Tytuł: Niezapomniana lekcja
Tytuł oryginału: Lesson learned
Autor: Venivincere
Link do oryginału: tutaj
Tłumaczenie: Gobuss & Ariel Lindt
Beta i pomoc językowa: Kaczalka :* Której przeogromnie dziękujemy za wszelką pomoc, za cały poświęcony czas i za ogromną cierpliwość. Bez niej ta miniaturka nie wyglądałaby tak, jak wygląda i chcemy, aby wiedziała, że ją kochamy! ^_^
Pairing: HP/SS
Rating: NC-17
Gatunek: PWP
Ostrzeżenia: lemon, Harry ma 14 lat
Opis: Fick napisany na Wyzwanie oparte na "Czarze Ognia". Pamiętacie, co Snape powiedział w książce? "Jeszcze jedna nocna wycieczka do mojego gabinetu, Potter, a drogo mi za to zapłacisz!" Jednak kara wymierzona przez Snape'a zaczyna wymykać mu się spod kontroli...
Od tłumaczek: Miałysmy ogromną ochotę na coś brudnego i perwersyjnego, a tę miniaturkę kochałysmy już od dawna. Nadszedł czas, aby podzielić się nią z równie perwersyjnymi umysłami jak nasze Smile
Od autora: Napisane na HPCFC Challange. Switchknife prosiła o użycie jednego z tych trzech cytatów, ale ja nie mogłam się powstrzymać i użyłam wszystkich trzech.
Fragment pierwszy: "- Nie kłam mi tu w żywe oczy - syknął Snape, świdrując go swoimi bezdennymi czarnymi oczami. - Skórka boomslanga. Skrzeloziele. Miałem je w swoim prywatnym magazynku i wiem, kto mi je ukradł.
Harry spojrzał na niego, starając się za wszelką cenę nie mrugnąć i nie wyglądać jak ktoś, kto czuje się winny."
Fragment drugi: "W oczach Snape'a pojawił się złowrogi błysk. Sięgnął za pazuchę swojej czarnej szaty. Przez chwilę Harry myślał, że Snape chce wyciągnąć różdżkę i rzucić na niego jakieś straszne zaklęcie!"
Fragment trzeci: "Uwięziony, odchylił się do tyłu, by uniknąć wyciągniętych palców Snape'a..."
Niezapomniana lekcja
Szlabany z Ronem było o wiele gorsze niż szlabany odbywane samotnie. W zasadzie to wszystko stało się znacznie gorsze, od kiedy przestali się do siebie odzywać. Harry ze znudzeniem odmierzał sól i nalewał ocet do słoików wypełnionych szczurzymi mózgami, próbując jednocześnie nie przejmować się grobowym milczeniem przyjaciela. Starając się zająć czymś myśli, postanowił dokładniej przyjrzeć się pracowni Snape'a. Nad ciągnącymi się wzdłuż ścian, wykonanymi ze steatytu blatami, znajdowały się półki pełne zakurzonych słojów. Na blatach zalegały stosy metalowych tub na zwoje i różnego rodzaju szklane naczynia o dziwnych kształtach. Powierzchnię urozmaicały zamontowane co jakiś czas głębokie, kamienne zlewy otoczone różnorodnymi kurkami. Wszędzie płonęły pochodnie, zalewając pomieszczenie migoczącym światłem.
Sam Mistrz Eliksirów stał w rogu pracowni, pochylony nad kociołkiem. Nie przestawał mieszać parującej, smolistej mikstury od czasu, gdy jakąś godzinę temu wywarczał im instrukcje i zagonił do pracy. Harry nie mógł opanować zdziwienia. Ramiona i barki mężczyzny były tak samo smukłe, jak reszta ciała. Jak to możliwe, że jego mięśnie utrzymywały tak dużą aktywność bez odpoczynku czy nawet chwilowego zaburzenia tempa pracy? Być może Snape był taki jak on. Harry, mimo że wciąż drobny i szczupły oraz wyglądający zbyt dziecinnie jak na swoje czternaście lat, ręce i nogi, a w zasadzie całe ciało miał niezwykle mocne dzięki grze w quidditcha. Snape także musiał być silny, skoro od lat oddawał się warzeniu eliksirów na mistrzowskim poziomie, wymagających wręcz rygorystycznego opanowania. Harry poczuł nagle przemożną chęć, aby przesunąć dłońmi po ramionach i barkach mężczyzny i samemu się o tym przekonać.
Zanim zdążył poczuć obrzydzenie do siebie z powodu dziwnego kierunku, jaki przybrały jego myśli, Ron wcisnął mu w ręce kolejny słoik wypełniony szczurzymi mózgami i Harry powrócił do nudnej procedury konserwowania.
***
Drugie zadanie zostało już zakończone, a do trzeciego pozostało jeszcze wystarczająco dużo czasu, ale Harry postanowił, że tym razem nic go nie zaskoczy. Spędzał w bibliotece całe godziny, poszukując odpowiednich zaklęć, uroków i przeciwzaklęć. Sprawy nie ułatwiał fakt, że były ich tysiące. A żeby być dokładnym - tysiące książek na ich temat, całe wypełnione nimi regały, niekończące się rzędy poświęcone atakowaniu i obronie. Nigdy nie byłby w stanie przeczytać nawet niewielkiej ich części przed rozpoczęciem trzeciego zadania. A skoro nie wiedział, czego to zadanie będzie dotyczyło, w jaki sposób miał zawęzić zakres swoich poszukiwań? Zmęczony staraniami westchnął, zatrzasnął "Przeklnij swojego prześladowcę. Efektywne przeciwzaklęcia dla chronicznie prześladowanych" i pochylił się nad długim stołem, przy którym siedział razem z Ronem i Hermioną, zdecydowany uzyskać od przyjaciół jakąś pomoc.
- To oczywiste, Harry - oświadczyła Hermiona, kiedy wytłumaczył im swój problem. - Potrzebujesz eliksiru na koncentrację. To wyjątkowo silna mikstura, która pozwoli ci tak bardzo skupić się na tym, co robisz, że wszystko samoistnie i trwale odciśnie się w twojej pamięci.
- Naprawdę? - Ron wyglądał na podekscytowanego. - Czyli jeżeli zażyłbym ten eliksir tuż przed Pucharem Quidditcha, to zapamiętałbym każdy najmniejszy szczegół meczu? - zapytał z rozmarzonym wyrazem twarzy.
Hermiona rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie.
- Wątpię, abyś potrzebował do tego jakiegokolwiek eliksiru, Ron, skoro i tak potrafisz gadać o meczach bez końca!
Ron spojrzał na nią krzywo, ale Harry już zdążył poczuć się zaciekawiony.
- To znaczy, że jeśli wypiłbym eliksir na koncentrację i przeczytał wszystkie te zaklęcia tylko raz, to perfekcyjnie bym je zapamiętał?
