję do pozbycia się również rosyjskich Ormian [...] Kampania wyniszczająca Ormian przebiegała [...] z nieubłaganym okrucieństwem” (cyt. za V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 351). Halil zwolnił Parequina z jego stanowiska, ponieważ ten pro­testował przeciwko masakrze Ormian w Baku we wrześniu 1918 roku.

328 E. Ludendorff, Urkunden der Obersten Heeresleitung über ihre Tatigkeit. 1916-1918. Berlin 1922, s. 500; P. von Hindenburg, Aus meinem Leben, s. 283.

329 Więcej na temat wydarzeń towarzyszącym proklamowaniu niepodległej Armenii w 1918 roku zob. w: R. G. Hovannisian, The Republic of Armenia...

330 Literacki opis tych wydarzeń znajdziemy w Przedwiośniu S. Żeromskiego.

331 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 304.

332 V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 350. Charakterystyczny był tekst telegramu przesłanego przez ministra Envera Paszę do generała Halila na wieść o zdobyciu Baku: „Z największą radością odebrałem wiadomość o zdobyciu miasta Baku, leżącego nad wybrzeżem Morza Kaspijskiego i należącego do Imperium Turańskiego. Pańska wielka zasługa nie będzie zapomniana w tureckiej i islamskiej historii. Całuję oczy naszych weteranów, a w intencji wspomnienia naszych poległych bohaterów ofiaruję im wersy z pierwszej sury Koranu” (cyt. tamże, s. 385).

333 Cyt. za R. Hovannisian, The historical dimensions of the Armenian question, 1878-1923. W: The Armenian genocide in perspective, s. 31. W grudniu 1916 roku „Manchester Guardian” pisał: „Pozostaje jeszcze jedno słowo: Armenia. Słowo o straszliwym terrorze, słowo niosące pamięć o czynach nie popełnionych w świecie od czasów narodzin Chrystusa - kraj wyludniony w wyniku wymordowania jego całej ludności. Ten kraj nie może powró­cić do Turcji i nie powróci do niej pod żadnymi warunkami” (cyt. tamże, s. 30-31).

334 Cyt. tamże, s. 31.

335 Do dzisiaj swoją wartość zachowuje dzieło A. N. Mandelstama, opisujące miejsce kwestii armeńskiej w polityce aliantów i powstającej Ligii Narodów (zob. tegoż, La Societedes Nations et les puissances devant le problème arménien. Paris 1926).

336 Cyt. za Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 309.

337 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 367-370.

338 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 307.

339 O wspomnianej korespondencji zob. V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 364.

340 Y Ternon, Les Arméniens..., s. 307.

341 M. Yamauchi, Thegreen crescent under the red star. Enver Pasha in Souiet Russia, 1919-1922. Tokyo 1991, s. 14-15.

342 Tamże, s. 24.

343 Cyt. tamże, s. 15-16.

344 Cyt. tamże, s. 26. Enver bardzo zaangażował się w instalowanie w Rosji sowieckiej niemieckich zakładów zbrojeniowych, co ruszyło pełną parą po Rapallo (tamże, s. 27).

345 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 357.

346 Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 310.

347 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 361; Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 311.

348 A. Rawlison, Adventures in the Near East 1918-1922. London-New York 1923 (cyt. za V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 360).

349 Instrukcja Ahmeda Muhtara do gen. Karbekira z 8 listopada 1920 roku (cyt. tamże, s. 358). O tak brzmiącej instrukcji pisał również sam Karbekir w swoich wspo­mnieniach (tamże, s. 371).

350 Cyt. tamże, s. 423.

351 Na przykład podczas konferencji w Lozannie w 1923 roku uzgodniono wy­siedlenie z egejskiego wybrzeża Azji Mniejszej mieszkających tam od tysiącleci Greków (starożytna Jonia!).

352 Cyt. za G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 122.

353 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 330-331; G. Chaliand, Y Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 126-134. Należy zauważyć, że turecki sąd w 1919 roku nie mógł użyć terminu „ludobójstwo” z tej prostej przyczyny, że po raz pierwszy pojawił się on w terminologii prawa międzynarodowego dopiero w latach 40. XX wie­ku (za jego autora uznaje się R. Lemkina), a trwałe prawne umocowanie zyskał dzięki Konwencji ONZ o Ludobójstwie, przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 9 grud­nia 1948 roku (zob. R. Melson, Provocation or nationalism... W: The Armenian genocide in perspective, s. 81). Więcej na temat historii tego pojęcia zob. w: L. Kuper, Genocide. Its political uses in the twentieth century. New Haven-London 1982.

