Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej

August Comte


Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej







I

1. Cel Rozprawy1

Całokształt wiedzy astronomicznej rozpatrywany był dotąd w zbytnim odosobnieniu; obecnie winien on się stać jednym z niezbędnych składników nowego, niepodzielnego systemu filozofii ogólnej. W ciągu ostatnich trzech wieków samorzutne oddziaływanie wszystkich wielkich prac naukowych przygotowało stopniowo system ten, który osiągnął dziś wreszcie prawdziwą dojrzałość teoretyczną. Jego .spójność wewnęlr/.na pozostaje jeszcze na ogół niezrozumiana; toteż nie oceniono by dostatecznie chaniku-i m ani przeznaczenia niniejszego Traktatu2, gdybyśmy nie poświęcili togo niezbędnego wstępu przede wszystkim odpowiedniemu zdefiniowaniu istnego a rdzennego dlichll tej filozofii, której powszechne wprowadzenie stać się musi - w gruncie rzeczy - głównym celem takiego wykładu. Najbardziej charakterystyczną cechą tej lilo/olii jest okoliczność, że na plan pierwszy wysuwa się w niej stale punkt widzenia historyczny czyli społeczny, i to zarówno pod względem logicznym, jak i naukowym-*. Ze względu na to muszę dla lepszego scharakteryzowania jej przypomnieć w streszczeniu ogólne prawo, które ustaliłem w moim Systemie filozofii pozytywnej. Prawo to dotyczy całej ewolucji umysłowej, jaką przeszła ludzkość; zresztą w dalszych studiach astronomicznych będziemy często odwoływali się do niego.


2. Trzy fazy rozwoju umysłu

1 Tytuły podrozdziałów pochodzą od tłumaczki polskiego wydania.

2 Chodzi tu o Traité philosophique d'astronomie populaire, Paryż 1844. Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej jest wstępem do tego Traktatu. Została wydana w tymże roku także oddzielnie.

3 W Wykładzie filozofii pozytywnej, t. I, s. 34, wyd. 1 Come mówił: „Gdy się traktuje wszystkie teorie naukowe jako zarazem główne fakty logiczne, to jedynie przez pogłębiona, obserwację tych faktów można się wznieść do poznania praw logicznych". Termin „logiczny" dotyczy metod, a raczej zasad poznawczych odpowiednio stosowanych w rozmaitych naukach.

Według tej podstawowej doktryny wszelkie teoretyczne dociekania, zarówno jednostki, jak gatunku, przechodzić muszą kolejno przez trzy różne stany


teoretyczne: teologiczny, metafizyczny i pozytywny. Te pospolicie przyjęte nazwy będą dostatecznie określone przynajmniej dla tych, którzy dobrze zrozumieją ich właściwe znaczenie ogólne. Stan pierwszy, aczkolwiek z początku niezbędny, winien być odtąd ujmowany jako wyłącznie tymczasowy i przygotowawczy; stan drugi - w rzeczywistości tylko destrukcyjna modyfikacja poprzedniego; ma on charakter przejściowy, gdyż celem jego jest stopniowe doprowadzenie do stanu trzeciego. Dopiero w tym stanie, jedynym całkiem normalnym, rozum ludzki osiąga pod każdym względem swój ostateczny sposób bycia.


3. Charakterystyka fazy teologicznej

Pierwociny wszelkich naszych dociekań teoretycznych z konieczności teologicz­ne, zwracają się samorzutnie ku zagadnieniom nierozwiązalnym, ku tematom najmniej dostępnym dla rozstrzygającego badania. To właśnie jest dla nich charakterystyczne. Kontrast ten, na pozór nie dający się dziś wytłumaczyć, zgodny jest wtedy w gruncie rzeczy zupełnie z pierwotnym stanem naszej zdolności pojmowania; w czasie, gdy umysł ludzki nie dorósł do rozwiązania najprostszych problemów naukowych, stara się on gorliwie i niemal wyłącznie poznać pochodzenie wszechrzeczy, przyczyny istotne, pierwsze bądź celowe różnych zjawisk, które go uderzają, a także podstawowy sposób, w jaki powstają, słowem, chce zdobyć wiedzę absolutną. W parze z takimi pytaniami idzie skłonność do przypisywania wszystkim przedmiotom cech ludzkich przez upodabnianie wszystkich zjawisk do tych, które sami wytwarzamy i które dzięki temu wydają się nam dosyć znane, ponieważ towarzyszy im bezpośrednia intuicja. W ten sposób zaspokajano pierwotne potrzeby umysłu w takiej mierze, jakiej wymagały okoliczności, a nawet w takiej, jaką w ogóle osiągnąć można. Chcąc dobrze zrozumieć stan czysto teologiczny jako wynik coraz bardziej systematycznego rozwoju owego stanu pierwotnego, nie należy ograniczać się do rozpatrzenia ostatniej jego fazy, która występuje, za dni naszych, wśród ludów najbardziej posuniętych naprzód w rozwoju, lecz bynajmniej nie jest najbardziej charakterystyczna: trzeba koniecznie przyjrzeć się całokształtowi jego naturalnego rozwoju, aby ocenić, że ten stan jest w zasadzie identyczny, choć występuje pod trzema głównymi, kolejnymi postaciami.

Pierwszą z nich i najwyraźniej zarysowaną stanowi fetyszyzm we właściwym znaczeniu tego słowa. Polega on na tym, że wszystkim ciałom zewnętrznym przypisujemy życie, w istocie swej analogiczne do naszego, ale prawie zawsze bardziej intensywne, gdyż działanie tych ciał zwykle bywa silniejsze niż nasze własne. Ubóstwianie gwiazd - oto najwyższy stopień tej pierwszej fazy teologicznej, która z początku niemal nie różni się od stanu psychicznego, osiąganego przez wyższe zwierzęta. Tę pierwszą postać filozofii teologicznej odnajdujemy wprawdzie jawnie w historii umysłowości wszystkich społeczeństw ludzkich; dziś jednak już tylko najmniej liczna z trzech wielkich ras ludzkich, składających się na nasz gatunek, znajduje się pod jej bezpośrednim panowaniem.

W drugiej swej zasadniczej fazie, stanowiącej prawdziwy politeizm (ludzie nowocześni nazbyt często plączą go ze stanem poprzednim), duch filozofii teologicznej wykazuje wyraźnie swobodną przewagę spekulatywną wyobraźni, nad którą dotąd górowały w teoriach ludzkich zwłaszcza instynkt i uczucie. Filozofia pierwotna -ulega wtedy najgłębszej przemianie, jaka da się pogodzić z jej rzeczywistymi zadaniami: mianowicie odmawia w końcu życia przedmiotom materialnym i w tajemniczy sposób obdarza nim różne istoty fikcyjne, zwykłe niewidzialne, których stała czynna interwencja staje się odtąd źródłem bezpośrednim wszystkich zjawisk zewnętrznych, a następnie nawet i zjawisk zachodzących w ludziach. Ten właśnie charakterystyczny a niedoceniany dzisiaj okres filozofii teologicznej należy głównie badać, gdyż wtedy właśnie rozwinęła się ona w sposób tak wszechstronny i jednolity, jaki później był już niemożliwy; jest to pod każdym względem okres największego jej znaczenia, zarówno umysłowego, jak i społecz­nego. Większość ludzi nie wyszła jeszcze z takiego stanu, który trwa do dziś wśród najliczniejszej z trzech ras ludzkich, a prócz tego wśród elity rasy murzyńskiej i najmniej rozwiniętej części rasy białej.

W trzeciej fazie teologicznej wraz z właściwym monoteizmem rozpoczyna się nieunikniony upadek pierwotnej filozofii, która wprawdzie długo jeszcze zachowuje wielki wpływ społeczny - z pozoru większy jeszcze niż faktycznie - szybko jednak karleje pod względem umysłowym. Zjawisko to jest naturalnym skutkiem tego charakterystycznego uproszczenia, które ma miejsce wtedy, gdy rozum poczyna ograniczać dotychczasowe panowanie wyobraźni; przy czym stopniowo rozwija się powszechne poczucie, które dotąd niemal się nie ujawniało, że wszystkie zjawiska w przyrodzie podlegają niezmiennym prawom. W tej ostatniej swej formie przetrwała filozofia teologiczna do dziś dnia wśród olbrzymiej większości białej rasy, choć występuje obecnie z nierównym natężeniem i pod postaciami różnymi, a nawet zgoła niezgodnymi ze sobą. Dzięki tej okoliczności łatwiej wprawdzie obserwować tę fazę, ale z drugiej strony owo osobiste przejęcie się nią obecnie zbyt często przeszkadza sprawiedliwej jej ocenie, gdyż nie zdobywamy się na dość racjonalne i bezstronne porównanie tej fazy z dwiema poprzedzającymi ją. Dziś taki sposób filozofowania wydaje się bardzo niedoskonały. Jednak doniosłą jest rzeczą stwierdzić, że obecny stan umysłu ludzkiego łączy się w sposób nieroze­rwalny z całokształtem poprzedzających go stanów; stwierdzenie to wiąże się z należytym uznaniem tego, iż faza powyższa była przez czas długi zarówno niezbędna, jak nieunikniona. Ograniczamy się tutaj do oceny wyłącznie intelek­tualnej; zbędne więc byłoby kłaść od razu nacisk na ową mimowolną skłonność, która, nawet dzisiaj, pcha nas wszystkich wyraźnie ku wyjaśnieniom na wskroś teologicznym, skoro tylko chcemy bezpośrednio przeniknąć niedostępne tajniki istoty powstawania jakichkolwiek zjawisk, a szczególnie tych, dla których nie znamy jeszcze właściwych praw. Najwybitniejsi myśliciele stwierdzić mogą w sobie naturalną skłonność do zgoła naiwnego fetyszyzmu, ilekroć niewiedzy ich towarzyszy chwilowo jakieś wyraźne wzruszenie. Jeśli więc nowocześni mieszkańcy Zachodu coraz bardziej radykalnie porzucają wyjaśnienia teologiczne, dzieje się to dlatego jedynie, że coraz mniej oddają się badaniom tajemnym. Dociekania te, jako zupełnie niedostępne naszemu pojmowaniu, stopniowo ustępują nieodwołalnie miejsca badaniom bardziej skuteczny i lepiej przystosowanym do naszych




