2 Związek rudowłosych

II



Punktualnie o trzeciej byłem na Baker Street, ale Holmes jeszcze nie wrócił. Gospodyni powiedziała mi, że wyszedł z domu około ósmej rano. Usiadłem przy kominku postanawiając, że będę tak długo czekać, dopóki nie wróci. Zaciekawiło mnie to nowe zadanie, chociaż nie otaczała go ponura i dziwna atmosfera dwóch zbrodni, które opisałem poprzednio, jednak istota sprawy i wzburzenie nowego klienta Holmesa nadały tej historii specyficzny charakter. Muszę też wyznać, że poza samą metodą prowadzenia badań, którą mój przyjaciel miał w małym palcu, było coś w mistrzowskim ocenianiu sytuacji przez niego i bystrym, wnikliwym rozumowaniu, co sprawiało, że z prawdziwą przyjemnością obserwowałem jego

system pracy, szybkie subtelne chwyty, dzięki którym wyjaśniał zawsze najbardziej zawikłane tajemnice. Tak byłem przyzwyczajony do nieustannych sukcesów, że nigdy nie dopuszczałem myśli o jego niepowodzeniu.

Była blisko czwarta, gdy drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł nędznie ubrany stajenny, rozczochrany i z bokobrodami, wyglądający na pijanego. Przyzwyczaiłem się już do niezwykłych umiejętności przebierania się mego przyjaciela, musiałem jednak ze trzy razy spojrzeć, żeby się upewnić, że

to naprawdę on. Skinął mi głową i zniknął w sypialni, skąd wyszedł po pięciu minutach ubrany w tweedowy garnitur, wytworny jak zawsze. Włożył

ręce do kieszeni, wyciągnął nogi w stronę ognia i przez kilka minut śmiał się serdecznie.


— Nie, doprawdy! — zawołał i znów zaczął się krztusić ze śmiechu, aż wreszcie opadł bezwładnie na oparcie fotela.


— O co chodzi?


— To takie śmieszne. Jestem przekonany, że nigdy byś się nie domyślił, czym byłem zajęty rano i czego dokonałem.


— Nie mam pojęcia, przypuszczam, żeś obserwował zwyczaje Ireny Adler, a może jej dom.


— Masz rację, a wynik jest zupełnie nieoczekiwany. Ale wszystko opowiem ci po kolei. Dziś rano wyszedłem z domu trochę po ósmej jako stajenny bez pracy. Wśród ludzi zajmujących się końmi istnieje wspaniałe porozumienie i koleżeństwo. Stań się jednym z nich, a dowiesz się wszystkiego, co trzeba. Wkrótce odnalazłem Briony Lodge, jest to urocza, niewielka dwupiętrowa willa, stojąca w ogrodzie tuż przy ulicy; w drzwiach ma patentowy zamek. Po prawej stronie ładnie umeblowana bawialnia, z sięgającymi nieomal do podłogi oknami, zamykanymi na te niedorzeczne zasuwy angielskie, które byle dziecko potrafi otworzyć. Poza tym nie zauważyłem nic ciekawego, chyba tylko to, że okno od korytarza sięga dachu wozowni. Obszedłem cały dom i przekonałem się, że w bocznej uliczce, przylegającej z jednej strony do boku ogrodu, znajduje się stajnia. Pomogłem stajennemu w czyszczeniu koni, za co dostałem dwa pensy, kufel mieszanego piwa, machorki na dwa nabicia fajki i tyle informacji o

Irenie Adler, ile dusza zapragnie, nie mówiąc o kilku innych osobach w sąsiedztwie, które nic mnie nie obchodziły, ale których życiorysów musiałem wysłuchać.


— Czego dowiedziałeś się o niej?


