Klasa Donny nie różniła się specjalnie od innych, które widywałem wcześniej – uczniowie siedzieli w pięciu rzędach po sześć ławek każdy, stolik nauczyciela stał z przodu, zwrócony w stronę uczniów, a na gazetce wisiały ich prace. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi klasa była więc typowa i tradycyjna, a jednak wyczułem pewną różnicę, wchodząc tam po raz pierwszy. Coś jakby ożywienie, wewnętrzne poruszenie…
Zająłem więc wolne miejsce z tyłu klasy i przyglądałem się. Wszyscy uczniowie pochłonięci byli jakimś zadaniem, każdy skrobał coś dzielnie na swojej kartce papieru. Dziesięciolatka obok zapisywała stronę zdaniami rozpoczynającymi się od „nie potrafię”.
„Nie potrafię kopnąć piłki futbolowej, aż za drugą bazę.”
„Nie potrafię wykonać dzielenia na liczbach, które mają więcej niż trzy cyfry.”
„Nie potrafię przekonać do siebie Debbie.”
Zapełniła już pół strony i nic nie wskazywało, by miała zamiar na tym poprzestać. Pracowała z uporem i zawziętością.
Przeszedłem się po klasie, zerkając na kartki pozostałych uczniów. Wszyscy opisywali rzeczy, których nie potrafili zrobić.
„Nie potrafię zrobić dziesięciu pompek”.
„Nie potrafię wyrzucić piłki baseballowej przez parkan na lewym skrzydle”.
„Nie potrafię zjeść tylko jednego ciasteczka”.
Ćwiczenie wzbudziło we mnie tak ogromna ciekawość, że postanowiłem niezwłocznie zapytać Donnę, o co tu właściwie chodzi. Podszedłem do niej, lecz… ona także zajęta była pisaniem. Pomyślałem, że lepiej będzie jej nie przeszkadzać…
„Nie potrafię zmusić matki Johna, by przyszła na zebranie z rodzicami”.
„Nie potrafię nauczyć córki, by napełniła bak w samochodzie”.
„Nie potrafię przekonać Alana, by używał słów zamiast pięści”.
Skoro spełzły na niczym moje wysiłki, by dowiedzieć się, dlaczego uczniowie i nauczycielka zasmarowują stronę po stronie, wymieniając, czego nie potrafią, zamiast pisać, co potrafią robić, wróciłem na miejsce i czekałem. Uczniowie pisali tak jeszcze przez dziesięć minut. Większość z nich zapełniła całą stronę, inni zaczęli następną.
- Dokończcie zdanie, które piszecie, i nie rozpoczynajcie już następnego – polecenie Donny dało sygnał do zakończenia ćwiczenia. Teraz uczniowie mieli złożyć kartki na pół i podejść z nimi do Donny. Każdy miał umieścić swoją kartkę w pustym pudełku po butach, stojącym na jej biurku.
Kiedy wszyscy oddali już kartki, Donna wsunęła do pudełka swoją. Nałożyła na nie wieko, wzięła kartonik pod pachę i wyszła na korytarz. Za nią ruszyli uczniowie. Za uczniami – ja.
Gdzieś w połowie korytarza procesja się zatrzymała. Donna zniknęła w portierni, poszperała, pogrzebała i ukazała się z powrotem z łopatą.
Z kartonem w jednej ręce i łopatom w drugiej wyprowadziła pochód na zewnątrz, do najbardziej odległego zakątka boiska. Tam też zaczęła kopać dołek.
Zamierzali pogrzebać „Niepotrafię”! Wykopanie odpowiedniego dołka zajęło przynajmniej dziesięć minut, ponieważ każdy z uczniów chciał mieć w tym swój udział. Kiedy dziura miała już prawie metr głębokości, umieszczono w niej ostrożnie pudełko z „Niepotrafię” i czym prędzej zasypywano ziemią. Trzydzieścioro jeden dziesięcio- i jedenastolatków otaczało ciasnym kołem świeży grób. Pod ziemią, głęboko na ponad metr, spoczywał kartonik, a w nim wypisane przez każdego z nich strony „Niepotrafię”. Była wśród nich także kartka nauczycielki.
(…)
- Przyjaciele, zebraliśmy się to dziś, by uczcić pamięć „Niepotrafię”. Podczas swej ziemskiej wędrówki był obecny w życiu każdego z nas – jednym towarzyszył częściej, drugim rzadziej. Jego imię, niestety, wymawiano w każdym publicznym miejscu: w szkołach, gmachach urzędów miejskich, w stolicach stanów, a nawet w Białym domu. Oddajemy „Niepotrafię” należyte mu miejsce wiecznego spoczynku. Na nagrobku widnieje epitafium. Przeżyli go jego bracia i siostry: „Potrafię” , „Chcę” , „Zrobię to natychmiast”. (…)