„Kręcenie lodów” na prywatyzacji
Sprzedaliśmy prawie 80 proc. najwartościowszego majątku narodowego za kwotę porównywalną z rocznymi potrzebami pożyczkowymi Polski.
Główni macherzy „kręcący lody” nad Wisłą zawsze byli bezkarni. Beata Sawicka nie była pierwsza i niestety, z pewnością nie ostatnia. „Fatalny stan polskiego wymiaru sprawiedliwości jest jedną z głównych barier rozwoju gospodarczego i przyczyną wielu ludzkich dramatów” - przyznał na odchodne były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, gdy prześledzi się choćby 20-letnią historię polskiej prywatyzacji.
Nadużycia, nieprawidłowości, zakulisowe gry, nieformalne działania, przekręty, prywatyzacyjne skandale, skutkujące wyprzedażą majątku narodowego za bezcen, często na rzecz z góry ustawionych inwestorów; sprzedaż bardzo dochodowych firm, dużego rynku czy państwowego monopolu za cenę wartości samych nieruchomości, czy też czystej gotówki w kasie prywatyzowanego przedsiębiorstwa, czyli za pieniądze sprzedawanego - to obraz patologii trawiącej przekształcenia własnościowe w Polsce. Obraz niepełny, bo odpowiedzialni za to grabienie i niszczenie dobra wspólnego nigdy nie ponieśli żadnych, podkreślam: żadnych, konsekwencji prawnych, publicznych, politycznych czy nawet towarzyskich.
Blisko 90 proc. przeprowadzanych w Polsce prywatyzacji przedsiębiorstw, szczególnie w latach 1990-2005, dokonywane było z ewidentnym złamaniem obowiązującego prawa, nawet ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw oraz wielu, wielu innych przepisów. Bardzo często odbywało się to w oparach absolutnego skandalu i wielkiej korupcji. Wystarczy popatrzeć, gdzie dzisiaj są owi protoplaści „kręcenia lodów” w gospodarce. Co dziś robią i jak żyją byli ministrowie przekształceń własnościowych, Skarbu Państwa, twórcy Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, specjaliści od wyprzedaży banków, firm ubezpieczeniowych, Polskich Hut Stali, KGHM, Telekomunikacji Polskiej, Orlenu, PZU SA, Banku Handlowego, Pekao SA, Zelmera, Energii, Enei itp., itd. Czy trafili na ławę sądową, za kratki, czy klepią biedę, czy też zaszyli się w kąt po swych wiekopomnych dla narodu dokonaniach? Nic z tych rzeczy, oni nie muszą pytać premiera Donalda Tuska, jak żyć.
Propagatorzy tego typu postaw: by sprzedawać szybko, tanio, byle obcym, spod znaku KLD, UW, AWS, SLD, których media ochrzciły mianem „aferałów”, dziś dysponują prawdziwymi prywatnymi fortunami i w swej zdecydowanej większości nawet nie zbliżyli się do sądowych ław. U nielicznych, jak byłego ministra przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego czy byłego ministra skarbu Emila Wąsacza, sąd z kolei nie dopatrzył się winy, uniknęli więc jakichkolwiek konsekwencji. Przed komisją śledczą ds. prywatyzacji banków Leszka Balcerowicza wybronił skutecznie sam Trybunał Konstytucyjny. Tak naprawdę nikt nie poniósł jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej za skandaliczną prywatyzację PZU SA na rzecz Eureko, LOT, stoczni w Szczecinie i Gdańsku, Pekao SA czy Banku Gdańskiego. Były minister finansów Marek Borowski z okresu afery prywatyzacyjnej Banku Śląskiego to dziś przecież senator z listy PO, Janusz Lewandowski z PO to wysoko opłacany komisarz UE, a „prywatyzator” FSM Bielsko- Biała na rzecz włoskiego Fiata Andrzej Olechowski, jeden z założycieli-tenorów PO, jest dziś dyżurnym autorytetem ekonomicznym w TYN24. Także Emilowi Wąsaczowi nie dzieje się krzywda, doskonale funkcjonuje w dobrze płatnej zagranicznej spółce. Aleksander Kwaśniewski w czasie swojej prezydentury skutecznie lobbował na rzecz prywatyzacji Polskich Hut Stali, obecnie jako była głowa państwa też lobbował, tym razem by sprzedać Rosjanom akcje Azotów Tarnów.
Czy konsekwencje karne ponieśli ludzie, którzy tak fatalnie sprywatyzowali warszawski STOEN, przejęty przez niemieckiego właściciela RWE, lub zgodzili się na sprzedaż poniżej wartości Fabryki Papierniczej w Kwidzyniu, elektrowni Połaniec, Drumetu, Banku Gdańskiego, Polskiego Banku Inwestycyjnego, Polkoloru, Wedla, Płockiego Bizona, Huty Warszawa? Chwilowa sensacja z tzw. doradztwem prywatyzacyjnym gen. Gromosława Czempińskiego, odkrywająca nieco drugie dno polskiej prywatyzacji, już dawno ucichła.