— Och, że zawróciła głowy wszystkim mężczyznom w okolicy, że jest najpiękniejszą kobietą na naszej planecie. Takie jest zdanie stajennych z ulicy

Serpentine, kiedy pyta o nią mężczyzna. Irena Adler żyje bardzo spokojnie, śpiewa czasem na koncertach, codziennie o piątej po południu wyjeżdża na przechadzkę powozem i punktualnie o siódmej wraca na obiad. Rzadko wychodzi o innej porze, chyba że ma występ. Odwiedzają tylko jeden mężczyzna, ale za to często. Jest nim przystojny, pewny siebie brunet: bywa u niej co najmniej raz dziennie, a często nawet dwa. Nazywa się Godfrey Norton i jest adwokatem Inner Temple* . Oto, jak widzisz, korzyści płynące ze zdobycia zaufania dorożkarza. On i jego koledzy ze Stajni Serpentine kilkanaście razy odwozili Nortona do domu i wszystko o nim wiedzą. Kiedy już wysłuchałem wszystkiego, co miał mi do powiedzenia, zacząłem się przechadzać koło Briony Lodge, żeby przemyśleć plan działania.


Było całkiem oczywiste, że Norton Godfrey stał się ważnym czynnikiem w tej sprawie; jest prawnikiem, a to brzmi groźnie. Jakie są ich wzajemne stosunki i co jest przedmiotem jego częstych wizyt? Czy Irena Adler jest jego klientką czy kochanką? Jeżeli jest jego klientką, zapewne powierzyła mu fotografię, jeśli kochanką — przypuszczenie to jest mniej prawdopodobne. Od rozwikłania tego problemu zależało, czy mam kontynuować swoją pracę w Briony Lodge, czy zwrócić uwagę na pokoje tego dżentelmena w Temple. Była to sprawa bardzo delikatna i rozszerzała zasięg moich poszukiwań. Obawiam się, że cię znudziłem tymi szczegółami, ale staram się naświetlić moje drobne trudności, żebyś lepiej zrozumiał całą sytuację.


— Słucham uważnie.


— Ciągle jeszcze rozważałem tę sprawę, kiedy przed Briony Lodge zatrzymała się kareta i wyskoczył z niej bardzo przystojny brunet, z wąsami, o orlim profilu — bez wątpienia dżentelmen, o którym przed chwilą słyszałem. Zdawał się bardzo śpieszyć; krzyknął woźnicy, żeby zaczekał, a służącą, która mu otworzyła drzwi, minął spiesznie z miną człowieka, który czuje się jak u siebie w domu.


Przebywał tam około pół godziny. Od czasu do czasu przechadzając się po bawialni migał mi w oknie, mówił coś gorączkowo i gestykulował żywo. Jej nie udało mi się wtedy dostrzec. Wreszcie znów się ukazał, robiąc wrażenie jeszcze bardziej zaaferowanego niż przedtem. Kiedy wsiadał do karety, wyciągnął złoty zegarek i spojrzał na niego z niepokojem.


— Pędź jak wszyscy diabli — zawołał do woźnicy — najpierw do Grossa i Hankeya na Regent Street, a potem do kościoła Świętej Moniki na

Edgware Road. Jeśli dojedziesz w dwadzieścia minut, dostaniesz pół gwinei!


Ledwo odjechali, a ja zastanawiałem się właśnie, czy nie należałoby ich śledzić, kiedy ukazało się małe lando powożone przez woźnicę w na pół zapiętej liberii i przekrzywionym krawacie; wszystkie rzemienie uprzęży byle jak zapięte sterczały na różne strony. Pojazd nie zdążył się jeszcze zatrzymać, gdy Irena Adler wybiegła z drzwi hallu i wskoczyła do landa. Przez mgnienie oka widziałem jej twarz, to doprawdy piękna kobieta, dla której mężczyzna zgodziłby się nawet umrzeć.

— Kościół Świętej Moniki, Johnie — zawołała — i pół suwerena, jeżeli dojedziesz tam w ciągu dwudziestu minut.


Ta okazja, Watsonie, była zbyt dobra, by ją tracić. Już się zastanawiałem, czy biec za powozem, czy uczepić się z tyłu, kiedy nadjechała dorożka. Woźnica spojrzał z ukosa na tak marnego pasażera, ale wskoczyłem, zanim zdążył się sprzeciwić.


