Witam. Była narzeczona to mój pierwszy ff, jaki w ogóle napisałam. Ma 11 części + historyjkę noworoczną. Pisanie zaczęłam w drugiej połowie października 2008, a skończyłam na początku styczni a 2009.
Daję oryginalną wersję, jaką wrzucałam na forum twilightseries.fora.pl. Jestem tam znana jako Swallow.
Na początku kilka wyjaśnień.
Zaczynając pisać ten ff, chciałam z tego zrobić telenowelę. Sam tytuł już na wskazywał, jak i pierwszy rozdział. Potem jednak zaczęłam wplatać to coraz więcej humoru, co spowodowało przeistoczenie się tego tekstu w parodię. Nieprawdopodobne zdarzenia, głupkowate teksty i zabawy. Wiele osób polubiło to opowiadanie i dlatego teraz go zamieszczam na chomiku.
Oto kilka zapowiedzi (by podgrzać atmosferę >;->):
* nowa 'twarz' Alice;
* zakochany Charlie;
* Bella wariuje;
* niezdecydowany Edward;
* podstępy Belli;
* jak to jest z tą krwią?;
* narkotyk wampirów.
i wiele, wiele więcej.
Jeśli przeczytałeś ten wstęp, to ci gratuluję. Życzę miłego czytania!
1.
Cała
wieczność w jego ramionach.
To
to czego pragnę.
Jego
uśmiech który rozświetla ponure dni. Jego głos który niczym
aksamit, choć tak delikatny robi na mnie piorunujące wrażenie.
Jego
oczy, tak piękne, że aż zapiera dech. Takie jakich nie ma nikt.
Kiedy
przytulam się do niego czuję ciepło. Chociaż jest lodowaty, w
moim ciele pojawia się ognisko. Ognisko miłości, pożądania,
uwielbienia. A on każdym dniem dorzuca do niego po jednej gałązce
swojej miłości.
Edward...
Patrzy
na mnie z ogromnym uwielbieniem. Połyka każdy mój gest, moją
mimikę. Czuję że na to nie zasługuję. Bo co ja, Bella, mogę mu
ofiarować.
'Siebie'
powtarza za każdym razem kiedy swoje wątpliwości wyrażam głosno.
Kiwam głową,ale wiem że na niego nie zasługuję. Tyle potrafię
zadać mnóstwo bólu, cierpienia a on dalej, nieprzerwanie mnie
kocha.
Tak
przynajmniej myślałam...
Był
jeden z tych ponurych dni w Forks. Był weekend. Charlie był na
rybach,a ja postanowiłam razem z Edwardem spędzić dzień na
przytulaniu się w moim pokoju. To najlepsza rzecz na świecie.
-Boję
się że to minie. - powiedziałam szeptem. Edward zaśmiał się
cudownie.
-Najlepiej
nie myśleć o złym,kiedy jest ci dobrze. - powiedział. Kiwnęłam
głową. Pokierowałam swe myśli gdzie indziej. I wtedy zadzwoniła
komórka Edwarda. Sięgnął po nią zdecydowanym ruchem.
-Halo?
- powiedział lekko zirytowanym głosem. -Alice? O co chodzi? No, u
Belli. Tak. Nie wiem, a to ważne? No dobrze. Zaraz zejdziemy.
I
odłączył się. Spojrzałam na niego pytajaco.
-Alice
zaraz tu bedzie. Ma ważną rzecz do przekazania. Ja już idę na
dół. - powiedział i już go nie było.
Wstałam
leniwie. Podeszłam do lustra i przeczesałam palcami włosy.
Wyglądałam okropnie! Ale co mogłam zrobić. Musiałam do nich iść
i posłuchać co Alice ma do powiedzenia.
Na
dole zastałam ich w ponurej ciszy. Stanęłam obok Edwarda. Alice
miała minę niewyrażającą żadnych uczuć. Podobnie mój
ukochany.
-Hej,
co się stało?- zapytała zdezorientowana.Edward westchnął.
-Alice
miała wizję. - powiedział. Kiwnęłam głową, tego akurat się
domyśliłam. Spojrzałam więc na Alice w oczekiwaniu co widziała.
Od dawna nic się nie wydarzyło co by miało zakłócić nasz
spokój.
Ona
jednak stała nadal oparta o framugę drzwi.
-Alice!
- przypomniałam jej, że istnieje. Ruszyła się w końcu. Spojrzała
mi prosto w oczy.
-Miałam
wizję, że ktoś przyjedzie do Forks. - powiedziała. I nic więcej.
-No
ok, ale powiedz coś więcej. - denerwowało mnie juz to jej nic
milczenie.
-Przyjedzie
Julia Stewart. - odezwał się po raz pierwszy Edward. Spojrzałam na
niego zaskoczona. Miał grobową minę. O co do cholery chodzi?
-Julia
Stewart jest z Alaski, gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Wtedy
niefortunnie zakochała się w Edwardzie i..- zaczęła Alice.
-I?
- dociekałam.
-I
teraz chce wyjść za niego za mąż.
Zdębiałam.
Że co proszę? Czy to jakiś żart?
-Ale
on nie chce. Edward prawda? - kiwnął głową. - Alice, ona go nie
zmusi. Przecież wiesz co knuje.
Alice
westchnęła.
-Chce
go wrobić w to, że kiedyś przysiągł jej że wezmą ślub. Z tego
co wiem Edward był wtedy zrozpaczony myśląc, że już nigdy nikogo
nie znajdzie. Jednak pod koniec naszego pobytu na Alasce Julia
znalazła sobie chłopaka w którym była na zabój zakochana. Edward
pogodził się z tym i uznał,że pozwoli jej żyć szczęśliwie. A
ona teraz chce za niego wyjść. Jak gdyby nigdy nic. Nie cofnie się
przed niczym. Ma w swojej głowie okropne plany, których nie mogę
teraz rozszyfrować.
I
zakończyła swoje wyznanie.
Edward
pokiwał smutno głową.
Spanikowałam.
W mojej głowie usłyszałam jakąś muzyczkę która zazwyczaj
pojawiała się w idiotycznych serialach,kiedy coś się
komplikowało. Ale to nie był serial. Była duża prawdopodobność
że stracę Edwarda.
Wtedy
nie pragnęłam niczego tak bardzo jak zemdleć. Jednak mój mózg
pracował na zwiększonych obrotach. Nie pozwalał mi się od tego
uwolnić.
Usiadłam
na krześle w przedpokoju i spanikowana patrzyłam to na Alice, to na
Edwarda. On próbował mi udowodnić że tamta nic nie wskóra. Ale
Alice mówiła o jakichś planach których nie umie rozszyfrować.
Czemu
moje szczęście musi trwać tak krótko. Ukryłam twarz w dłoniach.
I co teraz będzie?
2.
Wróciłam
powoli do pokoju.
'Oddychaj,
oddychaj' mówiłam sobie w duchu. Usiadłam powolnie na łóżku i
zaczęłam intensywnie myśleć. Może przesadziłam od razu tak
panikując? Może tak naprawdę ta cała Julia nie ma żadnych asów
w rękawie? Może to są groźby, spowodowane zdenerwowaniem?
W
końcu uspokoiłam się na tyle by zauważyć obecność Edwarda w
moim pokoju. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Jak ja bym
mogła mu nie ufać?
-Bello...
- zaczął i po chwili siedział już obok mnie. Oparłam głowę na
jego ramieniu. Wpatrywałam się w pudło leżące na szafie jak w
jakiś obrazek. Nagle mną potrząsnął. -Słyszysz mnie? -
powiedział. Pokiwałam głową zdezorientowana.
Tego
dnia poprosiłam by przyszedł do mnie dopiero koło północy.
Rzadko decydowałam się na to,ale tego dnia byłam nieprzytomna a
musiałam się skupić na nauce.
Charlie
wrócił wieczorem. Odgrzałam mu obiad. Usiadł i spojrzał na mnie.
Tego dnia był bardzo zadowolony.
-Jak
minęła sobota?- zapytał.
-Dobrze.
Chcę dzisiaj się pouczyć by jutro mieć spokój. - odparłam
mechanicznie. Pokręcił głową i jadł dalej. Posiedziałam z nim
jeszcze chwilę i poszłam do pokoju. Nie odezwał się już żadnym
słowem.
Następnego
dnia pojechałam z Alice na zakupy do supermarketu. Nie wiedziałam
jaki w tym sens, przecież nie musi kupować nic do jedzenia.
Zasłaniała się jakimiś czasopismami. Ale trajkotała jak zwykle.
-Oh
Bello. Edward mi mówił że bardzo się przejęłaś moją wizją.
Nie ma co się bać. Pamiętam tę Julię. Całkiem nieszkodliwa. -
wybuchnęła tutaj śmiechem. Spojrzałam na nią zdziwiona, ponieważ
nie było mi do śmiechu. Widząc mój wzrok dodała: -Oj, nic nic.
Chodziłyśmy
po sklepie powoli. Kiedy doszłyśmy do stoiska z gazetami Alice
tanecznym krokiem podeszła do niego i wzięła parę gazet nawet nie
oglądając okładek.
-Alice,
po co ci gazeta 'Ogrody' z artykułem 'Jak pielić grządki'? -
zapytałam. Ta jednak nic nie mówiła, pochłonięta w lekturze
jakiegoś czasopisma. Pochyliłam się by zobaczyć jakie to.
Cosmopolitan.
-Bella,
wiedziałaś że jest 100 sposobów aby doprowadzić faceta do
szaleństwa? - zapytała. Pokiwałam głową. Na co jej to? Zbyt
wiele nie wiedziałam o życiu seksualnym wampirów, ale taka lektura
jednak tam chyba się do niczego nie przyda. Alice westchnęła i
pokręciła głową. Po chwili powiedziała: -Intrygujące.
Na
reszcie doszłyśmy do kas. Alice zatopiona w lekturze 'Auto' rzuciła
pieniądze kasjerce i poszła do wyjścia. Pobiegłam za nią.
-Alice!
- krzyknęłam doganiając ją. -O co chodzi? Po co ta cała szopka
ze sklepem?
Stanęła
nagle i rzuciła mi cwaniacki uśmiech. Po czym znów zaczęła iść
w kierunku samochodu.
-Alice!!!!
- tym razem byłam naprawdę wkurzona. Ta w końcu widząc że mój
kres wytrzymałości przechodzi największą próbę, skupiła na
mnie wzrok.
-No
ok, Bella. Nie potrafisz się oddać zakupom. - powiedziała z żalem.
Spojrzałam na nią z wyczekiwaniem.
-Julia
będzie tutaj jutro rano. - wyznała jak gdyby nigdy nic.
Aha.
To
pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Spotkacie
się pod sklepem Newtonów po południu. - dodała również.
Uchyliła
mi drzwiczki auta i weszłam jak na rozkaz.
Tego
wieczoru w moim pokoju nie było Edwarda. Może i był,ale kiedy
zasnęłam widziałam tylko deszcz dudniący za oknem.
3.
Szkoła
dłużyła się nieprawdopodobnie.
Na
każdej niemal patrzyłam na idealny profil Edwarda.
Generalnie
to tak moje lekcje mogłyby wyglądać.
