Była narzeczona parodia

Witam. Była narzeczona to mój pierwszy ff, jaki w ogóle napisałam. Ma 11 części + historyjkę noworoczną. Pisanie zaczęłam w drugiej połowie października 2008, a skończyłam na początku styczni a 2009.

Daję oryginalną wersję, jaką wrzucałam na forum twilightseries.fora.pl. Jestem tam znana jako Swallow.

Na początku kilka wyjaśnień.

Zaczynając pisać ten ff, chciałam z tego zrobić telenowelę. Sam tytuł już na wskazywał, jak i pierwszy rozdział. Potem jednak zaczęłam wplatać to coraz więcej humoru, co spowodowało przeistoczenie się tego tekstu w parodię. Nieprawdopodobne zdarzenia, głupkowate teksty i zabawy. Wiele osób polubiło to opowiadanie i dlatego teraz go zamieszczam na chomiku.

Oto kilka zapowiedzi (by podgrzać atmosferę >;->):

* nowa 'twarz' Alice;

* zakochany Charlie;

* Bella wariuje;

* niezdecydowany Edward;

* podstępy Belli;

* jak to jest z tą krwią?;

* narkotyk wampirów.


i wiele, wiele więcej.

Jeśli przeczytałeś ten wstęp, to ci gratuluję. Życzę miłego czytania!



1.

Cała wieczność w jego ramionach.
To to czego pragnę.
Jego uśmiech który rozświetla ponure dni. Jego głos który niczym aksamit, choć tak delikatny robi na mnie piorunujące wrażenie.
Jego oczy, tak piękne, że aż zapiera dech. Takie jakich nie ma nikt.
Kiedy przytulam się do niego czuję ciepło. Chociaż jest lodowaty, w moim ciele pojawia się ognisko. Ognisko miłości, pożądania, uwielbienia. A on każdym dniem dorzuca do niego po jednej gałązce swojej miłości.
Edward...
Patrzy na mnie z ogromnym uwielbieniem. Połyka każdy mój gest, moją mimikę. Czuję że na to nie zasługuję. Bo co ja, Bella, mogę mu ofiarować.
'Siebie' powtarza za każdym razem kiedy swoje wątpliwości wyrażam głosno. Kiwam głową,ale wiem że na niego nie zasługuję. Tyle potrafię zadać mnóstwo bólu, cierpienia a on dalej, nieprzerwanie mnie kocha.
Tak przynajmniej myślałam...
Był jeden z tych ponurych dni w Forks. Był weekend. Charlie był na rybach,a ja postanowiłam razem z Edwardem spędzić dzień na przytulaniu się w moim pokoju. To najlepsza rzecz na świecie.
-Boję się że to minie. - powiedziałam szeptem. Edward zaśmiał się cudownie.
-Najlepiej nie myśleć o złym,kiedy jest ci dobrze. - powiedział. Kiwnęłam głową. Pokierowałam swe myśli gdzie indziej. I wtedy zadzwoniła komórka Edwarda. Sięgnął po nią zdecydowanym ruchem.
-Halo? - powiedział lekko zirytowanym głosem. -Alice? O co chodzi? No, u Belli. Tak. Nie wiem, a to ważne? No dobrze. Zaraz zejdziemy.
I odłączył się. Spojrzałam na niego pytajaco.
-Alice zaraz tu bedzie. Ma ważną rzecz do przekazania. Ja już idę na dół. - powiedział i już go nie było.
Wstałam leniwie. Podeszłam do lustra i przeczesałam palcami włosy. Wyglądałam okropnie! Ale co mogłam zrobić. Musiałam do nich iść i posłuchać co Alice ma do powiedzenia.
Na dole zastałam ich w ponurej ciszy. Stanęłam obok Edwarda. Alice miała minę niewyrażającą żadnych uczuć. Podobnie mój ukochany.
-Hej, co się stało?- zapytała zdezorientowana.Edward westchnął.
-Alice miała wizję. - powiedział. Kiwnęłam głową, tego akurat się domyśliłam. Spojrzałam więc na Alice w oczekiwaniu co widziała. Od dawna nic się nie wydarzyło co by miało zakłócić nasz spokój.
Ona jednak stała nadal oparta o framugę drzwi.
-Alice! - przypomniałam jej, że istnieje. Ruszyła się w końcu. Spojrzała mi prosto w oczy.
-Miałam wizję, że ktoś przyjedzie do Forks. - powiedziała. I nic więcej.
-No ok, ale powiedz coś więcej. - denerwowało mnie juz to jej nic milczenie.
-Przyjedzie Julia Stewart. - odezwał się po raz pierwszy Edward. Spojrzałam na niego zaskoczona. Miał grobową minę. O co do cholery chodzi?
-Julia Stewart jest z Alaski, gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Wtedy niefortunnie zakochała się w Edwardzie i..- zaczęła Alice.
-I? - dociekałam.
-I teraz chce wyjść za niego za mąż.
Zdębiałam. Że co proszę? Czy to jakiś żart?
-Ale on nie chce. Edward prawda? - kiwnął głową. - Alice, ona go nie zmusi. Przecież wiesz co knuje.
Alice westchnęła.
-Chce go wrobić w to, że kiedyś przysiągł jej że wezmą ślub. Z tego co wiem Edward był wtedy zrozpaczony myśląc, że już nigdy nikogo nie znajdzie. Jednak pod koniec naszego pobytu na Alasce Julia znalazła sobie chłopaka w którym była na zabój zakochana. Edward pogodził się z tym i uznał,że pozwoli jej żyć szczęśliwie. A ona teraz chce za niego wyjść. Jak gdyby nigdy nic. Nie cofnie się przed niczym. Ma w swojej głowie okropne plany, których nie mogę teraz rozszyfrować.
I zakończyła swoje wyznanie.
Edward pokiwał smutno głową.
Spanikowałam. W mojej głowie usłyszałam jakąś muzyczkę która zazwyczaj pojawiała się w idiotycznych serialach,kiedy coś się komplikowało. Ale to nie był serial. Była duża prawdopodobność że stracę Edwarda.
Wtedy nie pragnęłam niczego tak bardzo jak zemdleć. Jednak mój mózg pracował na zwiększonych obrotach. Nie pozwalał mi się od tego uwolnić.
Usiadłam na krześle w przedpokoju i spanikowana patrzyłam to na Alice, to na Edwarda. On próbował mi udowodnić że tamta nic nie wskóra. Ale Alice mówiła o jakichś planach których nie umie rozszyfrować.
Czemu moje szczęście musi trwać tak krótko. Ukryłam twarz w dłoniach. I co teraz będzie?




2.

Wróciłam powoli do pokoju.
'Oddychaj, oddychaj' mówiłam sobie w duchu. Usiadłam powolnie na łóżku i zaczęłam intensywnie myśleć. Może przesadziłam od razu tak panikując? Może tak naprawdę ta cała Julia nie ma żadnych asów w rękawie? Może to są groźby, spowodowane zdenerwowaniem?
W końcu uspokoiłam się na tyle by zauważyć obecność Edwarda w moim pokoju. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Jak ja bym mogła mu nie ufać?
-Bello... - zaczął i po chwili siedział już obok mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu. Wpatrywałam się w pudło leżące na szafie jak w jakiś obrazek. Nagle mną potrząsnął. -Słyszysz mnie? - powiedział. Pokiwałam głową zdezorientowana.
Tego dnia poprosiłam by przyszedł do mnie dopiero koło północy. Rzadko decydowałam się na to,ale tego dnia byłam nieprzytomna a musiałam się skupić na nauce.
Charlie wrócił wieczorem. Odgrzałam mu obiad. Usiadł i spojrzał na mnie. Tego dnia był bardzo zadowolony.
-Jak minęła sobota?- zapytał.
-Dobrze. Chcę dzisiaj się pouczyć by jutro mieć spokój. - odparłam mechanicznie. Pokręcił głową i jadł dalej. Posiedziałam z nim jeszcze chwilę i poszłam do pokoju. Nie odezwał się już żadnym słowem.

Następnego dnia pojechałam z Alice na zakupy do supermarketu. Nie wiedziałam jaki w tym sens, przecież nie musi kupować nic do jedzenia. Zasłaniała się jakimiś czasopismami. Ale trajkotała jak zwykle.
-Oh Bello. Edward mi mówił że bardzo się przejęłaś moją wizją. Nie ma co się bać. Pamiętam tę Julię. Całkiem nieszkodliwa. - wybuchnęła tutaj śmiechem. Spojrzałam na nią zdziwiona, ponieważ nie było mi do śmiechu. Widząc mój wzrok dodała: -Oj, nic nic.
Chodziłyśmy po sklepie powoli. Kiedy doszłyśmy do stoiska z gazetami Alice tanecznym krokiem podeszła do niego i wzięła parę gazet nawet nie oglądając okładek.
-Alice, po co ci gazeta 'Ogrody' z artykułem 'Jak pielić grządki'? - zapytałam. Ta jednak nic nie mówiła, pochłonięta w lekturze jakiegoś czasopisma. Pochyliłam się by zobaczyć jakie to.
Cosmopolitan.
-Bella, wiedziałaś że jest 100 sposobów aby doprowadzić faceta do szaleństwa? - zapytała. Pokiwałam głową. Na co jej to? Zbyt wiele nie wiedziałam o życiu seksualnym wampirów, ale taka lektura jednak tam chyba się do niczego nie przyda. Alice westchnęła i pokręciła głową. Po chwili powiedziała: -Intrygujące.
Na reszcie doszłyśmy do kas. Alice zatopiona w lekturze 'Auto' rzuciła pieniądze kasjerce i poszła do wyjścia. Pobiegłam za nią.
-Alice! - krzyknęłam doganiając ją. -O co chodzi? Po co ta cała szopka ze sklepem?
Stanęła nagle i rzuciła mi cwaniacki uśmiech. Po czym znów zaczęła iść w kierunku samochodu.
-Alice!!!! - tym razem byłam naprawdę wkurzona. Ta w końcu widząc że mój kres wytrzymałości przechodzi największą próbę, skupiła na mnie wzrok.
-No ok, Bella. Nie potrafisz się oddać zakupom. - powiedziała z żalem. Spojrzałam na nią z wyczekiwaniem.
-Julia będzie tutaj jutro rano. - wyznała jak gdyby nigdy nic.
Aha.
To pierwsze co przyszło mi na myśl.
-Spotkacie się pod sklepem Newtonów po południu. - dodała również.
Uchyliła mi drzwiczki auta i weszłam jak na rozkaz.
Tego wieczoru w moim pokoju nie było Edwarda. Może i był,ale kiedy zasnęłam widziałam tylko deszcz dudniący za oknem.



3.