prawdziwych potrzeb. Pamiętny przykład Malebranche'a, chociaż zaczerpnięty z epoki, kiedy duch rzetelnie filozoficzny górował już w dziedzinie prostych zjawisk i w odniesieniu do tak łatwego tematu, jak zderzenie ciał - świadczy wymownie o konieczności uciekania się do bezpośredniej i trwałej interwencji siły nadprzyrodzonej, ilekroć próbuje się podać pierwszą przyczynę jakiegokolwiek zjawiska. Otóż, skądinąd, takie właśnie próby, jakkolwiek naiwność ich dziś bardziej niż kiedykolwiek rzuca się w oczy, były z pewnością jedynym czynnikiem skłaniającym człowieka do teoretyzowania. One to żywiołowo wyzwalały umysł z dogłębnie błędnego koła, w które był on początkowo wpleciony z konieczności na skutek dwu przeciwnych, a jednakowo narzucających się warunków. Chociaż badacze nowożytni doszli do wniosku, że bez nagromadzenia dostatecznej liczby odpowiednich obserwacji powstanie jakiejkolwiek teorii pewnej jest niemożliwe, nie ulega jednak wątpliwości, że bez jakiegoś uprzednio powziętego stanowiska teoretycznego umysł ludzki nie mógłby nigdy zestawić, a nawet zebrać owego niezbędnego materiału. Toteż koncepcje pierwotne musiały, rzecz jasna, oprzeć się na filozofii, która ze względu na swój charakter powstać mogła bez długiego przygotowania i mogła pojawić się żywiołowo, pod wpływem bezpośrednim instynktu. Oczywiście, dociekania takie, nie mające realnych podstaw, pozostawać musiały w sferze czczych urojeń. Taki jest szczęśliwy przywilej zasad teologicznych, bez których umysł nasz z pewnością nie byłby wyszedł ze stanu swego pierwotnego bezwładu. One to jedynie, nadając kierunek dociekaniom teoretycznym, umożliwiły stopniowe przygotowanie lepszej sprawności logicznej. Ta podstawowa zdolność była zresztą potężnie wspierana przez okoliczność, że umysł ludzki chętniej zwraca się z początku ku zagadnieniom nierozwiązalnym, którymi zajmowała się owa pierwotna filozofia. Mogliśmy zmierzyć nasze siły umysłowe i na skutek tego mądrze ograniczyć ich zadania wtedy dopiero, gdy dostatecznie wprawiliśmy się w korzystanie z nich. Dla zdobycia tej wprawy niezbędny był wszakże z początku, zwłaszcza w zakresie najsłabszych naszych wrodzonych zdolności, energiczny bodziec, tkwiący w owych badaniach; do dziś uprawia je wiele nierozwiniętych umysłów, szukając szybkiego i zupełnego rozwiązania potocznych zagadnień. Dla należytego pokonania wrodzonej nam bezwładności trzeba było przez długi czas uciekać się też do potężnych złud, które wywoływała taka filozofia. Dotyczyły one prawie nieograniczonej władzy człowieka w zakresie modyfikowania świata według swego upodobania. Świat pojmowano wtedy jako w istocie swej uporząd­kowany dla użytku człowieka i taki, iż żadne wielkie prawo nie mogło jeszcze usunąć go spod samowolnego panowania wpływów nadprzyrodzonych. Nadzieje pokładane w astrologii i alchemii, ostatni w nauce ślad owego ducha pierwotnego, dopiero przed trzema wiekami wśród elity ludzkości przestały faktycznie służyć do gromadzenia codziennych odnośnych obserwacji; świadkami Kepler i Berthollet, każdy w odniesieniu do odpowiedniej dziedziny wiedzy.

Decydujące współdziałanie tych różnych motywów intelektualnych mógłbym mocno poprzeć przez odpowiednie podkreślenie nieodpartego wpływu głębokich konieczności społecznych, które dostatecznie uwzględniłem w podstawowym swym dziele, wymienionym na początku niniejszej Rozprawy; charakter wszakże tego Traktatu nie pozwala mi na zajęcie się nimi na tym miejscu. Tak więc można by najpierw gruntownie wykazać, w jak znacznej mierze duch teologiczny musiał przez długi czas być niezbędny przy łączeniu pojęć moralnych i politycznych, bardziej jeszcze niż przy wszelkich innych; tłumaczy się to bądź większą złożonością tych pojęć, bądź tym, że odpowiednie zjawiska, pierwotnie niewyraźne, mogły rozwinąć się w sposób charakterystyczny dopiero po długim okresie rozwojowym cywilizacji ludzkiej. Jeżeli uznaje się, że starożytni mogli filozofować na najprostsze tematy tylko w sposób teologiczny, a nie widzi się, że ci sami ludzie, zwłaszcza politeiści, musieli snuć analogicznie swe dociekania społeczne - popełnia się dziwną niekonsekwencję, na której usprawiedliwienie podać można by jedynie ślepo krytyczną tendencję naszych czasów. Mimo to chciałbym wpoić w czytelnika poczucie, którego nie mogę uzasadniać na tym miejscu, że owe zaczątki filozofii były równie niezbędne dla wstępnego rozwoju naszego poczucia społecznego, jak i naszej inteligencji, albowiem bądź stanowiły jakieś wspólne doktryny, bez których więź społeczna nie byłaby dostatecznie rozciągła ani spójna, bądź też żywiołowo tworzyły jedyny możliwy wtedy autorytet duchowy.


4. Charakterystyka fazy metafizycznej

Pomimo nieuniknionej pobieżności powyższych wyjaśnień ogólnych co do przygotowawczego i przejściowego charakteru owej filozofii, jedynej, jaka rzeczywiście odpowiadała dziecięcemu okresowi Ludzkości, to jedno wyraźnie z nich widać, że pierwotny system filozofowania zbyt różni się pod każdym względem od systemu, który - jak zobaczymy - odpowiada dojrzałości duchowej, aby stopniowe przejście od jednej fazy do drugiej mogło pierwotnie w życiu jednostki czy gatunku obejść się bez wzrastającego udziału jakiejś filozofii pośredniej; ta zasadniczo byłaby ograniczona do roli pośredniego ogniwa. Taki jest szczególny udział właściwego stanu metafizycznego w podstawowej ewolucji naszego umysłu, który, będąc wrogi względem zmian gwałtownych, w ten sposób może niemal niedostrzegalnie przejść od stanu wyłącznie teologicznego do szczerze pozytywnego, chociaż zaznaczyć należy, że owo stadium pośrednie znacznie więcej zbliża się w gruncie rzeczy do poprzedniego niż do następnego. Naczelne dociekania teoretyczne zachowały w tym okresie tę samą zasadniczą właściwość pospolitego dążenia do wiedzy absolutnej, ale rozwiązywanie zagadnień uległo poważnej przemianie, która mogła ułatwić powstanie koncepcji pozytywnych. Albowiem metafizyka, tak samo jak teologia, próbuje przede wszystkim wy­tłumaczyć wewnętrzną naturę tego, co istnieje, pochodzenie i przeznaczenie wszystkiego, istotę powstawania wszelkich zjawisk; nie posługuje się jednak w tym celu właściwymi czynnikami nadprzyrodzonymi, lecz coraz bardziej zastępuje je przez te byty czy uosobione abstrakcje, których wprowadzenie - zaiste charakterystyczne - dało pochop do częstego nazywania metafizyki ontologia. I dzisiaj nader łatwo zaobserwować można taki sposób filozofowania; przeważa on jeszcze w dziedzinie zjawisk, bardzo złożonych, a wyraźne ślady długiego jego

JL JL

'Wawcze ćwiczenia umysł ofii początkowej, czy to t ìe, umysł ludzki zaniech su jego niemowlęctwa; sk owijającej się dziedzinie wiedzy naprawdę mu c

wstępne. Gdy przygotowawcze ćwiczenia umysłu okazały, że mętne i nieuzasad­nione wyjaśnienia filozofii początkowej, czy to teologicznej czy metafizycznej, są zgoła dlań nieprzydatne, umysł ludzki zaniechał szukania prawd absolutnych, odpowiednich dla okresu jego niemowlęctwa; skierował natomiast wszystkie swe wysiłki ku szybko rozwijającej się dziedzinie rzetelnej obserwacji, która jest jedyną możliwą podstawą wiedzy naprawdę mu dostępnej, mądrze przystosowanej do realnych potrzeb. Spekulatywna logika polegała dotychczas na rozumowaniu, bardziej lub mniej subtelnym, opartym na mętnych zasadach, które, nie pozwalając na przeprowadzenie dostatecznego dowodu, wywoływały zawsze nieskończone dyskusje. Odtąd logika uznaje następujące naczelne prawidło: żadne zdanie, nie dające się ściśle sprowadzić do stwierdzenia jakiegoś faktu szczególowego czy ogólnego, nie może mieć rzeczywistego i zrozumiałego znaczenia. Jej własne zasady są teraz również rzeczywistymi faktami, tylko ogólniejszymi i bardziej abstrakcyjnymi niż te, których mają być spójnią. Ich wartość naukowa wynika odtąd wyłącznie ze zgodności z zaobserwowanymi zjawiskami, bez względu zresztą na to, czy same zasady wykryto przy pomocy metody rozumowej czy doświadczalnej. Czysta wyobraźnia traci nieodwołalnie swą dawną przewagę w życiu umysłowym i podporządkowuje się obserwacji, dzięki czemu powstaje wreszcie zupełnie normalna sytuacja logiczna. Przy czym znaczna bądź co bądź rola wyobraźni w spekulacjach pozytywnych nie kończy się i polega na tworzeniu lub udoskonalaniu sposobów ostatecznego bądź tymczasowego łączenia faktów. Słowem, podstawowa rewolucja, która charakteryzuje okres dojrzałości naszego umysłu, polega na tym, że nieosiągalne wykrywanie przyczyn w ścisłym tego słowa znaczeniu zastępuje się wszędzie szukaniem praw, tj. stałych związków zachodzących między obserwowanymi zjawiskami. Czy bowiem chodzi o najprost­sze, czy o najpoważniejsze zjawiska, więc zarówno zderzenia ciał i ciążenia, jak moralności i myśli - poznać możemy naprawdę jedynie rozmaite związki wzajemne, które są właściwe zachodzeniu tych zjawisk; nigdy zaś nie potrafimy przeniknąć tajemnicy ich powstawania.

Nasze dociekania pozytywne winny we wszystkich dziedzinach ograniczać się do systematycznej oceny tego, co jest, rezygnując z wykrycia pierwszego początku i ostatecznego celu czegokolwiek. Co .więcej, należy pamiętać, że badanie zjawisk nigdy nie doprowadzi do bezwzględnego poznania ich, lecz musi zawsze pozostać względne, zależne od naszego organizmu i sytuacji. Skoro na mocy tej podwójnej zależności uznamy nieuniknioną niedoskonałość różnych naszych zdolności spekulatywnych, stwierdzimy, że nie tylko nie potrafimy w całej rozciągłości zbadać żadnego rzeczywistego bytu, ale nawet nie możemy ręczyć za możność powierzchownego choćby stwierdzenia wszystkich istnień rzeczywistych; większość ich bowiem musi się nam chyba zupełnie wymykać. Jeżeli utrata jakiegoś ważnego zmysłu wystarcza, by całkowicie usunąć spod naszej obserwacji całą kategorię zjawisk zachodzących w przyrodzie, to naturalne jest, że odwrotnie, zdobycie jakiegoś nowego zmysłu odsłoniłoby przed nami klasę faktów, o których teraz nie mamy pojęcia. Chyba że ktoś by wierzył, że bogactwo zmysłów, tak różnorodnych u głównych gatunków zwierząt, osiągnęło w naszym organizmie najwyższy stopień rozwoju, potrzebny do całkowitego zbadania świata zewnętrznego. Jest to przypuszczenie oczywiście bezpodstawne i niemal śmieszne. Lepiej niż jakakolwiek inna dziedzina wiedzy astronomia wykazuje ten nieuchronnie względny charakter wszelkiej naszej istotnej wiedzy; badanie bowiem zjawisk, wchodzących w jej zakres, odbywa się za pomocą jednego tylko zmysłu; łatwo przeto ocenić, jaką teoretyczną doniosłość miałaby utrata lub choćby zwykle uszkodzenie go. Astronomia nie mogłaby powstać wśród niewidomych, choćby byli najinteligentniejsi, podobnie nie mogłaby powstać astronomia w przypadku gwiazd nie świecących (być może najliczniejszych); ani wreszcie, gdyby atmosfera, przez którą obserwujemy ciała niebieskie, była zawsze i wszędzie mglista. W niniejszym Traktacie nieraz będziemy mieli sposobność ocenić samorzutnie i w sposób zgoła niewątpliwy, że każda z dziedzin pozytywnego badania ściśle zależy od całokształtu naszych warunków, zarówno wewnętrznych, jak zewnętrznych.