'Bello,
podaj dokładny opis budowy nosa Edwarda' ktoś by mi kazał
odpowiedzieć. Ja bym szczegółowo to omawiała i piątka byłaby
murowana.
Jednak
rzeczywistość jest dużo, dużo bardziej okrutna.
Ale
ogólnie rozmawiałam z nim. Usiedliśmy przy stoliku tak jak zawsze.
Alice również. Trochę zaczynałam się o nią bać. Zamówiła
numery Cosmopolitana z ostatnich 12 miesięcy, a teraz szczegółowo
studiowała pożyczony od Jessici.
-Alice.-
zaczepiłam ją, ponieważ nic niemówiący Edward był okropnie
dołujący. Alice kiwnęła głową, uniosła podbródek dając mi do
zrozumienia że czeka na to co powiem.
-Co
się dzieje? - wskazałam na gazetę. Alice zrobiła rozbawioną
minę, jednak ja dalej wpatrywałam się w nią bardzo intensywnie.
-Bello..
hmm.. no wiesz, jak byłam młodą dziewczyną takich gazet nie
było...
-Alice,
ty od bardzo, bardzo dawna jesteś młodą dziewczyną. -
przypomniałam jej.
Jednak
ta nic już nie dodała.
Postanowiłam,
że będę musiała się temu przyjrzeć.
Ktoś
stuknął mnie w ramię. Odwróciłam głowę. Edward siedział
oparty nonszalancko o ławkę. Serce zabiło szybciej.
-Alice
miała kolejną wizję. - wyszeptał. -Ta cała Julia spóźni się.
Będzie dopiero wieczorem..
Wzruszyłam
ramionami. Czemu się tak tym przejmował? Mówił że to nic nie
znaczy. Chyba zobaczył moją minę, więc objął mnie mocno
ramieniem.
-Pomyślałem,
że przyjedziesz do mnie do domu. Alice zadzwoni do Charliego i
wszystko wytłumaczy.- Zaproponował. Zgodziłam się. Co miałam
innego do roboty. Dzisiaj do pracy szłam jedynie na chwilę, po
wypłatę. Może to będą ostatnie chwile spędzone z Edwardem w
spokoju? Wizja przybycia do jego domu stała się bardziej
atrakcyjna.
Po
odebraniu wypłaty pojechaliśmy do niego. Esme akurat pojechała do
Carlisle. Jasper i Emmett oddawali się pasjonującej grze. Polegała
na tym, że np. Jasper mówił, że ma przy sobie 15 dolarów. I to
był początek. Emmett próbował mu wmówić że ich nie ma. Dzisiaj
walka była bardzo zażarta.
-Nie
masz. - zaczynał jak zwykle Emmett.
-Mam.
- odpowiadał Jasper.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
-Mam.
-Nie
masz.
Jasper
zamilkł. Jakby mu coś przyszło na myśl. Sięgnął do kieszeni i
zaczął szukać czegoś. Z chwili na chwilę robił się coraz
bardziej niespokojny jednak w końcu zadowolony wyciągnął 15
dolarów i odetchnął z ulgą.
-Mam.
W
takich chwilach zdawało mi się, że wampiry to jednak nie tak
bardzo dobrze rozwinięty gatunek.
-Jasper!
- wykrzyknęła Alice wchodząc do pokoju. Specjalnie stukała kijem
od miotły by ją usłyszeć.
-Alice
skarbie? - zapytał Jasper oderwany z gry. Alice oparła się o kij i
wpatrywała się intensywnie w swojego ukochanego.
-Wydaje
mi się,że... - zaczęła. Wszyscy w pokoju odwrócili ku niej oczy.
Ona stała niewzruszona.
-No?
- dopytał Jasper trochę zaniepokojony jej stanem.
-Coś
mi się zdaje,że mnie zdradzasz. - oznajmiła prosto z mostu
prostując się jak strona. Otworzyłam z wrażenia usta i
popatrzyłam na Jaspera. Ten był zaskoczony, jednak szybko przybrał
nic niemówiący wyraz twarzy.
-Myślałam,
że mnie kochasz. Że jestem tą jedyną. Że nigdy mnie nie
zostawisz. - tu załamała jakby teatralnie głos. - nawet nie
widziałam tego w swoich wizjach bo musiałeś to zrobić
niespodziewanie. Jasper! Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła i
opadła na fotel zakrywając twarz dłońmi.
Wpatrywałam
się osłupiała na nią. Edward zakaszlał kilka razy jakby próbując
się opanować. Emmett z rozdziawioną buzią wpatrywał się w swoją
siostrę. Podobnie Jasper.
-O
czym ty kobieto mówisz?! - krzyknął. Alice wydała jęk. Chyba
wymuszony.
-Jasper.
Myślisz że ja tego nie widzę? Że nie patrzysz na mnie tak jak
wcześniej? Że nie chcesz mnie słuchać? Oh Jasper. - znów załamał
jej się głos, jednak kontynuowała. -Próbowałam odgonić od
siebie te myśli. Jasper. Oj Jasper. Weszłam przez przypadek na
komputer, wiesz jaki mam do niego stosunek. I co znajduje?!!! Twoje
konto na jakimś durnym portalu MySpace czy coś w tym stylu.
'YourJasper'. No pięknie. 'Mój Boże, jaki jesteś przystojny,
Umówmy się' pisze niejaka BrittanyLove. Wyżej napisała 'Naprawdę?
Ty mi nawet bardzo!'. Jasper!
Jasper
gdyby mógł pewnie by zbladł. Ale miał nieskazitelnie białą
twarz i nadal wpatrywał się gdzieś w dal. Alice wydała z siebie
jęk i pobiegła na piętro. Postanowiłam pobiec za nią. Edward
mnie nie zatrzymał.
-Alice?
- zapytałam niepewnie wchodząc do jej pokoju. Był piękny, jednak
jak dla mnie zbyt ekscentryczny.
Moja
przyjaciółka siedziała głęboko w fotelu.
-Kto
Ci nagadał takich bzdur że Jasper Cię zdradza?- zapytałam. Ona na
te słowa wzdrygnęła się.
-Alice!
- potrząsnęłam nią.
-Bello,
przestań. To boli. Serce mnie boli, dusza mi się rozdziera na
kawałki. - powiedziała.
-Ale
ty nie masz ani serca ani duszy. - przypomniałam.
-Czy
to ma jakieś znaczenie? - zapytała i zamilkła.
Siedziałyśmy
w ciszy. Za oknem się ściemniało. Szukałam sposobów by ją
zapewnić, że się myli. Przecież to nie możliwe. Jasper? Przecież
to idiotyczne.
-Myślisz,że
zwariowałam? -zapytała. Skinęłam głową. Uśmiechnęła sie
ironicznie.
-Wszystko
jest tutaj. - wskazała na gazetę.
Cosmo!
No oczywiście, a skąd by indziej!
-Wszystko
się zgadza. - dodała. Eięgnęłam po czasopismo i zaczęłam
pośpiesznie czytać.
'Czy
zauważyłaś ostatnio że Twój mężczyzna dziwnie się zachowuje?
To może być oznaka że Cię zdradza. Jednak zanim zaczniesz go
osądzać przeczytaj zwierzenia naszych czytelniczek:
Betty,
34 - Z Michaelem byłam od ponad pięciu lat. Seks był zabójczy.
Rozmawiało nam się fantastycznie. Jednak któregoś dnia zauważyłam
że nie chce ze mną rozmawiać. Pomyślałam: zły dzień. Dałam mu
trochę spokoju. Jednak takie zachowanie się powtarzało. Z coraz
większym przerażeniem zauważałam nasze oddalenie się.
W
pracy koleżanka poprosiła mnie o wydrukowanie paru rzeczy.
Zgodziłam się. Rzadko wchodziłam na komputer. Jednak mój chłopak
często na nim była. I co zobaczyłam? Serwisy randkowe na których
podawał się za 'Zabójczego Miśka'. Powiedziałam mu o tym.
Przyznał się jednak powiedział że to nic nie znaczy....'
-Alice,
chyba tym się nie kierujesz? - zapytałam z niedomierzeniem
odkładając te bzdury. Kto jak kto, ale ta dziewczyna powinna
wiedzieć, że to bez znaczenia. On WAMPIREM. Ona nimBYŁA. A Jasper
ją kochał.
-Bello,
proszę zostaw mnie samą. - poprosiła. Zgodziłam się posyłając
jej spojrzenie mówiące o tym, że mnie zadziwia. Przecież przez to
nie mogą się rozstać!!
Wróciłam
do pokoju. Było w nim cicho. Edward siedział wpatrzony w zegar.
Jasper miał opuszczoną głowę. Co się dzieje?!
Nagle
zadzwonił dzwonek. Jezu, w końcu Esme. Może jakoś to przerwie.
Edward
wstał i podszedł do drzwi. Usiadłam na fotelu. Kiedy wszedł nie
było obok niego mojej kochanej Esme.
Zamiast
niej stała wysoka, czarnowłosa przepiękna dziewczyna o pięknych
ustach i okropnie długich rzęsach które było widać nawet z
dzielących nas 10 metrów. Ubrana na biało wyglądała
nieprawdopodobnie pięknie.
-Cześć,
to ja Julia. - przywitała się, a moje serce stanęło na parę
dobrych sekund.
4.
Zaczęłam
w końcu oddychać. Raz, dwa, trzy... Tlen doszedł do mojego mózgu.
Julia
Stewart weszła zgrabnym krokiem do salonu i zaczęła się z każdym
widać. Podała mi rękę, chociaż zdawało mi się że w jej
pięknych oczach zobaczyłam rozbawienie.
U
góry schodów pojawiła się Alice. Miała potargane włosy i
wyglądała jakby dopiero co się przebudziła, chociaż to
oczywiście było niemożliwe.
-Cześć
Julia. - przywitała się i podała jej rękę, gdy już zeszła.
Przybrała miły wyraz twarzy.
-Cześć
Alice. - Julia potrząsnęła energicznie jej dłonią. Ta dziewczyna
była dziwnie radosna. Irytowało mnie to. Zaraz miała wywrócić
moje, już tak, pokręcone życie do góry nogami.
-Żebyście
wiedzieli jak mi się ta podróż dłużyła. - powiedziała siadając
na kanapie. Wyciągnęła swoje długie nogi i uśmiechnęła się
sama do siebie. -Zastanawiałam się czy bym mogła u Was
przenocować, ale jeśli to jakiś kłopot znajdę jakiś hotel w
mieście.
Czekałam
z przejęciem na odpowiedź rodzeństwa. Pierwszy odezwał się
Emmett.
-Pewnie,
na pierwszym piętrze jest wolny pokój.
I
było jasne. Serce podskoczyło mi do gardła na tę myśl ,jednak
próbowałam pozbyć się wszystkich myśli.
Rozmowa
kręciła się w okół podróży. Odzywał się głównie Emmett,
czasem dodawał coś Jasper lub Alice. Kiedy Julia się znudziła
wstała i zaczęła wędrować po salonie. Związała wstążką
swoje piękne włosy i wróciła do nas. Usiadła przy Edwardzie.
-Przejdziemy
się? - zapytała go. Czekałam na odpowiedź. Zobaczyłam jak mój
ukochany kiwa głową i po chwili idą do ogrodu.