Szkoła dłużyła się nieprawdopodobnie.
Na każdej niemal patrzyłam na idealny profil Edwarda.
Generalnie to tak moje lekcje mogłyby wyglądać.
'Bello, podaj dokładny opis budowy nosa Edwarda' ktoś by mi kazał odpowiedzieć. Ja bym szczegółowo to omawiała i piątka byłaby murowana.
Jednak rzeczywistość jest dużo, dużo bardziej okrutna.
Ale ogólnie rozmawiałam z nim. Usiedliśmy przy stoliku tak jak zawsze. Alice również. Trochę zaczynałam się o nią bać. Zamówiła numery Cosmopolitana z ostatnich 12 miesięcy, a teraz szczegółowo studiowała pożyczony od Jessici.
-Alice.- zaczepiłam ją, ponieważ nic niemówiący Edward był okropnie dołujący. Alice kiwnęła głową, uniosła podbródek dając mi do zrozumienia że czeka na to co powiem.
-Co się dzieje? - wskazałam na gazetę. Alice zrobiła rozbawioną minę, jednak ja dalej wpatrywałam się w nią bardzo intensywnie.
-Bello.. hmm.. no wiesz, jak byłam młodą dziewczyną takich gazet nie było...
-Alice, ty od bardzo, bardzo dawna jesteś młodą dziewczyną. - przypomniałam jej.
Jednak ta nic już nie dodała.
Postanowiłam, że będę musiała się temu przyjrzeć.
Ktoś stuknął mnie w ramię. Odwróciłam głowę. Edward siedział oparty nonszalancko o ławkę. Serce zabiło szybciej.
-Alice miała kolejną wizję. - wyszeptał. -Ta cała Julia spóźni się. Będzie dopiero wieczorem..
Wzruszyłam ramionami. Czemu się tak tym przejmował? Mówił że to nic nie znaczy. Chyba zobaczył moją minę, więc objął mnie mocno ramieniem.
-Pomyślałem, że przyjedziesz do mnie do domu. Alice zadzwoni do Charliego i wszystko wytłumaczy.- Zaproponował. Zgodziłam się. Co miałam innego do roboty. Dzisiaj do pracy szłam jedynie na chwilę, po wypłatę. Może to będą ostatnie chwile spędzone z Edwardem w spokoju? Wizja przybycia do jego domu stała się bardziej atrakcyjna.

Po odebraniu wypłaty pojechaliśmy do niego. Esme akurat pojechała do Carlisle. Jasper i Emmett oddawali się pasjonującej grze. Polegała na tym, że np. Jasper mówił, że ma przy sobie 15 dolarów. I to był początek. Emmett próbował mu wmówić że ich nie ma. Dzisiaj walka była bardzo zażarta.
-Nie masz. - zaczynał jak zwykle Emmett.
-Mam. - odpowiadał Jasper.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
-Mam.
-Nie masz.
Jasper zamilkł. Jakby mu coś przyszło na myśl. Sięgnął do kieszeni i zaczął szukać czegoś. Z chwili na chwilę robił się coraz bardziej niespokojny jednak w końcu zadowolony wyciągnął 15 dolarów i odetchnął z ulgą.
-Mam.
W takich chwilach zdawało mi się, że wampiry to jednak nie tak bardzo dobrze rozwinięty gatunek.
-Jasper! - wykrzyknęła Alice wchodząc do pokoju. Specjalnie stukała kijem od miotły by ją usłyszeć.
-Alice skarbie? - zapytał Jasper oderwany z gry. Alice oparła się o kij i wpatrywała się intensywnie w swojego ukochanego.
-Wydaje mi się,że... - zaczęła. Wszyscy w pokoju odwrócili ku niej oczy. Ona stała niewzruszona.
-No? - dopytał Jasper trochę zaniepokojony jej stanem.
-Coś mi się zdaje,że mnie zdradzasz. - oznajmiła prosto z mostu prostując się jak strona. Otworzyłam z wrażenia usta i popatrzyłam na Jaspera. Ten był zaskoczony, jednak szybko przybrał nic niemówiący wyraz twarzy.
-Myślałam, że mnie kochasz. Że jestem tą jedyną. Że nigdy mnie nie zostawisz. - tu załamała jakby teatralnie głos. - nawet nie widziałam tego w swoich wizjach bo musiałeś to zrobić niespodziewanie. Jasper! Nie mogę w to uwierzyć! - krzyknęła i opadła na fotel zakrywając twarz dłońmi.
Wpatrywałam się osłupiała na nią. Edward zakaszlał kilka razy jakby próbując się opanować. Emmett z rozdziawioną buzią wpatrywał się w swoją siostrę. Podobnie Jasper.
-O czym ty kobieto mówisz?! - krzyknął. Alice wydała jęk. Chyba wymuszony.
-Jasper. Myślisz że ja tego nie widzę? Że nie patrzysz na mnie tak jak wcześniej? Że nie chcesz mnie słuchać? Oh Jasper. - znów załamał jej się głos, jednak kontynuowała. -Próbowałam odgonić od siebie te myśli. Jasper. Oj Jasper. Weszłam przez przypadek na komputer, wiesz jaki mam do niego stosunek. I co znajduje?!!! Twoje konto na jakimś durnym portalu MySpace czy coś w tym stylu. 'YourJasper'. No pięknie. 'Mój Boże, jaki jesteś przystojny, Umówmy się' pisze niejaka BrittanyLove. Wyżej napisała 'Naprawdę? Ty mi nawet bardzo!'. Jasper!
Jasper gdyby mógł pewnie by zbladł. Ale miał nieskazitelnie białą twarz i nadal wpatrywał się gdzieś w dal. Alice wydała z siebie jęk i pobiegła na piętro. Postanowiłam pobiec za nią. Edward mnie nie zatrzymał.
-Alice? - zapytałam niepewnie wchodząc do jej pokoju. Był piękny, jednak jak dla mnie zbyt ekscentryczny.
Moja przyjaciółka siedziała głęboko w fotelu.
-Kto Ci nagadał takich bzdur że Jasper Cię zdradza?- zapytałam. Ona na te słowa wzdrygnęła się.
-Alice! - potrząsnęłam nią.
-Bello, przestań. To boli. Serce mnie boli, dusza mi się rozdziera na kawałki. - powiedziała.
-Ale ty nie masz ani serca ani duszy. - przypomniałam.
-Czy to ma jakieś znaczenie? - zapytała i zamilkła.
Siedziałyśmy w ciszy. Za oknem się ściemniało. Szukałam sposobów by ją zapewnić, że się myli. Przecież to nie możliwe. Jasper? Przecież to idiotyczne.
-Myślisz,że zwariowałam? -zapytała. Skinęłam głową. Uśmiechnęła sie ironicznie.
-Wszystko jest tutaj. - wskazała na gazetę.
Cosmo! No oczywiście, a skąd by indziej!
-Wszystko się zgadza. - dodała. Eięgnęłam po czasopismo i zaczęłam pośpiesznie czytać.
'Czy zauważyłaś ostatnio że Twój mężczyzna dziwnie się zachowuje? To może być oznaka że Cię zdradza. Jednak zanim zaczniesz go osądzać przeczytaj zwierzenia naszych czytelniczek:
Betty, 34 - Z Michaelem byłam od ponad pięciu lat. Seks był zabójczy. Rozmawiało nam się fantastycznie. Jednak któregoś dnia zauważyłam że nie chce ze mną rozmawiać. Pomyślałam: zły dzień. Dałam mu trochę spokoju. Jednak takie zachowanie się powtarzało. Z coraz większym przerażeniem zauważałam nasze oddalenie się.
W pracy koleżanka poprosiła mnie o wydrukowanie paru rzeczy. Zgodziłam się. Rzadko wchodziłam na komputer. Jednak mój chłopak często na nim była. I co zobaczyłam? Serwisy randkowe na których podawał się za 'Zabójczego Miśka'. Powiedziałam mu o tym. Przyznał się jednak powiedział że to nic nie znaczy....'
-Alice, chyba tym się nie kierujesz? - zapytałam z niedomierzeniem odkładając te bzdury. Kto jak kto, ale ta dziewczyna powinna wiedzieć, że to bez znaczenia. On WAMPIREM. Ona nimBYŁA. A Jasper ją kochał.
-Bello, proszę zostaw mnie samą. - poprosiła. Zgodziłam się posyłając jej spojrzenie mówiące o tym, że mnie zadziwia. Przecież przez to nie mogą się rozstać!!
Wróciłam do pokoju. Było w nim cicho. Edward siedział wpatrzony w zegar. Jasper miał opuszczoną głowę. Co się dzieje?!
Nagle zadzwonił dzwonek. Jezu, w końcu Esme. Może jakoś to przerwie.
Edward wstał i podszedł do drzwi. Usiadłam na fotelu. Kiedy wszedł nie było obok niego mojej kochanej Esme.
Zamiast niej stała wysoka, czarnowłosa przepiękna dziewczyna o pięknych ustach i okropnie długich rzęsach które było widać nawet z dzielących nas 10 metrów. Ubrana na biało wyglądała nieprawdopodobnie pięknie.
-Cześć, to ja Julia. - przywitała się, a moje serce stanęło na parę dobrych sekund.



4.