- Teoretycznie tak - odpowiedziała Hermiona. - Jednak eliksir ten, nawet jeżeli uda ci się go znaleźć, jest niezwykle drogi, a na dodatek bardzo trudny do przyrządzenia samemu. Jego podstawowy składnik to korzeń oleandra zerwanego podczas nowiu. Nie możesz go tak po prostu kupić.
Twarz Harry'ego posmutniała, lecz już po chwili ponownie się ożywiła.
- Jeżeli nie uda mi się kupić tego eliksiru, to czy myślisz, że dałbym radę go uwarzyć? - zapytał z nadzieją w głosie.
- To możliwe - odparła z wahaniem Hermiona. - Ale jedynym miejscem, gdzie według mnie mógłbyś dostać korzeń oleandra, jest Aleja Śmiertelnego Nokturnu, ponieważ zazwyczaj jest on używany w czarnomagicznych eliksirach.
- Nie przejmuj się tym - odparł Harry. - Wiem, gdzie go znaleźć. Wśród zapasów Snape'a. - Ron spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. - Pamiętasz, jak konserwowaliśmy szczurze mózgi podczas szlabanu u Snape'a? - zapytał. - Kiedy ty sortowałeś słoiki, ja wybrałem się do składziku, aby wziąć stamtąd sól i ocet. Jestem pewien, że widziałem tam również korzeń oleandra.
- Ale Harry - zaczęła Hermiona - nawet jeśli eliksir nie jest aż tak skomplikowany w przygotowaniu, to i tak wymaga stałej uwagi. Niedokończony jest straszliwie żrący i jeżeli składniki nie zostaną dodane precyzyjnie zgodnie z przepisem, to mikstura może rozpuścić kociołek i wszystko wokół. I musiałbyś uwarzyć naprawdę dużą porcję, skoro zamierzasz uczyć się codziennie. Efekt utrzymuje się zaledwie przez kilka godzin. Będziesz miał wystarczająco dużo wolnego czasu, aby zrobić go poprawnie?
Harry w zamyśleniu zagryzł wargę. Naprawdę nie miał czasu, ale wiedział, że musi go znaleźć, jeżeli chciał mieć jakąkolwiek szansę w trzecim zadaniu. Z nadzieją w oczach spojrzał na Hermionę.
- Jeżeli zdobędę korzeń oleandra, pomożesz mi uwarzyć ten eliksir?
- Snape będzie wiedział, że ktoś znowu grzebał w jego zapasach - powiedziała Hermiona. - I z pewnością obwini o to ciebie. - Spojrzała na Rona, który energicznie pokiwał głową, dając tym znak, że się z nią zgadza.
- Ona ma rację, stary. Jeżeli wpadniesz teraz w tarapaty, to cały swój wolny czas spędzisz na szlabanach i nigdy nie uda ci się przygotować - powiedział, spoglądając z przestrachem na Hermionę, która przytaknęła. Jednak jedno spojrzenie na siedzącego po przeciwnej stronie stołu Harry'ego, na jego zaciśnięte w cienką linię usta, na środkowy palec z determinacją poprawiający opadające na nos okulary wystarczyło, aby zmienili zdanie.
- Harry, chętnie ci pomożemy - oświadczyła w końcu Hermiona. - Ale czy jesteś absolutnie pewien, że chcesz podjąć takie ryzyko?
***
Drzwi do składziku zamknęły się za nim z cichym kliknięciem i dopiero wtedy Harry odważył się odetchnąć nieco głębiej. Wypuścił powietrze z drżeniem ulgi i szybko przemknął korytarzem prowadzącym przez lochy, nie natykając się na nikogo i ściskając w dłoniach korzenie oleandra. Po kilku minutach zatrzymał się przed portretem Grubej Damy i wymruczał "ars brevis", a następnie przeszedł przez dziurę i szybko umieścił swoją zdobycz w torbie Hermiony. Dziewczyna trąciła kolanem jego niewidzialną postać, a on w odpowiedzi poklepał ją po ramieniu, po czym wszedł po schodach do dormitorium i ponownie położył się do łóżka.
***
Pod koniec piątkowej lekcji podwójnych eliksirów Harry był tak pochłonięty obserwowaniem ramion przemierzającego klasę, zaglądającego do kociołków i zapisującego coś w cienkim czarnym notatniku Snape'a, że nawet Ron to zauważył.
- Harry - zaczął przyjaciel, szturchając go łokciem - jeżeli chcesz go przekląć, to potrzebujesz różdżki.
Harry roześmiał się, chociaż w głębi duszy przeraziło go to, że został przyłapany. A zresztą, komu on też, na brodę Merlina, się przyglądał? Kiedy Snape podszedł do ich stolika, Gryfon poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku.
- Potter! - syknął Mistrz Eliksirów i posłał chłopcu wyjątkowo jadowite spojrzenie. - Zostaniesz po lekcji. - Zajrzał na sekundę do jego kociołka i ruszył dalej.
W pierwszej chwili Harry pomyślał, że Snape'owi chodzi o to gapienie się, ale jego serce zaczęło bić mocniej, kiedy przypomniał sobie o korzeniu oleandra. Przybrał najbardziej niewinny wyraz twarzy, na jaki go było stać i zapytał:
- Dlaczego, profesorze? Mój eliksir uspokajający jest w porządku...
Snape odwrócił się tak gwałtownie, że czarne szaty zafalowały wokół jego ciała.
- Cisza! - warknął. - Zrozumiesz dlaczego, kiedy uznam to za stosowne. Gryffindor traci pięć punktów. Doprawdy, Potter, do tej pory powinieneś już doskonale znać powód, a nie zadawać mi głupie pytania.
Harry spędził resztę zajęć chowając się za kociołkiem oraz gotując ze złości tak samo, jak znajdująca się w naczyniu mikstura i zastanawiając się, jak długi szlaban dostanie tym razem.
***
Harry stał w buntowniczej pozie naprzeciw Snape'a, który z wypisaną na twarzy wściekłością pochylał się nad swoim biurkiem.
- Nie kłam mi tu w żywe oczy - syknął Snape, świdrując go swoimi bezdennymi czarnymi oczami. - Skórka boomslanga. Skrzeloziele. Miałem je w swoim prywatnym magazynku i wiem, kto mi je ukradł.
Harry spojrzał na niego, starając się za wszelką cenę nie mrugnąć i nie wyglądać jak ktoś, kto czuje się winny. To przecież Hermiona i Zgredek popełnili te dwa rabunki, nawet jeżeli Harry był w nie częściowo zamieszany.
- A teraz miałeś jeszcze czelność ukraść mój korzeń oleandra! - Mężczyznę niewiele dzieliło od wpadnięcia w prawdziwą furię. - Czy masz jakiekolwiek pojęcie o jego właściwościach, Potter? Zdajesz sobie sprawę, jaką szkodę by wyrządził, gdyby chociaż jedna czwarta tego, co ukradłeś, wpadła w niepowołane ręce? - Snape oddychał ciężko przez zęby, a Harry, kompletnie przerażony, obserwował, jak niespodziewanie otrząsa się gwałtownie i milknie. Jego reakcja na popełnione przez Harry'ego przestępstwo była tak niezwykła, że chłopak został zmuszony do ponownego przemyślenia całej sytuacji.