Zostałam
sama, nie licząc trójki Cullenów w salonie. Zaczęłam się
zastanawiać gdzie jest Rosalie. Przyglądałam się napiętej
sytuacji Jaspera i Alice. Ta patrzyła cały czas w przeciwległą
stronę co Jasper. Atmosfera była nie do zniesienia. Tak samo jak
to, że nie wiedziałam co dzieje się w ogrodzie. To było okropne.
Po
paru minutach do domu wpadła Rosalie. Przywitała się ze wszystkimi
i usiadła koło mnie. Na widok dziwnej sytuacji spojrzała na mnie
pytająco.
-Jasper
i Alice się pokłócili. - szepnęłam. Pokręciła głową, że
rozumie. Po chwili dodałam: -I Julia przyjechała. Jest teraz z
Edwardem w ogrodzie.
Chociaż
próbowałam to powiedzieć bezbarwnym głosem, Rosalie usłyszała w
nim nutkę histerii. Spojrzała na mnie pokrzepiająco i wysłała mi
jeden z uśmiechów o nazwie 'wszystko będzie okej'.
Edward
i Julia wrócili 10 minut później. Ona była nadal radosna. On miał
nieodgadnioną twarz.
-Rose!
- krzyknęła Julia będąc po chwili przy dziewczynie. Przytuliła
ją serdecznie i wymieniła kilka uwag co do wyglądu. Obok siebie
wyglądały jak dwie nimfy, albo przynajmniej zwyciężczynie jakichś
konkursów piękności.
Siedzieliśmy
tak trochę. Rozmowy pojawiały się i znikały. Ja nie otwierałam
buzi czując się niepotrzebna w tym towarzystwie. Jeszcze myślałam
o tym co się zdarzyło w ogrodzie.
W
końcu Edward wstał i powiedział do mnie:
-Odwiozę
Cię do domu.
Zgodziłam
się. Pożegnałam się z towarzystwem i szybko wybiegłam na dwór.
Edward
był milczący, co mnie doprowadzało do szału. Kiedy jechaliśmy
samochodem myślałam, że zwariuję. w końcu rozkazałam:
-Zatrzymaj
się!
Edward
był zaskoczony, ale zrobił to o co prosiłam. Staliśmy na poboczu,
było ciemne a ja wpatrywałam się w jego cudowne oczy. Pochyliłam
się ku jego twarzy i odważnie pocałowałam. Jeden pocałunek,
drugi. Zaczęliśmy się całować, ale było w tym dużo napięcia.
To też było irytujące. Nie mogąc tego znieść raptownie się
odsunęłam.
-Powiedz
o co chodzi! Nie mogę tego znieść! - rozżaliłam się i
spojrzałam przed siebie. Tak mnie to denerwowało! Czy uczucia
Edwarda nie były szczere?
-Bello...
- zaczął. Skupiłam się na jego głosie. -To nie Twoja wina..
Muszę to przemyśleć .. i ... jestem rozdarty. To trudna sytuacja.
Daj mi czas.
Moja
mina była nieodgadniona, przynajmniej na taką starałam się
kreować. Ale naprawdę moje serce rozdzierało się na kawałki.
Czułam się okropnie.
-Jedź.
- powiedziałam. Edward zaczął znowu prowadzić. Kiedy dojechaliśmy
do domu, nadal nic nie mówiłam.
-Nie
przychodź. - poprosiłam i wyszłam.
Leżałam
w łóżku kreując swój plan. Czasem pojawiały się natrętne
przypuszczenia co teraz robi Edward. I Julia...
Rano
wstałam i szybko umyłam się i przebrałam. Wybiegłam z domu czym
prędzej i wsiadłam do furgonetki. Edward nie zdążył przyjechać.
Pod
szkołą było jeszcze niewiele osób. Uf, miałam nadzieje, że
Alice nie widzi co planuję albo przynajmniej mnie rozumie i nie
powie nic bratu.
Stałam
pod szkołą czekając na Mike'a. Kiedy zobaczyłam go wyłaniającego
się z samochodu podbiegłam szybko.
-Mike!
- przywitałam się. Spojrzał zaskoczony, ale na jego twarzy pojawił
się słodki uśmiech.
-Cześć
Bello. - powiedział. -Ślicznie dziś wyglądasz.
Uśmiechnęłam
się słodko. Uf, wszystko idzie zgodnie z planem.
Lekcje
mijały dość powolnie, ale nie przeszkadzało mi to. Edward w
szkole był, ale jak zwykle milczał. Idealnie się składało.
Nadeszła
biologia. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do klasy. Edward już
tam siedział. Ostatnio jakoś wychodziło tak, że coraz rzadziej
razem chodziliśmy na lekcje..
Położyłam
moją torbę na ławce. Rozglądnęłam się po sali i zobaczyłam
Mike'a. Uśmiechnęłam się promiennie i podbiegłam do niego.
Również ucieszył się na mój widok.
-Mike!-
znów krzyknęłam na jego widok tak jak na parkingu. Usiadłam na
skraju jego ławki i spojrzałam na nigo zalotnie. -Super fryzura. -
pochwaliłam. Dzisiaj miał włosy postawione na żel. Wyglądało to
dość zabawnie ale pasowało mu.
-Dzięki
Bello. - powiedział , widocznie połechtany tą uwagą. Gadaliśmy
swobodnie. Mrugałam zalotnie rzęsami i miałam nadzieje, że
wygląda to dobrze, a nie tak jak zwykle wychodziło, czyli -
żenująco.
Kątem
oka zobaczyłam, że Edward zaskoczony przygląda się nam. Po
dzwonku pochyliłam się do Mike'a i szepnęłam mu do ucha:
-Spotkamy się po lekcjach.
Zeszłam
zgrabnie z ławki, jednak straciłam równowagę, ale się nie
przewróciłam. Usiadłam tuż przy Edwardzie i wypakowałam torbę.
Nadal
był widocznie zaskoczony ale nic nie mówił.
Po
lekcji szliśmy obok siebie na stołówkę. Nic nie mówił ,ale
poczułam napięcie. Przy stoliku usiadłam obok Mike'a.
Jednak
moją uwagę na tej przerwie zwróciła Alice. Ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu przefarbowała włosy na jasny rudy i ja wyprostowała.
Wyglądała ładnie, ale dość dziwnie. Ubrała się w obcisłe
jasne dżinsy i bluzkę z dekoltem. Zszokowana przyglądałam się
jej. Malowała paznokcie na różowy kolor i co i rusz przeglądała
się w lusterku. Wyszła wcześniej ze stołówki i ja pobiegłam za
nią.
-Alice!
- zawołałam. -O co tu chodzi?
Uśmiechnęła
się i poprawiła włosy.
-Zmieniam
wizerunek. - wyjaśniła i poszła zgrabnym krokiem przed siebie.
Dopiero teraz zauważyłam że ma okropnie wysokie szpilki.
Zaczęłam
iść w kierunku sali od angielskiego. Była to ostatnia lekcja.
Byłam bardzo zaskoczona, gdy pojawił się koło mnie Edward.
-Bella.
- zaczął.
-Słucham?
- nadstawiłam ucha.
-Czemu
to robisz? Czemu flirtujesz z Mike'm Newtone'm?! - był jakby
wzburzony. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie
mogę? - zapytałam.
-No..
możesz. Ale tak nie wypada. Chodzimy ze sobą. Są jakieś zasady. -
zacząło tłumaczyć, jednak nie bardzo przekonany.
-Kto
jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nawet w najlepszym związku
jedna ze stron nagle zaczyna je łamać.
I
odeszłam wchodząc do sali. Edward stał z rozdziawioną buzią i
wpatrywał się we mnie z wielką powagą. Po chwili poszedł w druga
stronę i już go nie było.
5.
Po
lekcjach Edward na mnie czekał przy moim samochodzie. Próbowałam
go zignorować, ale nie dałam rady. Westchnęłam więc.
-Możesz
się odsunąć? - zapytałam nie patrząc na niego. Nie odpowiedział
próbowałam go odepchnąć ale złapał mnie za nadgarstek.
-Nie
mogę. - powiedział. Wkurzyłam się na niego. Bo co on sobie
myśli?! Jest moim właścicielem czy co?!
-Edward,
proszę Cię bardzo grzecznie byś się odsunął ,bo chcę wejść
do samochodu. - warknęłam. Odsunął się w końcu puszczając moją
rękę. Otworzyłam drzwi samochodu i nim się spostrzegłam Edward
już po drugiej stronie wchodził do niego.
Wkurzała
mnie ta jego nachalność. O co mu chodzi?
-Edward.
Chyba ktoś na Ciebie czeka. - powiedziałam wskazując na jego
volvo. Stał przy nim nie kto inny jak Julia Stewart.
Edward
się zmieszał. Chociaż serce biło mi szybciej, nadal czułam
typowy syndrom zazdrości, miałam zaciętą minę. Edward westchnął
i już go nie było. Stał teraz przy Julii. Odpaliłam samochód i
odjechałam. Nawet nie spojrzałam w ich stronę, co uważam za mój
mały sukces.
Dojechałam
do domu i odrobiłam lekcje. Zaczęłam przygotowywać dla Charliego
obiad - pieczeń z frytkami. Dość dziwne połączenie, ale kiedy
ostatnio mu to podałam, Charlie był zachwycony.
Kiedy
wszystko skończyłam, spojrzałam na zegarek. Dopiero piąta.
Westchnęłam i włączyłam telewizor. Leciała powtórka Oprah
Winfrey Show. Jednak nie dane mi było nawet skojarzyć o czym jest
program, bo moje myśli zagłuszył dzwonek do drzwi.
Wstałam
niechętnie i je otworzyłam. Na progu stała Alice. Nadal miała
rude włosy, nadal miała wysokie obcasy i niestety nadal w ręce
trzymała Cosmo.
-Cześć
Bello. - przywitała się i ucałowała mnie w policzki. Zszokowałam
się czując inny zapach niż zwykle. Ten był ostry, jakby wulgarny.
Odgadłam że Alice musiała kupić jakieś perfumy. -Idziemy.-
rozkazała i pociągnęła mnie za sobą.
Wyrwałam
się i powiedziałam, że muszę powyłączać wszystko i zamknąć
drzwi. Poczekała na mnie cierpliwie i już szłyśmy do jej
samochodu. Dzisiaj był to różowy lexus.
Różowy
lexus?!!!!!!!
-Śliczny,
prawda? - powiedziała i poklepała z uznaniem nowe cacko. Pokiwałam
głową, chociaż zakręciło mi się w głowie od tego różu.
Jechałyśmy
szybko i po chwili byłyśmy przed małym centrum handlowym, jedynym
w Forks. Weszłyśmy i pokierowałyśmy się do małej kawiarni. Nie
miałam na nic ochoty i dziwiłam się czego szukała tam Alice.
-Napijesz
się coli, prawda? - zapytała uśmiechając się słodko. Kiwnęłam
głową mimo woli. usiadłyśmy przy stoliku przed kawiarnią. Alice
malowała paznokcie, a ja piłam colę. Czekałam aż moja
przyjaciółka zacznie temat. I nie przeliczyłam.
-Słuchaj.