Zaczęłam w końcu oddychać. Raz, dwa, trzy... Tlen doszedł do mojego mózgu.
Julia Stewart weszła zgrabnym krokiem do salonu i zaczęła się z każdym widać. Podała mi rękę, chociaż zdawało mi się że w jej pięknych oczach zobaczyłam rozbawienie.
U góry schodów pojawiła się Alice. Miała potargane włosy i wyglądała jakby dopiero co się przebudziła, chociaż to oczywiście było niemożliwe.
-Cześć Julia. - przywitała się i podała jej rękę, gdy już zeszła. Przybrała miły wyraz twarzy.
-Cześć Alice. - Julia potrząsnęła energicznie jej dłonią. Ta dziewczyna była dziwnie radosna. Irytowało mnie to. Zaraz miała wywrócić moje, już tak, pokręcone życie do góry nogami.
-Żebyście wiedzieli jak mi się ta podróż dłużyła. - powiedziała siadając na kanapie. Wyciągnęła swoje długie nogi i uśmiechnęła się sama do siebie. -Zastanawiałam się czy bym mogła u Was przenocować, ale jeśli to jakiś kłopot znajdę jakiś hotel w mieście.
Czekałam z przejęciem na odpowiedź rodzeństwa. Pierwszy odezwał się Emmett.
-Pewnie, na pierwszym piętrze jest wolny pokój.
I było jasne. Serce podskoczyło mi do gardła na tę myśl ,jednak próbowałam pozbyć się wszystkich myśli.
Rozmowa kręciła się w okół podróży. Odzywał się głównie Emmett, czasem dodawał coś Jasper lub Alice. Kiedy Julia się znudziła wstała i zaczęła wędrować po salonie. Związała wstążką swoje piękne włosy i wróciła do nas. Usiadła przy Edwardzie.
-Przejdziemy się? - zapytała go. Czekałam na odpowiedź. Zobaczyłam jak mój ukochany kiwa głową i po chwili idą do ogrodu.
Zostałam sama, nie licząc trójki Cullenów w salonie. Zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Rosalie. Przyglądałam się napiętej sytuacji Jaspera i Alice. Ta patrzyła cały czas w przeciwległą stronę co Jasper. Atmosfera była nie do zniesienia. Tak samo jak to, że nie wiedziałam co dzieje się w ogrodzie. To było okropne.
Po paru minutach do domu wpadła Rosalie. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła koło mnie. Na widok dziwnej sytuacji spojrzała na mnie pytająco.
-Jasper i Alice się pokłócili. - szepnęłam. Pokręciła głową, że rozumie. Po chwili dodałam: -I Julia przyjechała. Jest teraz z Edwardem w ogrodzie.
Chociaż próbowałam to powiedzieć bezbarwnym głosem, Rosalie usłyszała w nim nutkę histerii. Spojrzała na mnie pokrzepiająco i wysłała mi jeden z uśmiechów o nazwie 'wszystko będzie okej'.
Edward i Julia wrócili 10 minut później. Ona była nadal radosna. On miał nieodgadnioną twarz.
-Rose! - krzyknęła Julia będąc po chwili przy dziewczynie. Przytuliła ją serdecznie i wymieniła kilka uwag co do wyglądu. Obok siebie wyglądały jak dwie nimfy, albo przynajmniej zwyciężczynie jakichś konkursów piękności.
Siedzieliśmy tak trochę. Rozmowy pojawiały się i znikały. Ja nie otwierałam buzi czując się niepotrzebna w tym towarzystwie. Jeszcze myślałam o tym co się zdarzyło w ogrodzie.
W końcu Edward wstał i powiedział do mnie:
-Odwiozę Cię do domu.
Zgodziłam się. Pożegnałam się z towarzystwem i szybko wybiegłam na dwór.
Edward był milczący, co mnie doprowadzało do szału. Kiedy jechaliśmy samochodem myślałam, że zwariuję. w końcu rozkazałam:
-Zatrzymaj się!
Edward był zaskoczony, ale zrobił to o co prosiłam. Staliśmy na poboczu, było ciemne a ja wpatrywałam się w jego cudowne oczy. Pochyliłam się ku jego twarzy i odważnie pocałowałam. Jeden pocałunek, drugi. Zaczęliśmy się całować, ale było w tym dużo napięcia. To też było irytujące. Nie mogąc tego znieść raptownie się odsunęłam.
-Powiedz o co chodzi! Nie mogę tego znieść! - rozżaliłam się i spojrzałam przed siebie. Tak mnie to denerwowało! Czy uczucia Edwarda nie były szczere?
-Bello... - zaczął. Skupiłam się na jego głosie. -To nie Twoja wina.. Muszę to przemyśleć .. i ... jestem rozdarty. To trudna sytuacja. Daj mi czas.
Moja mina była nieodgadniona, przynajmniej na taką starałam się kreować. Ale naprawdę moje serce rozdzierało się na kawałki. Czułam się okropnie.
-Jedź. - powiedziałam. Edward zaczął znowu prowadzić. Kiedy dojechaliśmy do domu, nadal nic nie mówiłam.
-Nie przychodź. - poprosiłam i wyszłam.
Leżałam w łóżku kreując swój plan. Czasem pojawiały się natrętne przypuszczenia co teraz robi Edward. I Julia...

Rano wstałam i szybko umyłam się i przebrałam. Wybiegłam z domu czym prędzej i wsiadłam do furgonetki. Edward nie zdążył przyjechać.
Pod szkołą było jeszcze niewiele osób. Uf, miałam nadzieje, że Alice nie widzi co planuję albo przynajmniej mnie rozumie i nie powie nic bratu.
Stałam pod szkołą czekając na Mike'a. Kiedy zobaczyłam go wyłaniającego się z samochodu podbiegłam szybko.
-Mike! - przywitałam się. Spojrzał zaskoczony, ale na jego twarzy pojawił się słodki uśmiech.
-Cześć Bello. - powiedział. -Ślicznie dziś wyglądasz.
Uśmiechnęłam się słodko. Uf, wszystko idzie zgodnie z planem.
Lekcje mijały dość powolnie, ale nie przeszkadzało mi to. Edward w szkole był, ale jak zwykle milczał. Idealnie się składało.
Nadeszła biologia. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do klasy. Edward już tam siedział. Ostatnio jakoś wychodziło tak, że coraz rzadziej razem chodziliśmy na lekcje..
Położyłam moją torbę na ławce. Rozglądnęłam się po sali i zobaczyłam Mike'a. Uśmiechnęłam się promiennie i podbiegłam do niego. Również ucieszył się na mój widok.
-Mike!- znów krzyknęłam na jego widok tak jak na parkingu. Usiadłam na skraju jego ławki i spojrzałam na nigo zalotnie. -Super fryzura. - pochwaliłam. Dzisiaj miał włosy postawione na żel. Wyglądało to dość zabawnie ale pasowało mu.
-Dzięki Bello. - powiedział , widocznie połechtany tą uwagą. Gadaliśmy swobodnie. Mrugałam zalotnie rzęsami i miałam nadzieje, że wygląda to dobrze, a nie tak jak zwykle wychodziło, czyli - żenująco.
Kątem oka zobaczyłam, że Edward zaskoczony przygląda się nam. Po dzwonku pochyliłam się do Mike'a i szepnęłam mu do ucha: -Spotkamy się po lekcjach.
Zeszłam zgrabnie z ławki, jednak straciłam równowagę, ale się nie przewróciłam. Usiadłam tuż przy Edwardzie i wypakowałam torbę.
Nadal był widocznie zaskoczony ale nic nie mówił.
Po lekcji szliśmy obok siebie na stołówkę. Nic nie mówił ,ale poczułam napięcie. Przy stoliku usiadłam obok Mike'a.
Jednak moją uwagę na tej przerwie zwróciła Alice. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu przefarbowała włosy na jasny rudy i ja wyprostowała. Wyglądała ładnie, ale dość dziwnie. Ubrała się w obcisłe jasne dżinsy i bluzkę z dekoltem. Zszokowana przyglądałam się jej. Malowała paznokcie na różowy kolor i co i rusz przeglądała się w lusterku. Wyszła wcześniej ze stołówki i ja pobiegłam za nią.
-Alice! - zawołałam. -O co tu chodzi?
Uśmiechnęła się i poprawiła włosy.
-Zmieniam wizerunek. - wyjaśniła i poszła zgrabnym krokiem przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam że ma okropnie wysokie szpilki.
Zaczęłam iść w kierunku sali od angielskiego. Była to ostatnia lekcja. Byłam bardzo zaskoczona, gdy pojawił się koło mnie Edward.
-Bella. - zaczął.
-Słucham? - nadstawiłam ucha.
-Czemu to robisz? Czemu flirtujesz z Mike'm Newtone'm?! - był jakby wzburzony. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie mogę? - zapytałam.
-No.. możesz. Ale tak nie wypada. Chodzimy ze sobą. Są jakieś zasady. - zacząło tłumaczyć, jednak nie bardzo przekonany.
-Kto jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że nawet w najlepszym związku jedna ze stron nagle zaczyna je łamać.
I odeszłam wchodząc do sali. Edward stał z rozdziawioną buzią i wpatrywał się we mnie z wielką powagą. Po chwili poszedł w druga stronę i już go nie było.


5.