— Kościół Świętej Moniki — powiedziałem — i pół suwerena, jeżeli dojedziesz tam w dwadzieścia minut.


Była za dwadzieścia pięć minut dwunasta i wiedziałem już, co się szykuje. Mój dorożkarz pędził co koń wyskoczy. Chyba nigdy w życiu nie jechałem tak szybko, ale tamtych dwoje dotarło na miejsce przed nami. Kiedyśmy dojechali, kareta i lando stały przed kościołem, a konie aż parowały ze zmęczenia. Zapłaciłem woźnicy i wszedłem spiesznie do kościoła. Nie było tam nikogo prócz pary, którą goniłem, i duchownego w komży, który zdawał się przekonywać ich o czymś z ożywieniem. Wszyscy troje stali przed ołtarzem. Zacząłem powoli iść boczną nawą, udając przypadkowego przechodnia, który na chwilę wpadł do kościoła. Nagle, ku memu zdziwieniu, cała trójka odwróciła się w moją stronę i Godfrey Norton szybko podbiegł do mnie.


— Chwała Bogu! — zawołał. — To nam wystarczy. Chodźcie tu prędko!


— Ale co takiego? — spytałem.


— Chodźcie prędko, człowieku, bo za trzy minuty będzie za późno. Zostałem prawie zaciągnięty przed ołtarz i zanim zdałem sobie sprawę, co się dzieje, mruczałem jakieś odpowiedzi i świadczyłem o sprawach, o których nie miałem pojęcia. Jednym słowem asystowałem przy zawarciu związku małżeńskiego Ireny Adler, panny, z Godfreyem Nortonem, kawalerem. Wszystko to trwało bardzo krótko i po chwili z jednej strony

dziękował mi pan młody, z drugiej panna młoda, a przede mną stał promieniejący z radości ksiądz. Była to najkomiczniejsza sytuacja w moim życiu i właśnie wspomnienie tego pobudziło mnie przed chwilą do śmiechu. Mam wrażenie, że w ich zezwoleniu na małżeństwo była jakaś

niedokładność i że ksiądz stanowczo odmówił udzielenia im ślubu bez jakiegoś świadka. Moje szczęśliwe nadejście oszczędziło im poszukiwania na ulicy kogoś odpowiedniego. Panna młoda dała mi suwerena, którego postanowiłem nosić przy łańcuszku od zegarka jako pamiątkę tego zdarzenia.


— No, to rzeczywiście sprawy przybrały nieoczekiwany obrót — powiedziałem. — I co dalej?


— Uważam, że moje plany zostały poważnie zagrożone. Wygląda na to, że młoda para może natychmiast wyjechać, a to wymaga z mojej strony podjęcia szybkich i energicznych kroków. Co prawda w drzwiach kościoła rozstali się, on pojechał z powrotem do Temple, a ona do domu.


— Wyjadę do parku o piątej, jak zwykle — powiedziała mu na pożegnanie.


Więcej nic nie słyszałem; rozjechali się w różne strony, a ja poszedłem poczynić pewne przygotowania.


— Jakie?


— Postarać się o zimną wołowinę i szklankę piwa — odpowiedział ciągnąc za dzwonek. — Byłem zbyt zajęty, żeby myśleć o jedzeniu, i zapewne tego wieczoru będę jeszcze bardziej zajęty. Ale przy okazji, doktorze, chciałem cię prosić o współpracę.


— Służę z największą radością.


— Czy nie boisz się złamać prawa?


— Ani trochę.


— Ani zaryzykować możliwości aresztowania?


— W dobrej sprawie na pewno nic.


— Och, sprawa jest znakomita!


— A więc rozporządzaj mną.


— Wiedziałem, że można na tobie polegać.


— Ale o co ci chodzi?