Zalogowałam się na jeden portal randkowy. - tu zachichotała. - i
pisze z takim jednym facetem. Chuck się nazywa. Mieszka w Bostonie.
-W
Bostonie? - zdziwiłam się. Przecież to było na drugim końcu
Ameryki.
-No
właśnie też się przeraziłam tej odległości, ale powiedział że
niedługo przyjeżdża do Seattle. Chcę się z nim spotkać. - znów
zachichotała.
Pokiwałam
głową.
-Jest
przystojny. Ma 22 lata. I ma zielone oczy! Poważnie! Wyczytałam, że
to oznacza iż jest inteligentny, ma charyzmę i. - chichot. -duże
przyrodzenie.
Wpatrywałam
się w nią osłupiała. Co za pierdoły ona gada? Facet z Bostonu?
Zielonooki, inteligentny i z dużym przyrodzeniem? Chyba zwariowała.
-Jestem
taka podekscytowana i... - przerwała zmieniając nagle wyraz twarzy.
Wpatrywała się w coś z duzym skupieniem. Spojrzałam w tę samą
stronę co ona.
I
również mnie zatkało. Ostatnio za często się to zdarzało, i to
niemal zawsze z powodu Cullenów.
Przy
sklepie z butami stał nie kto inny jak Jasper. Miał obcisłe,
czarne lateksowe spodnie. Równie obcisły biały podkoszulek oraz
japonki (w Forks?!!). Włosy postawione żel i czarne okulary
przeciwsłoneczne wyglądały dość dziwnie jak na Forks. I dość
dziwnie jak na Jaspera!!!
Flirtował
z kimś. Był to.. facet?! Myślałam, że mi się przywidziało, ale
przetarłam oczy. Jasper był.. gejem?! To chyba jakiś żart? Czy
wszyscy naprawdę zwariowali? Czułam się jak w jakimś zakładzie
czubków.
-Jasper!
- krzyknęła Alice. Szła właśnie do niego. Zaczęli się kłócić.
Postanowiłam że pójdę. Jak coś podjadę autobusem do domu.
Jednak
nie dane mi było wrócić do niego, bo przed centrum spotkałam
Mike'a Newtona.
-Bello!
- ucieszył się na mój widok. Pomachałam mu. Szedł z dwoma
kolegami. Nie znałam ich zbytnio.
-Cześć
Mike. - przywitałam się.
-Właśnie
razem z kumplami wracamy ze sklepu. Robimy małe spotkanie u mnie w
domu. Przyłączysz się?
-Jasne.
- zgodziłam się. Byłam dość wcześnie i chciałam zapomnieć o
tym co zobaczyłam.
Jak
się okazało jego koledzy nazywali się Jason i Bruce. Zajechaliśmy
pod dom Mike'a i weszliśmy do środka. Z czasem pojawiło się
więcej osób. Było parę dziewczyn. Większość piła piwo, ja
jednak odmówiłam. Nie lubiłam alkoholu.
-Cześć.
Jestem Monica. - przedstawiła się średniej wysokości blondynka.
Wyglądała sympatycznie, ale też trochę tak jakby brakowało jej
szóstej klepki.
-Cześć.
Bella.
-Słuchaj,
przyszłam tu z koleżanką, zbyt wielu osób nie znam. - puściła
perskie oko. Uśmiechnęłam się.
-Nie
amrtw się. Większość znam z widzenia. - pocieszyłam. Pokiwała
głową. Długo nie miałyśmy tematu do rozmowy, aż w końcu
zaczęła.
-Ostatnio
mieliśmy w szkole temat o ludziach prehistorycznych. Mamuty, te
sprawy. Wiesz o co chodzi, nie?
-No
wiem.
-I
pani nam mówi że oni większość czasu spędzali w jaskiniach.
Jedli tam, spali. I ja się trochę zmartwiłam.
-Dlaczego?
-Bo
wiesz, ja byłam w zeszłe wakacje z rodzicami na wycieczce i
zwiedzaliśmy jaskinie. I przez cały czas nie miałam tam zasięgu w
telefonie. I jak usłyszałam o tych ludziach co mieszkali w tych
jaskiniach to myślę sobie, że dla nich musiało być to ciężkie.
Pewnie nikt nie mógł się do nich dodzwonić.
Aha.
Wyprowadziła
mnie z psychicznej równowagi ta dziewczyna. Postanowiłam jeszcze
chwilę posiedzieć i wyszłam.
Tym
razem chciałam po prostu dotrzeć do domu i nie spotykać już
nikogo. Udało się.
5.
Cały
weekend spędziłam w domu. Ani razu nie wyszłam. Odpoczęłam
trochę psychicznie i już w niedzielę wieczór absurdalne zdarzenia
z zeszłego tygodnia wydawały się bardzo odległe.
Rozmawiałam
też z Charliem o zakupie nowej lodówki. Obecna, prehistoryczna, już
nie mroziła. Charlie starał się mi wmówić, że to żaden
problem.
-Tato,
nawet lodów nie można mrozić. - marudziłam.
-Kochanie,
jeśli będzie chciała mrozić lody to wystawisz je za okno. W Forks
niemal zawsze jest minusowa temperatura.
-A
szynka, masło, mleko...
-Nie
marudź. Ta jeszcze trochę wytrzyma.
-...
ser, jogurty, piwo.
-Piwo?
-No
tak. Co sobie pomyślą, gdy zobaczą, że policjant trzyma piwo za
oknem? I to taki ważny policjant!
-Chyba
masz rację.
No
i we wtorek jedziemy po lodówkę. Moim samochodem..
Poniedziałek
był mroźny. Kiedy się obudziłam, o szóstej, było jeszcze trochę
ciemno. Umyłam się, spakowałam, ubrałam i zeszłam na dół zjeść
śniadanie. Charlie siedział przy stole i przeglądał jakiś
katalog. Nasypałam sobie płatek, zalałam mlekiem i usiadłam
naprzeciw niego.
-Co
to? - zapytałam wskazując łyżką na katalog.
-Lodówki.
- odpowiedział lakonicznie.
Siedzieliśmy
w ciszy. Kiedy zjadłam śniadanie podeszłam do jego krzesła.
-I
co ciekawego widzisz?
-Wiedziałaś,
że są lodówki, które są podłączone do internetu i jeśli np.
czegoś ci zabraknie, a jest to zaprogramowane w lodówce,
automatycznie zamawiają to w internecie.
-Słyszałam.
To chyba w Chinach takie robią..
-Albo
np. jeśli wchodzisz do kuchni, lodówka to wyczuwa i mówi 'Witaj
Charlie. Jak ci minął dzień?', ja odpowiadam, że dobrze,a ona 'To
świetnie. Życzę ci miłego dnia'.
-Wiesz
to ja już bym wolała psa. - uśmiechnęłam się do niego. Pokiwał
głową. Stanęło na wysokiej, srebrnej. Kosztowała chyba 300
dolarów. Zaoferowałam się, że dołożę 75 dolców. Oczywiście,
wedle moich przewidywań, Charlie nie zgodził się.
O
wpół do ósmej wyszłam z domu. Poczułam przyjemne, rześkie
powietrze, które sprawiało radość tylko po paru dniach siedzenia
w domu.
Jechałam
powoli. Wszystko wydawało się senne. Nawet drzewa wyglądały jakby
zaraz miały paść ze zmęczenia. Co jakiś czas otwierałam szerzej
oczy, by nie zasnąć.
Na
parkingu bło już dużo osób. Większość rozmawiała wesoło,
opowiadając co robiło w weekend.
Wysiadłam
ociągając się. Po chwili był przy mnie Mike. Zaczął opowiadać
mi jak skończyła się impreza.
-I
jedna Olivia tak się upiła, że gdy wyszła zaczęła śpiewać
hymn. Przewróciła się na schodach i rozbiła głowę. Było tyle
krwi, że...
-Tych
szczegółów możesz mi oszczędzić. - poprosiłam. Kiwnął głową
i kontynuował.
Słuchałam
go jednym uchem. Ogólnie to rozglądałam się po parkingu. Przed
oczami mignęła mi znajoma sylwetka. Przyjrzałam się uważniej.
Jasper. Jasper! Siedział na ławce po drugiej stronie ulicy.
Wyglądał normalnie. To znaczy, nie miał już japonek, włosów na
żel itp.
Kiedy
mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i gestem przywołał do
siebie. Przeprosiłam na chwilę Mike'a i przebiegłam przez ulicę.
-Hej
Jasper. - przywitałam się. Pokiwał głową. Usiadłam obok niego.
Ławka była trochę wilgotna, ale uznałam, że dla Jaspera zrobię
i takie poświęcenie, że potem będę wyglądała jakbym popuściła
w majtki.
-Cześć
Bello. Dobrze, że akurat się spotkaliśmy. - mówił cicho. Byłam
ciekawa co chce mi powiedzieć.
-A
gdzie się podziały hmm.. Twoje atrybuty? No wiesz, japonki,
okulary, te sprawy. - mimo największych chęci nie mogłam opanować
chichotu.
-Tak
się zastanawiałem i uznałem, że chyba lepiej będzie jak zostanę
skinheadem.
-Nie,
nie, nie. To ja już wolę z Tobą chodzić na zakupy.
Wybuchnęliśmy
śmiechem. Ucieszyłam się z tego, że raczej Jasper na razie będzie
po prostu Jasperem.
-Chciałem
z Tobą porozmawiać. - wyznał.
-Domyśliłam
się.
Zamilkł
na chwilę po czym zaczął:
-Edward
jest nieszczęśliwy. Tęskni za Tobą.
Zaczęłam
się głośno i absurdalnie śmiać. Kiedy się uspokoiłam, Jasper
dalej miał swoje oczy, poważnie, utkwione we mnie.
-Jasper,
posłuchaj... Myślałam nad tym. Chociaż szaleję za Twoim bratem,
wiem że związek między nami nie ma sensu. Ja jestem człowiekiem,
on wampirem... Sądzę, że Bóg i wszystkie niebiosa by wolały
byśmy zakochali się w kimś z naszego gatunku. - zawiesiłam głos,
po czym dodałam: -Tylko, że on ma ułatwione zadanie. Niedługo się
ożeni. Wszystkie rany się zabliźnią. Jednak ja czuję, że moje
będą jeszcze otwarte przez najbliższe kilkaset lat.
Uśmiechnęłam
się smutno. Jasper pogładził mnie po ramieniu. To była dziwna
sytuacja. Nie pomyślałabym, że o takich rzeczach będę mówić
Jasperowi. Prędzej Alice, Rosalie..
Milczeliśmy.
Chyba to był najlepszy komentarz. Po paru minutach odezwałam się:
-A
co z Tobą i Alice?
Byłam
ciekawa jak rozwinęła się sytuacja i co zdarzyło się po tym
spotkaniu w centrum handlowym.
-Oj,
Bella.. Ja już totalnie do tego nie mam głowy. Zrobiła mi dziką
awanturę. Krzyczała, że robię z siebie idiotę. Oczywiście ja
też wyrzuciłem z siebie to i owo. Ona chyba zwariowała. Czyta
horoskopy..
-A
ona wie w ogóle kiedy się urodziła? - zdziwiłam się.