Po lekcjach Edward na mnie czekał przy moim samochodzie. Próbowałam go zignorować, ale nie dałam rady. Westchnęłam więc.
-Możesz się odsunąć? - zapytałam nie patrząc na niego. Nie odpowiedział próbowałam go odepchnąć ale złapał mnie za nadgarstek.
-Nie mogę. - powiedział. Wkurzyłam się na niego. Bo co on sobie myśli?! Jest moim właścicielem czy co?!
-Edward, proszę Cię bardzo grzecznie byś się odsunął ,bo chcę wejść do samochodu. - warknęłam. Odsunął się w końcu puszczając moją rękę. Otworzyłam drzwi samochodu i nim się spostrzegłam Edward już po drugiej stronie wchodził do niego.
Wkurzała mnie ta jego nachalność. O co mu chodzi?
-Edward. Chyba ktoś na Ciebie czeka. - powiedziałam wskazując na jego volvo. Stał przy nim nie kto inny jak Julia Stewart.
Edward się zmieszał. Chociaż serce biło mi szybciej, nadal czułam typowy syndrom zazdrości, miałam zaciętą minę. Edward westchnął i już go nie było. Stał teraz przy Julii. Odpaliłam samochód i odjechałam. Nawet nie spojrzałam w ich stronę, co uważam za mój mały sukces.
Dojechałam do domu i odrobiłam lekcje. Zaczęłam przygotowywać dla Charliego obiad - pieczeń z frytkami. Dość dziwne połączenie, ale kiedy ostatnio mu to podałam, Charlie był zachwycony.
Kiedy wszystko skończyłam, spojrzałam na zegarek. Dopiero piąta. Westchnęłam i włączyłam telewizor. Leciała powtórka Oprah Winfrey Show. Jednak nie dane mi było nawet skojarzyć o czym jest program, bo moje myśli zagłuszył dzwonek do drzwi.
Wstałam niechętnie i je otworzyłam. Na progu stała Alice. Nadal miała rude włosy, nadal miała wysokie obcasy i niestety nadal w ręce trzymała Cosmo.
-Cześć Bello. - przywitała się i ucałowała mnie w policzki. Zszokowałam się czując inny zapach niż zwykle. Ten był ostry, jakby wulgarny. Odgadłam że Alice musiała kupić jakieś perfumy. -Idziemy.- rozkazała i pociągnęła mnie za sobą.
Wyrwałam się i powiedziałam, że muszę powyłączać wszystko i zamknąć drzwi. Poczekała na mnie cierpliwie i już szłyśmy do jej samochodu. Dzisiaj był to różowy lexus.
Różowy lexus?!!!!!!!
-Śliczny, prawda? - powiedziała i poklepała z uznaniem nowe cacko. Pokiwałam głową, chociaż zakręciło mi się w głowie od tego różu.
Jechałyśmy szybko i po chwili byłyśmy przed małym centrum handlowym, jedynym w Forks. Weszłyśmy i pokierowałyśmy się do małej kawiarni. Nie miałam na nic ochoty i dziwiłam się czego szukała tam Alice.
-Napijesz się coli, prawda? - zapytała uśmiechając się słodko. Kiwnęłam głową mimo woli. usiadłyśmy przy stoliku przed kawiarnią. Alice malowała paznokcie, a ja piłam colę. Czekałam aż moja przyjaciółka zacznie temat. I nie przeliczyłam.
-Słuchaj. Zalogowałam się na jeden portal randkowy. - tu zachichotała. - i pisze z takim jednym facetem. Chuck się nazywa. Mieszka w Bostonie.
-W Bostonie? - zdziwiłam się. Przecież to było na drugim końcu Ameryki.
-No właśnie też się przeraziłam tej odległości, ale powiedział że niedługo przyjeżdża do Seattle. Chcę się z nim spotkać. - znów zachichotała.
Pokiwałam głową.
-Jest przystojny. Ma 22 lata. I ma zielone oczy! Poważnie! Wyczytałam, że to oznacza iż jest inteligentny, ma charyzmę i. - chichot. -duże przyrodzenie.
Wpatrywałam się w nią osłupiała. Co za pierdoły ona gada? Facet z Bostonu? Zielonooki, inteligentny i z dużym przyrodzeniem? Chyba zwariowała.
-Jestem taka podekscytowana i... - przerwała zmieniając nagle wyraz twarzy. Wpatrywała się w coś z duzym skupieniem. Spojrzałam w tę samą stronę co ona.
I również mnie zatkało. Ostatnio za często się to zdarzało, i to niemal zawsze z powodu Cullenów.
Przy sklepie z butami stał nie kto inny jak Jasper. Miał obcisłe, czarne lateksowe spodnie. Równie obcisły biały podkoszulek oraz japonki (w Forks?!!). Włosy postawione żel i czarne okulary przeciwsłoneczne wyglądały dość dziwnie jak na Forks. I dość dziwnie jak na Jaspera!!!
Flirtował z kimś. Był to.. facet?! Myślałam, że mi się przywidziało, ale przetarłam oczy. Jasper był.. gejem?! To chyba jakiś żart? Czy wszyscy naprawdę zwariowali? Czułam się jak w jakimś zakładzie czubków.
-Jasper! - krzyknęła Alice. Szła właśnie do niego. Zaczęli się kłócić. Postanowiłam że pójdę. Jak coś podjadę autobusem do domu.
Jednak nie dane mi było wrócić do niego, bo przed centrum spotkałam Mike'a Newtona.
-Bello! - ucieszył się na mój widok. Pomachałam mu. Szedł z dwoma kolegami. Nie znałam ich zbytnio.
-Cześć Mike. - przywitałam się.
-Właśnie razem z kumplami wracamy ze sklepu. Robimy małe spotkanie u mnie w domu. Przyłączysz się?
-Jasne. - zgodziłam się. Byłam dość wcześnie i chciałam zapomnieć o tym co zobaczyłam.
Jak się okazało jego koledzy nazywali się Jason i Bruce. Zajechaliśmy pod dom Mike'a i weszliśmy do środka. Z czasem pojawiło się więcej osób. Było parę dziewczyn. Większość piła piwo, ja jednak odmówiłam. Nie lubiłam alkoholu.
-Cześć. Jestem Monica. - przedstawiła się średniej wysokości blondynka. Wyglądała sympatycznie, ale też trochę tak jakby brakowało jej szóstej klepki.
-Cześć. Bella.
-Słuchaj, przyszłam tu z koleżanką, zbyt wielu osób nie znam. - puściła perskie oko. Uśmiechnęłam się.
-Nie amrtw się. Większość znam z widzenia. - pocieszyłam. Pokiwała głową. Długo nie miałyśmy tematu do rozmowy, aż w końcu zaczęła.
-Ostatnio mieliśmy w szkole temat o ludziach prehistorycznych. Mamuty, te sprawy. Wiesz o co chodzi, nie?
-No wiem.
-I pani nam mówi że oni większość czasu spędzali w jaskiniach. Jedli tam, spali. I ja się trochę zmartwiłam.
-Dlaczego?
-Bo wiesz, ja byłam w zeszłe wakacje z rodzicami na wycieczce i zwiedzaliśmy jaskinie. I przez cały czas nie miałam tam zasięgu w telefonie. I jak usłyszałam o tych ludziach co mieszkali w tych jaskiniach to myślę sobie, że dla nich musiało być to ciężkie. Pewnie nikt nie mógł się do nich dodzwonić.
Aha.
Wyprowadziła mnie z psychicznej równowagi ta dziewczyna. Postanowiłam jeszcze chwilę posiedzieć i wyszłam.
Tym razem chciałam po prostu dotrzeć do domu i nie spotykać już nikogo. Udało się.




5.

Cały weekend spędziłam w domu. Ani razu nie wyszłam. Odpoczęłam trochę psychicznie i już w niedzielę wieczór absurdalne zdarzenia z zeszłego tygodnia wydawały się bardzo odległe.
Rozmawiałam też z Charliem o zakupie nowej lodówki. Obecna, prehistoryczna, już nie mroziła. Charlie starał się mi wmówić, że to żaden problem.
-Tato, nawet lodów nie można mrozić. - marudziłam.
-Kochanie, jeśli będzie chciała mrozić lody to wystawisz je za okno. W Forks niemal zawsze jest minusowa temperatura.
-A szynka, masło, mleko...
-Nie marudź. Ta jeszcze trochę wytrzyma.
-... ser, jogurty, piwo.
-Piwo?
-No tak. Co sobie pomyślą, gdy zobaczą, że policjant trzyma piwo za oknem? I to taki ważny policjant!
-Chyba masz rację.
No i we wtorek jedziemy po lodówkę. Moim samochodem..

Poniedziałek był mroźny. Kiedy się obudziłam, o szóstej, było jeszcze trochę ciemno. Umyłam się, spakowałam, ubrałam i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Charlie siedział przy stole i przeglądał jakiś katalog. Nasypałam sobie płatek, zalałam mlekiem i usiadłam naprzeciw niego.
-Co to? - zapytałam wskazując łyżką na katalog.
-Lodówki. - odpowiedział lakonicznie.
Siedzieliśmy w ciszy. Kiedy zjadłam śniadanie podeszłam do jego krzesła.
-I co ciekawego widzisz?
-Wiedziałaś, że są lodówki, które są podłączone do internetu i jeśli np. czegoś ci zabraknie, a jest to zaprogramowane w lodówce, automatycznie zamawiają to w internecie.
-Słyszałam. To chyba w Chinach takie robią..
-Albo np. jeśli wchodzisz do kuchni, lodówka to wyczuwa i mówi 'Witaj Charlie. Jak ci minął dzień?', ja odpowiadam, że dobrze,a ona 'To świetnie. Życzę ci miłego dnia'.
-Wiesz to ja już bym wolała psa. - uśmiechnęłam się do niego. Pokiwał głową. Stanęło na wysokiej, srebrnej. Kosztowała chyba 300 dolarów. Zaoferowałam się, że dołożę 75 dolców. Oczywiście, wedle moich przewidywań, Charlie nie zgodził się.
O wpół do ósmej wyszłam z domu. Poczułam przyjemne, rześkie powietrze, które sprawiało radość tylko po paru dniach siedzenia w domu.
Jechałam powoli. Wszystko wydawało się senne. Nawet drzewa wyglądały jakby zaraz miały paść ze zmęczenia. Co jakiś czas otwierałam szerzej oczy, by nie zasnąć.
Na parkingu bło już dużo osób. Większość rozmawiała wesoło, opowiadając co robiło w weekend.
Wysiadłam ociągając się. Po chwili był przy mnie Mike. Zaczął opowiadać mi jak skończyła się impreza.
-I jedna Olivia tak się upiła, że gdy wyszła zaczęła śpiewać hymn. Przewróciła się na schodach i rozbiła głowę. Było tyle krwi, że...
-Tych szczegółów możesz mi oszczędzić. - poprosiłam. Kiwnął głową i kontynuował.
Słuchałam go jednym uchem. Ogólnie to rozglądałam się po parkingu. Przed oczami mignęła mi znajoma sylwetka. Przyjrzałam się uważniej. Jasper. Jasper! Siedział na ławce po drugiej stronie ulicy. Wyglądał normalnie. To znaczy, nie miał już japonek, włosów na żel itp.
Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i gestem przywołał do siebie. Przeprosiłam na chwilę Mike'a i przebiegłam przez ulicę.
-Hej Jasper. - przywitałam się. Pokiwał głową. Usiadłam obok niego. Ławka była trochę wilgotna, ale uznałam, że dla Jaspera zrobię i takie poświęcenie, że potem będę wyglądała jakbym popuściła w majtki.
-Cześć Bello. Dobrze, że akurat się spotkaliśmy. - mówił cicho. Byłam ciekawa co chce mi powiedzieć.
-A gdzie się podziały hmm.. Twoje atrybuty? No wiesz, japonki, okulary, te sprawy. - mimo największych chęci nie mogłam opanować chichotu.
-Tak się zastanawiałem i uznałem, że chyba lepiej będzie jak zostanę skinheadem.
-Nie, nie, nie. To ja już wolę z Tobą chodzić na zakupy.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Ucieszyłam się z tego, że raczej Jasper na razie będzie po prostu Jasperem.
-Chciałem z Tobą porozmawiać. - wyznał.
-Domyśliłam się.
Zamilkł na chwilę po czym zaczął:
-Edward jest nieszczęśliwy. Tęskni za Tobą.
Zaczęłam się głośno i absurdalnie śmiać. Kiedy się uspokoiłam, Jasper dalej miał swoje oczy, poważnie, utkwione we mnie.
-Jasper, posłuchaj... Myślałam nad tym. Chociaż szaleję za Twoim bratem, wiem że związek między nami nie ma sensu. Ja jestem człowiekiem, on wampirem... Sądzę, że Bóg i wszystkie niebiosa by wolały byśmy zakochali się w kimś z naszego gatunku. - zawiesiłam głos, po czym dodałam: -Tylko, że on ma ułatwione zadanie. Niedługo się ożeni. Wszystkie rany się zabliźnią. Jednak ja czuję, że moje będą jeszcze otwarte przez najbliższe kilkaset lat.
Uśmiechnęłam się smutno. Jasper pogładził mnie po ramieniu. To była dziwna sytuacja. Nie pomyślałabym, że o takich rzeczach będę mówić Jasperowi. Prędzej Alice, Rosalie..
Milczeliśmy. Chyba to był najlepszy komentarz. Po paru minutach odezwałam się:
-A co z Tobą i Alice?
Byłam ciekawa jak rozwinęła się sytuacja i co zdarzyło się po tym spotkaniu w centrum handlowym.
-Oj, Bella.. Ja już totalnie do tego nie mam głowy. Zrobiła mi dziką awanturę. Krzyczała, że robię z siebie idiotę. Oczywiście ja też wyrzuciłem z siebie to i owo. Ona chyba zwariowała. Czyta horoskopy..
-A ona wie w ogóle kiedy się urodziła? - zdziwiłam się.
-Ogólnie to nie, ale uznała, że ona będzie najlepszym koziorożcem. Więc wertuje wszystkie gazety, strony internetowe. Rozumiesz? Strony internetowe! Zablokowała wejścia na wszystkie portale społecznościowe w Ameryce!
Rzeczywiście, z Alice było coś nie tak. Trzeba będzie się nad nią zastanowić. Ale akurat wtedy musiałam iść na lekcje.
-Jasper, wybacz, zaczynają mi się lekcje. Dzięki za rozmowę.
-Ja też Ci dziękuję, Bello.
I odeszłam. Kiedy wchodziłam do budynku, nagle koło mnie przeszedł Edward. Jasny gwint! Zupełnie o nim zapomniałam. Pewnie podsłuchiwał.
-Bello..
-Nie, Edward, nie będę druhną na Twoim ślubie.
I poszłam dalej. Zatrzymał się zaskoczony. Postanowiłam, że poproszę aby mnie przeniesiono na biologii do innego stolika. A jak będzie potrzeba to mogę i nawet na podłodze siedzieć...