Trzeba przyznać, że nie wiedział, jakie może to wywołać szkody, poza rozpuszczeniem wszystkiego, jeżeli coś podczas warzenia mikstury pójdzie nie tak, ale po czterech latach zajęć z eliksirów potrafił sobie wyobrazić, jak katastrofalne w skutkach mogłoby się to okazać. Spuścił wzrok, czując skręcające jego żołądek mdłości.
- Chaos, Potter - kontynuował Snape obniżonym głosem i z bladą twarzą, która mogła sugerować, że żołądkiem mężczyzny targają nudności. - Całkowity zamęt! - Wstał i szybko okrążył biurko, zatrzymując się tuż przed Harrym, który wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. Wydawało mu się, że stojący przed nim w całej okazałości mężczyzna zaczął nagle wyglądać wyjątkowo groźnie. - Zostaniesz ukarany, Potter. - Snape chyba w końcu zdołał się opanować, a w jego oczach pojawił się tajemniczy błysk. - Możesz sobie być pupilkiem Dumbledore'a, ale tym razem nie unikniesz konsekwencji.
- Nie jestem jego pupilkiem! - krzyknął Harry, patrząc na Snape’a ze złością. Jednak pomimo chwilowej utraty kontroli nad sobą zorientował się, że jego ukryte w głębi rękawów dłonie zaciskają się w pięści. Tym razem chyba otrzyma o wiele dłuższy szlaban, niż sądził. Nagle naszła go nieprzyjemna myśl, że być może jego wykroczenie jest nawet poważniejsze, tak poważne, iż mogą go za nie wydalić ze szkoły! Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia.
- Uważaj, Potter. - Snape uśmiechnął się złowieszczo. Wyglądał tak, jakby doskonale wiedział, o czym Harry myśli. - Jeżeli ministerstwo dowie się, co zrobiłeś, będzie zmuszone zadziałać - kontynuował mężczyzna. - Wydalenie to jeszcze nic! - Znowu prawie krzyczał. - Jeżeli kiedykolwiek się dowiedzą, spędzisz resztę swojego życia w Azkabanie! - Uśmiechnął się ponownie, wbijając w Harry’ego zamyślone spojrzenie. Stał tak przez kilka minut, nie mówiąc nic ani nie poruszając się, lecz po chwili odezwał się, dramatycznie obniżając ton głosu: - Co powinienem z tobą zrobić?
Harry złapał się za brzuch, czując nagłe mdłości.
Snape nie powiedział od razu, jakie ma w stosunku do niego zamiary. Stał nieruchomo przez całą minutę, górując nad nim, na przemian zaciskając i rozprostowując palce. I nagle jego oczy rozbłysły i ruszył w stronę szczupłej sylwetki Harry'ego jak ktoś dręczony straszliwym głodem. Chłopak poczuł się nieswojo pod wpływem gorączkowego spojrzenia, którym pożerał go mężczyzna. Odskoczył do tyłu, ale tuż za nim znajdował się pierwszy rząd ławek, co uniemożliwiło mu dalszą ucieczkę.
Przecież Snape chyba go nie skrzywdzi?
Cóż, teraz Harry nie był już tego taki pewien.
Zaczął odczuwać pierwsze fale strachu. Jego dłonie zaczęły się pocić, kiedy jeszcze mocniej zacisnął je w pięści. Skupił wzrok na napiętych ramionach Snape'a, ale sprawiło to jedynie, że jeszcze bardziej zesztywniał. Albo coś w tym stylu. Zdecydowanie jednak poczuł, że się rumieni.
Snape to zauważył. Z nowym błyskiem w oczach ponownie zagłębił wzrok w spojrzeniu Harry'ego. Kątem oka chłopak dostrzegł jakieś poruszenie. Przełknął ślinę, a jego serce nagle zaczęło bić szybciej.
- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał ponownie mężczyzna, ale Harry podejrzewał, że już doskonale wie, co z nim zrobić. A przynajmniej tak mu się wydawało. Pobladł, kiedy Snape przysunął swoją twarz blisko jego twarzy i warknął. - Wygląda na to, że szlabany nie są w stanie cię powstrzymać. Utrata punktów także nie. - Na obliczu Mistrza Eliksirów pojawił się niewróżący niczego dobrego uśmiech. - Mógłbym zaciągnąć cię do Filcha i zakuć w jego łańcuchy, Potter. Spodobałoby ci się to? - Harry gapił się na niego w milczeniu, nie odważając się nawet potrząsnąć głową, nawet jeżeli wiedział, że Filch nie ma tutaj nic do gadania. - Jednak chyba tego nie zrobię - kontynuował Snape. - A może własnoręcznie sprawię ci lanie? I nie myśl, że nie mógłbym tego zrobić. - Mówiąc to, przysunął się jeszcze bliżej. - W zasadzie to spuszczenie ci porządnego lania mogłoby być całkiem przyjemne. - Uśmiech mężczyzny poszerzył się, a ich twarze były teraz tak blisko siebie, że niemal stykały się nosami. - Ale tego nie zrobię. Wolałbym nie tłumaczyć się później ze śladów, które pozostaną na twoim ciele.
Harry wypuścił powietrze, nie potrafiąc już dłużej go wstrzymywać i owiewając oddechem policzek Snape'a, po czym odetchnął głęboko przez nos. O dziwo, w tym właśnie momencie zaczął się zastanawiać, jaki eliksir warzył ostatnio mężczyzna, ponieważ pachniał ziemią ogrodową i duszącą, metaliczną wonią krwi.
- Istnieją jednak inne sposoby, aby czegoś cię nauczyć, Potter, sposoby, które nie pozostawiają śladów. - Harry czekał, ponownie wstrzymując oddech. - Od kiedy tylko zjawiłeś się w tej szkole, sprawiłeś mi mnóstwo niepotrzebnych problemów. Jesteś niekończącym się źródłem mojej irytacji. - Głos mężczyzny podniósł się nieco. - Tym razem przekroczyłeś o jedną granicę za dużo, Potter. - Niewróżący niczego dobrego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. - A więc teraz ja przekroczę jedną!
W oczach Snape'a pojawił się złowrogi błysk. Sięgnął za pazuchę swojej czarnej szaty. Przez chwilę Harry myślał, że Snape chce wyciągnąć różdżkę i rzucić na niego jakieś straszne zaklęcie! Ale nie... Chłopak, przyklejony do podłogi przez pozbawiający zmysłów strach i coś jeszcze, coś, czego nie potrafił sprecyzować, obserwował, jak spodnie Snape'a opadają na ziemię, a Mistrz Eliksirów zdejmuje je razem z butami, wyciągając najpierw lewą, a następnie prawą nogę, po czym kopie je ze złością pod stojące na smukłych, wygiętych nogach biurko.