-Ogólnie
to nie, ale uznała, że ona będzie najlepszym koziorożcem. Więc
wertuje wszystkie gazety, strony internetowe. Rozumiesz? Strony
internetowe! Zablokowała wejścia na wszystkie portale
społecznościowe w Ameryce!
Rzeczywiście,
z Alice było coś nie tak. Trzeba będzie się nad nią zastanowić.
Ale akurat wtedy musiałam iść na lekcje.
-Jasper,
wybacz, zaczynają mi się lekcje. Dzięki za rozmowę.
-Ja
też Ci dziękuję, Bello.
I
odeszłam. Kiedy wchodziłam do budynku, nagle koło mnie przeszedł
Edward. Jasny gwint! Zupełnie o nim zapomniałam. Pewnie
podsłuchiwał.
-Bello..
-Nie,
Edward, nie będę druhną na Twoim ślubie.
I
poszłam dalej. Zatrzymał się zaskoczony. Postanowiłam, że
poproszę aby mnie przeniesiono na biologii do innego stolika. A jak
będzie potrzeba to mogę i nawet na podłodze siedzieć...
7.
Tata
kupił lodówkę.
Można
powiedzieć, że razem ją kupiliśmy
-Teraz
takie małe lodówki robią? - dumał nad biedną mikrofalówką
totalnie skupiony i zafascynowany.
-Ojj
tatoo. - jęknęłam tylko.
W
końcu ujrzeliśmy wysoką, srebrną.
-Niezła
sztuka. - gwizdnął Charlie. Schowałam twarz w dłoniach, ale z tym
musiałam się zgodzić.
I
przywieźliśmy lodówkę do domu. Charlie od razu się z nią
zaprzyjaźnił. Żałował, że nie kupiliśmy tych co są podłączone
do internetu i co nie wydają dźwięków. Postanowiłam wtedy że
poszukam dla niego jakiegoś psa...
W
szkole było tak samo jak zwykle. Edward nadal siedział ze mną
niemal na każdej lekcji. Znosiłam to dzielnie. Nie raz miałam
ochotę go dotknąć, uścisnąć dłoń...
Uścisnąć
dłoń?! Miałam ochotę całować go jak oszalała.
Ale
zamiast tego udawałam zimną i niedostępną. Przynajmniej tak to
miało wyglądać. I chyba wyglądało.
-Bella?
- zagadał do mnie na angielskim. Odwróciłam się do niego, jakby
wyciągnięta z naprawdę interesującego tekstu na temat najbardziej
przełomowych dzieł XVIII wieku.
-Słucham
Ciebie? - zapytałam, kładąc nonszalancko ręce na ławce.
Westchnęłam również, co wyglądało jakby mnie to czekanie na
jego słowa nudziło.
Ale
on nic nie mówił. W końcu , mimo moich starań, spojrzałam na
niego wyczekująco. On tylko odchrząknął (po co?), wstał i
poszedł na środek sali.Nauczyciel był ogromnie zdumiony. Do końca
lekcji pozostały ledwie dwie minuty, a tu Edward wychodzi na srodek.
Wpatrzyłam się w niego tępo.
-Chcę
ogłosić wszem i wobec, że dnia dzisiejszego obiecuję sobie i Wam,
że Bella znów będzie mogła mi zaufać. - powiedział tylko,
podszedł do naszej ławki, wziął plecak i wyszedł. Musiałam
wyglądać dość żałośnie, siedząc z otwartą buzią z której ,
bałam się, być może wyciekała mi ślina.
W
końcu zadzwonił dzwonek. Flegmatycznie zaczęłam się pakować.
Podszedł, oczywiście, Mike.
-O
co chodzi Cullenowi? - zapytał. Zachichotałam dość histerycznie.
Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie
wiem. Jest dość dziwny, ostatnio widziałam jak całuje się z
kotem na ławce.
Mike
utkwił we mnie wzrok, całkowicie zdumiony.
-Hehehe,
kto by się spodziewał. - znów zarechotałam.
-Bello,
dobrze się czujesz? - zapytał mój przyjaciel zatroskany.
-Chyba
nie.
I
znów chichot.
Środy
zawsze mnie nudziły...
Piątek
przyszedł szybko. Czułam się niezbyt dobrze, miałam wrażenie że
wariuję.
Szczególnie
wtedy, kiedy wracałam do domu, a Charlie już siedział zagadany z
lodówką.
Tak,
tak. Zagadany z lodówką. L O D Ó W K Ą.
-Wiesz,
moja droga, praca policjanta nie jest taka prosta jak Ci się wydaje.
Widzę Twoje zaskoczenie, ale taka jest prawda. Całe Forks oczekuje
ode mnie cudów. Ale ja jestem tylko człowiekiem. Charlie Swan - tak
mam na imię. Biedny Charlie, oj biedny..
-Czesć
tato. - przywitałam się niepewnie.
-Oo,
Bells, skarbie chodź do mnie. Właśnie rozmawiam z Abrą...
-Abrą?
-No,
z ta piękną panią co stoi obok mnie. - wskazał na lodówkę.
-Tato,
wszystko w porządku? - zapytałam.
-Oczywiście.
Czemu pytasz?
-Bo
rozmawiasz z lodówką?
Charlie
bardzo się zdenerwował.
-Isabello
Swan! Nie mogę uwierzyć, że tak mówisz o Abrze! Nie widzisz, że
jest jej przykro?! Bardzo się na Tobie zawiodłem! Idź do pokoju i
nie wychodź dopóki nie zastanowisz się nad własnym
postępowaniem!!!
Teraz
się darł. Trochę się go przestraszyłam. Myślałam, że jest
pijany, ale w ręce trzymał tylko herbatę.
Czym
prędzej pobiegłam do pokoju.
Czy
ten świat wariuje?!
Siadłam
do komputera. Odpalał się trochę czasu, ale w końcu mogłam wejść
na Internet.
Weszłam
na MySpace i wpisałam w wyszukiwarkę.
JASPER
CULLEN.
Wyskoczyło
mi jedno okienko. I ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, na zdjęciu była
postać Jaspera.
Weszłam
na stronę. Była fioletowa, było na niej pełno zdjęć.
Zaczęłam
po kolei czytać.
'Boję
się, boję się, boję się, boję się, boję się'. - pisąło w
miejscu na opis. Ogólnie strona była dość dziwna. Wyłączyłam
komputer, poniewaz nie chciało mi się dalej czytać.
Co
mam robić?
Wyszłam
z pokoju po cichu. Charlie siedział w kuchni. Słyszałam tylko:
-Abro,
nie płacz. Przepraszam za Bellę. Czasem nie myśli co mówi, na
pewno nie chciała Cie urazić.
Założyłam
szybko buty i wybiegłam z domu. Bałam się, że resztka mojego
mózgu wyparuje.
Pojechałam
samochodem do centrum. Weszłam do McDonalda. Miałam wielką ochotę
na szejka. Kiedy kupiłam, wyszłam i oparłam się o samochód.
-Belllllalalalala?!
- ktoś krzyknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Julię Stewart.
Tak, tę wampirzycę. Chodziła kiwając się na boki. Sama. Gdyby
nie to, że wampiry raczej nie piją, pomyślałabym że jest pijana.
-Bellaaaa?
- zapytała jakby nie do końca mogła mnie poznać. Kiwnęłam
głową, lekko oszołomiona.
-Co
tutaj robisz? - zapytałam. Julia wybuchnęła śmiechem.
-A
tak sobie przechodzę... miasto zwiedzam. Hahahaha.
-Może
lepiej powinnaś zadzwonić do Edwarda.
Jednak
nic nie odpowiedziała. W pewnym momencie jakby się zamysliła.
-Wiesz
co. Hahahaha.. ja się zawsze zastanawiałam jak on może z Tobą
być... hahaha.. bo jak ty masz okres to krew ci leci. hahahah.. i
bardzo dobrze ją czuć. - i się śmiała się dalej. Lekko byłam
zawstydzona.
-Yyyy...
Julia. Co jest?
-Upiłam
się tylko troszkę. Troszeczkę. Odrobinkę. Hahaha. - myslałam że
się wywróci ale ona tylko chciała sobie zawiązać but.
-Myślałam,
że wampiry niczego nie piją. - wyznałam zaskoczona. Ona znowu się
śmiała.
-Bo
ja wąchałam. W Ą C H A Ł A M! Tylko zapach kotów podczas chcicy
tak na nas działa.
-Kotów
podczas chcicy? - byłam tak oszołomiona, że nie mogłam
racjonalnie myśleć.
-Tak.
Powinnaś powąchać. Hahahaha!
I
poszła dalej przed siebie, ledwo utrzymując równowagę.
To
czego się dowiedziałam jeszcze bardziej mieszało mi w mózgu.
8.
Mijały
kolejne dni.
Mój
stan umysłu się pogarszał. Czułam, że tracę rozum.
W
końcu któregoś popołudnia stanęłam na środku ulicy i złapał
mnie atak histerii.
Przyjechała
karetka i zabrali mnie na badania psychiatryczne.
Lekarz
jednak uznał, że to zwykłe przemęczenie, ale zapisał mnie na dwa
spotkania z jakimiś czubkami.
Sala
była malutka, bardzo malutka. Dookoła stały krzesła, a na nich
siedzieli różni ludzie. Jedni wyglądali na bardziej, drudzy na
mniej normalnych.
-Witajcie,
nazywam się Catherine Basset i dzisiaj będziemy rozmawiać o tym co
nas trapi. - zapowiedziała wysoka blondynka, na oko 30 lat. Wskazała
na siedzącą obok siebie dziewczynę, gdzieś w moim wieku.
-Nazywam
się Tess Anderson. Od jakiegoś czasu moja mama posyła mnie na te
zajęcia, bo uważa że jestem dziwna. ale to nieprawda. Nie jestem
dziwna. Ja to wiem, wszyscy to wiedzą. Gdyby ktoś podał definicje
dziwności, byłabym najgorszym przykładem. Bo nie jestem dziwna.
Jestem normalna. Chyba ona nigdy nie widziała dziwnej osoby. Sama
jest dziwna. Ogólnie cały świat jest dziwny. ale ja nie jestem.
NIE JESTEM!!!!
Tess
się bardzo wpieniła i Catherine ją musiała uspokajać. Wskazała
na kolejną osobę.
-Jestem
George Thompson. Chodzę do katolickiej szkoły w Portland. Chciałbym
bardzo zostać papieżem, poważnie. Czuję, że to moje powolanie.
Chciałbym uzdrawiać, zjednywać narody. Stwarzać lepsze warunki do
życia na tej ziemi. Chciałbym zmieniac ten świat! Świat, w którym
żyjemy! Świat, który...
-Dobrze
George, wystarczy. - przerwała mu Catherine.
Dalej
mówiły różne dziwne osoby. Nie wiedziałam co tam robię. Czy to
jakiś żart. W końcu, zanim nadeszła moja kolej, zaczęła mówić
kolejna dziewczyna.
-Mam
na imię Anna Kowalsky. Jestem z Polski. Polska jest w Europie.
Niedaleko Niemiec. Chciałabym zostać hipnotyzerką. Kiedyś był
taki odcinek w Atomówkach, że był hipnotyer i wszyscy byli jak
zaczarowani. I od tamtej pory chcę robić to samo. słyszałam, że
trzeba spełnić parę warunków. - wstała powoli i ukucnęła obok
krzesła, po czym powoli zaczęła pod nie się czołgać. -Trzeba
być na ziemi. Na ziemi. I wtedy można hipnotyzować.