Aby dokładnie poznać względny z konieczności charakter wszelkiej naszej rzeczywistej wiedzy, należy nadto zrozumieć z punktu widzenia jak najbardziej filozoficznego, że pojęcia nasze, rozważane jako ludzkie zjawiska, nie są zjawiskami wyłącznie indywidualnymi, lecz również - i to przede wszystkim - społecznymi: wynikają bowiem w samej rzeczy z ciągłej, zbiorowej ewolucji, której wszystkie elementy i fazy są ze sobą ściśle powiązane. Jeśli więc już na pierwszy rzut oka uznajemy, że nasze dociekania teoretyczne zawsze zależeć muszą od różnych istotnych warunków indywidualnych, winniśmy również stwierdzić, iż są one niemniej jednak podporządkowane całokształtowi rozwoju społecznego; toteż nigdy nie cechuje ich bezwzględna stałość, której istnienie zakładali metafizycy. Powszechne prawo zasadniczego kierunku ruchu ludzkości w tej dziedzinie polega na tym, że teorie nasze dążą do coraz dokładniejszego przedstawienia zewnętrznych przedmiotów naszych stałych badań; mimo to prawdziwa struktura żadnego z tych przedmiotów w żadnym razie nie może być w pełni poznana, a nauka, doskonaląc się, zbliża się tylko ku tej idealnej granicy w miarę naszych rozmaitych rzeczywistych potrzeb. Zależność tego drugiego rodzaju, właściwa teoriom pozytywnym, występuje równie wyraźnie jak pierwsza w astronomii; gdy zważymy szereg pojęć, np. o kształcie Ziemi, o formie orbit planet itd., okaże się, że pojęcia te pojawiły się wraz z zaczątkami geometrii niebieskiej, a z biegiem czasu stały się coraz bardziej zadowalające. Chociaż z jednej strony teorie naukowe z powodu swej płynności nie mogą bynajmniej pretendować do roli absolutnej, to jednak z drugiej stopniowe ich zmiany nie mają charakteru dowolnego, który uzasadniałby niebezpieczniejszy jeszcze sceptycyzm; po każdej bowiem z kolejnych zmian odnośne teorie zachowują same przez się ciągle zdolność do przedstawiania zjawisk, które były ich podłożem; z tym zastrzeżeniem, by nie przekraczać przy tym pierwotnego stopnia ścisłości osiągniętej.

Od chwili, gdy jednomyślnie uznano, że należy stale podporządkowywać wyobraźnię obserwacji, gdyż jest to pierwszy podstawowy warunek wszelkich zdrowych dociekań naukowych, błędna interpretacja nieraz prowadziła do naduży­wania tej wielkiej zasady logicznej w ten sposób, iż rzeczywista nauka wyradzała


p

* Niemal wszystkie pospolite tłumaczenia zjawisk społecznych; większą część tych, które odnoszą się do życia umysłowego i moralnego; znaczna część naszych teorii fizjologicznych czy medycznych, a nawet niektóre teorie chemiczne itd. przypominają, jeszcze bezpośrednio ów dziwny sposób Filozofowania, który tak dowcipnie - a bez wielkiej przesady scharakteryzował Moliere z okazji np. „usypiającej własności opium"; było to następstwem rozstrzygającego wstrząsu, jaki w całym państwie bytów wywołał był właśnie Kartezjusz.


anowania występują na każdym kroku, nawet w teoriach najprostszych i najmniej przestarzałych *.

Historyczna doniosłość tych bytów wynika wprost z ich wieloznaczności; w każdym z tych istnień metafizycznych, tkwiącym w odnośnym ciele, ale z nim nie utożsamianym, może umysł dowolnie upatrywać bądź prawdziwą emanację siły nadprzyrodzonej, bądź po prostu abstrakcyjną nazwę danego zjawiska; zależy to od stadium rozwoju poznającego umysłu, tj. od tego, czy bliższa mu jest faza teologiczna czy pozytywna. Czysta wyobraźnia traci już wtedy swą władzę, a prawdziwa obserwacja jeszcze jej nie zdobywa; ale rozumowanie opanowuje coraz większy zakres działania i w ten mglisty sposób przygotowuje się do postępowania naprawdę naukowego. Należy zresztą zaznaczyć, że z początku przeważa jego działanie spekulatywne, wskutek uporczywej tendencji, by ar­gumentować zamiast obserwować; tendencja ta jest na ogół charakterystyczna dla metafizycznego ducha, nawet w jej najwybitniejszych przejawach. Tak giętki system pojęć, pozbawiony owej spoistości, która przez długi czas przysługiwała systemowi teologicznemu, musi zresztą znacznie szybciej doprowadzić do stwo­rzenia odpowiedniej jedności drogą stopniowego podporządkowania różnych bytów szczegółowych - jednemu bytowi ogólnemu, Naturze; ta stanowić miała słaby równoważnik metafizyczny owej nieokreślonej więzi powszechnej, jaką niósł ze sobą monoteizm.

Chcąc zwłaszcza za dni naszych lepiej zrozumieć, na czym polegało znaczenie historyczne takiego aparatu filozoficznego, pamiętać należy, że stosownie do właściwych sobie dążności, nawet w zakresie pracy naukowej a tym bardziej społecznej, sam przez się nadaje się on tylko do działalności krytycznej, czyli rozkładowej, nigdy zaś nie potrafi zorganizować czegoś swoistego. Ta dwuznaczna, zasadniczo niekonsekwentna filozofia zachowała wszystkie podstawowe zasady systemu teologicznego, ale straciła jego siłę i niezmienność, niezbędne do utrzymania powagi owych zasad; na tego rodzaju zakłóceniu równowagi polega istotnie pod każdym względem główna użyteczność tego stanu przejściowego. Występuje on wtedy, gdy stary porządek, niegdyś czynnik postępu w całokształcie ewolucji ludzkiej, usiłuje na zawsze utrzymać stan niemowlęctwa, którym kiedyś tak pomyślnie kierował. .Metafizyka jest więc w gruncie rzeczy pewnego rodzaju teologią. Tylko że stopniowo przenikają ją uproszczenia, działające rozkładowo. Uproszczenia te w sposób samorzutny pozbawiają ją władzy bezpośredniego zapobiegania rozwojowi pojęć pozytywnych, utrzymując jednak jej prowizoryczną zdolność do uogólnień, niezbędnych do chwili otrzymania wreszcie przez umysł lepszego pokarmu. Ze względu na swój sprzeczny charakter faza metafizyczna, czyli ontologiczna, ma zawsze przed sobą tę nieuniknioną alternatywę: albo dla zadośćuczynienia wymaganiom porządku daremnie usiłuje przywrócić fazę teolo­giczną, albo aby uniknąć przytłaczającej władzy tej fazy, prze do sytuacji zupełnie negatywnej. To konieczne lawirowanie występuje obecnie tylko w dziedzinie najtrudniejszych teorii; niegdyś, gdy teorie trwały w swojej fazie metafizycznej, istniało ono również odnośnie do najprostszych, wskutek organicznej słabości, zawsze właściwej filozofowaniu tego typu. Bezsprzecznie do dziś zasadniczo przetrwałyby owe bezsensowne wątpliwości, podnoszone przed dwoma tysiącami lat co do istnienia ciał zewnętrznych, żadna bowiem rozstrzygająca argumentacja metafizyczna nie rozproszyła ich dotąd, to pewne; ale na szczęście rozsądek powszechny dawno już zarzucił taką filozofię w zakresie pewnych pojęć pod­stawowych. Ostatecznie więc można uważać fazę metafizyczną za rodzaj chronicz­nej choroby, którą przejść musi w rozwoju umysłowym zarówno indywiduum jak ogół; stanowi ona naturalne przejście od dzieciństwa do dojrzałości.

Rozważania historyczne ludzi nowożytnych nie sięgają na ogół prawie nigdy wstecz poza epokę politeizmu; dlatego też faza metafizyczna wydaje się im mniej więcej równie dawna, jak teologiczna, ponieważ z konieczności kierowała, aczkol­wiek w sposób utajony, pierwotną przemianą fetyszyzmu w politeizm. Przekształce­nie to, usuwając całkowicie z poszczególnych cial działanie sił wyłącznie nadprzyro­dzonych, musiało samorzutnie zastępować je przez jakieś odpowiednie byty. Nad tą pierwszą rewolucją w fazie teologicznej nie mogła się wtedy rozwinąć prawdziwa dyskusja. Toteż oddziaływanie filozofii ontologicznej wystąpiło w całej pełni dopiero podczas następnej rewolucji przy przejściu politeizmu w monoteizm, którego ona leż była naturalnym narzędziem. Wzrastający jej wpływ musiał się z początku wydawać organiczny dopóty, dopóki był podporządkowany wpływowi teologicznemu. Ale z biegiem czasu coraz wyraźniej objawiał się jej charakter czynnika rozkładowego: wtedy mianowicie, gdy w stopniowym upraszczaniu teologii usiłowała wykroczyć poza pospolity monoteizm, który z konieczności stanowił ostatnią możliwą fazę filozofii początkowej. W ten sposób faza metafizyczna popierała w sposób negatywny przez ostatnie pięć wieków główny rozwój nowożytnej cywilizacji, po trosze działając rozkładowo na system teologiczny, wsteczny od czasu, gdy pod koniec średniowiecza monoteizm przestał odpowiadać stosunkom społecznym. Niestety, panowanie pojęć ontologicznych nie ograniczyło się do tej przejściowej acz niezbędnej roli; dalszy ich wpływ hamował powstanie jakiegokolwiek nowego, rzeczywistego systemu teorety­cznego. Toteż właśnie ów kierunek, który często jeszcze domaga się dla siebie wyłącznego niemal przywileju filozofowania, stanowi dzisiaj najpoważniejszą przeszkodę do ostatecznego zapanowania prawdziwej filozofii.


5. Ogólna charakterystyka fazy pozytywnej

Po tym długim szeregu niezbędnych przygotowań umysł nasz, wreszcie samodzielny, dochodzi do swego ostatecznego stanu, tj. do racjonalnego pozytywiz­mu. Stan ten powinien tutaj być scharakteryzowany bardziej szczegółowo niż oba



się częstokroć w jakieś bezpłodne gromadzenie luźnych faktów, których jedyną istotną zaletą mogłaby być co najwyżej cząstkowa ścisłość. Należy dobrze pamiętać o tym, że prawdziwa filozofia pozytywna jest w gruncie rzeczy nie mniej daleka od empiryzmu, jak od mistycyzmu; powinna kroczyć między tymi dwoma - równie zgubnymi - bezdrożami: potrzeba ciągłego trzymania się środka, co jest zadaniem trudnym i ważnym, potwierdza pogląd wyłożony przez nas na wstępie, że prawdziwy pozytywizm musi być owocem długiego przygotowania i nie mógłby wystąpić w dobie niemowlęctwa Ludzkości. Prawdziwą naukę, stanowią prawa dotyczące faktów, a gołe fakty, chociażby ścisłe i najliczniej zgromadzone, są tylko niezbędnym materiałem. Badając przeznaczenie tych praw, stwierdzić możemy bez przesady, że prawdziwa nauka nie tylko nie składa się z samych obserwacji, lecz przeciwnie - dąży do możliwego wyeliminowania badań bezpo­średnich, zastępując je rozumowym przewidywaniem, które w każdej dziedzinie stanowi podstawową cechę charakterystyczną pozytywizmu. Zobaczymy to wyraźnie na przykładzie całokształtu studiów astronomicznych. Przewidywanie takie jest koniecznym wynikiem stałych związków, wykrytych między zjawiskami. Ono też zapobiega pomieszaniu rzeczywistej nauki z czczą erudycją która machinalnie gromadzi fakty, nie starając się wydedukować jednych z drugich. Dopiero bowiem dzięki takiej dedukcji nasze zdrowe teorie stają się praktycznie użyteczne, jak też wartościowe same przez się, gdyż jeśli bezpośrednie badanie zjawisk, które zaszły, nie doprowadziłoby do słusznego przewidywania tych, które zajść mają, to nie moglibyśmy zmodyfikować tych ostatnich. Prawdziwa filozofia pozytywna polega więc przede wszystkim na tym, aby wiedzieć dla przewidywania; aby badać to, co jest, dla wysnuwania wniosków o tym, co będzie, na mocy powszechnego dogmatu o niezmienności praw przyrody*.