Gdzie są dziś także inni promotorzy wyprzedaży za bezcen rodowych sreber: Jerzy Buzek, Jan Krzysztof Bielecki, Leszek Balcerowicz, Jacek Socha, Alicja Kornasiewicz, Aldona Kamela-Sowińska, Marek Belka, Józef Oleksy, Wiesław Kaczmarek, Stefan Kawalec czy Hanna Gronkiewicz-Waltz? Czy klepią biedę i martwią się o wysokość swych emerytur z OFE? Nic z tych rzeczy. To ludzie dysponujący dziś pozycją, prawdziwymi fortunami, wielkimi wpływami i poczuciem pełnej bezkarności.
Całkowitą tajemnicą okryte są nadal istotne wątki polskiej prywatyzacji z udziałem ludzi ze służb specjalnych, zarówno w sektorze bankowym, jak i w branży firm spożywczych, zwłaszcza mięsnych. Krótkotrwałe zatrzymania i zarzuty ludzi powiązanych z Kulczyk Holding za prywatyzację TP SA to chwilowe niedopatrzenie” wymiaru sprawiedliwości. Nasze „orły Temidy” przez blisko 20 lat nie miały praktycznie żadnego zajęcia, jeśli chodzi „kręcenie lodów” na polskiej prywatyzacji.
I tej materii nasze sądy i wymiar sprawiedliwości naprawdę się nie napracowały, a sędziowie w tej sprawie nigdy nie byli „rozgrzani”. I przeciwieństwie do pewnego sędziego Gdańska czy Warszawy. Niestety, ciągle jesteśmy wielce wątpliwą i wadliwą demokracją, zwłaszcza po ostatnim wyroku Sądu Apelacyjnego w sprawie posłanki PO Beaty Sawickiej. Jakże żenująco wygląda dziś historia procesu sądowego wytoczonego przez byłego ministra prywatyzacji Janusza Lewandowskiego Lechowi Kaczyńskiemu, gdy ten był prezesem NlK. Na własnej skórze poznałem też absurdalność konstytucyjnej zasady demokratycznego państwa prawa, jak i równości obywateli wobec prawa jako świadek oskarżenia w sprawie prywatyzacji dwóch krakowskich przedsiębiorstw, Techmy i Krakchemii, przeprowadzonej przez ministra Lewandowskiego, którego oczywiście sądy po 10 latach procesu uniewinniły. Garażowa wyprzedaż całego prawie wartościowego majątku narodowego, z bankami na czele, na prywatyzacji których straciliśmy o najmniej 200 mld zł, nie rozwiązała żadnego istotnego polskiego problemu. Przeciwnie, pomimo uzyskania z prywatyzacji [ość symbolicznej sumy - zaledwie ok. 150 mld zł - mamy gwałtowny wzrost zadłużenia wewnętrznego i zagranicznego Polski - już do ok. 1 bln zł - ogromny deficyt w budżecie sektorze finansów publicznych, a nawet długi prywatyzowanych banków na ok. 200 mld zł. Sprzedaliśmy prawie 80 proc. najwartościowszego majątku narodowego za kwotę porównywalną z rocznymi potrzebami pożyczkowymi brutto Polski rzędu 145-175 mld zł. Im więcej prywatyzowaliśmy, w tym większe długi popadaliśmy jako państwo i społeczeństwo. Czasami warto by było, organizując teoretyczne debaty o dużym poziomie abstrakcji, w ramach takich intelektualnych spotkań jak Polska Wielki Projekt, zorganizować również debatę o 20-latach patologii i łamania prawa w polskiej prywatyzacji, choćby pod nazwą „Polska, Wielki Przekręt”. Warto by zapytać tzw. oficjalne polskie elity, gdzie podziały się nasze skromne miliardy z prywatyzacji? Gdzie są dziś nasze pieniądze?
Sądzenie w Polsce ma niestety coraz mniej wspólnego z wymierzaniem sprawiedliwości. Ten działający od 20 lat polski wymiar sprawiedliwości i polskie sądownictwo są jak przysłowiowa pajęczyna - bąk się przebije, a wpadnie muszyna. Ten swoisty „układ zamknięty”, by naprawdę wymierzał sprawiedliwość, trzeba niestety rozebrać do fundamentu, cegła po cegle zbudować nowy wymiar sprawiedliwości, gdzie profesjonalizm, uczciwość, osobista odwaga i nieuwikłanie w różnego rodzaju stare zależności i zobowiązania staną się powszechną regułą.
Janusz Szewczak
(źródło: Sieci, nr 19)