Tym
razem doprowadzenie do porządku Anny, zajęło Catherine 20 minut.
Dziewczyna zaczęła płakać, uciekła do toalety, waliła w drzwi i
krzyczała, że ona nie chciała nikogo zabić. Przyszli
wolontariusze i zabrali ją.
-Teraz
ty. - Catherine wskazała na mnie.
-Hmm..
Nazywam się Bella Swan. Mieszkam w Forks razem z tatą. Chodze do
szkoły. Niedługo wybiorę się chyba na studia. Nie wiem jeszcze na
jakie. Bardzo chciałabym mieć psa, ale tata się nie zgadza.
Podobno jest uczulony. Ostatnio znalazł sobie jednak przyjaciółkę.
Abrę. Świetnie się dogadują. Moja przyjaciółka Alice ostatnio
postanowiła się zmienić, po tym jak dowiedziała sie, że
niedobrze dzieje się w jej związku.
Nie
dodałam oczywiście, że Abra to lodówka, a Alice jest wampirzycą.
Po
zajęciach Catherine uznała, że mogę wracać do domu. Dała mi
tabletki na wypadek, gdybym za bardzo się zdenerwowała.
Kiedy
wróciłam Charlie siedział w pokoju i oglądał mecz. Byłam bardzo
zaskoczona. Przyzwyczaiłam się do innego widoku.
-Tato?-
zapytałam niepewnie. Odwrócił się i uśmiechnął.
-Bells,
jak dobrze że jesteś. - powiedział i poklepał obok siebie
miejsce, dając mi do zrozumienia, że chce bym koło niego usiadła.
Był
trzeźwy. Przynajmniej tak sądziłam. Kiedy nastała przerwa w meczu
odwrócił się ku mnie.
-Przepraszam,
ostatnio zachowywałem się dziwnie. - powiedział. Kiwnęłam z
potakiwaniem głową. - Czuję się samotny. Jesteś już taka duża.
Czasem aż mi się w mózgu źle dzieje.
-Rozumiem
tato. - poklepałam go po dłoni. -Nic się nie stało.
Wstałam
i skierowałam się ku schodom. Zanim zaczęła iść, jeszcze
zapytałam:
-A
co z Abrą?
-Z
lodówką? Oddałem ją i kupiłem taką małą. W tamtej było za
dużo miejsca.
Ufff.
Wspinałam się po schodach z poczuciem ulgi.
-Edward?!
- szepnęłam z niedowierzaniem widząc owego delikwenta siedzącego
na mojej kanapie.
-Nie
zamknęłaś okna. - wytłumaczył się.
-Po
co przyszedłeś? - zapytałam zła. Usiadłam na krześle tuż przy
biurku.
-Bello.
Ostatnio nie jest tak jak dawniej. Przepraszam. Ale to nie moja wina.
Może trochę, ale wybacz mi. Wszystko unormuję i wszystko wróci do
normy.
Nic
nie mówiłam. Edward wstał flegmatycznie i kiwając się podszedł
do mnie.
-Wybacz...
ten... mój... stan.
-Niech
zgadnę. Spotkałeś kota podczas chcicy?
Spojrzał
na mnie zdumiony.
-Skad
wiedziałaś?
-Nic.
Domyśliłam się.
Nadal
patrzył zdumiony.
Dwie
godziny później poszedł. Opowiadał coś niewyraźnie. Czułam się
dziwnie, znów będąc z nim sam na sam.
Postanowiłam
się z tym przespać.
Na
drugi dzień w szkole Alice się w końcu pojawiła. Chyba nie
wspominałam, że ostatnio trochę ją olała.
Wyglądała
dalej tak jakby mówiła 'Dam ci w samochodzie za 20 dolców'.
Edward
się do mnie odzywał dość normalnie, jednak dalej był zamulony.
Po
lekcjach podbiegła do mnie Alice:
-Bella!
Bella! Bella!
-Co?
- zapytałam zdenerwowana jej wesołością.
-Dostałam
się do drużyny cheerleaderek!!!!!!
-Cheerleaderek?
-Tak,
tak! Jezu, jak się cieszę. To będzie odjazd. Totalny odjazd.
Zrobiła
dwa razy gwiazdę w swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach.
-Czemu
chcesz zostać zdzirliderką?
-Nie
mów tak! Cheerleding to bardzo szlachetny sport.
-Rzeczywiście.
Prawdziwy szlachcic pokazuje swój tyłek na oczach kilkuset osób.
Obraziła
się na mnie i poszła dalej.
Potem
zadzwoniła i powiedziała, że jej pierwszy pokaz będzie już za
tydzień.
I,
że mam przyjść.
Koniecznie.
I
skandowac jej imię.
O
Boże...
9.
-Tato,
ale naprawdę nie musisz iść na pokaz Alice. Pewnie będzie się
denerwowała wiedząc, że na widowni siedzi wiecej jej znajomych. -
próbowałam tatę odgonić od wizji meczu na którym miała wystąpić
Alice.
Jednak
on był uparty. Parę dni opisywałam mu różne skutki zdenerowania:
wymioty, biegunka, atak płaczu, padaczki, spazmy. Dobrze wiedziałam,
że żadna z tych rzeczy się raczej nie zdarzy w przypadku Alice,
która była wampirem.
I
w końcu dał sobie spokój! Uznał, że przydałoby się naprawić
bnasz stary kuchenny stoli,który obecnie miał już tylko dwie nogi.
Powiem
szczerze, że bardzo denerwowałam się tym całym zgiełkiem wokół
występu mojej przyjaciółki. Rodzina Cullenów postanowiła ją
bardzo wspierać. Na mecz przyszli w koszulkach z napisem 'Team
Alice!'. Edward nawet przed wejściem na stadion dał mi jedną.
-Na
pewno się ucieszy widząc Cię w niej. - wyjaśnił. Zrobiłam więc
co kazał. Koszulka była na mnie o 3 numery za duża. Poczułam się
jak w worku.
Stadion
w Forks raczej nie powinien zwać się stadionem. Było to raczej
miniaturowe boisko za szkołą. Miejsc siedzących było około 500.
Usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Bella!
- warknął na mnie Edward. Oderwałam palce od buzi.
Zaczęła
się pierwsza połowa.
Było
to mecz piłki nożnej. Nasza drużyna nazywała się Orły z Forks.
Grała z Grzywaczami z Portland.
Mecz
był nudny. W naszej drużynie grał Mike, który był dość dobry w
nogę. Strzelił jakieś 15 bramek, na co widownia entuzjastycznie
wstawała i robiła falę. Nie ma to jak 15 razy robić fale i 15
razy widzieć jak Mike Newton 15 razy ściąga koszulkę i biega po
boisku w kółko. Okrążenie jego zajmowało mu jakieś 50 sekund.
Po
45 minutach wygrywaliśmy 15:7. Zaraz miały wyjść cheerleaderki
obu drużyn. Pierwsze były Grzywaczki z Portland (nie było gorszej
nazwy?).
-Zaraz
zwymiotuję. - szepnęłam. Edward pogładził mnie po dłoni.
Poczułam się jakby coś mnie poraziło prądem. Spojrzałam w bok.
Jasper tępo wpatrywał się w boisko. Wszyscy tutaj czekaliśmy na
jedną osobę.
Alice.
I
właśnie wtedy dziewczyny z naszej szkoły wybiegły. Nagle w oczach
widziałam tylko pomarańczowe i różowe barwy. Dość dziwne
połączenie. I raczej tandetne. Pierwsze takty muzyki pochodziły z
piosenki Estelli i Kanye Westa 'American Boy' *. Wszystkie zaczęły
robić gwiazdy.. Po Alice ani śladu.
-Hej!
Hej! Hej! Zaczyna się! Nasze Orły wygrają każdy mecz! I ty, z
drugiej drużyny, nie jęcz! Mamy świetną obronę, trzeba założyć
im złotą koronę! A nasz bramkarz wspaniale broni, wszystkich
graczy z piłkami pogoni! A Mike Newton piłką wspaniale drybluje,
na boisku jak w domu się czuje. Hej, hej, hej! To wcale nie jest
gej!!! Orły z Forks! ORŁY Z FORKS!!! ORŁY Z
FORKS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Cały
ten wierszyk wykrzyczała Alice, która nagle wpadła na boisko
robiąc gwiazdy. Wyglądała w miarę normalnie w rękach miała
pompony. Publiczność oszalała. Cullenowie wpatrywali się
otępiali. Tylko Edward wyglądał jakby zaraz miał zakrztusić się
ze śmiechu.
Pokaz
się skończył. Zaczęła się druga połowa.
-A
gdzie Julia? - zapytałam Edwarda, nagle zauważając jej brak.
Wyczytałam z jego twarzy, że najchętniej to by zdzielił mnie po
mojej.
-Nie
przyszła. Ma ważniejsze sprawy. A co, brakuje ci jej? - wysyczał.
Pokręciłam głową. Czemu był taki przewrażliwiony na jej
punkcie.
Mike
strzelił kolejne 10 bramek i ostatecznie wygraliśmy 26 do 12.
(jedną bramką dla naszej drużyny strzelił Eric. ERIC!).
Zaczęliśmy
się zbierać. Edward gdzieś zniknął i obok mnie pojawił się
Mike.
-I
co powiesz na to? - zapytał wskazując na tablicę wyników.
-Moje
gratulacje, Mike. To świetna wiadomość. Dzięki Tobie wygraliśmy.
- połechtałam jego próżność. Uśmiechnął się zadowolony z
siebie.
-A
co powiesz na ten ruch? - zapytał i przycisnął moje usta do
swoich. Na chwilę straciłam oddech. Pewnie dlatego, że nie
zdążyłam go zaczerpnąć. Całował mnie szybko. Wcisnął mi
język do gardła. Nie miałam siły go odepchnąć. I trochę mi się
to podobało. Przez ostatni miesiąc nie całowałam się z nikim.
Potrzebowałam tego. Co z tego że był to Mike?
Nagle
ktoś pociągnął mnie mocno za rękę. Oderwałam się od Mike'a.
Był
to Edward.
Zaskoczenie?
Wcale.
-Ej,
koleś, nie przeszkadzaj nam. - powiedział Mike. -Podobało jej się.
Edward
zacisnął mocno wargi. Po chwili jego pięść wylądowała na
twarzy Mike'a. Ten się przewrócił.
-Co
ty kurfa sofie myflisz? - powiedział wściekły Mike. Ale ja już
biegłam ciągnięta przez Edwarda. Byłam wściekła.
-Stój!
- wrzasnęłam. Edward się zatrzymał. -Co ty sobie myślisz?! -
dodałam.
-Myślisz,
że ku*** będę patrzył jak jakiś Mike Newton całuje moje
dziewczynę i jego ręce wędrują coraz bardziej na dół i na dół?!
To ja jestem wściekły, Bello. Mam za co. - wykrzyczał przez gwar
boiska.
-Ty
wściekły?! Ty durniu, przez ostatni miesiąc spędzasz czas z jakąś
cholerną wampirzycą i myślisz że ja się dobrze czuję?!