354 V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 325.

355 Tamże, s. 340-341.

356 Tamże, s. 308. Część z więźniów przetrzymywana była na wyspie Mudros.

357 Niebyt uciążliwy był też rygor, jakiemu byli poddani na Malcie tureccy więź­niowie. Według raportu brytyjskich władz więziennych z Malty, sporządzonego pod koniec czerwca 1919 roku, „wszyscy więźniowie, których jest 112., mogą swobodnie poruszać się po terenie więzienia i mieszać się ze sobą w ciągu dnia. Za wyjątkiem spo­radycznego oglądania ich przepustek, osoby te, gdy wchodzą do więzienia, nie są podda­wane żadnym inspekcjom i często widzi się, że osoby te wnoszą duże paczki, w których podobno jest żywność, ale może być cokolwiek” (cyt. tamże, s. 334).

358 Tamże, s. 311.

359 Tamże, s. 336.

360 Por. fragment listu brytyjskiego Wysokiego Komisarza w Stambule, admi­rała de Robecka do szefa Foreign Office, Lorda Curzona, z 17 listopada 1919 roku: „Obecny turecki rząd [...] tak bardzo toleruje organizatorów [kemalistowskiego] Ruchu Narodowego, iż sądzę, że czymś daremnym będzie domaganie się aresztowanie jakie­gokolwiek Turka oskarżonego o występki przeciw chrześcijanom, nawet gdy prowadzi otwarte życie w Stambule [...] Nie uważam za politycznie pożądane deportowanie [na Maltę] kolejnych więźniów” (cyt. tamże, s. 309).

361 Cyt. tamże, s. 311.

362 G. Chaliand, Y. Ternon, Le genocide des Arméniens, s. 136-137. Wspomnienia jednego z tych „mścicieli” ukazały się drukiem (zob. A. Chiragian, La dette de sang. Un Arménien traque les responsables du génocide. Bruxelles 1984). Książka została opatrzona ob­szernym wstępem autorstwa G. Chalianda pt. Les temps des assassins (s. 15-68).

363 T. Wituch, Tureckie przemiany..., s. 244.

364 R. Hovannisian, The Armenian genocide and patterns of denial. W: The Armenian genocide in perspective, s. 117; V. N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. 341.

365 R Hovannisian, The Armenian genocide... W: The Armenian genocide in perspectwe, s. 120-121.

366 W. Chester, Turkey reinterpreted. „Current History Magazine”, 1922 IX, s. 939-947 (cyt. za M. Housepiann, What genocide? What Holocaust? News from Turkey, 1915-1923. A case study. W: The Armenian genocide in perspective, s. 104.

367 Cyt. tamże, s. 105.

368 Na temat tureckiej kampanii negacjonistycznej zob. R. Adalian, The Armenian genocide. Revisionism and denial. W: Genocide in our time. An annotated bibliography with analytical introductions. Ed. by M. N. Dobkowski, I. Walliman. Ann Arbor 1992, s. 85-105; V. Guroian, Collective responsibility... W: The Armenian genocide in perspective, s. 138-139; Y. Ternon, Enquete sur la negation d’un genocide. Marseille 1989. Ten model tureckiego negacjonizmu odnajdujemy w materiałach do dzisiaj rozpowszechnianych na polecenie Republiki Tureckiej, także za pośrednictwem placówek dyplomatycznych, np. Armenian claims and historical facts. Ankara 1998, książki wydanej przez Center for Strategie Research w Ankarze. Z innych, nowszych prac tłumaczonych na języki zachodnie zob. m.in. K. Gurün, The Armenian File. The myth of innocence exposed. New York 1985; I. C. Ozkaya, Le peuple arménien et les tentatives de réduire le peuple Turc en servitude. Istanbul 1971.