— Ponieważ pani Turner wniosła właśnie tacę, zaraz ci wszystko wyjaśnię — powiedział i zgłodniały zajął się skromnym posiłkiem, który przygotowała nasza gospodyni. — Muszę z tobą omówić tę sprawę w trakcie jedzenia, ponieważ mam niewiele czasu. Dochodzi teraz piąta, a za dwie godziny musimy być na miejscu akcji. Panna Irena, albo raczej pani, wraca ze swej przejażdżki o siódmej.


— I co wtedy?


— To już pozostaw mnie. To, co się ma stać, zostało już przeze mnie przygotowane. Jest tylko jeden punkt, na którym mi zależy. Nie wolno ci się wtrącać, cokolwiek by się stało. Rozumiesz?


— To znaczy mam pozostać neutralny?


— Tak, nic nie robić. Może powstać niemiła sytuacja, trzymaj się na uboczu, zakończy się ona wniesieniem mnie do willi, potem w jakieś cztery, pięć minut zostanie otworzone okno i ty musisz znaleźć się blisko tego właśnie otwartego okna.

— Tak.


— Masz pilnie mnie obserwować, ponieważ będę dla ciebie widoczny.


— Tak.


— Kiedy podniosę rękę, o, w ten sposób, wrzucisz do pokoju przedmiot, który ci dam, i w tej samej chwili zaczniesz wołać „pali się!” Czy dokładnie mnie rozumiesz?


— Całkowicie.


— To nie jest nic groźnego — powiedział wyjmując z kieszeni długą rurkę, z kształtu podobną do cygara. — To po prostu zwyczajna świeca dymna, używana przez instalatorów, opatrzona z obu stron w spłonkę, żeby mogła się sama zapalić. Twoje zadanie ogranicza się do następujących czynności: kiedy zaczniesz krzyczeć „pali się”, powtórzą to za tobą ludzie na ulicy. Powinieneś odejść wtedy na róg ulicy, a ja dołączę się do ciebie w jakieś dziesięć minut potem. Mam nadzieję, że wszystko jasno podałem?


— Mam się do niczego nie wtrącać, zbliżyć się do okna, obserwować ciebie i na dany znak wrzucić ten przedmiot przez okno do pokoju, potem krzyczeć „pali się!” i wreszcie czekać twego powrotu na rogu ulicy.


— Tak, co do joty.


— Możesz więc polegać na mnie.


— To doskonale, a teraz już czas, byś się przygotował do nowej roli, jaką mam odegrać.


Zniknął w sypialni i po paru minutach wrócił jako sympatyczny, naiwny duchowny, w szerokim czarnym kapeluszu, workowatych spodniach i białym krawacie; ujmująco się uśmiechał patrząc badawczo, a zarazem dobrodusznie. To nowe wcielenie było tak doskonałe w każdym szczególe, że chyba tylko sam John Hare* mógłby mu dorównać. Przebierając się Holmes nie tylko zmieniał ubiór. Jego twarz, sposób bycia, cała jego istota zdawały się zmieniać z każdym nowym przebraniem, jakie przywdziewał. Z chwilą gdy poświęcił się badaniu zbrodni, scena straciła doskonałego aktora, a nauka wnikliwego badacza.


Piętnaście po szóstej wyszliśmy z Baker Street i przed upływem godziny znaleźliśmy się na Serpentine Avenue. Zapadał już zmierzch i właśnie zapalano lampy, kiedy zaczęliśmy się przechadzać przed Briony Lodge czekając na przybycie właścicielki willi. Dom był dokładnie taki, jak sobie wyobraziłem na podstawie dokładnego opisu Sherlocka Holmesa, ale dzielnica wydawała się mniej zaciszna, niż oczekiwałem. Wprost przeciwnie, jak na małą uliczkę w spokojnej dzielnicy była niezwykle ożywiona. Na rogu stało bezczynnie kilku nędznie ubranych mężczyzn, którzy paląc papierosy śmiali się głośno; niedaleko zatrzymał się szlifierz ze swym kołem, dwaj gwardziści flirtowali ze służącą, a kilku starannie ubranych młodzieńców przechadzało się powoli tam i z powrotem z cygarami w ustach.