Potrzebuję trochę zrozumienia, trochę wsparcia. Wszystko się
rozwala. A ty pewnie spędzasz upojne chwile z jakąś Julią
Stewart!!!!!!! Już sobie wyobrażam co ze sobą robiliście!!! Miała
pokój tuż obok Ciebie. Jakie zrządzenie losu! - wydarłam się.
Pociągnął
mnie znowu za rękę, jednak ja się wyrwałam.
-Nigdzie
z Tobą nie idę!
Jednak
nie posłuchał mnie. Przerzucił mnie przez ramię i biegliśmy do
samochodu. Kiedy byliśmy w środku mówił bardzo szybko.
-Ty
idiotko, jesteś w cholernym niebezpieczeństwie! Wampiry z Las Vegas
przyleciały do Seattle po nowe zestawy kin domowych bo u nich się
skończyły. I poczuły Twoją krew!!!! Jesteś w cholernym
niebezpieczeństwie! - krzyczał.
-Nie
krzycz na mnie!!! - wrzasnęłam.
-To
ty na mnie nie krzycz!!!
-Zostaw
mnie, dam sobie radę. Wracaj do Julii. - mówiłam już normalnie.
Edward schował twarz bezradnie w dłoniach.
-Bello,
Julia nie ma znaczenia. Ona... ona... ona jest prostytutką.
-Wampirzą
prostytutką? Coś takiego. Fajnie trafiasz. Życzę szczęścia. -
już otwierałam drzwi samochodu kiedy mnie pociągnął do siebie i
zaczął całować. Było całkiem inaczej niż z Mike'iem. Edward
był delikatny, ale zarazem gwałtowny.
Czy
to nie brzmi idiotycznie?
-Stop,
stop, stop. - oderwałam się, chociaż z trudem. -Niby jestem w
niebezpieczeństwie.
Edward
jakby sobie coś przypomniał. Wcisnął gaz do dechy i zaczęliśmy
jechać.
-Gdzie
pędzimy? - zapytałam. Już nic nie wskóram. Byłam jego
własnością. Czy tego chciałam czy nie.
-Lecimy
do Anglii.
-DO
ANGLII?!
10.
-Tak
Bello, do Anglii. - powtórzył Edward.
Siedziałam
cicho i nic nie mówiłam.
On
chyba zwariował?! A co z Charliem, ze szkołą i w ogóle.
-Edward,
po co to wszystko? A jeśliu oni mnie nie znajdą albo... albo wy ich
zabijecie? Co to dla Was gromadka wampirów z Las Vegas. -
marudziłam. Edward westchnął.
-Bello,
skarbie, do dla Twojego bezpieczeństwa. Wiesz, że to jest dla mnie
najważniejsze.
-Mówisz
jakbyś był moim rodzicem. - zdenerwowałam się.
-Dziewczyno,
nie możesz zrozumieć, że jesteś w cholernym niebezpieczeństwie?
- jechał coraz szybciej.
Naburmuszyłam
się. Robił ze mną co chciał. Nie słuchał mnie.
-Jacob
by tak nie zrobił.
Gwałtowne
hamowanie.
Zimne
spojrzenie.
-Nie
zrobiłby bo nie myśli o Twoim bezpieczeństwie. - wyrecytował
znaną mi dobrze formułkę.
-Powtarzasz
to tysiąc razy. Mam osiemnaście lat. Jestem dorosła. Traktujesz
mnie jak dziecko. Nie traktujesz mnie jak swoją partnerkę, tylko...
niewolnika? Lalkę? - szeptałam już.
-Bello....
***
Rozmowy
w toku.
-Dzisiaj
witamy Isabellę Swan z Forks w Washingtonie. - zapowiedziała
prowadząca. Wyszłam posłusznie na środek. Widownia zaczęła bić
brawa. W końcu usiadłam. -Witaj Isabello. - przywitała się.
-Bello.
- poprawiłam. - Dzień Dobry.
-Dobrze,
Bello. Dzisiaj rozmawiamy o niebezpiecznych związkach, podobno w
takim tkwisz. Opowiedz nam o tym. - poprosiła, a raczej rozkazała.
Na
dole ekranu pojawił się opis 'Isabella Swan, 18 lat, Forks,
Washington. Tkwi w niepewnym i niebezpiecznym związku'.
-Edwarda
poznałam niecałe dwa lata temu. Przeprowadziłam się z Phoenix. Od
razu mnie zaintrygował. Potem okazało się, że... jest wampirem!
Zbiorowe
'Ooooohhhh' na widowni.
-Wampirem?
Takim jakiego grał Brad Pitt w Wywiadzie?
-Podobnym,
ale Edward naprawdę jest wampirem, ale nie pije ludzkiej krwi. Woli
pumy.
-Te
buty? - krzyknął ktoś z widowni. Pokręciłam głową.
-Zwierzę.
- wyjaśniłam.
Zbiorowe
'Aaaaahhhh' na widowni.
-Ale
mam całkiem inny problem. Edward traktuje mnie.. hmm.. jak nie
partnerkę. Nasze relacje są bardzo chłodne. To znaczy całuje
wyśmienicie. - wywróciłam oczami, na co cała widownia
zarechotała. - ale ja potrzebuję miłości. Kiedy mnie opuścił na
jakiś czas poczułam pustkę. Wtedy pojawił się Jacob, kolega z
dzieciństwa. Traktowałam go jak przyjaciela. Dobrego przyjaciela.
Kiedy Edward wrócił był bardzo zazdrosny. Na każde 'Jacob'
reaguje gniewem. Czuję się jakbym była związana.
-Edward
jest z nami w studiu. Chcesz żeby wszedł? - zapytała prowadząca.
-Naprawdę
jest tutaj? Niech wejdzie. - byłam zaskoczona (jak to w takim
programach bywa).
Po
chwili wszedł on. Wyglądał nieziemsko. Rozległy sie brawa a
niektózy buczeli.
-Witaj
Edwardzie. - przywitała się prowadząca.
-Witam
bardzo serdecznie. - Edward pomachał i uśmiechnął się szeroko.
-Twoja
dziewczyna mówi, że niepewnie czuje się w swoim związku. Wiesz o
co chodzi?
-Nie.
- pokręcił głową Edward.
-Bello,
może sama opowiesz? - zaproponowała prowadząca. Zgodziłam się.
Odwróciłam
się do Edwarda.
-Wiesz,
że Cię bardzo kocham, ale od pewnego czasu czuję się niepewnie w
naszym związku. Nie pozwalasz mi na wiele rzeczy. Traktujesz
przedmiotowo.
-Nie
mam pojęcia o czym mówisz. Uważam że w naszym związku jest
wszystko w porządku. Kocham Cię.
Publiczność:
'Ooooohhhhh'.
-Wiem
Edwardzie. Ale kiedy wyjechałeś poznałam kogoś innego. Mam
przyjaciela. Nie pozwalasz mi się z nim widywać. A ja tego
potrzebuję.
-Bello!
On jest dla Ciebie niebezpieczny! A poza tym nie wiesz o czym on
myśli! - wstał i zaczął machać rękoma.
-Edwardzie?
- przerwała prowadząca.
-Słucham?
- zapytał.
-Jacob
Black jest z nami w studiu. - wyjaśniła.
-Wprowadźcie
tego skurwysyna! - wrzasnął.
Publiczność
się ożywiła i zaczeła bić brawo.
Wbiegł
Jacob. Wstałam by ich rozdzielić, ale było za późno.
Jacob
przemienił się w wilka, a Edward stał się oschłym wampirem.
Wpadła ochrona na scenę. Publika była zachwycona.
A
ja miała wrażenie, że znajduje się raczej w Potyczkach Jarry'ego
Springera....
***
-Bello?
- wyciągnął mnie z rozmyślań Edward.
-Tak?
- spytałam półprzytomnie.
-Czy
ty mnie w ogóle słuchasz?!
-Przepraszam,
zamyśliłam się.
Pokiwał
zirytowany głową. Nie mógł słyszec moich myśli.
-Dobrze
wrócimy. Ale będę jeszcze bardziej Cię chronił niż wcześniej.
- zapowiedział. Zgodziłam się. Wolę to niż lecieć do Anglii.
Pocałował
mnie w usta i wróciliśmy do domu.
Jednak
to co tam zastałam przeraziło mnie jeszcze bardziej niż widok
rudej Alice.
Około
20 wampirów w hawajskich koszulach w rękach trzymało kina domowe.
I
wpatrywali się we mnie bardzo intensywnie.
Ścisnęło
mnie w gardle. Zrozumiałam, że przebywam w towarzystwie osób z
których niemal każda pragnie mojej śmierci...
11.
Serce
podskoczyło mi do gardła.
Poczułam,
że serce podchodzi mi do gardła. Edward w pewnej chwili po prostu
mnie złapał i zarzucił sobie na plecy. Po chwili biegliśmy w
lesie.
Oczywiście
wampiry pobiegły za nami.
-Bella,
nic się nie bój. Specjalnie biegniemy do mnie do domu by Charlie
nie zastał nas w niestosownych sytuacjach. - wyjaśnił mi na prędce
Edward, biegnąć coraz szybciej. Okropnie się bałam. 'Niestosowne'
w jego ustach zabrzmiało dziwnie. Za niestosowne mogłabym uznać
Charlie'go widzącego jak robimy z Edwardem coś niestosownego.
I
koło się zamyka.
Dobiegliśmy
do jego domu. Edward był niesamowicie szybki. Pobiegliśmy do reszty
Cullenów by im powiedzieć co się święci.
-Zajebiście!
Bitka się świeci! - ucieszył się Emmett i zaczął napinać
mięśni. Alice siedziała naburmuszona w fotelu. Miała włosy
związane w kucyk, lateksowe spodnie i obcisłą fioletową bluzkę.
Niedaleko niej siedział Jasper, który ubrany był akurat normalnie,
ale miał minę jakby zaraz miał się zrzygać.
Metaforycznie
oczywiście.
Pewnie
się pokłócili, pomyślałam. Zaczęłam panikować. Kłótnie w
grupie nie pomogą nam.
I
wtedy w domu pojawiły się wampiry z Las Vegas. Wyglądały mniej
cywilizowanie zważając na to jakich osobników ich gatunku
widziałam. Od razu poznałam wodza. Był nim najwyższy i chyba
najnormalniejszy facet. Był bardzo przystojny, ale oczy miał
rozbiegane, jakby walczył z zezem. Generalnie wszyscy tutaj w pokoju
byli piękni, ale po prostu tamci nie mieli czaru takiego jak
Cullenowie.
Proste.
-Przepraszam,
przepraszam. - zaczął Carlisle. Wyszedł przed naszą grupę. -Nie
chcemy aby nikomu nic się nie stało. O co dokładnie chodzi? -
zapytał.
Wóz
odchrząknął.
-Przybyliśmy
po nią. - wskazał na mnie palcem. Zadrżałam. Jego palec
wycelowany w moją stronę wyglądał jak pistolet czy coś w tym
stylu.
Edward
warknął.
-Emmett
co byś powiedział na to, gdybym sobie powiększyła piersi. W
Seattle, podobno mają dobre kliniki. Emm...? - nagle po schodach
zaczęła schodzić Rosalie. Miała na sobie top i mierzyła piersi.