Ta podstawowa zasada filozofii pozytywnej bynajmniej nie została jeszcze należycie zastosowana do ogółu zjawisk. Jednakże od trzech wieków nauka na szczęście tak dalece się z nią oswoiła, że wskutek poprzednio zakorzenionego przyzwyczajenia do traktowania wszystkiego w sposób absolutny, nigdy niemal nie uwzględniono dotąd prawdziwego jej źródła i to, co było owocem powolnej, stopniowej indukcji, zarówno zbiorowej jak indywidualnej, usiłowano za pomocą czczej i mętnej argumentacji metafizycznej przedstawić jako pewnego rodzaju pojęcie wrodzone, a przynajmniej pierwotne. Nie tylko żaden moment natury rozumowej, niezależny od badania świata zewnętrznego, nie wskazuje nam z początku na niezmienność stosunków w świecie fizycznym, lecz jest rzeczą niewątpliwą, że wprost przeciwnie, umysł ludzki w długim okresie swego dzieciństwa nie był skłonny do uznawania jej nawet tam, gdzie bezstronna


* Na temat ogólnej oceny pozytywizmu i właściwych mu metod z wielkim pożytkiem studiować można cenne dzieto zatytułowane: A system of logic, ratiocinative and inductive, świeżo wydane w Londynie (u Johna Parkera, West Strand, 1843), napisane przez mego znakomitego przyjaciela p. Johna Stuarta Milla, który stał się odtąd współtwórcą nowej filozofii. Siedem końcowych rozdziałów pierwszego tomu zawiera świetny wykład, głęboki a zarazem przejrzysty, pouczeń logiki indukcyjnej, której - według mego przekonania - nikt nie potrafi nigdy lepiej ująć ani scharakteryzować, jeśli przyjmie punkt widzenia autora.



obserwacja już ukazałaby mu ją, gdyby nie kierowała nim nieuchronna wtedy tendencja do uzależniania wszelkich, a zwłaszcza najdonioślejszych zjawisk, od aktów nieskrępowanej woli. W każdej dziedzinie zjawisk istnieją niewątpliwie niektóre, dość proste i pospolite, których samorzutna obserwacja mogłaby nasunąć mgliste wrażenie jakiejś wtórnej prawidłowości; toteż punkt widzenia wyłącznie teologiczny nigdy nie mógł być absolutnie powszechny. Ale to częściowe i przedwczesne przekonanie przez długi czas ogranicza się tylko do nielicznych i podrzędnych zjawisk, których nie można nawet uchronić od częstych zakłóceń, przypisywanych interwencji sił nadprzyrodzonych. Zasada niezmienności praw przyrody zaczyna faktycznie zdoby­wać sobie pewną filozoficzną trwałość dopiero wtedy, gdy pierwsze prawdziwie naukowe prace okazały, że sprawdza się ona ze ścisłością w jakimś całym zakresie ważnych zjawisk. Stało się to możliwe dopiero dzięki opartej na matematyce astronomii, która powstała w ciągu ostatnich wieków politeizmu. Niewątpliwie, na mocy analogii, rozciągnięto wtedy podstawowy dogmat również na sferę zjawisk bardziej złożonych, których właściwe prawa jeszcze wcale nie mogły być znane. Ale taka niepewna antycypacja logiczna była nie tylko faktycznie bezpłodna, lecz poza tym zbyt słaba, by móc się przeciwstawić czynnej przewadze duchowej, jaką zachowały jeszcze złudzenia teologiczno-metafizyczne. Pierwszy szczegółowy zarys praw przyrody, odnoszących się do każdej z zasadniczych dziedzin zjawisk, stał się niezbędny po to, aby pojęcie owo nabrało niezachwianej siły, którą już zaczyna mieć w naukach najdalej posuniętych w rozwoju. Co więcej, przekonanie to nie mogłoby się dostatecznie umocnić, dopóki by nie opracowano podobnie wszelkich podstawowych badań, bo niepewność, dotycząca najbardziej skomplikowanych, wpłynęłaby do pewnego stopnia i na inne. Należy zwrócić uwagę na groźną reakcję, która nawet i dziś daje się we znaki: ponieważ na ogół nie znamy jeszcze praw socjologii, zasada niezmienności stosunków fizycznych podlega nieraz poważnym zakłóceniom; występują one nawet w badaniach czysto matematycznych, gdzie na każdym kroku zachwala się teraz jakiś domniemany rachunek prawdopodobieństwa, zakładający implicite brak wszelkich rzeczywistych praw; tam zwłaszcza, gdzie w grę wchodzi człowiek. Ale skoro tę wielką zasadę filozoficzną rozszerzyło się wreszcie na cały zakres wiedzy, co uczyniły już obecnie umysły najbardziej rozwinięte, staje się ona natychmiast czynnikiem w pełni rozstrzygającym tam nawet, gdzie faktyczne prawa, odnoszące się do poszczególnych przypadków, długo pozostaną nieznane. Wtedy bowiem, na mocy nieodpartej analogii, z góry stosuje się do wszystkich zjawisk każdej dziedziny to, co stwierdzono dla niektórych, byleby tylko te ostatnie były dość ważne.


6. Zapowiedź rozpatrzenia teoretycznego i praktycznego znaczenia filozofii pozytywnej

Po rozważeniu pozytywizmu w związku z zewnętrznymi przedmiotaminaszych dociekań teoretycznych, należy uzupełnić jego charakterystykę, oceMajaęTiptkż'

.

jego znaczenie dla stałego zaspokajania naszych własnych potiaprj,' *%órycl%S

1** /ł.U(jUbl t^UiYlUL

7. Zadania nauki: wykrywanie praw przyrody, wprowadzenie zgodności do pojęć jednostki i dostarczenie podstawy do przeobrażenia społeczeństwa

Potrzeby czysto duchowe są niewątpliwie najsłabsze spośród wszystkich właściwych naszej naturze. Jednak z pewnością występują bezpośrednio i stale u wszelkich istot rozumnych. Stanowią one pierwszy niezbędny bodziec naszych rozmaitych wysiłków filozoficznych, często niesłusznie przypisywanych przede wszystkim bodźcom praktycznym. Te bowiem przyczyniają się wprawdzie do ich rozwoju, lecz nie mogłyby ich zrodzić. Wymagania intelektualne, zależne jak wszelkie inne od systematycznego ćwiczenia odnośnych funkcji, potrzebują zawsze odpowiedniego zespolenia stałości i aktywności; stąd płynie jednoczesna potrzeba porządku i postępu, czyli łączności i pewnego rodzaju rozszerzania się. W okresie długiego niemowlęctwa Ludzkości jedynie pojęcia teologiczno-metafizyczne mogły

aczkolwiek w sposób tymczasowy i bardzo niedoskonały - uczynić zadość temu podwójnemu podstawowemu warunkowi. Ale w epoce, gdy rozum ludzki okazał się wreszcie dość dojrzały, by zrezygnować jawnie z niedostępnych dla siebie dociekań, ograniczając się słusznie do badania tego tylko, do czego jesteśmy zdolni

w tej epoce filozofia pozytywna z pewnością zaspokoi obie elementarne potrzeby pod każdym względem w sposób o wiele doskonalszy i bardziej zgodny z rzeczywistością. W istocie takie jest - rzecz jasna, z tego nowego punktu widzenia - bezpośrednie znaczenie wykrywanych przez nią praw, dotyczących rozmaitych zjawisk, i nieodłącznego od nich rozumowego przewidywania. Odnośnie do każdej grupy faktów wyróżnić można dwa rodzaje tych praw: jedne, które łączą współistniejące zjawiska na mocy podobieństwa; inne, które wiążą następujące po sobie - na mocy więzi genetycznej. To niezbędne rozróżnienie odpowiada okoliczności, że w świecie zewnętrznym samorzutnie występują jako korelatywne stany: istnienie i ruch; stąd w każdej rzeczywistej nauce wyłania się podstawowa różnica między statyczną a dynamiczną oceną jakiegokolwiek przedmiotu. Oba te rodzaje stosunków w równym, stopniu przyczyniają się do tłumaczenia zjawisk i tak samo prowadzą do ich przewidywania, choć początkowo wydaje się, że prawa dotyczące zgodności nadają się przede wszystkim do tłumaczenia zjawisk, a prawa następstwa - do ich przewidywania. W istocie, czy to chodzi o tłumaczenie czy


przewidywanie, wszystko sprowadza się zawsze do łączenia zjawisk. Wykrycie faktycznego związku - wszystko jedno, statycznego czy dynamicznego - między dwoma dowolnymi zjawiskami pozwala zarówno na wytłumaczenie ich,, jak i na przewidywanie jednego na podstawie drugiego, a to dlatego, że przewidywanie naukowe dotyczy nie tylko przyszłości, lecz także teraźniejszości, a nawet przeszłości. Polega ono na poznaniu jakiegoś faktu bez uciekania się do bezpośredniego zbadania go, jedynie na mocy jego związków z innymi, już danymi faktami. Tak na przykład, po poznaniu jednorodności grawitacji ciał niebieskich

przyciągania ziemskiego, pj-zewidziano na mocy wyraźnych zmian grawitacji

- zmiany w przyciąganiu ziemskim tak słabe, że bezpośrednia obserwacja nie mogła ich dostatecznie odsłonić, chociaż je potem potwierdziła. Podobnie, w odwrotnym kierunku uzyskano wytłumaczenie dawno zaobserwowanego związku między okresami przepływu i odpływu a dniem księżycowym, skoro poznano, że wznoszenie się wody morskiej jest w każdym punkcie wynikiem przesunięcia się księżyca przez odnośny południk. Wszystkie nasze właściwe wymagania logiczne w istocie skierowane są ku temu wspólnemu celowi: mianowicie, by przez systematyczne rozważania teoretyczne skonsolidować samorzutną jedność naszego poznania, ustalając ciągłość i jednorodność różnych naszych pojęć, i czyniąc równie zadość jednoczesnym wymaganiom porządku i postępu, umożliwić sobie wykrycie stałości pośród zmienności. Oczywiste jest, że pod tym względem filozofia pozytywna więcej zdziałać potrafi dla odpowiednio przygotowanych umysłów, niż mogła kiedykolwiek filozofia teologiczno-metafizyczna. Ta bowiem, nawet w okresie swego największego rozwoju umysłowego i społecznego, to jest za czasów politeizmu, nie stworzyła jedności intelektualnej całkowitej i stałej, jaką da wkrótce powszechna przewaga pozytywizmu, skoro obejmie on wreszcie zakres najważniejszych dociekań teoretycznych. Wtedy to - pod różnymi postaciami i w różnym stopniu - wszędzie jednak panować będzie owa przedziwna konstytucja logiczna, w której łączność i rozrost, gwarantowane w pełni, samorzutnie popierają się wzajem. Dziś mamy o tym pojęcie tylko dzięki najprostszym naukom. Niezbędnym warunkiem tak doniosłego rezultatu filozoficznego jest obowiązek ciągłego ograniczania naszych spekulacji do badania tego, co jest nam naprawdę dostępne; do uważania tych rzeczywistych stosunków podobieństwa i następstwa za zwykłe ogólne fakty, które należałoby zredukować do jak najmniejszej liczby, nie próbując - zgodnie z podstawowym charakterem pozytywizmu - przeniknąć tajemnicy ich powstawania. Lecz jeżeli ocenie naszej podlega jedynie faktyczna stałość związków, zachodzących w przyrodzie, to ona także wystarczy w zupełności dla naszych potrzeb teoretycznych i praktycznych.

Należy jednak stwierdzić, że w zasadzie pod rządami pozytywizmu harmonia naszych pojęć z konieczności zostaje do pewnego stopnia ograniczona przez fakt, że wymaga się od nich, aby były realne, to jest, aby w dostatecznej mierze odpowiadały pewnym niezależnym od nas typom. W umyśle naszym występuje ślepy instynkt łączenia, toteż staramy się związać ze sobą prawie każdą parę jakichkolwiek faktów, czy to współczesnych czy następujących po sobie, tymczasem badanie świata zewnętrznego wykazuje wprost przeciwnie, że liczne z tych związków są całkowicie urojone i że zachodzi ciągle mnóstwo zdarzeń, między którymi brak prawdziwej wzajemnej zależności; toteż trafna ocena ogólna musi normować naszą nieprzepartą skłonność do ustalania związków między faktami bardziej niż wszelką inną. Za panowania fikcji teologicznych i bytów metafizycz­nych umysł ludzki przez długi czas przywykał do pewnej jednolitości doktryny, jakkolwiek chwiejnej i iluzorycznej.