Snape zbliżył się do Harry'ego, podwijając przednią cześć swojej szaty. Uśmiech rozświetlał całą jego twarz nieprzyjemnym, demonicznym blaskiem. Harry nie potrafił oderwać oczu od dolnej części ciała mężczyzny. Fałdy tkaniny, które Snape zwijał w dłoniach, nieubłaganie odsłaniały coraz więcej i więcej. Chłopak wypuścił wstrzymywany do tej pory oddech, kiedy ostatni kawałek materiału prześliznął się po czubku grubego, ciemnego penisa. Krew zawrzała w nim i - och, Merlinie! - sprawiła, że coś w jego lędźwiach zaczęło pulsować, a jego członek stwardniał!
Cofnął się, chcąc odwrócić się i wybiec z klasy, ale krawędź ławki wbiła mu się w pośladki i zatrzymała go na miejscu. Uwięziony, odchylił się do tyłu, by uniknąć wyciągniętych palców Snape'a oraz starając się przekręcić i uciec, lecz było już za późno. Dłoń mężczyzny spoczęła na jego klatce piersiowej, a kolano naparło na nogi, próbując je rozdzielić. Harry zacisnął uda i wydał z siebie zduszony krzyk.
Próbował walczyć z ręką Snape'a, która przyszpiliła go do blatu. Część jego mózgu zarejestrowała, że mężczyzna miał naprawdę silne ramiona, tak samo mocne i twarde jak jego własne. Nagle zorientował się, że ściska to ramię, a nie odpycha, Wcale go nie odpycha! Zabrał ręce tak gwałtownie, jakby się czymś sparzył.
Snape sięgnął wolną ręką po różdżkę i rzucił na drzwi zaklęcie blokujące i wyciszające. Harry wsparł się teraz drobnymi dłońmi o gładką, choć zniszczoną krawędź drewna, desperacko próbując podnieść swoje złączone nogi i odepchnąć Snape'a, jednak kąt, pod jakim opierał się o biurko, uniemożliwiał mu wzięcie odpowiedniego zamachu. Jego palce ześliznęły się po grudkowatej pozostałości po dawno zaschniętych eliksirach. Usłyszał, jak różdżka Snape'a upada na podłogę i poczuł silne mięśnie brzucha mężczyzny, wbijające się w jego zaciśnięte kolana, kiedy ten pochylił się, aby ją złapać. Były tak samo twarde jak mięśnie ramion Mistrza Eliksirów... Ta nowa myśl, a także nasilający się nacisk na kolana wystarczyły, aby wytrącić go z równowagi. Żeby odzyskać równowagę, automatycznie rozsunął nogi i ponownie ścisnął przytrzymujące go ramię, z przerażeniem uświadamiając sobie, że w tym właśnie momencie przegrał.
Snape podniósł różdżkę, wężowym ruchem wsunął się pomiędzy jego drżące uda i - na Merlina! - nagle, lecz niezwykle mocno przycisnął mu do jąder swoją erekcję, która wtuliła się w nie niczym łączący się z pozostałymi fragment układanki. Harry miał wrażenie, że cała krew w jego ciele zaczęła nagle wrzeć i pogrążywszy się w okropnym wstydzie, w pożądaniu i wyczekiwaniu, zauważył, że jego na wpół twardy penis uniósł się, aby wyjść im na spotkanie.
- Co ty... Ja nigdy... To znaczy... - Jego lewa ręka opadła na blat, podczas gdy prawa wciąż zaciskała się na łokciu mężczyzny. Głos mu się załamał, twarz nabrała intensywnego koloru i nagle przestał się wyrywać, trwał jedynie w bezruchu z oczami utkwionymi w przysłaniającej mu w tej chwili cały świat twarzy, zaciskając palce na twardym ciele i po raz pierwszy odczuwając Severusa Snape'a całym sobą. Rękaw jego szaty zsunął się po szczupłej, wciąż ściskającej ramię mężczyzny ręce, zawijając się wokół jego łokcia. Czubkiem języka nawilżył wyschnięte wargi.
Oddech ugrzązł w gardle mężczyzny, a dźwięk ten sprawił, że skóra Harry'ego ożywiła się. Po jego ciele przepłynęła fala dreszczy i chłopak nagle uświadomił sobie, że materiał jego spodni ociera się o wrażliwą skórę na udach, lekko wilgotna, szorstka tkanina kołnierzyka podrażnia szyję tuż pod uszami, a palce Snape'a zaciskają się na jego szacie na klatce piersiowej. Każda rozgrzana nić bawełnianych slipów wbijała mu się w boleśnie twardą erekcję.
- No, no, no, panie Potter - wymruczał mężczyzna z uśmiechem. - Wygląda na to, że nie jest pan jednak jeszcze tak do końca zepsuty. Nigdy bym się tego nie domyślił, biorąc pod uwagę tę olbrzymią ilość fanów, nad zdobyciem której tak ciężko pan pracował.
Oczy Harry'ego zapłonęły. Przecież nikogo nie zachęcał!
Och, Merlinie! Co to było? Z jego otwartych ust zamiast oburzonego zaprzeczenia wyrwał się gardłowy jęk, kiedy dłoń Mistrza Eliksirów powoli owinęła się wokół jego pulsującego boleśnie penisa i zacisnęła na nim. Oooooch, a teraz zaczęła go pocierać!
- O co chodzi, panie Potter? Czyżby żadna z tych powabnych młodych kobiet nie była w twoim guście? A może czekałeś na kogoś zbyt inteligentnego, aby pozwolił się omotać twojemu oczywistemu urokowi osobistemu? - Mówiąc to, Snape wykrzywił wargi i niezwykle mocno ścisnął erekcję Harry'ego, który był zbyt pochłonięty przepływającymi przez jego lędźwie falami przyjemności, aby sensownie zareagować na drwinę. Zdołał wydusić z siebie jedynie: "Hnnnh!", zaciskając pośladki i unosząc biodra, mocniej napierając na tę bezlitosną dłoń Snape'a, na tę dłoń, która ściskała i pociągała, przesuwała się i obciągała, powodując, że nogi Harry'ego podrygiwały i... Merlinie! To nie tak, że nigdy nie robił tego w nocy w swoich snach, budząc się cały mokry i zażenowany, ale teraz było to tak cholernie prawdziwe, nadchodziło w grubych strugach, pulsując w wilgotnych, napiętych slipach, podczas gdy główka jego penisa ocierała się o ich materiał, wciąż drgając konwulsyjnie w pewnym uścisku Snape'a...