Kiedy zobaczyła całą zgraję w salonie, zamurowało ją. -O co tu
do cholery chodzi?
-Rosalie,
cicho! - nakazał Emmett i pociągnął ją do siebie.
Carlisle
odwrócił się znów w stronę wampirów.
-Coś
mi tu nie pasuje. Skąd się nagle wzięliście w Seattle? Mieliście
większe metropolie bliżej Las Vegas. To nie może być przypadek.
Nagle
rozległ się rechot. Do pokoju wkroczyła Julia Stewart.
-To
ja ich tutaj nakierowałam! - i znów wybuchnęła śmiechem.
-Suka!
- wrzasnął Jasper. Alice bezradnie pokręciła głową.
Julia
zignorowała rzucane do niej wyzwisko.
-A
po co myśleliście, że tu przyjechałam? Dla Edwarda? - wskazała
na owego delikwenta i znów się zaśmiała. -Jesteś nieziemsko
przystojny, ale okropnie naiwny. Chociaż noce z tobą były bardzo
ciekawe... - zrobiła minę marzycielki.
Ścisnęłam
łokieć Edwarda, tak że aż poczuł. Na twarzy był zmieszany, ale
po chwili przybrał nic niemówiącą minę.
Julia
znów się zaniosła śmiechem.
-Możecie
ją brać. - kiwnęła głową. Wampiry zaczęła iść w moją i
Edwarda stronę.
-Nie
napijecie się jej krwi!!! - krzyknął. Wampiry stanęły jak
zamurowane i popatrzyły po sobie.
-Coo?
- powiedział Edward sam do siebie. Chyba zidentyfikował ich myśli.
Spojrzał na nich z odrazą.
-Nie
chcemy jej krwi. - pisnął jeden z wampirów. Był niziutkim i miał
nałożony na głowie kowbojski kapelusz. - Chcemy by pracowała w
naszym kasynie.
-Kasynie?
- szepnęłam. O co chodzi?
Wódz
westchnął.
-Od
jakiegoś czasu w naszym kasynie wampiry narzekają na nudne
tancerki. Julia powiedziała, że byłabyś idealną sztuką.
-Striptizerką?
- wysyczała Alice.
-Tak.
Byśmy ją przemienili. Jako nowonarodzona byłaby oblegana. To
wampiry kręci. Przywiązać ją do krzesła. Dzika i...
-Przestań!
- wrzasnął Edward. -Nie dostaniesz jej.
-Założymy
się? - zapytał ktoś z gromady wampirów.
I
w tej chwili stało się parę rzeczy:
Po
pierwsze Alice zaczęła się kłócić bardzo ostro z Jasperem. Ze
strzępków rozmowy słyszałam, że Alice jest oburzona jakoby nie
pasowała na striptizerkę co zasugerował Jasper. Potem zaczęli
wyrzucać z siebie wszystkie żale.
Po
drugie: Emmett wyjaśniał Rosalie że nie potrzebuje sztucznego
biustu, bo nie chce się w przytulać do piłek koszykowych.
Po
trzecie: Edward złapał Julię za gardło. Kiedy zobaczył to
Jasperem szybko wybiegł z domu.
Alice
się uspokoiła i wszyscy zaczęli ćwiartować wampiry. Oprócz mnie
oczywiście.
Kiedy
wszyscy byli już w worku, a raczej ich zwłoki, wyszliśmy przed
dom. Jasper naturalnie rozpalał ognisko.
Edward
wyrzucił wszystkie poćwiartowane kawałeczki do ogniska. Pewnie
powinnam się czuć jak przed psychopatycznymi mordercami, ale czułam
się, o dziwo, bezpiecznie.
-Wszystko
będzie dobrze. - szepnął do mnie Edward. Nagle przypomniałam
sobie słowa Julii: 'Chociaż noce z tobą były bardzo ciekawe...'.
Edward
wyczytał to z mojej twarzy. Roześmiał się i pocałował mnie w
czoło. Chociaż i to nie dawało mi nadal spokoju.
-Daj
spokój, Bello. Do niczego nie doszło. Mówiłem Ci, że Julia jest
prostytutką, przecież. Pracowała kiedyś właśnie w tym kasynie w
Las Vegas. Parędziesiąt lat temu wybraliśmy się tam całą
rodziną. Myślałem, że się zakochałem, ale to było krótkie i
ulotne. Próbowała mnie odzyskać ale nie udało jej się. Pewnie
dlatego doprowadziła do tego. - wskazał głową ognisko.
-Ale
to i tak nie wyjaśnia najważniejszego.
-Nic
między nami nie zaszło. - powtórzył Edward. -A między nami
niedługo na pewno zajdzie.
Zarumieniłam
się. Edward objął mnie od tyłu.
Spojrzałam
dookoła. Alice całowała się z Jasperem. Chyba się pogodzili.
Odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam, że wyrzucę wszystkie jej
egzemplarze Cosmo. Pewnie już o tym wie, ale sądzę że mi nie
przeszkodzi.
Natomiast
Emmet bawił się piersiami Rosalie i mówił jej jaka jest piękna.
Nie piersi, tylko Rosalie oczywiście.
Esme
i Carlisle uśmiechali się do siebie i rozmawiali o czymś.
Nad
nami czułam spalone ciała wampirów. Spalony słodki zapach drapał
mnie trochę w gardło, ale i tak była świetnie.
Sielanka?
Jeszcze nie.
Nazajutrz
musieliśmy pójść do szkoły. Całkiem zapomniałam o incydencie z
Mike'iem na boisku. Ale Edward i Mike chyba nie.
-Bella.
- zatrzymał mnie Mike na którejś przerwie. - Musimy pogadać. -
powiedział poważnie.
-Tak?
- zapytałam. Po chwili pojawił się Edward, jakże inaczej.
-Wybieraj
między mną a nim. - rozkazał Mike. Osłupiałam. Miałam wybierać?
Czy mój wybór nie był logiczny.
-Mike,
słuchaj. - zaczęłam ale mi przerwał.
-Bella!
Czemu tak długo się zastanawiasz?! - zdenerwował sie Mike i
popchnął mnie delikatnie. Nie zabolało, ale Edward się wkurzył.
Uderzył Mike'a parę razy w twarz aż ten się przewrócił.
-Przykro
mi. - powiedziałam przepraszająco, chociaż zachowanie Edwarda w
tym momencie wcale mi nie przeszkadzało.
Kiedy
wracaliśmy ze szkoły jechaliśmy do Edwarda, nie rozmawiałyśmy.
Nagle coś mi się przypomniało.
-Czemu
skrzywiłeś się kiedy chcieli mnie wziąć na striptizerkę? -
zapytałam. Oczywiście nie chciałam tego robić, ale mina Edward
ukazująca odrazę mnie zdenerwowała.
Mó
ukochany wybuchnął śmiechem.
-Nie
chce by ktoś poza mną Cię dotykał.
Zaparkował
na poboczu. Zaczęliśmy się całować i wiedzieliśmy do czego
zmierzamy.
Pewnie
gdyby to było możliwe szyby zaczęłyby parować jak w Titanicu.
Ale to było niemożliwe. Jednak czucie gołej, zimnej skóry mnie
rozpalało jak nic innego.
A
mina Alice, kiedy w końcu dojechaliśmy była bezcenna.
O
wszystkim wiedziała.
I
nie przeszkadzało mi to.
Bo
to jest właśnie sielanka.
12 - BONUS, historyjka noworoczna,
-Kolejny
rok spędzony razem. - szepnął mi Edward do ucha. Przytuliłam się
do niego mocniej. Za kilkanaście minut miał się zacząć kolejny,
a ja czułam się przeszcześliwa.
Dookoła
nas byli znajomi. Alice tańczyła z Jasper jive'a, Emmett wywijał
breakdance'a a Rosalie eksponowała swój biust zza obcisłej bluzki
z ogromnym dekoltem.
Było
tak rodzinnie, przyjemnie, spokojnie.
Carlisle
i Esme tańczyli tango. Wyglądali na zakochanych.
Czy
mogę czegoś więcej chcieć?
Przyszedł
i Charlie. Przedstawił nam swoją nową dziewczynę. Czułam się
dziwnie patrząc jak trzyma kogoś za rękę. Stella miała 25 lat i
była nawet ładna. Cieszyłam się ich szczęściem.
-Bello,
chodź ze mną. - znów szepnął Edward. Posłusznie skierowałam
się z nim na taras. Pojawiały się pierwsze fajerwerki. Było mi
zimno, więc Edward założył mi na plecy swoją marynarkę.
-Kocham
Cię, Bello. - wymruczał, przytulając mnie.
-Ja
też Cię kocham, Jaco... Edward. - zrobiło mi się głupio. Miałam
nadzieję, że tego nie usłyszał jednak mimo moich nadziei stało
się odwrotnie. Edward się raptownie odsunął, spojrzał obrażony
i wbiegł do mieszkania.
Pobiegłam
za nim.
-Edward,
Edward przepraszam! Ale mi głupio! Edward! - biegałam po całym
domu. W końcu zamknął się w swoim pokoju. Nie mogłam wejść.
-Bella!!!
- wydarła się Alice, podbiegając do mnie. -Szczęśliwego Nowego
Roku!!! - objęła mnie mocno i podała szampana. Po chwili doszedł
Jasper. Nie miał na sobie koszuli. Pocałował Alice prosto w usta.
Kiedy
skończyli Jasper zapytał się:
-Co
jest?
Chyba
zauważył w końcu że koczuje pod pokojem Edwarda jak głupia.
-Obraził
się. Kurde, to było niechcący. Alice, co on może zrobić? -
zapytałam z nadzieją w głosie. Alice zamyśliła się.
-Nic
nie widzę. - pokręciła smutno głową.
-Idźcie,
jakoś sobie z nim dam radę. - i poszli.
Stałam
pod drzwiami. W końcu nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
Ale
ze mnie idiotka.
-Edward.
Edward! Zostaw tę siekierę! Edward błagam. To było niechcący.
Przecież wiesz, że ja Cię kocham. Edward, błagam! Edward!!! Odłóż
tę siekierę. Proszę. Albo najpierw zabij mnie! Tak zabij mnie. Bo
jestem taką kretynką. Tak Cię kocham. Edward... Proszę.
Nagle
mój ukochany zaniósł się śmiechem.
-Bello,
chciałem tylko pokroić indyka dla Ciebie. - powiedział i z szafy
wyciągnął ogromnego indyka. Po chwili odrąbał mu różne części
jego biednego ciałka. Poczęstował mnie.
-Pycha.
- powiedziałam z pełną buzią.
Na
dworze zaniosło się od huków fajerwerek. To Emmett wystrzeliwał
wszystkie z balkonu swojej sypialni. Podeszliśmy do okna z Edwardem
by je oglądać.
-By
ten nowy rok był tak samo wspaniały jak poprzedni.
-I
wzajemnie. Kocham Cię, Bello.
-Kocham
Cię Jaco... to znaczy Edward.
I
w tym samym momencie wpadł do pokoju Charlie z butelką szampana,
zatoczył się, przewrócił i zasnął.
Happy
New Year, tato.