369 A. Kilic, Turkey and the world. Washington 1959 (cyt. za The Armenian genocide in perspective, s. 121.

370 A. Vefa, Truth about Armenians. Ankara 1975 (cyt. tamże, s. 124).

371 V. Guroian, Collective responsibility... W: The Armenian genocide in perspectwe, s. 145.

372 Cyt. za The Armenian genocide in perspective, s. 129.

373 Tamże.

374 V Guroian, Collectiue responsibility... W: The Armenian genocide in perspective, s. 145.

375 Armenian claims..., s. 55-56. Wypowiedź prof. Soysala wyraźnie ilustruje spo­sób, w jaki negacjoniści - podkreślając, że także Turcy ginęli podczas I wojny światowej - przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że to nie Ormianie wciągnęli Turcję do tej wojny, ale rząd młodoturecki. W innym miejscu prof. Soysal argumentował: „Ta tragedia nie może być nazywana ludobójstwem, ponieważ brakuje istotnego elementu dla takiej kwalifikacji, tzn. zamiaru zniszczenia ormiańskiej grupy etnicznej jako takiej. Jest to kwestia akcji podjętej podczas wojny, o której zadecydowano w atmosferze toczą­cego się konfliktu zbrojnego, w sercu umierającego imperium, ogarniętego bałaganem i dezorganizacją [...] Zdarzały się morderstwa członków tej grupy [Ormian], popełnia­ne zwłaszcza przez nieodpowiedzialnych członków miejscowych plemion. Było fizyczne cierpienie spowodowane przede wszystkim geograficznymi i klimatycznymi warunkami w kraju już zniszczonym przez wojnę. Prawdą jest również to, że część sierot [ormiań­skich] była adoptowana przez rodziny muzułmańskie. Nie było to rezultatem realizacji planu przymusowego transferu dzieci z jednej do drugiej grupy - używając języka kon­wencji [Konwencji ONZ o ludobójstwie z 1948 roku], ale przeciwnie, było zainspirowa­ne - w duchu solidarności i miłosierdzia - wiekami pokojowej koegzystencji, która połą­czyła anatolijskie rodziny [podkr. autora]” (cyt. za Armenian claims..., s. 50).

376 Setting the record straight on Armenian propaganda against Turkey. Washington 1982, s. 1 (publikacja wyd. przez Zgromadzenie Turecko-Amerykańskich Stowarzyszeń). Wydaje się, że obecnie oficjalną liczbę ofiar rząd turecki ustalił na poziomie 300. tysięcy (Armenian claims..., s. 40).

377 B. Lewis, The emergence of modem Turkey. Oxford 1961; L. V Thomas, R. N. Frye, The United States and Turkey and Iran. Cambridge (Mass.) 1951; S. Shaw, E. Shaw, History of the Ottoman Empire... Zob. też Y. Ternon, Freedom and responsibility of the historian. The „Lewis affair”. W: Remembrance and denial. The case of the Armenian genocide. Ed. by R. G. Hovannisian. Detroit 1999, s. 237-248.

378 Por. oryginalny tekst rezolucji Kongresu USA z 24 kwietnia 1975 roku: „Niniejszym określa się datę 24 kwietnia 1975 roku jako „Narodowy Dzień Pamięci o Nieludzkich Czynach Popełnionych Przez Człowieka Wobec Człowieka” i prezydent Stanów Zjednoczonych jest upoważniony i proszony, by wydał proklamację wzywającą obywateli USA do obchodów tego dnia jako dnia upamiętniającego wszystkie ofiary lu­dobójstwa, zwłaszcza zaś te - pochodzenia ormiańskiego, które padły ofiarą ludobójstwa dokonanego w 1915 roku i ku których pamięci data ta jest upamiętniana przez wszyst­kich Ormian i ich przyjaciół na całym świecie” (cyt. za G. Chaliand, Les temps des assassins. W: A. Chiragian, La dette de sang..., s. 60-61). Na żądanie Departamentu Stanu, najwyraź­niej uwzględniającego „wrażliwość” Turcji, ze wspomnianego tekstu w ostatniej chwili usunięto słowa „w Turcji”, które miały pojawić się we fragmencie wspominającym o lu­dobójstwie dokonanym w 1915 roku (tamże, s. 61).