7.

Tata kupił lodówkę.
Można powiedzieć, że razem ją kupiliśmy
-Teraz takie małe lodówki robią? - dumał nad biedną mikrofalówką totalnie skupiony i zafascynowany.
-Ojj tatoo. - jęknęłam tylko.
W końcu ujrzeliśmy wysoką, srebrną.
-Niezła sztuka. - gwizdnął Charlie. Schowałam twarz w dłoniach, ale z tym musiałam się zgodzić.
I przywieźliśmy lodówkę do domu. Charlie od razu się z nią zaprzyjaźnił. Żałował, że nie kupiliśmy tych co są podłączone do internetu i co nie wydają dźwięków. Postanowiłam wtedy że poszukam dla niego jakiegoś psa...
W szkole było tak samo jak zwykle. Edward nadal siedział ze mną niemal na każdej lekcji. Znosiłam to dzielnie. Nie raz miałam ochotę go dotknąć, uścisnąć dłoń...
Uścisnąć dłoń?! Miałam ochotę całować go jak oszalała.
Ale zamiast tego udawałam zimną i niedostępną. Przynajmniej tak to miało wyglądać. I chyba wyglądało.
-Bella? - zagadał do mnie na angielskim. Odwróciłam się do niego, jakby wyciągnięta z naprawdę interesującego tekstu na temat najbardziej przełomowych dzieł XVIII wieku.
-Słucham Ciebie? - zapytałam, kładąc nonszalancko ręce na ławce. Westchnęłam również, co wyglądało jakby mnie to czekanie na jego słowa nudziło.
Ale on nic nie mówił. W końcu , mimo moich starań, spojrzałam na niego wyczekująco. On tylko odchrząknął (po co?), wstał i poszedł na środek sali.Nauczyciel był ogromnie zdumiony. Do końca lekcji pozostały ledwie dwie minuty, a tu Edward wychodzi na srodek. Wpatrzyłam się w niego tępo.
-Chcę ogłosić wszem i wobec, że dnia dzisiejszego obiecuję sobie i Wam, że Bella znów będzie mogła mi zaufać. - powiedział tylko, podszedł do naszej ławki, wziął plecak i wyszedł. Musiałam wyglądać dość żałośnie, siedząc z otwartą buzią z której , bałam się, być może wyciekała mi ślina.
W końcu zadzwonił dzwonek. Flegmatycznie zaczęłam się pakować. Podszedł, oczywiście, Mike.
-O co chodzi Cullenowi? - zapytał. Zachichotałam dość histerycznie. Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie wiem. Jest dość dziwny, ostatnio widziałam jak całuje się z kotem na ławce.
Mike utkwił we mnie wzrok, całkowicie zdumiony.
-Hehehe, kto by się spodziewał. - znów zarechotałam.
-Bello, dobrze się czujesz? - zapytał mój przyjaciel zatroskany.
-Chyba nie.
I znów chichot.
Środy zawsze mnie nudziły...


Piątek przyszedł szybko. Czułam się niezbyt dobrze, miałam wrażenie że wariuję.
Szczególnie wtedy, kiedy wracałam do domu, a Charlie już siedział zagadany z lodówką.
Tak, tak. Zagadany z lodówką. L O D Ó W K Ą.
-Wiesz, moja droga, praca policjanta nie jest taka prosta jak Ci się wydaje. Widzę Twoje zaskoczenie, ale taka jest prawda. Całe Forks oczekuje ode mnie cudów. Ale ja jestem tylko człowiekiem. Charlie Swan - tak mam na imię. Biedny Charlie, oj biedny..
-Czesć tato. - przywitałam się niepewnie.
-Oo, Bells, skarbie chodź do mnie. Właśnie rozmawiam z Abrą...
-Abrą?
-No, z ta piękną panią co stoi obok mnie. - wskazał na lodówkę.
-Tato, wszystko w porządku? - zapytałam.
-Oczywiście. Czemu pytasz?
-Bo rozmawiasz z lodówką?
Charlie bardzo się zdenerwował.
-Isabello Swan! Nie mogę uwierzyć, że tak mówisz o Abrze! Nie widzisz, że jest jej przykro?! Bardzo się na Tobie zawiodłem! Idź do pokoju i nie wychodź dopóki nie zastanowisz się nad własnym postępowaniem!!!
Teraz się darł. Trochę się go przestraszyłam. Myślałam, że jest pijany, ale w ręce trzymał tylko herbatę.
Czym prędzej pobiegłam do pokoju.
Czy ten świat wariuje?!
Siadłam do komputera. Odpalał się trochę czasu, ale w końcu mogłam wejść na Internet.
Weszłam na MySpace i wpisałam w wyszukiwarkę.
JASPER CULLEN.
Wyskoczyło mi jedno okienko. I ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, na zdjęciu była postać Jaspera.
Weszłam na stronę. Była fioletowa, było na niej pełno zdjęć.
Zaczęłam po kolei czytać.
'Boję się, boję się, boję się, boję się, boję się'. - pisąło w miejscu na opis. Ogólnie strona była dość dziwna. Wyłączyłam komputer, poniewaz nie chciało mi się dalej czytać.
Co mam robić?
Wyszłam z pokoju po cichu. Charlie siedział w kuchni. Słyszałam tylko:
-Abro, nie płacz. Przepraszam za Bellę. Czasem nie myśli co mówi, na pewno nie chciała Cie urazić.
Założyłam szybko buty i wybiegłam z domu. Bałam się, że resztka mojego mózgu wyparuje.
Pojechałam samochodem do centrum. Weszłam do McDonalda. Miałam wielką ochotę na szejka. Kiedy kupiłam, wyszłam i oparłam się o samochód.
-Belllllalalalala?! - ktoś krzyknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Julię Stewart. Tak, tę wampirzycę. Chodziła kiwając się na boki. Sama. Gdyby nie to, że wampiry raczej nie piją, pomyślałabym że jest pijana.
-Bellaaaa? - zapytała jakby nie do końca mogła mnie poznać. Kiwnęłam głową, lekko oszołomiona.
-Co tutaj robisz? - zapytałam. Julia wybuchnęła śmiechem.
-A tak sobie przechodzę... miasto zwiedzam. Hahahaha.
-Może lepiej powinnaś zadzwonić do Edwarda.
Jednak nic nie odpowiedziała. W pewnym momencie jakby się zamysliła.
-Wiesz co. Hahahaha.. ja się zawsze zastanawiałam jak on może z Tobą być... hahaha.. bo jak ty masz okres to krew ci leci. hahahah.. i bardzo dobrze ją czuć. - i się śmiała się dalej. Lekko byłam zawstydzona.
-Yyyy... Julia. Co jest?
-Upiłam się tylko troszkę. Troszeczkę. Odrobinkę. Hahaha. - myslałam że się wywróci ale ona tylko chciała sobie zawiązać but.
-Myślałam, że wampiry niczego nie piją. - wyznałam zaskoczona. Ona znowu się śmiała.
-Bo ja wąchałam. W Ą C H A Ł A M! Tylko zapach kotów podczas chcicy tak na nas działa.
-Kotów podczas chcicy? - byłam tak oszołomiona, że nie mogłam racjonalnie myśleć.
-Tak. Powinnaś powąchać. Hahahaha!
I poszła dalej przed siebie, ledwo utrzymując równowagę.
To czego się dowiedziałam jeszcze bardziej mieszało mi w mózgu.




8.