Po przejściu do fazy pozytywnej usiłował więc zrazu sprowadzić najrozmaitsze dziedziny zjawisk do jednego wspólnego prawa. Ale czynione w ciągu ubiegłych dwu wieków próby otrzymania tłumaczenia, ogarniającego całą naturę, okazały się bezowocne. Zdyskredytowały one podobne usiłowania, które dziś podjąć by mogli

tylko ludzie o małej kulturze umysłowej1. Skrupulatne badanie świata zewnętrznego okazało, że zachodzi w nim mniej związków, niż przypuszcza lub pragnie nasz rozum. Słabość zaś czyni go skłonniejszym do przyjmowania większej liczby stosunków, sprzyjających jego pochodowi naprzód, a nade wszystko spoczynkowi. Nie tylko nie można sprowadzić do jednego powszechnego prawa sześciu podstawowych kategorii zjawisk, które wyszczególnimy poniżej, lecz co więcej, można z całą pewnością stwierdzić, że i w każdej z tych ograniczonych już dziedzin należy ostatecznie wyrzec się jakiegoś tłumaczenia, chociaż próbuje podać je wiele poważnych umysłów. Astronomia obudziła pod tym względem nadzieje uzasadnione zbyt empirycznie, jakich nigdy nie będzie można zrealizować w dziedzinie zjawisk bardziej złożonych, nawet w fizyce właściwej, której pięć zasadniczych działów zachowa zawsze odrębność, mimo że niewątpliwie pozostają one we wzajemnych stosunkach2. Skłonni jesteśmy często do znacznego przeceniania niedogodności logicznych, które płyną z tego nieuchronnego rozproszenia wiedzy, ponieważ nie doceniamy rzeczywistych korzyści, wynikających z przekształcania indukcji w dedukcję. Bądź co bądź, otwarcie trzeba przyznać, że niemożliwość sprowadzenia wszystkiego do jakiegoś jednego pozytywnego prawa jest poważną niedoskonałością; jest ona jednak nieuniknionym wynikiem okoliczności, zmuszających człowieka do posługiwania się bardzo słabym rozumem wobec nader skomplikowanego wszechświata.

Uznać trzeba tę niewątpliwą konieczność celem uniknięcia próżnej straty wysiłków umysłowych; ale po stwierdzeniu jej, prawdziwa nauka winna osiągnąć możliwie wysoki stopień jedności filozoficznej, równoważny zdobytej uprzednio na czas pewien przez teologię lub metafizykę, ale przewyższający ją pod względem stałości i ogarnianego zakresu. By zrozumieć, że jedność taka jest możliwa, oraz bliżej ją scharakteryzować, uciec się musimy do ogólnego rozróżnienia, które Kant genialnie naszkicował; otóż każdemu badaniu właściwe są dwa punkty widzenia: obiektywny i subiektywny. Nauka nasza, rozpatrywana z punktu widzenia obiek­tywnego, tj. ze względu na zewnętrzny cel naszych teorii, którym jest dokładne przedstawienie świata rzeczywistego, nie może zostać całkowicie usystematyzowa­na, wskutek nieuniknionej różnorodności podstawowych zjawisk. W tym znaczeniu możliwa jest jedynie jedność metody pozytywnej, przystosowanej do całokształtu zjawisk, nie zaś prawdziwa jedność nauki; winniśmy więc starać się tylko o jednorodność i zgodność rozmaitych doktryn. Inaczej rzecz się ma pod drugim względem, tj. odnośnie do wewnętrznego źródła ludzkich teorii, traktowanych jako naturalny wynik naszej indywidualnej i zbiorowej ewolucji umysłowej, których celem jest normalne zaspokojenie wszelkich naszych potrzeb. W odniesieniu więc nie do wszechświata, lecz do człowieka, a raczej do Ludzkości, rzeczywista nasza wiedza, odwrotnie, zmierza z widoczną samorzutnością ku zupełnemu usys­tematyzowaniu, zarówno, naukowemu, jak logicznemu. Należy się więc zająć w gruncie rzeczy jedną tylko nauką, nauką ludzką lub - ściślej mówiąc - społeczną. Nasze istnienie jest jej zasadą i celem. W niej to w naturalny sposób roztapia się rozumowe badanie świata zewnętrznego, które stanowi podstawowe przygotowanie do niej i jej niezbędny element, konieczny zarówno ze względów metodycznych jak rzeczowych, co wyjaśnię poniżej. Jedynie w ten sposób nasze nauki pozytywne mogą stworzyć prawdziwy system, w pełni zadowalający. Nawet astronomia, która dzięki swej wielkiej prostocie jest obiektywnie najdoskonalszym z działów filozofii przyrody, jest naprawdę doskonała tylko z tego ludzkiego stanowiska: całość niniejszego Traktatu wyraźnie okaże, że w odniesieniu do wszechświata, a nie do człowieka, astronomia okazałaby się nader niedoskonała; ponieważ wszystkie nasze rzeczywiste badania z konieczności ograniczone są do naszego świata, będącego tylko znikomą cząstką wszechświata, którego poznanie zasadniczo jest dla nas niedostępne. Taka ogólna tendencja winna więc ostatecznie zapanować w filozofii naprawdę pozytywnej i to nie tylko odnośnie do teorii wprost odnoszących się do człowieka i społeczeństwa, lecz także do tych, które zajmują się zjawiskami najprostszymi i pozornie najmniej podpadającymi pod te wspólną ocenę: należy pojmować wszystkie rozważania teoretyczne jako wytwory rozumu, przeznaczone do zaspokajania różnych naszych istotnych potrzeb; po zbadaniu zjawisk, nie dotyczących człowieka, których poznanie jednak jest niezbędne czy to dla lepszego rozwinięcia sił, czy to dla oceny naszej natury i warunków, zawsze należy powracać do człowieka, oddalając się od niego tylko po to, by wrócić doń z lepszymi środkami. Widać stąd, że naczelne pojęcie Ludzkości z konieczności stać się musi w okresie pozytywizmu punktem wyjścia dla stworzenia pełnego systemu umysłowego, przynajmniej równoważnego systemowi osiągniętemu pod koniec fazy teologicznej, dzięki wielkiemu pojęciu Boga, nieudolnie pod tym względem zastąpionemu w przejściowym okresie metafizycznym przez mętną ideę Natury.

Po powyższym scharakteryzowaniu, w jaki sposób filozofia pozytywna samorzutnie może wprowadzić do naszego poznania ostateczną jedność, łatwą jest rzeczą uzupełnić to zasadnicze tłumaczenie, przenosząc je z jednostki na gatunek. Tego niezbędnego rozszerzenia zakresu nie mogli z natury rzeczy dokonać dotychczas nowożytni filozofowie, którzy sami w dostatecznej mierze jeszcze nie wyszli z fazy metafizycznej, nie przyjęli przeto nigdy punktu widzenia społecznego; ten jednakże jedynie jest w pełni zgodny z rzeczywistością naukową czy logiczną, ponieważ człowiek nigdy nie rozwija się w odosobnieniu, lecz w gromadzie. Usuwając to błędne pojęcie abstrakcyjne naszych psychologów lub ideologów3 jako zgoła bezpłodne, a raczej głęboko szkodliwe, dążność ducha pozytywnego do systematyzowania ujawnia się w całej swej doniosłości, ponieważ ukazuje, że duch ów tworzy prawdziwą podstawę filozoficzną uspołecznienia ludzkiego, o tyle przynajmniej, o ile zależy ono od rozumu, którego wpływu w tej dziedzinie, doniosłego, chociaż w żadnym razie nie wyłącznego, nie można podawać w wątpliwość. Zarówno bowiem wprowadzenie jedności logicznej do każdego poszczególnego umysłu, jak stworzenie trwałej zbieżności między różnymi

' Rzecz jasna, mówiąc o ideologiach miał Comte na myśli szkołę ideologów we Francji, a więc takich myślicieli jak Cabanis, Destutt de Trący, Degerando, psychologami natomiast nazywał Cousinistów.

1S AlIfT'CT Cr\AATf7

umysłami, których znaczna liczba zasadniczo wpłynąć mogłaby tylko na czas trwania tej operacji, to w istocie ten sam problem ludzki, o różnych tylko stopniach trudności. Toteż zawsze tak było, że ten, kto potrafił zdobyć się na dostateczną konsekwencję, zdobywał tym samym zdolność stopniowego zrzeszania innych na mocy zasadniczego podobieństwa naszego gatunku. W zaraniu Ludzkości jedynie wiedza teologiczna nadawała się do usystematyzowania życia społecznego, gdyż była wtedy wyłącznym źródłem pewnej umysłowej harmonii. Jeśli więc przywilej spójności logicznej stał się odtąd nieodwołalnie udziałem tendencji pozytywnej - czego nie można chyba poważnie kwestionować - to trzeba uznać, że jest on również jedynym faktycznym czynnikiem wielkiej wspólnoty intelektualnej, ta zaś, o ile spełnione są dwa pozostałe zasadnicze warunki, mianowicie: dostateczna zgodność uczuć i pewna zbieżność interesów, staje się konieczną podstawą wszelkiego prawdziwego zrzeszenia ludzkiego. Opłakana pod względem filozoficz­nym sytuacja elity Ludzkości całkowicie potwierdza obecnie ten pogląd: naprawdę wspólne poglądy zaobserwować można tylko w zakresie tematów, opracowanych już przez teorie pozytywne, a niestety nie są to bynajmniej tematy najdonioślejsze. Nie miejsce tu na specjalną i bezpośrednią analizę, która by z łatwością wykazała, że tylko filozofia pozytywna może z biegiem czasu zrealizować wzniosły plan powszechnego zrzeszenia umysłów. Wprawdzie w średniowieczu katolicyzm, zresztą przedwcześnie, z grubsza go zarysował, ale zadanie to w gruncie rzeczy było z konieczności niezgodne z teologicznym charakterem jego filozofii, której spójność logiczna była zbyt słaba do osiągnięcia tak wielkich pod względem społecznym rezultatów. Doświadczenie potwierdziło zresztą w zupełności ten pogląd. [...]


10. Analiza pojęcia „pozytywne"

Zgodne scalenie podjętych w tej rozprawie rozmaitych ogólnych rozważań, które się samo narzuca, wystarczy teraz, by scharakteryzować tutaj wszechstronnie ducha owej prawdziwej filozofii, która po przejściu powolnej ewolucji wstępnej osiąga dzisiaj stan usystematyzowania. Oczywista jest odtąd potrzeba stałego oznaczania jej jakąś krótką specjalną nazwą; wybrałem tę, która ze względu na ogólne przygotowanie w ciągu ubiegłych trzech wieków najlepiej streszcza całokształt jej cech podstawowych. Jak wszystkie terminy potoczne, stopniowo podnoszone do godności terminów filozoficznych, wyraz pozytywny ma w językach zachodnioeuropejskich wiele odrębnych znaczeń, nawet jeśli pominąć owo pospolite zmrożenie, które przede wszystkim kojarzy się z nim u ludzi bez kultury umysłowej. Należy zaznaczyć tutaj, że wszystkie te różnorodne znaczenia w równej mierze odpowiadają nowej wszechobejmującej filozofii, wskazując kolejno na różne charakterystyczne jej cechy; tak więc owa pozorna wieloznaczność nie będzie odtąd stanowiła rzeczy wistej przeszkody; wprost przeciwnie, należy w niej upatrywać jeden z głównych przykładów zadziwiającej zwartości formuł, dzięki której wśród ludów, stojących na wysokim szczeblu rozwoju, jedno obiegowe wyrażenie obejmuje wiele odrębnych cech, skoro ogólnie uznano zachodzący między nimi trwały związek.