379 Tekst petycji z dnia 19 maja 1985 roku oraz pełną listę jej sygnatariuszy zob. w: Armenian claims..., s. 63-68. Należy dodać, że turecki negacjonizm znalazł uzna­nie nie tylko wśród zachodnich naukowców. 6 marca 1974 roku, na posiedzeniu Rady Społeczno-Gospodarczej ONZ, delegat Tunezji w cyniczny sposób (a może z żalem?) oświadczył: „Nawet jeśli doniesienia o ludobójstwie potwierdziły się, naród ormiański ciągle istnieje” (cyt. zaY. Ternon, Les Arméniens..., s. 8).

380 O sprzeciwie władz tureckich w sprawie raportu Komisji Praw Człowieka ONZ zob. R. Hovannisian, The armenian genocide... W: The Armenian genocide in perspective, s. 127; G. Chaliand, Y. Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 173-174. Kamieniem obra­zy dla Ankary było sformułowanie punktu 30. raportu przedstawionego przez Komisję Praw Człowieka ONZ, który brzmiał: „Przechodząc do współczesnej epoki, można wspomnieć istnienie dość obfitej dokumentacji masakry Ormian, którą określono mia­nem pierwszego ludobójstwa XX wieku«“ (cyt. za G. Chaliand, Y Ternon, Le génocide des Arméniens, s. 173).

381 O tureckich interwencjach we Francji zob. G. Chaliand, Les temps des assassins. W: A. Chiragian, La dette de sang..., s. 60-61.

382 C. Boltański, Ostatnio rozgorzał spór czy Turcy dopuścili się zbrodni na Ormianach. Czym była ta rzeź? „Forum” 1994 nr 21, s. 23.

383 G. Chaliand, Les temps des assassins. W: A. Chiragian, La dette de sang..., s. 60-61. Irytację rządu w Ankarze wzbudziła obecność na tej uroczyści, oprócz mera Marsylii, Josepha Comiti - sekretarza stanu we francuskim ministerstwie młodzieży i sportu (Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 7).

384 Na temat wspomnianych zamachów terrorystycznych z lat 1975-1980 zob. G. Chaliand, Y Ternon, Le genocide des Armćniens, s. 175-178. Zob. też Y. Ternon, Les Arméniens..., s. 7-8.

385 Por. V N. Dadrian, The history of the Armenian genocide..., s. XIX

386 O stanowisku Izraela z 1994 roku zob. tamże. Więcej na temat stosunku władz Izraela do kwestii ludobójstwa Ormian zob. w: Y Auron, The banality of indifference. Zionism & the Armenian genocide. New Brunswick 2000, s. 351-368.

387 Przytoczone tutaj informacje o uznawaniu przez kolejne parlamenty faktu lu­dobójstwa Ormian podaję za www.armenian-genocide.org.

388 T. Wituch, Tureckie przemiany..., s. 244.

389 F. Nansen, Armenia and the Near East. New York 1976, s. 324.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Męczeństwo Ormian Pierwszy holocaust XX wieku
EKSPANSJA KOLONIALNA W II POŁOWIE XIX I PIERWSZEJ POŁOWIE XX WIEKU, H I S T O R I A-OK. 350 ciekawy
sztuka pierwszej połowy xx wieku, PLASTYKA, plastykaVI
Transfer mimo woli Polskie i niemieckie nauki o człowieku w pierwszej połowie XX wieku
Nurty muzyki pierwszej połowy XX wieku A Gródek, K Matelowska
Oswiatowe i edukacyjne aspekty dzialalnosci wydawniczej w XX i pierwszych latach XXI wieku
16a Narracja pierwszoosobowa i typowe gatunki, w których występuje Współwystępowanie wiersza numeryc
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
12. Poezja E. Zegadłowicza, Lit. XX wieku
Sylwetka i twórczość K.K. Baczyńskiego, Lit. XX wieku
34 Geneza i charakter sojuszu Anglii i Rosji na początku XX wieku
Architektura XX wieku
Deschner Karlheinz Polityka papieska w XX wieku t 2 3 indeks osobowy
Rozwiązujemy jedną z największych zagadek XX wieku
Moja wizja oświaty w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, MATERIAŁY dla STUDENTÓW, 500 PRAC (pedagog

więcej podobnych podstron