Mijały kolejne dni.
Mój stan umysłu się pogarszał. Czułam, że tracę rozum.
W końcu któregoś popołudnia stanęłam na środku ulicy i złapał mnie atak histerii.
Przyjechała karetka i zabrali mnie na badania psychiatryczne.
Lekarz jednak uznał, że to zwykłe przemęczenie, ale zapisał mnie na dwa spotkania z jakimiś czubkami.
Sala była malutka, bardzo malutka. Dookoła stały krzesła, a na nich siedzieli różni ludzie. Jedni wyglądali na bardziej, drudzy na mniej normalnych.
-Witajcie, nazywam się Catherine Basset i dzisiaj będziemy rozmawiać o tym co nas trapi. - zapowiedziała wysoka blondynka, na oko 30 lat. Wskazała na siedzącą obok siebie dziewczynę, gdzieś w moim wieku.
-Nazywam się Tess Anderson. Od jakiegoś czasu moja mama posyła mnie na te zajęcia, bo uważa że jestem dziwna. ale to nieprawda. Nie jestem dziwna. Ja to wiem, wszyscy to wiedzą. Gdyby ktoś podał definicje dziwności, byłabym najgorszym przykładem. Bo nie jestem dziwna. Jestem normalna. Chyba ona nigdy nie widziała dziwnej osoby. Sama jest dziwna. Ogólnie cały świat jest dziwny. ale ja nie jestem. NIE JESTEM!!!!
Tess się bardzo wpieniła i Catherine ją musiała uspokajać. Wskazała na kolejną osobę.
-Jestem George Thompson. Chodzę do katolickiej szkoły w Portland. Chciałbym bardzo zostać papieżem, poważnie. Czuję, że to moje powolanie. Chciałbym uzdrawiać, zjednywać narody. Stwarzać lepsze warunki do życia na tej ziemi. Chciałbym zmieniac ten świat! Świat, w którym żyjemy! Świat, który...
-Dobrze George, wystarczy. - przerwała mu Catherine.
Dalej mówiły różne dziwne osoby. Nie wiedziałam co tam robię. Czy to jakiś żart. W końcu, zanim nadeszła moja kolej, zaczęła mówić kolejna dziewczyna.
-Mam na imię Anna Kowalsky. Jestem z Polski. Polska jest w Europie. Niedaleko Niemiec. Chciałabym zostać hipnotyzerką. Kiedyś był taki odcinek w Atomówkach, że był hipnotyer i wszyscy byli jak zaczarowani. I od tamtej pory chcę robić to samo. słyszałam, że trzeba spełnić parę warunków. - wstała powoli i ukucnęła obok krzesła, po czym powoli zaczęła pod nie się czołgać. -Trzeba być na ziemi. Na ziemi. I wtedy można hipnotyzować.
Tym razem doprowadzenie do porządku Anny, zajęło Catherine 20 minut. Dziewczyna zaczęła płakać, uciekła do toalety, waliła w drzwi i krzyczała, że ona nie chciała nikogo zabić. Przyszli wolontariusze i zabrali ją.
-Teraz ty. - Catherine wskazała na mnie.
-Hmm.. Nazywam się Bella Swan. Mieszkam w Forks razem z tatą. Chodze do szkoły. Niedługo wybiorę się chyba na studia. Nie wiem jeszcze na jakie. Bardzo chciałabym mieć psa, ale tata się nie zgadza. Podobno jest uczulony. Ostatnio znalazł sobie jednak przyjaciółkę. Abrę. Świetnie się dogadują. Moja przyjaciółka Alice ostatnio postanowiła się zmienić, po tym jak dowiedziała sie, że niedobrze dzieje się w jej związku.
Nie dodałam oczywiście, że Abra to lodówka, a Alice jest wampirzycą.
Po zajęciach Catherine uznała, że mogę wracać do domu. Dała mi tabletki na wypadek, gdybym za bardzo się zdenerwowała.
Kiedy wróciłam Charlie siedział w pokoju i oglądał mecz. Byłam bardzo zaskoczona. Przyzwyczaiłam się do innego widoku.
-Tato?- zapytałam niepewnie. Odwrócił się i uśmiechnął.
-Bells, jak dobrze że jesteś. - powiedział i poklepał obok siebie miejsce, dając mi do zrozumienia, że chce bym koło niego usiadła.
Był trzeźwy. Przynajmniej tak sądziłam. Kiedy nastała przerwa w meczu odwrócił się ku mnie.
-Przepraszam, ostatnio zachowywałem się dziwnie. - powiedział. Kiwnęłam z potakiwaniem głową. - Czuję się samotny. Jesteś już taka duża. Czasem aż mi się w mózgu źle dzieje.
-Rozumiem tato. - poklepałam go po dłoni. -Nic się nie stało.
Wstałam i skierowałam się ku schodom. Zanim zaczęła iść, jeszcze zapytałam:
-A co z Abrą?
-Z lodówką? Oddałem ją i kupiłem taką małą. W tamtej było za dużo miejsca.
Ufff. Wspinałam się po schodach z poczuciem ulgi.
-Edward?! - szepnęłam z niedowierzaniem widząc owego delikwenta siedzącego na mojej kanapie.
-Nie zamknęłaś okna. - wytłumaczył się.
-Po co przyszedłeś? - zapytałam zła. Usiadłam na krześle tuż przy biurku.
-Bello. Ostatnio nie jest tak jak dawniej. Przepraszam. Ale to nie moja wina. Może trochę, ale wybacz mi. Wszystko unormuję i wszystko wróci do normy.
Nic nie mówiłam. Edward wstał flegmatycznie i kiwając się podszedł do mnie.
-Wybacz... ten... mój... stan.
-Niech zgadnę. Spotkałeś kota podczas chcicy?
Spojrzał na mnie zdumiony.
-Skad wiedziałaś?
-Nic. Domyśliłam się.
Nadal patrzył zdumiony.
Dwie godziny później poszedł. Opowiadał coś niewyraźnie. Czułam się dziwnie, znów będąc z nim sam na sam.
Postanowiłam się z tym przespać.

Na drugi dzień w szkole Alice się w końcu pojawiła. Chyba nie wspominałam, że ostatnio trochę ją olała.
Wyglądała dalej tak jakby mówiła 'Dam ci w samochodzie za 20 dolców'.
Edward się do mnie odzywał dość normalnie, jednak dalej był zamulony.
Po lekcjach podbiegła do mnie Alice:
-Bella! Bella! Bella!
-Co? - zapytałam zdenerwowana jej wesołością.
-Dostałam się do drużyny cheerleaderek!!!!!!
-Cheerleaderek?
-Tak, tak! Jezu, jak się cieszę. To będzie odjazd. Totalny odjazd.
Zrobiła dwa razy gwiazdę w swoich dziesięciocentymetrowych szpilkach.
-Czemu chcesz zostać zdzirliderką?
-Nie mów tak! Cheerleding to bardzo szlachetny sport.
-Rzeczywiście. Prawdziwy szlachcic pokazuje swój tyłek na oczach kilkuset osób.
Obraziła się na mnie i poszła dalej.
Potem zadzwoniła i powiedziała, że jej pierwszy pokaz będzie już za tydzień.
I, że mam przyjść.
Koniecznie.
I skandowac jej imię.
O Boże...




9.


-Tato, ale naprawdę nie musisz iść na pokaz Alice. Pewnie będzie się denerwowała wiedząc, że na widowni siedzi wiecej jej znajomych. - próbowałam tatę odgonić od wizji meczu na którym miała wystąpić Alice.
Jednak on był uparty. Parę dni opisywałam mu różne skutki zdenerowania: wymioty, biegunka, atak płaczu, padaczki, spazmy. Dobrze wiedziałam, że żadna z tych rzeczy się raczej nie zdarzy w przypadku Alice, która była wampirem.
I w końcu dał sobie spokój! Uznał, że przydałoby się naprawić bnasz stary kuchenny stoli,który obecnie miał już tylko dwie nogi.
Powiem szczerze, że bardzo denerwowałam się tym całym zgiełkiem wokół występu mojej przyjaciółki. Rodzina Cullenów postanowiła ją bardzo wspierać. Na mecz przyszli w koszulkach z napisem 'Team Alice!'. Edward nawet przed wejściem na stadion dał mi jedną.
-Na pewno się ucieszy widząc Cię w niej. - wyjaśnił. Zrobiłam więc co kazał. Koszulka była na mnie o 3 numery za duża. Poczułam się jak w worku.
Stadion w Forks raczej nie powinien zwać się stadionem. Było to raczej miniaturowe boisko za szkołą. Miejsc siedzących było około 500. Usiedliśmy w pierwszym rzędzie. Zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Bella! - warknął na mnie Edward. Oderwałam palce od buzi.
Zaczęła się pierwsza połowa.
Było to mecz piłki nożnej. Nasza drużyna nazywała się Orły z Forks. Grała z Grzywaczami z Portland.
Mecz był nudny. W naszej drużynie grał Mike, który był dość dobry w nogę. Strzelił jakieś 15 bramek, na co widownia entuzjastycznie wstawała i robiła falę. Nie ma to jak 15 razy robić fale i 15 razy widzieć jak Mike Newton 15 razy ściąga koszulkę i biega po boisku w kółko. Okrążenie jego zajmowało mu jakieś 50 sekund.
Po 45 minutach wygrywaliśmy 15:7. Zaraz miały wyjść cheerleaderki obu drużyn. Pierwsze były Grzywaczki z Portland (nie było gorszej nazwy?).
-Zaraz zwymiotuję. - szepnęłam. Edward pogładził mnie po dłoni. Poczułam się jakby coś mnie poraziło prądem. Spojrzałam w bok. Jasper tępo wpatrywał się w boisko. Wszyscy tutaj czekaliśmy na jedną osobę.
Alice.
I właśnie wtedy dziewczyny z naszej szkoły wybiegły. Nagle w oczach widziałam tylko pomarańczowe i różowe barwy. Dość dziwne połączenie. I raczej tandetne. Pierwsze takty muzyki pochodziły z piosenki Estelli i Kanye Westa 'American Boy' *. Wszystkie zaczęły robić gwiazdy.. Po Alice ani śladu.
-Hej! Hej! Hej! Zaczyna się! Nasze Orły wygrają każdy mecz! I ty, z drugiej drużyny, nie jęcz! Mamy świetną obronę, trzeba założyć im złotą koronę! A nasz bramkarz wspaniale broni, wszystkich graczy z piłkami pogoni! A Mike Newton piłką wspaniale drybluje, na boisku jak w domu się czuje. Hej, hej, hej! To wcale nie jest gej!!! Orły z Forks! ORŁY Z FORKS!!! ORŁY Z FORKS!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Cały ten wierszyk wykrzyczała Alice, która nagle wpadła na boisko robiąc gwiazdy. Wyglądała w miarę normalnie w rękach miała pompony. Publiczność oszalała. Cullenowie wpatrywali się otępiali. Tylko Edward wyglądał jakby zaraz miał zakrztusić się ze śmiechu.
Pokaz się skończył. Zaczęła się druga połowa.
-A gdzie Julia? - zapytałam Edwarda, nagle zauważając jej brak. Wyczytałam z jego twarzy, że najchętniej to by zdzielił mnie po mojej.
-Nie przyszła. Ma ważniejsze sprawy. A co, brakuje ci jej? - wysyczał. Pokręciłam głową. Czemu był taki przewrażliwiony na jej punkcie.
Mike strzelił kolejne 10 bramek i ostatecznie wygraliśmy 26 do 12. (jedną bramką dla naszej drużyny strzelił Eric. ERIC!).
Zaczęliśmy się zbierać. Edward gdzieś zniknął i obok mnie pojawił się Mike.
-I co powiesz na to? - zapytał wskazując na tablicę wyników.
-Moje gratulacje, Mike. To świetna wiadomość. Dzięki Tobie wygraliśmy. - połechtałam jego próżność. Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
-A co powiesz na ten ruch? - zapytał i przycisnął moje usta do swoich. Na chwilę straciłam oddech. Pewnie dlatego, że nie zdążyłam go zaczerpnąć. Całował mnie szybko. Wcisnął mi język do gardła. Nie miałam siły go odepchnąć. I trochę mi się to podobało. Przez ostatni miesiąc nie całowałam się z nikim. Potrzebowałam tego. Co z tego że był to Mike?
Nagle ktoś pociągnął mnie mocno za rękę. Oderwałam się od Mike'a.
Był to Edward.
Zaskoczenie?
Wcale.
-Ej, koleś, nie przeszkadzaj nam. - powiedział Mike. -Podobało jej się.
Edward zacisnął mocno wargi. Po chwili jego pięść wylądowała na twarzy Mike'a. Ten się przewrócił.
-Co ty kurfa sofie myflisz? - powiedział wściekły Mike. Ale ja już biegłam ciągnięta przez Edwarda. Byłam wściekła.
-Stój! - wrzasnęłam. Edward się zatrzymał. -Co ty sobie myślisz?! - dodałam.
-Myślisz, że ku*** będę patrzył jak jakiś Mike Newton całuje moje dziewczynę i jego ręce wędrują coraz bardziej na dół i na dół?! To ja jestem wściekły, Bello. Mam za co. - wykrzyczał przez gwar boiska.
-Ty wściekły?! Ty durniu, przez ostatni miesiąc spędzasz czas z jakąś cholerną wampirzycą i myślisz że ja się dobrze czuję?! Potrzebuję trochę zrozumienia, trochę wsparcia. Wszystko się rozwala. A ty pewnie spędzasz upojne chwile z jakąś Julią Stewart!!!!!!! Już sobie wyobrażam co ze sobą robiliście!!! Miała pokój tuż obok Ciebie. Jakie zrządzenie losu! - wydarłam się.
Pociągnął mnie znowu za rękę, jednak ja się wyrwałam.
-Nigdzie z Tobą nie idę!
Jednak nie posłuchał mnie. Przerzucił mnie przez ramię i biegliśmy do samochodu. Kiedy byliśmy w środku mówił bardzo szybko.
-Ty idiotko, jesteś w cholernym niebezpieczeństwie! Wampiry z Las Vegas przyleciały do Seattle po nowe zestawy kin domowych bo u nich się skończyły. I poczuły Twoją krew!!!! Jesteś w cholernym niebezpieczeństwie! - krzyczał.
-Nie krzycz na mnie!!! - wrzasnęłam.
-To ty na mnie nie krzycz!!!
-Zostaw mnie, dam sobie radę. Wracaj do Julii. - mówiłam już normalnie. Edward schował twarz bezradnie w dłoniach.
-Bello, Julia nie ma znaczenia. Ona... ona... ona jest prostytutką.
-Wampirzą prostytutką? Coś takiego. Fajnie trafiasz. Życzę szczęścia. - już otwierałam drzwi samochodu kiedy mnie pociągnął do siebie i zaczął całować. Było całkiem inaczej niż z Mike'iem. Edward był delikatny, ale zarazem gwałtowny.
Czy to nie brzmi idiotycznie?
-Stop, stop, stop. - oderwałam się, chociaż z trudem. -Niby jestem w niebezpieczeństwie.
Edward jakby sobie coś przypomniał. Wcisnął gaz do dechy i zaczęliśmy jechać.
-Gdzie pędzimy? - zapytałam. Już nic nie wskóram. Byłam jego własnością. Czy tego chciałam czy nie.
-Lecimy do Anglii.
-DO ANGLII?!