W swym pierwszym, najdawniejszym i najpospolitszym znaczeniu wyraz pozytywny oznacza to, co realne, w przeciwstawieniu do tego, co urojone; pod tym względem w zupełności odpowiada duchowi nowej filozofii, gdyż oddaje się ona stale dociekaniom naprawdę dostępnym dla naszego rozumu, uporczywie wyłączając nieprzeniknione tajemnice, którymi ten głównie się zajmował w okresie swego dzieciństwa. W znaczeniu drugim, bardzo zbliżonym do poprzedniego, choć można je wyodrębnić, nasz termin podstawowy podkreśla kontrast między tym, co pożyteczne, a tym, co jałowe; przypomina on, że w filozofii koniecznym przeznaczeniem wszystkich naszych zdrowych dociekań jest ciągłe ulepszanie indywidualnych oraz społecznych warunków, w których żyjemy, nie zaś czcze zaspokojenie bezpłodnej ciekawości. Wedle trzeciego rozpowszechnionego znaczenia, tego trafnego wyrażenia używa się częstokroć, by przeciwstawić pewność chwiejności; wskazuje ono również charakterystyczną dla tej filozofii zdolność do samorzutnego stwarzania harmonii logicznej w umyśle jednostki oraz zgodności duchowej całego rodzaju ludzkiego, zamiast nieskończonych wątpliwości i niewyczerpanych sporów, które musiał wzniecać dawny sposób myślenia. Czwarte pospolite znaczenie, często nie odróżniane od poprzedniego, polega na tym, że przeciwstawia się to, co ścisłe, temu, co mgliste: przypomina ono ciągłe dążenie prawdziwej filozofii do uzyskania wszędzie takiego stopnia ścisłości, jaki da się pogodzić z naturą zjawisk i który odpowiada naszym istotnym potrzebom; podczas gdy dawny sposób filozofowania prowadzić musiał do poglądów nieokreślonych, a cała jego niezbędna dyscyplina myślowa wynikała ze stale stosowanego przymusu przez władzę opartą o powagę nadprzyrodzoną.

Na szczególną uwagę zasługuje w końcu piąte znaczenie, rzadziej stosowane niż pozostałe, choć zresztą równie powszechne; mianowicie, wyrazu pozytywny używa się w przeciwstawieniu do wyrazu negatywny. Z tego punktu widzenia termin ten wskazuje na jedną z najdonioślejszych własności prawdziwej nowoczes­nej filozofii, zaznaczając, że z natury jest ona przeznaczona nie do burzenia, lecz przecie wszystkim do organizowania. Cztery powyżej wymienione cechy ogólne odróżniają tę filozofię od wszelkich możliwych, czy to teologicznych, czy metafizycznych odmian filozofii początkowej. To zaś ostatnie znaczenie nie tylko wskazuje na stałą tendencję nowej filozofii, ale i charakteryzuje wprost jedną ,z zasadniczych różnic, nie w stosunku do ducha teologii, który przez czas długi był organiczny, lecz względem właściwego ducha metafizyki, który zawsze musiał być wyłącznie krytyczny. Destrukcyjne działanie rzeczywistej nauki, w jakiejkol­wiek by postaci występowało, wywierało zawsze wpływ wyłącznie pośredni i wtórny; dotychczas nie mogło być inaczej już z powodu braku usystematyzowania wiedzy; wielkie zaś zadanie organiczne, które jej teraz przypadło, nie da się pogodzić z taką dodatkową funkcją burzenia, czyniąc ją zresztą zbyteczną. Prawdziwa filozofia wyrzeka się wprawdzie raz na zawsze wszelkich zasadniczo nierozwiązalnych zagadnień, ale podając motywy, dla których nie zajmuje się nimi, stara się jednocześnie nie rozwiązywać ich negatywnie, byłoby to bowiem sprzeczne z systematycznym przemilczaniem, które samo winno doprowadzić do zaniku mniemań, naprawdę nie nadających się do roztrząsania. Wszystkie mniemania tego rodzaju są jej równie obojętne, toteż może być bardziej bezstronna i tolerancyjna

ivozpiavva o uuonu mozołu pozytywnej zi

wobec każdego z nich niż zwolennicy jednego, a przeciwnicy sprzecznego z nim kierunku. Przywiązuje ona wagę do historycznej oceny ich wpływu, warunków, w których trwały, i przyczyn upadku; nigdy jednak nie przeciwstawia się im bezwzględnie, nawet wtedy, gdy chodzi o doktryny najbardziej antypatyczne obecnie dla rozumu ludzkiego pośród narodów elity. W ten sposób sprawiedliwie ocenia nie tylko rozmaite systemy monoteistyczne poza tym, który obecnie dogorywa pośród nas, lecz także politeizm a nawet fetyszyzm, biorąc zawsze pod uwagę to, w jakiej fazie ewolucji podstawowej występowały. Głosi ona zresztą, że nie można w sposób rozstrzygający potwierdzać, ani zaprzeczać jakichkolwiek koncepcji, powstałych w naszej wyobraźni, jeżeli z natury swej nie mogą być dostępne dla żadnej obserwacji. Niewątpliwie nikt nigdy nie dowiódł w sposób logiczny nieistnienia Apollina, Miuerwy itd., wróżek na modłę wschodnią ani rozmaitych tworów wyobraźni poetyckiej; mimo to jednak umysł ludzki bezpowrotnie porzucił starożytne dogmaty, skoro tylko przestały odpowiadać całości jego położenia.

Jedyną istotną cechą nowej filozofii, na którą nie wskazuje wprost wyraz pozytywna, jest wynikająca z konieczności dążność do zastępowania wszędzie tego, co absolutne, tym, co względne. Ale ten doniosły atrybut, zarazem naukowy i logiczny, tak mocno tkwi w naturze rzetelnej wiedzy, że ogólne jego uprzytom­nienie nie omieszka złączyć się ściśle z rozmaitymi aspektami, które formuła ta już zespala; nastąpi to, skoro nowoczesny sposób myślenia, dotychczas częściowy i empiryczny, stanie się powszechny i systematyczny. Piąte z rozpatrywanych przez nas znaczeń szczególnie się nadaje do ostatecznego scalenia tego nowego terminu filozoficznego, który odtąd będzie całkowicie ukonstytuowany dzięki widocznemu pokrewieństwu tych dwóch własności. Oczywiste jest, że absolutny charakter dawnych doktryn, czy to teologicznych, czy metafizycznych sprawiał, że każda z nich musiała stać się negatywna względem wszystkich pozostałych, jeżeli nie miała się wyrodzić w bezsensowny eklektyzm. Natomiast nowa filozofia właśnie dzięki swemu relatywizmowi może zawsze doceniać wartość teorii, którym się przeciwstawia, nie czyniąc jednak nigdy próżnych ustępstw, które mogłyby zmącić jasność jej poglądów lub zakłócić stanowczość jej decyzji. Możemy więc przypuszczać, na podstawie całości powyższego szczegółowego rozważania, że nazwa używana przez nas dla określenia tej ostatecznej filozofii, przypominać będzie odtąd wszystkim wyrobionym umysłom cały zespół rozmaitych cech charakterystycznych, które jej faktycznie przysługują. [...]



II

12. Przejście do omawiania społecznej roli filozofii pozytywnej

Jako rezultat całokształtu naszej ewolucji umysłowej, a zwłaszcza owego ruchu, który od czasu Bacona i Kartezjusza ogarnął całą zachodnią Europę, nastać musi wreszcie po tak długim błąkaniu się po bezdrożach naprawdę normalny stan umysłowości ludzkiej dzięki temu, że filozofia pozytywna ogarnie cały zakres badań i zdobędzie podstawy racjonalne, na których jej jeszcze zbywa; w ten sposób między duchem filozofii a powszechnym zdrowym rozsądkiem zapanuje harmonia, której dotąd nie można było osiągnąć w dostatecznej mierze. Rzeczywista nauka, chcąc się wznieść do poziomu prawdziwej filozofii, spełnić dziś musi jednocześnie dwa warunki: winna uzupełnić wiedzę i usystematyzować ją. Badając oba te warunki, szybko dochodzimy do wniosku, że się zbiegają ostatecznie. Po pierwsze bowiem, wielkie przesilenie, które nastąpiło w zaraniu nowożytnej filozofii pozytywnej, pozostawiło właściwie poza obrębem właściwego ruchu naukowego tylko teorie, dotyczące moralności i społeczeństwa; pozostały one w nieuzasad­nionym odosobnieniu, w jałowej zależności od tendencji teologiczno-metafizycznej, toteż doprowadzenie ich do stanu pozytywnego musiało stanowić w naszych czasach ostatnią próbę prawdziwej filozofii, która już z grubsza opracowała wszystkie inne podstawowe zjawiska. Ale, po drugie, to ostatnie rozszerzenie zakresu naturalnej filozofii samorzutnie zmierzało do tego, aby ją usystematyzować, aby znaleźć jeden wspólny punkt widzenia czy to naukowy, czy logiczny, z którego można by ogarnąć całokształt naszych teorii, opartych na rzeczywistości: zawsze bowiem trzeba je rozpatrywać ze stanowiska ludzkiego, to znaczy społecznego, gdyż ono tylko może mieć charakter czynny i powszechny. Taki jest podwójny cel filozoficzny- podstawowej pracy, o charakterze jednocześnie specjal­nym i ogólnym, którą ośmieliłem się podjąć w wielkim dziele, wymienionym na początku niniejszej Rozprawy1; najwybitniejsi myśliciele współcześni sądzą, że udało się w ten sposób położyć rzeczywiste i bezpośrednie podstawy pod całkowite odrodzenie umysłowe, zainicjowane przez Bacona i Kartezjusza, ale którego ostateczne zrealizowanie przypadło w udziale dopiero naszemu stuleciu.

Aby dzisiaj scharakteryzować w sposób wystarczający tę ostateczną systematyza­cję pojęć ludzkich, nie można poprzestać na ocenie jej teoretycznego przeznaczenia, jaką podaliśmy powyżej; należy rozpatrzyć ją z innego jeszcze punktu widzenia, mianowicie okazać w sposób wyraźny choć sumaryczny, że musi to być jedyne stanowisko intelektualne pozwalające rzeczywiście na wyjście z olbrzymiego kryzysu społecznego, który od pół wieku rozwija się w całej zachodniej Europie, a zwłaszcza we Francji.


13. Europejski kryzys polityczny a brak odpowiedniej filozofii

Ze stopniowym nieuniknionym upadkiem filozofii teologicznej szedł w parze w ciągu ostatnich pięciu wieków nie mniej radykalny rozkład systemu politycznego, którego podstawą umysłową była ta filozofia, jednemu i drugiemu patronowała tendencja metafizyczna. Narzędziem tego podwójnego prądu negatywnego były z jednej strony uniwersytety, które stworzyła potęga kleru, lecz które wkrótce stały się jej współzawodnikami, z drugiej zaś rozmaite korporacje rzeczników prawa, które stawały się coraz bardziej wrogie władzy feudalnej; w miarę jak działalność


' W Wykładzie filozofii pozytywnej.