— Widzisz — zauważył Holmes, kiedyśmy zaczęli przechadzać się przed domem — to małżeństwo raczej upraszcza sprawę. Dowód stał się teraz obosieczną bronią. Jest bardzo prawdopodobne, że pokazanie tej fotografii Godfreyowi Nortonowi będzie dla Ireny Adler równie niemiłe, jak dla naszego klienta pokazanie jej księżniczce. Najważniejsze zadanie — to znaleźć fotografię.


— Masz rację.


— Zupełnie niemożliwe, żeby nosiła ją przy sobie, jest przecież za duża i nie można jej ukryć w fałdach sukni. Wie, że król gotów jest ukartować jakiś nowy napad. Zakładamy więc, że nie nosi jej przy sobie.


— Więc gdzie jest?


— Może być u jej bankiera albo prawnika. Zawsze istnieje ta podwójna możliwość. Ale jestem skłonny obie odrzucić. Kobiety z natury są skryte i lubią same pilnować swoich tajemnic. Po cóż miałaby ją powierzać komuś innemu? Sobie ufa, a nie może być pewna, że bankier lub prawnik nie ulegnie jakiemuś na przykład politycznemu wpływowi. Poza tym pamiętaj, że postanowiła wykorzystać fotografię w przeciągu najbliższych paru dni. Musi ją mieć pod ręką, a więc znajduje się ona w jej własnym domu.


— Przecież dwukrotnie był już przeszukany.


— Phi, nie wiedzieli, jak szukać.


— A jak ty będziesz szukał?


— Wcale nie będę szukał.


— I co potem?


— Zmuszę ją, by sama mi pokazała.


— Ona odmówi.


— Nie będzie mogła. Ale słyszę już turkot kół, to jej powóz. Pamiętaj wykonać moje polecenie co do joty.


Gdy to mówił, na zakręcie ukazały się boczne światła jej pojazdu — było to małe, eleganckie lando, które podjechało do drzwi Briony Lodge. W tej chwili jeden z próżniaków, stojących na rogu, rzucił się, by otworzyć drzwi, w nadziei, że uda mu się zarobić parę groszy, został jednak odepchnięty przez innego obdartusa, który nadbiegł w tym samym celu. Wybuchła kłótnia; podsycał ją jeszcze szlifierz i gwardziści, którzy przyłączyli się do

awantury. Ktoś zadał cios i nagle wysiadająca kobieta znalazła się w środku walczących mężczyzn, bijących się na oślep pięściami i kijami.

Holmes rzucił się w tłum, by jej bronić, ale w chwili gdy znalazł się przy powozie, krzyknął i upadł na ziemię z twarzą zalaną krwią. Na ten widok gwardziści uciekli w jedną stronę, obdartusy w drugą, a kilku lepiej ubranych przechodniów, którzy obserwowali bijatykę nie biorąc w niej udziału, pośpieszyło pomóc kobiecie i rannemu. Irena Adler — tak już dalej będę ją nazywał — wbiegła na schody, ale zatrzymała się na ostatnim stopniu, by spojrzeć na ulicę; jej wspaniała figura rysowała się wyraźnie na tle świateł hallu.


— Czy ten biedny pastor jest poważnie ranny? — spytała.


— On nie żyje — odezwały się głosy.


— Nie, nie, oddycha — zawołał ktoś inny — ale umrze, zanim ero wezmą do szpitala.


— To dzielny człowiek — odezwała się jakaś kobieta — żeby nie on, ukradliby tej pani woreczek i zegarek. To była jedna szajka. No, już oddycha.


— Nie może tak leżeć na ulicy, może go wnieść do domu, psze pani?


— Ależ tak, zanieście go do bawialni, tam jest wygodna kanapa, o, tędy proszę!