W końcu Harry znieruchomiał, jego członek zwiotczał w lepiących się spodniach, a twarz zaczerwieniła się jak u małej dziewczynki. Otworzył oczy, nie mając pojęcia, w którym momencie je zamknął i zauważył, że jego ręce są zaciśnięte wokół nadgarstka Snape'a, tak jakby to on kierował jego dłońmi, nie pozwalając, by zatrzymały się chociaż na chwilę. Potarł kciukiem o łagodnie wystającą kostkę, a czarne włoski, które tam poczuł, wydały mu się gładsze niż najdelikatniejszy jedwab.
*
Odpoczywali przez chwilę w ciszy. Snape odczuwał przyjemność nawet w najlżejszym dotyku, ściskając swoje jądra pomiędzy udami, aby jeszcze przez jakiś czas powstrzymać orgazm. Poklepał rozprzestrzeniającą się mokrą plamę na przedniej części spodni Harry’ego, na co chłopak zareagował cichym skomleniem.
Och, co za dźwięk! Poczuł przemożne pragnienie, by przydzielić mu za to punkty. Szybko owinął dłoń wokół trzonu swojego penisa i ścisnął go dokładnie w samą porę. Wyrównał oddech, po czym rozkazał:
- Proszę się rozebrać, panie Potter.
Machnięciem różdżki pozbył się własnych szat i pozostał w samej, zapiętej na wszystkie guziki koszuli, zamierając w oczekiwaniu, podczas gdy jego erekcja ocierała się o bawełnianą tkaninę. Obserwował, jak Potter podnosi się i ześlizguje z ławki, stawiając na podłodze najpierw jedną, a później drugą stopę. Cofnął się o krok, dając chłopakowi nieco przestrzeni, aby mógł stanąć, po czym rzucił mu groźne spojrzenie, chociaż dotychczasowe reakcje Pottera wcale go nie zawiodły. Och, a to jego zielone, dzikie, błagalne spojrzenie. To było niemal więcej niż Snape potrafił znieść. Jakby chłopak istotnie błagał o litość. Cóż, skoro okazał się takim smakowitym kąskiem, być może powinien mu jej trochę okazać. Nie, żeby nie robił tego do tej pory. Powoli włożył dłoń pod koszulę, wepchnął swoje jądra z powrotem pomiędzy uda i ścisnął je, a następnie skrzyżował ramiona i z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał na Pottera.
- No pospiesz się! - rozkazał. Obserwował, jak chłopak waha się jeszcze przez chwilę, po czym najwyraźniej uświadamia sobie, że powinien wykonać polecenie. Snape mocniej zacisnął uda, kiedy Potter podniósł drżące dłonie do kołnierzyka i zaczął odpinać guziki szaty. - Proszę ją po prostu zsunąć, panie Potter. - Chłopak, trzęsąc się ze strachu, energicznie pociągnął za każdy z rękawów i zabrał się za guziki swoich workowatych spodni, podczas gdy szata opadła mu do stóp. - Twarzą do blatu, panie Potter. - Snape wydał następne polecenie i przesunął dłoń, ściskając trzon swojego penisa i obserwując stojącego przed nim, oszołomionego Gryfona. Jego nagie, drobne ciało wciąż drżało i chłopiec wyglądał na osłabionego po przeżyciu najprawdopodobniej swojego pierwszego orgazmu na czyichś oczach i... Och! Cóż za cudowna, orzeźwiająca siła młodości!
Oddech ugrzązł mu w gardle, kiedy zorientował się, że penis Pottera ponownie zaczyna się unosić.
- Natychmiast! - wykrzyknął, ogarnięty falą przemożnej potrzeby i znowu cofnął się o krok. Potter posłuchał wyjątkowo ochoczo, próbując zamaskować tym zawstydzenie i połyskującą w oczach nienawiść, którą Snape zdążył jednak dostrzec. Mistrz Eliksirów przyglądał mu się z nieukrywaną satysfakcją, ale niemal w tej samej chwili skrzywił się, widząc, jak ponownie prawie twardy członek Pottera ociera się o nierówną, ostrą krawędź ławki, gdy chłopak posłusznie się na niej położył. Musiało to być tak bolesne jak sądził, ponieważ Potter zaskomlał. Snape z szybkością szukającego otoczył go wolną ręką i przesunął jego biodra tak, że penis znalazł się pod stołem. Dotyk mężczyzny sprawił, że chłopak stwardniał już całkowicie i kiedy Snape go puścił, jego erekcja opadła, a aksamitny, wrażliwy organ zatrzymał się główką w stronę podłogi, muskając dolną część blatu. Potter zaskomlał ponownie. Snape uświadomił sobie nagle, że krawędź koszuli podrażnia wilgotną główkę jego własnego sączącego się penisa.
Przez jakiś czas podziwiał pochylonego nad ławką chłopca, tak jakby oglądał go na wystawie, wyeksponowanego niczym ułożone na tacy, plastikowe owoce, którymi dekoruje się ściany tandetnych mugolskich restauracji. Nie żeby obraz Pottera przygotowanego do konsumpcji był w jakikolwiek sposób tandetny. Szczerze mówiąc myśl o tym, że chłopak wyglądał jak przeznaczony na handel towar sprawiła, że Snape zadrżał. Ta uczta nie była jednak na sprzedaż. Faktycznie, rozciągający się przed nim widok nie mógłby już bardziej różnić się od komercyjnego zaspokajania głodu, nawet jeżeli ta smakowita uczta, która przed nim leżała, mogła zaspokoić jedynie tak podstawową potrzebę jak pożądanie. Czuł się bardziej jak pająk, któremu po wielu użądleniach i lepkich manipulacjach nareszcie udało się schwytać swoją wymarzoną ofiarę. Ale to nie lepkości w tej chwili potrzebował. Wyciągnął różdżkę i mruknął:
- Accio, lubrykant. - Z przeciwległego końca sali przyleciała mała, zakorkowana fiolka i wpadła prosto w jego wyciągniętą rękę. Odkorkował ją kciukiem i palcem wskazującym, po czym wylał połowę gęstej, oleistej zawartości prosto na swojego naprężonego penisa, nadal ściskając go mocno drugą dłonią. Zamknął butelkę, ostrożnie położył ją na ławce, tuż obok prawego ucha chłopca i rozsmarował śliską substancję na swoim członku, zmuszając się do myślenia o zakonserwowanych żabich mózgach i zawzięcie wbijając wzrok w zastawione słoikami, znajdujące się po drugiej stronie klasy półki. Nie może przecież dojść teraz. Udało mu się stłumić pragnienie na tyle, aby opadło do poziomu, na którym mógł je kontrolować. Rozsmarował resztkę lubrykantu na dłoniach, wziął głęboki oddech i łagodnie przesunął palcem wzdłuż rowka znajdującego się pomiędzy gładkimi, cudownie wypukłymi pośladkami Pottera.