II August comtb

uuzprawa o uucnu nlozotu pozytywnej li


krytyczna się rozpowszechniała, jej wykonawcy, nie zmieniając charakteru, stawali się liczniejsi i bardziej podrzędni; w ten sposób w XVIII w. główna działalność rewolucyjna przejść musiała w filozofii od właściwych uczonych do zwykłych literatów, a następnie w polityce - od sędziów do adwokatów. Gdy ów powszechny, najpierw samorzutny, potem zaś systematyczny upadek, do którego przyczyniły się zresztą wszystkie klasy nowożytnego społeczeństwa, osiągnął punkt kulminacyjny, rozpocząć się musiał Wielki Kryzys końcowy4: wtedy to niemożność utrzymania starego porządku i wzrastająca potrzeba wprowadzenia nowego okazała się nieunikniona. Przesilenie owo zmierzało od pierwszej chwili do przekształcenia ruchu krytycznego ubiegłych pięciu wieków w rozległy ruch organiczny, a odbywało się tak, jak gdyby bezpośrednim jego celem było przede wszystkim odrodzenie społeczne, do którego wszystkie negatywne kroki wstępne były wtedy już dokonane. Rozstrzygają­ce to przekształcenie było jednak dotąd zasadniczo niemożliwe, chociaż potrzeba dokonania go coraz silniej się ujawniała, ponieważ nie istniała filozofia, która by naprawdę mogła mu dać niezbędną podstawę intelektualną. Co więcej, w czasie gdy już dokonana została wstępna krytyka pojęć i należało odzwyczaić się od doktryn wyłącznie negatywnych, które nią kierowały - fatalne, lecz wówczas nieuniknione złudzenie doprowadziło do powierzenia metafizyce kierownictwa nad reorganizacją filozofii; metafizyka stanowiła bowiem w długim okresie przygotowawczym jedyną aktywną filozofię. Gdy już wszyscy przekonali się doświadczalnie, stanowczo i raz na zawsze, że ona zupełnie się nie nadaje do zorganizowania czegokolwiek, wtedy brak jakiejkolwiek innej teorii sprawił, że zaspokoić mogli potrzebę porządku, coraz silniej odczuwalną, w ten tylko sposób, iż na okres przejściowy przywrócili niejako ten sam system umysłowy i społeczny, którego nieuleczalny upadek wywołał był właśnie przesilenie. Rozwój tej wstecznej reakcji musiał doprowadzić na koniec do pamiętnego wystąpienia nieuniknionego i niezbędnego z powodu luk w naszej filozofii5; okazało się wtedy bezsprzecznie, że postęp stanowi w równej mierze, jak i porządek, jeden z dwóch podstawowych warunków nowożytnej cywilizacji.

Te obie zdecydowane próby, których ponowne podjęcie byłoby teraz zarówno niemożliwe, jak bezużyteczne, w naturalnym współdziałaniu doprowadziły dzisiaj do tak dziwnej sytuacji, że nie można przedsięwziąć nic naprawdę poważnego na rzecz porządku lub postępu, ponieważ nie ma filozofii faktycznie przystosowanej do całokształtu naszych potrzeb. Każdy poważny wysiłek w kierunku reorganizacji powstrzymuje natychmiast obawa, że stanie się on krokiem wstecz; obawa to naturalna w epoce, gdy powściągnąć odchyleń swojej antagonistki w kierunku przeciwnym. Mimo swych antyanarchistycznych tendencji szkoła teologiczna okazała się w naszych czasach zupełnie bezsilna wobec wywrotowych poglądów, które, rozwinąwszy się, zwłaszcza w czasie jej zasadniczego odnowienia, często bywają przez nią szerzone dla różnych kombinacji dynastycznych. Podobnie, mimo usposobienia przeciwnego wstecznictwu, szkole metafizycznej zbywa dziś na potędze logiki, której wymagałoby od niej samo jej zadanie rewolucyjne, a to dlatego, że charakterystyczna niekonsekwencja zmuszają do przyjęcia podstawowych zasad tego samego systemu, którego rzeczywiste warunki istnienia wciąż atakuje.

To pożałowania godne lawirowanie między przeciwnymi kierunkami filozofii, które stały się w równej mierze bezpłodne i tylko razem mogły zgasnąć, doprowadzić musiało do powstania pewnego rodzaju szkoły pośredniej. Ta, będąc z istoty swej filozofią w zastoju, miała przede wszystkim za zadanie wysunąć całokształt kwestii społecznych, głosząc - wbrew sprzecznym poglądom obu szkół istniejących - że oba zasadnicze warunki życia społecznego są w równej mierze niezbędne6. Ale brak filozofii, nadającej się do zrealizowania doniosłego połączenia ducha porządku z duchem postępu, sprawił, że trzeci prąd okazał się pod względem logicznym jeszcze słabszy niż oba pozostałe: systematyzuje on bowiem niekonsekwencję, utwierdzając jednocześnie i zasady wsteczne, i maksymy negatywne, aby móc je wzajemnie neutralizować. Kierunek ten nie tylko nie położyłby kresu przesileniu, lecz przeciwnie, musiałby przeciągnąć je w nieskończoność, przeciwstawia się bowiem wprost rzeczywistej przewadze któregokolwiek z systemów; toteż trzeba by ograniczyć jego wpływ, wyznaczając mu rolę przejściową, aby empirycznie zaspokajać najpoważniejsze wymagania naszej rewolucyjnej sytuacji, dopóki nie zapanują doktryny, które by dziś jedynie odpowiadały całokształtowi naszych potrzeb. Lecz tak pojęty ten prowizoryczny środek stał się dziś nie tylko nieunikniony, lecz niezbędny. Szybko zyskał on znaczenie praktyczne, co uznają implicite oba aktywne stronnictwa; świadczy to coraz wyraźniej, że u ludzi naszych czasów zacierają się zarazem dawne przekonania i namiętności, czy to konserwatywne, czy krytyczne; wypiera je stopniowo powszechne poczucie, faktycznie już istniejące, choć jeszcze mętne, że koniecznie trzeba i nawet można trwałe pogodzić dążność do zachowania z dążnością do ulepszania, obie bowiem w równej mierze cechują normalny stan Ludzkości. Analogicznie, mężowie stanu starają się zapobiec dziś, o ile możności, wszelkiemu potężnemu mchowi politycznemu; tendencja ta odpowiada żywiołowo podstawowym wymaganiom sytuacji, która rzeczy wiście dopuszcza tylko instytucje tymczasowe, dopóki prawdziwa filozofia powszechna nie wytworzy dostatecznej spójni między umysłami. Istniejące czynniki władzy nie uświadamiają sobie faktu, iż ten instynktowny opór ułatwia prawdziwe rozwiązanie kwestii, przyczynia się bowiem do przekształcenia bezpłodnej agitacji politycznej w czynny a postępowy ruch filozoficzny; w ten sposób wstępuje się nareszcie na drogę naturalnego przebiegu ostatecznej reorganizacji, która najpierw dokonać się musi w pojęciach, potem w obyczajach, by przejść wreszcie do instytucji. Przekształcenie tego rodzaju, które już daje się we znaki we Francji, z czasem będzie musiało ogarnąć wszystkie kraje, gdyż rządy państw zachodnioeuropejskich czynić muszą coraz większe wysiłki, by pośród chaosu intelektualnego i moralnego utrzymać ład materialny; na to muszą zużywać stopniowo wszystkie swoje siły, a tym samym wyrzec się wszelkiego poważnego kierowania odrodzeniem umysłowym, które przeto pozostawione jest odtąd swobodnej działalności filozofów, godnych tego zadania. Ta


' Okresem zastoju nazywał Comte rządy Orleanów i tę sytuację zarówno polityczno-społeczną, jak intelektualną, która się wówczas wytworzyła.

24 August Comte

naturalna skłonność władz współczesnych pozostaje w zgodzie z samorzutnym wzrostem wśród ludności pozornej obojętności politycznej, wywołanej przez zupełną bezsilność rozmaitych rozpowszechnionych doktryn politycznych; trwać ona.; musi dopóty, dopóki spory polityczne, pozbawione właściwego bodźca, wyradzać się będą w czcze walki osobiste o coraz nędzniejszym charakterze. Tak więc cały zespół czynników rewolucyjnych, związanych z naszą sytuacją, nadaje chwilowo praktyczne znaczenie szkole na wskroś empirycznej w sposób dla niej szczęśliwy; pod względem teoretycznym zdobyć się ona może tylko na system pełen sprzeczności, równie bezsensowny i nie mniej niebezpieczny w polityce, jak odpowiadający mu eklektyzm w filozofii, który - nie mając własnych zasad - jest rezultatem daremnej chęci pogodzenia poglądów, nie dających się pogodzić.


14. Filozofia pozytywna jako gwarancja współistnienia porządku i postępu

Czynna walka o władzę rozgrywała się więc dotąd tylko między filozofią teologiczną i metafizyczną; w miarę jednak, jak potęguje się poczucie, że zarówno jedna, jak i druga nie wystarczają dziś pod względem społecznym, opinia publiczna stać się musi skłonniejsza do przyjęcia pozytywizmu za jedyną możliwą podstawę, dzięki której zostanie usunięta anarchia umysłowa i moralna, w pierwszym rzędzie charakteryzująca wielki kryzys nowoczesny. Szkoła pozytywna dotąd nie brała udziału w tych sprawach, jednak przygotowała się do nich stopniowo w ciągu trzech wieków walki rewolucyjnej, kładąc w miarę możności fundament pod prawdziwie normalny stan teorii, dotyczących mniej złożonych zjawisk rzeczywistości. Czerpiąc swą silę z takich poprzedników naukowych i logicznych, wolna zresztą od różnych współczesnych odchyleń, zdobyła ona dziś wreszcie charakter ogólnofilozoficzny, którego dotąd jej brakło; teraz z kolei, podejmując się rozwiązania wielkiego problemu, przyczyni się do takiego samego odrodzenia badań ostatecznych, jakiego dokonała stopniowo w różnych dziedzinach badań początkowych.

Przede wszystkim podkreślić należy, że taka filozofia zdolna jest samorzutnie pogodzić jednoczesne wymagania porządku i postępu, co dotąd na próżno usiłowano uczynić; dla dokonania tego wystarczy mianowicie rozszerzyć na zjawiska społeczne tendencję, całkowicie zgodną z tą filozofią, ujawnioną przez nią już we wszystkich innych podstawowych dziedzinach. W zakresie każdego przedmiotu filozofia pozytywna wprowadza ścisłą harmonię między pojęciami dotyczącymi istnienia i tymi, które odnoszą się do ruchu; stąd, w poszczególnym przypadku, odnośnie do ciał żywych stała odpowiedniość między pojęciem organizacji a pojęciem życia; wreszcie, przy posuwaniu się w specjalizacji jeszcze dalej, odnośnie do organizmu społecznego ciągłe łączenie pojęć porządku i postępu. Ze stanowiska nowej filozofii porządek stanowi stały i podstawowy warunek postępu i odwrotnie, postęp staje się nieodzownym celem porządku; podobnie jak w mechanizmie zwierzęcym równowaga i rozwój są dla siebie wzajem niezbędne, gdyż jedno jest podstawą, a drugie celem.