Powoli i uroczyście Holmes został wniesiony do Briony Lodge i ułożony w najpiękniejszym pokoju, gdy ja tymczasem obserwowałem to wszystko ze swego stanowiska przy oknie. Zapalono lampy, ale jeszcze nie spuszczono zasłon, tak że mogłem widzieć mego przyjaciela leżącego na kanapie. Nie wiem, czy w tej chwili trapiły go wyrzuty sumienia z powodu roli, jaką odgrywał; jeśli o mnie chodzi, to nigdy w życiu nie wstydziłem się tak

swego postępowania jak wtedy, gdy zobaczyłem tę uroczą kobietę, przeciwko której spiskowałem, jej wdzięk i łagodność, z jaką się krzątała przy rannym. Wycofać się teraz z roli, jaką mi powierzył Holmes, byłoby jednak najczarniejszą zdradą. Uspokoiłem wyrzuty sumienia i wyciągnąłem spod płaszcza świecę dymną. Mimo wszystko — pocieszałem się — nie zrobimy jej krzywdy, po prostu staramy się zapobiec, by ona nie skrzywdziła kogoś innego.


Holmes usiadł na kanapie i zobaczyłem, że ciężko oddycha, jak człowiek, któremu brak powietrza; widząc to pokojówka podbiegła do okna i otworzyła je szeroko. W tej samej chwili mój przyjaciel podniósł rękę, a ja według umowy rzuciłem świecę do pokoju i zawołałem „pali się!” Ledwo to się stało, mój okrzyk został pochwycony przez tłum gapiów na ulicy — byli to dobrze i źle ubrani przechodnie, dżentelmeni, stajenni i służące. Ciężkie kłęby dymu zasnuły bawialnię 1 zaczęły się wydobywać przez okno. Widziałem biegające w popłochu postacie, a zaraz potem usłyszałem uspokajające słowa Holmesa, ze to fałszywy alarm. Wysunąłem się z krzyczącego tłumu, a po dziesięciu minutach, ku mojej radości, Holmes wziął mnie pod rękę i odeszliśmy, zostawiając za sobą cały zgiełk. Przez kilka chwil szedł szybko, bez słowa, aż wreszcie skręciliśmy w jedną z cichych ulic prowadzących do Edgware Road.


— Bardzoś to zręcznie zrobił, doktorze — zauważył. — Nie można było lepiej. Wszystko udało się znakomicie.


— Masz fotografię?!


— Na razie wiem tylko, gdzie się znajduje.


— Jak doszedłeś do tego?


— Pokazała mi; uprzedzałem cię, że to zrobi.


— Nadal błądzę w ciemności.


— Nie zamierzam robić z tego tajemnicy — powiedział ze śmiechem. — Sprawa jest bardzo prosta. Zauważyłeś pewnie, że wszyscy przechodnie na Serpentine Avenue byli mymi wspólnikami, wynająłem ich na ten wieczór.


— Tak przypuszczałem.


— Kiedy wybuchła kłótnia, miałem na dłoni trochę wilgotnej, czerwonej farby, rzuciłem się w zbiegowisko, przycisnąłem rękę do twarzy, w ten sposób budząc litość Ireny Adler. To stary trik.


— Tego się również domyśliłem.


— Potem wnieśli mnie do domu — musiała zezwolić, nie miała innego wyjścia. Znalazłem się w jej bawialni, a miejsce, które najbardziej podejrzewałem, znajdowało się właśnie pomiędzy sypialnią a bawialnią; byłem zdecydowany zbadać tę sprawę. Położyli mnie na kanapie, udałem, że mi duszno, musieli otworzyć okno i w ten sposób stworzyłem pomyślną dla ciebie sytuację.


— Ale w czym ci to pomogło?