Słodka, gorąca doskonałość, dokładnie taka, jak jęk, który wydał z siebie Potter. Wibrujący jęk, który trafił prosto do erekcji Snape'a. Na skórze chłopca pojawiła się delikatna mgiełka wilgoci, a na czubku jego penisa maleńka kropla zbierającej się spermy. Oczarowany obserwował, jak opada w dół pod wpływem swojego ciężaru, wciąż zawieszona na rozciągającej się coraz bardziej nici, aż w końcu urywa się i niemal bezgłośnie uderza o zimną, kamienną posadzkę, a to, co pozostało, na powrót przybiera formę kropli i wsiąka w otwór na czubku penisa Pottera. Och, cóż za piękny widok! Chociaż przydałby się jeszcze lepszy...
- Rozsuń nogi - rozkazał i znowu został nagrodzony tym cudownym jękiem, kiedy Potter wykonał polecenie. Snape walczył ze wszystkich sił, aby nie spuścić się na własną koszulę, gdy kontemplował te niekończące się smukłe nogi, rozstawione najszerzej jak to było możliwe, ręce wyciągnięte do przodu i dla równowagi przytrzymujące się przeciwległej krawędzi ławki, stopy ledwie dotykające podłogi, niewielki, pokryty zmarszczkami otwór, błyszczący nieśmiało pomiędzy pośladkami. Zaróżowione, przyciśnięte do trzonu erekcji jądra Pottera były teraz doskonale widoczne. Snape przesunął palcem wokół jego wejścia, za co otrzymał jeszcze więcej tych przecudownych jęków i sprawił, że jego mały otwór zaczął połyskiwać w świetle znajdujących się w klasie pochodni. Odsunął dłoń, aby z zachwytem przyjrzeć się efektom swoich działań.
I wtedy wsunął w chłopca palec wskazujący.
Potter gwałtownie nabrał powietrza. Zacisnął mięśnie wokół obcego ciała i szarpnął się, wspinając się jeszcze dalej na ławkę, aby od niego uciec. Obserwowanie jego daremnej walki doprowadziło Snape’a niemal na samą krawędź. Stał bez ruchu, próbując się powstrzymać. Potter wydał z siebie zdesperowane sapnięcie i szarpnął się rozpaczliwie po raz ostatni. Ten ruch sprawił, że Snape błyskawicznie owinął dłoń wokół własnej erekcji, muskając jej główkę. Poczuł nagle, jak jego pożądanie narasta, krew zaczyna wrzeć, pieniąc się w mięśniach niczym bąbelki w szampanie oraz przesiąkając na powierzchnię skóry. Doszedł, nie będąc w stanie się powstrzymać. Jego biodra podrygiwały rytmicznie, czubek penisa nacierał na koszulę, a gorące nasienie pokryło wewnętrzną część tkaniny, sprawiając, że przylgnęła do gładkiej skóry na brzuchu.
Cóż.
Otrząsnął się, próbując zapanować nad drżeniem kolan. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, czuł spływające po ciele krople potu, oddychał głęboko, wciągając powietrze przez nos i wypuszczając je ustami. To tylko drobna przeszkoda w jego planie. Chwilowa zwłoka. Będzie miał Pottera. Dzisiaj. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech pełen groźnej obietnicy.
Ostrożnie wsunął palec nieco dalej. Potter ponownie się szarpnął, całkowicie bezskutecznie, po czym znowu zaskomlał.
- Czy to boli? - zapytał Snape. Miało to zabrzmieć nieprzyjemnie, chciał pokazać chłopakowi, jak bardzo napawa się jego upokorzeniem, lecz wyszło nieco ochryple, niemal łagodnie. Hmm... Będzie musiał to skorygować. Może odrobina zabawy...
- N-nie... Dlaczego? To tylko... nieprzyjemne... - wydukał Potter, lecz nie był w stanie dokończyć, gdyż Snape wepchnął palec jeszcze głębiej, poruszając opuszkiem tak, aby rozciągnąć pierścień mięśni. Zamierzył się wolną ręką i dał mu mocnego klapsa w tyłek, zostawiając na nim czerwony ślad. Kiedy chłopak wydał z siebie pełen absolutnego zaskoczenia pisk, szybko wsunął w niego drugi palec, wciskając oba najgłębiej jak się dało. Przez chwilę trzymał je w bezruchu, słuchając ciężkiego oddechu Pottera. Spojrzał na profil jego twarzy i zauważył, że odwrócenie uwagi poskutkowało. W kąciku zielonego oka, tuż obok nosa, drżała niewielka łza. Ten widok sprawił, że Snape poczuł mrowienie w podbrzuszu i ponownie zaczął robić się twardy.
Upokarzanie chłopca było przyjemne, ale mówił prawdę, kiedy oświadczył, że nie chce zostawić na jego skórze żadnych widocznych śladów. Nie zamierzał przecież skrzywdzić Pottera, tylko dać mu lekcję, której nigdy, przenigdy nie zapomni. W tym celu powoli poruszał palcami w gorącym, cudownie ciasnym tyłku, zachowując powolny, jednostajny rytm, łagodnie go odprężając oraz rozciągając. Z ust Pottera wydobyło się ciche łkanie, przez co Snape zrobił się już całkowicie twardy.
Przysunął się bliżej, wolną ręka podciągając w górę swoją koszulę. Wysunął palce i przygotował się do wtargnięcia w to kruche ciało. Chłopak westchnął z rozczarowaniem, co wzbudziło w mężczyźnie tak szaleńcze pożądanie, że stracił resztki kontroli nad sobą i wszedł w niego gwałtownie aż po same jądra.
Potter krzyknął.
Snape zatrzymał się, ściskając jego biodra w śmiertelnym uścisku i walcząc ze sobą, aby znów nie dojść zbyt szybko. Urywany oddech chłopca zaczął zwalniać, a płonąca żądza Snape'a osłabła na tyle, że był w stanie wykonać kilka powolnych, rytmicznych pchnięć.
Potter zaskomlał. Rozkosznie.
A potem zaczął dyszeć.
Jeszcze lepiej.
I nagle Snape usłyszał coś, co brzmiało zaskakująco podobnie do słowa "Mocniej!", zaczął więc poruszać się tak szybko, jak tylko potrafił, a to intensywne, podniecające doznanie sprawiło, że nie był w stanie już dużej się powstrzymywać. Nagle Potter zacisnął mięśnie wokół trzonu jego penisa Snape'a, a jego sperma wystrzeliła na podłogę tuż pod nogi mężczyzny, który doszedł niemal w tej samej chwili, zalewając wnętrze chłopca gorącym, lepkim nasieniem.
Stał za Potterem jeszcze przez kilka chwil w całkowitym bezruchu. Ich nierówne oddechy szeptały pomiędzy sobą, zakłócając ciszę panującą w znajdującej się w lochach klasie. Gdy wypuścił z uścisku biodra chłopca, z lekkim zaskoczeniem zauważył na nich siniaki. Nieważne, wyleczy je w sekundę. Żadnych śladów. Położył dłonie po obu stronach głowy Pottera i pochylił się nad nim, przyciskając usta do jego ucha.
- Może ta lekcja cię czegoś nauczy...