10.


-Tak Bello, do Anglii. - powtórzył Edward.
Siedziałam cicho i nic nie mówiłam.
On chyba zwariował?! A co z Charliem, ze szkołą i w ogóle.
-Edward, po co to wszystko? A jeśliu oni mnie nie znajdą albo... albo wy ich zabijecie? Co to dla Was gromadka wampirów z Las Vegas. - marudziłam. Edward westchnął.
-Bello, skarbie, do dla Twojego bezpieczeństwa. Wiesz, że to jest dla mnie najważniejsze.
-Mówisz jakbyś był moim rodzicem. - zdenerwowałam się.
-Dziewczyno, nie możesz zrozumieć, że jesteś w cholernym niebezpieczeństwie? - jechał coraz szybciej.
Naburmuszyłam się. Robił ze mną co chciał. Nie słuchał mnie.
-Jacob by tak nie zrobił.
Gwałtowne hamowanie.
Zimne spojrzenie.
-Nie zrobiłby bo nie myśli o Twoim bezpieczeństwie. - wyrecytował znaną mi dobrze formułkę.
-Powtarzasz to tysiąc razy. Mam osiemnaście lat. Jestem dorosła. Traktujesz mnie jak dziecko. Nie traktujesz mnie jak swoją partnerkę, tylko... niewolnika? Lalkę? - szeptałam już.
-Bello....


***

Rozmowy w toku.

-Dzisiaj witamy Isabellę Swan z Forks w Washingtonie. - zapowiedziała prowadząca. Wyszłam posłusznie na środek. Widownia zaczęła bić brawa. W końcu usiadłam. -Witaj Isabello. - przywitała się.
-Bello. - poprawiłam. - Dzień Dobry.
-Dobrze, Bello. Dzisiaj rozmawiamy o niebezpiecznych związkach, podobno w takim tkwisz. Opowiedz nam o tym. - poprosiła, a raczej rozkazała.
Na dole ekranu pojawił się opis 'Isabella Swan, 18 lat, Forks, Washington. Tkwi w niepewnym i niebezpiecznym związku'.
-Edwarda poznałam niecałe dwa lata temu. Przeprowadziłam się z Phoenix. Od razu mnie zaintrygował. Potem okazało się, że... jest wampirem!
Zbiorowe 'Ooooohhhh' na widowni.
-Wampirem? Takim jakiego grał Brad Pitt w Wywiadzie?
-Podobnym, ale Edward naprawdę jest wampirem, ale nie pije ludzkiej krwi. Woli pumy.
-Te buty? - krzyknął ktoś z widowni. Pokręciłam głową.
-Zwierzę. - wyjaśniłam.
Zbiorowe 'Aaaaahhhh' na widowni.
-Ale mam całkiem inny problem. Edward traktuje mnie.. hmm.. jak nie partnerkę. Nasze relacje są bardzo chłodne. To znaczy całuje wyśmienicie. - wywróciłam oczami, na co cała widownia zarechotała. - ale ja potrzebuję miłości. Kiedy mnie opuścił na jakiś czas poczułam pustkę. Wtedy pojawił się Jacob, kolega z dzieciństwa. Traktowałam go jak przyjaciela. Dobrego przyjaciela. Kiedy Edward wrócił był bardzo zazdrosny. Na każde 'Jacob' reaguje gniewem. Czuję się jakbym była związana.
-Edward jest z nami w studiu. Chcesz żeby wszedł? - zapytała prowadząca.
-Naprawdę jest tutaj? Niech wejdzie. - byłam zaskoczona (jak to w takim programach bywa).
Po chwili wszedł on. Wyglądał nieziemsko. Rozległy sie brawa a niektózy buczeli.
-Witaj Edwardzie. - przywitała się prowadząca.
-Witam bardzo serdecznie. - Edward pomachał i uśmiechnął się szeroko.
-Twoja dziewczyna mówi, że niepewnie czuje się w swoim związku. Wiesz o co chodzi?
-Nie. - pokręcił głową Edward.
-Bello, może sama opowiesz? - zaproponowała prowadząca. Zgodziłam się.
Odwróciłam się do Edwarda.
-Wiesz, że Cię bardzo kocham, ale od pewnego czasu czuję się niepewnie w naszym związku. Nie pozwalasz mi na wiele rzeczy. Traktujesz przedmiotowo.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz. Uważam że w naszym związku jest wszystko w porządku. Kocham Cię.
Publiczność: 'Ooooohhhhh'.
-Wiem Edwardzie. Ale kiedy wyjechałeś poznałam kogoś innego. Mam przyjaciela. Nie pozwalasz mi się z nim widywać. A ja tego potrzebuję.
-Bello! On jest dla Ciebie niebezpieczny! A poza tym nie wiesz o czym on myśli! - wstał i zaczął machać rękoma.
-Edwardzie? - przerwała prowadząca.
-Słucham? - zapytał.
-Jacob Black jest z nami w studiu. - wyjaśniła.
-Wprowadźcie tego skurwysyna! - wrzasnął.
Publiczność się ożywiła i zaczeła bić brawo.
Wbiegł Jacob. Wstałam by ich rozdzielić, ale było za późno.
Jacob przemienił się w wilka, a Edward stał się oschłym wampirem. Wpadła ochrona na scenę. Publika była zachwycona.
A ja miała wrażenie, że znajduje się raczej w Potyczkach Jarry'ego Springera....


***

-Bello? - wyciągnął mnie z rozmyślań Edward.
-Tak? - spytałam półprzytomnie.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
-Przepraszam, zamyśliłam się.
Pokiwał zirytowany głową. Nie mógł słyszec moich myśli.
-Dobrze wrócimy. Ale będę jeszcze bardziej Cię chronił niż wcześniej. - zapowiedział. Zgodziłam się. Wolę to niż lecieć do Anglii.
Pocałował mnie w usta i wróciliśmy do domu.
Jednak to co tam zastałam przeraziło mnie jeszcze bardziej niż widok rudej Alice.
Około 20 wampirów w hawajskich koszulach w rękach trzymało kina domowe.
I wpatrywali się we mnie bardzo intensywnie.
Ścisnęło mnie w gardle. Zrozumiałam, że przebywam w towarzystwie osób z których niemal każda pragnie mojej śmierci...




11.