— Właśnie od tego zależało wszystko. Kiedy wybucha pożar, kobieta ratuje rzecz, która jest dla niej najbardziej cenna. Jest to impuls dominujący nad wszystkimi i nieraz z niego korzystałem. Przydał mi się w sprawie darlingtońskiego skandalu, jak również w sprawie zamku Arnsworth. Mężatka chwyta dziecko, kobieta niezamężna szkatułkę z biżuterią. Było jasne, że nasza dzisiejsza ofiara za najcenniejszą rzecz uważa fotografię, której szukamy. Wiedziałem, że rzuci się ją ratować. Fałszywy alarm z pożarem został zaaranżowany doskonale. Dym i krzyki mogły poruszyć nawet nerwy ze stali. A ona zareagowała wspaniale. Fotografia schowana jest we wnęce ukrytej za ruchomą taflą boazerii, nieco powyżej rączki prawego dzwonka. W jednej chwili znalazła się przy schowku i już wyjmowała fotografię, gdy zawołałem, że to fałszywy alarm. Wtedy zamknęła szybko schowek, spojrzała na świecę i wybiegła z pokoju. Więcej jej nie widziałem. Wstałem z kanapy, przeprosiłem za kłopot i uciekłem z domu. Wahałem się, czy od razu nie zabezpieczyć fotografii, ale do pokoju wszedł stangret i obserwował mnie tak bacznie, że postanowiłem poczekać. Zbytni pośpiech może zepsuć wszystko.


— I co dalej?

— W praktyce nasze poszukiwania są skończone. Jutro rano złożę jej wizytę z królem; jeżeli masz ochotę, możesz iść z nami. Zostaniemy wprowadzeni do bawialni, by zaczekać na panią; bardzo możliwe, że kiedy wejdzie, nie zastanie już ani nas, ani fotografii. Dla jego wysokości odzyskanie fotografii własnoręcznie będzie na pewno wielką satysfakcją.


— Kiedy zamierzasz złożyć tę wizytę?


— Jutro rano o ósmej. Ona o tej porze jest jeszcze w łóżku, więc będziemy mieli swobodne pole do działania. Poza tym musimy się śpieszyć, gdyż małżeństwo może zmienić całkowicie jej tryb życia i przyzwyczajenia. Natychmiast wysyłam depeszę do króla.


Doszliśmy do Baker Street. Mój przyjaciel szukał właśnie klucza w kieszeni, gdy jakiś przechodzień odezwał się:


— Dobranoc, panie Sherlock Holmes.


W tym momencie minęło nas kilka osób, ale mnie się zdawało, że słowa te wypowiedział szczupły młodzieniec w sportowym palcie, który odszedł szybkim krokiem.


— Ten głos już kiedyś słyszałem — powiedział Holmes wpatrując się z natężeniem w słabo oświetloną ulicę. — Któż by to mógł być, u diabła?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
04 Związek rudowłosych
ZACHOWANIE ZDROWOTNE I JEGO ZWIĄZEK ZE ZDROWIEM
Związek raportu z opinią
ZWIAZEK ZGODNY
Polski Związek Łowiecki Wskazówki dla myśliwego szukającego postrzałka DZIKA
związek samouszkodzeń wśród młodzieży
Gdy kończy się związek
Związek genu TPH2 i jego rola w występowaniu zachowań samobójczych Kamrowska
Zwiazek bibliologii z naukoznawstwem, Bibliotekoznawstwo
Potwierdzony związek szczepionek z autyzmem, archiwum roku 2015
Polski Zwiazek Łowiecki statut
Kwas?rulowy kolejny naturalny związek anty aging
Jak odmlodzic stary zwiazek Powrot magii
antropogeneza i jej zwiazek z e Nieznany (2)
związek z produktem
Związek rehabilitacji z nauką o wychowaniu fizycznym, uczelnia - Licencjat, sem 2, fizjoterapia ogól
zwiazek pruski i inkorporacja prus IDS3PXJ7NHXV5AALXYL2JZY4R6WCRBO4WUNIRWY
instr fin dr pop, zal7 prot.przekazania sprzętu, Związek Harcerstwa Polskiego
instr fin dr pop, zal3 Książka finansowa drużyny, Związek Harcerstwa Polskiego

więcej podobnych podstron