Poczuł zadowolenie, że do jego głosu powróciły kąsające, sarkastyczne tony. Wysunął swojego wiotkiego penisa z tyłka Pottera i wyprostował się. Odwrócił się na osłabionych nogach i sięgnął po leżącą na biurku różdżkę, a następnie uleczył coraz bardziej widoczne, pozostawione przez jego dłonie siniaki, chociaż nie wyeliminował lekkiego, towarzyszącego im bólu. W końcu miała to być kara. Machnął różdżką nad rozlaną po podłodze spermą, wymamrotawszy "Chłoszczyść!", po czym rozkazał:
- Wstań i ubierz się. I lepiej, żebym cię tu już więcej nie widział.
Jednak w jego głosie zabrakło przekonania. Prawdę mówiąc, z przyjemnością ponownie zobaczyłby to gibkie, smukłe, wyeksponowane ciało, takie chętne i uległe, drżące pod nim. Musiał przyznać, że zaczyna się zachowywać trochę irracjonalnie, skoro nagle zapragnął, aby Potter również pragnął jego.
A czy mógłby go pragnąć? Snape rzucił chłopcu długie, badawcze spojrzenie, kiedy Potter, pojękując, podnosił się z ławki. Jego nogi i ręce drżały, na czubku zwiotczałego penisa lśniły pozostałości po orgazmie, a z oblicza promieniowała całkowita i kompletna rozpusta oraz coś jeszcze... ach tak, delikatny rumieniec zawstydzenia. Krew Snape'a ponownie zaczęła wrzeć, ale jego członek, na szczęście, był zbyt zmęczony, aby zareagować. Potter ubrał się szybko i wyszedł, zostawiając Snape'a samego, pozwalając mu zastanowić się nad tą najświeższą skazą na jego potępionej już od dawna duszy.
***
- Nie - nalegał Harry. - To zbyt niebezpieczne. Jeszcze nie zaczęłaś warzyć eliksiru. Idę to oddać.
- Zastanów się, Harry - zaprotestowała Hermiona. - Wykonałeś już najtrudniejszą część zadania. Zgodziłam się pomóc ci w uwarzeniu mikstury, a ty dostałeś za to szlaban.
- Racja, stary - powiedział Ron. - Jeżeli pójdziesz to teraz oddać, Snape znowu może cię przyłapać. - Rudzielec przerwał na chwilę. - Harry, co się wydarzyło pomiędzy tobą a Snape'em? To znaczy, tak bardzo tego chciałeś, a teraz... Posłuchaj, nie chcesz zostać złapany, prawda?
Być może jednak chciał, mimo wszystko? Harry nie potrafił powstrzymać rozmarzonego półuśmieszku, który wypłynął mu na usta. Ron zmarszczył brwi, zaskoczony tą dziwną reakcją przyjaciela, ale zanim zdążył go o to zapytać, uśmiech Harry'ego zamienił się w ponury grymas, gdy cofnął się wspomnieniami jeszcze wcześniej i zobaczył obraz opanowanego, sarkastycznego Snape'a na przemian pełnego wściekłości, roztrzęsionego i oniemiałego. I przerażonego.
- Snape powiedział, że korzeń oleandra jest naprawdę niebezpieczny - wymamrotał cicho. - Za jego kradzież mógłbym nawet trafić do Azkabanu. Posłuchajcie - kontynuował - chciałbym wygrać i naprawdę doceniam waszą chęć pomocy, ale nie zaryzykuję, że ktoś z nas trzech trafi do więzienia z powodu jakiegoś głupiego turnieju. Idę go odnieść z powrotem i to moja ostateczna decyzja.
***
Drzwi do składziku zamknęły się za nim z cichym kliknięciem i dopiero wtedy Harry odważył się odetchnąć nieco głębiej. Wypuścił powietrze z drżeniem ulgi i szybko przemknął korytarzem prowadzącym przez lochy, nie natykając się na nikogo, zadowolony, że udało mu się pozbyć obciążającego go dowodu. Ale coś go nagle zatrzymało... Nie widział przed sobą niczego poza skąpanym w blasku pochodni korytarzem, ale czuł się tak, jakby próbował biec przez kadź pełną gęstego, łaskoczącego miodu. Zwolnił, czując jak coś ciągnie go z powrotem w stronę składziku. Żołądek skurczył mu się z przerażenia. Snape musiał nałożyć na pomieszczenie nowe zaklęcie ochronne.
Magiczna siła przytwierdziła go do drzwi z rozłożonymi rękami i nogami, nadal drażniąc jego skórę. Usłyszał dochodzący z innej części lochów odległy dźwięk alarmu. Zaklęcie połaskotało go w jądra i Harry poczuł, jak jego penis zaczyna się pobudzać, a szata w okolicy krocza lekko się unosi. Dzięki Merlinowi, że miał na sobie pelerynę niewidkę. Z tego, co mógł dostrzec, wciąż pozostawał szczelnie zakryty. Snape mógłby trzymać go tak nawet całą noc, ale na szczęście żaden uczeń nie zobaczy go, jak z wyraźną erekcją w spodniach przytwierdzony do drzwi czeka na oswobodzenie. A w międzyczasie może się zastanowić, jak się uwolnić. Zaczął się szamotać niczym okaz jakiegoś motyla żywcem przybitego pinezką do tablicy, kiedy na końcu korytarza pojawił się Mistrz Eliksirów, krocząc ze zdecydowaniem w jego kierunku.
- Wiem, że to ty, Potter! - powiedział mężczyzna, zatrzymując się tuż przed nim. - Nikt inny w całym zamku nie posiada tej piekielnej peleryny. - Przysunął się bliżej i stanął zaledwie kilka centymetrów od sterczącej erekcji Harry’ego. - Co ukradłeś tym razem, ty głupi chłopaku? - Wyciągnął rękę i z niesamowitą wręcz precyzją dotknął dłonią jego policzka. Harry uświadomił sobie, że Snape musiał całkiem wyraźnie słyszeć jego przyspieszony oddech. Dotyk ów w połączeniu z podrażniającym zaklęciem był nieziemsko wręcz zmysłowy i zanim Harry zdążył pomyśleć o tym, co robi, przechylił głowę, poddając się pieszczocie. Widział, jak oczy Snape'a rozszerzają się nieznacznie, a usta otwierają. - Czyżby ostatnia lekcja niczego cię nie nauczyła? - Na wargach mężczyzny na sekundę pojawił się nikły uśmieszek, a jego oczy rozbłysły czymś na kształt podekscytowania. A może było to niecierpliwe oczekiwanie? Harry zarumienił się aż po końcówki włosów i zaczął oddychać nieco szybciej... Tak, z jego strony z pewnością było to pełne obietnicy wyczekiwanie wraz ze sporą ilością pożądania oraz niejasnej, chorobliwej nadziei.