Serce podskoczyło mi do gardła.
Poczułam, że serce podchodzi mi do gardła. Edward w pewnej chwili po prostu mnie złapał i zarzucił sobie na plecy. Po chwili biegliśmy w lesie.
Oczywiście wampiry pobiegły za nami.
-Bella, nic się nie bój. Specjalnie biegniemy do mnie do domu by Charlie nie zastał nas w niestosownych sytuacjach. - wyjaśnił mi na prędce Edward, biegnąć coraz szybciej. Okropnie się bałam. 'Niestosowne' w jego ustach zabrzmiało dziwnie. Za niestosowne mogłabym uznać Charlie'go widzącego jak robimy z Edwardem coś niestosownego.
I koło się zamyka.
Dobiegliśmy do jego domu. Edward był niesamowicie szybki. Pobiegliśmy do reszty Cullenów by im powiedzieć co się święci.
-Zajebiście! Bitka się świeci! - ucieszył się Emmett i zaczął napinać mięśni. Alice siedziała naburmuszona w fotelu. Miała włosy związane w kucyk, lateksowe spodnie i obcisłą fioletową bluzkę. Niedaleko niej siedział Jasper, który ubrany był akurat normalnie, ale miał minę jakby zaraz miał się zrzygać.
Metaforycznie oczywiście.
Pewnie się pokłócili, pomyślałam. Zaczęłam panikować. Kłótnie w grupie nie pomogą nam.
I wtedy w domu pojawiły się wampiry z Las Vegas. Wyglądały mniej cywilizowanie zważając na to jakich osobników ich gatunku widziałam. Od razu poznałam wodza. Był nim najwyższy i chyba najnormalniejszy facet. Był bardzo przystojny, ale oczy miał rozbiegane, jakby walczył z zezem. Generalnie wszyscy tutaj w pokoju byli piękni, ale po prostu tamci nie mieli czaru takiego jak Cullenowie.
Proste.
-Przepraszam, przepraszam. - zaczął Carlisle. Wyszedł przed naszą grupę. -Nie chcemy aby nikomu nic się nie stało. O co dokładnie chodzi? - zapytał.
Wóz odchrząknął.
-Przybyliśmy po nią. - wskazał na mnie palcem. Zadrżałam. Jego palec wycelowany w moją stronę wyglądał jak pistolet czy coś w tym stylu.
Edward warknął.
-Emmett co byś powiedział na to, gdybym sobie powiększyła piersi. W Seattle, podobno mają dobre kliniki. Emm...? - nagle po schodach zaczęła schodzić Rosalie. Miała na sobie top i mierzyła piersi. Kiedy zobaczyła całą zgraję w salonie, zamurowało ją. -O co tu do cholery chodzi?
-Rosalie, cicho! - nakazał Emmett i pociągnął ją do siebie.
Carlisle odwrócił się znów w stronę wampirów.
-Coś mi tu nie pasuje. Skąd się nagle wzięliście w Seattle? Mieliście większe metropolie bliżej Las Vegas. To nie może być przypadek.
Nagle rozległ się rechot. Do pokoju wkroczyła Julia Stewart.
-To ja ich tutaj nakierowałam! - i znów wybuchnęła śmiechem.
-Suka! - wrzasnął Jasper. Alice bezradnie pokręciła głową.
Julia zignorowała rzucane do niej wyzwisko.
-A po co myśleliście, że tu przyjechałam? Dla Edwarda? - wskazała na owego delikwenta i znów się zaśmiała. -Jesteś nieziemsko przystojny, ale okropnie naiwny. Chociaż noce z tobą były bardzo ciekawe... - zrobiła minę marzycielki.
Ścisnęłam łokieć Edwarda, tak że aż poczuł. Na twarzy był zmieszany, ale po chwili przybrał nic niemówiącą minę.
Julia znów się zaniosła śmiechem.
-Możecie ją brać. - kiwnęła głową. Wampiry zaczęła iść w moją i Edwarda stronę.
-Nie napijecie się jej krwi!!! - krzyknął. Wampiry stanęły jak zamurowane i popatrzyły po sobie.
-Coo? - powiedział Edward sam do siebie. Chyba zidentyfikował ich myśli. Spojrzał na nich z odrazą.
-Nie chcemy jej krwi. - pisnął jeden z wampirów. Był niziutkim i miał nałożony na głowie kowbojski kapelusz. - Chcemy by pracowała w naszym kasynie.
-Kasynie? - szepnęłam. O co chodzi?
Wódz westchnął.
-Od jakiegoś czasu w naszym kasynie wampiry narzekają na nudne tancerki. Julia powiedziała, że byłabyś idealną sztuką.
-Striptizerką? - wysyczała Alice.
-Tak. Byśmy ją przemienili. Jako nowonarodzona byłaby oblegana. To wampiry kręci. Przywiązać ją do krzesła. Dzika i...
-Przestań! - wrzasnął Edward. -Nie dostaniesz jej.
-Założymy się? - zapytał ktoś z gromady wampirów.
I w tej chwili stało się parę rzeczy:
Po pierwsze Alice zaczęła się kłócić bardzo ostro z Jasperem. Ze strzępków rozmowy słyszałam, że Alice jest oburzona jakoby nie pasowała na striptizerkę co zasugerował Jasper. Potem zaczęli wyrzucać z siebie wszystkie żale.
Po drugie: Emmett wyjaśniał Rosalie że nie potrzebuje sztucznego biustu, bo nie chce się w przytulać do piłek koszykowych.
Po trzecie: Edward złapał Julię za gardło. Kiedy zobaczył to Jasperem szybko wybiegł z domu.
Alice się uspokoiła i wszyscy zaczęli ćwiartować wampiry. Oprócz mnie oczywiście.
Kiedy wszyscy byli już w worku, a raczej ich zwłoki, wyszliśmy przed dom. Jasper naturalnie rozpalał ognisko.
Edward wyrzucił wszystkie poćwiartowane kawałeczki do ogniska. Pewnie powinnam się czuć jak przed psychopatycznymi mordercami, ale czułam się, o dziwo, bezpiecznie.
-Wszystko będzie dobrze. - szepnął do mnie Edward. Nagle przypomniałam sobie słowa Julii: 'Chociaż noce z tobą były bardzo ciekawe...'.
Edward wyczytał to z mojej twarzy. Roześmiał się i pocałował mnie w czoło. Chociaż i to nie dawało mi nadal spokoju.
-Daj spokój, Bello. Do niczego nie doszło. Mówiłem Ci, że Julia jest prostytutką, przecież. Pracowała kiedyś właśnie w tym kasynie w Las Vegas. Parędziesiąt lat temu wybraliśmy się tam całą rodziną. Myślałem, że się zakochałem, ale to było krótkie i ulotne. Próbowała mnie odzyskać ale nie udało jej się. Pewnie dlatego doprowadziła do tego. - wskazał głową ognisko.
-Ale to i tak nie wyjaśnia najważniejszego.
-Nic między nami nie zaszło. - powtórzył Edward. -A między nami niedługo na pewno zajdzie.
Zarumieniłam się. Edward objął mnie od tyłu.
Spojrzałam dookoła. Alice całowała się z Jasperem. Chyba się pogodzili. Odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam, że wyrzucę wszystkie jej egzemplarze Cosmo. Pewnie już o tym wie, ale sądzę że mi nie przeszkodzi.
Natomiast Emmet bawił się piersiami Rosalie i mówił jej jaka jest piękna. Nie piersi, tylko Rosalie oczywiście.
Esme i Carlisle uśmiechali się do siebie i rozmawiali o czymś.
Nad nami czułam spalone ciała wampirów. Spalony słodki zapach drapał mnie trochę w gardło, ale i tak była świetnie.
Sielanka? Jeszcze nie.

Nazajutrz musieliśmy pójść do szkoły. Całkiem zapomniałam o incydencie z Mike'iem na boisku. Ale Edward i Mike chyba nie.
-Bella. - zatrzymał mnie Mike na którejś przerwie. - Musimy pogadać. - powiedział poważnie.
-Tak? - zapytałam. Po chwili pojawił się Edward, jakże inaczej.
-Wybieraj między mną a nim. - rozkazał Mike. Osłupiałam. Miałam wybierać? Czy mój wybór nie był logiczny.
-Mike, słuchaj. - zaczęłam ale mi przerwał.
-Bella! Czemu tak długo się zastanawiasz?! - zdenerwował sie Mike i popchnął mnie delikatnie. Nie zabolało, ale Edward się wkurzył. Uderzył Mike'a parę razy w twarz aż ten się przewrócił.
-Przykro mi. - powiedziałam przepraszająco, chociaż zachowanie Edwarda w tym momencie wcale mi nie przeszkadzało.
Kiedy wracaliśmy ze szkoły jechaliśmy do Edwarda, nie rozmawiałyśmy. Nagle coś mi się przypomniało.
-Czemu skrzywiłeś się kiedy chcieli mnie wziąć na striptizerkę? - zapytałam. Oczywiście nie chciałam tego robić, ale mina Edward ukazująca odrazę mnie zdenerwowała.
Mó ukochany wybuchnął śmiechem.
-Nie chce by ktoś poza mną Cię dotykał.
Zaparkował na poboczu. Zaczęliśmy się całować i wiedzieliśmy do czego zmierzamy.
Pewnie gdyby to było możliwe szyby zaczęłyby parować jak w Titanicu. Ale to było niemożliwe. Jednak czucie gołej, zimnej skóry mnie rozpalało jak nic innego.
A mina Alice, kiedy w końcu dojechaliśmy była bezcenna.
O wszystkim wiedziała.
I nie przeszkadzało mi to.
Bo to jest właśnie sielanka.



12 - BONUS, historyjka noworoczna,



-Kolejny rok spędzony razem. - szepnął mi Edward do ucha. Przytuliłam się do niego mocniej. Za kilkanaście minut miał się zacząć kolejny, a ja czułam się przeszcześliwa.
Dookoła nas byli znajomi. Alice tańczyła z Jasper jive'a, Emmett wywijał breakdance'a a Rosalie eksponowała swój biust zza obcisłej bluzki z ogromnym dekoltem.
Było tak rodzinnie, przyjemnie, spokojnie.
Carlisle i Esme tańczyli tango. Wyglądali na zakochanych.
Czy mogę czegoś więcej chcieć?
Przyszedł i Charlie. Przedstawił nam swoją nową dziewczynę. Czułam się dziwnie patrząc jak trzyma kogoś za rękę. Stella miała 25 lat i była nawet ładna. Cieszyłam się ich szczęściem.
-Bello, chodź ze mną. - znów szepnął Edward. Posłusznie skierowałam się z nim na taras. Pojawiały się pierwsze fajerwerki. Było mi zimno, więc Edward założył mi na plecy swoją marynarkę.
-Kocham Cię, Bello. - wymruczał, przytulając mnie.
-Ja też Cię kocham, Jaco... Edward. - zrobiło mi się głupio. Miałam nadzieję, że tego nie usłyszał jednak mimo moich nadziei stało się odwrotnie. Edward się raptownie odsunął, spojrzał obrażony i wbiegł do mieszkania.
Pobiegłam za nim.
-Edward, Edward przepraszam! Ale mi głupio! Edward! - biegałam po całym domu. W końcu zamknął się w swoim pokoju. Nie mogłam wejść.
-Bella!!! - wydarła się Alice, podbiegając do mnie. -Szczęśliwego Nowego Roku!!! - objęła mnie mocno i podała szampana. Po chwili doszedł Jasper. Nie miał na sobie koszuli. Pocałował Alice prosto w usta.
Kiedy skończyli Jasper zapytał się:
-Co jest?
Chyba zauważył w końcu że koczuje pod pokojem Edwarda jak głupia.
-Obraził się. Kurde, to było niechcący. Alice, co on może zrobić? - zapytałam z nadzieją w głosie. Alice zamyśliła się.
-Nic nie widzę. - pokręciła smutno głową.
-Idźcie, jakoś sobie z nim dam radę. - i poszli.
Stałam pod drzwiami. W końcu nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte.
Ale ze mnie idiotka.
-Edward. Edward! Zostaw tę siekierę! Edward błagam. To było niechcący. Przecież wiesz, że ja Cię kocham. Edward, błagam! Edward!!! Odłóż tę siekierę. Proszę. Albo najpierw zabij mnie! Tak zabij mnie. Bo jestem taką kretynką. Tak Cię kocham. Edward... Proszę.
Nagle mój ukochany zaniósł się śmiechem.
-Bello, chciałem tylko pokroić indyka dla Ciebie. - powiedział i z szafy wyciągnął ogromnego indyka. Po chwili odrąbał mu różne części jego biednego ciałka. Poczęstował mnie.
-Pycha. - powiedziałam z pełną buzią.
Na dworze zaniosło się od huków fajerwerek. To Emmett wystrzeliwał wszystkie z balkonu swojej sypialni. Podeszliśmy do okna z Edwardem by je oglądać.
-By ten nowy rok był tak samo wspaniały jak poprzedni.
-I wzajemnie. Kocham Cię, Bello.
-Kocham Cię Jaco... to znaczy Edward.
I w tym samym momencie wpadł do pokoju Charlie z butelką szampana, zatoczył się, przewrócił i zasnął.
Happy New Year, tato.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Była narzeczona (odcinek 3) [NZ]
Była narzeczona 3
Była narzeczona (odcinek 8) [NZ]
Była narzeczona 6
Była narzeczona 5
Była narzeczona (odcinek 10) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 4) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 6) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 2) [NZ]
Byla narzeczona
Była narzeczona (odcinek 5) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 1) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 11) [Z]
Była narzeczona (odcinek 9) [NZ]
Była narzeczona (odcinek 7) [NZ]
Była narzeczona 2
Była narzeczona 4
Moja żona była opętana(1), Zagrożenia duchowe i demonologia

więcej podobnych podstron