Rola społeczna filozofii pozytywnej daje poważne bezpośrednie gwarancje utrzymania porządku; gwarancje naukowe i logiczne znacznie przewyższają-jak się wkrótce okaże - czcze pretensje wstecznej teologii, która od paru wieków coraz bardziej wyradza się w czynnik nieporozumień indywidualnych czy narodowych i nie może odtąd powściągać wywrotowych wystąpień swych własnych adeptów. Filozofia pozytywna, atakując właściwe źródło nieporządku, które oczywiście tkwi w systemie myślenia, tym samym tworzy możliwie głęboką harmonię logiczną, odradzając najpierw nie doktryny, lecz metody przez dokonywanie jednocześnie zmian w trzech kierunkach: w istocie naczelnych zagadnień, w sposobie traktowania ich i we wstępnych warunkach ich opracowania. Z jednej bowiem strony wykazuje, że zasadnicze trudności społeczne nie mają dziś charakteru wyłącznie politycznego, lecz przede wszystkim moralny, a zatem ewentualne ich rozwiązanie faktycznie bardziej zależy od poglądów i obyczajów niż od instytucji. Przez przekształcenie ruchu politycznego w filozoficzny dąży się więc do stłumienia wywołującej zamęt działalności. Po wtóre, filozofia pozytywna zawsze traktuje stan obecny jako konieczny wynik całokształtu dotychczasowego rozwoju i dla poznania współczesnych spraw ludzkich zaleca racjonalną ocenę przeszłości; to stanowisko uchyla tendencje wyłącznie krytyczne, niezgodne z żadną słuszną koncepcją historyczną. Wreszcie, stawiając naukę o społeczeństwie raz na zawsze w rzędzie innych nauk podstawowych, kładzie kres bezdrożnemu i jałowemu jej osamotnieniu, które powodują teologia i metafizyka. Owe podstawowe dyscypliny stanowią niezbędne przygotowanie do tej ostatecznej nauki: uprawiając je, nasza zdolność pojmowania zdobywa przyzwyczaje­nia i pojęcia, bez których nie moglibyśmy z pożytkiem przystąpić do najdonioślejszych badań pozytywnych. Dzięki nim może się radykalnie podwyższyć poziom tych roztrząsań, gdyż słusznie nie będą nadal miały prawa wtrącać się tu liczne umysły, bądź z natury niezdolne, bądź też nie przygotowane. Te wielkie gwarancje logiczne potwierdza całkowicie zresztą i rozwija właściwa ocena naukowa. W zastosowaniu do zjawisk społecznych, jak zresztą do wszelkich innych, charakteryzuje ona nasz sztuczny porządek jako taki, który powinien przede wszystkim stanowić najpierw samorzutny, potem systematyczny ciąg dalszy porządku naturalnego; ten ostatni jest w każdym przypadku wynikiem rzeczywistych praw, których efektywne działanie może zazwyczaj być modyfikowane dzięki naszej rozumnej interwencji, w określo­nych granicach, których odstęp tym jest większy, im bardziej zjawiska są złożone. Jednym słowem, pierwotne poczucie porządku jest nieodłączne od wszelkich spekulacji pozytywnych, stale zwróconych w kierunku wykrywania środków powiązania obserwacji, których główna wartość wynika z ich usystematyzowania.

Podobnie, ale jeszcze bardziej widocznie, ma się rzecz z Postępem: mimo czczych pretensji ontologicznych ujawnia się on dziś w sposób najbardziej niewątpliwy właśnie w całokształcie badań naukowych. Ze względu na swój charakter absolutny, a zatem w istocie swej niezmienny, ani metafizyka, ani teologia nie mogą iść w parze z prawdziwym postępem, tj. z ciągłym posuwaniem się ku określonemu celowi. Przeciwnie, ich historyczne przemiany polegają głównie na coraz wyraźniejszym wychodzeniu z użytku tak pod względem umysłowym, jak społecznym, a zagadnienia poruszane przez nie nie mogły

faktycznie posunąć się naprzód ani o krok, ponieważ były zasadniczo nierozwiązalne. Łatwo zauważyć, że ontoiogiczne dyskusje szkół greckich powtórzyły się, choć w innej nieco formie, wśród scholastyków średniowiecznych, a i dziś w pracach naszych psychologów czy ideologów odnajdujemy ich równoważnik, jednak nawet w sprawie istnienia ciał zewnętrznych, równie problematycznych dla lubujących się w dyskusji ludzi nowoczesnych, jak dla najstarszych ich poprzedników, żadna ze sprzecznych doktryn nie mogła w ciągu dwudziestu wieków bezpłodnych debat dostarczyć rozstrzygających dowodów. Pierwsza racjonalna koncepcja postępu ludzkiego, z konieczności obca całej filozofii starożytnej, jest oczywiście wynikiem ciągłego rozwoju wiedzy pozytywnej; po raz pierwszy dał jej przed dwustu laty wyraz Pascal w swej słynnej formule filozoficznej1. Pojęcie postępu rozszerzono następnie na sferę ewolucji przemysłowej, a nawet estetycznej, w stosunku do ruchu społecznego pozostało ono jednak dotąd nieokreślone, a dziś dopiero zmierza do odpowiedniego usystematyzowania, które może być dziełem jedynie filozofii pozytywnej, nareszcie już odpowiednio uogólnionej. W swych rozważaniach potocznych daje ona samorzutny wyraz pierwotnemu, aktywnemu poczuciu postępu, podkreślając stale, że zasadniczym celem naszych rozmaitych wysiłków teoretycz­nych jest rozszerzenie zakresu i udoskonalenie rozmaitych naszych wiadomości, dotyczących rzeczywistości. Nowa filozofia stwierdza w sposób najbardziej systema­tyczny, że nieodzownym przeznaczeniem naszego istnienia, zarówno osobistego, jak i społecznego, jest ciągłe ulepszanie nie tylko warunków, w jakich żyjemy, ale przede wszystkim naszej własnej natury; naturalnie w zakresie dopuszczalnym ze względu na prawa dotyczące rzeczywistości zewnętrznej i wewnętrznej. Pojęcie postępu staje się w ten sposób podstawowym dogmatem praktycznej i teoretycznej mądrości ludzkiej; nowa filozofia czyni je najszlachetniejszym, a zarazem najpełniejszym, stawiając zawsze doskonalenie się wewnętrzne wyżej od zewnętrznego. Z jednej bowiem strony oddziaływanie Ludzkości na świat zewnętrzny w istocie zależy przede wszystkim od skłonności czynnika działającego, toteż ulepszanie tych skłonności stanowić winno główne nasze zadanie; z drugiej zaś strony zjawiska, zachodzące w człowieku, w jednostce czy w zbiorowości, najłatwiej ulegają zmianom: toteż właśnie w stosunku do nich nasza racjonalna interwencja okazuje się najskuteczniejsza. Dogmat o postępie może więc uzyskać charakter filozoficzny dopiero po dokładnym zbadaniu, na czym głównie polega ciągle ulepszanie naszej własnej natury, gdyż to stanowi zasadniczy cel ludzkiego postępu. Pod tym względem całokształt filozofii pozytywnej jasno dowodzi, jak można się o tym przekonać w dziele wymienionym na wstępie niniejszej Rozprawy, że istota tego doskonalenia się polega na coraz większej przewadze tych wybitnych cech, które najbardziej odróżniają to, co ludzkie, od tego, co zwierzęce; są nimi, po pierwsze - inteligencja, po drugie - zmysł społeczny; własności te z natury harmonizują ze sobą i pozostają we wzajemnym stosunku środka


' Stynna formula Pascala, to urywek z Fragment d'un traité du vide. Pensées et Opuscules, II éd., Paris 1923, s. 80... ,,la même chose arrive dans la succession des hommes que dans les âges différents d'un particulier. De sorte que toute la suite des hommes, pendant le cours de tant de siècles, doit être considérée comme un homme qui subsiste toujours et qui apprend continuellement".

i celu. Wspólny ich wpływ wzrasta stale dzięki samorzutnemu przebiegowi ewolucji czy społeczeństwa; nie mogą stać się jednak do tego stopnia potężne, by działalność' nasza nie wynikała zwykle głównie z wewnętrznych skłonności, potęgowanych oczywiście przez faktyczny nasz ustrój. W ten sposób owa idealna przewaga człowieczeństwa nad zwierzęcością w sposób naturalny realizuje istotne warunki prawdziwego typu filozoficznego; zakreśla oznaczoną granicę, do której winniśmy zbliżać się stale, czyniąc ciągłe wysiłki, ale nigdy nie mogąc jej dosięgnąć.

Zaznaczywszy, że filozofia pozytywna jest zasadniczo zdolna do tego, by samorzutnie usystematyzować jednocześnie racjonalne pojęcia porządku i postępu, stwierdziliśmy tym samym wielką doniosłość społeczną tej nowej filozofii ogólnej. Wartość swą pod tym względem zawdzięcza ona przede wszystkim okoliczności, że w sposób naukowy całkowicie opiera się na rzeczywistości, tj. w miarę możności ustanawia pełną harmonię między zasadami a faktami; czyni to w dziedzinie zjawisk społecznych, jak i wszelkich innych. Wielkiemu nowożytnemu przesileniu kres położyć może tylko całkowita reorganizacja; najpierw musi się ona dokonać w sferze umysłowej przez stworzenie teorii socjologicznej, nadającej się do właściwego wytłumaczenia całokształtu przeszłości ludzkiej; oto najracjonalniejszy sposób, w jaki należy postawić zasadnicze zagadnienie, aby uniknąć wszelkich namiętności, wprowadzających zamęt. Pozwoli on również najdokładniej ocenić wynikającą z konieczności wyższość szkoły pozytywnej nad różnymi innymi współczesnymi szkołami. Zarówno bowiem teologia jak metafizyka, ze względu na swój absolutny charakter, uwzględnia tę tylko część przeszłości, w której każda z nich miała przewagę: okres poprzedzający i następujący wydaje im się pełny mrocznego zamętu i bezładu, nie dającego się wytłumaczyć; powiązać je umieją ze znanym sobie drobnym ułamkiem dziejów tylko za pośrednictwem cudownej interwencji. Katolicyzm na przykład przejawiał zawsze w stosunku do starożytnego politeizmu taką samą nie liczącą się z niczym tendencję krytyczną jak ta, z której, stosowanej dzisiaj do siebie, słusznie czyni zarzut duchowi rewolucyjnemu. Trafne tłumaczenie całokształtu przeszłości, zgodne ze stałymi prawami naszej natury, jednostkowej czy zbiorowej, bezwzględnie przekracza siły różnych panujących dotąd szkół absolut­nych. W istocie, żadna z nich nie podjęła skutecznej próby w tym kierunku. Tylko filozofia" pozytywna dzięki charakteryzującemu ją wybitnemu relatywizmowi potrafi odpowiednio przedstawić wszystkie wielkie epoki historyczne jako poszczególne fazy tej samej podstawowej ewolucji; każda z nich wynika z poprzedzającej i przygoto­wuje następną na mocy niezmiennych praw, które ustalają jej specjalny udział we wspólnym postępie; w ten sposób bez niekonsekwencji ani stronniczości staje się możliwa filozoficzna ocena wszelkiego współdziałania. Ten niewątpliwy przywilej racjonalnej pozytywności wydać się musi na pierwszy rzut oka wyłącznie teoretycznym, jednak prawdziwi myśliciele stwierdzą wkrótce, że właśnie dzięki niemu nastąpić musi ostateczny czynny triumf społeczny nowej filozofii, gdyż pewne jest dzisiaj, że doktryna, która w zadowalający sposób wytłumaczy całą przeszłość, przez to samo uzyska w przyszłości przewagę pod względem umysłowym.



1 Aluzja do Saint-Simona i jego koncepcji prawa grawitacji jako naczelnego prawa przyrody.

2" Są to: barologia, termologia, akustyka, optyka i elettrologia, oczywiście w terminologii Comte'a.

3 Aluzja do Saint-Simona i jego koncepcji prawa grawitacji jako naczelnego prawa przyrody.

4 Wielki Kryzys to Rewolucja Francuska.

5 Pamiętne wystąpienie, czyli Rewolucja Lipcowa.

6 Wielki Kryzys to Rewolucja Francuska.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rozprawa o duchu filozofii pozytywnej
Kartezjusz Rozprawa o metodzie 1-4, filozofia
filozofia w pozytywizmie, filologia polska i do poczytania, słowniki
Filozofia nowozytna sciaga, FILOZOFIA POZYTYWISTYCZNA(na podst
Filozofia nowozytna sciaga, FILOZOFIA POZYTYWISTYCZNA(na podst
Filozofia pozytywizmu
Filozofia pozytywizmu
Filozofia pozytywizmu
Filozofia pozytywizmu doc
streszczenie rozprawy o metodzie, filozofia
Pozytywizm - podstawowe pojęcia i filozofie, ★ P O L S K I, Pozytywizm
Filozofia pozytywizmu
Filozofia pozytywistyczna
Pozytywizm- filozofia, Pozytywizm
filozofia pozytywizmu w skrócie (bez Buckle)
filozofia pozytywizmu
Filozofia pozytywizmu
Twardowski Fryderyk Nietzsche (idem Rozprawy i artykuły filozoficzne, zebrali i wydali uczniowie, L
streszczenie rozprawy o metodzie, Psycho 1.1 - Filozofia

więcej podobnych podstron