Harry poczuł, jak druga ręka Snape'a przesuwa sie po jego ciele, elektryzując je swoim dotykiem i kiedy już prawie nabrał pewności co do intencji mężczyzny, zorientował się, że Snape prawdopodobnie po prostu szuka dowodu na jego przewinienie. Ogarnęła go niezwykła ulga, że zaklęcie złapało go, kiedy wychodził już ze składziku, a nie kiedy do niego wchodził. Ale z drugiej strony Snape z pewnością chciałby zdobyć dowód jego zbrodniczego wyczynu. Wiedząc, że nie ma się czego obawiać, Harry odprężył się. Pozwolił, aby bez względu na prawdziwe intencje ręka mężczyzny wędrowała po jego ciele. Sprawiała ona, że po naelektryzowanej skórze wędrowały iskry i gdziekolwiek ta dłoń dotarła, jego ciało reagowało. Wszędzie, gdzie dotknął go Snape, skóra ożywała, Harry wyraźnie czuł wijące się po niej ścieżki bezowocnych poszukiwań, jedna ścieżka łączyła się z drugą, podążającą przez klatkę piersiową i ramiona aż na plecy, tak daleko, jak Snape był w stanie dosięgnąć. Uklęknął pomiędzy rozszerzonymi nogami Harry'ego, a chłopak poczuł, jak jego penis podrywa się, kiedy zdał sobie sprawę, że usta mężczyzny znajdują się zaledwie kilka centymetrów od jego penisa. Snape wydawał się doskonale o tym wiedzieć, kiedy dłońmi kontynuował podróż przez biodra Harry'ego i dalej, po wewnętrznej stronie nóg, schodząc aż do stóp. Usta mężczyzny przesunęły się nieco w dół i Harry poczuł palce błądzące po jego udach. Wstrzymał oddech, kiedy dłonie Mistrza Eliksirów zatrzymały się, a wargi znalazły się milimetry od bolesnej erekcji.
I nagle Snape natarł na niego, zarówno ustami jak i dłońmi, pieszcząc każdy fragment jego ciała i to było o wiele przyjemniejsze, niż sobie przypominał... Teraz przynajmniej znajdował się w wyprostowanej pozycji i był odwrócony przodem do mężczyzny. Mógł obserwować, jak na oślep kieruje swoje usta prosto na czubek ukrytego pod materiałem penisa, widział, jak lewa ręka zaciska się mocno na jego trzonie, jak gdyby brał go w posiadanie, ciągnąc w dół i żądając całkowitej uwagi, mimo że rozdzielała ich warstwa szat i zbyt duże dżinsy Harry’ego. Chłopak jęczał i skomlał, wdzięczny za to, że znajdują się w opuszczonym korytarzu i niemal całkowicie zatracił się w doznaniach, lecz Snape podniósł się nagle i pochylił nad nim, przyciskając wargi do jego ucha.
- Gdzie to jest, Potter? - wyszeptał.
- Ja... Nie wiem, o czym pan mówi - wydukał Harry niezwykle cicho. Snape mocniej ścisnął jego erekcję i powiedział:
- Nie okłamuj mnie, chłopcze. Dobrze wiesz. Zaklęcie ochronne nie złapałoby cię, gdybyś nie wszedł do środka. - Mężczyzna odsunął się nieco i wolną ręką przesunął po osłoniętej peleryną twarzy Harry'ego. - Gdzie to jest? - zapytał ponownie, a wtedy jego oczy rozszerzyły się nagle. - Odłożyłeś korzeń na miejsce, prawda? - Harry poczuł się zaskoczony, widząc w spojrzeniu Mistrza Eliksirów błysk prawdziwej nadziei.
Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, w dłoni Snape'a pojawiła się różdżka. Mężczyzna rzucił skomplikowane zaklęcie, które sprawiło, że drzwi z nadal mocno przymocowanym do nich Harrym otworzyły się, a Snape skierował się prosto do miejsca, gdzie powinien znajdować się korzeń oleandra. Dotarłszy tam, wydał z siebie coś, co Harry mógłby opisać tylko jako okrzyk radości z odkrycia, że wszystko było na swoim miejscu, tak jakby Harry nigdy niczego stąd nie zabierał. Chłopak obserwował, oniemiały, jak po raz drugi w tak krótkim czasie Snape złamał swój wizerunek, uderzając plecami w przeciwległą ścianę, osuwając się po niej i pozwalając, aby autentyczna ulga spłynęła po nim w wyraźnie widocznych falach. To przedstawienie, o wiele bardziej niż cokolwiek innego do tej pory, przekonało Harry'ego, że dobrze postąpił, zwracając skradziony korzeń.
Chłopak wisiał na drzwiach jeszcze przez parę minut, nadal drżący i całkowicie wstrząśnięty, uważnie wpatrując się w Snape'a. W końcu Mistrz Eliksirów doszedł do siebie na tyle, aby rzucić mu intensywne spojrzenie.
- Wygląda na to, że w końcu się czegoś nauczyłeś, Potter. - Szydercze tony w głosie mężczyzny zabrzmiały o wiele bardziej znajomo w porównaniu z szokiem, jakiego doznał Harry widząc go bez zwyczajowej maski. - Jednak pomimo ulgi odczuwam także zaskoczenie. Nie sądziłem, że twoja gryfońska duma pozwoli ci przyznać się do błędu. - Harry wyczuł w tych słowach pochwałę, nawet jeżeli była starannie ukryta, ale zabrzmiało w nich coś jeszcze... Czyżby nuta rozczarowania? Chociaż nie wiedział, dlaczego właśnie ją miałby usłyszeć. Snape czuł do niego odrazę i z pewnością nie rozkoszował się ani jedną spędzoną z nim chwilą. Prawda?
Harry zamyślił się. Dlaczego Snape wybrał właśnie taką karę? Czyżby wiedział, że zadziała? Bo w końcu w jakiś tam sposób zadziałała: Harry już nigdy więcej nie ukradnie czegoś, o czym nie dowie się wcześniej wszystkiego, co tylko możliwe. I przecież zwrócił korzeń oleandra. Nie było potrzeby, aby znowu go karać. Jednak kiedy o tym pomyślał, poczuł w sobie niewytłumaczalną pustkę.
Nagły, dostrzeżony kątem oka ruch przyciągnął jego uwagę do różdżki Snape'a, którą mężczyzna zamachał lekko, wypowiadając ciche Exsolvio. Harry opadł na podłogę.
- Może pan odejść, panie Potter.
Tak, zdecydowanie słyszał rozczarowanie.
Drżąc na całym ciele podniósł się na kolana i rzucił ostatnie spojrzenie w stronę Snape'a, siedzącego pod ścianą z podciągniętymi nogami, które otaczały zaskakująco silne ramiona, a długie, smukłe palce splatały się ze sobą.
Odwrócił się, aby odejść, czując wlewającą mu się do serca nadzieję.
Przecież zawsze czekały jeszcze inne lekcje, które warto było zapamiętać.
[center]KONIEC[/center]